background image

Miles J. Stanford

Zasady duchowego wzrostu

background image

Tłumaczył: Piotr Zaręba
Wydawnictwo: Łaska i Pokój

Cytaty z Pisma Świętego zaczerpnięto z Biblii, 
to jest Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu; 
Nowy Przekład: Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, 
Warszawa 1976.

W niektórych przypadkach zaczerpnięto cytaty z „Biblii Tysiąclecia”,
Wydawnictwo Pallotinum, Poznań – Warszawa 1980, 
i wówczas zaznaczone jest to symbolem BT.

background image

PRZEDMOWA

Swego  czasu  otrzymałem  od  przyjaciela   egzemplarz książki 

Milesa J. Stanforda „The Green Letters" (Zielone listy). Już po prze-
czytaniu pierwszych kilku stron wiedziałem, że mam w rękach coś 
niezwykłego. Dzień po dniu, w czasie, który zazwyczaj poświęcam 
duchowej sferze mojego życia, czytałem przynajmniej jeden rozdział 
i wtedy odkryłem, że książka prezentuje jedno z najbardziej praktycz-
nych spojrzeń, o jakich kiedykolwiek czytałem, na różne dziedziny 
mojego duchowego życia. Poprosiłem innych o jej przeczytanie. Po-
twierdzili oni moje wrażenia.

Wiele rozdziałów tej książki stanowiło pierwotnie krótkie listy 

posyłane niemałej liczbie zainteresowanych przyjaciół. Następnie zo-
stały one zebrane w książkę znaną pod tytułem „The Green Letters” 
(Zielone listy), jednakże w celu zwrócenia uwagi nowej grupie czytel-
ników na znaczenie nowego wydania, tytuł książki został zmieniony 
na „Zasady duchowego wzrostu”. Jesteśmy wdzięczni Autorowi za 
pozwolenie  opublikowania   tej  książki   ku   pożytkowi   większej   grupy 
przyjaciół.

Książka   omawia   podstawowe   zasady   związane   z   duchową 

praktyką chrześcijanina. Zasady te podane zostały w tak praktyczny 
sposób, że czytanie, korzystanie i, oczywiście wprowadzanie ich w 
życie, wynagrodzone zostaną w pełni. Niektóre aspekty chrześcijań-
skiego   życia,   które,   być   może,   dawały   Czytelnikowi   do   myślenia, 
wprawiały w zakłopotanie, staną się jasne, w miarę jak Duch Boga 
będzie je czynił rzeczywistością codziennego życia.

Tytuły niektórych rozdziałów mogą wzbudzić czyjeś zaintere-

sowanie aż do pragnienia natychmiastowego ich przeczytania, było-
by jednak lepiej czytać je w takiej kolejności, w jakiej zostały ustawio-
ne. Tworzą one bowiem logiczny ciąg; reguła podana w następnym 
rozdziale opiera się na regule podanej w rozdziale poprzedzającym 
(Iz. 28,10), Ufamy, że prawdy podane w tej książce spotkają się z 
szerokim przyjęciem.

Theodore H. Epp

Dyrektor Back to the Bibie Broadcast

background image

WIARA

Celem tej książki jest staranne i jasne wyłożenie ważniejszych 

zasad duchowego wzrostu; zasad, które dopomogły budować na bi-
blijnym fundamencie w Chrystusie. Innego fundamentu nie ma, żad-
nego innego Bóg nie uznaje.

Duch Święty napisał ręką Pawła do każdego z nas: „Siebie sa-

mych badajcie, czy trwacie w wierze..." (2Kor. 13,5; BT). Zalecenie 
to nie jest bez znaczenia na samym początku tej serii studiów. Musi-
my sobie przede wszystkim przypomnieć, że „bez wiary nie można 
podobać   się   Bogu"   (Hebr.   11,6).   Więcej,   i   to   jest   najważniejsze, 
prawdziwa wiara musi być mocno oparta na faktach z Pisma Święte-
go, dlatego że „wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się 
słyszy jest słowo Chrystusa" (Rz. 10.17; BT). Jeśli nasza wiara nie 
opiera się na faktach, nie jest niczym więcej niż domysłem, przesą-
dem, spekulacją lub przypuszczeniem.

List do Hebrajczyków 11,1 nie pozostawia miejsca wątpliwo-

ściom w tej sprawie: „A wiara jest pewnością tego, czego się spo-
dziewamy,   przeświadczeniem   o   tym,   czego   nie   widzimy".   Wiara 
oparta na faktach Słowa Bożego uzasadnia i dowodzi tego. co niewi-
dzialne. Każdy z nas zaś wie, że dowód musi być oparty na faktach. 
Wszyscy rozpoczęliśmy od tej zasady z chwilą nowego narodzenia – 
nasza   wiara   stoi   bezpośrednio   na   fakcie   odkupieńczej   śmierci   i 
zmartwychwstania Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa, jak napisa-
no w 1Liście do Koryntian 15, 1-4. To właśnie od wiary zaczęliśmy i 
ta sama jest tym, w czym mamy „trwać" (1Kor. 16,13; BT), „pielgrzy-
mować"   (2Kor.   5,7),   „żyć"   (Gal.   2,20;   BT).   „Jak   więc   przyjęliście 
Chrystusa Jezusa, Pana, tak w Nim chodźcie" (Kol. 2,6).

Prawdziwa wiara zakotwiczona jest w gruncie biblijnych fak-

tów, dlatego jest rzeczą oczywistą, że nie mamy się poddawać od-
czuciom. George Mueller powiedział: „Odczucia nie mają dokładnie 
nic wspólnego z wiarą. Wiara związana jest ze Słowem Boga. Nie 
odczucia, mocne lub słabe, są źródłem i motorem zmiany. Mamy do 
czynienia ze Słowem zapisanym, nie z sobą czy naszymi odczucia-
mi".

Gdy   dochodzi   do   doświadczenia   wiary,   pojawia   się   pokusa 

rozważania, oceniania, czy to, o co prosimy, jest możliwe do spełnie-
nia, czy też nie. Oto częste, zbyt częste nastawienie: „Nie wydaje się 
prawdopodobne, aby kiedykolwiek został on zbawiony". „Gdy tak pa-
trzę na to, jak mi się wiedzie, to zastanawiam się, czy Pan naprawdę 
mnie kocha".

background image

Mueller pisze: „Wielu ludzi gotowych jest wierzyć temu, co im 

wydaje się możliwe. Wiara nie ma nic wspólnego z myśleniem w ka-
tegoriach „możliwe-niemożliwe". Kraina wiary zaczyna się tam, gdzie 
kończą się możliwości, gdzie wzrok i rozsądek zawodzą: „Możliwość-
niemożliwość nie może być brana pod uwagę; trzeba postawić inne 
pytanie: Czy Bóg powiedział to w Swoim Słowie".

Aleksander R. Hay dodaje, mówiąc: „Wiara musi być oparta 

na pewności. Musi w niej być wyraźna znajomość Bożego celu i Bo-
żej woli. Bez tego nie ma prawdziwej wiary, wiara bowiem nie jest 
siłą, z jakiej korzystamy, nie jest też usiłowaniem przekonania siebie, 
że coś się stanie i że stanie się tak, jak myślimy, jeśli będziemy prze-
konani wystarczająco mocno". Owszem, będzie to pozytywny spo-
sób myślenia, ale na pewno nie biblijna wiara.

Evans   Hopkins   pisze:   „Wiara   potrzebuje   faktów,   na   których 

mogłaby spocząć. Przypuszczenie zadowoli się złudzeniem, nie po-
trzebuje faktu. Bóg w Słowie objawia nam fakty, z którymi wiara po-
winna poprzestawać". Na tej właśnie podstawie  J.B. Stoney może 
powiedzieć:   „Prawdziwa   wiara   wzrasta   zawsze   dzięki   przeciwno-
ściom, podczas gdy fałszywa ufność doznaje z powodu nich szkody i 
zniechęca się". Bez niepodważalnych faktów nie może być mowy o 
stałości. Piotr był przekonany, że przez doświadczenia „wartość na-
szej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które 
przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i część przy objawie-
niu się Jezusa Chrystusa" (1Ptr. 1,7; BT).

Jeśli zaczynamy liczyć na fakty, nasz Ojciec zaczyna budować 

nas w wierze. Dzięki swej całkowicie prostej ufności ku Bogu, Muel-
ler był w stanie powiedzieć, że „Bóg pragnie pomnażać wiarę swoich 
dzieci.  Powinniśmy,  zamiast  pragnąć  życia  bez prób  poprzedzają-
cych zwycięstwo, życia bez ćwiczenia cierpliwości, chętnie przyjmo-
wać je z Bożej ręki jako środki służące osiągnięciu celu. Twierdzę, i 
wiem co mówię, że próby, przeszkody, trudności, a czasem porażki 
są pokarmem wiary".

Na ten sam temat pisał James McConcey: „Wiara jest jak gdy-

by pozostawaniem na całkowitym utrzymaniu Boga. To pozostawa-
nie na całkowitym utrzymaniu Boga zaczyna się dopiero wtedy, gdy 
przestaję   sam   się   utrzymywać.   Utrzymywanie   zaś   samego   siebie 
kończy się u niektórych z nas dopiero wówczas, gdy smutek, cierpie-
nia,   nieszczęścia,   pokrzyżowane  plany,   niespełnione   nadzieje   sta-
wiają  nas w pozycji  pokonanego  i bezradnego.  Wtedy dopiero  do 
nas dociera, że przyswoiliśmy sobie lekcje wiary, odkrywamy, że na-
sza niemoc pcha nas ku błogosławionemu zwycięstwu nad naszym 
„ego", ku mocy i ku służbie, o jakich nawet nie śniliśmy w dniach na-

background image

szej cielesnej siły i ufności zwróconej ku sobie samym".

Zgadza   się   z  tym   J.B.   Stoney,   gdy  mówi:   „Wielka   to   rzecz 

uczyć się wiary, to jest po prostu zależność od Boga. Niech cię po-
cieszy ta pewność, że Pan uczy cię być zależnym od Niego Samego. 
Wiara potrzebna jest we wszystkim i to jest godne uwagi. „Sprawie-
dliwy z wiary żyć będzie" – nie tylko w warunkach twego życia, w 
każdych warunkach. Wierzę, że Pan dozwala wielu rzeczom wyda-
rzyć się w naszym życiu po to, byśmy czuli potrzebę i tęsknotę za 
Nim Samym. Im lepiej Go odnajdziesz w swoich potrzebach i zmar-
twieniach, tym bardziej będziesz z Nim związany, tym wyżej wznie-
siesz   się   ponad   poziom   twoich   zmartwień   ku   Niemu,   ku   miejscu, 
gdzie On jest. „O tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi" 
(Kol. 3,2).

Nie możemy komuś ufać w większym stopniu, niż go znamy. 

Dlatego musimy nie tylko uczyć się faktów Bożej rzeczywistości, ale 
w coraz bardziej osobisty sposób poznawać Tego, który jest w ich 
Przyczyną, i który je podtrzymuje. „A to jest żywot wieczny, aby po-
znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, które-
go posłałeś" (J. 17,3). „Łaska i pokój niech się wam rozmnożą po-
przez   poznanie   Boga   i   Pana   naszego,   Jezusa   Chrystusa.   Boska 
Jego moc obdarowała nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i 
pobożności, przez poznanie Tego, który nas powołał przez własną 
chwałę i cnotę, przez które darowane nam zostały drogie i najwięk-
sze obietnice, abyśmy przez nie stali się uczestnikami Boskiej natu-
ry, uniknąwszy skażenia, jakie na tym świecie pociąga za sobą pożą-
dliwość" (2Ptr. 1,2-4).

CZAS

Wydaje się, że większość wierzących ma trudności z uświado-

mieniem sobie i pogodzeniem się z nieubłagalnym faktem, że Bóg 
nie uznaje pośpiechu w rozwijaniu naszego chrześcijańskiego życia. 
Jego działanie jest działaniem wiecznym; działa On od wieczności i 
po wieczność! Tak wielu ma odczucie, że jeśli nie posuwają się do 
przodu szybko i nieprzerwanie, to nie robią żadnego postępu. Ow-
szem, prawdą jest, że nowo nawrócony często trwa w szybkim biegu 
w   pierwszym   okresie   swego   duchowego   rozwoju,   ale   jeśli   jego 
wzrost   ma   być   wzrostem   zdrowym,   prowadzącym   ostatecznie   do 
dojrzałości, to jego tempo nie będzie ciągle tak szybkie. Sam Bóg 
będzie   je   zmieniał.   Ważne  jest,   aby  o   tym   wiedzieć,   ponieważ   w 

background image

większości   przypadków   pozorne   odchylenie   od   stanu,   który   ogół 
uważa za normę nie jest, jak sądzi wielu, sprawą ponownego upadku 
w grzech.

John Darby wyjaśnia to w ten sposób: „To Boża metoda od-

stawiać ludzi na bok po ich pierwszym starcie po to, aby umarło ich 
zaufanie we własne siły. Mojżesz, na przykład, miał czterdzieści lat, 
kiedy po swym pierwszym starcie musiał uciekać. Paweł także, zo-
stał odstawiony na trzy lata po swym pierwszym wejściu ze świadec-
twem.   Dzieje   się   tak   nie   dlatego,   że   Bóg   nie   uznaje   pierwszego, 
szczerego świadectwa. Nie. To my musimy poznać samych siebie, 
musimy   poznać,   że   jesteśmy   bezsilni.   W   ten   sposób   musimy   się 
uczyć. Dopiero wówczas, nauczeni polegania na Panu, możemy bar-
dziej dojrzale, z większym doświadczeniem troszczyć się o dusze".

Życie chrześcijańskie dojrzewa i wydaje owoc raczej według 

zasady wzrostu z 2Ptr. 3,18, niż dzięki gwałtownym wysiłkom i „prze-
życiom religijnym". Właśnie dlatego proces ten wymaga wiele czasu. 
Jeśli nie uświadomimy sobie tego i nie pogodzimy się z tym, będzie-
my ciągle zawiedzeni, nie mówiąc nic o barierze, na jaką napotka 
proces  rozwoju,   przez  który  chce  nas  przeprowadzić   nasz  Ojciec. 
Oto jak ilustruje to dr A.H. Strong: „Jeden ze studentów zapytał dy-
rektora swojej szkoły, czy nie mógłby studiować według skróconego 
toku studiów. „Owszem" – odpowiedział dyrektor, „możesz, to zależy 
od tego, kim chcesz być. Jeśli Bóg chce stworzyć dąb, przeznacza 
na to sto lat, jeśli dynię, wystarczy pół roku". Strong w mądry sposób 
wykazuje   także,   że   „wzrost   chrześcijanina,   jak  wzrost   drzewa,   nie 
jest czymś jednostajnym i równomiernym. W niektórych miesiącach 
roku wzrost drzewa jest szybszy niż w pozostałych. Jednakże w cią-
gu  tych pozostałych  miesięcy  przyrośnięte  włókna twardnieją. Bez 
tego   drzewo   jako   budulec   byłoby   bezużyteczne.   Okres   szybkiego 
wzrostu, kiedy włókna drzewne odkładają się między korą a drew-
nem, trwa tylko cztery do sześciu tygodni w maju, czerwcu i lipcu".

Powiedzmy to sobie raz na zawsze – do prawdziwej wielkości 

nie dochodzi się skrótami. Droga meteoru jest krótka. Świeci on peł-
nym blaskiem, ale rychło gaśnie. Nie tak jest z gwiazdą, na której 
może słabszym, ale pewnym świetle tak często polegają żeglarze. 
Jeśli  nie  uznamy  i  nie  przyjmiemy  całym   sercem  czynnika   czasu, 
wciąż   zagrażać   nam   będzie   niebezpieczeństwo   zwrócenia   się   ku 
złudnym skrótom, ku ścieżce prowadzonej przez „przeżycia" i „błogo-
sławieństwa". Człowiek zostaje na nich wciągnięty w wir wciąż zmie-
niających się uczuć, odciągnięty od pewnych przystani faktów biblij-
nych i zdany na łaskę wiatru i fal, bez steru.

George Goodman pisze na ten temat: „Niektórzy zostali uwie-

background image

dzeni wyznając doskonałość i pełne uwolnienie, ponieważ w czasie, 
gdy o tym mówią, są szczęśliwi i pełni ufności wobec Pana. Zapomi-
nają oni, że nie to, co jest przeżyciem chwili owocuje na rzecz doj-
rzałości, ale cierpliwe trwanie w czynieniu dobra. Kosztowanie Bożej 
łaski to jedna rzecz, a trwanie w niej, przejawianie jej w charakterze, 
w zachowaniu, normalnym, codziennym życiu, to inna rzecz. Przeży-
cia i błogosławieństwa, będące prawdziwym nawiedzeniem miłosier-
dzia Pana, są niewystarczające same w sobie, aby oprzeć się na 
nich, i nie one mają nas wieść do chwały. Nie powinniśmy traktować 
ich   jako   magazynu   łaski   na   dni   przyszłe,   lub   jako   lekarstwa   na 
wszystko. Nie. Owoc dojrzewa powoli, dni słoneczne i burze zazna-
czają  w  tym  swój   udział.   Błogosławieństwo  przejdzie  za   błogosła-
wieństwem,   burza   za   burzą,  zanim  owoc  w pełni  dorośnie,  zanim 
osiągnie dojrzałość".

Taką metodę stosuje Bóg, nasz Gospodarz, kierując naszym 

duchowym wzrostem. Pozwala nam przeżywać tak ból, jak i radość, 
doznawać i cierpień i szczęścia, zaliczać niepowodzenia i sukcesy, 
przechodzić   przez   okresy   nieaktywności   i   służby,   nosić   na   ciele   i 
śmierć i życie.

Pokuszenie   pójścia   skrótami   jest   szczególnie   mocne   wtedy, 

gdy nie dostrzegamy wartości, nie poddajemy się myśli o potrzebie 
elementu czasu wartości w duchowym wzroście. W prostej ufności 
musimy spocząć w Bożych rękach "mając tę pewność, że Ten, który 
rozpoczął w nas dobre dzieło, będzie je też pełnił aż do dnia Chry-
stusa Jezusa" (Flp. 1,6). Zabierze to wiele czasu! Ale Bóg działa po 
wieczne czasy, dlaczego więc mamy martwić się o czas?

Potwierdza to Graham Scroggir, gdy mówi: „Duchowa odnowa 

jest procesem stopniowym. Każdy wzrost jest procesem wstępują-
cym, a im doskonalszy organizm, tym proces ten jest dłuższy. Prze-
chodzi on z miary w miarę: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny, 
stokrotny (2 Kor. 4,10)'. Przebiega on etap po etapie: najpierw trawa, 
potem kłos, potem pełne zboże w kłosie"2. Przebiega on dzień po 
dniu. Jakże różnią się one między sobą! Są dni wielkie, dni decydu-
jących   bitw,   są   dni  ognia   i  miecza,   dni   triumfu   w   chrześcijańskiej 
służbie, dni, w których jest nad nami prawica Boża. Ale są także dni 
bezczynności, dni na pozór niepotrzebne, dni, w których nawet mo-
dlitwa i święte usługiwanie wydają się być ciężarem. Czy i te dni są 
pod   każdym   względem   dniami   naszej   odnowy?   Tak,   gdyż   każde 
przeżycie,   które   czyni   nas   bardziej   świadomymi   naszej   potrzeby 
Boga,   musi   się   przyczynić   do   naszego   duchowego   postępu,   jeśli 
oczywiście nie odrzucamy Pana, który nas kupił".

Moglibyśmy   wymieniać   znane   nazwiska   wierzących,   których 

background image

Bóg w oczywisty sposób doprowadził do dojrzałości i użył dla swojej 
chwały, na przykład Pierson, Chapman, Tauler, Moody, Goforth, Mu-
eller, Taylor, Watt, Traubuel, Meyer, Murray, Havergal, Guyon, Ma-
bie,   Gordon,   Hyde,   Mentle,   McCheyne,   McConcey,   Deck,   Paxon, 
Stoney, Saphir, Carmicheal, Hopkins. Dopiero przeciętnie po piętna-
stu latach od rozpoczęcia dzieła ich życia w Chrystusie zaczęli roz-
poznawać Pana Jezusa jako swoje życie, zaprzestali starań, by pra-
cować  dla   Niego,  zaczęli   natomiast   pozwalać   Jemu   działać  przez 
nich. Niech to nas w żaden sposób nie zniechęca, niech nam raczej 
pomoże utkwić wzrok w wieczności, przez wiarę dążyć do tego, by 
pochwycić,  jak On, Jezus Chrystus pochwycił nas. Zmierzajmy do 
celu, do nagrody w górze, do której zostaliśmy powołani przez Boga 
w Chrystusie Jezusie (Flp. 3,12-14).

Nie pomniejsza to oczywiście wartości przeżyć, które są wyni-

kiem obecności Ducha, przeżyć błogosławieństw czy nawet kryzysu. 
Trzeba jednak mieć do nich właściwe podejście: musimy pamiętać, 
że są one częścią składową całego i posiadającego wagę najwyż-
szą, procesu wzrostu. Trzeba czasu, by poznać samego siebie; trze-
ba czasu, a wręcz wieczności, aby poznać naszego  Pana Jezusa 
Chrystusa – Nieskończonego. Dzisiaj jest dzień stosowny dla przyło-
żenia ręki do pługa, dla podjęcia nieodwołalnej decyzji realizowania 
celu, jaki On ma dla naszego życia, to znaczy: „żeby poznać Go i do-
znać mocy zmartwychwstania Jego, stając się podobnym do Niego 
w   Jego   śmierci,   aby   tym   sposobem   dostąpić   zmartwychwstania" 
(Flp. 3,10-11; BT).

„Tak często w czasie bitwy – mówi Austin-Sparks – przycho-

dzimy do Pana, modlimy się, błagamy, wołamy o zwycięstwo, o pa-
nowanie, o władzę nad siłami zła i śmierci. W myślach malujemy ob-
raz Pana, który wkracza do walki z potężnym objawieniem Swojej 
mocy i jednym pociągnięciem wznosi nas w zwycięstwo oraz ducho-
we panowanie. Musimy poprawić ten sposób myślenia. To co Pan 
czyni, służy rozwojowi naszemu i przegotowywaniu nas na przyjście 
czegoś. On wiedzie nas przez różne doświadczenia, posyła różne 
doznania, prowadzi nas drogą duchowego rozwoju, drogą ćwiczenia 
naszego wewnętrznego życia, dzięki czemu stajemy się w sposób 
naturalny posiadaczami większego dobra. „Nie wypędzę (Chiwwity, 
Kananejczyka, Chetyty) sprzed ciebie w jednym roku, aby kraj nie 
stał się pustkowiem i nie rozmnożył się w nim dziki zwierz na twoją 
szkodę. Będę ich wypędzał sprzed ciebie stopniowo, aż się rozro-
śniesz i będziesz mógł objąć kraj w posiadanie" (Wj. 23,29-30; BT).

„Pewnego razu brytyjski premier Beniamin Disraeli wygłosił w 

Izbie Gmin wspaniałe przemówienie. Tego samego dnia wieczorem 

background image

ktoś z przyjaciół powiedział: „Muszę Panu powiedzieć, że szalenie mi 
się podobała Pańska zaimprowizowana mowa. Myślałem o niej cały 
dzień". „Pani" – wyznał Disraeli – „ta zaimprowizowana mowa cho-
dziła mi po głowie dwadzieścia lat!".

AKCEPTACJA

Każdy wierzący powinien postawić sobie dwa następujące py-

tania; im wcześniej to zrobi, tym lepiej. Pierwsze: Czy Bóg w pełni 
mnie akceptuje i drugie: Jeśli tak, to na jakiej podstawie to czyni? Są 
to decydujące pytania. Od odpowiedzi na nie zależy przełom w życiu 
niejednego człowieka. Brak akceptacji, nawet w stosunkach między-
ludzkich poważnie pustoszy życie ludzi młodych i starszych, majęt-
nych i ubogich, zbawionych i niezbawionych. A jednak wielu wierzą-
cych, zarówno tych, którzy chcą coś w sferze ducha osiągnąć, jak i 
tych „wegetujących", żyje bez świadomości faktu, który przynosi od-
pocznienie, stanowi fundament duchowego życia i głosi, że On „w 
miłości przeznaczył nas dla siebie do synostwa przez Jezusa Chry-
stusa według upodobania woli swojej, ku uwielbieniu chwalebnej ła-
ski swojej, którą nas obdarzył w Umiłowanym". (Ef. 1,5-6).

Bóg Ojciec przyjmuje każdego z nas w Chrystusie. „Usprawie-

dliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Je-
zusa Chrysusa". (Rz. 5,1).

Pokój ten wychodzi ze strony Boga ku nam, poprzez umiłowa-

nego Jego syna – na tym fundamencie opierać się musi nasz pokój. 
Nasz Pan Jezus Chrystus sprawia, że między nami a Bogiem panuje 
pokój. „On przywrócił go przez krew krzyża swego" (Kol. 1,20; BW). 
Nigdy nie wolno nam zapominać, że pokój ten opiera się wyłącznie 
na dziele krzyża, zupełnie niezależnie od czegokolwiek w nas lub z 
nas, gdyż „Bóg daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy 
byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł" (Rz. 5,8).

Jeśli wiara nasza spocznie na tym cudownym fakcie, wówczas 

okrzepnie w mocy, stanie się niewzruszonym stanowiskiem. Ludzie 
mogą ją uznać za bezwartościową i odrzucić – nie szkodzi. Przez 
Boga jest ona wybrana i kosztowna (1Ptr. 2,4). Tego uspokajającego 
działania, które wypływa  z faktu Bożej akceptacji potrzebuje więk-
szość wierzących obecnej doby.

Sto lat temu J.B. Stoney pisał: „Błogosławiony Bóg nigdy nie 

zmienia, nigdy nie uchyla swego postanowienia o przyjęciu nas dzię-
ki śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa".

background image

Niestety! My rozmijamy się z Bożą rzeczywistością! Oto Bóg 

ma stale twarz swoją zwróconą ku nam, jak napisano w Liście do 
Rzymian 5,1-11. A jednak wielu wierzących, będąc pod wpływem po-
czucia winy, myśli, że Bóg się odwrócił, że muszą na nowo błagać 
Go o przyjęcie ich. Prawda zaś jest taka: Bóg się nie zmienia. Jego 
oko spoczywa na dziele dokonanym przez Chrystusa na rzecz każ-
dego wierzącego. Jeśli nie chodzisz w Duchu, pozostajesz w ciele; 
to ty zawróciłeś do starego życia, które zostało ukrzyżowane (Rz. 
6,6), ty musisz odnowić społeczność z Nim, a kiedy już to uczynisz, 
spotkasz się z przyjęciem Boga, który się nie zmienił i który zmianie 
nie podlega. Gdy w nasze życie  wkradnie się grzech, pojawia  się 
wraz z nim obawa, że Bóg się zmienił. Ale to nie Bóg się zmienił, to 
ty się zmieniłeś. Ty nie chodzisz w Duchu, ty pozostajesz w ciele, ty 
musisz osądzić siebie samego i odnowić społeczność z Nim. „...To 
jest krew moja, nowego przymierza, która się za wielu wylewa na od-
puszczenie grzechów" (Mt. 26,28). Krew gładzi wszelki grzech. Jest 
to jedyny sposób osiągnięcia przebaczenia, jeśli odrzucisz ten spo-
sób, nie znajdziesz innego, lepszego. „Gdzie zaś jest odpuszczenie 
(grzechów), tam już więcej nie zachodzi potrzeba ofiary za grzechy" 
(Hbr. 10,18; BT). Bóg już pojednał nas z sobą. On zawsze pozostaje 
temu wierny. Niestety! My rozmijamy się z tym. My przejawiamy ten-
dencję do przypuszczania, że błogosławiony Bóg zmienił się w sto-
sunku do nas. Oczywiście, osądzi On grzeszne ciało, jeśli my tego 
nie uczynimy,  ale nigdy nie odstąpi od miłości, którą okazał nam, 
marnotrawnym. Kiedy rozwieją się chmury naszej cielesności, odkry-
jemy, że Jego miłość – błogosławione niech będzie imię Jego – po-
została ta sama, że ona się nigdy, nigdy nie zmienia.

Musimy pamiętać, na jakim fundamencie opiera się Boża ak-

ceptacja. Sami musimy się na nim oprzeć. Zresztą jest to fundament 
jedyny, innego nie ma, a można by go wyrazić tak: Bóg akceptuje 
nas w umiłowanym (Ef. 1,6). Dzieło Jezusa Chrystusa, Umiłowanego 
Syna Bożego, dokonane ze względu na nas, jest dziełem w pełni wy-
starczającym. Bóg je uznaje, nie ma przeto podstawy, abyśmy my 
nie mieli go uznać. Przecież nasze uznanie ma rację bytu tylko dzięki 
Jego uznaniu. To Bóg, nie my, decyduje o tym, jaka ofiara czyni za-
dość Jego woli.  Bóg wyznacza  je za  nas, nie my wyznaczamy ją 
Bogu. Bardzo jasno wyraził się na ten temat J.N. Darby: „Duch Świę-
ty przekonuje  człowieka  nie  w oparciu  o to,  kim  człowiek  jest  dla 
Boga, ale w oparciu o to, kim Bóg jest dla człowieka. Wierzący wnio-
skują często o Bożym przyjęciu na podstawie tego, kim są sami w 
sobie. Jeśli w taki sposób wnioskujesz, Bóg nie może cię przyjąć, 
szukasz   bowiem   w  samym   sobie   argumentu   przemawiającego   za 

background image

twoim usprawiedliwieniem, myślisz, że On cię przyjmie na podstawie 
twej własnej sprawiedliwości.

Myśląc w ten sposób, nigdy nie osiągniesz pokoju.
Duch Święty przekonuje zawsze w oparciu o to, kim jest Bóg. 

Sprawia to w mojej duszy całkowitą zmianę. Rzecz nie polega bo-
wiem na tym, że nienawidzę moich grzechów – moje dotychczasowe 
postępowanie mogło być całkiem zadowalające – rzecz polega na 
tym, że nienawidzę siebie. W ten sposób przekonuje Duch Święty. 
Pokazuje On nam, kim jesteśmy. Jest to też jeden z powodów, dla 
których często się wydaje, że Bóg jest tak bardzo surowym wzglę-
dem nas. Jest to jeden z powodów, dla których nie daje On pokoju 
naszym duszom; nie mamy bowiem ulgi dopóty, dopóki z całego ser-
ca, przekonani do głębi istoty, nie przyjmiemy do swej świadomości 
Bożej prawdy o nas samych.

Dopóki ta prawda nie podbije naszego przekonania, Bóg nie 

daje pokoju duszy – nie może. Byłoby to leczeniem rany po wierz-
chu. Dusza musi iść naprzód, aż odkryje, że nie ma dokładnie nicze-
go, na czym mogłaby się oprzeć, poza Bogiem samym, poza Jego 
dobrocią.  Dopiero  wówczas   jest  w stanie  powiedzieć  „Jeśli  Bóg  z 
nami, któż przeciwko nam?" (Rz. 8,31).

Smutny to fakt, że większość wierzących rozumuje dzisiaj wła-

śnie na odwrót: pomijają to, co Bóg uczynił dla nich, w sobie samych 
natomiast   szukają   czegoś,   co   „zmusiłoby"   Boga   do   uznania   ich. 
Efekt jest taki, że gdy wszystko toczy się pomyślnie, Bóg wydaje się 
błogosławić, wówczas czują, że On ich kocha, przyjmuje, akceptuje. 
Ale kiedy się potykają, kiedy wszystko zdaje się suche i twarde, wte-
dy przestają czuć Jego miłość i akceptację.

Jak to możliwe?
Oto w nas samych nie ma nic, co mogłoby nas zalecić Bogu. 

To Chrystus jest naszą szansą na przyjście, największy zaś i naj-
trwalszy wkład w nasz duchowy rozwój wnoszą dni posuchy i trudu. 
On przyjął nas, zaakceptował nas w Swoim Synu i dzięki Mu za to. 
Na tym fakcie musimy oprzeć naszą wiarę. Akceptacja, podobnie jak 
usprawiedliwienie,   jest   darem   łaski  i  tylko   łaski.   Wm.R.  Newell,   w 
swym studium „Romans, Varse by Varse" („List do Rzymian, wiersz 
po wierszu") zawarł pewne głębokie myśli odnośnie tej właśnie łaski 
(s. 245-247):

„W   samym   stworzeniu   nie   ma   nic,   co   mogłoby   sprowadzić 

Bożą łaskę, stworzenie musi raz na zawsze skończyć ze staraniem 
się, by dać Bogu powód okazania łaski. Zostało ono przyjęte w Chry-
stusie. Chrystus jest podstawą jego przyjęcia! Bóg nie przyjął stwo-
rzenia na okres próbny".

background image

Jeśli chodzi o jego przyszłe życie, to nie istnieje ono przed Bo-

giem, umarło na krzyżu. Chrystus jest teraz jego życiem.

Łaska, raz okazana, jest nieodwołalna:
Bóg znał przedtem całą krytyczną sytuację człowieka, który na 

Boże działanie nie miał żadnego wpływu i niczym go nie spowodo-
wał.

NASTAWIENIE CZŁOWIEKA POZOSTAJĄCEGO POD ŁASKĄ:

Wierzyć i zgadzać się być kochanym niezasłużenie. Wielka 
to tajemnica.

Odrzucić myśl o robieniu jakichś postanowień, o składaniu 
jakichś ślubów, jest to bowiem pokładanie ufności w ciele.

Spodziewać się błogosławieństwa, pomimo coraz lepszego 
uświadamiania sobie, że się na nie nie zasługuje...

Powierzyć się Bożej ręce, która często po ojcowsku ćwiczy 
dziecko dowodząc w ten sposób swej łaskawości i życzliwo-
ści...

CO ODKRYWAJĄ DUSZE SPOLEGAJĄCE NA ŁASCE:

„Mam   nadzieję,   że   będę   lepszy"   –   taka   podstawa   jest 
sprzeczna z widzeniem siebie skrytym w Chrystusie.

Zawieść się na sobie to uwierzyć w siebie.

Być zniechęconym to trwać w niewierze; w niewierze w Boży 
cel i Boży plan względem naszego życia.

Być dumnym to być ślepym! W nas samych nie ma bowiem 
nic, z czym moglibyśmy stanąć przed Bogiem.

Brak Bożego błogosławieństwa jest zatem wynikiem niewia-
ry, nie wynikiem upadku pobożności.

Głoszenie   poświęcenia,   pobożności,   przede   wszystkim,   a 
błogosławieństwa jako ich konsekwencji, jest odwracaniem 
Bożego porządku, jest głoszeniem zakonu, nie łaski.

To zakon uzależniał błogosławieństwo  od pobożności; łaska 

daruje  niezasłużone,  niczym  nie  uwarunkowane błogosławieństwo. 
Pobożność zaś, nie zawsze we właściwej mierze, podąża za nim.

Czy była w nas kiedykolwiek obawa przed całkowitym zawie-

rzeniem   Bogu?   Czy   kiedykolwiek   obawialiśmy   się   pozwolić   innym 
zawierzyć Mu całkowicie? Otóż nie wolno nam nigdy zapominać, że 
„drogi Boże nie zawsze są drogami człowieka? Otóż, dla niektórych 
ludzi jedyną motywacją do działania jest ciągły strach.

background image

Argumentem tym posługuje się wiele religii, wiele systemów 

psychologicznych. Strachem one utrzymują swych uczniów w posłu-
szeństwie. Prawdą jest, że strach ma także miejsce w chrześcijań-
stwie, ale Bóg ma wyższe i bardziej skuteczne motywacje niż ta; jed-
ną z nich jest miłość. Strach powoduje odrętwienie, miłość rozwija 
miłość.

Obiecywać człowiekowi szczęśliwy los, to igrać z ogniem. Tak 

może się wydawać, gdy patrzymy z ludzkiego punktu widzenia, gdy 
usuwamy Boga poza nawias naszych myśli. Ci jednak, którzy właści-
wie ocenili łaskę i uchwycili się łaski, nie trwają w grzechu. Więcej: 
strach wywołuje posłuszeństwo właściwe niewolnikom, miłość rodzi 
posłuszeństwo właściwe synom". (J. W. Sanderson, junior).

„A gdyby trąba wydała głos niewyraźny, któż by się gotował do 

boju?" (1 Kor. 14,8). Dopóki chrześcijanin nie będzie pewny swego 
stanowiska, dopóki na gruncie Pisma Świętego nie będzie o nim cał-
kowicie przekonany, nie da sobie rady, nie wytrzyma długo. Pismo 
zaś mówi: „Stańcie więc" (Ef. 6,14; BT).

„Sam zaś Pan nasz Jezus Chrystus i Bóg Ojciec nasz, który 

nas umiłował i przez łaskę udzielił nam niekończącego się pociesze-
nia i dobrej nadziei, niech pocieszy serca wasze i niech utwierdzi we 
wszelkim czynie i dobrej mowie!" (2Tes. 2,16-17).

CEL

Nasz   Ojciec   niebieski   kryształowo   jasno   określił   swój   cel 

względem każdego z nas. Poznanie tego celu jest czymś wspania-
łym, niesie w sobie tyle zachęty! Czy znasz ten cel? Teraz jest czas, 
abyś na podstawie autorytetu Jego wiecznego Słowa upewnił się o 
Jego celu względem twojego osobistego życia.

„Potem rzekł Bóg: „Uczyńmy człowieka na obraz nasz" (Rdz. 

1.26). Pierwszy Adam, ojciec rodzaju ludzkiego, został stworzony na 
podobieństwo Boga. Boże podobieństwo dostrzegamy w sferze jego 
osobowości, jego umysłu, uczuć, woli i tak dalej; umożliwia ono na-
wiązanie łączności duchowej, społeczności i współpracy między Bo-
giem a człowiekiem. W społeczności tej Bóg jest władzą, człowiek – 
sługą,   jest   poddanym   Jego   woli,   która   jest   doskonałą   wolnością. 
Wiemy jednak, że, w swej wolności wyboru, Adam wybrał inną drogę 
życia niż ta, którą wyznaczył mu Bóg, wybrał ją, gdyż spolegał na so-
bie, ukochał samego siebie, usunął Boga z centrum swego życia, 
sam zajął to miejsce – stał się egocentryczny. Umarł wtedy dla Boga, 

background image

który jest źródłem wszelkiego życia, umarł w swych przestępstwach i 
grzechach. W takich warunkach urodził się Adamowi syn „podobny 
do niego jako jego (upadłego) obraz (Rdz. 5,3; BT). W ten sposób 
Adam zrodził  i wychował  grzeszne,  bezbożne, egocentryczne  ple-
mię, umarłe na skutek występków i grzechów (Ef. 2,1; BT).

„Bóg (...) w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez 

Syna (...), który jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty" 
(Hbr. 1,1-3). I znowu, tym razem w osobie naszego Pana, Jezusa 
Chrystusa,   „ostatniego   Adama"   (1Kor.   15,45;   BT)   podobieństwo 
Boga   znalazło   się   na   ziemi.   Z   natury   swej   narodziliśmy   się   jako 
członkowie   upadłego,   grzesznego   narodu,   któremu   początek   dał 
„pierwszy Adam". Nasze zaś przejście z tego rodu do nowego, Boże-
go, znane jest jako „nowe narodzenie".

Nowe narodzenie, do którego droga wiedzie przez „nawróce-

nie się do Boga i do wiary w Pana naszego Jezusa" (Dz. 20,21; BT), 
jest zrodzeniem z Niego – On staje się naszym życiem (zobacz Kol. 
3,3-4)   „Zostałeś   odcięty   od   naturalnej   dla   ciebie   dziczki   oliwnej   i 
przeciw   naturze   wszczepiony   zostałeś   w   oliwkę   szlachetną"   (Rz. 
11,24; BT). „Albowiem jak przez nieposłuszeństwo jednego człowie-
ka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego 
wszyscy staną się sprawiedliwymi." (Rz. 5,19; BT).

Nasz  Ojciec   Niebieski   ma   na   uwadze   wciąż   ten   sam   cel   – 

chce utworzyć w nas swoje podobieństwo. Ale chociaż Jego cel po-
zostaje  niezmienny,  dla  jego  osiągnięcia  nie  posługuje  się On  już 
tym samym, co pierwotnie, człowiekiem. Wszystko skupione jest te-
raz w  ostatnim  Adamie,  a  Panu   naszym,   Jezusie.  Zrodzeni przez 
wiarę w Niego, staliśmy się „uczestnikami Boskiej natury" (2Ptr. 1,4). 
Kiedy pozwolimy Panu Jezusowi wyrażać siebie poprzez naszą oso-
bowość, biedny, dotknięty chorobą grzechu świat zobaczy „Chrystu-
sa w nas, nadzieję chwały" (Kol. 1,27). W Liście do Koryntian 15,49 
Paweł daje nam pokrzepiającą obietnicę. „Przeto jak nosiliśmy obraz 
ziemskiego człowieka (Adama), tak będziemy też nosić obraz niebie-
skiego człowieka (Chrystusa)".

„A wiemy,  że  Bóg współdziała  we  wszystkim  ku dobremu z 

tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia 
jego są powołani. Bo tych, których przedtem znał przeznaczył wła-
śnie, aby stali się podobni do obrazu Syna Jego..." (Rz. 8,28.29).

Oto jest dobro, na rzecz którego Bóg współdziała we wszyst-

kim: Jego pierwotny cel – stworzenie nas na swoje podobieństwo, 
które zawarł i wyraził w swoim Synu, Chrystusie, w tym, który jest na-
szym życiem. Ten zdecydowany kierunek Bożego działania zamknął 
Paweł w słowie do nowo nawróconych: „Dzieci moje, oto ponownie w 

background image

bólach was rodzę, aż Chrystus w was się ukształtuje". Kiedy wiemy 
już o tym fakcie, oprzyjmy się na nim mocno. W nim bowiem zawarta 
jest tajemnica zdrowego duchowego wzrostu; wyraża to List do Rzy-
mian 8,28-29. Taka postawa zapewni nam duchową dojrzałość! Kie-
dy uświadomimy sobie, że wszystko współdziała ku coraz pełniejsze-
mu wykształtowaniu w nas obrazu Pana Jezusa, zniknie rozczarowa-
nie, podenerwowanie w obliczu rzeczy przykrych, trudnych do zrozu-
mienia, zawierających często element śmierci. Będziemy odpoczy-
wać w Panu naszym, Jezusie, będziemy w stanie powiedzieć „Niech 
będzie, Ojcze, wola Twa". Podstawę naszej wiary najpełniej wyraża-
ją   tedy  słowa:   „Choćby  mnie  zabił   Wszechmocny  –  ufam..."   (Job. 
13,15).

„My  wszyscy tedy,  z odsłoniętym obliczem,  oglądając jak w 

zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, 
z (jednego stopnia) chwały w (drugi) chwałę, jak to sprawia Pan, któ-
ry jest Duchem" (2Kor. 3,18). Ale trzeba powiedzieć, że znać Boży 
cel dla naszego życia, to jedna rzecz, a wiedzieć jak cel ten w pełni 
osiągnąć, tu i teraz, to druga rzecz. Jednym z najskuteczniejszych 
Bożych środków w procesie osiągania tego celu jest niepowodzenie.

Wielu wierzących popada w depresje, burzy się gmach ich wy-

obrażeń o Bogu z powodu faktu, jakim są niepowodzenia w ich ży-
ciu. Starają się je ukryć, zignorować, rozumowo wyjaśnić posuwając 
się w tym czasem bardzo daleko. Cały czas stawiają przez to opór 
głównemu   narzędziu   w   ręku   Ojca,   narzędziu   za   pomocą   którego 
kształtuje On w nas podobieństwo Swego Syna!

Kto w swym chrześcijańskim życiu i służbie pozostawia swe-

mu „ego" miejsce, tam Bóg dopuszcza niepowodzenia, często dopro-
wadza do nich po to, aby całkowicie odwrócić naszą uwagę od sa-
mych siebie, a zwrócić ją na Chrystusa Jezusa, który według Bożego 
postanowienia jest źródłem naszego życia i który jedynie nigdy nie 
zawodzi. Mamy się radować z naszych potrzeb, z łaknienia serca, 
Bóg bowiem mówi: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedli-
wości, albowiem oni będą nasyceni" (Mat. 5,6). Jeśli uświadomiwszy 
sobie swoją nędzę, konsekwentnie i z oddaniem patrzeć będziemy 
na naszego Pana Jezusa, objawionego nam w Słowie, wtedy Duch 
Święty, cicho i bez większego trudu, przeniesie centrum i źródło ży-
cia z nas samych, z naszego „ego", na Chrystusa. W tym momencie 
dla każdego z nas zacznie się nie „ja", lecz Chrystus" (Gal. 2,20).

Bóg   posługuje   się   tu   naturalnym   prawem,   które   mówi,   że 

kształtowani jesteśmy na obraz tego, na czym skupiamy naszą uwa-
gę, co kochamy. Hawthorne uwypuklił ten fakt w „The Great Stone 
Face" (Wielka kamienna twarz).  Pomyślmy także o Niemczech lat 

background image

trzydziestych, Niemczech pełnych małych Hitlerów, a wszystko to z 
powodu fanatycznego zapatrzenia w teorię o wyższości rasy! U nas 
zaś, w Ameryce radio, telewizja, film przyczynia się do powstania po-
kolenia młodych ludzi gorliwie naśladujących swych filmowych boha-
terów. A co o wierzących? Jeśli pociąga nas zły świat, stajemy się 
coraz bardziej do niego podobni, coraz mocniej uwikłani w jego spra-
wy, ziemscy, jeśli pobłażamy swemu „ego", jeśli nim żyjemy, stajemy 
się coraz bardziej ego – centryczni. Jeśli jednak patrzymy na Jezusa 
Chrystusa, upodabniamy się coraz bardziej do Niego.

Norman Douty pisze: „Jeśli mam być taki jak On, to Bóg w 

swej łasce musi tego dokonać. Im szybciej uświadomię to sobie, tym 
szybciej   będę   uwolniony  od  innej  formy  niewoli,   od  niewoli   moich 
własnych starań. Porzuć wszelkie wysiłki i powiedz: Nie potrafię tego 
dokonać, im bardziej się staram, tym mniej przypominam sobą Cie-
bie. Cóż pocznę? O – mówi Duch Święty – ty nie potrafisz, wróć, za-
przestań starań/Dotychczas ty byłeś na scenie, Ty próbowałeś i ty 
doznałeś niepowodzenia. Dosyć. Usiądź, zauważ Jego, popatrz na 
Niego.   Nie  staraj  się   być  podobnym   do  Niego,  popatrz  na  Niego, 
skoncentruj się na Nim. Zapomnij o staraniu się być jak On, a za-
miast tego pozwól Jemu wypełnić twoje myśli i twoje serce. Zauważ 
Go, patrz na Niego objawionego w Słowie, przyjdź do Słowa w tym 
jednym celu, w celu spotkania Pana. Słowo uczyń środkiem nie do 
osiągania biblijnej wiedzy, ale do przeżywania społeczności z Chry-
stusem. Zauważ Pana".

Mówisz: „Chcę byś mnie kształtował i Sobie sposobił". 
Zamilknij więc i pozwól, bym uwagę zrobił: 
O, duszo niespokojna, to ty mi przeszkadzasz, 
Zbyt mocna wola twoja, o swój cel się zmagasz. 
Popatrz tylko na słońce i kwiaty, że stale 
W ciszy się przyglądają jego wielkiej chwale. 
Do niego zaś należy, spokojne, pachnące, 
Spełniając moją wolę darzyć je gorącem. 
Podobnie ty patrz na Mnie, mój Umiłowany, 
Dzieło zaś Ja wykonam, Ja spełnię swe plany".

– Ter Steegen

„Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chce-

nie i wykonanie" (Flp. 2,13). Co jest tym Jego „upodobaniem", we-
dług którego działa On w nas? Otóż we wszystkim działa On w tym 
jednym celu: „aby życie Jezusa objawiło się w naszym śmiertelnym 
ciele" (2Kor. 4,11; BT). A oto życie: „dla mnie bowiem żyć – to Chry-

background image

stus" (Flp. 1,21). Oto służba: „A wśród tych, byli też niektórzy Grecy. 
Oni... przystąpili do Filipa... i prosili go...: „Panie, chcemy ujrzeć Je-
zusa" (J. 12,20-21).

PRZYSPOSABIANIE

Kiedy   już   znamy   wieczny   Boży   plan,   niezmienny   Jego   cel 

względem każdego z nas, jeśli wiemy, w jaki sposób Bóg przysposa-
bia nas do osiągnięcia tego celu, znajdujemy odpocznienie i ufność.

Tak się dzieje, że podstawowym czynnikiem wzrostu, zgodnie 

z Bożą logiką, jest potrzeba. Bez tego czynnika donikąd byśmy nie 
zaszli w naszym chrześcijańskim życiu. Nasz Ojciec tworzy i dopusz-
cza potrzeby po to, by odwrócić nas od wszystkiego, co jest poza 
Chrystusem i skoncentrować nas na Nim samym. „Nie ja, lecz Chry-
stus" (Gal. 2,20).

Zrozumienie tej zasady to rzecz najbardziej podstawowa tak 

dla naszego wzrostu, jak i służby. J. B. Stoney ujmuje to następują-
co: „Dusza nigdy nie wchłonie w siebie prawdy żywej i pełnej mocy 
inaczej niż przez domaganie się jej, domaganie się, które wypływa z 
głębi jej tęsknoty".

Jeśli chodzi o nasz wzrost, potrzeby powodują, że sięgamy i 

przyjmujemy od naszego Pana Jezusa to, czego pragniemy. W każ-
dej sprawie, czy to będzie służba, świadectwo, czy pomoc innym, 
musimy czuwać i czekać na głód, na głęboką potrzebę serca – wtedy 
dopiero owoc naszego działania będzie trwały.

I znów J. B. Stoney powiada: „Prawdziwą wartość każdej rze-

czy rozpoznajemy jedynie po tym, jak bardzo jest ona upragniona". 
Darby wyjaśnia to jeszcze lepiej, mówiąc: „Mądrość i filozofia nigdy 
nie odkryły Boga; On bowiem daje się nam poznać dzięki potrzebom; 
to potrzeba znajduje Go. Mam poważne wątpliwości, czy nauczyli-
śmy się czegokolwiek dobrze inaczej niż dzięki odczuwaniu głębokiej 
potrzeby nauczania się tego".

W tym świetle potrzeba jest czymś bezcennym!
Musimy uświadomić sobie fakt, że bez duchowego głodu nie 

może być mowy o pragnieniu karmienia się Panem Jezusem Chry-
stusem.

Na podstawie naszego osobistego doświadczenia stwierdza-

my, że wiersz z Ewangelii Mateusza 5,6 zawiera głęboką, mającą 
głęboką dla każdego z nas, prawdę: „Błogosławieni, którzy łakną i 
pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni".

Młodych duchowo  wierzących  zbyt  często zachęca się, zbyt 

background image

często przymusza do wzrostu, zanim pojawi się u nich świadomość 
palącej potrzeby, zanim pojawi się prawdziwy duchowy głód. Z dru-
giej strony zaś, o czym przykro mówić, kiedy już pojawi się prawdzi-
wy duchowy głód, w większości przypadków oferuje się tak mało du-
chowego pokarmu.

Jedną z głównych przyczyn nikłych (lub wręcz żadnych) rezul-

tatów wielu wysiłków związanych z ewangelizacją i osobistym świa-
dectwem jest fakt, że prawdy o zbawieniu są jakby „na siłę" wtłacza-
ne osobie, zanim pojawi się u niej świadomość zguby. Tak, wyniki 
naszej   pracy   zostaną   sprowadzone   do   zera,   jeśli   przemożna   siła 
przekonania o grzechu nie popchnie zgubionej duszy do uchwycenia 
się Zbawiciela aktem osobistej wiary, zanim nie popchnie jej do zło-
żenia przed Nim wszystkich swoich potrzeb, którym On, Zbawiciel, 
wyszedł na spotkanie.

Jeden z mężów Bożych Watchman Nee ustawia te rzeczy we 

właściwej  kolejności,   gdy  mówi:   „Bóg   nie   postawił   nas  tutaj  po  to 
przede wszystkim, byśmy głosili ewangelię lub wykonywali dla Niego 
jakąkolwiek pracę. Postawił nas tu przede wszystkim po to, by posłu-
żyć się nami do wytworzenia w innych głodu Jego Samego... W ży-
ciu człowieka nie ruszy żadna poważna praca, zanim nie powstanie 
w jego sercu poważna potrzeba... Tego duchowego apetytu nie mo-
żemy nikomu zaszczepić siłą, nie możemy zmusić ludzi do odczuwa-
nia głodu. Głód musi być wytworzony, a może być wytworzony tylko 
poprzez ludzi, którzy noszą w sobie odbicie Boga".

Zanim,  w toku przygotowywania  nas do osiągnięcia celu, w 

tym procesie przysposabiania, nastąpi okres budowy, musi najpierw 
nastąpić rozdarcie. „Chodźcie, zawróćmy do Pana! On nas rozszar-
pał, On nas też uleczy, zranił i opatrzy nasze rany!" (Oz. 6,1).

Dotyczy to tak wzrostu, jak i służby. J.C. Metcalfe pisze z prze-

konaniem: „Jakże pociesza świadomość, że tylko tych, którzy spene-
trowali głębokości niepowodzenia, Bóg niezmiennie używa do pro-
wadzenia i karmienia innych, że nie jest to powołanie dla szczególnie 
obdarzonych, wysoko wykształconych i nienagannych jako takich.

Bez gorzkiego doświadczenia swej własnej nieudolności i nę-

dzy człowiek jest zupełnie nieprzydatny do niesienia ciężaru ducho-
wej służby. Tylko człowiek, który poznał wymiary swej własnej słabo-
ści, zniesie w cierpliwości słabości innych. Posiada on też najlepsze 
poznanie   troskliwej   miłości   Najwyższego   Pasterza,   Jego   mocy 
uzdrawiającej każdego, kto w pokorze ufa Jemu i tylko Jemu. Dlate-
go niełatwo popada w rozpacz patrząc na innych, kieruje on swój 
wzrok ponad ich grzecznością, uporem, głupota na moc niezmiennej 
miłości. Pan Jezus nie wkłada zadania „paś owieczki Moje... owiecz-

background image

ki   Moje"   na   Piotra   ufającego   własnym   siłom,   przyrzekającego   do-
zgonną wierność; wkłada je na Piotra, który całkowicie zawiódł w do-
trzymaniu obietnicy, który miał już za sobą gorzki płacz na ulicach 
Jerozolimy".

Tak, Boże przysposabianie nas będzie głębokie, dokonane i 

długie, jeśli nasze życie ma być rzeczywiście Chrystocentryczne, na-
sze chodzenie kontrolowane przez Ducha Świętego, jeśli nasza służ-
ba ma przynosić Bogu chwałę. Wcześniej czy później Duch Święty 
uświadomi   nam   nasz  podstawowy   problem   jako   ludzi   wierzących: 
ogromną różnicę pomiędzy naszym „ja" a Chrystusem. Wśród robot-
ników szukających przebaczenia i usprawiedliwienia są jeszcze inni, 
są robotnicy szukający uświęcenia, osobistej świętości,  uwolnienia 
od mocy starego Adama. Im wszystkim, zarówno tym pierwszym, jak 
i   tym   drugim,   Chrystus   obiecuje   swoje   wielkie   „Ja   sprawię"   (Mat. 
11,28-30).

Człowiek, który znalazł w Chrystusie odpocznienie wynikające 

z usprawiedliwienia, wejdzie wkrótce w stan głębokiej potrzeby od-
pocznienia wynikającego z uświęcenia. Myślę, że nie popełnimy zbyt 
wielkiej pomyłki, jeśli powiemy, że jest to przeżycie każdego wierzą-
cego, jaki kiedykolwiek żył". (P.B. Power).

Oto na czym polega Boże przysposobienie nas do osiągnięcia 

celu: najpierw dostrzegamy nasze „ja", takim jakie ono jest, następ-
nie zaś usiłujemy uwolnić się od jego złej mocy, od jego wpływu. Nie 
ma bowiem żadnej nadziei na konsekwentne trwanie w Panu Jezu-
sie, dopóki jesteśmy pod panowaniem życia dla siebie, życia ego-
centrycznego, w którym „nie mieszka dobro" (Rz. 7,18; BT). To nie 
wtedy, gdy jesteśmy niemowlętami w wierze, możemy stale przeby-
wać w Jego obecności. Nie wtedy, gdy służymy Mu w przypływach 
gorliwości, nasza dusza rośnie i kwitnie. Nie w chwilach obojętności 
jesteśmy nawadniani obecnością Pana. Dopiero wtedy, gdy zosta-
niemy   podbici,   oczyszczeni   i   uszlachetnieni,   dopiero   wtedy,   gdy 
odejdzie umiłowanie siebie i świata, uczymy się trwać w łączności z 
Nim o każdym czasie, na każdym miejscu, w każdym otoczeniu".

Dostrzegamy więc nasze „ja" takim, jakie jest, a następnie usi-

łujemy uwolnić się od niego. Otóż trzeba powiedzieć, że wartość wy-
siłków zmierzających do uwolnienia się od życia starego Adama po-
dobnie jak wartość równie bezowocnych usiłowań doświadczenia ży-
cia nowego Adama, życia Chrystusa, tkwi w ostatecznym uświado-
mieniu sobie, że są one całkowicie daremne. Osobiste niepowodze-
nie, które w każdej fazie naszego chrześcijańskiego życia łamie na-
sze serce, jest powodem, w jaki Ojciec przygotowuje nas do Swego 
sukcesu w naszym imieniu. Ten Jego negatywny proces doprowadzi 

background image

nas w końcu do Jego pozytywnej obietnicy z Listu do Filipian 1,6: 
„...Mając tę pewność, że Ten, który rozpoczął w was dobre dzieło, 
będzie je też pełnił aż do dnia Chrystusa Jezusa". Jego „dobre dzie-
ło" w nas rozpoczyna się od niepowodzenia dotykającego najmoc-
niejszych   stron   naszego   życia   i   prowadzi   do   sukcesu,   który   jest 
Jego,   nie   naszym   dziełem.   „Albowiem   Bóg  to  według   upodobania 
sprawia w was i chcenie i wykonanie" (Flp. 2,13).

Co do tych prawd nie ma żadnej wątpliwości. Obyśmy tylko 

zaczęli w łasce, jedynie w łasce. Musimy trwać i kroczyć naprzód 
opierając się na fundamencie słów z Listu do Galacjan 5,1; BT: „Ku 
wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie 
poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli".

Charles Trumbull powiedział: „Życie bez wysiłków (bierne) nie 

oznacza życia bez woli. Siły naszej woli mamy używać tam, gdzie 
chodzi o uwierzenie, o przyjęcie, nie zaś tam, gdzie chodzi o osią-
gnięcie   tego,   czego   Bóg   tylko   może   dokonać.   Nasza   nadzieja   na 
zwycięstwo nad grzechem to nie „Chrystus plus moje wysiłki", „lecz 
Chrystus plus moje przyjęcie". Otrzymać zwycięstwo z Jego rąk zna-
czy uwierzyć Jego Słowu, uwierzyć, że jedynie przez łaskę uwalnia 
nas On spod władzy grzechu. Uwierzyć Mu w ten sposób znaczy 
uznać, że O n robi dla nas to, czego nie możemy zrobić sami dla sie-
bie".

Poznaliśmy tę zasadę w momencie naszego duchowego naro-

dzenia, wydaje się jednak, że większość z nas musi uczyć się jej 
wciąż na nowo. Zasada ta bowiem odnosi się również do naszego 
chrześcijańskiego   wzrostu   i   służby.   Nie   bój   się,   drogi   przyjacielu. 
Trzymaj się mocno celu, jak Bóg ci wyznaczył w Chrystusie. Twój Oj-
ciec przeprowadzi cię, krok po kroku, przez cały czas potrzebny na 
przysposobienie cię do osiągnięcia tego celu. On tego dokona. Czy 
jesteś pewny tego celu? Jeśli tak, to bądź całkowicie pewny, że On 
pomoże ci go osiągnąć. Po prostu pamiętaj, że List do Rzymian 8,28 
i List do Rzymian 8,29 trzeba brać razem i dziękuj Mu za List do Fili-
pian 1,6.

„Pan jest uwielbiony w ludziach prących do celu, którym jest 

Sam Bóg, za wszelką cenę i bez względu na drogę. „Nie dbam o 
drogę" – powiada człowiek nastawiony na osiągnięcie tego celu.

Droga zaś jest bardzo trudna, trzeba stoczyć wiele walk, jed-

nakże gorące pragnienie osiągnięcia celu trzymać go będzie w niej 
niewzruszenie.

Tylko ten, kto nie tęskni za Nim, za poznaniem Go, zawróci z 

tej drogi, a jest to droga, którą przebył przed nami Człowiek Chrystus 
Jezus. On pokonał wszelkie przeszkody. Dokonał tego ze względu 

background image

na nas. Nie musimy już wspinać się – przewiezie nas pociąg Jego 
tryumfu. Każdy nieprzyjaciel czyhający przy drodze został zwyciężo-
ny, każdy wróg pokonany. Nie ma nic, co by nie zostało poddane 
pod Jego stopy, nie ma niczego we wszechświecie co byłoby w sta-
nie   pokonać   najmniejsze   dziecko   Boże,   które   uchwyciło   się   ręki 
Pana i powiedziało: „Panie, przeprowadź mnie do miejsca, gdzie Ty 
jesteś ze względu na wartość krwi, dzięki której już zwyciężyłeś". Ci-
chy,  ufny krok  w  dniach  niepowodzenia  i strachu,  w dniach kiedy 
wszystko trzęsie się i drży, przynosi Panu wielką chwałę" (G.P.).

PEŁNIA W NIM

Rozważamy nadal zasady fundamentalne, drzewo  życia  bo-

wiem nie może być lepsze niż jego korzenie, rzeka lepsza niż jej źró-
dło. Młodość i niedojrzałość najpierw działa, potem myśli, jeśli w ogó-
le   myśli.   Dojrzałość   umie  brać  pod  uwagę  czas   w  ocenie   faktów. 
Nasz cierpliwy Gospodarz gotów jest poświecić nam czas i nauczyć 
nas wiecznych Swoich prawd, bez których nie możemy osiągnąć du-
chowej dojrzałości.

Pan Jezus często odwołuje się do zjawisk i zdarzeń z naszej 

ludzkiej rzeczywistości, aby nauczyć nas najgłębszych prawd ducho-
wych. Podobnie w tym przypadku, zanim zdołamy zrozumieć i wła-
ściwie ocenić nowe, duchowe życie Chrystusa w nas, uczy On nas 
najpierw o naszym naturalnym życiu, jakie jest naszym udziałem w 
naturze Adama. Życie Chrystusa w nas, albo życie w naturze Chry-
stusa wynika z zasady „zrodził syna na podobieństwo swoje" (Rdz 
5,5). Każdy wierzący uczy się najpierw, że ma pełny udział w naturze 
Adama, pochodzi od niego, jest jak on. „Albowiem... przez nieposłu-
szeństwo   jednego   człowieka   wszyscy   stali   się   grzesznikami"   (Rz. 
5,19; BT). „Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim cie-
le, nie mieszka dobro" (Rz. 7,18; BT). Kiedy już, dzięki niepowodze-
niom i zmaganiom, Pan nauczy nas prawdy duchowej o naszej natu-
rze w Adamie, może uczyć nas prawdy o naszej naturze w Chrystu-
sie. „...Przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedli-
wymi" (Rz. 5,19; BT). „Gdyż w Nim mieszka cieleśnie cała pełnia Bo-
skości i macie pełnię w Nim..." (Kol. 2,9-10).

Ta podstawowa, fundamentalna zasada ma dwie strony. Po 

pierwsze: Pan Jezus jest źródłem naszego chrześcijańskiego życia – 
zostaliśmy zrodzeni w Niego, zrodzeni, aby mieć pełny udział w Jego 
naturze; Bóg sprawił, że mamy pełnię w Nim. Taka jest prawda o 
każdym z nas; jej mamy się trzymać wiarą.

background image

„Jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem". (2Kor. 

5,17). Po drugie: Trzymanie się wiarą powyższej prawdy wprowadza 
nas   w   praktyczną   jej   rzeczywistość,   w   rzeczywistość   codziennych 
naszych doświadczeń. Kropla po kropli otrzymujemy to, co już jest 
nasze. Ważne, by o tym wiedzieć, być tego pewnym: wszystko jest 
nasze, mamy pełnię w Nim – TERAZ. Ten fakt pomaga nam trwać w 
ciszy, gdy On cierpliwie pracuje nad naszym charakterem, nad tym 
naszym życiem, które jest wraz z Chrystusem ukryte w Bogu.

„Rozwój jest tylko wzrostem duchowego poznania tego, co po-

siadamy już na początku. Przyrównać go można do wchodzenia po 
drabinie. Drabiną jest łaska. Pierwszy szczebel: wierzymy,  że Pan 
Jezus został posłany przez Boga; drugi: wierzymy,  że dzięki pełni 
Jego dzieła jesteśmy usprawiedliwieni; trzeci: poznajemy Go; czwar-
ty: widzimy Go w niebie (jesteśmy więc zjednoczeni z Nim, trwają-
cym tam i doświadczamy Jego mocy działającej tu; piąty: uczymy się 
tajemnicy, poznajemy wielką prawdę, do korzystania z której jeste-
śmy uprawnieni jako Jego ciało; szósty: zasiadamy w okręgach nie-
bieskich w Chrystusie; siódmy: gubimy się w podziwie, uwielbieniu i 
poznaniu Jego samego". (J.B. Stoney).

Mamy   pełnię   w   naszym   Panu   Jezusie.   Dlatego   powinniśmy 

zaprzestać naszych własnych usiłowań, powinniśmy niczego już nie 
dodawać do ukończonego dzieła Jezusa Chrystusa. Nasze życie po-
lega teraz na chodzeniu wiarą, na przyjmowaniu, czerpaniu w siebie 
z zawsze obfitującego źródła. Walter Marshall mówi o tym następują-
co:

„Podobnie jak upadek Adama był naszym upadkiem w śmierć 

duchową, tak zmartwychwstanie Chrystusa jest naszym zmartwych-
wstaniem do życia w świętości. Nie my sami, jako pierwsi, tworzymy 
i   kształtujemy  naszą   nową,   świętą   naturę.   Jeśli   jesteśmy   tworami 
czegoś, to tworami naszego zepsucia. Nowa natura i świętość zosta-
ły dla nas ukształtowane i przygotowane, abyśmy w nich uczestni-
czyli, a realizuje się to przez zjednoczenie z Chrystusem. W ten spo-
sób stajemy się uczestnikami duchowego życia, które On umożliwił 
nam przez Swe zmartwychwstanie; zmartwychwstanie Jego uzdolni-
ło   nas   do   wydawania   owoców   zmartwychwstania.   Pismo   Święte 
mówi o tym odwołując się do związku małżeńskiego: „Tak i wy, bra-
cia moi, dzięki ciału Chrystusa umarliśmy dla Prawa, by złączyć się z 
innym – z Tym, który powstał z martwych, byśmy zaczęli przynosić 
owoce Bogu" (Rz. 7,4; BT).

Nie do nas należy tworzenie nowego życia. Ono już jest stwo-

rzone. Mamy je przyjąć w Chrystusie. Wiąże się to, po pierwsze, z 
wiarą w Niego i Jego celem względem nas w Chrystusie; taka wiara 

background image

ma swoje oparcie w Piśmie Świętym, uzasadniają ją i wyraźnie ją 
określają fakty. Po drugie zaś z cierpliwą ufnością w czasie, gdy Pan 
prowadzi nas przez potrzebny i konieczny proces przysposabiania. 
Chociaż każdy wierzący ma pełnię w Chrystusie, nie było jeszcze ta-
kiego, który osiągnąłby dojrzałość natychmiast.

Duchowy wzrost pociąga za sobą głęboki głód Pana Jezusa, 

pociąga, oparte na pewności biblijnych faktów, postanowienie wzię-
cia w posiadanie tego, co już jest nasze w Nim, pociąga wreszcie ko-
nieczność w myśleniu się w Słowo. Nigdy nie dojdziemy do poznania 
naszych duchowych bogactw mając tylko powierzchowny kontakt ze 
Słowem, bo i na jakiej podstawie  możemy spodziewać się zażyłej 
społeczności z Kimś, kogo znamy tak mało?

Jeśli   chodzi   o   żywą   i   ścisłą   społeczność  ze   słowem,   dobrą 

okazją do rozważania tego problemu mogą być słowa J.T. Beck'a: 
„Chodzi o takie studium Słowa, o takie jego rozważanie, w czasie 
którego Bóg napełnia człowieka właściwym sobie Duchem i Życiem 
jako zasadą, a to w tym celu, aby zostały one przez niego przyswojo-
ne,  przyjęte.  W  objawieniu,  które  jest  niczym  innym  jak translacją 
tego,   co   Boże   w   osobiste   życie   jednostki,   Bóg   jako   Życie,   chcąc 
stworzyć   ludzi   Bożych,   musi   się   najpierw   wcielić   w   pojedynczego 
człowieka,   który  jest   cząstką   ludzkości.   Dlaczego   tak?   Rozważmy 
coś w oczywisty sposób nowego, coś, co dotychczas nie istniało na 
ziemi, np. jakiś nowy gatunek roślin. Zanim rozmnoży się on w wiele 
okazów, musi najpierw całą pełnią właściwej sobie natury zawrzeć 
się w jednej żywej jednostce. Podobnie dla stworzenia ludzi Bożych 
trzeba było kogoś, w kim Boża natura mogła się ucieleśnić.

Był Człowiek, w którym się to dokonało, w którym ucieleśniła 

się cała pełnia Bożego objawienia. Człowiekiem tym był Jezus Chry-
stus, Pośrednik, tzn. Ktoś, za pośrednictwem kogo nieznany dotąd 
Boży organizm, w całej swej pełni Ducha i Życia, zradza się w innych 
ludziach, Z wejściem Jezusa Chrystusa w istotę człowieka rodzi się 
w nas życie Boże. Przestaje ono być abstrakcją, zaczyna być po pro-
stu rzeczywistością tak, że człowiek staje się istotą nie tylko stworzo-
ną przez Boga, ale też istotą przez Niego zrodzoną.

W miarę jak życie jednostki przekształca się w życie Chrystu-

sa, rozwija się i doskonali jej osobiste życie z Bogiem, w Bogu i dla 
Boga. Rozwija się nie tylko w stronę doskonałości moralnej, nie tylko 
w stronę coraz bardziej zażyłej społeczności z Bogiem, rozwija się 
ono jako współuczestnictwo w jednej naturze!".

Ziarno daje początek dokładnie takiemu życiu, z jakiego samo 

pochodzi. Życie to jest doskonałym odbiciem życia poprzedniego, nic 
dodać, nic ująć. „...odrodzeni nie z nasienia skazitelnego, ale nieska-

background image

zitelnego", (1Ptr. 23). „Nie będziesz obsiewał pola dwoma rodzajami 
ziarna" (Kpł. 19,19; BT).

Oto, co znaczy „nie ja, lecz Chrystus" (Gal. 2,20). Ziarno zo-

stało już zasiane – pozostaje tylko pytanie o wzrost i dojrzałość. Otóż 
ziarno samo przyniesie owoc, który trwa. „Rozwój Bożego życia w 
chrześcijaninie podobny jest naturalnemu wzrostowi, jaki obserwuje-
my w świecie roślin. Nie musimy podejmować specjalnych wysiłków, 
zastosujemy się jedynie do warunków korzystnych dla takiego wzro-
stu".

Ale tylko ci, którzy usiłowali wzrastać i doznali niepowodzenia, 

potrafią   właściwie   ocenić   fakt,   że   to   Bóg   jest   przyczyną   wzrostu. 
„Wszystkie moce Boga, które współdziałały już na rzecz objawienia 
doskonałego obrazu Ojca w Człowieku Chrystusie Jezusie, co stano-
wi pierwszy etap na drodze do realizacji wiecznego Bożego celu, są 
w tym samym stopniu zaangażowane w osiągnięciu drugiego etapu 
– w ukształtowaniu obrazu Chrystusa Jezusa w każdym dziecku Bo-
żym".

Zgadza się z tym William Law, gdy mówi: „Korzeń zasadzony 

w najlepszej glebie, w najlepszym klimacie, błogosławiony słońcem, 
deszczem i powietrzem, nie jest tak pewny swego wzrostu w dosko-
nałość, jak pewnym może być każdy człowiek, którego duch wzdy-
cha za tym wszystkim, co Bóg gotów jest mu dać i co ogromnie pra-
gnie mu dać. Bo słońce nie wychodzi na spotkanie rozwijającemu się 
pączkowi, który się ku niemu zwraca, nawet z połową tej pewności 
co Bóg – źródło wszelkiego dobra – objawia siebie duszy, która tęsk-
ni za współuczestnictwem z Nim".

Nie tylko nasze życie znajduje swą pełnię w Nim, w Nim jest 

także   całkowite   zwycięstwo   we   wszystkich   rozlicznych   potrzebach 
tego życia. „Kiedy walczysz aby zwyciężyć, to już na samym począt-
ku   przegrałbyś   bitwę.   Przypuśćmy,   że   wróg   napada   cię   w   twoim 
domu lub w twojej pracy. Chce on, na ile to możliwe, stworzyć sytu-
ację, w której byś sobie nie poradził. Co wtedy robisz? Twoim pierw-
szym odruchem jest przygotować się do wielkiej bitwy, a następnie 
prosić Boga, aby dał ci w niej zwycięstwo. Ale jeśli tak robisz, klęska 
jest pewna – poddałeś teren, który jest twój w Chrystusie, wyrzekłeś 
się zwycięstwa na rzecz wroga z powodu postawy, jaką przyjąłeś. 
Co powinieneś robić, gdy on atakuje? Po prostu wznieś oczy i uwiel-
biaj Pana. „Panie, znalazłem się w sytuacji, z którą nie mogę sobie 
poradzić. Twój wróg, diabeł, przygotował już wszystko, by spowodo-
wać mój upadek, ale uwielbiam Cię, że Twoje zwycięstwo jest zwy-
cięstwem nad wszystkim. Dotyczy to także tej sytuacji, dlatego uwiel-
biam Cię, mam już pełne zwycięstwo" (W.N.).

background image

Nie goń naprzód. Bóg nie uznaje pośpiechu. „Japoński artysta 

Kokusai powiedział: „Od szóstego roku życia miałem manię rysowa-
nia. Do pięćdziesiątego roku życia wydałem niezliczoną ilość szki-
ców, ale nic z tego, co widziałem przed siedemdziesiątką nie jest 
warte wspominania". Hokusai zmarł w wieku osiemdziesięciu dzie-
więciu lat oświadczając przed śmiercią, że gdyby miał jeszcze tylko 
pięć lat życia, stałby się wielkim artystą".

PRZYJĘCIE NASZEJ WŁASNOŚCI

Temat to niemałej wagi, wiąże się on bowiem z wiarą i prak-

tycznym przyjęciem tego, co jest przedmiotem naszej ufności.

Przyjęcie naszej własności nie oznacza zdobycia czegoś no-

wego, oznacza praktyczne, realne przyswojenie sobie tego, co nale-
żało do nas już wcześniej, ale nie było przez nas używane.

Przyjęcie naszej własności realizuje się po spełnieniu dwóch 

podstawowych warunków: po pierwsze, musimy wiedzieć, co już jest 
nasze w Chrystusie; po drugie, musimy być świadomi potrzeby tego. 
Tylko sięgnij niezachwianą wiarą i przyjmij to, co należy do ciebie w 
Panu naszym Jezusie Chrystusie.

Odnośnie   pierwszej   zasady   –   poznania   tego,   co   nasze   w 

Chrystusie –William R. Newell tak pisze: „W pierwszych trzech roz-
działach Listu do Efezjan Paweł niczego nie chce od świętych prócz 
tego, by słuchali jego wspaniałej mowy, w której podaje szereg wiel-
kich,  wiecznych   PRAWD  ich  dotyczących.  Niczego   im   nie  poleca, 
dopóki, wyczerpawszy do końca, nie zamknie tego katalogu realnych 
prawd. I, gdy potem otwiera swój apel o ich godne postępowanie, 
gdy   wypowiada   się   na   temat   ich   charakteru   i   przeznaczenia   jako 
świętych, wszystko jest już oparte na objawieniu: „A zatem zachę-
cam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny 
powołania, jakim zostaliście wezwani..." (Ef. 4,1; BT). Dajmy sobie 
spokój ze stawianiem przed świętymi długiej listy „warunków" wejścia 
w   błogosławione   życie   w   Chrystusie.   Zamiast   tego,   jako   wstępne 
przygotowanie prowadzące do praktyki takiego życia, pokażmy im, 
jaka jest  ich pozycja,  co  posiadają,  jakie  są j uż ich przywileje  w 
Chrystusie. W ten sposób będziemy naprawdę współpracować z Du-
chem Świętym, w ten sposób stanie się większy,  o wiele  większy 
owoc naszej pracy wśród ludu Bożego".

Gdy uświadomimy sobie, co jest naszą własnością w Chrystu-

sie Jezusie, konkretna potrzeba pobudzi nas do przejęcia tej własno-
ści, do wyjścia naprzeciw potrzebie.

background image

„Paweł posiadał zasób Ducha Jezusa Chrystusa i dzięki temu 

Chrystus mógł się okazywać wielkim w nim. Był to zasób zawsze do-
stępny,   ale   tylko   wtedy   doceniany   i   wykorzystywany,   gdy   Apostoł 
uświadomił sobie jego potrzebę. Życie ma nas uczyć odkrywania na-
szej potrzeby Chrystusa, a każde odkrycie otwiera drogę dopływowi 
nowej porcji z zasobów. Jest to wyjaśnienie tego poddawania nas 
coraz to nowej próbie, w czasie której jedynie świeża „porcja" Ducha 
Jezusa Chrystusa zaspokaja naszą potrzebę. I wtedy, gdy nasza we-
wnętrzna potrzeba zostanie zaspokojona, gdy pozwolimy, by zaspo-
koiła ją obfitość Chrystusa, wtedy, na nowo, Jego chwała może się 
okazać przez nas" (H.F.).

Ta rzeczywistość dwóch prawd, widzenia naszej własności i 

odczuwania potrzeby, wyprowadzi nas z krętych dziecinnych ścieżek 
i wprowadzi w odpowiedzialne, konkretne chodzenie wiarą. Przemie-
ni ona naszą postawę „pomóż mi" w postawę, która dziękuje, prze-
mieni postawę błagania w postawę przyjmowania naszej własności.

Zauważmy, co ma do powiedzenia na ten temat, opierając się 

na Liście do Efezjan 1,3, L.L. Letgers, jeden z fundatorów Wicliffe Bi-
bie Translators: „Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana na-
szego Jezusa Chrystusa, który nas ubłogosławił w Chrystusie wszel-
kim duchowym błogosławieństwem niebios".

Jeśli przebiegając myślą swoją pamięć, znajdziesz jedno jedy-

ne błogosławieństwo, którym Bóg mógłby błogosławić nas dzisiaj, a 
którym jeszcze nas nie błogosławił, to słowa Pawła nie są w ogóle 
prawdziwe. Paweł powiedział bowiem „Bóg ubłogosławił". To już się 
stało. „Wykonało się". Bóg ubłogosławił nas wszelkim duchowym bło-
gosławieństwem   niebios!   Jakaż  szkoda,   że  pomimo   tych   słów  nie 
przestajemy mówić: „O, Boże, błogosław nas, błogosław nas w tym, 
błogosław nas w tamtym..." Przecież to już się stało. On ubłogosławił 
nas   wszelkim   duchowym   błogosławieństwem   niebios.   CA.   Coates 
mówi:   „To   właśnie   przyjmowaniem   naszej   własności   jesteśmy   do-
świadczani. Jakże często poprzestajemy na zachwycie...".

Oto jak działa Duch Święty: co pewien czas zwraca On naszą 

uwagę na jakąś zawartą w Piśmie Świętym obietnicę. Wiara nasza 
raduje się wówczas widząc, że obietnica ta dotyczy nas w Chrystu-
sie. Niech to będzie, na przykład, prawda  z Ew.  Mateusza 11,28: 
„Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, 
a Ja wam dam ukojenie". Poza zwykłymi okolicznościami życia, nie-
pewność, konflikty, napięcia wynikające ze stosunków panujących w 
świecie, wzbudzają w nas potrzebę odpocznienia w Jezusie. Istnieje 
więc potrzeba, istnieje też możliwość zaspokojenia jej w Nim! Cóż 
pozostaje? Pozostaje przyjęcie tego, co jest nasze w Chrystusie!

background image

Powróćmy teraz do dwóch warunków, o których mówiliśmy na 

początku rozdziału: Wierzący widzi, co jest jego w Chrystusie, po-
trzeba zaś czyni go zdolnym do ufnego przyjęcia upragnionego celu. 
(Podkreślić tu jednak należy konieczność biblijnego poznania tego, 
co jest nasze w Chrystusie oraz oparcia naszej ufności dopiero na 
tym, wynikającym z Pisma Świętego, poznaniu. Nie mamy bowiem 
„prosić  od rzeczy").  Pozostaje jeszcze   do omówienia jeden punkt, 
który nazwać by można punktem krytycznym. W nim tkwi klucz do 
zrozumienia wszystkiego. Przypominam, że mamy ciągle na uwadze 
przyjęcie naszej własności. Otóż w większości przypadków między 
przyjęciem naszej własności a praktycznym doświadczeniem jej w 
życiu jest czas czekania, trwający często lata. Naszym obowiązkiem 
jest cierpliwe czekanie na Niego. W tym, potrzebnym Bogu czasie, 
kształtuje On nasz charakter, nasze życie, działa On na rzecz tego, 
co posiedliśmy już w Chrystusie, czy to na rzecz odpocznienia, wy-
trwałości,   pewności,   bezpieczeństwa,   czy   czegokolwiek   innego   – 
Izajasz (64,3) mówi o tym, co Bóg uczynił „dla tego, kto w Nim uf-
ność pokłada" (BT).

T. Austin-Sparks dzieli się dwiema cennymi myślami dotyczą-

cymi   tego   niezwykle   ważnego   problemu,   tego   „czasu   pomiędzy" 
przyjęciem naszej własności a praktycznym doświadczeniem jej w 
życiu, czasu, który jest zwykle sprawą lat: „Każda cząstka prawdy, 
jeśli w jej szukanie zaangażowana jest nasza istota, oznacza kon-
flikt, w konflikcie się rodzi. Będzie ona bez wartości, jeśli nie rozegra 
się o nią bitwa. Zajmuj każdą pozycję, na jaką wzywa cię Pan, i jeśli 
już zająłeś ją w Nim, trwaj na niej, walcz o jej utrzymanie. Dzięki wal-
ce przydana ci będzie cząstka prawdy. Bo zajęcie pozycji nie ozna-
cza   jeszcze,   że   naprawdę   ją   posiadłeś,   że   dowiedziona   została 
prawdziwa  jej wartość. Nie znasz prawdziwego jej znaczenia, jeśli 
nie potykałeś się o nią w bolesnym konflikcie...

Rezultatem dzieła Krzyża,  ważnym  następstwem Chrystuso-

wego   zmartwychwstania,   jest   życie   wieczne,   które   przyjmuje   się 
przez wiarę. Ale chociaż życie to samo w sobie jest zwycięskie, nie 
podlegające zepsuciu, niezniszczalne, wierzący musi dowieść tego 
przez wiarę. W efekcie wiary prawa tego życia i jego rzeczywistość 
muszą zadziałać w nim. Innymi słowy, życie to, przyjęte przez wiarę 
jest złożeniem w wierzącym z całym swym zwycięstwem, z całą swą 
mocą i chwałą, jest w nim jako potencjał – nie trzeba go poprawiać, 
nie trzeba nic do  niego dodawać.  W praktyce  zaś duchowe   życie 
oznacza odkrywanie, przyjmowanie, doświadczanie pełni tego życia, 
które zostało już złożone i jest w nas".

Dochodzi więc trzeci element zaangażowany w proces przyj-

background image

mowania naszej własności. Poznawszy to, co jest nasze w Chrystu-
sie, uświadomiwszy sobie potrzebę, musimy pozostawić Bogu czas 
na wprowadzenie tego, co już należy do nas, w nasze codzienne ży-
cie. Jeśli pominiemy ten trzeci element i szukać będziemy zaspoko-
jenia naszych potrzeb czy to w czasie następnej rozmowy duszpa-
sterskiej, czy w następnej książce poświęconej duchowemu życiu, 
czy w czasie następnej serii specjalnych spotkań, czy też w następ-
nym, wyczekiwanym  z nadzieją „przebudzeniu" – to rzeczywistość 
zaspokojenia nie nastąpi nigdy.

W   tej   dziedzinie   chrześcijańskiego   rozwoju   nie   ma   skrótów, 

nie ma szybkiej i łatwej drogi. Chrześcijański wzrost według naszego 
Niebieskiego Gospodarza – ma na celu budowanie takiego wierzą-
cego, którym Bóg może się posługiwać na rzecz innych ludzi.

To, co wierzący czyni, to, co wierzący mówi, musi wypływać z 

tego,   jakim   on   jest   –   na   tym   polega   służenie   życiem.   „Ponieważ 
upodobał sobie Bóg, żeby w (Jezusie Chrystusie) zamieszkała cała 
pełnia boskości" (Kol. 1,19). „Jesteśmy bowiem uczestnikami Chry-
stusa..."   (Hbr   3,14;   BT)   „...Abyście   zostali   napełnieni   całą   Pełnią 
Bożą"   (Ef   3,19;   BT)   „...Wasze   życie   ukryte   jest   z   Chrystusem   w 
Bogu"   (Kol.   3,3;   BT)   „...Aby   życie   Jezusa   objawiło   się   w   naszym 
śmiertelnym ciele" (2Kor. 4,11; BT).

Jakże   często   tylko   podziwiamy,   tylko   mówimy   o   prawdach, 

które Duch Święty objawia nam w Słowie, podczas gdy On chce nam 
je dać i w tym celu powinniśmy trzymać się tych prawd wiarą, czeka-
jąc ufnie, aż On uczyni je nierozerwalną częścią rzeczywistości na-
szego życia. „Prorokiem jest ktoś, kto ma historię, kim zajmował się 
Bóg, kto doświadczył kształtującego działania Ducha. Czasem pytają 
nas, nawet kaznodzieje, ile dni powinno się przygotowywać kazanie. 
Odpowiedź brzmi: Co najmniej dziesięć lat, a prawdopodobnie około 
dwudziestu! Kaznodzieja bowiem znaczy dla Boga co najmniej tyle, 
ile zwiastowane słowo. Bóg wybiera na swoich proroków tych, w któ-
rych życiu dokonał już tego, co zamierza uczynić Swym poselstwem 
dla współczesnego człowieka". (Watchman Nee).

UTOŻSAMIENIE

Podążając w naszych myślach od prawd związanych z nowym 

narodzeniem ku prawdom dotyczącym utożsamienia się z Chrystu-
sem, rozważmy co o utożsamieniu – myśli zawartej w Liście do Rzy-
mian 6 – mówią Boży, uznani przezeń ludzie i przewodnicy duchowi 
zarazem.

background image

Evan H. Hopkins: „Problemem wierzącego, który zna Chrystu-

sa jako swoje Usprawiedliwienie, nie jest grzech w sensie winy, ale 
grzech w sensie mocy, która rządzi. Innymi słowy, nie od grzechu 
jako ciężaru, przewinienia, szuka on wolności – gdyż wie, że Bóg od-
kupił go całkowicie od odpowiedzialności, od kary za grzech – ale od 
grzechu jako pana. Chcąc poznać sposób, w jaki Bóg uwalnia od 
grzechu jako pana, musi on uchwycić sens prawdy zawartej w szó-
stym rozdziale Listu do Rzymian. Widzimy tam, czego Bóg dokonał 
nie z naszymi grzechami – to pytanie Apostoł rozważa w poprzedza-
jących rozdziałach – ale z nami, narzędziami i niewolnikami grzechu. 
On   umieścił   naszego   starego   człowieka,   naszą   pierwotną   naturę 
tam, gdzie i nasze grzechy, a mianowicie na krzyżu z Chrystusem. 
„Wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z Nim ukrzyżowa-
ny..."   (Rz.   6,6).   Wierzący   widzi   w   tym   nie   tylko   Chrystusa,   który 
umarł zamiast niego – w zastępstwie – ale siebie ukrzyżowanego z 
Chrystusem – utożsamionego z Nim („Thoughts on Life and Godli-
ness"; s. 50; „Myśli o życiu i pobożności").

Andrew Murray: „Podobnie jak Chrystus, wierzący także umarł 

dla grzechu – wraz z Chrystusem, na podobieństwo  Jego śmierci 
(Rz. 6,5). I jak wiedza, że Chrystus umarł jako przebłaganie za nasz 
grzech, jest konieczna dla naszego usprawiedliwienia, tak wiedza, że 
Chrystus i my wraz z Nim, na podobieństwo Jego śmierci, umarliśmy 
dla grzechu, jest konieczna dla naszego uświęcenia" („Like Christ"; 
„Podobnie jak Chrystus"; s. 176).

J.   Hudson   Taylor:   „Jakże   szczęśliwym   byłem!   Chrystus   za-

mieszkał w moim sercu przez wiarę! Umarłem i zostałem pogrzeba-
ny z Chrystusem – tak – i wzbudzony także! I teraz „żyje we mnie 
Chrystus, a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna 
Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie" (Gal. 
1,20). Nie powinniśmy patrzeć na te prawdy, jako na dostępne dla 
niewielu. Są to prawa wynikające z urodzenia, przysługujące każde-
mu dziecku Bożemu; nikt nie ma prawa udzielać ich jednym, a nie 
udzielać drugim, bez obrazy naszego Pana" („Spiritual Secret"; „Du-
chowa tajemnica"; s. 116).

William   R.   Newell:   „Tym,   którzy   odrzucają   lub   lekceważą 

prawdę o uznaniu siebie za umarłych dla grzechu – zgodnie z tym, 
co Bóg przykazuje – rzucamy pytanie: Na jakiej podstawie wierzycie, 
że Chrystus naprawdę zapłacił cenę waszych grzechów i że nie znaj-
dą was one w dniu sądu? Przecież to Słowo Boże mówi wam, że 
Chrystus poniósł wasze grzechy w swoim ciele na drzewo krzyża. I 
to   samo   Słowo   mówi   wam,   że   wy,   jako   dział   mający   w   Adamie, 
umarliście w Chrystusie, wespół z Nim umarliście dla grzechu. Wasz 

background image

obecny stosunek do grzechu ma być w Chrystusie następujący: uwa-
żajcie siebie za umarłych dla niego, a za żyjących dla Boga" („Ro-
mans Verse by Verse", „List do Rzymian wiersz po wierszu"; s. 227).

Lewis  Sperry Chafer:  „Rozważany temat  koncentruje się  na 

śmierci Chrystusa jako odnoszącej się do Bożego osądu grzesznej 
natury dziecka Bożego. Potrzebę takiego osądu i cudowne objawie-
nie, że osąd ten dokonał się już dla nas w pełni, znajdujemy rozwi-
nięte w Liście do Rzymian 6,1-10. Fragment ten jest fundamentem 
„chodzenia  w Duchu" i kluczem do otwarcia  jego  możliwości („He 
That is Spiritual", „Ten, który jest duchowy"; s. 154).

Ruth Paxon: „Stare „ja", w tobie i we mnie, zostało słusznie 

ukrzyżowane z Chrystusem. Umarłeś, a twoja śmierć datuje się od 
śmierci Chrystusa. „Stary człowiek", stare „ego" zostało, w Bożych 
oczach, wraz z Chrystusem zabrane na krzyż, ukrzyżowane, wraz z 
Chrystusem złożone w Grobie i pochowane... Pewność wybawienia 
ze  sfery „ciała", możliwość detronizacji  „starego człowieka" leży w 
zrozumieniu i przyjęciu faktu tego wespół – ukrzyżowania" („Life on 
the Highest Plane", „Życie na najwyższym poziomie", t. II; ss. 78,79).

Watchman   Nee:   „Krew   może   zmyć   moje   grzechy,   ale   nie 

może zmyć mojej „starej natury". Potrzebny jest krzyż dla ukrzyżo-
wania mnie... grzesznika... Nasze grzechy są traktowane krwią, my 
zaś traktowani jesteśmy krzyżem. Krew wyjednuje nam przebacze-
nie; ... Krzyż – uwolnienie od tego, kim jesteśmy". („The Normal Chri-
stian Life", „Normalne życie chrześcijańskie"; ss. 31-32).

L.E. Maxwell: „Wierzący zostali złączeni w Chrystusie i z Chry-

stusem na krzyżu, zostali zjednoczeni z Nim w śmierci i zmartwych-
wstaniu. Umarliśmy z Chrystusem. On umarł za nas i my umarliśmy 
z Nim. Jest to wielki fakt, jest to prawda o wszystkich wierzących" 
(„Christian Victory"; „Chrześcijańskie Zwycięstwo"; s. 11).

Norman B. Harrison: „Znak szczególny chrześcijanina to do-

świadczenie krzyża. Nie, że Chrystus umarł za nas, ale że my umar-
liśmy z Nim. „Widząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim 
ukrzyżowany..." (Rz. 6,6) („His Side Versus Our Side"; „On a my"; s. 
40).

F.J. Huegel: „Jeśli wielki Luter w swoim żywym poselstwie o 

usprawiedliwieniu z wiary przemierzył wraz z Pawłem drogę z piąte-
go rozdziału Listu do Rzymian do szóstego, z ich zdumiewającymi 
deklaracjami   dotyczącymi   identyfikacji   usprawiedliwionego   już 
grzesznika z jego ukrzyżowanym Panem, to czyż przygaszony prote-
stantyzm  nie mógłby stać na wyższym  poziomie? Czy nie mógłby 
być wolny od swej owrzodziałej cielesności?" („The Cross of Christ"; 
„Krzyż Chrystusa"; s. 84).

background image

Aleksander R. Hay: „Wierzący został zjednoczony z Chrystu-

sem w Jego śmierci. W tym zjednoczeniu z Chrystusem grzeszne 
ciało   (tzn.   całkowicie   upadłe,   zrujnowane   przez   grzech   jestestwo 
wraz   z   jego   intelektem,   wolą   i   pragnieniami)   zostało   osądzone   i 
ukrzyżowane. Przez wiarę wierzący uznaje siebie, uważa siebie, za 
„umarłego dla grzechu" (Rz. 6,3-14)" („N.T. Order for Church Missio-
nary"; „Nowotestamentowy porządek dla kościoła i misji"; s. 310).

T.   Austin-Sparks:   „Pierwsza   faza   chrześcijańskiego   życia 

może   się   charakteryzować   wielką,   przepełniającą   serce   radością, 
której   towarzyszy   cudowne   poczucie   wyzwolenia.   Wierzący,   który 
przeżywa tę fazę wypowiada często przesadne rzeczy odnośnie cał-
kowitego   uwolnienia   i  ostatecznego   zwycięstwa.  Następnie  jednak 
może nastąpić i często następuje, faza, której główną cechą jest we-
wnętrzny konflikt. Ma to wiele wspólnego ze słowami Listu do Rzy-
mian siódmego rozdziału. Faza, pod Bożym kierownictwem, prowa-
dzi do pełniejszego poznania znaczenia utożsamienia z Chrystusem, 
z Listu do Rzymian szóstego rozdziału. Szczęśliwy człowiek, który 
został pouczony o tym, na początku" („What is Man"; „Kim jest czło-
wiek"; s. 61).

J. Penn-Lewis: „Jeśli brak zrozumienia, przyjęcia i zastosowa-

nia słów „Chrystus umarł za nas" i „my umarliśmy z Nim", można z 
całą pewnością powiedzieć, że „ego" jest wciąż czynnikiem dominu-
jącym w naszym życiu" („Memoir"; „Pamiętniki"; s. 26).

William  Culbertson:  „Kto  umarł  na  krzyżu?   Oczywiście  nasz 

błogosławiony Pan; Ale kto jeszcze tam umarł? „Wiedząc to, że nasz 
stary człowiek został wespół z Nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało 
zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi, kto bo-
wiem umarł, uwolniony jest od grzechu. Jeśli tedy umarliśmy z Chry-
stusem, wierzymy, że też z Nim żyć będziemy" (Rz. 6,6-8)" („God's 
Provision for Holy Liwing"; „Boże przygotowanie świętego życia"; s. 
46).

Reginald Wallis: „Bóg właściwie mówi: Moje dziecię, jak, dla 

twojego zbawienia, oparłeś się na fakcie śmierci Pana Jezusa Chry-
stusa w zastępstwie za ciebie, tak teraz postąp o krok dalej i – po to, 
by   codziennie   odnosić   zwycięstwo   –   oprzyj   się   na   fakcie   twojej 
śmierci z Nim! Uwierzyłeś, że Pan Jezus umarł za twoje grzechy, po-
nieważ Bóg tak powiedział. Dobrze. Teraz zrób następny krok, przyj-
muj wiarą następny fakt: uwierz, że i ty umarłeś z Nim, to znaczy, że 
twój „stary człowiek został wespół z Nim ukrzyżowany" („The New 
Life"; „Nowe życie"; s. 51).

James. R. Melon Key: „On umarł, dlatego śmierć nad Nim już 

nie panuje". Z racji zaś naszego zjednoczenia z Nim „grzech  nad 

background image

tobą panować nie będzie", nawet jeśli jest w tobie. To, że „uważamy 
siebie" za umarłych dla grzechu w Jezusie Chrystusie nie czyni tej 
śmierci faktem – to już się stało faktem przez nasze zjednoczenie z 
Nim. nasze zaś uznanie tej prawdy sprawia, że działa ona w prakty-
ce codziennego życia". („The Way of Victory"; „Droga Zwycięstwa"; 
s. 16).

POŚWIĘCENIE

Dobrze byłoby podkreślić w tym miejscu kilka spraw:

1. Żadnemu wierzącemu nie było jeszcze dane osiągnąć zdro-

wej   duchowej   dojrzałości   dzięki   wywieraniu   na   nim   presji, 
dzięki ciągłemu napominaniu go i zachęcaniu. Żaden wierzą-
cy   nie   osiągnął   jeszcze   duchowej   dojrzałości,   zanim   nie 
przygotował go do tego Duch Święty.

2. Zdrowy wzrost opiera się na zrozumieniu i przyswojeniu so-

bie w Chrystusie prawd nim kierujących.

3. Praktyczna strona wszelkich prawd, a szczególnie tych tak 

zwanych prawd głębszych, jest dostępna nie wszystkim, ale 
tylko potrzebującym sercom. Nie będąc świadomym potrze-
by duchowego wzrostu, wierzący nigdy nie wzniesie się po-
nad poziom prawd  podstawowych, prawd niemowlęctwa w 
Chrystusie. „Dlatego pominąwszy początki nauki o Chrystu-
sie, zwróćmy się ku rzeczom wyższym nie powracając po-
nownie   do   podstaw   nauki   o   odwróceniu   się   od   martwych 
uczynków i o wierze w Boga" (Hbr. 6,1).

Wydaje się, że problem poświęcenia jest przez bardzo wielu 

wierzących niebezpiecznie źle rozumiany. Wielu wierzących, szcze-
gólnie zaś tych, którzy są dziećmi w Panu, pada ofiarą czasu i jesz-
cze raz czasu, jeśli chodzi o sprawę poddania się czy poświęcenia. 
Otóż najczęściej spotykaną perswazją jest ta: „Pan Jezus poświęcił 
dla ciebie wszystko, co posiadał. Teraz ty powinieneś oddać mu co 
najmniej wszystko". Wierzący jest naciskany i zachęcany do poświę-
cenia, poddania czy powierzenia swego życia Chrystusowi z miłości 
do Niego i z wdzięczności za to, czego On dokonał dla niego na Gol-
gocie.

Jakże często jednak przeciętna społeczność wpada w „rutynę 

poświęcania się". Poszczególny wierzący jest nakłaniany do poświę-
cania się Chrystusowi, odnawiania poświęcenia, poddania Mu się i 
odnawiania poddania, powierzenia się i odnawiania powierzenia! Jak 

background image

to się dzieje, że już wkrótce wierzący zaczyna bać się takich spo-
tkań, takiego poselstwa? Owszem, jest wiele powodów tego rozcza-
rowania, brodzenia w trudnościach i upadania, ale – i chwała niech 
będzie Panu – w Piśmie Świętym znajdujemy odpowiedź dostępną 
wszystkim, którzy jej potrzebują, którzy jej pragną.

Trzeba po pierwsze powiedzieć, że dzięki poświęceniu, pod-

daniu   się   czy   powierzeniu   wierzący   nigdy   nie   wyjdzie   z   poziomu 
prawd podstawowych (tzn. prawd o odkupieńczej śmierci Jezusa dla 
zbawienia grzesznika), zawartych w Liście do Rzymian rozdziałach 
3-5, na poziom prawd głębszych, z Listu do Rzymian rozdziału 8 i 
12,1. Między tymi rozdziałami znajduje się niezwykle ważny obszar 
rozdziału  szóstego  i siódmego  Listu  do Rzymian,  obszar prawd   o 
utożsamieniu. Obszaru tego nie da się przeskoczyć.

Przyjrzyjmy się teraz rzeczywistości. Chrześcijanin odczuwają-

cy w sercu święty głód tęskni za pełnym poświęceniem się służbie, 
pragnie owocnego życia. I jeśli jakieś trudne doświadczenie nie na-
uczy go inaczej, ten mający dobre chęci chrześcijanin od samego 
początku  myśli,  że  ponieważ chce  być posłuszny  Bogu, chce być 
taki, jakim Bóg chce go widzieć, powinien starać się prowadzić nowe 
życie, wkładać w to osobisty wysiłek i oczekiwać Jego pomocy. Stara 
się on przeć do przodu naglony motywami miłości. 

–   „On   zrobił   coś   dla   mnie,   teraz   ja   muszę   zrobić   coś   dla 

Niego".

Będą  tu  pomocne   poniższe  dwie  myśli  wyrażone   przez An-

drew   Murray'a:   „Powierzchowne   zapoznanie   się   z   Bożym   planem 
kształtuje pogląd, że o ile usprawiedliwienie jest dziełem Boga doko-
nującym się przez wiarę w Chrystusa Jezusa, o tyle uświęcenie, albo 
wzrost, jest dziełem naszym. Mamy wzrastać powodowani wdzięcz-
nością dla Niego za dostąpienie uwolnienia oraz wspomagani przez 
Ducha Świętego. Jednakże poważnie myślący chrześcijanin odkryje 
wkrótce, jak mała moc wypływa z wdzięczności. Jeśli myśli, że mocy 
tej dostarczy mu więcej modlitwy, odkryje, że i modlitwa, przy całej 
swej niezbędności też nie wystarcza. Często wierzący zmaga się w 
swej beznadziejnej walce przez lata, dopóki nie usłyszy głosu Du-
cha, gdy na nowo uwielbia i objawia Chrystusa – Nasze Uświęcenie, 
które możemy przyjąć wiarą, przez samą tylko wiarę...

Prawdą jest, że Bóg oddziałuje na wolę, Działa On jednak aż 

do   wypełnienia   się   słów   z   Listu   do   Filipian   2,13.   „Niestety,   wielu 
chrześcijan nie rozumie tego. Myślą, że wystarczy, jeśli mają wolę, 
jeśli chcą, myślą że chcąc są w stanie coś zrobić. Tak nie jest. Nowa 
wola jest co prawda trwałym darem, jest atrybutem nowej natury, ale 
moc do wykonania postanowień woli nie jest darem trwałym, Duch 

background image

Święty musi nam jej za każdym razem udzielać. Tylko człowiek, któ-
ry, jako wierzący, jest świadom własnej niemocy, zdoła pojąć i na-
uczyć   się,   że   jedynie   dzięki   Duchowi   Świętemu   może   prowadzić 
święte życie".

Na tej podstawie możemy śmiało powiedzieć przeciw temu, co 

dobre na rzecz tego, co najlepsze.

Dobra jest miłość jako motyw naszego chrześcijańskiego życia 

i służby, ale miłość – nie jest motywem najlepszym. Dlaczego? Po 
prostu dlatego, że nie jest to motyw, pod którym Bóg podpisuje się 
do końca.

Czas już, byśmy jako wzrastający chrześcijanie dostrzegli po-

trzebę wyjścia ponad to, co dobre – motyw miłości – i skierowali się 
ku temu, co najlepsze, ku motywowi życia. Innymi słowy: podłożem i 
przyczyną wszystkiego, czym jesteśmy i co robimy powinna być już 
nie miłość, lecz życie. „...Dla mnie życiem jest Chrystus" (Flp. 1,21). 
Nasze poświęcenie się Jemu nigdy nie będzie dotrzymane, trwałe, 
jeśli jego przyczyną  (motywem) będzie  cokolwiek innego niż Jego 
życie w nas. Wszelkie inne motywy oznaczają po prostu, że żyje w 
nas jeszcze „stary człowiek", nasze „ego". A nawet gdyby możliwym 
było trwałe poświęcenie, przyczyną którego nie byłoby życie, Bóg nie 
mógłby tego akceptować. W naturze „starego człowieka" bowiem nie 
mieszka dobro (Rz. 7,18). A poza tym On wziął stare życie idąc na 
krzyż i tam je ukrzyżował, (zob. Rz. 6,6; Gal. 2,20; 2Tym. 2,11 i 1Ptr 
2,24).

Problem poświęcenia się i jego rozwiązanie ujmuje trafnie J.C. 

Metcalfe:   „Współczesne   nauczanie,   które   mówi   o   poświęceniu   się 
jako akcie dokonanym przez starego człowieka, szuka ominięcia wy-
konania na nim wyroku śmierci i dlatego prowadzi do frustracji i nie-
powodzenia. Jeśli jednak, w prostej pokorze, fakt naszej śmierci z 
Chrystusem uczynimy podstawą codziennego życia i służby, to już 
nic nie przeszkodzi strumieniowi nowego życia wytrysnąć z nas ku 
potrzebie spragnionych dusz żyjących w naszym otoczeniu".

Dochodzimy do sedna sprawy: Które życie ma być poświęco-

ne Bogu, życie starego człowieka czy życie nowe, zawarte w życiu 
Chrystusa? („Nic żyję już ja, lecz żyje we mnie Chrystus"). Otóż ze 
starego życia Bóg nie może przyjąć absolutnie nic. On widzi i przyj-
muje tylko to, co jest zawarte w Jego Synu. Jego Syn musi stanowić 
nasze nowe życie. Dlatego Bóg robi jedno zastrzeżenie odnośnie po-
święcenia:   Oddawajcie   siebie   Bogu   jako   ożywionych   z   martwych" 
Rz. 6,13). Oto nasz jedyny fundament, w oparciu o ten fundament 
możemy uważać się za umarłych dla grzechu, dla siebie, dla Prawa i 
świata, za żyjących zaś dla Boga w zmartwychwzbudzonym Chrystu-

background image

sie. Na tym polega chodzenie w nowości „wzbudzonego życia" (Rz. 
6,4.11).   „...Oddawajcie   siebie   Bogu   jako   ożywionych   z   martwych" 
(Rz. 6,13). Oto właściwe miejsce poświęcenia. Dopóki wierzący nie 
pojmą   swego   zjednoczenia   z  Chrystusem   w   śmierci   i   zmartwych-
wstaniu (utożsamieniu), ich poświęcenie się Bogu będzie ofiarowa-
niem   Mu   członków   naturalnego   człowieka,   których   On   nie   może 
przyjąć. Tylko ci „ożywieni z martwych" – to jest ci, którzy uprzednio 
przyjęli wiarą swoją śmierć wraz z Nim – mogą ofiarować Bogu swo-
je członki jako narzędzia". (J. Penn-Lewis).

„Bóg chce, byśmy ofiarowali Mu nasze ciała jako ofiary żywe 

(Rz. 12,1). Dopóki tego nie zrobimy, nie możemy zrobić niczego in-
nego. Zauważmy też, że napomnienie to i zachęta następuje po roz-
dziale szóstym Listu do Rzymian. Jest przyczyna takiego porządku – 
poświęcenie musi być poprzedzone ukrzyżowaniem. „Stary człowiek" 
nie chce poddać się poświęceniu. Oto dlaczego tak wielu ludzi z całą 
swą szczerością zaczyna wciąż na nowo: ofiarowują oni Bogu nie-
ukrzyżowanego „starego człowieka" (H. Duncan).

Jest to przyczyna, dla której prawda o utożsamieniu musi być 

starannie, dokładnie przedstawiona, i do końca zrozumiana. Jej rze-
czywistość musi wykonać się w nas. Bez niej nie ma nawet mowy o 
poświęceniu się! Prawda o utożsamianiu nie jest prawdą drugorzęd-
ną, jest prawdą fundamentalną. „Szósty rozdział Listu do Rzymian 
nie   jest   aspektem   prawdy,   jest   on   prawdą   podstawową,   na   której 
każdy wierzący musi się oprzeć, jeśli chce wiedzieć cokolwiek o zwy-
cięstwie" (De V. Franke).

„Wszelkie prawdy o utożsamianiu, tzn. prawdy o krzyżu, o na-

szej   śmierci   z   Chrystusem   dla   grzechu,   o   naszym   poddaniu   się 
śmierci   na   wzór   ziarna   pszenicznego,   które   pada   na   ziemię   by 
umrzeć, są przygotowaniem do  zwycięskiego  życia.  Stanowią  one 
fundament tego życia i dla jego prowadzenia mają znaczenie podsta-
wowe" (J. Penn-Lewis).

„Uważne studium Listów Pawła prowadzi do wniosku, że są 

one napisane w oparciu o naukę o krzyżu  (wyłożoną  w Liście do 
Rzymian szóstym rozdziale) tj. w oparciu o fakt, że Bóg wydaje na 
krzyż upadłego „starego Adama", a wyrok Jego jest nieodwołalny. 
Bóg   traktuje   wszystkich   wierzących   według   zasady   „w   Chrystusie 
umarliście". Jednakże Kościół Chrystusa, jako całość, fakt ten igno-
ruje. Traktuje on upadłe stworzenie (starego człowieka) jako zdolne 
do poprawy, unieważniając w ten sposób znaczenie krzyża, na któ-
rym stary, upadły i nie nadający się do naprawy ród Adama został 
przyprawiony o śmierć" (De V. Franke).

background image

"STARY CZŁOWIEK"

Jednym z najważniejszych czynników chrześcijańskiego wzro-

stu   jest   objawienie   o   „starym   człowieku".   Objawienia   tego   udziela 
wierzącemu Duch Święty. „Stary człowiek" to cielesne, zmysłowe ży-
cie właściwe naszej naturze, życie jakie jest naszym udziałem w na-
turze   pierwszego   Adama   „umarłego   na   skutek   występków   i   grze-
chów" (Ef 2,1; BT). Jest ono całkowicie zepsute w oczach Boga (zob. 
Gal 5,19-21), nie mieszka w nim dobro w rozumieniu Bożym (Rz. 
7,18). Duchowe zasady nigdzie nie znaczą więcej niż tutaj. Plato ze 
swoim „poznaj siebie" miał więcej racji niż przypuszczał, nie miał jed-
nak  całej  racji.   Całkowitą   rację   miał  Paweł   z  Bożym   „Nie   ja,   lecz 
Chrystus" (Gal. 2,20)!

Jeśli chcemy wyjść ponad wiedzę  o Panu Jezusie, wejść w 

stałe poznanie Jego, w społeczność z Nim, musimy poznać siebie. 
Nie chodzi tu o samopoznanie. Chodzi o objawienie Ducha Święte-
go, które dokonuje się poprzez codzienne nasze życie. Najpierw wie-
rzący poznaje „Nie ja", potem „lecz Chrystus". Najpierw, „jeśli ziarnko 
pszeniczne, które upadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziar-
nem zostaje", potem „jeśli obumrze, obfity owoc wydaje" (J. 12,24). 
Najpierw „zawsze na śmierć wydani", potem „aby i życie Jezusa na 
ciele naszym się ujawniło" (2Kor. 4,11). Jeśli zaś chodzi o służbę, to 
najpierw „śmierć wykonuje dzieło swoje w nas", potem „a życie w 
was" (2Kor. 4,12). Zmartwychwstanie musi być poprzedzone śmier-
cią. W innym wypadku nie można mówić o życiu zmartwychwstałym 
na podobieństwo Jego wskrzeszonego życia (zob. Rz. 6,5-6). Mamy 
poddać samych siebie Bogu jako ożywionych z martwych (Rz. 6,13).

Bywa jednak, że przez lata widownia życia zdominowana jest 

rozumieniem nawrócenia w połączeniu z mocno akcentowanym zo-
bowiązaniem. Takie rozumienie – przykro o tym mówić – daje w su-
mie niewiele więcej ponad duchowe poronienie. Jeśli nawet jest w 
nim szczypta życia, to rozwija się ona w pełny kwiat w ciągu jednej 
nocy i wkrótce staje się ciężka owocem „dynamicznej", „promiennej" 
osobowości uwikłanej w zajmującą, pośpieszną służbę. Tragedią ta-
kiego stanu rzeczy jest fakt, że „stary człowiek" czuje się jak u siebie 
w domu, kwitnie w jego cieple, rzadko bywa demaskowany i usuwa-
ny.

Zdrowe zaś nowe narodzenie, oparte na głębokim przeświad-

czeniu o grzechu, na skrusze wobec Boga, zaczyna wyraźnie i moc-
no od miłości i od poświęcenia się Zbawicielowi. Ale już niedługo po-
jawia się ściskająca serce wiadomość jakiejś wewnętrznej siły, która 

background image

pcha nas z powrotem ku starej naturze, ku mocy Zakonu, ku grze-
chowi. Świadomość ta wypływa z bolesnego doświadczenia całkowi-
tej grzeszności, ale również i mocy starej natury w codziennym życiu 
odrodzonego dziecka Bożego. Jest ona też środkiem, dzięki któremu 
poznajemy Pana Jezusa inaczej niż w fazie narodzenia. Wtedy bo-
wiem znaliśmy Go jako naszego Zbawiciela, teraz, w fazie wzrostu, 
poznajemy Go jako naszego Pana i nasze życie. „Dla mnie życiem 
jest Chrystus" (Flp 1,21). Żaden wierzący nie pozna Pana Jezusa 
jako swoje życie, jeśli najpierw nie doświadczy jak głęboko, jak moc-
no tkwi w nim „stary człowiek", „stara natura", w całej jej okazałości.

Wiele lat temu, podczas konferencji Życia Duchowego (Spiritu-

al Life Conference). Dr C.I. Scofield powiedział: „Nie każdy człowiek 
przeżył  siódmy rozdział Listu do Rzymian, tę agonię wynikającą z 
wewnętrznego konfliktu pragnień i rzeczywistości, z pragnień czynie-
nia tego, czego czynić nie jesteśmy w stanie, z tęsknoty za dobrem, 
gdy trzyma nas zło. Gdy wierzący wchodzi w siódmy rozdział Listu 
do Rzymian, gdy zaczyna uświadamiać sobie głęboki konflikt dwóch 
natur,   zmaganie   się   i   przegraną,   to   jest   to   wielkim   błogosławień-
stwem. Albowiem pierwszym krokiem ku wyjściu ze zmagań siódme-
go rozdziału w zwycięstwo ósmego, jest wejście w siódmy. Wśród 
wszystkich   potrzebujących   ludzi   świata   najbardziej   potrzebującymi 
są nie ci, którzy przeżywają bolesne zmagania o zwycięstwo, ale ci, 
którzy w ogóle zmagań nie przeżywają. Ci nie mają zwycięstwa, na-
wet o nim nie wiedzą. Są zadowoleni i biegną przed siebie z żało-
snym brakiem prawie wszystkich bogactw, które należą do nich w 
Chrystusie".

J.C. Metcalfe zwraca uwagę na ten sam fakt, gdy mówi: „Wie-

lu młodych chrześcijan, którzy nie zostali ostrzeżeni o tym, że Duch 
Święty z całą pewnością zabierze ich w tę konieczną dla nich podróż 
(List   do   Rzymian,  rozdział   siódmy),  pogrążyło   się   w  beznadziejną 
prawie rozpacz w obliczu  grzeszności,  która w nich tkwi z natury. 
Najpierw   radowali   się   przebaczeniem   grzechów,   przyjęciem   ich 
przez Boga, aż tu nagle uświadamiają sobie, że nie wszystko jest w 
porządku, że zawiedli, że skrył się gdzieś we mgle ich szczytny ideał, 
który wytknęli sobie w pierwszej  świeżości  nawrócenia. Zaczynają 
oni przeżywać to, co tak plastycznie opisuje Paweł; „Nie to czynię, co 
chcę, ale czego nienawidzę, to czynię" (Rz. 7,15). W konsekwencji 
czuję,   jakby   odpadła   podstawa   od   ich   chrześcijańskiego   życia.   I 
może wtedy diabeł szepce im do ucha, że nie ma sensu ich wędrów-
ka, że i tak nie pokonają tych przeszkód... Nie wiedzą, jak na zdro-
wym gruncie stoją, nic wiedzą, że to rujnujące odkrycie jest tylko pre-
ludium wspaniałej serii dalszych odkryć – odkryć tych rzeczy, które 

background image

Bóg wyraźnie zamierzy! jako ich wieczną zdobycz. Bóg musi nam 
pokazać naszą całkowitą grzeszność i naszą potrzebę, zanim będzie 
mógł wprowadzić nas w królestwo łaski, w oglądanie Jego chwały".

Bóg objawia nam najpierw, kim jesteśmy z natury, potem kim 

staniemy się w Nim. Jego zasadą jest właśnie to tak w odniesieniu 
do narodzenia, jak i w odniesieniu do duchowego wzrostu. Zmagania 
i niepowodzenia są dowodem Bożej miłości, troskliwości i jego osobi-
stego stosunku do wierzącego. W ciągu lat kształtowania wierzące-
go, Bóg objawia mu prawdę o jego ludzkiej naturze, doprowadza ją 
do śmierci – jedynej podstawy, na której możemy „...poznać Go i do-
znać   mocy   zmartwychwstania   Jego,   i  uczestniczyć   w   cierpieniach 
Jego, stając się podobnymi do Niego w jego śmierci" (Flp 3,10; BW). 
Stójmy niewzruszenie na gruncie faktu, że nowemu życiu, które na-
rodziło się w nas, nic i nikt nie jest w stanie zaszkodzić (zob. Rz. 
8,31-35).

Pamiętajmy,   że   Bóg   działa   na   zasadzie   paradoksu.   Sukces 

wyrasta z niepowodzenia, moc rodzi się w słabości, życie wypływa 
ze śmierci. Ale śmierć starej natury nie jest czymś, w co wierzący 
może wejść, czym może pokierować sam z siebie – „stary człowiek" 
nigdy   nie   wyrzuci   się   sam.   To   Duch   Święty   w   swym   miłosierdziu 
musi doprowadzić do jego śmierci poprzez niepowodzenia, głębokie, 
całkowite. „Zawsze bowiem my, którzy żyjemy, dla Jezusa na śmierć 
wydawani bywamy, aby i życie Jezusa na śmiertelnym ciele naszym 
się ujawniło" (2Kor. 4,11). Środkiem, którym posługuje się Duch, być 
może   niezbawiony   małżonek,   zbawiony   małżonek,   słabe   zdrowie, 
dobre zdrowie.  On może użyć  tysiąca i jednej rzeczy,  może  użyć 
wszystkiego (Rz. 8,28.29) dla usunięcia z nas tego, co najgorsze, 
abyśmy w końcu zrozumieli, że życie chrześcijańskie to „nie ja, lecz 
Chrystus" (Gal. 2,20).

„Wielu z nas wie, co znaczy radość z łaski Bożej nie mając 

zbyt wielkiego zrozumienia prawdziwego charakteru „ciała".

Często w przypadku nowo nawróconych zauważa się, że tam, 

gdzie jest obfitość radości, występuje często lekceważenie lub nie 
branie pod uwagę, że ciało jest niezmienne. W takich przypadkach 
łaska Boża przyjmowana jest w pewności siebie, nieufność wobec 
„ciała" jest bardzo niewielka, niewielkie jest też poczucie własnej sła-
bości i uzależnienia.

Nieuchronną tego konsekwencją jest upadek lub szereg upad-

ków, które stopniowo przekonują sumienia wierzących o ich całkowi-
tej słabości i niezdolności jako tych, którzy pozostają w ciele" (C.A. 
Coates).

Evan Hopkins rzuca jasne światło na omawiany przedmiot: „W 

background image

jakich różnorodnych formach objawia się „stary człowiek". Niektórzy 
są owładnięci jego złą stroną. Pysznią się jego wspaniałymi cechami. 
Inni zaś w takim samym stopniu, co pierwsi owładnięci są jego złą 
stroną. Wiecznie ubolewają nad niedoskonałościami „starego czło-
wieka", zmagają się z nim w nadziei, że czas przyniesie zmianę na 
lepsze. Kiedy dojdziemy do przekonania, że „stary człowiek" jest tak 
zepsuty, że nie ma dla niego żadnych szans na poprawę czy uzdro-
wienie?

Doświadczenie mocy Bożej jest proporcjonalne do doświad-

czenia umierania starego człowieka.

Czy mamy się uważać za słabych dla grzechu? Nie. Chodzi o 

coś  więcej.   Czy  mamy  się   uważać  za   umierających   dla   grzechu? 
Nie.   Chodzi   o   jeszcze   więcej.   „Uważajcie   siebie   za   umarłych   dla 
grzechu" (Rz. 6,11). Niektórzy uważają się za bardzo słabych. Cóż to 
znaczy? Znaczy to, że mają jeszcze jakąś moc. Lecz kiedy już ktoś 
jest umarły, wtedy nie ma już żadnej mocy.

Musimy oprzeć się na fakcie, że jesteśmy umarli dla grzechu. 

Wówczas nie będziemy mówić, że odpieranie pokus jest trudne, nie 
mogą bowiem ulegać pokusom umarli. Wtedy poznamy, że to, co 
jest niemożliwe dla „starego człowieka", możliwe jest dla Boga. Zaj-
mijmy miejsce po drugiej stronie krzyża, tam gdzie jest zmartwych-
wstanie.   Uważając   siebie   za   umarłych   dla   grzechu   pozostawiamy 
„starego człowieka" na rzecz życia nowego – życia, którego wszyst-
kim jest Chrystus. Życie w Nim, który jest naszym życiem, jest rów-
noznaczne z życiem w mocy Boga".

Słusznie ktoś zauważył: „Jest wielu chrześcijan oddzielonych 

od świata, lecz nie oddzielonych od swej „starej natury".

ZAPARCIE SIĘ SIEBIE

Z chwilą, gdy wierzący odkrywa coś ze strasznej tyranii „stare-

go człowieka" lub jeśli bez końca się z nim zmaga, całe jego zainte-
resowanie koncentruje się na pragnieniu zaparcia się siebie. Ono bo-
wiem oznacza wolność, odpocznienie i wzrost w Chrystusie. Ono bo-
wiem oznacza ucieczkę od własnej natury. Człowiek zna wiele ucie-
czek z tej niewoli – Bóg zna tylko jeden sposób. Najpierw jednak 
omówimy niektóre z ludzkich metod.

UMARTWIANIE SIĘ

Odmawianie sobie czegoś na jakiś okres czasu bądź nawet na 

stałe, nie spełnia naszych oczekiwań. Stara natura dostosowuje się i 
rozkwita   w  każdym   warunkach.   Umartwianie   się   jest  za   słabe,  by 
spowodować śmierć „starego człowieka".

background image

„Byli tacy, którzy myśleli, że aby wyzbyć się siebie, swej starej 

natury, grzesznej natury, trzeba oddzielić się od społeczności. Wy-
rzekli się więc naturalnego obcowania z ludźmi, udawali się na pu-
stynię,   w  góry,   zamykali   w  pustelniach   poszcząc,  pracując,   umar-
twiając ciało. Chociaż ich motywy były dobre, nie sposób zalecić ich 
metody.   Taki   sposób   przezwyciężania   natury   starego   Adama   nie 
znajduje poparcia w Piśmie Świętym. Stara natura nie poddaje się 
niczemu innemu prócz śmierci na krzyżu. Zbyt trudno zabić ją umar-
twianiem ciała, zagładzaniem uczuć" (A.W. Tozer).

PODBIJANIE

Prawdopodobnie  najwięcej  kosztuje i najbardziej  wyczerpuje 

wierzącego walka o zwycięstwo, o przejęcie kontroli nad zbuntowa-
nym „starym człowiekiem". Poświęca się temu więcej spotkań, więcej 
studiów biblijnych, więcej modlitw, ale wszystko to nie jest Bożą od-
powiedzią na problem.

SZKOLENIE

Jest to ulubiona, wypróbowana i stosowana od wieków meto-

da. Dobra chrześcijańska kultura, szkolenie prowadzone w porząd-
nych domach, kościołach, szkołach polega na ujarzmieniu starej na-
tury i wdrażaniu jej we właściwy sposób postępowania.

RUCH PRZEBUDZENIOWY

Inną   pomyłką   była  i  jest   praktyka   prowadzenia   raz  lub   dwa 

razy w roku serii specjalnych spotkań. Angażują one nauczycieli, ka-
znodziejów spoza społeczności (nie znających jej problemów), anga-
żują   całą   miażdżącą   rutynę   przebudzeniową   (wyznanie   grzechów, 
nowe zobowiązania, etc.) w nadziei, że coś się zmieni. Ale rzadko 
coś się zmienia, a jeśli już, to nie na długo.

WZROST

Jakże   wielu  kochanych,   szczerych   chrześcijan   haruje   wręcz 

wprzągniętych w kierat morderczej działalności kościelnej, w kierat 
niezliczonych   obowiązków  w  nadziei,  że  z  czasem  wraz  ze   wzro-
stem, „stary człowiek" zmieni się na lepsze. Ale on nigdy nie prze-
kształci się w kogoś innego. Chyba że bardziej w samego siebie! „Co 
się narodziło z ciała, ciałem jest" (J. 3,6). „Czasem „stary człowiek" 
jest całkiem zły,   łatwo  popadający w gniew,   mściwy,  nieuprzejmy, 
niesprawiedliwy, niewierny, niemiłujący, złośliwy. Czasem jednak złe 
serce kryje się za fasadą miłej powierzchowności, za fasadą dobra i 

background image

cnoty. Dzieje się tak wtedy, gdy dumni jesteśmy ze swego człowie-
czeństwa, zarozumiali z powodu swej chrześcijańskiej służby, zadu-
fani we własnej prawowierności Zbytnia pewność siebie, zarozumia-
łość w głosie, psuje wiele spotkań modlitewnych".

OCZYSZCZANIE SIĘ

Popularną metodą jest natychmiastowe wyznanie grzechów i 

konsekwentne oczyszczanie się z ich brudu. 1List Jana 1,9 odnosi 
się jednakże do grzechów już popełnionych, nie zaś do źródła, do 
starej natury, z której one wypływają „Krew może zmyć moje grze-
chy, nie może jednak zmyć mojej starej natury Trzeba krzyża, aby 
krzyżować mnie grzesznika Nasze grzechy traktowane są krwią, lecz 
my sami musimy być potraktowani krzyżem Krew wydaje nam prze-
baczenie Krzyż uwalnia nas od nas samych" (Watchman Nee).

PRZEŻYCIA

Jedną z najbardziej rozpowszechnionych dzisiaj prób ucieczki 

od starej natury jest dążenie do przeżycia „chrztu w Duchu Świętym", 
do mówienia językami i tak dalej Jest to niebezpieczna, emocjonalna 
pułapka, nerwowo i religijnie niepohamowana stara natura „Pięćdzie-
siątnicę poprzedza Golgota Pełnię Ducha poprzedza śmierć z Chry-
stusem   Moc'  Owszem,   dzieci   Boże   potrzebują   mocy,   ale   Bóg  nie 
daje jej „staremu stworzeniu", nieukrzyżowanej duszy To szatan, nie 
Bóg, daje moc „staremu Adamowi".

Któż z nas me wie o niepowodzeniach naszych dróg i sposo-

bów, naszych tak często dobrych chęci9 Jest jednak coś, o czym 
większość nie wie, a mianowicie,  ze te właśnie niepowodzenia są 
sposobem uczenia  się  Bożej drogi,  sposobem  wejścia   na nią  „Bo 
myśli Moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi Moje – 
mówi Pan, lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak Moje drogi są 
wyższe niż drogi wasze i myśli Moje niż myśli wasze" (Iz 55.8-9).

Jaki jest więc ten Boży sposób „zaparcia się samego siebie"? 

Bóg zna tylko jeden skuteczny sposób, leży on u podstaw Jego dróg 
Jest to zasada dokonanego dzieła Otóż droga, jaką wyznaczył nam 
Bóg we wszystkim, jest drogą, którą On sam już przetarł, pokonał, 
zakończył w Chrystusie.

background image

KRZYŻ – BOŻA DROGA

To właśnie na krzyżu Golgoty Bóg w Chrystusie rozprawił się 

całkowicie i ostatecznie ze starą naturą, z której wypływa cały nasz 
grzech. „Wiemy, że nasze stare (nie odrodzone) życie zostało wraz z 
Nim przybite do krzyża  po to, aby (nasze) ciało (które jest narzę-
dziem) grzechu zostało pozbawione mocy i aktywności w kierunku 
czynienia zła, abyśmy już dłużej nie byli niewolnikami grzechu" (Rz. 
6,6; wg Amplified Version).

Nie ma innej drogi zaparcia się samego siebie, swej starej na-

tury; nie ma z tej prostej przyczyny, że Bóg dokonał już dzieła! Oto 
Jego droga: mamy utożsamiać się z Chrystusem Jezusem w Jego 
śmierci i zmartwychwstaniu! To już się dokonało! Nam pozostaje tyl-
ko uwierzyć w to.

„Ciało poddaje się tylko krzyżowi, nie poddaje się żadnym po-

stanowieniom   podejmowanym   w   wyniku   specjalnych   spotkań   czy 
konferencji, nie poddaje się żadnym własnym wysiłkom, żadnej pró-
bie samoukrzyżowania – poddaje się jedynie wespół – ukrzyżowa-
niu, ukrzyżowaniu wespół z Chrystusem (Gal. 2,20). Nie dzieje się to 
przez zadanie sobie śmierci, ale przez poddanie się i przyjęcie wiarą 
pozycji zjednoczenia z Chrystusem w Jego śmierci. Dopiero to bło-
gosławione zjednoczenie odgranicza nas od „ciała" z wszystkimi jego 
powabami i otwiera drogę do poznania oraz pełnienia woli Boga" (G. 
Watt).

Na krzyżu Golgoty dokonała się śmierć Pana Jezusa – śmierć 

grzechu i śmierć dla grzechu. Przez to, że umarł On dla grzechu, 
umarł dla królestwa grzechu, zmartwychwstał zaś do królestwa „no-
wego życia" (Rz. 6,4), wiecznego życia. Podobnie nasze utożsamie-
nie się z Nim na Golgocie doprowadziło nas do śmierci, do grobu, 
oraz wprowadziło nas w nowe życie. Najpierw – Rz. 6,3 – „ochrzcze-
ni (...) w śmierć Jego, potem – Rz. 6,4 – „pogrzebani (...) wraz z Nim, 
następnie   –   Rz.   6,5   –   „bo   jeśli   wrośliśmy   w   podobieństwo   Jego 
śmierci, wrośniemy również w podobieństwo Jego zmartwychwsta-
nia", a także – Kol. 3,3 – „Umarliście bowiem, a życie wasze jest 
ukryte wraz z Chrystusem w Bogu" i dlatego – Rz. 6,11 – „...uważaj-
cie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chry-
stusie Jezusie, Panu naszym".

Chwała Panu! Wszystko to dokonało się na Golgocie. Cena 

naszych grzechów została zapłacona, nasza grzeszność potraktowa-
na w sposób ostateczny – przez śmierć.

Dobrodziejstwa  dzieła krzyża  przyjmuje się po prostu, przez 

background image

wiarę i przez złożenie całej nadziei w dokonanym jego dziele. Naj-
pierw, przez Słowo, odkrywamy co Bóg zrobił z naszym problemem. 
Następnie, dochodząc do całkowitego przekonania o tym fakcie, zro-
zumiawszy   go   jasno,   jesteśmy  w  stanie   uznać  jego   prawdziwość. 
Pozostaje już tylko zrobić krok wiary – jeśli uwierzymy w Boży fakt, w 
dokonane dzieło Krzyża, poczniemy doświadczać jego dobrodziejstw 
w praktyce codziennego życia. Czyż nie okazało się ono prawdą co 
do naszego usprawiedliwienia?

Tak w podobny sposób dzieło to okaże się prawdą co do uwol-

nienia nas z niewoli starej natury.

„Skutek Krzyża w odniesieniu do Boga w niebie – zmazanie 

naszych win i odnowienie naszego w Nim zjednoczenia – jest niero-
zerwalnie związany ze skutkiem krzyża w odniesieniu do człowieka, 
ze   zniesieniem panowania  grzechu  nad  człowiekiem  dokonującym 
się przez ukrzyżowanie „starego człowieka".

Z  tej  przyczyny   Pismo   Święte   uczy   nas,   że   krzyż   nie   tylko 

wzbudza skłonność i pragnienie ukrzyżowania, ale w rzeczy samej, 
umożliwia je oraz dokonuje jego dzieła. Problem ten wyjaśnia List do 
Galacjan. W jednym miejscu mówi się o krzyżu w związku z odkupie-
niem (Gal. 3,13), w trzech innych miejscach mówi się o krzyżu  w 
związku ze zwycięstwem nad mocą grzechu, mówi się o nim jako o 
mocy, która trzyma w śmierci „ja", „starego człowieka", „ciało" (unie-
możliwia uczynki starej natury), oraz trzyma w śmierci świat. (Zob: 
Gal. 2,20; 5,24; 6,14).

W tekstach tych nasze zjednoczenie (utożsamienie) z Chry-

stusem, z Ukrzyżowanym, nasze zawieranie się w Nim, będące re-
zultatem tego zjednoczenia, wyrażone są jako skutek mocy wyzwo-
lonej w nas i nad nami przez krzyż" (Andrew Murray).

W miarę jak będziemy uczyć się opierania swego życia na do-

konanym dziele Golgoty, Duch Święty wiernie i skutecznie będzie re-
alizował to dzieło w stosunku do „starego człowieka", trzymając go 
dzięki niemu w stanie śmierci, nieaktywności wyrażającej się w „nie 
ja, lecz Chrystus". (Gal. 2,20).

KRZYŻ

Studium tych prawd jest cienką pracą, prawda? Chociaż du-

chowy głód i potrzeba serca są podstawowymi wymogami oświece-
nia i zrozumienia, Duch Święty nieprędko i niełatwo daje wgląd w 
skarby Słowa. "Głębia przyzywa głębię" (Ps. 42,8; BT), Pan musi nas 
przygotować, a nawet wtedy, gdy już zostaniemy przygotowani, trze-

background image

ba wiele czasu poszukiwań, modlitwy, tęsknoty, wielu przeżyć. Praw-
dziwa duchowa rzeczywistość nic przychodzi jednak w inny sposób, 
ale i chwała za to Panu, właśnie w ten!

Praktyka dowodzi, że okres potrzebny dla zrozumienia i przy-

swojenia sobie faktów dotyczących krzyża jest dla dziecka Bożego 
najtrudniejszym i najbardziej bolesnym okresem. Nasz Pan trzyma te 
najżywotniejsze i najlepsze rzeczy w zapasie dla tych, którzy pozna-
ją ich wielką wartość, dla tych, którzy łakną i pragną tego, co najlep-
sze,   co   kryte   w   Panu   naszym,   Jezusie   Chrystusie.   Zrozumienie 
przez wierzącego dwóch aspektów Golgoty stanowi klucz zarówno 
duchowego wzrostu, jak i służby ogarniającej pełnię życia.

„Golgota kryje w sobie tajemnicę wszystkiego, liczy się jednak 

to, czego On tam dokonał. Właśnie to, czego On tam dokonał, staje 
się siłą w życiu chrześcijanina, jeśli tylko przyswaja to sobie przez 
wiarę. Jest to punkt wyjścia, od którego musi się rozpocząć wszelkie 
Boże życic. Nigdy w naszej codzienności nie doświadczymy Chrystu-
sowego zwycięstwa, jeśli nie zostaniemy przygotowani do tego, by li-
czyć na Jego zwycięstwo na krzyżu jako na tajemnicę naszego oso-
bistego zwycięstwa w dniu dzisiejszym. Nie ma dla nas zwycięstwa, 
które by pierwej nie było Jego zwycięstwem. To, przez co my mamy 
przejść, On już wcześniej zdobył; tego, co On wcześniej zdobył dla 
nas, powinniśmy doświadczyć. Początkiem świętego życia jest wiara 
w  ukrzyżowanego   Zbawiciela,   wiara,   która   widzi   w  tym  więcej  niż 
dzieło dokonane za nas. Jest to wiara  człowieka, który utożsamia 
siebie z Chrystusem w Jego śmierci i zmartwychwstaniu".

I właśnie Ojciec nasz przygotowuje każdego z nas do wyraź-

nego   przyjęcia   wiarą   tego   drugiego   aspektu   Golgoty,   którym   jest 
utożsamienie się z Panem Jezusem w Jego śmierci dla grzechu i 
zmartwychpowstania.

W   tym   kierunku   zmierza   Jego   działanie.   Najpierw   musimy 

przyswoić sobie przez wiarę dokonane już dzieło Jego śmierci za na-
sze grzechy, tzn. usprawiedliwienie. Następnie, w tak samo wyraźny 
sposób musimy przyswoić sobie przez wiarę drugi aspekt Golgoty: 
„Wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z Nim ukrzyżowa-
ny" (Rz. 6,6; „Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grze-
chu, a za żyjących dla Boga..." (Rz. 6,11).

Mądra   nasza   wiara,   oparta   o   fakty   Golgoty,   daje   Duchowi 

Świętemu wolną rękę we wprowadzeniu konsekwencji dokonanego 
dzieła krzyża w praktykę naszego codziennego życia. Stanęliśmy na 
gruncie Jego śmierci za nasze grzechy; ten akt wiary pozwolił Du-
chowi Świętemu uwolnić nas od kary za grzechy, pozwolił wnieść 
usprawiedliwienie. Teraz, dostrzegając następną prawdę, następny 

background image

aspekt, mamy stanąć na gruncie wyzwalającej prawdy naszej śmier-
ci z Chrystusem w Jego śmierci dla grzechu. Pozwala to Duchowi 
Świętemu wnieść w nasze życie wolność od mocy, od jarzma grze-
chu – wnieść postępujące uświęcenie. Gdy zaś staniemy wraz z Nim 
w chwale, będziemy na zawsze wolni od obecności grzechu – całko-
wicie uświęceni i otoczeni chwałą.

„Jako nasz Zastępca poszedł On na krzyż sam, bez nas, by 

ponieść karę za nasze grzechy,  lecz jako Przedstawiciel wziął On 
nas z sobą na krzyż i tam, w obliczu Boga, wszyscy razem umarli-
śmy z Chrystusem. Możemy mieć przebaczenie, ponieważ On umarł 
zamiast nas, możemy być uwolnieni, ponieważ my umarliśmy z Nim. 
Boży sposób uwalniania nas, rodu pogrążonego w nieuleczalnej cho-
robie grzechu, polega na pozbyciu się nas w krzyżu Jego Syna, a 
następnie na uczynkach nowego początku poprzez ponowne stwo-
rzenie   nas   w   jedności   z  Nim,   Zmartwychwstałym,   Żyjącym   (2Kor. 
5,17), Duch Święty zaś, gdy tylko z Nim współpracujemy, jest tym 
który wielkie te prawdy uczyni rzeczywistością, treścią naszych prze-
żyć. W ten sposób zatrzymana zostanie zaraza szalejąca w naszych 
sercach, my zaś sami przeobrażeni w podobieństwo Chrystusa".

„Dzięki ukrzyżowaniu wraz z Chrystusem „starego człowieka" 

dokonała się w wierzącym śmierć dla grzechu, został on całkowicie 
uwolniony od mocy grzechu, znalazł się poza jego zasięgiem. Pra-
wo, jakie grzech miał do jego osoby, zostało unieważnione. Jest to 
nieodwołalne postanowienie Bożej łaski. Jednak ten dokonany fakt 
może stać się realną rzeczywistością w codziennym życiu wierzące-
go jedynie wtedy, gdy spocznie na nim jego wiara, która, chwila za 
chwilą, d7ień po dniu, pomimo ataków pokuszenia, pozwala mu li-
czyć na ten fakt, uznawać jego prawdziwość. Wtedy, gdy liczy nań, 
Duch Święty czyni go rzeczywistością, gdy ciągle liczy na ten fakt, 
Duch Święty ciągle go urealnia, ucieleśnia w jego życiu. Grzech nie 
potrzebuje większej mocy nad wierzącym niż ta, którą wierzący daje 
mu przez swoją niewiarę. Jeśli wciąż przejawia on życie dla grzechu, 
to jest to w większości spowodowane faktem, że przestał uważać 
siebie za umarłego dla grzechu" (Ruth Paxon).

Reformacja raz jeszcze postawiła w centrum duchowe naro-

dzenie, bez którego nie może być mowy o jakimkolwiek początku. 
Jednakże wśród wierzących do dnia dzisiejszego brakuje właściwe-
go zaakcentowania potrzeby wzrostu. Nie chodzi bowiem o „zbawie-
nie i niebo". Między zbawieniem a pójściem do nieba jest jeszcze 
wzrost! Cóż to byłby za rodzaj zbawienia, gdyby nasz Ojciec zbawił 
nas od kary za nasze grzechy, a następnie pozostawiał nas samym 
sobie w walce z mocą grzechu? A większość wierzących myśli, że 

background image

tak właśnie jest, zachowuje się jak gdyby On odszedł. Zmagają się i 
starają się zrobić co mogą najlepszego, oczekując w tym Jego po-
mocy. To jest właśnie błąd Galacjan, tak powszechny dzisiaj w krę-
gach nowo narodzonych. Musimy powrócić do podstaw:

1. jesteśmy uwolnieni od kary za grzechy dzięki Jego dokona-

nemu dziełu;

2. jesteśmy uwolnieni od mocy grzechu dzięki Jego dokonane-

mu dziełu. „Usprawiedliwieni... z wiary" (Rz. 5,1; zob. także 
Gal.  3,24).   „W   wierze...   pielgrzymujemy"   (2Kor.   5,72;   „Jak 
więc przyjęliście Chrystusa Jezusa, Pana, tak w Nim chodź-
cie" (Kol. 2,6).

Nie jesteśmy pozostawieni sami sobie w zmaganiach ze starą 

naturą, „starym człowiekiem". Został on pokonany przez Chrystusa 
na krzyżu. Jest to fakt, który musimy uznać, na nim bowiem zbudo-
wana   jest  nowotestamentowa  zasada   i  doktryna   świętości.   Innymi 
słowy, Golgota jest w tej samej mierze fundamentem uświęcenia co i 
usprawiedliwienia. Oba te dary wypływają z tego samego dzieła, są 
dwiema stronami tego samego zbawienia.

Tak   długo,   jak   długo   wierzący   nie   pozna   tego   podwójnego 

aspektu swego zbawienia, najlepsze, co może zrobić, to traktować 
grzech wyznaniem (1Jana 1,9) – to znaczy – dopiero po szkodzie! 
Ale takie traktowanie grzechu odnosi się do kary za produkt, nie do 
źródła. Czyż nie czas, byśmy pozwolili Duchowi Świętemu dotrzeć 
do źródła i odcisnąć ten strumień grzechów zanim zostaną one po-
pełnione? Czyż jest to nieporównywalnie lepsze niż gruzy zniszczeń 
dokonanych przez grzech, choćby wyznany? Gdy wierzący zaczyna-
ją chorować, gdy zaczynają być zmęczeni snuciem roku za rokiem, 
zamknięci w duchowej klatce – grzesząc i wyznając, wyznając i zno-
wu grzesząc – dopiero wówczas gotowi są przyjąć Bożą odpowiedź 
na  rozwiązanie   problemu  źródła   grzechu.  Odpowiadają,  że   to  jest 
śmierć dla grzechu, śmierć „starego człowieka", śmierć, która wynika 
z dokonanego dzieła krzyża.

„Gdy Boże światło po raz pierwszy zaświeci w naszych ser-

cach, wyrywa  nam się najpierw wołanie o przebaczenie, uświada-
miamy sobie bowiem, że dopuściliśmy się wielu grzechów w obliczu 
Boga. Ale kiedy już poznamy przebaczenie grzechów, wówczas robi-
my nowe odkrycie – odkrycie grzesznej natury. Odkrywamy w sobie 
wewnętrzną skłonność do grzechu. To wewnątrz nas jest moc, która 
popycha nas w grzech i kiedy moc ta wymknie się nam spod kontroli, 
popełniamy go. Możemy szukać i otrzymać przebaczenie, ale potem 

background image

grzeszymy znowu. I życie toczy się błędnym kołem – grzech i prze-
baczenie, i znowu grzech, i znowu przebaczenie. Chcemy czegoś 
więcej niż przebaczenia –chcemy wyzwolenia. Potrzebujemy przeba-
czenia za to, co zrobiliśmy, wyzwolenia zaś od tego, jacy jesteśmy".

Liczenie na dokonane na Golgocie dzieło naszej śmierci dla 

grzechu jest jedyną drogą do wyzwolenia. Jest Bożą drogą. Nie ma 
innej. Taką drogą szedł Jezus i dlatego jest ona jedyna. Wiemy już, 
że   nie   trzeba   nic   dodawać   do   dokonanego   przez   Jezusa   dzieła 
usprawiedliwienia. Musimy też wiedzieć i wziąć to sobie do serca, że 
nie trzeba nic dodawać do dokonanego przez Jezusa dzieła wyzwo-
lenia.

Zostaniemy uwolnieni, gdy wejdziemy w Jego przygotowaną 

wolność – inaczej nie możemy nawet marzyć o wolności.

„Wierzący nigdy nie pokona „starego człowieka", choćby na-

wet dysponował mocą o wymiarze nieznanym, jeśli nie pokona go 
dzięki śmierci Chrystusa. Dlatego śmierci Chrystusa nie da się ni-
czym zastąpić. Jeśli krzyż nie stanie się podstawą, w oparciu o którą 
wierzący pokonuje „starego człowieka", to przechodzi on tylko do in-
nej  formy  moralności;   chce  on,  mówiąc  inaczej,   pokonać  „starego 
człowieka" za pomocą jego własnych wysiłków, a ta walka jest, nie-
stety, beznadziejna" (C. Usher).

Marcus   Rainford   nie   kończy   na   stwierdzeniu,   co   jest   Bożą 

podstawą wolności. Pisze on tak: „Spoleganie na dokonanym dziele 
krzyża nie ma być przemijającym doznaniem intelektu w chwili, gdy 
nie atakuje nas pokuszenie; nie ma to być szczęśliwy stan ducha, 
gdy znajdujemy się chwilowo pod wpływem odświeżającego tchnie-
nia Bożej obecności; nie ma to być pochlebstwo własnego serca wy-
ćwiczonego w dobrych uczynkach – żadna z tych rzeczy nie da wie-
rzącemu mocy nad grzechem. Moc ta wyrasta z gruntu śmierci Chry-
stusa dla grzechu. Dlatego teraz on, wierzący, żyje dla Boga w Jezu-
sie Chrystusie, Panu naszym".

„Muszę uznać, że wróg wewnątrz obozu – „ciało", „stara natu-

ra", „ego", „Ja", „stary Adam" – jest uzurpatorem. Przez wiarę muszę 
uważać go za umieszczonego w miejscu, w którym Bóg go umieścił 
– ukrzyżowanego z Chrystusem. Muszę sobie uświadomić, że teraz 
moje życie jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu, że teraz On jest 
moim życiem", (Ian Thomas).

background image

UCZNIOSTWO

Uczniem jest ten, kto ma swój udział w krzyżu. Udział w krzy-

żu prowadzi do społeczności z Panem. Społeczność zaś z Panem to 
właśnie uczniostwo. „Zarówno pojednanie krzyża jak i udział w krzy-
żu zwiastowane być muszą jako warunki prawdziwego uczniostwa". 
„Chrystus   jest   odpowiedzią,   lecz   aby   przygotować   Mu   drogę,   po-
trzebny jest krzyż".

W procesie duchowego wzrostu nasz Pan nie uznaje pośpie-

chu. On jest naszym przewodnikiem (zob. Hebr. 12,2), On prowadzi 
nas krok za krokiem. Zmagamy się, upadamy z powodu własnych 
wysiłków i dzięki temu rodzi się w nas tęsknota za odpowiedzią, za 
rozwiązaniem   problemu   tego   przygnębiającego   niepowodzenia.   W 
końcu nadchodzi czas, kiedy dostrzegamy biblijne prawdy dotyczące 
wyzwolenia   w   krzyżu,   utożsamiania.   One   budzą   w   nas  potrzebny 
głód wejścia do wolności, do współuczestnictwa z Odpowiedzią – z 
naszym zmartwychwzbudzonym Panem Jezusem.

„Nic nie oddzieli nas dla Boga, nic nie jest w stanie uczynić 

nas   świętymi   prócz   krzyża   działającego   w   nas,   albowiem   krzyż   i 
krzyż   jedynie   może   zadać   śmierć   wszystkiemu,   co   przeszkadza 
świętości" (C. Watt).

„Podłożem wszelkiej owocnej pracy na rzecz zgubionej duszy 

jest wewnętrzny impuls, podłożem tego impulsu jest Duch Święty, 
który odtwarza w nas Chrystusa, znakiem zaś tych obu jest krzyż, 
którego   konkretna   rzeczywistość   musi  zaistnieć  w   naszym   życiu   i 
zdominować   je.   Wtedy  dopiero   możemy   być   przydatni   do   służby" 
(J.E. Conant).

Nigdy nasz Pan Jezus nie wyrażał się w sposób bardziej jasny 

i stanowczy niż wtedy, gdy wspominał uczniostwo. „I powiedział do 
wszystkich: Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego 
siebie i bierze  krzyż  swój  na siebie  codziennie  i naśladuje  mnie". 
(Łuk.  9,23).   „Kto   nie   dźwiga   krzyża   swojego,   a  idzie   za   mną,   nie 
może być uczniem moim" (Łuk. 14,2). Przyczyna tych słów Jezusa 
jest prosta: „stary człowiek" nie może i nie będzie Go naśladował, 
wzięcie zaś krzyża zadaje śmierć „staremu człowiekowi" i rodzi nowe 
życie w Chrystusie Jezusie.

Uczniem jest człowiek uwolniony od starego i wolny do nowe-

go.   Mówiąc   inaczej,   biblijnie:   „...uważajcie   siebie   za   umarłych   dla 
grzechu, a za żyjących dla Boga..." (Rz. 6,11). Z tego powodu Pan 
Jezus wyraźnie stwierdza, iż każdy musi wziąć swój krzyż. Jest to 
warunek   konieczny.   Zastanówmy   się   teraz   nad   praktyczną   stroną 

background image

tego zagadnienia, nad tym „jak" zrealizować tę prawdę w życiu.

Powiedzmy   sobie   najpierw,   „jak"   nie   należy   brać   krzyża: 

„Chrześcijanie muszą zrozumieć, że niesienie krzyża nie odnosi się 
do prób, doświadczeń, które nazywamy krzyżami. Niesienie krzyża 
odnosi się do codziennego poddawania życia, do codziennego umie-
rania „starego człowieka", które musi nas cechować w takim samym 
stopniu, w jakim cechowało Pana Jezusa. Tak rozumianego krzyża 
potrzebujemy nawet bardziej wtedy, gdy nam się wiedzie, niż wtedy, 
gdy   doznajemy   niepowodzeń.   Bez  tak   rozumianego   krzyża   pełnia 
błogosławieństwa z niego wypływająca nie może zostać przed nami 
odkryta" (Andrew Murray).

„Obyśmy już nareszcie przestali mylić pojęcie „krzyży" z poję-

ciem „krzyża". Czasem wierzący rozczulają się nad sobą i powiada-
ją: „Muszę wziąć swój krzyż i podążać za Jezusem".

Gdybyśmy chcieli zagubić nasz obraz „krzyża" w Jego krzyżu, 

wówczas Jego krzyż stałby się naszym krzyżem, Jego śmierć naszą 
śmiercią,   Jego   grób   naszym   grobem,   Jego   zmartwychwstanie   na-
szym zmartwychwstaniem, Jego zmartwychwzbudzone życie naszą 
nowością życia". Nie, wzięcie na siebie krzyża nie oznacza dźwiga-
nia ze stoickim spokojem ciężarów, niewygód, chorób, przykrych sy-
tuacji, nieznośnych stosunków. Przeżywanie którejkolwiek z tych rze-
czy nie jest niesieniem krzyża. Niesienie krzyża może, ale nie musi 
pociągać za sobą tych rzeczy. Rzeczy te nie tworzą krzyża, nie z 
nich krzyż jest zbudowany.

Krzyż wierzącego to krzyż Golgoty, ten sam, na którym został 

on wraz z Chrystusem ukrzyżowany (Gal. 2,20)'. Tam, na Golgocie, 
zostało podpisane i przypieczętowane krwią Baranka obwieszczenie 
wiecznego  wyzwolenia.  Tak, tam każdy wierzący  jest uwalniany z 
wszelkiej niewoli, nie każdy jednak wierzący świadom jest tej wyzwa-
lającej prawdy.

Smutny   to   fakt,   ale   jedynymi   wierzącymi   zainteresowanymi 

wolnością nie są ci, którzy tulą się do swoich kajdan, ale ci, którzy 
ich nienawidzą. „Prawdą jest, że umysł potyka się o krzyż. Niechęć 
do  krzyża   ma   swe   źródło   wewnątrz  nas,   jest  to  niechęć  zarówno 
grzesznika, jak i świętego. Poselstwo bowiem krzyża chętnie przyj-
mują tylko ci, którzy pragną wolności od niewoli swoich grzechów, 
którzy łakną i pragną Bożej sprawiedliwości w doświadczeniach dnia 
codziennego". Wielkie musi być zaiste to łaknienie, skoro Norman 
Douty tak pisze: „Bożą drogę (która wiedzie przez Golgotę) do du-
chowego wyzwolenia dziecko Boże musi przebyć z takim samym ża-
rem potrzeby, z taką samą determinacją, z jaką zgubiony grzesznik 
przebywa Bożą drogę do zbawienia".

background image

Kiedy  wierzący   zobaczy   krzyż   takim   jaki   on   jest,   że   jest   to 

miejsce   jego   śmierci,   zaczyna   wahać   się,   czy   wybrać   ten   rodzaj 
współuczestnictwa. Nasz Pan Jezus dobrze to rozumie... Nie ma jed-
nak innej drogi, nie ma dlatego, że On w imieniu nas wszystkich do-
konał dzieła właśnie w taki sposób. Z tego powodu pozwala On na-
szej potrzebie wywierać na nas swój nieubłagany nacisk tak długo, 
aż w końcu, pokonani, skłonimy się ku tej nieuniknionej drodze życia.

Gdy nasz „stary człowiek" stanie się dla nas nie do zniesienia, 

gdy   znienawidziliśmy   swoje   życie,   jak   mówi   Ewangelia   Łukasza 
14,26,   dopiero   wówczas   będziemy   gotowi   wziąć   na   siebie   swój 
krzyż. Ogromny ciężar „starego człowieka" i głód bycia takim jak On, 
czyni funkcję krzyża – ukrzyżowanie – pociągającą.

Długie, wyniszczające lata nędznej niewoli czynią wolność w 

Panu Jezusie bezcenną –jej koszt staje się dla nas niczym! Zaczyna-
my dzielić (pomyśl o tym!)  postawę  naszego  Pana Jezusa – „Za-
miast   doznać   należytej   Mu   radości".   Pan   Jezus   „wycierpiał   krzyż 
(Hebr. 12,2) – i postawę Apostoła Pawła – „...Niech mnie Bóg ucho-
wałabym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana na-
szego Jezusa Chrystusa" (Gal. 6,14). „Taką niech będzie wasza po-
stawa względem siebie, jaka była w Chrystusie Jezusie" (Flp. 2,5; za 
oryginałem ang.).

Krzyż staje się naszą chlubą, naszą wolnością od wszystkie-

go, co nas zniewala, co mogłoby trzymać nas z dala od społeczności 
z naszym zmartwychwzbudzonym Panem. Bierzemy go na siebie – 
nasze wyzwolenie, nasze osobiste, dokonane w Chrystusie dzieło. 
Długo i cierpliwie zachowywał je dla nas Duch Święty. Wyzwolenie to 
żyło najpierw w sferze naszej nadziei, w kapitale naszej ufności, te-
raz zaczynamy oglądać jego rzeczywistość.

Teraz kilka słów o tym, jak mamy brać na siebie i nieść swój 

krzyż. Bierzemy go ostatecznie przygotowani przez nasze potrzeby, 
świadomi, że nasza niewola została zniesiona w Chrystusie na Gol-
gocie. Biorę krzyż z radością i chętnie, przyjmuję wiarą w niewzru-
szone biblijne fakty dokonane już na Golgocie dzieło mego wyzwole-
nia.   Uważam   siebie   za   umarłego   dla   grzechu,   a   za   żyjącego   dla 
Boga w Chrystusie. Na tym polega wzięcie krzyża. Biorąc krzyż w 
ten sposób odkryjemy jego rzeczywistość w codziennym naszym ży-
ciu.   Dzięki   wierze   bowiem   Duch   Święty   wnosi   dokonane   dzieło 
śmierci w nasze życie dotykając nim całości starej natury, która jest 
w ten sposób trzymana w śmierci –w śmierci Golgoty. Jeśli zaś od-
wracamy się od tych prawd, jeśli zaczynamy polegać na czymkol-
wiek lub kimkolwiek innym, włączając w to samych siebie, zostaje 
uwolniony z krzyża nasz „stary człowiek", aktywny i zniewalający nas 

background image

jak zawsze. Musimy więc ciągle trzymać się wiarą dokonanego już 
dzieła krzyża, musimy żyć w wierze w to, co dokonało się za nas i z 
nami   na   Golgocie.   Na   tym   polega   chodzenie   wiarą,   którego   Pan 
nasz uczy nas z całą cierpliwością.

Adolf Saphir napisał: „Wąska ścieżka, która zaczyna się krzy-

żem – „umarliśmy z Chrystusem" a kończy chwałą Pana Jezusa, jest 
tą ścieżką, na której sam Pan zbliża się i idzie ze swymi uczniami. 
„...Żyje we mnie Chrystus". Pan żyje w nas jako jedyne źródło życia. 
Stare „ja" nie ma żadnego wkładu w chrześcijańskie życie i służbę. 
Nie jest ono w stanie poddać się Bożym celom. Cząstką mu przyzna-
ną jest śmierć. W naszym życiu nie ma miejsca na służbę dwóm pa-
nom. Jeśli jesteśmy w posiadaniu starego „ja", nie możemy być w 
posiadaniu   Chrystusa,   ale   jeśli   z   radością   chwytamy   się   wielkich 
prawd odkupienia – „Z Chrystusem jako ukrzyżowanym", wówczas 
Chrystus przez Ducha Swego zaczyna przejawiać w nas życie. Za-
czyna  On przewodzić  nam jako Swoim niewolnikom (uczniom) na 
ścieżce Swojego triumfu".

PROCES UCZNIOSTWA

W podobieństwie o siewcy ziarno „...które padło na dobrą zie-

mię  oznacza  tych,  którzy  szczerym  i  dobrym sercem usłyszawszy 
słowo,   zachowują   je   i   w   wytrwałości   wydają   owoc"   (Łuk.   8,15). 
Wzrost   przebiega   zawsze   według   zasady   „najpierw   trawa,   potem 
kłos, potem pełne zboże w kłosie" (Mar. 4,29). Dlatego „...rolnik cze-
ka wytrwale na cenny plon ziemi, dopóki nie spadnie deszcz wcze-
sny i późny" (Jak. 5,7). Jasno wyrażają to słowa: „kto wierzy, nie bę-
dzie się śpieszył" (Iz. 28,16).

Okres wzrostu był dla większości z nas okryciem długim. Roz-

wój przebiegał od malutkiej zielonej trawki do „pełnego zboża w kło-
sie". Jakże wielu, osiągnąwszy pewność zbawienia poprzestaje na 
chrześcijańskiej przyzwoitości, przynajmniej wtedy, gdy obracają się 
w kręgach kościelnych. My jesteśmy jednak skłonni mówić o wierzą-
cym, którego Bóg traktuje na kształt ziarenka pszenicznego zawiera-
jącego w sobie życie, okrytego bardziej lub mniej połyskliwą, złocistą 
powłoczką i umieszczonego na wysokim źdźble w społeczności z in-
nymi, podobnymi mu, ziarenkami kłosu. Stan takiego ziarenka jeśli li 
tylko jest w stadium, nie jest to cel. I – jak zwykle, młody wiek – może 
to być niebezpieczne stadium. Jest to stadium, w którym „ziarenko" 
szuka „zasłużonego" odpoczynku, wygrzewa się bezczynnie w spo-
łeczności spotkań, klas biblijnych itp., itd. Jest to stadium lekceważe-

background image

nia lub zapominania o bólu zmagań, o bólu wzrostu maleńkiej zielo-
nej „trawki", która, pracując w trudzie nad kształtem swej dojrzałości, 
oczekuje pomocy i zachęty.

Stan ziarenka w kłosie jest, owszem, wygodny lecz kosztow-

ny, przytulny lecz jałowy. „Ziarno zboża może być piękne, ale jest 
twarde. Zalążek zamknięty jest w jego skorupie i nic może się wydo-
stać. Dlatego ziarno takie nic z siebie nie wydaje. Jest to przyczyna, 
dla której tak wielu chrześcijan, a nawet kaznodziejów, jest bezowoc-
nych. Tylko pojedyncze osoby, to tu, to tam, są ratownikami dusz. 
Dopóki ziarno nie wpadnie w ziemię, dopóty nic się nie dzieje. Po-
grzebane   zaś   ziarno   umiera,   wtedy   jego   twarda,   zewnętrzna   po-
wierzchnia   mięknie   i   gnije,   aby   stać   się   pokarmem   dla   młodego 
pędu, który w innym wypadku umarłby powodując nieurodzaj w plo-
nach. Trzeba uznać się za umarłego dla twardej, zimnej, pełnej ego-
izmu starej natury. Dopiero wtedy zmiękczający wpływ Ducha może 
działać na rzecz przygotowania wierzącego do służby Bogu. Wielu 
chciałoby wykonywać dzieła Boże, nie są jednak w stanie, ponieważ 
życiem ich rządzi „ciało".

Ojciec nasz wszystko to rozumie i dlatego bierze inicjatywę w 

swoje ręce. Zasiewa On w naszych sercach niezadowolenie, poka-
zuje, że życie chrześcijańskie to coś więcej niż osiągnięcie pewności 
zbawienia i aktywność dla Jego sprawy. Pan staje się głównym inży-
nierem  naszej przemiany z cielesnych  chrześcijan   w  owocujących 
dla społeczności uczniów. Z niezliczonej ilości dróg wybiera On tę 
najlepszą dla każdej jednostki, tę najskuteczniejszą dla jej przemia-
ny. W jego rękach nie ma miejsca na strach, jest miejsce na wol-
ność.

„Często spotykamy chrześcijan promiennych i bystrych, moc-

nych i sprawiedliwych, ale – w rzeczy samej – trochę za promien-
nych, trochę za bystrych. W ich promienności wydaje się być tak wie-
le   ich   samych,   ich   własnej   mocy.   Ich   własna   sprawiedliwość   jest 
szorstka i pełna krytycyzmu. Wyposażeni są we wszystko, co mogło-
by zrobić ich świętymi oprócz... ukrzyżowania. Krzyż bowiem formuje 
ludzi o ponadnaturalnej delikatności i bezgranicznym miłosierdziu w 
stosunku do innych. Jeśli jednak są naprawdę wybrani, Bóg ma dla 
nich prasę! Ma tłocznię jak do wina, która ich pewnego dnia zgniecie, 
która   obróci  żelazną   twardość  ich   natury  w  łagodną   miłość,   którą 
Chrystus wnosi zawsze na koniec uczty".

„Inne   podobieństwo   podał   im,   mówiąc:   Podobne   jest   Króle-

stwo   Niebios  do   człowieka,   który  posiał  dobre   nasienie   na   swojej 
roli... Ten, który sieje dobre nasienie to Syn Człowieczy. Rola zaś, to 
świat, a dobre nasienie, to synowie Królestwa" (Mat. 13,24.37-38). 

background image

Pan   żniwa  sieje,  grzebie   chrześcijan   jako   ziarna  w  roli,   którą   jest 
świat.

Patrząc   na   cierpliwą,   pełną   poświęcenia   pracę   Gospodarza 

ziarno zboża, wyniesione na wysokim źdźble, zaczyna się obawiać 
złożenia go w spichlerzu, tęskni za wydaniem „obfitego owocu" (J. 
12,24). Zaznacza się tu Boża motywacja uczniostwa – ten charakte-
rystyczny dla synów głód serca, głód przynoszenia owocu. Wierzący 
zaczyna w końcu prosić Pana, aby uczynił go owocnym za wszelką 
cenę i wówczas słyszy Go mówiącego; „Zaprawdę, zaprawdę powia-
dam  wam,  jeśli  ziarno  pszeniczne,   które  wpadło  do  ziemi  nie  ob-
umrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc 
wydaje" (J. 12,24).

„...kto by utracił duszę swoją dla mnie i dla ewangelii, zachowa 

ją" (Mk 8,35). W tej pełnej miłości odpowiedzi na głód serca Duch 
Święty cicho i delikatnie zaczyna rozluźniać wygodne więzy pokar-
mowe między ziarnem a kłosem. „Gdy zaś owoc dojrzeje, wnet się 
zapuszcza sierp, bo nadeszło żniwo" (Mk 4,29). W rezultacie, wcze-
śniej czy później, ziarno pszeniczne odnajdzie się nie wysoko, w kło-
sie, ale wrzucone w ziemię, w zimną i nieprzyjemną ciemność. A co 
gorsza, ziemia brudzi i rani jego połyskliwą, złocistą otoczkę. Najgor-
sze zaś jest to, że otoczka zaczyna się psuć i rozpadać na kawałki. 
Wszystko, co niechrystusowe, choćby nie wiem jak miłe w wejrzeniu 
i w praktyce, zostaje objawione takim, jakim jest – jako stara natura.

Odzieranie posuwa się dalej, posuwa się aż do zalążka życia, 

posuwa się tak daleko, aż nie pozostanie już nic prócz Chrystusa, 
który jest naszym życiem – odzieranie to posuwa się aż do śmierci 
starej natury. Cierpliwości, ziarenko pszeniczne! „Choćby mnie zabił 
Wszechmocny – ufam..." (Job 13,15; BT).

„Jeśli nie padnie w ziemię i tam nie obumrze...
Czy „wiele owocu" tylko tę ma cenę?
Czy trzeba ziarno grzebać w czarną, zimną ziemię
Pozbawiając je piękna i radości lata?
On grzebie swoje ziarna w czarnej, zimnej ziemi
On do społeczności głębokiej, wzajemnej,
Wzywa tych, co podzielą gorzki Jego kielich
Co podzielą go z pieśnią zwycięstwa na ustach
Jeśli nie padnie w ziemię i tam nie obumrze...?
Ale jakież żniwa w dniach, które nadchodzą!
A kiedy pola staną pełne złotych kłosów
I ty swój dział odnajdziesz w czasie Święta Zbiorów.
Tobie, co „tracisz życie", dajesz mu „umierać",

background image

Odnajdując w traceniu swoje życie nowe,
Tobie odsłoni Chrystus swoją twarz – doczekasz,
Jego chwała najwyższa odpocznie na tobie...".

Kiedy wierzący bierze na siebie swój krzyż uczniostwa, rozpo-

czyna   się   proces  śmierci   „starego   człowieka".   Uczeń   odkrywa,   że 
jest ziarnem zasianym przez Syna, zasianym w domu, w biurze, w 
szpitalu, w kościele, w  gminie lub na stacji  misyjnej.  Kimkolwiek i 
gdziekolwiek jest, musi dokonać się w nim śmierć, za którą podąża 
zmartwychwstanie. „Zawsze bowiem my, którzy żyjemy, dla Jezusa 
na śmierć wydawani bywamy, aby i życie Jezusa w śmiertelnym cie-
le naszym się ujawniło. Tak tedy śmierć wykonuje dzieło swoje w 
nas, a życie w was" (2Kor. 4,11-12). Wniknijmy głęboko w tę prawdę, 
że sam Chrystus, umiłowany Syn Ojca, nie mógł wejść do chwały 
Niebios, zanim najpierw nie wydał Siebie na śmierć. Prawda ta, kie-
dy zostanie przed nami odkryta, pomoże nam zrozumieć, dlaczego 
Jego życie nie może się uzewnętrznić w nas i przez nas. Uzewnętrz-
ni się ono dopiero wtedy, gdy w każdym czynie i każdego dnia pod-
dawać się będziemy śmierci dla grzechu, dla „starego człowieka", dla 
zakonu i dla świata trwając w ten sposób w nieprzerwanym współ-
uczestnictwie uczniostwa z naszym ukrzyżowanym i zmartwychwsta-
łym Panem.

Wszystkie poznane przez nas prawdy o krzyżu,  prawdy za-

warte w naszym podobieństwie do ziarna pszenicznego, które po to 
wpada w ziemię, aby umrzeć – wszystkie one są przygotowaniem do 
zwycięskiego życia. Prawdy te są podstawą takiego życia, są jego 
fundamentem.

ODPOCZNIENIE

„A tak pozostaje jeszcze odpocznienie dla ludu Bożego. Kto 

bowiem wszedł do odpocznienia Jego, ten odpoczął od dzieł swoich, 
jak Bóg od swoich. Starajmy się tedy usilnie wejść do owego od-
pocznienia..." (Hebr. 4,9-11). Wiele darzących życiem prawd Słowa 
Bożego składa się z dwóch nierozerwalnie z sobą związanych czę-
ści, „starania się" i „odpocznienie". „Starajmy się tedy usilnie wejść 
do owego odpocznienia".

„Staranie się" związane jest z odkrywaniem i dochodzeniem 

do zrozumienia prawd odnoszących się do naszych potrzeb. W pro-
cesie tym czeka nas wiele zmagań, wiele poszukiwań, jest to czas 
usilnych próśb i udręk czekania.

background image

Większość tej drogi przebywa się lub brnie w wysiłku pochwy-

cenia prawdy, ogarnięcia jej, wejścia w jej rzeczywistość. Wszystko 
to nie jest bez znaczenia. Jest to potrzebne. Nie jest to jednak klucz; 
który otwiera drzwi rzeczywistości – odpocznienie jest kluczem do 
wejścia w odpocznienie!

Dzięki   ważnemu,   choć   wyczerpującemu   procesowi   „starania 

się" dochodzimy do zrozumienia potrzebnych nam prawd,  stajemy 
się pewni faktów, uświadamiamy sobie, co jest nasze w Panu Jezu-
sie Chrystusie. Ale pochwycenie, przyswojenie sobie i odpocznienie 
w odkrytej rzeczywistości opiera się na wierze, nie na staraniu się, 
nie na uczynkach. Słowo Boże mówi, że mamy oprzeć się i liczyć na 
to, co jest prawdą o nas dzięki Niemu i w Nim, jak to wyraził prorok 
Izajasz: „...w ciszy i zaufaniu będzie wasza moc" (Iz. 30,15). Słowo 
Boże mówi też, byśmy w ciszy, lecz wytrwale wznosili wzrok swój ku 
Ojcu, byśmy w ufności i z dziękczynieniem przyjęli od Niego to, co 
dał nam w swoim Synu. „Wszystko to czeka na Ciebie, byś dał im 
pokarm w swym czasie. Gdy im udzielasz, zbierają; gdy rękę swą 
otwierasz, sycą się dobrami" (Ps. 104,27-28; BT).

Norman Grubb dzieli się trafnym spostrzeżeniem na temat za-

sady starania się (uczynków) i odpocznienia: „Weźmy na przykład 
naukę języka obcego. Stajesz wobec szeregu „hieroglifów", zewsząd 
dochodzi cię mieszanina niezrozumiałych dźwięków, które nie zna-
czą dla ciebie absolutnie nic. Wiesz jednak, że to jest język, którego 
można się nauczyć. Więcej, podjąłeś postanowienie, że się go na-
uczysz. To jest właśnie pierwszy szczebel w drabinie wiary. Choćby 
szczebel ten był słaby i chwiejny, w sercu swoim wierzysz, że mo-
żesz nań wejść. Gdybyś nie wierzył, nie przyszłoby ci nawet na myśl, 
żeby to zrobić. A więc zacząłeś. Zmagasz się. Kujesz. Wiele razy 
opuszcza cię wiara, odwaga zawodzi, umysł jest znużony, serce sta-
je się ociężałe i prawie się poddajesz, ale nie zupełnie. Poddanie się 
jest nieprzebaczalnym grzechem wiary. Posuwasz się więc dalej. Mi-
jają miesiące. Wydaje ci się, że to wszystko wchodzi jednym uchem 
a uchodzi drugim. Ale w końcu – okres czasu zależy oczywiście od 
stopnia trudności języka oraz od zdolności i pracowitości ucznia – 
stał się „cud"! Przychodzi dzień, nieoczekiwany, w którym to, czego 
szukałeś, znalazło cię!; to, co starałeś się pochwycić, pochwyciło cię; 
zaczynasz posługiwać się nowym językiem, myśleć jego kategoria-
mi,   słuchać   go!   To,   co   było   kiedyś   mieszaniną   niezrozumiałych 
dźwięków, stało się w twym umyśle uporządkowanym językiem!

Podobnie jest z duchową pracą wiary. Przychodzi taka chwila, 

kiedy wiemy, kiedy już rozumiemy. Zanika wtedy ślad wysiłku i pra-
cy. Wiara jako taka przestaje być wyczuwana i rozpoznawana. Staje 

background image

się ona jakby rzeką gubiącą się w morzu obfitości. Jeśli kiedyś wie-
dzieliśmy, że jesteśmy dziećmi Bożymi dzięki wewnętrznej pewności, 
dzięki świadectwu Ducha poświadczającego duchowi naszemu, tak 
teraz wiemy, że „stary człowiek" jest ukrzyżowany z Chrystusem, że 
„nie żyję już ja, lecz żyje we mnie Chrystus" jako moje trwałe życie, 
że duch z Duchem stopił się w jedno, latorośl została wszczepiona w 
krzew winny, członek złączony z ciałem, problem „trwania w Chrystu-
sie" stał się czymś tak naturalnym jak oddychanie".

Dzięki Bogu za potrzebę, która nie pozwala, aby głód serca 

nie został zaspokojony w Nim. Musimy pamiętać o podstawowej za-
sadzie życia duchowego, o tym, że Bóg objawia duchowe prawdy tyl-
ko po to, by wyjść naprzeciw duchowym potrzebom. Jakże wielu za-
trzymuje się w stadium nowego narodzenia – „Jako odrodzeni nie z 
nasienia   skazitelnego,   ale   nieskazitelnego,   przez   Słowo   Boże..." 
(1Ptr. 1,23) – nie dochodząc do poznania i przeżycia słów: „...odro-
dził nas... przez zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa ku dziedzictwu 
nieznikomemu..." (1Ptr. 1,3-4; BW).

W ciągu lat odczuwania głodu wierzący odkrywa, że przebył 

długą drogę, że mocno przeżył każdy jej odcinek. Taka jest rzeczywi-
stość wiary ugruntowanej na faktach słowa. „Im lepiej wchodzimy w 
wiarę,  w obiektywną prawdę – tzn. w to, co jest prawdą o nas w 
Chrystusie – tym głębsza, tym bardziej odczuwalna i praktyczna do-
kona się w nas samych przemiana, tym doskonalszy będzie przejaw 
duchowego owocu w naszym życiu i charakterze". (C.H.M.)

Zaiste długą przebywamy drogę wiarą stawiając krok za kro-

kiem: najpierw odpocznienie wiary odnośnie usprawiedliwienia, po-
tem odpocznienie wiary odnośnie przyjęcia, następnie odpocznienie 
wiary odnośnie naszej pozycji w Chrystusie Jezusie, aż w końcu od-
pocznienie wiary odnośnie naszego utożsamienia się z Chrystusem 
w Jego śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu. Za każdym 
krokiem postawionym w odpocznieniu wiary, podąża krok następny. 
Zawsze jednak trzeba postawić ten pierwszy, aby móc odpocząć na 
następnym.

Nie będzie przesadą, jeśli powiemy, że zanim wierzący nie zo-

stanie mocno utwierdzony w słowach Listu do Rzymian, rozdziałów 
1-5, jeśli nie przejdzie ich ,,krok za krokiem", nie może, nie jest w 
stanie wejść i spocząć na prawdach rozdziałów 6-8. choćby uczest-
niczył w nie wiem ilu spotkaniach, konferencjach, choćby przez) i nie 
wiem ile tak zwanych przebudzeń.

„Dr James of Albany, mąż, który setki wierzących wprowadził 

w   zrozumienie   głębszych   prawd,   stwierdził,   że   „niedomaganie   w 
wyższym stadium chrześcijańskiego życia spowodowane jest niewła-

background image

ściwym zrozumieniem i przyjęciem ewangelii zbawienia w jej podsta-
wowych zasadach". Rzadkością jest zdolność nauczania, albowiem 
w większości przypadków nauczający ograniczeni są do wykładania 
„pierwszych  zasad nauki  Bożej". Są w stanie wyjść  niewiele   dalej 
poza podstawowe fakty dotyczące nowego narodzenia. Nie można 
zaś zgłębić życia duchowego, jeśli się go nie ma! Jeśli fundamenty 
nie są położone właściwie, mur będzie krzywy, nie stanie żadna od-
powiedzialna budowla! Brak właściwego zrozumienia, właściwej oce-
ny cudu pełnego zbawienia w Chrystusie otwiera drzwi wszelkiemu 
rodzajowi nierównowagi, powodując przewlekle rozczarowanie i nie-
powodzenie" (J.C. Metcalfe).

Wierzący potrafią często ufać Bogu, ale tylko co do prawd wy-

nikających z ich pierwszej potrzeby, tylko na tyle, aby prześlizgnąć 
się po łasce w sferę zakonu. W swoim życiu i służbie oni chcą być 
twórcami jakiejś szczególnej prawdy, podczas gdy. otrzymawszy po-
znanie prawdy, powinniśmy na niej spocząć, powinniśmy Bogu pozo-
stawić jej tworzenie.

„W praktyce codziennego życia zdarza się często, że już po 

zrozumieniu prawdy o naszym wyzwoleniu dzięki śmierci z Chrystu-
sem, „stary człowiek" jawi się żywszy niż kiedykolwiek indziej! Bóg 
chciałby,  byśmy  właśnie  wtedy mocno  oparli się  o Jego napisane 
Słowo i na nim odpoczęli. Albowiem im wyraźniej „stary człowiek" zo-
stanie nam objawiony, tym lepiej rozumiemy potrzebę poddania się 
krzyżowi.   Pamiętajmy,   że   to   Duch   Święty   odsłania   nam   „starego 
człowieka". To On wskazuje, że jedynie na krzyżu można z nim się 
rozprawić.   Do   nas   należy   poddać   swoją   wolę,   stanąć   po   stronie 
Boga   przeciwko   samemu   sobie.   Duch   Święty   zada   wtedy   śmierć 
krzyża wszystkiemu, co jest Mu przeciwne, aby prawda stała się rze-
czywistością, że my, którzy jesteśmy Chrystusowi, ukrzyżowaliśmy 
nasze ciała wraz z ich namiętnościami i żądzami. (Gal. 5,24).

„Wiara, która sięga i bierze z ręki Ojca, łączy w sobie dwa eta-

py. Nie wolno nam się poddawać tylko dlatego, że etap zmagań i 
pracy nie kończy dzieła. „Według wiary twojej niech ci się stanie". 
Zapamiętajmy,  że wiara  zaczyna  się od pracy („Starajmy się tedy 
usilnie   wejść   do   owego   odpocznienia,   aby  nikt   nie   upadł   idąc   za 
przykładem nieposłuszeństwa" – Hebr. 4,11) lub walki („Staczaj do-
bry bój wiary, uchwyć się żywota wiecznego, do którego zostałeś po-
wołany i złożyłeś dobre wyznanie wobec wielu świadków" – 1Tym. 
6,12), kończy zaś i udoskonala w odpocznieniu" („Albowiem do od-
pocznienia wchodzimy my, którzy uwierzyliśmy,  zgodnie z tym jak 
powiedział..." – Hebr. 4,3). Innymi słowy, pierwszym etapem wiary 
jest zawsze praca. Drugim odpocznienie. Najpierw rozgrywa się wal-

background image

ka o jakąś prawdę lub obietnicę, której nie potwierdza nasze osobi-
ste doświadczenie. Walka ta angażuje nas – naszą wolę, serce i ro-
zum – w wyznawanie naszej prawdy za naszą, za nas dotyczącą. 
Nie powinniśmy wtedy zniechęcać się, jeśli na razie nie dostrzegamy 
urzeczywistnienia się tej prawdy w naszym życiu. Ufajmy. Dokonany 
fakt naszej śmierci dla grzechu nie od razu staje się rzeczywistością 
w pełni, nasze życie dla Boga nie od razu jest dorosłe. Jeśli więc 
Bóg powiedział, że mamy przyjąć daną prawdę wiarą, że należy ona 
do nas, uwierzmy i wyznawajmy. Być może tysiąc razy wiara zosta-
nie atakowana i upadnie, niewiara powie „nonsens" i zada kłam wy-
znaniu wiary; ale praca wiary, bój wiary oznacza, że rozważnie po-
wracamy do ataku.

Znów zdobywamy się na wiarę, znów wyznajemy prawdę lub 

obietnicę. Trwamy w tym. Jeśli w ten sposób wstępujemy w ślady 
tych, którzy „przez wiarę i cierpliwość dziedziczą obietnicę, zaistnieje 
w nas nowa, Boża rzeczywistość. Duch Święty będzie współdziałał z 
naszą wiarą. Działa On zresztą przez cały czas, choć Go nie widzi-
my. W końcu naszej wierze przydana będzie pewność, pracę zastąpi 
odpocznienie.   Osiągniemy  upragniony   cel   –   spełnienie   wiary".   (N. 
Grubb).

„Prawdziwą aktywnością jest ta, która wypływa z odpocznienia 

i której ono towarzyszy. Tylko wtedy, gdy wiemy co to znaczy „trwać 
w uciszeniu", jesteśmy gotowi „iść naprzód".

„Uważajmy, byśmy szukając błogosławieństwa nie wypadli z 

odpocznienia duszy. Bóg nie może działać, gdy jesteśmy niespokoj-
ni, gdy niepokoimy się, choćby nawet o duchowe życie. Uchwyćmy 
się przeto Jego Słowa i Jemu pozostawmy Słowa wypełnienia".

POMOC

Większość   z   nas   chciałaby   się   zatrzymać   w   obliczu   tych 

prawd i prosić Boga o pomoc. Otóż Bóg nam nie pomoże. On doko-
nał dzieła zbawienia, lecz nie przyjmie go za pas. Podobnie nie za-
mierza On pomagać nam w chrześcijańskim życiu.

Niedojrzałość uważa Pana Jezusa za pomocnika. Dojrzałość 

zna Go jako życie samo w sobie. Dr J.E. Conant napisał: „Chrześci-
jańskie życie to nie nasze życie z pomocą Chrystusa, to Chrystus ży-
jący Swym życiem w nas. Dlatego ta część naszego życia, która nie 
jest Jego życiem, nie jest życiem chrześcijańskim; ta część naszej 
służby,   która  nie  jest   Jego   służbą,   nie  jest  służbą  chrześcijańską. 

background image

Wszelki przejaw takiego życia i takiej służby ma ludzkie, naturalne 
źródło. Życie zaś chrześcijańskie i chrześcijańska służba ma źródło 
ponadnaturalne,   duchowe".   Paweł   dodaje:   „Dla   mnie   życiem   jest 
Chrystus"   (Flp.   1,21)   oraz:   „Wszystko   mogę   w   tym,   który   mnie 
wzmacnia, w Chrystusie" (Flp. 4,13).

William R. Newell mówi, że „wielkim fortelem szatana jest za-

pędzanie szczerych dusz z powrotem do błagania Boga o to, co we-
dług słów samego Boga, zostało już dokonane!" Przypomnijmy sobie 
nasze   nowe   narodzenie.   W   pewnym   momencie   musieliśmy   wyjść 
ponad etap „pomóż" i dziękować Bogu za to, czego dokonał On już 
ze względu na nas. Bóg nigdy nie odpowie na modlitwę z prośbą o 
pomoc w usprawiedliwieniu. Ta sama zasada dotyczy chrześcijań-
skiego życia. Nasz Pan, Jezus czeka aż pozwolimy Mu być wszyst-
kim w nas i działać we wszystkim przez nas. „Gdyż w Nim mieszka 
cieleśnie cała pełnia Boskości i (mamy) pełnię w Nim" (Kol. 2,9-10).

Ciągłe proszenie o pomoc jest dowodem naszej nieufności w 

stosunku do Boga. Nie oddajemy przez to należnej Mu czci. Jak mo-
żemy prosić o pomoc Boga, który „zaspokoi wszelką potrzebę (na-
szą) według bogactwa swego w chwale w Chrystusie Jezusie". (Flp. 
4,19)?   Jesteśmy   odpowiedzialni   za   to,   by   dostrzegać   w   Słowie 
wszystko to, co jest nasze w Chrystusie, a następnie dziękować Mu 
za to wszystko i ufać Mu z tym wszystkim, co stanowi odpowiedź na 
nasze potrzeby.

Wcześniej czy później musimy stanąć w obliczu prawdy, o któ-

rej pisze F. J. Huegel: „Gdy chrześcijańskie życie modlitewne wypły-
wa z właściwej pozycji (pełne utożsamienie się z Chrystusem w Jego 
śmierci i zmartwychwstaniu), następuje ogromna zmiana w sposobie 
postępowania, zanika zwykły typ błagania (choć, oczywiście, prosze-
nie jest zgodne ze Słowem Bożym, Pan mówi bowiem: „Proście, a 
weźmiecie..." (J. 16,24), aby przerodzić się w dające niewysłowioną 
radość przyjmowanie. Wiele naszych błagań wpada w niebo do pa-
miątkowego rejestru próśb. Przestały one bowiem wypływać z wła-
ściwego stosunku do Ojca, którym jest zjednoczenie z Chrystusem w 
śmierci   i   zmartwychwstaniu.   Będąc   w   tym   właściwym   stosunku, 
chrześcijanin przyjmuje po prostu to, co już jest jego. „Wszystko bo-
wiem jest wasze" – mówi Apostoł Paweł – „wyście zaś Chrystusowi, 
A Chrystus Boży" (1Kor. 3,21.23; BW).

„Bez wiary nie można podobać się Bogu" (Hebr. 11,6). Roz-

ważmy zatem kilka mocnych, ale prawdziwych stwierdzeń, aby lepiej 
zrozumieć nastawienie wiary, które podoba się Bożemu Sercu.

„W naszych osobistych modlitwach i w naszej publicznej służ-

bie – pisze dr A.W. Tozer – wiecznie prosimy Boga o zrobienie cze-

background image

goś, co On już zrobił lub czego zrobić nie może z powodu naszej nie-
wiary. Błagamy Go, by mówił, kiedy już powiedział albo jest w trakcie 
mówienia. Prosimy Go, by przyszedł, gdy już jest obecny i czeka, by-
śmy to zauważyli. Błagamy Ducha Świętego, by wypełnił nas, pod-
czas gdy cały czas wzbraniamy Mu tego przez swoje wątpliwości".

Dr S.D. Gordon napomina: „Gdy znajdujesz się w gorączce 

walki, gdy jesteś obiektem ataku, mniej błagaj, więcej zaś, na grun-
cie krwi Pana Jezusa, wyznawaj. Mam na myśli, byś nie prosił Boga 
o danie ci zwycięstwa, ale ogłaszał Jego zwycięstwo, wzywał je, aby 
cię osłoniło".

Inny mąż Boży – Watchman Nee zaskakuje wielu, gdy mówi: 

„Boży sposób wyzwolenia jest całkowicie różny od ludzkiego. Sposo-
bem ludzkim jest tłumienie grzechu przez przezwyciężenie go, Bo-
żym zaś sposobem jest usunięcie grzesznika. Wielu chrześcijan bo-
leje   nad   swoją   słabością   myśląc,   że   gdyby   tylko   byli   mocniejsi, 
wszystko byłoby dobrze.

To   fałszywe   pojęcie   o   uwolnienie   jest   bezpośrednią   konse-

kwencją myśli, że niepowodzenie w prowadzeniu świętego życia wy-
nika z naszej niemocy i z tego powodu Bóg wymaga od nas czegoś 
więcej. Jeśli poprzednio byliśmy owładnięci mocą grzechu oraz nie-
zdolnością przeciwstawiania się mu, to teraz logicznie myśląc, do-
chodzimy do wniosku, że aby osiągnąć zwycięstwo nad grzechem, 
musimy mieć więcej mocy. „Gdybym był tylko mocniejszy – powiada-
my – mógłbym przezwyciężać dzikie wybuchy mego temperamentu". 
Błagamy przeto Pana o wzmocnienie nas, ku większemu samoopa-
nowaniu.

Takie myślenie jest całkowicie złe! To nie jest chrześcijaństwo! 

Bóg, chcąc uwolnić nas od grzechu, nie czyni nas coraz mocniejszy-
mi. Nie, On czyni nas coraz słabszymi. Powiadasz, że dziwna to dro-
ga   do  zwycięstwa.  Tak,  ale   jest   to   Boża   droga.   Bóg  uwalnia   nas 
spod władzy grzechu nie przez umacnianie w nas „starego człowie-
ka", ale przez ukrzyżowanie go, nie przez dopomaganie mu w robie-
niu czegokolwiek, ale przez usunięcie go ze sceny życia".

Wierzący nie musi błagać o pomoc. Musi on z wdzięcznością 

przyjąć to, co już należy do niego w Chrystusie. „Sprawiedliwy z wia-
ry żyć będzie" (Hebr. 10,38).

Nasz stary, dobry znajomy Andrew Murray zachęca nas tymi 

słowy: „Chociaż powoli, chociaż potykając się co chwila, wiara, która 
Mu zawsze dziękuje – nie za przeżycia, ale za obietnice, na których 
może się oprzeć – wzrasta z mocy w moc umacniając się ciągle w 
błogosławionej pewności, że Bóg osobiście uczyni w nas Swe dzieło 
doskonałym" (Flp. 1,6).

background image

DOSKONALENIE

Może powstać pytanie o znaczenie równowagi, tak ważnej je-

śli chodzi o fizyczną, psychiczną i duchową stronę naszego życia. 
Nierównowaga jest często powodem rozpadu, a także spustoszenia 
wewnątrz nas i w naszym otoczeniu.

„Stary człowiek" jest jednostronny, jest wytrącony z równowa-

gi. Jego stan – dobrze opisuje poniższy wierszyk:

Postanowiłem przyjąć gości: 
Gdy skwar letniego minął dnia, 
Pod drzewem usiedliśmy w trójkę, 
„Ja sam", me „ego" no i ja. 
„Ego" chęć miało na kanapki, 
„Ja sam" herbatką zajął się 
Przy czym ze smakiem zjadał babkę, 
Podczas gdy ciasto podał mnie.

Dobry Gospodarz, jakim jest nasz Bóg, zaczyna uprawę (do-

skonalenie) pełnego głodu wierzącego. Cierpliwie, wytrwale dokonu-
jąc wielu bolesnych zabiegów, Ojciec nasz dokopuje się do najgłęb-
szych zakątków starej natury obnażając ją przed nami taką, jaką jest 
i jaką nie jest. Przyczyna tego jest dwojaka: Bóg czyni to po to, aby 
Pan Jezus miał wolność objawienia się (1) w nas i (2) – ze względu 
na innych – przez nas.

Pan Jezus musi wzrastać w nas i innych obdarowywać przez 

nas. „Pan będzie cię stale prowadził i nasyci twoją duszę nawet na 
siłę i będziesz, jak ogród nawodniony i jak źródło, którego wody nie 
wysychają" (Iz. 53,11).

Zanim Bóg będzie  mógł skutecznie „uprawiać"  innych  przez 

nas, musi najpierw dokładnie „uprawić" nas samych. Nie znaczy to, 
że zanim nie staniemy się duchowo dojrzali, nie ma dla nas miejsca 
w służbie, jednakże naszą służbę na drodze do dojrzałości Pan bę-
dzie wiązał głównie z naszym rozwojem, nie z rozwojem innych. Ro-
snący duchowo chrześcijanin myśli najpierw, i może takie robi wra-
żenie, że cała jego służba jest skuteczna. Z czasem jednak uświada-
mia sobie, że Pan wcale nie tak wiele dokonuje przez niego, ile dla 
niego. Albowiem nasz Pan koncentruje się zawsze na większej po-
trzebie.

„Dzieło Boże jest z natury dziełem duchowym, dlatego jego re-

alizacja wymaga ludzi duchowych, a ich wartość w oczach Bożych 
określa miara ich duchowości. Ponieważ jest właśnie tak, w myśli 
Bożej sługa jest czymś więcej niż dzieło. Jeśli prawdziwie chcemy 

background image

być narzędziem w Jego rękach i dla Jego celów, wówczas Jego po-
stępowanie względem nas zmierzać będzie do ciągłego podnoszenia 
naszej duchowej wartości. Nie nasze  zainteresowania chrześcijań-
ską działalnością, nie nasza energia, entuzjazm, ambicje czy zdolno-
ści; nie nasze wykształcenie czy cokolwiek innego w was, ale po pro-
stu duchowe życie jest podstawą, na której możemy oprzeć, zacząć 
rozwijać naszą służbę dla Boga. Nawet dzieła, kiedy je realizujemy, 
używa Bóg ku podniesieniu naszej duchowej wartości" (autor niezna-
ny).

„Błędem jest mierzenie duchowej dojrzałości obecnością da-

rów Ducha. Dary same w sobie są niewystarczającą podstawą stałe-
go oddziaływania Boga na człowieka. Mogą one być obecne, mogą 
być wartościowe, ale celem Ducha jest coś o wiele większego, jest 
uformowanie w nas Chrystusa poprzez działanie krzyża. On chce uj-
rzeć Chrystusa zrośniętego z wierzącym. To jest Jego cel. Nie pole-
ga to na tym, że człowiek czyni pewne rzeczy, wypowiada pewne 
słowa, ale, że jest on pewnym rodzajem człowieka. On sam jest tym, 
co mówi. Zbyt wielu wierzących chce zwiastować poselstwo sami nie 
będąc poselstwem, w ostatecznym zaś rozrachunku to kim jesteśmy, 
nie to co robimy lub mówimy, liczy się przed Bogiem. Cała zaś ta-
jemnica tkwi w kształcie Chrystusa w nas" (Watchman Nee).

Nie zostaliśmy zbawieni, by służyć,  osiągamy dojrzałość, by 

służyć. Tylko w tym stopniu, w jakim „uprawa" nas samych odsłania 
naszą starą naturę taką, jaką jest, jesteśmy w stanie pomóc innym w 
ich „uprawie" (doskonaleniu).

Poznajemy wszystkich innych poznając najpierw siebie. „Jak 

w wodzie  odbija się twarz,  tak serce  jest  zwierciadłem człowieka" 
(Prz.   27.19). Dla zrównoważenia  zaś  poznania  siebie Ojciec nasz 
uzdalnia nas do „wzrastania w łasce i poznaniu Pana naszego i Zba-
wiciela Jezusa Chrystusa" (1Ptr. 3,18).

Prawdy te dotyczą nie tylko służby w ogóle, dotyczą one także 

służby wstawiennictwa. Służba modlitwy o innych, bardziej niż inne 
rodzaje   służby,   narzuca   potrzebę   potrójnego   zrozumienia   innych. 
„Modlitwa o innych wypłynąć może jedynie z serca, które najpierw 
znalazło odpocznienie dla siebie, z poznania wartości pragnienia, ja-
kie serce to wyraża w ich sprawie. Inaczej nie mogę być szczery i 
szczęśliwy   modląc   się   o   innych   (Stoney).   Paweł   pisał,   że   będzie 
„modlił się duchem – dzięki Duchowi Świętemu, który jest (w nim)", 
ale będzie też „modlił się rozumem – angażując umysł, odwołując się 
do zrozumienia" (1Kor. 14,15).

Tak  wielu   z  nas,  zrozumiawszy  niektóre  z  głębszych  prawd 

naszego Pana, chce natychmiast wciągnąć lub wepchnąć w nie in-

background image

nych dziwiąc się, dlaczego są oni tak powolni w uczeniu się, tak apa-
tyczni w swym rozumieniu i zainteresowaniu. Jakże łatwo zapomina-
my, ile lat nam to zajęło, iloma pustynnymi szlakami przejść musieli-
śmy z naszym Panem, aby w końcu przekroczyć Jordan i wejść do 
Kanaanu.

„Mojżesz posiadał całą mądrość Egiptu, a jednak ratunek dla 

Izraela widział w zabiciu Egipcjanina! Musiał się, niestety, ćwiczyć w 
Bożych drogach. Miał na to czterdzieści lat w Midianie. Potem, kiedy 
został posłany do Egiptu, Bóg nie kazał mu martwić się o Izrael, ale 
iść bezpośrednio do Faraona, przyczyny ich więzów! Bóg nie ćwiczył 
najpierw Izraela, ćwiczył najpierw przewodnika, który miał go wypro-
wadzić.  Tak i dziś Bóg chce mieć przewodników wyćwiczonych w 
poznaniu Jego dróg".

Przypomnijmy sobie, w jaki sposób Ojciec nasz musiał obcho-

dzić się z nami przez lata naszego rozwoju. Na ile to rozumiemy, na 
tyle też rozumiemy, jak On chce, byśmy postępowali względem in-
nych. Musimy być „uprawiani" – by „uprawiać", udoskonalani by – 
udoskonalać.

„Szkodzi   to   wierzącemu,   gdy   jest   przez   innego   wierzącego 

przymuszany do przyjęcia „błogosławieństwa" nie mając duszy goto-
wej na jego przyjęcie. Wymuszony postęp daje wrogowi możliwość 
sprowadzenia wierzącego na błędne tory. Ci bowiem, którzy się śpie-
szą, którzy są popychani przez innych, nie potrafią jeszcze ustać o 
własnych siłach, nie mogą znieść prób właściwych dla zajętej przez 
nich pozycji" (J. Penn-Lewis).

Musimy także gruntownie przemyśleć motyw całej naszej służ-

by. „Praca powinna być rozpatrywana nie tyle pod kątem szybkich jej 
rezultatów, nie tyle ze względu na jej wpływ na tę czy inną osobę, 
pytaniem najwyższej wagi powinno być, czy poddana dokładnemu 
badaniu w obliczu Boga podoba się Mu i czy może być przez Niego 
przyjęta. Jeśli tak, to Jego akceptacja jest moją nagrodą: „Dlaczego 
tak dokładamy starań, żeby niezależnie od tego, czy mieszkamy w 
ciele, czy jesteśmy poza ciałem, Jemu się podobać" (2Kor. 5,9; BW). 
Nie chodzi o to, by pracować w radości i sile kogoś, kto wychodzi z 
domu  i  udaje  się  do swych   normalnych   codziennych   zajęć.  Wielu 
upada na duchu nie widząc owoców swej pracy, są nieszczęśliwi, je-
śli nie pracują. A przecież praca jest wystarczająco dobra sama w 
sobie, musimy tylko zachować właściwy porządek rzeczy: od szczę-
ścia do pracy, nie przez pracę do szczęścia. Do pracy musimy wyjść 
nie z domu, ale ze świątyni, z wewnątrz, z ośrodka ożywienia, z ser-
ca, w którym panuje Chrystus – jedyne źródło życia – z kręgu rozmi-
łowania. Jakość naszej pracy zależy od natury naszego odpocznie-

background image

nia. Odpocznienie zaś nasze ma być jak Jego odpocznienie, dzięki 
Niemu poznane i z Nim dzielone. Niewielkie niestety mamy pojęcie o 
tym, w jak wielkim stopniu zewnętrze nasze nosi barwę wnętrza. Je-
śli nasze wnętrze jest niespokojne, to nie ma mowy, aby nasza służ-
ba wnosiła odpocznienie, choćby się o to bardzo starali. (...) Najwięk-
szym dowodem naszej miłości dla Chrystusa jest troska o tych, któ-
rzy należą do Niego. „...Miłujesz mnie? (...) Paś owieczki moje" (J. 
21,16) (J.B. Stoney).

TRWANIE

Na starcie naszego chrześcijańskiego życia, spragnieni i pełni 

gorliwości dla Niego, wyobrażamy sobie, że zrobiliśmy już duży po-
stęp. W rzeczy samej jest to dopiero początek. Dopiero po latach na-
szej wędrówki z Nim rozjaśnia się nam obraz, widzimy te rozległe, 
prawie   nieskończone   obszary   rozwoju,   przez   które   Bóg   musi   nas 
wciąż prowadzić.

Wiele z tych obszarów to po prostu pustynia – brak duchowej 

aktywności, brak służby, słaba społeczność z Bogiem, z innymi... Je-
śli jest modlitwa, to wymuszona, a czasem porzucana na długie mie-
siące, ustaje studium biblijne... Wszystko wydaje się na nic... W tym, 
tak skądinąd potrzebnym dla naszego duchowego rozwoju czasie, 
wierzący miewa odczucie, że Bóg przestał spełniać swe obietnice, 
że trwanie w wierze ma niewielki sens lub jest zgoła bez sensu. A 
jednak gdzieś głęboko w nas pozostaje głód, który nie pozwala nam 
zrezygnować. „Wszakże fundament Boży stoi niewzruszony, a ma tę 
pieczęć na sobie: Zna Pan tych, którzy są Jego...". (2Tym. 2,19).

Czyż mamy go kochać, czyż mamy mu ufać i reagować tylko 

wtedy, gdy nam „błogosławi"? Cóż to za rodzaj miłości? Miłość wła-
sna? Nasz Ojciec czasem pozbawia nas wszystkiego, aby dać nam 
możliwość kochania Go, ufania Mu i zwracania się do Niego tylko 
dlatego, że On jest naszym Ojcem. On wie, jakie zadanie spełnić ma 
krzyż w naszym życiu, widzi śmierć, która musi dotknąć nas wszyst-
kich, jeśli ma w nas powstać zmartwychwstałe życie. On patrzy na te 
spustoszone, poranione serce, którym musi usłużyć przez nas, i dla-
tego chce nas doprowadzić do stanu, w którym nie liczy się już nic 
innego poza Nim samym, w którym On jest wszystkim.

„Synostwo  jest  czymś więcej niż tylko  nowym  narodzeniem. 

Synostwo to wzrost w pełnię. Być niemowlęciem w okresie niemow-
lęctwa to rzecz zupełnie prawidłowa, ale niemowlęctwo, gdy okres 
niemowlęctwa przeminął, staje się czymś złym i nieprawidłowym, a 

background image

jest to niestety sytuacja wielu chrześcijan. Podczas gdy synostwo w 
sensie ogólnym jest nieodłączne od narodzenia, w rozumieniu No-
wego  Testamentu  synostwo  jest realizacją   możliwości  narodzenia, 
jest wzrostem ku dojrzałości. Dlatego Nowy Testament ma wiele do 
powiedzenia   na   ten   temat,   na   temat   pozostawienia   dzieciństwa   i 
osiągania dojrzałości. To wraz ze wzrostem przychodzi pełnia Chry-
stusa oraz obfitość bogactwa, do którego zostaliśmy zbawieni. Cho-
dzi bowiem nie tyle o to, od czego zostaliśmy zbawieni, ile do czego 
zostaliśmy zbawieni" (T. Austin-Sparks).

Na początku jesteśmy zwykle pochłonięci zewnętrzną stroną 

chrześcijaństwa, tym co robimy. Przez jakiś czas Pan pozwala nam 
na to. Potem jednak zaczyna usuwać nas samych i to, co robimy, za-
biera wiele z tego, co myśleliśmy, że mamy, a czyni to po to, aby 
Pan Jezus Chrystus stał się dla nas wszystkim. Od tego momentu 
zaczyna się długa przemiana, w której krzyż zajmuje miejsce central-
ne, przemiana „co robię" w „jaki jestem".

Cały ten paradoksalny postęp, paradoksalny, bo jest to droga, 

która   prowadzi   w   górę   schodząc   w   dół,   wywołuje   w   nas   uczucie 
opuszczenia. „Pan się mną nie opiekuje, nie zależy Mu na mnie". Są 
to   podszepty   wroga.   Można   im   łatwo   przeciwdziałać   pozwalając 
Bogu być Bogiem w biblijnym znaczeniu – „pozwalając" Mu być na-
szym Ojcem.

„To prawda, Bóg obiera niegodnych i pozwala im wypowiadać 

Swoje Słowa na lata wcześniej, zanim w pełni zrozumieją ich wagę; 
Bóg jednak nie chce, aby ktokolwiek z nas pozostał w tym stadium. 
Owszem, możemy iść tą drogą przez pewien czas, ale czyż nie jest 
prawdą, że od czasu kiedy zaczyna On w naszym życiu Swoje dzieło 
formowania   nas   karaniem,   doświadczeniami,   szybko   staje   się   dla 
nas  jasne   w  istocie,   jak niewiele   wiemy  o  prawdziwym   znaczeniu 
tego, co przedtem mówiliśmy i robiliśmy? Bóg chce, byśmy osiągnęli 
taki  punkt,   w  którym  będziemy  zwiastować  poselstwo   sami będąc 
poselstwem,  niezależnie   od  przejawiania,  bądź nie, darów Ducha. 
Albowiem w miarę wzrostu dary Boże stają się coraz mniej widoczne 
na zewnątrz – dotyczy to darów Ducha – a coraz bardziej zwrócone 
do wewnątrz, związane z życiem. Głębia i istota działania jest tym, 
co liczy się w długim biegu życia. Kiedy sam Pan zaczyna znaczyć 
dla nas coraz więcej, wszystko inne poza Nim – dotyczy to również 
darów Ducha – liczy się coraz mniej. Wówczas, chociaż uczymy tych 
samych prawd, chociaż wypowiadamy te same słowa, nasze oddzia-
ływanie na innych różni się od poprzedniego. Różnicę tę dostrzega-
my w pogłębianiu działania Ducha również i w nich samych" (Watch-
man Nee).

background image

Ten   proces   wzrostu,   któremu   Bóg   bezlitośnie   nas   poddaje, 

wywoła   zniechęcenie   i   zakłopotanie,   jeśli   marzymy   o   niebie   po 
śmierci. Jeżeli jednak nasza wola utożsamia się z Jego wolą, wów-
czas wszystkie drogi Boże, nawet te pustynne staną się dla nas za-
chętą. Będziemy na nich trwać mając tę pewność, że On wykonuje w 
nas i przez nas to samo dzieło, które rozpoczął i zakończył w Panu 
Jezusie Chrystusie.

„Mając   serca   naprawdę   szczere   wobec   Boga,   możemy  być 

pewni, że On poprowadzi nas w poznaniu Siebie samego tak szyb-
ko, jak szybko możemy podążać. On wie, ile możemy przyjąć i nie 
zawiedzie w podawaniu nam takiego pokarmu, który dokładnie odpo-
wiada potrzebie chwili. Być może czasem stracimy cierpliwość nad 
sobą widząc powolny nasz postęp, ale wtedy uczmy się ufać Panu, 
ufać, że On wie, jak pokierować naszą duchową edukacją. Jeśli oczy 
zwracamy ku Niemu, jeśli w prostocie serca podążamy za Nim, od-
kryjemy wkrótce, że prowadzi nas On właściwą  drogą, że wiedzie 
nas przez wszystkie te doświadczenia i próby, które potrzebne są, by 
nauczyć nas właściwego uznania dla Niego samego i dla wszystkich 
błogosławionych darów, które spływają na nas w Nim. Musimy ufać 
jego miłości we wszystkim i uczyć się coraz bardziej nie ufać same-
mu sobie". (CA. Coates).

Paweł pisze do nas słowa, które ongiś przesłał Tymoteuszowi: 

„Ty więc, synu mój, wzmacniaj się w łasce, która jest w Chrystusie 
Jezusie, a co słyszałeś ode mnie wobec wielu świadków, to przekaż 
ludziom godnym zaufania, którzy będą zdolni i innych nauczać. Cierp 
wespół ze mną jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa" (2Tym. 2,1-3).

Radość wasza jest naszą radością, jeśli trwacie w Nim. „Wier-

ny jest Pan, który was utwierdzi i strzec będzie od złego" (2Tes. 3,3).


Document Outline