background image

The Winner’s Crime 

1 | 

S t r o n a

 

 

The Winner’s Crime 

Marie Rutkoski 

 

 

 

Nieoficjalne tłumaczenie waydale 

 

 

Tłumaczenie  w  całości  należy  do  autora  książki,  jako  jego  prawa  autorskie. 

Tłumaczenie  jest  tylko  i  wyłącznie  materiałem  marketingowym,  służącym  do  promocji 
autora. Tłumaczenie nie służy do otrzymania korzyści materialnych. 

Proszę o nie udostępnianie tłumaczenia. 

background image

The Winner’s Crime 

2 | 

S t r o n a

 

 

Przecięła się, otwierając kopertę. 

Kestrel  była  niecierpliwa,  ogłupiała,  wdzierając  się  w  list  tylko  dlatego,  że  został 

zaadresowany  Herrańskim  pismem.  Nóż  do  papieru  zsunął  się.  Kropelki  krwi  uderzyły  o 
papier i rozbłysły jasno. 

Oczywiście nie był od niego. List był od nowego Herrańskiego ministra rolnictwa. Pisał, 

żeby  się  przedstawić  i  nie  mógł  się  doczekać  spotkania.  Wierzę,  iż  mamy  wiele  ze  sobą 
wspólnego i wiele do przedyskutowania
, pisał. 

Kestrel  nie  była  pewna,  co  miał  przez  to  na  myśli.  Nie  znała  go  ani  nawet  o  nim  nie 

słyszała.  Pomimo  iż przypuszczała,  że  będzie  musiała  ostatecznie  spotkać  się  z  ministrem  – 
była wszak imperialną ambasadorką obecnie niezależnego terytorium Herrany – Kestrel nie 
oczekiwała  spędzania  czasu  z  ministrem  rolnictwa.  Nie  miała  nic  do  powiedzenia  na  temat 
płodozmiany czy nawozu. 

Kestrel wyłapała wyniosły ton własnych myśli. Poczuła, jak zacieśniają się jej usta. Zdała 

sobie sprawę, że wścieka się na ten list.  

Na samą siebie. Na to jak jej serce zaczęło galopować, by zobaczyć jej imię wypisane w 

Herrańskim alfabecie na kopercie. Miała tak wielką nadzieję, że to będzie od Arina. 

Ale  nie  miała  od  niego  żadnego  kontaktu  od  niemal  miesiąca,  odkąd  zaoferowała  mu 

wolność jego kraju. I ta koperta nie była nawet zaadresowana jego dłonią. Znała jego pismo. 
Znała  palce,  które  trzymałyby  pióro.  Tępo  ścięte  paznokcie,  srebrne  blizny  po  starych 
oparzeniach,  stwardniałe  powierzchnie  dłoni,  wszystko  to  bardzo  w  niezgodzie  z  jego 
elegancką kursywą. Kestrel powinna była od razu wiedzieć, że ten list nie był od niego. 

Ale jednak: szybkie cięcie papieru. Wciąż: rozczarowanie. 

Kestrel  odłożyła  list  na  bok.  Odciągnęła  jedwabną  szarfę  od  talii,  odwlekając  ją  spod 

sztyletu,  który  nosiła  przy  biodrze  tak  jak  wszyscy  Valorianie.  Obandażowała  szarfą 
krwawiącą  dłoń.  Rujnowała  jedwabną  szarfę  koloru  kości  słoniowej.  Jej  krew  ją  zakrapiała. 
Ale  zrujnowana  szarfa  nie  miała  znaczenia,  nie  dla  niej.  Kestrel  była  zaręczona  z  księciem 
Verexem, dziedzicem Valoriańskiego imperium. Dowód tego był codziennie znaczony na jej 
czole w naoliwionej, błyszczącej linii. Posiadała szarfy na szarfach, suknie na sukniach, rzekę 
biżuterii. Była przyszłą cesarzową.  

Lecz kiedy powstała ze swojego wyrzeźbionego hebanowego krzesła, była niespokojna. 

Rozejrzała  się  po  swoim  gabinecie,  jednym  z  wielu  pokoi  w  jej  apartamencie  i  drażniły  ją 
kamienne  ściany,  rogi  uparcie  wciśnięte  pod  idealnie  prawidłowymi  kątami,  sposób  w  jaki 
dwa  wąski  korytarze  wchodziły  do  pomieszczenia.  Powinno  być  to  zrozumiałe  dla  Kestrel, 
która  wiedziała,  iż  pałac  imperialny  był także  twierdzą.  Ciasne  korytarze były  sposobem na 

background image

The Winner’s Crime 

3 | 

S t r o n a

 

 

zatkanie najeżdżającej siły. Jednak wyglądało tu nieprzyjaźnie i obco. Było tu tak inaczej niż w 
jej domu. 

Kestrel  przypomniała  sobie,  iż  jej  dom  w  Herranie  nigdy  tak  naprawdę  nie  należał  do 

niej. Mogła wychowywać się w tej kolonii, ale była Valorianką. Była tam, gdzie powinna. Tam, 
gdzie wybrała.  

Ranka przestała krwawić. 

Kestrel zostawiła list i poszła przebrać dzienną suknię na kolacyjną. Takie było jej życie: 

bogate tkaniny i jedwabne wykończenia. Kolacja z cesarzem… i księciem. 

Tak, takie było jej życie. 

Musiała się do niego przyzwyczaić. 

*** 

Cesarz  był  sam.  Uśmiechnął  się,  gdy  weszła  do  jego  kamiennej  jadalni.  Szare  włosy 

miał przycięte w ten sam militarny sposób, co jej ojciec, oczy ciemne i czujne. Nie wstał od 
długiego stołu, żeby ją powitać. 

- Wasza Wysokość. – Pochyliła głowę. 

- Córko. – Jego głos odbił się echem po sklepionej sali. Rozdźwięczał na pustych talerzach 

i kielichach. – Usiądź. 

Ruszyła, żeby to zrobić. 

- Nie – rzekł. – Tutaj, po mojej prawej. 

- To miejsce księcia. 

- Księcia, jak widać, tutaj nie ma. 

Usiadła. Niewolnicy podali pierwsze danie. Polali białe wino. Mogłaby zapytać dlaczego 

wezwał  ją  na  kolację  i  gdzie  podziewa  się  książę,  ale  Kestrel  widziała,  jak  cesarz  uwielbiał 
wyżłabiać z ciszy narzędzie, które rozpatrywało niepokoje innych ludzi. Pozwoliła, aby cisza 
rosła,  aż  była  także  i  jej  dziełem  i  odezwała  się  dopiero  po  trzecim  daniu.  –  Słyszałam,  że 
kampania przeciwko wschodowi idzie dobrze. 

- Tak pisze twój ojciec z frontu. Muszę nagrodzić go za doskonale prowadzoną wojnę. A 

może, Lady Kestrel, to ciebie powinienem nagrodzić. 

Napiła się ze swojego kielicha. – Nie brałam udziału w jego sukcesie. 

-  Nie?  Ty  nakłoniłaś  mnie  do  zakończenia  Herrańskiej  rebelii,  dając  temu  terytoriom 

władzę pod moim prawem. Ty twierdziłaś, że w ten sposób umocnię wojskiem i pieniędzmi 

background image

The Winner’s Crime 

4 | 

S t r o n a

 

 

wschodnią wojnę i tak właśnie  – machnął ręką – się stało. Co za błyskotliwa rada od kogoś 
tak młodego. 

Jego  słowa  ją  niepokoiły.  Gdyby  znał  prawdziwy  powód,  dla  którego  kłóciła  się  o 

niezależność  Herraninów,  to  zapłaciłaby  za  to.  Kestrel  skosztowała  skrupulatnie 
przygotowanego jedzenia. Były to łódki składające się z potrawki z mięsa, ryb i owoców, ich 
żagle to czysta żelatyna. Jadła powoli. 

- Nie smakuje ci? – zapytał cesarz. 

- Nie jestem zbytnio głodna. 

Zadzwonił złotym dzwoneczkiem. – Deser – powiedział do służącego, który natychmiast 

się pojawił. – Przejdziemy od razu do deseru. Wiem, jak bardzo młode damy lubią słodycze. – 
Ale  kiedy  chłopiec  powrócił  niosąc  dwa  małe  talerze  zrobione  z  porcelany  tak  cienkiej,  iż 
Kestrel  widziała  światło  prześwitujące  przez  brzegi,  cesarz  rzekł  –  Dla  mnie  nie  –  i  jeden 
talerz został postawiony przed Kestrel razem z dziwnie lekkim oraz przejrzystym widelcem. 

Uspokoiła  się.  Cesarz  nie  znał  prawdy  o  dniu,  kiedy  naciskała  o  koniec  rebelii 

Herraninów.  Nikt  nie  wiedział.  Nawet  Arin  nie  wiedział,  że  wykupiła  mu  wolność  paroma 
strategicznymi słowami… i obietnicą poślubienia następcy tronu. 

Gdyby Arin wiedział, to by z tym walczył. Zniszczyłby samego siebie. 

Gdyby cesarz wiedział dlaczego to zrobiła, to zniszczyłby ją. 

Kestrel  spojrzała  na  górę  różowej bitej  śmietany na  swoim  talerzu  oraz  czysty widelec, 

jakby te porządkowały cały jej świat. Musi odzywać się ostrożnie. – Po co mi nagroda, kiedy 
dał mi pan swojego jedynego syna? 

-  I  wielka  z  niego  nagroda.  Jednak  nadal  nie  mamy  ustalonej  daty  ślubu.  Kiedy  to 

powinno być? Milczałaś w tym temacie. 

-  Pomyślałam,  żeby  książę  Verex  zdecydował.  –  Gdyby  wybór  został  pozostawiony 

księciu, data ślubu zostałaby ustalona nigdy. 

- Może my zdecydujemy? 

- Bez niego? 

-  Moja  kochana,  jeśli  nierzetelny  umysł  księcia  nie  potrafi  zapamiętać  czegoś  tak 

prostego,  jak  dzień  i  porę  kolacji  z  własnym  ojcem  oraz  damą,  jak  można  się  po  nim 
spodziewać,  iż  zaplanuje  jakąkolwiek  część  najważniejszego  wydarzenia  państwowego  od 
kilku dekad? 

Kestrel nic nie odpowiedziała. 

background image

The Winner’s Crime 

5 | 

S t r o n a

 

 

- Nie jesz – powiedział. 

Zatopiła czysty widelec w śmietanie i uniosła ją do ust. Ząbki widelca roztopiły się na jej 

języku. – Cukier – powiedziała zaskoczona. – Widelec zrobiony ze stwardniałego cukru. 

- Smakuje ci deser? 

- Tak. 

- Więc musisz zjeść cały. 

Ale jak dokończyć śmietanę, jeżeli widelec roztapiał się za każdym razem, gdy brała kęs? 

Większość widelca pozostawała w jej ręce, ale to nie potrwa długo. 

Gra. Deser był grą, rozmowa była grą. Cesarz chciał zobaczyć, jak ją rozegra. 

Rzekł. – Myślę, że koniec tego miesiąca będzie idealny na ślub. 

Kestrel  zjadła  więcej  śmietany.  Ząbki  całkowicie  zniknęły,  zostawiając  coś 

przypominającego zaniechaną w robieniu łyżkę. – Zimowy ślub? Nie będzie kwiatów. 

- Nie potrzebujesz kwiatów. 

-  Jeśli  wie  pan,  że  młode  damy  lubią  desery,  to  musi  pan  również  wiedzieć,  iż  lubią 

kwiaty. 

- A więc przypuszczam, że będziesz wolała wiosenny ślub. 

Kestrel wzruszyła jednym ramieniem. – Lato nadawałoby się najlepiej. 

-  Na  szczęście  mój  pałac  ma  cieplarnie.  Nawet  w  zimie  moglibyśmy  pokryć  wielką  salę 

płatkami kwiatów. 

Kestrel w ciszy zjadła więcej deseru. Widelec zamienił się w płaski patyk. 

- Chyba że chcesz przełożyć ślub – powiedział cesarz. 

-  Myślę  o  naszych  gościach.  Imperium  jest  olbrzymie.  Ludzie  przyjadą  ze  wszystkich 

prowincji.  Zima  to  okropna  pora  na  podróżowanie,  a  wiosna  niewiele  lepsza.  Pada.  Drogi 
mętnieją. 

Cesarz oparł się na krześle, przyglądając się jej z rozbawioną miną. 

-  A  także  –  powiedziała  –  nie  chciałabym  stracić  okazji.  Wie  pan,  że  arystokraci  i 

gubernatorzy  dadzą  panu  wszystko,  co  tylko  mogą  –  przysługi,  informacje,  złoto  –  za 
najlepsze  miejsca  na  ślubie.  Tajemnica  tego,  co  założę  i  jaka  muzyka  zostanie  zagrana 
rozproszy uwagę imperium. Nikt by nie zauważył, gdyby podjął pan polityczną decyzję, która 
w innym wypadku oburzyłaby tysiące ludzie. Na pana miejscu cieszyłabym się moimi długimi 
zaręczynami. Wykorzystała je na tyle, ile są warte. 

background image

The Winner’s Crime 

6 | 

S t r o n a

 

 

Roześmiał się. – Och, Kestrel. Jaka cesarzowa z ciebie będzie. – Uniósł swój kielich. – Za 

twój szczęśliwy związek w dzień Pierwszego Lata. 

Musiałaby za to wypić, gdyby nie wszedł książę Verex i stanął, jak wryty, jego duże oczy 

ukazywały każdą zmianę emocji: zaskoczenie, zranienie, gniew. 

- Spóźniłeś się – powiedział jego ojciec. 

- Wcale nie. – Verex zacisnął ręce. 

- Kestrel udało się dotrzeć tutaj na czas. Czemu tobie nie? 

- Bo podałeś mi złą godzinę. 

Cesarz cmoknął niezadowolony. – Źle zapamiętałeś. 

- Specjalnie sprawiasz, bym wyszedł na głupca! 

Ja nie robię nic takiego. 

Verex zamknął usta. Jego głowa szarpnęła się na tęgiej szyi, jak coś złapane w nurcie. 

- Chodź – odezwała się łagodnie Kestrel. – Zjedz z nami deser. 

Spojrzenie,  które  jej  posłał  powiedziało  Kestrel,  iż  mógł  nienawidzić  gierek  ojca,  ale 

bardziej nienawidził jej litości. Opuścił pędem pokój. 

Kestrel  bawiła  się  końcówką  cukrowego  widelca.  Nawet  po  tym,  jak  głośne  przejście 

korytarzem księcia popadło w ciszę, wiedziała, żeby lepiej się nie odzywać. 

- Spójrz na mnie – powiedział cesarz. 

Uniosła wzrok. 

- Nie chcesz letniego ślubu ze względu na kwiaty, gości czy politykę – rzekł. – Chcesz go 

odłożyć na tak długo, jak to możliwe. 

Kestrel ścisnęła mocno widelec. 

- Dam ci to, co chcesz, w granicach rozsądku – powiedział – i powiem ci czemu. Ponieważ 

nie obwiniam cię, biorąc pod uwagę twojego pana młodego. Ponieważ nie jęczysz o to, czego 
pragniesz, ale starasz się to wygrać. Tak, jak ja bym to zrobił. Gdy na mnie patrzysz, widzisz 
kim się staniesz. Przywódczynią. Wybrałem cię, Kestrel, i zrobię z ciebie taką osobę, jaką mój 
syn nie potrafi być. Kimś dopasowanym do zastąpienia mnie. 

Kestrel  patrzyła  i  jej  wzrok  stał  się  spojrzeniem,  które  szukało  swojej  przyszłości  w 

starszym mężczyźnie zdolnym do okrucieństwa wobec własnego syna. 

Uśmiechnął się. – Jutro chciałbym, abyś spotkała się z kapitanem gwardii cesarskiej. 

background image

The Winner’s Crime 

7 | 

S t r o n a

 

 

Nigdy wcześniej nie spotkała kapitana, ale była wystarczająco zaznajomiona z jego rolą. 

Oficjalnie  był  odpowiedzialny  za  osobiste  bezpieczeństwo  cesarza.  Nieoficjalnie  ten 
obowiązek  rozszerzał  się  do  innych  rzeczy,  o  których  nikt  nie  mówił.  Nadzór.  Zabójstwa. 
Kapitan był dobry w sprawianiu, by ludzie znikali. 

- Ma ci coś do pokazania – powiedział cesarz. 

- Co takiego? 

- Niespodziankę. A teraz rozwesel się, Kestrel. Daję ci wszystko, czego mogłabyś chcieć. 

Czasami cesarz był hojny. Widziała u niego audiencje, gdzie dawał senatorom prywatne 

tereny w nowych koloniach albo potężne posady w kworum. Ale widziała również, jak jego 
hojność kusiła innych do proszenia o trochę więcej. Wtedy jego powieki stawały się ciężkie, 
jak u kota, i widziała, jak jego podarunki sprawiały, że ludzie ukazywali, czego tak naprawdę 
chcieli. 

Niemniej,  nie  mogła  powstrzymać  nadziei,  że  może  ślub  można  odłożyć  jeszcze  dalej. 

Pierwszy  dzień  lata  był  lepszy  od  następnego  tygodnia,  oczywiście,  ale  nadal  za  szybko.  O 
wiele za szybko. Czy cesarz zgodzi się na rok? Więcej? Odezwała się. – Pierwszy dzień lata… 

- To idealna data. 

Kestrel  opuściła  wzrok  na  zamkniętą  dłoń.  Rozchyliła  się  ze  słodkim  zapachem  i  oparła 

pusta na stole. 

Cukrowy widelec zniknął na gorącym wnętrzu jej dłoni. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

The Winner’s Crime 

8 | 

S t r o n a

 

 

Arin  był  w  gabinecie  swojego  ojca,  o  którym  chyba  nigdy  nie  będzie  myślał,  jak  o 

własnym, nieważne, jak stare będą duchy jego zmarłej rodziny. 

Był  czysty  dzień.  Widok  z  okna  gabinetu  ukazywał  szczegółowo  miasto  z  łatami 

zniszczenia  pozostawionymi  po  rebelii.  Blada  warstwa  zimowego  słońca  dawała 
Herrańskiemu portowi niewyraźny blask. 

Arin o niej nie myślał. Nie myślał. Myślał o tym, jak wolno odbudowywano mury miasta. 

O  tym,  że  wkrótce  na  południowej  wsi  będzie  trzeba  zebrać  orzechy  ajlantolistne,  a  to 
przyniesie  do  Herrany  nieodzowne  jedzenie  i  handel.  Nie  myślał  o  Kestrel  ani  o  ostatnim 
miesiącu  oraz  tygodniu  nie  myślenia  o  niej.  Ale  nie  myślenie  było  niczym  noszenie  płyt 
kamienia, a on był tak rozproszony tym obciążeniem, iż nie usłyszał, jak Sarsine wchodzi do 
pokoju ani nie zauważył swojej kuzynki, dopóki nie pchnęła w niego otwartym listem. 

Przełamana pieczęć pokazywała symbol skrzyżowanych mieczów. List od Valoriańskiego 

cesarza. Twarz Sarsine mówiła Arinowi, że nie spodoba mu się to, co zaraz przeczyta. 

-  Co  to?  –  zapytał.  –  Kolejny  podatek?  –  Potarł  oczy.  –  Cesarz  musi  wiedzieć,  że  nie 

możemy zapłacić, nie znowu, nie tak szybko po ostatnim podatku. To jest zgubne. 

- No to teraz widzimy dlaczego cesarz tak miło oddał Herranę Herraninom. 

Już o tym rozmawiali. To wyglądało na jedyne wyjaśnienie na tak nieoczekiwaną decyzję. 

Przychody  z  Herrany  kiedyś  szły  prosto  w  kieszenie  Valoriańskich  arystokratów,  którzy  ją 
skolonizowali. Potem nadeszła Rebelia Pierwszego Dnia Zimy i dekret cesarza, a ci arystokraci 
powrócili  do  stolicy,  stratę  ich  ziemi  nazwano  kosztem  wojny.  Teraz  cesarz  mógł  osuszyć 
Herranę poprzez podatki, na które Herraninie nie mogli zaprotestować. Bogactwo terytorium 
płynęło bezpośrednio do kaset imperialnych. 

Pokrętny  ruch.  Ale  Arina  najbardziej  martwiło  dokuczające  poczucie,  że  czegoś  tu  nie 

widział. Trudno mu było myśleć tego dnia, kiedy Kestrel podała mu ofertę i żądania cesarza. 
Trudno było widzieć cokolwiek prócz złotą linię, która znaczyła jej czoło. 

- Po prostu powiedz, ile tym razem będzie nas kosztować – powiedział do Sarsine. 

Zasznurowała usta. – To nie podatek. Zaproszenie. – Opuściła pokój. 

Arin rozłożył papier. Znieruchomiały mu ręce. 

Jako  gubernator  Herrany,  Arin  został  poproszony  o  wzięcie  udziału  w  balu  w 

Valoriańskiej  stolicy.  Na  cześć  zaręczyn  Lady  Kestrel  z  Następcą  Tronu  Księciem  Verexem
pisał list

background image

The Winner’s Crime 

9 | 

S t r o n a

 

 

Sarsine  nazwała  to  zaproszeniem,  ale  Arin  rozpoznawał,  co  to  tak  naprawdę  było: 

rozkazem, którego nie mógł zlekceważyć, chociaż ponoć nie był już niewolnikiem. 

Arin  uniósł  wzrok  znad kartki  i  rzucił  wzrokiem  na  port.  Gdy Arin  pracował  na  dokach, 

jeden z innych niewolników był znany, jako Stróż Przysług. 

Niewolnicy nie mieli żadnych własności, a przynajmniej nic, co ich Valoriańscy zdobywcy 

mogliby czymś takim nazwać. Nawet, gdyby Arin posiadał coś swojego, nie miał kieszeni, w 
których  mógłby  to  trzymać.  Ubrania  z  kieszeniami  mieli  jedynie  domowi  niewolnicy.  Taka 
była miara życia dla Valorianów: iż Herraninie znali swoje miejsce zgodnie z tym czy posiadali 
kieszenie i złudzeniem posiadania w nich czegoś osobistego. 

Jednak  niewolnicy  nadal  mieli  walutę.  Wymieniali  się  przysługami.  Dodatkowym 

jedzeniem. Grubszą paletą. Luksus paru minut odpoczynku, kiedy ktoś inny odpoczywał. Jeśli 
niewolnik na dokach czegoś potrzebował, prosił o to Stróża Przysług, najstarszego Herranina 
wśród nich. 

Stróż Przysług trzymał kulę nici z innym kolorem sznurka dla każdego człowieka. Gdyby 

Arin miał prośbę, jego sznurek zostałby nawinięty i napleciony na kolejny, być może żółty, a 
ten  żółty  sznurek  może  owinąłby  się  wokół  zielonego,  zależy  od  tego,  kto  był  winien  co. 
Węzeł Stróża Przysług zapisywał wszystko. 

Lecz Arin nie miał żadnego sznurka. O nic nie prosił. Nie dał nic. Będąc już wtedy młodym 

mężczyzną nie cierpiał myśli o posiadaniu u kogoś długu. 

Teraz  przyglądał  się  listowi  Valoriańskiego  cesarza.  Był  pięknie  zapisany.  Pomysłowo 

wyrażony. Dobrze pasował do otoczenia Arina, do glazury biurka jego ojca oraz ołowiowych 
szklanych okien, które przelewały zimowe światło do gabinetu. 

Światło sprawiało, iż słowa cesarza zbyt łatwo się czytało. 

Arin  zgniótł  papier  w  pięści  i  mocno  ścisnął.  Zażyczył  sobie  Stróża  Przysług.  Porzuciłby 

swoją dumę, by stać się prostym sznurkiem, gdyby tylko mógł mieć to, czego pragnął. 

Arin  wymieniłby  swoje  serce  za  splątany  węzeł  nitki,  jeśli  oznaczałoby  to,  że  już  nigdy 

więcej nie musi widzieć Kestrel.  

*** 

Skonsultował  się  z  Tensenem.  Starszy  mężczyzna  przyjrzał  się  rozwiniętemu  i 

rozprostowanemu  zaproszeniu,  jego  bladozielone  oczy  lśnią.  Położył  grubą,  pomarszczoną 
kartkę na biurku Arina i stuknął w pierwsze zdanie wysuszonym palcem.  – To – rzekł – jest 
doskonała okazja. 

- Więc pojedziesz – powiedział Arin. 

background image

The Winner’s Crime 

10 | 

S t r o n a

 

 

- Oczywiście. 

- Beze mnie. 

Tensen  zacisnął  usta.  Posłał  Arinowi  te  nauczycielskie  spojrzenie,  które  dobrze  mu 

służyło, jako korepetytor Valoriańskich dzieci. – Arinie. Nie bądźmy dumni. 

-  Nie  jestem  dumny.  Mam  dużo  spraw  na  głowie.  Będziesz  reprezentował  Herranę  na 

balu. 

- Nie sądzę, że cesarz będzie zadowolony ze zwykłego ministra rolnictwa. 

- Nie obchodzi mnie zadowolenie cesarza. 

-  Posłanie  mnie  samego  obrazi  cesarza  albo  ukaże  mu,  iż  jestem  ważniejszy  niż  się 

wydaje. – Tensen potarł się po siwej brodzie, przyglądając Arinowi. – Musisz jechać. To część, 
którą musisz rozegrać. Jesteś dobrym aktorem. 

Arin potrząsnął głową. 

Tensenowi pociemniały oczy. – Byłem tam tamtego dnia. 

W dzień zeszłego lata, kiedy Kestrel go kupiła. 

Arin znowu czuł pot ściekający mu po plecach, kiedy czekał w prowizorycznej zagrodzie 

pod dołem, gdzie odbywała się aukcja. Struktura była pokryta dachem, co oznaczało, iż Arin 
nie  widział  tłumu  Valorianów  mieszczących  się  na  poziomie  parteru,  tylko  Krętacza  w 
centrum dołu. 

Arin  czuł  smród  własnej  skóry,  czuł  piasek  pod  bosymi  stopami.  Był  obolały.  Kiedy 

słuchał unoszącego się i opadającego głosu Krętacza w melodyjny, doświadczony licytatorski 
sposób, przycisnął niepewnie palce do posiniaczonego policzka. Twarz miał, jak zgniły owoc. 

Krętacz był na niego wściekły tamtego poranka. – Dwa dnia – warczał. – Wypożyczam cię 

tylko na dwa dni, a ty wracasz w takim stanie. Co jest takiego trudnego w wykładaniu drogi i 
trzymaniu gęby na kłódkę? 

Czekając w zagrodzie, nie całkiem słuchając hałasów aukcji, Arin nie chciał myśleć o biciu 

i wszystkim, co do niego doprowadziło. 

Prawdę  mówiąc  siniaki  niczego  nie  zmieniały.  Arin  nie  mógł  się  łudzić,  że  Krętacz 

kiedykolwiek  zdoła  sprzedać  go  do  Valoriańskiego  gospodarstwa.  Valorianom  zależało  na 
wyglądzie  swoich  domowych  niewolników  i  Arin  do tego nie pasował, nawet  kiedy połowa 
jego  twarzy  nie  była  pokryta  różnymi  odcieniami  fioletu.  Wyglądał  jak  robotnik.  Był 
robotnikiem.  Robotników  nie  wprowadzało  się  do  domu,  a  to  w  domach  Krętacz  musiał 
podstawić niewolników poświęconych rebelii. 

background image

The Winner’s Crime 

11 | 

S t r o n a

 

 

Arin oparł głowę o szorstkie drewno ściany zagrody. Walczył z frustracją. 

W  dole  nastąpiła  długa  cisza.  Wyciszenie  oznaczało,  iż  Krętacz  sfinalizował  aukcję, 

podczas gdy Arin nie skupiał uwagi i wszedł do domu aukcyjnego na przerwę. 

Wtem: z tłumu dobiega hałas podobny do szarańczy. Krętacz wraca do dołu, staje blisko 

bloku, gdzie stanie kolejny niewolnik. 

Do swojej widowni Krętacz rzekł. – Mam dla was coś bardzo wyjątkowego. 

Każdy  niewolnik  w  zagrodzie  wyprostował  się.  Popołudniowe  odrętwienie  zniknęło. 

Nawet  staruszek,  który  na  imię  miał,  jak  później  Arin  się  dowie,  Tensen,  stał  się  bardzo 
czujny. 

Krętacz odezwał się kodem. „Coś bardzo wyjątkowego” przekazywało tajemne znaczenie 

niewolnikom:  szansę  na  zostanie  sprzedanym  na  sposób  by  przyczynić  się  do  rebelii.  Do 
szpiegostwa. Kradzieży. Może morderstwa. Krętacz miał wiele planów. 

To  te  bardzo,  które  wypowiedział  Krętacz  sprawiło,  że  Arinowi  zrobiło  się  niedobrze, 

ponieważ  te  słowo  oznaczało  najważniejszą  sprzedaż  ze  wszystkich,  tę  na  którą  czekali: 
okazję, żeby bunt umieścić w domu generała Trajana. 

Kto tam był, w tłumie Valorianów? 

Sam generał? 

I  Arin,  głupi  Arin,  strwonił  swoją  szansę  na  zemstę.  Krętacz  nigdy  nie  wybierze  go  na 

sprzedaż. 

Jednak,  kiedy  licytator  odwrócił  się  do  zagrody,  spojrzał  prosto  na  Arina.  Krętacz  dwa 

razy pstryknął palcami. Sygnał. 

Arin został wybrany. 

-  Tamten  dzień  –  powiedział  Arin  do  Tensena,  kiedy  siedzieli  w  zimowym  świetle  w 

gabinecie jego ojca – był inny. Wszystko było inne. 

- Naprawdę? Wtedy byłeś gotowy zrobić dla swoich ludzi wszystko. Teraz jest inaczej? 

- To bal, Tensen. 

-  To  okazja.  Przynajmniej  moglibyśmy  wykorzystać  ją,  by  dowiedzieć  się,  ile  cesarz 

planuje zabrać zebranych orzechów. 

Żniwa  wkrótce  będą.  Ich  ludzie  mocno  potrzebowali  ich  do  jedzenia  i  wymiany.  Arin 

przycisnął koniuszki palców do czoła. Pod oczami czuł narastający ból głowy. – Co trzeba nam 
wiedzieć? Cokolwiek weźmie, to będzie za dużo. 

background image

The Winner’s Crime 

12 | 

S t r o n a

 

 

Przez moment Tensen nic nie powiedział. Potem ponuro: - Od tygodni nie usłyszałem nic 

od Thrynne’a. 

- Może nie mógł wydostać się z pałacu do miasta, żeby dojść do naszego kontaktu. 

- Być może. Ale mamy kilka cennych źródeł w imperialnym pałacu. To ryzykowny czas. 

Elita  imperium  wylewa  złoto,  by  przygotować  się  na  najhojniejszą  zimę  w  Valoriańskiej 
historii przez te całe zaręczyny. A osadnicy, którzy kiedyś mieszkali w Herranie robią się coraz 
bardziej  zgorzkniali.  Nie  podobało  im  się  oddawanie  nam  skradzionych  domów.  Stanowią 
mniejszość, a wojsko trzyma się z cesarzem, więc może ich zignorować. Ale wszystkie znaki 
wskazują  na  to,  że  dwór  to  nieprzewidywalne  miejsce  i  nigdy  nie  możemy  zapomnieć,  że 
jesteśmy  na  łasce  cesarza.  Kto  wie,  co  postanowi  zrobić  następnie?  Albo  jak  to  na  nas 
wpłynie?  To  –  Tensen  wskazał  na  zaproszenie  –  byłby  dobry  sposób  na  sprawdzenie  ciszy 
Thrynne’a.  Arinie,  słuchasz?  Nie  możemy  sobie  pozwolić  na  stratę  dobrze  umieszczonego 
szpiega. 

Tak jak Arin był dobrze umieszczony. Umiejętnie umieszczony. Nie był pewien, tamtego 

dnia  na  targu,  skąd  Krętacz  wiedział,  że  Arin  był  idealnym  niewolnikiem  do  postawienia. 
Krętacz miał wprawę do spostrzegania słabości. Oko do pragnień. Jakimś sposobem zaglądał 
w serce licytantki i wiedział, jak nią zagrać. 

Arin  początkowo  jej  nie  zobaczył.  Słońce  go  oślepiło,  kiedy  wszedł  do  dołu.  Nastąpił 

wybuch śmiechu. Nie widział masy Valorian nad sobą. Jednak ich słyszał. Nie przejmował się 
wstydem, który szczypał go w skórę. Tak sobie wmawiał. Nie przejmował się tym, co mówili 
ani tym, co słyszał. 

Potem  widział  wyraźnie.  Odmrugał  słońce.  Zobaczył  dziewczynę.  Uniosła  rękę,  że 

postawić. 

Jej widok był atakiem. Nie całkiem dostrzegał jej twarz – nie chciał widzieć jej twarzy, nie 

kiedy wszystko inne w niej sprawiało, że chciał zamknąć oczy. Wyglądała bardzo Valoriańsko. 
Złote barwy. Niemal lśniące, jak broń uniesiona do światła. Trudno było mu uwierzyć, że ona 
jest żywa. 

I była czysta. Czystość skóry oraz formy. Przez czuł się obleśny. Na moment odwróciło to 

jego uwagę od faktu, że dziewczyna była mała. Niewielka. 

Absurd.  Absurdem  była  myśl,  iż  ktoś  taki  mógłby  mieć  nad  nim  jakąkolwiek  władzę. 

Jednak miałaby, gdyby wygrała aukcję. 

Chciał,  żeby  wygrała.  Ta  myśl  zmiotła  Arina  z  bezlitosną,  brzydką  radością.  Nigdy 

wcześniej jej nie widział, ale zgadywał kim była: Lady Kestrel, córka generała Trajana. 

Tłum usłyszał jej ofertę. I choć raz wydawało się, że w końcu Arin jest coś wart. 

background image

The Winner’s Crime 

13 | 

S t r o n a

 

 

Arin  zapomniał,  że  siedział  przy  biurku  ojca,  dwie  pory  roku  później.  Zapomniał,  że 

Tensen  czekał,  aż  ten  coś  powie.  Arin  znowu  znajdował  się  w  dole.  Przypomniał  sobie,  jak 
wpatruje się w dziewczynę, czując nienawiść tak mocną, jak była czysta.  

Diament.  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

The Winner’s Crime 

14 | 

S t r o n a

 

 

Kestrel  postanowiła  ubrać  się  ekstrawagancko  na  spotkanie  z  kapitanem  cesarskiej 

gwardii. Wybrała śnieżno-złotą brokatową suknię, za którą ciągnął się długi rąbek. Jak zawsze 
przypięła  ostrożnie  sztylet,  ale  tego  ranka  bardziej  zacisnęła  klamry.  Kilkakrotnie 
rozwiązywała je i przywiązywała. 

Kapitan  posłał  po  nią  w  jej  apartamencie,  kiedy  kończyła  poranną  filiżankę 

przyprawionego  mleka.  Odmówił  spoczęcia,  gdy  piła.  Gdy  zamrugał  na  jej  suknię  i  ukrył 
krótki uśmieszek, Kestrel wiedziała, że nie spodoba się jej miejsce, do którego pójdą. Kiedy 
nie zasugerował,  żeby  się  przebrała  w  coś,  co  łatwo  się nie pobrudzi,  wiedziała, że nie  lubi 
jego

- Gotowa? – zapytał kapitan. 

Popijała z filiżanki, przyglądając mu się. Był ciężkim człowiekiem, twarz miał oszpeconą 

przez  wargę.  Szczękę  miał  złamaną;  wystawała  na  lewo.  Kapitan  posiadał  niespodziewanie 
dobry,  prosto  nosy  profil,  ale  widziała  go  tylko  przez  chwilę,  kiedy  rozejrzał  się  po  salonie, 
aby  upewnić  się,  że  są  sami.  Był  kimś,  kto  wolał  wpatrywać  się  w  twarz.  Wtedy  wszystkie 
jego rysy były zniekształcone. 

Zastanawiała  się,  co  by  zrobił,  gdyby  wiedział,  że  nie  była  wcale  takim  niechętnym 

jeńcem w domu Arina po rebelii Herraninów. 

Odstawiła pustą filiżankę na mały stolik. – Gdzie idziemy? 

Jego uśmieszek powrócił. – Odwiedzić kogoś. 

- Kogo? 

- Cesarz zabronił mówić. 

Kestrel uniosła podbródek i spojrzała na kapitana. – A co z podpowiedziami? Czy cesarz 

zabronił ci dawać podpowiedzi, nawet malutkie? 

- Cóż… 

-  A  potwierdzanie  przypuszczeń?  Na  przykład  –  wystukała  arpeggio  na  brzegu 

hebanowego stolika – sądzę, że idziemy do więzienia. 

- Nieszczególnie jest to trudne przypuszczenie, moja pani. 

- Mam spróbować czegoś bardziej wyzywającego? Twoje ręce są czyste, ale buty brudne. 

Lekko ochlapane. Miejscami błyszczące; ostatnio wyschnięte. Krew? 

Teraz był rozbawiony. Podobała mu się ta gra.  

background image

The Winner’s Crime 

15 | 

S t r o n a

 

 

-  Widzę,  że  dziś  wstałeś  jeszcze  wcześniej  ode  mnie  –  powiedziała  Kestrel.  –  I  byłeś 

zajęty.  Jednak  dziwnie  jest  widzieć  krew  na  twoich  butach  i  czuć  coś  wokół  ciebie  tak 
ładnego…  subtelny  zapach.  Wetiweria  pachnąca.  Droga.  Dawka  ambry.  Mała  szczypta 
pieprzu. Och, kapitanie. Czyżbyś… pożyczał perfumowane olejki cesarza? 

Już nie wyglądał na rozbawionego. 

- Pomyślałabym, że takie dobre przypuszczenie zasługuje na podpowiedź, Kapitanie. 

Westchnął. – Zabieram cię do Herrańskiego więźnia.  

Mleko zsiadło się w żołądku Kestrel. – Mężczyzna czy kobieta? 

- Mężczyzna. 

- Czemu to ważne, bym go zobaczyła? 

Kapitan wzruszył ramionami. – Cesarz nie powiedział. 

- Ale kto

Kapitan zaszurał ciężkimi stopami. 

- Nie lubię niespodzianek – powiedziała Kestrel – tak jak cesarz nie lubi dzielić się swoimi 

olejkami. 

- Jest nikim. Nawet nie znamy jego imienia. 

To nie Arin. Tylko o tym mogła myśleć Kestrel. To nie mógł być on – gubernator Herrany 

nie był nikim. Uwięzienie go mogłoby wywołać nowy konflikt. 

Jednak więzienie kogoś przetrzymywało. 

Słodki posmak mleka skwaśniał w ustach Kestrel, ale Kestrel uśmiechnęła się, wstając. – 

Chodźmy. 

*** 

Więzienie w stolicy znajdowało się poza murami pałacu, usytuowane trochę niżej na 

górze  po  drugiej  stronie  miasta  w  naturalnym  leju  krasowym,  który  został  powiększony, 
umocniony i zbudowano w nim pozornie nieskończenie długie schody. Było małe – więzienie 
wschodniego  imperium  rzekomo  było  tak  duże,  jak  podziemne  miasto  –  ale  jego  wielkość 
pasowała  do  Valoriańskiego  cesarza.  Większość  kryminalistów  wysyłano  do  łagru  w 
kopalniach zamarzniętej północy. Ci, których zostawiano byli najgorsi i szybko ich skazywano 
na śmierć. 

Lampy  naftowe  były  zapalone  i  kapitan  zaprowadził  Kestrel  pierwszą  czarną,  duszną 

klatką schodową. Ciągnący się za nią materiał sukni syczał. Trudno było nie wyobrażać sobie, 

background image

The Winner’s Crime 

16 | 

S t r o n a

 

 

że była więźniem prowadzonym do celi. Kestrel oszukiwał jej własny rytm serca; szarpał się 
na myśl o przyłapaniu na gorącym uczynku, o zamknięciu w ciemności. 

Minęli celę. Palce zawinęły się niczym białe robaczki poprzez pręty małego okienka celi. 

Głos chrypnął coś w języku, którego Kestrel nie rozpoznawała. Miał sepleniącą cechę, której 
nie potrafiła rozgryźć, aż zdała sobie sprawę, że tak musiał brzmieć ktoś, kto nie miał zębów. 
Odskoczyła do tyłu. 

- Proszę trzymać się z dala od prętów  – powiedział kapitan. – Tędy – dodał, jakby była 

jakakolwiek inna droga niż w dół. 

Gdy w  klatce  w  końcu  skończyły  się  schody, Kestrel zbiło z  tropu  stanięcie  na  stabilnej 

ziemi. Korytarz śmierdział mokrą skałą i ściekami. 

Kapitan otworzył celę i zaprowadził Kestrel do środka. Chwilę się wahała, od razu i dziko 

pewna, że zamierza ją tam złapać w pułapkę. Skierowała rękę do sztyletu u biodra. 

Kapitan zachichotał. Ten dźwięk uruchomił metaliczny zgrzyt w kącie celi i kapitan uniósł 

lampę,  żeby  oświecić  siedzącego  człowieka  naprężającego  łańcuchy  osadzone  w  ścianie. 
Nagimi  piętami  szorował  nierówną  podłogę,  kiedy  próbował  się  odsunąć,  daleko  od 
kapitana. 

- Nie martw się – powiedział kapitan do Kestrel. – Jest nieszkodliwy. Proszę. – Podał jej 

lampę, po czym pociągnął za luźny koniec łańcucha, by przyciągnąć więźnia mocno do ściany. 
Mężczyzna zadygotał i zaszlochał. Zaczął modlić się do wszystkich setek Herrańskich bożków. 

Nie  rozpoznała  go.  Ulga.  Potem  nadszedł  lepki  wstyd.  Jakie  miało  to  znaczenie  czy  go 

znała, czy nie? Ten więzień będzie cierpiał. Dostrzegała jego agonię wypisaną w oświetlonych 
lampą oczach kapitana.   

Kestrel nie zostanie. Nie będzie na to patrzeć. Odwróciła się do drzwi. 

-  To  wbrew  zasadom  cesarza  –  powiedział  do niej  kapitan.  – Powiedział,  że  masz tutaj 

być  przez  cały  czas.  Powiedział,  że  jeśli  odmówisz  współpracy,  to  mam  odciąć  temu 
człowiekowi palce zamiast skóry. 

Modlitwa więźnia ustała. Drżąco zaczęła się ponownie. 

Kestrel  czuła  się,  jak ten  cienki,  lamentujący  głos.  Jak  dźwięk mocno nakręconego  koła 

zębatego, a potem puszczonego. – Nie należę tutaj – rzekła. 

- Jesteś moją przyszłą cesarzową – powiedział kapitan. – Należysz. A może myślałaś, że 

rządzenie oznacza jedynie suknie i bale? – Sprawdził czy łańcuch jest naprężony. Mężczyzna 
zawisł na swoich więzach. – Lampa, moja pani. – Kapitan przywołał ją bliżej. 

background image

The Winner’s Crime 

17 | 

S t r o n a

 

 

Więzień uniósł głowę. Światło lampy odbiło się od jego oczu i chociaż Kestrel wiedziała, 

że ten złamany mężczyzna nie był Arinem – więzień był zbyt stary, jego rysy zbyt delikatne – 
ścisnęło  ją  serce.  To  były  zwykłe  oczy  dla  Herraninów.  Ale  szare  i  czyste,  takie  jak  Arina.  I 
nagle zdawało się, że to Arin dukał imię boga litości, że to on błagał ją o coś, czego nie miała 
pojęcia, jak mu dać. 

-  Lampa  –  powtórzył  kapitan.  –  Tak  szybko  zamierzasz  sprawiać  takie  trudności,  Lady 

Kestrel? 

Podeszła  do  przodu.  Wtedy  zobaczyła  zarys  wiadra  blisko  więźnia  wypełnionego  po 

brzegi kałem i moczem, i że prawa dłoń mężczyzny była cała owinięta gazą. 

Kapitan ją zdarł. Więzień zakrztusił się swoimi modlitwami. 

Na trzech palcach nie było skóry. 

Kestrel  dostrzegła  różowe  mięśnie  i  kremowe,  lśniące  pasma  ścięgien.  Ścisnęło  ją  w 

żołądku. Kapitan wysunął mały stolik z ciemnego kąta celi i położył na nim dłoń  mężczyzną, 
wnętrzem do góry. 

-  Jak  się  nazywasz?  –  zapytał  go  kapitan.  Kiedy  nie  nastąpiła  odpowiedź,  Valorian 

wyciągnął swój sztylet i wbił go w czwarty palec więźnia. Wytrysnęła się krew. 

- Przestań – poprosiła Kestrel. – Przestań. 

Więzień  rzucał  się,  ale  był  przyciśnięty  przez  nadgarstek.  Kapitan  raz  jeszcze  uniósł 

sztylet. 

Kestrel chwyciła go za ramię. Wbiła w nie palce i twarz kapitana zdawała się otworzyć – 

niemal  łapczywie,  ze  lśnieniem,  które  mówiło,  iż  czekał  na  jej  porażkę.  Bo  tym  właśnie  to 
było.  Kestrel  nie  zdawała  testu  cesarza,  nawet nie  znając  jego  kryterium.  Każde  zawahanie 
było  czarnym  znakiem  przeciwko  niej.  Każda  oznaka  litości  była  liczona  przez  kapitana, 
gromadzona  by  potem  zostać  wylana  przed  cesarzem,  Proszę  spojrzeć,  co  to  za  żałosna 
dziewucha. Jak słabą ma wolę. Nie ma sił do rządów

To prawda. Nie, jeśli to właśnie oznaczało rządzenie imperium. 

Nie była pewna, co zrobiłaby następnie, gdyby więzień nie znieruchomiał. Wpatrywał się 

w  Kestrel.  Jego  oczy  były  szeroko  otwarte,  silne.  Oszołomione.  Rozpoznał  ją.  Ona  go  nie 
znała. Jednakże nagłość jego wyrazu twarzy należała do kogoś, kto znalazł znajomy klucz do 
pudełka, który rozpaczliwie chce otworzyć. 

- Nazywam się Thrynne – szepnął do niej po Herrańsku. – Powiedz mu, że ja… 

background image

The Winner’s Crime 

18 | 

S t r o n a

 

 

Kapitan  strząsnął  słabnący  uchwyt  Kestrel  i  natarł  na  więźnia.  –  Sam  mi  powiesz.  – 

Kapitan  mówił  po  Herrańsku  z  ciężko  akcentowaną  płynnością.  –  Dobrze,  że  jesteś  gotów 
mówić. A teraz, Thrynne. Co mówiłeś? Co mi powiesz? 

Usta  więźnia  poruszały  się  bezdźwięcznie.  Krew  spływała  po  stole.  Ostrze  kapitana 

zalśniło. 

Kestrel  była  już  spokojna.  To  przez  to,  jak  patrzył  na  nią  więzień  –  jakby  była  ciosem 

dobrego szczęścia. Nie mogła tego zdradzić, nawet jeśli tego nie rozumiała. Da sobie radę. Da 
sobie radę z tym, o co wyraz jego twarzy prosił ją, żeby dała sobie radę. 

- Nie pamiętam – odrzekł Thrynne. 

- Powiedz, bo cię ogołocę. 

- Kapitanie – powiedziała Kestrel. – Jest zdezorientowany. Daj mu chwilę… 

Ty jesteś zdezorientowana, jeśli chcesz przeszkodzić mi w przesłuchaniu. Jesteś tu, by 

słuchać. Thrynne, zadałem ci pytanie. Przestań na nią patrzeć. Ona nie jest ważna. Ja jestem. 

Thrynne patrzył pomiędzy nimi. Wydał gardłowy dźwięk, nagły i szorstki z lekkim jękiem 

utemperowanego  bólu.  Skupił  się  na  Kestrel.  –  Błagam  –  powiedział  ochryple  –  on  musi 
wiedzieć. 

Kapitan zdarł kawałek skóry i wrzucił go do wiadra. 

Thrynne  wrzasnął.  Wrzask  rozbity  wsysanymi  oddechami,  rozbił  się  echem  w  głowie 

Kestrel. 

Wyciągnęła  rękę  do  kapitana.  Próbowała  złapać  dłoń  trzymającą  sztylet.  Łatwo  ją 

odepchnął, nawet nie patrząc, i upadła. 

-  Nie  odmawiaj  mi,  Thrynne  –  rzekł  kapitan.  –  „Nie”  już  nie  istnieje.  Tylko  „tak”. 

Rozumiesz? 

Krzyk się urwał. – Tak. 

Kestrel podniosła się. – Kapitanie… 

-  Cisza.  Tylko  pogarszasz  sprawę.  –  Do  Thrynne  powiedział.  –  Co  robiłeś  podsłuchując 

pod drzwiami prywatnego spotkania między cesarzem a przywódcą senatu? 

- Nic! Sprzątałem. Ja sprzątam. 

- Dla mnie to brzmi jak „nie”. 

- Nie! To znaczy tak, tak, zamiatałem podłogę. Sprzątam. Jestem służącym. 

background image

The Winner’s Crime 

19 | 

S t r o n a

 

 

-  Jesteś  niewolnikiem  –  poprawił  go  kapitan,  choć  cesarz  ogłosił  dekret  wyzwalający 

Herraninów. – Nieprawdaż? 

- Tak. Jestem. 

Kestrel  cicho  wysunęła  swój  sztylet.  Jeśli  kapitan  nadal  będzie  stał  do  niej  plecami,  to 

może będzie w stanie coś zrobić. Nie ma znaczenia, że jej umiejętności bojowe są żałosne. 
Może go powstrzymać. 

Być może. 

- A dlaczego – zapytał kapitan łagodnie Thrynne’a  – dlaczego podsłuchiwałeś pod tymi 

drzwiami? 

Sztylet  zadrżał  w  ręce  Kestrel.  Wyczuła  perfumowany  olejek  cesarza  na  kapitanie. 

Zmusiła się, by podejść bliżej. Śniadaniowe mleko podeszło jej do gardła. 

Thrynne oderwał wzrok od kapitana, żeby na nią spojrzeć. – Pieniądze – powiedział. – To 

jest rok pieniędzy. 

-  Ach  –  rzekł  kapitan.  –  Teraz  doszliśmy  do  tego.  Zapłacono  ci  za  podsłuchiwanie, 

prawda? 

- Nie… 

Nóż  kapitana  opadł  w  dół.  Kestrel  zwymiotowała,  jej  sztylet  zniknął  gdzieś  w  cieniach. 

Dźwięk  tego,  jak  uderza  o  kamienie  zatracił  się  we  wrzaskach  Thrynne’a.  Wytarła  usta 
rękawem;  nie  patrzyła, przyciskała  ręce  do  uszu.  Ledwie  usłyszała  pytanie  kapitana.  –  Kto? 
Kto ci zapłacił? 

Ale nie było odpowiedzi. Thrynne zemdlał. 

*** 

Kestrel  zabrano  do  jej  pokojów,  jak  kogoś  chorego.  Zakażonego.  Kąpała  się,  dopóki 

nie poczuła się, jakby się ugotowała. Zostawiła zrujnowaną suknie tam gdzie leżała, zwiniętą 
na  łazienkowej  podłodze.  Potem  weszła  do  łóżka  z  włosami  mokrymi  i  rozpuszczonymi,  i 
myślała. 

A przynajmniej próbowała myśleć. Próbowała myśleć o tym, co powinna zrobić. Potem 

zauważyła, iż pierzasty koc, gruby jednak lekki, dygotał jak żywa rzecz. Drżała.  

Przypomniała  sobie  Krętacza,  przywódcę  Herraninów.  Arin  odpowiadał  przed  nim, 

podążał za nim. Kochał go. Jednak wiedziała, że Arin go kochał. 

Krętacz  zawsze  groził  dłoniom  Kestrel.  Że  je  połamie,  obetnie  palce,  zmiażdży  je 

własnymi. Wydawał się mieć na ich punkcie obsesję, aż zaczął mieć na jej punkcie obsesję w 

background image

The Winner’s Crime 

20 | 

S t r o n a

 

 

inny sposób. Znowu to poczuła: te chłodne przerażenie, kiedy zaczęła rozumieć, czego chciał 
i co zrobi, żeby to dostać. 

Teraz  był  martwy.  Arin  go  dźgnął.  Kestrel  to  widziała.  Patrzyła  na  śmierć  Krętacza  i 

przekonywała samą siebie, że nie zrobi jej krzywdy. Kestrel przyglądała się swoim dłoniom, 
całym  i  niezniszczonym.  Nie  były  obranym  i  krwawiącym  mięsem.  Były  szczupłe,  paznokcie 
krótko przycięte do gry na pianinie. Skóra gładka. Małe znamię blisko nasady kciuka. 

Przypuszczała, że miała ładne ręce. Rozłożone na kocu zdawały się wysoce bezużyteczne. 

Co mogła zrobić? 

Pomóc w ucieczce więźniowi? To wymagałoby strategii zależnej od zwerbowania innych 

do  pomocy.  Kestrel  nie  miała  dość  wpływu  na  kapitana.  Nikt  w  stolicy  nie  był  jej  winien 
przysług. Nie znała sekretów dworu. Była nowa w pałacu i nie miała tutaj żadnych lojalności, 
nie dla pomocy z tak szalonym planem. 

A gdyby została złapana? Co by cesarz z nią zrobił? 

A gdyby nic nie zrobiła? 

Nie mogła zrobić nic. Nie zrobienie nic w więzieniu już kosztowało zbyt wiele. 

To  jest  rok  pieniędzy,  powiedział  Thrynne.  Wypowiedział  te  słowa,  jakby  były 

przeznaczone  dla  niej.  Dziwny  zwrot.  Jednak  znajomy.  Może  było  tak,  jak  przypuszczał 
kapitan:  Thrynne  ujawniał,  że  zapłacono  mu  za  zebranie  informacji.  Cesarz  miał  mnóstwo 
wrogów, nie wszyscy byli zagraniczni. Rywal w senacie mógł zatrudnić Thrynne’a. 

Ale  kiedy  pierzasty  koc  znieruchomiał,  zmieniając  się  w  szpiczaste  pole  śniegu  nad 

uniesionymi kolanami Kestrel, przypomniała sobie jak jej Herrańska opiekunka mówiła.  - To 
jest rok gwiazd. 

Kestrel  była  mała.  Enai  nachylała  się  nad  jej  obtartym  kolanem.  Kestrel  nie  była 

niezdarną dziewczynką, ale zawsze starała się zbyt mocno z przewidywalnie posiniaczonymi 
oraz  krwawiącymi  wynikami.  –  Uważaj  –  powiedziała  Enai,  zawijając  gazę.  –  To  jest  rok 
gwiazd. 

Zdawała się to być taka ciekawa rzecz do powiedzenia. Kestrel zapytała o wyjaśnienie. – 

Wy,  Valorianie,  oznaczacie  lata  numerami  –  rzekła  Enai  –  ale  my  oznaczamy  je  naszymi 
bogami.  Krążymy  przez  panteon,  jeden  bóg  z  setki  na  każdy  rok.  W  tym  roku  rządzi  bóg 
gwiazd,  więc  musisz  uważać  na  stopy  i  wzrok.  Ten  bóg  uwielbia  wypadki.  Piękno  także. 
Czasami,  kiedy  ta  bogini  jest  zirytowana  albo  po  prostu  znudzona,  to  postanawia,  że 
najpiękniejszą rzeczą jest katastrofa. 

Kestrel  powinna  uważać  to  za  głupotę.  Valorianie  nie  mieli  bożków.  Nie  było  życia  po 

śmierci ani innych Herrańskich przesądów. Jeśli Valorianie cokolwiek czcili, to chwałę. Ojciec 

background image

The Winner’s Crime 

21 | 

S t r o n a

 

 

Kestrel  śmiał  się  z  idei  przeznaczenia.  Był  cesarskim  generałem;  gdyby  wierzył  w 
przeznaczenie, mawiał, to siedziałby w swoim namiocie i czekałby, aż kraj Herrana poda mu 
się w ładnym kryształowym pucharze. Zamiast tego zawładnął nim. Jego zwycięstwa, mówił, 
należały do niego. 

Lecz  w  dzieciństwie  Kestrel  była  oczarowana  wyobrażeniem  bogów.  Tworzyli  dobre 

historyjki.  Prosiła  Enai,  aby  nauczyła  ją  imion  setki  i  czym  rządzili.  Pewnego  wieczoru  na 
kolacji,  kiedy  ojciec  rozbił  kruchy  półmisek  nożem,  powiedziała  żartobliwie.  –  Ostrożnie, 
ojcze. To jest rok gwiazd. – Znieruchomiał. Kestrel przeraziła się. Może jednak bogowie byli 
prawdziwi.  Ta  chwila  była  katastrofą.  Zobaczyła  katastrofę  we  wściekłych  oczach  ojca. 
Zobaczyła  ją  na  ramieniu  Enai  następnego  dnia  w  formie  siniaka:  fioletowa,  szeroka 
bransoleta zrobiona przez dużą dłoń. 

Kestrel przestała pytać o bożków. Zapomniała o nich. Pewnie istniał bóg pieniędzy. Być 

może to był ten rok. Nie była pewna. Nie rozumiała, co oznaczała ta fraza dla Thrynne’a. 

Powiedz mu, powiedział Thrynne. On musi wiedzieć. Kapitan przypuścił, że Thrynne’owi 

chodziło  o  niego.  Może  tak  było.  Ale  Kestrel  przypomniała  sobie  szare  oczy  więźnia  i  jak 
wydawał się ją znać. Oczywiście, był służącym w pałacu. Służący wiedzieli kim była, a ona nie 
musiała znać ich wszystkich twarzy i imion. Ale to był Herranin. 

Powiedzmy, że był nowy w pałacu. Powiedzmy, że rozpoznał ją z życia w Herranie, kiedy 

wszystko było serią kolacji, balów i herbatek, gdzie jej największym zmartwieniem było to jak 
przebrnąć przez pragnienie jej ojca, aby dołączyła do wojska i jego nienawiść do jej muzyki. 

A może Thrynne rozpoznał ją po tym, kiedy wszystko się zmieniło. Po Rebelii Pierwszego 

Dnia Zimy. Gdy Herraninie zaatakowali stolicę i Arin przywłaszczył ją dla siebie. 

On musi wiedzieć, powiedział Thrynne. 

Powoli,  jakby  przesuwając  maleńkie  części  niebezpiecznej  maszyny,  Kestrel  zastąpiła 

jedno słowo imieniem. 

Arin musi wiedzieć

Ale co wiedzieć? 

*** 

Kestrel  miała  własne  pytania  do  Thrynne’a.  Odnajdzie  sposób,  aby  mu  pomóc  i 

zrozumieć,  co  powiedział  –  ale  to  oznaczało zobaczenie  się  z  Thrynnem sam  na  sam…  a  to 
wymagało pozwolenia cesarza. 

- Wstyd mi za siebie – powiedziała cesarzowi następnego poranka. Znajdowali się w jego 

osobistym skarbcu. Jego notatka akceptująca jej prośbę o zobaczenie się z nim i wyznaczenie 
tego  pomieszczenia  na  spotkanie  zdawały  się  być  wykonane  z  chęcią.  Ale  teraz  milczał, 

background image

The Winner’s Crime 

22 | 

S t r o n a

 

 

przyglądając się szufladzie wysuniętej ze ściany poprzecinanej nimi od podłogi do sufitu. Był 
skupiony na zawartości szuflady, której Kestrel nie dostrzegała. 

- Zachowałam się źle w więzieniu – powiedziała Kestrel. – Tortura… 

- Przesłuchanie – powiedział do szuflady. 

- Przypomniała mi się Rebelia Pierwszego Dnia Zimy. To… co przeżyłam. 

- Co przeżyłaś. – Cesarz uniósł wzrok znad szuflady. 

- Tak. 

- Nigdy nie przedyskutowaliśmy w pełni tego, co przeżyłaś, Kestrel. Powinienem myśleć, 

że cokolwiek to było, sprawiłoby to, że zachęcałabyś kapitana w przebiegu wydarzeń zamiast 
zagrażać  jego  pytaniom.  Czy  może  mamy  inne  zrozumienie  tego,  co  wycierpiałaś  w  rękach 
Herrańskich buntowników? Czy muszę ponownie rozmyślać nad historią córki generała, która 
uciekła z niewoli i przepłynęła przez sztorm, żeby ostrzec mnie o rebelii?  

- Nie. 

-  Myślisz,  że  imperium  przetrwa  bez  paru  brudnych  metod?  Myślisz,  że  cesarzowa  ich 

uniknie? 

- Nie. 

Zamknął  szufladę.  Kliknięcie  było  głośne  niczym  strzał.  –  Więc  co  nam  pozostaje  do 

omówienia oprócz mego rozczarowania? Mego głębokiego rozczarowania? Myślałem o tobie 
lepiej. 

- Proszę pozwolić mi się zrehabilitować. Proszę.  Bardzo dobrze mówię po Herrańsku, a 

moja obecność sprawiła, że więzień był gotów mówić. Gdybym to ja go przesłuchiwała… 

- Nie żyje. 

- Co? 

- Martwy razem z jakimikolwiek informacjami jakie mógł ze sobą mieć. 

Jak

Cesarz machnął niecierpliwie dłonią. – Zakażenie. Gorączka. Wiadro na odchody. 

- Nie rozumiem. 

- Więzienie jest zaprojektowane tak, by nie dopuścić do samobójstw. Ale ten człowiek – 

Thrynne – był bystry. Oddany. Zdesperowany. Każda ilość cech, która może sprawić, iż ktoś 
postanowi zainfekować otwarte rany, wsadzając je do wiadra na odchody. 

background image

The Winner’s Crime 

23 | 

S t r o n a

 

 

Mdłości Kestrel groziły powrotem. I poczucie winy: zły posmak na tyle gardła. 

Cesarz  westchnął.  Usadowił  się  na  krześle  i  pokazał  Kestrel,  żeby  usiadła  na  tym 

naprzeciw niego. Opadła na niego. – Znasz ten rodzaj, Kestrel. Uważasz, że ktoś taki, jak on 
uciekłby się do takich środków, by ochronić Valoriańskiego senatora, który zapłacił mu, żeby 
dowiedzieć się, jak ma zagłosować? 

- Nie – odpowiedziała. Inna odpowiedź wydawałaby się fałszywa. 

- Jak myślisz, kto go zatrudnił? 

- Być może wschód. Muszą mieć wśród nas szpiegów. 

-  Och,  na  pewno.  –  Cesarz  podtrzymał  jej  wzrok  w  sposób,  który  nie  czekał  na 

odpowiedź, ale czekał, żeby zobaczyć czy powie to, w co już wierzył. 

- Pracował dla Herrany – powiedziała powoli Kestrel. 

-  Oczywiście.  Powiedz,  czy  ich  przywódca  to  inspirujący  człowiek?  Nigdy  go  nie 

poznałem.  Ale  byłaś  jego  więźniem.  Powiedziałabyś,  że  ten  nowy  gubernator  ma… 
charyzmę?  Rodzaj  przyciągania  i  władzę,  które  zachęcają  ludzi  do  podejmowania 
ekstremalnego ryzyka w jego imieniu? 

Przełknęła ciężko ślinę. – Tak. 

- Mam ci coś do pokazania. – Wskazał na szufladę, którą już zamknął. – Przynieś to, co 

leży wewnątrz. 

Była to złota moneta ostemplowana profilem cesarza. 

- Kazałem wybić tę serię dla uczczenia twoich zaręczyn – powiedział. – Obróć monetę. 

Kestrel obróciła. To co zobaczyła przeraziło ją. Był to symbol skrzyżowanych drutów. 

- Wiesz co to? 

Kestrel odpowiedziała dopiero po chwili. – Znak Jadis. 

- Tak. Sądzę, że to idealna historia, która cię zaprezentuje. 

Jadis  była  wojowniczką  ze  starożytnej  Valoriańskiej  legendy.  Porucznikiem.  Jej  armia 

została pokonana i została uwięziona przez wrogiego gubernatora wojskowego, który dodał 
ją  do  swojego  haremu.  Lubił  wszystkie  swoje  kobiety,  ale  szczególnie  spodobała  mu  się 
Valorianka. Jednakże nie był głupi. Wzywał ją do swojego łóżka nagą, żeby nie miała szans na 
ukrycie broni. Kazał ją również związywać, przynajmniej na początku. Nie ufał jej dłoniom. 

Ale Jadis była słodka i łatwa, a kiedy czas mijał i obóz gubernatora podróżował zauważył, 

że zaprzyjaźniła się z resztą kobiet w jego haremie. Nauczyły ją robienia na drutach. Czasami, 

background image

The Winner’s Crime 

24 | 

S t r o n a

 

 

kiedy  nie  był  na  bitwie,  widywał  ją  poza  namiotem  kobiet,  jak  robiła  na  drutach  coś 
bezkształtnego.  Bawiła  go  świadomość,  iż  reputacja  Valoriańskiego  okrucieństwa  była 
jedynie mitem. Jaka domowa była ta jego mała wojowniczka! 

- Co to? – zapytał. 

- Dla ciebie – powiedziała Jadis. – Spodoba ci się, zobaczysz. 

Wełniana rzecz rosła przez miesiące. Stała się prywatnym żartem między nimi. On pytał 

czy to ma być skarpeta, tunika, płaszcz. Jej odpowiedź zawsze była taka sama: „Spodoba ci 
się, zobaczysz.” 

Pewnej nocy, w namiocie gubernatora, długo po tym jak przestał kazać wiązać jej dłonie, 

spojrzał na nią. – Wiesz, jaka jest jutro bitwa? 

- Tak – odparła Jadis. Gubernator planował zaatakować serce Valorii. Prawdopodobnie 

odniesie sukces. 

- Musisz mnie za to nienawidzić. 

- Nie. 

Te słowo przywołało łzy do jego oczu. Chciał zapłakać w jej skórę. Nie wierzył jej. 

- Mój kochany – powiedziała – już prawie skończyłam twój prezent. Pozwól, że porobię 

go tutaj przy tobie. Przyniesie ci szczęście na bitwie. 

Doprowadziło go to do śmiechu, ponieważ nie umiał sobie wyobrazić, jak oczekiwała, że 

ubierze tę brzydką, obszerną masę wełny. Ucieszył się, kiedy przypomniał sobie, jaka oddana 
była swojej nieszczęsnej robótce. No i co, jeśli nie miała do tego umiejętności? To był dowód 
jej oddania. 

Podszedł do wejścia namiotu i kazał przynieść jej koszyk z robótkami. 

Postawił  go  obok  łóżka  i  raz  jeszcze  się  nią  nacieszył.  Potem  robiła  na  drutach  obok 

niego. Na gubernatora cichy szmer drutów działał uspokajająco.  – Nie skończyłaś jeszcze? – 
droczył się. 

- Tak. Właśnie teraz skończyłam. 

- Ale co to jest

- Nie widzisz? Nie podoba ci się? Spójrz bliżej, mój kochany. 

Spojrzał i Jadis wbiła druty w jego gardło. 

Moneta leży ciężko na dłoni Kestrel. Cały oddech ją opuścił. 

Cesarz rzekł. – Wcześniej rozmawialiśmy o twojej niewoli u Arina. 

background image

The Winner’s Crime 

25 | 

S t r o n a

 

 

- To nie było tak. – Zacisnęła palce na monecie. – Nie jestem Jadis. 

- Nie? Gubernator, słyszałem, jest atrakcyjnym mężczyzną. 

- Nie sądzę. – Nie sądziła, nie na początku. Jakie to nieszczęśliwe, że nie widziała, kim był 

Arin,  jak  o  wiele  gorsze,  kiedy  to  zrozumiała  i  jak  idealnie  okropne  teraz,  gdy  był  dla  niej 
stracony i cesarz pytał o jej sekrety. – Nigdy nie był moim kochankiem. Nigdy. 

Taka była prawda. Dźwięk jej głosu musiał przekonać cesarza albo sposób, w jaki ściskała 

monetę. Jego odpowiedź była łagodna: - Wierzę ci. Ale co, jeśli by tak nie było? Czy miałoby 
to  znaczenie,  gdyby  niewolnik  dzielił  z  tobą  łoże?  Och,  Kestrel.  Nie  patrz  na  mnie  z  takim 
szokiem. Myślisz, że jestem pruderyjny? Słyszałem plotki. Wszyscy słyszeli. – Wstał i podszedł 
do  niej,  żeby  postukać  pięść,  którą  zacisnęła  na  monecie.  –  Dlatego  potrzebujesz  Jadis.  To 
prezent.  Jeżeli  stolica  myśli,  że  faworyzowałaś  gubernatora  Herrany,  to  niech  myślą,  że  to 
było celowe. 

-  Podjęłaś  decyzję,  gdy  stanęłaś  przede  mną  i  poprosiłaś  o  niezależność  Herraninów. 

Wybrałaś  mojego  syna.  Wybrałaś  moją  sprawę.  –  Wzruszył  ramionami.  –  Jestem 
pragmatykiem.  Nie  mam  ochoty  na  babranie  się  w  bitwie  z  Herraną,  kiedy  wschód  kusi. 
Twoje  rozwiązanie  –  nowy  status  Herrany,  jako  niezależny  obszar  imperium  –  było 
politycznie  kosztowne  pod  pewnymi  względami…  ale  cenne  pod  innymi.  I  wojskowo 
niezbędne.  Dodatkowa  korzyść?  Wojsko  teraz  mnie  uwielbia,  kiedy  córka  generała  poślubi 
mego syna. 

-  Myślę,  że  rozumiemy  się  nawzajem,  prawda?  Dostaję  córkę  na  tyle  inteligentną,  by 

pewnego  dnia  rządzić  imperium,  a  w  międzyczasie  mogę  liczyć  na  dobrą  wolę  żołnierzy jej 
ojca. Ty dostajesz koronę i rozgrzeszenie z jakichkolwiek minionych… nieroztropności. 

Kestrel opuściła rękę, rozluźniła pięść, ale nie na tyle, że wypuścić monetę. 

- Twój sztylet, proszę, Kestrel. – Wyciągnął rękę. 

- Co takiego? 

- Oddaj mi swój sztylet. – Gdy nadal się nie ruszyła, powiedział. – Jest zbyt prosty. Panna 

młoda mojego syna musi mieć coś wykwintniejszego. 

- Mój ojciec mi go dał. 

- Czy ja także nie będę twoim ojcem? 

Cesarz  właśnie  uniemożliwił  Kestrel  odmowę  bez  urażenia  go.  Wyciągnęła  sztylet, 

którego  uwielbiała.  Przycisnęła  raz  kciuk  do  rubinu  wysadzonego  w  rękojeści  sztyletu  i 
wyrzeźbionej  jej  pieczęci;  szponów  drapieżnego  ptaka.  Przycisnęła  na  tyle  mocno,  by 
zabolało. Potem oddała broń cesarzowi. 

background image

The Winner’s Crime 

26 | 

S t r o n a

 

 

Wsadził  go  do  szuflady,  w  której  była  moneta  i  zamknął  ją.  Przyjrzał  się  Kestrel,  jego 

własny  sztylet  lśnił  mu  na  biodrze.  Dotknął  złotej  linii  na  jej  czole,  która  oznaczała  ją  jako 
zaręczoną kobietę. – Mam twoją lojalność wobec imperium, prawda? 

- Oczywiście. – Starała się zignorować nieważkość swej pochwy na sztylet. 

- Dobrze. A przeszłość zostaje w przeszłości, tak? 

- Tak. 

Cesarz wyglądał na zadowolonego.  – Nie będzie żadnych oznak sympatii, którą możesz 

żywić  wobec  Herrany  –  albo  jej  gubernatora.  Jeśli  jakąś  masz,  musisz  się  jej  pozbyć.  Jeżeli 
tego nie zrobisz, nie spodobają ci się konsekwencje. Rozumiesz? 

Rozumiała.  Kestrel  widziała  teraz,  że  cesarz  nie  chciał,  by  jej  wizyta  w  więzieniu  była 

zaledwie  testem  czy  lekcją.  Było  to  ostrzeżenie  tego,  co  czeka  tych,  którzy  mu  się 
przeciwstawią. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

The Winner’s Crime 

27 | 

S t r o n a

 

 

Kestrel  nosiła  ze  sobą  wszędzie  monetę  Jadis.  Była  w  kieszeni  w  dzień,  kiedy 

zaskoczyła księcia w jej pokoju muzycznym.  

Stanęła  nagle  na  widok  księcia  Verexa  siedzącego  przy  stoliku  zastawionego  częściami 

wschodniej gry. Zerknął na nią, po czym przeniósł wzrok na marmurowe kawałki. Rumieniec 
wykwitł na jego policzkach. Bawił się miniaturową armatą. 

- Pogranicza to gra przeznaczona dla dwóch graczy – odezwała się Kestrel. – Czekasz na 

mnie? 

- Nie. – Opuścił pionka i schował dłonie pod ramionami. – Czemu miałbym czekać? 

- Cóż, to mój pokój. 

W  ciągu  jej  pierwszych  dni  w  pałacu  cesarz  podarował  Kestrel  nowy  fortepian  i  kazał 

postawić  go  tutaj  w  cesarskim  skrzydle,  mówiąc,  że  akustyka  tego  pomieszczenia  jest 
doskonała. To nie była prawda.  W pokoju było zbyt wielkie echo. Dźwięki brzmiały głośniej 
niż były w rzeczywistości. Jego kamienne ściany były nagie, meble sztywne. Półki były ledwie 
udekorowane  przedmiotami,  które  nie  miały  nic  wspólnego  z  muzyką:  astrolabia,  gry, 
gliniany żołnierz, złożone teleskopy. 

- Twój pokój – powtórzył Verex. – Przypuszczam, że wszystko w pałacu jest dla ciebie do 

wzięcia. Mój ojciec oddaje ci imperium. Równie dobrze możesz wziąć sobie mój stary pokój 
zabaw. – Wzruszył ramionami z napięciem. 

Kestrel  znów  spojrzała  na  glinianego  żołnierzyka.  Zobaczyła  jego  odłupaną  farbę,  jego 

prestiżowe miejsce na środku półki. W pokoju było zimno, nie było to przyjemne miejsce dla 
dziecka. Przypomniała sobie, że Verex także stracił matkę w młodym wieku. 

Kestrel usiadła naprzeciwko niego. – Twój ojciec nie dał mi tego pokoju – powiedziała. – 

Pewnie miał nadzieję, że będziemy dzielić tę przestrzeń i spędzimy więcej czasu razem.  

- Chyba w to nie wierzysz. 

- Ale jesteśmy tu razem. 

-  Nie  powinnaś  tutaj  być.  Zapłaciłem  jednej  z  twoich  dam.  Powiedziała,  że  planujesz 

spędzić popołudnie w bibliotece. 

- Jedna z moich służących ci donosi? 

- Wygląda na to, że córka generała, pomimo swojej reputacji bycia bardzo bystrą, myśli, 

że  jest  odporna  na  małostkowe  szpiegostwa,  do  których  zdolny  jest  dwór.  Nie  jesteś  tak 
naprawdę bystra, prawda? 

background image

The Winner’s Crime 

28 | 

S t r o n a

 

 

-  Zdecydowanie  bystrzejsza  od  kogoś,  kto  postanawia  ujawnić,  że  zatrudnił  jej 

pokojówkę. Może jeszcze powiesz mi, którą pokojówkę, Verexie, i dopełnisz swojego błędu? 

Przez moment myślała, że przewróci stół i rozrzuci pionki Pogranicza. Zdała sobie wtedy 

sprawę, co robił, kiedy siedział sam przed Pograniczami, grą, która była bardzo popularna na 
dworze. Pionki były ułożone we wzorze początkującym. Verex ćwiczył. 

Zdawało się, że zranione rysy jego twarzy mówiły w najczystszych słowach. 

- Nienawidzisz mnie – powiedziała Kestrel. 

Zapadł  się  na  krześle.  Jego  potargane,  jasne  włosy  opadły  do  przodu  i  potarł  oczy,  jak 

ktoś kto obudził się za wcześnie.  – Nie, naprawdę nie. Nienawidzę tego. – Wskazał ręką na 
pokój. – Nienawidzę tego, że wykorzystujesz mnie, aby dostać koronę. Nienawidzę tego, że 
mój ojciec uważa, iż to wspaniały pomysł. 

Kestrel dotknęła pionka gry Pogranicza. To był skaut.  – Mógłbyś mu powiedzieć, że nie 

chcesz się ze mną ożenić. 

- Och, powiedziałem. 

-  Może  żadne  z  nas  nie  ma  większego  wyboru  w  tej  sprawie.  –  Zobaczyła  jego  szybką 

ciekawość  i  pożałowała  swych  słów.  Przesunęła  skauta  bliżej  generała.  –  Lubię  tę  grę. 
Sprawia, iż myślę, że wschodnie imperium docenia dobrą historię, tak jak i bitwę. 

Rzucił  jej  spojrzenie  zauważające  ostrą  zmianę  tematu,  ale  powiedział  jedynie.  – 

Pogranicza to gra, a nie książka. 

-  Pogranicza  mogłyby  być  książką,  gdyby  były  w  niej  ciągle  zmieniające  się  możliwości 

innych  zakończeń,  a  postaci  mogłyby  zbaczać  z  kursu  by  zrobić  coś  niespodziewanego. 
Pogranicza  są  także  podstępne.  Nakłaniają  gracza  do  myślenia,  iż  zna  historię  swojego 
przeciwnika.  Weźmy  historię  niedoświadczonego  gracza.  Początkujący,  który  nie  widzi 
zastawianych pułapek. – Mina Verexa złagodniała, więc Kestrel ustawiła pionki Pogranicza w 
pierwszym  ruchu  i  przesunęła  je  w  inne  wzory  gry  dwóch  przeciwników,  wyjaśniając  jak 
spostrzegawczy początkujący może wygrać grę poprzez celowe nabranie się na pułapkę, żeby 
zastawić  własną.  Gdy  zielony  generał  w  końcu  przewrócił  czerwonego,  Kestrel  rzekła.  – 
Możemy razem poćwiczyć. 

Duże  oczy  Verexa  nagle  stały  się  zbyt  lśniące.  –  Poprzez  „ćwiczenie”  masz  na  myśli 

„uczenie”. 

-  Przyjaciele  ciągle  grają  razem  w  gry  bez  myślenia  o  tym,  jak  o  ćwiczeniu,  uczeniu, 

wygrywaniu czy przegrywaniu. 

- Przyjaciele. 

background image

The Winner’s Crime 

29 | 

S t r o n a

 

 

-  Nie  mam  ich  wielu.  –  Miała  jedną.  Okropnie  tęskniła  za  Jess.  Jess  wyjechała  na 

południowe  wyspy  razem  z  rodziną  dla  zdrowia.  W  przeszłości  Jess  wybrałaby  się  do 
uroczego domku nad morzem, który posiadała jej rodzina na ciepłym południowym czubku 
Herrany,  ale  dekret  zimowy  rozkazał  Valoriańskim  kolonistom  oddać  całą  własność  w 
Herranie. Koloniści otrzymali odszkodowanie od cesarza i rodzice Jess zakupili nowy dom na 
wyspach. Ale Kestrel odczytywała nostalgię w listach Jess. Kestrel odpisywała. Często pisały, 
ale listy nie wystarczyły. 

Verex szturchnął leżącego czerwonego generała swoim zielonym, słuchając szturchnięcia 

marmuru o marmur. – Być może zostalibyśmy przyjaciółmi, gdybyś wyjaśniła dlaczego ty nie 
powiesz mojego ojcu, że nie chcesz za mnie wyjść. 

Ale Kestrel nie mogła tego wyjaśnić. 

- Nie chcesz mnie – powiedział Verex. 

Nie mogła skłamać. 

- Twierdziłaś, że nie masz wyboru – powiedział. – Co miałaś na myśli? 

- Nic. Naprawdę chcę za ciebie wyjść. 

Jego  gniew  powrócił.  –  A  więc  zliczmy  powody.  –  Odliczał  na  palcach.  –  Pragniesz 

imperium i męża, którym będziesz mogła manipulować równie łatwo, jak tymi pionkami. 

- Nie – powiedziała, ale czemu Verex miałby nie wierzyć w ten portret, który sobie z niej 

stworzył: spragnionej władzy, nieczułej? W to właśnie wierzył Arin. 

-  Chcesz  się  pośmiać.  A  więc  na  naszym  balu  zaręczynowym  będziesz  patrzeć,  jak 

przegrywam  na  Pograniczach,  kiedy  każdy  arystokrata  i  gubernator  imperium  będzie  śmiał 
się razem z tobą. 

- Bal? Wszyscy gubernatorzy? Jesteś pewien? Nikt mi o tym nie powiedział. 

- Mój ojciec mówi ci wszystko

- Nie powiedział. Przysięgam, nic nie wiem o balu. 

-  Więc  z  tobą  także  pogrywa.  Mój  ojciec  jest  dwulicowy,  Kestrel.  Jeśli  myślisz,  że  cię 

uwielbia, to lepiej pomyśl nad tym dwa razy. 

Kestrel  wyrzuciła  ręce  do  góry.  –  Jesteś  niemożliwy.  Nie  możesz  winić  mnie  za  jego 

przychylność twierdzić, że jestem dla niego jedynie zabawką.  – Wstała i skierowała się do 
drzwi, bo zobaczyła, iż krótki spokój między nimi rozpadł się, i zaczęło kręcić jej się w umyśle. 
Bal zaręczynowy. Ze wszystkimi gubernatorami. Arin przybędzie. Arin tutaj będzie. 

background image

The Winner’s Crime 

30 | 

S t r o n a

 

 

- Ciekawe dlaczego ojciec ci nie powiedział – rzekł Verex. – Może dlatego, że zaskakując 

cię mógłby obserwować, co dokładnie leży między tobą, a nowym gubernatorem Herrany? 

Kestrel zatrzymała się, odwróciła. – Między nami nic nie ma. 

-  Widziałem  monetę  Jadis.  Słyszałem  plotki.  Przed  rebelią  był  twoim  ulubionym 

niewolnikiem. Walczyłaś dla niego w pojedynku. 

Niemal sięgnęła do regału, żeby złapać równowagę. Czuła się, jakby miała upaść. 

- Wiem, dlaczego za mnie wychodzisz, Kestrel. Żeby wszyscy zapomnieli, iż po rebelii nikt 

nie  wsadził  ciebie do  więzienia,  nie  tak  jak innych  Valorianów  w  Herrańskim  mieście.  Byłaś 
wyjątkowa, prawda? Bo byłaś jego. Wszyscy wiedzą kim byłaś. 

Zawroty głowy zniknęły. Porwała glinianego żołnierzyka z półki. 

Natychmiast zobaczyła po minie Verexa, że trzymała coś, co wielbił. Rozbije to, rozbije to 

o podłogę. Złamie Verexa tak, jak złamał go ojciec. 

Tak  jak  ona  złamała  własne  serce.  Kestrel  niespodziewanie  poczuła  kawałki  własnego 

serca,  jakby  miłość  była  przedmiotem,  czymś  tak  kruchym,  jak  jajko  ptaka,  jego  skorupa 
niemożliwie chmurnym różem. Zobaczyła wstrząs jego krwawiącego żółtka. Poczuła odłamki 
skorupy kłujące ją w gardło i płuca. 

Kestrel odstawiła żołnierzyka z powrotem na półkę. Upewniła się, że głos ma wyraźny, 

kiedy  wymówiła  ostatnie  słowa  zanim  opuściła  pomieszczenie.  –  Jeśli  nie  będziesz  moim 
przyjacielem, pożałujesz bycia moim wrogiem. 

*** 

Kestrel  wróciła  do  swojego  apartamentu  i  odesłała  swoje  pokojówki.  Już  żadnej  nie 

ufała.  Usiadła  przy  maleńkim  oknie,  które  dawało  słabe  światło.  Gdy  wyciągnęła  Jadis  z 
kieszeni, wyglądała matowo na jej dłoni. 

To jest rok pieniędzy, przypomniała sobie. Rzeczywiście planowała iść dziś wcześniej do 

biblioteki,  tak  jak  pokojówka  poinformowała  Verexa.  Miała  nadzieję  na  wyszukanie 
informacji  o  Herrańskich  bogach,  a  potem  się  opamiętała.  Biblioteka  posiadała  śmiesznie 
małą kolekcję książek; był to przeważnie reprezentacyjny pokój, gdzie czasami spotykali się 
dworzanie  na  cichą  herbatę  albo  gdzie  wojskowi  oficerowie  mogliby  skonsultować  jedną  z 
tysiąca  map.  Biblioteka  pasowałaby  Kestrel,  gdyby  chciałaby  znaleźć  mapę  albo  się 
uspołecznić…  albo  gdyby  chciała,  żeby  członkowie  dworu  zobaczyli,  jak  przeszukuje 
Herrańskie książki. 

Odwróciła się od grubych drzwi biblioteki. 

background image

The Winner’s Crime 

31 | 

S t r o n a

 

 

Teraz  kuliła  się  w  aksamitnym  fotelu,  próbując  skoncentrować  się  na  rzeczywistych 

słowach rozmowy z Verexem zamiast na ich podłożu emocjonalnym. Przewracała monetą w 
tę i z powrotem. Cesarz. Jadis. Cesarz. Jadis. Jest dwulicowy, powiedział o swoim ojcu Verex. 
Kestrel  myślała  o  tym  zdaniu,  kiedy  przyglądała  się  obu  strono  monety.  Dwulicowy:  słowo 
zarzuciło hak w ciemną studnię jej pamięci. Za coś złapało. 

Herraninie wierzyli, że bóg rządził nie tylko jedną rzeczą, ale całą dziedziną powiązanych 

myśli, akcji, rzeczy. Bóg gwiazd był bogiem gwiazd, tak, ale także bogiem wypadków, piękna i 
katastrof. Bóg dusz… Kestrel zaschło w gardle, kiedy przypomniała sobie Arina odwołującego 
się do tego boga, który rządził miłością. Moja dusza należy do ciebie, rzekł. Wiesz o tym. Jego 
twarz  była  taka  otwarta,  taka  szczera.  Nawet  przerażona  tym,  co  mówił.  I  ona  także  była 
przerażona tym, jak wymówił to, co ona czuła. Wciąż ją to przerażało. 

Moneta. Kestrel zmusiła się do skupienia uwagi na monecie. 

Nie  było  niczego  uczciwego  w  bogu  pieniędzy.  Teraz  o  tym  pamiętała.  Ten  bóg  był 

dwulicowy,  jak  ta  moneta.  Czasami  mężczyzna,  czasami  kobieta.  Rządzi  kupowaniem  i 
sprzedawaniem
,  mówiła  Enai,  co  oznacza,  że  rządzi  negocjacją.  I  ukrytymi  rzeczami.  Nie 
możesz  zobaczyć  obu  stron  jeden  monety  naraz,  prawda,  dziecko?  Bóg  pieniędzy  zawsze 
ukrywa sekret. 

Bóg pieniędzy był także bogiem szpiegów. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

The Winner’s Crime 

32 | 

S t r o n a

 

 

Arin przypomniał sobie. 

Początkowo  było  to  łatwe,  obietnica,  że  będzie  szpiegiem  Krętacza.  –  Tobie  ufam 

najbardziej – mruknął do ucha Arina przywódca rebelii po jego sprzedaży córce generała.  – 
Jesteś moim zastępcą, chłopcze, i razem sprawimy, że Valorianie padną na kolana. 

Wszystko miało swoje miejsce wśród dobrze naoliwionej rutynie. 

Poza… 

Poza. 

Córka  generała  zainteresowała  się  Arinem.  Była  to  okazja  dana  przez  bogów,  jednak 

nawet podczas tych początkowych dni, jako jej niewolnik, Arin nosił obawę – nieswoją, niską, 
elektryczną,  jak  iskry  ścierane  z  ubrania  zimą  –  iż  jej  zainteresowanie  doprowadzi  do  jego 
zguby. 

A Arin był Arinem: popychał swoje szczęście, tak jak zawsze. 

Jego nawyk był gorszy w jej obecności. Mówił rzeczy, których nie powinien mówić. Łamał 

zasady, a ona na to patrzyła i nie wspominała o łamaniu. 

Zdecydował, iż było tak dlatego, że nie obchodziło ją, co robił. 

Wtedy  nadszedł  impuls,  którego  niebezpieczeństwo  powinien  był  dostrzec  – 

dostrzegłby,  gdyby  był  w  stanie  przyznać  samemu  sobie,  co  sprawiło,  iż  chciał  rozbudzić  ją 
potrząśnięciem, chociaż oczy miała otwarte.  

Czemu miałoby ją obchodzić, co wyprawiał niewolnik? 

Arin sprawi, że będzie ją to obchodzić. 

*** 

Arin przypomniał sobie. 

Jak nie mógł zasnąć nocą w kwaterach niewolników przez muzykę, która przewijała się 

przez ciemność, przez błonie generała z willi, gdzie dziewczyna grała i grała, i nie obchodziło 
ją,  iż  był  zmęczony,  ponieważ  nie  wiedziała,  że  był  zmęczony,  ponieważ  wcale  o  nim  nie 
myślała. 

Wychłostał mu plecy jej Valoriański zarządca za jakąś niewielką obelgę. Następnego dnia 

rozkazała,  aby  eskortował  ją  na  przyjęcie  z  herbatką.  Duma  powstrzymywała  go  od 
krzywienia się podczas ruchu. Płomienne pasy na jego plecach rozdarły się i krwawiły. Ona 
nie zobaczy, on nie pozwoli, żeby zobaczyła, nie da jej tej satysfakcji. 

background image

The Winner’s Crime 

33 | 

S t r o n a

 

 

Niemniej  szukał  znaku,  że  w  ogóle  usłyszała  o  chłoście.  Przyglądał  się  jej  twarzy, 

odnajdując jedynie dyskomfort, że tak się jej przypatrywał. 

Nie  wiedziała.  Był  pewien,  że  poznałby  gdyby  wiedziała.  Nie  była  dobra  w  ukrywaniu 

poczucia winy. 

Po  drugiej  stronie  pomieszczenia,  gdzie  siedziała  na  brokatowej  sofie,  trzymając  w 

rękach  filiżankę  i  spodek,  odwróciła  od  niego  wzrok,  obróciła  się  do  lorda  i  roześmiała  z 
czegoś, co powiedział. 

Jej niewinność doprowadzała do szału. 

Powinna wiedzieć. Powinna wiedzieć, co zrobił jej zarządca. Powinna wiedzieć, iż to była 

jej wina bez względu na to czy wydała rozkaz, czy nie – i bez względu na to czy wiedziała, czy 
nie. Niewinna? Ona? Nigdy. 

Podciągnął wysoki kołnierzyk koszuli wyżej, aby ukryć pręgę, która sięgała jego szyi. 

Nie chciał, żeby wiedziała. 

Nie chciał, żeby zobaczyła. 

Ale: 

Popatrz na mnie, zaczął myśleć do niej wściekle. Popatrz na mnie

Uniosła oczy i popatrzyła. 

*** 

Wspomnienia były dziwne, były siecią uderzeń ułożonych jedno na drugim, palącymi 

się śladami, które mogłyby przypominać wzór, gdyby nie było oczywiste, iż zostały wykonane 
oszalałą ręką bez oporów. Uderzenia były rozpalone uczuciem. 

A jego paliło i paliło z bólu. 

- Arinie – odezwał się Tensen podczas ich spotkania z Herrańskim skarbnikiem, który był 

jeszcze  bardziej  ponury  niż  zwykle  –  gdzie  twoja  głowa?  Nie  usłyszałeś  nic  z  tego,  co 
powiedziałem. 

- Powtórz. 

- Cesarz nakazał wyrobić nową monetę, aby uczcić zaręczyny. 

Arin nie chciał słuchać o zaręczynach. 

- Myślę, że powinieneś ją zobaczyć – rzekł Tensen. 

Arin wziął monetę i nie dostrzegł tego, co Tensen chciał, by dostrzegł. 

background image

The Winner’s Crime 

34 | 

S t r o n a

 

 

Tensen opowiedział mu historię Jadis. 

Arin upuścił monetę. 

Przypomniał sobie. 

Przypomniał sobie zmianę. 

Widział, jak Kestrel daje kwiatuszka dziecku, które wszyscy inni ignorowali. Obserwował 

jej  wesołą  przegraną  z  Valoriańską  staruszką,  z  której  naśmiewało  się  społeczeństwo,  nie 
starając  się  nawet  ściszać  głosów,  bo  dla  nich  był  zbyt  zniedołężniała,  żeby  cokolwiek 
zrozumieć. 

Arin stał za Kestrel podczas tamtej gry karcianej. Widział jej władczość. 

Widział  jej  szczerość  wobec  niego.  Oferowała  ją,  jak  kubek  czystej  wody,  którą  pił  do 

dna. 

Jej łzy lśniące w ciemności. 

Zażartą istotę jej umysłu: elegancką, o ostrych pazurach i niechcącą zostać złapaną. 

Arin widział, jak Kestrel stanęła pomiędzy nim, a karą, jakby to nic nie znaczyło, gdy było 

wręcz przeciwnie. 

- Arin? – Tensen zawołał przez wspomnienia. 

Arin  przypomniał  sobie  ponure  dni  po  tym,  jak  widział  ją  po  raz  ostatni,  po  tym  jak 

wręczyła mu cesarski dekret o wolności Herraninów i powiedziała mu o swoich zaręczynach. 
–  Pogratuluj  mi  –  powiedziała.  Nie  wierzył  w  to.  Błagał.  Ona  nie  słuchała.  –  Och,  Arinie  – 
rzekła  do  niego  Sarsine  w  czasie,  kiedy  nie  chciał  opuścić  pokojów,  w  których  mieszkała 
Kestrel. – Czego się spodziewałeś? 

Żal. To wszystko doprowadziło do żalu. 

-  Arinie  –  powtórzył  Tensen  i  Arin  nie  mógł  już  go  ignorować.  –  Pytam  po  raz  ostatni, 

jedziesz do stolicy czy nie? 

 

 

 

 

 

 

background image

The Winner’s Crime 

35 | 

S t r o n a

 

 

Urzędnicy  i  arystokraci  zaczęli  przybywać  do  stolicy  w  oczekiwaniu  na  bal.  Każdego 

dnia  więcej  wspaniałych  koni  wprowadzano  do  cesarskiej  stajni,  kulejących  po  gorzkiej 
jeździe zimowymi drogami. Choć Kestrel wytknęła trudności kiepskich warunków do podróży 
dla  ich  gości,  cesarz  najwyraźniej  sądził,  iż  było  to  nieważne.  Zaprosił  ich;  musieli  przybyć. 
Kominki  rozpalano,  żeby  rozgrzać  apartamenty  gościnne  w  pałacu,  w  których  ci  będą 
przebywać  przez  trochę  czasu:  po  balu  odbywać  się  będą  przyjęcia  i  wydarzenia  aż  do 
wesela. 

Pewnego  popołudnia  Kestrel  wzięła  powóz  poprzez  miasto  do  doków,  obok  niej  była 

dygocząca pokojówka. Nie było powodu dlaczego ta dziewczyna miałaby nie być na usługach 
Verexa, ale Kestrel rozłożyła futra na ich kolanach i przekonała pokojówkę, żeby przysunęła 
stopy bliżej gorącej cegły na podłodze powozu. 

Droga  przez  miasto  była  wolna.  Dróżki  były  strome  oraz  wąskie,  stworzone  nie  dla 

wygody społeczeństwa, ale dla celu spowolnienia wroga po wzgórzach do pałacu. 

Nie  przypłynęły  żadne  nowe  statki.  Kestrel  i  tak  nie  powinna  była  się  spodziewać,  że 

zobaczy Herrański statek. Był sezon zielonych sztormów. Żadna zdrowa umysłowo osoba nie 
płynęłaby między półwyspem Herrany a stolicą. 

Dokowy wiatr osuszył wargi Kestrel.  

- Co tu robimy? – zapytała pokojówka przez szczękające zęby. 

Kestrel  nie  mogła  powiedzieć,  że  szukała  statku,  którym  przypłynął  Arin.  Uciekał  mu 

czas,  żeby  zrobić  dłuższą,  ale  bezpieczniejszą  wędrówkę  przez  przełęcz,  która  została 
oczyszczona, gdy traktat z Herraną został podpisany. Bal był pod koniec tygodnia. Większość 
gości już przyjechało. Ale nie on. 

-  Nic  takiego  –  odpowiedziała  Kestrel.  –  Chciałam  popatrzeć.  –  Dziewczyna  zamrugała: 

jedyna  oznaka  zirytowania,  że  została  zaciągnięta  do  portu.  Ale  Kestrel  nie  wolno  było 
podróżować bez eskorty. Dostała setki prezentów z okazji zaręczyn – pióro wykonane z kości 
rogatego wieloryba, rubinową kostkę do gry od lorda, który słyszał o uwielbienia Kestrel do 
gier,  nawet  sprytną  składaną  tiarę  do  podróży…  Lista  ładnych  prezentów  była  długa,  ale 
Kestrel z radością wymieniłaby je wszystkie dla jednego godziny prywatności poza pałacem. 

- Chodźmy – powiedziała i nie wróciła już do portu. 

*** 

Jadała  posiłki  z  senatorami.  Ponad  brzegiem  czary  z  winem  Kestrel  przyglądała  się 

przywódcy senatu, który wyglądał na dziwnie opalonego jak na zimę, a w tej chwili mruczał 
coś do cesarza. 

background image

The Winner’s Crime 

36 | 

S t r o n a

 

 

Co  robiłeś,  przypomniała  sobie,  jak  kapitan  pytał  Thrynne’a  w  więzieniu,  podsłuchując 

pod drzwiami prywatnego spotkania między cesarzem a przywódcą senatu? 

Nagle zdawało się, że czara Kestrel nie była pełna wina, ale krwi. 

Cesarz uniósł wzrok i przyłapał Kestrel na przypatrywaniu się jemu i przywódcy senatu. 

Uniósł brew. 

Kestrel odwróciła wzrok. Wypiła wino do cna. 

*** 

Jej ojciec wysłał przeprosiny. Nie mógł przybyć na bal. Utkwił w walce blisko granicy 

ze wschodnimi równinami. Przepraszam, napisał generał Trajan, ale mam rozkazy

Kestrel przestała czytać w kółko niewielkie czarne litery. Zamiast tego wpatrywała się na 

całą pustą przestrzeń na kartce papieru. Jej biel kłuła ją w oczy. Upuściła list. 

Nigdy nie brała pod uwagę możliwości, że ojciec przybędzie – aż do chwili, kiedy złapała 

jego list i go otworzyła. 

Ta  oślepiająca  nadzieja.  Która  zmieniła  się  w  rozczarowanie.  Powinna  była  wiedzieć 

lepiej. 

Przypomniała sobie ostatnie słowo na liście: rozkazy. Kestrel zastanawiała się, jak daleko 

zajdzie posłuszeństwo jej ojca wobec cesarza. Co zrobiłby generał w celi Thrynne’a? Czy jego 
nóż ciąłby tak łatwo, jak kapitana czy gorzej, czy może wcale? 

Ale  kiedy  pomyślała  o  ojcu  i  wyobraziła  go  sobie  w  roli  kapitana,  w  jej  umyśle  to  nie 

Thrynne  był  w  celi.  To  ona  była  skuta.  Co  robiłaś,  pytał  generał,  pertraktując  z  cesarzem  o 
życie niewolnika? 

Kestrel potrząsnęła głową i nie widziała już więzienia ani ojca. Wypatrywała przez okno 

w jednym ze swoich pokoi, wysoko nad wewnętrznym skrzydłem pałacowym, wyglądającym 
na barbakan, którędy wchodzili goście. 

Starła dłonią mróz na oknie. Brama barkanu była zamknięta. 

Odejdź od okna, usłyszała rozkaz swego ojca. 

Stała nieruchomo. Szkło pokryło się parą. 

„Nie” nie istnieje, Kestrel. Tylko „tak”. 

Widok ogarnęła para. 

Opuściła okno. I tak nie było co oglądać. 

*** 

background image

The Winner’s Crime 

37 | 

S t r o n a

 

 

Dni się ciągnęły. 

Na  dworze  był  występ.  Herrański  śpiewak.  Głos  miał  znośny.  Ale  wyższy  od  Arina. 

Cieńszy.  Kestrel  wściekała  się  na  to,  jak  głos  tego  nieznanego  człowieka  sięgał  dna  jego 
możliwości. Ta muzyka była niskiej jakości, czymś słabym. Nie miała siły Arina, jego  giętkiej 
odporności. 

Kestrel  przywołała  wspomnienie  pieśni  Arina.  Był  to  miód  w  ulu  jej  serca.  Gdy  występ 

trwał  Kestrel  zaczęła  się  niepokoić,  iż  muzyka,  którą  teraz  słyszała  zastąpi  głos  Arina,  który 
zapamiętała. On już nigdy dla niej nie zaśpiewa. Co jeśli nie będzie już nawet pamiętać, jak 
kiedyś dla niej zaśpiewał? Zacisnęła mocno palce na brzegu krzesła. 

Występ  nareszcie  dobiegł  końca.  Widownia  spotkała  się  z  ciszą  śpiewaka  własną  ciszą. 

Nikt nie klaskał – nie dlatego, że wszyscy inni byli w stanie osądzić jakość muzyki i uznali ją za 
wybrakowaną,  ale  dlatego,  iż  nie  widzieli  sensu  w  oklaskiwaniu  niewolnika,  nawet  po 
przypomnieniu sobie, że niewolnikiem już nie był. A Kestrel, która nigdy nie zapomniała kim 
był i kim nie był ten człowiek, zdecydowanie również nie miała zamiaru mu klaskać. 

*** 

Jej  muzyka  także  była  problemem.  Fortepian  dawał  niewiele  pocieszenia  –  a  te 

pocieszenie, które dawał okazywało się być fałszywe. Kestrel zaczęła tworzyć coś, co uważała 
za improwizację, i było to tak trudne, jak tylko była w stanie zrobić. Wtem nuty się rozwaliły, 
na powrót splątały i pozostawiły przestrzenie, których nie potrafiła wypełnić. 

To nie była improwizacja. Improwizacje były dla solistów. To był duet. 

Nie, nie całkiem duet… tylko jego połowa. 

Kestrel opuściła pokrywę na klawisze. 

*** 

Wymyśliła pasjansową wersję Gryz i Żądło. Grała przeciwko duchowi. Grała przeciwko 

sobie.  Cmentarz  –  stos  kart  pozostawiony  na  stoliku  po  tym  jak  gracze  rozgrywali  swoje 
kolejki  –  zmniejszał  się do zera, aż  wszystkie  karty były odwrócone  do góry,  jak ostateczna 
prawda,  którą  powinna  była  rozszyfrować.  Tygrys  szczerzył  kły.  Pająk  tkał  sobie  pajęczynę. 
Mysz, szkaradnica, żmija, osa… czarne grafiki na kartach koloru kości słoniowej stały się nagle 
ostre w definicji, a potem zamazały jej przed oczami. 

Kestrel przetasowała karty i spróbowała raz jeszcze. 

*** 

background image

The Winner’s Crime 

38 | 

S t r o n a

 

 

Zaprosiła  Jess  na  bal.  Jej  list  praktycznie  błagał  Jess,  żeby  przyjechała.  Nadeszła 

odpowiedź  Jess:  będzie  tam,  oczywiście,  że  będzie.  Obiecała,  że  zostanie  z  Kestrel  na 
przynajmniej tydzień. Kestrel odczuła niesamowitą ulgę. 

Nie trwała ona długo. 

*** 

Pijała herbatę w salonach pałacowych razem z córkami i synami oficerów na wysokich 

stanowiskach. Jadała tartinki na modnym białym chlebie, który smakował okropnie, bo jego 
kolor pochodził ze sproszkowanej kredy. Kestrel udawała przed samą sobą, iż suchość i ścisk 
w  gardle  były  związane  z  chlebem,  a  nie  z  narastającym  rozczarowaniem  każdego  dnia,  w 
którym Arin się nie pojawiał.  

*** 

Ostatniego poranka przed balem, kiedy obserwatorzy pogody w pałacu przewidzieli, 

iż burza tworząca się nad górami zamknie przejście do Herrany śniegiem zanim jeszcze dzień 
dobiegnie końca, Kestrel stała na bloczku, podczas gdy krawcowa przypinała srebrną koronkę 
do jej sukni balowej. 

Był  to  ostatni  dodatek.  Kestrel  wpatrywała  się  w  warstwy  materiału.  Kolor  atłasowej 

podstawy  był  niepewny.  Czasami  przypominał  perłę  wyskrobaną  z  wnętrza  muszli.  Wtedy 
światło dobywające się z okna przygasało i suknia stawała się ciemna, pełna cieni. 

Kestrel była zmęczona długimi godzinami na bloczku krawcowej, zmęczona myśleniem o 

tych  wszystkich  spojrzeniach,  które  będą  w  niej  utkwione  przy  wejściu  na  salę  balową,  o 
wszystkich plotkach, które przewijały się przez pałac na temat szczegółów tak drobnych, jak 
wybór  jej  sukni.  Słyszała,  że  zakładano  się.  Całe  majątki  mogą  być  wygrane  lub  przegrane 
według tego, co ubierze. 

Uniosła wzrok z sukni, żeby spojrzeć na tworzące się na niebie chmury ciężkie od śniegu. 

Przyglądała się, jakby okno było jej ostatnią ucieczką, a każda chmura kamieniem ułożonym, 
aby je zburzyć. 

Krawcowa  była  Herraninką.  Została  uwolniona  razem  z  resztą  jej  ludu,  kiedy  cesarz 

wydał  swój  dekret  niemal  dwa  miesiące  temu.  Dlaczego  Deliah  została  w  stolicy  zamiast 
wrócić do Herrany, tego Kestrel nie wiedziała. Nie pytała, a Deliah rzadko kiedy się odzywała. 
Dzisiejszego dnia też nic nie mówiła – początkowo. Przypinała szpilki w cichej precyzji. Ale jej 
szare oczy uniosły się raz, żeby zerknąć na Kestrel. 

Kestrel  dostrzegła  pewną  ciekawość  w  tym,  jak  na  nią  spojrzała.  Oczekiwanie, 

zastanowienie. 

- Deliah, o co chodzi? 

background image

The Winner’s Crime 

39 | 

S t r o n a

 

 

- Nie słyszałaś? 

- Słyszałam o czym? 

Deliah szarpnęła za brzeg sukni. – Przybył Herrański przedstawiciel. 

- Co? 

- Przybył dziś rano na koniu. Przejechał przez przełęcz w ostatniej chwili. 

- Zdejmij tę suknię. 

- Ale nie skończyłam, moja pani. 

Ściągnij

- Tylko kilka… 

Kestrel zdarła materiał z ramion. Zlekceważyła cichy okrzyk Deliah, ukłucia szpilek, cichy 

odgłos  jak  upadły  na  kamienną  podłogę.  Kestrel  zdjęła  suknię,  założyła  swoje  dzienne 
ubrania i wybiegła z pokoju.