background image

 

K

rew jak czekolada 

 

Annette Curtis Klause 

 
 

 

 
Możesz zabijać dla obrony, dla twoich kompanów i 
dla twoich młodych, jeśli tego potrzebują, ale nigdy 
nie zabijaj dla przyjemności, i po siedmiokroć, nigdy 
nie zabijaj człowieka. 

Rudyard Kipling „Prawo dżungli” 

 

Pełen strachu biegałem w tę i we w tę. W ustach 
miałem smak krwi i czekolady – jeden równie 
nienawistny, jak drugi. 

Herman Hesse „Wilk stepowy” 

Tłumaczenie: Dori1703 

background image

 

PROLOG 

 

MAJ 

 
 
Płomienie  strzelały  wysoko  rozświetlając  mrok  nocy.  Iskry  zajęły  miejsce  gwiazd. 

Zajazd wyglądał jak przedsionek piekła, tak jak wszystko wokół, trawiony przez płomienie.  

Dwie  postacie  wybiegły  przez  wyważone  drzwi  w  kierunku  lasu,  gdzie  czekała 

Vivian. Ich ubrania upaćkane były sadzą, a ich twarze białe z przerażenia. Mężczyzna, który 

wypchnął  je  na  zewnątrz  powrócił  do  środka  budynku.  Kolejne  okno  eksplodowało.  Trzy 

budynki  i  stajnia  były  już  w  płomieniach.  Przerażone  konie  rżały  poganiane  przez  garstkę 

nastolatków. 

Na wzgórzach zachodniej Wirginii, wiele kilometrów od najbliższego miasta próżno 

było czekać przyjazdu straży pożarnej. Kobieta stojąca za Vivian zawodziła łkając: - Zrobili 

to specjalnie. Chcieli nas wykurzyć.... 

-  Zabierz  ją  do  ciężarówki  –  odezwał  się  męski  głos  –  ja  przyprowadzę  drugi 

samochód.  

-  Uważaj  na  snajperów  –  odpowiedział  kobiecy  głos  –  mogą  na  nas  czekać,  gdy 

będziemy wyjeżdżać. 

- Kieruj się do Maryland. Spotkamy się u Rudy’ego. 

Vivian poczuła, że ktoś ściska jej ramię. Jej matka, Esme, z trudem łapała powietrze. 

- Zaprowadziłam ciocię Persie do samochodu. Gdzie jest twój ojciec? – spytała. 

- Wrócił do środka z Gabrielem i Buckym – odpowiedziała łkając i krztusząc się. 

- Ivan! – Esme chciała biec w kierunku domu, ale Vivian powstrzymała ją. 

- Nie! Nie możesz tam iść! Nie zostawiaj mnie. 

Esme  próbowała  się  wyrwać,  ale  w  wieku  piętnastu  lat  Vivian  była  już  podobnego 

wzrostu. 

- Nie możesz go wyprowadzić! Przysięgał bronić stada! 

- Muszę być przy nim! To także moi ludzie! – błagała Esme. 

„Co  ja  narobiłam?”-  pomyślała  Vivian-  „Gdybym  tylko  ich  powstrzymała,  nie 

doszłoby do tego. Gdybym tylko powiedziała ojcu, że nie potrafią nad sobą panować”. 

Dwie  postacie  nadeszły  zza  rogu  budynku.  Bucky  położył  na  ziemi  młodą 

dziewczynę, niewiele starszą od Vivian. Gabriel przytrzymywał wrzeszczącą kobietę.  

background image

 

Ogień  w  końcu  osiągnął  swój  cel  –  dach  domu  zapadł  się  z  głuchym  łoskotem 

i wybuchem iskier. 

- Tato! – krzyknęła Vivian. 

Ale było już za późno... 

background image

 

Rozdział 1 

MAJ/CZERWIEC (rok później) 

 
 

-  Mamo,  znowu  walczyłaś!  –  powiedziała  Vivian  rzucając  matce  oskarżające 

spojrzenie.  

Esme  siedziała  na  fotelu  z  jedna  nogą  przerzuconą  przez  oparcie  i  uśmiechała  się 

szeroko. Rana na jej policzku nadal krwawiła. 

- Wyglądasz strasznie. 

- Pewnie tak, ale powinnaś zobaczyć jak urządziłam tę zdzirę – odpowiedziała Esme 

– wyrwałam jej z głowy garść blond kudłów.  

Vivian westchnęła sięgając po opatrunek. „Zniszczy taką piękną twarz”- pomyślała. 

- Nie możecie po prostu odpuścić?  

Astrid  rywalizowała  z  Esme,  odkąd  ta  przeprowadziła  się  z  córką  ponad  rok 

wcześniej. 

– Nie możecie? 

- Rafe dzwonił i pytał się o ciebie – Esme zignorowała jej pytanie.  

Vivian przewróciła oczami. Tego jej jeszcze było trzeba. Czy on nie łapie subtelnych 

aluzji? 

Esme spojrzała wyczekująco na córkę.  

- Myślałam, że to z nimi dziś wyszłaś- Rafem i jego kumplami. 

-  Myliłaś  się.  –  Vivian  mimowolnie  wzdrygnęła  się  na  tę  myśl.  Jeśli  tych  pięciu 

młodych samców nadal będzie się tak zachowywać narażą resztę stada.  

- Więc gdzie byłaś? – Vivian odwróciła się, aby opuścić salon. Od kiedy to jej matkę 

obchodzi to gdzie ona przebywa? 

- W dole rzeki, przy skałach – rzuciła przez ramię. 

- I co tam robiłaś? 

- Nic. – wychodząc usłyszała warknięcie frustracji. 

Dlaczego  Esme  zawsze  musiała  nagabywać  ją  o  Piątkę?  Nie  mogła  zrozumieć,  że 

Vivian nie chce mieć z nimi nic wspólnego? Poczuła znajomy ucisk w gardle. Zeszłoroczny 

pożar był ich winą. Ich i Axela. 

background image

 

Wewnętrzna  strona  drzwi  od  jej  pokoju  poryta  była  rowkami.  Wysunęła  pazur 

i zaznaczyła kolejny. 

Zeszłej wiosny Axelowi coraz bardziej odbijało i wygadywał jakieś głupstwa. Razem 

z Piątką przechwalał się opowiadając o nocnych wizytach w mieście, o tym jak skradali się 

w ciemnościach  i  straszyli  ludzi.  Z  początku  wydawało  się  jej  się  to  zabawne,  dlatego 

namówiła ich, aby zabrali ją ze sobą. Jednak po szkole rozeszły się plotki  niosące ze sobą 

dozę paniki. Gdy Vivian stwierdziła, że powinni przestać, reszta ekipy ją wyśmiała.  

Potem Axel zaczął wychodzić na nocne eskapady sam, i nie opowiadał już, co robił. 

Vivian  odchodziła  od  zmysłów  z  niepokoju.  „Byłam  w  nim  zakochana”  –  pomyślała 

zdejmując legginsy – „Rafe myślał, że jestem jego dziewczyna, ale rzuciłabym go w ułamku 

sekundy dla Axela. Jaka byłam głupia...” 

Widziała,  że  jego  zachowanie  wymyka  się  spod  kontroli  i  nic  nie  zrobiła.  Powinna 

była  powiedzieć  ojcu,  co  robili-  nawet  jeśli  oznaczałoby  to  karę  również  dla  niej.  Ale 

przecież nie kabluje się na najlepszych kumpli prawda? Bomba wybuchła w Walentynki, gdy 

Axel udał się samemu do miasta i zabił dziewczynę za budynkiem szkoły. 

Vivian nadal czuła gniew na myśl o tym co zrobił. „Jak mógł ją zabić za to, że dała 

mu kosza – myślała – przecież mógł być ze mną”... 

Musiał  być  z  trakcie  przemiany,  gdy  zobaczył  go  jeden  z  uczniów.  Axel  go  nie 

zauważył, a chłopak uciekł i doniósł na niego glinom. Piątka zdecydowała się mu pomóc – 

zabili  kolejną  dziewczynę,  gdy  ten  siedział  w  areszcie.  Nie  powiadomili  Vivian  o  swoich 

planach.  Musieli  wiedzieć,  że  nie  pozwoliłaby  im  tego  zrobić.  „Bo  tak  bym  właśnie 

postąpiła” – pomyślała, ale nie była tego pewna. 

W  jaki  sposób  chłopiec  miałby  być  porośnięty  futrem?  W  jaki  sposób  człowiek 

mógłby zadać takie rany?  - pytał policjantów obrońca Axela. Kolejne zabójstwo, gdy Axel 

był  za  kratami  przekonało  ich,  że  po  mieście  grasuje  dzikie  zwierzę.  Axel  musiał  właśnie 

odkryć ciało, spanikował i uciekł z miejsca zbrodni. Zarzuty zostały oddalone. Ale niektórzy 

mieszkańcy uwierzyli w zeznanie świadka o wilku przemieniającym się w chłopca i pewnej 

nocy podpalili zajazd oraz przylegające do niego budynki. 

W XVI wieku jej przodkowie uciekli z Francji do Nowego Świata przed polowaniami 

na wilkołaki i pod koniec wieku osiedlili się w Luizjanie. W XIX wieku w Nowym Orleanie 

trojaczki  z  Verdun  złamały  zakaz  pożywiania  się  ludźmi  i  stado  musiało  w  pośpiechu 

przeprowadzić  się  do  zachodniej  Wirginii,  gdzie  przyłączyli  się  do  nich  niemieccy 

wysiedleńcy  z  Pensylwanii.  W  zeszłym  roku  zakazany  instynkt  znowu  zwyciężył.  Stado 

background image

 

musiało  opuścić  wzgórza  zamieszkiwane  przez  nich  przez  ponad  sto  lat  i  przenieść  się  na 

obrzeża Maryland. Pięć rodzin i wymieszani członkowie wprowadziło się do wiktoriańskiego 

domu  wujka  Rudy’ego  w  Riverwiev.  Jeśli  dopisałoby  im  szczęście  nikt  by  za  nimi  nie 

podążał i mogliby zacząć wszystko od nowa. 

Dom  przy  Sion  Road  zaczął  pustoszeć,  gdy  inni  znajdowali  pracę  i  miejsce  do 

zamieszkania. W końcu pozostali jedynie Vivian, Esme i wujek Rudy. Vivian pomyślała, że 

razem  z  Esme  mogłyby  zastanowić  się,  co  będzie  dalej,  ale  ostatnio  całemu  stadu  jakby 

odbiło – wliczając w to jej matkę. Po śmierci ponad połowy stada nikt już nie znał swojego 

miejsca. Ich przetrwanie zależało od wmieszania się w społeczeństwo, dopóki nie zdecydują 

gdzie osiedlą się na stałe, ale z różnych błahych powodów w czasie spotkań stado zamieniało 

się  w  górę  fruwającego  futra.  Potrzebowali  przywódcy,  ale  nie  mogli  się  porozumieć,  kto 

miałby nim zostać.  

„Wmieszać się. Ta, jasne. Gdybym jeszcze to potrafiła” pomyślała.  

Zeszłego lata zamknęła się w pokoju i głównie spała, ale w godzinach porannych, gdy 

reszta  stada  zbierała  się  w  salonie,  aby  dzielić  się  problemami,  słyszała  zza  ściany 

rozpaczliwy szloch matki za kimś, kto już nigdy nie wróci do domu.  

Gdy  we  wrześniu  rozpoczął  się  rok  szkolny  Vivian  zaczęła  nawet  regularnie  jadać, 

a Esme znalazła pracę jako kelnerka w lokalnym barze ‘U Tooleya’. 

Jak na ironię szkoła pozwalała jej jakoś przetrwać dzień  - najpierw zajęcia, później 

odrabianie zadań domowych. Zaczęła też przypatrywać się grupkom dzieciaków na boisku. 

Na początku myślała „po co mam nawiązywać znajomości z ludźmi, którzy zabiliby mnie, 

gdyby  wiedzieli  kim  jestem?  Co  jeśli  stracę  przy  nich  kontrolę?”  Ale  myśl  o  nawiązaniu 

znajomości  z  człowiekiem  nie  opuszczała  jej.  Wtedy  też  dotarło  do  niej,  że  nawet  nie 

wiedziała, jak się nawiązuje przyjaźnie. Odkąd tylko pamięta była otoczona członkami stada. 

Dorastała z dzieciakami ze stada. Nigdy nie musiała szukać towarzystwa, o zawsze ktoś był 

przy niej. Ale teraz stado musiało się rozdzielić. Oczywiście zawsze pozostawała Piątka, ale 

na  chwilę  obecną  nie  mogła  się  już  z  nimi  przyjaźnić.  Oni  patrzyli  na  nią,  jak  na  kobietę- 

rywalizowali  o  jej  względy  sposobem  rozumianym  w  stadzie,  czyli  poprzez  walkę.  Tylko 

taki sposób zwrócenia na siebie uwagi znali. 

„Chcę innych przyjaciół”, pomyślała, ale najwyraźniej „inni” nie chcieli  jej. „Co ze 

mną jest nie tak?” zastanawiała się stojąc w t-shircie przed dużym lustrem. 

Chyba  nic  takiego,  co  mogłaby  zobaczyć.  Figurę  odziedziczyła  po  matce  –  była 

wysoka,  miała  długie  nogi,  pełne  piersi,  wąska  talię  i  lekko  zaokrąglone  biodra.  Jej  skóra 

background image

 

zawsze była lekko złocista, zarówno w zimie jak i latem, a długie brązowe włosy spływały 

falami na plecy. 

Dlaczego  więc  dziewczyny  przestawały  mówić,  gdy  tylko  do  nich  podchodziła, 

i odpowiadały  półsłówkami  na  jej  pytania  kończąc  tym  samym  rozmowę,  którą  chciała 

rozpocząć? Czy była zbyt ładna? Czy to  możliwe, że postrzegały ją jako zagrożenie? Była 

piękną loup-garou, wiedziała o tym, bo Piątka zabiegała o jej względy, ale jak postrzegały ją 

ludzkie oczy? 

Chłopcy  oglądali  się  za  nią,  dostrzegała  ich  spojrzenia  na  korytarzach,  ale  żaden 

z nich nie podszedł do niej, aby porozmawiać. Rozumiała, że niektórzy chłopcy są nieśmiali, 

ale gdzie się podziali ci pewni siebie? 

Rówieśnicy, niezależnie od płci – unikali jej. Czy dostrzegali nieokiełznaną część jej 

natury? Widzieli jakąś dzikość w jej spojrzeniu? A może to jej zęby były zbyt ostre? Ciężko 

jest nie być wilkiem, pomyślała. 

Tęskniła  za  górami,  gdzie  ludzie  byli  daleko,  a  stado  trzymało  się  razem  i  rzadko 

musiała udawać kogoś innego. 

„Nie  obchodzi  mnie  to  –  pomyślała  odwracając  się  –  nadal  mam  stado  i  niedługo 

znowu  będziemy  się  przeprowadzać”.  Oszukiwała  samą  siebie.  Stado  było  w  rozsypce, 

a pośród tych ludzi była wilczą loup-garou – równoznaczne z „niechcianą outsaiderką”. „Ale 

polubiliby  mnie,  gdyby  spędzili  ze  mną  trochę  czasu.  Oni  po  prostu  mnie  nie  znają”  – 

myślała. 

Położyła  się  na  łóżku  unosząc  nogi  w  górę  i  podpierając  biodra  dłońmi.  Naprężyła 

mięśnie  wyciągając  palce  u  stóp  w  kierunku  sufitu.  Poczuła  się  prawie  jak  w  trakcie 

przemiany.  „Jestem  silna”  wyszeptała.  „Mogę  biegać  od  zmierzchu  aż  po  świt.  Mogę 

wykopać dziurę w niebie”. Jednakże po chwili zwinęła się w kłębek w nagłym przypływie 

bólu. Tęskniła za ojcem. Za jego radą i wsparciem. 

Z miejsca, w którym leżała, widziała ścianę z niedokończonym freskiem. Zaczęła go 

malować,  aby  poczuć  się  bardziej  „u  siebie”.  Ciemne  barwy,  nakładane  warstwa  po 

warstwie,  tworzyły  obraz  leśnej  głuszy  rozświetlonej  światłem  księżyca.  Było  też  nieco 

czerwieni – krew.  

Jej przodkowie przemierzali leśne szlaki w blasku księżyca. Według legendy poprzez 

rytualna ofiarę i sakrament otworzyli swoje dusze dla boga lasu, który przyjął kształt wilka. 

Za  ich  oddanie,  jego  towarzyszka,  Księżyc,  wręczyła  im  podarunek  –  możliwość  bycia 

więcej  niż człowiekiem  – mogli zrzucić z siebie skóry  upolowanych zwierząt  i  przemienić 

background image

 

swoją. Nie potrzebowali już noży i strzelb, bo mogli użyć kłów. Ich potomkowie nadal noszą 

w sobie bestię poddaną Księżycowi.  

W centralnej części fresku miała namalować siebie wśród przodków, ale nie potrafiła. 

Chwytała  pędzel  i  odkładała  go.  Ciągle  powracał  do  niej  sen  dotyczący  tego  obrazu.  Była 

w ciemnym lesie i niegdzie nie widziała stada. Biegła coraz szybciej i szybciej, próbując się 

wydostać,  ale  nagle  pojawiały  się  jakieś  kształty.  Otaczały  ją,  a  ona  nie  mogła  się 

przemienić.  Czuła  ich  szorstkie  futro  ocierające  się  o  jej  nagą  skórę  i  zawsze  budziła  się 

z płaczem. 

Przez jakiś czas ogarnęła ją na tym punkcie obsesja i stworzyła dziesiątki mniejszych 

obrazów  i  szkiców.  Większość  z  nich  ukryła  na  dnie  szafy,  ale  jeden  z  nich  dojrzał  jej 

nauczyciel sztuki. Myślał, że jest jedną z tych zakręconych artystek z niezwykle rozwiniętą 

wyobraźnią. 

Wielki  Księżycu,  pomyślała,  narobiłby  z  gacie  ze  strachu,  gdyby  wiedział,  że  moje 

„wyobrażenia” są prawdziwe.  

Namówił  ją,  aby  przekazała  swoją  pracę  redakcji  szkolnej  gazetki.  Na  początku 

rozbawił ją ten pomysł, ale… dlaczego nie? Ku jej zdziwieniu praca została zamieszczona. 

Vivian uśmiechnęła się. Może teraz ludzie mnie zaakceptują? – pomyślała chwytając plecak. 

–  Zostawię to wydanie na stole. Czy Esme rozpozna moja pracę? Będzie ze mnie dumna? 

Magazyn  był  błyszczący  i  nadal  pachniał  atramentem.  Przewracając  strony 

w poszukiwaniu  swojego  szkicu  zastanawiała  się,  kogo  jeszcze  raca  została  zamieszczona. 

Znalazła.  Na  stronie  obok  zauważyła  wiersz.  Spojrzała  podejrzliwie.  Jakiś  gówniany 

wierszyk mógł umniejszyć wartość jej dzieła, sprawić, że wyjdzie na tandetne.  

To co przeczytała sprawiło, że zamarła. „Przemiana w wilka”. Czytała dalej. 

 

Korsarze lasu, 

Porzućcie waszą skórę 

Waszą bladą, lubiącą ciepło 

Słabość 

Korsarze lasu 

Wymieńcie waszą skórę  

Na ciemnobrązowe futro 

I kojący komfort 

 

background image

 

Pentagram płonie  

W waszych oczach 

I delikatne uczucie 

Wilczego przekleństwa 

Ściska wasze serca 

I przejmujący ból 

Przeszywa wasze uda 

A chrzęst kości 

Zwiastuje nadchodzącą przemianę 

 

Piraci ciał 

Odrzućcie w tył waszą głowę 

By zaśpiewać księżycową pieśń 

Leśne ścieżki są mroczne 

A noc długa 

 

Zadrżała  w  szoku.  On  wie!  On  wie,  co  jest  na  obrazie!  Gniew  odsunął 

podekscytowanie.  Kim  w  ogóle  jest  ten  Aiden  Teague?  Skąd  zna  ścieżki  lasu?  Może 

powinna  odszukać  chłopaka,  który  pisze  o  chrzęście  kości  i  sprawdzić,  czy  można  go 

zaaprobować? 

A jeśli nie? Powinna nasłać na niego Piątkę?  

Zaśmiała się cicho, ukazując ostre, białe zęby. 

background image

10 

 

Rozdział 2 

 

Poranek  był  ciepły  i  słoneczny,  a  nad  ogródkiem  sąsiadów  unosił  się  zapach  róż. 

Vivian  była  zadowolona,  że  ubrała  szorty,  bo  po  południu  na  pewno  będzie  gorąco.  „Nie 

zostało już wiele szkoły. Ciekawe, co będę robić latem? – pomyślała – Miejmy nadzieję, że 

wyprowadzać się. Wyniosę się z tego miejsca”.  

- Cześć Viv. 

Smukła,  muskularna  postać  ukazała  się  nagle  zza  kamiennego  słupa  zaskakując 

Vivian. „Rafe” Odpowiedziała w ich zwyczajowym powitaniu, nie zatrzymując się. Gdyby 

nie bujała w obłokach, wyczułaby go. 

Rafe  dołączył  do  niej.  Zauważyła,  że  zapuścił  wąsy  i  bródkę.  Przeczesał  dłonią 

długie,  brązowe  włosy  i  wlepił  wzrok  w  pakunek  zawinięty  w  gazetę,  którą  trzymał  pod 

ramieniem. 

- Idziesz do szkoły? – zapytał. 

- Wyobraź sobie, że niektórzy tak robią.  

Piątka najczęściej włóczyła się w okolicy szkoły lub rzeki aż do obiadu.  

- Łuuuu!!!! 

Dwóch  nastolatków  zeskoczyło  z  przydrożnego  drzewa.  Przeklęła  w  duchu  swoją 

nieostrożność – powinna była wiedzieć, że pozostali są w pobliżu. Bliźniacy, Willem i Finn, 

wyglądali na zadowolonych z siebie. Willem objął ja w pasie i uścisnął po przyjacielsku. 

- Chyba cię nie wystraszyliśmy? – zapytał, najwidoczniej mając nadzieję, że tak.  

- Ale z ciebie szczeniak – powiedziała Vivian odsuwając jego rękę. Lubiła go bardziej 

niż Finna. Był bardziej uroczy i przewidywalny niż jego brat, ale jego gesty straciły swoją 

niewinność w czasie ostatnich kilku lat. 

Finn  uśmiechnął  się  sardonicznie.  Teraz  już  spodziewała  się  reszty,  nie  była  więc 

zaskoczona  widokiem  Gregory’ego  -  kościstego,  jasnowłosego  kuzyna  bliźniaków  – 

wychodzącego  zza  kolejnego  drzewa,  i  Ulfa  przeskakującego  biały  płot.  Trząsł  się  ze 

śmiechu  wykonując  jakieś  dziwne  gesty  dopóki  Rafe  nie  przywołał  go  kuksańcem  do 

porządku.  

background image

11 

 

Wszyscy  ubrani  byli  w  swoje  codzienne  „uniformy”,  czyli  ciężkie  buty,  ciemne 

jeansy,  t-shirty  ukazujące  ich  tatuaże.  Rafe  podwinął  rękawy  koszulki,  żeby  szpanować 

bicepsami. Moi ochroniarze – pomyślała Vivian. 

-  Widziałem  twoją matkę zeszłej nocy. Wchodziła z Gabrielem  do Tooley’a. Chyba 

miała na niego ochotę- powiedział Rafe uśmiechając się złośliwie.  

Vivian zjeżyła się, ale nie zamierzała mu odpowiedzieć.  

- Astrid była niedaleko i wyglądała na nieźle wkurzoną – dodał. 

- Hej! Odczep się od mojej mamy – wykrzyknął Ulf. 

„Więc to o niego walczyły- pomyślała Vivian. O Gabriela. To obrzydliwe. On ma 24 

lata!” Ale z tego co zauważyła, ma o sobie niezmiernie wysokie mniemanie. 

Rafe  wyciągnął  spod  ramienia  pakunek,  a  Ulf  zaczął  chichotać.  Rafe  pociągnął  za 

sznurek przy paczce. Gdy zerknął  na Vivian jego oczy były barwy bardziej czerwonej, niż 

brązowej, a wredny uśmieszek tylko upewnił ją w przekonaniu, że Rafe coś knuje.  

-  Vivian,  chciałbym  ci  podarować  moje  serce  –  powiedział  całkiem  poważnie,  ale 

niemal  natychmiast  zaczął  się  śmiać.  –  jednakże,  ponieważ  byłoby  to  dla  mnie  wielce 

niewygodne, przyniosłem ci czyjeś. 

Rozwinął gazetę i coś zakrwawionego potoczyło się po chodniku.  

- Rafe! – rozejrzała się gwałtownie, czy żaden z sąsiadów tego nie widział. – Co ty do 

diabła robisz?! 

Piątka zanosiła się śmiechem. Vivian wyrwała Rafe’owi gazetę i próbowała sprzątnąć 

ten „bajzel”.  

- Oddaję ci moje serce… - wysapał, krztusząc się ze śmiechu.  

Gdzie mogłaby to schować? Gdzie jest ciało? Przyjrzała się sercu i nagle… 

- Rafe, ty kretynie! To owcze serce!  

Piątka wyła ze śmiechu. Vivian nie wiedziała czy przepełnia ja złość, czy ulga.  

- Byliście w magazynie wujka Rudy’ego, tak? 

Wujek Rudy był właścicielem rzeźni przy Safeway.Nie doczekawszy się odpowiedzi 

cisnęła  pakunek  prosto  w  twarz  Rafe’a.  Tylko  pogorszyła  sytuacje  –  teraz  mieli  już  łzy  w 

oczach. 

Odwróciła się i odeszła, ale oni i tak podążali kilkadziesiąt metrów za nią i co chwilę 

słyszała wybuchy śmiechu.  

Mama uważa, że Piątka dostała nauczkę. Ta, jasne. – pomyślała Vivian.  

background image

12 

 

Gdy  Axel  wrócił  z  więzienia  jej  ojciec  szybko  wymierzył  sprawiedliwość.  Karą  za 

narażenie stada jest śmierć. Vivian nie mogła uratować Axel, ale wybłagała życie dla Piątki – 

To tylko dzieci. Zabili, aby chronić sekret stada. Nigdy więcej już tego nie zrobią.  

Ivan  Gandillion  jako  karę  wyznaczył  im  przejście  Próby  Kłów,  czyli  otrzymanie 

fizycznej  kary  udzielonej  im  przez  przemienionych  członków  stada  –  zostali  przez  nich 

mocno  pogryzieni,  i  mimo  że  leczyli  rany  przez  kilka  tygodni,  niektórzy  uważali,  że  kara 

była zbyt łagodna. Może mieli rację. Od tamtej pory Vivian już nigdy nie zaufała Piątce. 

Dochodziła  pora  lunchu,  gdy  przypomniała  sobie,  że  miała  odnaleźć  Aidena 

Teague’a.  „Muszę  sobie  obejrzeć  tego  pisarzynę-  pomyślała.  –  Sprawdzić,  dlaczego  pisze 

o rzeczach,  o  których  nie  powinien  wiedzieć.  To  i  tak  będzie  lepsze  niż  siedzenie  przy 

pustym  stoliku.  Od  czego  powinnam  zacząć?”  Zdecydowała,  że  zapyta  nauczyciela  sztuki, 

który był jednym z opiekunów gazetki.  

-A tak, znam go. Jest z dziesiątej klasy- powiedział pan Anthony, strzepując z rąk pył 

kredowy.  

- Gdzie mogę go znaleźć? 

-  Musiałabyś  zaczekać  jeszcze  pół  godziny,  aż  druga  część  uczniów  przyjdzie  na 

lunch. Zazwyczaj kręci się z przyjaciółmi przy drugim końcu boiska pod tymi łukami.  

- Jak wygląda? 

- Ehh, no nie wiem. Wysoki, o cygańskich  rysach. 

Cokolwiek by to znaczyło – pomyślała. Nauczyciel musiał dostrzec wyraz jej twarzy. 

- No wiesz, miłośnik lat 60-tych, jeansy i dużo koralików. Wygląda jak hipis z MTV.  

O czym ten facet bredzi??? 

- Już wiem! – dodał – Dziś ma ubraną niebiesko-żółtą koszulę w kwiaty. Rozbawiła 

mnie. Posłuchaj, muszę coś przegryźć, więc wychodząc zamknij drzwi.  

- Oczywiście.  

Dobrze,  że  zabrała  ze  sobą  jedzenie.  Relaksowała  się  jedząc  kanapkę  na  parapecie 

okiennym.  I  czekała…  Dzieciaki  rozmawiały  ze  sobą,  wygłupiały  się  i  opalały.  Niektórzy 

faceci zdjęli koszulki. Złociste torsy na widoku - było na co popatrzeć… 

Gdy zabrzmiał dzwonek pierwsza grupa uczniów niechętnie pozbierała swoje rzeczy 

i udała się do klas, by ustąpić miejsca drugiej. 

Spóźnię się na francuski – pomyślała Vivian. Nieważne. Nauczyciel mnie uwielbia - 

mam idealny akcent.  

background image

13 

 

Zgniotła  w  dłoniach  puste  torebkę  po  jedzeniu  i  uważnie  obserwowała  arkady 

zakończone  zdobionymi  łukami.  Zauważyła  dwóch  młodych  mężczyzn.  Jeden  z  nich  miał 

ciemne włosy do ramion i  nosił  kwiecistą koszulę. To musi być on. Po chwili dołączył  do 

nich inny chłopak, potem dziewczyna. Śmiali się stojąc pod daszkiem – ich twarze skrywał 

cień. 

W takim razie, to musisz być ty, pisarzyno  – pomyślała Vivian, ale nie widziała go 

wyraźnie. Musiała podejść, by przyjrzeć mu się lepiej.  

„Dlaczego w ogóle mnie to obchodzi? - myślała, idąc w kierunku wyjścia na boisko - 

Bo chcę wiedzieć kto  wkracza na moje terytorium”. Może ten chłopak był  jednym  z loup-

garou, lecz z innego stada? A może po prostu wie zbyt wiele? Zaśmiała się w głos na tę jakże 

melodramatyczną  myśl.  Jakiś  pryszczaty  dziesiątoklasista  spojrzał  na  nią  podejrzliwie.  Na 

zewnątrz było gorąco, więc zdjęła koszulkę ukazując bluzkę na ramiączkach. 

„Powinnam  tylko  na  niego  zerknąć  czy  coś  powiedzieć?  –  zastanawiała  się.  „Och, 

uwielbiam  twoje  wiersze!”.  Poczuła  się  jakby  grała  w  jakieś  niecne  gierki.  Dodała  trochę 

kołysania do swojego kroku. „Może sprawię, że to on się odezwie”. 

Pierwszy spojrzał na nią chłopak po lewej- krzepki blondyn o poczciwej twarzy. Jego 

oczy nieznacznie pojaśniały,  gdy zauważył,  że Vivian idzie w ich kierunku. Nie mogła się 

oprzeć-  mrugnęła,  a  on  natychmiast  się  zaczerwienił.  Jakież  to  proste…  Drugi  chłopak 

o asymetrycznej  fryzurze  nadal  „nadawał”,  ale  dziewczyna  spojrzała  na  nią  i  zmarszczyła 

nos.  Miała  krótkie  ciemne  włosy  i  była  dosyć  drobna.  Dziewczyny  jej  podobne  ubierały 

czarne pończochy nawet w tak upalne dni. Jeśli spojrzy na mnie w ten sposób jeszcze raz, 

pożałuje – obiecała sobie Vivian.  

I  wtedy  właśnie  Aiden  Teague  odwrócił  się,  aby  spojrzeć,  co  przyciągnęło  uwagę 

jego  znajomych.  Promienie  słońca  stworzyły  refleksy  tęczy  przez  kryształowy  kolczyk 

w jego  uchu.  Aiden  powoli  uśmiechnął  się,  a  Vivian  zatrzymała  się  niczym  porażona 

piorunem.  

Wiedziała, że  się  gapi,  ale  nie  mogła  na  to  nic  poradzić.  Jego  twarz  była  cudowna, 

a oczy jednocześnie rozmarzone i rozbawione, jak gdyby obserwowanie życia sprawiało mu 

niemałą  przyjemność.  Wydawał  się  spokojny,  nie  krzykliwy  jak  Piątka  -  te  wieczne 

podminowane,  jazgoczące,  podenerwowane,  kłócące  się,  sapiące  i  walczące  stworzenia, 

które tak wiele od niej  wymagały. Dostrzegła jego wysoką sylwetkę i  długie palce u dłoni 

i przeszło jej przez myśl, że spodobałby się jej ich dotyk.  

- Czy ja cię znam? – zapytał zdezorientowany czekając na odpowiedź.  

background image

14 

 

 

 

PROLOG........................................................................................................................... 2 
MAJ................................................................................................................................... 2 
Rozdział 1 ......................................................................................................................... 4 
MAJ/CZERWIEC (rok później) ....................................................................................... 4 
Rozdział 2 ....................................................................................................................... 10 

 

 
 

www.chomikuj.pl/dori1703