background image

Rozdział 2 

 

 

Podróż  trwała  wiele  godzin.  Dariuszowi  nie  śpieszyło  się.  Słoneczna  pogoda  wręcz 

idealnie  nadawała  się  do  jazdy.  Lubił  prowadzić.  Szczególnie  latem,  kiedy  mógł  otworzyć 

okna i delektować się podmuchami wiatru wpadającego do samochodu. W drodze zatrzymali 

się  na  posiłek  w  przydrożnym  barze  oraz  by  skorzystać  z  toalety.  Agnieszka  okazała  się 

doskonałym  towarzystwem.  Dużo  rozmawiali,  a  w  tle  grało  radio,  podając  co  godzinę 

wiadomości, ale w większości z głośników leciała muzyka. 

Do  Utopii  dojechali  o  piętnastej  po  południu.  Byliby  wcześniej,  ale  Darek  za  bardzo 

posłuchał się GPSu i skręcił nie w tę drogę co trzeba, przez co stracili kilka kilometrów. W 

dodatku  przebił  oponę  i  musiał  zmieniać  koło.  Liczył,  że  w  miasteczku  będzie  możliwość 

naprawienia opony lub jej wymienienia.  

Miasteczko położone w górzystym terenie i otoczone rozległymi lasami oraz łąkami, na 

których  pasły  się  krowy,  okazało  się  być  równie  pięknym  i  hojnie  obdarowanym  zielenią 

miejscem, jak jego okolice. Mimo tego niewiele różniło się od podrzędnych małych, sennych 

miasteczek  ze  sklepami,  ratuszem  górującym  nad  wszystkimi  budynkami,  kioskiem  z 

gazetami i z rynkiem pośrodku, na którym stała wiekowa fontanna. Jadąc wąskimi uliczkami, 

oboje  dostrzegali  spacerujących  chodnikami  ludzi.  Mijali  matki  pchające  wózki  z  dziećmi, 

inne  trzymające  je  za  rączki,  mężczyzn  rozmawiających  przed  sklepem  mięsnym,  młodzież 

goniącą za piłką, która toczyła się w dół chodnika, dużego psa biegnącego za nimi i ścigającą 

go dziewczynę wołającą coś do nastolatków.  

– Jakie to urokliwe miejsce. – Agnieszka zachwycała się. Uwielbiała małe miasteczka z 

wciąż kultywowaną w nich tradycją, ludźmi, którzy wszystko o wszystkich wiedzieli.  

– Musimy znaleźć ten pensjonat, w którym zarezerwowałem pokoje. Miałaś szczęście, że 

i dla ciebie coś się znalazło. – Włączył kierunkowskaz i wjechał w kolejną wąską uliczkę, tym 

razem wyłożoną kocimi łbami, przy której stała szkoła. – W sezonie turystycznym ciężko o 

pokoje – tłumaczył, jakby ona tego nie wiedziała. 

background image

– Ale  się  udało.  O  tam,  patrz.  –  Wskazała  placem  na  jednopiętrowy  budynek  z 

poddaszem, otoczony wiszącymi na balkonach kwiatami. – To chyba ten pensjonat.  

– To dobrze, bo za chwilę wyjechalibyśmy z miasta. – Zajechał pod budynek i wystawił 

głowę  przez  okno,  upewniając  się  dzięki  napisowi  na  zwisającym  z  dachu  szyldzie,  że 

dojechali na miejsce. Pierwszy etap zadania wykonany.  

– „U Malwiny” – odczytała napis podekscytowana dziewczyna. – Czytałam, że prowadzi 

go  Malwina,  która  pięć  lat  temu,  po  śmierci  męża,  przyjechała  do  Utopii  ze  swoją 

dziesięcioletnią córką. Mam nadzieję, że ją poznam. Pensjonat zbiera w necie bardzo dobre 

opinie i jego właścicielka także.  

– Pomóż mi wyciągnąć bagaże.  

Wysiedli  z  samochodu  i  okrążyli  go.  Darek  otworzywszy  klapę  bagażnika,  sięgnął  po 

bardzo  ciężką  walizkę  koleżanki.  Wolał  nie  pytać,  co  ona  tam  poupychała.  Stęknął,  kiedy 

postawił  bagaż  na  ziemi.  Agnieszka  uśmiechnęła  się  do  niego  w  podziękowaniu.  Wysunęła 

rączkę od walizki na kółkach i pociągnęła ją za sobą, kierując się ku wejściu do pensjonatu. 

Poszedł  za  nią  ze  swoją  torbą  sportową,  uprzednio  zamykając  samochód.  Razem  weszli  do 

przestronnego  miejsca,  nie  mającego  nic  wspólnego  z  typową  recepcją.  Tutaj  prezentowało 

się to tak, jakby przekroczywszy próg, pojawili się w wygodnie urządzonym salonie. Jedynie 

po lewej znajdowało się coś, co przypominało recepcję, za którą nikt nie stał.  

Przestronny salon pomalowano na jasnożółty kolor, co nadawało mu ciepłego charakteru. 

Po  prawej  były  duże  drzwi  balkonowe,  przez  które  mogli  zobaczyć  kawałek  nieba  oraz 

ogrodu, a obok nich stał duży komplet wypoczynkowy w ciemnych kolorach brązu. Wszędzie 

stały kwiaty doniczkowe, uprzyjemniając odpoczynek w takim miejscu. Naprzeciwko wejścia 

znajdowały  się  schody,  a  obok  nich  zabytkowy  zegar  wskazujący  południe.  Wahadło  nie 

poruszało się. 

– Przynajmniej  dwa  razy  na  dobę  pokazuje  dobrą  godzinę  –  szepnęła  Agnieszka  i 

podskoczyła, kiedy ktoś  zakaszlał. Odwróciła się. Ujrzała około  czterdziestoletnią kobietę z 

jasnymi,  długimi  do  pasa  włosami,  o  uśmiechniętych  ustach  i  oczach,  które  poruszając  się 

obserwowały  zarówno  ją,  jak  i  jej  towarzysza.  Musiała  wyjść  z  sali  obok,  do  której 

prowadziły drzwi w pobliżu lady. 

– W czym mogę pomóc? – zapytała Malwina, z zainteresowaniem patrząc na gości. 

background image

– Wynająłem  tutaj  dwa  pokoje.  Jeden  na  nazwisko  Dariusz  Kiliński  i  drugi  dla  mojej 

przyjaciółki… 

– Jestem  Agnieszka  Lisiecka.  –  Wyciągnęła  dłoń,  podchodząc  do  znacznie  wyższej  od 

siebie kobiety.  

– Witam państwa. Malwina Potocka. – Uścisnęła jej dłoń. – Tak, pamiętam, że dzwonił 

pan  dzisiaj.  –  Weszła  za  ladę  i  wzięła  księgę  gości.  Tym  zazwyczaj  zajmowała  się  Celina, 

jednak  dziewczyna  miała  dzisiaj  dzień  wolny.  –  Mają  państwo  szczęście,  że  jeden  gość 

zrezygnował,  a  drugi  pokój  został  zwolniony  wczoraj.  Mam  nadzieję,  że  nie  przeszkadzają 

państwu pomieszczenia na poddaszu. Niestety, na piętrze już wszystko mamy zajęte. 

– Wszystko w porządku. Lubię poddasza – stwierdziła Agnieszka.  

– Cieszę się. – Obróciła księgę i podała kobiecie długopis. – Proszę się tutaj podpisać. A 

pan tutaj. – Wskazała placem. – Na długo się państwo zatrzymają? 

Darek popatrzył to na nią, to na Agnieszkę i powiedział: 

–  Nie  wiemy.  Mam  pewne  sprawy  do  załatwienia  i  nie  jesteśmy  w  stanie  określić,  jak 

długo to potrwa.  

– Niech pani zapisze, że wynajmujemy pokoje na dwa tygodnie. Najdłużej na miesiąc – 

poradziła Agnieszka.  

– O.  To  mam  nadzieję,  że  spodoba  się  państwu  w  Utopii.  To  wspaniałe  miejsce  z 

niesamowitymi widokami. Zaprowadzę państwa do pokoi. – Zdjęła z tablicy wiszącej za nią 

dwie pary kluczy. Poprowadziła ich w stronę schodów.  

– Śniadanie jest wydawane od ósmej do dziewiątej. Obiad od trzynastej do piętnastej, a 

kolacja od osiemnastej do dwudziestej – tłumaczyła Malwina. – Poza tym, w miarę potrzeby, 

goście  mogą  korzystać  z  kuchni.  Na  dole  jest  jadalnia  i  ogród  do  dyspozycji.  Mamy 

przewodnika, który chętnie oprowadzi państwa po miasteczku i okolicach.  

Prowadziła  ich  na  poddasze,  opowiadając  o  wszystkich  atrakcjach.  Darek  nie  śmiał  jej 

przeszkadzać, bo nie przyjechał tutaj po to, by zwiedzać czy spacerować po Bieszczadach, a 

Agnieszka  była  żywo  wszystkim  zainteresowana.  Wypytywała  właścicielkę  pensjonatu  o 

najdrobniejsze  sprawy,  jakby  zapominając,  po  co  towarzyszy  Darkowi.  Malwina 

background image

zaproponowała  jej  spotkanie  przy  herbatce  za  godzinę  i  rozmowę  na  tarasie.  Lisiecka  z 

radością się zgodziła.  

Wynajmowane pokoje nie były duże. W sumie na strychu znajdowały się cztery pokoiki. 

W  każdym  z  nich  była  niewielka  łazienka  z  sedesem,  umywalką  i  kabiną  prysznicową. 

Natomiast w pokojach mieściły się szafy i podwójne łóżka oraz stolik i dwa krzesła ustawione 

naprzeciw  siebie.  Agnieszka  dostała  pokój  pomalowany  na  morelowo,  a  on  coś  w  stylu 

zielonym.  Z  zieloną  narzutą  na  łóżku,  kremową  pościelą  oraz  miękkim  szarym  dywanem. 

Było tu przytulnie, swojsko i Darek dobrze się tu czuł. Nie potrzebował niczego więcej.  

Rozpakował się. Laptop postawił na stoliku. Właścicielka powiedziała, że jest tutaj Wifi i 

śmiało może korzystać z Internetu. W łazience odświeżył się, a później, zmieniwszy koszulkę 

na nową, wyszedł z pokoju.  

 

 

 

Agnieszka  stała  na  tarasie,  upajając  się  widokiem  okolicy.  Nareszcie  wypocznie.  Nie 

pamiętała,  kiedy  ostatnio  miała  urlop.  Prawdopodobnie  było  to  wieki  temu.  Wciągnęła  do 

płuc powietrze pozbawione smogu i przeróżnych zanieczyszczeń.  

– Mam wrażenie, że mogę się upić tutejszym powietrzem – szepnęła do siebie.  

– Tak mówi każdy nowo przybyły. 

Agnieszka odwróciła się i uśmiechnęła do właścicielki pensjonatu trzymającej w rękach 

tacę z ustawionymi na niej filiżankami i dzbankiem herbaty.  

– Czy tu zawsze jest tak ślicznie? 

– Mamy  pełnię  lata,  więc  tak.  Podobno  zieleń  w  Utopii  jest  najsoczystsza  w  całych 

Bieszczadach.  –  Malwina  zeszła  po  schodach  do  ogrodu  pełnego  kwitnących  kwiatów. 

Ustawiwszy  filiżanki  i  dzbanek  na  podłużnym  stoliku,  usiadła  na  stojącej  w  pobliżu  tarasu 

ławce pomalowanej na jasnobłękitny kolor. – Ale proszę przyjechać jesienią. Magia kolorów, 

która  się  wtedy  ukazuje,  tworzy  bajkowy  krajobraz.  Zima  natomiast  to  kraina  z  baśni  o 

background image

królowej  śniegu,  a  wiosna,  kiedy  wszystko  kwitnie…  Czyż  muszę  bardziej  zachęcać  do 

ponownych odwiedzin? 

–  Mnie  nie.  Na  pewno  tu  wrócę.  –  Przeszła  w  głąb  ogrodu.  Miała  na  sobie  cieniutką, 

długą  do  ziemi  sukienkę  w  słoneczniki,  a  w  dłoni  słomkowy  kapelusz.  –  Pięknie  tutaj.  A 

miasteczko jest urocze. O, Darek, chodź do nas – przywołała kolegę. – Sądziłam, że już nie 

zejdziesz. Zobacz, jak tu cudnie. Nic dziwnego, że Sobolewski ukrył się w takim miejscu. 

Dariusz  zauważył,  że  Malwina  Potocka  podrywa  głowę,  a  porcelanowy  czajniczek,  z 

którego nalewała herbatę do filiżanek, omal jej nie wypadł.  

– Zna pani Michała Sobolewskiego? – zapytał.  

– Czego  państwo  od  niego  chcą?  Jesteście  dziennikarzami?  Już  wystarczająco 

dopiekliście mu w Warszawie.  

– Nie jesteśmy dziennikarzami – wtrącił Darek, zajmując miejsce naprzeciwko kobiety. – 

Pracujemy w wydawnictwie Luna… 

–  To  jeszcze  gorzej.  Gdy  tu  przyjechał,  powiedział,  że  nie  chce  mieć  nic  wspólnego  z 

wydawnictwami.  

– Dlaczego? – dopytała Agnieszka, zanim jej kolega zabrał głos. 

– Nie wiem. Nie lubi się zwierzać.  

–  Gdzie  on  jest?  –  Darek  pochylił  się  ku  właścicielce  pensjonatu,  opierając  łokcie  na 

stole. 

– Wyjechał – odparła krótko Malwina, zerkając w stronę pokoju z recepcją. 

– Dokąd? To naprawdę bardzo ważne.  

–  Dla  niego  nic,  co  wiąże  się  z  jakimkolwiek  wydawnictwem  czy  Warszawą,  nie  jest 

ważne. – Wstała. – Przyjechał tutaj dla spokoju. Znam go od lat. Bardzo mi pomógł, kiedy się 

tu  pojawiłam  po  śmierci  męża.  Teraz  mam  okazję  mu  się  odwdzięczyć.  Dlatego  jeżeli 

przyjechali  państwo  tylko  po  to,  aby  się  z  nim  spotkać,  możecie  już  dzisiaj  wracać  do 

Warszawy.  I  mówię  prawdę,  że  wyjechał.  A  teraz  przepraszam,  ale  goście  wrócili  z 

wycieczki.  

background image

Agnieszka westchnęła ciężko. Usiadła przy stole i uderzyła kilka razy głową o blat.  

– I wszystko na marne? 

– Chyba  się  nie  poddajesz.  Zawsze  powtarzałaś,  że  walczy  się  do  ostatniej  krwi.  – 

Dariusz  potarł  palcami  skronie.  Nie  spodziewał  się  kolejnych  przeszkód.  Może  powinien 

zadzwonić  do  byłej  żony  Sobolewskiego  i  poinformować  ją  o  sytuacji?  Możliwe,  że 

wiedziałaby, dokąd pisarz wyjechał.  

– Będziemy się za nim uganiać po Polsce?  – jęknęła z zawodem  Lisiecka. – I nie chcę 

stąd wyjeżdżać. Tu jest tak ładnie i dobrze. O, i herbatkę pomarańczową mamy. – Podsunęła 

mu filiżankę. – Wypijemy i wybierzemy się do miasta. Popytamy. Nie trać ducha, Darek. On 

wyjechał,  ale to wcale nie znaczy, że na  zawsze. Być może ma tu pokój  – podsunęła myśl, 

przykładając brzeg filiżanki do ust. 

– „Nie trać ducha”? A kto przed chwilą właśnie go tracił? Na pewno nie ja. 

– Oj tam, oj tam. To tylko szczegół, więc nie ma co się nad nim głowić.  

Nagły  rumor  w  budynku  zwrócił  ich  uwagę.  Popatrzyli  po  sobie  i  nie  przejmując  się 

stygnącą herbatą, weszli do wnętrza pensjonatu. Zastali tam Malwinę, jakąś kobietę, brudną 

nastolatkę,  psa  siedzącego  grzecznie  i  merdającego  przy  tym  ogonem  oraz  przewrócony 

stolik, rozbite flakony, kwiaty rozsypane na podłodze, teraz leżące w ogromnej kałuży. 

– Maja… ileż razy… 

– Ależ  mamo,  on  nie  chciał.  Ścigaliśmy  się  tylko,  kto  będzie  pierwszy  w  środku  i  nie 

wyrobił  na  zakręcie.  Mówiłam,  że  ten  stolik  tutaj  nie  powinien  stać  –  dodała  pewnie 

nastolatka. 

– Idź się umyć i zabierz psa.  

– Nie mogę, bo jestem umówiona z chłopakami. Chciałam tylko zabrać plecak. Idziemy 

nad rzekę.  

– Dobra już, dobra, ale zejdź mi z oczu. Barik też. – Popatrzyła ostro na labradora, który 

położył po sobie uszy. – Magda, pomóż mi to uprzątnąć, a potem porozmawiamy o pracy dla 

ciebie. 

background image

– Już się robi. – Kobieta zwana Magdą kucnęła i zaczęła zbierać kwiaty. – A Maja jest 

młoda, pies też. Niech się wyszaleją.  

–  Pomogę  im,  a  ty  się  przejdź  do  miasta  i  popytaj.  –  Agnieszka  szepnęła  Darkowi  do 

ucha.  –  Ta  mała  może  dużo  wiedzieć.  –  Wskazała  na  okrążającą  bałagan  nastolatkę, 

zarzucającą plecak na ramię. 

– Nie dogaduję się z dziećmi.  

– To nastolatka. 

– Jeszcze gorzej.  

– Dasz sobie radę – powiedziała i popchnęła go w stronę wyjścia.