background image

Rozdział 7 

 

 

W klubie Tease było strasznie głośno oraz tłoczno. Światła stroboskopowe 

mieniły się kolorami czerwieni i żółci, tym samym sprawiając ból oczom Jade. Z 
potężnych głośników leciała muzyka techno, mająca na celu przestraszyć, a nie 
zachęcić do tańca, tak przynajmniej wydawało się zabójczyni. Wszyscy ludzie 

ś

ciśnięci byli jak sardynki i nawet Samael nie mógł wypatrzeć w tym tłumie 

Rachel i Chris. Po za tym, nie mogli zabić ich tutaj. Jade zaczęła rozważać, czy 
aby na pewno to miła być noc jej śmierci. W końcu nie było tu aż tak ciemno.  

- Idę do baru na drinka.   

Spojrzała na Samael’a mówiąc: 

- Miłej zabawy. Mamy szczęście, nie możemy zachorować na tchórzliwą dupę. 

Zawsze wiedziałam, że to ja jestem górą. 

Pokręcił głową uśmiechając się pod nosem i poszedł w stronę baru. Ponownie 

została sama. W porządku. Jakimś dziwnym trafem jej nerwy nie skakały wraz z 
szalonym rytmem głośniej muzyki techno. Podczas jazdy do klubu, po raz setny 
powtarzała sobie, że tak musi być, że to jej koniec. 

Pośród chaosu, jaki panował wokół niej, czuła się dziwnie spokojna. Jej życie 

było w rękach losu, czy cokolwiek to było, w każdym razie nie mogła już nic 
zrobić. 

Przeszukiwanie tłumu nie było najlepszym rozwiązaniem. Zbyt wielu ludzi 

tłoczyło się w pomieszczeniu, aby Jade mogła odszukać Rachel i Chris. Idąc w 
stronę parkietu starała się wyczuć wampirzą energię, którejś z byłych zabójczyń, 
aby dowiedzieć się, czy w ogóle pojawiły się już w Tease. Moc Rachel byłaby 
zdecydowanie potężniejsza  niż Chris, ponieważ była dużo starsza i posiadała 
więcej energii niż jej przyjaciółka.  

Jade nie potrzebowała dużo czasu, aby je zlokalizować. 

Spojrzała jak mężczyźni siedzący przy stoliku gapią się na nią. Obok nich 

siedziały dwie wampirzyce. Jade skinęła głową na powitanie. Rachel posłała w jej 
stronę ironiczny uśmiech, a Chris spojrzała na nią wystraszona. 

Tak dziwki, Sojusz przyjechał. 

Jade była zaskoczona, że ani trochę się nie denerwuje. To nie zdarzało jej się 

przez bardzo długi czas. Wspaniale było się czuć silnym i pełnym mocy. Czas 

background image

zacząć. Tylko nie w klubie – przypomniała sobie. Rachel i Chris wiedziały, że 
prędzej czy później Sojusz kogoś po nie wyśle. Nie było mowy, aby mogło być 
inaczej, ponieważ złamały prawo. Teraz, gdy przybyli wysłannicy Sojuszu, 
wampirzyce zrobiłyby wszystko, aby ich zlikwidować. 

Pniewa kiedyś Jade z niemi trenowała, znała ich wady oraz zalety. Niestety 

działało to w dwie strony. Być może właśnie dlatego nie trzęsła się ze strachu, 
przeklinając w duchu swoją pracę. Jade była doskonałym zabójcą. Opuściła ręce i 
podniosła kciuki do góry, chcąc w ten sposób powiedzieć wampirzycom, że lepiej 
rozprawić się na osobności. 

Cichy głosik w jej głowie powiedział: nie są zbyt zadowolone. Te same słowa 

powiedziała do Lexie tuż przed tym, jak została wyrzucona na okres próbny. 
Lexie kochała walkę, nawet kiedy nie trzeba było zabijać, Jade zaś miała 
odwrotnie, zabijała tylko wtedy, kiedy trzeba było. 

Ale to była inna sytuacja. Jade znała przeciwników osobiście. Gdy dowiedziała 

się o tej misji nie chciała tu jechać i gdyby była taka możliwość to chciałaby 
zostać trenerką z Samael’em u swojego boku, gdyby oczywiście zechciał.  

Nadzieja wypełniała ją od środka, zawsze gdy myślała o takiej możliwości. 

Pamiętała, że Lexie widziała w swojej wizji śmierć Kelsey, a ta jeszcze przecież 

ż

yje. Ta noc była jedną wielką niewiadomą.  

Mrugając do Rachel, Jade skierowała się do baru. Nic nie mogła zrobić dopóki 

dwie wampirzyce nie wyszłyby z baru, więc i tak musiała na nie czekać. 

Jade była zabójczynią od ponad siedmiuset lat. Dlaczego miałaby nie podwinąć 

ogona i natychmiast uciec? Przez lata pokonywała wampiry i demony. 
Pozwolenie, aby wizja Lexie miała jakikolwiek wpływa na życie Jade, było 
wielkim błędem. Lecz nie było już czasu na jakiekolwiek zmiany. Postanowiła, że 
zanim umrze zabije te dwie suki. Grę czas zacząć. 

Wiedziała, że Samael siedzi przy barze, czuła jego energię. Do tego, to co działo 

się wokół niego było przekomiczne. Ludzie omijali go szerokim łukiem. 
Prawdopodobnie Jade nigdy się nie dowie, czy to sprawka jego czarnej energii, 
czy może tego, że był tak postawnie zbudowany. 

Samael podniósł szklankę. 

- Zgaduję że czekamy? 

- Na to wygląda. Chyba, że chcesz, abym zabiła je teraz na oczach tych 

wszystkich ludzi?  

Samael zmarszczył brwi. 

background image

- Żartujesz tuż przed zabiciem. To zaskakujące zważywszy na to, że jeszcze rano 

byłaś chodzącym kłębkiem nerwów. 

Odwróciła się do barmana i zamówiła wódkę. Wypowiedź Samael’a była 

faktem, z którym Jade nie poradziłaby sobie bez alkoholu. Gdy barman podał jej 
drinka, z powrotem zwróciła się do demona: 

- Jak myślisz, ile będą zamierzały mnie tu unikać? 

- Nie wiem – powiedział wyjmując z kieszeni jej telefon. – Zostawiłaś go w 

aucie. 

Położyła ją na barze wraz ze swoim trunkiem mówiąc: 

- Dzięki. Zaraz wracam, idę do toalety. 

 

**** 

 

Przed odejściem Jade pocałowała go nagle w policzek. Gest ten wydał mu się 

bardzo słodki. Samael uśmiechnął się do siebie, kiedy obserwował jak Jade 
przebija się przez tłum. Wreszcie udało mu się odkryć miękkie serce Jade, a zajęło 
mu to niecały tydzień. Okropnie będzie mu ją zostawić. 

Samael pilnował Chris i Rachel, upewniając się, czy przypadkiem nie poszły za 

nią do toalety. Obie pozostały na swoich miejscach w ogóle się nie przejmując ani 
nim, ani Jade, co było dla niego niezrozumiałe. Albo były głupie i całkowicie 
pokładały wiarę we własne siły, albo wiedziały coś, czego nie wiedział ani ona ani 
Jade. 

Komórka Jade zaczęła dzwonić. Samael wziął ją do ręki i spojrzał na 

wyświetlacz. „Moja suka”, to były wszystkie informacje na temat osoby 
dzwoniącej. Samael odebrał: 

- Tak? 

Nastąpiła krótka pauza. 

- Cześć Samael, tu Lexie. Jest tam Jade, wszystko w porządku – wyrzucała z 

siebie pytania niczym karabin maszynowy. 

- Wszystko jest w porządku. Jade poszła do toalety, wróci za jakąś minutkę.- 

Samael nie wiedział czy się rozłączyć, czy kontynuować rozmowę do powrotu 
zabójczyni. Wybrał to drugie.  – Więc… co słychać? 

- Byłoby lepiej gdybym wiedziała, że z Jade wszystko w porządku. 

background image

Pytania Lexie wydawały się Samael’owi bardzo dziwne. Czemu tak bardzo 

martwiła się o Jade, czy było to dla niej normalne? 

- Jestem z nią teraz na misji. 

- Cieszę się w takim razie, że Jade powiedziała ci o mojej wizji. Nie chciała 

mówić tego Ambrose’owi, bo uważała, że od razu ją wyrzuci. Myślę, że 
rzeczywiście mógłby tak zrobić ponieważ ostatnio chce chronić członków 
Sojuszu, mimo wszystko ta tajemnica dusiła ją wewnętrznie. Jeśli coś jej się stanie 
to ja będę za to odpowiedzialna, ponieważ o tym wiedziałam, a nic nie 
powiedziałam.  

Samael odwrócił się tyłem do baru, sprawdzając czy Jade nie nadchodzi. 

Nigdzie jednak jej nie było. Rachel i Chris cały czas siedziały na swoich 
miejscach. Wszystko było jak należy. 

Samael słyszał, że Lexie miewa wizje, ale Jade o żadnej z nich mu nie 

powiedziała. 

- Tak, mówiła, że miewasz wizje. 

- Musze przyznać, że jestem zadowolona, że przy niej jesteś i czuwasz nad nią. 

Jednak to się pokłada z moją wizją. Wiesz, te męskie ręce i wszystko… 

Co ?  

- Nie rozumiem – powiedział demon. Nie miał zielonego pojęcia o czym ona 

mówi. – Jade opowiedziała mi tylko, że miewasz wizje, nic więcej. Myślę, że jest 
przerażona. 

- Z pewnością jest. Jest bardzo ostrożna, przez co nic jej nie wychodzi. Ja nie 

mogę nawet spać, bo ciągle widzę jej śmierć. Myślę, że nadszedł czas, aby 
powiedzieć Ambrose’owi. Jade po prostu chciała przeciągnąć to jak najdłużej, 
milczę już ponad dwa miesiące. Wiem, że jeśli przez tak długi czas nawiedza mnie 
ta sama, niezmienna wizja, to ona musi się spełnić. Nie ma innego wyjścia. 

Dwa miesiące. Teraz wszystko zaczęło nabierać sensu. Stres Jade przed 

misjami, brak koncentracji, szalona taktyka walki. 

- Jade nie powiedziała mi dokładnie o wizji. Gdzie jest tak krew? 

Jedynym sposobem , aby zabić wampira lub demona, było ścięcie głowy. 

 - tryska z jej szyi. W tamtym miejscu, gdzie to się stanie jest strasznie ciemno, 

abym mogła cokolwiek zobaczyć. Powiedział jej, że prawdopodobnie stanie się w 
to zatłoczonym miejscy, ponieważ słyszałam dużo ludzi w tle.  

Samael rozejrzał się wokoło mówiąc: 

background image

- Jak w klubie? 

- Tak, bardzo prawdopodobnie, że w klubie. Nie mów mi, że teraz tam jesteś? 

Słyszę muzykę w tle. 

Samael spojrzał na Jade schodzącą właśnie po schodach. Szybko zerknął na 

Rachel i Chris, a to co zobaczył cholernie go przeraziło i zmroziło mu krew w 

ż

yłach.  

- Boże. 

- Co jest? Co się dzieje – dopytywała się Lexie. 

Samael rozłączył się. Rachel właśnie posilała się jednym z mężczyzn siedzących 

koło niej. Krew spływała po jej szyi, kiedy wyprostowała się z uśmiechem na 
twarzy. Oblizała wargę i kły, po czym ponownie ugryzła mężczyznę. 

Samael nie wiedział jak się zachować. To było niewyobrażalne dla wampira, 

aby posilać się z kogoś na oczach innych. Dwie byłe członkinie Sojuszu musiały 
mieć nieźle popieprzone w głowie. Nawet Luc miał jakieś granice. 

Samael poczuł energię kumulującą się w pomieszczeniu. To mogło oznaczać 

tylko jedno… Anioła Dusz. 

Energia, jaką posiadał Anioł była podobna do tamtej, jaką Samael wyczuł na 

misji z Jade. Obejrzał się i zobaczył Domiel’a stojącego w drzwiach. Samael był 
zaskoczony, kiedy Domiel spojrzał przez niego. Domiel właśnie obserwował 
osobę, po którą przyszedł . 

Samael odwrócił się za siebie. Niestety w tym tłumie ludzi nie mógł stwierdzić, 

kogo tym razem zabierze Domiel. Lęk wypełnił go od środka. Wizja Lexie skradła 
mu oddech. 

Ból nasilił się w jego klatce piersiowej, kiedy przypomniał sobie ostatnią 

rozmowę z Domiel’em.  

„Twoja obecność zmieniła bieg mych działań” 

Domiel przyszedł tam po jednego z wampirów – Jade. W ostatniej chwili 

Samael zdecydował się jej wtedy pomóc i to właśnie zmieniło bieg wydarzeń. Ta 
decyzja przeniosła datę jej śmierci. 

Samael z powrotem spojrzał na Domiel’a, a następnie na tłum ludzi za sobą. 

W jednej sekundzie cały klub pociemniał, ponieważ zgasły światła. Samael za 

wszelką cenę nie mógł pozwolić, aby jego przyjaciel zakończył swoją pracę. 

 

background image

**** 

 

Krzyki i wrzaski rozbrzmiewały z ciemności wokół niej. Rozmowy wokół niej 

zostały zagłuszone, a ludzie zaczęli się przepychać szukając wyjścia z baru. Jade 
stojąc na podwyższeniu miała doskonały widok na cały ten chaos. 

Skupiła swoją uwagę na Rachel i Chris, które spoglądały na nią ze swojego 

stolika. Powoli, jak w jakimś cholernym filmie, podniosły się, wyglądały jak 
oziębłe królowe zła. Jade wciąż nie mogła pojąć tego, co ujrzała zanim wyszła do 
łazienki. Widok Rachel pożywiającą się mężczyzną na oczach innych wstrząsnął 
nią dogłębnie. 

Między nią a stołem ludzie zaczęli się uspokajać, wpadając na siebie i śmiejąc 

się. Niektórzy tańczyli do muzyki, odtwarzającej się tylko w ich głowach. Barman 
za jej plecami zaczął coś wykrzykiwać, Jade odwróciła się w jego stronę. 
Mężczyzna wskoczył na ladę wymachując przy tym butelkami pełnymi alkoholu. 

Jade z powrotem skierowała swój wzrok w stronę wampirzyc, ale już wiedziała, 

ż

e popełniła wielki błąd. Rachel i Chris nie było. 

Jade zamknęła oczy próbując wyczuć wampirzyce w całym tym chaosie. Gdzieś 

na lewo, w pobliżu parkietu. Zrzuciła z ramion kurtkę, biorąc do ręki sztylet. 

Adrenalina w jej żyłach nie podskoczyła. Jej miejsce zastąpił dziwny spokój, 

który Jade tłumaczyła tym, że wreszcie sobie wszystko w środku poukładała. 
Odepchnęła ludzi na bok, aby dojść do Rachel i Chris, choć do końca nie 
wiedziała gdzie są. Jada wiedziała, że musi je wywabić z klubu i nie mogła 
dopuścić, aby dalej się tak pożywiały. 

Rachel pojawiła się tuż przed Jade, a energia Chris zaalarmowała ją, że ta stoi 

zaraz za nią. Była to koszmarna sytuacja. 

Mimo wszystko, zabójczyni ciągle była spokojna, kiedy mówiła: 

- Nie bądź głupia, załatwmy to na zewnątrz. 

Rachel pokiwała głową uśmiechając się. 

- Nie rozumiesz, że wampiry potrzebują zmiany? Wampiryzm jest ostatnio 

bardzo romantyczny, a na dodatek czczony w ostatniej dekadzie. Może 
powinniśmy stać się częścią tej rewolucji? 

- Popierdoliło cię? Ludzie myślą, że to fajne, bo wierzą, że to tylko mity i 

kłamstwa. Jeśli dowiedzieliby się o naszym istnieniu urządzili by nam coś 
podobnego do dawnego palenia czarownic na stosie. 

background image

Rachel wywróciła oczami i wysunęła papierosy z kieszeni. Zapaliła jednego, po 

czym dmuchnęła dymem prosto w twarz Jade, mówiąc: 

- Ludzie wiele przeszli w ciągu ostatnich stuleci. Podczas ujawnienia się 

czarownic byli fanatykami religijnymi. Czarownice wybrały sobie po prostu zły 
moment. Z nami byłoby inaczej. 

Jade nie zgadzała się z tym. Dlaczego miałoby się powtórzyć błędy przeszłości? 

- Kiedyś czarownice pomagały ludziom, a nie piły z nich krew. Boże, Rachel nie 

możesz podjąć tej decyzji za cały nasz rodzaj, za wszystkie wampiry. Wiesz, że 
teraz nie mam żadnego wyboru. Wcale.  

Jade miała wybór do czasu, kiedy nie zobaczyła jak Rachel na oczach 

wszystkich pożywiała się na jakimś mężczyźnie. Teraz musiała umrzeć. 

- Myślisz, że możesz zabić nas obie? – zapytała zza jej pleców Chris. 

Jade nie odwróciła się w stronę Chris, bo wiedziała, że Rachel jest dla niej dużo 

większym zagrożeniem. 

- Możemy zostawić ten klub w spokoju i przenieść się z naszymi sprawami w 

inne miejsce? 

- Nie jesteśmy takie głupie. Moc złego demona czuć w całym pomieszczeniu… 

Niech zgadnę jest członkiem Sojuszu? 

Jade zwalczyła ochotę odwrócenia się i spojrzenia o kim mówiła Rachel, bo z 

pewnością nie chodziło jej o Samael’a. Dała sobie z tym spokój, ponieważ nie 
wyczuwała żadnych innych nieśmiertelnych w tym pomieszczeniu i uznała 
wypowiedź wampirzycy za podstęp. 

Wywabienie ich z klubu okazało się o wiele trudniejsze niż Jade przypuszczała. 

Uważała jednak, że nie ma co kłamać, więc powiedziała: 

- Tak, jest on członkiem Sojuszu i ma mi pomóc w tej misji. 

- Kurwa. Rach, co teraz? 

Rachel zacisnęła szczęki i spojrzała wściekle na Cristinę, sycząc: 

- Zamknij się Chris. Wszystko jest w porządku. 

Po chwili jej spojrzenie z powrotem spoczęło na Jade. 

- Jade, nie możesz zabić nas przecież przy ludziach. 

Boże, chciałaby choć ten jeden raz móc złamać zasady. Zobacz, co się dzieje, 

kiedy należy ich przestrzegać, pomyślała. 

background image

- Ludzie przecież nie będą tu w nieskończoność – zabójczyni zwróciła się do 

Rachel. 

- Ani twój demon – stwierdziła wampirzyca, upuszczając papierosa na podłogę. 

Bez ostrzeżenia, Rachel wyciągnęła pistolet i zaczęła strzelać w kierunku 

Samael’a. Na linii ognia znalazło się wielu ludzi, których krzyki i nawoływanie o 
pomoc ginęło w dudnieniu basów i śmiechów. 

Jade bez zastanowienia rzuciła się na Rachel. Prawdopodobnie Samael został 

zastrzelony, a przy tym wielu ludzi. Jade nigdy nie była szkolona do tego typu 
sytuacji. Musiała za wszelką cenę zapobiedz dalszemu zabijaniu ludzi, nawet jeśli 
oznaczałoby to walkę na ich oczach. 

Kiedy Jade przyszpiliła Rachel do ziemi, Chris przyłożyła jej nóż do gardła, 

odciągając na bok. Ciepło, które zalało jej ręce, oznaczało, że zabójczyni została 
poważnie zraniona. 

Rana była duża, a ona nie potrzebowała lustra, aby zobaczyć to oczami 

wyobraźni. Głosy wokół niej zaczęły cichnąć. Mimo wszystko, Jade nadal 
walczyła. Zabójczyni wyrwała jej nóż z ręki i zaczęła ciąć ja na oślep po twarzy, 
ponieważ już mało co widziała. Chris złapała się za nos, a raczej za to, co z niego 
zostało i zaczęła krzyczeć. 

Jade spróbowała szybko zlokalizować Samael’a. Jednak w tym chaosie było to 

niemożliwe. Jade otaczało pełno trupów, z których ran sączyła się krew. 

Kolejna fala bólu, którą poczuła w okolicy szyi. 

Rachel dokończyła to, czego Chris nie zdążyła. 

To była prawda. To była cholerna prawda. Na jednej z misji miał nadejść koniec 

Jade. Jej głowa odchyliła się do tyłu. Jade czuła jak ciepła ciecz spływa pomiędzy 
jej piersiami. Białe i niebieskie plamki majaczyły na tle czarnego klubu. Kiedy 
spróbowała złapać powietrze, nie mogła go dostarczyć do płuc. 

To właśnie widziała Lexie. Jej wizje były niewyraźne i niekontrolowane, ale z 

pewnością prawdziwe. 

Jade potknęła się, nie mogąc już ustać. Upadła na plecy, kiedy jej buty zaczęły 

się ślizgać w kałuży krwi Chris. Wpatrywała się w ciemny sufit klubu słysząc jak 

ś

mierć kroczy, aby zabrać ją z tego świata. Nie czuła już nic prócz odrętwienia. 

Mimo całej tej przerażającej sytuacji, myśli miła czyste, jak nigdy dotąd. 

Ś

mierć była dużo bardziej spokojna niż Jade sobie kiedykolwiek wyobrażała. 

Była to cisza w całym tym hałasie, spokój w chaosie. Jade nie miała nawet siły 

background image

myśleć. Leżała na zakrwawionej podłodze, nieudolna do czegokolwiek. Podczas 
gdy Jade czekała spokojnie na śmierć nie mogła skupić się na rzeczach, które 
chciała powiedzieć. Myśli z całego jej życia przelatywały przez jej myśli, lecz na 
niczym nie zatrzymały się na dłużej. 

Zamknęła je, aby móc lepiej zobaczyć te wszystkie obrazy w jej głowie. 

Teraz jej myśli zajęte były Samael’em. Odtwarzała w myślach jego uśmiech, 

jego śmiech to, jak lekko podchodził do każdej misji. Był jedynym mężczyzną, 
którego pokochała. Jade cieszyła się, że nie powiedziała mu jak dobrze czuje się w 
jego towarzystwie. 

Przypomniała sobie pierwsze spotkanie z nim. Kiedy zrobił z niej głupka przed 

jej uczniami. Jade nie mogła się wtedy skupić na niczym innym niż na jego 
dżinsach. Już wtedy wiedziała, że między nimi będzie coś więcej niż tylko 
przelotna, jedna noc. Po prostu nie mogła mu się oprzeć. 

- Jade ! 

Kiedy usłyszała swoje imię, po nim do jej uszu dotarł cały klubowy hałas. Ból 

zaatakował jej ciało niczym tornado. Spokój natychmiast zniknął. 

- Nie mów do niego, Jade. Nie mów nic. Pij! 

Mówić do kogo? Słodka krew skapywała do jej ust, słodki smak zbawienia, ale 

ona nie miała siły przełykać. Próbowała się skupić na kimś stojącym przed nią. I 
nie było to Samael. Samael klęczał przed nią, przyciskając szyję do jej ust. A 
jednak postać stojąca przed nią była demonem. Jade tak rozpaczliwie chciała 
zobaczyć tego demona wyraźniej, że jej się to udało. 

To nie był demon. To Anioł. Jego oczy były czarne, a postawa elegancka i 

zwiewna. Wyciągnął do niej rękę, a ona nie pragnęła niczego innego jak tylko 
dotknąć go. Po części była świadoma tego, że musiała to zrobić. Takie było 
prawo. Musiała go dotknąć. 

- Nie! Pij! – warknął na nią Samael. 

Wtedy właśnie uświadomiła sobie, kto nad nią stał. Przypomniała sobie 

rozmowę z Samael’em. Właśnie patrzyła śmierci w oczy. To Anioł Dusz po nią 
przyszedł. 

 

**** 

 

background image

Samael nie mógł się ruszyć. Trzymał w ramionach krwawiące ciało Jade, która 

ledwo co trzymała się przy życiu. Bez namysłu rozciął sobie gardło i przystawił 
do jej ust, aby mogła napić się jego krwi i nabrać sił. Czuł za plecami potężną 
moc. Nie złą, wręcz przeciwnie – oznaczającą spokój i wolność. 

- Nie możesz mi jej zabrać – głos Samael’a był znacznie inny od tego, który 

zawsze dało się u niego słyszeć, był pusty i zdesperowany. Samael spotkał się z 
takim czymś, kiedy był Aniołem Dusz. Nie rozumiał wtedy jak to jest być na 
miejscu ludzi, którzy błagają, aby Śmierć nie zabierała im ukochane osoby, ludzie 
byli tedy oddać za nią własne życie. Teraz Samael był tak zdesperowany, że 
mógłby zrobić to samo. 

Domiel mu nie odpowiedział, co nie było dla Samael’a zaskoczeniem. Samael 

przez ostatnie pięć minut biegał za Domiel’em i próbował załatwić drania. 
Mógłby to zrobić, jeśli Luc nie zabrałby mu połowy jego mocy, kiedy odszedł z 
jego szeregów. Samael potrzebował czasu, aby uratować Jade. Jego krew mogła ją 
ocalić. Musiał zrobić wszystko, aby Jade została przy życiu. Musiał. Jade 
ponownie wyciągnęła rękę, aby dotknąć Domiel’a, jednak Samael wyraźnie jej to 
uniemożliwił. 

On chciał zabrać jej duszę. 

- Samael’u wiesz dobrze, że decyzja została już podjęta. Nie możesz nic zrobić. 

Jej dusza należy do mnie. Już raz twoja osoba nie pozwoliła mi wykonać pracy. 
Już raz mi przeszkodziłeś. Ona powinna umrzeć w dniu, kiedy się widzieliśmy. 
Tym razem nic nie możesz już zmienić. 

Pracowali razem przez wiele lat. Czy Domiel nie mógł zrobić małego wyjątku? 

- Bracie, błagam cię… Po prostu odwróć się i odejdź. 

Być może, gdy zagada Domiel’a, Jae wypije wystarczająco jego krwi, aby 

przeżyć. Czuł, że Jade cały czas się pożywia, jednak nie wiedział ile jeszcze czasu 
potrzebuje. Krew nadal sączyła się z jej ran i spływała pomiędzy jego palcami. Na 
szczęście Samael zdążył zabić Rachel nim zadała ostateczny cios. Jade nie mogła 
umrzeć od cięcia w szyję. Jej głowa cały czas była nienaruszona. 

- Tylko to utrudniasz, Samael’u. Pozwól jej wreszcie odejść. 

Nie mógł. Nie chciał.  

- Pomóż mi Domiel’u. Proszę. Weź moją duszę zamiast jej. Samael czuła jak 

traci Jade. Jedyne, co świadczyło o tym, że żyje był jej oddech, a raczej charczenie 
i bulgotanie. 

background image

- Nie mogę tego zrobić. Twoje imię nie znajduje się w Księdze Życia. Twoja 

dusza należy do Piekła. 

- Rzeczywiście – wyszeptał zrezygnowany Samael. 

Samael trzymał Jade w ramionach i podtrzymywał jej głowę pod takim kontem, 

ż

e mogła spokojnie pić jego krew. Zabójczyni naciskała na jego ramię, próbując 

dotknąć Domiel’a. Samael wiedział, że było to uczucie, którego nie mogła 
opanować. Anioł Dusz rzucił na nią urok, dzięki któremu nie chciała niczego 
innego jak tylko z nim iść. 

Samael trzymał ją kurczowo w ramionach, zapobiegając zetknięcia się ich ciał. 

Chciał jej tyle powiedzieć, ale nie mógł wykrztusić ani słowa. Jedyne, co wkoło 
przewijało się przez jego myśli to nie, nie, nie

Zostań ze mną. Nie poddawaj się. 

Cóż za ironią było, że demon chronił swoją ukochaną przed aniołem. Jego umysł 

podpowiadał mu, że nic już nie wskóra. Zaś serce krzyczało, aby się nie poddawał. 

Domiel ukląkł przy nich, a Samael wiedział, że za chwilę utraci Jade na zawsze. 

Był rozdarty pomiędzy podawaniem swojej krwi umierającej Jade, a zabiciem 
anioła klęczącego obok niego. 

- Z chęcią się wymienię, dusza za duszę. 

- Chciałbyś oddać za nią życie? Wiecznie cierpieć w Piekle? 

- Tak. Tak – mówił Samael kołysząc w ramionach Jade. 

Domiel odepchnął go mówiąc: 

- Odsuń się. 

Samael chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Zacisnął zęby i zamknął oczy. 

Gdyby Lexie powiedziała mu o swojej wizji wcześniej, od razu zabrałby stąd 
Jade. Teraz było już za późno. Demon otworzył oczy i ujrzał przed sobą tylko i 
wyłącznie czerwień. Cały klub pokryty był krwią. 

- Samael’u, pomogę jej po tamtej stronie, ale pozwól jej wreszcie odejść. 

Samael nie odważył się mu zaufać. Zadaniem Domiel’a było tylko 

przetransportowanie duszy na drugą stronę, a nie pomaganie w dalszym życiu.  

- Domiel’u… Zrobię wszystko… ocal ją. Weź moją duszę, poślij ją do grobu… 

wszystko mi jedno, niech tylko ona żyje. 

Jego słowa nic przecież nie znaczyły, jednak tylko one krążyły teraz wokół jego 

umysłu. 

background image

W ciągu kilku ostatnich dni Jade zdążyła go nie tylko bardzo rozdrażnić, ale 

także sprawiła mu dużo przyjemności, gdy tylko go dotknęła rozkochała go w 
sobie. Nie chciał patrzeć jak teraz umiera w jego ramionach. Nie tak. 

Domiel położył dłoń na ramieniu Samael’a. Był to pocieszający i przyjazny 

dotyk. 

- Dam jej swoją krew. Powinno jej to pomóc. 

Krew anioła miała uzdrawiającą moc, o wiele potężniejszą nić krew demona. 

Zaufanie Domiel’owi mogło wiele kosztować – życie Jade – ale to właśnie ten 
anioł był jego ostatnią nadzieją. 

- Przysięgasz na Jego imię?  

- Masz moje słowo, przysięga na Jego imię. Jade będzie żyła. 

Samael cofnął się do tyłu, umożliwiając Domiel’owi swobodny dostęp do Jade. 

- Dlaczego? – wyszeptał.  

Czy to aby nie był pewnego rodzaju test? Samael cenił czyjeś życie ponad 

własne.  
To była jedyna rzecz, która mogła odkupić demona. Bezinteresowne działanie. 
Rzadko się zdarzało, żeby demon dostał drugą szansę na zbawienie, mimo tego 
czasem się tak zdarzało.  

Domiel przybliżył się do Jade. Samael w tym czasie spostrzegł, że wszyscy w 

barze są unieruchomieni. Była to sprawka Domiel’a, który zamroził ludzi, aby nie 
widzieli, co się teraz dzieje. 

Samael pochylił się i ujął dłoń Jade. Czy z nią było lepiej? Czy Domiel jej 

pomoże? 

Kiedy uścisnęła jego rękę, Samael zamknął oczy z ulgą. Wcześniej nie 

spostrzegł, że policzki ma całe mokre od łez, a ręce mu się przeraźliwie trzęsły. 
Najważniejsze było to, że Jade żyła. 

Testy dla demonów wcale nie były takie łatwe. Tylko jeden na dziesięć 

demonów przechodził go prawidłowo. Samael nie chciał zbawienia, wolał aby 
Jade żyła. Dostał jedno i drugie.  

Domiel delikatnie położył głowę Jade na podłodze mówiąc: 

- Uważaj na nią. Musi teraz odpocząć. Weź ją, ja muszę tu posprzątać. 

Samael kiwnął głową. Podczołgał się do Jade i podniósł ja delikatnie z kałuży 

krwi. Samael właśnie przekonał się, że człowiek dowiaduje się o swojej miłości 
do kogoś, kiedy jest już za późno. Tak wiele rzeczy się przemilcza. 

background image

Jade wtulona była w Samael’a, kiedy ten czekał na Domiel’a, aby dowiedzieć 

się jaką cenę przyjdzie mu zapłacić za życie Jade. Mijały sekundy, minuty, a cisza 
zaczęła powoli ciążyć Samael’owi na ramionach, w końcu pospieszył anioła: 

- Domiel’u ? 

Kiedy anioł zwrócił się w stronę Samael’a, ten zrozumiał już wszystko. 

- Weź ją i odejdź, bracie – szepnął Domiel. 

Smutek w oczach anioła mówił o tym, jaką cenę przyszło mu zapłacić za życie 

Jade. 

- Domiel’u… Ja… - Co mógłby powiedzieć? Domiel poświęcił wszystko dla 

Jade. – Dziękuję – po tych słowach Samael zdematerializował się ze 

ś

wiadomością, że Domiel stracił swoją pozycję w Niebie. 

Domiel po prostu upadł. 

 

 

Tłumaczenie: zakochana.wariatka