background image

Sheri WhiteFeather

Ś

miały romans

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Katrina Beaumont nie dlatego wybrała się do „Steamu", Ŝeby zobaczyć 
Claytona Crawforda, właściciela wytwornej restauracji i najmodniej-
szego klubu jazzowego. Po prostu zdała się na przyjaciółki, które uznały, 
Ŝ

e wieczorny wypad do lokalu dobrze jej zrobi. Zresztą, niedawno 

porzucona przez narzeczonego, sama doszła do wniosku, Ŝe łatwiej 
zniesie upokorzenie w towarzystwie bliskich sobie osób.
Zerknęła w stronę Claya. Stał odwrócony do niej plecami w drugim 
końcu sali, niedaleko sceny. Nie widziała go od lat, ale natychmiast 
rozpoznała. Czuła jego obecność nawet z tej odległości.
Sięgnęła po kieliszek wina, szybko odwróciła wzrok od Claya i 
zapatrzyła się w kolorową serwetkę. Clay nie był jej eksnarzeczonym i to 
nie on zranił jej uczucia. Po prostu w odległej przeszłości naleŜał do jej 
Ŝ

ycia, a wspomnienia z młodości jawiły się jej jak sceny z dawno 

niewidzianego filmu.
- Znów odpłynęłaś myślami. - Jenny Kincaid, ciemnooka brunetka, 
przechyliła głowę i potrząsnęła zgrabną fryzurką na pazia.
- Martwimy się o ciebie - dodała Anna-Mae Delcott, druga przyjaciółka, 
blondynka o podobnie ostrzyŜonych włosach.
Ponad dziesięć lat temu wszystkie trzy zadebiutowały w Ŝyciu 
towarzyskim na tym samym balu kotylionowym. Chodziły do tego 
samego prywatnego liceum, a potem zbijały bąki w tym samym college'u, 
kontynuując edukację, choć sute fundusze powiernicze zwalniały je z 
pogoni za karierą.
Katrina westchnęła. Zajmowały stolik z szarego marmuru na wprost 
parkietu, na którym rytmicznie kołysały się pary. Orkiestra grała wolno i 
nastrojowo, słodkie jazzowe melodie wypełniały klub i zniewalały dusze.
- Staram się dobrze bawić - powiedziała.
- Rozmyślając o Andrew? - Jenny zanurzyła paluszek krabowy w 
miseczce z pikantnym sosem cajun. Restauracja znajdowała się piętro 

background image

wyŜej, ale w klubie nie brakowało zakąsek.
- Wcale o nim nie myślałam. - Katrina wysączyła łyk wina. Imię 
„Andrew" podziałało na nią fatalnie. 

Wspomnienie o tym facecie raniło dumę biednej bogatej dziewczynki, 
skończonej w towarzystwie młodej damy, porzuconej kochanki. - 
Myślałam o Clayu.

Anna-Mae pochyliła się do przodu.
- Właścicielu tego dekadenckiego klubu?
- Tak. - Wino spłynęło do Ŝołądka i przyjemnie go rozgrzało. Lokal 

był równie mroczny i bogaty jak męŜczyzna, który był jego właścicielem: 
cięŜkie aksamitne kotary, mahoniowe meble, pojedyncza 
krwistoczerwona róŜa na kaŜdym stoliku. Czy tylko ona w tym klubie 
przeŜywa miłosne cierpienia? Czy jest jedyną udręczoną kobietą, która 
szuka schronienia wśród ludzik - Nie widziałam go od czasu, kiedy 
byliśmy nastolatkami. Tak się składa, Ŝe jego matka wykonywała dla 
mnie róŜne poprawki krawieckie.

- Gdzie on jest? - Jenny wachlowała usta po przełknięciu pikantnej 

zakąski.

- Przy scenie. - Katrina pokazała ruchem głowy. Clay nadal stał tyłem 

do sali. - Rozmawia z kelnerką.

Obie dziewczyny wyciągnęły szyje, Ŝeby lepiej widzieć. Kiedy Clay 

przysunął się bliŜej do kelnerki, na chwilę mignął im jego profil, a ten 
poufały gest sprawił, Ŝe serce Katriny uderzyło mocniej.

- Jaką ma ciemną cerę - zauwaŜyła Jenny.

- Nie jest z naszej sfery - dodała Anna-Mae.
- Przynajmniej tak słyszałam. Dlaczego nigdy o nim nie wspomniałaś?
Katrina zbyła pytanie wzruszeniem ramion. Clay był jej tajemnicą. 
Nikomu nie opowiadała, jak niegdyś wodził za nią ciemnymi, gniewnymi 
oczami, ale tacy chłopcy jak Clayton Crawford nie zbliŜali się do 
subtelnych panienek z dobrych domów. Takie kontakty były zakazane, o 
czym Katrina dobrze wiedziała.
- Ciekawe, jak mu się udało zdobyć taki lokal. - Jenny juŜ szykowała się 
do plotkowania.
- Myślicie, Ŝe ma powiązania?
Katrina zdobyła się na odwagę i jeszcze raz zerknęła w tamtą stronę. 
Clay nie był juŜ chłopcem. ZmęŜniał, rysy wyostrzyły mu się z wiekiem.
- Powiązania z kim?
- Z mafią, rzecz jasna.
Nie zdąŜyła odpowiedzieć, bo Clay przechwycił jej wzrok. Trwała przez 
chwilę w bezruchu. Z trudem chwytała powietrze, licząc, Ŝe nie 

background image

wszystkie emocje malują się na jej twarzy.
- Chyba wyczuł, Ŝe go obgadujemy.
- Co? - Oszołomiona Katrina łyknęła białego wina, nie do końca 
ś

wiadoma, kto wypowiedział te słowa. Jedyne, co do niej docierało, to Ŝe 

Clay zmierza w jej stronę. Czy wie, Ŝe porzucił ją narzeczony?- Czy 
wyczuł jej fatalny nastrój?
Kiedy dotarł do ich stolika, powoli podniosła głowę. Zobaczyła czarny 
garnitur, wąski krawat i   ciemnobrązowe włosy sczesane do tyłu. 
Zawsze ją fascynował jego wygląd, zdradzający portugalskie, szkockie i 
indiańskie korzenie.
- Katrina - powiedział cicho.
W jego głosie pobrzmiewało echo gorących letnich wieczorów, kiedy 
lekki deszczyk zasnuwał okna. Niemal poczuła parną wilgoć oblepiającą 
skórę.
- Clay - szepnęła.
A potem przedstawiła go przyjaciółkom, a on, jak przystało na 
właściciela, uprzejmie się do nich uśmiechnął.
- Mam nadzieję, Ŝe dobrze się panie bawią.
Anna-Mae pokiwała głową, ale Jenny przyglądała mu się krytycznym 
okiem, jakby zastanawiała się, czy nie ma do czynienia z drobnym 
aferzystą.
- Niezły ten pański lokal - powiedziała.
- Lubię go. - Clay przez chwilę przyjrzał się jej uwaŜnie, jakby czytał w 
jej myślach, poczym zwrócił się do Katriny: - Gdzie się podział twój 
narzeczony?
Odetchnęła z trudem. Na pewno przeczytał o jej zaręczynach w kronice 
towarzyskiej. Rodzina Andrew Winstona reprezentowała tak zwane stare 
pieniądze i taką pozycję społeczną, która zapewniała miejsce w kronice 
towarzyskiej miejscowej gazety.

Podobnie rodzina Katriny ulepiona była z równie szlachetnej gliny, a 
Clay wiedział o tym najlepiej.
- On... my... - zająknęła się.
- Ona go opłakuje - oświadczyła Anna-Mae. Clay uniósł brwi.
- Nie, nie umarł - wyjaśniła Anna-Mae. - Odwołał ślub.
- Wiem, co pani miała na myśli. - MęŜczyzna z przeszłości Katriny nie 
pospieszył z wyrazami współczucia, tylko wpatrywał się w jej oczy, 
czym przyprawił ją o mocne bicie serca.
Przygładziła włosy zaplecione we francuski warkocz. Miała nadzieję, Ŝe 
wygląda na spokojniejszą, niŜ jest w istocie. Tak po prostu powinno być, 
jako Ŝe starała się pamiętać o wpajanych jej przez matkę dobrych 
manierach.

background image

- To stało się zaledwie przed kilkoma dniami.
- ŚwieŜa rana - zauwaŜył Clay.
- Andrew jeszcze zmieni zdanie - wtrąciła Jenny. - Czasami nie 
wiadomo, dlaczego męŜczyzn ogarnia strach przed ślubem. - Wypros-
towała się ostentacyjnie i przybrała trochę zbyt wyniosłą minę.
Katrina podejrzewała, Ŝe i ona wygląda podobnie. Zastanawiała się, czy 
Clay traktuje to z powagą,  czy teŜ po  prostu nie  przejmuje  się 
kobietami pokroju 

Katriny i jej przyjaciółek, lub nawet w duchu kpi sobie z takich paniuś. 
„Steam" jest najpopularniejszym lokalem w Savannah, a Clay obraca się 
w świecie, przy którym ich uprzywilejowana pozycja przestaje się liczyć. 
Kiedyś miał fatalną reputację, ale to tylko dlatego, Ŝe był biedny i urodził 
się w niewłaściwej dzielnicy. Długą drogę przebył ten chłopak, nim 
znalazł się na szczycie.

- Przyślę wam butelkę wina - powiedział. - Od firmy. Jako lekarstwo 

na twój smutek. - Spojrzał na Katrinę z lekko ironicznym uśmieszkiem, 
który zdawał się nawiązywać do przeszłości.

- Dziękuję, ale to nie jest konieczne. - Nie zdobyła się na bardziej 

błyskotliwą odpowiedź.

- AleŜ bardzo proszę... nalegam. - Skłonił się przed nią elegancko, 

poŜegnał jej przyjaciółki i odszedł, pozostawiając ją jeszcze bardziej sa-
motną.

Kilka godzin później Clay stał za barem, sączył wodę sodową i 

obserwował klub. Dorobił się go z najwyŜszym trudem. CięŜko pracował 
nad poprawieniem pozycji społecznej swojej rodziny. Najpierw w pocie 
czoła zdobył stypendium naukowe, które pozwoliło mu skończyć studia, 
a potem stawał na głowie, by przekonać do siebie inwestorów i dowieść 
im, Ŝe „Steam" moŜe się okazać hitem.
A teraz?
Teraz był trzydziestoletnim człowiekiem sukcesu i właśnie próbował się 
otrząsnąć z wraŜenia, jakie zrobiła na nim Katrina Beaumont. Kiedy byli 
nastolatkami, chciał jej tylko dorównać, choćby na tyle, Ŝeby móc się z 
nią spotykać. Jednak tacy jak on, urodzeni w złych dzielnicach biedacy, 
nie mieli prawa do kobiet z high life'u. Za to teraz takie damy jak Katrina 
przybywały tłumnie do „Steamu", Ŝeby zanurzyć się w rozedrganej, 
ekscytującej atmosferze pulsującego jazzem świata, który stworzył.
Od muzyki wibrowały ściany, ciała na parkiecie splatały się w 
seksownym tańcu, a Clay próbował stłumić w sobie ból, jakiego 
doświadczał, kiedy był chłopcem. Nie jest juŜ dzieciakiem, a Katrina 
cierpi z powodu innego męŜczyzny.

background image

A więc kogo, do cholery, to obchodzi?
Gdy nastąpił kulminacyjny punkt programu i salę ogarnęło zbiorowe 
szaleństwo, do Claya zbliŜył się Joe Morton, bramkarz, ostrzyŜony na 
jeŜa blondyn o powaŜnym usposobieniu, sprawny i kompetentny jak 
mało kto. W swoim czarnym garniturze wyglądał jak pozbawiony szyi 
kulturysta.
- Mamy drobny kłopot przy stoliku twojej znajomej damy - powiedział, 
celując podbródkiem w stolik, o którym była mowa. - Mam to załatwić, 
czy sam się tym zajmiesz?
Kłopot ? Clay powędrował wzrokiem we wskazanym kierunku. 
Rzeczywiście, Katrina i jej koleŜanki sprzeczały się głośno i zapal-
czywie. Clay ociągał się chwilę, popatrzył na Joego spod przymruŜonych 
powiek, wreszcie podjął decyzję.
- Zajmę się tym - oznajmił.
- Tak myślałem.
Clay nie zareagował na ten komentarz, który dobitnie świadczył o tym, 
Ŝ

e Joe zauwaŜył jego zainteresowanie byłą narzeczoną Andrew 

Winstona.
Gdy podszedł bliŜej, juŜ wiedział, co to za „kłopot". Po prostu Katrina 
była pijana.
No, ładnie, pomyślał. Kolejna komplikacja. Tylko tego mi brakowało.
Stanął za krzesłem Katriny i połoŜył ręce na oparciu.
- O co chodzić - zapytał, przerywając kłótnię przyjaciółek.
- One chcą wyjść - zanuciła Katrina na melodię smętnej piosenki. - A ja 
chcę zostać.
- Nigdy tego nie robi - oznajmiła Anna-Mae.
- Coś takiego zdarza jej się pierwszy raz - dodała Jenny.
Nic dziwnego, pomyślał Clay. Stylowo uczesana, elegancka Katrina 
Beaumont nie naleŜała do kobiet, które tracą nad sobą kontrolę i robią 
coś niestosownego 

w publicznym miejscu. A jednak, widząc ją teraz w szykownej czarnej 
sukience i drogim naszyjniku, nikt nie mógł mieć wątpliwości, Ŝe jest 
nieźle nawalona.

- Poza wyciągnięciem jej stąd i wrzuceniem  do samochodu nic innego 

nie przychodzi nam do głowy. - Jenny spojrzała w szkliste oczy przyja-
ciółki. -Ale Katrina zapadłaby się ze wstydu pod ziemię, gdyby doszło 
do jakiejś sceny. Obawiam się jednak, Ŝe w obecnej sytuacji raczej nie 
ma mowy o dyskretnym opuszczeniu lokalu.

Clay, chociaŜ miał wielką ochotę zakląć soczyście, zachował 

kamienny wyraz twarzy. Zaopiekowanie się pijanym klientem, a 

background image

szczególnie tą jedną klientką, naleŜało do jego obowiązku.

- Zajmę się nią.
- Co zrobisz ? - spytała zdesperowana Jenny.
- Zaprowadzę ją na górę i dam jej trochę czasu na ochłonięcie. Potem 

odwiozę ją do domu.

Przyjaciółki wymieniły między sobą skonsternowane spojrzenia, po 

chwili jednak z ulgą przyjęły jego propozycję. Widocznie mu ufały, a 
przynajmniej liczyły na to, Ŝe będzie wolał uniknąć rozróby we własnym 
klubie. Nie mogły przecieŜ wiedzieć, Ŝe „góra" oznacza mieszkanie 
Claya na trzecim piętrze.

Katrina skrzywiła się.

- Rozmawiacie tak, jakby wcale mnie tutaj nie było. - Zatrzepotała 
rzęsami jak spłoszony motyl.
- AleŜ wiemy, Ŝe jesteś. - Clay pochylił się nad nią. - Twoje przyjaciółki 
pozwolą ci tu zostać, ale będziesz musiała przystać na moje towarzystwo.
- Jenny uwaŜa, Ŝe jesteś kryminalistą - powiedziała z lekkim 
uśmieszkiem.
- Nic podobnego - oburzyła się Jenny. - PrzecieŜ wszyscy wiedzą, Ŝe 
Clay jest porządnym facetem.
Akurat, pomyślał. W tej chwili widzi we mnie tylko człowieka, który 
uwolni ją od podpitej przyjaciółki.
- Dokąd idziemy? - zapytała Katrina, gdy Clay prowadził ją korytarzem, 
który juŜ nie naleŜał do lokalu.
- Do mnie. - Wiedział, Ŝe do wytrzeźwienia potrzeba przede wszystkim 
czasu. Na pewno dobrze jej zrobi filiŜanka kawy, w kaŜdym razie trzeba 
ją czymś zająć.
- Tak tu jakoś pusto - bąknęła.
Zerknął do góry na kamery kontrolujące drzwi wejściowe. Wnętrze 
mieszkania było strzeŜone przez najwyŜszej klasy system alarmowy.
- To tutaj? - zapytała, przekraczając próg.
- Tak. - Wyłączył alarm. - To moje mieszkanie.
- Całkiem niezłe - uśmiechnęła się drŜącymi wargami.
Rozejrzał się po swoim eleganckim apartamencie. Meble były 
nowoczesne, proste i nieskazitelne w proporcjach. Pasowały do nich 
obrazy olejne jego ulubionego malarza, Peruwiańczyka, którego 
jaskrawa kolorystyka emanowała zmysłowością. Całość uzupełniały 
specjalnie zaprojektowane abaŜury, podobne do tych, jakie zdobiły 
wnętrze „Steamu", i lśniąca biało-czarna wykładzina na podłodze.
- Ty teŜ jesteś niezły. Ledwie na nią spojrzał.
- Mówisz tak pod wpływem wina.
- Zawsze uwaŜałam, Ŝe jesteś podniecający.
Barrdzo podniecający. - Osunęła się na sofę
i objęła czule poduszkę. - Wiesz, co on mi dał do
zrozumienia ?

background image

Uff. Pora na zwierzenia. Clay usiadł przy stoliczku. Przez lekko 
rozsunięte zasłony widział zarys pogrąŜonego w mroku krytego tarasu, a 
deszcz za oknami sprawił, Ŝe poczuł się samotny.
- Nie musisz mi tego opowiadać, Katrina.
- Kat. MoŜesz do mnie mówić Kat. Nikt tak nie mówi, ale ty moŜesz. - 
Wytworny pantofelek zsunął się z jej stopy i zwisał na czubku palców. - 
Andrew nie był zadowolony w naszego związku. 

Podziwiał moje towarzyskie wyrobienie, ale...- dyndający pantofelek 
spadł na podłogę - ...nie byłam dla niego dość podniecająca. W łóŜku - 
powiedziała ironicznie, robiąc przy tym wielkie oczy.

Clay nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- MoŜe powinien był cię upić. Teraz ona się roześmiała.
- MoŜe. Czy ja jestem pijana, Clayton?
- Tak, szanowna pani, obawiam się, Ŝe tak.

    - Hm. - Przez chwilę dumała nad swoim stanem. - Nawet nie wiem, 
czy mi się to podoba. Czuję się jednocześnie smutna... i szczęśliwa.

- Zrobię ci kawy. - Z braku lepszego pomysłu przeszedł do kuchni. Nie 

wyobraŜał sobie oziębłej Katriny w łóŜku. Zawsze uwaŜał, Ŝe ta lekko 
afektowana i wyniosła dziedziczka fortuny w nocy zatraca się bez reszty 
i szepcze najbardziej nieprzyzwoite słówka do ucha kochanka.

Nalewając wody do ekspresu, zastanawiał się, czy, jak sugerowała 

Jenny, Katrina i Andrew naprawdę się pogodzą.

Zdjął marynarkę i poluzował krawat, po czym sprawdził ekspres. Płyn 

kapał rytmicznie i powoli jak deszcz za oknami.

W końcu wrócił do Katriny z filiŜanką świeŜo zaparzonej kawy, do 

której dodał mleko i cukier.
To do niej pasuje, pomyślał. Wygląda tak słodko i ma taką mleczną cerę.
- Dziękuję. - Upiła łyczek, zostawiając ślad szminki na brzeŜku filiŜanki. 
-Widzę stąd twoje łóŜko.
- I co z tego? - ZmruŜył oczy.
- To, Ŝe nie masz ścian w mieszkaniu. Zewsząd widać miejsce, gdzie 
ś

pisz. Mogłabym się zabawić w podglądaczkę.

Clay zmierzwił włosy palcami. Ramę do łóŜka z kutego Ŝelaza zamówił u 
włoskiego projektanta. Skomplikowany, oryginalny kształt i ornament 
pasowały do ówczesnego stanu emocjonalnego Claya i do sinusoid jego 
Ŝ

ycia.

- Seksowny męŜczyzna. Seksowne łóŜko - mruczała Katrina.
- Przestań - obruszył się.
- Kiedy to prawda. - Odkryła komplet szklanych podstawek pod kieliszki 
i na jednej z nich postawiła filiŜankę. Nawet pijana, pozostała wierna 
dobrym manierom, które wyniosła z domu Beaumontów.
Z lepszym lub z gorszym skutkiem, pomyślał. Wprawdzie jeszcze nie 

background image

bełkotała, ale wino rozwiązało jej język.
- Czy mogę spać w twoim łóŜku ? Chcę się
otulić twoim kocem.
Lekko go zatkało.
- Mam cię otrzeźwić i odwieźć do domu.
- Kiedy w domu czuję się taka samotna.
Spojrzał na taras, po czym przeniósł wzrok na twarz Katriny. Wiedział,  
Ŝ

e jest  zagubiona; przyszło mu do głowy, by dotknąć jej policzka, 

poczuć gładkość skóry. Westchnęła.
- Mogę tu zostać, Clay? Jestem pełnoletnia. JuŜ od dawna.
- Wiem, ile masz lat.
- Dwadzieścia dziewięć. Po prostu jestem starą panną.
No i proszę, znowu go rozśmieszyła. Dlaczego tak bardzo ją lubi?
- A w czym zamierzasz spać, Katrina?
- Kat. MoŜesz mi coś poŜyczyć. Albo wślizgnę się do tego twojego 
wielkiego łóŜka nago.
- Co takiego? - Serca uderzyło mu mocniej.
- PrzecieŜ Ŝartuję - odpowiedziała z niewinnym uśmieszkiem.
Dobre sobie! MoŜe Katrina traktuje to lekko, ale on przez moment 
zapragnął jej równie silnie jak wówczas, kiedy byli młodzi, kiedy nie 
panował nad burzą hormonów, kiedy budził się w nocy i...
- Więc mogę tu spać? - śałośnie skrzywiła
usta, a jemu zaschło w gardle. - Proszę...
A co mi tam, do licha! Nie miał serca odsyłać jej do domu, wysadzić pod 
rodzinną posiadłością jak jakąś awanturnicę. Był pewien, Ŝe 
Beaumontowie nigdy nie widzieli córki w takim stanie.
- MoŜe powinienem zadzwonić do twoich rodziców. Uspokoić ich, Ŝe 
jesteś cała i zdrowa, Ŝe nic ci nie grozi.
Zbyła jego sugestię machnięciem ręki.
- Niech sobie myślą, Ŝe jestem z Andrew. śe znów jesteśmy razem. - 
Wstała i zatoczyła się na jednym wysokim obcasie. - Przebiorę się w 
łazience. Chyba tam są ściany?
- A takŜe drzwi i zamek. Poczekaj, dam ci coś do przebrania. - 
Przemierzył ogromny apartament w drodze do zabytkowej szafy, z której 
wyjął koszulę. Katrina podąŜyła za nim, gubiąc po drodze drugi pantofel. 
- Masz. - Podał jej koszulę i wskazał łazienkę.
Wyszła stamtąd parę chwil później, mając na sobie koszulę i pończochy.
Ale widok, słowo daję, pomyślał.
- Nie mogłam tego zdjąć. - Pociągnęła za delikatny naszyjnik.
- Widzę. - Zapinając koszulę, pomyliła teŜ dziurki, więc poły zwisały 
nierówno. - Odwróć się. MoŜe mnie się uda.
Kiedy stanęła tyłem, pochylił się nad nią i poczuł zapach jej perfum. 
Pachniała czymś egzotycznym, co przywodziło na myśl rozkwitłe o 
ś

wicie orchidee. Wykluczone, Ŝeby seks z nią mógł być banalny czy 

background image

nudny. Odsunął na bok jej warkocz, Ŝałując, Ŝe nie moŜe przy

tulić się do niej i zachęcić do niespiesznego, gorącego pocałunku.

Misterne zapięcie naszyjnika opierało się jego palcom. Marudził przy 

nim, wstrzymując oddech, by utrzymać na wodzy poŜądanie.

- Udało się. - Łańcuszek spadł mu do ręki, a połyskujące kamienie 

przyczepiły się do skóry.

- Dziękuję. - Odwróciła się szybko. ChociaŜ jej jasnoniebieskie oczy 

zmętniały od alkoholu, a szminka na ustach się rozmazała, nadal wy-
glądała ślicznie.

OdłoŜył na bok naszyjnik.
- Pozwól, Ŝe poprawię twoją koszulę.
- To twoja koszula.
- Więc pozwól, Ŝe poprawię moją koszulę. — Wiedział, Ŝe nie 

powinien tego robić, ale miał to w nosie. KaŜdy pretekst był dobry, Ŝeby 
jej dotknąć, zbliŜyć się choć trochę.

- Jestem tak śpiąca...

Rozpiął trzy pierwsze guziczki.

- PołoŜę cię do łóŜka juŜ za chwilę, ale najpierw muszę... - Odjęło mu 

mowę, kiedy zobaczył jej stanik i rowek między piersiami. Nie przestał, 
dopóki nie rozpiął wszystkich guziczków. Czarne koronkowe majtki były 
równie seksowne i ozdobne jak zakończenie pończoch.

- Czy mogę juŜ pójść do łóŜka?
- Co?- Zaraz, zaraz. - Otrząsnął się z transu

i pospiesznie zaczął zapinać koszulę,  myląc dziurki tak samo jak ona. - 
No, teraz jest dobrze. Chodź. - Poprowadził ją do Ŝelaznego łoŜa i 
odwinął grubą brązową narzutę. Opadła cięŜko na poduszkę.

- Clay, czy wciąŜ jesteśmy przyjaciółmi?
- Nigdy nimi nie byliśmy.
- AleŜ byliśmy. Durzyliśmy się w sobie.
Cokolwiek by to znaczyło. - Nagle przeszłość wróciła do niego z taką 

mocą, Ŝe znów poczuł się młody i biedny. 

- Nigdy się nie zniŜyłaś do mojego poziomu. Odwiedzanie slumsów 

nie było w twoim stylu.

Zmieszana Katrina zatrzepotała rzęsami. W głowie się jej kręciło, a 

moŜe opłakiwała narzeczonego, który ją rzucił.

- Nie to miałam na myśli.
- Więc dowiedź tego. - Zbolały i wściekły nachylił się nad nią. - 

Udowodnij, co powiedziałaś.

Przez chwilę wpatrywała się w niego nieruchomo, wreszcie 

wyciągnęła rękę i przesunęła nią po jego policzku, co podnieciło Claya 
jeszcze bardziej. Zalała go fala gorąca, a krew w Ŝyłach krąŜyła coraz 

background image

szybciej.

Ujął w dłonie jej twarz i pocałował w usta. Katrina zamknęła oczy, a 

on delektował się smakiem wina i kawy, czując słodkie, leniwe upojenie. 
Cukier i mleko.

Pogłębił pocałunek, sycąc się jej zapachem.

Chciał sięgnąć po więcej, juŜ nie opierał się własnemu pragnieniu. Wargi 
Katriny były miękkie i podatne.
Zbyt miękkie, pomyślał, gdy przywarła do niego. Zbyt podatne.
Wycofał się. Nie powinien tego robić. Nie tutaj. Nie tak.
- Prześpij się, Kat.
Ręka, którą pieściła jego twarz i włosy, bezwładnie opadła.
- Nie podobam ci się?
Czy naprawdę poczuła się zraniona i odrzucona? Czy jest zbyt pijana, by 
dotarło do niej, Ŝe właśnie próbuje okazać jej szacunek ?
- Oczywiście, Ŝe mi się podobasz. – Usiadł wygodniej na łóŜku i 
wyciągnął ramiona, w które bezpiecznie mogła się wtulić.
Z westchnieniem przyjęła jego zaproszenie. Clay zrozumiał, jak bardzo 
brakuje jej kogoś, komu mogłaby zaufać.
Facet z niewłaściwej dzielnicy, pomyślał. Pocieszyciel, który chucha na 
strzaskane kawałki jej serca. Nienawidził Andrew Winstona, ale takŜe 
mu zazdrościł...
Przytulona do niego Katrina juŜ po chwili spała głęboko. Clay delikatnie 
musnął wargami jej czoło. Siedząc na łóŜku, wsłuchiwał się w nie-
regularny rytm deszczu i zastanawiał, co przyniesie następny dzień.

ROZDZIAŁ DRUGI

Katrina zamrugała powiekami i zmruŜyła oczy. Raziło ją światło sączące 
się przez okno tak bardzo, Ŝe aŜ skrzywiła się z bólu. Nigdy dotąd nie 
miała migreny, w kaŜdym razie na pewno nie tak silnej.
Dopiero kiedy usiadła i rozejrzała się dookoła, uświadomiła sobie, gdzie 
jest i skąd ten ból głowy.
Najchętniej ukryłaby się pod podłogą i tam cichutko umarła. Nie dość, Ŝe 
upiła się jak ulicznica, to na dodatek spędziła noc w łóŜku Claya jak...
Dotknęła koszuli - koszuli Claya - przypominając sobie jak przez mgłę, 

background image

Ŝ

e zapinał ją na niej. A moŜe rozpinał? Poruszyła nogami, zastanawiając 

się, dlaczego coś jej tam przeszkadza. Zerknęła pod koc i zobaczyła, Ŝe 
ma na sobie pończochy z czarną elastyczną 

koronką. Zupełnie jak dziwka, pomyślała.
- Czego szukasz? - Głos Claya, dochodzący nie wiadomo skąd, bardzo ją 
zaskoczył.
Przykryła się przeraŜona, zachodząc w głowę, jakim cudem wkradł się 
tutaj tak bezszmerowo. Z drugiej strony, czy mogła słyszeć cokolwiek 
przy takim dudnieniu w głowie?
Skoncentrowała się i spróbowała odtworzyć przebieg ostatnich godzin. 
Czy kochała się w nocy z Clayem w samych pończochach? Czy zdjął z 
niej bieliznę, a potem ubrał ją w swoją koszulę, pozapinał i zapakował do 
łóŜka?
Nie, to niemoŜliwe! Nie była aŜ tak narąbana. Zapamiętałaby, gdyby 
uprawiała seks, zwłaszcza z kimś takim jak Clayton Crawford.
Właśnie podszedł do łóŜka, a ona przyglądała mu się spod 
przymruŜonych rzęs. Był odświeŜony i wypoczęty, ubrany w spłowiałe 
dŜinsy i zwyczajny biały T-shirt.
Bezpretensjonalnie elegancki. Przystojny i męski. Za to ona wygląda jak 
straszydło - potargany warkocz, rozmazany tusz. ZaŜenowana, szybko 
dotknęła włosów. Okazało się, Ŝe opadają jej luźno na ramiona.
- Rozplotłem ci warkocz - wyjaśnił Clay.
- Kiedy?
- W nocy, kiedy zasnęłaś i kiedy przestało padać.
- Dlaczego?
- Bo chciałem dotknąć twoich włosów. Poczuła, Ŝe robi jej się ciepło, 
zbyt ciepło.
Pomyślała, Ŝe mógłby sobie darować te romantyczne teksty.
- Doceniam twoją gościnność. – Odruchowo poprawiła włosy i zdobyła 
się na maksymalnie uprzejmy, rzeczowy i bezosobowy ton głosu.
- Ale nie powinnam była tu zostać.
- To ty się uparłaś. - Uśmiechnął się lekko. - Chciałaś się otulić moim 
kocem.
Wstrzymała oddech. Co powinna na to odpowiedzieć? Nie pamięta 
przynajmniej połowy z tego, co mówiła wieczorem.
- Muszę jechać do domu. - Rozejrzała się dookoła. - Która godzina?
- Za kwadrans dwunasta.
- Co?  Prawie południe? Postanawiając wstać, Katrina przytrzymała się 
wezgłowia na wypadek, gdyby zakręciło jej się w głowie. Wykonane z 
kutego Ŝelaza łóŜko było prawdziwym arcydziełem sztuki zdobniczej, 
jednak w tej chwili nie bardzo mogła je podziwiać, kurczowo uczepiona 

background image

jednej z jego wolut.
- Posiedź   jeszcze - zaproponował   Clay. - Zrobię ci śniadanie, Ŝebyś 
odzyskała siły.
- Broń BoŜe, Ŝadnego jedzenia - jęknęła, czując, Ŝe Ŝołądek podchodzi jej
do gardła.
- Jedna grzanka i gorąca herbata dobrze ci zrobią. - Nie czekając na 
odpowiedź, pomaszerował do kuchni.
Usiadła na łóŜku, przeklinając swoją niewybaczalną lekkomyślność. 
Usiłowała zrzucić winę na anonimowego producenta wina, a wreszcie na 
Claya za to, Ŝe przysłał butelkę do ich stolika. A w dodatku skłonił ją do 
łzawych zwierzeń.
Wrócił z wiklinową tacą, którą postawił przed Katriną.
- Masz jeść, pić i weselić się.
Co za poczucie humoru, pomyślała. Miała tak sucho w ustach, Ŝe chętnie 
sięgnęła po herbatę. PoniewaŜ zdawało się jej, Ŝe usnęła w ramionach 
Claya, postanowiła go nie pytać, gdzie spędził noc.
Czy przypadkiem jej nie pocałował? A moŜe to tylko mętne złudzenie? 
CzyŜby w zamroczeniu alkoholowym wyczarowała taki sen?
- Jak herbata?
- Świetna. - OstroŜnie sączyła płyn. - Czy wczoraj wspominałam coś o 
Andrews
- śe jest niezadowolony z waszego... hm... Ŝycia intymnego? - Usiadł na 
brzegu łóŜka. - Owszem, mówiłaś.
- Przepraszam. Nie powinnam była stawiać cię w takiej sytuacji.
- Nie ma sprawy. Mówiłaś teŜ inne rzeczy, niekoniecznie o nim.
- Naprawdę? - zapytała nerwowo, nie mogąc doczekać się konkretów.
- Naprawdę. - Głos miał ochrypły, mówił wolno i z południowym 
akcentem, przesadnie przeciągając samogłoski. - Bez przerwy powta-
rzałaś, jaki jestem seksowny. Ja, moje mieszkanie, moje łóŜko.
Bo jesteś seksowny, pomyślała Katrina. Ale nie w tym rzecz.
- Byłam... mało przytomna.
- Aha. A teraz jesteś niedysponowana. I masz na sobie moją koszulę.
Chrupała grzankę, odgryzając maleńkie kawałeczki. Miała nadzieję, Ŝe to 
uspokoi pieczenie w Ŝołądku.
- Upiorę ją i zwrócę.
- MoŜesz ją sobie zatrzymać. Na pamiątkę swojego pierwszego kaca. - 
Nachylił się i pokazał palcem pigułki, które połoŜył na tacy. - Nie 
zapomnij ich wziąć.
- To na ból głowy?
- Tak, łaskawa pani. Kat. Omal nie upuściła lekarstwa.
- Kat?
- Nikt tak do ciebie nie mówi, ale mnie wolno. - Uśmiechnął się szeroko 
niczym czarny charakter z westernu. - Oficjalnie mi na to zezwoliłaś.
Wrzuciła do ust pigułki, popiła miętową herbatą. Kat to było jej 

background image

wymyślone w dzieciństwie zdrobnienie, wyłącznie na własny uŜytek. 
Coś jakby drugie ja. Wy

brała je, poniewaŜ brzmiało zwyczajnie, fajnie i lekko. Było luzackie, a 
więc nie do pomyślenia w rodzinie, gdzie najwaŜniejsze były pozory. 
Beaumontowie nie pozwalali sobie na niewłaściwe zachowanie; nie 
dostarczali tematów do plotek. Katrina wywodziła się ze starej 
arystokracji Savannah. I niezaleŜnie od swojego drugiego imienia, 
zawsze była grzeczną, dobrze ułoŜoną księŜniczką mamy i taty.

Kiedy podniosła wzrok, Clay wpatrywał się w nią. Uśmiech znikł z 

jego twarzy, oczy spochmurniały. Niewiele moŜna z nich było wyczytać.

- Gdzie moje ubranie? - zapytała.
- Powiesiłem sukienkę w szafie - Wskazał ręką za siebie. - Schowałem 

tam teŜ twoje pantofle i torebkę.

- Dziękuję. - Wolałaby, Ŝeby nie rozplatał jej włosów. Poczuła się 

nieswojo na myśl o tym, Ŝe dotykał jej we śnie. -Widzę, Ŝe jesteś 
ekspertem w takich sprawach.

- CzemuŜ to? Dlatego, Ŝe jestem właścicielem klubu? Czy moŜe masz 

na myśli moje pijackie doświadczenia?

Na dobrą sprawę, niby skąd miałaby wiedzieć?- Od dawna nic o nim 

nie słyszała poza tym, co podawały lokalne media.

- Bo zaproponowałeś, Ŝe się mną zaopiekujesz.

- Zrobiła przerwę na łyk herbaty. - Czy twoja... partnerka nie zrozumie 
ź

le tej sytuacji?

- Gdybym miał stałą partnerkę, nie przyprowadziłbym cię tutaj. - 
Przesunął po niej wzrokiem. - Joe powiedział, Ŝe jesteś panią mojego 
serca.
- Joe?
- Bramkarz.
- Jezu! Teraz mogła tylko się modlić o to, Ŝeby personelowi klubu nie 
przyszło do głowy rozpuszczać plotek o jej związku z ich szefem.
- Ciekawe, skąd mu to przyszło do głowy.
- Chyba wywnioskował to ze sposobu, w jaki na ciebie patrzyłem.
Chciała go zapytać, czy całowali się tej nocy, ale zabrakło jej odwagi.
- Nigdy więcej czegoś takiego nie zrobię.
- Czego? Nie upijesz się czy nie wylądujesz w moim łóŜku?
Kpi sobie z niej, czy chce wprawić w zakłopotanie?- A moŜe sarkazm to 
jego mechanizm obronny?
- JuŜ powiedziałam, Ŝe jestem ci wdzięczna za gościnę.
- Zawsze do usług. - Skłonił się i uśmiechnął leciutko.
Poczuła nagłą słabość. Nogi i ręce zrobiły się miękkie jak rozgotowana 
owsianka. Czy trzymanie jej w ramionach mieściło się w ramach 

background image

gościnności? A utulenie do snu?  Albo rozplatanie włosów?
- Zaniemówiłaś, Kat? - Tym razem naprawdę się uśmiechnął. Błysnęły 
zęby, olśniewająco białe w zestawieniu ze śniadą skórą.
- Przestań mnie tak nazywać - powiedziała sztywno, co Clay skwitował 
zmarszczeniem brwi.
- Pijana jesteś o wiele zabawniejsza.
- A ty byłeś milszy jako młody chłopak.
- Nadal jestem miły. - Przechwycił jej wzrok na długą chwilę. - 
Oczywiście wtedy, kiedy mam tak dobry nastrój.
Do reszty zakłopotana, wreszcie skończyła grzankę i wypiła ostatni łyk 
herbaty.
- Muszę się ubrać.
- Bardzo proszę. Łazienka jest do twojej dyspozycji. I w ogóle czuj się 
jak u siebie w domu. - Odebrał od niej tacę.
Katrina podniosła się z łóŜka, starając się zachować pozory swobody, co 
w tym osobliwym stroju nie było łatwe.
Otworzyła szafę i wyjęła swoje rzeczy. ZauwaŜyła przy okazji, Ŝe w 
ubraniach Claya panuje lekki bałagan.
Potem wzięła głęboki oddech i ruszyła w kierunku łazienki. Kiedy mijała 
Claya, czuła jego wzrok na sobie. Pamiętała, Ŝe kiedy byli nastolatkami, 
często się na nią gapił, więc dlaczego miałby teraz przestać? W koń

cu spała w jego łóŜku, prawda?

Kiedy zamknęła się w łazience, spojrzała w lustro i jęknęła. Jeszcze 

nigdy nie wyglądała tak okropnie. UŜywając kosmetyków Claya, 
naprawiła szkody najlepiej, jak mogła. PoniewaŜ nie znalazła gościnnej 
szczoteczki do zębów, skorzystała z papierowego kubeczka i płukanki do 
ust z dozownika nad umywalką. Na koniec umyła twarz mydłem i 
przyczesała włosy szczotką Claya, czyniąc sobie wyrzuty, Ŝe taka 
swoista intymność sprawia jej przyjemność.

Kiedy ubrana w sukienkę wynurzyła się z łazienki, Clay siedział na 

sofie.

Katrina sięgnęła do torebki i wyjęła telefon komórkowy. Niestety, 

okazało się, Ŝe bateria jest rozładowana.

- Mogę skorzystać z twojego telefonu? - zapytała. - Chcę wezwać 

taksówkę.

- Po co?- PrzecieŜ mogę cię odwieźć do domu.
- Będzie przyzwoiciej, jeśli pojadę taksówką.
Przyzwoiciej ze względu na rodziców, pomyślała. Lepiej, Ŝeby nie 

wiedzieli, co robiła poprzedniego wieczoru i gdzie spędziła noc.

Clay podniósł się z kanapy i podszedł do niej. Zastanawiała się przez 

moment, czynie zamierza jej dotknąć, a moŜe nawet pocałować... choćby 

background image

po to, by dowieść, Ŝe słowo „przyzwoiciej" nie ma tutaj zastosowania. 
Ale on nie przekroczył granicy.
- Po powrocie do domu powinnaś się jeszcze połoŜyć. Odespać to 
wszystko.
- Właśnie tak zrobię. - Poprawiła zsuwającą się koszulę Claya, którą 
przewiesiła sobie przez ramię, aby oddać do prania. - I dziękuję ci za 
pomoc, Clay - dodała po chwili.
Kiwnął głową i podał jej bezprzewodowy telefon. Katrina zamówiła 
taksówkę, a kiedy przyszła pora, odprowadził ją do windy, zjechał z nią 
na dół i wsadził do auta, po czym odszedł bez poŜegnania.

Katrina weszła do połoŜonej na wyspie posiadłości rodziców - 
klasycystycznej rezydencji z kolumnowym portykiem i arkadami wokół 
całego budynku. Przystanęła w głównym holu i rozejrzała się wokoło. 
Reprezentacyjne dębowe schody były centralnym punktem wspaniałego 
domu, naleŜącego od pokoleń do Beaumontów. Od dziecka nauczyła się 
odnosić z szacunkiem i pietyzmem do spuścizny przodków. Od początku 
było wiadomo, Ŝe będzie tu mieszkać do czasu zamąŜpójścia.
Marne widoki na samodzielność, pomyślała, wchodząc po schodach. 
Pewnie do końca Ŝycia zostanie starą panną.
- Dzień dobry, panienko - powitała ją jedna z licznych słuŜących.
- Dzień dobry. - Katrina przystanęła w kory-
tarzu, gdzie siwa kobieta robiła porządki w bieliźniarce. - Rodzice w 
domu?

- Nie, panienko. Wyjechali jakiś czas temu.

Ciekawe  dokąd,   pomyślała,  wchodząc  do swojego apartamentu. Czy 
ojciec, którego rodzina mieszka w Savannah od sześciu pokoleń, 
towarzyszy matce, jednej z najbardziej uroczych i towarzyskich pań 
domu, w wyprawie na zakupy?  Czy teŜ, mając własne obowiązki i roz-
ległe kontakty, kaŜde z nich udało się w swoją stronę?

Usiadła na brzegu łoŜa z baldachimem i przesunęła palcem po 

koronkowej wypustce poduszki. Co zrobią, gdy dowiedzą się, Ŝe ich 
dobrze wychowana córka, pijana jak bela, spędziła noc w łóŜku Claytona 
Crawforda?

Kiedy na szafce nocnej zadzwonił telefon, podniosła słuchawkę, 

postanawiając się nie przejmować. Mama i tata na pewno niczego się nie 
dowiedzą.

- No, dzięki Bogu - odezwał się znajomy głos po drugiej stronie 

prywatnej linii. - Od rana próbuję cię złapać.

Katrina poprawiła słuchawkę przy uchu.
- Anna-Mae?
- Tak, ja. Nie uwierzysz, co się stało. Kiedy Jenny ustaliła, Ŝe nie 

wróciłaś do domu na noc, zaczęła wydzwaniać do wszystkich, sprawdza-
jąc, czy ktoś cię nie widział.

background image

- Och nie! - pomyślała Katrina. Tylko nie to.
No, ale kiedy się dowiedziała, Ŝe Clay ma nad klubem mieszkanie, 
skojarzyła fakty i... - Anna-Mae zawiesiła głos.
- I co? - Serce podeszło jej do gardła. - Naopowiadała wszystkim, Ŝe 
mnie uwiódł?
- Nie wszystkim - powiedziała konspiracyjnym szeptem Anna-Mae. - Nie 
powiedziała twoim rodzicom. UwaŜają, Ŝe byłaś z Andrew, a ona tego 
nie sprostowała. - Po chwili ciszy padło pytanie: - Czy Clay jest tak 
nieobliczalny i namiętny, na jakiego wygląda?
- Anno-Mae!
- Wybacz mi zbytnią ciekawość. Jenny nie zainteresowała się nim, ale ja 
uwaŜam, Ŝe jest po prostu rozkoszny.
Katrina ścisnęła kurczowo poduszkę z koronkową wypustką.
- Nie kochałam się z nim.
- Ojej! - OŜywienie znikło z głosu Anny-Mae. - A wszyscy są 
przekonani, Ŝe z nim spałaś.
- Uduszę Jenny. - Rodzice jak nic dowiedzą się o wszystkim, pomyślała. 
To tylko kwestia czasu, kiedy matka, która najpewniej usłyszy o tym w 
Klubie Kotylionowym, przekaŜe wstrząsającą nowinę ojcu, kaŜąc mu 
przedtem usiąść na wypadek, gdyby miał zemdleć.
- Jenny nie chciała wywołać skandalu, naprawdę. 

Niepokoiła się o ciebie. Jestem pewna, Ŝe naprawi błąd, gdy tylko z nią 
porozmawiasz. Naprawi błąd? Czy moŜna odwołać skandali PrzecieŜ w 
tych kręgach najróŜniejsze sensacje krąŜyły jak podawana z ręki do ręki 
bombonierka czekoladek.

- Dobrze wiesz, Ŝe to nic nie da.
- Więc będziesz musiała robić uniki, Ŝeby wyjść z tego obronną ręką. 

Poza tym, jeśli w ogóle komuś naleŜy się porządny romans, to właśnie 
tobie.

Ale ja nie miałam romansu, pomyślała Katrina. Tyle, Ŝe ucierpiała 

moja reputacja. To się nazywa cierpieć za niewinność.

Po skończonej rozmowie przebrała się w szlafrok i wsunęła do łóŜka. 

Zamierzała odespać nocne szaleństwo i zapomnieć o kłopotach choćby 
na parę godzin.

Kiedy wkrótce ponownie zadzwonił telefon, skrzywiła się, chwyciła 

słuchawkę i warknęła:

- Anno-Mae, jestem zbyt zmęczona, Ŝeby...
- Nie jestem Anną-Mae.
Męski głos po prostu nią wstrząsnął.
- Andrew?
- Nie mogę uwierzyć, Ŝe posunęłaś się do czegoś takiego. Zdajesz 

background image

sobie sprawę, jak to wygląda? Wiesz, co ludzie mówią?

- Jak on śmie ją karcić, traktować tak, jakby nadal byli zaręczeni!

-CzyŜbyś zapomniał, kto odwołał ślub?- syknęła.
Andrew mruknął coś, a Katrina wyobraziła sobie, jak siedzi przy 
zabytkowym biurku dziadka ubrany w jasnoszary garnitur i stonowany 
krawat, z rozjaśnionymi od słońca pasemkami popielato brązowych 
włosów.
- Więc nie zaprzeczasz, Ŝe to prawda? Wbrew sobie powiedziała:
- Nie, nie zaprzeczam. A nawet...
- Co nawet?
- Clay powiedział, Ŝe jestem... - wyprostowała się, szukając słów, których
mógłby uŜyć właściciel Steam - ...jestem najlepszą laską, jaką 
kiedykolwiek miał.
Andrew zamilkł, napięcie rosło. Czy pulsują mu Ŝyły na szyi? Czy 
wyobraŜa ją sobie nagą, wygiętą w erotycznej pozie, z nogami rozłoŜo-
nymi wzdłuŜ ud innego męŜczyzny?
- Byłaś pijana - powiedział w końcu złośliwie.
- Clayowi to jakoś nie przeszkadzało. - Przytuliła się do poduszki, 
wdychając poranne powietrze. - A teraz pozwól, Ŝe trochę pośpię, bo 
jestem taka zmęczona... Ziewnęła głośno i zanim zdąŜył coś 
odpowiedzieć, odłoŜyła słuchawkę, zostawiając Andrew z jego myślami.
Potem wstała i aby poprawić sobie samopoczucie,  podeszła do lustra o 
fazowanych krawędziach. Nieste

ty, ujrzała w nim bladą, zmęczoną kobietę, tę samą, którą porzucił 
Andrew. Tę samą, która rozczarowała go w łóŜku. Z tą tylko róŜnicą, Ŝe 
teraz, przedstawiając się jako kochanka Claytona Crawforda, rzuciła nie-
zły kąsek na poŜarcie temu rozplotkowanemu światkowi.

Dwa dni później Clay zapukał do drzwi Katriny. A przynajmniej był 

pewien, Ŝe to są jej drzwi. Dowiedział się, Ŝe za karę została zesłana do 
domku dla gości - nieduŜego dworku z białymi treliaŜami, otoczonego 
kobiercem soczyście zielonej trawy i mnóstwem kwiatów. Pomyślał, Ŝe 
ten uroczy parterowy domek mógłby z powodzeniem wyjść spod pędzla 
Thomasa Kinade'a.

Drzwi otworzyła mu Katrina. Była ubrana w beŜowe spodnie i 

jedwabną bluzkę i uczesana w bardzo kobiecy, trochę staroświecki 
koczek.

- Ładne mi zesłanie - powiedział i uśmiechnął się na powitanie.
Zatrzepotała powiekami, nie wierząc własnym oczom.
- Clayton?  Skąd się tu wziąłeś?
- Zostawiłaś to u mnie. - Wcisnął jej do ręki złoty łańcuszek.

background image

- Mój naszyjnik - ucieszyła się. - Ale twoja koszula jeszcze jest w 

praniu.
- Powiedziałem, Ŝe nie musisz jej zwracać.
- Wiem, ale... - Wzrok jej przygasł, kiedy rzuciła okiem na naszyjnik. - 
Zapomniałam o nim.
- Ale ja nie. - JuŜ od paru dni kombinował, jak i kiedy jej go zwrócić. - 
Nie zaprosisz mnie do środka?- Wsunął ręce do kieszeni, przekrzywił 
głowę i czekał.
Cofnęła się od drzwi i wpuściła go do domku.
- Niezła chata - powiedział. Podłogi z twardego drewna, słoneczne 
wykuszowe okna, dobrane z gustem antyki.
- Wcale nie zostałam zesłana.
- To w czym rzecz- Dlaczego przeniosłaś się tutaj i
- Bo tak postanowiłam. - Nadal trzymała naszyjnik, a oszlifowane 
kamienie połyskiwały w jej ręku. - To był mój wybór.
Bo rozczarowała rodziców, pomyślał. Bo wywołała skandal.
- Plotka nie wyszła ode mnie - powiedział.
- Wiem. Kiedy nie wróciłam do domu, Jenny wykonała parę telefonów, 
uruchamiając lawinę.
- Słyszałem inną wersję.
- Podeszła do serwantki, zawierającej kolekcję puzderek ze słynnej 
rosyjskiej manufaktury Fabergego. Wzięła jedno do ręki i wsunęła do 
ś

rodka naszyjnik.

- A co słyszałeś?
- śe jesteś najlepszą laską, jaką kiedykolwiek
miałem - odpowiedział, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
Katrina zbladła.
- Nie mam pojęcia, skąd się wzięła ta plotka.
- Naprawdę nie masz?
- Naprawdę.
Puszczając mimo uszu jej zapewnienie, podszedł bliŜej, Ŝeby popatrzeć 
na cacka.
- Andrew zadzwonił do mnie do klubu.
- Co?!
- Chciał przedstawić swój punkt widzenia. Twój eks utrzymuje, Ŝe nie 
okazałem ci naleŜytego szacunku. Po pierwsze dlatego, Ŝe cię upiłem, po 
drugie, Ŝe cię uwiodłem. A po trzecie, Ŝe zaliczyłem cię do lasek. - 
Zerknął przez ramię i dostrzegł, jak nerwowo poprawiała idealnie leŜącą 
bluzkę. - Myślisz, Ŝe będzie się chciał pojedynkować? - Odwrócił się od 
serwantki i z szelmowskim błyskiem w oku spojrzał na Katrinę. - 
Podobno dŜentelmeni w ten sposób wyrównują krzywdy i mszczą 
zhańbiony honor kobiety. Czy moŜe pojedynki zarezerwowane są tylko 
dla polityków?
- To wcale nie jest śmieszne, Clayton.

background image

- A kto mówi, Ŝe jest? - Uśmiechnął się lekko. - Nawet nie mam 
rewolweru.
Osunęła się na kanapę. Dziedziczka fortuny ukryta w domku dla gości.
- Ten skandal rozrasta się z kaŜdą chwilą. Co mam zrobić?
No właśnie, co on jej zaproponuje?
- Mogłabyś zjeść ze mną dzisiaj kolację w „Steamie". Około siódmej. Co 
ty na to?
- Ruszył w stronę drzwi. - Wtedy omówimy szczegóły.
Poderwała się z kanapy.
- Jakie szczegóły? 
- Dowiesz się podczas kolacji. - Otworzył drzwi i wyszedł z domku, 
pozostawiając za sobą osłupiałą Katrinę.

ROZDZIAŁ TRZECI

Katrina weszła schodami na pierwsze piętro „Steamu". Była zbyt 
zdenerwowana, Ŝeby jechać windą - nie lubiła tkwić zamknięta w cias-
nym pudełku z innymi ludźmi. Wiedziała, Ŝe kolacja z Clayem 
przysporzy dodatkowych plotek, a jednak przyszła tutaj, ubrana w 
opalizującą koktajlową sukienkę, gotowa na spotkanie z męŜczyzną, o 
którym się mówi.
MoŜe nie powinna była wkładać czegoś tak rzucającego się w oczy, tylko 
zadowolić się klasyczną letnią garsonką.
Miała nadzieją, Ŝe Clay nie zwabił jej do swojej pułapki. Zresztą i tak na 
odwrót było za późno; Szef sali juŜ ją dostrzegł.
- Dzień dobry, panno Beaumont - powitał ją z uśmiechem, wyraŜającym 
„właśnie na panią czekamy". - Tędy proszę.
Poprowadził ją do stolika na środku sali. Cudownie, pomyślała, siadając 
na krześle, które jej wysunął. Będę dziś główną atrakcją lokalu.
- Pan Crawford wkrótce dołączy do pani.
- Szef skłonił się przed nią. - Wybrał juŜ wino.
Zastygła, ale po chwili ochłonęła i zdobyła się na zdawkowe „dziękuję", 
wiedząc, Ŝe tym przypomnieniem jej przygody z alkoholem Clay chce 
ubarwić skandal.
Tak jakby mogła o tym zapomnieć!
Wino, znane jej aŜ za dobrze chardonnay, pojawiło się na stole, tyle Ŝe 
nie podał go kelner, ale Clay.

background image

Wysoki i śniady, w ciemnogranatowym jak niebo o północy garniturze, 
stał przy stoliku i wyglądał bardzo zmysłowo.
- Kat - powiedział. - Kitty Kat.
Od razu ją tym rozbroił.
- Ślicznie wyglądasz. - Pocałował ją lekko w policzek.
- Sama nie wiem, po co tu przyszłam.
Usiadł naprzeciwko niej. Oddzielało ich ciepłe
ś

wiatło przesiane przez kolorowy abaŜur lampy.

- Pewnie z ciekawości. Chcesz się dowiedzieć, co chowam w zanadrzu. - 
Uśmiechnął się. - Poza tym chcesz wzbudzić jeszcze większą zazdrość 
Andrew.
To nieprawda! - oburzyła się.
- CzyŜby? - Nalał wina.
Katrina tylko dotknęła nóŜki kieliszka. Odmówiła wypicia tej trucizny. 
Co prawda w głębi duszy miała wielką ochotę ukarać Andrew, udo-
wodnić, jaka jest silna i niezaleŜna, ale za nic nie przyznałaby się do tego 
Clayowi.
- Pozwoliłem sobie zamówić kolację trochę wcześniej - oznajmił. - Mam 
nadzieję, Ŝe nie masz nic przeciwko temu.
- Decyzja naleŜy do ciebie. To ty rozgrywasz tę partię.
- Nie, Kat. To twoja gra, choć równieŜ biorę w tym udział.
- Czyli w czymi
- W tej przygodzie. - Nachylił się w jej stronę. - Po kolacji pójdziemy do 
mnie i będziemy się kochać. - Spróbował wina. - Na tarasie.
Odjęło jej mowę. śadna z prywatnych szkół, do których uczęszczała, 
Ŝ

aden chłopak z dobrego domu, z którymi się umawiała, Ŝadne z 

towarzyskich zdarzeń, do których przywykła od dziecka, nie 
przygotowały jej na tę chwilę.
- Nie mogę... Po prostu nie mogłabym zrobić czegoś takiego - 
wykrztusiła.
- Nikt prócz ciebie nie mógł przekazać Andrew, co podobno 
powiedziałem o tobie. Nikt prócz ciebie by nie stwierdził, Ŝe jesteś 
najlepszą z lasek, jakie kiedykolwiek miałem. - Dotykał róŜ stojących na 
stoliku, powiódł ręką po wypukłościach wazonu. - Nie sądzisz, Ŝe 
powinnaś postąpić zgodnie z tym, co mu opowiedziałaś?
Wyzywał ją na pojedynek, prowokował i mącił jej w głowie. Tu juŜ nie 
chodziło o wzbudzenie zazdrości w Andrew czy o dostarczenie poŜywki 
dla kolejnych plotek.
Kelner postawił na stole wodę z cytryną, a zaraz po niej pierwsze danie.
Czy chcę mu pokazać, jaka jestem dobra? - pomyślała.
Pytanie Claya zawisło w powietrzu, a Katrina popijała wodę i wyraziła 
uznanie dla wyśmienitego dania.
Jedli w milczeniu znakomicie przyrządzoną egzotyczną rybę mahi-mahi, 
podaną ze smaŜonymi kaparami. Restauracja była elegancko urządzona. 

background image

Ciemne drewno i czerwony aksamit stwarzały ciepłą atmosferę.
-Deser moŜemy zjeść u mnie – powiedział Clay.
- Kochając się na tarasie? - zamyśliła się Katrina.
- Brzoskwinie z rusztu z bitą śmietaną - kusił. - MoŜemy je sami 
przygotować.
- Nie jestem w tym zbyt dobra.
W kącikach jego warg pojawił się uśmieszek.
- W grillowaniu brzoskwiń ?
- W seksie - szepnęła. DuŜo by dała, Ŝeby ten męŜczyzna choć raz 
potraktował ją serio.
- Właściwie ja prawie nigdy...- Zawiesiła głos i jeszcze ciszej 
dokończyła: - No wiesz...
Gdy zmarszczył brwi, udając, Ŝe nie rozumie,
miała ochotę go kopnąć. ?
- Masz na myśli orgazm? - zapytał wreszcie, teŜ szeptem.
Spłonęła rumieńcem.
- Clayton!
- Piękna, słodka Kat - powiedział niskim, łagodnym głosem. - A ja 
dochodzę juŜ od samego patrzenia na ciebie.
To nie powinno w ogóle się zdarzyć, pomyślała, kiedy sala zawirowała 
wokół niej. Nie wolno im prowadzić takich rozmów, nie tutaj, nie tak.
- Zjesz ze mną deser? - zapytał znowu.
Powinna odmówić. Powinna powiedzieć, Ŝe nie jest gotowa, Ŝe nie moŜe 
iść z nim do łóŜka, Ŝe nie da się zwabić i Ŝe nie ulegnie jego urokowi, ale 
było za późno. Clay juŜ ją pokonał.
- Tak.
- Teraz?
Przytaknęła ruchem głowy. Nagle zapragnęła czegoś słodkiego.
- Brzoskwinie z rusztu... tak.
- Z bitą śmietaną.
Kiedy wsiedli do windy, Katrina pomyślała, Ŝe są jak napalone tygrysy w 
klatce. Clay wyjął z kieszeni klucz i uruchomił wjazd na trzecie piętro, 
do tej części budynku, do której tylko on miał dostęp.
Przeszli pustym korytarzem, tą samą drogą, którą Katrina juŜ raz odbyła. 
Tylko Ŝe tym razem miała się z nim kochać. Miała wejść w jego Ŝycie.
Przynajmniej na dzisiejszy wieczór... albo dopóki nie wygaśnie 
namiętność. Nagle zdała sobie sprawę z moŜliwych konsekwencji tego 
kroku.
Otworzył drzwi i wyłączył alarm. Pięknie urządzone mieszkanie - z 
biało-czarną podłogą i z łóŜkiem z kutego Ŝelaza - sprawiało wraŜenie 
jeszcze większego niŜ poprzednio.
Chętnie by porozmawiała z Clayem o jego rodzinie, o jego matce i 
siostrach, ale nie był to odpowiedni czas na nadrabianie zaległości. Dziś 
byli dla siebie prawie obcy. Chłopak i dziewczyna, którzy dawno temu 

background image

stracili z sobą kontakt.
Weszli razem do kuchni, która, podobnie jak całe mieszkanie, urządzona 
była bardzo stylowo. Z okapu nad długim stołem do pracy zwisały stare 
mosięŜne naczynia, a jedną ścianę zdobiło malowidło przedstawiające 
naturalnej wielkości wojownika z nagim torsem. Obok wisiała seria 
portrecików pięknych młodych kobiet z rytualnie pomalowanymi 
twarzami.
- Ten artysta jest daltonistą.
Przechyliła głowę, zastanawiając się, w jaki sposób malarz, który nie 
odróŜnia barw, mógł stworzyć tak śmiałe i dobre obrazy.
Kiedy odwróciła wzrok, zobaczyła wpatrzone w siebie oczy Claya.
- Podoba mi się twoja sukienka - powiedział, przyglądając się lśniącej 
srebrnej materii, ściśle opływającej ciało. - Podobają mi się teŜ twoje 
włosy.
Nieco speszona, przejechała palcami po sięgających do ramion 
kasztanowych puklach.
- Tym razem je rozpuściłam.
- No właśnie. - Przysunął się trochę bliŜej.
Zajrzała w jego pociemniałe oczy, które, jak się jej wydało, odsłaniały 
fragment duszy, on zaś dotknął jej policzka. Wszystko to trwało jedną 
krótką chwilę.
- Czy udawałaś, gdy byłaś z Andrew, Kat?
- Udawałam?
- No, kiedy tego nie czułaś. Oszukiwałaś go?
Nie - wyrzuciła z siebie. - Choć moŜe powinnam była udawać. - 
Popatrzyła na wojownika na ścianie i zauwaŜyła, Ŝe ma równie ciemne 
oczy jak Clay. - MoŜe to by coś zmieniło.
- Nie. Dobrze, Ŝe byłaś szczera.
- Kiedy nie kończyłam, nie rozmawialiśmy o tym. Andrew, zrywając 
zaręczyny, powiedział, Ŝe nie byliśmy zgrani w łóŜku. śe czegoś 
brakowało. Ale nie ob.

winiał mnie, w kaŜdym razie nie wprost.

- A ty winiłaś siebie?
- Tak, chociaŜ moja przyjaciółka ciągle mi powtarzała, Ŝe nie 

powinnam. śe nie zrobiłam nic złego. - Przeniosła wzrok na jedną z 
namalowanych kobiet, zastanawiając się, ile ciemnowłosych piękności 
Clay zaciągnął do łóŜka. -Jednak to fakt, Ŝe rozczarowałam Andrew. Nie 
spełniłam jego oczekiwań. - Uśmiechnęła się smutno. - Wątpię, Ŝeby 
poczuwał się do jakiejkolwiek winy. MęŜczyznom to się raczej nie 
zdarza.

- Nadal go kochasz?
Chciała powiedzieć, Ŝe nie, Ŝe wcale, ale nie mogła.

background image

Nie odkochuję się tak łatwo, choć przyznaję, Ŝe poczułam się 

zraniona. Nawet jeśli zrobił to nieumyślnie, wpędził mnie w poczucie 
niŜszości. Nie potrafię mu tego wybaczyć.

- Z nami tak nie będzie. - Znów pogłaskał ją po twarzy. - To tylko 

zwykły romans.

- Nie chcę cię rozczarować.
- Nie rozczarujesz. - Uśmiechnął się do niej. - Pragnąłem cię przez 

ponad połowę mojego Ŝycia, to znaczy od chwili, kiedy cię ujrzałem.

Najchętniej odwróciłaby wzrok. Czuła się bardzo zakłopotana.
- Byliśmy dziećmi, Clay.

- Nastolatkami. Chłopcom w tym wieku szaleją hormony. Kiedy kładłem 
się spać, zawsze myślałem o tobie. Zdarzało się, Ŝe...
Podniosła rękę, nie chcąc o tym słuchać. To miały być czasy 
młodzieńczej niewinności.
- Obiecałeś mi brzoskwinie.
- A jakŜe. - Sięgnął po miskę z owocami. Niczym zgrana para stanęli 
przy stole, przekroili na pół dwie brzoskwinie i usunęli pestki. Katrina 
ułoŜyła połówki w rondelku, a Clay posypał je cukrem.
Włączył grill, a kiedy z cukru zrobił się karmel i brzoskwinie zmiękły, 
wyjął je z pieca. Sięgnął do lodówki po szklany słój.
- Creme frache. - Na szklanych talerzykach ułoŜył brzoskwinie i przybrał 
je kremem z bitej słodkiej śmietanki.
Gdy spróbowała, aŜ się rozpromieniła.
- Cudowne.
Zdjął marynarkę i krawat.
- Usiądźmy na tarasie.
Na dźwięk słowa „taras" serce Katriny zaczęło bić szybciej, ale 
posłusznie poszła za nim. Czerwcowe powietrze było wilgotne i ciepłe, a 
widok z trzeciego piętra na główny plac zabytkowej części miasta 
zachwycający.
Usiedli na drewnianej ławce otoczonej roślinami w doniczkach. Wisząca 
ogrodowa lampa rzucała blade bursztynowe światło.
Clay zjadł deser i odstawił talerzyk na wąski stół. Katrina jeszcze 
kończyła swoją brzoskwinię; śmietanka po prostu rozpływała się w 
ustach. Kiedy wreszcie oblizała wargi, pochylił się i musnął nosem jej 
szyję. Odwrócił twarz Katriny do siebie. Zamierzał dopiąć swego. 
Pocałunek był niespieszny, delikatny i wyjątkowy. Clay spijał z jej warg 
smak upalnej letniej nocy.
Katrinie zakręciło się w głowie. To było miłe uczucie. Clay natomiast 
płonął z poŜądania. Przerwał pocałunek, zgasił światło i poprowadził ją 
w ciemny kąt tarasu. Znalazł miejsce między dwiema wysokimi 
roślinami i przycisnął Katrinę do ściany.
- Ktoś nas moŜe zobaczyć z dołu - szepnęła. Co prawda zauwaŜyłby 
tylko pocętkowane blaskiem księŜyca cienie męŜczyzny i kobiety złączo-

background image

nych w uścisku.
- Skąd mają wiedzieć, co robimy. To za daleko, Ŝeby ktoś się 
zorientował, Ŝe trzymam rękę pod twoją sukienką.
Poderwała głowę, omal nie uderzając nią o ścianę.
- PrzecieŜ nie trzymasz...
- JuŜ trzymam. - Błyskawicznie wsunął rękę pod srebrzystą sukienkę i 
szarpnął za gumkę majteczek.
Katrina oddychała z trudem.
- Znów masz na sobie te seksowne pończochy - ucieszył się, gładząc jej 
uda.
- Zawsze takie noszę.
- Będziemy się kochać w ubraniu - szepnął jej do ucha. - Ale najpierw 
musisz zdjąć majtki.
Jak moŜe zrobić coś tak szokującego?. Tutaj, na tarasie, kiedy na ulicy, 
trzy piętra niŜej, kręcą się ludzie?
- Nie jestem taka... swobodna, Clay.
- AleŜ jesteś. Tylko jeszcze o tym nie wiesz. - Przycisnął usta do jej szyi. 
- Tętno ci podskoczyło. Masz gorącą skórę.
Za to kolana jak z waty, pomyślała i objęła Claya za szyję, Ŝeby nie 
upaść.
- Ty je zdejmij.
- Nie. - Delikatnie ugryzł ją w szyję. - Chcę, Ŝebyś się sama rozebrała.
CóŜ, trzeba skoczyć na głęboką wodę. Katrina zamknęła oczy, sięgnęła 
pod sukienkę, zsunęła majtki i pozwoliła im opaść na ziemię, u stóp 
Claya.
- Grzeczna dziewczynka. A teraz podnieś sukienkę.
Na chwilę ją zatkało.
- Zrób to, Kat. Zrób to dla mnie.
Powoli pociągnęła do góry brzeg sukni. Clay uśmiechnął się... a potem 
ukląkł przed nią.
Poczuła się kompletnie oszołomiona, kiedy wargi Claya dotknęły ją tam, 
właśnie tam.
Zasłaniała ich balustrada tarasu. Nikt nie mógł zobaczyć, Ŝe Clay klęczy 
na podłodze i sprawia jej rozkosz. Nikt poza mną, pomyślała.
Spojrzała w dół i zobaczyła czubek jego głowy. Chciała go dotknąć, ale 
nie mogła. Cały czas ściskała kurczowo brzeg sukienki.
Kiedy język Claya natrafił na jej najczulszy punkt, Katrina pomyślała, Ŝe 
zaraz umrze. On tymczasem chłonął ją, poznawał jej smak, a roz-
kosznymi, rytmicznymi muśnięciami języka wydobywał z niej 
niekontrolowane jęki.
Zbyt podniecona, by się czymkolwiek przejmować, wyŜej zadarła 
sukienkę. JuŜ była gotowa iść na całość.
Całował ją powoli i tak głęboko, Ŝe jej ciałem wstrząsały spazmy. 
Wciśnięta między dwie rośliny, ledwie mogła się utrzymać na nogach. 

background image

Liście dotykały jej ramion, wzmagając cudowne doznania tej jakŜe 
wyuzdanej miłości.
Rozpalona do białości, bez reszty podporządkowała się woli Claya. JuŜ 
po chwili zalała ją fala rozkoszy, o jakiej nigdy nie śniła. Zatraciła się 
zupełnie.
Wstał z klęczek i przywarł do niej. Kiedy poczuła jego wezbraną 
męskość, miała ochotę wchłonąć go całego.
Rozpięła mu koszulę i spodnie, i zdobyła, co chciała. Pieściła go bez 
opamiętania, ręką, a potem ustami...
Z klubu dochodziły rytmy jazzu. A moŜe tak biło jej serce?
Clay wyjął z kieszeni prezerwatywę. Znów był gotów.
Pomysł, by kochać się w ubraniu, jest taki wyzywający i ryzykowny, i 
taki rozkoszny... - pomyślała Katrina.
- Skąd we mnie tyle wyuzdania? - wyszeptała.
- Po prostu jest - odpowiedział jej zdławiony szept Claya. - I w tobie, i 
we mnie.
Podczas namiętnego pocałunku wszedł w nią i wypełnił sobą, a Katrinie 
do reszty zaparło dech w piersi.
Kochał ją jak nałogowiec, który wreszcie moŜe zaspokoić głód, jak 
erotoman spragniony ostrego seksu. Szarpnął za dekolt sukienki, od-
słaniając przód stanika.
Między piersiami spływała cieniutka struŜka potu. Katrina omdlewała z 
Ŝ

aru i mocnego, pulsującego rytmu.

Nie odrywał od niej oczu. Nawet w ciemności szukali się wzrokiem. 
Sukienka dawno zwinęła się w ciasny wałek w talii, koszulę Claya wzdy-
mał lekki wiaterek.
Powiodła palcem po jego wargach. Na moment światło księŜyca 
rozjaśniło jego twarz, która za chwilę znów pogrąŜyła się w tajemniczym 
cieniu.
Zapragnęła przekroczyć granice i sięgnąć ręką w do niedawna zakazane 
rejony ich ciał.
- Deprawujesz mnie - wykrztusiła.
- Moja Kat...
To prawda, pomyślała. Jestem jego Kat. Teraz naleŜę do niego.
Muskała dłonią intymne miejsca Claya, potem swoje, doprowadzając i 
siebie, i jego na próg szaleństwa.
Wędrował ustami po jej szyi i piersiach, aŜ poczuła ból w nabrzmiałych 
od namiętności sutkach.
A kiedy wspięli się na sam szczyt, przed jej oczami zawirowały ogniste 
koła, opromieniając tęczą świat szaleńczego poŜądania. Rozkosz Katriny 
wyzwoliła takŜe w Clayu niekontrolowany spazm. Kiedy odrobinę 
ochłonęli, wziął ją na ręce i zaniósł do mieszkania.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Doszedł do niepościelonego łóŜka i połoŜył Kat na zmiętej pościeli.
Powoli dochodziła do siebie. Czy to się naprawdę zdarzyło? - pomyślała 
wciąŜ oszołomiona, zrzucając z nóg pantofle. Clay zrobił to samo i 
połoŜył się przy niej.
- Zobacz, co zdobyłem. - Wyjął z kieszeni jej majtki. - Zatrzymam je 
sobie.
Kpi sobie ze mnie czy co? - pomyślała. Co to za głupie Ŝarty? A moŜe 
gromadzi pamiątki po kochankach? Poderwała się, Ŝeby odzyskać 
trofeum. Roześmiał się i bez sprzeciwu oddał jej własność, a ona przez 
chwilę miała nieprzepartą wręcz ochotę cisnąć mu majteczkami w twarz.
Uznała, Ŝe Clayton Crawford jest kompletnie zdeprawowany. Jest takŜe, 
doszła do wniosku, najcudow

niejszym kochankiem, o jakim moŜe marzyć kobieta.

Wciągnęła majtki, na co Clay uniósł ironicznie brwi.
- Myślisz, Ŝe mnie to powstrzymać
- MoŜe na chwilę - mruknęła, sięgnęła po pilota i włączyła telewizor, 

przeskakując ze stacji na stację.

- Co będziemy oglądać?
- To. - Wybrała kanał z klasyką filmową, trafiając w sam środek 

kultowej „Casablanki".

Clay, o dziwo, nie zaprotestował. Nawet poprawił poduszki, moszcząc 

Katrinie wygodne miejsce obok siebie. Przysunęła się bliŜej, a on wziął 
ją za rękę. Nagle poczuła się młoda i niedoświadczona. Jak nastolatka, 
którą kiedyś była, jak dziewczyna, za którą Clay szalał.

W milczeniu oglądali film. Patrzyli na Humphreya Bogarta i Ingrid 

Bergman jak na dobrych starych znajomych, delektując się słynnymi sce-
nami, znanymi na pamięć dialogami, nabrzmiałą emocjami atmosferą.

Kiedy skończył się film, Katrina wyłączyła telewizor. Odwróciła się 

do Claya, a on uśmiechnął się czule.

- Zostaniesz na noc? - zapytał. – Kupiłem zapasową szczoteczkę do 

zębów.

Znów powróciło to samo uczucie. Deja vu?
- Naprawdę?

Przytaknął ruchem głowy.

background image

- I nie musisz się martwić, w co tym razem
ubierzesz się do łóŜka. - Przysunął się bliŜej.
- Będziemy spać nago.
- Widzę, Ŝe wszystko zaplanowałeś. - Nadąsała się.
- Po prostu szukam sposobu, Ŝeby ukraść ci majtki. - Rozpromienił się 
jak dziecko. - Dawniej dość często zdarzało mi się fantazjować na temat 
twojej bielizny.
Udając zawstydzenie, pokręciła głową. Jej teŜ zdarzało się fantazjować 
na jego temat, choć nie myślała wtedy o bieliźnie.
- Nie uwierzysz, ile razy chciałem wejść do pokoju,   kiedy przychodziłaś 
na przymiarki -westchnął Clay. - Ale mama by mnie zabiła.
- Twoja mama potrafiła wyczarować igłą cuda. Nie wiem, jak to się stało, 
Ŝ

e straciłyśmy kontakt.

- Pewnie wyrosłaś z takich rękodzieł i zaczęłaś ubierać się w modnych 
butikach.
- I było mi strasznie niezręcznie, pomyślała, zadawać się z chłopakiem, 
który nie pasował do reszty towarzystwa.
- Jak się miewa twoja mama?
- Świetnie. Kupiłem jej mieszkanie w apartamentowcu. A właśnie, moŜe 
byś zjadła z nami obiad w niedzielę ? - Przeturlał się bliŜej niej.
Podniosła głowę i napotkała jego wzrok.
- Z wami?
- Z moją mamą, siostrami i ich męŜami. Spotykamy się w kaŜdą 
niedzielę.
Zaproszenie poruszyło zapomniane struny. Katrina zawsze podziwiała 
ubogą rodzinę Claya, łączącą ich więź, co wydawało się niezwykłe.
- Tak, bardzo bym chciała. - Spojrzała mu w oczy. - Nie wiedziałam, Ŝe 
twoje siostry wyszły za mąŜ.
- Mają juŜ nawet dzieci. Jeszcze tylko ja się nie ustatkowałem.
- Byłeś zajęty klubem. - Czyli zbijaniem majątku, dodała w myśli, i 
kokietowaniem stałych bywalców. - Jak długo to potrwa, Clay?
- To?- Masz na myśli nas? - Wzruszył ramionami. - Nie wiem. Parę 
tygodni. Miesiąc. Czy to waŜne?
- Nie. - Oboje wiedzieli, Ŝe nadal naleŜą do dwóch róŜnych środowisk. 
Ś

wiat nuworyszów i świat tak zwanych „starych pieniędzy" rzadko łączy 

coś więcej niŜ przelotny, gorący romans.
- W Andrew juŜ się obudził posiadacz - zauwaŜył Clay.
- Bo nakłamałam mu na twój temat. Pewnie uwaŜa, Ŝe mnie 
wykorzystałeś, kiedy byłam pijana.
- MoŜe i tak, ale wcześniej czy później będzie chciał cię odzyskać.
Wzdrygnęła się.
- Nie chcę teraz o tym myśleć. - Jeszcze nie była gotowa wybaczyć 
Andrew, a moŜe nawet pogodzić się z nim... Nie teraz, kiedy leŜała w 
łóŜku Claya.

background image

- Więc o czym myślisz?-
- O tobie. Uśmiechnął się lekko.
- O mnie?
- Kiedyś wypoŜyczałam z biblioteki ksiąŜki o tych krajach i ich kulturze, 
skąd pochodzi twoja rodzina.
- Naprawdę? - Nie spodziewał się, Ŝe Katrina nawiąŜe do przeszłości. To 
mu pochlebiło. - A konkretnie co cię interesowałoś
- Wszystko. Czytałam o Szkocji i o Portugalii, a takŜe o dzielnych 
Indianach z plemienia Choctaw.
Matka Claya była Portugalką w drugim pokoleniu, a ojciec pół 
Indianinem, pół Szkotem. Clay aŜ dotąd nie miał pojęcia, Ŝe to moŜe 
mieć jakiekolwiek znaczenie dla Katriny.
- Odziedziczyłem pewną rzecz po ojcu. - Ojciec zmarł, gdy Clay był 
jeszcze chłopcem. Katrina w ogóle go nie znała. - To cenna rodzinna 
pamiątka.
- Co to takiego?
- Wyszywana paciorkami przepaska Choctawów. Kiedyś ci ją pokaŜę. - 
Kiedy otrząsnę się ze szczeniackiego sentymentu, pomyślał. Pewnie 
wtedy, kiedy nasz romans dobiegnie końca. - Po babce ze strony matki 

mam stary róŜaniec.

- Bardzo się cieszę, Ŝe zobaczę twoją mamę.
- Ona teŜ będzie uradowana na twój widok. -Miał tylko nadzieję, Ŝe 

matka nie zacznie sobie zbyt wiele obiecywać po jego związku z Katriną. 
Z Kat, poprawił się w myślach. Lubił to zdrobnienie. Po chwili milczenia 
uniósł palcem jej podbródek. - Nie napiłabyś się czegoś? MoŜe przynieść 
butelkę wina?

- Strasznie zabawne. Nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust.
- Nie ma sprawy. Na trzeźwo teŜ budzi się w tobie lwica.
Spojrzała w stronę tarasu, a potem na Claya, który nie mógł 

powstrzymać uśmiechu. Doszedł do wniosku, Ŝe jego patio juŜ nigdy nie 
będzie takie same.

- Kat, Ŝeby nie było niejasności. Po raz pierwszy zdarzyło mi się 

uprawiać seks na zewnątrz.

- Cieszę się. To znaczy... byłoby mi przykro, gdybyś robił to stale na 

tarasie. - Nerwowo skubała róg koca. - Dlaczego... akurat ze mną ?

- Nie wiem. - MoŜe to był sposób na popisywanie się ich związkiem? 

MoŜe chciał pokazać całemu Savannah, Ŝe jest wystarczająco dobrym 
partnerem dla Katriny? - MoŜe lubię ryzyko?

- Na pewno nikt nas nie zobaczył? - Wróciła do skubania koca.

- Było ciemno. Ledwie widzieliśmy siebie nawzajem. - Ale nadal czuł 

background image

rozkoszny smak jej kobiecości. - Naprawdę jesteś najlepszą laska, jaką 
miałem.
- Clayton! - oburzyła się i odwróciła głowę.
- Co? - uśmiechnął się od ucha do ucha i połaskotał ją lekko.
Roześmiana, próbowała się wyrwać. Przekomarzając się i turlając na 
łóŜku, zdejmowali z siebie kolejne części garderoby i rzucali je na 
podłogę.
Potem całowali się długo i namiętnie.
- Grzeczna Katrina - wyszeptał Clay, siadając na niej okrakiem. - 
Nieznośna Kat.
- Podstępny Clay.
- To tylko seks - zapewnił z niewinną miną, sięgnął do szafki nocnej po 
prezerwatywę.
- Wiem. - Pomogła mu włoŜyć gumkę. -Ale to tak dobrze robi.
- Co?- Przekraczanie norm? - Wiedział, Ŝe Kat odczuwa potrzebę buntu 
przeciw rygorom tak zwanego dobrego wychowania, pragnie choć na 
chwilę wyrwać się ze swojej sfery. Było mu wszystko jedno, czy to on 
ma słuŜyć za narzędzie, skoro ich zabawa i tak nie miała trwać długo. 
WaŜne, Ŝe teraz naleŜy do niego.
Zanurzył się w niej. Uderzał mocno i wchodził coraz głębiej, a Katrina 
idealnie z nim współpracowała. Zamknęła oczy,  a kiedy je otworzyła, 
zwarli się wzro

kiem - błękit z szafirem, przyciągające się jak zaczarowane kamienie. 
Clay zanurzył twarz w zgięciu szyi Katriny i wdychał zapach jej skóry z 
subtelną nutką orchidei.

Oplotła go nogami, a jemu serce omal nie wyskoczyło z piersi. 

WyobraŜał sobie tę chwilę przez ponad pół Ŝycia - twarzą w twarz, 
ochrypłe oddechy i niewiarygodny Ŝar między nogami.

- Marzenie - mruknął.
- Moje czy twoje? - wyszeptała, jeszcze mocniej przywierając do 

niego.

- Obojga. - Przeturlali się przez całe łóŜko, nie przerywając 

namiętnych pieszczot.

Wreszcie Clay unieruchomił jej ramiona nad głową i ruszył do 

ostatecznego ataku. Kiedy niemal do krwi ugryzła się w wargę, pochylił 
głowę i pocałunkiem ukoił jej ból, jednocześnie prowadząc ją wyŜej i 
wyŜej... aŜ na sam szczyt.

A kiedy nastąpiło uwolnienie, padli bez tchu, ciasno spleceni i 

ociekający potem, nieświadomi niczego poza sobą.

Katrina obudziła się o świcie. Clay spał obok niej, z twarzą na 

poduszce, którą obejmował ramieniem. Patrząc na jego smukłe, a 

background image

zarazem doskonale umięśnione ciało, pomyślała, Ŝe jego ulubionym 
sportem musi być pływanie. Pamiętała, Ŝe zawsze lubił sporty wodne. 
Pogłaskała go po głowie, odsunęła z oka zabłąkany kosmyk włosów. 
Machnął ręką, opędzając się od niej jak od uprzykrzonej muchy. 
Wreszcie otworzył oczy i dopiero wtedy zobaczył, co zrobił.

- Przepraszam. - Wyglądał na zakłopotanego. - Przyzwyczaiłem się 

budzić sam.

- Nie ma sprawy. - Ona teŜ zwykle budziła się sama, chyba Ŝe spędzała 

noc z Andrew, ale jego nawyki znała.

- Od czego zaczynasz zwykle dzień? - zapytała.
- Nie do końca obudzony Clay przeciągnął się rozkosznie.
- To zaleŜy od tego, co zamierzam robić.
- Nie masz rutynowych czynności, stałych zajęci
- Prawdę mówiąc, nie.

Przeciwieństwo Andrew, pomyślała Katrina.

- Choćby świat się walił, jej były narzeczony codziennie brał prysznic 

o szóstej rano, następnie czytał gazetę w jadalni, zjadał dwa sadzone 
jajka i grzankę z dietetycznego pieczywa posmarowaną cienko masłem.

- A co ty robisz? - zapytał.
- Zwykle parzę kawę.
- No to nie krępuj się. Ale musisz to zrobić na golasa. ZałoŜę się, Ŝe w 

domu Andrew nigdy nie przygotowywałaś kawy bez ubrania.

- No i kto zaczął rozmowę o Andrew? - Kurczowo ścisnęła poduszkę. 

- Nawet o nim nie myślałam.

- Ale z ciebie kłamczucha, Kat - skarcił ją, nie

kryjąc rozbawienia.

Roześmiał się, kiedy cisnęła w niego poduszką.
- Nie denerwuje cię to, Ŝe myślę o innym męŜczyźnie? - Była 

rozczarowana niepowaŜnym stosunkiem Claya do ich przygody.

- A dlaczego miałoby denerwować? Śpisz ze mną, a nie z nim. To ze 

mną czujesz się tak... - Szelmowsko uniósł jedną brew - No wiesz.

Dobry BoŜe, jęknęła w duchu.
- Masz wybitnie przerośnięte ego.
- Walę prosto z mostu. - Rzucił się na nią, aŜ zapiszczała.
MoŜe jednak zaleŜy mu na mnie, myślała, kiedy ją całował; moŜe jest 

bardziej zaborczy, niŜ się do tego przyznaje. A moŜe nie, uznała, kiedy 
wreszcie ją puścił. MoŜe jednak woli budzić się sam.

Wyszła z łóŜka owinięta w prześcieradło.
- Nie robię kawy na golasa - stwierdziła dumnie.
- Posłuchaj, moja panno. - Przykrywające Claya prześcieradło zsunęło 

się nieco. - Chyba nie powiesz o mnie, Ŝe zachowuję się jak roz-

background image

pieszczony paniczyk? A mam pewnie tyle samo pieniędzy co ty.

Zatkało ją  na  chwilę.  Był  taki  cholernie przystoj

ny!   Podziwiała jego rosnącą erekcję. CzyŜby mu było mało?

- Nie jesteś Ŝadnym paniczykiem. Nawet byś nie wiedział, jak się 

zachować w cywilizowanym miejscu.

- Akurat! Od lat obserwuję ludzi twojego gatunku.
- Mojego gatunku? Mówi o spadkobiercach starych fortun, jakby byli 

spanielami na wystawie psów rasowych, pomyślała z oburzeniem. - No 
to świetnie się składa. Skoro tak doskonale sobie radzisz wśród ludzi 
mojego gatunku, moŜesz mi towarzyszyć na gali Jacht Klubu pod koniec 
miesiąca.

- Jakaś charytatywna piła?
- Wcale nie piła. I nic ci się nie stanie, jeŜeli ofiarujesz trochę tych 

swoich nuworyszowskich pieniędzy na szlachetne cele.

I znów ten jego szeroki, promienny uśmiech.
- Na ratowanie syren? - zapytał z ironią.
- Na budowę oceanarium. - Szczelniej otuliła się prześcieradłem. Nie 

zamierzała prowadzić rozmowy na golasa. Nie będzie demonstrować 
swoich wdzięków tak jak Clay. - Masz smoking? MęŜczyźni z mojego 
ś

rodowiska nie wypoŜyczają ubrań.

Kupię smoking u Armaniego, specjalnie na tę okazję. - Cały czas 

wodził za nią wzrokiem. - Andrew teŜ tam będzie ?
- Prawdopodobnie. Mieliśmy pójść razem. Nie zdziwiłabym się, gdyby 
zjawił się w towarzystwie innej kobiety.
- Z jakąś inną syreną? Rany, ci dobrze urodzeni naprawdę potrafią się 
bawić! Tylko szkoda, Ŝe tacy prostacy jak ja odbijają im kobiety. - Wstał 
z łóŜka i zerwał prześcieradło z Katriny.
AŜ się zachwiała, tak gwałtownie zmiękły jej kolana.
- Jak śmiesz? - oburzyła się.
- Co jak śmiem? - Wygładził zmierzwione włosy. - Dopiero mam zamiar 
coś zrobić. Co byś powiedziała, gdybym przyparł cię do nocnego stolika, 
rozchylił ci nogi i wszedł w ciebie? - Stał zupełnie swobodnie, jakby 
takie rozmowy były dla niego czymś normalnym. - Bez Ŝadnej gry 
wstępnej, bez prezerwatywy. Bez usprawiedliwiania się. - Przysunął się 
bliŜej. - CóŜ, nie śmiałbym o tym marzyć.
Całe ciało Katriny przebiegł miły dreszczyk.
- Dlaczego? Bo jesteś dŜentelmenem?
- Bo mam ochotę na kawę. - Bez uprzedzenia podniósł Kat i zarzucił 
sobie na ramię jak jakiś jaskiniowiec.
Poklepał ją po gołej pupie, a ona zapiszczała jak cnotliwa panienka. 

background image

Zaczęła się szarpać i wyrywać, z zapałem włączając się w zabawę.
Zaniósł Katrinę do kuchni, a przed jej oczami
przesuwała się szybko biało-czarna wykładzina. W końcu postawił ją na 
podłodze.

Spojrzeli na siebie i wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Clay 

najwyraźniej zapomniał, Ŝe poprzedniego wieczoru włączył maszynkę do 
kawy na poranną godzinę. Nadzy czy nie, najwaŜniejsze, Ŝe czekała na 
nich świeŜutka kawa.

Parę godzin później Katrina siedziała w skórzanym fotelu w gabinecie 

ojca, popijając mroŜoną herbatę. W podobnym fotelu zasiadła jej matka, 
ojciec zaś zajął miejsce przy chippendale'owskim biurku. Siwe włosy i 
dostojna postawa sprawiały, Ŝe wyglądał za nim jak dygnitarz. Ręcznej 
roboty pudełko z cygarami jeszcze wzmagało to wraŜenie. Jednak 
Katrina wiedziała swoje.

Inicjatywa rodzinnego spotkania na szczycie wyszła od matki. Delilah 

Beaumont, w przeciwieństwie do męŜa, nie wyglądała tak imponująco, 
ale to były tylko pozory. Pięknie starzejącej się damie z Południa, o 
łagodnym głosie i subtelnych manierach, daleko było do spłoszonej sarny
czy omdlewającego łabędzia. Z jej zdaniem trzeba było się liczyć, o 
czym Katrina wiedziała jak mało kto.

- Zatrudniłam detektywa do zbadania sytuacji Claytona Crawforda. - 

Delilah sięgnęła po leŜący na biurku raport i połoŜyła go sobie na 
kolanach.

Katrina wytrzeszczyła na matkę zdumione oczy.
- To była sugestia Andrew - dodał William

Beaumont.

-Andrew ? MoŜna się było po nim tego spodziewać, pomyślała 

Katrina.

- Ale dlaczego?
-  Bo Jenny powiedziała Andrew, Ŝe Clay moŜe mieć kryminalne 

powiązania? śe jego klub nie mógł powstać bez poparcia jakiegoś 
gangu? - wybuchła.

Właśnie o to chodziło. - W dystyngowanym głosie matki nie było 

słychać nawet cienia zaŜenowania.

- I co? - naciskała Katrina.
- A to, Ŝe detektyw nie znalazł dowodu przestępczej działalności. - 

Delilah otworzyła raport. -Wszystkie inwestycje są jak najbardziej 
legalne. Ale - dodała po krótkiej przerwie, która miała słuŜyć pokreśleniu 
efektu następnych słów - ktoś za pośrednictwem klubu przemycał 
narkotyki. Skorumpowani gliniarze albo coś w tym rodzaju.

I Clay był w to wmieszany?- - zapytała Katrina.
- Nie, ale „Steam" nie jest odpowiednim lokalem dla młodej damy z 

twoją pozycją.

- „Steam"? Mamo, przecieŜ tobie nie chodzi o klub, ale o Claya! 

background image

ZaleŜy ci na tym, Ŝebym się z nim nie widywała!

Ten męŜczyzna cię wykorzystuje - westchnęła Delilah. - Szkodzi 

twojej reputacji.

- On mnie nie upił i nie wykorzystał. To wszystko kłamstwo.
Delilah uniosła brwi. Złotobrązowe włosy miała upięte w elegancki 

kok, a w uszach tkwiły perły.

- Więc nie spałaś z nim?
- Spałam. - Katrina zerknęła na ojca, ale ten ani drgnął. - Lubię jego 

towarzystwo. - Przypomniała sobie sytuację z kawą. - On mnie roz-
ś

miesza. Przy nim czuję się dowartościowana.

- Nie chcielibyśmy, Ŝeby cię zranił - odezwał się William.
- To Andrew mnie zranił, nie Clay.
- Ty takŜe zraniłaś Andrew - wtrąciła matka. - Ten skandal dotyka nas 

wszystkich.

Katrina dopiła herbatę. Pod tym względem rodzice mieli rację. Z 

drugiej strony chciała się spotykać z Clayem, chciała sama decydować o 
sobie.

- Poprosiłam Claytona, Ŝeby mi towarzyszył

na gali.

Matka pobladła.
- MoŜe tak będzie lepiej - wtrącił się delikatnie William. - JeŜeli 

Katrina i ten młody człowiek razem wezmą udział w tej akcji, plotki 
mogą ucichnąć. To w pewnym sensie zalegalizuje ich związek.

- Chciałeś powiedzieć: romans. – Delilah odłoŜyła 

papiery na biurko męŜa. - Ale czy cokolwiek moŜe usprawiedliwić fakt, 
Ŝ

e nasza córka sypia z właścicielem klubu jazzowego?

William sięgnął po raport detektywa.
- Clayton Crawford to dobrze ustawiony młody człowiek. Sam do 

wszystkiego doszedł, cięŜko pracował na swoją pozycję. Nie ma w tym 
nic wstydliwego.

Słowa ojca zrobiły na Katrinie wraŜenie, ale nie dała po sobie tego 

poznać. Czekała na reakcję matki.

W końcu twarz damy z Południa wypogodziła się. Jej oczy napotkały 

wzrok córki.

- Skoro tak bardzo ci zaleŜy na spotkaniach z panem Crawfordem, to 

spróbuj zachowywać się tak, aby nie przynieść wstydu swojemu ojcu i 
mnie.

Katrina skinęła głową bez słowa, zastanawiając się, czy moŜliwe 

background image

będzie spełnienie tego warunku. Przy Clayu pozbywała się wszelkich 
zahamowań. Kiedy była z nim, brała górę Kat, nie Katrina.

- Masz juŜ suknię na galę? - zapytała matka.
- Jeszcze nie.
- Wybierzmy się razem na zakupy. - Głos Delilah był prawie 

serdeczny. -Wszyscy będą się
wam przyglądać, więc powinnaś mieć coś olśniewającego.
Katrina zgodziła się. Miała nadzieję, Ŝe Clay dzisiaj zadzwoni, Ŝe zaprosi 
ją wieczorem do „Steamu". Ze będą tańczyć i słuchać muzyki.
A później kochać się na sto nowych cudownych sposobów.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Pękający w szwach klub „Steam" organizował, jak w kaŜdą sobotę, 
występy młodych talentów. Wysocy, smagli męŜczyźni uwijali się na 
obrzeŜach parkietu, a efektowne kobiety o fantazyjnych fryzurach rwały 
oczy.
Katrina rozejrzała się za Clayem, ale go nie znalazła. Niezdecydowana, 
co dalej, odwróciła się w kierunku sceny. Muzyka, której dźwięki 
wypełniały lokal, była smętna i piękna, równie piękna jak wokalistka, 
która pieszczotliwymi ruchami dotykała mikrofonu. Zapatrzona w nią, 
zachwycona jej skórą w kolorze kawy z mlekiem i szorstkim, łamliwym 
głosem, Katrina ocknęła się, dopiero gdy poczuła, Ŝe ktoś z tyłu ją 
obejmuje. Rozmarzona, przechyliła się do tyłu, pozwalając  się   
przytulać.  Kiedy  odwróciła  głowę, Clay pocałował ją 

namiętnie i niespiesznie. Słodko i delikatnie.

Pomyślała, Ŝe taka muzyka jest stworzona do miłości. Miała ochotę tu 

i teraz zedrzeć z Claytona Crawforda ubranie i kochać się z nim choćby 
na podłodze.

Rozdzielili się i stanęli do siebie twarzami. Przez chwilę trwali w 

milczeniu. W przydymionym, nastrojowym świetle Clay wyglądał jak 
prawdziwy macho.

- Napijesz się czegoś? - zapytał wreszcie.

background image

- Imbirowego piwa.
- A na zaostrzenie apetytu ?
- Coś pikantnego.
Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów.
- Podoba mi się to, co masz na sobie.
- To się nazywa kombinezon. - Okręciła się dookoła, by 

zaprezentować przylegający do ciała czarny, zmysłowy strój, który 
kupiła specjalnie dla niego. - Jest z jednego kawałka i z tyłu ma suwak.

- ZauwaŜyłem. - Przekazał zamówienie mijającej ich kelnerce i 

poprowadził Katrinę do prywatnego stolika w głębi lokalu.

- Jak to jest, gdy się tak Ŝyje co wieczór ? - spytała.
- Masz na myśli muzykę, prosperujący biznes, eleganckie kobiety?  - 

Przytrzymał dla niej krzesło. - Bywają gorsze rzeczy.
Popatrzyła na efektowne kobiety i na prześliczną wokalistką na środku 
sceny.
- Ale nie wszystkie naleŜą do ciebie. Usiadł obok niej.
- Jesteś tego pewna ?
- A co; masz haremu - Wzruszyła ramionami,  by nie dać poznać, co 
naprawdę czuje.
- Szczęściarz z ciebie.
Podano piwo imbirowe dla Katriny i wodę sodową dla Claya. Zakąska - 
paluszki z piersi kurczaka z sosem chipotle w osobnej miseczce - 
wjechała po paru minutach.
Katrina spróbowała przyprawioną ostro potrawę. Pieprzny smak pasował 
do jej nastroju.
- Spałeś z nią, Clay? - zapytała, wskazując ruchem głowy wokalistkę. - 
Ona teŜ naleŜy do twojego haremu?
- Gloria? - Spojrzał z zachwytem na zmysłową piosenkarkę. -Jej męŜem 
jest ten gitarzysta, właśnie ma solówkę.
Ukryła uśmiech zadowolenia.
- A ona? - Wskazała na najładniejszą kelnerkę. Długonoga blondynka 
miała zmysłowy chód i wiodący na pokuszenie rowek między piersiami.
- Nie  mieszam interesu  z  przyjemnością - odpowiedział, zerkając na 
atrakcyjną pracownicę.
- No to kto jest w twoim haremie?
- Ty. Tylko ty.
Poczuła, Ŝe robi jej się gorąco.
- Coś nie tak? - zainteresował się Clay.
Zaprzeczyła ruchem głowy. Ten człowiek jeszcze zrobi z niej 
nimfomankę. W ostatnich dniach Ŝyła i oddychała wyłącznie dla niego.
Przez chwilę milczeli, słuchając muzyki i pogryzając kurczaka. Raz po 
raz migotała świeca na stole.
- Zatańczymy? - zaproponował Clay.
- Chętnie. - Tylko się nie rozmyśl, pomyślała. Dałaby wszystko za jego 

background image

dotyk.
Poprowadził ją na parkiet, gdzie znaleźli dla siebie spokojne miejsce w 
rogu. Mocne, zmysłowe rytmy powolnej muzyki idealnie pasowały do 
ich nastroju. Katrina objęła Claya za szyję, on połoŜył dłonie na jej talii. 
Po chwili opuścił ręce i przyciągnął jej biodra do siebie. Nie przej-
mowała się tym, Ŝe cały świat się dowie, jak bardzo Clay ją podnieca. 
Miała w nosie, Ŝe zachowują się niestosownie na oczach wszystkich. 
„Steam" powstał dla takich jak oni, dla ludzi, którzy pragną siebie 
nawzajem.
Kiedy orkiestra zeszła ze sceny, Katrina poprosiła Claya, Ŝeby pokazał 
jej resztę klubu.
- Mam cię oprowadzić?
- Jeszcze nie wszystko widziałam.
- Niewiele tu jest do oglądania. Byłaś juŜ wszędzie, poza drugim piętrem.
- To mi je pokaŜ.
Poprowadził ją wąską klatką schodową przeznaczoną dla personelu.
- Jak widzisz, nie ma tu nic ekscytującego.
- Ale moŜe być.
Przystanął i spojrzał na Katrinę.
- Co masz na myśli?
- Uwiedzenie - wyznała, pokonując resztę stopni.
- Chcesz mnie uwieść? Tutaj ?
- Skoro ty to zrobiłeś na tarasie... - Niecierpliwym ruchem dotknęła 
brylantowych kolczyków. Poza nimi miała jeszcze na szyi nieduŜy 
łańcuszek z rubinami. Dziś teŜ zaplotła włosy w warkocz, tym razem 
mniej skomplikowany, Ŝeby go moŜna było łatwo rozpleść.
- Co tam jest? - zapytała, podchodząc do zamkniętych drzwi.
- Środki czystości. Tam mnie chcesz uwieść?-
- Czemu nie? - Otworzyła drzwi i wciągnęła Claya do środka. Śmiał się, 
więc uznała, Ŝe chętnie weźmie udział w jej grze.
- Gdzie tu się zapala światło?- Poszukała ręką kontaktu i nacisnęła go. 
Niewielki pokój był zagracony. - Drzwi się zamykają?
- Tylko z zewnątrz. Mogą nas nakryć.
- Na tym polega zabawa. Ale moŜe uda się je zatarasować. Tak na 
wszelki wypadek.
- Da się zrobić. - Przesunął do wejścia paletę z artykułami papierniczymi.
Katrina rozejrzała się za czymś do siedzenia i znalazła zamknięty karton. 
Przykryła go ręcznikiem i usiadła na brzeŜku.
- A teraz stań przede mną.
- Po co? Co chcesz zrobić?
- A jak myślisz?
Kiedy do niego dotarło, obwiódł palcem kontur jej warg.
- Rozpustna Kat.
Rozpięła zamek spodni i pociągnęła je w dół.

background image

- Rozpustny Clay - powiedziała, widząc, jaki jest juŜ podniecony.
Drgnęły mięśnie jego płaskiego brzucha, kiedy Katrina połaskotała je 
językiem. Zaczęła go pieścić i podniecać ustami. Clay bawił się jej 
włosami, rozplatając warkocz, ałe kiedy sięgnęła głębiej, uniósł jej 
podbródek i spojrzał w oczy.
- To nie w porządku - powiedział.
Ochłonęła nieco i uśmiechnęła się.
- Dlaczego ? Bo jesteś unieruchomiony i nie moŜesz mi nic dać z siebie? 
- Ściągnęła mu spodnie jeszcze niŜej. - Biedny chłopczyk. – JuŜ się nie 
bronił, a ona udowodniła, ile moŜe mu sprawić przyjemności...
Jednak po jakimś czasie wszystko się zmieniło. Teraz on wodził rękami 
po jej ciele, wdzierał się w najbardziej intymne miejsca.
Porwał ją w ramiona i całował tak namiętnie, Ŝe zawirowało jej w 
głowie. Potknęli się o paletę przy drzwiach, pod nogami mieli pudełka 
proszku do prania.
Clay sięgnął po portfel i wyjął prezerwatywę. Katrina jęknęła. Pogodziła 
się juŜ z faktem, Ŝe Clay podjął 
jej grę i obrócił ją przeciwko niej. Nie miała nic przeciwko temu, Ŝe 
przejął inicjatywę. Liczyła się tylko ta chwila i to, Ŝe oboje tak 
desperacko pragną się nawzajem.

Clay opadł na karton i posadził Katrinę na sobie. Naga, z odchyloną 

głową, dała się ponieść namiętności.

Zalewały ją fale rozkoszy. Rozedrgani, wilgotni i ciągle nienasyceni 

wspólnie wspinali się na szczyt.

- Pocałuj mnie - jęknął Clay. - Chcę, Ŝebyś mnie całowała.
Zwarli się w pocałunku, namiętnym i ostrym niczym wrogowie, którzy 

pragną się nawzajem rozszarpać.

A potem zatracili się zupełnie...

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Katrina siedziała w porsche Claya. Ta marka i model samochodu 
wyjątkowo pasowały do męŜczyzny, który prowadzi tak aktywny tryb 
Ŝ

ycia.

Jechali do domu jego matki. Katrina denerwowała się na myśl o 
emocjach, jakie to spotkanie z pewnością w niej wywoła.

background image

- Ślicznie wyglądasz - zauwaŜył Clay.
- Dziękuję - uśmiechnęła się. Notowała w pamięci kaŜdy jego 
komplement. Ubrała się w zwykłą letnią sukienkę i sandałki, by nie 
wyglądać pretensjonalnie.
Clay wyciągnął rękę i odsunął jej włosy z karku.
- Ciekawe, czy mama zauwaŜy te malinki.
- To wcale nie jest zabawne. - Odtrąciła jego rękę. Nie Ŝyczyła sobie, 
Ŝ

eby Ŝartował na temat tego, co wy

prawiali wczoraj wieczorem. Samo wydostanie się z magazynu na 
drugim piętrze było ryzykowne - ona rozczochrana, on w podartej 
koszuli. No i, oczywiście, te ślady na jej ciele, widome oznaki tego, co 
robili. Nic dziwnego, Ŝe za wszelką cenę chciała je ukryć.

-Jesteśmy na miejscu. -Po dziesięciu minutach jazdy Clay zaparkował 

przed nowoczesnym apartamentowcem obłoŜonym czerwoną licówką w 
otoczeniu bujnej zieleni.

Weszli na nasłonecznioną ścieŜkę, by dojść do bloku, w którym 

mieszkała matka Claya. Wszedł bez pukania, wpuścił Katrinę do środka i 
od progu zameldował ich przybycie.

- O BoŜe! - Marie Crawford juŜ spieszyła, by ich przywitać. - Katrina! 

Jak miło znów cię widzieć! - Wzięła ją za rękę. - Jak zawsze śliczna. 
Odkąd Clay powiedział, Ŝe przyprowadzi cię na kolację, jestem bardzo 
rozemocjonowana, nie mogę sobie znaleźć miejsca.

- Dziękuję. Tak się cieszę, Ŝe tutaj jestem. - Uśmiechnęła się do matki 

Claya, której widok uruchomił lawinę wspomnień. Poznała ją, kiedy 
Marie pracowała poza domem, usiłując sprzedawać szyte przez siebie 
ubrania w ekskluzywnych butikach.

W końcu Marie odwróciła się do syna i objęła go na powitanie.
- Mój kochany synek!

- Moja fantastyczna mama!- Wycisnął głośny pocałunek na jej policzku.
Katrina patrzyła z podziwem na ich swobodne zachowanie.
Po chwili otoczyła ich cała rodzina. Katrina wiedziała, Ŝe Clay uwaŜa się 
za głowę domu i nic dziwnego: opiekował się siostrami, pomagał Marie 
finansowo. W pewnym sensie dobrze się czuł w roli jedynego 
męŜczyzny, z drugiej strony ciąŜyła mu trochę odpowiedzialność za dwie 
młodsze siostry i owdowiałą matkę.
Teraz jego siostry miały czarujących męŜów i rozkoszne dzieci. 
Pierwszym krokom maluchów towarzyszyły rozkochane spojrzenia do-
rosłych.
Niebawem cały klan Crawfordów przeniósł się do kuchni, gdzie unosiły 
się apetyczne zapachy domowych potraw. Apartament, który Clay kupił 

background image

Marie, był luksusowo wyposaŜony, miał wszystkie wygody, których 
brakowało jej w młodości. On sam i jego siostry wychowywali się w 
ciasnym mieszkanku, a Clay spał na nadmuchiwanym materacu w 
pokoju, w którym jego matka szyła na maszynie.
Upiekłam ciasto droŜdŜowe - powiedziała Marie do Katriny. - Pamiętam, 
jak bardzo je lubiłaś.
Dziękuję. Wszystko tutaj tak ładnie pachnie. – Rzu

ciła okiem na Claya, który podniósł jednego z malców i posadził go 
sobie na biodrze.

Rodzina Katriny nigdy nie jadała w kuchni, nie kręciła się tam w 

trakcie przygotowywania posiłków, nie wtykała nosa do garnków. Jej 
matka ustalała lub aprobowała menu i na tym kończyła się jej 
interwencja kulinarna. Tutaj kaŜdy zakasywał rękawy, włącznie z 
męŜami.

Kiedy gości poproszono do stołu, Clay podał brzdąca Katrinie. Jenna, 

matka dziecka, uśmiechnęła się tylko i wróciła do robienia sałatki.

Katrina delikatnie musnęła twarz dziecka. Chłopczyk potrząsnął 

trzymaną w pulchnej łapce zabaweczką i ofiarował ją nowej cioci.

- Ojej, dziękuję - powiedziała, przyglądając się plastikowej łódeczce.
Zachwycony dzieciak uśmiechnął się od ucha do ucha i zaczął 

podskakiwać radośnie na jej rękach. Miał na imię Danny i był 
najwyraźniej tak samo zalotny jak jego seksowny wujek.

Clay usiadł do stołu, mrugnął do Katriny i wyłowił oliwkę z sałatki, za 

co dostał klapsa od Jenny. Druga siostra Claya, apetycznie zaokrąglona 
brunetka o imieniu Tiana, wzniosła oczy do nieba.

Przez cały obiad na kolanach Claya siedziała córeczka Tiany, 

dwuletnia pyzata dziewczynka w róŜowym sweterku, i wyjadała plasterki 
owoców z jego talerza.

- Co o tym sądzisz? - zapytał Clay Katrinę.
Domyśliła się, Ŝe chodzi mu o jedzenie - wieprzowe polędwiczki, 

faszerowane małŜe i ryŜ przyprawiony kolendra.

- Wyśmienite.
- Wiesz, Ŝe mama pracuje teraz w sklepie z akcesoriami ślubnymi? - 

zapytała Jenna.

- Nie miałam pojęcia.
- Sama uszyłam ślubne suknie dla obu moich córek - pochwaliła się 

Marie i zerknęła na Claya. - A pewnego dnia doprowadzę do ołtarza 
mojego jedynaka.

- Kogo? Mnie? - Clay dobrodusznie uśmiechnął się do szwagrów. - 

background image

Nie ma mowy. Nie jestem taki jak oni.

Marie, święcie przekonana, Ŝe jej syn będzie świetnym męŜem i 

ojcem, zbyła jego słowa machnięciem ręki.

Katrina, której na moment zabrakło powietrza, zwróciła się do Marie. 

Postanowiła przyznać się do własnego niepowodzenia.

- Ja... ja byłam zaręczona, ale nic z tego nie wyszło.
- A teraz spotykasz się z moim synem - powiedziała ciepło Marie. - 

MoŜe spróbujesz go okiełznać i ucywilizować?

- Ujarzmić Claya? Katrina sięgnęła po szklankę z wodą, Ŝeby ukryć 

zakłopotanie. Jak widać, nie
dotarły do nich plotki. Nie wiedzą, Ŝe ich syn, brat i szwagier zdąŜył ją 
juŜ zdemoralizować.

Rozmowa zeszła na inny temat, a po kolacji przenieśli się do salonu na 

deser i bezkofeinową kawę. Clay i Katrina starali się nie dotykać, nawet 
nie trzymali się za ręce, ale Marie i tak traktowała ich jak parę, na swój 
własny matczyny sposób.

Kiedy wieczór dobiegł końca, kaŜdy po kolei uścisnął Katrinę, jakby 

juŜ była członkiem rodziny. Marie najdłuŜej trzymała ją w objęciach i na 
odchodnym wręczyła paczuszkę z droŜdŜowym ciastem własnego 
wyrobu.

Katrina nie wiadomo dlaczego posmutniała.

Clay odwiózł ją do domku gościnnego Beau-montów, więc zaprosiła 

go do środka z nadzieją, Ŝe minie jej zły nastrój.

WłoŜyła ciasto do pojemnika na pieczywo i oparła się o kuchenny 

kontuar. Francuskie okna wychodziły na pełen kwiatów ogród, który, 
choć piękny i zadbany, pogłębiał jej samotność swoim bezruchem i 
spokojem. JakieŜ to było odległe od ciepłego, pełnego serdecznych ludzi 
domu Marie.

- Dobrze się czujesz? - zapytał Clay. Pokiwała głową bez przekonania.
- Świetnie.
- Oj, chyba nie. WciąŜ nie moŜesz przeboleć Andrew? Czy o to 

chodzić
- Nie wiem - odpowiedziała, spoglądając na ogród. - Chyba po prostu 
chciałabym mieć to, co mają twoje siostry. Zawsze tego pragnęłam.
Clay zamilkł i wsunął ręce do kieszeni. Włosy spadały mu miękko na 
czoło, rysy twarzy złagodniały. Katrina chętnie połoŜyłaby mu rękę na 
ramieniu, ale nie zdobyła się na odwagę, Ŝeby go dotknąć. Nie teraz. Nie 
tak.
- Na co miałabyś jutro ochotę? - spytał w końcu.

v

- Jutro? - podchwyciła radośnie.
- Moglibyśmy na przykład wybrać się do parku. Pokarmić ptaki i 
poleniuchować.
Andrew nie przyszłoby coś równie prostego do głowy.

background image

- Chętnie - powiedziała z uśmiechem.
- Więc spotkajmy się w parku koło jedenastej rano. - Przy fontannie. - 
Wyjął ręce z kieszeni. - Uwielbiałem to miejsce, kiedy byłem dziecia-
kiem.
- Kiedy oboje byliśmy nastolatkami.
- Tak. - Musnął jej policzek przelotnym pocałunkiem, ale zaraz, się 
cofnął. - Do zobaczenia jutro rano.
- Do zobaczenia. - Odprowadziła go do drzwi i przystanęła na progu, 
ś

ledząc go wzrokiem. Nie mogła się juŜ doczekać następnego dnia.

Clay usiadł na ławce w parku Forsyth i czekał na Kat. Spojrzał na 
zegarek i stwierdził, Ŝe przyszedł za wcześnie. Jakoś bardzo mi zaleŜy na 
tym spotkaniu, pomyślał. Czy nie zanadto przywiązałem się do kobiety, 
której serce naleŜy do innego ?
Zapatrzył się w dobrze sobie znaną fontannę. Jak dawniej postać kobiety 
w fałdzistych szatach wieńczyła dwuczłonową konstrukcję, mitologiczne 
bóstwa morskie pluły wodą, a trzy łabędzie majestatycznie przesuwały 
się po sadzawce.
Kiedy się odwrócił, ujrzał Kat. Ona takŜe przyszła wcześniej.
Kiedy podchodziła, słońce połyskiwało na jej włosach. ChociaŜ 
większość ławek koło fontanny była zajęta, natychmiast go dostrzegła. 
Nie odrywali od siebie oczu.
Uwielbiał sposób, w jaki się poruszała. Stawiała długie i pełne gracji 
kroki. DŜinsy i T-shirt jeszcze na nikim tak dobrze nie wyglądały.
Usiadła obok niego, a on zapragnął chwycić ją w ramiona, zatrzymać i 
nigdy więcej nie wypuścić. Zamiast tego uśmiechnął się beztrosko.
- Kat - przywitał ją.
ZałoŜyła nogę na nogę i odwzajemniła uśmiech.
- Clay.
Podał jej chleb. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, 

rzucając na ziemię nieduŜe kawałki i obserwując dziobiące je ptaki.

- Więc to tutaj przychodziłeś, kiedy byłeś chłopcem.
- Z powodu fontanny. Zawsze wprawiała mnie w dobry nastrój.
- To znaczy?
- Czułem się tak, jakbym zanurzał się w nierzeczywistym świecie. - 

Popatrzył na rzeźby. - MoŜe to z powodu tych morskich stworów.

- Mój tata nazywa je trytonami. - Wyprostowała się, Ŝeby lepiej się 

przyjrzeć. - Według mitologii greckiej Tryton był synem Posejdona. Był 
półczłowiekiem i pół rybą. Albo pół delfinem. Nie jestem do końca 
pewna.

Clay nie znał greckiej mitologii, ale słyszał trochę o co bardziej 

znanych bóstwach.

background image

- Posejdon był władcą morza, prawda?
- Tak. Przemierzał morza na złotym rydwanie zaprzęŜonym w delfiny.
Pomyślał o swoim szklanym przycisku do papieru w kształcie delfina.
- A gdzie mieszkał?
- W złotym pałacu w pobliŜu Atlantydy.
- Szczęściarz. - Clay zawsze uwielbiał wodę. Pływanie w oceanie 

dawało mu poczucie wolności i mocy, było wręcz mistycznym 
doznaniem z pogranicza innej rzeczywistości. - Mam nadzieję, Ŝe ta 
charytatywna gala, na którą mnie zaprosiłaś, nie okaŜe się taka straszna. 
Nie zaszkodzi ofiarować trochę pieniędzy na oceanarium.

Rzuciła ptakom garść pokruszonego chleba.
- Nie mogę się juŜ doczekać. Mama kupiła mi sukienkę. Jest... - 

Zachichotała. - Nie sądzę, Ŝeby cię to zainteresowało.

- Dlaczego nie? - zawtórował jej śmiechem. -  Całe moje dzieciństwo 

upłynęło wśród fatałaszków. Przyzwyczaiłem się.

Odgarnęła włosy, które wchodziły jej do oczu. Rozpuściła je dzisiaj. 

Pewnie nadal ukrywa ślady na szyi, pomyślał Clay.

- Zaskoczę cię - oznajmiła.
- Przepraszam, czym?
- Moją sukienką.
Nagle cała ta charytatywna szopa zaczęła mu się jawić jak bal 

maturalny, na którym miał być partnerem Kat.

- Powiesz chociaŜ, jakiego jest koloru? - Musi przecieŜ wiedzieć, jaki 

bukiecik jej przynieść.

- Biała.
Clay przechylił głowę.
- Mama uszyła ci białą sukienkę na boŜonarodzeniowy  bal  

kotylionowy,   pamiętasz?

Bal debiutantek śmietanki towarzyskiej Savannah był jedną z 

wytwornych imprez, w których Clay nigdy nie uczestniczył.
- Debiutantki zawsze ubierają się na biało, ale ta suknia nie będzie taka... 
niewinna.
- To się rozumie samo przez się - odpowiedział, nie kryjąc uśmiechu.
Z ostentacyjnym oburzeniem dała mu kuksańca, przy okazji posypując 
go okruszkami chleba. Otrzepał się, ujął w dłonie jej twarz i pocałował w 
usta. Przy fontannie, pomyślał. Przy bóstwach strzegących mórz.
Katrina słodko jęknęła, a on pogłębił pocałunek, czując smak miętowego 
cukierka, który właśnie ssała. Zagarnął go językiem i przeniósł do 
swoich ust.
Szarpnęła się na znak protestu, ale nie pozwolił jej się ruszyć. Lubił 
draŜnić się z nią, robić coś, czego się nie spodziewała.
W końcu się rozdzielili.
- Tak nie moŜna... - mruknęła. - W biały dzień?
Wzruszył ramionami, chociaŜ serce waliło mu jak młotem.

background image

- To tylko pocałunek.
- Ale przez ciebie poczułam się oszołomiona. - Zatrzepotała rzęsami.
- Zbyt oszołomiona, Ŝeby zjeść ze mną lunch? Chętnie bym coś 
przekąsił. MoŜe jakiegoś burgera ?
- MoŜe być.
- Świetnie. - Ujął Katrinę za ramię i powęd-
rowali ocienionymi dróŜkami. Odpowiadało im przebywanie w swoim 
towarzystwie. Czuli się zarówno przyjaciółmi, jak i kochankami.

Poszli na lunch do pobliskiej restauracji. Kiedy juŜ usiedli, Clay zdał 

sobie sprawę, Ŝe cały czas obserwuje Kat. Wszystko go w niej 
fascynowało. Sposób, w jaki sączyła cherry colę - połączenie likieru 
migdałowego i rumu o aromacie wanilii z odrobiną coca-coli- jak 
elegancko jadła upieczonego na grillu burgera. Jego talerz był cały 
umazany przyprawami, które dodał do swojej bułki, za to na talerzu 
Katriny taki bałagan byłby nie do pomyślenia.

- Jeszcze mnie nie ucywilizowałaś do końca... i nie poskromiłaś - 

zauwaŜył.

Podniosła na niego wzrok, a on od razu się zorientował, Ŝe wytrącił ją 

z równowagi. Najwyraźniej nie była przygotowana, Ŝe Clay powróci do 
wypowiedzianego w dobrej wierze Ŝyczenia swojej matki.

- A chcesz, Ŝebym to zrobiła?

Pomyślał, Ŝe o niczym innym nie marzy.

- Nie - odpowiedział głośno. - Nie ma na świecie takiego męŜczyzny, 

który chciałby zostać poskromiony. Chyba Ŝe przykuje się go 
kajdankami do łóŜka.

Wytarła usta, pozostawiając ślad szminki na serwetce - śliczny, 

róŜowokoralowy odcisk.
- Tobie tylko jedno w głowie.
- WciąŜ o tobie fantazjuję. Zaczerwieniła się i sięgnęła po drinka, Ŝeby 
ochłonąć. AleŜ ona ma temperament, pomyślał z uznaniem Clay, którego 
uwagi nie umknęła jej reakcja.
- Nie powinniśmy rozmawiać w miejscu publicznym o takich sprawach. - 
Zerknęła na kelnerkę obsługującą sąsiedni stolik.
- MoŜe teŜ nie powinniśmy całować się w parku? - Wzruszył ramionami. 
- To zaproś mnie do siebie. - Wspaniale byłoby się z nią kochać w jej 
łóŜku, w gościnnym domku Beaumontów, w dziennym świetle 
rozjaśniającym jej skórę.
Nie odpowiedziała od razu. Clay czekał, zniecierpliwiony, ale i ciekaw, 
jaką podejmie decyzję. Ale mnie wzięło, myślał. Nie było dnia, Ŝeby nie 
pragnął jej dotykać, wszędzie, bez końca...
- Dobrze. To chodźmy - powiedziała w końcu, zarumieniona aŜ po 
włosy.
Wyruszyli dwoma samochodami. Clay zatrzymał się przy aptece, Ŝeby 
uzupełnić zapas prezerwatyw, Kat pojechała przodem.

background image

Chwilę potem Clay wjechał w aleję, prowadzącą do posiadłości rodziców 
Katriny. Skręcił na podjazd, minął główną rezydencję i znalazł się na 
obsadzonej drzewami drodze wiodącej do domku dla gości. I wte

dy zobaczył zaparkowanego przy luksusowym sedanie Kat ciemno-
granatowego mercedesa.

Kat stała na ganku ocienionym pnączami i kwiatami. Clayowi na 

moment serce przestało bić, kiedy obok niej dostrzegł wysokiego, 
eleganckiego męŜczyznę.

Andrew Winston. Jej były narzeczony. Clay znał go ze zdjęć, które 

widywał w kronikach towarzyskich miejscowych gazet.

Trzeba będzie spokojnie wypić piwo, które się nawarzyło, pomyślał... 

albo dołoŜyć facetowi, jeśli zachowa się niezbyt grzecznie. Clay wy-
prostował ramiona i zamknął drzwi samochodu umyślnie głośno, by Kat i 
Andrew usłyszeli. Oboje się odwrócili, a Clay na chwilę zastygł z 
wraŜenia.

Kat wyglądała tak bezbronnie, jak jeszcze nigdy. Jej widok sprawił mu 

ból. Twarz Andrew o arystokratycznych rysach pozostawała nie-
wzruszona, drgał mu tylko mięsień szczęki.

Clay ruszył w ich stronę, a Kat nerwowo poprawiła włosy. Czy 

próbowała ukryć ślady na szyić- Pewnie nie chciała, Ŝeby jej dawny 
kochanek je zauwaŜył.

- Andrew wstąpił po drodze - oznajmiła.
- Widzę. - MęŜczyźni zmierzyli się wzrokiem. Clay chętnie chwyciłby 

tego napuszonego bubka za klapy i zrzucił ze schodków ganku, ale nie 
zamierzał popisy

wać się swoimi proletariackimi manierami. Chyba Ŝe Andrew go 
sprowokuje.

- Po co przyszedłeś?  - zapytał wreszcie.
- Chciałem porozmawiać z Katriną.
- O czym?
- O gali wodniaków, skoro koniecznie musisz wiedzieć.
Były narzeczony Kat odwrócił się i lekko musnął jej dłoń. Clay 

zacisnął zęby.

- Czy będziesz mi towarzyszyć na gali? zapytał Andrew głosem 

słodkim jak ulepek. WciąŜ mam dla nas bilety.

Wzięła głęboki oddech.
- Wybieram się z Clayem.
- Naprawdę ? - Jego wysokość łaskawie odwrócił się, przekrzywił 

background image

królewską głowę i spojrzał na rywala. - Zazdroszczę ci.

Proszę, proszę! Co za uprzejmość! A raczej co za obłuda. Koleś 

przeliczył, ile straci, nie Ŝeniąc się z Katriną Beaumont, i znów uderza w 
lansady.

- Nic dziwnego, Winsten - syknął Clay.

Wargi Andrew ułoŜyły się w nieco sztuczny uśmiech.

- MoŜe Katrina zarezerwuje dla mnie jeden taniec.
Taniec jako towarzyski pojedynek. To była mocna strona Winstona.
- Jestem pewien, Ŝe tak - odpowiedział Clay, starając się nie okazać, Ŝe 

czuje się zagroŜony.
- A zatem zobaczymy się wszyscy na gali.
- Andrew wygładził koszulę, poprawił mankiety. Wyglądał świeŜo i 
pogodnie nawet w tym
dusznym upale. Za to Clay zaczął się pocić.
Teraz Ŝałował, Ŝe nie dokopał temu gogusiowi.
Kat stała sztywno wyprostowana jak zombi, a kiedy Andrew skłonił się 
lekko i powiedział „do widzenia", Clay miał ochotę nią potrząsnąć, Ŝeby 
oŜyła.
Kiedy Winston odjechał, zaległo kłopotliwe milczenie.
- Na mnie teŜ czas - wykrztusił w końcu Clay. Nie mógłby zostać z 
Katriną ani chwili dłuŜej, nie teraz.
- Rozumiem cię. - Zaplotła ręce na piersi.
- Przepraszam za to, co się stało.
- AleŜ nic się nie stało. - Musnął palcem jej policzek. -Wiedziałem, Ŝe 
Andrew będzie chciał cię odzyskać
Czuję się taka zakłopotana i rozdarta - powiedziała łamiącym się głosem.
Wiem. - Dotknął ustami jej warg. On teŜ był zakłopotany, - MoŜe 
powinniśmy zrobić sobie małą przerwę przed galą. To tylko pięć dni. 
Mam milion spraw do załatwienia w klubie.
- Więc nie zobaczę cię przed piątkiem?
- Nie. Ale na pewno będę ci towarzyszyć na gali
- Nie zapomnij o smokingu.
- Nie zapomnę. - JuŜ go sobie kupił. - Trzymaj się... do naszego 
spotkania.
- A potem mogę przestać się trzymać? - zapytała, sprawiając mu tym ból.
Clay uśmiechnął się tylko smutno. Zastanawiał się, kiedy Andrew 
oświadczy się ponownie. Podejrzewał, Ŝe niedługo. Spochmurniał, a 
kiedy Katrina wychyliła się, Ŝeby go uścisnąć, przytrzymał ją odrobinę za 
długo. CóŜ, tęsknił za nią juŜ teraz.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Wieczorem, w dniu, w którym odbywała się gala, Clay usiłował sobie 
wmówić, Ŝe udział w balu charytatywnym to całkiem zwykła rzecz. Nie 
naleŜał do elity, ale miał mnóstwo pieniędzy, dość, Ŝeby od nikogo nie 
czuć się gorszym. Nie był tak wytworny j ak Andrew Winston i nie miał j 
ego ogłady, ale umiał zachować się w towarzystwie. Od dziecka 
obserwował grupę rówieśników Kat.
Więc dlaczego jest tak cholernie zdenerwowany ? Dlaczego czuje się tak, 
jakby miał się kompletnie zbłaźnić?- Zapomnieć o manierach, które 
opanował?
Gdy w domku dla gości rozbrzmiał dzwonek, Katrina otworzyła drzwi w 
długiej, wąskiej sukni w odcieniu lodowatej bieli. Dekolt odsłaniał 
rowek między piersiami, niegłęboko, tyle tylko, Ŝeby pobudzić 
wyobraźnię.
- No, no, ale kreacja. - Clay nie krył podziwu.
- Cieszę się, Ŝe ci się podoba. - Zakręciła się wkoło, prezentując całość, a 
przy okazji ukazując gołe plecy. Wreszcie stanęła twarzą do niego i przez 
chwilę nie odrywali od siebie wzroku. Clay wyciągnął rękę i dotknął 
pasemka jej włosów. Gładko zaczesane z przodu, spadały na plecy w 
artystycznym nieładzie.
Uśmiechnęła się do niego.
- Ty teŜ wyglądasz świetnie.
- Dzięki. - Jego markowy smoking z ostro zakończonymi wyłogami był 
szyty na miarę. -A to dla ciebie. -Wręczył jej bukiecik orchidei. - Moje 
ulubione kwiaty. Powinny pasować do białej sukni.
- Jakie śliczne! Wiesz, Ŝe uŜywam perfum o tym zapachu ?
- Wiem.
Jeszcze raz zapatrzyli się na siebie, jakby zastygli poza czasem. Kat 
sprawiała wraŜenie równie zdenerwowanej jak Clay. Ale przecieŜ nie 
widzieli się prawie od tygodnia. Nie dotykali się, nie całowali...
- Wejdź na chwilę. Muszę wziąć torebkę.
Najchętniej zostałby tu na cały wieczór. Przytulna atmosfera dworku, 
zapach świec odpowiadały mu bardziej niŜ oficjalna gala.
Kat przypięła bukiecik do białej torebki, gdzie orchidee zajęły naleŜne 
im miejsce. Clay uznał, Ŝe wy

gląda jak pobudzona pocałunkiem królewna z bajki.

background image

Bo naprawdę jest królewną, pomyślał. Katrina Beaumont wywodzi się 

z arystokracji Południa. Nic dziwnego, Ŝe obiecała Andrew taniec.

Zajęli miejsca w porsche Claya, a on na próŜno usiłował uwolnić się 

od myśli o byłym narzeczonym Kat. Tego wieczoru musi być tylko jego. 
Jego królewną, kochanką, która zdominowała wszystkie jego myśli.

- Czy twoi rodzice wybierają się na bal? - zapytał.
- Nie. Wyjechali z miasta na weekend, ale będą Anna-Mae i Jenny.
Clay wyjechał na ulicę.
- Czy Jenny wciąŜ rozpowszechnia plotki na nasz tematu
- JuŜ nie musi. Sami dostarczyliśmy wystarczająco duŜo powodów.
Zredukował biegi przed światłami stopu.
- Nie ulega wątpliwości, Ŝe wzbudziliśmy zainteresowanie Andrew.
- To więcej niŜ pewne.
Wjechali do centrum miasta, minęli kilka skrzyŜowań i zatrzymali się 

przed pamiętającym dawne czasy hotelem nad rzeką Savannah. Ściana 
sali balowej była cała przeszklona, widok na port zapierał dech. DuŜe 
wraŜenie robiła dekoracja, zaprojektowana specjalnie na bal.
Ś

wiatła w kolorze morskiej wody i kaskady zmarszczonych w drobne 

fale tkanin sprawiały wraŜenie, jakby się było na dnie morza.
Aby zebrać jak najwięcej pieniędzy, przy bufetach sprzedawano 
artystycznie ułoŜone potrawy, głównie owoce morza. Po sali kręcili się 
kelnerzy, serwujący gratisowe kieliszki szampana.
Wmieszali się w tłum. Clay czuł obserwujące ich oczy, więc 
ostentacyjnie objął Kat w pasie. Jeszcze nie natknął się na Andrew, ale 
przeczuwał, Ŝe były narzeczony zaaranŜuje sobie królewskie wejście.
Kat odmówiła szampana, decydując się na napój gazowany. Clay 
zamówił dla siebie szkocką z wodą.
W pewnym momencie przedarła się do nich Anna-Mae. Clay odpręŜył 
się nieco, kiedy przyjaciółka Kat szczerze się do niego uśmiechnęła.
- Czy tu nie jest cudowniej - Pokazała na salę. - Wszyscy wyglądamy jak 
syreny.
- Albo jak bóstwa morskie - dodał Clay.
- Albo trytony - szepnęła mu do ucha Kat.
- W kaŜdym razie wy wyglądacie po prostu wspaniale - oznajmiła Anna-
Mae, sącząc szampana. - Przysiądźcie się do nas. Tam jest mój chłopak. - 
Wskazała na męŜczyznę o takim samym popielatoblond kolorze włosów 
jak jej. - Prawda, Ŝe odjazdowy?
- Wspaniały - odrzekł Clay, mrugając porozumiewawczo do Anny-Mae.
Zaprowadziła ich do swojego partnera, który okazał się całkiem 
niegłupim, zabawnym i bezpretensjonalnym facetem, pomimo swoich 
arystokratycznych genów.
Po kwadransie Clay i Kat przeszli do bufetu. NałoŜyli sobie na talerze 
krokiety z łososia, solę nadziewaną krabami, kanapki z kawiorem i wró-
cili do stolika, by w miłym towarzystwie delektować się morskimi 

background image

smakołykami.
Clay zawsze sobie cenił dobrą kuchnię, a teraz z przyjemnością patrzył, z 
jakim apetytem Kat pochłania przekąski. Podniosła wzrok i uśmiechnęła 
się do niego.
Jedzenie jest takie erotyczne, prawda? - rozmarzyła się Anna-Mae, która 
zauwaŜyła wymianę spojrzeń Katriny i Claya. - My teŜ powinniśmy 
sobie zafundować namiętny romans - zwróciła się do swojego 
towarzysza.
- Sądziłem, Ŝe juŜ go mamy - odpowiedział oburzonym głosem młody 
człowiek, rozśmieszając towarzystwo.
Clay poprosił Kat do tańca. Dołączyli do kołyszących się w rytmie 
muzyki par. Gdyby to był klub „Steam", Clay nie wahałby się ani chwili i 
pocałował Kat. Tutaj jednak musiał się powstrzymać.
- Dobrze się bawisz? - zapytała Katrina.
Kiwnął z aprobatą głową, lecz kiedy zerknął w stronę drzwi, zobaczył, Ŝe 
pojawił się w nich Andrew. Jenny i jej partner trzymali się kilka kroków 
za nim.
Resztę wieczoru diabli wzięli. JuŜ wkrótce Andrew upomniał się o swój 
taniec, a Clay mógł się im tylko przyglądać zza stołu, mając za całe 
towarzystwo Jenny, która trajkotała mu prosto w ucho.
Zawsze tworzyli wspaniałą parę - zaćwierkała.
Nie powiedziałbym. - Musiał jednak przyznać, Ŝe Katrina i Andrew 
naprawdę wyglądają jak stworzeni dla siebie. ZauwaŜył, Ŝe są idealnie 
zgrani. Tańczyli z gracją i płynnie. CóŜ, robili to od dziecka, skoro całe 
Ŝ

ycie uczestniczyli w rozmaitych balach. Widząc, Ŝe Katrina i Andrew 

nie spuszczają z siebie wzroku, Clay wypił do dna swojego drinka.
Andrew pochylił się do Katriny i coś jej szeptał. Pewnie jakieś bardzo 
osobiste wyznanie. Po chwili odpowiedziała mu, najpewniej urywanym, 
zdławionym głosem.
Clay uznał, Ŝe przyszedł czas, by pozwolić jej odejść, by zakończyć ich 
romans. Była jego fantazją, chłopięcym marzeniem, które się spełniło, 
lecz które nie mogło trwać.
- Andrew wie, Ŝe popełnił błąd - powiedziała
Jenny. - Nie powinien był zrywać zaręczyn.
Clay nie podjął tematu. Teraz, kiedy orkiestra przestała grać, Andrew 
pocałował Katrinę w rękę, dziękując za taniec. Clay nigdy nie pocałował 
jej w rękę. Obsypywał ją pocałunkami od stóp do głów, ale nigdy nie 
przyszedł mu do głowy tak romantyczny gest.
Teraz tego Ŝałował. śeby choć raz umiał zachować się tak rycersko. 
Choć przez jedną noc...
Andrew poszedł do baru, a Katrina wróciła do stolika. Clay wstał, Ŝeby 
podać jej krzesło.
- Wyjdźmy na zewnątrz. Chciałabym zaczerpnąć świeŜego powietrza - 
poprosiła.

background image

- Oczywiście. - Przeszklone drzwi wyprowadziły ich na taras.
Podeszli do balustrady i popatrzyli na rzekę. Światło księŜyca odbijało 
się od wody i znikało raz po raz.
Katrina bawiła się nerwowo bukiecikiem przy torebce.
- Andrew chce, Ŝebyśmy się zaczęli znów spotykać - wyznała.
Clay przybrał obojętną minę.
- A co ty o tym sądzisz? 
- Sama nie wiem. - Podniosła oczy na Claya. - Naprawdę nie wiem.
- Nadal jesteś rozdarta ?
- Tak.
Wyciągnęła rękę, Ŝeby go dotknąć, ale się cofnął. 

Nie zniósłby Ŝadnej rywalizacji, wiedząc, Ŝe jest na przegranej pozycji. 
Nie zamierzał teŜ występować w charakterze balsamu na jej rany.

- UwaŜam, Ŝe powinnaś dać szansę Andrew.
- Sugerujesz, Ŝe powinnam się z nim pogodzić? Skończyć z tobąć-
- Było nam dobrze razem, Kat. -Wsunął ręce do kieszeni; ot, wolny, 

niezaleŜny właściciel modnego klubu. - Ale to był tylko seks.

- Tylko seks? - W jej głosie był ból i jakaś bezbronność. - Sądziłam, Ŝe 

byliśmy teŜ przyjaciółmi.

- Byliśmy... Jesteśmy. - Poczuł dziwny ucisk w piersi. Czy to serce?- 

Wyraźnie brakowało mu powietrza. - Ale Andrew był twoim narzeczo-
nym. Ze mną miałaś romans, którym chciałaś wzbudzić jego zazdrość. 
Ale zawsze chodziło ci o niego, prawda-

- Nieprawda. - Zamyśliła się, wodząc palcem po płatkach orchidei. - 

W kaŜdym razie nie cała prawda. Spałam z tobą, bo mnie pociągasz. Bo 
przy tobie czuję się...

- Namiętna? - poddał jej. - Trochę rozpustna? - Obserwował rzekę, 

czekając, aŜ blask księŜyca znów się pojawi. - Oboje wiedzieliśmy, Ŝe to 
gra. Oboje wiedzieliśmy, Ŝe się skończy.

- Więc to tak ma być ? - DrŜał jej głos. - JuŜ po wszystkimi
Clay odwrócił się i spojrzał Kat w oczy.

- Tak. JuŜ jest po wszystkim. - Tyle Ŝe nigdy nie zapomni tego czasu, 
który spędzili razem, nie zapomni jej desperacji i odwagi, dzięki którym 
została jego kochanką.

We wtorek wieczorem Katrina z trudem zaplatała warkocz. Sztywne 
palce nie poruszały się tak sprawnie jak zawsze. Spojrzała na matkę, 
która siedziała za nią na brzegu łóŜka.
- Jesz dzisiaj kolację z Andrew? - zapytała Delilah.
- Tak. - Gdy ponownie odwróciła się do lustra, zauwaŜyła, Ŝe z 
niewyspania ma sińce pod oczami. Nieustannie myślała o Clayu, wciąŜ 

background image

zastanawiała się, gdzie jest i co robi.
Jak długo zamierzasz tu mieszkać? - Dyskretnym ruchem ręki Delilah 
wskazała wnętrze domku dla gości.
- Nie wiem. Czy to waŜne?
Delilah wstała i stanęła za Katriną.
- Daj. Pomogę ci. - Ujęła palcami warkocz i wprawnie go zaplotła. -Wróć 
do domu. Z nami będzie ci raźniej.
Katrina wzruszyła ramionami.
- Czuję się taka... pusta w środku.
- Andrew pomoŜe ci dojść do siebie po tym skandalu.
- Kiedy ja tęsknię za Clayem, mamo. Wiem, Ŝe nie powinnam, ale nic na 
to nie poradzę.
- Zobaczysz, Ŝe po spotkaniu z Andrew poczujesz się lepiej.
- Tak uwaŜasz? - Spojrzała w lustro, w którym napotkała wzrok matki. - 
Kochałaś tatusia, kiedy brałaś z nim ślub?
- Oczywiście. Nie wyszłabym za męŜczyznę, którego nie kocham. - 
Delilah wyrównała warkocz i połoŜyła dłonie na ramionach Katriny.
- Wątpisz w swoje uczucie do Andrew?
- Clay powiedział, Ŝe powinnam dać Andrew szansę.
- No i właśnie to robisz. - Dalilah zawahała się. - Chcę, Ŝebyś była 
szczęśliwa, Katrino. MoŜe Clay Ŝyczy ci tego samego.
Kiedy przybył Andrew, Katrina była gotowa. Ubrała się w 
fioletoworóŜową sukienkę, pantofle na niskich obcasach i sznur pereł. 
Idealny wizerunek przyszłej, miłej i solidnej spadkobierczyni fortuny. A 
u jej boku spokojny i stateczny Andrew. Nic dodać, nic ująć, pomyślała.
Kiedy wsiedli do samochodu, Andrew, zamiast włączyć silnik, odwrócił 
się i przyjrzał badawczo Katrinie. Milczenie stawało się coraz bardziej 
kłopotliwe. Jakby się od siebie odzwyczaili.
- Chcę cię odzyskać - odezwał się wreszcie.
- Chcę, Ŝebyśmy zrozumieli nasze problemy i pozbyli się ich.
- Dlaczego? Dlaczego właśnie teraz?
- Bo wydałaś mi się inna, kiedy byłaś z nim.
I chciałbym, Ŝebyś taka była ze mną.
Spojrzała przez okno. Nagle domek dla gości wydał jej się tajemniczym 
dworkiem, jak widziana w krzywym zwierciadle dekoracja z dziecinnej 
bajki. Ot, miejsce, w którym znikają starzejące się debiutantki, by juŜ 
nigdy stamtąd nie wyjść.
- Czy teraz teŜ tak wyglądam?
- Nie.
- Więc moŜe mogę być taka tylko przy nim. Chyba rzucił na mnie czar. - 
Odwróciła się od okna. -Miałeś rację, Ŝe ze mną zerwałeś. I miałeś rację, 
mówiąc, Ŝe między nami nie ma chemii.
Niezdecydowanym ruchem dotknął jej policzka.
- MoŜemy spróbować to zmienić.

background image

- Tak uwaŜasz? - Patrząc w oczy Andrew, ujrzała ich przeszłość i stojącą 
pod znakiem zapytania przyszłość. - A jeśli się nie uda? Jeśli dalej nie 
będę nic czułaś
- Czy był lepszy w łóŜku ode mnie? - odezwało się męskie ego Andrew.
Skubnęła brzeg sukienki. Wolałaby uniknąć takich porównań.
- Nie chodzi oto, kto jest lepszy - powiedziała wreszcie. Wyprostowała 
się na fotelu i wzięła głęboki oddech. - Clay dał mi to, czego mi 
brakowało. Myślę,  Ŝe gdzieś w głębi ducha zawsze go pragnęłam. śe 
zaw

sze nosiłam go w sobie.

Andrew był wyraźnie spięty, ale zachowywał spokój. Patrzył tylko na 

Katrinę, jakby próbował przeniknąć wzrokiem dzielący ich mur, zro-
zumieć to, co usłyszał.

- Zakochałaś się w nim? Z wzajemnością ?

Katrina zastygła, tylko jej serce zaczęło moc niej bić. Miłości Nie sięgała 
myślami tak daleko. Nie dopuszczała do siebie tego słowa.

- Sama nie wiem. Chciałabym...
- Co byś chciałaś
Pragnęłabym móc być z nim. Jeszcze tylko ten jeden raz.
- Więc spotkajcie się i zakończ tę sprawę.

Zaskoczona sugestią i szczerością byłego na
rzeczonego, nie spuszczała z niego wzroku.

- A potem? Co mam zrobić potem ? Wrócić

do ciebie? Spróbować jeszcze raz?

Andrew nie odpowiedział. Decyzja nie naleŜała do niego.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Clay krąŜył po mieszkaniu, nie mogąc się na niczym skoncentrować. 
Miał przeczucie, Ŝe wkrótce coś się stanie, coś, co jeszcze bardziej 
skomplikuje mu Ŝycie.
Poszedł do kuchni i skrzywił się na widok niepozmywanych naczyń. 
Denerwowało go, Ŝe nie potrafi przestać myśleć o Kat, Ŝe odkąd 
pozwolił jej odejść, wciąŜ zaprząta jego umysł.
Kiedy zadzwoniła komórka, wyczuł, Ŝe oto nadchodzi kłopot, którego się 

background image

spodziewa. Ale postanowił stawić temu czoło.
Otworzył komórkę i nacisnął klawisz.
- Halo.
- Clay? Tu Joe.
- Słucham. - Czekał, co ma mu do powiedzenia jego goryl. Za chwilę 
zamykano klub, ale dzisiaj wieczorem Clay nie pojawił się w lokalu.
- Jest tu Katrina Beaumont i chce się z tobą
widzieć.
Zaklął pod nosem. Powinien ją odprawić... ale wiedząc, Ŝe Kat jest pod 
tym samym dachem, nagle za nią zatęsknił.
- MoŜesz ją wprowadzić na górę?
- Tak, sir. JuŜ ruszamy.
Czekał na nich przy frontowych drzwiach. Zastanawiał się, co teŜ 
wstąpiło w Katrinę, Ŝe postanowiła tu przyjść. MoŜe ma ochotę jeszcze 
mnie trochę podręczyć, pomyślał.
W końcu usłyszał kroki w korytarzu, a po chwili zobaczył Joego i Kat. 
Ze wszystkich pracowników tylko bramkarz miał klucz do mieszkania 
Claya. MęŜczyźni porozumieli się wzrokiem. Joe skinął głową i 
przekazał opiekę nad Kat Clayowi.
Przesunęła sznur pereł, które miała na szyi. Wyglądała aŜ do bólu 
poprawnie.
- Miałam zjeść w mieście kolację z Andrew - odezwała się pierwsza.
- I zamiast tego przyszłaś tutaj ?
- Chciałam się z tobą zobaczyć. Andrew zgodził się ze mną, Ŝe 
powinnam. - Zerknęła Clayowi przez ramię, jakby czuła się skrępowana 
wycelowanymi w nią kamerami.
- Wejdziesz do środka?
- Tak. Dzięki.
- Poszła za nim, a Clay zastanawiał się, czy ma jej zaproponować jakiś 
zimny napój. Wieczór był parny, więc na pewno jest spragniona. Drzwi 
na taras były otwarte, ale przed wilgotnym upałem nie było ucieczki.
- Napijesz się czegoś? - Wszedł do kuchni,
wrzucił trochę lodu do szklanki i zaczął nalewać
colę, kiedy Katrina weszła za nim i stanęła koło
kontuaru.
Wzięła od niego napój i piła zachłannie, zostawiając ślady szminki na 
szkle.
- Co ty tu robisz, Kat ?
- JuŜ ci powiedziałam. Chciałam się z tobą zobaczyć.
- Po co?
- Bo tęskniłam za tobą.
On teŜ za nią tęsknił. Do bólu.
- Dlaczego Andrew zgodził się, Ŝebyś tu przyszła?
Katrina wypiła jeszcze łyk.

background image

- Powiedziałam mu, Ŝe chcę spędzić z tobą jeszcze jedną noc.
- Jeszcze jedną noc?
- Tak - wyrzuciła z siebie pospiesznie. - Andrew zapytał - dodała po 
krótkiej przerwie - czy się w tobie zakochałam. I czy ty mnie kochasz. 
Ale to przecieŜ...
- NiemoŜliwe - dokończył Clay.
- Właśnie... Jedna noc wystarczy.
- Oczywiście, Ŝe wystarczy. Nam obojgu. - Odruchowo wyciągnął do niej 
ręce, a kiedy połoŜyła głowę na jego ramieniu, poczuł, Ŝe cała drŜy. 
Przyciągnął ją do siebie, wdychając jej zapach. - Czasami wyczuwam 
twoje perfumy, nawet gdy cię tu nie ma.
Popatrzyła na niego uwaŜnie.
- Ale teraz jestem.
Dotknął jej warkocza. Jaka jest piękna, pomyślał.
- Byłaś tak uczesana za pierwszym razem.
- Tak, kiedy wypiłam za duŜo wina. To było przed wiekami.
- Następnym razem teŜ miałaś warkocz.
- Kiedy cię uwiodłam w pokoju ze środkami czystości?
Przytaknął skinieniem głowy. Modlił się, Ŝeby ta jedna noc przyniosła 
rozwiązanie.
- Nigdy mnie nie rozczarowałaś.
Kiedy szybko się rozebrali i znaleźli w łóŜku, słowa okazały się 
zbyteczne. Odnaleźli się natychmiast, jakby nigdy się nie rozstawali. 
Pieścili się i całowali do utraty tchu, jakby chcieli pochłonąć się 
nawzajem.
- Cieszę się, Ŝe tu jesteś - wyszeptał Clay, doprowadzając ją do kolejnego 
orgazmu.
- Ja teŜ - jęknęła na wpół przytomna, jeszcze bardziej wzmagając jego 
uczucia.
WciąŜ nienasyceni, kochali się tego ostatniego wieczoru wiele razy. I 
chyba mogliby się tak kochać wiecznie.
Katrina obudziła się wtulona w ramiona Claya. PołoŜyła dłoń na jego 
piersi, a on poruszył się przez sen.
Zwlekała chwilę, patrząc na niego z zachwytem. Walczyła z 
pragnieniem, by tu zostać, by zatrzymać męŜczyznę, który do niej nie 
naleŜał. W końcu wysunęła się z łóŜka, pozbierała swoje rzeczy i jeszcze 
raz spojrzała na Claya, który w tym momencie otworzył oczy.
- Dokąd się wybierasz?-
- Wezmę prysznic. A potem pojadę do domu.
- Pójdę pod prysznic z tobą. - Z powaŜną miną usiadł na łóŜku. Był 
zafrasowany, jakby jakaś myśl nie dawała mu spokoju.
Weszli do łazienki i zamknęli drzwi. Clay odkręcił kran, a kiedy stanęli 
w kabinie, przyciągnął Kat do siebie i pocałował ją. Mocno. Desperacko.
Kat odwzajemniła pocałunek. Woda spływała na ich nagie ciała, 

background image

pieszcząc skórę. Clay nie tracił czasu na grę miłosną. Przyparł Katrinę do 
kafelków i wyczuł, Ŝe ona pragnie go z równą mocą, jak on jej.
Kiedy wymówiła jego imię i wpiła mu paznokcie w ramiona, uniósł jej 
biodra i posadził na sobie.
Kochali się dziko, całowali, gryźli i jęczeli. Bez zabezpieczenia, bez 
czułych słówek. Zatracili się w strumieniu gorącej i parującej wody.
Clay szorstko ugniatał jej ciało, znaczył je paznokciami. Kat nie 
pozostawała dłuŜna. Chwilami drapała go aŜ do krwi. Nie zwracał na to 
uwagi, jakby nie czuł bólu. ZaleŜało mu tylko na mocnym, 
nieprzerwanym rytmie niekontrolowanego seksu. Kat poznała to po 
dzikim wyrazie jego oczu.
Czy takim go zapamięta? Czy taki obraz będzie ją prześladował co noc? 
Przeraziła się, bo zrozumiała, Ŝe będzie za nim tęsknić przez resztę Ŝycia.
Przygwoździł ją do ściany, jakby go wreszcie zabolało. Podrapała go jak 
kotka, jak tygrysica niszcząca swojego samca.
Nie zwalniał, ponaglał ją coraz mocniejszymi pchnięciami. Zwarli się 
oczami, a woda zalewała ich twarze, aŜ osiągnęli szczyt. Jednocześnie, w 
tej samej, graniczącej z szaleństwem, chwili. Ciało Katriny przeniknęła 
potęŜna fala, odbierając jej resztę siły. Wstrząsały nią spazmy, podczas 
gdy Clay z nieokiełznaną mocą wypełniał ją sobą. A kiedy, cięŜko 
dysząc, uwolnił ją z ramion, omal nie straciła równowagi i zatoczyła się 
na niego.
- JeŜeli zajdziesz w ciąŜę, oŜenię się z tobą - wydyszał.
Katrina z wraŜenia aŜ zamrugała. Nie spodziewałam się po nim takiej 
deklaracji, pomyślała. Nie mogła wydobyć słowa. Niewidzącymi oczami 
wpatrywała się w ślady, jakie jej paznokcie zostawiły na ramionach 
Claya.
Kiedy wyszli z kabiny, Clay troskliwie zawinął ją w ręcznik.
- Słyszałaś, co powiedziałem ?
- Tak - wykrztusiła z trudem. - Mówiłeś to powaŜnieć
Clay cofnął się o krok.
- Oczywiście, Ŝe tak.
- Dziękuję. - Dziwne, Ŝe moŜe być tak romantycznie i smutno zarazem,  
pomyślała.
- Doceniam twoje... - Nie mogła wymyślić
właściwego słowa, więc zawiesiła głos.
- Zamierzasz wrócić do Andrew, Kat?
- Nie, jeśli zajdę z tobą w ciąŜę.
- A jeśli nie?
Nie wyobraŜała sobie siebie u boku Andrew. JuŜ nie. Nie po miłości z 
Clayem.
- Nigdy do niego nie wrócę. JuŜ go nie kocham. MoŜe nigdy prawdziwie 
go nie kochałam. - PoniewaŜ kocham Claya, pomyślała. PoniewaŜ w 
głębi serca zawsze go kochałam.

background image

- Zdaje się, Ŝe Andrew odgadł to przede mną.
Nie zareagował na jej słowa i oboje pogrąŜyli się w milczeniu. JeŜeli 
Andrew nie stoi juŜ na przeszkodzie, to znaczy, Ŝe mają wolny wybór: 
mogą być razem, z dzieckiem czy bez. Ale ani Katrina, ani Clay nie mieli 
odwagi wypowiedzieć na głos swoich myśli.
- Przepraszam, Ŝe cię tak podrapałam - powiedziała, wkładając majteczki 
i stanik. - Popatrz tylko, pokaleczyłam cię do krwi.
- Nie ma sprawy.
Podniosła z podłogi sukienkę, Ŝałując, Ŝe nie przyszła w innej - 
luźniejszej, mniej oficjalnej.
- Chyba juŜ pójdę - powiedziała.
Odnalazła w kuchni torebkę.

- Gotowa? - zapytał Clay, zatrzymując się
na progu.
- Nie, pomyślała. Wcale nie jestem gotowa.
- Wyjdziesz ze mną?- zapytała.
- Muszę. Klub juŜ jest zamknięty.
Kiedy wsiedli do windy, nie wcisnął guziczka, tylko spojrzał na Kat. 
Miała łzy w oczach.
- Nie płacz, Kat.
- Nie płaczę. - Pociągnęła nosem, a Clay przysunął się bliŜej. Wziął ją w 
ramiona, a ona przywarła do niego z całej siły. Przypomniała sobie, jak 
często dawał jej schronienie w swoich ramionach.
- Zostań ze mną - powiedział z ustami przy jej uchu.
Podniosła na niego oczy.
- Na jak długo?
- Na jak długo zechcesz.
- A jeśli zechcę zostać na zawsze?
Dotknął kosmyka jej włosów. Były wilgotne i potargane tak samo jak 
jego.
- Czy to znaczy, Ŝe mnie kochasz? Pokiwała głową bez słowa.
- O BoŜe, Kat. Ja teŜ. Ale to mnie przeraŜa. Kolana się pod nią ugięły. 
Clay wyglądał tak powaŜnie i tak... bezradnie. Cudowny męŜczyzna, 
który właśnie obnaŜył swoją duszę.
- Dlaczego ?
- Z powodu Andrew. To on jest takim facetem, którego powinnaś 
poślubić. To jego zaakceptowałaby twoja rodzina.
- Moja rodzina pragnie tylko mojego szczęścia. Kocham się w tobie od 
czasu, kiedy byliśmy smarkaczami, wiesz?
- To tak jak ja, ale wówczas nie rozumiałem swoich uczuć.
- Byliśmy na to za młodzi.
- Starałem się zapomnieć o tobie, ale okazało się, Ŝe nasza przygoda to 
nie tylko seks. Początkowo tak myślałem, ale nie miałem racji. - Za-

background image

stanowił się przez chwilę. - Chcesz ze mną zamieszkać tutaj? Prowadzić 
ze mną klub?- Znowu zamilkł i poszukał jej wzroku. - MoŜe wyjdziesz 
za mnie? - zapytał wreszcie.
- MoŜe? - Serce Kat biło radośnie. Nabrała duŜo powietrza w płuca, 
rozkoszując się chwilą, czekając, aŜ świadomość dotrze do kaŜdej 
komórki jej ciała. Clayton Crawford ją kocha, chce, by została jego Ŝoną. 
-W tej sprawie nie ma prawa być Ŝadnego „moŜe". - Nie wyobraŜała 
sobie Ŝycia bez niego. Bez jego dotyku, bez jego głosu, bez jego 
bezpiecznych ramion. - Wyjdę za ciebie, jasne... i to natychmiast.
- Przyszłaś tu, Ŝeby się poŜegnać na zawsze, a teraz mamy się pobrać. 
Zabawne, co? - Uśmiechnął się szeroko. - Chyba rozum nam odebrało.
- Zgadzam się z tobą w zupełności. - Odwzajemniła uśmiech.

- Zostały niecałe dwa miesiące! - zawołała Delilah Beaumont, kartkując 
swój notes. - Niecałe dwa miesiące na przygotowanie wesela!
- Są niecierpliwi. - Marie wyraziła opinię na temat przyszłych państwa 
młodych. - Nie chcą czekać.
Clay zerknął na swoją mamę, a ona się uśmiechnęła. Obie rodziny 
zebrały się w salonie Beaumontów przy mroŜonej herbacie i przekąs-
kach.
- Potrzebny nam będzie jakiś organizator. O,
mam! - Delilah znalazła kartkę z numerem, którego szukała. - Urządzimy 
największe i najwspanialsze wesele, jakiego Savannah jeszcze nie 
widziało. Nawet gdybyśmy mieli harować dzień i noc!
Clay nie odezwał się słowem, rozsiadł się tylko wygodniej i obserwował 
matkę Kat, tak strasznie przejętą zbliŜającym się ślubem. Było mu 
wszystko jedno, jak będzie wyglądała ta ceremonia, najwaŜniejsze, Ŝe 
Ŝ

enił się z kobietą, którą kocha.

Kat siedziała obok Marie ze stertą Ŝurnali na kolanach. Szukały 
pomysłów na ślubną suknię, którą matka Claya miała zaprojektować i 
uszyć.
- Wesele moŜe odbyć się tutaj. – Delilah wskazała ręką na drzwi 
prowadzące do zadbanego ogrodu. - O zmierzchu, z lampionami pływa-
jącymi wśród lilii wodnych. Prawda, Ŝe tak będzie wytworniej
I romantycznie - dopowiedziała Marie. Kat podniosła oczy znad Ŝurnala.
- PrzecieŜ nie mamy lilii wodnych, mamo.
- To je sprowadzimy. Wzniesiemy teŜ romantyczną świątynkę albo 
kamienną pergolę. Coś o wiele bardziej oryginalnego niŜ zwykła altana. 
Jeśli będzie trzeba, przeprojektujemy cały ogród. - Delilah klasnęła w 
dłonie. - A co powiecie na greckie posągi?
- Pod warunkiem, Ŝe jeden z nich będzie przedstawiał Trytona - Ŝywo 
zareagowała Kat.
- Cudowny pomysł. - Delilah sięgnęła po kanapeczkę z ogórkiem. - To 
syn Posejdona, prawda?- Zrobiła przerwę, Ŝeby przeŜuć kanapkę. - MoŜe 

background image

powinniśmy teŜ zamówić posąg Posejdona. Co o tym sądzisz, Claytonie?
- Świetny pomysł. - Spojrzał na Kat i od razu serce zaczęło mu bić 
szybciej. Była śliczna jak obrazek.
- Mnie się to wszystko podoba - odezwał się ojciec Kat, którego nikt nie 
pytał o zdanie.
William był spokojnym człowiekiem, dobrodusznym i ogólnie 
szanowanym. Clay ogromnie go polubił i miał nadzieję, Ŝe z wzajem-
nością.
- Zadzwonię zaraz do projektanta zieleni. - Delilah promieniała. Planując 
ś

lub córki, była wreszcie w swoim Ŝywiole. Podobnie jak matka Claya, 

która nie mogła się doczekać, kiedy jej syn stanie przed ołtarzem.
Clay wziął za rękę swoją narzeczoną i poprowadził ją do ogrodu. 
Wędrowali trawnikiem pośród orgii kwiatów, podziwiając widok na 
ocean. Naprawdę wymarzone miejsce na uroczystość weselną!
- Mama jeszcze nawet nie zaczęła myśleć o samym przyjęciu. Trzeba 
ustalić menu, zamówić tort, przygotować...
- To nie ma znaczenia. - Ujął w dłonie twarz Kat i pocałował ją. - 
NajwaŜniejsze, Ŝe jesteśmy razem.
- Kocham cię, Claytonie Crawfordzie - wyszeptała, obejmując go za 
szyję.
- A ja ciebie, Kat. - Wszystkie unoszące się w powietrzu zapachy 
wymieszały się z sobą, tworząc cudowną wonną harmonię. - Jesteś dla 
mnie wszystkim.
Znów się pocałowali, a potem oderwali od siebie, Ŝeby jeszcze raz 
popatrzeć na ocean, na połyskującą w oddali błękitnozieloną toń.
- Czy wiesz, Ŝe nie jesteśmy jedyną parą, która poznała się w klubie? - 
odezwał się po chwili Clay.
- Tak?
Sophia i Nick teŜ się tam zeszli i odtąd są razem, podobnie jak Kelly i 
Mike.
- Nie mam zielonego pojęcia, o kim mówisz.
- Sophia była moją asystentką, a Nick agentem specjalnych słuŜb 
antynarkotykowych, który zachwycił Sophię. Teraz odnawiają parowiec i 
zamierzają urządzić w nim kasyno.
- Czyli Ŝe on juŜ nie jest gliną.
- Nie. Ani ona moją asystentką. - Clay uśmiechnął się, nie odrywając 
wzroku od rozpromienionych błękitnych oczu Kat i jej opalonej twarzy. - 
Myślę, Ŝe teraz ty zostaniesz moją prawą rękę.
- Z radością. - Przylgnęła do ramienia Claya. - A kim są Kelly i Mike?
Kelly jest kelnerką w „Steamie", Mike zaś słuŜy w elitarnej jednostce sił 
specjalnych amerykańskiej marynarki. Nazywają go Wściekłym Psem.
- Bo jest taki szalony ?
Clay zaśmiał się.
- Nie, chociaŜ oszalał na punkcie Kelly. Zaproszę ich na wesele. A takŜe 

background image

Sophię i Nicka.
- Chcę, Ŝebyś poznała moich przyjaciół. - Odgarnął włosy z czoła Kat. - 
To będzie piękne wesele. Najlepszy dzień w naszym Ŝyciu.
- KaŜdy dzień będzie najlepszym dniem w naszym Ŝyciu. - Zerwała 
goździk i włoŜyła go Clayowi do kieszonki koszuli.
- Czuję się jak w niebie - wyszeptał, gdy znaleźli się w długim tunelu 
kwitnących róŜ.
- To tak jak ja. - Wzięła męŜczyznę swoich marzeń za rękę i 
poprowadziła go w głąb ogrodu, do miejsca, które najbardziej lubiła.
Idealny kącik dla zakochanych, pomyślał Clay. Dla dwojga ludzi, którzy 
mieli spędzić wieczność w Savannah, z jego gorącymi popołudniami, i 
nastrojowymi wieczorami, przyglądając się zabawom swoich dzieci, 
urodzonych w tym parnym, południowym mieście, które zawsze będzie 
ich domem.