background image

 

 
 
 

SKRYWANE NADZIEJE 

AUTOR: Desire_ - Emma 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY: 

 
Wiem nie powinnam się cieszyć z tego, że moja matka zginęła w wypadku, lecz nigdy jej nie 
kochałam co zresztą było odwzajemnione. Od małego byłam wychowywana przez różnego 
rodzaju nianie. Od różowych lafirynd do starszych kochanych babuni. Victoria nigdy nie miała 
dla mnie czasu. Jedynie, kiedy wraz z opiekunkami ustalały dla mnie grafik na cały dzień 
poświęcała mi chwilę uwagi. Nie miałam przyjaciół mój czas był tak oszczędnie 
zagospodarowany, że nie miałam nawet minuty na oglądanie telewizji. Pobudka, bieganie, 
śniadanie, szkoła, praca domowa, basen, dodatkowe zajęcia, bankiety, dom, lekcje, łóżko. Tak 
wyglądał zazwyczaj mój plan dnia. Nienawidziłam tego wszystkiego. Gdy tylko jeden z punktów 
nie został przeze mnie wykonany, matka wpadała w szał. Chciała abym tak jak i ona została 
prawnikiem, lecz to nie jest moje choćby najmniejsze marzenie. Moim marzeniem jest taniec i 
psychologia. Zawsze chciałam tańczyć hip-hop i pomagać innym ludziom. Nawet nie 
próbowałam jej tego kiedykolwiek powiedzieć. Wiedziałam jak zareaguje będzie wielka kłótnia, 
która i tak nie doprowadzi do niczego. A teraz ja, Isabella Swan mogę spełnić swoje marzenia nie 
bojąc się opinii mojej matki o ile takim mianem można ją nazwać. Była dla mnie całkiem obcą 
kobietą, która pojawiała się w domu bardzo rzadko i na dodatek zazwyczaj ze swoją nową 
zdobyczą, kolejnym mężczyzną.  Więc sami rozumiecie dlaczego się cieszę. Będę miała czas na 
robienie prowizorycznych ludzkich czynności według mojego planu, ustalonego jedynie w mojej 
własnej głowie. Może wreszcie będę miała chłopaka. Wszyscy moi znajomi chodzili na randki, a 
ja mogłam tylko o tym pomarzyć. Byłam zakochana raz w moim siedemnastoletnim życiu, 
miałam wtedy 14 lat. Zakochałam się w moim... kuzynie, wiem to chore, lecz cóż poradzić serce 
nie sługa. Właśnie moje życie zmienia się w szczęśliwą oazę spokoju, w którym nie będzie mnie 
nikt nękać. Jedynym problemem jest to, że zamieszkam u mojego wujka Carlisle'a i jego syna 
Edwarda. Zamieszkam z moją pierwszą i jedyną miłością pod jednym dachem. Nie wiem jak to 
będzie wyglądać. Było to 3 lata temu, ale boję się, że to znów się powtórzy i moje uczucie 
powróci. W Los Angeles, bo taki jest cel mojej podróży byłam, gdy miałam ospę wietrzną. Moja 
"matka" pozbyła się mnie z domu wysyłając do jej brata Carlisle'a, aby mnie wyleczył jak 
najszybciej się da (Carlisle jest lekarzem), bo miałam ważny koncert do zagrania. Oczywiście na 
fortepianie, na którym gram od 5 roku życia. Edward był wtedy moim rówieśnikiem. Codziennie 
zajmował mi czas i graliśmy w różne gry, które poprawiały mi samopoczucie i choroba nie była 
już taką katorgą jak kiedyś, można nawet uznać, że był to mój najlepiej spędzony tydzień życia. 
Spędzony jak normalny nastolatek, a nie dorosła osoba. Nie widziałam go już później co było 
spowodowane moim napiętym grafikiem i tym, że Viktoria nie za bardzo znajdowała czas na 
przyjmowanie gości a co dopiero ich odwiedzanie. Jutro jest pogrzeb, na którym pojawi się 
więcej znanych osobistości niż na pochówku nie jednej gwiazdy. Tak matka była niezastąpiona w 
swoim w fachu. Po trupach dążyła do celu. Miała tak wielu informatorów, że w ciągu godziny 
znajdowała więcej brudu na swoich przeciwników, niż ktokolwiek przez całe swoje życie. Jej 
kariera uwieńczona była licznymi sukcesami, co tylko powiększało jej ego jak i gażę za wygraną 
rozprawę. Często czytałam w różnych gazetach jak reporterzy, dyskutowali na temat jej 
wynagrodzenia zaczynając od kilkudziesięciu tysięcy a sięgając nawet miliona. Victoria nigdy 
nie zdradziła mi ile zarabia, lecz wchodząc do naszego domu można było zauważyć, że nie są to 
małe sumy. Na moje zawołanie jest 23 osobowa obsługa, nigdy nie korzystałam z ich usług,  
jeżeli nie byli mi potrzebni. Nie lubię wykorzystywać ludzi do rzeczy, które mogę zrobić 
samodzielnie. Multum ubrań, wystawna zastawa, kilka aut, oczywiście należących do mojej 
matki. Szczerze? Oddałabym to wszystko za normalne dzieciństwo i za poczucie bezpieczeństwa, 
kiedy przekraczam próg własnego domu, a nie wszechogarniającego strachu przed tym co 

background image

wymyśliła tym razem ruda czarownica. Mam nadzieję, że to się zmieni po mojej przeprowadzce 
do prawdziwego domu. Do domu, w którym aż emanuje miłością! 
 

ROZDZIAŁ DRUGI: 

 
Pogrzeb trwał wieczność. Tak jak przewidziałam pojawiło się na nim wiele ludzi. Przez całą 
ceremonię próbowałam zlokalizować Carlisle'a, lecz z negatywnym skutkiem. Szczerze? Nawet 
zwątpiłam czy przyjechał i czy nadal chce się mną zaopiekować. Na szczęście podczas stypy 
przyszedł do mnie z kondolencjami. Nie było z nim Edwarda. Chociaż może to i nawet lepiej?... 
Po raz ostatni sprawdziłam czy wszystko spakowałam, po czym zeszłam na dół, żegnając się z 
moim już teraz starym domem. W holu stał wujek Cullen i uśmiechał się szeroko. Dopiero teraz 
zauważyłam jak jest przystojny. Miał idealnie ułożone, blond włosy, wielkie zielone oczy i 
perfekcyjną twarz nie posiadającą ani jednej zmarszczki. 
-Gotowa? - zapytał, gdy stanęłam obok niego. 
- Tak, możemy ruszać. - wsiedliśmy do czarnego mercedesa Carlisle'a i odjechaliśmy zostawiając 
moje stare życie za sobą. 
- Bello, przepraszam, że tylko ja przyjechałem, ale Edward z Emmettem są na obozie, a nie 
mogłem zostawić samej Esme, więc została z nią Alice. - zdziwiona popatrzyłam na niego, gdy 
zauważył mój pytający wzrok, pokiwał niedowierzająco głową. - Zgaduję, że Viktoria nie 
powiedziała Ci, że ponownie ożeniłem się i razem zaadaptowaliśmy kolejną dwójkę 
nastolatków? - i dziwić się, że jej nie znoszę. - Może Ci coś o nich opowiem? - zapytał, 
przytaknęłam głową. - Alice ma 19 lat, jest z nami od kiedy skończyła 17. Wszędzie jest jej 
pełno. Zawsze ma wiele do powiedzenia, nikogo i niczego się nie wstydzi i nie boi. Spotkałem ją 
w sierocińcu jak była jakaś epidemia grypy, spędziłem z nią trochę czasu, od razu się w niej 
zakochałem. Zdradziła mi, że jej największym marzeniem jest projektowanie, więc nie chciałem, 
aby straciła tą szansę tylko dlatego, że jej rodzice nie mogli znieść presji jaką jest rodzicielstwo. 
Teraz Alice od roku studiuje na Yale i dostała się na staż do Elle, więc wszystko idzie po jej 
myśli. - uśmiechnęłam się szeroko, Carlisle jest całkowicie różny od Victorii, aż się dziwie, że to 
rodzina. - Emmett jest typem sportowca. Ma potężną posturę, lecz w rzeczywistości zachowuje 
się jak dziecko. Jest takim naszym dużym miśkiem. On z Alice są rodzeństwem, więc nie 
chciałem ich rozdzielać. Też dostał się na Yale i studiuje coś związanego z autami, wiesz że nie 
znam się na takich rzeczach. Została nam jeszcze Esme. Jesteśmy razem od 4 lat od 3 mieszkamy 
razem a od 2 jesteśmy małżeństwem. Za miesiąc na świat przyjdzie nasz mały brzdąc. - 
powiedział to z taką dumą jakiej nigdy nie słyszałam u nikogo innego. - Mam nadzieje, że tyle na 
razie wystarczy. Chociaż wiem, że to nie zastąpi tych kilku lat. - pokiwałam głową i sobie coś 
przypomniałam. 
- Czyli Edward też jest adoptowany? - zapytałam z nadzieją w głosie. 
- Tak, myślałem, że to akurat wiesz. - popatrzył na mnie. 
- Nie wiedziałam. 
- Bello, Edward bardzo się zmienił w ciągu ostatnich trzech lat. – popatrzył na mnie smutno. - 
Nigdy nie widzę go dwa razy z tą samą dziewczyną, wykorzystuje je a później porzuca. Nie 
mogę na to nic poradzić, gdy z nim rozmawiam kiwa głową, że rozumie a później znowu jest to 
samo. Chciałem dać mu szlaban, ale nie mam nawet wymówki za co. Ma świetne oceny i pomaga 
w domu. - Czy na prawdę tak źle z nim w ostatnich latach? Mam nadzieje, że nie. - Przed 
pogrzebem rozmawiałem z prawnikiem twojej mamy. Victoria zapisała Ci wszystko, lecz 
będziesz mogła używać tych środków, dopiero kiedy pójdziesz na studia, dokładniej na prawo. W 
innym wypadku pieniądze zostaną przepisane na jakiegoś Jamesa. - wytłumaczył 

background image

- Co? - zapytałam zdumiona. 
- Chyba nie za bardzo pałasz się, aby być prawnikiem? – pokiwałam głową. - Tak myślałem, 
dlatego o nic się nie martw, otworzyłem w banku fundusz powierniczy dla Ciebie i jeszcze konto, 
na którym będziesz miała pieniądze na takie tam bzdety jak ubrania, kosmetyki wiesz te kobiece 
rzeczy. 
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się. 
- Nie ma za co. Zapisałem Cię do tej samej szkoły co chodzi Edward. Mam nadzieje, że będzie ci 
pasować? 
- Jasne, że tak. - ten człowiek więcej zrobił dla mnie miłych rzeczy w ciągu 15 minut niż jak 
matka przez rok. 
- Został już nie cały miesiąc wakacji, więc mam nadzieje, że znajdziesz coś do robienia. Chłopaki 
wracają z obozu za tydzień, a Alice mówiła mi, że musi się z tobą wybrać na szkolne zakupy i 
jestem pewny, że nie chodzi o podręczniki. - kiwnęłam głową. - Powinnaś się zdrzemnąć przed 
nami długa droga. 
 

*** 

 
Zaparkowaliśmy przed dużym, białym domem. Dochodziła 21, co tłumaczyło zapalone światło w 
niektórych oknach. 
 
- Jesteśmy na miejscu. - oznajmił mi Carlisle i uścisnął moją dłoń tym samym dodając mi otuchy. 
Otworzyłam drzwi samochodu. Nie zdążyłam jeszcze z niego wysiąść a coś małego przytuliło 
mnie wyrzucając z siebie słowa jak karabin maszynowy. 
 
- Witaj Bello, jestem Alice. Nie mogę się doczekać aż się bliżej poznamy. Tak dużo słyszałam o 
tobie. Na pewno będziemy przyjaciółkami. – ledwo odróżniałam słowa jakie wypływały z jej ust. 
Carlisle miał rację mówiąc o jej zaraźliwym optymizmie. 
 
-Cześć. - wydukałam. 
 
-Chodź pokażę Ci twój pokój i musisz poznać Esme. - pociągnęła mnie w kierunku drzwi, 
zdążyłam jeszcze usłyszeć śmiech blondyna, który w tej chwili zajmował się moimi bagażami. 
Weszliśmy do pięknie urządzonego salonu. Po prawej stronie znajdował się duży stół, na którym 
stał wazon z kwiatami. Na przeciwległej ścianie wisiał dużych rozmiarów telewizor, a ustawiona 
pod odpowiednim kątem do niego, kremowa kanapa, była zajmowana przez piękną, brunetkę. 
 
- Esme to jest Bella. – przedstawił nas sobie Chochlik, gdy podeszliśmy do sofy. 
 
- Witaj Isabello. Przytuliłabym Ciebie, lecz sama widzisz, że to raczej nie możliwe. – poklepała 
swój brzuch, który był wielkich rozmiarów. 
 
- Nic nie szkodzi proszę Pani. - uśmiechnęła się do mnie. 
 
- Mów mi Esme skarbie, nie jestem aż tak stara. 
 
- Dobrze. – do domu wszedł Carlisle, więc zostawiłyśmy ich samych. Alice właśnie prowadziła 
mnie po schodach na drugie piętro. Chociaż jeszcze jej dobrze nie znam to czuję, że ją polubię. 

background image

Stanęłyśmy przed drewnianymi drzwiami. Nacisnęła klamkę i moim oczom ukazał się pokój, 
mniejszy niż jaki miałam do tej pory, ale na pewno przytulniejszy. 
 
- Mam nadzieję, że Ci się podoba. Sama urządzałam. – przytuliłam ją mocno. 
 
- Jasne, że mi się podoba. Dziękuję. – zaśmiała się. 
 
- Edward powiedział mi, że lubisz kolor fioletowy, więc starałam się wykorzystać tę informację. 
 
- Tak lubię fioletowy. – uśmiechnęłam się. Pamiętał! 
 
- Tutaj jest twoja garderoba. – pokazała w kierunku drewnianych drzwi. – Na razie jest pusta, ale 
pójdziemy na zakupy, oczywiście jak będziesz chciała to się zapełni. 
 
- Mam też swoje ubrania Alice. – przypomniałam jej. 
 
- Wiem, ale jesteś w nowym miejscu i przyda ci się małe odświeżenie. – wytłumaczyła mi. 
 
- Dobrze, możemy pójść jutro jak będziesz miała czas. – oczy jej zaświeciły. 
 
- Jasne, że mam czas. Na zakupy zawsze. – znów się uśmiechnęłam. – Zapomniałam Ci 
powiedzieć. Łazienkę masz z Edwardem, ale możesz korzystać z mojej, mój pokój pokaże Ci 
jutro. Na pewno jesteś zmęczona, więc zostawiam Cię samą. Jak będziesz coś potrzebować będę 
w pobliżu. 
 
- Dziękuje! – przytuliła mnie do siebie jeszcze raz i wyszła w podskokach z pomieszczenia. 
 
 

*** 

 
 
- No to od czego zaczynamy? - zapytałam Chochlika, gdy znalazłyśmy się w centrum 
handlowym. 
 
- Myślę, że od czegoś na imprezy- popatrzyła na mnie. - Zacznijmy od sukienek. Co weekend są 
organizowane zabawy, na które na pewno zostaniesz zaproszona, więc musimy kupić Ci sexy 
kiecki - pociągnęła mnie w kierunku sklepu o jakiejś zagranicznej nazwie. – Tutaj mają najlepszy 
wybór w całym mieście. Robimy tak : idź do przymierzalni ja zaraz przyniosę Ci kilka ubrań 
przymierzysz je i mi powiesz, które wybierasz. – No i się zaczęło. Alice latała po całym sklepie, 
przynosząc mi coraz to inne sukienki. Niektóre odrzucałam po samym zobaczeniu ich. Wreszcie 
wybrałam kilka z nich i poszłyśmy do innego sklepu. Teraz brunetka pozwoliła mi samej 
powybierać ubrania, więc uwinęłyśmy się szybciej. I tak wszędzie po kolei. 
 
- Teraz do Victoria Secret. – pisnęła mi do ucha, nie próbowałam protestować i tak wiedziałam, 
że nie wygram. 
 
- Chyba nie myślisz, że to założę?! – zapytałam ją kiedy wręczyła mi kawałek materiału 

background image

upierając się, że to bielizna. Kto nosi takie rzeczy? 
 
- Tak przymierzysz to a później całą resztę. – pokazała mi wieszaki, które przechwyciła w swoje 
posiadanie, a szyderczy uśmiech pojawił się na jej twarzy. 
 
- Nóg nie czuję. – powiedziałam, zapinając pasy i przyrzekając sobie w duchu, że nigdy więcej 
nie pójdę z nią na zakupy. 
 
- Nie marudź było fajnie. – odpaliła auto. 
 
- Taa jasne. – mruknęłam pod nosem. 
 

*** 

 
Minął tydzień odkąd przeprowadziłam się do Los Angeles. Alice wybrała sobie mnie jako jej 
kolejną ofiarę i codziennie musiała jak to stwierdziła „robić mnie na bóstwo”. Świetnie spędzam 
czas. Trzeba przyznać, że to moje najlepsze wakacje jak do tej pory. Esme jest kochającą osobą, 
opowiadała nam jak poznała Carlisle’a i jak jej się oświadczył. Właśnie siedzieliśmy w salonie i 
oglądaliśmy jakiś ckliwy serial, gdy jakieś śmiechy dotarły do naszych uszu. 
 
- To pewnie chłopcy przyjechali. – oznajmiła Alice i w ekspresowym tempie znalazła się na 
zewnątrz. Po chwili do domu wtargnął wielki chłopak, z krótko obciętymi włosami. Uśmiechnął 
się do mnie kiedy mnie zobaczył i porwał w niedźwiedzim uścisku. 
 
- Miło mi Cię poznać Bello. – powiedział. Chciałam się z nim przywitać, lecz zabrakło mi 
powietrza. 
 
- Emmett bo jej coś złamiesz. – usłyszałam Alice. Misiek upuścił mnie na podłogę. Usłyszałam 
piękny dźwięk, odwróciłam się w kierunku jego źródła i wtedy go zobaczyłam… 
 

ROZDZIAŁ TRZECI: 

 
Stał nonszalancko oparty o framugę drzwi. Wyglądał całkiem inaczej niż kiedyś. Szczupły, 
wysoki, idealnie zbudowany. Twarz perfekcyjna jak u Carlisle'a aż dziwne, że nie są 
spokrewnieni. Włosy jak zawsze sprawiające wrażenie, jakby nie miały kontaktu od dawna ze 
szczotką, połyskiwały w różnych odcieniach brązu i miedzi, co spowodowały odbijające się od 
nich promienie słońca. Pełne wargi, prosty nos i te magnetyzujące w odcieniu zieleni, oczy. 
Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę na co od razu się zarumieniłam, lecz on tego nie 
zauważył, ponieważ taksował mnie wzrokiem, tak jak ja zrobiłam to przed minutą z nim. Z tego 
małego otępienia wyrwał nas Carlisle, wchodzący do domu. 
 
- Pewnie jesteście głodni. - stwierdził. 
 
- Jasne! - przytaknął misiek. 
 
- Zamówiłem pizzę, idźcie się rozpakować i zejdźcie do nas. - popatrzyłam na kasztanowłosego, 
przytaknął i wziął swój bagaż, po czym poszedł w kierunku schodów. Patrzyłam zdumiona za 

background image

jego oddalającą się sylwetką. Nie widzieliśmy się od trzech lat a on nawet nie powie głupiego 
cześć. Nie zaprzeczę, zabolało mnie to okropnie. Przybrałam na twarz maskę i usiadłam z 
powrotem na kanapie obok dziewczyn. Alice popatrzyła na mnie smutno. Uśmiechnęłam się do 
niej. Nie będę się nim przejmować, to nie moja sprawa. 
 
- Bells, jutro przyjedzie Jasper z Rosalie, więc pójdziemy wszyscy razem na imprezę do Taylora 
Crowleya nad basenem, dobrze? - zapytała. 
 
- Wiesz, że nie lubię takich rzeczy mówiłam ci o tym - przypomniałam jej. 
 
- Pamiętam, ale na imprezie będzie dużo fajnych chłopaków i poznasz ludzi ze szkoły. I tak się 
nie wymigasz! - oznajmiła, już miałam zaprzeczyć, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Chochlik 
szybko pobiegł otworzyć, a Esme popatrzyła na mnie współczująco. 
 
Po chwili wszyscy siedzieliśmy w kuchni, jedząc pizze. No może nie wszyscy bo Edward nie 
uraczył nas swoim towarzystwem. Alice wymyśliła na wieczór, że urządzimy sobie seans 
filmowy. Rozsiedliśmy się w salonie i Emmett włączył jakąś komedię. Co jakiś czas misiek, 
dodawał jakieś uwagi na temat głupoty niektórych scen, że nawet Carlisle, zazwyczaj poważny, 
śmiał się, aż miał łzy w oczach. 
 
Gdy kończyliśmy oglądać drugi, głupkowaty film, do pokoju wszedł miedzianowłosy i oznajmił, 
że wychodzi i nie wie kiedy wróci. Po skończeniu się naszego małego seansu, pożegnałam się ze 
wszystkimi i poszłam do pokoju. Z nudów zaczęłam czytać jakąś książkę i zasnęłam. 
 
  

 

*** 

 
Obudziłam się, było jakoś po szóstej. Wykąpałam się i zeszłam do kuchni zrobić innym 
śniadanie. Gdy kończyłam smażyć ostatniego naleśnika, usłyszałam jak drzwi wejściowe 
zamykają się z trzaskiem. Zdziwiona poszłam do korytarza i stanęłam twarzą, twarz z Edwardem. 
 
- Cześć. – wyjąkałam. Nic nie odpowiedział tylko kiwnął głową, minął mnie i udał się do 
swojego pokoju. Z o wiele gorszym humorem, zabrałam się za kończenie posiłku. 
 
- Bello, nie musiałaś nic robić. – powiedział Carlisle, widząc przygotowane śniadanie. 
 
- Ale chciałam. – uśmiechnęłam się. – Wstała już Esme? – zapytałam – Chciałabym jej zanieść 
naleśniki, bo wiem, że teraz nie za bardzo może schodzić po schodach i pewnie czeka, aż Emmett 
wstanie, aby ją znieść. 
 
- Tak Bells wstała. Czyta jakąś gazetę. - odpowiedział. 
 
- Zaraz wrócę – wzięłam tacę i poszłam do ich sypialni. Uśmiechnęłam się szeroko do Esme, 
która odwdzięczyła mi się tym samym. 
 
- Witaj Bello, 

background image

 
- Cześć, przyniosłam Ci naleśniki, mam nadzieję, że lubisz. – pokiwała głową, postawiłam przed 
nią śniadanie. – Smacznego. 
 
- Dziękuję. 
 
- Nie ma za co. – wyszłam z pokoju i wróciłam do Carlisle'a. Po zjedzeniu posprzątałam i 
wróciłam do swojego pokoju. Wiem, że zaraz Alice wstanie i zacznie mi szykować ubranie na 
wieczór, a później przyjedzie Rosalie z Jasperem, więc korzystam z mojej chwili samotności. 
Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w dźwięki dochodzące z pomieszczenia obok, czyli łazienki 
mojej, która dzieliłam z Edwardem. Słyszałam jak zakręca wodę i dźwięk otwieranych drzwiczek 
od kabiny prysznicowej. Po dłuższej chwili, wszedł do swojego pokoju i zaczął słuchać różnych 
piosenek ciągle nie mogąc się zdecydować na przesłuchanie jednej. Zatrzymał się na dłuższą 
chwilę przy Lady Gadze „Love Dance”, lecz znów ją zmienił, wreszcie wybrał Ushera „Yeah”. 
Zdziwiłam się dlaczego słucha takiej piosenki, lecz moje rozmyślania na ten temat, przerwała 
Alice. 
 
- Bello, za dwie godziny, przyjadą Hale’owie. Tak się cieszę, że poznasz Jaspera i Rosalie. 
 
- Ja też. – przyznałam szczerze. 
 
- Może zejdziemy do Edwarda i Emmetta, którzy zeszli zjeść śniadanie, które nam 
przyszykowałaś? – przytaknęłam, chociaż zrobiłam to niechętnie. Myśl o przebywanie w jednym 
pokoju z osobą, która najwyraźniej za mną nie przepada nie za bardzo mnie interesowała. 
Posłusznie zeszłam za chochlikiem do kuchni, w którym siedział tylko miedzianowłosy, jedząc 
naleśniki. Uśmiechnęłam się widząc, że mu smakuje. Nalałam sobie soku i usiadłam obok Alice, 
która zapytała się brata: 
 
- Gdzie byłeś w nocy? Wiem, że nie było cię w domu. 
 
- Powiedziałaś jej? – spytał mnie zły. 
 
- Nic mi nie mówiła. – odpowiedziała za mnie Alice – Nie było Cię w pokoju – wyjaśniła 
 
- Nie twoja sprawa – odburknął. 
 
- Co to za ton, braciszku? – zapytał misiek wchodząc do pomieszczenia, nie czekając na 
odpowiedź, kontynuował. – Słyszałem Bells, że zrobiłaś dzisiaj  śniadanie. – uśmiechnęłam się 
do niego na potwierdzenie. – Edward, wiesz, że dzisiaj przyjeżdża Rosalie? 
 
- Wiem, nie dawałeś mi o tym zapomnieć przez cały obóz. 
 
- To dobrze. – powiedział plując jedzeniem. 
 
- Emmett! – Krzyknęła Alice. – Nie mów z pełną buzią. 
 
- Aha. Edward pożyczyłem sobie od ciebie wodę kolońską. – Miedzianowłosy zrobił zdziwioną 

background image

minę, lecz nic nie odpowiedział. 
 
- Rozmawiałeś z Rose? – zapytał chochlik. 
 
- Nie mam wody kolońskiej. – wtrącił Ed. 
 
- A ta buteleczka, obok żelu pod prysznic? 
 
- Ta zielona? – misiek przytaknął – Pamiętasz jak kiedyś mieliśmy psa? To środek na jego 
robaki. – nie wytrzymałam razem z Al zaczęłyśmy się śmiać na widok, biegnącego i 
przewracającego się co drugi schodek Emma. 
 
- Wracając do naszej rozmowy. – powiedziała do Edwarda Alice, lecz ten zignorował ją, 
wyburczał jakieś podziękowania za śniadanie i wyszedł z kuchni. Brunetka odwróciła się do 
mnie. – Nie wiem co z nim jest. Kiedyś taki nie był. – powiedziała smutno 
 
- Wiem. 
 

 

*** 

 
Usłyszałam dźwięk wyłączanego silnika. Alice zapiszczała i zniknęła za wejściowymi drzwiami. 
Uśmiechnięta poszłam za nią. Ze sportowego, czerwonego mercedesa wysiadła piękna, 
blondynka i bardzo podobny do niej blondyn, któremu chochlik rzucił się na szyję i pocałował. 
Podeszłam do nich nie pewnie. 
 
- Rosalie, Jasper to jest Bella. – przedstawiła nas sobie Al, odrywając się wreszcie od chłopaka. 
 
- Cześć. – przywitał się blondyn. – Wreszcie mogę cię poznać. – wyznał, patrząc na Alice, która 
tylko zachichotała. 
 
- Hej. – przytuliła mnie Rose. – Miło mi cię poznać. 
 
- Mi was również! – uśmiechnęłam się 
 
- Rosalie! – krzyknął Emmett, pojawiając się w drzwiach razem z miedzianowłosym. Podbiegł do 
dziewczyny i porwał ją w swoim niedźwiedzim uścisku. 
 
- Może wejdziecie do domu? – zapytał zniecierpliwiony Edward, Emm zmierzył go wzrokiem, 
ale ruszył nadal trzymając blondynkę w ramionach w kierunku wejścia. Alice objęta przez 
Jaspera również podążyła za nimi, więc i ja zaczęłam iść, koło nich. Czułam się jak piąte koło u 
wozu, chociaż nie byłam z tym sama, bo i Edward nie miał nikogo, ale jemu najwyraźniej to nie 
przeszkadzało. Patrzyłam na to jak wielkim uczuciem siebie darzą. Czy i mnie kiedyś spotka coś 
takiego? Gdy tylko zadałam sobie to pytanie, moje myśli podążyły do jedynej osoby, która na 
pewno nie spełni, tego mojego, małego marzenia. Do Edwarda. 
 

ROZDZIAŁ CZWARTY: 

background image

 
Podjechaliśmy pod duży, biały dom oświetlony milionami świateł. Powoli wyszłam z taksówki, 
starając się nie upaść przez kilkunastocentymetrowe buty, które chochlik kazał mi założyć. 
 
- Boże Bello! - krzyknął Emmett. - Piłaś coś już? Chwiejesz się jak nie wiem co! - popatrzyłam 
zła na Alice. 
 
- Tylko mi nie mów, że nigdy nie chodziłaś w butach na obcasie! - uśmiechnęła się złośliwe 
brunetka. 
 
- Chodziłam, ale nie w tak wysokich! Nie chcę mieć na nagrobku napisane "Isabella Swan - 
umarła przez natrętność przyjaciółki i jej manię wtykania nosa do szafy innych ludzi!" 
 
- Na nagrobku napiszą Ci co tylko sobie zapragniesz, ja będę miała: "Alice Hale - pochowana 
żywcem!" - powiedziała to tajemniczym tonem, że wszyscy zachichotali. Nadal chwiejnym 
krokiem weszłam za resztą do domu. Moi towarzysze poszli potańczyć, a ja usiadłam przy barze i 
zaczęłam ich obserwować. Rosalie cały czas się uśmiechała, pewnie Emm  mówił jej sprośne 
rzeczy na ucho. Za to Jazz z Al, przytuleni do siebie, poruszali się bardzo wolno, nic nie robiąc 
sobie z tego, że muzyka nie pasuję do ich stylu tańca. 
 
- Zatańczysz? – zapytał mnie śliczny, blondyn z niebieskimi oczami. 
 
- Jasne. – co mi szkodzi? Weszliśmy na parkiet. Chłopak objął mnie w pasie i przyciągnął do 
siebie. 
 
- Jestem Mike Newton! A ty? Jesteś nowa nie widziałem Cię tu wcześniej? 
 
- Bella Swan, przeprowadziłam się tutaj nie dawno. 
 
- Aha. – uśmiechnął się zawadiacko. Tańczyliśmy jeszcze do dwóch piosenek, kiedy Michael 
zaproponował, że może się czegoś napijemy. Zamówił dla mnie jakiegoś drinka o śmiesznej 
nazwie. Usiedliśmy przy wolnym stoliku i zaczęliśmy rozmowę o wszystkim i o niczym, podczas 
której wypiłam kilka kolejnych, kolorowych napojów alkoholowych. Nagle zauważyłam jak 
niebieskooki zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Nie odwróciłam się tylko zamknęłam oczy 
i czekałam aż mnie pocałuje. Zanim to się wydarzyło usłyszałam głośny huk. 
 
- Ona nie będzie twoją następną zdobyczą. – warknął Edward, który nagle pojawił się koło nas. 
 
- O co ci chodzi? Byłem pierwszy, znajdź sobie inną! 
 
- O to mi chodzi, że ona jest moją kuzynką. Znasz zasady. – A więc to była tylko gra? Gdyby nie 
alkohol we krwi na pewno rozpłakałabym się teraz i byłoby mi wstyd, że dałam się tak łatwo 
nabrać. Poczułam, że ktoś prowadzi mnie w kierunku wyjścia. 
 
- Bello, jedziemy do domu. Jesteś pijana! – usłyszałam Emmetta. Przytaknęłam. W taksówce 
zasnęłam i obudziłam się przebrana w piżamę w moim pokoju. Głowa pulsowała mi 
niemiłosiernie. Rozejrzałam się uważnie i zauważyłam, że nie byłam sama. Ciemna sylwetka 

background image

zaczęła się do mnie przybliżać i rozpoznałam w niej Edwarda. Chłopak usiadł na krawędzi łóżka 
i nachylił się nade mną. 
 
- Zrobił Ci coś? – zapytał, jakimś dziwnym tonem, a do moich nozdrzy dotarł zapach piwa. Był 
pijany, inaczej na pewno by ze mną nie rozmawiał. 
 
- Nie. – wyszeptałam. 
 
- Nie powinnaś z nim rozmawiać. On wykorzystuje dziewczyny, a później je zostawia. – 
prychnęłam. 
 
- I kto to mówi? – jakby nie słysząc mojej uwagi kontynuował. 
 
- Musisz mi obiecać, że już nigdy więcej nie będziesz z nim tańczyć, rozmawiać nawet na niego 
patrzeć. Po prostu go ignoruj. – nie wiem co mnie podkusiło, to że nadal jestem wstawiona czy 
to, że Edwardowi chociaż trochę na mnie zależy, ale przyrzekłam mu to. 
 
- To dobrze, a teraz idź spać. – powiedział po czym zniknął za drzwiami 
 
  

 

*** 

 
Dzisiaj środa – pierwszy dzień nauki. Alice i reszta wyjechali na uniwersytet i przyjadą dopiero 
w przyszłym miesiącu. Jako, że nie posiadam samochodu, zmuszona jestem dojeżdżać do szkoły 
z Edwardem, który od pamiętnej imprezy nie odzywa się do mnie. Zachowuje się tak jak ja mam 
się zachowywać względem Mike’a. Siedziałam w kuchni i kończyłam jeść śniadanie, kiedy Ed 
wszedł do pomieszczenia. Nie uraczył mnie żadnym spojrzeniem, tylko wziął batonika 
zbożowego i powiedział, że czeka na mnie w aucie. Podróż do szkoły dłużyła mi się strasznie. 
Wreszcie zaparkowaliśmy srebrne volvo na parkingu i rozdzieliliśmy się w swoje strony. Alice 
wytłumaczyła mi jak dostać się do sekretariatu, więc szybko tam dotarłam. Wzięłam plan szkoły 
i zajęć. Wiem, że każdą lekcję mam z miedzianowłosym, co oznacza, że jestem skazana na 
oglądanie jego. Weszłam do Sali oznaczonej numerkiem 28 i zajęłam miejsce pod oknem. Nie 
minęło wiele czasu, a klasa zaczęła się zapełniać. 
 
- Mogę usiąść? – zapytała śliczna, blondynka patrząc na miejsce obok mnie. 
 
- Tak. – uśmiechnęłam się do niej. – Bella Swan. – przedstawiłam się. 
 
- Jane Brandon. – powiedziała, wyjmując podręczniki do historii, którą teraz właśnie mieliśmy. – 
Jesteś nowa? 
 
-Tak. Przeprowadziłam się miesiąc temu, mieszkam u Cullenów. – popatrzyła na mnie 
zdziwiona, ale nic nie powiedziała. Po chwili do sali weszła wysoka, ciemnowłosa nauczycielka. 
Miała około 50 lat. 
 
- To Pani Cope. – wyszeptała moja nowa koleżanka. – Jest strasznie surowa, radzę Ci z nią nie 

background image

zadzierać, bo… - urwała, ponieważ do klasy wszedł Edward. 
 
- Cullen co Ci mówiłam w zeszłym roku na temat spóźniania się? 
 
- Nie wiem, zasnąłem w połowie pani kazania. – powiedział zajmując miejsce na końcu klasy. 
Każdy stłumił  śmiech, a  wszystkie dziewczyny popatrzyły na niego rozanielone, no może nie 
wszystkie bo Jane nie wyrażała żadnych emocji względem młodego Cullena. Pani Cope cała 
czerwona, podeszła do jego stolika z plikiem kartek. 
 
- Na jutro rozwiążesz, wszystkie te zadania. – pokiwał głową nadal nie wyglądając jakby jej 
słuchał. – Ale to nie wszystko. – ciągnęła – opiszesz mi i się nauczysz dokładnego życiorysu 
Abraham Lincolna oraz napiszesz 500 razy „ Nie będę się spóźniał na lekcję historii”. – wszyscy, 
popatrzyli na niego ze współczuciem, ale on nic sobie z tego nie robił i bawił się długopisem. 
Nauczycielka wciąż zła, wróciła na swoje miejsce i zaczęła swój strasznie długi i nudny 
monolog. 
 
  
 

*** 

 
  
 
Lekcje mijały spokojnie, na każdej jak i na lunchu siedziałam z Jane, która zapoznała mnie z 
dwójką jej przyjaciół. Markiem - przystojnym i inteligentnym brunecie, oraz Jackobem - 
wysokim, muskularnym indianinem, który podobnie do Jane robił maślane oczy do Marka, 
dopiero później dowiedziałam się, że jest on gejem. Nie zrobiło to na mnie wrażenia w Phoenix 
też było ich pełno. Opowiadała mi też różne historię o nauczycielach, uczniach i szkole. W 
drodze na matematykę minęłam Mike’a, którego starałam się ignorować tak jak polecił mi 
Edward, lecz na marne. Nie mogłam się oprzeć, aby nie zmierzyć go wzrokiem na co on 
uśmiechnął się diabolicznie. Teraz czekała nas ostatnia lekcja - wychowanie do życia w rodzinie. 
Z tego co mi wiadomo, zajęcia prowadzone są przez Aro Volturi, który pada ofiarą dowcipów 
uczniów z różnych klas. Zajęłyśmy ostatnią ławkę, obok okna i czekałyśmy aż pojawi się 
nauczyciel. Zdziwiło mnie to, że Edward nie spóźnił się tym razem na lekcję, siedział w kącie 
sali, słuchając mp4. Wszystkie dziewczyny patrzyły na niego rozmarzone i mierzyły blond, 
lafiryndę obok niego. Po chwili pojawił się profesor. Był on niskim, brunetem z lekka nadwagą. 
Widać było, że jest zdenerwowany. Zanim usiadł na krześle, sprawdził dokładnie czy nic na nim 
się nie znajduję. Po chwili wpatrywania się w nas, zaczął nawijać o aborcji. Jane wytłumaczyła 
mi, że to dopiero pierwsza lekcja i nie będzie się na niej działo nic wielkiego. Co jakiś czas 
zadawał nam różne pytanie, lecz nikt nie kwapił się aby udzielić mu na nie odpowiedzi. Gdy 
zapytał po raz kolejny, chyba jakie mamy zdanie na temat zabicia dziecka nienarodzonego, 
chłopak siedzący przed Edwardem zgłosił się. Nauczyciel wyraźnie ożywiony, popatrzył na 
niego 
 
- Tak? 
 
- Czy gdyby Homo Sapiens naprawdę byli homo? Może dlatego wymarli? - zapytał, a cała klasa 
zaczęła się śmiać. 

background image

 
- Homo Sapiens to ludzie! - odpowiedział lekko rozczarowany Aro. 
 
- Ja nikogo nie oceniam. - wzruszył ramionami. Na szczęście zadzwonił dzwonek i uwolnił nas 
od słuchania wykładu na temat sama nie wiem czego. 
 
Gdy wychodziłam przed szkołę, podszedł do mnie jakiś chłopak. 
 
- Edward kazał mi przekazać, że ma trening i nie może ciebie odwieść, chyba że poczekasz na 
niego godzinę. 
 
- Powiedz mu, że poczekam. -- zrobiło mi się smutno, tak trudno jest do mnie podejść i 
powiedzieć te kilka słów? Jest aż tak wielkim palantem? 
 
Poszłam do sali gimnastycznej, w której były zapisy na hip - hop. Od zawsze chciałam go 
tańczyć, lecz Wiktoria mi zabraniała, że nic z tego nie osiągnę. Weszłam do niej i aż mnie 
zatkało. Przy ustawionym na środku hali stoliku, siedziała młoda kobieta, która zapewne jest wf-
istką a kolejka do niej była bardzo duża, w większości składała się ona z dziewczyn. Każda osoba 
podchodziła do ławki, podpisywała się i dostawała płytę. Po długim czekaniu nadeszła moja 
kolej. Zapisałam się na zajęcia i dostałam CD. 
 
- Tutaj masz dwie piosenki, musisz sobie wybrać jedną i ułożyć do niej solówkę. Twój termin 
wypada we wtorek. - podziękowałam i wyszłam z sali. Do końca treningu zostało jeszcze 15 
minut, więc wstąpiłam do biblioteki i wypożyczyłam kilka książek. Wróciłam i oparłam się o 
volvo. Po 45 minutach, 127 przeczytanych stronach i 4 odezwach mojego brzucha, domagającego 
się jedzenia, pojawił się miedzianowłosy otoczony przez wianuszek dziewczyn. 
 
Kompletnie je ignorując wsiadł do auta, poczekał aż ja uczynię to samo i odjechał z piskiem 
opon. 
 

ROZDZIAŁ PIĄTY: 

 
Zmęczona opadłam na łóżko. Od kilku godzin próbuję wymyślić jakieś kroki do mojej solówki. 
Na razie z marnym rezultatem. Edward wyszedł zaraz po szkole z domu, nie przejmując się 
zadaniem jakie miał wykonać dla pani Cope. Carlisle z Esme, wyjechali do jej rodziców i wrócą 
dopiero po porodzie.Obiecali, że poinformują nas, kiedy mamy się pojawić w szpitalu oraz kazali 
nam, dokładniej mi pilnować domu. 
 
Spragniona zeszłam do kuchni, aby napić się wody, a następnie pooglądać telewizor. Po chwili 
usłyszałam trzask zamykanych drzwi i śmiech jakiejś dziewczyny. Zaraz po tym, w progu 
pojawił się miedzianowłosy, obejmując w pasie laskę, z którą siedział na Wychowaniu do Życia 
w Rodzinie. Oboje zmierzyli mnie wzrokiem, odwrócili się i wyszli nadal przytuleni do 
siebie.Poczułam potworny ucisk w klatce piersiowej. Zignorowałam go i powróciłam do 
przerwanego zajęcia. Po oglądnięciu kilku łzawych telenowel, a raczej wpatrywaniu się tempo w 
ekran telewizora i zastanawianiu się co oni mogą tam robić tak długo, chociaż raczej się 
domyślałam, wstałam z kanapy. Od razu moje przypuszczenia się potwierdziły. Edward i ta 
blond lafirynda, w ogóle nie przejmowali się tym, że jestem w domu i mogę ich słyszeć. 

background image

Krzyczeli, jęczeli i wzdychali na zmianę. Do moich oczu napłynęły łzy. Ty idiotko! - skarciłam 
się w myślach - nie łudziłaś się chyba, że się tylko całują? Szybko założyłam słuchawki od mp4 i 
włączyłam jakąś piosenkę najgłośniej jak się dało.Spróbowałam wsłuchać się w tekst tej 
piosenki, lecz nie mogłam się skupić. Moje myśli ciągle wracały do tego co się dzieje w 
pomieszczeniu obok. Słone krople,torowały sobie drogę wzdłuż moich policzków. Jak ja tęsknię 
za moim Edwardem.Mam już dość tego dupka jakim się stał. Wiem, że gdyby nadal był taki jaki 
był,nie chciałby być ze mną, ale samo to, że mnie nie ignoruję i nie zachowuję się względem 
mnie opryskliwie, było o wiele lepsze od tego co jest pomiędzy nami teraz. Im dłużej się 
zastanawiałam, dlaczego w ogóle interesuje mnie co robi miedzianowłosy, tym bardziej 
utwierdzałam się w przekonaniu, że moje uczucia względem jego osoby się nie zmieniły. Nigdy 
nie sądziłam, że młodzieńcze zauroczenie tak odbiję się na mnie w przyszłości i najgorsze jest to, 
że jest to miłość nieodwzajemniona. 
 
 

*** 

 
Dopiero przed północą, Lisa - czego dowiedziałam się z okrzyków rozkoszy Edwarda, opuściła 
zadowolona nasz dom. Noc spędziłam na płakaniu i użalaniu się nad swoim losem. 
 
Miedzianowłosy udawał jakby nic się nie stało i przez całą drogę do szkoły jak zawsze nie 
zwracał na mnie uwagi. Pierwsza lekcja -historia - minęła spokojnie, może poza tym, że pani 
Cope zapytała zielonookiego, a ten odpowiedział prawidłowo na każde jej pytanie. Nauczycielka 
z satysfakcją dała mu trójkę za rozwiązane zadania i jedynkę za brak napisanych zdań. Kiedy on 
zdążył to wszystko zrobić? 
 
 

*** 

 
Cały tydzień zleciał mi na układaniu tańca, odrabianiu zadań domowych i zagłuszaniu dźwięków 
z pokoju obok. Edward nie próżnował, codziennie pojawiał się z coraz to nowszą zdobyczą i 
zabawiali się aż do późnej nocy.Każdego dnia płakałam a moje oczy, przypominały wyglądem 
zombie. Starałam się to zatuszować, szczególnie przed Jane. Nie chciałam, aby ktokolwiek 
porównywał mnie do tych głupich lasek, próbujących za wszelką cenę dobrać się do majtek 
miedzianowłosego. Podczas lunchu, gdy Edward z nową lafiryndą wszedł do stołówki z trudem 
powstrzymałam łzy. Myślałam, że Jane tego nie zauważy, ale jak zawsze nic z tego. Od razu jej 
podejrzenia padły na Edwarda. Wyjaśniłam jej wszystko, chociaż nie było tego wiele. 
Wysłuchała mnie, a co najważniejsze nie oceniała. Zaproponowała mi też, że mogę u niej 
nocować, wiedziałam że skorzystam z tego zaproszenia i to wkrótce. 
 
 
Nadszedł wtorek. W drodze do szkoły powiedziałam miedzianowłosemu,że muszę coś załatwić i 
wrócę o godzinę później, a ten po raz pierwszy od dosyć dawna odezwał się do mnie, 
wyjaśniając, że też wraca później. Lekcje minęły szybko, za szybko. Zestresowana poszłam pod 
salę wf-iczną, gdzie tłum nastolatek, ubranych w aż za bardzo skromne stroje, podskakiwał 
radośnie. Zajęłam miejsce na krześle i czekałam na swoją kolej. Nie zajęło to dużo czasu. Każda 
dziewczyna, wchodziła tam na co najwyżej 3 minuty, po czym wracała lekko zawiedziona. 
 

background image

- Isabella Swan? - zobaczyłam blond, wf-istkę, pokazującą mi ruchem dłoni, że mam wejść do 
środka. Weszłam za nią do sali. Wszystko wyglądało identycznie jak w zeszłym tygodniu, no 
może poza małym szczegółem.Przy stole stało jedno krzesło więcej, a zajmował je nikt inny 
niż...Edward.Stanęłam zdezorientowana. Miedzianowłosy nie patrzył na mnie, tylko bawił się 
swoim telefonem. Wyglądał na znudzonego. 
 
- Jesteś gotowa? - zapytała mnie blondyna, skinęłam głową,próbując sobie przypomnieć, 
jakikolwiek krok z mojej solówki. 
 
- Jaką piosenkę? - zapytał mnie chłopak, którego dopiero teraz zobaczyłam. 
 
- Ushera. - wyjąkałam. Edward jakby porażony prądem,popatrzył na mnie z zaskoczeniem 
odmalowanym na twarzy. Jak zawsze szybko zmienił zdziwienie na obojętność i wrócił do 
przerwanego zajęcia. Jak przez mgłę usłyszałam dźwięki dobiegające z głośników. Starałam się 
skupić na tańcu,a nie na greckim bogu siedzącym przede mną. Gdy skończyłam wf-istka 
uśmiechnęła się. Zatańczyłam tylko z dwoma małymi błędami, ale i tak byłam z siebie 
zadowolona. 
 
- Nie! – rzucił krótko Edward. I to wszystko? Znów poczułam ten ucisk w klatce piersiowej. 
Trenerka popatrzyła na niego zaskoczona. 
 
- Czemu? – zapytała. – Jest jedną z najlepszych. 
 
- Nie! – powtórzył. – Zawołaj następną! 
 
Wyszłam z pomieszczenia, pozwalając łzom, spływać po mojej twarzy. Nie wiem czemu, ale 
poczułam się odrzucona. Skoro blondyna twierdziła,że nie byłam zła, dlaczego on nie chce mnie 
wziąć? Dotarłam do łazienki, gdy usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam, 
chłopaka który włączał muzykę podczas przesłuchania. 
 
- Pani Dwayer, kazała mi przekazać, że jesteś przyjęta.Próby są dwa razy w tygodniu. W 
poniedziałki i czwartki. Obowiązuje strój zmienny. – uśmiechnął się do mnie i wrócił do hali. Nie 
wiem już sama co mam zrobić. Od zawsze chciałam tańczyć, a teraz nawet nie wiem czy to 
będzie przyjemne, gdy będę musiała robić to z osobą, która mnie nienawidzi. Chyba dzisiaj będę 
spała u Jane. 
 
 

*** 

 
Razem z Jane, siedziałyśmy kompletnie znudzone, na kolejnej lekcji Wychowania do Życia w 
Rodzinie. Znów niestety poświęconej aborcji. 
 
- Idziesz w sobotę na imprezę do Marka? – zapytała mnie blondyna. 
 
- Nie wiem. Po ostatniej odechciało mi się w ogóle. – wyznałam szczerze. Oczywiście wiedziała 
o co mi chodziło, bo opowiedziałam jej kiedyś o Mike. 
 

background image

- Chodź! Nie pozwolę Ci przez tego pedała zepsuć świetnej zabawy. Będziesz tam ze mną, a ja 
znam fajnych chłopaków. – uśmiechnęła się zadziornie. 
 
- Czy chcecie się podzielić czymś z klasą? – zapytał nauczyciel. Już miałam odpowiedzieć, że 
nie, gdy przerwał nam dzwoniący telefon Edwarda. 
Wsztyscy odwrócili się w jego stronę a on jak gdyby nigdy nic szeptał coś do telefonu. Wreszcie 
zakończył rozmawiać spakował swoje rzeczy i poszedł do drzwi.  
 
- Esme rodzi. – warknął do mnie. Pożegnałam się z Jane. Wyszłam z sali za miedzianowłosym, 
zostawiając w tyle nadal rozbawioną klasę i pomału pogrążającego się w depresję nauczyciela. 

 

ROZDZIAŁ SZÓSTY: 

 
W szpitalu zjawiliśmy się w rekordowym tempie. Pielęgniarka poinformowała nas, że Esme 
znajduję się właśnie na sali wraz z Carlisle’m. Usiadłam w poczekalni i z nudów zaczęłam czytać 
jakąś gazetę. Miedzianowłosy poszedł za moim przykładem i zajął miejsce obok mnie. 
Spojrzałam na niego. Patrzył się bardzo zainteresowany na sufit i bawił palcami u dłoni, 
wykręcając je w dziwnych kierunkach. Aż zżerało mnie od środka, aby dowiedzieć się, dlaczego 
tak mnie potraktował wczoraj na przesłuchaniu. Bałam się zapytać, a szczególnie jego reakcji. 
Odwrócił głowę, a ja speszona szybko spuściłam wzrok lekko się rumieniąc. Czas dłużył mi się 
strasznie. Z nudów patrzyłam na mijających mnie ludzi. Wreszcie po około 2 godzinach pojawił 
się Carlisle z wielkim uśmiechem i dumą wyraźnie odmalowaną na twarzy. 
 
- To dziewczynka! – krzyknął do nas. Zachichotałam. Znałam płeć dziecka odkąd pojawiłam się 
w Los Angeles, lecz Esme wyjaśniła mi, że Carlisle nie chce wiedzieć dopóki nie zobaczy na 
własne oczy. 
 
Przytuliłam go do siebie. 
 
- Kiedy będziemy mogli ją zobaczyć? – zapytałam. 
 
- Chciała spędzić chwilę z dzieckiem, więc ją zostawiłem. - powiedział spokojnym tonem. – 
Wiesz te poporodowe humorki. – mruknął pod nosem. 
 
Nareszcie mogliśmy wejść do sali i zobaczyć się z Esme. Półleżała na łóżku, trzymając na rękach 
ślicznego, małego bobasa. Widać było jak bardzo jest zmęczona, lecz najwyraźniej jej to nie 
przeszkadzało. Była taka szczęśliwa. 
 
- Mogę ją potrzymać? – zapytał Edward, patrząc czule na małą. Zazwyczaj wyglądał na takiego 
ostrego, nie przejmującego się niczym debila, a teraz? Popatrzyłam na niego zszokowana, lecz 
najwyraźniej jego to nie obchodziło. Brunetka skinęła głową, na co miedzianowłosy szybko 
pojawił się koło niej i pomału wziął od niej dziecko. Wyglądali razem uroczo. Wreszcie odkąd 
tutaj przyjechałam zobaczyłam jak Edward się uśmiecha, kołysząc delikatnie niemowlę w 
ramionach. 
 
- Jak ją nazwiecie? – spytałam, aby obudzić się z tego mojego małego zafascynowania jego 
osobą. 

background image

 
- Jeszcze nad tym myślimy. – wyszeptał Carlisle. – Może macie jakieś propozycję? 
 
- Nie wiem, może La… 
 
- Heidi. – przerwał mi Ed. 
 
– Kojarzy mi się z jakąś lafiryndą. - oznajmił blondyn. 
 
- A mi się podoba. – oświadczyła Esme. - Heidi. – powtórzyła pod nosem. – Pasuję mi do niej. 
Jak myślisz? - spojrzała na mnie. 
 
- Zgadzam się z tobą. – Ciekawe czy to nie imię żadnej z jego „dziewczyn”. Drzwi otworzyły się 
i ujrzeliśmy w nich sylwetkę pielęgniarki, która wyprosiła nas, ponieważ Esme potrzebuję 
odpoczynku. 
 
  
 

*** 

 
Jasper, Alice, Rosalie i Emmett pojawili się następnego dnia. Oczywiście chochlik wymyślił, aby 
zorganizować imprezę dla Heidi - do której imienia wreszcie przekonał się Carlisle. Zaplanowała 
ją na sobotę i ma przyjść na nią też kilka uczniów z naszej szkoły. Siedzieliśmy właśnie na 
kanapie w salonie, gdy do domu weszli chłopaki, którzy zniknęli, aby pograć w football. 
Oczywiście Emm wparował z takim hałasem do pomieszczenia, że mała zaczęła płakać. 
 
- Widzisz co zrobiłeś idioto? – warknął Edward pojawiając się w pokoju zaraz za nim. 
 
- Nie to nie to. – uspokoiła go Esme. – Jest po prostu głodna. – to powiedziawszy, podciągnęła 
bluzkę i zaczęła ją karmić. 
 
- Wow! – wyrwało się z ust chłopaków. Popatrzyłam na nich karcącym wzrokiem, ale nie ja 
jedna. Alice wstała i wyprowadziła ich z salonu. Dało się słyszeć jeszcze jak brunetka, prawi im 
kazanie i ich próby protestu, lecz najwyraźniej nie pozwalała im dojść do słowa. Powrócili na 
swoje miejsce. Al wyraźnie z siebie dumna zajęła fotel i popatrzyła na nich ponaglająco. 
 
- Esme. – zaczął Jasper. – Edward chciałby cię o coś zapytać! – miedzianowłosy rzucił mu 
groźne spojrzenie. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. 
 
- Czy to boli? – zapytał zadowolony. 
 
- Nie, tylko na początku bolało. 
 
- Okey. – uśmiechnął się triumfalnie i szturchnął Jazza. – Jasper! 
 
- Ja… jak.. często… możesz to robić? – wyjąkał wreszcie blondyn. 
 

background image

- Tak często jak będzie trzeba. – wyjaśniła. 
 
- O ja mam fajne! – oznajmił podniecony, tym faktem osiłek. 
 
- Tak? – zapytała Alice 
 
- Czy jak w jedną dmuchnie, to czy druga się powiększy? Auuuu! – krzyknął. – Za co? – spojrzał 
niewinnym wzrokiem na Rose, która uderzyła go w tył głowy. – Alice kazała nam zadać pytania 
na temat karmienia piersią, więc się zapytałem. – usprawiedliwiał się misiek. 
 
- Chodziło mi o przyzwoite pytania, a nie zboczone. – warknęła brunetka. – Takie jak Edwarda i 
Jaspera. – przeniosłam na nich wzrok. Obaj cali czerwoni na twarzy, aż krztusili się od 
powstrzymywania śmiechu. 
 
- Miały być też takie jakie nas interesują! Nie moja wina, że to mnie interesuję! – brnął w to dalej 
Emm. 
 
- Tak twoja. Chyba nie nasza, że interesują cię same zboczone rzeczy! 
 
- Ale… - zaczął. -  Auu! Przestaniesz to robić? To boli! – powiedział wkurzony misiek, patrząc 
złowrogo na Rosalie. 
 
- A ty przestaniesz? – zapytała wkurzona blondynka, również torpedując go wzrokiem. Po chwili 
ich spojrzenia zmieniły się na pełne rządzy i oboje wyszli w przyśpieszonym tempie z pokoju. 
Nie wytrzymałam zaśmiałam się, a Esme pokiwała niedowierzająco głową. 
 
  

 

*** 

 

- Hej Jake! – krzyknęłam na chłopaka, aby się zatrzymał. Zmieniałam właśnie książki w szafce 
na następną lekcję, gdy go zobaczyłam. 
 
- Cześć mała! – uśmiechnął się przytulając mnie z całej siły. 
 
- Chciałam się zapytać czy wpadniesz do nas na imprezę w sobotę. Jest ona połączeniem 
oblewania początku roku szkolnego, jak również narodzin małej. 
 
- Niestety nie mogę. W sobotę mam przesłuchanie. 
 
- Przesłuchanie? – popatrzyłam na niego. – Do czego? 
 
- Do roli strażaka w jakimś serialu. Wiesz będzie dużo ładnych chłopaków. – mrugnął do mnie. 
Zaśmiałam się. 
 
- Szkoda. Jak się wyrobisz to wpadnij. Impreza zaczyna się o 15, ale to dla Heidi. Około godziny 
19, Esme z Carlisle’m pojadą do jej rodziców i przyjadą dopiero w niedzielę, więc wtedy według 

background image

planu Alice zaczyna się kolejny etap. Tym razem dla starszych. – zachichotał. 
- Może mi się uda, ale casting jest o 18 a jest dużo chętnych, więc nie wiem. Postaram się, a teraz 
wybacz Ciacho na trzeciej. - poszedł w kierunku męskich toalet za nic nie spodziewającym się 
Markiem. 
 
  
 
Matematyka minęła szybko. Za szybko. Tak, dzisiaj felerny czwartek co oznacza, że rozpoczyna 
się moja przygoda z tańcem. Weszłam do przebieralni wraz z grupką dziewczyn, które znam z 
widzenia ze szkoły. Szybko przebrałam się w szare spodnie do jogi i żółtą za dużą o dwa 
rozmiary koszulkę. Na sali wszystkie usiadłyśmy na krzesełkach. Nie minęło dużo czasu, a na 
halę wszedł Edward. Był on ubrany w luźne dresowe spodnie i ciemny t-shirt. Zmierzył 
wszystkie dziewczyny wraz ze mną wzrokiem i stanął na przeciwko zajmowanych przez nas 
miejsc. 
 
- Dzisiaj są pierwsze zajęcia z hip-hopu, dla niektórych ostatnie. – powiedział zimnym tonem. – 
Nie myślcie sobie, że tańczyć każdy potrafi, ponieważ nauczy się kilku kroków. Tańcem macie 
wyrażać siebie i to co czujecie w tej chwili. Jeżeli nie masz poczucia rytmu, wrażliwości, 
gibkości i dobrego kontaktu z własnym ciałem nie myśl, że komukolwiek zaimponujesz. Jeżeli 
któraś z was zmieniła zdanie i myśli, że nie uda jej się to radzę wyjść niż przeszkadzać innym. – 
żadna z dziewczyn nie opuściła swoich miejsc tylko tempo wpatrywała się w Edwarda. – Dobrze. 
A teraz kilka zasad! Po pierwsze strój zmienny to nie mini, obcisły top czy szpilki. – pokazał na 
jakieś dwie brunetki. – Radzę iść się przebrać, a tak ubierać się do klubu „Go Go” czy na 
cokolwiek innego. – dziewczyny wyszły całe czerwone  z sali. – Po drugie, macie czas do końca 
miesiąca, aby zrobić szpagat. W każdy wtorek i czwartek, będziemy się do niego rozciągać przez 
godzinę a następną spędzimy na ćwiczeniu kroków. Jeżeli ktoś nie będzie go potrafił zrobić 
wypada. A teraz cos na temat konkursów. Pod koniec semestru jest jeden, na który będziemy się 
przygotowywać. Dotyczy on zespołów takich jakim mam nadzieję się staniemy. W połowie 
drugiego półrocza jest konkurs, na którym wystąpią dwie z was razem ze mną do tańca z jakiegoś 
teledysku. Na moje nieszczęście wybierze was Pani Dwayer a nie ja sam. Jak nie ma żadnych 
pytań to zaczynamy. 
 
To były dwie najbardziej bolesne godziny w moim  życiu. Edward po jego jakże długim 
przemówieniu rozpoczął rozgrzewkę do szpagatu, który moim zdaniem był wbrew naturze. 
Gdyby Bóg chciał abyśmy tak szeroko rozstawiali nogi, na pewno obdarzyłby nas takim 
talentem, nie? 
 
Wsiadłam właśnie do czarnego Forda Esme, która mi kazała nim jeździć, ponieważ za wszelką 
cenę prosiłam ją, aby nie kupowała mi samochodu. Szczerze to było mi to całkowicie na rękę. 
Nie będę musiała tyle czekać, aby wrócić do domu, a przy okazji nie wydadzą na mnie ani centa 
poza pieniędzmi na benzynę. Usadowiłam się wygodnie. Każdy mięsień mojego ciała dawał mi o 
sobie znaki. Nie wiem jak moje ciało zniesie kolejne tak męczące treningi. Edward nie dawał 
nam żadnych taryf ulgowych. Nie traktował nas jak amatorów, tylko jak profesjonalistów, którzy 
są przyzwyczajeni do pracy tak wielu mięśni na raz. Rozmasowałam jeszcze raz mój kark i 
odjechałam w kierunku centrum handlowego, w którym muszę się spotkać z Alice. 
 
  

background image

 

*** 

 
Zgodnie z planem Alice, gdy tylko skończyła się zabawa dla Heidi i Esme z Carlisle’m opuścili 
mieszkanie, zaczęła się prawdziwa impreza. W ciągu pół godziny dom był zapełniony po brzegi. 
Siedziałam wraz z Jane i Markiem w kuchni, ubrana w niebieską, obcisłą sukienkę do kolan i 
czekałam aż to wszystko się skończy. Niestety jak zawsze wszystko jest przeciwko mi i nagle Al 
przypomniała sobie o moim istnieniu. 
 
- Bella! – krzyknęła, przedzierając się przez tłum. Miała na sobie czarną spódniczkę i biały top, a 
jej włosy jak zawsze odstawały w każdą stronę. – Dlaczego nie tańczysz? – zapytała. 
 
- Dobrze wiesz, że moje mięśnie nie zniosą tak dużego wysiłku. – przypomniałam jej. 
 
- To może zagramy w coś? – zasugerowała. I nie czekając na odpowiedź wybiegła z 
pomieszczanie. 
 
Po chwili wróciła z Jasperem i Edwardem, którzy widać było, że są lekko zdezorientowani. Zaraz 
za nimi wszedł Emmett z Rosalie i Jake. 
 
- Hej Jacob! – podeszłam do niego. – Dlaczego nie jesteś na przesłuchaniu? 
 
- Nie moja wina, że nie jestem podstarzałą murzynką i czasami chodzę na złe przesłuchania. – 
uśmiechnął się do mnie. 
 
- Dobra koniec tych pogaduszek! – zarządziła Alice. -  Jako, że kilka osób nie ma zamiaru 
samemu się dobrze bawić na imprezie, wymyśliłam, że zagramy w jakąś grę. Macie do wyboru 
Twistera, Butelkę i Pytanie lub Wyzwanie, chyba, że ktoś ma inne propozycje. – popatrzyła na 
nas. – Nikt?! To dobrze, która wybieracie? 
 
- Ja nie gram. – odezwał się Edward. 
 
- Grasz i nie ma mowy, abyś się z tego wykręcił! – krzyknęła. – Mógłbyś chociaż raz nie być 
takim egoistą, zadufanym w sobie i pograć z własną siostrą, którą widujesz bardzo rzadko? – 
Chyba Al trochę poniosło, bo miedzianowłosy, zdziwiony jej zachowaniem zgodził się zagrać. – 
Wybierzecie wreszcie tą grę? – zapytała zdenerwowana. 
 
- Alice uspokój się, zagramy w Pytanie i Wyzwanie. – powiedziała Rosalie, podchodząc do niej i 
ją przytulając. – brunetka uśmiechnęła się i kazała nam usiąść w kole. 
 
- Ja zaczynam. – obwieściła uradowana. – Emmett, pytanie czy wyzwanie? 
 
- Wyzwanie. 
 
- Dobrze. – zastanowił się przez chwilę. – Jutro będziesz modelką w moim małym pokazie mody. 
Założysz wszystko co dla ciebie wybiorę. 
 

background image

- Wiedziałem, że nie powinienem robić tego jak byłem mały. 
 
- Twoja kolej! – Alice uśmiechnęła się do niego i pokazała mu język. 
 
- Rosalie, pytanie czy wyzywanie? 
 
- Pytanie! – osiłek pochylił się i wyszeptał jej coś do ucha na co blondynka zarumieniła się 
wściekle. 
 
- Tak! 
 
- Ej  trzeba na forum! – krzyknął chochlik wyraźnie ciekawy. 
 
- Gdzie masz napisany regulamin? – zapytał Emmett. 
 
- Niech ci będzie. Właśnie zmieniłam zdanie i stwierdziłam, że będziesz jutro chodzić w bardzo 
ładnej, koronkowej bieliźnie. – Mięśniak jęknął, a my zaśmialiśmy się z jego miny. – Rosalie. – 
popędziła ją brunetka. 
 
- Jane pytanie czy wyzwanie? 
 
- Wyzwanie. – odpowiedziała zdecydowanie. 
 
- Ściągnij stanik i pomachaj nim nad głową! – zarządziła. Jane, wstała i zaczęła wykonywać 
bardzo dziwne manewry, aby odpiąć biustonosz spod ciasnej bluzki. Wreszcie jej się to udało i 
zaczęła nim wymachiwać nad głową. Emmett zagwizdał, a Marek wpatrywał się w nią z szeroko 
otwartymi oczami. 
 
- Marek pytanie czy wyzwanie? – zapytała bruneta. 
 
- Pytanie. 
 
- Mięczak. – krzyknął Emm. Chłopak zignorował go i czekał na decyzję Jane. Blondynka tak 
samo jak przedtem Emmett zapytał Rosalie, schyliła się i zaczęła szeptać coś Markowi na ucho.  
On uśmiechnął się szeroko i pokręcił przecząco głową. 
 
- Bella, pytanie czy wyzwanie? – zapytał mnie brunet. 
 
- Wyzwanie. 
 
- Pocałuj Jacoba! 
 
- Fuj! Nie pocałuje jej! – wszyscy popatrzyli na niego – No wiecie o co mi chodzi. Ona jest 
dziewczyną nie zrobię tego. To jest blee.  – no tak. Przecież to gej. 
 
- Dobra Jake, nie ciebie pocałuje. – rozejrzał się dookoła. – Pocałuj Edwarda! 
 

background image

 - Co?! – krzyknęliśmy obydwoje. 
 
 - Nie pocałuje jej. Jest moja kuzynką! 
 
- Dobrze wiemy, że nie jesteście rodziną. – stwierdziła Jane. Pożałuje tego później. Pamiętaj 
Bella, bierz pytanie na następny raz. 
 
 – No dawać! – ponagliła Rosalie. Popatrzyłam z nadzieją na Alice, lecz ta tylko pokręciła głową. 
 
Przybliżyłam się do niego. 
 
- Tylko nie ma to być zwykły buziak, tylko taki prawdziwy z języczkiem. – Emmett jak zawsze 
musiał coś dodać. – Sami wiecie, po co wam to mówię?! 
 
- Zamknij się wreszcie. – skwitował to Jasper. Popatrzyłam na Edwarda, który zamknął oczy z 
wielkim grymasem na twarzy. Przekręciłam twarz, abyśmy nie stykali się głowami i 
pocałowałam go. Nie wiedziałam do końca co mam robić, więc zdałam się na niego. Smakował 
jak jabłko, cynamon i alkohol. Gdy się od siebie oderwaliśmy miałam lekko przyśpieszony 
oddech. Cała czerwona na twarzy wróciłam na swoje miejsce. Edward wpatrywał się 
zainteresowany w swoje dłonie. Alice obserwowała mnie wyraźnie zainteresowana. 
 
- Dobra. Jake, pytanie czy wyzwanie? – przerwałam tą ciszę. 
 
- Wyzwanie. – uśmiechnął się do mnie. 
 
- Jutro będziesz drugim modelem na pokazie Alice. – Jacob w przeciwieństwie do Emmetta był 
bardzo zadowolony z zadania. 
 
- Edward, pytanie czy wyzwanie? 
 
- Pytanie. 
 
- Z iloma dziewczynami spałeś w tym tygodniu? – miedzianowłosy popatrzył na niego surowym 
wzrokiem. 
 
- Nie wiem. – Alice z Rosalie, wymieniły niezadowolone spojrzenia. –  Z około sześcioma! 
Jasper, pytanie czy wyzwanie? 
 
- Wyzwanie. 
 
- Wyjdź na środek parkietu i zatańcz taniec erotyczny dla Alice. – chłopak wstał uśmiechając się 
szeroko i pomógł zrobić to samo Al. Wyszli z kuchni, a my zaraz za nimi. Wszyscy zrobili im 
miejsce, a Jazz zaczął tańczyć. To było gorące. Po raz pierwszy widziałam, żeby Alice była 
zawstydzona. 
 
- Ja idę, nie chcę się na to patrzeć. – wyszeptała mi na ucho Jane. 
 

background image

- Ja też. Chodźmy do mnie do pokoju! – weszliśmy do mojej małej oazy. Dźwięki muzyki, były 
tutaj trochę zagłuszone, więc nie trzeba było krzyczeć, aby siebie usłyszeć. Opadłam na łóżko, a 
po chwili blondynka zrobiła to samo. 
 
- Bello! – do pokoju wpadła zdyszana i nadal lekko zarumieniona Alice. – Czy możesz mi 
wyjaśnić co się działo na dole przed chwilą. 
 
- Nie wiem Al. Wyszłam, bo nie chciałam się patrzeć na ten taniec Jaspera. 
 
- Nie o to mi chodzi. Chodzi mi o pocałunek. – na samo wspomnienie zrobiłam się czerwona. 
 
- Pocałunek jak pocałunek. To tylko rozkaz, nie?! 
 
- Mnie nie nabierzesz. Widziałam jak się na niego patrzysz, a później jak się całowaliście. – 
zakryłam głowę „jaśkiem” nie chcąc tego słuchać. 
 
- Bells, Alice powinna wiedzieć, że Edward ci się podoba! – stwierdziła Jane, zabierając mi 
poduszkę. 
 
- Wiedziałam! – krzyknął chochlik. – Co zamierzasz z tym zrobić? – zapytała już trochę 
spokojniej. 
 
- A jaki mam wybór? 
 
- No to tak! Podniecić Edwarda do czerwoności, że nie będzie się patrzył na inne dziewczyny. 
Siedzieć na dupie i ignorować uczucie jakie jest pomiędzy wami. 
 
- Al to się nie uda. 
 
- Zaufaj mi. Jak wyjadę, Jane będzie mnie zastępować. Muszę porozmawiać z Jasperem i 
Emmettem, Jane chodź ze mną musimy wszystko omówić. – pociągnęła ją za rękę i 
wyprowadziła z pokoju, zostawiając mnie samą. 
 
  

ROZDZIAŁ SIÓDMY: 

 
Leżałam w poprzek łóżka i tępo wpatrywałam się w sufit. Alice nie wtajemniczyła mnie w jej 
plan, tłumacząc się, że jest jeszcze niedopracowany. A co w nim dopracowywać? I tak jest mała 
szansa na to, że będę w stanie go wykonać, albo żeby się udał. Zamknęłam oczy czując, że z 
mojej bezsilności zaraz się rozpłaczę. Zawsze nabijałam się z tych pustych lasek, które cięły się 
przez to, że zostawił je chłopak lub z nieodwzajemnionej miłości. Teraz, gdy znalazłam się w 
takiej samej sytuacji chyba zaczęłam je rozumieć. 
 
Usłyszałam huk dochodzący z dołu, więc postanowiłam, że najwyższa pora wstać. Zwlekłam się 
z materaca. Ubrana w zwykły dres i koszulkę z nadrukiem, weszłam do kuchni. Od razu 
zobaczyłam co było źródłem dźwięku. Jasper stał przy kuchence i próbował zatamować coś co 
znajdowało się w patelni, przykrywając go zapewne tym co było pod rękom – w tym przypadku 

background image

garnkiem. Gdy mnie zauważył, lekko się speszył. 
 
- Cześć – przywitałam się. 
 
- Hej! – odpowiedział. 
 
- Co robisz? – zapytałam ciekawa, usiadłam na krześle czekając na jego wyjaśnienia. 
 
- Popcorn – i dla potwierdzenia wyłączył gaz i wsypał czarną, zwęgloną kukurydzę do miski. 
 
– Zapomniałem o pokrywce – wytłumaczył. – i o tym, że trzeba co jakiś czas poruszać patelnią. - 
Zachichotałam. 
 
- Po co ci popcorn? Jest dziesiąta rano? Nie powinieneś jeść dopiero śniadania? 
 
- Jak za dużo wypiję, to później mam ochotę na tego typu rzeczy – dziwne, nie widziałam, aby 
wczoraj cokolwiek pił. 
 
- Gdzie reszta? 
 
- Alice z Emmettem na zakupach, Rose i Edward mają kaca i oboje umierają w swoich łóżkach, 
zapewne żałując wszystkiego co robili poprzedniej nocy. 
 
Zaśmiałam się, wyobrażając jak się czują. Od ostatniej imprezy postanowiłam nie tykać niczego 
alkoholowego, więc poranny kac na szczęście mnie ominął. 
 
- W szafce drugiej od okna jest popcorn, którego daje się do mikrofali i nie musisz nic więcej 
robić – przypomniałam sobie, na co blondyn uśmiechnął się szeroko. Gdy on ponownie zabrał się 
za robienie kukurydzy, ja zaczęłam przygotowywać śniadanie. Po chwili do kuchni wparowała 
Alice z Jacobem, uśmiechając się szeroko.  
 
- Cześć mała! – przywitał się Jake, zabierając mi z talerza tosta, za co posłałam mu mordercze 
spojrzenie. 
 
- Jeżeli wszystko dobrze pójdzie to za dwie godziny będziecie mogli obejrzeć mały pokaz – 
zaszczebiotał chochlik - Emm weź swoją wielką dupę i obudź Rosalie, będzie mi potrzebna! – 
krzyknęła. Osiłek najwyraźniej zajmował się czymś w salonie, bo dało się słyszeć wiązankę 
przekleństw i jego głośne kroki. 
 
- Jakim cudem udało ci się wyciągnąć go rano z łóżka? – zapytał Jacob, Alice 
 
- Powiedziałam mu, że jak ze mną nie pojedzie sama wybiorę dla niego ubrania, a tak ma 
przynajmniej szansę na dwa veta. Żałuj, że nie widziałeś… - przerwał jej głośny jęk. 
 
W progu stała wyraźnie zła Rosalie. Włosy miała zgarnięte w niechlujnego kucyka, worki pod 
oczami i za duża koszulka tylko dopełniały całego wyglądu, że tak to nazwę - żula. Za nią stał 
uśmiechnięty Emmett. 

background image

 
- Wyglądasz okropnie – stwierdziła Al. – Kupiłam ci tą mieszankę na ból głowy, powinno ci 
pomóc jak ostatnio, tylko przestań patrzeć na mnie tak złowrogo. 
 
- Nie jest zła na ciebie, tylko na mnie – poinformował ją Emm. – Wiesz Rosalie nie lubi 
przegrywać. 
 
- I nie przegrałam – warknęła. 
 
- Jesteś zła i nie pozwoliłaś mi się przytulić rano, a to oznacza tylko jedno: masz dzisiaj t o co 
kobieta ma co miesiąc – powiedział takim tonem jakby odkrył coś ważnego dla świata. 
 
- Wydaje ci się, że znasz mnie lepiej niż ja znam ciebie. 
 
- Bo tak jest – zapewnił misiek. – Zawsze zjadasz parzystą liczbę tik-taków. Właściwie dlaczego? 
 
- Co? Nie prawda! – wydarła się blondynka. – Chcesz się przekonać, że znam więcej rzeczy na 
twój temat i twojej rodziny, niż ty na mojej i mnie? 
 
- Ha! – krzyknęła Alice. – Mam pomysł. Pokaz mody będzie przesunięty na termin późniejszy. 
Jacob pomożesz mi z Jasperem, musimy wszystko zorganizować. To będzie jeszcze bardziej 
ciekawsze niż to co mieliśmy zrobić. 
 
- Widzisz do czego doprowadziłaś? Włączyłaś jej ten porąbany silniczek, czy co to jest – 
powiedział Emmet, gdy Alice z chłopakami opuściła pokój. – Jestem ciekawy co wymyśli tym 
razem. 
 
  

 

*** 

 

- Rosalie usiądziesz przy tym stole, Emm przy tamtym – dyrygowała wszystkich brunetka. 
 
- Wiesz Alice, że to wcale nie jest potrzebne? – zapytała Rose, zapewne starając się jakoś 
wyplątać z tego wszystkiego. Chochlik zignorował ją i rozkazała Emmettowi położyć zacny tyłek 
na taborecie, aby mogła zobaczyć czy wszystko jest tak jak planowała. 
 
Siedziałam na kanapie w salonie, ściśnięta pomiędzy Jasperem i Jacobem, bo Edward zajął całą 
drugą sofę. Uśmiechałam się z pomysłów Al. W ciągu godziny, pokój zmienił się diametralnie. 
Wszystkie fotele, pufy, stoliki, sprzęty  i itp. były odsunięte pod ścianę. W centrum 
pomieszczenia, równolegle do siebie zostały postawione dwie ławki, a do nich przystawione 
zostały po dwa krzesła. Brunetka chciała stworzyć coś na kształt teleturnieju. Gdy 
usatysfakcjonowana usadowiła zawodników na miejsca, odwróciła się do nas i puściła mi oczko. 
 
- Edward jesteś w drużynie Emma, a Bella, Rose – oznajmiła dumnie. 
 
- Co?! – krzyknął prawie zlatując z kanapy. Po chwili skrzywił się i złapał za głowę. 

background image

 
- Nie zaczynaj znowu, tylko zajmij miejsce. – chłopak z ociąganiem spełnił jej zachciankę, 
pewnie nie był w stanie wykłócać się dalej. 
 
- Co ciebie ostatnio wzięło na jakieś gry? – zapytał zły. Pokazała mu język i popatrzyła na mnie 
wyczekująco. 
 
- Alice, ale ja nie będę pewnie znała żadnej odpowiedzi na pytanie – powiedziałam 
 
- Siadaj! – burknęła. Zajęłam miejsce obok blondynki, a chochlik kontynuował. – Gra polega na 
tym, że ja zadaje pytanie, za każdą prawidłową odpowiedź dostajecie jeden punkt. Drużyna z 
największą ilością punktów wygrywa. Logiczne nie? – spojrzała na nas jak na osoby z jakąś 
chorobą psychiczną. – Wygrana drużyna daje karę przegranej i muszą ją wykonać. Rosalie daje 
Emmettowi, Edward Belli, czy na odwrót. Dobra zaczynamy! – zapiszczała i zaklaskała w dłonie. 
Jasper z Jacobem zaśmiali się za co posłaliśmy im mordercze spojrzenia. Alice wyciągnęła z 
kieszeni plik małych, prostokątnych karteczek. – Dziewczyny zadaję wam pierwsze pytanie: 
Jakie zjawisko wprawia, że Emmett jak sam się do tego przyznaje robi w gacie? – zapytała. 
 
- Michael Courtney! Król tańca! – krzyknęła Rosalie. 
 
- Zdobywacie punkt! – powiedziała zapisując coś na jednej z karteczek. - I nie musisz krzyczeć. 
 
- Ten śmieszny gościu? – zapytał Jacob, Emma. 
 
- Macha nogami, jakby nie były połączone z ciałem – wytłumaczył mu, gestykulując przy tym 
rękami. 
 
- Chłopaki, pytanie do was. Oto ono: W zeszłym roku mama Esme obchodziła 65 rocznicę 
urodzin. Oboje byliście na imprezie. Jak nazywała się babcia Heidi? 
 
- Bunia? – zapytał Emm, Edwarda. 
 
- Miała imię – wybełkotał w odpowiedzi młody Cullen i przejechał z frustracji po i tak już 
zmierzwionych włosach. 
 
- Monica! – krzyknął nagle misiek. Ed popatrzył na niego zły. 
 
- Jaka Monica? 
 
- Strzelałem. 
 
- Tak Monica! – brunetka potwierdziła. 
 
- Dobry strzał – uśmiechnął się miedzianowłosy. 
 
Kilkanaście pytań dalej.. 
 

background image

- Co Edward kupił Esme i Carlisle’owi z okazji pierwszej rocznicy ślubu? – Nie wiem nie było 
mnie tutaj. Popatrzyłam z nadzieją na Rosalie, a ta uśmiechała się szeroko. 
 
- Kamasutrę dla starszych. – odpowiedziała prawidłowo, na co chłopaki jęknęli. 
 
- Do tej pory pamiętam jaką mieli minę. Mogę się założyć, że i tak z niej korzystają – stwierdził 
misiek 
 
- Dziewczyny prowadzą 19 do 18, jeżeli nie odpowiecie dobrze na to pytanie przegrywacie. – 
powiedziała zła Alice na Emmetta zapewne za jego głupie odzywki, którymi nas obdarowuje co 
każde pytanie. 
 
Pokiwali głowami, a Edward, który wstał z krzesła przy dziesiątym pytaniu zaczął nerwowo 
przechodzić z nogi na nogę. Tak ten widok był nieziemski, aż nie mogłam nie zachichotać. 
Edward Cullen – zdenerwowany. 
 
- Pytanie 22: Kim z zawodu jest Esme? – chłopaki wytrzeszczyli oczy i popatrzyli na siebie 
zdziwieni. 
 
- Ona pracuję? – zapytał Emmett, Alice. 
 
- Jak możecie nie wiedzieć kim ona jest? – wtrąciła Rose. – Znacie ją od trzech lat. 
 
- To chyba oznacza, że pracuję – burknął pod nosem mięśniak. 
 
- Dziesięć sekund. – oznajmiła Al, patrząc na stoper. 
 
- To ma związek z liczbami, obliczaniem czegoś. – stwierdził Edward, mrużąc oczy. – Nosi 
teczkę,  Transport… - urwał. 
 
- Wiem jest transportsterem! – wykrzyknął uradowany Emm. 
 
Popatrzyliśmy na niego zdziwieni. 
 
- Nie ma czegoś takiego idioto. Czekaj ja wiem! – Edward kucnął 
 
- Koniec czasu! 
 
- Nieeeee! – warknął Emmett – To nie powinno się liczyć, skąd mamy to wiedzieć? Te pytania 
były głupie.   
 
- Esme jest ginekologiem. Przecież poznała się z Carlisle’m w szpitalu  – odpowiedziała Alice 
 
Pytania w większości dotyczyły  ostatnich dwóch miesięcy, więc znałam trochę odpowiedzi i 
pomogłam w niektórych kwestiach Rosalie, która nie znała za dobrze Edwarda. 
 
- Ej Emmett wymyśliłam ci fajną karę, ale dopiero jak wrócimy, będziesz mógł ją wykonać. 

background image

Tutaj nie ma odpowiednich warunków! – obwieściła uradowana blondynka, na co Emm 
rozchmurzył się trochę. Popatrzyłam na Edwarda, który mierzył mnie wściekłym wzrokiem, by 
po chwili wyjść z pokoju. 
 

ROZDZIAŁ ÓSMY: 

 

1. Pewność Siebie 

2. Obojętność 

3. Seksapil 

 
Trzy głupie punkty, bez żadnego rozwinięcia. To wszystko co zostawiła mi Alice tuż przed jej 
powrotem na kampus. Wpatrywałam się sfrustrowana w kartkę, czekając aż zaczną pojawiać się 
na niej jakieś dodatkowe, ukryte informacje. Oczywiście z marnym skutkiem. To jest ten słynny 
plan który miała dopracować? W czym to ma mi niby pomóc? Pewność siebie?! Jedyna rzecz, 
której zazdrościłam mojej mamie, i której po niej na pewno nie odziedziczyłam. Wystarczyło że 
jakaś osoba popatrzyła na mnie krytycznym wzrokiem, a moje poczucie wartości zmniejszyło się 
do minimum. Obojętność? Nie mam pojęcia czy odnosi się to do obojętności gdy zobaczę 
Edwarda z inną dziewczyną, czy w ogóle do nie zwracania na niego uwagi. Mogła przynajmniej 
jakoś to sprecyzować. I ostatni punkt, którego najbardziej się obawiałam: seksapil. Chłopaki nie 
zwracali na mnie zbytnio uwagi. Jedynym wyjątkiem był Mike, ale on zarwał mnie tylko dla tego 
że byłam nowa i w końcu jestem dziewczyną. Zdecydowanie nie chodziło o mój wygląd. 
Zmięłam kartkę w kulkę, równocześnie podnosząc się z kanapy. Odkąd Alice, i reszta opuścili 
dom, zapanowała w nim przytłaczająca cisza, przerywana co jakiś czas płaczem Heidi. Weszłam 
do kuchni nie zapalając lampy. Jedyne światło dawał telewizor i mała, nocna lampka z salonu. 
Wyrzuciłam papierek i zaczęłam zmywać naczynia po kolacji. Gdy tylko wyłączyłam kran, 
usłyszałam cichy szelest, dochodzący tuż zza moich pleców. 
 
- Wymyśliłaś już zadanie dla mnie? -  wyszeptał Edward do mojego ucha. 
 
Zaskoczona pisnęłam cicho. Edward nic sobie z tego nie robiąc oparł dłonie, na umywalce po 
obu stronach mojego ciała, tym samym zamykając mnie w pułapce utworzonej z jego rąk. 
Mrugnęłam kilkakrotnie, aby upewnić się, że to dzieje się na prawdę a nie moja wyobraźnia płata 
mi figla. Jak na potwierdzenie Edward naparł na mnie, przysuwając najbliżej jak się da swoją 
klatkę piersiową i opierając brodę na moim ramieniu. Ciepły oddech owionął mi twarz, tym 
samym rozsyłając dreszcze po całym moim ciele. Co on do diabła wyprawia? Zapomniał o akcji 
pod tytułem "Kompletne ignorowanie Belli Swan", czy może wymyślił, że to będzie 
zabawniejsze? 
 
- Jeszcze nie - powiedziałam starając się powstrzymać drżenie głosu. 
 
Udawaj, że nie obchodzi cię co on robi! - zarządziłam w myślach. 
 
- Hmm... - wymruczała przygryzając delikatnie płatek mojego ucha. 
 
Cholera! Zagryzłam wargę, aby powstrzymać krzyk i starałam się zastanowić jak wybrnąć z tej 
całej, pogmatwanej i tak nieprawdopodobnej sytuacji. 
 

background image

- Mam nadzieje że szybko coś wymyślisz! Będę czekał, jak coś to wiesz gdzie mnie znaleźć. 
 
Przeniósł usta z moich uszu na szyję, lekko uszczypnął ją zębami, po czym wyszedł z kuchni. 
Wypuściłam trzymane do tej pory powietrze i odwróciłam się w kierunku korytarza, w którym 
zniknął Edward. Zamrugałam kilkakrotnie i już po chwili wybierałam numer telefonu do Jane. 
 
  
 

*** 

 
  
 
Edward od incydentu w kuchni zmienił się diametralnie. Szczerze? Wolałam go takiego jakim 
był. Dobrze wiedział co ze mną robi. Czasami zachowywał się tak, że miałam wątpliwości czy on 
nie wie co do niego czuję. Jego głupie komentarze, sprośne dowcipy i różne podteksty stały się 
normą. Nie tylko w domu zmieniło się jego zachowanie. W czasie treningów i naszego 
ćwiczenia, bezczelnie patrzył się na moje ciało, co mnie rozpraszało i przez to zostałam w małej 
grupce osób, które nadal nie potrafią robić szpagatu. Codziennie Edward pytał się mnie czy 
wymyśliłam dla niego zadanie i za każdym razem uzyskiwał taką samą odpowiedź, że muszę się 
jeszcze zastanowić. Razem z Jane wpadłyśmy na kilka pomysłów zaczynając od obejrzenia 
wszystkich odcinków „Mody na sukces” na randce z Jacobem kończąc. Wszystkie z tych 
propozycji po dłuższym zastanowieniu została odrzucona. 
 
Odrabiałam właśnie zadanie domowe, gdy ktoś bez pukania wszedł do mojego pokoju. 
Oczywiście dobrze wiedziałam kto to. Edward. W ciągu ostatnich dwóch tygodni zdarzyło się mu 
wparowywać tak do mnie około siedmiu razy, Popatrzyłam na niego pytająco, na co on 
uśmiechnął się zadziornie, minął mnie i wskoczył na łóżko. Dopiero teraz zauważyłam, że nie 
miał na sobie koszulki, a ciemne dżinsy wisiały luźno, ukazując jego szare bokserki. Odwróciłam 
wzrok, udając, że nie obchodzi mnie to jak seksownie wygląda rozłożony na mojej pościeli. 
Ostatnio ignorowanie go wychodziło mi o wiele lepiej. Na pewno lepiej niż pozostałe dwa 
punkty tak „wspaniałomyślnego” planu Alice. Spróbowałam skupić się na pracy z historii, lecz 
głośny jęk Edwarda, skutecznie odwrócił od tego moją uwagę. Wyciągał on spod poduszki moją 
pidżamę. Składała się ona z czarnej długiej koszulki i flanelowych spodni. 
 
- Nosisz coś takiego? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, zeskoczył z materaca i przemierzył 
pokój w kierunku garderoby. Otworzył ją i zaczął przetrząsać jej zawartość. – Musisz mieć coś 
seksownego – stwierdził. – Proszę, proszę co znalazł Mr, Sexy – prychnęłam na jego przydomek, 
chociaż musiałam przyznać mu rację, że był jak najbardziej trafiony. 
 
Edward wyszedł z szafy trzymając w ręce kilka par stringów. Sam fakt, że miedzianowłosy widzi 
moją bieliznę sprawił, że moja twarz zalała się purpurą, ale to że ją powąchał i westchnął 
wyraźnie zadowolony spowodowało, że siedziałam wpatrzona w niego, z na sto procent 
rozdziawioną buzią, czerwona jak jedna z par majtek trzymanych przez Edwarda. 
 
- Masz teraz podobne na sobie? – puścił mi oczko – Może jak pomogę tobie z rozgrzewaniem 
mięśni jako nagrodę pozwolisz mi na nie zerknąć? – warknęłam na niego. 
 

background image

- Nic z tego Cullen – wysyczałam, krzycząc w głębi duszy, że pragnę tego bardziej niż 
czegokolwiek innego na świecie. 
 
- Czyżby ktoś miał okres? – powiedział chichocząc. – Jesteś jakaś rozdrażniona! 
 
- Nawet jeśli to co? 
 
- Nic – zaczął grzebać w stosie ubrań kupionych mi przez Alice. – Przyjdzie dzisiaj do mnie… - 
urwał. – zapomniałem imienia – zamyślił się. – Zresztą nieważne. Taka jedna. Może miałabyś 
ochotę dołączyć do nas dwojga? – No tak nie ma nikogo w mieszkaniu, więc znów zaczyna z 
niego robić domek schadzek. – Założę się, że nigdy nie brałaś udziału w trójkącie. – popatrzył na 
mnie wyzywająco. 
 
- Znów chcesz przegrać? 
 
- Właśnie! Skoro mowa o poprzednim zakładzie o ile tak to można nazwać, to wymyśliłaś już dla 
mnie karę? 
 
- Jeszcze nie. 
 
- Nie wiem, dlaczego dla ciebie to jest takie trudne. Ja w czasie gry wymyśliłem kilka dla ciebie. 
Moim największym problemem byłoby wybranie jednego spośród nich. Myślisz, że dlaczego 
przegraliśmy? Przez mój umysł przechodziło kilkaset obrazów, w których wykonujesz swoje 
zadanie. Nawet nie wiesz jaki byłem zły na siebie po zakończeniu się tego głupiego teleturnieju, 
że żadna z moich myśli się nie spełni. – na jego twarzy pojawił się grymas. 
 
Nie wiem czy to to co powiedział sprawiło, że poczułam nagle złość i jakieś dziwne uczucie, czy 
może coś całkiem innego. Zbliżyłam się do niego. 
 
- Dobra Mr. Sexy, rusz swój zacny tyłek i zadzwoń do tej lafiryndy, z którą umówiłeś się na 
dzisiaj i odwołaj spotkanie. Możesz to samo zrobić ze wszystkimi laskami, z którymi umówiłeś 
się na najbliższy miesiąc, ponieważ twój mały przyjaciel – popatrzyłam na jego krocze. – będzie 
zaspokojony, tylko jeżeli podczas robienia sobie dobrze, nie zdrętwieje ci ręka. – na 
potwierdzenie moich słów odeszłam od niego i otworzyłam na oścież drzwi, pokazując mu, że 
ma wyjść i wykonać polecenie. 
 
Stał zszokowany na środku garderoby. Jego szeroko otwarte, pełne złości oczy tylko powiększyły 
moją satysfakcję z całej tej kary. Odchrząknęłam, na co miedzianowłosy popatrzył na mnie z 
niedowierzaniem. 
 
- Nie zrobisz tego – warknął przybliżając się do mnie na niebezpieczną odległość. 
 
- I tu się mylisz – uśmiechnęłam się zadziornie. – Wiesz, że jeżeli nie wykonasz tego zadanie 
będziesz musiał zmierzyć się z karą, którą wybierze Alice, a dobrze ją znasz, aby wiedzieć, że 
będzie o wiele gorsza od tej. A teraz wyjdź, ponieważ muszę się rozciągać. Został mi tylko 
tydzień. A wierz mi – stanęłam na palcach i wyszeptałam mu do ucha. – Chcesz, abym została. – 
przygryzłam delikatnie jego ucho tak jak on to zrobił ostatnim razem i powróciłam do 

background image

poprzedniej pozycji. Edward sapnął. 
 
Po raz pierwszy w życiu byłam tak pewna siebie, że to Edward był wyprowadzony z równowagi 
a nie ja. 
 
Postanowiłam wykorzystać to do końca. 
 
- I bądź pewny, że to ze mną pojedziesz na konkurs z tym tańcem do wybranego klipu. Nawet nie 
wyobrażasz sobie jaki wybrałam dla nas teledysk. – puściłam mu oczko. Oczywiście blefowałam 
nie myślałam o tym od pierwszych zajęć, ale jego mina była bezcenna. 
Popatrzył na mnie z błyskiem w oku i mrucząc coś pod nosem wyszedł z pokoju. Zadowolono 
zamknęłam za nim drzwi i zaczęłam poszukiwania idealnej piosenki na konkurs. 
 

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY: 

 
Z wielkim uśmiechem na twarzy wyłączyłam komputer. Znalazłam idealny teledysk na konkurs. 
Oczywiście najpierw musiałam zalogować się na stronie naszej szkoły, aby zobaczyć jaki styl 
tańca obowiązuje. Na moje szczęście nie było żadnych limitów, poza tańcem towarzyskim. 
Jedyne nad czym się zastanawiałam, to to jak wykonam większość z tych figur. 
 
Przebrałam się w krótkie szorty i koszulkę na ramiączkach. Zrobiłam szybką rozgrzewkę i 
przykucnęłam, aby rozpocząć rozciąganie się, gdy drzwi od mojego pokoju otworzyły się i 
zobaczyłam uśmiechniętego Edwarda. Rzucił w moją stronę wielką reklamówką i rozsiadł się w 
fotelu. Zmierzył mnie swoim wzrokiem po całym moim ciele, a w jego oczach pojawiły się 
dziwne ogniki. Zdając sobie sprawę jak jestem ubrana, zarumieniłam się i szybko zakryłam twarz 
włosami. Otworzyłam torbę i wyciągnęłam z niej kilka paczek podpasek, dwie płyty CD, cztery 
pary bielizny i jeden lateksowy strój, który po bliższym zbadania okazał się strojem sprzątaczki. 
 
- Po co mi to? - zapytałam chowając ubrania z powrotem do torby. 
 
Edward podszedł do mnie i pokazał nazwę firmy podpasek. Na niebieskim tle, białą czcionkę 
widoczny był duży napis  "Bella". Zaśmiał się na swój głupi pomysł i wrócił na wcześniej 
zajmowane przez niego miejsce. 
 
- Rozmawialiśmy przedtem o tym jaka jesteś zgryźliwa i o twojej pidżamie - skrzywił się 
teatralnie. - Postanowiłem, że ci pomogę. Nie musisz mi nic kupować. I tak dzięki tobie mój 
budżet strasznie wzrośnie przez ten miesiąc. Wiesz hotele i tak dalej. Nawet sobie nie 
wyobrażasz jakie były zdziwione kiedy do nich zadzwoniłem. - ciągnął. - Ale wracając do 
tematu. Jedna z płyt jest czysta, musisz na nią nagrać teledysk, a na drugiej jest wideo o 
rozciąganiu się. Przyda ci się, bo jak dalej będziesz tak układać nogi to nigdy nie zrobisz 
szpagatu - warknęłam na niego, rzucając wszystkimi rzeczami w kąt. - Ten strój, to jeden z moich 
pomysłów na twoją karę. Myślałam, że może założysz go kiedyś i posprzątasz mi w pokoju. Nie 
będę miał nic przeciwko temu. - uśmiechnął się szelmowsko. - A teraz może wzięłabyś się za 
ćwiczenia? 
 
  

 

background image

*** 

 
  
 
Nasz czwartkowy trening, przerwała pani Dwyer. Weszła na salę ubrana jak zawsze w dres, który 
idealnie do niej pasował i z wielkim uśmiechem przywitała się z nami. Przerwałyśmy ćwiczenia i 
jak kazał nam Edward usiadłyśmy na materacach. Miedzianowłosy stanął przed nami. 
 
- Poinformowałem was wczoraj, abyście przyniosły dzisiaj płyty z nagranym teledyskiem, który 
przygotowałyście na konkurs. Razem z panią Dwyer, obejrzymy klipy i wybierzemy dwie osoby, 
z którymi od przyszłego tygodnia zacznę ćwiczyć. Powodem dla, którego zaczniemy szybciej 
ćwiczyć jest lepsze przygotowanie i to, że nie mogę się doczekać występu niektórych z was. – 
popatrzył na  mnie znacząco, na co wszystkie dziewczyny wędrując za jego wzrokiem 
zlustrowały mnie wzrokiem i obrzuciły nienawistnym spojrzeniem. - Złóżcie płyty na stoliku i 
możecie iść na dzisiaj to koniec. - zakomunikował i usiadł na krześle przed laptopem. 
 
Położyłam CD na blacie i wyszłam z hali. Postanowiłam wykorzystać to, że będę szybciej w 
domu od Edwarda, aby przygotować się na pomysł jaki wymyśliłam razem z Jane, na kolejnej 
nudnej lekcji Wychowania do Życia w Rodzinie. 
 
- Ej! - ktoś szarpnął mnie za ramię. Odwróciłam się i ujrzałam niską, ładną dziewczynę, której 
blond włosy były związane w mocno ulizany kucyk. Poznałam ją od razu. Była jedną z tych 
lasek, które Edward wyzywał za strój  na pierwszych zajęciach. 
 
- Tak? - zapytałam. 
 
- Nie wiem co kombinujesz, ale zapamiętaj sobie, że Edward należy do mnie i nie próbuj ze mną 
konkurować, bo i tak jesteś na straconej pozycji. - zmierzyła mnie wzrokiem i odeszła. 
 
Chociaż udawałam, że nic nie obchodzą mnie jej słowa, to wchodząc do szatni, moje oczy 
zaszkliły się od łez. Dobrze wiedziałam, że nie dorastam jej do pięt. Jak kiedykolwiek Edward się 
zmieni, to i tak nie będzie ze mną. Mógłby mieć każdą co ja mam, że wybrałby właśnie mnie? - 
otarłam szybko słone krople z twarzy i odsunęłam od siebie te myśli. W ekspresowym tempie się 
przebrałam, wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu. 
 
  

 

*** 

 
  
 
Sprawdziłam w lustrze jeszcze raz czy wszystko wygląda tak jak powinno. Czułam się strasznie 
głupio, lecz Jane zakazała mi się przebierać, pod groźbą powiedzenia moich uczuć Edwardowi. 
Nastroszyłam delikatnie włosy, przejechałam błyszczykiem po ustach i stwierdziłam, że 
wyglądam tak jak planowałyśmy. Ciemny lateksowy strój, który wkładałam na siebie dobre 
dziesięć minut, idealnie kontrastował z moją prawie białą skórą. Na nogi założyłam czarne 
kabaretki, a wysokie, połyskujące buty dopełniły efekt stroju. Chwyciłam piórkową zmiotkę do 

background image

kurzu i wyszłam z pokoju. Lekko się wahając weszłam do pomieszczenia obok. Wszystko było 
pogrążone w ciemnościach, ledwo mogłam zobaczyć zarys różnych przedmiotów. Zaczęłam 
szukać włącznika, co było o tyle trudniejsze, że byłam w tym pokoju po raz ostatni 4 lata temu. 
Wreszcie zapaliłam światło i moim oczom ukazało się tak samo wyglądające pomieszczenie jak 
ostatnim razem, no może z wyjątkiem plakatów nagich lasek na ścianach. Pod oknem stało duże, 
mahoniowe biurko z takim samym jak u mnie komputerem i wieżą. Po prawej stronie w rogu 
znajdowała się w identycznym odcieniu co reszta mebli dwudrzwiowa szafa. A nad wielkim nie 
zasłanym łóżkiem wisiała półka zajęta przez kilkaset CD. 
 
Poza pościeleniem łóżka i wytarciem kurzy nie było tutaj nic co mogłam posprzątać.       
Podeszłam do jego kolekcji płyt, miałam jeszcze około pięciu minut zanim Edward wróci do 
domu, więc zaczęłam w nich szperać.   Wyciągnęłam opakowanie podpisane „Na imprezę” i 
wsadziłam do odtwarzacza. Z głośników popłynęła znana mi ze słuchu jakaś piosenka. Ściszyłam 
lekko radio, aby odebrać telefon. Na wyświetlaczu migało imię Jane: 
 
- Halo? 
 
- Jest na waszej ulicy. Jak wychodził z hali to nie miał najlepszego humoru. Idź do niego i rób to 
co ci mówiłam. – rozkazała blondynka i rozłączyła się. 
 
Wróciłam szybko do jego pokoju , i gdy tylko to zrobiłam, usłyszałam jak drzwi wejściowe 
zatrzaskują się z hukiem. Schyliłam się niby po to, aby zetrzeć kurz z dolnych szuflad biurka. 
Oczywiście moje zamierzania były całkiem inne. Ta pozycja wymagała tego, żeby odwrócić się 
plecami do drzwi i pierwszą rzeczą jaką zobaczy miedzianowłosy będzie mój bardzo odsłonięty 
tyłek. Nie musiałam długo czekam, aż Mr. Sexy zaszczyci mnie swoją obecnością. Nie 
zatrzymując się nigdzie po drodze, wszedł do pomieszczenia. Nie poruszył się tylko stał w progu 
opierając się prawą dłonią o framugę, a lewa zatrzymała się w drodze do klamki. 
 
Ze świstem wypuścił powietrze z płuc i nadal wpatrywał się jak zahipnotyzowany w mój tyłek. 
Cała czerwona wstałam, aby jak gdyby nic pościelić łóżko. Edward potrząsnął głową, jakby 
chciał coś z niej wyrzucić. 
 
- Mogę wiedzieć co robisz? – zapytał ochrypłym, niskim głosem. 
 
Według planu powinnam powiedzieć, że spełniam jego fantazję, lecz było oczywiste, że nie 
jestem aż tak śmiała, aby takie słowa wyszły z moich ust. 
 
- Sprzątam tak jak chciałeś – odpowiedziałam, wygładzając kołdrę. – Nie ma tutaj za wiele 
śmieci, czy w ogóle czegoś co by wymagało posprzątania. – stwierdziłam. 
 
- Rozumiem, że nie zaglądałaś do szafek. – pokiwałam głową, że ma rację. Uśmiechnął się i 
szarpnął za drzwiczki od szafy. 
 
Patrzyłam zdumiona na ilość rzeczy, które z niej wypadały. Książki, ubrania i jakieś magazyny 
wysypały się na podłogę, tworząc wielki stos. 
 
- Może wezmę prysznic, a ty to posprzątasz? – wskazał na kupkę. – Później musisz mi coś 

background image

wyjaśnić. - Nie czekając na odpowiedź wyciągnął ze sterty kilka ciuchów i poszedł do łazienki. 
 
  
 
Gdy porozdzielałam stertę na trzy kupki: książek, gazet -  w większości Playboyi i ubrań, Edward 
wszedł ubrany jedynie w bokserki i cały nadal mokry od prysznica. Na ten widok moje serce 
stanęło na chwilę, by po chwili zacząć trzepotać ze zdwojoną siłą. Przeszedł przez pokój i usiadł 
przy biurku. Zaczął grzebać po necie, wyłączył wieże i przesunął ekran w moją stronę. 
 
- To może teraz powiesz mi jakim cudem mam to zrobić? – popukał w szybkę komputera, gdzie 
mężczyzna właśnie zrobił salto. 
 
Uśmiechnęłam się nieśmiało i wzruszyłam ramionami. 

 

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY: 

 
Zagryzłam wargę zamykając szafę. Nie bardzo wiedząc co mam robić dalej popatrzyłam 
niepewnie na Edwarda. Ostatnia godzina była jedną z najdłuższych w moim życiu. Przez 60 
minut mój tyłek wypocił się za wszystkie czasy. Edward cały ten czas spędził na wpatrywaniu się 
w niego, albo na gadaniu głupich komentarzy, prawie nie dotyczących niczego innego niż mnie i 
mojego ciała. Po kilku jego przekleństwach, moich głupkowatych uśmiechach i jego mierzenia 
wzrokiem, zamknęliśmy temat konkursu. Za wszelką cenę nie chciał mi powiedzieć czy się 
dostałam i jakie były inne propozycje, lecz z tego co zauważyłam, to te wszystkie laski jakie 
chodzą na te zajęcia nie potrafią tańczyć. Są tam tylko ze względu na Edwarda, a dostały się z 
powodu braku innych zainteresowanych. Szansa na to, że mi się udało jest bardzo wysoka, a to że 
oglądał klip kilka razy i zatrzymywał w pewnych momentach, spowodowało, że moje 
przypuszczenia stawały się coraz bardziej prawdopodobne. 
 
Odchrząknęłam głośno, gdy miedzianowłosy po raz kolejny wpatrywał się nie tam gdzie 
powinien, popatrzył mi w oczy i ponownie zmierzył wzrokiem. Od razu zarumieniłam się 
wściekle i przeklęłam w myślach ten strój. Zła fuknęłam i zaczęłam iść w kierunku drzwi, gdy 
nagle Edward zaszedł mi drogę. 
 
- Gdzie idziesz? - zapytał, jakby to nie było oczywiste. 
 
- Do siebie. Już zrobiłam co musiałam. 
 
- Moja kara kończyła się inaczej - wyszeptał do mnie, niebezpiecznie zbliżając swoją głowę. 
 
- To nie jest moja kara - warknęłam. - A teraz mnie puść muszę coś załatwić. 
 
Odsunął się z niezbyt zadowoloną miną, minęłam go i wyszłam uśmiechnięta z pokoju. Pewna 
siebie Bella rządzi. 
 
  
 

*** 

background image

 
Siedziałyśmy wszystkie na materacach i patrzyłyśmy na rozmawiającego z panią Dwyer, 
Edwarda. 
 
Kobieta wreszcie postanowiła skończyć z moimi mękami, wysłuchiwania tych głupot jakie 
mówiły do siebie dwie blond lafiryndy i przemówiła: 
 
- Teraz wymienię dwie dziewczyny, które będą brały udział w tym konkursie, a następnie 
powiem wam kiedy rozpoczniecie treningi i w jakich godzinach. – popatrzyła na kartkę jaką 
trzymała w ręce. 
 
- Może ja im powiem? – zapytał Edward z głupkowatym uśmiechem. Trenerka pokiwała głową 
na co miedzianowłosy wyciągnął z jej dłoni, papier. – Jessica i Gianna Stanley – wyczytał, obie 
dziewczyny pisnęły zadowolone i wstały. Popatrzyłam na nie smutno. Byłam pewna, że się 
dostanę. 
 
- Co Edwa…? – odezwała się pani Dwyer, lecz przerwał jej ruchem dłoni. 
 
- Chciałbym się was zapytać czy ja wam przypominam dziewczynę? – warknął do nich. 
 
Pokręciły przecząco głową. 
 
- Mogę wiedzieć dlaczego jak wyraźnie było napisane w broszurkach i na naszej stronie, że ma 
być to teledysk, w którym tańczy kobieta i mężczyzna obie wybrałyście Pussycat Dolls lub 
Shakirę z Beyonce? 
 
- My… - zaczęła się jąkać jedna z nich, która zaczepiła mnie poprzednim razem po zajęciach. 
 
Uśmiechnęłam się zadowolona jak i reszta dziewczyn z tego, że jest jeszcze szansa, że to któraś z 
nas przejdzie dalej. 
 
- Siadajcie! – rozkazał zły. Spojrzał znów na kartkę. – Tanya Denalii. 
 
Dziewczyna wstała nieśmiało. Była ładną, wyraźnie poprawioną plastycznie blondynką. 
 
- Kolejne pytanie, czy ja wyglądam jak jakiś Patrick Sweyze? – zapytał, gestykulując dłonią. – 
Dlaczego wybrałaś piosenkę z tańcem towarzyskim i na dodatek to nie jest teledysk? – Nie 
czekając na odpowiedź pokazał jej żeby usiadła. 
 
Popatrzyłam na panią Dwyer, która zasłaniała twarz swoimi krótkimi włosami, aby ukryć swój 
uśmiech. 
 
- Isabella Swan – usłyszałam głos miedzianowłosego, więc popatrzyłam na niego i 
zdenerwowana wstałam. Razem ze mną zrobiła to wysoka brunetka z pofalowanymi włosami, 
pewnie przegapiłam to kiedy ją wywołał. Byłyście jedynymi osobami, które przestrzegały 
regulaminu i wybrały odpowiednie klipy. – uśmiechnął się do mnie zawadiacko, co 
spowodowało, że się zarumieniłam. – Angelo, nasze treningi są w piątek i poniedziałek, a moje z 

background image

Bellą są w środy i soboty. To chyba wszystko, w czwartek będziemy ćwiczyć układ, w którym 
wykorzystamy nową, skomplikowaną figurę, więc macie być rozciągnięte. – zwrócił się do 
grupy. 
 
- Jakie wybrały teledyski? – zapytała zła blondynka, która jako pierwsza została wyzywana przez 
Edwarda. 
 
- Angela “Bad Boys” Alexandry Burke, a Bella “Did It Again” Shakiry. Na dzisiaj to koniec. 
 
Wszyscy zaczęliśmy wychodzić z sali, został tylko Edwarda i ta blond lafirynda. Zaczęła do 
niego coś szeptać. 
 
- Mówiłem ci Jess, nic z tego nie mogę – warknął do niej Edward. Jessica odwróciła się do niego 
zła i wyszła szybkim krokiem z sali. 
 
  

 

*** 

 
Aro jak nigdy spóźniał się na lekcję. Wszyscy w klasie nie przejęli się tym za bardzo i każdy 
robił co chciał. Chociaż to czy nauczyciel jest w klasie czy nie ma go to bez różnicy. Rozejrzałam 
się dookoła. Marek leżał na ławce, Jane wpatrywała się w niego jak w obrazek jedząc jogurt 
linijką. Jessica malowała paznokcie, zła na cały świat za to cholerne przesłuchanie. Po tym jak 
zaraz po nim dotarłam do szatni, obrzuciła mnie nienawistnym spojrzeniem i wyzywała co ja 
sobie myślałam, wybierając taki teledysk. Edward uśmiechał się zadowolony patrząc w telefon. 
 
- Dlaczego nie zapytasz się go czy wybierzecie się gdzieś razem? – zapytałam Jane. Zatrzymała 
linijkę w połowie drogi do ust. 
 
- Boję się, że mnie wyśmieję – wyznała, lekko zawstydzona. 
 
- Boże! Na serio tego nie widzisz, że mu się podobasz?- zapytałam zdziwiona. 
 
Zawsze, gdy cokolwiek mówiła on słuchał jej jakby od tego zależało jego życie. Patrzył na nią 
jak na jakąś boginię, a ona tego nie widziała? 
 
- Serio? – zapytała zdziwiona. 
 
- Jasne, musisz tylko się zapytać – opowiedziałam uśmiechając się do niej. 
 
- Patrz! – szturchnęła mnie pokazując w kierunku drzwi. 
 
Stał tam nasz dyrektor, a obok niego cały czerwony Aro. 
 
- Cullen! – krzyknął nauczyciel. – U mnie w gabinecie za 5 minut. 
 
Wszyscy popatrzyliśmy na niego, a on jak zawsze zadowolony wstał i pozbierał rzeczy po czym 

background image

wyszedł z klasy za mężczyznami. 
 
- O co chodzi? – zapytałam. 
 
- Nie wiem. Musiał coś zrobić skoro sam dyrektor interweniował. – wyjaśniła. 
 
  
 

*** 

 
Usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi od samochodu i podniesione głosy. 
 
- Ile ty masz lat? Jak mogłeś zrobić coś takiego? 
 
Tak wkurzonego Carlisle nigdy nie widziałam. Zawsze był opanowany i spokojny. Popatrzyłam 
na Jacoba, który chichotał pod nosem i zmierzyłam go wzrokiem, niemo przekazując by się 
uspokoił. 
 
Do pokoju wszedł wujek Cullen razem z Edwardem. Blondyn w ogóle nie zwracając na nas 
uwagi, prawił miedzianowłosemu kazanie. 
 
- Masz szlaban na auto, dziewczyny, imprezy i nie możesz wychodzić z domu aż do odwołania. 
 
Wszyscy popatrzyliśmy na nich zdziwieni. Nikt w szkole nie wiedział co zrobił Edward, więc 
czekaliśmy aż któryś z nich raczy nam opowiedzieć. Carlisle popatrzył na nas, po czym wyszedł 
kręcąc głową. 
 
Nie odzywaliśmy się przez chwilę, po czym wszyscy skierowaliśmy pytający wzrok na Edwarda. 
 
Popatrzył na nas, po czym wyszedł z salonu. Nie minęła chwila a Jacob popędził za nim razem z 
Jane, a ja za nimi. Tak ciekawość przebiła wszystko. 
 
- No nie bądź taki, powiedz nam co zrobiłeś – nalegał Jake. 
 
- Powiem wam jak wejdziemy do mnie do pokoju. Nie chcę żeby Carlisle usłyszała, że to nie 
wszystko. – pokiwaliśmy głowami. 
 
- Dobra nawijaj – rozkazała Jane, gdy każdy zajął jakieś miejsce. 
 
- Aro zawsze po lunchu idzie do WC. Dzisiaj jadł nachos, więc posmarowałem klejem deskę 
klozetową i się przykleił jak z niej korzystał.  – zachichotał. – Ale to nie wszystko nagrałem to i 
jest na necie na youtubie jak się nie mylę, Mike miał wrzucić. 
 
Jacob z Jane podbiegli do komputera i zaczęli szukać pod różnymi nazwami na youtube. 
 
- Jest! – krzyknęła blondynka. 
 

background image

Na ekranie pojawiła się tak samo czerwona twarz Aro jak wtedy gdy wszedł do klasy. Filmik 
trwał tylko pół minuty i jedyne co było widać to zmagania nauczyciela z wstaniem z ubikacji. 
Jacob cały załzawiony położył się na łóżku i nie mógł przestać się śmiać, a Jane musiała nas na 
chwilę przeprosić i poszła do ubikacji. 
 
- Gdzie była kamera? – zapytałam. 
 
- Na tym co papier tam jest. Nie wiem jak to się nazywa. – powiedział zadowolony. 
 
- Co ci zrobił dyrektor? – zapytał Jake, nadal lekko zarumieniony ze śmiechu. 
 
- Nic. Carlisle powiedział mu, że się tym zajmie. Najgorsze jest to co Carlisle mi zrobił. Nie 
mogę jeździć moim volvo – zrobił minę męczennika. 
 
- Chyba się nie popłaczesz? – spytała Jane, wracając z łazienki. 
 
- Ja nie płaczę – burknął do niej. 
 
- Nigdy? 
 
- Nie. Po co? – popatrzył na nas zdziwiony. 
 
- Nie wiem. Płacz tak jakby wyzwala, pomaga ci się odprężyć i odmyć – opowiadał Jacoba. 
 
- Chyba nie potrzebuję czegoś takiego. 
 
- A gdybyś spotkał na ulicy psa z 3 łapami. Co byś zrobił? – zapytał Jake, dalej drążąc temat. 
 
- Może bym się zasmucił, ale nie popłakał. 
 
- A gdyby pies powiedział ci, Ed pomóż mi inne psy się ze mnie śmieją? 
 
- Jakbym spotkał gadającego psa, byłbym bogaty – podsumował Edwarda, uśmiechając się 
diabolicznie – Przynajmniej tyle dobrego, że mnie nie zawiesili, więc jesteś skazana na wożenie 
mnie do szkoły – powiedział, rzucając się na kanapę. 

 

ROZDZIAŁ JEDENASTY: 

 
- Może zaczniemy od innego kroku? - zapytałam lekko zirytowana. 
 
Edward zmierzył mnie wzrokiem zły, że od dwudziestu minut próbuje mnie na tyle rozciągnąć, 
abym wygięła się w nienaturalnej pozycji. Moje ciało ledwo zniosło ból jakim jest zrobienie 
szpagatu, a ten idiota myśli, że założę nogę za głowę?! Wiem, że to moja wina, że wybrałam taki 
a nie inny teledysk, ale to już jest przesada. W całym klipie nie ma takiej figury, która 
wymagałaby ode mnie aż takiej... rozciągalności?! Dobra to i tak nie jest ważne! Ważne jest to, 
że muszę być ubrana w jakieś obcisłe ciuchy i do tego prawie w każdym momencie musimy się 
dotykać, albo ocierać o siebie, przez co moje serce znacznie przyśpiesza i nie mogę się 

background image

skoncentrować na niczym innym niż na powstrzymaniu się od rzucenia na Edwarda. 
 
- Dobrze zaczniemy od pierwszej figury i chyba najłatwiejszej - powiedział, przewijając taśmę na 
sam początek. - Stań koło ławek i udawaj, że rzucasz we mnie poduszką, następnie skocz na 
krawędź materaca i przykucnij. Gdy to zrobisz, rozszerz szeroko nogi, aż do krawędzi maty - 
uśmiechnął się szelmowsko wymawiając te słowa. - Jednocześnie lekko się unosząc i opadając na 
ręce. 
 
- Wiem co mam robić - burknęłam zła, że traktuje mnie jak małe dziecko. 
 
Posłusznie stanęłam w kącie sali i czekałam na odpowiedni moment. Rozbiegłam się i zajęłam 
wyznaczone miejsce, próbując zrobić kolejną figurę zachwiałam się i usiadłam Edwardowi na 
plecach. Chłopak jęknął, odwracając wzrok w inna stronę. 
 
- Przepraszam. – wybąkałam, szybko z niego wstając. – Spróbujmy jeszcze raz! 
 
Po kilku próbach nareszcie udało mi się wykonać to bez ani jednego błędu. Uśmiechnęłam się do 
niego zadowolona. 
 
- Zrobimy jeszcze jeden krok i będziemy mogli kończyć – powiedział. – Tym razem ten – 
pokazał mi na ekranie. – Połóż się a ja zajmę się resztą. – zachichotał z dwuznaczności jego słów. 
 
Popatrzyłam na niego spode łba i wykonałam jego polecenie. Puścił muzykę, w odpowiednim 
momencie poczułam jak materac ugina się pod jego ciężarem. Moje serce przyśpieszyło swój 
bieg, gdy chłopak opadł delikatnie na mnie, nie chcąc mnie przygnieść. Z jego ust po raz kolejny 
wyrwał się cichy jęk, a na moje udo napierał efekt jego podniecenia. Sapnęłam. Edward warknął, 
gdy próbowałam się poruszyć. Wreszcie sam ze mnie zszedł opadając na plecy i głośno 
oddychając. Nie patrzył na mnie, tylko błądził niewidzącym wzrokiem po suficie hali. Po chwili, 
która wydawała się trwać wieczność, spojrzał na mnie. Jego oczy pociemniały z pragnienia, a 
dłonie zacisnął mocno w pięści. 
 
- Na dzisiaj koniec – wyszeptał niskim, chropowaty głosem. – Będę czekał na ciebie w aucie – 
zmierzył mnie wzrokiem. – I lepiej będzie jeżeli przebierzesz się w coś innego. W coś mniej 
obcisłego. – uściślił, zauważając moje pytające spojrzenie i wyszedł. 
 
  
 

*** 

 
  
 
Po spędzeniu kilku godzin na zakupach z Alice, Rose i Esme oraz zdaniu relacji ze wszystkich 
moich postępów z Edwardem zdecydowałyśmy się na powrót do domu. Nasz babski dzień 
polegał głównie na znalezieniu prezentu dla Carlisle'a, a także oderwaniu Esme od małej i 
zostawieniu opieki nad nią chłopakom. Weszłyśmy do domu, lekko podenerwowane tym co 
możemy tam zastać. W końcu nie wiadomo co dobrego może wyniknąć z zostawienia mężczyzn 
samych w domu i to w dodatku z małym dzieckiem. Kanapę zajmował Edward, trzymając małą 

background image

na kolanach i pokazując jej coś w telewizorze. Na nasz widok uśmiechnął się szelmowsko. Od 
ostatniego treningu za wszelką cenę starałam się nie zostać z nim w jednym pomieszczeniu sam 
na sam. Nie wiem czego się obawiałam. Może tego, że rzuciłabym się na niego tak jak miałam 
ochotę w sali, aby sprawdzić czy teoria Alice jest słuszna. Przez cały dzień wmawiała mi, że to 
co się wydarzyło pomiędzy mną a Edwardem to duży krok, a jego mała zmiana zachowania jest 
tego dużym przykładem. A może dlatego, że za bardzo bałam się że to moje rozumowanie jest 
słuszne. Edward zachowywał się tak tylko dlatego, że już od dwóch tygodni nie był z żadną 
dziewczyną i to wszystko spowodowało, że jego testosteron dał mu się nieźle we znaki… 
 
- Rose, radzę ci iść sprawdzić co wyprawia Emmett. Jest z Jazzem w łazience. – odezwał się 
miedzianowłosy, poprawiając małej smoczek. 
 
- Co znów zrobił ten idiota? – zapytała blondynka. – Już nie mam do niego siły. Wystarczy, że 
wyjdę na chwilę a ten musi coś wykombinować. 
 
Wyklinając pod nosem wyszła z pokoju, a za nią Alice słysząc imię swojego ukochanego. Esme 
upewniwszy się, że z małą wszystko w porządku, pobiegła za dziewczynami. Poczułam się 
niezręcznie, że jestem z nim sama w pomieszczeniu, lecz uspokoiłam się lekko widząc, że on jest 
całkowicie pochłonięty Heidi. 
 
- Ciekawi mnie dlaczego Kaczor Donald, który nigdy nie nosił gaci, ale zawsze jak wychodził z 
łazienki to obwijał się w pasie ręcznikiem – powiedział do małej. – I dlatego, że tak bardzo mnie 
to trapi będziemy oglądać inna bajkę. – wymamrotał tym razem do siebie, równocześnie 
zmieniając kanał. 
 
Parsknęłam śmiechem na jego wyznanie. Popatrzył na mnie urażony i wzruszył ramionami. 
 
- No co? 
 
Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ krzyki dochodzące z pierwszego piętra spowodowały, że 
mój zabawny komentarz wyleciał mi z głowy. 
 
- Rosalie byłem pewny, że to pieluszka… Wiem myślałem, że to może również… No, że one… 
Aua!! Rose, wiesz, że miałem dobre intencje… Na następny raz nie pomylę się… 
 
Oboje z Edwardem ze łzami w oczach przysłuchiwaliśmy się ich rozmowie. Raczej słyszeliśmy 
tylko urywki z próby wytłumaczenia się Emmetta, bo głos Rosalie był całkowicie stłumiony i nie 
do rozszyfrowania, ale to jak bezbronny wydawał się Emm w tym momencie przebiło wszystko. 
 
- Co on wykombinował? – zapytałam. 
 
- Carlisle’a wezwano do szpitala, a ja musiałem wyjść do sklepu po chusteczki, wiesz te mokre – 
pokiwałam głową, że rozumiem, więc kontynuował. – Zostawiłem małą z tymi bałwanami, a ci 
jak wróciłem zakładali jej podpaskę i już mieli obklejać ją taśmą, gdy im przerwałem. 
 
- Myśleli, że to pieluszka? – zapytałam nie mogąc tym razem powstrzymać łez. Esme miała 
całkowita rację co do nie zostawiania ich samych z dzieckiem. 

background image

 
  

 

*** 

 

  
 
Od dwudziestu minut cała klasa przysłuchiwała się monologowi jaki wygłaszał nam Aro na temat 
złego zachowania w szkole i do każdego wymienionego przykładu złej kultury osobistej dodawał 
przykłady z jakimi spotkał się u nas w szkole. Najczęściej był to Edward i Jane. Nie wiedziałam, 
że moja przyjaciółka wyprawiała takie rzeczy, gdy jeszcze nie chodziłam tutaj do szkoły. 
Popatrzyłam na nią zdziwiona. Po raz kolejny cała czerwona próbowała się schować za 
kołnierzem bluzy. Wstydziła się mnie, czy co? 
 
Jak na zawołanie, gdy nauczyciel poruszył kolejną swoją myśl o spóźnianiu się na lekcję, do 
klasy wparował Edward. Ubrany w źle zapiętą koszulą, chyba przeoczył dwa guziki w czasie jej 
zapinania. Włosy jak zawsze sterczące w różnych kierunkach. Patrzył na nas lekko 
zdezorientowany. I jak go tu nie kochać, kiedy wygląda jak dziecko, tak niewinnie? Od kiedy 
Carlisle oddał mu auto, prawie codziennie zasypiał do szkoły. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem 
obserwując jak twarz nauczyciela objawia nam się w różnych odcieniach czerwonego. Wreszcie 
lekko ochłonął i podszedł do Edwarda, który zajął swoje miejsce w kącie sali. 
 
- Nie rozumiem jak można być tak niemądrym! – wydarł się do niego. – Po twoim ostatnim 
wybryku myślałem, że zostaniesz co najmniej zawieszony w prawach uczniach, ale nie! To jest 
niedorzeczne jak jesteś niegrzeczny. Nie zastanawiałeś jaki wstyd przynosisz swojemu domowi? 
Nie obchodzi ciebie co myślą o tobie inni? 
 
- Nie. – rzucił krótko, nie patrząc na nauczyciela tylko przeszukując plecak. 
 
Aro popatrzył na niego jak na osobę nie z tej Ziemi. Wszyscy wpatrywaliśmy się w nich, 
czekając z niecierpliwością na rozwinięcie się akcji. 
 
- Mam dość twoich głupich odzywek, spóźnień i sądzenia, że jesteś lepszy od innych, Cullen! Jak 
tylko skończy się ten semestr i zacznie WOS, wierz mi, że nie będzie lekcji, na której nie wezmę 
ciebie do odpowiedzi. Nawet nie wiesz jak mnie korci, aby ci już teraz pałę postawić! 
 
Edward jak porażony prądem podniósł głowę i marszcząc czoło spojrzał pytająco na nauczyciela. 
 
Aro dopiero teraz zorientował się jaką gafę palnął. 
 
- Do dyrektora, natychmiast! – krzyknął i wyszedł z klasy, trzaskając drzwiami. 
 

ROZDZIAŁ DWUNASTY: 

 
Wpatrywałam się w Edwarda, który usypiając małą sam zasnął i leżał z przyciśniętą do siebie 
Heidi. Esme z Carlisle'm poszli na romantyczną kolację z okazji jego urodzin, Alice i Emmett 
pojechali do Jaspera i Rosalie, lecz mają wrócić w samą porę, aby przygotować imprezę 

background image

halloweenową. Zabawa będzie zorganizowana przez wszystkich domowników, a zaproszona 
została większa część szkoły. Każdy zobowiązany jest przyjść przebrany za kogoś, bo inaczej 
czeka go kara Alice (czyt. założenie zawstydzającego kostiumu, przygotowanego dla 
nieposłusznych gości). Nie dziwię się, że Edward usnął. Cały dzień spędziliśmy na trzech 
treningach. Nie dość, że ledwo żyłam po naszych próbach do teledysku, to doszły do tego 
wszystkiego ćwiczenia grupowe do kolejnego konkursu, a większość osób nie radziła sobie z 
najprostszymi momentami, więc całą swoją frustrację miedzianowłosy wyładowywał na mnie. 
Nasze treningi stawały się coraz bardziej pełne napięcia i czegoś dziwnego czego nie potrafię 
opisać. Do tej pory udało nam się dobrze wykonać trzy z jedenastu kroków. 
 
Usiadłam na rogu łóżka i powstrzymując się z całych sił nie przejechać palcami po tych 
pięknych, rudych włosach, aby sprawdzić, czy rzeczywiście są takie miękkie jak wyglądają, 
złapałam mocno koc, którym był okryty. Młody Cullen westchnął pod nosem i uśmiechnął 
zadziornie, aż moje serce zaczęło szybciej bić. Potrząsnęłam głową, aby wyrzucić z umysłu 
niepotrzebne wizje i skupić swoją uwagę na czymś innym. Oparłam się plecami o ścianę i nadal 
bezsensownie wpatrując się w Edwarda, pogrążyłam we własnych myślach. Po około trzydziestu 
minutach, miedzianowłosy przewrócił się na bok i zaspany zaczął się we mnie wpatrywać. 
 
- Chyba zasnąłem. – oznajmił zachrypniętym głosem, przyjmując taką samą pozycję jak ja. 
 
Kiwnęłam głową, potwierdzając jego słowa. 
 
- Nie wyspałem się w nocy – powiedział rozciągając się. – ostatnio często mi się to zdarza. Może 
to przez te nasze treningi? Pogadajmy o czymś, abym znów nie usnął – zarządził, ziewając. 
 
- Myślę, że musimy zacząć inaczej drugi... 
 
- Nie o tym! - warknął - O czymkolwiek innym. 
 
- Dobra - burknęłam lekko obrażona. - O czym chcesz? 
 
- Nie wiem może o tym co się działo przez te kilka lat jak się nie widzieliśmy? - popatrzył na 
mnie wyczekująco – Prawie w ogóle się nie zmieniłaś. – zauważył. 
 
- Za to, ty aż za bardzo. 
 
- Taa. Tego akurat nie da się nie zauważyć. – wyszeptał wpatrując się na coś na ścianie. 
 
Oboje zamilkliśmy. Ta cisza należała do tych ciężkich, które za wszelką cenę chce się przerwać. 
Wzięłam się do kupy i z cichym westchnieniem jakie opuściło moje usta zaczęłam opowiadać mu 
o moim dotychczasowym życiu. Chłopak słuchał nie przerywając mi, no może czasami wyzywał 
Wictorię za jej podejście do życia. 
 
- A co z Laurentem? – zapytał mnie po tym jak skończyłam mówić. 
 
- Rozwiedli się jakiś czas temu. Nie pamiętam go za dobrze. Tak samo jak matka był 
pracoholikiem, nie spędzał w domu prawie w ogóle swojego wolnego czasu. Kilka miesięcy po 

background image

rozwodzie miał wypadek, a Wiktoria zabroniła mi iść na jego pogrzeb, bo miałam występ. Nie 
znałam go za dobrze, ale pamiętam, że czułam się okropnie, i że zamiast być na cmentarzu ja 
grałam jakąś wesołą kompozycję. Moje cierpienie wzięło nade mną górę i rozpłakałam się na 
oczach wszystkich tych ludzi. – dokończyłam opowieść o moim ojcu, a słone krople spływały mi 
po twarzy. 
 
Edward, ku mojemu zdziwieniu kciukiem otarł łzy, przytulił mnie mocno do siebie i zaczął lekko 
kołysać. Tuliliśmy się do siebie, aż skończyłam szlochać. Popatrzyłam na niego wdzięczna. 
 
- Dziękuję. – szepnęłam. 
 
Kiwnął jedynie głową i odwrócił ją w stronę małej. 
 
- Lubisz dzieci. – stwierdził. 
 
- Z tego co zauważyłam ty też. – powiedziałam słabym głosem. 
 
- Fascynują mnie. To, że nie robią nic wielkiego, a i tak wszyscy naskakują wokół nich jakby nie 
wiadomo co się działo. Tak samo jak i to, że za kilkanaście lat, Heidi, kiedy będzie już 
nastolatką, będzie się spotykać z innymi nastolatkami, którzy teraz również są niemowlętami – 
przerwał na chwilę. – Pokręcone  trochę, lecz co jest związane ze mną zawsze takie jest. 
 
Na moment zapadła cisza. 
 
Oboje wpatrywaliśmy się w Heidi, aż wreszcie nie wytrzymałam. To pytanie dręczyło mnie od 
samego przyjazdu tutaj. 
 
- Dlaczego tak się zmieniłeś? 
 
Edward oderwał wzrok od małej i popatrzył na mnie z wyrzutem, jakbym nie miała prawa zadać 
mu tego pytania, jakbym była winna temu co się stało, jakbym… wyrządziła mu jakąś wielką 
krzywdę. 
 
Z jego oczu można było wyczytać tak wiele sprzecznych ze sobą emocji. Smutek, żal, wstyd i coś 
takiego czego nie mogę zidentyfikować. 
 
- Przepraszam – powiedziałam szybko. – Nie powinnam pytać, to nie moja sprawa. 
 
- Nie przepraszaj. – wyszeptał. – Po prostu to dla mnie trudne. Wiele osób się mnie o to pytało, 
ale ja nie potrafię tego wyjaśnić. Jest za wcześnie, abym mógł zaufać komuś na tyle, by to 
wyznać. 
 
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem, chociaż w ogóle nie rozumiałam. Przecież mi może 
zaufać. Zachowuję się jakby w ogóle nie zauważał, że zrobię dla niego wszystko. 
 
Aż do przyjścia Esme i Carlisle’a nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Jedyne rzuciliśmy 
sobie szybkie dobranoc, a następnie rozdzieliśmy się do swoich pokoi. 

background image

 

ROZDZIAŁ TRZYNASTY: 

 
Impreza wyglądała dokładnie tak jak sobie ją wyobrażałam. 
 
Setki kolorowych lampek dookoła domu jak i wewnątrz niego. Dynie z wyciętymi groźnymi 
minami, podświetlone małymi świeczkami. Dużo halloween’owych ozdób. Stół pełen nie zbyt 
zachęcających wyglądem dań. Mnóstwo ludzi poprzebieranych w różne kostiumy. Znalazło się 
kilka chłopaków, którzy nie brali do siebie ostrzeżeń na zaproszeniach i chodzili z nadąsanymi 
minami ubrani w najbardziej kompromitujące stroje. Od małych pasterek do różowych królików 
włącznie. 
 
Z całych sił starałam się nie patrzeć w stronę Edwarda, który opierał się o stolik z alkoholem.  
Miał na sobie czarny dobrze wykrojony garnitur i pasującą do niego białą koszulę z odpiętymi 
kilkoma górnymi guzikami, która ukazywała te jego cudne, szerokie obojczyki, szary krawat 
został luźno zawiązany co tylko dodawało uroku jego strojowi. Idealny James Bond. Spojrzałam 
w jego stronę w tym samym momencie co on, więc szybko odwróciłam wzrok i zapewne 
spłonęłam rumieńcem. 
 
- Niech zgadnę twój strój to sprawka Alice? – zapytał zza moich pleców aksamitny baryton. 
 
Odwróciłam się do niego, zastanawiając jak tak szybko znalazł się koło mnie. 
 
- Nie dała mi zbyt dużego wyboru, albo to albo syrena, a nie mam zamiaru chodzić w bikini całą 
imprezę. – westchnęłam. 
 
- Szkoda, chętnie pooglądałbym trochę więcej twojego ciała. – wymruczał, na co moje serce 
odpowiedziało przyśpieszając swój bieg dwukrotnie. – Chociaż nie ma co narzekać, pomimo 
tego, że nie odsłania za wiele ten kostium, to widok ciebie w tym lateksowym wdzianku jest 
nieziemski. – uśmiechnął się zadziornie. – Zatańczysz? – zapytał pokazując parkiet. 
 
Pokiwałam głową i pod odstrzałem spojrzeń większości dziewczyn poprowadził mnie na środek 
sali. Muzyka była zdecydowanie za wolna jak dla mnie, ale najwyraźniej Edwardowi ona nie 
przeszkadzała. Przyciągnął mnie mocno do siebie i schował głowę w moich włosach, zaciągając 
się głęboko. 
 
- Twoje włosy odkąd pamiętam pachniały truskawkami. – wyszeptał w czubek mojej głowy. 
 
Uśmiechnęłam się do niego i wyplątałam lekko z jego uścisku, aby móc spojrzeć mu w oczy. 
 
Od razu utonęłam w tych pięknych zielonych tęczówkach, które były tak głębokie, że można się 
w nich zagubić. Zamrugałam kilkakrotnie i oparłam brodę o jego ramię. W tym momencie 
wydawało mi się, że jestem w najbardziej właściwym miejscu w jakim powinnam być. W jego 
ramionach. Czułam się w nich tak krucho i bezbronnie, a za razem bezpiecznie. 
 
- Kobieto Kot, czy byłabyś tak miła i podarowała mi jeden taniec. -  z mojego małego raju 
wyciągnął mnie ten chamski, dziecinny głos. Edward zawarczał do osoby, która stała za moim 

background image

plecami. 
 
- Idź stąd Newton. Widzę, że nie wziąłeś na poważnie moich poprzednich słów, dlatego daję ci 
ostatnią szansę, albo znów będę musiał ci coś zrobić. – Edward zawarczał do osoby, która stała 
za moim plecami. 
 
Odwróciłam się do Mike’a, który przebrany był w jakiegoś dresiarza, czy coś w tym stylu i 
patrzył zimnym wzrokiem w młodego Cullena, zaciskając z całej siły ręce w pięści. Po chwili 
mrucząc jakieś przekleństwa pod nosem, odwrócił się i wyszedł. 
 
- Przepraszam, lecz muszę z kimś porozmawiać – powiedział do mnie smutno Edward, 
zostawiając mnie samą na parkiecie i wychodząc z sali. 
 
Zła na Newtona za zepsucie mi tak wspaniałej chwili, podeszłam do krzesła i zła klapnęłam na 
nie fucząc z frustracji. 
 
- Widziałem wasz taniec, robicie postępy. – zwrócił się do mnie Jake, siedzący po przeciwnej 
stronie stołu. Uśmiechnęłam się patrząc na jego strój. Przebrał się za Pippi Lanstrung. Na głowie 
miał rudą perukę z ustawionymi do góry kucykami. Do tego całą jego twarz zdobiły liczne piegi 
namalowane kredką do oczu. 
 
Ubraną miał czarną koszulkę w białe paski i zielone spodenki podciągnięte bardzo wysoko, a na 
stopach, które położył na stole założył dwie różne skarpetki. Zdecydowanie był najlepiej 
przebraną osobą na imprezie. Nie mogłam powstrzymywać uśmiechu, gdy się na niego 
patrzyłam. Bardzo dobrze było widać, że jest zadowolony ze swojego pomysłu. 
 
- Podoba ci się? – zapytał. 
 
- Oczywiście, wyglądasz fantastycznie. Tak bardzo… hmm… męsko? – uniósł brew na moją 
odpowiedź, a po chwili wybuchnął śmiechem. 
 
- Więc jak tam sprawy się układają? 
 
- Tak jak do tej pory. Ja boję się coś zrobić, a on nie jest chętny do zrobienia czegokolwiek. 
 
- Zobaczysz wszystko będzie dobrze, ale ja na twoim miejscu zrobiłbym pierwszy krok. To 
widać, że ty też mu się podobasz – zarumieniłam się, na co on znów wybuchł tubalnym 
śmiechem. – Powinnaś się nauczyć przyjmować komplementy. A teraz idź się bawić do póki 
masz na to okazję, za niedługo testy, więc musimy korzystać. – uśmiechnął się i pociągnął mnie 
na parkiet. 
 
  
 

*** 

 
  
 

background image

Po kilku tańcach po prostu miałam dość. Edward jak wyszedł tak go nie widziałam od tamtej 
pory. Alice z Rose postanowiły wziąć udział w grze kto wypiję więcej w ciągu minuty, więc obie 
spały teraz na kanapie a Jasper z Emmettem warczeli na każdego chłopaka, który chociaż 
spojrzał w ich stronę. A było na co patrzeć. Alice ubrana w obcisłą niebieską sukienkę przebrana 
była za Rosalie, która z braku innych możliwości była przebrana w syrenę. Obie przytulały się do 
siebie mocno i ciągle coś bełkotały przez sen. Chłopaki, wręcz nie mogli odwrócić od nich 
wzroku. Jane siedziała wtulona w Marka, który wreszcie zaczął działać i zaprosił ją na randkę w 
zeszłym tygodniu. Od tamtej pory są nierozłączni. 
 
Z nudów zaczęłam rozglądać się po domu w poszukiwaniu Edwarda, chciałam  wreszcie zrobić 
coś bardziej odważnego, zrobić ten pierwszy krok, o którym wspominał Jacob. Przeszłam cały 
dom, lecz najwyraźniej postanowił się przewietrzyć. Wyszłam na balkon z pokoju Alice, który 
prowadził na ogród. Dzięki blaskowi z lampek, którymi Al obwiesiła dom, na podwórku można 
było cokolwiek zobaczyć. Wytężyłam wzrok, aby zobaczyć coś dalej i wtedy zamarłam. Edward 
wraz z jakąś dziewczyną, wręcz macali się pod drzewem w pobliżu domu. Wciągnęłam głośno 
powietrze i zanosząc się głośnym płaczem wróciłam do domu, trzaskając drzwiami od balkonu. 
Szybko weszłam do salonu i torując sobie drogę pobiegłam do mojego pokoju. Rzuciłam się na 
łóżko i jedyne czego chciałam w tej chwili to po prostu umrzeć. Materac ugiął się nieznacznie, 
gdy ktoś przysiadł na jego krawędzi. Poczułam jak ta osoba odgarnia mi włosy z czoła i głaszcze 
delikatnie głowę. Jane. 
 
- Widziałam cię jak biegłaś do pokoju. Co się stało? – zapytała cichym głosem. 
 
- On… całował się z ja..akąś dziewczyn..ą. – wyjąkałam nadal płacząc. 
 
- Ciii, wszystko będzie dobrze. Może się pomyliłaś. 
 
- Niee. nie będzie dobrze… ty tego… nie roz…umiesz. on po prostu skończył wczoraj swoją 
karę… i myślałam, że się…zmienił, że … już taki nie będzie… a on… - wybuchłam płaczem. – 
Po prostu wam wszystkim się udało… nawet Marek wreszcie zaprosił ciebie na kolację, a on. Ja 
go po prostu tak bardzo kocham. – wyszeptałam, przytulając się do niej i zamykając oczy. 
 
  
 
EPOV: 
 
  
 
- …Ja go po prostu tak bardzo kocham. – wyszeptała do Jane. 
 
Te kilka słów zmieniło całe moje życie w tym momencie. 

 

ROZDZIAŁ CZTERNASTY: 

 
Słońce pomału zaczęło wschodzić. Siedziałam obwinięta dwoma, grubymi kocami na balkonie 
od mojego pokoju. Całą noc nie zmrużyłam oka. Nie mogłam zasnąć. Ilekroć na dłuższą chwilę 
zamknęłam oczy przez moją głowę przechodził widok Edwarda i tej dziewczyny. Jane zmęczona 

background image

moim lamentowaniem i rozżalaniem się nad sobą spała na łóżku, w jakiejś dość pokracznej 
pozycji. 
 
Impreza skończyła się około drugiej w nocy, gdy Alice widząca szkody jakie narobiły pijane 
nastolatki odprawiła ich do domów. Emmett z Rosalie zniknęli parę minut po północy 
wmawiając nam, że idą wypożyczyć film. Wszyscy byli tak wstawieni, że nie zastanawiali się 
nad głupotą ich pomysłu. Edward nie pokazywał się przez resztę zabawy, pewnie spędzając 
kolejną z tych jego niezliczonych, upojnych nocy z tą blond lafiryndą. Nasłuchiwałam z nadzieją, 
że usłyszę te jego charakterystyczne zamykanie drzwi i głośne wchodzenie po schodach, lecz 
nadaremnie. 
 
Wstałam zrzucając koc z kolan i otworzyłam szklane drzwi prowadzące do mojego pokoju. 
Zeszłam najciszej jak potrafiłam na dół, gdzie opisanie tego jak teraz wyglądał salon i reszta 
pomieszczeń jest wręcz nie możliwe. Wiedziałam, że będę jedyną osobą, którą nie będzie bolała 
głowa dzisiejszego poranka i nikt więcej nie będzie w stanie tego posprzątać, tak więc wzięłam 
się za robotę. Z kuchni wzięłam kilka worków na śmieci i zaczęłam zbierać wszystkie śmieci. Jak 
skończyłam pozamiatałam i umyłam podłogę. Szczęśliwa, że mogę czymś chociaż na chwilę 
zając swoje myśli, pomyłam też naczynia i powycierałam kurze. Gdy nie było już niczego co 
mogłabym posprzątać dochodziła dziesiąta. Za wszelką cenę starałam sobie znaleźć kolejne 
pochłaniające moje myśli zajęcie. Zdecydowałam, że obejrzę filmy, na które do tej pory nie 
mogłam znaleźć czasu. Rozsiadłam się na sofie i włączyłam pierwszą, lepszą płytę, upewniając 
się, że nie jest to żadne romansidło, ani nic z tych rzeczy. Widok zakochanych par, które pomimo 
wielu trudności są ze sobą nie należy do rzeczy jakie w tej chwili chcę oglądać. 
 
W połowie filmu poczułam, że moje powieki robią się ciężkie, a głowa ciągle opada mi na 
oparcie kanapy. Zbyt zmęczona, by nadal walczyć ze snem, poddałam się i zasnęłam. 
 
Obudziły mnie przyciszone głosy, które kłóciły się o coś zawzięcie. Otworzyłam oczy, a nade 
mną pochylała się Alice i Edward. Ujrzawszy tego drugiego szybko spróbowałam wstać i uciec 
stąd jak najdalej, lecz oboje powstrzymali mnie zanim zdążyłam wykonać najmniejszy ruch. 
Skąd wiedzieli co mam zamiar zrobić? 
 
- Masz gorączkę. – poinformowała mnie brunetka. 
 
Spojrzałam na nią zdziwiona, rano czułam się dobrze teraz też całkiem nieźle. A poza tym skąd 
ona do cholery wie, że mam gorączkę? Nie ma nic lepszego do roboty niż dotykanie czyichś 
głów, czy cokolwiek tam zrobiła? 
 
- Nie wstawaj, przyniosę termometr, a Carlisle z Esme będą za chwilę to cię przebada. – 
powiedziała Alice, po czym opuściła pomieszczenie. W pokoju zapanowała tak gęsta atmosfera i 
krępująca cisza, że nie dało się tego wytrzymać. Patrzyłam się na wszystko, tylko aby uniknąć 
widoku Edwarda. Tej jego udawanej troski wymalowanej na twarzy i ciepłego spojrzenia. Nie 
chciałam tego wszystkiego, po tym co wyczyniał przez całą noc z blondyną. Zapewne wrócił 
przed chwilą i chcąc zmniejszyć sobie sumienie za danie nadziei kolejnej dziewczynie pokazuję, 
że drzemie w nim choć odrobina człowieczeństwa i chce pomóc możliwie chorej dziewczynie. 
 
Dopiero teraz zauważyłam, że za oknem jest ciemno. Ile ja spałam? Ile oni spali? Potrząsnęłam 

background image

głową, starając się wyrzucić z głowy napływające coraz to nowsze pytania. Poczułam jakby w 
moją czaszkę wbito tysiące małych ostrzy. Ktoś oderwał moje dłonie od czoła i przyłożył do 
niego mokry ręcznik. Wiedziałam kto to. Ten minimalny dotyk sprawił, że przez moje ciało i tak 
przepłynął elektryczny prąd. Taki jaki zawsze mnie ogarniał, gdy on mnie dotykał. 
 
Lekko speszona jego zachowaniem modliłam się w duchu, aby Alice wróciła z termometrem i nie 
zostawiała mnie więcej z nim sam na sam. Bóg chyba wreszcie zlitował się nade mną. Brunetka 
wróciła i wcisnęła mi do ust białe, plastykowe urządzenie. Okazało się, że mam prawie 39 stopni. 
Oboje nie zważając na moje protesty przenieśli mnie do mojej sypialni. 
 
Oczywiście to Edward musiał mnie zanieść. Tracąc jakąkolwiek kontrolę nad moim ciałem 
wtuliłam się w niego i zaciągałam jego zapachem. Położył mnie na łóżku, na którym jak 
widziałam je wcześniej leżała Jane. Miedzianowłosy ku mojej wielkiej uldze opuścił pokój. 
Spojrzałam z wyrzutem na Alice, która uśmiechała się głupkowato. Dobrze wiedziała co się 
wczoraj wydarzyło, lecz oczywiście wymyśliła parę powodów, dla których Edward zrobił to a nie 
nic innego. Poza tym nigdzie nie jest napisane, że Edward uważa, że jestem atrakcyjna. Mógłby 
mieć każdą i robienie sobie nadziei w tym przypadku jest rzeczą najgorszą z możliwych. 
 
- Jak się czujesz?. – zapytała, przysiadając na łóżku i poprawiając moją kołdrę. 
 
- Dobrze. Nic mnie nie boli, chyba że zrobię gwałtowny ruch głową. 
 
Popatrzyła na mnie kiwając głową z rozbawienia. 
 
- Nie o to mi chodzi, głuptasku. 
 
Zarumieniłam się, dobrze wiedząc o co jej chodzi. 
 
- Wymyśliłam nowy plan. – poinformowałam ją, na co jej oczy rozbłysły z podekscytowania. – 
Jest całkowicie przeciwny do twojego poprzedniego. Polega on głównie na tym, że postaram się 
o nim zapomnieć. 
 
Brunetka, aż wstała z szoku i wycelowała we mnie swój malutki palec. Dobrze, że w tym 
momencie do pokoju weszła Esme z Carlisle’m, ponieważ nie chciałam poczuć na własnej skórze 
gniew Al. 
 
- Nic ci nie jest? – podbiegła do mnie i przyłożyła dłoń do mojego czoła. 
 
- Wszystko dobrze. To zwykłe przeziębienie. – powiedziałam uspokajająco. 
 
Poczułam, że zaczynają mi łzawić oczy. Esme w tej chwili wydała mi się bliższa niż moja własna 
matka. 
 
Zamknęłam oczy i pozwoliłam się przebadać Carlisle’owi. Tak jak mówiłam okazało się, że to 
zwykłe przeziębienie. Pomysł siedzenia na tarasie w listopadową noc nie był najmądrzejszy. 
 
- Carlisle mamy mały problem z Rose i Emmettem. – wpadł do pokoju Edward z telefonem w 

background image

ręku. – Pytają się czy możesz im przesłać trochę pieniędzy, bo nie wzięli nic ze sobą a obudzili 
się rano na lotnisku w Nowym Yorku. 
 
- Przecież poszli wypożyczyć kasetę z filmem. – wtrąciła Alice. 
 
Blondyn powstrzymując się od śmiechu wziął telefon od Edwarda, przybrał gniewny wyraz 
twarzy i wyszedł z pokoju zaczynając prawić im kazanie. 
 
  
 

*** 

 
  
 
Następny cały dzień spędziłam leżąc w łóżku. Esme urządzała dzisiaj przyjęcie charytatywne na 
rzecz niepełnosprawnych dzieci, więc zostałam sama w domu. Na wszelki wypadek, abym 
wstawać musiała tylko żeby skorzystać z toalety zaopatrzono mnie w filmy, książki, jedzenie 
oraz dzięki Alice magazyny związane z modą. Niestety nikt nie przewidział, że moje kubki 
smakowe podczas choroby szaleją, więc musiałam zejść na dół i przyrządzić sobie jajecznicę. 
Weszłam do kuchni i zaczęłam szykować wszystko co potrzebne, gdy zauważyłam, że nie jestem 
sama. Odwróciłam się a przy stole siedział Edward ubrany w garnitur i trzymający butelkę wina 
w ręce. Spojrzałam na zegarek było pół do dziewiątej, a z tego co wiem mieli zostać do końca 
imprezy. 
 
- Co ty tutaj robisz? – zapytałam. 
 
Edward spojrzał na mnie i z głupim uśmiechem zrobił kilka kolejnych łyków wina. 
 
- Esme poprosiła mnie żebym wrócił do domu, bo jestem narąbany w trzy dupy. – zrobił przerwę. 
- Może nie powiedziała tego tak jak ja, ale wiem dobrze co miała na myśl. – wybełkotał. 
 
Dopiero teraz zauważyłam, że na głowie miał większy bałagan niż zazwyczaj, cały był lekko 
spocony, a  krawat zawiązany na jego szyi przekrzywiony i rozpiętą koszulę ukazującą tą jego 
piękną, umięśnioną klatkę piersiową. Bella uspokój się!! 
 
- Aha. – odpowiedziałam, bo nic innego nie przychodziło mi na myśl. – Chcesz jajka? 
 
Kiwnął głową, że chcę, więc zaczęłam je przyrządzać. Krępowało mnie, gdy się tak we mnie 
wpatrywał wręcz aż czułam jego spojrzenie na moich plecach. 
 
Przełożyłam jajecznicę na talerze i położyłam je na stole. Oboje jedliśmy w milczeniu, co jakiś 
czas przyłapując się nawzajem na wpatrywaniu się w siebie. Weszłam do pokoju zastanawiając 
się nad tym, że to było jakieś dziwne. Nie zdążyłam wygodnie się rozłożyć, kiedy Edward jak już 
miał w zwyczaju wparował do pomieszczenia. Z szelmowskim uśmiechem rozkazał mi się 
przesunąć, a sam wśliznął się pod kołdrę po prawej stronie łóżka. Moje serce zaczęło tak szybko 
bić, że chwilowo myślałam, że zaraz mi wyskoczy z piersi. 
 

background image

- Co oglądamy? – zapytał pokazując na ekran telewizora. 
 
Z trudnością przypomniałam sobie tytuł filmu, który znajdował się w DVD. 
 
- Scooby’ego Doo. – zarumieniłam się wściekle. 
 
Edward zachichotał i kazał mi wyłączyć pauzę. Pogrążona przygodami wścibskiego psa, nie 
zdawałam sobie sprawy w co Edward jest ubrany. Dopiero gdy przytulił się do mnie 
zauważyłam, że ma na sobie zaledwie jakieś ciemne bokserki i nadal rozpiętą koszulę. Speszona 
starałam się od niego odsunąć, ale on nie dawał za wygraną. 
 
- Edward, możesz mnie puścić? – spytałam cicho. 
 
Nic nie odpowiedział tylko nadal wpatrując się w telewizor przyciągnął mnie do siebie mocniej. 
 
- Będziesz chory. – starałam się go przekonać. 
 
Znów żadnej odpowiedzi. 
 
- Edward, proszę. – wyszeptałam. 
 
- Nie Bello. Wiem, że tego chcesz. – wymruczał całując moją szyję. 
 
- Co chcę? – zapytałam starając się odciągnąć jego głowę od mojego karku, który właśnie 
przygryzał. O cholera! 
 
- Mnie. 
 
Prychnęłam na niego, wiedziałam że ma całkowitą rację. Nagle przez głowę przeleciała mi wizja 
jego i blondyny. 
 
- Edward, przestań! – krzyknęłam. 
 
Oderwał się ode mnie zdziwiony. Wstał z łóżka i patrzył na mnie tym swoim dziwnym 
wzrokiem, którego nie mogę rozszyfrować. 
 
- O co ci chodzi? – zapytał cichym głosem. 
 
- O to, że nie chcę być kolejną laską na liście, której później będziesz unikał jak ognia. Nie chcę 
być jakąś panienką na jedną noc, o której zapomnisz zaraz po tym jak mnie wykorzystasz. Mam 
już dosyć twojego pokrętnego zachowania, które tak nagle znikąd się pojawiło. Pragnę, aby 
dawny Edward wrócił. Ten który szanował dziewczyny i nie bawił się nimi jak jakimiś 
pieprzonymi zabawkami. – skończyłam wrzeszczeć. 
 
Nie wiem kiedy wstałam, ale znajdowałam się teraz naprzeciwko niego ciężko dysząc. 
 
- Nie żądaj rzeczy niemożliwych. – warknął odwracając się i kierując się do drzwi. 

background image

 
- Czekaj. To wszystko? 
 
- A czego oczekiwałaś, że powiem, że cię kocham? – zapytał ze złością w oczach. 
 
Zabolało. Tego właśnie oczekiwałam, że wszystko będzie dobrze i spróbujemy być razem. 
 
Przybrałam na twarz kamienną maskę. 
 
- Nie, chciałam poznać powód twojej przemiany. – w oczach pojawiły mi się łzy. 
 
Nie próbowałam ich powstrzymać. Edward widząc to popatrzył na mnie delikatniej. 
 
- Chciałbym, ale nie potrafię. – powiedział cicho, po czym wyszedł z pokoju. 
 
 
 

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY 

 

Z każdym krokiem przybliżającym mnie do sali gimnastycznej czułam, że gula w moim gardle 
robi się coraz większa. Nie miałam ochoty na nic, a tym bardziej na, wręcz erotyczny taniec z 
Edwardem. Chciałam mieć to już za sobą i bez tego miałam już dużo problemów na głowie. 
Zbliżał się bardzo ważny test z historii, na który już od kilku tygodni powinnam się 
przygotowywać, a ja nawet nie ruszyłam ani jednej notatki na ten temat. Do tego wszystkiego 
dochodził ten przeklęty konkurs taneczny, który zbliżał się wielkimi krokami, a ja nadal nie 
potrafiłam idealnie wykonać jednej z pozycji. 
Dotarłam do hali, w której Edward już się rozciągał. Określając nasze stosunki chłodnymi byłoby 
wielkim nieporozumieniem. Nie odzywamy się do siebie, nawet na siebie nie patrzymy tak to 
wygląda od miesiąca. Esme z Carlisle’m za wszelką cenę starają się nas pogodzić, ponieważ 
pragną aby te święta zostały spędzone w rodzinnej atmosferze. 
Rzuciłam w kąt moją torbę, czym zwróciłam uwagę miedzianowłosego. Od razu podszedł do 
wieży i włączył piosenkę. Nie potrzebowaliśmy widzieć więcej teledysku, oglądaliśmy go tak 
często, że znamy go na pamięć. Podeszliśmy do materaca i zaczęliśmy ćwiczyć. 
Porozumiewaliśmy się bez słów, wystarczył jakiś nasz gest i wiedzieliśmy co mamy powtórzyć, a 
co już jest wykonywane przez nas idealnie. 
Po dwóch godzinach byłam podniecona i zgrzana do granic możliwości, zawsze kiedy 
kończyliśmy tańczyć tak było. Pozbierałam swoje rzeczy i wyszłam z sali, aby Edward nie 
zauważył w jakim jestem stanie. Jak na mnie działa. 
 

*** 

 
Wiedziałam, że pragną abym pogodziła się z Edwardem, ale to już była przesada. Rodzinny 
wyjazd? Żartują sobie ze mnie? Jestem pewna, że Alice maczała w tym palce. Nigdy nie 
uwierzyłabym, że Esme z Carlisle’m wpadliby na tak głupi pomysł. Edward ku mojemu 
zdziwieniu zgodził się od razu, więc nie chcąc wyjść na osobę psującą rodzinny wyjazd również 
się zgodziłam. W taki sposób znalazłam się tutaj. Ściśnięta pomiędzy Edwardem, a wielkim 
koszem piknikowym na tylnym siedzeniu samochodu Esme.  

background image

Heidi pozostała w domu pod opieką jakże cudownej ciotki Alice, która zgodziła się zostać na 
ochotnika. W jakiś zadziwiający sposób również pozostałe rodzeństwo zdecydowało się pozostać 
w domu. 
Więc ja się do cholery pytam, czy tylko mi się wydaje, że to już nie jest rodzinny wyjazd, a to 
wszystko zostało wcześniej dokładnie przemyślane? 
Skoro to ma być dla mnie, aż tak wielka męczarnia to może spróbuję sobie poprawić humor? 
Starając się przybrać jakąś minę zadowolenia na twarzy, rozłożyłam się wygodniej, aby ten 
miedzianowłosy cwaniak zajmujący miejsce obok mnie poczuł się mniej komfortowo. W taki 
sposób moją nogę obwinęłam wokół jego i zaczęłam wodzić stopą odzianą jedynie w cienką 
skarpetkę po łydce miedzianowłosego. Następnym moim ruchem było odwrócenie się do niego 
delikatnie i przybliżenie mojej klatki piersiowej do jego ramienia. Na szczęście w miejsce w jakie 
się wybieramy będzie zimniej niż w Los Angeles, a cel naszej podróży znajduję się kilkaset 
kilometrów przed nami, więc Esme zaproponowała abyśmy wzięli koce. Wydało mi się to trochę 
dziwne w końcu od czego jest klimatyzacja, ale jak się okazało w samochodzie było zimno, aby 
Carlisle nie zasnął w czasie prowadzenia. 
Edward zaskoczony tym co robię, odwrócił głowę w moją stronę i patrzył na mnie zdziwiony. 
Puściłam mu perskie oko i zaczęłam udawać, że śpię. Dzięki Bogu, Esme z Carlisle’m byli zbyt 
zajęci rozmawianiem na temat jakiegoś pacjenta ze szpitala, więc nie zwracali najmniejszej 
uwagi na to co się dzieję pod puchowym kocem.  
Położyłam dłoń na udzie Edwarda i zaczęłam nią ruszać w górę i w dół. Oczywiście nigdy nie 
posunęłabym się dalej, nie było takiej możliwości. Nie byłam dziwką pokroju Lauren Mallory, 
czy Jessici Stanley. Najwyraźniej, aby mężczyzna się podniecił nie trzeba sięgać, aż do takich 
środków jak sądziłam, wystarczyło zwykłe poruszanie dłonią o jego udo i jego wyobraźnia na to, 
że zdecyduję się sięgnąć wyżej. 
Edward sapnął cicho i zatrzymał moją dłoń w żelaznym uścisku. 
- Co ty wyprawiasz? – warknął do mnie. 
- Nic. – odpowiedziałam, uśmiechając się nieśmiało. 
Wyrwałam swoją dłoń z jego rąk i zaczęłam dalej pocierać jego udo. Mięśnie zielonookiego 
wyraźnie się spięły, a on sam sapał głośno.  
Chyba wreszcie zauważył, że zwraca na siebie zbyt dużo uwagi, więc położył głowę na mojej i 
również zaczął udawać, że śpi.  
Zdecydowanie to była słodka zemsta. Można nawet rzec, że jest odwetem za wszystkie 
dziewczyny jakie wykorzystał. Był podniecony do granic możliwości, lecz nie mógł osiągnąć 
spełnienia. 
Gdy tylko znaleźliśmy się na stacji benzynowej, uwolnił się ode mnie i wybiegł jak oparzony z 
samochodu, mówiąc, że idzie to toalety i że to może trochę potrwać. Popatrzyłam się na niego jak 
znika w budynku i sama weszłam razem z Esme, kupić coś do pica i zjeść po hot – dogu. Gdy 
wróciłam do auta, Edward już zajmował swoje miejsce, wyraźnie odprężony i rozluźniony. Na 
moim siedzeniu stał teraz koszyk z jedzenie, a miedzianowłosy uśmiechał się zadowolony z 
siebie.  
Reszta drogi minęła spokojnie, rozmawialiśmy głównie o prezentach i obiedzie świątecznym, co 
jakiś czas rzucając do siebie z młodym Cullenem głupkowate spojrzenia.  
 Na miejsce dojechaliśmy grubo po północy. Światło księżyca nie pozwala na zobaczenie zbyt 
wielu rzeczy, lecz mogę szczerze powiedzieć, że znajdowaliśmy się po środku wielkiego lasku, a 
gdzie niegdzie widać było małe, drewniane domki. Carlisle wynajął nam dwupokojową chatkę, 
więc skazana zostałam na spanie z Edwardem w jednym pomieszczeniu. 
Zmęczona podróżą nie miałam siły się wykąpać, jedynie odświeżyłam się w bardzo skromnie 

background image

urządzonej łazience. Gdy wróciłam do pokoju, Edward leżał rozłożony na swoim łóżku w 
samych bokserkach, lecz to nie jego idealnie wyrzeźbione ciało przykuło moją uwagę. 
Miedzianowłosy miał TĘ minę. Minę, którą miał zawsze, gdy wpadał na jakiś głupi pomysł lub 
gdy chciał się komuś zrewanżować. Pamiętam ją dobrze, ponieważ kilka razy była ona 
skierowana do mnie. I, o ile się nie myliłam w tej chwili ta mina także była dla mnie. Edward 
Cullen zdecydowanie postanowił się odegrać na mnie za aukcję w aucie, a to nigdy nie wróżyło 
niczego dobrego.  
 

*** 

 
Obudziły mnie mokre pocałunki składane na mojej szyi. 
Zdziwiona otworzyłam oczy, lecz nic nie widziałam przez ciemność jaka mnie otaczała. Nie 
potrzebowałam światła, aby wiedzieć kto to jest. Najwyraźniej to jest jego zemsta. 
Czy to czasem nie podchodziło pod próbę gwałtu? 
Oh! Zamknij się Swan!  
Ten cudowny mężczyzna właśnie pieści twoją szyję, a ty myślisz o gwałcie? 
Dwa głosiki w mojej głowie kłóciły się o dominację, gdy pieszczoty Edwarda właśnie zmierzały 
do dekoltu w mojej koszulce nocnej. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że moje dłonie zostały 
unieruchomione tuż nad moją głową przez jedną z jego rąk. Próbowałam się ruszyć, lecz na nic 
się to zdało, zostałam zamknięta w klatce utworzonej z ciała miedzianowłosego.  
- Królewna się obudziła – wyszeptał, przerywając na chwilę swoją pieszczotę. 
Nic nie odpowiedziałam, bo jedna z jego dłoni zaczęła bolesną wędrówkę wzdłuż mojego uda, 
robiąc mi dokładnie to samo co ja robiłam mu w samochodzie.  
- Pokonana własną bronią, czyż nie? – zapytał, a to, że się śmieję było wręcz słyszalne w jego 
głosie. – Nie sądziłem, że masz aż tak mocny sen, żeby nie wyczuć że ktoś na tobie leży – 
zachichotał i ponownie zaczął całować moje odsłonięte ciało, równocześnie poruszając wolno 
swoją dłonią. 
Wiłam się i jęczałam na jego dotyk. Zdecydowanie Edward był mistrzem w tym co teraz robił. 
Nie zmarnował ostatnich lat praktyk. Ten moment pozwolił mi zrozumieć, dlaczego wszystkie 
dziewczyny pozwalały mu się wykorzystywać, pomimo tego, że wiedziały, że je porzuci. Ta 
chwila była warta późniejszego bólu, nawet wiedząc, że nie zrobi ze mną tego co ze swoimi 
pozostałymi panienkami.  
Jego ręka trzymająca moje dłonie nad głową, poluzowała swój uścisk, a chwilę później dołączyła 
do drugiej, która zaprzestała działań na moim udzie i właśnie podnosiła moją koszulkę do góry, 
aż dotarła do moich piersi, gdzie została porzucona.  
- Zdecydowanie lepiej – wyszeptał do mojej szyi zielonooki. 
Ten bardziej rozsądny głosik w mojej głowie, wręcz krzyczał abym go powstrzymała zanim 
pozwolę mu zrobić ze mną coś głupiego, lecz kompletnie go zignorowałam nie mając ochoty a 
nawet siły na dalszą walkę z własnym pragnieniem.  
Moje uwolnione dłonie powędrowały do włosów Edwarda, których kurczowo się uczepiłam i 
przyciągnęłam bliżej mojego rozpalonego podbrzusza.  
Edward jęknął głośno na moją reakcję i zaczął ocierać swoimi biodrami o moje ciało, nie 
przestając mnie pieścić. Zadrżałam, gdy poczułam jak bardzo jest podniecony. Zataczał wolne 
kółka językiem dookoła mojego pępka, a to co się działo wewnątrz mnie, wręcz doprowadzało 
mnie do szału. Po chwili dłonie Edwarda zahaczyły o gumkę od moich majtek, co doprowadziło 
do wyrwania się z mojego gardła głośnego jęku, który mam nadzieję, że nie doprowadził do 
obudzenia Carlisle’a i Esme. Edward powrócił do pieszczenia mojej szyi, by po krótkim czasie 

background image

nachylić się nade mną i pocałować kącik moich ust. Wycałował sobie drogę do mojego ucha i 
przygryzł jego płatek. 
- Zemsta jest słodka, nieprawdaż? – wyszeptał  
Wyplątał moje dłonie ze swoich włosów, po czym opuścił pokój, mrucząc coś pod nosem o 
zimnym prysznicu. 
Gdy tylko wyszedł poczułam się tak pusto i samotnie jak jeszcze nigdy dotąd. I nie chodziło tu o 
sam fakt, że prawie mu się oddałam, ale o to, że przez chwilę po raz kolejny zasiał we mnie 
ziarenko nadziei.  
 

*** 

 
Pozostałe dwa dni jakie spędziliśmy w domku, wykorzystaliśmy na wędrówki po otaczającym 
nas lesie. Cieszyłam się, że jednak dałam się namówić na tą podróż, była to taka miła odmiana od 
pełnego ludzi, popłochu i spalin Los Angeles.  
Postanowiłam udawać, że nic się między mną a Edwardem nie wydarzyło i on również tak się 
zachowywał. Przed Carlisle’m i Esme udawaliśmy, że się pogodziliśmy, więc przynajmniej ich 
mieliśmy z głowy i nie musieli uciekać do bardziej wyszukanych sposobów na pogodzenie nas. 
 
Siedzieliśmy dookoła stołu, każdy albo wpatrzony w planszę albo w litery ułożone na podstawce 
na przeciwko siebie. Graliśmy w Scrablle. Nie sądziłam, że Esme potrafi tak wyklinać, zwłaszcza 
gdy nie trafiła jej się litera jakiej potrzebowała.  
Właśnie miałam układać wysoko punktowany wyraz, gdy Carlisle zauważył, która jest godzina. 
Jako, że czeka nas długa podróż do domu i wyjeżdżamy skoro świt, to nie kwestionowaliśmy 
jego zdania i udaliśmy się do naszych pokoi. 
Zamknęłam za sobą drzwi i skierowałam w kierunku łóżka. 
- Nie tym razem, Bello. – warknął na mnie Edward, wchodząc do pomieszczenia.  
Patrzyłam na niego nie rozumiejąc o co mu chodzi. 
- Teraz zapewnie położysz się spać, obwiniesz szczelnie kołdrą, odwrócisz plecami do mnie i 
będziesz udawała, że śpisz, gdy tak naprawdę płaczesz. – ostatnie słowa wyszeptał. 
Nie sądziłam, że wie. Byłam pewna, że dobrze to ukrywałam i zachowuję się najciszej jak 
potrafię.  
- Porozmawiaj ze mną. – szepnął, wręcz błagalnie. 
- O czym? – zapytałam. Wzruszył ramionami i zajął miejsce obok mnie na łóżku. Westchnęłam 
głośno. 
- Dlaczego wolisz zmieniać dziewczyny jak rękawiczki niż mieć jedną stałą? – zapytałam o 
pierwszą rzecz jaka przyszła mi na myśl.  
Nie sądziłam, że mi odpowie. 
- Tak jest wygodniej. – odpowiedział po chwili. – Nie muszę się powstrzymywać, ani martwić na 
zapas. Nie wiem. Po prostu tak jest lepiej. A dlaczego sądzisz, że lepiej być z kimś na stałe?  
Zastanowiłam się, a słowa same opuściły moje usta. 
- Ponieważ czujesz się potrzebny, bezpieczny, masz z kim dzielić radość i smutek. Zawsze 
możesz liczyć na wsparcie od tej osoby. Nie musisz się kryć tym kim jesteś, bo ona kocha ciebie 
i z twoimi wadami. A to uczucie dzielące dwie osoby, może sprawić, że otaczający ciebie szary i 
nudny świat nagle nabierze barw tęczy i sprawi, że odżyjesz na nowo. Jestem pewna, że gdybyś 
spróbował nie chciałbyś wracać do swoich teraźniejszych nawyków. – skończyłam. 
Edward przez chwilę leżał w ciszy jakby analizując to co mu powiedziałam. 
- Zmieńmy temat. – zarządził i zaczął mi opowiadać śmieszne historie o Emmecie.  

background image

Rozmawialiśmy większą część nocy. Wreszcie, gdy zobaczyliśmy, że pozostało nam kilka 
godzin snu, Edward poszedł do swojego łóżka i oboje zasnęliśmy w ekspresowym tempie. 
 
Obudziło mnie mocne przytulenie męskiego ciała. Co tym razem Cullen? 
Popatrzyłam na niego zdziwiona, gdy wreszcie mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności. 
- Chcę spróbować. – wyszeptał cicho do mojego ucha.  
Moje serce zamarło na chwilę, by po chwili zacząć bić w szaleńczym tempie.  

 
 

ROZDZIAŁ SZESNASTY: 

 

Leżałam wpatrując się przed siebie, nie wiedząc co mam robić dalej. Czy on właśnie nie 
powiedział, że chce spróbować porzucić swoje przyzwyczajenie? Byłam zbyt śpiąca, aby móc 
dobrze rozumować. Nim zorientowałam się co robię, przytuliłam się mocniej do chłopaka i 
zasnęłam. 
 

*** 

 
Obudziło mnie lekkie szarpnięcie za ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam tuż przed sobą te 
magnetyzujące, zielone tęczówki. Edward kucał obok mojego łóżka i patrzył się na mnie z 
uśmiechem. 
- Za chwilę wyjeżdżamy, przygotuj się czekamy na ciebie ze śniadaniem. – powiedział i wyszedł 
z pokoju. 
Spojrzałam na zegarek, dochodziła szósta rano, zdecydowanie za późno poszliśmy spać. Czułam 
się taka zmęczona i odrętwiała, że z trudnością zrobiłam najważniejsze czynności. Podczas 
śniadania nie zjadłam prawie nic, tylko walczyłam z powiekami, które za wszelką cenę chciały 
się zamknąć. Nie mam pojęcia w jaki sposób znalazłam się w samochodzie. Jedyne co 
pamiętałam to jak ktoś zapina mój pas i opatula mocno kocem. Obudziłam się, gdy jakaś osoba 
mocno zamknęła drzwi auta. Podskoczyłam lekko, czując się o wiele lepiej niż rano. Rozejrzałam 
się dookoła, znajdowaliśmy się na tej samej stacji benzynowej, na której byliśmy jadąc w 
przeciwną stronę. W pojeździe oprócz mnie była tylko Esme, drzemiąca lekko z głową opartą na 
szybie i również przykryta kocem. Wygrzebałam się z samochodu, za wszelką cenę starając się 
jej nie obudzić. Byłam przeraźliwie głodna. Weszłam do budynku, szybko odnalazłam Carlisle'a, 
który uśmiechnął się do mnie, gdy do niego podeszłam. 
- Wyspałaś się? - zapytał. 
- Tak, bardzo. - odpowiedziałam, zastanawiając się czy kupić tak jak poprzednio hot - doga, czy 
najeść się najróżniejszymi słodyczami, na które nagle nabrałam ochotę. Carlisle chichocząc z 
mojego ciągłego zmieniania zdania, kupił mi i to i to, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. 
Gdy wracałam do samochodu, Edward wyszedł z toalety, uśmiechając się do mnie głupkowato. 
Gdy go zobaczyłam, poczułam coś dziwnego. Coś co zawsze czuję, gdy czegoś zapomnę. Nie 
mogąc sobie przypomnieć co to może być, odwzajemniłam uśmiech i wróciłam do auta. Esme 
nadal drzemała. Po chwili dołączyła do mnie reszta podróżników i ruszyliśmy w dalszą drogę. 
Wpatrywałam się w mijane przez nas domy z tym niesłabnącym uczuciem, że czegoś 
zapomniałam. Na pewno nie chodziło o nic z naszych rzeczy, pakowaliśmy się wczoraj, a później 
jeszcze Esme sprawdzała czy wszystko na pewno zabraliśmy. Pokręciłam głową jakbym starała 
się wyrzucić to odczucie z umysłu. Dopiero teraz zauważyłam, że Edward się we mnie wpatruję. 
Jestem pewna, że wyglądam jak idiotka rzucając głową to w lewo to w prawo. Znów się do mnie 

background image

uśmiechnął, a moje policzki od razu przybrały odcień czerwieni, na co jego uśmiech powiększył 
się jeszcze bardziej o ile to jest w ogóle możliwe. 
W Los Angeles byliśmy około dziewiętnastej. W domu świeciły się światła we wszystkich 
pomieszczeniach. Zdziwieni tym szybko weszliśmy do przedpokoju, gdzie zastaliśmy Alice 
karmiącą Heidi jednym z jej deserków. Mała miała całą ubrudzoną twarz i uśmiechała się do 
Esme, gdy tylko ją ujrzała. Al oddała brunetce łyżeczkę i przywitała się z nami, przytulając 
mocno. 
- Czemu wszędzie jest zapalone światło? – zapytał Edward, uwolniwszy się z jej uścisku. 
Alice zaśmiała się. 
- Emmett szuka beboków, duchów i różnych rzeczy w tym stylu. Jasper opowiedział mu z 
Rosalie kilka strasznych historii jakie opowiadali sobie zawsze, gdy jako nastolatki spali w 
namiocie. Szuka ich już od godziny i drze się w niebogłosy jak tylko się zgasi światło. 
Przez moją głowę przeleciała wizja Emma, wielkiego, umięśnionego osiłka bojącego się cienia w 
pokoju. 
Zachichotałam, a Carlisle pokręcił z niedowierzaniem głową. 
- Znów nie będzie mógł spać ze zgaszonym światłem. – powiedział Ed i również zaśmiał się. – 
Zaniosę nasze bagaże. – poinformował, po czym zniknął na schodach. 
Alice wpatrywała się we mnie uważnie, studiując każdy mój ruch. 
- Co? – zapytałam zdezorientowana. 
- Nic. – odpowiedziała, nadal badawczo się mi przypatrując. 
Machnęłam na nią ręką i udałam się do mojego pokoju. Na środku łóżka leżał Edward, jedząc 
jakąś czekoladę. 
- Muszę tu na chwilę zostać, Emm sprawdza teraz mój pokój, twój już sprawdził. – powiedział i 
usiadł na łóżku. -  Chcesz spróbować? – zapytał przysuwając smakołyk w moim kierunku. 
I wtedy sobie przypomniałam. Mój sen. Nie! To stuprocentowo nie był sen. Edward powiedział 
mi, że spróbuję. Spróbuję przestać żyć tak jak teraz. A później przytulił mnie do siebie i razem 
spaliśmy. Czy to oznacza, że chce spróbować ze mną? Mając do wyboru tak wiele dziewczyn, o 
wiele lepszych ode mnie on wybrał mnie? I dlaczego nie powiedział nic rano? Żałuję swojej 
decyzji? Ucieszył się, że nic nie pamiętam? 
- Bella? – zapytał miedzianowłosy. – Dobrze się czujesz? 
Nie odpowiedziałam nic. Stałam tak wpatrując się w niego, z małym uśmieszkiem na twarzy. 
Czułam wielką, falę ciepła, obezwładniającą moje ciało. 
- Bella? – powtórzył prawie krzycząc, co wyrwało mnie z mojego, małego odrętwienia. 
- Czy to co mówiłeś dzisiaj w nocy, tuż przed tym jak mnie przytuliłeś jest prawdą. Na serio 
chcesz spróbować? – zapytałam go od razu o to co chcę wiedzieć. 
Popatrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. 
- Jednak pamiętasz? – spytał pod nosem, tak jakby samego siebie. 
- Przypomniałam sobie dosłownie kilka minut temu. Dlaczego mi nie przypomniałeś nic rano? 
Czemu cały dzień udawałeś, jakby nic się nie wydarzyło, jakby to nic nie znaczyło. A to wiele 
znaczy! – krzyczałam na niego. 
- Całą noc i drogę powrotną nad tym myślałem i doszedłem do wniosku, że jednak się myliłem. 
Ja nie jestem najlepszą osobą do bycia w stałym związku. Nie jestem, ani romantyczny, a tym 
bardziej sentymentalny. Prędzej, czy później nawaliłbym i zrobił coś przez co już nigdy byś się 
do mnie nie odezwała, albo znienawidziła. Wierz mi lub nie, ale tak jest najlepiej. – 
odpowiedział, wstając z łóżka i zbliżając się do mnie. 
Przytulił mnie do siebie mocno i schował nos w moje włosy. Dyszałam lekko, lecz jego zapach 
mnie uspokajał. 

background image

- Ale ja chcę zaryzykować. – wyszeptał w zagłębienie w jego szyi. – Bycie z tobą jest jednym z 
moich najskrytszych marzeń. I bardziej mnie boli widok ciebie z innymi dziewczynami, niż to, że 
zapomnisz o jakiejś naszej rocznicy, czy nie kupisz mi jakiegoś prezentu. Chrzanie prezenty, Jak 
chcę ciebie i tylko ty jesteś moim prezentem. – skończyłam, a łzy spływały mi po policzkach, 
znikając w białej, pomiętej koszulce Edwarda. 
Chłopak westchnął głośno. 
- Tak będzie dla ciebie lepiej. – powiedział ponownie, a moje ciało ogarnęła nagle wielka 
wściekłość. 
Wyrwałam się z ramion miedzianowłosego i znów dysząc, spojrzałam na niego. 
- Nie wmawiaj mi, że wiesz co jest dla mnie lepsze ode mnie samej, Cullen. Nie dam się 
przekonać, że jesteś aż tak złą osobą, bo oboje dobrze wiemy, że taki nie jesteś. – krzyczałam na 
niego, a z moich oczu płynęły łzy, tak jakby nagle otworzyła się jakaś tama. 
Minęłam go i zwinęłam się w kłębek na łóżku. Łóżko ugięło się pod jego ciężarem, gdy położył 
się obok mnie i przytulił do siebie. Prawą dłonią obejmował mnie w pasie, a lewą gładził moje 
plecy, szepcząc do ucha uspakajające słowa. 
Nie wiem co bardziej mnie znużyło. Długa podróż, czy ta niby kłótnia, ale usnęłam, a ostatnią 
rzeczą jaką zapamiętałam było przykrycie nas kołdrą i stłumiony przez drzwi krzyk Emmetta. 

*** 

 
Gdy się obudziłam za oknem wciąż było ciemno. Zegarek wskazywał czwartą nad ranem. 
Spróbowałam się poruszyć, lecz silne ramiona Edwarda uniemożliwiały mi choćby najmniejszy 
ruch. Przegrana, wtuliłam się jeszcze bardziej w jego ciało i cieszyłam tym momentem. Wreszcie 
miałam czas na uporządkowanie wszystkich moich myśli. Z jednej strony od zawsze tego 
pragnęłam. Być z Edwardem to tak jak mu wcześniej wyjawiłam szczyt moich marzeń, ale z 
drugiej strony może on ma rację i bycie osobno jest dla nas lepsze? Nie! Jednego jestem pewna, 
nie zniosę jego widoku z jakimiś laskami, wiedząc, że mogłabym być na ich miejscu. 
Mogłabym? On nawet nie powiedział mi tego wprost, i widzi więcej powodów przeciw niż za w 
byciu ze mną.  
Jak zawsze w najlepszym momencie, moje ciało musiało sobie przypomnieć o swoich 
fizjologicznych potrzebach. 
- Edward. – wyszeptałam, potrząsając jego ramieniem. 
Otworzył oczy i patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi, zielonymi źrenicami. 
- Muszę iść do toalety, możesz mnie puścić? – zapytałam, uśmiechając się na to jak ślicznie 
wyglądał, taki zaspany.  
Nic nie mówiąc poluzował swój uścisk, a ja wstałam i poszłam w kierunku drzwi. Po kilku 
krokach, zatrzymałam się i odwróciłam do niego. 
- Nie wychodź, musimy porozmawiać. – powiedziałam, po czym wyszłam z pomieszczenia. 
Najszybciej jak to możliwe wykonałam to co miałam i wróciłam do pokoju. Edward nadal leżał 
na łóżku, lecz w innej pozycji. Jedno ramię znajdowało się pod jego głową, a drugie owinięte 
było dookoła poduszki. Minę miał jak jakiś nieszczęśnik, ale to mnie nie powstrzymało. Jestem 
tak blisko zdobycia tego czego pragnę i nie poddam się. Nie tym razem. 
- Nie możemy porozmawiać rano, kiedy będę bardziej przytomny? – zapytał. 
Pokręciłam przecząco głową. 
- Nie. Jak znam życie, to spróbujesz się z tego wymigać, a ja muszę z tobą porozmawiać.  
Usadowiłam się obok niego i nie wiedząc jak zacząć, bawiłam się kosmykiem moich włosów. 
- O czym chcesz rozmawiać? – zapytał, oderwawszy moją dłoń z włosów. 
- O nas. O tym wszystkim o czym mówiłam wcześniej lub raczej krzyczałam. 

background image

- Bells, nie musimy o tym rozmawiać. – zaczął. – Powiedziałem ci, że chcę spróbować i to, że nie 
jestem tego pewny i cieszyłem się z tego, że zapomniałaś o tym tego nie zmienia. – skończył 
szeptem. 
Uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam do jego boku. 
- Mam pytanie. – oznajmił po chwili. – Muszę się ciebie teraz zapytać czy chcesz ze mną 
chodzić? Czy już jesteś moją dziewczyną? – zapytał. 
Nie mogąc wytrzymać z moich ust wyrwał się chichot. On zgromił mnie wzrokiem i jakby się 
wahając, przytulił mocniej do siebie. 
- Nie przeginaj, Bello. Dobrze wiesz, że to dla mnie nowość. Nigdy nie miałem dziewczyny, 
więc nie wiem jak mam się zachować.  
- Wiem. – wyszeptałam.  
Czułam się jakbym mogła latać. Jestem dziewczyną Edwarda Cullena. Miałam ochotę wstać i 
oznajmiać to wszystkim dookoła, lecz powstrzymała mnie myśl, że wtedy będę musiała opuścić 
ciepłe ramiona Edwarda. 
- Chyba teraz Ja muszę iść do toalety. – odezwał się miedzianowłosy i  w dziwny sposób opuścił 
pomieszczenie. 

 

*** 

Zaraz po tym jak Edward wrócił z ubikacji, oznajmił że musi się spakować, a ja nadal czując tą 
błogą euforię opanowującą moje ciało, postanowiłam zrobić wszystkim śniadanie. Podczas, gdy 
każdy zajął swoje miejsce i jadł przyrządzone przeze mnie jajka na bekonie, Edward i ja 
rzucaliśmy sobie rozbawione spojrzenie. Nikt nie zwracał na nas większej uwagi. Rose 
wyglądała jakby miała za chwilę zasnąć, potwierdzając słowa miedzianowłosego na to, że 
musiała spać przy zapalonym świetle, a reszta była zbyt pochłonięta jedzeniem i śmianiem się z 
wczorajszych poczynań Emmetta. Wreszcie Alice, która już wczoraj zaczęła mi się dziwnie 
przyglądać wypaliła z tekstem, że coś jest z nami nie tak. A ja nie mogąc wymyślić niczego 
sensownego na poczekaniu, powiedziałam jakąś głupotę, w ogóle nie wyjaśniającą naszego 
zachowania. Nie sądziłam, że Edward od razu powie, że postanowił się jak to ujął ustatkować, 
lecz on to zrobił. Przyznał się, że jestem od tej pory jego dziewczyną, i że nie ręczy za siebie 
jeżeli ktoś go wyśmieje za to, że bycie w związku nie leży w jego charakterze. 
Alice z Rose zbyt entuzjastycznie krzyknęły do siebie, że ich plan się udał i w drodze do szkoły 
niezbyt chętnie opowiadałam mu czego on dotyczył. Byłam pewna, że się wścieknie, ale on 
jedynie uśmiechnął się i zmienił temat. 
 
Siedziałam obok Edwarda i Jake’a na stołówce. Wszystkie jędze rzucały mi złowrogie 
spojrzenia, a my nawet nie zachowywaliśmy się jakbyśmy byli parą. Nie trzymaliśmy się za rękę, 
ani tym bardziej nie przytulaliśmy się do siebie. Postanowiliśmy, że tak będzie lepiej.  
Po chwili do naszego stolika podszedł Marek.  
- Gdzie Jane? – zapytałam zdziwiona. 
Odkąd są ze sobą nie widziałam ich osobno ani razu.  
- Obraziła się na mnie. – powiedział, wgryzając się w pizzę. 
- O co?  
- Zapytała się mnie, czy myślę, że jest gruba.  
- I ty powiedziałeś, że jest? – spytałam niedowierzając, że mógł tak powiedzieć. 
 - Jasne, że nie. Zmierzyłem jej ciało wzrokiem i odpowiedziałem, że nie. 
- Czekaj. – przerwał mu Jacob. – Że co? Popatrzyłeś się na nią, zanim jej odpowiedziałeś? – 
zapytał, chcąc utwierdzić się, że dobrze zrozumiał. 

background image

- No.  
- Stary, masz przerąbane. – wtrącił się Edward. 
 - Dlaczego? Przecież powiedziałem, że nie jest gruba. – powiedział, patrząc na nich 
wyczekująco. 
- Nadal nie rozumiesz? Jeżeli dziewczyna się pyta ciebie o cokolwiek związanego z jej 
wyglądem, automatycznie odpowiadasz tak albo nie. Nie możesz się zastanawiać. – odpowiedział 
mu Jake. – To je denerwuje, sprawia, że czują się mniej kobieco. 
Marek patrzył na nas swoimi szeroko otwartymi oczami. Nic więcej nie powiedziawszy, 
odwrócił się na ławeczce i wyszedł ze stołówki. 
-  I ty to wiedziałeś? – zapytałam Edwarda. 
- Bello, znam lepiej dziewczyny niż one same siebie. – powiedział, a po chwili na jego twarzy 
pojawił się mały grymas. – Przepraszam, nie powinienem tego powiedzieć.  
Wyglądał jakby myślał, że będę zła, za to że powiedział mi prawdę? Przecież wiem jaki był. 
- Nie masz za co przeszkadzać. – odpowiedziałam. – Idę znaleźć Jane, spotkamy się na treningu. 
– wstałam i udałam się w kierunku drzwi, ignorując spojrzenia wszystkich osób w 
pomieszczeniu.  
 
 

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY 

 
- Co tutaj robisz? – zapytałam Edwarda, widząc go leżącego na moim łóżku.  
- Czekam na ciebie. – powiedział, odkrywając mi kołdrę i poklepując miejsce obok siebie. 
- Jakbyś nie pamiętał, Esme z Carlisle’m jasno dali nam do zrozumienia, że nie chcą nas widzieć 
śpiących w jednym łóżku. – przypomniałam mu, wracając pamięcią do tej dość krępującej 
rozmowy. 
 

Retrospekcja: 

 

Wróciliśmy do domu po kilku godzinnym treningu. Niczego tak nie pragnęłam jak wziąć długą i 
relaksującą kąpiel, a później walnąć się do łóżka. Niestety nie było nam to dane. Gdy tylko razem 
z Edwardem udaliśmy się do kuchni po coś do picia, zastaliśmy za stołem Esme i Carlisle’a ze 
stanowczymi minami.  
- Usiądźcie. – powiedział doktorek zimnym tonem, który na pewno nie oznaczał niczego 
dobrego. 
Posłusznie zajęliśmy wskazane przez niego miejsca i rzuciliśmy sobie zdziwione spojrzenia. 
- Cieszymy się z tego, że jesteście razem, ale musimy sobie wyjaśnić parę rzeczy. – zaczął mówić 
Carlisle. – Biorąc pod uwagę to co Edward robił do tej pory, razem z Esme postanowiliśmy, że 
lepiej będzie jeżeli będziecie się spotykali zawsze w czyimś towarzystwie. Wiemy, że to będzie 
trochę trudne, biorąc pod uwagę, że mieszkacie w jednym domu i to na dodatek w sąsiednich 
pokojach, ale liczymy, że będziecie tego przestrzegać.  
Patrzyłam w zdumieniu na blondyna nie wiedząc co powiedzieć. Do tej pory nie zauważyłam 
żeby skarżył się na zachowanie Edwarda, poza jednym razem kiedy wspominał o nim po 
powrocie z pogrzebu.  
- O 23 macie być w swoich pokojach i nie chcę widzieć was razem później niż ta godzina, 
zrozumiano? - zapytał Carlisle.  
Pokiwaliśmy głową, po czym nadal lekko zdziwieni opuściliśmy kuchnię. 
 

background image

Koniec retrospekcji. 

 

Zajęłam miejsce obok niego i wsunęłam się pod kołdrę.  
- Nie zorientują się. Zamknąłem drzwi na klucz i włączyłem pornole. - uśmiechnął się 
głupkowato. - Jestem pewien, że jak przyłożysz ucho do ściany do usłyszysz krzyki. 
Mimowolnie zachichotałam z jego durnych pomysłów. Przytuliłam się do niego i westchnęłam 
zadowolona. Byliśmy ze sobą już tydzień i przyzwyczaiłam się do tych ciągłych szeptów i 
chichotów na mój temat jakie spotykały mnie w szkole. Edward był taki kochany. Ciągle 
zapewniał mnie, że za nie długo znajdą sobie nową sensację i przestaną zwracać na nas całą 
uwagę. Co noc spaliśmy razem w łóżku, odkąd zasnęłam w jego łóżku w czasie oglądania filmu. 
Edward nie chciał mnie budzić, więc jedynie otulił mnie pościelą i przytulił do siebie. Co noc, aż 
do wczoraj. Po tej krępującej rozmowie z Esme i Carlisle'm byłam gotowa do spania godzinę 
przed czasem. Nie chciałam im podpaść, kiedy byli dla mnie tacy mili.  
- Nie mogłem bez ciebie zasnąć wczoraj. - wyszeptał mi do ucha Edward. - Czułem się dziwnie.  
Popatrzyłam na niego zdziwiona, że samowolnie otwiera się przede mną co było do niego nie 
podobne. Zazwyczaj to ja musiałam, wręcz siłą wyciągać z niego informację.  
- Ja też miałam problem z zaśnięciem. - wymruczałam w jego klatkę piersiową. Rysując palcem 
okręgi na jego brzuchu.  
Usłyszawszy moje słowa, przytulił mnie mocniej do siebie i pocałował w czubek głowy. 
- Zgaś lampkę. Jestem zmęczony. Muszę nadrobić brak snu wczorajszej nocy. - powiedział, a ja 
wykonałam jego polecenie. Wtuliłam się w niego ponownie i leżałam chwilę wpatrując się przed 
siebie. Czekając aż zaśnie, aby móc obserwować go jak śpi. Śpiący Edward był jedną z 
najpiękniejszych rzeczy jakie widziałam w życiu. 
Jego klatka podnosiła się pod wpływem jego równomiernego oddechu. Z jego lekko uchylonych 
ust co jakiś czas wychodził jęk lub ciche chrapanie. Twarz zawsze była taka beztroska, całkiem 
jak małego dziecka. Zdecydowanie mogłam godzinami leżeć i obserwować go jak śpi. 

 

*** 

 

Tuż przed świętami Bożego Narodzenia razem z Edwardem udaliśmy się do Alice i reszty na 
kilka dni. Do ich mieszkania jechalilśmy kilka godzin z krótkimi przerwami na jedzenie. Edward 
zaparkował samochód przed dużym kompleksem mieszkaniowym. Siedziałam tak wpatrzona w 
oszałamiające widoki za oknem, że aż podskoczyłam gdy zobaczyłam za nim Edwarda. Nawet 
nie zauważyłam kiedy wyszedł z auta. Otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść. Uśmiechnęłam się 
do niego szeroko i zaczęłam rozglądać dookoła. Wszystkie budynki otaczał wysoki drewniany 
płot koło którego rosły różne drzewka. Podjazd wykonany był z szarej i czerwonej cegły i był 
ułożony dookoła małego ronda. 
- Idziemy? - zapytał mnie Edwarda, pokiwałam twierdząco głową i łapiąc go za rękę poszliśmy 
do budynku. 
- Alice i Rose mają zajęcia, więc idziemy na kilka godzin do Jaspera i Emmetta. - poinformował 
mnie, gdy stanęliśmy na przeciwko brązowych drzwi. 
Edward zadzwonił i bawiąc się moimi palcami czekał, aż któryś z chłopaków zaprosi nas do 
środka. Lecz to nie nastąpiło. Zamiast tego usłyszeliśmy stłumione krzyki z wnętrza mieszkania. 
Edward zachichotał i mrucząc pod nosem coś na kształt "oczywiste" sprawdził czy drzwi są 
otwarte. Na szczęście żaden z nich ich nie zamknął. 
Tuż po przekroczeniu progu, znaleźliśmy się w centrum piekła. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam 
był Jasper, który zniknął tak samo szybko jak i się pojawił. Dywan na środku małego korytarza 

background image

był zwinięty, a szafeczka w rogu pokoju przewrócona. 
Patrzyłam na to zdziwiona, lecz Edward jedynie westchnął i poprowadził mnie głębiej. 
Weszliśmy do dużego, przestronnego pomieszczenia, które okazało się kuchnią. Na stołku 
barowym siedział uśmiechnięty Emmett. 
- Co mu się stało? - zapytał Edward. 
- Właśnie się dowiedział, że zawsze wylizuję sztućce, a później wrzucam je do szuflady nie 
myjąc. - powiedział wzruszając ramionami. 
- Fuj. Mam nadzieję, że u nas tego nie robisz. - powiedziałam. 
- Nie wrzucam do zmywarki. - uśmiechnął się jeszcze szerzej. 
Obróciłam się dookoła oglądając pokój. Cały był wykonany z szarych kafelek z małymi 
zdobieniami. Szafki były w czarnym kolorze, a blat wykonany był z szarego marmuru. Po środku 
znajdowała się wysepka z kilkoma barowymi stołkami, które razem z Edwardem zajęliśmy. 
- Napijecie się czegoś? - zapytał Emm. 
- Nie, dzięki. - odpowiedzieliśmy zgodnie i zaczęliśmy rozmawiać o podróży i prezentach na 
święta, których dalej nie kupiliśmy. 
- Emmett, wyprowadzam się. - usłyszeliśmy głos Jaspera. 
Obróciłam się w jego kierunku. Edward zachichotał. 
- Nie rozumiem dlaczego tak się denerwujesz o te sztućce.  
- Ty nigdy nic nie rozumiesz. To tak jakbyśmy używali tych samych szczoteczek do zębów. - 
krzyknął blondyn. 
Emmett zrobił dziwną minę.  
- Używałeś mojej szczoteczki? - warknął Jazz. 
- Czerwoną przepchałem sedes. - odpowiedział cicho. 
- Czerwona jest moja. - wrzasnął Jasper, podchodząc do Emmetta.  
- Nie denerwuj się tak. Możemy używać jednego mydła, ale nie możemy używać jednej 
szczoteczki?  
- Bo mydło... to mydło. - powiedział przez zaciśnięte zęby Jazz. 
- Tak? To pomyśl co ja myję jako ostatnie, a ty jako pierwsze. - uśmiechnął się Emmett. 
Jasper wykrzyknął jakieś przekleństwa, po czym mamrocząc coś o siekierze wyszedł z pokoju. 
Nie mogłam już dłużej powstrzymywać śmiechu, więc wybuchnęłam. Nigdy w życiu się tak nie 
śmiałam. Nie sądziłam, że można być aż tak głupim. 

 

*** 

 
- Dobra mam zapakowany prezent dla Esme, Jaspera, Carlisle, Rose, Heidi i Edwarda. Został mi 
Emmett i Alice. - mruczałam pod nosem, szukając kolorowego papieru w pokoju.  
Wczoraj wróciliśmy z naszego kilkudniowego wyjazdu do tych głupków, bo inaczej ich nazwać 
się nie da. Jak oni ze sobą wytrzymują nie mam pojęcia. Emmett ciągle wygaduję głupoty, Jasper 
wygraża na okrągło, że się wyprowadza, Alice ma jakieś ADHD i Rosalie chyba jedyna 
normalna z nich wszystkich. To właśnie z nią spędziliśmy najwięcej czasu i pomogła mi wybrać 
prezent dla Edwarda, Alice i Emmetta. 
Za dwie godziny mamy świąteczną kolację a ja mam masę rzeczy do zrobienia i nie wiem czy się 
wyrobię. Szybko, wręcz byle jak obwinęłam w papier prezenty i pobiegłam się wykąpać, zaraz 
później poprasowałam jakieś ciuchy i zrobiłam makijaż. W zabójczym tempie zbiegłam po 
schodach i zaczęłam układać prezenty na stosie obok choinki.  
Wszyscy pałętali się po salonie lub pomagali Esme w przygotowaniach. Podeszłam zmachana do 
Edwarda, który siedział na kanapie i oglądał z małą Kaczora Donalda. Usiadłam obok niego i 

background image

uśmiechnęłam się, opierając głowę na jego ramieniu. 
- Myślałem, że spadniesz z tych schodów. - zachichotał. 
- Też tak myślałam. - westchnęłam. - Trudno biegać w takich butach. - uniosłam do góry moją 
stopę, ukazując czarne, zamszowe szpilki. 
- Niech zgadnę, Alice? - zapytał. 
- Nie. - wyszczerzyłam się. - Sama je wybrałam, pasowały do sukienki.  
Edward przez chwilę taksował mnie wzrokiem. 
- Mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz? - zapytał. 
Zarumieniłam się. 
- Już teraz tak. Dziękuję. - odszepnęłam. 
- Uwielbiam sposób w jaki reagujesz na komplementy. Jesteś zawsze zarumieniona i 
zawstydzona. - uśmiechnął się. 
Chciałam coś powiedzieć, ale Esme zawołała nas do stołu. Każdy zajął swoje miejsce. Usiadłam 
pomiędzy Edwardem, a Emmettem i czekałam na rozpoczęcie kolacji. Carlisle jako głowa 
rodziny odmówił krótką modlitwę i nakazał częstować się jedzeniem. Wszystko wyglądała 
wyśmienicie. Indyk pokrojony w kawałki leżał na środku stołu, tuż obok żurawiny i kilku 
różnych rodzajów sałatek. Wszyscy patrzyliśmy uśmiechnięci na Emma, który jak tylko usłyszał 
komendę, że można jeść rzucił się na potrawy i nakładał niezliczone ich ilości na talerz. Kolacji 
minęła bardzo szybko. Byliśmy za bardzo pochłonięci jedzeniem, aby rozmawiać. Wreszcie 
przyszedł czas na prezenty. Alice wstała od stołu i w podskokach roznosiła prezenty. Gdy 
wszystkie zostały rozdzielone, każdy zaczął je otwierać. Pierwszy, który rozpakowałam był od 
Jaspera i Alice, były to sportowe buty z Reeboka do tańczenia z różnymi wzorkami. Następny był 
prezent od Emmetta, który okazał się kapciami - cyckami, czy czymś w tym rodzaju. Esme z 
Carlisle'm dali mi mp4 i bon trzystu dolarowy na wydanie w bliskim centrum handlowym. 
Edward wyszeptał mi na ucho, że prezent dostanę jak zostaniemy sami, więc tylko uśmiechnęłam 
się do wszystkich i podziękowałam za podarki. Wszyscy zadowoleni ze swoich prezentów 
rozeszli się, każdy w inną stronę, a ja z Edwardem poszliśmy do mnie do pokoju. Chłopak 
zniknął za drzwiami od łazienki, aby po chwili wyjść z małą paczuszką w dłoni.  
- Chodźmy na balkon. - zarządził, po czym wyszliśmy na zewnątrz. 
Oparł się o drewnianą belkę i podał mi pudełko. Z wielkim uśmiechem wpatrywał się jak 
rozwijam papier, a później otwieram mniejsze, zamszowe pudełko. Moim oczom ukazał się 
skromny, srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie serca. Edward bez słowa wyjął go i 
odgarniając włosy na lewe ramię zapiął go na mojej szyi. 
- Teraz wyglądasz idealnie. - wyszeptał. 
- Dziękuję. - odpowiedziałam wpatrując się w niego. 
- Czy podziękowałem ci już za prezent jaki od ciebie dostałem? - zapytał, a gdy pokręciłam 
przecząco głową uśmiechnął się zadziornie i wpił w moje usta. 
Moje serce zaczęło bić w zadziwiającym tempie. To był nasz pierwszy taki prawdziwy 
pocałunek. Zazwyczaj Edward dawał mi zwykłe buziaki i czułam się z tym dziwnie, lecz Alice 
uspokoiła mnie, że Edward zapewne chce poczekać. 
Po kilku minutach, gdy zabrakło nam powietrza, oderwaliśmy się od siebie. Oboje mieliśmy 
zmierzwione włosy i nieregularne oddechy oraz głupkowato się do siebie szczerzyliśmy.  
- Najlepsze święta w moim życiu. - wyszeptał. 
- W moim też. - odpowiedziałam. 
 

*** 

 

background image

Sylwestra spędziliśmy w domu, głównie śmiejąc się, tańcząc i pijąc zdecydowanie za dużo 
szampana. Nikt z nas nie miał najmniejszej ochoty na powrót do szkoły. Na szczęście pierwszy 
dzień po przerwie świątecznej minął mi bardzo szybko i właśnie zaczyna się ostatnia lekcja - 
wychowanie do życia w rodzinie. 
Zajęłam swoje miejsce koło Jane i czekałam, aż Aro sprawdzi obecność. Jak zawsze lekko 
zdenerwowany w tym swoim śmiesznym garniturze siedział na krześle przy biurku i wyczytywał 
nazwiska. W klasie panowała nienaturalna cisza, więc patrzył na nas podejrzliwie jakby czekając, 
aż coś się wydarzy. Po skończeniu notowania czegoś w dzienniku wstał i zaczął pisać temat na 
tablicy. Edward jak tylko nauczyciel odwrócił się do niego plecami pokazał jakiś dziwny znak do 
kilku osób i w klasie rozległ się głośny rap. Aro przestał notować i z poważną miną zaczął iść w 
kierunku źródła dźwięku, gdy tylko podszedł na tyle blisko, jak się okazało Taylora muzyka się 
wyłączyła, ale z całkowicie przeciwnej klasy rozległa się całkowicie inna gatunkowa piosenka. 
Aro zdezorientowany podbiegł w tamtą stronę lecz  w połowie drogi zmienił kierunek, bo inna 
muzyka została puszczona. Po kilku minutach takiej bieganiny Aro nie zwracając już uwagi na 
źródło skąd dochodziła piosenka Bob'a Marley'a podszedł zdyszany do krztuszącego się łzami i 
śmiechem Edwarda. 
- Cullen, wiem że to twoja sprawka. Nie wiem co sobie wyobrażasz. Myślisz, że bycie 
nauczycielem jest takie proste, że musi mi je utrudniać? - wykrzykiwał czerwony Aro. - Jeżeli tak 
uważasz to proszę bardzo zamieńmy się miejscami. - powiedział i kazał Edwardowi wstać. 
- Mam poprowadzić lekcję? - zapytał miedzianowłosy, chcąc się upewnić. 
- Tak. 
- Okej. - powiedział Edward uśmiechając się i wychodząc na środek klasy. 
- Zaczynaj Cullen. - zarządził nauczyciel. 
- Zamknij się Aro, chyba że chcesz dostać uwagę. - powiedział Edward na co cała klasa 
wybuchnęła śmiechem. 
- Może zaczniemy od uświadomienia temu o to nicponiowi. - wskazał na jeszcze bardziej 
czerwonego belfra. - Jak wielu osobom z nas nie jest potrzebna ta lekcja. Niech podniosą ręce do 
góry osoby, które uprawiały już seks, albo nie niech podniosą te, które go nie uprawiały. Będzie 
szybciej. - rozkazał.  
Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że kilka osób w tym Jane, Jacob i Marek podnieśli rękę, 
więc i ja to zrobiłam.  
Edward popatrzył na mnie zdziwiony, po czym, jakby otrzepując się ze swoich myśli przeniósł 
wzrok na Aro, który siedział sparaliżowany. 
- Koniec lekcji, wydaję mi się, że czegoś się dowiedzieliście, a w szczególności jedna osoba. - 
znów spojrzał na nauczyciela.  
- Możecie wyjść, chociaż poczekajcie to wpiszę wam parę piątek za aktywność na lekcji. - 
Uśmiechnął się szeroko, otworzył dziennik i wbrew protestom Ara zaczął coś w nim notować. 
- Koniec lekcji. Wychodzić. - zarządził, po czym zamknął dziennik i podszedł do mojej ławki. - 
Chyba musimy porozmawiać. - powiedział poważnym tonem. 
 
 

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY 

 

Siedziałam koło Edwarda i czekałam, aż coś powie. Tuż po lekcjach zabrał mnie do jakiegoś baru 
z jedzeniem na wynos i kupił nam po zestawie dnia, a później, zatrzymał samochód na uboczu i 
przez chwilę nic nie mówił.  
- Edward. - wyszeptałam. 

background image

Odwrócił głowę w moją stronę i popatrzył pytająco. 
- Chciałeś rozmawiać, a nic nie mówisz. - powiedziałam. 
- Po prostu trochę mnie zdziwiłaś. Masz prawie osiemnaście lat jesteś piękna, mądra sprawiłaś, 
że nie mogłem myśleć o niczym innym jak chęć bycia w tobie, a teraz dowiaduję się, że jesteś 
dziewicą. A najlepsze jest to, że zachowywałaś się tak jakbyś miała chociaż niewielkie 
doświadczenie z mężczyznami. Te twoje gierki doprowadzające mnie do szału. - wyliczał, a z 
każdym słowem stawałam się coraz bardziej czerwona.  
Nie wiedziałam co powiedzieć, więc siedziałam i wpatrywałam się w płatki śniegu na szybie.  
- Jesteś na mnie zły? - zapytałam po chwili. 
- O co? - spytał. - Po prostu trochę mnie to zdziwiło. Nie chciałem robić z tego, aż takie 
zamieszania, ale samo... 
Przerwał mu wydobywający się z kieszeni dzwonek telefonu. Przeklął pod nosem czytając imię 
osoby, która do niego dzwoni. 
- Gdzie do cholery jesteście? - usłyszałam piskliwy głos Alice i uśmiechnęłam się widząc minę 
Edwarda. 
- Zaraz będziemy. - powiedział szybko i zakończył połączenie. - Zapomnijmy o tym. - powiedział 
odwracając się do mnie i dając mi małego buziaka. - Lepiej jedźmy zanim Alice mnie zabije.  
- Co zrobiłeś? - zapytałam nie wiedząc, dlaczego Al miałaby mu coś zrobić.  
- Obiecałem jej, że czegoś dopilnuję. - odpowiedział, odpalając silnik.  
Drogę do domu na pewno przejechaliśmy łamiąc kilka zasad drogowych. Edward przez cały czas 
trzymał mnie za rękę i uśmiechał się do swoich myśl. Zajechaliśmy pod dom i od razu 
zauważyłam, że dookoła znajduję się wiele aut, niektóre z nich rozpoznawałam, ponieważ 
widywałam je często pod szkołą. Edward niedowierzając pokręcił głową i nie przestając się 
uśmiechać poprowadził mnie do środka. Gdy tylko przekroczyliśmy próg domu poczułam woń 
różnego rodzaju jedzenia i zdziwiłam się słysząc, wręcz nienaturalną ciszę. Edward skierował 
mnie do salonu, który po chwili rozświetlił się  i moim oczom ukazał się tłum ludzi 
wykrzykujących sto lat. Patrzyłam na to wszystko niedowierzając. Wreszcie po dłuższej chwili 
mojego milczenia Alice wyszła zza jakiś osób i podeszła do mnie z wielkim uśmiechem na 
twarzy. 
- Wszystkiego najlepszego, Bello. – powiedziała, przytulając mnie z całej siły.  
- Moje urodziny są za półtora miesiąca, Al. 
- I dlatego nazywa się to przyjęciem niespodzianką. Zaskoczyliśmy cię, nie? – zapytała. 
- Tak, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że urodziny Edwarda są przed moimi. 
Oczy brunetki rozszerzyły się uświadamiając sobie, że kompletnie zapomniała o urodzinach 
brata. Wszyscy na około zrobili to samo. W końcu Edward jest gwiazdą szkoły i coś takiego jak 
jego osiemnaste urodziny to wielkie wydarzenie, o którym według nich nikt nie powinien 
zapomnieć. Ludzie odwrócili się w kierunku Edwarda, który stał uśmiechając się dziwnie. 
- Niespodzianka. – wykrzyknęli w jego stronę i otoczyli go chcąc mu złożyć życzenia.  
Alice lekko zdołowana, również  poszła do Edwarda. Podeszłam do długiego stołu, na którym 
znajdowały się różnego rodzaju potrawy i nałożyłam sobie trochę chińskiego jedzenia.  
- Przepraszamy, Bello, ale nie dało się jej powstrzymać. Wiesz, że jak Alice się czegoś uczepi to 
nic już nie pomoże. – powiedziała do mnie Rose, gdy zajęłam obok niej miejsce na kanapie.   
- I tak wyszło nie po jej myśli, więc ma za swoje. - odpowiedziałam z uśmiechem. 
- Za twoje zdrowie, Bells! - krzyknął Emmett, siadając koło Rosalie. 
- Dzięki, Em. 
- Idziemy grać w Gitar Hero, dziewczyny? Jestem pewien, że z Jasperem raz dwa powalimy was 
na łopatki. - zapytał się. 

background image

- Jasne. - zgodziłyśmy się i resztę wieczoru spędziłyśmy przed telewizorem grając w grę, a ja 
również obrzucając groźnym spojrzeniem dziewczyny przystawiające się do mojego Edwarda. 
 
- Padam z nóg. - powiedział Edward, kładąc się do łóżka.  
- Ja też. - odparłam, przykrywając się kołdrą i przytulając do chłopaka. 
- Jesteś na mnie zła? Serio, chciałem ci powiedzieć, ale wiesz jaka jest Alice. 
- Nie, po prostu wreszcie zrozumiałam co czują dziewczyny, kiedy widzą swojego chłopaka 
otoczonego zgrają lasek, wręcz przysysających się do niego.  
Na chwilę w pokoju zapanowała cisza. 
- I tak wiesz, że na żadnej z nich mi nie zależy, tylko na tobie. - powiedział po jakimś czasie, 
przytulając mnie mocniej do siebie. 
Moje serce mocniej zabiło, nie powiedzieliśmy sobie jeszcze, że się kochamy, oczywiście o ile w 
ogóle kiedykolwiek powiemy, ale takie wyznania Edwarda zawsze tak na mnie działały. 
Uśmiechnęłam się do zagłębienia w jego szyi. 
- Wiem. - wyszeptałam i po chwili zasnęłam. 
 

*** 

 
- Mogę wiedzieć co się z tobą dzieje, Edward? - zapytałam go szeptem na lekcji historii, gdy po 
raz kolejny zaczął chichotać do nauczycielki, która wpisywała coś w dzienniku. 
Był piątek, jedenasty styczeń - urodziny Edwarda. Od rana zachowywał się dziwnie i znikał 
gdzieś na przerwie nie mówiąc mi gdzie idzie. Miałam tego zdecydowanie dość. 
- Dowiesz się na ostatniej lekcji, nie chcę ci narobić kłopotów. - odpowiedział i beknął na cały 
głos. 
Oho nadciągają kłopoty! 
- Cullen, możesz mi powiedzieć co tym razem wpadło ci do głowy? - zapytała nauczycielka 
wstając zza biurka i zmierzając w naszą stronę. 
Edward nie odpowiedziała jedynie wpatrywał się tępo w panią Cope i tak dziwnie mrugał 
oczami. Boże nie mówcie mi, że on jest najarany! Nie mogłam w to uwierzyć, ale dosłownie 
wszystko pasowało. Edward znikał na przerwach, zachowywał się podejrzliwie a na dodatek 
teraz jakby nie kontaktuje. 
- Cullen? - syknęła nauczycielka. - Zamierzasz mi odpowiedzieć? 
Edward nadal patrzył w przestrzeń przed sobą nawet nie mrugając oczami. Szturchnęłam go 
delikatnie, ale nadal nic. Mocniej, nadal nic. 
- Cullen, jeżeli w tej chwili się nie odezwiesz idę po dyrektora. - krzyknęła. 
Edward jakby ocknął się z transu, podniósł dłoń do twarzy i ją przetarł. 
- Opluła mnie pani. - powiedział, odwracając do niej głowę. 
Teraz to już ma kompletnie przechlapane, pomyślałam i tak się stało. Edward po raz kolejny 
poszedł na dywanik do dyrektora, oczywiście nic mu wielkiego nie zrobili, bo Carlisle 
interweniował, ale pani Cope powiedziała, że nie ma zamiaru więcej go uczyć i przenieśli go do 
innej historycznej grupy. Aro jak się o tym dowiedział, również zgłosił się, że nie chce Cullena 
na swoich zajęciach, lecz nie był tak efektowny jak nauczycielka i musi się z nim męczyć do 
końca roku. Dlatego właśnie w tej chwili Edward z wielkim zadowoleniem widocznym na 
twarzy, którego nie zmył nawet surowy ton głosu Carlisle'a informujący go, że pogadają w domu, 
kierował się na ostatnią lekcję.  
W klasie zajęłam miejsce obok Edwarda, który powiedział, że tak będzie lepiej.  
- Trzymaj. - powiedział, podając mi jakieś tabletki. 

background image

- Co to jest? - zapytałam biorąc je od niego i przyglądając się nim. 
- Wolisz nie wiedzieć. - widząc moje wahanie dodał: - Spokojnie, przecież wiesz, że nie dałbym 
ci czegoś złego.  
Wzięłam je i zapiłam podaną przez niego wodą.  
- Co to do cholery było? - wychrypiałam, czując jak pali mnie coś w gardle. 
Edward uśmiechnął się szelmowsko, upił łyka z butelki i skrzywił się lekko. 
- Wódka. - odpowiedział. 
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, że przez cały dzień piję wódkę, którą przemycił w 
butelce z napisem woda nie gazowana, a ja do cholery jasnej nie zwróciłam na to uwagi. Nawet 
nie czułam żeby jakoś od niego śmierdziało.  
- Spokojnie nic ci się nie stanie. Te tabletki można, a nawet najlepiej powinno się popijać 
alkoholem.  
Nie odpowiedziałam nic, bo ledwo dotarł do mnie sens wypowiadanych przez niego słów. Chyba 
tabletka zaczęła działać. Przymknęłam oczy bo wszystko dookoła mnie zaczęło lekko drgać. 
Usłyszałam jak nauczyciel wszedł do klasy i powiedział coś, ale znów nie mogłam zrozumieć co 
to było takiego.  
Wreszcie po pięciu minutach lekcji otworzyłam oczy i poczułam jak robię się dziwnie 
szczęśliwa. Popatrzyłam na Edwarda, który w tej chwili miał na sobie czarny, satynowy stanik. 
Zamrugałam kilkakrotnie a tym razem chłopak był całkowicie nagi, zarumieniłam się patrząc się 
na sprzęt mojego ukochanego.  
Bella to tylko twoja wyobraźnia, przestań się na niego gapić.  
Ponownie przymknęłam powieki, lecz tym razem nie patrzyłam na Edwarda tylko spojrzałam na 
nauczyciela. Aro stał na podeście z przodu klasy i zawzięcie coś gestykulował. A najlepsze jest 
to, że miał na sobie stanik z kokosów i spódniczkę z trzciny. I nikt nie zwrócił na to uwagi? 
Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że to tylko te tabletki i zapewne znów mam zwidy jak w 
przypadku Edwarda. Ale dlaczego mój mózg od razu tak nie pomyślał? Czyżby profesor lubił 
nosić takie ubrania, o ile ten strój tak można nazwać? Na samą myśl o Aro ubranym w tą 
spódniczkę, chodzącego, a raczej tańczącego w domu do rytmu jakiejś hawajskiej muzyki, tak że 
ten kokosowy stanik wydawałby dźwięki uderzając o siebie, wręcz zakrztusiłam się ze śmiechu. 
Cała klasa popatrzyła na mnie w tym Edward nadal z głupią miną, ale najwyraźniej tabletki 
sprawiły, że całkowicie mi to wisiało, czy cała uwaga skupiona jest na mnie. Śmiałam się tak 
bardzo i nie mogłam przestać, chociaż nawet się nie starałam. Zdecydowanie taki humor jaki 
miałam teraz chciałabym mieć częściej. Przez szum jaki panował w mojej głowie, usłyszałam 
swoje nazwisko. Spojrzałam na nauczyciela, który najbardziej prawdopodobnie mówił coś do 
mnie i tym razem normalnie ubrany pokazywał coś w kierunku drzwi.  
- ... i nie wracaj dopóki się nie uspokoisz, albo pójdziemy do dyrektora. Masz szczęście, że 
zdenerował mnie dzisiaj i chwilowo nie mam zamiaru go oglądać. - usłyszałam jeszcze, po czym 
uśmiechnęłam się do Edwarda, wzięłam od niego butelkę z "wodą" i wyszłam z klasy na 
korytarz.  
Usiadłam na jednym z krzesełek i co jakiś czas starałam się odkręcić butelkę, lecz z marnym 
skutkiem. Znudzona i zła, że nie mogę się napić postanowiłam wejść do klasy, lecz jak tylko 
otworzyłam drzwi przez mój umysł przelatywała myśl nauczyciela ubranego w ten cholerny strój 
i znów wybuchałam śmiechem, zamykałam drzwi. Po trzeciej próbie, która ponownie skończyła 
się tym, że z chichotem opuściłam klasę, Aro wyszedł do mnie. 
- Panno Swan, proszę wejść do klasy i stanąć koło pana Cullena. - powiedział do mnie, a ja 
posłusznie wykonałam polecenie. Zdecydowanie nie chciałam znaleźć się u dyrektora, który 
pewnie ponownie wezwałby Carlisle'a.  

background image

Edward stał koło biurka i chichotał. Zajęłam miejsce obok niego. 
- Nie mogłam otworzyć butelki. - rzuciłam do niego zła. - Mogłeś mi ją odkręcić.  
- Jest lekko zakręcona, Bello. - odpowiedział uśmiechając się szerzej niż do tej pory.  
- Jasne, pewnie myślałeś, że wypiję ci wszystko.  
- Cisza! - krzyknął nauczyciel, siadając na krześle przed nami.  
Razem z Edwardem wybuchnęliśmy śmiechem. Na szczęście nie miałam już tych halucynacji i 
wrócił mi mój dawny słuch, a nie jakiś przytłumiony. 
- Mogę wiedzieć co ja tutaj robię? - zapytałam się. 
- Będę was pytał. - odpowiedział. 
- Ale z tego przedmiotu nie dostaje się ocen. - powiedziałam. - Prawda? - zwróciłam się do 
Edwarda, nie będąc pewna, czy nie pomyliłam przedmiotów. 
- Dla was zrobię wyjątek. - odpowiedziała mi Aro.  
Prychnęłam zastanawiając się jakie mogą być pytania. 
- Może zaczniemy od panny Swan. - zwrócił się do mnie. - O takie pytanie będzie dobre. W ilu 
procentach skuteczne są prezerwatywy?  
Nie mogłam wytrzymać i znów zaczęłam się śmiać. Nigdy nie spodziewałam się, że ktoś zada mi 
takie pytanie, a tym bardziej, że to będzie nauczyciel. 
- Swan, wiesz czy nie wiesz? - zapytał zły. 
- Nie wiem. 
- Cullen znasz odpowiedź? 
- Jasne. Osiemdziesiąt pięć procent. - odpowiedział 
- Blisko, ale nie aż tyle. - powiedział nauczyciel i uśmiechnął się szyderczo.  
- Jak to nie? Na każdym opakowaniu jest napisane. - warknął mój ukochany. 
- Co w dwudziestu pięciu procentach nie są skuteczne? - krzyknął gdzieś z końca klasy Mike.  
Znów zachichotałam, bo był on jeszcze bardziej głupszy niż myślałam. 
- Sto odjąć osiemdziesiąt pięć jest piętnaście nie dwadzieścia pięć. - krzyknęła do niego Jane.  
- To i tak dużo. - wrzasnął.  
Nie minęła chwila a on wstał z krzesła i wyciągnął z kieszeni długi rulon prezerwatyw, który 
rozwinął i podszedł pod światło, aby znaleźć informacje o ich skuteczności. 
Wszyscy włącznie z nauczycielem patrzyli się na niego ze zdziwieniem, ale zadzwonił dzwonek i 
każdy chcąc jak najszybciej wrócić do domu wybiegł z klasy.  
Spojrzałam na Edwarda, który pociągnął mnie ku wyjściu ze szkoły.  
- Dokąd jedziemy? - zapytałam.  
- Raczej idziemy. Może i jestem nienormalny, ale nie jeżdżę pod wpływem alkoholu, a tym 
bardziej nie jeżdżę po tych tabletkach.  
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. - odezwałam się po chwili, gdy dochodziliśmy do bramy 
szkoły. 
- Zobaczysz. - odpowiedział i znów ten złowieszczy błysk pojawił się w jego oczach.  
 
 

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY: 

 

- Nie zrobię tego będąc w takim stanie w jakim teraz jestem. - powiedział do mnie Edward, aby 
po chwili zrobić kolejny łyk piwa. 
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi? - zapytałam zła. 
- Nie. - powiedział tylko i kiwnął na kelnera, który po chwili szedł do nas z kolejną porcją 
alkoholu dla Edwarda.  

background image

Po około piętnastu minutach mojego namawiania Edwarda, abyśmy wyszli z baru, chłopak 
zgodził się i powiedział, że już jest w sam raz wstawiony na zrobienie tego. Oczywiście nadal nie 
wspomniał o co chodzi.  
- Mógłbyś mi przynajmniej powiedzieć co chcesz dostać na urodziny? – powiedziałam, gdy 
mijaliśmy jakiś sklep z typowo męskimi rzeczami. 
- Nic nie chce. – odpowiedział, patrząc się w inną stronę i pociągnął mnie na przeciwną stronę 
ulicy.  
- Musisz coś chcieć. – powiedziałam, podążając za nim. – Wolałabym ci kupić coś czego 
będziesz używał i ci się spodoba niż, żebyś mój prezent rzucił w kąt i zapomniał o… - 
przerwałam, dopiero zauważając, że zatrzymaliśmy się. 
- To tutaj. – oznajmił mi Edward. 
Stałam jak wryta, oglądając wszystkie napisy jakie zostały naklejone na szybę, ogromnego 
budynku, przed którym staliśmy. 
- Studio tatuażu. – przeczytałam na głos. 
- Właśnie, Bello. – powiedział, jakby nie zauważając mojego zachowania i otworzył przede mną 
drzwi. 
Weszłam nadal lekko zdziwiona. Od razu do moich uszu dotarły dźwięki puszczonej głośno 
muzyki i dziwny, lecz przyjemny zapach.  
Podeszliśmy do niskiej brunetki, która stała za czymś co chyba miało służyć za ladę.  
- Edward Cullen. – powiedział rozglądając się po pomieszczeniu.  
Dziewczyna zlustrowała go od góry do dołu i z małym uśmiechem spojrzała w listę przed sobą.  
- Tak, jest pan zapisany u Rick’a. – poinformowała nas i poprowadziła w kierunku jednych z 
czterech drzwi. – Czy pani ma zamiar mu towarzyszyć? – zapytała. 
- Tak. – odpowiedział za mnie Edward i weszliśmy do małego pokoju. Ściany były koloru 
białego, duży fotel znajdował się w kącie, a obok niego ustawiona była duża lampa, która od razu 
skojarzyła mi się z dentystą i aż wzdrygnęłam się na przypomnienie mojej ostatniej wizyty u tego 
specjalisty. 
- Naprawdę chcesz to zrobić. – zapytałam Edwarda, gdy ta dziwna dziewczyna wyszła, 
zamykając za sobą drzwi i wcześniej informując nas, że Rick zaraz do nas dołączy. 
- Jestem tego bardziej pewny niż czegokolwiek innego. – powiedział mi i usiadł na fotelu. 
- Co chcesz sobie wytatuować? – zapytałam, wiedząc, że nawet gdybym go przekonywała, żeby 
tego nie zrobił to on i tak to uczyni. - Czy można tatuować osoby pod wpływem alkoholu? – 
spytałam zanim usłyszałam odpowiedź na poprzednie pytanie. 
- Można. Na trzeźwo raczej większość osób by tego nie robiło. – odpowiedział mi jakiś niski, 
bardzo męski głos. 
Odwróciłam się i ujrzałam wysokiego, umięśnionego mężczyznę z odsłoniętymi, pokrytymi 
tatuażami ramionami. Miał lekki zarost na twarzy i czarne włosy.  
- Ty jesteś Cullen? – zapytał, podchodząc do Edwarda.  
- Tak. – odpowiedział Edward z wielkim uśmiechem na twarzy. 
- Gdzie chcesz ten tatuaż? – zapytał zakładając białe rękawiczki i podłączając coś do kontaktu.  
Edward ściągnął koszulkę i pokazał mężczyźnie dolną część pleców.  
- Zanim zacznę muszę być pewny, że na pewno tego chcesz. – zwrócił się do niego Rick. – 
Wypełniłeś kwitek i zapłaciłeś? – zapytał. 
- Tak. – powiedział Edward. – Kilka dni temu jak umawiałem się na to. – wyjaśnił mi Edward, 
widząc mój pytający wzrok. 
- Dobrze. Możesz zając jedno z krzeseł. – zwrócił się do mnie Rick, wskazując palcem coś za 
moimi plecami. 

background image

Usiadłam na jednym z nich i obserwowałam mężczyzn. Rick zadał jeszcze kilka pytań 
Edwardowi, po czym usłyszawszy odpowiedzi rozmazał jakąś substancję na jego ciele i ogolił 
większy kawałek jego pleców. Po narysowaniu jakieś niezbyt dobrze widocznego dla mnie 
konturu tatuażu, Rick wziął do ręki coś przypominającego pistolet lub bardziej wiertarkę i 
włączył to. Pomieszczenie wypełniło ciche brzęczenie, a Rick przyłożył urządzenie do pleców 
Edwarda i zaczął swoją pracę. Uświadomiłam sobie, że nadal nie wiem co Edward chce sobie 
wytatuować, a mężczyzna za bardzo zagradzał mi widok swoim wielkim ciałem, abym mogła 
cokolwiek zauważyć. Po ponad godzinie, a może nawet dwóch Rick wreszcie zakończył pracę 
nad swoim dziełem. Podał Edwardowi lusterko i pokazał tatuaż, a ja nie wiedząc kiedy wstałam, 
podeszłam do niego i wpatrywałam się w imię jakie widniało na jego plecach. Zanim zdążyłam 
coś powiedzieć Rick zakleił Edwardowi plecy i podał coś co miał wsmarowywać na plecy trzy 
razy dziennie, po czym wyszedł z pomieszczenia a ja czekałam, aż Edward ubierze się, abyśmy i 
my mogli opuścić ten budynek.  
 
Szliśmy trzymając się za ręce i co jakiś czas przystając przy jakiejś wystawie, na której 
zauważyłam coś co mogłabym kupić Edwardowi na urodziny. W ogóle nie pytałam się dlaczego 
właśnie to chciał sobie wytatuować, a on sam nic nie mówił na ten temat.  
- Mam pomysł. – powiedziałam do niego znudzona, tym, że na każde moje pytanie o prezent 
odpowiadał tak samo: Nic nie potrzebuję – Wejdziemy do jakiejś kawiarni, zamówimy coś 
dobrego, a ja skoczę po coś dla ciebie.  I nie do takiej kawiarni. – dodałam widząc, że patrzy się 
w kierunku baru. 
- Bells. – jęknął. 
- Nie. – rzuciłam twardo. – Dość już dzisiaj wypiłeś. Najwyżej możesz coś kupić później do 
domu, ale wątpię, aby Carlisle pozwolił ci cokolwiek wnieść do domu, po dzisiejszej akcji w 
szkole.  
Edward słysząc moje słowa, uśmiechnął się szelmowsko. 
- O to się nie martw. – powiedział i zatrzymał się koło Sturbucksa. 
- Przyjdę za jakieś pół godziny. – oznajmiłam mu i poszłam w kierunku długiej uliczki sklepów. 
 
Tak jak myślałam to co chciałam mu kupić nie było ani trudne do znalezienia, ani bardzo drogie, 
więc idealne. Wróciłam do Sturbucksa, gdzie Edward siedział przy jednym ze stolików ze stosem 
różnych babeczek, ciastek i pączków. 
- Zamówiłem ci czekoladę na wynos. – powiedział do mnie, gdy stanęłam koło niego.  
Zawołał kelnerkę i poprosił o zapakowanie wszystkiego, abyśmy mogli wziąć to do domu.  
- Idziemy już do domu? – zapytałam, gdy wyszliśmy już na zewnątrz. 
- Chyba tak. – powiedział i z małym uśmieszkiem poprowadził mnie do postoju taksówek.- No 
co? Moje urodziny kończą się za pięć godzin. Nie mam zamiaru stracić tej chwilowej wolności 
na spacer do domu. 
- Myślałam, że chcesz kupić alkohol.  
- O to się nie martw. – powiedział i otworzył przede mną drzwi do taksówki, po czym podał 
adres kierowcy i zajął miejsce koło mnie. – Co mi kupiłaś? 
- Nie wiedziałam, że cię to obchodzi.  
- Nie chciałem, żebyś wydawała na mnie pieniądze. – wyjaśnił. – Poza tym mam ciebie, więc nic 
mi więcej nie potrzeba. 
- Wiedziałam, że zaczniesz do mnie tą swoją pijacką gadkę, Cullen. – powiedziałam do niego. 
- Obraziłaś mnie, Swan. Myślisz, że gdybym był trzeźwy to bym tak nie powiedział?  
- Tak. 

background image

- I tu masz rację. – mój żołądek skurczył się na te słowa. – Ale na pewno bym tak myślał. – dodał 
po chwili i mnie pocałował.  
- Pokaże ci w domu. – powiedziałam. – Prezent. – dodałam po chwili widząc jego nie za bardzo 
wiedzącą o co chodzi minę.  
 
Zdążyłam się wziąć prysznic i ubrać się w jakieś wygodne dresy, gdy Edward wszedł do mojego 
pokoju po pogadance z Esme i Carlisle’m.  
- Jak było? – zapytałam, zajmując miejsce na łóżku. 
- Lepiej niż zawsze, mówiłem ci już, że uwielbiam mieć urodziny, wszystko uchodzi mi płazem. 
- Coś wspominałeś. – rzuciłam, poprawiając poduszkę. 
- Zaraz wrócę. – powiedział i wyszedł z pokoju.  
Wyciągnęłam szybko jego prezent i położyłam na podłodze obok łóżka, gdy wrócił do pokoju, 
ponownie zajmowałam swoje miejsce na łóżku. Edward niósł butelkę jakiejś najprawdopodobniej 
wódki, kilka kieliszków i sok porzeczkowy. 
- Po co nam tyle kieliszków? – spytałam. 
- Zobaczysz najpierw wsmarujesz mi to coś. – rzucił mi maść, która dał nam Rick. – A później 
dasz mi prezent. – uśmiechnął się szelmowsko. 
Chciałam coś odpowiedzieć, ale Edward ściągnął koszulkę i moim oczom ukazał się jego pięknie 
wyrzeźbiony brzuch. Szybki i zręcznie odkleiłam plaster i gazę i wsmarowałam maść w jego 
plecy. Dookoła napisu jego skóra była zaczerwieniona, więc z jeszcze większą delikatnością 
rozprowadzałam po niej substancję.  
 - Powiedz mi dlaczego to chciałeś sobie wytatuować? – zapytałam, zakładając nowy opatrunek 
na jego tatuaż.  
Edward westchnął głęboko.  
- Wiem, że powinienem był ci to opowiedzieć już dawno temu, ale jakoś nie mogłem.  
Zesztywniałam, nie sądziłam, że to coś aż tak poważnego. 
Edward odwrócił się do mnie. 
- Moja biologiczna matka oddała mnie do sierocińca tuż po moim urodzeniu, nigdy jej nie 
poznałem. – powiedział niskim głosem. – Do czwartego roku życia wychowywałem się w domu 
dziecka, aż pewnego dnia moja opiekunka oznajmiła mi, że teraz zacznę nowe życie, że wreszcie 
będę miał prawdziwą rodzinę i tak trafiłem do kochanej rodziny, nazywali się Denalii. Dokładnie 
Irina i Benjamin. Na początku nie za bardzo wiedziałem co się dzieję, dlaczego nagle z nimi 
zamieszkałem. Oboje byli dla mnie bardzo mili, można by rzec, że traktowali mnie jak bym był 
ich prawdziwym synem, a nie adoptowanym. Szybko ich pokochałem. Gdy miałem siedem lat 
oddali mnie z powrotem do sierocińca, Błagałem ich, aby tego nie robili, że będę grzeczny. 
Sądziłem, że to przez to, że czymś nabroiłem. Dopiero trzy lata temu dowiedziałem się, że to 
dlatego, że Irina zaszła w ciąże, chociaż była pewna, że jest bezpłodna. Oddali mnie do 
cholernego sierocińca, a jako przyczynę napisali, że nie stać ich na wychowywanie dwójki dzieci. 
Kilka miesięcy później zostałem ponownie zaadoptowany tym razem przez rodzinę Spencey'ów. 
Oni również mnie oddali z powrotem, do tej pory nie wiem dlaczego. Przez resztę mojego pobytu 
w domu dziecka nie odzywałem się do nikogo, moje poczucie wartości równało się z zerem. 
Nigdzie nie mogłem znaleźć sobie kąta, aż do czasu, gdy pojawiła się Esme, która przyszła 
zbadać jedną z dziewczyn. Nigdy wcześniej nie spotkałem kogoś takiego jak ona. Ciągle 
uśmiechnięta i radosna, patrzyła na nas z taką iskierką w oczach. Od razu się w niej zakochałem. 
Tak, wiem, że to śmieszne miałem osiem lat a zakochałem się w dwudziestoparoletniej kobiecie. 
- przerwał na chwilę i popatrzył się w bok. - Za każdym razem jak Esme była w sierocińcu 
przyczepiałem się do niej i nie chciałem zostawić ani na chwilę. To ona opowiedziała 

background image

Carlisle'owi o mnie i  spośród tak wielu dzieci Carlisle wybrał mnie i zaadoptował. Nawet nie 
wiesz ile czasu zajęło mi przekonanie się do niego i mimo jego wielu zapewnień, że mnie nie 
odda jak inni do tego piekła, nie wierzyłem mu. Esme często nas odwiedzała i razem spędzaliśmy 
czas. Gdyby nie ona załamałbym się psychicznie. Nawet sobie nie wyobrażasz co przechodzi 
kilkuletnie dziecko przez nikogo niekochane i oddawane z domu, w którym wreszcie ma 
nadzieję, że będzie miał kochaną rodzinę jak jakąs zuużytą, znudzoną zabawkę.  
Edward przestał mówić, a po jego twarzy spływały łzy. Przybliżyłam się do niego i przytuliłam 
mocno sccałowując każdą słoną kroplę z jego policzków. Edward objął mnie ramionami i wtulił 
twarz w moje włosy. Trwaliśmy w takiej pozycji przez kilka minut, wreszcie Edward odsunął się 
ode mnie. 
- Czy Esme wie, że wytatuowałeś sobie jej imię? - zapytałam. 
- Nie. Chyba by mnie zabiła, gdyby się o tym dowiedzieła. Chociaż myślę, że fakt, że to jej imię 
widnieję na moich plecach podziałałoby na moją korzyść. - znów moj ukochany uśmiech pojawił 
się na jego twarzy.  
- Kiedyś będziesz musiał jej o tym powiedzieć.  
- No właśnie, kiedyś! - stwierdził. - A teraz pokaż mi prezent, Swan.  
- Jak zawsze niecierpliwy, Cullen. - powiedziałam, podając mu torebkę. 
Z głupim uśmieszkiem oglądałam jak wyciagał z opakowania kilkanaście par bokserek z głupimi 
wzorkami i napisami.  
- Mogę wiedzieć na jakiej podstawie to stwierdziłaś? - zapytał, pokazując mi bieliznę z napisem 
"Mam małego!" 
Zarumieniłam się wściekle i wzruszyłam ramionami. Edward uśmiechnął się przebiegle i rzucił 
na mnie pryszpilając moje dłonie do łóżka. 
- Jeżeli chcesz to z chęcią udowodnię ci, że nie masz najmniejszej racji. 
Pokręciłam przecząco głową i próbowałam się podnieść z pod niego. Uśmiechnął się widząc, że 
nie mogę się spod niego wydostać i wpił się w moje usta.  
- Może nie tym razem, Swan. Ale już ci mówię, że będziesz musiała mnie przeprosić i nie wiem 
czy tak szybko ci wybaczę. - powiedział do mnie po oderwaniu się ode mnie. 
- Zobaczymy, Cullen. - uśmiechnęłam się szeroko na myśl o naszym treningu, na którym mam 
nadzieję się na nim odegram.  
- A teraz rusz swój śliczny tyłek i siadaj na dywanie. - zarządził. 
- Po co? - spytałam, siadając po turecku na puchatym chodniku. 
- Zagramy w rozbieranego pokera, tylko bez kart. 
Popatrzyłam na niego z rozbawieniem. 
- No dobra, nie w pokera, ale w rozbieranego na pewno. Gra polega na tym kto wypiję szybciej 
kieliszek wódki, jeżeli ja to ściągasz jedną ze swoich sztuk odzieży. Wymiękasz, Isabello? - 
zapytał, widząc moją minę. 
- Nie, Cullen. Lecz nie sądzisz, że jest to trochę nie sprawiedliwe? Nie mam takiej wprawy w 
piciu co ty. 
- No właśnie. Jako, że mam dzisiaj urodziny powinieniem mieć jakieś fory. Zaczynamy.  
Ustawił przede mną trzy kieliszki i napełnił je wódką. Następnie to samo zrobił dla siebie.  
- Gotowa, Swan? Wiesz, że jak wygrasz to może szybciej się przekonasz, że nie miałaś racji!? 
- Nie mam zamiaru przegrać, Cullen.  
- Na mój znak.  
Edward wykonał dziwny ruch dłonią i sięgnął po kieliszek wódki. Szybko podążyłam za nim, 
lecz gdy tylko upiłam łyk skrzywiłam się i odstawiłam na miejsce. Edward wypił wszystkie trzy 
kielonki i uśmiechnął się głupkowato.  

background image

- Rozbieraj się, Bells. 
- Oszukałeś. Mieliśmy wypić po jednym kieliszku.  
- Tak będzie szybciej, a teraz rozbieraj się i nie zapomnij, że masz ściągnąć aż trzy sztuki 
ubrania. 
- Nie podniecaj się tak to tylko skarpetki i bluza. - powiedziałam rozbierając się z ociąganiem. 
- Na początek.  
- Rozlewaj! - powiedziałam ostro, gdy juz pozbyłam się ciuchów.  
- Na mój znak. - powiedział Edward, gdy ponownie nalał wódkę.  
Widząc, że chłopak znów wykonał ten dziwny gest ręką, szybko wypiłam pierwszy kieliszek i z 
uśmiechem zauważyłam, że byłam szybsza, lecz niestety Edward nadrobił to wypijając kolejne 
dwie w zawrotnym tempie. 
- Chyba tym razem musisz ściągnąć t-shirt i te cudne spodnie dresowe. - powiedział do mnie 
Edward. 
- Ty też się rozbieraj, Cullen. Ściągaj tą koszulkę. 
- Bardzo zabawne, Swan. Tylko skarpetka. - rzucił, ściągając białą brudną skarpetkę. 
- Nie masz kapci?  
- Nie, ale na następne urodziny możesz mi kupić takie z cyckami. - powiedział uśmiechając się 
szeroko i  jeszcze raz zapełniając do pełna kieliszki. - Jestem pewien, że będziesz mogła od razu 
kupić mi bokserki z odpowiednim napisem. 
- Dalej drążysz ten temat? - spytałam sarkastycznie. 
- Nawet nie wiesz jak zraniłaś moje ego. 
Po kolejnych kilku kolejkach jedyne co zarejestrowałam to to, że Edward głupkowato się do 
mnie uśmiechał i że zaraz oszaleję tak szumiało mi w głowie. A później zrobiło mi się nie dobrze 
i chyba Edward pomógł mi dostać się do ubikacji. 

 

*** 

O cholera nie wiem czy kiedykolwiek czułam taki ból jaki teraz rozprzestrzeniał się od mojej 
głowy do reszty ciała. Otworzyłam jedna oko, lecz szybko je zamknęłam, gdy tylko zauważyłam, 
że strasznie jasno.  
Ktoś zakaszlał z mojej lewej strony, a następnie z prawej. Bardzo głośno zakaszlał! 
Ponownie otworzyłam oczy i po chwili zauważyłam, że tuż pod oknem opierając się o parapet 
stała Esme z miną nie wróżącą nic dobrego. Wymusiłam do niej mały uśmiech i popatrzył się w 
drugą stronę, gdzie stał Carlisle wpatrujący się w leżącego na brzuchu Edwarda ubranego w 
bokserki, które mu wczoraj kupiłam. W te same bokserki z napisem, o który się wczoraj prawie 
obraził!  
Podniosłam się do siadu i popatrzyłam ponownie na Esme. Ta szybko powędrowała swoim 
wzrokiem w dół mojego ciała. Spojrzałam w dół i myślałam, że spalę się ze wstydu widząc, że 
jestem naga. Całkiem naga! 
- Mogę wiedzieć, dlaczego ty jesteś naga, a Edward ma na plecach jakiś opatrunek? - zapytał się 
Carlisle.  
 

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY: 

 

- Myślę, że na to pytanie powinien wam odpowiedzieć Edward. - powiedziałam lekko spłoszona, 
ponieważ za nic nie mogłam sobie przypomnieć co się wczoraj wydarzyło. 

- Tak, wydaje mi się, że masz rację. - odpowiedział mi Carlisle, podchodząc do Edwarda, który 

background image

nadal z niczego nie zdając sobie sprawy spał w najlepsze.  

Nachylił się nad nim i krzyknął wprost do jego ucha "Wstawaj!", aż sama podskoczyłam nie 
spodziewając się tego kompletnie. Moją głowę przeszył okropny ból, jakby ktoś wbijał mi w 
czaszkę tysiące igieł. Edward wyprostował się gwałtownie, że uderzył barkiem w nos wciąż 
nachylającego się nad nim Carlisle. Cholera! Czy może być jeszcze gorzej? - pomyślałam.  

- Ku*wa! - krzyknął Edward, chwytając się za głowę.  

Jednak mogło. Przeklinanie w obecności Esme i Carlisle'a na pewno nie było zbyt dobrym 
pomysłem. 
 

- Język. - warknął blondyn, dotykając nosa i krzywiąc się lekko.  

- Taaa. Jestem ciekawy, jak ty byś zareagował, gdyby ktoś krzyczał ci do ucha, gdy ci tak nawala 
głowa.  

- A jak ty byś się zachował, gdybyś zobaczył swojego syna w łóżku z nagą dziewczyną, gdy 
bardzo dobrze wiedział, że ma nie wchodzić do jej pokoju po ustalonej godzinie? Czy dodałem, 
że ten syn nie ma zbyt dobrej opinii i aż się dziwie, że jeszcze nie zapłodnił żadnej ze swoich... - 
urwał, ale nie musiał kończyć dobrze wiedziałam, co chciał powiedzieć. Nie zapłodnił żadnej ze 
swoich dziwek.
 

Edward słysząc jego słowa szybko odwrócił się w moją stronę. Jego włosy były jednym wielkim 
nieładem, stały we wszystkie strony i jak zawsze wyglądały, jakby grzebień był ich największym 
wrogiem. Oczy miał szeroko otwarte wpatrujące się we mnie pytająco i zapewne tak jak ja 
usiłował sobie przypomnieć co się wydarzyło poprzedniej nocy. Nie miał na sobie żadnej 
koszulki jedynie bokserki, więc jego piękna, umięśniona klatka piersiowa, wręcz wzywała mnie 
do patrzenia się na nią.  

Ktoś odchrząknął. 

- Odpowiecie nam, czy nie? - spytała Esme. 

- Nic nie zaszło ostatniej nocy. Zapamiętałbym, gdyby coś się wydarzyło, a Bella to już na sto 
procent, a z tego co zauważyłem to nie ma zielonego pojęcia co wczoraj robiliśmy.  

- Dlaczego jesteście w jednym łóżku? 
- Boże, człowieku jesteśmy już pełnoletni. Czy nie możemy spać razem w pieprzonym łóżku? - 
zapytał. 

- Język. - powtórzył Carslisle, ale nie powiedział nic więcej. 

- Muszę iść się wylać. - powiedział Edward po chwili. - Mogę, czy chcesz coś jeszcze wiedzieć, a 
może potrzebuję twojego pozwolenia? - zapytał, wstając. 

background image

- Dlaczego Bella jest naga, skoro nic się wczoraj nie wydarzyło?  

- Graliśmy w rozbieraną grę, a Bella nie jest zbyt trudną do pokonania przeciwniczką. - 
powiedział. - Przynajmniej tak mi się wydaje, że przez to jest naga. - dodał po chwili o wiele 
ciszej.  

Najwyraźniej Carlisle nie usłyszał tego co Edward powiedział i puścił go, aby mógł iść do 
ubikacji, lecz nie uszedł daleko. 

- Co masz na plecach? - zapytała Esme, gdy miedzianowłosy doszedł do drzwi łazienki. 

Zatrzymał się, najwyraźniej kompletnie zapomniał o tym, że ma tatuaż. Carlisle nic nie mówiąc 
podszedł do niego i jednym, szybkim ruchem ściągnął opatrunek. Edward z głośnym świstem 
wciągnął powietrze, a jego zaspaną twarz wykrzywił grymas bólu.  

Carlisle z Esme wpatrywali się w plecy Edwarda nic nie mówiąc. Po policzkach Esme zaczęły 
spływać łzy, Edward z zaciśniętymi wargami czekał na ich reakcję, twarz Carlisle'a nie wyrażała 
dosłownie niczego. Można było, wręcz poczuć jak atmosfera w pokoju się zagęszcza.  

- Co to do cholery jest? - zapytał, wreszcie przerywając ciszę Carlisle. - Mogę wiedzieć, dlaczego 
wytatuowałeś sobie imię mojej żony na ple... 

Esme uciszyła go ruchem dłoni i podeszła bliżej, aby zobaczyć tatuaż z bliska.  

Tatuaż był śliczny i prosty. Nic wymyślnego, jedynie imię Esme otoczone niezbyt 
skomplikowanym wzorkiem, a to, że za tymi czterema literami kryło się coś więcej sprawiało, że 
wyglądał jeszcze lepiej. 

- Bolało? - spytała po chwili. 

- Nie tak bardzo. - powiedział, zdziwiony reakcją Esme.  

- Esme, czemu d... 

Brunetka ponownie go uciszyła. 

- Zostawmy ich samych. - powiedziała do niego. - Bello, czy mogłabyś wpaść do mnie dzisiaj do 
pracy, możesz wziąć ze sobą Edwarda i tak muszę z nim porozmawiać? - zapytała. 

- Eee. Jasne. - powiedziałam. 

- To dobrze. - uśmiechnęła się do mnie po czym delikatnie poklepała Carlisle w ramię i 
wyprowadziła go z pokoju.  

- Co to ku*wa było? - zapytał Edward nadal stojąc przed drzwiami łazienki. 

- Nie mam pojęcia. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.  

background image

Spodziewałam się, że oboje wybuchną gniewem i dadzą Edwardowi pogadankę na temat 
"Dlaczego nie wolno robić sobie tatuaży!". Wszystkiego, ale nie tego. A do tego po raz pierwszy 
odkąd tutaj zamieszkałam Esme kazała się zamknąć Carlisle'owi.  

- Nie musisz iść do kibelka? - zapytałam. 

Edward uśmiechnął się po czym pokiwał głową i wszedł do łazienki. Gdy tylko zamknęły się za 
nim drzwi, wyskoczyłam z łóżka i rzuciłam się w kierunku kupki ubrań na podłodze. Wzięłam 
pierwszą rzecz z góry, która okazała się moją bluzką z wczoraj, całą śmierdzącą wódką. Szybko 
przegrzebałam stos, ale nie znalazłam niczego od czego nie czuć byłoby alkoholu. Podbiegłam do 
szafy, aby jak najprędzej założyć coś na siebie, zanim Edward wróci do pokoju. Niestety, gdy 
tylko wyciągnęłam mój biały, stary szlafrok z półki usłyszałam jak Edward wchodzi do 
pomieszczenia.  

- Spokojnie nie masz czego przede mną ukrywać. - powiedział w ogóle nie skrępowany. Jak 
zawsze. - Napatrzyłem się wczoraj, a poza tym masz piękne ciało, którego nie musisz się 
wstydzić. 

Zrobiłam się cała czerwona, chociaż sądziłam, że bardziej to już nie jest możliwe.  

- Mógłbyś wyjść? - zapytałam, zakładając szlafrok. 

- Niestety, skarbie, ale wolę tutaj zostać i popatrzeć, abym miał więcej materiału do moich 
wieczornych sesyjek. Porannych też. - dodał po chwili. 

- Wynoś się, Cullen. - krzyknęłam i otworzyłam przed nim drzwi.  

- I tak przez ciebie muszę załatwić pewną sprawę. Łazienka będzie chwilowo niedostępna. 
Oczywiście jeżeli chcesz przyjść popatrzeć lub samej się po udzielać to ... - zamknęłam z 
trzaskiem drzwi przed jego nosem i wróciłam do łóżka, na którym położyłam się i zamknęłam 
oczy. Zdecydowanie alkohol nie jest dla mnie! 

*** 

Weszłam do gabinetu Esme i zamknęłam za sobą drzwi. Edward został w poczekalni, gdzie Esme 
kazała mu zostać i poczekać aż go zawoła.  

- Usiądź na fotelu. – wskazała mi mebel ustawiony na środku pomieszczenia. 

Cały pokój był urządzony jak typowy gabinet ginekologa. Albo przynajmniej tak mi się wydaję 
ponieważ nigdy wcześniej nie byłam u ginekologa. Pod dużym oknem wychodzącym na miasto 
stało mahoniowe biurko na którym znajdowała się kupka różnego rodzaju papierów. Po lewej 
stronie ustawione było nowoczesne urządzenie, a ogromne szafki znajdujące się za nim 
wypełnione były różnymi maściami i wszystkimi tymi medycznymi rzeczami, których nazw nie 
znałam. 

background image

Usiadłam na fotelu i wpatrywałam się w Esme, która wyrzucała do śmietnika zużyte jednorazowe 
rękawiczki i odwróciła się do mnie z uśmiechem.  

- Czy uprawiałaś już seks, Bello? – zapytała bez ogródek. 

- Nie. – odpowiedziałam po chwili, czerwieniąc się na twarzy. 

- Czyli tak jak mi się wydawało. A brałaś jakieś tabletki antykoncepcyjne czy inne tego typu 
rzeczy? 

Pokręciłam przecząco głową.  

- Dlatego chciałam żebyś dzisiaj przyszła. Chcę ci przepisać jakieś tabletki, oczywiście jeżeli 
chcesz. Tylko najpierw będę musiała cię zbadać. Jak Edward bardzo często nas informuje 
jesteście już pełnoletni i nie mam się co łudzić, że będziecie czekać nieskończenie długo z 
seksem, więc wolę czuć się spokojniej wiedząc, że się zabezpieczacie.  

Oh mój Boże. Czułam, że płonę ze wstydu. Esme patrzyła na mnie wyczekująco, a ja dopiero po 
chwili przypomniałam sobie, że oczekuję ode mnie zgody na badanie. Pokiwałam głową. 

- Rozbierz się i załóż to ubranie co tam wisi. – wskazała na drzwi po jej lewej stronie.  

 

Po tym jak Esme mnie zbadała, a ja czułam że już na zawsze pozostanę czerwona na twarzy 
Esme dała mi receptę na tabletki i wyjaśniła mi, że powinnam je zacząć brać podczas pierwszego 
dnia krwawienia oraz powiedziała żebym kupiła je w aptece w szpitalu, gdy ona będzie 
rozmawiać z Edwardem.  

Podczas, gdy Edward rozmawiał z Esme zjechałam windą na trzecie piętro, na którym 
znajdowała się apteka i kupiłam tabletki z recepty. Zawstydzona schowałam je szybko do torebki 
i wróciłam na górę. Edward nie wychodził z gabinetu Esme przez jeszcze około piętnaście minut, 
do czasu, gdy pojawił się kolejny pacjent Esme.  

Gdy jechaliśmy do szkoły na jeden z ostatnich treningów przed konkursem Edward nie był za 
bardzo rozmowny, ale po próbie jak zawsze wrócił mu jego humor. 

- O czym rozmawiałaś z Esme? – spytał mnie, gdy jechaliśmy do domu. 

Znów się zarumieniłam, nie mam pojęcia po raz który tego dnia. 

- Ymmm, zbadała mnie i wypisała mi receptę na tabletki. – powiedziałam cicho. 

Edward popatrzył na mnie ze zdziwieniem. 

- Antykoncepcyjne? – zapytał po chwili. 

background image

- Tak. – wyszeptałam, patrząc się wszędzie tylko nie na niego. 

Do tej pory nie rozmawialiśmy prawie w ogóle na te tematy i czułam się okropnie w tej chwili 
skrępowana. 

Edward jak zawsze uśmiechał się zawadiacko, jakby moje zachowanie go śmieszyło. 

- Jesteś świnią. – powiedziałam. 

- Dlaczego? – zapytał, nie przestając się uśmiechać.  

- Dobrze wiesz, że nie jestem tak obeznana w tych tematach jak ty. Nie jest mi tak łatwo 
rozmawiać o tym wszystkim. Zwłaszcza z tobą.  

Edward zatrzymała samochód na naszym podjeździe i odwrócił się w moją stronę.  

- Bells. – wyszeptał. – Spójrz na mnie.  

Odwróciłam głowę w jego stronę. 

- Wiem, że jesteś w tym nowa i nigdy nie zrobiłbym tego z tobą, gdybyś nie była gotowa. To co 
teraz robię jest dla mnie nowe. Nigdy wcześniej nie byłem w związku, a już na pewno nie w tak 
długotrwałym i do tego nie uprawiając seksu. Zrobimy to kiedy przyjdzie na to pora, a ty 
powinnaś przestać się mnie krępować i rumienić za każdym razem, gdy wkraczamy na ten temat. 
To jest ludzka rzecz i wierz mi, że zanim dojdzie do samego stosunku można robić wiele innych 
czynności, które są prawie tak samo przyjemne. Wystarczy, że powiesz, a sprawię, że zapomnisz 
tego jak się nazywasz.  – uśmiechnął się do mnie i nachylił w moją stronę, całując delikatnie i 
bardzo namiętnie. – Chodźmy do domu jestem cholernie zmęczony. – powiedział i wyszedł z 
auta.  

Ledwo zdążyłam odpiąć pas, lekko zamroczona po tym co mi powiedział i po jego cudownym 
pocałunku, a on już znalazł się po mojej stronie, otworzył mi drzwi i pomógł wyjść z samochodu.  

Tej nocy długo rozmyślałam o tym co mi powiedział.  

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY: 

 

Oparłam głowę na ramieniu Edwarda i z wielkim uśmiechem na twarzy zaczęłam strzelać moimi 
palcami, dobrze wiedząc, że to go strasznie denerwuje. Tak jak myślałam, po paru sekundach 
chłopak unieruchomił moją dłoń w swojej i ścisnął lekko.   

Wracaliśmy właśnie z konkursu, na który tyle się przygotowywaliśmy. Autobus zapełniony był 
dziewczynami i chłopakami, którzy zmęczeni po kilku ostatnich tygodniach wyczerpujących 
treningów spali teraz w najlepsze. 

- Tak się zastanawiałam. – zaczęłam mówić, podnosząc głowę i patrząc na niego. – Może w 

background image

przyszłym roku zatańczymy do „Single Ladies” Beyonce? – kąciki jego ust uniosły się 
nieznacznie do góry. 

- Chciałabyś mnie zobaczyć w obcisłym body i szpilkach? – zapytał. 

- Jasne. Jestem pewna, że znów zajęlibyśmy pierwsze miejsce.  

- W przyszłym roku będziemy bardziej ćwiczyć nad tańcem drużynowym, Bello. Nie znaleźliśmy 
się nawet w pierwszej dziesiątce, więc od nowego roku szkolnego zrobię takie zmiany, że 
zostaną tylko najlepsi. – powiedział z ponurą miną. 

- Nie przesadzasz czasem? Jak na tyle zespołów, które przygotowywały się na ten konkurs o 
wiele dłużej niż my i tak zajęliśmy bardzo dobre miejsce. A poza tym nie można mieć 
wszystkiego. – uśmiechnęłam się. – Mówiłam ci, że dobrze nam pójdzie i na pewno będziemy 
pierwsi to mi nie wierzyłeś i zmuszałeś do treningów o tak okropnej porze jaką jest szósta rano. 
Dlatego dzisiaj jak tylko wrócimy do domu idę spać i nie ma szans żebym wstała jutro przed 
południem. – oznajmiłam, ponownie kładąc głowę na jego ramieniu.  

- Masz szczęście, że jutro jest sobota. Mam zamiar cały dzień leżeć i nic nie robić. 

Przez dłuższą chwilę jechaliśmy w całkowitej ciszy, więc myślałam, że Edward jak i pozostali 
zasnął, lecz po kilku minutach odezwał się: 

- Masz jeszcze ten strój sprzątaczki, który ci kupiłem? – wyszeptał wprost do mojego ucha, 
powodując, że moje serce przyspieszyło. 

- Mam. – odpowiedziałam zarumieniona. 

- Wiesz, że nie mam nic przeciwko, abyś ponownie posprzątała mój pokój? 

Uderzyłam go lekko w ramię. 

- Jesteś zboczoną świnią, Cullen. – warknęłam do niego, powodując, że wybuchnął śmiechem.  

- Jeżeli ten strój ci nie odpowiada było jeszcze kilka innych bardzo fajnych. Co powiesz na sexy 
pielęgniarkę? Mogę zostać twoim pacjentem, który cierpi na bóle w pewnych miejscach. – 
powiedział puszczając do mnie oko. – Albo kupię ci kostium niegrzecznej nauczycielki, która 
musi ukarać krnąbrnego ucznia. – znów uderzyłam go w bok, rozglądając się czy nikt nie słyszy 
o czym rozmawiamy. Na szczęście wszyscy spali, przynajmniej tak to wyglądało. – A co sądzisz 
o policjantce? W zestawie są kajdanki. – uśmiechnął się, widząc moją minę.  

Odwróciłam się od niego i wpatrywałam za okno autobusu, udając, że podziwiam widok mijanej 
przez nas miejscowości. 

- Jesteś na mnie zła? – zapytał Edward, przysuwając się bliżej do mnie.  

background image

Nie odpowiedziałam, nadal uparcie patrząc się za okno.  

- Bells, nie bądź taka. Dobrze wiesz, że żartowałem. Chociaż zaklinam się na wszystko, że z 
chęcią zobaczyłbym cię w jednym z tych strojów. Bello. – wymruczał mi do ucha. Poczułam jak 
na moim ciele pojawia się gęsia skórka.  

Zaczął sunąć swoim nosem po mojej szyi, a po chwili delikatnie całować moje odsłonięte ramię. 

- Dobra, wybaczam ci. – powiedziałam, odpychając go od siebie. – Masz nawet nie próbować 
znów tego robić.  

- Będę grzeczny jak nie wiem co, obiecuję. – powiedział podnosząc dłonie do góry w teatralnym 
geście.  

- Jesteś strasznie denerwujący, wiesz o tym? – zapytałam. 

- Wiem, ale ty nie jesteś lepsza z tym twoim strzelaniem knykciami. – powiedział, a na jego 
twarzy pojawił się ogromny uśmiech.  

- Idę spać, Cullen. Od razu informuję cię, że masz mnie nie budzić do końca podróży i najlepiej 
w ogóle się nie ruszać, ponieważ mam zamiar użyć cię… 

- Użyć mnie? Swan, nie posądzałem ciebie o takie rzeczy. – przerwał mi i patrzył się na mnie 
głupkowato. 

- Chodziło mi o uży… o zrobienie z ciebie poduszki, ale ty oczywiście masz zboczone myśli. 
Brałeś coś dzisiaj? – zapytałam, gdy z jego twarzy nadal nie znikał ten ogromny uśmiech. – 
Wiedz, że będę  cię obserwować i cokolwiek kombinujesz, to ci się nie uda. – powiedziałam do 
niego, groźnie mierząc go palcem, lecz on jedynie jeszcze bardziej się uśmiechnął. – Knujesz 
coś, prawda? – zapytałam.  

- Nie.  

- Nie wierzę ci. – odpowiedziałam, wpatrując się w niego podejrzliwie.  – Jednak odechciało mi 
się spać, Cullen. A dobrze wiesz, że jak jestem niewyspana to jestem zła, więc czeka ciebie teraz 
godzina okropnie długiej jazdy ze mną. Oczywiście jeżeli chcesz mi coś powiedzieć to proszę 
bardzo. Jestem pewna, że jak wyznasz mi co knujesz to zasnę i nie będziesz musiał znosić moich 
wielu denerwujących rzeczy. – powiedziałam i strzeliłam palcami, aby pokazać mu, że nie 
żartuję. 

- Nie mam ci nic do powiedzenia, Swan. – odpowiedział, przybliżając się do mnie i delikatnie 
gryząc w moje ramię.  

- Tak chcesz grać, Cullen? Zobaczymy kto wyjdzie z tego jako wygrany. – powiedziałam, 
uśmiechając się do niego głupkowato. – Może znów chcesz się założyć? Tym razem nie 

background image

wymigasz się od oglądania „Mody na sukces”, chociaż nie wiem czy randka z Jake’m nie będzie 
lepsza. – zastanawiałam się na głos. 

- Myślisz, że znów wygrasz? Tamta wygrana była jednorazowa, i wierz mi, że więcej to się nie 
powtórzy. – powiedział, przysysając się do mojej szyi. 

- Obiecałeś mi, że przestaniesz. – przypomniałam mu, ciężko dysząc. 

- Sama zaczęłaś.  

- Ale ja jedynie strzelam palcami, a nie obmacuję ciebie w autobusie pełnym ludzi, którzy w 
każdej chwili mogą zobaczyć co mi robisz. – powiedziałam, nerwowo rozglądając się dookoła i 
próbując odsunąć się od jego ust. 

- Nie mam nic przeciwko temu abyś i ty mnie jak to powiedziałaś „obmacała”.  

- Przestań. – warknęłam, gdy jego usta zaczęły niebezpiecznie się obniżać. 

- Nie. Chyba, że przyznasz, że wygrałem. 

- Nawet się nie założyliśmy i nie masz co wygrać. – sapnęłam, wiercąc się. 

- Przyznaj. – powtórzył. 

- Nie.  

- Nie? – spytał z błyskiem w oku. 

- Ni.. nie. – warknęłam, próbując znów się od niego odsunąć. 

Edward chwycił moje ręce w swoją dłoń i unieruchomił, nadal ssąc moją szyję. 

- Puść mnie. 

- Nie dopóki nie powiesz, że wygrałem.  

Nie odezwałam się, tylko dzielnie znosiłam jego słodkie tortury.  

- Jesteś jakoś dziwnie milcząca, jak nie ty. Poddajesz się, Swan? 

- Chyba śnisz, Cullen. – warknęłam, szarpiąc dłońmi.  

- Chciałabyś mieć malinkę w bardzo widocznym miejscu, powiedzmy tutaj? – dotknął językiem 
miejsca na środku mojej szyi, którego nie zakryją włosy.  

- Nie ośmielisz się. 

- Sprawdź mnie. – wyszeptał mi do ucha i znów powrócił do mojej biednej szyi. – Ostatnia 

background image

szansa. – powiedział, przygryzając skórę i patrząc na mnie. 

- Pożałujesz tego. – warknęłam jedynie. 

Zamknęłam oczy i poczułam jak Edward zasysa mi skórę i zaczyna robić dziwne rzeczy swoim 
językiem. 

Jęknęłam cicho i szybko otworzyłam oczy, aby zobaczyć, czy ktokolwiek to usłyszał lub się 
obudził. Na szczęście wszyscy wciąż byli pogrążeni w śnie. 

- Oh tak, Bello. Cudowna malinka. Teraz wszyscy będą wiedzieć, że jesteś moja. – wyszeptał mi 
do ucha i pocałował namiętnie w usta.  

- Pożałujesz tego, Cullen. Obiecuję ci to. – powiedziałam poważnym tonem. 

- Powtarzasz się, Swan. Nie mogę się doczekać twojego rewanżu.  

- Na twoim miejscu nie byłabym taka podekscytowana.  

Dotknęłam miejsca, gdzie znajduję się malinka. Nadal było ciepłe. Coś zawibrowało i Edward 
wyciągnął z kieszeni swój telefon i odebrał. Nic nie powiedział jedynie słuchał co osoba, która do 
niego dzwoniła mówiła. 

- Nie wiem, czy… - ktoś mu przerwał. – Nie… Raczej nie… Dobra.  

- Alice? – zapytałam, gdy się rozłączył. 

- Gorzej. Jake. – powiedział. – Niestety jutro nie będziemy leniuchować jak mieliśmy w planach, 
ale za to wybierzemy się na podwójną randkę z Jake’m i jego kolegą.  

- Zgodziłeś się? – zapytałam niedowierzając, że jednak będę musiała jutro gdzieś wyjść z domu. 

- Nie. Chciałem mu powiedzieć, że nie idziemy, ale on jest czasami gorszy od Alice. Nawet nie 
myśl żeby nie iść powiedział coś, że jak sama nie pójdziesz to przyjdzie i zaciągnie twój chudy 
tyłek, chociaż miałoby go to kosztować nie oglądanie FashionTv przez najbliższy tydzień.  

- Zabiję go. – warknęłam. 

- Prędzej on nas. – powiedział Edward. 

 

*** 

Siedzieliśmy w jakiejś włoskiej knajpce. Dochodziła dwudziesta. Jake ma wielkie szczęście, że 
się wyspałam, bo inaczej nie wiem co bym mu zrobiła. 

- Bells, Edward. – krzyknął Indianin z drugiego końca pomieszczenia i zaczął iść w naszym 

background image

kierunku, zręcznie mijając multum stolików, krzesełek i ciągnąc za sobą równie opalonego jak on 
sam chłopaka.  

- Czyż to nie cudowne spotkać się w czwórkę jak starzy dobrzy znajomi? – zapytał, gdy razem z 
Jaredem, który okazał się jego randką zajęli swoje miejsca.  

Jared był wysokim Indianinem, który chodził do klasy o rok młodszej. Zawsze wydawało mi się, 
że podoba mu się Jake i jak widać miałam rację. Jane jest mi winna dziesięć dolarów.  

- Nie. – warknęłam cicho.  

Edward uśmiechnął się głupio. 

- Cóż to, Bello? – zapytał Jared. – Starasz się coś ukryć pod apaszką? Odkąd cię poznałem ani 
razu nie widziałem żebyś miała na sobie chustkę. 

- Masz rację Jared. Czyżby ktoś miał jakiś mały, brudny sekrecik do ukrycia? Pryszczyk? 
Trądzik? – dopytywał się Jacob. 

- Właśnie, kochanie. Coś ci się stało? – spytał się Edward. 

- Nie żyjesz. – powiedziałam, próbując zabić go wzrokiem. – To nic, po prostu pasowała mi do 
tej sukienki. – powiedziałam do chłopaków. 

- Chyba ktoś ci to musi powiedzieć, Bello. Jesteś okropną kłamczuchą. A poza tym ta apaszka nie 
pasuje kompletnie do tej sukienki, radzę ci ją ściągnąć zanim ktoś to zauważy. – powiedział Jake. 

- Nie. – burknęłam, chowając się za Menu. 

- Zważając na wielki uśmiech Edwarda, zakłopotanie Belli i to, że założyła tą cholernie nie na 
modzie chustkę wnioskuję, że ktoś komuś zrobił malinkę. 

- Nienawidzę was. – warknęłam. 

- Tak. – wykrzyknął podekscytowany Jake. – Pokażesz? 

- Nie. 

- Bello. – powiedział Jacob, robiąc oczy jak kot ze Shreck’a. 

- Nie. Nawet nie proście nie ma szans. A spróbujcie o tym komuś powiedzieć to obiecuję, że ja 
sama powiem komuś o tej sprawie. – oznajmiłam Jake’owi, podkreślając ostatnie słowa. 

- Jakiej sprawie? – zapytał Jared.  

- Jake wie jakiej. Tej związanej z… inną sprawą. – uśmiechnęłam się. 

- Nie ośmielisz się! 

background image

- Założymy się? 

- Jaka sprawa? – drążył Jared. 

- Nic nie wiem o żadnej malince, ani  o tym, że nie masz kompletnie gustu. – powiedział Jake. 

- A ja nie wiem nic o tej sprawie, która ma związek z inną sprawą.  

- Powie nam ktoś wreszcie o co chodzi? – zapytał tym razem Edward. 

- Nie. – powiedzieliśmy równocześnie z Indianinem. 

- Zrobiła ci też malinkę? – zapytał Jared Edwarda, zmieniając temat, wiedząc, że nic nie 
powiemy. 

Chłopak pokręcił przecząco głową. 

- Podobno mam się bać, ponieważ się na mnie zemści.  

- Nie wierzysz mi, Cullen? – warknęłam. 

- Nie uda ci się. Dobrze wiesz, że malinka wypada z gry. – przerwał. -  a na inne rzeczy jesteś za 
wstydliwa. – resztę zdania wyszeptał mi do ucha. 

- Ej! Co to za szepty, zabieracie nam połowę zabawy. 

- Założysz się, Cullen? – zapytałam.  

- Jasne, Swan. Tym razem nie wygrasz.  

- Czego ma dotyczyć zakład? 

- Powiedzmy, że mamy sprawić, aby przeciwnik się podniecił. Lecz masz sprawić to nie 
dotykając tych oczywistych części ciała rywala.  

- Zgoda. Jakie są reguły? – powiedziałam po zastanowieniu. 

- Nie ma reguł. – zamruczał. 

- Czujesz jak tu się zrobiło gorąco, Jared? Czy tylko mi się tak wydaję? – powiedział Jacob. 

- Atmosfera się zagęszcza. – oznajmił Jared. – Można by ją ciąć nożem. 

- Nie zgadzam się. Muszą być reguły.  

- Dobra, Swan. Gramy do trzech punktów. Nie ma oszukiwania, jeżeli któreś z nas przegra ma się 
od razu do tego przyznać. – powiedział z szelmowskim uśmiechem. – Jeżeli któreś z nas oszuka 
drugiego i to się wyda poniesie konsekwencje. 

background image

Pokiwałam głową na znak zgody i potrząsnęłam wysuniętą w moją stronę dłonią Edwarda. 

- Show czas zacząć, Cullen. 

- Showtime, Swan!