background image

 
 
 
 

Miłość, nienawiść i przyjaźń 

 
 
 

 

autorka:  

BellaEdwardlover1991 

orginał na stronie: 

http://www.fanfiction.net/s/4814550/1/Love_Hate_and_Friendship_renewed

 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 
 
tłumaczenie: 
- rozdziały II, IV, VI, VIII – xxpaolaxx 

- pozostałe – mTwil 
 
beta: 
- rozdziały I-II – Bellafryga 
- rozdziały II-X – Anna_Rose 

background image

tłumaczenie: mTwil  
beta: Bellafryga  
 

 
Rozdział pierwszy: Pierwsze wrażenie  
 
- Mamo, będzie dobrze. Uwierz, nic mi się nie stanie - powiedziałam, starając 
się uspokoić moją nadopiekuńczą matkę.  

- Ależ kochanie! To ludzie, których nie znasz, obce miasto i w dodatku 
będziesz na drugim końcu kraju! - W jej głosie było słychać jedynie strach i 
niepokój o mnie. Wiedziała, jaka byłam niezdarna, nie wspominając już o 
nieśmiałości. Obie te cechy niestety odziedziczyłam po tacie. Naprawdę 
chciałam bardziej przypominać matkę.  
- Tak, ale chyba zapomniałaś, że sama się tam zgłosiłam. Chcę to zrobić - 

powtarzałam. Wydawało się, że przez ostatnie kilka tygodni mówiłam jej to 
już dziesiątki razy, ale ona nadal denerwowała mnie, próbując odwieść od 
tego pomysłu. Niestety byłam bardzo upartą dziewczyną.  
Zgłosiłam się na trwającą rok wymianę szkolną. Przez kolejne sześć miesięcy 
miałam mieszkać w domu jakiejś dziewczyny, a potem to ona miałaby 

przyjechać do mnie na następne pół roku.  
Mogłam wybierać pomiędzy wieloma miejscami, głównie dużymi miastami, 
takimi jak Nowy Jork czy San Francisco, ale zdecydowałam się na małe 
miasteczko w stanie Waszyngton - Forks. Dziewczyna, z którą miałam 
spędzić sześć miesięcy, nazywała się Alice Cullen i ostatnio mailowałyśmy 

dość często. Z tego, co do tej pory się o niej dowiedziałam, naprawdę ją 
polubiłam.  
- Jesteś całkowicie pewna, kochanie? – Renee zapytała po raz kolejny, 
patrząc na mnie przejętym wzrokiem.  
Skinęłam głową, uśmiechnęłam się i przytuliłam ją. Ta odwzajemniła uścisk, 
ale nadal nie była zadowolona. Przez następną chwilę przyglądała mi się, 

przyprawiając mnie tym samym o rumieniec, ale w końcu także skinęła.  
- Już w porządku, spakujmy twoje rzeczy.  
 
--  
 

Spojrzałam w dół, po raz dziesiąty sprawdzając mapę. Zaskoczyło mnie, że 
jeszcze się nie zgubiłam. Do tej pory nie było ani jednej podróży, w trakcie 
której nie przytrafiłoby mi się coś złego.  
Ponownie zerknęłam na wskazówki, które dała mi Alice i znowu spojrzałam 
na mapę. Przejechałam po drodze palcem, tylko po to, aby dostrzec, że mam 

jeszcze do przejechania kilka mil. Wcześniej nie denerwowałam się, ale fakt, 
że teraz jestem już blisko sprawił, że poczułam się trochę nieswojo.  
Jechałam już dość długo, a teraz zatrzymałam się, żeby trochę odpocząć i 
dokładnie przyjrzeć się trasie.  
Pogoda było ponura. Chmury już teraz przyprawiały mnie o depresję. Byłam 

przyzwyczajona do słońca i wysokiej temperatury. Dorastanie w Phoenix, w 
Arizonie było cudowne. A teraz jestem tutaj, gdzie wszystko jest odwrotne do 
miejsca, w którym do tej pory mieszałam.  

background image

Byłam w stanie Waszyngton dopiero od godziny, a już tęskniłam za słońcem.  
Alice przestrzegła mnie przed tym, mówiąc abym spakowała ciepłe rzeczy. 
Powiedziała również, że wybierzemy się do sklepu po nowe, jakby wiedziała, 

że nie mam wielu ubrań odpowiednich na zimną, wilgotną i zimową pogodę. 
Razem z mamą próbowałyśmy znaleźć trochę cieplejszych rzeczy, ale na tak 
gorącym obszarze było to dość trudne.  
Westchnęłam i ponownie zjechałam na drogę. Jednym okiem patrzyłam na 
jezdnię, a drugim na mapę, próbując się upewnić czy przypadkiem się nie 

zgubiłam.  
Kiedy zobaczyłam znak „Witamy w Forks”, przełknęłam ślinę. Teraz byłam 
bardzo blisko, Alice mieszkała tuż za miastem.  
Ponownie westchnęłam i obwiniałam się za to, że sama się w to wplątałam. 
Na początku wydawało się to świetną, śmiałą rzeczą do zrobienia, ale teraz 
nie byłam już tego taka pewna.  

Alice mieszkała razem ze swoimi rodzicami i czwórką rodzeństwa. Miała 
trzech braci i siostrę. Siedem osób w domu to dużo. Bałam się, że nie 
przyzwyczaję się do tego. Dorastałam praktycznie z dwojgiem ludzi. Mój tata 
ciągle siedział w pracy, a kiedy był w domu, to mama wychodziła, najczęściej 
odwiedzając jedną ze swoich wielu przyjaciółek.  

Wjechałam w ulicę, w która kazała mi skręcić Alice i przyglądałam się 
domom, w poszukiwaniu właściwego numeru.  
Nie miałam pojęcia jak mógł wyglądać ten, którego szukałam. Moja 
koleżanka mówiła mi dużo o swoim życiu, ale nie chciała przysłać zdjęć 
domu. Mówiła, że chce zrobić mi niespodziankę.  

Kiedy w końcu go zobaczyłam, zdecydowanie byłam zaskoczona. Nie, 
zaskoczona to za mało powiedziane. Zaparło mi dech, było lepszym 
określeniem.  
Dom był ogromny i biały, w stylu wiktoriańskim. Dookoła niego rosły drzewa, 
więc znajdował się w cieniu. Jestem pewna, że jeżeli by ich nie było, mogłoby 
być tu zbyt jasno.  

Zaparkowałam samochód, zupełnie nie wiedząc, co robić. Następnie 
próbowałam się uspokoić, biorąc głęboki oddech, aby uniknąć 
hiperwentylacji, która właśnie się zbliżała.  
Kiedy wychodziłam z furgonetki, otworzyły się drzwi domu i ukazała się mi 
mała, niczym chochlik, dziewczyna. Miała krótkie, czarne włosy, trochę 

nastroszone. Na jej twarzy widniał ogromny uśmiech. Podbiegła w moją 
stronę.  
Wzięłam kolejny głęboki oddech i próbowałam zignorować poczucie, że to 
wcale nie jest nieodpowiednie. Tylko dlatego, że było inne, nie musiało być 
złe.  

- Hej, Alice – powitałam dziewczynę, wiedząc, że nikt inny nie mógłby nią 
być. Wyglądała dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. Przez chwilę 
przyglądałam się jej ubraniu, ale ta zaraz obdarzyła mnie uściskiem. 
Złapałam powietrze i dopiero po chwili odwzajemniłam gest. Nie mogłam 
powstrzymać uśmiechu spowodowanego tym, jak serdecznie zostałam 

powitana. Zarumieniłam się, kiedy zdałam sobie sprawę, że byłam tym 
zaskoczona.  
- Hej, Bella. Tak miło cię w końcu zobaczyć! – Szeroko się do mnie 

background image

uśmiechnęła, a ja zaczęłam się śmiać. Ta dziewczyna miała tyle energii. 
Ciężko byłoby mi teraz popaść w depresję, pomimo tego, że właśnie 
przemaczał mnie deszcz.  

- Od początku wiedziałam, że zostaniemy przyjaciółkami! Jestem taka 
podekscytowana, mając cię w końcu tutaj! Spędzimy razem cały rok! Wiesz, 
byłam…  
- Alice, proszę, uspokój się! Dasz mi przez chwilę odpocząć? Miałam długą 
podróż, pamiętasz? – powiedziałam, śmiejąc się do dziewczyny. Natychmiast 

zaczęła mówić. Jest nawet gorsza ode mnie, kiedy bywam zaniepokojona.  
- Przepraszam, Bella, ale umierałam czekając na spotkanie z tobą! – 
Chwyciła mnie za ramię, ciągnąc w kierunku domu.  
- Czekaj, Alice. A co z moim bagażem? – powiedziałam, niepewna co mam 
zrobić.  
- Powiem Emmettowi, żeby się tym zajął, nie martw się – odpowiedziała, cały 

czas ciągnąc mnie za sobą. – Och, dopóki jeszcze pamiętam, nie przestrasz 
się go, okej? Emmett, krótko mówiąc, jest… dużym chłopakiem. Ale kiedy 
tylko go poznasz, okaże się prawdziwym pluszowym misiem. – Zaśmiała się, 
co wskazywało na to, że cieszyła się ze swojego żartu.  
Kiedy wprowadziła mnie do holu, przygryzłam wargę. Było tam 

bezwarunkowo wspaniale. Samo to miejsce miało taki rozmiar jak mój salon.  
- Bella już przyjechała! - krzyknęła dziewczyna, ogłaszając moje przybycie.  
Prawie natychmiast zjawiły się dwie osoby. Piękna para, mężczyzna i kobieta, 
oboje uśmiechnięci. Wydawało mi się, że to rodzice mojej przyjaciółki.  
- Witaj, Bello, jak dobrze, że już przyjechałaś. Jestem Esme, mama Alice. 

Jeśli będziesz miała jakieś problemy albo pytania, proszę, przyjdź do mnie. 
Cieszyłabym się, mogąc ci pomóc – powiedziała, obdarowując mnie lekkim 
uściskiem.  
Uśmiechnęłam się do niej i zwróciłam do mężczyzny. Otworzyłam usta, żeby 
coś powiedzieć, ale on był szybszy.  
- Jestem Carlisle, ojciec Alice. Miło cię poznać – powiedział, podając mi rękę. 

Kiedy uścisnęliśmy już dłonie, uśmiechnęłam się do niego.  
- Mnie również miło was poznać. Alice dużo mi opowiadała!  
- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy? – Esme zażartowała, a my 
zaczęliśmy się śmiać.  
- Gdzie są wszyscy? Nie ma ich w domu? – Alice zapytała po chwili, 

rozglądając się dookoła.  
- Powinni być, może trzeba ich jeszcze raz zawołać. Pewnie cię nie słyszeli – 
zasugerowała Esme, nadal się uśmiechając. Zauważyłam, że było to trochę 
wymuszone, co sprawiło, że poczułam się nieco skrępowana.  
- Emmett, Rose? Edward, Jazz? – Alice znowu krzyczała, wołając swoje 

rodzeństwo.  
Czekaliśmy, a ja robiłam się coraz bardziej podenerwowana. Cisza panująca 
w domu była zdecydowanie niewygodna, a kiedy nikt się nie pokazywał, 
Esme wymamrotała pod nosem coś, co brzmiało jak: „Nie tak ich 
wychowałam.”  

Zwróciłam się do Alice, ale jedyne co zobaczyłam to rozczarowanie na jej 
twarzy. Kiedy spojrzała na mnie, uśmiechnęła się, ale i tak nie była spokojna.  
Poczucie, że byłam mile widziana, odeszło, kiedy tylko dojechałam.  

background image

Miałam rację, teraz zdałam sobie z tego sprawę. Nie czekali tu na mnie. Może 
Alice się cieszyła, a jej rodzice nie robili żadnych problemów. Ale jak 
domyślałam, jej rodzeństwo mnie nie lubiło.  

Oni jeszcze cię nie poznali! Jakiś inny głos próbował mnie uspokoić, ale to nie 
pomagało.  
Carlisle przesunął się zakłopotany. Mogłam się domyślić, że nie lubi ciszy.  
- Chcesz coś do picia? – zapytał, prawdopodobnie po to, żeby móc odejść.  
Pokręciłam głową, chociaż byłam spragniona. Przytaknął i zanim zniknął, 

nieśmiało się uśmiechnął.  
Teraz zostałyśmy już tylko ja i Alice. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam 
wiele obrazów i figur. Ta rodzina była bardzo bogata i zarumieniłam się kiedy 
dałam sobie sprawę, że mój dom, przy tym, to zaledwie mała chatka. Miałam 
nadzieję, że Alice nie pomyśli sobie, że jestem biedna czy coś…  
- Jest tu coś Picassa albo Da Vinciego? – zapytałam żartobliwie, chcąc 

złagodzić panujące napięcie.  
Alice zaśmiała się.  
- Nie, chociaż tutaj jest Rembrandt. Większość z nich namalowała moja 
mama, Carlisle albo Edward.  
- Co? Naprawdę? – Zaskoczyła mnie. Większość z nich była wspaniała, wiele 

przedstawiało krajobrazy, ale oprócz nich na ścianach wisiały również 
zwierzęta. Wszystkie wyglądały jak prawdziwe.  
- Nie wiem co się dzieje z moim rodzeństwem, ale normalnie się tak nie 
zachowują. Przykro mi z tego powodu, ale proszę, nie myśl, że to przez 
ciebie.  

Jasne. To nie przez mnie, co? Westchnęłam i pokręciłam głową.  
- Nie ma problemu. Od początku czułam, że będę tego żałować. Nie obraź 
się, naprawdę cię lubię, ale prawdziwym powodem dla jakiego się zapisałam 
było to, że oszalałabym przez moich rodziców. – Czekała aż dokończę, a ja 
znowu westchnęłam.  
- Wiesz, dużo się kłócą, więc moja przyjaciółka powiedziała mi, że to może 

być dobry pomysł. Żeby uciec stamtąd i trochę odpocząć, oderwać się od 
tego stresu i ciągłych kłótni. Ale domyślam się, że to nie wyjdzie. Nie sądzę, 
że będę się tu czuła swobodnie, jeśli twoje rodzeństwo będzie się tak 
zachowywać… - ściszyłam głos, czując się nieswojo.  
Może było to trochę niegrzeczne, ale mówiłam prawdę. Tak właśnie się 

czułam i nie mogłam nic na to poradzić.  
Alice skinęła i ponownie się uśmiechnęła.  
- W takim razie, pozwól, że sprowadzę tutaj ich tyłki, żeby powitali cię tak 
jak należy. Inaczej dostaną ode mnie. – Lekko się zaśmiała, ale chyba była 
podenerwowana.  

Usłyszałam kroki za mną i się odwróciłam. Zobaczyłam dwóch chłopaków i 
dziewczynę i przez chwilę byłam oszołomiona ich urodą. Bez wątpienia byli 
najpiękniejszymi ludźmi, jakich kiedykolwiek widziałam.  
Esme szła dokładnie za nimi, wyglądając na trochę zdenerwowaną. 
Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła, że na nią patrzę, ale przez to byłam tylko 

jeszcze bardziej zaniepokojona.  
Odniosłam wrażenie, że ta rodzina często się śmieje, aby rozproszyć obawy 
innych ludzi. Ale ja nie czułam się ani odrobinę spokojniejsza.  

background image

- Jestem Emmett – powiedział wielki koleś. Po opisie Alice, już się tego 
domyśliłam.  
Emmett był z pewnością dużym chłopakiem i rozumiałam dlaczego Alice 

myślała, że mogłabym się go przestraszyć. Ale w jakiś sposób czułam się 
przy nim bezpieczna. Uśmiechnęłam się i skinęłam.  
- Jestem Jasper, a to moja siostra bliźniaczka, Rosalie - powiedział drugi 
chłopak.  
Emmett i Jasper nie byli ani trochę do siebie podobni. Ten pierwszy był duży, 

napakowany i miał brązowe loki. Jasper przewyższał go wzrostem, a jego 
włosy miały miodowy kolor, z resztą tak samo jak u Rosalie. Ta była 
dziewczyną, która mogłaby sprawić, że przez samo przebywanie z nią w 
jednym pomieszczeniu, mogłoby zniknąć poczucie własnej wartości. Wysoka i 
szczupła, o wyglądzie modelki z jakiegoś magazynu. Alice, będąc piękną na 
swój własny sposób, naprawdę pasowała do tej rodziny.  

- Mam nadzieję, że miło spędzisz tutaj czas, Bella. Jeśli będą cię wkurzać 
jakieś chłopaki, po prostu przyjdź do mnie, a ja się nimi zajmę! – Emmett 
szeroko się uśmiechnął. Brzmiało to trochę jak żart, ale wydawało mi się, że 
mówił to raczej na poważne.  
- Dzięki, Emmett. Miło poznać was wszystkich – powiedziałam, patrząc na 

nich. - Myślałam, że masz trzech braci – wyszeptałam do Alice, która nadal 
stała obok mnie.  
- Edwarda chyba nie mam w domu. Esme nigdy nie pozwoliłaby mu zostać na 
górze, skoro reszta zeszła na dół – odpowiedziała, również szeptem. Lekko 
się skrzywiła.  

- Pozwól, że cię oprowadzę! – Alice powiedziała podekscytowana. Patrząc na 
jej wielki uśmiech trochę się uspokoiłam.  
Teraz poznałam jej rodzeństwo, więc najbardziej stresująca rzecz już za 
mną. Oczywiście, nie widziałam jeszcze Edwarda, ale wydawało mi się, że to 
nie będzie wielkim problemem.  
- Emmett, mógłbyś zanieść rzeczy Belli do jej pokoju? – Chłopak cicho 

warknął, ale wyraz twarzy jego matki skłonił go do udania się do mojego 
samochodu.  
Alice prowadziła mnie przez dom, zaczynając od kuchni.  
- To kuchnia – powiedziała.  
- Naprawdę?- zaśmiałam się. – Nie mogę sobie tego wyobrazić! Myślałam, że 

to moja sypialnia!  
Alice też się uśmiechnęła.  
- Teraz to ja jestem twoim przewodnikiem, więc nie przerywaj mi! – 
ruszyłam za nią, a ta wprowadziła mnie do dużego, ciepłego pokoju.  
- To salon. Oglądamy tutaj głównie filmy – ponownie rozejrzałam się dookoła 

i w końcu zobaczyłam pianino. Był to najpiękniejszy instrument, jaki 
kiedykolwiek widziałam.  
Poczułam ukłucie zazdrości, które jednak szybko zniknęło. Ci ludzie mieli 
wszystko.  
- Wow – powiedziałam. Alice zauważyła na co patrzę.  

- Grasz na pianinie? – zapytała.  
Skinęłam.  
- Trochę. Chociaż nie za dobrze. Uczyłam się tylko przez trzy lata. Moja 

background image

mama gra o wiele lepiej ode mnie, uwielbia to. Niestety nie możemy sobie 
pozwolić na coś takiego, bo jest za drogi i nie mamy wystarczająco dużego 
pokoju.  

Alice uśmiechnęła się porozumiewawczo i poszła na górę, a ja podążyłam za 
nią. Wszystkie drzwi były zamknięte, ale mogłam usłyszeć dźwięki 
dochodzące zza nich. Alice wskazywała po kolei:  
- Pokój Emmetta, Jaspera, Rosalie, mój, Edwarda. Na drugim piętrze jest 
sypialnia Esme i Carlisla. A ten – powiedziała, pokazując na drzwi pomiędzy 

jej i Edwarda – jest twój. Naprzeciwko znajduje się łazienka, którą będziesz 
dzielić z Edwardem, przepraszam. Rose i ja mamy swoją, a Jazz i Em swoją – 
wyjaśniła, uważnie mi się przyglądając.  
Przełknęłam ślinę, wspólna łazienka z chłopakiem… Czy to może wyjść 
dobrze?  
- Twoje rzeczy powinny już być w pokoju, więc możesz się rozpakować. 

Zostawię cię samą i będziesz mogła się poczuć bardziej swobodnie – mówiąc 
to odeszła, a ja weszłam do pokoju.  
Zaskoczyło mnie to, jak mi się tam spodobało. Wszystko było w moim stylu. 
Przeważały odcienie niebieskiego i fioletowego. Zobaczyłam torbę i walizki, 
stojące w rogu, ale nie przejęłam się nimi i usiadłam na łóżku.  

Nie wiedziałam co mam robić. Alice miała zamiar iść na zakupy z Rosalie. 
Zaproponowała, żebym poszła z nimi, ale odmówiłam. Nie czułam się dobrze 
w towarzystwie Rose, wcale jej nie znałam, a ona nawet się ze mną nie 
przywitała. To Jasper mi ją przedstawił.  
Leżałam na moim łóżku, żałując decyzji o przyjeździe tutaj, kiedy usłyszałam 

dźwięk pianina. Przez chwilę słuchałam, ciesząc się ze spokoju, który mnie 
nawiedził. Utwór był piękny, ale nie rozpoznałam go. Postanowiłam zejść na 
dół, aby sprawdzić kto gra.  
Weszłam do salonu, ale zatrzymałam się w drzwiach. Nie chciałam 
przeszkadzać chłopakowi siedzącemu przy pianinie.  
Wszystko, co mogłam zobaczyć, to jedynie jego plecy, ale i tak dostrzegłam, 

że był cudowny. Budowa jego ciała sprawiła, że pociekła mi ślinka, a brązowe 
włosy uczyniły go zupełnie unikalnym. Od samego początku zaczął mnie 
pociągać, ale wiedziałam też, że nie powinnam się do niego zbliżać.  
Nagle przestał grać i odwrócił się. Spojrzał na mnie, a jego źrenice zwęziły 
się.  

W tej chwili już wiedziałam, że pomimo jego urody, nie będę darzyć go 
sympatią. 

 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 

background image

tłumaczenie: xxpaolaxx 
beta: Bellafryga  
poprawki: Anna_Rose  

 
 
Rozdział drugi: Nieporozumienie.  
 
Przyglądał mi się przez moment, co dało mi czas by, co nieco się uspokoić. 

Moje nerwy były  
w strzępach.  
Jego oczy wyglądały jak dwie wąski szparki, ale nie moŜna było zapomnieć o 
kolorze.  
Szmaragdowa zieleń. To ogłuszyło mnie na moment, lecz on tego nie 
spostrzegł. Czekałam aŜ  

coś powie.  
- Ty musisz być Isabella Swan - powiedział w końcu. Wzdrygnęłam się na 
zimny ton jego  
głosu. Ale jestem głupia!  
- Bella - powiedziałam mu, na co on zwęził swoje oczy jeszcze bardziej, 

pozostawiając je nie  
większe niŜ cienkie linie. Przestraszył mnie na moment, ale nie uciekłam. Nie 
chciałam wyjść  
na tchórza.  
- Dlaczego tu stoisz? - popatrzył trochę zły, ale jego głos był spokojny i 

miękki. Mogłabym  
powiedzieć, Ŝe był zmuszony i poczułam się niekomfortowo. W tym 
momencie prowadziłam  
walkę z łzami głównie z powodu gniewu. Jakoś moje emocje były uzaleŜnione 
od łez. Nie  
waŜne czy byłam szczęśliwa, zła, smutna, zawsze zaczynałam płakać.  

- Słyszałam, Ŝe ktoś gra na fortepianie i chciałam wiedzieć, kim była ta osoba 
- powiedziałam  
cicho, starając się, aby mój gniew wrócił. Zmusiłam się do uśmiechu. Czułam 
się dziwnie. On  
nawet się nie przedstawił. To była dobra myśl, wiedziałam tylko, Ŝe nazywa 

się Edward  
Cullen, jedyny, którego jeszcze nie znałam.  
Jeśli nie był taki wspaniały...  
Moje myśli zostały przerwane i musiałam zawrócić je na prosty tor.  
- Czy mogłabyś wrócić tam, skąd przyszłaś? - Jego oczy były nadal zwęŜone, 

a ja  
przełknęłam ślinę. Złagodniał trochę i kontynuował.  
- Nie mogę się skupić, jeśli ktoś jest w tym pomieszczeniu. Rodzina o tym 
wie, ale myślę, Ŝe  
ci nie powiedzieli - jego głos był spokojny, ale mogłam zobaczyć gniew w 

jego oczach.  
- Dobrze. Miło było cię poznać... – Mój głos wyraźnie cichł i odwróciłam na 
pięcie. Nie  

background image

musiał wiedzieć, jaki ból czułam.  
Nie odpowiedział, tylko czekał, aŜ opuszczę pomieszczenie. Pamiętałam, Ŝe 
Alice mi  

powiedziała, gdzie jest biblioteka i chciałam ją znaleźć. Kiedy wreszcie 
trafiłam, zaczęłam  
szukać ksiąŜek mojej ulubionej pisarki Jane Austen. Jednak nie mogłam 
znaleźć "RozwaŜniej  
i romantycznej". Znalazłam za to "Dumę i uprzedzenie". Usiadłam na jednym 

z krzeseł w  
ciemnym rogu i tam zaszyłam się z moją ksiąŜką. Nie wiem ile tam byłam, 
ale zdałam sobie  
sprawę, Ŝe właśnie musiała być przerwa na obiad, poniewaŜ Alice weszła do 
biblioteki i  
zaczęła mnie szukać. Byłam w połowie ksiąŜki, pochłaniałam historię.  

- Bella, jesteś tu?  
- Tak, Alice. Jestem tu, na tyle - powiedziałam, zapamiętując stronę przed 
zamknięciem  
ksiąŜki.  
- Dzięki Bogu! Bello, proszę cię, nie strasz mnie tak. Myślałam, Ŝe zabłądziłaś 

albo coś.  
Bałam się, Ŝe nas opuściłaś.  
Brzmiała, jakby odczuła ulgę, tym samym przez chwilę poczułam się winna.  
- CóŜ, myślałam o tym - powiedziałam, mamrocząc pod nosem.  
- Co?! - krzyknęła. Nie odpowiedziałam, ale obawiałam się, Ŝe tak powinnam 

zrobić.  
- Kto z mojego rodzeństwa skrzywdził cię? - zaŜądała odpowiedzi, oczywiście 
ze  
świadomością, Ŝe coś się stało. Ponownie mogłam zobaczyć, Ŝe stara się 
utrzymać przyjazny  
ton swojej wypowiedzi. Nadal stałam w ciszy, czując, Ŝe moje wargi 

zaczynają mnie  
szczypać. Wtedy poprowadziłam dłoń po moich włosach, a ona prawie 
skakała.  
- Powiedz! Kto? Nie powinni wcześniej przychodzić! - Chwyciła mnie za rękę. 
Wiedziałam,  

Ŝe chciała coś powiedzieć, nie chciała abym wiedziała wcześniej i zajęła się 
sama sobą.  
- Ten, który gra na fortepianie - rzekłam cicho, powodując u Alice jęczenie.  
- O, nie... Edward - powiedziała po oddechu.  
- Co? Mam na myśli, dlaczego jest tak źle, Ŝe to Edward? - zapytałam z 

ciekawością. Czy to  
naprawdę waŜne?  
- Nic - odpowiedziała w taki sposób, Ŝe wiedziałam, Ŝe więcej mam nie 
pytać. Miałam jednak  
wraŜenie, Ŝe nawet gdybym się odwaŜyła zadać pytanie, nie uzyskałabym 

odpowiedzi.  
- No, kolacja gotowa. To dlatego ciebie szukałam. Idziesz? - westchnęła na 
koniec, a ja  

background image

podniosłam brwi. Wiedziałam, Ŝe coś ukrywała.  
- To osoba, którą lubię - próbowałam ją teraz oszukać.  
Weszłyśmy razem do kuchni, gdzie juŜ Rosalie, Emmett, Jasper, Esme i 

Carlisle czekali na  
nas. Edwarda tam jeszcze nie było i gdy zerknęłam na stół, zauwaŜyłam, Ŝe 
nie było dla niego  
miejsca.  
- Gdzie Edward? - zapytała Alice gwałtownie.  

- Odjechał, myślę, Ŝe chciał zobaczyć się z Lauren czy coś - odpowiedziała 
Esme. Rosalie i  
Alice wymieniły wspólnie spojrzenia, a Emmett uśmiechnął się szeroko. 
Czułam, Ŝe czegoś  
mi brakuje. Emmett odciągnął mnie od tego.  
- MoŜemy juŜ jeść? Jestem głodny!  

Carlisle roześmiał się.  
- Ty zawsze jesteś głodny. Opowiedz nam coś nowego.  
- Tato!  
- Jedzmy - uśmiechnęła się Esme do syna, który natychmiast zaatakował 
swoją porcję.  

Kiedy skończyliśmy, zaoferowałam pomoc przy zmywaniu. Esme tylko 
roześmiała się i  
powiedziała, Ŝe mają zmywarkę. Mruknęłam nieznacznie, pragnąć, Ŝe 
moglibyśmy zrobić to  
lepiej. Nie mogłam pomóc i byłam zazdrosna o takie rzeczy.  

- Bella, czy chciałabyś iść do kina? - zaoferowała z podekscytowaniem Alice.  
Myślałam o tym przed chwilę, lecz potem ziewnęłam. Próbowałam je stłumić, 
ale nie udało  
mi się.  
- Nie dziękuję. Jestem trochę zmęczona. Przebyłam dziś długą drogę - 
odpowiedziałam jej.  

Nie było to całkowitą prawdą. Byłam zmęczona, ale równieŜ nie lubiłam 
wychodzić  
wieczorem. Chciałam tylko połoŜyć się w swoim łóŜku i przemyśleć dzisiejszy 
dzień.  
Wszystkim powiedziałam dobranoc i poszłam do pokoju, który na sześć 

miesięcy miał być  
moim domem. Miałam wątpliwości, co do tego, Ŝe będę wychodzić bardzo 
często.  
Chwyciłam moją torbę i pierwszą rzeczą, jaką w niej znalazłam był mój 
pamiętnik.  

Postanowiłam coś w nim napisać.  
Drogi Pamiętniku!  
Dzisiaj jest sobota, jedenasty sierpnia.  
Dzisiaj był mój pierwszy dzień u Cullenów. Myślałam juŜ, Ŝe to nie był dobry 
pomysł, aby tu  

przyjechać, a dzisiaj utwierdziłam się, Ŝe miałam rację. Esme i Carlisle byli 
bardzo mili dla  
mnie, tak samo jak Alice, ale inni byli szorstcy. W szczególności Edward. 

background image

Nawet mi się nie  
przedstawił, jednak Alice powiedziała mi kim on jest. Arogancki, popularny 
typ. Ten, który co  

drugi tydzień ma nową dziewczynę. Wcześniej, jeszcze w domu, równieŜ było 
wielu chłopców.  
Ale to nie to samo. Nie mieszkałam z Ŝadnym z nich. Czy ja to przeŜyję? To 
od nich zawsze  
trzymałam się z daleka. Alice wydaje się być jedyną osobą, która mnie lubi. 

Jedyną, która  
chce cokolwiek robić ze mną. Esme i Carlisle równieŜ są bardzo przyjaźni dla 
mnie, ale to nie  
to samo. Nie mogę teraz wrócić. Tego właśnie Ŝałuję. Zresztą zawsze moŜe 
być lepiej tutaj z  
ludźmi, którzy mnie nie lubią. Nie myślę, Ŝe sobie poradzę. Jednak muszę się 

postarać.  
Mam tylko nadzieję, Ŝe jakoś przetrwam te sześć miesięcy.  
Zaczęłam rozpakowywać dwie pierwsze walizki, starając się zrobić pokój 
bardziej w moim  
stylu. Miałam nadzieję, Ŝe będę czuła się w nim jak w domu. Kiedy 

skończyłam, niebo było  
ciemne. Wydawało mi się, Ŝe byłam zmęczona i to wystarczyło. Nie minęło 
duŜo czasu, gdy  
ogarnęła mnie ciemność, zapraszając do krainy snów.  
Kiedy obudziłam się, zobaczyłam, Ŝe była ósma. Gdybym była w domu, 

przekręciłabym się  
na drugi bok i dalej poszła spać. Jednak czułam, Ŝe tutaj nie mogę tego 
zrobić. Pozostałam w  
łóŜku i próbowałam wymyślić jakieś plany na dziś. Spojrzałam na sufit i 
został on  
zaatakowany przez parę zielonych oczu. Pełnych gniewu, wydawało mi się, 

Ŝe nie były  
wyświetlane. Mruknęłam kilka razy, a one odeszły. Westchnęłam i zaczęłam 
myśleć o  
przyszłości, o pierwszym dniu w nowej szkole w Forks. Mogłam tylko modlić 
się, Ŝe będzie  

dobrze. Znów zasnęłam bez ustalenia konkretnych planów. Obudziłam się 
ponownie, gdy  
moje drzwi otworzyły się i weszła Alice.  
- Bella, obudź się! Czas na śniadanie! - powiedziała radośnie. Westchnęłam.  
- Mój BoŜe, Alice. Uspokój się trochę. Chyba nie chcesz, abym dostała ataku 

serca -  
uśmiechnęła się szeroko Rosalie, spoglądając zza framugi drzwi. 
Uśmiechnęłam się równieŜ  
dziękując, Ŝe jednak jej uwaga została całkowicie zignorowana przez moją 
przyjaciółkę.  

- Bello, idziemy na zakupy! A ty idziesz razem z nami!  
- Alice! - krzyknęła Rosalie.  
- Czy nie mogę spokojnie wstać? - mruknęłam cicho.  

background image

- Nie! Muszę cię ubrać.  
- Mogę to zrobić sama, ale dziękuję - uśmiechnęłam się juŜ siedząc.  
Alice zaglądała do mojej szafy.  

- Tutaj nie ma ubrań - zawołała. Rosalie spojrzała jej przez ramię.  
- Bello, gdzieś ty kupowała ubrania? - zapytała głosem pełnym zgrozy.  
- W Phoenix oczywiście - odpowiedziałam.  
- Jak moŜesz to nosić? - zapytała Alice tym samym tonem, co jej siostra.  
Nie wiedziałam, co jest złego w moich ciuchach, ale ten problem był 

prawdopodobnie  
nieoczywisty tylko dla mnie.  
- CóŜ, tam jest ciepło. Nie ma zbyt wielu sklepów, które sprzedają ciepłe 
ubrania. KaŜdy  
chodzi w koszulce i spodenkach. Trudno znaleźć zimowe ubrania - 
powiedziałam obronnie.  

- Dobrze. Następnie mamy zamiar kupić ci kilka "ciepłych" ubrań - 
powiedziała Rosalie,  
spoglądając na Alice.  
- Pomyślałam dokładnie o tym samym - zaśmiały się, skupiając z powrotem 
swoją uwagę na  

mnie.  
- Nie mam duŜo pieniędzy, więc nie mogę wiele kupić - mówiłam, a one po 
prostu zaśmiały  
się raz jeszcze.  
- My się tym zajmiemy, kochanie - powiedziała Alice, Rosalie uśmiechnęła 

się, a ja rzuciłam  
im groźne spojrzenie.  
- Nie ma mowy, dziewczyny. Nie będziecie kupować mi ubrań. Nie lubię 
wydawać na siebie  
pieniędzy. To się nie stanie! - protestowałam.  
- Nigdy nie stawiaj się Alice w tej sprawie, Bello. 

 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 

background image

tłumaczenie: mTwil  
beta: Anna_Rose  
 

 
Rozdział trzeci: Pierwszy dzień w szkole  
 
Jęknęłam, kiedy obudziłam się następnego ranka. Był poniedziałek, szósta 
trzydzieści, a mój budzik mówił mi, że czas wstawać, żeby przygotować się 

do szkoły.  
Usiadłam i westchnęłam, przeczesując ręką włosy.  
Miałam złe przeczucia. Zakładałam, że wcale nie polubię tego miejsca i to nie 
bez powodów. Najważniejsze, ta szkoła liczyła trochę ponad trzystu uczniów. 
W domu tylko na moim roku było ich ośmiuset, więc to spora różnica.  
Wstałam i podeszłam, do teraz, już zupełnie wypchanej szafy.  

Wyprawa na zakupy była zabawna, nawet pomimo tego, że odwiedziłyśmy 
ponad dwadzieścia sklepów, wliczając w to Victoria Street. Kiedy 
powiedziałam Alice, że nie potrzebuję seksownej bielizny, spojrzała na mnie 
w sposób mówiący, żebym się zamknęła i za nią szła. Rosalie za to 
powiedziała: „Nigdy nie wiesz, kiedy będziesz tego potrzebować”.  

Właśnie miałam zamiar złapać moje ulubione, kupione w Phoenix jeansy, 
kiedy do pokoju weszła Alice.  
- Dobrze, że już nie śpisz. Bałam się, że znowu będę musiała oglądać „ranną 
Bellę”, ale nie zapowiada się na to.  
Cicho mruknęłam i rzuciłam jej piorunujące spojrzenie.  

- Domyślam się, że nie przeszkadzam. Czekaj… Masz zamiar to założyć? – 
powiedziała, kiedy zobaczyła, co trzymam w ręce.  
- Taki miałam zamiar, tak – odpowiedziałam na wpół przytomna. Nadal 
byłam śpiąca, a jak Alice już wczoraj się dowiedziała, nie należałam do 
rannych ptaszków. Przez cały poranek i wczesne godziny popołudniowe 
byłam rozgoryczona i zła za brutalną pobudkę. Poza tym, nie lubiłam 

zakupów, a to było dokładnie to, do czego mnie zmusiły. A ja nie byłam 
nawet rozbudzona.  
- Po prostu wymieniłyśmy ci garderobę. Ale czy ty poważnie myślisz o 
założeniu tego? – prawie piszczała.  
Lekko się uśmiechnęłam i zakryłam sobie uszy, kiedy Alice wrzeszczała na 

Rosalie, żeby ta tu przyszła.  
- Kogo chcesz zabić, Alice? - powiedziała z uśmiechem.  
Spojrzała na mnie, potem na swoją siostrę i z powrotem na mnie. Kiedy 
zobaczyła, co trzymam w rękach, jej oczy się rozszerzyły.  
- Nie ma mowy! – powiedziała prawie tak, jakbym miała zamiar popełnić 

przestępstwo.  
- Tak, Rose! To dlatego cię zawołałam – wyjaśniła Alice, szeroko uśmiechając 
się do zszokowanej Rosalie.  
- Bella, to ja zadecyduję o tym, co dziś założysz – powiedziała Rosalie, 
podchodząc do mojej szafy.  

- To… i to… i oczywiście to. – Wyjęła czarne jeansy, czerwoną bluzkę bez 
rękawów z różową różą na dole i czarną bieliznę, tę, którą wczoraj 
kupiłyśmy.  

background image

- Rosalie, nie mam zamiaru z nikim spać. Nie potrzebuję być wystrojona pod 
ubraniem. Poza tym, na zewnątrz jest zimno! Ta bluzka ma odsłonięte 
ramiona! Oszalałaś?  

- Nie, ponieważ mam dla ciebie idealną rzecz do założenia na to, zaczekaj 
chwilkę – powiedziała i wyszła z pokoju. Alice szeroko się uśmiechnęła, 
najwyraźniej szczęśliwa, że mnie pokonała.  
- Teraz będziesz mnie już stroić każdego ranka? - zapytałam, bojąc się 
odpowiedzi.  

- Jeśli będzie taka potrzeba, to tak. Mam zamiar cię ubierać, dopóki sama nie 
będziesz wiedziała, jak to robić – odpowiedziała i podała mi ubrania, które 
Rosalie rzuciła na łóżko.  
- Idź do łazienki się umyć i załóż to. Będziesz wyglądała ślicznie.  
- Nie muszę się stroić pod ubraniami – wymamrotałam jeszcze raz.  
- Kiedy kobieta ma na sobie ładną bieliznę, jest bardziej pewna siebie. Nie 

szkodzi, że nikt nie będzie tego widział, ponieważ seksowna bielizna sprawi, 
że sama się tak poczujesz. I pokażesz to wszystkim – powiedziała Alice i 
przez moment byłam jej wdzięczna.  
Skinęłam i wzięłam rzeczy. Kiedy wychodziłam z pokoju wpadłam na Rosalie, 
która podała mi jakąś czarną rzecz, zakrywającą tylko ramiona i górę pleców.  

Zmarszczyłam brwi, ale ta tylko do mnie mrugnęła i pozwoliła przejść.  
 
--  
 
Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z mojego samochodu. Złapałam plecak i 

czekałam na przybycie Alice. Powiedziała, że musi jeszcze coś zrobić przed 
wyjazdem i dlatego powinnam jechać pierwsza.  
Kilka minut później przyjechała jej srebrnym samochodem razem z 
Jasperem, a Rosalie i Emmett jechali tuż za nimi. Automatycznie zaczęłam 
szukać Edwarda, ale nie mogłam go znaleźć.  
Właśnie miałam zapytać o niego, kiedy zdecydowałam, że okazałabym wtedy 

zbyt duże zainteresowanie. A ja się nim nie interesowałam. Nie chciałam, 
żeby Alice czy Rosalie myślały, że go lubię. Tak, jest przystojny, ale to taki 
typ chłopaka, którego nienawidzę. W dodatku jego zachowanie wobec mnie, 
kiedy nawet się jeszcze nie poznaliśmy, było nie do przyjęcia.  
- Jesteś gotowa na swój pierwszy dzień? – zapytała Alice, jak zwykle 

uśmiechnięta. Cicho jęknęłam, widząc jej pogodę ducha. Zdecydowanie nie 
byłam na to gotowa. Zawsze potrzebowałam kilku godzin do całkowitego 
rozbudzenia, a ten moment jeszcze nie nadszedł.  
- Jestem zdenerwowana.  
- To nie bądź.  

- Nie jestem przekonana co do mojego stroju… - dodałam, lekko się 
rumieniąc, kiedy tylko pomyślałam o mojej bieliźnie. Zaskoczyło mnie, że nie 
zmarzłam, chociaż to nie takie dziwne, bo na zewnątrz było ponad piętnaście 
stopni ciepła.  
- Bella, wyglądasz fantastycznie! Przestań już jęczeć, chłopcy to pokochają – 

mrugnęła do mnie, a ja westchnęłam.  
- To właśnie to, czego się bałam – wymamrotałam do siebie, kiedy Alice 
odeszła trochę dalej. Emmett i Jasper byli już w środku, a Rosalie szła za 

background image

nimi. Alice miała zaprowadzić mnie do sekretariatu i pomóc zdobyć plan 
lekcji.  
- Spójrz, Bella. Chłopaki się na ciebie gapią!  

Zignorowałam ją, patrząc na moje buty. To akurat był dobry pomysł, bo nie 
miałam ochoty się o nie dzisiaj potknąć. Chciałam zrobić dobre wrażenie, a 
przypuszczałam, że potknięcie mogłoby mnie tylko uczynić jakąś zwykłą 
dziewczyną, a taką być nie chciałam. Ale nie potrzebowałam też 
zainteresowania.  

Kiedy weszłyśmy do środka, biuro było prawie puste, poza kobietą siedzącą 
za biurkiem. Spojrzała na nas i uśmiechnęła się. Jej tabliczka z nazwiskiem 
informowała, że nazywa się Cope.  
- Dzień dobry, pani C! Bella potrzebuje swojego planu lekcji. – Alice 
mrugnęła do kobiety. Byłam zszokowana tym, jak ją nazwała, ale pani Cope 
tylko się zaśmiała.  

- Dzień dobry, panienko Cullen. Witam w liceum w Forks, panienko Swan. 
Wydrukuję twój plan i wszyscy będziecie już przydzieleni – odpowiedziała. Jej 
głos był ciepły i łagodny, a to trochę ukoiło moje nerwy.  
- Dziękuję za pomoc – powiedziałam, a Alice się pożegnała.  
Spojrzała na mój rozkład.  

- Świetnie! Jesteśmy w tej samej klasie! Masz dokładnie takie lekcje jak ja! – 
Zrobiłam minę, niepewna, czy powinnam się z tego cieszyć. – Jeśli chcesz, 
możesz go zmienić. Wtedy musiałabyś tylko wrócić do pani Cope – 
powiedziała.  
- Zobaczę.  

Poszłyśmy na naszą pierwszą lekcję, matematykę. Naprawdę nienawidziłam 
tego przedmiotu, ale jakoś musiałam to przetrwać. To jedna z lekcji, których 
nie mogliśmy opuszczać. Westchnęłam, kiedy weszłam do sali.  
Rosalie siedziała prawie na samym końcu i poprosiła Alice, żeby ta przysiadła 
się do niej. Zajęłam miejsce w rzędzie obok nich, również z tyłu. Usiadałam 
przy oknie, moim ulubionym miejscu jeszcze w domu.  

Kilkoro innych uczniów weszło do klasy i zajęło miejsca. Zobaczyłam, że 
niektórzy na mnie patrzą, ale nikt nic nie powiedział. Wkrótce wszystkie 
miejsca były zajęte, poza jednym obok mnie.  
Pan Brown, nauczyciel, wszedł i wszyscy przestali rozmawiać. Byłam tym 
zaskoczona. W domu klasa rozmawiała cała wieczność, dopóki nauczyciel nie 

zaczynał wyznaczać kar w postaci zostania po lekcjach, dla każdego kto 
rozmawiał, kiedy bezskutecznie prosił o ciszę. Dopiero wtedy kończyły się 
rozmowy. To jeden z największych powodów mojego rozdrażnienia.  
- Dzień dobry, wszystkim. Witam w nowym roku szkolnym. My… - przestał 
mówić, bo przerwało mu nagłe pukanie. – Proszę.  

Otworzyły się drzwi, a do środka wszedł Edward. O nie.  
- Przepraszam, proszę pana. Zaspałem – powiedział z miną winowajcy.  
- Usiądź obok tej młodej damy na końcu. I niech mi to będzie ostatni raz – 
powiedział pan Brown. Edward zobaczył mnie i zastygł w bezruchu.  
Również zamarłam, prawie automatycznie odpowiadając na jego ruch. 

Zdałam sobie sprawę, że musi zająć miejsce obok mnie, ale nie był do tego 
zbyt chętny. Zresztą, ja też nie chciałam siedzieć obok niego.  
Jak miło, że Alice i Rosalie niczego mi nie powiedziały. Oczywiście wiedziały, 

background image

że Edward będzie w tej klasie i nie ostrzegły mnie. Rozumiały, jak się czuję w 
jego towarzystwie, powiedziałam im wszystko podczas naszych wspólnych 
zakupów.  

Spojrzałam na Alice i Rosalie, które obdarzały mnie współczującymi 
spojrzeniami. Westchnęłam, kiedy zajął miejsce obok mnie.  
Oboje ignorowaliśmy się nawzajem i słuchaliśmy nauczyciela, który wyjaśniał 
na czym będzie polegać praca w przyszłym roku. Nie było to dla mnie zbyt 
ważne, ponieważ będę tutaj tylko przez sześć miesięcy, ale i tak słuchałam 

ponieważ inaczej rozpraszałabym się Edwardem i jego nerwowym wyrazem 
twarzy.  
To było denerwujące siedzieć obok niego. Wszystkie dziewczyny w klasie co 
jakiś czas na niego spoglądały. Nigdy nie odwzajemniał tych spojrzeń, 
ignorował je tak samo, jak robił to ze mną.  
Kiedy zadzwonił dzwonek, ucieszyłam się, że ten wyszedł, zanim ja zdążyłam 

wstać. Rosalie i Alice podeszły do mnie, obie szepcząc: „Przepraszam”. Po 
prostu skinęłam im, lekko rozczarowana, że zapomniały mi o tym powiedzieć. 
Ale postanowiłam, że to nie ma znaczenia, więc i tak niczego nie zmieni.  
Potem miałam angielski, który nie okazał się dużym problemem. Edwarda i 
Rosalie tam nie było, więc siedziałam obok Alice.  

Nauczyciel robił to samo co ten od matematyki, mówiąc na czym będzie 
polegać praca w tym roku. Rozdał również kartki z tytułami książek, które 
powinniśmy w tym roku przeczytać. Byłam zaskoczona, kiedy odkryłam, że 
przeczytałam wszystkie z nich.  
Gdy szliśmy na następną lekcję, jakiś chłopak podszedł do mnie. Gadałam z 

Alice, ale ta dała mi szansę porozmawiać także z nim.  
- Hej, musisz być Isabella Swan! – Uśmiechnęłam się, widząc jego 
podniecenie i natychmiast odkryłam, że Alice miała rację. Spodobało mu się 
moje ubranie, ponieważ dostrzegłam, że uważnie mi się przygląda. Sprawiło 
to, że poczułam się skrępowana, ale jakaś część mnie była z tego 
zadowolona. To miło wiedzieć, że chłopak lubi cię tylko za twój wygląd. To 

coś ci o nich mówi.  
Skinęłam w odpowiedzi, niepewna, co mam powiedzieć.  
- Jak tam pierwszy dzień tutaj? – zapytał, a ja wzruszyłam ramionami. - W 
porządku, dzięki – odpowiedziałam, zdając sobie sprawę, że byłam 
nieuprzejma, nie odzywając się do niego. Ale bałam się, że dam mu przez to 

złudną nadzieję, ponieważ nie byłam nim zupełnie zainteresowana.  
- Trudno ci mieszkać z Cullenami? – zapytał. Wydawało mi się, że coś 
sugeruje, ale postanowiłam to zignorować i zachować wesoły wyraz twarzy.  
- Jest świetnie! Wczoraj Alice, Rosalie i ja poszłyśmy na zakupy. Było 
naprawdę zabawnie, kiedy postanowiły…  

Przerwałam. Nie chciałam wyglądać na zbyt rozentuzjazmowaną. To mogło 
być za dużo. I tak byliśmy już na stołówce, więc pożegnałam się i razem z 
Alice podeszłam do Cullenów. Jasper, Emmett i Rosalie już tam siedzieli.  
Zauważyłam, że nie ma z nimi Edwarda.  
- On jest taki zawsze? – szeptem zapytałam Alice.  

- Nie. Najczęściej siedzi tutaj, z nami. Nie wiem, co się z nim dzieje – 
odpowiedziała, również szepcząc.  
Skinęłam. Wiedziałam, że mnie nienawidzi. Wiedziałam też, iż tak będzie. 

background image

Przyjechałam tutaj i rozdzieliłam rodzinę. Po prostu świetnie.  
Zobaczyłam Mike’a Newtona, patrzącego na mnie. Siedział z paroma 
osobami, których już wcześniej widziałam na lekcjach.  

- Przepraszam, Alice. Masz coś przeciwko, żebym usiadła tam? – zapytałam. 
Nie doszłyśmy jeszcze do stolika Cullenów. Uśmiechnęła się.  
- Zrób jak chcesz – mogłam wyczuć w tym trochę rozczarowania. Czułam się 
winna, ale i tak się odwróciłam.  
Podeszłam do stolika, przy którym siedzieli Mike Newton i reszta ludzi. 

Usiadłam obok dziewczyny z czarnymi włosami.  
- Cześć – powiedziałam nieśmiało.  
- Hej, Bella! Ludzie, to Bella Swan, nowa uczennica. Przyjechała do Cullenów 
na wymianę – Mike przedstawił mnie. Wydawał mi się naprawdę uradowany, 
że usiadłam z mini, zamiast z Cullenami.  
- Jestem Angela – powiedziała czarnowłosa dziewczyna. Uśmiechnęła się i od 

razu wiedziałam, że możemy zostać przyjaciółkami. Odniosłam wrażenie, że 
jest bardzo do mnie podobna, niemiała, ale szczera. Uśmiechnęłam się do 
niej.  
- Miło cię poznać! Jestem Jessica! – powiedziała blondynka, siedząca po jej 
drugiej stronie.  

- Miło poznać was wszystkich – odpowiedziałam i skinęłam głową do reszty.  
Wydawali się mili. Przynajmniej lepsi od Edwarda, ale nie trudno było takimi 
być. Był po prostu dla mnie niemiły, a ci ludzie byli na tyle przyzwoici, że ze 
mną rozmawiali. Kątem oka zauważyłam, że Edward podszedł do swojej 
rodziny. Uśmiechnął się i usiadł.  

Westchnęłam. Nigdy nie będę w ich grupie. Oni byli rodzeństwem. Ja jestem 
po prostu dziewczyną z wymiany szkolnej. Nie mogłam oczekiwać, że będą 
mnie traktować jak nową siostrę. Cieszyłam się, że Alice była dla mnie miła. 
Tylko ona miała przyjechać do Phoenix i mieszkać ze mną, więc po prostu 
przez te sześć miesięcy musiałam być dla niej uprzejma. Nie, że to będzie 
takie trudne do wykonania. To prawie niemożliwe nie lubić jej. I oczywiście 

Rosalie też była miła.  
Rozmawiałam trochę z Angelą o Phoenix, o moim życiu w domu. Zadawała 
pytania i naprawdę słuchała moich odpowiedzi. Spytała, jacy są moi rodzice, 
ale nie chciałam, żeby wiedziała, więc powiedziałam jej, że są w porządku.  
Kiedy próbowała się dowiedzieć, co sądzę o Cullenach, zadzwonił dzwonek i 

nie musiałam odpowiadać. Nie mogłam powstrzymać myśli, że zostałam 
ocalona przez ten dźwięk.  
Co miałabym powiedzieć? Mogli już o tym wiedzieć dzięki samym plotkom. 
Słyszałam, jak Jessica coś o tym wcześniej mówiła i wiedziałam już, że 
muszę uważać, co przy niej mówię.  

Podeszłam do Alice. Uśmiechnęła się, kiedy mnie zobaczyła. Przywitałam się 
z pozostałymi Cullenami, próbując ignorować przy tym Edwarda, a potem 
poszliśmy do naszych klas.  
- Lubisz ich? – Alice nagle zapytała.  
- Tak, lubię – odpowiedziałam. Byłam szczera. Naprawdę ich polubiłam, 

traktowali mnie jak normalną dziewczynę, a nie jak…  
Nie chciałam dokończyć tego zdania, nawet w myślach, więc postanowiłam 
zapytać Alice o kilka rzeczy.  

background image

- O czym rozmawiałaś z Angelą?  
- Alice, to jest jakieś przesłuchanie, czy co? – zapytałam, śmiejąc się.  
- Po prostu chcę wiedzieć. Dużo o nas plotkują, wiesz. Więc zastanawiałam 

się, czy coś im powiedziałaś. – Wow. Była naprawdę dziewczyną typu prosto-
do-sedna-sprawy. Oczywiście, powinnam się tego spodziewać.  
Miałam zamiar skłamać, mówiąc to, co naprawdę o nich myślałam, ale nie 
chciałam jej zranić, więc powiedziałam prawdę.  
- Rozmawiałyśmy o moim życiu w Phoenix. Pytała, co o was myślę, ale nie 

odpowiedziałam. Nie musisz się tym martwić. Przy okazji, i tak o was 
plotkowali.  
- Ta… Wiem, że to dziwne, że Carlisle i Esme zaadoptowali piątkę dzieci. 
Mogę ich zrozumieć. Też bym o tym gadała – powiedziała.  
- Naprawdę? – zapytałam zaskoczona. Nie rozumiałam tego zakręconego, 
małego umysłu.  

Wzruszyła ramionami i nie odpowiedziała.  
Usiadłyśmy w sali od historii. Był to najbardziej nudny przedmiot podczas 
całego dnia, ponieważ nie miałyśmy okazji porozmawiać. Nauczyciel od razu 
kazał zostać sześciu rozmawiającym osobom po lekcjach. Nie chciałyśmy, 
żeby było ich osiem.  

Miałam głowę przepełnioną pytaniami. Było oczywiste, że Alice coś przede 
mną ukrywa, może nawet nie celowo.  
 
O czym mi nie powiedziała? Jakie miała tajemnice?  
 

Dlaczego robiła takie rzeczy, skoro wiedziała, że i tak się tego dowiem? 

 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 

background image

tłumaczenie: xxpaolaxx 
beta: Anna_Rose 
 

 
Rozdział czwarty: Rodzinna więź 
 
Gdy zadzwonił ostatni dzwonek, czułam się tak szczęśliwa, że bałam się, iż 
pęknę. W końcu mogliśmy iść do domu. Myślałam, że ten pierwszy dzień 

nigdy się nie skończy. Czułam się tak, jakby trwał on około tygodnia. 
Musiałam jeszcze dużo zrozumieć, ale najpierw, to naprawdę potrzebowałam 
porozmawiać z Alice. Spieszyła się trochę, więc nie miałam szansy z nią 
pogadać. Powiedziała, że zobaczymy się w domu, a ja nie mogłam zrobić nic 
innego, jak pójść w stronę mojego samochodu. Widziałam Edwarda, jak 
spacerował koło mnie, ale nic nie powiedział. Idąc za jego przykładem, 

dobrze go ignorowałam. Pojechałam z powrotem do domu Cullenów. Kiedy 
popatrzyłam we wsteczne lusterko, zauważyłam, że ktoś jechał za mną. 
Przez moment spanikowałam, ale potem zorientowałam się, że jest to mała 
miejscowość i nie jest dziwne, że ktoś za kimś podąża. Kiedy samochód 
skręcił i wciąż siedział mi na ogonie, zdałam sobie sprawę, że jest to Edward.  

Szłam po schodach do frontowych drzwi, ale chłopak był trochę szybszy i 
wyprzedzając mnie, uderzył w ramię. Miałam ochotę powiedzieć "Oł", ale 
tylko warknęłam.  
Poszłam za nim do środka, przygotowując się do rozmowy.  
- Alice? - krzyknęłam. Wyszła z kuchni, patrząc na mnie tak, jakby czuła się 

winna. Wydawało mi się, że wyraźnie coś ukrywała. Miałam nadzieję, że ma 
zamiar opowiedzieć mi historię wszystkich, musiałam wiedzieć. Jeśli mi nie 
powie, będę musiała zapytać Angeli.  
- Musimy porozmawiać - mój ton głosu był szorstki. Westchnęła i 
uśmiechnęła się smutno.  
- Tak, Bello. Musimy porozmawiać - otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, 

lecz ona gestem nakazała mi milczeć. Zamiast tego, moje brwi uniosły się.  
- Nie tutaj, Bello - powiedziała po prostu i poszłam za nią do jej pokoju.  
- Wiem, że winna jestem ci wyjaśnień i prawdopodobnie powinnam 
powiedzieć ci to, zanim przyjechałaś. Powiem tak... to bardzo wrażliwy temat 
i nie byłam pewna, czy ci powiedzieć. Niestety, teraz jestem zmuszona. 

Wiem, że jeśli nie powiem ci tego, to zrobi to ktoś inny, ale lepiej usłyszeć to 
od jednego z nas - skinęła i zaczęła opowiadać. To był pierwszy raz, kiedy 
widziałam Alice poważną. Nie była wesoła i odrzucająca jak zwykle. Czułam, 
że to było naprawdę ważne, zdałam sobie sprawę, jak ważne. Uzyskam 
odpowiedzi.  

- Większość z nas nie jest powiązane ze sobą. Tylko ja i Edward, Rosalie i 
Jasper. Emmett nie jest naszym bratem. Jest on bratankiem Carlisle’a. 
Edward i ja byliśmy pierwszymi, którzy tu przyjechali. Carlisle i Esme chcieli 
mieć dzieci, lecz ona nie mogła ich mieć. Postanowili więc zaadoptować.  
Skinęłam głową i oczekiwałam, kiedy Alice powróci do swej historii.  

- Razem z Edwardem dorastaliśmy bez rodziców. Zginęli w wypadku 
samochodowym, kiedy byliśmy małymi dziećmi. Edward miał roczek, a ja 
dwa miesiące. Wtedy przebywaliśmy u dziadków, więc byliśmy bezpieczni. 

background image

Niestety, nie mieli dużo pieniędzy, więc poszliśmy do sierocińca, gdzie 
wychowywała się Rosalie, Jasper i wiele innych dzieci. Rosalie i Jasper byli 
naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Byliśmy jak bracia i siostry. Mieliśmy pięć i 

cztery lata, kiedy zostaliśmy zaadoptowani. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że 
to nie byli nasi prawdziwi rodzice. Nie mieliśmy żadnych wspomnień, za nim 
przyszliśmy tu. Jedyną rzeczą, jaką pamiętam jest to, że Rosalie i Jasper 
dołączyli do nas po roku i znów byliśmy razem.  
- Alice, tak mi przykro - szepnęłam i poczułam łzy na policzkach.  

- W porządku. Dorastaliśmy w szczęśliwej rodzinie. Carlisle i Esme są 
naszymi rodzicami i jesteśmy naprawdę wściekli, kiedy ktoś powie, że to 
nieprawda. Tak, jak już mówiłam, jest to temat wrażliwy.  
Skinęłam głową. Mogę to zrozumieć. Pewnie czułabym się tak samo.  
- Emmett dołączył do nas cztery lata po Rosalie i Jasperze. Jego ojca nikt nie 
znał, a matka zmarła na raka. Carlisle zdecydował, że się nim zajmie. W 

sumie była nas już czwórka, ale jego też chętnie przyjął. - Uśmiechnęłam się.  
- To brzmi tak, jakby chcieli to zrobić. To th...  
- Historia nie jest jeszcze skończona, Bello. Muszę wyjaśnić więcej. Razem z 
Rosalie polubiłyśmy Emmetta. Jasper był jego dobrym kumplem. Byli niemal 
nierozłączni. Edward nie za bardzo go lubił. Minęło kilka miesięcy, zanim 

zostali przyjaciółmi.  
- Hmm… nie mogę tego pojąć- powiedziałam bardziej do siebie niż do Alice. 
Uśmiechnęła się.  
- Wiem, Edward i Emmett są teraz najbliższymi przyjaciółmi, ale dawniej tak 
nie było. Nigdy nie było problemu, ale to było... można porównać to do 

zimnej walki. Nikt nic nie robił, ale nie raz napięcie... Czasami było to nie do 
zniesienia. Nie prowadzili prawdziwej walki, tylko wzajemnie ignorowali się.  
Przłknęłam ślinę i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ona mi właśnie to 
mówi. Podobieństwo sytuacji jest niemal śmieszne. Ale to nie oznacza, że 
Edward będzie przekonywał się w stosunku do mnie, prawda? Spojrzałam na 
nią, lekko zaskoczona tą historią. Miałam oczywiście kilka pytań, ale 

musiałam myśleć o pierwszym. Widziałam, że Alice patrzy na mnie, a ja 
wiedziałam, że chciała przesłuchania. Byłam trochę wściekła.  
- Poza tym, że to drażliwy temat, myślę, że łatwiej było ci to napisać do mnie 
poprzez e-mail, niż osobiście powiedzieć.  
- To było trudne dla mnie. Nie mogę nawet wyobrazić sobie, że nie jesteśmy 

rodziną, więc trudno mi to wyjaśnić. Powiedzenie ci tego, wyjawienie mojej 
przeszłości, o której próbuję zapomnieć! Nie chcę pamiętać, że nie jesteśmy 
rodzeństwem. Ponieważ jesteśmy - mrugnęła i spojrzała na mnie, aby 
zobaczyć moją reakcję. Uśmiechnęłam się, dodając jej otuchy.  
- Rozumiem, Alice. Nie martw się. Nie denerwuj. Jestem wdzięczna, że mi to 

powiedziałaś. Wolałabym, abyś powiedziała mi o tym wcześniej, ale 
rozumiem, że nie mogłaś. Czuję się trochę lepiej, wiedząc o tym. Ale nie 
rozumiem, dlaczego inni tak działają na mnie. To znaczy, widzę 
podobieństwo z sytuacją Edwarda, ale inni? Mam na myśli Rosalie. Jest miła i 
w ogóle, ale czuję, że ma wtedy maskę, a tak naprawdę nie chce spędzać ze 

mną czasu.  
- To oczywiście nonsens, Bello.  
- Nie mam nic przeciwko, Alice. Akceptuję to. Po prostu... chcę zrozumieć. 

background image

Wydajesz się jedyną osobą, która mnie akceptuje.  
Czułam jak łzy palą moje oczy, ale trzymałam się i uśmiechnęłam smutno. 
Alice myślała nad tym przez chwilę.  

- Nie wiem. Rose cię lubi, ale może boi się, że chcesz zostać naszą nową 
siostrą. Carlisle i Esme powiedzieli nam, że nikt więcej nie zamieszka z nami. 
Że już wystarczy im dzieci. Myślę, że czuje się zagrożona lub coś. Sama nie 
wiem.  
Potem Rosalie przyszła. Razem z Alice podskoczyłyśmy w górę.  

- Rose! Przestraszyłaś mnie! - krzyknęła Alice, a ja zaczęłam się śmiać, 
dodając jej otuchy.  
- Chcę iść na zakupy! Mam dziś randkę! - powiedziała szczęśliwa.  
- Wow! Radka? Co zrobiłaś? - roześmiała się Alice.  
Obserwowałam przez moment Alice, kiedy razem z Rosalie dyskutowały o jej 
osobie oraz randce Rose. Alice z powrotem była normalna. Wydawała z siebie 

okrzyki, skakała w górę i w dół na przemian. Wiedziałam, że ściągnęła swą 
maskę, by potem znowu wrócić na jej temat. Alice w końcu przestała skakać.  
- Bello, pójdziesz z nami? - zapytała Rosalie, a ja spojrzałam na nią 
zaskoczona.  
- Jasne - odpowiedziałam. Nie byłam do tego zbyt chętna, ale mimowolnie 

posłałam jej nieśmiały uśmiech.  
Kiedy ponownie byłyśmy w domu natychmiast postanowiłam wziąć kąpiel. 
Nie czułam już nóg. Alice z Rosalie zaciągnęły mnie do każdego sklepu, jaki 
znajdował się tu w Forks. Byłam wyczerpana. Godzinę później wyszłam już z 
wanny i wskoczyłam w piżamę. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Nie 

zasnęłam, a to było dziwne, ponieważ tak byłam wyczerpana, że mogłabym 
zasnąć w każdym momencie. Usłyszałam jakieś głosy, które dochodziły ze 
schodów. Słuchałam uważniej, zdając sobie sprawę, że należały one do Alice i 
Edwarda.  
- Dlaczego miałbym być miły dla niej? Nie jest moją rodziną, przyjaciółką. 
Nie ma nic do mnie. Jeśli tylko chcę, mogę ją ignorować. Poza tym, ona 

również mnie ignoruje.  
- Edward! Ona musi czuć się tutaj jak w domu. Będzie tutaj mieszkała przez 
sześć miesięcy. Nie chcę, aby wyjechała po tygodniu czy coś. Możesz ją 
zranić i wtedy będę o to obwiniała ciebie. Jeśli z nią nie porozmawiasz, 
przestaniesz mieć we mnie rozmówcę! - zagroziła Alice.  

- Cóż, siostro, to chyba ostatnie słowa, jakie do mnie powiedziałaś, bo ja nie 
zamierzam z nią rozmawiać. Nie będę przejmował się tym, czy ci się to 
podoba, czy też nie. Nienawidzę jej, ona jest denerwująca.  
- Co powinna dla ciebie zrobić?! - wrzasnęła Alice.  
Czułam się trochę winna. Prawdopodobnie zapomniała, że poszłam spać. 

Edward nic nie mówił przez chwilę.  
- To nie twój interes!  
- Edward! - powiedziała zdenerwowana. Usłyszałam, jak drzwi zamykają się, 
a potem była już tylko cisza. 

 

 
 
 

background image

tłumaczenie: mTwil  
beta: Anna_Rose  
 

 
Rozdział piąty: Urodzinowa niespodzianka cz. I 
 
Drogi pamiętniku, czwartek, 13 września  
Jestem tu już miesiąc. Nic się za bardzo nie zmieniło, poza tym, że ja i 

Rosalie zostałyśmy przyjaciółkami.  
Nadal wolałabym, żeby Alice powiedziała mi o swojej rodzinie przed moim 
przyjazdem. Nie jestem zadowolona ze sposobu w jakim traktują mnie 
Edward i Jasper, ale teraz już rozumiem dlaczego. Wcześniej nie wiedziałam i 
to mnie boli.  
Edward i ja, do czasu naszego „zapoznania”, nie zamieniliśmy ze sobą choćby 

słowa. Jasper nadal jest trochę zimny w stosunku do mnie, ale już się do 
tego przyzwyczaiłam.  
Emmett okazał się być bardzo opiekuńczy. Wczoraj, kiedy narzucał mi się 
pewien chłopak, poszedł za nami. Tamten koleś nie wiedział, że znam 
Emmetta, więc był śmiertelnie przerażony, kiedy ten mu zagroził, że pozbawi 

go przytomności. Pękaliśmy ze śmiechu, kiedy uciekał tak szybko, jak tylko 
mógł.  
Dzisiaj mam urodziny. Jest siódma rano i czekam, żeby zacząć szykować się 
do szkoły.  
Nikomu nie powiedziałam o urodzinach. Nie chciałam, żeby wiedzieli. Alice, 

Carlisle i Esme pewnie chętnie zorganizowaliby przyjęcie, ale ja nie.  
Edward nadal mnie lekceważy, więc ja robię to samo. Każdego wieczora, 
podczas obiadu, można wyczuć napięcie. To irytujące i zauważyłam, że inni 
czują się tak samo nieswojo.  
Nie wiem, co się dzieje z Ed… 
 
Zadzwonił dzwonek do drzwi, wyrywając mnie z natłoku myśli. Szybko 

zamknęłam pamiętnik i włożyłam go do szuflady.  
Ziewnęłam i pomyślałam o dzisiejszym dniu. Miałam zamiar zachowywać się 
normalnie, żeby Alice nie mogła się domyślić, że coś się dzieje. Nie chciałam 
obchodzić urodzin. I tak prawdopodobnie byłoby nudno. Poza tym, pewnie 
tylko Rose i Alice chciałyby je świętować.  

Usłyszałam, jak otwierają się drzwi, a zaraz po tym głośną rozmowę, wiec 
założyłam mój szlafrok i poszłam zobaczyć, co się dzieje. Esme i Carlisle byli 
pierwszymi, których zobaczyłam w drzwiach. Wszyscy inni Cullenowie, nawet 
Edward, zeszli na dół, aby dowiedzieć się, o co chodzi.  
Stanęłam na schodach i milczałam. Uważnie słuchałam głosów i jęknęłam, 

kiedy jeden z nich wydał mi się bardzo znajomy.  
- Czy jest tu Bella Swan?  
Odwróciłam się, idąc prosto do mojej sypialni, ale i tak słyszałam rozmowę.  
- Tak. Jeśli nie macie nic przeciwko, że zapytam, to kim jesteście? – 
powiedział podejrzliwe Carlisle. Szybko zanurkowałam pod mój koc, udając, 

że dalej śpię. Wiedziałam, co się wydarzy.  
- Jesteśmy rodzicami Belli i przyjechaliśmy tu na jej urodziny! – krzyknęła 
Renee.  

background image

- W takim razie, wejdźcie – powiedziała Esme i ku mojemu zdziwieniu, nie 
sprawiała wrażenia, jakby o tym nie wiedziała. Słyszałam też Alice. Nie 
wydawało się, aby była szczęśliwa, ciężko stąpając na górę.  

Westchnęłam i czekałam na jej wejście do mojego pokoju. Spodziewałam się 
ataku, ale nieoczekiwanie, się go nie doczekałam.  
- Izabello Marie Swan! Dlaczego nie powiedziałaś mi, że masz dzisiaj 
urodziny? Są tu twoi rodzice! – powiedziała. Mogłam usłyszeć, że była 
podekscytowana. Udawałam, że dopiero się obudziłam.  

- Uwielbiam urządzać przyjęcia urodzinowe! – przewróciłam oczami i 
nieśmiało się uśmiechnęłam.  
- Więc, wiemy o tym, ale to nie ma znaczenia. Nadal możemy kupić ci 
prezent!  
- Nie, nie, nie! Nie chce prezentów. To dlatego ci nie powiedziałam. 
Nienawidzę moich urodzin, nie lubię prezentów i nie lubię całej tej uwagi – 

powiedziałam szybko, chociaż wiedziałam, że i tak mnie zlekceważy.  
- Jest tu Bella? – zapytał Charlie. O nie.  
- To jej pokój – usłyszałam Edwarda, będącego nadal w swojej piżamie. 
Wszedł do środka, zaraz za moimi rodzicami. Moja mama wskoczyła na łóżko 
i objęła mnie. Czułam jakbym właśnie była duszona.  

- Mamo! Mamo! Zabijesz mnie! – wyksztusiłam.  
Zobaczyłam, że Edward szeroko się uśmiecha. Drań. Odwrócił się i, z tego co 
usłyszałam, poszedł do swojego pokoju. Po dźwiękach mogłam się domyślać, 
że ma zamiar wziąć prysznic.  
Alice bardzo cicho wyszła z mojego pokoju, więc zostałam sama z rodzicami.  

- Więc, jak się czujesz? Podoba ci się jak na razie? Poznałaś miłych ludzi? Co 
myślisz o Cullenach? Wyglądasz tak blado! Nie jesteś tu szczęśliwa? Nie 
cieszysz się, że przyjechaliśmy się z tobą zobaczyć? – moja mama 
natychmiast zaczęła zadawać pytania, nie dając mi czasu na odpowiedź.  
- Poznałaś jakiś miłych chłopców?  
- Mamo! – powiedziałam oburzona. Poczułam, że na moje policzki wstępował 

rumieniec i odwróciłam wzrok.  
- Co? Wydaje mi się, ze Edward jest bardzo przystojny. Wygląda na to, ze 
oboje się lubicie – powiedziała sugestywnie. Zmarszczyłam brwi. Na litość 
boską, była tu dopiero od sekundy! 
 
- Mamo, Edward i ja nie zamieniliśmy ze sobą słowa od pierwszego dnia, 

kiedy przyjechałam. Nie, że mi to przeszkadza – dodałam szybko, gdy 
zorientowałam się, co mówię. Nie chciałam, żeby myślała, że mi na tym 
zależy.  
- Podoba ci się tu, Bella? – zapytał Charlie.  
- Tak, tato. Razem z Alice i Rosalie jesteśmy przyjaciółkami. Carlisle i Esme 

są dla mnie bardzo mili i dobrze się mną opiekują. Nie martwcie się. Moje 
oceny też są dobre, jak zawsze. Teraz możecie już jechać do domu – 
powiedziałam, trochę jęcząc.  
To ostatnie było żartem. Moja mama to zauważyła, ale tata chyba nie.  
- Tato, żartowałam. Cieszę się, że tu jesteście.  

- Dobrze. Zejdziemy na dół, a ty będziesz mogła przygotować się do szkoły – 
powiedziała Renee i wypchnęła Charliego z mojego pokoju.  
Założyłam jeansy i ładną bluzkę, którą kupiłam kilka dni temu. Dziś nie 

background image

mogłam pozwolić Alice na zniszczenie mojego stroju. To był mój dzień.  
Chociaż powinnam wiedzieć, że to się nie wydarzy, ponieważ kiedy tylko 
wyszli moi rodzice, ta wpadła do mojego pokoju.  

- Bella, ubiorę cię na dziś!  
- Mogę przynajmniej wziąć prysznic? – odpowiedziałam, słysząc, że łazienka 
była znowu wolna. Zarumieniłam się, kiedy przyszła mi o głowy pewna myśl, 
ale odgoniłam ją tak szybko jak mogłam. Nie potrzebuję myśleć o pewnej 
niemiłej osobie… 
Zdławiłam chichot i chwyciłam ręcznik, który podała mi 

Alice.  
Kiedy skończyłam brać prysznic, wysuszyłam włosy i poszłam do szafy. 
Widziałam, że Alice wybrała dla mnie ubrania, ale nie miałam zamiaru poddać 
się tak szybko.  
- Wiesz, że nie masz szans w walce z Alice. Tak czy inaczej przegrasz – 
usłyszałam za sobą aksamitny głos.  

- Edward! – prawie wrzasnęłam, obracając się dookoła. Chwyciłam ręcznik, 
podtrzymując go, chociaż był dość dokładnie zawiązany. Nie chciałam, aby 
miał jakąkolwiek szansę spaść, więc i tak go trzymałam. Poczułam jak na 
moje policzki zakradł się rumieniec i znowu nie mogłam powstrzymać natłoku 
moich myśli. To sprawiło tylko, że poczerwieniałam jeszcze bardziej.  

- Tak? – Uśmiechnął się ironicznie, mrugając oczami.  
- Wyjdź. Teraz. – Odpowiedziałam ze złością, nadal zaszokowana.  
- Wow. Zły humor? – Znowu szeroko się uśmiechnął, a w jego oczach nadal 
przebłyskiwała złośliwość.  
Warknęłam i rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Odwrócił się, nadal 

uśmiechnięty, i cicho westchnął.  
Poważnie?  
Właśnie kończyłam się ubierać, kiedy weszła Alice.  
- Co? – powiedziała, prawie na mnie wrzeszcząc.  
- Nie ma mowy, dziewczyno. Nie założysz tego. Dziś są twoje urodziny, więc 
musisz wyglądać wspaniale. Ubierzesz to. Na szczęście przyszłam tu, żeby 

dać ci te buty… - Potrząsnęła głową, nie kończąc zdania.  
Jeszcze raz spojrzałam na strój. Alice zaprezentowała czarne, obcisłe jeansy, 
które idealne pasowałyby do mojej krzywizny. Na górę miałam założyć 
czerwoną bluzkę, z dekoltem w literę V z rękawami sięgającymi za łokieć. 
Ponieważ było dziś dość ciepło, nie zmarzłabym. Ale nie miałam zamiaru tego 

założyć, szczególnie, kiedy zobaczyłam pewną fikuśną część garderoby, która 
groziła utratą życia, a którą Alice nazwała butami. Dobrze wiedziała o moich 
problemach z równowagą.  
- Nie ma mowy, żebym to założyła, Alice. Zapomnij.  
- Rose! – zawołała i wiedziałam, że i tak zostanę pokonana.  

 
--  
 
Pół godziny później byłam gotowa. Alice skończyła mój makijaż, sprawiając, 
że wyglądał on bardzo naturalnie. Byłam zaskoczona, ale podobało mi się to. 

Rose podniosła moje włosy, podkręcając je tak, że wszystkie zwisały wokół 
mojej twarzy i ramion. Wyglądałam ładnie, nawet się na to zgadzałam.  
- Dlaczego nie powiedziałaś nam o tym, ze masz dziś urodziny? – zapytała 

background image

Rosalie. Wzruszyłam ramionami i nie odpowiedziałam.  
- Dobrze, teraz już wiemy, wiec zamierzam kupić ci dziś popołudniu prezent.  
Gniewnie na nią spojrzałam.  

- Mówisz jak Alice. Powiedziała to samo, a ja zamierzam udzielić ci 
identycznej odpowiedzi: Nie chcę żadnych prezentów.  
Rosalie i Alice wymieniły spojrzenia, a ja popatrzyłam w lustro.  
- Ludzie, proszę, uszanujcie moje życzenia.  
- Dobrze, ale i tak muszę to powiedzieć: Wszystkiego najlepszego! – 

Uśmiechnęła się Rosalie. Ja za to nie, po prostu patrzyłam na nią. Alice 
zaśmiała się i odwróciła.  
Poszłam za nimi na dół, próbując upolować trochę śniadania, przed wyjściem 
do szkoły. Musiałyśmy jeść szybko, bo byłyśmy już trochę spóźnione.  
Dałam rodzicom po buziaku, ignorując ich miny, gdy zobaczyli mój strój.  
W domu nigdy się tak nie ubierałam. Moje włosy zawsze wyglądały tak samo. 

Wcześniej nie lubiłam się czesać ani malować. Teraz wydawało się, jakbym 
była dla nich zupełnie inną dziewczyną. Z resztą, czułam się jak inna 
dziewczyna.  
Zaśmiałam się, kiedy weszłam do mojego samochodu. Skoro Alice i Rosalie i 
tak miały kupić mi prezent, pomyślałam, że lepiej by było, gdybym pojechała 

sama.  
Kiedy dojechałam do szkoły, nigdzie ich nie wiedziałam. Słysząc pierwszy 
dzwonek, po prostu poszłam pod salę.  
Podszedł do mnie Mike Newton.  
- Wszystkiego najlepszego, Bella – powiedział.  

Spojrzałam na niego zaskoczona.  
- Mówiłam ci o tym? – zapytałam podejrzliwie. Już znałam odpowiedź, ale i 
tak jęknęłam, kiedy Mike powiedział:  
- Wiem od Alice. Powiedziała też Angeli i całej reszcie.  
- Świetnie – wymamrotałam. Ten dzień może okazać się koszmarem.  
W domu tylko moja rodzina wiedziała, kiedy mam urodziny. Chciałam, żeby 

tak właśnie było, ale najwyraźniej Alice się z tym nie zgadzała.  
Westchnęłam i poszłam na matematykę. Zobaczyłam, ze Edwarda jeszcze 
tam nie było.  
Usiadłam, ale on wcale się nie pojawił.  
Reszta dnia nie była taka zła, kilka ludzi powiedziało mi: „Wszystkiego 

najlepszego”, ale ignorowałam to.  
Tak jest dobrze, myślałam. Wydawało mi się, że ten dzień nie był taki zły.  
Ale kiedy wróciłam do domu… 

 
 

 
 
 
 
 

 
 
 

background image

tłumaczenie: xxpaolaxx 
beta: Anna_Rose 
 

 
Rozdział szósty: Niespodzianka urodzinowa cz. II  
 
Wchodziłam właśnie przez drzwi, kiedy moje usta rozszerzyły się w 
zdumieniu.  

Dom był cały udekorowany balonami i serpentynami. Gdzie bym nie 
spojrzała, było coś na czym pisało "wszystkiego najlepszego". Wyglądało to 
tak, jakby miało się odbyć przyjęcie dla małego dziecka, z wyjątkiem 
balonów na których pisało "siedemnaście". Warknęłam. To nie powinno się 
zdarzyć. Specjalnie wcześniej zażądałam, aby niczego nie robić na moje 
urodziny. Nie chciałam ich świętować. Renee zauważyła mnie, przechodząc 

cicho przez salon. Szybko zatrzymała się i przytuliła mnie.  
- Zmiażdżysz mnie - rzuciłam wściekła, ale nie byłam pewna czy mnie 
usłyszała. Nie puściła mnie, więc wiedziałam, że nie usłyszała lub po prostu 
zignorowała mnie.  
- Cześć kochanie! Tęskniłam za Tobą! - powiedziała. Westchnęłam, 

odchodząc od niej. Spojrzała bolącym wzrokiem na to. Popatrzyłam na nią 
sceptycznie.  
- Mamo, widziałaś mnie dziś rano, więc nie mogłaś się stęsknić.  
- Bello, kochanie, odpocznij i ciesz się urodzinami. Pamiętam, że kiedy ma się 
siedemnaście lat... - zatraciła się w wspomnieniach.  

- Nie ma nic specjalnego w byciu siedemnastolatkiem - narzekałam. Kiedy 
oni zaczną mnie słuchać?  
- Bella! Jesteś w domu! - krzyczała szczęśliwa Alice, a ja mruknęłam 
wewnętrznie. Oczywiście, Alice.  
To wszystko wyjaśniało, dlaczego razem z Rose zniknęły na dwie ostatnie 
godziny. Naprawdę życzyłam sobie, aby tego nie było. Nie chciałam, by 

wszystko było na nic. Nie planowałam nic na moje urodziny, a oni nie wiedzą 
jakie życie mi się podoba.  
- Chodźmy do kuchni - oznajmiła Renee. Spojrzałam na nią, aby wyglądało 
najgroźniej jak to było możliwe. To oczywiście nie zadziałało bo tylko się 
uśmiechnęła. Chwyciła moją rękę i pociągnęła za sobą do kuchni.  

- Chłopaki! Wiecie, że nienawidzę swoich urodzin! Czemu mi to robicie? - 
próbowałam jęczeć, ale skutecznie ignorowali mnie. Nic nie pomogło, więc 
mogłam zrobić tylko jedno: usiąść i jakoś to znieść. Moja mama została 
wykorzystana do działań i prawdopodobnie współpracowała z Alice. 
Warknęłam, kiedy wchodziliśmy do kuchni. Wszyscy czekali na mnie, nawet 

Edward. Krzyknęli "niespodzianka!", kiedy tylko przekroczyłam próg. Czy 
można czuć się jeszcze gorzej? Oczywiście odpowiedź brzmi "tak". Następnie 
zobaczyłam tort. To w ogóle nie powinno się zdarzyć! Miał on dwie warstwy, 
ozdobiony był różowym marcepanem jak i czerwonym. Na samej górze było 
napisane "Wszystkiego najlepszego, Bello", bitą śmietaną. Był to 

najwspanialszy tort, jaki kiedykolwiek widziałam. Nie mogłam pomóc, ale 
podobał mi się, i to bardzo.  
- Kto to zrobił? – wyksztusiłam, patrząc na każdego z osobna.  

background image

- Edward - odpowiedziała po prostu Esme.  
- Ha! Jasne! Nie wierzę, że Edward zrobiłby coś takiego dla mnie - 
mruknęłam zbyt cicho, aby ktokolwiek mnie usłyszał.  

- Nie wierzę w to - powiedziałam głośno. Zaśmiałam się sarkastycznie. Jak 
niby mógł zrobić coś takiego dla mnie? To było coś, czego moja głowa nie 
mogła pojąć. Edward wywrócił oczami, ale unikał mojego wzroku. 
Popatrzyłam gniewnie na niego, ale zignorował to. Westchnęłam.  
- Nie wiesz, że Edward potrafi gotować? - zapytał Carlisle, chichocząc.  

- Nie. Nie powiedział mi tego – rzekłam, potrząsając głową. Edward spojrzał 
na mnie z gniewem, ale zignorowałam to. On również nadal mnie ignorował 
po tym wszystkim.  
- Zacznijmy jeść! - powiedział Emmett. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.  
- Tak, to był jedyny powód Emmetta, aby tutaj przyszedł, co? - zapytała Alice 
żartując. Uuu, to bolało. Zorientowała się po chwili, bo spojrzała winnym 

wzrokiem.  
Wiedziałam, że był to żart, ale przypuszczałam, że w połowie prawda. 
Emmett ochraniał mnie, ale tylko to. Nie było tak jakbyśmy byli przyjaciółmi. 
W rzeczywistości moimi jedynymi przyjaciółmi tutaj były Alice z Rosalie. 
Zauważyłam, że w oczach zaczynają mi się zbierać łzy, więc uśmiechnęłam 

się słabo.  
- Jest dobrze, Emmett. Jesteś zawsze głodnym chłopakiem - powiedziałam 
śmiejąc się, ale nawet ja mogłam zauważyć, że ten śmiech był wymuszony. 
Jedliśmy tort i śmialiśmy się z żartów Emmetta, Carlisla i Alice. Następnie 
Alice nagle wstała, sprawiając tym, że wszyscy w zaskoczeniu na nią 

spojrzeliśmy. Wszyscy rozluźnili się, a ja spięłam się bardziej. Nie było 
dobrze.  
- Bello, wszystkiego najlepszego - powiedziała. Następnie odwróciła się 
trzymając małe pudełeczko.  
- Nie miałam wystarczająco czasu, aby ładnie ozdobić. - Usprawiedliwiała się, 
kiedy zobaczyłam, że to pudełko było na biżuterię. Warknęłam. Była to 

ostatnia rzecz, jaką chciałabym dostać. Nie chciałam dostać jakichkolwiek 
prezentów, ale drogie były jeszcze gorsze.  
- Alice, przecież wiesz, że nie chcę żadnych prezentów - powiedziałam.  
- Tak wiem, ale wiem również, że zaakceptujesz wszystko, ponieważ mnie 
znasz - westchnęłam. Udało się jej. Nie zaprzeczę temu. Podała mi pudełko i 

uśmiechnęła się.  
Otworzyłam je, a mój oddech zatrzymał się, widząc co to jest. Pudełko 
zawierało śliczną, srebrną bransoletkę, na której było napisane "Bella". To 
było coś, co zawsze chciałam sobie kupić, ale zapominałam o tym.  
- Alice! - westchnęłam całkiem onieśmielona. Skąd ona o tym wiedziała?  

- Wiem - uśmiechnęła się.  
Skoro Alice dała ci prezent, to ja mogę zrobić to samo - powiedziała Rosalie, 
szeroko się uśmiechając.  
- Rose! - powiedziałam, ale ona śmiejąc się dała mi pudełko tak jak Alice 
tylko to było troszkę większe.  

- Nie miałam czasu, aby ładnie je owinąć - powiedziała z uśmiechem. Alice 
się roześmiała.  
Otworzyłam pudełko i ujrzałam parę kolczyków. Były oczywiście srebrne z 

background image

szafirami w środku. Były dla mnie idealne, a ja po raz drugi oniemiałam.  
- Wow! - powiedziałam, nie wiedząc co w ogóle mam powiedzieć. Rose tylko 
się roześmiała.  

- Dziękuję ci, wam - powiedziałam i obie je przytuliłam. Odwzajemniły mój 
uścisk i powiedziały, że tak jest okej.  
- My mamy dla ciebie wspólny prezent - powiedział Jasper pokazując na 
Emmetta, siebie i .... Edwarda.  
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie spodziewałam się, że kupią mi prezent, 

a w dodatku angażując do tego Edwarda. Nie wtedy, wiedząc, w jakich 
jesteśmy stosunkach. Co się dzieje? Emmett przekazał mi pudełko, nie było 
ono zawinięte. Było on tego samego jubilera i to właśnie przestraszyło mnie 
na moment. Co mogło w nim być? Pierścionek?  
- Nic nie mów. Nie mieliście wystarczająco czasu, aby ładnie je owinąć - 
powiedziałam, próbując rozchmurzyć się. Nie mogłam nic zrobić, byłam 

nerwowa.  
Wszyscy zaczęli się śmiać, a Jasper przemówił.  
- Właśnie zamierzałem to powiedzieć - uśmiechnęłam się do niego i 
odczekałam chwilkę.  
- Otwórz - cicho powiedział Edward aksamitnym głosem.  

Po otwarci pudełka westchnęłam. Nie mogłam oddychać. Nie mogłam mówić. 
To było to, co zawsze chciałam. Spojrzałam na mamę, a ona szeroko się 
uśmiechnęła mając łzy w oczach. Pudełko zawierało srebrny medalik. Zawsze 
chciałam mieć taki. Jedyną osobą, która o tym wiedziała, była moja mama. 
Wiedziałam więc, że miała coś z tym wspólnego. Poczułam, że łzy wzbierają 

się w moich oczach i szybko je otarłam.  
- Oh, chłopaki. Ona przez was płacze. Naprawdę musicie skupiać całą uwagę 
na sobie? - Rosalie wymruczała, a ja zaśmiałam się drżącym głosem.  
- Dziękuję, chłopaki - wyszeptałam, a z mojego gardła nie mogło wydostać 
się nic więcej.  
- Rozmawialiśmy z twoją matką - wyjaśnił Jasper. Przytuliłam Emmetta, 

który zamknął mnie w swym uścisku. Wyszeptał mi do ucha:  
- To nie był mój pomysł. Edward to zorganizował.  
Puściłam go. Byłam całkowicie zaskoczona. Edward to zaplanował? 
Przytuliłam Jaspera mówiąc mu, że jest wielki. On natomiast również 
powiedział, że to nie był jego pomysł, ale uśmiechnęłam się do niego. Nie 

przytuliłam natomiast Edwarda. Stanęłam przed nim po prostu na niego 
patrząc.  
- Dziękuję ci - powiedziałam. Nie drgnął. Nie było widać po nim żadnych 
emocji. Nie spojrzał na mnie, a ja przygryzłam wargi, aby nie pozwolić łzą 
spłynąć po moich policzkach.  

- To przyjęcie urodzinowe jest od wszystkich tu zgromadzonych - powiedział 
Carlisle.  
- Naprawdę, dziękuję. Myślę, że powinnam rozpocząć zabawę - powiedziałam 
wymuszając uśmiech. Kiedy spojrzałam na Alice uśmiechała się do mnie, 
Rosalie również była szczęśliwa. Czułam ciepło wewnątrz mnie. Cieszyłam się 

z prezentów.  
- My również mamy dla ciebie prezent, ale musisz na niego poczekać, aż 
wrócisz do domu - powiedziała Renee, a Charlie się uśmiechnął.  

background image

- Ale to jest dopiero za pięć miesięcy! - rzekłam do nich.  
- Myślałem, że nie chcesz żadnych prezentów - odezwał się Charlie. 
Zaczerwieniłam się, a wszyscy zaczęli się śmiać.  

 
**************  
 
Tego wieczoru poszłam do łóżka wcześnie. Przyjęcie szybko zleciało. 
Oczywiście wyczerpało mnie ono doszczętnie. Ubrana w piżamę, chciałam 

szybko wyjść na korytarz i dostać się do łazienki. Zamroziło mnie kiedy 
zobaczyłam, że Edward wychodzi po schodach. On nie mógł mnie takiej 
zobaczyć, a ja nie mogłam zobaczyć jego wspaniałego…  
Odcięłam moje myśli, nie chcąc tam iść. Nie mogłam myśleć o takich 
rzeczach. Miałam dwa wybory: spojrzeć mu w twarz albo nie. On kiedy mnie 
zobaczył, zamarł. Unikał kontaktu wzrokowego ze mną jakby w ogóle nie 

patrzył na mnie przez sekundę. Wygląda na to, że rozwiązanie zostało 
wybrane.  
- Dlaczego to zorganizowałeś? - zapytałam go w końcu po staniu i nic nie 
mówieniu przez kilka minut.  
Wzruszył ramionami nie patrząc na mnie.  

- Carlisle i Esme chcieli - powiedział. Oczywiście. Jakie to było proste. Jak 
mogłam nawet myśleć, że to on stał za tym?  
- Okej - powiedziałam i udałam się do łazienki, aby umyć zęby. Chciałam 
dostać się do łóżka najszybciej jak to było tylko możliwe, aby ten dzień 
dobiegł końca. Roztargniona dotknęłam medalika i uśmiechnęłam się lekko. 

Zdecydowanie był to najlepszy prezent jaki do tej pory dostałam. Gdy 
otworzyłam ponownie drzwi usłyszałam kroki dwóch osób wchodzących po 
schodach.  
Kłócili się.  
Moi rodzice.  
Nie mogli mnie zobaczyć, ale ja mogłam usłyszeć ich rozmowę.  

- Powiedziałeś, że to dobry pomysł, aby tutaj przyjechać, więc wzięłam dzień 
wolny w pracy. Zrobiłam to dla ciebie, a teraz nie możesz przestać narzekać. 
Czy kiedykolwiek mogę zrobić dla ciebie wszystko? - krzyknął Charlie. 
Słychać było w jego głosie, że go to boli. Chciałam go przytulić lecz 
wiedziałam, że lepiej zrobię, jak tu zostanę. Nie chciałam, aby wiedzieli, że 

usłyszałam każde ich słowo. Byłoby to kłopotliwe w tej sytuacji i nie byłam 
gotowa, aby wyjść z ukrycia.  
- Czy to źle, że tęsknię za moim małym dzieckiem? - powiedziała Renee.  
Skrzywiłam się z bólu.  
- NIE jestem twoim małym dzieckiem - chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. 

Usłyszałam, że za mną ktoś się cicho śmieje.  
- Edward! Przestań podsłuchiwać! - syknęłam, ale na twarzy poczułam 
rumieńce. Robiłam to zawsze, kiedy nie chciałam. Jego drzwi uchyliły się 
lekko.  
- Przepraszam, próbowałem. Malutkie dziecko... - trzymał się za brzuch, 

kiedy to mówił i śmiał się po cichu. Dałam mu ostrzeżenie patrząc gniewnie, 
ale na to on tylko głośniej się roześmiał. Syknęłam, kiedy znów powrócili do 
swojej rozmowy. Chciałam zaszyć się gdzieś w kącie, zatkać uszy, aby nie 

background image

musieć tego słuchać. Czułam, jak łzy zbierają się w moich oczach. Chciałam 
uciec z domu, a teraz muszę zmagać się z tym ponownie.  
- Nie, ja również tęsknię za Bellą. Ale ona nie jest twoim małym dzieckiem. 

Widziałaś ją rano. Wyglądała piękniej niż kiedykolwiek. Ten projekt jest dla 
niej dobry i dobrze wiem o tym. Wiem, że ty również możesz to dostrzeć, 
Renee. Ponieważ tutaj jesteśmy to cieszmy się z obecności Belli - powiedział 
Charlie.  
- Ale... - moja mama próbowała coś powiedzieć, lecz Charlie jej przerwał.  

- Nie ma "ale". Dobrze wiesz, że mam rację. Teraz wejdźmy do środka - 
usłyszałam jak otwiera drzwi. Nie chcę, aby któryś z Cullenów widział w 
jakim jesteś stanie - kontynuował, ale wtedy zamknął drzwi i nie mogłam nic 
więcej usłyszeć. Westchnęłam, czując ulgę. Nie byłam gotowa na to wszystko 
i poczułam, że się rumienię kiedy zobaczyłam, że Edward jest jeszcze ze 
mną. Obróciłam się, aby zobaczyć jak wygląda.  

Zadziwiające. Spojrzał na mnie śmiertelnie poważnie, a jednocześnie trochę 
zmartwiony. Jego oczy były czarne jak w kopalni, a ja lekko dyszałam. 
Starałam się skoncentrować na swoim oddechu, ale moje serce gnało jak 
szalone.  
- Oni często się tak kłócą? - zapytał. Spojrzał prosto na mnie, w połączeniu z 

jego relaksującym, miękkim głosem całkowicie mnie oślepił. Zajęło mi to 
chwilę zanim znalazłam swój głos.  
- Codziennie - szepnęłam i nie byłam w stanie powstrzymać bólu w swojej 
wypowiedzi.  
- To było powodem dlaczego podpisałam zgodę na ten projekt. Nie dlatego, 

że chciałam się dobrze zabawić czy coś - dodałam bez zastanowienia. Coś 
zmieniło się w jego wypowiedzi. Widziałam, że się martwi.  
Jego piękne zielone oczy unieruchamiały mnie, sprawiając, że nie mogłam 
odwrócić wzroku.  
Byłam zachwycona wiedząc o tym. Jedyną myślą, która było w mojej głowie 
to, aby nie zrobić czegoś głupiego. I zrobiłam. Odwróciłam się i przerwałam 

ten piękny moment.  
 
******  
 
To była pierwsza noc, kiedy śniłam o Edwardzie. Uciekał przede mną. Chciał 

zawrócić. Nasze spojrzenia często się spotykały. Nieważne jak bardzo 
próbowałam biec, próbując złapać go. Ale odległość między nami nie 
zmniejszała się ani o centymetr.  
Obudziłam się kiedy on odwrócił się wolno. Jęknęłam nieco. Moje sny już 
odzwierciedlają, to co dzieje się w rzeczywistości? Czy one mają mi 

przekazać to co będzie w przyszłości? 

 
 
 
 

 
 
 

background image

tłumaczenie: mTwil  
beta: Anna_Rose  
 

 
Rozdział siódmy: Problemy  
 
Moi rodzice wyjechali w piątek rano, co przyniosło mi ulgę.  
Nie chciałam, aby byli w pobliżu zbyt długo z wielu powodów. Po pierwsze, 

ich relacje nadal nie uległy zmianie, codziennie się kłócili. Po drugie, będąc 
tutaj, wtrącali się w moje życie. Chciałam spędzić wolny czas z Angelą, ale 
mama zadzwoniła do mnie, żebym przyszła do domu, bo chce się ze mną 
zobaczyć. Miałam zamiar dość poważnie się z nią pokłócić, ale nie chciałam, 
żeby Cullenowie poznali mnie z tej strony. A po trzecie, stale przypominali mi 
o dziewczynie, jaką byłam w domu i to z tego powodu, zdałam sobie sprawę, 

że się zmieniłam. Czułam się spokojniejsza i weselsza, pomimo faktu, że nie 
byłam mile widziana przez pewne osoby.  
Tydzień po moich urodzinach Esme zażyczyła sobie wyjazdu na camping. 
Zostałam zaproszona, ale odmówiłam, ponieważ nienawidziłam takich 
wycieczek i miałam możliwość zostania w domu. Esme powiedziała, że nie 

obrazi się, jeśli powiem nie.  
Byłam zaskoczona, kiedy dowiedziałam się, że Edward do nich też nie 
dołączy. Z tego co słyszałam, uwielbiał campingi, był rzeczywiście jedynym, 
który wszystkim się zajmował. Zdziwiłam się, kiedy Alice powiedziała mi o 
tym, ale dodała, że sama nie wie, co jest tego przyczyną.  

Wyjechali w piątek i mieli wrócić i niedzielę wieczorem. Zapowiadał się długi 
weekend bez możliwości spędzania czasu z Alice, a jedynym towarzyszem 
jaki mi został, był Edward.  
Kiedy w piątek wróciłam ze szkoły, zobaczyłam, że już wyjechali. 
Westchnęłam, gdy zdałam sobie sprawę, że teraz byłam sama z Edwardem, 
na cały weekend. Nie miałam pojęcia, co zrobię. Oczywiście, nie mogłabym 

go unikać przez ten cały czas, prawdopodobnie, wpadalibyśmy na siebie.  
Postanowiłam zadzwonić do Angeli, żeby się z nią spotkać, bo nie chciałam za 
bardzo widzieć się z Edwardem. Nie byłam pewna, czy zniosłabym to.  
Zaproponowała, abyśmy poszły na pizze, a potem do kina. Zgodziłam się, 
chwyciłam kurtkę i szłam w kierunku wyjścia.  

Kiedy otwierałam drzwi, wpadłam na Edwarda, chodzi mi - dosłownie. To 
sprawiło, że zaczęłam żałować moich wcześniejszych myśli i zarumieniłam się 
ze wściekłości.  
Przewróciłam się na tyłek, a moje próby złapania się za coś, na nic się nie 
zdały. On jedynie stał i patrzył na mnie.  

- Stałaś mi na drodze – powiedział zimno.  
Zamrugałam do niego, zdziwiona jego zachowaniem. Potem rzuciłam mu 
wściekłe spojrzenie, ale czułam się rozczarowana, bo moje urodziny 
najwyraźniej niczego nie zmieniły.  
Przez cały poprzedni tydzień nadal się ignorowaliśmy, chociaż kilka razy 

przyłapałam go, kiedy się na mnie patrzył. Za każdym razem sprawiało to, że 
zaczynałam dygotać i ze wściekłości się rumienić. Zastanawiałam się, co się 
ze mną dzieje. Nienawidziłam go za wpływ, jaki na mnie wywierał, nawet 

background image

pomimo tego, że mnie ignorował.  
Wszedł do środka, a ja wstałam i poszłam do mojego samochodu. 
Pojechałam do centrum handlowego, próbując się uspokoić i nie spowodować 

żadnego wypadku. Włączyłam nawet Clair de Lune, ale i to nie pomogło.  
Kiedy dojechałam do centrum handlowego i zaparkowałam samochód, 
poszłam poszukać Angeli.  
- Co się stało? – zapytała, kiedy zobaczyła wyraz mojej twarzy. Wyglądało, 
jakby powstrzymywała śmiech.  

- Edward – powiedziałam. Skinęła w zrozumieniu, co wywołało u mnie 
uśmiech.  
- Nie wiesz, o czym mówię! – Nigdy nie opowiadałam jej o moich 
doświadczeniach, jakie miałam z Edwardem.  
- Nie, ale widzę jak się przez niego czujesz. To, jak powiedziałaś „Edward”, 
mówi samo za siebie – odpowiedziała.  

- Wydaje mi się, że masz rację – powiedziałam, wzruszając ramionami i 
szybko opowiedziałam jej o tym, co się zdarzyło. Przytaknęła kilka razy, ale 
potem milczała.  
Uwielbiałam to. Nie była jak Jessica, która analizowałaby każde słowo 
Edwarda, a potem mówiła mi, co on do mnie czuje.  

- Chcę tu wejść – powiedziałam, wskazując na księgarnię. Angela zaśmiała 
się i poszła za mną.  
Szukałam kilku moich ulubionych książek, ale nie mogłam ich znaleźć, więc 
postanowiłyśmy, że idziemy na pizzę. Inaczej mogłybyśmy spóźnić się na 
film.  

Obie zjadłyśmy po Hawajskiej, a potem popędziłyśmy do kina. Byłyśmy 
dokładnie na czas, żeby zobaczyć jeszcze ostatnie reklamy. Usiadłyśmy i 
oglądałyśmy „Wpadkę” z Katherine Heigl. Angela szepnęła do mnie, że to jej 
ulubiona gwiazda, na co ja zareagowałam uśmiechem.  
Kiedy film się skończył, przeszłyśmy przez galerię. Zobaczyłam kawiarnię, w 
której jeszcze nie byłam i weszłyśmy do środka. Angela powiedziała mi, że 

zawsze przychodzi tu z Jessicą i musiałam zobaczyć, jak wygląda to miejsce.  
Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam Edwarda i kilku chłopaków ze szkoły.  
Nie patrzyłam na niego i wybrałam stolik, skąd nie mogłam go zobaczyć. On 
mógł widzieć tylko moje plecy. Angela zaśmiała się, kiedy zobaczyła, co 
robię.  

- Nie możesz go unikać całą wieczność.  
- Nie unikam go, jestem tu z tobą. Po prostu nie chcę na niego patrzeć. Nadal 
jestem na niego zła, pamiętasz? – powiedziałam.  
Zaśmiała się i wzruszyła ramionami. Również się uśmiechnęłam, szczęśliwa, 
że nie żądała niczego więcej poza moim towarzystwem. To bardzo wygodne, 

że obie byłyśmy nieśmiałymi dziewczynami, które cieszyły się z ciszy wokół 
nas.  
Podszedł do nas kelner, aby przyjąć zamówienie. Wybrałam colę, a Angela 
filiżankę kawy.  
Rozmawiałyśmy o wszystkim, ale o niczym zbyt poważnym. Mówiłyśmy o 

imprezie z nocowaniem, jaką Angela urządziła kilka lat temu razem z 
Mike’em i Jessicą. Grali w „Prawdę albo wyzwanie”, a Mike musiał śpiewać, 
skacząc na trampolinie Angeli. Śmiali się tak bardzo, że Jessica mało co się 

background image

nie posikała. Też się uśmiechnęłam. To musiał być widok.  
Zauważyłam, że Angela wyglądała jakby miała się zaśmiać, ale nie chciała.  
Przez chwilę na nią patrzyłam, a wtedy zorientowała się, co robię.  

- Przepraszam, ale zobaczyłam, że Edward się tobie przygląda.  
- Przygląda się, no i co? – odpowiedziałam, ale w środku czułam coś ciepłego 
i musującego, rozchodzącego się po moim ciele.  
- Ta, i co. – Angela uśmiechnęła się, ale wydawało mi się, że wiedziała o 
czymś, o czym ja nie. Czułam pragnienie odwrócenia się i spojrzenia na 

niego, tak żebym mogła zobaczyć wyraz jego twarzy, ale nie mogłam. 
Zamiast tego powiedziałam:  
- Hej, skończyłaś już kawę? Zapłaćmy rachunek i chodźmy. – Skinęła i 
wyszłyśmy. Nie obejrzałam się na Edwarda.  
Szłyśmy przez krótką chwilę przez galerię, a Angela mówiła mi, gdzie zawsze 
robi zakupy. Po kilku minutach zobaczyłam w szybie, że jesteśmy śledzone. 

Zadrżałam, ale uśmiechnęłam się, chociaż to był udawany uśmiech.  
- Ang, spójrz w okno wystawy, ale proszę, zachowuj się normalnie. Śmiej się 
i pokazuj na coś w szybach – wyszeptałam. Zrobiła o co prosiłam i zaśmiała 
się cicho. Jak dla mnie, było to udawane, ale to nie miało różnicy.  
- Widzisz tam tego kolesia? – Skinęła i pokazała na coś. Zaśmiałam się i 

przytaknęłam. - Tak! – powiedziałam głośno. - To gość, który zaczepiał mnie 
kilka tygodni temu, a wtedy pomógł mi Emmett – dalej szeptałam. Spojrzała 
na mnie wielkimi oczami.  
- Nie! – powiedziała. W jej oczach zobaczyłam strach.  
- Znasz tego chłopaka? – Skinęła i podeszła do następnej wystawy, 

pociągając mnie za sobą i pokazując na książkę. – To James – wyszeptała 
przerażona.  
Znowu przytaknęłam i wyszłyśmy ze sklepu. Również czułam się przerażona, 
mój instynkt działał. Wiedziałam, że będzie źle, a jeśli nie uciekniemy przed 
nim, wszystko może się skończyć jeszcze gorzej.  
Samochód Angeli był bliżej sklepu od mojego, więc spanikowałam, kiedy 

zobaczyłam, że James idzie za mną, kiedy ona już odjechała.  
Nadal miałam jeszcze kawałek drogi do samochodu, ponieważ, kiedy 
przyjechałam, wszystkie miejsca dookoła galerii była zajęte i musiałam 
zaparkować w bocznej uliczce. Teraz żałowałam, że odrzuciłam propozycje 
Angeli, żeby tam mnie podwiozła. Nie byłam pewna, ale miałam wrażenie, że 

gdybyśmy pojechały razem, nic by mi nie zrobił.  
 
Ale teraz byłam sama.  
 
Z minuty na minutę stawałam się coraz bardziej przerażona, a wszystko 

czego chciałam, to dobiegnąć do mojego samochodu i wydostać się stąd.  
Myślałam o ucieczce i kiedy zobaczyłam, że on idzie coraz szybciej, zaczęłam 
biec. Usłyszałam, że mnie goni.  
Świetnie. Po prostu świetnie. Oczywiście, to mogło się przydarzyć tylko mnie. 
Moja mama zawsze mówiła, ze jestem magnesem na kłopoty.  

Biegłam tak szybko, jak tylko mogłam, moje serce biło głośno. Zupełnie się 
już zgubiłam i wiedziałam o tym, ale wszystko byłby lepsze od złapania przez 
Jamesa.  

background image

Wbiegłam na ulicę i ukryłam się za kubłem na śmieci. Czkałam kilka minut, 
ale niczego nie słyszałam. Wstałam, przygotowując się na szukanie mojego 
samochodu. Ufałam z całego serca, że za bardzo się nie zgubiłam, ale 

wiedziałam, że tak nie było. Mieszkałam w Forks od niedawna i nie miałam 
szansy poznania wszystkich ulic.  
- Tutaj jesteś – usłyszałam za sobą. Zadrżałam i się odwróciłam.  
Był tu. Najwyraźniej znał drogę, albo znalazł inną.  
Czułam tempo mojego pulsu i nie mogłam niczego powiedzieć. Byłam tak 

przerażona, że ledwo co stałam. Zmusiłam siebie do powiedzenia 
czegokolwiek, mając nadzieję, że się przestraszy. Oczywiście, kochanie. Ty i 
przerażający gość jak on,
 mówił mój wewnętrzny głos.  
- Czego chcesz ode mnie, James? – spróbowałam. Chciałam, żeby brzmiała 
to zdecydowanie, ale wyszło słabe i przestraszone. Najwidoczniej, sama siła 
woli nie wystarczała.  

- Chcę się zrewanżować. Wtedy twój mały przyjaciel obronił ciebie. Teraz 
jesteś sama. Zobaczmy, jak dobrze to zniesiesz, będąc w pojedynkę – 
powiedział James swoim zimnym głosem. Poczułam dreszcze biegnące wzdłuż 
mojego kręgosłupa.  
Jeszcze raz zadrżałam, ale nie mogłam się poruszyć. Czułam jakby całe moje 

ciało zastygło i nie pamiętałam, jak używać jego części.  
Było źle. Miałam umrzeć, wiedziałam o tym. Zaczynałam się żegnać w 
myślach z rodzicami, a następnie z Alice, Rosalie, Angelą, wszystkimi. w 
których widziałam moich przyjaciół. Żałowałam, że nie powiedziałam 
rodzicom, że powinni ustalić rzeczy pomiędzy sobą, może wziąć rozwód. Było 

już za późno.  
- Dlaczego? – wyszeptałam. Próbowałam coś zrobić, dać sobie więcej czasu. 
Nie byłam gotowa na śmierć.  
- Ponieważ jesteś tak cholernie żałosna. Zawsze masz dookoła siebie ludzi. 
Nigdy nie byłaś sama, więc nie miałem okazji pokazać ci twojego miejsca 
wcześniej. Teraz mam idealną okazję – powiedział. Uśmiechnął się, a ja 

jeszcze raz zadrżałam i skrzywiłam się, a on mówił dalej. – Ty, Izabello 
Swan, jesteś bardzo piękna, więc nie mogę zniszczyć twojej twarzy. Ale…  
Podniósł swoją pięść, a ja w tej chwili przypomniałam sobie, jak pracują moje 
nogi. Kopnęłam go, nie wiedząc gdzie i uciekłam. Kiedy zobaczyłam, że nie 
ma go za mną, zdałam sobie sprawę, że musiało to być… czułe miejsce. 

Uśmiechnęłam się zadowolona, że przypomniałam sobie trochę z 
samoobrony.  
Uciekałam tak szybko, jak mogłam. Znowu biegłam wzdłuż ulicy, ale okazało 
się, że jest ona ślepa. Cholera.  
On znowu tam był. Z trudem łapał powietrze i najwyraźniej go bolało. 

Uśmiechnęłam się, ale zamarłam, kiedy zobaczyłam wyraz jego twarzy.  
Ups… Wydaje się, jakbym po prostu zmieniła tę sytuację ze złej do okropnej… 
A niektórzy ludzie mówili, ze jestem mądrą dziewczyną. Chciałabym, żeby 
tak się teraz okazało.  
- Suka! Zapłacisz za to! – powiedział wściekłe. Wiedziałam, że będzie bił 

mnie aż do śmierci.  
 
Po prostu stałam tam, czekając na nadejście bólu. To była ostatnia rzecz, 

background image

jaką miałam poczuć, byłam tego pewna.  
 
Kiedy podszedł do mnie, próbowałam jeszcze raz go uderzyć, ale ten załapał 

mnie za nogę i wtedy wszystko stało się czarne. 
 
 
 
 

 
 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 

background image

tłumaczenie: xxpaolaxx 
beta: Anna_Rose  
 

 
Rozdział ósmy: Żadnych zmian  
 
Kiedy odzyskałam przytomność mogłam powiedzieć, że byłam w ruchu. 
Jednak nie byłam sama na spacerze. Próbowałam choć trochę otworzyć oczy, 

jednak światło oślepiało mnie. Co się dzieje? Wtedy przypomniałam sobie, co 
się stało. Otworzyłam oczy, ignorując światło. Musiałam sprawdzić, kto mnie 
prowadził. Kiedy już mogłam zobaczyć, ujrzałam, że tą osoba jest... Edward.  
- Edward! - powiedziałam, ale wyszło to jak E....rd. Spojrzał w dół na mnie, a 
jego twarz wyrażała zmartwienie.  
- Obudziłaś się! Wreszcie! Obawiałem się, że cię zabił - powiedział. Nie 

mogłam rozróżnić tonu jego głosu. Wyrażał gniew, jak i niepokój, ale było w 
nim coś jeszcze... Kiedy mój umysł będzie jasny, będę miała szanse na 
przemieszczenie się.  
- Pozwól mi iść - szepnęłam. Uśmiechnął się, ale nie spuścił na mnie oczu.  
- Nie, Bello. Nie możesz teraz iść, wystarczy, że zamkniesz oczy i obiecuję, 

że będziesz w domu - powiedział.  
- Ale ja chcę iść - powiedziałam uparcie. Uśmiechnął się i postawił mnie na 
nogi. Jednak nie puścił mnie, w razie gdybym potrzebowała pomocy. 
Przytrzymał mnie przez sekundę, a w drugiej prawie bym upadła. Ból 
przeszedł przez moje ciało i rozpłakałam się.  

- Czy pozwolisz, abym cię poprowadził? - powiedział, trzymając mnie na 
wysokości swojego ciała. Czułam jego oddech na moim policzku i mogłam 
usłyszeć bicie jego serca. Zamknęłam oczy i poczułam się pierwszy raz… 
bezpiecznie. W tonie jego głosu było słychać śmiech. Byłam trochę zła, ale 
mój mózg był zbyt zamroczony, aby to rozpoznać.  
- Nie - szepnęłam. Odciągnął mnie od siebie, jakbym była lekka jak piórko. 

Podniósł mnie, trzymając mocno. Czułam jego mięśnie. Opierałam głowę na 
jego ramieniu, próbując nie zasnąć.  
- Zamknij oczy i śpij – szepnął, powodując u mnie uśmiech. To było słodkie. 
Jakby mógł mi czytać w myślach, jakby wiedział dokładnie, o co mi chodzi. 
Posłuchałam i zamknęłam oczy, popadając w nicość. Ostatnią rzeczą, jaką 

zauważyłam, był jego przepiękny uśmiech.  
 
***  
Kiedy znowu otworzyłam oczy, leżałam na łóżku w moim ubraniu. Bolała 
mnie noga, głowa strasznie pulsowała i mogłam poczuć ból posiniaczonych 

żeber. Domyślałam się, że nie mogłam przejść ani kawałeczka, co zostało 
potwierdzone, kiedy próbowałam dotknąć głowy. Skrzywiłam się z bólu i 
wzięłam głęboki oddech. Z trudem złapałam powietrze i poczułam kłujący ból 
w okolicy żeber. Naprawdę nie byłam w stanie się poruszyć. Rozejrzałam się 
w około i zobaczyłam Edwarda siedzącego u podnóża mojego łóżka. Spojrzał 

nieco zaniepokojony, ale na jego twarzy dało się zauważyć także ulgę. 
Zobaczyłam małego siniaka nad jego lewą brwią i poczułam się winna, bo 
uderzyłam go, kiedy on chciał mi pomóc.  

background image

- Dobrze. Obudziłaś się – powiedział sprawiając, że byłam bardziej świadoma 
tego, co się dzieje.  
- Co... - chciałam zapytać, ale głos mi się załamał. Nie mogłam go o to 

zapytać.  
- Co się stało? – zapytał. Jęknęłam, ponownie czując ból. Wystarczy, że 
ruchome części ciała mnie bolą. Zamierzałam uważać na ból i nie chodzić do 
szkoły.  
- Kiedy ty i Angela weszłyście do kawiarni, zauważyłem was, ale nie byłem 

jedyny. James siedział kilka krzeseł dalej od Angeli i on zauważył ciebie. 
Znam Jamesa przez całe życie i Emmett powiedział mi trochę o twojej bójce 
kilka tygodni temu, więc wiem, że chciał zemsty. Zatem kiedy razem z 
Angelą skręciłyście w lewo i on zauważył ciebie, wiedziałem, co się wydarzy. 
Ale ty byłaś zbyt szybka i straciłem was oboje z oczu na chwilę. - Edward 
brzmiał frustrująco i nie mogłam tego zrozumieć. -  

Kiedy znalazłem cię w pierwszej alei, byłem bardzo blisko i chciałem ci jakoś 
pomóc. Lecz nagle zauważyłem, że kopnęłaś go w ... jego czułe miejsce i 
uciekłaś. Próbowałem pójść za tobą, ale James prawie by mnie zobaczył, więc 
się ukryłem. Następnie było zbyt późno, aby cię odnaleźć i zrobić tak, abyś 
nie miała tych ran i siniaków… - ostatnie słowa były niczym szept.  

- Dlaczego? - mruknęłam, nie mogąc jeszcze w pełni używać swojego głosu. 
Pomyliłam się, przecież to nie miało sensu. On mnie nie lubił, prawda?  
- Dlaczego miałeś przyjść mi z pomocą? - zapytałam ponownie tak, aby 
usłyszeć czułość w jego głosie.  
- Zrobiłbym to dla każdego. Nie pozwoliłbym, aby ktoś zabił jakąś osobę... 

chociaż osobiście tej osoby nie lubię - pod koniec, jego ton głosu zmienił się. 
Był zimny i bez emocji. Przeszył mnie dreszcz, który spowodował, że aż 
drgnęłam z bólu. Mrugnęłam. Pierwszy raz powiedział to głośno, a to mnie 
zabolało. Bolało jak piekło, które zdezorientowało mnie jeszcze bardziej. 
Zaakceptowałam fakt, że mnie nie lubił, ale dawno temu. Przynajmniej tak 
myślałam. Może zbytnio pośpieszyłam się z nadzieją na cud, że tak się 

stanie.  
- Myślę, że każdy by mógł mnie zabić, gdyby wiedział, że chcę iść za tobą. 
Niech zagoją się twoje rany - powiedział to, mając na myśli moją głowę i 
nogi. Zaśmiałam się cicho, próbując nie przesadzić. Nie czułam już bólu. 
Wstał i opuścił mój pokój. Mogłam usłyszeć jego kroki kierujące się w dół po 

schodach, a następnie otwieranie się lodówki, a potem drzwi od łazienki. Nie 
miałam pojęcia, co on robił, ale czekałam. To nie będzie przyjemne, tak czy 
owak. Westchnęłam, ale ucichłam natychmiast. Poczułam, jak moje kości są 
złamane. Kiedy Edward wrócił, miał ze sobą ręcznik.  
- Połóż to na czole. W środku jest lód - powiedział. To wytłumaczyło, co 

chciał zrobić.  
- Jak on mógł być tak zimny w jednej chwili, a taki słodki w następnej? - 
myślałam, gdy Edward oczyszczał moją ranę. Jak mógł mi powiedzieć, że 
mnie nie lubi, a zaraz być tak miłym i opiekuńczym? Nic nie rozumiałam. Czy 
on mnie nienawidził, czy też lubił?  

- Teraz muszę oczyścić ranę na twojej głowie. Ostrzegam cię. To będzie 
bolało - powiedział Edward. Czyścił moją ranę na głowie, a to piekło. Nie 
jęczałam, chcąc być odważną. Jego twarz była blisko, bardzo blisko. Mogłam 

background image

czuć jego oddech na swojej twarzy. Pachniał jak mieszanka kawy i miętówki. 
To wyprowadziło mój umysł z równowagi i musiałam walczyć, aby przywrócić 
go do porządku. Musiałam dać Edwardowi sygnał, że chcę rzucić się na niego, 

bo nagle spojrzał mi w oczy. Nie mogłam oddychać. Jego twarz była tak 
blisko. Zbyt blisko. Mogłam zobaczył każdy szczegół jego twarzy. 
Dopasowane pod kolor włosów rzęsy, malutki włos na brodzie nadawał mu 
efekt seksownego i nieczułego faceta. Czułam motyle w brzuchu. W tym 
momencie zrozumiałam, że zakochałam się w nim. Zostałam "objęta" 

miłością, ponieważ pierwszy raz się z nim spotkałam i czułam się głupio, że 
nie zauważyłam tego wcześniej. Nie odezwałam się, obawiając, że może 
odejść. Chciałam być blisko niego, więcej niż blisko, chciałam go pocałować, 
pocałować w taki sposób, jak nikogo dotychczas.  
- Jest teraz czysta - szepnął. Odsunął się, unikając mojego wzroku, co 
przysporzyło mnie o rumieniec. Co takiego zobaczył w moich oczach? Czy 

mógł zobaczyć to, jak chciałam zrealizować to, co czułam do niego? Opuścił 
mój pokój, zostawiając mnie z moimi myślami. Nie spojrzał na mnie jeszcze 
raz, nic już nie powiedział. Nic nie zmieni się po tym wszystkim. Bez zmian, 
tak? To dlaczego zrobił dla mnie ciasto w zeszłym tygodniu? I dlaczego 
zaaranżował się w kupno prezentu? Powiedział mi, że musiał, ale teraz 

wykazał coś innego. Walczył o mnie. Mógł udawać, że nie, ale ja widziałam 
siniaki pojawiające się na jego twarzy i prawym ramieniu. I zaniósł mnie do 
samochodu, patrzył zmartwiony. Ale powiedział ci, że cię nienawidzi – 
szeptała złośliwie podświadomość. Cóż, to w takim razie, co na temat jego 
działań? - argumentowałam. Może widzisz to, co chcesz widzieć? Nie to, co 

się stało? - powiedział drugi głos. Westchnęłam, ale potem z trudem 
złapałam powietrze. Ał. To boli. Zapomniałam o tym. Sama już nie wiem, co 
mam myśleć. Oba moje głosy mogą mieć rację. Edward był trudny do 
przejrzenia. Nie było żadnej możliwości, abym dowiedziała się, co on tak 
naprawdę czuje. Był nieosiągalny. Czy był ktoś, kto mógłby go przejrzeć? 
Może Alice? Jednak nie planowałam powiedzieć tego przyjaciółce. Ani o 

walce, ani o moich uczuciach. Nawet nie byłam tego do końca pewna. Ale 
potem znowu, może ona już wiedziała o moich uczuciach? Ostatnio 
dowiedziałam się, że ona wie o wszystkim, nawet jeśli ja jej tego nie powiem. 
Poczułam się trochę zmartwiona, a jeśli ona wie? Czy powie Edwardowi? 
Dlaczego nie powiedziała mnie? Zaczęłam myśleć o takich możliwościach. On 

mógł mnie lubić. Mógł nienawidzić. Potrafił udawać, że mnie lubi, a jednak 
nienawidził. Mógł udawać, że mnie nienawidzi, a jednak lubił. Nie podobała 
mi się żadna z tych opcji. Gdy spojrzałam na wszystkie to opcje, 
preferowałam ostatnią. Ponieważ ta mogła odzwierciedlać to, co działo się 
teraz. Choć nienawidzę sposobu, w jaki się zachowywał, to mogłoby 

oznaczać, że nic do mnie nie czuje. Wtedy postanowiłam, że nie mogę o tym 
dłużej myśleć. Myślałam więc o Alice i Rosalie. Co one robią teraz? 
Prawdopodobnie śmieją się i żartują razem z braćmi i rodzicami. Nagle 
zapragnęłam być tam z nimi. Teraz już za późno, oczywiście, ale czułam się 
źle z myślą, że z nimi nie pojechałam. Mogłoby być zabawnie, byłam o tym 

przekonana. Jednak moje myśli powróciły do Edwarda, kiedy pomyślałam o 
tym, jak oni będą myśleć o nas... On i ja razem, jako para. Bycie wokół 
niego, dotykanie go cały czas, całowanie... Zaczerwieniłam się, kiedy 

background image

uświadomiłam sobie, o czym myślę. Zareagowałam hormonami, jak reaguje 
nastolatek, każda siedemnastoletnia dziewczyna. Kochałam go, ale jak 
mogłam myśleć, że to koniec? Następnie moje drzwi otworzyły się i Edward 

wszedł do środka. Wyglądał na zmieszanego i ... sprytnego.  
- Posłuchaj, Bello. Dużo myślałem o... Po prostu przestańmy się ignorować. 
Nie jest to konieczne, nie sądzisz? Możemy zachowywać się normalnie, 
prawda? - brzmiał niepewnie, co wywołało u mnie uśmiech. Nie wiedział, jak 
zareaguję. To dało mi satysfakcję, że mogę mieć władzę nad nim. Zawsze 

wiedział, czego chce i co miał robić. Spojrzał na mnie, czekając na moją 
reakcję.  
- Żadnych zmian, tak? - powtarzałam w głowie.  
- Jedynym powodem tego, że cię ignorowałam było to, że ty mnie 
ignorowałeś i ciągle zastanawiam się dlaczego, jednak sądzę, że i tak mi nie 
powiesz - rzekłam cicho. Zaskoczyło mnie to, że mogę ponownie używać 

głosu.  
- Nie, prawdopodobnie nie - odpowiedział.  
- To nie ma znaczenia. Jeśli przestaniesz mnie ignorować, to zyskasz to samo 
ode mnie - powiedziałam następnie. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam, że 
jego twarz rozpromieniła się trochę. Nie zamierzałam mu powiedzieć, że jest 

lepiej niż dobrze - byłam uradowana z tego powodu. Uśmiechnął się po raz 
drugi i pozostawił mnie sam na sam z moimi myślami.  
Bez zmian, moja podświadomości! 

 
 

 
 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 
 
 

 
 
 

background image

tłumaczenie: mTwil 
beta: Anna_Rose  
 

 
Rozdział dziewiąty: Szok i niedowierzanie  
 
BPOV  
 

Musiałam zasnąć, ponieważ kiedy otworzyłam oczy, usłyszałam dochodzące z 
dołu głosy.  
Edward trzasnął swoimi drzwiami. Kilka sekund później uchylił moje i zajrzał 
do środka.  
Spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam.  
- Co im powiesz? - zapytałam szeptem.  

Wzruszył ramionami.  
- Prawdę... - zawahał się. - Moglibyśmy powiedzieć to razem? Dałabyś radę?  
Lekko skinęłam, a on z powrotem zamknął drzwi.  
Wsłuchiwałam się w jego kroki, kiedy schodził po schodach. Usłyszałam, jak 
wszyscy się z nim przywitali.  

Proszę bardzo, zaczynamy teatrzyk…  
 
APOV  
 
- Gdzie jest Bella? W swoim pokoju? - zapytałam i ruszyłam na górę. 

Domyślałam się, że cały weekend spędziła u siebie, za wszelką cenę unikając 
Edwarda. Zastanawiałam się, kiedy zda sobie sprawę z tego, że go kocha, to 
znaczy,
 to takie oczywiste.  
Prawie podskoczyłam, gdy Edward chwycił mnie za ramię.  
- Tak, jest w swoim pokoju. Ale naprawdę wydaje mi się, że byłoby 
rozsądniej, gdybyśmy poszli tam razem - powiedział. W jego oczach 

widziałam uczucia, których z początku nie mogłam rozpoznać, ale w końcu 
zrozumiałam, że to lęk i złość. Ale było tam też coś więcej...  
- Dlaczego? Już nigdy więcej nie będę mogła pobyć sam na sam z moją 
przyjaciółką? - zapytałam, w połowie zaskoczona tą odpowiedzią, a w połowie 
zmartwiona wyrazem jego twarzy.  

Edward westchnął i przeczesał palcami włosy. Z tyłu zobaczyłam 
przyglądających się nam z niepokojem Esme i Carlisle'a, który miał zamiar 
zaraz sam wejść na górę.  
- Może powinniśmy zaufać Edwardowi, Ally - powiedziała Rosalie, a nasze 
spojrzenia na chwilę się spotkały.  

Wymieniłyśmy informacje: obie widziałyśmy, że coś się przez ten weekend 
zmieniło. Nie wiedziałam, czy było to dobre, czy złe. Miałam jedynie nadzieję, 
że Edward i Bella będą razem, przecież tak do siebie pasowali...  
- W takim razie, chodźmy - powiedział Edward, gestem ręki wskazując, 
abyśmy poszli za nim na górę.  

Rosalie i ja spojrzałyśmy na siebie, unosząc brwi. Zerknęłyśmy na Emmetta i 
Jaspera, którzy byli tak samo zdezorientowani jak my.  
Poszliśmy za Edwardem bez mówienia czegokolwiek - przecież wszyscy 

background image

martwią się o Bellę. Było coś, czego nam nie powiedział i to przyprawiało 
mnie o gęsią skórkę. To nie mogło być dobre, wiedziałam o tym.  
Doszliśmy do pokoju Belli, a kiedy Edward otwierał drzwi, wstrzymałam 

oddech.  
Weszłam do środka i prawie wyzionęłam ducha, kiedy ją ujrzałam.  
Była cała posiniaczona. Gdy zobaczyłam jej nogę, mało co się nie zadławiłam, 
miała tam kilka ran i w dodatku lekko trzymała się za żebro.  
Wszyscy zaczęliśmy bombardować ją pytaniami.  

- Co się stało? – zapytałam zaskoczona. Wyglądała, jakby była chora albo 
spadła ze schodów, czy coś podobnego. Znając Bellę, to nie byłoby takie 
dziwne.  
- Jesteś chora? – Esme była wyraźnie zmartwiona.  
- Z lenistwa nie chce ci się wstać z łóżka? – Oczywiście Emmett musiał z tego 
zażartować. Prawie się zaśmiałam, ale kiedy zobaczyłam wyraz twarzy Belli, 

powstrzymałam się.  
- Mam cię zbadać? – zasugerował Carlisle, podchodząc bliżej do łóżka.  
- Uspokójcie się! – nagle wrzasnęła Bella.  
Prawie podskoczyłam i jeszcze raz spojrzałam na Rosalie. Obie byłyśmy 
zaskoczone, Bella nie była dziewczyną, która często krzyczała.  

Coś się tutaj zmieniło.  
Bella lekko się uśmiechnęła, patrząc ze smutkiem. Jej wzrok na krótką chwilę 
spotkał się ze spojrzeniem Edwarda, ale oboje tak szybko popatrzyli gdzie 
indziej, że nie wiem, czy tylko sobie tego nie wyobraziłam. Mogło być tak, że 
Bella nawet tego nie dostrzegła.  

Oczywiście, przez chwilę uważnie przyglądałam się mojemu bratu i byłam 
prawie pewna, że coś się w nim zmieniło. Czy zdawał sobie sprawę, że ją 
lubi? Dla mnie to było oczywiste. Ale czy on teraz też o tym wiedział?  
Wszyscy zwróciliśmy się do Belli, ciekawi tego, co się stało. Wzięła głęboki 
oddech, lekko się skrzywiła i zaczęła mówić to, co chcieliśmy usłyszeć.  
- Więc, po tym jak wyjechaliście, zadzwoniłam do Angeli żeby zapytać, czy 

wybrałaby się ze mną do kina. Najpierw poszłyśmy na pizzę, a potem do 
kawiarni, w której był również Edward, ale wtedy o tym nie wiedziałam. 
Kiedy wyszłyśmy, Angela poszła do swojego samochodu, ja musiałam iść 
trochę dalej, ponieważ wszystkie miejsca w pobliżu były zajęte. Wtedy 
zorientowałam się, że jestem śledzona przez Jamesa.  

Rose i ja złapałyśmy się za ręce i lekko je ścisnęłyśmy. Teraz mogłyśmy się 
już domyśleć, co się stało i nie mogłam powstrzymać zdumienia, jak w ogóle 
przeżyła. Jeśli James został rzeczywiście przez kogoś zdenerwowany, jak w 
tym wypadku przez Bellę, zrobiłby wszystko, żeby uczynić to jasnym do 
zrozumienia. Zabicie kogoś nie było dla niego niczym dziwnym, tak mi się 

wydawało. Nigdy nie miałam na to żadnych dowodów, ale krążyło o nim wiele 
plotek.  
Emmett cicho warknął ze złości, prawdopodobnie domyślał się tego samego. 
Zadrżałam, kiedy pomyślałam o tym, co mogłoby się stać, gdyby spotkał 
teraz Jamesa. Jeden z nich by tego nie przeżył, ale nie miałam pojęcia, kto to 

mógłby być.  
- Szłam coraz szybciej, ale on zaczął biec. I ja też – zobaczyłam, jak Edward 
smutno się uśmiecha, ich spojrzenia znowu się spotkały. Tak jakby mieli 

background image

jakąś tajemnicę, chociaż była ona nieprzyjemna. – Dobiegłam do ulicy. 
Myślałam, że go zgubiłam, ale ten znał drogę, a ja nie. Chciał mnie 
zaatakować. Zastygłam w bezruchu i nie mogłam się poruszyć, ale kiedy 

właśnie miał zamiar mnie uderzyć, kopnęłam go w czułe miejsce.  
Obie z Rose krzyknęłyśmy z radości, ale Emmett i Jasper wyglądali, jakby to 
przytrafiło się im samym. Bella zauważyła to i zaczęła się śmiać, ale potem 
znowu się skrzywiła, prawdopodobnie z bólu.  
Zobaczyłam, że Edward nieznacznie się poruszył, ale nadal stał na swoim 

miejscu. Rosalie i ja jeszcze raz na siebie spojrzałyśmy, wiedziałyśmy, co się 
stało.  
Dlaczego to było takie oczywiste dla nas… i takie… nieoczywiste dla nich? Byli 
jedynymi, którzy nie wiedzieli?  
Zobaczyłam smutny wyraz twarzy Esme, ale jednocześnie radość w jej 
oczach. Ona też zrozumiała, co się wydarzyło, a ja wiedziałam - musi być 

przeszczęśliwa z faktu, że Edward w końcu kogoś znalazł. Nie był 
przeznaczony do życia w samotności.  
- Znowu zaczęłam biec, ale ulica była ślepa i dotarłam do jej końca. Nie 
pamiętam dokładnie, co było potem, bo wszystko stało się czarne.  
Bella spojrzała na Edwarda wyczekująco. Kolejna niema wymiana zdań. 

Jasper i ja podnieśliśmy brwi, a Emmett dławił się ze śmiechu. Prawie że też 
się zaśmiałam, to było takie oczywiste!  
Ale znowu zrozumiałam, że Edward o tym nie wie. Chyba nadal to z siebie 
wypierał.  
- Zobaczyłem, jak Bella i Angela wychodzą, a zaraz po nich James. Emmett 

powiedział mi o pewnym małym incydencie, więc wiedziałem, że tamten 
będzie chciał się zemścić. Ruszyłem za Bellą, żeby ją ostrzec. Ale była za 
szybka i po chwili ją zgubiłem. Znalazłem ich, stojących przy ulicy i chciałem 
jej pomóc. Uciekła, ścigana przez Jamesa. Schowałem się na moment, a 
potem znowu za nimi ruszyłem. Przybyłem za późno, żeby uniknąć zranienia 
Belli. Kiedy się zjawiłem, leżała na ziemi i była kopana przez niego w żebra. – 

Edward splunął, a ja dostrzegłam, jak Bella patrzy na niego w zaskoczeniu. – 
Zobaczyłem, że krwawi i wiedziałem, że jeżeli niczego nie zrobię, mogłaby 
umrzeć… - wyszeptał. Wszyscy patrzyli zaszokowani, wliczając w to Bellę. Też 
byłam zaskoczona, on nigdy nie był taki uczuciowy, a teraz…  
- Co zrobiłeś, Edward? – Carlisle zapytał spokojnie, co rozpoznałam jako jego 

typową reakcję w sytuacji, kiedy ktoś zrobi coś bardzo złego, a on nie chce 
się zdenerwować.  
Edward nie odpowiedział, sprawiając, że zrobiłam się jeszcze bardziej 
ciekawa. Prawdopodobnie każdy w pokoju na to czekał, a kiedy spojrzałam 
na Bellę zdałam sobie sprawę, że ona też tego nie wie.  

Jak dużo przed nią ukrywał?  
- Edward? Co zrobiłeś? – Bella powtórzyła to samo pytanie. Spojrzał na nią 
na krótką chwilę, wzrokiem pełnym poczucia winy, ale potem poprosił 
Carlisle’a, żeby ją zbadał. Bella wyglądała na zdenerwowaną, ale zobaczyłam 
również, że nie ma zamiaru odpuścić. Prędzej czy później będzie musiał 

odpowiedzieć.  
Wyszliśmy z pokoju, chłopcy poszli na dół, Rosalie i ja zostałyśmy na górze. 
Wolałyśmy być tu w razie, gdyby chciałaby z nami porozmawiać.  

background image

- Powiedziałaś wszystko? – Carlisle zapytał. Bella nie odpowiedziała, 
sprawiając, że razem z Rose wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia. Nie 
powiedziała nam wszystkiego, dokładnie tak, jak myślałyśmy.  

- W porządku. Masz stłuczone żebra. Nic na to nie poradzę. Musisz trochę 
odpocząć. Powiedziałbym, że powinnaś zostać w domu przez następne trzy 
dni. Wszyscy się tobą zajmiemy, więc niczym się nie przejmuj. To sprowadza 
mnie do następnego punktu: Chcesz, żebyśmy powiadomili twoich rodziców? 
– Słyszałyśmy, co mówił Carlisle.  

Bella zwlekała, ale w końcu udzieliła dosyć nieoczekiwanej odpowiedzi.  
- Nie. Tylko by się martwili, a i tak nie mogą nic zrobić. Myślę, że tak będzie 
dobrze.  
Carlisle nie odpowiedział, wyszedł z pokoju, a ja i Rose natychmiast 
weszłyśmy do środka.  
- Nie powiedziałaś nam wszystkiego, prawda? – Rosalie zapytała, patrząc na 

mnie i chcąc się upewnić, czy postąpiła w porządku.  
Skinęłam do niej, a potem spojrzałam na Bellę. Lekko się uśmiechnęła i 
nieznacznie potrząsnęła głową.  
- Nie – odpowiedziała i zaczęła mówić nam wszystko, co pominęła. Rosalie i 
ja uśmiechnęłyśmy się nawzajem, a ja poczułam się zadowolona z siebie. 

Wiedziałam, że coś się wydarzyło.  
- Zachowuje się chłodno, ale uwierz mi, lubi cię tak samo, jak ty jego! - 
zaśmiałam się.  
- Co?! Nie! Edward mnie nie lubi! I z wzajemnością! - dodała szybko, ale jej 
rumieniec zdradził nam wszystko. Zakochała się. Lekko potrząsnęłam głową, 

unosząc kąciki ust w uśmiechu.  
- Bella, kochanie, nie zaprzeczaj. To jest w twoich oczach. Kiedy na niego 
patrzysz, widać, że go lubisz. Nie martw się, możesz nam zaufać - 
powiedziała Rosalie.  
Bella z nieznanego powodu uśmiechnęła się, a potem się przyznała.  
- Kiedy się zorientowałaś? - zapytałam ją zaciekawiona. Musiałam się bardzo 

starać, żeby nie skakać na jej łóżku, bo to mogłoby ją za bardzo zranić.  
- Kiedy oczyszczał moje rany - odpowiedziała, czerwieniąc się jeszcze 
bardziej.  
Była taka słodka, że aż się zaśmiałam. Po tym na chwilę zapadła cisza.  
- Skąd wiesz, że on też mnie lubi? - zapytała z wyczuwalną w głosie 

niepewnością.  
- Po sposobie, w jaki na ciebie patrzy - odpowiedziała Rosalie, dokładnie w 
momencie, kiedy chciałam powiedzieć to samo.  
- Czy to takie proste? - zapytała, przygryzając wargi.  
- Nie, ale znam mojego brata całe życie i widziałam go z wieloma 

dziewczynami. Ale jeszcze nigdy nie był taki... opiekuńczy... i... - zaczęłam, 
ale nadal nie mogłam nazwać tych uczuć, jakie dostrzegłam w oczach 
Edwarda.  
- Czuły - dokończyła Rosalie. Zdałam sobie sprawę, że to było dokładnie to, 
czego mi brakowało.  

Skinęłam.  
- To słowo, jakiego szukałam. Nigdy nie widziałam go takiego opiekuńczego i 
czułego w stosunku do dziewczyny. Więc domyślam się, że jesteś wyjątkowa. 

background image

- Uśmiechnęłam się do niej.  
- Nie wierzę wam. Skoro mnie lubi, to dlaczego tak dziwnie się zachowuje? 
Czasami jest opiekuńczy, tak jak powiedziałaś, ale już po chwili zachowuje 

się jakbym była kawałkiem gówna! Jak może to robić, skoro ma mnie lubić? - 
Bella odparowała, a złość zapłonęła w jej oczach.  
- Więc, nie mogę ci tego powiedzieć inaczej. Ale wiedz, jestem zaskoczona 
tym, że w ten weekend tak wiele się zmieniło. Nigdy nie widziałam Jaspera 
tak zdenerwowanego - powiedziała Rosalie.  

Bella spojrzała na nią zaskoczona.  
- Co?  
- Chłopcy chcieli zabić Jamesa. Boję się, że jeśli się spotkają, to go nieźle 
poturbują... O ile Edward już tego nie zrobił - powiedziałam, zmuszając się 
do uśmiechu.  
Bella zaniemówiła. Natychmiast domyśliłam się tego, o czym pomyślała.  

- Wygląda na to, że chłopcy po tym wszystkim zaczęli ciebie lubić, nie 
myślisz? - uśmiechnęłam się jeszcze raz. Jak ktoś mógł nie lubić tej słodkiej i 
opiekuńczej dziewczynki?  
Bella skinęła, a jej policzki znowu zrobiły się różowe.  
- Ale co teraz będzie? – zapytała.  

- Nie wiem. Najpierw musimy się uspokoić, ponieważ szok związany z tym 
wydarzeniem dotknął nas wszystkich. Jestem TAKA szczęśliwa, że Edward cię 
wtedy znalazł. Nie chcę myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby tego nie 
zrobił – odpowiedziałam, drżąc.  
- Też nie chciałabym tego wiedzieć. Wiesz, kiedy tam stałam, wiedziałam, że 

mam umrzeć. Ale muszę powiedzieć, że jestem szczęśliwa, że to się 
wydarzyło – Bella powiedziała, a ja zorientowałam się, iż patrzę na nią z 
otwartą buzią.  
Rosalie i ja spojrzałyśmy na nią zaskoczone.  
- Co? Chcesz powiedzieć, że podobało cię to, iż niemalże zostałabyś zabita? – 
Rosalie zapytała, niedowierzając. Mogłam jedynie do niej dołączyć, 

przytakując i patrząc z rozszerzonymi źrenicami.  
- Nie, po prostu mówię wam, że cieszę się z faktu, iż to Edward mnie ocalił. 
Teraz zobaczyłam jego inną stronę. Nie wydaje mi się, żebym zdała sobie 
sprawę z sympatii do niego, gdyby to się nie wydarzyło. Nie sądzę też, abym 
zobaczyła, że Edward dorósł do miłości. Więc tak, cieszę się, że to się stało. 

To zdecydowanie było warte bólu. Ten odejdzie, ale wspomnienia zostaną – 
Bella powiedziała, uśmiechając się.  
Rose i ja skinęłyśmy w zrozumieniu. To miało jakiś sens. Sprawiło, że 
zaczęłam się zastanawiać, jak w rzeczywistości poważne są uczucia Belli.  
- To ma sens. Teraz, dziewczynko, kiedy tylko lepiej się poczujesz, mam 

zamiar poddać cię terapii! – powiedziałam, próbując ją rozweselić.  
Bella jęknęła, zanim zdążyłam dokończyć to, co chciałam powiedzieć.  
- Jedziemy na zakupy! I do kina, i… 

 
 

 
 
 

background image

tłumaczenie: mTwil 
beta: Anna_Rose  
 

 
Rozdział dziesiąty: Powrót do szkoły  
 
Drogi pamiętniku, czwartek 27 września  
 

Mijał już tydzień, od kiedy nie ruszam się z łóżka, będąc cały czas pod czyjąś 
opieką i naprawdę zaczynałam mieć już tego dość. Nie lubię być bezsilna i nie 
znoszę, kiedy ktoś musi się mną opiekować. Okej, może i trochę przesadzam, 
ale zdecydowanie nie podoba mi się to... więzienie. Naprawdę, czuje się, 
jakbym była jakimś więźniem.  
Przez te kilka ostatnich dni zawsze mogłam liczyć na towarzystwo Alice i 

Rosalie, ale nie przynosiło mi ono zbyt wielkiej satysfakcji.  
Jedyne, czego tak naprawdę pragnęłam to zasnąć, ale przez moje żebra było 
to dla mnie prawie niemożliwe. Nie mogłam zrobić choćby ruchu bez 
pojawiania się nowych łez.  
Na szczęście, zgodnie z przewidywaniami Carlisle'a, wracałam do zdrowia 

dosyć szybko. Już jutro mogłam iść do szkoły, jednak nadal musiałam być 
ostrożna. Wrócił mi całkowicie głos, chociaż i tak zbyt dużo nie mówiłam. Po 
prostu nie widziałam takiej potrzeby. Nie miałam niczego do powiedzenia. I 
bałam się, że powiem coś nieodpowiedniego.  
Edward nie pojawił się u mnie ani razu. Jasper i Emmett kilkakrotnie 

przychodzili powiedzieć "cześć", ale zaraz potem wychodzili. Wyglądało na to, 
że zwyczajnie nie przepadali za towarzystwem chorych i bezużytecznych 
osób. I bardzo dobrze ich rozumiałam. Sama też tego nie cierpiałam. Wiem, 
że się powtarzam, ale naprawdę, naprawdę NIENAWIDZĘ tego!  
W przyszłym tygodniu w szkole miały odbyć się jakieś rozgrywki sportowe. 
Nie, że byłam tym jakoś bardzo zszokowana, ale nie wiedziałam o tym, że 

Edward, Emmett i Jasper grają w piłkę nożną. Alice i Rosalie powiedziały, że 
tak jak zawsze wybierają się tam, ale jeśli ja nie chce, to mogę zostać w 
domu. Jednak zdecydowałam, że pójdę. To będzie mój pierwszy w życiu 
mecz piłki nożnej.  
Zresztą… tak samo jak i bal, który również miał się odbyć w przyszłym 

tygodniu. Alice powiedziała, że muszę iść do szkoły, bo inaczej nikt nie będzie 
miał szansy mnie tam zaprosić.  
"Jakby ktoś miał mieć taki zamiar!" - powiedziałam jej, ale ona jedynie się 
zaśmiała i powiedziała, ze owszem, tak.  
Czasami już naprawdę z nią nie wytrzymuję. Jestem zwyczajną, starą Bellą. 

Dlaczego ktoś miałby mnie zaprosić?  
 
Następnego dnia, w drodze do szkoły, nie mogłam prowadzić swojego 
samochodu. Alice uparła się, że sama zawiezie mnie swoim okazałym wozem.  
Oczywiście, to ona wybrała mi ubrania, ale odkąd byłam poniekąd kaleką, nie 

miałam juz siły się z nią wykłócać. Założyłam ciemne jeansy i czerwoną 
bluzkę, idealnie zakrywającą moje opatrunki. Nie było to zbyt skąpe, a nawet 
pasowało do mojego własnego stylu.  

background image

Może chorowanie wcale nie jest takie złe, skoro Alice przez cały ten czas mi 
odpuszcza.  
Rana na mojej nodze była zabandażowana, wiec nie powinna mnie boleć i, o 

dziwo, tak właśnie było. Jednak nie wyglądało to najlepiej i wolałam nie 
patrzeć w tamtym kierunku.  
Uśmiechnęłam się, kiedy Alice i Rosalie odprowadzały mnie do szkoły. Sama 
czułam to, jak się o mnie troszczyły. To nawet nie tak, ze wcześniej tego nie 
robiły, ale teraz cały czas byłam przez nie obserwowana i pytana, czy 

przypadkiem nic mnie nie boli. Jednak po pewnym czasie stało się to już 
trochę irytujące i zwyczajnie zaczęłam je ignorować.  
Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam, że kilka metrów za nami idzie Jasper. 
Czyżby robił za mojego ochroniarza?  
- Bella! Wróciłaś! – zawołała Angela, kiedy tylko mnie zobaczyła. Wydawała 
się być szczęśliwa, że mnie widzi. Również ucieszyłam się na jej widok, 

wiedząc, że rozumiała przez co przeszłam.  
- Hej, Angela - powiedziałam. Spojrzała na mnie, a zaraz potem na Alice. 
Wyglądało to na jakąś niemą wymianę zdań, na koniec której Angela skinęła. 
Mruknęłam cicho, czując się jak jakiś zwierzak uwięziony w klatce. Wszyscy 
moi przyjaciele cały czas mieli mnie na oku.  

- Okej, w takim razie, będę tam - powiedziała Alice, wskazując na łazienkę.  
Spojrzałam na nią, wdzięczna za choć chwilę wolności. Ale Angela oczywiście 
również ani na moment nie spuszczała ze mnie wzroku, więc w końcu nie 
widziałam żadnej różnicy. Poza tym, że Ange i Alice to dwie rożne osoby.  
- Bella, tak mi przykro! Nigdy, przenigdy nie powinnam cię tam zostawiać 

samej! Obie dobrze wiedziałyśmy, że jesteśmy śledzone, a ja sobie 
zwyczajnie odeszłam! Jest mi okropnie, okropnie przykro! - wyszeptała, 
obejmując mnie. Wyswobodziłam ręce, lekko wyswobadzając się z jej objęć. 
Znałam te jej uściski - mogłaby zmiażdżyć moje posiniaczone żebra, które 
nadal były jeszcze trochę wrażliwe.  
- Ange, w porządku. Byłaś wystraszona. O nic cię nie obwiniam - 

odpowiedziałam. To była czysta prawda, nie winiłam jej o to. Po prostu 
wołałabym, żeby to wszystko inaczej się potoczyło. Pomimo że cały czas 
twierdziłam, iż wszystko jest w porządku, naprawdę miałam już dość tego 
cierpienia. Nadal bolały mnie żebra i praktycznie cały czas głowa, ale jakoś z 
tym żyłam. Starałam się nie zwracać na to uwagi.  

- Ale ja i tak czuje się temu winna! Nie sądzę, że doszłoby do tego, 
gdybyśmy były razem – powiedziała, wyraźnie zmartwiona. Przez jej 
przepełnione smutkiem spojrzenie, teraz to ja poczułam się winna.  
- Nie wiesz tego. Mógłby zająć się nami obiema - powiedziałam pewnie, 
próbując polepszyć jej samopoczucie. Spojrzała na mnie i w końcu 

westchnęła.  
- Może masz rację. - Nadal nie wydawało się, żeby była przekonana.  
Tymczasem zadzwonił dzwonek i wróciła Alice. Naszą pierwszą lekcją była 
matematyka, więc nawet się nie zdziwiłam, kiedy zobaczyłam tam Edwarda 
siedzącego już na swoim miejscu. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam 

"cześć", ale on jedynie spojrzał na mnie i skinął głową, nie odzywając się ani 
słowem.  
Kiedy do klasy wszedł nauczyciel, pozwoliłam sobie na to, by mu się 

background image

przyjrzeć. Jego wzrok był wlepiony w książkę.  
Zaczęła się już lekcja, a on nadal nawet na mnie nie zerknął. Zobaczyłam, że 
Alice i Rosalie przyglądają się nam, posyłając w moim kierunku spojrzenie 

mówiące: "Dlaczego nie zapytasz, o co mu chodzi?".  
Potrząsnęłam głową, starając się pozbyć zbędnych myśli i skupić na tej 
najważniejszej.  
To była najgorsza lekcja w moim życiu. Zawarliśmy umowę dotyczącą tego, 
że koniec wzajemnego ignorowania, a teraz znowu...  

Przez cały czas czekałam, ale on nic nie powiedział. Kiedy zadzwonił 
dzwonek, postanowiłam, że to ja muszę w końcu przemówić.  
- Starczy już tej rozmowy - powiedziałam. Nawet nie czekałam na jego 
odpowiedź, tylko wyszłam z klasy. Na zewnątrz stały już dziewczyny.  
- Co się stało? - niemal natychmiast zapytała Alice.  
Wzruszyłam ramionami.  

- Nie wiem.  
Rosalie odeszła w druga stronę, do swojej klasy, zostawiając mnie i Alice 
same.  
Następna lekcja, historia, była tak nudna, że mało co na niej nie zasnęłam. 
Na szczęście Ally za każdym razem budziła mnie, szczypiąc w ramię.  

 
-  
 
Kiedy zadzwonił dzwonek, ucieszyłam się, że w końcu będę mogła iść do 
stołówki coś zjeść. Nie mogłam znieść tego, jak wszyscy się na mnie patrzyli. 

Chyba cała szkoła wiedziała o tym, co się stało.  
Rozejrzałam się dookoła, próbując odszukać wzrokiem Jamesa. Byłam 
zaskoczona tym, jak bardzo chciałam go zobaczyć, w końcu dowiedzieć się, 
co zrobił mu Edward.  
Jedyne co zauważyłam to Emmetta, próbującego ukryć się za grupką 
uczniów. Chciało mi się z niego śmiać, ale w końcu go zignorowałam. Od 

samego początku dnia, przez cały czas byłam pilnowana.  
Miałam się niby nie domyślić, że byłam śledzona. Pewnie Alice ich do tego 
przymusiła. Albo Esme. Obie się do tego nadawały.  
- Alice, miałabyś coś przeciwko, gdybym usiadła dziś z Angelą i resztą? - 
zapytałam niepewnie. Nie wiedziałam, czy nie zranię jej tą prośbą. Wcześniej 

nigdy nic się nie działo, ale po tym wypadku czułam się z nią bardziej 
związana. Może to jej teraz nie odpowiadać.  
A jednak się uśmiechnęła.  
- Nie, oczywiście, że nie. I tak będziemy mieć cię na oku, więc dlaczego 
miałabyś nie móc usiąść ze swoimi przyjaciółmi? - Ostatnie słowa zabrzmiały 

dla mnie trochę dwuznacznie, ale postanowiłam na zwracać na to większej 
uwagi.  
Wygląda na to, że dzisiaj ignorowałam wiele rzeczy.  
Podeszłam do ich stolika. Zauważyłam, że Mike i Angela ucieszyli się, widząc, 
że to z nimi wolałam usiąść.  

W czasie lunchu śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Prawie zapomniałam o moich 
obolałych żebrach.  
Ale kiedy tylko zachichotałam, znowu przypomniały mi o sobie, więc potem 

background image

już uważałam, żeby nie robić tego zbyt często.  
Westchnęłam, kiedy usłyszałam dzwonek na następną lekcję. Rozejrzałam się 
i zobaczyłam, jak Rosalie, Emmett, Edward i Jasper ruszają do swoich klas.  

- Idziesz, Bella? - Alice zapytała, stojąc za mną. Wydawała się trochę 
podenerwowana, więc odwróciłam się żeby zobaczyć, czym może być to 
spowodowane.  
I wtedy ujrzałam Jamesa.  
Jego jedno oko było podbite, przez co wyglądał jak jeden z misiów panda z 

zoo.  
Lewa ręka zwisała bezwładnie, a prawa noga została zabandażowana, 
zupełnie jak moja.  
Miał też kilka ran na pozostałych częściach ciała.  
Przygryzłam wargę, próbując powstrzymać uśmiech. Wyglądał, jakby 
przejechał go samochód… albo coś jeszcze gorszego.  

Nigdy nie spodziewałabym się czegoś takiego po Edwardzie. Wow. To, co 
zrobił wcześniej Emmett w porównaniu z tym - było niczym, zwyczajnie go 
wtedy nastraszył. Edward naprawdę nieźle mu dołożył.  
W końcu James mnie zauważył. Przełknęłam ślinę. Czułam, jak moje serce 
przyspiesza.  

Co miało się teraz wydarzyć?  
Podszedł do nas w towarzystwie swoich trzech kumpli. Na nasze nieszczęście, 
stołówka została juz wyludniona, zastali jedyne James ze swoimi 
przyjaciółmi, Alice i ja.  
Nie było dobrze.  

- W końcu wróciłaś do szkoły, Bella? Wcześniej byłaś za bardzo wystraszona? 
- jeden z przyjaciół Jamesa - Laurent - powiedział sarkastycznie. Alice 
prychnęła, co sprawiło, ze poczułam się jeszcze bardziej zdenerwowana. 
Lepiej byłoby ich nie rozwścieczać.  
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam ujawniać przed nimi swojego strachu. 
Wiedziałam, że gdybym tylko otworzyła usta, mogłabym stracić cale moje 

opanowanie i upaść na kolana. Czułam, ze zaczynałam drżeć.  
- Teraz nie ma z tobą twoich przyjaciół, Bella. A może zawołasz ich? "Och, 
Edward! James mnie znowu uderzył!" - powiedział drugi, na co cała trójka 
wybuchła śmiechem.  
Zatrzęsłam się ze strachu, wiedząc, że to może się źle skończyć. Wszyscy byli 

już w swoich klasach.  
Poczułam, jak Alice zesztywniała za mną, ale obie wiedziałyśmy, że nie 
mamy szans z trójka chłopaków. Mała Alice i pokaleczona, słaba Bella.  
Rozważałam swoje szanse. Moja noga nie była jeszcze do końca wyleczona, 
więc ucieczka odpadała. Mogłabym spróbować go uderzyć albo kopnąć, ale 

wiedziałam, że tego nie uda mi się powtórzyć. Nie bez poważnych 
konsekwencji.  
- Suko! Myślałaś, że ujdzie ci to bezkarnie? Przez trzy miesiące nie będę mógł 
grać! - James wrzeszczał na mnie, kuśtykając coraz bliżej. Nie mogłam już 
nic więcej wymyślić, słyszałam głośne bicie własnego serca.  

- To wyłącznie twoja wina. Jeśli jeszcze raz odezwiesz się do Belli, 
przyrzekam, że nie będę już taki delikatny. - Prawie wrzasnęłam, kiedy 
usłyszałam za sobą głos Edwarda. Osobiście zdałam sobie sprawę z jego 

background image

obecności, kiedy poczułam na sobie ciepło jego ciała. Wiedziałam, że gdybym 
tylko przechyliła się do tyłu, moja głowa spoczęłaby na piersi chłopaka.  
Przełknęłam ślinę.  

- Mogę podać cię do sądu za te twoje groźby, wiesz o tym? - James prychnął.  
- Możesz. Ale i tak wątpię, żebyś wygrał - Edward powiedział chłodno.  
James spojrzał na niego wściekle. Tym razem wykazał się rozumem i już 
więcej nie naciskał.  
Razem ze swoimi przyjaciółmi odwrócił się i wyszedł.  

Próbowałam zacząć znowu oddychać, ale tlen nie chciał wniknąć do mojego 
ciała.  
- Postaraj się go unikać. Nie możemy ratować cię za każdym razem - Edward 
powiedział szorstko.  
- Dzięki - wymamrotałam do niego.  
Skinął głową i wyszedł.