background image
background image
background image

MEG CABOT

PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI

PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 1

background image

Wtorek, 23 września

Czasem wydaje mi się, że bez przerwy kłamię. Mama uważa, że tłumię swoje uczucia. 

Mówię jej:

- Nie, mamo, skąd. Wszystko w porządku. Cieszę się razem z tobą.

A mama na to:

- Chyba nie jesteś ze mną szczera.

I   daje   mi   ten   notes.   Chce,   żebym   zapisywała   w   nim   swoje   odczucia,   skoro,   jak 

twierdzi,   najwyraźniej   nie   ufam   jej   i   nie   chcę   o   nich   mówić   otwarcie.   Chce,   żebym 

zapisywała swoje odczucia? Proszę bardzo, już zapisuję:

W GŁOWIE MI SIĘ NIE MIEŚCI, ŻE ONA MI TO ROBI!

Jakby wszyscy i tak nie uważali mnie za dziwadło. I to największe dziwadło w całej 

szkole. No, bo spójrzmy prawdzie w oczy: mam metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, jestem 

płaska  jak deska  i chodzę  do pierwszej  klasy liceum.  Czy można  być  jeszcze  większym 

dziwadłem? Jeśli ludzie w szkole coś odkryją, przepadłam. Przepadłam jak nic.

Boże, jeżeli naprawdę istniejesz, proszę, nie pozwól im się o niczym dowiedzieć.

Na Manhattanie mieszkają cztery miliony ludzi, prawda? Co znaczy, że około dwóch 

milionów z nich to faceci. I spośród dwóch milionów facetów, ona musi umawiać się akurat z 

panem Gianinim. Nie może spotykać się z jakimś gościem, którego bym nie znała. Nie może 

chodzić z facetem poznanym w delikatesach czy gdziekolwiek indziej. O nie, skąd.

Musi umawiać się z moim nauczycielem algebry. Dzięki, mamo. Naprawdę, wielkie 

dzięki.

Środa, 24 września, piąta lekcja

Lilly na to:

- Pan Gianini to luzak.

Tak, i co jeszcze? Dla Lilly Moscovitz może to i luzak.

To luzak dla kogoś, kto radzi sobie z algebrą, jak Lilly. Ale wcale nie jest luzakiem, 

jeśli zawala się algebrę, jak ja. Nie jest luzakiem, kiedy zostawia cię po szkole między 2. 30 a 

3. 30 każdego bez wyjątku dnia i każe rozwiązywać zadania na skrócone mnożenie, zamiast 

pozwolić, żebyś łaziła gdzieś z przyjaciółmi. Nie jest wcale takim luzakiem, kiedy dzwoni do 

twojej matki, rozmawia z nią o tym,  jak zawalasz algebrę, a potem ZAPRASZA JĄ NA 

RANDKĘ.

A   już   zupełnie   przestaje   być   luzakiem,   kiedy   wiesz,   że   całuje   twoją   matkę   z 

background image

języczkiem. Nie, nie przyłapałam ich. Zresztą nawet jeszcze nie byli na randce. I nie sądzę, 

żeby   mama   pozwoliła   jakiemukolwiek   facetowi   całować   się   z   języczkiem   na   pierwszej 

randce.

Przynajmniej taką mam nadzieję. W zeszłym tygodniu patrzyłam, jak Josh Richter 

całował się z języczkiem  z Laną Weinberger.  Miałam pełne zbliżenie, bo opierali  się na 

korytarzu o szafkę Josha, a ona jest tuż obok mojej. Zrobiło mi się trochę niedobrze.

Co   nie   znaczy,   że   protestowałabym,   gdyby   Josh   mnie   pocałował   w   taki   sposób. 

Któregoś dnia poszłyśmy z Lilly do Bigelows po krem z alfahydroksykwasami dla jej mamy i 

zauważyłam Josha, który czekał w kolejce do kasy. Zobaczył mnie, prawie się uśmiechnął i 

powiedział:

- Cześć.

Kupował   Drakkar   Noir,   męską   wodę   kolońską.   Wzięłam   potem   od   ekspedientki 

darmową próbkę. Teraz, kiedy tylko zechcę, mogę sobie powąchać Josha w zaciszu własnego 

domu.

Lilly   mówi,   że   Joshowi   tego   dnia   prawdopodobnie   szwankowały   synapsy;   musiał 

dostać   udaru   słonecznego   czy   czegoś   takiego.   Powiedziała,   że   pewnie   wydałam   mu   się 

znajoma, ale z dala od betonowych ścian Liceum Alberta Einsteina w żaden sposób nie umiał 

skojarzyć mojej twarzy. Bo niby czemu, spytała mnie, najpopularniejszy chłopak z ostatniej 

klasy miałby mówić „cześć” mnie, Mii Thermopolis, marnemu pierwszakowi?

Ale ja wiem, że to nie udar. Z daleka od Lany i swoich przyjaciół pakersów Josh to 

zupełnie inny człowiek. Człowiek, który nie zwraca uwagi, czy dziewczyna ma płaski biust 

albo czy nosi buty rozmiar czterdzieści jeden. Człowiek, który umie pominąć takie detale i 

zajrzeć w głąb duszy. Jestem tego pewna, bo kiedy popatrzyłam mu w oczy w Bigelows, 

zobaczyłam w nich bardzo wrażliwą osobowość, która pragnie, by ktoś ją dostrzegł.

Lilly mówi, że mam wybujałą wyobraźnię i patologiczną potrzebę wprowadzenia w 

swoje życie elementów dramatycznych. Twierdzi, że moje zdenerwowanie mamą i panem G. 

jest tego klasycznym przykładem.

- Jeżeli tak się bardzo przejmujesz, po prostu powiedz o tym mamie.

Powiedz jej: nie chcę, żebyś się z nim spotykała. Nie rozumiem cię, Mia. Zawsze i 

wszędzie kłamiesz; ukrywasz, co czujesz. Dlaczego nie zachowujesz się asertywnie? Twoje 

uczucia też się liczą. O tak, jasne.

Nie potrafiłabym tak mamie dokopać. Ona się tak niesamowicie cieszy na myśl  o 

randce,   że   od   samego   patrzenia   chce   mi   się   rzygać.   Bez   przerwy   coś   gotuje.   Wczoraj 

wieczorem po raz pierwszy od miesięcy ugotowała makaron z sosem. Nie żartuję. Zdążyłam 

background image

otworzyć menu dań na wynos z Suzie's Chinese, a ona mówi:

- O nie. Kotku, wybij to sobie z głowy kluski z sezamem na zimno.

Zrobiłam makaron po włosku. Makaron! Mama zrobiła makaron!

Uszanowała nawet moje prawa wegetarianki i nie włożyła do sosu klopsików.

Nic z tego nie rozumiem.

NIE ZAPOMNIEĆ

1. Kupić żwirek dla kota.

2. Skończyć przykłady na skrócone mnożenie dla pana G.

3. Przestać mówić Lilly o wszystkim.

4. Iść do Pearl Paint: kupić miękkie ołówki, klej w sprayu i blejtramy (dla mamy).

5. Wypracowanie o Islandii na historię cywilizacji (5 stron, podwójny odstęp).

6. Przestać tyle myśleć o Joshu Richterze.

7. Odnieść bieliznę do pralni.

8. Czynsz za październik (sprawdzić, czy mama zrealizowała czek od taty! ).

9. Być bardziej asertywna.

10. Mierzyć się w biuście.

Czwartek, 25 września

Dzisiaj na algebrze mogłam myśleć tylko o tym, że jutro wieczorem pan Gianini może 

wsadzić mojej mamie język w usta. Po prostu siedziałam i gapiłam się na niego. Zadał mi 

naprawdę łatwe pytanie - przysięgam, wszystkie proste pytania rezerwuje dla mnie, jakby nie 

chciał, żebym czuła się pominięta, czy co - a ja go w ogóle nie usłyszałam. Wyrwało mi się 

tylko jakieś:

- Co?

Wtedy Lana Weinberger, jak zwykle, parsknęła i przechyliła się w moją stronę tak, że 

całą blond grzywą zamiotła mi ławkę. W nos uderzyła mnie potężna fala perfum, a potem 

Lana wysyczała naprawdę paskudnym tonem:

- Idiotka.

Wymówiła to słowo tak, jakby miało więcej niż trzy sylaby. Jakby pisało się je: ID - I 

- JOT - KA.

Jak   to   się   dzieje,   że   mili   ludzie,   tacy   jak   księżna   Diana,   giną   w   wypadkach 

samochodowych, a wredni, jak Lana, nie? Nie rozumiem, co Josh Richter w niej widzi. To 

znaczy, jasne, jest ładna. Ale jest taka podła. Czy on tego nie widzi?

Chociaż Lana chyba jest dla Josha miła. Ja na pewno byłabym miła dla niego. To 

background image

najprzystojniejszy   chłopak   w   całym   Liceum   imienia   Alberta   Einsteina.   Wielu   chłopaków 

wygląda jak ostatnie debile w naszym  szkolnym  stroju; muszą nosić szare spodnie, białą 

koszulę i czarny sweter z długim rękawem albo kamizelkę. Ale nie Josh. On w tym mundurku 

wygląda jak model.

Nie żartuję.

Nieważne. Dzisiaj zauważyłam, że pan Gianini ma OKROPNIE szerokie dziurki w 

nosie. Dlaczego ktoś chciałby się umawiać z facetem, któremu tak sterczy nos? Zapytałam o 

to Lilly podczas lunchu, a ona powiedziała:

- Nie zwróciłam uwagi na jego nos. Będzie jeszcze jadła te knedelki?

Lilly mówi, że powinnam pozbyć się tej obsesji. Jej zdaniem boję się, bo dopiero 

pierwszy miesiąc uczymy się w liceum, a już mam z czegoś jedynkę i żeby o tym zapomnieć, 

przejmuję się panem Gianinim i mamą. Mówi, że to się nazywa przeniesienie.

To   naprawdę   ciężki   niefart,   kiedy   rodzice   twojej   najbliższej   przyjaciółki   są 

psychoanalitykami.

Dzisiaj   po   szkole   pani   doktor   Moscovitz   i   pan   doktor   Moscovitz   bez   przerwy 

próbowali poddać mnie analizie. Lilly i ja siedziałyśmy sobie i grałyśmy w Boggle. I co pięć 

minut zaczynało się:

- Dziewczyny,  chcecie napić się trochę Snapple'a? Dziewczyny,  na Discovery jest 

szalenie interesujący dokument o kałamarnicach. A przy okazji, Mia, jak się czujesz z tym, że 

twoja mama zaczyna się umawiać z waszym nauczycielem algebry?

-   Nie   mam   nic   przeciwko   temu   -   mówiłam.   Dlaczego   nie   umiem   być   bardziej 

asertywna?

Ale co by było, gdyby rodzice Lilly wpadli na moją mamę, robiąc zakupy na Jefferson 

Market albo przy innej okazji? Jeśli im powiem prawdę, na pewno jej powtórzą. Nie chcę, 

żeby mama wiedziała, jak głupio się czuję, zwłaszcza że ona tak się cieszy.

Najgorsze jednak, że całą rozmowę usłyszał Michael, starszy brat Lilly.

Natychmiast   zaczął   się   śmiać   do   rozpuku,   chociaż   ja   sama   nie   widzę   w   tym   nic 

śmiesznego.

- Twoja mama umawia się z Frankiem Gianinim? Ha, ha, ha! - zaczął. Świetnie. Teraz 

brat Lilly, Michael, już wie.

Musiałam zacząć go błagać, żeby nic nikomu nie mówił. Na piątej lekcji chodzi razem 

ze mną i Lilly na rozwój zainteresowań. To raczej zawracanie głowy, a nie normalna lekcja, 

bo pani Hill, która prowadzi RZ w liceum Alberta Einsteina w ogóle nie zwraca na nas uwagi, 

jeśli tylko za bardzo nie hałasujemy. Nie cierpi wychodzić z pokoju nauczycielskiego, który 

background image

jest naprzeciw klasy, gdzie mamy RZ, żeby na nas nawrzeszczeć.

W każdym razie, Michael w ramach tej piątej lekcji powinien pracować nad swoim 

webzinem „Crackhead”. Ja mam w tym czasie nadrabiać zaległości w algebrze.

Tak czy owak, pani Hill nigdy nie sprawdza, co robimy podczas RZ, i to chyba lepiej, 

bo głównie usiłujemy wymyślić, jak zamknąć w szafie na materiały biurowe tego nowego 

Rosjanina, który podobno jest muzycznym geniuszem, byle tylko nie słuchać, jak rzępoli na 

swoich głupich skrzypcach Strawińskiego.

Mimo wszystko, Michael nie będzie siedział cicho tylko dlatego, że zgodnie tępimy 

Borisa   Pelkowskiego   i   jego   skrzypce.   Coś   komuś   wygada.   Michael   tymczasem   wciąż 

powtarzał:

- No, co dla mnie zrobisz, Thermopolis? Co dla mnie zrobisz?

Nic nie mogę zrobić dla Michaela Moscovitza. Nie zaproponuję, że będę za niego 

odrabiać prace domowe, ani nic takiego. Michael jest w ostatniej klasie (tak jak Josh Richter). 

Michael   przez   całe   życie   miał   same   szóstki   (tak   jak   Josh   Richter).   Michael   pewnie   w 

przyszłym roku zacznie studia na uniwersytecie Yale albo Harvarda (tak jak Josh Richter).

Co ja mogłabym zrobić dla kogoś takiego?

To   nie   znaczy,   że   Michael   to   jakiś   ideał.   W   przeciwieństwie   do   Josha   Richtera, 

Michael nie gra w drużynie szkolnej. Nawet nie jest członkiem klubu dyskusyjnego. Nie 

wierzy w sporty zespołowe, w zbiorowe modlitwy, ani w gruncie rzeczy w nic, co się robi w 

grupie. Większość czasu spędza sam w swoim pokoju. Kiedyś zapytałam Lilly, co on tam 

robi, na co odparła, że i ona, i jej rodzice stosują wobec Michaela strategię: „nie pytaj, nie 

rozkazuj”.

Założę się, że konstruuje bombę. Może w ramach szkolnych figli wysadzi w powietrze 

Liceum imienia Alberta Einsteina.

Czasami wynurza się ze swojego pokoju i robi sarkastyczne uwagi. Zdarza się, że 

chodzi   wtedy   bez   koszuli.   Zauważyłam,   że   chociaż   nie   wierzy   w   sporty   zespołowe,   ma 

naprawdę ładny tors. A zwłaszcza świetnie zarysowane mięśnie brzucha.

Nigdy nie wspomniałam o tym Lilly.

W każdym  razie, Michael chyba się znudził moimi propozycjami,  że wyprowadzę 

jego owczarka szetlandzkiego, Pawłowa, albo odniosę puste puszki po napoju Tab jego mamy 

do Gristedes, żeby odebrać kaucję, co jest jego cotygodniowym obowiązkiem. Bo w końcu 

powiedział z niesmakiem:

- Daj sobie spokój, Thermopolis, dobra?

I poszedł z powrotem do siebie.

background image

Zapytałam   Lilly,   o   co   się   wścieka.   Ona   mi   na   to,   że   Michael   mnie   molestował 

seksualnie, a ja niczego nie zauważyłam.

Ale   wstyd!   Przypuśćmy,   że   Josh   Richter   zacznie   mnie   molestować   seksualnie 

któregoś dnia (chciałabym), a ja tego nie zauważę? Boże, jestem czasem taka głupia.

Lilly powiedziała, żebym się nie przejmowała. Michael nie powie kumplom ze szkoły, 

że moja mama spotyka się z panem G. , bo nie ma żadnych kumpli. A potem chciała się 

dowiedzieć, czemu tak bardzo przeszkadzają mi szerokie dziurki w nosie pana Gianiniego, 

skoro nie ja muszę na nie patrzeć, tylko moja mama.

A ja powiedziałam:

- Wybacz, dzień w dzień muszę na nie patrzeć od 9. 55 do 10. 55 i od 2. 30 do 3. 30, z 

wyjątkiem sobót i niedziel, świąt państwowych i letnich wakacji. To znaczy, o ile nie będę 

miała poprawki i nie będę musiała chodzić na kurs wakacyjny.

A jeśli się pobiorą, wtedy będę musiała oglądać jego nos CODZIENNIE, SIEDEM 

DNI W TYGODNIU, WŁĄCZAJĄC ŚWIĘTA.

Zdefiniuj zbiór: zespół obiektów, każdy element czy przedmiot należy do jakiegoś 

zbioru

A = {Gilligan, Szyper, Mary Ann}

Reguła, która opisuje każdy element

A = {x/x jest jednym z rozbitków na Wyspie Gilligana}

Piątek, 26 września

LISTA NAJSEKSOWNIEJSZYCH FACETÓW LILLY MOSCOVITZ

(opracowana podczas historii cywilizacji, 

z komentarzami Mii Thermopolis)

1. JOSH RICHTER (zgadzam się, metr osiemdziesiąt czystego seksu. Blond włosy, 

które często opadają na błękitne oczy i ten słodki, leniwy uśmiech. Jedyna wada: ma fatalny 

gust; chodzi z Laną Weinberger).

2.  BORIS  PELKOWSKI  (nie zgadzam się zupełnie.  Tylko  dlatego,  że zagrał na 

swoich   idiotycznych   skrzypcach   w   Carnegie   Hall,   kiedy   miał   dwanaście   lat,   nie   znaczy 

jeszcze, że jest seksowny. W dodatku chowa szkolny sweter w spodnie, zamiast wypuścić go 

na wierzch, jak normalny człowiek).

3. PIERCE BROSNAN, najlepszy ze wszystkich Bondów (nie zgadzam się - bardziej 

podobał mi się Timothy Dalton).

4.  DANIEL DAY LEWIS  w Ostatnim Mohikaninie (popieram - „Musisz żyć, bez 

background image

względu na to, co się stanie! ”).

5. Brytyjski KSIĄŻĘ WILLIAM (aha).

6. LEONARDO w Titanicu (daj spokój! Styl 1998 roku... to już przeszłość).

7. Pan  WHEETON, trener szkolnej drużyny (seksowny, ale zajęty. Widziałam, jak 

otwierał drzwi pokoju nauczycielskiego przed panną Klein).

8. Ten facet w dżinsach na wielkim billboardzie na Times Square (absolutna zgoda. 

KTO to jest? Powinni mu dać własny serial w TV).

9. Chłopak doktor Quinn (gdzie on się podział? Był naprawdę sexy! ).

10.  JOSHUA BELL, skrzypek (zgadzam się totalnie. Fajnie byłoby umawiać się z 

muzykiem - tylko nie z Borisem Pelkowskim).

Piątek, trochę później

Mierzyłam sobie biust i w ogóle nie myślałam o tym, że mama ma randkę z moim 

nauczycielem algebry, kiedy zadzwonił tata . Nie wiem czemu, ale skłamałam, że mama jest 

w swojej pracowni. Zupełnie bez sensu, bo przecież tata wie, że mama umawia się na randki. 

Jednak jakoś nie mogłam mu powiedzieć o panu Gianinim.

Dziś po południu, w czasie obowiązkowej powtórki z panem Gianinim, siedziałam i 

ćwiczyłam wzory skróconego mnożenia (kwadrat sumy, kwadrat różnicy, różnica kwadratów 

- o Boże, czy ja kiedykolwiek będę musiała używać tych wzorów w prawdziwym życiu? 

KIEDY??? ), aż tu nagle pan Gianini powiedział:

- Mia, mam nadzieję, że... no cóż, że nie masz nic przeciwko moim spotkaniom z 

twoją matką na stopie towarzyskiej.

A ja przesłyszałam się i w pierwszej chwili myślałam, że powiedział coś o SEKSIE, a 

nie towarzyskich spotkaniach. Nagle poczułam, że się całkowicie czerwienię. No, że SPALĘ 

się ze wstydu. Wykrztusiłam:

- Nie, proszę pana, to mi wcale nie przeszkadza.

A pan Gianini odparł:

-   Bo   jeśli   coś   ci   się   nie   podoba,   możemy   o   tym   pomówić.   Chyba   musiał   się 

zorientować, że ściemniam, skoro miałam taką czerwoną twarz.

Ale dodałam tylko:

- Dla mnie to żaden problem. To znaczy, TROSZKĘ się przejmuję, ale naprawdę, 

wszystko   jest   w   porządku.   No   wie   pan,   to   tylko   randka,   prawda?   Dlaczego   mam   się 

denerwować z powodu jednej głupiej randki?

Pan Gianini powiedział na to:

background image

- No cóż, Mia, nie wiem, czy to będzie jedna głupia randka. Bardzo lubię twoją matkę.

I wtedy, zupełnie nie wiem, jak to się stało, ale nagle usłyszałam własne słowa:

- Mam nadzieję. Bo jeśli ona zacznie przez pana płakać, skopię panu tyłek.

O mój Boże! Sama nie wierzę, że użyłam słowa „tyłek” do nauczyciela! Potem jeszcze 

bardziej się zaczerwieniłam, o ile to w ogóle możliwe. Dlaczego jestem szczera tylko wtedy, 

kiedy gwarantuje mi to kłopoty?

Ale z drugiej strony, rzeczywiście czuję się trochę niezręcznie z tym wszystkim. Może 

rodzice Lilly mieli rację.

Pan   Gianini   zachował   się   jednak   jak   luzak.   Uśmiechnął   się   swoim   zabawnym 

uśmiechem i powiedział:

- Nie zamierzam doprowadzić twojej matki do płaczu, ale jeśli tak się kiedykolwiek 

stanie, oficjalnie cię upoważniam, żebyś skopała mi tyłek.

Mimo wszystko zachował się w porządku.

No nic. Tata miał przez telefon naprawdę dziwny głos.

Ale on zawsze ma taki głos. Transatlantyckie połączenia telefoniczne są beznadziejne; 

słyszę, jak ocean szumi w tle, i denerwuję się, bo mi się wydaje, że podsłuchują nas ryby, czy 

coś takiego. Poza tym,  tata nawet nie chciał ze mną  rozmawiać. Chciał mówić z mamą. 

Pewnie ktoś umarł i on chce, żeby mama zawiadomiła mnie o tym oględnie.

Może umarła Grandmére, jego matka. Hm...

Od ostatniego lata moje piersi urosły dokładnie zero. Mama kompletnie się myliła. 

Wcale nie zaczęłam gwałtownie rosnąć, skończywszy czternaście lat, jak ona kiedyś. Pewnie 

nigdy nie zacznę gwałtownie rosnąć, przynajmniej w klatce piersiowej. Rosnę zrywami tylko 

WZWYŻ, nigdy WSZERZ. Jestem w tej chwili najwyższą dziewczyną w klasie.

No tak, jeśli ktoś mnie zaprosi na szkolne Tańce z Różnych Stron Świata (jasne, już to 

widzę... ) nie będę mogła założyć sukienki bez ramiączek, bo na klatce piersiowej nie mam 

nic, na czym mogłaby się utrzymać.

Sobota, 27 września

Spałam   już,   kiedy   mama   wróciła   wczoraj   wieczorem   do   domu   ze   swojej   randki 

(ociągałam się z zaśnięciem, bo chciałam się dowiedzieć jak było, ale chyba to mierzenie 

biustu mnie wykończyło), więc nie udało mi się zapytać jej, jak poszło, aż do dzisiejszego 

ranka,   kiedy   poszłam   do   kuchni   nakarmić   Grubego   Louie.   Mama   już   wstała,   co   mnie 

zaskoczyło, bo zazwyczaj śpi dłużej niż ja, chociaż przecież to ja jestem nastolatką i to ja 

powinnam bez przerwy spać.

background image

Z  drugiej  strony,   mama  miała  depresję, odkąd  odkryła,  że  jej   ostatni  chłopak  był 

republikaninem.

Była w kuchni, podśpiewywała sobie wesoło i smażyła naleśniki. Myślałam, że padnę 

trupem na ten widok: mama robi jedzenie tak wcześnie rano i to w dodatku wegetariańskie.

Oczywiście, wczoraj bawiła się świetnie. Poszli na obiad do Monte's (plus za brak 

skąpstwa, panie G.! ), a potem wybrali się na spacer wkoło West Village, wstąpili do jakiegoś 

baru i siedzieli w ogródku na tyłach do drugiej w nocy, po prostu gadając. Próbowałam ją 

delikatnie   wybadać,   czy   się   całowali,   a   zwłaszcza   z   języczkiem,   ale   mama   tylko   się 

uśmiechnęła i jakby nieco zawstydziła. Niech będzie, że nie. Okropne.

W tym tygodniu znów mają się umówić.

Nie będę się czepiać, skoro ona się cieszy.

Dzisiaj Lilly kręci parodię Blair Witch Project do swojego programu telewizyjnego 

„Lilly nazywa rzeczy po imieniu”. Blair Witch Project to film o jakichś dzieciakach, które 

wybrały się do lasu szukać czarownicy.

W   końcu   wszyscy   giną   i   zostaje   po   nich   wyłącznie   taśma   filmowa   i   parę   kupek 

chrustu. Tylko, że zamiast Blair Witch Project, wersja Lilly nazywa się Green Witch Project. 

Lilly zamierza wziąć ręczną kamerę do parku Washington Square i filmować turystów, którzy 

podchodzą do ludzi i pytają, jak dostać się do Green Witch Village. (Tak naprawdę, chodzi im 

o Greenwich Village - „w” W Greenwich się nie wymawia, ale ludzie spoza miasta zawsze 

przekręcają tę nazwę).

Tak czy owak, kiedy turyści będą podchodzić i pytać nas o Green Witch Village, 

mamy wrzeszczeć i uciekać w panice. A na koniec, mówi Lilly, zostanie po nas tylko kupka 

biletów do metra. Lilly twierdzi, że kiedy program pójdzie na antenę, nikt już nie spojrzy na 

bilety do metra tak jak przedtem. Żałowałam, że nie znamy jakiejś prawdziwej czarownicy. 

Myślałam nawet, czy nie namówić Lany Weinberger, żeby ją zagrała, ale Lilly stwierdziła, że 

nie chce obsadzać w tej roli aktorki charakterystycznej.

Poza tym, musiałybyśmy znosić Lanę przez cały dzień, a tego nikt nie wytrzyma. 

Zresztą i tak by nie przyszła, bo uważa nas za najmniej popularne dziewczyny w całej szkole. 

Prawdopodobnie nie chciałaby zepsuć sobie reputacji, pokazując się z nami.

Z drugiej strony, jest taka próżna, że pewnie podskoczyłaby z radości zyskując szansę 

występu w telewizji, nawet jeśli to tylko lokalna kablówka ogólnego dostępu.

Kiedy   skończyłyśmy   filmowanie,   zobaczyłyśmy   jak   Ślepiec   przechodzi   przez 

Bleecker.   Znalazła   kolejną   ofiarę,   kompletnie   niewinną   niemiecką   turystkę.   Nie   miała 

pojęcia, że ten miły, niewidomy człowiek, którego przeprowadza przez jezdnię, zacznie ją 

background image

obmacywać, jak tylko dojdą na drugą stronę, a potem uda, że nie zrobił tego specjalnie.

Całe moje szczęście; jedyny facet, który mnie kiedykolwiek obmacywał (swoją drogą, 

nie ma czego macać), to niewidomy.

Lilly mówi, że doniesie na Ślepca do Szóstego Komisariatu. Już widzę, jak się tym 

przejmą. Mają większe zmartwienia. Na przykład chwytanie morderców.

NIE ZAPOMNIEĆ

1. Kupić żwirek dla kota.

2. Upewnić się, czy mama wysłała czek za czynsz.

3. Przestać kłamać.

4. Wybrać temat pracy semestralnej z angielskiego.

5. Odebrać pranie.

6. Przestać myśleć o Joshu Richterze.

Niedziela, 28 września

Tata znów dzisiaj zadzwonił, ale tym razem mama faktycznie była w swojej pracowni, 

więc już nie czułam się tak fatalnie jak wczoraj, kiedy go okłamałam i nie powiedziałam mu o 

panu   Gianinim.   Znów   przez   telefon   głos   taty   brzmiał   strasznie   dziwnie,   więc   w   końcu 

spytałam:

- Tato, czy Grandmére umarła? A jego zatkało. Potem odparł:

- Nie, Mia, skąd ci to przyszło do głowy?

No więc wyjaśniłam, że to przez ten dziwny głos przez telefon. Tata mi na to:

- Mówię normalnie.

Wierutne łgarstwo. Naprawdę mówił nieswoim tonem. Zdecydowałam się jednak nie 

czepiać. Opowiedziałam mu za to o Islandii, bo na historii cywilizacji uczyliśmy się o niej 

ostatnio.  Islandia  ma  najwyższy na świecie  wskaźnik  czytelnictwa;  oni nie mają tam nic 

innego do roboty, więc czytają książki. Mają też naturalne gorące źródła i wszyscy chodzą się 

w   nich   kąpać.   Kiedyś   na   występy   przyjechała   do   Islandii   opera.   Wyprzedano   bilety   na 

wszystkie spektakle i przedstawienia obejrzało 98 procent populacji. Wszyscy nauczyli się 

libretta na pamięć i całymi dniami je sobie podśpiewywali.

Chciałabym  kiedyś  zamieszkać na Islandii. Wydaje mi się, że to fajne miejsce. O 

wiele fajniejsze niż Manhattan, gdzie ludzie czasem plują na siebie bez powodu.

Ale tacie Islandia chyba nie zaimponowała. Możliwe, że w porównaniu z Islandią 

każde państwo wygląda beznadziejnie. A przecież państwo, w którym mieszka tata, też jest 

dość małe. Gdyby pojechała tam opera, moim zdaniem około 80 procent populacji przyszłoby 

background image

na przedstawienia, a to już całkiem niezły powód do dumy.

Podzieliłam   się   z   nim   tymi   informacjami   tylko   dlatego,   że   tata   jest   politykiem. 

Pomyślałam sobie, że przyda mu się parę pomysłów ulepszeń dla Genowii, w której mieszka. 

Widocznie jednak, zdaniem taty, Genowii nie potrzebne są ulepszenia. Genowia importuje 

przede wszystkim turystów; wiem o tym, bo w siódmej klasie musiałam zrobić krótki opis 

każdego państwa w Europie i odkryłam, że jeśli chodzi o wpływy z turystyki, Genowia może 

się równać z Disneylandem. Prawdopodobnie dlatego obywatele Genowii nie muszą płacić 

podatków.   Rząd   i   tak   ma   już   dość   pieniędzy.   Ustrój   Genowi   to   księstwo.   Oprócz   niej, 

księstwem jest jeszcze tylko Monako. Tata mówi, że mamy w Monako mnóstwo krewnych, 

ale na razie żadnych nie poznałam, nawet u Grandmére.

Zaproponowałam   tacie,   żebyśmy   w   przyszłym   roku,   zamiast   spędzać   lato   z 

Grandmére w jej francuskim chateau w Miragnac, pojechali na Islandię. Oczywiście, babcię 

musielibyśmy zostawić w zamku Miragnac.

Islandia nie spodobałaby się jej. Babcia nienawidzi miejsc, gdzie nie potrafią podać 

porządnego sidecara. To jej ulubiony drink i popija go dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Tata na to wszystko powiedział tylko:

- Porozmawiamy o tym kiedy indziej. - i odwiesił słuchawkę. Mama naprawdę ma 

rację co do niego.

Wartość   bezwzględna:   odległość   danej   liczby   od   zera   na   osi   liczbowej...   zawsze 

wyrażona liczbą dodatnią.

Poniedziałek, 29 września, RZ

Dzisiaj bardzo uważnie przyglądałam się panu Gianiniemu. Szukałam oznak, że bawił 

się na randce z moją mamą gorzej niż ona. On jednak miał naprawdę świetny humor. Podczas 

lekcji,   kiedy   siedzieliśmy   nad   równaniami   kwadratowymi   (a   gdzie   wzory   skróconego 

mnożenia? Właśnie zaczynałam łapać, o co chodzi, a tu, ni stąd ni zowąd, znów zaczynamy 

robić coś NOWEGO; nic dziwnego, że zawalam algebrę); spytał, czy ktoś z nas starał się o 

jakąś rolę w My Fair Lady, musicalu, który szkoła ma wystawić jesienią.

Później dodał, tonem, jakim zawsze mówi, kiedy się do czegoś zapali:

- Wiecie, kto byłby dobrą Elizą Doolittle? Moim, zdaniem, Mia.

Myślałam,  że totalnie  padnę. Wiem,  że pan Gianini starał się być  tylko miły - to 

znaczy, w końcu chodzi z moją matką - ale to był kompletny niewypał; bo po pierwsze, już 

dawno  jest   po  przesłuchaniach,   a  zresztą   nawet  gdybym   mogła   wziąć  w  nich   udział   (co 

odpadało,   bo   mam   jedynkę   z   algebry,   halo,   panie   Gianini,   pamięta   pan?   ),   NIGDY   nie 

background image

dostałabym ŻADNEJ roli a co dopiero GŁÓWNEJ. Nie umiem śpiewać. Ja przecież ledwie 

umiem mówić.

Nawet Lana Weinberger, która pod koniec podstawówki zawsze dostawała główne 

role, tej nie dostała. Dali ją jakiejś dziewczynie z najstarszej klasy. Lana gra pokojówkę, 

widza   na   wyścigach   w   Ascot   i   londyńską   prostytutkę   z   biednej   dzielnicy.   Lilly   jest 

inspicjentką. Ma zapalać i gasić światła podczas antraktów.

Tak mnie wcięło po tej uwadze pana Gianiniego, że nie mogłam się słowem odezwać. 

Siedziałam jak oniemiała i czułam, że robię się cała czerwona. Może dlatego później, kiedy 

Lilly i ja w przerwie na lunch podeszłyśmy do mojej szafki, Lana która czekała tam na Josha, 

odezwała się tym obrzydliwym nosowym głosem:

- Och, cześć Amelio.

A przecież nikt nie nazywa mnie Amelią (poza Grandmére) od przedszkola, kiedy 

zaczęłam prosić , żeby przestali.

Potem, kiedy się pochyliłam, żeby wyjąć pieniądze z plecaka, Lana musiała zajrzeć 

głęboko za dekolt mojej bluzki, bo nagle powiedziała:

- Och, uroczy widok. Stanik wciąż ci spada? Czemu chociaż nie przylepisz  sobie 

plastrów z opatrunkiem?

Chyba   rzuciłabym   się   na   Lanę   i   trzepnęła   ją   -   choć   może   jednak   nie:   państwo 

Moscovitz   twierdzą,   że   mam   problemy,   kiedy   potrzebna   jest   konfrontacja   -   gdyby   Josh 

Richter nie podszedł DOKŁADNIE W TYM MOMENCIE. Wiedziałam, że totalnie wszystko 

słyszał, ale on tylko powiedział do Lilly, która zasłaniała mu szafkę:

- Możesz mnie przepuścić?

Miałam zamiar wymknąć się na dół do stołówki i zapomnieć o całej sprawie - Boże, 

tylko tego mi trzeba, żeby brak biustu wypominano mi przed samym nosem Josha Richtera! - 

ale Lilly nie puszcza takich rzeczy płazem. Strasznie się zaczerwieniła i powiedziała do Lany:

-   Wiesz   co,   Lana?   Zrób   nam   wszystkim   przysługę;   zaszyj   się   w   jakimś   kącie   i 

zdechnij.

No cóż, nikt bezkarnie nie mówi Lanie Weinberger, żeby się gdzieś zaszyła i zdechła. 

Po prostu nikt. Chyba, że chce, by jej nazwisko znalazło się na wszystkich ścianach łazienki 

dla dziewczyn. Nie, żeby to była aż taka hańba - ostatecznie, żaden chłopak nie zobaczy co 

jest wypisane w naszej toalecie - ale ja tam wolę, żeby moje nazwisko w ogóle nie pojawiało 

się na ścianach.

Lilly jednak nie przejmuje się takimi  rzeczami. Jest niska, raczej okrągła i trochę 

przypomina mopsa, ale ma swój wygląd totalnie gdzieś.

background image

Bo tak: Lilly prowadzi własny program w telewizji, faceci ciągle wydzwaniają do niej 

na   antenę   i   mówią,   że   ich   zdaniem   jest   bardzo   brzydka,   a   zaraz   potem   proszą   ją,   żeby 

podniosła koszulkę (ona już nie jest płaska; nosi miseczki C), na co Lilly zwyczajnie śmieje 

im się w twarz.

Lilly nie boi się niczego.

Więc kiedy Lana rzuciła jej się do oczu za to, że Lilly kazała jej zaszyć się gdzieś i 

zdechnąć, moja przyjaciółka po prostu mrugnęła do niej i powiedziała:

- Pocałuj mnie gdzieś.

Skończyłoby się jedną wielką damską bójką - Lilly obejrzała wszystkie odcinki „Xeny 

-  wojowniczej  księżniczki”   i  zna  kick  boxing  jak  nikt  - gdyby   Josh  Richter  nie  trzasnął 

drzwiczkami szafki i nie powiedział z obrzydzeniem:

- Wynoszę się stąd.

I wtedy Lana od razu zapomniała o całym świecie i poleciała za nim, wołając:

- Josh, poczekaj. Poczekaj na mnie, Josh!

Lilly i ja stałyśmy obie jak wryte i patrzyłyśmy na siebie, nie wierząc własnym oczom. 

Ja dalej nie mogę uwierzyć. Kim są ci ludzie i czemu jestem na nich co dzień skazana?!

PRACA DOMOWA

Algebra: zadania 1 - 12, str. 79

Angielski: propozycja tematu

Historia cywilizacji: pytania na końcu rozdziału 4.

RZ (rozwój zainteresowań): nic

Francuski: użycie „avoir” w zdaniach przeczących, przeczytać lekcje od jeden do trzy, 

poza tym nic - pas de plus

Biologia: nic

B= {x\x jest liczbą całkowitą}

D= {2, 3, 4}

4 ED

5 ED

E= {x\x jest liczbą całkowitą większą niż4, ale mniejszą niż258}

Wtorek, 30 września

Ale numer! Wróciłam ze szkoły i zastałam mamę w domu (w tygodniu zwykle przez 

cały dzień siedzi w pracowni). Miała mocno dziwną minę i powiedziała:

- Musimy pogadać.

background image

Już   nie   podśpiewywała,   ani   niczego   nie   ugotowała,   więc   wyczułam,   że   to   coś 

poważnego.

Trochę właściwie liczyłam, że Grandmére umarła, ale zrozumiałam, że chodzi o coś 

znacznie gorszego. Wystraszyłam się, że Grubemu Louie stała się krzywda. Może połknął 

kolejną skarpetkę. Ostatnim razem, kiedy to zrobił, weterynarz wziął od nas tysiąc dolarów za 

usunięcie jej z jelita cienkiego, a potem łaził przez miesiąc z głupim wyrazem pyska.

To znaczy, Gruby Louie łaził. Nie weterynarz.

Nie chodziło jednak o kota, tylko o tatę. Tata wydzwaniał, żeby nam powiedzieć co 

niedawno odkrył; przez swój nowotwór nie może mieć więcej dzieci.

Rak to straszna rzecz. Na szczęście , rak taty dobrze poddał się leczeniu. Musieli mu 

tylko wyciąć zrakowaciałą część, potem miał chemioterapię i po roku, jak na razie, rak nie 

wrócił.

Niestety, musieli mu wyciąć... Ugh, nie wiem, jak to napisać. Jedno jądro.

OBRZYDLIWE!

Okazuje się, że kiedy ci wycinają jedno jądro, a potem poddają cię chemioterapii, 

masz spore szanse na bezpłodność. I to właśnie przytrafiło się tacie.

Mama mówi, że jest naprawdę podłamany.  Mówi, że teraz musimy być  dla niego 

bardzo wyrozumiałe, bo mężczyźni mają swoje potrzeby, a jedną z nich jest pewność własnej 

prokreacyjnej wszechmocy.

Ja tylko nie bardzo rozumiem, w czym problem? Po co mu inne dzieci? Ma już mnie! 

Fakt, widuję go tylko latem i na gwiazdkę, ale to chyba wystarczy? Przecież jest bardzo zajęty 

rządzeniem Genowią. To nie żarty sprawnie kierować całym państwem, nawet kiedy ma tylko 

kilka mil kwadratowych, jak Genowia. Tata ma czas wyłącznie dla mnie i jeszcze swoich 

dziewczyn. Zawsze kręcą się przy nim jakieś nowe panny. Zabiera je ze sobą, kiedy latem 

jeździmy do domu Grandmére we Francji, a one zawsze ślinią się na widok basenów, stajni, 

wodospadu,   dwudziestu   siedmiu   pokoi,   sali   balowej,   winnic,   farmy   i   małego   lotniska. 

Tydzień później tata je rzuca.

Nie miałam pojęcia, że chce ożenić się z którąś z nich i mieć dzieci.

Bo z mamą się nie ożenił. Dlatego, mówi mama, że ona w tamtych czasach odrzuciła 

burżuazyjne przesądy społeczeństwa, które nie chciało nawet zaakceptować równości kobiet i 

mężczyzn, ani przyznać jej prawa do niezależności.

Prawdę mówiąc, zawsze myślałam, że tata po prostu nigdy jej się nie oświadczył.

W każdym razie mama mówi, że tata jutro przylatuje do Nowego Jorku, pomówić ze 

mną. Naprawdę nie wiem po co. Co to ma ze mną wspólnego?

background image

Ale kiedy powiedziałam mamie:

- Czemu tata przylatuje z drugiego końca świata rozmawiać ze mną o tym, że nie 

może mieć dzieci? - spojrzała na mnie dziwnie i chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała.

Potem dodała tylko:

- Będziesz musiała zapytać ojca.

Nie jest dobrze. Mama mówi „zapytaj ojca” wtedy, kiedy pytam ją o coś, czego sama 

nie chce mi powiedzieć, jak na przykład, czemu ludzie czasem zabijają własne dzieci i jak to 

się   dzieje,   że   Amerykanie   jedzą   aż   tyle   czerwonego   mięsa   i   czytają   o   tyle   mniej   niż 

Islandczycy.

PAMIĘTAĆ

Sprawdzić w słowniku słowa „prokreacyjna wszechmoc” i „burżuazyjny przesąd”.

Prawo rozdzielności

5x + 5y - 5

5(x+ y - 1)

Rozdzielności CZEGO??? DOWIEDZIEĆ SIĘ PRZED TESTEM!!!

Środa, 1 października

Tata już jest. Nie u nas na strychu, tylko w hotelu Plaza, gdzie zatrzymał  się jak 

zwykle. Mam go jutro odwiedzić, kiedy „odpocznie”.

Teraz, kiedy wyleczył się z raka, bardzo dużo odpoczywa. Przestał grać w polo, ale 

myślę, że to przez konia, który go kiedyś poturbował.

Ja w każdym razie nie cierpię hotelu Plaza. Kiedy tata zatrzymał się tam ostatnio, nie 

chcieli mnie wpuścić do niego na górę, bo miałam na sobie szorty. Powiedzieli, że w Plaza 

jest   akurat   właścicielka,   a   ona   nie   przepada   za   widokiem   ludzi   w   dżinsach   z   obciętymi 

nogawkami w holu swojego szpanerskiego hotelu. Musiałam zadzwonić do taty z recepcji i 

poprosić,   żeby   zniósł   mi   na   dół   parę   spodni.   Tata   kazał   mi   tylko   dać   mu   do   telefonu 

konsjerżkę i za chwileczkę wszyscy mnie przepraszali jak wariaci. Dali mi wielki koszyk 

owoców   i   czekoladek.   Fajny  gest.   Nie   miałam   jednak   ochoty   na   owoce,   więc   w   drodze 

powrotnej do Village dałam je bezdomnemu, którego zobaczyłam w metrze. Bezdomny też 

chyba nie miał ochoty na owoce, bo wyrzucił je na tory i zatrzymał sam koszyk, który włożył 

sobie na głowę jak kapelusz.

Powtórzyłam Lilly, co tata mówił, że nie może mieć dzieci, a ona powiedziała, że to 

bardzo   charakterystyczne.   To   świadczy,   powiedziała,   że   tata   ma   wciąż   nierozwiązany 

problem ze swoimi rodzicami, a ja stwierdziłam:

background image

- No cóż, fakt. Grandmére jest potwornie upierdliwa.

Lilly powiedziała, że nie może potwierdzić tej opinii, bo nigdy nie spotkała mojej 

babci. Od lat pytam, czy mogę zaprosić Lilly do Miragnac, ale Grandmére zawsze odmawia. 

Twierdzi, że młodzi ludzie przyprawiają ją o migreny.

Lilly mówi, że mój tata boi się pewnie utraty młodości, co wielu mężczyzn utożsamia 

z utratą męskości. Naprawdę uważam, że powinni przesunąć Lilly o rok wyżej, ale ona mówi, 

że podoba jej się w pierwszej klasie. W ten sposób ma całe cztery lata na badanie nastolatków 

w post - zimnowojennej Ameryce.

OD DZISIAJ

1. Będę miła dla wszystkich, czy kogoś lubię, czy nie.

2. Przestanę cały czas kłamać i ukrywać uczucia.

3. Przestanę zapominać zeszytu do algebry.

4. Będę zachowywać swoje uwagi dla siebie.

5. Przestanę robić notatki z algebry w pamiętniku.

Trzecią potęgę x nazywa się sześcianem x - liczby ujemne nie mają pierwiastka kw.

NOTATKI NA RZ

Lilly, ja nie wyrobię. Czy ona wreszcie sobie pójdzie do pokoju nauczycielskiego?

Chyba nie. Słyszałam, że dziś piorą wykładzinę. Boże, on jest taki SŁODKI.

Kto jest słodki?

BORIS!

Nie jest słodki. Jest beznadziejny. Zobacz, co znów zrobił z tym swetrem. Czemu on 

to robi?

Jesteś strasznie ograniczona.

NIE JESTEM ograniczona. Ktoś jednak powinien mu powiedzieć, że w Ameryce nie 

wsadza się swetra w spodnie. 

No cóż, może w Rosji wsadzają.

Nie jesteśmy w Rosji. I ktoś mu powinien powiedzieć, żeby się nauczył jakiejś nowej 

piosenki. Jeśli jeszcze raz usłyszę to requiem dla jakiegoś zmarłego króla...

Jesteś zwyczajnie zazdrosna, bo Boris to geniusz muzyczny a ty zawalasz algebrę.

Lilly, to że zawalam algebrę, nie znaczy, że jestem głupia.

No dobra, dobra. Co się z tobą dzisiaj dzieje?

NIC!!!!!

Współczynnik kątowy: współczynnik kątowy prostej oznaczony m wyraża się wzorem

m= y2 - y1/x2 - x1

background image

Znaleźć równanie prostej o współczynniku kątowym=2

Znaleźć współczynnik kątowy nosa pana G.

Czwartek, 2 października, damska toaleta, hotel Plaza

No tak.

Chyba zaczynam rozumieć, czemu tata tak się martwi, że nie może mieć więcej dzieci.

DLATEGO, ŻE JEST KSIĘCIEM!!!

Jezuuu! Jak długo zamierzali coś takiego przede mną ukrywać? Chociaż faktycznie, 

udawało im się to dość długo.

Przecież   byłam   w   Genowii.   Miragnac,   gdzie   spędzam   każde   lato   i   większość 

gwiazdek, to rezydencja mojej babci we Francji. Miragnac jest właściwie tuż przy granicy z 

Genowią, która leży między Francją a Włochami. Od urodzenia tam jeżdżę. Chociaż nie z 

mamą, tylko z tatą. Mama i tata nigdy razem nie mieszkali. Wiele dzieciaków, które znam, 

siedzi   i   marudzi,   że   chcą,   by   ich   rodzice   zeszli   się   z   powrotem   po   rozwodzie,   ale   w 

przeciwieństwie do nich ja jestem bardzo zadowolona z naszego układu. Rodzice rozstali się, 

zanim się jeszcze urodziłam, chociaż pozostali przyjaciółmi. Oprócz tych chwil, kiedy tata ma 

humory, albo mama dostaje głupawki, co jej się czasem zdarza.

Myślę, że gdyby mieszkali razem, kiepsko by im się układało.

Tak   czy   owak,   pod   koniec   każdych   wakacji,   kiedy   ma   już   dosyć   widoku   moich 

ogrodniczek, babcia zabiera mnie na zakupy ubraniowe właśnie do Genowii. I nikt tam nawet 

słowem nie wspomniał, że mój ojciec jest KSIĘCIEM.

Jak się zastanowić, to dwa lata temu, robiąc tamten krótki opis Genowii, zapisałam 

sobie nazwisko rodziny panującej, czyli  Renaldo. Ale nawet wtedy nie skojarzyłam  go z 

moim tatą. Wiem, że nazywa się Filip

Renaldo tymczasem nazwisko księcia Genowii wymienione w mojej encyklopedii to 

Artur Krzysztof Filip Gerard Grimaldi Renaldo.

No   i   tamto   zdjęcie   musiało   być   strasznie   stare.   Tata   wyłysiał,   zanim   się   jeszcze 

urodziłam (więc kiedy przeszedł chemioterapię, nie było żadnej różnicy;  bo już i tak był 

praktycznie łysy). Zdjęcie księcia Genowii przedstawiało mężczyznę z mnóstwem włosów, 

baczkami i wąsami na dodatek.

Chyba rozumiem teraz, czemu mama mogła na niego polecieć jeszcze jako studentka. 

Trochę przypominał któregoś z klanu Baldwinów.

Ale KSIĄŻĘ? Całego PAŃSTWA? Wiedziałam, że zajmuje się polityką i, oczywiście, 

wiedziałam, że ma pieniądze (ile dzieciaków z mojej szkoły ma letnie domy we Francji? W 

background image

Martha's Vineyard już prędzej, ale nie we Francji). Ale żeby zaraz KSIĄŻĘ?

Chciałabym   wiedzieć   jedno   -   jeśli   mam   tatę   księcia,   dlaczego   muszę   uczyć   się 

algebry?

Pytam serio.

Tata powiedział mi, że jest księciem, w Palmiarni Hotelu Plaza. Wydaje mi się, że to 

nie   był   dobry   pomysł.   Po   pierwsze   omal   nie   przytrafiła   nam   się   powtórka   incydentu   z 

szortami. Portier najpierw w ogóle nie chciał mnie wpuścić. Powiedział:

- Nieletnich bez opieki dorosłych nie wpuszczamy.

No to cały film „Kevin sam w Nowym Jorku” nie ma sensu prawda? Ja na to:

- Ale mam się tu spotkać z tatą...

-   Nieletnim   wstęp   wzbroniony   -   powtórzył   portier.   -   Chyba   że   w   towarzystwie 

dorosłej osoby.

To   takie   niesprawiedliwe.   Przecież   nawet   nie   nosiłam   szortów.   Byłam   ubrana   w 

szkolny   strój   z   Liceum   imienia   Alberta   Einsteina,   to   znaczy   plisowaną   spódnicę, 

podkolanówki,   no   wszystko.   Dobra,   miałam   na   nogach   martensy,   ale   zlitujcie   się! 

Wyglądałam identycznie jak mała Eloise, która podobno trzęsła całym hotelem Plaza.

Kiedy tak stałam tam już z pół godziny, powtarzając „Ale mój tata... , ale mój tata... , 

ale mój tata... ”, podeszła recepcjonistka i spytała:

- Kim jest twój tata, młoda damo?

Jak  tylko   wymieniłam   jego   nazwisko,  wpuścili   mnie   do  środka.   Teraz   rozumiem. 

Nawet ONI wiedzieli, że jest księciem. Ale jego córka, jego własna córka, nie wie nic!

Tata czekał na mnie przy stoliku. Popołudniowa herbatka w hotelu Plaza to podobno 

wielkie halo. Warto zobaczyć te stada niemieckich turystów, którzy robią sobie zdjęcia nad 

muflinkami z wiórkami czekolady. Mnie to też robiło frajdę, kiedy byłam małą dziewczynką, 

ale ponieważ do taty nie dociera, że czternaście lat to zupełnie inna sprawa, wciąż się tam 

spotykamy, kiedy jest w mieście. Och, odwiedzamy też inne miejsca. Na przykład zawsze 

chodzimy na „Piękną i bestię”, mój ukochany musical na Broadwayu. Nie obchodzi mnie, co 

Lilly   mówi   o   Walcie   Disneyu   i   mizoginistycznych   podtekstach   jego   bajek.   Obejrzałam 

„Piękną i bestię” siedem razy.

I tata też. Jego ulubiony fragment to ten, kiedy na scenę wychodzą tańczące widelce.

Siedzieliśmy w Palmiarni i piliśmy herbatę, a on bardzo poważnym tonem mówi mi 

nagle, że jest księciem Genowii. Wtedy stało się coś okropnego.

Dostałam czkawki.

To się zdarza, ile razy napiję się czegoś ciepłego, a potem zjem kawałek pieczywa. 

background image

Nie mam pojęcia, dlaczego. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się to w hotelu Plaza, ale tata 

nagle zaczął:

- Mia, chcę ci powiedzieć prawdę. Uważam, że jesteś już dość duża.

Teraz, kiedy wiadomo, że już nie mogę mieć dzieci, znacząco wpłynie to na twoje 

życie i należą ci się wyjaśnienia. Jestem księciem Genowii.

A ja na to:

- Naprawdę? - i czknęłam.

- Twoja mama zawsze stanowczo twierdziła, że nie należy ci o tym mówić, a ja się z 

nią zgadzałem. Sam miałem bardzo... no cóż, nieudane dzieciństwo...

Nie   przesadzał.   Życie   z   Grandmére   to   nie   piknik   (ona   mówi   picque   -   nicque). 

Czknięcie.

- Zgodziliśmy się z twoją matką, że pałac to nie miejsce dla dziecka.

Potem zaczął coś mruczeć pod nosem. Robi to zawsze, kiedy mu mówię, że jestem 

wegetarianką albo gdy rozmowa schodzi na temat mamy.

- Oczywiście, nie miałem wtedy pojęcia, że zamierzała wychowywać cię w atmosferze 

artystycznej  bohemy na strychu  w Greenwich  Village,  ale  przyznaję,  że jednak ci to nie 

zaszkodziło.   Uważam   właściwie,   że   dorastanie   w   Nowym   Jorku   wpoiło   ci   zdrowy 

sceptycyzm co do ludzkiej natury...

Czknięcie. A on nawet jeszcze nie widział Lany Weinberger.

- ... czego ja nauczyłem się dopiero na studiach i moim zdaniem po części właśnie 

dlatego wciąż mam kłopoty w nawiązywaniu bliskich związków z kobietami...

Czknięcie.

-   Próbuję   ci   wyjaśnić,   że   twoja   matka   i   ja   uważaliśmy,   że   milcząc,   robimy   ci 

przysługę.   Co   prawda,   nigdy   nie   przewidzieliśmy   okoliczności,   w   których   mogłabyś 

odziedziczyć tron. Miałem zaledwie dwadzieścia pięć lat, kiedy się urodziłaś. Byłem pewny, 

że   spotkam   inną   kobietę,   ożenię   się   i   będę   miał   więcej   dzieci.   Teraz   niestety,   to   już 

niemożliwe. No i, koniec końców, zostałaś następczynią tronu Genowii, Mia.

Znów   czknęłam.   Zaczynało   mnie   to   żenować.   Wcale   nie   czkałam   dyskretnie,   jak 

damie   przystoi.   Czkawka   trzęsła   mną   potężnie   i   cała   podskakiwałam   na   krześle   jak 

gigantyczna żaba. I czkałam głośno. Naprawdę głośno. Niemieccy turyści bez przerwy się 

oglądali, chichotali i tak dalej. Wiedziałam, że tata mówił właśnie coś super poważnego, ale 

nic nie mogłam poradzić, ciągle czkałam! Spróbowałam wstrzymać  oddech i policzyć  do 

trzydziestu - doszłam tylko do dziecięciu i znów czknęłam. Włożyłam do ust kostkę cukru i 

pozwoliłam jej się rozpuścić na języku. Nic z tego. Spróbowałam nawet przestraszyć się, 

background image

myśląc o francuskich pocałunkach mamy i pana Gianiniego - nawet to nie pomogło.

Wreszcie tata nie wytrzymał:

- Mia? Mia, czy ty mnie słuchasz? Dotarło do ciebie choć jedno słowo?

- Tato, czy mogę cię przeprosić na minutę? - odparłam.

Spojrzał   takim   zbolałym   wzrokiem,   jakby   dokuczał   mu   brzuch   i   odchylił   się   z 

rezygnacją na oparcie krzesła, ale powiedział:

- Idź, proszę. - I dał mi pięć dolarów dla obsługi w łazience. Pieniądze, naturalnie, 

schowałam do kieszeni. Pięć dolców dla obsługi w łazience! Jezu, całej tygodniówki mam 

dziesięć dolców!

Nie wiem, czy kiedykolwiek byliście w damskiej łazience w hotelu Plaza. Jest chyba 

najładniejsza na całym Manhattanie. Cała w różowym kolorze, pełna luster, wszędzie stoją 

małe sofy, w razie gdybyś na widok swojego odbicia chciała zemdleć z zachwytu. Tak czy 

owak, wpadłam tam, czkając jak kretynka, a wszystkie kobiety w tych wymyślnych fryzurach 

spojrzały   na   mnie   ze   złością,   że   im   przeszkadzam.   Chyba   przeze   mnie   musiały   sobie 

porozmazywać szminkę. W każdej kabinie oprócz ubikacji jest osobna umywalka z wielkim 

lustrem   i   toaletka,   przed   którą   można   usiąść   na   stołeczku   ozdobionym   frędzlami. 

Spróbowałam się skoncentrować i zapomnieć o czkawce. Spróbowałam przypomnieć sobie, 

co właśnie powiedział tata. Jest księciem Genowii.

Nagle wiele rzeczy zaczęło nabierać sensu. Na przykład to, że lecąc do taty po prostu 

przechodzę   na   pokład   samolotu   z   terminala,   ale   kiedy   lądujemy   we   Francji,   eskorta 

wyprowadza mnie z samolotu przed wszystkimi pasażerami, a potem limuzyna zabiera mnie 

na spotkanie z tatą w Miragnac.

Zawsze myślałam, że tata ma po prostu przywileje stałego klienta linii lotniczych.

Teraz domyślam się, że chodzi o jego książęcy tytuł.

Jest jeszcze i to, że ile razy Grandmére zabiera mnie na zakupy do Genowii, zawsze 

robimy   je   albo   przed   otwarciem   sklepów,   albo   już   po   ich   zamknięciu.   Babcia   dzwoni, 

upewnia się że nas wpuszczą, i nikt nam jeszcze nigdy nie odmówił. Na Manhattanie, gdyby 

mama spróbowała zrobić coś takiego, ekspedienci w Gap zabiliby ją śmiechem.

A kiedy jesteś w Miragnac, nigdy nie jeździmy do restauracji. Zawsze jemy w domu, 

albo w sąsiednim chateau, Mirabeau. Jego właściciele to beznadziejni Anglicy z mnóstwem 

snobistycznych dzieciaków, które wiecznie mówią do siebie: „ale siara! ” albo „ty palancie”. 

Jedna z młodszych dziewczyn, Nicole, była moją jakby przyjaciółką, ale jednego wieczoru 

opowiedziała mi, że zrobiła loda jakiemuś chłopakowi, a ja nie miałam pojęcia, co to znaczy 

zrobić loda. Miałam tylko jedenaście lat, choć to żadne wymówka, bo ona miała tyle samo. 

background image

Sądziłam, że zrobić loda to coś typowo brytyjskiego, jak kiełbaska w cieście naleśnikowym 

albo naloty bombowe, czy coś takiego. No więc, wspomniałam o tym podczas obiadu przy 

rodzicach Nicole i potem wszystkie te dzieciaki przestały się do mnie w ogóle odzywać.

Zastanawiam się, czy te Angole wiedzą, że tata to książę Genowii. Założę się, że tak. 

Boże, musieli myśleć, że jestem umysłowo niedorozwinięta, albo co.

Większość   ludzi   nigdy   nie   słyszała   o   Genowii.   Wiem,   bo   kiedy   musieliśmy 

przygotować   te   nasze   opracowania,   nikt   o   niej   nic   nie   wiedział.   Mama   mówi,   że   zanim 

poznała tatę, też nic nie wiedziała o Genowii. Nie urodził się tam nikt sławny. Nikt z jej 

obywateli   niczego   nie   wynalazł,   niczego   nie   napisał,   ani   nie   został   gwiazdą   filmową. 

Mnóstwo Genowiańczyków, jak mój dziadek, walczyło z nazistami w czasie drugiej wojny 

światowej, ale po za tym niczym nie zasłynęli.

Mimo to, ludzie, którzy znają Genowię, lubią tam jeździć, bo jest taka piękna. Przez 

cały   czas   jest   tam   mnóstwo   słońca,   w   tle   widać   ośnieżone   szczyty   Alp,   a   z   przodu 

kryształowo   niebieskie   Morze   Śródziemne.   W   Genowii   jest   mnóstwo   wzgórz,   często   tak 

stromych   jak   San   Francisco   i   porośniętych   gajami   oliwnymi.   Pamiętam   to   z   mojego 

opracowania,  że Genowia eksportuje sporo oliwy i to bardzo drogiej, takiej  jakiej mama 

używa tylko do doprawiania sałaty.

No i ten pałac książęcy. Jest dość znany, bo kręcono w nim kiedyś zdjęcia do filmu o 

trzech muszkieterach. Nigdy nie byłam w środku, ale z Grandmére często przejeżdżałyśmy 

obok. Pałac ma mnóstwo wieżyczek, łuków przyporowych i innych cudów.

Dziwne;   Grandmére   nigdy   nie   wspomniała,   że   tam   mieszka,   choć   tyle   razy   go 

mijałyśmy.

Przeszła   mi   czkawka.   Chyba   mogę   już   bezpiecznie   wracać   do   Palmiarni.   Dam 

dziewczynie z obsługi dolara, chociaż wcale mnie nie obsłużyła.

Hej, stać mnie na to - mój tata jest księciem!

Czwartek, trochę później

domek pingwinów, zoo w Central Parku

Jestem tak wściekła, że ledwie mogę pisać, w dodatku co chwila ktoś mnie trąca w 

łokieć i trochę tu za ciemno, ale trudno. Muszę wszystko dokładnie zapisać, inaczej jutro, 

kiedy się obudzę, pomyślę, że miałam tylko koszmarny sen.

To wcale nie sen. To koszmarna RZECZYWISTOŚĆ.

Nikomu o tym nie powiem, nawet Lilly. Nie zrozumiałaby. NIKT by nie zrozumiał. 

Nie znam nikogo, kto znalazłby się kiedyś w takiej sytuacji. Kto położył się do łóżka jako 

background image

jedna osoba i wstał następnego ranka, by odkryć, że jest kimś zupełnie innym.

Kiedy skończyłam czkać w damskiej toalecie hotelu „Plaza” i wróciłam do stolika, 

zobaczyłam,   że   niemieckich   turystów   zastąpili   Japończycy;   zdecydowany   postęp. 

Zachowywali się znacznie spokojniej. Tata rozmawiał przez komórkę. Rozmawiał z mamą, 

zorientowałam się od razu. Miał ten wyraz twarzy, który przybiera tylko wtedy, kiedy z nią 

rozmawia. Mówił właśnie:

- Tak, powiedziałem jej. Nie, nie zdenerwowała się. - Popatrzył  na mnie. - Jesteś 

zdenerwowana, Mia?

- Nie - odparłam, bo wtedy byłam jeszcze spokojna. Wtedy powiedział do telefonu:

- Mówi, że nie jest zdenerwowana. - Przez chwilę słuchał a potem popatrzył na mnie 

znowu. - Chcesz, żeby twoja matka przyszła tu i pomogła mi wszystko wyjaśnić?

Potrząsnęłam głową przecząco.

- Nie. Mama musi skończyć ten multimedialny kawałek dla Kelly Tate Gallery. Chcą 

go mieć na przyszły wtorek.

Tata powtórzył  to mamie.  Usłyszałam,  jak odburknęła coś  w  odpowiedzi. Zawsze 

marudzi, kiedy jej przypominam, że musi skończyć obraz w określonym terminie. Mama lubi 

pracować, kiedy muzy ją natchną. Zazwyczaj to nie problem, bo tata płaci większość naszych 

rachunków,   ale   dojrzała   osoba,   nawet   jeśli   jest   artystką,   powinna   być   bardziej 

odpowiedzialna.   Przysięgam,   gdybym   kiedykolwiek   dorwała   te   muzy   mojej   mamy, 

skopałabym je tak równo, że pogubiłyby sandały.

Tata wreszcie wyłączył telefon i spojrzał na mnie:

- Lepiej? - zapytał.

Więc jednak zauważył, że miałam czkawkę.

- Lepiej - odparłam.

- Na pewno rozumiesz, co do ciebie mówię, Mia? Pokiwałam głową.

- Jesteś księciem Genowii.

- Tak... - urwał, jakby było coś jeszcze.

Nie wiedziałam, co dodać. No, to spytałam:

- Grandpére też był kiedyś księciem Genowii?

- Tak... - odparł.

- Więc... kim jest teraz Grandmére?

- Księżną wdową.

Skrzywiłam się. To już rozumiem, czemu jest taka.

Tata   zorientował   się,   że   zabił   mi   klina.   Popatrzył   na   mnie   z   miną   pełną   nadziei. 

background image

Spróbowałam uśmiechać się do niego niewinnie, ale chyba nie o to mu chodziło, więc w 

końcu zwiesiłam ramiona i spytałam:

- Okay. Co jeszcze?

Chyba go rozczarowałam.

- Mia, jeszcze nie rozumiesz?

Położyłam głowę na stole. W hotelu Plaza nie powinno się tak zachowywać, ale nie 

zauważyłam, żeby obserwowała nas Ivana Trump.

- Nie... - powiedziałam. - Nie rozumiem. O co chodzi?

- Nie jesteś już Mią Thermopolis, kotku.

Ponieważ jestem nieślubnym dzieckiem, a mama, jak mówi nie wierzy w patriarchat, 

zamiast nazwiska ojca dała mi własne. Słysząc słowa taty, podniosłam głowę.

- Nie jestem? - powtórzyłam i zamrugałam oczyma ze zdziwienia. - Jak to?

I wtedy tata powiedział trochę smutno:

- Nazywasz się Amelia Mignonette Grimaldi Thermopolis Renaldo. Jesteś księżniczką 

Genowii.

No dobrze.

CO? KSIĘŻNICZKA?? JA???

Tak, i co jeszcze?

NIE   JESTEM   księżniczką.   Do   tego   stopnia   nie   jestem   księżniczką,   że   kiedy   tata 

zaczął   mi   o  tym  mówić,   okropnie  się   rozpłakałam.   Widziałam   swoje  odbicie  w   wielkim 

złoconym lustrze po drugiej stronie sali. Na całej twarzy dostałam plam, jak na wuefie, kiedy 

gramy w zbijaka i piłka mnie uderzy. Patrzyłam na swoje odbicie w tym wielkim lustrze i 

myślałam: „To ma być twarz księżniczki? ”.

Trzeba  zobaczyć,  jak wyglądam.  Nigdy nie widzieliście  kogoś, kto MNIEJ  niż  ja 

przypomina księżniczkę. To znaczy, mam naprawdę okropne włosy, ani kręcone, ani proste; 

strasznie mi sterczą, więc muszę je obcinać dość krótko, inaczej wyglądałabym jak znak drogi 

podporządkowanej. Nie są ani jasne, ani ciemne, tylko w jakimś pośrednim kolorze, na który 

mówi się mysi  brąz albo blond w odcieniu wody po myciu  naczyń. Urocze, nie? I mam 

naprawdę   szerokie   usta,   i   zero   biustu,   i   stopy   jak   kajaki.   Lilly   mówi,   że   moja   jedyna 

atrakcyjna   cecha   to   szare   oczy,   ale   w   tej   chwili   były   całkiem   czerwone,   a   od 

powstrzymywania płaczu dostałam zeza.

No bo przecież księżniczki ni płaczą, prawda?

Wtedy tata wyciągnął rękę i zaczął mnie poklepywać po dłoni. Kocham tatę, ale on 

pewnych rzeczy nie łapie. Powtarzał, jak bardzo mu przykro.

background image

Ja nic nie mogłam odpowiedzieć, bo bałam się, że jeśli zacznę mówić, rozryczę się 

jeszcze bardziej. Mówił ciągle, że to nie tragedia, że spodoba mi się wspólne życie z nim w 

pałacu   w   Genowii,   i   że   będę   mogła   tu   przyjeżdżać   w   odwiedziny   do   moich   małych 

przyjaciółek tak często, jak zechcę.

I wtedy szlag mnie trafił.

Nie   dość,   że   jestem   księżniczką,   to   jeszcze   mam   stąd   WYJECHAĆ???   Niemal 

natychmiast odechciało mi się płakać, bo się wściekłam.

Potwornie   wściekłam.   Wcale   się   często   nie   wściekam,   przez   ten   strach   przed 

konfrontacjami i tak dalej, ale jak już się wścieknę, radzę uważać.

- NIE PRZENIOSĘ SIĘ do Genowii - powiedziałam naprawdę głośno.

Wiem,   że   powiedziałam   to   głośno,   bo   wszyscy   Japońscy   turyści   odwrócili   się   i 

spojrzeli na mnie, a potem zaczęli cicho szeptać między sobą.

Chyba  tatę  zaszokowałam.  Ostatni  raz  krzyknęłam  na niego  całe  lata  temu,  kiedy 

zgodził się z Grandmére, że powinnam zjeść trochę pasztetu z gęsich wątróbek. Nic mnie nie 

obchodzi, że we Francji to przysmak, nie mam zamiaru jeść niczego, co kiedyś chodziło sobie 

po świecie i gęgało.

- Ależ, Mia - powiedział tata tym swoim tonem: „pomówmy - teraz - rozsądnie” - 

sądziłem, że zrozumiałaś...

- Rozumiem  tylko  - przerwałam  - że przez  całe życie  mnie  okłamywałeś.  Czemu 

miałabym chcieć mieszkać z tobą?

Zdaję sobie sprawę, że to wyglądało jak fragment „Ich pięciorga” i przykro mi się 

przyznać, ale potem dalej zachowałam się jak bohaterka tego serialu. Zerwałam się z miejsca, 

przewracając ciężkie, złocone krzesło i wybiegłam stamtąd, omal nie wywracając nadętego 

portiera.

Tata próbował mnie dogonić, ale kiedy chcę, potrafię biegać szybko. Pan Wheeton 

ciągle usiłuje namówić mnie na treningi na bieżni, ale mnie to nie bawi, bo nie cierpię biegać 

bez celu. Jeśli o mnie chodzi, kurtka drużyny szkolnej z numerem startowym to jeszcze nie 

powód, żeby biegać.

Pobiegłam przed siebie ulicą. Minęłam głupie dorożki dla turystów, wielką fontannę 

ze złoconymi posągami, tłum ludzi przed F. A. O. Schwarz i wpadłam do Central Parku, 

gdzie zaczynało się robić ciemno, zimno i jakoś tak niesamowicie, ale było mi wszystko 

jedno. Nikt by mnie nie zaatakował. W końcu mam metr siedemdziesiąt pięć i biegłam w 

ciężkich butach z dużym plecakiem. Mam na nim naklejki z różnymi napisami, na przykład: 

POPIERAJ GREENPEACE I HAMUJĘ DLA ZWIERZĄT. Nikt nie zaczepi dziewczyny w 

background image

wojskowych butach, a już zwłaszcza wegetarianki.

Po jakimś czasie zmęczyłam się biegiem i spróbowałam się zastanowić, dokąd pójść, 

bo nie chciałam jeszcze wracać do domu. Wiedziałam, że nie mogę iść do Lilly. Ona jest 

stanowczo   przeciwna   każdej   innej   formie   rządów   niż   demokracja   bezpośrednia   lub 

przedstawicielska. Zawsze mówiła, że kiedy najwyższa władza przypada jednostce, której 

rządy   są   dziedziczne,   bezpowrotnie   zanika   zasada   równości   i   szacunek   dla   obywatela   w 

ramach społeczeństwa. To dlatego w obecnych  czasach prawdziwa władza przeszła z rąk 

królów w ręce zgromadzeń konstytucyjnych, a monarchowie tacy jak królowa Elżbieta stali 

się zaledwie symbolami narodowej jedności.

Przynajmniej tak powiedziała parę dni temu w czasie ustnej odpowiedzi na historii 

cywilizacji.

Właściwie zgadzam się z Lilly, zwłaszcza co do księcia Karola - naprawdę traktował 

Dianę paskudnie - ale mój tata nie jest taki jak on. Dobra, gra w polo i tak dalej, ale nigdy nie 

spróbowałby nikogo obciążyć podatkiem, nie dając mu pewnych przywilejów.

W Genowii nie ma wprawdzie podatków, ale Lilly nie zrobi to żadnej różnicy.

Wiedziałam, że tata zadzwoni do mamy, a ona się strasznie zdenerwuje. Nie cierpię 

martwić mamy. Czasem bywa bardzo nieodpowiedzialna, ale dotyczy to tylko takich rzeczy, 

jak rachunki czy zakupy spożywcze.

Nigdy nie jest nieodpowiedzialna w stosunku do mnie. Mam na przykład znajomych, 

którym rodzice czasem zapominają dać pieniądze na bilet do metra. Mam znajomych , którzy 

mówią rodzicom, że idą do kumpla, a zamiast tego idą na miasto i piją, a ci rodzice nic nie 

wiedzą, bo nigdy nie próbowali się skontaktować z rodzicami tego kumpla. Moja mama nie 

jest taka. ZAWSZE sprawdza.

Wiedziałam więc, że jestem nie w porządku - uciekłam i narobiłam jej zmartwienia. 

Tatą nie przejmowałam się tak bardzo. W tej chwili raczej go nie lubiłam. Musiałam jednak 

chociaż przez chwilę pobyć sama.

Człowiek   potrzebuje   trochę   czasu,   zanim   przyzwyczai   się   do   myśli,   że   jest 

księżniczką. Niektórym dziewczynom to by się pewnie podobało, ale nie mnie. Nigdy nie 

znałam się na babskich sprawach, no wiecie, makijaż, cienkie rajstopy i inne takie. Mogę się 

do tego zmusić, jeśli trzeba, ale na ogół wolę nie.

Naprawdę wolę nie.

W końcu nogi same mnie zaniosły do zoo w Central Parku. Lubiłam je zawsze, od 

dziecka. Jest o wiele fajniejsze, niż zoo w Bronksie, naprawdę małe i przytulne. Uwielbiam 

misie polarne. W zoo w Central Parku mają takiego jednego misa, który przez cały dzień 

background image

pływa stylem grzbietowym. Przysięgam! Kiedyś pokazali go w wiadomościach, bo pewien 

psycholog zwierzęcy martwił się, że ten miś ma za dużo stresu.

Musi czuć się okropnie, kiedy ludzie przez cały dzień się na niego gapią. Ale potem 

kupili mu trochę zabawek i doszedł do siebie. Czasem tylko chowa się w swoim zakątku - w 

zoo   w   Central   Parku   nie   ma   klatek,   tylko   zakątki   dla   zwierząt   -   i   sprawdza   czy   go 

obserwujesz. Trzyma przy tym w łapach piłkę. Uwielbiam tego miśka.

Więc kiedy wygrzebałam dwa dolary na wstęp - jeszcze jedna zaleta; to zoo jest tanie 

- złożyłam wizytę misiowi polarnemu. Jest chyba w dobrej formie. O wiele lepszej niż ja. 

Widać jego tata nie powiedział mu, że jest następcą jakiegoś tronu. Zastanawiałam się, skąd 

pochodzi ten miś. Mam nadzieję, że z Islandii.

Po chwili  przy wybiegu   misia  polarnego   zrobiło  się  za  tłoczno,   więc  poszłam  do 

domku pingwinów. Trochę tu w środku śmierdzi, ale jest fajnie. Są tu takie okienka pod 

poziomem wody w basenie, przez które widać, jak pingwiny nurkują, ześlizgują się ze ścian i 

mają wielką pingwinią frajdę. Małe dzieci kładą ręce na szybach, a kiedy podpływa do nich 

pingwin, wrzeszczą. To mi strasznie działa na nerwy. Jest też ławeczka, na której można 

sobie usiąść i właśnie teraz siedzę i piszę. Po chwili można przywyknąć do smrodku. Pewnie 

do wszystkiego można się przyzwyczaić.

O mój Boże, sama nie wierzę, że to przed chwilą napisałam. NIGDY nie przyzwyczaję 

się, że jestem księżniczką Amelią Renaldo! Nawet nie wiem, kto to jest! To brzmi jak nazwa 

jakiejś głupiej linii kosmetyków czy imię postaci z filmu Disneya, która zaginęła i dopiero 

odzyskuje pamięć. , czy coś takiego.

Co ja mam zrobić? NIE MOGĘ przenieść się do Genowii po prostu NIE MOGĘ!! Kto 

zajmie   się   Grubym   Loiue?   Przecież   nie   mama.   Zapomina   nakarmić   siebie,   a   co   dopiero 

KOTA.

Jestem pewna że w pałacu nie pozwolą mi trzymać kota. A już na pewno nie takiego 

jak Gruby Louie, który waży dwanaście kilo i zjada skarpetki.

Przepłoszyłby wszystkie damy dworu. O Boże. Co ja teraz zrobię?

Jeśli Lana Weinberger dowie się o tym, mam przechlapane.

Czwartek, jeszcze później

Oczywiście, nie mogłam ukryć się w domku pingwinów na zawsze. W końcu przyszli 

zgasić światła i powiedzieli, że zamykają zoo. Schowałam pamiętnik i z innymi poszłam do 

wyjścia. Złapałam autobus w stronę śródmieścia i pojechałam do domu, gdzie, byłam pewna, 

czekał mnie od mamy NIEZŁY OCHRZAN.

background image

Nie   spodziewałam   się   tylko,   że   dostanę   od   OBOJGA   rodziców   naraz.   To   mnie 

zaskoczyło.

-   Gdzie   byłaś,   młoda   damo?   -   chciała   wiedzieć   mama.   Siedziała   z   tatą   przy 

kuchennym stole, a między nimi leżał telefon. Tata dokładnie w tej samej chwili odezwał się:

- Przecież my się tu zamartwiamy!

Myślałam, że czeka mnie opieprz mojego życia, ale oni tylko chcieli się upewnić, że 

nic   mi   się   nie   stało.   Zapewniłam   ich,   że   nie.   Po   prostu   musiałam   pobyć   trochę   sama, 

wyjaśniłam.

Naprawdę bałam się, że zaraz dobiorą mi się do skóry, ale oni totalnie dali mi spokój. 

Mama próbowała mnie nawet namówić na gotowe danie Ramena, ale ja nie chciałam, bo 

miało  bekonowy smak.  Potem tata  zaproponował, że  pośle  swojego szofera do Nobu po 

pieczonego okonia, ale ja powiedziałam tylko:

- Naprawdę tato, ja się chcę już położyć.

Wtedy mama zaczęła sprawdzać czy nie mam gorącego czoła i tak dalej.

Pewnie myślała że jestem chora. O mało znów się nie rozpłakałam. Tata musiał chyba 

rozpoznać tę minę z hotelu Plaza, bo nagle zaczął mówić:

- Helen, daj jej spokój.

Ku mojemu zdziwieniu, dała spokój. Poszłam więc do łazienki, zamknęłam drzwi i 

wzięłam   długą,   gorącą   kąpiel.   Potem   założyłam   moją   ulubioną   piżamę,   taką   fajną,   z 

czerwonej   flaneli,   znalazłam   Grubego   Louie,   który   usiłował   ukryć   się   pod   kanapą   (nie 

przepada za tatą) i poszłam do łóżka.

Zanim zasnęłam, długo jeszcze słyszałam, jak tata rozmawia z mamą w kuchni. Miał 

niski głos, jak grzmot. Przypominał mi trochę głos kapitana Picarda ze „Star Trek: Następne 

Pokolenie”.

Tata ma w gruncie rzeczy dużo wspólnego z kapitanem Picardem. Jest blady, łysy i 

musi rządzić niedużą grupą pospólstwa.

Tyle   tylko,   że   dzięki   kapitanowi   Picardowi   pod   koniec   odcinka   zawsze   wszystko 

dobrze się kończy, a ja poważnie wątpię czy to wszystko dobrze się skończy dla mnie.

Piątek, 3 października

godzina wychowawcza

Dzisiaj,   kiedy   się   obudziłam.   gołębie,   które   mieszkają   na   schodkach 

przeciwpożarowych za moim oknem, gruchały głośno (Gruby Louie siedział na parapecie - to 

znaczy, siedziało tyle z niego, ile na parapecie udało się zmieścić - i patrzył na nie), słońce 

background image

świeciło, nie obudziłam się ani trochę za późno i nie przyciskałam guzika „drzemka” na 

budziku siedem tysięcy razy.  Wzięłam prysznic i nie zacięłam się, goląc nogi, znalazłam 

prawie niepogniecioną bluzkę na dnie szafy i udało mi się uczesać włosy tak , że wyglądały 

niemal znośnie. Byłam w dobrym humorze. W końcu był piątek. Piątek to mój ulubiony dzień 

tygodnia, poza sobotą i niedzielą. Piątek zawsze oznacza, że czekają mnie dwa dni - dwa 

CUDOWNE , spokojne dni - BEZ algebry.

Potem   poszłam   do   kuchni.   Ze   świetlika   w   suficie   wpadało   różowawe   światło   i 

oświetlało   mamę.   Miała   na   sobie   swoje   najlepsze   kimono   i   robiła   francuskie   grzanki, 

używając substytutu zamiast prawdziwych jajek, chociaż ja przecież przestałam być ovo - 

lakto - wegetarianką, odkąd zdałam sobie sprawę, że jajka nie są zapładniane, więc i tak nie 

wykluwają się z nich żółte puchate kurczaki.

Chciałam jej podziękować, że o mnie pomyślała, ale nagle usłyszałam szelest.

W aneksie jadalnym (no, cóż to tylko sam stół, prawdziwej jadalni nie mamy) siedział 

TATA. Miał na sobie garnitur i czytał „New York Timesa”.

Garnitur. O siódmej rano.

O   mój   Boże.   Diabli   wzięli   całą   nadzieję   na   wspaniały   dzień.   Kiedy   tylko   mnie 

zobaczył, zaczął:

- Mia, posłuchaj.

Wiedziałam co mnie czeka. Tata mówił „Mia, posłuchaj”, tylko wtedy, kiedy zamierza 

wygłosić długie kazanie.

Złożył   starannie   gazetę   i   położył   na   stole.   Tata   zawsze   starannie   składa   gazety   i 

wyrównuje brzegi stron. Mama nigdy tego nie robi. Zazwyczaj zwija je byle jak i rzuca na 

kanapę albo obok toalety. Tatę doprowadza to do szału. Prawdopodobnie właśnie dlatego 

nigdy się nie pobrali.

Zobaczyłam, że mama zastawiła stół swoimi najlepszymi talerzami w niebieskie paski 

od Kmarta i zielonymi plastikowymi szklankami do margerity w kształcie kaktusów, które 

kupiłyśmy w Ikei.

Na środku stołu postawiła nawet bukiet sztucznych słoneczników w żółtym wazonie. 

Zrobiła to wszystko, żeby mi poprawić humor, ja wiem, i pewnie musiała bardzo wcześnie 

wstać, żeby zdążyć. Ale zamiast się rozchmurzyć, tylko jeszcze bardziej się zasmuciłam.

Bo   dam   głowę,   że   w   pałacu   w   Genowii   nie   używają   przy   śniadaniu   zielonych 

plastikowych szklanek do margerity , w kształcie kaktusików.

-   Mia,   musimy   porozmawiać   -   powiedział   tata.   Tak   zaczynają   się   jego   najgorsze 

kazania. Ale tym razem tata spojrzał na mnie trochę dziwnie i spytał:

background image

- Coś ty zrobiła z włosami? Podniosłam rękę do głowy.

- Bo co?

Myślałam, że raz w życiu udało mi się porządnie uczesać.

- Filipie, nic nie zrobiła. Wygląda normalnie. - powiedziała mama, Zazwyczaj stara się 

zapobiec kazaniom taty, o ile może.

- Chodź i siadaj Mia. Zjedz śniadanie. Podgrzałam ci syrop do grzanek tak jak lubisz.

Doceniłam   ten   gest.   Naprawdę.   Ale   nie   chciałam   usiąść   do   dyskusji   o   mojej 

przyszłości w Genowii. Naprawdę, to bez sensu. Więc powiedziałam:

- Chciałabym , ale muszę już lecieć. Mam dzisiaj test z historii cywilizacji. Obiecałam 

Lilly, że spotkamy się wcześniej i razem przejrzymy notatki...

- Siadaj.

O kurczę, tata naprawdę potrafi mówić jak kapitan statku ze „Star Trek”, jeśli chce. 

Usiadłam. Mama nałożyła mi kilka grzanek na talerz. Polałam je syropem i zjadłam kawałek 

z czystej grzeczności. Smakowały jak tektura.

- Mia - zaczęła mama. Jeszcze starała się odwlec kazanie taty. - Wiem , jak strasznie 

się tym wszystkim przejęłaś. Ale nie przesadzaj, to naprawdę nie wygląda tak źle.

Akurat. Ni stąd ni zowąd mówicie mi, że jestem księżniczką, i jeszcze mam skakać z 

radości?

- Chodzi mi o to - ciągnęła mama - że większość dziewczyn ogromnie by ucieszyła 

wiadomość, że ich ojciec jest księciem! Żadnej z tych, które znam. No, niezupełnie. Lana 

Weinberger na pewno bardzo chciałaby być księżniczką. W gruncie rzeczy, ona już się uważa 

za księżniczkę.

- Pomyśl tylko o tych świetnych rzeczach, które mogłabyś mieć w Genowii. - Twarz 

mamy   rozjaśniła   się,   kiedy   zaczęła   wymieniać   świetne   rzeczy,   które   mogłabym   mieć, 

mieszkając  w Genowii,  ale jej głos brzmiał  sztucznie,  jakby tylko  grała mamę  w jakimś 

telewizyjnym serialu. - Na przykład samochód! Wiesz, jakie to niepraktyczne - samochód tu, 

w mieście. Ale w Genowii, kiedy skończysz szesnaście lat, jestem pewna, że tata kupi ci...

Zauważyłam głośno, że w Europie jest wystarczająco dużo problemów z zatruciem 

środowiska i  ja nie  muszę  się  do  tego  dokładać.  Wyziewy  z silników  Diesla  to  jeden z 

ważniejszych czynników niszczących warstwę ozonową.

- Ale zawsze chciałaś  mieć  konia, prawda? No to w Genowii mogłabyś  go mieć. 

Ładnego szarego konia z plamkami na grzbiecie...

Zabolało mnie to.

- Mamo - powiedziałam, a oczy wypełniły mi się łzami, których zupełnie nie mogłam 

background image

powstrzymać. Nagle znów zaczęłam się mazać - Co ty robisz? Chcesz, żebym zamieszkałą z 

tatą? O to ci chodzi? Zmęczyłaś się mną, czy co? Chcesz, żebym przeniosła się do taty, bo 

wtedy ty i pan Gianini będziecie mogli... będziecie mogli...

Nie   mogłam   dokończyć,   bo   okropnie   się   rozpłakałam.   Ale   wtedy   mama   też   już 

płakała. Poderwała się z krzesła, obeszła stół i zaczęła mnie ściskać:

- Kochanie nic podobnego! Jak mogłaś tak pomyśleć? - przestała przypominać mamę 

z telewizyjnego serialu. - Ja tylko chcę dla ciebie jak najlepiej!

- Tak jak ja - dodał tata, z rozłoszczoną miną. Założył ramiona na piersi i rozparł się 

na krześle, patrząc na nas poirytowanym wzrokiem.

- Dla mnie najlepiej będzie zostać tutaj i skończyć szkołę - powiedziałam.

- Potem wstąpię do Greenpeace i będę ratować wieloryby.

Wtedy tata zirytował się jeszcze bardziej.

- Nie wstąpisz do Greenpeace. - warknął.

- Wstąpię - powiedziałam.

Ciężko mi było mówić, taka byłam zapłakana, ale dodałam jeszcze:

- Pojadę na Islandię i będę ratować małe foki.

- Nie zrobisz tego, nie ma mowy. - Tata już nie był rozłoszczony, ale wręcz wściekły. 

- Pójdziesz na studia na Vassar. Ewentualnie do Sarah Lawrence College.

Wtedy zaczęłam płakać jeszcze głośniej.

Zanim jednak zdążyłam się odezwać, mama podniosła dłoń i przerwała ojcu.

- Filipie, przestań. Niczego w ten sposób nie osiągniemy. Tak czy inaczej. Mia musi 

pójść do szkoły. Już się spóźniła.

Tata prychnął głośno, co czasem mu się zdarza. To taki typowo francuski odruch, 

przypomina coś między parsknięciem i westchnieniem. Brzmi jak: „pfech”. Potem dodał:

- Lars cię odwiezie.

Powiedziałam tacie, że to niepotrzebne, bo spotykam się z Lilly codziennie na Astor 

Place i stamtąd razem łapiemy szóstą linię metra do centrum.

- Lars może podwieźć także twoją małą przyjaciółkę.

Spojrzałam na mamę. Ona patrzyła na tatę. Lars to szofer taty. Jeździ z nim po całym 

świecie. Odkąd pamiętam - no dobra, przez całe moje życie - tata zawsze miał kierowcę, 

zwykle   jakiegoś   mięśniaka,   który   przedtem   pracował   dla   prezydenta   Izraela   czy   kogoś 

takiego.

Oczywiście,   jak   się   teraz   zastanowić,   ci   faceci   to   wcale   nie   szoferzy,   tylko 

ochroniarze.

background image

Rany, tylko tego mi trzeba, żeby ochroniarz taty odwoził mnie do szkoły.

Jak ja to wyjaśnię Lilly? „Lilly nie zwracaj na niego uwagi. To tylko szofer taty. ” Tak 

jasne. Jedyna osoba w liceum imienia Alberta Einsteina, którą do szkoły podrzuca szofer, to 

nieprzytomnie bogata dziewczyna z Arabii Saudyjskiej. Jej ojciec jest właścicielem jakiegoś 

koncernu naftowego. Wszyscy się z niej śmieją, bo jej rodzicie strasznie się boja, że może 

zostać porwana między rogiem Siedemdziesiątej Piątej i Madison, gdzie jest nasza szkoła, a 

rogiem Siedemdziesiątej  Piątej i Piątej Alei, gdzie mieszka. Ma nawet ochroniarza, który 

chodzi z nią od klasy do klasy i gada przez walkie - talkie z szoferem. Jeśli o mnie chodzi, to 

już lekkie przegięcie.

Tata jednak totalnie uparł się z tym szoferem. Tak jakby teraz, kiedy oficjalnie uznano 

mnie za księżniczkę, trzeba było zacząć dbać o moje bezpieczeństwo. Wczoraj, kiedy byłam 

Mią Thermopolis, mogłam zupełnie spokojnie jeździć sobie metrem. Dzisiaj, jako księżniczka 

Amelia, mogę to sobie wybić z głowy.

Co tam , nieważne. Nie chciało mi się kłócić. Mam teraz znacznie większe problemy.

Na   przykład,   w   jakim   kraju   będę   mieszkać   w   najbliższej   przyszłości.   Kiedy 

wychodziłam   -   tata   prosił   Larsa,   żeby   wszedł   na   górę   na   strych   i   odprowadził   mnie   do 

samochodu, co mnie okropnie zażenowało - podsłuchałam, jak tata mówił do mamy:

- No dobrze, Helen. Kto to jest ten cały Gianini, o którym mówiła Mia?

 Uuups.

ab=a+a rozwiązać dla b

ab - b=a 

b(a - 1)=ab=a/a - 1

Jeszcze piątek, Algebra

Lilly   od   razu   się   połapała,   że   coś   się   dzieje.   Przełknęła   tę   historyjkę   o   Larsie. 

Powiedziałam jej:

- Wiesz, tata jest w mieście. Ma ze sobą szofera i sama rozumiesz...

Ale nie mogłam powiedzieć jej o tym numerze z księżniczką. Cały czas pamiętam, 

jakim zdegustowanym tonem Lilly mówiła podczas swojej ustnej odpowiedzi, kiedy doszła 

do monarchów  chrześcijańskich, którzy uznali się za namaszczonych  przedstawicieli  woli 

boskiej i nie odpowiadali przed ludźmi, którymi rządzili, ale wyłącznie przed Bogiem.

A przecież tata bardzo rzadko chodzi do kościoła, nawet kiedy Grandmére go zmusza.

Lilly uwierzyła mi co do Larsa, ale nie dała mi spokoju, bo widziała, że płakałam:

- Dlaczego masz takie czerwone i zapuchnięte oczy? Płakałaś. Dlaczego płakałaś? Co 

background image

się stało? Dostałaś następną jedynkę, czy co?

Wzruszyłam tylko ramionami i wyjrzałam przez okno na nieciekawe domy w East 

Village, obok których musieliśmy przejechać.

- Nic się nie dzieje - powiedziałam. - Mam okres.

- Nie. Miałaś okres w zeszłym tygodniu. Pamiętam, bo pożyczyłaś ode mnie podpaskę 

po gimnastyce, a potem zjadłaś dwie paczki Yodles na lunch. - Czasem wolałabym, żeby 

Lilly miała nieco gorszą pamięć. - Więc nie ściemniaj. Louie zżarł kolejną skarpetkę?

Po pierwsze czułam się strasznie głupio, omawiając swój cykl menstruacyjny przy 

ochroniarzu taty.  On naprawdę wygląda jak jeden z braci Baldwin. Nie odrywał oczu od 

drogi, ale nie jestem pewna, czy z przedniego siedzenia nie słyszał, o czym rozmawiamy. Tak 

czy inaczej, czułam się głupio.

- Nieważne. - szepnęłam. - To przez tatę. Sama rozumiesz.

- Och - powiedziała Lilly normalnym tonem. Wspomniałam już, że normalny ton Lilly 

jest raczej donośny?  - Chodzi o tę bezpłodność? Dalej tak się nakręca? Boże, ależ temu 

facetowi brak samoświadomości!

Potem   Lilly   zaczęła   opisywać   coś,   co   nazwała   jungowskim   drzewem 

samoświadomości. Mówiła, że tata wciąż tkwi na jego niższych gałęziach i nigdy nie zdoła 

dotrzeć do szczytu, jeżeli nie zaakceptuje siebie takiego, jakim jest i nie przestanie obsesyjnie 

rozmyślać, że nie może już spłodzić kolejnego potomstwa.

Mnie też chyba brak samoświadomości. Tkwię przy pniu tego drzewa. A praktycznie 

gdzieś wśród korzeni.

No nic, teraz siedzę na algebrze i nie wygląda to tak źle, naprawdę. Myślałam o tym 

przez całą godzinę wychowawczą i wreszcie doszłam do paru wniosków:

Nie mogą na siłę zrobić ze mnie księżniczki.

Naprawdę nie mogą. W końcu to jest Ameryka, na litość boską. Tutaj można być tym, 

kim się chce. Przynajmniej tak zawsze mówiła nam pani Holland, kiedy w zeszłym  roku 

uczyliśmy  się  historii  Stanów. Skoro więc  mogę  być  tym,  kim zechcę,  to  mogę  nie  być 

księżniczką. Nikt nie może mnie zmusić bym była księżniczką, nawet tata, jeżeli ja sama nie 

zechcę.

Prawda?

No   więc,   kiedy   dziś   wrócę   do   domu,   po   prostu   powiem   tacie,   dziękuje,   ale   nie, 

dziękuję. Na razie pobędę sobie zwykłą Mią.

Jezu. Pan Gianini właśnie mnie wywołał, a ja nie miałam pojęcia o czym on mówi, bo 

oczywiście   pisałam   w   pamiętniku   zamiast   uważać.   Twarz   mi   po   prostu   płonie,   a   Lana, 

background image

oczywiście, tarza się ze śmiechu. Jest taką wredną małpą.

Swoją drogą, dlaczego on się mnie uczepił? Do tej pory powinien już wiedzieć, że nie 

potrafię odróżnić równania kwadratowego od kreciej dziury. Czepia się przez moją mamę. 

Chce, by się wydawało, że traktuje mnie tak samo, jak wszystkich innych w klasie.

No cóż. Nie jestem taka sama jak wszyscy w klasie.

W ogóle po co mi ta cała algebra? W Greenpeace nikomu nie jest potrzebna.

A już na pewno nie potrzeba jest księżniczkom. Tak więc z każdej strony jestem kryta.

Ekstra.

Rozwiązać x=a+aby dla y

x - a=aby

x - a/ab=aby/ab

x - a/ab=y

Piątek, naprawdę późno, 

sypialnia Lilly Moscovitz

Dobra, przyznaję, po szkole zerwałam się z powtórki z panem Gianinim. Wiem , że 

źle zrobiłam. Słowo, Lilly nieźle mi za to nawtykała. Wiem, że on prowadzi powtórki tylko 

dla tych, którzy jak ja zawalają algebrę. Wiem, że poświęca na to swój wolny czas i nikt mu 

nie płaci za nadgodziny, i tak dalej. Skoro jednak w możliwej do przewidzenia przyszłości 

algebra do niczego mi się nie przyda, po co mam na to chodzić?

Spytałam Lilly, czy mogę dziś przenocować u niej w domu, a ona powiedziała że 

owszem, pod jednym warunkiem. Musiałam jej obiecać, że przestanę się zachowywać jak 

kompletna idiotka.

Obiecałam, chociaż wcale nie uważam, że zachowuję się jak idiotka.

Ale kiedy zadzwoniłam do mamy z budki w szkolnym holu i spytałam, czy mogę 

przenocować u Moscovitzów, powiedziała:

- Wiesz, Mia, w sumie liczyliśmy z ojcem, że po twoim powrocie jeszcze wieczorem 

pogadamy.

No pięknie.

Pozwiedzałam mamie, że naprawdę bardzo chętnie jeszcze bym z nimi pogadała, ale 

strasznie martwię się o Lilly, bo jej prześladowcę właśnie wypuszczono z Bellevue. Jak tylko 

Lilly wystartowała ze swoim programem w kablówce, na antenę zaczął wydzwaniać ten facet, 

Norman.  Ciągle ją prosił, żeby zdjęła buty.  Państwo Moscovitz twierdzą , że Norman  to 

fetyszysta. Ma fiksację na punkcie stóp - a konkretnie stóp Lilly. Wysyła jej do telewizji 

background image

prezenty:   kompakty,   pluszowe   zwierzątka,   inne   rzeczy   i   pisał,   że   Lilly   dostanie   więcej 

prezentów z tego samego źródła, jeżeli tylko na antenie zdejmie buty. No więc Lilly owszem, 

zdjęła buty, ale potem narzuciła na nogi koc, wymachiwała pod nim stopami i powiedziała:

- Popatrz, Norman ty zboczeńcu! Zdjęłam buty! Dzięki za kompakty frajerze!

Norman   tak   się   rozłościł,   że   zaczął   chodzić   po   Village   i   szukać   Lilly.   Wszyscy 

wiedzą, że Lilly mieszka w Village, bo sfilmowałyśmy tam kiedyś świetny odcinek programu, 

w którym Lilly pożyczyła sobie metkownicę z Grand Union i stojąc na rogu Bleecker i La 

Guardia, wmawiała wszystkim kręcącym się po NoHo turystom z Europy, że mając na czole 

metkę z ceną z Grand Union, będą mogli za darmo napić się kawy z mlekiem w Dean & 

DeLuca (zadziwiająco wielu uwierzyło).

W każdym razie, któregoś dnia parę tygodniu temu, Norman Fetyszysta Stóp znalazł 

nas   w   parku   i   zaczął   gonić,   wymachując   banknotami   dwudziestodolarowymi   i   prosząc, 

żebyśmy  zdjęły  buty.   Bawiłyśmy   się  świetnie   i  wcale  nas  nie   przestraszył,  zwłaszcza   że 

poleciałyśmy prosto na policję na rogu Washington Square South i Thompson Street, gdzie 

parkuje wielka przyczepa samochodowa Szóstego Komisariatu, a gliny z ukrycia szpiegują 

dealerów narkotyków. Powiedziałyśmy policji, że zboczeniec próbował nas napaść. Trzeba to 

było widzieć: ze dwudziestu tajniaków (nawet ten śpiący na ławce staruszek, którego brałam 

za   bezdomnego)   rzuciło   się   na   Normana   i   zaciągnęło   go,   chociaż   wrzeszczał,   do   domu 

wariatów!

Z Lilly zawsze świetnie się bawimy.

Teraz rodzice powiedzieli Lilly,  że Norman właśnie wyszedł z Bellevue i jeśli go 

gdzieś zobaczy, ma się nad nim więcej nie znęcać, bo to jest biedny człowiek z obsesyjno - 

konwulsyjnym zaburzeniem osobowości, prawdopodobnie też chory na lekką schizofrenię.

Lilly poświęca jutrzejszy program stopom. Ma zamiar zaprezentować na nogach każdą 

swoją parę butów, ale ani razu nie pokaże gołych stóp. Ma nadzieję, że doprowadzi Normana 

do ostateczności i facet zrobi coś jeszcze bardziej niesamowitego, na przykład zdobędzie broń 

i zacznie do nas strzelać.

I tak się nie boję. Norman nosi grube okulary i założę się, że nie umiałby w nic trafić 

nawet z karabinu maszynowego. W naszym kraju taki szaleniec jak on może sobie kupić 

karabin   dzięki   zupełnie   nieograniczonemu   prawu   posiadania   broni,   które   w   końcu   musi 

przynieść zgubę naszej demokracji - tak mówi w swoim webzinie Michael Moscovitz.

Mama jednak tego nie przełknęła. Powiedziała:

-   Mia,   rozumiem,   że   chcesz   pomóc   koleżance   zagrożonej   prześladowaniem   przez 

maniaka, ale moim zdaniem, w domu masz obecnie pilniejsze obowiązki.

background image

Ja na to:

-   Jakie   obowiązki?   -   Bo   myślałam,   że   mówi   o   kociej   kuwecie,   którą   idealnie 

wyczyściłam dwa dni temu.

Mama odparła:

- Obowiązki wobec twojego ojca i mnie.

Od razu szlag mnie trafił. Obowiązki? Ona opowiada mnie o obowiązkach? Kiedy to 

ostatni   raz   pomyślała,   żeby   oddać   bieliznę   do   pralni,   nie   mówiąc   już   o   odebraniu   jej   z 

powrotem?  Kiedy po raz ostatni pamiętała, że trzeba kupić patyczki  do uszu albo papier 

toaletowy, albo mleko?

A  czy  przez   czternaście   lat  chociaż   raz  przyszło   jej   do  głowy  wspomnieć  mi,   że 

któregoś dnia mogę skończyć jako księżniczka Genowii???

I ona uważa, że może mnie przypominać o obowiązkach?

HA!!!!!!!

O   mało   nie   walnęłam   słuchawką,   ale   Lilly   stała   tak   niedaleko   i   trenowała   rolę 

inspicjenta, włączała i wyłączała światło w szkolnym holu. Obiecałam jej, że nie będę się 

zachowywać jak idiotka, a rzucanie słuchawką w trakcie rozmowy z własną matką na pewno 

zaklasyfikowałoby mnie do tej kategorii, więc powiedziałam naprawdę cierpliwym tonem:

- Nie martw się, mamo. Pamiętam, że mam wstąpić jutro rano do Genovese i kupić 

zapas worków do odkurzacza.

I wtedy odwiesiłam słuchawkę.

PRACA DOMOWA

Algebra: zadania 1 - 12, str. 119

Angielski: propozycja tematu

Historia cywilizacji: pytania na końcu rozdziału 4.

RZ: nic

Francuski: użycie „avoir” w zdaniach przeczących. Przeczytać lekcje od jeden do trzy, 

nic więcej - pas de plus

Biologia: nic

Sobota, 4 października

rano, jeszcze u Lilly

Czemu   zawsze   tak   dobrze  się  bawię,   kiedy  nocuję  u  Lilly?   Bo  przecież  nie   o  to 

chodzi, że oni mają coś, czego nie miałabym w domu. W gruncie rzeczy mama i ja mamy 

fajniejsze   rzeczy.   Moscovitzowie   odbierają   tylko   dwa   kanały   filmowe,   a   ponieważ 

background image

skorzystałam z ostatniej promocji Time Warner Cable, my mamy wszystkie: Cinemax, HBO, 

Showtime, za niską, niziutką miesięczną opłatę 19, 99 dolarów.

Poza tym z naszych okien można podglądać znacznie ciekawszych ludzi, na przykład 

Ronnie. Kiedyś nazywała się Ronald, a teraz zmieniła imię ma Ronette i często robi naprawdę 

niesamowite imprezy. Albo małżeństwo chudych Niemców, którzy zawsze ubierają się na 

czarno,   nawet   latem,   i   nigdy   nie   zaciągają   żaluzji.   Na   Piątej   Alei,   gdzie   mieszkają 

Moscovitzowie nie ma na kim oka zaczepić; sami bogaci psychoanalitycy i ich dzieci. Słowo 

honoru, za ich oknami nie dzieje się nic ciekawego.

Jednak za każdym razem, kiedy tu nocuję, nawet jeśli nic nie robimy, tylko siedzimy z 

Lilly w kuchni i wyjadamy makaroniki, które zostały po święcie Rosz Haszana, bawię się po 

prostu świetnie. Może dlatego, że Maya, gosposia Moscovitzów z Dominikany,  nigdy nie 

zapomina   kupić   soku   pomarańczowego   i   zawsze   pamięta,   że   nie   lubię   tego   z   cząstkami 

owoców. Czasem, jeśli wie, że będę u nich nocowała, kupuje w Balducci's, specjalnie dla 

mnie, wegetariańską lasagne zamiast mięsnej, tak jak wczoraj wieczorem.

A   może   dlatego,   że   w   lodówce   Moscovitzów   nigdy   nie   znajduję   zapleśniałych 

pojemników z jedzeniem. Maya wyrzuca wszystko, co jest chociaż o dzień przeterminowane. 

Nawet kwaśną śmietanę, która wciąż ma nienaruszony plastik wokół pokrywki. Nawet puszki 

Taba.

No i państwo Moscovitz nigdy nie zapominają zapłacić za prąd. Con Ed jeszcze nigdy 

nie  wyłączyło  im  prądu w  połowie maratonu  filmów  Star Trek.  A  z mamą  Lilly można 

pogadać o normalnych rzeczach, na przykład, że bardzo tanio kupiła w Bergdost's rajstopy 

Calvina Kleina.

Nie, żebym nie kochała mojej mamy. Totalnie ją kocham. Chciałabym tylko, żeby 

była bardziej mamą, a mniej artystką.

I chciałabym, żeby tata bardziej przypominał tatę Lilly, który zawsze proponuje, że mi 

usmaży omlet, bo uważa, że jestem za chuda i chodzi po domu w starym dresie swojego 

uniwerku, jeśli tylko nie musi iść do swojego gabinetu kogoś przeanalizować.

Doktor Moscovitz nigdy nie założyłby garnituru o siódmej rano.

Nie, żebym nie kochała taty. Myślę, że go kocham. Tylko nie rozumiem, jak mógł 

dopuścić do czegoś podobnego. Zwykle jest taki zorganizowany. Jak mógł pozwolić, żeby 

zrobili z niego księcia?

Nie rozumiem.

Chyba najbardziej lubię to, że u Lilly w ogóle nie muszę myśleć, że zawalam algebrę 

lub   że   jestem   następczynią   tronu   małego   europejskiego   księstwa.   Mogę   się   po   prostu 

background image

odprężyć, wcinać prawdziwe, domowej roboty bułeczki z cynamonem i patrzeć jak Pawłow, 

owczarek Michaela, usiłuje zagonić Maye do stada, to znaczy do kuchni, za każdym razem, 

kiedy ona usiłuje z niej wyjść.

Wczoraj miałyśmy totalny ubaw. Państwa Moscovitz nie było w domu - musieli pójść 

do Puck Building na koncert charytatywny na rzecz homoseksualnych dzieci ofiar holocaustu 

- więc Lilly i ja zrobiłyśmy sobie olbrzymią michę popcornu z mnóstwem masła, wlazłyśmy 

na wielkie łóżko z baldachimem w sypialni jej rodziców i oglądałyśmy wszystkie Bondy po 

kolei. Udało nam się ostatecznie ustalić, że Pierce Brosnan był najszczuplejszym Bondem, 

Sean   Connery   najbardziej   owłosionym,   a   Roger   Moore   najbardziej   opalonym.   Żaden   z 

Bondów nie chodził bez koszuli dość długo, żebyśmy mogły zdecydować, który ma najlepszy 

tors, ale moim zdaniem chyba Timothy Dalton.

Lubię owłosione torsy. Tak, myślę.

Jak  na  ironię,   właśnie  kiedy  się  zastanawiałam  nad   torsami,   brat  Lilly  wszedł   do 

sypialni. Niestety, miał na sobie koszulkę. Był trochę zły. Powiedział, że dzwoni mój tata i 

jest potwornie wściekły,  bo godzinami próbował się połączyć.  Michael siedział na sieci i 

odpowiadał na maile, które fani wysyłają do webzinu Crackhead, więc tata ciągle trafiał na 

zajęty telefon.

Na   pewno   wyglądałam,   jakby  zbierało   mi   się   na   rzyganie,   bo   Michael   po   chwili 

powiedział:

- Okay, nie przejmuj się, Thermopolis. Powiem mu, że obie z Lilly poszłyście już 

spać.

Mama nigdy by w to kłamstwo nie uwierzyła, ale tata musiał je kupić od razu, bo 

Michael wrócił i zameldował, że tata przeprosił za telefon o tak późnej porze (była dopiero 

jedenasta) i kazał powtórzyć, że pogada ze mną rano.

Super. Nie mogę się już doczekać. , Chyba wciąż wyglądałam, jakby mi się chciało 

rzygać,   bo   Michael   zawołał   swojego   psa   i   kazał   mu   wskoczyć   na   łóżko,   chociaż   u 

Moscovitzów zwierzęta nie mogą wchodzić do sypialni, Pawłow wlazł mi na kolana i zaczął 

mnie lizać po twarzy, co robi tylko wtedy, kiedy komuś naprawdę ufa. Potem Michael usiadł, 

żeby   oglądać   filmy   razem   z   nami   i   Lilly   spytała   go,   tak   z   naukowej   ciekawości,   jakie 

dziewczyny  Bonda podobają mu  się bardziej: blondynki,  które James  Bond zawsze musi 

ratować z opresji, czy brunetki, które wiecznie do niego strzelają. Michael odpowiedział, że 

nie umiałby się oprzeć uzbrojonej dziewczynie, przez co zeszłyśmy na temat jego dwóch 

ulubionych seriali telewizyjnych:

„Xeny - wojowniczej księżniczki” i „Buffy - postrachu wampirów”.

background image

I   wtedy,   nie   tyle   z   naukowej   ciekawości,   co   ze   zwykłego   wścibstwa,   spytałam 

Michaela - gdyby przyszedł koniec świata, a on musiał na nowo zaludnić planetę, ale mógłby 

wybrać tylko jedną towarzyszkę życia, kogo by wybrał, Xenę czy Buffy?

Jestem strasznie dziwna, powiedział najpierw Michael, skoro coś takiego przyszło mi 

do głowy. Potem zdecydował się na Buffy. Wtedy Lilly zapytała mnie, kogo bym wolała, 

gdybym   musiała   wybierać   między   George'm   Clooneyem   a   Harrisonem   Fordem,   a   ja 

powiedziałam , że Harrisona Forda, chociaż jest taki stary, ale tego z Indiany Jonesa, a nie z 

Gwiezdnych Wojen, na co Lilly powiedziała, że ona wolałaby Harrisona Forda jako Jacka 

Ryana z filmów według powieści Toma Clancy’ego, potem Michael spytał:

- Kogo byście wolały, Harrisona Forda czy Leonardo di Caprio?

Obie zdecydowałyśmy się na Harrisona Forda, bo Leonadro di Caprio jest już taki 

niemodny, a wtedy znów zapytał:

- Kogo byście wolały, Harrisona Forda czy Josha Richtera?

I Lilly powiedziała, że Harrisona Forda, bo on kiedyś był stolarzem i jeśli przyszedłby 

koniec świata, umiałby zbudować dla niej dom, a ja powiedziałam, że Josha Richtera, bo 

żyłby dłużej - Harrison ma chyba sześćdziesiątkę - i mógłby więcej pomóc przy dzieciach.

Wtedy Michael zaczął wygadywać  jakieś totalnie niesprawiedliwe rzeczy na Josha 

Richtera; na przykład, że w obliczu nuklearnej zagłady wyszedłby z niego tchórz, na co Lilly 

odparła, że lęk przed nieznanym jest nie najlepszą miarą potencjału czyjegoś rozwoju, z czym 

się zgodziłam. Wtedy Michael powiedział, że obie jesteśmy idiotki, jeśli sądzimy, że Josh 

Richter kiedyś zrobi coś dla nas poza tym, że odpowie na pytanie o godzinę, bo on lubi tylko 

takie dziewczyny, które się puszczają, jak Lana Weinberger, na co Lilly odparła, że sama by 

się   z   Joshem   puściła,   gdyby   spełnił   pewne   warunki,   to   znaczy   wykąpał   się   w   płynie 

antybakteryjnym   i   przed   stosunkiem   założył   trzy   prezerwatywy   pokryte   żelem 

plemnikobójczym (w razie gdyby jedna miała pęknąć, a druga się zsunąć).

Potem Michael mnie spytał, czy sama puściłabym się z Joshem Richterem i musiałam 

się   chwilę   zastanowić.   Utrata   dziewictwa   to   naprawdę   ważny   krok   i   trzeba   to   zrobić   z 

właściwą osobą, inaczej spieprzy ci się całe życie, jak kobietom, które przychodzą co drugi 

wtorek do doktora Moscovitza na grupę terapeutyczną „Po czterdziestce i wciąż sama”. No 

więc, po zastanowieniu powiedziałam, że puściłabym się z Joshem Richterem, ale tylko pod 

trzema warunkami:

1. Spotykalibyśmy się od roku.

2. Wyznałby mi dozgonną miłość.

3. Zabrałby mnie na Broadway na „Piękną i Bestię” i nie kpiłby z przestawienia.

background image

Michael powiedział, że pierwsze dwa warunki są do przyjęcia, ale jeżeli trzeci ma 

świadczyć,   na   jakiego   chłopaka   czekam,   zostanę   dziewicą   jeszcze   bardzo,   bardzo   długo. 

Powiedział, że nie zna nikogo z choćby odrobiną testosteronu, kto mógłby obejrzeć „Piękną i 

Bestię”   na   Broadway   bez   chlustających   wymiotów.   Michael   nie   ma   racji,   bo   tata 

zdecydowanie ma sporo testosteronu - przynajmniej jedno pełne jądro - i nigdy nie dostał 

chlustających wymiotów na Pięknej i Bestii.

Potem Lilly zapytała Michaela, kogo by wolał, gdyby musiał wybierać między mną i 

Laną Weinberger, a on powiedział:

- Mię, oczywiście.

Ale na pewno powiedział tak tylko dlatego, że byłam w tym samym pokoju i nie 

chciał sprzedawać mi disa prosto w oczy.

Ona jednak ciągnęła to dalej i chciała się dowiedzieć, czy wolałby mnie czy Madonnę, 

albo mnie czy Buffy - postrach wampirów (wolał mnie niż Madonnę, ale Buffy pobiła mnie 

na głowę).

Wtedy Lilly zapytała, kogo ja bym wolała; Michaela czy Josha Richtera, a ja udałam, 

że się nad tym poważnie zastanawiam i nagle, ku mojej totalnej uldze, państwo Moscovitz 

wrócili do domu i zaczęli na nas wrzeszczeć, bo wpuściliśmy Pawłowa do ich sypialni i 

jedliśmy popcorn na ich łóżku.

Potem, kiedy Lilly i ja posprzątałyśmy cały popcorn i wróciłyśmy do jej pokoju, znów 

mnie zapytała, kogo bym wolała; Josha Richtera czy jej brata. Musiałam powiedzieć, że Josha 

Richtera, bo to najseksowniejszy chłopak w całej szkole, a może nawet na całym świecie, a ja 

kompletnie i totalnie się w nim kocham i to nie tylko ze względu na jasne włosy, które 

opadają mu czasami na twarz, kiedy się pochyla i szuka czegoś w swojej szafce, ale również 

dlatego, że pod tą jego pozą pakersa ukrywa się wrażliwa, głęboka i życzliwa dusza. Wiem to 

ze sposobu w jaki powiedział mi „cześć” w Bigelows jakiś czas temu.

Nie mogłam jednak nic poradzić na to, że gdyby naprawdę przyszedł koniec świata, 

lepiej byłoby mi z Michaelem nawet jeśli nie jest tak seksowny, bo on mnie przynajmniej 

rozśmiesza. Myślę, że podczas końca świata poczucie humoru mogłoby bardzo się przydać.

Poza tym, Michael bez koszulki faktycznie wygląda bardzo dobrze.

I   jeśli   rzeczywiście   przyszedłby   koniec   świata,   Lilly   by   zginęła   więc   nie 

dowiedziałaby się, że jej brat i ja się rozmnażamy!

Nie   chcę,   żeby   Lilly   kiedykolwiek   dowiedziała   się,   co   myślę   o   jej   bracie. 

Pomyślałaby, że to idiotyzm.

Jeszcze większy idiotyzm niż to, że okazałam się księżniczką Genowii.

background image

Sobota później

Przez całą powrotną drogę z domu Lilly martwiłam się, co mama i tata powiedzą na 

mój widok. Nigdy przedtem nie byłam nieposłuszna. Naprawdę, nigdy.

No   dobra,   raz   kiedyś   z   Lilly,   Shameeką   i   Ling   Su   poszłyśmy   zobaczyć   film   z 

Christianem   Slaterem,   a   zamiast   tego   trafiłyśmy   na   Rocky   Horror   Picture   Show. 

Zapomniałam uprzedzić mamę i zadzwoniłam do niej dopiero po seansie, który skończył się 

gdzieś o 2. 30 w nocy, a my byłyśmy na Times Square i żadna z nas nie miała dość kasy, żeby 

razem starczyło choćby na jedną taksówkę. Ale to było tylko raz! I potem miałam totalną 

nauczkę, mama nie musiała mi nawet dawać szlabanu. Nie, żeby kiedykolwiek to robiła - to 

znaczy dała mi szlaban. Kto poszedłby do bankomatu po kasę na jedzenie na wynos, gdybym 

miała szlaban?

Ale tata to zupełnie inna historia. W sprawach dyscypliny jest totalnie sztywny. Mama 

mówi, że to przez Grandmére, bo kiedy był małym chłopcem, za karę zamykała go w takim 

naprawdę strasznym pokoju u nich w domu.

Teraz tak sobie myślę, że tata pewnie wychował się w jakimś zamku i ten straszny 

pokój to były prawdopodobnie lochy.

Jeeezu, nie dziwię się, że robi wszystko, co mu każe Grandmére.

No więc, kiedy tata wścieka się na mnie, wścieka się nie na żarty. Jak wtedy, kiedy nie 

chciałam   pójść   z   Grandmére   do   kościoła.   Nie   będę   się   modlić   do   boga,   który   pozwala 

niszczyć lasy tropikalne, by można było zająć więcej miejsca na pastwiska dla krów, które 

potem przerabia się na hamburgery dla ciemnych mas, czczących ten symbol wszelkiego zła, 

znak McDonald'a. Tata zagroził, że jeśli nie pójdę do kościoła, przetrzepie mi tyłek, a na 

dodatek powiedział, że już nigdy nie pozwoli mi czytać webzinu Michaela! Do końca wakacji 

nie dał mi wejść na sieć. Rozwalił mi modem półtoralitrową butelką Chateauneuf du Pape.

No więc, strasznie się bałam, co zrobi kiedy wrócę od Lilly.

Próbowałam siedzieć u Moscovitzów jak najdłużej. Wyręczyłam Mayę i załadowałam 

zmywarkę do naczyń, bo ona zajęła się pisaniem listu do swojego kongresmana z prośbą, 

żeby zrobił coś dla jej syna,  Manuela, którego niewinnie  uwięziono dziesięć  lat temu  za 

popieranie rewolucji u nich w kraju, zabrałam Pawłowa na spacer, bo Michael musiał pójść 

na wykład z astrofizyki na Columbię i nawet odetkałam dysze w jacuzzi państwa Moscovitz - 

kurczę tata Lilly traci strasznie dużo włosów.

No i właśnie wtedy Lilly musiała  wejść i oświadczyć,  że pora nakręcić  specjalny 

jednogodzinny   odcinek   programu,   poświęcony   jej   stopom.   Okazało   się,   że   państwo 

background image

Moscovitz wcale jeszcze nie wyszli na swoją sesję rolfingu, jak nam się wydawało. Wszystko 

usłyszeli i kazali mi wracać do domu, bo oni muszą poddać Lilly analizie i odkryć, czemu 

chce się znęcać nad prześladującym ją maniakiem seksualnym.

Na ogół jestem bardzo dobrą córką. Naprawdę. Nie palę, nie biorę narkotyków. Nie 

urodziłam   dziecka   w   trakcie   balu   na   zakończenie   ósmej   klasy.   Jestem   absolutnie   godna 

zaufania i zazwyczaj odrabiam lekcje. Oprócz jednej żałosnej pały z przedmiotu, który nigdy 

w życiu do niczego mi się nie przyda, radzę sobie całkiem nieźle.

A oni nagle musieli mi zrobić ten numer z księżniczką.

W drodze do domu zdecydowałam, że jeśli tata spróbuje mnie ukarać, zadzwonię do 

sędzi Judy. Tata mocno by żałował, gdyby przez to musiał stanąć przed sędzią Judy. Dałaby 

mu   popalić,   bez   dwóch   zdań.   Próba   zmuszenia   kogoś,   żeby   wbrew   własnej   woli   był 

księżniczką? Sędzia Judy nie toleruje takich rzeczy.

Oczywiście, kiedy dotarłam do domu, okazało się, że wcale nie będę musiała dzwonić 

do sędzi Judy.

Mama   nie   poszła   do   pracowni,   chociaż   chodzi   tam   w   każdą   sobotę   bez   wyjątku. 

Siedziała i czekała na mój powrót, czytając stare numery „Seventeen”. Zaprenumerowała go 

dla mnie, zanim się zorientowała, że mam zbyt płaską klatkę piersiową, by mnie ktokolwiek 

zaprosił na randkę, przez co wszystkie informacje podawane w tym akurat magazynie są dla 

mnie kompletnie bezużyteczne.

No i był tam tata, który siedział dokładnie w tym samym miejscu, co wczoraj, kiedy 

wychodziłam z domu. Na odmianę czytał niedzielnego „Timesa”, chociaż jest jeszcze sobota, 

a mama i ja wyznajemy zasadę, że nie otwiera się niedzielnego dodatku przed niedzielą. 

Zdziwiłam się, bo nie nosił garnituru. Dzisiaj miał na sobie kaszmirowy sweter, na pewno 

prezent od którejś z tych jego dziewczyn, i sztruksy.

Kiedy   weszłam,   bardzo   starannie   poskładał   gazetę,   odłożył   ją   i   rzucił   mi   długie, 

znaczące   spojrzenie,   jak   kapitan   Picard,   zanim   zacznie   marudzić   Rykerowi   na   temat 

Pierwszej Dyrektywy. Potem odezwał się:

- Musimy porozmawiać.

Natychmiast   wtrąciłam   się,   że   przecież   powiedziałam,   dokąd   idę.   Że   po   prostu 

potrzebowałam trochę czasu dla siebie i chciałam sobie pewne sprawy przemyśleć, i że byłam 

podwójnie ostrożna, nie jechałam metrem, ani nic, ale tata przerwał mi jednym słowem.

- Wiem.

Tylko tyle: „wiem”. Poddał się kompletnie bez walki. Mój tata.

Spojrzałam na mamę, chcąc zorientować się, czy zauważyła, że zwariował. I wtedy 

background image

ona   zrobił   coś   jeszcze   bardziej   niesamowitego.   Odłożyła   magazyn,   uściskała   mnie   i 

powiedziała:

- Słonko, strasznie cię przepraszamy.

Halo? To moi rodzicie? A może w czasie mojej nieobecności byli tu łowcy ciał i 

podmienili ich na roboty? Bo tylko w ten sposób mogłam wytłumaczyć to, że okazali tyle 

rozsądku. A potem tata powiedział:

- Mia, rozumiemy, że znalazłaś się w ogromnym stresie. Chcemy, żebyś wiedziała, że 

zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby ta zmiana jak najmniej się na tobie odbiła.

Potem tata zapytał mnie, czy wiem, co to jest ugoda. Powiedziałam, że wiem, przecież 

nie jestem już w trzeciej klasie, a on wziął kartkę papieru i na nim spisaliśmy wspólnie coś, co 

mama nazywa Ugodą Thermopolis - Renaldo. Idzie to tak:

Ja niżej podpisany Artur Krzysztof Filip Gerard Grimaldi Renaldo, wyrażam zgodę, 

aby moja jedyna córka i spadkobierczyni, Amelia Mignonette Grimaldi Thermopolis Renaldo, 

bez przeszkód ukończyła edukację na poziomie szkoły średniej w Męskim Liceum imienia 

Alberta  Einsteina   (szkole  koedukacyjnej   od  circa   1975  roku),  wyłączając   Święta  Bożego 

Narodzenia oraz letnie wakacje, które bez zastrzeżeń będzie spędzać w pałacu Genowii.

Zapytałam, czy to oznacza koniec wakacji w Miragnac, a on potwierdził.

Aż trudno mi było uwierzyć. Gwiazdki i wakacje bez Grandmére? To tak, jakby iść do 

dentysty,   ale   zamiast   plombowania   zębów   poczytać   sobie   tylko   „Teen   People”   i   łyknąć 

mnóstwo   gazu   rozweselającego!   Byłam   taka   szczęśliwa,   że   z   miejsca   tatę   uściskałam. 

Niestety, okazało się, że ugoda ma jeszcze jeden paragraf:

Ja,   niżej   podpisana   Amelia   Mignonette   Grimaldi   Thermopolis   Renaldo,   będę 

wypełniać obowiązki spadkobierczyni Artura Krzysztofa Gerarda Grimaldi Renaldo, księcia 

Genowii i wyrażam zgodę na wszystko, co obejmuje rola spadkobierczyni, włącznie, ale nie  

wyłącznie,   z   objęciem   tronu   po   śmierci   wyżej   wymienionego   i   udziałem   w   oficjalnych  

uroczystościach, podczas których obecność wyżej wymienionej następczyni tronu uznaje się 

za konieczną.

Wszystko   to   brzmiało   dla   mnie   całkiem   nieźle,   poza   ostatnią   częścią.   Oficjalne 

uroczystości? O co tu chodzi?

Tata nagle zaczął się strasznie wykręcać:

-   Och,   wiesz.   Uczestnictwo   w   pogrzebach   światowych   przywódców,   otwieranie 

balów, tego typu sprawy.

Pogrzeby?   Bale?   A   gdzie   się   podziało   rozbijanie   butelek   szampana   o   burty 

transatlantyków, uczęszczanie na hollywoodzkie premiery i tak dalej?

background image

- No cóż - powiedział tata. - Hollywoodzkie premiery są mocno przereklamowane. 

flesze strzelają ci w twarz i tyle. Okropnie niemiłe.

No dobra, ale pogrzeby? Bale? Nawet nie wiem, jak używać konturówki do ust, a co 

dopiero składać dworski ukłon...

- O, to nie problem - powiedział tata, zakładając skuwkę na pióro. - Grandmére się 

tym zajmie.

Tak, akurat! Co ona ma tu do gadania? Jest we Francji! Ha, ha, ha!

Sobota wieczorem

Sama ledwie potrafię uwierzyć, że taki ze mnie nieudacznik. Sobota wieczór, a ja 

siedzę sama z tatą!

Właściwie próbował mnie namówić, żebyśmy poszli na Piękną i Bestię. chyba było 

mu mnie żal, że nie mam żadnej randki!

Wreszcie musiałam powiedzieć:

- Słuchaj tato. Nie jestem już dzieckiem. Nawet książę Genowii nie dostanie w sobotę 

biletów na Broadway na minutę przed przedstawieniem.

Tata po prostu czuł się pominięty, bo mama wybrała się na kolejną randkę z panem 

Gianinim. Chciała ją odwołać ze względu na wstrząs, który w ciągu ostatnich dwudziestu 

czterech godzin obrócił mi życie do góry nogami, ale ja się totalnie uparłam, żeby poszła. 

Widziałam, jak w towarzystwie taty z każdą chwilą coraz mocniej zaciska usta. Mama zaciska 

usta tylko wtedy, kiedy próbuje czegoś nie powiedzieć i myślę, że chciała powiedzieć tacie 

coś  w rodzaju” „Wynoś  się! Wracaj  do hotelu! Płacisz sześćset dolarów  za noc za swój 

apartament! Dlaczego tam nie posiedzisz? ”.

Tata   doprowadza   mamę   do   szału,   bo   zawsze   szpera   po   kątach,   wyławia   wycinki 

bankowe z wielkiej misy do sałaty, do której mama wrzuca całą nasza pocztę i próbuje jej 

tłumaczyć,   ile   odsetek   oszczędziłaby,   gdyby   tylko   przeniosła   pieniądze   z   rachunku 

oszczędnościowego na konto Indywidualnego Planu Emerytalnego Rotha.

Więc   chociaż   mama   uważała,   że   powinna   zostać   w   domu,   wiedziałam,   że   jeśli 

zostanie,   po   prostu   wybuchnie.   Powiedziałam   więc:   idź,   idź   koniecznie,   a   my   z   tatą 

podyskutujemy   sobie   o   rządzeniu   małym   księstwem   w   dzisiejszych   warunkach 

ekonomicznych.   Ale   kiedy   mama   pokazała   się   nam   w   wyjściowym   stroju,   to   znaczy   w 

totalnie seksownej czarnej minisukience z Victoria's Secret (mama nienawidzi zakupów, więc 

wszystkie   ubrania   wybiera   z   katalogów,   kiedy   moczy   się   w   wannie   po   całym   dniu 

malowania),  tata zakrztusił się kostką lodu. Podejrzewam, że nigdy przedtem nie widział 

background image

mamy w mini - kiedy chodzili ze sobą na studiach, wiecznie nosiła ogrodniczki, jak ja - bo 

dopił szkocką z wodą sodową jednym haustem, a potem powiedział:

- Masz zamiar w tym wyjść? Na co mama spytała:

- A coś nie tak?

I niespokojnie przejrzała się w lustrze.

Wyglądała  naprawdę fantastycznie;  w gruncie rzeczy znacznie  lepiej  niż zwykle  i 

pewnie właśnie o to mu chodziło. No bo, może to dziwnie zabrzmi, ale mama, kiedy już 

zechce, potrafi się zrobić na totalną laskę. Mogę tylko pomarzyć sobie, że kiedyś będę taka 

ładna jak ona. Ona nie ma fryzury w kształcie znaku drogi podporządkowanej ani płaskiej 

klatki piersiowej czy stóp w rozmiarze czterdzieści jeden. Jest naprawdę świetna, tak świetna, 

jak tylko może być czyjaś matka.

Potem odezwał się brzęczyk domofonu i mama wybiegła, bo nie chciała, żeby pan 

Gianini wszedł na górę i natknął się na jej byłego, księcia Genowii. Zrozumiałe, bo tata wciąż 

jeszcze kaszlał i wyglądał trochę śmiesznie; łysy facet o czerwonej twarzy, w kaszmirowym 

swetrze, który próbuje wypluć własne płuca. W każdym  razie ja na jej miejscu, gdybym 

musiała przyznać, że kiedykolwiek uprawiałam z nim seks, poczułabym się głupio.

No i dla mnie też lepiej, że nie wpuściła pana Gianiniego na górę, bo nie chciałam, 

żeby przy rodzicach spytał mnie, czemu w piątek nie przyszłam do niego na powtórkę.

Kiedy już poszli, próbowałam pokazać tacie, że o wiele lepiej nadaję się do życia w 

Manhattanie niż w Genowii; zamówiłam dla nas naprawdę super jedzenie. Wzięłam sałatkę 

caprese, ravioli z grzybami i pizzę margherita, wszystko razem poniżej dwudziestu dolarów, 

ale słowo daję, w ogóle tacie nie zaimponowałam. Nalał sobie tylko jeszcze jedną szkocką z 

wodą sodową i włączył telewizor. . Nawet nie zauważył, kiedy Gruby Louie usiadł obok 

niego. Zaczął go głaskać jakby nigdy nic. I tata twierdzi, że ma uczulenie na koty.

Na domiar wszystkiego, wcale nie chciał rozmawiać o Genowii, tylko oglądał sport. 

Mówię serio. Sport. Mamy siedemdziesiąt siedem kanałów, a on chciał oglądać tylko te, na 

których mężczyźni w jednakowych koszulkach uganiali się za małą piłką.

Zapomnijcie   o   maratonie   filmów   o   Brudnym   Harrym.   Zapomnijcie   o 

wideokomiksach. Włączył kanał sportowy i wpatrzył się w ekran, a kiedy powiedziałam, że 

mama i ja w sobotę wieczór zwykle oglądamy to, co akurat leci na HBO, tylko przygłośnił 

telewizor!

Niepoważny człowiek.

Myślicie że to wszystko? Trzeba go było zobaczyć, kiedy przyjechało jedzenie. Kazał 

Larsowi obszukać dostawcę, zanim go wpuści na górę!

background image

Nie do wiary! Musiałam dać Antonio całego dolara górką, żeby mu wynagrodzić tę 

zniewagę. Potem tata usiadł i jadł bez słowa, a po kolejnej szkockiej z wodą sodową zasnął 

sobie na kanapie z Grubym Louie na kolanach!

Zdaje się, że kiedy ma tytuł księcia i raka jądra, naprawdę zaczyna myśleć, że należą 

mu się szczególne względy. Bo jeszcze, nie daj Boże, z rozpędu poświęciłby trochę uwagi 

swojej jedynej córce i następczyni tronu.

Więc   znów   siedzę   sama   w   domu   w   sobotni   wieczór.   Prawdę   mówiąc,   właściwie 

zawsze jestem w domu w sobotni wieczór, chyba że idę do Lilly. Czemu jestem tak mało 

lubiana? Wiem przecież, że wyglądam jak dziwadło i tak dalej, ale naprawdę staram się być 

miła. Serio.

Wyobrażam sobie, że ludzie będą mnie po prostu cenić jako człowieka i zapraszać na 

imprezy dlatego, że lubią moje towarzystwo! To nie moja wina, że mi włosy tak dziwnie 

sterczą; ani trochę bardziej niż Lilly jest winna że ma taką rozklapciałą twarz.

Z milion razy próbowałam dodzwonić się do Lilly, ale jej numer był zajęty, co znaczy, 

że Michael prawdopodobnie siedział  w domu  i pracował nad swoim webzinem.  Państwo 

Moscovitz starają się o drugą linię, żeby ludzie, którzy do nich dzwonią mogli się od czasu do 

czasu   połączyć,   ale   firma   telekomunikacyjna   powiedziała,   im,   że   nie   mają   już   wolnych 

numerów zaczynających się od 212. Mama Lilly mówi, że nie życzy sobie dwóch linii o 

różnych kodach dzielnicowych w jednym mieszkaniu, i że jeżeli jej nie dadzą numeru 212, 

kupi sobie pager.

Poza   tym   przyszłej   jesieni   Michael   wyjedzie   na   uniwersytet   i   problem   sam   się 

rozwiąże.

Naprawdę chciałam pogadać z Lilly. Nic jej nie mówiłam, że jestem księżniczką i 

nigdy jej tego nie zamierzam mówić, ale czasami, nawet jeśli nie tłumaczę, co mi właściwie 

doskwiera, po rozmowie z nią czuję się lepiej. Może po prostu wystarczy wiedzieć, że jakaś 

moja rówieśniczka też tkwi w domu w sobotni wieczór. Bo większość dziewczyn z naszej 

klasy umawia się już na randki. Nawet Shameeka zaczęła na nie chodzić. Jest teraz dość 

popularna, bo przez lato urósł jej biust. Co prawda o dziesiątej ma godzinę policyjną, nawet w 

weekendy i musi przedstawiać rodzicom chłopaka, z którym się umówiła, a ten chłopak musi 

przedstawić dokładny plan: dokąd idą i co będą robić.

I jeszcze dostarczyć dokumenty tożsamości ze zdjęciem, z których pan Taylor robi 

kserokopię, zanim pozwoli Shameece wyjść z tym chłopakiem z domu.

Mimo wszystko, wychodzi na randki. Ktoś się z nią umawia. Ze mną nikt nigdy się nie 

umówił.

background image

Strasznie się nudziłam, patrząc jak tata chrapie, chociaż trochę to było śmieszne, bo 

Gruby Louie spoglądał na niego z wyraźną złością za każdym razem, kiedy tata brał oddech. 

Obejrzałam   już   wszystkie   filmy   o   Brudnym   Harrym   i   nie   miałam   co   więcej   oglądać. 

Zdecydowałam się poszukać Michaela w Internecie i powiedzieć mu, że naprawdę muszę 

pogadać z Lilly, więc żeby łaskawie zwolnił linię i dał mi się do niej odezwać.

CracKing: CZEGO CHCESZ, THERMOPOLIS?

GrLouie:   CHCĘ   POGADAĆ   Z   LILLY.   PROSZĘ,   WYJDŹ   Z   SIECI,   ŻEBYM 

MOGŁA SIĘ DODZWONIĆ.

CracKing: O CZYM CHCESZ Z NIĄ GADAĆ?

GrLouie:   NIE   TWOJA   SPRAWA,   TYLKO   ZWOLNIJ   LINIĘ,   PROSZĘ.   NIE 

MOŻESZ   KŁAŚĆ   ŁAPY   NA   WSZYSTKICH   ŚRODKACH   ŁĄCZNOŚCI   Z   WASZYM 

DOMEM. TO NIE FAIR.

CracKing: NIKT NIE OBIECYWAŁ, ŻE ŻYCIE BĘDZIE FAIR, THERMOPOLIS. 

A TAK W OGÓLE, DLACZEGO SIEDZISZ W DOMU? CO SIĘ STAŁO? KRÓLEWICZ Z 

BAJKI NIE ZADZWONIŁ?

GrLouie: JAKI KRÓLEWICZ?

CracKing:   NO   WIESZ,   TEN   TWÓJ   WYBRANEK   NA   CAŁE   ŻYCIE   NA 

WYPADEK NUKLEARNEJ ZAGŁADY, JOSH RICHTER.

Lilly mu powiedziała! Nie mogę uwierzyć, że to zrobiła! Zabiję ją.

GrLouie: MÓGŁBYŚ WRESZCIE WYLEŹĆ Z SIECI I DAĆ MI SIĘ DODZWONIĆ 

DO LILLY????

CracKing: CO CI JEST THERMOPOLIS? DOTKNAŁEM CZUŁEJ STRUNY?

Wylogowałam się. On czasem jest okropnym dupkiem.

No   i   jakieś   pięć   minut   potem   telefon   się   odezwał.   Dzwoniła   Lilly.   Więc   chociaż 

Michael to dupek, kiedy chce, potrafi zachować się jak całkiem miły dupek.

Lilly   bardzo   narzekała,   że   rodzice   odbierają   jej   wolność   słowa,   którą   gwarantuje 

Pierwsza   Poprawka,   bo   nie   pozwalają   jej   nakręcić   odcinka   na   temat   stóp.   Ma   zamiar 

zadzwonić do biura rzecznika praw obywatelskich, jak tylko w poniedziałek rano je otworzą. 

Bez finansowej  pomocy rodziców, obecnie  wycofanej,  „Lilly nazywa  rzeczy po imieniu” 

zejdzie z anteny. Program kosztuje ją około dwustu dolarów za odcinek, jeśli policzyć koszt 

kaset video i całą resztę. Kablówka ogólnego dostępu dostępna jest tylko dla ludzi z kasą. 

Lilly była bardzo przygnębiona. Odechciało mi się wrzeszczeć na nią za to, że powiedziała 

Michaelowi, że wolę Josha. Zresztą, jak się nad tym teraz zastanawiam, chyba dobrze się 

stało.

background image

Moje życie jest poplątaną siecią kłamstw.

Niedziela, 5 października

Wręcz nie chce mi się wierzyć, że pan Gianini jej powiedział. Nie chce mi się wierzyć, 

że powiedział mojej matce, że zerwałam się w piątek z tej jego głupiej powtórki!!!!

Czy ja tu nie  mam  żadnych  praw? Nie mogę  zerwać się z jednej powtórki, żeby 

chłopak mamy od razu na mnie nie doniósł?

Czy moje życie nie jest już wystarczająco paskudne? Jestem brzydka, a na dodatek 

mam zostać księżniczką. Czy do tego wszystkiego mój nauczyciel algebry musi meldować o 

moich ruchach?

Serdecznie dziękuję, panie Gianini. Dzięki panu całą niedzielę musiałam siedzieć z 

obłąkanym ojcem, który wbijał mi do głowy wzór równania kwadratowego, wciąż tarł łysinę i 

wrzeszczał z rozpaczy, kiedy odkrył, że nie wiem , jak mnożyć ułamki.

Chciałabym uprzejmie przypomnieć, że sobotę i niedzielę mam mieć wolne od szkoły!

Do   tego,   pan   Gianini   musiał   się   wyrwać   i   powiedzieć   mamie,   że   jutro   będzie 

niezapowiedziany test. Bo kurczę, rozumiem - postąpił ładnie, i tak dalej, dał mi fory, ale 

przecież   o   to   właśnie   chodzi,   że   przed   testem   nie   powinno   się   uczyć.   Cała   rzecz   w 

sprawdzeniu, ile naprawdę zapamiętałaś.

Z drugiej strony, skoro najwyraźniej z matematyki nie zapamiętałam nic od drugiej 

klasy podstawówki, chyba nie mogę winić taty, że tak się wściekał. Powiedział, że jeśli nie 

zaliczę algebry, zmusi mnie, żebym poszła na kurs wakacyjny. Wtedy powiedziałam, że kurs 

wakacyjny mnie nie dotyczy, skoro i tak już się zgodziłam spędzić całe lato w Genowii.

Na co on odparł, że będę musiała chodzić na kurs wakacyjny w Genowii!!

No nie wiem. To znaczy - znam dzieciaki, które chodziły do szkoły w Genowii i nie 

wiedziały nawet, co to jest oś liczbowa. W dodatku oni mierzą wszystko w kilogramach i 

centymetrach. Przecież system metryczny to totalny przeżytek!

Na   wszelki   wypadek   nie   będę   ryzykować.   Cały   wzór   równania   kwadratowego 

zapisałam na białej podeszwie adidasa. Tam gdzie guma zachodzi na bok buta, między piętą a 

palcami. Jutro je założę, skrzyżuję nogi i zerknę sobie, jeżeli utknę.

Poniedziałek

6 października

3. 00. (w nocy)

Nie spałam całą noc i martwiłam się, że mnie złapią na ściąganiu. Co będzie jeśli ktoś 

background image

zobaczy, że wzory równania kwadratowego napisałam na bucie? Wyrzucą mnie ze szkoły? 

Nie chcę, żeby mnie  wyrzucili!  Bo chociaż  w liceum  imienia  Alberta  Einsteina  wszyscy 

uważają mnie za dziwadło, chyba zaczęłam się do tego przyzwyczajać. Nie chcę zaczynać 

wszystkiego od nowa w nowej szkole. Do końca swojej licealnej kariery musiałabym chodzić 

z piętnem oszustki!

A co ze studiami? Jeśli w moich papierach napiszą, że ściągałam, mogę nie dostać się 

na studia.

Nie   to,  żebym   chciała   iść   na  studia.   Ale   co   z   Greenpeace?   Jestem   pewna,  że   do 

Greenpeace nie biorą oszustów. O Boże co ja teraz zrobię???

Poniedziałek, 6 października

4. 00 (w nocy)

Próbowałam   zmyć   wzór   równania   z   adidasa,   ale   nie   chce   zejść!   Napisałam   go 

niezmywalnym atramentem, czy co? Co będzie, jeśli tata się dowie?

Czy ludziom w Genowii wciąż ucina się głowy?

Poniedziałek, 6 października

7. 00.

Zdecydowałam   się   założyć   martensy   i   po  drodze   do   szkoły  wyrzucić   adidasy   -  a 

potem   pękło   mi   sznurowadło!   Nie   mam   innych   butów,   bo   wszystkie   mają   rozmiar 

czterdzieści, a moje stopy urosły w zeszłym miesiącu o cały numer! Mokasyny ledwie mogę 

wcisnąć na nogi, a z chodaków wystają mi pięty. Nie mam wyboru, muszę założyć adidasy!

Na pewno mnie złapią. Po prostu to czuję

Poniedziałek, 6 października

9. 00.

W samochodzie, w drodze do szkoły,  zdałam sobie sprawę że mogłam wyciągnąć 

sznurowadła z adidasów i przełożyć do martensów. Jestem okropnie głupia.

Lilly   chce   wiedzieć,   jak   długo   jeszcze   mój   tata   zostanie   w   mieście.   Nie   lubi 

podwożenia do szkoły. Woli jeździć metrem, bo twierdzi, że może wtedy podciągnąć się w 

hiszpańskim, czytając afisze o higienie dla latynoskich imigrantów. Powiedziałam,  że nie 

wiem, jak długo tata zostanie w mieście, ale mam przeczucie, że już nigdy nie pozwolą mi 

jeździć samej metrem.

Lilly stwierdziła, że mój tata, przejęty swoją bezpłodnością posuwa się za daleko. To, 

background image

że   już  żadna   kobieta   nie   stanie   się  przez   niego   embarrazada,   jeszcze   nie   usprawiedliwia 

nadopiekuńczości.   Zauważyłam,   że   Lars   za   kierownicą   chyba   śmiał   się   do   siebie.   Mam 

nadzieję, że nie mówi po hiszpańsku. Zawstydziłam się.

W każdym razie, ciągnęła Lilly, powinnam zająć stanowisko w tej sprawie, zanim 

zrobi się gorzej, bo ona widzi, że już zaczyna się na mnie odbijać; jestem apatyczna i oczy 

mam podkrążone.

Jasne, że jestem apatyczna! Od trzeciej rano nie spałam i myłam buty! Poszłam do 

łazienki dla dziewczyn i znów próbowałam je domyć. Lana Weinberger weszła, kiedy byłam 

w środku. Zobaczyła, że czyszczę buty i przewróciła oczami. Potem zaczęła czesać te swoje 

blond   włosy   i   gapić   się   na   siebie   w   lustrze.   Nieomal   spodziewałam   się,   że   podejdzie   i 

pocałuje własne odbicie, taka jest w sobie zakochana.

Wzór   równania   na   moim   adidasie   jest   zamazany,   ale   wciąż   da   się   odczytać.   Nie 

spojrzę na niego w czasie testu, przysięgam.

Poniedziałek, 6 października RZ

Przyznaję się. Spojrzałam.

Na niewiele mi się to zdało. Po zebraniu kartek, pan Gianini rozwiązał zadania na 

tablicy. Wszystkie bez wyjątku zrobiłam źle.

NAWET NIE UMIEM PORZĄDNIE OSZUKIWAĆ!!!

Jestem chyba najbardziej żałosną istotą ludzką na tej planecie.

Wielomiany wartość: zmienne pomnożone przez współczynnik stopień wielomianu= 

stopień wykładnika o najwyższym stopniu

Kogo to obchodzi??? Naprawdę, kogo właściwie obchodzą wielomiany? To znaczy, 

oprócz takich ludzi jak Michael Moscovitz i pan Gianini. Czy jest taki ktoś? Chociaż jedna 

osoba?

Kiedy w końcu zadzwonił dzwonek, pan Gianini powiedział:

- Mia, czy dzisiaj będę miał przyjemność zobaczyć cię po południu na powtórce?

Potwierdziłam, ale tak cicho, że tylko on usłyszał. Dlaczego właściwie ja? Dlaczego, 

dlaczego, dlaczego? Jakbym nie miała dość zmartwień.

Zawalam algebrę, mama umawia się z nauczycielem i jestem księżniczką Genowii.

Z czegoś po prostu muszę zrezygnować.

Wtorek, 7 października

ODA DO ALGEBRY

background image

Zagonieni do tej obskurnej klasy

umieramy jak ślepe ćmy

zamknięci w pustce

świetlówek i metalowych biurek.

Dziesięć minut do dzwonka.

Jaki jest pożytek z wzoru równania kwadratowego w naszej codzienności?

Czy pomoże nam odkryć sekrety serc naszych ukochanych?

Pięć minut do dzwonka. Srogi nauczycielu algebry, kiedy nas wypuścisz?

PRACA DOMOWA

Algebra: zadania 17 - 30 z rozdanego zestawu

Angielski: propozycja tematu

Historia cywilizacji: pytania na końcu rozdziału 7

RZ: nic

Francuski: wyrażenia z huit, ćw. A str. 31

Biologia: zestaw pytań

Środa, 8 października

Nie.

Ona tu jest.

Nie dosłownie tutaj, ale w tym kraju. W tym mieście. Prawdę mówiąc, zaledwie jakieś 

pięćdziesiąt siedem przecznic stąd. Zatrzymała się w Plaza, z tatą. Dzięki Bogu. W ten sposób 

będę musiała ją widywać tylko po szkole i w weekendy. Gdyby mieszkała u nas, chyba bym 

nie wyrobiła.

Okropnie wygląda z samego rana. Na noc zakłada przedziwne, wymyślne negliże, z 

dużymi wstawkami z koronki, przez które wszystko widać. No, wiecie co. Rzeczy, których 

wolałoby się nie oglądać. Poza tym, chociaż zmywa na noc makijaż, kreski na powiekach 

zostają, bo w latach osiemdziesiątych, kiedy dostała lekkiego bzika po śmierci księżnej Grace 

(tak mówi mama), dała je sobie wytatuować. Z samego rana wygląda to dość niesamowicie: 

mała starsza pani w koronkowej nocnej koszuli, z szerokimi czarnymi kreskami wokół oczu.

Można się przerazić, bardziej niż Freddiego Krugera i Jasona razem wziętych.

Nic dziwnego, że Grandpére umarł na zawał we własnym łóżku. Pewnie któregoś 

ranka obrócił się na drugi bok i dobrze przyjrzał własnej żonie.

Trzeba ostrzec prezydenta, że przyjechała. Mówię serio, powinien to wiedzieć. Bo 

jeśli  ktoś  rozpocznie  trzecią  wojnę  światową   to na  pewno  będzie  to  moja  babcia,  Kiedy 

background image

ostatnim razem widziałam Grandmére, wydawała przyjęcie i podała pasztet z gęsich wątróbek 

wszystkim   gościom   oprócz   jednej   kobiety.   Kazała   Marie,   swojej   kucharce,   żeby   na 

przystawkę podano tej pani pusty talerz. Spróbowałam oddać jej swoją porcję, bo myślałam, 

że po prostu nie starczyło dla wszystkich - a poza tym, nie jem niczego, co kiedyś żyło - i 

wtedy babcia rzuciła:

- Amelio!

Powiedziała   to   tak   głośno,   że   się   przestraszyłam   i   upuściłam   plaster   pasztetu   na 

podłogę. Ten okropny miniaturowy pudel babci porwał go z parkietu, zanim zdążyłam się 

ruszyć.

Dopiero później, kiedy goście wyszli i zapytałam, czemu nie chciała podać tamtej pani 

pasztetu z gęsich wątróbek, Grandmére wyjaśniła, że ona ma nieślubne dziecko.

Grandmére,   chciałabym   zauważyć,   że   twój   własny  syn   ma   nieślubne   dziecko!   To 

znaczy mnie Mię, twoją wnuczkę!

Ale kiedy to powiedziałam, Grandmére tylko krzyknęła na służącą, żeby podała jej 

jeszcze jednego drinka. Widocznie nie ma nic złego w tym, że książę ma nieślubne dziecko, 

ale jeśli jesteś zwyczajnym człowiekiem, nie licz na pasztet z gęsich wątróbek.

O, nie! Co będzie, jeśli Grandmére przyjdzie na nasz strych? Nigdy go jeszcze nie 

widziała. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek zapuściła się poniżej Pięćdziesiątej Siódmej Ulicy. 

Nie spodoba jej się w Village, wiem to z góry. W naszej okolicy ludzie tej samej płci całują 

się na ulicy i trzymają za ręce. Co zrobi w czasie gejowskiej parady, kiedy wszyscy się całują, 

trzymają za ręce i krzyczą: „Jesteśmy tutaj! Jesteśmy pedałami!

Przełam uprzedzenia! ”? Grandmére nie przełamie uprzedzeń. Prędzej dostanie ataku 

serca. Ona nie toleruje przekłutych uszu, a co dopiero innych części ciała.

Poza tym, tutaj w restauracjach nie wolno palić, A Grandmére pali przez cały czas, 

nawet w łóżku. To dlatego Grandpére zainstalował w każdym pokoju w Miragnac te dziwne 

przenośne maski tlenowe, a pod chateau kazał wykopać tunel, którym moglibyśmy uciec, 

gdyby Grandmére zasnęła z papierosem w ustach u wywołała pożar.

W   dodatku   Grandmére   nienawidzi   kotów.   Twierdzi,   że   skaczą   na   śpiące   dzieci   i 

wysysają im oddech. , Co powie, kiedy zobaczy Grubego Louie?

On zawsze ze mną śpi. Jeśli kiedyś skoczyłby mi na twarz, zabiłby mnie. Waży ponad 

dwanaście kilo i to przed zjedzeniem porannej Fancy Feast.

A możecie sobie wyobrazić co powie, kiedy zobaczy kolekcję drewnianych posążków 

bogiń płodności mojej mamy?

Dlaczego przyjechała akurat teraz? Wszystko mi zepsuje. W żaden sposób nie dam 

background image

rady utrzymać tajemnicy, kiedy ona będzie w pobliżu.

Dlaczego? Dlaczego?? DLACZEGO???

Czwartek, 9 października

Już wiem, dlaczego.

Ma mnie nauczyć, jak być księżniczką.

Jestem w takim szoku, że nie mogę pisać. Reszta potem.

Piątek 10 października

Lekcje etykiety.

Serio. Mam codziennie po powtórce z algebry chodzić do babci do hotelu Plaza i 

uczyć się, jak być księżniczką.

Jeśli Bóg istnieje, jak mógł do tego dopuścić?

Ludzie   przecież   zawsze   powtarzają,   że   Bóg   nie   doświadczy   cię   ponad   twoją 

wytrzymałość, a mówiąc wprost - ja więcej po prostu nie zniosę. To za dużo! Nie dam rady 

codziennie po powtórce z algebry chodzić na lekcje etykiety. Nie do Grandmére. Poważnie 

rozważam ucieczkę z domu.

Tata mówi, że nie mam wyboru. Wczoraj kiedy wyszłam z apartamentu Grandmére w 

Plaza, poszłam do niego. Zapukałam do drzwi, a kiedy otworzył, wparowałam do środka i 

powiedziałam, że w to nie wchodzę.

Nie ma mowy. Nikt mnie nie uprzedzał o szkoleniu na księżniczkę.

A   co   on   na   to?   Powiedział,   że   podpisałam   ugodę,   więc   sama   się   do   tego 

zobowiązałam,   bo   szkolenie   na   księżniczkę   mieści   się   w   zakresie   obowiązków   jego 

spadkobierczyni.

Wtedy powiedziałam, że po prostu trzeba wprowadzić poprawki do ugody, bo żadna 

siła mnie nie zmusi, żebym codziennie po szkole chodziła do Grandmére na to szkolenie.

Tata nawet nie chciał ze mną rozmawiać. Powiedział, że jest spóźniony i wolałby 

wrócić do tej sprawy kiedy indziej. I kiedy tak stałam, tłumacząc mu, że to niesprawiedliwe, 

do środka weszła taka jedna reporterka z sieci ABC. Pewnie umówiła się z nim na wywiad, 

chociaż dziwna rzecz, widziałam już jej programy i zazwyczaj nie wkłada czarnej koktajlowej 

sukienki bez rękawów, kiedy przeprowadza wywiad z prezydentem czy kimś takim.

Dziś wieczorem będę musiała przyjrzeć się dobrze naszej ugodzie. Nie przypominam 

sobie, żeby było w niej coś o lekcjach etykiety.

A oto jak poszła mi pierwsza „lekcja”, wczoraj po szkole:

background image

Najpierw   portier   w   ogóle   nie   chciał   mnie   wpuścić   (jak   zwykle).   Potem   zauważył 

Larsa, który ma ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu i waży chyba ze sto pięćdziesiąt kilo. 

Poza tym Larsowi na wysokości kieszeni tworzy się jakieś takie wybrzuszenie. Dopiero teraz 

zorientowałam się, że ma tam rewolwer, a nie jak kiedyś  sądziłam kikut trzeciej ręki. Za 

bardzo się krepowałam, żeby go wcześniej o to wypytywać. Nie chciałam mu przypominać, 

że kiedy dorastał w Amsterdamie, czy skąd tam pochodzi, na pewno strasznie mu dokuczano. 

Dobrze wiem, co to znaczy być dziwadłem; takich wspomnień lepiej nie wywlekać na światło 

dzienne.

To jest jednak rewolwer. Portier strasznie się zdenerwował i zadzwonił po konsjerża. 

Dzięki Bogu konsjerż poznał Larsa, który przecież mieszka w jednym z pokoi apartamentu 

taty. Konsjerż sam mnie zaprowadził na górę do apartamentu Grandmére na ostatnim piętrze. 

Opowiem wam o tym apartamencie - jest bardzo luksusowy. A ja uważałam, że nic się nie 

może równać z damską toaletą w Plaza... Gdzie tamtej toalecie do apartamentu na ostatnim 

piętrze!

Po   pierwsze,   jest   cały   różowy.   Różowe   ściany,   różowy   dywan,   różowe   zasłony, 

różowe meble. Wszędzie pełno było różowych róż, z portretów na ścianach zaglądały pasterki 

o różowych policzkach i tak dalej.

Kiedy już myślałam, że zniknę wśród tych wszystkich różowości, weszła Grandmére, 

ubrana w purpurę, od jedwabnego turbanu w dół do pantofli z klamerkami ze sztucznych 

diamentów.

Przynajmniej wydawało mi się, że to sztuczne diamenty.

Grandmére   zawsze   ubiera   się   na   purpurowo.   Lilly   mówi,   że   ludzie,   którzy   noszą 

purpurę, zazwyczaj cierpią na zaburzenia osobowości, ponieważ mają złudzenia wielkości 

Tradycyjnie,   purpurę  zawsze   nosiła   tylko   arystokracja,   bo   przez   setki   lat   pospólstwu   nie 

wolno było farbować ubrań w indygo, więc nie mogli niczego zabarwić na fioletowo.

Oczywiście, Lilly nie wie, że moja babcia JEST arystokratką. Choć więc Grandmére 

wyraźnie   cierpi   na   złudzenia,   to   nie   dlatego,   że   w   WYOBRAŹNI   jest   arystokratką,   ale 

dlatego że FAKTYCZNIE nią jest.

Grandmére weszła z tarasu do środka i natychmiast zapytała:

- Co masz napisane na bucie?

Nie musiałam się jednak obawiać , że Grandmére przyłapie mnie na oszustwie, bo od 

razu przeszła do reszty zastrzeżeń.

- Dlaczego nosisz sportowe buty do spódnicy? To mają być czyste rajstopy? Dlaczego 

się garbisz? Coś ty zrobiła z włosami? Znów obgryzałaś paznokcie, Amelio? Przecież się 

background image

umówiłyśmy że zarzucisz ten paskudny zwyczaj. Mój Boże, czy ty nigdy nie przestaniesz 

rosnąć?

Uparłaś się przerosnąć ojca?

Tylko brzmiało to jeszcze gorzej, bo mówiła po francusku.

I wtedy, jakbym już nie miała dosyć, dodała głosem ochrypłym od papierosów:

- Nie pocałujesz swojej Grandmére na powitanie?

No   więc   podeszłam   do   niej,   pochyliłam   się   (babcia   jest   chyba   z   trzydzieści 

centymetrów niższa ode mnie), pocałowałam ją w policzek (bardzo gładki, bo co wieczór, 

zanim pójdzie do łóżka, naciera twarz wazeliną) i już się zaczęłam odsuwać, ale złapała mnie 

i mówi:

- Pfeh! Zapomniałaś, czego cię uczyłam?

I zmusiła, żebym ją pocałowała także w drugi policzek, bo w Europie ( i w SoHo) tak 

się trzeba witać z ludźmi.

Kiedy pochyliłam się i pocałowałam Grandmére w drugi policzek, zauważyłam, że 

zza spódnicy wygląda Rommel.

Rommel   to   piętnastoletni   miniaturowy   pudel   Grandmére.   Rozumem   i   wyglądem 

przypomina  iguanę,  ale  nie   jest  taki  mądry.   Cały  czas   się  trzęsie  i  musi   nosić  wełniany 

żakiecik w tym samym kolorze, co suknia

Grandmére.  Rommel  nikomu  poza Grandmére  nie pozwala  się dotykać,  ale nawet 

kiedy ona go głaszcze, też przewraca oczami, jakby był na torturach.

Gdyby Noe kiedyś w przeszłości zobaczył Rommla, na pewno zmieniłby zdanie i nie 

zabrałby na arkę po parze wszystkich bożych stworzeń.

- No dobrze - powiedziała Grandmére, kiedy uznała, że już wystarczająco czule się 

przywitałyśmy. - Wyjaśnimy coś sobie od razu. Ojciec powiedział ci, że jesteś księżniczką 

Genowii, a ty zaraz w płacz. Dlaczego?

Nagle poczułam  się strasznie  zmęczona.  Musiałam  usiąść na  jednym  z  różowych, 

miękkich   foteli,   zanim   upadnę.   -   Grandmére   -   jęknęłam   po   angielsku.   -   Nie   chcę   być 

księżniczką. Chcę być sobą. po prostu Mią.

Grandmére odparła:

- Nie mów do mnie po angielsku. To wulgarne. Kiedy ze mną rozmawiasz, mów po 

francusku. Usiądź prosto w fotelu. Nie przewieszaj nóg przez oparcie. I nie nazywasz się Mia. 

Nazywasz się Amelia. A dokładniej, Amelia Mignonette Grimaldi Renaldo.

- Zapomniałaś o Thermopolis - stwierdziłam, a babcia rzuciła mi gniewne spojrzenie. 

W tym ma wprawę.

background image

- Nie. - odparła. - Nie zapomniałam.

Potem usiadła na drugim miękkim fotelu i dodała:

- Chcesz mi powiedzieć, że nie zamierzasz objąć należnego ci miejsca na tronie?

Boże, miałam totalnie dość.

- Grandmére, wiesz równie dobrze jak ja, że nie nadaję się na księżniczkę, prawda? 

Więc po co marnujemy czas?

Grandmére   spojrzała   na   mnie   spod   swoich   identycznych   tatuaży   na   powiekach. 

Widziałam,  że ma  ochotę mnie zabić  i tylko  nie wie, jak ustrzec się krwawych  plam na 

różowym dywanie.

- Jesteś następczynią tronu Genowii. - powiedziała okropnie poważnym tonem. - I 

wstąpisz na tron po śmierci mojego syna. To wszystko. Nie ma innego wyjścia. o, kurczę.

- Dobra, wszystko mi jedno, babciu. , Posłuchaj, mam dużo zadane do domu. Dużo 

czasu nam zajmie ta etykieta?

Grandmére przyjrzała mi się.

- Tyle, ile trzeba. - powiedziała. - Nie zawaham się poświęcić własnego czasu. - ani 

siebie samej - dla dobra mojego kraju.

Rany! Zaczęła uderzać w strasznie patriotyczną nutę.

- Hm - powiedziałam. - Dobrze.

Przez chwilę gapiłam się na Grandmére, a ona gapiła się na mnie. Rommel położył się 

na dywanie między naszymi fotelami; zrobił to bardzo powoli, jakby jego łapki mogły się 

załamać pod ciężarem całego kilograma. Grandmére przerwała milczenie słowami:

- Zaczniemy jutro. Będziesz przychodziła do mnie prosto ze szkoły.

-   Hm,   babciu.   Ni   mogę   przychodzić   prosto   ze   szkoły,   bo   zawaliłam   algebrę. 

Codziennie po lekcjach muszę chodzić na powtórkę.

- No to po powtórce. Żadnych wykrętów. Przyniesiesz ze sobą listę dziesięciu kobiet, 

które podziwiasz najbardziej, z uzasadnieniem. To wszystko.

Szczęka mi opadła. Praca domowa? Będzie mi zadawała prace domowe? Nikt mnie o 

tym nie uprzedzał!

- I zamknij usta - warknęła. - To brak kultury trzymać szeroko otwarte usta.

Zamknęłam. Praca domowa??

- Jutro założysz nylonowe pończochy. Nie grube rajstopy. Nie podkolanówki. Jesteś 

już   za   duża   na   grube   rajstopy,   na   podkolanówki   też.   Masz   włożyć   szkolne   buty,   a   nie 

tenisówki. Uczeszesz się przyzwoicie, pomalujesz usta szminką i polakierujesz paznokcie - w 

każdym razie to, co z nich zostało.

background image

Grandmére wstała. Nawet nie musiała opierać się o poręcz fotela, żeby się podnieść. 

Jak na swój wiek, jest dość zwinna.

- Muszę się teraz przebrać do obiadu z szachem. Do widzenia.

Siedziałam jak skamieniała. Oszalała? Kompletnie ją pogięło? Czy ona w ogóle ma 

zielone   pojęcie,   o   co   mnie   prosi?   Chyba   miała,   bo   po   chwili   Lars   stał   obok   mnie,   a 

Grandmére i Rommla już nie było. Jeeezu! Praca domowa!!! Nikt mi nie mówił, że będę 

musiała odrabiać prace domowe. A to jeszcze wcale nie jest najgorsze. Cienkie rajstopy? Do 

szkoły?

Przecież   w   cienkich   rajstopach   chodzą   do   szkoły   tylko   takie   panny,   jak   Lana 

Weinberger, albo dziewczyny z ostatniej klasy. No wiecie. Laski. Żadna z moich przyjaciółek 

nie nosi cienkich rajstop.

Poza   tym,   chciałabym   dodać,   żadna   z   moich   przyjaciółek   nie   używa   szminki   ani 

lakieru do paznokci, ani nie czesze się na szczotkę. Przynajmniej nie do szkoły.

Ale   nie   miałam   wyboru.   Babcia   totalnie   mnie   zastraszyła   tym   spojrzeniem   spod 

wytatuowaych powiek i całą resztą... Po prostu NIE MOGŁAM nie wykonać jej poleceń.

Poradziłam sobie tak: wzięłam od mamy parę cienkich rajstop. Mama nosi cienkie 

rajstopy na wernisaże - i na randki z panem Gianinim jak zauważyłam. Zaniosłam tę parę 

rajstop do szkoły w plecaku. Nie miałam czego malować lakierem do paznokci - zdaniem 

Lilly jestem ukierunkowana oralnie; jeśli coś zmieści mi się do ust, na pewno tam trafi - ale 

pożyczyłam sobie jedną z maminych  szminek. I na włosy nałożyłam  trochę pianki, którą 

znalazłam w apteczce. Chyba było widać, bo kiedy Lilly dziś rano wsiadła do samochodu, 

powiedziała:

- Jejku. Gdzie zerwałeś tę laskę z Jersey, Lars?

Co   pewnie   miało   znaczyć,   że   włosy   bardzo   mi   się   napuszyły;   tak   czeszą   się 

dziewczyny   z   New   Jersey,   kiedy   przyjeżdżają   ze   swoimi   chłopakami   na   Manhattan   na 

romantyczne kolacje w Little Italy.

Po ostatniej  lekcji i powtórce z panem Gianinim  poszłam do łazienki  i włożyłam 

cienkie rajstopy, umalowałam szminką usta i wcisnęłam mokasyny, które są na mnie o numer 

za małe i strasznie mnie piją w palcach. Kiedy obejrzałam się w lustrze, stwierdziłam, że nie 

wyglądam źle. Grandmére nie powinna mieć żadnych zastrzeżeń.

Myślałam, że byłam bardzo sprytna, przebierając się po szkole. Wymyśliłam, że w 

piątek   po południu   nikt  się  tam  nie  będzie   kręcił.  Komu   się  chce  w  piątek   po południu 

siedzieć w szkole?

Zapomniałam oczywiście, o Klubie Komputerowym. Wszyscy zapominają o Klubie 

background image

Komputerowym, nawet ludzie, którzy do niego należą. Nie mają żadnych przyjaciół, oprócz 

siebie i nigdy nie chodzą na randki - tyle, że w przeciwieństwie do mnie, robią to z wyboru; 

nikt w Liceum imienia Alberta Einsteina nie jest dość dobry, z wyjątkiem oczywiście ich 

samych.

W każdym razie, kiedy wyszłam z łazienki dla dziewczyn wpadłam prosto na brata 

Lilly,  Michaela. Michael  jest skarbnikiem Klubu Komputerowego.  Jest dość bystry,  żeby 

zostać prezesem, ale mówi, że nie zależy mu na zaszczytach.

- Chryste, Thermopolis  - powiedział, kiedy przykucnęłam i próbowałam pozbierać 

wszystko, co mi wyleciało z plecaka: adidasy, skarpetki i całą resztę. - Co ci się stało?

Myślałam, że pyta o to, czemu jestem w szkole po godzinach.

- Przecież wiesz. Muszę spotykać się z panem Gianinim po lekcjach, bo zawalam 

algeb..

- To wiem. - Michael podniósł szminkę, która też wysunęła mi się z plecaka. - Chodzi 

o twoje barwy wojenne.

Odebrałam mu szminkę.

- Nieważne. Nie mów Lilly.

- Czego mam jej nie mówić?

Wstałam i wtedy zauważył, że mam na sobie cienkie rajstopy. - Jezus, Thermopolis, 

dokąd ty idziesz?

- Donikąd.

Czy   już   zawsze   będę   musiała   kłamać?   Naprawdę   chciałam,   żeby   wreszcie   sobie 

poszedł. Cała banda jego kumpli od komputerów stała obok i gapiła się na mnie, jakbym była 

nowym rodzajem piksela, czy czymś takim. Zaczynałam czuć się naprawdę niezręcznie.

- Kiedy się tak wygląda, nie idzie się donikąd. - Michael przełożył  laptopa  przez 

drugie ramię, a potem spojrzał na mnie dziwnie. - Thermopolis, wybierasz się na randkę?

- Co? Nie, nie wybieram się na randkę! - sam pomysł zwalił mnie z nóg. Na randkę? 

Ja? Co jeszcze! - Muszę się spotkać z babcią.

Michael wyglądał, jakby mi nie uwierzył.

- Zawsze na spotkania z babcią malujesz się i wkładasz cienkie rajstopy? Usłyszałam 

jakieś dyskretne pokasływanie i rozejrzałam się po hollu.

Lars stał przy drzwiach i czekał na mnie.

Mogłam pewnie tkwić tam dalej i wyjaśniać, że babcia zagroziła mi rękoczynami (no, 

prawie), jeżeli na spotkanie z nią nie umaluję się i nie założę cienkich rajstop. Ale wydawało 

mi się , że i tak mi nie uwierzy. Więc powiedziałam:

background image

- Słuchaj, nie mówi nic Lilly. Dobra? I uciekłam.

Wiedziałam, że już po mnie. Nie da rady, Michael wygada siostrze, że zobaczył mnie, 

jak wychodziłam z łazienki dla dziewczyn ze szminką na ustach i w cienkich rajstopach. Mam 

to jak w banku.

A u Grandmére było OKROPNIE. Powiedziała, że z tą szminką wyglądam jak poulet. 

Przynajmniej tak ją zrozumiałam i nie mogłam się nadziwić, czemu uważa, że wyglądam jak 

kurczak. Teraz sprawdziłam słowo poulet w moim francusko - angielskim słowniku i okazuje 

się, że może także oznaczać prostytutkę!! Moja rodzona babcia nazwała mnie dziwką!

Jeeezu!! Gdzie się podziały miłe babcie, co pieką dla ciebie ciasteczka i mówią ci, 

jaka jesteś słodka? Takie już moje szczęście, że dostała mi się babcia, która wytatuowała 

sobie kreski na powiekach i mówi mi, że to ja wyglądam jak dziwka.

I jeszcze powiedziała, że cienkie rajstopy, które włożyłam, mają niedobry kolor. Jak to 

niedobry kolor? Są w kolorze cienkich rajstop! Potem przez dwie godziny kazała mi ćwiczyć 

siadanie w taki sposób, żebym nie rozkraczała nóg i nie pokazywała bielizny!

Zastanawiam się, czy nie zadzwonić do Amnesty International. To musi podpadać pod 

definicję tortur.

A  kiedy dałam  jej  swój  esej  o  dziesięciu   kobietach,   które  podziwiam   najbardziej, 

przeczytała go i podarła na strzępki. Słowo daję!

Nie wytrzymałam i wrzasnęłam:

- Grandmére, czemu to zrobiłaś? Babcia odpowiedziała spokojnie:

-   To   nie   są   kobiety,   które   powinnaś   podziwiać.   Powinnaś   podziwiać   prawdziwe 

kobiety.

Spytałam Grandmére, co ma na myśli, mówiąc „prawdziwe kobiety”, bo wszystkie z 

mojej listy są prawdziwe. To znaczy Madonna miała jakieś operacje plastyczne, ale jeszcze 

nie jest cała sztuczna.

Grandmére twierdzi, że prawdziwe kobiety to na przykład księżna Grace albo Coco 

Chanel.   Wytknęłam   jej,   że   na   mojej   liście   jest   księżna   Diana   i   wiecie   co   powiedziała? 

Powiedziała, że jej zdaniem Diana to niunia! Tak ją nazwała. Niunia.

Tyle że wymówiła to: niuNIA. Jeeezu!

Po   godzinie   ćwiczeń   siadania,   Grandmére   powiedziała,   że   musi   się   wykapać,   bo 

wieczorem idzie  na kolację z jakimś  premierem.  Dodała, że jutro mam być  w Plaza  nie 

później niż o dziesiątej, O DZIESIĄTEJ RANO!!

- Grandmére - powiedziałam. - Jutro jest sobota.

- Wiem.

background image

- Ale w soboty pomagam mojej przyjaciółce Lilly kręcić program telewizyjny.

Na to zapytała mnie, co jest ważniejsze, program telewizyjny Lilly czy dobro ludu 

Genowii (której populacja, w razie gdyby ktoś nie wiedział, jest rzędu pięćdziesięciu tysięcy 

mieszkańców).

Jasne,   że   50   tysięcy   obywateli   jest   ważniejsze   niż   jeden   odcinek   programu  Lilly 

nazywa rzeczy po imieniu. Niestety,  ciężko mi będzie wyjaśnić  Lilly,  dlaczego  nie mogę 

trzymać kamery, kiedy ona prowadzi konfrontację z państwem Ho, właścicielami delikatesów 

Ho, po przeciwnej stronie liceum imienia Alberta Einsteina, w związku z niesprawiedliwą 

polityką   cenową   ich   sklepu.   Lilly   odkryła,   że   państwo   Ho   dają   wysokie   zniżki   uczniom 

pochodzenia azjatyckiego, a nie dają ich białym, Amerykanom, Afrykanerom czy Arabom. 

Odkryła to wczoraj, po próbie przedstawienia, kiedy poszła po prażynki z gingko biloba, a 

Ling Su, która stanęła przed nią w kolejce, kupowała to samo. Pani Ho policzyła jej (Lilly) 

ten sam towar całe pięć centów więcej niż Ling Su.

I kiedy Lilly zaprotestowała, pani Ho udała, że nie rozumie po angielsku, chociaż musi 

trochę rozumieć, w przeciwnym razie po co na kontuarze stał mini - telewizorek, zawsze 

nastawiony na Sędzię Judy?

Lilly postanowiła sfilmować z ukrycia państwo Ho i zebrać w ten sposób dowody 

indywidualnego   preferowania   Amerykanów   pochodzenia   azjatyckiego.   Zamierza 

zorganizować Ogólnoszkolny bojkot Delikatesów Ho.

W gruncie rzeczy myślę, że Lilly niepotrzebnie robi burzę w szklance wody o te pięć 

centów, ale Lilly mówi, że chodzi jej o zasadę, i że jeśli ludzie zrobiliby wielką aferę wtedy, 

kiedy   naziści   rozwalali   wystawy   żydowskich   sklepów   w   Noc   Kryształową,   to   może   nie 

udałoby się im potem wsadzić tylu ludzi do pieców.

No, nie wiem. Państwo Ho to niezupełnie naziści. Są bardzo dobrzy dla kotka, którego 

przygarnęli,   kiedy   był   jeszcze   malutki,   żeby   odganiał   szczury   od   kurzych   skrzydełek   w 

gablocie z sałatkami.

W gruncie rzeczy, wcale tak bardzo nie żałuję, że jutro ominie mnie filmowanie.

Ale za to bardzo żałuję, że Grandmére  podarła moją listę dziesięciu  kobiet,  które 

najbardziej   podziwiam.   Uważam,   że   jest   niezła.   Kiedy   wróciłam   do   domu,   jeszcze   raz 

wydrukowałam   ją   sobie,   bo   strasznie   się   wściekłam,   że   babcia   mi   ją   zniszczyła.   Kopię 

wkładam do pamiętnika.

Po starannej lekturze Ugody Renaldo - Thermopolis widzę, że nie ma w niej ani słowa 

o   lekcjach   etykiety.   Coś   z   tym   trzeba   zrobić.   Przez   cały   wieczór   zostawiałam   tacie 

wiadomości na sekretarce, ale nie oddzwonił.

background image

Gdzie on się podziewa?

Lilly też nie ma w domu. Maya, mówi, że Moscovitzowie poszli na wspólny obiad do 

Great Shanghai, aby mogli lepiej zrozumieć siebie jako jednostki.

Chciałabym, żeby Lilly szybko wróciła do domu i odezwała się do mnie.

Nie chcę, żeby myślała, że potępiam jej przełomowe śledztwo w sprawie Delikatesów 

Ho,   chcę   tylko   powiedzieć,   że   prawdziwy  powód,   dla   którego   nie   mogę   z   nią   pójść,   to 

przymus spędzenia całego dnia z babcią. Nienawidzę swojego życia.

DZIESIĘĆ KOBIET, KTÓRE PODZIWIAM

NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE

Napisała Mia Thermopolis

Madonna. Madonna Ciccone zrewolucjonizowała świat obrazoburczym wyczuciem 

stylu, czasem obraźliwym dla ludzi, którzy nie mają zbyt szerokich horyzontów - na przykład 

kolczykami   ze   sztucznych   brylantów   w   kształcie   krzyży,   przez   które   wiele   ugrupowań 

chrześcijańskich zakazało słuchania jej kompaktów - albo ludzi bez poczucia humoru, jak 

firma Pepsi, której się nie spodobało, że tańczyła wśród płonących krzyży. Właśnie dlatego, 

że   nie   obawiała   się   rozwścieczyć   takich   osób   jak   Papież,   Madonna   została   jedną   z 

najbogatszych  kobiet świata, przecierając szlaki kobietom - artystkom na całym świecie i 

pokazując im, że można być seksowną na scenie i mądrą poza sceną.

Księżna Diana. Chociaż już nie żyje, księżna Diana jest jedną z moich ulubionych 

kobiet   wszech   czasów.   Ona   też   zrewolucjonizowała   modę,   kiedy   nie   zgodziła   się   nosić 

brzydkich   kapeluszy,   które   kazała   jej   zakładać   teściowa,   a   zamiast   tego   ubierała   się   u 

Halstona i Billa Blassa.

No i odwiedzała wielu bardzo chorych ludzi, chociaż nikt jej nie kazał, a niektórzy jak 

jej mąż, jeszcze się z niej wyśmiewali. W noc, kiedy zginęła Diana, wyciągnęłam wtyczkę 

telewizora z kontaktu i powiedziałam, że już nigdy nie będę oglądać telewizji, skoro media ją 

zabiły. Ale potem, następnego ranka, żałowałam tego, bo nie mogłam obejrzeć japońskich 

kreskówek na Sci - Fi, ponieważ wyrwanie wtyczki z kontaktu rozregulowało nam dekoder 

kablówki.

Hillary Rodham Clinton. Hillary Rodham Clinton zrozumiała wreszcie, że jej grube 

kostki u nóg psują jej wizerunek, jako poważnego polityka i zaczęła nosić spodnie. Poza tym, 

mimo że wszyscy przez cały czas mówili o niej źle, bo nie odeszła od męża, który za jej 

plecami wiecznie uprawiał seks z kimś innym,  udawała, że nic się nie dzieje i spokojnie 

rządziła krajem, jak każdy prezydent powinien.

Picabo Street. Zdobyła mnóstwo złotych medali w narciarstwie, wszystko dlatego, że 

background image

trenowała  jak  szalona   i  nigdy się   nie  poddała,  nawet   kiedy  rozwalała  się   o  płoty  i   inne 

przeszkody. A poza tym, sama zdecydowała, jak będzie się nazywać i to jest właśnie fajne.

Leola Mae Harmon. Widziałam na Lifetimie film o niej. Leola była pielęgniarką w 

szpitalu lotniczym i miała kiedyś wypadek samochodowy, w którym pokiereszowała sobie 

cały dół twarzy,  jednak Armand Assante, który gra chirurga plastycznego, powiedział, że 

może   jej   pomóc.   Leola   musiała   znieść   długie   godziny   operacji   plastycznych,   w   których 

rekonstruowano jej twarz, a mąż w tym czasie ją opuścił, bo w ogóle straciła usta (pewnie 

dlatego film nosi tytuł Dlaczego ja? ). Armand Assante powiedział, że zrobi jej nowe wargi, 

ale innym lekarzom z sił zbrojnych nie podobało się, że chciał do tego wykorzystać skórę z jej 

pochwy. Mimo to i tak zrobił operację, a potem on i Leola pobrali się i razem pracowali, by 

wielu   innym   ofiarom   wypadków   sprezentować   pochwowe   wargi.   A   cały   film   okazał   się 

oparty na prawdziwej historii.

Joanna d'Arc. Joanna d'Arc - albo Jeanne d'Arc, jak mówią we Francji - żyła mniej 

więcej w dwunastym  stuleciu i pewnego dnia, kiedy była  w moim wieku, usłyszała głos 

anioła,   który   kazał   jej   chwycić   za   broń   i   pomóc   francuskiej   armii   pokonać   Anglików 

(Francuzi zawsze walczyli z Anglikami, aż do chwili, kiedy zaatakowali ich naziści, a wtedy 

od razu zaczęli wołać „allo, allo! Możecie nam pomóc? ”, i Anglicy musieli wtrącić się i 

uratować   im   leniwe   tyłki,   za   co   Francuzi   nigdy   nie   odwdzięczyli   się   jak   należy,   czego 

ewidentnym   przykładem   jest   beznadziejny   stan   ich   dróg;   patrz   śmierć   księżnej   Diany 

powyżej). No więc, Joanna d'Arc obcięła włosy, zorganizowała sobie zbroję, jak księżniczka 

Mulan w filmie Disney'a, poprowadziła armię francuską przez szereg bitew do zwycięstwa. 

Potem   jednak,   jak   to   w   polityce,   rząd   francuski   zdecydował,   że   Joanna   stała   się   zbyt 

wpływową osobą, więc oskarżyli ją o czary i spalili na śmierć na stosie. W przeciwieństwie 

do Lilly, NIE WIERZĘ, że Joanna cierpiała na schizofrenię wieku młodzieńczego. Uważam, 

że anioły NAPRAWDĘ do niej przemówiły. Żadnemu ze schizofreników w naszej szkole 

anielskie głosy nigdy nie kazały zrobić czegoś tak fajnego, jak prowadzenie własnego kraju 

do boju. Głosy Brandona Hertzenbauma kazały mu tylko iść do toalety dla chłopców i wyciąć 

kątomierzem słowo „szatan” w drzwiach kabiny. Więc sami widzicie.

Christy.   Christy   to   nie   jest   prawdziwa   osoba.   To   fikcyjna   bohaterka   mojej 

najukochańszej książki, pod tytułem Christy, autorstwa Catherine Marshall. Christy to młoda 

dziewczyna, która na początku dwudziestego wieku jedzie do Smokey Mountains uczyć w 

szkole, bo uważa, że może w ten sposób zrobić dla ludzi coś dobrego. Wszyscy ci strasznie 

seksowni faceci zakochują się w niej, a ona dowiaduje się wiele o Bogu, tyfusie i innych 

rzeczach. Tylko nie mogę się przyznać nikomu, nawet Lilly, że to moja ulubiona książka, bo 

background image

jest taka sentymentalna  i religijna, no i nie ma w niej żadnych  statków kosmicznym  ani 

seryjnych morderców.

Policjantka,   którą   kiedyś   widziałam,   wlepiła   mandat   kierowcy   ciężarówki   za 

trąbienie   na   kobietę,   która   przechodziła   właśnie   przez   ulicę   (w   dość   krótkiej   sukience). 

Policjantka powiedziała kierowcy, że to jest strefa ciszy, a kiedy zaczął się z nią wykłócać, 

wlepiła mu kolejny mandat za dyskutowanie z przedstawicielką prawa.

Lilly Moscovitz. Lilly Moscovitz nie jest jeszcze dorosłą kobietą, ale i tak bardzo ją 

podziwiam. Jest szalenie bystra, ale w przeciwieństwie do innych bystrych ludzi, nie daje mi 

bez przerwy odczuć, że jest o tyle  ode mnie  mądrzejsza. Ale przynajmniej  rzadko. Lilly 

wymyśla świetne rzeczy, które możemy wspólnie robić, na przykład pójść do Barnes & Noble 

i sfilmować z ukrycia, jak pytam doktor Laurę (akurat podpisywała tam swoje poradniki), jak 

to się stało, że się rozwiodła, skoro wszystko wie. Potem pokazała to w swoim programie 

telewizyjnym (to znaczy, Lilly pokazała), włącznie z chwilą, kiedy wyrzucono nas za drzwi z 

Barnes  & Noble  na Union Square i zabroniono  kiedykolwiek  tam wracać.  Lilly to moja 

najlepsza przyjaciółka i mówię jej o wszystkim, oprócz tego, że jestem księżniczką. Chyba 

nie zrozumiałaby.

Helen Thermopolis. Helen Thermopolis, poza tym, że jest moją matką, jest szalenie 

utalentowaną artystką, której prace, jako jednej z najciekawszych malarek stulecia, opisywano 

ostatnio w magazynie „Art in America”. Jej obraz Kobieta czekająca na paragon w Grand 

Union zdobył ważną krajową nagrodę i został sprzedany za 140 tysięcy dolarów, z których 

tylko cześć udało się mamie zatrzymać, bo 15 procent poszło dla galerii, a połowę z tego co 

zostało, zjadł podatek. To, moim zdaniem, rozbój. Mimo że jest tak znaną artystką, mama 

jednak zawsze ma dla mnie czas. Szanuję ją także ze względu na niezłomne zasady: mówi, że 

nigdy   nie   przyszłoby   jej   do   głowy   narzucać   swoich   poglądów   innym   ludziom   i   byłaby 

wdzięczna, gdyby odpłacali jej tym samym.

Dacie wiarę, że Grandmére to podarła? Ja twierdzę, że mój esej mógłby rzucić ten kraj 

na kolana.

Sobota, 11 października, 9. 30

Jednak miałam rację: Lilly naprawdę myśli, że nie biorę dzisiaj udziału w kręceniu, bo 

jestem przeciwna jej bojkotowi państwa Ho.

Mówiłam jej, że to nieprawda, ; że muszę iść do babci. Ale wiecie co? Nie wierzy mi. 

Jeden, jedyny raz mówię prawdę, a ona mi nie wierzy!

Lilly   twierdzi,   że   gdybym   naprawdę   chciała   wykręcić   się   od   spotkania   z   babcią, 

background image

zrobiłabym to, ale jestem zbyt zależna i za mało asertywna i nie potrafię nikomu odmówić. 

Co właściwie nie trzyma się kupy, bo jak widać, odmawiam jej. Ale kiedy jej to wytknęłam, 

wkurzyła się jeszcze bardziej. Nie mogę niczego odmówić mojej babce, bo ma co najmniej 

sześćdziesiąt pięć lat i niedługo umrze, jeśli jest jakaś sprawiedliwość na tym świecie.

Poza tym, nie znasz mojej babki, powiedziałam. Mojej babce się nie odmawia.

A Lilly na to:

- Rzeczywiście, Mia, nie znam twojej babki. Dziwne, zważywszy, że znasz całą moją 

rodzinę, wszystkich dziadków - państwo Moscovitz co roku zapraszają mnie na Paschę - a ja 

nie znam twoich!

Powody dla mnie są jasne - rodzice mojej mamy to farmerzy, mieszkają w Indiana, w 

dziurze o nazwie Versailles, i nawet nie potrafią tego porządnie wymówić, mówią „Ver - 

sales”.   Boją   się   Nowego   Jorku,   bo   tyle   tu   cudzoziemców,   a   wszystko,   co   nie   jest 

stuprocentowo amerykańskie, budzi w nich paniczny strach. Między innymi dlatego mama 

wyprowadziła się z domu, kiedy miała osiemnaście lat i od tego czasu pojechała tam tylko 

dwa razy, ze mną. Mówię wam, Versaille jest naprawdę, ale to naprawdę małe. Tak małe, że 

na   drzwiach   banku   jest   wywieszka   PO   GODZINACH   PRACY   PROSZĘ   WSUNĄĆ 

KOPERTĘ   Z   PIENIĘDZMI   POD   DRZWI.   Nie   kłamię,   naprawdę.   Zrobiłam   zdjęcie,   bo 

wiedziałam, że nikt mi nie uwierzy.

W każdym razie dziadkowie Thermopolis rzadko kiedy ruszają się z Indiany.

Nie mogłam też przedstawić Lilly Grandmére Renaldo z prostego powodu. Grandmére 

Renaldo nienawidzi dzieci. A teraz nie mogę przedstawić jej Lilly, bo wtedy Lilly dowie się, 

że   jestem   księżniczką   Genowii,   a   to   już   będzie   koszmar.   Pewnie   będzie   chciała 

przeprowadzić ze mną wywiad do programu. Jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby moja 

twarz pojawiała się na ekranie wszystkich odbiorców Manhattan Public Access.

Tłumaczyłam Lilly to wszystko - jak muszę się spotykać z babką, a nie - że jestem 

księżniczką, ma się rozumieć. Przez cały czas słyszałam, jak głośno dyszy w słuchawkę, a to 

u niej oznaka wściekłości. W końcu burknęła tylko:

- W takim razie przyjdź wieczorem i pomóż mi przy montażu - i cisnęła słuchawką.

Jezu.

No, dobrze chociaż, że Michael nie powiedział jej o szmince i rajstopach. To dopiero 

by ją wkurzyło. Nie uwierzyłaby, że taka odstawiona idę do babki. O nie.

Dochodziło wpół do dziesiątej i szykowałam się do Grandmére.

Powiedziała, że dzisiaj nie muszę mieć szminki ani rajstop. Mogę założyć, co chcę. I 

tak zrobiłam, włożyłam ogrodniczki. Nie znosi ich, wiem, o tym, ale kurczę, powiedziała: co 

background image

chcę. Hi, hi, hi.

Ojej, muszę lecieć. Lars zatrzymuje się przed hotelem Plaza. Jesteśmy na miejscu.

Sobota, 11 października

Nigdy więcej nie pójdę do szkoły. Nigdzie nie pójdę, nigdy nie wyjdę z mieszkania, 

nigdy, przenigdy.

Nie uwierzycie co mi zrobiła. Ja sama nie mogę w to uwierzyć. I nie mieści mi się w 

głowie, że ojciec jej na to pozwolił.

Cóż, zapłaci  mi za to. Zapłaci  słono, naprawdę słono. Ledwie wróciłam do domu 

(zaraz po tym, jak mama przywitała mnie pytaniem: Cześć, Rosemary, gdzie twoje dziecko? - 

co   miało   być   żartem   na   temat   mojej   nowej   fryzury,   ale   nie   było   ani   trochę   zabawne) 

podeszłam do niego i oznajmiłam:

- Zapłacisz mi za to. I to słono.

I kto mówi, że obawiam się konfrontacji? Starał się wykręcić, powtarzał:

- O co ci chodzi, Mia? Moim zdaniem wyglądasz bardzo ładnie. Podoba mi się twoja 

fryzura. Taka... krótka.

Kurczę, ciekawe dlaczego?  Może dlatego, że jego matka czekała  już w holu, gdy 

weszliśmy z Larsem do hotelu. Wskazała drzwi. Tak po prostu wskazała drzwi i powiedziała:

On y va - co po francusku znaczy „Idziemy”.

- Idziemy dokąd? - zapytałam  niewinnie (to było  rano, pamiętajcie, wtedy jeszcze 

byłam niewinna).

Chez Paolo - odparła Grandmére. Chez Paolo oznacza „u Paula”.

Myślałam, że idziemy do jej znajomego, na, bo ja wiem, kawę czy lunch. I jeszcze 

przemknęło mi przez głowę: super, wyprawa w teren. Może jednak te lekcje nie są takie złe.

Ale kiedy tam przyjechaliśmy, przekonałam się że Chez Paolo to wcale nie dom. Na 

początku nie wiedziałam, co to jest. Wyglądało to jak miniaturowy drogi szpital - matowe 

szkło i japońskie drogie drzewka.

Ledwie weszłyśmy do środka, otoczyli nas chudzi młodzi ludzie, wszyscy bez wyjątku 

ubrani   na   czarno.   Bardzo   się   ucieszyli   na   widok   babki   i   zaprowadzili   nas   do   małego 

pomieszczenia. Było tam pełno kanap i miesięczników. Wtedy się domyśliłam, że pewnie 

Grandmére   przyszła   tu   na   zabieg   chirurgii   plastycznej.   Co   prawda   generalnie   jestem 

przeciwna chirurgii plastycznej, ale teraz pomyślałam: „No, dobrze, chociaż na chwilę się ode 

mnie odczepi”.

Jezu, ale się myliłam! Paolo to nie lekarz. Wątpię nawet, czy cokolwiek studiował! 

background image

Paolo to stylista. Co gorsza, zajmuje się stylizacją ludzi! Mówię poważnie. Z niemodnych, 

brzydkich, osób jak ja robi ludzi ładnych i modnych. I to za pieniądze. A Grandmére nasłała 

go na mnie!

Na mnie! Wystarczy, że nie mam piersi. Musi to jeszcze mówić facetowi o imieniu 

Paolo?

Zresztą, co to za imię, Paolo? Jesteśmy w Ameryce, na miłość boską! Masz na imię 

Paul, kolego!

Chciałam mu wykrzyczeć to w twarz, ale oczywiście nie mogłam. To nie jego wina, 

że babka mnie tu przyciągnęła. I co skwapliwie nam wypomniał, znalazł dla mnie czas i 

przyjął   w   tak   szybkim   terminie,   bo   Grandmére   powiedziała   mu,   że   to   wyjątkowo   nagły 

przypadek.

Boże drogi. Taki wstyd. Jestem nagłym przypadkiem.

W każdym razie byłam strasznie wkurzona na Grandmére, ale nie mogłam na nią 

nawrzeszczeć   przy   tym   Paolo.   Doskonale   o   tym   wiedziała.   Siedziała   sobie   spokojnie   na 

kanapie obitej aksamitem, popijała sidecara, który ktoś jej zrobił, głaskała Rommla - siedział 

jej na kolanach ze skrzyżowanymi łapkami (nauczyła nawet psa siadać jak dama, a przecież to 

samiec, nie suka) i czytała gazety.

Tymczasem Paolo wziął moje włosy w garść, spojrzał w lustro i zawyrokował smutno:

- Trzeba ściąć, wszystko trzeba ściąć...

I  ściął.   Wszystko.   No,  może   nie   wszystko,   zostało   trochę   cienkich   kosmyków   po 

bokach i jakieś małe resztki z tyłu.

Wspominałam,   że   już   nie   jestem   ciemną   blondynką?   Nie,   teraz   jestem   zwykłą 

blondynką.

Ale na tym Paolo nie poprzestał. Teraz mam paznokcie. Nie żartuję. Po raz pierwszy 

w życiu mam paznokcie. Oczywiście sztuczne, ale mam. I wygląda na to, że będę je miała 

jeszcze przez pewien czas: chciałam jeden zerwać, ale strasznie bolało. Jakiego kleju użyła ta 

manikiurzystka?

Pewnie   się   zastanawiacie   czemu   ,   skoro   nie   chciałam,   żeby   ścinali   mi   włosy   i 

przyklejali sztuczne paznokcie, czemu zgodziłam się na to wszystko. Zdaję sobie sprawę, że 

obawiam się konfrontacji. Przecież nie mogłam cisnąć szklanką z lemoniadą i powiedzieć:

- Dobra, zostawcie mnie w spokoju! ale to już , w tej chwili!

Zrozumcie, dali mi lemoniadę! Wyobrażacie to sobie? W International House of Hair, 

gdzie zazwyczaj strzyżemy się z mamą, nie dają nikomu lemoniady. No, ale tam za strzyżenie 

i czesanie płacimy 9. 99.

background image

Poza   tym,   kiedy   piękni,   modnie   ubrani   ludzie   powtarzają   ci,   że   w   tym   będzie   ci 

świetnie, że to podkreśli twoje kości policzkowe, niełatwo jest pamiętać, że jest się feministką 

i obrończynią środowiska naturalnego, i że potępiasz kosmetyki  i chemikalia, które mogą 

zaszkodzić naturze.

Nie chciałam sprawić im przykrości, nie chciałam robić awantury ani nic takiego.

I w kółko powtarzałam sobie: robi to, bo cię kocha. To znaczy babka. Nie sądzę, żeby 

robiła to akurat z tego powodu - moim zdaniem Grandmére kocha mnie mniej więcej tak 

bardzo jak ja ją - ale i tak sobie to powtarzam.

Powtarzałam   to   sobie   także   później,   gdy   wyszłyśmy   od   Paola   i   poszłyśmy   do 

Bergdorfa Goodmana. Tam Grandmére kupiła mi cztery pary butów, które kosztowały prawie 

tyle samo, co wyjęcie skarpetki z wnętrzności Grubego Louie. Powtarzałam to sobie, kiedy 

kupiła mi stertę ciuchów, których w życiu nie założę, powiedziałam jej nawet, że nie będę 

tego nosić, ale tylko machnęła na mnie ręką, jakby mówiła: dalej, dalej, bardzo mnie bawisz.

Cóż,   dłużej   na   to   nie   pozwolę.   Nie   ma   na   moim   ciele   skrawka,   który   nie   byłby 

szczypany,   przycinany,   masowany,   piłowany,   malowany,   suszony   czy   nawilżany.   Nawet 

mam paznokcie.

Ale nie jestem szczęśliwa. Ani odrobinę. Grandmére tak. Grandmére nie posiada się z 

radości, że teraz wyglądam tak, jak wyglądam. A to dlatego, że w niczym nie przypominam 

Mii Thermopolis. Mia Thermopolis nie miała paznokci. Mia Thermopolis nie miała blond 

pasemek. Mia Thermopolis nie malowała się i nie nosiła butów od Gucciego, spódnic od 

Chanel czy staników od Diora, których przy okazji nawet nie produkują w moim rozmiarze, 

czyli 32A. Nie wiem, kim jestem, na pewno nie Mią Thermopolis.

Stara się mnie zmienić w kogoś innego.

Więc stanęłam przed ojcem w nowej fryzurze i wygarnęłam mu co o tym myślę.

Najpierw zadaje mi pracę domową, potem drze ją na strzępy. Uczy mnie siadać. Każe 

ufarbować mi włosy na nowy kolor i ściąć prawie wszystkie, chce, żeby przykleili mi do 

paznokci miniaturowe deski do windsurfingu, kupuje buty warte tyle, co operacja mojego 

kota   i   ciuchy,   w   których   wyglądam   jak   Vicky,   córka   kapitana,   w   takim   serialu   z   lat 

siedemdziesiątych, Statek miłości.

- Niestety tatusiu, bardzo mi przykro, nie jestem Vicky i nie będę, choćby Grandmére 

nie wiem jak się starała i kupowała mi takie ciuchy.

Nie będę kujonem, nie będę się ciągle śmiała i podrywała pasażerów na pokładzie!

Mama   akurat   wychodziła   z   sypialni   i   kończyła   się   szykować   na   randkę,   gdy   to 

wszystko   wykrzyczałam.   Miała   na   sobie   nowe   ciuchy.   Spódniczka   w   hiszpańskim   stylu, 

background image

falbany i różne kolory, wiecie i bluzka bez ramion.

Rozpuściła   włosy   i   wyglądała   naprawdę   super.   Mój   ojciec,   kiedy   ją   zobaczył, 

podszedł do barku.

- Mia - mama wpięła sobie kolczyk w ucho - Nikt nie oczekuje, żebyś się stała Vicky, 

córką kapitana.

- Grandmére tak!

- Babka chce cię tylko przygotować.

- Przygotować? Przecież nie mogę iść tak do szkoły! - wrzasnęłam. Mama spojrzała na 

mnie zdziwiona.

- Czemu nie?

O Boże. Dlaczego to spotyka właśnie mnie?

- Bo - odparłam z całą cierpliwością, na jaką mnie jeszcze było stać - nie chcę, żeby 

ktokolwiek w szkole się dowiedział, że jestem księżniczką Genowii!

Mama pokręciła głową.

- Kochanie, przecież dowiedzą się prędzej czy później.

- A jak? Wszystko sobie przemyślałam: będę księżniczką tylko w Genowii, a szanse, 

że ktoś z mojej szkoły tam pojedzie, są praktycznie zerowe, więc nikt się nie dowie i nikt nie 

uzna mnie za dziwadło, jak Tinę Hakim Baba. No, w każdym razie nie za takie dziwadło, 

które ma ochroniarza i przyjeżdża limuzyną do szkoły.

- Może - rzuciła sceptycznie mama, kiedy to wszystko powiedziałam. - A jeśli to trafi 

do gazet?

- A dlaczego miałoby trafić do gazet?

Mama spojrzała na ojca. Ojciec odwrócił wzrok i napił się drinka.

Nie   uwierzycie   co   później   zrobił.   Postawił   szklankę,   sięgnął   do   kieszeni,   wyjął 

skórzany portfel od Prady otworzył go i zapytał:

- Ile?

Byłam wstrząśnięta. Mama też.

- Ależ Filipie! - zaczęła, ale ojciec patrzył na mnie.

-   Mówię   poważnie,   Helen   -   odparł.   -   Widzę,   że   kompromis   do   niczego   nie 

doprowadzi. W takich sprawach jedynym wyjściem jest żywa gotówka.

No ile mam ci płacić, żebyś pozwoliła babci zrobić z siebie księżniczkę?

-   A   robi   to?   -   wrzasnęłam   jeszcze   głośniej   niż   przedtem   -   Przecież   wszystko 

schrzaniła! W życiu nie widziałam księżniczki z takimi krótkimi włosami, wielkimi stopami i 

płaskim biustem!

background image

Ojciec zerknął na zegarek. Pewnie się śpieszy. Założę się, że ma następny wywiad z 

blondynką z ABC News.

- Potraktuj to jako pracę - zaproponował. - Całe to uczenie się, jak być księżniczką. 

Będę ci wypłacał pensję. Więc ile?

No, to zaczęłam krzyczeć jeszcze głośniej, tym razem na temat prawa do własnego 

zdania, że nie sprzedam duszy za pieniądze i tak dalej. Teksty ze starych płyt mamy. Chyba je 

rozpoznała, bo odsunęła się dyskretnie i dalej szykowała się na randkę z panem G. Ojciec 

łypnął   na   nią   groźnie   -   jest   w   tym   niemal   tak   dobry   jak   Grandmére   -   westchnął   i 

zaproponował:

- Mia, będę wypłacał sto dolarów dziennie, w twoim imieniu na konto... jak to się 

nazywa? Ach, Greenpeace, niech ratują wszystkie wieloryby, jakie tylko zapragną, ale proszę, 

zgódź się uszczęśliwić moją matkę i uczyć się, jak być księżniczką.

No cóż.

To   zupełnie   inna   sprawa.   Co   innego,   gdyby   płacić   mi   za   zgodę   na   to,   żeby 

przefarbowali mi włosy. Ale sto dolarów dziennie dla Greenpeace?

Przecież to trzysta sześćdziesiąt pięć tysięcy rocznie! Ode mnie! Kiedy skończę studia, 

nie będą mieli wyjścia, będą musieli mnie zatrudnić. Do tego czasu za moją sprawą dostaną 

może milion dolarów!

Zaraz, zaraz, może to tylko trzydzieści sześć pięćset rocznie. Gdzie mój kalkulator?

Sobota, później

Nie wiem, za kogo Lilly Moscovitz się uważa, ale wiem na pewno, za kogo się już nie 

może uważać - za moją przyjaciółkę. Przyjaciółka nie zachowałaby się tak, jak Lilly dzisiaj. I 

to wszystko z powodu włosów!

Chyba   łatwiej   zrozumiałabym,   gdyby   Lilly   wkurzyła   się   z   istotnego   powodu.   Na 

przykład   o   to,   że   nie   brałam   udziału   w   nagraniach   odcinka   o   NoHo.   W   końcu   jestem 

głównym operatorem w jej programie. I gromadzę rekwizyty. Kiedy mnie nie ma, Shameeka 

musi mnie zastąpić, a przecież jest producentką i scenografem.

Więc   chyba   zrozumiałabym,   gdyby   Lilly   się   wściekła,   że   dzisiaj   mnie   nie   było. 

Według niej, Ho - Gate, bo tak nazywa tę sprawę, to najpoważniejszy materiał jaki do tej pory 

zrealizowała. Moim zdaniem, to głupota. Kogo obchodzi marne pięć centów? Ale Lilly upiera 

się,   że  „Musimy  przerwać   zaklęty  krąg   rasizmu,  który  rozpętał  się  w  sklepach   w   pięciu 

dzielnicach”.

Nie   ważne.   Wiem   jedno.   Kiedy   dzisiaj   wieczorem   weszłam   do   mieszkania 

background image

Moscovitzów, Lilly spojrzała na moje włosy i jęknęła.

- O Boże, co się z tobą stało?

Jakbym miała co najmniej odmrożenia na twarzy, a nos mi poczerniał i odpadł, jak 

himalaistom, którzy weszli na Mount Everest.

No   dobra,   przyznaję,   wiedziałam,   że   ludzie   będą   się   dziwić,   kiedy   zobaczą   moją 

fryzurę.  Zaraz  po powrocie do domu  umyłam  włosy,  wypłukałam  całą  piankę  i lakier.  I 

zmyłam makijaż z twarzy, założyłam ogrodniczki i buty za kostkę (już prawie nie widać 

wzorów). Naprawdę mi się wydawało, że wyglądam normalnie, jeśli nie liczyć włosów, ma 

się rozumieć. Szczerze mówiąc, wydawało mi się nawet, że wyglądam nieźle - jak na mnie, 

oczywiście.

Ale Lilly jest chyba innego zdania.

Chciałam to zbagatelizować, udać, że to nic takiego. Bo to w sumie, prawda. Przecież 

nie powiększyłam sobie piersi ani nic.

- Tak - powiedziałam, zdejmując kurtkę. - Babka zabrała mnie do takiego gościa, ma 

na imię Paolo, i...

Ale Lilly nie dała mi dokończyć. Była w szoku. Nagle stwierdziła:

- Masz włosy tego samego koloru co Lana Weinberger.

- No... wiem. - odparłam.

- A twoje paznokcie? Sztuczne? Lana też takie ma! - Gapiła się na mnie szeroko 

otwartymi oczami. - Na Boga, Mia. Zamieniasz się w Lanę Weinberger!

To już mnie wkurzyło. Po pierwsze, wcale się nie zamieniam w Lanę Weinberger. Po 

drugie, nawet jeśli tak, to Lilly w kółko powtarza, że ludzie są głupi, jeśli nie pojmuję, że 

nieważne jest, jak ktoś wygląda, tylko co ma w środku.

Sterczałam w przedpokoju Moscovitzów, wyłożonym czarnym marmurem, Pawłow 

skakał na mnie, zadowolony, że przyszłam, i tłumaczyłam się:

- Ja nie chciałam. Moja babka... Musiałam...

-   Jak   to,   musiałaś?   -   Lilly   skrzywiła   się   złośliwie.   Zawsze   się   tak   krzywi,   kiedy 

nauczycielka gimnastyki każe nam biegać dookoła stawu w Central Parku. Lilly w ogóle nie 

lubi biegać, a już zwłaszcza wokół stawu w Central Parku (jest naprawdę wielki).

- Co z tobą? Osobowość całkowicie pasywna? Jesteś niemową, czy co? Nie umiesz 

powiedzieć   nie?  Wiesz,  Mia,  musimy  popracować   nad  twoją  asertywnością.  Masz  chyba 

poważny problem z babką. Bo przecież nie miałaś żadnych oporów, żeby odmówić mnie. 

Dzisiaj, przy kręceniu Ho - Gate, bardzo przydałaby mi się twoja pomoc, ale zostawiłaś mnie 

samą. Wypięłaś się na mnie. Za to bez słowa pozwalasz, żeby babka ścięła ci włosy i resztki 

background image

ufarbowała na żółto...

Dobra, zanim powiem coś więcej, pamiętajcie, że przez cały czas wysłuchiwałam, jak 

fatalnie wyglądam, przynajmniej dopóki Paolo się do mnie nie dorwał i nie zrobił ze mnie 

drugiej Lany Weinberger. A teraz jeszcze dowiaduję się, że z moją osobowością coś jest nie 

tak.

Nie wytrzymałam.

- Zamknij, się Lilly. - warknęłam.

Nigdy   dotąd   nie   kazałam   Lilly   się   zamknąć.   Nigdy,   przenigdy.   Chyba   nie 

powiedziałam tego nikomu. Po prostu nie mówię takich rzeczy. Nie wiem co się stało. Może 

to przez te paznokcie. dotychczas nigdy nie miałam długich paznokci.

Chyba  czerpię z nich siłę. No, bo dlaczego Lilly w kółko mnie poucza, jak mam 

postępować?

Niestety, właśnie w tej chwili, gdy powiedziałam Lilly, że ma się zamknąć, wszedł 

Michael z talerzem po płatkach owsianych i bez koszuli.

- Ho, ho - powiedział i cofnął się o krok. Nie jestem pewna czy powiedział „ho, ho” i 

cofnął się o krok przez to co mówiłam, czy przez to jak wyglądam.

- Co? - zdziwiła się Lilly. - Coś ty powiedziała?

Bardziej niż zwykle przypominała małego prosiaczka.

Najchętniej obróciłabym to wszystko w żart, ale nie zrobiłam tego. Bo Lilly ma rację: 

naprawdę jestem za mało asertywna.

Więc powiedziałam:

- Mam dość tego, że ciągle mnie krytykujesz. Dzień w dzień rodzice, nauczyciele i 

babka mówią mi, co mam robić. Nie chcę, żeby przyjaciele też się mnie czepiali.

- Ho, ho - powtórzył Michael. Tym razem byłam pewna, że to z powodu tego, co 

mówię.

- O co ci chodzi? Masz problem? - Lilly zmrużyła oczy w wąskie szparki. Nie dałam 

się.

- Nie, nie mam problemu. Ja nie. Ty tak. I to chyba duży problem. Ze mną. A wiesz 

co? Rozwiążę go dla ciebie. Wychodzę. I tak nie chciałam ci pomagać przy tej głupiej aferze 

Ho - Gate. Ludzie z Ho są porządni.

Nie zrobili nic złego. Nie rozumiem, dlaczego im dokuczasz. A moje włosy - rzuciłam 

od progu - nie są żółte.

I wyszłam. I na dodatek trzasnęłam drzwiami.

Kiedy czekałam na windę, myślałam, że Lilly wybiegnie i przeprosi mnie. Nie zrobiła 

background image

tego.

Pojechałam prosto do domu, wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka z Grubym 

Louie i pilotem do telewizora. Chyba tylko mój kot, lubi mnie taką, jaką jestem. Myślałam, że 

Lilly zadzwoni, żeby przeprosić, ale jak na razie telefon milczy.

Cóż, nie przeproszę pierwsza. I wiecie co? Przed chwilą zajrzałam do lustra. Moje 

włosy wcale nie są takie złe.

Niedziela, 12 października, po północy

Nadal nie zadzwoniła.

Niedziela, 12 października

O Boże, tak mi wstyd. Szkoda, że umiem rozpłynąć się w powietrzu. Nie uwierzycie, 

co się przed chwilą stało.

Wyszłam z pokoju na śniadanie, a przy stole w kuchni siedzą mama i pan Gianini i 

zajadają naleśniki!

A pan Gianini ma na sobie bokserki i podkoszulek! A mama szlafrok! Na mój widok 

zakrztusiła się sokiem pomarańczowym. A potem zaczęła:

- Mia, co ty tu robisz? Myślałam, że nocujesz u Lilly.

Szkoda, że tego nie zrobiłam. Szkoda, że akurat wczoraj wieczorem zdobyłam się na 

asertywność. Gdyby nie to, nocowałabym  w Moscovitzów i nie oglądała pana Gianini w 

bokserkach. Byłabym o wiele szczęśliwsza, gdyby los oszczędził mi tego widoku. Że już nie 

wspomnę o tym, że on widział mnie w czerwonej, flanelowej koszuli nocnej.

Jak mam iść na powtórkę z algebry?

To straszne. Najchętniej zadzwoniłabym do Lilly, ale chyba ciągle się gniewamy.

Niedziela, później

No, dobra, w porządku. Mama dopiero co weszła do mnie do pokoju. Twierdzi, że pan 

Gianini nocował u nas na kanapie tylko dlatego, że była awaria metra i nie miał jak wrócić do 

siebie, na Brooklyn, więc powiedziała, że może przenocować u nas.

Gdybym nadal przyjaźniła się z Lilly, pewnie powiedziałaby, że mama kłamie, chcąc 

złagodzić traumatyczne przeżycie, jakim bez wątpienia był dla mnie widok matki w roli innej 

niż macierzyńska, a więc aseksualna. Przynajmniej zawsze to powtarza, gdy u czyjejś mamy 

nocuje facet.

Ja jednak wolę wierzyć  mamie. Tylko dzięki temu zdam z algebry.  nie wiem, jak 

mogłabym skupić się na wielomianach, wiedząc, że facet przy tablicy nie tylko wsadzał mojej 

background image

mamie język do ust, ale też widział ją nago, najprawdopodobniej.

Dlaczego   to   wszystko   zdarza   się   akurat   mnie?   Chyba   najwyższy   czas,   żeby   dla 

odmiany spotkało mnie coś przyjemnego.

Kiedy mama okłamała mnie i wyszła, ubrałam się i poszłam do kuchni na śniadanie. 

Musiałam, bo mama  odmówiła,  gdy poprosiłam,  żeby podała mi śniadanie  do łóżka. Ba, 

powiedziała nawet:

- Za kogo ty się uważasz? Za księżniczkę Genowii? Co jej zdaniem , jest pewnie 

szalenie zabawne.

Pan Gianini zdążył się ubrać, zanim weszłam do kuchni. Starał się obrócić wszystko w 

żart. To chyba jedyny sposób.

Na   początek   nie   było   mi   do   śmiechu,   dopóki   pan   G.   nie   zaczął   wymyślać,   jak 

wyglądaliby niektórzy ludzie z Liceum Alberta Einsteina w piżamach.

Na przykład dyrektor Gupta. Pan G. twierdzi, że śpi w koszulce futbolowej i dresach 

swojego męża. Rozbawiła mnie wizja dyrektor Gupty w dresach. Zasugerowałam, że pani 

Hill nosi negliże, takie z koronkami i piórkami, ale pan G. zaprzeczył, Jego zdaniem, pani 

Hill gustuje raczej w barchanach niż w piórkach. Ciekawe, skąd to wie. Czy z panią Hill też 

się spotykał? Jak na nudziarza z długopisami w kieszeni nieźle sobie radzi.

Po śniadaniu  mama  i pan Gianini  namawiali  mnie,  żebym  się z nimi  wybrała  do 

Central Parku, bo jest taka ładna pogoda i w ogóle, ale się wykręciłam, mówiąc, że mam dużo 

pracy domowej. Nawet tak bardzo nie skłamałam. Naprawdę mam pracę domową, pan G. 

chyba   coś   wie   na   ten   temat,   ale   nie   tak   dużo.   Po   prostu   nie   mam   ochoty   iść   gdzieś   z 

zakochaną parą. To tak jak wtedy, kiedy Shameeka zaczęła się umawiać z Aaronem Ben - 

Simonem w siódmej klasie i musiałyśmy wszędzie z nimi chodzić, bo jej ojciec nie pozwalał 

jej iść nigdzie samej z chłopcem (nawet tak niegroźnym jak Aaron Ben - Simon, który ma 

kark cieńszy niż moje ramię). A kiedy gdzieś razem byliśmy, nie zwracała na nas uwagi, i w 

tym chyba problem. Przez te dwa tygodnie, kiedy się spotykali, w ogóle nie można było z nią 

porozmawiać, bo opowiadała tylko o Aaronie.

Moja mama nie gada cały czas o panu Gianinim. Wcale taka nie jest. Ale miałam 

przeczucie, że gdybym poszła do Central Parku, zobaczyłabym  jak się całują. Nie żebym 

miała coś przeciwko całowaniu, na przykład w telewizji. Ale kiedy twoja mama i nauczyciel 

matematyki...

Wiecie o co chodzi , nie?

DLACZEGO POWINNAM POGODZIĆ SIĘ Z LILLY

1. Przyjaźnimy się od przedszkola.

background image

2. Jedna z nas musi okazać wielkoduszność i wyciągnąć rękę do zgody.

3. Bawi mnie.

4. Z kim zjem lunch?

5. Brakuje mi jej.

DLACZEGO NIE POWINNAM POGODZIĆ SIĘ Z LILLY

1. Zawsze mi mówi, co mam robić.

2. Wydaje jej się, że zjadła wszystkie rozumy.

3. To Lilly zaczęła i ona powinna przeprosić.

4. Nigdy nie nauczę się asertywności, jeśli będę działała wbrew swoim przekonaniom.

5. Co będzie, jeśli przeproszę, a ona nadal będzie na mnie zła???

Niedziela, jeszcze później

Włączyłam   komputer,   żeby   poszukać   w   Internecie   czegoś   o   Afganistanie   (mam 

napisać referat o jakimś aktualnym wydarzeniu), kiedy zobaczyłam, że ktoś wysłał mi maila. 

Mało kto do mnie pisze, więc bardzo się ucieszyłam.

A potem zobaczyłam kto to: CracKing. Michael Moscovitz? Czego chce?

Oto co napisał:

CracKing: EJ, THERMOPOLIS, CO CI SIĘ WCZORAJ STAŁO? ZWARIOWAŁAŚ, 

CZY CO?

Ja? Zwariowałam?

GrLouie:   GWOLI   ŚCISŁOŚCI,   NIE   ZWARIOWAŁAM.   PO   PROSTU   MAM 

DOSYĆ  WYSŁUCHIWANIA   UWAG   TWOJEJ   SIOSTRY.  W  KÓŁKO  MÓWI  MI,  CO 

MAM ROBIĆ. ALE TO NIE TWOJA SPRAWA.

CracKing:   CZEMU   ZARAZ   SIĘ   UNOSISZ?   OCZYWIŚCIE,   ŻE   TO   MOJA 

SPRAWA. MIESZKAM Z NIĄ, NO NIE?

GrLouie: A CO? MÓWI COŚ O MNIE? CracKing: MOŻNA TO TAK NAZWAĆ.

Nie do wiary, że o mnie mówi. Na pewno nie powiedziała ani jednego dobrego słowa.

GrLouie: CO MÓWI?

CracKing: ZDAWAŁO MI SIĘ, ŻE TO NIE MOJA SPRAWA.

Jezu, jak to dobrze, że nie mam brata.

GrLouie: BO NIE. WIĘC CO O MNIE MÓWI?

CracKing:   ŻE   NIE   MA   POJĘCIA,   CO   SIĘ   Z   TOBĄ   DZIEJE.   PODOBNO   OD 

PRZYJAZDU TWOJEGO TATY ZACHOWUJESZ SIĘ JAK WARIATKA.

GrLouie: JA? A ONA? W KÓŁKO MNIE KRYTYKUJE. MAM TEGO DOSYĆ! 

background image

JEŚLI JEST MOJĄ PRZYJACIÓŁKĄ, CZEMU NIE AKCEPTUJE MNIE TAKĄ, JAKA 

JESTEM???

CracKing: NIE MUSISZ WRZESZCZEĆ.

GrLouie: NIE WRZESZCZĘ!!!

CracKing: UŻYWASZ WIELU ZNAKÓW ZAPYTANIA I WYKRZYKNIKÓW, A 

W NETYKIECIE TO OZNACZA KRZYK. ZRESZTĄ NIE TYLKO ONA KRYTYKUJE, 

PODOBNO NIE POPIERASZ JEJ BOJKOTU HO.

GrLouie: NO, TAK. NIE POPIERAM. TO GŁUPOTA, NIE UWAŻASZ? CracKing: 

PEWNIE, ŻE TAK. NADAL MASZ KŁOPOTY Z ALGEBRĄ?

Tego się nie spodziewałam.

GrLouie:   CHYBA   TAK,   ALE   BIORĄC   POD   UWAGĘ,   ŻE   PAN   G.   U   NAS 

NOCOWAŁ, CHYBA DA MI DWÓJĘ. CZEMU PYTASZ?

CracKing: NOCOWAŁ? U WAS? I CO TY NA TO?

Dlaczego mu to powiedziałam? Jutro rano będzie wiedziała cała szkoła. Może nawet 

wywalą   pana  G.! Nie  wiem,   czy  nauczycielom   wolno  się  umawiać   z matkami   uczennic. 

Właściwie dlaczego powiedziałam to Michaelowi?

GrLouie:  BYŁAM ZŁA, ALE POTEM  ON  OBRÓCIŁ TO W ŻART I JUŻ NIE 

BYŁO   TAK   ŹLE.   SAMA   NIE   WIEM.   CHYBA   POWINNAM   BYĆ  WŚCIEKŁA,   ALE 

MAMA JEST SZCZĘŚLIWA.

CracKing: TWOJA MAMA MOGŁA TRAFIĆ O WIELE GORZEJ. POMYŚL, CO 

BY BYŁO, GDYBY UMÓWIŁA SIĘ Z PANEM STUARTEM.

Pan Stuart uczy higieny. Wydaje mu się, że jest darem bożym dla wszystkich kobiet. 

Nie znam go, bo higienę ma się dopiero w starszych klasach, ale nawet ja wiem, że nie można 

podchodzić do jego biurka.

Jeśli to zrobisz, obmacuje ci plecy, jakby je masował, ale wszyscy twierdzą, że tak 

naprawdę chce sprawdzić, czy masz stanik.

Gdyby mama umówiła się z panem Stuartem, emigruję do Afganistanu.

GrLouie: HA, HA, HA, DLACZEGO PYTASZ O ALGEBRĘ?

CracKing:   BO   JUŻ   PRZYGOTOWAŁEM   NAJNOWSZE   WYDARZENIE 

CRACKHEAD I POMYŚLAŁEM SOBIE, ŻE JEŚLI CHCESZ, MOGĘ CI POMÓC.

Michael Moscovitz chce coś dla mnie zrobić? Nie do wiary. Prawie spadłam z krzesła.

GrLouie: BYŁOBY SUPER! DZIĘKI!

CracKing: NIE MA SPRAWY. TRZYMAJ SIĘ, THERMOPOLIS.

I wylogował się.

background image

Wyobrażacie sobie? Miły, prawda? Zastanawiam się, co go ugryzło. Zdecydowanie 

powinnam częściej kłócić się z Lilly.

Niedziela, jeszcze później

Już myślałam, że wszystko zaczyna się układać, kiedy zadzwonił ojciec. Powiedział, 

że   wysyła   po   mnie   Larsa,   który   zabierze   mnie   na   kolację   do   hotelu   Plaza,   z   ojcem   i 

Grandmére.

Zauważcie , że zaproszenie nie dotyczyło mamy.

Ale   to   chyba   nic   takiego,   bo   mama   i   tak   nie   chciała   nigdzie   iść.   Kiedy   jej 

powiedziałam, że wychodzę, nawet się ucieszyła.

- Nie ma sprawy - zapewniła. - Zamówię sobie chińszczyznę na wynos i pooglądam 

telewizję. Jest w dobrym humorze, odkąd wróciła z Central Parku. Opowiadała, że przejechali 

się   z  panem   G.  dorożką.   Byłam   w  szoku.  Przecież   dorożkarze   wcale  nie   dbają  o  konie. 

Zawsze mam wrażenie, że jakaś stara szkapa runie jak długa z wyczerpania. Przysięgłam 

sobie,   że   nigdy   nie   przejadę   się   dorożką,   przynajmniej   dopóki   koniom   nie   przyznają 

określonych praw, i myślałam, że mama mnie popiera.

Miłość robi z ludźmi dziwne rzeczy.

Hotel Plaza tym razem nie był taki zły. Chyba powoli się do tego przyzwyczajam. 

Portierzy wiedzą, kim jestem, w każdym razie znają Larsa, więc nie robią mi trudności przy 

wejściu. Grandmére i ojciec byli w paskudnych humorach. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, 

że nikt im nie płaci za spędzanie czasu w swoim towarzystwie, jak mnie.

Kolacja była strasznie nudna. Grandmére ciągle tłumaczyła, kiedy używamy jakiego 

widelca i dlaczego. Podali nam bardzo dużo dań, głównie mięsnych. Na szczęście była ryba, 

więc ją zjadłam, i deser, ogromna wieża z czekolady.  Grandmére przekonywała mnie, że 

kiedy reprezentuję Genowię na oficjalnych przyjęciach, muszę jeść wszystko, co mi podadzą, 

jeśli   nie   chcę   spowodować   konfliktu   międzynarodowego,   ale   powiedziałam   jej,   że   mój 

personel będzie uprzedzać, że nie jadam mięsa, żeby mi go nie podawali.

Grandmére chyba się zdenerwowała. Pewnie nawet przez myśl jej nie przeszło, że 

oglądałam w telewizji film o księżnej Dianie. Wiem doskonale, jak wymigać się od jedzenia 

na oficjalnych bankietach i jak zwrócić wszystko, co jednak zjadłam (chociaż nigdy bym tego 

nie zrobiła).

Cały czas ojciec zadawał mi dziwne pytania o mamę. Na przykład, czy przeszkadza 

mi jej związek z panem Gianinim, i czy chcę, żeby z nią o tym porozmawiał. Moim zdaniem, 

chciał ze mnie wyciągnąć, czy to coś poważnego. To znaczy, pan G. i mama.

background image

A   to   coś   bardzo   poważnego,   skoro   został   na   noc.   Mama   pozwala   nocować   tylko 

facetom, którzy jej się naprawdę, ale to naprawdę podobają. Do tej pory, łącznie z panem G. , 

było ich trzech w ciągu ostatnich czternastu lat: Wolfang, który okazał się gejem, Tim, który 

okazał się republikaninem, i teraz mój nauczyciel matematyki. To niewielu, prawda? Jeden 

facet na cztery lata.

Czy coś koło tego.

Ale oczywiście nie powiedziałam tacie, że pan G. u nas nocował, dostałby ataku. Jest 

strasznym   męskim   szowinistą.   Jego   przyjaciółki   przyjeżdżają   do   Miragnac   każdego   lata, 

czasami zmieniają się co dwa tygodnie, ale oczekuje, że mama będzie czysta jak lilia.

Gdyby Lilly ze mną rozmawiała, wiem na pewno, że powiedziałaby: mężczyźni to 

hipokryci.

Jakaś cząstka mnie chce powiedzieć o panu G. , tylko dlatego, żeby przestał się tak 

uśmiechać. Ale nie chciałam podsuwać babce amunicji przeciwko mamie - Grandmére uważa 

ją za osobę „niepoważną”, więc udawałam, że nic takiego nie było.

Grandmére   oznajmiła,   że   od   jutra   zaczniemy   pracować   nad   moim   słownictwem. 

Podobno   mój   francuski   jest   okropny,   a   angielski   jeszcze   gorszy.   Zapowiedziała,   że   jeśli 

jeszcze raz powiem „w porządku”, umyje mi buzię mydłem.

Powiedziałam: W porządku, Grandmére - posłała mi mordercze spojrzenie. Ale wcale 

nie chciałam się mądrzyć, po prostu zapomniałam.

Jak na razie zarobiłam na rzecz Greenpeace dwieście dolarów.

Prawdopodobnie   przejdę   do   historii   jako   dziewczyna,   która   ocaliła   wszystkie 

wieloryby.

W   domu   zauważyłam,   że   w   pojemniku   na   śmieci   są   dwa   opakowania   po 

chińszczyźnie.   I   dwa   komplety   plastikowych   pałeczek   i   dwie   puszki   po   piwie   heineken. 

Zapytałam mamę czy pan G. był na kolacji - Jezu, przecież spędziła z nim cały dzień! - ale 

odparła:

- Nie, skarbie, po prostu byłam bardzo głodna.

To już drugie kłamstwo jednego dnia. To coś naprawdę poważnego z panem G.

Lilly nadal nie dzwoni. Zaczynam się wahać - może to ja powinnam zadzwonić? Ale 

co powiem? Przecież nic nie zrobiłam. To znaczy kazałam jej się zamknąć, ale tylko dlatego, 

że powiedziała, że zamieniam się w Lanę Weinberger. Miałam prawo.

A może nie? Może nikt nie ma prawa mówić takich rzeczy. Może właśnie od tego 

zaczynają się wojny, że ktoś każe się komuś zamknąć. a potem nikt nie wyciąga ręki na 

zgodę.

background image

Jeśli to potrwa dłużej, z kim zjem jutro lunch?

Poniedziałek, 13 października

Lars zatrzymał się przed domem Lilly, ale portier powiedział, że już wyszła. I kto tu 

mówi o chowaniu urazy. To nasza najdłuższa kłótnia.

Ledwie weszłam do szkoły, ktoś wcisnął mi w rękę petycję.

Bojkotujcie sklepy Ho!

Podpisz się i walcz z rasizmem.

Powiedziałam, że nie podpiszę, a Boris, bo to on wręczył mi petycję, stwierdził, że 

jestem   niewdzięcznicą,   w   jego   kraju   rząd   latami   tłumił   wszelkie   głosy   protestu   i   mam 

szczęście, że żyję w państwie, gdzie mogę podpisywać petycje bez obawy, że tajna policja po 

mnie przyjedzie.

A ja mu  powiedziałam,  że w  Ameryce  nie wpychamy  swetrów  w spodnie. Jedno 

trzeba Lilly przyznać: działa szybko. W całej szkole wiszą plakaty nawołujące do bojkotu.

I jeszcze jedno trzeba przyznać: kiedy Lilly się gniewa, to na dobre. W ogóle się do 

mnie nie odzywa.

Szkoda, że pan Gianini się ode mnie nie odczepi. Kogo obchodzą ułamki?

Działania na liczbach. Liczby mniejsze lub większe od zera, położone w tej samej 

odległości od zera na osi, nazywamy liczbami dodatnimi i ujemnymi.

JAK PRZETRWAĆ LEKCJĘ MATEMATYKI

Ach, co robić na matmie!

Możliwości krąg niemały: 

Można ziewać i rysować, 

 Bzdur zapisać zeszyt cały.

Można drzemać, można marzyć, 

W wizjach błogich się zagubić, 

Można mruczeć, można nucić, 

Można się zanudzić.

Można patrzeć na zegarek, 

I pisać dzienniczek, 

Cóż, wszystkiego spróbowałam...

I skończyłam na niczym...!

background image

Poniedziałek, później, francuski

Nawet   gdybym   się   nie   pokłóciła   z   Lilly,   nie   mogłabym   z  nią   dzisiaj   usiąść   przy 

lunchu.   Jest   gwiazdą,   walczy   o   sprawę.   Przy   naszym   stoliku,   gdzie   zazwyczaj   zajadamy 

pierożki  z Shameeką  i Ling Su, zebrał się spory tłum.  A na moim  miejscu  usiadł  Boris 

Pelkowski!

Lilly na pewno jest w siódmym niebie. Zawsze chciała być muzą wielkiego artysty.

Stałam tak jak idiotka, z głupią tacą z głupią sałatką, jedynym wegetariańskim daniem, 

jakie dzisiaj mieli, bo spóźniłam się na fasolkę, i zastanawiałam się, z kim mam usiąść? W 

naszej stołówce jest tylko dziesięć stołów, bo jemy lunch w różnym czasie. Jest stół nasz, z 

Lilly, stół sportowców, cheerleaderek, bogaczy, hip - hopowców, narkomanów, miłośników 

teatru, kujonów, cudzoziemców i stolik przy którym zazwyczaj siada Tina Hakim Baba i jej 

ochroniarz.

Nie mogłam usiąść ze sportowcami ani z cheerleaderkami, bo nie jestem ani jednym, 

ani drugim. Nie mogłam usiąść z bogaczami, bo nie mam komórki ani własnego maklera. Nie 

lubię hip - hopu, nie popieram narkotyków, nie dostałam roli w szkolnym przedstawieniu, a 

moją pałą z algebry nie mam czego szukać u kujonów, nie rozumiem ani słowa z tego co 

mówią cudzoziemcy, bo nie ma wśród nich Francuzów.

Spojrzałam na Tinę Hakim Baba. Jadła sałatkę, tak jak ja. Tina je sałatkę, bo ma 

problemy z figurą, a nie dlatego, że jest wegetarianką. Czytała romans. Na okładce nastolatek 

obejmował nastolatkę.

Dziewczyna miała długie jasne włosy i bardo duże piersi jak na kogoś z tak chudymi 

nogami. Wyglądała wypisz - wymaluj, tak jak mnie sobie wyobraża Grandmére.

Podeszłam do stolika i postawiłam tacę.

- Mogę? - zapytałam.

Tina podniosła wzrok znad książki. Sądząc po minie, była w szoku. spojrzała na mnie, 

potem na ochroniarza. był to wysoki smagły mężczyzna w czarnym garniturze. Miał okulary 

przeciwsłoneczne, chociaż byliśmy w budynku. Wydaje mi się, że gdyby doszło co do czego, 

Lars pokonałby go bez trudu.

Kiedy   Tina   spojrzała   na   niego,   on   popatrzył   na   mnie   -   tak   mi   się   przynajmniej 

wydawało, przez ciemne okulary nic nie widać, i kiwnął głową.

Tina uśmiechnęła się szeroko.

- Proszę bardzo - powiedziała i odłożyła książkę. - Siadaj.

Usiadłam.   Było   mi   głupio,   że   się   tak   serdecznie   uśmiechnęła.   Może   powinnam 

background image

wcześniej się do niej dosiąść. Ale uważałam ją za dziwaczkę, bo jeździ do szkoły limuzyną i 

ma ochroniarza. Teraz wcale nie uważam tego za dziwactwo.

Jadłyśmy swoje sałatki i narzekałyśmy na szkolną kuchnię, opowiadała mi o swojej 

diecie. Mama ją dla niej ułożyła. Tina chce zrzucić dziesięć kilo do Balu Wielu Kultur. Tyle, 

że ten bal jest już w sobotę i nie wiem, czy jej się to uda. Zapytałam, czy ma partnera, i 

okazało się, że tak. Idzie z chłopakiem z Trinity, to inna prywatna szkoła na Manhattanie. 

Nazywa się Dave Farouq El - Abar.

To   niesprawiedliwe.   Nawet   Tina   Hakim   Baba,   której   ojciec   nie   pozwala   przejść 

dwóch przecznic na piechotę z obawy, że ją porwą, ma z kim iść na bal.

No, ale ona ma piersi. To pewnie dlatego.

Tina jest bardzo miła. Kiedy poszła do kolejki po jeszcze jeden napój, ochroniarz 

poszedł z nią. Boże, gdyby Lars tak za mną łaził, chyba bym się zabiła. Zerknęłam na okładkę 

jej książki. Tytuł brzmi Chyba nazywam się Amanda . Jest to opowieść o dziewczynie, która 

ocknęła się ze śpiączki i nie wie, kim jest. W szpitalu odwiedza ją bardzo przystojny chłopak i 

twierdzi, że ma na imię Amanda i jest jego dziewczyną.

Bohaterka do końca książki stara się dowiedzieć, czy mówi prawdę.

Paradne! Jeśli przystojny chłopak przekonuje cię, że jesteś jego dziewczyną, czemu 

mu nie uwierzyć? Niektóre dziewczyny same nie wiedzą czego chcą.

Przeczytałam streszczenie na okładce i zamyśliłam się, nagle zobaczyłam cień nad 

sobą. Podniosłam głowę. Lana Weinberger. Chyba nasza drużyna dzisiaj grała, bo była w 

kostiumie cheerleaderki. Miała na sobie zielono - białą spódniczkę i obcisły biały sweter z 

wielkim A na środku.

Podejrzewam,   że   poza   boiskiem   wpycha   sobie   pompony   do   stanika;   jak   inaczej 

wytłumaczyć rozmiary jej piersi?

- Ale włosy, Amelio - zaczęła pogardliwie. - Za kogo ty się uważasz? Ominęłam ją 

wzrokiem. Josh Richter i jego głupkowaci koledzy stali niedaleko. Nie zwracali na nas uwagi, 

wspominali imprezę, na której byli w sobotę. Wszyscy mieli kaca po piwie. Ciekawe, czy 

trener o tym wie.

-   Swoją   droga,   ciekawe,   jaki   to   odcień   -   Lana   nie   dawała   mi   spokoju.   -   Blond 

moczowy?

Tina Hakim Baba i jej ochroniarz wrócili do stolika. Tina kupiła sobie lemoniadę, a 

dla mnie loda w rożku. To bardzo miło z jej strony, zwłaszcza że do dzisiaj właściwie się do 

niej nie odzywałam.

Ale Lana zrozumiała to inaczej. Zapytała niewinnie:

background image

- Kupiła  lody dla Amelii?  Co, tatuś  dał ci dodatkową stówkę, żebyś  sobie kupiła 

przyjaciółkę?

Ciemne   oczy   Tiny   wypełniły   się   łzami.   Ochroniarz   już   otwierał   usta,   żeby   coś 

powiedzieć.

I wtedy stało się coś dziwnego. Przez chwilę siedziałam spokojnie, patrząc w smutne 

oczy Tiny Hakim Baba, a potem, zanim się zorientowałam, porwałam swojego loda i z całej 

siły walnęłam nim w sam środek swetra Lany.

Lana gapiła się na lody waniliowe, polewę czekoladową i orzeszki ziemne na białym 

sweterku. Josh Richter i jego koledzy przestali gadać i też gapili się na sweterek Lany. Nagle 

w   stołówce   zrobiło   się   cicho   jak  makiem   zasiał.   Wydawało   mi   się,   że   słyszę,   jak   Boris 

oddycha przez swój inhalator.

Lana zaczęła wrzeszczeć.

- Ty... ty.. - chyba nic wystarczająco obraźliwego nie przychodziło jej do głowy. - ty... 

ty... Popatrz, co narobiłaś! Popatrz, co mi zrobiłaś!

Wstałam i zabrałam tacę.

- Chodź, Tino - mruknęłam. - Poszukamy spokojniejszego stolika.

Tina, ze wzrokiem utkwionym w wafelku na piersi Lany, wstała i poszła za mną, a za 

nią ochroniarz. Daję sobie rękę uciąć, że się uśmiechał.

Kiedy mijałyśmy mój stary stolik, widziałam, że Lilly gapi się na mnie z szeroko 

otwartą buzią. Najwyraźniej wszystko widziała.

Cóż,   musi   zweryfikować   swoją   diagnozę;   nie   brak   mi   asertywności.   Kiedy   chcę, 

jestem asertywna.

Nie wiem na pewno, ale wydaje mi się, że kiedy wychodziliśmy we trójkę, Tina, jej 

ochroniarz, i ja, przy stoliku kujonów rozległy się oklaski.

Zdaje się, że samorealizacja jest tuż - tuż.

Poniedziałek, później

O   Boże.   Mam   kłopoty.   Coś   takiego   zdarzyło   mi   się   po   raz   pierwszy.   Siedzę   w 

gabinecie dyrektorki!

Tak   jest.   Zostałam   wezwana   za   dźgnięcie   Lany   Weinberger   rożkiem   waniliowo   - 

orzechowym.

Powinnam się domyślić, że na mnie naskarży. Jest okropna.

Boję się. Nigdy nie złamałam przepisów szkolnych. Zawsze byłam grzeczna. Kiedy 

dyżurny przyszedł na zajęcia z wezwaniem do dyrektorki, nawet przez myśl mi nie przeszło, 

background image

że   chodzi   o   mnie.   Siedziałam   sobie   z   Michaelem   Moscovitzem.   Tłumaczył   mi,   że   źle 

zabieram się do odejmowania. Twierdzi, że nieustannie zapisuję cyfry przy pożyczaniu. I że 

nie notuję systematycznie i piszę gdzie popadnie.

Jego   zdaniem,   wszystkie   notatki   z   matematyki   powinnam   zapisywać   w   jednym 

zeszycie.

I podobno mam kłopoty z koncentracją.

Ale   tak   naprawdę   nie   mogłam   się   skoncentrować   dlatego,   że   jeszcze   nigdy   nie 

siedziałam tak blisko chłopaka! Wiem, że to tylko Michael

Moscovitz, często go widuję, zresztą i tak mu się nie spodobam, bo jest starszy o trzy 

lata, i na dodatek jestem najlepszą przyjaciółką jego siostry. To znaczy, byłam.

Ale to i tak nie zmienia faktu, że jest chłopcem i to przystojnym, mimo, że jest bratem 

Lilly. Naprawdę trudno było mi się skupić na odejmowaniu, kiedy czułam jego zapach. Na 

dodatek, co jakiś czas wyjmował mi ołówek z ręki i mówił:

- Nie tak, Mia.

Miałam kłopoty z koncentracją tylko dlatego,  że odniosłam wrażenie, iż Lilly nas 

obserwuje. To tylko złudzenie, ma się rozumieć. Teraz, gdy zwalcza mroczne siły rasizmu 

naszej dzielnicy, nie ma czasu dla takich nieważnych ludzi jak ja. Siedziała przy największym 

stole   z   grupką   zwolenników   i   omawiała   następny   etap   Ofensywy   Ho.   Pozwoliła   nawet 

Borisowi wyjść ze schowka i włączyć się do dyskusji.

Czy   mogę   zauważyć,   że   się   do   niej   kleił?   Nie   pojmuję,   jak   zniosła   jego   chude 

pająkowate ramię skrzypka na oparciu krzesła. Co więcej, nadal nie wyciągnął swetra ze 

spodni.

Więc niepotrzebnie się martwiłam, że zwróci uwagę na mnie i na Michaela. Przecież 

nie położył ręki na oparciu mojego krzesła. Ale raz, pod stołem, dotknęły się nasze kolana. 

Mało nie umarłam, takie to było przyjemne.

A potem to głupie wezwanie. Dla mnie.

Ciekawe, czy mnie wyrzucą. Może wtedy pójdę do innej szkoły, gdzie nikt nie będzie 

wiedział, że to nie mój naturalny kolor włosów i nie moje paznokcie. Byłoby całkiem fajnie.

OD TEJ PORY BĘDĘ

1. Myśleć najpierw, robić później.

2. Starać się być grzeczna i opanowana.

3. Mówić prawdę, chyba że to zraniłoby uczucia innych.

4. Trzymać się jak najdalej od Lany Weinberger. Ojej! Dyrektor Gupta prosi mnie do 

gabinetu.

background image

Poniedziałek wieczorem

Sama   nie   wiem,   co   mam   teraz   zrobić.   Na   tydzień   jestem   zawieszona   w   prawach 

ucznia, do tego lekcje powtórzeniowe z panem G. i lekcje z Grandmére.

Wróciłam do domu dopiero o dziewiątej. Coś się musi zmienić.

Ojciec jest wściekły. Odgraża się, że zaskarży szkołę. Twierdzi, że nikt nie ma prawa 

zawieszać w prawach ucznia za obronę słabszych.

Wytłumaczyłam mu, że dyrektor Gupta może. Ona może wszystko. Jest dyrektorką.

Wcale jej nie obwiniam. T oznaczy, nie przeprosiłam ani nic takiego. Ale dyrektor 

Gupta jest w porządku, nie miała wyjścia. Przyznałam się do wszystkiego. Powiedziała. że 

mam przeprosić Lanę i zapłacić za pralnię.

Zgodziłam   się   na   pralnię,   ale   powiedziałam,   że   nie   przeproszę.   Dyrektor   Gupta 

spojrzała na mnie znad okularów i spytała:

- Słucham, Mia?

Powtórzyłam  , że nie przeproszę. Serce biło mi jak szalone. Nie chciałam nikogo 

denerwować,   zwłaszcza   dyrektor   Gupty,   która,   jeśli   chce,   potrafi   być   bardzo   groźna. 

Usiłowałam ją sobie wyobrazić w dresach męża, ale nic z tego, nadal się bałam.

Mimo to nie przeproszę Lany. Nie i już.

Dyrektor Gupta wcale nie była  zła. Wydawała się zatroskana. Tak chyba  powinni 

wyglądać nauczyciele. No, wiecie. Zmartwieni. Tobą. Zaczęła:

- Mia, muszę  przyznać,  że kiedy Lana opowiedziała  mi  o tym  incydencie,  byłam 

bardzo zaskoczona. Zazwyczaj wzywam na dywanik Lilly Moscovitz. Nie spodziewałam się, 

że przyjdzie kolej na ciebie. I to z przyczyn dyscyplinarnych, jeśli chodzi o naukę, owszem. O 

ile wiem, nie najlepiej sobie radzisz z matematyką. Ale nie przypuszczałam, że sprawisz nam 

takie kłopoty wychowawcze. Muszę cię o to zapytać, Mia: czy wszystko w porządku?

Gapiłam   się   na   nią   w   milczeniu.   Czy   wszystko   w   porządku?   W   porządku? 

Chwileczkę, niech się zastanowię... moja mama romansuje z moim nauczycielem matematyki, 

z   którego   to   przedmiotu   jestem   zagrożona,   tak   przy   okazji.   Najlepsza   przyjaciółka   mnie 

nienawidzi, mam czternaście lat i jeszcze ani razu nie byłam na randce, nie mam biustu, i , 

ach, drobiazg, właśnie się dowiedziałam, że jestem księżniczką Genowii.

- Pewnie - mówię na głos. - Wszystko w porządku.

-   Na   pewno?   Bo   nie   mogę   się   pozbyć   wrażenia,   że   gryzą   cię   jakieś   problemy... 

Kłopoty w domu?

Za kogo właściwie mnie uważa? Za Lanę Weinberger? Co ona sobie myśli, że będę tu 

background image

siedziała i zwierzała się z problemów? Jasne, pani dyrektor. Jakby było mi jeszcze mało, w 

mieście jest moja babka, uczy mnie, jak być księżniczką, a ojciec płaci za to sto dolarów 

dziennie. A, i jeszcze jedno, w niedzielę spotkałam pana Gianini w naszej kuchni, był w 

bokserkach, jakieś pytania?

- Mia,  musisz   uwierzyć,  że  jesteś  wyjątkową  dziewczyną   i  masz   wiele  zalet.   Nie 

musisz się obawiać konkurencji Lany Weinberger. Ani trochę.

Jasne, pani dyrektor. Nie szkodzi, ze jest najładniejszą, najseksowniejszą dziewczyną 

w klasie, nie szkodzi, że chodzi z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Ma pani rację, 

pani dyrektor. Nie muszę się obawiać konkurencji. Zwłaszcza że Lana nie przepuści żadnej 

okazji, żeby mnie publicznie poniżyć i upokorzyć. Ja? Zagrożona?

Skądże znowu.

- Wiesz, Mia - ciągnie dyrektor Gupta - gdybyś zadała sobie trochę trudu i poznała 

Lanę lepiej, przekonałabyś się, że to bardzo miła dziewczyna. Taka jak ty.

Pewnie, identyczna.

Byłam taka zła, że opowiedziałam o wszystkim Grandmére na lekcji słownictwa. O 

dziwo, okazała mi współczucie.

- Kiedy byłam w twoim wieku - powiedziała - w mojej szkole była dziewczyna taka 

jak Lana. Nazywała się Genevieve. Siedziała za mną na geografii. W kółko maczała koniec 

mojego   warkocza   w   kałamarzu;   kiedy   wstawałam,   ,   plamiłam   sobie   całą   sukienkę.   Ale 

nauczyciele nigdy nie wierzyli, że robiła to celowo.

- Naprawdę? - byłam pod wrażeniem. Ta cała Genevieve miała niezły charakterek. Nie 

wyobrażam sobie, by ktoś odważył się dokuczyć babce.

- I co zrobiłaś?

Grandmére roześmiała się złowrogo...

- Och, nic.

Nie uwierzę. Nie, kiedy powiedziała to z takim śmiechem. Ale chociaż starałam się 

jak mogłam, nie udało mi się wyciągnąć z Grandmére, co jej zrobiła. Podejrzewam, że chyba 

zabiła.

A co? To możliwe.

Ale chyba przesadziłam z tymi pytaniami, bo żeby mnie uciszyć, Grandmére dała mi 

test! Nie żartuję!

Był naprawdę trudny. Wkleję go tu, do pamiętnika, bo mi dobrze poszedł. Grandmére 

twierdzi, że dużo się nauczyłam, odkąd rozpoczęłyśmy lekcje.

TEST GRANDMÉRE

background image

Co zrobisz z serwetką w restauracji, gdy wychodzisz do toalety?

W restauracji czterogwiazdkowej podajesz ją kelnerowi, który spieszy do ciebie, żeby 

odsunąć krzesło. W restauracji niższej kategorii zostaw na swoim krześle.

W jakich okolicznościach można publicznie malować usta?

W żadnych.

Czym charakteryzuje się kapitalizm?

Środki produkcji i dystrybucji w rękach prywatnych właścicieli, wymiana towarów na 

wolnym rynku.

Co odpowiedzieć mężczyźnie, gdy wyznaje ci miłość?

Dziękuję. to bardzo miło z twojej strony.

Co według Marksa jest największą sprzecznością kapitalizmu?

Wartość każdego towaru determinuje ilość pracy potrzebnej do jego wyprodukowania. 

Odmawiając   robotnikom   prawa   do   wartości   tego,   co   sami   wyprodukowali,   kapitaliści 

podważają własny system gospodarczy.

Białych butów nie nosi się...

Na pogrzebach, po Święcie Pracy, przed Dniem Pamięci, w pobliżu koni.

Wyjaśnij pojęcie oligarchii.

Mała grupa skupia władzę. Korupcja.

Przepis na sidecar.

1/3 soku z cytryny, 1/3 Cointreau, 1/3 brandy, dobrze wstrząsnąć z lodem, przecedzić 

przed podaniem.

Pomyliłam się tylko przy pytaniu, co odpowiedzieć mężczyźnie, gdy wyzna Ci miłość. 

Okazało się, że wcale nie trzeba mu dziękować.

Nie żeby to miało mi się kiedykolwiek przydać, ma się rozumieć. Ale Grandmére 

twierdzi, że jeszcze się zdziwię.

Zobaczymy!

Wtorek, 14 października

Lilly znów na mnie  nie czekała.  Nie żebym  się tego spodziewała,  ale na wszelki 

wypadek   kazałam   Larsowi   zatrzymać   się   przed   jej   domem,   myślałam,   że   może   chce   się 

przeprosić.  Przecież  widziała,  jaka byłam  asertywna  wobec Lany i przyzna,  że postawiła 

błędną diagnozę.

Chyba jednak nie.

Śmieszne, kiedy samochód zatrzymał się przed szkołą, podjechała też limuzyna Tiny 

background image

Hakim Baba. Uśmiechnęłyśmy się do siebie i razem weszłyśmy do szkoły, jej goryl szedł za 

nami.  Tina  dziękowała  mi  za   to,  co  wczoraj   zrobiłam.  Opowiedziała   o  mnie   rodzicom   i 

zaprosili mnie na piątek na kolację.

- A jeśli chcesz - dodała Tina nieśmiało - mogłabyś później przenocować.

Zgodziłam   się,   głównie   dlatego,   że   mi   szkoda   Tiny.   Nie   ma   innych   przyjaciół, 

wszyscy uważają ją za dziwaczkę, przez ochroniarza i w ogóle. Poza tym słyszałam, że mają 

w domu fontannę jak Donald Trump, i chciałam się przekonać na własne oczy, czy to prawda.

I właściwie ją lubię. Jest miła. Przynajmniej dla mnie. Fajnie, kiedy ktoś jest dla ciebie 

miły.

MUSZĘ

1. Przestać czekać na telefon (Lilly nie zadzwoni, Josh Richter też nie)

2. Znaleźć sobie nowych przyjaciół.

3. Mieć więcej pewności siebie.

4. Przestać obgryzać sztuczne paznokcie.

5. Być bardziej:

A. odpowiedzialna

B. dojrzała

C. dorosła

6. Być szczęśliwsza

7. Zrealizować się.

8. Kupić:

A. worki na śmieci

B. serwetki

C. odżywkę do włosów

D. tuńczyka

E. papier toaletowy!!!

Wtorek, algebra

O Boże, nie mogę w to uwierzyć, ale to prawda, Shameeka właśnie mi powiedziała.

Lilly ma partnera na Bal Wielu Kultur w ten weekend.

Lilly ma partnera. Nawet Lilly ma partnera. Myślałam, że wszyscy chłopcy w naszej 

szkole się jej boją.

Jeden najwyraźniej nie: Boris Pelkowski. JEZUUUUUU!!

background image

Wtorek, angielski

Nikt nigdy się ze mną nie umówi. Wszyscy, dosłownie wszyscy, mają z kim iść na 

bal: Shameeka, Lilly, Ling Su, Tina Hakim Baba. Tylko ja nie pójdę. TYLKO JA!

Dlaczego urodziłam się pod pechową gwiazdą? Dlaczego akurat mnie spotyka tyle 

nieszczęść? Dlaczego? DLACZEGO?

Oddałabym   wszystko,   byle   zamiast   wysoką   księżniczką,   płaską   jak   deska,   być 

normalną dziewczyną średniego wzrostu, za to z biustem.

Wszystko.

Satyra - użycie humoru dla wzmocnienia perswazyjności. Ironia - przeciwwaga do 

oczekiwań.

Parodia - naśladownictwo, które przerysowuje śmieszne lub negatywne cechy.

Wtorek, francuski

Dzisiaj Michael Moscovitz uczył mnie pożyczać przy odejmowaniu i mimochodem 

pogratulował mi zachowania podczas, jak to określił, Incydentu Weinberger. Zdziwiłam się, 

że w ogóle o tym słyszał.

Powiedział, że wie o tym cała szkoła, wszyscy słyszeli, że upokorzyłam Lanę przy 

Joshu. Zapytał:

- Masz szafkę obok Josha, prawda? Potwierdziłam.

- Pewnie ci ciężko - domyślił się.

Zaprzeczyłam, bo Josh właściwie nigdy się do mnie nie odezwał, tylko czasem prosi, 

żebym się posunęła.

Zapytałam, czy Lilly nadal mówi o mnie straszne rzeczy, a wtedy bardzo się zdziwił.

- Nigdy nie powiedziała na ciebie złego słowa. Po prostu nie mieści jej się w głowie, 

że tak na nią naskoczyłaś.

- Michael, ona ciągle mnie gasi! Nie wytrzymam. Zresztą mam wystarczająco dużo 

problemów, żeby jeszcze najlepsza przyjaciółka mnie dobijała.

Roześmiał się.

- Co ty wiesz o problemach?

Jakbym była za młoda, żeby mieć kłopoty, albo coś w tym stylu.

No, to mu wygarnęłam. Oczywiście, nie powiedziałam nic o księżniczce Genowii i 

braku biustu, ale przypomniałam mu, że chyba nie zdam z algebry, że zostałam na tydzień 

zawieszona w prawach ucznia, że w niedzielny poranek zastałam pana Gianini w bokserkach.

Wtedy przyznał, że rzeczywiście mogę mieć problemy.

background image

Cały czas, kiedy rozmawialiśmy, Lilly obserwowała nas ukradkiem, znad plakatów 

dotyczących Ho - Gate, wypisywała je Magicznym Flamastrem.

Pewnie jej zdaniem nie wolno mi się przyjaźnić z jej bratem, skoro się pokłóciłyśmy.

A   może   się   denerwuje,   bo   jej   bojkot   sklepu   Ho   wywołał   w   szkole   niemiłe 

zamieszanie. Po pierwsze, wszyscy Azjaci robią zakupy tylko i wyłącznie tam. Zresztą czemu 

nie? Z kampanii Lilly dowiedzieli się, że mają tam zniżkę pięciu pensów praktycznie na 

wszystko.   Co   więcej,   to   jedyny   sklep   w   tej   okolicy.   A   to   doprowadziło   do   poważnego 

rozłamu w szeregach protestujących. Niepalący są za dalszym bojkotem, natomiast palacze 

proponują wystosować list  z upomnieniem  do sklepu Ho i na tym  zakończyć  sprawę. A 

ponieważ   najbardziej   znani   i   lubiani   uczniowie   palą,   nie   zwracają   uwagi   na   bojkot.   Jak 

dawniej chodzą do Ho po camele lighty.

Kiedy nie przeciągniesz na swoją stronę najpopularniejszych uczniów, sprawa jest z 

góry przegrana. Bez gwiazdy nic się nie uda. Kto by się przejmował amazońską dżunglą, 

gdyby nie Sting?

Michael zadał mi dziwne pytanie:

- Masz areszt domowy? Spojrzałam na niego z ukosa.

- Za to, że mnie zawiesili? Co ty. Mama popiera mnie w stu procentach, a ojciec chce 

zaskarżyć szkołę.

- Aha. Bo wiesz, zastanawiałem się... jeśli masz czas w sobotę, może... Ale potem 

przyszła pani Hill i kazała nam wypełniać ankietę na temat przestępczości młodocianych w 

centrum miasta, chociaż Lilly głośno zauważyła, że jedyna przestępczość młodocianych, z 

jaką do tej pory mieliśmy do czynienia, to było rozpieranie się łokciami podczas wyprzedaży 

w Gap na Madison Avenue.

Potem był dzwonek i zaraz wybiegłam z klasy. Zrozumcie, wiedziałam, co

Michael chce powiedzieć. Chciał zaproponować, żebyśmy razem powtórzyli dzielenie 

pisemne, bo jego zdaniem w ogóle tego nie rozumiem. A tego bym już nie zniosła. Algebra? 

W weekend? Po całym tygodniu?

Nie, wielkie dzięki.

Ale nie chciałam okazać się nieuprzejma, więc wyszłam zanim zapytał. Czy to takie 

straszne?

Doprawdy, są pewne granice krytyki zdolności matematycznych.

Ma

 mon  Tes

Ta

 ton 

Tes

Sa

 son

 Ses

background image

Notre  notre  Nos

Votre  votre  Vos

Leur  leur

 Leurs

PRACA DOMOWA 

Algebra: str. 121, zad. 1. 57

Angielski:??? zapytać Shameekę

Historia cywilizacji: pytania po rozdziale 9

RZ: nic

Francuski: pour demain, une vignette culturelle

Biologia: nic

Wtorek, wieczorem

Zdaniem Grandmére, Tina Hakim Baba wydaje się odpowiedniejszą przyjaciółką niż 

Lilly   Moscovitz.   Moim   zdaniem   twierdzi   tak   tylko   dlatego,   że   rodzice   Lilly   to 

psychoanalitycy,  a ojciec Tiny jest, jak się dowiedziałam, arabskim szejkiem, a jej mama 

krewną króla Szwecji, więc bardziej się nadają na znajomych dziedziczki tronu Genowii.

Co więcej, państwo Hakim Baba są podobno szalenie bogaci. Mają coś koło miliarda 

odwiertów ropy naftowej. Grandmére powiedziała, że kiedy w piątek do nich pójdę, mam 

włożyć   mokasyny   od   Gucciego   i   zanieść   prezent.   Zapytałam,   jaki   prezent,   a   ona   na   to: 

śniadanie! Zamówi je w Balducci's i każe przysłać w sobotę rano.

Niełatwo jest być księżniczką.

Właśnie sobie przypomniałam: dzisiaj przy lunchu Tina miała nową książkę. Okładka 

była taka sama jak poprzedniej, tylko że teraz bohaterka była brunetką. Książka nazywa się 

Moja   sekretna   miłość   i   opowiada   o   dziewczynie   z   ubogiej   dzielnicy.   Zakochała   się   w 

bogatym   chłopaku,  ale  w   ogóle  nie  zwracał  na  nią  uwagi.  Potem  jej  wujek porwał  tego 

chłopaka   dla   okupu,   a   ona   obmywała   mu   rany,   pomogła   mu   uciec   i   w   ogóle,   a   on   się 

oczywiście w niej zakochał na zabój. Tina już zajrzała na koniec. Wujek tej dziewczyny 

pójdzie do więzienia, a ona zamieszka z rodzicami tego bogatego chłopaka.

Dlaczego mnie takie rzeczy nigdy się nie zdarzają?

Środa, 15 października

godzina wychowawcza

Znowu nie było Lilly. Lars zauważył, że chyba wygodniej od razu jechać do szkoły, 

zamiast stawać pod jej domem. Chyba ma rację.

background image

Kiedy   zatrzymaliśmy   się   przed   szkołą,   stało   się   coś   dziwnego.   Wszyscy,   którzy 

zazwyczaj stoją grupkami i palą albo siedzą na Joe, kamiennym lwie, teraz na coś się gapili. 

Pewnie czyjegoś ojca znowu oskarżono o pranie brudnych pieniędzy. Rodzice są strasznie 

samolubni: zanim popełnią przestępstwo, mogliby się przez chwilę zastanowić, jak to odbije 

się na dzieciach, jeśli zostaną przyłapani.

Na miejscu Chelsea Clinton zmieniłabym nazwisko i wyjechała do Islandii. Minęłam 

ich bez słowa, żeby zaznaczyć, że nie zniżam się do plotek.

Wszyscy   gapili   się   na   mnie.   Michael   miał   rację,   rzeczywiście   historia   z   Laną 

Weinberger rozeszła się po całej szkole. Albo to, że włosy mi jakoś dziwnie sterczą. Ale 

przed chwilą sprawdzałam w łazience i wszystko było w porządku.

Grupa dziewcząt wybiegła z łazienki ze śmiechem,  ledwie tam weszłam.  Czasami 

żałuję, że nie mieszkam na bezludnej wyspie. Naprawdę. Bez żadnych ludzi w promieniu 

setek kilometrów. Tylko ocean, plaża, kokosy i ja.

I może jeszcze wysokiej klasy 37 - calowy telewizor i konsola Sony PlayStation, kiedy 

się znudzę.

CZY WIECIE, ŻE

1.   Najczęściej   zadawanym   pytaniem   w   szkole   średniej   im.  Alberta   Einsteina   jest: 

„Masz gumę? ”

2. Byki i pszczoły reagują na kolor czerwony.

3.   Sprawdzenie   listy   obecności   na   godzinie   wychowawczej   czasami   zajmuje   pół 

godziny.

4. Brakuje mi Lilly Moscovitz

Środa, później

przed algebrą

Stało się coś bardzo, ale to bardzo dziwnego. Josh Richter podszedł do swojej szafki, 

odkładał podręcznik do trygonometrii, akurat kiedy wyjmowałam moją algebrę.

- Jak leci? - zapytał. Przysięgam na Boga, nie zmyślam.

Była w takim szoku, że upuściłabym plecak. Nie wiem, co mu odpowiedziałam. Mam 

nadzieję, że: „W porządku. ” Oby „w porządku”.

Dlaczego Josh Richter się do mnie odzywa?

Pewnie znów chwila przebłysku, jak wtedy w Bigelows.

Potem zatrzasnął szafkę, zajrzał mi w oczy - jest bardzo wysoki - i powiedział:

- Zobaczymy się później

background image

I odszedł.

Pięć minut trwało, zanim zaczęłam normalnie oddychać.

Jego oczy są takie niebieskie, że aż boli, jak się w nie patrzy.

Środa, gabinet dyrektor Gupty

To koniec. Nie żyję.

Już po wszystkim.

Teraz   wiem,   czemu   gapili   się   na   mnie   przed   wejściem.   Wiem,   czemu   szeptali   i 

chichotali, wiem czemu tamte dziewczyny wybiegły z łazienki. Wiem, czemu Josh Richter się 

do mnie odezwał.

Moje zdjęcie jest na okładce „New York Post”. Codziennie czytają tę gazetę miliony 

nowojorczyków.

Niestety. Nie żyję.

Zdjęcie   jest  właściwie   całkiem   niezłe.  Zrobili  je  chyba  wczoraj  wieczorem,   kiedy 

wychodziłam   z   hotelu   Plaza,   po   kolacji   z   ojcem   i   Grandmére.   Schodzę   po   schodach, 

uśmiecham się lekko, ale nie do kamery. Nie pamiętam żadnego fotografa, ale musiał tam 

być, skoro zrobił zdjęcie.

Nad zdjęciem jest wielki napis „Księżniczka Amelia”, a niżej, mniejszymi literami: 

„nowojorska arystokratka”.

Świetnie. Po prostu świetnie.

Pan Gianini pierwszy załapał. Mówi, że szedł na stację metra, kiedy zobaczył gazetę w 

kiosku. Zadzwonił do mamy, ale akurat brała prysznic i nie słyszała telefonu. Pan G. Nagrał 

się na sekretarce, ale mama nigdy rano nie sprawdza wiadomości, bo wszyscy wiedzą, że jest 

sową i nikt nie dzwoni przed południem. Kiedy zadzwonił po raz drugi, już jej nie było, 

poszła do atelier, a tam nigdy nie odbiera, bo ma słuchawki w uszach. Kiedy maluje, słucha 

Howarda Sterna. I tak pan G. nie miał wyboru, musiał zadzwonić do ojca, do hotelu Plaza. 

Właściwie, jakby się nad tym zastanowić, musiało go to sporo kosztować. Podobno ojciec 

wpadł w szał. Powiedział  panu G, że póki się tam nie zjawi, mam siedzieć w gabinecie 

dyrektora, bo tam będzie „najbezpieczniej”.

Od razu widać, że ojciec nie zna dyrektor Gupty.

Chociaż właściwie nie powinnam tak mówić. Wcale nie jest taka zła. Pokazała mi 

gazetę i zapytała złośliwie, ale z uśmiechem:

- Wiesz, Mia, mogłaś mi o tym powiedzieć, kiedy pytałam czy wszystko w porządku.

Zaczerwieniłam się.

background image

- Myślałam, że nikt mi nie uwierzy.

- Rzeczywiście - zgodziła się - trudno w to uwierzyć.

Podobnego zdania był także „Post”, jak to ujęła niejaka pani Carol Fernandez. Jakbym 

wygrała w totolotka czy coś takiego. Jakbym miała powody do radości.

Pani Carol Fernandez rozpisywała się o mamie „czarnowłosej malarce awangardowej, 

Helen Thermopolis”, i ojcu, „przystojnym księciu Filipie z

Genowii”, który „zwycięsko wyszedł z walki z rakiem jąder. wielkie dzięki, Carol 

Fernandez, teraz już cały Nowy Jork będzie wiedział, że mój ojciec ma tylko  jedno, no, 

wiadomo co.

Potem opisywała mnie i to jako „posagową piękność, owoc szalonego studenckiego 

romansu Helen i Filipa”. CAROL FERNANDEZ, NAĆPAŁA SIĘ PANI?

Nie jestem posągową pięknością. Owszem, jestem wysoka. Nawet bardzo wysoka. Ale 

nie jestem pięknością. Ciekawe, czego Carol Fernandez się napaliła, skoro uznała mnie za 

piękność.

Nic dziwnego, że wszyscy się ze mnie śmieją. To upokarzające. Naprawdę.

O, idzie ojciec. Jezu, ale jest wściekły..

Dalej środa, angielski

To nie w porządku.

Absolutnie, całkowicie nie w porządku.

Przecież każdy inny ojciec pozwoliłby dziecku iść do domu. Każdy inny ojciec, gdyby 

zdjęcie jego dziecka znalazło się na pierwszej stronie „Post”, powiedziałby: ”Kochanie, może 

nie chodź do szkoły przez najbliższe dni, póki sytuacja się nie uspokoi”.

Każdy inny ojciec zaproponowałby: „Może zmienisz szkołę. Co powiesz na Iowa? 

Chcesz iść do szkoły w Iowa? ”.

Ale   co   to,   to   nie.   Nie   mój   tata.   Jest   księciem.   I   twierdzi,   że   członkowie   rodziny 

królewskiej Genowii nie „idą do domu” w sytuacji kryzysowej.

Nie, zostają na polu bitwy i walczą do końca.

Walczą do końca. Zdaje się, że tata ma coś wspólnego z Carol Fernandez. Oboje są 

naćpani.

Potem przypomniał mi, że jakby nie było, płaci mi za to. Akurat! Marne sto dolców! 

Sto dolców dziennie za upokorzenie i poniżenie!

Niech no tylko wieloryby nie okażą mi wdzięczności, już ja im pokażę. Więc siedzę 

teraz na angielskim, wszyscy pokazują mnie palcami i szepczą za plecami, jakbym była ofiarą 

background image

porwania przez UFO czy coś takiego, a tata spodziewa się, że będę siedziała i znosiła to 

spokojnie, bo jestem księżniczką, a księżniczki właśnie tak postępują.

Tylko że dzieciaki są okrutne. Usiłowałam mu to wytłumaczyć.

- Tato, nie rozumiesz. Wszyscy się ze mnie śmieją. A on na to:

- Przykro  mi, kochanie.  Musisz przez to przejść i już. Wiedziałaś, że prędzej czy 

później do tego dojdzie. Miałem nadzieję, że upłynie jeszcze trochę czasu, ale może to i 

dobrze, że będziesz miała to już za sobą....

Nie wiedziałam, że to się zdarzy prędze czy później. Miałam nadzieję, że się uda 

utrzymać w tajemnicy tę całą akcję z byciem księżniczką.

Mój   wspaniały   plan   bycia   księżniczką   tylko   w   Genowii   bierze   w   łeb,   teraz   będę 

księżniczką także na Manhattanie, a wierzcie mi, to niełatwa sprawa.

Byłam taka wściekła na ojca, że zanim wróciłam na lekcję, zarzuciłam mu, że to on 

sypnął mnie Carol Fernandez.

Bardzo się oburzył.

- Ja? Nie znam żadnej Carol Fernandez! - Zerknął spode łba na pana Gianini, który 

stał przy oknie z rękami w kieszeniach. wydawał się bardzo przejęty.

- Co? - pan G. szybko z przejętego zrobił się wkurzony. - Ja? do dzisiaj nawet nie 

słyszałem o Genowii.

Ojciec nie wydawał się przekonany.

-   Cóż,   ktoś   rozmawiał   z   prasą...   -   Wiecie,   powiedział   to   tak   złośliwie,   jakby 

sugerował, że to był pan G. Ale to nie był pan Gianini. wiem na pewno, bo Carol Fernandez 

pisała o rzeczach, których pan Gianini za nic nie mógł wiedzieć, nawet mama tego nie wie. 

Na przykład, że w Miragnac jest pas startowy. Nigdy jej o tym nie mówiłam.

Powiedziałam to tacie, ale nadal patrzył podejrzliwie na pana G.

- W takim razie - mruknął - zadzwonię do tej Carol Fernandez i dowiem się, skąd 

miała takie informacje.

Ojciec się tym zajął, a ja dostałam Larsa. Nie żartuję. Jestem jak Tina Hakim Baba, 

ochroniarz chodzi za mną po całej szkole. Jeszcze tego brakowało.

Mam uzbrojonego goryla. Usiłowałam się wymigać.

- Tato, ja naprawdę sama sobie poradzę - tłumaczyłam, ale ojciec się uparł.

Powiedział,  że Genowia jest krajem co prawda małym,  ale bardzo bogatym,  i nie 

będzie ryzykował, że mnie porwą dla okupu. Jak tego chłopca w Mojej sekretnej miłości , 

tylko że tego ojciec już nie powiedział, pewnie nie czytał Mojej sekretnej miłości.

- Tato, nikt mnie nie porwie. To szkoła, na litość boską, ale mnie nie słuchał. Zapytał 

background image

dyrektor Gupta, czy ma coś przeciwko obecności Larsa, a ona na to:

- Skądże znowu, Wasza Wysokość.

Wasza   Wysokość!   Dyrektor   Gupta   zwróciła   się   do   mojego   ojca   per   „Wasza 

Wysokość! ”. W innej sytuacji chyba zsikałabym się ze śmiechu.

Z całego zamieszania wynikła jedna dobra rzecz - dyrektor Gupta darowała mi resztę 

kary, twierdząc, że zdjęcie na pierwszej stronie „Post” jest wystarczającą karą.

Tak naprawdę zrobiła to dlatego, że ojciec ją zauroczył. Znowu zachowywał się jak 

Jean - Luc Picard, był niewiarygodny, zwracał się do niej per „pani dyrektor” i przepraszał za 

całe to zamieszanie. Już myślałam, że pocałuje ją w rękę, tak z nią flirtował. A dyrektor 

Gupta jest mężatką od miliona lat i ma czarne znamię koło nosa! I dała się nabrać! Łykała to 

wszystko!

Ciekawe, czy Tina Hakim Baba usiądzie ze mną przy lunchu. Jeśli tak, nasi goryle 

będą przynajmniej mieli coś do roboty, będą porównywali taktyki i style samoobrony.

Środa, francuski

Chyba powinnam częściej pozować dla „Post”. Nagle stałam się bardzo lubiana.

Weszłam do stołówki (kazałam Larsowi iść pięć kroków za mną, cały czas deptał mi 

po piętach) i Lana Weinberger, właśnie ona, podeszła do mnie, kiedy stanęłam w kolejce, i 

zaproponowała:

- Cześć Mia. Dosiądziesz się do nas?

Nie żartuję. Ta hipokrytka chce się ze mną zaprzyjaźnić, bo jestem księżniczką.

Tina   stała   za   mną(to   znaczy,   za   mną   stał   Lars,   Tina   za   Larsem,   a   za   Tiną   jej 

ochroniarz). Czy Lana zaprosiła ją do stolika? Skądże. „New York Post” nie nazywał Tiny 

„posągową   pięknością”.   Niskie   pulchne   dziewczyny,   nawet   córki   arabskich   szejków,   nie 

zasługują na miejsce koło Lany. O nie. Koło Lany mogą siadać wyłącznie księżniczki czystej 

krwi.

O mało nie zwymiotowałam na moją tacę z lunchem.

- Dzięki, Lana, mam gdzie siedzieć - odparłam.

Szkoda, że nie widzieliście jej miny. Ostatnio taki wyraz twarzy widziałam u niej, 

kiedy między piersiami sterczał jej wafel z lodami.

Później, kiedy usiadłyśmy, widziałam, że Tina tylko skubie sałatkę. Nie wspominała 

ani   słowem   o   całej   tej   aferze   z   księżniczką.   Tymczasem   wszyscy,   cała   stołówka,   nawet 

kujony, które zazwyczaj niczego nie widzą, wszyscy gapili się na nasz stolik. Jedno wam 

powiem, to bardzo nieprzyjemne. Czułam na sobie wzrok Lilly. Nie odezwała się do mnie ani 

background image

słowem, ale chyba już wie. Niewiele da się przed nią ukryć.

W każdym razie, po pewnym  czasie miałam już tego dosyć.  Odłożyłam  widelec i 

zapytałam.

- Słuchaj Tina, jeśli nie chcesz ze mną dłużej siedzieć, zrozumiem to.

W jej dużych oczach pojawiły się łzy. Naprawdę. Energicznie pokręciła głową, aż 

spadł jej warkocz z ramienia.

- Dlaczego? - spytała. - Nie lubisz mnie już? Teraz przyszła na mnie kolej się dziwić.

- Co? Pewnie, że cię lubię. Myślałam, że może ty mnie nie lubisz. No wiesz, wszyscy 

się na mnie gapią. Zrozumiem, jeśli nie zechcesz ze mną siedzieć.

Tina uśmiechnęła się smutno.

- Na mnie ciągle się gapią. Wiesz, przez Wahima.

Wahim to jej ochroniarz. Siedzieli z Larsem obok nas i kłócili się, który pistolet ma 

większą siłę rażenia, magnum 357 Wahima czy glock 9 mm Larsa. Temat był przerażający, 

ale obaj byli bardzo zadowoleni. Już myślałam, że lada chwila zaczną się siłować.

-   Widzisz   -   ciągnęła   Tina.   -   przyzwyczaiłam   się,   że   wszyscy   uważają   mnie   za 

dziwadło. Szkoda mi ciebie, Mia. Mogłabyś usiąść z każdym, a siedzisz ze mną. Nie musisz 

być dla mnie miła tylko dlatego, że nikt inny nie jest.

Wtedy   naprawdę   się   wkurzyłam.   Nie   na   Tinę,   tylko   na   innych   uczniów   Liceum 

imienia Alberta Einsteina. Przecież Tina Hakim Baba jest naprawdę, ale to naprawdę bardzo 

fajna, ale nikt o tym nie wie, bo nikt z nią nie rozmawia, tylko dlatego, że jest trochę pulchna, 

nieśmiała i ma  ochroniarza. Ludzie robią raban o takie głupstwo, że w sklepie niektórzy 

przepłacają po pięć centów, a po naszej szkole chodzą nieszczęśnicy,  do których nikt się 

nigdy nie odzywa.

A potem ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, bo jeszcze tydzień temu byłam taka sama. 

Zawsze mi się wydawało, że Tina Hakim Baba to dziwaczka. I nie chciałam, żeby ktokolwiek 

się dowiedział, że jestem księżniczką, właściwie z jednego powodu - obawiałam się, że będą 

mnie  traktować  hak  Tinę Hakim Baba.  A teraz,  kiedy trochę  poznałam  Tinę,  widzę,  jak 

bardzo się myliłam, mając o niej złe zdanie.

Więc   powiedziałam   Tinie,   że   nie   chcę   siedzieć   z   nikim   innym   tylko   z   nią. 

Powiedziałam, że musimy trzymać się razem i to nie tylko z oczywistych powodów (Wahim i 

Lars), ale także dlatego, że wszyscy inni w tej głupiej szkole to banda świrów.

Tina   zaraz   się   rozpogodziła   i   powiedziała   mi   o   książce,   którą   akurat   czyta,   pod 

tytułem   „Pokochać   raz”.   Jest   o   dziewczynie,   która   zakochała   się   w   śmiertelnie   chorym 

chłopaku. Stwierdziłam, że to trochę deprymująca lektura, ale Tina mnie pocieszyła: zajrzała 

background image

na koniec i okazało się, że ten chłopak wyzdrowiał. Więc wszystko kończy się dobrze.

Kiedy   oddawałyśmy   naczynia,   zobaczyłam,   że   Lilly   na   nas   patrzy.   Sądząc   po   jej 

minie, nie miała zamiaru mnie przeprosić. więc nie zdziwiłam się, kiedy później, podczas 

zajęć, nadal się na mnie gapiła. Boris coś do niej mówił, ale wcale go nie słuchała. W końcu 

dał sobie spokój, zabrał skrzypce i powędrował do schowka, gdzie jego miejsce. Tymczasem 

jak wyglądała moja sesja naukowa z bratem Lilly:

Ja: - Cześć, Michael. Rozwiązałam wszystkie zadania, które mi dałeś. Ale nadal nie 

pojmuję, dlaczego nie możesz sprawdzić w rozkładzie, o której pociąg z Salt Lake City, 

jadący z prędkością 67 mil na godzinę, będzie w Fargo, w Północnej Dakocie.

Michael:

- Hm. Księżniczka Genowii, tak? Czy miałaś zamiar uchylić kiedyś rąbka tajemnicy, 

czy mieliśmy się sami domyślić?

Ja:

- Właściwie miałam nadzieję, że nikt się nie dowie.

Michael:

- To jasne. Ale dlaczego? Przecież to nic złego.

Ja:

- Żartujesz? To okropne!

Michael:

- Thermopolis, czy ty czytałaś artykuł w dzisiejszym „Post”?

Ja:

- Nie, i nie mam zamiaru. Nie wiem, za kogo się uważa ta cała Carol Fernandez, ale...

Wtedy włączyła się Lilly. Chyba nie mogła dłużej wytrzymać.

Lilly:

- Więc nie zdajesz sobie sprawy, że książę Genowii, czyli twój ojciec, ma majątek 

rzędu, jeśli dodać pałac, kolekcję dzieł sztuki i inne antyki, około trzystu milionów dolarów?

Jak z tego wynika, Lilly czytała artykuł w dzisiejszym „Post”.

Ja:

- Hmm... Słucham? Trzysta milionów dolarów? A mnie płaci marne sto dziennie?

Lilly:

- Zastanawiam się, jaką część tego majątku zdobył dzięki wyzyskowi innych ludzi.

Michael:

- Zważywszy, że mieszkańcy Genowii nigdy nie płacili podatku dochodowego, chyba 

żadną. Co cię ugryzło, Lilly?

background image

Lilly:

- Cóż, Michael, jeśli akceptujesz ekscesy monarchów, proszę bardzo, Michael. Ale 

moim   zdaniem,   to   straszne,   żeby   w   dzisiejszych   czasach,   przy   stanie   współczesnej 

gospodarki, jednostka miała majątek wartości trzystu milionów dolarów... zwłaszcza, że nie 

przepracował ani dnia!

Michael:

- Mylisz się, Lilly. O ile wiem, ojciec Mii ciężko pracuje na rzecz swojego kraju. 

Wojska Mussoliniego zajęły Genowię w 1939 roku. Po wyzwoleniu dziadek Mii podpisał 

traktat,   na   mocy   którego   Genowia   będzie   ściśle   współpracowała   z   sąsiednią   Francją   w 

kwestiach politycznych i gospodarczych, w zamian za ochronę wojsk francuskich na wypadek 

wojny. Taki traktat związałby ręce politykowi mniejszego formatu, ale ojcu Mii udaje się go 

omijać. Dzięki jego wysiłkom Genowia ma najmniejszy odsetek analfabetyzmu w Europie, 

jeden z najlepszych uniwersytetów, najniższą śmiertelność noworodków, inflację i bezrobocie 

na całej kuli ziemskiej.

Gapiłam się na Michaela z otwartą buzią. Rany. Dlaczego na lekcjach z Grandmére 

nie   uczę   się   takich   rzeczy?   Przecież   to   przydatne.   Nie   muszę   wiedzieć,   w   którą   stronę 

przechylać   talerz   po   zupie.   Ważniejsze,   żebym   wiedziała,   jak  odpierać   ataki   zagorzałych 

przeciwników monarchii, jak moja była przyjaciółka Lilly.

Lilly (do Michaela):

- Zamknij się, Michael. Do mnie:

- Widzę, że jak dobra córeczka już zaczęłaś akcję propagandową.

Ja:

- Ja? Przecież to Michael...

Michael:

- Oj, Lilly, jesteś zazdrosna i tyle.

Lilly:

- Nieprawda!

Michael:

- Prawda, prawda. Jesteś  zazdrosna i wściekła,  bo ścięła  włosy,  nie pytając  cię  o 

zdanie. I zazdrosna, bo kiedy się na nią obraziłaś, znalazła sobie nową przyjaciółkę. I przez 

cały czas nie podzieliła się z tobą tajemnicą.

Lilly:

- Michael, zamknij się!

Boris (wychylił się ze schowka):

background image

- Lilly? Mówiłaś coś?

Lilly:

- Nie do ciebie Boris!

Boris:

- A, to przepraszam - (chowa się do schowka).

Lilly (wściekła):

- Jezu, Michael, co się stało, ze nagle tak gorąco bronisz Mii? Zastanawiam się, czy 

przyszło   ci   do   głowy,   że   być   może   twoje   argumenty,   choć   pozornie   logiczne,   mają   w 

rzeczywistości korzenie nie w intelekcie, lecz w libido?

Michael (nagle czerwony, nie wiadomo dlaczego):

- Tak? A co powiesz na twoją nagonkę na Ho? Czy to ma korzenie w intelekcie, czy 

też może przejaw nadmiernej próżności?

Lilly:

- To argument demagogiczny.

Michael:

- Empiryczny.

Jezu. Lilly i Michael są tacy mądrzy. Grandmére ma rację. Muszę popracować nad 

zasobem słów.

Michael (do mnie):

- Więc ten facet - wskazuje na Larsa - będzie wszędzie z tobą chodził?

Ja:

- Tak.

Michael:

- Naprawdę? Wszędzie?

Ja:

- No, za wyjątkiem toalety. Czeka na zewnątrz.

Michael:

- A gdybyś szła na randkę? Na przykład na bal Wielu Kultów w ten weekend?

Ja:

-   To   akurat   nie   jest   problem,   bo   nikt   mnie   nie   zaprosił.   Boris   (wychyla   się   ze 

schowka):

- Przepraszam bardzo, niechcący przewróciłem smyczkiem worek z gipsem i coraz 

trudniej tu oddychać. Mogę wyjść?

Wszyscy w sali:

background image

- Nie!

Pani Hill (zagląda z korytarza):

- Co to za hałasy? Nie słyszymy się w pokoju nauczycielskim. Boris, co ty robisz w 

schowku? Wychodź natychmiast! Wszyscy zabierają się do pracy!

Muszę   przeczytać   ten   artykuł   w   „Post”.   Trzysta   milionów   dolarów?   To   tyle,   ile 

Ophrah Winfrey zarobiła w zeszłym roku!

Skoro jesteśmy tacy bogaci, dlaczego mam w pokoju czarno - biały telewizor?

UWAGA

Sprawdzić w słowniku znaczenie słowa „empiryczny” i „libido”

Środa, wieczorem

Nic dziwnego, że ojciec tak się wkurzył artykułem Carol Fernandez!

Kiedy   wychodziłam   z   Larsem   ze   szkoły,   wszędzie   byli   dziennikarze.   Nie   żartuję, 

zupełnie jakbym była morderczynią, kimś sławnym albo coś takiego.

Pan Gianini, który wyszedł z nami, powiedział, że reporterzy przyjeżdżali cały dzień. 

Widzieliśmy wozy transmisyjne CNN, Fox News, New York One, Entertainment Tonight - 

czego dusza zapragnie. Chcieli porozmawiać z uczniami Liceum imienia Alberta Einsteina, 

pytali, czy mnie znają (przynajmniej jedna korzyść, że się nie jest popularną - nie sądzę, żeby 

znaleźli choć jedną osobę, która mnie skojarzy, w każdym razie mnie z nową - trójkątną 

fryzurą. Pan G. opowiadał, że dyrektor

Gupta   w   końcu   wezwała   policję,   bo   Liceum   imienia   Alberta   Einsteina   to   teren 

prywatny, a reporterzy wchodzili bez pozwolenia, rzucali niedopałki na schody i blokowali 

wejście do szkoły.

Co,   jak   się   zastanowić,   jest   zachowaniem   typowym   dla   najbardziej   lubianych 

uczniów, ale dyrektor Gupta nigdy nie nasłała na nich policji... z drugiej strony, ich rodzice 

płacą czesne...

Chyba wiem, jak się czuła księżniczka Diana. Kiedy wyszliśmy we trójkę, z Larsem i 

panem G. , reporterzy się rzucili, wymachiwali mikrofonami i krzyczeli głupoty:

- Amelio, uśmiechnij się!

- Amelio, jak to jest, położyć się spać jako dziecko z niepełnej rodziny i obudzić się 

jako księżniczka z majątkiem ponad trzystu milionów dolarów?

Byłam przerażona. Nawet gdybym chciała, nie mogłabym odpowiadać na ich pytania, 

bo   nie   wiedziałabym,   do   którego   mikrofonu   mówić.   Poza   tym   oślepiały   mnie   dziesiątki 

fleszy.

background image

A   potem   Lars   wkroczył   do   akcji.   Szkoda,   że   tego   nie   widzieliście.   Po   pierwsze, 

powiedział, że mam milczeć. Potem objął mnie ramieniem i polecił, żeby pan G. objął mnie z 

drugiej   strony.   A   potem   sama   nie   wiem,   pochyliliśmy   głowy,   uderzyliśmy   w   tłum 

dziennikarzy, i następne, co pamiętam, to że wepchnął mnie na tylne siedzenie samochodu 

taty i sam wskoczył za mną.

Jezu!   Chyba   opłacało   się   to   szkolenie   w   armii   izraelskiej   (Podsłuchałam,   jak 

rozmawiał   z   Wahimem   i   mówił,   że   właśnie   tam   nauczył   się   posługiwać   karabinem   uzi. 

Okazało się, że mają z Wahimem wspólnych znajomych.

Pewnie   wszyscy   ochroniarze   kończą   te   same   kursy   gdzieś   na   pustyni   Gobi).   W 

każdym razie, ledwie zatrzasnął drzwi, wrzasnął do faceta za kierownicą:

- Gazu! - i odjechaliśmy.  Nie poznałam go, ale na miejscu pasażera siedział tata. 

Kiedy ruszyliśmy z piskiem opon, w świetle błyskających fleszy, odezwał się jakby nigdy nic:

- Jak minął dzień, Mia? Jezu!

Zignorowałam go. Odwróciłam się, żeby pomachać panu G. , ale pochłonęło go morze 

mikrofonów! Nie chciał z nimi rozmawiać, odpędzał się jak mógł i przebijał w stronę stacji 

metra.

Zrobiło mi się szkoda biedaka. Fakt, prawdopodobnie wsadzał mamie język do ust, ale 

w sumie jest w porządku i nie zasłużył na ataki dziennikarzy.

Powiedziałam ojcu, że powinniśmy byli zabrać pana G, ale zaraz się nadął i zaczął 

majstrować przy pasie bezpieczeństwa. Mruknął:

- Nie znoszę tego, duszę się.

Zapytałam,   dokąd   będę   teraz   chodzić   do   szkoły.   Popatrzył   na   mnie   jakbym 

zwariowała i wrzasnął:

- Mówiłaś, że chcesz zostać w Liceum imienia Alberta Einsteina!

- No tak, ale to było zanim Carol Fernandez mnie zadeklarowała.

Zapytał, co chcę przez to powiedzieć, i wytłumaczyłam mu, że tak jest kiedy ktoś 

sławny się deklaruje, mówi, że jest gejem, w telewizji albo gazecie ogólnokrajowej. A Carol 

Fernandez zdradziła mój status członka rodziny królewskiej.

Wtedy   odparł,   że   nie   zmienię   szkoły   tylko   dlatego,   że   wyszło   na   jaw,   że   jestem 

księżniczką. Powiedział, że muszę chodzić do Liceum imienia Alberta Einsteina i że Lars 

będzie chodził ze mną na lekcje i bronił przed dziennikarzami.

Zapytałam, kto będzie go woził i wskazał tego nowego, Hansa. Nowy kiwnął głową i 

mruknął:

- Cześć. Upewniłam się:

background image

- Lars będzie ze mną wszędzie chodził? - No, bo gdybym chciała wpaść do Lilly? To 

znaczy, gdybyśmy się nadal przyjaźniły. Do czego pewnie już nie dojdzie.

A ojciec na to:

- Wszędzie.

Mówiąc krótko, już nigdzie nie pójdę sama.

To mnie naprawdę wkurzyło. Siedziałam w samochodzie na czerwonym świetle, które 

migało mi prosto w oczy i oznajmiłam:

- Mam tego  dosyć.  Nie chcę  być  księżniczką.  Zachowaj  sobie  swoje sto dolarów 

dziennie i odeślij Grandmére do Francji. Rzucam tę robotę.

A ojciec odparł zmęczonym głosem:

-   Nie   możesz,   Mia.   Dzisiejszy   artykuł   przypieczętował   sprawę.   Jutro   twoja   twarz 

będzie w każdej gazecie w Ameryce, a może i na świecie.

Wszyscy się dowiedzą, że jesteś księżniczką Amelią z Genowii. Tego nie możesz 

rzucić.

Chyba nie zachowałam się jak księżniczka, ale płakałam przez całą drogę do hotelu 

Plaza. Lars dał mi swoją chusteczkę. To bardzo miło z jego strony.

Środa, później

Mama uważa, że to Grandmére dała cynk Carol Fernandez.

Nie mogę uwierzyć, że mogłaby zrobić coś takiego. No wiecie, nasłać na mnie „Post”. 

Zwłaszcza, że jeszcze niewiele wiem o byciu księżniczką. Właściwie teraz już jest jasne, że 

muszę   się   zachowywać   jak   księżniczka,   naprawdę,   a   Grandmére   nadal   nie   przeszła   do 

naprawdę ważnych  rzeczy,  na przykład jak dyskutować z zaciekłymi  antyrojalistami  typu 

Lilly. Na razie nauczyła mnie tylko jak siadać, jak używać noża do ryb, jak się zwracać do 

służby, jak dziękować i odmawiać w siedmiu językach, jak robić sidecara i jeszcze podstaw 

marksizmu.

Na co mi to wszystko?

Ale mama upiera się przy swoim i żadne argumenty do niej nie trafiają. Ojciec się na 

nią zdenerwował, ale nie uległa. Jej zdaniem to Grandmére dała cynk Carol Fernandez. Niech 

ojciec ją zapyta, to się przyzna.

No i zapytał. Nie Grandmére, tylko mamę. Zapytał, czy nie przyszło jej do głowy, że 

to jej przyjaciel mógł na mnie nasłać Carol Fernandez.

Chyba pożałował w tej samej chwili, kiedy to powiedział. Mama zmrużyła oczy, jak 

wtedy,   kiedy   jest   wściekła   -   i   to   naprawdę   wściekła,   jak   na   przykład   wtedy,   kiedy 

background image

opowiedziałam jej o tym facecie w Washington

Park, który pokazał Lilly i mnie, no wiecie co, kiedy kręciłyśmy program.

Zmrużyła   oczy,   aż   zostały   tylko   wąskie   szparki.   A   potem   włożyła   płaszcz   i 

powiedziała, że idzie skopać komuś tyłek.

Tym razem nie włożyła płaszcza. Za to zmrużyła oczy jeszcze bardziej, zacisnęła usta 

w wąską linię i wycedziła głosem, który pasował raczej do ducha z filmu Amityville.

- Wynoś się.

Ale ojciec się nie wyniósł, chociaż formalnie mieszkanie jest mamy (dzięki Bogu, 

Carol   Fernandez   nie   podała   naszego   adresu.   I   dzięki   Bogu,   że   mama   panicznie   boi   się 

ingerencji CIA w prace społecznie zaangażowanych artystów i mamy zastrzeżony telefon. 

Dziennikarze jeszcze nie odkryli naszego mieszkania i możemy zamówić chińszczyznę bez 

obaw,   że   jutro   przeczytamy,   że   księżniczka   Amelia   przepada   za   makaronem   sojowym   z 

warzywami). Ojciec stwierdził:

- Doprawdy, Helen, niechęć do mojej matki cię zaślepia i nie widzisz prawdziwej 

prawdy.

- Prawdziwej prawdy? - wrzasnęła mama. - Prawdziwa prawda jest taka, Filipie, że 

twoja matka...

W   tym   momencie   uznałam,   że   najlepiej   będzie   wycofać   się   do   mojego   pokoju. 

Założyłam   słuchawki,   żeby   nie   słuchać   ich   kłótni.   Nauczyłam   się   tej   sztuczki   z   filmów 

telewizyjnych   o   nastolatkach,   których   rodzice   się   rozwodzą.   Teraz   najchętniej   słucham 

ostatniej płyty Britney Spears, wiem, że to głupie i za nic nie powiedziałabym tego Lilly, ale 

w głębi ducha chciałabym być Britney. Kiedyś mi się nawet śniło, że nią jestem i występuję w 

auli   Liceum   Alberta  Einsteina.  Miałam  na sobie  krótką  różową  sukienkę  i  przed  samym 

występem Josh Richter powiedział mi komplement.

Wstyd się do tego przyznać, prawda? Najzabawniejsze, że gdybym powiedziała o tym 

Lilly, zaraz zaczęłaby mnie analizować i dowodzić, że różowa sukienka to symbol falliczny, a 

bycie Britney to dowód niskiej samooceny czy coś takiego. A gdybym  powiedziała Tinie 

Hakim Baba, zapytałaby tylko, czy Josh miał skórzane spodnie.

Nie   wiem,   czy   już   o   tym   wspominałam,   ale   ciężko   się   pisze   ze   sztucznymi 

paznokciami.

Im więcej o tym myślę, tym bardziej przychylam się do wersji, że to Grandmére dała 

cynk   Carol   Fernandez.   Dzisiaj   na   lekcji   ciągle   płakałam,   a   Grandmére   wcale   mi   nie 

współczuła. Zapytała:

- Te łzy to z powodu...

background image

A   kiedy   jej   powiedziałam,   podniosła   namalowane   brwi   -   wyskubuje   swoje   i 

codziennie maluje sobie nowe, co moim zdaniem przeczy jedno drugiemu, ale to jej sprawa - i 

stwierdziła C'est la vie co po francusku znaczy „Takie jest życie”.

Tylko,   że   w   prawdziwym   życiu   nieczęsto   się   zdarza,   żeby   twoja   twarz   zdobiła 

pierwszą stronę „Post”, chyba że wygrałaś w totolotka, kochałaś się z prezydentem albo coś 

takiego.  Ale ja się tylko  urodziłam.  Nie uważam,  że takie jest życie.  Moim zdaniem,  to 

wszystko jest do kitu.

Potem opowiadała, jak to cały dzień wydzwaniali do niej przedstawiciele  różnych 

gazet i programów i wszyscy chcą zrobić ze mną wywiady, Leeza Gibbons, Barbara Walters i 

inni, i że już rozmawiała z dyrektorem hotelu Plaza i przygotują nam specjalne pomieszczenie 

i w ogóle. Nie wierzyłam własnym uszom!!

- Grandmére! Nie chcę rozmawiać z Barbarą Walters! Boże! Niech nie wtyka nosa w 

nie swoje sprawy!

A Grandmére na to, naburmuszona:

- Cóż, jeśli nie  chcesz współpracować  z mediami,  znajdą inne źródła.  Czyli  będą 

sterczeć   przed   szkołą,   nachodzić   twoich   przyjaciół,   sklep,   gdzie   robisz   zakupy   i 

wypożyczalnię, z której bierzesz filmy video, które tak bardzo lubisz.

Grandmére   jest   przeciwniczką   magnetowidów.   Twierdzi,   że   gdyby   Bóg   chciał, 

żebyśmy oglądali filmy w domu, stworzyłby nam kino w domu.

Potem   dopytywała   się,   gdzie   moje   poczucie   obowiązku.   Gdybym   wystąpiła   w 

programie Dateline , na pewno zwiększyłoby to zainteresowanie Genowią.

Naprawdę chcę jak najlepiej dla Genowii, naprawdę. Ale chcę też jak najlepiej dla Mii 

Thermopolis. A występ w Dateline to nie jest dobry pomysł.

Grandmére ma chyba bzika na punkcie prowincji Genowii. Zaczęłam się zastanawiać, 

czy mama  przypadkiem nie ma  racji. Może rzeczywiście  Grandmére rozmawiała z Carol 

Fernandez.

Jak mogła mi to zrobić? No cóż.

Zdjęłam na chwilę słuchawki. Nadal się kłócą. Zapowiada się długa noc.

Środa, 16 października

Dzisiaj rano moja twarz widniała na okładkach „Daily News” i „New York Newsday”, 

a także w „New York Times”. Było to szkolne zdjęcie i mama się wkurzyła, bo to oznacza, że 

albo dał je ktoś z rodziny, bo wysłała to zdjęcie krewnym, a to źle wróży Grandmére, albo 

ktoś ze szkoły, co z kolei źle wróży panu Gianiniemu. Ja też byłam zła, bo zdjęcie zrobiono, 

background image

zanim   Paolo   zrobił   porządek   z   moimi   włosami.   Wyglądam   na   nim   jak   jedna   z   tych 

dziewczyn, które opowiadają w telewizji o dramatycznych przeżyciach w sekcie, o brutalnym 

mężu czy coś takiego.

Kiedy Hans zatrzymał  się rano przed szkołą, było jeszcze więcej dziennikarzy niż 

wczoraj. We wszystkich  porannych  programach  telewizyjnych  wymyślili  sobie, że muszą 

pokazać coś na żywo. Zazwyczaj wystarczy im przewrócona ciężarówka na autostradzie albo 

świr, który grozi, że zabije dzieciaki i żonę. A dzisiaj przyszła kolej na mnie.

Właściwie   spodziewałam   się,   że   tak   może   być,   i   byłam   lepiej   przygotowana   niż 

wczoraj. I tak, łamiąc  wszelkie  zakazy Grandmére  co do stroju, włożyłam  glany (żebym 

mogła   dokopać   zbyt   nachalnym   dziennikarzom)   i   przypięłam   do   kurtki   wszystkie   moje 

znaczki

Greenpeace, niech z mojego statusu gwiazdy wyniknie chociaż coś dobrego.

Wszystko   było   jak   wczoraj.   Lars   wziął   mnie   pod   rękę   i   sprintem   pognaliśmy   do 

szkoły. Cały czas padały pytania:

- Amelio, czy pójdziesz śladem księżniczki Diany i zostaniesz królową ludzkich serc?

- Amelio, kto ci się bardziej podoba, Leonardo di Caprio czy książę William?

- Amelio, jaki jest twój stosunek do przemysłu mięsnego?

To mnie wzięło, już się odwracałam, żeby coś powiedzieć, ale Lars pociągnął mnie do 

szkoły.

MUSZĘ

1. Wymyślić coś, żeby Lilly znów się do mnie odzywała.

2. Nie być takim mięczakiem.

3. Przestać kłamać i/lub wymyślać lepsze kłamstwa.

4. Być bardziej: A. samodzielna

B. samowystarczalna

C. dojrzała

6. Przestać myśleć o Joshu Richterze

7. Przestać myśleć o Michaelu Moscovitzu.

8/ Lepiej się uczyć.

9. Pomyśleć o samorealizacji.

Czwartek, algebra

Dzisiaj na algebrze nikt nie słuchał pana Gianiniego, a to przez wozy transmisyjne 

przed szkołą. Co chwila ktoś zrywał się z miejsca, biegł do okna i wołał do dziennikarzy:

background image

- Zabiliście księżnę Dianę! Oddajcie nam Dianę!

Pan Gianini starał się przywrócić spokój, ale to było niemożliwe, Lilly była wściekła, 

bo wszyscy złościli się na reporterów, a nikt nie chciał stanąć pod sklepem i skandować 

„Rasizm Ho - samo zło! ”

Nie wiem dlaczego, ale wszyscy woleli krzyczeć „Zabiliście Dianę! ”.

Więc pan Gianini zaczął z nami rozmawiać, czy to naprawdę media zabiły Dianę, a 

nie na przykład pijany kierowca. Ktoś się sprzeciwił i wysnuł teorię, że kierowca wcale nie 

był pijany, tylko otruty i że to wszystko zaplanował brytyjski wywiad, ale pan Gianini go 

skarcił i kazał wracać na ziemię.

Potem Lana Weinberger zapytała, od jak dawna wiem, że jestem księżniczką. Nie 

mieściło mi się w głowie, że pyta mnie o coś bez złośliwości. Nie wiem, powiedziałam, że od 

kilku tygodniu, coś koło tego.

A ona na to, że gdyby się dowiedziała, że jest księżniczką, to zaraz pojechałabym do 

Disneylandu.  A ja, że nie, nieprawda, bo nie chciałabym  opuścić treningu cheerleaderek. 

wtedy stwierdziła, że tym bardziej nie rozumie, czemu nie pojechałam, przecież nie mam tylu 

zajęć  pozalekcyjnych.   Wtedy  włączyła   się Lilly  i  zaczęła  wywody  na  temat  disneifikacji 

Ameryki   i   że   Walt   Disney   był   faszystą,   i   wtedy   wszyscy   zaczęli   głośno   rozważać,   czy 

naprawdę dał się zamrozić pod zamkiem w Anaheim, a wtedy pan Gianini przerwał nam i 

kazał wracać do algebry. , Jakby się nad tym zastanowić, jest bezpieczniejszym tematem niż 

te, które z takim zapałem omawialiśmy.

Czwartek, RZ

Jadłam sobie lunch z Tiną Hakim Baba, Larsem i Wahimem, i Tina opowiadała, jak to 

w Arabii Saudyjskiej (jej tata stamtąd pochodzi) kobiety muszą nosić coś, co się nazywa 

czador, czyli taki wielki koc, który je zasłania od stóp do głów i ma takie wielkie wycięcie na 

oczy. Ma je chronić przed pożądliwym wzrokiem mężczyzn, ale Tina mówi, że jej kuzynki 

noszą pod tym jeansy od Gapa i jeśli w pobliżu nie ma dorosłych, zdejmują te narzuty i tak 

jak my flirtują z chłopcami.

To znaczy, gdyby jacyś chłopcy chcieli z nami flirtować.

Nie,   cofam   to.   Zapomniałam,   że   Tina   kogoś   ma,   przecież   na   bal   Wielu   Kultur 

przyjdzie z nią ten Dave Farouq El - Abar.

Jezu. Co takiego jest we mnie, że nie podobam się żadnemu chłopakowi?

No więc Tina opowiadała nam o czadorze, a tu nagle Lana Weinberger postawiła tacę 

na naszym stoliku.

background image

Nie żartuję. Lana Weinberger.

Oczywiście spodziewałam się, że zaraz rzuci mi przed nos rachunek z pralni, poleje 

nam sałatki sosem tabasco albo coś takiego, a ona tylko zapytała grzecznie:

- Chłopcy, możemy się do was dosiąść?

Wtedy zobaczyłam tacę, która pojawiła się koło mojej. Były na niej: dwa podwójne 

cheeseburgery, duże frytki, dwa koktajle mleczne, duża porcja chili, paczka chipsów, sałatka, 

batonik,   jabłko   i   duża   cola.   Zainteresowało   mnie,   kto   pochłania   takie   ilości   nasyconych 

kwasów tłuszczowych, podniosłam głowę i zobaczyłam Josha Richtera.

Nie żartuję. Josha Richtera.

Mruknął do mnie: „cześć” i zabrał się do jedzenia.

Spojrzałam na Tinę, Tina na mnie, obie spojrzałyśmy na naszych ochroniarzy. Ale 

byli   całkowicie   pochłonięci  dyskusją,  czy  podczas  zamieszek   gumowe  kule   są  lepsze  od 

armatek wodnych, czy może nie.

Znów spojrzałyśmy na Lanę i Josha.

Naprawdę piękni ludzie, tacy jak Lana czy Josh, nigdzie nie chodzą sami.

Zawsze towarzyszy im świta. Świta Lany to grupa dziewcząt, cheerleaderek, tak jak 

ona. Wszystkie są bardzo ładne, mają długie włosy i duże piersi, jak Lana.

Świta Josha to jego koledzy z drużyny. Wszyscy są wysocy i silni i wszyscy zjadali 

duże ilości produktów zwierzęcych, jak Josh.

Świta Josha usiadła koło Josha. Świta Lany - koło Lany. I nagle przy naszym stoliku, 

przy którym do tej pory siedziały dwie nijakie dziewczyny i ich ochroniarze, znaleźli się 

najpiękniejsi uczniowie Liceum imienia Alberta Einsteina, a może i na całym Manhattanie.

Zerknęłam ukradkiem na Lilly. Wytrzeszczyła oczy, jak zawsze, kiedy widzi coś, co 

jej zdaniem nadaje się do jej programu.

- Jakie masz plany na weekend, Mia? - Lana grzebała widelcem w swojej sałatce, bez 

sosu, a do picia miała tylko wodę. - Wybierasz się na bal Wielu Kultur?

Po raz pierwszy powiedziała do mnie Mia, nie Amelia.

- No... - zaczęłam. - Poczekaj, niech pomyślę...

-   Bo   wiesz,   rodzice   Josha   wyjeżdżają   i   organizujemy   u   niego   imprezę   po   balu. 

Wpadniesz?

- Eee - mruknęłam. - Sama nie wiem...

- Musi wpaść, prawda, Josh? - Lana dźgnęła pomidora koktajlowego widelcem.

Josh zajadał chili i dopychał chipsami.

- Pewnie - wybełkotał z pełnymi ustami. - Musi wpaść.

background image

- Będzie super. - zapewniła Lana. - Josh ma super mieszkanie. Na Park Avenue. Mają 

sześć sypialni. A w pokoju jego rodziców jest jacuzzi. Prawda, Josh?

- Pewnie. - mruknął.

Pierce, dwumetrowy członek świty Josha, włączył się do rozmowy.

- Ej, Richter, pamiętasz jak po ostatnim balu Bonham - Allen straciła przytomność w 

jacuzzi twojej mamy? Ale numer!

Lana zachichotała.

- O Boże! Wypiła całą butelkę Bailey's Irish Cream! Pamiętasz, Josh? Wypiła sama 

calutką butelkę, co za świnia, a potem ciągle rzygała.

- Bez przerwy - zgodził się Pierce.

- Miała płukanie żołądka - wyjaśniła Lana mnie i Tinie. - Sanitariusz powiedział, że 

gdyby Josh ich nie wezwał, to nie wiadomo, chyba mogłaby umrzeć.

Wszyscy spojrzeliśmy na Josha. Mruknął skromnie:

- To było idiotyczne.

Lana przestała chichotać.

- Rzeczywiście. - Była śmiertelnie poważna, skoro Josh uznał, że tamten incydent był 

idiotyczny.

Nie wiedziałam jak zareagować, więc tylko bąknęłam:

- Jezu.

Lana ugryzła listek sałaty i popiła wodą.

- Więc jak? Wpadniesz czy nie?

- Przykro mi. - zaczęłam. - Ale nie mogę.

Przyjaciółki Lany, które do tej pory gadały między sobą, umilkły i wbiły we mnie 

wzrok. Natomiast przyjaciele Josha jedli nadal.

- Nie możesz? - powtórzyła Lana ze zdumieniem.

- Nie mogę.

- Jak to, nie możesz?

Zastanawiałam się, czy nie skłamać. Mogłam coś wymyślić, na przykład:

„Nie, Lano, nie mogę, bo już się umówiłam na kolację z ministrem Islandii”, albo 

powiedzieć, że muszę ochrzcić jakiś statek. Mogłam się tak wykręcić, ale ja, po raz pierwszy 

w moim głupim życiu, zebrałam się na odwagę i powiedziałam prawdę:

- Nie mogę - wyjaśniłam. - Bo mama mnie nie puści na taką imprezę.

Boże   drogi.   Czemu   to   powiedziałam?   Czemu?   Trzeba   było   skłamać.   Bo   na  kogo 

wyszłam? Na totalne dziwadło. Gorzej. Na kujona. Lizusa.

background image

Nie wiem, skąd to umiłowanie prawdy. Zwłaszcza, że to wcale nie była prawda. to 

znaczy, prawda, mama za żadne skarby nie puściłaby mnie na imprezę do chłopaka, którego 

rodzice   wyjechali.   Nawet   z   ochroniarzem.   Ale   prawdziwa   prawda   jest   taka,   że   nie 

wiedziałabym, jak się na takiej imprezie zachować. W końcu słyszałam co nieco i wiem, co 

się dzieje na takich prywatkach. Są osobne pokoje, w których można się... no wiecie. Tak, tak. 

Całowanie z języczkiem. Może nawet coś więcej. Może nawet dotykanie powyżej talii. A 

może i poniżej. Nie jestem pewna, bo żadna z moich przyjaciółek nigdy nie była na takiej 

imprezie, nikt z moich znajomych nie jest dość popularny, żeby być zaproszony.

A do tego wszyscy piją. Ale ja nie piję i nie mam chłopaka, z którym mogłabym się 

całować. Więc po co miałabym tam iść?

Lana   spojrzała   na   mnie,   spojrzała   na   swoje   przyjaciółki   i   parsknęła   śmiechem. 

Głośnym. NAPRAWDĘ głośnym.

Właściwie jej się nie dziwię.

- O Boże - stwierdziła, kiedy już się trochę uspokoiła. - Nie mówisz poważnie.

I wtedy zrozumiałam:  znalazła  kolejny temat  do żartów  na mój  temat.  Właściwie 

wcale mnie to nie obchodziło, było mi tylko szkoda Tiny Hakim Baba, która do tej pory miała 

spokój, a nagle, przeze mnie, znalazła się w centrum uwagi.

- Boże - powtórzyła Lana. - Żartujesz, tak?

- No nie.

- Przecież  nie musisz  mówić  jej prawdy - poradziła  ze zwykłą  nutą wyższości  w 

głosie.

Nie wiedziałam o co jej chodzi.

- No, mamie.  Nikt nie mówi  całej  prawdy.  Powiesz jej, że nocujesz u koleżanki, 

kapujesz?

Okłamać. Moją mamę. Od razu widać, że Lana jej nie zna. Nikt nie okłamuje mojej 

mamy. Nie da rady, nie w takiej sprawie. Za żadne skarby.

Zaczęłam się tłumaczyć:

- Doceniam to, że mnie zapraszacie, ale naprawdę nie mogę. Poza tym, nie piję...

No ładnie, kolejny błąd.

Lana spojrzała na mnie, jakbym powiedziała, że nigdy nie oglądałam Przyjaciół czy 

coś takiego. I powtórzyła:

- Nie pijesz?

Tylko na nią spojrzałam. Prawdę mówiąc w Miragnac pije się co wieczór wino do 

kolacji. We Francji tak się robi. Pije się, bo to pasuje do jedzenia. Podobno dzięki temu 

background image

pasztet   z   foie   gras   smakuje   lepiej.   Nie   wiem,   bo   nie   jadłam   foie   gras   ,   ale   wiem   z 

doświadczenia, że kozi ser lepiej wchodzi z winem niż oranżadą.

Ale z pewnością nie wypiłabym sama całej butelki, nawet gdybym się założyła. Nawet 

gdyby Josh Richter mnie poprosił.

Więc tylko wzruszyłam ramionami i stwierdziłam:

- Staram się szanować moje ciało i nie faszerować go toksynami.

Lana tylko prychnęła, ale naprzeciwko jej, a obok mnie Josh Richter przełknął kęs 

cheeseburgera i stwierdził:

- Tak, rozumiem to.

Lanie opadła szczęka. Wstyd się przyznać, ale mnie również. Josh Richter rozumie 

coś, co powiedziałam? Czy to żarty?

Ale wydawał się śmiertelnie poważny, ba, popatrzył na mnie jak wtedy w Bigelows, 

jakby jego błękitne oczy przemknęły do dna mojej duszy.

Lana chyba nie zauważyła, że jej chłopak zagląda do mojej duszy, bo powiedziała:

- Jezu , Josh, przecież pijesz więcej niż ktokolwiek w tej głupiej szkole. Przechylił 

głowę i spojrzał na nią tymi hipnotycznymi oczami. Mruknął bez uśmiechu:

- Więc może powinienem przestać. Lana parsknęła śmiechem.

- Akurat! Już to widzę!

Ale Josh się nie roześmiał, cały czas się jej przyglądał.

Wtedy poczułam się nieswojo. Josh cały czas się na nią gapił. Dobrze, że nie na mnie; 

z tymi błękitnymi oczami nie ma żartów.

Szybko wstałam i zabrałam tacę. Tina zrobiła to samo.

- Cześć - mruknęłam.

Kiedy szłyśmy do drzwi, Tina chciała się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. 

Powiedziałam, że nie wiem, bo tak naprawdę tylko jedno wiem na pewno:

Wyjątkowo cieszę się, że nie jestem Laną Weinberger.

Czwartek, później, francuski

Kiedy po lunchu podeszłam do szafki po książki do francuskiego Josh już tam był. 

Opierał się o swoją szafkę i rozglądał dookoła. Na mój widok rozprostował się i powiedział:

- Cześć.

I uśmiechnął się. Szeroko, tak że widać było jego białe zęby, jego doskonale równe 

zęby.   Musiałam   odwrócić   wzrok,   jego   zęby   są   tak   idealne   i   tak   oślepiająco   białe.   Też 

powiedziałam:

background image

- Cześć.

Właściwie było mi głupio, zaledwie kilka minut temu widziałam, jak pokłócił się z 

Laną. Pewnie na nią czeka, zaraz się pogodzą i będą się całować przez pół lekcji. Mocowałam 

się z zamkiem, chciałam zabrać książki i odejść jak najszybciej, żeby na to nie patrzeć.

Ale Josh powiedział:

- Naprawdę uważam,  że masz  rację, no wiesz, z tym,  co powiedziałaś.  Że trzeba 

szanować swoje ciało i w ogóle. Podoba mi się taki stosunek.

Czułam, że płoną mi policzki. I to żywym ogniem. Skupiłam się na tym, żeby niczego 

nie upuścić, kiedy buszowałam w szafce. Szkoda, że mam takie krótkie włosy. Nie mogłam 

przed nim ukryć tego rumieńca.

- Mhm. - mruknęłam inteligentnie.

- Więc jak? - zapytał. - Idziesz z kimś na bal czy nie?

Upuściłam podręcznik do matematyki. Pochyliłam się, żeby go podnieść.

- Hm. - mruknęłam w odpowiedzi.

Na kolanach zbierałam stare notatki i ćwiczenia, które wysypały się z podręcznika, i 

nagle zobaczyłam, że nogi w szarych flanelowych spodniach uginają się w kolanach. A potem 

twarz Josha znalazła się na wysokości mojej.

- Proszę - podał mi mój ulubiony ołówek, ten z piórkiem.

- Dziękuję - mruknęłam. I popełniłam błąd - spojrzałam w te jego błękitne oczy.

- Nie - powiedziałam słabo, bo pod jego wzrokiem zrobiło mi się słabo. - Z nikim nie 

idę na bal.

Wtedy zadzwonił dzwonek.

- Na razie - mruknął i odszedł.

Nadal jestem w szoku.

Josh Richter ze mną rozmawiał. Rozmawiał. I to dwukrotnie.

Po raz pierwszy od miesiąca nie martwię się, że obleję algebrę. Mam to w nosie, że 

mama spotyka się z moim nauczycielem. Nie obchodzi mnie, że jestem następczynią tronu 

Genowii. Nie obchodzi mnie nawet to, że nie odzywa się do mnie najlepsza przyjaciółka.

Chyba się podobam Joshowi Richterowi.

PRACA DOMOWA

Algebra:??? Nie pamiętam!!!

Angielski:??? zapytać Shameekę

Historia cywilizacji:??? Zapytać Lilly. Zapomniałam. Nie mogę zapytać

Lilly. Nie odzywa się do mnie.

background image

RZ: nic.

Francuski:???

Biologia:??

Boże, kompletnie tracę głowę tylko dlatego, że być może podobam się chłopakowi. 

Brzydzę się sobą.

Czwartek, wieczorem

Grandmére powtarza:

- Oczywiście, że mu się podobasz. A dlaczego nie? Robisz się coraz ładniejsza, a to za 

sprawą moją i Paola.

Jezu, Grandmére, wielkie dzięki. Jakbym nie mogła się nikomu podobać jako ja, jakby 

do tego była potrzebna fryzura za dwieście dolarów.

Chyba jej nienawidzę.

Mówię poważnie. Wiem, że to niedobrze, ale naprawdę chyba nienawidzę własnej 

babki. A przynajmniej bardzo jej nie lubię. Nie dość, że jest strasznie próżna i myśli tylko o 

sobie, na dodatek jest wredna.

Jak   dzisiaj,   na   przykład.   Zdecydowała,   że   dzisiaj   w   ramach   lekcji   pójdziemy   na 

kolację i przynajmniej nauczę się radzić sobie z prasą. Ale kiedy wyszłyśmy z hotelu, nie było 

żadnych dziennikarzy, tylko jakiś jeden zabłąkany frajer z „Tiger Beat” czy czegoś takiego. 

Pewnie wszyscy prawdziwi dziennikarze  poszli  na kolację. (Poza tym,  to dla nich żadna 

frajda ścigać kogoś, kto się ich spodziewa. Pojawiają się tylko wtedy, kiedy nie jesteś na to 

przygotowana. To ich kręci, moim zdaniem).

W każdym razie, byłam bardzo zdenerwowana. Bo po co komu prasa, ciągłe pytania i 

błyski fleszy prosto w oczy? Ja w każdym razie mam wtedy cały czas przed oczami fioletowe 

plamy.

Akurat wsiadłam do samochodu z Hansem za kierownicą, kiedy Grandmére poprosiła, 

żebyśmy chwilę poczekali i wróciła do hotelu. Myślałam, że czegoś zapomniała, naszyjnika 

czy diamentu, ale po powrocie wyglądała zupełnie tak samo.

Tylko  że kiedy zatrzymaliśmy  się przed restauracją, a były  to Cztery Pory Roku, 

czekało na nas stado dziennikarzy! Początkowo myślałam, że w środku jest naprawdę ktoś 

znany, jak Shaquille O'Neal albo Madonna, ale nagle zaczęli mi robić zdjęcia i wrzeszczeć:

- Księżniczko Amelio, jak to jest dorastać w niepełnej rodzinie i w końcu dowiedzieć 

się, że ojciec ma trzysta milionów dolarów? Księżniczko, jakie buty do biegania zakładasz 

najczęściej?

background image

Zapomniałam,   że   boję   się   konfrontacji.   Byłam   wściekła.   Odwróciłam   się   w 

samochodzie do Grandmére i zapytałam:

- Skąd wiedzieli że tu przyjedziemy?

Grandmére jakby nigdy nic szukała papierosów w torebce.

Co ja zrobiłam z tą zapalniczką? - zapytała.

- Zadzwoniłaś  do nich, prawda?  - Ze złości  prawie  nic nie  widziałam  na oczy.  - 

Zadzwoniłaś do nich i powiedziałaś, że tu będziemy.

- Nie wygłupiaj się. - mruknęła - Nie zdążyłabym obdzwonić tylu osób.

-   Nie   musiałaś.   Wystarczy   zawiadomić   jednego,   inni   pójdą   za   nim.   Dlaczego, 

Grandmére?

Zapaliła papierosa. Nie znoszę, kiedy pali w samochodzie.

- To ważna część życia rodziny królewskiej, Amelio - powiedziała między jednym a 

drugim zaciągnięciem się. - Musisz się nauczyć radzić sobie z mediami. Dlaczego tak bardzo 

się denerwujesz?

-   To   ty   opowiedziałaś   wszystko   Carol   Fernandez   -   stwierdziłam   z   lodowatym 

spokojem.

- Oczywiście - przyznała, wzruszając ramionami, jakby chciała dodać: „I co z tego? ”.

- Babciu, jak mogłaś? - krzyknęłam. Spojrzała na mnie ze zdumieniem.

- Nigdy więcej nie nazywaj mnie babcią. - syknęła.

- Coś takiego! - krzyczałam. - A tata myśli, że to pan Gianini! Pokłócił się o to z 

mamą! Mama wiedziała, że to ty, ale on nie mógł w to uwierzyć!

Grandmére wypuściła dym nosem.

- Filip zawsze był naiwny - zauważyła.

- No to powiem mu prawdę. Machnęła tylko rękę.

- Naprawdę powiem - zapewniałam. - Będzie na ciebie wściekły, Grandmére.

- Nie będzie. Praktyka czyni mistrza, kochanie. Artykuł w „Post” to dopiero początek. 

Niedługo będziesz na okładce „Voque” a potem...

-   Grandmére!   -   wrzasnęłam.   -   NIE   CHCĘ   BYĆ   NA   NASTĘPNEJ   OKŁADCE 

„VOGUE”, ZROZUM! CHCĘ ZDAĆ DO NASTĘPNEJ KLASY TO WSZYSTKO!!!

Grandmére wydawała się nieco zdziwiona.

- Dobrze, już dobrze, kochanie, nie musisz tak krzyczeć.

Nie wiem, ile z tego do niej dotarło, ale kiedy wyszłyśmy po kolacji, dziennikarzy już 

nie było. Może jednak coś usłyszała.

W domu był pan Gianini. znowu. Poszłam do siebie i zadzwoniłam do taty.

background image

-   Tato,   to   Grandmére,   a   nie   pan   Gianini.   To   ona   powiedziała   wszystko   Carol 

Fernandez. A on na to:

- Wiem - bardzo smutnym głosem.

- Wiszenie mieściło mi się to w głowie. - Wiesz i nic nie mówiłeś?

- Mia, moje stosunki z babką są bardzo skomplikowane.

To znaczy, że się jej boi. Właściwie się mu nie dziwię, zwłaszcza, że zamykała go w 

lochu i w ogóle.

- No tak - mruknęłam. - Ale powinieneś przeprosić mamę za to, co mówiłeś o panu 

Gianinim.

Nadal miał smutny głos.

- Wiem.

- Więc zrobisz to? A on tylko:

- Mia... - Taki znużony. Uznałam, że dosyć dobrych uczynków jak na jeden dzień i 

odłożyłam słuchawkę.

Później siedziałam sobie, a pan Gianini pomagał mi w pracy domowej.

Byłam zbyt rozkojarzona tym, że Josh Richter rozmawiał ze mną, żeby zwrócić uwagę 

na to, że Michael też próbuje mi pomóc.

Właściwie   chyba   rozumiem,   czemu   pan   G.   podoba   się   mamie.   Jest   w   porządku, 

wiecie, na przykład przy telewizji. nie zabiera mi pilota, jak inni faceci mamy, i wcale się nie 

upiera przy oglądaniu sportu.

Pół godziny przed tym, zanim położyłam się spać, zadzwonił ojciec, chciał rozmawiać 

z mamą. Poszła do pokoju, a kiedy skończyła, miała bardzo zadowoloną minę, jakby chciała 

powiedzieć: „A nie mówiłam? ”.

Chciałabym powiedzieć Lilly o Joshu Richterze.

Piątek, 17 października, angielski

BOŻE DROGI!!

JOSH ZERWAŁ Z LANĄ!!!

Wcale nie żartuję. Cała szkoła o tym mówi. Zerwał z nią wczoraj, po treningu. Poszli 

do   Hard   Rock   Cafe   i   tam   poprosił   ją   o   zwrot   jego   sygnetu!   Lana   przeżyła   najgorsze 

upokorzenie swojego życia pod spiczastym stanikiem, który Jean Paul Gaultier zaprojektował 

dla Madonny!

Nie życzyłabym tego najgorszemu wrogowi.

Dzisiaj rano nie sterczała, jak zwykle, przy szafce Josha. Widziałam ją na algebrze. 

background image

Miała czerwone, zapuchnięte oczy, włosy chyba nieuczesane, a może i niemyte, i rajstopy z 

oczkiem! Nigdy nie przypuszczałam,  że zobaczę Lanę Weinberger w takim stanie! Przed 

lekcją dzwoniła z komórki do Bergdorfa, starała się ich przekonać, żeby przyjęli jej suknię, 

którą   kupiła   na   bal,   chociaż   już   oderwała   metkę.   A   później,   podczas   lekcji,   cały   czas 

wykreślała ze wszystkich książek swój podpis - Lana Richter.

To straszne. Przez nią nie mogłam się skupić na ułamkach.

CHCIAŁABYM

1. Nosić stanik rozmiar D.

2. Być dobra z matmy.

3. Należeć do supergrupy rockowej.

4. Przyjaźnić się dalej z Lilly Moscovitz.

5. Być nową dziewczyną Josha Richtera

Piątek, później

Nie uwierzycie... co się przed chwilą stało. Właśnie chowałam książkę do algebry do 

szafki,   a   Josh   Richter   wyjmował   swoje   notatki   z   trygonometrii,   kiedy   nagle   powiedział, 

zupełnie jakby nigdy nic:

- Cześć, Mia! Z kim idziesz jutro na bal?

Chyba nie muszę mówić, że mało nie zemdlałam z wrażenia, że w ogóle się do mnie 

odezwał. A na dodatek, to co powiedział zabrzmiało jak... no, jak wstęp do tego, żeby mnie 

zaprosić na ten bal... Zrobiło mi się niedobrze. Naprawdę, ale tak... pozytywnie niedobrze.

Chyba.

W każdym razie, jakoś udało mi się wystękać:

- No, z nikim. - A on na to, wcale nie żartuję:

- To może pójdziemy razem?

BOŻE!!! JOSH RICHTER ZAPROSIŁ MNIE NA BAL!!!

Z wrażenia przez minutę nie byłam w stanie nic powiedzieć. Myślałam, że dostanę 

spazmów,   jak   wtedy,   kiedy   obejrzałam   film   dokumentalny   o   tym,   jak   krowy   stają   się 

hamburgerami. Mogłam tylko stać i się na niego gapić (jest taki wysoki!!! ).

A potem stało się coś dziwnego. Jakaś cząsteczka mojego mózgu, taka malutka, która 

nie zgłupiała, po tym jak mnie zaprosił szepnęła: „Umawia się z tobą tylko dlatego, że jesteś 

księżniczką   Genowii”.   Naprawdę.   Coś   takiego   przeszło   mi   przez   myśl,   ale   tylko   przez 

moment. Bo druga część mojego umysłu, dużo większa, odparła: „I co z tego??? ”.

Przecież niewykluczone, że zaprosił mnie na bal, bo szanuje mnie jako człowieka i 

background image

chce mnie bliżej poznać, i może, tylko może, trochę mu się podobam.

To możliwe.

Nie wiem, jakim cudem odpowiedziałam nonszalancko:

- W porządku, może być fajnie.

Potem Josh mówił jeszcze dużo innych rzeczy, że po mnie przyjedzie, że najpierw 

pójdziemy gdzieś na kolację, ale prawie go nie słyszałam, bo cały czas powtarzałam sobie w 

myślach:

Josh   Richter   mnie   zaprosił,   Josh   Richter   MNIE   zaprosił,   JOSH   RICHTER   MNIE 

ZAPROSIŁ! Wydawało mi się, że umarłam i poszłam do nieba. To się w końcu stało. Josh 

Richter   zajrzał   w   głąb   mojej   duszy   i   zobaczył   mnie   taką,   jaką   jestem   naprawdę,   mimo 

płaskiego biustu. I MNIE ZAPROSIŁ.

A potem zadzwonił dzwonek, Josh odszedł, a ja stałam i stałam, dopóki Lars nie trącił 

mnie w ramię.

Nie wiem, o co mu chodzi. Przecież nie jest moim sekretarzem.

Ale   z   drugiej   strony   dobrze,   że   tam   był,   bo   inaczej   nie   wiedziałabym,   że   Josh 

przyjedzie   po   mnie   jutro   o  siódmej.   Muszę   przestać   tak   reagować,   bo  inaczej   nigdy  nie 

poradzę sobie z randkami.

CO   MUSZĘ   ZROBIĆ   (CHYBA,   BO   NIDY   NIE   BYŁAM   NA   RANDCE   I   NIE 

BARDZO WIEM, CO TRZEBA ROBIĆ)

1. Kupić sukienkę.

2. Iść do fryzjera.

3. Iść do manikiurzystki (i przestać obgryzać sztuczne paznokcie).

Piątek, RZ

Jezu, już nie wiem, za kogo Lilly Moscovitz się uważa. Najpierw się do mnie nie 

odzywa. A potem, kiedy w końcu zniża się do rozmowy ze mną, to tylko po to, żeby mnie 

dalej   krytykować.   Jakim   prawem,   pytam   się,   krytykuje   mojego   partnera   na   Balu   Wielu 

Kultur?   Przecież   sama   idzie   z   Borisem   Pelkowskim.   Owszem,   może   to   jest   geniusz 

muzyczny, ale przecież to tylko Boris Pelkowski.

Lilly:

- Cóż, przynajmniej Boris nie umawia się z dwoma dziewczynami jednocześnie.

Przepraszam bardzo, Josh Richter też nie. Zerwał z Laną całe szesnaście godzin przed 

tym, jak mnie zaprosił.

Lilly:

background image

- Poza tym, Boris nie ćpa.

Doprawdy, jak na osobę tak inteligentną, Lilly za bardzo wierzy plotkom. Zapytałam, 

czy kiedykolwiek widziała, żeby Josh ćpał, ale tylko spojrzała na mnie z politowaniem.

Ale naprawdę, jak się o tym pomyśli, nie ma żadnych dowodów na to, że Josh ćpa. 

Owszem,   przyjaźni   się   z   ludźmi,   którzy   biorą,   ale   chwila   moment,   Tina   Hakim   Baba 

przyjaźni się ze mną i co? Czy przez to też jest księżniczką?

Ten argument nie spodobał się Lilly. Stwierdziła:

-   Przesadzasz.   Jesteś   zbyt   logiczna.   Ilekroć   jesteś   taka   logiczna,   wiem,   że   się 

martwisz.

Nieprawda, wcale się nie martwię. wybieram się na najważniejszy bal w semestrze 

jesiennym z najprzystojniejszym, najbardziej wrażliwym chłopcem w całej szkole i nic mnie 

nie zmartwi.

Tylko mi trochę głupio, kiedy widzę smutną Lanę, a Josh zachowuje się jak gdyby nic. 

Dzisiaj przy lunchu Josh i jego świta usiedli ze mną i Tiną, a Lana i inne cheerleaderki przy 

drugim stoliku.

To było bardzo dziwne, zwłaszcza, że ani Josh, ani jego koledzy nie odzywali się do 

Tiny   ani   do   mnie.   Tinie   to   wcale   nie   przeszkadzało,   a   mnie   tak.   A   biedna   Lana   robiła 

wszystko, żeby nie patrzeć na nasz stolik.

Tina nie powiedziała złego słowa na temat Josha, kiedy ją zawiadomiłam, że mnie 

zaprosił na bal. Bardzo się ucieszyła i stwierdziła, że wieczorem u niej możemy wypróbować 

różne   fryzury,   żeby   wiedzieć,   w   której   nam   najlepiej.   Ja   właściwie   nie   mam   na   czym 

eksperymentować, ale możemy ćwiczyć na jej włosach. Właściwie Tina cieszy się prawie tak 

bardzo jak ja. Była o wiele sympatyczniejsza niż Lilly, która, kiedy się o tym dowiedziała, 

rzuciła złośliwie:

- A gdzie idziecie na kolację? Do Hard Rock Cafe?

Pewnie artystyczna dusza Boris zabierze ją gdzieś do Village.

A Michael, który jak na niego był bardzo milczący, spojrzał na Larsa i zapytał:

- Ty też idziesz? A Lars na to:

- Pewnie. - I wymienili takie wkurzające spojrzenia, jak faceci, którzy coś przed sobą 

ukrywają. W szóstej klasie dziewczynki mają osobne zajęcia i oglądają wideo o tamponach i 

tak dalej, a chłopcy chyba oglądają wideo, jak wymieniać takie znaczące spojrzenia. Albo 

plansze czy coś takiego. Ale kiedy się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że Josh 

jednak nieładnie zachował się wobec Lany. Nie powinien umawiać się z inną dziewczyną 

zaraz po zerwaniu, a przynajmniej nie na imprezę, na którą wybierał się z Laną. Rozumiecie, 

background image

o co mi chodzi? Mam wyrzuty sumienia.

Ale nie na tyle, żeby nie pójść.

OD TEJ PORY

1. Będę milsza dla wszystkich, nawet dla Lany Weinberger.

2. Przestanę obgryzać paznokcie, nawet sztuczne.

3. Będę codziennie pisała pamiętnik.

4. Przestanę w kółko oglądać stare odcinki Niebezpiecznej zatoki i zacznę rozsądnie 

wykorzystywać   czas,   na   przykład   będę   uczyła   się   algebry,   chroniła   środowisko   czy   coś 

takiego.

Piątek, wieczorem

Dzisiaj   krótsza   lekcja   z   Grandmére,   bo   wybieram   się   do   Tiny.   Tak   jak   się 

spodziewałam, całkowicie pochłonęło ją planowanie, co mam jutro założyć. Zaraz złapała za 

telefon, zadzwoniła do salonu Chanel i umówiła nas na jutro. Wybierzemy coś w pośpiechu i 

zapłacimy   majątek,   ale   powiedziała,   że   to   bez   znaczenia.   Po   raz   pierwszy   będę 

reprezentowała Genowię na oficjalnej imprezie i muszę „błyszczeć” ( to jej słowa, nie moje).

Zwróciłam jej uwagę, że to tylko szkolna potańcówka, nie bal debiutantek czy coś 

takiego,   nawet   nie   bal   maturalny,   tylko   zwykła   szkolna   impreza,   żeby   uczcić   kulturową 

różnorodność uczniów Liceum imienia Alberta Einsteina, ale Grandmére upierała się przy 

swoim i zamartwiała, że nie zdążą ufarbować pantofelków, żeby pasowały do sukienki.

O tylu rzeczach nie miałam pojęcia. Na przykład o tym, że pantofelki muszą pasować 

do sukni. Nie wiedziałam, że to takie ważne.

Za to Tina Hakim Baba wie na pewno. Szkoda, że nie widzieliście jej pokoju. Ma 

chyba wszystkie pisma dla kobiet. Stoją na półkach w jej pokoju, wielkim i różowym. Jej 

rodzice zajmują najwyższe piętro ogromnego budynku, wciska się w windzie guzik PH i 

drzwi otwierają się w holu państwa Hakim Baba. Naprawdę mają fontannę, tylko nie można 

wrzucać do niej monet.

I   dużo,   dużo   pokoi.   Mają   pokojówkę,   kucharza,   nianię   i   kierowcę   i   oni   wszyscy 

mieszkają u nich. Wyobrażacie sobie teraz ile mają pokoi? Do tego Tina ma trzy młodsze 

siostry i małego braciszka i oni wszyscy mają osobne pokoje.

W pokoju Tiny jest 37 - calowy telewizor i Sony PlayStation. W porównaniu z Tiną 

wiodłam życie w mnisim ubóstwie. Niektórzy to mają szczęście.

Tina w domu  jest zupełnie  inna niż w szkole. Tutaj cały czas  papla i żartuje. Jej 

rodzice też są bardzo mili. Pan Hakim Baba jest bardzo zabawny. W zeszłym roku miał zawał 

background image

serca i wolno mu jeść tylko ryż i warzywa. Musi schudnąć jeszcze dziesięć kilo. Co chwila 

szczypał mnie w ramię i pytał:

- Jakim cudem jesteś taka chuda?

Powiedziałam mu, że przestrzegam diety wegeteriańskiej, na co on wzdrygnął się z 

obrzydzeniem. Kucharz państwa Hakim Baba ma przykazane, że wolno mu szykować tylko 

dania wegetariańskie, co bardzo mnie ucieszyło. Na kolację jedliśmy gulasz wegeteriański i 

kuskus. Pyszne.

Pani Hakim Baba jest piękna, ale w innym typie niż mama. Pani Hakim Baba jest 

Angielką i blondynką. Chyba się jej nudzi, mieszka tu w Stanach i nic nie robi. Kiedyś była 

modelką, ale dała sobie z tym spokój po ślubie. Teraz już nie widuje tylu sławnych ludzi jak 

wtedy. Kiedyś nocowała w tym samym hotelu co książę Karol i księżna Diana. Twierdzi, że 

spali w osobnych sypialniach. I to w czasie miesiąca miodowego! Nic dziwnego, że im się nie 

układało.

Pani Hakim Baba jest mniej więcej mojego wzrostu, czyli  wyższa od pana Hakim 

Baba o dobre dziesięć centymetrów. Jemu to chyba nie przeszkadza.

Młodsze rodzeństwo Tiny to urocze dzieciaki. Wyszukiwałyśmy fryzury w gazetach i 

próbowałyśmy na siostrach Tiny. Zabawnie wyglądały.

Potem wpięłyśmy spinki jej małemu braciszkowi i zrobiłyśmy mu manicure. Bardzo 

się ucieszył,  założył  kostium Batmana  i biegał  po całym  mieszkaniu  z krzykiem.  Nas  to 

bawiło, ale państwa Hakim Baba nie.

Kazali niani zabrać małego Bobby ’ego do łóżka zaraz po kolacji.

Potem Tina pokazała mi swoją kreację na jutro. Jest śliczna. Jak z morskiej piany. 

Tina o wiele lepiej nadaje się na księżniczkę niż ja.

Później nadeszła pora na program Lilly, wyświetlają go w piątki o dziewiątej. Był to 

odcinek poświęcony przejawom rasizmu w sklepach Ho. Materiał nakręcono, zanim Lilly 

odwołała bojkot z braku zainteresowania. Był to kawał dobrej dziennikarskiej roboty, i mówię 

to nie chwaląc się, przecież nie współpracowałam z nią przy tym odcinku.

Gdyby program Lilly był w prawdziwej telewizji, pobiłby rekordy popularności.

Pod koniec pojawiła się Lilly na łóżku w swoim pokoju. Pewnie nakręciła to sama, ze 

statywu, wczoraj wieczorem. Siedziała na łóżku i dowodziła, że rasizm to zło, które musimy 

wspólnie zwalczać. Chociaż niektórym z nas wydaje się, że pięć centów na torebce chipsów 

to żadna różnica, ofiary prawdziwego rasizmu: Bośniacy, Ormianie czy mieszkańcy Rwany, 

wiedzieliby, że te pięć centów to pierwszy krok na drogę do ludobójstwa. Lilly zakończyła 

stwierdzeniem, że dzięki tej reakcji przeciwko państwu Ho jesteśmy bliżej sprawiedliwości.

background image

Nic nie wiem na ten temat, ale zatęskniłam za nią, gdy tak siedziała na łóżku i machała 

nogami w pluszowych kapciach (specjalnie dla Normana).

Tina jest fajna i w ogóle, ale z Lilly znamy się od przedszkola. Trudno to zapomnieć.

Nie kładłyśmy się z Tiną do późna, czytałyśmy romanse dla nastolatek. Przysięgam, w 

żadnym, ale to w żadnym, chłopak nie zerwał z zarozumiałą dziewczyną i nie umówił się z 

główną bohaterką tak od razu. Zazwyczaj czekał na odpowiedni czas, różnie, czasami całe 

lata, czasami tylko weekend, zanim się z nią umówił. Ci, którzy zaraz na początku zapraszali 

bohaterkę na randkę, tylko ją wykorzystywali, chcieli się zemścić albo coś takiego.

Tina   uspokoiła   mnie,   że   co   prawda   lubi   te   książki,   ale   nie   traktuje   ich   jako 

poradników.   Nie   mają   nic   wspólnego   z   rzeczywistością.   Bo   ile   razy   zdarza   się   komuś 

amnezja? Albo kiedy porwą nas przystojni europejscy terroryści? A gdyby nas już porwali, na 

pewno nie byłoby akurat tego dnia, kiedy masz na sobie najgorszą bieliznę z dziurami  i 

niedobrany stanik, a nie jedwabny komplecik, jak bohaterka książki. Ma rację.

Tina gasi światło, bo jest zmęczona. Cieszę się. to był długi dzień.

Sobota, 18 października

Pierwsze, co zrobiłam, po powrocie do domu, to sprawdziłam, czy Josh nie dzwonił, 

żeby odwołać randkę.

Nie dzwonił.

Pan Gianini znów u nas siedział (jak zwykle). Tym razem był w spodniach, dzięki 

Bogu. Kiedy usłyszał, że pytam mamę, czy nie dzwonił do mnie jakiś Josh, zapytał:

- Chyba nie Josh Richter?

Trochę się wkurzyłam, bo wydawał się... Sama nie wiem. Zdumiony czy co?

- Owszem, właśnie Josh Richter - odparłam. - Idę z nim na bal Wielu Kultur.

Pan Gianini uniósł brwi.

- A co z tą Weinberger?

To okropne, kiedy mama spotyka się z nauczycielem z twojej szkoły.

- Zerwali ze sobą - burknęłam.

Mama obserwowała nas uważnie, co do niej niepodobne, bo o tej porze jest zazwyczaj 

w swoim świecie.

- Kto to jest Josh Richter? - zapytała.

Ja na to:

-   Najprzystojniejszy,   najbardziej   wrażliwy   chłopiec   w   naszej   szkole.   Pan   Gianini 

prychnął:

background image

- W każdym razie, najbardziej popularny.

A na to mama z wielkim zdziwieniem w głosie:

- I zaprosił Mię na bal?

Dzięki,   nie   ma   co.   Kiedy   własna   matka   dziwi   się,   że   najprzystojniejszy, 

najpopularniejszy uczeń w szkole zaprosił cię na tańce, wiadomo, że jest sytuacja kiepska.

- Tak - powiedziałam niepewnie.

- Nie podoba mi się to - mruknął pan Gianini. Mama zapytała, dlaczego , a on odparł:

- Bo znam Josha Richtera. Mama:

- Ojej. Coraz mniej mi się to podoba.

Nie zdążyłam wstawić się za Joshem, kiedy pan Gianini znów się odezwał.

- Chłopak gna sto na godzinę. - Zupełnie bez sensu.

To znaczy, wydawało się bez sensu, póki mama nie zauważyła, że skoro ja jadę pięć 

na godzinę (PIĘĆ!!! ), musi porozmawiać z ojcem „na ten temat”.

Słucham?  Na jaki temat?  Czy ja jestem zepsutym  samochodem czy co? Co to za 

bzdury, te pięć na godzinę?

- On jest szybki, Mia. - wyjaśnił pan Gianini.

Szybki? Szybki? Co to jest, lata pięćdziesiąte, czy co? A Josh Richter to buntownik 

bez powodu?

Mama złapała za słuchawkę i zadzwoniła do taty, do hotelu Plaza:

- Jesteś w pierwszej klasie. Nie powinnaś się umawiać z uczniami z najstarszej klasy.

No nie, jeszcze tego brakowało! W końcu ktoś się ze mną umawia, a moi rodzice co? 

Nie, dosyć tego!

Stałam tam i słuchałam, jak tata i mama zapewniają się wzajemnie przez telefon, że 

jestem za młoda na randki, że jeszcze na to za wcześnie, zwłaszcza teraz, gdy mam za sobą 

ciężkie chwile, cała ta afera z księżniczką i w ogóle. Zaplanowali też resztę (żadnych randek 

do   osiemnastego   roku   życia,   żeński   akademik   na   studiach   i   tak   dalej),   kiedy   rozległ   się 

dzwonek do drzwi i pan Gianini podniósł domofon i zapytał, kto tam. A wtedy rozległ się aż 

za dobrze mi znany głos:

- Clarisse Marie Grimaldi Renaldo. A tam kto?

Mało brakowało, a mama upuściłaby słuchawkę. Grandmére. Grandmére przyjechała 

do nas!

W życiu się nie spodziewałam, że będę jej za coś wdzięczna. Nie przypuszczałam, że 

ucieszę się na jej widok. Ale kiedy przyjechała, żeby mnie zabrać na zakupy, miałam ochotę 

ją pocałować. I to w oba policzki.

background image

Bo ledwie stanęła w drzwiach, wrzasnęłam:

- Grandmére, nie pozwalają mi iść!

Zapomniałam, że nigdy u nas nie była. Zapomniałam, że jest tu pan Gianini. Myślałam 

tylko o jednym: rodzice nie chcą mnie puścić na randkę z Joshem. Grandmére to załatwi, 

byłam tego pewna.

I załatwiła, a jakże.

Wpadła do środka, posłała panu Gianiniemu pogardliwe spojrzenie:

- To on? - burknęła, a kiedy potwierdziłam, żachnęła się i weszła do środka. Usłyszała 

tatę przez interkom.

- Daj mi słuchawkę! - krzyknęła do mamy, która miała minę jak dziecko przyłapane 

na gorącym uczynku.

- Mamo? - głos taty przez interkom. Słychać było, że jest równie zszokowany jak moja 

mama. - To ty? Co tam robisz? Jak na osobę, która zaklina się, że nowoczesne wynalazki nie 

są jej do niczego potrzebne, Grandmére doskonale sobie poradziła z interkomem. Wyrwała 

mamie słuchawkę i zaczęła:

-   Posłuchaj,   Filipie.   Twoja   córka   idzie   na   bal   z   wielbicielem.   Przejechałam 

pięćdziesiąt siedem przecznic, żeby ją zabrać na zakupy i jeśli myślisz, że nie zatańczy w 

nowej sukni, jesteś w grubym błędzie i możesz swoje opory...

Tu Grandmére użyła bardzo mocnych argumentów, ale mówiła po francusku, więc 

rozumieliśmy ją tylko tata i ja. Mama i pan Gianini stali w milczeniu. Mama była chyba 

wściekła, pan Gianini zdenerwowany.

Kiedy Grandmére skończyła tłumaczyć ojcu, gdzie ma sobie wsadzić swoje opory, 

cisnęła słuchawkę na widełki i rozejrzała się po strychu. Ujmę to tak: Grandmére nigdy nie 

owijała niczego w bawełnę, więc nie zdziwiłam się, kiedy powiedziała:

- Więc tutaj dorasta księżniczka Genowii? W tym... tym magazynie? No, nie wiem, 

czym mogłaby bardziej rozjuszyć mamę.

- Posłuchaj, Clarisse - zaczęła, tupiąc nogą. - Nie waż się pouczać mnie, jak mam 

wychować własne dziecko! Filip i ja zdecydowaliśmy - nie pójdzie z tym chłopcem. Nie 

możesz tu wpadać i ...

- Amelio - zwróciła się do mnie babka. - Idź po płaszcz.

Poszłam. Kiedy wróciłam, mama była czerwona na twarzy, a pan Gianini gapił się w 

podłogę. Milczeli, kiedy wychodziliśmy z mieszkania.

Byłam taka podekscytowana, że nie mogłam się opanować.

- Grandmére! - wrzasnęłam. - Co im powiedziałaś? Czym ich przekonałaś? Ale ona 

background image

tylko roześmiała się złowieszczo i mruknęła:

- Mam swoje sposoby.

Cóż, wtedy jej nie nienawidziłam.

Sobota później

No i tak: siedzę w mojej nowej sukience, nowych pantofelkach, nowych rajstopach, z 

nowymi  paznokciami,  ze świeżo wywoskowanymi  nogami  i pachami,  ze świeżo ułożoną 

fryzurą i profesjonalnym makijażem, jest siódma, a Josha ani śladu. Zastanawiam się, czy to 

nie jakiś kawał, jak w Carrie . Jest dla mnie za straszny, nie mogę go oglądać, ale Michael

Moscovitz  kiedyś  go wypożyczył,  obejrzał i opowiedział  Lilly i mnie.  W tamtym 

filmie najpopularniejszy chłopiec w szkole zaprosił brzydulę na bal tylko po to, żeby on i jego 

koledzy mogli zrobić jej kawał i oblać świńską krwią. tylko nie wiedział, że Carrie ma siły 

parapsychologiczne i że w ciągu nocy wymorduje całe miasteczko w tym  pierwszą żonę 

Stevena Spielberga i mamę z Ósemka wystarczy.

Problem  w  tym,  że  ja nie  mam   sił  parapsychologicznych,  więc  jeżeli  Josh i  jego 

koledzy obleją mnie świńską krwią, nie zdołam ich zabić. Chyba że wezwę gwardię narodową 

Genowii czy coś takiego. Ale to nie takie proste, Genowia nie ma marynarki wojennej ani sił 

powietrznych, więc jakby się tu dostali? Musieliby lecieć zwykłymi liniami, a takie loty last 

minute   są   bardzo   drogie.   wątpię,   żeby   ojciec   poparł   takie   wydatki   z   budżetu   państwa, 

zwłaszcza na coś tak banalnego, jego zdaniem.

Ale zapewniam was, że jeśli Josh Richter wystawi mnie do wiatru, nie ujdzie mu to na 

sucho.   Dla   niego   wywoskowałam   sobie   nogi.   Jasne?   Myślicie,   że   to   nie   boli? 

Wywoskowałam sobie także pachy dla niego, rozumiecie? Boli. Jak diabli. Miałam łzy w 

oczach, tak bolało. Więc nie mówcie mi, że nie mogę ściągnąć tu gwardii narodowej, jeśli 

mnie wystawi.

Oczywiście ojciec jest przekonany, że Josh mnie wystawił. Siedzi przy stole w kuchni 

i udaje, że czyta gazetę, ale widzę, że nigdy nie nosi zegarka, więc zerka na zegar ścienny.

Lars też tu jest, ale on nie patrzy na zegarek. Co chwila sprawdza magazynek. Pewnie 

tata kazał mu zastrzelić Josha, gdyby zaczął się do mnie przystawiać.

Tata zgodził się, żebym wyszła z Joshem, ale pod warunkiem, że Lars będzie nam 

towarzyszył.   Żaden   problem,   od   początku   podejrzewałam,   że   Lars   pojedzie   z   nami,   ale 

udawałam, że jestem wściekła, żeby sobie nie pomyślał, że tak łatwo mu poszło. Ale i tak 

mam nieźle przechlapane u Grandmére. Kiedy mierzyłam sukienkę, powiedziała, że tata nie 

wierzy w trwałe związki i nie chce, żebym spotykała się z Joshem, bo obawia się, że Josh 

background image

mnie rzuci, tak jak on rzuca niezliczone modelki na całym świecie.

Boże! Myślimy zawsze o najgorszym, co, tatusiu?

Josh nie może mnie rzucić, jeszcze nawet ze sobą nie chodzimy.

A   jeśli   zaraz   nie   przyjedzie,   to   cóż,   jego   strata.   Wyglądam   dzisiaj   ładniej   niż 

kiedykolwiek. Stara dobra Coco Chanel przeszła samą siebie.

Moja sukienka jest SUPER. Z bardzo, ale to bardzo jasnego jedwabiu, marszczonego 

na górze jak akordeon, tak że nawet nie widać, że nie mam biustu, a u dołu wąska i prosta, do 

samej   ziemi,   do   dobranych   pantofelków   na   wysokich   obcasach.   Mam   wrażenie,   że   to 

obowiązujący styl w nowym tysiącleciu.

Jedyny problem to Gruby Louie, nie mogę go głaskać, bo cała będę w rudej sierści. 

Siedzi koło mnie na kanapie, smutny i zły, bo go nie głaszczę.

Na wszelki wypadek pozbierałam wszystkie skarpetki, a nuż zechce mnie ukarać i 

znowu coś połknie?

Ojciec znowu spojrzał na zegarek.

- Hm. Kwadrans po siódmej, Cóż, punktualny nie jest. Starałam się zachować spokój.

- Na pewno są straszne korki - rzuciłam najbardziej władczym tonem, na jaki mnie 

stać.

- Na pewno - zgodził się ojciec. Ale nie wydawał się smutny z tego powodu. - Wiesz, 

Mia, jeszcze zdążymy na Piękną i Bestię, jeśli masz ochotę. Na pewno uda mi się...

- Tato! - Byłam przerażona. - Nie pójdę z tobą na Piękną i Bestię, nie dzisiaj!

Teraz naprawdę posmutniał.

- Ale przecież kiedyś lubiłaś...

Dzięki Bogu w tej chwili zadzwonił domofon. To on. Mama już go wpuściła

. Drugi warunek, żebym mogła pójść, oprócz zabrania Larsa, to przedstawienie Josha 

rodzicom.

Muszę zostawić pamiętnik w domu, nie zmieści się w mojej miniaturowej torebeczce.

O Boże, strasznie mi się pocą ręce! Trzeba było posłuchać Grandmére i zdecydować 

się na rękawiczki do łokcia...

Sobota wieczorem, damska toaleta, 

Tawern on the Green

No   dobra,   skłamałam,   zabrałam   pamiętnik   ze   sobą.   Poprosiłam   Larsa,   żeby   go 

schował   do   swojej   aktówki.   Wiem,   jest   pełna   granatów,   naboi   i   innych   rzeczy,   ale 

wiedziałam, że taki mały pamiętnik się jeszcze zmieści.

background image

I miałam rację.

Więc siedzę w łazience w Tavern on the Green. Tutejsza damska toaleta nie jest taka 

fajna jak w hotelu  Plaza.  W kabinie  nie ma  tu małego  stołeczka,  więc siedzę na muszli 

klozetowej   z   opuszczoną   klapą.   Przez   szparę   pod   drzwiami   widzę   grube,   kobiece   stopy. 

Pewnie przyszły na wesele dziewczyny o bardzo włoskiej urodzie (swoją drogą, przydałoby 

się jej woskowanie) i rudego chudzielca imieniem Fergus. Fergus puścił do mnie oko, kiedy 

tylko weszłam na salę. Nie żartuję! Mój pierwszy żonaty mężczyzna. Nieważne, że wygląda 

na mojego rówieśnika i jest żonaty od mniej więcej godziny! Ta suknia czyni cuda!

Ale   kolacja   okazała   się   nie   taka,   jak   się   spodziewałam.   To   znaczy,   Grandmére 

nauczyła mnie, którego widelca do czego używać i jak przechylać talerz z zupą, więc nie o to 

chodzi. Tylko o Josha.

Nie zrozum mnie źle. Super wygląda we fraku. Powiedział, że to jego własny. W 

zeszłym roku poszedł w nim na bal debiutantek ze swoją ówczesną dziewczyną, jeszcze przed 

Laną.  Ojciec  tamtej  dziewczyny  wymyślił   plastikowe   worki,   w  które   pakują   warzywa   w 

supermarkecie. Jego były wyjątkowe, był na nich napis TU OTWIERAĆ, więc wiedziało się, 

za który koniec pociągnąć. Dzięki tym dwóm słowom zarobił pół miliarda, opowiadał Josh.

Właściwie nie wiem, czemu mi to opowiadał. Czy mam się zachwycać czymś, co 

wymyślił ojciec jego byłej dziewczyny? Szczerze mówiąc, Josh jest chyba mało wrażliwy.

Za to doskonale sobie poradził z moimi rodzicami. Wszedł, dał mi bukiecik kwiatów 

(drobniutkie białe róże związane jasnoróżową wstążką - śliczny, kosztował go co najmniej 

dziesięć dolarów! Ale nie mogłam oprzeć się myśli, że zamawiał go, mając na myśli inną 

dziewczynę, w sukience innego koloru) i podał ojcu rękę.

- To dla mnie zaszczyt pana poznać, Wasza Wysokość.

W tej chwili mama roześmiała się na całe gardło. Czasami jest nie do zniesienia.

Wtedy zwrócił się do niej.

- Pani jest mamą Mii? Och, myślałem, że to jej starsza siostra! - Straszna bzdura, ale 

mama chyba się na to złapała, zarumieniła się, kiedy podał jej rękę . Nie jestem widać jedyną 

kobietą o nazwisku Thermopolis, na której zrobiły wrażenie błękitne oczy Josha Richtera.

Potem ojciec odchrząknął i zasypał Josha pytaniami: jaki ma samochód (BMW jego 

ojca), dokąd się wybieramy (jakby nie wiedział) , o której wrócimy (na śniadanie, odparł 

Josh) . Ojcu to się nie spodobało, więc

Josh zapytał:

- A o której mam ją odwieźć, sir?

SIR! Josh Richter zwraca się do mojego ojca SIR! Tata spojrzał na Larsa i powiedział:

background image

- Najpóźniej o pierwszej. - Co moim zdaniem było bardzo fajne z jego strony, bo 

zazwyczaj w weekendy muszę być w domu o jedenastej. Oczywiście, w obecności Larsa i tak 

nic złego mnie nie spotka, więc nie ma znaczenia, o której wrócę, ale Grandmére mówiła, że 

księżniczka musi umieć iść na kompromis, więc nic nie powiedziałam.

Tata dalej zadawał Joshowi pytania, na przykład gdzie chce studiować ( jeszcze się nie 

zdecydował, ale ubiega się o miejsce we wszystkich uniwersytetach Ivy League) i co chce 

studiować (biznes). Wtedy wtrąciła się mama  i zapytała, co ma przeciwko wykształceniu 

humanistycznemu,   a   Josh  na   to,   że   zależy   mu   na  wykształceniu,   które   zagwarantuje   mu 

roczny dochód w wysokości co najmniej osiemdziesięciu tysięcy dolarów, na co mama, że są 

rzeczy ważniejsze od pieniędzy. W tym momencie ja się wtrąciłam:

- Jezu, jak już późno - Złapałam Josha za ramię i wybiegłam. We trójkę z Larsem 

zeszliśmy na dół. Josh przytrzymał mi drzwi od strony pasażera i wtedy Lars zaproponował, 

że on poprowadzi, a my możemy usiąść z tyłu i swobodnie porozmawiać. Uznałam, że to 

bardzo miło z jego strony, ale kiedy usiedliśmy z tyłu, nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia. 

To znaczy, Josh mruknął:

- Ładnie ci w tej sukience.

A ja pochwaliłam jego frak i podziękowałam za kwiaty. Później milczeliśmy chyba 

przez dwadzieścia przecznic.

Wcale nie żartuję. Było mi strasznie wstyd! Co prawda, niewiele mam do czynienia z 

chłopcami,   ale   nigdy   nie   miałam   kłopotów   z   tymi,   z   którymi   miałam   do   czynienia.   Na 

przykład Michael Moscovitz gada właściwie bez przerwy. Nie mogłam zrozumieć, czemu 

Josh milczy.  Zastanawiam się, czy go nie zapytać, z kim chciałby spędzić  wieczność po 

wybuchu atomowym, z Winoną Ryder czy Nicole Kidman, ale doszłam do wniosku, że za 

mało go znam...

W końcu Josh przerwał milczenie i zapytał, czy to prawda, że moja mama spotyka się 

z panem Gianinim. Cóż, mogłam się spodziewać, że to się rozejdzie. I rzeczywiście, ludzie się 

o tym dowiedzieli, co prawda nie tak szybko jak o tym, że jestem księżniczką, ale zawsze.

Więc potwierdziłam, a wtedy zapytał, jak to jest.

Nie wiadomo dlaczego nie mogłam mu powiedzieć, że widziałam pana Gianini w 

bieliźnie, u nas w kuchni. Po prostu wydawało się to... Sama nie wiem. Nie mogłam mu 

powiedzieć i już. Zabawne, prawda? Michaelowi Moscovitzowi powiedziałam niepytana. Ale 

Joshowi nie mogłam, chociaż zajrzał w głąb mojej duszy i w ogóle. Dziwne, co? Potem, kiedy 

przejechaliśmy   chyba   milion   przecznic   w   milczeniu,   Lars   wjechał   na   parking   przed 

restauracją,   rzucił   kluczyki   parkingowemu   i   weszliśmy   do   środka.   (Lars   obiecał,   że   nie 

background image

usiądzie   z   nami,   będzie   stał   przy   drzwiach   i   rozglądał   się   groźnie,   jak   Arnold 

Schwarzenegger). Okazało się, że jest tam cała świta Josha. Nie wiem dlaczego, ale bardzo 

mnie to ucieszyło. Obawiałam się kolejnej godziny w milczeniu...

Ale dzięki Bogu, cała drużyna siedziała przy długim stole, a z nimi ich dziewczyny - 

cheerleaderki. U szczytu stołu były dwa wolne miejsca, dla Josha i dla mnie.

Muszę przyznać, że wszyscy byli mili. Dziewczyny zachwycały się moją sukienką i 

pytały, jak to jest być księżniczką, obudzić się pewnego ranka i zobaczyć swoje zdjęcie na 

pierwszej stronie „Post”. Pytały, czy noszę koronę i takie inne bzdury. Wszystkie są ode mnie 

starsze i bardzo dojrzałe, ale nie robiły żadnych złośliwych uwag na temat tego, że nie mam 

biustu, choć Lana na pewno skorzystałaby z okazji.

Tylko że gdyby tu była Lana, nie byłoby mnie.

Najbardziej mnie zdziwiło, że Josh zamówił szampana i nikt nie zakwestionował jego 

dowodu tożsamości, który już na pierwszy rzut oka jest fałszywy. Przy naszym stoliku już 

wypili trzy butelki, a Josh ciągle zamawiał następne, ojciec dał mu na dzisiaj platynową kartę 

American Express. Nie rozumiem. Czy kelnerzy nie widzą, że ma dopiero osiemnaście lat, a 

większość jego gości jeszcze mniej?

I jak on może tyle pić? A gdyby nie było Larsa? Jechałby BMW ojca po alkoholu. Co 

za   brak   odpowiedzialności!   Potem,   nie   pytając   nikogo   o   zdanie,   zamówił   kolację   dla 

wszystkich - stek z polędwicy. Owszem, to miło z jego strony, ale nie wezmę mięsa do ust. , 

nawet dla najwrażliwszego chłopca na świecie.

Nawet nie zauważył, że nie tknęłam jedzenia! Musiałam się zapchać sałatką i bułką, 

żeby mi nie burczało w brzuchu.

Może   uda   mi   się   wymknąć   ukradkiem   i   poproszę   Larsa,   żeby   skoczył   po   jakąś 

wegetariańską przekąskę do Emerald Planet.

Najzabawniejsze, że im więcej Josh pije, tym częściej mnie dotyka. Na przykład co 

chwila kładzie mi rękę na udzie pod stołem. Najpierw myślałam, że to przez przypadek, ale 

zrobił to już cztery razy. A ostatnio ścisnął mnie za kolano!

Chyba nie jest pijany, ale zdecydowanie bardziej przystępny niż podczas jazdy. Może 

czuje się swobodniej, kiedy Larsa nie ma w pobliżu.

Chyba  muszę  wracać  do stołu.  Szkoda, że Josh mnie  nie uprzedził,  że będą  jego 

przyjaciele. Wtedy zaprosiłabym Tinę Hakim Baba i jej towarzysza, a może nawet Lilly i 

Borisa. Przynajmniej miałabym z kim pogadać.

No, trudno.

background image

Sobota wieczorem, później, damska toaleta, 

Liceum imienia Alberta Einsteina

Dlaczego?

Dlaczego??

Dlaczego???

Nie mieści mi się w głowie, że to się dziej naprawdę. Nie wierzę, że to się dziej akurat 

mnie.

Dlaczego?   Dlaczego   coś   takiego   zawsze   spotyka   właśnie   mnie?   Usiłuję   sobie 

przypomnieć, co Grandmére mówiła na temat zachowania w stresie, bo że jestem w stresie, co 

do tego nie ma wątpliwości. Staram się oddychać spokojnie i głęboko, wciągam powietrze 

nosem,   wypuszczam   ustami,   wciągam   nosem,   wypuszczam   ustami,   wciągam   nosem, 

wypuszczam...

JAK ON MÓGŁ MI TO ZROBIĆ Jak???

Najchętniej dałabym mu w twarz. Mówię poważnie. Za kogo on się uważa, do licha? 

Wiecie co zrobił? Nie? Zaraz wam opowiem.

Po   DZIEWIĘCIU   butelkach   szampana   -   to   prawie   butelka   na   głowę,   tylko   że   ja 

właściwie nie piłam, więc ktoś wypił i moją - Josh i jego świta uznali, że czas iść na bal. 

Nieważne, że impreza zaczęła się GODZINĘ wcześniej.

Więc wyszliśmy i czekaliśmy, aż parkingowy przyprowadzi nasz samochód i już mi 

się wydawało, że wszystko będzie dobrze. Josh objął mnie ramieniem, i dobrze, bo było mi 

zimno, a moja pelerynka to takie przezroczyste cudo, które w ogóle nie grzeje. Kiedy mnie 

objął, było mi miło. Ma fajne ramiona, takie umięśnione, nic dziwnego, po tylu treningach. 

Tylko że Josh nieładnie pachniał, nie jak Michael Moscovitz, który zawsze pachnie mydłem. 

Nie, wydaje mi się, że Josh wykąpał się w Drakkar Noir, co w dużych ilościach, szczerze 

mówiąc, śmierdzi. Nie mogłam oddychać, ale trudno. Mimo wszystko byłam pełna nadziei. 

Fakt, nie uszanował moich praw wegetarianki, ale co tam, każdy popełnia błędy. Pójdziemy 

na bal, znowu zajrzy w głąb mojej duszy tymi błękitnymi oczyma i wszystko będzie dobrze. 

Ależ byłam głupia.

O pierwsze, nie mogliśmy podjechać pod szkołę, tyle było samochodów.

Początkowo nie mogłam tego zrozumieć. Owszem, jest sobotni wieczór, ale żeby aż 

TYLE samochodów przed Liceum imienia Alberta Einsteina?

Przecież to tylko szkolna potańcówka. Większość dzieciaków w Nowym Jorku nie ma 

samochodów. Pewnie tylko nieliczni oprócz nas przyjechali tu samochodami.

background image

I wtedy do mnie dotarło, dlaczego jest taki korek. Wszędzie stały wozy transmisyjne. 

Reflektory oświetlały wejście i schody. Dziennikarze snuli się przed szkołą, rozmawiali przez 

telefony komórkowe, palili i czekali.

Czekali? Na co?

Na mnie, jak się okazało.

Ledwie Lars zobaczył reflektory, zaklął głośno. To znaczy, sądzę, że klął, bo to nie 

było ani po angielsku ani po francusku. Pochyliłam się do przodu:

- Skąd wiedzieli? Czy to możliwe, że Grandmére znowu dała im cynk? Ale wiecie co? 

Nie wierzę, żeby to była Grandmére, nie po naszej wczorajszej rozmowie. Postawiłam sprawę 

jasno,   byłam   zdecydowana   jak   nowojorski   gliniarz   wobec   graczy   w   trzy   karty.   Jestem 

przekonana, że Grandmére już nigdy, przenigdy, nie naśle na mnie mediów bez mojej zgody. 

Jednak są tutaj, czyli ktoś dał im znać. A jeśli nie Grandmére, to kto?

Josh wcale się nie przejął. Zdziwił się:

- No i co z tego? Chyba już do tego przywykłaś?

Przywykłam, a jakże. Na myśl, że mam wysiąść z samochodu na ich oczach, zaczęłam 

się poważnie obawiać,  że zwymiotuję  całą sałatkę  i bułki, które zjadłam w restauracji. I 

nieważne, że towarzyszy mi najprzystojniejszy chłopiec w szkole.

- Mam pomysł - odezwał się Josh. - Pobiegniemy do drzwi, a Lars odstawi samochód.

Larsowi nie spodobał się ten pomysł. I powiedział to.

- Nie, ty zaparkujesz samochód, a ja pobiegnę z księżniczką do drzwi. Ale Josh już 

otwierał drzwi. Trzymał mnie za rękę.

- Żyje się tylko raz - mruknął i pociągnął mnie na zewnątrz.

A ja, głupia idiotka, pozwoliłam na to.

- Tak jest. Dałam się wyciągnąć z samochodu. Miał taką miłą dłoń, dużą i ciepłą, i 

opiekuńczą, że pomyślałam: „Co się może stać? Najwyżej oślepią nas flesze. I co z tego? 

Pobiegniemy do drzwi i wszystko będzie dobrze. ”

- I to powiedziałam Larsowi:

- Wszystko będzie dobrze. Zaparkuj samochód, Josh i ja wchodzimy.

- Nie, księżniczko, proszę..

Były to ostatnie słowa, które usłyszałam z jego ust. , przynajmniej na jakiś czas, bo 

Josh już mnie wyciągnął i zatrzasnął drzwiczki.

Dziennikarze   natychmiast   się   na   nas   rzucili,   w   pośpiechu   gasili   niedopałki, 

zdejmowali osłony z obiektywów i wrzeszczeli:

- To ona! To ona!

background image

Josh ciągnął mnie po schodach. Zachciało mi się śmiać, bo po raz pierwszy to było 

właściwie zabawne. Wszędzie błyskają flesze, oślepiają mnie, tak że widziałam tylko schody. 

Skupiłam się na tym, żeby nie potknąć się o suknię, i całkowicie polegałam na Joshu, że mnie 

poprowadzi, bo miałam kompletną pustkę w głowie.

Kiedy nagle się zatrzymał, myślałam, że jesteśmy już przy drzwiach. Myślałam, że 

zatrzymaliśmy   się,  bo  Josh  otwiera  przede   mną  drzwi.   Wiem,   to  głupie,  ale   właśnie  tak 

myślałam. Widziałam te drzwi, staliśmy tuż przy nich. Poniżej, na schodach, dziennikarze 

pstrykali zdjęcia i coś wrzeszczeli. Jakiś kretyn darł się:

- Pocałuj ją! Pocałuj! - Co, chyba nie muszę tego mówić, było strasznie krępujące.

I   nagle,   nie   wiem   jakim   cudem,   Josh   objął   mnie   mocno,   przyciągnął   do   siebie   i 

przycisnął usta do mich.

Naprawdę, tak to odebrałam. Przycisnął usta do moich i rozbłysły światła, ale nie jak 

w romansach Tiny, gdzie chłopak całuje bohaterkę, a ona widzi błyskawice i tak dalej. To 

znaczy,   owszem,   widziałam   błyskawice,   tylko   że   to   były   flesze.   Wszyscy   robili   zdjęcie 

pierwszego pocałunku Księżniczki Mii.

Nie   żartuję.   Jakby   nie   dość,   że   to   naprawdę   był   mój   pierwszy   pocałunek.   Mój 

pierwszy pocałunek  i robią mi zdjęcie do „Teen People”. I jeszcze jedno a’ propos tych 

romansów Tiny. W tych książkach , kiedy dziewczyna całuje się po raz pierwszy, ogarnia ją 

przyjemne ciepło. Ma wrażenie, że chłopak dotyka jej duszy. Ja nie czułam nic takiego, ani 

odrobinę. Było mi tylko wstyd. Wcale nie było mi przyjemnie, że całuje mnie Josh Richter. 

Dziwnie się czułam, kiedy zmiażdżył  mi  usta. Przecież mogłam  się spodziewać, że COŚ 

poczuję, kiedy mnie pocałuje, w końcu od dawna uważam go za najwspanialszego faceta na 

ziemi.

A czułam tylko zażenowanie.

I czekałam, kiedy to się skończy, jak jazda do restauracji. Myślałam o jednym: kiedy 

w końcu przestanie?  I czy to dobrze robię? W filmach  bardzo kręcą głowami.  Może też 

powinnam poruszyć głową? Co robić, jeśli zechce mi wsadzić język w usta, jak Lanie? Nie 

mogę pozwolić, żeby robiono mi zdjęcie z językiem Josha w ustach, tata mnie zabije.

Nagle, kiedy myślałam, że nie wytrzymam tego ani chwili dłużej i umrę ze wstydu na 

schodach Liceum imienia Alberta Einsteina, Josh podniósł głowę, pomachał dziennikarzom, 

otworzył drzwi i wepchnął mnie do budynku.

Gdzie, przysięgam na Boga, stali wszyscy moi znajomi i przyglądali się nam.

Nie   żartuję.   Była   tam   Tina   i   Dave,   jej   chłopak   z   Trinity   i   patrzyli   na   mnie   ze 

zdumieniem. Była też Lilly i Boris, i po raz pierwszy odkąd go znam, Boris miał wszystko w 

background image

porządku. Ba, był prawie przystojny, jak na geniusza muzycznego. I Lilly, w pięknej białej 

sukni, z kwiatami we włosach. I jeszcze Shameeka i Ling Su, i ich chłopcy, i wiele innych, 

których nie poznałam bez szkolnego mundurka. Wszyscy patrzyli na mnie z takim samym 

wyrazem twarzy jak Tina, czyli z bezbrzeżnym zdumieniem.

A przy stoliku z biletami stał pan Gianini i wydawał się jeszcze bardziej zdumiony niż 

pozostali.

Oprócz   mnie.   Ze   wszystkich   zebranych   chyba   ja   przeżyłam   największy   szok. 

Dlaczego? Przecież przed chwilą JOSH RICHTER mnie pocałował. POCAŁOWAŁ mnie 

Josh Richter. MNIE pocałował Josh Richter.

Czy mówiłam już, że pocałował mnie W USTA?

I że zrobił to na oczach reporterów z „Teen People”?

Stałam w holu, wszyscy na mnie patrzyli, słyszałam krzyki dziennikarzy na zewnątrz i 

dudnienie hip - hopu z kafeterii, gdzie odbywają się tańce, na cześć uczniów latynoskich i 

nagle wszystko stało się jasne. Wykorzystał cię.

Umówił   się   z   tobą   tylko   dlatego,   że   chciał   być   w   gazetach.   To   on   ściągnął 

dziennikarzy.

Prawdopodobnie zerwał z Laną tylko  po to, żeby opowiadać na prawo i lewo, że 

chodzi z dziewczyną, której ojciec ma trzysta milionów dolarów. Dopóki twoje zdjęcie nie 

znalazło   się   w   „Post”,   nawet   cię   nie   zauważył.   Lilly   miała   rację:   wtedy   w   Bigelows 

uśmiechnął się do ciebie przez pomyłkę. Pewnie wydaje mu się, że ma większe szanse dostać 

się na Uniwersytet Harvarda, jeśli jest chłopakiem księżniczki Genowii.

A ja, jak idiotka, poleciałam na to. Świetnie, po prostu świetnie.

Lilly uważa, że jestem za mało asertywna. Jej rodzice twierdzą , że mam tendencję do 

tłumienia wszystkiego w sobie i obawiam się konfrontacji.

Mama też tak sądzi. Dlatego dała mi ten pamiętnik, w nadziei, że zapiszę to , czego jej 

nie powiem, czyli w jakimś sensie wyrzucę to z siebie.

Gdyby   się  nie  okazało,  że  jestem  księżniczką,  może  dalej  byłabym   taka  sama,   to 

znaczy mało asertywna, nieśmiała, bałabym się konfrontacji i tak dalej. Prawdopodobnie nie 

zrobiłabym tego, co zrobiłam.

A mianowicie odwróciłam się do Josha i zapytałam:

- Dlaczego to zrobiłeś?

Nerwowo szukał biletów po kieszeniach.

- Co zrobiłem?

- Dlaczego pocałowałeś mnie na oczach wszystkich? Znalazł bilety w portfelu.

background image

- Nie słyszałaś? Wrzeszczeli, że mam cię pocałować, więc to zrobiłem. A co?

- Nie podobało mi się.

- Nie podobało ci się? - Nie wierzył własnym uszom. - Nie było ci przyjemnie?

-  Nie   -   odparłam.   Nie   było   mi   przyjemnie.   Ani   odrobinę.   Bo  wiedziałam,   że   nie 

pocałowałeś   mnie   dlatego,   że   ci   się   podobam.   Pocałowałeś   mnie   dlatego,   bo   jestem 

księżniczką Genowii. Patrzył na mnie, jakbym zwariowała.

- To głupota - stwierdził. - Bardzo mi się podobasz.

- Wcale ci się nie podobam - odparłam. - W ogóle mnie nie znasz. Myślałam, że 

dlatego się ze mną umówiłeś. Żeby mnie lepiej poznać. Chciałeś tylko, żeby twoje zdjęcie 

było w gazecie.

Roześmiał się w tym momencie, ale nie patrzył mi w oczy.

- Jak to? Nie znam cię? Pewnie, że cię znam.

- Nie, nie znasz. Gdybyś mnie znał, nie zamówiłbyś mi steku na kolację. Wśród moich 

przyjaciół rozległy się szepty. Zdawali sobie sprawę z rozmiarów pomyłki Josha, choć do 

niego to jeszcze nie dotarło. On także usłyszał szepty, więc kiedy się odezwał, mówił także do 

nich.

-   Zamówiłem   jej   stek   -   stwierdził,   szeroko   rozkładając   ramiona.   -   Czy   to 

przestępstwo? Stek z polędwicy, na rany boskie.

Lilly odpowiedziała głosem ociekającym jadem:

- Ona jest wegetarianką, ty socjopato.

Ta   wiadomość   chyba   nie   zrobiła   na   Joshu   dużego   wrażenia.   Wzruszył   tylko 

ramionami i mruknął:

- No to się pomyliłem.

Zwrócił się do mnie i zapytał:

- Gotowa na bal?

Nie, nie gotowa, w każdym razie nie na bal z Joshem. Nie mieściło mi się w głowie, 

że po tym, co mu powiedziałam, myślał, że nadal chcę z nim iść.

To prawdziwy socjopata. Jak mogłam sądzić, że zajrzał w głąb mojej duszy?

Pełna niesmaku, zrobiłam jedyną rzecz, jaką dziewczyna może zrobić w tej sytuacji. 

Odwróciłam się na pięcie i zostawiłam go.

Niestety, nie mogłam wyjść na zewnątrz, nie chciałam, żeby w „Teen People” było też 

zdjęcie, jak płaczę, więc skierowałam się do damskiej toalety.

Do Josha w końcu dotarło, że go zostawiłam. Akurat w tym momencie weszli jego 

koledzy. Wściekły powiedział na głos”

background image

- Jezu! To był tylko pocałunek! Odwróciłam się energicznie.

- Nie, to nie był tylko pocałunek. - Byłam już naprawdę wściekła. - Chciałeś, żeby to 

tak wyglądało, ale oboje wiemy, że chodziło o coś więcej. To było wydarzenie medialne. 

Planowałeś je, odkąd zobaczyłeś mnie na okładce „Post”. Dzięki, Josh, sama dam sobie radę z 

prasą. Nie musisz mi w tym pomagać.

Potem   wyciągnęłam   rękę   do   Larsa,   wzięłam   pamiętnik   i   pobiegłam   do   damskiej 

toalety. I teraz tu siedzę i wszystko piszę.

Boże!   Nie   do   wiary!   Mój   pierwszy   pocałunek   w   życiu   za   tydzień   będzie   we 

wszystkich magazynach dla nastolatek. Pewnie nawet w kilku czasopismach zagranicznych, 

typu „ Majesty „, opisują tam życie  młodych  arystokratów  i następców tronu w Anglii i 

Monaco. Kiedyś był wielki artykuł o Sophie, żonie księcia Edwarda. Ocenili jej suknie w 

skali 1 - 10. Pewnie niedługo  zaczną  śledzić  mnie  i oceniać moje kreacje - i chłopców. 

Ciekawe, jaki podpis dadzą pod zdjęciem z Joshem. ”Zakochana księżniczka”?

Co za kicz.

A   najdziwniejsze,   że   wcale   nie   jestem   zakochana   w   Joshu   Richterze.   To   znaczy, 

fajnie, naprawdę fajnie byłoby mieć chłopaka. Czasami się obawiam, że coś ze mną nie tak, 

skoro go nie mam.

Ale wolę nie mieć chłopaka niż mieć takiego, który jest ze mną tylko dla pieniędzy, 

albo dlatego, że mój ojciec jest księciem, a nie dlatego, że mu się podobam.

Oczywiście teraz wszyscy wiedzą, że jestem księżniczką i trudno będzie ocenić, kto 

lubi mnie, a kto mój tytuł. Ale na Joshu poznałam się stosunkowo szybko.

Jak   mógł   mi   się   kiedykolwiek   podobać?   To   pasożyt.   Wykorzystał   mnie!   Celowo 

skrzywdził   Lanę,   a   teraz   usiłował   wykorzystać   mnie.   A   ja   jak   idiotka   dałam   się   w   to 

wciągnąć.

Co robić? Kiedy tata zobaczy te zdjęcia, dostanie szału. Nie przekonam go, że to nie 

moja wina. Może gdybym walnęła Josha w żołądek na oczach dziennikarzy, tata uwierzyłby, 

że nie miałam z tym nic wspólnego.

A może i nie.

Już nigdy, do końca życia, nie wypuszczą mnie na randkę. Ojej. Buty pod drzwiami 

mojej kabiny. Ktoś do mnie mówi. Tina. Pyta, czy się dobrze czuję. I jeszcze ktoś.

Jezu! Poznaję te stopy! To Lilly! Lilly i Tina razem pytają, jak się czuję!

Lilly znowu się do mnie odzywa. I nie krytykuje mojego zachowania. Mówi do mnie 

jak do przyjaciółki! Przeprasza, że śmiała się z mojej fryzury i przyznaje, że ma tendencję do 

nadmiernej kontroli nad otoczeniem, obiecuje też, że postara się nie mówić wszystkim, a 

background image

zwłaszcza mnie, co mają robić.

Jezu! Lilly przyznaje się do błędu! Nie do wiary! NIE DO WIARY!!!

Ona i Tina chcą, żebym wyszła i usiadła z nimi. Nie, mówię, to bez sensu, one są z 

chłopcami, a ja będę sama jak idiotka.

Na co Lilly:

- Och, tym się nie przejmuj, jest Michael. Cały czas sterczy sam jak idiota.

Michael   Moscovitz   przyszedł   na  szkolną   potańcówkę?   Nie   do  wiary!   Przecież   on 

nigdzie nie chodzi, tylko na wykłady z fizyki kwantowej i tak dalej!

Muszę to zobaczyć na własne oczy. Wychodzę. Więcej później.

Niedziela, 19 października

Właśnie miałam bardzo dziwny sen.

Śniło mi się, że Lilly i ja znowu się przyjaźnimy, ona i Tina też. Boris Pelkowski 

okazał się fajny, jeśli się go oderwie od skrzypiec, pan Gianini zmienił mi ocenę z F na D, 

tańczyłam wolne tańce z Michaelem Moscovitzem, a Iran zaatakował Afganistan i w gazetach 

nie ma ani słowa o tym, że Josh mnie pocałował.

Tylko że to nie sen! To wszystko wydarzyło się naprawdę!

Rano, kiedy się obudziłam, poczułam coś mokrego na twarzy. Otworzyłam oczy i 

okazało się, że leżę u Lilly w pokoju, a pies jej brata liże mnie po twarzy.

I   wcale   mi   to   nie   przeszkadza!   Pawłow   może   mnie   obśliniać,   jeśli   ma   ochotę! 

Odzyskałam najlepszą przyjaciółkę! Tata mnie nie zabije za pocałunek z Joshem Richterem! 

Nie obleję algebry!

I chyba się podobam Michaelowi Moscovitzowi! Nie mogę pisać, tak się cieszę.

Kiedy wczoraj wieczorem wychodziłam z damskiej toalety z Lilly i Tiną, nie miałam 

pojęcia, że czeka mnie tyle szczęścia.

Byłam w depresji, prawdziwej depresji, przez Josha.

Ale kiedy wyszłam z toalety, Josha już nie było. Lilly powiedziała mi później, że 

kiedy upokorzyłam go publicznie i poszłam do łazienki, wszedł na salę balową i udawał, że 

nic go to nie obchodzi. Lilly nie wie, co się później działo, bo pan Gianini wysłał ją i Tinę, 

żeby   zobaczyły,   czy   ze   mną   wszystko   w   porządku   (   to   miło   z   jego   strony,   prawda?   ). 

Podejrzewam,   że   Lars   potraktował   Josha   takim   specjalnym   paralizatorem,   bo   kiedy 

zobaczyłam go później, to znaczy Josha, nie Larsa, leżał na stoliku Wysp Pacyfiku, z głową 

opartą o wulkan Krakatau, i nie ruszał się przez cały wieczór. Ale może to tylko ten szampan.

W każdym razie, Lilly, Tina i ja dosiadłyśmy się do stolika, gdzie siedzieli: Boris i 

background image

Dave, który jest całkiem fajny, chociaż chodzi do Trinity, Shameeka i jej chłopak, Allan, Ling 

Su i jej partner Clifford. Był to stolik pakistański, więc mieliśmy makietę pola ryżowego. 

Przesunęliśmy pole na bok, żeby mieć więcej miejsca.

A potem nie wiadomo skąd pojawił się Michael Moscovitz w smokingu, który mama 

mu sprawiła na barmicwę kuzyna Stevena. Michael naprawdę nie miał z kim siedzieć, bo 

dyrektor   Gupta   uznała,   że   Internet   to   nie   kultura,   wobec   czego   Klub   Komputerowy 

zbojkotował zabawę.

Ale   Michael   się   nie   przejmuje   decyzjami   Klubu   Komputerowego,   chociaż   jest 

skarbnikiem!   Usiadł   koło   mnie   i   zapytał,   jak   się   czuję,   a   później   żartowaliśmy,   że   o 

wielokulturowości cheerleaderki chyba nie słyszały, skoro prawie wszystkie miały identyczne 

sukienki, czarne kreacje Donny Karan. Potem ktoś zaczął się zastanawiać, czy w replikatorze 

kawy w  Star Trek: Deep Space Nine  jest kofeina. Michael się upierał, że w replikatorze 

wszystko powstaje z odpadów, czyli jak zamówisz, powiedzmy, lody, może się okazać, że są 

zrobione z uryny, tyle że bez bakterii i toksyn. Uznaliśmy, że to niesmaczne, ale akurat wtedy 

zmieniła się muzyka i wszyscy poszli tańczyć, bo to była wolna piosenka.

Wszyscy oprócz mnie i Michaela. Siedzieliśmy sobie przy polu ryżowym.

To   nie   takie   złe,   bo   zawsze   mamy   tematy   do   rozmowy,   nie   jak   z   Joshem. 

Dyskutowaliśmy o replikatorze, a potem kłóciliśmy się, kto jest lepszym kapitanem - Kirk czy 

Picard. Potem podszedł do nas pan Gianini.

Zapytał, czy dobrze się czuję i powiedziałam , że tak. Wtedy mnie poinformował, że 

przeanalizował moje ostatnie prace z matematyki i wobec widocznych postępów stawia mi D. 

Pogratulował mi i kazał dalej pilnie się uczyć.

Powiedziałam,   że   gratulacje   należą   się   Michaelowi,   bo   dzięki   niemu   przestałam 

notować algebrę w pamiętniku, zaczęłam wykreślać przy odejmowaniu i starannie zapisywać 

słupki. Michael się zawstydził i stwierdził, że nie miał z tym nic wspólnego, ale pan Gianini 

go nie słyszał, musiał interweniować, bo grupa uczniów szykowała się do demonstracji - 

dyrektor Gupta nie pozwoliła im przygotować stołu czcicieli Szatana.

Kiedy zaczęła się szybka piosenka, wszyscy wrócili do stolika i rozmawialiśmy o 

programie Lilly, którego producentką będzie od teraz Tina Hakim Baba. Dostaje 50 dolarów 

tygodniówki!   (   Postanowiła   pożyczać   romanse   z   biblioteki,   a   wszystkie   pieniądze 

przeznaczać na program). Lilly zapytała, czy zgodzę się wystąpić w następnym programie, 

zatytułowanym:   „Nowa   monarchia:   Im   zależy”.   Dałam   Lilly   wyłączność   do   mojego 

pierwszego   wywiadu   telewizyjnego,   pod   warunkiem,   że   zapyta   mnie   o   mój   stosunek   do 

przemysłu mięsnego.

background image

Potem znowu była  wolna piosenka  i wszyscy  poszli  tańczyć.  Michael  i ja znowu 

zostaliśmy sami wśród ryżu. Już miałam go zapytać, z kim wolałby spędzić wieczność, z 

Buffy - postrachem wampirów czy z Sabriną - nastoletnią czarownicą, kiedy poprosił mnie do 

tańca! Byłam taka zdziwiona, że zgodziłam się bez namysłu. I ledwie się obejrzałam, po raz 

pierwszy w życiu tańczyłam z mężczyzną innym niż mój tata!

I to wolny taniec!

Wolne tańce są dziwne. Właściwie to nie taniec, raczej stoisz w miejscu, obejmujesz 

partnera i kołyszesz się z boku na bok. I chyba nie powinno się mówić, w każdym razie, 

dokoła nas wszyscy milczeli. Chyba wiem dlaczego, doświadczasz tylu uczuć, że trudno się 

skupić. Michael tak ładnie pachniał - mydłem Ivory, i był taki ciepły - moja suknia jest co 

prawda piękna, ale zimna. Właściwie rozmowa była niemożliwa.

Michael chyba czuł to samo, bo chociaż przy stoliku usta się nam nie zamykały, na 

parkiecie milczeliśmy.

Po piosence Michael zaraz mnie zapytał, czy mam ochotę na coś do picia, a może 

jestem   głodna?   Jak   na  kogoś,   kto  rzadko   bywa   na   szkolnych   imprezach,   jeśli   nie   liczyć 

posiedzeń Klubu Komputerowego, wykazuje zadziwiający entuzjazm.

I tak  było  do  końca:  gadaliśmy  podczas   szybkich   i tańczyliśmy   podczas   wolnych 

piosenek.

Szczerze mówiąc, nie wiem, co mi się bardziej podobało.

I jedno, i drugie było przyjemne i ... ciekawe. W różny sposób, oczywiście.

Po balu wszyscy wpakowaliśmy się do limuzyny, którą państwo Hakim Baba przysłali 

po Tinę i Dave’a. Wozy transmisyjne dawno odjechały, bo dowiedzieli się o bombardowaniu. 

Pewnie   teraz   czyhają   pod   ambasadą   Iranu.   Zadzwoniłam   do   mamy   z   limuzyny, 

powiedziałam, gdzie jedziemy i zapytałam, czy mogę przenocować u Lilly. Zgodziła się bez 

żadnych pytań, więc domyślam się, że pan Gianini już jej wszystko opowiedział.

Ciekawe, czy powiedział też, że postawił mi D.

Właściwie mógł mi dać D z plusem. Przez cały czas popierałam jego związek z mamą. 

Za taką lojalność należy mi się jakaś nagroda.

Państwo Moscovitz byli zdziwieni, kiedy wszyscy - dwanaście osób, licząc Wahima i 

Larsa - zjawili się u nich w domu. Zwłaszcza zdziwili się na widok Michaela, nie wiedzieli, 

że   wychodził.   Ale   pozwolili   nam   siedzieć   w   salonie.   Graliśmy   w   różne   gry,   aż   doktor 

Moscovitz przyszedł w piżamie i powiedział, że wszyscy mają jechać do domu, bo on musi 

rano wstać na zajęcia tai chi.

Wszyscy się pożegnali i wpakowali do windy, zostaliśmy we trójkę - Lilly, Michael i 

background image

ja. Nawet  Lars  wrócił do hotelu Plaza - kiedy jestem zabezpieczona  na noc, jest wolny. 

Kazałam mu obiecać, że nie powie tacie o pocałunku. Obiecał, ale z facetami  nigdy nie 

wiadomo,  mają własny kodeks honorowy.  Przypomniało  mi się to, kiedy zobaczyłam,  że 

przed wyjściem przybija piątkę z Michaelem.

Najdziwniejsze miało dopiero nadejść. Dowiedziałam się w końcu, co Michael robi w 

swoim pokoju. Pokazał mi, ale kazał przysiąc, że nie powiem nikomu, nawet Lilly. Właściwie 

nie powinnam tego tu zapisywać, a nuż ktoś znajdzie ten pamiętnik? Powiem tylko tyle: Lilly 

marnuje czas, zachwycając się Borisem Pelkowskim, a ma w rodzinie większego geniusza.

Pomyśleć, nie wziął ani jednej lekcji! Sam nauczył się grać na gitarze i pisze piosenki! 

Zagrał mi jedną, nazywa się Wysoka szklanka wody i opowiada o bardzo wysokiej, ładnej 

dziewczynie, która nie wie, że chłopak się w niej kocha. Moim zdaniem kiedyś dojdzie do 

pierwszego miejsca listy pisma: Billboard”. A Michael Moscovitz będzie bardziej znany niż 

Puff Daddy.

Kiedy wszyscy wyszli, zdałam sobie sprawę, jaka jestem zmęczona. Miała za sobą 

długi dzień.  Zerwałam  z chłopcem,  z którym  właściwie  nie zaczęłam  nawet chodzić.  To 

bardzo wyczerpujące emocjonalnie.

Mimo to obudziłam się, jak zawsze, kiedy nocuję u Lilly. Leżałam z Pawłowem w 

ramionach   i   słuchałam   odgłosów   Piątej   Alei,   choć   niewiele   było   słychać,   bo   państwo 

Moscovitz mają dźwiękoszczelne okna. Leżałam tam i rozmyślałam, i doszłam do wniosku, 

że właściwie jestem szczęściarą. Przez pewien czas wszystko wyglądało fatalnie. Ale koniec 

końców dobrze się skończyło.

Słyszę hałasy w kuchni. Maya pewnie szykuje śniadanie, nalewa nam sok farfocli. 

Pójdę zobaczyć, czy nie trzeba jej pomóc.

Nie wiem dlaczego, ale jestem taka szczęśliwa! Niewiele mi potrzeba, co?

Niedziela wieczorem

Grandmére   zjawiła   się   u   nas   z   tatą.   Był   ciekaw,   jak   było   na   balu.   Lars   mu   nie 

powiedział! Jezu, kocham mojego ochroniarza! A Grandmére chciała mnie zawiadomić, że 

wyjeżdża na tydzień, więc będzie przerwa w lekcjach. Powiedziała, że musi zajrzeć do Baden 

- Baden. To jakiś jej znajomy,  pewnie przyjaźni się tym  drugim, Grandmére też go zna, 

Boutros - Boutros Coś - tam Coś - tam.

Nawet moja babka ma faceta.

W każdym razie, ona i ojciec zjawili się nieoczekiwanie. Żałujcie, że nie widzieliście 

miny mojej mamy. Myślałam, że pęknie ze złości, zwłaszcza kiedy Grandmére zauważyła, że 

background image

wszędzie jest brudno ( ostatnio nie miała czasu sprzątać).

Chcąc odwrócić uwagę Grandmére, zaproponowałam, że ją odprowadzę do limuzyny. 

Po drodze opowiedziałam jej o Joshu, bo w tej historii było wszystko, co lubi: przystojny 

chłopak, dziennikarze, złamane serce i tak dalej.

W każdym razie, kiedy tak stałyśmy na rogu i żegnałyśmy się na tydzień (Bingo! 

Żadnych lekcji przez cały tydzień! Strzał w dziesiątkę, proszę państwa! ), pojawił się Ślepiec. 

Zatrzymał   się  na rogu  i  czekał   na następną   ofiarę,  która  przeprowadzi  go  przez  jezdnię. 

Grandmére dała się złapać. Zaraz poleciła:

- Amelio, idź przeprowadź tego biedaka. Ale ja go znam, więc się sprzeciwiłam.

- O nie.

- Amelio - Grandmére była oburzona. - Jedną z najważniejszych cech księżniczki jest 

dobroć. Idź i pomóż mu przejść przez jezdnię.

-   Nie   ma   mowy,   Grandmére.   Jeśli   uważasz,   że   potrzebuje   pomocy,   sama   go 

przeprowadź.

Więc Grandmére zaparła się, żeby mi udowodnić, jaka jest dobra, podeszła do Ślepca i 

zapytała fałszywie słodkim głosikiem:

- Pan pozwoli, że mu pomogę...?

Ślepiec   złapał   ją   za   ramię.   Chyba   spodobało   mu   się   to,   co   poczuł,   bo   zaraz   jej 

podziękował i we dwoje weszli na jezdnię.

Nie przypuszczałam, że Ślepiec będzie obmacywał babkę. Naprawdę nie, gdybym się 

tego spodziewała, nie pozwoliłabym jej mu pomagać. Ale Grandmére już nie jest młoda, jeśli 

rozumiecie,   o   co   mi   chodzi.   Nie   sądziłam,   że   ktokolwiek,   nawet   Ślepiec,   zechce   ją 

obmacywać.

Ale nim się spostrzegłam, Grandmére darła się na całe gardło i jej szofer i nasz sąsiad, 

który kiedyś był kobietą, spieszyli jej na ratunek.

Tylko że Grandmére nie potrzebowała pomocy. Z całej siły walnęła Ślepca torebką w 

twarz, aż mu spadły okulary. I wtedy wszystko stało się jasne: Ślepiec widzi!

Jedno wam powiem. Nie sądzę, żeby w najbliższej przyszłości pokazał się na naszej 

ulicy.

Po tylu przeżyciach niemal z ulgą zabrałam się za pracę domową z algebry. Cisza i spokój 

dobrze mi zrobią.


Document Outline