background image

Autor: 

Orson Scott Card

 

Tytul: 

Gdy Bó g gra fair o jeden raz za wiele

 

 
(God Plays Fair Once Too Often) 
 
Z "NF" 3/92 
 
Spotkałem starego towarzysza na przyję ciu w londyńskiej  
ambasadzie. Oczywiś cie poznaliś my się  dopiero po dłuż szej  
chwili - zawsze tak bywa po upływie lat. Ledwie zdą ż yliś my  
skiną ć  do siebie na powitanie, gdy znaleźliś my się  obaj w  
zasię gu wyją tkowo głoś nej rozmowy, zdominowanej przez  
najbardziej irytują cy typ Amerykanina. Był to waszyngtoński  
lobbysta, jeden z tych, których zawód polega na podkupywaniu  
głosów senatorów, a teraz, nieco na rauszu, popisywał się   
tym, jak dogłę bnie rozumie nieczyste rozgrywki rzą dowe, nie  
milkną c nawet na moment. Nudziarz. 
   - Wszyscy historycy to durnie! - wykrzykiwał. - Tak samo  
politycy i dziennikarze! Wydaje im się , ż e trzymają  rę kę  na  
pulsie ś wiatowych wydarzeń, ale gdy dzieje się  coś  naprawdę   
waż nego - powiedzmy zwycię stwo kapitalizmu nad komunizmem -  
jedyną  osobą , jakiej to nie zaskakuje, jest Bóg. 
   To było wię cej niż  mój towarzysz mógł znieś ć . 
   - Powinien pan wiedzieć  - oznajmił - ż e dla samego Boga  
również  stanowiło to niespodziankę . 
   Stwierdzenie to było tak szokują ce - a reszta towarzystwa  
do tego stopnia pragnę ła usłyszeć  inny głos, czyjkolwiek  
głos - ż e zapadła cisza i mój towarzysz zyskał szansę   
opowiedzenia całej historii (a wiedziałem, ż e wrę cz konał z  
pragnienia podzielenia się  nią  z innymi). 
   - No dobrze - rzekł. - Nie zabierze to wiele czasu, choć   
wię kszoś ć  z was i tak mi nie uwierzy. 
   - Proszę  nas wypróbować  - powiedziała jedna z kobiet, a  
on wzruszył ramionami, uś miechną ł się  i rozpoczą ł opowieś ć . 
 
Działo się  to pod sam koniec 1841 roku. Bóg wybrał się   
incognito do swego ulubionego pubu w Manchesterze. Wyglą dał  
jak każ dy inny zmę czony robotnik, opróż niają cy kufel przed  
powrotem do wypełnionego rozwrzeszczanymi dzieciakami  
mieszkania i ż ony, która po całym dniu spę dzonym przy  
krosnach nie ma dla niego nawet jednego ciepłego słowa. Jego  
dłonie pokrywał brud, ubranie było poplamione potem, a na twarzy  
malował się  smutek, toteż  nikt nie miał ochoty przysią ś ć  się   
do niego. Powinien wię c poczuć  pewne zaskoczenie, gdy do  
jego stolika podszedł krzepki bankier o silnych dłoniach.  
Lecz oczywiś cie dla Boga nic nie moż e być  niespodzianką ,  
natychmiast też  rozpoznał swego goś cia. 
   - Dobry wieczór, Lucyferze - powiedział Bóg, mierzą c  
towarzysza uważ nym spojrzeniem. - Jeś li już  upierasz się   
przy uż ywaniu ciał moich dzieci, to czemu nie wybierzesz  

background image

jakiegoś  zdrowszego? 
   - Przyzwyczajaj się  - odparł diabeł. - Wszyscy najlepsi  
ludzie porosną  teraz tłuszczem. Ten cały interes z  
maszynami, który uruchomiłem, już  zmienił ś wiat. Mnóstwo  
pienię dzy, bezustanna praca w zamknię tych pomieszczeniach,  
brak ć wiczeń... Sprawię , ż e ludzie bę dą  napychać  swe ciała  
słodyczami i tłuszczami, póki nie zaczną  padać  trupem, nie  
przeż ywszy nawet połowy ż ycia. Ta robótka bę dzie przynosić   
plony przez stulecia. 
   - Czyli mniej wię cej do połowy lat siedemdziesią tych  
dwudziestego wieku - skorygował Bóg. - Wtedy bogaci bę dą   
mieli doś ć  czasu na wszelkie ć wiczenia, a klasy ś rednie  
zaczną  naś ladować  ich sprawnoś ć  i wysportowanie. 
   - Tak, zgadza się . Ale dopilnuję , by u bogatych weszło w  
modę  mocne przypiekanie się  na słońcu i kiedy ustą pi fala  
zawałów, załatwię  ich rakiem skóry. 
   - I jelita grubego - mrukną ł Bóg. 
   - Naprawdę  psujesz mi całą  zabawę , kiedy tak popisujesz  
się  swoją  wszechwiedzą . 
   - Lepiej by było, gdybyś  czę ś ciej o tym pamię tał,  
Lucyferze. Zawsze wyprzedzam cię  o krok. 
   - Jakbym o tym nie wiedział! Cała ta historia z Hiobem. 
   - Ty wcią ż  tylko o jednym - Szatan zupełnie nie umiał  
przegrywać . 
   - Bo dalej uważ am, ż e oszukiwałeś . Od począ tku  
wiedziałeś , ż e on cię  nie przeklnie. 
   - Owszem. I powiedziałem ci, ż e wiem. Ale ty nie  
wierzyłeś . 
   - Przyznaję , mój błą d - diabeł uś miechną ł się  szeroko. -  
Postawisz mi kufel? 
   - Sam sobie kup - odparł Bóg. 
   Szatan gestem wezwał barmana. 
   - Mój dobry człowieku! - zawołał. - Po kuflu dla mnie i  
mojego przyjaciela. 
   Och, jak w tym momencie zwróciły się  ku nim oczy  
wszystkich obecnych! Bogaty kupuje coś  biednemu i to  
otwarcie. Co na to ludzie? Bóg, rzecz jasna, wiedział.  
Niektórzy pomyś leli, ż e ten biedny staruch musi mieć  ładną   
córkę  i bogaty chce z niej zrobić  dziwkę . To tylko dowód,  
jak paskudny stawał się  ś wiat. Czasami Bóg czuł ogromne  
przygnę bienie. Dać  im parę , a oni stworzą  z jej pomocą   
duszne fabryki. Tania energia miała sprawić , by dla każ dego  
wystarczyło jedzenia. Stworzyłem bogaty ś wiat, lecz oni i  
tak zdołali wyprodukować  wszę dzie mnóstwo biedy, nieszczę ś ć   
i beznadziei. Lucyfer z upodobaniem przypisywał sobie  
wszystkie zasługi, ale moż e po prostu ludzie sami tego  
pragnę li. 
   Na stole pojawiło się  piwo. Lucyfer z dostojeństwem  
zapłacił dziewczynie, która je przyniosła. Oczywiś cie dał  
bezwstydnie wysoki napiwek. Tak właś nie działał wą ż  - ze  

background image

wszystkich sił stara się , by zamienić  ich ż ycie w piekło, po  
czym daje kilka hojnych datków i zyskuje opinię  szczodrego. 
   - Cóż , muszę  to przyznać  - stwierdził Bóg są czą c napój. -  
Naprawdę  udało ci się  stworzyć  tu w Anglii coś  okropnego. I  
widzę , ż e na tym nie koniec. To się  rozszerza. W końcu  
bę dzie miało podobne efekty, co niewolnictwo w Ameryce. Miną   
dziesią tki lat, nim uda mi się  uleczyć  rany. 
   - Hmmmm - odparł Lucyfer. 
   - Jasne, ż e potrafię . Mogę  naprawić  to wszystko i wiesz,  
że to zrobię . Ten twój nieszczę sny kapitalizm. Jest w tak  
oczywisty sposób niesprawiedliwy, ż e porzą dni ludzie  
niedługo zaczną  się  przeciw niemu buntować . Mogę  go  
zniszczyć  w cią gu stu lat. 
   - Och, nie mam co do tego najmniejszych wą tpliwoś ci -  
mrukną ł diabeł. 
   - Czuję  w powietrzu kolejny zakład. 
   - Nie zakładaliś my się  na serio od czasu Hioba. I byłem  
wtedy naprawdę  bliski zwycię stwa, musisz mi to przyznać . 
   - Lucyferze, przecież  wiesz, ż e zawsze znam z góry wynik.  
Po co nadal się  ze mną  zakładasz? 
   - To właś nie bę dzie jeden z warunków - wyjaś nił Szatan. -  
Musisz zamkną ć  oczy. 
   - Zamkną ć  oczy?! 
   - Przyrzeknij, ż e nie bę dziesz sprawdzał, jak się   
wszystko ułoż y. 
   - Z pewnoś cią  byłbyś  zachwycony, gdybym zgodził się  na  
coś  takiego. 
   - Nie na zawsze - uspokajał Boga Lucyfer. - Tylko na  
półtora wieku. Do począ tku 1992 roku. Wtedy znów bę dziesz  
mógł sobie być  wszechwiedzą cy. Ileż  w końcu mogę  zdziałać   
przez sto pię ć dziesią t lat? 
   - Dobre pytanie. Ile moż esz zdziałać  przez sto  
pię ć dziesią t lat? 
   - Zakładam się , ż e doprowadzę  do tego, by w 1992 sytuacja  
była jeszcze gorsza niż  obecnie, a jednak w opinii najlepszych  
z ludzi bę dzie to wyglą dało na poprawę . 
   - To doś ć  mgliste warunki - zauważ ył Bóg. 
   - Dobrze, wyrażę  to inaczej. Zakładam się , ż e w roku 1992  
sprawię , by miaż dżą ca wię kszoś ć  porzą dnych ludzi na całym  
ś wiecie uważ ała, ż e kapitalizm to najlepszy,  
najsprawiedliwszy i najcudowniejszy system ekonomiczny, jaki  
istnieje. 
   - Co za bzdury. 
   - I ż e ci sami ludzie bę dą  przekonani, iż  twój sposób  
postę powania - sprawiedliwy podział dóbr doczesnych pomię dzy  
wszystkich - to najbardziej brutalny, niesprawiedliwy,  
potworny system w historii. Zostanie całkowicie  
zdyskredytowany. 
   - Ż eby tego dokonać , musiałbyś  sprawić , by ludzie stali  
się  głupsi niż  małpiatki - stwierdził Bóg. 

background image

   - A zatem stoi? Ż adnego podglą dania - kiedy zacznę   
wprowadzać  w ż ycie moje plany, nie wolno ci nawet na moment  
zajrzeć  w przyszłoś ć . 
   - Tylko bez przymusu - zastrzegł Bóg. - Ż adnych opę tań.  
Moż esz stosować  jedynie łagodniejsze metody. 
   - Kłamstwa - odparł Lucyfer. - Chciwoś ć . I żą dza  
władzy. 
   - I przez cały ten czas mogę  działać  przeciw tobie. 
   - Doką d tylko bę dziesz trzymał rę ce przy sobie. I ż adnych  
rzutów oka w przyszłoś ć . 
   - Wydaje ci się , ż e jesteś  bardzo sprytny. 
   - Tak mnie stworzyłeś . 
   - Myś lałem, ż e dzię ki tobie ż ycie stanie się  nieco  
bardziej interesują ce. 
   - Wiem. To było przedtem, nim zaczą łeś  naprawdę  przejmować  się   
tymi ludźmi. 
   - Zawsze się  nimi przejmowałem. 
   - Przypuszczam nawet, mój drogi Boż e Wszechmogą cy, ż e w  
rzeczywistoś ci dopiero kiedy sprawiłem, by stali się  tak  
ciemni i nieszczę ś liwi, zaczą łeś  naprawdę  czuć  dla nich  
współczucie. Przyznaj - nudzili cię , kiedy jeszcze mieszkali  
w ogrodzie. 
   - Tę skniłem za towarzystwem - odrzekł Bóg. 
   - A ja ci nie wystarczałem? 
   - Ty nie jesteś  towarzystwem - stwierdził Bóg - tylko  
konkurencją . 
   - Przyjmujesz zakład? 
   - A stawka? 
   - Jeś li wygram, to ja zniszczę  nastę pnym razem ś wiat. 
   - Nie ma mowy. 
   - Daj spokój, stary, przecież  wiesz, ż e jeś li faktycznie  
wygram ten zakład, bę dziesz musiał i tak rozwalić  to  
wszystko i zaczą ć  od począ tku, tak jak to było z Noem. 
   - Ż eby zalać  wodą  całą  ziemię , musiałem zawiesić   
działanie wszystkich praw chemii i fizyki - powiedział Bóg.  
- Ty nie masz takiej mocy. 
   - Widzisz? Nie ma się  wię c o co martwić . 
   - Wiem, ż e kryjesz w zanadrzu jaką ś  sztuczkę . 
   - Tak, i gdybyś  naprawdę  chciał, mógłbyś  ją  stamtą d  
wydobyć  i w ten sposób poznać  moje zamiary. Ale ty przecież   
grasz fair. 
   - A ty nie. 
   - Ale ty jesteś  Bogiem. 
   - Tobie zaś  marzy się  moje stanowisko. 
   - Nie, po prostu nie chcę , by w ogóle istniało. 
   - Lucyferze, nawet jeś li w końcu zniszczymy całą   
ludzkoś ć , i tak nadal pozostanę  Bogiem. 
   - Zgadza się  - odparł Szatan - ale złamie ci to serce. 
   Bóg zastanowił się  przez chwilę . 
   - Uważ am, ż e istoty ludzkie są  mą drzejsze i lepsze niż   

background image

są dzisz. Przyjmuję  zakład. 
   Lucyfer wydał z siebie okrzyk radoś ci, po czym przechylił  
kufel i opróż nił go do dna. 
   - Porzą dny z ciebie facet, staruszku! A mówią , ż e jesteś   
sztywnym nudziarzem. Gdyby tylko znali cię  tak dobrze, jak  
ja! - z tymi słowy Szatan wstał i wymaszerował z pubu pyszny  
jak paw. 
   Bóg uś miechną ł się . Co za nieprawdopodobny pomysł -  
rozgrywać  nastę pne sto pię ć dziesią t lat nie wiedzą c, co  
nastą pi za chwilę . Prawdziwe wyzwanie. Moż e tym razem  
Lucyferowi uda się  zrobić  z tego zajmują cy pojedynek. 
   - No dobrze, skróć my trochę  tę  długą  opowieś ć . Upłynę ło  
już  niemal półtora wieku. I przez cały ten czas Bóg nie miał  
najmniejszego poję cia, co wydarzy się  za moment. 
 
Amerykański lobbysta uś miechną ł się  szyderczo. 
   - I gdzie tu puenta? 
   - Nie ma ż adnej puenty - odparł mój towarzysz. - Uważ ałem  
po prostu, ż e powinniś cie poznać  fakty. Nawet Bóg nie  
wiedział. 
   - Jasne. I moż e jeszcze mam w to uwierzyć ? - Amerykanin  
zmierzył go groźnym spojrzeniem. - Wiem, kiedy ktoś  ze mnie  
robi balona. 
   - Och, z pewnoś cią . Pomyś lałem jednak, ż e pan, tak  
obeznany z krę tymi ś cież kami władzy, chciałby rzucić  okiem  
za kulisy prawdziwej potę gi. 
   - Dobra, powiedział pan swoje. Jeszcze jeden angielski  
snob, który nabija się  z Amerykanów i do tego wydaje mu się ,  
że jest bardzo sprytny. 
   - Ależ  wcale nie miałem takiego zamiaru! - zaprotestował  
mój towarzysz. - Po pierwsze, nie jestem Anglikiem. A po  
drugie, wzbudza pan we mnie zachwyt. Uważ am, ż e ś wietny z  
pana goś ć . To mój kolega ma pana za kompletnego durnia. 
   - Ach tak? - lobbysta spojrzał na mnie. 
   - Proszę  się  nim nie przejmować  - uspokoił go mój  
towarzysz. - Też  nie pochodzi z Anglii. Poza tym jest w  
kiepskim nastroju. Widzi pan, właś nie przegrał zakład. 
   - Przegrał zakład? 
   - Wydawało mu się , ż e idzie na pewniaka. Myś lał, ż e  
przejrzał wszystkie moje plany. Patrzył, jak przejmuję  jego  
wizje sprawiedliwoś ci społecznej, łą czę  je z ateizmem i  
nazywam komunizmem - i są dził, ż e to z mojej strony tylko  
drobna złoś liwoś ć . Nastę pnie był przekonany, ż e rozumie, o  
co mi chodzi, gdy doprowadziłem do tego, by partia  
komunistyczna zdobyła władzę  w Rosji i przemieniła ten kraj  
w prawdziwe piekło, ale w rzeczywistoś ci nie miał o niczym  
poję cia. 
   - Och, poję cie miałem - wtrą ciłem. - Jakż e to typowe dla  
twoich metod. Zainstalowałeś  w Rosji system, nazwany  
komunizmem, lecz w istocie był to najgorszy rodzaj  

background image

monopolistycznego kapitalizmu. 
   - Nie są dzisz, ż e to cudowne? - zaś miał się . - Zdobywali  
wyznawców, głoszą c twoje teorie, ale kiedy doszli do władzy,  
ich praktyki były zawsze moje. Uwielbiałem ZSRR. To jakby  
IBM wykupił wszystkie inne firmy na ś wiecie. Jeś li chciałeś   
mieć  pracę , musiałeś  pracować  dla nich. Kapitalizm  
doprowadzony do perfekcji i to przez komuchów! 
   - Oszustwo to tani chwyt - mrukną łem. 
   - Oczywiś cie - odparł z dumą . - Tymczasem zaś   
przyglą dałem się , jak cię ż ko pracował w Europie i Stanach,  
starają c się  złagodzić  kapitalizm, ograniczyć  go przepisami  
tak, by stał się  sprawiedliwy i by biedni ludzie byli  
traktowani uczciwie. Rzecz jasna, starałem się  mu  
przeszkadzać  o tyle, by był przekonany, ż e jestem przeciwny  
temu, co robi. W rzeczywistoś ci jednak cały czas grał pode  
mnie. 
   - Zupełnie nie umiesz wygrywać  - wytkną łem mu. 
   - Wreszcie kilka lat temu myś lał, ż e mnie ma. Patrzyłem,  
jak hoduje Gorbaczowa, po czym wykonuje swój ruch i osadza  
go na szczycie - niezbyt to było subtelne, wie pan.  
Uś miercanie trzech staruchów jednego po drugim i to w takim  
tempie - jak daleko jeszcze moż na się  posuną ć ? 
   - Tylko dlatego, ż e sam chciałbyś  umieć  zrobić  coś   
takiego - powiedziałem. 
   - Uwalnia Europę  Wschodnią , Zwią zek Radziecki wprost je  
mu z rę ki i nagle dostrzega pułapkę , jaką  na niego  
zastawiłem! Właś nie kiedy wydawało mu się , ż e mnie pokonał,  
okazuje się , ż e wykorzystałem przeciw niemu jego własne  
działanie! 
   - Wiedziałem o tym już  wcześ niej! 
   - Ponieważ  kiedy zniszczył opracowany przeze mnie system,  
tym samym kompletnie zdyskredytował całą  filozofię , w którą   
wierzy! A co do mieszkańców krajów, w których zdołał nieco  
opanować  kapitalizm - wpoił im teraz przekonanie, ż e to brak  
wolnego rynku doprowadził do załamania tamtego ustroju.  
Toteż  likwidują  obecnie wszelkie prawa, ograniczają ce dotą d  
kapitalizm na Zachodzie. Odtą d wię c to zwycię scy kapitaliś ci  
bę dą  dla mnie pracować ! Cały ś wiat wierzy, ż e to kapitalizm  
pokonał komunizm, podczas gdy w rzeczywistoś ci stało się   
dokładnie na odwrót. Wszystkie kraje na wyś cigi wprowadzają   
u siebie wolny rynek. Naprawdę  bę dziemy teraz mieli piekło  
na ziemi! 
   - Zamknij się , dobrze? - zaproponowałem. 
   - Wy, lewicowcy, zupełnie nie umiecie przegrywać  z  
godnoś cią  - stwierdził lobbysta. 
   Mój towarzysz zignorował go. 
   - A najsłodszą  ironią  całej sytuacji jest to, ż e nawet  
jego własne koś cioły też  twierdzą  to samo. Wygrałem,  
wygrałem, wygrałem! - zapiał. 
   - Tak - odparłem. - Wygrałeś . 

background image

   - Wię c teraz bę dę  mógł to zrobić  - cią gną ł dalej. - Ja  
zniszczę  ś wiat. To takie proste, naprawdę . Głowice ją drowe w  
dawnym Zwią zku Radzieckim - daj mi kilka miesię cy, a trafią   
do rą k każ dej grupki, która umiera z nienawiś ci do kogoś  i  
tylko czeka, by ich uż yć . 
   - Zapominasz jednak - wtrą ciłem - ż e od tej pory mogę  już   
patrzeć  w przyszłoś ć . 
   - Ależ  oczywiś cie - zgodził się . - Ale nie ma już   
przyszłoś ci, w którą  warto by było spoglą dać . 
   Uniosłem barierę , która tak długo przesłaniała mój wzrok  
i poczułem, jak ogarnia mnie rozpacz. Lucyfer ś miał się  i  
ś miał. 
   Lobbysta przeniósł spojrzenie z niego na mnie i z  
powrotem na niego. 
   - Hej, wy tam, powariowaliś cie czy co? 
   - Wystarczy, ż eby urż ną ć  się  do nieprzytomnoś ci, co? -  
zachichotał diabeł. 
   - Moż e go jednak nie zniszczę  - stwierdziłem. - Nie  
muszę . Zakład mówił jedynie, ż e jeż eli tak postanowię , ty to  
zrobisz. 
   - Wykrę caj się , ile tylko chcesz - odpowiedział. - Zostaw  
go na zawsze, mnie nie zależ y. Po prostu bę dę  nadal krzewił  
na całym ś wiecie biedę , tyranię  i krzyczą cą   
niesprawiedliwoś ć , aż  w końcu bę dzie już  tak źle, ż e  
ustą pisz i zdecydujesz się  wreszcie unicestwić  ich  
wszystkich - i ja to zrobię . 
   Pomyś lałem wtedy o tym, by zetrzeć  wszystko do czysta i  
zaczą ć  jeszcze raz od począ tku, ale na samą  myś l ogarnę ło  
mnie znuż enie. Nie, jeś li w cią gu roku czy dwóch nie uda mi  
się  naprawić  zła, jakie zgotował, to koniec. Tym razem nie  
bę dzie ż adnego Noego. Po prostu dam sobie z tym spokój i  
poszukam innego zaję cia. Czemu ci ludzie nie mogą  choć  raz  
przejrzeć  jego kłamstw? Napluli mi w twarz o jeden raz za  
wiele. Czemu miałbym znów ich ratować ? 
   A przynajmniej wtedy tak myś lałem. Dziś  już  nie czuję  aż   
takiego przygnę bienia. Moż e jutro uda mi się  odzyskać  nieco  
dawnej nadziei. Moż e znajdę  znów doś ć  zapału, by raz jeszcze  
rozpoczą ć  z nim walkę  na wszystkich frontach. Albo wybiorę   
łatwiejsze wyjś cie i powstrzymam go jedynie tak długo, aż  
nie znajdę  swojego Noego i nie przygotuję  dla niego arki.  
Tym razem bę dzie to musiała być  arka kosmiczna, co zabierze  
nieco wię cej czasu, ale najprawdopodobniej zdołam tego  
dokonać . Ostatecznie, jeś li chodzi o te rzeczy, faktycznie  
jestem wszechmogą cy. I naprawdę  nie cierpię  przegrywać . 
 
                                Prze łoż yła Paulina Braiter 
 
                      ORSON SCOTT CARD  
Autor entuzjastycznie przyję tej przez miłoś ników fantastyki  
powieś ci "Gra Endera" ("NF" nr 1-5/91). Drukowaliś my również   

background image

jego opowiadanie "Staramy się " ("NF" nr 5/91). Powiedział  
kiedyś , ż e aby zrozumieć  swój kraj, trzeba z niego wyjechać   
i nabrać  perspektywy. Zgodnie z tą  teorią , historia zawarta  
w opowiadaniu "Gdy Bóg gra fair o jeden raz za wiele" moż e  
wcale nie być  taka fantastyczna, jak to się  wydaje w  
pierwszej chwili. 
   Zarówno "Gra Endera", jak i druga czę ś ć  tej powieś ci  
zatytułowana "Mówca Umarłych" znalazły się  w nowej serii  
ksią ż ek SF przygotowanej przez "Editions Spotkania" i  
spółkę  "Fantastyka".