background image

Cathie Linz 

 
 
 

Zbyt samodzielna na Ŝonę 

Too Smart for Marriage 

background image

PROLOG 

-  Uwielbiam  wesela  -  powiedziała  Hattie  Goodie.  Jej  delikatne  jak 
pajęczyna skrzydła drŜały z przejęcia. 
-  No,  no,  trzeba  przyznać,  Ŝe  urządzili  niezłą  ucztę.  -  Betty, 
najstarsza  z  trojaczków  Goodie,  potoczyła  wzrokiem  po  stołach 
zastawionych  rozmaitymi  pysznościami,  od  zimnych  przystawek  z 
owoców  morza  po  truskawki  w  czekoladowej  polewie  i  fondue  z 
białej czekolady. Jej krótka zawadiacka fryzura pasowała jak ulał do 
krnąbrnego charakteru. 
-  Całe  szczęście,  Ŝe  jako  dobre  wróŜki  nie  musimy  przejmować  się 
kaloriami  -  rzuciła  Muriel,  najtrzeźwiej  z  całej  trójki  patrząca  na 
Ŝ

ycie. Siedziała na stosie prezentów ułoŜonym na bocznym stole pod 

ś

cianą sali balowej. 

Betty,  niczym  generał  na  polu  bitwy,  przechadzała  się  tam  i  z 
powrotem  wzdłuŜ  brzegu  stołu,  a  Hattie,  która  uwielbiała  górować 
nad wszystkimi, przysiadła na największym prezencie. 
-  Nie  pojmuję,  jak  mogłyście  się  ubrać  w  codzienne  stroje  na  tak 
uroczystą  okazję  -  narzekała,  wystrojona  w  lawendową  suknię  i 
kapelusz  z  szerokim  rondem.  Specjalnie  na  ten  wieczór 
przefarbowała pantofle i torebkę, Ŝeby pasowały do reszty kreacji. - 
Betty,  bawełniany  podkoszulek  naprawdę  nie  nadaje  się  na  weselne 
przyjęcie. 
-  Nie  chciałam  przyćmić  panny  młodej  -  odparowała  Betty, 
wygładzając jeden ze swoich ulubionych T-shirtów. 
-  Przeczytaj  to.  -  Wskazała  palcem  napis:  „Dobre  wróŜki  latają,  bo 
lekki stosunek do siebie mają". - A poza tym, do stu petunii, przecieŜ 
jesteśmy niewidzialne! 
-  Trzeba  jednak  zachowywać  pozory  -  powiedziała  Hattie 
afektowanym głosem. 
Betty  prychnęła  głośno,  w  sposób,  jaki  nie  przystoi  ani  damom,  ani 
dobrym  wróŜkom.  Hattie  zaś,  przeczuwając,  Ŝe  tej  potyczki  nie 
wygra, zwróciła swój gniew przeciwko Muriel. 
-  I  ty,  w  tej  swojej  kamizelce  fotograficznej.  Nigdy  nawet  nie 
trzymałaś w ręku aparatu. 
- Po prostu lubię mieć duŜo kieszeni. - Muriel wzruszyła ramionami. 
Przypomniawszy  sobie  ich  kłótnię  sprzed  kilku  tygodni,  Hattie 

background image

postanowiła  nie  wywoływać  wilka  z  lasu  i  zostawić  w  spokoju 
beznadziejnie  niemodne  siostry,  skupiając  swoją  uwagę  na 
otoczeniu. 
- Przynajmniej sala jest pięknie udekorowana, w przeciwieństwie do 
was - nie darowała sobie jednak złośliwości. 
Rozświetlona  sala  bankietowa  „Karuzela",  ze  śnieŜnobiałymi 
obrusami,  lawendowymi  serwetkami  i  morzem  kwiatów,  wyglądała 
doprawdy imponująco. W drugim jej końcu panna młoda, w sukni z 
atłasu  i  staromodnych  koronek,  karmiła  swojego  oblubieńca 
weselnym tortem. 
- Tak się cieszę, Ŝe Jason i Heather w końcu się pobrali. 
- Hattie otarła oczy haftowaną batystową chusteczką. - Bałam się, Ŝe 
ten dzień nigdy nie nadejdzie. 
-  Ryan  i  Courtney  mądrze  zrobili,  Ŝe  wzięli  ślub  po  cichu  - 
pochwaliła Muriel swoich podopiecznych. 
-  Jason  sądził,  Ŝe  Ryan  jak  zwykle  Ŝartuje  –  powiedziała  Betty  - 
kiedy oświadczył mu, Ŝe został przeniesiony do Chicago i wraca jako 
Ŝ

onaty męŜczyzna. 

-  Jason  wkurzył  się  po  prostu  na  Ryana,  Ŝe  go  wyprzedził  -  nie 
omieszkała wyjaśnić Muriel. 
-  JuŜ  nie  wygląda  na  wkurzonego  -  zauwaŜyła  Betty.  -  Jest 
szczęśliwy. 
- Ryan teŜ. 
- Czyli zostaje nam ich siostra, Anastazja. 
Jak  na  zawołanie,  wszystkie  trzy  dobre  wróŜki  spojrzały  na 
ciemnowłosą  kobietę  w  lśniącej  lawendowej  sukni  druhny.  ZdąŜyła 
juŜ zamienić wytworne szpilki na wygodne sportowe buty. 
-  No  dobrze...  -  westchnęła  Betty.  -  Tym  razem  zabierzemy  się  do 
tego  trochę  inaczej.  Z  Jasonem  i  Ryanem  działałyśmy  raczej  na 
wyczucie... 
-  Jakie  tam  raczej  -  przerwała  jej  Muriel.  -  Z  całą  pewnością 
działałyśmy na wyczucie. 
Betty  zmarszczyła  gniewnie  czoło.  Nie  znosiła,  kiedy  ktoś  jej 
przerywał. 
-  Od  dnia,  w  którym  rozpoczęłyśmy  pracę  w  tym  fachu,  kiedy  w 
czasie  chrztu  trojaczków  Knight  przez  nieuwagę  wysypałyśmy  na 

background image

dzieci  zbyt  wiele  czarodziejskiego  pyłu,  ponosimy  konsekwencje 
tamtego  błędu.  Swatałyśmy  potem  wiele  innych  trojaczków  i  nie 
miałyśmy z nimi większych kłopotów. Ale ta trójka od początku jest 
wyjątkowa.  Prawdopodobnie  dlatego,  Ŝe  obdarzyłyśmy  Jasona 
nadmiernym rozsądkiem i seksapilem, a Ryana przesadnym uporem i 
poczuciem humoru. 
-  Nie  zapominaj  o  Anastazji.  Za  duŜo  inteligencji  i zbyt  Ŝywiołowy 
temperament.  ChociaŜ  dobrze  jej  z  tym,  prawda?  -  powiedziała  z 
dumą w głosie Hattie. 
- Jej ze wszystkim i we wszystkim jest dobrze - przyznała Muriel. 
Siostry  zauwaŜyły,  Ŝe  goście  zaczęli  tańczyć.  Ze  sprzętu 
nagłaśniającego  dostarczonego  przez  stację  radiową  WMAX,  w 
której pracowała Heather, popłynęła muzyka. Pierwszą piosenką była 
„The  One"  Eltona  Johna,  zajmująca  szczególne  miejsce  w  sercach 
Jasona  i  Heather.  Młoda  para  wyglądała  na  nieprzytomnie 
szczęśliwą. Tak samo jak Ryan i Courtney. 
Anastazja sprawiała wraŜenie znacznie mniej zadowolonej. Tańczyła 
z  krępym  męŜczyzną,  który  był  juŜ  bardziej  niŜ  podchmielony. 
Kiedy  facet  nieopatrznie  zsunął  rękę  na  jej  pośladek,  z  całej  siły 
nadepnęła mu na nogę. 
- No właśnie... - Betty pokręciła głową. – Nadmiar zapalczywości. 
-  Została  ordynarnie  sprowokowana.  -  Hattie  natychmiast  stanęła  w 
obronie  swojej  podopiecznej.  -  Ten  pijany  łobuz  zachował  się  jak 
ostatni prostak! 
- Będziemy miały z nią duŜo kłopotów - powiedziała Muriel. - Czy 
wiemy juŜ, kto jest jej przeznaczony? 
- Oczywiście, Ŝe wiemy. Na tym polega nasza praca - oświadczyła z 
wyŜszością Betty. 
-  David  Sullivan,  trudny  typ,  taki,  który  nie  wierzy  w  marzenia  - 
gorliwie wyjaśniła Hattie. 
-  Dlatego  właśnie  powinnyśmy  opracować  dla  Anastazji  specjalny 
plan. 
- Zawsze sobie mówimy, Ŝe mamy jakiś plan, a potem rzadko coś z 
niego wychodzi. 
- Fakt, Ŝe zdarzają nam się wpadki... 
- Nie da się ukryć - wtrąciła się Muriel - ale czy zauwaŜyłaś, Ŝe nam 

background image

zdarzają się częściej niŜ innym? 
- I dlatego musimy wezwać posiłki - oświadczyła Berty. 
- Anioła stróŜa? - Hattie wymówiła te słowa z namaszczeniem. 
- Nie, babcię. 
- Babcię? 
- Właśnie. śeby wyswatać tych dwoje, musimy skorzystać z ludzkiej 
pomocy. Kogoś, kto będzie trzymał rękę na pulsie. W końcu mamy 
teŜ innych podopiecznych. 
- A co ja i ty mamy z tym wspólnego? - spytała Muriel. - Wydawało 
mi się, Ŝe to zadanie Hattie, a my jesteśmy tu tylko po to, Ŝeby słuŜyć 
jej radą. W kaŜdym razie tak mi powiedziałaś, kiedy zajmowałam się 
Ryanem. PrzecieŜ to zasługa Hattie, Ŝe Anastazja wyrosła na kobietę 
w gorącej wodzie kąpaną i nieprzeciętnie inteligentną. 
- Daj spokój - przerwała jej Berty.  - Pamiętasz chyba naszą zasadę: 
jedna za wszystkie, wszystkie za jedną. 
- To zawołanie Trzech Muszkieterów. 
- No i dobrze, im się sprawdzało i sprawdza się nam. Na czym to ja 
skończyłam? 
-  Wspomniałaś,  Ŝe  masz  znaleźć  wśród  ludzi  kogoś  do  pomocy  - 
przypomniała Hattie. - Jakąś babcię. 
- Słusznie. Zwerbowałam babcię Davida Sullivana. 
- Czy to jest dozwolone? - spytała niepewnie Hattie. 
- Jeśli nie będziesz o tym trąbić... - Betty wzruszyła ramionami - to ja 
teŜ nie. 
-  Dlaczego  David  i  Anastazja  nie  mogą  się  po  prostu  spotkać  i 
zakochać od pierwszego wejrzenia? - westchnęła Hattie. 
- Bo to by było zbyt łatwe. 
-  A  widziałabyś  w  tym  coś  złego?  -  Muriel  najwyraźniej  nie 
widziała. - To dobrze, jeśli coś idzie jak z płatka. 
- Być moŜe, ale nie taka nasza dola. A zresztą co się z wami dzieje? 
Nie  lubicie  przygód?  KaŜde  trio  dobrych  wróŜek  poradzi  sobie  z 
łatwą  sprawą.  Ale  Ŝeby  stawić  czoło  prawdziwym  wyzwaniom, 
potrzeba odwagi i pomysłowości takich specjalistek jak my. 
- A co jest właściwie naszą specjalnością? - spytała niewinnie Hattie. 
- Kłopoty - odparła bez zastanowienia Muriel. 
- Stwarzamy je czy zaradzamy im? 

background image

- Jedno i drugie, niestety. Ale wkrótce przełamiemy złą passę. Claire 
Sullivan  marzy  o  tym,  Ŝeby  jej  jedyny  wnuczek  się  ustatkował. 
Wychowywała go jak matka, odkąd jego rodzice zginęli w wypadku. 
Miał  wtedy  dziesięć  lat.  David  słucha  rad  swojej  babci,  więc  jeśli 
będziemy mieć w niej oparcie, pójdzie nam z płatka. 
Gdy  tylko  Betty  dokończyła  zdanie,  wybuchła  głośna  utarczka  przy 
stole  z  weselnym  tortem.  Anastazję  rozzłościły  w  końcu  na  dobre 
końskie zaloty przysadzistego partnera, który zachowywał się, jakby 
całkiem nie pojmował, dlaczego nadepnęła mu na nogę. Tym razem 
odepchnęła  go  z  całej  siły.  Zbyt  pijany,  Ŝeby  utrzymać  równowagę, 
zachwiał  się  i  zatoczył  do  tyłu,  następnie  wymachując  rękami, 
znieruchomiał  na  chwilę,  po  czym  runął  jak  kłoda  w  sam  środek 
tortu. 
- Pójdzie nam jak z płatka - powiedziała z przekąsem Muriel. - JuŜ to 
widzę.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

-  Denton  dalej  pchał  się  z  tymi  łapami,  więc  w  końcu  go 
odepchnęłam, wcale nie tak mocno... - opowiadała Anastazja swojej 
przyjaciółce  Claire  Sullivan,  kiedy  jechały  prowadzącą  na  północ 
Chicago  trasą  Lakę  Shore.  -  Ale  on  był  pijany,  stracił  równowagę  i 
wylądował na torcie weselnym mojego brata. 
Anastazja  siedziała  za  kierownicą  swojego  czerwonego  triumpha. 
Dach  kabrioletu  był  opuszczony,  związała  więc  włosy  w  koński 
ogon, Ŝeby nie rozwiewał ich wiatr. Był gorący sierpniowy dzień, ale 
chłodna bryza od jeziora łagodziła upał. 
Claire,  z  obawy  o  fryzurę,  wcisnęła  na  czoło  czapkę  baseballową 
druŜyny  Chicago  Cubs.  Zupełnie  nie  wyglądała  na  swoje 
siedemdziesiąt  lat  z  okładem,  a  w  szafirowym  dresie  do  uprawiania 
joggingu było jej szczególnie do twarzy. 
- Coś podobnego... - Spojrzała na Anastazję z troską w oczach. - Czy 
bardzo był zły? 
-  Kto?  Denton  czy  Jason?  -  Zanim  doczekała  się  odpowiedzi, 
wyprzedziła  z  wprawą  kilka  samochodów.  Anastazja  prowadziła 
auto tak, jak Ŝyła: pewnie i z odrobiną szaleństwa. 
- Denton dostał to, na co zasłuŜył. Miałam na myśli Jasona. 
-  Nie  wyglądał  na  rozbawionego,  ale  Heather  zachowała  się 
fantastycznie.  Najpierw  wszystkich  rozśmieszyła,  a  potem  zebrała 
nas wokół siebie, rzuciła w tłum ślubny bukiet, i było po sprawie. 
- A kto go złapał? 
-  No  więc,  wyobraź  sobie,  druhną  Heather  była  producentka  jej 
audycji radiowej, Nita Weiskopf. Do nieśmiałych to ona nie naleŜy. 
Stanęła  w  pierwszym  rzędzie,  gotowa  na  wszystko,  byle  pochwycić 
ten bukiet. Ja stałam z tyłu. 
-  Bo  ty  naleŜysz  do  nieśmiałych...  -  Claire  uśmiechnęła  się 
przewrotnie. 
-  Jasne.  -  Anastazja  odwzajemniła  uśmiech.  -  Wszystko  moŜna  o 
mnie  powiedzieć,  tylko  nie  to,  Ŝe  jestem  nieśmiała.  Stanęłam  jak 
najdalej, bo po prostu nie chciałam złapać tego bukietu. Zupełnie mi 
się nie marzyła rola następnej panny młodej. 
- Masz coś przeciwko pannom młodym? 
-  Oczywiście,  Ŝe  nie.  Dopóki  nie  jestem  jedną  z  nich.  Zbyt  wysoko 

background image

cenię  sobie  wolność.  W  kaŜdym  razie  Heather  rzuciła  bukiet  prosto 
w Nitę. A potem zdarzyło się coś dziwnego... - Anastazja zamilkła na 
chwilę.  -  Mimo  moich  najszczerszych  wysiłków,  Ŝeby  trzymać  się 
jak najdalej od tych przeklętych kwiatów, nagle bukiet skręcił, jakby 
zdalnie sterowany, i zaczął lądować tuŜ nade mną. Mogłam go albo 
chwycić, albo dostać nim po głowie. 
- Miałaś szczęście! 
-  Nie  nazwałabym  tego  szczęściem.  To,  Ŝe  poznałam  w  bibliotece 
ciebie  -  o,  to  było  prawdziwe  szczęście!  -  Anastazja  od  pierwszej 
chwili  poczuła  sympatię  do  Claire,  a  przez  cały  ostatni  rok  stawały 
się sobie coraz bliŜsze. 
-  Dla  mnie  to  teŜ  był  wyjątkowy  dzień.  Tak  jak  dzisiejszy.  Pomyśl 
tylko: ja - kobietą interesu. WciąŜ jeszcze nie mogę w to uwierzyć. 
- Będziesz wspaniała. 
-  Od  dawna  chciałam  otworzyć  własną  cukierenkę  z  lodami,  ale  to 
było  tylko  marzenie  i  nigdy  nie  myślałam,  Ŝe  kiedykolwiek  się 
spełni. 
-  To  był  rzeczywiście  łut  szczęścia,  Ŝe  właściciele  domu,  w  którym 
mieszkam,  zdecydowali  się  akurat  teraz  go  sprzedać.  A  sklep  na 
parterze  ma  tę  cudowną  marmurową  ladę,  w  sam  raz  dla  twojej 
cukierenki. To miejsce aŜ się prosiło o remont. Trudno uwierzyć, Ŝe 
od  zamknięcia  polskich  delikatesów  stało  puste.  -  Anastazja 
uśmiechnęła się do Claire. - Wiesz, Ŝe jestem dobrą lokatorką, więc 
kiedy  wynajmiesz  mi  mieszkanie  na  drugim  piętrze,  będziesz  miała 
następne źródło regularnych dochodów. 
-  Wiem.  I  nie  mogę  się  doczekać  rozpoczęcia  remontu.  Mam 
nadzieję, Ŝe uda mi ruszyć z tym biznesem za półtora miesiąca. 
Kwadrans  później  Anastazja  zaparkowała  przed  swoim  domem. 
Ledwie zgasł silnik, Claire wysiadła z samochodu i pędem ruszyła do 
drzwi wejściowych. 
-  BoŜe,  jestem  tak  zdenerwowana,  Ŝe  nie  potrafię  poradzić  sobie  z 
zamkiem.  -  Starsza  kobieta  ścisnęła  dłoń  Anastazji.  -  Jeszcze  raz 
dziękuję,  Ŝe  zechciałaś  pojechać  ze  mną  na  ten  przetarg.  Twoja 
obecność naprawdę dodawała mi otuchy. 
- Po to ma się przyjaciół. - Anastazja przytuliła Claire. 
-  Miałam  nadzieję,  Ŝe  mój  wnuk  wróci  z  konferencji  w  Nowym 

background image

Jorku i będzie mi towarzyszył... ale widocznie coś go zatrzymało. 
Anastazję  korciło,  Ŝeby  przemówić  mu  do  rozumu.  Nie  znała  tego 
faceta,  a  juŜ  go  nie  lubiła.  Z  tego,  co  o  nim  słyszała,  musiał  być 
zwariowanym  pracoholikiem,  któremu  brakowało  czasu  na  to,  Ŝeby 
w pełni docenić swoją babcię. A ona była tak niezwykłą kobietą. 
Miała błękitne Ŝywe oczy, a na jej kasztanowych włosach nie widać 
było  śladu  siwizny.  Zawdzięczała  to  swoim  rytualnym  wizytom  w 
salonie piękności „Paula's Powder Puff", którego, jak przyznała, była 
wierną  klientką  od  czasów  prezydentury  Eisenhowera  w  pierwszej 
połowie  lat  pięćdziesiątych.  Poza  tym  Claire  miała  wielkie  serce. 
Zasługiwała na coś lepszego niŜ na wnuka, który nie potrafi znaleźć 
dla niej czasu, gdy ona naprawdę go potrzebuje. 
-  Zapomnij  o  Davidzie.  Proszę...  -  Anastazja  przekręciła  klucz  w 
zamku  i  z  uroczystą  miną  otworzyła  drzwi.  -  Witamy  w... 
Wymyśliłaś juŜ nazwę dla swojej lodziarni? 
-  Jeszcze  nie.  -  Claire  wpadła  do  opuszczonego  sklepu.  Stanęła  na 
samym  środku  podłogi  z  kafelków  ułoŜonych  we  wzór  płatków 
ś

niegu,  zakręciła  się  w  tanecznym  piruecie  i  krzyknęła:  -  Moje!  To 

wszystko moje! 
Anastazja roześmiała się. Podobnie jak Claire, dostrzegła otwierające 
się  przed  przyjaciółką  perspektywy,  choć  puste  pomieszczenie  nie 
wyglądało  teraz  najlepiej.  Poprzedni  właściciel  budynku  zmarł  w 
zeszłym roku, a jego spadkobiercy długo spierali się między sobą, aŜ 
w końcu zdecydowali się sprzedać nieruchomość. 
Sklep wymagał gruntownego remontu, ale dwa mieszkania na górze 
były  w  dobrym  stanie.  Wybudowany  w  latach  dwudziestych  dom  z 
czerwonej  cegły  znajdował  się  w  Evanston,  na  północnym 
przedmieściu  Chicago,  o  rzut  kamieniem  od  granic  miasta. 
Lokalizacja u zbiegu dwóch ulic niemal  gwarantowała popularność, 
a  do  tego  łatwo  było  tu  zaparkować  samochód.  Poza  tym  niedaleko 
mieścił  się  campus  Uniwersytetu  Northwestern,  moŜna  więc  było 
liczyć na studentów. 
Jednym  słowem,  było  to  znakomite  miejsce  na  urzeczywistnienie 
marzeń  Claire.  A  Anastazja  gotowa  była  zrobić  wszystko,  co  tylko 
moŜliwe, Ŝeby jej w tym pomóc. 
-  Co  tu,  u  diabła,  się  dzieje?  -  spytał  wściekłym  tonem  stojący  w 

background image

progu  męŜczyzna.  W  oczach  miał  dziką  furię,  co  nie  przeszkodziło 
Anastazji zauwaŜyć, Ŝe jest wyjątkowo przystojny. 
- Cofnij się! - rozkazała stanowczym, ostrym tonem, tak jak ją uczył 
instruktor  samoobrony.  Nie  odwracając  wzroku,  sięgnęła  do  torebki 
po pojemnik z pieprzem w sprayu i wycelowała go w potencjalnego 
napastnika. Wedle zasady „przezorny ubezpieczony". - Z drogi! 
-  Bo  co?  -  Intruz  rzucił  jej  kpiące  spojrzenie,  w  którym  nie  było 
nawet cienia strachu. - Udusisz mnie kremem do golenia? 
- David, co za niespodzianka! - krzyknęła Claire i podeszła, Ŝeby go 
uściskać.  -  Myślałam,  Ŝe  siedzisz  jeszcze  na  tej  konferencji  w 
Buffalo. 
-  Właśnie  wróciłem  i  odsłuchałem  na  sekretarce  twoją  dziwną 
wiadomość.  Niewiele  z  tego  zrozumiałem.  Coś  o  kupnie  domu,  o 
jakiejś cukierence z lodami... 
- Zostawiłam ci adres, ale nie sądziłam, Ŝe będziesz jechał taki kawał 
drogi,  Ŝeby  zobaczyć  to  miejsce  na  własne  oczy.  Kochany  z  ciebie 
chłopiec. 
Chłopiec? Anastazja nie wierzyła własnym uszom. Nie mogła się w 
nim  dopatrzyć  niczego  chłopięcego.  Wyglądał  bardzo  męsko  i 
pociągająco:  miał  czarne  włosy  i  brwi  oraz  niewiarygodnie 
niebieskie  oczy  w  oprawie  gęstych  rzęs.  Była  dopiero  trzecia  po 
południu, a jego kanciastą brodę pokrywał juŜ cień świeŜego zarostu. 
Widać było, Ŝe wrócił z bardzo uciąŜliwej podróŜy. 
Ubrany  był  w  znoszone  dŜinsy  i  płócienną  koszulę  uwydatniającą 
jego  szerokie  barki.  Podwinięte  rękawy  odsłaniały  opalone 
przedramiona. Był wysoki i dobrze zbudowany, ale szczupły. Typem 
muskulatury nie zaimponowałby nawet początkującemu kulturyście. 
- Co tu się dzieje? - spytał ponownie. 
-  To...  -  Claire  zamaszystym  gestem  dłoni  zakreśliła  w  powietrzu 
półkole - … jest moja przyszłość. 
- Nieprawda. Twoją przyszłością jest kapitał odłoŜony w banku. 
- JuŜ nie. Zainwestowałam go w to. 
- Co zrobiłaś?! - David pobladł. 
- Nie musisz krzyczeć, kochanie - powiedziała z łagodną reprymendą 
w  głosie.  -  Mam  tę  swoją  siedemdziesiątkę  z  okładem,  ale  to  nie 
znaczy, Ŝe jestem głucha. 

background image

-  Nie  mogę  uwierzyć,  Ŝe  zrobiłaś  coś  takiego,  nie  prosząc  mnie 
nawet o radę. 
- Byłeś ostatnio bardzo zajęty, więc nie chciałam zawracać ci głowy. 
Anastazja zastanawiała się, czy to, co przemknęło przez jego twarz, 
było  cieniem  zaŜenowania,  czy  tylko  złudzeniem  optycznym.  Nie 
miała  pewności,  bo  teraz  jego  mina  wyraŜała  niczym  niezmącony 
gniew. 
-  Nie  powinnaś  była  tego  robić.  Ale  moŜe  powiesz  mi  wreszcie,  co 
dokładnie zrobiłaś? 
-  Kupiłam  tę  kamienicę.  -  Claire  czule  poklepała  ścianę.  David 
sprawiał wraŜenie, jakby dostał po głowie grubą deską. 
- Kupiłaś - powtórzył ostroŜnie. - To znaczy zapłaciłaś za nią? 
- Tak. I obciąŜyłam jej hipotekę. 
- Co cię, na miłość boską, opętało? 
- Mam zamiar otworzyć cukierenkę z lodami. 
-  Lodziarnię.  Dopadł  cię  jakiś  wygadany  pośrednik  i  podstępem 
wyłudził pieniądze? 
- Oczywiście, Ŝe nie. Moja lodziarnia będzie jak ze starych dobrych 
czasów,  kiedy  sprzedawano  lody  domowej  roboty  -  oświadczyła 
dumnie. 
-  Nie  wydaje  ci  się,  Ŝe  to  trochę  za  późno,  Ŝeby  ruszać  z  takim 
pomysłem?  Dzisiaj  prowadzenie  własnego  interesu  przynosi  więcej 
kłopotów  niŜ  korzyści.  Na  emeryturze  powinnaś  korzystać  z  Ŝycia, 
cieszyć  się  wolnością  od  obowiązków,  a  nie  skazywać  na  cięŜką 
całodzienną  harówkę.  -  David  przemawiał  do  swojej  babci  jak  do 
niesfornego dziecka, doprowadzając tym do furii Anastazję. 
AleŜ ma tupet ten wielki gamoń! Anastazja była zbyt wściekła, Ŝeby 
się  odezwać.  Na  szczęście  Claire  zachowała  spokój,  ufna,  Ŝe  zdoła 
przekonać Davida do swojej decyzji. Anastazja uwaŜała to za stratę 
czasu.  Ten  facet  miał  zakuty  łeb  i  klapki  na  oczach.  Ba,  Ŝeby  choć 
klapki! Bielmo byłoby właściwszym słowem. 
- Dwa mieszkania na górze są w dobrym stanie - tłumaczyła Claire - 
ale sklep wymaga odrobiny pracy. 
- Odrobiny pracy? - powtórzył z niedowierzaniem David, rozglądając 
się dokoła. - Tu przydałby się cud! 
-  Miałam  cichą  nadzieję,  Ŝe  pomoŜesz  nam  w  remoncie...  Właśnie 

background image

zaczynasz urlop, prawda? 
- Tak, ale... 
-  Zaplanowałam  uroczyste  otwarcie  na  pierwszego  października,  za 
sześć tygodni. 
- O ile wiem, do tego czasu skończy się sezon największego popytu 
na lody. 
-  Na  lody  zawsze  jest  popyt  -  odezwała  się  w  końcu  Anastazja.  - 
Poza  tym  nieczęsto  się  zdarza  okazja  nabycia  nieruchomości  w  tak 
dobrym punkcie, więc Claire nie mogła z tym czekać do następnego 
lata. 
- A pani jest... - David spojrzał wściekle na Anastazję. 
-  Och,  wybaczcie  mi  złe  maniery...  -  Claire  przycisnęła  dłonie  do 
zarumienionych  policzków,  a  potem  skierowała  je  do  wnuczka.  - 
Davidzie, to jest Anastazja Knight, moja przyjaciółka. Opowiadałam 
ci o niej, pamiętasz? 
- Nie opowiadałaś. Podobnie jak nie wspomniałaś mi o tym miejscu. 
-  Na  pewno  mówiłam  ci  o  Anastazji,  nie  mam  przecieŜ  zbyt  wielu 
przyjaciółek. 
-  Jedyna  przyjaciółka,  o  której  mi  opowiadałaś,  to  jakaś  szara 
myszka z biblioteki dla dzieci. 
- Szara myszka? - Claire zmarszczyła brwi. 
-  Nie  pamiętam,  jak  dokładnie  ją  opisałaś  -  David  wzruszył 
arogancko ramionami - ale wszystkie bibliotekarki są takie same. W 
kaŜdym  razie  to  wspaniale,  Ŝe  znalazłaś  jakąś  starszą  panią,  z  którą 
moŜesz sobie do woli plotkować... - Zamilkł wreszcie, gdy zdał sobie 
sprawę z wiszącego  w powietrzu napięcia i wrogości. MoŜe nie był 
najbardziej  złotoustym  facetem  w  okolicy,  a  i  poczucie  taktu  nie 
naleŜało  do  jego  najsilniejszych  stron.  Poza  tym  miał  za  sobą 
okropną  podróŜ  z  Buffalo.  Spróbował  odzyskać  stracony  teren.  -
Chciałem  powiedzieć,  Ŝe  to  wspaniale,  iŜ  poznałaś  starszą  panią, 
która... uff, zaprzyjaźniła się z tobą. 
Jego  łagodna  z  natury  babcia  kręciła  głową,  wyraźnie  zirytowana. 
CzyŜby obraziła się za to, Ŝe nazwał bibliotekarkę starszą kobietą? A 
jakie określenie byłoby tu politycznie poprawne? 
- Dobrze, Ŝe znalazłaś kumpelkę w wieku przedemerytalnym - czy to 
brzmi lepiej? - spytał z nadzieją w głosie. 

background image

Dwie  pary  oczu  przeszywających  go  iskrzącym  wzrokiem 
uświadomiły Davidowi, Ŝe trafił jak kulą w płot. 
- Nigdy nie mówiłam, Ŝe moja przyjaciółka jest stara, starsza czy w 
wieku przedemerytalnym - oświadczyła stanowczo Claire. -  Ani teŜ 
nigdy w rozmowie nie pojawiło się słowo „szara myszka". 
Davida ogarnęło złe przeczucie. 
- Pozwól, Ŝe zgadnę... 
- To ja jestem tą szarą myszką z biblioteki - Anastazja potwierdziła 
jego najgorsze przypuszczenia. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

Z  całą  pewnością  nie  przypominała  Ŝadnej  z  bibliotekarek,  które 
widział w swoim Ŝyciu David. Choć, prawdę mówiąc, niezbyt często 
zaglądał do bibliotek. Nigdy nie miał na to dość czasu ani chęci. 
Przez  kilka  ostatnich  lat  praca  inspektora  analizującego  przyczyny 
poŜarów  pochłaniała  go  bez  reszty.  Badanie  kataklizmów,  które 
często  całe  rodziny  odzierały  z  ich  marzeń,  a  nawet  pozbawiały 
Ŝ

ycia,  naleŜało  do  takich  doświadczeń,  które  zmieniały  w  cynika 

kaŜdego optymistę czy marzyciela. David zaś nigdy - a przynajmniej 
od  śmierci  rodziców  w  wypadku  samochodowym  -  optymistą  ani 
marzycielem nie był. 
Marzycielami  byli  jego  rodzice.  Ojciec  wycofał  pieniądze  z  polisy 
ubezpieczeniowej na Ŝycie i zainwestował je w piramidę finansową, 
nie zostawiając po sobie niczego prócz długów. David zdawał sobie 
sprawę,  Ŝe  dziadkowie,  wychowując  go,  borykali  się  z  wieloma 
powaŜnymi  kłopotami,  a  jednak  nigdy  nie  dali  mu  do  zrozumienia, 
Ŝ

e jest dla nich cięŜarem. 

Od dziecka był pracowity i trzeźwo myślący. Wyśmiewał górnolotne 
marzenia  innych  dzieci,  które  chciały  być  gwiazdami  koszykówki 
albo  rocka.  Kiedyś  w  szkole,  w  dniu  prezentacji  róŜnych  zawodów, 
wysłuchał  pogadanki  dowódcy  straŜy  poŜarnej  i  odtąd  nie  miał  juŜ 
wątpliwości, kim chciałby zostać. Po college'u rozpoczął pracę jako 
straŜak, wspinał się po kolejnych szczeblach kariery, aŜ przeniesiono 
do wydziału rozpoznawania przyczyn poŜarów. 
Z  kaŜdym  rokiem  pracy  potęgowała  się  doza  cynizmu  w  jego 
spojrzeniu  na  świat.  Jaki  sens  mają  marzenia,  jeśli  w  kaŜdej  chwili 
mogą  pójść  z  dymem?  Jeśli  potrafią  człowieka  zaślepić,  całkowicie 
przesłaniając realny świat, tak jak zaślepiły jego ojca, który zostawił 
rodzinę  z  niczym,  poza  spopielonymi  resztkami  swoich  złudzeń. 
Zbyt wiele złych rzeczy  przydarzyło się dobrym ludziom na oczach 
Davida, Ŝeby potrafił jeszcze w coś wierzyć. 
Urlop  wziął  na  Ŝądanie  szefa.  Miał  wykorzystać  wszystkie  wolne 
dni,  które  uzbierały  się  przez  ostatnie  osiem  lat,  Ŝeby  spojrzeć  na 
sprawy z dystansu. 
Problem  polegał  na  tym,  Ŝe  na  samą  myśl  o  bezczynności  miał 
ochotę  gryźć  ścianę.  Nie  naleŜał  do  ludzi,  którzy  potrafią  lenić  się 

background image

całymi  dniami,  kontemplując  własny  pępek  i  zastanawiając  się, 
dlaczego Cubsi nigdy nie wygrywają. 
Postanowił spędzić trochę czasu z babcią i sprawdzić, czy dobrze jej 
się  wiedzie  na  emeryturze.  Była  jedyną  bliską  mu  osobą,  miał  więc 
wyrzuty sumienia, Ŝe ostatnio tak rzadko się z nią widywał, ale teraz 
tu  był  i  nie  miał  zamiaru  pozwolić,  Ŝeby  ktoś  wykorzystywał  jej 
Ŝ

yczliwe  do  granic  naiwności  usposobienie.  Instynkt  mu 

podpowiadał,  Ŝe  Anastazja  ma  fatalny  wpływ  na  jego  babcię  - 
kobietę,  która  od  dziesięcioleci  nie  zmieniła  banku  ani  fryzjera. 
Kupienie  walącego  się  domu  i  obłędny  pomysł  otworzenia  w  nim 
lodziarni absolutnie nie były w jej stylu. 
Ale  coś  podobnego  na  pewno  mogło  urodzić  się  w  głowie  tej 
szalonej kobiety, która groziła mu kremem do golenia. 
Miał  więcej  niŜ  przeczucie,  Ŝe  to  ona  skłoniła  babcię  do  wydania 
lekką ręką oszczędności całego Ŝycia. 
Spojrzał  na  bibliotekarkę,  tym  razem  jak  męŜczyzna  na  kobietę. 
Obnosiła  się  z  tą  swoją  pewnością  siebie  jak  z  pucharem 
mistrzowskim.  Tylko  bardzo  odwaŜna  kobieta  mogłaby  się  ubrać  w 
ten  sposób.  Jej  Ŝółta  sukienka  bez  rękawów  była  tak  długa,  Ŝe 
opierała  się  na  pomarańczowych  trampkach,  ale  na  niej  wyglądała 
seksownie.  Nie  wiadomo  dlaczego,  ta  sukienka  przywiodła  mu  na 
myśl parne letnie noce, zimną lemoniadę i ukradkowe pocałunki. 
Miała  długie  kasztanowe  włosy  związane  w  koński  ogon  i  robiące 
niezwykłe wraŜenie złote oczy. Była zdecydowanie wysoka, musiała 
mieć ponad metr siedemdziesiąt wzrostu, bo czubkiem głowy sięgała 
jego brody. Nie, nie miał ochoty sprawdzić tego dokładnie, nic z tych 
rzeczy. Była piękna, ale zdecydowanie nie w jego typie. A poza tym 
nie ufał jej. 
-  A  więc,  Anastazjo...  -  David  starał  się  mówić  jak  najmniej 
podejrzliwym tonem - ...jeśli dobrze zrozumiałem, przyjechałaś tu z 
moją  babcią,  Ŝeby  pomóc  jej  doprowadzić  to  miejsce  do  stanu 
uŜywalności. 
-  Mieszkam  tutaj.  Oczywiście  nie  w  sklepie,  tylko  w  jednym  z 
mieszkań na górze. 
- Świetnie się składa - zauwaŜył drwiąco. - Śmiem przypuszczać, Ŝe 
to ty poradziłaś mojej babci kupno tej... - chciał powiedzieć „rudery", 

background image

ale  na  wszelki  wypadek  zrezygnował  z  otwartego  ataku  -  ...tego 
starego domu. 
-  Kiedy  Anastazja  powiedziała,  Ŝe  znalazła  wspaniałe  miejsce  na 
moją lodziarnię, wprost  nie mogłam w to uwierzyć  - odpowiedziała 
za Anastazję Claire. 
-  Nie  mam  o  to  do  ciebie  pretensji  -  mruknął  David,  postanawiając 
sobie w duchu, Ŝe nie uwierzy w ani jedno słowo Anastazji, dopóki 
sam  wszystkiego  nie  sprawdzi.  Prawdopodobnie  ta  spryciara 
namówiła babcię na kupno domu, w którym sama mieszka, z bardzo 
prostego  powodu.  Wygodnie  jest  mieć  za  gospodarza  bliską 
przyjaciółkę,  kogoś,  kto  nie  będzie  miał  nic  przeciwko  temu,  jeśli 
spóźnimy się z uiszczeniem opłaty za czynsz, a nawet wcale  go nie 
zapłacimy. - Co jeszcze zrobiłaś dla mojej babci, Anastazjo? 
- Zawiozłam ją dziś rano do notariusza. 
David zaklął pod nosem. A więc umowa została podpisana zaledwie 
kilka godzin temu. Niech to szlag! Gdyby z powodu złej pogody nie 
odwołano lotu, na który miał zarezerwowany bilet, zdąŜyłby odwieść 
babcię od tego strasznego głupstwa. 
-  Posłuchaj,  babciu,  prowadzenie  własnego  interesu  moŜe  wydawać 
się  zabawne,  ale  w  rzeczywistości  to  cięŜka  praca,  zatrudnianie 
pracowników,  księgi  rachunkowe,  podatki  i  mnóstwo  róŜnych 
kłopotów. To naprawdę nie jest rozsądny pomysł. 
-  Jest  bardzo  rozsądny.  Potrzeba  tylko  odrobiny  wyobraźni,  Ŝeby 
spojrzeć na to z innej strony. 
Te  gorące  słowa  wyrwały  się  oczywiście  nie  jego  babci,  lecz 
Anastazji.  Złoty  snop  światła  przedzierający  się  przez  okienne 
Ŝ

aluzje  tworzył  aureolę  wokół  rozwichrzonych  kosmyków  jej 

włosów.  Ale  w  jej  wyglądzie  nie  było  nic  anielskiego.  Biła  z  niej 
pasja  i  jakaś  dziwna  energia.  Wyglądała  na  kobietę,  której  równie 
łatwo udaje się zburzyć spokój ducha męŜczyzny, jak wbić do głowy 
starszej pani najgłupszy pomysł na świecie. 
- Jak poznałaś moją babcię? - zapytał uprzejmie. 
-  Poznałyśmy  się  w  bibliotece,  w  której  pracuję  razem  z  innymi 
szarymi jak myszy starymi bibliotekarkami - dodała jednym tchem. 
David  skrzywił  się.  Najwyraźniej  nie  miała  zamiaru  mu  darować. 
Tym  lepiej  dla  niego.  Ona  teŜ  nie  wzbudziła  w  nim  szczególnej 

background image

sympatii. 
-  Twoja  babcia  wybawiła  mnie  z  opresji.  Oczywiście  doszedł  do 
wniosku, Ŝe babcia poŜyczyła jej pieniądze. MoŜe nie wiedział zbyt 
wiele o bibliotekarkach, ale słyszał przecieŜ, Ŝe kiepsko im płacą. 
-  Proszę  cię,  moja  droga,  nie  opowiadaj  mu  tej  historii  - 
zaprotestowała Claire. 
Strzał  w  dziesiątkę,  pomyślał  David.  ZaleŜy  im,  Ŝeby  o  czymś  nie 
wiedział, jest więc coś, czego dowiedzieć się musi. 
- Dlaczego nie, babciu? Z przyjemnością posłucham, jak wybawiłaś 
ją z opresji. 
-  Dobrze,  ale  to  trochę  krępujące.  -  Claire  nerwowo  zachichotała.  - 
Widzisz,  bibliotekarki  cienko  przędą,  zwłaszcza  po  ostatnich 
cięciach  w  budŜecie.  Anastazja  często  Ŝartuje,  Ŝe  zostać 
bibliotekarką, to jakby złoŜyć śluby ubóstwa. 
Chyba  Ŝe  znajdzie  się  bogatą  starą  przyjaciółkę  i  namówi  ją 
podstępnie  na  kupno  walącego  się  domu,  w  którym  wynajmuje  się 
mieszkanie,  pomyślał  cynicznie  David.  Niewykluczone,  Ŝe  ta 
oszustka  była  w  zmowie  z  poprzednimi  właścicielami.  I  na  pewno 
trzyma w zanadrzu kilka następnych pomysłów na wyprowadzenie w 
pole jego babci. 
-  No  więc  zgłosiłam  się  jako  wolontariuszka  do  opowiadania 
dzieciom  bajek  -  ciągnęła  Claire.  -  Wtedy  właśnie  spotkałyśmy  się 
po raz pierwszy. 
- A w jaki sposób wybawiło cię to z opresji? - David zwrócił się do 
Anastazji. 
-  Podejrzewam,  Ŝe  nigdy  nie  próbowałeś  czytać  bajek  grupie 
dwudziestu pięciu przedszkolaków. 
Na  samą  myśl  o  tym  Davida  przeszył  dreszcz.  Nie  miał  Ŝadnego 
doświadczenia  w  obcowaniu  z  małymi  dziećmi.  Owszem,  pracował 
ze  starszymi,  dostatecznie  duŜymi,  Ŝeby  grać  w  małej  lidze 
baseballu, którą pomagał prowadzić. 
-  Miałam  w  grupie  dwie  pary  wyjątkowo  nieznośnych  bliźniaków  - 
opowiadała  Anastazja  z  uśmiechem,  który  zdradzał  i  wesołość,  i 
trwogę. - Zachowywali się jak małe dzikusy, a ja bez dziesięciu par 
dodatkowych rąk nie miałam szansy panować nad sytuacją. Przedtem 
miałam asystentkę do pomocy, ale kiedy odeszła, nie przyjęli nikogo 

background image

na  jej  miejsce.  Nazywa  się  to  redukcją  etatów  -  albo  strategią  na 
wyczerpanie  przeciwnika.  Ja  to  nazywam  krótkowzroczną, 
piramidalną  głupotą,  ale  dajmy  temu  spokój.  Lepiej,  Ŝebym  nie 
zaczęła rozprawiać o polityce podatkowej. 
-  Słusznie.  -  David  wątpił,  Ŝeby  mogli  mieć  podobne  poglądy  na 
temat odpowiedzialności finansowej. 
-  W  kaŜdym  razie  twoja  babcia,  anioł  nie  człowiek,  powstrzymała 
tego  małego  potwora  Terry'ego,  jednego  z  bliźniaków,  przed 
obcięciem mi włosów. Do dzisiaj nie wiem, jak on znalazł te noŜyce. 
Claire ma genialne podejście do dzieci. I opowiada im najpiękniejsze 
bajki. 
- Nie umywają się nawet do bajek Anastazji. - Claire uśmiechnęła się 
promiennie. - Czy wiesz, Ŝe ona je sama wymyśla? 
Jasne, nie tylko bajki dla dzieci, pomyślał David. 
-  O  trójce  dobrych  wróŜek.  Niektóre  nawet  ilustruje.  Radziłam  jej, 
Ŝ

eby zgłosiła się z nimi do jakiegoś wydawcy, bo według mnie są tak 

dobre, Ŝe nadają się do publikacji. 
- Naprawdę chcesz zostać pisarką, Anastazjo? 
- Nie. Tak naprawdę chciałabym być na tyle bogata, Ŝeby móc sobie 
pozwolić  na  bycie  pisarką  -  odpowiedziała  z  impertynenckim 
uśmiechem. 
Pewnie, Ŝe byś chciała. David juŜ miał powiedzieć Anastazji, Ŝe ma 
szansę wzbogacić się kosztem jego babci, gdy Claire chwyciła go za 
rękę i zaciągnęła na drugą stronę sklepu. 
-  Davidzie,  spójrz  tylko  na  tę  marmurową  ladę...  -  przeciągnęła  po 
niej  dłonią  -  i  na  te  kafelki  na  podłodze,  z  wzorem  płatków  śniegu. 
CzyŜ nie są piękne? To miejsce moŜna naprawdę wspaniale urządzić. 
Najpierw usuniemy te dziwaczne ścianki działowe, Ŝeby było więcej 
przestrzeni. Z tyłu chciałabym urządzić kuchnię. 
- Kuchnię? Po co ci kuchnia? 
- śeby robić w niej lody. 
- Robić? Myślałem, Ŝe chcesz je sprzedawać. 
- PrzecieŜ ci mówiłam, Ŝe moje lody będą domowej roboty. Pracuję 
właśnie  nad  kilkoma  specjalnymi  przepisami.  W  rzeczach  twojego 
dziadka  znalazłam  starą  ksiąŜkę  o  prowadzeniu  sklepu  z  wodą 
sodową, lemoniadą i lodami. Jest w niej kilka klasycznych receptur. 

background image

-  Najbardziej  mi  smakowały  „Nastrojone  Delicje"  -  wtrąciła  się 
Anastazja. - Lody w kształcie staromodnego radia. „Deser Trzeciego 
Stopnia" teŜ jest ciekawy, ale bardziej wodnisty. 
David  najchętniej  urządziłby  jej  przesłuchanie  trzeciego  stopnia

1

Ŝ

eby  dowiedzieć  się,  w  jaki  sposób  udało  jej  się  tak  skutecznie 

wkraść  w  łaski  jego  babci.  Zadała  sobie  trud,  Ŝeby  przeczytać 
podręcznik zawodowy jego dziadka! A on nie miał nawet pojęcia, Ŝe 
taka ksiąŜka jest w domu. Zdawał sobie co prawda sprawę, Ŝe babci 
bardzo brakuje męŜa, ale nigdy by się nie spodziewał, Ŝe samotność 
przywiedzie ją do popełnienia tak rozpaczliwych głupstw. 
- Dlaczego nie porozmawiałaś ze mną o tym domu? - zapytał po raz 
kolejny. - Czy nie mogłaś trochę poczekać? 
-  Tłumaczyłam  ci...  -  Claire  poklepała  go  po  dłoni.  -  Nie  chciałam 
zawracać ci głowy, wiedziałam, Ŝe jesteś bardzo zajęty. Jak się udała 
konferencja? 
-  Konferencja  jak  konferencja,  a  ja  nigdy  nie  jestem  aŜ  tak  zajęty, 
Ŝ

eby nie porozmawiać o czymś bardzo waŜnym. 

- David bada przyczyny poŜarów. 
-  Wiem,  juŜ  mi  to  mówiłaś.  -  W  przeciwieństwie  do  Davida, 
Anastazja  uwaŜnie  słuchała  Claire,  co  wypomniała  mu  znaczącym 
spojrzeniem. 
- JuŜ samo kupno nieruchomości - David nie zamierzał odchodzić od 
tematu  -  wiąŜe  się  z  wielkim  ryzykiem,  nie  mówiąc  o  prowadzeniu 
interesu. Czy  wiesz, ile firm upada w pierwszym roku działalności? 
Większość. I dlaczego akurat cukierenka z lodami? 
-  Dlatego,  Ŝe  w  takiej  cukierence  poznałam  twojego  dziadka.  Nie 
masz  pojęcia...  -  rysy  Claire  złagodniały  -  z  jaką  gracją  potrafił 
wrzucić przez ramię kulkę lodów do miseczki, która stała na ladzie. 
Miał wspaniałe ruchy. 
David  spoglądał  przez  ramię  na  ruchy  Anastazji,  która  szła  w  ich 
kierunku, łagodnie kołysząc biodrami. 
- KaŜdy ma prawo do marzeń - powiedziała zaczepnie. 
-  CzyŜby?  A  co  myślisz  o  odpowiedzialności,  bezpieczeństwie 
finansowym? 

                                                           

1

 third degree - wymuszenie zeznań za pomocą tortur (przyp. tłum.)

 

 

background image

-  Twoja  babcia  opracowała  szczegółowy  plan  przedsięwzięcia, 
obliczyła,  ile  kapitału  musi  w  nie  zainwestować  i  tak  dalej.  Jest 
inteligentną  kobietą.  Czy  nie  rozumiesz,  Ŝe  robi  coś,  co  ją 
uszczęśliwia?  Coś,  co  ma  dla  niej  głębokie  osobiste  znaczenie,  bo 
przywołuje  wspomnienie  młodości,  pierwszych  dni  spędzonych  z 
dziadkiem? To jest właśnie marzenie Claire. 
Davida boleśnie ukłuły słowa Anastazji, bo wynikało z nich, Ŝe zna 
jego babcię lepiej niŜ on. 
-  Ciekawe,  jak  wyglądałby  ten  świat,  gdyby  wszyscy  gonili  za 
kaŜdym szalonym marzeniem. 
- Lepiej - odpowiedziała cierpko. - Pomyśl o tym, a ja skoczę na górę 
i przebiorę się w jakieś robocze ciuchy. 

* * * 

- No cóŜ, poszło zupełnie dobrze - stwierdziła Hattie, unosząc się w 
powietrzu.  W  całym  pomieszczeniu  nie  było  ani  jednego  czystego 
miejsca, na którym mogłaby przysiąść w swojej wytwornej sukni. 
-  Dobrze?  -  Muriel,  siedząca  na  zakurzonej  marmurowej  ladzie, 
wepchnęła  z  pasją  obie  ręce  do  głębokich  kieszeni  kamizelki.  - 
Dobrze, bo nie polała się krew? 
- Ty zawsze musisz się czepiać. Nudziara! 
- I kto to mówi? Największa pleciuga w rodzinie. 
-  Dziewczyny!  -  Betty  spojrzała  na  siostry  wymownym  wzrokiem. 
Przechadzała  się  po  ladzie  w  luźnym  podkoszulku  z  napisem 
„Wrzeszczę, bo mam powód", co oznaczało, Ŝe nie jest w nastroju do 
wysłuchiwania bzdur. - Zdaje się, Ŝe mamy problem z Davidem. On 
nie  wierzy  w  marzenia,  a  poza  tym  jest  przekonany,  ze  Anastazja 
czyha na pieniądze jego babci. 
- Wątpię, Ŝeby wierzył w istnienie dobrych wróŜek - wtrąciła Muriel. 
-  To  dopiero  początek.  Wpadłyśmy  tu,  by  zobaczyć  ich  pierwsze 
spotkanie  i  upewnić  się,  czy  Claire  jest  skłonna  zagrać  rolę  swatki. 
UwaŜam, Ŝe nie ma powodu do obaw, wszystko ułoŜy się jak trzeba. 
-  Jesteś  pewna,  Ŝe  zwerbowanie  Claire  do  pomocy  jest  dobrym 
pomysłem? - spytała niepewnie Hattie. 
- A czym to moŜe grozić? - Betty wzruszyła ramionami. 
-  Tylko  zachwianiem  ogólnej  równowagi  w  kosmosie  - 
odpowiedziała ponuro Muriel. 

background image

* * * 

-  Musisz  być  dzielna.  Musisz  zebrać  się  na  odwagę  -  przemawiała 
Anastazja  do  skulonej  pod  fotelem  himalajskiej  kotki.  -  Pamiętaj, 
kim  jesteś.  To  małe  zwierzątko  jest  słabsze  od  ciebie.  Dziś  rano 
włoŜyłam  kawałek  sera  do  humanitarnej  pułapki,  takiej,  która  nie 
zrobi  myszy  krzywdy.  Nie  bój  się,  jestem  pewna,  Ŝe  zaraz  złapie 
przynętę i przestanie cię dręczyć. Uspokój się, Xeno, ona tylko biega 
sobie w kółko, Ŝeby ci dokuczyć. Naprawdę nie powinnaś pozwalać 
tak się traktować. 
Anastazja  liczyła  na  to,  Ŝe  nadając  kotce  imię  wojowniczej 
księŜniczki,  pomoŜe  jej  przezwycięŜyć  słabości  charakteru,  ale  jak 
dotychczas bez powodzenia. Właścicielką tego zwierzęcia stała się z 
konieczności. Dał go jej - a właściwie podrzucił - Trevor, jeden z jej 
byłych  chłopaków,  mówiąc,  Ŝe  nie  ma  czasu  na  zajmowanie  się 
neurotycznymi kotkami. Dwa dni później Anastazja rzuciła Trevora, 
ale zatrzymała Xenę. 
- Ta mysz nie ma prawa cię gnębić - tłumaczyła cierpliwie. - Musisz 
w siebie uwierzyć, nie moŜesz przed nią uciekać. 
To  samo  mogłaby  powiedzieć  o  Davidzie.  Ten  twardogłowy 
pracoholik  nie  miał  prawa  zastraszać  Claire,  pozbawiać  jej  marzeń. 
Sam sobie był winien, Ŝe babcia nie wciągnęła go w swoje plany. Na 
pewno  zdawała  sobie  podświadomie  sprawę,  Ŝe  starałby  się  ją 
zniechęcić. 

Ta 

podejrzliwość 

oczach.... 

Swoją 

drogą 

niewiarygodnych, w kolorze czystego intensywnego błękitu. Szkoda, 
Ŝ

e marnują się u tak zatwardziałego frajera. 

Skąd więc u niej ta nagła iskierka zainteresowania? 
-  MoŜe  to  apetyt  seksualny,  a  nie  zainteresowanie  -  mruknęła, 
zrzucając  buty  w  drodze  do  sypialni.  Potem  ściągnęła  przez  głowę 
sukienkę,  włoŜyła  pomarańczową  bluzkę  bez  rękawów  i  białe 
ogrodniczki.  Lubiła kolorowe stroje.  Lubiła teŜ kolorowe otoczenie, 
dlatego w pokoju nie było niczego neutralnego, szarego ani białego. 
Ś

ciany  były  Ŝółte,  a  ręcznie  tkany  indiański  dywan  niebieski,  ze 

złotymi  gwiazdami  i  księŜycami.  Równie  wyraźny  akcent 
kolorystyczny  stanowiła  witraŜowa  lampa  na  komódce  oraz 
reprodukcja Van Gogha nad łóŜkiem. 
Kiedy  nałoŜyła  na  ramiona  szelki  spodni,  do  jej  myśli  powrócił 

background image

David.  Wyraźnie  mu  się  nie  spodobała  i  od  pierwszej  chwili  był 
podejrzliwy.  Ten  typ  juŜ  taki  jest.  Po  prostu  nie potrafi  uwierzyć  w 
bezinteresowną  Ŝyczliwość.  Gdyby  na  przykład  jadący  przed  nim 
kierowca zapłacił za niego wjazd na autostradę, na wszelki wypadek 
pojechałby za nim, Ŝeby zdemaskować ukryte motywy takiego gestu. 
Co spowodowało, Ŝe jest w nim tyle nieufności? Praca polegająca na 
tropieniu podpalaczy? Czy moŜe wczesna utrata rodziców? 
Dlaczego ją to obchodzi? 
Przez te jego przeklęte błękitne oczy. Gdyby choć nie szła z nimi w 
parze  ta  uroda  śniadego  Irlandczyka.  Zawsze  lgnęła  do  takich 
męŜczyzn. 
Ale  prawie  wszyscy  faceci  w  jej  Ŝyciu  byli  na  luzie.  Mieli  wielkie 
marzenia  i  nie  dzielili  włosa  na  czworo,  zastanawiając  się,  czy 
kiedykolwiek  się  spełnią.  Zgoda,  byli  przez  to  trochę  niedojrzali  i 
nieodpowiedzialni, ale na tym, między innymi, polegał ich urok. Na 
początku. 
Dorastanie z dwoma despotycznymi braćmi skutecznie ją zniechęciło 
do władczych, trzeźwo myślących typów. Takich jak David. 
MoŜe  nie  będzie  się  tu  za  często  kręcił.  MoŜe  właśnie  w  tej  chwili 
Claire przemawia mu do rozsądku. 

* * * 

-  Tak  się  cieszę,  Ŝe  pomoŜesz  mi  w  tym  remoncie!  -  Claire 
promieniała ze szczęścia. - Nie mam pojęcia, czym się róŜnią ściany 
nośne od innych, sama niewiele bym tu zdziałała. Jesteś taki mądry, 
mój  drogi.  No,  ale  w  końcu  przepracowałeś  na  budowach  niejedne 
wakacje. 
- Dawne czasy, babciu - przypomniał jej David. 
-  Ale  z  tym  jest  na  pewno  jak  z  jazdą  na  rowerze,  tego  się  nie 
zapomina. A teraz jesteś na urlopie, prawda? Jeśli dobrze pamiętam, 
sześciotygodniowym? 
David skinął głową. 
- Świetnie się składa. Przez te sześć tygodni moŜemy wiele zdziałać. 
Wystarczy,  pomyślał,  Ŝeby  się  dowiedzieć,  o  co  naprawdę  chodzi 
Anastazji. 
- A co z twoim mieszkaniem? Mówiłeś, Ŝe niedługo będziesz musiał 
się  przeprowadzić.  Znalazłeś  juŜ  coś?  Jeśli  nie,  mieszkanie  na 

background image

drugim  piętrze  jest  puste,  moŜesz  z  niego  korzystać  tak  długo,  jak 
zechcesz. 
- Kto wie? 
- Och, byłoby wspaniale! Nie bałabym się zostawić sklepu na noc, bo 
przecieŜ wszystkiego byś dopilnował. 
- No tak, krem do golenia nie jest najskuteczniejszą bronią przeciwko 
włamywaczom. 
-  Och,  przestań  dokuczać  Anastazji.  Ona  po  prostu  stara  mi  się 
pomóc. 
- Dobrze wiem, co stara się zrobić. 
Wiedział  teŜ,  co  on  musi  zrobić,  Ŝeby  pokrzyŜować  jej  plany. 
Wprowadzić się tutaj i zadbać o interesy babci. 

* * * 

- Nie ma go? - spytała Anastazja, zastawszy Claire samą w sklepie. 
- Na razie. Przepraszam cię za Davida, za tę szarą myszkę. 
-  Daj  spokój,  pamiętam  gorsze  przezwiska.  A  twój  wnuczek 
przekona się wkrótce, jak bardzo się pomylił. Co do wielu rzeczy. 
- Kocham go nad Ŝycie, ale czasami jest taki... 
- Despotyczny, twardogłowy, niemoŜliwy? 
- Chciałam powiedzieć: strasznie powaŜny. 
- To teŜ miałam na końcu języka. - Anastazja uśmiechnęła się. 
-  On  potrzebuje  kogoś,  kto  by  go  trochę  rozluźnił,  pomógł 
zrozumieć,  Ŝe  ludzie  mają  prawo  do  marzeń.  Nawet  znam  kobietę, 
która  świetnie  by  się  do  tego  nadawała.  -  Claire  spojrzała  na 
Anastazję pełnym nadziei wzrokiem. 
- Ja? O, nie, mylisz się... 
-  Na  pewno  potrafiłabyś  go  nauczyć  marzyć...  i  czerpać  z  Ŝycia 
trochę radości. Nigdy nie spotkałam nikogo, kto cieszyłby się Ŝyciem 
tak jak ty. 
- A wiesz, dlaczego nie straciłam jeszcze tego daru? Bo unikam jak 
ognia takich ponurych facetów jak David, którzy odbierają Ŝyciu całą 
radość.  -  Na  widok  przygnębionej  miny  Claire  natychmiast  się 
zreflektowała.  -  Przepraszam,  wiem,  Ŝe  jest  twoim  wnukiem  i  Ŝe 
bardzo go kochasz, ale... 
- Pewnie masz rację, moja droga. Zresztą wątpię, Ŝeby komukolwiek, 
nawet tobie, udało się zmienić Davida. Jesteś zdolna, ale nie aŜ tak. 

background image

-  Chwileczkę.  -  Anastazji  nie  spodobały  się  te  słowa.  -  Z  całą 
pewnością  jestem  wystarczająco  zdolna.  Mogłabym  go  trochę 
natchnąć i... 
- Stałby się trochę znośniejszy - Claire przerwała jej w pół zdania. - 
Nie chcesz chyba, Ŝeby przygadywał nam bez przerwy, kiedy będzie 
pomagał  urządzić  to  miejsce.  Czy  nie  byłoby  łatwiej,  gdybyś 
spróbowała go przekonać do naszego sposobu myślenia? 
- Zaraz, zaraz, o co chodzi z tą jego pomocą? 
-  David  zgodził  się  wykonać  kilka  prac  remontowych,  Ŝeby 
ograniczyć  moje  wydatki.  I  wprowadza  się  do  wolnego  mieszkania 
na drugim piętrze. 
-  A  więc  będzie  się  tu  plątał  przez  jakiś  czas...  W  takim  razie  w 
naszym  własnym  interesie  musimy  go  nawrócić  na  nasz  sposób 
myślenia.  Poza  tym,  to  niezupełnie  jest  tak,  Ŝe  nie  miałam  Ŝadnego 
doświadczenia  z  podobnymi  typami.  Mój  brat  Jason  był  butnym 
waŜniakiem.  Znaczną  część  tej  buty  zdąŜyłam  mu  wybić  z  głowy. 
Ale  twój  wnuk  jest  o  wiele...  -  Nie  potrafiła  znaleźć  właściwego 
określenia.  Twardszy?  Mniej  ogładzony?  Jason  jest  bardzo 
przystojny.  Dostał  nawet  tytuł  Najbardziej  Seksownego  Kawalera 
Chicago. Ale David jest więcej niŜ przystojny. Bije z niego surowa, 
dzika męskość, tak jak z rozpalonego pieca bije Ŝar. 
- Jest o wiele co, moja droga? 
-  Jest  o  wiele  trudniejszy  -  znalazła  słowo  zastępcze.  -  Ale  mnie 
pociągają  trudne  zadania.  Powiedz  mi,  co  David  robi  dla 
przyjemności, kiedy chce się rozerwać? 
- Pracuje. 
-  Tego  się  właśnie  obawiałam  -  westchnęła  Anastazja.  -  No  więc 
dobrze, umowa stoi. Postaram się przerobić Davida po twojej myśli. 

* * * 

Łubudu!  Przeraźliwy  łomot  wyrwał  Anastazję  z  głębokiego  snu. 
Usiadła  na  łóŜku  i  zamglonym  wzrokiem  spojrzała  na  budzik.  Była 
druga nad ranem, a hałas zdawał się dochodzić tuŜ zza jej drzwi. 
Doszła  do  wniosku,  Ŝe  z  dwojga  złego  lepiej  bać  się  hałasu 
wiadomego  pochodzenia,  wyśliznęła  się  więc  z  łóŜka,  podeszła  na 
palcach do drzwi wejściowych i zerknęła przez wizjer. 
Zobaczyła  tylną  część  dŜinsowych  spodni  -  na  bez  wątpienia 

background image

męskich pośladkach. Wyjątkowo zgrabnych. 
Po  chwili  jej  oczom  ukazała  się  reszta  męŜczyzny,  kiedy 
wyprostował się i rzucił przez ramię spojrzenie na jej drzwi. To był 
David. 
Od dwóch dni zastanawiała się, kiedy wreszcie zacznie znosić swoje 
graty. Podejrzewała nawet, Ŝe wycofał się z umowy z babcią, ale oto 
zjawił  się:  z  wielkim  hukiem  i  wiązanką  pomysłowych  przekleństw 
na ustach. 
Nie  mogąc  zaprzepaścić  takiej  okazji,  otworzyła  drzwi,  gestem 
filmowej amantki oparła dłoń o biodro i powiedziała przeciągle: 
- Witamy w sąsiedztwie, waŜniaku. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

David zaklął i upuścił pudło ze sprzętem gimnastycznym, o mało nie 
przygniatając sobie nim stopy. 
- Co jest, bawisz się w komitet powitalny? - warknął wściekle. 
-  Na  to  wygląda  -  odpowiedziała  bez  cienia  skruchy.  -  A  tobie  co 
odbiło, Ŝeby zakradać się do domu w środku nocy? 
- Wcale się nie zakradam. 
- Nie? - Uniosła z niedowierzaniem brwi. - W takim razie przyjmuję 
sprzeciw. 
Anastazja stała w progu w prostej białej koszuli, która zakrywała ją 
od  szyi  po  same  kostki.  Ale  padające  z  tyłu  światło  przenikało 
kusząco  cienką  bawełnę,  odsłaniając  zarys  jej  figury.  David  nie 
naleŜał do tych, którzy zaglądają darowanemu koniowi w zęby, stał 
więc w milczeniu i rozkoszował się widokiem. 
- Chyba zdajesz sobie sprawę, która jest godzina? - zapytała sennym, 
lekko  ochrypłym  głosem.  Chwilę  później  usunęła  się  z  kręgu 
niedyskretnego  światła,  podeszła  bliŜej,  Ŝeby  zerknąć  do  otwartego 
pudła. - Hantle... - mruknęła. - JakŜeby inaczej. 
- Co ma znaczyć ta dowcipna uwaga? 
- Nic. Długo jeszcze będziesz tłukł się po tym korytarzu? Pytam, bo 
muszę wstać o siódmej. 
Był  podniecony  jak  diabli  i  wcale  go  ta  zdradziecka  reakcja 
własnego  ciała  nie  ucieszyła.  Sprowadził  się  tutaj,  Ŝeby  patrzeć 
Anastazji na ręce i chronić przed nią babcię, a nie gapić się na nią jak 
nastolatek. Swoją drogą, ona teŜ zerkała na niego ukradkiem. Te jej 
bystre złote oczy prześlizgiwały się po nim jak ciepły miód. 
-  JuŜ  prawie  skończyłem  -  odpowiedział  chropawym  głosem, 
schylając się po pudło. 
- Co za ulga. Baw się więc dobrze. - Machnęła ręką na poŜegnanie, 
ale na moment zatrzymała się w progu i pobłaŜliwie uśmiechnęła.  - 
Jeśli  będziesz  potrzebował  pomocy,  po  prostu  zagwiŜdŜ.  Potrafisz 
gwizdać, prawda? Trzeba ściągnąć wargi i dmuchnąć. 
Kiedy  patrzył,  jak  Anastazja  kołysze  biodrami,  wycofując  się  do 
mieszkania,  wargi  miał  juŜ  tak  spierzchnięte,  Ŝe  cholernie  trudno 
byłoby  mu  przyzwoicie  zagwizdać.  Jednak  spoglądając  na  to  z 
jaśniejszej strony, przynajmniej nie dostał ślinotoku. 

background image

Następnego  dnia  w  pracy  od  rozmyślania  o  Davidzie  uchroniła 
Anastazję niezliczona ilość spraw, które musiała załatwić. Najpierw 
oprowadzała  po  bibliotece  grupę  dzieci  z  ośrodka  opieki  dziennej, 
potem miała trzygodzinny dyŜur w punkcie informacji, a pod koniec 
dnia zebranie personelu. 
Przerwę  na  lunch  spędziła  w  świetlicy  dla  pracowników.  ZdąŜyła 
zjeść  połowę  sałatki,  kiedy  ktoś  zawołał  ją  do  telefonu.  Podniosła 
słuchawkę i z radością usłyszała głos mamy. 
-  Przepraszam,  Ŝe  przeszkadzam  ci  w  pracy,  kochanie,  ale  twój 
telefon w domu od rana jest bez przerwy zajęty. 
- Xena musiała strącić słuchawkę w łazience. Myślałam nawet o tym, 
Ŝ

eby kupić aparat do powieszenia na ścianie. 

-  Skoro  juŜ  o  tym  mówimy,  moŜe  postarałabyś  się  o  lepszego  kota. 
Takiego, który zarobi na swoje utrzymanie polowaniem na myszy. 
-  Mamo,  ale  ja  nie  chcę,  Ŝeby  Xena  Ŝywiła  się  myszami.  Nie 
zamierzam mieć na sumieniu ani jednej martwej myszki. 
- PrzecieŜ ojciec mógłby do ciebie wpaść i... 
-  Nie,  dziękuję,  panuję  nad  sytuacją  -  przerwała  szybko,  doskonale 
wiedząc, co zrobiłby jej ojciec. Zawsze miał skłonność do przesady i 
pewnie  zdemolowałby  jej  mieszkanie,  byle  tylko  złapać  tę  mysz. 
Kiedyś  uparł  się,  Ŝe  zmieni  Ŝarówkę  w  kuchni,  i  skończyło  się 
przepaleniem korków w całym budynku. 
-  Dobrze  więc,  dzwonię,  Ŝeby  zaprosić  cię  na  kolację  w  tę  sobotę. 
Przyjechał syn pani Sanduski i pomyślałam, Ŝe powinnaś go poznać. 
- Mamo, znowu chcesz  mnie w coś wpakować? Pamiętasz, co stało 
się ostatnim razem? 
- Skąd mogłam wiedzieć, Ŝe Denton tak się upije na weselu Jasona? 
Sprawiał wraŜenie miłego młodego człowieka. Od trzech lat zajmuje 
się naszymi podatkami. 
-  Nie  mówmy  o  tym  -  powiedziała  stanowczym  tonem  Anastazja. 
Tylko  tak  mogła  sobie  poradzić  ze  swatającą  ją  mamą.  Czasami 
odnosiła wraŜenie, Ŝe jest otoczona przez samych swatów i swatki. - 
Wszystkie terminy towarzyskie mam juŜ zajęte. 
- Och? Poznałaś kogoś? - Pani Knight zadała to pytanie z nie tajoną 
nadzieją w głosie. 
-  Przez  kilka  najbliŜszych  tygodni  będę  bardzo  zajęta,  bo  pomagam 

background image

Claire urządzić cukierenkę. 
- Dlaczego nie wynajęła fachowca? 
- Zrobiła to, poza tym pomaga jej wnuk... 
- Ile ma lat? 
- Trzydzieści parę. 
- Naprawdę? I jest kawalerem? 
- Wolałabym, Ŝebyś zostawiła moje Ŝycie miłosne w spokoju. 
- Kochanie, ja po prostu nie chcę, Ŝebyś była sama. 
- Mówisz jak Claire. 
- Próbuje cię swatać z wnukiem? 
- Nie. 
A  moŜe  jednak?  PrzecieŜ  to  Claire  ją  prosiła,  Ŝeby  pomogła 
Davidowi  rozluźnić  się,  Ŝeby  nauczyła  go  cieszyć  się  Ŝyciem. 
Zaproponowała  Davidowi  mieszkanie  na  drugim  piętrze,  namówiła, 
Ŝ

eby zajął się remontem... Wprowadził się dopiero wczoraj, a juŜ w 

całym domu czuje się jego obecność. 
-  Słuchaj,  mamo,  muszę  wracać  do  pracy.  Uściskaj  ode  mnie  tatę, 
dobrze? I pamiętaj, koniec tego swatania! 

* * * 

-  Hattie,  czy  ty  wpłynęłaś  jakoś  na  mamę  Anastazji?  Zachęcałaś  ją 
do  wtrącania  się  w  miłosne  Ŝycie  córki?  -  spytała  Betty,  mierząc 
siostrę pełnym nagany wzrokiem i nie zwracając najmniejszej uwagi 
na kręcące się po bibliotece dzieci. 
Hattie,  która  siedziała  obok  na  półce,  zaczęła  dłubać  nerwowo  przy 
swoim misternie ozdobionym słomianym kapeluszu. 
-  Nie,  naprawdę  nie.  No,  moŜe  trochę.  Ale  do  niczego  nie 
namawiałam Dentona. Nie mam nic wspólnego z jego zachowaniem 
na weselu. To był jego własny pomysł. Zresztą okropny. 
- Bredzi - stwierdziła Muriel. - Najlepszy dowód, Ŝe narozrabiała. 
-  Tylko  trochę  -  broniła  się  Hattie.  -  PrzecieŜ  to  ty,  Betty, 
powiedziałaś, Ŝe potrzebujemy pomocy ludzi. Pomyślałam sobie, Ŝe 
jeśli babcia się nadaje, to mama będzie jeszcze lepsza. 
-  Błąd  -  powiedziała  krótko  Betty.  -  Anastazja  zaprze  się  obiema 
nogami,  jeśli  będzie  miała  na  karku  dwie  kobiety  poganiające  ją  do 
małŜeństwa. 
- Nawet nie uŜyłam do tego za wiele magii. Pani Knight chce, Ŝeby 

background image

jej  córka  wyszła  za  mąŜ.  Nie  musiałam  jej  specjalnie  przekonywać. 
A  pamiętacie,  jak  źle  znosiła  randki  Anastazji  w  szkole  średniej? 
Wypytywała ją na wszystkie sposoby, zamęczała... 
-  Przy  niej  hiszpańska  inkwizycja  wydawała  się  fraszką  - 
potwierdziła Betty. 
- Więc naprawdę niewiele tu mogłam narozrabiać. MoŜe nawet moja 
magiczna róŜdŜka nie miała na to wpływu. Wiecie przecieŜ, Ŝe takie 
rzeczy się zdarzają. 
- JuŜ dobrze, tylko nie rób tego  więcej - przykazała jej Betty. - Nie 
próbuj  działać  na  własną  rękę  i  niczego  sama  nie  wymyślaj.  Po 
prostu  trzymaj  się  planu  gry,  a  swoje  ciągoty  twórcze  ogranicz  do 
własnych kapeluszy. 
- Ludzie wszystko komplikują - dodała Muriel. 
- A my sobie poradzimy bez ich pomocy - zgodziła się Hattie. 

* * * 

Wróciwszy  z  biblioteki,  Anastazja  zauwaŜyła  przez  szybę  wystawy 
sklepowej,  Ŝe  Claire  przegląda  katalogi  tapet  ściennych.  Zamiast 
wejść na klatkę schodową prowadzącą do jej mieszkania, zatrzymała 
się i zastukała w okno. 
-  Właśnie  ciebie  potrzebowałam!  -  krzyknęła  na  powitanie  Claire  i 
pociągnęła  Anastazję  do  karcianego  stolika  ustawionego  na  środku 
pomieszczenia. 
- O co chodzi? 
- O tapety. 
-  Gdzie  jest  David?  -  Rozejrzała  się  wkoło.  Jedynym  śladem  jego 
obecności  był  oparty  na  dwóch  kozłach  wielki  arkusz  sklejki,  a  na 
nim mnóstwo narzędzi. 
- Zdziera starą tapetę na zapleczu. 
- Naprawdę? Więc w czym mogę ci pomóc? 
-  W  wyborze  tapety.  Nie  mogę  się  zdecydować  między  tą...  - 
pokazała jej próbkę w róŜowo-białe paski - ...a tą. - Wyjęła następną, 
której deseń tworzyły roŜki z lodami. 
-  Jeśli  chodzi  o  tapetę  w  róŜowe  paski,  to  nie  potrafię  być 
obiektywna, od czasu kiedy piłam czekoladę z mlekiem, pomagając 
tacie tapetować moją sypialnię. Miałam wtedy dziesięć lat. 
- Nie rozumiem, jaki to ma związek.... 

background image

-  Mój  brat  Ryan  opowiedział  mi  fantastyczny  dowcip,  a  ja 
parsknęłam  śmiechem  i  wyplułam  napój  prosto  na  nową  tapetę. 
Widok  był  straszny.  Od  tamtej  pory  nie  przepadam  za  róŜowymi 
ś

cianami  ani  za  mlekiem  z  czekoladą.  Poza  tym  nie  piję  niczego, 

kiedy Ryan jest w zasięgu mojego wzroku. 
- To ten, który pracuje w Urzędzie Szeryfa Federalnego? 
- Tak. Po kilkuletnim pobycie w Oregonie przenieśli go z powrotem 
do  Chicago.  Jak  to  on,  musiał  nas  czymś  zaskoczyć  i  wrócił  jako 
Ŝ

onaty męŜczyzna. Swoją drogą, zawsze lubiłam Courtney. 

-  Czyli  małŜeństwo  jest  dobrą  rzeczą  dla  twoich  braci,  ale  nie  dla 
ciebie? 
- Moim braciom potrzebne są bystre kobiety, które potrafią utrzymać 
ich w karbach - powiedziała wyniośle. - A ja nie potrzebuję nikogo, 
kto by mnie trzymał w karbach, dziękuję bardzo. 
- A ty nie chciałabyś trzymać w karbach jakiegoś męŜczyzny? 
- Mówiłam ci, Ŝe unikam jak zarazy sztywnych waŜniaków. Faceci, z 
którymi się zadaję, są na tyle wyluzowani, Ŝe nie potrzebują nikogo, 
kto  by  ich  ustawiał.  Ale  dość  o  mnie.  Co  z  nazwą  dla  twojej 
lodziarni? Masz jakieś nowe pomysły? 
- Zastanówmy się. - Claire sięgnęła po listę, którą zawsze miała pod 
ręką.  -  Na  razie  mamy  „Czarodziejski  RoŜek"  i  „Ogród  Smaków", 
ale to brzmi jakoś pretensjonalnie. 
- Musimy jeszcze pomyśleć. Posłuchaj, idziemy dzisiaj na tę aukcję? 
- Jasne. 
-  Jaką  aukcję?  -  David  wyłonił  się  z  zaplecza,  wycierając  dłonie  w 
ś

cierkę. Miał na sobie zakurzone dŜinsy i biały podkoszulek. 

Dlaczego  nawet  lśniący  pot  dobrze  na  nim  wygląda?  Anastazja 
starała się zachować zimną krew. 
-  Wybieramy  się  z  twoją  babcią  na  aukcję  antyków,  Ŝeby  kupić 
jakieś meble do cukierenki. 
- Na pewno nie beze mnie - oświadczył David. 
- Cieszę się - odpowiedziała z uśmiechem. I naprawdę się ucieszyła. 
Niestety,  poszedł  z  nimi  jak  owca  na  rzeź,  bezwolnie  wlokąc  się  u 
ich  boku.  Zmienił  robocze  ubranie  na  czarne  spodnie  i  niebieską 
koszulę.  Do  diabła,  nałoŜył  nawet  krawat,  no  i  siedział  teraz  jak 
manekin na składanym krześle obok babci i Anastazji, pośród tłumu 

background image

artystycznej  gawiedzi,  gapiącej  się  nie  wiadomo  na  co.  I  pomyśleć, 
Ŝ

e stracił przez to mecz Cubsów. 

-  Jak  długo  to  jeszcze  potrwa?  -  szepnął  Anastazji  prosto  do  ucha, 
wdychając cytrusowy zapach jej perfum. 
- AŜ skończy się aukcja. 
- A kiedy to będzie? 
-  JeŜeli  ci  się  nudzi,  to  bardzo  proszę,  moŜesz  złapać  taksówkę  i 
wracać do domu. 
- I zostawić cię samą z babcią? - Rzucił jej kpiące spojrzenie. - Ani 
mi się śni. 
-  Pewnie,  Ŝe  nie.  Ty  przecieŜ  nie  wierzysz  w  sny  ani  w  marzenia, 
prawda? Ciekawe dlaczego. 
- Bo jestem praktyczny. I powiem ci, Ŝe Ŝaden praktyczny człowiek 
nie  zapłaciłby  takich  pieniędzy  za  graty,  które  moŜna  kupić  na 
garaŜowej wyprzedaŜy. 
- To nie są graty, tylko dzieła sztuki z najlepszych kolekcji. 
-  Jasne.  Te  zapleśniałe  kanapy,  stoły  i  lampy  to  dzieła  sztuki?  - 
Wskazał palcem monstrualny stół z rzeźbionymi nogami w kształcie 
smoków. 
- Z całą pewnością. 
- A te rupiecie za szkłem? 
- To jest wystawa porcelany i biŜuterii, a nie rupiecie. 
- Moim zdaniem, przynajmniej co minutę musi rodzić się głupiec. 
-  Najwidoczniej  -  odparowała  słodkim  głosem.  -  Właśnie  siedzę 
obok kogoś takiego. 
- Moja babcia nie jest głupcem. 
- Oczywiście, Ŝe nie.  Ale jej wnuk owszem, przynajmniej wszystko 
na to wskazuje. MoŜe gdybyś siedział tu z otwartą głową, to udałoby 
ci się czegoś nauczyć. Kto wie, moŜe nawet dobrze byś się bawił. 
- Bawię się zupełnie dobrze - mruknął. 
Nie skłamał. Bawił go wściekły błysk w oczach Anastazji. W ogóle z 
przyjemnością na nią patrzył, i na tym koniec. Reszta tego cyrku nie 
bardzo go interesowała. 
Prowadzący  aukcję  przeszedł  do  następnej  licytacji,  a  mówił  tak 
szybko, jakby był pod wpływem o wiele za duŜej dawki kofeiny. 
-  Dwa  tysiące,  dwa  sto,  dwa  dwieście  po  raz  pierwszy.  Kto  da  dwa 

background image

pięćset?  -  Wszystko  to  w  niecałe  pięć  sekund.  Człowiekowi 
zdrowemu  na  umyśle  nie  wytrzymałyby  płuca.  Rozległo  się  głośne 
uderzenie  młotka  i  jakieś  następne  bezwartościowe  starocie 
powędrowało na biurko licytującego. Wszystko zaczęło się od nowa. 
David  skrzyŜował  ręce  na  piersiach  i  odchylił  się  do  tyłu,  z 
półprzymkniętymi  oczami,  jak  zwykł  to  robić  na  zebraniach 
słuŜbowych.  Niewiele  spał  ostatniej  nocy.  Nie  mógł  się  uwolnić  od 
widoku Anastazji w podświetlonej od tyłu nocnej koszuli. Ten obraz 
wciąŜ tkwił w jego pamięci. Teraz teŜ go widział. Zmarszczył brwi i 
podniósł rękę, Ŝeby podrapać się po nosie. 
Usłyszał huknięcie młotka. 
- Sprzedano za osiemdziesiąt dolarów panu w krawacie. 
- Gratuluję - powiedziała Anastazja z uśmiechem, który nie wzbudził 
w nim zaufania. - Przebiłeś resztę chętnych. 
- O czym ty mówisz? Podrapałem się tylko po nosie. 
- To niebezpieczne w czasie aukcji. 
- Wiesz przynajmniej, co kupiłem? 
- Erotyczną netsuke. 
Zakrztusił  się.  Anastazja  uderzyła  go  w  plecy  z  przesadną 
gorliwością. 
Odchylając się do tyłu, David spiorunował ją wzrokiem. Nie bardzo 
wiedział,  co  to  takiego  netsuke,  ale  z  definicją  erotyzmu  nie  miał 
najmniejszych kłopotów. 
-  To  przez  ciebie  wylicytowałem  jakiś  nieprzyzwoity  gadŜet. 
Netsuke! MoŜe mi powiesz, co to jest? 
- Mała orientalna rzeźba. Bardzo poszukiwana przez kolekcjonerów. 
Masz niezłe oko jak na kogoś, kto uwaŜa dzieła sztuki za rupiecie - 
nie powstrzymała się od złośliwości. 
David  nie  wyglądał  na  rozbawionego.  Gdyby  nie  obawiał  się,  Ŝe 
Anastazja  namówi  babcię  do  kupna  jakiegoś  obrzydlistwa,  w  ogóle 
by  tu  nie  przyszedł.  Ale  babcia  wylicytowała  tylko  stolik  z  kutego 
Ŝ

elaza  z  parą  krzeseł,  co  prowadzący  aukcję  opisał  jako  oryginalne 

wyposaŜenie bistra. Za to on kupił coś idiotycznego. 
- Czy zacząłeś się juŜ dobrze bawić? - spytała Anastazja, trzepocząc 
niewinnie rzęsami. 
- Nie. 

background image

- Więc pojedź ze mną w sobotę na piknik. 
- Po co? - zapytał nieufnie. 
- śebym mogła włoŜyć ci parę cementowych butów i wrzucić cię do 
rzeki  -  odpowiedziała  zaciągającym  akcentem  gangstera  z  lat 
dwudziestych,  a  potem  wybuchnęła  śmiechem.  -  Jezu,  co  za 
podejrzliwość.  W  mojej  propozycji  nie  ma  Ŝadnego  ryzyka.  Ani 
Ŝ

adnych warunków. Chodzi o zwykłą zabawę. 

-  Fantastycznie.  A  więc  sobota.  Piknik.  -  Na  ostatnim  był  ze 
dwadzieścia lat temu, ale to przecieŜ nic nadzwyczajnego. Bierze się 
kilka  hamburgerów  i  zjada  je  przy  składanym  stoliku.  Do  diabła, 
jego zwykły lunch w pracy teŜ moŜna by nazwać piknikiem... wtedy, 
gdy  wcina  hamburgera  na  dworze...  wśród  zgliszcz  wypalonych 
budynków. 
Ale  pojedzie  na  ten  piknik.  Będzie  miał  okazję  odkryć,  o  co 
naprawdę chodzi tej nieznośnej kobiecie. 
-  Fajnie.  -  Uśmiechnęła  się  pogodnie.  -  Wszystko  przygotuję. 
Spotkajmy się u mnie o szóstej. 
-  Zgoda.  -  Nie  śmiał  skinąć  głową  z  obawy,  Ŝe  stanie  się  w  ten 
sposób właścicielem jeszcze jednego dzieła sztuki. 

* * * 

-  Pierwszy  krok  zrobiony  -  orzekła  Betty  ze  szczytu  witryny 
osłaniającej  kolekcję  porcelany  ze  Staffordshire.  -  Wszystko 
przebiega  według  planu.  Mówiłam  wam,  Ŝe  pomoc  Claire  ułatwi 
sprawę. 
-  Nie  do  wiary...  -  westchnęła  Hattie,  sadowiąc  się  na  gablocie  z 
biŜuterią.  -  Widziałyście,  jak  sprytnie  wmanewrowała  Anastazję  w 
oswajanie tego sztywniaka Davida? 
- To wcale nie znaczy, Ŝe on tak łatwo da się oswoić. WciąŜ jej nie 
ufa.  -  Sceptyczna  jak  zwykle  Muriel  otrzepała  z  kurzu  kamizelkę  i 
wyjęła z kieszeni swój ulubiony baton z bakaliami. 
-  Nie  słuchaj  jej.  -  Betty  niecierpliwym  gestem  odsunęła  z  czoła 
grzywkę. - Tym razem wszystko potoczy się gładko. 
- MoŜe powinnaś odstukać w nie malowane - zaproponowała Hattie. 
- Tak na wszelki wypadek. 
- Dobre wróŜki nie powinny być przesądne - upomniała ją Muriel. - 
Popatrz, tu jest to napisane czarno na białym. 

background image

- Wyjęła spod pazuchy grubą księgę, prawie tak wielką jak ona sama, 
za  pomocą  magicznej  róŜdŜki  przekartkowała  setki  bogato 
zdobionych stronic, aŜ wreszcie znalazła to, czego szukała. - Zasada 
1359. 
-  JuŜ  kilka  zasad  z  tej  księgi  nagięłyśmy  dla  naszych  potrzeb  - 
zauwaŜyła Hattie. 
-  Nagięłyśmy?  -  zadrwiła  Betty.  -  Do  stu  petunii,  niektóre  z  nich 
powyginałyśmy tak bardzo, Ŝe przypominają precelki. 
- Czy to dobrze? - zaniepokoiła się Hattie. 
- PrzecieŜ ciągle tu jesteśmy, prawda? 
-  W  porządku.  -  Hattie  dotknęła  swoich  srebrnych  loków,  jakby 
upewniając się, czy siostra powiedziała prawdę. 
-  A  skoro  juŜ  tu  jesteśmy,  wypadałoby  się  przyjrzeć  z  bliska  tym 
wiktoriańskim szpilkom do kapeluszy. Zawsze o takiej marzyłam. 

* * * 

W soboty Anastazja lubiła wysypiać się do dziesiątej. Była to jedna z 
jej  nielicznych  słabości  i  z  upodobaniem  sobie  na  ten  luksus 
pozwalała. Lecz tego ranka nieznośny huk obudził ją przed świtem. 
ZmruŜyła  oczy,  starając  się  odczytać  na  budziku  godzinę.  Piąta. 
Znowu to samo. Czy ten facet nigdy nie śpi? Co on tam moŜe robić? 
A moŜe nie jest sam? 
Na  tę  myśl  opadła  z  powrotem  na  poduszkę.  Chyba  nie  powinna 
jednak  biec  od  razu  na  górę.  Niestety,  nie  miała  numeru  jego 
telefonu.  Sięgnęła  po  słuchawkę  i  wybrała  numer  informacji.  Nic  z 
tego, nie było go w spisie, pewnie po to, Ŝeby sąsiedzi nie suszyli mu 
głowy za te nocne hałasy. 
Łup, łup, łup, łubudu. Przycisnęła do głowy poduszkę. Nie pomogło. 
Musi przecieŜ jeszcze trochę pospać. To nieludzkie. To sadyzm. On 
to robi celowo. Łup, łup, łup, łubudu. 
Wyskoczyła  z  łóŜka,  nie  będąc  w  stanie  znieść  dłuŜej  hałasu. 
WłoŜyła  bluzę  i  pierwsze  z  brzegu  spodnie  od  dresów.  Nic  ją  nie 
obchodziło,  jak  wygląda.  Nie  wybierała  się  na  górę,  Ŝeby  uwodzić 
Davida.  Zamierzała  go  skutecznie  uciszyć.  Bo  nie  tylko  obudził  ją, 
ale przestraszył teŜ Xenę. 
-  Nie  martw  się,  dziecinko  -  próbowała  uspokoić  kotkę,  która 
zanurkowała pod pościel. - Zaraz się tym zajmę. 

background image

Kilka minut później stała przed drzwiami Davida na drugim piętrze. 
W  pierwszej  chwili  nikt  nie  zareagował  na  jej  pukanie.  W  końcu 
usłyszała  odgłos  otwieranego  zamka.  Omal  nie  padła  z  wraŜenia, 
kiedy  David  stanął  w  progu  z  przepraszającym  uśmiechem,  nie 
mając  na  sobie  niczego  oprócz  granatowych  gimnastycznych 
spodenek. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

- Obudziłem cię? - spytał, mrugając swoimi olśniewająco błękitnymi 
oczami. 
- Jak na to wpadłeś? - Za wszelką cenę usiłowała zachować dystans. 
-  Podsunął  ci  tę  myśl  fakt,  Ŝe  mamy  piątą  rano?  Bo  taka  jest  naga 
prawda.  -  Słowo  „naga"  bardzo  pasowało  do  sytuacji.  Patrzyła  na 
jego nagi, rozbudowany tors, na którym połyskiwały kropelki potu. - 
Narobiłeś tyle hałasu, Ŝe umarłego byś obudził. 
- Ćwiczyłem. 
- Sam? 
- Tak, sam. Dlaczego pytasz? 
- Miałam wraŜenie, jakby galopowało stado koni. Co robiłeś? 
- śabki. 
To  pewnie  nawyk  wyniesiony  ze  słuŜby  straŜackiej,  pomyślała. 
ś

abki robią tylko męŜczyźni w mundurach. 

- Spróbuj tai chi. Będzie duŜo ciszej. 
- Tai co? 
-  Tai  chi.  StaroŜytny  chiński  sposób  ćwiczenia  ducha  i  ciała.  - 
Widząc  jego  głupią  minę,  machnęła  ręką.  -  NiewaŜne.  Bądź 
uprzejmy pamiętać, Ŝe śpię dokładnie pod tobą. 
Poniewczasie  zdała  sobie  sprawę,  Ŝe  sformułowanie  było  nie 
najszczęśliwsze.  Dostrzegła  gwałtowną  zmianę  jego  rysów  twarzy, 
podejrzewając,  Ŝe  wyobraził  sobie  to  samo  -  jak  śpi  pod  nim,  ich 
splątane  nogi,  jego  ciało  otulające  ją  niczym  kołdra.  Patrzył  na  nią 
wzrokiem,  który  zdawał  się  przenikać  jej  ubranie,  parzył  skórę  i 
przyprawiał ją o palpitację serca. 
Zaskoczona, cofnęła się o krok, omal nie potykając się o zbyt długie 
nogawki 

dresów. 

Podciągnęła 

je, 

co 

moŜe 

nie 

było 

najwytworniejszym gestem, ale pomogło wrócić do rzeczywistości. 
- Koniec z tym skakaniem albo poskarŜę się naszej gospodyni. 
- Znam dłuŜej swoją babcię niŜ ty. Sądzisz, Ŝe co mi zrobi? Wyrzuci 
z mieszkania? 
- Nie, myślę, Ŝe spojrzy na ciebie tym swoim wymownym wzrokiem, 
bez jednego słowa, i to ci wystarczy. 
Ku jej zdumieniu, David uśmiechnął się. I wcale nie było mu z tym 
nie do twarzy. Tak naprawdę wyglądał cholernie dobrze. O wiele za 

background image

dobrze. Ale nie zawrócił jej tym uśmiechem w głowie, bez przesady, 
była za mądra, Ŝeby sobie na to pozwolić. 
-  Hej,  czy  naprawdę  widziałam  te  dołeczki?  -  spytała  zaczepnie.  - 
Nie, to chyba jednak halucynacja. 
W odpowiedzi wycelował w nią swoim białym ręcznikiem. 
- UwaŜaj, chłopczyku! - Pogroziła mu palcem. - Jestem mistrzynią w 
walce  na  ręczniki.  Chyba  nie  chcesz  się  ze  mną  mierzyć. 
Wychowałam się z dwoma braćmi i tata nauczył mnie, jak naleŜy się 
bronić. 
- Kremem do golenia i strzelaniem z ręcznika? 
-  Między  innymi.  -  Ziewnęła  mimowolnie,  co  przypomniało  jej  o 
celu  tej  niekonwencjonalnej  wizyty.  Miała  go  uciszyć,  a  nie 
podziwiać jego męski urok. 
-  Muszę  się  wyspać,  więc  zrób  mi  tę  przyjemność  i  uprawiaj  swoje 
męskie  ćwiczenia  w  stosownych  godzinach,  między  południem  a 
północą.  -  Ziewnęła  jeszcze  raz  i  warknęła  jak  Arnold 
Schwarzenegger: - Hasta la vista, baby. 
Kiedy schodziła po schodach, David nie mógł oderwać od niej oczu. 
Nigdy nie spotkał podobnej kobiety. Była nieobliczalna. Zdawało mu 
się, Ŝe juŜ ją rozgryzł i przytarł rogów, gdy ona nagle odbija piłeczkę 
i to podkręconą. 
Kumpel  z  policji  sprawdził  w  kartotece  jej  konto.  Cztery  lata  temu 
została  zatrzymana  razem  z  dwudziestoma  innymi  demonstrantami, 
którzy  uniemoŜliwiali  rozbiórkę  zabytkowej  kamienicy.  Nic  więcej, 
co  wcale  nie  dowodzi,  Ŝe  potem  była  uosobieniem  niewinności. 
MoŜe po prostu jest zbyt sprytna, Ŝeby dać się złapać. Do czasu. 
David  zerknął  na  zegarek,  Ŝeby  upewnić  się,  czy  jest  dokładnie 
szósta.  Była.  Podniósł  rękę,  Ŝeby  zapukać  do  drzwi  Anastazji,  ale 
zanim ich dotknął, otworzyły się gwałtownie i na korytarz wybiegła 
ona sama. Z obłędem w oczach, omal go nie przewróciwszy, pognała 
schodami w dół. 
- Hej! - Zaniepokojony, ruszył za nią. - Nic ci nie jest? Stało się coś? 
Nie  odpowiedziała.  Dogonił  ją  dopiero  na  Ŝwirowej  alejce  za 
domem,  przy  kępie  krzaków.  Zachowywała  się  więcej  niŜ  dziwnie. 
Kręciła  się  w  kółko,  chyba  najszybciej,  jak  mogła,  chwilami  tracąc 
równowagę. 

background image

- To właśnie tai chi, o którym mówiłaś? Próbujesz przebłagać boga 
pikniku czy co? 
- Próbuję oszołomić mysz - odpowiedziała, z trudem łapiąc oddech. 
No jasne, ta kobieta jest obłąkana, pomyślał. 
- Obserwuje cię z tych krzaków? 
- Nie, jest tutaj. 
Gdy  wyciągnęła  w  jego  kierunku  pułapkę  na  myszy,  cofnął  się 
odruchowo i skrzywił. W pracy wszyscy znali jego awersję do myszy 
i szczurów. Na sam ich widok ciarki przechodziły mu po plecach. 
-  Masz  w  domu  myszy?  -  spytał  ochrypłym  głosem,  chowając  za 
plecami wilgotne od potu ręce. 
-  Nie,  właśnie  próbuję  się  jej  pozbyć.  Kręcę  się  w  kółko,  Ŝeby 
straciła  orientację,  bo  inaczej  od  razu  wróci  do  domu.  -  Zakręciła 
jeszcze  jeden  piruet  i  w  końcu  otworzyła  pułapkę,  pozwalając 
oszołomionej myszy wygramolić się na wolność. 
- Dlaczego jej po prostu nie zabijesz? 
-  Mój  brat  Ryan  trzymał  w  domu  białą  myszkę,  więc  nie  potrafię 
zabić myszy, bo przypomina mi się Pescado. 
- Pescado? PrzecieŜ to po hiszpańsku ryba, a nie mysz. 
- Wiem, i Ryan teŜ to wiedział, ale to w jego stylu. Jest przewrotny. 
-  JeŜeli  nie  potrafisz  zabić  myszy,  weź  sobie  kota  i  niech  on  się 
zajmie brudną robotą. 
- Mam kota. Ma na imię Xena i boi się myszy. 
- Co to za kot, który boi się myszy? 
- Mój kot - powiedziała uraŜonym tonem. 
- Pasuje do ciebie. 
- Co chciałeś przez to powiedzieć? 
- Niczego nie robisz normalnie. 
- Normalnie robię mnóstwo rzeczy. 
Teraz  on  się  naburmuszył.  Nie  bardzo  mu  się  podobało,  Ŝe  odbija 
piłeczkę w gramatycznej grze słów. 
- Wiesz, o co mi chodziło. 
-  JeŜeli  to  miał  być  komplement  doceniający  moją  niezwykłość, 
dziękuję bardzo - odpowiedziała z wyniosłą miną, która juŜ po chwili 
rozpłynęła  się  w  zaczepnym  uśmiechu.  -  A  jeśli  coś  innego,  to 
ostrzegam, Ŝe wieczór moŜe okazać się dla ciebie niezbyt przyjemny. 

background image

Pamiętaj,  Ŝe  to  ja  mam  przygotowywać  posiłki,  a  chyba  nie  chcesz 
denerwować kucharza. 
- Ty gotujesz? 
- Tak, gotuję. Przestań się krzywić. Nie rozumiem, co cię tak dziwi. 
Jestem  zupełnie  dobrą  kucharką.  -  Zerknęła  na  zegarek.  - 
Powinniśmy się zbierać, nie chciałabym się spóźnić. 
Spóźnić? Na piknik? Nic z tego nie rozumiał. Anastazja pobiegła na 
górę,  a  on  za  nią.  Nie  miał  szansy  nie  zauwaŜyć,  w  jaki  sposób  jej 
kwiecista  sukienka  na  ramiączkach  przylega  do  ciała  w 
najwłaściwszych  miejscach.  Narzuciła  na  nią  białą  koszulę  i 
zawiązała ją w talii na węzeł. 
Nie  była  przesadnie  szczupła,  kojarzyła  mu  się  raczej  z  Marilyn 
Monroe,  zwłaszcza  gdy  klosz  sukienki  owijał  się  wokół  jej 
wspaniałych nóg, kiedy z imponującą szybkością pokonywała zakręt 
na schodach. 
Czekała  juŜ  na  niego,  kiedy  przekraczał  próg  jej  mieszkania. 
Rozejrzał  się  dookoła,  ale  zdąŜył  tylko  zauwaŜyć,  Ŝe  ma  niewiele 
mebli.  Dwa  krzesła  z  obiciem  w  kwiaty  zastępowały  kanapę,  a  na 
ś

rodku  stał  bardzo  dziwny  i  bardzo  kolorowy  stół.  Jego  uwagę 

przykuł stos rzeczy na podłodze. 
-  Co  to  jest?  -  spytał  podejrzliwie.  -  To  ma  być  piknik,  a  nie 
miesięczna wyprawa w dŜunglę. 
- Zaufaj mi, to wszystko nam się przyda. - Poklepała go po ramieniu, 
tak jak to często robiła Claire. 
I  z  tym  był  kłopot.  Nie  potrafił  jej  zaufać,  a  jednocześnie  nie 
przestawał  o  niej  myśleć.  Słyszał  oczywiście,  Ŝe  najgenialniejsi 
naciągacze i oszuści roztaczają wokół siebie nieodparty urok. A co z 
seksualnym  powabem?  Tego  teŜ  jej  nie  brakowało.  Do  czego  ona 
zmierza? 
- Dokąd się wybieramy? - spytał, podnosząc dwa składane krzesła i 
ogromną turystyczną lodówkę. 
- Do Ravinii. - Wepchnęła mu pod pachę długą, wąską torbę. - Byłeś 
tam kiedyś? 
- Czy to nie tam grają muzykę albo coś w tym rodzaju? 
-  Coś  w  tym  rodzaju.  To  letnia  siedziba  Chicagowskiej  Orkiestry 
Symfonicznej. 

background image

- To raczej nie ma co liczyć na koncert jakiegoś Davida Bowie? 
-  OdpręŜ  się.  -  Jeszcze  raz  go  poklepała,  tym  razem  po  plecach.  - 
Będziemy się wspaniale bawili. 
- Dlaczego tak się o mnie martwisz, kiedy wspominasz o zabawie? 
-  Bo  uwaŜam,  Ŝe  bawisz  się  zbyt  rzadko.  MoŜemy  pojechać  twoim 
blazerem? Więcej się w nim mieści niŜ w moim małym triumphie. 
Więc  to  piękne  sportowe  auto  naleŜy  do  niej?  Bibliotekarka  jeździ 
takim  samochodem?  Zanim  ją  poznał,  sądził,  Ŝe  wszystkie 
bibliotekarki  uŜywają  siatek  na  włosy,  noszą  buty  ortopedyczne  i 
prowadzą  sedany.  Patrząc  na  jej  seksowne  purpurowe  sandały,  zdał 
sobie  sprawę,  Ŝe  musi  się  jeszcze  wiele  dowiedzieć  o 
bibliotekarkach, a o Anastazji w szczególności. Poczuł się jak raŜony 
gromem,  kiedy  wreszcie  dotarło  do  jego  świadomości,  Ŝe  naprawdę 
mu na tym zaleŜy. 
PodróŜ  do  pobliskiego  przedmieścia  Highland  Park,  siedziby 
Festiwalu  Muzycznego  w  Ravinii,  okazała  się  krótka.  Davida 
zdumiało, Ŝe aŜ tylu ludzi zaparkowało swoje samochody przed nimi. 
Niektórzy  transportowali  do  parku  swój  bagaŜ  na  wózkach  albo  w 
dziecięcych pojazdach. Anastazja długo szukała dobrego miejsca, w 
końcu  wybrała  trawnik  pod  dębami,  wystarczająco  blisko  krytego 
pawilonu, Ŝeby widzieć orkiestrę. 
Davidowi  zdecydowanie  bardziej  zaleŜało  na  tym,  Ŝeby  zobaczyć 
przed  sobą  coś  do  jedzenia.  Umierał  z  głodu.  Anastazja  natomiast 
zupełnie  przestała  się  spieszyć.  Pomógł  jej  rozłoŜyć  plastikową 
płachtę,  a  na  niej  koc.  Potem  ustawiła  krzesła  i  wręczyła  mu  długą 
torbę. 
- Co to jest? 
- Stół. 
-  Przykro  mi,  ale  ktoś  musiał  go  zepsuć.  Ma  przykrótkie  nogi  - 
odkrył po kilku minutach. 
-  Właśnie  takie  mają  być.  -  RozłoŜyła  na  stole  kolorowy  obrus  i 
ustawiła na nim turkusowe świece w szklanych świecznikach. 
- Trochę dziwny sposób urządzania pikniku - mruknął. 
- Widzę, Ŝe jesteś teŜ ekspertem od pikników. 
-  Mam  o  nich  wystarczająco  dobre  pojęcie.  -  Otworzył  lodówkę  i 
zajrzał do środka. - Umieram z głodu. Gdzie jest smaŜony kurczak? 

background image

- Kurczak? Czy wiesz, jak smaŜone mięso działa na układ krąŜenia? 
-  Wiem,  jak  działa  na  moje  kubeczki  smakowe.  Lubię  smaŜone 
kurczaki.  A  jeśli  juŜ  rozmawiamy  o  krąŜeniu,  to  lody  teŜ  nie  są 
najzdrowsze. 
- Wolę jednak lody od smaŜonych kurczaków. 
-  Co  to  za  piknik:  karłowaty  stół,  świeczki,  a  nie  ma  pieczonych 
kurczaków? 
-  Spokojnie.  Mam  mnóstwo  pysznych  rzeczy.  Proszę,  na  początek 
drobne zakąski. 
Uporał się z nimi w kilka minut. 
-  Przepraszam,  Ŝe  jem  jak  świnka.  -  Uśmiechnął  się  do  niej 
przepraszająco,  oblizując  z  palca  resztkę  topionego  sera.  -  To 
dlatego, Ŝe przez cały dzień nie miałem nic w ustach. 
-  Masz,  tu  są  krakersy.  Jeszcze  minutka  i  skończę.  -  Z  jednego  z 
plecaków  wyjęła  szklany  wazon,  nalała  do  niego  wody  z  butelki  i 
włoŜyła kilka świeŜych kwiatów, które miała w oddzielnej torbie. 
- Jak na piknik to chyba przesada. 
- Tutaj, w Ravinii, jest taka tradycja. 
David rozejrzał się wkoło i musiał przyznać jej rację. 
-  No  więc  tak,  na  pierwsze  danie  jest  chłodnik  z  awokado,  potem 
sałatka z kartofli i buraków, surówka z marchwi  i... - Wyciągnęła z 
plecaka  termos.  -  Voila!  Gorące  pieczone  kurczaki.  A  na  deser 
pistacjowe lody twojej babci. 
Kiedy  o  ósmej  zaczynał  się  koncert,  David  był  juŜ  w  znacznie 
pogodniejszym  nastroju.  Jedzenie  było  wspaniałe  -  istna  uczta  dla 
męŜczyzny przywykłego przegryzać w biegu byle co. 
Większość  przybyłych  zapaliła  świeczki.  Muzyka  była  rzewna  i 
głośna, nie nadawała się do tańca,  ale teŜ nie  grała mu na nerwach. 
Po jakimś czasie zaczął jej nawet słuchać z przyjemnością. 
ZauwaŜył, jak wygodnie poukładały się pary na sąsiednich kocach - 
kobiety  oparły  głowy  na  ramionach  swoich  towarzyszy.  Chciał  juŜ 
zaproponować  Anastazji,  Ŝeby  przenieśli  się  na  koc,  kiedy  stuknęła 
go w plecy i skinęła głową przez ramię. 
Odwrócił  się  i  zobaczył  gasnącą  karmazynowa  poświatę 
zachodzącego słońca.  I setki świeczek migoczących aŜ po najdalsze 
krańce parku. 

background image

- Ładnie, co? - wyszeptała. 
- Rzeczywiście, ładnie. 
Anastazja  miała  nadzieję,  Ŝe  David  czuje  się  na  tyle  dobrze,  Ŝe 
przynajmniej  nie  będzie  Ŝałował  spędzonego  z  nią  czasu.  Na 
początku miała wątpliwości, ale teraz wyglądał na zadowolonego. 
Zwykle  o  tej  porze  wyciągała  się  na  kocu  i  owijała  nim,  gdy 
wieczorny chłód zaczynał zbytnio dokuczać. David jednak wyglądał 
na faceta, który uŜywa na piknikach krzeseł i składanego stołu. Choć 
z drugiej strony, dŜinsy i płócienna koszula świadczyły chyba o tym, 
Ŝ

e dba o wygodę jak większość ludzi. MoŜe źle go oceniała, sądząc, 

Ŝ

e nie potrafi się relaksować. 

Bez  słowa  przeniosła  się  na  koc,  mile  zdziwiona,  gdy  David 
natychmiast  zrobił  to  samo.  PołoŜył  się  tak  blisko,  Ŝe  wyczuwała 
ciepło jego ciała. 
Nagle  poczuła  się  niezręcznie,  nie  wiedząc,  co  począć  z  rękoma. 
Musiała  się  jednak  uśmiechnąć,  gdy  mruknął  coś  w  rodzaju 
„przestań  się  wiercić"  i  przyciągnął  ją  bliŜej.  Teraz  jej  ciało 
przylegało  do  boku  Davida,  głowę  oparła  na  jego  ramieniu,  a  on 
objął ręką jej plecy. Ogarnęło ją oszałamiające uczucie błogości. 
I niemal w tej samej chwili spadły pierwsze krople deszczu. Chmury, 
dzięki  którym  oglądali  tak  nadzwyczajny  zachód  słońca,  płynęły 
teraz  dokładnie  nad  ich  głowami.  Kilka  osób  spośród  publiczności 
pospiesznie zebrało swoje rzeczy i uciekło, ale większość po prostu 
wyjęła parasole. 
Anastazja  zrobiłaby  to  samo,  gdyby  nie  zapomniała  zabrać  go  z 
domu. 
- Nie przejmuj się - pocieszała Davida, wyciągając spod niego koc z 
nieprzemakalną  płachtą.  -  Nie  jestem  tu  nowicjuszką.  Wiem,  co 
trzeba zrobić. 
- Wracamy? - spytał z nadzieją w głosie. 
- Nie. - Usiadła na składanym krześle i zaprosiła go na drugie. Gdy 
David  usiadł,  wręczyła  mu  jeden  z  rogów  plastikowej  płachty.  -  To 
stara  zasłona  z  prysznica.  -  Trzymając  nad  głową  prowizoryczny 
parasol,  drugą  ręką  rozpostarła  koc  na  kolanach.  -  MoŜemy  dalej 
spokojnie  słuchać  muzyki.  Dobrze,  Ŝe  nie  padało  przed  przerwą. 
Uwielbiam 

następny 

kawałek. 

„Szeherezada" 

Rimskiego-

background image

Korsakowa.  -  Zaczęła  czytać  z  programu:  -  Sułtan  Szahriar, 
przekonany o dwulicowości i niewierności wszystkich kobiet, męska 
szowinistyczna świnia... 
- Tam jest tak napisane? - David rzucił okiem przez jej ramię. 
- Nie, fragment ze świnią sama dodałam. W kaŜdym razie ślubował, 
Ŝ

e  zabije  kaŜdą  ze  swoich  Ŝon  po  spędzeniu  z  nią  pierwszej  nocy. 

Szeherezada ocaliła głowę, opowiadając sułtanowi cykl baśni - przez 
tysiąc  i  jedną  noc.  Trawiony  ciekawością  sułtan  z  dnia  na  dzień 
odraczał  egzekucję,  Ŝeby  usłyszeć  dalszy  ciąg  opowieści,  wreszcie 
darował  małŜonce  Ŝycie.  -  David  nie  sądził,  Ŝeby  uwielbienie 
Anastazji  dla  Szeherezady  było  tylko  zbiegiem  okoliczności.  Dwie 
bąjarki.  Nawet  jeśli  nie  miała  jeszcze  nic  złego  na  sumieniu,  to 
zaraziła jego babcię marzycielskimi wizjami, wystawiając na ryzyko 
jej  zabezpieczenie  emerytalne.  To  przecieŜ  jasne,  Ŝe  gdyby  nie 
wpływ  Anastazji,  babcia  nie  stałaby  się  wielbicielką  Bruce'a 
Springsteena i nie podrygiwała jak nastolatka, słuchając „Born in the 
USA".  To  ta  szalona  kobieta  natchnęła  ją  swoimi  zwariowanymi 
pomysłami. 
A  jego...  czym  natchnęła?  Jak  mógłby  nazwać  to  uczucie? 
Zainteresowanie?  Fizyczny  pociąg?  Irytacja?  Wolał  się  skupić  na 
ostatnim. 
Dla  tego  pikniku  musiał  zrezygnować  z  meczu  Cubsów.  I  choć  te 
kilka  minut,  kiedy  dotykał  bujnego  ciała  Anastazji,  było  warte 
takiego  poświęcenia,  wolałby  jednak,  Ŝeby  to  doświadczenie  trwało 
dłuŜej. 
- A więc? - spytała radośnie. - Dobrze się bawisz? 
- Jasne. 
Czy mogło być duŜo gorzej? 
A jednak mogło.  Zaczęło go swędzić, kiedy wracali do samochodu, 
stojącego  w  najdalszym  kącie  parkingu.  David  kilka  razy  musiał 
przystanąć, Ŝeby podrapać się po ramionach i karku. 
- Czy w tym parku rośnie trujący bluszcz? - zapytał. 
- Nic mi o tym nie wiadomo. 
- MoŜe w jedzeniu coś było? 
- Nic podejrzanego. 
- Jakieś krewetki? 

background image

- Rzeczywiście, w niektórych kanapkach były siekane krewetki. 
- No to wszystko jasne. Dostaję po nich pokrzywki. 
-  Tak  mi  przykro!  Nie  mogłeś  mi  powiedzieć?  Czy  to  jakaś 
niebezpieczna  alergia?  Nie  powinieneś  wziąć  lekarstwa?  MoŜe 
powinniśmy jechać do szpitala? 
- Nie, muszę tylko zaŜyć antyhistaminę. 
-  Chciałam,  Ŝeby  ten  wieczór  okazał  się  dla  ciebie  niezapomniany, 
ale nie to miałam na myśli - powiedziała skruszonym tonem. 
- Mnie teŜ nie o to chodziło. 
- Więc moŜe powinniśmy to niedługo powtórzyć, co? 
-  MoŜe  powinniśmy.  Ale  tym  razem  będzie  to  moja  wersja  dobrej 
zabawy. 
- To znaczy? 
- Baseball. 
Tak  oto  juŜ  następnego  popołudnia  Anastazja  znalazła  się  na 
stadionie Wrigley Field. 
- Masz szczęście, Ŝe w ostatniej chwili udało mi się kupić dwa bilety. 
-  Jasne.  Mam  szczęście.  Ludzie  stoją  przecieŜ  w  kolejkach,  Ŝeby 
obejrzeć zespół, który nie zwycięŜył w swojej lidze od 1908 roku. 
-  Mówiłaś,  Ŝe  nic  nie  wiesz  o  baseballu.  -  Podał  jej  rękę  i  pomógł 
zejść po betonowych schodach do właściwego sektora. 
- Jestem bibliotekarką. Zdobywanie informacji to moja specjalność. 
Natomiast specjalnością Davida zaczęło być wprawianie jej serca w 
łomot. Polubiła teŜ jego  głos, jedyny w swoim rodzaju, aksamitny i 
szorstki  zarazem.  Szkoda,  Ŝe  nie  spodobało  jej  się  to,  co  mówił  w 
czasie  jazdy.  Uraczył  ją  wykładem  o  przewadze  odpowiedzialności 
nad lekkomyślnym marzycielstwem. 
-  Co,  tak  naprawdę,  masz  przeciwko  marzeniom?  -  spytała, 
posuwając się za nim wąskim przejściem. 
- Skąd to pytanie? 
-  To  dalszy  ciąg  naszej  rozmowy  w  samochodzie.  No,  powiedz  mi 
wreszcie. 
-  Marzenia  to  zwykła  strata  czasu.  A  niektóre  bywają  po  prostu 
niebezpieczne. 

Potrafią 

człowieka 

zaślepić, 

oderwać 

od 

rzeczywistości i narazić na niepewną przyszłość. 
-  Chodzi  ci  o  twoją  babcię?  Wiem,  Ŝe  martwisz  się  o  jej  sytuację 

background image

finansową, ale... 
- Mówię o swoich rodzicach. Mój ojciec postawił wszystko na jedną 
kartę, Ŝeby się szybko wzbogacić. To nie marzyciele płacą za swoje 
marzenia,  płaci  reszta  ich  rodziny  -  powiedział  z  ponurą  miną,  a 
potem wzruszył ramionami. 
-  Powiedzmy,  Ŝe  jestem  praktycznym  facetem.  Nie  wierzę  w 
wielkanocne  zajączki  ani  w  garnek  złota  na  końcu  tęczy.  I  moŜesz 
mnie za to potępiać. 
- A w co ty wierzysz? 
- W cięŜką pracę i w baseball. Jak to się stało, Ŝe wychowywałaś się 
z dwoma braćmi i nigdy nie byłaś na meczu baseballowym? 
-  Miałam  szczęście.  Więc  to  z  powodu  taty  uwaŜasz  marzenia  za 
niebezpieczne? 
- I dlatego, Ŝe zbyt często widziałem, jak marzenia idą z dymem. W 
moim zawodzie nie znalazłabyś wielu marzycieli. 
-  To  mogę  zrozumieć.  -  Dostrzegła  ostrzegawczy  błysk  w  jego 
oczach i wolała nie naciskać dalej. - A jeśli chodzi o twoje pytanie, 
dlaczego  nie  chodziłam  na  mecze,  to  mój  tata  jest  wprawdzie 
kibicem  Cubsów,  ale  ogląda  ich  w  telewizji,  a  moi  bracia  wolą 
koszykówkę i Bullsów. 
- A ty co wolisz? 
-  Balet.  -  Zajęła  miejsce  i  wciągnęła  nosem  powietrze.  Dzień  był 
słoneczny,  a  rześka  bryza  od  jeziora  przypominała,  Ŝe  zbliŜa  się 
wrzesień.  -  A  wiesz,  myślałam,  Ŝe  mecz  baseballowy  pachnie 
inaczej. 
- Co? - Spojrzał na nią jak na osobę, która postradała rozum. 
-  WyobraŜałam  sobie  mniej  świeŜego  powietrza,  a  więcej  zapachu 
hot dogów i musztardy. 
- Ten zapach znajdziesz przy kioskach. Poza tym tutejsi sprzedawcy 
hot dogów nie zawracają sobie głowy Ŝadną musztardą. Ich hot dogi 
są zawsze zimne, a piwo ciepłe. 
- Mniam - skrzywiła się ze wstrętem. 
-  Mam  torebkę  ziemnych  orzeszków.  Chcesz  trochę?  -  Nasypał  jej 
orzeszków na dłoń. 
Uniosła wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Podobało jej się, Ŝe nosi 
czapkę  baseballową  na  odwrót,  bo  daszek  nie  zasłaniał  mu  oczu. 

background image

Powinna przywyknąć juŜ do ich niesamowitego koloru, ale ciągle ją 
fascynowały. Nie mogła oderwać od nich wzroku. 
Dopiero  hasło  do  odśpiewania  hymnu  wyrwało  ją  z  odurzenia. 
Westchnęła z ulgą. Od tego momentu wszystko potoczyło się bardzo 
szybko,  choć  moŜe  powinna  raczej  powiedzieć:  powoli.  Straszliwie 
powoli. Nudziła się beznadziejnie. 
Za to David nie okazywał Ŝadnych objawów znudzenia. 
- Ten facet rzuca podkręcane piłki. - Pochylił się ku Anastazji mniej 
więcej godzinę później. 
- Który facet? 
- Rzucający. 
- Ten, który stoi na małej górce, tak? 
- To się nazywa pole rzucającego. 
Nagle przysadzisty męŜczyzna siedzący obok skoczył na równe nogi, 
wytrącając z dłoni Anastazji orzeszki. Wylądowały na głowach ludzi 
siedzących  dwa  rzędy  niŜej.  Obsypana  gradem  złych  spojrzeń, 
Anastazja  skuliła  się  na  ławce,  ale  wcale  nie  poczuła  się  lepiej. 
LeŜenie na trawie w Ravinii było o wiele przyjemniejsze. 
-  Masz.  -  David  wręczył  jej  całą  torbę  orzeszków.  -  Będziesz  miała 
co robić podczas przerw w grze. 
- Z tego, co widzę, ta gra polega głównie na przerwach. 
- To dopiero czwarta rozgrywka. Jeszcze nic nie widziałaś. 
- Mów tak do mnie. 
Znowu  wszyscy  podskoczyli  do  góry.  Wszyscy  oprócz  Anastazji 
obarczonej  orzeszkami.  Gdy  odłoŜyła  je  na  bok,  kibicujący  tłum 
zdąŜył  usiąść  z  powrotem.  Następnym  razem  była  lepiej 
przygotowana,  a  przy  siódmej  rozgrywce  wpadła  juŜ  we  właściwy 
rytm. 
- Wiesz, co jest najlepsze w tej grze? - zapytała Davida. 
- To, Ŝe przegrywamy tylko o parę. 
- Jaką parę? 
- Wynik jest dwa do czterech. 
-  Wiem.  Ale  najbardziej  mi  się  podoba,  jak  w  siedemnastej 
rozgrywce  śpiewają  „Weź  mnie  na  mecz  baseballu".  Och,  i  jeszcze 
to, Ŝe w czasie gry moŜna sobie pokrzyczeć, co tylko ślina na język 
przyniesie. 

background image

- Nie rozumiem. 
- MoŜna wstać i powiedzieć cokolwiek, a i tak nikt tego nie usłyszy. 
Zobacz... - Wstała z resztą widowni i zaczęła wrzeszczeć: - Rzepy to 
durne jarzyny! 
- Przestań! - Szarpnął ją, ściągając z powrotem na ławkę. 
-  Dlaczego?  Nikt  na  to  nie  zwraca  uwagi.  Następnym  razem, 
zrywając się do góry, wrzasnęła: 
- Pieprzony fiskus! 
- Fiskus to ich gracz między drugą a trzecią bazą, tak? - zapytał łysy 
gość z górnego rzędu, kiedy usiadła. 
-  Teraz  naprawdę  dobrze  się  bawię!  -  stwierdziła  Anastazja, 
uśmiechając się do Davida. 

background image

ROZDZIAŁ PI

Ą

TY 

-  Myślisz,  Ŝe  zdąŜymy  na  czas  z  uroczystym  otwarciem?  -  spytała 
Claire, kiedy David zrobił sobie krótką przerwę. W połowie drugiego 
tygodnia  remontu  w  całym  pomieszczeniu  panował  nieopisany 
rozgardiasz.  Zapach  sklejki  i  smarów  hydraulicznych  mieszał  się  z 
aromatem kawy i świeŜych pączków. 
-  Sądzę,  Ŝe  tak.  Hydraulicy  i  elektrycy  pracują  według  planu. 
Powinni  skończyć  na  początku  przyszłego  tygodnia,  potem  wejdą 
ludzie od ogrzewania. 
- Jest tu teraz duŜo przestronniej, prawda? 
David  skinął  tylko  głową,  zajęty  odkryciem,  którego  dokonał, 
usuwając  ściany  działowe.  Coś  tu  nie  grało.  Występując  o 
pozwolenie na remont, dostał plany budynku, wiedział więc, gdzie te 
ś

ciany powinny stać. Problem polegał na tym, Ŝe między wymiarami 

piwnicy a resztą budynku istniała metrowa niezgodność. 
Sprawdził teŜ historię hipoteki nieruchomości, Ŝeby upewnić się, czy 
transakcja została przeprowadzona uczciwie. Okazało się, Ŝe jednym 
z  poprzednich  właścicieli  był  Chester  „Chesty"  Ferguson, 
prowadzący  w  czasach  prohibicji  wiele  nielegalnych,  doskonale 
prosperujących szynków. 
David od dziecka interesował się tą barwną erą w historii Chicago, z 
wypiekami  na  twarzy  śledził  przygody  Elliota  Nessa  w 
„Niedotykalnych".  Gdyby  nie  to,  moŜe  uznałby  tę  róŜnicę  między 
planami  a  rzeczywistą  powierzchnią  piwnicy  za  błąd  kreślarza.  Ale 
to  miejsce  było  kiedyś  nielegalną  knajpą  gangstera,  nie  mógł  więc 
powstrzymać  się  od  podejrzeń,  Ŝe  gdzieś  na  dole  znajdował  się 
ukryty magazyn. 
Na  razie,  z  braku  czasu,  tylko  pobieŜnie  obejrzał  piwnicę.  Było 
mnóstwo  pracy,  a  babci  bardzo  zaleŜało,  Ŝeby  pierwszego 
października odbyło się uroczyste otwarcie cukierenki. 
- Nie Ŝałujesz, Ŝe zgodziłeś mi się pomóc? - spytała z troską w głosie 
Claire.  -  Nie  wiem,  czy  do  końca  zdawałeś  sobie  sprawę,  co  cię 
czeka. 
-  Dobrze  wiedziałem,  do  czego  się  zabieram.  I  niczego  nie  Ŝałuję, 
choć było mi przykro, Ŝe kupiłaś ten dom w tajemnicy przede mną. 
-  Byłam  pewna,  Ŝe  się  nie  zgodzisz,  Ŝe  nie  spojrzysz  na  to  miejsce 

background image

moimi oczami. Ale chyba powoli się przekonujesz, prawda? 
David  wymruczał  jakąś  wymijającą  odpowiedź.  ChociaŜ  musiał 
przyznać,  Ŝe  sklep  zaczynał  wyglądać  obiecująco.  Usunął  warstwa 
po  warstwie  starą  farbę  i  nagle  dębowa  boazeria  ujawniła  swoje 
naturalne  piękno.  Marmurowa  lada  była  przykryta  grubą  narzutą,  a 
babcia dwa razy dziennie sprawdzała, czy nie stało jej się nic złego. 
Spędzała w sklepie całe popołudnia, Ŝeby nad wszystkim czuwać. 
- Zdecydowałaś juŜ, jak nazwiesz to miejsce? 
- Jeszcze nie. A przy okazji... bardzo się cieszę, Ŝe dogadaliście się z 
Anastazją. Chyba nawet lubicie być razem. 
- Zabrzmiało to tak, jakbyśmy byli parą dwunastolatków bawiących 
się na podwórku. 
-  Nonsens,  mój  drogi.  -  Babcia  poklepała  go  po  ramieniu.  - 
Zapewniam cię, Ŝe znakomicie sobie zdaję sprawę, Ŝe oboje jesteście 
dorośli i Ŝe czas szybko płynie naprzód. 
On teŜ zdawał sobie sprawę z upływu czasu. Minęło pięć dni, odkąd 
zabrał  Anastazję  na  mecz.  Potem  widywał  ją  tylko  przelotnie,  gdy 
wpadała po pracy doradzać babci - we wszystkim, od wzoru tapet po 
wybór  szklanek  do  wody  sodowej.  Niechętnie,  ale  musiał  przyznać 
się w duchu, Ŝe coraz bardziej mu jej brakowało. 
Ledwie o tym pomyślał, usłyszał za plecami głos Anastazji. 
- Sullivan, znowu bujasz w obłokach w czasie pracy? - zaŜartowała. 
-  Jak  ci  się  udaje  tak  cicho  podkradać  w  cięŜkich  wojskowych 
butach? 
-  Co,  nie  podoba  ci  się  moje  obuwie?  -  Podniosła  prawą  stopę  i 
obróciła  nią,  Ŝeby  mógł  się  dobrze  przyjrzeć.  -  Nie  miałam  pojęcia, 
Ŝ

e jesteś takim niewolnikiem mody - dodała kpiąco, zerkając na jego 

znoszone dŜinsy i zakurzony biały podkoszulek. 
- Jasne. - Mimowolny uśmiech rozjaśnił mu twarz. 
-  Znowu  próbujesz  mnie  rozpraszać  tymi  seksownymi  dołeczkami, 
ale  nic  z  tego.  Przyszłam  powiedzieć  Claire,  Ŝe  znalazłam 
rzemieślnika,  który  robi  na  zamówienie  lady  chłodnicze  z 
pojemnikami  do  lodów  i  saturatorami.  -  Odwróciła  się  do  Claire.  - 
Jego dane były w ksiąŜce o historii lodów, zrobiłam ci kserokopię tej 
strony. 
- Historia lodów? - powtórzył David. 

background image

-  Owszem.  JeŜeli  będziesz  grzeczny,  któregoś  dnia  opowiem  ci  o 
tym. 
- Nie mogę się doczekać. 
Anastazja  doskonale  rozpoznawała  tę  ironiczną  nutę  w  jego  głosie. 
Równie dobrze zdawała sobie sprawę, Ŝe wciąŜ jej do końca nie ufa. 
Musiała  mu  jednak  przyznać,  Ŝe  stara  się  być  miły.  Nie  wypominał 
jej  krewetek  w  Ravinii  ani  wygłupów  na  meczu  baseballowym.  I 
choć nie przestał marudzić o tym, jak nierozsądne jest porywanie się 
na  tak  niepewny  interes  jak  cukierenka  z  lodami,  jego  opór  zdawał 
się tracić na sile. Gdyby tylko udało jej się przekonać tego sceptyka i 
malkontenta,  Ŝe  Ŝycie  bez  marzeń  nie  ma  sensu,  jej  misja  byłaby 
spełniona. 

* * * 

- Jakim cudem chcesz doprowadzić tych dwoje  do ołtarza, jeŜeli do 
dziś  nawet  się  nie  pocałowali?  -  Betty  maszerowała  tam  i  z 
powrotem po zakurzonej marmurowej ladzie. 
- Budują nastrój - odpowiedziała jej Hattie spod sufitu, trzepocząc z 
gracją delikatnymi jak sieć pajęcza skrzydełkami. 
- Zgadzam się z Betty. - Muriel potrząsnęła głową. Niesforny kogut 
na  jej  głowie  wydawał  się  bardziej  sterczący  niŜ  zwykle.  -  Na  tym 
etapie Jason i Ryan juŜ dawno byli po pierwszym pocałunku. 
- Anastazja działa we własnym tempie, powinnyście o tym wiedzieć. 
- Hattie zrobiła uraŜoną minę. 
- Myślałam, Ŝe pomoc Claire przyspieszy bieg wydarzeń. 
-  Nie  przypominam  sobie,  Ŝeby  Betty  mówiła  o  przyspieszaniu 
czegokolwiek.  Twierdziła,  jeśli  dobrze  pamiętam,  Ŝe  zwerbowanie 
Claire pozwoli nam poświęcić więcej czasu innym podopiecznym, a 
z tą parą pójdzie nam jak z płatka. 
Oczywiście  gdy  tylko  to  powiedziała,  Anastazja  wepchnęła  tego 
nieokrzesanego dzikusa w tort weselny. 
-  I  to  powinno  mnie  ostrzec,  Ŝe  nie  pójdzie  wcale  tak  łatwo...  - 
mruknęła pod nosem Betty. 
-  Nigdy  nie  idzie  łatwo.  Powiedziałaś,  Ŝe  im  trudniej,  tym  większą 
potem mamy satysfakcję. 
- Kłamałam. 
-  Daj  spokój!  -  uniosła  się  Hattie.  -  Moim  zdaniem,  obie 

background image

niepotrzebnie  się  martwicie.  Wszystko  idzie  jak  trzeba.  David  jest 
coraz  mniej  podejrzliwy.  MoŜe  czuje  się  zakłopotany  tym,  Ŝe 
Anastazja  mu  się  podoba,  ale  zachowuje  się  przyzwoicie.  A  i 
Anastazja  zaczyna  wierzyć,  Ŝe  uda  jej  się  coś  wskórać.  David  ją 
najzwyczajniej  w  świecie  pociąga.  ZauwaŜyłyście,  jak  go 
kokietowała, proponując, Ŝe opowie mu historię lodów? 
-  Jak  moŜna  flirtować,  rozmawiając  o  historii  lodów?  -  Muriel 
wzruszyła  ramionami.  -  Wszyscy  wiedzą,  Ŝe  lody  wymyśliły  dobre 
wróŜki, dawno temu. 
- Ale ludzie w swoich historycznych ksiąŜkach piszą, Ŝe pochodzenie 
lodów spowite jest głęboką tajemnicą. 
-  Właśnie  w  ten  sposób  sugerują,  Ŝe  stworzyły  je  dobre  wróŜki  - 
wyjaśniła Muriel. 
- MoŜe to chce powiedzieć Davidowi Anastazja? 
-  Jasne  -  zadrwiła  Betty.  -  Jeśli  naprawdę  w  to  wierzysz,  mam  pod 
ręką most do sprzedania. 
-  Nie,  dziękuję  -  odparła  wyniośle  Hattie.  -  Nie  interesują  mnie 
mosty. 
Ostatnie słowo jak zwykle naleŜało do Muriel. 
- O mostach wiem tylko tyle, Ŝe lepiej ich za sobą nie palić. 

* * * 

- Jesteś pewna, Ŝe chcesz to robić? - spytał David Anastazję tydzień 
później. 
- Absolutnie. Daj mi w końcu ten wałek. - Wyrwała mu go z ręki. - 
Mamy do pomalowania mnóstwo ścian. 
- Na pewno chcesz w ten sposób spędzić wolny dzień? 
-  Na  pewno.  -  Poprawiła  szelki  swojego  roboczego  kombinezonu.  - 
Boisz się, Ŝe okaŜę się lepszym malarzem od ciebie? 
- Umieram ze strachu. 
- Dobrze, panie majster. Łap swój wałek i bierz się do roboty. 
Kiedy  skończyła  pokrywać  farbą  ścianę,  chwyciła  za  pędzel,  Ŝeby 
pomalować  krawędzie  i  zakamarki.  Z  magnetofonu  Davida  płynęła 
głośna  muzyka  -  przeboje  lat  osiemdziesiątych  Kenny  Logginsa, 
Davida Bowie, Cyndii Lauper. Podrygując przy jednym ze skoczniej 
szych  kawałków,  Anastazja,  całkiem  niechcący,  prysnęła  farbą  ze 
swojego pędzla. Prosto w kierunku Davida. 

background image

- O p... - Zakryła dłonią usta. 
- Op nie załatwia sprawy - warknął z udawaną złością. - To był mój 
ostatni czysty podkoszulek. Zaraz pokaŜę ci op. - Podszedł do niej z 
miną nie wróŜącą niczego dobrego. 
-  Spokojnie...  Zastanów  się,  zanim  zrobisz  coś,  czego  będziesz 
Ŝ

ałował. 

- Nie wydaje mi się, Ŝebym mógł czegoś Ŝałować. Ale ty na pewno. 
-  Zrobiłam  to  niechcący,  przysięgam.  -  PołoŜyła  dłoń  na  piersi.  - 
Gdybym  naprawdę  chciała  cię  ochlapać  farbą,  zrobiłabym  to 
znacznie lepiej. 
-  Tak  czy  jeszcze  lepiej?  -  Odchylił  karczek  jej  kombinezonu  i 
chlapnął farbą na pomarańczową koszulkę. 
- Hej, kolego, jak się bawić, to we dwoje! - Tym razem on rzucił się 
do ucieczki. 
- Zdaje się, Ŝe jesteśmy kwita. 
- To tobie się tak zdaje. - PosłuŜyła się pędzlem jak rapierem, a lewą 
rękę wyrzuciła w powietrze. - Broń się! 
Tak go rozśmieszyła, Ŝe nie zdołał uniknąć ciosu w nagie ramię. 
- Doigrałaś się. 
Chwycił ją w ramiona, zanim zdąŜyła pomyśleć o odwrocie. Śmiech 
zamarł jej w krtani, gdy próbując się uwolnić, musnęła wargami jego 
policzek. 
David pochylił się i zamknął jej usta długim, Ŝarliwym pocałunkiem. 
Namiętność,  jaką  w  niej  rozpalił,  oszołomiła  ją.  Przeraziła.  Czy 
domyślał się tego? Czy z nim działo się to samo? 
Tak,  pod  dłonią  wyczuwała  łomot  jego  serca,  ale  ich  pocałunek 
skończył się równie gwałtownie, jak zaczął. Zaczęła się zastanawiać, 
dlaczego  tak  niespodziewanie  odepchnął  ją  od  siebie,  kiedy  zdała 
sobie  sprawę,  Ŝe  nie  są  sami.  Fachowcy  od  ogrzewania  skończyli 
właśnie  przerwę  na  lunch  i  przez  drzwi  na  zapleczu  zeszli  do 
piwnicy. 
Starając  się  zachować  choćby  pozory  opanowania,  Anastazja 
spojrzała na Davida z czarującym uśmiechem. 
-  Miły  sposób  na  rozpraszanie  mnie,  ale  i  tak  jestem  lepszym 
malarzem. 
- Całujesz teŜ nieźle. 

background image

- Dzięki - odpowiedziała drŜącym głosem. Ten pocałunek sprawił, Ŝe 
zobaczyła  w  nim  innego  męŜczyznę.  I  osłabił  jej  kontrolę  nad 
sytuacją. Zakłopotana, podniosła pędzel i wróciła do malowania, nie 
powstrzymując  się  jednak  od  nonszalanckiej  riposty:  -  Pochlebstwa 
zaprowadzą cię donikąd. 
Czuła, Ŝe ma nogi jak z waty. A to oznaczało, Ŝe David moŜe być dla 
niej  wielkim  kłopotem.  Wiedziała  to.  I  obawiała  się,  Ŝe  teraz  i  on 
zdaje sobie z tego sprawę. 
Nie miał pojęcia, co go podkusiło, Ŝeby wpaść do biblioteki, w której 
pracowała Anastazja. Ale przez cały dzień miał wraŜenie, Ŝe nie jest 
sobą.  Wczorajszy  pocałunek  kompletnie  go  zaskoczył.  Skąd  mógł 
przypuszczać,  Ŝe  ona  potrafi  tak  całować?  I  czy  w  ten  sposób 
zamierza  zawrócić  mu  na  tyle  w  głowie,  Ŝeby  nie  dowiedział  się,  o 
co naprawdę jej chodzi? 
A jeśli o nic nie chodzi? Jeśli nie ma Ŝadnych złych zamiarów? MoŜe 
ta  kobieta  jest  po  prostu  naiwna,  zwariowana  i  nierozsądna?  MoŜe 
wcale  nie  nabiera  jego  babci?  Ale  i  to  nie  oznaczałoby,  Ŝe  jest 
kobietą dla niego. Stop. Skąd takie myśli lęgną mu się w głowie? On 
i Anastazja? Zbyt wiele ich róŜni. 
Bez  kłopotów  odnalazł  ją  w  sekcji  dziecięcej  biblioteki  publicznej. 
Siedziała  otoczona  grupą  dwudziestu  pięciu  przedszkolaków,  z 
włosami  związanymi  w  jeden  gruby  warkocz.  Czytała  dzieciom 
zabawną  ksiąŜkę  o  Ŝabie,  która  pocałowana  przez  księcia  zamieniła 
się w piękną bibliotekarkę. 
Oczywiście natychmiast  przypomniało mu to o ich pocałunku, więc 
przez  dobre  pięć  minut  z  trudem  powracał  na  ziemię.  Tymczasem 
Anastazja  przeszła  do  następnej  opowieści.  Trzymała  w  dłoniach 
cykl  laminowanych  rysunków  ilustrujących  historyjkę  o  trzech 
dobrych wróŜkach, które marzyły o większych skrzydłach. 
- Henrietta, Betina i Maria uwielbiały się śmiać. A wy potraficie się 
ś

miać? - spytała dzieciaki. 

Roześmiały się wszystkie, choć z nierównym entuzjazmem. 
-  One  przepadały  teŜ  za  lodami.  A  wy  lubicie  lody?  Większość 
wrzasnęła,  Ŝe  tak,  z  wyjątkiem  jednej  małej  dziewczynki,  która 
powiedziała przejętym głosem, Ŝe lody tuczą. 
- Dobrym wróŜkom to nie grozi, Mitsy. Ale dziś dobre wróŜki mają 

background image

coś waŜnego do zrobienia. Muszą pomóc księŜniczce Sarze odnaleźć 
jej zagubionego kotka. Znajdziecie kotka na tym obrazku? 
Kilkoro dzieci pokazało go od razu. 
- Kociaki drapią ludzi i kanapy - znowu odezwała się Mitsy. 
-  PoniewaŜ  dobre  wróŜki  potrafią  latać  -  ciągnęła  Anastazja  - 
przeszukały  najpierw  czubki  drzew.  MoŜe  kociak  wspiął  się  na 
drzewo. Potraficie pokazać drzewo na tym obrazku? 
-  W  drzewach  jest  duŜo  robaków  -  zabrzmiał  po  raz  kolejny  głos 
Mitsy. 
Davida  korciło,  Ŝeby  rozweselić  jakoś  dziewczynkę,  ale  Anastazja 
zdawała się przyzwyczajona do jej ponurych komentarzy. 
- Dobre wróŜki zaczęły się martwić. Jak wyglądacie, kiedy jesteście 
zmartwione? 
Cała  grupa  zaczęła  stroić  miny,  marszczyć  czoła  i  nosy.  Mała 
maruda  nie  musiała  niczego  udawać,  jej  zwykła  mina  była 
dostatecznie skrzywiona. 
Kiedy  Anastazja  uśmiechnęła  się  do  jakiegoś  dziecka,  David 
przylgnął  wzrokiem  do  jej  warg,  znowu  przypominając  sobie  o  ich 
pocałunku.  Gdzie  ona  się  nauczyła  tak  całować?  Na  pewno  nie 
wyczytała  instrukcji  w  Ŝadnej  z  ksiąŜek.  A  to  znaczy...?  śe  ma 
bardzo duŜe doświadczenie? A moŜe po prostu wrodzony talent? 
Starał się skoncentrować na jej słowach i zapomnieć o ustach. 
- Potem uŜyły swych magicznych róŜdŜek, by kilkoma podmuchami 
wiatru rozwiać liście i odsłonić konary drzew. 
- Liście tylko śmiecą - prychnęła Mitsy. 
-  I  wiecie  co?  Na  najwyŜszym  drzewie  ukryta  wśród  liści  siedziała 
kotka  Psotka,  która  bała  się  zejść  z  drzewa.  Domyślacie  się,  co 
zrobiły dobre wróŜki? 
-  Strzeliły  do  niej?  -  zapytał  z  morderczym  błyskiem  w  oku 
rudowłosy chłopczyk. 
- Nie, oczywiście, Ŝe nie! - Anastazja spojrzała na niego ze zgrozą. - 
Mogłyby  zranić  kotkę,  a  przecieŜ  nie  wolno  ranić  kotków  ani  do 
niczego strzelać. 
-  UŜyły  czarów  -  podpowiedział  chłopczyk,  który  przez  cały  czas 
trzymał kciuk w ustach. 
-  Racja,  Bobby!  UŜyły  czarodziejskich  róŜdŜek,  Ŝeby  zdjąć  kotkę  z 

background image

drzewa i oddać ją księŜniczce Sarze. Dobre wróŜki, które tak głupio 
się  czuły  ze  swoimi  maleńkimi  skrzydełkami,  teraz  mogły  być 
dumne. A księŜniczka z wdzięczności obdarowała je... wiecie czym? 
- Kupą forsy? 
-  Dała  im  dzień  urlopu  -  podpowiedział  David,  wyłaniając  się  zza 
regału. 
Anastazja spojrzała na niego zdumiona, ale nie przerwała opowieści. 
- Ofiarowała im dar śmiechu i pewności siebie. 
-  JeŜeli  śmiała  się  tak  jak  ty,  to  nie  był  zły  prezent  -  oświadczył 
tubalnym głosem David. 
- O rany, zaraz się będą całować! - krzyknął rudzielec. 
- Nie, nie będziemy - zaprzeczyła Anastazja rzeczowym tonem. - Za 
minutę  będę  wolna,  Davidzie.  -  Zakończyła  swoją  bajkę  z  pomocą 
kukiełki  o  imieniu  Panna  Myszka,  a  gdy  przedszkolaki  wróciły  do 
swoich rodziców, zajęła się Davidem. 
- Skąd się tu wziąłeś? 
-  Wpadłem  zobaczyć,  jak  zarabiasz  na  Ŝycie.  A  więc  śpiewasz  i 
opowiadasz bajki. Niezły fach. 
-  Fach  jest  dobry,  ale  zajmuję  się  nie  tylko  tym.  Mam  dyŜury  w 
punkcie 

informacyjnym, 

gdzie 

polecam 

dzieciom 

lektury, 

odpowiadam  na  najróŜniejsze  pytania  -  na  przykład  jakie  zwierzęta 
Ŝ

yją  w  Ameryce  Południowej.  Do  tego  praca  administracyjna, 

opracowuję teŜ nowe programy edukacyjne i konkretne projekty. W 
tej pracy trzeba naprawdę lubić dzieci - skończyła smętnym tonem - 
a tego nie moŜna się nauczyć. 
Zaczął  się  zastanawiać,  jaką  byłaby  matką.  Przestań  natychmiast, 
ostrzegł  go  wewnętrzny  głos  zatwardziałego  kawalera.  To 
niebezpieczny teren. 
- Więc jakie zwierzęta Ŝyją w Ameryce Południowej? 
- Kapucynki, wyjce i inne małpy, wigonie i węŜe anakonda. Wiem, 
bo wczoraj dostałam siedem pytań z rzędu na ten temat. Dopadł mnie 
teŜ  czwartoklasista,  który  zaŜyczył  sobie  fotografii  dinozaura  i  był 
bardzo zły, kiedy mu wytłumaczyłam, Ŝe to niemoŜliwe. 
- Trzeba go było skontaktować ze Spielbergiem. 
-  Dobry  pomysł.  -  Wyrównała  stos  rysunków  w  formacie  plakatu 
ulicznego. 

background image

- Z jakiej to ksiąŜki? 
- Sama robiłam te ilustracje. 
-  Niezłe  -  stwierdził  zaskoczony.  -  Ale  nie  jestem  ekspertem  w  tej 
dziedzinie. 
- Wielkie dzięki. 
Chwilę  później  Anastazja  musiała  pomóc  jakiejś  matce,  która 
szukała dobrej ksiąŜki dla syna. Dopiero kiedy wróciła i usiadła przy 
komputerze,  zdumienie  Davida  dosięgło  zenitu.  Czasami  uŜywał 
komputera, ale daleko mu było do jej szybkości i wprawy. 
Tutaj,  w  bibliotece,  wcale  nie  sprawiała  wraŜenia  szalonej  ani 
ekscentrycznej,  ani  razu  nie  wyprowadziła  go  z  równowagi  tym 
swoim  kuszącym  uśmieszkiem  albo  zaraźliwym  śmiechem. 
Wyglądała na mądrą, ambitną kobietę. A on kobiet tego typu unikał 
kiedyś jak ognia. 
Skłonny był przyznać, Ŝe podejrzewając Anastazję o niecne zamiary 
wobec babci, trafił jak kulą w płot. Nie zmieniało to jednak faktu, Ŝe 
ona  była  bibliotekarką  z  klasą,  a  on  wypalonym  wewnętrznie 
analitykiem poŜarów, przechodzącym cięŜki kryzys toŜsamości. 
-  ZauwaŜyłaś,  jak  niewiele  mamy  ze  sobą  wspólnego?  -  zapytał, 
kiedy oderwała się od pracy. 
- Skąd to pytanie? - Wyglądała na zaskoczoną. 
- Ty jesteś bibliotekarką z klasą, miłośniczką muzyki symfonicznej i 
baletu,  a  ja  sztywnym  pedantem  z  zasadami,  który  lubi  baseball  i 
seriale komiczne w stylu „Trzech Fagasów". 
- Wolisz Shempa czy Curliego? 
- Curliego. 
- Mowwa - powiedziała, naśladując akcent komika. - A powiedz, ilu 
tak naprawdę komików występuje w „Trzech Fagasach"? 
- Sześciu. A jak ma na nazwisko Larry? 
- Fine. Larry Fine. 
- Zgadza się. - Spojrzał na nią z szacunkiem. - Dobra jesteś. 
-  Właśnie  to,  nie  od  dzisiaj,  próbuję  ci  włoŜyć  do  głowy  - 
odparowała z zawadiackim uśmiechem. 
- Nigdy nie spotkałem kobiety, która lubiłaby „Trzech Fagasów". 
- To znaczy, Ŝe nigdy nie spotkałeś kobiety podobnej do mnie. 
- Chyba masz rację. 

background image

- Ja zawsze mam rację. 

-  Anastazjo,  mam  nadzieję,  Ŝe  nie  masz  nic  przeciwko  temu,  Ŝeby 
David  poszedł  z  nami  na  pchli  targ?  -  spytała  Claire  następnego 
popołudnia. 
- Oczywiście, Ŝe nie. 
-  Miło  mi  to  słyszeć.  Czy  zauwaŜyłaś,  jak  on  się  zmienił?  Przestał 
być  taki  powaŜny,  zachowuje  się  całkiem  normalnie!  To  twoja 
zasługa. 
Anastazja skinęła głową. ZauwaŜyła u Davida wiele rzeczy. Choćby 
to,  Ŝe  wspaniale  rozumie  się  z  babcią.  I  nigdy  nie  rzuca  słów  na 
wiatr. JeŜeli powie, Ŝe coś zrobi, zrobi na pewno. 
Faceci,  z  którymi  się  zadawała,  byli  zabawni,  na  luzie,  ale 
nieodpowiedzialni.  MoŜe  jednak  jest  coś,  co  przemawia  za 
męŜczyzną, który zawsze dotrzymuje danego słowa, całuje, jakby nie 
istniało jutro, a oczy majak błękitne niebo. 
Pchli  targ  odbywał  się  na  terenach  targowych  Kane  County.  Przed 
bramami wejściowymi farmerzy z Wisconsin i Michigan sprzedawali 
ś

wieŜo zebrane jabłka i cydr. Wewnątrz moŜna było kupić dosłownie 

wszystko,  od  pochodzących  prosto  z  fabryki  kołder  po  witraŜowe 
okna. 
Stoiska  zadaszone  falistą  blachą  miały  stare  tabliczki,  na  przykład 
„Owce  1965"  albo  „Świnie  1960",  poniewaŜ  umieszczono  je  w 
dawnych boksach dla zwierząt. Teraz sprzedawano w nich porcelanę, 
bele  materiału,  boŜonarodzeniową  galanterię.  Jeszcze  inni  kupcy 
oferowali starą biŜuterię i bogaty asortyment mebli. 
- Słyszałam, Ŝe jest tu gdzieś handlarz, u którego moŜna dostać półki 
barowe  z  lustrzaną  ścianą.  -  Anastazja  pełniła  rolę  przewodniczki.  - 
Coś takiego świetnie by pasowało do marmurowej lady. 
Po drodze często się zatrzymywali. Anastazja nie potrafiła oprzeć się 
pokusie  zjedzenia  placka  prosto  z  gorącej  blachy,  posypanego 
cukrem  pudrem.  David  patrzył  na  nią  głodnym  wzrokiem, 
wyobraŜając  sobie  smak  tego  cukru  na  jej  ustach.  Zadowolił  się 
jednak kupnem plakatu z „Trzema Fagasami". 
- Większość kobiet kompletnie nie chwyta ich dowcipów. 
- Przemawia przez ciebie męski szowinizm. Mój brat Ryan przekonał 
mnie do „Fagasów", kiedy jeszcze byliśmy dziećmi, ale Jason nic z 

background image

tego nie łapał. Dziś teŜ nie łapie. 
- Jest od ciebie starszy? 
-  Tylko  o  kilka  minut,  ale  od  dziecka  udawał  waŜniaka  i  próbował 
nami  rządzić.  Wszyscy  troje  urodziliśmy  się  w  tym  samym  roku  i 
tego samego dnia. 
- To znaczy, Ŝe... 
- Jesteśmy trojaczkami. 
-  Trojaczkami?  -  powtórzył,  jakby  nie  rozumiał  znaczenia  tego 
słowa. 
Sprawdzając  kartotekę  Anastazji,  David  doszukał  się  oczywiście 
dwóch  braci,  nie  zwrócił  jednak  uwagi  na  daty  ich  urodzenia. 
Dowiedział się, Ŝe jeden pracuje w biurze prokuratora okręgowego w 
Chicago,  a  drugi  jest  zastępcą  szeryfa  federalnego,  co  pozwalało 
sądzić,  Ŝe  oszustwa  finansowe  nie  są  specjalnością  rodziny 
Knightów.  Przestał  teŜ  podejrzewać  Anastazję.  Była  zbyt 
bezpośrednia  i  bezceremonialna,  Ŝeby  kogokolwiek  oszukać.  Co 
wcale nie oznaczało, Ŝe ma dobry wpływ na jego babcię. 
Była marzycielką, a on na własnej skórze przekonał się, czym moŜe 
grozić  bujanie  w  obłokach.  I  nie  miał  pojęcia,  z  jakim  następnym 
szalonym pomysłem wyskoczy lada chwila. 
Kiedy  znaleźli  budkę,  której  szukali,  David  zauwaŜył,  Ŝe  Anastazja 
czeka, aŜ babcia sama zdecyduje się na ten bar z lustrami, czy jak mu 
tam.  Był  ogromny,  mógł  nie  zmieścić  się  do  jego  samochodu,  ale 
sprzedawca zaoferował dostawę na miejsce. 
David przyjrzał się wiktoriańskiemu meblowi i doszedł do wniosku, 
Ŝ

e  istotnie  będzie  bardzo  pasował  do  ściany  za  marmurowym 

kontuarem. A robota była mistrzowska. Nikt juŜ teraz nie robi takich 
rzeczy. Potem utargował dobrą cenę, w której mieściła się darmowa 
dostawa. 
Dopiero  gdy  sprzedawca  podpisał  zamówienie,  David  zauwaŜył 
zdziwione miny Claire i Anastazji. 
-  No  co?  JeŜeli  chcecie  brać  się  do  interesów,  nauczcie  się  liczyć 
kaŜdy grosz. Pieniądze nie rosną na drzewach, to chyba wiecie? 
-  Wiem  -  przyznała  mu  rację  Anastazja,  z  uśmiechem  i  nutą 
szacunku  w  głosie.  -  Nie  przypuszczałam  po  prostu,  Ŝe  moŜesz  się 
tak oŜywić na widok antycznego wyposaŜenia cukierenki z lodami. 

background image

- Nie obiecuj sobie po tym zbyt wiele - burknął pod nosem. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

Nie obiecuj sobie po tym zbyt wiele. Słowa Davida tłukły się echem 
w jej głowie z ogłuszającą siłą. Problem polegał na tym, Ŝe juŜ sobie 
zaczęła  obiecywać.  Przyzwyczaiła  się  do  jego  obecności,  do 
przekomarzania  się  z  nim,  do  całowania  go.  To  wszystko  daleko 
wybiegało  poza  przyjacielskie  lekcje,  jakich  miała  mu  udzielać  na 
prośbę  Claire.  Jak  mogła  do  tego  dopuścić?  Czuła,  Ŝe  ogarnia  ją 
panika. 
- Nic ci nie jest? - spytał David, gdy zatrzymała się nagle w miejscu. 
- Wyglądasz zabawnie. 
- Wszystko w porządku - skłamała, wachlując się dłonią. - Strasznie 
tu gorąco. Wyjdę złapać trochę świeŜego powietrza. MoŜe napiję się 
zimnej lemoniady... 
Niepotrzebnie  na  niego  patrzyła,  bo  zrobiło  jej  się  jeszcze  bardziej 
gorąco. Miał na sobie tę samą płócienną koszulę, w której zjawił się 
tu  po  raz  pierwszy.  I  tak  jak  wtedy  podciągnął  rękawy,  odsłaniając 
opalone  przedramiona.  Fizyczna  praca  przy  remoncie  sklepu 
sprawiła, Ŝe zarys mięśni stał się nieco bardziej wyrazisty, ale tylko 
bystre oko mogło to zauwaŜyć. 
We wszystkim, co dotyczyło Davida, Anastazja miała bystre oko, i to 
ją  martwiło.  Miała  nauczyć  go  dystansu  do  Ŝycia,  pokazać,  jak 
moŜna się bawić, przekonać do marzeń. I chociaŜ ich wycieczka do 
Ravinii  nie  odbyła  się  po  jej  myśli,  zdawało  się,  Ŝe  David 
rozchmurzył się trochę i zaczął coś rozumieć. Nie uskarŜał się juŜ na 
głupotę  swojej  babci,  która  kupiła  ruinę,  nie  dom,  nie  truł  o 
statystyce bankructw ani o podobnych bzdurach. 
I  z  pewnością  nie  całował  jak  facet,  który  jest  nieuleczalnym 
tępakiem! 
-  Jesteś  taka  rozpalona  -  zauwaŜyła  z  niepokojem  Claire.  -  Mam 
nadzieję, Ŝe nie rozłoŜy cię jakieś choróbsko. 
-  TeŜ  mam  taką  nadzieję.  -  Miała  nadzieję,  Ŝe  znajdzie  w  sobie 
odporność na urok Davida, choćby dlatego, Ŝe ten facet wciąŜ jej do 
końca nie akceptował ani jej nie ufał. 
- Słabo ci? - Objął ją w talii, jakby obawiał się, Ŝe zemdleje. 
- Potrzebuję tylko zimnej lemoniady. 
- A nie lodów? - spytał z Ŝartobliwym błyskiem w oku. 

background image

-  Gdzie  tym  wszystkim  lodom  do  lodów  Claire.  Ona  mnie  całkiem 
rozpuściła. 
- To jej specjalność. 
Spojrzała  mu  w  oczy.  Miało  to  być  przelotne  zerknięcie,  ale 
przerodziło  się  w  coś  niebezpiecznego.  Jego  tęczówki  mieniły  się 
róŜnymi odcieniami błękitu. Spojrzenie było równieŜ pełne znaczeń - 
najpierw  iskierka  humoru,  potem  zamyślenie  i  jeszcze...  czyŜby  to 
było poŜądanie? 
Anastazja  nie  miała  pojęcia,  jak  długo  gapili  się  tak  na  siebie,  jak 
dwoje  chorych  z  miłości  głupców.  A  kiedy  głos  Claire  sprowadził 
ich  na  ziemię,  modliła  się,  Ŝeby  to  była  tylko  sekunda  albo  dwie,  a 
nie dziesięć minut. 
- Patrzcie, idzie ten przemiły pan Rozenkrantz. MoŜe zechciałby się 
z nami napić lemoniady? 
-  Kto  to  jest  Rozenkrantz?  -  spytał  David,  kiedy  babcia  popędziła 
alejką za starszym męŜczyzną. 
-  To  właściciel  antykwariatu  z  sąsiedniego  domu.  Na  pewno  go 
zauwaŜyłeś. Ma szyld „Jaskinia StaroŜytności". 
- Nie zauwaŜyłem. Co ta babcia wyprawia? 
- Rzeczywiście, trudno się domyślić - zakpiła Anastazja. - Rozmawia 
z panem Rozenkrantzem. 
- To nie jest zwykła rozmowa. Zobacz, jak się wdzięczy. Ona... ona z 
nim flirtuje! - David był oburzony. 
Anastazja wybuchnęła nieopanowanym śmiechem. 
- I co w tym takiego śmiesznego? 
-  Ty...  -  nie  zdąŜyła  wyjaśnić,  bo  przyłączyła  się  do  nich  Claire, 
ciągnąc za sobą uśmiechniętego pana Rozenkrantza. 
-  Ira,  chciałabym  ci  przedstawić  mojego  wnuka,  Davida.  A  to  moja 
przyjaciółka, Anastazja. 
-  Znam  Anastazję,  wpada  czasami  do  mojego  antykwariatu.  Jak  się 
spisuje  ten  ręcznie  tkany  dywan?  -  spytał  Ira  swoim  tubalnym 
głosem. - Davidzie... - Ira wyciągnął do niego dłoń - bardzo mi miło. 
Twoja babcia zawsze wychwala cię po niebiosa. 
- W jakich okolicznościach? 
- Kiedy wpada do mnie do sklepu na popołudniową herbatkę. 
- Od dawna? - David był coraz bardziej naburmuszony. 

background image

-  Patrz...  -  Anastazja  musiała  wkroczyć  do  akcji.  -  W  tamtej  budce 
wisi  siodło  na  wielbłąda.  Zawsze  o  takim  marzyłam.  -  Chwyciła 
Davida pod ramię. - Chodź, pomoŜesz mi utargować najlepszą cenę. 
-  Ciągnęła  go  za  sobą  tak  długo,  aŜ  znaleźli  się  poza  zasięgiem 
słuchu babci i jej przyjaciela. 
- Po diabła ci siodło na wielbłąda? 
-  Nie  potrzebuję  Ŝadnego  siodła,  choć  byłby  z  niego  wygodny 
podnóŜek. Nie chciałam, Ŝebyś dalej robił z siebie głupca. 
- Ja?! 
-  Jakbym  słyszała  wściekłego  straŜnika  z  powieści  Jane  Austen.  - 
Spojrzała na niego spode łba i zaczęła przedrzeźniać. - Od dawna? W 
jakich okolicznościach? Daj spokój, twoja babcia jest dorosła. MoŜe 
chodzić na herbatkę do przyjaciela, kiedy ma na to ochotę. 
- To twoja robota, prawda? 
- Jej przyjaźń z Irą? Jasne, a dlaczego by nie? 
- Dlatego, Ŝe ona jest moją babcią. Właśnie dlatego. 
- I z tego powodu ma nie mieć prywatnego Ŝycia? 
- Ona dawno skończyła siedemdziesiąt lat. 
- Ira teŜ. I co z tego? 
-  Ciekawe,  o  co  mu  chodzi.  -  David  nie  spuszczał  wzroku  z  Iry 
Rozenkrantza. 
-  Dlaczego  podejrzewasz,  Ŝe  o  coś  mu  chodzi?  -  David  zaczął 
doprowadzać ją do szału. 
- Wszystkim o coś chodzi. 
- Więc o co chodzi tobie? 
- Staram się chronić babcię. 
- Przed czym albo przed kim? 
- Przed kaŜdym, kto mógłby ją zranić. I wykorzystać. 
- O mnie teŜ pomyślałeś, Ŝe chcę ją wykorzystać? 
- Wątpię, czy masz na nią dobry wpływ. 
- A ty masz? 
-  Oczywiście,  Ŝe  tak  -  odpowiedział  dopiero  po  chwili,  wyraźnie 
zbity z tropu pytaniem Anastazji. - Chcę dla niej jak najlepiej. 
- Pod warunkiem, Ŝe ty decydujesz, co jest dla niej najlepsze. - Miała 
wraŜenie, Ŝe wrócili do punktu wyjścia. David był tym samym tępym 
facetem, którego poznała kilka tygodni temu. - Gdyby to zaleŜało od 

background image

ciebie, ona musiałaby zapomnieć o swoich marzeniach. 
- Nie poświęciłaby dla marzeń zabezpieczenia finansowego na resztę 
Ŝ

ycia. 

-  Czy  naprawdę  tak  słabo  znasz  swoją  babcię?  To  przecieŜ  mądra 
kobieta. Dobrze wie, co robi. 
-  O,  tak,  na  przykład  teraz  flirtuje  z  tym  facetem  z  antykwariatu. 
Spójrz tylko, wziął ją pod rękę. 
- A to rozpustnik! 
- To wcale nie jest śmieszne! 
- Oczywiście, Ŝe jest. 
- Bo masz spaczone poczucie humoru. 
- To lepsze niŜ nie mieć go w ogóle. - Uśmiechnęła się z wyŜszością. 
- Nie będę się z tobą kłócić - odburknął ze złością. 
- Oczywiście, Ŝe nie będziesz. Ale tylko dlatego, Ŝe do kłótni trzeba 
dwojga. A to ja nie mam zamiaru ciągnąć tego rodzaju dyskusji. 
- Jakiej dyskusji? 
- Takiej, w której byś przegrał. - Odwróciła się na pięcie i dołączyła 
z  powrotem  do  Iry  i  Claire,  zostawiając  Davida  z  jego 
zmartwieniami. 
-  Ira,  jak  długo  prowadzisz  ten  interes?  -  zapytał  znienacka  David, 
przyłączywszy się do nich w kolejce po lemoniadę. - O co chodzi? - 
zwrócił się do wyraźnie oburzonej babci i sztyletującej go wzrokiem 
Anastazji. 
- Pozwoliłbyś chociaŜ człowiekowi usiąść i wypić lemoniadę, zanim 
zaczniesz  swoje  przesłuchanie  -  pouczyła  go  Anastazja  i 
pobłaŜliwym  tonem  wyjaśniła  Irze:  -  David  jest  inspektorem 
dochodzeniowym  straŜy  poŜarnej,  bada  przyczyny  poŜarów  i  tropi 
podpalaczy.  Wścibstwo  i  podejrzliwość  leŜy  w  jego  naturze,  nie 
bierz więc tego do siebie. 
-  Nie  biorę  -  zapewnił  ją  Ira,  a  w  jego  piwnych  oczach  pojawił  się 
błysk  rozbawienia.  Mimo  mocno  juŜ  przerzedzonych  siwych 
włosów, nadal był uwodzicielsko przystojny. -  Biznesem zajmuję się 
od dwóch lat, Davidzie. 
- Niezbyt długo. Zawsze pracowałeś w branŜy antykwarycznej? 
- Nie, imałem się w Ŝyciu przeróŜnych zajęć. 
- Tak myślałem. 

background image

Claire  rzuciła  Davidowi  piorunujące  spojrzenie  i  szybko  zmieniła 
temat. 
- Wyobraź sobie, Ira, kupiłam tu przepiękny bar, z lustrem na tylnej 
ś

cianie  i  witraŜowymi  lampami...  JuŜ  widzę,  jak  będą  wyglądać  na 

półkach  moje  kielichy  w  kształcie  tulipanów...  To  prawdziwy 
klejnot. 
- Tak jak ty - szepnął Ira z galanterią. 
-  Byłeś  kiedyś  Ŝonaty?  -  zapytał  David  z  delikatnością  słonia  w 
składzie porcelany. 
- Parę razy. 
Wspaniale.  Więc  ten  facet  to  zwykły  kobieciarz.  David  czuł  przez 
skórę, Ŝe jest w nim coś podejrzanego. 
-  MoŜe  powinieneś  zdjąć  Irze  odciski  palców  i  mieć  to  z  głowy?  - 
zaproponowała Anastazja. 
David  spojrzał  na  nią  okrągłymi  oczami.  Czy  ona  jest  ślepa?  Nie 
widzi, Ŝe ten Ira to jakiś ciemny typ? 
- Podtrzymuję tylko rozmowę, nic więcej. 
- Jasne - mruknęła z zaciętą miną. 
David  szybko  się  zorientował,  Ŝe  w  obecności  Claire  i  Anastazji 
niczego  więcej  od  Iry  nie  wyciągnie.  Postanowił  poczekać  na 
właściwy  moment.  Przysłuchiwał  się,  jak  babcia  gawędzi  z 
przyjacielem o modelach łyŜek do lodów, o wystroju cukierenki, i o 
tysiącu  innych  spraw.  Udawał,  Ŝe  nie  zwraca  na  nich  uwagi,  ale 
kiedy chwilę później podsłuchał, Ŝe wybierają się razem na kolację, 
juŜ wiedział, co musi zrobić. 
Anastazja  spojrzała  w  lustro  po  raz  piąty  w  ciągu  pięciu  minut. 
Wyglądała  nieźle.  Zdecydowała  się  na  czarną  sukienkę  z  lat 
czterdziestych, z atłasową górą i bolerkiem z siatki. Natrafiła na nią 
w  sklepie  z  uŜywanymi  rzeczami  i  wprost  nie  mogła  uwierzyć  we 
własne  szczęście.  Zawsze,  kiedy  ją  miała  na  sobie,  czuła  się  jak 
Lauren Bacall. 
Jaskrawoczerwona  szminka  równieŜ  pasowała  do  stylu  lat 
czterdziestych.  Podobnie  jak  kolczyki  i  bransolety  z  gagatów,  które 
wyszperała po południu na pchlim targu. 
Kiedy  David  zaprosił  ją  na  kolację,  w  pierwszej  chwili  chciała 
odmówić, bo zachował się wobec Iry jak natrętny nudziarz. Ale gdy 

background image

spojrzał na nią przepraszająco, tymi swoimi czarodziejskimi oczami, 
jej  początkowy  opór  rozmył  się  niczym  zamek  z  piasku  oblany 
morską falą. 
Stanął  w  progu  dokładnie  o  umówionej  porze.  Z  obezwładniającym 
uśmiechem na twarzy wręczył jej czerwoną róŜę. 
-  Wyglądasz  olśniewająco.  Myślałem,  Ŝe  przejdziemy  się  na 
piechotę,  jest  piękna  pogoda.  To  niedaleko...  -  Spojrzał  na  jej 
pantofle na wysokich obcasach. 
-  Dobrze  wyglądają,  ale  to  nie  znaczy,  Ŝe  są  niewygodne  - 
odpowiedziała,  kiedy  wreszcie  odzyskała  oddech.  Miał  na  sobie 
czarny garnitur, niebiesko-czarną koszulę i świetnie dobrany krawat. 
- Z przyjemnością się przespaceruję. 
Przeszli  trzy  przecznice  do  restauracji  „Pod  RóŜą",  którą  wybrał 
David. Anastazja dobrzeją znała, słynęła z najlepszej włoskiej kuchni 
w  okolicy.  Czy  wiedział,  ze  to  jedno  z  jej  ulubionych  miejsc?  Na 
myśl  o  tym,  Ŝe  zaleŜało  mu,  Ŝeby  ten  wieczór  był  specjalny, 
zawirowało  jej  w  głowie.  Przyniósł  róŜę.  Wybrał  restaurację,  którą 
lubiła. Kiedy jednak weszli do środka, natychmiast spadła na ziemię. 
Jedno  spojrzenie  na  Irę  i  Claire,  którzy  rozkoszowali  się 
romantyczną kolacją we dwoje, wystarczyło, Ŝeby domyślić się, o co 
tu naprawdę chodzi. Wpadła w furię. 
-  Ty  podły  szpiegu!  Nie  zostanę  tu  w  roli  twojej  wspólniczki!  Było 
jednak za późno. Claire i Ira juŜ ich zauwaŜyli. 
- Hej, siadajcie z nami - zawołał Ira. 
- Nie moŜemy... - Anastazja potrząsnęła głową. 
- To się nazywa szczęście... - przerwał jej David. - Co za przypadek. 
- Co za farsa - wycedziła przez zęby Anastazja. Mogła wyjść, ale nie 
chciała  denerwować  Claire.  Poza  tym  zdecydowana  była  bronić  jej 
przyjaciela przed jej wrednym wnukiem. Usiadła więc, gotując się w 
ś

rodku ze złości. 

Kelner przyniósł dwa dodatkowe krzesła i nakrycia. Podnieśli karty z 
menu. 
- Co zamówisz? 
- Poradę adwokata - odpowiedziała z pasją. 
-  Nie  widzę  tego  w  menu  -  David  odparł  jej  atak  z  ostrzegawczym 
błyskiem w oku. 

background image

- Kłócicie się? - spytała zmartwiona Claire. 
- Jeszcze nie - odpowiedziała Anastazja. - Ale w kaŜdej chwili... 
- Co ty zrobiłeś? - Claire surowym wzrokiem spojrzała na Davida. 
- Ja? Dlaczego podejrzewasz, Ŝe coś zrobiłem? 
- Bo dobrze cię zna - odpowiedziała za nią Anastazja. 
-  Tak,  tak,  dobrze  cię  znam.  -  Claire  poklepała  Davida  po  dłoni,  a 
Anastazji  zdawało  się,  Ŝe  przez  jego  twarz  przemknął  grymas 
gniewu. - A teraz, mój drogi, zachowuj się. 
Anastazja uśmiechnęła się. Claire, Panie,  chwała jej za to, pokazała 
Davidowi, gdzie jest jego miejsce. Wątpliwe, Ŝeby taki tuman wziął 
sobie  to  na  dłuŜej  do  serca,  ale  sprawy  nie  potoczyły  się  po  jego 
myśli. Mogła z przyjemnością zabrać się do jedzenia. 

* * * 

-  CóŜ  ta  Claire  wyrabia?  -  Osowiała  Hattie  przysiadła  na  łopatce 
jednego z wentylatorów w restauracji „Pod RóŜą". - Miała zająć się 
swataniem Anastazji i Davida, a ona umawia się na randki. Po co ona 
to robi? 
- Bo jest człowiekiem, a ty nie. 
- Jasne, a ty ciągle musisz mi to przypominać. 
- Przestań marudzić. - Muriel rzuciła w nią grzanką. Nie trafiła tylko 
dlatego,  Ŝe  Hattie  w  ostatniej  chwili  zdąŜyła  przykucnąć.  Poprawiła 
kapelusz  przyozdobiony  kwiatami  moreli  i  przejrzała  się  w 
maleńkim lusterku zatkniętym na czubku czarodziejskiej róŜdŜki. 
-  Chciałam  tylko  powiedzieć,  Ŝe  na  pchlim  targu  wszystko 
przebiegało  wspaniale,  dopóki  nie  zjawił  się  ten  Ira  i  Claire  nie 
zaczęła  z  nim  flirtować.  Teraz  David  martwi  się  o  babcię,  a 
Anastazja jest na niego wściekła. 
-  A  więc  na  autostradzie  Ŝycia  doszło  do  małej  stłuczki.  -  Muriel 
wzruszyła tylko ramionami. 
-  Znowu  buszowałaś  w  Internecie,  co?  -  Betty  zmierzyła  siostrę 
karcącym  wzrokiem.  -  Ostrzegałam  cię  przed  wizytami  w  tym 
gnieździe plotkarzy. 
-  UŜywam  go  tylko  dla  pogłębienia  swojej  wiedzy.  O  ludzkim 
zachowaniu i tym podobnych sprawach. 
-  Hm,  hm...  -  Hattie  głośno  chrząknęła.  -  MoŜe  byśmy  wróciły  do 
Anastazji i Davida. Co teraz zrobimy? 

background image

- Gdybym była tobą, zeszłabym z tego śmigła - odpowiedziała Betty. 
- Niby dlaczego? 
- Bo właśnie ktoś włączył wentylator. 
Ułamek  sekundy  później  wirujące  śmigło  wyrzuciło  Hattie  w 
powietrze.  Wylądowała  w  drugim  końcu  sali,  na  półce  za  barem 
obok butelki Jacka Danielsa. Kapelusz zakrył jej pół twarzy, a suknia 
owinęła  się  wokół  talii, odsłaniając  kolorowe  majtki.  Siła  uderzenia 
przewróciła  otwartą  butelkę  gazowanej  wody,  która  polała  się 
ciurkiem na zadarty nos Hattie. 
-  Pierwsza  zasada  działania  dobrych  wróŜek  -  zacytowała  Muriel.  - 
Nigdy nie pokazuj po sobie, Ŝe się pocisz. 

* * * 

-  No  więc  dobrze  -  zaczął  David  pojednawczym  tonem,  kiedy 
znaleźli  się  przed  domem.  -  Przyznaję,  Ŝe  wplątywanie  cię  w  mój 
plan było nie fair... 
Anastazja,  idąc  dziesięć  kroków  przed  nim,  odwróciła  się  i  przez 
chwilę milczała, patrząc na niego z pogardą i ogniem w oczach. 
- Mogę ci powiedzieć, co jest nie fair. To, Ŝe ty... Uff! - Bezradnym 
gestem  wyrzuciła  w  górę  ręce.  -  Jestem  zbyt  wściekła,  Ŝeby  z  tobą 
rozmawiać. 
-  To  znaczy,  Ŝe  nie  dostanę  buzi  na  dobranoc?  -  spytał  z  kwaśną 
miną. 
- Och, Davidzie, Davidzie... - Ku jego zdumieniu nie rozzłościła się 
jeszcze bardziej, tylko pokręciła głową. - Jak mało mnie znasz. 
Sam nie był pewien, czy spodobało mu się to, co usłyszał. 
-  Nie  tylko  cię  nie  pocałuję,  tak  jak  teraz...  -  przyciągnęła  go  do 
siebie i na samym środku chodnika uraczyła ognistym pocałunkiem - 
ale  w  dodatku  sprawię,  Ŝe  będziesz  za  tym  tęsknił.  -  Przy  drugim 
pocałunku  przylgnęła  do  niego  tak  namiętnie,  Ŝe  odruchowo 
wyciągnął ręce, Ŝeby ją  objąć. Ale jej juŜ nie było. Przebiegła kilka 
kroków do drzwi, a potem z hukiem je zatrzasnęła. 
Popijał u siebie w mieszkaniu drugie piwo, kiedy usłyszał pukanie do 
drzwi. Otworzył ostroŜnie, z cichą nadzieją, Ŝe to Anastazja. 
-  Zdaje  się,  Ŝe  spodziewałeś  się  kogoś  innego?  -  Claire  właściwie 
odczytała jego minę. 
-  Przepraszam,  babciu,  wejdź,  proszę.  Pewnie  przyszłaś  mnie 

background image

zbesztać. - Umościł się z powrotem na wielkiej skórzanej kanapie. 
- Oczywiście, Ŝe nie. - Usiadła obok, poklepała go po dłoni, a potem 
sięgnęła po puszkę piwa i otworzyła ją z taką  wprawą, Ŝe David ze 
zdumienia  otworzył  usta.  Nigdy  przedtem  nie  widział  babci  pijącej 
piwo. 
- Podać ci szklankę? 
-  Nie,  dziękuję.  Wiem,  Ŝe  troszczysz  się  o  mnie  i  stąd  to  twoje 
zachowanie w restauracji. Doceniam twoją troskę, ale naprawdę nie 
masz  się  o  co  martwić.  Nigdy  nie  marzyłam,  Ŝeby  powtórnie  wyjść 
za mąŜ. 
Uspokojony, wypił następny łyk piwa. 
- Jeśli się ma stałą rentę, o wiele rozsądniej jest po prostu mieszkać 
we  dwoje  -  powiedziała  wesoło.  -  Z  finansowego  punktu  widzenia 
formalne małŜeństwo jest niekorzystne w naszej sytuacji. 
David tak się zakrztusił, Ŝe Claire musiała uderzyć go w plecy. 
- Och, mój drogi, widzę, Ŝe cię zaszokowałam. 
- śebyś wiedziała! - warknął wściekle. 
- Trudno, po prostu będziesz musiał się z tym pogodzić - powiedziała 
bez cienia skruchy. - I przestań się o mnie martwić. Raczej zajmij się 
Anastazją. To twoja przyszłość. 
Raczej mój upadek, to bardziej prawdopodobne, pomyślał ponuro. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

- To musi być gdzieś tutaj - mruknął do siebie David, wpatrując się 
w  plany  budynku.  Oświetlenie  w  piwnicy  nie  było  najlepsze,  ale 
wystarczyło,  Ŝeby  odnaleźć  znaki  na  ścianach.  Sprawdził  juŜ,  z 
czego są zbudowane, a najtrudniejsze zostawił na koniec. Wschodnia 
ś

ciana była zasłonięta przez urządzenia ogrzewcze i klimatyzacyjne. 

JeŜeli  rzeczywiście  na  dole  znajdowało  się  jakieś  ukryte 
pomieszczenie,  to  Chester  dobrze  je  zakamuflował.  A  jeśli  tak,  to 
nielegalny szynk był równie dobrze zamaskowany i pewnie nigdy nie 
stał  się  obiektem  policyjnego  nalotu.  David  przewertował  kilka 
ksiąŜek o prohibicji w Chicago i znalazł w nich trochę informacji o 
„Chesty"  Fergusonie,  ale  były  to  najwyŜej  dwuzdaniowe  wzmianki, 
pozostające  w  cieniu  opowieści  o  najsławniejszym  gangsterze 
tamtych czasów, Alu Capone. 
Jeszcze  raz  pochylił  się  nad  planami,  kiedy  usłyszał  nad  sobą 
przeraźliwy  hałas,  jakby  do  cukierenki  na  parterze  wpadła  banda 
ludzi. Była niedziela i nie spodziewał się Ŝadnych robotników. 
Na  górze  zastał  kompletny  chaos.  A  w  jego  centrum  Anastazję, 
wydającą rozkazy swoim Ŝołnierzom. 
-  Okay,  Ryan  i  Jason  pomalują  sufit.  Courtney  i  Heather  przyłoŜą 
tapety  do  ściany.  Musimy  w  końcu  wybrać  jedną  z  tych  dwóch  i 
zacząć  je  przyklejać.  Mama  i  tata  pójdą  ze  mną  do  kuchni  pomóc 
Claire. 
Wylewając  z  siebie  nieprzerwany  potok  słów,  Anastazja  cofała  się 
powoli, aŜ w końcu wpadła prosto na Davida. 
-  Przepraszam...  -  Spojrzała  na  niego  przez  ramię,  wyraźnie 
zaskoczona.  -  Nie  wiedziałam,  Ŝe  dzisiaj  tu  przyjdziesz. 
Wspominałeś coś o wolnym dniu. 
O  co  jej  chodzi,  co  ona  knuje?  Ma  minę,  jakby  czuła  się  winna.  A 
moŜe  to  zwykła  konsternacja?  Przez  ostatni  tydzień  celowo  go 
unikała. Tęsknił za nią. I to bardzo. 
- Co tu się dzieje? - zapytał w końcu. 
- Nic, czym musiałbyś się martwić. Wracaj do piwnicy i rób swoje. 
Na nas w ogóle nie zwracaj uwagi. 
- Nie ma mowy - zapewnił ją skwaszonym tonem. 
-  Nie  zamierzasz  nas  przedstawić?  -  zapytała  przytomnie  Shirley 

background image

Knight, matka Anastazji. 
-  Oczywiście.  Mamo,  to  jest  David  Sullivan,  wnuk  Claire,  ale  nie 
moŜe  teraz  z  nami  porozmawiać,  bo  ma  coś  bardzo  waŜnego  do 
zrobienia na dole - wyrzuciła z siebie jednym tchem. 
- Czy jest Ŝonaty? - spytała Shirley, która nie zwykła niczego owijać 
w bawełnę. 
- Mamo! 
Davidowi spodobało się zakłopotanie Anastazji. Wyczytała to z jego 
uśmiechu i poczuła, Ŝe się czerwieni. Nienawidziła tego. Do diabła, 
była przecieŜ dorosła. JuŜ dawno powinna przywyknąć do zagrywek 
mamy. Problem w tym, Ŝe nie przywykła do Davida, i do tego, jak na 
nią działa. 
- Nie jestem Ŝonaty - odpowiedział uprzejmie. 
- Jak to miło. - Shirley rozpromieniła się. 
Anastazja odetchnęła z ulgą, kiedy przyłączył się do nich tata, choć 
ograniczył się do jednej kpiącej rady: 
-  A  teraz  biegnij,  synu,  póki  jeszcze  masz  szansę.  Jestem  ojcem 
Anastazji. Bob Knight. 
Jego  ostatnie  słowa  zagłuszyły  dźwięki  „Everybody  Loves 
Somebody" Deana Martina. 
- Tato, prosiłem cię, Ŝebyś zostawił swoje płyty w domu! - krzyknął 
Jason. 
-  I zostawiłem. To jest kaseta. - Bob  wskazał nie bez dumy  głośnik 
magnetofonu, po  czym pogrąŜył się w dyskusji z synami, z których 
Ŝ

aden nie podzielał jego miłości do Deana. 

-  Kochanie  -  upomniała  go  Ŝona  -  nie  bądź  taki  irytujący,  wiesz 
przecieŜ, jak to wszystkich draŜni. 
Na szczęście oddaliła się tuŜ za nim. 
- Chyba powinnam cię wcześniej ostrzec, Ŝe przyjdzie moja rodzina, 
Ŝ

eby pomóc Claire, ale pomyślałam, Ŝe to będzie dla ciebie niełatwe 

przeŜycie. 
- Dlaczego tak pomyślałaś? 
-  Nikt  zdrowy  na  umyśle  nie  zniesie  łatwo  spotkania  z  całą  moją 
rodziną. Mówiąc oględnie, potrafimy być kłopotliwi. 
- Sądzisz, Ŝe nie umiem sobie radzić w trudnych sytuacjach? 
ZauwaŜyła w jego oczach szatańskie błyski i trochę ją to poruszyło. 

background image

CzyŜby flirtował z nią? Na oczach jej rodziny? 
Kiedy  się  znienacka  pojawił,  serce  podeszło  jej  do  gardła.  Tylko 
dlatego,  Ŝe  dobrze  znała  swoją  mamę  i  wiedziała,  jak  zareaguje. 
Zawsze  tak  się  zachowywała,  kiedy  widziała  swoją  jedyną  córkę  w 
towarzystwie  męŜczyzny  przed  sześćdziesiatką.  No,  moŜe  nie 
zawsze.  Zaczęło  się,  tak  naprawdę,  kiedy  Jason  i  Ryan  szczęśliwie 
się poŜenili. Przedtem była całkiem zrównowaŜona. 
Owszem,  zdarzył  się  jeden  wyskok,  kiedy  miała  dość  ojca  i 
wyrzuciła  go  na  kilka  dni  do  Jasona.  Ale  potem  państwo  Knight 
znowu  byli  parą  zakochanych  gołąbków,  moŜe  nawet  bardziej  niŜ 
kiedykolwiek.  Dramat  zaczął  się  po  ślubie  Jasona  w  zeszłym 
miesiącu. Mama zwariowała na punkcie Anastazji i jej stabilizacji. 
Widząc, co się dzieje, jej bracia z miejsca zaczęli wtrącać swoje trzy 
grosze,  świetnie  się  przy  tym  bawiąc.  Właśnie  dlatego  postanowiła 
chronić Davida przed wyskokami swojej rodziny. 
Znając jego przewrotność, nie powinna się jednak dziwić, Ŝe czując 
pismo nosem, tym bardziej uparł się zostać. 
- Proszę bardzo, zostań tu, jeśli chcesz. Tylko mi potem nie mów, Ŝe 
cię nie ostrzegałam. 
- Obiecuję. 
Jakby  na  potwierdzenie  tego,  co  myślała  o  swoich  braciach, 
przyłączył się do nich Jason. 
- JeŜeli wyprowadzisz z równowagi moją siostrę, natychmiast jesteś 
moim przyjacielem. Jason Knight. 
- Brat waŜniak - nie omieszkała dodać Anastazja. 
-  A  ja  jestem  jego  Ŝoną,  Heather  Grayson-Knight  -  przedstawiła  się 
kobieta, która stanęła u boku Jasona. 
-  Gwiazda  radiowa,  prowadzi  „Miłość  w  opałach"  -  uzupełniła 
Anastazja. 
- Nieczęsto słucham radia - przyznał ze skruchą David. 
-  David  jest  absolwentem  Wydziału  Tępienia  Zabawy.  W 
przeciwieństwie do mojego brata Ryana, który ma ogromne poczucie 
humoru. UwaŜaj, nie pij przy nim czekolady z mlekiem. 
-  Lepiej  nie  pytaj  -  poradził  Jason,  widząc  skonsternowaną  minę 
Davida. 
- Hej, wszystko słyszałem. - Podszedł do nich Ryan. -Ten wypadek z 

background image

tapetą przydarzył się wieki temu. 
-  Pewnych  rzeczy  nigdy  się  nie  zapomina  -  stwierdziła  powaŜnie 
Anastazja. 
- I niektórych ludzi. - Ryan spojrzał czule na kobietę, która objęła go 
w pasie. 
- Ryan ma na myśli swoją Ŝonę. Był tak głupi, Ŝe pozwolił jej kiedyś 
odejść. Ale teraz, starszy i mądrzejszy, naprawił swój błąd. 
-  Ryan  nigdy  nie  przyznaje  się  do  błędów.  Cześć,  jestem  Courtney, 
jego lepsza połowa. 
- I tu masz rację - zgodził się Ryan. 
-  Anastazjo,  moim  zdaniem  to  genialny  pomysł  z  tą  cukierenką  z 
lodami - powiedziała Heather. - Powiem coś o tym w swojej audycji. 
-  JuŜ  wiesz,  dlaczego  te  dwie  dziewczyny  tak  się  lubią  -  oświecił 
Davida Jason. 
- Ja teŜ uwaŜam, Ŝe to dobry pomysł - wtrąciła się Courtney. 
- Słusznie, nie dwie, tylko trzy - poprawił się Jason. - Dobrały się jak 
w korcu maku. 
David zauwaŜył, jak bardzo te trzy kobiety róŜnią się urodą. Wysoka 
i  szczupła  Courtney  była  jasną  blondynką,  niŜsza  od  niej  Heather 
miała kasztanoworude włosy do ramion. Anastazja miała w sobie coś 
wyjątkowego,  jakąś  niezwykłą  energię,  jakby  była  samoistnym 
Ŝ

ywiołem  natury.  Jej  złote  oczy  hipnotyzowały  go,  a  bujne 

kasztanowe włosy budziły pokusę, Ŝeby zanurzyć w nich palce. 
-  Dosyć  tego  -  upomniała  braci.  -  Nie  zaprosiłam  was  tutaj  na 
pogaduszki. 
-  Wcale  nas  nie  zapraszałaś  -  zaprotestował  Ryan.  -  Ty  nam 
rozkazałaś tu przyjść, o ile mnie pamięć nie myli. 
- Jesteście moimi braćmi. Moją rolą jest trzymać was w karbach. 
-  Myślałem,  Ŝe  po  to  mamy  Ŝony.  Au!  -  Dostał  kuksańca  od 
Courtney. - Co ja takiego powiedziałem? Lepiej juŜ sobie pójdę. 
- Dlaczego zagoniłaś swoją rodzinę do roboty? - spytał David, kiedy 
został sam na sam z Anastazją. 
-  Nie  słuchaj  Ryana,  oni  naprawdę  chcieli  pomóc.  Doszłam  do 
wniosku,  Ŝe  przydadzą  nam  się  dodatkowe  ręce  do  pracy.  Do 
otwarcia zostały tylko dwa tygodnie, a my jesteśmy w lesie. Mimo Ŝe 
urabiasz sobie ręce po łokcie. 

background image

Prawda  była  taka,  Ŝe  ten  remont  sprawiał  Davidowi  ogromną 
satysfakcję.  KaŜdego  dnia  rano  ledwie  otworzył  oko,  zrywał  się  z 
łóŜka. Przypomniał sobie po wielu latach, jaką przyjemnością moŜe 
być fizyczna praca. 
- Jesteś zły, Ŝe poprosiłam ich o pomoc? 
- Nie, oczywiście, Ŝe nie. Miałaś rację, przydadzą nam się dodatkowe 
ręce do pracy. 
Uraczyła  go  jednym  ze  swoich  profesjonalnych  uśmiechów 
bibliotekarki  i  niemal  w  tym  samym  momencie  jęknęła  na  dźwięk 
„Welcome to my World" Deana Martina. 
- Tato! Nie tak głośno! 
-  MoŜe  powinnaś  namówić  moją  babcię,  Ŝeby  włączyła  taśmę  z 
Bruce'em Springsteenem? 
- Ooo? ZauwaŜyłeś...? 
-  Trudno  było  nie  zauwaŜyć,  skoro  jej  muzyczne  gusty  ograniczały 
się  dotąd  do  piosenek  z  lat  pięćdziesiątych  -  odpowiedział  z 
przekąsem. 
- Puściłam kiedyś kasetę z Bruce'em w samochodzie, i to wszystko. 
Spodobała jej się. 
- Powiedziała mi to. Powiedziała teŜ, Ŝebym pilnował swoich spraw i 
odczepił się od niej i od Iry. 
- Ja teŜ ci to mówiłam. 
- Tak, ale jej posłuchałem. 
- Dobra, punkt dla ciebie. 
- Więc nie jesteś juŜ na mnie wściekła? 
-  Czy  ty  nie  próbujesz  przypadkiem  przeciągnąć  mnie  na  swoją 
stronę?  Po  to,  Ŝeby  skutecznie  zaatakować  Claire?  -  Patrzyła  na 
niego podejrzliwie. 
-  Klnę  się  na  Ŝycie,  Ŝe  nic  takiego  nie  przyszło  mi  do  głowy  - 
przysiągł najzupełniej powaŜnie. 
Przypomniała  sobie,  Ŝe  kiedyś  juŜ  tak  na  nią  patrzył  -  uwodząc 
męskim czarem i wyrzutami sumienia. Tym razem jednak przysięgał 
tak Ŝarliwie, Ŝe postanowiła mu zaufać. 
- Dajmy temu spokój, ale jeśli jeszcze raz nabruździsz, masz u mnie 
przechlapane. 
- Jak na bibliotekarkę, ciekawie dobierasz słowa. 

background image

- To skutek oglądania „Trzech Fagasów". 
-  Anastazjo  -  zawołała  Claire  -  mam  zamiar  wykorzystać  twoich 
rodziców do pomocy w kuchni. 
-  Śmiało!  -  odpowiedziała  ze  śmiechem,  a  potem  wyjaśniła 
Davidowi:  -  Mama  będzie  ubijała  lody,  a  tata  ma  je  degustować. 
Twoja babcia ciągle eksperymentuje, szuka oryginalnych smaków. 
-  Wiem,  wiem  -  zaśmiał  się  rozbawiony.  -  Unikaj  brzoskwiniowo-
miętowo-orzechowych. 
-  To  jeszcze  nic.  W  dawnych  czasach  robili  lody  o  smaku  zupy  z 
ostryg  albo  szparagów.  Delmonico  z  Nowego  Jorku  miał  w  swoim 
repertuarze pumpemiklowe z ryŜowego ciasta! 
-  Moim  zdaniem,  waŜniejsza  od  nowych  smaków  jest  dobra  nazwa 
dla tej cukierenki. 
-  Wszystko  słyszałam!  -  Claire  pojawiła  się  z  łyŜką  lodów.  -  Masz, 
spróbuj. 
- Co to jest? - David przyglądał się im nieufnie. 
- Lody. 
- Jaki smaa... - nie zdąŜył skończyć, bo babcia wepchnęła mu łyŜkę 
do ust. 
- Rozpływają się w ustach. Bob uwaŜa, Ŝe są smaczne, prawda, Bob? 
- zapytała, odwracając się przez ramię do ojca Anastazji. 
-  Pyszne.  Chyba  będę  musiał  popuścić  trochę  pasa,  zanim  stąd 
wyjdę. 
- Rzeczywiście, ciekawe - przyznał David. - Co to za smak? 
- śurawiny. 
- Nie lubię Ŝurawin - skrzywił się jak kapryśne dziecko. 
- A jak nazywa się twoja cukierenka? - Bob zwrócił się do Claire. 
- Nie ma jeszcze nazwy. 
-  Co  byście  powiedzieli  na  „MacRoŜek"?  -  Ryan  oderwał  się  na 
chwilę od malowania i rzucił swój pomysł. 
-  A  „Cafe  Ambrozja"?  -  zaproponowała  Heather  znad  stołu,  przy 
którym rozwijały z Courtney rolki tapet. 
- Albo „Retro pod Sułtańskim Pucharkiem" - dorzucił swoje Jason. 
- To jest to! - krzyknęła z entuzjazmem Claire, wymachując rękami. - 
To  jest  nazwa,  o  jaką  mi  chodziło.  Retro...  wspaniale,  sprawa 
załatwiona. 

background image

-  NajwyŜsza  pora  -  zauwaŜył  David.  -  Do  uroczystego  otwarcia 
pozostały dwa tygodnie. 
-  Zaraz  zadzwonię  do  szyldziarza.  „Retro  pod  Sułtańskim 
Pucharkiem" - powtórzyła. - Tak, to brzmi dobrze. 
Kiedy rodzina Anastazji wychodziła, było juŜ prawie ciemno. 
-  Doprawdy  nie  znajduję  słów,  Ŝeby  podziękować  wam  za  pomoc  - 
rozpływała się w uprzejmościach Claire. 
- Po to ma się rodzinę i przyjaciół. 
-  Nie  mam  lepszych  przyjaciół  od  ciebie.  -  Uścisnęła  mocno 
Anastazję. - Dzięki rodzinie Knightow „Retro" ma juŜ nazwę i tapety 
na ścianach. - A gdzie jest David? 
-  Jakąś  godzinę  temu  poszedł  na  dół  -  odpowiedziała  Anastazja, 
przypominając  sobie  z  ulgą,  Ŝe  czmychnął  nie  zauwaŜony  przed 
drugą rundą inkwizycyjnych pytań mamy. 
- Ten biedny chłopak nigdy nie odpoczywa. 
- Kiedy któregoś dnia zapytałam  go,  w co wierzy, odpowiedział, Ŝe 
w  cięŜką  pracę  i  w  baseball.  Nie  w  marzenia.  Mówił,  Ŝe  jego  tata 
zaryzykował  wszystko  dla  jakiegoś  głupiego  pomysłu,  a  reszta 
rodziny musiała za to płacić. 
-  Coś  takiego!  -  Wstrząśnięta  Claire  przyłoŜyła  dłoń  do  ust.  -  Nie 
miałam pojęcia, Ŝe patrzy na to w ten sposób. To prawda, Ŝe mój syn 
był  marzycielem  i  niezbyt  dobrze  planował  swoje  finansowe 
poczynania,  ale  przecieŜ  w  Ŝaden  sposób  nie  mógł  przewidzieć,  Ŝe 
zginie razem z Ŝoną w czołowym zderzeniu. To nie on spowodował 
ten wypadek. 
- Czy David wie o tym? 
-  Tak,  wiele  razy  mu  to  powtarzałam,  ale  on  potrafi  być  potwornie 
uparty, jeśli wbije sobie coś do głowy. 
-  To  nie  to...  -  mruknęła  posępnie  Anastazja.  -  Powiedział  mi,  Ŝe 
wśród  analityków  poŜarów  nie  ma  zbyt  wielu  marzycieli.  Sądzę,  Ŝe 
to praca tak na niego działa. 
- MoŜe masz rację. Mam nadzieję, Ŝe ten urlop dobrze mu zrobi, Ŝe 
trochę odetchnie, ale przecieŜ nie odpoczął za bardzo, pracując tutaj 
całymi dniami. A teraz jeszcze zszedł do piwnicy. 
- Jakieś poprawki? 
- Nie, coś tam sobie dłubie dla zabawy. 

background image

-  Nigdy  nie  widziałam,  Ŝeby  się  bawił...  Chyba  musiał  tam  coś 
odkryć,  coś,  co  go  zainteresowało.  -  Sama  nie  pozbawiona 
wyobraźni, zaczęła się zastanawiać, co to moŜe być. - Chodźmy tam. 
Znalazły go w odległym kącie piwnicy. Obstukiwał jedną ze ścian i 
w  ogóle  zachowywał  się  podejrzanie.  Miał  rozpalony  wzrok  i  nie 
zauwaŜał  ich  obecności.  To  nie  był  człowiek  zajęty  poprawkami 
remontowymi,  to  był  facet  z  misją  -  a  misje  nie  tak  wiele  dzieli  od 
marzeń. 
- Czy właśnie w ten sposób się bawisz? - spytała wesoło Anastazja. - 
A jeśli tak, to czy moŜemy się przyłączyć? 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

David aŜ podskoczył. Potem powoli się do nich odwrócił. 
- Ho, ho - przekomarzała się Anastazja. - Spójrz tylko na ten wyraz 
winy  w  jego  oczach,  Claire.  Chyba  przyłapałyśmy  go  na 
poszukiwaniu skarbów. 
-  Kiedy  był  małym  chłopcem,  uwielbiał  ich  szukać  -  powiedziała  z 
czułością w głosie Claire. 
- Naprawdę? Nigdy bym nie pomyślała. A jakiego skarbu szukasz w 
tej piwnicy, Davidzie? - Anastazja podeszła do planów. 
- Nie szukam skarbu. 
-  A  powinieneś  -  stwierdziła  Claire.  -  Ten  dom  ma  pasjonującą 
historię. 
- Słyszałaś o tym? - Zdziwiony spojrzał na babcię. 
-  KrąŜą  plotki,  Ŝe  w  tej  kamienicy  mieścił  się  kiedyś  nielegalny 
szynk. 
- Nie Ŝartujcie! - wykrzyknęła Anastazja. - Dlaczego Ŝadne z was nic 
mi nie powiedziało? 
-  Babcia  nie  Ŝyczyła  sobie,  Ŝebyś  obstukiwała  kaŜdą  ścianę  w 
poszukiwaniu ukrytych pomieszczeń - wyjaśnił z przekąsem David. 
- Dlaczego miałabym to robić? 
-  A  więc  tym  się  zajmujesz  się  w  piwnicy...  -  Claire  westchnęła  z 
ulgą. 
- Co miałaś na myśli? - Anastazja zerkała to na Claire, to na Davida. 
- David coś odkrył - odpowiedziała Claire. – Powiedz jej. 
-  Nic  specjalnego.  Odkryłem  tylko  metrową  róŜnicę  między 
wymiarami  na  planach  a  rzeczywistym  obrysem  piwnicy. 
Prawdopodobnie to zwykła pomyłka. 
- I dlatego opukujesz ściany? - spytała Anastazja. 
- Szuka tajnego magazynu. - Claire broniła Davida. 
- A moŜe sprawdzam, czy nie ma tu termitów. 
-  To  dom  z  cegły,  a  kontrola  sanitarna  wykluczyła  jakiekolwiek 
robactwo. 
- No więc dobrze, szukam tajnego magazynu. 
-  Nie  musisz  o  tym  opowiadać,  jakbyś  popełnił  jakąś  zbrodnię  - 
powiedziała łagodnie Anastazja. - To jest w porządku. To jest bardzo 
podniecające. To... 

background image

- Prawdopodobnie wielkie nic. - Postanowił sprowadzić ją na ziemię. 
-  Przypomnij  sobie,  jaka  wpadka  przydarzyła  się  Geraldo  Rerze, 
kiedy w telewizyjnym programie na Ŝywo otworzył sejf Ala Capone. 
W środku nie znalazł niczego interesującego. 
Nawet wtedy, gdy David to mówił, Anastazja widziała błysk w jego 
oczach i wiedziała  - niewaŜne, czy  chciał się do tego przyznać, czy 
nie  -  Ŝe  porwało  go  coś,  co  nie  było  niczym  innym  niŜ  marzeniem 
poszukiwacza skarbów. 
Nie potrafiła się powstrzymać. Podeszła i uścisnęła go. 
-  Jestem  z  ciebie  dumna  -  szepnęła  mu  do  ucha.  Spojrzał  na  nią 
zakłopotany, a potem dodał z typową dla siebie ostroŜnością: 
- Nie ma sensu, Ŝebyś robiła sobie zbyt wielką nadzieję. 
- Chłodny rozsądek nigdy nie był moją specjalnością. 
- Uśmiechnęła się zalotnie. 
Nie  miała  stuprocentowej  pewności,  ale  mogłaby  przysiąc,  Ŝe 
mruknął do siebie: „I dzięki Bogu". 

* * * 

-  Zaczyna  się  łamać.  -  Betty  dosłownie  cmoknęła  z  zadowolenia.  - 
Mówiłam  wam,  Ŝe  pokusa  tajemnego  magazynu  przywróci  w  nim 
wiarę w marzenia. 
-  Ciągle  nie  mogę  dopatrzyć  się  związku...  -  wyznała  Hattie  ze 
szczytu zawile rzeźbionej kolumienki baru. 
- On szuka skarbu - wyjaśniła Betty. - Dokładnie tak, jak robił to w 
dzieciństwie. 
-  PrzecieŜ  nasze  zadanie  polega  na  połączeniu  Anastazji  z 
przeznaczonym  jej  męŜczyzną,  a  nie  na  skłonieniu  Davida,  Ŝeby 
uwierzył w marzenia - upierała się Hattie. 
- śeby udało się to pierwsze, musimy dokonać drugiego. 
-  To  zaczyna  być  strasznie  skomplikowane.  -  Hattie  potarła  czoło 
magiczną  róŜdŜką.  -  Wiecie,  co  myślę  o  komplikacjach.  Nie  lubię 
ich. 
-  Nie  lubisz  teŜ  koloru  khaki  -  przypomniała  jej  Muriel  -  ale  to  nie 
zmienia  ogólnej  postaci  rzeczy.  Prawda  jest  taka,  Ŝe  David  musi 
uwierzyć w marzenia, zanim połączy się z Anastazją w szczęśliwym 
Ŝ

yciu aŜ do grobowej deski. 

-  ZałoŜę  się,  Ŝe  aniołowie  stróŜe  nie  muszą  wplątywać  się  w  takie 

background image

sytuacje.  Na  pewno  mają  od  nas  lŜejsze  Ŝycie.  Bez  porównania...  - 
westchnęła rozmarzona. - Z tymi pięknymi, eleganckimi skrzydłami. 
Nie takimi, jak nasze małe skrzydełka, krótkie i niezgrabne. 
-  Mówiłam  ci,  Ŝe  nasze  skrzydła  są  równie  aerodynamiczne  jak 
skrzydła anielskie - tłumaczyła jej Muriel. – Poza tym nie masz na co 
narzekać. Nie tylko ty chorujesz na uszy i przez to masz trudności z 
lataniem. Ja teŜ bez przerwy tracę równowagę. 
- ZałoŜę się - Hattie wymachiwała róŜdŜką, uradowana z myśli, która 
właśnie  wpadła  jej  do  głowy  -  Ŝe  dokładnie  z  tego  powodu 
wysypałam  na  Anastazję  zbyt  wiele  pyłu  odpowiedzialnego  za 
inteligencję i Ŝywiołowy charakter. Musiałam chorować na zapalenie 
ucha! 
-  Zręczna  wymówka,  ale  wysypałaś  ten  pył,  bo,  jak  zwykle, 
popisywałaś się jak na scenie. Paradowałaś z tą śmieszną aksamitną 
poduszką, która... 
- Ona wcale nie jest śmieszna! - zaprotestowała Hattie. - To aksamit 
w kolorze królewskiej purpury, z falbaną z przezroczystego szyfonu, 
przetykanego  złotymi  i  purpurowymi  nitkami....  A  na  środku 
przepiękne złocone naczynie z cherubinami. 
- Właśnie - zakpiła Muriel. - Dokładnie tak, jak mówiłam. Śmieszna 
ostentacja.  To  nie  twój  brak  równowagi  zawinił,  tylko  ta  poduszka. 
Oczywiście  na  koniec  występu  rzuciłaś  w  naszą  stronę  triumfalne 
spojrzenia,  jakŜe  by  inaczej,  i  ta  krótka  chwila  dekoncentracji 
wystarczyła, Ŝeby poduszka z naczyniem przechyliła się... 
- Co za bzdury! - krzyknęła Hattie. - Tak, jakbyś mogła pamiętać to 
wszystko,  z  najdrobniejszymi  szczegółami,  po  trzydziestu  trzech 
latach. 
- Dla dobrych wróŜek to jak mgnienie oka. 
-  Hej,  dość  tego!  -  warknęła  Betty.  -  MoŜe  byśmy  wróciły  do 
Anastazji i Davida? Tak jak przypuszczałam, jego babcia okazała się 
niezwykle przydatna. Widziałyście, jak złagodniała twarz Anastazji, 
gdy Claire wspomniała, Ŝe jej wnuk szukał w dzieciństwie skarbów? 
Hattie i Muriel zgodnie skinęły głowami. 
-  To  dobrze.  A  więc  trzymamy  się  naszego  planu,  pamiętając,  Ŝe 
zgranie  w  czasie  jest  wszystkim.  JeŜeli  David  odkryje  ten  magazyn 
za  wcześnie  albo  za  późno,  nie  osiągniemy  tego,  co  chcemy. 

background image

Zrozumiano? 
- Hm, a skąd będziemy wiedziały, kiedy nastąpi ta właściwa chwila? 
- spytała Hattie. 
- Twoim zadaniem jest to wiedzieć. 
- Czyli moje zadanie polega na robieniu rzeczy, których nie potrafię 
robić. 
-  Kiedy  nadejdzie  ta  chwila,  rozjarzy  się  twoja  magiczna  róŜdŜka  - 
pocieszyła ją Betty. 
-  Zakładasz, Ŝe ona to zauwaŜy  - zadrwiła Muriel. - Pamiętaj, Ŝe to 
ona nie włoŜyła okularów i dlatego poprowadziła nas przez niebo złą 
drogą. 
- A ty byś potrafiła zrobić to lepiej - oburzyła się Hattie. - Myślałby 
kto! 
- Potrafiłabym. 
- A jednak teŜ ci się nie udało, więc moŜe byś się zamknęła! - Hattie 
sfrunęła  do  Muriel  na  marmurową  ladę  i  podwinęła  rękawy  swojej 
złotej  szyfonowej  sukni.  -  Mam  juŜ  dość  wałkowania  tego  tematu! 
Wara ode mnie! 
Ku zdumieniu Hattie, Muriel uśmiechnęła się i czule ją przytuliła. 
- To mi się podoba! Wreszcie nauczyłaś się bronić swojego zdania i 
walczyć  jak  przystało  dobrej  wróŜce.  Moje  gratulacje!  Teraz  wiem, 
Ŝ

e jesteś moją siostrą. 

- I moją. - Betty przyłączyła się do wzajemnych uścisków. 
-  UwaŜajcie  na  mój  kapelusz!  Jeśli  macie  taki  dobry  nastrój,  to 
pozwólcie mi zmienić wystrój tego wnętrza. Tylko trochę. Spójrzcie, 
wszystko jest czerwone, białe albo niebieskie. Czuję się jak na planie 
filmowym 

„Przeklętych 

Jankesów". 

Tu 

potrzeba 

więcej 

lawendowego i róŜowego. 
Jednym  machnięciem  czarodziejskiej  róŜdŜki  Hattie  podarowała 
ś

cianom lawendowo-róŜowe pasy. 

- Daj spokój - powiedziała Betty, przywracając poprzednie kolory. - 
Do  stu  petunii,  jesteś  dobrą  wróŜką,  a  nie  zwariowaną  malarką. 
Oszczędzaj magię na powaŜniejsze sprawy. 

* * * 

- Wiesz przynajmniej, skąd wracam? - Anastazja siedziała na swoim 
najwygodniejszym  krześle,  z  kotem  zwiniętym  na  kolanach, 

background image

wlepiającym w nią niebieskie oczy. - Wcale nie bronię myszy, która 
cię dręczy. Po prostu mój brat miał kiedyś w domu myszkę, więc nie 
mogę  jej  tak  zwyczajnie  zabić.  -  Przerwała,  Ŝeby  podrapać  uszy 
Xeny,  co  kotka  uznawała  za  najczulszą  pieszczotę.  -  Nie  zrozum 
mnie  źle,  denerwuje  mnie  ta  mysz  tak  samo  jak  ciebie.  AŜ  trudno 
uwierzyć, Ŝe miała czelność znowu się tu pokazać. Kiedy następnym 
razem wpadnie do pułapki, wywiozę ją gdzieś daleko. No, moŜe nie 
za  daleko,  bo  kiedy  jest  uwięziona,  dostaje  szału,  a  nie  chcę,  Ŝeby 
zrobiła sobie coś złego. 
Kotka zamruczała, Anastazja mówiła więc dalej. 
-  Nie  myśl  sobie,  Ŝe  tylko  ty  jesteś  tu  rozstrojona.  Wejdź  w  moją 
skórę.  David  doprowadza  mnie  do  obłędu.  Najpierw  myślałam,  Ŝe 
jest  niemoŜliwy,  potem,  Ŝe  budzi  jakieś  nadzieje,  a  w  końcu 
dochodzę  do  wniosku,  Ŝe  jest  czarujący  i  seksowny.  Co  się  ze  mną 
dzieje? 
Anastazja rozglądała się po pokoju, jakby szukała odpowiedzi na to 
pytanie  w  jakimś  kącie.  Celowo  zostawiła  w  salonie  duŜo  wolnej 
przestrzeni,  Ŝeby  te  nieliczne  meble  mówiły  same  za  siebie. 
Kolorowy marokański stół powinien gryźć się z obitymi kwiecistym 
perkalem  krzesłami,  ale  się  nie  gryzł.  Podobnie  jak  „Milczenie  jest 
złotem",  drewniana  rzeźba  Balinese'a  przedstawiająca  maskę  z 
palcem przytkniętym do ust, współgrała z plakatami i reprodukcjami 
ilustracji z jej ulubionych ksiąŜek dla dzieci. 
Niestety  nie  znalazła  odpowiedzi  nigdzie  w  pokoju,  podsumowała 
więc swój monolog. 
-  Wiesz,  Ŝe  David  mnie  pocałował,  a  potem  pozostawił  w 
zawieszeniu. No tak, tego wieczora, kiedy zabrał mnie do restauracji, 
to  ja  go  pocałowałam  i  pozostawiłam  w  zawieszeniu.  Czyli  wyszło 
na  remis.  Coś  mi  jednak  mówi,  Ŝe  to  do  mnie  naleŜy  następne 
posunięcie.  Powinnam  coś  zrobić,  prawda?  A  nie  siedzieć  tu  i 
marudzić. No dobrze, dzwonię do niego. 
-  Jesteś  zajęty?  -  spytała,  ledwie  dając  mu  szansę  na  powiedzenie 
„halo". 
- To zaleŜy, dlaczego pytasz? - odpowiedział ostroŜnie. 
- Spotkaj się ze mną za pół godziny w cukierence, to się dowiesz. - 
Jej niski głos zdawał się wiele obiecywać. 

background image

Zderzyła  się  z  nim  na  schodach  prowadzących  do  piwnicy.  Przed 
wyjściem  z  domu  przebrała  się  w  wygodną  sukienkę  ze  sztucznego 
jedwabiu  w  bursztynowym  kolorze.  Jej  miękkie  sandały  skrzypiały 
cichutko,  gdy  balansowała  na  stopniu,  starając  się  odzyskać 
równowagę. 
David objął ją ramionami, Ŝeby nie upadła, ale zaraz potem usłyszała 
jego wyniosły głos. 
- Za szybko chodzisz. 
- ZauwaŜyłeś, Ŝe masz zadatki na despotę? - Cofnęła się o krok, Ŝeby 
otworzyć drzwi do „Retro" kluczem, który dostała od Claire.  David 
teŜ miał klucz, ale ona była przy drzwiach pierwsza. 
- Ja? - zdziwił się David, wchodząc za nią do środka. - A co powiesz 
o sobie? To ty lubisz wszystkim rozkazywać. 
- Nieprawda. 
- Pamiętasz, jak ustawiałaś swoich braci? 
-  Bracia  się  nie  liczą.  -  Włączyła  witraŜowe  lampy  za  barem,  które 
rozproszyły  mrok  ciepłym  światłem.  -  W  dzieciństwie  to  oni  bez 
przerwy  mi  rozkazywali.  Szczególnie  Jason.  Właśnie  dlatego 
przyrzekłam  sobie,  Ŝe  kiedy  dorosnę,  nikt  nie  będzie  mi  mówił,  co 
mam  robić.  Nie  wyobraŜasz  sobie,  co  to znaczy  wychowywać  się  z 
przemądrzałymi braćmi. 
- Rzeczywiście, nie wyobraŜam sobie. 
-  Przepraszam,  twoje  dzieciństwo  bardzo  róŜniło  się  od  mojego.  - 
Anastazja  uświadomiła  sobie,  Ŝe  David  dorastał  nie  tylko  bez 
Ŝ

adnego rodzeństwa, ale i bez rodziców. 

- Miałem szczęście, Ŝe dziadek i babcia byli tacy wspaniali. Dziadek 
zmarł na zawał parę dni po tym, jak skończyłem college. Nie miałem 
najmniejszego  pojęcia,  Ŝe  był  kiedyś  sprzedawcą  lodów  i  wody 
sodowej,  i  Ŝe  poznali  się  z  babcią  w  cukierence  z  lodami. 
Dowiedziałaś się o tym wcześniej niŜ ja. 
Zrozumiała,  Ŝe  trafiła  na  jego  czuły  punkt,  i  postanowiła  go 
rozweselić. 
- Tak, czasami bywam trochę wścibska. 
- Umiesz słuchać. 
-  Mogę  cię  tego  nauczyć.  Zaczniemy  dziś  wieczorem.  Potrzebne 
będą  lody  i  wyobraźnia.  Ale  stawiam  jeden  warunek  -  Ŝe  będziesz 

background image

trzymał  ręce  przy  sobie.  UwaŜasz,  Ŝe  ci  się  uda?  To  będzie  test  na 
silną wolę. 
- Jestem znany z silnej woli. 
-  Tak  teŜ  myślałam.  Więc  coś  takiego...  -  uraczyła  go  serią 
delikatnych pocałunków w brodę - wcale cię nie bierze, prawda? 
-  Nie.  -  Jego  głęboki  głos  wydał  jej  się  bardziej  ochrypły  niŜ 
zazwyczaj. I jeszcze bardziej podniecający. 
Anastazja  uśmiechnęła  się  tajemniczo.  Właśnie  na  to  czekała.  Mógł 
sobie  mówić  na  schodach,  Ŝe  jest  za  szybka,  ale  nie  przewidywała, 
Ŝ

eby dziś wieczorem uskarŜał się na jej śmiałość. 

-  Więc  na  czym  ma  polegać  ta  wielka  niespodzianka?  -  zapytał 
David. 
-  Stań  za  ladą,  to  zobaczysz.  No,  moŜe  nie  do  końca  zobaczysz,  bo 
muszę zasłonić ci oczy. 
-  Czy  w  planie  jest  teŜ  jedwabna  pościel  i  kajdanki?  -  spytał  z 
nadzieją w głosie. 
- Nie. A liczyłeś na to? 
- MoŜe... 
-  Niedobrze.  Musisz  wytęŜyć  wyobraźnię.  -  Nachyliła  się  i 
przewiązała  mu  oczy  jedwabną  chustką,  którą  zdjęła  z  szyi.  -  Nie 
podglądaj! 
- Nie masz chyba zamiaru robić niczego, czego nie powinny oglądać 
niepowołane  oczy?  -  zapytał  niespokojnie,  ale  i  z  tonem  nadziei  w 
głosie. 
- Na przykład rozbierać się, to miałeś na myśli? 
- Tak, coś w tym rodzaju... 
- Oczywiście, Ŝe nie. 
- Szkoda. 
- Dobrze, zaczniemy od krótkiej lekcji biologii - zaśmiała się. 
- Brzmi obiecująco. 
-  Czy  wiesz,  Ŝe  na  twoim  języku  znajduje  się  dziewięć  tysięcy 
kubeczków  smakowych,  a  kaŜdy  z  tych  maleńkich  kubeczków 
zawiera  od  dziesięciu  do  piętnastu  receptorów,  które  mówią 
mózgowi, czy coś jest słone, kwaśne czy słodkie? 
Zaprzeczył  ruchem  głowy.  Wiedział  tylko,  Ŝe  rozmowa  o  języku 
budzi w nim szczególny rodzaj głodu. Wyobraził sobie, jak zlizuje z 

background image

jej  nagiego  ciała  roztapiające  się  lody.  I  na  tym  prawdopodobnie 
polega  jej  plan.  Chce  doprowadzić  go  do  szaleństwa.  Dobrze,  we 
dwoje moŜna w to grać. 
Wyciągnął  po  omacku  ręce.  Miał  szczęście,  chwycił  jej  dłoń. 
Podniósł ją do ust i polizał między palcami. 
-  Mmm,  słodkie  i  słonawe.  Wszystkie  dziewięć  tysięcy  kubeczków 
smakowych mówi mi to samo. 
RozłoŜył  jej  palce  i  dotarł  do  wewnętrznej  strony  dłoni.  Prześliznął 
się językiem po całej powierzchni, licząc na to, Ŝe Anastazji zmiękną 
kolana. 
Musiała odetchnąć kilka razy, zanim zdołała cokolwiek powiedzieć. 
- Jesteś gotowy, Ŝeby spróbować tych smakołyków? 
- Bardziej niŜ gotowy - zachrypiał. 
- Otwórz usta. 
Rozchylił  wargi,  gotów  przyjąć  jej  usta  w  gorącym  pocałunku.  Ale 
ona wsunęła mu do ust małą plastikową łyŜeczkę z czymś zimnym i 
smacznym. 
-  Nikt  na  świecie  nie  ma  stuprocentowej  pewności,  gdzie  i  kiedy 
ukręcono pierwsze lody  - opowiadała -  ale istnieje wiele ciekawych 
historii o ich pochodzeniu. Mówi się, Ŝe w pierwszym wieku naszej 
ery  cesarz  Neron  tak  za  nimi  przepadał,  Ŝe  kazał  sobie  sprowadzać 
ś

nieg z Alp. 

David  zaczynał  rozumieć,  na  czym  polega  uzaleŜnienie.  Stawał  się 
coraz  bardziej  uzaleŜniony  od  jej  głosu.  Ta  baśniowa  Szeherezada 
musiała mieć głos podobny do głosu Anastazji. 
-  Cały  miesiąc  trwał  transport  śniegu  do  Rzymu.  Neron  jadał  go  z 
sokami  owocowymi  i  z  miodem.  To,  czego  teraz  próbujesz,  to 
wiśniowy sorbet. 
Smak  wiśni  i  wyobraźnia  kazały  mu  myśleć  o  jej  wargach  i  o  tym, 
jak by smakowały po zimnym sorbecie. Nim zdąŜył pogrąŜyć się w 
erotycznych fantazjach, włoŜyła mu do ust następną porcję. 
-  Legenda  głosi,  Ŝe  Marco  Polo  powrócił  z  Chin  z  przepisem  na 
mroŜoną śmietanę. Stała się znana jako gelati, czyli lody. To, czego 
teraz próbujesz, to aromatyczna francuska wanilia. Kiedy Katarzyna 
Medycejska przyjechała do Francji, Ŝeby poślubić króla, przywiozła 
ze  sobą  własnego  szefa  kuchni,  który  potrafił  przyrządzić  gelati,  i 

background image

odtąd Francuzi mogli raczyć się tymi pysznościami. 
David  przysiągłby,  Ŝe  celowo  uŜyła  tych  słów.  Raczyć  się. 
Pyszności. Był cały rozpalony. Dręczyły go myśli o ciele Anastazji, a 
nie o przeklętych lodach. 
-  Słuchasz  mnie?  -  spytała.  -  To  miało  być  ćwiczenie  na 
koncentrację. 
-  Och,  jestem  skoncentrowany  -  wychrypiał,  ale  nie  powiedział,  na 
czym. 
-  W  XVII  wieku  król  Anglii  Karol  I  ściągnął  na  dwór  francuskiego 
szefa  kuchni,  który  przywiózł  ze  sobą  przepis  na  lody.  Król  zalecił 
kucharzowi,  Ŝeby  przepis  pozostał  królewską  tajemnicą,  ale  gdy 
króla  ścięto,  tajemnica  wyrobu  lodów  rozprzestrzeniła  się  po  całym 
ś

wiecie.  Zajadał  się  nimi  George  Washington,  latem  wydawał  na 

lody dwieście dolarów. W tamtych czasach to była mała fortuna. Ale 
któŜ  potrafi  oprzeć  się  smakowi  grzesznej  rozkoszy?  -  Wsunęła  mu 
do ust kolejną porcję smakołyku. 
Grzeszna, z całą pewnością. Lody były dobre, myślał udręczony, ale 
ona jeszcze lepsza. Prowadzi rozmowę w sposób, w jaki rozpala się 
ognisko.  Zawsze  pozostawia  wystarczającą  ilość  Ŝaru,  Ŝeby 
podtrzymać płomienie. 
- Amerykanie wymyślili roŜki lodowe i lody z wodą sodową, potem 
jeszcze  lody  z  bitą  śmietaną,  sokiem  owocowym  i  orzechami. 
Mniam.... Niewiarygodna kombinacja. 
-  Znam  jeszcze  lepsze  kombinacje  -  warknął,  gdy  jego  siła  woli 
spopieliła się do reszty. Chwycił dłoń, która go karmiła, i przyciągnął 
Anastazję  do  siebie.  Instynkt  i  pragnienie  pokierowały  jego  ustami. 
Całował ją gwałtownie, Ŝarliwie, czule. 
Kiedy jego wargi pochłaniały jej usta, Anastazja doszła do wniosku, 
Ŝ

e smakują lepiej niŜ jakiekolwiek lody na tej planecie. 

Zsunęła  Davidowi  przepaskę  z  oczu.  Ich  wyraz  przyprawił  ją  o 
dreszcze. Potem zacisnęła powieki, Ŝeby skoncentrować się tylko na 
tym,  co  czuje.  David  draŜnił  jej  wargi  językiem,  kusząc,  by  je 
rozchyliła, a potem wynagrodził ją stokrotnie. 
Czuła smak czekolady i tę niewiarygodną esencję, która była samym 
Davidem. 
Pocałunek  łączył  się  z  następnym  pocałunkiem,  aŜ  płomień 

background image

namiętności  wymknął  się  spod  ich  kontroli.  Jakimś  cudem  znaleźli 
się na wyściełanej ławce przy zapleczu cukierenki. 
David  drŜącymi  palcami  obrysował  dekolt  jej  sukienki.  Anastazja 
wypręŜyła  się  i  z  cichym  pomrukiem  zadowolenia  połoŜyła  jego 
dłonie  na  swoich  piersiach.  Nie  chciał  się  spieszyć.  Rozpinał  jeden 
guzik,  powracał  do  jej  rozpalonych  ust,  a  potem  rozpoczął  nowy 
szlak pocałunków, Ŝeby rozpiąć następny. 
Dopiero  po  dłuŜszej  chwili,  odzyskawszy  na  moment  jasność 
umysłu, Anastazja odwzajemniła się, rozpinając guziki jego koszuli. 
Kiedy  połoŜyła  rękę  na  nagim  torsie  Davida,  zastygła  nieruchomo, 
rozkoszując się moŜliwością dotykania go. 
Chciała  więcej.  Chciała  pozbyć  się  ubrania,  być  całkiem  naga  i 
kochać  się  z  nim.  Teraz.  On  chciał  tego  samego.  Mówiły  to  jego 
zachłanne dłonie zamknięte na jej piersiach, kaŜdy pocałunek, kaŜdy 
ruch jego bioder. Właśnie miał ściągnąć jej z ramion sukienkę, kiedy 
zalało ich ostre światło. 
-  Co,  do  diabła?...  -  David  usiadł  raptownie,  zasłaniając  sobą 
Anastazję. 
-  Coś  takiego!  -  zdołała  krzyknąć  Claire,  nim  zamieniła  się  w  słup 
soli. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWI

Ą

TY 

-  Nie  miałam  zamiaru  przeszkadzać...  -  tłumaczyła  się  zakłopotana 
Claire.  -  Nie  wiedziałam,  Ŝe  ktoś  tu  będzie  tak  późno.  Zobaczyłam 
zapalone  światło  i  pomyślałam,  Ŝe  zapomniałam  je  zgasić...  choć 
zdawało  mi  się,  Ŝe  jednak  zgasiłam.  ..  Więc  moŜe  powinnam  była 
domyślić  się,  Ŝe  to  wy,  ale  przecieŜ  skąd  miałam  wiedzieć,  to 
znaczy... to nie mój interes... Co ja tu bełkoczę... 
-  Nic  się  nie  stało  -  Anastazja  gorliwie  zapewniła  Claire,  kiedy  juŜ 
zapięła  sukienkę.  Jej  serce  biło  jak  oszalałe.  -  To  twój  lokal  i  masz 
prawo  do  niego  wchodzić,  kiedy  tylko  ci  się  podoba,  a  poza  tym, 
skąd mogłaś wiedzieć... Teraz to ja bełkoczę. David, powiedz coś... - 
poprosiła zdenerwowana. 
-  Dlaczego  ja?  -  spytał  rozbawionym  głosem.  -  Zbyt  dobrze  się 
bawię, słuchając, jak się obie jąkacie. Swoją drogą, ja nie umiem tak 
bełkotać. 
-  Ty  mu  przyłoŜysz,  Claire,  czy  ja  mam  to  zrobić?  -  spytała 
Anastazja. 
- Słucham? A co ja takiego powiedziałem? 
- Mój drogi, zdarza ci się pleść coś bez sensu. Ale i tak cię kocham. - 
Claire poklepała go po ramieniu. 
-  Skąd  się  tu  wzięłaś  o  tej  porze?  -  zapytał  David.  -  Myślałem,  Ŝe 
jesteś zmęczona i połoŜysz się wcześnie spać. 
-  Próbowałam  zasnąć,  ale  obudził  mnie  przedziwny  sen  o  dobrej 
wróŜce,  która  uwielbiała  szalone  kapelusze.  -  Zmieszana  Claire 
pokręciła z niedowierzaniem głową. - Potem zaczęłam się martwić o 
uroczyste  otwarcie  lodziarni  i  postanowiłam  wpaść  tutaj,  Ŝeby 
sprawdzić  parę  rzeczy  w  kuchni.  Do  głowy  mi  nie  przyszło,  Ŝe 
wpadnę na was dwoje... 
Anastazja czuła, jak pąsowieje jej twarz, po raz drugi w tym roku - i 
po raz drugi z powodu Davida. Musi się stąd wynieść, zanim zrobi z 
siebie idiotkę, a raczej kompletną idiotkę. 
Bo  w  końcu  wyszło  jednak  na  to,  Ŝe  zakochała  się  w  Davidzie,  a 
przecieŜ długo się przed tym broniła. śarty i dobra zabawa to jedno. 
Ale  zdawała  sobie  sprawę,  Ŝe  zakochanie  się  w  kimś  takim  jak  on, 
zupełnie  niepodobnym  do  facetów,  z  którymi  się  zadawała  do  tej 
pory, moŜe okazać się bardzo ryzykowne. Pora się opanować. 

background image

-  Lepiej  wrócę  do  siebie  na  górę  -  postanowiła  znienacka.  -  David 
niech  zostanie  i  pomoŜe  ci...  w  tym,  co  powinnaś  jeszcze  zrobić 
przed  otwarciem.  Jutro  muszę  iść  do  pracy.  Na  cały  dzień.  Muszę 
poćwiczyć 

nową 

palcówkę, 

potem 

prowadzę 

zajęcia 

pierwszoklasistami,  a  po  południu  mam  jakieś  spotkanie...  Znowu 
zaczynam bełkotać. A przecieŜ nigdy mi się to nie zdarza. Lecę. 
-  Nie  ma  potrzeby,  moja  droga  -  zaczęła  Claire,  ale  Anastazja  juŜ 
uciekła. 

* * * 

- Po co ci pager, jeśli nigdy nie odpowiadasz na wezwania? - Betty 
skarciła  Hattie,  która  spóźniła  się  dziesięć  sekund  na  nadzwyczajne 
spotkanie w mieszkaniu Anastazji. 
-  Ach,  to  dlatego  moja  magiczna  róŜdŜka  tak  migocze!  Najpierw 
pomyślałam, Ŝe nadszedł czas, Ŝeby David odkrył tajemny magazyn 
w  piwnicy,  potem  przypomniałam  sobie,  Ŝe  mówiłaś,  iŜ  róŜdŜka 
powinna  jarzyć  się,  a  nie  migotać.  Więc  zaczęłam  się  zastanawiać, 
czy przypadkiem nie trzeba wymienić baterii. 
-  RóŜdŜki  nie  potrzebują  baterii,  wystarczy  im  energia  słoneczna, 
powinnaś  o  tym  wiedzieć  -  wtrąciła  się  Muriel,  ale  uwagę  Hattie 
przykuł  właśnie  stos  ilustracji,  nad  którymi  pracowała  ostatnio 
Anastazja. 
- Pamiętacie, kiedy Anastazja była małą dziewczynką, wydawało się, 
Ŝ

e naprawdę nas widzi i słyszy? - spytała ciepłym, czułym głosem. 

-  Właśnie  dlatego  opowiada  takie  cudowne  historie  o  dobrych 
wróŜkach - dodała Betty. 
- Ale ja jestem o wiele ładniejsza niŜ na rysunku Anastazji. Do tego 
ubrała  mnie  na  zielono.  -  Hattie  z  Ŝalem  kręciła  głową.  -  Nie  lubię 
tego koloru, wyglądam w nim, jakbym chorowała na Ŝółtaczkę. 
-  Och,  daj  sobie  spokój!  -  krzyknęła  Muriel.  -  Mamy  o  wiele 
powaŜniejsze problemy niŜ twoja uroda. 
- Jakie problemy? Gdzie jest Anastazja? 
- Śpi w drugim pokoju. 
- Więc w czym problem? Po co to nagłe spotkanie? Moim zdaniem 
idzie  im  zupełnie  dobrze.  A  to,  Ŝe  Claire  wkroczyła  w  najbardziej 
niestosownym momencie, to wina Betty. 
- Skąd ci to przyszło do głowy? - spytała zaskoczona Betty. 

background image

-  To  ty  wpadłaś  na  pomysł,  Ŝeby  zwerbować  pomocników  spośród 
ludzi. 
-  Wrzuciłam  tylko  do  głowy  Claire  pomysł,  Ŝe  David  i  Anastazja 
mogliby stać się parą - broniła się Betty. 
- No to powinnaś w ten sam sposób zatrzymać ją w domu - upierała 
się Hattie. 
-  KaŜdemu  moŜe  się  zdarzyć  drobna  wpadka.  -  Betty  była  coraz 
bardziej  zirytowana.  -  A  co  z  tym  snem  Claire  o  dobrej  wróŜce  w 
szalonych kapeluszach? Maczałaś w tym palce, Hattie? 
-  Oczywiście,  Ŝe  nie  -  odpowiedziała  wyniośle.  -  Nie  mam  ani 
jednego szalonego kapelusza. Z czego się śmiejecie? 
Betty  i  Muriel  jednocześnie  pokazały  palcem  okazały  egzemplarz, 
który  Hattie  miała  na  głowie,  z  płaskim  rondem  udekorowanym 
mnóstwem  pomarańczowych  i  Ŝółtych  chryzantem,  wśród  których 
ś

wiergotała Ŝółta papuŜka. 

- Sądzicie, Ŝe ta kokarda to przesada? - spytała, miętosząc w palcach 
zawiązaną na szyi złotą wstąŜkę. 
Jej pytanie wywołało następny wybuch śmiechu, aŜ w końcu siostry 
nie wytrzymały i zaczęły wykręcać zwariowane salta w powietrzu. 
Hattie tupnęła nogą w obite perkalem krzesło, omal nie gubiąc przy 
okazji pozłacanego pantofelka. 
- Nie mam najmniejszego zamiaru sterczeć tutaj i pozwalać, Ŝebyście 
się  ze  mnie  wyśmiewały!  Anastazja  jest  moją  podopieczną  i 
powtarzam wam, Ŝe radzi sobie znakomicie. 
- Więc ona mówi, Ŝe nie ma Ŝadnych szalonych kapeluszy - zwróciła 
się  kwaśnym  tonem  Muriel  do  Betty,  gdy  Hattie  zniknęła  w 
purpurowym  obłoczku  świętego  oburzenia.  -  I  jak  tu  polegać  na  jej 
zdaniu? 
- No tak, przed nami jeszcze wiele trudności - westchnęła Betty. - Ile 
dni zostało nam do przejścia w stan spoczynku? 
- Zbyt wiele - ponuro odpowiedziała jej Muriel. 

* * * 

W poniedziałek Anastazja miała w pracy takie urwanie głowy, Ŝe nie 
znalazła ani chwili na to, Ŝeby martwić się Davidem. Dopiero kiedy 
późnym popołudniem wsiadała do samochodu, znowu zawładnął jej 
myślami.  Zamiast  uciekać  przed  faktem,  Ŝe  jest  w  nim  zakochana, 

background image

postanowiła tym razem stawić czoło rzeczywistości. 
I  cóŜ  w  tym  złego,  Ŝe  go  kocha?  Fakt,  Ŝe  David  jest  trudny  i  ma 
skłonność  do  kontrolowania  wszystkiego  dookoła,  nie  wspominając 
o jego okropnej podejrzliwości. Właściwie łączy ich tylko miłość do 
Claire i upodobanie do humoru „Trzech Fagasów". 
A  teraz  plusy.  To,  jak  na  nią  działa.  To,  jak  się do  niej  uśmiecha.  I 
jak dba o nią i o Claire, nawet jeśli przesadza ze swoim poczuciem 
odpowiedzialności.  Zabrał  się  do  szukania  skarbu,  co  świadczy 
chyba  o  tym,  Ŝe  mimo  całej  tej  czczej  gadaniny  o  wyŜszości 
zdrowego  rozsądku  nad  marzeniami  jest  wraŜliwym  człowiekiem.  I 
prawdopodobnie,  tak  jak  ona,  nie  umie  sobie  poradzić  z  rodzącym 
się między nimi uczuciem. 
Kiedy przekroczyła próg swojego mieszkania, zmartwienia związane 
z  Davidem  musiały  zejść  na  dalszy  plan,  bo  na  pierwszy  powróciła 
uwięziona w pułapce mysz. Polowała na nią od wielu dni i wreszcie 
przynęta z masła orzechowego okazała się skuteczna. 
Anastazja trzymała w jednej dłoni kluczyki do samochodu, na drugą 
włoŜyła  grubą  kuchenną  rękawicę  z  jednym  palcem,  Ŝeby  chwycić 
pułapkę.  Zbiegła  ze  schodów  i  rzuciła  się  do  samochodu.  JuŜ  miała 
ruszać, gdy z „Retro pod Suł-tańskim Pucharkiem" niespodziewanie 
wyłonił się David. 
- Musimy porozmawiać - powiedział rzeczowym tonem. 
- Wsiadaj. - Nie miała czasu na wyjaśnienia. Musiała jak najszybciej 
wywieźć mysz do parku, Ŝeby zwierzątko nie doznało w czasie drogi 
jakiegoś  wstrząsu.  Przykryła  pułapkę  rękawicą,  sądząc,  Ŝe  będzie 
lepiej dla myszy, jeśli nie będzie widziała, co się dzieje. 
-  Twoja  kuchenna  rękawica  się  porusza  -  zauwaŜył  David,  gdy 
zjeŜdŜali z krawęŜnika. 
- W środku jest mysz. 
W tej samej chwili z jego ust wydobył się zduszony okrzyk. 
-  Spokojnie.  -  Zdjęła  rękę  z  kierownicy  i  poklepała  go  po  udzie.  - 
Mysz jest w pułapce. 
David połoŜył jej dłoń z powrotem na kierownicy.  Nie wiedział,  co 
przeraziło go bardziej - mysz czy szalona jazda Anastazji. 
-  Z  jakiej  okazji  zafundowałaś  tej  myszy  przejaŜdŜkę?  -  Próbował 
ukryć  zmieszanie  pod  maską  sarkazmu.  -  Znudziło  ją  nasze 

background image

sąsiedztwo czy co? 
- Ciągle do mnie wraca. 
- Skąd wiesz, Ŝe to ta sama mysz? 
- Po prostu wiem - odpowiedziała, zatrzymując się przed czerwonym 
ś

wiatłem. 

- A moŜe w twoim mieszkaniu buszują całe tabuny myszy? 
- Jeśli miałabym w domu całe tabuny myszy, to Xena w ogóle by nie 
spała.  I  nie  dała  spać  mnie.  Nie,  to  na  pewno  ta  sama  mysz.  Ona  z 
nas się zwyczajnie naigrawa, ze mnie i z Xeny. 
- Więc zabij ją w końcu. 
- Nie mogę tego zrobić... 
-  Z  powodu  Pescado.  Rozumiem.  Więc  dokąd  zabierasz  pana 
myszkę? 
- Do parku przy uniwersytecie. 
- I będzie teraz terroryzowała jakąś śliczną studentkę z akademika? 
Anastazja skrzywiła się. To akurat nie przyszło jej do głowy. 
- Masz jakiś lepszy pomysł? Oprócz egzekucji, oczywiście? 
- Nie mam. 
- W takim razie niech śliczne studentki same dbają o siebie. Zostaje 
park i juŜ. 
-  Zakładając,  Ŝe  doŜyjemy...  -  Chwycił  się  klamki  u  drzwi,  gdy 
Anastazja  z  piskiem  opon  omijała  samochód  nieprzepisowo 
zaparkowany na zakręcie. 
- Spokojnie, jestem dobrym kierowcą. O czym chciałeś rozmawiać? 
David  nie  przewidział,  Ŝe  będzie  prowadził  tę  rozmowę  w 
towarzystwie myszy uwięzionej w pułapce. 
- O tym, co zdarzyło się ubiegłej nocy. 
- Tak? 
- Nie planowałem tego. 
- Wiem. Ja teŜ nie. Kiedy zapraszałam cię na dół, chodziło mi o to, 
Ŝ

ebyśmy się trochę zbliŜyli, ale nie miałam pojęcia, Ŝe... Ŝe wszystko 

potoczy się tak szybko i Ŝe wymknie nam się z rąk. Nie chciałam cię 
prowokować,  nic  w  tym  stylu...  -  Wrzuciła  niŜszy  bieg  przed 
następnym zakrętem i zerknęła ukradkiem na Davida. 
Czy jedno spojrzenie jego błękitnych oczu mogło teraz o wszystkim 
zdecydować?  Czy  mogło  zepchnąć  ją  z  krawędzi  przepaści  i 

background image

przypieczętować  jej  miłość?  Na  szczęście  David  patrzył  na 
uwięzioną  mysz.  Ale  i  tak  poczuła  dziwny  ucisk  w  sercu.  Doznała 
magicznego  olśnienia,  czegoś,  co  zdarza  się  w  baśniach,  które 
opowiada się dzieciom, a nie w realnym Ŝycia. 
Przyspieszyła,  Ŝeby  zająć  ostatnie  wolne  miejsce  parkingowe  przed 
wejściem  do  parku.  Kiedy  zgasiła  wreszcie  silnik,  usłyszała,  jak 
David oddycha z ulgą. 
Za  wcześnie.  Mało  brakowało,  a  szarpiąca  się  w  pułapce  mysz 
wylądowałaby na jego kolanach. Podskoczył jak oparzony i wysiadł 
z samochodu szybciej, niŜ pozwalała na to męska godność. 
- Chyba rzeczywiście nie lubisz myszy? 
- Poza tobą nie znam wielu ludzi, którzy je lubią. 
- Powtarzałam to juŜ Xenie, Ŝe wcale nie lubię myszy, po prostu... 
- Nie chcesz ich zabijać. Wiem, wiem... - David wepchnął dłonie do 
tylnych  kieszeni  dŜinsów,  jakby  chciał  trzymać  je  jak  najdalej  od 
gryzonia.  -  Wypuść  ją  wreszcie.  Bo  jeszcze  okaŜe  się,  Ŝe  jakieś 
miejskie zarządzenie zabrania wypuszczać myszy w parku. 
- Mam nadzieję, Ŝe nie. Na pewno nie. 
Kiedy  wyjęła  juŜ  pułapkę  z  samochodu,  nie  mogła  nie  dostrzec 
piękna  parku  połoŜonego  nad  jeziorem  Michigan.  Niebo  było 
zachmurzone, jakby nie mogło się zdecydować, czy lunąć deszczem, 
czy  nie.  Na  kilku  drzewach  liście  przybrały  juŜ  jesienne  kolory. 
Wyobraziła  sobie,  jak  cudownie  będą  wyglądały  klony  i  dęby  w 
październiku. 
Teraz jednak musiała skoncentrować się na myszy, która nie bardzo 
chciała wyjść z pułapki, choć Anastazja dawno ją uwolniła. 
-  Po  prostu  wytrząśnij  ją  stamtąd.  -  David  był  coraz  bardziej 
zniecierpliwiony. 
Kiedy znaleźli się w samym środku parku, zrobiła to, ale moŜe zbyt 
energicznie.  Mysz  poleciała  wysoko  w  powietrze  i  omal  nie 
wylądowała  na  ramieniu  Davida.  Uratował  go  szybki  unik.  Ale  nie 
uratował  Anastazji,  bo  przeraŜony  David  wpadł  na  nią  i  powalił  na 
ziemię.  W  ostatniej  chwili  zdąŜył  jeszcze  wsunąć  się  pod  nią, 
chroniąc ją przed bolesnym upadkiem. 
Wszystko  stało  się  tak  szybko,  Ŝe  Anastazja  nie  mogła  wprost 
uwierzyć,  Ŝe  leŜy  jak  kłoda  na  piersi  jęczącego  Davida. 

background image

Przypomniała  sobie,  Ŝe  przytyła  kilka  kilogramów,  odkąd  zaczęła 
degustować przysmaki Claire, i natychmiast sturlała się na ziemię. 
- Nic ci nie jest? - spytała, przyciskając ucho do jego piersi. Zrobiła 
to dla czystej przyjemności, a nie z obawy o jego zdrowie. 
Skinął brodą, ale ona nie mogła tego widzieć. Uniósł więc jej głowę, 
wplatając  palce  we  włosy.  Były  jak  jedwab.  A  ona  pachniała 
niewiarygodnie. 
Przycisnął  ją  mocniej  do  siebie  i  pocałował.  Jej  rozchylone  wargi 
smakowały jak szlachetne wino. MoŜe nie był wielkim znawcą win, 
ale,  do  licha,  Anastazja  podniecała  go  do  szaleństwa  i  Ŝadne 
porównanie nie oddałoby tego, co czuł. 
To  była  jego  ostatnia  myśl,  a  potem  zatracił  się  w  namiętnym 
pocałunku. 
- Hej, wy tam! - wrzasnął jakiś męski głos. - Nie obściskiwać się w 
parku! 
David  skrzywił  się  mimowolnie,  kiedy  Anastazja  oderwała  się  od 
jego  zbolałego  z  podniecenia  ciała.  Cholera,  ona  go  wpędzi  go  do 
grobu! 
- To policjant - szepnęła ze zgrozą w oczach. 
-  Słyszeliście?  Róbcie  to  sobie  gdzieś  indziej.  -  Policjant  podszedł 
bliŜej.  -  Dorośli  ludzie  Ŝeby  się  tak  zachowywali...  -  Przy  ostatnim 
słowie zawiesił głos. - Hej, Sullivan, to ty? 
David  jęknął.  Ze  wszystkich  policjantów  pracujących  na 
przedmieściach musiał trafić akurat na Abe'a Cravera. 
- Słyszałem, Ŝe wziąłeś urlop, ale w Ŝyciu bym nie przypuszczał, Ŝe 
stać cię na takie numery. - Abe walnął Davida w plecy z przesadnym 
męskim  wigorem,  typowym  dla  glin  i  sportowców.  -  Musisz  mieć 
cięŜkie Ŝycie. 
- Pewnie - odpowiedział David z fałszywym uśmiechem na ustach. - 
Właśnie mieliśmy wracać. 
-  Muszę  ci  powiedzieć,  Ŝe  zanim  cię  poznałam,  nigdy  nie  miałam 
powodu,  Ŝeby  czerwienić  się  ze  wstydu  -  zwierzyła  mu  się 
Anastazja, kiedy wsiedli do samochodu. 
- Ty? A co powiesz o mnie? 
-  Zaczerwieniłeś  się?  -  Przyjrzała  mu  się  uwaŜnie,  jakby  szukała 
ś

ladu rumieńca. 

background image

-  Nie  naleŜę  do  facetów,  których  przyłapuje  się  na  obściskiwaniu 
kobiet w miejscach publicznych - odpowiedział wyniośle. 
- Chcesz powiedzieć, Ŝe ja... ? Słuchaj... - Odwróciła się i dźgnęła go 
wskazującym 

palcem 

pierś. 

MoŜe 

bywam 

niezbyt 

konwencjonalna,  ale...  Lubię  twoje  pocałunki.  -  PołoŜyła  dłoń  na 
ustach,  jakby  chciała  cofnąć  ostatnie  słowa,  ale  było  za  późno, 
dodała więc zmieszana: - Wyrwało mi się. Zapomnij o tym. 
Tak,  jakby  mógł  zapomnieć  cokolwiek,  co  dotyczy  Anastazji. 
Szczerze w to wątpił. 
Kilka  dni,  które  pozostało  do  uroczystego  otwarcia  cukierenki, 
spędzili  na  gorączkowych  przygotowaniach.  W  kulminacyjnym 
momencie  przecięcia  wstęgi  Ira  wręczył  Claire  trzy  tuziny  Ŝółtych 
róŜ  i  pocałował  ją.  „Retro  pod  Sułtańskim  Pucharkiem"  zostało 
oficjalnie otwarte. Czterodniowe uroczystości okazały się opłacalne, 
częściowo  dzięki  Heather,  która  wspomniała  o  „Retro"  w  swojej 
audycji.  Wielu  pierwszych  klientów  było  fanami  „Miłości  w 
opałach". 
Z  wdzięczności  Claire  przemianowała  lody  „Leśna  polana"  na 
„Miłość w opałach". W godzinę zostały wyprzedane. 
W sobotę panował taki ruch, Ŝe David musiał stanąć za ladą. Zaczął 
od sprzątania stolików, ale Anastazja postawiła go za marmurowym 
kontuarem w miejsce Barry'ego, studenta, którego w ostatniej chwili 
wynajęła Claire. 
-  Dlaczego  ja,  a  nie  Barry?  -  protestował  David,  kiedy  Anastazja 
zaciągnęła go za ladę. 
- Bo Claire jeszcze go nie wyszkoliła. 
- Mnie teŜ nie wyszkoliła. 
- Zafundowałam ci przecieŜ szybki kurs historii lodów. 
- Zapewniam cię, Ŝe doceniam twoje niezapomniane lekcje. - David 
uśmiechnął się czarująco i przyjął zamówienie od następnego klienta. 
Mimo  Ŝe  przepracował  całą  sobotę,  zszedł  jednak  do  piwnicy,  Ŝeby 
zająć  się  tym,  co  babcia  z  Anastazją  nazywały  poszukiwaniem 
skarbów. MoŜe dałby juŜ za wygraną, ale do przeszukania został juŜ 
tylko kawałek jednej ściany. 
- David, jesteś na dole? - krzyknęła ze schodów Anastazja. 
Przerwał na chwilę poszukiwania i z radością zauwaŜył, Ŝe przebrała 

background image

się  w  tę  samą  sukienkę,  którą  miała  na  sobie  podczas  pamiętnej 
lekcji historii lodów. 
- Jakieś sukcesy? 
-  Poddaję  się.  Tutaj  nic  nie  ma  -  mruknął  bardziej  do  siebie  niŜ  do 
niej. 
- Na pewno jest, czuję to. - Anastazja podeszła bliŜej i pocieszającym 
gestem ścisnęła go za ramię. 
- Więc pokaŜ mi, gdzie. 
- Bardzo bym chciała, ale niestety nie jestem róŜdŜkarką. - Zerknęła 
na  plan  i  po  chwili  coś  wyszukała.  -  Spójrz  tutaj,  ten  kąt  w 
rzeczywistości wygląda zupełnie inaczej, prawda? Na szkicu jest kąt 
prosty,  a  tu  mamy  rozwarty.  Dzięki  temu  w  piwnicy  jest  więcej 
miejsca. 
- I właśnie dlatego tak zbudowali te ściany. 
-  Ale  w  ten  sposób  moŜna  było  ukryć  właśnie  w  tym  kącie  tajny 
magazyn. 
-  Chyba  trafiłaś  w  sedno...  -  David  jeszcze  raz  spojrzał  na  projekt  i 
dokładnie  przebadał  podejrzany  kąt.  -  Nie,  sprawdzałem  juŜ  to 
miejsce. Mówię ci, tam naprawdę nic nie ma. - Uderzył w betonową 
ś

cianę  piwnicy,  Ŝeby  dowieść  swojej  racji.  I  nagle,  ku  zdumieniu 

obojga, tynk ustąpił, wpadając gdzieś do środka. 
Anastazja  uśmiechnęła  się  na  widok  osłupiałej  miny  Davida  i 
powiedziała tylko jedno słowo: 
- Bingo! 

background image

ROZDZIAŁ DZIESI

Ą

TY 

- Co tam jest? - spytała drŜącym z podniecenia głosem. 
- Widzisz coś? 
- Oczywiście, Ŝe nie, świecisz mi latarką prosto w oczy. 
-  Przepraszam.  -  Anastazja  skierowała  snop  światła  w  otwór.  -  Tak 
lepiej?  Tam  na  pewno  jest  pełno  kurzu.  -  Ledwie  zdąŜyła  to 
powiedzieć,  głośno  kichnęła.  -  Kto  by  pomyślał,  Ŝe  Chesty  był  na 
tyle  sprytny,  Ŝeby  wbudować  w  ścianę  ukryte  drzwi.  Wiesz,  to  mi 
wygląda na miniaturową piwnicę na wino. 
-  Nie  rozumiem  -  mruczał  David.  -  Sprawdzałem  wcześniej  kaŜdy 
centymetr tej ściany i niczego nie znalazłem. 
- Więc co tam jest? - spytała z zapartym tchem. 
-  Półki  są  puste.  Mówiłem  ci,  Ŝe  moŜe  być  tak  samo,  jak  z  pustym 
sejfem Ala Capone, który odkrył Geraldo Rivera. 
-  Zgoda,  ale  w  tamtym  przypadku  za  plecami  Geraldo  stał  urząd 
podatkowy,  gotowy  skonfiskować  dosłownie  wszystko  na  poczet 
tych  setek  tysięcy  dolarów,  z  jakimi  zalegał  Al  Capone,  nie  płacąc 
podatków. 
- Tak, a morał jest taki, Ŝe poza śmiercią i podatkami nie ma niczego 
pewnego. 
- Zaraz... Chyba widzę coś na najwyŜszej półce, zobacz. 
- Anastazja skierowała tam światło latarki. 
-  Rzeczywiście.  -  W  głosie  Davida  odŜył  entuzjazm.  -  Nie  mogę 
dosięgnąć. Muszę przynieść taboret. 
Zamiast taboretu posłuŜył się drewnianą skrzynką. 
- Chyba mam... - jęknął podniecony, wspinając się na palce... i spadł 
z  chybotliwej  skrzynki  prosto  w  ramiona  Anastazji.  Oboje 
wylądowali  na  podłodze.  -  Nic  ci  nie  jest?  -  Wcale  nie  spieszył  się 
wstawać. 
A  ona  nie  wiedziała,  co  powiedzieć.  Przytulona  do  niego,  z  dłońmi 
opartymi na jego podkoszulku, z udami wciśniętymi pomiędzy jego 
nogi, czuła, jak topnieje z poŜądania. 
-  Powinniśmy  unikać  takich  bliskich  spotkań.  Ostatnim  razem 
przyłapała nas policja. 
- Pamiętam. 
Tak  łatwo  byłoby  nie  ruszać  się  z  miejsca  i  po  prostu  wtulić  się  w 

background image

niego  mocniej.  I  przestać  myśleć.  Postanowiła  jednak  powściągnąć 
pokusę i zachować się jak dojrzała osoba. 
- Sądzę, Ŝe następnym razem powinieneś posłuŜyć się taboretem. 
-  Pierwszy  raz  odezwałaś  się  do  mnie  tonem  bibliotekarki.  I  wiesz 
co? Podoba mi się. 
Anastazja  lubiła  jego  uśmiech  i  to,  Ŝe  ostatnio  często  mogła  go 
oglądać.  Kiedy  przypominała  sobie  tego  ponurego  męŜczyznę, 
którego  spotkała  sześć  tygodni  temu,  zmiana,  jaka  w  nim  zaszła, 
napawała ją i radością, i lękiem. 
Urlop  Davida  dobiegał  końca  i  zastanawiała  się,  jak  wpłynie  na 
niego powrót do pracy. Nigdy o niej nie opowiadał. 
-  Dlaczego  tak  się  na  mnie  gapisz?  -  zapytał.  -  O  co  chodzi? 
Pobrudziłem sobie twarz czy co? 
- Czy co... - szepnęła łagodnie. 
Ich  oczy  się  spotkały  i  natychmiast  zaczęła  działać  znajoma  magia. 
Anastazja  rozpoznawała  kolejne  stadia  -  oczekiwanie,  czysta 
przyjemność  i  poczucie  wdzięczności.  Mogłaby  się  wpatrywać  w 
jego  zamglone  błękitne  oczy  bez  końca.  A  on  chyba  nie  miał  nic 
przeciwko temu. Nie odwracał wzroku. Widziała, jak powoli w tych 
oczach pojawiają się wesołe iskierki, a w kącikach wynurzają się na 
powierzchnię delikatne zmarszczki. 
-  Zdajesz  sobie  sprawę,  Ŝe  ciągle  jeszcze  nie  wiemy,  co  jest  w  tym 
zamaskowanym  magazynie?  -  zapytał  miękkim,  lekko  drŜącym 
głosem. Z rozbawienia czy z poŜądania? Czy on jej pragnie? 
PrzecieŜ  tylko  ty  tu  jesteś,  powtarzała  sobie  w  myślach.  W  pobliŜu 
nie widać Ŝadnej innej kobiety. 
-  Ukryty  magazyn.  No  właśnie  -  powiedziała  energicznym  tonem.  - 
Wracamy do pracy. 
David wstał bez słowa i przyniósł taboret. 
-  Aha!  Coś  znalazłem.  -  Chwycił  przedmiot  stojący  na  półce  i 
wyciągnął go na zewnątrz. - To jest... zakurzona butelka wina. - Na 
jego twarzy pojawiło się rozczarowanie. 
-  MoŜe  być  coś  warta.  Czytałam  gdzieś  o  bardzo  drogich  starych 
winach. 
- Wątpię, Ŝeby trzymali  takie wina w nielegalnym szynku Chestera. 
MoŜe dodawał wina do kąpieli. 

background image

-  Do  tego  uŜywał  dŜinu.  -  Odebrała  mu  butelkę  i  ostroŜnie  starła  z 
niej trochę kurzu. - Mało wiem o winach, ale zdaje się, Ŝe to jeden z 
najlepszych francuskich roczników. Chodź. - Chwyciła go za rękę. 
- Dokąd idziemy? 
-  Do  mnie  -  odpowiedziała,  ciągnąc  go  za  sobą  po  schodach  z 
zakurzoną butelką w dłoni. 
- Po co? 
-  śeby  poszperać  w  Internecie,  moŜe  znajdziemy  coś  w  światowej 
sieci. 
Nie na taką odpowiedź liczył David. Kiedy chwilę wcześniej trzymał 
Anastazję w ramionach,  miał ochotę zerwać z niej ubranie i kochać 
się z nią, choćby przy piwnicznej ścianie. 
Kiedy  wbiegała  po  schodach  dwa  kroki  przed  nim,  nie  odrywał 
wzroku od jej bursztynowej sukienki, która tak prowokująco opinała 
zgrabne  pośladki.  O  mało  nie  wyciągnął  ręki,  Ŝeby  ich  dotknąć, 
kiedy  nagle  Anastazja  odwróciła  się  i  rzuciła  mu  przez  ramię 
impertynenckie spojrzenie. 
- Wiem, o czym myślisz. 
- Mam szczerą nadzieję - wychrypiał przed progiem jej mieszkania. 
- Zastanawiasz się, co światowa sieć Internetu moŜe mieć wspólnego 
z winami. 
- Pudło. 
- Odpowiedź brzmi: Internet jest źródłem wszelkich informacji. 
- A ja myślałem, Ŝe to światowa sieć porno gawędziarzy. 
- I na to moŜna się natknąć, ale przy ponad ośmiu milionach adresów 
w sieci masz duŜy wybór. A teraz spróbuję znaleźć coś ciekawego o 
markowych winach.. 
-  Znowu  ten  ton  bibliotekarki.  -  David  usiadł  na  wolnym  krześle  i 
postawił przed sobą podłodze butelkę wina. 
-  Hm,  lista  obejmuje  dwieście  siedemnaście  tysięcy  adresów 
zawierających  słowo  „wino".  Chyba  będę  musiała  zadać  bardziej 
szczegółowe  pytanie...  -  Palce  Anastazji  biegały  po  klawiaturze 
laptopa.  -  Hm,  tak,  dobrze...  -  mruczała  pod  nosem.  -  Poślę  list  e-
mailem,  tu...  i  jeszcze  tam.  Gotowe.  -  Zamaszystym  kliknięciem 
wyłączyła zasilanie laptopa. - Rano powinnam dostać odpowiedź. 
- Teraz chyba naleŜałoby wznieść toast. 

background image

-  Zapomnij  o  tym.  -  Anastazja  wyrwała  Davidowi  z  dłoni  butelkę  i 
znalazła  dla  niej  bezpieczne  schronienie  w  kuchni.  Wracając  do 
pokoju,  włączyła  stereo,  które  automatycznie  zaczęło  odtwarzać 
płytę  z  baśniami  Szeherezady.  Potem  stanęła  przed  krzesłem,  na 
którym  wyciągnął  się  David.  -  Mówię  ci,  to  wino  moŜe  być  coś 
warte. 
-  To  ja  ci  powiem,  co  tu  jest  więcej  warte.  -  Ty!  Błyskawicznym 
ruchem  posadził  ją  na  kolanach.  Potem  zamknął  swoje  usta  na  jej 
rozchylonych  ze  zdumienia  wargach.  Przyjęła  zaproszenie, 
odpowiadając pieszczotą na pieszczotę. David przesunął kciukiem po 
jej  policzku,  i  to  wystarczyło.  Ten  jeden  dotyk  rozpalił  w  niej 
poŜądanie, przed którym nie chciała się bronić. 
Owinęła  ręce  wokół  ramion  Davida  i  przytuliła  się.  Mimo  warstwy 
ubrań czuła bijące od niego ciepło. Ale chciała być jeszcze bliŜej. 
David znaczył pocałunkami szlak od jej ust do dekoltu, jego zręczne 
palce rozpinały guzik za guzikiem, tak jak poprzednim razem. Teraz 
był bardziej niecierpliwy. Sukienka w mgnieniu oka osunęła się z jej 
ramion.  Kiedy  Anastazja  zdarła  z  niego  podkoszulek,  pochylił  się  i 
skubnął zębami koronkowy brzeg jej halki. 
Wpiła palce w jego nagie ramiona, kiedy wsunął dłoń pod jedwabną 
tkaninę,  a  gdy  musnął  kciukiem  napięty  koniuszek  jej  piersi, 
zdrętwiała z rozkoszy. 
Przywarła do niego, chciała być jak najbliŜej - i nagle jej namiętność 
rozwiała się jak dym na wietrze, kiedy David chwycił się za łokieć, 
którym uderzył w sam róg stołu. 
-  Co  my  wyprawiamy?  -  spytała  roztrzęsionym  głosem,  zeskakując 
jak oparzona z jego kolan. 
David jęknął. Nie teraz. Chyba nie zamierza teraz zrezygnować. On 
nie przeŜyje tego. Pragnie jej tak bardzo, Ŝe odchodzi od zmysłów. 
Był  tak  pochłonięty  swoimi  myślami  i  rozpalony  poŜądaniem,  Ŝe 
dopiero  po  dwóch  czy  trzech  sekundach  zaczęły  docierać  do  niego 
jej następne słowa. 
-  Powinniśmy  to  robić  w  sypialni  -  wymruczała  z  uwodzicielskim 
uśmiechem na ustach. 
- Amen. - Usłyszała jego cięŜki, długo wstrzymywany oddech. 
Sypialnia Anastazji była tak kolorowa jak ona sama, ale Davida nie 

background image

zainteresowały jej dekoratorskie umiejętności. Zanim połoŜyli się na 
łóŜku, zdjął z niej sukienkę, a ona rozpięła suwak jego dŜinsów. 
Musiał  zwolnić  tempo.  Przeczesując  palcami  jej  włosy,  wpatrywał 
się  w  nią  głodnym,  stęsknionym  wzrokiem,  jak  gdyby  byli  parą 
kochanków, którzy spotkali się po latach rozstania. 
- Pamiętasz, jak przyłapała nas babcia? 
- Jak mogłabym zapomnieć? Zarumieniłam się wtedy po raz drugi w 
tym roku. 
-  Powiedziałaś,  Ŝe  musisz  ćwiczyć  nową  palcówkę.  Co  miałaś  na 
myśli? 
- Idzie rak nieborak, takie tam wierszyki. Dlaczego pytasz? 
- Bo dręczyły mnie seksualne fantazje na temat twoich palcówek. 
Przesunął  palcami  po  jej  udzie,  wyŜej,  coraz  wyŜej,  w  sam  środek 
wilgotnego Ŝaru. 
- Wiesz, jak lubię szukać skarbów... Nie wyobraŜam sobie większego 
skarbu niŜ to... 
WypręŜyła  się  jak  struna  i  wyszeptała  jego  imię  jak  magiczne 
zaklęcie.  Ręce  Davida  tak  dokładnie  wszystko  wiedziały. 
Wystarczyło kilka ruchów, kilka dotknięć, i poczuła, jak przelewa się 
przez nią fala rozkoszy. 
Anastazja  leŜała  oszołomiona  i  bezbronna,  a  tymczasem  David 
odszedł na chwilę, bo przypomniał sobie o zabezpieczeniu. Kiedy do 
niej wrócił, muzyka w salonie potęŜniała w ogłuszającym crescendo. 
Anastazja  przyciągnęła  go  do  siebie  i  poprowadziła  do  celu. 
Powitanie było wspaniałe. 
David  poruszał  się  miarowym,  niezachwianym  rytmem,  jak 
niewolnik  Ŝądzy,  kaŜdym  pchnięciem  przybliŜając  ją  do  szczytu.  I 
nagle  dopełniło  się.  Gdy  Anastazja  zamarła  w  ekstazie,  on  teŜ  się 
poddał, wykrzykując jej imię. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

-  Mm,  niewiarygodne!  -  mruknęła  Anastazja,  siedząc  pośród 
skotłowanej pościeli z Davidem u boku. 
- Chodzi ci o nasze miłosne igraszki, czy o ten puchar orzechowych 
lodów z syropem klonowym? 
- O jedno i o drugie - odpowiedziała, wylizując łyŜeczkę do ostatniej 
kropli. - Twoje juŜ się roztopiły. 
- Pracuję nad nowym przepisem, potrzebuję jednak twojej pomocy. 
- Chcesz, Ŝebym spróbowała, jak skończysz? 
- Nie, to ja będę próbował. Ty tylko wygodnie się połóŜ... 
- Wyjął jej z dłoni pusty pucharek, postawił go na nocnym stoliku i 
poczekał,  aŜ  Anastazja  wyciągnie  się  na  łóŜku.  -  Dobrze,  o  to 
właśnie chodziło. Mam juŜ nazwę dla tego przepisu 
- „Anastazja z sokiem owocowym i bitą śmietaną". -  Uśmiechał się 
diabelsko,  rozpinając  jej  szlafrok.  -  Zaczynamy  od  roztopionych 
lodów,  czekoladowe  z  czekoladą  będą  zupełnie  dobre.  -  Skropił 
swoimi lodami jej nagie piersi. 
- Zimne! - wrzasnęła zaskoczona. 
-  Nic  się  nie  martw.  Zaraz  coś  z  tym  zrobię.  -  Pochylił  się  i  zaczął 
zlizywać  lody  z  jej  skóry.  Zimny  płyn  skurczył  jej  sutki,  ale  David 
zamknął na nich gorące usta. Anastazja wypręŜyła się jak kotka. 
- To pieg czy okruszek czekolady? - pytał, nie odrywając warg od jej 
skóry. - Mm, pycha. 
-  Nie  sądziłam,  Ŝe  jesteś  tak  pomysłowy...  -  szeptała  czule, 
przeczesując palcami jego czarne, jedwabiste włosy. 
-  Bierzesz  ze  mnie  wszystko,  co  najlepsze.  -  Wylał  na  nią  resztkę 
roztopionych lodów. 
DrŜała,  gdy  zimny  płyn  rozlewał  się  po  jej  skórze,  i  jęczała  z 
rozkoszy, kiedy usta i język Davida rozpalały w niej ogień. 
David nie wiedział do tej pory, Ŝe lubi, jak ktoś mu liŜe duŜy palec u 
nogi.  Przekonał  się  o  tym  dopiero  następnego  ranka.  Minęło  kilka 
sekund, nim zdał sobie sprawę, Ŝe to kot Anastazji. 
Cofnął  szybko  stopę,  ale  kot  skoczył  za  nią,  jak  za  myszą.  I  wtedy 
przypomniał sobie, Ŝe to kotka, która boi się myszy. 
W  ostatniej  chwili  usunął  stopę.  Xena  zeskoczyła  z  łóŜka, 
obrzuciwszy  go  pełnym  wyrzutu  spojrzeniem  swoich  niebieskich 

background image

oczu. 
-  Przepraszam  -  usłyszał  własny  szept,  kiedy  wyciągnął  rękę  na 
zgodę.  Ku  zdumieniu  Davida,  kotka  wróciła  i  zaczęła  obwąchiwać 
jego  palce.  Potem  otarła  się  o  wyciągniętą  dłoń,  zapraszając  do 
pieszczot. 
Zawsze  lubił  zwierzęta,  oczywiście  z  wyjątkiem  myszy  i  szczurów. 
W  dzieciństwie  miał  i  psa,  i  kota.  Babcia  do  dziś  chowała  parę 
kotów,  potomków  Kłębuszka,  pomarańczowej  kotki,  która  była 
towarzyszką jego chłopięcych lat. 
Przez  całe  lata  nie  wspominał  tego  kota.  Od  kiedy  zaczął  słuŜbę  w 
straŜy  poŜarnej,  niemal  wszystkie  swoje  myśli  poświęcał 
obowiązkom zawodowym. Poza baseballem nie miał Ŝadnych innych 
zainteresowań.  Jego  toŜsamość  kształtowała  praca  i  tylko  ona 
naprawdę się liczyła. 
LeŜąc  w  kolorowym,  ciepłym  łóŜku  Anastazji,  doszedł  nagle  do 
wniosku, Ŝe pora przyjrzeć się własnemu Ŝyciu. Zmienił się, od kiedy 
poznał tę niezwykłą kobietę i zdecydował się pomóc babci spełnić jej 
marzenia.  Świadomość  tej  zmiany  nie  spadła  na  niego  jak  grom  z 
jasnego  nieba,  juŜ  od  jakiegoś  czasu  podświadomie  przesiąkała  do 
jego umysłu. A odkrycie zamaskowanego pomieszczenia w piwnicy 
przypomniało  mu  o  przyjemności,  jaką  moŜe  sprawiać  posiadanie 
marzeń - nawet, jeśli jedynym łupem poszukiwań okazuje się butelka 
starego wina. 
Wrócił  myślami  do  Anastazji.  Spędzona  z  nią  noc  była  czymś,  o 
czym nie ośmieliłby się nawet marzyć. 
- Bardzo się zamyśliłeś - powiedziała sennym głosem. 
- Zastanawiałem się, czy nie zastrzec sobie wyłączności przepisu na 
lody „Anastazja". 
- Mądra decyzja. - PołoŜyła  głowę na jego torsie, wędrując palcami 
po płaskim brzuchu. 
Chwycił jej dłoń i podniósł do ust. 
- Pierwszy raz przyznałaś, Ŝe powiedziałem coś mądrego. 
- Bo moŜe po raz pierwszy ci się to zdarzyło. - Rzuciła mu zuchwałe 
spojrzenie i pocałowała w czubek brody. 
-  A  jak  oceniasz  moją  propozycję,  Ŝeby  na  uroczyste  otwarcie 
przygotować  lody  z  likierem  jajecznym,  zamiast  bakaliowych?  - 

background image

zapytał,  bawiąc  się  jej  palcami.  -  To  teŜ  było  mądre  posunięcie. 
Sprzedaliśmy wszystko. 
- I to mówi facet, którego ulubionym deserem były lody waniliowe. - 
Uśmiechnęła się kpiąco. 
- Skąd wiesz? Nigdy ci tego nie mówiłem. 
-  Nie  musiałeś.  Po  prostu  naleŜysz  do  typu  facetów,  którzy  kochają 
lody waniliowe. 
- CzyŜby? A jacy są poza tym, Ŝe lubią smak wanilii? 
-  Konserwatywni,  nudni,  odpowiedzialni,  despotyczni,  rozsądni  do 
szaleństwa... 
- Pochlebstwa zaprowadzą cię donikąd. 
-  Ty  nie  potrzebujesz  Ŝadnych  pochlebstw.  Masz  wystarczająco 
dobre mniemanie o sobie. 
- Jak na całkiem wypalonego analityka przyczyn poŜarów... 
- O czym ty mówisz? - Anastazja spowaŜniała, wyraźnie zaskoczona 
jego słowami. 
-  Właśnie  dlatego  wziąłem  długi  urlop.  śeby  spojrzeć  na  sprawy  z 
dystansu. 
Dostrzegła  ponury  cień  w  jego  błękitnych  oczach.  Wcale  nie 
Ŝ

artował. Naprawdę mówił serio. 

- Jest aŜ tak źle...? 
- A jak sądzisz, dlaczego jestem na urlopie? 
-  Claire  uwierzyła,  Ŝe  chciałeś  wykorzystać  wszystkie  wolne  dni, 
które uzbierały ci się przez lata. 
- To właśnie jej powiedziałem. 
- I nic więcej? 
-  A  o  czym  miałem  opowiadać?  śe  jestem  straŜakiem,  który  ma 
dosyć swojej roboty? 
- ZauwaŜyłam, Ŝe nigdy nie wspominałeś o pracy... Co w przypadku 
takiego  pracoholika,  jak  ty,  rzeczywiście  powinno  budzić 
podejrzenia, Ŝe coś jest nie tak. 
-  Jestem  byłym  pracoholikiem.  Przez  ostatnie  kilka  tygodni 
poprzestawiałem sobie trochę w głowie. 
- Więc teraz na pierwszym miejscu jest baseball? 
-  Nie,  ty  jesteś  na  pierwszym  miejscu.  -  To  wyznanie  przyszło  mu 
łatwiej,  niŜ  się  spodziewał.  A  kiedy  juŜ  zaczął  mówić,  nie  mógł 

background image

przestać. 

końcu 

oświadczył 

ze 

zwykłą 

dla 

siebie 

bezceremonialnością: - Kocham cię i chciałbym się z tobą oŜenić. 
Jej mina wyraŜała raczej zdumienie niŜ zachwyt. Bez słowa sięgnęła 
po szlafrok i wyskoczyła z łóŜka. 
Nie  sądził,  Ŝeby  wróŜyło  to  coś  dobrego.  MoŜe  nie  oświadczał  się 
zbyt wielu kobietom, miał jednak świadomość, Ŝe normalne w takiej 
sytuacji  byłyby  jakieś  oznaki  podniecenia  z  jej  strony  -  powinna 
ucieszyć się, wzruszyć, krzyknąć: tak, tak, tak! Coś w tym rodzaju. 
No  dobrze,  Anastazja  nigdy  nie  robiła  niczego  normalnie,  zawsze 
reagowała w nietypowy sposób. Ale wyskoczyć bez słowa z łóŜka? 
-  Czy  słusznie  odnoszę  wraŜenie,  Ŝe  nie  jesteś  szczególnie 
poruszona? 
- Po prostu... nigdy nie marzyłam, Ŝe mi się kiedyś oświadczysz. 
Odpowiedź  Anastazji  nie  zadowoliła  go.  Poza  tym  był  w  wyraźnie 
niekorzystnym  połoŜeniu,  leŜąc  nago  w  jej  łóŜku,  podczas  gdy  ona 
miotała się po pokoju w szlafroku. Chwycił dŜinsy i wciągnął je na 
siebie jednym ruchem. 
-  Dlaczego  nie?  Jestem  wystarczająco  dobry,  Ŝeby  się  ze  mną 
przespać, ale nie Ŝeby wyjść za mnie za mąŜ? 
-  To  nie  tak.  -  Patrzyła  mu  prosto  w  oczy.  -  Nie  przyszło  mi  do 
głowy,  Ŝe  moŜesz  mi  się  oświadczyć,  bo  zdawało  mi  się,  Ŝe  cenisz 
sobie niezaleŜność, tak samo jak ja. 
- Chcesz powiedzieć, Ŝe mnie nie kochasz? 
-  Nie,  nic  podobnego.  Kocham  cię.  Od  chwili  gdy  tak  nerwowo 
przyglądałeś  się  myszy  w  moim  samochodzie.  No  dobrze. 
Zakochałam  się  w  tobie  wcześniej,  ale  dotarło  to  do  mnie  kilka  dni 
temu,  wtedy  w  samochodzie.  -  Przesunęła  dłonią  po  swoich 
zmierzwionych  długich  włosach.  -  Problem  polega  na  tym,  Ŝe  nie 
wyobraŜam  sobie  męŜa,  który  mówiłby  mi  bez  przerwy,  co  mam 
robić.  W  ciągu  trzydziestu  trzech  lat  zdąŜyłam  przyzwyczaić  się  do 
swobody. David nie wierzył własnym uszom. 
- Myślałem, Ŝe wszystkie kobiety marzą o zamąŜpójściu. 
- Trudno o większą bzdurę! - syknęła Anastazja z błyskiem złości w 
oczach. 
-  To  nie  jest  większa  bzdura  niŜ  opowiadanie,  Ŝe  nie  Ŝyczysz  sobie 
męŜa, który będzie ci mówił, co masz robić. 

background image

- To nie Ŝadna bzdura - zaperzyła się Anastazja - ale byłam idiotką, 
wierząc, Ŝe kiedykolwiek zrozumiesz, co czuję! 

* * * 

- Powiem wam, co tu jest idiotyczne! - wrzeszczała Hattie. - To, Ŝe 
tak  się  napracowałam,  Ŝeby  ich  połączyć,  Ŝeby  skłonić  Davida  do 
oświadczyn, a ona mówi: nie! Nie do wiary! 
-  Fakt,  Ŝe  w  ogóle  nie  brałyśmy  pod  uwagę  takiej  moŜliwości  - 
przyznała Muriel. 
- Nie Ŝartuj sobie. - Hattie przeszyła ją nieufnym wzrokiem. 
-  Skupiłyśmy  się  na  tym,  Ŝeby  David  uświadomił  sobie,  jak  bardzo 
kocha  Anastazję,  i  Ŝeby  Anastazja  zdała  sobie  sprawę,  jak  bardzo 
kocha  jego  -  dodała  Betty.  -  KtóŜ  by  przypuszczał,  Ŝe  Anastazję 
trzeba przekonywać nie tylko do miłości, ale i do małŜeństwa? 
-  Jesteś  najstarsza  i  to  ty  powinnaś  znać  się  najlepiej  na  tych 
sprawach.  -  Retoryczne  pytanie  siostry  wzburzyło  Hattie  jeszcze 
bardziej. 
-  Hej,  to  jest  właściwie  twoje  zadanie  -  warknęła  Berty.  -  Ja  juŜ 
poradziłam sobie z Jasonem i Heather, Anastazja to twoje dziecię. 
-  Gdyby  była  moim  dzieckiem,  wzięłabym  ją  na  kolana  i  porządnie 
sprała. 
-  Jasne  -  zakpiła  Muriel.  -  I  mówi  to  dobra  wróŜka,  która  nie 
skrzywdziłaby nawet muchy. 
- Ale ona go kocha! - jęczała Hattie. - PrzecieŜ to powiedziała. 
-  Powinnyśmy  były  przewidzieć,  Ŝe  nerwowo  zareaguje  na 
propozycję  dzielenia  z  kimś  Ŝycia.  Jest  przeczulona  na  punkcie 
własnej  wolności.  Ona  jest  tak  samodzielna  i  Ŝywiołowa,  Ŝe  inni 
często  usiłują  powściągać  jej  temperament  i  ograniczać  działania  - 
stwierdziła Muriel z grobową miną. 
Na  Hattie  nie  zrobiło  to  wraŜenia.  Coraz  bardziej  wzburzona 
wędrowała  po  krawędzi  klosza  stojącej  w  sypialni  lampy.  Jej 
lawendowy  kapelusz,  ten  sam,  który  włoŜyła  na  wesele  Jasona, 
przechylił się na bok, gdy z niedowierzaniem kręciła głową. 
-  Nie,  to  wprost  niemoŜliwe...  -  mruczała  pod  nosem,  tak  mocno 
obracając  w  dłoni  róŜdŜkę,  Ŝe  ta  najpierw  zapłonęła  ognistą 
czerwienią, a potem buchnęła oślepiającym płomieniem. 
-  Pali  się!  -  wrzasnęli  jednym  głosem  wszyscy  obecni  w  sypialni, 

background image

dobre wróŜki i ludzie. 

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

Sypialnię  wypełniły  kłęby  dymu.  Anastazja  zdąŜyła  zauwaŜyć  w 
kącie  pokoju  mały  ognisty  punkt,  przypominający  erupcję 
miniaturowego wulkanu, potem jej oczy zaczęły obficie łzawić. 
- Musimy się stąd wynosić. - David objął ją wpół i podprowadził ją 
do drzwi wyjściowych. - Gdzie trzymasz gaśnicę? 
- Pod zlewozmywakiem. 
Kiedy  wybiegł  do  kuchni,  serce  podeszło  jej  do  gardła,  ale  chwilę 
później usłyszała syk gaśnicy i wołanie Davida. 
- W porządku. Nie musisz dzwonić po straŜ poŜarną. To było pewnie 
krótkie  spięcie  w  twojej  lampie.  DuŜo  dymu,  ale  nie  zauwaŜyłem 
większych szkód. 
-  Dzięki  Bogu.  -  Te  kilka  sekund,  kiedy  David  był  sam  w 
wypełnionej dymem sypialni, wydało jej się wiecznością. Zatrzymała 
się  w  progu,  jakby  bojąc  się  widoku  zniszczeń,  których  mógł 
dokonać ogień. Niesamowite - nie było prawie Ŝadnych szkód. 
- To najdziwniejszy poŜar, jaki widziałem w Ŝyciu. Było tyle dymu, 
a  nic  się  nadpaliło,  z  wyjątkiem  szczytu  tej  lampy.  Kiedy  się 
upewniłem, Ŝe ogień jest ugaszony, i otworzyłem okno, cały ten dym 
błyskawicznie przez nie uleciał. 

* * * 

-  Nieźle!  -  powiedziała  Betty,  gromiąc  wzrokiem  okopconą  Hattie, 
która uczepiła się kurczowo wezgłowia łóŜka. 
- Nie zrobiłam tego celowo... - Uniosła znad oczu przypalone rondo 
kapelusza. - To był przypadek. Byłam okropnie zła. 
-  Myślisz,  Ŝe  my  nie  byłyśmy?  Ale  przecieŜ  z  tego  powodu  nie 
wywołujemy poŜaru! 
-  Skąd  mogłam  wiedzieć,  Ŝe  pocieranie  róŜdŜki  moŜe  spowodować 
poŜar? Powinnaś była mnie o tym uprzedzić. 
-  Tylko  nie  próbuj  zwalać  winy  na  mnie.  Spójrz  tylko,  co  przez 
ciebie  stało  się  z  moim  podkoszulkiem.  -  Pokazała  palcem  czarne 
plamy na napisie: „Na co się gapisz". 
-  Zaraz  to  naprawię.  -  Hattie  jednym  machnięciem  róŜdŜki 
wyczarowała  nowy  podkoszulek,  tym  razem  w  pastelowym  kolorze 
lila.  Widząc  jednak  furię  w  oczach  Betty,  śmignęła  jeszcze  raz 

background image

róŜdŜką i przywróciła koszulce biały kolor. 
-  JeŜeli  sądzisz,  Ŝe  to  załatwia  sprawę,  grubo  się  mylisz.  -  Betty 
wcale nie wyglądała na udobruchaną. 
-  Dobrze,  Ŝe  przynajmniej  moja  magiczna  róŜdŜka  nie  przestała 
działać. - Hattie z wdzięcznością przytuliła ją do siebie. 
-  Po  tym  wszystkim,  co  dla  nas  zrobiła...  -  Betty  oparła  dłonie  na 
swoich rozłoŜystych biodrach i spojrzała z naganą na obie siostry. - 
Słuchajcie, czasami mogę być pobłaŜliwa, ale to juŜ naprawdę szczyt 
wszystkiego! 
Hattie podniosła rondo kapelusza i spojrzała jej odwaŜnie w oczy. 
- To ty powtarzałaś, Ŝe moje zadanie to kaszka z mleczkiem. 
- Uspokójcie się wreszcie - rozkazała im Muriel. - Anastazja i David 
zaczęli rozmawiać. 

* * * 

-  Muszę  ci  powiedzieć,  Ŝe  nie  tak  wyobraŜałem  sobie  ten  ranek.  - 
David odłoŜył gaśnicę. - Słyszałem, Ŝe w sypialni sprawy przybierają 
czasami gorący obrót, ale to jest po prostu śmieszne. 
-  Tym  razem  masz  rację.  -  Anastazja  krztusiła  się  nerwowym 
chichotem.  Ręce  wciąŜ  jej  drŜały,  włoŜyła  je  więc  do  kieszeni 
swojego  błękitnego  szlafroka,  natrafiając  na  zabawkę  Xeny.  -  Kot! 
Widziałeś gdzieś Xenę? - Ogarnęła ją panika. 
-  Widziałem,  jak  nurkowała  pod  ten  dziwaczny  stół.  Anastazja 
rzuciła się do salonu, uklękła i zajrzała pod stół. 
Niebieskie oczy Xeny patrzyły na nią z wyrzutem. 
-  Przepraszam  -  mruczała  Anastazja.  -  Wiem,  Ŝe  nienawidzisz 
katastrof. Ja teŜ. O mało nie zemdlałam. 
-  Prawdopodobnie  dlatego,  Ŝe  cała  krew  odpłynęła  ci  do  mózgu, 
kiedy wypięłaś pupę. Nie zrozum mnie źle, wcale nie uwaŜam, Ŝe nie 
jest ładna. - David przykucnął obok Anastazji. - Siadaj. - Przytrzymał 
ją delikatnie, gdy zachwiała się, prostując plecy, w końcu oparła się 
na  jego  piersi.  -  Muszę  ci  się  przyznać,  Ŝe  te  oświadczyny  nie 
wypadły  tak,  jak  chciałem.  Nie  mam  w  takich  sprawach  wielkiego 
doświadczenia.  PoŜary  to  co  innego,  na  tym  się  znam.  Potrafię 
przebadać  pogorzelisko,  znaleźć  cenne  ślady  wśród  zwęglonych 
resztek, zanalizować informacje. Ale, zdaje się, Ŝe ciebie nie potrafię 
rozgryźć. 

background image

-  Często  słyszę  zarzut,  Ŝe  jestem  skomplikowana  -  przyznała 
Anastazja cichym głosem, wtulając się w jego objęcia. 
- To akurat rozumiem. 
- Ty teŜ nie jesteś jakimś prostym kretynem. 
- Zakładam, Ŝe to komplement... chociaŜ nie jestem pewien. 
- Wiesz, co mam na myśli. 
-  AŜ  boję  się  powiedzieć:  tak.  Ale  tak,  wiem,  co  masz  na  myśli. 
MoŜe  nie  zawsze  jestem  w  stanie  cię  zrozumieć,  ale  przez  ostatnie 
kilka tygodni nauczyłem się pojmować, o co ci chodzi. - Oparł brodę 
na  czubku  jej  głowy.  -  Powiedziałaś,  Ŝe  cenisz  sobie  niezaleŜność  i 
jesteś pewna, Ŝe ja równieŜ. No więc masz rację. Bardzo sobie cenię 
niezaleŜność.  MoŜesz  mi  wierzyć  na  słowo,  Ŝe  nie  oświadczam  się 
kaŜdej kobiecie, z którą idę do łóŜka. 
- To pocieszające - odpowiedziała cierpko. 
-  Twoja  ognista  natura  jest  jedną  z  rzeczy,  które  w  tobie  kocham  - 
powiedział z uśmiechem. 
-  Inni  faceci  teŜ  mi  to  mówili,  ale  tylko  po  to,  Ŝeby  chwilę  później 
próbować mnie przerobić na skromną, bojaźliwą panienkę. 
- Wątpię, Ŝeby nawet któraś z tych dobrych wróŜek, które tak chętnie 
rysujesz, była zdolna zmienić cię w skromną, bojaźliwą panienkę. To 
się nie uda nikomu. 
- Z całą pewnością. 
-  Widzisz,  co  do  tego  się  zgadzamy.  -  Pogładził  czule  jej  długie 
włosy. - Z przykrością muszę ci jednak uświadomić, Ŝe moja babcia 
nie  pogodzi  się  z  sytuacją,  w  której  będę  Ŝył  z  tobą  w  grzechu. 
Mogłaby  ci  zagrozić  strzelbą  albo  jakąś  wielką  łychą  na  lody  i 
zaŜądać, Ŝebyś zrobiła ze mnie uczciwego człowieka. Ostrzegam cię 
lojalnie, dla twojego własnego bezpieczeństwa. 
Dopiero po kilku sekundach Anastazja uświadomiła sobie, Ŝe David 
wcale  nie  jest  zły  na  nią  ani  nie  próbuje  jej  niczego  narzucać,  po 
prostu się z nią droczy. 
-  A  więc  oświadczyłeś  mi  się  ze  strachu  przed  twoją  babcią, 
uzbrojoną w wielką łychę do lodów, tak? - Anastazja podjęła grę. 
-  Głównie  dlatego.  -  Uśmiech  rozpalił  wesołe  iskierki  w  jego 
zamglonych  błękitnych  oczach.  -  Gdybym  miał  wybór,  byłbym 
bardzo szczęśliwy, mogąc uprawiać z tobą dzikie miłosne harce, nie 

background image

oglądając  się  na  konwenanse.  Muszę  jednak  liczyć  się  z  babcią. 
Ale... jeśli jest prawdą to, co mi powiedziała - Ŝe nie wyjdzie za mąŜ, 
a  po  prostu  będzie  Ŝyła  z  tym  facetem  na  kocią  łapę,  bo  tak  jest 
korzystniej dla emerytów - wtedy wytrąci mi z ręki i ten argument. 
Anastazja  nigdy  nie  kochała  go  mocniej,  niŜ  w  tej  chwili.  I  nagle 
zdała  sobie  sprawę,  Ŝe  ślub  z  Davidem  wcale  nie  musi  oznaczać 
rezygnacji z własnej niezaleŜności. 
- Tak - powiedziała, biorąc głęboki oddech. 
- Tak... Co tak? 
- Chcę wyjść za ciebie. 
-  Uff...  Dosyć  długo  to  trwało  -  wysapał  jak  po  cięŜkiej  pracy,  a 
potem  ją  pocałował.  -  Zaraz...  -  Odsunął  się  po  chwili.  -  Właśnie 
sobie przypomniałem, Ŝe przewróciłem wszystko do góry nogami. 
- Mnie się to podoba. 
-  Chodzi  mi  o  moje  oświadczyny.  Nie  powiedziałem  ci,  co 
zdecydowałem  w  sprawie  pracy,  to  znaczy  powrotu  do  niej. 
Wspomniałem  ci  tylko,  Ŝe  gdy  cię  spotkałem,  byłem  kompletnie 
wypalony.  Ale  to  juŜ  nieaktualne.  Teraz  znowu  pamiętam,  co  na 
samym  początku  tak  bardzo  podobało  mi  się  w  mojej  pracy  - 
szukanie  śladów,  jak  ukrytych  skarbów.  I  to  naładowało  mnie 
energią. 
- Powiedziałeś teŜ, Ŝe byłeś pracoholikiem. 
-  Tak  było,  zanim  się  pojawiłaś,  doprowadzając  mnie  do 
szaleństwa... 
- Chcesz powiedzieć, Ŝe doprowadzam cię do szaleństwa? 
-  Nikt  nie  nadaje  się  do  tego  lepiej  niŜ  ty.  -  Wziął  ją  pod  rękę.  - 
Chodź. 
- Dokąd idziemy? - Anastazja naprawdę była zmieszana. - Sypialnia 
jest z drugiej strony. 
-  Po  to  wino,  które  znalazłem.  Powinniśmy  wznieść  toast  za  nasze 
zaręczyny. - Wszedł z nią do kuchni i sięgnął po omszałą butelkę. 
- Poczekaj! Zanim ją otworzymy, pozwól mi sprawdzić, czy w mojej 
poczcie  elektronicznej  nie  ma  jakiejś  odpowiedzi  na  listy,  które 
wysłałam wczoraj wieczorem. 
- PrzecieŜ to tylko stara butelka sfermentowanego soku z winogron. 
Anastazja wróciła do pokoju i rzuciła się do laptopa. 

background image

- Uhm... - mruczała nieprzytomnie, przeglądając pocztę. - Zdaje się, 
Ŝ

e  ta  stara  butelka  sfermentowanego  soku  z  winogron,  jak  ją 

nazwałeś, jest warta jakieś pięćdziesiąt tysięcy dolarów. 
- Jasne, nie moŜe być inaczej, bardzo zabawne - zaśmiał się David. 
-  Wcale  nie  Ŝartuję  -  zapewniła  go  Anastazja.  -  Sam  zobacz. 
Dostałam  kilka  wiadomości  o  tym  winie.  NaleŜy  do  najrzadszych 
francuskich roczników. Dwóch dealerów złoŜyło mi ofertę kupna za 
pięćdziesiąt tysięcy dolarów. 
David  o  mało  nie  wypuścił  butelki  z  dłoni.  Oboje  rzucili  się 
jednocześnie,  Ŝeby  ją  ratować.  Potem  ustawili  cenną  zdobycz  na 
przenośnym stoliku i wpatrywali się w nią z podziwem. 
- Wygląda na to, Ŝe Chesty ukrywał jednak jakieś skarby - szepnęła. 
Przerwało im ten seans pukanie do drzwi. To była Claire. W luźnych 
spodniach koloru khaki i w bluzce z napisem „Retro pod Sułtańskim 
Pucharkiem" wyglądała ładnie i całkiem młodo. 
-  Szukam  Davida,  nie  wiesz...  Ach,  tu  jesteś  -  powiedziała 
swobodnie,  jakby  widok  rozebranego  do  pasa  wnuka  w  mieszkaniu 
Anastazji wcale jej nie zdziwił. - Zeszłam do piwnicy i natknęłam się 
na te dziwne drzwi do ukrytego magazynu. Znalazłeś jakiś skarb? 
David wzruszył ramionami i celowo zniŜył głos. 
- Znaleźliśmy butelkę wina. 
- Och... - westchnęła rozczarowana Claire. 
- Wartą pięćdziesiąt tysięcy dolarów - dodał z uśmiechem. 
- Och, moi kochani! - krzyknęła z zapartym tchem, chwytając się za 
serce. 
- Pieniądze są twoje - oznajmił David. 
-  Nonsens.  To  ty  znalazłeś  ukryty  magazyn  i  to  wino.  Pieniądze 
naleŜą do ciebie. 
- Nie ma mowy, to twój dom. Są twoje. 
- MoŜe powinniście się nimi podzielić - zaproponowała Anastazja. 
- Świetna myśl - zgodziła się Claire. - Od początku ci powtarzałam, 
Davidzie, Ŝe Anastazja to bystra dziewczyna. 
- Nie wątpiłem w to ani przez chwilę. 
-  Ale  moŜe  nie  jest  bystra  na  tyle,  Ŝeby  wiedzieć,  co  jest  dla  niej 
dobre, jeśli w grę wchodzi małŜeństwo. 
- Zanim zaczniesz mnie gonić z wielką łychą do lodów, oświadczam, 

background image

Ŝ

e  planuję  uczynić  z  twojego  wnuka  uczciwego  męŜczyznę  i  wyjść 

za niego za mąŜ - zapewniła przyjaciółkę Anastazja, uśmiechając się 
przekornie. 
-  On  zawsze  był  uczciwym  męŜczyzną  -  odpowiedziała  z  dumą 
Claire,  ocierając  łzy  z  policzków.  -  Ale  ty  go  uczynisz  męŜczyzną 
szczęśliwym. 
-  Mówiłam  ci,  Ŝe  znajdę  na  niego  sposób  -  szepnęła  Anastazja  z 
czarującym uśmiechem - a ja zawsze dotrzymuję obietnic. 

background image

EPILOG 

Rok później 

- To wielka odpowiedzialność - oznajmiła powaŜnym tonem Muriel, 
a jej głos niósł się echem po niebotycznie wysokich nawach kościoła. 
- Zgadzam się - skinęła głową Betty, szarpiąc za rąbek bawełnianego 
podkoszulka z napisem „Nie jęczeć". 
-  Czy  ten  kapelusz  pasuje  do  sukienki?  -  Hattie  poprawiała  swoją 
turkusową  kreację,  wygładzając  wytworne  fałdy  sukni,  a  chwilę 
potem  wychyliła  się  przez  barierkę  kościelnego  chóru.  -  Czy  nie 
powinni juŜ zaczynać? 
-  Trzymaj  nerwy  na  wodzy  -  poradziła  jej  Betty.  -  I  nie  rób  tu 
przypadkiem  Ŝadnych  przedstawień.  Kapelusz,  który  wyczarowałaś, 
jest dostatecznie teatralny. 
-  Tak  się  cieszę,  Ŝe  ci  się  podoba.  -  Hattie  dumnie  wypięła  pierś, 
podobnie jak biały gołąbek na jej kapeluszu. 
- Pasuje do ciebie - wycedziła Betty. 
- Dziękuję, ale jestem tak zdenerwowana, Ŝe nie potrafię usiedzieć w 
miejscu. - Zatrzepotała skrzydełkami i pofrunęła w górę tak szybko, 
Ŝ

e uderzyła w głowę pozłacanego anioła wiszącego wysoko, tuŜ pod 

sklepieniem kościoła. - Och, znowu wpadłam na anioła. 
- Wychodzi z ciebie wrogość do aniołów stróŜów, bo zazdrościsz im 
pięknych  skrzydeł  -  stwierdziła  Muriel.  Okulary  do  czytania  na  jej 
wydatnym nosie upodabniały ją do Zygmunta Freuda. 
-  Co  to  za  bzdury  -  Ŝachnęła  się  Hattie.  -  Jestem  po  prostu  bardzo 
zdenerwowana - powtórzyła. 
-  Przyznam,  Ŝe  ja  teŜ  -  wyznała  Betty.  -  KtóŜ  by  przypuszczał,  Ŝe 
Anastazja okaŜe się najbardziej konserwatywna z trojga Knightów i 
zaŜyczy  sobie  rocznego  narzeczeństwa,  a  potem  okazałego  ślubu  w 
kościele, w którym została ochrzczona? 
- Wszystko zaczęło się właśnie tutaj... - Wzruszona Hattie otarła łzy 
koronkową chusteczką. 
- I kto by pomyślał, Ŝe tym wrzeszczącym trojaczkom tak dobrze się 
powiedzie - ciągnęła tubalnym głosem Betty. 
- Anastazja i David jeszcze się nie pobrali - ostrzegła Muriel. 

* * * 

background image

-  Jak  moŜesz  być  tak  spokojna?  -  pytała  Heather  Anastazję,  która 
usiadła  swobodnie  w  kościelnej  poczekalni  dla  nowoŜeńców.  -  Ja 
przed ślubem z Jasonem byłam kłębkiem nerwów. 
- Wcale się nie dziwię - uśmiechnęła się Anastazja. - Mój brat miał 
podejrzaną  reputację.  Nie  dość,  Ŝe  zadzierał  nosa,  to  jeszcze  się 
obnosił  z  tym  wątpliwej  sławy  tytułem  Najseksowniejszego 
Kawalera Chicago. Dopóki go nie dopadłaś. 
-  W  rzeczywistości  to  on  mnie  dopadł  -  wyjaśniła  Heather.  -  Albo 
moŜe zarzuciliśmy sieci jednocześnie... 
-  Wyglądasz  cudownie  w  tej  ślubnej  sukni,  Anastazjo.  Prawie 
zaczynam  Ŝałować,  Ŝe  wzięłam  cichy  ślub.  -  Courtney  po  raz 
pierwszy włączyła się do rozmowy. 
- Od początku powtarzałam Davidowi, Ŝe wezmę ślub w czerwonych 
aksamitnych  dresach  i  jaskraworóŜowym  podkoszulku,  a  na  nogi 
włoŜę  lakierowane  pomarańczowe  pantofle  albo  wojskowe  buciory. 
Nic  nie  wie  o  tej  sukni.  Naprawdę  uwaŜacie,  Ŝe  dobrze  w  niej 
wyglądam? - Jeszcze raz spojrzała w lustro. 
Biała ślubna suknia z welonem odsłaniała ramiona, a głęboki dekolt 
wieńczył  wysadzany  perłami  koronkowy  stanik.  Wcięta  talia 
przechodziła w szeroką atłasową spódnicę z romantycznym trenem. 
-  Suknia  jest  wspaniała,  ty  takŜe.  -  Claire  dołączyła  do  nich  z 
najnowszym raportem. - Wszyscy goście juŜ są, pora zaczynać. 
- Jak trzyma się Ira? 
-  Ciągle  marudzi,  Ŝe  jeszcze  nigdy  nie  był  druŜbą,  a  ja  mu 
powtarzam, Ŝe dla mnie na zawsze pozostanie najlepszym druhem - 
odpowiedziała Claire z czułością w głosie. 
-  Kto  by  pomyślał,  Ŝe  tak  dobrze  dogadają  się  z  Davidem?  - 
Anastazję  niezmiernie  cieszyło  szczęście  Claire  i  Iry.  -  Albo  Ŝe 
David  weźmie  na  druŜbów  moich  braci.  Swoją  drogą,  nie  jestem 
przekonana, czy to mądre posunięcie. - Anastazja kręciła niepewnie 
głową. - Jeszcze nie zapomniałam, jak próbowali odwieść Davida od 
małŜeństwa ze mną. 
-  Jeszcze  nie  jest  za  późno  -  powtarzał  Jason  Davidowi  w  innym 
kościelnym pomieszczeniu. - Ciągle moŜesz uciec. 
- Jakoś cię wytłumaczymy - dodał Ryan. - Powiemy na przykład, Ŝe 
porwali cię kosmici. 

background image

- Podobni do striptizerki, która zrzucała z siebie ten kosmiczny strój 
na  moim  wieczorze  kawalerskim?  -  spytał  David.  -  To  był 
oczywiście twój pomysł. A mówiłem ci, Ŝe nie mam ochoty na Ŝadne 
rozbieranki.  -  David  poprawił  muszkę.  Nigdy  przedtem  nie  wkładał 
smokingu  i  dobrze  wiedział,  dlaczego.  Ale  Anastazja  uparła  się,  Ŝe 
ma  być  smoking,  a  nie  Ŝaden  normalny  garnitur.  Niech  jej  będzie. 
Modlił  się  tylko,  Ŝeby  nie  pokazała  się  w  jakimś  odlotowym, 
komicznym  stroju.  Tak  naprawdę  modlił  się,  Ŝeby  w  ogóle  się 
pokazała. Wiedział, Ŝe jest juŜ w kościele. Jej tata wpadł na chwilę, 
Ŝ

eby mu to powiedzieć, ale nie chciał zdradzić, jak się ubrała. 

- Myśleliśmy, Ŝe Ŝartujesz, kiedy powiedziałeś, Ŝe nie Ŝyczysz sobie 
striptizerki  -  tłumaczył  się  Ryan,  któremu  w  smokingu  było  równie 
niewygodnie jak Davidowi. Tylko Jason i Ira czuli się w tym stroju 
jak we własnej skórze. 
-  Przez  tę  waszą  striptizerkę  moi  przyjaciele  wynajęli  striptizera  na 
przyjęcie  Anastazji.  -  Uśmiechnął  się,  widząc,  jak  jego  przyszłym 
szwagrom opadają szczęki. - Wyglądacie na zdziwionych. 
- Nie zrobili tego! - Jason i Ryan krzyknęli jednym głosem. 
-  Oczywiście,  Ŝe  tak.  Powiem  wam  więcej.  Anastazja  świetnie  się 
bawiła,  opowiadając  mi  ze  szczegółami,  jak  facet  przebrany  za 
wielkiego,  złego  glinę  pozbywa  się  wszystkiego.  No,  moŜe  prawie 
wszystkiego. 
Jason i Ryan skrzywili się jak na komendę. 
-  Obaj  powinniście  wiedzieć,  co  moŜe  wkurzyć  waszą  siostrę  - 
upomniał ich ojciec. - Niech to będzie dla was dobrą lekcją. 
-  Tak  -  odburknął  Ryan.  -  Po  tej  lekcji  wiem,  Ŝe  ani  na  chwilę  nie 
wolno  zostawiać  Anastazji,  Heather  i  Courtney  samych  w  jednym 
pokoju. 
-  Właśnie  teraz  są  razem.  -  David  spojrzał  na  nich  z  kpiącym 
błyskiem w oczach. 
-  Tak,  ale  jest  z  nimi  twoja  babcia  -  niepewnym  głosem  powiedział 
Jason. 
- Jeszcze lepiej... 
-  Co  masz  na  myśli?  -  spytał  Ira,  po  raz  pierwszy  włączając  się  do 
rozmowy. 
- Moja babcia jest właśnie tą osobą, która zamówiła męski striptiz. 

background image

- Dobrze się tam prowadzicie, dziewczyny? - spytał Ira przez drzwi. - 
David ma prezent dla panny młodej. 
-  Nie  moŜe  jej  zobaczyć,  póki  nie zejdzie  do  nawy  -  odpowiedziała 
mu  Claire,  uchylając  tylko  odrobinę  drzwi.  -  Nie  ma  go  tutaj, 
prawda? 
- Nie, prosił, Ŝebym jej to przekazał. Wyglądasz cudownie, Claire... - 
Ukłonił  się  z  galanterią,  gdy  otworzyła  szerzej  drzwi.  -  Ty  teŜ, 
Anastazjo. 
- Tylko nie mów, w co jest ubrana. Chce mu zrobić niespodziankę - 
uprzedziła Claire. 
-  JuŜ  zapieczętowałem  usta.  Muszę  przyznać,  Ŝe  wiktoriańska 
broszka z granatem i perłowy naszyjnik, które David wybrał w moim 
sklepie, wyglądają przy tej sukni przepięknie. 
Tymczasem  Anastazja  niecierpliwie  zrywała  elegancki  papier  z 
opakowania. Heather i Courtney wisiały jej na ramieniu, ciekawe, co 
podarował jej David. 
- To biŜuteria. ZałoŜę się, Ŝe to znowu biŜuteria - rzuciła Heather. 
- To ksiąŜka dla dzieci. - W głosie Courtney wyraźnie było słychać 
zakłopotanie. 
Na wewnętrznej stronie okładki David napisał dedykację: 
Dla mojej księŜniczki zamienionej w Ŝabę. Zakochałem się w Tobie, 
kiedy  pierwszy  raz  słyszałem,  jak  
i  czytasz  tę  baśń  dzieciom.  Myślę, 
Ŝ

e przyszedł czas, Ŝebyś miała własny egzemplarz, po to, byśmy mogli 

kochać się zawsze. To dzięki tobie uwierzyłem, Ŝe czasami marzenia 
stają się rzeczywistością. 
Twój przyszły mąŜ, David 
- Płaczesz nad ksiąŜką dla dzieci?! - krzyknęła zdumiona Heather. 
- To nie jest byle jaka ksiąŜka dla dzieci. To „Zaklęta księŜniczka", 
moja ulubiona. O Ŝabie, która zamienia się w piękną młodą kobietę, 
która... 
-  Jest  księŜniczką  -  jednym  głosem  dopowiedziały  i  Heather  z 
Courtney. 
-  Nie,  bibliotekarką.  -  Przytulając  ksiąŜkę  do  piersi,  wytarła  łzy  i 
odwróciła się do Iry z promiennym uśmiechem. 
-  Powiedz  Davidowi,  Ŝe  go  kocham  i  Ŝe  chyba  powinniśmy  juŜ 
zacząć to przedstawienie. 
-  Jeszcze  wciąŜ  nie  jest  za  późno,  Ŝeby  zagrać  „Everybody  Loves 

background image

Somebody"  -  szepnął  ojciec  Anastazji,  biorąc  ją  pod  rękę,  Ŝeby 
poprowadzić do ołtarza. 
-  Nic  z  tego  -  odszepnęła  mu  Anastazja.  -  Czy  nie  masz  dla  mnie 
Ŝ

adnej rady, tatusiu? 

-  Nie  nazwałaś  mnie  tak,  odkąd  skończyłaś  dwanaście  lat.  A  jeśli 
chodzi  o  rady,  to  wcale  ich  nie  potrzebujesz.  Jesteś  bystrą 
dziewczynką,  po  prostu  pamiętaj,  Ŝe  dla  mnie  zawsze  pozostaniesz 
małą córeczką. Uff, zaczyna się. 
Kiedy  Anastazja  szła  do  ołtarza  oparta  na  ramieniu  ojca,  miała 
cudowną świadomość właściwego wyboru. Bała się, Ŝe po tylu latach 
unikania małŜeństwa w ostatniej chwili moŜe ogarnąć ją panika. Ale 
trwające cały  rok, na jej prośbę, narzeczeństwo  przekonało ją, Ŝe to 
właśnie  David  jest  tym  jedynym  męŜczyzną,  jej  drugą  połową, 
człowiekiem,  który  naprawdę  ją  rozumie.  A  w  tych  rzadkich 
przypadkach,  kiedy  nie  rozumie,  potrafi  słuchać,  kiedy  ona  mu 
tłumaczy. 
Czekał  na  nią  przy  ołtarzu.  Wyglądał  seksownie,  na  tyle,  na  ile 
pozwalał  ciemny  smoking.  Widziała,  jak  na  widok  jej  prawdziwej 
ś

lubnej  sukni  zaokrąglają  mu  się  błękitne  oczy.  Czuła  w  tym 

spojrzeniu  jego  miłość. A  potem  stała  u  jego  boku,  z  dłonią  w  jego 
dłoni. 
Przebieg  ceremonii  zatarł  się  jej  w  pamięci,  aŜ  do  momentu,  w 
którym ksiądz zadał to najwaŜniejsze pytanie: 
-  Anastazjo,  czy  chcesz  wziąć  tego  męŜczyznę,  Davida,  za 
prawowitego  małŜonka,  Ŝeby  kochać  go,  szanować  i  opiekować  się 
nim? 
Przez  krótką  chwilę  wszyscy  w  kościele  wstrzymali  oddech. 
Wychyliwszy  się  za  galerię  chóru,  trzy  dobre  wróŜki  wrzasnęły  z 
całej siły: 
- Chce! Chce! 
Anastazja  odwróciła  głowę  i  spojrzała  w  ich  kierunku,  jakby 
naprawdę je słyszała. 
A  potem,  z  uśmiechem  na  ustach,  odwróciła  się  do  księdza,  tego 
samego, którego tak niestosownie uderzyła w nos w czasie chrztu, i 
odpowiedziała, odwracając się do Davida: 
- Chcę! Oczywiście, Ŝe chcę!