background image

Mary Jane Clark 

 
 
 

Zabawa w chowanego 

 

Przełożył Hubert Jeżak 

background image

P

ROLOG

 

 
Chciał,  by  światło  było  zapalone,  ale  ona  ucieszyła  się,  gdy  okazało  się  to  niemożliwe. 

Jakakolwiek  jasność  dochodząca  z  okien  domku  mogłaby  zwabić  pracowników,  ciekawych 
sprawdzić, co się dzieje. 

Chciał także muzyki i przyniósł nawet magnetofon, lecz sprzeciwiła się temu stanowczo. Nie 

mogli ryzykować, że hałas przedostałby się na zewnątrz. Jedynym dźwiękiem miał być powolny, 
jednostajny rytm ich kołyszących się ciał. 

Leżała na łóżku myśląc o chłopaku, który właśnie się zdrzemnął. Cykanie świerszcza i smutne 

wycie  skunksa  sprawiało,  że  wstrzymywała  oddech.  Zastanawiała  się,  czy  w  opuszczonym 
tunelu, który biegł pod domkiem, zagnieździły się jakieś zwierzęta. Miała nadzieję, że nie, gdyż 
była to z góry obmyślona droga ucieczki, gdyby zaszła taka potrzeba. 

Nie  mogła  dać  się  ponieść  chwili.  On  nie  miał  takiego  problemu.  Znał  się  na  rzeczy.  W 

momencie, gdy oddali się namiętności, usłyszała głos dobiegający z zewnątrz. 

— Mój Boże, to Charlotte — syknęła, odpychając go od siebie. 
Rzucili  się,  by  zebrać  ubrania.  Złapał  magnetofon,  a  ona  podniosła  drewnianą  klapę  w 

podłodze. Zeszli w ciemność w momencie, gdy nad nimi otworzyły się drzwi chaty. 

Pod bosymi stopami poczuli zimną, twardą podłogę tunelu. 
— Na co czekasz? — wyszeptał. — Chodźmy. 
— Ubieram się — powiedziała. Bóg jeden wie, co kryje się w tym tunelu, a ona czułaby się o 

niebo lepiej w ubraniu, gdy będą podążać w kierunku wody po drugiej stronie. 

Z góry dobiegły przytłumione głosy. 
— Kto jest z nią? — spytał. 
— Nie mam pojęcia. 
Powoli  ruszyli  do  przodu,  wyciągniętymi  ramionami  dotykając  ścian  tunelu,  by  wymacać 

kierunek.  Czując,  jak  coś  ociera  się  o  jej  nogę,  stłumiła  krzyk.  Szop?  Szczur?  Bóg  karał  ją  za 
grzechy. 

Wody  zatoki  Narragansett  zalśniły  przy  ujściu  tunelu.  Przyspieszyli  kroku,  księżyc  dawał 

niewiele, ale jakże cennego światła. Gdy wreszcie dotarli do celu, on zatrzymał się gwałtownie. 

— Cholera! 
— Co się stało? 
— Mój portfel. Musiał mi wypaść z kieszeni. 
— O Boże! 
Złapał ją za rękę. 
— Nie martw się. Idziemy dalej! Może go nie zauważą. 
— Wracam po niego — powiedziała stanowczo. 
— Jutro. Możesz przyjść po niego jutro — podsunął. 
Chciała iść za nim, ale świadomość, że portfel może zdradzić ich sekret, nie pozwoliłaby jej 

zmrużyć oka. 

— Ty idź. Wracaj do domu — powiedziała. 
— Pójdę z tobą — zaoferował się. 
—  Nie.  Musisz  wyjść  z  posiadłości,  nie  mogą  się  dowiedzieć,  że  tu  byłeś.  Musisz  iść,  i  to 

natychmiast. 

— Dobrze, ale zobaczymy się jutro. 

background image

Przełknęła  ślinę,  patrząc,  jak  biegnie  wzdłuż  brzegu,  by  w  końcu  zniknąć  w  ciemnościach. 

Biorąc  głęboki  oddech,  odwróciła  się  i  weszła  z  powrotem  do  środka,  ostrożnie  trzymając  się 
ściany.  Jej  palce  ocierały  się  o  warstwę  kurzu  oraz  zimne  i  lepkie  w  dotyku  stare  cegły. 
Wyobrażała sobie, jak  musieli czuć się niewolnicy, uciekający tym tunelem, by  ratować życie, 
wdychający  ten  zatęchły  zapach,  który  ona  teraz  czuła.  Czy  mieli  latarnie,  by  oświetlać  sobie 
drogę?  Czy  raczej  ślepo  szli  przez  mrok,  nie  wiedząc,  co  jest  przed  nimi,  ale  gotowi 
zaryzykować, świadomi horroru, który zostawili za sobą? 

Według jej obliczeń powinna być blisko drabiny wiodącej do domku, ale zamiast tego wpadła 

na zagłębienie w ścianie, a grudki ziemi posypały się pod rękami. Puls jej przyspieszył. Czy ten 
stary tunel był bezpieczny? Czy mógłby się zapaść i uwięzić ją w środku? Czy ktokolwiek by ją 
odnalazł? 

Modliła się. Jeśli uda jej się stąd wydostać, obiecała, że już nigdy, przenigdy nie pójdzie do 

domku. Nieważne, jak bardzo by ją prosił, to był ostatni raz. 

Ruszyła dalej w ciemność, pociągając nosem. 
W pewnym momencie potknęła się o coś i upadła. Zaczęła szybko oddychać, serce waliło jej 

jak oszalałe. Wyczuła dłonią kształt przykryty jakąś dużą, gładką tkaniną. 

Ludzkie ciało, jeszcze ciepłe. 
Pragnienie,  ból,  krzyk  narastający  w  gardle  a  jednocześnie  niemożność  wydania  z  siebie 

choćby  najmniejszego  dźwięku.  Odczuwała  już  to  kiedyś,  ale  sporadycznie  i  tylko  w  snach. 
Odsunęła się od ciała i skuliła pod ścianą, drżąc w ciemności. 

Uświadomiła sobie, że trwało  to  tylko  sekundę,  ale zdawało  się być wiecznością. W głowie 

miała  natłok  myśli  .  Powinna  wezwać  pomoc,  zawołać  ludzi  z  dużego  domu,  ale  nie  potrafiła. 
Nie powinna tu w ogóle być. Na myśl o tłumaczeniu się ze swojego postępku czuła upokorzenie. 

A gdyby, co gorsza, obwinili ją? Co będzie jeśli pomyślą, że to ona dopuściła się zabójstwa? 

Kiwała się w przód i tył, starając się uspokoić, gdy usłyszała skrzypnięcie. Klapa nad nią zaczęła 
się otwierać. 

Zacisnęła mocno powieki, pewna, że to już koniec. Zabójca zbliżał się, by ją także dopaść. 
Zamiast  tego  coś  zaszeleściło  nad  nią,  obiło  się  o  głowę,  ocierając  się  o  twarz.  Kawałek 

papieru? Kartka? 

Nasłuchiwała, trzęsąc się. Nikt jej jednak nie dostrzegł, a klapa z powrotem opadła. 
 
Czternaście lat później 
 
Oświetlające  tunel  lampy  górnicze,  zasilane  przez  generator,  były  jedną  z  niewielu  oznak 

obecności  nowoczesnej  technologii.  Cała  praca  żmudnie  wykonywana  była  ręcznie.  Tak  jak 
ponad  półtora  wieku  temu  to  ludzie,  a  nie  maszyny,  przekopywali  się  przez  glinę,  tak  teraz 
wznoszą mur z czerwonej cegły. Dokładano starań, by, centymetr za centymetrem, ściany były 
solidne  i  tunel  mógł  być  później  dostępny  dla  tysięcy  turystów,  historyków  i  studentów,  aby 
mogli przebyć drogę, którą Amerykańscy niewolnicy podążali ku wolności. Ten tunel po prostu 
musiał być bezpieczny. 

— Mamy tu bardzo miękki odcinek — zawołał doświadczony mistrz murarski, a jego słowa 

odbiły się echem w podziemiu korytarza. 

Stuknął kielnią w miękką, czerwoną glinę. Grudki ziemi posypały się na podłogę. Wnęka w 

ścianie robiła się coraz większa. 

Kopano  dalej,  z  gliny  wyłaniały  się  zniszczone,  spłowiałe  fałdy  materiału.  Metaliczne  nitki 

pobłyskiwały  w  świetle  lamp.  Kamieniarz  delikatnie  zmiatał  glinę,  odsłaniając  połyskliwą 
materię. 

background image

Gdy  zebrani  wokół  ludzie  zorientowali  się,  co  to  jest,  odetchnęli  z  ulgą,  że  są  tu  wszyscy 

razem. Nie był to widok, który chciałoby się oglądać samotnie. 

Ich oczom ukazała się ludzka czaszka i kości zawinięte w złotą tkaninę. 

background image

P

IĄTEK 

16

 LIPCA

 

 
Była  najstarsza.  Grace  uważnie  obserwowała  ożywionych  stażystów,  świadoma  przepaści, 

jaka  istniała  między  nią  a  resztą.  Przynajmniej  dziesięć  lat  dzieliło  ją  od  najstarszych  z  nich. 
Oparci  o  biurka,  uważnie  studiowali  tekst  na  ekranach  monitorów,  konsultując  go  z 
dziennikarzami obsługującymi serwis porannych wiadomości. Stażyści byli dobrze wykształceni, 
ochoczy, ambitni i, w przeciwieństwie do Grace, bardzo młodzi. 

„Mają  całe  życie  przed  sobą”,  stwierdziła,  obserwując  dziewczynę  krzyżującą  akurat  swoje 

długie, opalone nogi, by nie odkryć wszystkiego pod bezwstydnie krótką spódniczką. Wszyscy 
mień’ przed’ sobą świetlaną przyszłość, 6yń na dobrej drodze do ukończenia cenionych uczelni i 
uniwersytetów, budowali już sobie nawet podwaliny do przedłużenia umowy i wylądowania na 
ciepłej  posadce  w  telewizji.  Nieskrępowani,  są  w  stanie  podążać  za  swoimi  marzeniami.  Nie 
mają żadnego obciążenia psychicznego, rozpoczynając karierę zawodową. Mogą iść, gdzie chcą, 
robić, co chcą, podjąć się każdego zadania, wolni jak ptak. 

Grace  Wiley  Callahan  doskonale  wiedziała,  £e  jej  nie  było  to  pisane.  W  wieku  trzydziestu 

dwóch  lat  miała  za  sobą  przeszłość  i  obowiązki.  Doświadczyła  w  życiu  porannych  mdłości, 
ślubu, macierzyństwa i rozwodu, w takiej właśnie kolejności. Gdy miała tyle lat co oni, wyzbyła 
się już marzenia o uroczystości wręczenia dyplomów, zmuszona opuścić Fordham, bo zabrakło 
jej trzydziestu punktów. Gdy dla jej przyjaciół nadszedł dzień rozdania dyplomów, ona pchając 
wózek  z  Lucy,  zjawiła  się  na  campusie,  żeby  popatrzeć  na  ceremonię.  Płacz  jej  córeczki 
zagłuszył okrzyki radości absolwentów. 

Jedenaście  lat  później  Lucy  zdała  do  szóstej  klasy,  a  Grace  odkryła  kurze  łapki  w  kącikach 

brązowych  oczu  i  pierwsze  siwe  pasemka  w  złotych  włosach.  Zlikwidowała  je  jednak 
natychmiast, dowiedziawszy się, że została przyjęta do ambitnego programu stażowego. Dostała 
od życia drugą szansę i postanowiła zdobyć wreszcie stopień, na jaki zasługiwała, i wykorzystać 
niepowtarzalną szansę w stacji KEY News w Nowym Jorku. Była także podekscytowana myślą o 
tygodniowym  wyjeździe  do  Newport,  by  wziąć  udział  w  reportażu  o  nadmorskim  kurorcie  dla 
cyklu  programów  „KEY  to  America”.  Była  jednak  świadoma,  że  nikt  oprócz  niej  nie  musi  się 
martwić o dziecko zostawione w domu. 

Nawet przez chwilę jednak nie żałowała, że urodziła Lucy. Była to wręcz najważniejsza rzecz, 

jaką kiedykolwiek zrobiła czy dopiero zrobi. Ślub z Frankiem to zupełnie inna historia. Frank z 
początku  nie  chciał  mieć  nic  do  czynienia  z  dzieckiem,  gdy  wiosną  pierwszego  roku  studiów 
dowiedziała  się,  że  jest  w  ciąży.  Grace  postanowiła  nie  usuwać  ciąży  i  była  zdecydowana 
urodzić, z jego pomocą czy bez. 

Zerknęła na prawą dłoń, na której  nie było  już obrączki,  i  przypomniała  sobie, jak Frank  w 

końcu  niechętnie  zmienił  zdanie.  Przystojny,  wysportowany,  początkujący  biznesmen  Frank 
Callahan,  nakłaniany  przez  rodziców,  by  „zrobił  to,  co  należy”,  wreszcie  się  oświadczył.  Z 
niepokojem  w  sercu  Grace  przyjęła  oświadczyny,  wiedząc,  że  może  nie  są  to  najlepsze 
okoliczności zawarcia małżeństwa, ale mając jednocześnie nadzieję na jak najlepszą przyszłość. 

Pięć miesięcy po pospiesznym ślubie przywieźli dziecko do małego mieszkania w Hoboken, 

w  New  Jersey.  Frank  sumiennie  jeździł  codziennie  rano  metrem  na  Manhattan  do  swojej 
pierwszej,  poważnej  pracy  w  firmie  maklerskiej,  podczas  gdy  Grace  zostawała  w  domu  z 
dzieckiem,  starając  się  jako  wolny  strzelec  pisać  artykuły  do  lokalnej  gazety,  dotyczące  obrad 

background image

radnych miasta i nocnych rozpraw w sądzie. W miarę jednak jak obowiązki Franka powiększały 
się, coraz niechętniej wracał do domu, żeby opiekować się Lucy, gdy ona zajmowała się swoją 
pracą. Zarabiał coraz więcej, stać ich było na większe mieszkanie, a Grace wcale nie musiała już 
pracować dla tej podrzędnej gazetki. 

Zgodziła  się,  mijały  lata,  a  ona  spędzała  czas  na  zajmowaniu  się  córeczką.  Starała  się  nie 

rozmyślać  nad  skutkami  małżeństwa  z  Frankiem.  Gdy  oglądała  wiadomości  w  telewizji, 
próbowała nie wyobrażać sobie, co mogło ją czekać, gdyby skończyła szkołę i wcieliła w życie 
plan  zostania  dziennikarką  w  radiu  lub  telewizji.  Czas  mijał,  a  Grace  łapała  się  na  coraz 
częstszym  oglądaniu  najważniejszych  magazynów  informacyjnych,  gdy  Lucy  już  spała. 
Obawiała  się  coraz  bardziej  gwałtownych  zmian  nastroju  i  wybuchów  złości  Franka.  Niec 
podobał  się  jej  też  zapach  obcych  perfum  na  jego  ubraniu,  gdy  wracał  późno  do  domu  po 
„firmowych kolacjach”. 

Mimo to została. Powtarzała sobie, że to dla dobra Lucy. Nie chciała, żeby jej dziecko miało 

rozbitą  rodzinę.  Lucy  zasługiwała  na  to,  żeby  oboje  rodziców  z  nią  mieszkało  i  wspólnie  ją 
wychowywało. Była zdecydowana zostać. 

To Frank odszedł od niej. 
 

*

 

*

 

 
— Grace, czy możesz przefaksować wstępny harmonogram profesorowi Gordonowi Coxowi 

w Newport? — Producent B.J. D’Elia wyciągnął do niej kartkę papieru. — Wiem, że to zadanie 
dla robola — dodał przepraszająco — ale jeśli zaraz nie wyjdę, spóźnię się na pociąg do Rhode 
Island. 

— Po to tu jestem — odpowiedziała, odbierając od niego harmonogram. Nie spodobało jej się 

wyrażenie  o  „zadaniu  dla  robola”,  ale  wiedziała,  że  zaufanie  zdobywa  się  małymi  kroczkami. 
Rób teraz małe rzeczy, a w przyszłości pozwolą ci zająć się większymi. 

— Przyjdziesz jutro, prawda, Grace? 
— Tak. 
—  Mogę  cię  jeszcze  o  coś  prosić?  —  Nie  czekając  na  odpowiedź  podał  je  kartkę  żółtego 

papieru w linie. — Napisz coś na temat ozdób z muszli i tatuaży. Robimy program o rzeźbiarzu 
takich rzeczy, może i o tatuażyście będziemy potrzebować jakieś pytania, żeby Constance mogła 
je zadać w trakcie wywiadu. Przefaksuj mi to potem. Numer jest na kartce. 

—  Nie  ma  problemu  —  odparła.  Odebrała  od  niego  kartkę,  zauważając  jednocześnie  jego 

silne, opalone dłonie. 

—  Dzięki,  Grace.  Wielkie  dzięki.  —  Uśmiechnął  się  przelotnie,  pokazując  białe  zęby  i 

pochylił  się  nad  nią.  —  Zdradzę  ci  sekret,  to  moje  pierwsze  zlecenia  jako  producenta  i  jestem 
lekko przerażony. 

— Naprawdę? Zdawało mi się, że od dawna pracujesz w tym fachu. 
—  Nie.  Byłem  tutaj  kamerzystą  i  wydawcą  przez  sześć  lat,  a  wcześniej  przez  parę  lat 

pracowałem w małej telewizji regionalnej. Wiesz, taka jest rzeczywistość. Musisz zajmować się 
dwiema czy trzema rzeczami naraz, dostając pieniądze tylko za jedną, jeśli chcesz się utrzymać w 
takim miejscu jak to. 

Czuła lekką zazdrość. B.J. był  prawdopodobnie  w jej wieku lub  o parę lat  starszy, a jednak 

jego kariera była w pełni zaplanowana. Zastanawiała się, czy ma żonę, która zostawała w domu z 
dzieckiem, gdy on wyrabiał sobie pozycję. Nie wiedzieć czemu zdawało jej się, że nie. I to nie 
tylko  dlatego,  że  nie  zauważyła  obrączki,  ale  także  z  powodu  aury  niezależności,  jaką  wokół 
siebie roztaczał. Z drugiej strony nigdy nie wiadomo. Zdarzali się faceci, którzy w pracy zdawali 

background image

się wolni, w rzeczywistości jednak mieli na głowie rodzinę. Frank był jednym z nich. Patrząc na 
szczupłą sylwetkę B.J., wracającego do swojego biurka, Grace miała nadzieję, że nie był taki jak 
jej były mąż. 

Wystukiwała właśnie numer na faksie, gdy podeszła do niej stażystka w minispódniczce. 
—  Przynajmniej  tobie  dał  coś  do  roboty  —  szepnęła  ciemnowłosa  piękność.  —  Umieram  z 

nudów.  Jeśli  spędzę  jeszcze  choćby  minutę  na  surfowaniu  po  sieci,  to  podetnę  sobie  żyły.  Nie 
mają dla nas dosyć pracy. 

Grace uśmiechnęła się, nasłuchując elektronicznego sygnału informującego, że faks rozpoczął 

nadawanie. Jocelyn Vickers miała rację, stażyści naprawdę mieli dużo wolnego czasu. 

— Powinno być lepiej, jak już znajdziemy się w Newport, nie uważasz? — spytała. — Tam 

pewnie  mają  więcej  pracy  dla  nas.  W  ostateczności  spędzimy  tydzień  w  pięknym  miejscu.  — 
Wzruszyła ramionami. — Tak mi się przynajmniej wydaje. 

—  Nigdy  nie  byłam  w  Newport,  a  ty?  —  Grace  starała  się  podtrzymać  rozmowę.  Młodzi 

stażyści  raczej  nie  szukali  z  nią  kontaktu.  Nie  bardzo  chyba  wiedzieli,  co  mają  o  niej  myśleć. 
„Starsza pani Grace.” Co oni właściwie mogą mieć wspólnego z rozwódką z dzieckiem? 

— Prawie każdego lata — westchnęła Jocelyn — Moi rodzice mają tam domek. 
— Naprawdę? To wspaniale. — Grace wyciągnęła z faksu harmonogram pobytu w Newport. 

Rzuciła okiem na dół i zauważyła znajomą beżowo–czarno–rdzawoczerwoną kratę przezierającą 
między perfekcyjnie polakierowanymi paznokciami u stóp. Burberry. Ponad sto dolców za parę 
sandałów z plastikowymi paskami. „To musi być przyjemne”. Grace nagle zdała sobie sprawę ze 
swoich własnych butów — czarne czółenka kupione na wyprzedaży, które wyglądały, jakby były 
pośledniej jakości, a do tego zupełnie nijakie. 

—  Tak,  w  Newport  może  być  fajnie,  jeśli  wiesz,  gdzie  chodzić  i  co  robić.  —  Jocelyn 

przeczesała czarne, elegancko przycięte włosy. 

— No, możesz okazać się bardzo przydatna, Jocelyn. 
—  Mów  mi  Joss  —  rozpromieniła  się  dziewczyna.  —  Tak,  właśnie  na  to  liczę.  Prawdę 

mówiąc,  wyjeżdżam  już  dziś  wieczorem,  żeby  trochę  pomóc.  Chcę  wypaść  w  ich  oczach  na 
nieocenioną  pomoc,  gdy  będziemy  tam  w  przyszłym  tygodniu.  Naprawdę  chciałabym  dostać 
pełny etat, kiedy skończy się staż. 

Nie tylko ty, pomyślała Grace i zamarła na myśl o przewadze, jaką miała Jocelyn. Nie tylko 

ty. 

Tylko jedna osoba z całej grupy miała dostać pracę asystenta producenta. Wszystko zależało 

od tego, jak się spiszą, a Grace była zdecydowana dać z siebie wszystko. Naprawdę potrzebowała 
tej pracy. 

 

 
Profesor Gordon Cox wyjął dokument ze swojej skrzynki pocztowej i przejrzał go pobieżnie. 

Zamierzał  dokładnie  wczytać  się  w  harmonogram  KEY  News  później.  Teraz  musiał  zająć  się 
swoimi uczniami. 

Przystanął przed dużym, bogato ozdobionym lustrem, by sprawdzić, jak wygląda. Siwe włosy 

uwydatniały  jego  ciemne  oczy  i  złotą  opaleniznę.  Możliwe,  że  osiwiał  trochę  za  wcześnie,  ale 
ogólnie  prezentował  się  dobrze.  Dystyngowany  i  wytworny  uczony,  atrakcyjny  dla  łatwych  do 
oczarowania studentek. 

background image

Gdyby  tylko  mógł  tak  zaimponować  Agacie  Wagstaff.  Od  momentu  odkrycia  kości  Agatha 

groziła  odcięciem  funduszy  na  renowację  tunelu  niewolników,  gdyby  okazało  się,  że  jest  to 
jednocześnie  grób  jej  siostry.  Wymarzony  przez  siedemnaście  lat  wykładania  na  uniwersytecie 
Salve Regina projekt Gordona miał zostać wstrzymany, a on nic nie mógł na to poradzić. 

Otwarcie  tunelu  Shepherd’s  Point  byłoby  wydarzeniem  historycznym,  a  on,  dusza  całego 

przedsięwzięcia,  zdobyłby  uznanie  w  światku  konserwatorów  zabytków.  Krążyły  pogłoski,  że 
byłby nominowany do Nagrody Stipplewood, ale podejrzewał, że teraz mógł się z nią pożegnać, 
jak i z całym swoim dorobkiem. Agatha była wariatką, zawsze niechętnie nastawioną do otwarcia 
dla  tłumów  jej  drogocennego  tunelu.  Jakie  były  szanse,  że  pozwoliłaby  kontynuować  prace, 
gdyby  naprawdę  ten  tunel  okazał  się  miejscem  spoczynku  jej  siostry  przez  ostanie  czternaście 
lat? 

Myśl,  że  całe  to  planowanie,  podlizywanie  się  Agacie,  atencja  okazywana  jej  siostrzenicy, 

Madeleine,  jej  matce,  Charlotte,  nie  wspominając  już  o  badaniach,  monografiach  i  obiecanych 
wykładach, że to wszystko miało spełznąć na niczym, wpędzała go w głęboką depresję. 

Jednakże  Gordon  nadal  uważał,  że  to  była  jego  wymarzona  praca:  ukazywać  innym  cały 

historyczny i kulturowy splendor, jaki ich otaczał, zaprezentować swoje pasje, ą do tego dostać 
zapłatę za ten przywilej. 

Oczywiście  zapłata  mogłaby  być  lepsza.  Dlatego  zgłaszał  się  zawsze  by  uczyć  podczas 

semestru  letniego.  Nie  planował,  tak  czy  inaczej,  opuszczać  Newport  podczas  sezonu.  Jeśli 
milionerzy  chcieli  wybudować sobie letnie domki  w historycznym  mieście nad morzem,  wcale 
mu to nie przeszkadzało. Czemu miałby wyjeżdżać w najcudowniejszych miesiącach roku? Nie, 
wolał podróżować podczas ferii wiosennych i zimowych. Lipiec i sierpień chciał spędzać właśnie 
tu. 

Tak jak Charlotte Sloane. 
 

*

 

*

 

 
Gordon  nie  zadzwonił  wcześniej,  by  upewnić  sie,  że  może  sprowadzić  grupę  studentów  do 

Shepherd’s  Point.  Nie  chciał  ryzykować,  że  Agama  nie  zgodzi  się  na  udostępnienie  pełnej 
zakamarków  starej  wiktoriańskiej  rezydencji,  zbudowanej  na  hektarach  ziemi  uprawnej  na 
samym krańcu Newport. 

— Trochę dalej — poinstruował kierowcę, gdy ten zwolnił przy bramie. — Jedź prosto, aż do 

chaty. — Gdy furgonetka przetaczała się drogą zniszczoną przez sprzęt do wykopalisk, Gordon 
kontynuował wykład. 

—  Shepherd’s  Point  odegrało  ważną  rolę  w  historii  Afroamerykanów  w  Newport.  Ta 

rezydencja  była  zbudowana  na  miejscu  dawnego  pastwiska.  Pasterz  pomagał  zdesperowanym 
niewolnikom w ucieczce przed panami. Tunel sięgał od małej chaty do oceanu , prowadząc ku 
wolności z Shepherd’s Point. Wiele lat później, gdy potentat srebra, Charles Wagstaff, zbudował 
tu swoją willę, jego dzieci używały chaty jako domku zabaw. Tunel tak zwanego Podziemnego 
Szlaku pozostał nietknięty. 

Wysiadając  z  furgonetki  Gordon  skrzywił  się  z  powodu  bólu  w  kolanie.  Poprowadził 

studentów w stronę zniszczonego domku, kontynuując wywiad. 

— Aż do teraz był tylko jeden taki tunel otwarty dla publiczności. Tamten prowadził do domu 

zdeklarowanego  abolicjonisty,  Henry’ego  Warda  Beechera  w  Peekskill.  Krążyły  pogłoski  o 
tunelu w Shepherd’s Point, mieszkańcy Newport też wspominali o nim, niektórzy podkradali się 
nawet,  żeby  zobaczyć  go  na  własne  oczy.  Historycy  starali  się  przez  wiele  lat  o  pozwolenie 
Agathy  Wagstaff  na  dostęp  do  tunelu  i  wykonanie  podstawowych  prac  konserwatorskich.  W 

background image

pewnym momencie prawie ustąpiła, ale prace nigdy się nie zaczęły. Czternaście lat temu jedyna 
siostra  pani  Wagstaff,  Charlotte  Wagstaff  Sloane,  zniknęła.  Agatha  odcięła  się  od  świata,  a 
projekt konserwacji utknął w martwym punkcie. Shepherd’s Point, jak widzicie, popadł w ruinę. 

Wszyscy przyglądali się szarej rezydencji otoczonej zapuszczonym trawnikiem. 
—  W  końcu  brak  pieniędzy  zmusił  niedawno  Agathę  do  wydania  pozwolenia.  Rada  miasta 

sporządziła umowę, dzięki której  wszystkie zaległości podatkowe Shepherd’ s Point miały  być 
anulowane w zamian za udostępnienie tunelu szerokiej publiczności. 

Dotarli  do  domku.  Żółta  taśma  policyjna  blokowała  wejście,  nikt  go  jednak  nie  pilnował. 

Studenci obserwowali, jak Gordon ściąga taśmę i otwiera drzwi. 

— Czy dobrze robimy, profesorze? — spytał jeden ze studentów. 
— Wszystko w porządku. Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Nie wiem, co będzie teraz z 

tym tunelem, po ostatnim odkryciu, ale chcę, żebyście to zobaczyli. Możemy być jedynymi przez 
bardzo długi czas ludźmi, którzy obejrzą to cudowne historyczne miejsce. 

Pojedynczo weszli przez wąskie drzwi i ścisnęli się w jedynym pomieszczeniu. Jeśli stało tu 

kiedykolwiek łóżko, na którym spał pasterz, albo stolik i małe krzesełka, gdzie córki Wagstaffa 
urządzały sobie herbaciane przyjęcia, już dawno zostały wyniesione. Tylko osmolony kominek, 
w którym leżał jeszcze popiół, świadczył, że kiedyś to miejsce tętniło życiem. 

Ciągle czując ból w kolanie, profesor uklęknął i uniósł drewnianą klapę, odsłaniając wąskie, 

drewniane  schody.  Studenci  pochylili  się,  by  przyjrzeć  się  mrocznemu  przejściu.  Nikt  nie 
zauważył osoby, która stanęła w drzwiach za nimi. 

Przenikliwy głos przeszył zatęchłe powietrze: 
— Wynocha! Wszyscy macie się stąd wynosić! Wynoście się z mojej posiadłości! 
Agatha  Wagstaff,  właścicielka  Shepherd’s  Point,  stała  przed  nimi  z  zaciśniętymi  gniewnie 

ustami i szeroko otwartymi oczami. 

— Aghatho, proszę — błagał Gordon. — Chce tylko pokazać tunel moim studentom. Daj nam 

pięć minut. 

—  Nie,  Gordonie.  Ty  i  twoi  studenci  natychmiast  się  stąd  wynoście  albo  wzywam  policję. 

Charlotte nigdy was tu nie chciała. Nie chciała, by nasz dom stał się atrakcją turystyczną. Nigdy 
nie życzyła sobie, żeby otwarto ten tunel. 

 

 
Po lunchu Grace zebrała się z innymi stażystami w pokoju konferencyjnym, gdzie rozdano im 

podkoszulki.  Z  radością  oglądała  swoją  z  napisem  „KEY  NEWS  —  CALLAHAN” 
wydrukowanym  na  przodzie.  Ale  dreszczyk  przyjemności  szybko  zastąpiło  napięcie,  gdy  do 
pomieszczenia  wszedł  główny  producent  i  zaczął  referować,  czego  będą  od  nich  wymagać 
podczas stażu w Newport. 

—  Jesteście  dyspozycyjni  dwadzieścia  cztery  godziny  na  dobę.  Będą  wam  przydzielone 

pagery  i  w  momencie,  gdy  dostaniecie  wiadomość,  macie  natychmiast  oddzwonić  —  mówił 
niskim  głosem  Linus  Nazareth.  —  Tego  się  od  was  wymaga,  gdy  pracujecie  w  telewizji. 
Wszyscy  pracownicy  to  wiedzą.  A  jeśli  myślicie  o  karierze  w  telewizji,  lepiej  się  do  tego 
przyzwyczajcie.  Nie  przyjmujemy  żadnych  wymówek.  Ani  wspaniałe  randki,  ani  rodzinne 
przyjęcia urodzinowe nie zwalniają was z obowiązków wobec KEY to America. 

background image

—  Jak  dla  mnie,  to  w  porządku,  panie  Nazareth  —  wyrwał  się  jakiś  młody  mężczyzna.  — 

Tego  właśnie  się  spodziewałem.  To  właśnie  interesuje  mnie  w  tej  pracy.  Emocje  i 
nieprzewidywalność. 

Nazareth spojrzał na patykowatego chłopaka opierającego się o ścianę, mierząc go wzrokiem. 
— Każdy początkujący mógłby tak powiedzieć — mruknął. — Jak masz na imię, chłopcze? 
— Sam. Sam Watkins. 
— Jaką szkołę kończyłeś, Sam? 
— Northwestern. 
—  Dobra  szkoła.  Ale  chyba  nie  jesteś  z  Chicago,  prawda?  —  spytał  Linus,  usłyszawszy 

charakterystyczne nosowe brzmienie głosu chłopaka. 

— Nie, jestem z Oklahomy. Dokładnie z Hollis, proszę pana. 
— Jesteś daleko od domu, co? — Linus nie mógł wyjść z podziwu, jak chętnie te dzieciaki 

przybywały z całego kraju, żeby pójść do wakacyjnej pracy, za którą nie dostaną ani grosza, ani 
dachu nad  głową. Nawet nie mają pewności,  czy przedłużą z nimi  współpracę. Słyszał,  że ktoś 
przyjechał nawet z Anglii. 

— Tak, proszę pana. — przytaknął Sam. 
Linus  nie  zadał  sobie  trudu,  by  spytać  go,  gdzie  mieszkał  podczas  pracy  na  Manhattanie. 

Stażyści  sypiali  przeważnie  na  sofach  lub  w  pokojach  gościnnych  u  znajomych  lub  rodziny. 
Czasem  studenci  wynajmowali  pokoje  w  campusie  jednego  z  nowojorskich  uniwersytetów. 
Linusa nie interesowały szczegóły. 

— Więc, tak jak mówiłem, z początku większość młodych dziennikarzy jest w stanie rzucić 

wszystko  i  zająć  się  opracowaniem  materiału,  ale  to  może  szybko  się  skończyć.  —  Przesunął 
wzrokiem po wszystkich w pomieszczeniu. — Nie będę wam tu lukrował rzeczywistości. Lepiej, 
żebyście wiedzieli, co was czeka, jeśli postanowicie tak zarabiać na życie. 

Grace,  słuchając  producenta,  czuła,  jak  żołądek  coraz  bardziej  się  jej  kurczy.  Tego  właśnie 

najbardziej  się  obawiała.  Wiedziała,  że  znienawidziłaby  się,  gdyby  kiedykolwiek  opuściła 
urodziny córki. Lucy była coraz starsza, ale nadal potrzebowała wsparcia i opieki matki podczas 
szkolnych  przedstawień,  wywiadówek,  wizyt  u  lekarza  i  miliona  innych  wydarzeń.  Teraz,  gdy 
wkraczała w wiek dojrzewania, tym bardziej potrzebowała silnej więzi z rodzicami, zwłaszcza że 
jedno z nich postanowiło ją zostawić i wyprowadzić się. Jednak inne kobiety jakoś sobie radziły. 
Udawało się im być dobrymi matkami i zarabiać na życie. Można to jakoś pogodzić, na pewno, 
szczególnie gdy ma się kogoś do pomocy. 

Proszę,  Boże,  spraw,  żeby  tacie  nic  się  nie  przydarzyło,  modliła  się  w  duchu.  Grace  nie 

wiedziałaby, co ma robić, gdyby zabrakło jej wsparcia ze strony ojca. 

 

 
Pół  godziny  przed  zakończeniem  pracy  Grace  uporała  się  wreszcie  z  poszukiwaniami  w 

Internecie. Znalazła kilka świetnych artykułów na temat ozdób z muszli i tatuażu artystycznego. 
Przewijał się między nimi wspólny wątek. Oba zajęcia wymagały pewnej ręki. 

Wydrukowała odpowiednie strony, zaadresowała do B.J. D’Elii w Bellevue Balroom w hotelu 

Viking i przesłała faksem. Dziesięć minut później zatrzeszczał głos interkomu. 

— Grace Callahan, druga linia. 

background image

Jedyne  telefony,  jakie  odbierała  przez  te  parę  tygodni  pracy  w  KEY  News,  były  od  Lucy. 

Dziewczynka żałowała, że matka nie może być w dwóch miejscach naraz — w domu z nią i na 
stażu w mieście. 

— Już wychodzę, kochanie — powiedziała, gdy tylko podniosła słuchawkę. — Będę w domu 

zaraz po szóstej Jeśli zdążę na pociąg. 

Śmiech mężczyzny po drugiej stronie zaskoczył ją. 
— Dobrze, kochanie, w takim razie do zobaczenia. 
— Och, przepraszam. Myślałam, że to moja córka — wyjąkała. — Przepraszam, kto dzwoni? 
— B.J.. Właśnie dostałem materiały, które mi wysłałaś. Dokładnie to, czego potrzebowaliśmy. 

Dzięki. 

— Już dojechałeś? 
— Tak, pociągiem do samego Kingston, a potem taksówką do hotelu. Ładnie tu, spodoba ci 

się. 

— Nie mogę się doczekać — powiedziała zgodnie z prawdą Grace. Nie wyjeżdżała bez Lucy 

od czasu, gdy Frank zabrał ją ze sobą w podróż służbową cztery lata temu. Tych trzech dni na 
pewno nie można było nazwać przyjemnymi. 

—  Wiem,  że  chcesz  już  jechać  do  domu,  ale  zastanawiałem  się,  czy  nie  mogłabyś  jeszcze 

czegoś dla mnie poszukać. 

— Pewnie, strzelaj — odpowiedziała, starając się jednocześnie przypomnieć sobie późniejsze 

pociągi z Penn Station. 

— Świetnie — zaczął B.J. — W lokalnej gazecie jest historia o znalezieniu szkieletu w starym 

tunelu, tutaj, w Shepherd’s Point. Powstały spekulacje, że mogą to być kości niejakiej Charlotte 
Wagstaff Sloane, spadkobierczyni posiadłości, która zaginęła czternaście lat temu. Ale to tylko 
mgliste przypuszczenie. Kiedyś ten tunel był częścią podziemnego szlaku, ale Bóg jeden wie, kto 
mógł  tamtędy  chodzić.  Myślę,  że  ta  cała  historia  ze  zniknięciem  pani  Sloane  i  opowieści  o 
niewolnikach mogą być ciekawym tematem na reportaż, skoro i tak tu będziemy. 

—  Zainteresowałeś  mnie  —  odpowiedziała  Grace.  —  Zaraz  się  tym  zajmę  i  jeszcze  przed 

wyjściem przefaksuję ci, co znalazłam. 

— Wspaniale. A więc do zobaczenia jutro po południu, zgadza się? 
— Tak, do zobaczenia — rzucała. 
Właśnie miała zadzwonić do ojca, gdy do jej biurka podeszła Jocelyn. 
— Musisz zaraz wracać do domu, prawda? — spytała. 
Grace odniosła nieprzyjemne wrażenie, że Joss sprawdza, czy aby nie stara się być w pracy 

bardziej gorliwa niż ona. Nie chciała się bawić w jej gierki. 

— Miałam zamiar, ale B.J. zadzwonił i poprosił mnie, żebym coś dla niego sprawdziła. 
— Tak? A co? 
Co mi zależy? To żaden sekret, pomyślała Grace. 
—  Potrzebuję  informacji  na  temat  starej  sprawy  zaginięcia  pewnej  kobiety  w  Newport. 

Nazywała  się  Charlotte  Wagstaff  Sloane.  Znaleźli  jakieś  ludzkie  szczątki  w  jej  posiadłości  i 
myślą, że to może być ona. 

— W Shepherd’s Point? — Twarz młodszej stażystki rozjaśniła się. 
Grace pokiwała głową. 
— Znasz to miejsce? 
— Tak, znam też rodzinę. Prawdę mówiąc, córka Charlotte, Madeleine, i ja trzymałyśmy się 

razem  w  szkole.  To  dobra  dziewczyna,  ale  zawsze  wyglądała  trochę  dziwnie,  tak  jakby  zaraz 
miała zniknąć, jeśli wiesz, o co mi chodzi. Podejrzewam, że musiała nieźle sfiksować po stracie 
matki. 

background image

Joss skinęła na pożegnanie. 
— Życzę szczęścia w poszukiwaniach i do zobaczenia na 

miejscu. 

Grace  odwróciła  się  do  telefonu  i  wystukała  numer.  Walter  Wiley  odebrał  po  trzecim 

dzwonku. 

— Tato, to ja. Wszystko w porządku? 
— Tak, kochanie, w porządku. Lucy jest na górze i nudzi, żebym jej poczytał. 
— Poczytam jej, jak wrócę do domu. Nie pozwól się jej męczyć. 
Ona dawała się dręczyć w domu. Chciała oszczędzić ojca. Musiał skończyć karierę w firmie 

telefonicznej i przejść na emeryturę z powodu raka prostaty oraz wszczepienia rozrusznika serca 
parę miesięcy temu. Mimo że twierdził, iż jest „zdrowy jak ryba”, Grace podejrzewała, że ojciec 
nie ma już tyle energii co dawniej. Pogodziła się ze śmiercią matki, ale nie mogła znieść myśli, 
że mogłaby stracić i ojca. 

— Wrócę trochę później, dobrze? — spytała. 
— Oczywiście, kochanie. Mam nadzieję, że wychodzisz gdzieś z kolegami z pracy. 
Grace uśmiechnęła się do siebie. Walter zawsze namawiał ją, żeby udzielała się towarzysko. 
—  Nie,  tato.  Tak  naprawdę  to  muszę  nad  czymś  popracować.  Nie  wiem,  ile  czasu  mi  to 

zajmie. Prawdopodobnie z godzinę lub dwie. 

— Nie ma problemu, kochanie. Właśnie przywieźli pizzę, więc nic nam więcej nie trzeba. 
Grace już miała odłożyć słuchawkę, gdy coś sobie przypomniała. 
— Tato, czy przyszedł czek od Franka? 
Alimenty znowu spóźniały się już ponad tydzień. Po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza. 
— Tato? 
— Nie, nic nie przyszło. Jest za to jakiś list od firmy prawniczej z Bostonu. 
Grace zesztywniała. Był to już odruch po ogromnej liczbie listów, które otrzymywała w czasie 

sprawy rozwodowej. Z początku każdy ją zasmucał, pod koniec jednak zaczęły ją denerwować. 
Czy powinna czekać, aż wróci do domu? Nie, staw temu czoła, zdecydowała. 

— Możesz go otworzyć, tato? 
— Poczekaj chwilę. 
Usłyszała, jak Walter odkłada słuchawkę, i wyobraziła sobie, jak idzie do holu i bierze list ze 

sterty  kopert  na  małym  stoliczku.  Sekundy  mijały.  Trochę  za  długo  to  trwało,  ale  w  końcu 
usłyszała, że ojciec podnosi znowu słuchawkę. 

— Grace? 
— Tak? 
— Nie jest dobrze, kochanie — powiedział zduszonym głosem Walter. 
— Co jest? Co piszą? 
—  Frank  zamierza  przejąć  całkowitą  opiekę  nad  Lucy.  Chce,  żeby  mieszkała  z  nim  i  jego 

nową żoną w Massachusetts. 

Grace  znieruchomiała,  nie  wierząc  własnym  uszom.  A  tymczasem  w  domu,  na  szczycie 

schodów przykucnęła mała dziewczynka i podsłuchiwała całą tą rozmowę. 

 

 
Jocelyn wyszła przez ciężkie drzwi obrotowe na zewnątrz. Uderzyło ją gorące powietrze, tak 

różne  od  klimatyzowanego  w  budynku  telewizji.  Stanąwszy  na  chodniku,  zobaczyła  kierowcę 

background image

rodziców,  siedzącego  w  zielonym  mercedesie,  zaparkowanym  na  rogu  Pięćdziesiątej  Siódmej 
Ulicy.  Przeszła  na  drugą  stronę  i  wsiadła  do  samochodu,  nie  czekając,  aż  szofer  otworzy  jej 
drzwi. 

— Dobrze Carl, ruszaj — rzuciła. 
Usadawiając się na wygodnym, skórzanym siedzeniu, zauważyła wiklinowy koszyk. To Rosa 

zapakowała jedzenie na podróż. Schyliła się i otworzyła wieko. W środku była sałatka z kurczaka 
z rodzynkami i orzechami, pojemnik ze świeżym arbuzem i winogronami, jej ulubione ciasteczka 
owsiane i butelka wody mineralnej. Wspaniale, nie musieli się nigdzie zatrzymywać. 

Niestety,  gdy  tylko  skręcili  na autostradę West Side, okazało  się, że popołudniowe korki już 

się  zaczęły,  samochody  poruszały  się  ślimaczym  tempem  w  stronę  Manhattanu.  Zazwyczaj 
trzyipółgodzinna podróż do Rhode Island miała potrwać dłużej niż zwykle. 

Jadąc w dół windą, obmyśliła pewien plan. Porozmawia z Tommym na osobności, gdy tylko 

tam dojedzie. Była prawie pewna, że znajdzie go siedzącego z kolegami w barze Salas. Kiedy się 
nudziła,  albo  chcąc  sprawdzić,  czy  nadal  jej  się  to  udaje,  Joss  wpadała  do  swego  byłego 
chłopaka,  żeby  trochę  z  nim  poflirtować.  Tommy  był  taki  przewidywalny,  chętny  jak  nikt,  by 
znów zdobyć jej względy, spełniać jej zachcianki, a wszystko po to, by do niego wróciła. Nigdy 
nie  pogodził  się  z  faktem,  że  dla  niej  to  był  tylko  letni  flirt.  Był  wysoki,  przystojny  i  strzelał 
najlepiej  z  całej  swojej  grupy  podczas  treningu  policyjnego.  Jednak  dla  Jocelyn  pozostanie  na 
stałe w Newport i ślub z policjantem nie był szczytem marzeń. Na samą myśl o tym dreszcz ją 
przechodził. 

Nie zmieniało to jednak faktu, że ten młody policjant mógłby zdobyć dla niej raporty na temat 

szkieletu znalezionego w starej rezydencji Wagstaffów. Wtedy przypochlebiłaby się szefom KEY 
News i miałaby wymarzoną posadę w kieszeni. 

Nie  było  czasu  do  stracenia.  Jeśli  uda  jej  się  go  przekonać,  żeby  zrobił  to  natychmiast, 

mogłaby je mieć już dziś wieczorem. Znalazła telefon w torbie i wykręciła kierunkowy 401. 

 

 
Gdy  Grace  wreszcie  wróciła  do  domu,  ojciec  spał  na  kanapie  w  pokoju  gościnnym.  Wzięła 

kawałek zimnej pizzy z pudełka i weszła do dużego pokoju. Lucy siedziała przed telewizorem i 
oglądała „Ład i Porządek”. Miała obsesję na punkcie tego programu. Od kiedy zainstalowano w 
domu kablówkę, można było to oglądać bez przerwy, zmieniając tylko co jakiś czas kanały, przez 
co Lucy stanowczo zbyt długo wpatrywała się w ekran. 

— Dlaczego tracisz na to czas, Lucy? — spytała Grace całując córkę w czoło. — Nie chcę, 

żebyś tego oglądała, to za poważne dla ciebie. 

—  Ale  to  jest  fajne,  mamo.  Chcę  wiedzieć,  kto  to  zrobił.  —  Córka  nie  oderwała  nawet  na 

sekundę oczu od telewizora. 

— Przecież to powtórka, pewnie już to oglądałaś. 
— Tak, ale nadal uważam, że to fajne. 
Grace usiadła na kanapie, przeżuwając pizzę, i bezmyślnie wpatrywała się w ekran. Musiała 

zadzwonić do Franka, a wcale nie miała na to ochoty. 

— Jesteś gotowa na jutro, kochanie? — spytała córkę. 
— Tak, mamo. 
— Spakowana? 
— Jeszcze nie. Spakuję się, jak tylko to się skończy. 

background image

Grace nie zamierzała jej suszyć głowy, nie teraz, gdy miała wyjechać na tydzień do Franka i 

cudownej, pięknej, nowej macochy, która, zdawać by się mogło, nie miała nic lepszego do roboty 
niż pielęgnowanie paznokci, zakupy czy ustępowanie Lucy we wszystkim. 

— Dobrze, Lucy — westchnęła, wstając z kanapy. — Pójdę do siebie. 
Zamknęła  za  sobą  drzwi  od  sypialni  i  podeszła  do  telefonu.  Przełknęła  ślinę,  słysząc  po 

drugiej stronie głos byłego męża. 

— Cześć, Frank. Tu Grace. 
— O, witaj. Jak się masz? — powiedział chłodnym, bezosobowym tonem. 
— A jak myślisz, Frank? — Nie czekając na odpowiedź, ciągnęła. — Dostałam dziś list od 

twojego adwokata. 

— Rozumiem. A więc? 
—  Dlaczego  to  robisz?  —  Podniosła  głos.  —  Proszę,  błagam,  nie  rób  mi  tego.  Lucy  nie 

potrzebuje więcej przykrości w życiu. 

— Robię to właśnie z myślą o niej, Grace. — Jego głos był irytująco spokojny. — Będzie dla 

niej lepiej, jeśli zamieszka tutaj z nami. 

— W jaki sposób lepiej? Powiedz mi! — zażądała. — Lucy przyzwyczaiła się już do szkoły w 

Waldwick.  Wreszcie  znalazła  sobie  przyjaciółki.  To  niedobrze  znowu  ją  przenosić.  Już 
wystarczająco dużo przeszła. 

—  Lucy  wkracza  w  wiek  dojrzewania,  to  trudny  okres.  Dzieci  potrzebują  wtedy  mocnego 

oparcia i dobrego wzoru do naśladowania. Rodzice muszą być blisko i poświęcać im dużo uwagi. 

Grace ścisnęła słuchawkę tak mocno, że zbielały jej kostki. Wiedziała, co ją teraz czeka. 
— Jan i ja możemy zapewnić Lucy większą opiekę i stabilność niż ty — ciągnął Frank. 
— Jak śmiesz tak mówić?! — Grace aż się zagotowała. 
— To prawda i dobrze o tym wiesz. 
—  Nic  podobnego,  Frank.  Lucy  ma  bardzo  stabilny  i  kochający  dom.  A  skoro  już  o  tym 

rozmawiamy, to jaki ty dawałeś jej przykład? Ty ze swoimi tak zwanymi kolacjami w interesach 
i służbowymi wyjazdami, które tak naprawdę były odwiedzinami u kochanki? Jakim wzorem do 
naśladowania ty byłeś, co? 

— Gdyby między nami układało się lepiej, nie musiałbym szukać pocieszenia gdzieś indziej. 
— Och, tak, masz rację, biedaku. 
Frank zignorował jej sarkastyczny ton. 
— Słuchaj, Grace. Nie mam ochoty zaczynać wszystkiego od początku. Prawda jest taka, że 

mnie i Jan jest bardzo ze sobą dobrze, niezwykle dobrze. Lucy zobaczy, jak powinno wyglądać 
małżeństwo.  Mamy  teraz  piękny,  nowy  dom  na  przedmieściu,  ze  wspaniałymi  szkołami  w 
okolicy. Jan zrezygnowała z pracy, będzie siedzieć w domu i może opiekować się Lucy. Jak na 
razie mieszkacie u twojego ojca. Ty postanowiłaś podjąć naukę, co się chwali, ale zabiera ci to 
bardzo dużo czasu, a gdy skończysz, podejrzewam, że będziesz chciała pracować na pełny etat i 
Lucy zostanie pod opieką ojca. On już nie jest najmłodszy. Pomijając już nawet to co jest lepsze 
dla Lucy, czy myślisz, że to w porządku wobec niego? 

Grace zadawała sobie to samo pytanie, ale była przekonana, że ojciec bardzo się cieszy, że są 

blisko. Cała ta sytuacja nadała jakby nowy sens jego życiu. Lucy wprowadziła dużo radości w ten 
dom, tak smutny od śmierci matki. 

—  Ojciec  kocha  Lucy  i  dziękuję  Bogu  że  jest  blisko.  Wspaniale  się  rozumieją.  Wiem,  że 

nigdy  nie  żałował,  że  u  niego  mieszkamy.  Lucy  bardzo  dobrze  na  niego  działa,  dostał  jakby 
zastrzyk energii. 

— Może i tak. Ale jego zdrowie nie jest najlepsze, a ja jestem jej ojcem. 

background image

— A ja jej matką i zostanie ze mną — stwierdziła stanowczo Grace, powstrzymując się, by nie 

cisnąć telefonem o podłogę. 

— Dobrze, Grace. Widzę, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Zobaczymy, co postanowi sędzia. 

Będę czekał na Lucy jutro na dworcu. 

 

*

 

*

 

 
I  pomyśleć,  że  ten  bydlak  nawet  nie  chciał  żebym  urodziła  dziecko.  Grace  gotowała  się  ze 

złości,  składając  ubrania  i  dzieląc  je  na  dwie  części.  Na  dodatek  to  okrutne  wyczucie  czasu! 
Frank chce dostać pełną opiekę nad Lucy właśnie teraz, gdy ona ma spędzić dwa tygodnie poza 
domem. Denerwowało ją, że ona tu będzie siedzieć sama, a oni w tym czasie będą przekonywać 
Lucy, jak wspaniale jest mieszkać z nimi. 

Jak  szybko  sprawy  mogą  się  zmieniać.  Jeszcze  wczoraj  dziękowała  Bogu,  że  wyjazd  córki 

pokrywa się z jej pobytem w Newport. Lucy cieszyła się na samą myśl o podróży pociągiem do 
Rhode  Island  z  mamą,  a  potem  samodzielnie  do  Bostonu,  gdzie  Frank  miał  ją  odebrać.  Teraz 
Grace zbierało się na mdłości, gdy wyobraziła sobie, że jej dziecko wyjedzie i będzie siedzieć u 
nich. 

— Lucy — zawołała. — Możesz przynieść walizki z garażu? 
— Dobrze, mamo. 
Chyba coś przeczuwa, pomyślała Grace. Zwykle musiała powtarzać dwa albo trzy razy, zanim 

Lucy zrobiła to, o co ją prosiła. 

— Mam je znieść na dół? 
— Nie, połóż w naszych sypialniach. 
Grace włożyła pranie do dwóch koszy na bieliznę i wniosła je na górę. Gdy weszła do kuchni, 

uderzył  ją  kiepski  stan  tapety.  Przejście  między  jadalnią  a  pokojem  gościnnym  wymagało 
odmalowania  i  wymiany  wykładziny.  Śmieszne,  że  można  przechodzić  obok  różnych  rzeczy 
codziennie i nawet ich nie zauważać. 

Zastanawiała się, jak jest tam, dokąd jedzie Lucy. Grace mogłaby się założyć, że nowy dom 

Franka  ma  pełno  nowoczesnych,  pięknie  połyskujących  sprzętów  i  wypolerowane  blaty  w 
kuchni.  Pewnie  są  też  kilometry  kwadratowe  płytek  ceramicznych  i  świeżych,  drewnianych 
podłóg. Są też zapewne świetliki i jacuzzi, wszystkie nowe mieszkania teraz to mają. Pomyślała o 
różowej  wannie,  w  której  kąpała  się  Lucy.  Jak  wszystko  w  mieszkaniu  ojca,  pochodziła  z  lat 
sześćdziesiątych. Wyszorowana do czysta, ale dawno już nie można jej było nazwać nową, a nie 
była wystarczająco stara, żeby uznać ją za fajną. 

Przestań! Przestań w tej chwili, nakazała sobie. 
Nie  o  to  chodzi,  kto  ma  ładniejszy  dom.  Gdyby  tak  było,  Grace  na  pewno  by  przegrała. 

Najprawdopodobniej nigdy nie będzie w stanie zapewnić Lucy takich warunków jak Frank. Praca 
w telewizji zapewnia co prawda życie w dostatku, ale żaden dziennikarz, z wyjątkiem najbardziej 
cenionych, nie zarabia tyle co bankier. 

Sędzia chyba zrozumie, że nie chodzi tu o standard mieszkania, prawda? Będzie wiedział, że 

najważniejszą  rolę  odgrywa  poczucie  bezpieczeństwa,  miłość  i  opieka.  To  są  rzeczy,  których 
potrzebuje dziecko. 

Czy  Grace  będzie  musiała  konkurować  z  nową  żoną  Franka?  Jeśli  Jan  jest  chętna  zostać 

matką, która siedzi w domu, gdy dziecko wraca ze szkoły, to czy sędzia może stwierdzić, że to 
jest  lepsze  dla  Lucy?  Nie  będzie  chyba  uważał,  że  przebywanie  z  macochą  jest  lepsze  niż  z 
prawdziwą matką, prawda? 

background image

Grace  wiedziała,  że  czasy,  gdy  matki  zawsze  dostawały  dzieci  pod  opiekę,  już  się  prawie 

skończyły,  za  sprawą  ojców  walczących  o  swoje  prawa.  Nikogo  już  nie  dziwiło,  że  to  ojcu 
przyznawano pełną opiekę, jeśli tego wymagało dobro dziecka. 

Oczywiście, że najlepszym wyjściem dla Lucy byłoby zostać tu, gdzie jest, czyli blisko matki. 

To byłoby dla niej najlepsze… prawda? 

 

 
Przed końcem swojej zmiany początkujący policjant Thomas James wszedł szybko do pokoju 

detektywów.  Gdyby  go  przyłapali,  miał  przygotowaną  wymówkę.  Ledwo  kojarzył  sprawę 
Charlotte  Wagstaff  Sloane,  w  końcu  miał  dwanaście  lat,  kiedy  zniknęła.  Jeśli  cokolwiek  by  się 
działo,  dostałby  może  nawet  dodatkowe  punkty  za  swoją  skrupulatność  u  detektywów,  którzy 
niedawno wznowili tę sprawę. 

Znalezienie tego, czego potrzebował, nie zajęło mu zbyt dużo czasu. Podsłuchał, że detektywi 

mieli pamiętnik zaginionej, a raczej ksero stron pokrytych zamaszystym, kobiecym charakterem 
pisma. 

Tommy przeczytał notatkę na pierwszej stronie sterty papierów: „Oryginał zwrócony Agacie 

Wagstaff, siostrze”. 

Wziął  plik  kartek  i  nonszalancko  ruszył  w  kierunku  kserokopiarki.  Gdy  wkładał  je  do 

maszyny, serce zaczęło mu szybciej bić. Wiedział, że to, co robi, jest złe, a z drugiej strony, miał 
za niecałą godzinę spotkać się z Joss. Tak bardzo za nią tęsknił, a ona powiedziała, że cały czas o 
nim myślała. 

Od  chwili  poznania,  w  wakacje  poprzedzające  jej  pójście  do  college’u,  był  nią  zauroczony. 

Wiedział, że to będzie trudna miłość. Pochodził z robotniczej rodziny, musiał ciężko pracować 
przez  całe  studia  na  uniwersytecie  Rhode  Island,  a  jego  największą  ambicją  było  zostać 
detektywem policji w rodzinnym miasteczku. Mimo że był o sześć lat od niej starszy, co bardzo 
wtedy  sprzyjało  ich  grze  miłosnej,  Joss  była  znacznie  bardziej  obyta.  Bywała  w  miejscach,  o 
których dziewczyny z Newport nie miały nawet pojęcia. 

Jednak  jakimś  cudem,  jak  to  określał  Tommy,  Jocelyn  Vickers  spędziła  właśnie  z  nim  to 

niesamowite  lato.  Leżeli  na  plaży,  tańczyli  na  nabrzeżu,  trzymali  się  za  ręce  podczas  długich 
spacerów  przy  księżycu.  Wspomnienie  wieczorów  spędzonych  na  pieszczotach,  kiedy  fale 
roztrzaskiwały się w oddali, nadal było w nim żywe. Czasem nawet o tym śnił. 

Ale lato się skończyło, a Joss wyjechała do college’u. Przez pewien czas dostawał od niej listy 

miłosne i często rozmawiali przez telefon, ale podczas Święta Dziękczynienia powiedziała mu, 
że będzie lepiej, jeśli zostaną przyjaciółmi. Pochłonęło ją życie w wielkim mieście. 

Przez następne lata Tommy miał nadzieję na jej powrót, by ich ścieżki mogły ponownie się 

skrzyżować.  I  rzeczywiście  krzyżowały  się  od  czasu  do  czasu  w  barach  i  klubach  otwartych 
podczas  sezonu  letniego.  Podejrzewał,  że  Joss  się  nim  bawi,  gdy  dąsała  się  podczas  jego 
opowieści o randkach z innymi dziewczynami. Starał się grać luzaka, ale szybko się poddawał i 
wyznawał jej, że, ilekroć spotykał się z inną, zawsze myślał o niej. Ciągle się pocieszał, że Joss 
nigdy nie powiedziała mu wprost, że nie może z nią wiązać żadnych nadziei. 

Włożył ostatnią kartkę do kopiarki. Pokaże Joss, jak bardzo ją kocha. W końcu ryzykował dla 

niej swoją karierę. 

 

background image

 
Choć  oficjalne  wyniki  jeszcze  nie  nadeszły,  nie  było  wątpliwości,  że  szczątki  znalezione  w 

tunelu należały do Charlotte. 

Była zrozpaczona, gdy zgodziła się pójść do domku, by porozmawiać z dala od posiadłości, 

gdzie  mała  Madeleine  nie  mogłaby  ich  podsłuchać.  Podczas  rozmowy  Charlotte  przyjęła 
chusteczkę i otarła nią łzy, ale nic nie mogło jej pocieszyć. 

Gdyby  okazała  więcej  zrozumienia  lub  choćby  zaproponowała  jakiekolwiek  rozwiązanie 

problemu!  Zamiast  tego  szlochała,  wpatrując  się  w  zdjęcie  zrobione  parę  godzin  temu  przed 
klubem  country.  Nie  mogła  skupić  się  na  niczym  innym.  Nie  dostrzegała  wyrazu  oczu  osoby, 
która z nią była. Nie domyślała się, jak bardzo ich rozmowa może rzutować na to, czy jest sens 
dalej żyć. 

Wściekłość  na  myśl  o  zniszczonym  marzeniu  była  zbyt  silna.  Nawet  teraz,  po  czternastu 

latach, trudno było sobie wyobrazić, jaka ślepa furia pchnęła do schwycenia żelaznego narzędzia 
z kominka i uderzenia nim w głowę Charlotte. 

background image

S

OBOTA

,

 

10

 LIPCA

 

 
Minęło dużo czasu, od kiedy dentysta przeszedł na emeryturę, ale zanim zlikwidował gabinet, 

przesłał dokumentację Charlotte Wagstaff Sloane do departamentu policji w Newport. Przez lata 
zdjęcia  rentgenowskie  jej  zębów  pokrywał  kurz  w  kartotece  spraw  niewyjaśnionych.  Ta 
dokumentacja,  która  była  w  posiadaniu  Stanowego  Centrum  Badawczego,  powinna  wystarczyć 
do  identyfikacji  szczątków.  Mimo  to,  na  wszelki  wypadek,  dwudziestoletnia  Madeleine  Sloane 
dała również próbkę swojego DNA. 

Jadąc swoim żółtym mustangiem Ocean Avenue, Madeleine  zdjęła jedną rękę z kierownicy, 

by oderwać opatrunek po pobraniu krwi. Chciała o tym wszystkim zapomnieć. O stracie matki, 
gdy  miała  sześć  lat,  o  mieszkaniu  z  załamanym  ojcem  a  tym  bardziej  o  ciągłych  szeptach  i 
plotkach ludzi wokół niej. 

Niebo  było  czyste,  a  granatowe  wody  Rhode  Island  Sound  błyszczały  w  słońcu.  Na 

horyzoncie białe żagle wydymały się na lekkim wietrze. Po drugiej stronie wielbiciele latawców 
puszczali swoje dzieła w Brenton Point State Park. 

Madeleine  zazdrościła  im.  Jakie  to  uczucie  po  prostu  cieszyć  się  życiem  bez  smutnych 

wspomnień? 

Biorąc  zakręt,  próbowała  sobie  przypomnieć  chwile,  kiedy  nie  czuła  się  rozdarta.  Jak  przez 

mgłę  widziała  swój  pierwszy  dzień  w  zerówce,  matka  trzymała  ja  mocno  za  rękę,  rodzice 
uśmiechali się przejęci tym wydarzeniem. Pamiętała, że po lekcjach po nią przyjechali i zabrali 
na  lody  bananowe  z  bitą  śmietaną  w  La  Forge,  żeby  uczcić  ten  wielki  dzień.  Czuła  się 
wyjątkowa, bezpieczna i bardzo kochana. 

Zanim poszła do pierwszej klasy, wszystko się zmieniło. 
Częste kłótnie rodziców kończyły się tym, że matka płakała, a ojciec szedł do biblioteki, gdzie 

szukał pocieszenia w bursztynowym płynie, wypełniającym kryształową karafkę. 

Nagle, tuż po zakończeniu roku szkolnego, matka zniknęła. Tak po prostu. Było to dzień po 

kolejnej kłótni. 

Czternaście lat. Większość podstawówki, cała szkoła średnia i teraz dwa lata w Salve Regina. 

Madeleine tęskniła za matką. Tłumaczyła sobie, że ona nie mogła tak po prostu jej zostawić. Nie 
dopuszczała do siebie myśli o odejściu matki z własnej woli. Ktoś lub coś musiało ją zabrać. 

A  jeszcze  bardziej  nie  mogła  uwierzyć  w  to,  że  ojciec  mógł  mieć  coś  z  tym  wspólnego. 

Wiedziała,  że  należała  do  mniejszości.  Większość  mieszkańców  Newport  uważała  Olivera 
Sloana za zabójcę żony. 

Zaczęła  się  jesień,  nadszedł  czas  powrotu  do  szkoły.  Drugoklasiści  bez  ogródek  powtarzali 

Madeleine rozmowy zasłyszane podczas rodzinnych obiadów. 

— Twój ojciec nigdy nie kochał twojej matki. 
— Twój ojciec za dużo pije. 
— Twój ojciec zabił twoją matkę. 
Z początku było jej przykro, aż w końcu odwróciła się od wszystkich. Oczywiście oprócz ojca 

i ciotki Agathy. Oboje jej potrzebowali. 

Ale te pogłoski nie pozostały bez echa. Po zniknięciu Charlotte żadne z jej bliskich nie ufało 

sobie nawzajem. 

 

background image

*

 

*

 

 
Kabriolet  skręcił  w  odrapaną  bramę.  Wzdłuż  żwirowej  drogi,  prowadzącej  do  walącej  się, 

dwudziestoośmiopokojowej,  wiktoriańskiej  „chatki”  ciotki  Agathy,  ciągnęły  się  rozrośnięte 
krzewy  róż  i  krzaki,  które  dawno  temu  straciły  swój  pierwotny  kształt  zwierząt.  Madeleine 
naliczyła jedenaście kotów wygrzewających się na zaniedbanym trawniku. 

Parkując samochód, zauważyła Finolę stojącą w drzwiach frontowych. 
— Kto to? — zawołała Finola, mrużąc oczy. 
— To ja, Madeleine. Co tam robisz? Wyglądasz jak pająk czekający na swoją ofiarę. 
— Bronię twojej cioci. Dziennikarze i różni tacy próbują się wedrzeć siłą do środka. 
Madeleine wiedziała, że gospodyni trochę przesadza z tym „wdzieraniem się siłą”, ale czuła 

się  lepiej,  wiedząc,  że  ciotka  ma  się  kim  wyręczyć,  by  trzymać  z  dala  wszystkich  wścibskich 
natrętów. Lokalna gazeta i telewizja próbowały się też dobrać do niej i ojca. 

Finola odsunęła się, żeby Madeleine mogła przejść. Nozdrza dziewczyny rozszerzyły się, gdy 

poczuła smród kocich odchodów, unoszący się z niegdyś miękkiej, kosztownej wykładziny. 

— Twoja ciocia jest w pokoju widokowym — powiedziała gospodyni. 
Postrzępione  zasłony  szczelnie  zakrywały  okna,  nie  pozwalając  choćby  odrobinie  promieni 

słonecznych  przedostać  się  do  środka.  Skwar  w  południe  byłby  nie  do  wytrzymania.  W 
Shepherd’s Point nie było czegoś takiego jak klimatyzacja,  a nawet  gdyby  była, ciotka Agatha 
nie miałaby pieniędzy, żeby jej używać. 

Gdy  oczy  Madeleine  przyzwyczaiły  się  do  ciemności,  dojrzała  drobną  postać  siedzącą  na 

jednej z sof przy kominku. 

— Ciociu Agatho, to ja. — Schyliła się, żeby pocałować jej lepki od potu policzek. 
— Och, Madeleine. Moja Madeleine. Jak się masz, najdroższa?  — Finola, przynieś, proszę, 

Madeleine trochę lemoniady — zawołała, nie czekając na odpowiedź. 

— Nie, dziękuję, ciociu. Nie jestem spragniona. 
— Jesteś pewna? No dobrze. Już nieważne, Finola. — Szponiasta dłoń poklepała zniszczony 

aksamit. — Proszę, usiądź obok mnie. 

Madeleine posłusznie zajęła miejsce. 
— Chcę to znowu zobaczyć. 
— Co zobaczyć, kochanie? — spytała Agatha. 
— Wiesz co. 
— Och, Madeleine, dlaczego tak się tym zadręczasz? — spytała błagalnie starsza kobieta. 
— Proszę, ciociu, muszę to zobaczyć. 
Agatha  wstała  i  powoli  przeszła  wzdłuż  pokoju  do  zabytkowego,  mahoniowego  biurka. 

Wyjęła  klucz  ukryty  pod  blatem  i  włożyła  go  do  mosiężnego  zamka.  Wysunąwszy  dolną 
szufladę, wyjęła pożółkły, oprawiony w skórę dziennik. 

 
Idiotka. Czemu jestem taka naiwna? Ludzie kłamią i oszukują cały czas. Nie mogę pozwolić, 

żeby  trwało  to  choćby  minutę  dłużej.  Zawód  dzisiejszego  wieczora  w  klubie  country  był 
przekroczeniem wszelkich granic. 

 
Pismo  było  zdecydowane  i  wyraźne,  tak  różne  od  młodzieńczych  bazgrołów  w  pozostałej 

części pamiętnika. Charlotte wyciągnęła swój stary pamiętnik, żeby zdjąć z siebie ciężar ostatniej 
nocy swojego życia. 

Madeleine  przeczytała  ostatni  zapis  matki,  tak  jak  robiła  to  setki  razy  wcześniej,  ale  tym 

razem zignorowała wyciągnięte dłonie ciotki. 

background image

— Proszę ciociu Agatho. Chcę go zatrzymać. Nadszedł czas, żeby to załatwić. 
Agatha nie nalegała. 
— Dobrze, kochanie, pewnie masz rację. 
Obie wstały z sofy, wiedząc doskonale, gdzie teraz pójść. Zawsze było tak samo. Weszły po 

szerokich schodach na pierwsze piętro do dawnego pokoju Charlotte. 

Duże  pomieszczenie  było  praktycznie  w  takim  samym  stanie  jak  w  momencie,  gdy 

młodziutka  Charlotte  wyjechała  do  Seaview  jako  mężatka,  by  tam  zacząć  nowe  życie.  Było  to 
dwadzieścia lat temu, a czas i zaniedbanie zrobiły swoje. Żółta narzuta na ciężkim, metalowym 
łóżku była tą samą, w którą wtulała się niegdyś młoda Charlotte. Teraz jednak była wypłowiała i 
pokryta  kocią  sierścią.  Tapeta  w  kwiaty  odpadała,  a  dwa  paski  całkowicie  się  odkleiły.  Smród 
kocich odchodów potęgowały szczelnie zamknięte okna. 

Czerwone  puzderko  z  Limoges  leżało  na  biurku  pod  oknem.  Madeleine  podniosła 

porcelanową  pokrywkę,  doskonale  wiedząc,  co  znajdzie  w  środku.  Zwykła  złota  obrączka, 
symbolizująca związek jej rodziców, leżała samotnie na dnie, tak jak przez ostatnie czternaście 
lat. Zaczęła obracać ją w dłoni, po czym wsunęła sobie na palec. Pamiętała, jak matka zdjęła ją, 
żeby  wmasować  krem  do  rąk  tamtej  nocy.  Ciotka  Agatha  nalegała,  żeby  pozostawić  obrączkę 
tam, gdzie zostawiła ją Charlotte, a ojciec nie miał serca z nią walczyć. 

Madeleine zdjęła obrączkę, gdy usłyszała z oddali dźwięk telefonu. W drzwiach pojawiła się 

Finola. 

— Policja dzwoni, panno Agatho. 
Przez sekundę stały jak sparaliżowane, wiedząc, że to prawdopodobnie ostateczne wieści, na 

które czekały tak długo. Obrączka wypadła z ręki Madeleine. Schyliła się, by ją podnieść. 

— Ja odbiorę, ciociu Agatho. 
 

10 

 
Gdy tylko krewni zostali poinformowani, wydano oficjalne oświadczenie. 
 
„Biuro  Stanowego  Centrum  Badawczego,  wraz  z  Departamentem  Stanowym  Rhode  Island, 

podaje co następuje: 

Szczątki  szkieletu  znalezione  w  Shepherd’s  Point  w  ubiegłym  tygodniu  zostały  ostatecznie 

zidentyfikowane,  na  podstawie  porównania  uzębienia,  komputerowego  nałożenia  twarzy  z 
czaszką, danych antropologicznych i znaków szczególnych, jako należące do Charlotte Wagstaff 
Sloane,  białej  kobiety,  urodzonej  w  Newport,  Rhode  Island.  Pani  Sloane  miała  28  lat,  gdy 
czternaście lat temu zgłoszono jej zaginięcie. 

Pani  Sloane  padła  ofiarą  zabójstwa.  Żadne  dodatkowe  informacje  nie  zostaną  podane. 

Śledztwo w tej sprawie trwa.” 

 

11 

 
„Seawolf’  był  oczkiem  w  głowie  Gordona  Coxa  i  świetnym  sposobem  na  zaimponowanie 

kobietom. Nazwał tak łódź na cześć ojca, którego nigdy nie znał. Zaraz po ślubie w 1944 ojciec 
Gordona  wstąpił  do  marynarki  i  parę  miesięcy  później  zaginął  na  morzu  razem  z 

background image

siedemdziesięcioma dziewięcioma marynarzami na pokładzie USS „Seawolf”, jednego z okrętów 
podwodnych Stanów Zjednoczonych podczas drugiej wojny światowej. 

Siwe  włosy  Gordona  i  szeleszczący,  biały  żagiel  statku  powiewały  na  porannym  wietrze. 

„Seawolf  wchodził  w  zakręt,  gdzie  zatoka  Narragansett  spotykała  się  z  przystanią  Newport  w 
Shepherd’s  Point.  Profesor  Cox  wskazał  podupadającą  wiktoriańską  posiadłość  na  wzgórzu 
kobiecie, która była jednocześnie jego uczennicą i towarzyszką. 

— To tam, Judy. Shepherd’s Point z innego punktu widzenia. 
Ładna,  rudowłosa  studentka  poprawiła  daszek  bejzbolówki  tak,  by  chronił  jej  jasną  skórę 

twarzy przed ostrym słońcem. 

— Wygląda dużo lepiej z takiej odległości — powiedziała, mrużąc oczy. — Wczoraj z bliska 

robiło dosyć smutne wrażenie. Kiedyś musiało tu być pięknie, ale teraz to przygnębiający widok. 
Mam nadzieję, że ktoś z workami pieniędzy kupi to i odrestauruje. 

— Właśnie to jest potrzebne — powiedział Gordon. — Bardzo dużo worków z pieniędzmi. 
—  Myślisz,  że  Agatha  Wagstaff  sprzeda  posiadłość?  —  spytała  Judy,  grzebiąc  w  torbie  w 

poszukiwaniu kremu z filtrem przeciwsłonecznym. 

— Wątpię. Agacie bardzo zależy, żeby przekazać wszystko — siostrzenicy — odpowiedział. 

—  Ale  nie  zdziwiłbym  się,  gdyby  Madeleine  Sloane  zaraz  potem  sprzedała  Shepherd’s  Point. 
Nawet  gdyby było  ją stać na jego utrzymanie, myślę, że nie chciałaby zachować tego miejsca, 
zwłaszcza jeśli kości znalezione w tunelu naprawdę okażą się szczątkami jej matki. Judy bacznie 
wpatrywała się w nabrzeże. 

— Gdzie jest tunel? Nie widzę go. 
Gordon wykonał odpowiednie manewry, by podprowadzić „Seawolfa” bliżej zatoki. Robił to 

już wielokrotnie. Gdy ukazała im się mroczna, zabita deskami dziura, znowu wstąpiła w niego 
nadzieja. Może odnalezienie szczątków Charlotte sprawi, że odnowienie tunelu okaże się jeszczą 
ważniejszym przedsięwzięciem. W końcu, jeśli podziemny szlak nie zainteresował ludzi, to może 
fascynacja Amerykanów zabójstwami w wyższych sferach zadziała. 

 

12 

 
Minuty dzieliły je od przybycia na stację Kingston. Grace była coraz bardziej zdenerwowana. 
— Jak tylko usiądziesz na swoim miejscu, z nikim nie rozmawiaj, kochanie — przestrzegała 

córkę. 

— Wiem, mamo, wiem. — Lucy westchnęła zirytowana.— Nie jestem już dzieckiem. 
— Jesteś moim dzieckiem i jeszcze raz powtarzam: nie rozmawiaj z nieznajomymi. 
— Nie będę. 
Grace popatrzyła z czułością na piegi na nosie Lucy, i na ciemne rzęsy, osłaniające jej wielkie, 

brązowe oczy. Aparat na zębach miał być zdjęty w przyszłym roku, a pod koszulką już zaczynało 
się zaokrąglać. Jej córeczka dorastała. 

Czas mijał tak szybko, a Grace z trudem przypomniała sobie, jak wyglądało jej życie, zanim 

Lucy  przyszła  na  świat.  Córka  była  dla  niej  najważniejsza  przez  jedną  trzecią  jej  życia. 
Oczywiście głównym celem było wychowanie jej na samodzielną dziewczynę, ale ciężko było ją 
wypuścić  spod  opiekuńczych  skrzydeł,  nawet  stopniowo.  Nie  mogła  sobie  wyobrazić,  jak 
wyglądałoby jej życie bez Lucy. 

Upłynie  jeszcze  przynajmniej  siedem  lat,  zanim  córka  wyjedzie  do  college’u.  Siedem  lat  to 

bardzo  dużo.  Niestety,  jeśli  Frank  wygra  rozprawę  i  Lucy  z  nim  zamieszka,  Grace  zostanie 

background image

pozbawiona nawet  tego. Wizyty w weekend i  parę wspólnych tygodni  w wakacje lub  ferie nie 
wystarczą. Wierzchem dłoni wytarła łzy z kącików oczu. 

— Och, mamo, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. 
—  Wiem,  kochanie,  wiem.  —  Grace  pocałowała  czubek  głowy  córki,  wdychając  znajomy, 

słodki zapach szamponu. — Ośmieszam się tylko. 

Pociąg zwolnił. Grace zdjęła walizkę z półki. 
— Masz pieniądze, które ci dałam, prawda? A komórkę? Pamiętasz numer tatusia? 
Lucy  kiwnęła  głową  zadowolona.  Błagała  o  komórkę  już  od  dawna.  Mama  pożyczyła  jej 

swoją na podróż, a to już jakiś początek. 

— Tak, mam wszystko — zapewniła. 
— Może znajdziesz coś, co mogłabyś podarować dziadkowi, jak wrócisz? 
— Pewnie. Tata powiedział, że będziemy dużo zwiedzać. Wybiorę coś ładnego dla dziadka. 
— Dobra dziewczynka. 
Pociąg zatrzymał się i nadszedł czas, żeby wysiąść. 
— Baw się dobrze. Tatuś będzie na ciebie czekał na stacji. 
— Nie martw się, poradzę sobie. 
— Wiem, Lucy. Pa pa, kochanie. Kocham cię. 
— Ja też cię kocham, mamo. 
Dziewczynka wstała i Grace mocno ją przytuliła. To jednak dziecko, pomyślała, schodząc na 

peron naprzeciwko dworca. Lucy była nadal jej małą dziewczynką, a Frank nie mógł jej odebrać. 

Ale  czy  powinna  dawać  Frankowi  taką  broń?  Czy  dobrym  pomysłem  jest  gonić  za  swoim 

marzeniem, zadbać o karierę w takim momencie? 

Wsiadając  do  taksówki,  Grace  zdała  sobie  sprawę,  że  znajduje  się  na  jednym  z  życiowych 

rozdroży. Mogła zrezygnować ze stażu, zdecydować się na  coś mniej  wymagającego i  stałego. 
Coś, do czego Frank nie mógłby mieć zastrzeżeń. Albo mogła brnąć naprzód, nie pozwalając mu 
dyktować, jak powinno wyglądać jej życie zawodowe. 

Kiedy dotarła do gigantycznego przęsła mostu Newport, wiedziała, co ma robić. Wpatrywała 

się w łódki pływające po całej zatoce Narragansett, zdecydowana iść dalej, musiała być fair  w 
stosunku do samej siebie. W końcu właśnie taki przykład chciała dać córce. 

 

13 

 
Taksówka  skręciła  na  podjazd  hotelu  Viking.  Goście  zażywali  kąpieli  słonecznej,  rozłożeni 

wygodnie w białych, drewnianych fotelach bujanych na werandzie przed wielkim, kolonialnym 
budynkiem z cegły. Grace dowiedziała się, że hotel został wybudowany w latach dwudziestych, 
by goście mieszkańców posiadłości mieli gdzie się zatrzymać. Oczami wyobraźni widziała tych 
dobrze sytuowanych ludzi. Uśmiechnęła się z uznaniem, patrząc na różowe i fioletowe petunie, 
złote hibiskusy i wesołe stokrotki w donicach pod oknami. 

Główny hol olśniewał bielą, a całości dopełniały oryginalne żyrandole i wyszukany wystrój. 

Wspaniałe,  mosiężne  skrzynki  na  listy  stały  po  obu  stronach  windy.  Grace  ruszyła  prosto  do 
recepcji, żeby się zameldować. 

Recepcjonista w uniformie wyciągnął kartkę papieru z jej nazwiskiem. 
— Ma pani wiadomość, pani Callahan. 

background image

Grace przeczytała wiadomość i posmutniała. Nie będzie mogla iść prosto do swojego pokoju, 

żeby  się  odświeżyć.  B.J.  wzywają  od  razu  do  apartamentu  przeznaczonego  dla  pracowników 
wiadomości. 

— Jak dojść do Bellevue Ballroom? — spytała. 
— Zaraz za zakrętem w lewo — poinformował recepcjonista. 
— Dziękuję. — Grace skinęła głową i ruszyła, ciągnąc za sobą walizkę. 
—  Ktoś  zaniesie  pani  walizkę  do  pokoju,  jeśli  sobie  pani  tego  życzy  —  zaproponował 

recepcjonista. 

— Byłabym wdzięczna, dziękuję. 
Odetchnęła głęboko przed wejściem na salę. Wykwintny apartament, w którym odbywały się 

spotkania biznesowe, bankiety i wesela, zmieniono na pomieszczenie biurowe dla zespołu KEY 
to  America.  Na  długich  stołach  znajdowały  się  komputery,  telefony,  sprzęt  do  nagrań,  faksy  i 
kopiarki. Wzdłuż ściany biegły kilometry kabli, które przesyłały informacje do Nowego Jorku, a 
potem  w  ułamku  sekundy  do  reszty  Stanów  Zjednoczonych.  Grace  zauważyła  B.J.  przy  stole 
bufetowym w głębi pokoju i w tym samym momencie on także ją zobaczył. 

— Chodź do nas! — zawołał, machając do niej ręką. 
Rzuciła okiem na tace pełne kanapek, ciastek i owoców. 
—  Cieszę  się,  że  już  jesteś.  Gdybyś  zjawiła  się  później,  musiałbym  pojechać  bez  ciebie  — 

powiedział.  —  Pomyślałem,  że  chciałabyś  mi  towarzyszyć.  Jadę  sprawdzić,  czy  udało  się 
nakręcić  parę  zdjęć  w  Shepherd’s  Point,  a  jeśli  nam  się  poszczęści,  ktoś  zamieni  z  nami  parę 
słów. Weź sobie coś do jedzenia, zjesz po drodze. 

Grace  zawinęła  w  papierową  chusteczkę  kanapkę  z  tuńczykiem,  chwyciła  w  biegu  butelkę 

wody i pospieszyła za B.J. 

—  Właśnie  dostaliśmy  wiadomość,  że  karta  dentystyczna  potwierdza  tożsamość  osoby 

znalezionej w tym starym tunelu jako Charlotte Sloane — rzucił B.J. przez ramię, idąc w stronę 
samochodu. 

 

14 

 
Zoe  Quigley  obserwowała  Grace  wychodzącą  z  tym  wysokim,  przystojnym  producentem. 

Zwracali się do niego B.J. Gdyby Zoe była typem hazardzistki, postawiłaby wszystkie pieniądze 
na to, że nie chodzi mu tylko o jej umysł. 

Nie rezygnowałam z wakacji i nie przejechałam dla czegoś takiego, pomyślała. 
Żaden z producentów KTA nie zwrócił się do Zoe z czymś ważnym. Kserowanie i odbieranie 

telefonów  to  szczyt  obowiązków,  jakie  jej  powierzali  w  studiu  w  Nowym  Jorku.  Jak  na  razie 
zdawało się, że tak samo będzie w Newport. 

Zaraz będą chcieli, żeby latała z kawą dla nich. 
Zoe podjęła decyzję. Nie zrezygnuje i dostanie w końcu tę pracę w KEY News. Kiedy wróci 

do  Anglii,  będzie  to  atut  przy  szukaniu  zajęcia  na  miejscu.  To  osiągnięcie  w  Stanach  i  cały 
materiał, który zdobyła na własną rękę, pomogą jej zdobyć jakieś stanowisko w BBC. 

Czas  na  Rhode  Island  można  było  wykorzystać  na  pokazanie  wszechobecnego  zła,  którym 

przeniknięty  był  amerykański  handel  niewolnikami.  W  wolnym  czasie  Zoe  zamierzała 
udokumentować walkę czarnych o wolność w tak zwanym kraju swobód. Chciała skupić się w 
szczególności na jednej osobie, niewolnicy o imieniu Mariah. 

background image

Wiedziała, że sprostanie tym dwóm zadaniom nie będzie proste, ale wiedziała także, że sobie 

poradzi. Szczyciła się swoją postawą, wiedząc, jak wygląda prawda — w Ameryce czarnoskóry 
przeważnie musi się bardziej starać. 

W Anglii kolor skóry nie był istotny. Człowieka określała klasa, jaką prezentował, a nie rasa. 

Kiedy  ktoś  otwierał  usta,  inni  go  sytuowali  społecznie.  Odpowiedni  akcent,  status  społeczny  i 
edukacja otwierały drzwi. Możliwe, że na swój sposób to też była dyskryminacja. Ale to, jak ktoś 
się wysławiał, ciężką pracą można było zmienić, a koloru skóry nie. 

 

15 

 
Mój  Boże,  ludzie  naprawdę  tak  mieszkali?  Grace  była  zafascynowana  dziełami  sztuki 

architektonicznej,  które  mijali,  jadąc  Bellevue  Avenue.  To  było  nieprawdopodobne,  wszędzie 
posiadłości,  jedna  za  drugą,  każda  inna,  każda  zbudowana  z  ogromną  dbałością  o  najmniejsze 
szczegóły.  To  nie  mogły  być  Stany  Zjednoczone.  Jadąc  tędy,  miało  się  wrażenie,  że  człowiek 
znajduje  się  gdzieś  w  Europie.  Antyczna  Grecja,  starożytny  Rzym,  Włochy  doby  renesansu, 
Paryż Burbonów, było tu wszystko. Ponownie starała się wyobrazić sobie, jakie to musiało być 
uczucie  mieszkać  w  Pozłacanej  Erze

*

,  gdy  pięknie  zdobione  powozy  przejeżdżały  wzdłuż 

Bellevue Avenue. 

Oczywiście trzeba było mieć cały zastęp pokojówek, ogrodników, kamerdynerów, kucharzy, 

praczek, stajennych i innych, żeby wszystko działało jak należy. Ale kiedy zarabiało się miliony 
dolarów  na  kolei,  ropie  naftowej,  węglu,  tytoniu,  handlu  morskim,  bankowości  czy 
nieruchomościach i nie trzeba było płacić podatku, można było pozwolić sobie na takie wydatki. 

Ale  czasy  się  zmieniły,  a  wraz  z  nimi  koszty  zatrudnienia  i  podatki.  Nawet  najbogatsze 

rodziny dochodziły do  wniosku, że nie mogą sobie pozwolić na utrzymanie takich posiadłości. 
Oddanie  ich  pod  opiekę  Towarzystwa  Konserwacji  Zabytków  w  Newport  było  najlepszym 
wyjściem.  Teraz  stowarzyszenie  zajmowało  się  tymi  bezcennymi  obiektami,  udostępniało  je 
zwiedzającym i wynajmowało na specjalne okazje. 

Grace  wiedziała  z  materiałów,  które  przeczytała,  że  turystyka  uratowała  Newport,  którego 

bogactwa  odpłynęły  w  niepamięć  wraz  z  dwiema  wojnami  światowymi.  Kiedy  zaczęła  tam 
stacjonować  jednostka  marynarki  wojennej,  wszystko  stało  się  jednakowe,  a  centrum  miasta 
wypełniło  się  pubami  i  tanimi  sklepikami  obsługującymi  wojskowych.  Newport,  oprócz 
produkcji  torped  na  Goat  Island,  nie  miało  żadnego  przemysłu.  Dopiero  w  latach 
sześćdziesiątych zostało odkryte na nowo dzięki znanemu obecnie na całym świecie festiwalowi 
jazzowemu i częstym letnim wizytom rodziny Kennedych. To właśnie wtedy Newport zapewniło 
sobie byt dzięki turystyce. 

B.J.  skręcił  w  Ocean  Avenue,  przejeżdżając  obok  ekskluzywnego  klubu  „Bailey’s  Beach”  i 

stosunkowo  nowych  domów  na  Rhode  Island  Sound.  Widok  Shepherd’s  Point  świadczył,  że 
Towarzystwo  Konserwacji  Zabytków  nie  było  w  stanie  zająć  się  rezydencją  Agathy  Wagstaff. 
Położona  na  „wzgórzu,  wyglądała  jak  ze  starego,  gotyckiego  obrazu  —  mroczna,  zarośnięta 
bluszczem i zdziczałą wistarią. 

Osobnik ubrany w ciemnozielone spodnie, koszulę z długim rękawem i słomkowy kapelusz z 

szerokim rondem kosił wysoką, wyschniętą trawę przy ogrodzeniu. 

                                                 

*

  Pozłacana  Era  (1866–1900)  —  okres  w  historii  USA  charakteryzujący  się  intensywnym  rozwojem 

gospodarczym i wzrostem liczby ludności (przyp. red.). 

background image

—  Stary,  odpuść  sobie,  to  nic  nie  da  —  mruknął  B.J.,  skręcając  na  podjazd.  Zgasił  silnik  i 

oboje wysiedli. 

— Przepraszam pana — powiedział, podchodząc do mężczyzny. — Jesteśmy z KEY News. 
Gdy mężczyzna opuścił kosę, Grace zauważyła, że jest stary albo przynajmniej tak wyglądał. 

Siwe włosy wystawały spod postrzępionego kapelusza, a opalona twarz była pomarszczona jak u 
kogoś, kto spędził wiele lat pod gołym niebem. Wyraz twarzy był daleki od przyjacielskiego. 

— Chcielibyśmy zrobić parę zdjęć domu, i jesteśmy ciekawi czy jest ktoś, z kim moglibyśmy 

porozmawiać. 

Sękata dłoń złapała uchwyt kosy i Grace miała przez sekundę wrażenie, że starzec zamierza 

zaatakować. Instynktownie cofnęła się trochę, czując woń alkoholu bijącą od mężczyzny. 

—  To  wolny  kraj,  przynajmniej  tak  mówią,  —  powiedział.  —  Ale  to  tutaj  jest  własnością 

prywatną. Możecie robić sobie zdjęcia z drogi, ale nie postawicie nogi na ziemi pani Wagstaff. 

— A czy pan mógłby z nami porozmawiać? — spróbował B.J. 
— Wątpię, a o czym? — odparł mężczyzna z szyderczym uśmiechem. 
Doskonale wie o czym, pomyślała Grace. 
— O Charlotte Wagstaff Sloane — powiedział B J. — Słyszał pan, że dziś rano potwierdzono, 

że to jej szczątki znaleziono w tunelu? 

Mężczyzna zgarbił się. 
— Nie, nie słyszałem — wymamrotał zmienionym głosem. 
Grace pomyślała, że intuicja ją zawiodła. Ten starszy facet był najwyraźniej wstrząśnięty. To 

okropne uczucie przekazywać komuś złe wieści, wypełniając obowiązki dziennikarza. Pomyślała 
przelotnie  o  rodzinach,  które  dowiedziały  się  o  śmierci  synów  i  córek  w  wojsku  z  telewizji, 
zanim jeszcze kapelan przyszedł ich o tym powiadomić. 

— Przepraszam, panie… Jak pan nazywa? — spytał B.J. 
— Dugan. Terence Dugan. 
— Pracuje pan dla panny Wagstaff, panie Dugan? — spytał B J. 
— Jestem tu ogrodnikiem od czterdziestu dwóch lat. Pamiętam jak pani Charlotte się urodziła. 

Takie piękne dziecko. — Oczy zaszły mu łzami. 

Grace obserwowała, jak B.J. delikatnie prowadzi rozmowę. 
— Bardzo nam przykro, panie Dugan. Musiał pan być bardzo przywiązany do Charlotte. 
Staruszek wyciągnął przybrudzoną chusteczkę z tylniej kieszeni i otarł oczy. 
—  Panna  Agatha  będzie  załamana,  jak  się  dowie.  Wiecie,  tak  naprawdę  to  ona  wychowała 

pannę  Charlotte.  Ich  matka  była  bardzo  słaba,  kiedy  dziecko  się  urodziło,  a  potem  zmarła,  jak 
panna Charlotte miała zaledwie parę tygodni. Wszyscy mówili, że była za stara, żeby ją urodzić. 
Panna  Agatha  miała  już  wtedy  dwadzieścia  lat,  wyobrażacie  sobie?  —  Nie  czekając  na 
odpowiedź  ciągnął  dalej:  —  Pan  Charles  umarł  dwa  lata  później.  Tak  więc,  bez  matki  i  ojca, 
panna Agatha poświęciła swoje życie wychowaniu panny Charlotte. 

— To musiały być męczarnie dla panny Agathy, nie wiedzieć przez tyle lat, co stało się z jej 

siostrą. 

—  To  jeszcze  nic.  Musiała  żyć  tyle  lat,  wiedząc,  że  to  pewnie  ten  nicpoń  Oliver  Sloane 

zamordował jej siostrę. 

—  Wystarczy,  Terence!  —  z  drugiej  strony  bramy  dał  się  słyszeć  kobiecy  głos.  —  Lepiej, 

żebyś przestał gadać. 

 

*

 

*

 

 

background image

Madeleine  Sloane  prowadziła  ich  przez  wysoką  trawę  do  domku  na  wzgórzu.  B.J.  niósł 

kamerę i torbę ze sprzętem, a Grace trójnóg. 

—  Nie  mogę  pozwolić,  żeby  to  dłużej  trwało  —  powiedziała  Madeleine  z  determinacją  w 

głosie. — Nadszedł czas, żeby ustalić wszystkie fakty. 

— Może porozmawiamy najpierw z panią? — zasugerował B.J. Był podniecony perspektywą 

rozmowy  z  córką  Charlotte  Wagstaff  Sloane,  wiedząc,  że  ten  unikalny  wywiad  był  dużo 
ważniejszy niż zdjęcia posiadłości i tunelu. Nie chciał dać jej czasu na zastanowienie się. 

— Dobrze — powiedziała Madeleine. — Gdzie pan chce to zrobić? 
B.J. rzucił okiem dokoła, szukając miejsca z najlepszym światłem. Letnie słońce było wysoko, 

Madeleine  musiałaby  mocno  mrużyć  oczy,  gdyby  kręcili  na  otwartej  przestrzeni.  Zacieniony 
kawałek pod dębem przy domku zdawał się odpowiedni. Było tak jasno, że nawet pod gałęziami 
drzewa będzie wystarczająco dużo światła. 

Gdy ustawiał kamerę na trójnogu i podłączał mikrofon, Grace stała obok Madeleine i czekała. 
— Bardzo mi przykro z powodu pani matki — odezwała się. 
— Dziękuję. 
Zapanowała kłopotliwa cisza. Grace spojrzała w dół i zobaczyła mały ciemny tatuaż na stopie 

Madeleine. Świadoma tego dziewczyna przekręciła stopę, by Grace mogła go lepiej zobaczyć. 

—  Wątpię,  by  spodobał  się  mojej  matce,  ale  właściwie  zrobiłam  go  sobie  z  myślą  o  niej. 

Chciałam,  żeby  mi  ją  przypominał.  Nie  pamiętam  zbyt  wiele,  miałam  zaledwie  sześć  lat,  gdy 
zaginęła,  ale  pamiętam  jak  mówiła:  Madeleine,  pamiętaj,  żeby  zacząć  od  dobrej  nogi,  a  dalej 
wszystko pójdzie gładko. Więc wytatuowałam sobie tego anioła na prawej stopie, żeby o niej nie 
zapomnieć. Nazywała mnie zawsze swoim aniołkiem. 

— To prześliczna historia — powiedziała Grace, uśmiechając się smutno. — Moja matka też 

tak do mnie mówiła. 

Madeleine przyjrzała się jej uważnie. 
— Twoja matka też nie żyje? 
— Tak, zmarła sześć lat temu. 
Ale  przynajmniej  była  przy  mnie,  gdy  dorastałam,  pomyślała  Grace.  Była  ze  mną,  gdy 

skończyłam  szkołę,  na  moim  ślubie  i  gdy  urodziła  się  Lucy.  Towarzyszyła  mi  we  wszystkich 
punktach zwrotnych mojego życia. 

Mimo  że tęskniła za matką każdego dnia, pragnąc z nią porozmawiać i  opowiedzieć, co się 

dzieje w jej życiu, o Franku i sprawie opieki nad Lucy, uznała, że miała szczęście, mając ją przy 
sobie  tak  długo.  Myśl  o  dojrzewaniu  bez  matki  była  przygnębiająca,  ale  takie  właśnie  były 
przeżycia dziewczyny stojącej obok niej. 

— Mnie też jest przykro z powodu twojej matki. Wybacz, nie pamiętam twojego imienia. 
— Grace. Grace Callahan. 
— A możesz powiedzieć jeszcze raz, kim jesteś w KEY News? 
— Właściwie to stażystką. 
Madeleine spojrzała na nią podejrzliwie. 
— Wiem, wyglądam za staro jak na stażystkę — przyznała Grace. — To długa historia. Mam 

nadzieję, że dostanę stałą pracę po zakończeniu stażu, ale konkurencja jest duża. Inni stażyści też 
na to liczą. 

B.J. skończył ustawiać sprzęt. Trzymał maleńki, czarny mikrofon przed Madeleine. 
—  Proszę  stanąć  tutaj,  a  ja  zadam  pani  parę  pytań  zza  kamery.  Grace,  stań  za  mną  z  lewej 

strony. Panno Sloane, gdyby mogła pani patrzeć na Grace, odpowiadając na pytania, to byłoby 
świetnie. Będzie to wyglądać lepiej, jeśli nie będzie się pani wpatrywać w kamerę. 

— Możesz mi mówić Madeleine. 

background image

Podłączyła mikrofon zgodnie z instrukcjami B.J. i włożyła kabel pod koszulkę. Grace zajęła 

swoją pozycję. 

— Gotowe? 
Madeleine przytaknęła. 
— Dobrze. 
B.J. skupił się na miniaturowej Madeleine Sloane na maleńkim monitorze przyczepionym do 

kamery.  Jej  krótkie  blond  włosy  rozwiewała  lekka  bryza  znad  zatoki.  Dziewczyna  wykręcała 
delikatne dłonie złączone w mocny uścisku. W tle widać było pień dębu. 

— Madeleine, jak i kiedy dowiedziałaś się, że zidentyfikowano szczątki twojej matki? 
Dziewczyna odchrząknęła. 
— Byłam tutaj, odwiedzałam ciotkę Agathę, kiedy dostałyśmy tę wiadomość telefonicznie. To 

było dosłownie na chwilę przed spotkaniem was przy bramie. 

— Jaka była twoja reakcja? 
Madeleine zadrżały kąciki ust, pokręciła głową. Grace zawsze nienawidziła, gdy reporterzy w 

telewizji podsuwali mikrofony ofiarom i pytali, jak czują się po tragedii, która się wydarzyła. A 
jak  mają  się  czuć,  na  Boga?  Ale  jakimś  cudem,  tak  jak  Madeleine  teraz,  pogrążeni  w  smutku 
często byli w stanie odpowiedzieć. 

—  Szczerze?  Ulżyło  mi.  Myślałam  często  o  tym,  co  mogło  się  dziać  z  moją  matką  przez 

ostatnie czternaście lat.  Nigdy nie byłam  pewna, czy żyje, czy nie. Ta niepewność była nie do 
wytrzymania. Teraz przynajmniej wiem, że odeszła. Może to ułatwi wiele spraw. 

B.J. włączył wyższy bieg. 
— Czy policja powiedziała, jak przebiega śledztwo? 
— Nie, a ja ich nie pytałam — odpowiedziała szorstko. 
— Wydajesz się zdenerwowana. 
—  A  ty  byś  nie  był,  gdyby  twoja  matka  leżała  martwa  przez  czternaście  lat  w  pobliskim 

tunelu,  a  lokalna  policja  nigdy  jej  nie  znalazła?  —  Nie  czekała  na  odpowiedź.  —  Przez  ich 
niekompetencję  mój  ojciec  był  niesprawiedliwie  oskarżany  przez  te  wszystkie  lata.  Jego  życie 
było piekłem na ziemi, każdy szeptał o tym, co zrobił z matką. 

—  Z  całym  szacunkiem,  Madeleine,  ale  fakt,  że  szczątki  twojej  matki  zostały  znalezione  w 

tunelu, nie świadczy o niewinności twojego ojca. 

— Ja wiem, że tego nie zrobił. Zawsze wiedziałam, że nie mógłby jej skrzywdzić, bardzo ją 

kochał. Gdyby policja znalazła moja matkę wcześniej, mogliby znaleźć więcej poszlak i odkryć 
prawdziwego zabójcę. Powiem wam jedno, mój ojciec nie zabił mojej matki, tego jestem pewna. 

B.J. oderwał wzrok od podglądu kamery i spojrzał najpierw na Grace, a potem na Madeleine. 
— Kogo podejrzewasz o zabójstwo matki? 

Dziewczyna zawahała się. Miała wrażenie, że odpowiedź na to pytanie jest na wyciągnięcie ręki. 
To było denerwujące, że nie może wyjawić nazwiska zabójcy matki. Ale nie mogła, przynajmniej 
jeszcze nie teraz. 

— To wszystko, co mam do powiedzenia w tym momencie — oświadczyła. — Teraz proszę 

zrobić  resztę  zdjęć,  jeśli  chcecie,  najszybciej  jak  to  możliwe,  a  potem  odejdźcie.  Jeśli  ciotka 
Agatha was tu zobaczy, wpadnie w szał. 

—  Rozumiemy  —  powiedział  B.J.,  wyłączając  kamerę.  —  Możemy  prosić  o  dziesięć, 

piętnaście minut? 

—  Dobrze,  ale  nie  więcej  —  zgodziła  się  Madeleine.  —  Muszę  jechać  do  domu,  pobyć  z 

ojcem. 

 

background image

16 

 
W radiu aż huczało od wiadomości o odkryciu w tunelu. Osoba, która jako ostatnia widziała 

Charlotte żywą, nie była wcale zdziwiona, że ten dzień w końcu nastąpił. Tak naprawdę mogło to 
się  stać  w  każdej  chwili.  Zawsze  jednak  była  nadzieja,  że  dojdzie  do  tego,  gdy  już  wszyscy 
związani z tą sprawą umrą. 

Odkopanie  szczątków  Charlotty  wiązało  się  z  ujawnieniem  krwawych  okoliczności  jej 

śmierci, a do tego nie należało dopuścić. Niepokoiła chusteczka pozostawiona w kieszeni sukni, 
gdzie  Charlotte  włożyła  ją  po  wytarciu  łez.  Na  szczęście  przynajmniej  fotografia  nie  została 
odnaleziona. 

W  najważniejszej  chwili  zdjęcie,  nad  którym  rozmyślała,  zostało  upuszczone  na  jej  ciało  w 

tunelu. Gdy nadszedł czas spokojnej oceny sytuacji, myśl o pozostawionym na widoku narzędziu 
zbrodni  wymusiła  następną  nocną  wizytę  w  domku.  Żelazna  łopatka  do  kominka  została 
dokładnie wyczyszczona i zakopana w ścianie tunelu razem z ciałem, ale fotografii już nie było. 

Ktoś musiał być tam wcześniej. 
Początkowa panika szybko przerodziła się w swego rodzaju ulgę. Jak długo znaleziony portfel 

mógł służyć do szantażu, wplątującego niewinnego właściciela w całą sprawę, można było być 
wystarczająco spokojnym, że zdjęcie pozostanie ukryte. 

Czternaście  lat  temu  został  wysłany  list,  ostrzegający  intruza  o  możliwości  wykorzystania 

portfela  jako  dowodu  stwierdzającego  jego  pobyt  w  domku  owej  pamiętnej  nocy.  Mężczyzna 
musiał  być  za  głupi,  lub  zbyt  przestraszony,  żeby  zdać  sobie  sprawę,  iż  zdjęcie  może zdradzić 
sprawcę śmierci Charlotte. 

Byli w sytuacji patowej. Z jednej strony zabójca, w którego posiadaniu był portfel, z drugiej 

właściciel  owego  portfela,  który  miał  zdjęcie.  Obaj  zachowali  dyskrecję,  nie  chcąc  popaść  w 
kłopoty. Ważne było, by sprawy pozostały bez zmian. 

Na  sali  sądowej  fotografia  mogłaby  doprowadzić  bezpośrednio  do  osoby,  która  zabiła 

Charlotte. 

 

17 

 
Ogrodem  powinien  się  zająć  architekt  zieleni,  ale  Elsa  wolała  to  zrobić  sama.  Lubiła  też 

przynosić  jedzenie,  które  wabiło  różne  ptaki,  a  czasami  nawet  bażanty,  na  jej  podwórko  za 
domem.  Właśnie  wsypywała  nasiona  do  karmnika,  gdy  zadzwonił  telefon.  Przebiegła  przez 
starannie przystrzyżony trawnik do patio, i podniosła słuchawkę. 

— Słucham — wysapała. 
— Witaj Elsa, tu Oliver. 
Serce  jej  podskoczyło,  jak  zawsze  przez  te  wszystkie  lata,  na  dźwięk  jego  głosu.  Przez 

większość dorosłego życia kochała go bez ograniczeń. 

—  Mam  wiadomości.  Szczątki  znalezione  w  tunelu  na  pewno  należą  do  Charlotte.  Karta 

dentystyczna to potwierdziła. 

—  Tak  mi  przykro,  mój  drogi.  Wiem,  że  było  to  bardzo  trudne  przeżycie  dla  ciebie  i 

Madeleine,  dla  nas  wszystkich.  Ale,  Oliverze,  przynajmniej  teraz  wiemy  na  pewno.  Najgorszą 
była ta niewiedza, co się z nią stało. 

— Tak, i jeszcze fakt, że całe to cholerne miasto myślało, że ja ją zabiłem. 

background image

Elsa słyszała nutę cynizmu w jego gładkim barytonie. Cierpiała wraz z nim. 
—  Ja  nigdy,  nawet  przez  chwilę,  nie  myślałam,  że  miałeś  cokolwiek  wspólnego  ze 

zniknięciem Charlotte. Wierzyłam w twoją niewinność całą duszą i sercem, wiesz przecież. 

—  Byłaś  jedyna.  Ty  i  Madeleine.  Najlepsza  przyjaciółka  i  córka  Charlotte  są  jedynymi 

osobami, które były przy mnie. Cała reszta w Newport traktowała mnie jak zbrodniarza. 

— Teraz to może się zmienić, Oliverze. 
— Dlaczego? Mają tylko ciało, a raczej to, co z niego zostało. Nie mają zabójcy. 
Elsa wiedziała, że Oliwier ma rację. Ta straszna męczarnia miała się nie skończyć, póki nie 

poznają zabójcy Charlotte. 

Bardzo kochała Olivera, a to uczucie pogłębiały długie lata obserwowania, jak cierpi, i własna 

bezradność.  Elsa  miała  nadzieję,  że  z  upływem  czasu  zapomni  o  żonie,  albo  wyzwoli  się  od 
wspomnień  i  będą  mogli  być  razem.  Ale  ciągle  nękały  go  wyrzuty  sumienia  z  powodu 
obojętności  wobec  Charlotte  w  miesiącach  poprzedzających  jej  zniknięcie  i  kłótni,  która 
wybuchła,  gdy  po  raz  ostatni  się  widzieli.  Przez  ostatnie  czternaście  lat  zwierzał  się  z  tego 
wszystkiego Elsie podczas rozmów mocno zakrapianych whisky. 

—  Gdybym  tylko  bardziej  uważał  —  powtarzał  teraz.  —  Czego  ja  się  spodziewałem?  Że 

Charlotte  nie  dowie  się  o  mojej  niewierności?  Ależ  byłem  głupi!  Oddałbym  wszystko,  żeby 
cofnąć czas. 

Elsa starała się podtrzymać go na duchu. 
—  To  już  skończone,  kochanie.  Musisz  patrzeć  w  przyszłość,  wystarczająco  dużo  czasu 

straciłeś. Musisz zacząć żyć na nowo, zostało jeszcze wiele dobrych lat, dla ciebie i dla nas. 

—  Proszę,  Elso,  nie  zaczynaj  znowu.  Ty  wiesz  najlepiej  ze  wszystkich,  jak  bardzo  się 

modliłem, żeby Charlotte kiedyś do mnie wróciła. To był cud, że w ogóle z nią byłem.  Gdyby 
Agatha się nie włączyła, w życiu bym jej nie zdobył. Nigdy ci niczego nie obiecywałem. Może 
popełniłem trochę błędów po drodze, ale moje serce zawsze należało do Charlotte. 

—  Ale  ona  już  nie  wróci.  Możemy  teraz  być  razem,  możemy  się  pobrać.  Teraz  oficjalnie 

jesteś wdowcem. 

Sekundę potem pożałowała tych słów. Może Oliver nie miał żony przez czternaście lat, ale to i 

tak nie był dobry moment, żeby nakłaniać go do następnego małżeństwa. Tyle że ona tak bardzo 
chciała  zostać  panią  Sloane.  Mimo,  że  żadna  z  kobiet  w  mieście  nie  zgodziłaby  się  na  taki 
związek,  Elsa  Gravell  nie  wyobrażała  sobie  kogoś  innego  w  roli  męża,  zrezygnowała  z 
dochowania  się  własnych  dzieci,  wierząc,  że  jej  szczęście  było  nierozerwalnie  związane  z 
Oliverem Sloane. 

—  Właśnie  się  dowiedziałem,  że  moja  żona  z  całą  pewnością  nie  żyje.  Pozwól  mi  ją 

opłakiwać — rzucił Oliver i odłożył słuchawkę. 

Elsa zaklęła pod nosem. Teraz raczej nie było szans, że Oliver pójdzie z nią na przyjęcie do 

Vickersów  dziś  wieczorem.  Wiedziała,  że  nie  było  sensu  nawet  poruszać  tego  tematu.  Była 
przynajmniej pewna, że wybierze się z nią, tak jak było zaplanowane, na Ball Bleu w The Elms 
w  środę.  W  tym  roku  przewodziła  temu  przedsięwzięciu  i  pragnęła  mieć  Olivera  przy  sobie, 
mimo  potwierdzenia  śmierci  Charlotte.  Prawdę  mówiąc,  musiał  uczestniczyć  ze  względu  na 
pamięć żony, tak jak co roku od dnia jej zniknięcia. Charlotte i Elsa współorganizowały pierwszą 
zbiórkę  pieniędzy  dla  ptaków  zagrożonych  wyginięciem  z  Rhode  Island  czternaście  lat  temu. 
Cudownie  było  patrzeć,  jak  fundacja  rośnie  w  siłę,  a  Oliver  mężnie  przychodził  co  roku, 
kontynuując dzieło żony, nie przejmując się szeptami i lodowatymi spojrzeniami. 

Nie powinna go jednak  tak naciskać. Szczególnie teraz, gdy mogą wreszcie zostać mężem i 

żoną.  Tak,  była  najlepszą  przyjaciółką  Charlotte,  razem  dorastały  i  razem  poszły  do  szkoły. 
Charlotte zawsze była lubiana i towarzyska, Elsa bardziej skryta i zatopiona w książkach. Była 

background image

druhną na ślubie Charlotte i matką chrzestną jej córki. Łączyła ich wyjątkowa miłość do ptaków. 
Spędzały  dużo  czasu  na  podróżach  i  potrafiły  wyczekiwać  godzinami,  by  choćby  w  przelocie 
zobaczyć  jakiś  rzadki  okaz.  Ale  jej  przywiązanie  do  Charlotte  zanikało  przez  te  lata.  Kochała 
Ołivera i była zdecydowana go zdobyć, nieważne, jak długo miałoby to trwać. 

 

18 

 
Grace  i  BJ.  wrócili  do  pokoju  służbowego  w  hotelu.  Starszy  producent  KTA,  Dominick 

O’Donnell, patrzył na nich znad okularów, gdy B J. opowiadał mu o osiągnięciach w Shepherd’s 
Point. 

—  Wywiad  z  Charlotte  Sloane  może  być  sensacją  —  przyznał  —  ale  będziesz  potrzebował 

czegoś więcej, żeby zrobić z tego aferę na skalę krajową. To może być duża sprawa lokalna, ale 
będziemy  musieli  ją  bardziej  nagłośnić,  jeśli  ma  zainteresować  opinię  publiczną  w  całych 
Stanach.  Wstrzymaj  się  na  razie  z  tą  taśmą  i  zobaczymy  co  z  tego  wyniknie.  B.J.  postanowił 
walczyć o czas antenowy. 

— Ależ Dom, identyfikacja szczątków Charlotte Sloane i nagranie ze starego tunelu, którym 

uciekali niewolnicy wystarczy, żeby zmontować naprawdę dobry materiał. 

Dominick rzucił okiem na monitor na biurku. 
— Słuchaj B.J., masz zaplanowane programy na każdy dzień tego tygodnia, a ja jeszcze nie 

zobaczyłem materiału, za który jesteś odpowiedzialny. Jak ci idzie? 

— Nie martw się, Dom, wszystko jest pod kontrolą — zapewnił go B.J. 
—  Jeśli  to  skończysz  i  nadal  będziesz  miał  trochę  czasu,  żeby  wymyślić  coś  ciekawego  o 

sprawie  Sloane,  to  dobrze.  Ale,  powtarzam,  potrzebujemy  więcej  informacji.  Musisz  zdobyć 
opinie  ludzi,  którzy  ją  znali.  Pierwszy,  kto  przychodzi  mi  na  myśl,  to  jej  mąż.  Porozmawiaj  z 
innymi ludźmi w mieście, którzy ją znali, albo pamiętają jej zaginięcie. No i oczywiście musisz 
zasięgnąć informacji od policji. 

B.J. wiedział, kiedy się wycofać. 
— Dobrze, Dom, wrócimy do tego, jak będę miał więcej materiału. 
 

*

 

*

 

 
Po  szybkim  telefonie  do  Massachusetts,  żeby  upewnić  się,  że  Lucy  dojechała  bezpieczne, 

Grace  odniosła  wrażenie,  że  inni  stażyści  patrzą  się  na  nią,  jak  stoi  z  B.J.  przy  stanowisku 
producenta. Była rozdarta między satysfakcją, że B.J. wielkodusznie włączają do swoich zajęć, a 
uczuciem  wyobcowania.  To  współzawodnictwo  o  jedyne  stanowisko  asystenta  producenta  nie 
było niczym dobrym. Każdy, kto wysforuje się naprzód, musi liczyć się z niechęcią pozostałych, 
świadomy, że zmniejsza ich szanse na pracę. Ale przynajmniej jedna stażystka była jej życzliwa 
— Joss Vickers podeszła do biurka i oznajmiła: 

—  Moi  rodzice  urządzają  piknik  z  pieczonymi  owocami  morza  dziś  wieczorem  i  wszyscy 

pracownicy KTA są zaproszeni. 

— Naprawdę? Brzmi świetnie — powiedział Dominick. — Nigdy nie byłem na czymś takim. 
— Ja też nie, — rzekł B.J. — Chętnie się wybiorę. 
Grace  patrzyła,  jak  producenci  zapisują  adres  Vickersów.  Nie,  akurat  o  uczucia  Joss  nie 

musiała się martwić, ona doskonale wiedziała, na czym to wszystko polega. 

 

background image

19 

 
Po  przeżyciach  tego  dnia  nie  miał  najmniejszej  ochoty  iść  na  imprezę  do  Vickersów.  Z 

powodu  na  nowo  rozgorzałej  sprawy  Charlotte  Sloane  detektyw  Al  Manzorella  był 
podekscytowany i wykończony zarazem. 

Westchnął, zmieniając koszulę. Wreszcie znaleźli ciało. Przez czternaście lat był przekonany, 

że Charlotte nie żyje, ale aż do dzisiaj nie mieli całkowitej pewności. To odkrycie nie było jednak 
wystarczającym  dowodem,  by  obciążyć  winą  skruszonego  męża,  czy  kogokolwiek  innego. 
Oprócz  łopatki  do  kominka,  jedynymi  dowodami  w  sprawie  był  jej  pamiętnik,  kolczyk  i 
wyjątkowo  dobrze  zachowana  jedwabna  chusteczka,  znaleziona  w  kieszeni  sukni.  Powód  dla 
którego Charlotte, po opuszczeniu klubu country, zamiast do domu rodzinnego w Seaview poszła 
do Shepherd’s Point, pozostał nieznany. 

— Jesteś gotowy, kochanie? 
Seanna  stała  w  holu  prowadzącym  do  sypialni,  ubrana  w  nową  suknię.  Była  podniecona 

zaproszeniem na piknik organizowany przez bogatych „ludzi przyjeżdżających na lato.” Poznała 
Vanessę  Vickers,  gdy  ta  przyszła  do  sklepu  z  antykami,  gdzie  Seanna  pracowała.  Zaczęły 
rozmawiać i Vanessa, po wydaniu ogromnej sumy, wspaniałomyślnie zaprosiła ją i jej męża na 
przyjęcie. 

— Już idę — rzucił. 
Nie  mógł  się  przełamać,  żeby  powiedzieć  żonie,  co  o  tym  wszystkim  myśli.  Seanna  nie 

zaznała zbyt dużo luksusu w życiu, a on nie czuł się z tą świadomością zbyt dobrze. Zasługiwała 
na więcej, niż mógł jej dać. Nigdy nie narzekała na jego długie godziny pracy ani na pensję, która 
nie  była  wystarczająco  duża,  żeby  mogli  pozwolić  sobie  na  porządne  wakacje  lub  kupno 
większego domu. 

— Chcesz jechać twoim samochodem czy moim? 
— Jedźmy twoim — odpowiedział, przeczesując gęste, czarne włosy. 
Pomyślał, że może będzie tam przyjemnie, choć raczej w to wątpił. Z drugiej strony może to 

nie  będzie  całkowita  strata  czasu.  Nigdy  nie  wiadomo,  jakie  informacje  można  usłyszeć  przy 
okazji takiego spotkania. 

 

20 

 
Przygotowania do pikniku zaczęły się wcześnie  rano,  gdy Mickey wysłał  swoją ekipę, żeby 

zebrała  świeże  wodorosty.  Ten  wyjątkowy  gatunek  był  używany  przy  tradycyjnym  sposobie 
przyrządzania owoców morza na ognisku. 

Poukładane  na  przemian  warstwy  drewna  i  kamieni  należało  rozgrzać  do  wysokiej 

temperatury,  a  następnie  pozostawić,  aż  ogień  wygaśnie.  Na  rozżarzone  węgle  i  kamienie 
układano  potem  warstwę  wilgotnych  wodorostów,  by  słona  woda,  zamieniając  się  w  parę, 
przydawała smaku duszącym się w niej owocom morza. 

To wszystko przygotowano wiele godzin przed przybyciem pierwszego gościa. Mickey Hager 

był pedantyczny i bardzo dumny ze swojej pracy jako szef kuchni. Był tak dobry w tym, co robił, 
że Seasons Clambakes miało zarezerwowane terminy na całą jesień, a nawet na część wiosny i 
lata.  Imprezy  odbywały  się  na  plaży,  w  domach  lub  wielu  innych  malowniczych  okolicach 
Newport. Seasons Clambakes gwarantowało wspaniałe chwile, a klienci byli skłonni sporo za to 

background image

zapłacić.  Państwo  Vickers  należeli  do  stałych  klientów,  a  Mickey  znał  ich  posiadłość  bardzo 
dobrze.  Odnowiony  budynek,  niegdyś  powozownia  jednej  z  najbogatszych  rodzin  w  Newport, 
został  przekształcony  w  dom  z  wszelkimi  wygodami.  Mimo  że  dom  Vickersów  nie  był  tak 
wykwintny jak rezydencje na Bellevue Avenue, miał wiele urządzeń, których tamte „domki” nie 
miały.  Klimatyzacja,  telewizja  satelitarna  i  zamrażarka,  która  na  zawołanie  wyrzucała  lód  z 
otworu  w  drzwiach  sprawiły,  że  życie  w  dwudziestym  pierwszym  wieku  stało  się  dużo 
wygodniejsze  niż  kiedyś.  Mickey  uwijał  się  jak  w  ukropie.  Kiedy  skończył  przyjrzał  się  z 
nieukrywaną satysfakcją swemu dziełu. 

— Cześć, Mickey — usłyszał nagle dźwięczny głos. 
Odwrócił się i zobaczył Joss Vickers. Miała na sobie obcisłą, czarną koszulkę i białe szorty, 

które  na  pewno  nie  przeszłyby  przez  surowy  regulamin  klubu  country.  Jej  opalone  nogi  były 
niczego sobie. Ależ z niej ślicznotka, pomyślał. 

Była  również  flirciarką.  Mickey  często  widział,  jak  kokietowała  nastolatków,  a  także 

przyjaciół swoich rodziców. Miała swego rodzaju władzę, i delektowała się tym, co mogła dzięki 
niej zrobić. 

Ilekroć ją widział, przed oczami stawała mu scena, gdy po raz pierwszy ją zobaczył. Były to 

szóste urodziny Madeleine Sloane, a przyjęcie odbywało się przy basenie klubu country. Joss już 
wtedy,  o  dziwo,  emanowała  seksualnością.  Sześciolatka  miała  na  sobie  jednoczęściowy  strój 
kąpielowy w panterkę. Jej nogi były już lekko ukształtowane i jędrne, a spojrzenie znaczące. Gdy 
podawał  jej lemoniadę i  ciasto czekoladowe, czuł  zażenowanie, że osiemnastoletni chłopak ma 
takie  myśli  w  stosunku  do  małej  dziewczynki.  Teraz  jego  policzki  stały  się  gorące  na  to 
wspomnienie. 

— Cześć — odpowiedział, uważając, by nie zwrócić się do niej po imieniu. 
Bez względu na wszystko była jego pracodawczynią. Nie czułby się zręcznie, mówiąc jej po 

imieniu, mimo że nie zamierzał zwracać się do niej panno Vickers. Potarł czoło, wdzięczny za 
gorąco buchające z ogniska, które poniekąd wyjaśniało jego rumieńce. 

—  Najwyraźniej  wszystko  jest  przygotowane  —  powiedziała  Joss,  rzucając  okiem  na 

palenisko. 

— Zgadza się. Mamy wszystko pod kontrolą. To będzie udane przyjęcie. 
Joss uśmiechnęła się, mrużąc oczy. 
—  To  świetnie,  Mickey,  bo  to  dla  mnie  ważne,  by  wszyscy  się  tu  dobrze  bawili.  Oprócz 

naszych  przyjaciół  z  Newport  będzie  sporo  ludzi  z  KEY  News  i  chciałabym  wywrzeć  na  nich 
wrażenie. 

 

21 

 
Walizka  leżała  otwarta  na  łóżku.  Grace  przejrzała  już  jej  zawartość,  stwierdzając,  że  nie 

spakowała się zbyt dobrze, a raczej że nie miała lepszych rzeczy do zabrania. 

Teraz,  gdy  weszła  do  świata  ludzi  pracujących,  musiała  zacząć  zwracać  większą  uwagę  na 

swoją garderobę. Zauważyła, że większość w głównej siedzibie KEY News nie była ubrana zbyt 
oficjalnie, ale miała własny styl. Tu, w Newport, producenci, pisarze czy reżyserzy zdawali się 
zwolennikami Ralpha Laurena — spodnie khaki, białe bluzki lub koszulki, i swetry przewiązane 
w pasie lub zarzucone na ramiona. Zauważyła także sporo dżinsowych kurtek zawieszonych na 
oparciach krzeseł w pokoju redaktorskim. 

background image

Wyjęła kilka par luźnych, lnianych spodni, które okazały się mocno pogniecione. Zajrzała do 

szafy. Świetnie, jest deska do prasowania, ale nie ma żelazka. 

Nie  była  pewna,  czy  jej  strój  będzie  odpowiedni  na  taki  piknik.  Chciała  zajrzeć  do  sklepu 

Gapa i kupić coś w kolorze khaki, ale B.J. zaproponował, że ją podwiezie, i mieli się spotkać w 
holu  za dwadzieścia minut.  Podeszła do stolika przy łóżku, podniosła słuchawkę i  spytała, czy 
może prosić o żelazko. 

 

*

 

*

 

 
— Izzie, możesz zanieść żelazko do dwieście jeden? 
Jaki  miała wybór? To nie była prośba, tylko  rozkaz od zarządzającej.  Wiedziała, że kobieta 

próbuje ją przyłapać na jakichkolwiek oznakach obijania się. 

— Oczywiście, Eileen, zaraz to zrobię. 
Czekając na windę, podniosła parę razy żelazko, jak gdyby był to ciężarek. Nadal starała się 

odzyskać  pełnię  sił.  Od  operacji  było  jej  bardzo  trudno  wykonywać  tę  jakże  ciężką  pracę. 
Ścielenia łóżek, opróżniania koszy  na śmieci,  sprzątania toalet  i szorowania wanien w żadnym 
wypadku nie można było nazwać przyjemnym, a po operacji raka piersi i rehabilitacji stało się to 
prawie  niemożliwe.  Izzie  nie  wiedziała,  jak  długo  jeszcze  wytrzyma.  Wracała  codziennie  do 
domu wyczerpana i od razu padała na łóżko. 

Wysiadając  z  windy  na  drugim  piętrze,  poczuła  lekkie  zawroty  głowy.  Zaczęła  mówić  do 

siebie, co zdarzało jej się dość często od śmierci Padraica: Możesz to zrobić, kochana. Poradzisz 
sobie. 

Doszła do drzwi pokoju i zapukała. 
— Chwileczkę — odezwał się ktoś ze środka. 
Zanim drzwi się otworzyły, Izzie osunęła się na podłogę. 
— O mój Boże, nic pani nie jest? — Grace przykucnęła przy sprzątaczce. — Proszę poczekać, 

zadzwonię po pomoc. 

— Nie, proszę, — kobieta była zadziwiająco stanowcza. 
— To jak pani pomóc? Może szklankę wody? 
Trzymając  się  futryny,  kobieta  powoli  zaczęła  wstawać,  rozglądając  się  ukradkiem  po 

korytarzu. 

— Nie chciałabym, żeby ktoś mnie zobaczył w takim stanie  — wyjaśniła. — Czy będzie to 

wielki problem, jeśli wejdę na chwilę do środka? 

Grace nie miała w zwyczaju wpuszczać obcych ludzi do swojego pokoju, ale w zmęczonym 

wyrazie twarzy tej kobiety było coś, co nie pozwoliła jej odmówić. Podprowadziła ją do kanapy, 
po czym przyniosła z łazienki szklankę wody. 

— Proszę — powiedziała. 
Gdy  kobieta  piła,  Grace  zauważyła  krótkie,  cienkie,  siwe  włosy.  Rozpoznała  nowe  odrosty. 

Tak samo wyglądały włosy jej matki, gdy odrastały po chemioterapii. 

— Jestem Grace Callahan. 
— Izzie O’Malley — odpowiedziała miłym głosem kobieta. 
— Proszę, Izzie, pozwól mi zadzwonić do recepcji, żeby przysłali kogoś, by się panią zajął. 
— Nie, dziękuję, ale to nie jest dobry pomysł. Nie chcę, żeby pomyśleli, że nie jestem już w 

stanie wykonywać swojej pracy. 

Grace pokiwała głową ze zrozumieniem. 
— Dobrze, ale może mogłabym  zadzwonić do kogoś bliskiego lub  rodziny, żeby panią stąd 

odebrali. 

background image

Izzie pokręciła głową. 
—  Nie,  dziękuję,  wystarczy,  jeśli  będę  mogła  tu  jeszcze  chwilę  posiedzieć.  —  Spojrzała  na 

lniane spodnie leżące na łóżku. — Proszę sobie nie przeszkadzać, ja za sekundę pójdę. 

Grace zerknęła na zegarek na szafce nocnej. B.J. pewnie już na nią czeka na dole. Włączyła 

żelazko. 

— Jest pani tutaj z ludźmi z KEY News? — spytała Izzie, dostrzegłszy logo na torbie stojącej 

na krześle. 

— Tak. 
— To musi być ekscytujące. 
—  Zobaczymy,  na  razie  to  moje  pierwsze  zadanie  i  dopiero  muszę  się  sprawdzić.  Jestem 

trochę podenerwowana. Bardzo chciałabym zaimponować szefom. 

Grace  stwierdziła,  że  nie  ma  potrzeby  opowiadać  jej  o  uwarunkowaniach  stażu.  Wiedziała 

natomiast, że Izzie doskonale zna sytuację, gdy trzeba zadowolić pracodawcę. 

Gdy zaczęła prasować, Izzie wstała z kanapy. 
— Czuję się już lepiej — oznajmiła. 
— Jest pani pewna? Może mogłabym podrzucić panią do domu? 
— Nie, dziękuje, i tak już zrobiła pani bardzo dużo. Dziękuję bardzo. 
Idąc powoli  korytarzem  do windy, rzeczywiście  czuła się lepiej.  Było  paru dobrych ludzi,  a 

Grace Callahan do nich należała. Izzie miała nadzieję, że powiedzie jej się w pracy. 

Wracając do domu, obmyśliła wstępny plan. Jeśli zdecyduje się wyjawić publicznie to, co wie, 

Grace Callahan będzie wiedziała o całej sprawie pierwsza. 

Dobry uczynek musi być nagrodzony. 
 

22 

 
Było  jeszcze  jasno.  Do  zachodu  słońca  pozostały  co  najmniej  dwie  godziny.  Długie  stoły 

nakryte  obrusami  w  czerwono–białą  kratę  i  obwieszone  czerwonymi  i  niebieskimi  balonami 
świadczyły, że państwo Vickers są przygotowani przyjąć ponad setkę gości. Stoły ustawiono w 
środkowej  części  ogrodu.  Wydymający  się  biały  namiot  osłaniał  przenośny  parkiet  naprzeciw 
przygotowującego  się  do  występu  zespołu.  W  głębi  posiadłości  znajdowały  się  stanowiska 
malarza twarzy, żonglera, wróżki, a nawet tatuażu henną. 

— Rany! — wykrzyknął B.J., wchodząc z Grace do ogrodu. — To jest coś. 
— Cóż, to jeszcze nic. Musisz kiedyś przyjść do mnie na przyjęcie  —  zażartowała. — Mój 

ojciec smaży jednego nędznego hot doga na maleńkim grillu. 

B.J. uśmiechnął się, a w jego brązowych oczach błysnęło rozbawienie. 
— Chodź, napijemy się czegoś. 
Grace nie rozpoznawała większości osób, które mijali, idąc do baru. 
— Nie wszyscy ludzie są z KEY News, prawda? — spytała. 
B.J. pokręcił głową. 
—  Nie,  większości  z  nich  nigdy  nie  widziałem  na  oczy.  Joss  powiedziała,  że  jej  rodzice 

urządzają przyjęcie dla przyjaciół, więc zasugerowała, że mogłaby także zaprosić pracowników 
KTA. 

To musi być miłe, pomyślała Grace, pociągając łyk lodowatego piwa, i rozglądając się wokół. 

To  jest  miłe  mieć  tyle  pieniędzy,  by  dopisać  w  ostatniej  chwili  dodatkowe  czterdzieści  lub 
pięćdziesiąt osób do listy gości i nie liczyć się z kosztami. 

background image

—  Grace,  nie  chce  żebyś  uważała,  że  myślę  tylko  o  pracy,  ale  moglibyśmy  tu  trochę 

powęszyć. Może jest tu  ktoś,  kto  pomógłby nam w gromadzeniu  materiału  o Charlotte Sloane. 
Wiesz, to, o czym mówił Dominick — ludzie, którzy byli wtedy w Newport, lub ci, co ją znali. 

— Zabrałeś kamerę? 
—  Tak,  jest  w  bagażniku,  ale  nie  myślałem  o  kręceniu  czegokolwiek.  Chodzi  mi  raczej  o 

wybadanie i może umówienie się z kimś na późniejszą rozmowę przed kamerą. 

Grace  pokiwała  głową,  dając  do  zrozumienia,  że  jest  zainteresowana,  choć  tak  naprawdę 

wolałaby się zrelaksować. To był trudny dzień — wstała wcześnie, żeby złapać poranny pociąg, 
potem  denerwowała  się  wyjazdem  Lucy  do  ojca  i  macochy.  Nie  miała  chwili  odpoczynku  od 
momentu  przyjazdu  i  wizja  odreagowania  tego  wszystkiego  dziś  wieczorem  wydawała  się 
nęcąca. Nie mogła jednak nawet wspomnieć o tym B.J. 

— Tak, oczywiście — zgodziła się. 
—  Może  się  rozdzielimy?  —  zasugerował  B.J.  —  Wtedy  będziemy  mogli  popytać  więcej 

osób. 

Grace wypiła jeszcze trochę piwa. Co mogła na to odpowiedzieć? Nie? Chcę siedzieć z tobą? 

Nie czuję się zbyt pewnie, by iść sama? Miałam nadzieję, że spędzimy dziś trochę czasu razem? 

— Dobrze — odparła bez entuzjazmu. 
 

*

 

*

 

 
Grace  zatrzymała  się  na  chwilę,  żeby  popatrzeć  na  występ  żonglera,  gdy  podszedł  do  niej 

łysiejący  mężczyzna  o  arystokratycznym  wyglądzie.  Ubrany  był  z  wystudiowaną  niedbałością. 
Białe,  luźne,  precyzyjnie  pogniecione  spodnie,  niebieska,  oksfordzka  koszulka  z  rękawami 
podwiniętymi nad opalone przedramiona i brązowe, skórzane buty, bez skarpetek. 

— Jest pani przyjaciółką Vickersów czy jedną z tych osób z telewizji? — zagadnął. 
Dystyngowany mężczyzna. 
— I jedno i drugie — odpowiedziała. — Jestem z KEY News, 

biorę udział w stażu razem z Joss Vickers. 

Spojrzał  na  nią  uważnie.  Najwyraźniej  sądził,  że  jest  za  stara  na  stażystkę.  Postanowiła 

wyjaśnić sytuację, zanim ją o to spyta. 

— Późno zaczęłam, właśnie kończę studia. 
— Rozumiem. 
Grace postanowiła zignorować jego protekcjonalny ton. Daleko nie zajdzie, jeśli będzie zbyt 

wrażliwa. 

— Nazywam się Grace Callahan. — Wyciągnęła rękę do mężczyzny. 
— Kyle Seaton. 
Znała to nazwisko, widziała je w materiałach, które miała przygotować na ten tydzień. 
— Zajmuje się pan rzeźbą w kości i muszli, prawda? 
Kyle  skinął  głową,  zadowolony,  że  został  rozpoznany.  Natychmiast  wyciągnął  wizytówkę  i 

podał jej. 

— Rzeźbiarz, antykwariusz i kolekcjoner. 
— Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś z pańskiej profesji — powiedziała 

Grace. — To bardzo interesujące. Szukałam o tym informacji dla stacji na ten tydzień. 

—  A,  tak.  „KEY  to  America”  przybywa  do  Newport,  żeby  w  wywiadach  oddać  lokalny 

koloryt  —  powiedział  z  nutą  sarkazmu  w  głosie.  —  Zacząłem  się  już  zastanawiać,  czy  dobrze 
zrobiłem, zapraszając was do mojej galerii. 

— Dlaczego? 

background image

— Ponieważ moja klientela to od ponad dwudziestu ostatnich lat wyrafinowani kolekcjonerzy 

i nie chciałbym zszargać sobie reputacji, przemawiając do mas. 

— Więc czemu się pan zgodził? — spytała Grace z nieukrywanym zainteresowaniem. 
Kyle wzruszył ramionami. 
—  Podejrzewam,  że  przez  głupią  próżność.  Bo  co  sprawia,  że  zdrowi  na  umyśle  ludzie  tak 

łatwo odkrywają się w telewizji? 

Grace sama się nad tym zastanawiała, oglądając ludzi, którzy publicznie mówią o najbardziej 

wstydliwych  sprawach.  Korekcje  brzucha,  odsysanie  tłuszczu,  lifting  twarzy  i  inne  zabiegi. 
Wyznania  nigdy  niegasnącej  miłości  i  oddania,  po  którym  następuje  upokarzające  odrzucenie. 
Połykanie  insektów  i  robaków  w  „szkole  przetrwania”,  przyprawiające  widzów  o  mdłości.  Ale 
producenci  telewizyjni  brutalnie  wykorzystywali  ludzi,  którzy  są  w  stanie  zrobić  wszystko  dla 
piętnastu minut sławy. 

—  Tak  więc  mieszka  pan  w  Newport  od  dłuższego  czasu?  —  Grace  postanowiła  zmienić 

niezręczny tema. 

— Od urodzenia — uściślił Seatorz. 
— Ach, tak. Więc był pan tu, gdy zaginęła Charlotte Sloane? 
Poważna twarz Kylea, stała jeszcze bardziej ponura. 
—  Tak,  byłem.  Prawdę  mówiąc,  znałem  Charlotte,  odkąd  byliśmy  dziećmi.  Nasze  rodziny 

mają łączone kabiny na plaży Bailey’s. 

— W takim razie, czy ma pan jakąś teorię na temat śmieci Charlotte? 
— Nie, nie mam. Ale pewnie słyszeliście, że całe miasto twierdzi, iż jej mąż miał z tym coś 

wspólnego. Smutna historia. Mogę o nim powiedzieć, że był wspaniałym kolekcjonerem rzeźb z 
kości  słoniowej  i  moim  ważnym  klientem  przez  lata,  podobnie  jak  Charlotte,  zanim  zaginęła. 
Zawsze kupowała coś specjalnego na urodziny Olivera i rocznice ich ślubu. Potem przez całe to 
gadanie o zniknięciu Charlotte musiałem go zniechęcić do odwiedzania mego sklepu. 

— Rozumiem, że Charlotte zaginęła w rocznicę ich ślubu — ciągnęła Grace. 
— Tak, chyba ma pani rację. Ale to nie było przyjęcie z tej okazji, tylko zbiórka pieniędzy na 

zagrożone gatunki ptaków, o które Charlotte i Elsa Gravell tak bardzo się martwiły. Byłem tam i 
słyszałem, że Charlotte wyszła zapłakana z klubu, ale sam tego nie widziałem. 

— Co pan myśli o tym wszystkim? 
Kyle spojrzał na nią ostro. 
— To nie moja sprawa. 
Było jasne, że to również nie jest jej sprawa. 
 

*

 

*

 

 
— Grace, tutaj! — zabełkotał nosowy głos. 
Sam  Watkins,  stażysta  z  Oklahomy,  przywoływał  ją  machaniem  ręki  do  tatuażysty,  gdzie 

zgromadzili się również inni stażyści. Joss i Zoe Quigley, studentka z Anglii, przypatrywały się 
orłowi powstającemu na nieowłosionej klatce piersiowej Sama. 

—  To  takie  patriotyczne,  prawda?  —  powiedział,  pochylając  głowę,  by  obejrzeć  dzieło.  — 

Rusty dobrze się spisuje. 

—  Tracimy  dobre  światło,  chciałbym  to  skończyć  przed  zachodem.  Proszę  siedzieć 

nieruchomo  —  nakazał  tatuażysta,  wyciskając  trochę  brązowej  farby  z  tubki.  —  Teraz  proszę 
poczekać, aż wyschnie i zdjąć opatrunek w bezpiecznym miejscu, na przykład nad zlewem lub na 
dworze. 

Artysta odsunął się, żeby podziwiać swoje dzieło. 

background image

— Jak długo się to utrzyma? — spytała Zoe, zafascynowana. 
— Parę dni, do tygodnia — odpowiedział Rusty. — To zależy, jak często będzie ścierane lub 

myte wodą z mydłem. 

Bezbolesne,  nietrwałe  tatuaże  henną.  Bez  zobowiązań  na  całe  życie.  Grace  pomyślała  o 

tatuażu aniołka na stopie Madeleine, bólu związanym z procesem jego tworzenia, prawdziwym 
pragnieniem, by upamiętnić zaginioną matkę symbolem, który oglądałaby codziennie do  końca 
życia.  Pomysł  coraz  bardziej  się  jej  podobał,  ale  nie  miała  odwagi,  by  samej  się  na  to 
zdecydować. Teraz zdarzyła się okazja, żeby spróbować bez konsekwencji. 

— Ma pan jeszcze czas zrobić mały tatuaż dla mnie? — spytała. 
Rusty spojrzał na zegarek i na ciemniejące niebo. Czemu nie? Płacili mu za godziny. 
— Tak, jeśli się pospieszymy. Co to ma być? 
— Może pan namalować listek bluszczu? 
— Pewnie, żaden problem. Gdzie go sobie pani życzy? 
— Na stopie. 
Rusty wzruszył ramionami. To nie było, na dobrą sprawę, najgorsze miejsce na tatuaż. Grace 

zaczęła odpinać sandał. 

— Proszę nie zdejmować — powiedział. — Zrobię go zaraz nad linią paska, żeby mogła pani 

nadal nosić buty, kiedy będzie wysychał. 

Grace  patrzyła  z  zainteresowaniem,  na  wijące  się  linie  powstające  na  jej  prawej  stopie.  Nie 

było to jednak ciekawe dla Sama, Joss i Zoe, którzy przenieśli się do baru. 

— Prawdę mówiąc, pani tatuaż może przetrwać trochę dłużej niż kolegi  — dodał Rusty. — 

Skóra na dłoniach i stopach jest bardziej porowata, więc henna lepiej się osadza. 

— Zaczęłam właśnie myśleć o zrobieniu sobie tatuażu na stałe. 
— Mogę się tego podjąć —powiedział Rusty. — Tak naprawdę to tym się głównie zajmuję, 

tatuażem z henny tylko sobie dorabiam. Proszę przyjść do mojego studia na Broadwayu. Zrobię, 
co  pani  zechce.  Muszę  jednak  ostrzec,  że  prawdziwy  tatuaż  będzie  bolał  jak  cholera.  Igła 
wchodzi wtedy głęboko do kości. 

Grace schyliła się by przyjrzeć się skończonej pracy. 
— Czemu listek bluszczu? — spytał Rusty, zamykając tubkę z farbą. 
— Moja matka miała na imię Ivy

*

—  Ciekawe,  ostatnio  przyszła  do  mnie  dziewczyna  i  też  chciała  tatuaż  na  pamiątkę  swojej 

matki. 

— Czy to była Madeleine Sloane? — spytała Grace. 
— Prawdę mówiąc, tak. — Rusty spojrzał na nią zaciekawiony. — Zna ją pani? 
— Dzisiaj ją poznałam i widziałam tatuaż. To mi właśnie podsunęło ten pomysł. 
— Smutna sprawa z jej matką, prawda? 
Rusty wrzucił tubkę z henną do pudełka z farbami. 
— Tak, bardzo. 
—  Trochę  się  zdziwiłem,  widząc  ją  dzisiaj,  zwłaszcza  po  tym,  co  usłyszałem  w  radiu  — 

powiedział. 

Grace rozejrzała się. 
— Madeleine tu jest? 
— Tak, widziałem  ją z jakąś starszą panią w bluzce w ptaki. Pomyślałem  sobie, że te ptaki 

mogłyby być świetnymi wzorami na tatuaż. 

 

                                                 

*

 Ivy — ang. bluszcz (przyp. tłum.). 

background image

*

 

*

 

 
Gdy  Grace  odeszła,  Rusty  spakował  swoje  narzędzia,  szczęśliwy,  że  opuszcza  już  tych 

snobów. Nie czuł się dobrze w takim towarzystwie. To targowisko próżności ani teraz, ani nigdy 
mu się nie podobało. 

Nawet  gdy  jako  dwudziestojednoletni  żołnierz  w  bazie  marynarki  był  kierowcą  admirała, 

stresowała go ta funkcja. Wołałby robić to, co inni, zamiast wozić grube ryby. 

Alberto  S.  Texiera,  pseudonim  Rusty  z  racji  gęstych,  rudych  włosów,  widział  wiele 

eleganckich  sal  balowych  i  salonów.  Często  eskortował  admirała  na  przyjęcia  i  spotkania  w 
okolicy Newport, ale nigdy się do tego nie przyzwyczaił. Czuł się lepiej w najciemniejszym kącie 
lokalnego baru niż na takim wielkim przyjęciu, mimo że państwo Vickers uznali je za piknik. 

Wszyscy ci ludzie mają jakieś plany, pomyślał. On miał też swoje ambicje i nie chciał, aby mu 

ktoś za bardzo zawracał głowę. Żyj i pozwól żyć innym. 

Jak  na  razie  mu  się  to  udawało.  Gdy  skończył  służbę  w  armii,  zaczął  pracować  w  sklepie 

człowieka, u którego on i wszyscy jego koledzy robili sobie tatuaże. Właściciel przygotowywał 
posiłki dla personelu bazy, a tatuaże były usługą na boku. Rusty jednak zauważył, że co pewien 
czas wchodził zaciekawiony cywil i pytał o zrobienie małego tatuażu w dyskretnym miejscu. Na 
ramieniu, na udzie, nisko na plecach. Czasem były to dzieciaki, które kłamały, że są pełnoletnie. 
Coraz częściej jednak drzwi studia przekraczały kobiety z klasy średniej, chcące trochę ubarwić 
sobie życie. 

Rusty  pracował  na  projektami,  a  w  tym  czasie  wieść  się  rozeszła.  Stał  się  tym,  czego 

potrzebowali  klienci.  Kiedy  właściciel  postanowił  zwinąć  interes  i  przenieść  się  na  Florydę, 
Rusty  wystąpił  o  małą  pożyczkę  i  kupił  od  niego  Broadway  Tattoos.  Wszystko  szło  bardzo 
dobrze, ale ze wzrostem zainteresowania, wzrosła także konkurencja. Niegdyś miał jedyne studio 
w mieście, teraz były trzy inne salony, które oferowały to samo. Nazywały się „salonami sztuki 
na ciele”. Zabiegi kosmetyczne, opieka medyczna, a także masaże i do tego w atmosferze dużo 
bardziej dystyngowanej niż u Rusty’ego. Te znudzone mamusie odchodziły teraz do konkurencji. 

Właśnie dlatego Rusty bardzo się ucieszył,  gdy  miesiąc temu zjawiła się u niego Madeleine 

Sloane. Mimo że nie rozpoznał jej do chwili, gdy podpisywała się na rachunku karty kredytowej, 
wiedział, że pochodzi z bogatej dzielnicy. 

Starał się najlepiej jak mógł, robiąc tego aniołka. Uprzedził, że będzie bolało jak cholera, i z 

góry przeprasza. Gdy koncentrował się na pracy, schylony nad jej stopą, powiedziała mu, czemu 
to robi — aby uhonorować matkę. Rusty pomyślał, że jej matka po prostu umarła, jeśli umieranie 
można  w  ogóle  nazwać  czymś  prostym.  Ale  gdy  wyciągnęła  kartę  kredytową  i  zobaczył  jej 
nazwisko, wszystkie części układanki zaczęły do siebie pasować. 

Sloane. 
To  była  córka  Charlotte  Sloane,  mała  dziewczynka,  o  której  słyszał  tej  nocy,  gdy  odwoził 

Charlotte. Tej nocy, gdy czekał przed klubem country na admirała, Charlotte wybiegła zapłakana, 
a potem zaginęła. 

Korciło go, żeby powiedzieć o tym Madeleine, ale nie był w stanie, nawet teraz. Podobnie jak 

nigdy  nie  powiedział  policji,  że  podrzucił  Charlotte  do  Shepherd’s  Point.  Nie  zwierzył  się 
również  admirałowi,  który  nawet  nie  zorientował  się,  że  jego  kierowcy  przez  pewien  czas  nie 
było. 

Lepiej było zatrzymać to dla siebie. 
 

background image

23 

 
Wielogodzinne  przygotowania  dobiegły  końca  i  Mickey  sięgnął  po  dzwonek.  Dzwonienie 

zasygnalizowało  początek  uczty.  Grace  dołączyła  do  innych  gości  zgromadzonych  wokół 
paleniska,  gdy  Mickey  opowiadał  o  procesie  pieczenia.  Kłęby  pary  wznosiły  się,  roztaczając 
wokół smakowity aromat. 

Na  stołach  umieszczono  parujące  półmiski  z  homarami,  dorszem,  małżami,  kukurydzą, 

parówkami, cebulą, ziemniakami i gorącym brązowym chlebem. Grace czekała w kolejce, żeby 
napełnić sobie talerz, przy czym zaczęła rozglądać się za wolnym miejscem w środkowej części 
ogrodu. 

Tam,  gdzie  siedzieli  pracownicy  KTA  zauważyła  parę  wolnych  krzeseł  i  właśnie  tam  się 

skierowała. Po drodze usłyszała jednak, że ktoś ją woła. To była Madeleine Sloane. 

— Cześć, Grace. Tutaj! 
Grace,  świadoma  wysychającego  tatuażu,  nagle  poczuła  się  skrępowana.  Miała  nadzieję,  że 

Madeleine  go  nie  zauważy  i  nie  pomyśli,  iż  Grace  tandetnie  kopiuje  jej  pomysł.  Na  szczęście 
było już całkiem ciemno i Madeleine niczego nie spostrzegła. 

— Cześć Madeleine. Nie spodziewałam się tu ciebie. 
Dziewczyna wzruszyła ramionami. 
—  Nie  widziałam  sensu  w  siedzeniu  w  domu.  Chciałam  wyciągnąć  też  ojca,  ale  nie  dałam 

rady. 

Madeleine przedstawiła Grace kobiecie siedzącej obok niej. 
— Elsa, to Grace Callahan, stażystka z KEY News, o której ci opowiadałam. Grace, to moja 

matka chrzestna, Elsa Gravell. 

Trzymając  w  jednej  ręce  talerz  zjedzeniem,  Grace  nachyliła  się,  by  podać  kobiecie  dłoń.  W 

świetle świec stojących na stołach zauważyła egzotyczne ptaki na jej bluzce, którymi Rusty tak 
się zachwycał. 

— Zrobiła pani dziś duże wrażenie na Madeleine — odezwała się Elsa, ściskając jej rękę. — 

Mówiła, że jest pani bardzo uprzejma i wrażliwa. 

— Nie tak jak te rekiny, które krążyły wokół nas — wyrwała się Madeleine. 
Grace uśmiechnęła się. 
— Dajcie mi czas, jestem tu nowa. 
— Mam nadzieję, że nigdy nie staniesz się taka jak oni — powiedziała Madeleine. — Ale w 

telewizji wiele się dzieje. 

Spójrz na profesora Coxa. 
Wskazała gestem mężczyznę siedzącego po drugiej stronie stołu. 
— Nawet mój szanowny profesor chce wystąpić w telewizji. 
Grace dojrzała w kiepskim świetle przystojną twarz, mięsisty nos i  ciemne oczy. W dziwny 

sposób siwe włosy go odmładzały, ale prawdopodobnie miał około pięćdziesięciu lat. 

— Profesor Gordon Cox? 
— Tak, to ja — odpowiedział, podnosząc się z krzesła. 
—  Proszę  nie  wstawać  —  powiedziała  Grace.  —  Po  prostu  znam  pańskie  nazwisko. 

Przesłałam panu wczoraj materiały z Nowego Jorku. 

— Ach, tak, odebrałem je. Dziękuję bardzo. 
— Nie ma za co. 
— Profesor Cox jest najlepszym wykładowcą w Salve Regina 

background image

— poinformowała Madeleine. — Mimo że wciąż mnie męczy, żebym nakłoniła ciocię Agathę 

do ponownego pozwolenia na pracę w tunelu w Shepherd’s Point. 

— Dziękuję bardzo, moja droga, ale nie jestem pewien co do tego „najlepszego wykładowcy” 

— odparł, wyraźnie zadowolony. 

—  A  ja  tak.  On  naprawdę  sprawia,  że  historia  ożywa.  To  nie  tak  jak  inni,  zanudzający  na 

śmierć. Macie szczęście, że zaangażowaliście go do programu w tym tygodniu, Grace. 

— Też tak uważam — odpowiedziała. 
Obok  Madeleine  było  wolne  miejsce,  ale  nikt  nie  zaprosił  jej,  aby  usiadła,  więc  grzecznie 

przeprosiła i dołączyła do grupy z KEY News. 

 

*

 

*

 

 
Homar był wyśmienity, a kukurydza świeża i słodka, ale tym razem Grace tego nie doceniła. 
Czyż Joss mogła flirtować z B.J. bardziej otwarcie? 
Grace  starała  się  patrzeć  tak,  jakby  jej  to  w  ogóle  nie  obchodziło,  ale  trudno  było  nie 

zauważyć trzepotania rzęsami, przeciągania każdego słowa i przelotnych muśnięć jego ramienia. 
Była trochę nim rozczarowana. Najwyraźniej mu się to podoba. 

Wycierała właśnie ręce w gorącą, wilgotną serwetkę, gdy podszedł do nich Linus Nazareth. 
— Wszyscy dobrze się bawią? — spytał. 
Odpowiedział mu chór pełnych entuzjazmu głosów. 
—  Myślę,  że  powinniśmy  podziękować  za  to  naszej  gospodyni,  Joss,  oklaskami,  nie 

uważacie? 

Goście klaskali tym głośniej, im większe było spożycie alkoholu. 
— To przyjemność dla mnie i dla mojej rodziny, panie Nazareth. 
Joss promieniała, gdy, wstawszy z krzesła, ucałowała Linusa w policzek. Wszystkie kobiety 

przy  stole  patrzyły  z  niesmakiem,  jak  objął  i  przytulił  ją  mocno  do  siebie.  Główny  producent 
znany był ze swojej słabości do kobiet, ale nikt, nawet przez sekundę, nie mógł wyobrazić sobie 
związku  tego  tęgiego  mężczyzny  po  pięćdziesiątce  z  dziewczyną  o  trzydzieści  lat  młodszą  od 
niego. 

Grace  zerknęła  na  Beth  Terry,  kierowniczkę  produkcji,  która  zdawała  się  tym  najbardziej 

zdegustowana. Słyszała plotki o niezwykłym oddaniu Beth dla swojego szefa. Tak naprawdę to 
było przygnębiające patrzeć na jej smutny wyraz twarzy. Przyrzekła sobie, że nigdy nie pozwoli 
sobie na taki wzrok, jeśli zobaczy ściskających się Joss i B.J. Będzie udawać, że wcale jej to nie 
przeszkadza, nawet jeśli miałoby to ją zabić. 

 

*

 

*

 

 
Grace odeszła od stołu, zatrzymała się na chwile przy kuchmistrzu, aby pochwalić wspaniałą 

ucztę,  i  ruszyła  w  kierunku  domu.  Poczekała  chwilkę,  by  skorzystać  z  łazienki.  Tatuaż  już 
wysechł, więc potarła go lekko chusteczką. Rusty wykonał kawał dobrej roboty przy tym listku. 
Wychodząc z łazienki, wpadła na Madeleine. 

— Znów się spotykamy. Czyżbyś mnie śledziła? — zaśmiała się dziewczyna. 
Grace poczuła od niej silną woń alkoholu. 
— Raczej nie, skoro byłam tu pierwsza — zauważyła rozsądnie. 
— Ach, tak, masz rację. Spojrzała na dół na jej stopę. 
— Masz tatuaż — oświadczyła bez cienia pretensji w głosie. 

background image

— Coś w tym stylu, to tylko henna. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. 
— Dlaczego miałabym mieć? — zdziwiła się Madeleine. 
— Może pomyślisz, że cię kopiuję czy coś. I chyba naprawdę tak było. 
— Imitacja to najszczersza forma pochlebstwa — odparła pogodnie Madeleine. — Poczekaj, 

skorzystam z łazienki i wszystko mi opowiesz. 

Kiedy  znowu  wyszły  na  zewnątrz,  orkiestra  grała  jeden  z  największym  hitów  Rolling 

Stonesów, a goście tańczyli. Patrzyły osłupiałe, jak Sam Watkins zabiera mikrofon wokaliście i 
zaczyna śpiewać swoją wersję „Brown Sugar”. Może i pomijał słowa piosenki, ale pewne było, 
że jest fanem Stonesów. Muzycy nie stracili taktu, gdy ich nowy solista udawał Micka Jaggera 
najlepiej, jak potrafił. 

—  Nie  mogę,  ale  jest  nawalony!  —  zauważyła  Grace,  dostrzegając  jednocześnie,  jak  Zoe 

krzywi się, słuchając tekstu. 

—  To  jest  nas  dwoje  —  powiedziała  Madeleine,  przeczesując  krótkie  włosy  palcami,  jakby 

próbowała uporządkować myśli. — Znajdźmy jakieś ciche miejsce. 

— Na pewno nie tutaj — powiedziała Grace, rozglądając się po ogrodzie. — Może wrócimy 

do domu? 

— Czemu nie? 
Salon był pusty, więc usiadły na miękkiej sofie, a Grace wyciągnęła stopę. 
— Co o tym myślisz? — spytała. 
—  Wygląda  nieźle  —  powiedziała  Madeleine,  przyglądając  się  tatuażowi.  —  Czemu  listek 

bluszczu? 

— Moja mama miała na imię Ivy. 
— Fajnie. 
Madeleine odchyliła głowę na oparcie i wpatrzyła się w sufit. 
— Oj, za dużo dzisiaj wypiłam, siostro — mruknęła. 
— To zrozumiałe — stwierdziła Grace. — Po takim dniu. 
— Dni, tygodnie, miesiące, a nawet lata, powiedziałabym. Wszystkie były raczej smutne. — 

Madeleine odetchnęła głęboko. — Ale może teraz będzie lepiej, przynajmniej mam taką nadzieję. 

— Dużo czasu mija, zanim pogodzimy się ze śmiercią matki. Nie wiem, czy w ogóle jest to 

możliwe. — W głosie Grace zabrzmiał żal. 

— Ty nadal myślisz o swojej? — spytała Madaleine, podnosząc głowę. 
— Cały czas. 
— Kiedy odeszła? Zdaje mi się, że już to mówiłaś, ale nie pamiętam. 
— Sześć lat temu, ale miałam szczęście, była przy mnie, jak dorastałam. Kiedy patrzę teraz na 

swoją córkę, nie wyobrażam sobie, że mogłaby nie mieć matki. 

Madeleine skinęła głową, zrozumiawszy, że Grace nawiązuje do jej przeżyć z dzieciństwa. 
—  Mój  ojciec  robił,  co  mógł,  przez  te  lata,  wychowywał  mnie  w  miłości  i  czułości,  mimo 

wszystkich  plotek,  które  krążyły  na  jego  temat.  Ciocia  Agatha  opiekowała  się  mną  troskliwie, 
biorąc pod uwagę jej kiepski stan zdrowia. Kocham ich oboje tak bardzo za wszystko, co musieli 
przeżyć. Matka śniła mi się przez te wszystkie lata. 

— Czy to były dobre sny? — spytała Grace. 
— Czasem tak, ale najczęściej smutne. — Madeleine się odbiło. 
Grace nie chciała jej naciskać. Czekała cierpliwie, aż dziewczyna będzie kontynuować, jeśli 

tego zechce. 

— Jest taki jeden, który cały czas się powtarza. Zawsze jest taki sam, a do tego nie wiem, co 

jest w nim prawdziwe, a co tylko snem. Śni mi się ostatni wieczór z mamą, ciocia Agatha się mną 
wtedy opiekowała, bo rodzice byli na przyjęciu. Na pewno prawdziwa jest scena, gdy budzę się 

background image

w  Shepherd’s  Point,  a  mama  pisze  coś  w  pamiętniku.  Widzę,  jak  zdejmuje  z  palca  obrączkę  i 
smaruje dłonie ulubionym kremem. Wyglądała jak księżniczka, z upiętymi wysoko włosami i w 
pięknej,  złotej  sukni.  Gdy  mnie  zauważa  przestaje  pisać,  prowadzi  z  powrotem  do  łóżka  i 
przykrywa.  Patrzę  na  jej  twarz  i  widząc,  że  brakuje  jednego  kolczyka,  mówię  jej  to.  Zdejmuje 
drugi i wkłada do kieszeni sukni. Potem dzwoni telefon, a ona idzie go odebrać. 

— Kto dzwonił? 
— Nie wiem. W każdym razie wstaję z łóżka i idę za nią do jej pokoju. Zauważa mnie znowu 

i  kładzie  palec  na  ustach,  żebym  była  cicho.  Słyszę,  jak  mówi:  „Spotkamy  się  przy  bramie”. 
Odkłada słuchawkę i każe mi wrócić do łóżka. 

— A ty? 
— W śnie zawsze słucham i tak też powiedziałam policji. A więc matka musiała odjechać z 

kimś, kto stał przy bramie. Ale odkąd jej kości zostały znalezione w tunelu, śni mi się coś innego. 
Wczorajszy sen był tak realistyczny, że obudziłam się zlana potem. 

— Ponieważ? — Grace nie mogła się powstrzymać. 
— Ponieważ śniłam, że odprowadzam mamę do samej bramy. 
— I? 
— I nie wiem. 
Madeleine potrząsnęła głową, próbując sobie przypomnieć. 
— W śnie były światła samochodu, a mama stała przed nimi i czekała, aż ktoś wysiądzie. 
— Kto to był? Czy wiesz, kto wysiadł z samochodu? 
— Nie. Właśnie wtedy się obudziłam. 
Siedziały w milczeniu przez chwilę, aż wreszcie Grace odezwała się: 
—  Może  nie  znam  się  na  tym  zbyt  dobrze,  ale  byłaś  małą  dziewczynką,  gdy  znikła  twoja 

matka.  Może  to,  co  widziałaś  wtedy,  było  ukryte  w  tobie  przez  cały  ten  czas,  a  twoja 
podświadomość wreszcie chce się od tego uwolnić. 

— Myślisz, że mogę wiedzieć, kto zabił matkę? 
— Wszystko jest możliwe. 
— Wiem o tym, ale czy myślisz, że tak jest? 
— Nie wiem, Madeleine. Nie mam pojęcia. 
—  Co  powinnam  zrobić?  —  spytała  dziewczyna  wpatrując  się  w  oczy  Grace.  —  Co  ty  byś 

zrobiła? 

Grace zobaczyła cierpienie na jej twarzy i gorączkowo myślała, co powinna odpowiedzieć. 
— Myślę, że poczekałabym na rozwój snu albo spróbowała hipnozy. Tak naprawdę ciężko mi 

powiedzieć, nie jestem specjalistką. 

— Och, tak, masz rację. Jesteś Grace Callahan, osoba z telewizji — jęknęła Madeleine, a jej 

zachowanie zmieniło się w ułamku sekundy. — Jak mogłam zapomnieć? Jaka jestem głupia, że 
ci się zwierzyłam. 

— Madeleine, proszę, nie odbieraj tego w ten sposób. 
— Wrócisz teraz i powtórzysz wszystko swoim telewizyjnym przyjaciołom, prawda? 
Grace była w rozterce. Czy ma zrobić to, co właśnie powiedziała Madeleine, czy uszanować 

zwierzenia dziewczyny, z którą łączył ją ból po stracie matki. Z jednej strony byłaby to zwykła 
zdrada, a z drugiej nie powiedziała przecież, że rozmowa jest nieoficjalna. 

— Nie, nie powiem nikomu, przyrzekam — odezwała się wreszcie. 
— Byłabym bardzo wdzięczna, Grace. 
Madeleine odprężyła się trochę. Zapadła niezręczna cisza. 
— Chcesz wyjść z powrotem do ogrodu? — spytała Grace. — Pokaz sztucznych ogni pewnie 

zaraz się zacznie. 

background image

Wstały  z  sofy  w  momencie,  gdy  osoba,  która  je  podsłuchiwała  z  korytarza  przed  salonem, 

wycofała się. 

 

24 

 
Na  deser  podano  ciasto  truskawkowe  i  lody,  ale  wielkim  finałem  przyjęcia  miał  być  pokaz 

sztucznych  ogni,  przygotowany  przez  miasto.  Opady  deszczu  podczas  Święta  Niepodległości 
czwartego lipca, ciągnące się przez cały weekend, opóźniły pokaz pirotechniczny aż do dzisiaj. 

Goście,  przyświecając  sobie  latarkami,  które  otrzymali  od  gospodarzy,  udali  się  w  dół 

Narragansett  Avanue  aż  do  Cliff  Walk.  Niektórzy,  w  patriotycznym  zapale,  wzmocnionym 
alkoholem, entuzjastycznie śpiewali „Yankee Doodle Dandy”. Zebrali się na szczycie klifu przy 
brzegu i czekali na fajerwerki, które miały być wystrzeliwane z plaży Easton. Z Cliff Walk do 
skał u podnóża prowadziły długie schody. 

Grace zorientowała się, że stoi obok profesora Coxa. 
— To są Forty Steps — oświadczył, zauważywszy, że patrzy na dół. — Służący ze wszystkich 

domów nie mieli gdzie się zbierać podczas jedynej wolnej nocy w tygodniu, więc przychodzili 
tutaj na spotkanie. Teraz są kamienne, ale oczywiście w tamtych czasach były drewniane. 

— Interesujące — powiedziała Grace. 
Wyobraziła sobie ciężko pracujących ludzi, jak tańczą w świetle księżyca albo odpoczywają 

na  stopniach.  Może  nawet  pływali  w  zimnej  wodzie  Atlantyku.  Jednakże  wątpiła  w  to, 
szczególnie jeśli chodzi o żeńską część służby. To był purytańskie czasy, więc reputacja młodej 
kobiety byłaby nieodwracalnie zszargana po takim incydencie. 

Pierwszy  wybuch  wywołał  euforię  tłumu.  Rakiety  ze  świstem  mknęły  przez  nocne  niebo  i 

wybuchały  gigantycznymi  kwiatami  ze  złota  i  srebra,  przeistaczającymi  się  w  czerwień,  biel  i 
błękit. 

Grace odwróciła głowę aby podzielić się z profesorem swymi wrażeniami, ale Cox zniknął. 
Zamiast tego parę metrów dalej zauważyła Madeleine Sloane, wycierającą łzy z oczu. Grace 

nie była pewna, czy powinna do niej podejść. Zanim zdecydowała się, Madeleine odwróciła się 
od rozświetlonego fajerwerkami morza i zniknęła w tłumie. 

 

25 

 
Madeleine była blisko odkrycia prawdy. Gdyby tylko cokolwiek jeszcze sobie przypomniała, 

mogłaby uzmysłowić sobie co się stało. Nie można tego zlekceważyć. 

Należało się tym zająć, zanim znowu się komuś zwierzy. I tak powiedziała Grace Callahan za 

dużo. 

Pokaz fajerwerków skończył się. Ludzie szli powoli do Vickersów na ostatniego drinka. 
A gdzie była Madeleine? 
Uważnie przeszukiwał oczami tłum zmierzający z powrotem na Narragansett Avenue. Ostatni 

goście  wreszcie  przeszli,  a  jej  nadal  nie  było  widać.  Czyżby  poszła  do  domu  wcześniej  niż 
wszyscy? 

Ostatni rzut oka w stronę Cliff Walk ujawnił obecność samotnej osoby, siedzącej na żelaznej 

ławce na szczycie Forty Steps. Ryk oceanu zagłuszył kroki zbliżającego się mordercy. 

 

background image

26 

 
Sam Watkins, wymiotując, ukląkł pod ogromnym wiązem. Stanowczo zbyt dużo dziś wypił. 

Piwo w dużych ilościach i owoce morza były zabójczą mieszanką. 

Ukradkiem rozejrzał się naokoło, z nadzieją, że nikt go nie widzi. To na pewno nie pomogłoby 

mu w otrzymaniu etatu w KEY News. Pomyśleliby, że jest następnym pijaczkiem, który niczego 
nie traktuje poważnie. Wydał z siebie zduszony jęk, gdy zaatakowała go następna fala nudności. 

Wreszcie podniósł się na nogi. Zachwiał się, ale już za chwilę stanął dosyć pewnie i ruszył zza 

drzew w stronę drogi. W oddali widział plecy ostatnich gości wracających do domu. Dobrze, że 
nikt go nie widzi. 

Odwrócił  się,  żeby  upewnić  się,  że  nikogo  nie  ma  za  nim.  Niepotrzebne  mu  były  żadne 

niespodzianki. 

I  wtedy  zobaczył  coś,  co,  jak  miał  nadzieję,  okaże  się  pijackim  zwidem.  Na  chwiejnych 

nogach spróbował iść na przód, instynktownie ruszając z pomocą. Ale to, co zobaczył na skarpie, 
i alkohol powaliły go. Stracił równowagę i upadł z powrotem, w momencie, gdy krzyk kobiety 
zagłuszyły roztrzaskujące się o skały fale. 

background image

N

IEDZIELA

,

 

18

 LIPCA

 

27 

 
Grace spała niespokojnie, zerkając co jakiś czas na zegarek. Parę razy wstawała, żeby napić 

się wody, ustawić termostat od klimatyzacji albo odsłuchać ponownie wiadomość. 

—  Cześć,  mamo,  tu  Lucy.  Mam  wspaniałą  wiadomość.  Tata,  Jan  i  ja  przyjeżdżamy  do 

Newport. Tata dowiedział się w którym hotelu jesteś, i wynajął nam tam pokój. Fajnie, prawda? 
Będziemy mogły pobyć trochę razem. Zadzwoń do mnie. Kocham cię. 

Było za późno, żeby oddzwonić, gdy wróciła do hotelu, ale może to i lepiej. Grace nie chciała 

wdawać  się  w  kłótnię  z  Frankiem  przez  telefon  o  tym,  jak  nieodpowiedzialnie  się  zachowuje. 
Udałby tylko, że nie wie, o co chodzi. 

Intuicja podpowiadała jej, że były mąż ma swój plan, tylko jeszcze nie wiedziała, na czym on 

polega. Może chciał podejść ją psychologicznie, żeby jeszcze bardziej się zestresowała na swoim 
pierwszym  służbowym  wyjeździe.  A  może  szukał  czegoś,  co  mógłby  później  wykorzystać 
przeciwko niej na sali sądowej. Będzie ją obserwował i zapamiętywał, albo nawet spisywał, jak 
dużo czasu poświęca pracy, aby potem w odpowiednim momencie to wyciągnąć. 

Czy popadała w paranoję? Uderzyła pięścią w poduszkę. Nie, Frank Callahan właśnie tak się 

zachowywał. Kiedy czegoś chciał, używał wszystkich sił i środków, by to dostać. 

Ale Lucy nie była czymś, tylko wszystkim. 
 

28 

 
Elsa włożyła luźne, bawełniane spodnie i bluzkę z długim rękawem, te same, które miała na 

sobie poprzedniego dnia i jeszcze dzień wcześniej, ale się tym nie przejmowała. Doświadczenie 
podpowiadało jej, że nie będzie miała na kim zrobić wrażenia. Niedługo wróci do domu, weźmie 
prysznic i ubierze się lepiej, zanim jeszcze większość mieszkańców i turystów w mieście w ogóle 
wstanie z łóżka. 

Stęknęła  lekko,  schylając  się,  by  zawiązać  buty.  Czuła  się  dziś  jeszcze  starsza,  niż  była 

naprawdę. Mając czterdzieści dwa lata, nie powinna być rano taka obolała. Zrzuciła całą winę na 
niewygodną  pozycję,  w  jakiej  się  obudziła.  Nie  spała  zbyt  dobrze,  a  mięśnie  miała  bardzo 
napięte. 

Zeszła  w  dół  szerokimi  schodami  i  wzięła  lornetkę  oraz  komórkę  ze  stolika  w  pięknie 

urządzonym holu. Wyglądając przez wysokie okno, postanowiła nie parzyć tym razem porannej 
herbaty. Na dworze robiło się coraz jaśniej, a ona musiała się spieszyć. Mogła to zrobić później. 
Mogłaby nawet zabrać bułeczki z rodzynkami do Olivera i razem wypiliby herbatę. 

Żwir na podjeździe chrzęścił jej pod stopami. Tak jak podejrzewała, droga była pusta. Słychać 

było tylko szum oceanu i, od czasu do czasu, ćwierkanie jej opierzonych przyjaciół. 

Na  końcu  Ruggles  Avenue  odchodziła  jedna  z  wielu  ścieżek  prowadzących  do  Cliff  Walk. 

Elsa nie potrzebowała lornetki, by rozpoznać znaną jej mewę trójpalczastą szybującą nad wodą. 
Wiedziała, że gnieżdżą się stadami na brzegu klifu. Mewy przebywały z biegusami i siewkami, a 
żadne z nich nie były rzadkością na Rhode Island. Oczywiście rozglądała się zawsze za okazami 
zagrożonymi  wyginięciem.  Perkoz  nakrapiany,  błotniak  północny,  sowa  płomykówka, 

background image

amerykański  bąk  czy  biegus  wyżynny.  Te  pięć  gatunków  było  tutaj  szczególnie  zagrożonych. 
Ten  fakt  bardzo  ją  niepokoił,  ich  ochrona  stała  się  jej  osobistą  krucjatą.  Przewodniczenie 
tegorocznej zbiórce pieniędzy, tym razem w The Elms, było jej wkładem w projekt. 

Zmierzając  na  północ,  wypatrywała  wilgi  sadowej,  którą  już  wcześniej  zauważyła.  To  był 

samiec,  z  charakterystycznym  krótkim  dziobem  o  ciemnokasztanowym  kolorze.  Wilga  sadowa 
była dosyć rzadko spotykana, mimo że nie była zagrożona, ale ptak najwyraźniej postanowił nie 
pokazywać się tego ranka. 

Czy  to  nie  wczoraj  go  widziała?  Od  tego  czasu  tak  dużo  się  wydarzyło.  Identyfikacja 

Charlotte,  wybuch  rozpaczy  Olivera.  Chciała,  żeby  poszedł  z  nią  na  przyjęcie  do  Vickersów, 
żeby  uważali  ich  za  parę.  Chociaż  to  chyba  lepiej,  że  odmówił.  Źle  by  to  wyglądało,  gdyby 
wczoraj się bawił. Potępiliby go za to. 

Ludzie  byli  dużo  bardziej  wyrozumiali  w  stosunku  do  Madeleine.  Biedne  dziecko  tyle 

wycierpiało.  Wszyscy  zgodnie  stwierdzili,  że  nie  zrobiła  nic  złego,  przyjmując  zaproszenie  na 
przyjęcie. 

Słońce wychyliło się już zza horyzontu. Elsa szła dalej w górę Cliff Walk. Nie dostrzegła nic 

niezwykłego,  ale  cieszyła  się  widokiem  znajomych  skrzydlatych  stworzeń  szybujących  nad  jej 
głową. 

Doszła  do  ławeczki  na  końcu  Narragansett  Avenue,  tam,  gdzie  zawsze  odpoczywała  przed 

drogą  powrotną.  Usiadła,  czując  zimny  metal  przez  cienkie  spodnie.  Zauważyła  pety  i  puste 
puszki  po  piwie,  pozostawione  przez  gości  poprzedniej  nocy.  Ktoś  pomachał  jej  ręką, 
przebiegając obok. 

Wstając  z  ławki,  przeciągnęła  się  i  wzięła  głęboki  oddech.  Pomyślała,  że  morze  jest  dziś 

wyjątkowo  cudowne  i  zrobiła  parę  kroków  do  przodu.  Stała  teraz  nad  samymi  schodami,  a  na 
dole, u ich podnóża, leżało zniekształcone ciało Madeleine. 

 

29 

 
Tommy James wyszedł z Dunkin’ Donuts, niosąc dwa pączki i kubek pełen parującej kawy. 

Wsiadł  do  radiowozu  i  już  miał  zająć  się  śniadaniem,  gdy  dostał  wezwanie.  Wstawił  kawę  do 
stojaka  na  kubki  i  ruszył.  Nie  pofatygował  się,  żeby  włączyć  syrenę,  gdyż  na  drogach  w 
niedzielny poranek nie było ruchu. 

Wjeżdżając na Narragansett Avenue, minął dom Vickersów i poczuł ukłucie w sercu. Miał żal 

do  Joss,  że  nie  zaprosiła  go  na  przyjęcie.  Musiał  wysłuchiwać  o  nim  od jednego  z  kolegów  w 
komisariacie. Najwyraźniej wszyscy świetnie się bawili. Policja była parokrotnie wzywana przez 
sąsiadów za zakłócanie spokoju. 

Powinna była go zaprosić, szczególnie że narażał się dla niej, kserując ten pamiętnik. Co ona 

sobie myśli? Czyżby go tylko wykorzystywała? 

Głęboko w sercu czuł, że tak właśnie jest. Jednak mimo to nie potrafił dać sobie z nią spokój. 
Podjechał do krawężnika i zatrzymał się. Wysiadając, poczuł silny zapach kwiatów rosnących 

przy drodze. Dziwne, że w takim momencie zauważa się coś takiego. 

Małe grupki biegaczy, które zebrały się na szczycie Forty Steps, rozstąpiły się na jego widok. 

Kobieta  w  średnim  wieku,  z  lornetką  zawieszoną  na  szyi,  złapała  go  za  ramię.  Szlochała, 
wskazując coś na dole. 

— To ja zadzwoniłam. Jestem Elsa Gravell, a to moja córka chrzestna, Madeleine Sloane. 

background image

Tommy  zbiegł  na  dół  po  kamiennych  schodach  i  zatrzymał  się  przy  zmasakrowanym  ciele, 

leżącym na ziemi przy brzegu oceanu. Głowa Madeleine była nienaturalnie wykręcona, a otwarte 
oczy  patrzyły  nieruchomo.  Chcąc  zachować  pozory,  dotknął  szyi  dziewczyny  w  poszukiwaniu 
pulsu, którego, tak jak się spodziewał, nie było. 

Madeleine Sloane, pomyślał chwilę. Joss będzie chciała o tym wiedzieć. 
 

30 

 
Sam  obudził  się,  czując,  że  coś  pełznie  mu  po  twarzy.  Odpędził  owada  i  otworzył  oczy. 

Skrzywił  się,  czując  okropny  smak  w  ustach.  Spojrzał  na  baldachim  liści  nad  sobą  i  dotknął 
trawy, która tej nocy była jego łóżkiem. 

Dobry Jezu, przespał tu całą noc, a raczej stracił przytomność. 
Usiadł,  głowa  mu  pulsowała.  Próbował  sobie  przypomnieć,  co  się  stało.  Impreza,  piwo, 

fajerwerki, wymioty, a na końcu straszny widok na skraju klifu. 

Może jednak to ostatnie sobie tylko wyobraził w zamroczeniu alkoholowym. Jeśli tak właśnie 

było, będzie musiał odpuścić sobie picie, choćby okazało się to bardzo trudne. Lecz jeśli to, co 
widział, naprawdę się stało, będzie to dużo trudniejsze. 

Wstając,  strząsnął  trawę  ze  spodni  i  wygładził  koszulę.  Zbierając  siły,  wyszedł  zza  wiązu  i 

spojrzał w stronę oceanu. 

Radiowóz policyjny, tłum i nadjeżdżająca karetka. Nie wyobraził sobie tego, to naprawdę się 

stało. 

 

31 

 
Złowieszcze dzwonienie telefonu przerwało ciszę w pokoju hotelowym. 
— Słucham? 
— Cześć, Grace, tu B.J. Obudziłem cię? 
— Chciałabym, żeby tak było — powiedziała Grace. — Leżę już tak od paru godzin. 
— Ubierz się szybko i spotkamy się na dole. Znaleziono martwą Madeleine Sloane. 
Grace usiadła raptownie. 
— O mój Boże! — powiedziała załamującym się głosem. 
— Porozmawiamy o tym w samochodzie, a teraz ruszaj się! 
Grace włożyła dżinsy i czerwoną koszulę. Gdy myła zęby, serce zaczęło bić jej coraz szybciej. 

Jak  to  się  mogło  stać?  Dopiero  co  widziała  Madeleine  na  pokazie  sztucznych  ogni.  Pomyślała 
wtedy, że pewnie rozpacza po matce, doskonale to rozumiała. Obie straciły matki, które były dla 
nich podporą. 

Zaczesała  włosy  w  kucyk,  związała  gumką,  wsunęła  na  nogi  tenisówki  i  wybiegła  z  pokoju. 

Nawet  sekundy  oczekiwania  na  windę  wydały  jej  się  zbyt  długie.  Biegnąc  po  schodach,  zdała 
sobie sprawę, że to jej pierwszy, ważny temat. 

Ale  nie  była  to  historia  o  anonimowych  osobach  albo  sytuacja,  w  której  łatwo  zachować 

dystans  emocjonalny.  Grace  znała  Madeleine,  mimo  że  spotkały  się  niedawno,  zdążyła  ją 
polubić. Wiadomość o jej śmierci wstrząsnęła nią. 

 

background image

*

 

*

 

 
B.J. czekał w samochodzie. Wsiadając, zauważyła kamerę leżącą na tylnym siedzeniu, gotową 

do użycia zaraz pod dotarciu na miejsce. 

— Co wiesz? — spytała, zapinając pasy. 
— Tylko tyle, że ciało Madeleine znaleziono dzisiaj rano tam, gdzie oglądaliśmy fajerwerki. 
— Mój Boże, jeszcze wczoraj rozmawiałam z nią na przyjęciu — powiedziała Grace, głośno 

przełykając ślinę. 

Z hotelu Viking do Narragansett Avanue było niedaleko. B.J. jechał bardzo szybko, więc cała 

podróż zajęła im nie więcej niż trzy minuty. 

— Jak się dowiedziałeś? — spytała, gdy parkował za karetką. 
B.J. wyłączył silnik. 
— Dostaliśmy dwa zgłoszenia, jedno od Joss, drugie od Sama. W tym roku stażyści naprawdę 

się starają. 

 

32 

 
Mimo, że poranne słońce świeciło jasno, pokój,  w którym głośno szlochała Agatha, tonął w 

mroku.  Po  podłodze  walały  się  sterty  starych  gazet,  pudeł  po  ubraniach  i  puste  puszki  po 
ciastkach.  Trzy  koty,  leżąc  na  dywanie,  patrzyły  nieruchomym  wzrokiem  na  swoją  panią 
płaczącą na niepościelonym łóżku. 

Sama sobie to zgotowała. Nie powinna była słuchać Gordona Coxa ani dawać pozwolenia na 

prace w tunelu. To miejsce powinno być traktowane jak święta mogiła, którą się okazała. 

Miała głębokie przeświadczenie, że gdyby nie znaleźli Charlotte, Madeleine nadal by żyła. 
Agatha  wytarła  twarz  o  satynową  poszewkę,  a  jej  myśli  nagle  stały  się  klarowne.  Mogła 

sprzedać tę posiadłość wiele lat temu, tak jak nakłaniała ją Charlotte. Gdyby tak uczyniła, nowy 
właściciel  musiałby  się  martwić  tą  cholerną  konserwacją  i  ich  obsesją  na  punkcie  tunelu 
niewolników. Mogła to  zrobić, wtedy  wyjechałyby stąd dawno temu,  a  Charlotte nie zostałaby 
pogrzebana  na  tyle  lat  w  miejscu  oddalonym  zaledwie  o  kilkaset  metrów  od  pokoju,  w  którym 
teraz  znajdowała  się  Agatha.  Gdyby  sprzedała  Shepherd’s  Point,  Madeleine  by  teraz  żyła.  To 
wszystko jej wina. 

 

*

 

*

 

 
Agatha nie odpowiedziała na pukanie do drzwi. 
— Panno Agatho, to ja, Finola. 
Nadal nie było żadnej odpowiedzi. Gospodyni weszła do pokoju, zerkając na bałagan, którego 

Agatha nie pozwalała jej sprzątnąć. Ciężko jej było na to patrzeć. Finola pracowała w Shepherd’s 
Point  w  dniach  chwały,  gdy  mahoń  błyszczał,  srebrna  zastawa  była  wypolerowana,  a  kryształy 
rzucały  skrę.  Cała  służba  wkładała  dużo  wysiłku,  by  wschodnie  dywany  były  dokładnie 
wytrzepane, a zasłony wyczyszczone. Mosiężna armatura w łazienkach błyszczała, podobnie jak 
płytki  ceramiczne.  Szafki  ze  szklanymi  drzwiczkami  w  kuchni  ukazywały  lśniące,  miedziane 
garnki i porcelanową zastawę. Shepherd’s Point było wspaniałą posiadłością. 

Ale zmieniło się to  wiele lat temu, gdy wyeksploatowano ostatnią kopalnię srebra. Teraz ze 

służących została tylko ona i Terence, na co zresztą wskazywał wygląd domu. Oboje się starzeli i 

background image

nie  dawali  sobie  rady  z  pracą,  którą  niegdyś  wykonywało  tuzin  ludzi.  Finola  robiła  zakupy, 
gotowała i starała się sprzątać, ale to nie było proste, gdyż panna Agatha nie pozwalała niczego 
ruszać. 

Mimo  że  jej  pensja  nie  zmieniła  się  od  zniknięcia  panny  Charlotte,  lojalnie  została.  Miała 

gdzie  spać  i  co  jeść,  a  prawdę  mówiąc,  nie  chciała  pracować  dla  innej  rodziny.  Choć  panna 
Agatha była dosyć ekscentryczna, to jednak bliska sercu. 

— Przyniosłam pani filiżankę herbaty, panno Agatho — odezwała się Finola. 
Wątła postać na łóżku nawet nie drgnęła. 
— No, proszę, poczuje się pani lepiej — zachęcała. 
— Nic nie jest w stanie sprawić, że poczuję się lepiej. 
Finola nie odezwała się. Wiedziała, że jej pani ma rację. 
 

33 

 
Wozy  transmisyjne  stały  na  Narragansett  Avanue.  Oddziały  najważniejszych  stacji 

telewizyjnych przysłały swoich przedstawicieli, żeby zebrali materiały o tej sensacyjnej historii. 
Miała  być  głównym  tematem  dzisiejszych  wiadomości.  Spełniała  wszystkie  warunki  —  młoda 
kobieta  znaleziona  martwa  dzień  po  zidentyfikowaniu  szczątków  jej  zaginionej  matki,  ciało 
znaleziono u podnóża klifu na tyłach posiadłości w Newport. To była historia dziejąca się teraz, a 
jednocześnie powiązana z zagadką zniknięcia sprzed czternastu lat. 

Grace  zerknęła  na  wozy.  Jak  na  razie  KEY  News  była  jedyną  stacją,  która  stawiła  się 

osobiście. 

— Dlaczego nie ma innych stacji? — spytała B.J. 
—  Mieliśmy  szczęście  —  odpowiedział,  włączając  kamerę.  —  Akurat  byliśmy  w  okolicy. 

Inne  dostaną  materiały  od  swoich  oddziałów.  A  właśnie,  musimy  się  skontaktować  z  kimś  z 
regionalnej telewizji, żeby dostać wszystko, co nakręcili na ten temat czternaście lat temu. 

—  Załatwię  to  —  powiedziała,  przypominając  sobie  rozmowę  z  poprzedniego  dnia.  — 

Chciałam ci też powiedzieć, że wczoraj na przyjęciu spotkałam kogoś, kto znał Charlotte Sloane 
od  dziecka.  To  nasz  rzeźbiarz,  Kyle  Seaton.  Ale  nie  wiem,  czy  uda  nam  się  go  nakłonić  do 
rozmowy o Charlotte przed kamerą. 

— Dlaczego? 
— Mam takie przeczucie — odpowiedziała, krzywiąc się lekko. — Nie wiem, jak go opisać, 

można by powiedzieć, że jest skryty. Bardzo poprawny. 

— Snob? — spytał. 
— Chyba można tak to ująć. 
—  Cóż,  wypróbujemy  ten  sam  urokliwy  sposób,  jak  podczas  kręcenia  scen  z  rzeźbienia  w 

muszlach, i zobaczymy, czy będzie chciał współpracować z nami w sprawie pani Sloane. 

 

*

 

*

 

 
Grace  zauważyła  tylko  jedną  czarnoskórą  osobę  w  tłumie  białych,  kręcących  się  przy  Cliff 

Walk. To była Zoe Quigley, robiąca zdjęcia Oceanu Atlantyckiego przenośną kamerą. 

Jeśli Grace czuła, że z racji wieku odstawała od młodych stażystów, to jak musiała czuć się 

jedyna czarna kobieta w takiej sytuacji? W jakiejkolwiek sytuacji? 

background image

Zoe przyjechała na ten staż aż z Anglii, więc na pewno miała sporo odwagi. Może była tak 

pewna  siebie,  że  wcale  tego  nie  zauważała.  Ale  Grace  jakoś  w  to  nie  wierzyła,  musiała  być 
świadoma swojej odmienności. 

Zoe, jakby wiedziała, że jest obserwowana, odwróciła się i pomachała ręką. Grace podeszła do 

niej. 

—  Idę  do  lokalnej  telewizji  zobaczyć,  czy  mają  stare  taśmy  z  materiałami  o  zniknięciu 

Charlotte Sloane. Masz ochotę wybrać się ze mną? 

Zoe zdawała się rozważać tę propozycję. 
— Dzięki wielkie, ale mam coś innego do zrobienia. 
Nie powiedziała, o co dokładnie chodzi, a Grace instynktownie wolała się nie dopytywać. 
— Aha, rozumiem. To zobaczymy się w Vikingu. 
— Doskonale — powiedziała Zoe. — Do zobaczenia później. 
 

34 

 
Zoe gratulowała sobie, że włożyła tenisówki. Z Cliff Walk do hotelu był kawał drogi piechotą, 

ale Synagoga Touro znajdowała się zaraz za rogiem. Przyłączyła się do grupy turystów i czekała, 
aż się zacznie popołudniowe zwiedzanie. Przewodnik wyszedł, aby ich przywitać. Zauważywszy 
kamerę Zoe, ogłosił: 

— Prosiłbym, aby państwo nie robili zdjęć podczas zwiedzania. 
Zoe schowała kamerę do plecaka. 
— Dzień dobry, panie i panowie. Na tej cichej ulicy w Newport zasady zatriumfowały. Przez 

ponad  dwieście  lat  ta  mała  synagoga  udowadniała,  że  człowiek  może  szukać  ponadczasowych 
prawd  bez  przeszkód  ze  strony  rządu.  Jerzy  Waszyngton  odwiedził  tę  synagogę  dwukrotnie,  a 
teraz  co  roku  świętujemy  wydanie  listu,  gwarantującego  wolność  wyznania  dla  Żydów. 
Pozwólcie, państwo, że odczytam część tego sławnego listu Waszyngtona do kongregacji, która 
założyła tę synagogę. 

Zoe słuchała, jak przewodnik czyta słowa prezydenta z całą powagą, na jaką mógł się zdobyć: 
—  Każdy  ma  zagwarantowaną  wolność  sumienia  i  prawa  obywatelskie.  Mówi  się  teraz  o 

tolerancji,  jakoby  była  pobłażliwością  dla  jednej  klasy  ludzi,  gdy  wolność  obywatelska  innej 
wystawiana jest na próbę — przewodnik spojrzał po zebranych, czy aby na pewno zdołał przykuć 
uwagę  wszystkich,  by  przekazać  najbardziej  znane  słowa  Waszyngtona.  —  Szczęśliwie,  rząd 
Stanów  Zjednoczonych  nie  daje  przyzwolenia  dla  tej  bigoterii  i  pomocy  w  prześladowaniu 
innych. 

Grupa podążyła za przewodnikiem do chłodnego wnętrza synagogi. 
—  Jest  to  najstarsze  miejsce  wiary  żydowskiej  w  Stanach  Zjednoczonych,  które  przetrwało. 

Jak  państwo  widzą,  w  pomieszczeniu  znajdują  się  arkady  podtrzymywane  przez  dwanaście 
kolumn,  które  reprezentują  dwanaście  plemion  Izraela.  Te  pięć  masywnych,  mosiężnych 
kandelabrów to podarki od członków kongregacji. 

Przewodnik wskazał na wschodni kraniec sanktuarium. 
— W Świętej Arce znajdują się zwoje Tory. Nasza jest najstarszą w Stanach Zjednoczonych. 

Nad Arką przedstawiono dziesięć przykazań zapisanych po hebrajsku. 

Zebrani spojrzeli w górę, a mężczyzna kontynuował: 

background image

—  Na  podwyższeniu  w  środku  sali  czytana  jest  Tora  lub  śpiewane  są  pieśni.  Zwróćcie, 

państwo,  uwagę  na  tajemniczą  zapadnię  przy  podwyższeniu.  Prowadzi  ona  do  piwnicy,  która 
prawdopodobnie była przystankiem w podziemnym szlaku dla uciekających niewolników. 

Gdy wycieczka poszła dalej, Zoe została z tyłu.  Wyjęła kamerę z plecaka i  skierowała ją w 

stronę zapadni. 

 

35 

 
Chociaż  podczas  weekendu  można  było  doliczyć  się  nawet  stu  dwudziestu  pięciu  tysięcy 

osób,  Newport,  pod  wieloma  względami,  pozostał  małym  miasteczkiem.  Zanim  wiadomości 
zdołała przekazać lokalna telewizja i gazeta, wieść o śmierci Madeleine Sloane rozniosła się po 
całym mieście. 

W  kuchni  Seasons  Clambakes  jeden  z  dostawców  homarów  usłyszał  o  tym  od  jednego  z 

rybaków,  który  z  kolei  miał  kolegę  w  obsłudze  ambulansu.  Karetka  przewoziła  ciało 
bezpośrednio na oddział medycyny sądowej. 

Mickey próbował nie myśleć o śmierci Madeleine i bolących plecach, i skupić się na pracy. 

Nadal  było  dużo  do  zrobienia  na  wielkie  przyjęcie  weselne,  które  miało  odbyć  się  dziś  po 
południu  w  Eisenhower  House  w  Fort  Adams.  Z  okazałej  rezydencji,  należącej  niegdyś  do 
prezydenta Dwighta Eisenhowera, roztaczał się zapierający dech w piersiach widok na przystań 
Newport i  Zatokę Narragansett. Namioty na trawnikach ustawiono  wczoraj. Obrusy nie zostały 
jeszcze przywiezione, więc porcelana, szkło i srebrna zastawa nie mogły być ustawione. 

Poczuł znajomy ból brzucha. Taki sam, który zawsze mu towarzyszył, gdy się denerwował, a 

więc  prawie  cały  czas.  Uważał  go  za  jeden  ze  skutków  ubocznych  prowadzenia  własnego 
przedsiębiorstwa. Jednak głęboko w sercu wiedział, że chodzi o coś innego. 

Bóle  brzucha  zaczęły  się,  gdy  miał  osiemnaście  lat,  a  Charlotte  Sloane  przyłapała  go  na 

podkradaniu pieniędzy w klubie country. 

 

36 

 
— Nowy Jork chce materiał o Madeleine Sloane do głównego wydania dziennika. Skoro masz 

już z nią wywiad, pomyślałem, żeby tobie pierwszemu dać cynk. Chcesz się do tego zabrać? 

B.J., trzymając komórkę, zastanawiał się, co ma odpowiedzieć producentowi. To prawda, że 

pierwszy, własny materiał na „Evening Headlines” byłby niezłym osiągnięciem, ale miał jeszcze 
historię  rodziny  Vanderbilt  do  obróbki,  która  miała  być  wyemitowana  podczas  porannego 
programu.  Z drugiej strony, odmówienie pracy dla „Evening Headlines” nie byłoby rozsądnym 
posunięciem. 

— Możesz na mnie liczyć, Dom. 
Wiedział, że to będzie długa noc. Najpierw zrobi materiał dla Nowego Jorku, a potem skończy 

ten dla KTA. 

—  Constance  będzie  dopiero  po  czwartej  —  powiedział  Dominick  O’Donnell.  —  Musisz 

najpierw napisać dla niej wypowiedź, a dopiero potem ją nagrasz. 

Jezu, pomyślał B.J. Co jeszcze? 
— Mam także zabrać się do montażu? — spytał, bojąc się potwierdzającej odpowiedzi. 
— Mam nadzieję, że nie, ale musimy poczekać na rozwój wydarzeń. 

background image

B.J.  zamknął  komórkę  i  zaczął  w  tłumie  szukać  Grace.  Zauważył  ją  rozmawiającą  przy 

jednym  z  wozów  transmisyjnych.  Boże,  ależ  ona  jest  fantastyczna,  pomyślał.  Była  pierwszą 
kobietą, która tak go zainteresowała po rozstaniu z Meryl. Ten dobrze zapowiadający się romans 
skończył  się  tak  boleśnie,  że  postanowił  bronić  się  ze  wszystkich  sił  przed  ponownym 
zaangażowaniem się. Może wreszcie nadszedł czas by to  skończyć. Idąc w jej stronę, myślał o 
tym, co było mu potrzebne do materiału. Dobrze, miał wywiad z Madeleine Sloane, który był na 
tyle intrygujący, że powinien być motywem przewodnim. Miał nagrane, jak wnoszą jej przykryte 
ciało po schodach i ładują do karetki. Nagrał też parę wypowiedzi gapiów z klifu. Brakowało mu 
tylko  czegoś  więcej  na  temat  tajemniczego  zniknięcia  jej  matki  i  zidentyfikowania  jej  ciała 
poprzedniego  dnia.  Mógł  wykorzystać  film  z  tunelu  i  wstawić  do  niego  narrację,  ale  nadal 
potrzebował nagrań sprzed czternastu lat. Miał nadzieję, że Grace udało się coś załatwić. 

—  O,  witaj,  B.J.  —  powiedziała,  gdy  do  niej  podszedł.  —  To  jest  Pam  Watts,  prezenterka 

stacji regionalnej w Providence. 

B.J. wyciągnął rękę do kobiety i od razu zauważył jej miłe, ciemne oczy i szczery uśmiech. 
— Pam pracowała nad historią zniknięcia Charlotte Sloane czternaście lat temu. Ma nagranie 

ze  zbiórki  pieniędzy  w  klubie  country  z  tamtej  nocy,  a  także  informacje  o  późniejszych 
poszukiwaniach — kontynuowała Grace. — Uważa, że jej stacja byłaby skłonna odsprzedać nam 
te taśmy. 

— A więc jednak Bóg istnieje — wyszeptał B.J. 
Miał  ochotę  pocałować  Pam  i  Grace,  choć  musiał  przyznać,  że  nie  pierwszy  raz  ma  ochotę 

ucałować nową stażystkę. 

 

37 

 
Zoe  rzuciła  się  na  łóżko,  wykończona.  Ściągnęła  tenisówki,  nie  kłopocząc  się  z  ich 

rozsznurowywaniem.  Jeśli  jej  dokumentacja  ma  się  w  ogóle  do  czegoś  przydać,  będzie 
potrzebować czegoś więcej niż trzydziestosekundowy film o zapadni w żydowskiej synagodze. 

Wiedziała, co chciała uchwycić, ale teraz zaczynała myśleć, że będzie to dużo trudniejsze, niż 

początkowo  uważała.  Próbowała  mniej  więcej  odtworzyć  wędrówkę  niewolnicy  do  wolności. 
Znalazła  odpowiednią  kandydatkę  w  osobie  Mariah,  która  zakradła  się  do  pomieszczenia 
towarowego, przy kotłowni, na statku pasażerskim, który płynął z Norfolk do Newport. Podróż 
była nie do zniesienia z powodu gorąca i pyłu w kabinie, bez dostępu do świeżego powietrza. A 
jednak  jej  i  dziesięciorgu  innym  uciekinierom  udało  się  zbiec.  Dzięki  pomocy  odważnego 
kapitana  wylądowali  w  Shepherd’s  Point.  Stamtąd  Mariah  przemycono  do  synagogi  Touro, 
następnie do kościoła w Providence, a później prosto do Kanady, gdzie była wolna. 

Nie  waż  się  zniechęcać,  powtarzała  sobie  Zoe,  odtwarzając  ponownie  film  z  synagogi  na 

maleńkim ekranie kamery. Nie masz do tego prawa. Pomyśl, przez co przeszła Mariah. 

Nakręcenie reportażu czy wygranie pracy w KEY News było niczym w porównaniu do tego. 
 

38 

 
Grace  oczarowana,  patrzyła  na  Constance  Young,  stojącą  na  Cliff  Walk.  Błękit  oceanu 

stanowił  tło  dla  blond  włosów  prezenterki.  Constance  była  ubrana  w  białe  spodnie  i  top  w 
niebiesko–białe paski. Miała aurę gwiazdy czy raczej jej pozycja automatycznie stworzyła z niej 

background image

gwiazdę? Grace podejrzewała jednak to pierwsze. Żaden z prezenterów porannych wiadomości, 
choć dobrych w tym, co robili, nie miał jej wdzięku. 

B.J. podał Constance kopie scenariusza z zaznaczonymi kawałkami tekstu. Miała pokazać się 

w  środku  nagrania,  zaraz  po  kilku  słowach  wyjaśnienia  dotyczącego  śmierci  Madeleine  i 
fragmentami  wywiadu  z  nią,  które  miały  przedstawić  po  krotce  historię  zniknięcia  jej  matki. 
Kobieta przeczytała tekst parokrotnie, dała znak, że jest gotowa, i udała się w dół Forty Steps. 

B.J.,  trzymając  kamerę  na  ramieniu,  stał  na  szczycie  schodów.  Constance  zaczęła  powoli 

wchodzić na górę kierując się w stronę kamery. 

—  Czy  śmierć  Madeleine  Sloane  była  wypadkiem,  samobójstwem,  a  może  morderstwem? 

Policja  stara  się  to  ustalić,  ale  nie  pierwszy  raz  nazwisko  Sloane  jest  związane  z  zagadką  w 
nadmorskim mieście. 

— Mam to — powiedział B.J. — Doskonale za pierwszym razem. 
—  Moim  zdaniem  powinniśmy  to  powtórzyć  —  odparła  Constance.  —  Wiatr  zawiewał  mi 

włosy na twarz. 

B.J.  nie  zauważył  tego,  ale  nie  chciał  oponować.  Wszystko,  czego  tylko  prezenterka  sobie 

życzyła,  było  z  założenia  dobre  i  dla  niego.  Constance  ponownie  zeszła  po  schodach  i 
perfekcyjnie powtórzyła nagranie. 

 

*

 

*

 

 
Gordon lubił wyobrażać sobie, że jest panem jednej z takich rezydencji. Nigdy nie znudziły 

mu się przechadzki wzdłuż Cliff Walk, mimo że teraz, z powodu chorego kolana sprawiały mu 
dużo  mniej  przyjemności  niż  niegdyś.  Szczerze  mówiąc,  musiał  się  dziś  zmusić  do  wyjścia. 
Siedzenie i dumanie w domu jednak do niczego by nie doprowadziło. 

Zatrzymując się by popatrzeć na pracę grupy z KEY News, stwierdził, że musi zebrać myśli. 

Nie tylko powinien ocenić prace studentów i przygotować się do ważnego wykładu na jutrzejsze 
popołudnie, ale także zgłosić się do KEY to America o szóstej rano z mnóstwem historycznych 
anegdotek,  które  miał  przedstawiać  widzom  przed  telewizorami  między  siódmą  a  dziewiątą. 
Następnego dnia musiał wstać wcześnie, a ten spacer i słone powietrze miały mu pomóc zasnąć. 
Wątpił jednak, czy to wystarczy. 

Pamiętał bezsenne noce po zaginięciu Charlotte i tak samo będzie pewnie teraz, po śmierci jej 

córki.  Mimo  że  Madeleine  pomogła  mu  przekonać  Agathę  do  otwarcia  tunelu,  nie  była 
entuzjastycznie  nastawiona  do  kontynuacji  tego  pomysłu.  Po  odnalezieniu  tam  szczątków  jej 
matki  nie  podobała  jej  się  perspektywa  przechadzających  się  tamtędy  turystów.  Takie  właśnie 
wrażenie odniósł na przyjęciu. Madeleine gdyby żyła, mogłaby stwarzać problemy z renowacją 
tunelu. 

Pierwsza zauważyła go Grace. 
— B.J.  — szepnęła,  — tam jest profesor Cox. Siedział obok Madeleine na pikniku wczoraj 

wieczorem. Przekonamy się, czy będzie chciał coś powiedzieć? 

Producent spojrzał w stronę, w którą wskazywała, i zerknął na zegarek. 
— Nieźle, Grace. Niestety nie mamy teraz czasu. Musimy wrócić do hotelu i zmontować ten 

materiał. Możemy go złapać jutro, jeśli okaże się to konieczne. 

 

39 

 

background image

Tommy  odłożył  słuchawkę  i  wpatrywał  się  posępnie  w  telefon.  Manzorella,  wchodząc  do 

pokoju  odpraw  na  komisariacie,  zauważył  wyraz  twarzy  chłopaka  i  domyślił  się,  o  co  chodzi. 
Obsesja Tommy’ego Jamesa na punkcie Joss Vickers nie była dla nikogo tajemnicą. 

— Nie mów — powiedział detektyw. — Panna Vickers znowu cię wystawiła. 
—  Nie  rozumiem  tego  —  wyrzucił  z  siebie  Tommy,  uderzając  pięścią  w  biurko.  —  Robię 

wszystko, żeby ją zadowolić, a ona cały czas ma jakieś wymówki, by się ze mną nie spotkać. 

Manzorella  położył  mu  dłoń  na  ramieniu.  Było  mu  go  żal.  Chłopak  po  prostu  nie  mógł 

zrozumieć, że Joss Vickers nigdy nie będzie spotykać się z gliną z Newport. Przeważnie było tak, 
że bogaci wychodzili za bogatych. 

— Przestań marnować na nią czas, Tommy. Jest pełno dziewczyn, które będą uszczęśliwione, 

mogąc się z tobą umówić. 

— Ale ja ich nie chcę. Chcę Joss. Nigdy nie zapomnę tego lata, które spędziliśmy razem. 
Oczy chłopaka zwilgotniały, więc Manzorella odwrócił wzrok. 
— Większość z nas miała wakacje z kobietami, których nigdy nie zapomnimy. Ale to wcale 

nie znaczy, że idziemy  potem z nimi  na tle zachodzącego słońca i  żyjemy długo i  szczęśliwie. 
Większości się to nie udaje. Takie kobiety chętnie z nami romansują, ale nie wychodzą za nas. 

Tommy spojrzał na detektywa z zainteresowaniem. 
— Miał pan kiedyś w swoim życiu kogoś takiego jak Joss? 
—  Tak,  ale  to  było  dawno  temu.  Byłem  ratownikiem  na  Bailey’s  Beach,  gdzie  jej  rodzina 

spędzała wakacje. To był cudowny czas, bardzo dużo muzyki i spacerów w świetle księżyca. 

— Więc pan mnie rozumie — powiedział Tommy. 
—  Rozumiem,  chłopcze.  Ale  lato  się  skończyło  i  nasza  miłość  też.  Tak  po  prostu  jest. 

Przyjmij  ode  mnie  radę  —  musisz  wybić  sobie  z  głowy  Joss.  Niedaleko  zajdziesz  z  tą 
dziewczyną. 

 

40 

 
Grace  miała  wrażenie,  że  gdy  wchodziła  do  pokoju  redakcyjnego  razem  z  B.J.  i  Constance 

Young,  Joss  spojrzała  się  na  nią  krzywo.  Sam  zdawał  się  nie  mieć  na  tyle  siły,  by  być 
zazdrosnym  ojej  wielkie  szanse  na  zwycięstwo.  Wyglądał  na  skacowanego,  miał  podkrążone 
oczy i łapczywie pił wodę z dużej butelki. Nigdzie nie było widać Zoe. 

B.J. usiadł z montażystą, z którym umówił go Dominick, więc Grace podeszła do znajomych. 
— Cześć. 
Brak entuzjazmu był nad wyraz widoczny. 
— Nieźle się dziś spisaliście dzwoniąc w sprawie Madeleine Sloane — ciągnęła, starając się, 

by brzmiało to entuzjastycznie i serdecznie. — Skąd się o tym dowiedzieliście? 

— Mam przyjaciela w policji w Newport, powiedział mi o tym  — odparła Joss z posępnym 

wyrazem twarzy. — Ale co z tego? B.J. i tak zatrzymał najlepsze kąski dla ciebie, bo to ty 

— jesteś jego ulubienicą. Robisz tu dużo więcej niż wszyscy i mam tego serdecznie dość. 
Odwróciła się i odeszła. Grace spojrzała na Sama. 
— Byłem tam wcześnie rano i ją widziałem — wyjaśnił. — Co za makabra. 
— Och — powiedziała Grace, zdziwiona tym zbiegiem okoliczność, jednocześnie udając, że 

docinki Joss nie zrobiły na niej wrażenia. — Byłeś na joggingu? 

— Nie, po prostu tam byłem. 
 

background image

*

 

*

 

 
Gdyby Grace nie stanowiła dla niego takiego zagrożenia, Samowi byłoby jej nawet żal. Joss 

po prostują obrażała, mimo że Grace tak naprawdę nic nie zrobiła. To nie była jej wina, że B.J. ją 
lubił. 

Widząc, jak odchodzi do stołu montażowego, Sam zapragnął jakiejś pani producent, która by 

go polubiła. Nie przeszkadzałoby mu to, gdyby tylko pomogło w osiągnięciu celu. Niestety nie 
widział nikogo, kto by pasował do tej roli. Był więc zmuszony zrobić coś innego, żeby wybić się 
wśród innych stażystów. 

Po zadzwonieniu do hotelu, odszedł szybko z miejsca wypadku, żeby policja nie zatrzymała 

go,  i  nie  wypytywała.  Ale  to,  co  widział  poprzedniej  nocy,  czyniło  go  naocznym  świadkiem 
morderstwa. 

Otworzył nową butelkę z wodą. Wiedział, że może wykorzystać tę wiedzę do własnych celów. 

Mogła  mu  nawet  zagwarantować  pracę  asystenta  producenta,  o  której  marzył.  To  wyróżni  go 
wśród innych stażystów. 

 

41 

 
Jaka matka, taka córka. Najpierw Charlotte, a teraz Madeleine. Jedno morderstwo za drugim. 
Każdy będzie szukał powiązania. Najważniejsze było, podobnie jak czternaście lat temu, żeby 

nie  odkryto  zdjęcia.  Potrzebny  był  następny  list.  Należało  go  napisać  teraz,  żeby  poszedł  z 
poniedziałkową pocztą. Pióro, trzymane dla zmylenia charakteru pisma w lewej ręce, posuwało 
się po zwykłej, białej kartce, dopisując ostatnie zdania zawierające jednoznaczną groźbę. 

 
Nadal  mam  twój  portfel,  który  zostawiłeś  w  domku  tej  nocy,  gdy  Charlotte  Sloane  zginęła. 

Jeśli pójdziesz ze zdjęciem na policję, ja wykorzystam portfel. Jak myślisz, komu uwierzą? Mnie 
czy tobie? 

 

42 

 
Czy to Lucy stała w drzwiach? Grace zmrużyła oczy, a serce zabiło jej szybciej. Tak, to ona, a 

za nią Frank i Jan. 

Grace  miała  ochotę  schować  się  pod  biurkiem,  ale  wiedziała,  że  to  nic  nie  da.  Musiała 

zachować się jak osoba dorosła i stawić temu czoło. 

— Przepraszam, B.J., zaraz wracam. 
Lucy  na  widok  matki  krzyknęła  radośnie.  Oczy  wszystkich  zwróciły  się  w  stronę,  skąd 

dochodził młodziutki głos, i patrzyły, jak Grace przytula córkę. Poczuła, że robi się czerwona. 

— Witaj, Frank. Cześć, Jan — powiedziała nad głową Lucy, zdając sobie sprawę ze swojego 

niechlujnego ubrania. 

Frank  wyglądał  za  to  lepiej  niż  kiedykolwiek.  Mimo  że  w  tym  momencie  wydawał  jej  się 

odpychający,  musiała  przyznać,  że  był  wspaniałym  okazem  mężczyzny.  Chociaż  Lucy  nie 
odziedziczyła po nim przeszywających, niebieskich oczu, Grace cieszyła się, że jej córka ma jego 
prosty nos, i olśniewający uśmiech. 

— Jak tam, kochanie? — spytała, ponownie ją przytulając. 

background image

Żona  Franka  wyglądała,  jakby  przed  chwilą  zeszła  z  witryny  sklepowej.  Miała  perfekcyjnie 

wyprasowane spodnie khaki i zielony, bawełniany sweter, przewiązany na ramionach. Jej gładkie 
blond  włosy  związane  były  z  tyłu  czarną  aksamitką,  Pasującą  do  czarnego  paska  od  zegarka  i 
skórzanych sandałów. 

Grace  zauważyła  staranny  pedikiur  oraz  wypielęgnowane  dłonie,  dodatkowo  ozdobione 

pierścionkiem z brylantem. Bardzo zamożna, bardzo rozpieszczona, zupełnie inna niż ona. 

—  Właśnie  się  zameldowaliśmy  i  chcieliśmy  sprawdzić,  czy  możemy  cię  wyciągnąć  na 

kolację — powiedział Frank. 

Nieźle Frank, pomyślała Grace. Pokaż Lucy, że jesteś tym dobrym. 
— Dziękuję bardzo, ale nie wiem, o której tu skończę. Nie chcę was zatrzymywać. 
— Możemy poczekać — odpowiedział, a Grace wyczuła, że jest zadowolony. 
— Tak, mamo, poczekamy — dodała Lucy. 
Jakkolwiek postąpi, będzie źle. Mimo że miała ochotę pobyć z córką i nie chciała jej zawieść, 

wcale  nie  uśmiechało  się  jej  spędzenie  wieczoru  w  restauracji  naprzeciwko  Franka  i  Jan,  z 
którymi musiałaby prowadzić kulturalną wymianę zdań. Wolałaby raczej go udusić, niż dzielić z 
nim  posiłek.  Jeśli  jednak  wykręci  się  pracą,  da  mu  tylko  argument,  że  kariera  ograniczy  jej 
kontakt z córką. 

— No dobrze, powinnam skończyć o siódmej — powiedziała w końcu. 
—  Świetnie.  Portier  polecił  mi  miłą  włoską  restaurację  w  okolicy.  Powiedzmy  o  wpół  do 

ósmej w Sardelli? 

— Pewnie potrzebna będzie rezerwacja — mruknęła Grace, mając nadzieję, że nie uda mu się 

jej zdobyć. 

—  Porozmawiam  z  portierem  i  on  to  załatwi  —  odparł  Frank  i  mrugnął,  pocierając  palec 

wskazujący o kciuk. 

 

43 

 
B.J. był zadowolony, przesyłając materiał o śmierci Madeleine Sloane do Nowego Jorku pół 

godziny  przed  rozpoczęciem  „Evening  Headlines”.  Właśnie  myślał,  jak  odbierze  to  góra,  gdy 
podszedł do niego Sam. 

— Chciałbym z tobą porozmawiać — powiedział. 
— Dobrze, poczekaj minutkę, już prawie skończyłem. Gdy usłyszał potwierdzenie z Nowego 

Jorku, że wszystko w porządku, odłożył słuchawkę. 

— Co jest? — spytał, odwracając się do Sama. 
— Myślę, że mam coś, co nadawałoby się na jutrzejszy, poranny program. 
Producent spojrzał na niego z zaciekawieniem. 
— Byłem na Cliff Walk wczoraj w nocy. Widziałem, co się stało z Madeleine Sloane. 
— Jezu, człowieku — zawołał B.J., łapiąc go za ramię. — Co widziałeś? 
— Cóż, myślałem, że mógłbym wystąpić na żywo jutro rano i dopiero wtedy powiedzieć. 
Ta  sugestia  wzbudziła  podejrzliwość  B.J.  Co  ten  dzieciak  kombinował?  Tak  czy  inaczej 

byłaby to niezła gratka mieć wywiad z naocznym świadkiem. 

— Wiesz co? Chyba musimy porozmawiać o tym z Nazarethem. 
Gdy szli do głównego producenta KTA, stażysta starał się powstrzymać uśmiech satysfakcji. 

Było dokładnie tak, jak sobie zaplanował. 

 

background image

*

 

*

 

 
— Mówiłeś coś policji? — spytał Linus. 
— Nie. 
Główny producent nie był zdenerwowany. Zdawał się wręcz zadowolony. 
— Dobrze, to powiedz teraz, co widziałeś? 
—  Z  całym  szacunkiem,  proszę  pana,  ale  chciałbym  powiedzieć  wszystko  po  raz  pierwszy 

jutro na żywo. 

Linus  musiał  przyznać,  że  dzieciak  dobrze  sobie  radził.  Wykorzystywał  sytuację  na  swoją 

korzyść.  Tym  pokazem  brawury  i  przebiegłości  zdobył  sobie  głos  Linusa,  gdy  staż  się  już 
skończy. A tylko jego głos tak naprawdę się tu liczył. 

Główny  producent  wolał  wiedzieć,  co  dzieciak  ma  zamiar  powiedzieć,  ale  właśnie  ta 

niewiedza  była  najciekawsza.  Bo  któż  mógł  kiedykolwiek  wiedzieć  na  pewno,  co  powie  dana 
osoba w programie na żywo? Przez ponad trzydzieści lat pracy Linus nieraz dziwił się, co ludzie 
wygadywali w takiej chwili. Wstępne wywiady zdradzały mniej więcej, o czym będzie mowa, ale 
nie  było  żadnej  gwarancji,  że  delikwent  nie  zboczy  z  tematu  i  nie  zacznie  mówić  o  czymś 
zupełnie innym. To właśnie sprawiało, że telewizja na żywo była tak ekscytująca. 

Jeśli Sam widział, co się stało z Madeleine Sloane, on chciał to mieć dla KTA. Chłopak chciał 

stanowisko asystenta producenta, więc Linus nie wyobrażał sobie, że mógłby go okantować na 
wizji. Podjął decyzję, podniósł słuchawkę i zadzwonił do Nowego Jorku. 

—  Zmieńcie  reklamę  po  „Evening  Headlines”  na  dziś  wieczór,  szybko  —  rozkazał.  —  Ma 

brzmieć:  „Na  żywo  w  jutrzejszym,  porannym  KEY  to  America…  Naoczny  świadek  śmierci 
dziewczyny z Newport opowie o tym, co widział”. 

— A co mamy dać na ten temat? — spytał rozpaczliwie producent reklamowy. 
—  Wrzućcie  materiał  Constance  i  zdjęcia,  jak  wnoszą  ciało  po  schodach.  Resztę  prześlemy 

wam na żywo — odkrzyknął Linus, odwracając się do B.J. — Łap kamerę, nagraj Sama i puść to 
prosto do Nowego Jorku. Już! 

 

44 

 
Po obejrzeniu raportu o śmierci Madeleine w lokalnej telewizji nadszedł czas, żeby włączyć 

KEY. Raport Constance Young mówił o głównych faktach. Trudno było oglądać nagranie worka 
z ciałem Madeleine, a jeszcze trudniej nagranie z dawnych lat, szczególnie widząc przez sekundę 
młodszą wersję twarzy zabójcy na jednym z nich. Ta sama, niezbyt zmieniona, twarz patrzyła z 
lustra każdego ranka. Stare taśmy pokazywały klub country, mężczyzn w smokingach i kobiety w 
letnich  sukniach.  Pokazywano  także  policję  przeczesującą  okolicę  domu  Olivera  i  Shepherd’s 
Point,  oraz  ulotki  z  uśmiechniętą  twarzą  Charlotte,  przyklejone  na  słupach  i  witrynach 
sklepowych w całym Newport. 

To  był  przerażający  czas,  a  wspomnienie  strachu  przed  odkryciem  prawdy  powracało.  Gdy 

reportaż  się  skończył,  zabójca  Madeleine  i  Charlotte  siedział  wpatrzony  w  telewizor,  niezbyt 
zainteresowany innymi wiadomościami. 

Medycyna  sądowa  jest  bardzo  rozwinięta,  więc  jeśli  odkryją  zdjęcie,  nie  będzie  trudno  się 

zorientować, kto jest winny. 

Może nadszedł czas, żeby wynieść się z miasta, ukryć. Ale gdzie? Zbyt dużo się tu wydarzyło, 

całe życie. Zaczynanie od nowa w innym miejscu nie mogło być jedynym wyjściem. Jeśli prawda 

background image

wyjdzie na jaw, to i tak nie będzie gdzie się ukryć. Teraz można było tylko czekać i udawać, że 
wszystko jest w porządku, mając nadzieję, że tak jak czternaście lat temu, tak i teraz policja nie 
odniesie większych sukcesów w poszukiwaniu zabójcy. 

Czując się odrobinę lepiej,  sięgnął  po pilota i  już miał  wyłączyć telewizor, gdy odezwał  się 

niski głos. 

—  Na  żywo  w  jutrzejszym,  porannym  KEY  to  America.  Naoczny  świadek  śmierci 

dziewczyny z Newport opowie o tym, co widział. 

Worek z ciałem na Cliff Walk, a następnie twarz młodego mężczyzny. 
Czyżby ten pijany chłopak z pikniku wszystko widział? 
 

45 

 
Grace nie powinna być zdziwiona. Stolik czekał na nich dokładnie o dziewiętnastej trzydzieści 

w Sardelli. Czteroosobową grupkę poprowadzono do przytulnej bocznej części restauracji. Gdy 
zajmowali miejsca, Grace już myślała, co zamówić do picia. 

— Jak wam się podoba hotel? — zagadnęła. — Ładny, prawda? 
— Powinnaś zobaczyć nasz pokój, mamo — entuzjastycznie odpowiedziała Lucy. — Mamy 

apartament, a w łazience jest jacuzzi. 

— To wspaniale, kochanie. 
Grace  zmusiła  się  do  uśmiechu,  przeklinając  w  duchu  wszystkie  jacuzzi.  Jej  pokój  był  w 

porządku, ale łazienka była mikroskopijna. Ledwo mogła się odwrócić pod ciasnym prysznicem. 
Czy  to  jednak  miało  jakieś  znaczenie?  Prawie  nie  by  wała  w  pokoju.  Prawdę  mówiąc,  nie 
obchodził jej fakt, że nie ma jacuzzi. Bolało ją bardziej, że to, co Frank mógł zaoferować Lucy, 
przewyższało wszystko, na co ona będzie mogła sobie kiedykolwiek pozwolić. 

Do stolika podeszła kelnerka i przedstawiła dania wieczoru. 
— Co sobie życzysz, Grace? — spytał Frank, gdy kelnerka poszła po zamówione napoje. 
— Bakłażan w parmezanie brzmi dobrze. 
— A ty, Lucy? 
— Penne w sosie alkoholowym. 
Frank zmarszczył brwi. 
— Alkohol wyparowuje, gdy się go podgrzeje — pospieszyła z wyjaśnieniem Grace. — Może 

spokojnie to zamówić. 

— Tak, tato, mama czasem robi to w domu dla mnie i dla dziadka. 
Widząc  napięty  wyraz  twarzy  Franka,  Grace  zastanowiła  się,  czy  to  także  zostanie  użyte 

przeciwko niej. Za chwilę jednak uznała tę myśl za niedorzeczną. Nie mogła popadać w paranoję. 
Odwróciła się do Jan i spytała: 

— A ty, co zamawiasz? 
— Pozwolę, żeby Frank za mnie zamówił — odpowiedziała Jan ze słodkim uśmiechem. 
Więc tak jest między nimi, pomyślała Grace. Cóż, lepiej Jan niż ona. 
 

46 

 
Wysokie panele z hartowanego żelaza, wpasowane między wapienne filary, wystające ponad 

mur, czyniły z The Breakers prawdziwą twierdzę. Wóz wjechał przez masywną, żelazną bramę, 

background image

ozdobioną  znakami  rozpoznawczymi  Vanderbiltów  —  żołędziami  i  liśćmi  dębu.  Brama  była 
wysoka,  więc  Scott  Huffman  nie  musiał  się  martwić,  że  zahaczy  dachem  samochodu  o 
cokolwiek. 

Domek strażników, zaraz po lewej stronie, został otwarty, tak jak to ustalono z Towarzystwem 

Konserwacji  Zabytków,  na  wypadek  gdyby  musiał  tu  spędzić  noc.  Wóz z  niesłychanie  drogim 
sprzętem nie mógł być pozostawiony bez nadzoru do rana, kiedy pracownicy KEY to America 
mieli przygotować program o The Breakers. 

To miała być długa noc, ale Scott się przygotował, napełniając przenośną lodówkę kanapkami 

i puszkami napojów, oraz przemycając poduszkę i koc z hotelu. Przejrzał listę, upewniając się, że 
zabrał wszystko, czego potrzebował, tak aby rano nie było problemów. 

— Cholera jasna — przeklął, odkrywając, że brakuje paru kabli. 
 

47 

 
Sam  był  pewien  tego,  co  robi.  Jego  zdaniem  to  była  jedyna  dobra  i  mądra  rzecz.  Był 

podekscytowany możliwością pomocy KEY to America i samemu sobie. Linus Nazareth, idąc na 
kolację, zatrzymał się na chwilę przed pokojem służbowym i poklepał go po ramieniu. Ten facet 
mnie docenia, pomyślał Sam z satysfakcją. Stanowisko asystenta producenta miał w kieszeni. 

Wiedział, że powinien iść spać. Chciał być wypoczęty przed swoim pierwszym występem w 

telewizji ogólnokrajowej. Właśnie miał wychodzić, gdy zadzwonił telefon. 

—  Tu  Scott  Huffman,  dzwonię  z  The  Breakers.  Myślę,  że  będziemy  potrzebowali  więcej 

żółtego kabla. Czy ktoś mógłby go tu przywieźć? 

—  Gdzie  go  szukać?  —  spytał  Sam,  myśląc,  że  nie  zaszkodzi  jednak  zdobyć  parę 

dodatkowych punktów. 

— W jednym z kartonów pod ścianą w pokoju redakcyjnym. 
— Dobra, zaraz go przywiozę. 
Sam odłożył słuchawkę, znalazł kabel i spytał o pozwolenie na wypożyczenie samochodu. 
 

48 

 
Drewniany fotel bujał się bezszelestnie na werandzie hotelowej. Było coraz mniej czasu. Ale 

młodzi  ludzie  lubili  wychodzić  wieczorem  na  imprezy,  szczególnie  w  takim  mieście  jak 
Newport, więc czekanie na gadatliwego chłopaka miało sens. 

A jeśli nie wyjdzie? Co wtedy? Jak go wyeliminować? 
Nie  było  czasu  na  planowanie  czegokolwiek,  tak  jak  w  przypadku  Madeleine  lub  Charlotte 

tyle lat temu. To trzeba zrobić instynktownie za pomocą czegoś, co jest pod ręką. 

 

49 

 
Grace nie miała ochoty na kawę, wystarczy, że obiad ciągnął się w nieskończoność. 
—  Myśleliśmy,  żeby  wybrać  się  do  Bowen’s  Wharf,  pochodzić  po  sklepach,  popatrzeć  na 

łódki — powiedział Frank, odstawiając filiżankę na spodek. 

background image

— Niezły pomysł — uprzejmie zauważyła Grace. 
— Chcesz jechać z nami, mamo? 
Grace uśmiechnęła się do córki i pogłaskała ją po głowie. 
—  Dziękuję,  Lucy,  ale  muszę  wracać.  Wstaję  jutro  bardzo  wcześnie  —  odpowiedziała, 

dziękując Bogu, że ma wymówkę, by uciec od Franka i jego żony. 

Widziała, jak od czasu do czasu kładł  rękę na ramieniu Jan i  trzymał jej dłoń  podczas całej 

kolacji. Miała już dość. Nie mogła przestać się zastanawiać, czy między nimi jest tak zawsze, czy 
też robi to teraz tylko na pokaz. 

 

*

 

*

 

 
Restauracja znajdowała się zaledwie parę przecznic od hotelu. Grace pomyślała, że chętnie się 

przejdzie, żeby uporządkować myśli. Musiała przestać zastanawiać się nad nadchodzącą wojną o 
opiekę nad Lucy. Niewiele, wręcz nic nie mogła na to poradzić, będąc w Newport. Kiedy wróci 
do domu, spotka się z prawnikiem. W tym tygodniu powinna skupić się na jednej tylko rzeczy — 
dobrym spisaniu się w KTA i wygraniu posady. 

Wszystko jednak było względne. Grace oczywiście nawet nie mogła myśleć o utracie Lucy, a 

jednocześnie  chciała  zdobyć  tę  pracę.  Jednak,  patrząc  przez  pryzmat  tego,  co  stało  się  z 
Madeleine, czuła wyrzuty sumienia, że obsesyjnie przejmuje się swoimi sprawami. Jej problemy 
zdawały się nieistotne w porównaniu z tym co spotkało Madeleine. 

Dwa dni wcześniej Grace nie miała pojęcia o istnieniu Madeleine Sloane, a jednak jej śmierć, 

która nastąpiła zaraz po ich rozmowie w domu Vickersów, wstrząsnęła nią. Madeleine próbowała 
znaleźć  sens  w  swoich  snach,  co  naprowadziłoby  ją  na  zabójcę  matki.  Czy  coś  się  jej  udało 
odgadnąć w czasie między ich rozmową a jej śmiercią? Czy to właśnie był powód, że zginęła? 

Dochodziła  już  do  hotelu,  rozważając  pójście  na  policję  i  dokładne  przedstawienie  całej  ich 

rozmowy, gdy wpadła na Sama. 

— Dokąd idziesz? — spytała, przymykając oczy z powodu światła dobiegającego z hotelu. 
— Muszę zawieźć kabel do wozu transmisyjnego w The Breakers — odpowiedział, trzymając 

zwinięty żółty przewód. 

 

50 

 
Czekanie się opłaciło. 
Stał  tam  i  rozmawiał  z  tą  Grace  Callahan.  Gdy  Grace  weszła  do  hotelu,  dał  kartonik 

mężczyźnie odprowadzającemu samochody na parking. 

Morderca wstał z krzesła i przeszedł prosto do samochodu zaparkowanego po drugiej stronie 

ulicy. Ściskając kierownicę, patrzył przez boczną szybę, jak chłopak wsiada do wozu, który mu 
przyprowadzono. Skręcił na Bellevue Avenue w stronę licznych rezydencji. Po ostrym zakręcie 
można było zacząć go śledzić. 

Gdzie ten gaduła jechał? 
Przejechali  obok  biblioteki  Redwood  i  Galerii  Sław  Tenisa,  a  następnie  minęli  centrum 

handlowe  i  The  Elms.  Nieważne,  gdzie  zamierzał  jechać,  wszędzie  można  było  sobie  z  nim 
poradzić. Każde miejsce było znajome. Wystarczy, że dopadnie go, gdy będzie sam. 

Jego samochód zwolnił, szukając nazw ulic. Skręcił w lewo na Narragansett, a potem w prawo 

na Ochrę Point. Po chwili stanął na parkingu naprzeciwko The Breakers. 

background image

Siedzący go samochód przejechał obok i skręcił w następną, boczna uliczkę. Zatrzymując się 

przy krawężniku miał wyłączone światła. 

W bagażniku leżał żelazny łom. 
 

*

 

*

 

 
Sam wyciągnął żółty kabel. 
— Tego potrzebowałeś? — spytał Scotta. 
— Tak, właśnie tego. 
Dzięki, mały. Chłopak odwrócił się, żeby odejść. 
—  Powinienem  spytać  wcześniej,  ale  jakoś  nie  pomyślałem  —  zatrzymał  go  Scott.  — 

Strasznie boli mnie głowa. Nie masz może aspiryny? 

— Niestety nie — odpowiedział chłopak. — Chcesz, żebym ci kupił i przywiózł? 
—  Scott  pomyślał  o  czekającej  go  długiej  nocy.  Dobrze  by  było  mieć  chwilę  przerwy. 

Chłopak  wydawał  się  godny  zaufania.  A  zresztą  nie  było  tu  nic  ważnego  do  zrobienia, 
wystarczyło pilnować wozu. 

—  Prawdę  mówiąc,  mam  jeszcze  parę  rzeczy  do  kupienia.  Mógłbyś  tu  trochę  posiedzieć  i 

popilnować tego wszystkiego? 

— Chyba tak — odpowiedział Sam niepewnie. Chciał już wrócić do hotelu i położyć się spać. 

— Mam nadzieję, że to nie potrwa zbyt długo. Muszę się odlać. 

—  Zawsze  masz  krzaki,  mały,  albo  stróżówkę,  też  jest  otwarta.  Możesz  tam  wejść,  jeśli 

chcesz. 

 

51 

 
Policjanci  z  nocnej  zmiany  przyjechali  do  hotelu  Viking,  poszli  do  pokoju  redakcyjnego  i 

zażądali rozmowy z głównym producentem KEY to America. 

— Czy mogę spytać, w jakiej sprawie? — Beth Terry podniosła się zza biurka. 
— Państwa zaplanowanego wywiadu z domniemanym świadkiem śmierci Madeleine Sloane 

— powiedział jeden z policjantów. — Chcemy się dowiedzieć czegoś więcej. 

—  Rozumiem.  Cóż,  pan  Nazareth  jest  na  kolacji  —  poinformowała  Beth.  —  Ale  mogę 

spróbować go złapać na komórkę. 

To  nie  był  dobry  pomysł,  żeby  wyłączać  ze  sprawy  policję,  pomyślała.  Nie  wiadomo,  jak 

bardzo przyda się pomoc organów prawa w nadchodzących dniach. Wystukała numer telefonu. 

—  Linus,  tu  Beth.  Przepraszam,  że  ci  przeszkadzam  w  kolacji  —  skłamała  z  satysfakcją, 

podejrzewając, że Linus prawdopodobnie obściskiwał się teraz z Lauren Adams. 

— O co chodzi? 
—  Są  tu  panowie  z  policji.  Chcąc  rozmawiać  na  temat  wywiadu,  który  zamierzamy 

przeprowadzić jutro rano na temat morderstwa Madeleine Sloane. 

—  Nie  wiedzą,  z  kim  jest  ten  wywiad,  prawda?  —  spytał  Nazareth,  siedząc  przy  stoliku  w 

Clarke Cooke House. 

— Chyba nie — odpowiedziała, zerknąwszy na policjantów. 
— Czy Sam jest w pobliżu? — indagował dalej, ujmując jednocześnie swoją towarzyszkę za 

rękę i mrugając porozumiewawczo. 

— Właśnie wyszedł — odparła, uśmiechając się do funkcjonariuszy. 

background image

— Dobrze, nie dam sobą pomiatać prowincjonalnym  glinom. Postawiłem się federalnym, to 

tym bardziej mogę się postawić policji w Newport. Mogą rozmawiać z Samem, ile tylko chcą, ale 
po jutrzejszym wywiadzie. 

 

52 

 
Sam spuścił wodę i wyszedł z toalety. Zdawało mu się, że usłyszał na dworze jakiś dźwięk, 

ale nikogo nie zauważył. 

Stał  w  drzwiach  stróżówki  i  patrzył  na  wóz,  mając  nadzieję,  że  kierowca  niedługo  wróci. 

Musiał przemyśleć, co ma rano powiedzieć. Najlepiej, żeby to brzmiało naturalnie. Oczywiście 
nie będzie opowiadał, że był pijany i wymiotował pod drzewem. 

Brutalna szarpanina i przeszywający krzyk. Biedna Madeleine Sloane. 
Westchnął  i  zamknął  oczy,  przypominając  sobie  ponownie  wydarzenia  minionej  nocy.  Nie 

widział dokładnie twarzy napastnika, ale mógł opisać jego sylwetkę i ubranie. To zawsze jakiś 
punkt zaczepienia. Może nie było tego tyle, ile prawdopodobnie wyobrażał sobie Linus Nazareth, 
ale Sam nie chciał tego zawczasu zdradzać. Niech sobie myśli, że ma coś wystarczająco ważnego 
do powiedzenia, żeby przekazać to w ogólnokrajowej telewizji. 

Wyczuwając  za  sobą  czyjąś  obecność,  odwrócił  się  i  wreszcie  zobaczył  twarz  mordercy,  na 

ułamek sekundy, nim spadł na niego niespodziewany cios. 

 

53 

 
Włożyła  białe  spodenki  i  białą  koszulkę  KEY  News,  żeby  być  lepiej  widoczną  w 

ciemnościach. Jej długie, czarne warkocze uderzały o plecy, gdy biegła wzdłuż Bellevue Avenue. 
Była to ta sama droga, którą pokonała tego popołudnia z Forty Steps do synagogi Touro. Czuła 
się odprężona, mijając rzęsiście oświetlone rezydencje. 

Zoe nie mogła się nadziwić widocznym oznakom bogactwa, osiągniętego dzięki ciężkiej pracy 

białej i czarnej taniej siły roboczej. Biali byli głównie imigrantami, szukającymi lepszego życia w 
Ameryce.  Czarni,  natomiast,  byli  łapani  jak  zwierzęta,  skuwani  i  wywożeni  z  ziemi  ojczystej. 
Gdy  już  się  tu  znaleźli,  ich  kolor  skóry  był  wyznacznikiem  tragicznego  losu.  Mimo  że  Rhode 
Island było pierwszym stanem, który zniósł niewolnictwo, a wojna secesyjna zamknęła ten temat 
ostatecznie, to jednak gdy budowano te rezydencje, czarni traktowani byli jak obywatele drugiej 
kategorii. 

Zoe przebiegła przez skrzyżowanie z Narragansett Avenue, nie mając najmniejszej ochoty po 

raz drugi dziś zobaczyć miejsca zbrodni przy Forty Steps. Cztery ulice dalej zauważyła tabliczkę 
Victoria  Avenue  i,  kierowana  intuicją,  skręciła  w  lewo  w  ulicę,  której  nazwa  przypominała  jej 
Anglię. 

Jej  buty  miękko  uderzały  o  asfalt.  Nie  było  tu  zbyt  wiele  do  oglądania,  może  dlatego,  że 

dzielnica  była  dużo  gorzej  oświetlona  niż  Bellevue.  Już  miała  zawrócić,  gdy  usłyszała  trzask 
zamykanego bagażnika. 

Światła reflektorów, które nagle rozbłysły, oślepiły ją. Samochód ruszył z piskiem opon. Zoe 

zbiegła na trawnik i  wytężyła wzrok,  żeby zobaczyć kierowcę, któremu  tak się spieszyło.  Wóz 
wyprzedził  ją  jednak  tak  szybko,  że  nie  była  w  stanie  przyjrzeć  się  osobie  siedzącej  za 

background image

kierownicą.  Na  szczęście  tablice  rejestracyjne  były  podświetlone,  więc  zanim  skręcił  w  lewo 
zdążyła odczytać pierwsze litery. 

S–E–A. 
Kierowca  miał  więcej  szczęścia.  W  świetle  reflektorów  mógł  bez  trudu  odczytać  nazwisko 

powyżej znaku firmowego KEY News na koszulce Zoe. 

 

54 

 
W  brązowej,  papierowej  torbie  znajdowało  się  opakowanie  aspiryny  i  trzy  puszki  piwa.  To 

powinno wystarczyć, żeby przetrwać noc. 

Scott otworzył drzwi furgonetki i stwierdził, że chłopaka nie ma. Zdziwienie szybko zmieniło 

się w złość, gdy odkrył, że stróżówka również jest pusta. 

— Skurczybyk! — wymamrotał. 
Poszedł sobie i zostawił wóz bez opieki. Jeśli coś się stało, gnojek będzie miał przechlapane. 

Wyszedł  z powrotem  na zewnątrz, żeby sprawdzić samochód. Dzięki Bogu,  wszystko  zdawało 
się w porządku. 

background image

P

ONIEDZIAŁEK

,

 

19

 LIPCA

 

55 

 
Duży, biały namiot rozstawiony na trawniku w The Breakers miał osłonić przed deszczem ich 

gości,  ale  okazało  się,  że  nie  będzie  potrzebny.  Gdy  pierwsze  promienie  słońca  wyjrzały  zza 
horyzontu,  wszyscy  wiedzieli,  że  dziś  nie  będzie  padać.  KEY  to  America  miało  wymarzoną 
pogodę na swój pierwszy program z Newport. 

Constance  i  Harry  przyjechali  wcześniej,  żeby  przejrzeć  prasę,  notatki  z  ostatniej  chwili  i 

przygotować pytania, które będą zadawać gościom. Po odegraniu dżingla i wejściu prezenterów 
wszystko musiało przebiegać płynnie w oczach widzów przed telewizorami. 

Grace patrzyła zafascynowana na przygotowania do transmisji na żywo. Profesjonalne, dobrze 

przemyślane  i  przeprowadzone.  Mimo  wszystko  pracownicy  KTA  byli  gotowi  na  każdą 
nieprzewidywalną sytuację. 

To był jeden z głównych powodów, dla których Constance i Harry mieli tak wysokie pensje. 

Jeśli coś się nie powiedzie, to właśnie oni muszą dać sobie z tym radę. Chociaż nie było to proste, 
sprawiali, że takie się zdawało. Najczęściej widzowie nie zauważali, że coś w ogóle poszło nie 
tak. 

Program  miał  się  rozpocząć  za  czterdzieści  pięć  minut,  a  Sama  wciąż  nie  było.  Nikt  nie 

odbierał telefonu w jego pokoju. 

— Gdzie on się, do cholery, podziewa?! Gdzie ten dzieciak? Ten stażysta, Sam Watkins! — 

wykrzykiwał producent. 

Grace pełna niepokoju podeszła do Linusa. 
— Sam wyszedł wczoraj, żeby zawieźć jakiś kabel do wozu transmisyjnego i mówił, że zaraz 

wraca, żeby się położyć — powiedziała. 

—  Spytaj  w  takim  razie  kierowcę  wozu,  dobrze?  —  rzekł  Linus,  coraz  bardziej 

zdenerwowany. — Może on coś wie. 

Grace szła za kilometrami kabli aż do podjazdu, na którym stał samochód. To, co powiedział 

kierowca, nie świadczyła najlepiej o Samie. 

— Tak, widziałem go po raz ostatni, gdy przywiózł mi kabel. Wcale nie jestem zdziwiony, że 

się  dziś  nie  pokazał.  Moim  zdaniem  nie  można  na  nim  polegać.  Wczoraj  wieczorem  obiecał 
popilnować za mnie przez chwilę wozu, ale jak wróciłem, już go nie było. 

 

*

 

*

 

 
— Czy ktoś, na Boga, mógłby iść do hotelu i znaleźć go?! — wydzierał się Linus. — Zabiję 

tego gnojka! 

Producent  rozglądał  się  gorączkowo  za  kimś,  kto  nie  był  zbyt  zajęty.  Jego  wzrok  padł  na 

Grace. 

— Ty jesteś jego koleżanką. Jedź i spróbuj go znaleźć. 
 

*

 

*

 

 

background image

W  pokoju  Sama  nikt  nie  odpowiadał.  Grace  waliła  w  drzwi  i  wołała  go  wiedząc,  że  robi 

wystarczająco dużo hałasu, żeby obudzić wszystkich gości na całym piętrze. To było niemożliwe, 
żeby Sam nic nie usłyszał. 

Już miała dzwonić po kogoś z obsługi, żeby otworzył te drzwi, gdy zobaczyła sprzątaczkę. To 

była Izzie O’Malley. 

— Przepraszam, Izzie, pamiętasz mnie? Pokój dwieście jeden — Grace poczekała, aż kobieta 

skinie głową. — Mam duży kłopot. Muszę wejść do pokoju jednego z naszych stażystów, który 
ma za chwilę wystąpić w programie. Czy mogłabyś mi otworzyć? 

Pokojówka przez chwilę się wahała, ale wyciągnęła z kieszeni uniwersalną kartę do drzwi. Co 

mi  tam?  —  pomyślała.  —  I  tak  nie  popracuję  tu  długo.  Zresztą,  kto  się  dowie?  Grace  jej 
pomogła, więc ona też jej pomoże. 

Włożyła kartę w zamek, zapaliło się zielone światełko. Obie kobiety weszły do pokoju. Nikt w 

nim dziś nie spał. 

 

56 

 
Ktoś zauważył, że samochód, który wypożyczył  Sam, znajduje się na parkingu dla turystów 

przy The Breakers. Wśród pracowników aż huczało od domysłów. Może Sam tak naprawdę nie 
miał  nic  ciekawego  do  powiedzenia,  a  cała  sprawa  była  wielką  mistyfikację.  Mógł  się 
przestraszyć  odkrycia  swego  kłamstwa,  albo  zorientował  się,  że  może  się  przez  to  znaleźć  w 
niebezpieczeństwie. 

Grace wróciła akurat w chwili, aby usłyszeć, jak Linus krzyczy: 
—  A  co  mnie  obchodzi,  jaki  ten  dzieciak  ma  problem?!  Sam  Watkins  zostaje  odwołany  z 

programu  —  oświadczył,  uderzając  pięścią  w  otwartą  dłoń.  —  Nikt  nie  będzie  ze  mnie  robił 
idioty.  Obiecaliśmy  im  sensacyjny  wywiad,  więc  dajmy  im  coś,  co  będzie  pasować  do  hasła. 
Myśleć wszyscy, szybko! 

 

*

 

*

 

 
Grace zmobilizowała całą odwagę. 
— Przepraszam, panie Nazareth. 
Odwrócił  się  w  jej  stronę  i  obrzucił  ją  spojrzeniem  pełnym  wściekłości.  Zauważyła  żyłę 

pulsującą na jego skroni. 

— Co jest? — warknął. 
Wzięła  głęboki  oddech  i  wyłożyła  wszystko,  modląc  się  w  duchu,  żeby  nie  uznał  jej 

propozycji za śmieszną. 

—  Nasz  konsultant,  profesor  Cox,  znał  Madeleine  i  jej  matkę.  Poza  tym,  siedział  obok 

Madeleine na przyjęciu. Może nie jest świadkiem morderstwa, ale był z nią w noc jej śmierci. 

Widziała niemalże trybiki obracające się w głowie producenta. 
— Naoczny świadek śmierci dziewczyny z Newport opowie o tym, co widział — wymamrotał 

pod nosem. — Niezupełnie to pasuje, prawda? 

Grace, wyczuwając krytykę, przygryzła dolną wargę. 
— Ale tylko to mamy  — kontynuował  Linus.  — I jest to najlepszy pomysł jak do tej pory, 

więc niech tak będzie. 

Grace poczuła przypływ zadowolenia. 

background image

— Czy nie trzeba najpierw zapytać profesora, czy zgodzi się o tym mówić? — spytała trochę 

bardziej ośmielona. 

Chytry uśmiech pokazał się na twarzy Linusa. 
— Ależ porozmawia, porozmawia. Gordon Cox jest w tym tygodniu naszym pracownikiem. 
 

57 

 
Ujęcie z lotu ptaka posiadłości przy Cliff Walk otwierało program. 
—  Dzień  dobry  —  energiczny  głos  Constance  Young  przywitał  telewidzów.  —  Jest 

poniedziałek,  dziewiętnasty  lipca,  a  to  program  KEY  to  America,  tym  razem  nadawany  z 
Newport. 

Puszczono  czołówkę  KTA,  po  czym  reżyser  przełączył  obraz  na  główną  kamerę,  ukazującą 

Constance i Harry’ego stojących na trawniku The Breakers, z błyszczącym w porannym słońcu 
oceanem w tle. 

— Przez ten tydzień będziemy nadawać z tego pięknego, nadmorskiego miasta, dzieląc się z 

państwem jego bogactwem historycznym i kulturowym. 

Zdawało się, że Constance ignoruje fakt, iż wiatr znad morza zwiewa jej włosy na twarz. 
—  Dziś  zaczniemy  od  The  Breakers,  siedemdziesięciopokojowego  „domku”  letniego,  który 

Cornelius Vanderbilt II wybudował dla swojej rodziny. 

Kamera wolno przesunęła się po fasadach w stylu renesansowym, znajdujących się od strony 

morza. Cztery kondygnacje, ręcznie rzeźbione kolumny, tarasy i niezliczone kominy. 

— Ale najpierw Harry z porannymi wiadomościami. 
 

58 

 
Było wcześnie. Żaden z gości nie opuścił jeszcze pokoju. Izzie mogła więc trochę dłużej zająć 

się tym. Ktoś się wymeldowywał, więc pokój musiał być dokładnie sprzątnięty. 

Włączyła telewizor, pogłośniła na tyle, by słyszeć, o czym mniej więcej jest program, i zajęła 

się zdejmowaniem prześcieradeł. Zakładając nowe, jęknęła z bólu. Musiała chwilę odpocząć. 

Jak długo jeszcze wytrzyma? Poprzedniego dnia rano ledwo doszła na mszę, a potem położyła 

się  zaraz  do  łóżka.  Nie  chciało  jej  się  nawet  włączyć  telewizora  czy  otworzyć  gazety.  Mimo 
odpoczynku nadal czuła się zmęczona. 

Usiadłszy  przy  biurku,  Izzie  z  radością  patrzyła  na  ujęcie  Cliff  Walk  z  lotu  ptaka, 

przypominając sobie jak spacerowała tamtędy z Padreikiem, trzymając się za ręce. To była ich 
ulubiona rozrywka, szczególnie podczas ostatnich miesięcy, gdy był już bardzo chory. 

Przysiadła  jeszcze  na  chwilę  na  łóżku,  ale  gdy  rozpoczęły  się  wiadomości,  zmusiła  się  do 

wstania.  Nie  mogła  słuchać  o  wojnie  w  Iraku  ani  o  zamachach  terrorystycznych  w  Izraelu. 
Szkoda jej było tych ludzi, ale miała dosyć swoich problemów. Nie chciała psuć sobie humoru, 
przed  czym  przestrzegał  ją  zresztą  lekarz.  Twierdził,  że  dobre  samopoczucie  wzmacnia  układ 
odpornościowy. 

Pochylając  się,  aby  wyczyścić  wannę,  usłyszała  słowa,  które  na  powrót  przyciągnęły  ją  do 

pokoju. 

—  To  miejsce  jest  nazywane  Forty  Steps  i  to  właśnie  tu  odnaleziono  w  niedzielę  ciało 

Madeleine Sloane. 

background image

Izzie dotknęła w skupieniu ręką klatki piersiowej, w miejscu, gdzie niegdyś znajdowała się jej 

lewa pierś. Ujęcie zostało zrobione z góry, a obraz trochę drgał. Za chwilę w kadrze pojawiła się 
ponownie Constance Young. 

—  Profesor  Gordon  Cox,  nasz  konsultant  historyczny,  był  jedną  z  osób,  które  widziały 

Madeleine jako ostatnie. Dziękuję, że jest pan tu z nami, profesorze. 

Cox skinął głową, miał poważny wyraz twarzy. 
 

59 

 
Był boleśnie świadom wycelowanej w niego kamery i nie czuł się zbyt komfortowo, słysząc 

pytania, jakie mu zadawano. Czuł się urażony, że zastępuje kogoś w ostatniej chwili, by  Linus 
Nazareth mógł dotrzymać obietnicy. 

Nie po to go angażowano, pomyślał, stojąc na szczycie Forty Steps i rozmawiając z Constance 

Young.  Miał  mówić  o  historii  Newport,  w  tym  był  ekspertem,  a  nie  rozgrzebywać  historię 
zniknięcia Charlotte Sloane czy opisywać chwile spędzone z Madeleine w noc jej śmierci. 

Odchrząknął. 
— Cóż, zdawało mi się, że Madeleine czuje się całkiem dobrze, zważywszy na fakt odkrycia 

szczątków jej matki w tunelu w Shepherd’s Point. 

— Podobno Madeleine piła tamtej nocy alkohol. 
— Tak jak każdy na tym przyjęciu — odpowiedział, patrząc na Constance spode łba. — Nie 

wydawała się być pod dużym wpływem alkoholu. 

—  Jeśli  miałby  pan  spekulować,  to  według  pana  Madeleine  spadła  ze  schodów  czy  została 

zepchnięta? 

—  Nie  mam  na  ten  temat  zdania.  Mogę  jedynie  stwierdzić,  że  Madeleine  Sloane  była 

wspaniałą, młodą kobietą, a jej śmierć to dla mnie wielka tragedia. 

Zdejmując mikrofon po zakończeniu ujęcia, Gordon gotował się ze złości. Jednak pewien fakt, 

który sobie uświadomił, prawie natychmiast go uspokoił. Shepherd’s Point prawdopodobnie już 
niedługo stanie się własnością Towarzystwa Konserwacji Zabytków. Agatha Wagstaff nie miała 
innych spadkobierców. 

 

60 

 
Poniedziałek  dla  Hagera  był  przeważnie  dniem  odpoczynku  po  ciężkim  weekendzie.  Po 

pikniku u Vickersów w sobotę i wczorajszym weselu w Eisenhower House miał ochotę pospać 
do południa. Nastawił jednak budzik na siódmą, chcąc nadrobić zaległości w księgowaniu. 

Mimo  że  interes  funkcjonował  wspaniale  i  mógł  zadudnić  księgowych,  Mickey  nikomu  nie 

ufał, jeśli chodziło o finanse. Doskonale wiedział, jak proste było oszustwo. 

Przekręcił się na łóżku, zadowolony z tego, jak daleko w życiu zaszedł. Chłopiec z Newport, 

wychowany  w  rodzinie  pochodzącej  z  klasy  średniej,  osiągnął  dużo  więcej,  przynajmniej,  jeśli 
chodzi  o  pieniądze,  niż  rodzice.  Nie  przejmował  się,  gdy  matka  załamywała  ręce  nad  jego 
ocenami  w  Rogers  High  School.  I  tak  nie  zamierzał  iść  na  studia.  Byłyby  to  dla  niego  cztery 
zmarnowane lata. Chciał ruszyć w świat, zarabiać pieniądze. 

Nie  było  to  jednak  tak  proste,  jak  mu  się  wydawało.  Świat  nie  przywitał  go  z  otwartymi 

ramionami. Szybko odkrył, jak trudno jest cokolwiek zarobić, nie mając stopnia naukowego. Ale, 

background image

że był uparty i dumny, nigdy nie przyznał rodzicom racji. Chciał pokazać wszystkim, że Mickey 
Hager jest kimś, z kim należy się liczyć. 

I tak właśnie się stało. Miał  większy dom,  nowszy samochód i  zasobniejsze konto  bankowe 

niż  jego  rodzice  kiedykolwiek.  Seasons  Clambakes  przynosiło  ogromne  zyski,  a  firma 
cateringowa,  która  była  jakby  produktem  ubocznym,  także  prosperowała.  Zaczął  myśleć  o 
środowym zleceniu na bankiet charytatywny w The Elms. Wszyscy liczący się ludzie z Newport 
tam będą i zobaczą, jak sobie radzi. Był teraz przekonany, że nic go nie zatrzyma. 

Sięgnął  po  pilota  leżącego  na  nocnej  szafce  i  włączył  wbudowany  w  ścianę,  plazmowy 

telewizor. Na ekranie pokazała się twarz Madeleine Sloane. 

—  Gdyby  policja  znalazła  moją  matkę  wcześniej,  mogliby  mieć  więcej  poszlak  i  odkryć 

prawdziwego zabójcę. Powiem wam jedno, mój ojciec nie zabił mojej matki, tego jestem pewna. 

Mickey  słuchał,  jak  prezenterzy  KTA  spekulowali  o  możliwym  związku  między  śmiercią 

matki i córki. Czy po tylu latach naprawdę miało znaczenie, kto zabił Charlotte Sloane? Mickey 
wiedział,  że  dla  niego  to  było  zbawienie.  Gdyby  Charlotte  opowiedziała  o  kradzieży  jakiej  się 
dopuścił,  jego  plany  ległyby  w  gruzach.  Pieniądze,  które  zabrał  tym  snobom,  dały  podwaliny 
jego Seasons Clambakes. 

 

61 

 
Grace patrzyła na monitor, gdy Caridad Vega podawał prognozę pogody ze studia w Nowym 

Jorku.  W  przerwie  poprawiano  makijaż  Constance,  a  Harry  grał  w  prowizoryczny  baseball  z 
technikami.  Odbijanie  gumowej  piłki  rozłożonym  stojakiem  na  mikrofon  miało  trochę 
rozładować  napięcie.  Pierwszej  godziny  programu  wakacyjnego  na  pewno  nie  można  było 
nazwać lekką i przyjemną. 

—  Ostatnią  godzinę  mieliśmy  wystarczająco  poważną  —  zawołał  Linus  po  drugiej  stronie 

trawnika. — Dajmy teraz coś przyjemniejszego. 

Prowadzący zajęli pozycje, zdjęli okulary przeciwsłoneczne. Kierownik planu zasygnalizował 

start, a Harry przygotował się do wypowiedzi. 

—  Już  za  chwilę  wycieczka  po  The  Breakers.  Pokażemy  państwu  bogactwo  i  wspaniałość 

najbardziej znanej rezydencji Pozłacanej Ery w Newport. 

Kamera  towarzyszyła  Constance  i  profesorowi  Coxowi  przechadzającym  się  po  głównym 

holu.  Motyw  dębowych  liści  i  żołędzi  Vanderbiltów  powtarzał  się  cały  czas  na  płytach  z 
włoskiego marmuru. Kandelabr z brązu zwisał z niezwykle wysokiego sufitu, przedstawiającego 
błękitne niebo. W głębi sali szklane ściany ukazywały ocean w całej okazałości. 

Minęli pokój muzyczny, salę bilardową i pokój śniadaniowy. Więcej czasu spędzili w jadalni, 

najbardziej  imponującym  i  bogato  zdobionym  pomieszczeniu  w  całym  domu.  Była  wysoka  na 
dwa piętra, alabastrowe kolumny przytrzymywały sufit, na którym wymalowano Aurorę, boginię 
jutrzenki.  Dwa  żyrandole,  składające  się  z  tysięcy  małych,  kryształowych  kulek  i  koralików, 
wisiały nad dębowym stołem z szesnastego wieku. 

—  Ten  stół  można  było  rozsunąć,  żeby  zasiadło  przy  nim  trzydziestu  czterech  gości  — 

powiedział Gordon. 

—  Mój  Boże  —  westchnęła  Constance,  rozglądając  się  po  wnętrzu.  —  Ile  służby  musieli 

zatrudnić,  żeby  tu  sprzątać?  Nie  wyobrażam  sobie,  żeby  jedna  osoba  dała  sobie  radę  przy 
czyszczeniu tego żyrandola. 

— Może wejdziemy na górę zobaczyć sypialnie — zaproponował Gordon. 

background image

— Tak, proszę. 
Szerokie schody z bogato zdobionymi poręczami z brązu i hartowanego żelaza prowadziły na 

drugie  piętro.  Gdy  wchodzili  po  marmurowych  stopniach,  przykrytych  czerwonym  dywanem, 
Constance spytała: 

— A co z ogrzewaniem? Musiało kosztować fortunę. 
Profesor uśmiechnął się, zadowolony, że może pochwalić się swoją wiedzą. 
— Bardzo pomagał fakt, że mieszkali tu tylko w lecie. Ogromna ciepłownia, umieszczona pod 

domkiem  nadzorców,  w  której  mieściło  się  kilkaset  ton  węgla,  połączona  była  z  głównym 
budynkiem tunelem. 

 

62 

 
Głowa pękała mu z bólu. Sam z najwyższym trudem otworzył oczy. Niestety zobaczył tylko 

ciemność. Czyżby oślepł? 

Podłoga,  na  której  leżał,  była  zimna  i  wilgotna,  a  powietrze  zatęchłe.  Kłębiące  się  myśli 

starały się ułożyć w logiczną całość wszystko, co chaotycznie przekazywały zmysły. Gdzie się 
znajdował? Co się stało? 

Ponownie stracił przytomność. 
 

63 

 
Elsa  wyłączyła  telewizor  i  owinęła  się  szczelniej  jedwabnym  szlafrokiem.  Oglądanie 

wiadomości nie było zbyt dobrym pomysłem, poczuła się tylko gorzej. 

Odpuszczenie sobie porannego spaceru też było błędem. Powinna była wyjść, przejść się nad 

morze  i  poszukać  swoich  wspaniałych  ptaków.  Słone  powietrze,  ćwiczenia  i  spotkanie 
pierzastych przyjaciół zawsze sprawiały, że czuła się lepiej. 

Ale nie było siły, która wyciągnęłaby ją dziś z domu. Teraz, gdy Oliver wreszcie zawitał do 

jej łóżka. 

Spał  teraz  na  górze  po  całej  nocy  wybuchów  rozpaczy  po  utracie  córki.  Tak  sobie  to 

wyobrażała,  ale  przyjęłaby  go  w  każdej  sytuacji.  Przyszedł  tu  w  poszukiwaniu  pocieszenia, 
lepsze to niż gdyby zamknął się w swoim cierpieniu. 

W  kuchni  przekroiła  pomarańczę,  wycisnęła  ją  i  wlała  sok  do  małych  szklanek.  Gdy  na 

kuchence  gotowała  się  owsianka,  umyła  parę  dorodnych  jagód  i  skruszyła  orzechy,  żeby  ją 
posypać. Dobre, pożywne śniadanie sprawi, że jej zrozpaczony kochanek poczuje się lepiej. 

To było teraz jej zadanie — pomóc Oliverowi pozbierać się po tej wielkiej stracie. Sprawić by 

uświadomił sobie, że nadal ma powód, by żyć. Z nią. 

 

*

 

*

 

 
Podtrzymując  tacę  na  biodrze,  otworzyła  drzwi  do  sypialni,  starając  się  nie  robić  hałasu.  W 

środku jednak nie było nikogo, na łóżku leżały tylko pogniecione prześcieradła. 

Usłyszała w łazience szum odkręconej wody. Zapukała lekko do zamkniętych drzwi. 
— Oliver, kochanie, zrobiłam śniadanie. 

background image

Wyszedł. Miał podkrążone oczy i potargane włosy. Jej biedny książę, torturowany przez jego 

własne, wściekłe demony. 

— Nic nie zjem — mruknął. 
—  Musisz  najdroższy  —  nalegała  Elsa.  —  Nadchodzące  dni  nie  będą  łatwe.  Potrzebujesz 

dużo siły. 

— Jakiej siły? — żachnął się. — Nie mam już ani siły, ani powodu, żeby dalej żyć. 
Elsa skrzywiła się w duchu. Zabolała ją ta uwaga. Jednak z czasem i ta rana się zagoi. 
— Rodzice tracą dzieci i żyją dalej, Oliverze — powiedziała łagodnie. 
Odwrócił się w jej stronę. 
— Tak mógł powiedzieć tylko ktoś, kto sam nigdy nie miał dzieci — powiedział z pogardą. 
 

64 

 
W  sumie  Linus  był  zadowolony  z  dzisiejszego  programu.  Poradzili  sobie  jakoś  z 

nieobecnością  Sama,  a  dzięki  szybkiej  reakcji  stażystki  wstawili  w  to  miejsce  profesora  Coxa, 
żeby mówił o ostatniej nocy Madeleine. Modlił się, żeby widzowie nie byli zbyt domyślni. 

Nadal jednak był zdenerwowany z powodu Sama. Jeśli się pokaże, będzie mógł pożegnać się z 

pracą w KEY News. I pomyśleć, że jeszcze wczoraj wieczorem gotów był mu ją dać. 

Czując,  że  robi  się  coraz  cieplej,  odkręcił  butelkę  z  wodą  i  pociągnął  duży  łyk.  Następnie 

wytarł kropelki potu z brody i rozejrzał się. 

Zauważył ją jak zbierała scenariusze prowadzących. Grace Callahan. 
Była starsza, bardziej dojrzała niż pozostali stażyści, co akurat było atutem. Nie załamywała 

się podczas kryzysu. Powinien dawać jej więcej pracy, by sprawdzić, czy ma w sobie to coś, co 
jest potrzebne w KTA. 

 

65 

 
Jeśli  KEY  News  uważa  Coxa  za  naocznego  świadka,  to  znaczy,  że  mają  kłopoty,  pomyślał 

Tommy. „Czekaliśmy na naocznego świadka, ale się nie zjawił”. 

James  i  Manzorella  stali  poza  zasięgiem  kamer  przez  całą  transmisję,  czekając,  czy  po 

profesorze ktoś jeszcze wystąpi. Jeśli chodzi o Tommy’ego, to jedyną pozytywną rzeczą w tym 
dwugodzinnym oczekiwaniu było ujrzenie przez chwilę Joss, zajętej przy programie. 

— Nie mogę uwierzyć, że im się to udało — powiedział, gdy wychodzili. — Wyglądało na to, 

jakby naprawdę mieli kogoś, kto widział zabójstwo. 

—  Właśnie  tak  robią,  Tommy.  Dają  do  zrozumienia,  że  mają  coś  ciekawszego,  niż  jest  w 

rzeczywistości. Robią to, żeby osiągnąć jak największą oglądalność  —  powiedział Manzorella, 
klepiąc go po ramieniu. — Nie martw się, mały. Dopadniemy go, w taki czy inny sposób. 

 

66 

 

background image

Rusty spał do południa. Nie było powodu, żeby wstawać wcześniej. Nikt już nie przychodził 

rano  żeby  zrobić  sobie  tatuaż.  Otwierał  studio  późnym  popołudniem  i  zamykał  dopiero  około 
północy, przyjmując w tym czasie paru klientów, którzy nabierali odwagi po paru drinkach. 

Rozsunął zasłony, mrużąc oczy przed słońcem. To będzie skwarny dzień. 
Gdy  zaburczało  mu  w  brzuchu,  przypomniał  sobie,  że  nie  jadł  kolacji.  Włożył  spodenki, 

mokasyny i niezbyt już świeżą koszulkę. Miał tylko wyjść kupić kawę i gazetę, i zaraz wracać. 
Umyje się i porządnie ubierze później. 

Już  zaczynał  się  upał.  Czuł  ciepło  chodnika  pod  podeszwami  mokasynów,  gdy  szedł  przez 

Broadway.  Wchodząc  do  delikatesów,  sięgnął  po  The  Newport  Daily  News  i  czekał  na  swoją 
kolejkę do kasy. 

Pierwsza strona poświęcona była śmierci Madeleine Sloane. Policja nadal nie miała pewności, 

czy było  to  morderstwo, samobójstwo, czy  raczej  wypadek. Przerzucając gazetę, wziął  głęboki 
oddech na widok zdjęcia Charlotte w sukni wieczorowej, w której wystąpiła ostatniego wieczoru, 
gdy widziano ją żywą. 

Wyglądała cudownie tamtej nocy, mimo paskudnego stanu. Dama w opałach i książę spieszą 

jej na ratunek. Samochód admirała odegrał rolę białego rumaka. 

— Co ci podać, Rusty? 
— Kawę z podwójnym cukrem, Joey, i bułkę maślaną. Są jeszcze z makiem? 
Rusty  spojrzał  znad  gazety  i  uśmiechnął  się  do  znajomego  sprzedawcy.  Ale  Joey  z  szeroko 

otwartymi oczami wpatrywał się w jego koszulkę. 

Rusty spojrzał w dół i zauważył wyschniętą krew rozbryzganą na białym materiale. 
— Ryzyko zawodowe — powiedział, wzruszając ramionami. 
 

67 

 
Po zjedzeniu lunchu w Brick Alley Pub Grace i BJ. przeszli przez Thames Street i skierowali 

się  na  umówione  spotkanie  z  Kyle’em  Seatonem,  w  jego  sklepie  na  Bowen  Wharf.  Szyld 
informował, że sklep Kyle’a działa od dwudziestu pięciu lat. 

Szklane  gabloty  w  środku  wypełnione  były  rzeźbami  z  kości  o  różnych  kształtach  i 

przeznaczeniu.  Uchwyty  lasek  i  parasolek,  nożyki  do  otwierania  listów,  spinki  do  mankietów, 
kolczyki, spinki do włosów i bransoletki — wszystko ozdobione i ułożone na czarnym aksamicie. 
Grace podniosła przycisk do papieru leżący na ladzie. Pomyślała, że byłby to ładny prezent dla 
ojca. Zobaczywszy cenę gwizdnęła cicho. 

—  To  ząb  wieloryba  —  poinformował  rzeźbiarz,  podchodząc  do  nich.  —  Jak  zapewne 

państwo  wiedzą,  prawo  o  ochronie  gatunków  zagrożonych  zabrania  obecnie  nabywania  tego 
materiału, dlatego te dzieła są dosyć kosztowne. 

—  Piękny  —  odparła  Grace,  ostrożnie  odkładając  przycisk.  —  Więc  wszystkie  te  dzieła  są 

zrobione z zębów wielorybich? 

—  Z  kości  wielorybiej  i  słoniowej.  Mam  także  parę  z  kości  morsa,  oprawianej  przez 

Eskimosów.  Dziewiętnastowieczni  wielorybnicy  sprowadzali  tysiące  funtów  kości  morsa,  w 
formie lasek i trzonków noży mogą państwo zobaczyć je w gablotce. 

Grace i B.J. spojrzeli w kierunku, który wskazał Kyle. 
— Czy mógłbym to wszystko nakręcić? — spytał B.J. 

background image

—  Proszę  bardzo  —  odpowiedział  właściciel.  —  Jest  także  parę  uchwytów  laseczek  i 

korkociągów z kłów dzika.  — Wskazał  gablotę  z boku sklepu.  — Mam  również przedmioty z 
kłów hipopotama. Te kości najtrudniej jest rzeźbić i dlatego są najrzadsze. 

—  To  jest  wspaniałe  —  powiedział  B.J.,  oglądając  wszystko  przez  obiektyw.  —  Będziemy 

mieli  dużo  ujęć  na  jutrzejszy  program.  Potem  wejdzie  pan  na  żywo,  a  Constance  i  Harry 
przeprowadzą z panem wywiad, w którym opowie pan, jak to się w ogóle wyrabia. 

—  A  jak  długo,  pana  zdaniem,  będzie  to  trwać?  —  spytał  Kyle,  patrząc  znad  okularów.  — 

Zapomniałem spytać, gdy rozmawialiśmy przez telefon. 

— Około dwóch minut. 
Kyle spojrzał na niego z pogardą. 
— Wykluczone. Pan rozumie, że w tak śmiesznym czasie nie będę w stanie nic przedstawić. 

Rzeźbienie w kości jest bardzo wymagającą, precyzyjną sztuką. 

—  Może  uda  mi  się  ich  przekonać  do  przedłużenia  programu  do  trzech  minut.  Czy  to 

wystarczy? 

— Z trudem — prychnął Kyle. 
— Mam pomysł — wtrąciła się Grace, a oczy obu mężczyzn zwróciły się w jej stronę. — Gdy 

zbierałam  materiały  czytałam  o  dużym  rynku  podrabianej  kości  słoniowej.  Jest  plastikowa,  ale 
wygląda na prawdziwą. 

— Słyszałem o tym — powiedział Kyle, marszcząc brwi. — Nic nie warte śmieci. 
— Cóż, czy się to panu podoba, czy nie, są to najczęściej kupowane rzeczy. Można je kupić za 

dziesięć, dwadzieścia dolarów w sklepach z pamiątkami. 

— Do czego pani zmierza? — spytał, patrząc na nią jak na robaka. 
— Mógłby pan w jutrzejszym  programie zademonstrować, jak odróżnić  prawdziwą kość od 

podróbki. Każdy marzy o znalezieniu takiego skarbu na wyprzedaży garażowej, a pan mógłby w 
tym pomóc. 

B.J. pokiwał entuzjastycznie głową. 
— Podoba mi się ten pomysł. 
Kyle pobladł. 
 

*

 

*

 

 
Zanim wyszli ze sklepu B.J. podjął inny temat. 
— Grace mówiła, że był pan na przyjęciu, na którym zaginęła Charlotte Sloane. 
— Tak, to prawda — odpowiedział Kyle chłodno. 
— I był pan na pikniku przedwczoraj, gdy zginęła Madeleine Sloane — ciągnął B.J. 
— Co mam przez to rozumieć? — burknął Kyle. 
—  To  tylko  takie  spostrzeżenie.  Ma  pan  jakieś  podejrzenia,  co  mogło  się  stać  z  jedną  lub 

obiema kobietami? 

— Nie, nie mam — uciął Kyle. — Ale zastanawiam się, co zrobić z zamówieniem Madeleine 

na urodziny jej ojca — dodał po namyśle. 

 

68 

 
Manzorella  rzucił  raport  z  laboratorium  na  biurko.  Pęknięcie  na  czaszce  Charlotte  Sloane 

wskazywało na uderzenie ostrym narzędziem. Mikroskopijne resztki krwi na żelaznej łopatce do 

background image

kominka, zakopanej razem z ciałem w tunelu, wskazywały narzędzie zbrodni. Niestety żadnych 
odcisków palców nie znaleziono. 

Nic dziwnego, na twardej, nieporowatej powierzchni, jaką było żelazo, odciski palców mogły 

się nie utrzymać przez czternaście lat. Nie tak jak na chłonnych materiałach, takich jak papier. W 
tych  przypadkach  odciski  mogły  przetrwać  przez  dziesiątki  lat.  Łopatka  nie  doprowadzi  do 
zabójcy, nadal brakowało im dowodów. 

 

69 

 
Gdy Grace i B.J. wrócili do hotelu Viking, pokój redaktorski był prawie pusty. 
— Założę się, że wszyscy są na plaży i się opalają — powiedział B.J. — A ja, cholera, muszę 

napisać scenariusz, złapać Constance albo Harry’ego, żeby go przeczytali, i potem jeszcze oddać 
do poprawki. 

— Życie na pełnych obrotach — zażartowała Grace. 
Producent pokiwał głową, uśmiechając się. 
— Powinnaś gdzieś wyjść i zrelaksować się. Tobie w końcu za to nie płacą. 
Grace wzruszyła ramionami. 
— Opalanie się mam już dawno za sobą. A, jeśli nie zauważyłeś, inni stażyści jakoś do mnie 

nie lgną. 

— Skoro mowa o stażystach, to ciekawe, czy Sam będzie miał jeszcze odwagę się tu pokazać. 
Rozejrzał się po sali. Nie było ani Sama, ani Joss, ani Zoe. 
Gdy  otworzył  laptopa,  by  napisać  scenariusz,  Grace  podeszła  do  stanowiska  producenta. 

Zobaczyła przy nim ponownie Beth Terry, racząca się czekoladkami z pudełka. 

— Nie ma przypadkiem żadnych wiadomości o Samie? — spytała. 
— Nic. 
— Może jednak należałoby zawiadomić policję. 
—  Też  tak  myślę,  ale  Linus  uważa,  że  powinniśmy  jeszcze  poczekać.  W  końcu  on  jest  tu 

szefem. 

 

70 

 
Joss Vickers nie była na plaży. Gdy wyszła przez ciężkie drzwi departamentu policji Newport 

i  uderzył  ją  podmuch  gorącego,  popołudniowego  powietrza,  była  z  siebie  dumna.  Odmówiła 
sobie przyjemności zanurkowania w chłodnym Atlantyku dla ważniejszego celu. 

Przechodząc przez ulicę, poklepała się po kieszeni. Musiała za to obiecać Tommy’emu obiad, 

ale było warto. Mimo zapewnień Tommy’ego, że może zrobić dla niej zdjęcia, chciała zobaczyć 
to na własne oczy. Były to dowody, których policja nie ujawniła opinii publicznej — jedwabna 
chusteczka i kolczyk znalezione przy Charlotte Sloane — oba w dobrym stanie. 

Tommy  nie  miał  odwagi  wynieść  ich  z  komisariatu,  ale  wyciągnął  je  z  archiwum  i  pokazał 

Joss w pokoju śniadaniowym. Na wszelki wypadek pilnował drzwi, ale tak naprawdę mieli dużo 
czasu. Nikt nie przychodził na kawę w tak skwarny dzień. 

Wsiadła do zielonego mercedesa, włączyła silnik i klimatyzację. Wyłowiła z torebki klamerkę 

i spięła nią włosy. Gdy chłodne powietrze zaczęło rozchodzić się po samochodzie, wyciągnęła z 
kieszeni kartkę i zaczęła czytać notatki. 

background image

Złoty  owal  wysadzany  brylantami,  wyglądający  trochę  jak  tarcza  zegarka.  Naokoło 

wygrawerowano  maleńkimi  literami:  „Czas  mija.  Miłość  zostaje.”  Jedwabna  chusteczka  w 
kolorze cytrynowym. 

Teraz Joss wiedziała tyle samo ile policja. Tommy zapewnił ją o tym. Przeczytała pamiętnik 

Charlotte  i  widziała  znalezione  przy  niej  przedmioty.  Nie  wiedziała  jeszcze,  co  zrobi  z  tymi 
informacjami,  ale  poczuła  swoją  przewagę.  Mogła  rzucić  to  w  twarz  Linusowi,  żeby  mu 
zaimponować, ale wolała poczekać, aż sama coś wymyśli. Jeśli znalazłaby zabójcę lub zabójców 
Charlotte  i  Madeleine  mogłaby  dostać  pracę  w  każdej  stacji  telewizyjnej.  Może  da  cynk  KEY 
News, a może nie. 

Wyjeżdżając na Broadway pomyślała, jak cudownie byłoby zostać dziennikarzem śledczym. 

Spochmurniała  jednak,  gdy  zobaczyła  idącą  chodnikiem  Grace.  Joss  nie  zatrąbiła  ani  nie 
pomachała jej. Poczuła falę podejrzeń i zazdrości, widząc, że Grace wchodzi na posterunek. 

Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do Tommy’ego. On wszystkiego się dla niej dowie. 
 

71 

 
Manzorella  poprawił  krawat,  prowadząc  Grace  do  małego  pokoju  przesłuchań.  W  środku 

znajdował się tylko stół, cztery krzesła i ogromne lustro na ścianie. 

—  Proszę  usiąść  —  powiedział,  wskazując  krzesło  po  drugiej  stronie  stołu.  —  Czym  mogę 

służyć? 

—  Mam  coś,  co  moim  zdaniem  mogłoby  wam  pomóc  w  śledztwie  w  sprawie  śmierci 

Madeleine i Charlotte Sloane. 

Splotła dłonie i oparła je o stół. 
— A co to takiego? — zainteresował się Manzorella, siadając naprzeciwko niej. 
— Rozmawiałam z Madeleine w noc jej śmierci. 
— Była pani jej przyjaciółką? 
— Nie. To znaczy, chyba tak, a raczej mogłabym być — odparła niezbornie. Detektyw pewnie 

pomyśli, że jest wariatką. 

—  Zacznę  jeszcze  raz  —  stwierdziła,  biorąc  głęboki  oddech.  —  Poznałam  Madeleine  w 

sobotę, zaraz po tym, jak dowiedziała się o zidentyfikowaniu szczątków ciała matki. Jestem tu na 
stażu  z  KEY  News.  Pojechaliśmy  do  Shepherd’s  Point,  chcąc  znaleźć  coś  na  temat  Charlotte 
Sloane i wtedy poznałam Madeleine. 

— Kto był z panią? — spytał, notując. 
— Producent z KEY, D’Elia — odpowiedziała, mając nadzieję, że nie wmiesza w to B.J. 
Nie  powiedziała  mu,  że  wybiera  się  na  policję,  ani  o  rozmowie  z  Madeleine.  Obiecała 

dziewczynie,  że  ta  rozmowa  zostanie  między  nimi,  ale  teraz  wiele  się  zmieniło.  Musiała 
powiedzieć policji, co wiedziała. To był jej obowiązek. Skoro Madeleine nie żyła, nie było sensu 
trzymać tego w tajemnicy, szczególnie jeśli mogła pomóc w rozwikłaniu sprawy. 

— Proszę mówić dalej — ponaglił detektyw. 
— Rozmawiałyśmy w Shepherd’s Point i myślę, że zawiązała się między nami nić przyjaźni. 

Miałyśmy wspólne przeżycia — obie straciłyśmy matki. 

— Bardzo mi przykro — mruknął. 
— Dziękuję. 
Matka  pochwaliłaby  mnie  za  to,  że  poszłam  na  policję,  pomyślała.  Robię  to,  co  powinnam. 

Wzięła głęboki oddech i mówiła dalej: 

background image

— Madeleine wystąpiła w krótkim wywiadzie dla nas. Była przekonana, że jej ojciec nie zabił 

matki. 

Twarz Manzorelli pozostawała bez wyrazu. Oliver Sloane zawsze był głównym podejrzanym, 

ale nigdy nie znaleziono wystarczających dowodów, żeby mu to udowodnić. Fakt, że Charlotte 
pojechała do Shepherd’s Point zamiast do domu w Seaview, rodził podejrzenia, że uciekała przed 
mężem. 

Jednak  od  śmierci  Madeleine  coraz  mniej  kolegów  Manzorelli  go  podejrzewało.  Jeśli  te 

zabójstwa były powiązane, trudno było uwierzyć, że ten człowiek zabił własną córkę. 

Mimo wszystko Oliver nie mógł być wyłączony z kręgu podejrzanych. Chociaż nie było go na 

pikniku, mógł bez problemu podejść do Madeleine przy Forty Steps. 

— Moja rozmowa z Madeleine na przyjęciu jest jednak głównym powodem, dla którego tutaj 

przyszłam  —  powiedziała  Grace,  wykręcając  palce.  —  Madeleine  trochę  wypiła  i  zaczęłyśmy 
rozmawiać dosyć swobodnie. 

— Co mówiła? 
— Że w głębi duszy może wiedzieć, kto jest zabójcą jej matki. 
Manzorella spojrzał ostro na Grace. 
— Co to znaczy „w głębi duszy”? 
— Powiedziała, że często śnią jej się wydarzenia w nocy, gdy zaginęła jej matka. 
— I? 
— Że one stają się coraz bardziej szczegółowe. 
Grace próbowała sobie dokładnie przypomnieć całą rozmowę. Mała dziewczynka, która budzi 

się  i  widzi,  jak  matka  pisze  coś  w  pamiętniku.  Potem  wkłada  kolczyk  do  kieszeni  sukni. 
Prowadzi Madeleine z powrotem do łóżka. Dziewczynka wstaje i słyszy rozmowę telefoniczną. 
Idzie  za  matką,  która  umówiła  się  z  dzwoniącym,  do  bramy.  Reflektory  samochodu  ukrywają 
kierowcę. 

—  Ale  Madeleine  czuła,  że  coraz  więcej  sobie  przypomina  —  dokończyła  Grace.  — 

Rozpoznanie go to tylko kwestia czasu. Czy to możliwe, że domyśliła się, kim jest morderca, i 
dlatego musiała zginąć? 

Grace, skończywszy opowieść, wyczerpana odchyliła się na krześle. Po drugiej stronie szyby 

stał Tommy James i słyszał całą opowieść. 

 

72 

 
Kyle  zdecydował  zamknąć  sklep  trochę  wcześniej.  To  był  jego  przywilej  właściciela. 

Podobało  mu  się,  że  mógł  robić,  co  chciał.  Teraz,  gdy  Cloris  go  zostawiła,  czuł  się  bardziej 
wolny niż kiedykolwiek. 

Cieszył się, że znowu jest kawalerem i na pewno nie tęsknił za jej marudzeniem. Wymagała 

od niego rzeczy, których nie mógł lub nie chciał jej dać. Zawsze wyrzucała mu jego brak chęci 
współpracy  —  w  łóżku,  rozmowie,  uczuciach,  we  wszystkim.  Wieczne  pytała,  co  robi, 
podejrzewając, że coś ukrywa. Nie, stanowczo za tym nie tęsknił. 

Przekręcając zasuwę w drzwiach, z satysfakcją pomyślał, że interes szedł dobrze, szczególnie 

teraz, gdy założył stronę internetową. Klienci z całego świata szukali jego, a nie na odwrót. Była 
to  cholernie  dobra  rzecz.  Dzięki  Bogu  Cloris  nie  wiedziała  o  ukrytych  oszczędnościach,  kiedy 
zaczęła wyciągać od niego alimenty. 

background image

Ostatnie parę lat było pomyślne, ale zaczynało się to zmieniać. Odkrycie szczątków Charlotte 

i  śmierć  Madeleine  wywołały  niepokój  lokalnej  społeczności  i  przyciągały  uwagę  mediów. 
Wizyta  tej  dwójki  z  KEY  News  całkowicie  wytrąciła  go  z  równowagi.  Szczególnie 
zdenerwowała  go propozycja Grace Callahan, żeby zademonstrował,  jak rozpoznać podrobioną 
kość  słoniową.  Wpadanie  we  własne  sidła  niezbyt  mu  się  podobało.  Ale  co  teraz  począć? 
Odmowa mogłaby wzbudzić podejrzenia. Musi jutro zrobić to, o co go proszą. 

Policja  działała  pod  presją  rozwiązania  zagadki  i  to  również  martwiło  Kyle’a.  Jeśli  gliny 

zapukają do jego drzwi, nie chciałby zostać przyłapany z żadnymi obciążającymi dowodami. 

Nadszedł  czas,  by  oddzielić  ziarno  od  plew.  Podszedł  do  gablotek  i  zaczął  wyjmować 

plastikowe podróbki, przestawiając jednocześnie prawdziwe rzeźby, aby zastawić wolne miejsca 
na czarnym aksamicie. 

Nadszedł czas porządków. 
 

73 

 
Skronie  pulsowały  jej  z  bólu.  Grace,  wróciwszy  z  posterunku,  poszła  prosto  do  swojego 

pokoju, nie zatrzymując się nawet na chwilę w pokoju redakcyjnym, by zobaczyć, co się dzieje. 
Otwierając drzwi, jęknęła na widok czerwonego światełka migającego na telefonie. Ktokolwiek 
to był, nie miała ochoty rozmawiać. Ani z Lucy, ani tym bardziej z kimś, kto mógłby wydać jej 
polecenie zrobienia czegokolwiek dla KEY News. Potrzebowała chwili odpoczynku. 

Ściągnęła  przepoconą  koszulkę  i  dżinsową  spódniczkę,  którą  wrzuciła  w  ostatniej  chwili  do 

walizki. Żałowała teraz, że nie wzięła jeszcze jednej. Może po krótkiej drzemce przejdzie się po 
sklepach i zobaczy, co mają w sprzedaży. Zdecydowanie potrzebowała spodni khaki. 

Weszła do małej łazienki w poszukiwaniu proszków przeciwbólowych. Wzięła trzy tabletki i 

popiła dużą ilością wody z kranu. Potem długo stała pod strumieniem letniej wody. Po dziesięciu 
minutach poczuła się trochę lepiej. Owijając jednym ręcznikiem ciało, a drugim włosy, podeszła 
do łóżka. Westchnęła z przyjemnością, przykrywając się chłodnym, białym prześcieradłem. 

Niestety, światełko nadal mrugało, nalegając na odebranie wiadomości. Sięgnęła po telefon i 

wcisnęła przycisk. Uśmiechnęła się na dźwięk głosu B.J. wydawał się trochę spięty. 

— Cześć, Grace. To ja, Bartolomeo Joseph. Kończę montować nasz materiał o rzeźbiarstwie i 

pomyślałem,  że  zdecydowanie  zbyt  ciężko  dziś  pracowaliśmy.  Musimy  się  trochę  zabawić. 
Zastanawiałem się, czy, jeśli nie jesteś zajęta, nie poszłabyś ze mną na miłą, relaksującą kolację. 
Masz  ochotę  na  sushi  w  Candy  Storę?  Moglibyśmy  iść  później  do  Bannisters  Wharf  trochę 
potańczyć.  Naszła  mnie  na  to  ogromna  ochota  i  mam  nadzieję,  że  ją  podzielasz.  Zadzwoń  do 
mnie na komórkę. 

To brzmiało jak prawdziwa randka. Nie miała za bardzo ochoty na surową rybę, ale myśl o 

spędzeniu wieczoru z B.J. sprawiła, że zapomniała o bólu głowy. 

 

*

 

*

 

 
Candy  Store  był  miejscem  spotkań  wielu  pokoleń  żeglarzy  z  Newport.  Roztaczał  się  stąd 

widok na przystań i zatokę Narragansett, a nad długim barem wisiał model jachtu. 

Kelner wskazał im stolik przy ścianie. Grace zauważyła, że wszystkie inne miejsca są zajęte. 
— To musi być niezły lokal — powiedziała, rozkładając serwetkę na kolanach. 

background image

— Słyszałem, że to jedno z tych miejsc w Newport, które trzeba odwiedzić — odparł B.J. — 

Mam nadzieję, że jest tak dobre, jak wskazuje na to cennik. 

Czekając na wino, Grace zastanawiała się, czy  powiedzieć o wizycie w komisariacie. Czuła 

potrzebę  zrzucenia  tego  z  siebie.  Chciała  go  poinformować,  że  wymieniła  jego  nazwisko,  ale 
potrzebowała także podzielić się z nim obawami. 

— Twoje zdrowie Grace — powiedział, podnosząc kieliszek. — Sprawiłaś, że praca stała się 

dla mnie dużo przyjemniejsza. 

Starając się odgadnąć prawdziwe znaczenie toastu, uśmiechnęła się, gdy dotknęli się brzegami 

kieliszków.  A  jeśli  to  wcale  nie  była  randka?  Może  to  zwykłe,  koleżeńskie  spotkanie.  Miała 
nadzieje,  że  tak  nie  jest.  Czuła  coraz  większy  pociąg  do  mężczyzny,  który  siedział  naprzeciw 
niej.  To  nie  była  tylko  fizyczna  fascynacja,  chociaż  musiała  przyznać,  że  jego  wystające  kości 
policzkowe  i  kanciasta  broda  bardzo  jej  się  podobały.  Był  także  inteligentny  i  światowy,  a 
jednocześnie mocno stąpający po ziemi. Nie brał wszystkiego zbyt poważnie. Zupełnie inny niż 
Frank. 

— Wybierzemy coś? — zaproponował. 
— Tak. Ale będziesz musiał mi pomóc. Nie wiem za dużo o sushi. 
O  Boże,  to  zabrzmiało  jak  szczebiot  Jan,  wdzięczącej  się  do  Franka.  Zawstydzona, 

uszczypnęła się pod stołem. 

— To może spróbujemy po trochu wszystkiego? — zasugerował B.J. 
Grace podniosła wzrok z nad karty. 
— Zgadzam się, ale muszę spasować przy tańczących kulkach węgorza. 
—  Dobrze  —  zaśmiał  się  B.J.  Podszedł  kelner,  aby  przyjąć  zamówienie.  —  Poprosimy 

suszonego tuńczyka w sosie ponzu, oraz sałatkę z kraba, ośmiornicy, ślimaka i krewetek w sosie 
kimchi  na  początek.  Następnie  podwójny  półmisek  zestawowy  z  bułeczkami  kalifornijskimi, 
sushi i sashimi. 

Wypiwszy połowę następnego kieliszka wina, Grace wypaliła: 
— Byłam dzisiaj na policji. 
B.J. otworzył szeroko oczy. 
— W jakiej sprawie? Powiedziałaś o zniknięciu Sama? 
—  Nie,  pomyślałam,  że  to  nie  mój  obowiązek.  Jednak,  jeśli  w  niedługim  czasie  się  nie 

odezwie, ktoś to będzie musiał zrobić. Chciałam im powiedzieć coś, co może pomóc w śledztwie. 

— Nie rozumiem. Co dokładnie? 
B.J. wysłuchał uważnie opowieści o rozmowie z Madeleine na przyjęciu. 
—  Och!  —  westchnął,  gdy  skończyła.  —  Jeśli  Linus  się  o  tym  dowie,  będzie  wściekły. 

Zabiłby, żeby mieć coś takiego w programie. 

—  Nie  zamierzam  mu  o  tym  mówić.  Nie  chcę  wystąpić  w  KEY  to  America  i  opowiadać  o 

zwierzeniach  Madeleine.  To  była  prywatna  rozmowa  i  nie  będę  tego  wykorzystywać. 
Powiedziałam policji tylko dlatego, że może im to pomóc. 

B.J. uśmiechnął się z uznaniem, wyciągnął rękę i nakrył jej dłoń swoją. 
— Dobra dziewczynka. Nie wiem, czy da ci to jakieś punkty w tym interesie, ale podziwiam 

cię za to. 

Grace  zaskoczyło,  że  poczuła  dreszcz,  kiedy  jej  dotknął.  Jakby  znajome  uczucie  powróciło 

teraz ze zdwojoną siłą. Ostatnie lata z Frankiem były tego pozbawione. Minęło dużo czasu, od 
kiedy  dotknął  jej  mężczyzna,  nie  licząc  oczywiście  ojca.  Nie  chciała  psuć  tego  nastroju,  ale 
zanim  sprawy  potoczą  się  dalej,  musiała  powiedzieć  B.J.,  że  wymieniła  jego  nazwisko.  To  nie 
powinno  być  nic  ważnego,  ale  nigdy  nie  wiadomo  jak  ktoś  zareaguje,  gdy  w  sprawę  jest 

background image

wmieszana  policja.  Grace  nie  próbowałaby  nawet  rozmawiać  o  tym  z  Frankiem.  Trzymał  się 
zawsze z dala od wszystkiego, co groziło mu komplikacjami. 

— Policjant spytał, kto był ze mną, gdy poznałam Madeleine Sloane w Shepherd’s Point  — 

rzekła łagodnie. — Powiedziałam, że ty. 

— Nie ma problemu. Mogą porozmawiać ze mną, jeśli chcą. Nie mam nic do ukrycia. 
Ścisnął mocniej jej dłoń. 
 

*

 

*

 

 
Wychodząc  z  restauracji,  usłyszeli  muzykę  dobiegającą  z  nabrzeża.  Jacyś  ludzie  grali  na 

bębnach zrobionych z blaszanych pojemników na ropę. Tropikalne rytmy, ciepłe nocne powietrze 
i  niezwykły  towarzysz  —  wszystko  to  uderzyło  Grace  do  głowy  i  postanowiła  przyjąć 
zaproszenie B.J. na jeszcze jednego drinka. 

— Myślisz, że robią tu pinakoladę? — spytała. 
— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem — powiedział B.J., kłaniając się teatralnie. — Sam 

ci ją zrobię, jeśli barman nie potrafi. 

Gdy poszedł po drinki, wychyliła się za balustradę nad brzegiem. Tłum bawił się znakomicie, 

tańcząc  pod  gwiazdami.  Inni  przechadzali  się  po  nabrzeżu,  zatrzymując  się  co  jakiś  czas,  by 
spojrzeć na witryny sklepowe. Panowała atmosfera wakacyjnego luzu i Grace poddała się jej z 
przyjemnością. 

Zauważyła  mężczyznę  i  kobietę,  schodzących  ze  statku.  Zdołała  odczytać  napis  „Seawolf’ 

namalowany  na  rufie.  Gdy  się  zbliżyli,  Grace  rozpoznała  profesora  Coxa  z  ładną  rudowłosą 
kobietą,  młodszą  od  niego  o  przynajmniej  trzydzieści  parę  lat.  Byli  już  prawie  przed  nią,  gdy 
profesor  ją  wreszcie  rozpoznał  i  szybko  puścił  dłoń  towarzyszki.  Grace  udała,  że  tego  nie 
zauważyła. 

— Dobry wieczór, profesorze, miło pana znowu spotkać — zawołała. 
— Och, witam — odpowiedział. 
Była prawie pewna, że nie pamiętał jej imienia, więc postanowiła przyjść mu z pomocą. 
— Jestem Grace Callahan — zwróciła się do kobiety. 
— Judy Hazel, bardzo mi miło. 
— Judy jest jedną z moich studentek — poinformował profesor trochę zbyt pospiesznie. 
—  Rozumiem.  Chciałam  panu  tylko  powiedzieć,  że  świetnie  się  pan  spisał  podczas 

dzisiejszego programu. 

— Dziękuję, ale muszę przyznać, że nie przepadam za takimi sytuacjami. Nie spodobało mi 

się spekulowanie na temat, co mogło się stać Madeleine, tylko po to, by zadowolić tego waszego 
producenta. 

Grace  nie  wspomniała  o  tym,  że  to  ona  zaproponowała  Linusowi  wywiad  z  Gordonem 

Coxem. 

— Co według pana stanie się teraz z tunelem? — zmieniła temat. 
—  Naprawdę  nie  wiem  —  odpowiedział,  kręcąc  głową.  —  Madeleine  była  jedyną 

spadkobierczynią  Agathy  Wagstaff,  więc  podejrzewam,  że z  czasem  Shepherd’s  Point  zostanie 
oddane  pod  opiekę  Towarzystwa  Konserwacji  Zabytków.  Na  razie  Agatha  zakazała 
jakichkolwiek prac w tunelu, ale nie zrezygnowałem jeszcze z przekonania jej. 

 

*

 

*

 

 

background image

Zanim B.J. wrócił z pinakoladą dla niej i rolling rocks dla siebie, profesor i jego przyjaciółka 

już odeszli. Sącząc drinka, Grace poczuła, jak magia tego wieczoru powoli się ulatnia. Myślała o 
Madeleine i jej bliskich, których zostawiła. Jej ojciec i ciotka muszą być zrozpaczeni. 

Grace  wiedziała,  że  jest  jedną  z  ostatnich  osób,  które  widziały  ją  żywą.  Poczuła  potrzebę 

powiedzenia Oliverowi Sloane i Agacie Wagstaff o rozmowie z Madeleine tamtej nocy. Chciała 
przekazać im jej zapewnienia o wielkiej miłości, jaką ich darzyła. 

 

*

 

*

 

 
Grace  i  B.J.  szli,  trzymając  się  za  ręce.  Najpierw  przez  Thames  Street,  a  następnie  na 

wzniesienie  Touro  Street,  kierując  się  w  stronę  hotelu.  Grace  czuła,  że  serce  bije  jej  coraz 
szybciej. Nie była pewna, gdzie skończy się ta noc. 

Stali przy wejściu, gdy zaczął piszczeć pager B.J. Odpiął go i odczytał wiadomość. 
— Cholera — rzucił gniewnie, wyłączając urządzenie. 
— Co się stało? 
— Linus chce, żebym zmontował czterdzieści pięć sekund z naszego ujęcia w galerii rzeźby. 
— Teraz? — spytała, świadoma rozczarowania, które zabrzmiało w jej głosie. 
— Teraz. 

background image

W

TOREK

,

 

20

 LIPCA

 

74 

 
Grace  patrzyła  na  rozpoczęcie  drugiego  programu  z  Newport.  Constance  i  Harry  stali  na 

kamiennym bastionie, mając za sobą przepiękny widok na całą zatokę Narragansett. 

— Fort Adams w Newport jest największą przybrzeżną fortyfikacją w Stanach Zjednoczonych 

— zaczął  Harry.  — Ten architektoniczny i  inżynierski  majstersztyk od  1824 do 1950 roku był 
schronieniem  dla  wielu  pokoleń  żołnierzy.  Teraz  jednak,  należy  do  parku  stanowego,  i  został 
udostępniony zwiedzającym. 

— Park ten, rozciągający się na osiem akrów, jest jednym z najpiękniejszych miejsc w całym 

mieście  —  podjęła  Constance.  —  Co  roku  występują  tu  światowej  sławy  muzycy  jazzowi 
podczas  Newport  Jazz  Festival,  organizowanym  na  polu  przed  fortem.  Będziemy  dziś  gościć 
niektórych z nich. Zabierzemy także państwa na wycieczkę po pomieszczeniach, w których żyli 
nasi żołnierze, a także do skrzydła gdzie niegdyś grzmiały armaty. Zapraszamy również do tunelu 
nasłuchowego,  który  znajdował  się  pod  murami  fortu.  Później  Harry  i  ja  będziemy  pobierać 
lekcje żeglarstwa oraz zorganizujemy zajęcia dla początkujących z rzeźbienia w kości. Wszystko 
to i wiele więcej za chwilę w KEY to America. 

 

75 

 
Połączenie wina i rumu sprawiło, że Grace czuła się z lekka otumaniona, a światło słoneczne 

boleśnie  ją  oślepiało.  Muzycy  jazzowi  nie  budzili  w  niej  żadnego  interesowania  tego  ranka,  a 
perkusista zdawał się uderzać w bębny wyjątkowo mocno jak na jej gust. 

Oglądała  wszystko  z  udawanym  zainteresowaniem.  Po  programie  miała  iść  na  wycieczkę  z 

profesorem  Coxem,  co  wcale  jej  się  nie  uśmiechało.  Wolałaby  skryć  się  w  swoim  pokoju, 
przespać się chwilę i może zobaczyć z Lucy. 

Jeśli  dostanie  pracę  w  KEY  News,  poranne  wstawanie  stanie  się  czymś  normalnym,  więc 

będzie mogła zapomnieć o wieczornych wyjściach w środku tygodnia. Nie był to wielki problem, 
gdyż  nie  prowadziła  zbyt  bujnego  życia  osobistego.  Jednak,  jeśli  ona  będzie  pracować  w  nocy 
lub rano, a B.J. — w dzień, bardzo to ograniczy możliwość spotkań. 

Co ty wyprawiasz! — pomyślała. Wyobrażasz już sobie różową przyszłość z B.J. Uspokój się, 

dziewczyno! Wspólnie spędzony wieczór to jeszcze nie miłość. 

 

*

 

*

 

 
Grace  wzięła  się  w  garść  i  skupiła  na  materiale,  który  przygotowywała  z  B.J.  Tym  samym, 

który drastycznie skrócił ich wspólny wieczór. Patrząc na monitor, rozpoznawała różne rzeźby ze 
sklepu  Kyle’a  Seatona.  Rzeźbiarz  przyniósł  ze  sobą  kilka  sztuk  kości  wielorybiej,  a  także 
syntetyczne odpowiedniki. Miał wystąpić zaraz po reportażu ze swojego sklepu. Grace spojrzała 
na Kyle’a siedzącego obok Constance. Mężczyzna, patrząc na monitor, przetarł  spocone czoło, 
poluzował  kołnierzyk  koszuli  i  poprawił  klapy  marynarki.  Uśmiechnęła  się  cierpko, 

background image

przypominając sobie jego wyniosłość na przyjęciu oraz lekceważący stosunek do pracowników 
telewizji. Facet po prostu chce wyglądać dobrze w programie, pomyślała, tak jak wszyscy inni. 

Constance uśmiechnęła się, gdy kamera została na powrót skierowana na nią. 
—  Mieszkaniec  Newport,  Kyle  Seaton,  jest  dziś  naszym  gościem.  To  jeden  z  najbardziej 

znanych  sprzedawców  zabytkowych  rzeźb  z  kości  w  Stanach  Zjednoczonych.  Dziękujemy,  że 
pan przybył. 

— Cała przyjemność po mojej stronie — powiedział Seaton, uśmiechając się. 
Grace wydawało się, że zadrżała mu górna warga. 
Constance  wzięła  do  ręki  ząb  wieloryba  z  wygrawerowanym  wielomasztowym  statkiem  i 

wyciągnęła w kierunku kamery, żeby można było zrobić zbliżenie. 

—  Jak  możemy  przekonać  się,  że  dany  przedmiot  z  kości  jest  autentyczny?  —  spytała.  — 

Widziałam wiele takich w sklepach w całym mieście, ale sądząc po cenach, prawdopodobnie są 
podróbkami. Ale jeśli znajdę jakiś okaz na wyprzedaży lub na aukcji? Skąd mogę wiedzieć, czy 
kupuję autentyk? 

—  Cóż,  Constance,  obecność  podróbek  na  rynku  jest  teraz  zatrważająco  częsta.  Wielu 

posiadaczy myśli, że jeśli dotkną taki przedmiot gorącą igłą i on się nie stopi, to na pewno jest 
prawdziwy.  Niestety  nie  zawsze  to  się  sprawdza,  gdyż  w  użyciu  jest  teraz  plastik  z  mączki 
kostnej, która sprawia, że produkt nie tylko się nie topi, ale także wygląda autentycznie. 

— Więc jeśli nie gorąca igła, to co? — spytała Constance. 
— Dużo skuteczniejszym narzędziem jest pilnik do paznokci. 
Kyle  zdjął  pokrywę  z  małego,  kremowego  pudełka.  Trzymając  ją  w  jednej  ręce,  drugą 

wyciągnął z kieszeni plastikowy pilniczek i przesunął nim po powierzchni. 

—  Chodzi  mi  o  prosty  pilnik  z  papierem  ściernym,  a  nie  o  metalowy.  Powinno  się  ten  test 

przeprowadzać w mało widocznym miejscu. Widzisz pyłek na powierzchni pilnika? 

Constance przyjrzała się i skinęła głową. 
— A teraz go powąchaj — poinstruował Kyle. 
— Pachnie jak plastik. 
—  Właśnie.  Autentyk  pachniałby  paloną  kością.  Jak  przy  borowaniu  zębów.  Zapach 

wskazuje,  że  materiał  jest  organiczny,  czyli  prawdziwy.  Należy  jednak  wspomnieć,  co  może 
zabrzmieć jak reklama, że najbezpieczniej kupować autentyczną kość w renomowanym sklepie. 

Kyle  głęboko  odetchnął,  kiedy  skończyli.  Był  zadowolony,  że  ma  to  już  za  sobą,  ale  także 

zdenerwowany.  Ten  cholerny  pomysł  Grace  Callahan  postawił  go  w  sytuacji,  która  może 
ściągnąć na niego kłopoty. 

 

76 

 
Po następnej prawie bezsennej nocy Oliver leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Nie czuł się 

na siłach, żeby wstać. Nieznośna cisza w domu przypominała mu o odejściu Madeleine. 

Musiał sobie jakoś z tym poradzić. Ale czy to możliwe? Nie mógł nawet urządzić pogrzebu, 

póki lekarz sądowy nie wyda jej ciała. Policjanci nawet nie starali się udawać współczucia. Gdy 
dzwonił, odpowiadali mu opryskliwie, że będzie mógł odebrać ciało, gdy już wszystko skończą. 
Podejrzewał,  że  byli  zdenerwowani,  że  dopiero  teraz  odnaleźli  szczątki  Charlotte. 
Prawdopodobnie był ich głównym podejrzanym w obu tych sprawach. 

Tak naprawdę już się nie przejmował, co o nim myśleli. Jakoś poradził sobie ze stratą żony, 

ale wydawało mu się to niemożliwe, jeśli chodzi o córkę. 

background image

Zegar dziadka, znajdujący się w posiadaniu jego rodziny od pięciu pokoleń, wybijał godzinę, 

przypominając mu o upływającym czasie. Inni ludzie wstawali, jedli śniadanie, przygotowywali 
się do pracy albo pakowali podręczne lodówki, żeby pójść na plażę. Dla nich życie toczyło się 
dalej. 

Nie był pewien, jak długo leżał. Włączył pilotem telewizor, aby zabić ciszę. 
Obojętnie  słuchał  Kyle’a  Seatona,  który  opowiadał  o  sprawdzaniu  autentyczności  rzeźb  z 

kości. Patrząc na niego, doznał dziwnego uczucia. Kiedyś, w innym życiu, Oliver spędzał wiele 
godzin  w  jego  sklepie.  Kyle  był  nieskończenie  cierpliwy  i  uprzejmy,  pomagając  mu  wybierać 
najlepsze okazy do kolekcji. Niestety, tak jak inni, odsunął się od niego po zniknięciu Charlotte. 

Oliver  starał  się  podtrzymać  tę  znajomość.  Odwiedził  jego  sklep  parę  miesięcy  po  całym 

zdarzeniu,  chcąc  powiedzieć  mu,  jak  bardzo  lubi  przycisk  do  papieru,  który  pomógł  wybrać 
Charlotte na prezent gwiazdkowy. Rzeźbiarz był chłodny i pełen dystansu. Oliver zrozumiał jego 
niezbyt subtelną aluzję i już nigdy nie pokazał się w sklepie. 

Wyłączył telewizor, nie chcąc już myśleć o tym bolesnym okresie swego życia. Żył przez tyle 

lat napiętnowany przez wszystkich, starając się iść z podniesioną głową. Postanowił sobie z tym 
poradzić dla dobra Madeleine. Na początku był jej potrzebny, ale z czasem to on zdawał się na jej 
emocjonalne  wsparcie.  To  właśnie  ona,  oprócz  żony,  była  jedyną  osobą,  którą  tak  naprawdę 
kochał. 

Mimo że Elsa go uwielbiała i starała się wypełnić lukę w jego życiu, wiedział, że nigdy nie 

będą  razem.  Czuł  duże  wyrzuty  sumienia,  pamiętając,  w  jaki  sposób  traktował  Charlotte.  Nie 
zasługiwał na ponowne małżeństwo. Przez wiele lat odmawiał Elsie, argumentując, że nie uznano 
Charlotte  za zmarłą,  ale  to  była  tylko  wymówka.  Tak  naprawdę  nie  chciał  się z  nią  ożenić. W 
zupełności wystarczało mu towarzystwo Madeleine. 

Bardzo pragnął znowu być ze swoim dzieckiem. Odgarnął narzutę i usiadł na łóżku. Wstając, 

poczuł się słabo. Z trudem zachował równowagę. Po chwili wszystko minęło i zszedł na dół do 
pokoju Madeleine. 

Wyraźny  zapach  jej  wody  toaletowej  i  szamponu  sprawiał  mu  ból  przy  każdym  oddechu. 

Usiadł na łóżku, trzymając w ręce poduszkę, długo płakał. 

Usłyszał ponownie delikatny dźwięk zegara wybijającego następną godzinę. Musiał opanować 

się  i  znowu  zadzwonić  na  policję.  Najważniejsze  to  ułożyć  swoją  córeczkę  do  wiecznego  snu. 
Nie obchodziło go, co potem się stanie. 

Wstał, poszedł do łazienki Madeleine i opłukał twarz zimną wodą. Odruchowo wyciągnął rękę 

po  ręcznik,  ale  szybko  ją  cofnął.  Używając  go,  poczułby  jej  zapach  i  pewnie  znowu  by  się 
rozpłakał. Wyjął świeży z szafki. 

Na podłogę wypadł żółty, oprawiony w skórę zeszyt. Oliver podniósł go, ale postanowił nie 

otwierać.  Jeśli  to  jej  pamiętnik,  czytanie  go  byłoby  zbyt  bolesne.  A  może  powinien  go  oddać 
policji? Jeśli naprawdę ją zamordowano, to może tu znajduje się klucz do ustalenia zabójcy. 

Mówiono,  że  odnalezienie  i  postawienie  winnego  przed  sądem  przynosi  satysfakcję.  Nie 

wierzył w to. Jakie to ma znaczenie, kto ją zabił? I tak już nic nie zwróci mu córki. 

 

77 

 
Przez ostatni kwadrans kamera podążała za Gordonem Coxem, oprowadzającym Constance i 

telewidzów, pod murami fortu. 

background image

— Przez lata inżynierowie rozplanowali wszystkie kondygnacje tak, aby  atak z lądu był jak 

najbardziej utrudniony — wyjaśniał. — Atakujący nie tylko musieliby się wspinać po stromiźnie, 
ale także bronić się przed ogniem z dział i ostrzałem z muszkietów. Jednak armię amerykańską 
niepokoiła także groźba ataku podziemnego. 

— Ma pan na myśli wroga podkopującego się pod murami? — spytała Constance. 
— Tak. Nie można było na to pozwolić, wybudowali więc tunele podsłuchowe, takie jak ten, 

w którym się znajdujemy. Gdyby usłyszeli odgłos kopania, wydrążyliby własny tunel, by w nim 
umieścić ładunki wybuchowe i zniszczyli tunel wroga. 

—  Fascynujące  —  stwierdziła.  —  Wie  pan,  profesorze,  jestem  zadziwiona  ilością  przejść 

podziemnych  w  Newport,  o  których  dowiedzieliśmy  się  w  tym  tygodniu.  Tunele  tutaj,  w  Fort 
Adams, tunel w The Breakers, o którym rozmawialiśmy wczoraj, i oczywiście Podziemny szlak 
w  Shepherd’s  Point,  gdzie  znaleziono  szczątki  Charlotte  Wagstaff  Sloane.  Czy  w  Newport  są 
jeszcze jakieś tunele? 

— Tak, Constance, i myślę, że będziemy w stanie pokazać jeszcze jeden, póki tu jesteście. 
—  Dobrze,  czekamy  na  to  z  niecierpliwością.  Dziękuję  —  powiedziała,  odwracając  się  do 

kamery. — Naszym gościem był doktor Cox, profesor historii na Uniwersytecie Salve Regina w 
Newport.  Profesor  ponownie  odwiedzi  nas  jutro,  gdy  KEY  to  America  będzie  w  historycznym 
Bowen’s Wharf w Newport Harbor. 

 

*

 

*

 

 
Gordon czekał niecierpliwie, aż ktoś zdejmie z niego mikrofon. Utykał, wychodząc z mroku 

na światło dzienne. 

— Zranił się pan? — spytała uprzejmie Constance. 
— Nie, mam naruszoną chrząstkę w kolanie — odpowiedział. — Tak naprawdę to nic tam już 

nie zostało. Tylko kość ocierająca się o drugą. 

— To potorne. — Wzdrygnęła się. 
— I takie jest. Któregoś pięknego dnia będę musiał wymienić całkowicie kolano, a to mi się 

nie uśmiecha. 

— Wcale się nie dziwię. 
 

*

 

*

 

 
Zoe  obserwowała  rozmawiających  Gordona  i  Constance,  czekając  na  odpowiednią  chwilę. 

Gdy podali sobie ręce, żegnając się, podeszła do Coxa. 

— Profesor Cox? 
— Tak, słucham? — odpowiedział chłodno. 
— Jestem Zoe Quigley, stażystka z KEY News. 
— Ach, tak. W czym ci mogę pomóc? 
—  Pracuję  nad  pewnym  tematem,  właściwie  dokumentem  na  temat  niewolnicy  uciekającej 

morskim odpowiednikiem Podziemnego szlaku. 

— To interesujące. 
— Wie pan coś na ten temat? 
Gordon poczuł się urażony. 
— Oczywiście, że wiem. Morze było częstą drogą ucieczki niewolników. Nie są to przypadki 

powszechnie znane, ale, niewolnicy często robili to na własną rękę, bez pomocy abolicjonistów. 

background image

Tysiące czarnych marynarzy i pracowników portów stworzyło własną sieć dróg, którymi uciekali 
inni niewolnicy. 

Zoe  odetchnęła  z  ulgą.  Profesor  wiedział  dokładnie,  o  co  jej  chodzi.  Pomyślała,  że  może 

zgodzi się na jej prośbę. 

— Czytałam, że także biali marynarze i kapitanowie pomagali. 
Gordon  skinął  głową.  Był  już  trochę  życzliwszy  w  stosunku  do  Zoe.  Podobał  mu  się  jej 

brytyjski akcent. 

—  Ta,  to  prawda.  Szlak  wodny  był  głównym  środkiem  transportu  w  Ameryce  przed  wojną 

secesyjną. Jeśli niewolnikowi nie udało się dostać na statek, musiał iść pieszo, nawet przez parę 
miesięcy. Ryzyko złapania przez mściwego właściciela było dużo większe na lądzie. 

Wizja  czarnej  kobiety  przedzierającej  się  przez  bagna,  nasłuchującej  wściekłego  ujadania 

tropiących  ją  psów  przemknęła  Zoe  przed  oczami.  Dużo  lepiej  było  pozostać  w  ukryciu  w 
kotłowni lub bagażowni statku. Warunki były okropne, ale podróż trwała krócej, a wolność była 
bliżej. Mariah mądrze zrobiła, wybierając statek. 

— W moich poszukiwania natknęłam się na pańską pracę na temat tunelu w Shepherd’s Point. 

Słyszałam  także  o  planach  współpracy  z  Towarzystwem  Konserwacji  Zabytków  i  władzami 
Parku Narodowego w sprawie otwarcia przejścia dla turystów i włączenia go do programu o sieci 
podziemnych szlaków ku wolności. 

Gordon delektował się pochlebstwami, twarz rozpromienił mu uśmiech. 
— Tak, mamy takie zamiary. 
Zoe, widząc jego reakcję, postanowiła zaryzykować. 
—  Jak  zapewne  się  pan  domyśla,  Shepherd’s  Point  jest  kluczowym  elementem  mojego 

reportażu. Muszę zdobyć ujęcie tunelu, którym biegli przybywający morzem niewolnicy. Miałam 
nadzieję, że mógłby mi pan pomóc. 

— Chcesz, żebym cię zabrał do tunelu? — spytał, wyraźnie markotniejąc. — Obawiam się, że 

to niemożliwe. Agatha Wagstaff zabroniła komukolwiek tam wchodzić. 

Zoe nie zamierzała się poddawać. 
— Ale jeśli porozmawiałby pan z panną Wagstaff, może zrobiłaby wyjątek — prosiła. 
— Przepraszam, Zoe — odparł stanowczo. — Nie mogę ci pomóc. A teraz, wybacz, mam coś 

do zrobienia. 

Nie  możesz  czy  nie  chcesz?  Rozmyślała  nad  tym  zdenerwowana,  patrząc  jak  profesor 

odchodzi kulejąc. Poczuła się jeszcze gorzej widząc, że podchodzi do Grace Callahan. 

 

78 

 
Gdy  jechali  z  Fort  Adams  do  posiadłości  na  Bellevue  Avenue,  Grace  próbowała  podjąć 

rozmowę, ale Cox zbywał ją monosylabami. 

Stojąc  w  zimnej  kuchni  The  Elms,  odniosła  wrażenie,  że  profesor  niechętnie  tu  przyjechał. 

Może czuł się od niej lepszy. Wiedziała jednak, że ma zadanie do wykonania. Robiła notatki na 
żółtym papierze, zbierając podstawowe informacje na czwartkowy odcinek o tym, jak wyglądało 
życie służących, którzy pracowali w jednej z tych wspaniałych rezydencji. 

— Było tu czterdziestu trzech pracowników — recytował Gordon. — Dwudziestu siedmiu w 

domu i szesnastu na zewnątrz: główny ogrodnik, jego dwóch pomocników, dwóch pracowników 
cieplarni,  szofer,  trzech  stajennych,  woźnica,  dwóch  lokai  i…  —  Zamyślił  się  na  chwilę.  — 
Zapomniałem, kto jeszcze. Jeśli naprawdę jest ci to potrzebne, zapytaj przewodnika. 

background image

Minęli kufer na srebro, w którym zmieściłby się człowiek, i weszli do pralni. 
—  Tutaj  robiono  pranie  dla  rodziny  Berwind,  ich  gości  i  pracowników.  Nie  było  pralni 

chemicznych, więc cała bielizna i uniformy musiały być prane ręcznie. 

Gordon ruszył w dół. 
— Służące myły podłogi na kolanach. Wyobrażasz sobie, jak musiały one wyglądać po takiej 

pracy. 

— To interesujące —powiedziała Grace, nie przestając notować. 
— Teraz chodźmy do kotłowni. 
Zeszli  po  metalowych  schodkach  do  podziemnego  pomieszczenia.  Królował  tu  ogromny, 

żelazny piec. Jednak wzrok Grace przyciągnęła wnęka z boku pomieszczenia. 

—  To  tunel  na  węgiel  —  wyjaśnił  Gordon,  podążając  za  jej  wzrokiem.  —  Pan  Berwind, 

podobnie jak pan Vanderbilt, nie chciał w pobliżu rezydencji oglądać ton węgla, zbudowano więc 
wlot  po  drugiej  stronie  ogrodzenia.  Mieściło  się  tu  do  czterdziestu  ton  materiału  opałowego, 
który później był przewożony wagonikami do kotłowni. Stąd te małe tory kolejowe. 

Grace  podeszła  bliżej,  czując  stęchliznę.  Tunel  rozświetlono  lampami  elektrycznymi,  a 

ceglane ściany były wilgotne w dotyku. 

— The Elms było ostatnią posiadłością wybudowaną podczas Pozłacanej Ery — kontynuował 

profesor.  —  Instalacja  elektryczna  jest  na  tyle  nowoczesna  i  porządnie  zrobiona,  że  działa  do 
dnia dzisiejszego. 

— Jeśli wyjdę na boczną ulicę, czy zobaczę rynnę, którą wsypywano węgiel? 
—  Tak,  ale  nie  za  bardzo  jest  co  oglądać.  To  tylko  metalowa  klapa  obok  chodnika, 

zakrywająca wlot. Musieli zainstalować tam alarm, żeby odstraszyć dzieciaki i wandali. 

Gordon zaczął wchodzić z powrotem po schodach. 
— Chodź  — powiedział, krzywiąc się z powodu bólu  kolana.  — Musimy  jeszcze zobaczyć 

suszarnię, lodownię, piwnicę, winiarnię, kuchnię zwykłą i cukierniczą i pokój kredensowy. Ach, 
tak, jest też wystawa chińskiej porcelany na antresoli. 

— Idę — powiedziała, nadal zafascynowana tunelem. 
 

79 

 
Wróciwszy do hotelu, Grace wpadła w holu na córkę. 
— Lucy, kochanie, co tu robisz całkiem sama? — spytała, mocno ją przytulając. 
— Tata i Jan kończą obiad w restauracji. Poszłam na chwilę 
— do sklepu z pamiątkami, żeby zobaczyć, czy znajdę coś dla dziadka. 
— Udało ci się? 
— Tak. 
Dziewczyna podniosła papierową torebkę i wyjęła z niej długi, zapakowany przedmiot. 
— Kupiłam nożyk do listów. Wiesz, dziadek siedzi zawsze przy rachunkach — powiedziała, 

rozpakowując prezent i pokazując go matce. — To rzeźbiona kość. Wiesz, co to takiego, prawda? 
Wyrabiają różne rzeczy z zębów wielorybich. Newport było kiedyś portem wielorybniczym. 

— To cudowny wybór, Lucy. Dziadkowi na pewno się spodoba. 
Nie miała serca powiedzieć, że jej prezent jest zrobiony z plastiku. Może kiedyś pokaże Lucy 

test na autentyczność, ale na pewno nie teraz. 

— Dobrze się bawisz, kochanie? 

background image

—  Wspaniale!  Wczoraj  zwiedzaliśmy  dwie  rezydencje.  Było  naprawdę  fajnie  zobaczyć,  jak 

mieszkali bogaci ludzie. Potem zjedliśmy lunch w Galerii Sław Tenisa. Mieli bardzo dobrą zupę 
z małżami. Nie chciałam jej spróbować, ale tata mnie namówił i bardzo się z tego cieszę. Teraz 
jest moją ulubioną. 

Tryskała entuzjazmem, a twarz jej promieniała. Po chwili jednak Lucy zachmurzyła się, jakby 

nagle poczuła się nielojalna. 

— To wszystko, co robiliśmy, naprawdę — dodała pospiesznie. 
—  Lucy,  uwierz  mi,  bardzo  się  cieszę,  że  cudownie  spędzasz  czas.  Chcę,  żebyś  dobrze  się 

bawiła z ojcem. 

— Wiem, mamo. A ty jak się bawisz? 
Nawet,  gdyby  było  okropnie,  powiedziałaby,  że  świetnie.  Na  całe  szczęście  nie  musiała 

kłamać. 

— Także wspaniale. To wszystko jest bardzo interesujące, poznałam wielu wspaniałych ludzi 

i dużo się nauczyłam. A prawdę mówiąc, ja również byłam dzisiaj na wycieczce w rezydencji, w 
The Elms. 

Opowiedziała pokrótce o wszystkich najciekawszych rzeczach, które zobaczyła. Twarz Lucy 

na nowo się ożywiła. 

— Ten tunel musi być super. Też chciałabym go zobaczyć. 
— Poproś tatę, może tam pójdziecie — powiedziała Grace i pocałowała córkę w czoło. — A 

teraz wracaj do taty i Jan, a ja pójdę coś zjeść. 

Niestety spóźniła się o parę sekund. Jakby na zawołanie w holu zjawili się Frank i Jan. Znowu 

poczuła  się  brudna,  widząc  nieskazitelne  ubranie  Jan.  Uśmiechnęła  się  uprzejmie  i  spytała  o 
plany szczęśliwej rodzinki na resztę dnia. 

—  Płyniemy  olbrzymim  szkunerem  zobaczyć  Newport  Harbor  i  Zatokę  Narragansett  — 

oznajmił Frank. — Po południu jesteśmy umówieni z agentem nieruchomości. 

— Może tata i Jan kupią tutaj letni domek — poinformowała Lucy rozentuzjazmowana. 
— To prawda? 
Grace zachowała uprzejmy wyraz twarzy, ale zatrzęsła się ze złości. Nie wysłałeś alimentów, 

bydlaku, a stać cię na kupno drugiego domu. 

—  Tak,  cóż,  interes  idzie  coraz  lepiej  —  chwalił  się  Frank,  prawdopodobnie  świadomy 

swojego postępku. — Zawsze mi się tu podobało. Przyjechałem tu, kiedy miałem dziewiętnaście 
lat, na egzamin z nurkowania. 

Grace szybko wykonała w myślach obliczenia. Ona miała trzydzieści dwa lata, a Frank był o 

rok starszy. Był tu podczas wakacji, gdy zaginęła Charlotte Sloane. 

 

80 

 
Nikt nie widział Sama Watkinsa od niedzieli wieczór. Stażysta w ogóle nie zadzwonił. Oprócz 

Grace i wezwanej przez Beth ochrony, nikt nie wchodził do jego pokoju. Nikt nie spał w łóżku, a 
jego rzeczy osobiste zdawały się nietknięte. 

Beth nie obchodziło, co o tym myślał Linus. Zadzwoniła na policję, aby zgłosić zaginięcie. 
 

81 

 

background image

W  pokoju  redakcyjnym  właśnie  podawano  lunch.  Grace  z  zadowoleniem  zauważyła,  że 

zamiast, jak zwykle, kanapek i chipsów na bufecie stały półmiski makaronu z owocami morza, 
sosy  primavera  i  marinara  oraz  duże  misy  surówek  z  ogórkami,  oliwkami  i  dorodnymi 
pomidorami. Duże bochenki pokrojonego, chrupiącego, włoskiego chleba ułożono na deskach do 
krojenia.  Na  blacie  leżała  maleńka  karta,  informująca,  że  lunch  został  przygotowany  przez 
Seasons Catering. 

Grace ustawiła się w kolejce za Beth Terry. 
— Wygląda wspaniale — powiedziała. — A pachnie jeszcze lepiej. 
Beth nałożyła sobie dużą łyżkę makaronu. 
—  Miałam  dość  jedzenia  tego  samego,  więc  zdobyłam  numer  faceta,  który  przygotował 

przyjęcie u Vickersów. Okazało się, że przygotowuje nie tylko pikniki z owocami morza. 

Nałożyła sobie jeszcze makaronu i dorzuciła trochę włoskiego chleba. 
Trzymając talerz w ręku, Grace rozejrzała się po sali w poszukiwaniu wolnego miejsca. Miała 

nadzieję znaleźć B.J., ale niestety nigdzie nie było go widać. Zobaczyła natomiast Zoe siedzącą 
samotnie w kącie sali. 

— Pojechał do wytwórni win nakręcić materiał na jutro — poinformowała Zoe, jakby czytała 

jej w myślach. 

— Kto? — spytała Grace, rumieniąc się. 
— B.J. Bo to właśnie jego szukasz, prawda? 
Czy to było aż tak oczywiste? 
—  Zabrał  ze  sobą  Joss  —  dodała  ze  złośliwą  satysfakcją,  nabijając  kawałek  dojrzałego 

pomidora na plastikowy widelec. 

To śmieszne czuć się tym urażoną. W końcu nie było jej pod ręką dzisiaj rano, żeby B.J. mógł 

poprosić  ją  o  towarzyszenie  mu  do  wytwórni  win.  Miał  pełne  prawo,  a  nawet  obowiązek, 
pozwolić  komuś  innemu  zdobyć  doświadczenie  w  terenie.  Grace  jednak  była  zawiedziona,  że 
nawet nie próbował jej odnaleźć. A co gorsza, zabrał ze sobą Joss. 

Dokończyła  lunch  i  wyrzuciła  plastikowe  naczynia  do  pojemnika  na  śmieci  przy  drzwiach. 

Nie było sensu tego rozpamiętywać. Nic nie mogła na to poradzić. 

Może to nawet lepiej. Jeśli nikt w pokoju redakcyjnym nie będzie miał dla niej pracy, pojedzie 

do Shepherd’s Point. 

Może  Agatha  Wagstaff  ją  przyjmie.  A  może  nie.  Ale  Grace  czuła,  że  powinna  spróbować 

opowiedzieć  jej  o  swej  rozmowie  z  Madeleine.  Jeśli  coś  stałoby  się  komuś  z  ludzi,  których 
kocha, chciałaby wiedzieć, co ta osoba mówiła tuż przed śmiercią. Szczególnie gdyby mówiła o 
niej. 

Zgłosiła się do stanowiska producenta. Dowiedziawszy się, że jest wolna przez parę godzin, 

wyszła z hotelu i poprosiła portiera, by wezwał dla niej taksówkę. 

 

82 

 
Gdy taksówka Grace zatrzymała się po jednej stronie podjazdu, z drugiej podjechał radiowóz. 

Prowadził Tommy. Był podekscytowany myślą, że zaskoczy Joss w miejscu pracy. 

— Tylko tego potrzebujemy — mruknął Manzorella. — Dziewczyna Sloanów nie żyje, a teraz 

zaginął  stażysta.  Jeśli  dostanie  się  to  do  gazet,  znowu  się  na  nas  rzucą.  Przestępstwa  nie 
przyciągają turystów. 

 

background image

*

 

*

 

 
W pokoju bufetowym Mickey nadzorował sprzątanie. Chciał się upewnić, że praca dla stacji 

telewizyjnej wypadła dobrze od początku do końca. 

KEY  News  to  prestiżowy  klient.  Mimo  że  pracownicy  mogą  już  nigdy  nie  odwiedzić 

Newport,  a  co  za  tym  idzie,  nic  nie  zamówić  w  Seasons,  zależało  mu,  żeby  byli 
usatysfakcjonowani.  Miał  nadzieję  na  wpis  w  księdze  „Zadowoleni  klienci”  i  na  stronie 
internetowej.  Kobieta,  która  złożyła  zamówienie,  od  razu  zaproponowała  mu,  że  napisze  parę 
pochlebnych słów, ale on miał nadzieję na kogoś trochę wyżej postawionego. 

Constance  Young  nie  tknęła  jedzenia,  ale  Harry  Granger  zdawał  się  zadowolony.  Wrócił 

nawet po dokładkę. Mickey miał już podejść do prezenterów i przedstawić im swoją prośbę, gdy 
zauważył stojącego w drzwiach wysokiego policjanta. Instynktownie poczuł potrzebę ucieczki. 

Uspokój się, powtarzał sobie. To tylko Tommy James i Al Manzorella. Znasz ich od lat. Nie 

ciebie szukają. Nie mogli wiedzieć, że tu będziesz. 

Ale kiedy ma się nieczyste sumienie, boisz się, że każdy może odkryć twój sekret. 
 

*

 

*

 

 
Detektyw i policjant podeszli do stanowiska producenta. 
— Szukamy Beth Terry. 
— To ja. 
Al i Tommy przedstawili się. 
—  Dziękujemy  za  informacje,  panno  Terry  —  powiedział  detektyw.  —  Chcielibyśmy 

porozmawiać  z  kimś,  kto  mógłby  wiedzieć  coś  na  temat  Sama  Watkinsa.  Co  robił  tamtego 
wieczora, z kim rozmawiał. 

Beth rozejrzała się nerwowo po sali, aby upewnić się, czy nie ma Linusa. 
— Cóż, moim zdaniem najważniejszą rzeczą jest to, że Sam miał wystąpić następnego dnia w 

programie.  Jego  twarz  pokazano  w  materiale  promocyjnym,  bez  podawania  nazwiska,  jako 
naoczny świadek zabójstwa Madeleine Sloane. 

Więc to był ten dzieciak, pomyślał Tommy. 
—  Chcielibyśmy  kopię  tego  nagrania  z  Samem,  żeby  wyciąć  z  niego  zdjęcie  dla  potrzeb 

śledztwa i poszukiwań — powiedział detektyw, notując coś pilnie. 

— Oczywiście — powiedziała Beth. — Mamy tu odpowiedni sprzęt. 
— Czy mogłaby pani wskazać jeszcze kogoś, z kim moglibyśmy porozmawiać? 
— Scott Huffman, operator wozu transmisyjnego, był ostatnią osobą, która go widziała. Jest 

teraz w Bowen’s Wharf, przygotowuje wóz do jutrzejszego programu. 

Przygryzła dolną wargę, zastanawiając się, kto jeszcze mógłby pomóc policji. 
— Może inni stażyści — powiedziała, rozglądając się ponownie po pokoju. — Joss Vickers 

jest  teraz  w  terenie.  Nie  wiem,  gdzie  poszła  Zoe  Quigley,  a  z  Grace  Callahan  właśnie  się 
minęliście. Pamiętam, jak Grace mówiła, że wpadła na Sama przed wejściem, zaraz przed tym, 
jak pojechał do The Breakers. 

Słysząc to nazwisko, Manzorella połączył fakty. Grace Callahan przyszła poprzedniego dnia 

na komisariat opowiedzieć o śnie Madeleine Sloane. Także ona rozmawiała z Samem, na chwilę 
przed jego zniknięciem. Być może Grace Callahan była w to bardziej zaplątana, niż powinna. 

 

background image

83 

 
—  Proszę  się  tu  zatrzymać  —  powiedziała  Grace,  gdy  taksówka  podjechała  pod  bramę 

Shepherd’s Point. 

Płacąc kierowcy, zorientowała się, że nie będzie miała czym wrócić, gdy on odjedzie. 
— Jeśli zadzwonię później, czy przyjedzie pan po mnie? 
— Pewnie, ale może mi to chwilę zająć. 
— Nic nie szkodzi. Dziękuję bardzo. 
Grace była zadowolona, że Terence’a tu dzisiaj nie było. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. 

Brama  była  lekko  uchylona,  jakby  nikt  już  się  nie  przejmował  intruzami.  Wchodząc, 
przypomniała sobie rozmowę z Madeleine, w tym samym miejscu, parę dni temu. 

Wygrzewające  się  na  słońcu  koty  patrzyły  nieruchomym  wzrokiem,  jak  szła  długim 

podjazdem.  Gorące  powietrze  drgało  nad  wyrośniętymi  krzewami  i  trawą.  Czuła  jak  kropelka 
potu spływa jej po plecach. 

Cień na werandzie był wielką ulgą. Weszła po schodach, wzięła głęboki oddech i zapukała do 

odrapanych drzwi. Po chwili ukazała się w nich złowrogo wyglądająca staruszka. 

— Dzień dobry. Mam na imię Grace Callahan. Czy mam przyjemność z panną Wagstaff? 
— Nie, jestem jej gospodynią. 
— Aha. Cóż, miałam nadzieję, że panna Wagstaff będzie mogła mnie przyjąć. 
— W jakiej sprawie? — spytała służącą, mierząc ją wzrokiem. 
— Chciałam złożyć jej kondolencje. 
— Dziękuję, że pani przyszła, ale panna Wagstaff nikogo teraz nie przyjmuje. 
Grace nie chciała zakłócać żałoby kobiety. 
— Dobrze — powiedziała. — Czy mogłaby pani przekazać, jak bardzo mi przykro, oraz że 

rozmawiałam z jej siostrzenicą w noc jej śmierci? Madeleine opowiadała jak bardzo kocha swoją 
ciotkę. Mam nadzieję, że to ją trochę pocieszy. 

Gosposia  pokiwała  głową  i  zaczęła  zamykać  drzwi,  gdy  Grace  odwróciła  się,  by  odejść. 

Dochodząc do końca schodków, usłyszała arystokratyczny głos. 

— Finola, wpuść tę młodą kobietę do środka. 
 

*

 

*

 

 
Odór kocich odchodów był nie do wytrzymania. Wchodząc za Agathą do salonu, zaczęła się 

dusić.  Czy  one  tego  nie  czuły?  Obawiała  się,  że  jeśli  zostanie  tu  dłużej,  zwymiotuje  na 
poprzecierany dywan. 

— Przepraszam bardzo panno Wagstaff, ale jestem uczulona na kocią sierść — skłamała. — 

Czy mogłybyśmy porozmawiać na zewnątrz? 

Kiedyś Agatha miałaby opory, dzisiaj jednak było jej wszystko jedno. 
— Finola! — zawołała. — Przynieś mi, proszę, moją parasolkę. 
 

*

 

*

 

 
— To było jedno z ulubionych miejsc Madeleine — mruknęła Agatha, gdy zeszły z werandy 

do  ogrodu.  —  Uwielbiała  się  tu  bawić  jako  dziecko.  Siadała  na  tamtej  ławeczce,  bawiła  się 
lalkami i śpiewała. Spędzała tak całe godziny. Jej obecność dawała tyle szczęścia. 

background image

Grace  zerknęła  na  nią  ze  współczuciem.  Mimo  wypłowiałej  parasolki,  popołudniowy  upał 

dawał  się  starszej  kobiecie  we  znaki.  Zmarszczki  były  głęboko  wyryte  na  prawie 
półprzezroczystej  skórze.  Grace  zdziwiła  się,  widząc,  że  mimo  żałoby,  Agatha  umalowała  się 
szkarłatną szminką. 

— Usiądziemy na ławce Madeleine? — spytała Agatha. 
— Bardzo chętnie. 
Usiadłszy, Grace zaczęła przypominać sobie całą historię, ale postanowiła ograniczyć się do 

snu  Madeleine.  Nie  chciała  dodatkowo  zasmucać  starszej  pani  wspomnieniem  zabójstwa  jej 
siostry. 

— Madeleine opowiadała mi, że okazywała jej pani czułość, i że bardzo panią kochała. 
Agatha chwyciła ją za ramię. 
—  Nawet  nie  wiesz,  jak  wiele  to  dla  mnie  znaczy.  Starałam  się  dbać  o  nią  najlepiej,  jak 

mogłam,  szczególnie  po  zniknięciu  jej  matki.  Gardziłam  wtedy  Oliverem  i  oskarżałam  go  o 
zabicie Charlotte. Ale jestem mu wdzięczna, że nie trzymał Madeleine z dala ode mnie. Bardzo 
wdzięczna. 

Puszczając ramię Grace, wstała z ławki. 
— Chciałabym ci coś pokazać. 
Na swoich patykowatych nogach, ostrożnie weszła w jeżyny na środku ogrodu. Odsunąwszy 

część wyrośniętego krzaka, powiedziała: 

— Chodź, zobacz. 
Pod  chwastami  Grace  dojrzała  żelazny  krąg  z  wystającym,  cienkim  trójkątem.  Zegar 

słoneczny. 

—  Widzisz  inskrypcję?  „Czas  przemija.  Miłość  zostaje”.  Właśnie  to  będę  się  starała 

zapamiętać, Grace. Miłość zostaje. 

— To piękne słowa. 
— Wiem o tym.  Matka Madeleine też je uwielbiała, tak samo  jak nasza matka. Nasz ojciec 

zrobił jej kolczyki,  na wzór tego zegara. Podarowałam je Charlotte. Po jej  zniknięciu  prosiłam 
Olivera, żeby je zwrócił, ale powiedział, że włożyła je tamtej nocy. 

Grace  przypomniała  sobie  o  kolczyku,  o  którym  wspomniała  Madeleine.  A  więc  tak 

wyglądały. Ciekawe, co stało się z drugim? 

 

84 

 
Podnosząc ciężką, żelazną kołatkę w kształcie mewy, Mickey poczuł ulgę, że znajduje się z 

dala od policji. Nie palił się jednak do spotkania z Elsą Gravell, aby omówić ostatnie szczegóły 
Ball Bleu. Uważał, że jej obsesja na punkcie ptaków graniczyła z dziwactwem. Hobby to jedna 
rzecz, ale to już przekraczało wszelkie pojęcie. 

Elsa  otworzyła  drzwi.  Miała  na  sobie  jasnozieloną  sukienkę  z  przypiętym  do  ramienia 

kanarkiem. 

— Proszę wejść, panie Hager. 
Przechodząc  do  salonu,  zauważył  ponownie,  jakie  miejsce  w  życiu  Elsy  zajmowały  ptaki. 

Sofa  i  krzesła  wyłożone  były  materiałem  z  nadrukowanymi  papugami  kakadu.  Zabytkowe, 
mosiężne  klatki,  ze  szklanymi  ptakami  siedzącymi  na  żerdzi,  stały  na  stołach  i  półce  nad 
kominkiem.  Każda  lampka  miała  na  podstawie  motyw  z  ptakiem.  Duży,  niski  stół  był  cały 
zasłany  książkami  na  temat  ptactwa.  Rysunki  z  sowami,  mewami,  jastrzębiami  i  dzięciołami 

background image

wisiały  na  ścianach.  Miejsce  było  dość  przyjemne,  pomyślał,  ale  i  tak  przyprawiało  go  o  gęsią 
skórkę. 

— Mam tu ostateczną listę gości — powiedziała, wręczając mu kartkę papieru. — Frekwencja 

powinna być zadowalająca. 

— Dobrze, mniej więcej takiej liczby się spodziewaliśmy — odparł, zerknąwszy na listę. 
— Rozumiem, że chciałby pan teraz przedostatnią wpłatę. 
— Tak, proszę pani. 
Elsa podeszła do biurka i po wypisaniu ustalonej kwoty podała mu czek. 
—  Resztę  dostanie  pan  w  środę  rano,  zakładając  oczywiście,  że  wszystko  pójdzie 

bezproblemowo. 

— Och, ależ oczywiście, panno Gravell. Może być pani pewna. 
Podążył  za  Elsą  do  przestronnego  holu.  Był  pewien,  że  nie  pamiętała  go  z  czasów,  gdy 

pracował jako kelner w klubie country. Ci bogacze nigdy go nie zauważali. 

Oprócz  Charlotte  Sloane,  która  zauważyła  go  nie  w  taki  sposób,  w  jaki  by  chciał.  Mickey 

przepisywał te dowody wpłaty przez ponad rok, a Oliver Sloane nigdy go nie przyłapał, mimo że 
był  skarbnikiem  klubowym.  Zawsze  gdy  go widział, miał  drinka w dłoni i  był  zadowolony, że 
Mickey  wyręcza  go,  chodząc  do  banku  i  dokonując  wpłat.  Wykradniecie  z  biura  dowodów  i 
przerobienie ich, dzięki czemu miał dla siebie resztę pieniędzy, było dla niego dziecinnie proste. 
Oliver nigdy nie zerkał nawet na nie, gdy wracały z banku. 

To  mogło  trwać  wiecznie,  ale  Charlotte  musiała  zauważyć,  że  jej  mąż  zaniedbywał  swoje 

obowiązki.  Przejrzała  księgi  rachunkowe  i  zorientowała  się,  że  na  koncie  powinno  być  więcej 
pieniędzy. 

Dzięki  Bogu,  najpierw  pomyślała  o  reputacji  męża.  Zwróciła  brakującą  sumę  z  własnego 

konta, ale wymusiła na Mickeyu Hagerze rezygnację z pracy. Jeśli by się nie zgodził, wydałaby 
go. 

Newport, pod wieloma względami, było małym miasteczkiem. Ludzie wiedzieli o wszystkim. 

Mickey nie chciał ani opuszczać Newport, ani popaść w niełaskę. 

Cóż  za  ironia,  pomyślał.  Charlotte  postawiła  mu  ultimatum,  podczas  pierwszej  zbiórki 

pieniędzy na zagrożone gatunki ptaków wiele lat temu, a teraz on prowadził największe imprezy 
w  Newport.  Wtedy  był  służącym,  ale  miał  dużo  ambitniejsze  plany,  których  nie  zamierzał 
zmieniać. 

 

85 

 
Zoe była zawiedziona. Wymknęła się z pokoju redaktorskiego i złapała prom do Providence, 

aby nakręcić krótką sekwencję o Bethel Church. Był to najstarszy kościół dla czarnych na Rhode 
Island.  Przez  wiele  lat  służył  jako  przystań  dla  uciekających  niewolników  z  Południa.  To  tu 
zatrzymała się Mariah w drodze do Kanady. 

Niestety  kościoła  nie  było.  Została  tylko  płyta  upamiętniająca  jego  dawne  położenie. 

Prowadził do niej szpaler drzew. 

Tak  czy  inaczej,  Zoe  sfilmowała  płytę  pamiątkową.  Nie  było  to  zbyt  interesujące,  a  już  na 

pewno  nie  warte  straconego  czasu,  który  mogła  poświęcić  na  staż.  Pomyślała  sobie  jednak,  że 
przyda się następny tytułowy obrazek do jej dokumentu. 

Nie  zrezygnowała  jeszcze  ze  zdobycia  najważniejszego  nagrania  —  tunelu  w  Shepherd’s 

Point.  Skoro  profesor  Cox  nie  chciał  jej  pomóc,  wymyśliła  inny  plan.  Materiał  o  posiadłości, 

background image

który  B.J.  i  Grace  nagrali  pierwszego  dnia,  leżał  na  półce  razem  z  innymi  taśmami.  Dziś 
wieczorem zakradnie się tam i skopiuje tę taśmę. 

Wróciła  na  przystanek  i  wsiadła  do  zielonego  autobusu,  który  zawiózł  ją  na  przystań.  Prom 

płynący do Newport już czekał. 

 

*

 

*

 

 
Widząc  zbliżające  się  nabrzeżne  wieżyczki  Newport,  Zoe  wyobraziła  sobie,  jakie  piękne 

musiało to być miejsce, gdy służyło jako jeden z największych targów niewolników. 

Kojąca, letnia bryza zawiała od strony wody, gdy prom zawinął do portu przy Perrotti Park. 

Zoe podniosła z ławki  plecak i  czekała na sygnał  do zejścia na ląd. Jakiś  mężczyzna rozdawał 
ulotki schodzącym ze statku. Wydawał się jej znajomy, ale nie była w stanie go rozpoznać, póki 
nie przeczytała wręczonej kartki. 

Pewnie nadeszły ciężkie czasy, pomyślała, rozpoznawszy go. To człowiek, który wykonywał 

malunki na skórze podczas pikniku. Ulotka oferowała zrobienie dwóch tatuaży w cenie jednego. 

 

86 

 
Operator  wozu  transmisyjnego  nie  miał  policjantom  zbyt  wiele  do  powiedzenia.  Scott 

Huffman zostawił Sama na straży drogocennej furgonetki i pojechał po zakupy do sklepu. Kiedy 
wrócił, chłopaka już nie było. 

— Powiedział, że musi iść się załatwić. Odpowiedziałem, że w stróżówce jest toaleta. To były 

ostanie słowa, jakie z nim zamieniłem. 

Tommy  James  miał  przeczucie,  które  warto  było  sprawdzić,  chodźby  po  to,  by  policja  w 

Newport  nie  dała  następnej  plamy.  Każdy,  kto  choć  raz  zwiedzał  The  Breakers,  wiedział  o 
przejściu biegnącym pod posesją. Zignorowanie tunelu w Shepherd’s Point, w sprawie Charlotte 
Sloane,  było  dużym  błędem.  Tommy  wywnioskował,  że  skoro  Sam  Watkins  zaginął  tuż  przy 
posiadłości  Vanderbiltów,  pierwszym  nasuwającym  się  miejscem  poszukiwań  jest  tunel 
prowadzący ze stróżówki do rezydencji. 

 

87 

 
Grace natknęła się na B.J. w holu hotelu. 
— Szukałem cię, gdzie byłaś? 
— Miałam coś do załatwienia — odpowiedziała. 
Postanowiła zatrzymać informację o wizycie w  Shepherd’s  Point dla siebie. Nadal  czuła się 

urażona, że zamiast niej zabrał do wytwórni win Joss. 

— Próbowałem cię złapać po programie i spytać, czy masz ochotę pojechać ze mną nakręcić 

materiał na jutro. 

Za bardzo nie szukałeś — pomyślała z goryczą. Nawet nie nadał wiadomości na jej pager. 
— Nic się nie stało. — Wzruszyła ramionami. 
— No dobrze. Idziemy całą ekipą napić się czegoś i coś zjeść, co ty na to? 
Czemu nie? Co innego miała do roboty? Siedzieć samotnie w pokoju, oglądać telewizję i się 

dąsać? 

background image

— Idę — powiedziała. — Wygląda mi to na dobrą zabawę. 
 

*

 

*

 

 
Hostessa  powiedziała  im,  że  znajdzie  się  dla  nich  stolik  dopiero  za  godzinę,  ale  Joss 

zapewniała, że Salas jest wart czekania. 

—  Podają  świetne  homary,  a  orientalne  spaghetti  jest  wyborne.  Zejdźmy  na  dół  do  baru. 

Zawołają nas, gdy coś się zwolni. 

Grace była zdziwiona ich poczuciem koleżeństwa. Constance i Harry siedzieli ramię w ramię 

ze stażystami. B.J., Beth Terry i Dominick O’Donnell też się do nich dołączyli. 

Piwo było lodowate, więc pierwsza kolejka znikła bardzo szybko. 
—  Za  Sama  —  powiedział  B.J.,  wznosząc  szklankę.  —  Miejmy  nadzieję,  że  szybko  się 

znajdzie. 

— Cały i zdrowy — dodała Beth. 
—  Lepiej,  żeby  nie  był  to  zwariowany  wybryk,  aby  zwrócić  na  siebie  uwagę  —  mrukną 

Harry. 

— Nie sądzę — wtrąciła Grace. — Może nie za dobrze go znam, ale myślę, że nie zrobiłby 

nic, co mogłoby mu zaszkodzić w stażu. 

Gdy  pili  trzecią  kolejkę,  hostessa  podeszła  do  nich  poinformować,  że  czeka  już  na  nich 

ośmioosobowy stolik. Grace zauważyła, że Constance i Harry zostawili nietknięte piwa na barze, 
inni zaś zabrali swoje na górę. 

Odeszła  na  chwilę  od  grupy,  żeby  skorzystać  z  łazienki.  Zoe  poszła  za  nią.  W  ciasnym 

pomieszczeniu stały przed zlewami i myły ręce. 

— Nie było mnie, gdy przyszli policjanci wypytywać o Sama, a ciebie? 
— Też nie — odpowiedziała Grace, wycierając dłonie w papierowy ręcznik. 
— Tak naprawdę zastanawiam się, czy nie zadzwonić do nich jutro. Myślę, że miałabym coś, 

co mogłoby im pomóc — powiedziała Zoe. 

— Naprawdę? Co takiego? 
— Biegałam  niedaleko  The Breakers tamtej nocy  i  widziałam,  jak jakiś  samochód odjeżdża 

bardzo szybko z bocznej uliczki. Omal mnie nie przejechał. Może to nic ważnego, ale czuję, że 
powinnam o tym wspomnieć. 

— Co to był za samochód? — spytała Grace. 
— Nie znam się na amerykańskich modelach — odparła Zoe, wzruszając ramionami. — Było 

tak  ciemno,  że  nawet  nie  widziałam  dokładnie  koloru.  Zobaczyłam  natomiast  kawałek  tablicy 
rejestracyjnej. Zaczynała się S–E–A. 

— Musisz to zgłosić na policję. 
 

*

 

*

 

 
Gdzieś  pomiędzy  chlebem  czosnkowym  i  homarem  a  głośnymi  komentarzami  i  śmiechem, 

wypłynął nagle temat tatuaży. 

— Mam maleńkiego motylka — wyznała Joss. 
— Gdzie? — spytał B.J. 
—  Nie  powiem  ci  —  odparła,  uśmiechając  się  zalotnie.  Grace  miała  ochotę  zetrzeć  jej  ten 

uśmieszek z twarzy. 

background image

—  Nie  mam  odwagi,  żeby  sobie  jakiegoś  zrobić  —  powiedziała  Beth.  —  To  takie  — 

przerwała, szukając właściwego słowa — nieodwołalne. 

— Zawsze można sobie zrobić taki jak ma Grace — zauważyła Joss. — Z henny. 
Powiedziała to takim tonem, że Grace poczuła się jak mięczak. 
— Jeśli ktoś  się zdecyduje, w Broadway Tattoos mają promocję  — dorzuciła Zoe.  — Gość 

rozdawał dzisiaj ulotki, „dwa w cenie jednego”. 

— Naprawdę? Myślałam, czy nie zrobić sobie drugiego — oświadczyła Joss. 
Jakby niższa cena coś w ogóle dla ciebie znaczyła, pomyślała Grace. 
—  Ktoś  jeszcze  się  na  to  pisze?  —  spytała  panna  Vickers,  patrząc  wyzywająco  na  Grace, 

jakby rzucała jej rękawicę. 

Co mi zależy? 
Czemu  nie  miałaby  tego  zrobić?  Byłoby  to  jednocześnie  przypomnienie  o  matce  oraz 

pamiątka  pierwszego  wyjazdu  z  KEY  News.  Miała  nadzieję,  że  pierwszy  z  wielu.  Była 
zdeterminowana  dostać  tę  pracę,  a  także,  po  wypiciu  trzech  piw,  zapragnęła  pokonać  Joss 
Vickers. 

— Ja — odpowiedziała, przyjmując wyzwanie. — Chodźmy tam po kolacji. 
 

88 

 
Ich  grupa  topniała.  Constance  i  Harry  powiedzieli,  że  muszą  być  w  pełnej  formie  podczas 

porannego programu na żywo. Beth i Terry wymówili się zmęczeniem, a Zoe oświadczyła, że ma 
coś jeszcze do zrobienia w hotelu. Tak więc, do Broadway Tattoos doszli tylko Grace, Joss i B.J. 

Stojąc na chodniku przed sklepem z różowym neonowym napisem świecącym za szybą, Grace 

miała ochotę się wycofać. Facet, który zrobił jej tatuaż henną, mówił, że prawdziwy, robiony na 
stopie,  będzie  diabelnie  bolał.  Ale  z  drugiej  strony  zniosła  poród,  a  to  nie  mogło  być  gorsze. 
Wyprostowała się i pierwsza weszła do salonu. 

Właściciel siedział, czytając „Playboya”. Spojrzał w górę, usłyszawszy wchodzących i zaczął 

się wpatrywać w kobiety. 

— Jesteście dziewczynami z tego pikniku, prawda? 
Grace skinęła głową, a Joss, ignorując mężczyznę, podeszła do ściany przyjrzeć się projektom 

tatuaży. 

— Cała trójka robi sobie tatuaż? — spytał Rusty z nadzieją. 
— Nie, tylko panie — odparł B.J. 
— Więc co będzie? 
— Jeszcze nie wiem — powiedziała Joss. — Miałam nadzieję na coś innego. Jak na razie nic 

mnie tu nie zainteresowało. 

Rusty wyciągnął segregator zza lady. 
— Mam tutaj inne wzory. To moje własne dzieła. Proszę spojrzeć. 
Joss zaczęła przeglądać kartki. 
— Ja bym chciała listek bluszczu, taki sam, jaki mi pan zrobił henną — odezwała się Grace, 

patrząc Joss przez ramię na tatuaże. 

Mniej  więcej  w  środku  katalogu  Joss  przestała  przerzucać  kartki  i  przyjrzała  się  jednemu 

obrazkowi. 

background image

Krąg z numerami na brzegu, tarcza zegara. „Czas mija. Miłość zostaje” wyryte na górze i dole. 

Grace od razu rozpoznała w tym zegar słoneczny z Shepherd’s Point. Dziwne, że znalazło się to 
we „własnych projektach” Rusty’ego. 

— Skąd wziął się pomysł  na ten wzór?  — spytała Joss,  wiedząc, że wygląda dokładnie tak 

samo, jak kolczyk, który znaleziono przy ciele Charlotte. 

— Nie pamiętam — powiedział, z wahaniem. — Po prostu się u mnie znalazł. 
W tym momencie rozległ się pager B.J. Przeczytawszy wiadomość, gwizdnął przez zęby. 
— Co się stało? — spytała Grace. 
— Znaleźli Sama, idziemy. 
 

89 

 
Odnalezienie  Sama  Watkinsa  stało  się  głównym  tematem  w  nocnym  wydaniu  wiadomości. 

Nie było żadnych zdjęć, jako że w posiadłości Vanderbiltów nie znajdował się żaden reporter z 
ekipą.  Zamiast  tego,  nad  lewym  ramieniem  prezenterki  pokazał  się  napis  „Z  ostatniej  chwili.”, 
gdy czytała: 

—  Dziś  w  nocy  policja  z  Newport  znalazła  stażystę  KEY  News,  który  zaginął  w  niedzielę, 

nieprzytomnego w tunelu pod The Breakers. Dwudziestojednoletni Sam Watkins, z Hollis, został 
przewieziony do szpitala głównego, gdzie nadal znajduje się w stanie krytycznym. Odnalezienie 
go  w  tunelu  Vanderbiltów  nastąpiło  po  odkryciu  szczątków  Charlotte  Sloane  w  tunelu  w 
Shepherd’s  Point,  która  zaginęła  czternaście  lat  temu.  Jej  córka,  Madeleine,  zginęła  w  sobotę, 
spadając z Cliff Walk. Policja prowadzi śledztwo w sprawie związku między tymi sprawami. 

 

90 

 
Jeśli  szczęście  dopisze,  ten  stażysta  nie  przeżyje.  Jego  szanse  musiały  być  niewielkie.  Miał 

pęknięcie na czaszce zadane żelaznym łomem. Leżał później pod ziemią przez całe dwa dni, bez 
jedzenia i picia. Żył tylko dzięki swemu młodemu wiekowi i głupocie napastnika. 

— Mogłem się upewnić, że dzieciak nie żyje — wymamrotał, wyłączając telewizor. 
Siła  uderzenia  powinna  była  go  zabić,  tak  jak  w  przypadku  Charlotte.  Łom  z  bagażnika  i 

łopata z domku były praktycznie takie same. Oba przedmioty, użyte jako broń, zabójcze. 

Raport mówił, że Sam jest nieprzytomny, a jutrzejsza wizyta w szpitalu upewni zabójcę, czy 

nadal jest to prawda. Jeśli Sam odzyska świadomość, będzie musiał być definitywnie uciszony. 

Nadal jednak była szansa, że natura sama zadziała i Sam po prostu umrze. 
Należało się zająć innym szczegółem. Teraz, gdy znaleziono Sama przy The Breakers, każdy, 

kto  był  wtedy  w  okolicy  i  widział  coś  dziwnego,  będzie  się  chciał  tym  podzielić.  Jeśli  ta 
czarnoskóra  biegaczka  poda  jakiekolwiek  szczegóły  dotyczące  samochodu  pędzącego  boczną 
uliczką w pobliżu rezydencji, wszyscy będą wiedzieli, kogo szukać. 

Jak to dobrze, że sama zdradziła mu swoje nazwisko, nosząc je wypisane na koszulce. Quigley 

z KEY News. 

background image

Ś

RODA

,

 

21

 LIPCA

 

91 

 
— Dobry wieczór, chcę zostawić wiadomość dla Zoe Quigley. 
—  Jeśli  mam  jej  nie  budzić,  przełączę  na  pocztę  głosową  —  zaoferowała  telefonistka 

hotelowa. 

—  Jeżeli  jest  taka  możliwość,  to  czy  mogłaby  pani  przekazać  jej  tę  wiadomość  osobiście  o 

wpół do czwartej rano? Nie jest jeszcze przyzwyczajona do tak wczesnych pobudek i boję się, że 
może zaspać. To bardzo ważne. 

Ważne jest także, żeby nigdzie nie było nagrania mojego głosu, pomyślał. 
— Dobrze, już notuję. 
— Świetnie. Proszę przekazać Zoe, że jest potrzebna przy nagraniu na nabrzeżu. Musi tam być 

o czwartej. 

— Dopilnuję, żeby pani Quigley otrzymała tę wiadomość — obiecała telefonistka. 
— Dziękuję bardzo — powiedział, odkładając słuchawkę. 
 

92 

 
W pokoju było jeszcze ciemno, gdy Zoe obudził przeszywający dźwięk telefonu. Sięgnęła po 

słuchawkę i wysłuchała wiadomości, którą przekazała jej telefonistka. 

No  dobrze,  pomyślała,  wstając.  Wreszcie  mnie  do  czegoś  potrzebują.  Kto  by  pomyślał,  że 

będzie to dziś rano? Miała nadzieję wstać wcześniej i skopiować nagranie tunelu niewolniczego. 
Nie  była  w  stanie  zrobić  tego  wczoraj  wieczorem,  ze  względu  na  zamieszanie  w  pokoju 
redaktorskim  spowodowane  odnalezieniem  Sama  Watkinsa.  Po  kolacji  oglądała  wiadomości 
razem z innym pracownikami KTA, a potem poszła do łóżka. 

Całą noc spała niespokojnie, prawdopodobnie przez to orientalne spaghetti. Już miała dzwonić 

do pokoju redaktorskiego i powiedzieć, że jest chora, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Bardzo 
chciała wiedzieć, co działo się z Samem. 

Wzięła  szybki  prysznic  i  włożyła  świeże  ubrania,  przed  chwilą  wyjęte  z  walizki.  Wsunęła 

portfel oraz kartę magnetyczną do kieszeni spodni i wyszła z pokoju. 

Na zewnątrz było ciemno. Przeszła Bellevue Avenue do Church Street i skręciła w prawo, w 

kierunku przystani. 

 

*

 

*

 

 
Samochód powoli ruszył i również skręcił w prawo. Church Street była pusta. 
Niedługo musi przejść przez ulicę, wtedy będzie bezbronna. Auto zwolniło, stając prawie w 

miejscu.  Czekał,  aż  ofiara  wpadnie  w  pułapkę.  Gdy  Zoe  podeszła  do  jezdni,  zauważyła 
reflektory,  które  oślepiły  ją,  nie  pozwalając  przyjrzeć  się  dokładnie  samochodowi.  Wóz  się 
zatrzymał. Widząc to, pomyślała, że czeka, aż przejdzie przez ulicę i zeszła na jezdnię. 

Kierowca  mocno  przycisnął  pedał  gazu.  Upadła,  uderzona  przez  rozpędzony  samochód,  w 

sekundę  po  tym,  jak  zdołała  przeczytać  resztę  znaków  na  tablicy  rejestracyjnej.  Kierowca 

background image

włączył wsteczny bieg i przejechał po niej jeszcze raz, a potem jadąc do przodu, dla pewności po 
raz trzeci. 

 

93 

 
Izzie z przyzwyczajenia zdjęła czajnik z gazu w momencie, gdy zaczął gwizdać. Teraz to już 

nie miało sensu. Odkąd zabrakło Padraica, nie było osoby, którą mógłby obudzić hałas. 

Zmusiła  się  do  włożenia  kromki  chleba  z  rodzynkami  do  tostera,  mimo  że  jak  zwykle  nie 

miała apetytu. Nic już jej nie smakowało, nawet czekolada, za którą kiedyś przepadała. Kiedyś 
bała się nadwagi, teraz zaś wiedziała, że jest stanowczo za chuda. 

Wszystkie ubrania na niej wisiały, ale nie czuła potrzeby kupowania nowych. Nie wychodziła 

nigdzie poza hotelem  i kościołem. W Vikingu miała swój uniform,  a Boga nie obchodziło, jak 
była  ubrana.  Nie  to,  co  za  dawnych  czasów,  gdy  chciała  podobać  się  Paddy’emu.  Chadzali  na 
potańcówki do Hibernian albo oszczędzali pieniądze na kolację u Christie. 

Te dni dawno już minęły. Dwie paczki papierosów dziennie załatwiły Paddy’ego, a teraz rak 

wkrótce i ją zabierze. 

Tost  wyskoczył.  Izzie  posmarowała  go  odrobiną  masła  i  niechętnie  ugryzła.  Pijąc  herbatę, 

przygotowywała  się  psychicznie  do  czekającej  ją  pracy.  Jeśli  złapie  odpowiedni  rytm,  może 
będzie w stanie przetrwać następny dzień, ścieląc łóżka i sprzątając bałagan po innych ludziach. 

Spojrzała na stertę nieprzeczytanych listów, która piętrzyła się na kuchennym stole. Szkoda, 

że Bóg nie pobłogosławił nas dziećmi, pomyślała. Wtedy byłby chociaż powód, by dalej żyć. 

 

94 

 
Ten  mały  łajdak  nie  pokazał  się  w  poniedziałek  rano,  ale  to  nawet  lepiej,  pomyślał  Linus, 

goląc się. Znacznie mniej martwił się o stan zdrowia stażystów niż o sensacyjną historię. 

Kazał  zamontować  w  szpitalu  przenośną  kamerę,  a  Lauren  Adams  nadawałaby  stamtąd  na 

żywo.  Starałaby  się  połączyć,  najbardziej  jak  to  tylko  możliwe,  historię  Sama  z  zabójstwami 
Charlotte  i  Madeleine  Sloane.  Dla  Linusa  znaczyło  to  upieczenie  kilku  pieczeni  przy  jednym 
ogniu.  Między  innymi  chciał  zadowolić  wybujałe  ego  Lauren,  która  przez  ostatni  tydzień 
namawiała go do wydłużenia jej czasu antenowego. 

Wyszedł z łazienki i popatrzył na łóżko, gdzie jeszcze przed godziną spała. Jeśli Linus nadal 

chciał się tak dobrze bawić, musiał  zadbać, by  dostała to,  czego  chce.  Przydzielił jej najlepszy 
czas  antenowy,  i  dodatkowo  zadbał,  by  producentem  był  B.J.  D’Elia,  co  powinno  ją 
usatysfakcjonować. 

Skończył się ubierać i wyszedł do samochodu, który już na niego czekał. 
—  A  nie  możesz  skręcić  od  razu  w  prawo  na  nabrzeże?  —  spytał  kierowcę,  gdy  ten  nie 

zwolnił przy pierwszym zakręcie. 

— Normalnie mógłbym, ale zablokowali całą ulicę. Wydarzył się tam jakiś wypadek. 
 

95 

 

background image

— Grace, możesz spytać jeszcze raz pielęgniarkę o stan zdrowia Sama? — raczej rozkazała, 

niż poprosiła Lauren. 

— Dobrze — odpowiedziała Grace. 
Nie  wierzyła,  żeby  cokolwiek  się  zmieniło  przez  ostatnie  piętnaście  minut.  Dlaczego  nie 

można  poczekać  i  sprawdzić  tuż  przed  rozpoczęciem,  żeby  mieć  najświeższe  wiadomości? 
Zamiast tego męczyła cały czas te kobiety, które coraz bardziej irytowały się ciągłymi pytaniami. 

Zostawiła B.J. i Lauren naradzających się przy wozie transmisyjnym na szpitalnym parkingu. 

Gdy szła w stronę wejścia, wyminęła ją karetka parkująca na miejscu dla nagłych wypadków. 

—  Mamy  tu  zmarłą  w  drodze  do  szpitala  —  oznajmił  lekarz,  otwierając  tylne  drzwi 

ambulansu. 

Grace patrzyła, jak wynosili nosze. Twarz tej biedaczki już zakryto, ale ciemna ręka z długimi, 

smukłymi palcami wystawała z boku. Ręka młodej, czarnoskórej kobiety. 

— Miała przy sobie dowód osobisty? — spytała pielęgniarka, która wyszła przyjąć karetkę. 
— Tak — odpowiedział. — Według niego kobieta nazywa się Zoe Quigley. 
 

96 

 
Profesor  Cox  utykał,  idąc  ulicą.  Według  standardów  poganiacza  niewolników,  Linusa 

Nazaretha,  był  już  spóźniony.  Chciał  on,  żeby  historyk  przyszedł  na  plan  godzinę  przed 
rozpoczęciem  programu,  na  wypadek,  gdyby  były  jakieś  pytania  widzów.  Jak  na  razie  Gordon 
nie dostał ani jednego. 

Przychodzenie  tak  wcześnie  było  dla  niego  stratą  czasu,  jednak  płacono  mu  za  ten  tydzień 

więcej, niż potrzebował na sfinansowanie urlopu podczas ferii zimowych. Linus wspomniał także 
o ponownym zatrudnieniu go, gdy będą robić program w Williamsburgu. Gordon wietrzył w tym 
dobry interes i nie chciał tego zaprzepaścić. 

Klnąc,  gdy  potykał  się  o  kable  rozłożone  po  całym  Bowen’s  Wharf,  szukał  Linusa  wśród 

przygotowujących  się  do  transmisji.  Zdawało  się,  że  największy  ruch  był  na  pokładzie  statku 
wycieczkowego, zacumowanego przy nabrzeżu. Nie uśmiechała mu się podróż, którą miał odbyć 
z  prowadzącymi  podczas  drugiej  godziny  programu.  W  tym  całym  pospiechu  zapomniał  o 
okularach  przeciwsłonecznych,  a  światło,  odbijające  się  od  wody,  prawdopodobnie  będzie  dziś 
oślepiające. 

 

*

 

*

 

 
Przedsiębiorczy  sprzedawca  wstał  dziś  wcześnie  rano,  aby  dostarczyć  kawę  i  babeczki 

pracownikom  KTA.  Gordon  dokuśtykał  do  kiosku,  marząc  o  kubku  gorącej  kofeiny.  Nie  miał 
czasu zjeść śniadania. 

Przy  ladzie  stała  Beth  Terry  i  wyjmowała  z  opakowania  ogromną  babeczkę,  posypaną 

kawałkami czekolady. 

— Dzień dobry, profesorze — przywitała go. 
— Dzień dobry. 
— Podejrzewam, że słyszał pan już o naszym stażyście — powiedziała. 
— To znaczy? 
— Wczoraj w nocy znaleźli Sama w tunelu w The Breakers. Na szczęście żyje, ale jego stan 

jest poważny. Leży w szpitalu, wciąż nieprzytomny. 

background image

Gordon przymknął oczy, wypijając łyk kawy. Nie było mu go żal. Gdyby stażysta nie paplał 

naokoło, że jest naocznym świadkiem, on nie musiałby występować przed milionami widzów i 
mówić o śmierci Madeleine. 

 

*

 

*

 

 
Dominick  O’Donnell  odebrał  telefon  od  B.J.  Wieść  rozniosła  się  lotem  błyskawicy  wśród 

zaszokowanych pracowników. 

— Zoe Quigley nie żyje. 
Linus spojrzał pytająco na swojego zastępcę. 
— Wiesz, Zoe, nasza stażystka — wyjaśnił Dominick. 
Nie powinien być zdziwiony. Linus żył  we własnym świecie, w którym niezbyt ważne było 

zapamiętywanie imion podwładnych. 

— Ta czarna? — upewnił się. 
Dominick skrzywił się, kiwając głową. 
— Co się stało? 
— Wygląda to na wypadek ze zbiegłym kierowcą. Wydarzyło się to dziś rano, gdy tutaj szła. 
— Jezu — mruknął Linus. — Mam nadzieję, że prawnicy się za to do nas nie dobiorą. 
Nagle  go olśniło.  Jej  śmierć może nadać dramatyzmu  porannemu  programowi.  Nie ma tego 

złego, co by na dobre nie wyszło. 

 

97 

 
Stojąc na parkingu przed szpitalem, Grace nie mogła opanować dreszczy, gdy słuchała raportu 

Lauren podczas pierwszej godziny transmisji. 

—  Witam,  Constance,  Harry.  Dzisiejszy  ranek  jest  wyjątkowo  nerwowy  i  smutny.  Jedna  ze 

stażystek KEY News nie żyje, a drugi walczy o życie. Dwudziestoletnia studentka, Zoe Quigley, 
pochodząca z Richmond w Anglii, zmarła w karetce w drodze do szpitala głównego w Newport. 
Najprawdopodobniej  została  potrącona,  a  kierowca  zbiegł  z  miejsca  wypadku.  Jak  na  razie 
szczegóły nie są znane, ale wygląda na to, że Zoe szła przed świtem do pracy w Bowen’ s Wharf, 
gdzie dziś odbywa się nasz program. Stało się to zaledwie dwie przecznice od hotelu, w którym 
zakwaterowani są wszyscy pracownicy wiadomości na czas pobytu w Newport. 

Grace zaczęła się nagle martwić o Lucy. Miała nadzieję, że jej córka nadal bezpiecznie śpi w 

swoim pokoju w Vikingu, nieświadoma tego wszystkiego. 

Lauren kontynuowała. 
—  Dwudziestojednoletni  Sam  Watkins,  również  stażysta  KTA,  przebywa  na  oddziale 

intensywnej opieki medycznej. Jak zapewne wiecie, zaginął on późnym wieczorem w niedzielę. 
Policja  znalazła  go  ubiegłej  nocy  w  tunelu  w  posiadłości  Vanderbiltów  —  The  Breakers.  Ma 
poważne rany głowy i do tej pory nie odzyskał przytomności. 

Grace  wiedziała,  że  Lauren  waży  w  tym  momencie  słowa.  Na  dziesięć  minut  przed 

programem dostała instrukcje od Linusa, aby nie wspominać o niedoszłym wywiadzie z Samem 
na  temat  śmierci  Madeleine  Sloane.  Zamiast  niego  wystąpił  Gordon  Cox  i  nie  było  potrzeby, 
przynajmniej według głównego producenta, aby poruszać ten temat. Grace nadal była zdziwiona, 
że  nie  było  żadnych  telefonów  od  widzów,  którzy  zauważyli  rozbieżność  między  materiałem 
promocyjnym z Samem, a ostatecznie pokazanym wywiadem z profesorem Coxem. 

background image

—  To  wszystko  nałożyło  się  na  tragiczne  wydarzenia,  które  wstrząsnęły  tym  nadmorskim 

miastem.  Sprawa  zaginięcia  sprzed  czternastu  lat  okazała  się  morderstwem,  gdy  szczątki 
Charlotte Wagstaff Sloane zostały odnalezione w tunelu w innej posiadłości w miniony weekend. 
Podczas  tego  weekendu  jej  córka,  Madeleine  Sloane,  zginęła,  spadając  ze  schodów, 
prowadzących  na  kamieniste  wybrzeże  Oceanu  Atlantyckiego.  Lekarze  sądowi  mają  podać 
wyniki  badań  jeszcze  dziś,  a  policja  sprawdza,  czy  te  zdarzenia  są  w  jakikolwiek  sposób 
powiązane. Constance i Harry oddaję wam głos. 

Grace  patrzyła,  jak  Lauren  zdejmuje  mikrofon  i  pospiesznie  podchodzi  do  B.J.  spytać,  jak 

wypadła.  Jak  by  to  miało  jakieś  znaczenie,  pomyślała.  Madeleine  nie  żyła;  Sam,  który  był 
naocznym świadkiem jej śmierci, walczył o życie, a Zoe nigdy już nie wróci do rodziny w Anglii. 

Mimo coraz cieplejszego powietrza, Grace poczuła nagły dreszcz, gdy przypomniała sobie to, 

co  powiedziała  jej  Zoe  w  łazience.  Samochód,  niedaleko  The  Breakers,  wymijający  ją  z  dużą 
prędkością,  omal  nie  potrącając,  tej  samej  nocy  gdy  zaginął  Sam.  Czyżby  kierowca  dokończył 
swoją robotę dziś rano, obawiając się, że Zoe go rozpozna? Czy Zoe została zamordowana? 

 

98 

 
Zielony mercedes wjechał na Thames Street i zatrzymał się naprzeciwko wjazdu do Bowen’s 

Wharf. 

— Mam gdzieś, czy dostanę mandat! — krzyczał pan Vickers do żony. — Zabieram stąd Joss, 

i to natychmiast. Nie pozwolę, aby moja córka była na to narażona. 

— Co rozumiesz przez to, Howardzie? 
Spojrzał na nią, zaszokowany jej brakiem zrozumienia. 
— Przez to rozumiem niebezpieczeństwo, Vanesso. Co z tobą? Nie widzisz, co tu się dzieje?! 

— wybuchnął. 

—  Ja  tu  widzę  tylko  okropny  wypadek.  Samochód  potrącił  młodą  kobietę.  To  smutne,  ale 

takie rzeczy się zdarzają. 

— A co z tym stażystą, znalezionym w tunelu w The Breakers? Co o tym sądzisz? 
— Na razie nic, Howardzie. Musimy poczekać, aż policja na coś wpadnie, albo do czasu, gdy 

on się obudzi. 

— Jeśli się obudzi. Jak możesz być tak naiwna? Trzy osoby, które były na pikniku w sobotę, 

zostały zaatakowane. Dwoje już nie żyje, a trzeci jest bliski śmierci. Sam Watkins i Zoe Quigley 
byli stażystami KEY News, podobnie jak nasza córka. Zabieram stąd Joss i wracamy do domu, 
tam, gdzie jej miejsce. 

Trzasnął drzwiami i poszedł do przystani Bowen’s Wharf. 
 

99 

 
Po  zakończeniu  zdjęć  oraz  morskiej  wycieczki  po  porcie  i  wybrzeżu  Newport  statek 

turystyczny z Constance, Harrym i profesorem Coxem na pokładzie przycumował z powrotem do 
Bowen’s  Wharf.  Tym  razem  Harry  zamykał  program  i  informował,  co  będzie  w  następnym, 
porannym odcinku. 

—  Dziś  wieczorem  w  The  Elms  odbędzie  się  przyjęcie  charytatywne,  Ball  Bleu,  mające  na 

celu pomoc zagrożonym gatunkom ptaków na Rhode Island. KEY to America także tam będzie i 

background image

pokaże wam całą uroczystość. Następnie przedstawimy, jak wyglądało kiedyś życie służących w 
wielkich rezydencjach. To wszystko, oraz dużo więcej, jutro w KEY to America. 

 

100 

 
Elsa  wyłączyła  telewizor  i  wyszła  na  patio.  Usiadła  w  szezlongu  i  słuchała  wesołego 

ćwierkania ptaków. Te małe stworzonka były najbardziej ożywione rano. 

A więc wreszcie podadzą wyniki autopsji Madeleine, pomyślała. Chciała być przy Oliverze, 

gdy  otrzyma  tę  wiadomość.  To  będzie  trudne  dla  niego,  bez  względu  na  to,  co  odkrył  lekarz 
sądowy. Jeśli będzie przy nim w momencie, gdy najbardziej tego potrzebuje, na pewno sprawi, 
że więź między nimi stanie się niezniszczalna. Musi jedynie być cierpliwa. 

W wyobraźni Elsa była już panią Sloane. Minie jeszcze trochę czasu, a Oliver się z nią ożeni. 

Po prostu on jeszcze o tym nie wie. 

Pomyślała  o  łabędziach  —  takie  pełne  gracji  w  wodzie,  a  jednocześnie niezdarne  na  lądzie. 

Dobierają się w pary na całe życie. Jak łabędzie, oni również będą połączeni na zawsze. 

 

101 

 
Oczy bolały go po nieprzespanej nocy. Rusty stał pod prysznicem, mając nadzieję, że woda 

złagodzi odrętwienie szyi. Stał tak przez długi czas, ale ucisk nie mijał. 

Ta  bogata  dziewczyna,  Joss,  której  rodzice  byli  gospodarzami  pikniku,  rozpoznała  wzór 

tatuażu, który przerysował z kolczyka Charlotte. Był tego prawie pewien. Wiedział, że nie kupiła 
jego marnej wymówki. 

Idiota. Nie powinieneś umieszczać tego wzoru w katalogu. Czy ty w ogóle myślisz?! 
Joss i tych dwoje z wiadomości telewizyjnych wybiegli, gdy dowiedzieli  się, że ten dzieciak 

został znaleziony w tunelu. Ale jeśli Joss będzie miała chwilę na zastanowienie, powie im pewnie 
o swym odkryciu. Mogą do niego wrócić albo zadzwonić na policję. Zresztą, któż wiedział, co 
mogą zrobić? 

Myśli kłębiły mu się w głowie. Musi się go pozbyć. Wzór to jedno, a posiadanie prawdziwego 

kolczyka,  który  Charlotte  miała  na  sobie  ostatniej  nocy  swego  życia,  to  drugie.  To  by  go 
ostatecznie obciążyło. 

Wiedział, że powinien był go wyrzucić już dawno temu, ale nie mógł się z nim rozstać. Nigdy 

nie  widział  niczego  piękniejszego.  Biżuteria,  którą  kupował  dla  matki  na  przecenie  u  jubilera, 
była  marną  imitacją  w  porównaniu  z  kolczykiem  Charlotte.  Złoto  bardziej  lśniło,  a  brylanciki 
były wyjątkowe. 

Równie wyjątkowa była kobieta, która je nosiła tamtego letniego wieczoru. Dama w opałach, 

pragnąca za wszelką cenę uciec z klubu country i od tego, co ją tam spotkało. Kobieta z klasą, nie 
mająca pojęcia, że ta noc będzie jej ostatnią. 

 

102 

 

background image

Przed zrobieniem czegokolwiek Grace chciała zadzwonić do Lucy. Czuła potrzebę usłyszenia 

głosu  córki.  B.J.  zaoferował  jej  swoja  komórkę,  odeszła  więc  od  wozu  transmisyjnego  i 
wystukała  numer.  Usłyszawszy  samą  siebie  na  poczcie  głosowej,  postanowiła  zadzwonić 
bezpośrednio do ich pokoju. Frank odebrał po trzecim sygnale. 

— Cześć, to ja, Grace. 
— Witaj. 
— Chciałabym porozmawiać z Lucy. 
— Nie ma jej tutaj. Poszła z Jan na śniadanie. 
Grace posmutniała. 
— Czy wszystko z nią w porządku? — spytała niespokojnie. 
— Pytasz, czy jest przygnębiona przez te wszystkie wariactwa w porannych wiadomościach? 

Odpowiedź brzmi „tak”. 

— Miałam nadzieję, że nie pozwolisz jej tego oglądać. 
—  To  byłoby  niemożliwe,  Grace.  Postanowiła  obejrzeć  wszystkie  poranne  odcinki  KEY  to 

America  w  tym  tygodniu.  Chce  wiedzieć,  nad  czym  pracuje  jej  matka.  Nie  mogłem  jej  tego 
zabronić.  Prawdę  mówiąc,  nie  widzę  powodu,  dla  którego  miałbym  to  robić.  Lucy  jest 
wystarczająco duża, żeby widzieć, w co się pakujesz. 

— Pakuję się? W co według ciebie się pakuję, Frank? 
Grace starała się nie podnosić głosu, wiedząc, że B.J. mógłby coś usłyszeć. 
— Nie wiem Grace, ty mi powiedz. Zdaje się, że twoi koledzy na stażu padają jak muchy. 
A ty marzysz, żebym ja również padła, prawda? Grace miała ochotę krzyczeć w słuchawkę, 

ale się powstrzymała. 

— Po prostu powiedz Lucy, że dzwoniłam, dobrze? Przekaż, że u mnie wszystko w porządku i 

że bardzo ją kocham. Niech się nie martwi, zobaczę się z nią później. 

 

103 

 
Z dachu The Elms widać było cały Newport Harbor. Mickey spoglądał z balkonu z trzeciego 

piętra na ogromny, jasnoniebieski namiot, ustawiony na wypielęgnowanym, zielonym trawniku. 
Dziś wieczorem będą tu tańczyły setki gości, a wszyscy to potencjalni klienci. 

Był  wyczerpany,  ale  gotowy  zebrać  resztki  sił,  by  Ball  Bleu  okazał  się  wielkim  sukcesem. 

Zwracał  uwagę  na  najdrobniejsze  szczegóły.  Obrusy  były  w  kolorze  jasnoniebieskim, 
kompozycje  kwiatowe  złożono  z  zawilców  i  niezapominajek,  a  menu  zaczynało  się  od  ostryg 
Blue Point i kończyło na cieście z jagodami. Stadko niebieskich, sztucznych łabędzi pływało w 
fontannie. Gościom to na pewno zaimponuje. 

Dzięki Bogu zapowiada się piękny dzień, pomyślał Mickey, patrząc na bezchmurne niebo. A 

ta noc sprawi, że Seasons Catering stanie się znane w Newport. 

Wiele  się  w  jego  życiu  zmieniło  od  czasu,  gdy  był  kelnerem,  ale  już  wtedy  wiedział,  że 

odniesie  sukces.  Jedyne,  czego  potrzebował,  to  pieniądze  na  rozruch.  Łatwo  mu  było 
usprawiedliwić swoje postępowanie. Te grube ryby miały tak dużo, a on tak niewiele. Z tego, co 
wiedział, wynikało, że członkowie klubu nawet nie zauważyli braków w kasie. 

Wyjątkiem była Charlotte Sloane. Tamtej nocy w klubie powiedziała mu, że oszukał i okłamał 

jej  męża.  Dała  mu  jednak  wybór.  Jeśli  odda  pieniądze  i  złoży  rezygnację,  nie  powie  o  tym 
nikomu. 

Ale Mickey nie mógł tego zrobić. 

background image

 

104 

 
Gdy program się skończył, Grace przed powrotem do hotelu poszła jeszcze raz sprawdzić stan 

zdrowia Sama. Nic się nie zmieniło. 

W drodze powrotnej Grace i B.J. niewiele rozmawiali. Oboje byli przygnębieni i wyczerpani. 

B.J.  czekał,  aż  obsługa  odprowadzi  jego  samochód,  a  ona  w  tym  czasie  poszła  do  pokoju 
redaktorskiego. Było tam wyjątkowo cicho. 

—  Cześć,  Grace.  Twój  ojciec  dzwonił  parokrotnie  —  powiedział  na  jej  widok  jeden  z 

redaktorów. — Prosił, żebyś oddzwoniła. 

Grace podeszła do telefonu. 
— Tata? 
— Grace. Jak się masz, dziecinko? 
Usłyszała ulgę w jego głosie. 
—  Sama  nie  wiem,  tato.  Jest  mi  trochę  smutno.  Podejrzewam,  że  oglądałeś  dzisiejszy 

program? 

— Tak, oglądałem. Nie myślałaś o tym, żeby zrezygnować i wrócić do domu, kochanie? 
— A ty byś tak zrobił? 
— Nie wiem, Grace — odpowiedział po długiej ciszy — nie znam całej sytuacji. 
— Źle bym się poczuła, gdybym teraz odeszła, tato. Zostało mi jeszcze tylko parę dni. 
— W takim razie uważaj na siebie. W tym czasie wiele może się wydarzyć. 
Wiele  się  może  stać  w  ciągu  paru  sekund,  pomyślała  Grace,  mając  przed  oczami  twarze 

Madeleine, Sama i Zoe. 

 

105 

 
Na  konferencję  przybyły  ekipy  wszystkich  lokalnych  telewizji,  przygotowane,  by  nagrać 

swoje  materiały  i  wyemitować  je  podczas  południowego  programu.  Przedstawiciel  lekarzy 
sądowych z Rhode Island stanął na podium, by ogłosić wyniki autopsji. 

—  Madeleine  Sloane  poniosła  śmierć  w  wyniku  złamania  kręgosłupa,  spowodowanego 

upadkiem. Ze względu na wysokie stężenie alkoholu we krwi i brak oznak walki, w tym stanie 
rzeczy uznaliśmy śmierć panny Sloane za tragiczny wypadek. 

 

106 

 
Rozmowa telefoniczna z ojcem przypomniała Grace, że chciała spotkać się Oliverem Sloane. 

Bez względu na  wszystko, nie chciała zwlekać ze złożeniem kondolencji. Wiedziała, że gdyby 
cokolwiek się z nią stało, ojciec byłby bardzo wdzięczny, słysząc, że mówiła o nim z miłością. 
Oliver Sloane będzie zapewne czuł to samo. 

Przed  wizytą  u  pana  Sloane,  musiała  jednak  zadzwonić  do  Manzorelli  i  powiedzieć  mu  o 

samochodzie,  który  w  niedzielną  noc  omal  nie  przejechał  Zoe  przy  The  Breakers.  Czy  wóz  z 
rejestracją S–E–A był tym samym, który spowodował śmierć Zoe tego ranka? 

background image

— Detektywa Manzorelli nie ma w tej chwili, czy zechciałaby pani zostawić wiadomość? 
—  Proszę  o  telefon  do  mnie,  jak  wróci  —  powiedziała  Grace.  —  Nie  mam  telefonu 

komórkowego, ale może odezwać się na pager i zaraz oddzwonię. 

Wyjęła pager, sprawdziła numer i podyktowała go dyspozytorce. 
 

107 

 
Joss  oglądała  wiadomości  w  swoim  pokoju  hotelowym.  Była  sceptycznie  nastawiona  do 

wyników badań lekarzy  sądowych. Trudno uwierzyć, że śmierć Madeleine Sloane to wypadek. 
Jej upadek z Forty Steps i późniejszy atak na Sama, który twierdził, iż jest naocznym świadkiem 
zabójstwa, a teraz śmierć Zoe, nie mogły być zwykłym zbiegiem okoliczności. 

Rodzice  mogą  pierwszy  raz  mieć  rację,  pomyślała,  pakując  walizkę.  Nie  potrzebowała  tego 

stażu, nie był wart jej życia. Zdecydowała, że jeśli chce robić karierę w dziennikarstwie, to i tak 
może, niekoniecznie w KEY News. Żadna z innych stacji telewizyjnych nie musiała wiedzieć, że 
z niego zrezygnowała. 

Wyrzucając  kopię  pamiętnika  Charlotte  Sloane  do  kosza  na  śmieci,  Joss  zrezygnowała  ze 

swoich poszukiwań. Niech Grace Callahan wygra tę konkurencję. 

 

108 

 
Dom Olivera Sloane’a nie był tak wielki jak rezydencje, które widziała przez ten tydzień, ale 

równie  imponujący.  Grace  szła  w  górę  podjazdu.  Biały  budynek,  z  ciemnozielonymi 
okiennicami, usytuowany był daleko od drogi. Wspięła się po stopniach do frontowych drzwi i 
zadzwoniła poniżej małej, mosiężnej płytki z wygrawerowanym jednym słowem — Seaview. 

Drzwi otworzył Oliver Sloane. Miał twarz napiętą i zmęczoną. 
— Pani w jakiej sprawie? — spytał. 
— Nazywam się Grace Callahan i chciałabym porozmawiać z panem o Madeleine. 
Oliver wzdrygnął się nieznacznie. 
—  Przepraszam,  panie  Sloane.  Nie  przyszłam  tutaj,  by  pogłębić  pana  smutek,  ale 

rozmawiałam z pana córką w noc jej śmierci. Pomyślałam, że przekazanie tego, co mówiła, może 
pana trochę pocieszyć. 

Oliver przyglądał się jej z uwagą, jakby ważył decyzję, a następnie otworzył szeroko drzwi. 
— Wejdziesz do środka? Właśnie piję mrożoną herbatę z przyjaciółką. 
Grace weszła za nim, nieprzygotowana na tak prywatną rozmowę w obecności innej osoby, 

ale nie mogła się teraz wycofać. 

Znalazła  się  w  pięknym  gabinecie  z  mahoniowymi  półkami,  wypełnionymi  książkami  w 

skórzanych  oprawach  i  rzeźbami  z  kości.  Przypominając  sobie  ceny,  które  widziała  w  galerii 
Kyle’a Seatona, wiedziała, że ma przed sobą bardzo kosztowną kolekcję. 

Na  fotelu  przy  kominku  siedziała  kobieta  w  średnim  wieku.  Jej  twarz  wydawała  się  Grace 

znajoma. 

— Elsa Gravell, to jest Grace Callahan — przedstawił je sobie Oliver. 
Elsa  nie  ruszyła  się  z  miejsca.  Grace  podeszła  do  niej  i  podała  jej  rękę,  a  ona  ją  lekko 

uścisnęła. 

— My się już znamy. Madeleine przedstawiła nas sobie na przyjęciu. 

background image

— Ach tak — powiedziała Grace, wreszcie przypominając sobie, skąd ją pamięta. — Pani jest 

jej matką chrzestną. 

— Zgadza się — Elsa odparła ze smutnym uśmiechem. 
Grace odniosła wrażenie, że moment wizyty nie był odpowiedni. Elsa pewnie wolała zostać 

sam na sam z Oliverem. Rozumiała to, gdyż prawdopodobnie właśnie dowiedzieli się o wynikach 
autopsji. 

— Może usiądziesz, Grace? — zaproponował Oliver, wskazując identyczny fotel po drugiej 

stronie kominka, a sam zajął miejsce za biurkiem. 

— Zostanę tylko przez chwilę — zapewniła pospiesznie. — Nie chciałabym przeszkadzać w 

takim momencie. Przyszłam tylko, aby przekazać, z jaką miłością mówiła o panu Madeleine. 

— Naprawdę? Kiedy? — Oliver ożywił się. 
Grace wyczytała nadzieję w jego oczach. 
— Powiedziała, że w najtrudniejszych chwilach starał się pan jak mógł, by otoczyć ją miłością 

i czułością. Wspomniała także, jak bardzo pana kochała, szczególnie za to, co musiał pan znosić. 

Oliver zdawał się ważyć każde słowo. 
— Obawiam się, że to ona wycierpiała za dużo. Utrata matki, gdy była małą dziewczynką, i 

pozostanie  tylko  z  ojcem  odepchniętym  przez  wszystkich.  Ojcem,  któremu  zarzucano,  że 
zamordował jej matkę. 

Oliverowi załamał  się głos. Wbił wzrok w przycisk  do papieru  z kości słoniowej,  leżący na 

biurku. 

— Madeleine nigdy nie wierzyła, że zabił pan żonę — zapewniła Grace. 
— Powiedziała ci to? — spytał. 
— Tak. Opowiadała mi także o śnie, w którym wracała do dnia zaginięcia pani Sloane. Była 

przekonana, że niedługo przypomni sobie coś, co pomoże w schwytaniu mordercy. 

— Cóż, teraz już nigdy się nie dowiemy — westchnął. 
—  Bardzo  mi  przykro,  naprawdę  —  powiedziała  Grace,  wstając.  —  Pójdę  już.  Nie  chcę 

państwu zajmować więcej czasu. 

Oliver Sloane podniósł się, wyraźnie poruszony. 
— Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczny, że poświeciłaś swój czas, przychodząc 

tutaj. Jesteś jedyną, oprócz Elsy osobą, która przybyła złożyć kondolencje. 

Ponownie spojrzał na biurko, podniósł przycisk do papieru i wyciągnął go w jej stronę. 
— Chciałbym ci to dać. 
— Och nie — odparła Grace, kręcąc głową. — Nie mogę tego przyjąć, panie Sloane. 
—  Proszę,  weź  —  nalegał.  —  Ku  pamięci  Madeleine  i  jako  wyraz  mojej  wdzięczności. 

Poczuję się lepiej, jeśli to przyjmiesz, Grace. 

 

109 

 
Nieoczekiwane wymeldowanie. 
— Cholera — mruknęła Izzie. 
Oszczędzała siły, starając się tylko na czas wykonać wszystkie obowiązki. Jeden dodatkowy 

pokój był zbyt dużym obciążeniem. 

Wszedłszy  do  środka,  Izzie  omal  się  nie  rozpłakała.  Mieszkał  tu  straszny  flejtuch. 

Opakowania po hamburgerach i cukierkach były rozsypane po całym dywanie. Na prześcieradle 
znalazła  ślady  szminki  i  tuszu  do  rzęs.  W  łazience  leżały  zwinięte,  mokre  ręczniki.  Zlew  był 

background image

zabrudzony pastą do zębów, a wanna szamponem i balsamem. Długie, czarne włosy zapychały 
odpływ. 

Izzie  głęboko  odetchnęła  i  zaczęła  sprzątać.  Po  prostu  nie  rób  wszystkiego  jednocześnie, 

powtarzała  sobie.  Jedno  za  drugim.  Ściągnęła  prześcieradła  i  pozbierała  ręczniki  z  łazienki. 
Schylając  się,  by  podnieść  puste  opakowania,  poczuła  się  słabo.  Chwiejąc  się,  podeszła  do 
krzesła i usiadła. 

Czekając,  aż  zawroty  głowy  ustaną,  zobaczyła  plik  papierów  w  koszu.  To  ciekawe,  że  ten 

flejtuch  pofatygował  się,  żeby  wrzucić  do  niego  cokolwiek.  Izzie  sięgnęła  do  pojemnika, 
wyjmując  z  niego  zawartość  i  wtedy  zauważyła  napis  na  pierwszej  stronie  —  „Oryginał 
zwrócony Agacie Wagstaff, siostrze”. 

Wyciągnęła kartki z kosza i wsunęła do kieszeni uniformu. 
 

110 

 
Grace czuła wyrzuty sumienia, wybrała się na zakupy, gdy wokół niej było tyle cierpienia, ale 

chciała wykorzystać chwilę wolnego czasu. B.J. spytał ją, czy pójdzie z nim na zbiórkę pieniędzy 
do The Elms, pomóc mu kręcić materiał, a ona nie miała odpowiedniego stroju. Nie musiała być 
tak oficjalnie ubrana jak goście, ale to, co zabrała ze sobą, również się nie nadawało. W drodze 
do  hotelu  zatrzymała  się  przy  Talbots,  zachęcona  napisami  „Wyprzedaż”.  Pół  godziny  później 
wyszła  stamtąd,  zakupiwszy  ciemnoniebieską  suknię  bez  rękawów,  czarną  torebkę,  parę 
czarnych, skórzanych sandałów na wysokim obcasie oraz spodnie khaki, które zamierzała nabyć 
już od dłuższego czasu. 

W Vikingu ominęła pokój redaktorski i poszła prosto do siebie. Położyła przycisk do papieru 

na stoliku, tuż obok telefonu. Wieszając sukienkę do szafy, usłyszała dźwięk pagera. Podeszła do 
aparatu telefonicznego i wykręciła numer, odczytany z wyświetlacza. 

— Poproszę z detektywem Manzorellą. Mówi Grace Callahan. 
Usiadła  na  brzegu  łóżka  i  czekała,  wpatrując  się  w  tatuaż  na  stopie.  Dopiero  teraz 

przypomniała sobie o wzorze z katalogu Rusty’ego, który, dziwnym zbiegiem okoliczności, był 
duplikatem zegara słonecznego z ogrodu w Shepherd’s Point. Rusty powiedział Joss, że nie wie, 
skąd się tam wziął, ale Grace w to nie wierzyła. Skąd Rusty mógł wiedzieć o tym zegarze? 

Przypatrując się tatuażowi, nagle przypomniała  sobie o pewnym  fakcie.  Agatha powiedziała 

jej, że Charlotte, gdy zaginęła, miała na sobie kolczyki w kształcie tego zegara. Może Rusty je 
widział. Jednak ta możliwość wydawała się nieprawdopodobna. Nie był typem człowieka, który 
spędzałby dużo czasu w Shepherd’s Point, ani tym bardziej z Charlotte Sloane. 

— Witam, pani Callahan. Tu Al Manzorella. 
Głos detektywa wyrwał ją z rozmyślań. 
—  Ach  tak.  Chciałabym  przekazać  coś,  o  czym,  jak  sądzę,  powinien  pan  wiedzieć.  Zoe 

Quigley powiedziała mi o tym zeszłej nocy. 

— Cóż to takiego? 
—  Mówiła,  że  biegała  blisko  The  Breakers  w  niedzielę  w  nocy,  gdy  przejechał  obok  niej 

samochód, omal jej nie potrącając. 

— Jaki to był samochód? 
—  Nie  była  pewna.  Jak  pan  wie,  Zoe  przyjechała  z  Anglii  i  nie  znała  większości 

amerykańskich modeli. Widziała jednak cześć tablicy rejestracyjnej — początkowe litery S–E–A. 

— Dobrze, pani Callahan. Dziękuję bardzo. 

background image

Grace jednak nie skończyła rozmowy. 
—  Czy  myśli  pan,  że  to  pomoże  w  rozwikłaniu sprawy?  —  spytała.  —  A  może  kierowca  i 

napastnik Sama to jedna i ta sama osoba. Ramy czasowe by się zgadzały. 

— Zajmiemy się tym, obiecuję — przyrzekł Manzorella. — I proszę o tym nikomu nie mówić, 

dobrze?  To  może  być  bardzo  ważny  dowód  i  istotne  jest,  by  podejrzany  nie  wiedział,  że  go 
mamy. 

—  Te  sprawy  mogą  być  powiązane  ze  sobą  —  dodała  pospiesznie.  —  Jak  kostki  domina, 

jedna  przewraca  drugą.  Może  to,  co  stało  się  Zoe,  nie  było  wypadkiem.  Może  została 
przejechana,  gdyż  zabójca  myślał,  że  będzie  w  stanie  go  skojarzyć  z  atakiem  na  Sama.  Może 
Sama zaatakowano, bo widział jak morderca spycha Madeleine z Forty Steps. Może Madeleine 
zginęła, gdyż zbliżyła się za bardzo do odkrycia zabójcy swej matki. 

— To bardzo dużo niewiadomych, pani Callahan. Ale niech się pani nie martwi, sprawdzimy 

każdą możliwość. Jeszcze raz dziękuję. 

Grace słysząc dźwięk odkładanej słuchawki poczuła złość. Jednak może to lepiej, iż detektyw 

przerwał  tę  dyskusję.  Nie  byłoby  w  porządku  wplątywać  w  sprawę  Rusty’ego  tylko  z  powodu 
wzoru w jego katalogu. Potrzebowała więcej informacji, zanim mogła z tym iść na policję. 

 

111 

 
Grace  zajrzała  do  sali  głównej.  W  środku  nie  było  ani  B.J.,  ani  Joss.  Przy  biurku  siedziała 

tylko Beth Terry. 

— Może ci w czymś pomóc? — spytała Grace, podchodząc do niej. 
— Nie, chyba że chcesz się zająć przewiezieniem ciała Zoe do Anglii. 
Grace pokręciła głową. 
— Czy ktoś zadzwonił do jej rodziców? 
— Patrzysz na tę osobę — odparła Beth z ponurym wyrazem twarzy. — Nigdy nie musiałam 

przekazywać tak smutnych wiadomości i mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała. 

—  Przykro  mi,  Beth.  Przynieść  ci  coś?  —  Grace  starała  się  być  w  jakikolwiek  sposób 

pomocna. — Filiżankę herbaty albo coś do jedzenia? 

— Nie, dzięki. Pierwszy raz w życiu straciłam apetyt. 
— Jakieś wiadomości o Samie? — spytała Grace. 
— Nic nowego. 
Grace odwróciła się, żeby odejść. 
— Poczekaj — powiedziała Beth. 
— Tak? 
— Uważaj na siebie, dobrze? 
Grace spojrzała na nią zdziwiona. 
— Po prostu uważaj. Nie chcę być przesądna, ale jesteś naszą ostatnią stażystką. 
— Co masz na myśli? 
— Nie słyszałaś? 
— Nie. Czy coś stało się Joss? — zaniepokoiła się Grace, a serce zabiło jej szybciej. 
— Joss zrezygnowała. Zostałaś tu sama. 
 

*

 

*

 

 

background image

Miała  jeszcze  dwie  godziny  do  wyjścia  do  The  Elms.  Zadzwoniła  do  Lucy,  ale  nikt  nie 

odbierał. Tak na prawdę ucieszyła się, że jej córka wyszła z Frankiem i  Jan gdzieś, gdzie była 
bezpieczna i dobrze się bawiła. 

Nie lubiła bezczynnie siedzieć w pokoju redaktorskim. Mimo że nie pałały do siebie miłością, 

Grace poruszyło odejście Joss. Miała już dzwonić do domu Vickersów, ale stwierdziła, że nawet 
nie wiedziałaby, co powiedzieć. 

Wyglądało na to, że wygrała tę pracę walkowerem, ale nie potrafiła się z tego cieszyć. Nic nie 

wyróżniało jej spośród innych stażystów. 

Gdyby udało się jej odkryć związek między śmiercią Charlotte, Madeleine i Zoe, oraz atakiem 

na  Sama,  poczułaby,  że  zasługuje  na  tę  pracę.  Co  ważniejsze,  chciała  odegrać  jakąś  rolę  w 
położeniu kresu tej bezsensownej przemocy. Zabójca musiał być powstrzymany. 

Oczywiście,  podejmowanie  niepotrzebnego  ryzyka  byłoby  nie  tylko  głupie,  ale  także 

nieodpowiedzialne. Beth miała rację — musi na siebie uważać. 

Ale co niebezpiecznego jest w złożeniu wizyty Rusty’emu w biały dzień? 
Pierwszą przewracającą się kostką domina była Charlotte Sloane. Grace podejrzewała, że jej 

śmierć mogła być powodem pozostałych zbrodni. 

Stojąc na chodniku przed Broadway Tattoos, widziała na końcu ulicy posterunek policji. Był 

środek dnia i w razie potrzeby mogła tam pobiec. Otworzyła drzwi studia i weszła do środka. 

Rusty  rozmawiał  z  nastolatkiem  przy  ladzie,  dając  mu  instrukcje,  jak  ma  obchodzić  się  ze 

swoim świeżo wykonanym tatuażem. Grace czekała przy wejściu, aż chłopak zapłaci i wyjdzie. 
Rusty wyszedł zza lady i podszedł do niej. Zobaczyła ślady krwi na jego koszulce. 

— Nie przejmuj się tym — powiedział, chwytając materiał palcami i odciągając go od skóry. 

— Czasami zdarzają się małe tryśnięcia, nic takiego. Jesteś gotowa? 

— Nie — odpowiedziała Grace. — Nadal się nad tym zastanawiam. 
— Aha — westchnął rozczarowany. — Co w takim razie mogę dla ciebie zrobić? 
— Chciałam porozmawiać z tobą o wzorze, który widzieliśmy wczoraj w twoim katalogu. 
—  Tego  się  obawiałem  —  przyznał  nieoczekiwanie.  —  Zorientowałem  się,  że  twoja 

koleżanka go rozpoznała, jak tylko go zobaczyła. 

Grace próbowała przypomnieć sobie poprzednią noc. Rzeczywiście, Joss spytała o ten tatuaż, 

ale jakoś jej to wypadło z głowy. Na razie skupiała się tylko na tym, że jest taki sam jak zegar 
słoneczny w Shepherd’s Point. Czemu Joss tak się nim zainteresowała? 

— Czyli to nie był twój pomysł? — upewniła się. 
— Już się pewnie domyśliłaś, że nie, inaczej  byś o to nie pytała. Słuchaj,  nie chcę żadnych 

kłopotów. Nie możesz zostawić tego w spokoju? 

Strach,  który  odczuła  wcześniej,  trochę  osłabł  na  widok  skruszonego  wyrazu  twarzy 

Rusty’ego. 

—  To  może  mi  powiesz,  o  co  chodzi?  —  naciskała.  —  A  jeśli  nie,  to  zawsze  mogę  iść  na 

policję i oni cię o to zapytają. 

Cofnęła się o krok w stronę drzwi. 
— Mogę ci wszystko wyjaśnić, ale musisz obiecać, że nic nie powiesz policji. 
— To zależy. 
Rusty był w kiepskim położeniu i doskonale o tym wiedział. Powiedzenie prawdy tej kobiecie, 

z nadzieją, że to ją usatysfakcjonuje, było jednak dużo lepsze, niż ściągnięcie tu  gliniarzy. Oni 
mu nie uwierzą, a ona być może tak. Musiał zaryzykować. 

Stojąc  z  Grace  przy  drzwiach,  przedstawił  jej  pokrótce  swoją  historię,  gdy  jako  kierowca 

pracował u admirała. 

background image

— Byłem przed klubem country tamtej nocy i czekałem na szefa, który imprezował wtedy ze 

swoimi  koleżkami.  Stałem  sam,  paliłem  papierosy  i  myślałem,  jak  to  musi  być  miło  mieć  tyle 
forsy, żeby nie żałować wydawać jej na to, by jakieś ptaki mogły dalej latać. Sam nie byłem w 
stanie odłożyć paru groszy z mojego marnego żołdu. 

Grace pokiwała głową ze zrozumieniem. 
—  Chwilę  później  —  kontynuował  Rusty  —  Charlotte  Sloane  wyszła  z  klubu  cała 

roztrzęsiona.  Gdy  mnie  zobaczyła,  spytała,  czy  mógłbym  ja  podwieźć.  Wiedziałem,  że  nie 
powinienem  odjeżdżać,  ale  nie  mogłem  odmówić.  Była  taka  piękna  w  tej  błyszczącej,  złotej 
sukni.  Jak  kopciuszek  na  balu.  Miała  ze  sobą  zdjęcie  i  myślę,  że  to  ono  ją  tak  bardzo 
zdenerwowało. Zerkałem na nią cały czas w lusterku wstecznym. Włączyła sobie światełko nad 
głową,  wpatrywała  się  w  zdjęcie  i  mamrotała  coś  pod  nosem  o  kłamstwie  i  oszukiwaniu. 
Spytałem, co się stało, ale nie chciała powiedzieć. Mówiła tylko, że pragnie wrócić do córeczki. 
Shepherd’s Point nie było daleko. Wysadziłem ją przy podjeździe i pojechałem z powrotem do 
klubu country. Admirał nic nie zauważył. 

— Ale co z tym wzorem? — spytała Grace. 
—  Kiedy  następnego  dnia  rano  sprzątałem  samochód,  na  podłodze  znalazłem  kolczyk. 

Miałem  zamiar  go  zwrócić,  naprawdę,  ale  wtedy  dowiedziałem  się,  że  Charlotte  zaginęła.  Nie 
mogłem go oddać, bo wszyscy połączyliby mnie z jej zniknięciem. 

— Więc dlatego nie poszedłeś nigdy na policję — domyśliła się Grace. 
—  Spójrz  na mnie  —  powiedział  Rusty,  rozkładając  ręce.  —  Jestem  typem  faceta,  któremu 

nietrudno coś zarzucić. Łatwym celem. Nieraz myślałem o wyznaniu wszystkiego, ale bałem się, 
że  odwrócą  to  tak,  żeby  zrobić  ze  mnie  winnego.  Mówiliby,  że  jestem  ostatnią  osobą,  która 
widziała ją żywą. 

— Ależ to nieprawda, Rusty — odparła Grace. — Ostatnim był zabójca Charlotte. 
 

112 

 
Czemu  Joss  była  tak  zainteresowana  wzorem  kolczyka?  Grace  zastanawiała  się  nad  tym 

wychodząc ze studia tatuażu i czekając na taksówkę. Co Joss wiedziała? 

Czuła, że musi się tego dowiedzieć, więc gdy wsiadła do samochodu, podała taksówkarzowi 

adres Vickersów. 

 

*

 

*

 

 
Joss, w samym bikini, otworzyła jej drzwi. 
— Grace, co ty tu robisz? — spytała zdziwiona. 
— Miałam nadzieję, że mogłybyśmy o czymś porozmawiać. 
— Przyszłaś się pochwalić? — parsknęła Joss. — Nie robiłabym tego na twoim miejscu. Ja 

zrezygnowałam  ze  stażu,  więc  tak  naprawdę  nie  wygrałaś  całkiem  fair.  Reszta  przeciwników 
została wyeliminowana. To bardzo wygodna sytuacja. 

Grace już chciała odwrócić się i odejść, ale się powstrzymała. Zignoruj to i dowiedz się tego, 

czego potrzebujesz. 

— Nie jest już istotne, kto dostanie tę pracę — odparła. — To, co się stało w tym tygodniu, 

było przerażające. Madeleine, Sam, a teraz Zoe. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby 
rozwikłać tę zagadkę. 

background image

Joss spojrzała na nią sceptycznie. 
— Tak, i zebrać dodatkowe punkty w KEY News. 
— Nie — nalegała Grace, — aby spełnić swój obowiązek. 
—  Joss  wpatrywała  się  chwilę  w  swoje  nagie  stopy.  Spojrzawszy  ponownie  na  Grace, 

zaprosiła ją do środka. 

 

*

 

*

 

 
Grace wybrała to samo miejsce, które zajmowała podczas rozmowy na przyjęciu. Joss jednak 

nie usiadła obok niej na sofie, jak Madeleine, tylko zajęła fotel nieco dalej. 

— Dobrze, Grace. O czym chciałaś porozmawiać? 
— Właśnie wróciłam z Broadway Tattoos. 
— I? 
— Rusty powiedział mi, skąd wziął wzór, o który pytałaś. 
— Co mówił? — zainteresowała się Joss. 
Grace postanowiła, że musi coś dać, aby dostać coś w zamian. 
—  Twierdzi,  że  skopiował  go  z  kolczyka,  który  Charlotte  Sloane  zostawiła  w  jego 

samochodzie w dniu zaginięcia. 

— Jezu! — zawołała Joss wychylając się z fotela. — To on mógł zabić Charlotte. 
—  Nie  wysuwajmy  pochopnych  wniosków.  Wczoraj  byłaś  bardzo  zainteresowana  tym 

wzorem. Jestem ciekawa dlaczego? 

Joss chwilę się zastanawiała. 
— Dobrze, co mi zależy — odparła wreszcie, podejmując decyzję. — Poczekaj tu. 
Wyszła z salonu, i wróciła po chwili z torebką. Wyciągnęła z niej zwinięty kawałek papieru i 

wręczyła go Grace. Rozwijając go, zauważyła szkic i krótki opis. To był zegar słoneczny. 

—  Może  Rusty  ma  jeden  kolczyk,  ale  policja  ma  drugi.  Znaleziono  go  w  kieszeni  sukni 

wieczorowej Charlotte, lecz nie podali tego do wiadomości. 

— A ty skąd to wiesz? — zdziwiła się Grace. 
— Mam dobre źródło — odpowiedziała Joss, dając do zrozumienia, że nic więcej na ten temat 

nie powie. — Ale zaufaj mi, widziałam to na własne oczy. 

Grace zainteresował jeszcze jeden rysunek i opis na dole kartki. 
— A co to jest? — spytała, wskazując na narysowany kwadrat. 
— To jest drugi przedmiot, znaleziony przy ciele Charlotte. Jedwabna chusteczka w kolorze 

cytrynowym. 

 

*

 

*

 

 
Patrząc, jak Grace idzie w dół podjazdu, Joss przypomniała sobie o pamiętniku Charlotte. Już 

miała ją zawołać, ale powstrzymała się. Obawiała się, że i tak powiedziała za dużo. 

 

113 

 
Cóż za niesamowity przełom. 
Wyniki autopsji Madeleine były następnym sygnałem, że można pozostać bezkarnym. 

background image

Ale droga jeszcze nie była wolna. Jeśli Sam Watkins się obudzi, może stanowić duży problem. 

Najlepiej  ponownie  poczekać  na  rozwój  wydarzeń  z  nadzieją,  że  niebiosa  jeszcze  raz  ześlą 
błogosławieństwo, zabierając tego młodego chłopaka do siebie. 

Zoe, dzięki Bogu, nigdy już nic nie powie. 
Ale Grace Callahan była wielką niewiadomą. Czyżby zbliżała się coraz bardziej do odkrycia 

prawdy? 

 

114 

 
Grace  umyła  sobie  włosy,  po  czym  spędziła  więcej  niż  zazwyczaj  czasu  na  suszeniu  ich,  by 

ułożyły się w miękkie loki. Zrobiła makijaż, zwracając szczególną uwagę na oczy. Nałożyła na 
powieki  niebieskoszary  cień  i  podkreśliła  je  kredką.  Malując  rzęsy  tuszem,  zauważyła  swoje 
niepomalowane paznokcie. Nie było już czasu na manicure, ale przynajmniej mogła je przyciąć i 
wypolerować. 

W  kosmetyczce  znalazła  papierowy  pilniczek  do  paznokci.  Włożywszy  szlafrok,  poszła  do 

sypialni,  usiadła  na  łóżku  i  zaczęła  piłować.  Po  paru  minutach  jej  paznokcie  wyglądały 
przyzwoicie. 

Miała jeszcze piętnaście minut do wyjścia, a chciała włożyć suknię w ostatniej chwili. Len tak 

łatwo  się  gniecie.  Postanowiła  położyć  się  na  chwilę  mając  nadzieję,  że  krótki  odpoczynek  ją 
orzeźwi. Niestety, po wysłuchaniu opowieści Rusty’ego i informacji od Joss, nie była w stanie się 
zrelaksować. 

Podniosła  się,  zaniepokojona,  i  pomyślała,  że  zadzwoni  do  Lucy.  Sięgając  po  telefon, 

zauważyła przycisk do papieru od Olivera, który leżał na nocnym stoliku. Podniosła go do góry i 
przejechała dłonią po gładkiej, chłodnej powierzchni. 

Z  pilnikiem  do  paznokci  w  ręku,  postanowiła  z  ciekawości  sprawdzić  test  Kyle’a  Seatona. 

Wybrała miejsce na spodniej części przycisku i parokrotnie je potarła. 

Była przekonana, że poczuje zapach palonej kości, a zamiast tego poczuła odór przypalanego 

plastiku. 

Przycisk do papieru Olivera był podróbką. 
 

*

 

*

 

 
Ktoś zapukał do drzwi. 
— Kto tam? — spytała Grace. 
— To ja, BJ. 
— Chwileczkę, zaraz otwieram. 
Myślała,  że  spotkają  się  w  głównym  holu.  Pospiesznie  zapięła  sukienkę  i  boso  podeszła  do 

drzwi. 

B.J.  miał  na  sobie  granatową  marynarkę,  śnieżnobiałą  koszulę  i  jasnoniebieski  krawat.  Jego 

beżowe, wyprasowane spodnie dopełniały całości. Wręczył jej małe, kwadratowe pudełko. 

— To dla mnie? Przyniosłeś mi kwiaty? — spytała. 
Była  zachwycona.  Nie  pamiętała,  kiedy  ostatnio  dostała  kwiaty,  a  tym  bardziej  od  osoby, 

która jej się podobała. B.J. uśmiechnął się, zadowolony z jej reakcji. 

— Pomyślałem, że ci się spodobają. 
— Nawet bardzo — zapewniła. — Są prześliczne, dziękuję. 

background image

Delikatnie wyjęła bukiecik z pudełka. 
— Jak myślisz, gdzie powinnam go sobie przypiąć. Do sukienki? 
B.J. dotknął jej włosów. 
— Może w tym miejscu? — zasugerował. 
— Dobrze. Usiądź na chwilę, a ja pójdę je przyczepić. 
Grace weszła do łazienki, stanęła przed lustrem i zaczęła przypinać kwiaty. 
— Piękna rzeźba — zawołał B.J., biorąc do ręki przycisk do papieru. 
— Jest podrobiona — odparła Grace. — Przed chwilą sprawdziłam. 
— Chyba nie spodziewałaś się, że będzie prawdziwa? 
—  Ależ  tak,  zważywszy,  od  kogo  ją  dostałam.  Oliver  Sloane  podarował  mi  to  dziś  po 

południu. 

— Żartujesz! Jak to się stało? 
— Poszłam złożyć mu kondolencje. Był tak wzruszony, że postanowił mi to dać ku pamięci 

Madeleine. 

— Myślisz, że wiedział, że to imitacja? 
Grace wpięła kwiaty i cofnęła się o krok, by ocenić efekt końcowy. 
— Wątpię. Jego gabinet wygląda tak, jakby miał tylko to, co najlepsze. 
— Masz zamiar mu powiedzieć? — dopytywał się B.J. 
—  Może  powinnam.  Kyle  Seaton  mówił  mi  na  przyjęciu,  że  Oliver  i  Charlotte  byli  jego 

najlepszymi klientami. Ciekawe, czy to on mu go sprzedał. 

Poprawiła fryzurę i wyszła z łazienki. 
— Jak wyglądam? — spytała. B.J. spojrzał na nią z uznaniem. 
— Wyglądasz wspaniale, Grace. 
Szkoda, że Lauren Adams jechała z nimi samochodem. 
Grace wiedziała, że będą dzisiaj pracować, ale miała wrażenie, jakby ona i B.J. szli na randkę. 

Podrobiona kość słoniowa i kolczyki w kształcie zegarów słonecznych przestały na chwilę być 
ważne, gdy włożyła nowe sandały i sięgnęła po torebkę. 

— Idziemy? 
 

115 

 
Izzie zapaliła świeczkę przy świętej figurce, stojącej na brzegu wanny i zanurzyła się w ciepłej 

wodzie. 

Westchnęła z ulgą. 
Postanowiła złożyć wymówienie w Vikingu. Będzie sprzątać pokoje tylko do końca tygodnia. 
Wpatrywała się w figurkę młodej kobiety ubranej w niebieskie i różowe szaty. Miała pogodny 

wyraz  twarzy,  jednak  Izzie  wiedziała,  że  przeżyła  tortury.  Piękna  i  bogata,  poświęciła  jednak 
życie Bogu, za co spotkało ją więzienie i tortury. Odcięto jej piersi, a następnie przeciągano ją po 
rozżarzonych węglach, aż umarła. 

— Święta Agato — zaczęła się modlić — proszę, pomóż mi. 
Patronka  pielęgniarek,  strażaków  i  kobiet  cierpiących  na  raka  piersi  wpatrywała  się  w  nią 

milcząco. Izzie wiedziała, że wiara uczy, iż ból i cierpienie tego świata zostaną wynagrodzone w 
wiecznej szczęśliwości przyszłego życia. Liczyła na to i czekała z niecierpliwością na ponowne 
spotkanie z Padraicem. To już nie potrwa długo, najdroższy, pomyślała. 

background image

Zamoczywszy myjkę w wodzie, delikatnie przetarła nią klatkę piersiową pełną blizn, cały czas 

wpatrując  się  w  figurkę.  Jakie  to  dziwne,  że  jej  dorosłe  życie  zaczęło  się  od  jednej  Agathy  i 
kończy się z drugą. Nauczyła się ścielić łóżka w sposób, jaki lubiła panna Agatha, i polerować 
porcelanowe wanny i umywalki pod bacznym okiem Finoli w Shepherd’s Point. Może dalej by 
tam  pracowała,  gdyby  nie  obecność  jej  i  Paddy’ego  w  domku,  tej  samej  nocy,  gdy  panna 
Charlotte  została  zamordowana.  Po  koszmarnych  przeżyciach  w  starym  tunelu  niewolników, 
odnalezieniu  ciała  panny  Charlotty,  i  po  liście  z  pogróżkami,  który  przyszedł  później,  Izzie 
pragnęła uciec z Shepherd’s Point i przed przerażającymi wspomnieniami. 

Z  trudem  wstała  z  wanny.  Wytarła  się,  ostrożnie  dotykając  blizn  na  klatce  piersiowej,  i 

włożyła  koszulę  nocną.  W  kuchni  postawiła  czajnik  na  gazie  i  postanowiła  przejrzeć  stertę 
nieprzeczytanej poczty, która zebrała się przez cały tydzień. 

Rachunek,  rachunek,  reklama,  rachunek.  Jednak  na  widok  następnej  koperty  zadrżała. 

Rozpoznała ten zmieniony charakter pisma, jak dziesiątki razy w przeszłości. Był to następny list 
od osoby, która groziła Paddy’emu przez tyle lat, że połączy go z miejscem morderstwa Charlotte 
Sloane. Lecz tym razem list był zaadresowany do niej. 

Gwizdanie czajnika sprawiło, że aż podskoczyła. Zakręciła gaz, ale nie zdobyła się na to, aby 

zalać herbatę wodą. Wróciła do stołu i drżącymi rękoma otworzyła list. 

 
Twój mąż dostał ostrzeżenie czternaście lat temu, a teraz ostrzegam ciebie. Nie myśl sobie, że 

skoro odkryto kości w tunelu niewolników, to jest to dobry moment, aby ujawnić to, co wiesz, lub 
co ci się wydaje, że wiesz. 

Nadal mam portfel, który zostawiliście w domku tej nocy, gdy Charlotte Sloane zginęła. Jeśli 

pójdziesz ze zdjęciem na policję, ja wykorzystam portfel. Jak myślisz, komu uwierzą,? Tobie czy 
mnie? 

 
Izzie przeczytała list jeszcze raz, a strach zaczął zmieniać się w gniew. Nie zrobiła nic złego, 

oprócz kochania się z Paddy’m w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie. Jednak przez te 
wszystkie lata zamartwiali się na śmierć, że zostaną oskarżeni o zamordowanie Charlotte. Izzie 
przepłakała  wiele  nocy,  chcąc  pójść  na  policję,  ale  po  długich  godzinach  wpatrywania  się  w 
zdjęcie, które spadło wtedy na ciało Charlotte, oboje dochodzili do wniosku, że nie ma tam nic 
takiego, co mogłoby postawić kogokolwiek w stan oskarżenia. Nie byli do końca pewni, o co tak 
naprawdę martwił się zabójca, ale wiedzieli, że wyglądaliby na winnych, gdyby wyszła na jaw 
historia pozostawionego portfela Padraica. 

Izzie  wstała  i  otworzyła  drzwi  szafki.  Wyciągnęła  leżące  z  wierzchu  książki  kucharskie  i 

sięgnęła  głębiej  po  kopertę.  Ręce  jej  się  trzęsły,  ale  tym  razem  ze  złości,  gdy  wyciągała  jej 
zawartość. Tego już za wiele! 

Nie  zostało  jej  zbyt  dużo  czasu  na  tym  świecie,  lecz  chciała  pójść  do  lepszego  z  czystym 

sumieniem.  A  jeśli  przy  tym  pomoże  ciężko  pracującej,  młodej  kobiecie,  tym  lepiej.  Miała  tę 
starą  fotografię  i  kopię  pamiętnika  panny  Charlotte,  który  znalazła  dzisiaj  w  koszu  na  śmieci. 
Chciała  oddać  oba  te  przedmioty  tej  miłej  Grace  Callahan  i  może  tym  samym  pomóc  w  jej 
karierze. 

 

116 

 

background image

Samochód  z  kierowcą  czekał  na  podjeździe.  Oliver,  ubrany  w  smoking,  zapukał  do  drzwi 

Elsy.  Złota  spinka  u  mankietu  jaśniała  na  tle  śnieżnobiałej  koszuli,  gdy  niecierpliwie  uniósł 
kołatkę  w  kształcie  mewy.  Ostatni  raz  włożył  te  spinki  podczas  przyjęcia  w  klubie  country  tej 
nocy,  kiedy  zaginęła  Charlotte.  Przez  te  wszystkie  lata  nie  mógł  się  zmusić,  by  nosić  ostatni 
prezent z okazji ich rocznicy ślubu. Teraz jednak, wiedząc, że Charlotte już nie ma, uznał, że to 
odpowiednia rzecz, aby uczcić jej pamięć. 

Elsa otworzyła drzwi. Wyglądała olśniewająco w dopasowanej, błękitnej sukni wieczorowej z 

brylantową  broszką  w  kształcie  mewy.  Włosy  miała  upięte  wysoko,  tak  jak  niegdyś  Charlotte 
podczas pierwszej zbiórki pieniędzy. Mimo że nigdy nie była piękna, trzyma się całkiem dobrze, 
pomyślał. Niewiele się zmieniła, od kiedy skończyła dwadzieścia lat. 

— Wyglądasz świetnie, Elso — powiedział. 
— Dziękuję, mój drogi, wejdź na chwilę, napijemy się drinka. 
— Chyba nie powinienem — odparł, nie ruszając się z miejsca. — Wypiłem już jeden koktajl, 

a  nie  chciałbym  sprawiać  wrażenie  pijanego  na  przyjęciu.  Jestem  pewien,  że  ludzie  będą  mnie 
teraz obserwować uważniej niż zwykle. 

— Dobrze — zgodziła się, nie chcąc go denerwować. — Wezmę tylko torebkę. 
 

117 

 
Grace patrzyła, jak fotograf zaprasza każdą przybyłą parę do wspólnego zdjęcia. W tym czasie 

jego asystent układał już wywołane zdjęcia na wielkich sztalugach. Najwidoczniej, oprócz opłaty 
za wejście na Ball Bleu, goście mieli wysupłać parę dodatkowych groszy na pamiątki. 

Zebrani uprzejmie rozmawiali, ale gdy przybyła następna para, wszystkie glosy ucichły. 
Grace zrobiło się przykro, gdy patrzyła na idącego z podniesioną głową Olivera Sloane’a, pod 

rękę  z  Elsą  Gravell.  Złote  spinki  do  mankietów  lśniły  w  świetle  lampy  błyskowej  fotografa. 
Grace była na tyle blisko, by rozpoznać ich wzór. Zegar słoneczny z Shepherd’s Point, ten sam 
co na kolczykach Charlotte. 

 

118 

 
KEY News stoi mi na drodze, pomyślał Mickey, patrząc na wóz transmisyjny zaparkowany 

przy  wejściu  dla  służby.  Ta  cholerna  furgonetka  przeszkadzała  kelnerom  niosącym  potrawy  z 
kuchni. 

Zaklął widząc, jak jeden wpada na drugiego. 
— Dosyć. Muszą ją przesunąć — uznał. 
Podszedł  do  furgonetki  i  pukał  w  drzwi  tak  długo,  aż  otworzył  mu  drzemiący  w  środku 

kierowca. 

— Musicie to coś stąd ruszyć, i to w tej chwili. 
Scott Huffman spojrzał na niego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. 
— Nigdzie się nie ruszę, koleś, póki nie dostanę takiego polecenia od moich szefów. 
 

*

 

*

 

 

background image

Mickey  rozglądał  się  po  posiadłości,  pełnej  przyciętych  klonów  i  lip.  Między  krzakiem 

rododendrona a ogromną brzozą dojrzał mężczyznę z kamerą. Ruszył prosto w jego stronę i od 
razu przeszedł do rzeczy. 

—  Musicie  się  ruszyć  —  powiedział  stanowczo.  —  Wasza  furgonetka  przeszkadza  moim 

kelnerom. 

B.J. spojrzał w kierunku wskazanym przez Mickey’a. 
— Dobrze, stary, uspokój się. Zaraz zobaczę, co da się zrobić. 
 

119 

 
Obcasy zapadały się w trawniku, komary zaczynały ją gryźć, a teraz nawet B.J. ją zostawił, 

żeby  załatwić  problem  z  wozem  transmisyjnym.  Jak  na  razie  wieczór  nie  wydawał  się  tym 
romantycznym wydarzeniem, jakiego się spodziewała. Z profesjonalnego punktu widzenia było 
nie  wiele  lepiej.  Lauren  wydawała  się  dużo  bardziej  zainteresowana  flirtowaniem  z  męską 
częścią społeczności Newport niż wywiadami do jutrzejszego programu. 

Grace postanowiła zwiedzić posiadłość na własną rękę. Starając się iść na palcach, ruszyła ku 

zachodniej  części  posiadłości.  Dwa  małe,  marmurowe  pawilony  z  miedzianymi  dachami 
zaznaczały wejście do ogrodu z setkami różowych i białych begonii. Odwróciła się, by spojrzeć 
na rezydencję i tłumy gości, gdy usłyszała chichot. 

Koło jednego z pawilonów, z dala od bawiących się, stał jej były mąż i całował się z wysoką 

kobietą. Brunetką, nie blondynką. 

To nie była Jan. 
Grace nie bardzo wiedziała, co zrobić. Ostatecznie odchrząknęła na tyle głośno, by całująca 

się para zwróciła na nią uwagę. Żałowała, że nie ma aparatu, żeby uchwycić wyraz twarzy byłego 
męża. 

— O mój Boże, Grace! — zawołał Frank. 
Nie mogła opanować krzywego uśmieszku. 
— Ładny wieczór, prawda, Frank? 
— Przepraszam cię na chwilę, porozmawiamy trochę później — powiedział Frank, zwracając 

się do swej towarzyszki. 

Brunetka odeszła, nie wyglądając na specjalnie  zawiedzioną. Może też ma męża, pomyślała 

Grace. Dla niej to pewnie jedna wielka gra. 

Popatrzyła na niego, kręcąc głową. 
—  Bardzo  brzydko.  —  powiedziała  ironicznie.  —  A  ja  myślałam,  że  ciebie  i  Jan  łączy  coś 

wspaniałego. 

— Przestań, to nie twoja sprawa. 
— Czyżby? Chcesz, aby nasza córka mieszkała w twoim małym, doskonałym domku i to nie 

moja sprawa? Pomyślmy — podrapała się po brodzie. — Ciekawe, co powie sędzia na pomysł 
oddania  dziecka  pod  opieką  ojca  kobieciarza.  Poza  tym,  jestem  ciekawa,  co  o  tym  wszystkim 
myśli  Jan.  Może  powinnam  jej  o  tym  powiedzieć,  tyle  że  wtedy  możesz  już  nie  mieć  dokąd 
wracać. 

Frank wytarł starannie kąciki ust chusteczką. Miała go w garści, wiedział o tym. 
— Dobrze, Grace. Wygrałaś — mruknął. 
— Zrezygnujesz z pełnej opieki? — dociskała. 
— Tak, jeśli tylko nie powiesz Jan. 

background image

— Wpłacisz zaległe alimenty i zaczniesz od tej pory przysyłać je na czas? 
— A mam inne wyjście? 
— Nie bardzo. A tak poza tym, co tu robisz? 
— Jan bardzo chciała uczestniczyć w jakimś dużym wydarzeniu towarzyskim. 
Grace obrzuciła uważnym spojrzeniem tłum gości. 
— Nie widzę jej. Gdzie jest? 
— Nie wiem. Ostatnio widziałem, jak rozmawiała z jakimiś ważniakami. 
— A gdzie Lucy? 
— W hotelu. 
— Sama? — upewniła się zaniepokojona Grace. 
— Jest wystarczająco duża. Pozwoliliśmy jej w końcu jechać do mnie samej pociągiem. 
— To co innego. Trwało to tylko godzinę, w biały dzień, a nie na cały wieczór, i do tego w 

mieście, w którym grasuje morderca. 

 

120 

 
Żołądek  Grace  coraz  bardziej  skręcał  się  z  niepokoju.  Lucy  rzeczywiście  może  już  jest 

wystarczająco  duża,  żeby  zostawić  ją  samą  w  pokoju  hotelowym,  ale  w  obecnych 
okolicznościach  było  to  nie  do  pomyślenia.  Nigdy  by  sobie  nie  wybaczyła,  gdyby  coś  jej  się 
stało. Zauważyła Manzorellę, ubranego szykownie w ciemny garnitur i krawat w paski, stojącego 
w rogu ogromnego, niebieskiego namiotu. Miał poważną twarz, a jego ciemne oczy przesuwały 
się po tłumie gości. Nie miała jednak czasu, żeby do niego podejść. 

— Przepraszam cię, ale muszę wracać do hotelu — powiedziała, podchodząc do B.J. 
Spojrzał na nią pytająco. 
— Co się stało? Źle się czujesz? 
— Nie. Mój mąż, to znaczy były mąż, zostawił Lucy samą. Martwię się o nią — tłumaczyła 

się. — Muszę tam pojechać i zobaczyć, czy wszystko w porządku. 

— Oczywiście, rozumiem — odparł, ale było widać, że jest rozczarowany. 
Wyjął kluczyki z kieszeni. 
— Weź samochód. Nie musisz się martwić, Lauren i ja jakoś sobie poradzimy. 
— Wiem. 
I tak też było. B.J. i Lauren sami mogli zrobić wszystko. 
Grace  starała  się  zapomnieć  o  rozczarowaniu,  że  nie  mogła  spędzić  z  B.J.  tego  wieczoru  i 

jednocześnie wziąć udziału w tym wyjątkowym przedsięwzięciu. Może była to dla niej nauczka, 
żeby  zawsze  stawiać  dobro  córki  ponad  karierą.  Z  drugiej  strony,  gdyby  Lucy  była  w 
bezpiecznym miejscu, nie czułaby się źle, zostawiając ją samą, aby pojechać do pracy. 

Jednak w tym momencie nie miała wątpliwości, co powinna zrobić. 
 

*

 

*

 

 
— Lucy, to ja, otwórz! 
Grace stukała w drzwi. Słyszała czołówkę „Ładu i Porządku” dobiegającą z pokoju. Jeszcze 

raz zapukała, tym razem głośniej. 

— To ja, mama, otwórz, proszę. 

background image

Gdzie ona się podziewa? Czuła, jak puls bije jej coraz szybciej. Nie panikuj, powtarzała sobie. 

Może Lucy usnęła albo bierze prysznic. 

Zeszła na dół do holu i podniosła słuchawkę wewnętrznego telefonu przy windzie. Lucy nie 

odbierała.  Grace  była  coraz  bardziej  zdenerwowana.  Miała  ochotę  skręcić  Frankowi  kark  za 
zostawienie córki samej. Wyobraźnia podsuwała jej coraz gorsze obrazy. 

Gdy myślała, co ma dalej robić, do windy podeszła Lucy z paczką słodyczy w ręku. 
— Cześć, mamo. Co tutaj robisz? — zdziwiła się na jej widok. 
— O Boże, Lucy — wykrzyknęła Grace, przytulając córkę. — Tak się martwiłam. 
Dziewczynka spojrzała na nią zdziwiona. 
— Zeszłam tylko na dół po coś słodkiego. 
Grace nie chciała wychować Lucy na niepewne, bojaźliwe dziecko. Nie mogła jej za to zganić. 

Nie zrobiła w końcu nic złego. 

— Co tutaj robisz? — potworzyła Lucy. 
Grace nie chciała jej okłamywać. 
— Wiele się dzieje naokoło. Myślę, że nie powinnaś zostawać sama. 
— Tata mówił, że mogę — powiedziała dziewczynka, gryząc czerwoną laskę lukrecji. 
—  Ja  jestem  innego  zdania  —  odparła  stanowczo  Grace.  —  Chodź,  pójdziemy  do  mojego 

pokoju i będę mogła wreszcie zdjąć te nowe buty. Doprowadzają mnie do szału. 

— Wyglądasz świetnie, mamo — zaważyła Lucy. 
— Dziękuję, kochanie. 
— Skąd wiedziałaś, że jestem sama? 
— Tata mi powiedział. 
— Och. To widziałaś go na przyjęciu? 
— Tak, właśnie tam go widziałam — odparła Grace. 
I  to  w  jakiej  sytuacji,  pomyślała,  uśmiechając  się  do  siebie.  Cieszyła  się,  że  wreszcie  miała 

pewność, że Lucy z nią zostanie, i to na zawsze. 

 

121 

 
Manzorella przyglądał się twarzom gości i słuchał strzępów ich rozmów. Jednak telefon, który 

otrzymał, zainteresował go dużo bardziej niż cokolwiek, co mógł mu zaoferować Ball Bleu. 

Sam Watkins odzyskał przytomność. 
Detektyw pospieszył do samochodu i pojechał do szpitala. 
 

122 

 
Pokojówki  już dawno skończyły swoją zmianę.  Izzie weszła od tyłu,  mając nadzieję, że nie 

spotka nikogo z wieczornej zmiany. Nie chciała, by ktokolwiek ją zaczepiał. 

Pojechała  windą  na  drugie  piętro  i  przeszła  przez  korytarz  do  pokoju  Grace  Callahan.  W 

torebce  miała  kopertę,  którą  chciała  jej  wręczyć.  Jeśli  nikogo  nie  będzie,  wsunie  ją  pod  drzwi 
razem z numerem swojego telefonu. Jednak Grace szybko jej otworzyła. 

— Tak? — spytała. 
W  pierwszej  chwili  nie  poznała  jej  bez  służbowego  stroju,  ale  krótkie,  przerzedzone  włosy 

pomogły w rozpoznaniu. 

background image

— Jestem Izzie O’Malley — odparła. 
— Oczywiście, poznaję. Jak się czujesz? 
— Lepiej — skłamała Izzie. 
— Cieszę się — powiedziała Grace wyczekująco. — Mogę ci w czymś pomóc? 
— Tak naprawdę, miałam nadzieje, że możemy pomóc sobie nawzajem — odparła Izzie. 
 

*

 

*

 

 
Lucy  siedziała  na  sofie  i  jadła  słodycze,  wpatrzona  w  telewizor.  Izzie  wysypała  na  biurko 

zawartość torebki. 

— Byłam w Shepherd’s Point tej nocy, gdy zamordowano Charlotte Sloane — wyznała. 
— Słucham? — Grace nie wierzyła własnym uszom. 
— Padraic był jeszcze wtedy moim chłopakiem. Byliśmy w domku i robiliśmy to, czego nie 

powinniśmy,  gdy  usłyszałam  nadchodzącą  pannę  Charlotte.  Wiedząc  o  tunelu,  postanowiliśmy 
wymknąć się tamtędy. 

Grace nie zamierzała oceniać przedmałżeńskich poczynań Izzie. Wzięła głęboki oddech przed 

zadaniem pytania: 

— Kto towarzyszył Charlotte Sloane? 
—  Tego  nie  wiem,  ale  ktokolwiek  to  był,  nie  chciał,  by  to  ujrzało  światło  dzienne  — 

powiedziała,  wskazując  zdjęcie.  —  Przyglądałam  mu  się  przez  czternaście  lat.  Może  pani  coś 
zauważy, bo nam się nie udało. Proszę tylko uważać, żeby go nie dotykać. Poza mną i Paddy’m 
w ręku miał go tylko morderca Charlotte. 

— Trzymając ostrożnie za krawędzie, Grace podniosła zdjęcie bliżej światła i zaczęła się w 

nie wpatrywać. Rozmiarem przypominało te, które widziała na sztalugach w The Elms. Zostało 
zrobione z tyłu sali i ukazywało ludzi patrzących na kobietę stojącą na podium. Nie było widać 
ich twarzy, ale gdy przyjrzała się bliżej, rozpoznała na podwyższeniu Charlotte Sloane. 

— Czemu zabójca miałby się martwić tym zdjęciem? — wyszeptała. 
— Nie wiem — odparła Izzie. — Ale ktokolwiek to jest, szantażował mnie i Paddy’ego przez 

te  wszystkie  lata.  Widzi  pani,  w  pośpiechu  Paddy  zostawił  swój  portfel  w  domku.  Morderca 
napisał do nas, że zaniesie go na policję, jeśli pokażemy to zdjęcie, a wtedy policja nas posądzi o 
zabójstwo. Dzisiaj dostałam następny list z pogróżkami. 

Podała Grace obie kartki — jedną nową, a drugą pożółkłą ze starości. 
— Mam coś jeszcze. Zdaje mi się, że to pamiętnik Charlotte. 
Grace obejrzała go, zwracając szczególną uwagę na ostatni wpis. 
 
Idiotka. Czemu jestem taka naiwna? Ludzie kłamią i oszukują cały czas. Nie mogę pozwolić, 

żeby trwało to choćby minutę dłużej. To, co się stało dzisiejszego wieczora w klubie country, było 
ostatnią kroplą goryczy. 

 
— Dlaczego przyszłaś z tym do mnie? 
— Czas, aby odsłonić wszystkie karty. Żyłam z tą tajemnicą przez lata i, jak pani widzi, nie 

jest mi z tym dobrze. Nawet jeśli policja mnie oskarży, nie posiedzę za długo w więzieniu. Nie 
zostało mi zbyt dużo życia. Ale gdy spotkam stwórcę, nie chcę, by mnie spytał, czemu nic nigdy 
nie powiedziałam. 

—  Ale  dlaczego  nie  poszłaś  z  tym  na  policję?  —  spytała  Grace,  nie  odrywając  wzroku  od 

dokumentów. 

background image

— Miałam nadzieję upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie tylko powiedzieć prawdę, ale 

także  pomóc  pani.  Może  to  zaimponuje  pani  szefom.  Była  pani  dla  mnie  taka  miła,  a  teraz 
spłacam dług. 

— Izzie, policja musi dostać te dowody — stwierdziła stanowczo Grace. 
Nie mogłaby żyć ze świadomością, że je miała, gdyby zabójca znów zaatakował. 
— To już pani wybór. Proszę zrobić z tym, co pani zechce. Ja jestem zbyt zmęczona, żeby się 

tym przejmować. 

Grace  zerknęła  na  zegar  —  była  dziewiąta.  Manzorella  powinien  być  jeszcze  w  The  Elms. 

Mogłaby zanieść mu te dokumenty i opowiedzieć historię Izzie. 

— Mogę zawieźć to od razu na policję. Myślę, że nie można tracić czasu. 
— Jak pani sobie życzy. 
Grace spojrzała na Lucy siedząca na kanapie. Czy powinna ją zabierać ze sobą? Izzie, jakby 

czytając jej w myślach, powiedziała: 

— Mogę zostać z pani córką, jeśli pani i jej to odpowiada. 
Ale  Lucy,  zamiast  oglądać  telewizję,  podsłuchała  ich  rozmowę.  Perspektywa  udziału  w 

prawdziwej akcji bardzo ją ekscytowała. 

— Nie ma mowy mamo — orzekła. — Jadę z tobą. 
 
To, co się stało dzisiejszego wieczora w klubie country było ostatnią kroplą goryczy. 
 
Grace przeczytała ponownie ostatnie zdanie w pamiętniku Charlotte. Co się wtedy wydarzyło? 

Rusty powiedział, że była zdenerwowana z powodu tego zdjęcia. Odpowiedź musi być właśnie 
taka. 

Zanim  wyszły  z  hotelu,  wstąpiła  jeszcze  do  pokoju  redaktorskiego,  żeby  przejrzeć  taśmy. 

Znalazła materiał z pierwszej zbiórki pieniędzy na zagrożone ptaki, poprosiła montażystę o jego 
włączenie. 

To  nagranie,  które  jeszcze  trzy  dni  temu  przeglądała  z  B.J.,  wydawało  jej  się  teraz  zupełnie 

inne. Oglądając je, rozpoznawała młodsze wersje ludzi, których poznała. Był tam profesor Cox, 
jeszcze  z  ciemnymi  włosami,  i  Kyle  Seaton  z  bujną  czupryną,  obaj  w  smokingach.  Czy  to  nie 
Mickey obsługuje stoły? 

Grace  zmrużyła  oczy,  uśmiechając  się  do  siebie.  Rozpoznała  młodego  Manzorellę, 

rozmawiającego przez krótkofalówkę. Jego granatowa marynarka wskazywała, że nie był jednym 
z gości. Pewnie pracował w ochronie. 

— Możemy już iść? Nudzę się — przerwała jej Lucy. 
— Przestań, Lucy. To bardzo ważne. Za chwilkę pójdziemy. 
Goście tańczyli na parkiecie. Byli tam Charlotte, Oliver i Elsa Gravell. 
— Nie masz przypadkiem lupy? — spytała montażystę, przejrzawszy nagranie. 
— Nie, ale mam bardzo silne okulary — zaproponował. — Wystarczą? 
Przytrzymała je nad zdjęciem i wytężyła wzrok. Po obejrzeniu taśmy była w stanie rozpoznać 

dwa szczegóły. 

 

123 

 
W drodze do The Elms Grace chciała ostudzić trochę entuzjazm Lucy. 

background image

— To nie zabawa, kochanie — ostrzegła. — Nie bawimy się w policjantów i złodziei. Ludzie 

naprawdę zginęli z tego powodu. 

— Wiem, mamo, ale to super być w środku akcji, tak jak w telewizji. 
— To wcale nie je jest super, Lucy. To jest niebezpieczne — stwierdziła stanowczo. — Gdy 

dojedziemy na miejsce, masz zostać tam, gdzie ci powiem. Bez wygłupiania się. Nie chcę, żebyś 
się w coś wplątała. 

— Mogę chociaż zobaczyć tunel? Bo jedziemy do rezydencji z tym tunelem, prawda? — Lucy 

nie rezygnowała, próbując czerpać z tej sytuacji jak najwięcej przyjemności. 

— Jeśli będzie czas, ale nie licz na wiele. 
 

*

 

*

 

 
Grace  szukała  miejsca,  gdzie  mogłaby  zostawić  Lucy.  Musiała  być  bezpieczna,  a 

równocześnie nikomu nie przeszkadzać. Nie mogła spacerować sobie wśród gości, a tym bardziej 
być przy rozmowie z Manzorellą. Grace pomyślała, żeby ją zostawić w wozie transmisyjnym, ale 
nie wypadało prosić Scotta Huffmana, żeby jej pilnował. 

— Może posiedzę z tatą i Jan? — zasugerowała Lucy. 
Grace początkowo nie spodobał się ten pomysł, ale po krótkim namyśle zgodziła się. Frank i 

tak powinien się nią dziś zajmować. Nie będzie śmiał spuścić Lucy z oczy, gdy miała na niego 
haka. 

— Dobrze, Lucy. Widzę tam tatę i Jan — powiedziała wskazując ich w oddali. — Idź do nich, 

zaczekam, aż się upewnię, że jesteś bezpieczna. 

 

124 

 
Grace  poszła  poszukać  detektywa  Manzorellę  w  niebieskim  namiocie.  Ludzie  tańczyli  pod 

wirującymi ptakami, wyświetlanymi na suficie, ale detektywa między nimi nie było. Nie znalazła 
go również w innych miejscach. 

Dochodzę  do  wniosku,  że  już  wyszedł,  postanowiła  do  niego  zadzwonić.  Już  miała  szukać 

B.J.,  by  skorzystać  z  jego  telefonu  komórkowego,  gdy  dojrzała  Kyle’a  Seatona,  stojącego 
samotnie  z  boku.  Mogła  się  spodziewać,  że  tu  będzie.  Byli  tu  prawdopodobnie  wszyscy  jego 
najlepsi klienci. 

— Sprawdziłam dziś pana test na autentyczność kości — odezwała się, podchodząc do niego. 
— Słucham? — spojrzał na nią pytająco. 
— Wie pan, ten z pilnikiem, o którym pan mówił we wczorajszym programie. 
— Ach — odparł lekceważąco. — I co pani zrobiła? Wypróbowała go na jakimś tandetnym 

śmieciu ze sklepu z pamiątkami? 

—  Oczywiście  że  nie  —  powiedziała.  —  Sprawdziłam  nim  bardzo  ładny  przedmiot, 

dokładniej  mówiąc  przycisk  do  papieru,  który  dostałam  od  Olivera  Sloana  z  jego  prywatnej 
kolekcji. 

Grace uważnie przyglądała się twarzy Kyle’a w świetle pochodni, by sprawdzić, jak zareaguje 

na jej rewelacje. 

— Dziwna sprawa. Opiłki pachniały plastikiem, a nie kością. 
Kyle nie powiedział słowa, gdy przeprosiła i odeszła, aby znaleźć jakiś telefon. 
 

background image

125 

 
To ciekawa kwestia z antropologicznego punktu  widzenia, pomyślał  profesor Cox, tańcząc z 

nową studentką. Samice rodzaju ludzkiego zdawały się nie przejmować dużo starszym wiekiem 
partnera. Prawdę mówiąc, często wiele poświęcały, by takiego zdobyć. Zachowanie samców było 
odwrotne. 

Gordon  był  z  tego  zadowolony,  tańcząc  z  następnym  rudzielcem  ze  świata  akademickiego, 

Susie Gonzalez. Starał się nie myśleć o bólu w nodze. Judy i Susie nie wiedziały o sobie. Jeśli 
tylko uda mu się to utrzymać w tajemnicy, lato będzie wspaniałe. 

Jednak  ten  tydzień  z  KEY  News  nie  wypadł  tak  przyjemnie,  jak  się  spodziewał.  Chciał  już 

tylko odebrać swoją pokaźną wypłatę pod koniec tygodnia i pożegnać się. Nie był pewien, czy 
zgodzi się pomagać w programie w Williamsburgu, jeśli go o to poproszą. Pieniądze były ważne, 
ale równie ważne było podążanie za marzeniami. 

Gordon  poświęcił  długie  lata  swojego  życia,  aby  otworzyć  ten  tunel.  Nigdy  z  tego  nie 

zrezygnuje. 

 

126 

 
Twarz B.J. rozpromieniła się, gdy zobaczył Grace. 
— Wróciłaś! — powitał ją radośnie. 
— Musiałam — odparła, wyciągając papiery z torebki. — Chodźmy gdzieś, gdzie jest lepsze 

światło. 

Wzięła go za rękę. 
— Muszę ci coś pokazać. 
Weszli do rezydencji wejściem dla służby, które prowadziło przez sklep z pamiątkami, a dalej 

do  kuchni  pełnej  ludzi  zajętych  przygotowywaniem  potraw.  Grace  znalazła  wolny  stół  w  rogu 
pomieszczenia i rozłożyła listy, fotografię i pamiętnik. Opowiedziała B.J. o wizycie Izzie. 

— Niewiele widać na tym zdjęciu, Grace — powiedział B.J. 
— Przyjrzyj się. Widzisz tę męską rękę, która dotyka pośladków tej kobiety? 
— Tak, i co z tego? 
— Cóż, gdybyś miał szkło powiększające, zobaczyłbyś jego spinki do mankietów w kształcie 

zegarów  słonecznych.  To  ten  sam  wzór,  co  na  kolczykach  Charlotte  Sloane  i  prawdziwego 
zegara, umieszczonego w Shepherd’s Point. To te same spinki do mankietów, które ma na sobie 
dzisiaj Oliver Sloane. 

— A skąd ty to wiesz? — spytał zdumiony. 
— Długa historia — odparła pospiesznie. — Ale możesz sam sprawdzić, jeśli mi nie wierzysz. 
— Wierzę, Grace. Oczywiście, że wierzę. 
B.J. spojrzał jeszcze raz na fotografię. 
— Dobrze, to jego spinki, ale to wcale nie znaczy, że zabił żonę. 
—  No  tak,  ale  jego  żona  przemawiała  wtedy  na  podium.  Więc  on  obejmował  jakąś  inną 

kobietę. 

— Musiał trochę kręcić na boku — odparł B.J. uśmiechając się. — Ale to także nie czyni go 

zabójcą. Wcale nie musiał zabijać Charlotte, wystarczyło się rozwieść. 

— Wiem, kim jest ta kobieta. 

background image

— B.J. spojrzał na nią wyczekująco. 
— Tak? 
— Widzisz tę wielką kokardę na plecach? 
— Aha. 
— Oglądałam jeszcze raz nagranie ze zbiórki pieniędzy czternaście lat temu.  Kobietą, która 

miała na sobie tę suknię, była Elsa Gravell. 

— Ta sama, która przewodzi całemu przedsięwzięciu dzisiaj? 
— Właśnie — powiedziała Grace. — Była najlepszą przyjaciółką Charlotte. 
B.J. wzruszył ramionami. 
—  No  dobra,  więc  Elsa  jest  dziwką,  a  Oliver  oszustem,  ale  to  nadal  nie  znaczy,  że 

którekolwiek z nich ją zabiło. A już najtrudniej uwierzyć, że Oliver mógłby zabić własną córkę. 
Jeśli oczywiście śmierć Madeleine była morderstwem. 

—  Nadal  uważam,  że  powinnam  z  tym  iść  na  policję  —  powiedziała  niezrażona  Grace.  — 

Mogę pożyczyć od ciebie komórkę? 

Grube ściany rezydencji utrudniały połączenie, więc Grace wyszła na zewnątrz. 
 

*

 

*

 

 
Stojąc pod baldachimem liści, zadzwoniła na posterunek. 
— Detektywa Manzorelli nie ma — usłyszała. 
— Ale mam mu coś bardzo ważnego do powiedzenia. 
— Mogę mu przekazać wiadomość od pani. 
Grace się zawahała, ale musiała zrzucić to z serca. 
— Dobrze — zgodziła się. — Proszę mu powiedzieć, że dzwoniła Grace Callahan. Mam stare 

zdjęcie, które może pomóc zidentyfikować zabójcę Charlotte Sloane i innych. Podaję mój numer 
pagera. 

 

127 

 
Gdy detektyw Manzorella przybył do szpitala, w pokoju Sama natknął się na pielęgniarkę. 
—  Jest  półprzytomny.  Nie  pamięta  nic,  co  stało  się  po  przyjeździe  do  The  Breakers  w 

niedzielny wieczór — powiedziała. — Nie wie, jak dostał w głowę, a tym bardziej od kogo. 

— Myśli pani, że sobie przypomni? — spytał niecierpliwie policjant. 
— Trudno powiedzieć. Jego umysł zablokował te informacje w samoobronie. 
Ta odpowiedź nie usatysfakcjonowała detektywa. 
— Chcę go zobaczyć — zażądał. 
 

128 

 
Lauren zrezygnowała na tyle z flirtowania, by przeprowadzić parę wywiadów do jutrzejszego 

programu.  B.J.  miał  już  nagraną  wypowiedź  Elsy  Gravell,  o  tym  ile  trudu  trzeba  włożyć,  by 
uratować  zagrożone  gatunki  ptaków  na  Rhode  Island,  a  także  krótkie  wywiady  z  ludźmi 
przygotowującymi  ten  wystawny  bankiet  oraz  z  ich  szefem,  Hagerem,  dumnym  właścicielem 
Seasons Catering. 

background image

Przeprowadzili  również  wywiady  z  kilkorgiem  gości,  i  B.J.  postanowił  zrobić  jeszcze  jeden 

lub dwa, zanim wrócą do Vikinga, aby to zmontować. Los chciał, że podszedł do Franka i Jan 
Callahan,  pytając,  czy  zgodzą  się,  by  Lauren  przeprowadziła  z  nimi  wywiad.  Zgodnie 
przytaknęli. 

— Czy wszystko to będzie w jutrzejszych wiadomościach? — spytała podekscytowana Jan po 

skończonym nagraniu. 

— Tak. Niestety nie mogę obiecać, że wykorzystamy rozmowę z wami — odparł B.J. 
— Och, mam nadzieję, że tak. 
Jej mąż wtrącił się do rozmowy. 
— Wie pan, moja była żona u was pracuje — powiedział z niejaką dumą. — Grace Callahan. 

Czy ona znaczy coś w Key News? 

B.J. od razu zwrócił na niego uwagę, omiatając spojrzeniem jego muskularną sylwetkę. Więc 

to  jest  mężczyzna,  z  którym  Grace  wzięła  ślub  i  któremu  urodziła  dziecko.  Z  wyglądu 
interesujący, ale niesympatyczny, przynajmniej z tego, co zaobserwował B.J. A to pewnie jest jej 
córka,  pomyślał,  przypominając  sobie  dziewczynkę  wbiegającą  któregoś  dnia  do  pokoju 
redaktorskiego. Jest bardzo podobna do matki, ale widać też geny ojca. 

— Grace znaczy więcej, niż może pan sobie wyobrazić — odparł. 
 

*

 

*

 

 
Gdy pracowniczka telewizji poprosiła Franka i  Jan o przeliterowanie nazwiska, żeby można 

było wpisać je na ujęciu, jeśli ich nagranie zostanie wybrane, Lucy poczuła się znudzona. Póki 
dorośli byli zajęci swoimi sprawami, łatwo można było się wymknąć. 

 

129 

 
— Elsa, czy możemy iść do domu? Mam już dość. 
— Ale ja przewodzę temu przedsięwzięciu, Oliverze. Naprawdę powinnam zostać do samego 

końca. 

— Cóż, ja wychodzę — zdecydował. — Przyślę po ciebie kierowcę. 
Elsa spojrzała na napiętą twarz ukochanego. Wykazał wielką odwagę, przychodząc tu dzisiaj. 

Nie powinien być teraz sam. 

—  Nie  rób  tego,  mój  drogi.  Wyjdę  stąd  za  parę  minut,  poczekaj  na  mnie  w  samochodzie. 

Pożegnam się tylko ze wszystkimi i zaraz przyjdę. 

 

130 

 
Detektyw  Manzorella  przeklinał  dyspozytorkę  za  nieprzekazanie  mu  wcześniej  wiadomości 

od Grace Callahan. Dał jej znać na pager ze swojego telefonu i popędził do The Elms. Jeśli miała 
dowody, które mogły rozwiązać sprawę Charlotte Sloane, nie mógł czekać na nie do rana. 

 

background image

131 

 
Przyjęcie miało się już ku końcowi. Grace patrzyła na gości idących po lekkiej stromiźnie w 

stronę  rezydencji,  a  potem  do  samochodów  czekających  na  podjeździe.  B.J.  ustalał  ostatnie 
szczegóły  co  do  jutrzejszego  programu.  Lauren  była  zaabsorbowana  rozmową  z  przystojnym 
mężczyzną. 

Odwracając się, by znaleźć Lucy, usłyszała dźwięk pagera w torebce. Wyjęła go i sprawdziła 

numer, ale go nie rozpoznała. 

Miała przy sobie cały czas telefon B.J. Otworzyła go i wystukała cyfry na klawiaturze. 
— Manzorella — odpowiedział niski głos. 
— Och, dobrze, że to pan. Nie byłam pewna numeru, który mi się wyświetlił. 
—  Używam  telefonu  z  samochodu  żony  —  wyjaśnił.  —  Dyspozytorka  przekazała  mi 

wiadomość. Coś o fotografii? 

— Tak, zrobiona w klubie country tej nocy, gdy zaginęła Charlotte Sloane. Porównałam ją z 

nagraniem pierwszej zbiórki pieniędzy i myślę, że będzie teraz łatwiej zidentyfikować mordercę. 

— Gdzie pani jest? — usłyszała napięcie w jego głosie. 
— Przy wejściu służbowym. 
— Za chwilę tam będę. Proszę się nigdzie nie ruszać. 
 

132 

 
Nie  mógł  się  nadziwić,  jak  nieostrożni  są  ludzie,  jeśli  chodzi  o  telefony  komórkowe. 

Prowadzić prywatne rozmowy w tak publicznym miejscu. To, że cię nie widzą, nie znaczy, że nie 
słyszysz każdego słowa. 

Mickey  stał  pod  baldachimem  z  liści  osłaniających  wejście  służbowe  i  czekał,  aż  ucisk  w 

klatce piersiowej trochę się zmniejszy. 

Dzisiejszy  wieczór  okazał  się  prawdziwym  sukcesem.  Wielu  gości  wzięło  jego  wizytówki. 

Wychwalali  jedzenie  i  dopytywali  się  o  wolne  terminy.  Elsa  Gravell  była  tak  zachwycona,  że 
przed wyjściem  zatrzymała się jeszcze na chwilę, by powiedzieć mu,  iż zwróci  się do Seasons 
Catering przed przyszłoroczną zbiórką pieniędzy. 

Powinien być zachwycony, ale nie potrafił. Historia z Charlotte Sloane go prześladowała. Nie 

ucieknie od niej. Nieważne, jaki odniesie sukces, zwycięstwo zawsze będzie miało gorzki smak. 

 

133 

 
Czekając  na  przybycie  detektywa,  Grace  zobaczyła  Franka  i  Jan  idących  alejką,  ale  Lucy  z 

nimi nie było. Ruszyła w ich stronę. 

— Frank, gdzie jest Lucy? — spytała niespokojnie. 
Spojrzał na nią zdezorientowany. 
— Nie ma jej z tobą? — zdziwił się. — Myślałem, że poszła do ciebie. 
— Nie! Do jasnej cholery, Frank! Miałeś jej pilnować! 
Miała ochotę uderzyć go w twarz. 
 

background image

*

 

*

 

 
— W czym problem? — spytał Manzorella, próbując ukryć zadyszkę. 
Grace spojrzała na detektywa i poczuła lekką ulgę. 
— Moja córka zaginęła. 
—  Nasza  córka  —  poprawił  ją  Frank.  —  I  nie  dramatyzuj  tak,  Grace.  Lucy  na  pewno  nie 

zaginęła. Gdzieś się tu kręci, zobaczysz. 

— Oby — powiedziała, starając się powściągnąć gniew. — Jeśli coś się jej stanie… 
Zamilkła.  Nie  powinna  nawet  tak  myśleć.  Tracili  tylko  czas  na  sprzeczki.  Musieli  odnaleźć 

Lucy. 

Rozeszli  się po całej posiadłości, werbując do pomocy  B.J. i  Lauren.  Intuicja podpowiadała 

Grace,  że  Lucy  będzie  kierować  się  w  stronę  rezydencji.  Była  ciekawa  domu  takiego  jak  The 
Elms, zupełnie innego niż to, z czym miała do czynienia do tej pory, a szczególnie interesował ją 
tunel. Niestety posiadłość była ogromna i miała wiele miejsc, gdzie mogła się schować, albo, w 
najgorszym wypadku, gdzie zabójca mógłby ukryć jej ciało. 

Każdy metr kwadratowy posiadłości musiał być przeszukany. Potrzebowali pomocy. 
Detektyw jakby czytał w jej myślach. 
— Pójdę wezwać posiłki. Proszę się nie martwić, znajdziemy pani córkę. 
Grace była mu niezmiernie wdzięczna, że wziął sprawy w swoje ręce. 
 

*

 

*

 

 
Lucy słyszała, że ją wołają. 
Wyjrzała  z  balkonu  na  trzecim  piętrze  w  rozjaśnioną  lampami  ciemność,  patrząc  na  ludzi 

rozproszonych po całej posiadłości. Szukali za krzakami i wzdłuż siatki odgradzającej trawnik. 

— Lucy! Lucy! 
Rozpoznała głos ojca. 
Ależ  teraz  będzie  miała  kłopoty.  A  ona  chciała  tylko  zobaczyć,  jak  wygląda  rezydencja. 

Najpierw  zwiedziła  tunel,  a  potem  weszła  na  górę  i,  przechadzając  się  po  wielkich  pokojach, 
udawała, że ma bogatych rodziców, służbę, i że ten dom jest jej. 

Nigdy nie myślała, że coś takiego się wydarzy. 
Matka będzie wściekła. Kazała jej zostać z ojcem,  a ona nie posłuchała. Może, jeśli  jeszcze 

trochę  pozostanie  w  ukryciu,  matka  będzie  tak  szczęśliwa,  gdy  ją  zobaczy,  że  nie  będzie  się 
złościć. 

Na powrót schowała się za balustradą, by jeszcze chwilę odczekać. 
 

134 

 
Ciemno ubrana postać, stojąca przy ścianie, utrzymywała bezpieczną odległość od Grace, po 

czym ruszyła za nią w głąb domu. Noże do krojenia mięsa leżały w kuchni, gotowe do użycia. 

 

*

 

*

 

 
Grace  szła  przez  przestronną  pralnię,  jej  sandały  stukały  o  twardą  podłogę.  Trzymała 

kurczowo  torebkę,  mając  nadzieję  w  każdej  chwili  usłyszeć  pager,  zwiastujący  odnalezienie 

background image

Lucy.  Dochodząc  do  końca  pomieszczenia,  przystanęła  na  szczycie  schodów  prowadzących  do 
kotłowni. Wyczuwając za sobą jakiś ruch, obejrzała się przez ramię, ale nic nie zobaczyła. 

Nowe sandały stawały się coraz bardziej niewygodne. W miejscach, gdzie paski ocierały się o 

stopy, zaczęły już tworzyć się pęcherze. Ściągnęła buty, zeszła po schodach i ruszyła do wlotu 
tunelu. Wagonik na węgiel stał dokładnie w tym samym miejscu, co poprzedniego dnia rano, gdy 
była  tu  z  profesorem  Coxem.  Lampy  elektryczne,  przymocowane  do  ceglanych  ścian,  słabo 
oświetlały ciemne przejście. 

— Lucy! Lucy! — zawołała. 
Nie usłyszała żadnej odpowiedzi i serce jej zamarło. Miała nadzieję, że ją tu znajdzie. 
Drogi Boże, spraw, żeby Lucy nic się nie stało. 
Odwróciła się, by kontynuować poszukiwania. Zobaczyła postać na szczycie schodów, która 

blokowała jej wyjście. 

 

*

 

*

 

 
Frank wreszcie zaczął się martwić. Wolał nie wyobrażać sobie, że cokolwiek mogło się stać 

jego córce. 

Może  Lucy  poszła  na  parking  do  samochodu.  Warto  było  sprawdzić.  Być  może  znajdzie  ją 

śpiącą na tylnym siedzeniu. 

Przebiegł  przez  podjazd,  rzucając  okiem  bez  specjalnego  zainteresowania,  na  tablicę 

rejestracyjną ciemnego sedana. 

SEANNA. 
—  Och,  detektyw  Manzorella.  Przestraszył  mnie  pan  —  powiedziała  Grace,  kładąc  dłoń  na 

piersi. 

— Znalazłaś pani coś? — spytał, schodząc w dół. 
Obserwowała, jak długie nogi przemierzają stopnie. Detektyw chował lewą rękę za plecami, a 

prawą trzymał się poręczy. 

— Nie. Nie ma jej tutaj — odpowiedziała. 
Czemu schodzi? Powinien zawrócić. Muszą szukać Lucy. 
— Potrzebuję tego zdjęcia, Grace. 
— Oczywiście, dam je panu. Ale nie zajmujmy się tym teraz. Najpierw musimy znaleźć Lucy. 

Potem powiem wszystko, co podejrzewam. 

Gdzie, do cholery, podziały się jego priorytety? Czy nie widział, że nie jest w stanie skupić się 

na niczym, póki nie będzie pewna, że jej córka jest bezpieczna? 

— Masz mi je oddać. Teraz. 
Zaskoczyła ją furia, którą zobaczyła w jego ciemnych oczach. 
 

*

 

*

 

 
Lucy musiała w końcu stawić im czoła. 
Wstała,  weszła  z  powrotem  do  rezydencji,  zeszła  powoli  po  schodach,  wyszła  drzwiami 

służbowymi i przygotowała się na najgorsze. 

 

*

 

*

 

 
— Grace wstrząśnięta patrzyła, jak Manzorella przekłada nóż z lewej ręki do prawej. 

background image

Gdy zrobił krok do przodu, cofnęła się do wagonika na węgiel i spróbowała krzyknąć. Jedną 

ręką natychmiast zakrył jej usta, a drugą przyłożył nóż do gardła. 

— Powinnaś się trzymać z dala od tej sprawy, Grace. 
Musiał dowiedzieć się, co wiedziała, aby mieć pewność, że po jej śmierci nikt się niczego nie 

domyśli. 

— Nie próbuj krzyczeć — cofnął rękę — bo poderżnę ci gardło. 
Pokiwała głową, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. 
— Teraz mów, co wiesz — rozkazał. 
— Jeśli powie mu wszystko, zabije ją, a jeśli odmówi, również to zrobi. Grace wiedziała, że 

musi zyskać na czasie. 

—  Wiem  o  kolczykach  w  kształcie  zegara  słonecznego  i  wiem,  że  policja  znalazła  jeden  w 

sukni Charlotte. 

Nawet teraz nie zamierzała mu mówić, że Rusty ma drugi. Nie mogła go w to wplątywać. 
— Dobrze, to nic takiego — wymamrotał Manzorella. — Co jeszcze? 
— Wiem też o pamiętniku Charlotte. Przeczytałam jej ostatni wpis. 
Manzorella był pełen podziwu. 
— A skąd go masz? 
— Ktoś mi dał — odparła wymijająco. 
— Kto? 
— Ta sama osoba, od której  mam fotografię. Więc widzisz, nie tylko  ja mogę poskładać to 

wszystko w całość. Lepiej mnie wypuść i oddaj się w ręce policji. 

— Niezła propozycja, ale nie rozśmieszaj mnie — parsknął. — Więc Izzie O’Malley wreszcie 

oddała to zdjęcie. Ona i jej mąż trzymali to cholerstwo przez te wszystkie lata, myśląc, że portfel 
zostawiony w domku wskaże na ich winę. Nie ma problemu, mogę zająć się Izzie. Pamiętnik też 
mnie  nie  martwi.  Czytałem  go  wielokrotnie.  Charlotte  napisała  ostatnią  notatkę,  zanim 
przyjechałem do Shepherd’s Point, żeby się z nią zobaczyć. Nic tam nie wskazuje na mnie jako 
na zabójcę. 

— Ale dlaczego w ogóle zabiłeś Charlotte? — zapytała bez ogródek Grace. 
Manzorella zaczął podziwiać tą kobietę za jej odwagę i pewność siebie. Nie bała się zadawać 

mu  takich  pytań.  Do  tego  była  mądra,  czasem  nawet  za  bardzo.  Ale  mógł  jej  powiedzieć, 
szczególnie że już nigdy nie będzie w stanie nikomu tego powtórzyć. 

—  Nie  chciałem  zabić  Charlotte,  naprawdę.  Kochałem  ją.  Wiedziałem,  że  moglibyśmy  być 

szczęśliwi w świecie, w którym nie ma barier społecznych i ekonomicznych. 

— To nie ten świat, detektywie. 
—  Charlotte  też  tak  mówiła.  I  na  tym  polegał  problem.  Nie  chciała  zostawić  tego 

zdradzającego  ją  męża,  nawet  gdy  dowody  jego  niewierności  miała  tuż  przed  oczami  na 
fotografii.  Zauważyłem  to  tamtej  nocy  w  klubie  country.  Oliver  nie  mógł  się  oderwać  od  Elsy 
Gravell, gdy tylko myślał, że Charlotte ich nie widzi. Ale mnie to cieszyło. Dawało mi nadzieję 
na związek z nią. Kiedy w Seaview nikt nie odbierał telefonu, zadzwoniłem do Shepherd’s Point 
i poszedłem tam po służbie. Musiałem jej powiedzieć, że nadal ją kocham, i że zawsze będę ją 
kochać.  Błagałem,  żeby  zostawiła  Olivera  i  została  ze  mną.  Odrzuciła  mnie  i  straciłem 
panowanie nad sobą. To tyle. 

Oczy mu zwilgotniały. 
Grace  poczuła  chłodne,  stalowe  ostrze  na  szyi  i  modliła  się,  by  tym  razem  nie  stracił 

panowania. 

— A dlaczego zabiłeś Madeleine? 

background image

— Słyszałem, jak rozmawiałyście w domu Vickersów. Była zbyt blisko odkrycia prawdy. Nie 

mogłem pozwolić, by przypomniała sobie, jak stałem przy bramie. 

— A kiedy Sam miał wystąpić w telewizji jako naoczny świadek — rozmyślała na głos Grace 

— też musiałeś się go pozbyć. 

—  Tak.  Ta  Quigley  akurat  biegała  w  okolicy,  gdy  odjeżdżałem  z  miejsca  zabójstwa,  więc 

także musiała umrzeć. Jest tak jak mówiłaś Grace — kostki domina. 

— A tablica rejestracyjna S–E–A? — spytała. 
— Tylko Zoe, ty i ja o tym wiemy. Nic tak naprawdę nie zrobiłem z informacjami, które mi 

podałaś. 

Grace wiedziała, do czego to prowadzi. Manzorella sprawdza, czy nie ma jakichś dowodów, 

które mogłyby go obciążyć, a o których nie wiedział. Gdy wyciągnie z niej wszystkie informacje, 
zabije ją. 

 

*

 

*

 

 
Parę osób zebrało się wokół Lucy, która uspokojona, opowiadała o tym, gdzie była. Ani śladu 

awantury, której tak się bała. 

— Gdzie moja mama? — spytała, wiedząc, że musi jeszcze i jej stawić czoło. 
— Dobre pytanie — powiedział B.J.. — Pewnie nadal cię szuka. Wyślijmy jej wiadomość na 

pager. 

B.J. wpisał na telefonie: „Lucy bezpieczna. Wejście służbowe.” 
 

*

 

*

 

 
Usłyszała dźwięk pagera w torebce. 
—  Jest  jeszcze  jedna  rzecz  —  powiedziała  Grace,  chwytając  się  nadziei  na  wydostanie  z 

tunelu. — Żółta jedwabna chusteczka. Wiem, że ją także znaleziono w sukni Charlotte. 

— Ach, tak. No i rzeczywiście mamy problem — odparł Manzorella, kiwając głową. — Nie 

mogłem jej zabrać, bo została już zarejestrowana jako dowód. Gdyby zniknęła, wyglądałoby to 
na robotę kogoś z komisariatu i mogłoby doprowadzić do mnie. 

— Na chusteczce jest twoje DNA — zauważyła Grace. 
—  Prawda,  ale  nikt  nie  pomyśli,  by  spróbować  dopasować  je  do  mnie.  A  ja  na  pewno  nie 

zamówię tego testu. 

Grace  gorączkowo  zastanawiała  się,  nad  czymś,  co  mogłoby  mu  uświadomić,  że  się  nie 

wywinie. 

—  Na  taśmie,  którą  mamy,  widać,  że  masz  przy  sobie  tę  żółtą  chusteczkę  —  skłamała, 

odwracając wzrok. 

Manzorella roześmiał się. 
—  Może  jesteś  mądra,  Grace,  ale  nie  potrafisz  kłamać.  Wcale  tego  nie  widać  na  taśmie, 

prawda?  Nie  martw  się.  Nawet  jeśli  można  ją  dojrzeć,  jest  to  raczej  mało  prawdopodobne,  że 
wpadną  na  to,  skoro  do  tej  pory  im  się  nie  udało.  Jedynym  ogniwem  łączącym  jest  zdjęcie. 
Gdybym nie był wtedy taki wściekły,  nigdy nie zrzuciłbym  go na ciało Charlotte. Powinienem 
był  je  zniszczyć,  a  zamiast  tego  zostawiłem  na  nim  pełno  odcisków  palców.  Czy  wiesz,  że 
odciski palców mogą przetrwać wiele lat? 

Jego oczy zwęziły się groźnie. 
— A teraz oddaj mi to jak grzeczna dziewczynka. Rzuć torebkę — rozkazał. 

background image

 

*

 

*

 

 
Gdzie jest Grace? 
Czemu  nie  przybiegła  od  razu  po  otrzymaniu  wiadomości?  Coś  musiało  się  stać.  Coś  ją 

musiało  powstrzymać.  Albo  ktoś…  B.J.  wbiegł  do  rezydencji,  nadal  trzymając  kamerę  na 
ramieniu, i wołał jej imię. Frank niechętnie poszedł za nim. 

 

*

 

*

 

 
Manzorella instynktownie osłonił twarz przed uderzeniem torebką, gdy Grace wyrwała się z 

uścisku. Stanęła tak, by oddzielał ich wagonik na węgiel. Znajdowała się przy wlocie do tunelu. 
Chciała  biec  do  włazu  prowadzącego  na  ulicę,  gdy  przypomniała  sobie,  co  powiedział  jej 
profesor. Właz nie dość, że był zamknięty, to jeszcze założono alarm. Nie mogła tamtędy wyjść. 

Ale może właśnie powinna włączyć ten alarm. 
Biegła  boso  po  bryłach  węgla,  słysząc  depczącego  jej  po  piętach  Manzorellę.  Dobiegła  do 

końca tunelu i zobaczyła nad sobą właz. Ale nie mogła go dosięgnąć. Nerwowo szukała czegoś, 
żeby w niego uderzyć. Złapała łopatę leżącą na stercie węgla i trzasnęła nią w podwójne, żelazne 
drzwi nad swoją głową. 

B.J. i Frank byli w sali balowej, gdy w oddali rozległ się alarm. 
— Dobiega chyba z podziemi — krzyknął B.J., pędząc po wypolerowanej podłodze. 
 

*

 

*

 

 
Grace  poczuła  palący  ból,  gdy  nóż  wbijał  się  jej  w  plecy.  Resztką  sił,  odwróciła  się,  by 

spojrzeć  atakującemu  w  twarz,  i  biorąc  rozmach,  trafiła  go  łopatą  w  głowę.  Oboje  upadli  na 
ziemię — jedno nieprzytomne, drugie krwawiące. 

Leżała  tak  i  wpatrywała  się  w  nieruchome  ciało  detektywa.  Minęła  wieczność,  zanim 

usłyszała głosy w tunelu wołające jej imię. Dopiero wtedy pozwoliła sobie odpłynąć w niebyt. 

background image

E

PILOG

 

 
Grace poczuła, jak ktoś delikatnie całuje ją w czoło. Powoli uniosła powieki i zobaczyła parę 

brązowych oczu, wpatrujących się w nią z napięciem. 

— Która godzina? — wyszeptała półprzytomna. 
Musieli jej podać jakiś środek uspokajający. 
— Prawie siódma — odpowiedział B.J., biorąc ją za rękę. 
— Wieczorem? 
— Nie, rano. 
Próbowała  usiąść  na  szpitalnym  łóżku,  ale  ból  w  plecach  przypomniał  jej  o  wczorajszych 

wydarzeniach.  Detektyw  Manzorella,  tunel,  nóż.  Skupiła  się  na  Oliverze  i  Elsie,  bo 
odzwierciedlali jej własne problemy. To był błąd. 

—  Spokojnie  —  powiedział  B.J.,  pomagając  jej  usiąść.  —  Będzie  dobrze,  ale  musisz  robić 

wszystko  spokojniej.  Miałaś  szczęście,  żadne  narządy  wewnętrzne  nie  zostały  uszkodzone. 
Powiedzieli, że wyjdziesz jeszcze dziś albo najpóźniej jutro. 

Grace spojrzała na pogniecioną koszulę B.J., tą samą, którą miał poprzedniego dnia. 
— Byłeś tu całą noc? 
— Tak — odpowiedział. — Możesz wierzyć lub nie, ale Linus wyznaczył kogoś innego, żeby 

dokończył ten materiał o Ball Bleu dla Lauren. Był za tym, żebym został tu z tobą. 

— To miło z jego strony — powiedziała Grace. — Może jednak ma serce. 
—  Albo  po  prostu  się  boi,  że  go  pozwiesz  —  odparł,  uśmiechając  się  czule.  —  Bardzo  mi 

ulżyło, gdy się dowiedziałem, że nic ci nie jest, Grace. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby kobieta, 
na której mi bardzo zależy, zginęła w tak strasznych okolicznościach. 

Grace spojrzała na niego pytająco. 
— To długa historia, kochanie — powiedział B.J. — Kiedyś ci ją opowiem. Będziemy mieli 

bardzo dużo czasu, żeby porozmawiać o mojej przeszłości i o czym tylko zechcesz. 

Nachylił  się  i  pocałował  ją  w  usta.  Grace  zamknęła  oczy  i  oddała  pocałunek,  na  chwilę 

zapominając o ranie. 

 

*

 

*

 

 
— Lucy. Muszę zadzwonić do Lucy. 
Sięgnęła po telefon leżący na stoliku przy łóżku. Nagle poczuła się bardzo źle, gdy tylko sobie 

przypomniała  o  córce.  Co  z  niej  za  matka?  Całuje  się  ze  swoim  nowym  partnerem,  zamiast 
myśleć o dziecku. 

— Z Lucy wszystko w porządku. Jest z Frankiem  — powiedział B.J. — przyprowadzi ją tu 

później. 

Grace ponownie spojrzała na niego zdziwiona. 
— Skąd znasz jego imię? Nigdy ci nie mówiłam. 
—  Mam  swoje  sposoby  —  odparł,  uśmiechnął  się  i  spojrzał  na  zegarek.  —  Masz  ochotę 

obejrzeć program? 

— Dobrze — zgodziła się, opadając ostrożnie na łóżko. 
 

*

 

*

 

 

background image

Harry i Constance zrobili wprowadzenie do porannej edycji KEY to America z The Elms, ale 

nie z trawnika, jak początkowo zaplanowano, lecz z tunelu. 

— Zagadka morderstwa sprzed czternastu lat została rozwiązana — oznajmiła Constance. — 

Zagadka,  która  zaczęła  się  i  miała  punkt  kulminacyjny  w  tunelu,  właśnie  tym  pod  The  Elms, 
jednej z najbardziej znanych rezydencji w Newport. 

Grace słuchała, jak Constance opowiada, co się  stało. Zdziwiła się, widząc film  z ciemnego 

tunelu. Obraz drgał, jak gdyby kamerzysta biegł. 

— KEY News ma sensacyjny materiał filmowy z wczorajszej nocy. 
Grace  patrzyła,  jak  kamera  przybliża  się  do  końca  tunelu,  ukazując  dwie  postacie  leżące  na 

ziemi. Przeszył ją dreszcz, gdy rozpoznała siebie leżącą obok mordercy. 

—  Czterdziestodwuletni  Albert  Manzorella,  detektyw  policji  w  Newport,  został  zabrany  do 

szpitala z powodu obrażeń, jakie otrzymał po konfrontacji z pracowniczką KTA, Grace Callahan. 
Wczesnym  rankiem  Manzorella  przyznał  się  do  zabicia  Charlotte  Wagstaff  Sloane,  jej  córki, 
Madeleine Sloane, oraz stażystki KTA, Zoe Quigley, a także do zaatakowania Sama Watkinsa, 
innego  stażysty  KTA.  Grace  Callahan  również  znajduje  się  obecnie  w  szpitalu  Newport,  gdzie 
odzyskuje zdrowie po ranie zadanej przez Manzorellę. 

— Dzięki Bogu, że go nie zabiłam — mruknęła Grace. 
Myśl o tym, że zhańbiony detektyw może znajdować się w sąsiednim pokoju, zaniepokoiła ją 

bardzo. B.J. odwrócił się w jej stronę. 

— Słyszałaś, Grace? Constance powiedziała „pracowniczką KTA, Grace Callahan”. Dostałaś 

tę pracę, kochanie! 

 

*

 

*

 

 
Telefon zadzwonił tuż po wiadomościach. To był ojciec, bardzo zaniepokojony. 
— Nic mi nie jest, tato — zapewniła Grace. — Naprawdę, wszystko w porządku. Nie musisz 

się martwić. 

— Wsiadam do samochodu i przyjeżdżam do ciebie — powiedział Walter Wiley. 
— Nie musisz. 
— Będę w porze lunchu. 
Grace  odłożyła  słuchawkę,  niezbyt  nieszczęśliwa,  że  mimo  protestów,  ojciec  niedługo  przy 

niej  będzie.  Może,  dzięki  małemu  szantażowi,  uda  jej  się  przekonać  Franka,  żeby  puścił  Lucy 
wcześniej do domu. Mogliby pojechać do New Jersey wszyscy razem, być może B.J. również się 
z nimi zabierze. 

Gdy  B.J.  wyszedł  po  coś  do  jedzenia,  lekarz  zbadał  Grace  i  powtórzył  to,  co  słyszała  już 

wcześniej. Może opuścić szpital jeszcze dziś, jeśli będzie wypoczywać. Powinna także zgłosić się 
do swojego lekarza. 

Potem zjawiła się pielęgniarka z grzebieniem, myjką i szczoteczką do zębów. Grace ostrożnie 

udała się do małej łazienki, żeby się odświeżyć. Gdy wróciła, Oliver Sloane siedział na krześle 
obok łóżka, z bukietem żółtych róż na kolanach. 

— Och, Grace, dzięki Bogu, że jesteś cała i zdrowa — ucieszył się. 
Grace uśmiechnęła się, wzruszona, że ten mężczyzna, który tak dużo przeszedł i tyle stracił, 

przyszedł ją odwiedzić. 

— Wszystko w porządku, panie Sloane. Lekarze mówią, że wszystko będzie dobrze. 
—  Chciałem  ci  podziękować  za  to,  co  zrobiłaś.  Manzorella  wywinąłby  się  z  całej  sprawy, 

gdyby nie ty. 

Grace usiadła na łóżku i przykryła nogi cienkim, bawełnianym kocem. 

background image

— Nie jestem tego pewna. Myślę, że policja prędzej czy później domyśliłaby się wszystkiego. 
Oliver skrzywił się. 
— Może tak, a może nie. Nic nie wymyślili przez czternaście lat, więc dlaczego teraz mieliby 

się  lepiej  spisać?  Kto  wie,  ile  zdrajców  mają  w  swoich  szeregach?  —  powiedział  z  goryczą  w 
głosie. 

Szkoda jej  było tego mężczyzny. Jego żona i  córka nie żyją, zamordowane przez kogoś,  kto 

kochał  Charlotte,  ale  nie  mógł  jej  zdobyć.  Oliver,  który  flirtował  z  innymi  kobietami,  nawet 
wtedy  gdy  jego  żona  chciała  naprawić  ich  małżeństwo,  nosił  zapewne  w  sercu  poczucie  winy. 
Musi się z tym pogodzić, jeśli potrafi, pomyślała. Ma przed sobą bardzo trudne chwile. 

Podziękowała mu za kwiaty. Gdy skierował się w stronę drzwi, zatrzymała go jeszcze. 
—  Mam  opory,  żeby  to  panu  powiedzieć  —  zaczęła  —  ale  myślę,  że  chciałby  pan  o  tym 

wiedzieć. Pamięta pan ten przycisk do papieru z kości słoniowej, który mi pan podarował? 

— Tak. 
— Nie jest autentyczny, panie Sloane. 
— Nie rozumiem — odparł Oliver. 
— Przeprowadziłam na nim test, jest plastikowy. 
— Jak to możliwe? — spytał zakłopotany. — Kupiłem go u Kyle’a Seatona. To antykwariusz 

cieszący się dobrą opinią. 

— Nie jestem pewna, ale myślę, że powinien pan sprawdzić resztę rzeźb w swojej kolekcji. 
 

*

 

*

 

 
Lekarz pozwolił Lucy posiedzieć z matką. Z początku dziewczynka była bardzo poważna, a w 

jej oczach widać było strach, ale już po chwili się odprężyła, upewniwszy się, że Grace nic nie 
grozi. Po piętnastu minutach wizyty przełączała pilotem kanały w poszukiwaniu powtórek „Ładu 
i Porządku”. 

— Lubisz „Ład i Porządek”? — spytał B.J. 
— Kocham — poprawiła go Lucy. 
— Ja też. 
Lucy spojrzała na B.J. z zainteresowaniem, mierząc go wzrokiem. Chyba jest w porządku, ale 

nie była jeszcze do niego w pełni przekonana. Wiedziała za to jedną rzecz na pewno. Jej matka 
nie  wyglądała  na  chorą,  choć  siedziała  na  łóżku  szpitalnym.  Wyglądała  raczej  na  szczęśliwą. 
Bardzo szczęśliwą.