background image

Sandra Field

W krainie fiordów

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristine czuła się w tym mieście jak u siebie w 

domu. choć Oslo od Kanady dzieliły tysiące mil. 
Rodzice wyjechali z Norwegii, gdy miała trzy latka. 
Wychowała się na farmie wśród kanadyjskich lasów. A 
jednak ta północna metropolia, leŜąca nad wielkim 
fiordem, wtopiona w łańcuch wzgórz i lasów, była jej 
dziwnie znajoma.

Szła niespiesznie przez Karl Johansgate, sławny 

handlowy deptak, oglądając kolorowe witryny sklepowe 
i zatłoczone ogródki niezliczonych restauracji. Jasny, 
lipcowy wieczór ściągnął na ulice tłumy rozkoszujące 
się łagodną letnią atmosferą. Kristine spoglądała na 
wesołe, rozgadane twarze, ignorując pełne uznania 
spojrzenia męŜczyzn, śledzące ją spod ogródkowych 
parasoli. Jej umysł coraz bardziej zaprzątała myśl o 
apetycznej kanapce i szklance chłodnego piwa, lecz 
wiedziała, Ŝe ceny w tym miejscu nie są na jej kieszeń.

Jeszcze rano, na granicy, zastanawiała się, czy nie 

zawrócić do Szwecji. W głębi duszy obawiała się 
powrotu do miejsca swoich narodzin i tego, co moŜe tam 
odkryć. Dlatego cieszyła się, Ŝe znalazła w sobie 
odwagę, by przejechać pod szlabanem z czerwono - 
biało - niebieską flagą.

Minęła dokazujących na chodniku klaunów i grupę 

ubranych w kolorowe stroje boliwijskich Indian, 
ś

piewających tradycyjne pieśni. Marząc o polse, czymś 

w rodzaju norweskiego hot doga, lub o pieczonych 
ziemniakach, oferowanych przez ulicznych 
sprzedawców, Kristine zatrzymała się na chwilę, by 
posłuchać egzotycznej muzyki. Rozkoszowała się 
poczuciem wolności, jakie dawał jej ten długi, ciepły 
wieczór i wiadomość, iŜ kuzyn Harald, u którego się 

background image

zatrzymała, wróci dopiero w weekend.

Kolejny uliczny sprzedawca usiłował jej wcisnąć 

dorodną róŜę o morelowym odcieniu. Potrząsnęła głową 
i z uśmiechem, niepewnie, odparła: nci takk. śałowała, 
Ŝ

e nie zdąŜyła się poduczyć języka przed przyjazdem - 

teraz byłoby jej o wiele łatwiej. Ba, przecieŜ do zeszłej 
soboty, kiedy to zadzwoniła do Haralda, nie miała 
pewności, czy w ogóle tu przyjedzie...

Z eleganckiego, zbyt drogiego dla niej baru 

dobiegały dźwięki jazzu. Gdy go minęła, zza budynków 
wyłoniła się zieleń niewielkiego parku. Słyszała 
dochodzący z oddali śpiew. Nie mogła sobie pozwolić na 
jedzenie w lokalach, lecz ogromną radość sprawiało jej 
samo obserwowanie ludzi i ulic. Zwłaszcza ludzi tego 
kraju, z którym łączyły ją więzy krwi. Tym chętniej 
ruszyła w kierunku parku.

W ciągu ostatnich dwóch lat Kristine podróŜowała 

wiele po Indiach, Tajlandii. Turcji i Grecji. W Ŝadnym z 
tych miejsc nie pozwoliłaby sobie na samotny, nocny 
spacer po parku. Tutaj, w Norwegii, czuła się całkowicie 
bezpieczna, niemal jak w domu. W jej umyśle w 
dalszym ciągu toczyła się walka. Przyjazd tutaj nie był 
jedyną decyzją, jaką musiała podjąć. W Fjaerland, w 
małej osadzie, leŜącej wiele mil na północ od Oslo, 
mieszkał dziadek ze strony ojca. Czy powinna go 
odwiedzić? Nie mogła zbytnio zwlekać z decyzją, bo 
pieniądze topniały szybciej, niŜ się spodziewała. Jeszcze 
chwila, a będzie musiała szukać pracy. Zatopiona w 
rozwaŜaniach, Kristine weszła do parku i zanurzyła się w
ciemnawą alejkę.

Nagle tuŜ przed nią z mroku wyłoniła się postać 

rodem z horroru, z pomalowaną na biało twarzą, 
krwistoczerwonymi, zastygłymi w uśmiechu ustami i 
oczami w grubych, czarnych obwódkach. Czarny 

background image

kostium rozpływał się wśród nocnych cieni i upiorna 
maska klauna zdawała się wisieć w powietrzu. Poczuła 
silne szarpniecie za torebkę. To nie był senny koszmar! 
Kristine zobaczyła męskie dłonie z brudem za 
paznokciami. Niewiele myśląc, cisnęła resztkę lodów 
napastnikowi w twarz i nabrała powietrza, by krzyknąć - 
lecz wtedy inna brudna dłoń zakryła jej usta.

A więc jest ich dwóch! Jak mogła być tak głupia, lak 

niewiarygodnie naiwna? Palce napastnika wpijały się w 
jej policzek. Czuła intensywną woń szminki i nikotyny. 
Jeszcze parę lat wcześniej w podobnej sytuacji uległaby 
panice, jednak podczas ostatnich podróŜy nauczyła się 
pewnych poŜytecznych obronnych sztuczek. Udając 
strach, przywarła do napastnika, sięgając jednocześnie 
po noŜyczki do paznokci, które zawsze nosiła w 
kieszeni. Zręcznym ruchem dźgnęła w rękę pierwszego 
męŜczyznę, który odskoczył, wyjąc z bólu, i niemal 
jednocześnie kopnęła drugiego, stojącego za nią. 
Philippe, który nauczył ją tej sztuczki w czasie podróŜy 
po Turcji, nie miał sobie równych w sztukach walki, 
choć wyglądał jak cherubinek z obrazów Rafaela.

Kopniak zadziałał. Poza tym miała duŜo szczęścia, 

bo klaun, przeklinając po norwesku, potknął się o 
metalową ławeczkę i przewrócił w krzaki. Kristine 
nabrała powietrza w płuca i zaczęła krzyczeć najgłośniej, 
jak potrafiła. Pierwszy z rabusiów rzucił się na nią z 
pięściami, lecz zdołała się uchylić i uniknąć ciosu. 
Ponownie skierowała ku niemu swą niepozorną, lecz 
jakŜe skuteczną broń. Gdy ostrze wbiło się w ciało, 
szarpnął się tak, Ŝe oboje stracili równowagę. Wy - 
puściła z ręki noŜyczki, ale ta chwila wystarczyła jej, by 
wyrwać się z łap napastnika i skoczyć między drzewa.

Kristine poczuła na policzku smagnięcie gałęzi, 

bolesne niczym strzał z bicza. Była pewna, Ŝe rabusie 

background image

ruszą w pościg. Kluczyła miedzy drzewami, potem 
wybiegła na parkową alejkę - i wpadła prosto w objęcia 
czekającego tam męŜczyzny. Była przeraŜona, lecz nie 
poddała się. Philippe nauczył ją jeszcze jednej rzeczy.

 - Pamiętaj - powtarzał - jedne noŜyczki nie 

wystarcza. Wcześniej czy później moŜesz się znaleźć w 
prawdziwych opałach.

W tylnej kieszeni spodni nosiła więc scyzoryk. 

Zanim kolejny prześladowca zdąŜył wykonać 
jakikolwiek ruch, sięgnęła do kieszeni i wbiła ostrze w 
jego nagie ramię. Jęknął z bólu, lecz nie wycofał się. 
Mocnym chwytem złapał ją za ramiona, szybko mówiąc 
coś po norwesku. I to był błąd. Kristine podwinęła nogę, 
celując kolanem w czułe miejsce. Jednak reakcja 
nieznajomego była szybsza i kolano trafiło w pustkę.

 - Stop! - sapnął. - Usiłuję pani pomóc. Je suis un 

ami... ein Freund.

Zamarła i cofnęła sięgające ku jego oczom palce. 

Nagle dotarło do niej, Ŝe ten facet nie ma na sobie 
przeklętego kostiumu klauna. Nie walczył, starał się 
jedynie chronić przed jej obronnymi posunięciami.

 - Co pan powiedział? - wykrztusiła. Nadal czuła na 

ramionach ciepło jego rąk.

 - Usiłuję pani pomóc - powtórzył po angielsku. - 

Zdaje się jednak, Ŝe to niezbyt rozsądne z mojej strony. 
Wołała pani o pomoc?

 - Tak, wołałam. Myślałam, Ŝe pan jest jednym z 

nich. To znaczy jednym z tych, którzy mnie zaatakowali. 
- ZadrŜała. Pod drzewami było ciemno i nadal nie miała 
pewności, czy moŜe mu ufać.

 - Chodźmy na ulicę, tam jest więcej światła - 

powiedział, jakby czytał w jej myślach. Bez wahania 
wziął ją za rękę i poprowadził w kierunku wyjścia z 
parku.

background image

Kristine poczuła nagle, ze ma nogi jak z waty. 

Potykając się, podąŜała za swoim wybawcą. Gdy wyszli 
w krąg światła latarni, zauwaŜyła, Ŝe jest wysoki i 
barczysty, a ruchy ma stanowcze i szybkie.

Wyszli na wąską uliczkę, przy której stały masywne, 

kamienne budynki. Zatrzymali się pod najbliŜszą 
latarnią, udekorowaną malowniczo koszami pełnymi 
kwiatów. Nieznajomy, nadal trzymając Kristine, 
odwrócił się ku niej i w milczeniu taksował wzrokiem od 
stóp do głów.

Zobaczył młodą kobietę średniego wzrostu, ubraną w

jasnozieloną koszulkę i szorty koloru khaki. Nie była 
umalowana. Światło lśniło na jasnych włosach i odbijało 
się w błękitnych, szeroko otwartych z przeraŜenia 
oczach. Ich zadziorny błysk i uniesione kąciki ust 
ś

wiadczyły o kobiecości, której nie musiała w Ŝaden 

inny sposób podkreślać.

Z kolei Kristine, patrząc na swego wybawcę, 

stwierdziła. Ŝe bez przeszkód mógłby pozować do zdjęć 
reklamujących Norwegię jako kraj wikingów. Tak jak 
ona naleŜał do blondynów o niebieskich oczach, lecz na 
tym podobieństwo się kończyło. Miał włosy ciemniejsze, 
choć spłowiałe od słońca, a oczy lśniły stalowoszarym 
odcieniem, niczym morze w mglisty dzień. Nos miał 
prosty, ładnie zarysowane usta i mocną, męską szczękę.

Przeciągająca się cisza skłoniła Kristine do dalszych 

rozwaŜań. Z pobieŜnej obserwacji wyglądu 
nieznajomego wynikało, Ŝe niewątpliwie ma męski urok, 
i to w niepokojącym nadmiarze.

 - Dziękuję za pomoc - zaczęła, uwalniając dłoń.
 - Zdaje się, Ŝe pani doskonale poradziła sobie beze 

mnie.

 - Twarz Norwega nie wyraŜała Ŝadnych emocji. 

Mówił po angielsku z niemal idealnym akcentem.

background image

 - Ja... Myślałam, Ŝe mnie gonią - wykrztusiła 

Kristine, uświadamiając sobie, Ŝe znów cała drŜy.

 - Kto to był?
 - Chcieli mi wyrwać torebkę. Byli przebrani za 

klaunów.

 - Wzdrygnęła się. - To było straszne, jak zły sen.
 - Od razu widać, Ŝe pani nie jest stad. Co teŜ pani 

przyszło do głowy, by się włóczyć nocą po parku? 
Owszem, Oslo naleŜy do najbezpieczniejszych miast 
Europy, ale w dzisiejszych czasach kieszonkowcy i 
narkomani są wszędzie.

 - Zazwyczaj nie jestem aŜ tak beztroska - Naprawdę 

głupio postąpiłam - odparła, czując, Ŝe ten człowiek 
zasługuje na uczciwą odpowiedź.

 - Więcej niŜ głupio. Po prostu bezmyślnie! Jest pani 

młodą, bardzo atrakcyjną kobietą i najprawdopodobniej 
ci dranie nie poprzestaliby na kradzieŜy.

Kristine hardo spojrzała mu w oczy.
 - Dopiero co powiedział pan, Ŝe nieźle sobie z nimi 

poradziłam.

 - Ha! Nie tylko nierozsądna, lecz takŜe 

nieustraszona

 - skomentował z przekąsem.
 - JuŜ mówiłam, Ŝe zazwyczaj się tak nie zachowuję.
 - Wiec dlaczego dzisiaj było inaczej?
 - To juŜ nie pańska sprawa - burknęła, zaciskając 

pięści. Niespodziewanie poczuła chłód wpijającego się w 
dłoń scyzoryka i z przeraŜeniem przypomniała sobie, jak 
ugodziła swego wybawcę w ramię. Skonsternowana 
wyciągnęła rękę i chwyciła go za nadgarstek. - Pewnie 
pana zraniłam... Proszę mi pokazać ramię.

Zrolowany rękaw odsłaniał długą szramę, z której 

sączyła się krew.

 - BoŜe, jak mi przykro... - powiedziała nerwowo. - 

background image

Nie chciałam panu zrobić krzywdy.

ZauwaŜył, Ŝe ma smukłe palce i nic nosi 

pierścionków.

 - Ich teŜ tak pani potraktowała? - zapytał tonem, 

którego nie potrafiła zinterpretować.

Spojrzała na niego z figlarnym błyskiem w oku, 

zapominając o strachu.

 - Miałam przy sobie noŜyczki do paznokci - odparła 

- i zrobiłam z nich odpowiedni uŜytek.

Brwi męŜczyzny zabawnie podjechały do góry. Nie 

odrywał wzroku od twarzy Kristine.

 - Czy nosi pani takŜe przy sobie zestaw pierwszej 

pomocy, Ŝeby opatrywać rany tych, którzy stanęli w jej 
obronie?

 - Niestety, nie wzięłam apteczki na spacer, ale 

zatrzymałam się jakieś pięć minut drogi stąd. MoŜe pan 
wpadnie do mnie i pozwoli mi przemyć i opatrzyć 
skaleczenie? Jestem to panu winna, - Wypowiedziane 
słowa odbijały się echem w jej głowie. To szaleństwo. 
Kristine. myślała gorączkowo. Powinnaś uciekać przed 
tym męŜczyzną szybciej, niŜ uciekałaś przed klaunami.

Uprzejmie skłonił głowę.
 - Dziękuję. A tak przy okazji, nazywam się Lars 

Bronstad.

 - Kristine Kleiven.
 - To chyba norweskie nazwisko?
 - Tutaj się urodziłam - wyjaśniła. - MoŜemy juŜ iść?
 - Ale nie mówi pani po norwesku.
Nikomu nic zamierzała opowiadać o swoim 

dzieciństwie, a juŜ zwłaszcza zabójczo przystojnym 
nieznajomym.

 - Mieszkam w Kanadzie od trzeciego roku Ŝycia - 

wyjaśniła niechętnie. - A pan mieszka w Oslo?

 - Nieustraszona, nierozsądna i tajemnicza - 

background image

westchnął, kręcąc głową.

 - KaŜdy ma jakieś tajemnice.
 - To fakt - zgodził się dziwnie łatwo. Nie zamierzała 

go wypytywać.

 - Mieszka pan w Oslo? - powtórzyła.
 - Konkretnie w posiadłości mojego dziadka na 

północ od miasta. To miejsce nazywa się Asgard. 
Rozumie pani, pradziadek miał aspiracje.

 - Obawiam się, Ŝe nie rozumiem.
 - Asgard to dawne określenie domu bogów ze 

skandynawskich wierzeń.

 - W takim razie powinni dać panu na imię Thor! - 

zachichotała.

 - Stary bóg Thor był prymitywnym osiłkiem, który 

nie grzeszył inteligencją. Wątpliwy to komplement, 
panno Kleiven.

 - Mów mi po imieniu, dobrze?
 - Chętnie, Kristine. Zatrzymałaś się w Oslo?
 - Nie mam jeszcze konkretnych planów - odparła 

wymijająco. - Na szczęście mogę pomieszkać u mojego 
kuzyna, Haralda.

Rozmawiając o wysokich cenach mieszkań i 

kosztach utrzymania, doszli do eleganckiego, 
kamiennego budynku, gdzie na czwartym piętrze 
mieściło się mieszkanie Haralda. Gdy wchodzili po 
schodach, Kristine zaczęła całować pochopnego 
zaproszenia Larsa Bronstada. Nigdy dotąd nie 
zachowywała się tak beztrosko. Miała wraŜenie, Ŝe Oslo 
wywiera na nią zgubny wpływ. A moŜe nawet nie samo 
miasto, tylko pewien męŜczyzna o uroku wikinga. 
Zawahała się z ręką na klamce.

 - Kuzyn niedługo wróci.
 - MoŜesz zostawić otwarte drzwi, jeśli będziesz się 

przez to czuła bezpieczniej - powiedział z uśmiechem 

background image

Lars.

Gdy zerkała na niego przez ramię, światło padło na 

jej policzek, lekko opuchnięty od uderzenia napastnika.

 - Czy oni cię uderzyli? - zapytał ze złością 

męŜczyzna i delikatnie musnął palcami zaczerwienione 
miejsce.

 - Nic takiego, drasnęła mnie gałązka, kiedy przed 

nimi uciekałam...

 - PrzyłoŜę ci lód.
Odwróciła się, otworzyła drzwi i wpuściła go do 

ś

rodka. I zamknęła je. Doskonale rozumiała, Ŝe jej 

poczucie bezpieczeństwa przy Larsie Bronstadzie nie ma 
nic wspólnego z otwartymi drzwiami.

Kristine nie zdąŜyła jeszcze poznać swojego kuzyna. 

Haralda, lecz sądząc po mieszkaniu, był człowiekiem 
zamoŜnym. Dębowe podłogi i antyki kontrastowały z 
wszechobecnym, iście twórczym bałaganem. ZauwaŜyła 
takŜe, iŜ jeździ na nartach, gra w tenisa, nie stroni od 
piwa i - sądząc po koronkowym szlafroczku wiszącym 
na drzwiach w łazience - ma przynajmniej jedną 
dziewczynę o równie ekstrawaganckich upodobaniach.

A jednak Lars Bronstad od razu zdominował swoją 

postacią przestronny salon Haralda. Zresztą i on sprawiał 
wraŜenie człowieka zamoŜnego: miał na sobie szyte na 
zamówienie, płócienne spodnie, dopasowaną koszulkę i 
skórzane, eleganckie pantofle. W niczym nie 
przypominał Andreasa, Billa czy Philippe'a - 
włóczykijów, którzy towarzyszyli jej w podróŜach. Nie 
chodziło tylko o to, Ŝe był starszy i wyglądał jak 
chodząca definicja męskości. To było coś więcej.

 - Napijesz się zimnego piwa? - zapytała uprzejmie.
 - Chętnie - odparł, nie odrywając wzroku od obrazu 

zdobiącego marmurowy kominek. - Twój kuzyn ma 
niezły gust.

background image

Poszli do kuchni, gdzie nalała piwa do kufli. Z 

pokoju gościnnego wzięła apteczkę.

 - Lars, zanim wypijemy, chodźmy na chwilę do 

łazienki, to przemyję ci ranę - zaproponowała.

 - Wyglądasz na zmęczoną. Kiedy przyjechałaś do 

Norwegii, dzisiaj? - zapytał stojąc w drzwiach. Skinęła 
głową. - Nie byłaś tu od dzieciństwa?

 - Zgadza się.
 - Domyślam się, Ŝe jest ci cięŜko?
Ostatnią rzeczą, jakiej by sobie Ŝyczyła, było 

rozpatrywanie stanu jej ducha i portfela od chwili, gdy 
zdecydowała się wyruszyć do Oslo.

 - Nie wiem, skąd te domysły - odparła sucho.
 - Dlaczego jesteś tak zgnębiona?
 - Lars, jestem ci naprawdę wdzięczna za pomoc i 

bardzo mi przykro, Ŝe cię zraniłam, ale moje Ŝycie i 
uczucia nic cię nic powinny obchodzić - wycedziła, 
dziwiąc się własnej złości. - To ciebie nie dotyczy.

 - Zobaczymy. Jednym krótkim słowem udowodnił, 

Ŝ

e jest męŜczyzną, który nie da się zlekcewaŜyć. 

Kristine zaklętą w duchu i gwałtownym ruchem 
odkręciła kran umywalki. Na środku pomieszczenia stała 
wielka wanna z jacuzzi, a całe ściany pokryte były 
lustrami. W jednym z nich ukradkiem obserwowała 
rozglądającego się ciekawie Larsa.

 - Prawdziwy hedonista - skomentował. - Czemu nie 

towarzyszył kuzynce z Kanady podczas jej pierwszego 
spaceru po Oslo?

 - Był bardzo zajęty - odparła częściowo 

przynajmniej zgodnie z prawdą, kończąc mycie rąk.

Gestem nakazała Larsowi, by włoŜył zranione 

przedramię pod strumień zimnej wody. Rana zasklepiła 
się, lecz była opuchnięta. Bladoczerwona struŜka 
spłynęła do umywalki. Kristine zakręciła wodę i 

background image

osuszyła papierowym ręcznikiem umięśnioną, opaloną 
rękę. Z uczuciem niespodziewanej suchości w ustach 
schyliła się do apteczki po maść. Zdezynfekowała ranę i 
przygryzając dolną wargę, w skupieniu nakładała maść 
wzdłuŜ długiego, czerwonego nacięcia. W czasie 
licznych podróŜy nie raz opatrywała pokaleczonych 
towarzyszy, lecz nigdy nie czuła się w ten sposób. Siląc 
się na swobodę, spojrzała Larsowi w oczy i oceniła 
własne dzieło:

 - Teraz wygląda znacznie lepiej.
Ich twarze niespodziewanie znalazły się bardzo 

blisko siebie. Nie miała pojęcia, o czym myśli ten 
człowiek. Pragnęła zgłębić tajemnicę spojrzenia, jakim 
ją obdarzył, lecz czuła, Ŝe nic ma prawa o nic pytać.

Teraz Lars przejął inicjatywę. Odkręcił ponownie 

zimną wodę i sięgnął po ręcznik, aby go zmoczyć pod 
kranem.

 - Siedź spokojnie - nakazał.
Kristine przymknęła oczy, czując na policzku 

wilgotny dotyk miękkiego materiału. Drugi, zdrowy 
policzek ogrzewał ciepły oddech, który sprawił, Ŝe jej 
serce ruszyło galopem.

Co się z nią dzieje? Nigdy nie reagowała w ten 

sposób na męŜczyznę!

 - Jutro będziesz miała niezłą śliwę. - Dziwnie 

napięty ton głosu Larsa wyrwał ją z zamyślenia. Przez 
krótką, szaloną chwilę miała wraŜenie, Ŝe zaraz ją 
pocałuje. Poczuła, Ŝe się rumieni.

 - Chciałem to zrobić. Wierz mi, naprawdę tego 

chciałem - powiedział, jakby czytał w jej myślach.

Gdy ich spojrzenia się spotkały, Kristine 

uświadomiła sobie, iŜ nigdy dotąd nie widziała tak ostro 
i nie odczuwała tak wyraźnie. Ciepło palców na policzku 
rozchodziło się po jej ciele jak prąd. Miała wraŜenie, Ŝe 

background image

tonie w stalowym błękicie oczu Larsa. Nie byli parą 
nieznajomych. Byli kobietą i męŜczyzną. 
przeŜywającymi magiczną chwilę porozumienia.

Gdy Lars opuścił rękę, czar chwili prysł. Kristine 

dłuŜej niŜ trzeba wycierała twarz, kryjąc ją w ręczniku.

 - Czy to juŜ ci się kiedyś przytrafiło? - zapytał 

Potrząsnęła głową.

 - Mnie teŜ nic. Co to moŜe znaczyć, jak myślisz?
 - Nic! Jestem zmęczona, najadłam się strachu, 

jesteśmy sami... To wszystko.

 - Nie moŜesz tak mówić - sprzeciwił się. a Kristine 

po raz pierwszy zdała sobie sprawę z panującej wokół 
ciszy.

 - Sama decyduję o tym, co mówię - odparła hardo.
 - Wojownicza z ciebie istota, Kristine Kleiven. - Z 

tajemniczym uśmiechem spojrzał na swoje skaleczone 
ramię.

 - Powinienem juŜ o tym wiedzieć. Chodźmy do 

kuchni, piwo się grzeje.

Z ulgą powitała nagłą zmianę tematu.
 - Za wcześnie nalałam. JuŜ nie będzie takie dobre.
 - Twój kuzyn wcale dzisiaj nie wraca, mam rację?
 - Tak, będzie dopiero w weekend.
 - A jednak zaprosiłaś obcego faceta do mieszkania. 

Szukasz kłopotów?

 - Zaprosiłam cię, aby ci pomóc, a nie Ŝebyś mnie 

obraŜał!

 - fuknęła.
 - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
 - Nie musiałeś przyjmować zaproszenia, Lars - 

odparła z drwiącym uśmieszkiem.

 - Nadawałabyś się na kobietę wikinga, nie ma co - 

zawyrokował kpiąco. - A skoro juŜ o tym mowa, moŜe 
wybierzemy się jutro do muzeum łodzi wikingów w 

background image

Bygdy?

W innej sytuacji ucieszyłaby się, ale nie tym razem. 

Niech nie myśli, Ŝe łatwo mu pójdzie!

 - Nie, dziękuję - odparła chłodno.
 - KaŜdy turysta powinien tam się wybrać.
 - W takim razie ja teŜ się wybiorę, ale sama.
 - Jak długo zostajesz w Oslo? - nie rezygnował.
 - Niedługo.
 - W takim razie nie zaszkodzi ci jeden wspólny 

wypad - powiedział z czarującym uśmiechem.

 - Sam mówiłeś, Ŝe głupio się zachowuję. Jeśli 

przyjmę twoje zaproszenie, popełnię kolejne głupstwo.

 - Daj spokój. O której mam po ciebie przyjechać? 

Gdyby potrafiła zachować resztki zdrowego rozsądku, 
odmówiłaby, Ale nie potrafiła.

 - Dobrze - poddała się. - Dziesiąta trzydzieści, 

okay?

 - Okay. - Lars z wyraźnym zadowoleniem 

wyprostował się i ruszył przez hol w kierunku wyjścia. - 
Zamknij za mną drzwi. śyczę słodkich snów.

Kristine nie mogła uwierzyć, Ŝe jeszcze chwilę 

wcześniej zastanawiała się, jak się zachowa, jeśli ten 
facet zechce ją pocałować na dobranoc. Doprawdy, nie 
pozostało jej nic innego. jak mieć nadzieję, Ŝe wreszcie 
zmądrzeje i nigdy juŜ nie popełni tylu głupstw, co 
pierwszego dnia pobytu w Norwegii.
ROZDZIAŁ DRUGI
Kristine długo nie mogła zasnąć. Następnego dnia rano 
wzięła prysznic i zrobiła małą przepierkę. Ubrała się w 
niebieskie szorty i ulubioną kwiecistą bluzkę, po czym 
wyszła kupić coś do jedzenia.
Całą noc myślała o Larsie, lecz teraz, w świetle nowego 
dnia, nie robił juŜ na niej tak piorunującego wraŜenia. 
Ot. przystojny facet, jakich wielu. Pojedzie z nim do 

background image

muzeum wikingów, a później ich drogi się rozejdą. 
Zadowolona z siebie przeszła na drugą stronę ulicy, na 
targ warzywny,
W drodze powrotnej wstąpiła na pocztę, gdzie - ku jej 
zaskoczeniu - czekał na nią list od Paula, najmłodszego i 
najukochańszego z braci, któremu zwierzyła się z 
zamiaru odwiedzenia Oslo. Kristine usiadła na 
rozgrzanym słońcem kamiennym murku i otworzyła 
kopertę.
W wieku osiemnastu lat Paul kochał koszykówkę i 
kobiety, w takiej dokładnie kolejności. Studiował dzięki 
sportowemu stypendium, a lato spędzał na 
koedukacyjnym obozie treningowym. Po dwóch 
stronach opisu jakiejś słodkiej Lisy przeszedł do swojej 
ostatniej wizyty u rodziców. U mamy nic się nie 
zmieniło, natomiast ojciec pozwał do sądu sąsiada, który 
postawił płot na jego ziemi.
Kristine połoŜyła zapisane maczkiem kartki na kolanach 
i utkwiła wzrok w chodniku. Słusznie postąpiła, 
opuszczając dwa lata temu rodzinną farmę. Spłaciła 
wszystkie długi wobec rodziny. A jednak kaŜdy list z 
domu sprawiał, Ŝe czuła się winna...
 - Złe wieści? - zapylał głęboki, męski głos. Podnosząc 
głowę, Kristine miała okazję z bardzo bliska
zobaczyć długie, umięśnione nogi, marynarskie szorty i 
przylegającą do płaskiego brzucha koszulkę. Lars... Rana 
na ramieniu za dnia wyglądała znacznie gorzej niŜ w 
nocy. Kristine nerwowym ruchem zmięła kopertę. 
MęŜczyzna usiadł obok i objął ją przyjacielsko 
ramieniem.
 - Coś nie tak, Kristine?
 - Nic takiego. Dostałam list od jednego z braci, którego 
nie widziałam od dwóch lat - odparła, usiłując włoŜyć 
zapisane arkusiki z powrotem do koperty.

background image

 - Wyjechałaś z Kanady dwa lata temu i od tamtej pory 
cały czas jesteś w podróŜy? - zapytał z niedowierzaniem, 
zerkając na znaczek. Przytaknęła, nie odrywając wzroku 
od koperty. - Uciekasz od czegoś?
Czuła irracjonalne pragnienie zwierzenia mu się ze 
wszystkiego, lecz to oznaczałoby niedotrzymanie słowa 
danego samej sobie.
 - JuŜ ci mówiłam, Ŝe moje Ŝycie osobiste jest moją 
prywatna sprawą - odparła ostrzej, niŜ zamierzała. 
Wstała, uwalniając się od ciepła opiekuńczego ramienia. 
Ten gest miał znaczenie symboliczne - pomimo iŜ miała 
matkę, ojca i czterech braci, zawsze starała się być 
samodzielna. Zadowolona z siebie, wzięła do ręki torby 
z zakupami i oznajmiła stanowczo:
 - Zaniosę to do domu i moŜemy iść. Lars schylił się po 
jedną z toreb.
 - Dziękuję, dam sobie radę. JuŜ wiesz, Ŝe zwykłam sama 
podróŜować i załatwiać swoje sprawy.
 - Ale nie musisz, jeśli jestem obok. PodróŜujemy razem.
 - W takim razie nie będziemy w ogóle podróŜowali - 
oznajmiła niemal wrogo.
 - Owszem, będziemy. Oboje dobrze wiemy, jak doszło 
do naszego pierwszego spotkania. Potrzebowałaś 
pomocy, a ja usłyszałem twoje wołanie.
 - Bardzo sprytnie to sobie wykombinowałeś - syknęła. - 
Nie moŜesz mnie do niczego zmusić.
 - Wcale nie zamierzałem - odparł przyjaźnie.
 - Na Boga, moŜemy zmienić temat? - jęknęła. - 
Opowiedz mi o wikingach, o starych, poczciwych 
wikingach, którzy myśleli głównie o gwałtach i 
grabieŜach.
Przystanął i zmierzył ją wzrokiem, od błękitnych oczu aŜ 
po smukłe kostki.
 - Wiesz, czasami wyzwalasz we mnie barbarzyńcę - 

background image

stwierdził, parząc, jak się rumieni.
 - Nawet o tym nie myśl - zagroziła.
 - Nie tutaj. Nie teraz.
 - W ogóle! Nigdy.
 - Moja filozofia Ŝyciowa kaŜe mi nie akceptować słowa 
„nigdy" - odparł z błyskiem w oku.
W parę godzin później dotarli do muzeum. PrzejaŜdŜka 
promem i spacer na wzgórze pomogły Kristine uspokoić 
skołatane nerwy. Po drodze mijali schludne domki z 
dachami krytymi czerwoną dachówką, otoczone 
zadbanymi ogrodami, pełnymi róŜ i ostróŜek.
Weszli do przestronnego, łukowo sklepionego holu z 
podłuŜnymi oknami po obu stronach. Pośrodku stał 
majestatyczny, smukły drewniany drakkar. Dziób, 
ozdobiony rzeźbioną głową smoka, wznosił się ponad 
ich głowami. Maszt nikł wysoko pod sufitem.
Kristine nie kryła, Ŝe zrobiło to na niej wraŜenie. 
Spacerowała między statkiem i pozostałymi dwoma 
łodziami, weszła na galerię, by z góry podziwiać 
drewniane twory ludzkiej wyobraźni i odwagi, na 
których twardzi wojownicy Ŝeglowali po lodowatych 
oceanach. UwaŜnie oglądała szeroki kokpit z lawami dla 
wioślarzy, gdzie ludzi przed działaniem Ŝywiołów 
chroniły jedynie niskie burty, obite skórami.
 - To musieli być szaleńczo odwaŜni faceci - westchnęła 
w zamyśleniu. - Wyruszali w nieznane taką niepozorna 
łódką - Trzydzieści osób na pokładzie i morze...
 - Statek kształtem przypomina kobietę.
 - A zdobią go rzeźby przedstawiające wojnę i śmierć - 
dodała Kristine i z uśmiechem zwróciła się do Larsa: - 
Dzięki, Ŝe mnie tu przyprowadziłeś. W tym miejscu 
czuje się historię!
Przyjaźnie pogłaskał ją po policzku.
 - Ja nie...

background image

 - Co takiego? - zaniepokoiła się.
 - Nie, nic. - Zerknął na zegarek. - Pora coś zjeść.
 - Nie potrafię cię rozgryźć, Larsie Bronstad - stwierdziła 
niespodziewanie.
 - Ty takŜe jesteś bardzo tajemnicza, Kristine. Chodź, 
umieram z głodu.
Znaleźli restaurację nad wodą i zjedli smorbrod, rodzaj 
kanapki z krewetkami i świeŜą sałatą. Kristine 
zauwaŜyła, Ŝe jej partner jest nie tylko inteligentny, lecz 
takŜe tolerancyjny w swoich poglądach. Świetnie się 
bawiła w jego towarzystwie. Jedyny problem stanowił 
niepokojący pociąg fizyczny, jaki do niego czuła. To nie 
pozwalało jej traktować Larsa jak zwykłego towarzysza 
podróŜy. Wystarczyło, Ŝe wziął ją za rękę, a nogi się pod 
nią ugięły i zaschło jej w ustach. Kiedy skończyli 
posiłek, nie pozwoliła za siebie zapłacić.
Wstali i ruszyli dalej przez labirynt urokliwych uliczek. 
Gdy mijali stragan z wiśniami, Lars kupił trochę i 
poczęstował Kristine. Były wielkie i soczyste jak te, 
które uprawiał jej ojciec, zanim zbankrutował. Zapach 
owocu przyniósł wspomnienie o farmie, na której 
spędziła dzieciństwo i gdzie po raz pierwszy zrozumiała, 
Ŝ

e małŜeństwo rodziców nie naleŜy do idealnych. Z 

zamyślenia wyrwał ją kapiący po brodzie lepki sok. 
Zanim zdąŜyła sięgnąć po chusteczkę, Lars zręcznym 
ruchem otarł jej buzię i - na co zupełnie nie była 
przygotowana - pocałował.
 - Nie, nie chcę... - wybełkotała nerwowo, odpychając go 
od siebie.
 - Czekałem na ten pocałunek od wczorajszego wieczoru 
- wyjaśnił z niezmąconym spokojem, po czym jak gdyby 
nigdy nic zaproponował jej kolejną wisienkę.
Przez chwilę nie mogła złapać tchu. Miała dwadzieścia 
trzy lata i zarówno Philippe, jak i Andreas pocałowali ją, 

background image

zanim zdąŜyła wyjaśnić, Ŝe oczekuje od nich jedynie 
towarzystwa w podróŜy. Czuła, jak serce wali jej w 
piersi. Nie chcąc, by Lars zauwaŜył zmieszanie, sięgnęła 
do torebki, udając, Ŝe szuka chusteczki.
Wrócili do Oslo promem, minęli zatłoczony port i 
masyw zamku Arnhus. Spacerowali po mieście, 
oglądając wystawy, gdy Lars zatrzymał się nagle przed 
sklepem oferującym typowe norweskie swetry i zapytał:
 - Pójdziemy na kolację?
 - Nie stać mnie na jedzenie w restauracjach dwa razy 
dziennie - odparła zgodnie z prawda.
 - Zapraszam cię, będziesz moim gościem - nalegał 
ostroŜnie;
 - Nie mogę się zgodzić. Lars. Nie mam tyle pieniędzy, 
Ŝ

eby się odwdzięczyć.

 - Twoje towarzystwo jest dla mnie największym 
podziękowaniem.
 - MoŜe tobie to wystarcza, ale mnie nie - odparta 
niepewna, czy Ŝartuje, czy teŜ mówi powaŜnie.
 - Kristine, jesteś gościem w moim mieście!
 - Nie chcę cię wykorzystywać. Lars. W ciągu ostatnich 
dwóch lat poznałam wielu męŜczyzn i nie lubiłam być 
ich dłuŜniczką.
 - Jesteś niebywale skrupulatna. - Wzruszył ramionami, 
usiłując pohamować złość. - I do tego masz chorobliwie 
niezłomne zasady.
 - Po prostu mam zasady.
 - Zasady są po to, by je łamać.
 - Nic, Lars, mylisz się.
 - Wyjaśnijmy sobie jedno. Nie chcesz zjeść ze mną 
kolacji czy cię na nią nie stać? - zapytał, gdy mijali 
hałaśliwą grupkę Amerykanów.
Kristine westchnęła, wspominając bogato rzeźbiony sta - 
tek wikingów łączący w sobie męską siłę i kobiecy 

background image

wdzięk.
 - Nie wiem, Lars, sama nie wiem. Nie interesuje mnie 
letnia przygoda...
 - Mnie teŜ nie.
 - Więc o co chodzi? W poniedziałek wyjadę i juŜ tu nie
wrócę.
 - Kristine, pytałem cię, czy masz ochotę zjeść ze mną
 - Tak, ale... - Stanowczo nie potrafiła kłamać.
 - W takim razie zapraszam cię na jutro do mojej babci, 
do Asgardu. Wstęp wolny - dodał, zanim zdąŜyła się 
sprzeciwić.
 - Niech będzie - poddała się od razu. Pomysł 
odwiedzenia prawdziwej norweskiej rodziny bardzo 
przypadł jej do gustu.
 - Spodobasz się babci - uśmiechnął się przewrotnie. - 
Przyjadę po ciebie o wpół do siódmej - dodał i ruszył 
przez plac, zostawiając Kristine samą pod domem.
Zła z powodu tak bezceremonialnego porzucenia, 
zawołała za nim:
 - Widać, Ŝe Ŝadna ci nie odmawia! Zatrzymał się i 
spojrzał w jej kierunku.
 - Kristine, na Boga, czy wyobraŜasz mnie sobie jako 
donŜuana pośród kobiet?!
Mimo dzielących ich metrów nadal czuła jego bliskość.
 - Tak! Widocznie kobieta musi wyjechać z Norwegii, 
aby móc w pełni docenić seksownego męŜczyznę - 
odpaliła, zapominając o ostroŜności i dobrym 
wychowaniu.
Lars zaśmiał się.
 - Dziewczynka, która wyjechała z Norwegii w wieku 
trzech lat. wyrosła na piękną kobietę.
 - Kto, ja? - zapytała z niedowierzaniem. Rozejrzał się 
wokoło.
 - Nikogo innego tu nie ma.

background image

 - Piękne kobiety malują się, elegancko ubierają i chodzą 
do fryzjera. Ja obcinam sobie włosy sama noŜyczkami 
do paznokci.
 - Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek 
widziałem - odparł niewinnie.
Kristine wiedziała tylko jedno: pragnie tego męŜczyzny 
jak Ŝadnego innego. Czuła się wprost opętana przez 
palące, zwierzęce poŜądanie. Doprawdy, plac w centrum 
miasta nie jest odpowiednim miejscem na dawanie 
upustu Ŝądzom?
 - Ja... Muszę juŜ iść - wymamrotała. - Zobaczymy się 
jutro. - Odwróciła się i ruszyła prawie biegiem. Miała 
rozpalone policzki i błyszczące oczy.
Powiedział, Ŝe jest najpiękniejszą kobietą, jaką 
kiedykolwiek widział. Nie, stanowczo nie powinna 
ryzykować kolejnego spotkania.
Następnego dnia Kristine zwiedziła Galerię Narodową. 
Jej uwagę przykuły dwa portrety Muncha. Pierwszy 
przedstawiał młodą kobietę w czarnej sukni z wysokim 
kołnierzem, z rękami złoŜonymi skromnie na podołku i 
włosami spiętymi w ciasny kok. Drugi - półnagą 
Madonnę z rozwianym włosem. Do której z nich była 
bardziej podobna? A moŜe do Ŝadnej?
W jej głowie kłębiło się wiele pytań, z których 
większość pozostawała bez odpowiedzi. Myśl o 
wieczornym spotkaniu z Larsem napawała ją 
przeraŜeniem. Usiłowała nawet znaleźć jego numer w 
ksiąŜce telefonicznej, ale widocznie musiał mieć 
zastrzeŜony. Czy zresztą potrafiłaby się zdobyć na 
odwołanie spotkania?
Po powrocie do domu Kristine wzięła prysznic i ubrała 
się w jedyną sukienkę, jaką ze sobą przywiozła. Gdy 
zadzwonił dzwonek do drzwi, przeglądała się w 
łazienkowych lunach. Nim poszła otworzyć, wzięła 

background image

głęboki oddech, usiłując uspokoić rozszalałe serce.
Lars był ubrany w jasnopopielatą, letnią marynarkę, 
dobraną kolorem koszulę i gustowny krawat. Wyglądał 
imponująco.
 - Cześć - przywitała się, gestem zapraszając gościa do 
pokoju.
Nie odpowiedział, przyglądał się jej w milczeniu. 
Sukienka dyskretnie podkreślała jej kształtne piersi i 
biodra. OdłoŜył na stolik bukiet kwiatów i połoŜył dłonie 
na nagich ramionach Kristine.
 - Jeśli cię rzadko dotykam, to tylko dlatego, Ŝe zbyt moc 
no cię pragnę - powiedział po chwili.
 - Jeszcze się nigdy z nikim nie kochałam - odparła 
szczerze.
 - Na kogo czekałaś? - zapytał, nie okazując zdziwienia.
 - Na nikogo. Po prostu...
 - Jesteś taka piękna! Przy tobie zapominam o boŜym 
ś

wiecie - przerwał, dosłownie pochłaniając ją 

spojrzeniem.
Gdyby ją teraz pocałował, byłaby zgubiona Cofnęła się 
gwałtownie.
 - Lars, zrozum, nie chcę się angaŜować... Pogłaskał ją 
czule po ramionach.
 - Rozumiem. Prędzej czy później powiesz mi, dlaczego
 - szepnął.
 - Nie muszę ci niczego wyjaśniać - odparła, na moment 
odzyskując rezon. - Miejmy nadzieję, Ŝe twoja babcia 
jest mniej dociekliwa niŜ ty - dodała z przekąsem.
 - Zobaczymy. - Figlarnie zmruŜył oko. - A propos 
babci, przywiozłem ci róŜe z Asgardu - powiedział, 
wręczając Kristine wyczarowany nie wiadomo skąd 
bukiet kwiatów o wielkich, wonnych płatkach. - I uwaŜaj 
- dodał, uśmiechając się przekornie - bo mają kolce 
równie ostre, jak twój scyzoryk.

background image

 - Są piękne, dziękuję.
Wstawiła kwiaty do kryształowego wazonu i opuścili 
mieszkanie Haralda. Czekający na dole ciemnozielony 
jaguar juŜ jej nie zaskoczył; taki wóz pasował do Larsa. 
Wkrótce jechali malowniczą drogą, pnącą się wśród 
zieleni po zboczu niewysokiego wzgórza.
 - To wszystko naleŜy do mojej babci - wyjaśnił Lars.
 - Zaraz dojedziemy do domu.
Zza zakrętu wyłonił się okazały kamienny budynek.
 - Mieszkasz tutaj? - zapytała .Kristine spłoszona 
widokiem ponurej, szarej bryły rezydencji.
 - Na razie tak.
Kristine wysiadła z auta i Lars poprowadził ją do wejścia 
z szerokimi schodami, których strzegły dwa potęŜne 
gryfy. Na progu powitał ich lokaj i powiódł do salonu. 
Kristine zdąŜyła rzucić okiem na ciemną podłogę, 
bogato zdobione meble i ponure obrazy na ścianach, gdy 
usłyszała, jak Lars mówi:
 - Bestemor, chciałbym ci przedstawić Kristine Kleiven. 
Kristine, to moja babcia. Marta Bronstad.
Dostojna, siwowłosa dama, odziana w cięŜką 
ciemnozieloną suknię z tafty, uprzejmie podsunęła jej 
pomarszczoną dłoń. Na bladych wargach pojawił się 
ledwie widoczny uśmiech. Chyba oczekuje, Ŝe pocałuję 
ją w mankiet, pomyślała Kristine, czując, iŜ jest 
poddawana próbie.
 - Dobry wieczór, pani Bronstad - powiedziała grzecznie.
 - Bardzo dziękuję za zaproszenie na kolację - dodała i 
uścisnęła wyciągniętą dłoń.
 - Fru Bronstad - poprawiła starsza pani.
 - Niestety, prawie nie mówię po norwesku.
 - Lars mówił, Ŝe urodziła się pani w Norwegii. Dlaczego 
ojciec pani zdecydował się opuścić ojczysty kraj?
 - Być moŜe, podobnie jak jego przodkowie wikingowie, 

background image

pragnął odkryć nowe ziemie - odparła swobodnie 
Kristine,
częstując się przyniesioną przez lokaja sherry.
 - A co zrobił, gdy juŜ je odkrył?
 - Kupił sad i hodował wiśnie. Kirsbaer - tak się mówi, 
prawda? - Spojrzała pytająco na Larsa, ale 
natychmiastowe
wspomnienie pocałunku sprawiło, iŜ musiała odwrócić 
głowę ku staruszce. - Zawsze pani tu mieszkała, Fm 
Bronstad?
 - Tak. Po mojej śmierci majątek odziedziczy mój 
najstarszy wnuk, Lars.
A zatem ta ponura posiadłość pewnego dnia będzie 
naleŜała do Larsa, pomyślała Kristine. bezskutecznie 
usiłując sobie wyobrazić, Ŝe sama czeka na spadek. W 
głębi duszy poczuła ulgę. Odkrycie, kim jest. Lars, 
sprawiło, Ŝe stał się znacznie mniej interesujący. 
Typowy synek z dobrego rodu. który nie musi martwić 
się o byt, bo zapewniły mu go całe pokolenia przodków.
 - To jeszcze nic pewnego - wtrącił Lars.
Marta Bronstad zmierzyła wnuka bacznym wzrokiem, by
po chwili ponownie zwrócić się do Kristine:
 - Przyjechała pani do Norwegii odwiedzić krewnych, 
panno Kleiven?
 - Między innymi - odparła Kristine, tracąc na chwilę 
pewność siebie. - W tej chwili mieszkam u mojego 
kuzyna.
 - Skąd pochodzi pani ojciec?
 - Z Fjaerland.
 - Ach, tak... Farmerska kraina - skwitowała wyniośle 
Fru Bronstad.
Kristine poczuła, Ŝe krew zaczyna burzyć się jej w 
Ŝ

yłach. JuŜ miała na końcu języka celną ripostę, gdy 

zjawił się lokaj i poprosił do stołu. Babcia Larsa wstała, 

background image

szeleszcząc suknią i połyskując diamentowymi 
kolczykami. Wnuk podał jej ramię i ruszyli do jadalni. 
Kristine, chcąc nie chcąc, poszła za nimi.
Kolację podano na stole, przy którym zmieściłoby się 
swobodnie dwadzieścia osób. Onieśmielający blask 
sreber i kryształów sprawił, iŜ Kristine Z rozczuleniem 
wróciła myślami do starego stołu z sosnowego drewna w 
kuchni matki. przy którym jadano prostymi, chłopskimi 
sztućcami, przywiezionymi z Fjaerland.
Ucztę otworzyły dzwonka śledzia w smakowitym sosie. 
Niepewna, jak ma się zachować, czekała, aŜ Lars 
wybierze odpowiednie sztućce. Drgnęła, słysząc głos 
Marty Bronstad - Czy rodzice pani jeszcze Ŝyją, panno 
Kleiven? Kristine przytaknęła.
 - Ma pani braci tub siostry?
 - Mam czterech młodszych braci - odparła, maskując 
zniecierpliwienie. - Praktycznie ich wychowałam, bo 
moja mama od lat ma kłopoty ze zdrowiem. Gdy 
najmłodszy z chłopców skończył szesnaście lat i 
wyjechał z domu, ja takŜe wyjechałam. Od tej pory cały 
czas jestem w podróŜy.
 - śeby podróŜować, trzeba mieć pieniądze - zauwaŜyła 
staruszka.
 - Pracowałam od szesnastego roku Ŝycia, oszczędzając 
kaŜdy grosz. Ponadto w Grecji i Francji znajdowałam 
sobie dorywcze zajęcia. W Norwegii teŜ będę musiała to 
zrobić, jeśli nadal chcę jeść - uśmiechnęła się ostroŜnie.
Starsza pani rzuciła jej lodowate spojrzenie.
 - A więc nie ma pani pieniędzy.
Lars poruszył się niespokojnie, lecz Kristine, od 
dzieciństwa przyzwyczajona radzić sobie z ojcem, nie 
zamierzała się ugiąć przed Martą Bronstad.
 - To prawda, nie mam pieniędzy. Nie mam teŜ zamiaru 
korzystać z cudzych - powiedziała, zanim Lars zdąŜył 

background image

się odezwać.
 - Jest pani bardzo bezpośrednia, panno Kleiven. Za 
moich czasów młode panienki tak się nie zachowywały.
 - Byłam dziś w Galerii Narodowej i widziałam portret 
młodej kobiety ubranej w czarną suknię, która równie 
dobrze mogłaby być kaftanem bezpieczeństwa - odparła 
Kristine. nie dając się zbić z tropu. - Jestem wdzięczna 
losowi, Ŝe urodziłam się w czasach, kiedy kobiety mogą 
same podróŜować i zarabiać na swoje utrzymanie. Marta 
Bronstad zmruŜyła oczy.
 - I nie zamierza pani zmienić stylu Ŝycia?
 - Będę podróŜowała tak długo, jak długo starczy mi 
ś

rodków i chęci.

 - Nie ma pani Ŝadnych zobowiązań wobec rodziców? 
Wobec słabującej matki?
Kristine poczuła ucisk w dołku. KaŜdy list z domu 
wywoływał u niej nieuzasadnione wyrzuty sumienia. 
Spojrzała nieprzyjaznej damie prosto w oczy, kryjąc ból.
 - Zajmowałam się braćmi od czasu, gdy skończyłam 
sześć lat, Fru Bronstad. Praktycznie nie miałam 
własnego dzieciństwa. Co jeszcze, pani zdaniem, 
powinnam zrobić?
 - Zawsze będzie pani dłuŜniczką rodziców. Zawsze. 
Lokaj przyniósł dymiącą wazę z zupą, a zadowolona z 
siebie Marta Bronstad zmieniła temat rozmowy. 
Opowiadała o Munchu, wybitnym malarzu i przyjacielu 
jej matki, oraz o rzeźbiarzu Vigelandzie - jej własnym 
znajomym z lat młodości. Po obiedzie podano niezwykłe 
mocną kawę w maleńkich filiŜankach, a gdy została 
wypita, Lars podszedł do babci i oznajmił:
 - Odwiozę Kristine do domu, bestemor. Kristine wstała.
 - Dziękuję za gościnę, Fru Bronstad - powiedziała, siląc 
się na Ŝyczliwość.
 - Skoro wkrótce pani wyjeŜdŜa z Oslo, nie sądzę, 

background image

Ŝ

ebyśmy miały się jeszcze spotkać - odparła Marta 

Bronstad. po raz ostatni mierząc ją spojrzeniem. - 
Dobranoc, panno Kleiven.
Kristine zeszła szerokimi schodami między gryfami, po 
czym wsiadła do samochodu i z rozmachem trzasnęła 
drzwiami.
 - Co to było, u diabła? Test? - wyrzuciła z siebie z 
wściekłością. - Jeśli tak, to na pewno oblałam.
 - Wręcz przeciwnie, zdałaś w pokazowym stylu. 
Proponowałem ci zresztą kolację w lokalu, ale ty sama 
wybrałaś wizytę u mojej, babci.
 - Ona myśli, Ŝe lecę na ciebie dla pieniędzy! - Kristine 
nie kryla wzburzenia.
 - Ale się myli, prawda?
 - Wcale na ciebie nie lecę!
 - Babcia swata mnie z sąsiadką, słodką, uległą i 
obrzydliwie bogatą. Sigrid się jej boi... Ona nie stawia 
się tak, jak ty.
 - No to oŜeń się z nią i daj mi święty spokój! - 
wykrzyknęła Kristine, której na wieść o innej kobiecie w 
Ŝ

yciu Larsa do reszty puściły nerwy. - A tymczasem 

proszę, Ŝebyś odwiózł ranie do domu. Jestem 
wykończona,
 - Sekundkę. - Zanim zdąŜyła zareagować, 
zdecydowanym ruchem przyciągnął ją do siebie i zaczął 
całować.
Kristine poczuła, jak krew pulsuje jej w Ŝyłach. DrŜąc z 
poŜądania i nie myśląc, co robi, zarzuciła mu ręce na 
szyję, zatapiając palce w gęstych włosach. Niczego 
bardziej nie pragnęła, jak kochać się z Larsem - na 
tylnym siedzeniu auta, tu i teraz.
 - A moŜe jednak odrobinę na mnie lecisz? - szepnął 
figlarnie.
Czy mogła odmówić mu racji? Odsunęła się i 

background image

nerwowym ruchem poprawiła spódnicę.
 - Odwieź mnie do domu.
Bez słowa włączył silnik i ruszył. Rozświetlone 
tysiącami świateł miasto malowniczymi estakadami 
kładło się na wzgórzach. Gdy stanęli pod domem 
Haralda, Lars zacisnął palce na kierownicy i jednym 
tchem wyrzucił z siebie:
 - Chcę się z tobą kochać, Kristine, dzisiaj, zaraz, juŜ! 
Wiem, Ŝe poznaliśmy się zaledwie dwa dni temu i Ŝe 
Ŝ

adne z nas tak się zazwyczaj nie zachowuje. Ale muszę 

się upewnić, Ŝe to się dzieje naprawdę, Ŝe nie śnię. I 
mogę zaufać... Ech, do diabła, sam juŜ nie wiem, co 
właściwie chcę ci powiedzieć.
Wieczorna przejaŜdŜka z Asgardu zdąŜyła nieco 
ostudzić zapał Kristine i przywrócić jej trzeźwość 
myślenia.
 - Nie mogę, Lars, dobrze o tym wiesz - powiedziała 
spokojniej. - Pochodzimy z innych światów. Niedługo 
wyjadę i juŜ się więcej nic zobaczymy. Nigdy cię nie 
zapomnę, ale nie pójdę z tobą do łóŜka.
 - Nie pozwolę ci zniknąć z mojego Ŝycia! - 
zaprotestował.
 - To nie zaleŜy od ciebie.
 - Kristine, zbyt długo czekałem na kobietę taką jak ty, 
aby tak po prostu pozwolić ci odejść. MoŜemy 
podróŜować we dwoje. O której mam po ciebie jutro 
przyjechać?
 - Nigdzie się z tobą nie wybieram!
 - Jeśli to będzie konieczne, jestem gotów spać na 
wycieraczce pod twoimi drzwiami - powiedział ze 
ś

miertelną powagą.

Czując, Ŝe Lars naprawdę jest w stanie posunąć się do 
tak desperackiego kroku, powtórzyła miękko:
 - Nie zobaczymy się więcej, Lars, więc rozstańmy się 

background image

szybko i w spokoju, dobrze?
 - Moja babcia ma trudny charakter i nie była dla ciebie 
zbyt miła, lecz jestem przekonany, Ŝe szanuje cię o wiele 
bardziej niŜ Sigrid.
 - To bez znaczenia, nie rozumiesz?
 - Na pewno masz jej dosyć, ale tak się składa, Ŝe jutro 
są jej urodziny i zabieram ją na obiad do restauracji. 
Chciałbym, Ŝebyś z nami poszła.
 - Wykluczone - odparła Kristine bez chwili wahania. - 
Jutro wraca Harald, a potem znikam stąd.
 - Czy on znaczy dla ciebie więcej niŜ ja? - zapylał Lars 
z nutą goryczy w głosie.
 - Jest moim kuzynem, pierwszym członkiem norweskiej 
rodziny, jakiego poznam. To dla mnie bardzo waŜne.
 - W takim razie zadzwonię - zapewnił Lars, 
wzdychając.
 - Nie odbiorę! - krzyknęła, zastanawiając się, czy będzie 
miała wystarczająco duŜo silnej woli.
Wysiadła z wozu ze świadomością, Ŝe nie by się nie 
wydarzyło, gdyby dwa dni temu nie poszła do parku, 
tylko grzecznie spacerowała po deptaku Johansgate.
Winda skrzypiała niemiłosiernie. PogrąŜona w myślach 
Kristine wyjęła klucze i otworzyła drzwi do mieszkania. 
W sypialni Haralda paliło się światło.
ROZDZIAŁ TRZECI
Kristine zatrzymała się w przedpokoju i niepewnie 
zawołała:
 - Haraldzie? Cześć!
 - Kristine, to ty? Wróciłem wcześniej. - Z sypialni 
wynurzył się młody męŜczyzna. Biodra miał owinięte 
czarnym ręcznikiem. Figlarny kosmyk mokrych, 
brązowych włosów opadał mu na czoło. Uściskał ją 
serdecznie i ucałował w oba policzki. - Chodź, 
otworzymy szampana, Ŝeby uczcić nasze spotkanie. Nie 

background image

wiedziałem, Ŝe mam taką piękną kuzynkę! - dodał 
szarmancko.
Kristine z przeraŜeniem stwierdziła, Ŝe łzy napływają jej 
do oczu. Harald popatrzył na nią z niepokojem.
 - Masz siniaka na policzku. Czy coś się stało? - zapytał, 
powaŜniejąc.
 - To długa historia - odparła niepewnym głosem.
 - Uwielbiam długie historie i uwielbiam pić szampana
 - rozpromienił się. - Poczekaj chwilkę, zarzucę tylko coś 
na siebie i wszystko mi opowiesz.
Pod wpływem szampana Kristine opowiedziała 
Haraldowi znacznie więcej, niŜ zamierzała. Gdy 
skończyła, kuzyn oznajmił stanowczo:
 - Zabiorę cię jutro na kolację i na tańce. Nie będziesz 
juŜ musiała spędzać czasu z babciami. Tylko czy 
przypadkiem nie zakochałaś się we wnuku? To byłoby 
niezwykle romantyczne!
 - Seks i romantyczna miłość to nie to samo - stwierdziła, 
choć tak naprawdę nie miała zbytniego pojęcia ani o 
jednym, ani o drugim.
 - Za to gdy występują razem, nie sposób im się oprzeć - 
odparł Harald, wznosząc kolejny toast i puszczając oko 
do Kristine.
Jeszcze parę godzin wcześniej nie uwierzyłaby, gdyby 
jej powiedziano, Ŝe do trzeciej nad ranem będzie 
wznosiła toasty z nowo poznanym kuzynem. O dziesiątej 
obudził ją silny ból głowy. Zimny prysznic nie zdołał 
usunąć objawów potęŜnego kaca. Gdy dotarła do kuchni, 
Haraldowi wystarczył jeden fachowy rzut oka.
 - Lekkie śniadanie i mocna kawa w jakiejś miłej kafejce,
oto, czego ci potrzeba - stwierdził.
 - Niech ci będzie - zgodziła się, uznając, iŜ nie jest to 
najlepszy moment, by podkreślać własną niezaleŜność 
finansową.

background image

Gdy wyszli na ulicę, jęknęła, oślepiona blaskiem 
porannego słońca. Harald domyślnie sięgnął do kieszeni 
koszuli i wręczył jej swoje okulary przeciwsłoneczne. 
Ś

wiat widziały zza niebieskich szkieł wyglądał tak 

surrealistycznie, Ŝe w pierwszym momencie nie zwróciła 
uwagi na idącego ku nim męŜczyznę.
 - Witaj, Kristine. - Na dźwięk znajomego głosu 
oprzytomniała i rozejrzała się wokoło. A więc jednak 
czekał pod drzwiami, dokładnie tak, jak obiecywał.
 - Mój kuzyn Harald, Lars Bronstad.
Lars uprzejmie skinął głową i zdjął jej okulary.
 - Coś ty ze sobą zrobiła!
 - Najpierw wino z tobą, potem szampan z Haraldem, to 
wszystko - wyjaśniła, nie puszczając ramienia kuzyna. - 
A co ty tutaj robisz?
 - Muszę dziś jechać do Lillehammer w interesach. Ale 
chciałbym, Ŝebyś spędziła ze mną jutrzejszy dzień.
 - Jutro rano jadę na lotnisko odebrać moją dziewczynę, 
która przylatuje z Mediolanu - wtrącił Harald z 
podstępną miną.
Kristine posłała mu piorunujące spojrzenie, po czym 
zwróciła się do Larsa:
 - MoŜesz do mnie zadzwonić rano, jeśli masz ochotę.
 - Czy tak bardzo nie lubisz zobowiązań, Ŝe nie moŜesz 
zaplanować swojego Ŝycia jeden dzień naprzód? - 
wykrzyknął Lars.
 - Nie wrzeszcz, głowa mi pęka - jęknęła. - Dzisiaj nie 
jestem nawet w stanie zdecydować, którą stroną ulicy 
powinnam iść.
Lars, nie zwracając uwagi na Haralda, ujął twarz 
Christine w dłonie i złoŜył na jej wargach ciepły 
pocałunek.
 - Jutro rano, pamiętaj - rzucił na poŜegnanie i oddalił się 
niespiesznym krokiem.

background image

Harald pokręcił głową z podziwem.
 - O rany, kuzyneczko, widzę, Ŝe nieźle zawróciłaś 
facetowi w głowie.
 - On po prostu nie przywykł do kobiet, które mu 
odmawiają. Słuchaj, Haraldzie, umrę, jeśli nie napiję się 
kawy. Musi być czarna jak smoła i mocna jak siekiera!
 - On jest w tobie zakochany - ciągnął bezlitośnie.
 - Nic opowiadaj głupstw. Znamy się od trzech dni i cały 
czas się kłócimy!
 - Jest nadziany, przystojny i szaleje za tobą. Czy 
wszystkie Kanadyjki tak kręcą nosem?
 - Jego arystokratyczna babka Ŝyczy sobie, Ŝeby się 
oŜenił z zamoŜną sąsiadką.
 - Bez obaw. - Harald z lekcewaŜeniem machnął ręką - 
To człowiek, który robi tylko to, co sam chce... Myślę, 
Ŝ

e powinnaś zostać jeszcze tydzień i dać mu szansę. 

Fjaerland moŜe okazać się pomocne.
 - Harald! - w tonie Kristine brzmiała desperacja. 
Wreszcie posłuchał i zaprowadził ją do kafejki. Tam 
musiała wysłuchać barwnej opowieści o nowej pani jego 
serca.
Gdy wrócili do domu, Kristine połoŜyła się do łóŜka i 
przespała całe popołudnie. Wstała, czując się jak nowo 
narodzona. Kuzyn przywitał ]ą słowami:
 - Ubieraj się, idziemy do restauracji.
 - Mam tylko jedną sukienkę, widziałeś ją wczoraj - 
odparła z bezradnym uśmiechem,
 - Chodź, zobaczymy, moŜe coś z rzeczy Gianerty będzie 
na ciebie pasować.
 - PrzecieŜ jej nie znam i nie mogę poŜyczać sobie ubrań 
bez jej wiedzy - zaprotestowała Kristine, niepewna, jak 
właściwie powinna się zachować.
 - Na pewno chętnie by ci coś poŜyczyła - . zapewnił 
rozkoszny kuzynek, mrugając porozumiewawczo.

background image

Gdy weszli do mieszczącej się naprzeciw pałacu 
królewskiego restauracji, Kristine wyglądała, jakby w jej 
Ŝ

yłach płynęła błękitna krew. Smukła sylwetka w 

seksownej, eleganckiej kreacji przyciągała męskie 
spojrzenia. W tym równieŜ spojrzenie Larsa. Dostrzegła 
go natychmiast - siedział w rogu sali i nie odrywał od 
niej wzroku. Wyglądał, jakby dostał obuchem w głowę.
Kelner przyniósł oprawne w skórę menu i zapytał o coś 
po norwesku. Harald odwrócił się, skinął Larsowi i 
uśmiechnął się z rozbawieniem.
 - No tak, urodziny babuni - zachichotał. - Powinienem 
się domyślić, Ŝe to idealne miejsce do świętowania.
 - Pewnie się od razu domyśliłeś - syknęła.
 - Niczego mi nie udowodnisz - odpowiedział z 
bezczelnym uśmiechem. - Czego się napijesz, śliczna 
kuzynko?
 - Byle nie szampana - szepnęła i zajęła się 
studiowaniem karty. Znad okładki zerkała na Larsa, 
siedzącego przy owalnym stoliku w towarzystwie 
czterech innych osób. Dziewczyna w białej koronkowej 
sukni była zapewne ową słodziutką i bogatą Sigrid. 
Szybko się pocieszył, stwierdziła Kristine z niesmakiem. 
Gdy podano koktajle i udało się wreszcie złoŜyć 
zamówienie, Harald wskazał parkiet.
 - Zatańczymy?
 - Jasne - odparła zadowolona, Ŝe będzie miała jakieś 
zajęcie.
Harald okazał się doskonałym tancerzem, dzięki czemu 
bez trudu złapała szybki i skomplikowany rytm granej 
przez orkiestrę melodii. Gdy skończyli taniec, kuzyn 
zdecydowanym ruchem wziął ją za rękę.
 - Myślę, Ŝe powinnaś złoŜyć starszej pani Ŝyczenia 
urodzinowe - oznajmił, ruszając w stronę owalnego 
stolika.

background image

 - Nie, Haraldzie! - szepnęła, usiłując wyrwać dłoń. 
ZaróŜowione od tańca policzki pulsowały z bezsilnej 
złości.
Na ich widok Lars i młodszy, bardzo do niego podobny 
męŜczyzna, wstali z krzeseł. Harald przywitał się z 
Larsem, który następnie przedstawił babcię, brata, 
bratową oraz Sigrid Christensen, jeszcze ładniejszą z 
bliska niŜ z oddali. Kristine złoŜyła Ŝyczenia Marcie 
Bronstad, która wcale nie wyglądała na zadowoloną. 
Okruchy tortu dobitnie świadczyły o tym, Ŝe uroczysta 
kolacja dobiegała końca.
Orkiestra zagrała walca, a Harald z czarującym 
uśmiechem poprosił Sigrid do tańca. Lars obszedł stół 
dookoła i nie pytając o zgodę, wziął Kristine za rękę i 
zaprowadził na parkiet.
 - To bestemor zaprosiła Sigrid, nie ja - wyjaśnił nie 
pytany, po czym jedną ręką objął Kristine w talii, a 
drugą mocno przyciągnął do siebie. Zatopiwszy policzek 
w jej aksamitnych włosach, pozwolił się prowadzić 
muzyce.
Czując pod palcami mocne uderzenia serca Larsa, 
Kristine westchnęła, przepełniona nie znanym jej dotąd 
uczuciem bliskości.
Melodia zdawała się trwać wiecznie, a zarazem 
skończyła się o wiele za wcześnie. Lars odprowadził 
Kristine do stolika babci. Marta Bronstad siedziała 
sztywno, nie przyłączając się do rozmowy Haralda z 
bratem Larsa. Miało się wraŜenie, Ŝe jedynie dobre 
wychowanie nic pozwala jej okazać głębokiej irytacji.
Gdy wrócili do swojego stolika, na srebrnej tacy czekał 
wybór smakowicie wyglądających przekąsek. Harald 
podsunął je Kristine.
 - Mała Sigrid jest przeurocza i zupełnie nieodpowiednia 
dla Larsa - oznajmił ze znawstwem. - To tak, jakby 

background image

stręczyć gołębicę jastrzębiowi. W twardym ręku babuni 
będzie miękka jak wosk. A propos, muszę powiedzieć, 
Ŝ

e z prawdziwą przyjemnością obserwowałem twój 

wyzwolony taniec, droga kuzynko.
Kristine wypuściła z ręki widelec wraz z przygotowaną 
na nim porcją wędzonego łososia z kaparami.
 - Haraldzie, zlituj się, moŜemy rozmawiać o 
kimkolwiek chcesz, tylko nie o Larsie - wyszeptała 
błagalnie.
 - W zeszłym miesiącu skończyłem trzydzieści lat, moja 
droga - powiedział tonem mędrca - i wiem, Ŝe Ŝycie nie 
rozdaje nam tylu drugich szans, ile byśmy sobie Ŝyczyli.
UwaŜaj, Kristine. Ten twój Lars... o ile się nie mylę, dla 
was obojga to nie był zwyczajny taniec. Kristine posłała 
mu rozpaczliwe spojrzenie i raz jeszcze z błaganiem w 
glosie poprosiła, by przestał, Harald zrozumiał i zmienił 
temat. W zamian zaczął opowiadać niezwykle barwnie, 
jak poznał Gianettę na zatłoczonym peronie dworca 
wiedeńskiego. Gdy skończył, Larsa z rodziną juŜ nie 
było, a Kristine odzyskała spokój.
O dziewiątej trzydzieści rano obudził ją dzwonek 
telefonu. Gdy Harald podał jej słuchawkę, z udawaną 
swobodą rzuciła:
 - Cześć, Lars.
 - JuŜ wróciłem. MoŜemy się spotkać?
 - Harald poleca park Vigelanda. Co ty na to?
 - Przy pomniku, o dwunastej. Dzięki, Kristine. - 
Szczęknęła odkładana słuchawka.
 - Gratuluję! - uśmiechnął się Harald.
 - Chyba jestem szalona - odparła bez przekonania. - 
Chodź, pomogę ci w sprzątaniu - zaproponowała i nie 
czekając na odpowiedź, zabrała się do odkurzania.
W drodze na spotkanie Kristine zdąŜyła przejrzeć 
przewodnik poŜyczony od Haralda. Wchodząc do parku, 

background image

wiedziała, Ŝe znajdują się tam liczne rzeźby Gustava 
Vigelanda przedstawiające cykl Ŝycia ludzkiego od 
narodzin po śmierć. Mijając kolejne posągi, uznała, Ŝe 
fotografie w ksiąŜce nie oddają rzeczywistości. Przeszła 
mostem ozdobionym wielkimi figurami z brązu, a potem 
spacerowała wśród róŜ, wsłuchując się w plusk wody w 
fontannie podtrzymywanej przez sześciu nagich 
męŜczyzn. Fontannę otaczały splecione z drzewami 
ludzkie postacie wyobraŜające męŜczyzn i kobiety, 
młodych i starych, początek łączący się z końcem w 
wiecznym cyklu śmierci i narodzin. Masywne, granitów. 
rzeźby stały wzdłuŜ schodów prowadzących do 
monumentu, przy którym miała się spotkać z Larsem. 
Kristine przyglądała się wysokiej na pięćdziesiąt stóp 
granitowej kolumnie pokrytej płaskorzeźbami setek 
nagich kształtów ludzkich: Ŝycie obok Ŝycia, pragnienia, 
trudy, ból i wola istnienia. Potrzeba drugiego człowieka, 
pomyślała z Ŝalem. śadna z tych postaci nie jest 
oddzielona od reszty. Poczuła, jak łzy napływają jej do 
oczu. Nie moŜesz być całkiem niezaleŜna, pomyślała. To 
niemoŜliwe. To wbrew ludzkiej naturze. Wszystkie byty 
są od siebie zaleŜne.
Kątem oka zauwaŜyła zbliŜającego się Larsa. Szedł 
swobodnym, pełnym swoistego wdzięku krokiem, i 
równie swobodnie wziął Kristine w ramiona. Nadmiar 
emocji spowodował, iŜ wtuliła twarz w jego koszulę i 
wybuchnęła płaczem. Uspokoiła się równie szybko. Lars 
przytomnie wcisnął jej do ręki paczkę chusteczek. 
Niespodziewanie dla samej siebie Kristine poczuła się 
zagubiona niczym mała dziewczynka.
 - Chodź, usiądźmy gdzieś - zaproponował Lars.
U stóp schodów stała rzeźba przedstawiająca kobietę i 
męŜczyznę przytulających do siebie dziecko, owoc ich 
miłości.

background image

 - W mojej rodzinie tak nie było. Nigdy nie widziałam. 
by ojciec przytulał mamę. I to ja zajmowałam się 
chłopcami, nie oni - wyznała cicho.
 - Nic dziwnego, Ŝe nie chcesz się z nikim wiązać.
 - Jesteś na mnie zły? - wyszeptała, gdy przechodzili po 
okalającej fontannę mozaice. - Strasznie się nad sobą 
rozczulam
 - Nie, Kristine. Nie jestem zły na ciebie, tylko na twoich 
rodziców - zapewnił Lars z przekonaniem i poprowadził 
ją do ukrytego w gęstych krzakach kręgu posągów.
 - Nazywają to miejsce dziecięcym kącikiem - oznajmił. 
Lars usiadł na jednej z ławek, a Kristine spacerowała.
Przyglądając się brązowym rzeźbom niemowląt i dzieci, 
które nieodparcie przywodziły jej na myśl braci. 
Wreszcie usiadła na ławce, odchyliła głowę do tyłu i 
przymknęła oczy. Dopiero teraz poczuła zmęczenie, 
ogarniające ją jak szara, cięŜka fala.
 - Opowiedz mi, jak było z tobą i z twoją rodziną - 
poprosił Lars.
Zaczęła opowiadać, nie otwierając oczu, a z jej słów 
wyłonił się obraz ojca, stale mającego o coś pretensję, 
maiki, która rodziła pięcioro dzieci rok po roku. oraz 
małej dziewczynki, obarczanej obowiązkami ponad 
wiek.
 - Czułam, ze nie mam wyboru - ciągnęła - Gdybym nie 
zajmowała się chłopcami, nikt by tego nie robił. 
Kochałam ich...
 - Kochałaś ich i miałaś do nich Ŝal, Ŝe cię ograbili z 
dzieciństwa.
 - Pewnie tak. Nie miałam czasu na zabawę z innymi 
dzieciakami. Bracia opuścili dom najszybciej, jak mogli, 
i nie potrafię ich za to winić. Zostałam z Paulem do 
czasu, gdy skończył szesnaście lat i przeprowadził się do 
Carla, do Manitoby. Potem ja takŜe wyjechałam. Matka 

background image

płakała...
 - Oczekiwała, Ŝe zostaniesz? Chłopcy mogli wyjechać, 
a ty nie?
 - Takie są zasady w mojej rodzinie.
 - Musiałaś stamtąd uciec, by móc zacząć Ŝyć własnym 
Ŝ

yciem - podsumował.

 - Właśnie - powiedziała z uczuciem ogromnej ulgi. 
Cieszyła się, Ŝe Lars zrozumiał. I współczuł.
Od strony fontanny dochodziły dźwięki skrzypiec. 
Gdzieś na moście płakało dziecko. Kristine westchnęła, 
wspominając ukojenie, jakie znalazła w ramionach 
męŜczyzny.
 - JuŜ dawno zdecydowałam, Ŝe nie wyjdę za mąŜ i nie 
będę miała dzieci, Lars - wyznała. - Miłość umiera, a jej 
miejsce zajmują złość i przygnębienie. Dzieci odbierają 
ci Ŝycie i odchodzą. Dlatego nie chcę się wiązać.
Lars w milczeniu patrzył w błyszczące od łez. wielkie 
oczy.
 - Wszystkie rzeźby w tym parku mówią o miłości i jej 
braku, o radościach, jakie daje, i o cenie, jaką kaŜe sobie 
płacić. Miłość jest wszędzie, a tam, gdzie jej nie ma, jest 
ś

mierć - powiedział dobitnie.

 - Wiem, co myśleć o małŜeństwie i dzieciach - 
stwierdziła uparcie. - Dorastałam z ludźmi, którzy z cała 
pewnością nie byli dobraną parą. i wychowałam czworo 
dzieci.
 - Nie chodziło o twoje małŜeństwo ani o twoje dzieci - 
zaznaczył z naciskiem.
 - Wystarczy mi takie doświadczenie, jakie mam.
 - Twoje własne dzieci pokaŜą ci, Ŝe moŜe być inaczej.
 - Mina, z którą mówił te słowa, świadczyła, iŜ głęboko 
w nie wierzy. - Pozwól mi jechać z tobą, jeśli 
zdecydujesz się wyjechać z Oslo. - Nie spuszczał 
wzroku z błękitnych oczu Kristine. - Udowodnię ci, Ŝe 

background image

kobieta i męŜczyzna mogą dobrze się, razem bawić i być 
szczęśliwi.
 - Nie musisz, wiem to. Po Tajlandii podróŜowałam z 
Billem, po Grecji z Andreasem, a z Philippe'em 
zwiedziłam Grecję i Francję. Dobrze się z nimi bawiłam.
 - Spałaś z nimi?
 - PrzecieŜ ci mówiłam, Ŝe nie!
 - My bylibyśmy razem w kaŜdym znaczeniu tego słowa, 
Kristine. Dzień i noc, jak w małŜeństwie. Dopiero wtedy 
szczęście moŜe być pełne. - Przesunął opuszkiem palca 
wzdłuŜ dolnej wargi dziewczyny.
 - Zachowujesz się nie fair, Lars.
 - Nie, to tylko szczerość. Pragniemy siebie nawzajem - 
po co więc udawać, Ŝe tak nie jest?
 - Nie mogę ci się ofiarować. Nie potrafię. - Spuszczone 
oczy i drŜenie rąk najdobitniej świadczyły, jak cięŜko 
jest jej mówić te stawa. - Boję się, Lars. Jestem 
przeraŜona, sparaliŜowana strachem.
 - Boisz się, ale nie jesteś tchórzem. Nie jest twoją winą, 
Ŝ

e nie miałaś normalnej rodziny ani dzieciństwa - 

powiedział ze współczuciem. - W kaŜdym razie wiedz, 
Ŝ

e nie zrezygnuję z ciebie. W pewnym sensie walczę 

takŜe o samego siebie.
 - Nie rozumiem? - Kristine zmarszczyła brwi.
 - Nigdy wcześniej nie pragnąłem tak Ŝadnej kobiety. 
Usilnie dajesz mi do zrozumienia, Ŝe mnie nie chcesz, 
ale nie jestem w stanie z ciebie zrezygnować.
Kristine poderwała się ze złością.
 - Nie zamierzam wychodzić za mąŜ i nie jestem 
zainteresowana romansem. Przestań za mną chodzić!
 - śyjesz Ŝyciem rodziców, przedkładając strach nad 
namiętność. - Lars wyrósł obok niej jak dominujący 
cień.
 - To moja sprawa i przestańmy w kółko wałkować ten 

background image

temat Lepiej oszczędźmy sobie późniejszych 
rozczarowań i Ŝalu,
 - Nie dajesz nam szansy. Kristine. Kiedy sobie 
wyobraŜam nas dwoje razem, czuję, Ŝe tak właśnie 
powinno być.
 - Przestań! Nienawidzę, gdy tak mówisz.
 - Nienawidzę? Mocne słowo!
 - Lars, musisz zostawić mnie w spokoju! Tu nie chodzi 
o Ŝadne gierki z mojej strony, o zgrywanie niedostępnej i 
temu podobne chwyty. Po prostu nie chcę cię więcej 
widzieć. Koniec, kropka.
 - Oboje będziemy tego Ŝałować.
 - Trudno. Nie mogę inaczej. Nie wyobraŜam sobie. Ŝe 
mogłabym się z kimś związać - powiedziała, zaciskając 
usta.
 - W takim razie nic pozostaje mi nic innego, jak odejść - 
stwierdził krótko. Rysy twarzy stęŜały mu jak maska. - 
ś

egnaj i powodzenia.

Opadła na ławkę, patrząc, jak odchodzi w stronę mostu. 
Tak bardzo pragnęła, by dał jej spokój. Posłuchał. 
Dlaczego więc czuje w sercu straszliwą pustkę?
Jeszcze przez godzinę Kristine siedziała na ławce, 
zatopiona w niewesołych rozmyślaniach. Gdy wreszcie 
wstała, postanowiła wrócić piechotą. Przed wejściem do 
domu parkował długi, czarny samochód. Ody podeszła 
bliŜej, wysiadł z niego szofer.
 - Fru Bronstad pragnie z panią rozmawiać - oznajmił, 
otwierając tylne drzwi.
Kristine wsiadła po chwili wahania, nie kryjąc 
niezadowolenia.
 - Dzień dobry, pani Bronstad - wydusiła z siebie 
powitanie, siląc się na uprzejmość.
Marta Bronstad wyniośle skinęła głową.
 - Nie zabiorę pani zbyt wiele czasu, panno Kleiven. 

background image

Chcę. aby zostawiła pani mojego wnuka w spokoju.
Co za ironia losu, pomyślała Kristine z przekąsem.
 - Mogła się pani nie fatygować. Właśnie mu 
powiedziałam, Ŝe nie będziemy się więcej widywać - 
oznajmiła nie bez satysfakcji.
 - Trudno mi w to uwierzyć.
 - To pani sprawa, czy pani mi wierzy, czy nie. - Kristine 
była tak sfrustrowana, Ŝe nie zamierzała szukać miłych 
słów.
Marta Bronstad wyprostowała się.
 - Sigrid to dobra partnerka dla Larsa. Pobiorą się i będą 
mieli zdrowych synów.
 - Nie daj BoŜe, by miała mu urodzić córki - zakpiła 
Kristine, usiłując odpędzić od siebie myśl o Sigrid 
noszącej dziecko Larsa. - W kaŜdym razie traci pani 
czas, Fru Bronstad. Jutro wyjeŜdŜam z Oslo i nie 
zamierzam tu wracać. JuŜ się poŜegnałam z pani 
wnukiem. A jeśli mam być szczera... Myślę, Ŝe Lars 
oŜeni się z dziewczyną, którą sam sobie wybierze.
 - Sigrid nigdy by się tak do mnie nie odezwała!
 - Ja teŜ nie. - Kristine poczuła, Ŝe jej irytacja zmienia się 
w czarną rozpacz. - Ale nic lubię, gdy ktoś, kogo 
właściwie nie znam, wtrąca się w moje Ŝycie i mówi mi, 
co mam robić.
Marta Bronstad nerwowo obracała na palcu diamentowy 
pierścionek.
 - Nie rozumiem pani, panno Kleiven.
 - Nie próbowała pani.
Staruszka rzuciła Kristine badawcze spojrzenie i po raz 
pierwszy jej oczy złagodniały.
 - Chyba ma pani rację - przyznała uczciwie.
 - Jestem dla pani tylko biedną turystką o wątpliwej 
postawie moralnej, która zastawia sidła na pani 
wychuchanego. przystojnego wnuka. - Odgarnęła włosy 

background image

właściwym sobie. buntowniczym gestem. - To prawda, 
nie mam pieniędzy, ale osiedlenie się w Norwegii jest 
ostatnią rzeczą, o jakiej marzę. Zresztą nie zamierzam 
nigdzie zapuszczać korzeni.
 - Zaczynam sądzić, Ŝe jest pani niezwykłą młodą 
kobietą. Chyba źle panią oceniłam - przyznała starsza 
dama.
 - Dziękuję.
 - Naprawdę niezwykłą.
Po raz pierwszy Kristine dostrzegła w spojrzeniu 
arystokratycznej babci Larsa coś na kształt szacunku. 
Była przekonana, Ŝe ta dama nieczęsto przyznaje się do 
błędu.
 - Miło mi, Ŝe pani tak myśli, ale na mnie juŜ czas. - 
Zawahała się, przypominając sobie odpowiednie słowo. - 
Far - vel, Fm Bronstad - powiedziała, podając jej rękę.
 - Do widzenia, panno Kleiven. - Mana Bronstad 
uścisnęła podaną dłoń.
Kristine szybkim krokiem pokonywała odległość 
dzieląca ją od mieszkania Haralda. Była zdecydowana 
wyjechać z Oslo jeszcze tego samego dnia. jeśli tylko 
zdąŜy się spakować. Im szybciej oddali się od Larsa, tym 
lepiej.
ROZDZIAŁ CZWARTY
W dwie godziny później była juŜ w drodze. Harald 
spakował prowiant, a Gianetta, słodka czarnooka 
piękność, uparła się, aby Kristine zabrała jej sukienkę w 
kolorze morskiej zieleni.
 - Nie zajmuje miejsca, a pasuje do twoich oczu, 
bellissima!
 - Co z Larsem? - zapytał Harald bez ogródek.
 - Radzę sobie - odrzekła Kristine bojowo.
 - Wybierasz się do Fjaerland?
 - MoŜliwe. Ale nie uprzedzaj ich, Ŝe przyjeŜdŜam.

background image

Harald rzucił jej uwaŜne spojrzenie. Widać było, Ŝe 
chciałby wiedzieć więcej, ale w końcu ucałował kuzynkę 
serdecznie w obydwa policzki i kazał obiecać, Ŝe będzie 
dzwoniła. Na poŜegnanie wręczył jej pięknie 
wyrysowany plan wyjazdu z miasta.
Wyjechała trasą El8, na południe. Był to kierunek 
przeciwny do Fjaerland, ale potrzebowała czasu, nim 
stanie przed dziadkiem. Prowadziła spokojnie. Stary fiat 
pokonywał kolejne mile. Chciała odjechać jak najdalej 
od Oslo, zanim zatrzyma się na nocny postój.
Krajobraz był uroczy, sielski - pola dojrzewających 
zbóŜ. czerwone dachy stodół, chaty wśród ruskich 
pagórków. Zatrzymała się za Larvik, nad morzem. 
Zjadła połowę zapasów i spacerowała wzdłuŜ brzegu, 
klucząc między skałami. Choć była juŜ poza zasięgiem 
Larsa, nie mogła przestać o nim myśleć. Jej mózg 
odtwarzał uparcie kaŜdą chwilę spędzoną razem.
Zdumiewające, ile miała wspomnień związanych z tym 
człowiekiem, choć tak krótko się znali. Właściwie, 
pomyślała zgnębiona, niewiele się o nim dowiedziałam. 
Czy musiała go opuścić, Ŝeby dojść do tego wniosku?
Obserwowała, jak mewa śmiga nad wodą, raz po raz 
nurkując po upatrzoną rybę. Gdzie Lars nauczył się tak 
dobrze angielskiego? Jak zarabiał na Ŝycie? Czy kręcił 
się po Oslo, oczekując, Ŝe odziedziczy Asgard? Nie 
zadała mu tych pytań. CzyŜby nie chciała znać 
odpowiedzi? A moŜe przeciwnie, za bardzo chciała je 
poznać?
Lars wiedział o jej rodzicach, o czterech braciach i o 
stosunku do małŜeństwa Sam musiał mieć trzydzieści lat 
i jeszcze się nie oŜenił. Dlaczego?
Czy był kiedyś zakochany?
Podniosła płaski kamień i cisnęła w wodę, usiłując 
puścić kaczkę. Czy jej brak zainteresowania zranił jego 

background image

uczucia?
 - Nie poznasz odpowiedzi na te pytania ani na pozostałe 
- powiedziała do siebie, gapiąc się na cięŜkie szare 
chmury nad horyzontem - bo nie chciałaś ich zadać. - 
Zrezygnowała ze znajomości z Larsem, człowiekiem tak 
róŜnym od męŜczyzn jej Ŝycia, czterech braci, gdyŜ 
histerycznie bała się tego, co moŜe się wydarzyć.
Zajechała na kemping, rozbiła namiot i wczołgała się do 
ś

piwora. Szum fał utulił ją do snu. Rano resztka zapasów 

Haralda posłuŜyła jej jako śniadanie. Zjadła je pod wiatą, 
kryjąc się przed cięŜką, mglistą mŜawką.
Deszcz nasilił się, kiedy ruszyła w drogę. Popołudnie 
spędziła w Kristiansand. a kolejną noc - koło Mandal. 
Prognozy w biurze turystycznym na plaŜy w Mandal nie 
zapowiadały poprawy pogody na następny dzień.
Do licha, z jakiego powodu miałabym się czuć 
nieszczęśliwa? myślała z irytacją, mocując się z 
suwakiem śpiwora. Właściwie Lars dokonał jednego: 
obudził w niej uśpioną seksualność. Ale była normalną 
młodą kobietą i prędzej czy później ktoś i lak pobudziłby 
jej hormony. Larsowi się to udało, Billowi, Andreasowi i 
Philippe'owi nie. Co nie oznacza, Ŝe musi o nim myśleć 
przez cały czas.
Zwinęła sweter pod głową i zamknęła oczy. Gdzieś na 
wzgórzu trwała zabawa. Spomiędzy drzew dobiegały 
urywki piosenek i śmiechy. Kiedy zaszyła się głębiej w 
ś

piworze, zdradziecki umysł wyprodukował wizję Larsa 

leŜącego obok. męskich dłoni błądzących po jej ciele 
oraz ust, całujących ją namiętnie.
Wzdychając w ciemności i przeklinając rabusiów z 
parku w Oslo, w końcu zasnęła.
Następny dzień był niespodziewanie słoneczny i ciepły. 
Kristine nie spała dobrze, lecz poranny błękit nieba i 
łagodna bryza podniosły ją na duchu. Zjadła kilka 

background image

owoców i rogalików, a potem przespacerowała się do 
miasteczka. Na głównej ulicy stały kramy z kolorowymi 
latawcami i balonami. Pobliska plaŜa była długą łachą 
czystego, jasnego piasku. Czas na kąpiel, zdecydowała i 
wróciła na kemping, aby przebrać się w kostium.
Idąc ku swemu namiotowi, rozbitemu pod drzewami, z 
dala od innych, zobaczyła, Ŝe przed wejściem siedzi 
mały chłopczyk. Wpychał piąstkę w usta. a na jego buzi 
brud mieszał się ze łzami. Kristine uklękła przy nim.
 - Co się stało? - spytała miękko.
Spojrzał na nią mokrymi, niebieskimi oczkami, 
wymamrotał coś po norwesku i rozpłakał się na dobre. 
Kristine strzepnęła mu komara z uszka, usiadła na trawie 
i wzięła malucha w ramiona. Język gestów, pomyślała 
kwaśno, jest uniwersalny. Kołysząc łagodnie dzieciaka, 
zaśpiewała kołysankę, która zawsze uspokajała Carla, 
gdy jako brzdąc miewał napady kolki. Kiedy dzieciak 
ucichł, obtarta mu łzy i zademonstrowała palcami 
sztuczkę, znaną równieŜ jej braciszkom. Chłopczyk 
wymamrotał kolejne proste zdanie.
 - Nie rozumiem ani słowa, malutki - oświadczyła 
Kristine. - Ale podejrzewam, Ŝe się zgubiłeś. Pójdziemy 
poszukać twojej mamy?
Pociągnął ją za palce.
 - Om igjen, om igjen - powiedział.
 - Om igjen? - powtórzyła niezdecydowanie. Trzasnęła 
gałązka. Kristine spojrzała w górę i zobaczyła 
wysokiego, barczystego męŜczyznę, idącego ku nim.
 - Chce, Ŝebyś to zrobiła jeszcze raz - powiedział. Serce 
podskoczyło jej w piersi, a chłopczyk powtórzył 
niecierpliwie:
 - Om igjen.
Lars? Tutaj, na kampingu w Mandal, setki kilometrów 
od Oslo? Wysoka posiać na tle zieleni drzew, jasne 

background image

włosy rozświetlone promieniami słońca... Pokazała 
sztuczkę jeszcze raz, Ŝeby dać sobie czas do namysłu. 
Zastanawiała się, jak długo ją obserwował. Gdy chłopiec 
przytulił się do niej, zaśmiewając się do rozpuku, 
powiedziała z udawanym spokojem:
 - Cześć, Lars. Co tu robisz?
 - Szukam cię... Czy ten mały się zgubił?
 - Sam go zapytaj. Nie rozumiem ani słowa.
Słońce, prześwitujące spomiędzy drzew, układało na 
ciele Kristine wzór ze światła i cienia. Dziecko leŜało 
ufnie w jej ramionach. Lars ukucnął obok nich i 
zagadnął chłopca. Ciepły uśmiech rozjaśnił 
szaroniebieskie oczy. Był tak blisko Kristine. Ŝe poczuła 
zapach jego wody kolońskiej. Miał na sobie luźny 
koszulkę i bawełniane spodnie. Chłopczyk wymamrotał 
odpowiedź, a łzy znów zawisły na końcach długich rzęs.
 - Nazywa się Leif i nie moŜe trafić do mamy - 
zaraportował Lars. - Tu go znalazłaś?
 - Tak, na moment przed tym, jak ty znalazłeś mnie - 
odrzekła, wyzywająco unosząc podbródek.
MęŜczyzna zerknął na nią krótko i kiwnął głową.
 - Chodźmy do recepcji. Jeśli to nie pomoŜe, pójdziemy 
na policję.
Pochylił się i pomógł Kristine wstać. Przez moment jego 
dłonie spoczęły na jej łopatkach. Szarpnęła się, a dziecko 
pisnęło ze strachu. W nagłym odruchu pocałowała jasną 
główkę.
Lars przystawał przy kaŜdym namiocie i pytał o chłopca, 
ale nikt nic nie wiedział. Dopiero recepcjonistka przy 
bramie wiedziała o poszukiwaniu dziecka.
 - Dwie ulice stąd - przetłumaczył Lars. - Matka 
dzwoniła do nich pół godziny temu.
 - Musi być strasznie zdenerwowana. Szukałam kiedyś 
Carla, kiedy uciekł... To były najdłuŜsze dwie godziny w 

background image

moim Ŝyciu.
 - Pozwól, Ŝe ja go wezmę. CięŜko ci.
 - Poradzę sobie.
Lars pochylił się i wyjął chłopca z jej objęć.
 - Wiem, ale to nie jest konieczne - powiedział ciepło. 
Leif uśmiechnął się sennie i znów zamknął oczy. 
Kristine zauroczyły jego długie rzęsy, których cień padał 
na pucołowate policzki. A przecieŜ nie chciała juŜ mieć 
nic wspólnego z małymi dziećmi, zwłaszcza z 
chłopcami.
Jaguar Larsa stał w cieniu niedaleko wejścia na kemping. 
Byli w połowie drogi, kiedy szczerbata dziewczynka na 
rowerze wyhamowała przy nich, zawołała coś z 
uśmiechem i zawróciła w dół ulicy.
 - Jego kuzynka - wyjaśnił Lars. - Pojechała powiadomić 
matkę.
Po kilku minutach zobaczyli biegnąca ku nim kobietę w 
kwiecistej sukni. Gdy zobaczyła dziecko w ramionach 
Larsa, zaczęła śmiać się i płakać jednocześnie. 
Natychmiast przekazał jej Leifa, Chłopczyk obudził się i 
zobaczywszy matkę, chwycił ją pulchnymi ramionkami 
za szyję, po czym rozwrzeszczał się na całe gardło. 
Kobieta przytuliła go i zaczęła dziękować, a Lars 
wyjaśnił, Ŝe odnalezienie chłopca jest zasługa Kristine. 
Kiedy juŜ rozstali się z uszczęśliwioną mamą i jej zgubą, 
zaproponował.
 - Chodź, kupię ci loda.
 - Chciałam popływać.
 - Jedno nie przeszkadza drugiemu. - Uśmiechał się tak 
uroczo, Ŝe wrogość Kristine natychmiast stopniała jak 
lody w słońcu.
 - Czy twoja babcia wie, Ŝe tu jesteś? - zapytała z 
niepohamowaną ciekawością.
 - Wie. Kiedy odkryłem, Ŝe była u ciebie, mieliśmy coś, 

background image

co bestemor nazwałaby zasadniczą róŜnicą zdań, a ja - 
awantura. Powiedziałem jej między innymi, Ŝe nigdy nie 
oŜenię się z Sigrid.
 - To dlatego jesteś taki zadowolony?
 - Owszem, bo choć zbyt łatwo pozwoliłem ci opuścić 
Oslo,. bardzo mi się spodobało śledzenie cię. Jakiego 
chcesz loda?
Kristine nie miała jeszcze zamiaru kapitulować.
 - Jak mnie znalazłeś?
 - Mam dobrego przyjaciela, który przypadkiem jest 
komisarzem policji. Harald opisał mi twoje auto i 
namierzenie go nie było zbyt trudne. Niewiele tak 
starych fiatów jeździ jeszcze po drogach.
 - Niech tylko dorwę tego zdrajcę!
 - Był całkiem zadowolony, widząc mnie.
 - Coś takiego!
. - Bardziej zadowolony niŜ ty.
 - Lars, nic się nie zmieniło! - powiedziała 
ostrzegawczym tonem.
 - Wręcz przeciwnie. Wreszcie wiem, co myśleć...
 - Ja wiem juŜ od dłuŜszego czasu - odparowała.
 - CóŜ, pozostaje mi tylko zmienić twoją opinię, prawda? 
- podsumował spokojnie. - O, budka z lodami. Co 
chcesz?
 - Chcę trzy kulki z polewą czekoladową - oznajmiła. - A 
potem idę popływać.
 - Utoniesz.
 - Nie martw się o mnie.
 - Będę cię musiał ratować. Znów.
Błysk w jego oku był po prostu porywający. Nie mogła 
dłuŜej ukrywać radości z tego spotkania.
 - I Ŝeby lód był posypany orzeszkami - zaŜyczyła sobie, 
oblizując się jak łakome dziecko.
 - Czegokolwiek pragnie twoje serce, o pani - 

background image

odpowiedział z komicznym ukłonem.
Kiedy wędrowali między kramikami, Kristine udało się 
poplamić bluzkę wszystkimi trzema rodzajami lodów. 
Wrócili na kemping po kostium i spacerem ruszyli ku 
plaŜy.
Weszli na jasny, gorący piasek i rozłoŜyli ręczniki. Lars 
zdjął koszulę i spodnie. Kristine odwróciła wzrok i 
ś

ciągnęła koszulkę przez głowę. Miała nadzieję, Ŝe 

Morze Północne jest wystarczająco zimne, aby ostudzić 
jej rozpaloną krew.
 - Na tej plaŜy moŜna chodzić topless - zauwaŜył 
niedbale Lars.
 - O, nie, to nie dla mnie - ucięła natychmiast.
 - Szkoda - westchnął.
 - Lars, powiedz mi, co ty tu naprawdę robisz? - zapytała 
z napięciem, choć wiedziała, Ŝe nie dostanie konkretnej 
odpowiedzi.
 - Dobrze się bawię.
 - Cieszę się, ze chociaŜ jedno z nas... Teraz śmiał się z 
niej otwarcie.
 - Lepiej, gdybyśmy się dobrze bawili we dwoje.
 - Nie rób mi tego!
 - Niczego ci nie robię. Nawet cię nie dotknąłem. - 
Zmierzył ją przeciągłym spojrzeniem. - Za co zresztą 
naleŜy mi się medal.
 - Bardzo zabawne! - prychnęła. Niespodziewanie 
zrezygnował z Ŝartobliwego tonu.
 - Wcale nie było mi do śmiechu w sobotnią noc, kiedy 
zrozumiałem, Ŝe juŜ nigdy cię nie zobaczę. Wypiłem za 
duŜo i obudziłem się w niedzielę z dobrze zasłuŜonym, 
paskudnym kacem - i to teŜ nie było zabawne. Nie wiem, 
co tu robię, Kristine. Wiem tylko, Ŝe muszę być z tobą.
Po tej wyczerpującej przemowie pobiegł w kierunku 
morza i rzucił się szczupakiem w fale. Kristine podąŜyła 

background image

za nim. Zanurzywszy palec w wodzie, stwierdziła, Ŝe 
Morze Północne jest bardzo zimne. Lars wypłynął na 
powierzchnię. Jego oczy na tle wody stały się bardzo 
jasne i niebieskie.
 - Temperatura oceanu i skandynawski brak 
temperamentu są ze sobą, ściśle powiązane! - krzyknął.
Ś

miejąc się, pobiegła ku niemu. Skurczyła się, gdy fala 

sięgnęła jej talii. Potem zanurkowała pod wodą, aŜ 
zamajaczył przed nią tors pływaka. Wynurzyła się i 
głęboko nabrała powietrza.
 - Gdzie nauczyłeś się tak dobrze mówić po angielsku?
 - W Londynie, w Nowym Jorku i w Brisbane.
Jej oczy zwęziły się, ale nim zdąŜyła zadać następne 
pytanie, ostrzegł:
 - Nie moŜna się chlapać w tym morzu, Kristine, trzeba 
pływać. To się nazywa szkoła przeŜycia.
Pacnęła go dłonią. Ruszył ku niej. ale umknęła mu 
zgrabnie. Była dobrą pływaczką, bo dwaj bracia naleŜeli 
do szkolnej druŜyny pływackiej, a ona sama kochała 
wodę. Ale nigdy nie bawiła się tak świetnie w Ŝadnym 
basenie, jak przez następny kwadrans z Larsem w tych 
lodowatych falach. I nie była juŜ tak pewna, czy 
temperatura wody moŜe zabić temperament.
W końcu wrócili na plaŜę. Kristine energicznie 
rozcierała ręcznikiem ramiona, pokryte gęsią skórką.
 - Czy ktoś ci juŜ dzisiaj powiedział, jaka jesteś piękna? 
Zerknęła na Larsa. Kropelki wody ściekały mu po torsie.
Przełknęła ślinę.
 - Jeszcze nie.
 - I ty mnie pytasz, dlaczego tu jestem? - Wycierał się, 
szukając wzrokiem jej oczu. - Ktoś musi ci mówić takie 
rzeczy i wolałbym to robić osobiście.
Dłonie Kristine, trzymające ręcznik, znieruchomiały. 
MęŜczyzna podziwiał kaŜdy szczegół jej ciała - od 

background image

długich smukłych nóg, przez wdzięczny łuk bioder, po 
zacieniony rowek między piersiami. Na krótką chwilę 
cała nieokiełznana tęsknota za tym kobiecym ciałem 
ujawniła się w jego spojrzeniu,
W końcu z ociąganiem rozłoŜył na piasku ręcznik i legł 
na nim. ukrywając twarz w zgięciu łokcia. Kristine 
usiadła obok. Nareszcie mogła przyjrzeć mu się, nie 
będąc jednocześnie obserwowaną.
 - Skąd ta blizna na plecach? - zapytała.
 - Po katastrofie lotniczej.
 - Gdzie? - napierała.
 - W Malezji.
 - Właściwie jak długo mieszkałeś z babcią? I gdzie 
byłeś wcześniej? - Kristine z trudem zmuszała się do 
zadawania pytali lekkim tonem.
 - Dwa miesiące. W Brazylii. Babcia była po zawale, a ja 
potrzebowałem odpoczynku, więc przyjechałem, aby 
pomóc jej dojść do siebie.
Podejrzenia Kristine, iŜ Lars kręcił się koło swojej babci 
w oczekiwaniu na spadek, nie mogły być bardziej 
chybione.
 - Ile masz lat, Lars? - JuŜ nie kryła ciekawości.
 - Trzydzieści jeden.
Miała w zanadrzu więcej pytań, ale słoneczna plaŜa nie 
sprzyjała dalszym indagacjom, a Lars odpowiadał 
monosylabami. Kristine wyjęła z torby olejek do 
opalania, roztarta odrobinę w dłoniach i zebrawszy się 
na odwagę, klęknęła przy boku Larsa.
Mięśnie pod gładką, chłodną skórą napięły się pod jej 
dotykiem. Kristine wcierała olejek, przesuwając dłonie 
od Ŝeber po łopatki. Czuła, Ŝe igra z ogniem. Kiedy 
skończyła, Lars przyciągnął ją do siebie gwałtownie i 
pocałował.
 - MoŜna na plaŜy chodzić topless - wymruczał - a nie 

background image

moŜna się kochać. Skandaliczne!
 - Starzy, nudni Skandynawowie - odszepnęła 
prowokująco, choć wcale nie miała takiego namiaru.
Następnym pocałunkiem wyraźnie zapragnął jej 
udowodnić, Ŝe nie ma racji. Błyskawicznie uległa jego 
argumentom.
 - Lars, musimy przestać - wykrztusiła z wysiłkiem. - 
Skończymy w areszcie i twój przyjaciel komisarz będzie 
musiał interweniować.
 - A babcia by się załamała - zachichotał.
Kiedy odsuwał się od niej, zmusiła się, by go nie 
przytrzymać.
 - Odwróć się, bo zaraz się przypalisz - rzucił.
Nie kuś licha, kochana, pomyślała, odwracając się, jak 
kazał. Nie zaprotestowała, kiedy rozpiął jej stanik. Tak 
samo jak ona kilka chwil wcześniej, studiował teraz linie 
jej ciała. KaŜdą cząstką pragnęła połączyć się z nim, 
doświadczyć nieznanego. Po raz pierwszy w Ŝyciu 
odczuła tłumioną siłę własnej seksualności.
Wreszcie Lars powoli połoŜył się koło Kristine. Powoli, 
bardzo powoli wracała do rzeczywistości. Poczuła 
drapanie piasku. Zachciało jej się pić, ale tylko oblizała 
usta. I usłyszała chłodny, racjonalny głos rozsądku, 
tłumiący emocje wzbudzone przez Larsa.
Nigdy się z nikim nie kochałaś, bo histerycznie bałaś się, 
Ŝ

e zajdziesz w ciąŜę i skończysz jak twoja matka - 

mówił głos. A teraz chciałabyś kochać się z Larsem na 
plaŜy, namiętnie, nie zwaŜając na konsekwencję. Nie 
zamierzasz za niego wyjść. Jak moŜesz ryzykować 
ciąŜę? Oszalałaś?
Zawsze taka byłam, pomyślała. Ale teraz dostała się we 
władanie nieznanych sił. Nie była pewna, czy potrafiłaby 
mu się oprzeć, gdyby Lars pocałował ją w bardziej 
dyskretnym miejscu.

background image

Wiedziała, Ŝe ma tylko dwa wyjścia. Albo związać się z 
Larsem i zabezpieczyć przed ciąŜą, albo wsiąść do 
samochodu i znowu uciec. Tym razem na zawsze.
Z rytmu jego oddechu wywnioskowała, Ŝe zasnął. 
Obserwowała rzęsy, ocieniające policzki, jak u małego 
Leifa. Zastanawiała się, co robił w Brisbane, Brazylii i 
Malezji. Jego twarz zdradzała siłę i doświadczenie.
Dokładnie zdawała sobie sprawę, Ŝe im więcej czasu z 
nim spędzi, tym trudniejsze będzie odejście.
Zapięta bikini i wtedy Lars otworzył oczy. Patrzył na nią 
z otwartością, która odbierała jej siły.
 - Od kiedy cię spotkałem, marzyłem, by obudzić się z 
tobą u boku - powiedział cicho.
Co mogła odpowiedzieć? - Spuściła oczy i skubała rąbek 
ręcznika, myśląc o tym, Ŝe powinna odejść. Ale jak 
przechytrzyć Larsa?
 - Nie wstydzisz się tego, co robiliśmy razem, prawda, 
Kristine? - spytał gwałtownie,
 - Nie - odrzekła zgodnie z prawdą. - Nie wstydzę się. 
Jestem tylko przeraŜona, pomyślała. Moje całe 
dwudziestotrzyletnie Ŝyciowe doświadczenie nakazuje 
mi uciekać, podczas gdy najbardziej ze wszystkiego 
pragnę pozostać...
 - Chodźmy gdzieś na lunch. Kiedy zjedli w uroczej 
małej restauracji z widokiem na przybrzeŜne wysepki, 
powiedział:
 - Kilka przecznic stąd jest hotel. Zamówię pokój na noc. 
Nie sprecyzował, czy pokój będzie dla niego, czy dla 
nich obojga. Ale kiedy mówił, w głowie Kristine ułoŜył 
się plan. Udając spokój i brak zainteresowania kwestią 
hotelu, a jednocześnie czując się paskudnie nieuczciwa, 
rzuciła lekkim tonem:
 - Daj mi kluczyki, to odstawię twój wóz pod hotel. Mam 
ochotę poprowadzić jaguara.

background image

Lars bez namysłu sięgnął do kieszeni.
 - Hotel jest przy następnej ulicy, za domem Leifa - 
powiedział, wręczając kluczyki Kristine.
 - Za krótki dystans - mruknęła. - MoŜe jutro poszaleję 
sobie na autostradzie.
 - Albo dziś wieczorem, kiedy pojedziemy do 
Kristianstand, Ŝeby potańczyć.
O, nie, taniec z nim był sporym ryzykiem!
 - Pomyślimy jeszcze. - Machnęła ręką. - Do zobaczenia 
za parę minut.
Czekał na rachunek. Prześlizgnęła się miedzy stolikami i 
wyszła na ulicę. Za rogiem zaczęła biec. Zdyszana, 
dopadła kempingu, zwinęła namiot w rekordowym 
tempie i wrzuciła go do samochodu. Z fatalistycznym 
poczuciem, Ŝe odmienia swoje przeznaczenie na zawsze, 
cisnęła kluczyki Larsa między drzewa. Usłyszała, jak 
uderzają o pień i spadają na ziemię.
Wskoczyła do samochodu, przy bramie zapłaciła 
recepcjonistce i wyjechała na drogę. Wybrała trasę, która 
omijała hotel i główną ulicę. Wkrótce znalazła się na 
autostradzie. Zamierzała jechać prosto do Stavanger. Na 
mapie wydawało się na tyle duŜe, by moŜna było się w 
nim zaszyć bez śladu.
Podświadomie obawiała się, Ŝe Lars będzie ją dalej 
ś

cigał. choć tak naprawdę nie powinien. Dała mu do 

zrozumienia, Ŝe nie chce mieć z nim nic wspólnego. 
Oszukała go i wpędziła w kłopoty. Nie, tym razem juŜ 
nie pojedzie za nią. Nie będzie chciał jej znać.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Przez kilka pierwszych kilometrów po opuszczeniu 
Mandal Kristine była zbyt zdenerwowana, by zauwaŜać 
krajobraz. Złapała się na ciągłym zerkaniu we wsteczne 
lusterko. jakby bała się zobaczyć tam samochód Larsa.
NiemoŜliwe, przecieŜ wyrzuciła mu kluczyki.

background image

Mógł wysłać za nią wóz policyjny. Tylko wówczas 
musiałby się tłumaczyć, dlaczego młoda kobieta ucieka 
przed nim w popłochu...
Nie, nie zrobiłby tego. Wstydziłby się. Zaakceptuje jej 
wybór i wróci do Asgardu, do babki.
Ale nie do Sigrid.
Z niecierpliwym westchnieniem Kristine zredukowała 
bieg. Fiat nie lubił ostrych wzniesień. Nie obchodzi ją, z 
kim oŜeni się Lars. Odwracając się plecami do 
wszystkiego, co sobą reprezentował, wybrała beztroskie 
podróŜowanie. Dlaczego więc wciąŜ o nim myśli? Jest 
przecieŜ w Norwegii, w swoim rodzinnym kraju. 
Powinna chociaŜ zwrócić uwagę na krajobraz.
Uciekając z Mandal w kierunku Stavanger, skierowała 
się ku północy. Tam leŜało Fjaerland.
Ale na razie nie mogła myśleć o dziadku. Wspomnienie 
Larsa i chwil na plaŜy było zbyt świeŜe.
Górski strumień, wijący się wzdłuŜ drogi, przerodził się 
wyŜej w serię małych wodospadów kipiących śnieŜną 
pianą. Za następnym zakrętem Kristine po raz pierwszy 
w Ŝyciu zobaczyła fiord. Mijała cuchnące spalinami 
tunele, farmy przy Heskestad i pasterskie tereny Algardu 
W lusterku wstecznym nadal nie pojawił się Lars w 
policyjnym wozie z wyjącą syreną.
Nie pojechał za nią. Załatwiła to sobie jednym, wrednym 
kłamstwem.
Wjechała do Stavanger, zgubiła się, lecz w końcu 
znalazła biuro turystyczne w pobliŜu portu. Od razu 
zwrócił jej uwagę kolorowy plakat przedstawiający 
poszarpany klif, opadający pionową ścianą w błękitne 
wody fiordu.
 - Gdzie to jest? - zapytała młodą kobietę za kontuarem.
Okazało się, Ŝe był to szczyt Prekestolen, czyli Ambona. 
ś

eby się tam dostać, naleŜało przeprawić się promem 

background image

przez fiord, podjechać samochodem i odbyć 
dwugodzinną pieszą wędrówkę. NajbliŜszy prom 
odpływał następnego ranka. Musiała gdzieś 
przenocować.
Opuściła biuro zaopatrzona w listę tanich hoteli i 
kempingów. Pomyślała, Ŝe Lars mógłby jej szukać w 
obozowiskach, więc postanowiła iść do najtańszego 
hotelu. Wybrała piąty do którego się dodzwoniła.
Hotel mieścił się w starym budynku, wciśniętym między 
dwa inne, i potwierdzał powiedzenie, Ŝe dostaniesz 
dokładnie to, za co zapłacisz. Weszła do środka i 
obejrzała pokój, nie większy od przedziału kolejowego, 
wyposaŜony tylko w stare łóŜko i szafkę. Zapłaciła. 
Właścicielka miała rzadkie, siwe włosy, przygaszony 
głos i denerwujący zwyczaj ciągłego oglądania się przez 
ramię, jakby zaczajony w kącie złoczyńca miał rzucić się 
na nią w kaŜdej chwili. Kristine, która równieŜ miała 
powody, by przez cały dzień zerkać do tyłu, szybko 
wniosła bagaŜ, aby nie patrzeć na nią.
Popołudnie spędziła nad wodą, karmiąc mewy i 
obserwując turystów. W końcu przekąsiwszy coś w 
niewielkiej kawiarence, z niechęcią zawróciła w stronę 
hoteliku.
Po zmroku małe, ciemne okna i kamienna klatka 
schodowa wyglądały przygnębiająco. Kristine dotarta do 
swego pokoju i zamknęła się od środka. Cisza aŜ 
dzwoniła w uszach, jakby nikt prócz niej tu nic mieszkał. 
Dreszcz przebiegł jej po plecach i przez, moment miała 
wraŜenie, Ŝe coś wisi w powietrzu. Odnalazła przybory 
toaletowe. Czuła, Ŝe musi wreszcie zmyć z siebie morską 
sól, która boleśnie przypominała jej o zabawie wśród fal 
i pocałunkach na piasku.
Zdała sobie sprawę, Ŝe znów myśli o Larsie. Skrzywiła 
się pośpieszyła do ciasnej łazienki. Po letnim, niezbyt 

background image

miłym prysznicu znalazła się wreszcie w łóŜku.
Nie spała. Myślała ze smutkiem o tym, jak podle i z 
premedytacją okłamała Larsa. Ojciec uderzył ją tylko raz 
w Ŝyciu. - kiedy miała pięć lat i usiłowała oszukać go, 
patrząc mu w oczy. Później strach zawsze 
powstrzymywał ją przed kłamstwem. Lars z pewnością 
zasługiwał na lepsze traktowanie. Czemu nie 
powiedziała mu po prostu, Ŝe nie chce go juŜ widzieć? 
Mówiła to juŜ w Oslo. I nie podziałało.
MoŜe chodziło o inny, głębszy strach - strach przed 
bliskością i oddaniem? Jej matka i ojciec, rodzice 
pięciorga dzieci nie odnosili się do siebie z miłością. 
MoŜe nawet się nienawidzili.
ŁóŜko było krzywe, a poduszka twarda jak skała. 
Kristine zamknęła powieki. Liczyła owce, a potem 
mewy i pingwiny. Poszła do łazienki, gdzie rury 
bulgotały niczym starzec płukający gardło. Wczołgała 
się ponownie pod kołdrę i rozwaŜała sprzedaŜ 
samochodu, przeprawę promem do Bergen i odlot do 
domu. Byle dalej od Larsa. Gdzieś w pobliŜu co 
piętnaście minut rozlegało się piknięcie budzika. O 
drugiej czterdzieści pięć Kristine znienawidziła 
koszmarne urządzenie. Kolejny raz usłyszała go dopiero, 
kiedy wydzwaniał ósmą rano.
Postanowiła, Ŝe jutro pojedzie do Bergen i zdecyduje, 
czy odwiedzić dziadka, a dzisiaj zobaczy Prekestolen. I 
będzie się zachowywać tak, jakby Lars nigdy nie istniał.
Opuściła hotel z przekonaniem, ze następną noc w 
Stavanger spędzi na kempingu. Na bazarze kupiła owoce 
i naleśniki na śniadanie. Zjadła je na kamiennych 
schodkach, rozmawiając z przygodnie poznanymi 
turystami ze Szwecji. Potem zeszła do doków i kupiła 
bilet na prom do Tau. W tłumie kręcącym się wokół 
straganów z rybami zobaczyła nagle wysokiego, 

background image

jasnowłosego człowieka. Stał tyłem do niej. Serce 
podskoczyło jej do gardła i przez chwilę nie mogła 
złapać tchu.
MęŜczyzna zniknął w jednej z pobliskich kafejek. Czy to 
był Lars? Choć widziała jedynie tył jego głowy, coś w 
samym jej kształcie, w układzie włosów, niepokojąco 
przypominało tego, przed którym uciekała.
To mógł być Lars! Puls wybijał wściekły rytm w Ŝyłach 
Kristine, gdy pędziła po kamiennych schodach w górę, 
do ogromnej dwunastowiecznej katedry. Masywny 
westybul nawa o wysokich gotyckich łukach i 
prezbiterium zwieńczone świetlistymi witraŜami 
przemknęły jej przed oczami, nie zapadając w pamięć. 
Ź

le się dzieje, zaczynasz mieć zwidy - ofuknęła się w 

myśli.
Ktoś potrącił ją. Odskoczyła i zobaczyła przed sobą 
młodego męŜczyznę, który w niczym nie przypominał 
Larsa. Z trudem znajdując słowa przeprosin, wyjąkała: 
Unnskyld meg.
 - Spoko, dziecinko! - odkrzyknął w radosnym 
amerykańskim slangu i odwrócił się do swego 
towarzysza.
Kristine bezsilnie opadła na najbliŜszą ławkę. To było 
szaleństwo! Nie moŜe wypatrywać Larsa na kaŜdym 
kroku, bo zwariuje. Wzięła kilka głębokich oddechów, 
pozwalając, aby stopniowo przeniknął ją odwieczny 
spokój świątyni. W końcu doszła do wniosku, Ŝe 
człowiek na targu rybnym był po prostu wysokim 
Norwegiem o jasnych włosach, męŜczyzną, jakich były 
w tym kraju tysiące. Zarzuciła swój mały plecak na 
ramię i ruszyła do samochodu.
Miała szczęście, znalazła miejsce do parkowania tuŜ 
przy biurze turystycznym. Właśnie otwierała drzwi, 
kiedy ktoś bez ostrzeŜenia wyjął jej kluczyki z dłoni.

background image

 - Pozwól, Ŝe ja to zrobię - usłyszała za sobą 
nieprzyjemny głos Larsa. - Okazało się, Ŝe masz 
skłonność do gubienia kluczyków.
Otworzył przed nią drzwi. Jak automat usiadła za 
kierownicą, rzucając na tylne siedzenie plecak z 
wycieczkowym prowiantem. Lars otworzył drugie drzwi,
wsunął do środka swoje długie ciało i zapytał, wciąŜ 
trzymając w ręku talerzyki:
 - Dokąd jedziesz?
 - Na prom do Tau.
 - Wiedziałem, Ŝe nie oprzesz się urokowi Ambony. - 
Rzucił jej kluczyki na kolana. - Nie ma po co brać 
dwóch aut. Jedźmy.
Kątem oka zauwaŜyła, Ŝe miał na sobie traperskie 
spodnie i znoszone górskie buty. - A jeśli nie zechcę 
jechać z tobą?
 - Jeśli chodzisz szybciej niŜ ja, zgubisz mnie w drodze 
rzekł zimno. - Nie marudziłbym dłuŜej na twoim 
miejscu.
Prom nie będzie czekać. WłoŜyła kluczyk do stacyjki i 
ruszyła. Następnym razem powinna bardziej ufać 
własnym instynktom. Tam, na targu rybnym, 
rzeczywiście widziała Larsa.
Wjechała na prom, zaparkowała na dolnym pokładzie i 
zamknęła samochód. W ciszy cięŜkiej od napięcia weszli 
na górny pokład. Prom odbił od brzegu, wzbijając 
kaskady piany. Pokład był pełen turystów, którzy zaczęli 
robić zdjęcia juŜ przy wyjściu z portu.
 - Nie chce mi się stać tu z tobą i prowadzić grzeczną 
konwersację, a nie jest to najlepsze miejsce na awanturę 
- powiedział Lars lodowatym tonem. - Spotkamy się 
przy samochodzie, w Tau.
Przepchnął się pomiędzy ludźmi stłoczonymi przy 
relingu i zniknął w mesie.

background image

Kristine odetchnęła głęboko, wypuszczając długo 
wstrzymywane powietrze. Minęli most i kilka portowych 
dźwigów. Powietrze chłodziło jej twarz. Dobry dzień na 
wycieczkę - pomyślała.
Ton Larsa sugerował niedwuznacznie, Ŝe najchętniej 
zepchnąłby ją z Ambony w zielone odmęty fiordu.
Spacerowała po wietrznym pokładzie. Pod chmurnym 
niebem morze stało się ciemnoszare. Mijali małe 
pasterskie wysepki. Stanowczo zbyt szybko ogłoszono, 
Ŝ

e prom zbliŜa się do Tau. Zwlekała jak najdłuŜej, nim 

zeszła na dół, gdzie przy fiacie czekał Lars. Na moment 
ich spojrzenia spotkał się ponad rzędem pojazdów - 
twarde, napięte i pełne emocji Kristine odwróciła wzrok 
i wsiadła do samochodu.
W tej samej chwili prom przybił do nabrzeŜa.
 - Na lądzie skręć w prawo - nakazał Lars szorstko i 
ukrył twarz za płachta gazety.
Ucieszyła się, Ŝe nic muszą rozmawiać. Nie wiedziałaby, 
co mówić, a kręta droga i rzadko umieszczone 
drogowskazy wymagały pełnej koncentracji.
Kiedy wreszcie dotarli do szlaku wycieczkowego, 
zaparkowała przy kiosku i rzuciła Larsowi kluczyki na 
kolana.
 - Nie musisz ze mną iść - burknęła. - Oddaję, więc nic 
ucieknę.
Wsunął je do kieszeni i wzruszył ramionami.
 - Czuję przemoŜną potrzebę wspięcia się na co najmniej 
jedną górę. To się chyba W psychologii nazywa 
sublimacją. Jesteś gotowa?
Kristine sięgnęła po plecak, starannie unikając 
dotknięcia Larsa.
Nie czekając, ruszyła ku ścieŜce między drzewami - Lars 
wkrótce się z nią zrównał. Czuła kaŜdym nerwem jego 
obecność za plecami i wiedziała, Ŝe nie wytrzyma tego 

background image

napięcia ani minuty dłuŜej - a cóŜ dopiero mówić o 
dwóch godzinach! Odsunęła się na bok i zaproponowała 
ironicznie:
 - MoŜe byś tak poszedł przodem? Nie chcę cię 
zatrzymywać.
Spiorunował ją spojrzeniem z taką furią, Ŝe aŜ cofnęła 
się
w paprocie. Potem, jakby nagle ktoś zaciągnął zasłonę, 
wzrok Larsa stracił agresywny wyraz.
 - Dobrze - powiedział tylko i wyminął ją na ścieŜce. Tak
wymierzył tempo, aby przez cały czas pozostawać w jej 
polu widzenia, gdy wędrowali przez świerkowe i 
brzozowe zagajniki. Paprocie kołysały się na wietrze. 
Nad ich głowami kruki krąŜyły po szarym niebie, a ich 
ponure krakanie odbijało się echem wśród gór.
Przeszli po kładce nad trzęsawiskiem. Kristine chciwie 
chłonęła w nozdrza bogaty aromat torfu, próbując 
odwrócić uwagę od długiej, zgrabnej postaci Larsa. 
Wydaje się, Ŝe mogłaby tak iść godzinami, pomyślała, 
oganiając się od komarów. Dotarli do podstawy klifu i 
szlak zaczął się piąć coraz wyŜej.
W połowie drogi zatrzymała się, by sięgnąć po jabłko do 
plecaka, lecz tak naprawdę musiała złapać oddech. 
Drugie jabłko podała swemu milczącemu 
przewodnikowi. Podziękował i wbił w nie białe zęby. 
Odwróciła się i ujrzała figurki czworga ludzi, 
przekraczających trzęsawisko.
Lars wyrzucił ogryzek w las i ruszył przed siebie. 
Czerwone strzałki wyznaczały szlak pomiędzy 
wygładzonymi przez lodowiec skałami. Kępy róŜowego 
wrzosu i Ŝółtej skalnicy zwisały nad ciemną wodą 
górskich oczek. Rzędy granitowych klifów piętrzyły się 
aŜ po horyzont.
Gdyby nie Lars, byłaby bardzo szczęśliwa. Jego długie 

background image

nogi zdobywały skały tak łatwo, jak gdyby to były 
schody na piętro w domu, myślała z rozdraŜnieniem, 
czując narastające napięcie w kolanach i udach. Kiedy 
przekraczał szczelinę, mięśnie napięły się pod 
podkoszulkiem. Kristine złapała się na kontemplacji jego 
ramion, czesanych wiatrem włosów i linii ud pod materią 
spodni.
 - Skupiona na tym widoku, przestała patrzeć pod nogi, 
co szybko zaowocowało poślizgnięciem się na Ŝwirowej 
ś

cieŜce i bolesnym uderzeniem kolanem o granitowy 

głaz. Choć momentalnie stłumiła jęk bólu, Lars odwrócił 
się gwałtownie, zbiegi ku niej i pomógł wstać.
 - W porządku? - spytał z niepokojem.
Nie mogła znieść ciepła jego dłoni i łatwości, z jaką ją 
podniósł. Wyszarpnęła rękę.
 - Nic dotykaj mnie! Lars zagryzł wargi.
 - Tak bardzo mnie nie znosisz? - warknął. - Tak bardzo, 
Ŝ

e musisz kraść i kłamać?

Jego dotyk palii jej dłoń. Zaśmiała się nerwowo.
 - Więc tak o tym myślisz?
 - A jak mam myśleć? Okłamałaś mnie, zabrałaś 
kluczyki Ŝebym nie mógł za tobą jechać. Czemu 
pozwoliłaś całować się na plaŜy, skoro tak okropnie się 
ze mną czujesz? Naprawdę umiesz tak świetnie grać? 
Taka jesteś fałszywa? - wyrzucił z siebie gwałtownie.
Postąpił krok ku niej. Cofając się, połknęła się o ten sam 
głaz. Wyciągnął ku niej ręce, ale w ostatniej chwili 
cofnął je i zacisnął w pięści dramatycznym gestem.
 - BoŜe - jęknął, potrząsając głową, jakby chciał się 
obudzić z przykrego snu. - Co ja wyprawiam? Ścigam 
przez pół kraju kobietę, która nienawidzi nawet mojego 
dotyku. śałosny dureń!
Kristine nie mogła znieść pogardy wobec samego siebie, 
emanującej z jego twarzy.

background image

 - Spróbuj innej wersji, Lars! - podsunęła z ryzykancką 
szczerością. - Wyobraź sobie, Ŝe polubiłam twój dotyk i 
twoje pocałunki tak bardzo, Ŝe przestraszyłam się jak 
nigdy w Ŝycia. Dlatego okłamałam cię, ukradłam ci 
kluczyki i uciekłam od ciebie.
Gwałtownie usiadła na głazie. Ponad ich głowami 
rozległ się chrzęst butów i opadającego Ŝwiru. Minęła 
ich schodząca w dół roześmiana para.
 - God morgen... God margen.
Kristine milczała. Powiedziała juŜ i tak za duŜo i teraz 
czekała na jego odpowiedź. Kiedy młodzi ludzie znikli z 
pola widzenia, odezwał się tak cicho, Ŝe ledwie 
usłyszała.
 - Czy to prawda. Kristine?
 - Tak, Lars, to prawda. - Nagle poczuła zniechęcenie. 
Nie miała juŜ siły walczyć dłuŜej. - Pomyślałam, Ŝe jeśli 
cię okłamię i zabiorę kluczyki, będziesz tak wściekły, Ŝe 
nie pojedziesz za mną. Jej twarz muskała paprotka, 
wyrastająca ze skalnej szczeliny, a wiatr zabawiał się 
jasnymi włosami. Spokojnie wytrzymała spojrzenie 
Larsa.
 - Chcę ci uwierzyć - powiedział.
 - Przepraszam, Ŝe kłamałam - zagryzła wargę. - Nie 
potrafiłam wymyślić nic lepszego, wierz mi.
 - Chciałbym, Ŝebyś się mnie tak nie bała. - Lars z 
trudnością wypowiadał słowa.
 - Nic nie mogę na to poradzić!
 - Historia się powtarza... - westchnął z udręką.
A więc miał własne demony z przeszłości i to ona je 
przywołała.
 - Zraniłam cię - rzekła ze smutkiem. - Przepraszam. 
Chciała móc go pocieszyć, lecz nie ośmieliła się. Nagle 
ujął jej dłoń i czule pocałował wnętrze, przymykając 
oczy.

background image

Kristine, bliska łez, zdała sobie sprawę, Ŝe ów drobny 
gest zrodził intymność nieporównywalnie głębszą niŜ 
pocałunki na plaŜy. JuŜ miała mu o tym powiedzieć, lecz 
Lars nagle puścił jej dłoń, zerknął w niebo i stwierdził:
 - Za parę godzin będzie padać. Pospieszmy się.
Ruszyli. Piął się w górę szybko, jakby gonił go legion 
trolli. Kristine zaciskała zęby. zmuszając się do 
Ŝ

mudnego marszu. Wiatr przybrał na sile i chmury 

Ŝ

wawo sunęły po niebie. Stąpała po wyślizganych 

skałach i torfowej ziemi. Nie pierwszy raz Ŝałowała, Ŝe 
nie moŜe poznać myśli Larsa,
Za zakrętem zaczekał na nią przed wyjątkowo ostrym 
podejściem.
 - Daj mi rękę - nakazał.
Przez kilka ostatnich metrów po prostu ją wciągał. Kiedy 
stanęła na górze, dyszała cięŜko. Zerknęła na Larsa. 
Patrzył na nią z posępną miną.
 - WciąŜ jesteś na mnie zły? - spytała niepewnie. - Nie.
 - Naprawdę mi przykro, Ŝe cię oszukałam.
 - Było, minęło - uśmiechnął się blado. - Lepiej 
chodźmy.
Czy był szczery? Czy uwierzył, Ŝe panicznie bała się 
własnych uczuć? I co znaczyło: „historia się powtarza"?
Ś

cieŜka wyrównała poziom i łatwiej było iść. Lars 

zniknął za zakrętem. Pospieszyła za nim i nagle 
zatrzymała się w osłupieniu - Przed nią wyłonił się 
Prekestolen - Ambona - klif o krawędziach ostrych jak 
nóŜ.
Jego ściany stanowiły prawie perfekcyjny kąt prosty, 
odcinający się na tle nieba. Podstawa tonęła w 
szmaragdowoniebieskiej głębi fiordu. W Ŝadnej ze 
swoich podróŜy Kristine nie widziała czegoś tak 
olśniewającego.
Dwoje ludzi spacerowało po płaskiej powierzchni skały. 

background image

ich sylwetki rysowały się na tle chmur. Zapragnęła 
równieŜ być tam, wysoko, gdzie niebo spotyka się z 
granitem,
 - Chodźmy - zachęcił Lars, uśmiechając się na widok jej 
zachwyconej miny.
To byt jego pierwszy prawdziwy uśmiech od chwili, 
kiedy zostawiła go w Mandat.
 - Mówiłeś Ŝe widok jest wart wspinaczki. Powiedziała - 
bym, Ŝe jest wart wszystkiego.
 - Nie chciałem, Ŝebyś oskarŜyła mnie o przesadną 
promocję swojego kraju. Nie masz kłopotów na 
wysokości?
 - Chyba nie. Wchodziłam bez problemu na wyŜsze 
skały w Grecji.
Przepuścił ją przodem. Walcząc z przeciwnym wiatrem, 
podąŜyła szlakiem i wkrótce, sama nie wiedząc kiedy, 
wkroczyła na ogromny, kwadratowy szczyt 
Prekestolenu.
Kręty fiord otoczony szarymi klifami niknął tajemniczo 
w chmurach i we mgle. Ambona urywała się gwałtownie 
jak ostrze topora wikinga, jak przeszywające wezwanie 
do śmiertelnego boju.
Kristine szła po spękanej skale, kuląc się pod 
podmuchami gwałtownego wiatru. Opadła na kolana, a 
potem doczołgała się do miejsca, gdzie materia łączyła 
się z nicością, i wyjrzała za krawędź.
Przepaść skoczyła ku niej jak zwierz z zasadzki. 
Chropowata skała, na której leŜała, zdawała się 
rozpływać w niebyt. Kristine poczuła z przeraŜeniem, Ŝe 
coś pcha ją dalej; palce traciły czucie, a ciało stawało się 
lekkie jak liść na wietrze. Niebo i woda zawirowały, 
nieubłaganie wciągając ją w swoje objęcia.
Ręce, które chwyciły ją za biodra i mocno szarpnęły do 
tyłu, zdawały się naleŜeć do innego wymiaru, do kogoś z 

background image

innej planety. Drapała paznokciami wyszczerbiony 
granit, a z jej gardła wydobył się pisk strachu. Zamknęła 
oczy, ale niebo wciąŜ wirowało, a ona spadała, spadała, 
spadała...
Zatrzymał ją głęboki głos Larsa.
 - Kristine, puść. Jesteś bezpieczna. Trzymam cię.
Uderzyła policzkiem o występ skalny. Nagły ból 
przywrócił jej świadomość. Otworzyła oczy i zobaczyła 
skałę porysowaną Ŝyłkami jak twarz starca. Niebo 
zniknęło.
Lars ukląkł przy niej i objął ją w pasie. Ciało miała 
wiotkie, jakby pozbawione kości. Po chwili wstał. Z 
oddali usłyszała obcy głos zadający pytanie i 
uspokajającą odpowiedź Larsa. Odprowadził ją jak 
najdalej od krawędzi, pod skalny nawis, gdzie nie 
docierał wiatr i spojrzenia ciekawskich. Tam długo 
rozgrzewał jej zziębnięte dłonie. Nic mogła 
powstrzymać drŜenia, tak jak wtedy, gdy ją całował.
Tulił ją do siebie i szeptał coś uspokajająco po 
norwesku. Nie potrzebowała tłumacza - to były słowa 
czułości i pocieszenia. Wtulona w Larsa, zaczęła mówić 
drŜącym głosem, bezładnie wyrzucając słowa:
 - Lars, nigdy się z nikim nie kochałam, bo bałam się 
fizycznej bliskości... Przez lata widziałam, jak moi 
rodzice oddalali się od siebie. Z kaŜdym nowym 
dzieckiem nienawidzili się bardziej. Kiedy miałam 
dwanaście lat, postanowiłam, Ŝe nigdy nie wyjdę za maŜ 
i nie urodzę dziecka - bo po co? To jest jak klatka, 
pułapka. Nie ma w tym radości... tylko wiecznie zły 
ojciec i matka, która chowa się przed Ŝyciem w choroby. 
Dzieci to ciągła harówka - zawsze trzeba coś dla nich 
zrobić, martwić się o nie, być za nie odpowiedzialnym. 
Jeśli się coś stanie, wina spada na ciebie. A ja chciałam 
się bawić z koleŜankami ze szkoły. Czy to znaczy, Ŝe 

background image

jestem zła?
 - Nie, wcale nie.
 - A potem zjawiłeś się ty. - Spojrzała na niego smutno. 
Irysowy błękit jej oczu przetykany był drobnymi 
czarnymi cętkami. - I okazało się, Ŝe wytrwałam w 
postanowieniu tyle lat, bo Ŝadnemu męŜczyźnie 
wcześniej nie udało się sprawić, abym poczuła się jak 
kobieta. Jak seksowna kobieta. Twój dotyk, pocałunki, 
nawet spojrzenia, czyniły moje lęki bezsensownymi. 
Zapragnęłam cię całą sobą - nerwowo wciągnęła 
powietrze. - Ale gdy się rozstawaliśmy, lęki wracały. 
PrzeraŜała mnie myśl, Ŝe skończę jak moi rodzice. Więc 
w Oslo i w Mandal uciekałam. Nie widziałam innego 
wyjścia. Spróbuj mnie zrozumieć, Lars.
Nie miała juŜ nic do powiedzenia. Czuła się pusta i 
zarazem dziwnie spokojna, bo wyjawiła całą prawdę. 
Oparta głowę o jego tors.
Milczał długo - tak długo, Ŝe zaczęła się znowu bać. 
MoŜe źle go oceniła? MoŜe chodziło mu tylko o łóŜko, a 
nie o szczerość? Wówczas odebrałby jej spowiedź jako 
niewygodne obciąŜenie.
W końcu odezwał się.
 - Nie wiedziałem, Ŝe to tak powaŜna sprawa, Kristine. 
Nie wyczułem... nawet kiedy płakałaś tam, przy 
pomniku.
 - MoŜe chodzi ci tylko o letni romans?
 - Nie mów tak, proszę!
Więc czego chcesz? Kristine miała to pytanie na końcu 
języka. Ale nie spytała, gdyŜ sama nie wiedziała, czego 
chce. Lars puścił ją.
 - Lepiej się czujesz? Rozejrzyj się jeszcze przez chwile. 
tylko nie podchodź do krawędzi.
Skinęła głową z bladym uśmiechem. Nic nie zostało 
ustalone, ale na razie nie miała siły na dalsze 

background image

wyjaśnienia. Poszła za jego radą i pozwoliła zmysłom 
czerpać radość z piękna świata. Przyszło jej do głowy, Ŝe 
Lars ma w sobie zarówno twardość skały, jak tajemniczą 
głębię otaczającego ją fiordu. Coś jednak stało się jasne. 
W chwili śmiertelnego przeraŜenia na krawędzi 
przepaści podjęła dwie decyzje. Postanowiła zobaczyć 
się z dziadkiem. I zapragnęła, Ŝeby Lars - jeśli nie 
zarzucił tego zamiaru - pojechał z nią.
Zbyt długo uciekała przed bliskością tego człowieka.
W cztery godziny później Lars wyjeŜdŜał fiatem z 
promu w Stavanger. Przepuścił inne auta i oznajmił bez 
emocji:
 - Mam zarezerwowany hotel na tej ulicy. Chciałbym cię 
zabrać na obiad.
 - Dobrze. Jakieś trudne do odgadnięcia uczucie mignęło 
na jego twarzy.
 - śadnych wątpliwości w związku z pieniędzmi? - 
zapytał z wymuszoną lekkością.
 - Dzisiaj Ŝadnych, Lars. MoŜe jutro - odparła zuchwale.
 - W takim razie zamówimy kawior i szampana. - 
Wyraźnie mu ulŜyło. - Gdzie się zatrzymałaś?
Opisała w skrócie swój podły hotelik i stwierdziła, Ŝe 
woli nocować na kempingu.
 - Skoro twoje skrupuły finansowe mają dzisiaj wolne, 
zamówię ci pokój w hotelu.
 - Z wanną i z gorącą wodą?
 - To bardzo dobry hotel, moja droga.
Kristine przypomniała sobie, jak niedawno tańczyli 
razem w pewnej restauracji w Oslo, i zgodziła się.
Hotel był rzeczywiście elegancki, a Lars - w brudnych 
wojskowych spodniach i w górskich butach - wyglądał 
na całkiem zadomowionego. Jej plecak i torbę 
załadowano ceremonialnie na wózek, a auto 
odprowadzono na parking. Dostała pokój na tym samym 

background image

piętrze co Lars. Odprowadził ją i dał napiwek 
tragarzowi. Zostali sami. Wzrok Kristine zatrzymał się 
na królewskim łoŜu, okrytym piękna wzorzystą kapą.
 - Postawmy sprawy jasno, Kristine. To chyba 
odpowiedni moment. Nie zamierzam pozwolić ci znów 
zniknąć - powiedział, stając przed nią.
 - Nie chcę znikać - odparła, patrząc mu prosto w oczy. 
Triumf, szczęście i ulga rozjaśniły mu twarz.
 - To pięknie - rozpromienił się. - Ja ze swojej strony 
zamierzam na razie zrezygnować z wszelkich wymagań 
wobec ciebie. Fizycznych wymagań. Bawmy się razem 
jak turyści - wspinajmy się, pływajmy, zwiedzajmy. Nie 
wiem, czy zamierzasz odwiedzić dziadka, ale powinnaś 
zobaczyć takie miejsca jak Geiranger czy Dalsnibba... 
Chcę ci towarzyszyć, jeśli pozwolisz. Zadanie tego 
pytania przyszło jej z ogromnym trudem, jakby miała 
pokonać stromą ścianę.
 - JuŜ nie chcesz się ze mną kochać, Lars? - Nie o to mi 
chodziło, Kristine. Oczywiście, Ŝe chcę, ale nie będę 
nalegał, poniewaŜ rozumiem twój problem. - Pochylił się 
i pocałował ją w czubek nosa. - Chciałbym, Ŝebyś 
zabrała turkusowy kostium, ale moja samokontrola ma 
swoje granice.
Coś tu nie grało. Marszcząc brwi, bez wahania 
sformułowała swoje wątpliwości;
 - A jeśli ja zmienię zdanie i będę chciała iść z tobą do 
łóŜka?
Nie poruszył się, ale zdradził go wyraz oczu, mierzących 
ją od stóp do głów.
 - Chcę, Ŝebyś zdecydowała o tym, gdy nie będziemy w 
bezpośredniej bliskości. Nawet nic w tym samym 
pokoju. Rozumiesz, o co mi chodzi?
Skinęła głową, choć wątpiła, czy będzie w stanie podjąć 
jakiekolwiek decyzje w tych sprawach.

background image

Lars ruszył do drzwi i po raz pierwszy Kristine wydało 
się, Ŝe on takŜe boi się łóŜka.
 - Zabiorę cię na obiad za godzinę.
 - W porządku - odparła i drzwi zamknęły się za nim 
cicho.
Poza braterskim pocałunkiem wcale jej nie dotknął. I nie 
dotknie. Następny ruch naleŜał do niej.
Popatrzyła koso na spore łóŜko, wypróbowała dłonią 
materac i zdusiła wszelkie fantazje na temat dzielenia go 
z Larsem. Miał rację. Oboje wiedzieli, Ŝe potrafiłby ją 
uwieść jednym pocałunkiem.
Wyjęła z torby niebieską sukienkę, a turkusowy kostium 
upchnęła jeszcze głębiej. Odkręciła wodę w wannie i 
poweselała na widok baterii hotelowych mydełek, 
pianek i szamponów. Było się z czego cieszyć! 
Wszystko zostało powiedziane i Lars nadal chciał z nią 
podróŜować.
Dziwne tylko, Ŝe jeszcze nie zapytał, co zrobiła z jego 
kluczykami.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Kristine, porzuciwszy na ten wieczór skrupuły, 
rozkoszowała się obiadem. Jedzenie było wyśmienite, a 
wino dało jej pewność siebie i poczucie własnej 
atrakcyjności. Na szczęście w lokalu nie było parkietu 
do tańca.
Po kolacji poszli na spacer w stronę portu, wstępując po 
drodze do kilku barów. W jednym z nich pośpiewali 
nawet z rozbawionym towarzystwem. W sali było 
tłoczno, trzymali się więc blisko siebie. Lars opiekuńczo 
objął Kristine ramieniem. Usiłując nie myśleć o jego 
dotyku, próbowała policzyć, ile języków słyszy wokół 
siebie. Jakiś czas temu zdecydowała, Ŝe gdy wróci do 
domu, będzie studiować języki, aby zostać tłumaczem. 
JuŜ teraz powinna korzystać z okazji i pracować nad 

background image

norweskim.
Jej towarzysz właśnie zamówił drugie piwo, kiedy rudy 
męŜczyzna w jego wieku przepchnął się ku nim przez 
tłum. Uśmiechając się od ucha do ucha, zagadnął:
 - Lars Bronstad, jeśli się nie mylę? Pamiętasz mnie? 
Kevine Armstrong, druŜyna kanadyjska, slalom.
Wyciągnął rękę. Lars uścisnął ja z widoczną rezerwą. 
Kevine przeniósł uśmiech na Kristine, podał jej rękę i 
przedstawił się ponownie. Od razu poczuła do niego 
sympatię. Wkrótce okazało się, Ŝe mieszkał kiedyś 
kilkanaście kilometrów od niej w Welland.
 - Więc jesteś z kanadyjskiej druŜyny narciarskiej? - 
spytała.
 - Tak... Ten facet pokonał mnie nie raz. - Po 
przyjacielsku klepnął Larsa w ramię.
 - Co tu robisz, Kevin? - Lars niezbyt subtelnie zmienił 
temat.
 - Kręcę reklamy piwa. Fiordy, ładne dziewczyny w 
strojach ludowych, tutejsze klimaty. Dobrze płacą. A co 
u ciebie?
 - Mieszkam w Oslo. Mam tam sprawy rodzinne.
 - No cóŜ, napijmy się - Kevin uniósł kufel. - Szkoda, Ŝe 
przestałeś jeździć, Lars. Mogłeś duŜo osiągnąć. - Jego 
twarz spowaŜniała. - Przykro mi z powodu twojej Ŝony. 
Pewnie dlatego zerwałeś ze sportem. Musiałeś przejść 
cięŜkie chwile.
 - Tak - uciął Lars. - W kaŜdym razie cieszę się, Ŝe się 
spotkaliśmy, Kev. Baw się dobrze. Kristine i ja 
wyruszamy jutro wcześnie rano, więc musimy juŜ 
wracać do hotelu.
Jego stanowczy gest nie pozostawił Kristine wyboru. 
Słowo „Ŝona" wciąŜ rozbrzmiewało jej w głowie. 
PoŜegnała się, podziwiając własne opanowanie.
Lars sterował nią w tłumie. Po raz pierwszy jego dotyk 

background image

nie budził Ŝądzy. Kiedy wyszli na dwór, puścił ją. Jego 
mina nie zachęcała do rozmowy. Pospieszyli do hotelu. 
Kristine miała niewygodne sandały, no i czuła w nogach 
wyprawę na Prekestolen.
 - Zwolnij, przecieŜ Kevin nas nie goni - wysapała, bojąc 
się, Ŝe zaraz zacznie kuleć.
 - Przepraszam.
 - Na pewno wyczuł, Ŝe nie odpowiadała ci wzmianka o 
Ŝ

onie. Nie wyglądał na gruboskórnego prostaczka.

Odpowiedziało jej kamienne spojrzenie.
 - Nie chcę o tym rozmawiać.
 - Nawet nie wiedziałam, Ŝe byłeś Ŝonaty - wyrzuciła z 
siebie spiesznie. - Zakładam, Ŝe juŜ nie jesteś - dodała z 
nadzieją.
 - Umarła osiem lat temu. Mówiłem, Ŝe nie chcę o niej 
rozmawiać.
Nie powinna tego komentować, ale czuła, Ŝe musi.
 - Ciągle ją kochasz.
 - Nie! Na Boga, Kristine, zmień temat.
 - Czy są inne niespodzianki, które poznam w czasie 
naszej wspólnej podróŜy? Jeśli tak, wolałabym, Ŝebyś 
ostrzegł mnie teraz.
 - Powiedziałbym ci o niej prędzej czy później.
 - Wybacz, ale nie bardzo w to wierzę. - Jej rozŜalenie 
minęło i po chwili spytała łagodnie: - MoŜe 
przynajmniej powiesz mi, co się z nią stało?
 - MoŜe kiedyś. Nie dzisiaj.
 - Myślałam, Ŝe jesteś inny. śe potrafisz rozmawiać o 
uczuciach.
 - Nie mam ochoty rozmawiać o najgorszym roku w 
moim Ŝyciu, nocą, na zatłoczonej ulicy, z kobietą, której 
prawie nie znam. Tylko tyle - oznajmił dobitnie.
Z kobietą, której prawie nie zna... Rzeczywiście, nie 
było o czym mówić. Kristine przyśpieszyła kroku, na ile 

background image

tylko pozwalały jej sandały. W tej chwili najbardziej 
pragnęła pozbyć się towarzystwa Larsa. Dobrze, Ŝe mają 
osobne pokoje. Wkroczyła do hotelu i, ostentacyjnie 
milcząc, czekała, aŜ winda powiezie ich na właściwe 
piętro. Powiedziała „dobranoc", aby zachować minimum 
grzeczności.
 - Spotkamy się na śniadaniu o ósmej - rzucił, znikając w 
swoim pokoju.
MoŜe, tak, a moŜe nie - pomyślała, starannie zamykając 
za sobą drzwi. Pomimo obaw, Ŝe kipiące emocje nie 
pozwolą jej zmruŜyć oka, spała całkiem dobrze. Rano 
nie była juŜ zła, moŜe tylko trochę rozŜalona. Obudziła 
się z myślą, Ŝe Lars, tak jak ona, ma blizny z przeszłości. 
Traktował jej problemy z respektem, więc jest mu winna 
to samo. Za pięć ósma, ubrana w dŜinsy i jasnoŜółty 
podkoszulek, zapukała do pokoju Larsa.
 - Nie powinnam się tak wczoraj złościć - oznajmiła juŜ 
od progu.
Lars uśmiechnął się smętnie.
 - Ja równieŜ nie zachowałem się najlepiej. To nie od 
Kevina powinnaś się dowiedzieć o moim małŜeństwie.
Miał na sobie dŜinsy, mokre włosy zwijały mu się nad 
uszami, a z nagiego ramienia zwisał wilgotny ręcznik. 
Kristine zmieszała się.
 - Przyszłam za wcześnie...
 - Nie, zaczekaj. Za chwilę będę gotowy.
Odsunął się, Ŝeby mogła wejść, i zaczął energicznie 
wycierać włosy. Mięśnie zagrały na jego płaskim 
brzuchu. Kristine przełknęła ślinę, odwróciła się i 
usłyszała szept:
 - Nawet nie musimy się dotykać, prawda?
 - Powinieneś włoŜyć podkoszulek - odrzekła, szukając 
tonu, którym strofowała braci.
 - Podejrzewam, Ŝe poranny pocałunek byłby wbrew 

background image

regułom, które tak głupio ustaliłem.
 - Zdecydowanie.
 - W twoim głosie nie słyszę stuprocentowego 
przekonania - stwierdził, i nie czekając na wyjaśnienie, 
podszedł i pocałował Kristine w usta. Kiedy ją puścił, 
sięgnął po koszulę i tylko niezwykle uwaŜny obserwator 
dostrzegłby lekkie drŜenie palców, gdy zapinał guziki.
 - To nie fair - oburzyła się, czując zdradziecki rumieniec 
wypływający jej na twarz.
 - Daj spokój. Kris, tak to juŜ jest w Ŝyciu.
 - Moi bracia mówili do mnie Kris.
 - Jakoś nie obawiam się, Ŝe mnie z nimi pomylisz - 
powiedział z rozbawieniem.
Kristine zmieniła temat:
 - Co będziemy dzisiaj robić?
 - Popłyniemy promem do Bergen. Weźmiemy mój 
samochód, bo jest wygodniejszy, a twój zostawimy na 
parkingu.
 - Myślałam o tym - przyznała otwarcie - i sądzę, Ŝe 
mino wyŜszych kosztów lepiej wziąć obydwa auta, 
choćby tylko do Fjaerland. Nie wiem, jak mnie lam 
przyjmą, bo ojciec nigdy nie chciał mi powiedzieć, 
czemu wyjechał. Dziadek moŜe równie dobrze nie 
wpuścić mnie za próg, jak i zatrzymać na miesiąc. Nie 
sądzę, Ŝebyś chciał tkwić tam zbyt długo. Pewnie 
będziesz wolał wrócić do Oslo.
 - To brzmi rozsądnie, chociaŜ nie bardzo podoba mi się 
pomysł, Ŝebyś sama prowadziła swojego weterana po 
górskich drogach. Ten fiat jest chyba w twoim wieku.
 - Trudno, na lepszy mnie nie stać... i jak dotąd nie 
zawiódł. Zresztą będziemy jechali razem.
 - Dobrze. Zarezerwuję bilety na prom i zostaniemy kilka 
dni w Bergen.
Postanowiła ustalić wszystko od razu.

background image

 - Jestem ci wdzięczna za pobyt w tym pięknym hotelu, 
Lars, ale nie chcę, Ŝebyś za mnie płacił. Będę korzystać 
z kempingów.
Lars uniósł brwi.
 - W takim razie muszę kupić sobie namiot, zanim 
wyjedziemy. Inaczej wspólne podróŜowanie stanie się 
tylko iluzją. - Przynajmniej nie będzie okazji do ulegania 
pokusom - zaznaczyła.
 - Zanudzisz się!
 - Z tobą? Nie wierzę.
 - Dobrze, skończmy te dyskusje. Umieram z głodu i 
marzę o śniadaniu, Kristine. A poniewaŜ nadal jesteśmy 
w hotelu, ja płacę.
Uciekła na korytarz, zanim złapał ją w objęcia. 
Wchodząc do windy, nie mogli powstrzymać śmiechu.
Ten poranek nadal ton trzem następnym dniom, które 
spędzili w Bergen - mieście siedmiu gór. Obiady jadali 
w tawernie w Bryggen, w miejscu, gdzie miasto zostało 
załoŜone w XI wieku. Tego popołudnia pojechali kolejką 
na szczyt jednej z gór i odwiedzili drewniany kościółek 
w Fantoft, liczący ponad osiemset lat. Poskrzypywał w 
porywach wiatru tak, jak musiały skrzypieć na morzu 
łodzie wikingów. Wieczorem trafili na koncert do domu 
Griega - Troldhaugen - i obejrzeli jego maleńką 
pracownię nad jeziorem, wśród drzew. Ostatniego dnia 
Lars kupił Kristine na bazarze bukiet pachnącego 
groszku. W tajemnicy schowała dwa kwiatki między 
strony paszportu, na pamiątkę najszczęśliwszych dni w 
jej Ŝyciu.
ChociaŜ obydwoje zachowywali się z rezerwą, 
zmysłowe napięcie miedzy nimi narastało nieznośnie. 
Kristine wiele dowiedziała się o Larsie - o jego kontroli 
nad własną seksualnością, o wraŜliwości muzycznej, o 
skłonności do wygłupów i opiekuńczości. Z kolei 

background image

opowiedziana przez Kristine historia jej dzieciństwa i 
młodości ujawniła straszliwe osamotnienie dziewczyny, 
Ŝ

yjącej w siedmioosobowej rodzinie. Lars pragnął jej 

teraz pokazać na kaŜdym kroku, Ŝe z nim nigdy nie 
będzie samotna.
Było to dla niej coś pięknego i nieznanego. Czuła, Ŝe 
otwiera się jak kwiat do słońca.
Padało, kiedy opuszczali Bergen, ale Kristine miała iście 
słoneczny nastrój. Podśpiewywała, jadąc za 
ciemnozielonym jaguarem przez kolejne tunele, mijając 
wodospady, zalesione wzgórza i wiśniowe sady. W 
Kvanndal przepłynęli promem przez wcinający się 
głęboko w ląd Hardangerfjord. Kristine spotkała tam 
parę amerykańskich turystów, którzy z zachwytem 
opowiadali o Ulvik - małym miasteczku na brzegu 
fiordu. Gdy Lars dołączył do niej na pokładzie, 
natychmiast zapytała:
 - Odwiedzimy Ulvik?
 - Nie. - Jego twarz zmieniła się, przeszedł po niej cień. - 
To nie po drodze... Chciałem, Ŝebyś za to obejrzała sady 
w Lofthus.
 - Rozmawiałam właśnie z jakimiś ludźmi, którzy byli w 
Ulvik i mówili, Ŝe tam jest ślicznie. - Nieoczekiwana 
niechęć Larsa zwiększyła tylko u Kristine chęć 
zobaczenia tego miasteczka. - Podobno jest tam ciepła 
woda, bo ono leŜy na końcu fiordu, więc moŜna 
popływać. PrzecieŜ się nigdzie nie spieszymy? 
Pojedźmy tam, proszę.
 - Jedź sama, jeśli chcesz.
Miał taką samą minę, jak po rozmowie z Kevinem w 
barze. Popatrzyła na niego uwaŜnie.
 - Dobrze, wobec tego pojadę sama. Spotkamy się 
później, w Voss albo w Gudvangen.
Lars uderzył zaciśniętą dłonią w poręcz z 

background image

gwałtownością. która ją przestraszyła.
 - Rób, jak uwaŜasz - wycedził.
Kristine nie rozumiała tych nagłych emocji, ale czuła, Ŝe 
nie ma sensu pytać. Odeszła, by popatrzeć, jak zbliŜają 
się do wsi Utne z małymi, białymi domkami 
przylepionymi do stoków. Na następnym przystanku 
opuścili prom i pojechali na południe, do Lofthus, 
leŜącego wśród sadów pełnych dojrzałych owoców. 
Zaparkowali i ruszyli dróŜką pomiędzy konarami drzew. 
Pomimo lekkiej mŜawki Kristine zobaczyła na drugim 
brzegu dwie góry, roziskrzone spływającym pomiędzy 
nimi jęzorem lodowca.
 - Pojadę z tobą do Ulvik - powiedział nagle Lars 
dziwnym, bezbarwnym tonem.
Spojrzała na niego zdziwiona.
 - Powiesz mi wreszcie, co jest nie tak?
 - Moja Ŝona jest tam pochowana. Nie wracałem tam 
przez lata. - Po wyrazie jego twarzy moŜna było poznać, 
z jakim bólem wydarł z siebie te słowa.
 - A więc nie tylko ja podróŜuję samotnie.
 - Widzisz zbyt wiele, Kristine.
Nie była pewna, czy te słowa miały być komplementem. 
Miała juŜ na końcu języka uwagę, Ŝe zmieniła zdanie i 
nie chce jechać do Ulvik, ale w ostatniej chwili coś ją 
powstrzymało.
 - MoŜe pojedziemy tam od razu? - zapytała rzeczowo.
 - Zgoda, miejmy to juŜ za sobą - odrzekł powaŜnie. - 
Jedź za mną, poprowadzę cię.
Wsiedli do aut. Z głową pełną pytań Kristine podąŜała 
ś

ladem Larsa. Przepłynęli promem z Brimnes do Ulvik. 

Miasteczko było zachwycające. Na tle gór, pokrytych 
białymi czapami śniegu i lodu, widniały zielone wzgórza 
z punkcikami domów o czerwonych dachówkach. Wody 
fiordu były krystalicznie czyste.

background image

Lars poprowadził ich na kemping, który ku jej radości 
mieścił się nad brzegiem Fiordu. Deszcz powoli ustawał 
i niebo pojaśniało nad górami. Odczytała to jako dobry 
znak. Kiedy rozstawili namioty pod drzewami, Lars 
powiedział:
 - Idę się przejść. Wrócę za godzinę.
Odszedł drogą w kierunku wioski. PoniewaŜ nie zabrał 
jej ze sobą, Kristine wywnioskowała, Ŝe chce odwiedzić 
grób Ŝony. Rozpakowała rzeczy, rozejrzała się po 
kempingu i porozmawiała z parą młodych Niemców. 
Potem wróciła do namiotu i czekała niespokojnie. 
Nieobecność Larsa przedłuŜała się. W końcu - mając 
nadzieję, Ŝe nie oskarŜy jej o śledzenie go - ruszyła ku 
wiosce.
Przestało padać i las pachniał butwiejącymi liśćmi i 
wilgotną ziemią. W ogrodach maki zwieszały cięŜkie 
głowy. Przyśpieszyła kroku, czując, Ŝe potrzebuje ruchu. 
Z bocznej uliczki wynurzył się starszy kościsty 
męŜczyzna i Ŝwawo ruszył w dół drogi.
Zatrzymała się, aby powąchać czerwone róŜe pnące się 
po Ŝelaznym ogrodzeniu kościoła, i kątem oka 
zauwaŜyła, Ŝe starszy pan wszedł na dziedziniec. MoŜe 
tu pochowano Ŝonę Larsa? Miała nadzieję, Ŝe kiedyś 
opowie jej więcej o swoim małŜeństwie.
Nagle ciszę popołudnia przecięły podniesione głosy. 
Rozpoznała głos Larsa. Dochodził z kościelnego 
dziedzińca.
Ukryta za krzewami, przysunęła się bliŜej. Poprzez 
mokre liście zobaczyła Larsa i owego chudego 
męŜczyznę, stojących po dwóch stronach porośniętego 
bujnymi kwiatami grobu. Usłyszała słowa starego, który 
mówił z wyostrzonym przez złość brytyjskim akcentem.
 - Jak śmiałeś wrócić?
 - Mam prawo tu być, Edwardzie. - Lars mówił 

background image

spokojnie lecz Kristine dostrzegła, jak zaciska pięści.
 - Osiem lat temu straciłeś wszelkie prawa. 
Powiedziałem ci wtedy, Ŝe nie chcę cię więcej widzieć, i 
nic się od tego czasu nie zmieniło. - MęŜczyzna o 
imieniu Edward wyprostował się bojowo. Pełna pasji 
groźba w jego głosie sprawiała, Ŝe był daleki od 
ś

mieszności. - Odejdź stąd, Lars. Nie chcę cię tu widzieć 

- powiedział twardym tonem.
 - Ona była moją Ŝoną. 
 - Zabiłeś ją! Ją i dziecko. 
 - To dziecko było moją córką!
Kristine tak mocno zaciskała ręce na ogrodzeniu, Ŝe 
zdobienia boleśnie wbijały się w jej dłonie. Nigdy nie 
słyszała takiej desperacji w głosie człowieka - a fakt, iŜ 
był to głos Larsa, sprawiał, Ŝe czuła, jakby wbijano jej 
nóŜ w trzewia. Edward zgarbił się, chude ramiona 
zadrŜały.
 - Przeklinam dzień, w którym spotkałeś moją piękną 
Annę. Jej matka nigdy nie doszła do siebie po śmierci 
córki. Wszystko to twoja wina, draniu!
 - Byłem młody, a ona pojechała na zawody narciarskie z 
własnej woli - odparł Lars drŜącym głosem.
 - Pojechała, bo nie mogła bez ciebie Ŝyć! Musiała, tak 
bardzo się o ciebie bała. Umierała ze strachu za kaŜdym 
razem, kiedy wyjeŜdŜałeś, Ŝeby prowokować śmierć na 
stoku... śałuję, Ŝe ci się nie udało.
Lars westchnął.
 - Nie umiesz znaleźć w sobie przebaczenia? Anna nigdy 
nie pozwoliłaby ci wyhodować w sobie tak zaŜartej 
nienawiści.
Edward odepchnął Larsa. Kristine stłumiła okrzyk 
przeraŜenia.
 - Nigdy ci nie wybaczę! Nigdy! I nie chcę cię widzieć w 
Ulvik!

background image

Kristine skuliła się za krzewami, kiedy rozsierdzony 
Edward zmierzał W kierunku furtki. Minął ją, obojętny 
na wszystko poza własnym cierpieniem. Apoplektycznie 
zaczerwienioną twarz wykrzywiał grymas, a w oczach 
lśniły łzy.
Lars stał nieruchomo przy grobie Ŝony, z rękami 
wbitymi w kieszenie. Dopiero teraz zauwaŜyła drugi 
grób - mniejszy, pokryty delikatnymi biało - niebieskimi 
kwiatkami. Grób jego córki, pomyślała z bólem.
Teraz zrozumiała, czemu Lars nie chciał jechać do 
Ulvik. Wiedziała równieŜ, czemu zmienił zdanie - miał 
nadzieję, Ŝe teść przebaczy mu po latach, i ta nadzieja 
warta była ryzyka.
Ale ojciec Anny nie przebaczył, a Lars - była tego 
prawie pewna - takŜe nie przebaczył samemu sobie.
Nic jej o tym wszystkim nie powiedział. Gdyby nie 
Kevin, nie wiedziałaby nawet, Ŝe jest wdowcem. Jednak 
ostatnią rzeczą, jaką mogła zrobić, było narzucanie się ze 
swoją obecnością w takiej chwili. Wycofała się cichutko.
Postanowiła zawrócić i nie wspomnieć ani słowem o 
tym, co usłyszała. Cały urok tego miejsca prysnął. Kiedy 
wyszła zza rogu kościoła, zamarła. Nie mogła trafić 
gorzej - Lars właśnie wyłonił się z bramy.
Zobaczył ją od razu i spytał ze złością:
 - Co tu robisz?
Kristine z wielkim wysiłkiem zachowała neutralny 
wyraz twarzy. Nie zamierzała kłamać.
 - Słyszałam twoją rozmowę z tamtym człowiekiem. 
Przypadkowo... Nie chciałam...
 - I przypadkiem znalazłaś się to, kiedy wychodziłem? 
Kristine bojowo uniosła głowę.
 - śebyś wiedział, to teŜ przypadek.
 - Oczywiście - zgodził się z ironiczną miną. ZbliŜyła się 
do niego. Stał nieruchomo, odsunął tylko gałąź, z której 

background image

skapywały mu na ramię krople wody. Jak łzy, pomyślała 
i poprosiła cicho.
 - Opowiedz mi, co się stało, Lars.
 - Słyszałaś, więc wiesz. Jestem odpowiedzialny za 
ś

mierć mojej Ŝony i córki.

 - To była wersja twojego teścia. Chcę poznać twoją,
 - Dobrze, powiem ci - zgodził się, choć ton jego głosu 
brzmiał nieprzyjemny. - To jedyny sposób, Ŝebyś dała 
mi spokój, prawda? Co chcesz wiedzieć, Kristine?
 - Co się stało na zawodach? - spytała. Zerwał liść i 
metodycznie darł go na kawałki.
 - Anna nienawidziła ryzyka. Nie wiedziałem o tym, 
kiedy się z nią Ŝeniłem. Prosto po uniwersytecie, pełen 
ksiąŜkowej wiedzy, chciałem podbić świat. Kiedy się 
poznaliśmy, byłem pasjonatem narciarstwa zjazdowego i 
naleŜałem do kadry narodowej. Rodzice Anny Ŝyli z 
emerytury w Ulvik. a ona pracowała w Oslo. Była 
piękna i delikatna jak wiosenny deszcz. Kochaliśmy 
się... więc wzięliśmy ślub. Pracowałem w Asgardzie i 
wykorzystywałem kaŜdą okazję, Ŝeby jeździć na nartach. 
- Zerwał następny liść tylko po to, by go znów 
unicestwić. - Nienawidziła zawodów i przed kaŜdym 
zgrupowaniem błagała mnie, Ŝebym został w domu. Ale 
ja nie mogłem. Potrzebowałem tej dawki adrenaliny i nie 
mogłem zrozumieć jej lęku. Czułem się 
ubezwłasnowolniony przez jej strach. Kiedy zaszła w 
ciąŜę, nie ryzykowała chodzenia na stoki, Ŝeby mnie 
oglądać, i przez chwilę było lepiej. Ale po urodzeniu 
Elisabet znów zaczęła płakać i prosić... w końcu 
obiecałem jej, Ŝe najbliŜszy sezon będzie dla mnie 
ostatnim.
Jego myśli wypełniły wspomnienia.
 - Przyjechała na ostatnie zawody, wiosną, z małą w 
nosidełku na plecach. Była szczęśliwa, bo obiecałem, Ŝe 

background image

to ostatni raz, i wiedziała, Ŝe dotrzymam słowa. Zeszła 
lawina... - moŜe słyszałaś o tym? - i zabiła ponad sto 
osób. Anna i Elisabet były wśród nich. Ich ciała 
znaleziono dwa dni potem.
Upuścił strzępki liścia i wytarł ręce o spodnie.
 - Edward wini mnie za ich śmierć. Nie musi. Sam siebie 
obwiniam. Gdybym zrezygnował z kariery sportowej od 
razu, kiedy po raz pierwszy Anna mnie o to poprosiła, 
obie by Ŝyły... Ale ja egoistycznie nie chciałem tego 
zostawić... - Spojrzał na Kristine pustym wzrokiem. - 
Koniec historii.
Mogłaby mu powiedzieć tyle rzeczy. śe był bardzo 
młody. śe zamierzał porzucić coś, co kochał, dla dobra 
Ŝ

ony i dziecka. śe nie moŜe się winić za zejście lawiny. 

Ale milczała. Nie próbowała go teŜ dotknąć. Była prawie 
pewna, Ŝe odepchnąłby ją tak, jak Edward odepchnął 
jego. Powiedziała tylko zdawkowo:
 - Dzięki, Ŝe mi o tym opowiedziałeś. Bardzo, bardzo ci 
współczuję.
Spojrzał na nią uwaŜniej, jakby zaczął wracać do 
rzeczywistości.
 - Współczujesz, no, tak. Dzięki. Jesteś zupełnie inna od 
niej, Kristine. Nie wyobraŜam sobie Anny broniącej się 
przed parą zbirów noŜyczkami do paznokci.
 - Ale kiedy mówię ci, jak bardzo się boję, przypominam 
ci ją. To miałeś na myśli, mówiąc o powtarzaniu się 
historii.
ChociaŜ przytaknął, jego spojrzenie straciło ostrość.
 - Wracajmy na kemping. Jestem w kiepskim nastroju i 
potrzebuję samotności za kierownicą. Jedźmy na 
wycieczkę.
 - MoŜemy wyjechać z Ulvik teraz, jeśli zechcesz.
 - Nie, skoro juŜ tu się znalazłem, wolę zostać.
W kwadrans później juŜ go nie było. Kristine poszła 

background image

popływać, zwiedziła wioskę i zjadła samotną kolację. 
PołoŜyła się do łóŜka o dziesiątej trzydzieści i przez 
następną godzinę leŜała, nasłuchując. Przebudziła się z 
cięŜkiego snu o trzeciej nad ranem. Wyjrzała przez 
moskitierę i zobaczyła, Ŝe jaguar jest zaparkowany obok 
jej fiata. Lars wrócił.
Próbowała znów zasnąć, ale nie mogła uspokoić myśli. 
W końcu wyślizgnęła się ze śpiwora i na bosaka 
powędrowała nad brzeg wody. Usiadła na skale i 
owinęła kolana koszulą nocną. Niebo było czyste i 
gwiazdy migotały nad linią gór. Sierp księŜyca wyglądał 
jak namalowany. Drobne fale pluskały między skałami. 
Słuchała ich szumu, zagubiona w myślach. 
Przypominała sobie, jak Lars prosił o przebaczenie. 
Chciała pomóc i wiedziała, Ŝe nie potrafi. Wiedziała 
jeszcze jedno - skończyło się beztroskie podróŜowanie. 
Czy tego chciała, czy nie, Lars Bronstad stał się częścią 
jej Ŝycia.
Pod nocnym niebem woda migotała jak obsydian. Nagły 
powiew wiatru zburzył jej gładką powierzchnie i fale 
hałaśliwie uderzały o brzeg. Jeśli pojedzie odwiedzić 
dziadka, podróŜ stanie się jeszcze cięŜsza...
Poczuła dłoń na ramieniu. Odwróciła się z krzykiem, 
omal spadając ze skały. Lars chwycił ją mocno i objął 
ramionami.
 - Myślałem, Ŝe usłyszysz. Wołałem cię.
 - Byłam lata świetlne stąd - szepnęła niepewnie. Ramię 
męŜczyzny dotykało jej piersi, a kolano wbijało się w 
jego nagie udo. Poczuła gwałtowne bicie serca. Jej oczy 
pociemniały. Lars pocałował ją.
Zmysłowy głód wzburzył w niej krew. Tęskniła za tym 
uczuciem, od kiedy pocałował ją na plaŜy w Mandal. 
Teraz juŜ nie chciała uciekać.
Pocałunek był długi, aŜ do utraty tchu. Potem usta Larsa 

background image

powędrowały wzdłuŜ szyi Kristine. Rozdarta między 
podnieceniem a rzeczywistością, wyszeptała stłumionym 
głosem:
 - Lars, nie chcę, Ŝebyś przestał mnie całować, ale jeśli 
nie zejdziemy z tej skały, spadnę.
 - To drobnostka - mruknął, przenosząc ją lekko na 
trawę. Zsunął ramiączko koszuli i muskał ustami 
obnaŜone ramię. Kiedy wsunęła dłonie w jego włosy, 
dotknął jej piersi Słodko - gorzki spazm targnął ciałem 
Kristine. Uniosła głowę i poczuła, Ŝe spogląda wprost w 
dusze Larsa - poprzez pociemniałe oczy o głębi wód 
fiordu.
 - Chcę się z tobą kochać. JuŜ się nic boję - wyszeptała. 
Oboje byli prawie nadzy i oboje poddali się 
zniewalającemu urokowi letniej nocy. Lars objął 
Kristine. Teraz była gotowa na wszystko. Miała 
wraŜenie, Ŝe przez całe lata czekała, by pokochać tego 
człowieka. Nagle puścił ją i postawił na nogi, trzymając 
dłonie w mocnym uścisku.
 - Umówiliśmy się, Ŝe podejmiemy te decyzję, kiedy nie 
będziemy nawet w tym samym pokoju, nie mówiąc juŜ o 
trzymaniu się w ramionach - powiedział. - Poza tym 
mam tu za duŜo wspomnień, Kris... Nie chcę, Ŝebyśmy 
pierwszy raz byli ze sobą w tym miejscu. Jeszcze nie 
teraz.
 - Ale niedługo?
Jego palec sunął powoli od gładkiego policzka, przez 
szyję, ku piersi, a oczy śledziły cień pragnienia na jej 
twarzy.
 - Tak. bardzo niedługo, Kris. Usiłowała nadać głosowi 
lekki ton,
 - Miałam kłopoty ze snem, dlatego wstałam - 
powiedziała. - Ale teraz chyba nie będzie lepiej. Zaśmiał 
się.

background image

 - Nie proponuję, Ŝe będę cię trzymał za rękę, gdy 
będziesz zasypiać, bo oboje wiemy, do czego by to 
doprowadziło.
 - W takim razie dobranoc, Lars. Na moment oparła 
dłonie na jego nagiej, rozgrzanej piersi, wspięła się na 
palce i pocałowała go w usta. W odpowiedzi przyciągnął 
ją mocno do siebie i objął tak, jakby nie było jutra ani 
wczoraj, tylko ta jedna, jedyna chwila, jakby oznajmiał, 
Ŝ

e naleŜy do niego. Marzyła, aby być gdziekolwiek, byle 

nie w Ulvik. W kaŜdym innym miejscu, gdzie by jej od 
siebie nie odsunął. - No, to tyle w kwestii dobrych 
intencji - mruknął. - Nie zawsze będziemy w Ulvik - 
zaznaczyła. - Przysięgam, Ŝe nie pragnąłem Ŝadnej 
kobiety tak bardzo, jak ciebie teraz.
Kristine zrozumiała, Ŝe zaznał w Ŝyciu równie wiele 
samotności, co ona. i oczy zaszły jej Izami. Uśmiechnęła 
się blado, lecz nie miała odwagi znów go dotknąć, więc 
pospieszyła do namiotu. Kilka minut później usłyszała 
zgrzyt suwaka, gdy Lars wchodził do swojego namiotu. 
Fale obijały się o skały, wiatr czesał trawy, a Kristine nie 
mogła zasnąć z tęsknoty za męŜczyzną, który leŜał 
zaledwie parę metrów od niej.
Noc ustąpiła róŜanemu światłu świtu. Ptaki rozśpiewały 
się, jakby nigdy wcześniej nic widziały wschodu słońca. 
Kristine naciągnęła śpiwór na głowę i po raz kolejny 
zacisnęła powieki. Kiedy w końcu zasnęła, przyśniło się 
jej, Ŝe znajduje się na tonącym promie. Obudziła się, 
zlana potem. Ktoś niedaleko włączał motor i ten hałas 
rozbudził ją do końca.
Przebrała się w kostium kąpielowy. Była zmęczona i 
sfrustrowana. Jej frustracja sięgnęła zenitu, kiedy 
zobaczyła Larsa wracającego z kąpieli. Woda ściekała 
mu z włosów. Uśmiechnął się do niej radośnie.
 - Woda jest świetna.

background image

 - Mam nadzieję, Ŝe jest zimna - powiedziała, odwracając
głowę od widoku jego nagiej piersi.
 - Wiesz, mój brat ma chatę w Vetlefjord i wyjechał do 
Danii na dwa tygodnie! - krzyknął za nią.
 - Jak daleko stąd do Vetlefjord?
 - Moglibyśmy dotrzeć tam wieczorem, jeśli złapiemy 
promy.
 - Spałam tylko parę godzin i chyba padnę, jeśli się 
wreszcie nie wyśpię - ziewnęła.
 - To bardzo ładna chata, Z wygodnymi łóŜkami.
 - Wystarczy jedno. I nie mów mi, Ŝe zachowuję się jak 
zepsuty dzieciak. Wiem o tym.
 - Kiedy się złościsz, masz oczy zielone jak kotka. 
Otwarcie śmiał się z niej. Poczęstowała go paroma 
dosadnymi słowami, których nauczył ją Andreas, i 
poszła się wykąpać Woda była wprawdzie zimna, ale nie 
zdołała odpędzić senności.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Po śniadaniu Kristine i Lars spakowali się i ruszyli w 
dalszą drogę. Gdy dotarli do przystani, prom włośnię 
wypływał z portu.
 - Następny za dwie godziny - poinformował Lars. - 
Przejdziemy się?
 - Wolałabym się zdrzemnąć - odparła bez entuzjazmu, 
odwracając twarz do słońca. - Przyjemnego spaceru. - 
Ziewnęła przeciągle.
 - MoŜemy nie dotrzeć dzisiaj do chaty. - Lars nie 
odchodził od samochodu. - Kristine... - zaczął po chwili 
z napięciem. - Nikogo nie pragnąłem tak mocno, jak 
ciebie. I nigdy nie byłem tak bardzo niepewny uczuć 
drugiej osoby.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, stała w milczeniu. Lars 
popatrzył na nią z wyrzutem, odwrócił się na pięcie i 
oddalił szybkim krokiem. Kristine zwinęła się na tylnym 

background image

siedzeniu, podłoŜywszy pod głowę zwiniętą kurtkę, i 
zasnęła w ułamku sekundy.
Obudził ją ból głowy. Wysiadła, usiłując rozruszać 
zesztywniały kark, gdy nagle za plecami usłyszała 
znajomy głos:
 - Kristine... c'est toi?
 - Philippe! - wykrzyknęła, rozpoznając go. PodróŜowali 
razem przez pięć miesięcy. - Mówiłeś, ze się wybierasz 
do Norwegii, ale nie przypuszczałam, Ŝe się spotkamy!
Siary kumpel chwycił ją w ramiona, okręcił dokoła i 
ucałował w policzki.
 - Widocznie los tak chciał - odparł ze śmiechem.
Stali przytuleni i Kristine musiała przyznać, iŜ zdąŜyła 
juŜ zapomnieć, jak piękne oczy ma ten chłopak. Mimo to 
nie czuła w jego objęciach nawet ułamka tego, co czuła 
przy Larsie.
 - Dokąd jedziesz? - zapytała. - Jesteś sam?
 - Zmieniłaś się - odpowiedział, przyglądając się jej 
uwaŜnie.
 - Naprawdę? Czy ja wiem... - Zawahała się, widząc 
nadchodzącego Larsa. - W kaŜdym razie nie podróŜuję 
sama. O, mój towarzysz właśnie tu idzie. Nazywa się 
Lars.
 - Norweg? - Spojrzenie, jakim Philippe obrzucił Larsa, 
było równie niechętne, jak chłodny był wzrok potomka 
wikingów. - Oni są oziębli, Kristine. Nie mów mi, Ŝe 
napaliłaś się na Norwega!
 - Daj spokój! - syknęła, nie zamierzając wyjaśniać, jak 
bardzo pragnie tego konkretnego Norwega. - Jesteśmy 
przyjaciółmi, to wszystko.
 - To dlaczego on patrzy tak, jakby chciał mnie 
poćwiartować i rzucić rybom na poŜarcie?
 - Chodź, przedstawię was sobie. - Przeczesała palcami 
zwichrzone włosy, ignorując pytanie.

background image

 - Dobry pomysł. - W oczach Philippe'a pojawił się 
tajemniczy ognik. - Muszę sprawdzić, czy ten wiking 
jest wystarczająco dobry dla ciebie.
Kristine podeszła do Larsa, siląc się na uśmiech.
 - Lars, poznaj Philippe'a. Opowiadałam ci o nim - to on 
nauczył mnie sztuczki z noŜyczkami do paznokci. 
Philippe Aubin, Lars Bronstad.
Francuz skłonił się sztywno.
 - Kristine i ja podróŜowaliśmy razem przez wiele 
miesięcy. To wspaniała dziewczyna.
 - Całkowicie zgadzam się z tą oceną - odparł Lars z 
wymuszonym uśmiechem.
 - Jak się poznaliście? - zagadnął Philippe podejrzliwie. 
Kristine opowiedziała przygodę z klaunami.
 - Dzięki chwytowi, którego cię nauczyłem, nie 
potrzebowałaś pomocy - zaznaczył, tak jak się 
spodziewała.
W oczach Larsa pojawił się szatański ognik. Swobodnie 
oparł rękę na ramieniu Kristine.
 - Fakt, dobrze ją uczyłeś. Kiedy się zjawiłem, nie 
miałem juŜ nic do roboty.
Philippe był wystarczająco bystry, by zauwaŜyć, Ŝe 
zadrŜała pod dotykiem Larsa. Wyprostował się, a jego 
mina nie wróŜyła niczego dobrego.
 - Nie masz pojęcia, jak się cieszę, Ŝe cię widzę - 
wtrąciła pospiesznie. - Mam nadzieję, Ŝe się 
zaprzyjaźnicie.
Philippe oderwał wzrok od Larsa i posłał Kristine 
czarujący uśmiech.
 - Byłoby cudownie powspominać stare czasy. Pamiętasz 
Daniela i Suzette? PodróŜujemy razem, rozbiliśmy się na 
noc na Kaupanger, tam, dokąd płynie prom. Chcemy 
wieczorem upiec steki na ognisku. Przyłączycie się do 
nas? - rzucił rywalowi wyzywające spojrzenie.

background image

 - Wspaniały pomysł, prawda, Lars? - zachwyciła się 
Kristine pewna, iŜ dzięki wspólnej kolacji na pewno nie 
dotrą do chaty.
 - Bien. - Philippe nie czekał na odpowiedź Larsa. - No 
to spotkamy się na miejscu. Nadpływa prom.
Kristine podskoczyła, spłoszona przeszywającym 
dźwiękiem syreny. Philippe posłał Larsowi zwycięskie 
spojrzenie i odszedł.
 - Zdecyduj się, panno Kleiven: chcesz w końcu iść ze 
mną do łóŜka, czy nie? - warknął Lars.
 - Nie spałam z Philippe'em.
 - Bo tego nie chciał!
 - Nie, ja nie chciałam!
 - Dobrze, pojedziemy do chały jutro. Tam są dwie 
sypialnie i hamak. Sama zdecydujesz, gdzie zamierzasz 
spać. Nie mam zwyczaju zapraszać do swojego łóŜka 
osób, które nie mają ochoty być tam ze mną,
 - Spóźnimy się na prom - powiedziała chłodno.
 - Jasne, nie moŜemy ryzykować, Ŝe nie zdąŜymy na 
wspaniałą kolację w towarzystwie namiętnego 
Francuzika!
 - Jesteś zazdrosny - stwierdziła z rozbawieniem. - 
Zupełnie niepotrzebnie.
 - Jestem zły, sfrustrowany i nie wiem, co mam o tym 
wszystkim myśleć. Jeśli chcesz do tej listy dodać 
zazdrość, bardzo proszę, nie krępuj się. - Pocałował ją 
krótko, ze złością, po czym szybkim krokiem ruszył w 
stronę samochodu. Kristine przez dobrą chwilę stała 
otumaniona, niezdolna do Ŝadnego ruchu.
Kolacja z Philippe'em nie była koszmarem, jakiego 
obawiała się Kristine. Lars starał się być przyjacielski, a 
dobre wino zrobiło swoje. Wyśmienite pieczyste i 
wspólne śpiewanie przy akompaniamencie gitary 
wprowadziło wspaniałą atmosferę. Przez cały wieczór 

background image

Lars nie poświęcał swojej towarzyszce więcej uwagi niŜ 
pozostałym uczestnikom spotkania, aŜ Philippe w końcu 
zwątpił, czy rzeczywiście są kochankami.
Gdy późnym wieczorem szli spać - kaŜde do własnego 
ś

piwora - Lars nie pocałował Kristine na dobranoc. 

Pojęła, Ŝe pragnie konsekwentnie dotrzymać zasady, w 
myśl której Kristine sama zadecyduje, czy będzie dzielić 
z nim łóŜko. Zrozumiała jeszcze coś: jeśli zdecyduje się 
na to, Lars nie odejdzie z jej Ŝycia. JuŜ nigdy nie będzie 
wolna i niezaleŜna. Czy tego właśnie pragnie? Czy jeden 
człowiek moŜe sprawić, iŜ zapomni o swoich 
postanowieniach?
Ranek przywitał ich ciepłą, słoneczną pogodą. Gdy 
pakowali bagaŜe, Kristine ostrzegła:
 - Będę jechała dość wolno. Wczoraj coś się działo z 
silnikiem.
 - Mogliśmy zatrzymać się na przegląd w Balestrand. 
Mechanicy kosztują, pomyślała niechętnie.
 - JuŜ niedaleko do Fjaerland, prawda? MoŜe ktoś z 
rodziny pomoŜe mi naprawić tego grata. - Mówiła te 
słowa z nadzieją, choć równie dobrze rodzina mogła jej 
nie wpuścić do domu.
 - Więc jednak zamierzasz odwiedzić dziadka?
 - Chyba tak - westchnęła. - Muszę się dowiedzieć, 
dlaczego ojciec wyjechał stąd dwadzieścia lat temu. Sam 
nigdy mi tego nie powie. Pamiętam, jak na samym 
początku naszego pobytu w Kanadzie, kiedy byłam 
jeszcze bardzo mała, przyszedł list ze ślicznym 
znaczkiem, a tata podarł go na drobne kawałeczki. 
Mama zanosiła się płaczem. Nigdy nie lubiła Kanady i 
nadal źle się tam czuje. Jedyny kontakt, jaki ma z 
Norwegią, to kartka świąteczna, którą co roku wysyła do 
matki Haralda.
 - W takim razie powinnaś tam jechać - powiedział czule 

background image

Lars. - Ale to nie będzie proste. Kristine.
 - Nic nie jest proste! - wybuchła. - Gdy tak na mnie 
patrzysz, mam ochotę kochać się z tobą na tylnym 
siedzeniu samochodu. Wystarczy, Ŝe znikniesz na 
chwilę, a znów nachodzą mnie wątpliwości. Mam dosyć!
 - Do tej pory nie myślałaś o jutrze. Teraz przyszedł czas 
na decyzję, jak chcesz spędzić resztę Ŝycia. Nie 
ukrywam, Ŝe chciałbym, abyś ją podjęła, lecz takie 
zmiany zawsze są przeraŜające. Decyzja naleŜy do 
ciebie. Ja poczekam. Kristine.
 - To, Ŝe pójdę z tobą do łóŜka, nie zmieni mojego Ŝycia!
 - Obyś się nie zdziwiła, jeśli się okaŜe, Ŝe jednak 
zmieni. - Ciepły tembr jego głosu sprawiał, iŜ nie była w 
stanie spokojnie ciągnąć tej rozmowy.
 - Jedźmy juŜ, dobrze?
 - Jedź przodem. Gdybyś tylko miała jakieś problemy z 
silnikiem, daj znak i zjedź na pobocze - zaproponował, 
rozkładając atlas na masce auta.
Kristine obserwowała wodzące po mapie pałce i 
wydawało się jej, Ŝe czuje ich dotyk na własnych 
piersiach. Usiłowała skupić wzrok na czerwonych i 
Ŝ

ółtych wstąŜkach dróg, poprzecinanych błękitem 

fiordów.
 - Tutaj wsiądziemy na prom i przedostaniemy się na 
drugą stronę fiordu, by zaraz potem znów skierować się 
na północ - zakończył Lars.
 - W porządku. - Wsiadła do samochodu i uruchomiła 
silnik.
Jechali drogą wykutą w stromych zboczach gór 
otaczających fiord. Widoki, zapierające dech w 
piersiach, pozwoliły Kristine na krótko zapomnieć o 
dręczących ją wątpliwościach. Oślepiająco białe, lodowe 
czapy na szczytach kontrastowały z kwitnącymi poniŜej 
polami róŜowych goździków, chabrów i stokrotek. W 

background image

dole cieszyły oko błękitne wody fiordu.
Po krótkiej przeprawie promowej ruszyli w dalszą drogę. 
Stromy podjazd zdawał się nie mieć końca i Kristine z 
rosnącym niepokojem obserwowała wskaźnik 
temperatury silnika. Droga niczym wąŜ wiła się 
serpentynami po zboczu. W duchu przekonywała samą 
siebie, Ŝe dojedzie do Fjaerland, a tam spotka ją 
Ŝ

yczliwe przyjęcie. Pragnęła wierzyć, iŜ dziadek, który 

przed laty wyrzucił syna z domu, chętnie pozna 
kanadyjską wnuczkę.
Silnik cięŜko pracował na wysokich obrotach, a Kristine 
ze zgrozą odnotowywała kolejne znaki ostrzegające o 
ostrych zakrętach i stromych wzniesieniach. W lusterku 
wstecznym raz za razem pojawiał się i znikał trzymający 
się w bezpiecznej odległości jaguar. Gdy wreszcie 
dotarli na szczyt, otworzyła się przed nimi zapierająca 
dech w piersiach panorama. AŜ po horyzont ciągnęły się 
wysokie, surowe szczyty. Kristine, urzeczona dzikim 
krajobrazem, w ostatniej chwili zauwaŜyła ostry zakręt 
zaczynającego się stromego zjazdu. Z całej siły wcisnęła 
pedał hamulca, lecz wóz nie zmniejszył prędkości. Mimo 
iŜ odruchowo zredukowała bieg, auto weszło w zakręt 
zdecydowanie za szybko. Pisk opon zlał się z trąbieniem 
klaksonu nadjeŜdŜającego z przeciwka samochodu.
Przy kolejnej próbie pedał bez najmniejszego oporu 
wcisnął się aŜ do podłogi. Mimo prędkości zredukowała 
bieg do dwójki. Miała wraŜenie, Ŝe skrzynia biegów za 
chwilę rozpadnie się na kawałki. Wóz zaczął 
podskakiwać jak znarowiony koń.
Zza skal wyłonił się następny zakręt, zawieszony nad 
urwiskiem. Ogarnęły ją mdłości. Za wszelką cenę 
pragnęła przezwycięŜyć panikę. Wrzuciła jedynkę i 
szarpnęła ręczny hamulec. Samochód zatańczył na 
drodze. Kristine ujrzała zbliŜającą się z drugiej strony 

background image

cięŜarówkę. Z całej siły chwyciła kierownicę, modląc 
się, by fiat dał się sprowadzić na drugą stronę. Gdy auto 
posłusznie skręciło, przed oczami Kristine ukazała się 
ponura, szara ściana skalna. Chwytając się kierownicy 
niczym koła ratunkowego, zdołała jeszcze pomyśleć: 
BoŜe, dlaczego byłam tak głupia, by ani razu nie kochać 
się z Larsem - po czym zacisnęła powieki w oczekiwaniu 
na uderzenie.
Usłyszała przeraźliwy huk, zgrzyt blach, dartych przez 
skały, brzęk tłuczonego szkła... A potem zapadła 
dzwoniąca w uszach cisza.
Przez rozbitą przednią szybę do wnętrza wozu wdarły się 
brzozowe gałązki. Kristine podniosła rękę, by je 
odgarnąć, i zobaczyła krew na mankiecie bluzki. 
Krwawię, pomyślała. A więc Ŝyję. W bocznym okienku 
pojawiła się trupioblada, znajoma twarz. Lars. O coś 
pytał, lecz nie potrafiła zrozumieć słów. Chce wiedzieć, 
czy nie jest ranna? Jak ma mu odpowiedzieć, skoro sama 
nie wie?
Lars rozpoczął walkę ze stawiającymi opór drzwiami. Po 
serii zgrzytów i pisków otworzyły się wreszcie z 
łomotem, który przyprawił Kristine o atak paniki. Lars 
odpiął pasy i powolutku, ostroŜnie, wyciągnął ją z 
samochodu. Poczuła przeszywający ból w nadgarstku i 
w kolanie. Oparłszy bezsilnie głowę na jego piersi, 
oddychała cięŜko.
Lars odwrócił się i biegiem począł się oddalać od 
rozbitego auta. Półprzytomna z bólu wymamrotała słowa 
protestu, gdy nagle z tyłu dobiegł ich huk 
przypominający uderzenie pioruna. Lars stanął w 
miejscu, a gdy się odwrócił, oczom Kristine ukazał się 
wrak fiata w chmurze czarnego dymu i płomieni.
 - Dzięki Boga, Ŝe jechałem tuŜ za tobą - wyszeptał Lars 
zbielałymi wargami.

background image

Kristine zamknęła oczy, wsłuchując się w rytmiczne 
bicie jego serca.
LeŜała sama, w obcym, bardzo przytulnym pokoju. 
Ś

ciany były pomalowane na bladoróŜowo, a przez 

wysokie okna wpadało ciepłe złociste światło. W 
powietrzu unosił się zapach róŜ.
Chata? Nie, zdecydowanie nie. Nie miałaby tak 
wysokiego sufitu i eleganckiego wystroju.
LeŜała płasko na plecach na szerokim małŜeńskim łoŜu, 
w pościeli pachnącej słońcem i letnim wiatrem. Ręce 
spoczywały płasko na kocu, jeden z nadgarstków miała 
zabandaŜowany. Głowa pękała jej z bólu. a gdy 
usiłowała zmienić pozycję, poczuła, Ŝe cała jest bardzo 
obolała. Otworzyły się drzwi. Wszedł Lars.
 - Gdzie jesteśmy? - Głos miała słaby, skrzekliwy.
 - Obudziłaś się! - wykrzyknął radośnie i w paru susach 
znalazł się przy łóŜku. OstroŜnie przysiadł na krawędzi.
 - Lekarz naszpikował cię środkami przeciwbólowymi. 
Powiedział, Ŝe obudzisz się dopiero wieczorem.
 - Lekarz? Ja... - Nagle przypomniała sobie, co się 
wydarzyło. - Samochód... hamulce wysiadły... Och, 
Lars, tak się bałam, myślałam, Ŝe zginę!
Kristine uniosła się na poduszkach, wyciągnęła do niego 
ręce. Przytulił ją, pozwalając wyrzucić z siebie cały 
bezmiar strachu, jaki przeŜyła w ciągu kilku chwil 
poprzedzających wypadek. Nagle podniosła głowę i 
spojrzała mu w oczy.
 - Uratowałeś mi Ŝycie - szepnęła. - Tak, juŜ pamiętam, 
samochód wybuchł, prawda? Bałeś się, Ŝe to moŜe 
nastąpić, dlatego starałeś się jak najszybciej mnie 
wydostać. - Nagły dreszcz wstrząsnął jej ciałem. - Lars, 
jak ja ci mam dziękować? Czy kiedykolwiek zdołam ci 
się odwdzięczyć?
 - Nie musisz mi dziękować, Kristine. - Jego głos drŜał 

background image

ze wzruszenia. - Wystarczy, Ŝe jesteś tu ze mną.
 - Wiesz, o czym myślałam, zanim samochód się rozbił? 
- przerwała drŜącym głosem. - śe byłam głupia i... nie 
kochaliśmy się. Bałam się... Ŝe juŜ za późno... - Łzy 
napłynęły jej do oczu.
 - Powinnaś odpoczywać, a o kochaniu się zapomnij na 
jakiś czas - powiedział takim tonem, jakim mówi się do 
małego dziecka. - Masz stłuczone kolana i nadgarstek, a 
na ciele piękną kolekcję siniaków. Jutro pojedziemy do 
chaty, tam spokojnie wydobrzejesz.
 - A gdzie teraz jesteśmy?
 - W najlepszym hotelu w Balestrand. Nawet nie próbuj 
dyskutować o kosztach.
Zdołała się roześmiać.
 - Nie ma obawy, nie mam siły się kłócić. Czy jest juŜ 
wieczór? - Przytaknął. - Zostaniesz ze mną na noc?
 - Obsługa przyniesie dodatkowe łóŜko, abyśmy mogli 
spać w jednym pokoju. A, jeszcze jedno - nie martw się 
o swoje rzeczy: facet, który jechał za nami, zdąŜył 
wyciągnąć twój plecak z płonącego wraku.
Gdy pochylił się, by poprawić poduszki. Kristine 
wyszeptała:
 - Lars, nie udało ci się uratować Anny i dziecka, ale 
zdołałeś uratować moje Ŝycie.
W milczeniu bawił się jej szczupłymi palcami.
 - Kiedy wyjechałem zza zakrętu i zobaczyłem twój wóz, 
rozbity o skały, pomyślałem, Ŝe ciebie takŜe straciłem. 
Nic wytrzymałbym takiego cierpienia, Kristine.
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale wyczerpana opadła 
na poduszki.
ROZDZIAŁ ÓSMY
W cztery dni później Kristine leŜała w hamaku 
rozwieszonym na ganku chaty naleŜącej do brata Larsa. 
W oddali lśnił bielą w promieniach słońca lodowiec 

background image

Veggebreen,
Lars ani na chwilę nie spuszczał jej z oka. Nawet kiedy 
przyrządzał posiłki, obserwował ją przez kuchenne okno. 
Zmieniał Kristine opatrunki i trzymał za rękę, gdy 
budziła się z krzykiem w nocy. Skaleczenia na kolanach 
goiły się. a posiniaczone ciało mieniło się wszystkimi 
odcieniami Ŝółci, fioletu i zieleni. Rano po raz pierwszy 
poszła popływać w jeziorze za chatą. Szok, przeŜyty 
podczas wypadku, osłabił ją znacznie bardziej, niŜ 
przypuszczała. Teraz, gdy czuła się lepiej, znów zaczęta 
się zastanawiać nad sobą i Larsem. W chwilach 
zwątpienia martwiła się, Ŝe nie jest juŜ dla niego 
wystarczająco atrakcyjna. Coś w głębi duszy 
podpowiadało jej jednak, Ŝe nie ma powodu, by się 
martwić. Dobrze pamiętała rozmowę podczas 
oczekiwania na prom w Gudvagen. Czuła, Ŝe to ona 
musi zdecydować, czy i kiedy chce się z nim kochać.
Wypadek pozwolił jej zrozumieć, co jest naprawdę 
waŜne w Ŝyciu. Dostała od losu drugą szansę. śałowała, 
Ŝ

e podczas ich pierwszego razu Lars będzie musiał 

oglądać szwy i siniaki, lecz była juŜ zmęczona 
czekaniem.
Sycząc z bólu, wstała z hamaka i wolnym krokiem 
poszła do kuchni. Przywitała Larsa promiennym 
uśmiechem.
 - Kiedy kolacja?
 - Za pół godziny - odparł, z krytyczną miną wpatrując 
się w sos. Krótkie szorty i wycięty podkoszulek, które 
miał na sobie, utwierdziły Kristine w przekonaniu, iŜ 
podjęła właściwą decyzję.
 - Wezmę prysznic.
 - Idź, idź.
UraŜona faktem, Ŝe nie zwraca na nią uwagi, podreptała 
do łazienki. Wzięła prysznic i umyła włosy, po czym 

background image

owinięta ręcznikiem wróciła do sypialni. Podsuszyła 
włosy, pozwalając im niesforną falą opaść na 
posiniaczone czoło. Przez następne dwadzieścia minut 
nakładała na twarz staranny makijaŜ. WłoŜyła sukienkę 
w kolorze morskim, prezent od Gianetty, pomalowała 
paznokcie u rąk i nóg i włoŜyła sandałki na obcasach.
Usłyszała z kuchni wołanie Larsa. Zawahała się przez 
chwilę. Sukienka zakrywała co prawda pokaleczone 
kolana, lecz ogólnie zasłaniała bardzo niewiele. Nie była 
pewna, czy znajdzie w sobie tyle odwagi, by się w niej 
pokazać. Zerknęła w lustro, ćwicząc uwodzicielski 
uśmiech, i ruszyła w stronę kuchni, usiłując nie zwaŜać 
na ból, jaki sprawiało jej chodzenie na wysokich 
obcasach.
Lars nakrywał do stołu z takim zapałem, Ŝe nawet jej nie 
zauwaŜył. Wzięła świece z kominka, zaniosła na stojący 
pod oknem stół, a potem szybko wymknęła się do 
ogrodu, by zerwać kwiat jednej z pnących dzikich róŜ 
rosnących wokół chaty. Gdy wróciła. Lars z łomotem 
postawił na stole garnek, który trzymał w rękach.
 - O mój BoŜe! - wyszeptał z zachwytem.
Stała na progu z róŜą przyciśniętą do piersi, ubrana w 
turkusową sukienkę odsłaniającą delikatną biel ramion. 
ZaróŜowione policzki podkreślały wyrazisty błękit oczu.
Po chwili Lars zdołał otrząsnąć się z osłupienia.
 - Kolacja tak prędko nic ostygnie. Czy moŜesz chwilę 
poczekać?
 - Jasne - odparła, zastanawiając się, co zamierza zrobić. 
Lars skokiem przemierzył przedpokój i zniknął w swoim 
pokoju.
Kristine odniosła garnek z powrotem do kuchni i nalała 
sobie kieliszek schłodzonego białego wina. Serce waliło 
jej jak oszalałe. Nie ulegało wątpliwości, Ŝe zrobiła na 
Larsie wraŜenie. Wstawiła róŜę do wazonu i stanęła w 

background image

oknie. Podziwiała rozległy widok na górskie szczyty i 
błękitne jezioro, usiłując zapomnieć o zdenerwowaniu.
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos zbliŜających się kroków. 
Gdy się odwróciła, zobaczyła, Ŝe Lars takŜe się przebrał. 
Miał na sobie zamszowe spodnie i koszulę z długim 
rękawem. Wilgotne włosy opadały mu na czoło. 
Podszedł do Kristine i przycisnął wargi do jej dłoni.
 - Nigdy nie potrafię przewidzieć, jaki będzie twój 
następny ruch - powiedział cicho.
Odgarnęła mu włosy z czoła, dostrzegła namiętny błysk 
W oczach i uśmiechnęła się.
 - A więc nadal mnie pragniesz.
 - Miałaś co do tego wątpliwości?
 - Tak się tylko zastanawiałam.
 - A zatem ukrywanie własnych uczuć wychodzi mi 
lepiej, niŜ się spodziewałem. Chciałbym, abyś była 
pewna swojej decyzji.
 - Jestem pewna. - Twardniejące pod delikatną tkaniną 
sutki potwierdzały prawdziwość jej słów. - Nalać ci 
wina?
 - Chwileczkę. - Zamknął jej usta długim, gorącym 
pocałunkiem. DrŜąc z emocji, czuła, jak jej wargi 
instynktownie odpowiadają na kaŜdy ruch jego warg, jak 
spragnione bliskości ciało tonie w jego objęciach.
Gdy Lars podniósł głowę, jego roziskrzone oczy 
wyraŜały coś więcej niŜ tylko Ŝądzę - były pełne 
czułości.
 - To twój pierwszy raz. Chcę. Ŝebyś go nigdy nie 
zapomniała. I pamiętaj - dodał z mocą - nie musisz się 
niczego obawiać.
Kristine nalała mu wina i wzniosła swój kieliszek.
 - Za nasze zdrowie!
Zachodzące za górskimi szczytami słońce było niemym 
towarzyszem ich kolacji. Na stole płonęły świece, cicho 

background image

grała muzyka. Rozmawiali, trzymali się za ręce i pieścili 
pełnymi uczucia spojrzeniami. Po kolacji Lars poprosił 
Kristine do tańca. Zarzuciwszy mu ramiona na szyję, 
rozkoszowała się delikatnym dotykiem jego 
spragnionych dłoni. Czuła, jak poŜądanie wzbiera w niej 
niepohamowaną falą.
W pewnej chwili Lars porwał Kristine w ramiona i 
zaniósł do sypialni. Jednym ruchem zsunęła sandały. 
Lars ściągnął koszulę. Poczuła na plecach ciepły dotyk 
jego palców rozpinających suwak sukienki. Zsunął 
paseczki podtrzymujące tkaninę na ramionach i 
rozgrzanymi dłońmi objął jej piersi. Westchnęła z 
rozkoszy i zaczęła na oślep szukać jego ust. Lars 
powtarzał jej imię w dzikiej litanii namiętności.
Sukienka zsunęła się po biodrach Kristine i opadła 
bezładnie na ziemię. Dumna z własnej nagości, 
odwróciła się ku Larsowi, by zobaczyć w jego oczach 
podziw, Ŝądzę i... coś jeszcze.
 - Coś nie tak. Lars? Potrząsnął głową.
 - Jesteś taka piękna! I tak wiele chcesz mi dać. 
Wiedziała, Ŝe mówi nie tylko o niej, lecz takie o zmarłej 
Ŝ

onie, lecz zrozumiała, Ŝe nie pora zadawać pytania.

 - Nietrudno jest dawać komuś, kto chce brać - odparła, 
rozpinając mu spodnie.
Za moment stał przed nią nagi. Gdy juŜ leŜeli na łóŜku, 
zapewnił szeptem;
 - Będę tak delikatny, jak to tylko moŜliwe, elskling.
 - Chcę być z tobą tu i teraz - odparła, ujmując jego 
twarz w dłonie.
NajbliŜsze minuty naleŜały do niej. Zapominając o 
niedawnych lękach i niepewności, pozwalała się wieść 
kobiecemu instynktowi. Spragnionymi dłońmi muskała 
ramiona i pierś Larsa, całując kaŜdy centymetr jego 
opalonego ciała. Gdy pewna siebie przywarła ustami do 

background image

jego warg, ich języki rozpoczęły dziki taniec. Nagle 
oderwała wargi od jego poszukujących ust. Muskając 
językiem jego twarz, dotarła do ucha. Lars wykrzyknął 
jej imię. Kristine zawahała się.
 - Nie podoba ci się? Mam przestać?
 - AleŜ nie! Jest naprawdę cudownie! Tylko boję się, Ŝe 
sprawię ci ból.
Czuła, Ŝe gra na zwłokę, lecz nie potrafiła sobie 
wytłumaczyć, dlaczego.
 - Nie bój się, nie jestem aŜ tak delikatna. - Wiedziona 
intuicją połoŜyła jego dłonie na swoich piersiach.
Lars popatrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem. Długo 
tłumiony Ŝar sprawiał, Ŝe był bliski eksplozji. Wilgotne, 
rozgorączkowane wargi przywarty do śnieŜnobiałej 
skóry. Kristine jęknęła, zaskoczona nieznaną siłą tego 
zmysłowego doznania. Ich ciała splotły się w ciasnym, 
gorącym uścisku. Oddając się bogactwu nowych doznań, 
odpowiadała pocałunkiem na pocałunek, pieszczotą na 
pieszczotę. Gdy Lars odkrył delikatny kwiat jej 
kobiecości, wiedział, Ŝe gotowa jest go przyjąć.
Nawet najgorętsze pragnienie nie zdołało zabić czułej 
troski, jaką jej okazywał. Świadoma, Ŝe boi się sprawić 
jej ból, objęła go rękami i przyciągnęła do siebie.
 - Teraz, Lars, proszę - wyszeptała. - Teraz...
Wszedł w nią, śledząc w jej oczach wszystkie odcienie 
uczuć - resztki lęku, krótki błysk bólu, a potem 
narastający zachwyt i zdumienie, Ŝe moŜna przeŜywać 
tak piękne chwile. Słowa przestały być waŜne, bo 
zagarnął ich rozkołysany wir namiętności.
Po raz pierwszy w Ŝyciu Kristine czuła pełnię swego 
jestestwa; nareszcie była naprawdę sobą. Coraz 
spieszniejszemu biciu serc towarzyszyły westchnienia, 
które po chwili przerodziły cię w niepohamowane jęki 
bezgranicznej rozkoszy. Nagle, gdy obojgu wydawało 

background image

się, Ŝe nie są w stanie sprostać narastającym emocjom, 
ich ciałami wstrząsnął cudowny w swej potędze dreszcz 
rozkoszy.
A potem, po szaleńczym sztormie, zapanowała wielka 
cisza. Osiągnęli spokój. Kristine leŜała na plecach, 
nakryta rozpalonym ciałem kochanka. Oddech 
męŜczyzny powoli się uspokajał.
 - Wszystko w porządku? - wyszeptał z twarzą wtuloną 
w jej włosy.
 - W porządku? - Ŝachnęła się. - Dlaczego mnie nie 
uprzedziłeś, jakie to wspaniałe przeŜycie?
 - Nie chciałem się przechwalać.
Twarz Larsa rozświetlił promienny uśmiech.
 - Pewnie i tak bym nie uwierzyła. Uniósł się, pręŜąc 
umięśniony tors.
 - Czy było ci równie wspaniale jak mnie?
 - A nie było tego widać? - zapytał z rozbawieniem.
 - CóŜ, nie mam porównania. Poza tym byłam dość 
zajęta własną osobą.
Uśmiech zamarł mu na ustach.
 - Tak Kris, było mi cudownie. Nie powinienem ci tego 
mówić, ale... chcę, Ŝebyś mnie zrozumiała. Kochałem 
Annę, gdy się pobieraliśmy. Była piękną kobietą, czułą i 
kochającą matką dla naszej córki. Lecz bała się 
wszystkiego, nad czym nie mogła sprawować kontroli - 
stromego zbocza, miłości - wszystkiego, co dzikie, 
szalone i radosne. Przy niej nie mogłem być naprawdę 
sobą, musiałem zapomnieć o własnych przyjemnościach, 
zaspokajając wyłącznie jej potrzeby. W przeciwnym 
razie zaczynała się bać, a ja bardzo nie chciałem sprawić 
jej przykrości. Kristine leŜała nieruchomo.
 - Bałeś się ze mną kochać, prawda? Prawie tak samo jak 
ja. - Współczuła mu głęboko.
 - Niesłusznie. Jesteś odwaŜna i namiętna, potrafisz dać 

background image

wiele. Dzięki tobie odzyskałem wiarę w siebie, min 
kjaere elskling.
 - Przy mnie moŜesz być sobą.
 - Jestem sobą, Kristine. A następnym razem, gdy zagoją 
się twoje rany, będę czuł się jeszcze bardziej wolny.
 - Następnym razem? - zachichotała. - Ledwie zjedliśmy 
obiad, a ty juŜ myślisz o kolacji?
Ucałował ją w czoło i przytulił. Oparła mu głowę na 
ramieniu i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła, za oknem 
ś

wieciło słońce. Upewniwszy się, Ŝe nie śni, 

przeciągnęła się i zagadnęła kokieteryjnie:
 - Nie przyniesiesz mi kawy do łóŜka?
 - Za chwilę. Najpierw daj całusa.
 - Zgoda - odparła, pręŜąc się jak kotka.
 - Zrób tak jeszcze raz, a będziesz miała kłopoty.
Niewiele myśląc, wypręŜyła się z jeszcze bardziej 
prowokującym wdziękiem. Lars zapomniał o 
kontrolowaniu samego siebie, a Kristine o porannej 
kawie.
Tydzień minął im w prawdziwie idyllicznej atmosferze.
Kristine była roześmiana. Ćwiczyła swój norweski. Po 
siniakach nie pozostał nawet ślad. Lars gotował 
wyszukane potrawy i naprawiał pomost nad jeziorem. 
Nigdy dotąd nie widziała, by tyle się śmiał.
Kochali się codziennie, raz miłością, dziką i szaloną, 
innym razem zaspokajając potrzebę czułości i 
delikatności. Kochali się za dnia i przy świetle świec, 
leŜąc w hamaku i wsłuchując się w szum wiatru wśród 
drzew. Kristine wiedziała, Ŝe nigdy nie zapomni 
człowieka, który nauczył ją kochać i być kochaną.
Obserwując Larsa, z radością zauwaŜyła pogodną stronę 
jego duszy. Wygłupia! się i dowcipkował. Doskonale się 
razem bawili. Była pewna, Ŝe jej rodzicom nigdy nie 
było dane przeŜyć niczego podobnego. Czuła ponadto, 

background image

Ŝ

e Lars powoli wyzwala się spod władzy dręczących go 

demonów przeszłości.
 - Opowiedz mi coś o sobie - poprosiła pewnego dnia 
przy kolacji. - Wiem, Ŝe jeździłeś na nartach, startowałeś 
w zawodach, a teraz zajmujesz się majątkiem babci. Ale 
musisz przecieŜ robić coś jeszcze.
 - Zawsze marzyłem o zdobyciu licencji pilota. - Utkwił 
zamyślony wzrok w kieliszku wina, obserwując odblask 
ś

wiecy, tańczący po jego szklanych ściankach. - Po 

ś

mierci Anny i Elisabet zapisałem się na kurs. Gdy 

wylatałem odpowiednią liczbę godzin, pojechałem za 
ocean i zatrudniłem się w małej firmie przewozowej, 
specjalizującej się w dostarczaniu Ŝywności uchodźcom 
wojennym i ofiarom susz. Często latałem w 
niebezpiecznych misjach i bardzo mi to odpowiadało. 
Nie podejmowałem niepotrzebnego ryzyka, gdy miałem 
ludzi na pokładzie, ale gdyby mnie zestrzelono... chyba 
nie miałbym im tego za złe.
 - O rany, a pomyśleć, Ŝe gdy się poznaliśmy, miałam cię 
za bezczynnie czekającego na spadek lowelasa!
 - Po pewnym czasie zaproponowano mi pracę w firmie 
inŜynieryjnej, która zajmowała się rozwojem Trzeciego 
Ś

wiata. Mieli bardzo rozsądne projekty, które dawały 

szansę rzeczywistej poprawy warunków Ŝycia. Z Malezji 
przeniosłem się do Brazylii. Właśnie kończyliśmy pracę 
nad kolejnym projektem, gdy bestemor dostała wylewu. 
Wróciłem do domu, a w niecały miesiąc później 
poznałem ciebie.
 - Zamierzasz wrócić do Brazylii?
 - Starałem się o pracę przy ONZ i dostałem ją. Czeka 
mnie mnóstwo podróŜowania. - Posłał Kristine pełne 
ciepła, powaŜne spojrzenie. - Spodobałoby ci się.
Nie była pewna, co Lars ma na myśli. Nagłe dotarło do 
niej, Ŝe prędzej czy później będą musieli przerwać 

background image

trwającą od przeszło tygodnia idyllę. Wstała z ponurą 
miną.
 - Zebrałam trochę poziomek, chcesz spróbować?
 - Znów uciekasz.
 - Nie, po prostu póki mogę, wolę Ŝyć teraźniejszością.
 - Musimy kiedyś porozmawiać o przyszłości - nie 
ustępował.
 - Ale nie teraz. Jeszcze nie - rzuciła, znikając za 
kuchennymi drzwiami.
Wiedziała, Ŝe przyszłość coraz natarczywiej puka do ich 
drzwi. Za dzień, dwa przyjedzie tu brat Larsa i będą 
musieli opuścić chatę. Fjaerland, przypomniała sobie. 
Muszę tam pojechać i dowiedzieć się, czy dziadek 
zechce ze mną rozmawiać. Jeśli nie, będę musiała wrócić 
do Oslo, a to nie będzie proste. Nie mam samochodu ani 
pieniędzy, a nie zamierzam pozostać na utrzymaniu 
Larsa.
Mimo iŜ Lars zajął się sprawą naleŜnego odszkodowania 
za samochód, Kristine nie liczyła na duŜą sumę. Musiała 
znaleźć pracę lub wrócić do domu.
Kątem oka zobaczyła, Ŝe Lars idzie w jej stronę.
 - Zawieziesz mnie do Fjaerland? - zapytała, zanim 
zdąŜył się odezwać.
 - Kiedy?
 - Jutro.
 - Nie musimy jeszcze wyjeŜdŜać.
 - Muszę się dowiedzieć, czy dziadek będzie chciał się ze 
mną zobaczyć, czy nie. - W jej głosie zabrzmiał tak 
dobrze mu znany, uparty ton.
 - A jeśli poprosi, abyś została u niego na miesiąc? 
Oczekujesz, Ŝe grzecznie się poŜegnam i wrócę do Oslo, 
napominając o wszystkim, co się ostatnio wydarzyło?
 - Lars, nie złość się. Było cudownie, ale przecieŜ nic nie 
trwa wiecznie. Muszę tam pojechać. Zrozum...

background image

 - AleŜ rozumiem doskonale - wycedził przez zaciśnięte 
zęby. - Zawiozę cię, lecz nie mogę, obiecać, Ŝe wrócę do 
Oslo, kiedy tylko przestanę ci być potrzebny.
 - Przestań! - głos Kristine załamał się. - Zupełnie 
opacznie interpretujesz moje słowa. Jesteśmy 
przyjaciółmi i wcale nic zamierzam znikać z twojego 
Ŝ

ycia.

 - Jesteśmy kochankami, Kristine.
 - Tak, jesteśmy! Ale twój brat wkrótce przyjeŜdŜa, a ja 
muszę jechać do Fjaerland. I kłócimy się po raz pierwszy 
od prawie dwóch tygodni...
Objął ją czule i poprowadził w stronę hamaka.
 - Tak, jeszcze tylko tego nie robiliśmy - szepnął. 
Kristine uspokoiła się szybko, ukojona słodyczą jego 
pocałunków.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Fjaerland. niewielka wioska, leŜała na końcu długiego, 
wąskiego fiordu o tej samej nazwie. Kristine od razu 
zakochała się w tym malowniczym miejscu połoŜonym 
wśród gór. Z pokładu promu obserwowała farmy 
wyrastające na niedostępnych skalnych półkach. 
Otoczone drzewami, zdawały się oazami spokoju. 
Przypomniały się jej opowieści o zwierzętach i dzieciach 
trzymanych na postronku, by nie spadły w przepaść. 
Wysoko nad ludzkimi siedzibami wznosiły się dumne, 
tonące w chmurach czapy lodowców. Serce wioski 
znajdowało się na zboczu lodowca Supphellebreen.
Radość, jaką sprawiało Kristine oglądanie drewnianych 
domów, pomalowanych na czerwono stodół i starych 
sieci porozwieszanych wzdłuŜ wybrzeŜa, zakłócały 
myśli o ojcu, który dwadzieścia lat temu, targany 
złością, uciekał z tego miejsca za ocean.
Gdy prom zacumował w porcie, Larsowi udało się 

background image

szybko dowiedzieć, Ŝe dziadek Kleiven mieszka wyŜej, 
w górach. Pojechali drogą wzdłuŜ rzeki, przez wąską 
dolinę, w której leŜało kilka farm.
 - Podobno dom twojego dziadka jest Ŝółty - powiedział 
Lars, gdy mijali jedno z gospodarstw. - Powinniśmy być 
juŜ blisko.
Rzeczywiście, niedługo potem zza zakrętu wyłonił się 
Ŝ

ółty dom otoczony licznymi zabudowaniami 

gospodarskimi. Kristine zauwaŜyła z niepokojem, Ŝe 
duŜy dziedziniec jest zastawiony samochodami.
 - Jesteś pewien, Ŝe to tu?
 - Raczej tak. Zdaje się, Ŝe trafiliśmy na jakąś 
uroczystość. MoŜe wolałabyś przyjechać tu później?
Kristine pokręciła przecząco głową. Cała wyprawa zbyt 
wiele ją kosztowała i czuła, Ŝe jutro mogłaby nie znaleźć 
w sobie dość odwagi, by przekroczyć tę bramę.
Lars skręcił na drogę prowadzącą ku zabudowaniom. 
Dom dziadka był równie uroczy, jak inne, które mijali 
po drodze. Fasadę zdobiły rzeźbienia, a po kamiennej 
podmurówce pięły się róŜe. Na podwórku nie było widać 
Ŝ

ywej duszy. Kristine zerknęła na zegarek.

 - Trochę za wcześnie na kolację. A jeŜeli coś się stało?
 - To wyjedziemy - odparł spokojnie Lars, parkując wóz, 
w cieniu kępy drzew.
Kristine wzięła głęboki oddech.
 - Chciałabym mieć juŜ to za sobą - westchnęła, 
wysiadając z samochodu.
Miejsce, w którym spędziła pierwsze lata swojego 
dzieciństwa, powitało ją intensywnym zapachem róŜ. 
Upewniwszy się, Ŝe Lars idzie z tyłu, weszła na 
drewniane schodki i zapukała do drzwi.
Ze środka dochodził śmiech i odgłos oŜywionych 
rozmów. Kristine słyszała płacz dziecka, po czym męski 
głos zawołał coś, czego nie zrozumiała, i usłyszała 

background image

odgłos kroków zbliŜających się do drzwi. Siląc się na 
uśmiech, wytarła spocone dłonie o spodnie.
Drzwi otworzyły się z rozmachem i na progu stanął 
postawny starszy męŜczyzna w białej koszuli i wełnianej 
kamizelce. Wyglądał na siedemdziesiąt kilka lat, miał 
kędzierzawą, siwą brodę i wyraziste, błękitne oczy. Moje 
oczy, pomyślała z niedowierzaniem. Była pewna, Ŝe stoi 
przed nią Jakob Kleiven, jej rodzony dziadek. W jednej 
chwili wyleciały jej z głowy słowa powitania po 
norwesku, które miesiącami ćwiczyła.
 - Jestem Kristine. Z Kanady - powiedziała drŜącym 
głosem po angielsku.
Gdy uśmiech zamarł na twarzy męŜczyzny, uświadomiła 
sobie, jak bardzo jest podobny do jej ojca. Z rozpaczą 
pomyślała, Ŝe nie wpuści jej do środka i Ŝe na darmo 
przejechała pół świata.
Przez dłuŜszą chwilę stali w milczeniu. Niepewna, czy 
dziadek mówi po angielsku, wybełkotała:
 - Gustav Kleiven... d - datter.
 - Czy sprowadza cię tu gniew? - zapytał Jakob Kleiven 
płynnie po angielsku.
 - Nie! - wykrzyknęła, zbierając odwagę do pytania, 
które od lat pozostawało bez odpowiedzi. - A ty 
gniewasz się na mnie?
 - Nie, dziecino, aleŜ skąd... Przyjechałaś aŜ z Kanady, 
Ŝ

eby się ze mną zobaczyć?

 - Od dwóch lat jestem w podróŜy. Ojciec nie wie, Ŝe tu 
przyjechałam.
 - Ach, Gustav... - Twarz męŜczyzny pociemniała. - 
Przez te wszystkie lata nie raz do niego pisałem, lecz 
nigdy nie otrzymałem odpowiedzi.
 - Myślę, Ŝe niszczył listy - westchnęła, wspominając 
kopertę z pięknym znaczkiem.
Jakob pokiwał głową ze zrozumieniem.

background image

 - Ale ty nie jesteś Gustavem. Jesteś jego córką, która 
przyjechała do mnie aŜ z Kanady. - Szeroki uśmiech 
rozświetlił zasmuconą twarz. - Velkommen, Kristine, 
velkommen. Witaj w moim domu.
Nagle znalazła się w ramionach dziadka. W oczach 
starszego męŜczyzny zakręciły się łzy. Jego koszula 
pachniała krochmalem i tytoniem.
 - Jesteś taka piękna - westchnął - i tak bardzo podobna 
do ojca. Masz jego oczy, jego podbródek. Mój BoŜe. 
Gustav... Złamał mi serce. Mój najstarszy, najdroŜszy 
syn.
 - Powiesz mi, dlaczego wyjechał?
 - To ty nic nie wiesz? - zdziwił się Jakob.
 - Tata nie chciał mi nic powiedzieć. Mama teŜ nie.
 - Ja ci wszystko opowiem. Ale nie teraz. - Uroczyście 
ucałował ją w oba policzki. - Kristine, uczyniłaś mnie 
dzisiaj szczęśliwym człowiekiem.
 - Tak bardzo się bałam, Ŝe nie zechcesz ze mną 
rozmawiać, wiesz? - wyznała, skrycie ocierając łzę.
 - Chodź do środka! - Zaprosił ją gestem. - Mamy dzisiaj 
małe przyjęcie. Wejdź i zaproś swojego przyjaciela - 
dodał z uśmiechem.
Kristine przedstawiła Larsa. Jakob uścisnął mu dłoń, po 
czym zwrócił się do wnuczki:
 - Dziś są urodziny Margrethe, więc zgromadziła się cała 
rodzina. Pewnie nawet nie przypuszczałaś, Ŝe od razu 
wszystkich poznasz.
Salon, do którego ich wprowadził, był pełen ludzi. Jakob 
w kilku krótkich słowach wyjaśnił zgromadzonym, kim 
są nowi goście. Kristine w zakłopotaniu spoglądała na 
uśmiechające się do niej twarze, by nagle z ogromną 
ulgą wyłowić jedną, znajomą.
 - Cześć, Haraldzie - przywitała się.
 - Zastanawiałem się, kiedy tu dotrzesz - uśmiechnął się 

background image

jej kuzyn.
 - Cieszę się, Ŝe jesteście razem - powiedział, zwracając 
się do Larsa.
 - To wy się znacie?! - wykrzyknął Jakob, Ŝartobliwie 
groŜąc wnuczce palcem. - Jakim cudem?
 - Poznaliśmy się w Oslo - wyjaśniła pospiesznie 
Kristine. - Harald obiecał, Ŝe nie zdradzi ci, Ŝe jestem w 
Norwegii. Naprawdę się bałam, Ŝe nie zechcesz ze mną 
rozmawiać, bestefar.
 - No i dotrzymał słowa. - Promienny uśmiech Jakoba 
najdobitniej świadczył o jego szczęściu. - Chodź. 
Kristine, przedstawię cię naszej szanownej rodzince.
Otoczyła ją gromadka rozgadanych ludzi. Chłopak 
imieniem Iver wsunął jej do ręki kieliszek, a jakiś 
rezolutny malec chciał koniecznie wiedzieć, czy 
widziała polarnego niedźwiedzia. Niektórzy mówili po 
angielsku, inni po norwesku, prosząc Larsa o 
tłumaczenie. Harald narzekał, Ŝe Gianetta musiała 
wyjechać do Genui i nie mogła mu towarzyszyć w 
rodzinnym święcie.
Otumaniona Kristine upiła solidny łyk trunku i na 
moment straciła oddech.
 - UwaŜaj, to gorzałka, jest jak dynamit - szepnął jej 
Lars. Jubilatka Margrethe podeszła do Kristine z małym, 
moŜe sześciomiesięcznym dzieckiem na ręku i nieśmiało 
zaproponowała po angielsku:
 - To Sonja, chcesz się z nią przywitać?
Kristine bez namysłu wzięła dziewczynkę na ręce. 
Dziecko radośnie zamachało rączkami, a Kristine stanęło 
przed oczami wspomnienie sprzed lat, gdy opiekowała 
się młodszymi braćmi. Poczuła na plecach spojrzenie 
Larsa. Przed laty przysięgała sobie, Ŝe nie będzie miała 
dzieci. Teraz nic nie było jak dawniej.
Natłok wraŜeń sprawił, Ŝe napięte nerwy nagle puściły. 

background image

Do jej oczu napłynęła fala łez. Zdezorientowani goście 
przerwali rozmowy, nie wiedząc, jak się powinni 
zachować. Kristine spiesznie oddała dziecko matce i 
schroniła się w bezpiecznych ramionach Larsa, który 
wyprowadził ja na podwórze.
Oślepiające słońce i ciepły powiew wiatru pomogły 
Kristine odzyskać równowagę. Spacerowali wzdłuŜ łąki, 
na której pasły się krowy, leniwie przeŜuwając trawę.
 - Wiesz - zaczął Lars spokojnie - kiedy patrzyłem, jak 
tulisz tę małą w ramionach, przypomniała mi się 
Elisabet. Ale nie tylko to; zrozumiałem, Ŝe chcę mieć 
dzieci. I pragnę, abyś była ich matką.
Kristine niespokojnie wyszarpnęła rękę z jego dłoni.
 - Nie, Lars, nie ja.
 - Wiem, Ŝe kiedy trzymałaś Sonję, sama teŜ o tym 
pomyślałaś.
 - Co nie znaczy, Ŝe tak musi być!
 - Powiedziałem „kiedyś", Kris. Nie dziś, nie jutro. MoŜe 
za kilka lat.
 - Jesteś jak lodowiec. Pochłaniasz mnie powoli, ale 
nieustępliwie - prychnęła.
Uśmiechnął się figlarnie i ucałował jej rękę.
 - Wracajmy do środka.
W czasie ich nieobecności na stole pojawiły się półmiski 
z kanapkami, piwo i wino. Kristine dopiła wódkę i 
postanowiła poukładać sobie w głowie rodzinne relacje. 
Margrethe była siostrą Haralda. Ich matka, Mari, była 
ciotką Kristine, jedyną osobą, która przez te wszystkie 
lata utrzymywała kontakt z rodziną w Kanadzie. Knut i 
Edvard to jej wujowie, a Iver był męŜem Margrethe. 
Kristine rozluźniła się i zadowolona z siebie próbowała 
nawet rozmawiać po norwesku. Gdy Karoline, siostra 
Jakoba, wniosła tort, Knut usiadł do pianina, a Edvard 
wyciągnął skrzypce. Ucichły rozmowy. Zaczęły się 

background image

ś

piewy i tańce.

Nim się obejrzała, na dworze zapadł zmierzch. Około 
północy Lars i Kristine rozstawili swoje namioty na łące 
i poszli spać. Następnego dnia rano, kiedy rodzina 
rozjechała się do swoich domów, ochoczo zabrali się do 
pomocy w pracach polowych, których o tej porze roku 
nie brakowało. Zajęci przerzucaniem siana, nie 
zauwaŜyli, Ŝe nadszedł kolejny wieczór. Jakob usiadł na 
ganku w bujanym fotelu i zaprosił Kristine, by mu 
towarzyszyła.
 - Opowieść o tym, dlaczego Gustav wyjechał stąd, jest 
krótka, ale smutna. Czy chcesz ją usłyszeć?
 - Tak, dziadku. Mam nadzieję, Ŝe dzięki temu 
zrozumiem moich rodziców...
 - No cóŜ, Gustav nigdy nie lubił Ŝycia na farmie. Był 
najstarszy i powinien odziedziczyć ziemię, ale on wolał 
wy - jechać do Oslo. Mówił, Ŝe tutaj nic się nie dzieje. 
Wyjechał do miasta, spodziewał się tam znaleźć 
wspaniałą pracę. Po roku wrócił i nie chciał nam 
powiedzieć, co się z nim przez ten czas działo. Potem 
poznał śliczną Ninę, pobrali się i zamieszkali tutaj. Gdy 
się urodziłaś, byłem szczęśliwy, bo miałem nadzieję, Ŝe 
moŜe Gustav wreszcie się ustatkuje. - Jakob ze smutkiem 
pokiwał głową. - W tym czasie załoŜył we wsi spółkę 
zajmującą się rybołówstwem i uprawą roli. Został jej 
skarbnikiem. Po dwóch latach wyszło na jaw, Ŝe kradł 
pieniądze. Okradał ludzi z własnej wioski! Mój syn... - 
głos Jakoba zadrŜał - okazał się złodziejem.
Kristine siedziała bez ruchu.
 - Strasznie się pokłóciliśmy - ciągnął dziadek. - 
Chciałem, Ŝeby pracował u mnie na farmie i zwrócił 
zagrabione pieniądze. Roześmiał mi się w twarz, a dwa 
dni później wyjechał, zabierając Ninę i ciebie. 
Powiedział, Ŝe jedzie do Kanady i juŜ nigdy tu nie wróci.

background image

Po latach wszystko stało się jasne. Kristine w jednej 
chwili pojęła, czemu jej ojciec tak bardzo nienawidził 
sadów i farm, na których pracował, i czemu matka - 
oderwana od korzeni i rzucona na obcą, nieznaną ziemię 
- była przez całe Ŝycie nieszczęśliwa.
 - Myślę, Ŝe nigdy więcej niczego nie ukradł. - Ponury 
wyraz twarzy Jakoba świadczył o udręce, w jakiej Ŝył 
przez ostatnie dwadzieścia lat. - Ale myślę teŜ, Ŝe nigdy 
potem nie był szczęśliwy. Kiedy wrócisz do domu, 
powiedz mu, Ŝe chętnie przyjmę go z powrotem.
 - PrzekaŜę mu - odparła smutno - ale nie wiem, jak 
zareaguje. Nigdy nie pozwalał nam mówić po norwesku, 
a chłopcom dał angielskie imiona.
 - MoŜe wystarczy, gdy zapomnimy o gniewie.
Przez resztę wieczoru Jakob i Kristine opowiadali sobie 
nawzajem historie własnego Ŝycia. Gdy nadeszła pora 
kolacji, Kristine poszła do kuchni, by pomóc Karoline 
przygotowywać jedzenie. Krojąc świeŜo zerwane 
pomidory, uświadomiła sobie, iŜ osiągnęła cel, dla 
którego przyjechała do Norwegii. Za kilka dni będzie 
musiała wrócić do domu.
Do Kanady. I zostawić Larsa.
Minęły trzy dni. Lars pomagał Jakobowi w pracach 
polowych. Gdy pogoda się popsuła, obaj panowie 
zaszyli się w kącie, pochyleni nad szachownicą. Kristine 
nie wiedziała, czy bardziej tęskni, gdy cały dzień nie 
widzi Larsa, czy teŜ gdy cały dzień ogląda go z bliska, a 
jednak tak bardzo niedostępnego.
Wczesnym popołudniem przerwali grę. Lars, 
wyprosiwszy Karoline z kuchni, zabrał się do zmywania 
naczyń.
 - Chodźmy na spacer. Kris. MoŜemy podejść aŜ pod 
lodowiec - zaproponował, gdy skończył.
 - Niedługo zacznie się ściemniać - odpowiedziała 

background image

wymijająco, oczyma wyobraźni widząc, jak zdziera z 
Larsa ubrania.
 - Jedna noc w chacie mojego brata poprawiłaby nam 
humor. - Miała wraŜenie, iŜ czyta w jej myślach.
 - Pochlebiasz sobie.
 - MoŜe byśmy gdzieś wyskoczyli na parę dni? 
Chciałbym pokazać ci fiord Geiranger... Potem byśmy 
wrócili.
 - Dobrze. - Czuła, Ŝe nic jest w stanie dłuŜej bez niego 
wytrzymać.
Lars uśmiechnął się zawadiacko.
 - Lubię, gdy kobieta wie, czego chce.
Dwadzieścia minut później szli ścieŜką prowadzącą 
między drzewami po zboczach Supphellebreen. Lars 
nadawał marszowi dość szybkie tempo, a Kristine miała 
nadzieję, Ŝe dzięki forsownemu spacerowi wieczorem 
łatwo zaśnie. CzyŜby uzaleŜniła się od Larsa? JuŜ nie 
jesteś tak niezaleŜna, jak przed kilkoma tygodniami, 
szeptał drwiący głos. Odejdź, zamilknij, uciszała go. Tu 
chodzi tylko o seks, o chwilowe zauroczenie.
Niespodziewanie zza drzew wyłonił się rozległy widok 
na ostre szczyty. Surowe, ponure skały w górnych 
partiach pokrywała gruba warstwa lodu.
 - Ten lód moŜe mieć nawet pięć tysięcy lat - oznajmił 
Lars. - Co chwila schodzą tu lawiny. - Jakby na 
potwierdzenie jego słów od lodowej bryły oderwał się 
mniejszy fragment i z hukiem runął w dół, porywając za 
sobą śnieŜne masy.
Utkwiwszy wzrok w rysującym się na tle skalnej ściany 
profilu Larsa. Kristine zastanawiała się, czy uda jej się 
pogodzić z własną przeszłością, tak jak to się udało 
jemu. Nagle poprzez towarzyszący im szum spienionej 
rzeki przebił się inny, wyŜszy dźwięk. Brzmiał 
rozpaczliwie, jak wołanie o pomoc.

background image

 - Co to? - zapytała zaciekawiona.
 - Jakob mówił, Ŝe u stóp lodowca pasie się stado koni. 
Chodź, rozejrzymy się.
Przeszli zaledwie parę kroków, gdy ich oczom ukazała 
się zielona polana, na której pasło się nieduŜe stado koni. 
Zwierzęta biegały niespokojnie, rzucały łbami i rŜały 
rozpaczliwie. Nagle Kristine pojęła przyczynę ich 
niepokoju: na brzegu rzeki stało dwóch męŜczyzn, 
ubranych w skórzane kurtki, i rzucało kamieniami w 
konie. Trafiona klacz zarŜała Ŝałośnie, krąŜąc wokół 
ź

rebięcia. Lars skinieniem głowy nakazał, by szła za 

nim. W milczeniu przemknęli na drugą stronę lodowatej 
rzeki i zaczaili się w gęstych krzakach.
Kristine wiele czasu spędziła z braćmi na zabawach na 
dworze. Starała się - zarówno ze względu na siebie, jak i 
na nich - jak najmniej przebywać w domu z rodzicami. 
Potrafiła wspinać się na drzewa ze sprawnością małpy i 
ciskać kamieniami, bezbłędnie trafiając w odległy cel. 
Teraz chwyciła spory, płaski odłamek skalny i rzuciła 
nim w stojącego bliŜej męŜczyznę. Trafiony w kark, 
wrzasnął z bólu i odwrócił się ku swemu niewidzialnemu 
prześladowcy. Bezpiecznie ukryta w zaroślach, 
wycelowała drugi, a potem trzeci i czwarty kamień, 
trafiając zdezorientowanych męŜczyzn to w kostkę, to w 
brzuch. Lars patrzył na nią z podziwem, a po chwili 
przyłączył się do ataku. Spłoszone łobuzy rzuciły się do 
ucieczki.
 - Za nimi! - nakazał Lars szeptem. - Spiszemy ich 
numery, trzeba zawiadomić policję!
Biegli przez krzaki, nie zwaŜając na ostre gałązki raniące 
gołe nogi. Minęli porośniętą trawą łąkę i samotną kępę 
drzew. Kątem oka Kristine zauwaŜyła błysk metalu. 
WytęŜając wzrok, usiłowała zrozumieć, co zobaczyła. 
Motory, pomyślała. To muszą być motory.

background image

Zanim dotarło do niej, Ŝe zaparkowano tam trzy 
maszyny, a nie dwie, wpadła prosto w ręce trzeciego 
zbira. Słyszała, jak pozostali dwaj wołają coś do niego. 
Spróbowała się uwolnić, lecz bezskutecznie. Śmierdział 
potem i był silny.
Jej scyzoryk został na biurku, na farmie.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Z cienia 
wyłoniła się postać, która rzuciwszy się napastnikowi na 
plecy, zdołała ją uwolnić z brutalnego uścisku.
 - Uciekamy, Kristine! - Poznała głos Larsa. - Tą samą 
drogą, którą przyszliśmy!
Dwaj pozostali bandyci zbliŜali się ku nim, torując sobie 
drogę wśród krzaków. Kristine wyrwała kluczyki ze 
stacyjki jednego z motorów, zapamiętała numer 
rejestracyjny drugiego i pędem puściła się do domu. TuŜ 
za sobą czuła oddech swego towarzysza.
Biegli ile sił w nogach, usiłując kryć się w cieniu drzew. 
Gdy dotarli do rzeki, Lars wszedł pierwszy i pomógł 
Kristine przejść przez niespokojny nurt, a potem 
wczołgać się na śliski brzeg.
Gorący pocałunek uświadomił jej, jak bardzo go pragnie.
 - Musimy stąd znikać, Kris. Raczej nie chciałbym ich 
spotkać jeszcze raz. Zapamiętałem dwa numery, a ty?
 - Jeden, ale mam kluczyki - roześmiała się, wyciągając z 
kieszeni brzęczące trofeum.
 - Ty rzeczywiście masz jakąś kluczykową manię - 
mruknął z podziwem. - Cieszę się, Ŝe tym razem jesteś 
po mojej stronie.
 - Dziękuję, Ŝe znów mnie uratowałeś.
 - No cóŜ... NajwyŜsza pora, bym udowodnił swoją 
męskość.
 - Och, na to akurat są inne sposoby.
 - Jutro pojedziemy do Geiranger - zapowiedział, biorąc 
ją za rękę i prowadząc przez krzaki. - Cztery dni celibatu 

background image

w zupełności mi wystarczą.
Mnie takŜe, pomyślała Kristine. Przemoczona i 
zmarznięta zastanawiała się. czy kiedykolwiek będzie w 
stanie wrócić bez niego za Atlantyk.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Do Geiranger prowadziła wąska szosa, wijąca się po 
górskim zboczu. Zakręty ciasne jak agrafka pozwałaby 
podziwiać iście odlotowy widok to z jednej, to z drugiej 
strony. PoniŜej rozpościerał się błękit jednego z 
najpiękniejszych fiordów w Norwegii.
Lars jechał ostroŜnie, zachowuje bezpieczną prędkość i 
raz po raz zerkając na Kristine. Siedziała sztywno, z 
zaciśniętymi dłońmi i z niepewną miną.
 - Nie bój się, juŜ prawie jesteśmy na miejscu.
 - Czy ty... jeździłeś na nartach po tamtym wypadku?
 - Dwa dni po pogrzebie zmusiłem się do paru zjazdów. 
Gdybym tego nie zrobił, pewnie juŜ nigdy bym się nie 
przełamał. Bestemor uwaŜała, Ŝe frywolną zabawą 
bezczeszczę pamięć zmarłej.
Nie odrywając oczu od szosy, pokonał kolejny, ostry 
zakręt.
 - Później jeździłem jeszcze w Austrii i Szwajcarii. JuŜ 
nie potrzebowałem się zmuszać. Zobacz - zmienił temat 
- widzisz ten budynek tuŜ nad wodą? Tam się 
zatrzymamy. Nad samym fiordem jest spokojniej niŜ w 
centrum miasta.
Tej nocy bez reszty oddali się tłumionej od wielu dni 
namiętności. Kristine przeraŜała siła emocji, które nią 
targały. Była całkowicie zaleŜna od prymitywnych 
instynktów, które wzięły we władanie jej ciało i umysł.
Na śniadanie wybrali się do nieduŜej knajpki niedaleko 
portu. Kristine w milczeniu przyglądała się pająkowi 
pracowicie tkającemu swoją sieć. Głos Larsa wyrwał ją z 
zamyślenia.

background image

 - Pojedźmy dzisiaj do Dalsnihha. Jest piękna pogoda, 
dobry dzień na wyprawę w góry.
 - Mam nadzieję, Ŝe nie będę musiała się po nich 
wspinać. - Kristine zdawała się nie podzielać jego 
entuzjazmu.
Roześmiał się.
 - MoŜna wjechać samochodem na sam szczyt. To nie 
Prekestolen.
Rzeczywiście. Krętą drogą dojechali prawie na sam 
szczyt i zostawili samochód na parkingu połoŜonym 
ponad kilometr nad poziomem morza. Kristine włoŜyła 
kurtkę, usiłując się ochronić przed silnym, zimnym 
wiatrem.
Ze szczytu rozpościerał się niesamowity widok. Kristine 
z niedowierzaniem patrzyła na szare, ciągnące się aŜ po 
horyzont szeregi masywnych skał. W promieniu wielu 
setek metrów nie rosło ani jedno drzewo, jedynie w 
szczelinach wyrastały drobne roślinki. Ze wszystkich 
stron otaczały ich spowite mgłą szczyty o oślepiająco 
białych, ośnieŜonych zboczach. LeŜąca daleko w dole 
zielona dolina, z której przyjechali, przecięta błękitną 
wstąŜką fiordu Geiranger, zdawała się naleŜeć do 
zupełnie innego świata.
Na niebie pojawiło się kilka chmur. Kristine przysiadła 
na okrągłym, głazie i wzięła głęboki oddech.
 - To wspaniale, dzikie miejsce, Lars - wyszeptała. - Tak 
się cieszę, Ŝe tu przyjechaliśmy.
 - W ten właśnie sposób wyobraŜałem sobie zawsze 
małŜeństwo: jako przestrzeń - wysokość, głębokość i 
szerokość.
 - MoŜna i tak - odparła w roztargnieniu.
 - Miejsce, by móc oddychać, i miejsce, by móc rosnąć.
 - MałŜeństwo moŜe teŜ wyglądać tak! - Kristine ze 
złością kopnęła leŜące kamienie. - Kamieniste i 

background image

bezowocne, nic tam nie rośnie, bo nie ma gdzie zaczepić 
swoich korzeni.
 - Najpiękniejsze kwiaty północy kwitną wiosną.
 - Górskie szczyty lód pokrywa przez dziesięć miesięcy 
w roku - zripostowała.
Lars oparł nogę na głazie, na którym siedziała, i 
ś

miertelnie powaŜnym głosem powiedział:

 - Kris, przecieŜ dobrze wiesz, do czego zmierzam. Chcę, 
Ŝ

ebyś za mnie wyszła.

Powstrzymując odruch ucieczki, odpowiedziała słabym 
głosem:
 - Nie mogę, Lars. Nie chcę.
 - Jest takie słowo, którego do tej pory nie 
wypowiedzieliśmy. PotęŜne, magiczne zaklęcie. Miłość. 
Kocham cię, Kristine. - OstroŜny uśmiech na krótką 
chwilę zawitał na twarzy Larsa. - Nie wiem, czy 
zakochałem się w tobie juŜ tej pierwszej nocy, gdy 
napadłaś na mnie w parku, czy moŜe trochę później. 
Wiem jedynie, Ŝe cię kocham i Ŝe to się nie zmieni. Chcę 
z tobą dzielić noce i dni, radości i smutki; chcę, abyśmy 
razem wychowywali nasze dzieci.
Kristine miała wraŜenie, Ŝe ziemia usuwa się jej spod 
nóg. DrŜącymi ustami, nie patrząc mu w oczy, poprosiła:
 - Nie rób tego, Lars. Błagam, nie psuj wszystkiego...
 - Nie popsuję. Przyrzekam - odpowiedział, przysuwając 
się jeszcze bliŜej.
PrzeraŜona zakryła twarz rękami.
 - Nie chcę nawet słyszeć słowa „miłość"!
 - Nie udawaj, iŜ nie zauwaŜyłaś, Ŝe się w tobie 
zakochałem.
 - Mówiłeś, Ŝe się będziemy razem dobrze bawili, tylko 
tyle. śe będziemy się śmiać i przeŜywać przygody. I tak 
było! A teraz sam wszystko psujesz...
 - Dla ciebie to była tylko gra? Miesięczny romans, a 

background image

potem kaŜdy ma iść swoją drogą?
 - Nie musiałeś się we mnie zakochiwać! Od początku 
robiłam, co mogłam, by cię zniechęcić. I byłam 
absolutnie szczera w kwestii małŜeństwa.
 - Naprawdę nic się nic zmieniło przez ostatnie trzy 
tygodnie? Czy pobyt w chacie mojego brata nie 
uprzytomnił ci, Ŝe miłość kobiety i męŜczyzny moŜe być 
radosna i intymna?
 - Nie mogę za ciebie wyjść - wyszeptała. - Nie 
potrafiłabym spędzić całego Ŝycia w Asgardzie.
 - Babcia zapisze Asgard mojemu bratu. To jedna z 
rzeczy, jakie ustaliliśmy po twoim wyjeździe. Nigdy nie 
pragnąłem tego miejsca tak jak on. Dlatego ubiegałem 
się o pracę w ONZ. Nie musimy się pobierać od razu. 
Kris. Ślub moŜe poczekać.
 - Nie o to chodzi! - wykrzyknęła z rozpaczą w głosie. - 
Ja nie chcę się z nikim wiązać!
 - Pamiętasz, co powiedziałaś, gdy się kochaliśmy po raz 
pierwszy? Powiedziałaś, Ŝe nareszcie byłaś sobą.
 - Tak.
 - Przy tobie uwolniłem się od widma przeszłości. 
Kocham cię i pragnę, abyś wyszła za mnie.
 - Proszę... - Kristine mówiła cichym, pełnym bólu 
głosem. - Chodźmy stąd i zapomnijmy o wszystkim.
 - MoŜe ty będziesz potrafiła zapomnieć. Ja nie. - 
Przeciągnął dłońmi po włosach. - Kristine, masz prawo 
być zła na swoich rodziców. Ale jeśli nie uwolnisz się od 
przeszłości, nie będziesz potrafiła zbudować szczęśliwej 
przyszłości. Czy ty tego nie rozumiesz?
KaŜde kolejne słowo Larsa sprawiało, Ŝe wszystko, w co 
wierzyła przez tyle lat, zdawało się wywracać do góry 
nogami. Czy dla męŜczyzny, którego zna się od 
miesiąca, moŜna zapomnieć o wypracowanych przez lata 
zasadach?

background image

A przecieŜ ten męŜczyzna uratował jej Ŝycie i nauczył, 
jak być szczęśliwą.
 - Miłość przemija - rzuciła sentencjonalnie, jakby 
chciała zapewnić o tym samą siebie.
 - Mylisz się, lecz nie udowodnię ci tego, dopóki nie 
będziemy bujali prawnuków na naszych artretycznych 
kolanach.
Kristine schyliła się i podniosła płaski kamień.
 - A jeśli powiem, Ŝe cię nie kocham? - Podniosła głowę 
i spojrzała Larsowi prosto w oczy.
 - Nic uwierzę ci - powiedział z absolutną pewnością.
 - Będziesz musiał, bo taka jest prawda. Nie wyjdę za 
ciebie, bo cię nie kocham. Chcę wracać do Fjaerland!
Lars zacisnął pięści w kieszeniach wiatrówki.
 - W takim razie wracam do Oslo.
 - Dobrze.
 - I juŜ nigdy się nie zobaczymy.
 - Tak będzie najlepiej. Nie jestem w stanie dać ci tego, 
czego pragniesz.
 - Myślałem, Ŝe cię znam - powiedział gorzko. - Nawet 
nie przypuszczałem, Ŝe jesteś takim tchórzem.
 - Jestem realistką. To duŜa róŜnica,
 - Anna potrafiła się przyznać do swoich lęków i obaw. 
Była uczciwa. Ty nie potrafisz nawet tego.
 - Nie jestem nieuczciwa, ja...
 - Dość! JuŜ raz dzieliłem Ŝycie z kobietą pełną lęków i 
nie zamierzam tego powtarzać. Wracamy do Fjaerland. 
Co do jednego się z tobą zgadzam: nie jesteś w stanie 
dać mi tego, czego pragnę.
Lars odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył w 
stronę parkingu. Kristine utkwiła wzrok w obojętnych, 
odległych szczytach gór. MałŜeństwo nie niesie ze sobą 
wolności i przestrzeni, myślała, moŜna je raczej 
przyrównać do klatki lub czarnej, obcisłej sukienki. 

background image

MałŜeństwo to ograniczenia i wyrzeczenia. Miała prawo 
się lego obawiać.
Po powrocie do hotelu w milczeniu spakowali bagaŜe. 
TakŜe w czasie podróŜy nie odezwali się ani słowem. 
Gdy samochód zatrzymał się na podjeździe przed 
domem Jakoba Kleivena, Lars odezwał się pierwszy.
 - Wezmę swoje rzeczy i poŜegnam się z Jakobem i 
Karoline.
Wyszedł z samochodu, zanim zdąŜyła cokolwiek 
odpowiedzieć. Sięgnęła po leŜący na tylnym siedzeniu 
plecak i wysiadła z auta. Na schodach pojawił się 
dziadek.
 - Karoline upiekła ciasteczka, całe mnóstwo, starczy dla 
nas wszystkich! Spodziewaliśmy się was dopiero jutro.
 - Lars wraca do Oslo - odparła Kristine beznamiętnie.
 - Ale chyba zostanie na kolacji. Po co taki pośpiech? 
Kristine milczała, nie chcąc kłamać. Po chwili Lars 
zszedł z plecakiem, podał Jakobowi dłoń i powiedział 
coś po norwesku. Dziadek usiłował protestować, lecz 
Lars przecząco pokręcił głową, dodając kolejne 
wyjaśnienia, których nie była w stanie zrozumieć. 
Uścisnęli sobie dłonie i Lars zwrócił się do Kristine:
 - W razie potrzeby wiesz, gdzie mieszka moja babcia. 
Przyjemnych podróŜy, Kristine - bo to właśnie wybrałaś, 
czyŜ nie?
 - śegnaj - wymamrotała, z całej siły zaciskając pięści. 
Nie kocha Larsa. Nie kocha. Tylko dlaczego ma 
wraŜenie, Ŝe serce zamiera jej w piersi?
Patrzyła przez okno, jak Lars wrzuca bagaŜe do 
samochodu, wsiada, zapuszcza silnik i odjeŜdŜa.
 - Szkoda, Ŝe musiał juŜ jechać - usłyszała głos dziadka 
za plecami. - Będzie mi brakowało naszych partyjek 
szachów. To niezły przeciwnik. Ale cóŜ. interesy są 
interesami.

background image

A wiec nic powiedział dziadkowi prawdy, pomyślała 
Kristine i pobiegła na górę. W sypialni, która, zajmował, 
wszystko było poukładane i uprzątnięte. Nie pozostał 
ś

lad jego obecności. Weszła do łazienki i zamknęła 

drzwi na klucz. Oparłszy się o umywalkę, utkwiła wzrok 
w swoim odbiciu. Takie samo jak zwykłe. Jak to 
moŜliwe, Ŝe twarz nie wyraŜa wszystkiego, co dzieje się 
w duszy? Lars wyjechał na zawsze. Nie będzie się juŜ za 
nią uganiał, tak jak to było w Mandal i w Stavanger. 
Wyjechał i nigdy nie wróci.
Nie mogę za niego wyjść, bo go nie kocham, powtarzała 
sobie. Postąpiłam słusznie.
Karoline zawołała ją do stołu. Po męczącej kolacji, w 
czasie której dziadek nie raz wspominał Larsa. Kristine 
wyłgała się zmęczeniem i wcześnie poszła do łóŜka. Nie 
udało jej się jednak szybko zasnąć.
Gdy następnego dnia okazało się, Ŝe w polu przyda się 
dodatkowa para rąk, Kristine bez wahania zaoferowała 
pomoc. Potrzebowała zajęcia bardziej niŜ czegokolwiek 
innego.
Następne dni przebiegały wedle sztywnego schematu. 
Kristine wcześnie rano jechała pracować W polu. 
wracała na kolację, a po posiłku siadała do szachownicy. 
Dziadek uczył ją strategii gry, raz po raz wspominając 
posunięcia Larsa. Gdy wreszcie padała zmęczona na 
łóŜko, targana sprzecznymi uczuciami i gnębiona przez 
niezaspokojone poŜądanie, zasypiała dopiero nad ranem.
Piątego dnia po wyjeździe Larsa rozpadał się deszcz. 
Kristine pomogła Karoline robić dŜem porzeczkowy, po 
czym wymknęła się do stodoły pod pretekstem 
porządków. Zapach siana i cisza sprawiły, Ŝe stanęła i 
zamyśliła się.
 - Kristine?
AŜ podskoczyła w miejscu, upuszczając widły.

background image

 - Ach, to ty. Margrethe...
 - Przestraszyłam cię. - Margrethe podeszła bliŜej. - Nie 
najlepiej wyglądasz. Źle się czujesz?
 - Jestem tylko trochę zmęczona.
 - Jakob cię wykorzystuje. Pójdziemy do domu na 
herbatkę?
 - Tu nie chodzi o pracę w polu - wyrzuciła z siebie 
Kristine. - Chodzi o Larsa. Poprosił mnie o rękę, a ja 
odmówiłam, no i wyjechał.
 - Zmieniłaś zdanie?
 - Nie! - krzyknęła. - Nic kocham go, wiec jak 
mogłabym za niego wyjść?
 - Rzeczywiście, nie mogłabyś. Słusznie postąpiłaś, 
Kristine. Choć, jak widzę, nie było to proste. Sprawiał 
wraŜenie porządnego i miłego człowieka. - Słysząc tę 
ocenę, Kristine nie poczuła się ani trochę lepiej. - Choć 
ja na przykład uwaŜam - dodała Margrethe po chwili - Ŝe 
przyjaźń w małŜeństwie jest co najmniej tak samo 
waŜna, jak miłość. Ale jestem męŜatką dopiero pięć lat, 
nie uwaŜam się więc za eksperta.
 - Miłość przemija - powiedziała Kristine z 
rozdraŜnieniem. - Moi rodzice juŜ się nie kochają.
 - Iver i ja się kochamy. Nic wiem, co będzie za dziesięć 
czy dwadzieścia lat. Mam nadzieję, Ŝe nadal będziemy 
się kochali. Ale jeśli nie? Takie jest Ŝycie, Kristine.
 - Więc myślisz, Ŝe chcę gwarancji?
 - Myślę, Ŝe zanim kogoś poślubisz, powinnaś go dobrze 
poznać. Lubisz Larsa? Ufasz mu? Czy jest dobrym 
człowiekiem? To bardzo waŜne, czy chcesz, aby 
męŜczyzna, którego wybierasz, był ojcem twoich dzieci.
 - Czym jest miłość, Margrethe?
 - Och, nie wiem... - Zmarszczyła czoło w zamyśleniu. - 
Miłość jest jak... płatki róŜy, które razem tworzą piękny 
kwiat.

background image

 - Dziękuje, Margrethe. - Kristine postarała się o blady 
uśmiech. - Chodźmy na herbatę.
Po obiedzie Jakob usiadł obok Kristine i zapalił fajkę.
 - Margrethe powiedziała mi, Ŝebym był dla ciebie miły, 
bo jesteś nieszczęśliwa z powodu Larsa. Dlaczego mi nie 
powiedziałaś, jaki był prawdziwy powód jego wyjazdu?
Wiedziała, Ŝe zraniła uczucia dziadka.
 - Przepraszam... - wyszeptała. - Sama nie wiem, co mam 
robić. Lars mi się oświadczył, a ja odmówiłam.
 - Ach, więc to są te pilne sprawy, o których wspomniał 
przed wyjazdem. No cóŜ, skoro nie chcesz za niego 
wyjść, musisz o nim zapomnieć.
 - Tak, dziadku.
 - Zresztą i tak jest dla ciebie za stary.
 - Wcale nie, ma dopiero trzydzieści jeden lat.
 - Owszem, ale pochodzicie z zupełnie innych 
ś

rodowisk. On jest zamoŜnym mieszkańcem Oslo, a twój 

dom jest w Kanadzie. Takie rzeczy są bardzo waŜne.
 - RóŜnice pochodzenia nigdy nie stanowiły dla nas 
problemu - odparła z uporem. - Poza tym on i tak nie 
zamierza mieszkać w Asgardzie.
 - No i jest wdowcem. Te wszystkie przeszkody... Tak, 
podjęłaś mądrą decyzję.
 - Nie mówmy juŜ o tym, dziadku.
 - Jestem starym człowiekiem - zaczął Jakob ciepłym 
głosem - mam doświadczenie zebrane w ciągu całego, 
długiego Ŝycia. CzyŜbyście mieli problem w sypialni?
Zaskoczona Kristine zarumieniła się jak pensjonarka.
 - Nie, absolutnie nie - wyjąkała.
Do pokoju weszła Karoline z ciasteczkiem dla Sonji, 
wiec zmienili lemat. Wieczorem, gdy grali w szachy, 
Kristine nie potrafiła przestać myśleć o Larsie i popełniła 
szkolny błąd.
 - Dobrze, Ŝe Lars tego nie widzi - skomentował dziadek.

background image

 - Czy mógłbyś nie mówić o nim? - zapytała ze złością.
 - Czemu? PrzecieŜ nie umarł. Dałaś mu tylko kosza, to 
wszystko.
Przed oczami stanął jej obraz Larsa biorącego ślub z 
Sigrid.
 - Nie martwię się o niego, tylko o siebie - odparła bez 
związku.
 - UwaŜaj na gońca. PrzecieŜ to ty go spławiłaś, nie 
rozumiem więc, dlaczego się zamartwiasz,
 - Sama nie wiem. czego chcę.
Jakob wyprostował się i popatrzył uwaŜnie na wnuczkę.
 - Myślę, Ŝe twój ojciec nigdy nie kochał twojej matki - 
rzekł, wytrząsając popiół z fajki.
 - Nigdy?
 - Była ładna i zapatrzona w niego jak w obraz. Gdy nie 
wyszło mu w Oslo, wrócił i oŜenił się z nią. Ale miłość... 
nie, on tego nie poznał.
Czyli miłość ojca do matki nie wygasła - ona się po 
prostu nigdy nie narodziła. Kristine nigdy o tym nie 
pomyślała
 - A ty kochałeś swoją Ŝonę?
 - Naturalnie! Choć czasami się kłóciliśmy - i to jak! Ona 
miała bardzo porywczy charakter. Ale Ŝyliśmy razem 
trzydzieści lat i przez cały ten czas kochałem ją całym 
sercem.
 - Dziękuję, Ŝe mi to powiedziałeś - szepnęła Kristine.
 - Harald przyjeŜdŜa na weekend. W niedzielę chce 
wrócić do Oslo.
Wrócić z nim do Oslo? I co powiedzieć Larsowi? śe 
miłość jest jak płatki róŜy?
Harald przyjechał w sobotę rano. Szybkim krokiem 
przeszedł przez podwórze prosto ku grządkom, które 
pełła Kristine.
 - Co ty sobie wyobraŜasz?! Jak mogłaś tak po prostu 

background image

odesłać Larsa!
 - To nie twoja sprawa, Haraldzie - odparła, zła, Ŝe znów 
musi się tłumaczyć.
 - Nie sądziłem, Ŝe jesteś zdolna do czegoś takiego.
 - Chyba mam prawo nie wychodzić za mąŜ, jeśli tego 
nie chcę!
 - PrzecieŜ ty za nim szalejesz!
 - I twoim zdaniem to wystarcza, by stworzyć trwały, 
szczęśliwy związek?
 - Dobra, to nie było właściwe określenie. Według mnie, 
zakochaliście się w sobie od pierwszego wejrzenia.
 - A według mnie, nie - ucięła Kristine. - Powtarzam do 
znudzenia: nawet nie wiem, czym jest miłość!
 - PrzecieŜ to oczywiste, kotku. Miłość zwycięŜa 
podziały. Spójrz na mnie i Gianettę. Wychowaliśmy się 
w innych kulturach, mówimy innymi językami. Ale gdy 
jesteśmy razem - nie mam na myśli wyłącznie łóŜka, 
choć ono się bardzo liczy - czujemy się tak, jakbyśmy 
stawali się jednością. Uzupełniamy się. - Wzruszył 
ramionami. - Chemia uczuć takŜe jest waŜna. Jestem 
przekonany, Ŝe pod tym względem niczego nie 
brakowało waszemu związkowi.
 - To prawda - przyznała zbolałym głosem.
 - W takim razie daj mu drugą szansę. Pojedź jutro ze 
mną do Oslo - zaproponować od niechcenia. - A 
tymczasem napijmy się piwa.
 - Chętnie.
Harald ruszył w stronę domu, zostawiając Kristine 
zatopioną w rozmyślaniach. Wszystko, co usłyszała w 
ciągu ostatnich kilku godzin, odbijało się echem w jej 
głowie. A moŜe tyle jest definicji miłości, ilu ludzi na 
Ziemi? Jeśli pojedzie jutro z Haraldem, będzie mogła juŜ 
niedługo zobaczyć Larsa, usłyszeć jego głos, poczuć 
dotyk dłoni.

background image

Drzwi domu otworzyły się i stanął w nich Harald z 
dwiema butelkami piwa. Kristine pochyliła się nad 
chwastami, wyobraŜając sobie, Ŝe to Lars idzie ku niej.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
W niedzielę wieczorem Harald zajechał pod 
majestatyczną, kamienną rezydencję zwaną Asgardem.
 - Zaczekam na ciebie w samochodzie - powiedział z 
błyskiem w oku. - Ten ruch naleŜy do ciebie, maleńka.
 - A jeśli go nie ma? - zapytała w przypływie paniki.
 - To zostaw wiadomość. Najlepiej jego babci, nikomu 
innemu.
Kristine wysiadła z samochodu i strzepnęła niewidoczne 
pyłki z błękitnej sukienki. Z wysoko podniesioną głową 
weszła po schodach, ignorując posępne, kamienne gryfy. 
Nacisnęła dzwonek.
Serce waliło jej jak miotem. Po chwili usłyszała odgłos 
kroków i drzwi się otworzyły. Wymamrotała powitanie i 
szukając w głowie norweskich zwrotów, zapytała o 
Larsa.
 - Nie ma go w domu, proszę pani - odparł lokaj. Kristine 
przygryzła wargę, starając się ukryć rozczarowanie.
 - A mogłabym w takim razie porozmawiać z Fm 
Bronstad? - zapytała.
Lokaj wpuścił ją do środka i poprowadził do nieduŜego, 
mrocznego pokoju, którego nie widziała podczas 
poprzedniej wizyty. Marta Bronstad siedziała w fotelu i 
czytała. Na widok Kristine podniosła głowę znad 
ksiąŜki. Nie wydawała się specjalnie zdziwiona.
 - A, panna Kleiven... Proszę się rozgościć - zaprosiła 
obojętnym głosem.
Kristine usiadła na najbliŜszym krześle - dębowym, 
rzeźbionym niczym łódź wikingów i, jak się domyślała, 
równie niewygodnym.
 - Chciałam się zobaczyć z Larsem - oznajmiła, siląc się 

background image

na spokój.
 - Niestety, nie zastała go pani.
Nagle Kristine uświadomiła sobie, Ŝe czeka ją 
rozgrywka podobna do partii szachów: seria ruchów 
dwóch przeciwników.
 - Czy mogłaby mi pani powiedzieć, kiedy wróci?
 - Nie mam pojęcia. On wyjechał w ogóle z Norwegii, 
panno Kleiven.
Kristine nie spodziewała się usłyszeć niczego miłego, 
lecz ta wiadomość całkowicie ją zaskoczyła.
 - Wyjechał z Norwegii? - jęknęła.
Marta Bronstad skinęła głową i w doniosłej ciszy 
czekała na następny ruch Kristine, która walcząc z 
rozpaczą i poczuciem bezradności, postanowiła przejść 
do ataku.
 - Lars poprosił mnie o rękę, lecz nie przyjęłam 
oświadczyn.
 - Po co w takim razie pani przyjechała? - zapytała 
starsza pani lodowatym tonem.
 - To sprawa osobista - odparła Kristine świadoma, Ŝe 
nie jest to najlepsza odpowiedź.
Marta Bronstad splotła dłonie na kolanach i uprzejmym 
tonem powtórzyła:
 - Niestety, jak juŜ mówiłam. Lars wyjechał.
 - Kiedy?
 - W tym tygodniu.
 - Kiedy wróci?
 - Obiecał przyjechać na swoje urodziny w październiku.
 - Lekki uśmiech na krótką chwile zawitał na wargach 
Marty.
W październiku Kristine juŜ od dawna będzie w 
Kanadzie.
 - Powie mi pani, dokąd pojechał?
 - Dlaczego miałabym to zrobić, panno Kleiven? Kristine 

background image

straciła panowanie nad sobą.
 - Jeśli pani wnuk mnie kocha i chce się ze mną oŜenić
 - powtarzam "jeśli", Fru Bronstad - czy pragnęłaby pani, 
by był szczęśliwy ze mną? A moŜe wolałaby pani 
odmówić mu prawa do szczęścia tylko dlatego, Ŝe jestem 
bezpruderyjną Kanadyjką bez grosza przy duszy, którą 
pani najwyraźniej gardzi?
 - Potrafi pani bezbłędnie trafić w sedno sprawy - 
stwierdziła starsza pani z nutą szacunku w głosie. - Teraz 
ja zadam pani pytanie: dlaczego odrzuciła pani jego 
oświadczyny?
 - PoniewaŜ się boję - odparła szczerze Kristine, nie 
próbując nawet wymyślać wymówek. - Boję się miłości i 
zaangaŜowania. Boję się, Ŝe moje małŜeństwo okazałoby 
się takim samym pasmem cierpień, jak małŜeństwo 
moich rodziców.
 - Szkoda mi czasu na tchórzy - stwierdziła sucho Marta.
 - śycie potrafi być okrutne. Trzeba brać z niego to, co 
radosne, i nie marnować czasu, szukając gwarancji 
wiecznego szczęścia.
Niespodziewanie Kristine otrzymała kolejną definicję 
miłości.
 - A więc w Ŝyciu nie ma nic pewnego?
 - Nic - odparła stara kobieta, nieruchomym wzrokiem 
wpatrzona gdzieś ponad głową Kristine. - Mój ukochany 
mąŜ zginął na wojnie. Mój jedyny syn, ojciec Larsa, 
zginął razem z Ŝoną w wypadku, gdy Lars miał sześć lat. 
Nie, w Ŝyciu nie ma nic pewnego.
 - Pani bardzo kocha Larsa... - odezwała się Kristine 
ostroŜnie.
 - Kocham obydwu moich wnuków. Miłość moŜe nas 
niszczyć, moŜe być źródłem cierpienia. Masz prawo tego 
się obawiać.
Po raz pierwszy od wyjazdu Larsa z Fjaerland Kristine 

background image

choć trochę się uspokoiła.
 - Dziękuję, Ŝe jest pani tak otwarta w stosunku do mnie. 
Marta nachyliła się ku młodej kobiecie, przeszywając ją 
surowym spojrzeniem.
 - Kocha pani Larsa?
Kristine spuściła oczy i utkwiła wzrok w płatkach róŜ, 
stojących w wazonie na stoliku.
 - Tak, kocham go. - Wypowiedzenie tych słów było dla 
niej jak oczyszczający akt. Poczuła przepełniającą serce 
radość. Nie była pewna, co znaczą, lecz podświadomie 
czuła, iŜ właśnie odkryła swoją definicję miłości.
Marta Bronstad oparła się wygodnie i poprawiła fałdy 
czarnej sukni.
 - Lars jest w Nowym Jorku na rozmowie w sprawie 
pracy dla Organizacji Narodów Zjednoczonych. Powiem 
ci, w którym hotelu się zatrzymał.
 - Dziękuję - wyszeptała Kristine, zaskoczona 
niespodziewaną Ŝyczliwością. - Dziękuję - powtórzyła.
JakaŜ to ironia losu, pomyślała: zrozumiałam, Ŝe kocham 
Larsa, właśnie tu, w tym ponurym pokoju, w domu, 
którego nie lubię, dzięki kobiecie, która jest moim 
przeciwnikiem.
 - Pojedzie pani do niego?
 - Tak. Najszybciej, jak to będzie moŜliwe.
 - Być moŜe nie będzie juŜ chciał się z panią oŜenić. - W 
głosie Marty zabrzmiała nutka złośliwości. W głębi serca 
Kristine bała się tego bardziej niŜ czegokolwiek innego.
 - Jeśli mnie nie zechce, będzie to znaczyło, Ŝe miałam 
rację, odrzucając jego oświadczyny, prawda?
Ku wielkiemu zaskoczeniu Kristine, Marta Bronstad 
wybuchła skrzekliwym, donośnym śmiechem. Sięgnęła 
po srebrny dzwoneczek leŜący na stole i zapytała z 
nagłym oŜywieniem:
 - Napijesz się ze mną sherry, Kristine?

background image

 - Tak, chętnie - wykrztusiła Kristine. Nagle dotarło do 
niej, jak ogromne odniosła zwycięstwo. Bestemor 
jeszcze nigdy nie zwróciła się do niej po imieniu.
Kristine stała przed wejściem do hotelu, w którym 
zatrzymał się Lars. W pobliskim Central Parku szumiały 
drzewa, a na Piątej Alei toczyło się zwyczajne, miejskie 
Ŝ

ycie. Hotel, sądząc z jego lokalizacji i przepychu jego 

fasady, musiał być jednym z najbardziej ekskluzywnych 
w mieście.
W Nowym Jorku pito właśnie poranną kawę, lecz 
wewnętrzny zegar Kristine wskazywał czwartą rano. 
Zmęczona długim lotem, w czasie którego zdołała się 
zdrzemnąć jedynie przez chwilę, nękana migreną, czuła 
się zupełnie nie w formie. Miała poza tym świadomość, 
Ŝ

e nie wygląda najlepiej, mimo zgrabnych dŜinsów i 

nowej bluzki. Plecak, do którego zapakowała wszystkie 
ubrania, namiot i śpiwór, gniótł jej ramiona.
Kristine wzięła głęboki oddech i weszła na czerwony 
dywan prowadzący do przeszklonego wejścia. Stojący 
przy drzwiach ubrany w zielony mundur boy hotelowy 
otworzył przed nią drzwi. Uśmiechnęła się, konstatując, 
iŜ jest traktowana jak księŜna. Pewniejszym juŜ krokiem 
podeszła do recepcji.
 - Pan Lars Bronstad jest gościem państwa hotelu. Czy 
mógłby mnie pan z nim połączyć? - zapytała.
Młody męŜczyzna zerknął na nią, nie przerywając pracy, 
i odpowiedział z wyliczoną uprzejmością:
 - Chwileczkę, proszę pani.
Przebiegł wprawnie palcami po klawiaturze komputera i 
ponownie odwrócił się do Kristine.
 - Niestety, pan Bronstad wymeldował się dziś rano - 
oznajmił z lodowatą uprzejmością.
 - Wymeldował się? To znaczy, Ŝe wyjechał?
 - Tak, proszę pani.

background image

 - Nie wie pan... dokąd? - Czuła, Ŝe załamuje się jej głos.
 - Nie, proszę pani.
 - Nie zostawił Ŝadnego adresu?
 - Nie, proszę pani.
I tak byś mi go nie dał, pomyślała Kristine i siląc się na 
uprzejmość, wycedziła:
 - Dziękuję za pomoc.
Wyszła z hotelu i półprzytomnie, niczym nakręcona 
lalka, szła prosto przed siebie. Po krótkim spacerze 
postanowiła zebrać myśli w jednym z mijanych barków. 
Zamówiła kawę i ciastko, zdjęła plecak i usiadła w 
kącie.
Była sama w jednym z największych miast na świecie. 
Nikogo nie znała, miała juŜ tylko resztkę pieniędzy i 
minęła się z Larsem o włos. Mógł wrócić do Norwegii 
albo pojechać do Gwatemali, Meksyku lub 
jakiegokolwiek innego, równie odległego miejsca na 
ziemi. Mógł dostać pracę i zapomnieć o niej.
OdłoŜone na czarną godzinę czterysta dolarów było dla 
niej gwarancją powrotu do Ontario. Zamierzała 
przekazać ojcu pozdrowienia od dziadka bez względu na 
to, czy będzie chciał ich wysłuchać, czy nie. Lecz 
jeszcze nie teraz. Jeszcze nie była gotowa.
Miała dwie moŜliwości: poczekać kilka godzin i 
zadzwonić do Asgardu w nadziei, Ŝe Lars poinformował 
bestemor o swoich planach, lub skontaktować się z 
odpowiednią agendą ONZ. Postanowiła najpierw 
wypróbować pierwszy wariant
Dla zabicia czasu udała się do muzeum miejskiego, po 
czym zjadła lekki lunch. Gdy nadeszła odpowiednia 
pora, znalazła spokojną budkę telefoniczną i drŜącą ręką 
wykręciła numer. Po dłuŜszym oczekiwaniu usłyszała 
wreszcie głos Marty Bronstad.
 - Tu Kristine Kleiven. Jestem w Nowym Jorku. Lars 

background image

rano wymeldował się z hotelu.
 - Cieszę się, Ŝe dzwonisz - odpowiedział ciepły głos w 
słuchawce. - Rozmawiałam z Larsem wczoraj po twoim 
wyjściu. Pojechał na wieś z jednym z szefów, Charlesem 
Franklinem. Ma tam spędzić trzy dni. Miejscowość 
nazywa się Lamboume, w Catskills. NajbliŜsze miasto to 
Tranton. Dasz radę tam dotrzeć?
 - Tak - odparła Kristine, pospiesznie notując informacje. 
- Na pewno.
 - Nie powiedziałam mu, Ŝe lecisz do Nowego Jorku. 
Dobrze zrobiłam?
 - Jak najbardziej - zgodziła się, zadowolona, Ŝe pani 
Bronstad pyta ją o opinię.
 - Masz pieniądze na odpowiedni hotel? Nowy Jork nie 
jest bezpiecznym miejscem dla samotnej kobiety.
 - Dałam sobie radę w Stambule, dam i tutaj - odparła 
Kristine oschle.
Zapanowała cisza, którą przerwał ostry głos Fru 
Bronstad:
 - Rodzina zyska dzięki tobie znacznie więcej, niŜ 
zyskałaby dzięki Sigrid. Powodzenia, moja droga. - 
Bestemor zakończyła rozmowę.
Kristine tępo wpatrywała się w słuchawkę, nie mogąc 
uwierzyć w to. co usłyszała. Po chwili ocknęła się i 
zaczęła pospiesznie szukać numeru telefonu na dworzec 
autobusowy. Dowiedziawszy się, Ŝe autobus do 
Lambourne odjeŜdŜa za pół godziny, bez wahania 
zatrzymała taksówkę. Na dworcu kupiła bilet, znalazła 
właściwe stanowisko i przeszła do poczekalni. W hali 
kłębiły się tłumy wulgarnych, pełnych złości ludzi. 
Kristine mocno trzymała plecak, ciesząc się w duchu, Ŝe 
arystokratyczna babcia Larsa nie moŜe jej w tej chwili 
oglądać.
W końcu podjechał autobus. Podczas dwugodzinnej 

background image

jazdy Kristine siedziała wpatrzona w zmieniające się 
krajobrazy za oknem. Wkrótce betonowe blokowiska 
ustąpiły miejsca zielonym polom i nieduŜym, spokojnym 
miasteczkom. Zastanawiała się, czy Lars ucieszy się na 
jej widok. Było oczywiste, Ŝe nie przyjechała z Norwegii 
tylko po to, by uścisnąć dłoń staremu kumplowi. 
Zamierzała zburzyć spokój wiejskiego Ŝycia, 
przerywając spotkanie, na które nie została zaproszona. 
Co więcej, spotkanie dotyczące nowej pracy Larsa. Jeśli 
naprawdę juŜ jej nie kocha, dostanie za swoje!
Dorośnij, Kristine, przekonywał wewnętrzny głos. CzyŜ 
nie widziałaś siły uczuć tego człowieka? Naprawdę 
myślisz, Ŝe tydzień wystarczy, by zapomnieć o miłości? 
Lars zostawił cię - i wyjechał z kraju - bo nie mógł 
znieść myśli, Ŝe go nie kochasz. Oprzytomnij!
Ocknęła się, czując, Ŝe ktoś szarpie ją za ramię.
 - Niech się pani obudzi! Kierowca mówi, Ŝe pani chciała 
tu wysiąść. - Starsza pani siedząca na sąsiednim fotelu 
szturchała delikatnie Kristine.
Bełkocząc podziękowania, przecisnęła się miedzy 
fotelami, odebrała od kierowcy bagaŜ i odprowadziła 
wzrokiem autobus, odjeŜdŜający w chmurze spalin.
Zapadał zmrok. Na pobliskiej stacji benzynowej 
dowiedziała się o adres Charlesa Franklina, kupiła 
batonik i coś do picia, zarzuciła plecak na ramię i ruszyła 
poboczem drogi we wskazanym kierunku.
Urokliwe, spokojne miasteczko pachniało 
wiciokrzewem. Im dalej szła, tym większe odległości 
oddzielały poszczególne domy. Za skrzyŜowaniem 
zaczęła liczyć mijane rezydencje. Franklin mieszkał 
podobno w trzeciej po lewej stronie.
Dom, do którego zmierzała, otaczał równiutko 
przystrzyŜony Ŝywopłot. Do ogrodu wchodziło się. przez 
ozdobną furtkę. Sam budynek był znacznie większy od 

background image

pozostałych i pięknie oświetlony. Przed garaŜem 
parkował samochód. A więc jest ktoś w domu, 
pomyślała.
Serce Kristine waliło jak oszalałe. Weszła na podjazd, 
minęła zaparkowane auto, dała się obwąchać dwóm 
czarnym labradorom i nacisnęła na dzwonek. Miłość jest 
jak płatki róŜy, pomyślała, patrząc na oplatające pergolę 
krzewy.
 - Idę! - oznajmił kobiecy głos.
Otworzyły się drzwi i oczom Kristine ukazała się duŜa, 
zwalista postać.
 - Czym mogę słuŜyć? - zapytała pachnąca świeŜym 
chlebem kobieta.
 - Szukam pana Larsa Bronstada z Norwegii, podobno 
się tu zatrzymał. Mogłabym z nim porozmawiać?
 - Mogłabyś, złotko, gdyby był w domu. Niestety, cała 
czwórka niedawno wyszła.
 - Cała czwórka? - zaniepokoiła się Kristine.
 - Zgadza się: państwo Franklin, pan Bronstad i siostra 
pana Franklina, Heidi. Pewnie nie wrócą przed północą, 
bo są na przyjęciu u sąsiada.
Heidi... Oczyma wyobraźni Kristine zobaczyła zadbaną 
brunetkę, uroczą, inteligentną i bogatą.
 - W takim razie przyjdę jutro rano - wymamrotała, 
wycofując się.
 - Powiedz, jak się nazywasz, to przekaŜę panu 
Bronstadowi. Ŝe pytałaś o niego. Albo nie, lepiej wejdź, 
zaczekasz na niego. Oglądamy z Jackiem teleturnieje, 
będzie nam miło. Lepiej, Ŝebyś nie plątała się sama po 
nocy.
Kristine cofnęła się jeszcze o krok i o mały włos nie 
nadepnęła jednego z psów, który z miną konesera 
obwąchiwał jej buty.
 - Och, nie, nie chcę sprawiać kłopotu. Dziękuję. - Na jej 

background image

twarzy na chwilę zagościł wymuszony uśmiech. - 
Przyjdę jutro.
Albo i nie, westchnęła w myśli.
 - Poczekaj, Jack podwiezie cię do miasta. Jest juŜ 
ciemno, nie powinnaś iść sama szosą.
 - Nic mi się nie stanie, naprawdę - zapewniła. - 
Dziękuję, bardzo mi pani pomogła. Do widzenia.
Szybkim krokiem doszła do furtki i skręciła w prawo. W 
okolicy skrzyŜowania zauwaŜyła kępę drzew nad 
strumieniem. Postanowiła tam spędzić noc, a rano 
wrócić do Nowego Jorku.
Lars był na przyjęciu Z inną kobietą.
W oczach Kristine zakręciły się łzy. Nie miało 
znaczenia, iŜ miał święte prawo spotykać się z inną 
kobietą po tym, jak go potraktowała. Dręczona 
niepowstrzymanym odruchem zazdrości, Kristine 
przyśpieszyła kroku. Obawiała się, Ŝe Lars i piękna 
Heidi - bo przecieŜ musi być piękna! - mogą wcześniej 
wrócić i zastać ją pod domem. Nie zniosłaby widoku 
tego męŜczyzny z inną kobietą.
W pobliŜu drzew nie było Ŝadnych domów. Dokoła 
szumiało zboŜe, gdzieś niedaleko szemrał strumień. 
Chcąc mieć pewność, Ŝe nie będzie widoczna z drogi, 
Kristine przeskoczyła rów i weszła między drzewa. 
Dopiero wtedy zrzuciła plecak na ziemię i wyciągnęła 
latarkę.
Była zbyt zmęczona, by rozstawiać namiot. Zadarta 
głowę. Gwiazdy, migocące na pogodnym niebie, nie 
wróŜyły rychłego pogorszenia pogody. Napompowała 
materac, rozwinęła śpiwór i nie rozbierając się 
wskoczyła do środka.
Zasłuchana w szelest liści i kumkanie Ŝab w 
ciemnościach, Kristine rozmyślała nad sensem miłości. 
Ś

wiadomość, Ŝe Lars jednak jej nie kocha, zdawała się 

background image

potwierdzać najbardziej pesymistyczne poglądy. Bez 
względu na to, co mówili Margrethe, Jakob czy Harald, 
miłość jest równie zmienna jak przypływy i odpływy, 
równie niestała, jak wiatr. RóŜe nie kwitną ciągle, ich 
płatki więdną i opadają.
Jeszcze nigdy nie czuła się tak beznadziejnie samotna. 
Łzy ciekły jej po policzkach i wsiąkały w śpiwór. Była 
tak wyczerpana, Ŝe nawet nie zauwaŜyła, kiedy zasnęła.
Niedźwiedź podchodził coraz bliŜej. Małe, czarne oczka 
wpatrywały się w znieruchomiałą ofiarę. Półotwarty 
pysk odsłaniał poŜółkłe kły. Wilgotny, czarny nos 
węszył coraz bliŜej, niemal dotykając jej gardła.
Kristine, zlana potem, poderwała się, odpychając od 
siebie czarny, obwąchujący ją pysk.
Labrador stracił równowagę i przysiadł niezgrabnie na 
zadzie. Czarne futro zlewało się z mrokami nocy. Z 
oddali dobiegło znajome wołanie:
 - Kristine, to ty?
Niepewna, co jest snem, a co jawą. Kristine mocniej 
otuliła się śpiworem. Chrzęst Ŝwiru pod stopami stawał 
się coraz bliŜszy. Wreszcie z ciemności wyłoniła się 
męska postać w towarzystwie drugiego z psów. Mocne 
ś

wiatło latarki wystrzeliło z mroku.

 - Odejdź!
 - Kristine! BoŜe, jak dobrze, Ŝe cię znalazłem!
Lars padł obok niej na kolana, puścił latarkę i chciał ją 
chwycić w ramiona. Odepchnęła go.
 - Nie prosiłam, byś mnie szukał. Nie powinnam tu 
przyjeŜdŜać - wyrzuciła z siebie. - Wracaj do Franklinów 
i zapomnij, Ŝe mnie spotkałeś!
Wątłe światło leŜącej w trawie latarki wystarczyło, by 
zobaczyła, Ŝe Lars patrzy na nią jak na kogoś, kto 
kompletnie postradał zmysły.
 - Skoro nie chciałaś się ze mną zobaczyć, co w takim 

background image

razie robisz w Catskills? PrzecieŜ zostawiłem cię w 
Fjaerland!
 - Myślałam, Ŝe cię kocham, więc przyjechałam, aby ci o 
tym powiedzieć. Tymczasem dowiedziałam się, Ŝe juŜ 
pocieszyłeś się inną - wyjaśniła. - Jak widzisz, od 
początku miałam rację - miłość przemija!
 - Co to znaczy: myślałaś, Ŝe mnie kochasz? Albo 
kochasz, albo nie, zdecyduj się. Miłość to nie kurek, 
który moŜna zakręcać i odkręcać według własnego 
widzimisię.
 - No pewnie, Ŝe nie! Wiec jakim cudem udało ci się tak 
szybko mnie zapomnieć. Larsie Bronstad?
 - Wcale cię nie zapomniałem! - ryknął, zdesperowany.
 - Nie wrzeszcz!
 - Będę, jeśli dzięki temu przywołam cię do porządku - 
odparł z irytacją. - Kochałem cię wczoraj, Kristine 
Kleiven, kocham cię dzisiaj i będę kochał jutro. Szczerze 
mówiąc, jestem przekonany, iŜ moim przeznaczeniem 
jest kochać cię do końca moich dni. Jakim więc prawem 
mnie oskarŜasz o coś, czego nic zrobiłem?
 - Wczoraj poszedłeś na przyjęcie z Heidi. Tylko nie 
próbuj zaprzeczać.
 - To było dzisiaj - poprawił. - Jest dokładnie za 
piętnaście dwunasta. Wróciłem wcześniej, bo nie miałem 
ochoty na głupawe rozmowy przy kieliszku. Po 
powrocie pani Bentley powiedziała mi, Ŝe szukała mnie 
młoda kobieta z plecakiem, blondynka o niebieskich 
oczach. Jesteś jedyną znajomą kobietą, która odpowiada 
temu opisowi, wiec zacząłem cię szukać.
 - A gdzie jest Heidi? Lars wzruszył ramionami.
 - Pewnie na przyjęciu, skąd mam wiedzieć.
 - Ona cię nic nie obchodzi?
 - Oczywiście, Ŝe nie! To miła i atrakcyjna dziewczyna, 
lecz gdybym miał jej nigdy nie zobaczyć, ani trochę bym 

background image

się nie zmartwił. - Głos Larsa spowaŜniał. - JeŜeli 
natomiast... jeŜeli ty zamierzasz znów zniknąć. - 
Kristine, przez ostatni tydzień nie wiedziałem, co mam z 
sobą począć. Koszmarnie mi ciebie brakowało!
 - PrzecieŜ powiedziałeś, Ŝe nie jestem w stanie ci dać 
tego, czego potrzebujesz - wyszeptała.
 - Myliłem się, kochana.
Nagle kolejny kawałek układanki, składającej się na 
definicję słowa „miłość", wpasował się na swoje 
miejsce: zaufanie. Teraz była pewna, Ŝe Lars nie kłamie, 
Ŝ

e naprawdę ją kocha. Zawstydzona swoim 

zachowaniem, Kristine zaczęta się usprawiedliwiać.
 - Wyleciałam z Oslo wczoraj wieczorem, choć wydaje 
mi się, Ŝe to było wieki temu. Padałam ze zmęczenia, a 
w hotelu powiedziano mi, Ŝe dopiero co wyjechałeś. 
Kiedy gosposia zakomunikowała, Ŝe jesteś na przyjęciu 
z inną kobietą, poczułam się koszmarnie. Niesłusznie, 
powinnam była mieć do ciebie większe zaufanie.
 - Skąd wiedziałaś, gdzie mnie szukać?
 - Od twojej babci. - Uśmiechnęła się. - Nie uwierzysz, 
ale bestemor stwierdziła, ze jestem bardziej interesująca 
niŜ Sigrid!
 - Mówiłem ci, Ŝe się na tobie poznała. - Lars odepchnął 
gramolącego się na kolana psa. - Zatem przyjechałaś z 
Fjaerland do Oslo, potem do Nowego Jorku i wreszcie 
do Lamboume tylko po to, by mnie odnaleźć?
Przytaknęła, Ŝałując, Ŝe nie potrafi czytać w cudzych 
myślach.
 - Dlaczego, Kristine? Po co przyjechałaś?
 - Po twoim wyjeździe byłam taka nieszczęśliwa - 
westchnęła. - Nie potrafię tego wyjaśnić... Chyba 
wcześniej nie rozumiałam, czym jest miłość. Bałam się 
przyznać, Ŝe zakochałam się w tobie, więc...
 - Zakochałaś się? - przerwał.

background image

 - Oczywiście, Ŝe tak! Właśnie próbuję ci to powiedzieć. 
Tylko kiedy tak na mnie patrzysz, nie jestem w stanie 
zebrać myśli... - dodała drŜącym głosem.
 - Wyjaśnienia mogą poczekać - zawyrokował Lars i 
złoŜył na ustach Kristine pocałunek pełen radości, 
pragnienia i pokory.
Ś

wiadomość, Ŝe wreszcie kocha i jest kochana, napełniła 

jej serce bezgraniczną radością.
 - Kocham cię, Lars - wyznała, zanim zdąŜył cokolwiek 
powiedzieć.
 - Nigdy nie myślałem, Ŝe to od ciebie usłyszę. Ja teŜ cię 
kocham, elskling.
 - Przepraszam, Ŝe kazałam ci odejść - wymamrotała 
między jednym pocałunkiem, a drugim, czując, jak jej 
ciało budzi się do Ŝycia. - Chyba musiałam zostać sama, 
by zrozumieć, ile dla mnie znaczysz. Czy to ma sens?
 - Musi, skoro dzięki temu do mnie przyjechałaś. 
Kocham cię bardziej, niŜ potrafię to wyrazić, i oŜenię się 
z tobą, jak tylko... - Przerwał i podniósł ku niej głowę. - 
Wyjdziesz za mnie, Kristine?
 - Och, tak - odpowiedziała bez wahania, uśmiechając się 
promiennie.
 - To dobrze - odparł, głaszcząc jej piersi i całując szyję.
 - Jedyne, o czym teraz marzę, to wziąć cię do łóŜka. Psy 
nie pozwolą nam się tutaj kochać. Zdajesz sobie sprawę, 
Ŝ

e dopiero jutro będę cię mógł zabrać do hotelu?

 - Kiedy twoja babcia powiedziała mi, Ŝe wrócisz w 
październiku, zabrzmiało to jak cała wieczność. - Męski 
zapach jego skóry odświeŜył nie tak dawne 
wspomnienia.
 - Teraz jutro wydaje mi się nie mniej odległe.
 - Jak widać, wszystko jest względne! - roześmiał się.
 - Kocham cię, Lars! - wykrzyknęła na cały głos, aŜ psy 
zastrzygły uszami. - Definicja Margrethe była najbliŜsza 

background image

prawdy. Miłość jest jak płatki róŜy, które razem tworzą 
piękny kwiat. Mam do ciebie zaufanie i wiem, Ŝe 
czasami będziemy się kłócili. Wiem teŜ, Ŝe się 
wzajemnie uzupełniamy. Chcę się z tobą kochać i 
urodzić nasze dziecko. Tak wiele płatków, Ŝaden nie 
utworzy kwiatu bez pozostałych.
 - śadne z nas nie moŜe istnieć w pełni bez drugiego - 
dodał Lars cicho. - Nauczyłem się tego w ciągu ostatnich 
kilku dni.
 - Będziemy nadal niezaleŜni - uzupełniła Kristine z 
przekonaniem - lecz będziemy szli ramię w ramię.
 - To najlepszy sposób podróŜowania. Tak na marginesie 
- dostałem tę pracę, więc będziemy podróŜować takŜe w 
dosłownym sensie tego słowa.
 - Co znaczy, Ŝe będę miała moŜliwość nauczenia się 
wielu języków. Wspaniałe!
Coś zaszeleściło w poszyciu i uciekło spłoszone. Psy 
nastawiły uszu, niespokojnie poruszyły nozdrzami i 
ujadając puściły się w mroczną gęstwinę.
 - Skorzystajmy z ich nieobecności - zaproponował Lars, 
rozpinając suwak śpiwora. - Jutrzejsza noc jest zbyt 
odległa. Zresztą jeszcze przynajmniej przez godzinę nie 
musimy wracać do domu Franklina.

Gdy w trzy kwadranse później psy wróciły, zdyszane 

i szczęśliwe mimo zakończonej fiaskiem pogoni, Lars i 
Kristine właśnie ruszali w stronę domu. Szli. trzymając 
się za ręce.