background image

Kate Walker 

 

Szkarłatna suknia ślubna

 

 
 
 

ROZDZIAŁ PIERWSZY  

Estrella  stała  z  dłonią  na  klamce,  usiłując  odzyskać  spokój.  Musiała  przygotować  się  do  spotkania  z 

mężczyzną, który czekał na nią za tymi drzwiami.  

Sądziła,  że  ojciec  zrezygnował  już  z  wydania  jej  za  mąż  za  pierwszego  dostępnego  kandydata.  Ale 

przed chwilą wmaszerował bez pukania do pokoju córki i poinformował ją, że mężczyzna, z którym odbył 
tego popołudnia ważne spotkanie, chce się z nią widzieć i to natychmiast. Czując, jak ściska ją w dołku, 
uświadomiła sobie, że się myliła i że wszystko zaczyna się od początku.  

Uciekłaby, gdyby to było  możliwe. Ale z doświadczenia wiedziała, że jedynym sposobem poradzenia 

sobie z tą sytuacją była otwarta konfrontacja, twarzą w twarz.  

Zaczerpnęła więc znowu tchu, przesunęła drżącą dłonią po gładkich, czarnych włosach, Wyprostowała 

wątłe ramiona, zmusiła się do naciśnięcia klamki

 

weszła

 do środka.  

Stał przy wielkim oknie w końcu pokoju. Na jasnym tle widać było zarys jego wysokiej, silnej postaci, 

twarz miał odwróconą, spoglądał na leżący w dole ogród.  

- Senior 

Dańo? 

Senior 

Ramón Juan Francisco Dańo?  

Napięcie  znalazło  także odbicie  w  jej  głosie,  stał  się  chłodny,  ostry,  niesympatyczny.  Mężczyzna  od-

wrócił gwałtownie głowę.  

- To ja. A pani to Estrella Medrano? - odezwał się równie chłodnym i nieżyczliwym tonem.  
- Ojciec powiedział, że chce się pan ze mną widzieć.  

Nie  odpowiedziała  wprost  na  jego  pytanie.  Zmarszczył  brwi,  urażony  lub  rozgniewany  obcesowością 

powitania, chłodem w jej głosie.  

- Tak, chciałem z panią porozmawiać.  
- Myślałam, że przyszedł pan do mojego ojca.  
- Tak. .. Zamierzałem nabyć od niego stację telewizyjną.  
- Dobił pan targu?  
- My ... negocjacje wciąż trwają.  
Oczywiście,  że  trwają,  cynicznie  podsumowała  Estrella.  Umowa  nie  zostanie  podpisana,  dopóki  ten 

facet nie spełni żądań ojca. Jeśli miała jeszcze jakieś wątpliwości, zniknęły bez śladu. Miała przed sobą 
kolejnego z długiej listy kandydatów na męża, którego ojciec zamierzał dla niej kupić.  

- Za drogo dla pana? - spytała ostrożnie, wygładzając spoconymi dłońmi ciemną, wąską spódnicę. 
- Nie, wcale nie. Zapłaciłbym chyba każdą cenę.  
- Więc tak bardzo chce pan zdobyć tę stację?  

     - Istotnie. 

Gdyby  miała  choć  trochę  rozumu,  uznałaby,  że  to  odpowiedni  moment,  by  oznajmić,  że  wie,  co  się 

dzieje i nie widzi powodu, by ciągnąć to dalej. Nieważne, co powiedział mu jej ojciec, ona nie zamierza 
słuchać jego oświadczyn. Nie ma mowy, by kiedykolwiek je przyjęła.  

Ale tego nie powiedziała. I, prawdę mówiąc, nie miała pojęcia, dlaczego tak postąpiła.  

Ramón Dańo okazał się inny, niż oczekiwała.  

Przede  wszystkim  sądziła,  że  będzie  podobny  do  swego  ojca.  Reuben  Dańo  był  wielki,  ciężki  i  przysa-
dzisty, miał włosy czarne jak heban i czarne oczy. I nikt, nawet jego własna matka, nie mógłby twierdzić, 
że jest przystojny.  

Ale ten mężczyzna był niezwykle urodziwy. I pod wieloma względami stanowił niemal całkowite prze-

ciwieństwo swego ojca, zwłaszcza jeśli chodziło  

o wygląd i koloryt.  

.  

Po  pierwsze,  był  o  wiele  wyższy,  a  jego  włosy,  choć  ciemne,  miały  miedziane  przebłyski,  odbijające 

promienie  słońca,  tak  że  ich  kolor  przywodził  na  myśl  raczej  polerowany  brąz  niż  heban.  Z  włosami 
kontrastowały oczy, chłodne, czujne, szare jak niebo po gwałtownej ulewie, osadzone w twarzy o ostrych, 

background image

rzeźbionych rysach. Gładka skóra sprawiała wrażenie raczej opalonej niż smagłej, jak 

u Ojca.  

Oczywiście, zapomniała, że Ramón Dańo jest tylko w połowie Hiszpanem. Jego matka, która zmarła, 

kiedy był jeszcze niemowlęciem, była Angielką.  

- Więc dlaczego chciał się pan ze mną widzieć? - wykrztusiła. Jak gdyby tego nie wiedziała!  
- Żeby z panią porozmawiać. .  
- A pan zawsze dostaje to, czego chce?  

Nie  podobało  mu  się  jej  zachowanie,  to  było  oczywiste.  Zmarszczka  na  jego  czole  nie  znikła, 

przeciwnie - stawała się wyraźniejsza. Ale Estrella nie przejęła się tym.  

Chciała, żeby to się skończyło. By mogła wyjść i powrócić do swego pokoju. Do samotności, do której 

tak przywykła. Do piorunujących spojrzeń, pouczeń i pełnej wściekłości dezaprobaty ojca, dezaprobaty, z 
którą żyła tak długo; że miała wrażenie, iż nigdy nie widziała na jego twarzy innego wyrazu. Do potępienia 
ze  strony  tutejszego  towarzystwa,  szeptów  za  jej  plecami,  rozmów,  które  gwałtownie  milkły,  gdy 
wchodziła do pokoju.  

-  To  ona  ...  -  gadali  ludzie.  -  Ta  mała  Medrano,  dziewczyna,  która  odebrała  Carlosa  Pereę  żonie. Po-

rzucił ją i dwójkę małych dzieci. A przecież mógłby być ojcem tej małej dziwki ...  

- Nie usiądzie pani? - Ramón wskazał dłonią krzesło.  

- Muszę?  

Nie było powodu, by serce podchodziło jej do gardła na myśl, że mogłaby znaleźć się bliżej mego.  

- Wolę stać.  

     - Myślałem, że siedząc, czułaby się pani swobodniej. 

- Prawdę mówiąc, wolałabym być wszędzie, byle nie tu.  

- Zapewniam, że nie zatrzymam pani długo.  

- Mówił chłodnym, oficjalnym tonem.  

- Aja zapewniam, że nie interesuje mnie, co pan  

ma do powiedzenia.  

Dotknęła  go  do  żywego.  Było  to  widoczne  po  gwałtownie  zaczerpniętym  oddechu,  po  lodowatym 

spojrzeniu, którym ją obrzucił.  

- Czy mogę zasugerować, by poczekała pani, aż coś powiem?  

Przyglądał się jej od chwili, gdy weszła do pokoju, ale teraz jego stalowe, szare oczy zmierzyły każdy 

centymetr  jej  ciała,  od  czubka  głowy  do  stóp.  To  lodowate  spojrzenie  sprawiło,  że  poczuła  się  jak 
zachwalana klacz rozpłodowa, która niezupełnie sprostała jego oczekiwaniom.  

- Więc niech pan mówi - zdołała wydusić.  
- Dobrze.  

Silna  dłoń  przeczesała  lśniące  ciemne  włosy,  zmierzwiła  je  na  chwilę;  potem  opadły,  układając  się  z 

precyzją,  świadczącą  o  starannym  i  najwyraźniej  kosztownym  strzyżeniu.  Nagle,  wbrew  samej  sobie, 
Estrella  odczuła  żal,  że  stało  się  to  tak  szybko.  Bo  przez  krótką  chwilę,  przez  kilka  ulotnych  sekund, 
zobaczyła innego Ramóna Dario. Mężczyznę pozbawionego chłodu i czujności, które zachowywał niemal 
bez przerwy, odkąd weszła do tego pokoju.  
Przyłapała się na myśli, że tak wyglądałby w łóżku, i przeszył ją zmysłowy dreszcz. Przeżyła szok,  gdy 
zorientowała  się,  że  obraz  ten  wywołuje  przyspieszone  bicie  jej  serca.  Nigdy  dotąd  tak  się  nie  czuła. 
Nigdy. Nawet przy Carlosie.  

- Jest pewien kłopot... to znaczy, m y mamy kłopot.  
Głos Ramóna Dario gwałtownie przywołał  ją do gorzkiej rzeczywistości, rozwiewając zmysłowe fan-

tazje.  

- Co pan ma na myśli, mówiąc "my"? Dlaczego łączy nas pan ze sobą w ten sposób?  

- To pani ojciec nas połączył.  

A więc wreszcie dotarli do sedna sprawy. Pragnęła wyciągnąć rękę, położyć ją na ustach mężczyzny i 

powstrzymać go. Powstrzymać go przed oświadczynami, do których skusił go jej ojciec obietnicą zysków.  

Bo gdyby się oświadczył, musiałaby dać mu odpowiedź. A odpowiedzią byłoby "nie". Jak zawsze.  
-  Pani  ojciec  zaproponował  cenę,  którą  mogę  zaakceptować  -  ciągnął  Ramon,  najwyraźniej  biorąc  jej 

milczenie za zachętę. - Chcę mieć tę stację! Ale postawił też inny warunek. Chce, abym się z panią ożenił. 
Nie sprzeda mi stacji, o ile się na to nie zgodzę.  

- Wiem - powiedziała cicho; tak cicho, że z początku jej nie zrozumiał. Chwilę potem dotarło do niego 

znaczenie jej słów.  

- Pani wie! - powtórzył, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał.  

background image

Jak  mogła  być  tak  spokojna?  Z  taką  obojętnością  przyjąć  plany  ojca?  A  może  -  ogarnęła  go  fala 
obrzydzenia - może od początku była w to zamieszana? Może nawet sama go wybrała i powiadomiła ojca 
o swojej decyzji? Mial wrażenie, że jest kawałkiem mięsa, wyłożonym na sklepowej ladzie. Poczuł ucisk 
w żołądku i zwrócił się do niej ochrypłym z gniewu i odrazy głosem.  

- Czy dobrze usłyszałem? Powiedziała pani, że wie o tym?!  

- Tak.  

Mówiła jeszcze ciszej, ale tym razem spodziewał się tego, obserwował więc z uwagą ruch jej warg i w 

równym stopniu usłyszał, jak i zobaczył ulatujące z nich słowo.  

- Ale ... skąd? Skąd pani wie? - powtórzył z naciskiem, gdy mu nie odpowiedziała. - Chyba mam prawo 

do wyjaśnień, skoro igra pani z moim życiem.  

To ją poruszyło. Wysunęła buntowniczo brodę, czarne oczy rozbłysły.  
-  Dobrze ... otrzyma pan wyjaśnienie, ale ostrzegam, nie spodoba się panu. Myśli  pan, że to  pierwszy 

raz? Że jest pan jedynym mężczyzną, którego ojciec próbował dla mnie kupić?  

- A nie jestem?  

Potrząsnęła  tak  gwałtownie  głową,  że  kruczoczarne  włosy  rozwiały  się  dziko  wokół  nagle  pobladłej 

twarzy.  

- Nie jest pan nawet drugim ... ani trzecim.  
- Proszę mi oszczędzić szczegółów - warknął. - Niech pani poda tylko w przybliżeniu, ilu ich było.  

Takiej Estrelli Medrano mógł się spodziewać; taka była, z tego co o niej słyszał. Pozwolił, by zwiódł go jej 
wygląd,  ponieważ  wyglądała  inaczej,  niż  sądził.  Nie  przypominała  zupełnie  kobiety,  którą  sobie 
wyobraził. Kiedy pojawiła się w drzwiach, jej widok tak go zaskoczył, że zapatrzył się na nią bezmyślnie.  

W wyobrażeniu, które sobie wytworzył, była niewysoka, zmysłowa i wulgarna. Tymczasem była wyż-

sza, szczuplejsza, wyciszona; o wiele kulturalniejsza i bardziej szykowna, niż mógłby sobie wyobrazić. Od 
owalnej  twarzy  o  wysokich  kościach  policzkowych  do  wąskich,  drobnych  stóp  w  prostych,  czarnych 
czółenkach  była  uosobieniem  powściągliwości.  Tylko  masa  gęstych,  jedwabistych  włosów,  czarnych  i 
lśniących jak skrzydła kruka, sugerowała, że dziewczyna ma w sobie coś nieokiełznanego, nielicującego z 
prostą, białą bluzką i gładką, doskonale skrojoną spódnicą, surową niczym habit zakonnicy.  

Była piękna. Zachwycająca i seksowna jak diabli... ale chłodna i twarda jak diament.  

Gdyby  dotąd  nie  wierzył  w  plotki  o  jej  przeszłości,  zrobiłby  to  teraz.  O  tak,  wierzył 

nie!  Usłyszał 

właśnie potwierdzenie z jej własnych ust - no, może nie dotyczyło to przeszłości, tylko chytrych planów, 
które snuli ona i jej ojciec, by wybrać ofiarę, osaczyć ją, złowić.  

- Ilu?  
- Dziesięciu. - Głos miała chłodny, czysty i twardy jak kamień. - Dziewięciu przed panem. Pan jest 
dziesiąty.  

Lekko pochyliła głowę, słysząc rzucone wściekłym tonem przekleństwo, ale była to jedyna reakcja z jej 
strony.  

- Ostrzegałam, że to się panu nie spodoba.  
- Ma pani słuszność, do diabła, nie spodobało mi  

się! - warknął Ramón. - Nie lubię być manipulowany. - Nie manipulowałam .... - zaczęła, lecz urwała, gdy 
jej szeroko otwarte ciemne oczy spostrzegły wściekłość na jego twarzy.  

- Wiedziała pani, co się dzieje.  
- Ja ... Tak - przyznała.  
- I nie pomyślała pani, że zwykła grzeczność wymaga, aby przynajmniej mi o tym powiedzieć?  
W odpowiedzi znowu wysunęła brodę, spojrzała mu w oczy,  jak gdyby prowokowała go do dalszych 

wypowiedzi w tym tonie.  

-  Pan  mówi  o  grzeczności!  -  rzuciła.  -  O  tym,  co  powinnam  albo  czego  nie  powinnam  powiedzieć! 

Przecież to pan był gotów przystać na plan mojego ojca!  

Tego  jednak  Ramón  nie  zamierzał  tolerować.  Dobrze  wiedział,  co  ma  zrobić,  od  chwili,  gdy  Alfredo 

Medrano złożył mu tę obraźliwą propozycję. Nie, to nie była propozycja, raczej polecenie, wydane arbit-
ralnie przez starszego pana, przekonanego o własnej wyższości. Oznajmiał swoje żądanie i oczekiwał, że 
wszyscy skoczą, by je wypełnić.  

A ponieważ Ramón wiedział, czego od niego oczekiwano, zamierzał całkowicie pokrzyżować staremu 

szyki.  

- W cale nie, do cholery! - warknął wściekle.  
- Nie? - spytała z ironią, unosząc kpiąco czarną brew. - Więc co pan tu robi?  

background image

Sam był zmuszony zadać sobie to pytanie. Co tu robił, u diabła, narażając się na połajanki tej ciemno-

okiej  wiedźmy?  Pięknej,  seksownej,  ciemnookiej  wiedźmy  o  zmysłowych  ustach,  która  stała  wypros-
towana gniewnie, z dłońmi opartymi na biodrach, tak że nie można było nie widzieć jej kuszących, pełnych 
piersi. A wściekłość zabarwiła rumieńcem złocistą skórę, napiętą na wysokich, arystokratycznych kościach 
policzkowych.  

- Wie pani aż za dobrze, dlaczego tu jestem ... Przyszedłem, żeby ...  
- Wiem, chciał pan negocjować kupno stacji telewizyjnej! Ale ojciec nie zgodził się jej sprzedać.  
- O ile nie zgodzę się na jego warunki.  
- O ile nie zgodzi się pan na jego warunki - powtórzyła kpiąco Estrella. - A jednak pan tu został. 
Zastanawiam się dlaczego.  

-  Pani  wie,  dlaczego  zostałem  -  burknął.  Starał  się  zapanować  nad  myślami,  zwalczyć  przypływ  po-

żądania, tak silnego, że nieomal skulił się z bólu. - Zostałem, żeby porozmawiać z panią.  

- Żeby wypełnić rozkaz mego ojca i namówić mnie na ślub?  

Wyrzuciwszy z siebie te słowa, odwróciła się gwałtownie, okrążyła wielki skórzany fotel, tak że jego 

szerokie,  wysokie  oparcie  tworzyło  barierę  między  nią  a  gościem,  gdy  znowu  zwróciła  się  twarzą  ku 
niemu.  

- Może pani sobie myśleć, co chce.  
- Mówił mi pan, jak bardzo zależy panu na tej stacji.  

Teraz, gdy jej kuszące ciało skrywał wielki fotel, Ramon powinien był odzyskać jasność myśli, ale tak 

się nie stało. Przed oczami miał tylko kształt krągłych pośladków pod seksownie opiętą czarną spódnicą; 
które mignęły mu, gdy odwróciła się od niego, i falowanie jej bioder.  

- Och, zależy mi na niej, ale nie do tego stopnia! Nie aż tak, bym miał się z panią związać!  

Zauważył z zadowoleniem, że uwaga ta dotknęła ją do żywego. Jakiś podstępny diabełek podsunął mu 

myśl, by wykorzystał okazję i wymierzył silniejszy 

CIOS.  

- Nie myślałem jeszcze o żeniaczce. Dlaczego miałbym wiązać się z jedną, skoro w Katalonii i poza nią 

jest  tyle  pięknych  kobiet?  Poza  tym  mam  swoją  dumę.  Wolałbym  sam  wybrać  sobie  żonę,  niż  za-
akceptować kandydatkę, do poślubienia której skłonić by mnie miała łapówka.  

- Może być pan spokojny - to panu nie grozi!  
Nie przebierał w słowach, prawda? Estrella z trudem ukryła wrażenie, wywołane tym zjadliwym ata-
kiem. Stłumiła chęć płaczu, choć piekące łzy napłynęły jej do oczu. Wystarczająco często płakała w 
przeszłości z powodu mężczyzn, którzy nie byli tego warci. Ale po tym, jak jej uczucia zdeptał taki 
ekspert jak Carlos, drobne zniewagi nie mogły jej dotknąć. Jednak słowa Ramóna trafiły celnie, zo-
stawiając w jej duszy głęboką ranę. 
- Nie wyszłabym za pana, nawet gdyby od tego zależało moje życie i przyszłość ludzkości! - rzuciła. - 

Gdyby pan się oświadczył...  

- Czego nie zrobię.  
- Gdyby pan się oświadczył - ciągnęła przez zaciśnięte zęby - z radością cisnęłabym panu te słowa w 
twarz.  
- Więc proszę się rozkoszować myślą o tym - odparował. - Bo tylko w wyobraźni będzie miała  

pani  do  tego  okazję.  Nie  mam  zamiaru  wkładać  głowy  w  pętlę,  żebyście  mogli  zacisnąć  mi  ją  na  szyi. 
Nawet jeśli od bardzo, bardzo dawna nie widziałem równie seksownego stworzenia.  

ROZDZIAŁ DRUGI  

Równie seksownego stworzenia ...  

Estrella nie wierzyła własnym uszom. Czy Ramón naprawdę to powiedział...?  

W  głowie  zakręciło  się  jej  od  przypływu  czysto  kobiecego  zadowolenia.  Nie  zdołała  powstrzymać 

przelotnego uśmiechu, który uniósł lekko kąciki jej ust. Trwał krótko, jak uderzenie serca; po sekundzie nie 
było po nim śladu. Ale Ramon zauważył to i jego czarne brwi ściągnęły się jeszcze groźniej.  

background image

- Och, cieszy się pani - wycedził z ironią. - Spodobało się, że uznałem panią za seksowną? Proszę tylko 

nie myśleć, że obróci to pani na swoją korzyść. Nie jestem w tak rozpaczliwej sytuacji, by godzić się na 
resztki po Carlosie Perei ... Nawet jeśli towarzyszy im pokaźna łapówka w formie stacji telewizyjnej. Dla 
mnie trzeba by czegoś więcej.  

- Cóż, mógłby dostać pan więcej.  
Tym razem w przelotnym, wymuszonym uśmieszku Estrelli nie było cienia ciepła ani radości.  

- Gdyby dobrze rozegrał pan tę partię, ojciec przekazałby panu wszystko. Wszystko, czego by pan zażądał 
- nawet zamek i związany z nim tytuł. Gdyby dał mu pan wnuka, jego wdzięczność nie miałaby gramc.  

Zaskoczył  ją  wyraz,  który  przez  chwilę  zagościł  na  jego  przystojnej  twarzy.  I  chwila  milczenia,  po-

przedzająca kolejny atak. 

-  Dziękuję,  nie  skorzystam  z  tej  propozycji  -  wycedził.  -  Nawet  uwzględniając  dodatkowe  korzyści, 

cena jest wciąż zbyt wysoka.  

-  Ja  niczego  nie  proponowałam  -  odgryzła  się  Estrella.  -  Po  prostu  wyjaśniłam,  co  pan  traci.  Nie  ma 

mowy o żadnym układzie ani nie będzie w przyszłości ... Przynajmniej nie z panem.  

Wysunęła się zza fotela, przecięła szybko pokój, podeszła do drzwi i zacisnęła dłoń na klamce z taką 

siłą, jakby to była jego szyja. Ta myśl wywołała ponury uśmiech na jej ustach.  

- Koniec negocjacji - rzekła, otwierając szeroko drzwi. Przesunęła się w bok, jak gdyby chciała zrobić 

mu miejsce, by mógł wyjść, nie zbliżając się do niej zbyt blisko. - I spotkania. Byłabym wdzięczna, gdyby 
pan już wyszedł.  

- Bardzo chętnie - odpowiedział tonem ostrym niczym sztylet, i zanim ruszył ku wyjściu, pochylił się w 

jej kierunku, naśladując szyderczo dworski ukłon.  

Każdy jego krok i wyprostowana, sztywna sylwetka, sygnalizowały wyraźnie, co odczuwał. Był wściek-

ły, to oczywiste. Poza tym żywił do niej bezgraniczną pogardę, żałował, że się tu znalazł i jak najszybciej 
pragnął opuścić ten pokój. 

Dlatego takim idiotyzmem  było ogarniające ją nagle uczucie: nagły, bezsensowny i przeszywający żal 

na myśl, że za minutę, może mniej, ten mężczyzna odejdzie. I nigdy go już nie zobaczy.  

Ale przecież tego chciała, prawda? Żeby zniknął z jej życia raz na zawsze. By nigdy już nie  musiała 

patrzeć w jego oczy i widzieć w nich lekceważenia i lodowatej pogardy, które sprawiały, że drżała niczym 
liść na wietrze.  

Tego  właśnie  pragnęła,  ale  -obserwując  Ramóna  -  poczuła  nagły  przypływ  pożądania.  Nawet  jej  nie 

dotknął ani nie pocałował - a jeśli teraz pozwoli mu odejść, nigdy tego nie zrobi.  

Tak  szaleńczo  pragnęła  choć  raz  w  życiu  doświadczyć  jego  pocałunku,  że  niewiele  brakowało,  a  po-

wiedziałaby mu o tym. Nie odważyła się. Miała wrażenie, że język jej skamieniał, mogła tylko w milczeniu 
patrzeć,  jak  Ramón  zmierza  w  kierunku  otwartych  drzwi.  Ale  nie  wyszedł.  Skręcił  i  zbliżył  się  do  niej. 
Wyraz  jego  oczu  zaalarmował  ją,  jednak  nie  zdążyła  nawet  zastanowić  się,  o  co  mu  chodzi.  Wyciągnął 
ręce, chwycił ją za ramiona i gwałtownym szarpnięciem przyciągnął do siebie. Zaparło jej dech z wrażenia, 
gdy zderzyła się piersiami z twardym, ciepłym torsem. Nie miała czasu pomyśleć ani próbowaćoporu, gdy 
męska  dłoń  uniosła  jej  brodę,  tak  że  gniewne,  czarne  oczy  dziewczyny  napotkały  chłodne,  szacujące 
spojrzenie szarych źrenic.  

- Odchodzę - burknął głosem ochrypłym z tłumionego gniewu oraz innego uczucia, które sprawiło, że 
Estrellę przeszedł dreszcz. - Odchodzę ... i to chętnie ... ale przedtem muszę coś jeszcze zrobić.  

Rzucił  chmurne  spojrzenie  na  jej  usta,  akurat  w  chwili,  gdy  nerwowo  zwilżała  je  językiem,  potem 

spojrzał w spłoszone czarne oczy.  

-  Chciałem  to  zrobić,  jak  tylko  panią  zobaczyłem.  Prowokowała  mnie  pani  od  chwili,  gdy  przeszła 

przez te drzwi.  

- Ja ... - próbowała zaprotestować, ale słowa uwięzły jej w gardle, gdy poczuła na ustach jego zachłanne 

wargi.  

Nie mogła się powstrzymać i oddała pocałunek.  

Rozchyliła wargi, nie pod naciskiem jego ust, lecz zachęcająco, przyjmując z radością zmysłowy dotyk i 
pieszczotę jego języka, odpowiadając mu w ten sam sposób.  

- Ramónie ...  
Był to cichy szept, imię to wyrwało się jej z ust, zanim zdążyła się opanować czy pomyśleć.  

- Ramónie - westchnęła ponownie i usłyszała, że zaśmiał się cicho, niepewnie, zanim znowu przyciąg-

nął ją do siebie i pocałował.  

background image

Poczuła nagle żar, przesuwający się w dół. Nie mogła powstrzymać się i przylgnęła do mężczyzny.  
W  odpowiedzi  z  jego  gardła  wydarł  się  ochrypły,  urywany  dźwięk,  który  podziałał  na  jej  rozpalone 

zmysły jak żarliwa zachęta. Jeszcze silniej zacisnęła zanurzone w ciemnych włosach palce, przyciągnęła 
bliżej jego głowę i przycisnęła wargi do jego ust.  

Poprzez cienką bawełnę bluzki czuła na swych żebrach palący dotyk jego dłoni. Pragnęła, by ją całował, 
by  jej  dotykał.  Chciała,  by  jego  dłonie  przesuwały  się  w  górę  -  wyżej  i  wyżej.  Jej  piersi  nie  mogły 
doczekać się pieszczoty jego palców. Opanowało ją tak silne pożądanie, że jęknęła głośno.  

Ku jej przerażeniu, ten dźwięk podziałał na Ramóna jak policzek. Albo ostrzeżenie, że nie powinien 

posuwać się dalej. Nagle zesztywniał, zamarł, potem uniósł głowę z zamierzoną powolnością, przez cały 
czas patrząc głęboko w jej oczy.  

To chłodne, stalowe spojrzenie przywróciło ją gwałtownie do rzeczywistości. Nagły przeskok od pełnej 

upojenia  namiętności  do  realnego  świata  przyprawił  ją  o  lekkie  mdłości.  Rozpaczliwie  zmagając  się  z 
zażenowaniem,  które  czuła  na  myśl  o  swoim  zachowaniu,  i  świadomością,  że  wzrok  Ramóna  w 
najmniejszym stopniu nie przypominał wzroku kochanka, próbowała przywołać na twarz wyraz chłodnej 
obojętności. Nie wiedziała jednak, czy zdołała tego dokonać.  

- Madre de Dios ... - wyszeptał Ramón zdyszanym, roztrzęsionym głosem. - Madre de Dios.  

Nie potrafił skupić myśli, był oszołomiony i zamroczony dzikim i nie opanowanym pożądaniem, które 

nagle ich połączyło.  

Ale nie można powiedzieć, że nieoczekiwanie.  

Tego przecież chciał od chwili, gdy ją ujrzał. Tego, a nawet więcej. Pragnął jej. Nie zdołał się powstrzy-

mać, gdy pojawiła się okazja, by wziąć ją w ramiona i scałować arogancką wyniosłość z jej twarzy. 

Natomiast nie spodziewał się, że ona zareaguje w taki sposób. Sądził, że całowanie jej będzie przypo-

minało  całowanie  ściany,  zimnej,  twardej  i  nieustępliwej.  Tymczasem  ona  rozgorzała  w  jego  ramionach 
jak ogień. W jednej chwili stracił panowanie nad sobą. Nie wiedział, gdzie się znajduje ani kim jest, nie 
miał  pojęcia,  co  się  dzieje.  Jeszcze  chwila  i  zerwałby  z  niej  ubranie,  rzucił  ją  na  podłogę,  zaspokajając 
pożerające go pragnienie jej uległego i chętnego ciała.  

Dopiero kiedy  jej  głośny  jęk  uświadomił  mu,  gdzie  się  znajduje  i  kim  ona  jest,  wróciło  mu  poczucie 

rzeczywistości.  

-  No  proszę,  i  co  teraz?  -  odezwał  się,  specjalnie  przeciągając  słowa,  jak  gdyby  nagły  poryw  namięt-

ności nie wywarł na nim żadnego wrażenia. - Och, droga Estrello, czy tak żegna pani wszystkich partnerów 
w interesach? Pocałunkiem?  

Estrella otworzyła usta, by mu odpowiedzieć, ale najwyraźniej straciła panowanie nad głosem; zacisnęła 

wargi i szybko przełknęła ślinę.  

- Nie całowałam pana - zdołała odpowiedzieć.  

- O ile pamiętam, to pan mnie pocałował. l w żadnym  
przypadku nie jesteśmy partnerami. Ani partnerami w  interesach ani ... ani w żadnym innym znaczeniu 
tego słowa.  

-  Oczywiście,  że  nie  -  Ramon  podkreślił  swoją  wypowiedź  cynicznym  uśmiechem.  -  Ale,  jeśli  mnie 

pamięć nie myli, wcale się pani nie opierała. Wprost przeciwnie. 

Wpatrując się w jej wielkie, oszołomione oczy, uśmiechnął się jeszcze szerzej.  

.  -  Może by  pani za mnie nie wyszła, ale chętnie założę  się, że  gdybym  zaprosił panią do łóżka,  znala-

złaby się w nim pani błyskawicznie. Nawet teraz.  

Gwałtownie  zaczerpnęła  tchu  i  otworzyła  usta,  by  zaprotestować.  Ramón  mówił  dalej,  zanim  zdołała 

wypowiedzieć słowo.  

-  Ale  choć  bardzo  chętnie  przyjąłbym  pani  ofertę;  niestety  muszę  odmówić.  Ten  pocałunek  nauczył 

mnie, że od początku miałem rację. Jakikolwiek układ z panią byłby dla mnie zbyt kosztowny. l, prawdę 
mówiąc, nie sądzę, aby była pani tego warta.  

Odwrócił  się  i  ruszył  ku  drzwiom,  modląc  się  w  duchu,  by  przyjęła  to  za  dobrą  monetę.  Bo  w  głębi 

duszy wiedział, że nie potrafiłby jej przekonać, gdyby jeszcze raz musiał się do niej odezwać. Do diabła, 
nawet siebie samego nie potrafił przekonać.  
Gdyby rzuciła mu słowo zachęty - gdyby zawołała go, poprosiła, by wrócił, wiedział dobrze, że by jej 
posłuchał. Wystarczyło, by się zatrzymał - i musiałby się do niej odwrócić. Nie mogłaby nie spostrzec, w 
jakim był stanie. Chyba że jest ślepa i głupia - a wiedział, że tak nie było. A gdyby zobaczył ponownie jej 
twarz, z ustami napuchniętymi i zaczerwienionymi od jego pocałunków, otoczoną potarganymi czarnymi 

background image

włosami, nie zdołałby się powstrzymać. Musiałby podejść do niej, porwać ją w ramiona i znowu zacząć to, 
co przerwali. A tym razem nic, naprawdę nic nie powstrzymałoby go przed zdobyciem tego, czego pragnął. 
Nawet gdyby sam Ąlfredo wkroczył do pokoju.  

Więc szedł dalej. Po prostu stawiał jedną stopę przed drugą, bez pośpiechu, jak podczas przechadzki, z 

udawaną swobodą. W chwili, gdy skręcił, by zejść po schodach, dobiegł go jej głos.  

- Nawet gdyby od tego zależało moje życie, senior Dario! Tak powiedziałam i mówiłam to serio. I nie 
wystarczy pocałunek, abym zmieniła zdanie. - Więc choć w tym się zgadzamy.  

Och, kogo ja próbuję oszukać, spytała się w duchu Estrella, patrząc na Ramóna, który beztrosko poma-

chał jej ręką, zanim zszedł  po schodach i zniknął jej z  oczu. Gdyby choć przez chwilkę zerknął na nią, 
wiedziałby,  że  każde  słowo  było  kłamstwem.  Powiedział  prawdę.  Przerażającą,  szokującą,  druzgocącą 
prawdę·  

Potrząsnęła  głową  udręczona  swoją  słabością  i  głupotą.  Należała  do  tego  mężczyzny.  Gdyby  trochę 

mocniej  nalegał,  całował  ją  dłużej,  dotknął  jej  tam,  gdzie  pragnęła  być  dotykana,  oddałaby  mu  się  bez 
wahania, nawet tu, na podłodze, gdyby tego zażądał.  

Z trudem zebrała dość sił, by oprzeć się mu tym razem; wątpiła, by udało się jej ponownie. Nie wie-

działa,  czy  to,  co  czuje,  jest  gniewem,  rozczarowaniem  czy  czysto  fizyczną  frustracją.  Poddając  się 
porywowi  dziecinnego  rozdrażnienia,  z  całej  siły  trzasnęła  drzwiami,  rozkoszując  się  echem,  które 
powtórzyło ten ogłuszający dźwięk.  

Co  się  z  nią  działo?  Dlaczego  sprawy  potoczyły  się  tak  szybko?  Myślała,  że  kocha  Carlosa  Pereę,  ale 
nalegała,  aby  się  nie  śpieszyli  ...  A  tego  mężczyzny  nie  kochała.  Jak  mogła  go  kochać?  Przecież  znała 
Ramóna Dario od ... Rzuciła okiem na zegar wiszący na ścianie i zorientowała się, że nie minęło nawet pół 
godziny  od  chwili,  gdy  weszła  do  pokoju.  Niecałe  trzydzieści  minut  temu  ojciec  przysłał  ją  tutaj,  by 
poznała ostatniego kandydata na męża.  

Ale  w  przypadku  Ramóna  Dario  czas  nie  miał  znaczenia.  Jego  widok  poruszył  ją  od  pierwszego 

spojrzenia. Jak gdyby spotkała swoje przeznaczenie. Jak gdyby jej ciało rozpoznało swego pana, brakują-
cy fragment układanki, człowieka, na którego musiała reagować, niezależnie od okoliczności.  

Oszukiwała się tylko, wmawiając sobie, że mogłaby się mu oprzeć, gdyby ją zawołał. Nie miała szans, 

choćby się najmocniej starała. Właściwie mogłaby przyznać się do tego przed sobą i stawić czoło faktom.  

Był  tylko  jeden  jasny  punkt  tej  sytuacji.  Sądząc  po  sposobie,  w  jakim  się  rozstali,  nie  groziło  im 

ponowne spotkanie. Więc nie będzie musiała zmagać się z pokusą, podejmować walki z góry skazanej na 
przegraną. Jeśli nie zobaczy już Ramóna, nic jej nie zagrozi. Ani z jego strony, ani ze strony samej siebie.  

Ta myśl miała dodać jej otuchy. Powinna była ją pokrzepić. W rzeczywistości wywarła odwrotny 
skutek. 

ROZDZIAŁ TRZECI  

Ramón  zatrzasnął  kopniakiem  drzwi,  rzucił  klucze na  pobliską  serwantkę  i  ze  zmęczeniem  przesunął 

dłońmi po twarzy. Następnie z ponurą miną rozejrzał się po pustym, cichym mieszkaniu.  

Jeszcze  dwa  tygodnie  temu  był  panem  swojego  życia.  Wszystko  szło,  jak  zaplanował,  tak  jak  sobie 

życzył. Z wyjątkiem jednej rzeczy.  

Chciał mieć stację Medrano i zamierzał ją zdobyć. I właśnie z tego powodu całe jego życie jakby 
stanęło na głowie. Dlatego, że spotkał Estrellę Medrano.  
Musiał się napić.  
Idąc  do  kuchni  po  butelkę  wina,  zauważył,  że  na  sekretarce  telefonu  migocze  światełko,  a  świecący 

czerwono  wskaźnik  informuje,  że  czeka  na  niego  pięć  wiadomości.  Przystanął,  by  nacisnąć  guzik  od-
twarzania, potem skierował się do kuchni.  

- Ramón, gdzie ty się podziewasz, chłopie?  

Na dźwięk głosu brata Ramón uśmiechnął się szeroko. Alex, świeżo upieczony ojciec, nie widzący 

background image

świata poza córeczką, uwielbiał zanudzać rodzinę opowieściami o malutkiej i o tym, jaka jest cudowna. 

Otworzył butelkę i nalewał wino do kieliszka, gdy rozległo się kliknięcie, potem sygnał dźwiękowy i aparat 
zaczął odtwarzać następną wiadomość.  

- Senor 

Dario?  

Głos był kobiecy, cichy i dość niepewny. Butelka z hukiem uderzyła o blat. Ramón pode-  

rwał  gwałtownie  głowę  i  zwrócił  się  twarzą  w  kierunku  kuchennych  drzwi,  by  lepiej  słyszeć  nagranie. 
Ostatni  raz  ten  głos  dźwięczał  za  jego  plecami  w  długim,  wytwornym  korytarzu  Castillo  Medrano.  Co 
skłoniło Estrellę Medrano do tego telefonu, skoro przysięgała, że nie chce go nigdy więcej widzieć?  

Trzecia wiadomość, niezbyt interesująca i związana z pracą, dobiegała końca i miał właśnie odsłuchać 

jeszcze raz wiadomość od Estrelli, kiedy rozpoczęło się odtwarzanie czwartego komunikatu.  

- Senor 

Dario? Już raz próbowałam się z panem skontaktować.  

Zadzwoniła ponownie! Ramón zastygł z kieliszkiem uniesionym do ust. Próbował zrozumieć, dlaczego 

kobieta, która oznajmiła mu, że jest dziesiątym kandydatem do jej ręki - i że nigdy by go nie wybrała! - 
nagle tak bardzo chciała się z nim skontaktować.  

Z wiadomości na sekretarce właściwie niczego się nie dowiedział. Tylko tyle, że Estrella miała do niego 
sprawę, że dzwoniła już raz i zadzwoni znowu. Zauważył, że nie podała swojego numeru. Ani nie 
zasugerowała, by próbował zadzwonić do niej. Zamierzał nacisnąć guzik powtarzania, kiedy odezwał 
się dzwonek u drzwi. 

-  Chciałem  właśnie do  ciebie dzwonić  -  powiedział,  uchylając drzwi.  -  Niepotrzebnie tak się niecierp-

liwisz, że się nie odzywam ...  

Słowa zamarły mu na ustach, gdy zobaczył, kto stoi w korytarzu.  

- To pani!  

Na podeście stała Estrella Medrano. Skulona, z rękami w kieszeniach cienkiego lnianego żakietu, który 
nosiła do białego podkoszulka i wytartych dżinsów.  
- Co pani tu robi?  

- Przecież pan wie.  
- Skąd, u diabła, miałbym to wiedzieć?  
Zdał sobie sprawę, że odezwał się zbyt ostro. Ale nie był w stanie powstrzymać się ani udawać przyja-

ciela tylko po to, by zrobić jej przyjemność. I nie zamierzał bawić się w towarzyskie uprzejmości z kobietą, 
która wyraźnie stwierdziła, że nie chce go więcej widzieć.  

- Mówił pan, że chciał do mnie zadzwonić.  
- Powiedziałem to, zanim panią rozpoznałem.  

Myślałem, że to ktoś inny - wyjaśnił z naciskiem. - Czekałem na sekretarkę.  

- Rozumiem. Jeśli przeszkadzam, mogę odejść ...  
- Nie.  
Jak to się, do cholery, stało? Otworzył usta, żeby  wymówić "tak". Ale jakimś cudem podświadomość 

pokonała go i wypowiedział coś zupełnie innego.  

- Nie ... Niech pani wejdzie.  

Wiedział, że głos go zdradzał. Sam jej widok przywołał wspomnienia tych nieprzespanych nocy, 
męczących go, odkąd wyszedł z Castillo Medrano, nie oglądając się za siebie.  

Odszedł, ale nie był w stanie wygonić jej ze swych myśli. Prześladowała go w dzień i w nocy; obraz jej 

pięknej twarzy, wysokiej i smukłej sylwetki, długich, czarnych włosów nawiedzał go w snach.  

Gdy przechodziła obok niego, owionął go zapach perfum zmieszany z wonią jej skóry. Niemal stracił 

głowę, przełknął z trudem ślinę i starał się nie myśleć o natychmiastowej reakcji swego ciała na jej blis-
kość. Żywił nadzieję, że dziewczyna powie, co miała do powiedzenia, i szybko się wyniesie. Wiedział, że 
. i tak czeka go kolejna niespokojna noc. Szybko upił łyk wina z kieliszka.  

_  Mogę  zaproponować  pani  coś  do  picia?  -  spytał,  przypominając  sobie  nagle  o  obowiązkach  gos-

podarza.  

- Dziękuję, tak.  

Zareagowała  z  wdzięcznością,  jak  gdyby  rzucił  jej  linę  ratunkową.  Zadał  więc  sobie  w  myślach 

pytanie,  po  co  tu  przyszła.  Jaka  ważna  przyczyna  sprawiła,  że  przełamała  niechęć  i  zjawiła  się  w  jego 
domu?  Czy  długo  będą  bawić  się  w  towarzyską  pogawędkę,  zanim  skłoni  ją,  by  powiedziała,  o  co  jej 
chodzi?  

- Może być czerwone wino?  

background image

Doskonale.  

- Przyniosę pani kieliszek.  
Ku jego przerażeniu, poszła za nim do kuchni.  

Tymczasem on miał nadzieję, że kilka chwil samotności pozwoli mu wziąć się w garść. Czuł mrowienie 

na całym ciele, każdy nerw reagował na Jej obecność.  

Obcisły biały podkoszulek opinał krągłe piersi Estrelli i podkreślał wąską talię. A jeśli kształtne, jędrne 

pośladki wyglądały kusząco pod wąską, czarną spódnicą, to gdy były obciągnięte dżinsami, przyprawiały 
go o prawdziwe katusze - bo mógł na nie tylko patrzeć. Długie czarne włosy związała w koński ogon, i ta 
surowa,  gładka  fryzura  podkreślała  dramatycznie  doskonałość  jej  rysów.  Śladowy  makijaż  uwydatniał 
gęstość jej rzęs i miękki, uwodzicielski kształt ust.  

Trzymając  w  dłoni  kieliszek,  zaprowadził  ją  do  salonu  i  usadził  w  wielkim,  miękkim  fotelu,  obitym 

skórą o barwie karmelu. Sam stanął w pewnej odległości, opierając się o drewniane, rzeźbione obramo-
wanie kominka.  

-  Czemu  zawdzięczam  zaszczyt  goszczenia  pani?  -  spytał,  gdy  stało  się  jasne,  że  gość  nie  przerwie 

niezręcznego milczenia. - Przyjmuję, że istnieje ku temu powód? Chyba nie przyszła tu pani, aby przyjrzeć 
się, jak mieszka gorsza połowa ludzkości?  

- Och nie, nic podobnego.  
- Więc może zechce mi pani wyjaśnić, o co  

chodzi?  

Jak,  och,  jak  mogłaby  na  to  odpowiedzieć?  Zapomniała,  jaki  był  wysoki,  jaki  budził  respekt  i  -  choć 
powinna być na to przygotowana - jego niezwykła, mroczna uroda podziałała na nią niczym uderzenie w 
twarz.  Najwyraźniej  niedawno  wrócił  z  pracy.  Rzucił  gdzieś  marynarkę,  rozluźnił  krawat  w  czarne  i 
ciemnoczerwone wzory, rozpiął jeden guzik u kołnierzyka koszuli, odsłaniając długą, muskularną szyję, o 
gładkiej, ozłoconej słońcem skórze.  

Estrelli wystarczyło spojrzeć na niego, by zaschło jej w ustach. I choć wiedziała, że główną przyczyną 

było zdenerwowanie, uświadomiła sobie, że miała też inne powody. Krew pulsowała jej w skroniach, i to 
nie z lęku.  

- No więc? - z ironią spytał Ramón, zniecierpliwiony jej wahaniem. - Dlaczego pani tu przyszła?  
- Ja ... musiałam z panem porozmawiać.  
- O czym? O kolejnej propozycji małżeńskiej?  

Poczuła gwałtowne ściskanie w gardle, musiała przełknąć ślinę, by pozbyć się bolesnego skurczu. - Ja ... - 

zaczęła mówić, lecz głos jej się załamał.  

Nie pomógł jej nawet łyk wina.  

-  O  co chodzi,  dono  Medrano? Czy to ojciec panią przysłał? Ma pani namówić mnie, żebym zmienił 

zdanie? A może nie potrafiła mu pani powiedzieć, że kolejny mężczyzna odrzucił ofertę, więc wciąż czeka 
na moją odpowiedź?  

Estrella skuliła się w środku pod wpływem tego sarkazmu.  
- Ojciec nie wie, że tu jestem.  
To go zaskoczyło. Zaraz jednak wziął się w garść i na jego twarzy pojawiła się chłodna czujność.  
- Nie wie? Więc gdzie, jego zdaniem, pani przebywa? 
- U przyjaciół. Powiedziałam, że zamierzam odwiedzić w mieście dawną koleżankę ze szkoły.  
- I nie poinformowała go pani, że to ja mam być tą "dawną koleżanką"?  

-  Mmm  -  tyle  tylko  zdołała  z  siebie  wydusić.  Po  wyrazie  jego  twarzy  poznała,  że  wzbudziła  w  nim 

nieufność i jednocześnie - na przekór wszystkiemu - pewne zainteresowanie.  

Powinna  podtrzymać  to  zainteresowanie.  W  końcu,  jeśli  podsyci  jego  ciekawość,  nie  wyrzuci  jej  za 

drzwi, dopóki nie usłyszy wyjaśnień.  

-  Coraz  ciekawiej  -  mruknął  Ramón  z  fałszywą  łagodnością.  -  Nie  tylko  zjawia  się  tu  pani  niespo-

dziewanie,  pomimo  zaklęć,  że  nie  chce  mnie  pani  więcej  widzieć,  to  jeszcze  ojciec  został  oszukany. 
Zastanawiam się, dlaczego ta wizyta była dla pani tak ważna.  

Teraz albo nigdy. Estrella upiła łyk wina, z nadzieją, że alkohol doda jej odwagi. Nie podjęła jeszcze 

decyzji, czy doprowadzi sprawę do końca. Rozwiązanie, które wpadło jej do głowy w nocy, w mroku jej 
pokoju, wydawało się idealne. Ale teraz, w biały dzień, w eleganckim mieszkaniu Ramóna, w obecności 
tego mężczyzny, który górował nad nią, oparty o wielki, rzeźbiony kominek, to przekonanie opuściło ją. 
Pamiętała jednak, jak zamierzała zacząć. Teraz wprowadzi swój plan w życie, i będzie, co ma być. Ta myśl 

background image

dodała jej odwagi i kiedy znowu się odezwała, jej głos był zaskakująco mocny.  

- Ja ... przyszłam pana przeprosić. 
Ogarnęło  go  .  zdumienie.  Tego  się  najwidoczniej  nie  spodziewał.  Znieruchomiał,  z  kieliszkiem  unie-

sionym do ust. Nagle potrząsnął głową.  

- Chyba się przesłyszałem - powiedział ostrym tonem. - Zdawało mi się, że pani powiedziała ...  
- Że przyszłam pana przeprosić.  

Widać było, że jej nie uwierzył. Obrzucił ją sceptycznym spojrzeniem, szare niczym burzowe chmury 

oczy zlodowaciały.  

- Przeprosić za co? - dociekał.  
- Za ... zachowanie ojca ... i moje .... Tamtego dnia,  

kiedy był pan w zamku. Nie powinniśmy byli .... Naprawdę jest mi przykro ...  

Chciała, by się odezwał... powiedział coś ... cokolwiek! Tymczasem on wypił tylko resztę wina z kie-

liszka i usiadł na wielkiej kanapie, stanowiącej komplet z fotelem, na brzegu którego przycupnęła Estrella. 
Zetknął dłonie czubkami palców, przesłonił nimi usta i uważnie przyglądał się kobiecie.  

-  Ramónie...  -  odezwała  się,  nie  mogąc  dłużej  wytrzymać  milczenia,  ale  przerwał  jej  bez  słowa 

przeprosin.  

- Niech pani powtórzy - zażądał ostro. - Powtórzy to, co powiedziała pani przed chwilą.  

Czego  chciał  -  dowodu,  że  była  szczera?  A  może  tylko  zamierzał  ją  poniżyć,  zmuszając  do  nieskoń-

czonego wyjaśniania, dlaczego doń przyszła?  

- Że chciałam przeprosić? Chciałam. Naprawdę. Ojciec źle zrobił, że prosił pana ...  

- To było coś więcej niż prośba. 

- Wiem, że zażądał, aby ożenił się pan ze mną, jeśli zależy panu na kupnie stacji. Nie powinien był tego 

robić. A ja ...  

Opuściła  ją  odwaga,  musiała  więc  zamilknąć,  zaczerpnąć  tchu  dla  uspokojenia,  zanim  zebrała  siły 

.i 

mogła mówić dalej.  

- Nie powinnam była zachować się w taki sposób. Te chłodne, szare, znowu przymrużone oczy wciąż 
wpatrywały się 

jej twarz, wychwytując każdą zmianę wyrazu, każdy przebłysk emocji, który przemknął 

po delikatnych rysach.  

- Niemal mógłbym uwierzyć, że mówi pani szczerze - powiedział w końcu.  
- Bo tak jest!  
Musiał jej uwierzyć. W przeciwnym razie jej plan skazany był na niepowodzenie.  

- Mówię prawdę - zapewniła, pochylając się do przodu, z twarzą zwróconą ku niemu, wpatrując się w 

jego  oczy.  Zrobiła  małą  pauzę, mając  nadzieję,  że  Ramón  się  odezwie. Dała  mu  okazję,  by  się  wtrącił  i 
zapewnił, że jej wierzy.  

Ale on tego nie zrobił. Po prostu siedział, patrząc jej w oczy, obserwował i czekał.  

-  Ojciec  nie  powinien  stawiać  panu  takiego  warunku  ...  niezależnie  od  powodów.  A  ja  ...  należało  od 

razu powiedzieć, że wiem ... że domyśliłam się, iż znowu powrócił do swych starych sztuczek. Trzeba było 
uprzedzić ...  

Wiedziała, że gada bez sensu, ale nie mogła się powstrzymać. Milczenie Ramóna denerwowało ją, musiała 
więc zrobić coś - cokolwiek - by je przerwać.  

- Powinnam była panu to wyjaśnić.  
- Ale nie zrobiła pani tego.  
~ Nie ... nie zrobiłam .  
- Zechce pani powiedzieć dlaczego?  
- Ja ... - odpowiedziała, ale nerwy ją zawiodły,  

głowie czuła pustkę. Sięgnęła więc po kieliszek i wychyliła go do dna.  

-  Wolałbym,  żeby  się  pani  nie  upiła  -  oschle  stwierdził  Ramón.  -  Nie  sądzę,  aby  poprawiło  to  moje 

stosunki z pani ojcem, jeśli będę musiał odwieźć mu do domu podchmieloną córkę.  

- Nie jestem pijana! zaprotestowała z oburzeniem, ale poczuła, że się czerwieni.  

- Na najlepszej drodze do tego. Proszę mi powiedzieć, co takiego strasznego ma pani do powiedzenia, 

że musi się pani upić, aby to wykrztusić?  

W duchu Estrella przyznała, że łatwiej by jej było, gdyby się upiła. Może pod wpływem alkoholu miała-

by mniej oporów, by wyznać temu mężczyźnie, że nie jest w stanie wyrzucić go z pamięci, że nawiedza jej 
sny każdej nocy, a jego obraz prześladuje ją w dzień. Bezgranicznie zażenowana, odstawiła kieliszek, nie 
odrywając od niego wzroku. Nie była w stanie spojrzeć w oczy Ramónowi.  

background image

- No więc? - zapytał.  
Uniosła buntowniczo głowę i przestała liczyć się ze słowami.  

- Doskonale pan wie, od czego to się zaczęło! 
Wszyscy  wiedzą!  Dlatego  mój  ojciec  ucieka  się  do  takich  gierek.  ..  Dlatego  próbuje  przekupić  lub 

zmusić jakiegoś mężczyznę, aby mnie poślubił. Wiedział pan od początku. To pan wspomniał o Carlosie 
podczas ostatniego spotkania. 

-  Ach,  więc  mówimy  o  Carlosie  Perei.  Zastanawiałem  się,  kiedy  dotrzemy  do  sedna  sprawy.  O  co 

chodzi? Chce pani twierdzić, że nie było żadnego Carlosa? Że opowieść o waszym romansie to bajka? 

Och, gdyby mogła tak powiedzieć. 
-  Nie  -  wyszeptała  cicho,  z  rozpaczą.  -  Nie  zamierzam  tego  mówić.  To  nie  byłaby  prawda.  Carlos  ... 

Carlos istniał. 

-  Zatem  postanowiła  pani  wyjaśnić  mi,  dlaczego  związała  się  pani  z  żonatym  mężczyzną,  jak  go  pani 

skusiła, by porzucił żonę i... ile ich było ... trójkę dzieci? 

- Dwójkę - odparła obronnym tonem .. - Było ich tylko dwoje. 
- I, jak sądzę, uważa pani, że to coś zmienia? 
- Nie sądzę, aby cokolwiek mogło to zmienić. 
Nic nie mogło złagodzić wyrzutów sumienia, to pewne. I nic, jak się wydawało, nie mogło przywrócić 

jej dobrego imienia. 

- Nie - zgodził się drwiąco Ramón. Nagle zerwał się, jak gdyby nie mógł już znieść jej bliskości. - Nie 

sądzę, aby obchodziło panią, że miał żonę i dzieci i że złamał im serce, aby uganiać się za panią. To nie 
było ważne, prawda? Dostała pani, czego chciała, i nieważne, jaką cenę musieli zapłacić inni. 

Nie  przypuszczała,  że  może  ogarnąć  ją  jeszcze  większe  przygnębienie,  ani  że  pamięć  o  popełnionych 

błędach przyczyni jej więcej  bólu. Nawet wtedy, gdy odkryła prawdę o  Carlosie, nie  wydawała się sobie 
tak nieczysta i zbrukana, jak teraz pod wpływem potępienia w głosie Ramóna. 

Nie mogła już tego znieść. Wstała, wysoko uniosła głowę i zmusiła się, by rzucić mu wyzywające spo-

jrzenie. 

- To nie było tak, senor Dario! 
Z zadowoleniem stwierdziła, że zdołała zapanować nad głosem, nad jego drżeniem, choć wskutek tego 

zabrzmiał chłodno i ostro. Uznała jednak, że jest to mniejsze zło. 

-  Wcale  tak  nie  było!  Ale  nie  oczekuję,  że  pan  w  to  uwierzy.  Myślałam,  że  jest  pan  inny,  ale  się 

myliłam. Oczywiście, że się myliłam! Nie jest pan inny ... jest pan taki jak tamci ... jak mój ojciec… 

- Do diabła, nie! 
Dotknęła  go  do  żywego.  Ogarnął  go  gniew.  Oczy  mu  zapłonęły,  koło  nosa  i  ust  pojawiły  się  białe 

plamy. 

- Do diabła, tak! - warknęła. - Jest pan taki jak on, może nie? Widzi pan to, co chce widzieć, wierzy w 

to, w co chce wierzyć. Nie chce pan spojrzeć na sprawy z drugiej strony, ujrzeć coś, co może być prawdą! 

- Mówi pani ...? 
- Nie mówię nic, poza ... Dobranoc. 

Odwróciła  się  gwałtownie,  złapała  torebkę,  zacisnęła  mocno  dłoń  na  rączkach,  aż  pobielały  jej  kostki. 
Może zdoła dojść do drzwi. Jeśli będzie dość szybka i silna.  

- Dobranoc, senor Dario - powiedziała przez zęby. - Dziękuję za wino. Żałuję, że nie mogę powiedzieć, 

że było mi miło ... ale wolę nie kłamać.  

Myślała, że pozwoli jej odejść. Patrzył w milczeniu, jak przechodzi przez pokój, więc uznała, że tak się 

stanie.  Że  straciła  jedyną  szansę,  spaliła  za  sobą  mosty  i  będzie  musiała  raz  na  zawsze  zrezygnować  ze 
swych planów. Nie było już nadziei, że Ramón zechce jej pomóc. Jednak nie to sprawiło, że łzy napłynęły 
jej do oczu, lecz świadomość, że po raz kolejny nie udało się jej przekonać kogoś, że jest inna, niż sądzono. 
A  choć  prawie  nie  znała  Ramóna,  cierpiała  na  myśl,  że  dołączył  do  tych,  którzy  potępili  ją,  nie 
wysłuchawszy nawet wyjaśnień.  

- Estrello ...  
Jego głos rozległ się, gdy najmniej się tego spodziewała. Brzmiał tak cicho, że - zajęta tylko myślami o 

swojej klęsce i o tym, by znaleźć się za drzwiami - z początku nie była pewna, czy naprawdę go słyszy, czy 
tylko sobie to wyobraziła. Jednak mężczyzna odezwał się znowu, i tym razem nie mogła się mylić.  

- Estrello, nie odchodź.  

Po  raz  pierwszy  zwrócił  się  do  niej  po  imieniu,  zauważyła,  zwalniając  kroku.  Uświadomiła  sobie,  że 

nigdy nie słyszała równie doskonałego dźwięku. Poczuła ucisk w sercu na myśl, że może będzie to jedyna 
okazja,  by  usłyszeć,  jak  wymawia  jej  imię.  Nie  mogła  jednak  odwrócić  się  i  spojrzeć  mu  w  twarz.  Za 

background image

bardzo bała się tego, co ujrzałaby w jego oczach, i tego, co mógłby wyczytać z jej wzroku. Jeśli musiała 
odejść, wolała zrobić to w tej chwili. Gdyby zawahała się lub spojrzała za siebie, może nigdy nie zdołałaby 
ruszyć dalej. 

ROZDZIAŁ CZWARTY  

Ramón ze zdurnieniem uświadomił sobie, że po raz pierwszy wypowiedział jej imię. Pierwszy raz stała 

się dla niego realna do tego stopnia, że nie myślał o niej jedynie jako o córce Alfreda Medrana czy - jakją 
nazywał z ironią - 

doiii 

Medrano. Albo kobiecie, którą, jak tego oczekiwano, miał poprosić o rękę. Odczuł 

to jako szok. Prawdziwy, zwalający z nóg szok.  

Czy naprawdę dotąd nie widział w niej człowieka?  

Całował ją, śnił o niej, snuł na jej temat fantazje - ale czy kiedykolwiek naprawdę ją zobaczył?  

Kim była Estrella Medrano? Kim była ta kobieta, którą praktycznie kazano mu poślubić  - z taką aro-

gancją, z taką władczością, że od razu się do niej uprzedził?  

- Nie odchodź - powtórzył z większym naciskiem. - Nie w ten sposób. Zostań.  

Powoli,  bardzo  powoli  obróciła  się,  stanęła  z  nim  twarzą  w  twarz.  Jej  oczy  lśniły  podejrzanie,  połys-

kując w promieniach zachodzącego słońca, wpadających przez wielkie okna. Twarz też wydawała się inna. 
Bledsza, mizerna, jakby delikatniejsza. 

A może to była kolejna rzecz, której wcześniej nie zauważył?  

- Mam zostać? - powtórzyła cicho. - Dlaczego?  
Była czujna niczym ścigane zwierzę, obserwowała go tymi wielkimi, przestraszonymi oczami, jak gdyby z 
obawą, że nagle rzuci się na nią. 

- Jadłaś kolację?  

Tym razem potrząsnęła tylko głową; wydawało się, że boi się, iż głos ją zawiedzie.  
- Ja też nie ... Więc powinniśmy coś zjeść, żeby wino nie uderzyło nam do głowy.  
Znowu odpowiedziała samym gestem, skinieniem głowy.  

- W porządku.  

Aby dostać się do kuchni, musiał przejść obok Estrelli. Przyglądała mu się w milczeniu, jej blada twarz 

zastygła w wyrazie czujności i niepewności.  

Nie podobały mu się uczucia, które w nim budziła. Nigdy jeszcze kobieta nie reagowała na niego w ten 

sposób. A było wiele kobiet w jego życiu. Kobiet, z którymi łatwo było rozmawiać, łatwo oczarować. Ale 
ta była nastroszona niczym dziki kot.  

- Nie zamierzam zrobić ci krzywdy.  

Czuł, że musi to powiedzieć. Byle tylko się uspokoiła.  
- Nie - odpowiedziała cicho, dziwnie urywanym głosem. - Nie sądzę, abyś miał taki zamiar.  

- A co to miało znaczyć?  

Stał teraz naprzeciw niej, twarzą w twarz, mógł więc widzieć zasępienie w tych pięknych oczach, napięte 
mięśnie twarzy.  

- Estrell0 - ponaglił ją ostro, gdy ociągała się z odpowiedzią.  

-  To  znaczy  ...  -  odparła,  obrzucając  go  gniewnym  spojrzeniem,  choć  jednocześnie  zauważył  leki 

dreszcz, przebiegający jej ciało, gdy starała się odzyskać panowanie nad sobą. - To znaczy, że czasami 
jesteś taki sam jak inni. Widzisz tylko to, co masz przed oczami.  

-  Inni?  To  znaczy,  inni  mężczyźni,  których  twój  ojciec  chciał  namówić  na  ślub  z  tobą?  Ci,  których 

próbował kupić?  

Niedobrze  mu  się  robiło  na  myśl,  że  został  wrzucony  do  jednego  worka  z  nimi  wszystkimi.  Że  był 

tylko jednym z nazwisk na liście.  

- Do diabła, Estrello - ja taki nie jestem!  
- Nie? - spytała z wyzwaniem, krzyżując ręce  

background image

przed sobą i gniewnie postukując drobną stopą w podłogę. - Nie? Jesteś pewien?  

-  Oczywiście,  że  jestem  pewien!  Każdy  z  nich  wiedział,  że  może  coś  dostać  od  twego  ojca.  Oni 

wszyscy ci się oświadczyli.  

- Więc gdzie różnica? Dlaczego nie masz być do . nich podobny? Powiedz, co robiłeś w tamtym poko-

ju? Dlaczego posłano po mnie, żebym z tobą porozmawiała? Co zamierzałeś zrobić?  

- Do cholery, nie to, czego chciał twój ojciec.  
- Naprawdę?  

- Nie słyszałaś, co powiedziałem? Nie, nie zamierzałem się zgodzić. Chcesz poznać różnicę pomiędzy mną 
a tymi, których twój ojciec kupił? Rzecz w tym, że ich udało mu się kupić! Oni ci się oświadczyli, ja - nie.  

- Bo ...  
- Nie.  
Ramón uniósł dłoń i opuścił ją gwałtownie, jak gdyby w ten sposób ucinał temat.  

- Nie dlatego, że nie miałem okazji. Ani dlatego, że zaatakowałaś mnie jak rozwścieczona kocica. Ani 

dlatego,  że  pokłóciliśmy  się  tak,  że  zmieniłem  zdanie.  Nie  oświadczyłem  się,  bo  nie  zamierzałem  tego 
robić!  

Nie zrobiłby nic, czego chciał Alfredo Medrano.  

Za mocno wryły mu się w pamięć obelgi, którymi obrzucił go stary.  

-  Moja stacja nie jest  dla takich, jak pan  -  wypalił Medrano.  -  Ziemia, na której ją zbudowano,  od lat 

należy do naszej rodziny. Nie sprzedam jej nadętej miernocie, facetowi, co, jak słyszałem, nie ma nawet 
prawa do nazwiska, które nosi, i przypadkiem zarobił właśnie pierwszy milion.  
Ramón odwrócił się i zamierzał już odejść, kiedy stary wąż złożył mu inną propozycję. Żeby ożenił się z 
Estrellą i w ten sposób zdobył upragnioną stację· - Od początku nie zamierzałem się oświadczać.  
Nawet wtedy, kiedy zaproponował mi stację za pół ceny, o ile wezmę z nią ciebie.  

Jeśli wcześniej sprawiała wrażenie zaskoczonej, teraz wyglądała na oszołomioną. 

jej twarzy od

 płynęły 

kolory, wyróżniały się tylko ciemne plamy oczu i różowe łuki ust.  

- Ale ... wiem, jak bardzo chciałeś mieć tę stację.  
- Tak - przyznał, skinąwszy głową, by zaakcentować to słowo. - Tak, chciałem ją mieć. Był czas, kiedy 
sądziłem, że niczego bardziej nie pragnę.  
- I 

nic innego nie dałoby ci takiej satysfakcji?  

- Nic nie mogłoby się z tym równać. Nie mogłem pogodzić się z myślą, że ją straciłem. Nadal nie mogę.  
- Dlaczego?  
Westchnął, przeczesał obiema dłońmi lśniące włosy.  
- Och, to długa historia.  
- Mam całą noc.  

Zdawało się, że naprawdę tak myślała. Najdziwniejsze, że poczuł, że mógłby się jej zwierzyć. Wytłumaczyć, 

co czuł, opowiedzieć coś niecoś ze skomplikowanej historii swej rodziny.  

- Naprawdę chcesz tego wysłuchać? Jeśli tak, to proponuję, byśmy usiedli.  

Podążyła  za  nim  do  kominka,  każde  z  nich  zajęło  miejsce,  które  zajmowało  niedawno.  Ramón  sięgnął  po 

butelkę, napełnił kieliszki, jeden z nich podsunął Estrelli. Upił solidny łyk, dobierając w myślach słowa.  

- Żeby to zrozumieć, musiałabyś dowiedzieć się czegoś o mojej rodzinie.  

- Wiem, że twoja matka była Angielką, a ojciec ...  
- Jeśli masz na myśli Reubena Dano, to nie był moim ojcem. W każdym razie nie biologicznym. 

Drgnęła zaskoczona, zorientował się więc, że o tym nie wiedziała. - To kto ... ?  
- Juan Alcolar.  
- Ten od Korporacji Alcolar?  
- Między innymi. Tak, ten.  

Ramón wpatrywał się w kieliszek, wprawiając w ruch obrotowy resztkę wina .  

- Moja matka miała z nim romans i ja jestem jego  rezultatem. Ale w owym czasie była już żoną mojego ... 

Reubena. Więc zmusił ją do obietnicy, że nigdy tego nie zdradzi.  

- I 

dorastałeś, sądząc, że twoim ojcem jest Reuben Dario?  

Skinął powoli głową.  
- Zostałem nawet zarejestrowany jako jego syn. Ale to nie było możliwe. Reuben nie mógł mieć dzieci.  
- A matka nigdy ci nie powiedziała?  

background image

- Nie miała okazji. Umarła, kiedy byłem mały.  

Ale zostawiła list, który miałem odczytać, jak skończę dwadzieścia jeden lat. Tak się dowiedziałem.  

- Jak to zniosłeś?  
- A jak myślisz? Jak byś się poczuła, gdybyś nagle odkryła, że twój ojciec nie jest naprawdę twoim ojcem?  

Estrella  zastanowiła się, potem potrząsnęła  głową. Ramón stwierdził, że  wyglądała  na  otumanioną, ale  nie 

mogła czuć nawet części tego zamętu, w jakim pogrążył się, poznawszy prawdę.  

- Zdezorientowana - powiedziała w końcu.  

- Tak właśnie się poczułem. Nie wiedziałem, gdzie 

moje miejsce ... kim jestem. Gdzie moja rodzina. Reu-. 

ben i ja nie byliśmy w najlepszych stosunkach. Za bardzo różniliśmy się od siebie. Ja chciałem zajmować 
się mediami, on pragnął, bym robił coś bardziej praktycznego ... Żebym został księgowym, jak on. Stale się 
o to kłóciliśmy. Zrozumiałem to wszystko lepiej, gdy poznałem prawdę o swoim pochodzeniu. Kiedy 
uświadomiłem sobie, że moim prawdziwym ojcem jest don Juan Alcolar.  

Znowu zerknął na nią z ukosa.  

-  Więc widzisz  -  ciągnął oschłym tonem  -  twój ojciec  może chętniej  by  mi przekazał swoją ukochaną 

stację telewizyjną, gdyby wiedział, że jestem członkiem innej szacownej, katalońskiej rodziny. I to takiej, 
której historia i tytuły są jeszcze starsze niż Medranów. I synem kogoś, kto zbił majątek na mediach.  

- To dlatego chciałeś mieć tę stację ... żeby stać się częścią imperium Alcolarów?  
Potrząsnął gwałtownie głową, zaprzeczenie widoczne było w jego oczach, na jego twarzy.  

- Nic podobnego. Zależało mi na niej, bo chciałem mieć coś swojego, czego bym nie zawdzięczał 
majątkowi Alcolarów, lecz własnej ciężkiej pracy. Kiedy spotkałem się z moim ojcem ... prawdziwym 
ojcem, przyjął mnie z radością do rodziny. Myślę, że podniecało go, że ma syna, który zajmuje się tym 
samym co on. Joaquin nie interesuje się mediami. Przeniósł się na wieś, zajmuje się prowadzeniem 
winnicy i eksportem win. Alex zaś ... cóż, Alex ma inne zadanie w korporacji. 

- Alex? - spytała z zaciekawieniem Estrella i zauważyła, że Ramónowi drgnął kącik ust.  
.- To drugi brat, przyrodni, z innej matki. Ostrzegałem cię, że to trochę zagmatwane.  

Mogła tylko potrząsnąć głową i sięgnąć po kieliszek. Istotnie, to było zagmatwane, i - prawdę mówiąc - 

czuła się nieco ogłuszona. Ojciec Ramóna zdradzał żonę z dwiema różnymi kobietami, miał z nimi dzieci, 
a  jednak  wyszedł  z  tej  sytuacji  z  nietkniętą  reputacją. Kiedy  zaś  ona  z  całą  niewinnością,  niemądrze,  na 
ślepo związała się z żonatym, raz na zawsze została napiętnowana jako dziwka.  

No, ale byli przecież w Hiszpanii. A Hiszpania to kraina mężczyzn. Wystarczyło posłuchać, jak ludzie 

mówili dziś o Carlosie Perei. Jako o człowieku, którego zachowanie rozumieli - był mężczyzną i zawróciła 
mu w głowie kapryśna i nieodpowiedzialna młoda dziewczyna. Ale przecież znali go już dobrze, zanim ona 
wróciła  z  klasztornej  szkoły,  ekskluzywnej  szkoły  dla  dziewcząt  z  wyższych  sfer,  która  -  zgodnie  z 
oczekiwaniami jej ojca - miała z niej zrobić damę. A potem Carlosa spotkała taka tragiczna śmierć.  

- Więc ... ta stacja byłaby tylko twoja. Nie stanowiłaby części Korporacji Alcolar.  

- No właśnie. To jedyna rzecz, o której mógłbym powiedzieć, że należy do mnie. Nie do Arcolarów, nie 
do Dariów. Do mnie. Ojciec dałby mi część korporacji, ale nie tego chciałem. Tylko tego, żeby 
dorównać mojemu prawdziwemu ojcu w świecie, w którym się obracał. No i, oczywiście, stacja. 

Medrano wniosłaby ze sobą element "starej Hiszpanii", katalońskie dziedzictwo, które Juan Alcolar ceni 
może nawet bardziej niż twój ojciec.  

Rytm,  wystukiwany  smukłym  palcem  na  ściance  kieliszka,  wyraźniej  niż  słowa  zdradzał  uczucia  Ra-

móna.  

- Więc może teraz rozumiesz, dlaczego tak bardzo zależało mi na jej kupnie.  
Jeśli to nie, jest idealna okazja, by powiedzieć,  

oczym  myślała,  przychodząc  tutaj,  to  lepszej  nie  będzie,  oceniła  w  duchu  Estrella.  Zaczerpnęła  tchu, 
wyprostowała ramiona, jak gdyby gotując się do tego, co musiała zrobić.  

- Dajmy na to, że wcale nie musisz jej stracić? Uff, nareszcie to powiedziałam, pomyślała, czując, jak 
zimny dreszcz strachu przebiega jej po grzbiecie, choć zachodzące słońce grzało mocno. Gdy tylko 
spostrzegła jego reakcję, kiedy przyznał się, jak bardzo zależało mu na umowie z jej ojcem, zrozumiała, że 
nie trafi się jej druga taka szansa. Ale nie mogła jeszcze uwierzyć, że zdobyła się na odwagę, że naprawdę 
wypowiedziała te słowa. A sądząc po wyrazie twarzy Ramóna, po tym jak ściągnął sceptycznie czarne 
brwi, on także miał wątpliwości.  

- Co takiego? - spytał zaskoczonym tonem. O czym ty mówisz?  

- Pytam, co byś zrobił, gdyby się okazało, że jest sposób, abyś nie musiał rezygnować z tego interesu. 

background image

Sposób, dzięki któremu stacja może do ciebie należeć. - I jak niby miałbym to osiągnąć? 

- J...jak?  
Głos  Estrelli  zmienił  się  w  żenujący  pisk.  Miała  wrażenie,  jakby  ktoś  ścisnął  ją  za  gardło  i  nie  po~ 

trafiła zebrać sił, by odpowiedzieć.  

- Estrello? Do diabła, co mówisz? To niemożliwe. Twój ojciec odrzucił moją propozycję.  
- Jednak myślę, że mógłbyś go przekonać, aby zmienił zdanie.  

- Chyba zwariowałaś! - stwierdził pogardliwie Ramón. - Powiedział, że nie ma mowy o sprzedaży. - 
Postawił jeden warunek.  

To  dziwne,  ale  tak  jakby  odzyskiwała  głos.  Sprawiała  wrażenie  osoby  spokojnej  i  pewnej  siebie, 

świadomej swych celów. Tylko reakcji Ramóna nie była w stanie przewidzieć.  

- Jeden warunek - powtórzył ze zdumieniem, zmieszanym z gniewem. - Ale, Estrello, wiesz, jaki to był 

warunek. Chciał...  

- Chciał, żebyś się ze mną ożenił dokończyła za niego, bo urwał, potrząsając głową z niedowierzaniem. 

- Powiedział, że sprzeda ci stację, jeśli się zgodzisz na ślub ze mną.  

- Mówisz, że zrobiłabyś to? Że spełniłabyś jego  

żądanie?  

Zebrała wszystkie siły. - Właśnie to mówię.  
- Chcesz, żebym się z tobą ożenił?  

- Tak. Chcę. 

ROZDZIAŁ PIĄTY  

- Ramónie, proszę!  
Tylko  na  tyle  mogła  się  zdobyć.  Odrzucał  jej  propozycję,  widziała  to  w  jego  oczach,  napiętych 

mięśniach twarzy. Nie mógłby wyraźniej okazać, że nie chce mieć nic wspólnego z jej planem.  

- To żart, prawda?  
- N ... nie.  
Wiara  w  siebie,  która  podtrzymywała  ją  na  duchu,  gwałtownie  słabła.  Poczuła  się  zagubiona  i  pusta. 

Postawiła wszystko na jedną kartę i wydawało się, że przegrała.  

- Nie, to nie żart.  
- Mówisz poważnie?  
Zerwał się na równe nogi, odwrócił od niej, przeszedł przez pokój i stanął przy wielkim oknie. Wpat-

rywał się w gwałtownie ciemniejące niebo i pojawiające się w dole światła miasta. Potem, równie gwał-
townie,  wrócił  na  poprzednie  miejsce.  Odgłosowi  kroków  na  wyfroterowanej  podłodze  wtórowało  nie-
równe, szybkie bicie jej serca.  

- Dlaczego, do diabła, sugerujesz coś takiego? Co za wariactwo ... ?  

- To nie wariactwo.  
Ogarnięta  rozpaczą  Estrella  przerwała  potok  jego  gniewnych  słów.  Spojrzał  na  nią,  jak  gdyby  nagle 

wyrosła jej druga głowa.  

Chciała patrzeć mu w  oczy, jak równy  równemu, a nie  czuć się przytłoczona faktem, że górował nad 

nią? więc zmusiła się do wstania i nawet zrobiła kilka kroków w jego kierunku.  

- To nie wariactwo, Ramónie! To może się udać ... Ty dostaniesz to, czego chciałeś, a ja ...  
- Tego właśnie nie rozumiem. Co będziesz z tego  

miała?  

- Wolność.  
Tylko jedno słowo, a znaczyło tak wiele. - Wolność?  
- Tak. Widziałeś, jak to wszystko wygląda. Jaki  

jest mój ojciec, jak rozpaczliwie pragnie wydać mnie za mąż ... przywrócić dobre imię rodziny, które, jego 

background image

zdaniem, splamiłam.  

- Wydawało mi się, że doskonale sobie radzisz.  

Po prostu odrzucasz każdego starającego. - Ale nie widziałeś wszystkiego.  

Poczuła, że nogi uginaj ą się pod nią, więc podeszła do wielkiego fotela przy kominku i przysiadła na 

jego grubo wyściełanej poręczy. Oparty o futrynę drzwi Ramón przyglądał się jej, skrzyżowawszy ramiona 
na szerokiej piersi.  

-  Nie  widziałeś  mnie,  gdy  jestem  z  nim  bez  świadków.  Kiedy  muszę  wysłuchiwać  jego  kazań,  znosić 
wybuchy  wściekłości.  Kiedy  mówi,  jak  go  rozczarowałam,  okryłam  hańbą  jego  i  rodzinę.  I  nie  daje  za 
wygraną. Po prostu próbuje wydać mnie za mąż, skłaniając tych mężczyzn do oświadczyn ... przekupując 
ich.  I  nie  było  cię  przy  tym,  kiedy  przychodzili  prosić  mnie  o  rękę.  Jak  oglądali  mnie  niczym  konia  na 
aukcji, zastanawiając się, czy moja wartość jako klaczy zrównoważy moją szokującą reputację. Tak bardzo 
mam tego dość, Ramónie. To poniżające. Nienawidzę tego.  

- To zrób coś z tym.  
- Właśnie próbuję.  

Starała się uśmiechnąć, ale on nie zmienił wyrazu twarzy.  
- Chcę z tym skończyć. Jak mi się zdaje, jedyny sposób, to dać ojcu, czego pragnie. Chce, abym wyszła 

za mąż. Więc jeśli wezmę ślub, jeśli będę miała obrączkę na palcu i, co się z tym wiąże, godne szacunku 
nazwisko, ludzie zapomną o przeszłości. I ojciec teź o niej zapomni.  

- Ale ty będziesz żyła w teraźniejszości.  
- Wiem. Sądzisz, że o tym nie myślałam? Że nie powtarzałam tego sobie w myślach setki razy, aż bałam 
się, że wpadnę w szaleństwo? Że nie próbowałam znaleźć innego rozwiązania?  
- Ale dlaczego ja ... ?  
- Mówiłam ci ...  

To mu nie wystarczało. Wyczytała to z jego twarzy. Istotnie, był jeszcze inny powód, ale chyba nie mogła 
zdradzić go w tej chwili. Nie teraz, gdy oddzielająca ich przestrzeń zdawała się rozciągać jak wielka, 
ziejąca przepaść, a oni stali po przeciwnych stronach.  

Nie mogła mu tego wyjaśnić.  
- Mówiłam ci ... - powtórzyła bezradnie.  
- Powiedz mi jeszcze raz.  

Ramón  odepchnął  się  od  ściany,  podszedł  do  Estrelli  i  pochylił  się  nad  nią,  opierając  jedną  dłoń  na 

wysokim oparciu fotela, a drugą na poręczy, na której przysiadła. Uwięziona w ten sposób nie mogła się 
ruszyć.  

Zaryzykowała, rzuciła jedno szybkie spojrzenie na jego ciemną, nieprzeniknioną twarz, zimne oczy - i 

nie była w stanie tego znieść. Spuściła wzrok, próbowała wpatrywać się w kolana, ale w rezultacie tylko 
ostrzej, niemal boleśnie uświadomiła sobie, źe otacza ją jakby klatka złożona z długich, silnych ramion i 
twardej, masywnej ściany torsu. Znalazł się tak blisko jej twarzy, że czuła ciepło jego skóry; cierpki zapach 
jakiejś cytrusowej wody kolońskiej drażnił jej nozdrza ...  

Przycisnął biodra do kolan Estrelli, zapięty w talii wąski, skórzany pasek tylko kilka cali dzieliło od jej 

dłoni, spoczywających na udach. Gdyby trochę wyciągnęła rękę, tylko odrobinę, mogłaby go dotknąć ...  

Ledwo ta myśl przyszła jej do głowy, Ramón ujął ją za brodę i uniósł jej twarz.  

To było jeszcze gorsze. Bo teraz, gdyby spojrzała w górę, utonęłaby w srebrzystych sadzawkach jego oczu. 
Gdyby chciała opuścić wzrok, spocząłby na pięknych, zmysłowych ustach. Na wargach, które pocałowały 
ją  raz,  ale  o  których  śniła  przez  cały  czas.  Ten  pocałunek  doprowadził  ją  do  szaleństwa  i  samo 
wspomnienie o nim wywołało wybuch palącego pożądania.  

- Powiedz mi, co będziesz z tego miała - polecił.  

Ostry, szorstki ton jego głosu przebił się przez zmysłowe opary, otumaniające jej umysł.  

- Mówiłam ci ... Wolność. Zyskam wolność.  
- I to ci wystarczy? Warto z tego powodu wiązać się z jakimś obcym człowiekiem?  
- Nie z "jakimś", lecz z tobą.  
Ramón wciągnął powietrze przez zęby, zdradzając, że usiłuje zapanować nad sobą.  

-  Dlaczego  ze  mną?  Pytałem  cię  już  o  to  wcześniej,  Estrello,  i  będę  pytać,  dopóki  nie  dostanę  od-

powiedzi. Dlaczego ze mną?  

Och,  co  miała  na  to  odpowiedzieć? Prawdę. To było  jedyne  wyjście.  Więc  choć  ściskało  ją  w  dołku, 

przełknęła ślinę i zmusiła się do spojrzenia mu w oczy.  

- Z powodu tego, co mówiłeś wcześniej. Że nie zamierzałeś mi się oświadczyć, kiedy zażądał tego mój 

background image

ojciec. Zrezygnowałeś z umowy, na której ci zależało. Dlatego. I... i ...  

- I? - ponaglił ją, kiedy przerwała, jak gdyby słowa uwięzły jej w gardle. - I co jeszcze?  
- I to - westchnęła. - I to ...  
Podniosła głowę i przycisnęła usta do ust Ramóna.  

Wyczuła jego zaskoczenie, zesztywniałe nagle ciało przez chwilę stawiało opór. Ogarnął ją strach, że źle 
oceniła  sytuację.  Zaraz  jednak  usłyszała  głębokie  westchnienie,  jego  wargi  zmiękły,  przyjął  pocałunek  i 
odpowiedział  nań  bez  zwłoki.  Ten  pocałunek  nie  przypominał  pierwszego,  nie  miał  w  sobie  brutalnej, 
niemal okrutnej zaborczości. Ale choć był taki delikatny, obudził w niej te same uczucia, taką samą palącą 
żądzę.  

Och,  dzięki  Bogu!  Ta  jedyna  myśl  przemknęła  jej  przez  głowę,  zanim  całkowicie  utraciła  zdolność 

rozumowania. Dzięki Bogu, że się nie myliła. Że nie wyobrażała sobie czegoś, co nie istniało, że naprawdę 
połączyło ich dzikie pożądanie. Pożądanie, które skłoniło ją do wymyślenia zwariowanego planu, i które - 
jak się modliła - pomoże im go zrealizować.  

to ...  

Te słowa wciąż dźwięczały w uszach Ramóna, kiedy usta Estrelli dotknęły jego ust, ale była to ostatnia 

rozsądna myśl, którą był w stanie sformułować.  

Cała jego świadomość skupiła się na jednej osobie - i była nią Estrella. Estrella, z jej gładką skórą i 

smukłym ciałem, z długimi, falującymi włosami. Były związane w koński ogon z tyłu głowy, nie mógł 
więc zanurzyć w nich palców. Jednym ruchem ściągnął krępującą je wstążkę, rzucił ją gdzieś na podłogę i 
przeczesywał dłonią długie, jedwabiste pasma. Miękkość muskających jego twarz włosów, lekki zapach 
ziołowego szamponu tylko podsycały narastające w nim pożądanie. 

- Ramónie ...  
Potrzebował jej. Wszystkiego, co mogła mu zaofiarować. I potrzebował tego teraz. Zsunął lniany żakiet 

z  jej  ramion  i  upuścił  na  podłogę,  u  ich  stóp.  Białą  obcisłą  podkoszulkę  spotkał  ten  sam  los. Zapach  jej 
rozgrzanej skóry, nagły powiew oszałamiających perfum zaatakował jego zmysły z taką mocą, że zakręciło 
mu się w głowie.  

Ześliznęli się z fotela, opadli na podłogę, poczuli chłód wyfroterowanego drewna na obnażonej skórze. 

Estrella  szarpnęła  jego  koszulę,  wyciągając  ją  ze  spodni  i  jak  najszybciej  odpinając  guziki.  Palce  od-
mawiały jej posłuszeństwa; w pewnej chwili Ramón usłyszał trzask rozdzieranej tkaniny, ale nic go tonie 
obeszło. Pragnął tego, czego i ona pragnęła: aby ich ciała zetknęły się, by nie oddzielało ich ubranie.  

Pomagał jej z zapałem; zrzucając z siebie podartą koszulę i ciskając ją w drugi koniec pokoju, wyszeptał 

jej do ucha:  

- Estrella ... Mi estrella. Moja piękna gwiazda. Kochanie ... nie możemy tego zrobić ...  
Nie możemy? Dla roznamiętnionego umysłu Estrelli te słowa były niczym chlust lodowatej wody.  
Jak mógł to teraz powiedzieć? Kiedy wiedziała, że Ramón musi się z nią kochać, bo inaczej zabije ją 

frustracja.  

- Nie możemy? Ale ... - zaprotestowała i usłyszała jego cichy śmiech.  

- Nie tutaj, mi angel. Nie tutaj. Podłoga ... Urwał gwałtownie, bo wbrew jego protestom dziewczyna 
zacisnęła palce na klamrze jego paska i szybko ją odpięła.  

- Estrello! - w tym jęku protest mieszał się z bezradnością. - Próbuję myśleć o tobie!  
- A ja ci mówię, że nie dbam o nic!  
- Ale podłoga jest... za twarda. Mój pokój ...  

Z trudem dobierał słowa, gdy zaczęła go pieścić, ujmując dłonią jego męskość. - Łóżko ...  
- Nie.  
Estrella nie chciała się stąd ruszać. Wszystko było dla niej takie nowe, cudowne, wyzwalające, pozba-

wione  zahamowań,  że  z  przerażeniem  myślała,  iż  może  to  utracić.  Bała  się,  że  zaleje  ją  lodowata  fala 
rzeczywistości i zmusi do zastanowienia.  

- Nie - powtórzyła szeptem i stłumiła jego protest pocałunkiem. - Nie, nie tam. Tutaj. Właśnie tu, I teraz. 

Pragnę cię, Ramónie.  

- Och, Dios - westchnął, kapitulując. - A ja pragnę ciebie! 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY  

Estrella  nie  chciała,  aby  nadszedł  ranek.  Tylko  o  tym  myślała,  ilekroć  budziła  się  ze  snu,  w  który 

zapadła mniej więcej w połowie nocy. Przedtem Ramón zabrał ją z salonu, poprowadził po schodach do 
sypialni i położył na wielkim, podwójnym łóżku. Nie pamiętała, ile razy się kochali, wiedziała tylko, że - 
choć jej ciało zostało w końcu zaspokojone i poddało się zmęczeniu - jej umysł odczuwał wciąż pożądanie.  

Nigdy czegoś podobnego nie przeżyła. Nawet z Carlosem, a Carlos był jej jedynym kochankiem. Nie 

chciała  myśleć  o  nim,  ale  nie  mogła  powstrzymać  napływających  wspomnień.  Bo  w  jedną  krótką  noc 
Ramón całkowicie wymazał wszystko, czego Carlos nauczył ją o miłości. Albo raczej wszystko, czego jej 
nie nauczył.  

A przecież zawsze wierzyła, że kochała Carlosa.  

Nigdy  nie  kojarzyła  miłości  z  Ramónem.  Jednak  to  on  posiadł  jej  duszę  i  ciało,  wypierając  z  pamięci 
wspomnienia o kłamstwach innego mężczyzny.  

- No, naprawdę będziesz miała kłopot, jak to wyjaśnić swojemu ojcu. 

Niski,  zachrypnięty,  lekko  ironiczny  głos  wyrwał  ją  z  zamyślenia.  Otworzyła  gwałtownie  oczy  i  od-

wróciła  głowę.  Zobaczyła  Ramóna,  który  wszedł  cicho  do  pokoju  i  stał  przy  drzwiach,  trzymając  w 
dłoniach kubki z kawą.  

Wilgotne  włosy  i  zaróżowiona  cera  zdradzały,  że  niedawno  wziął  prysznic  i  ogolił  się.  Był  nie  tylko 

ubrany, ale włożył pełny uniform biznesmena. Nosił kolejny idealnie skrojony garnitur, koszulę i krawat - 
tym razem niebieski - i wyglansowane czarne buty. Wszystko to głosiło, że dzisiejszy dzień przeznaczony 
jest na pracę, nie na zabawę.  

- A może powiedziałaś mu, że zanocujesz u tej koleżanki?  

Ja ... powiedziałam, że wrócę, kiedy  wrócę  -  zdołała wykrztusić, uświadamiając sobie z bólem, jak 

mógłby  zinterpretować  jej  odpowiedź.  -  Chyba  jednak  to  zrobię,  zanim  ojciec  zadzwoni  do  Carmen  i 
zacznie zadawać kłopotliwe pytania.  
- Najpierw wypij kawę. – Ramon podał jej kubek. Dopiero gdy podciągnęła się na poduszkach, a 
prześcieradło zsunęło się z jej ciała, uświadomiła sobie, że pod osłoną cienkiej egipskiej bawełny jest 
całkowicie naga. Oblała się rumieńcem, gwałtownie podciągnęła białe prześcieradło, wsuwając je pod 
pachy i niemal okręcając wokół szyi, tak że była całkowicie osłonięta.  

- Trochę na to za późno, prawda? - spytał oschle, przyglądając się jej, gdy niemal wyrwała mu kubek z 

ręki. Przesunął nogą krzesło i wyciągnął się w nim. 

- Tej nocy dowiedziałem się, jak wyglądasz bez ubrania.  

- Nie chciałam wylać na siebie kawy - warknęła, wiedząc, że niepotrzebnie się broni.  
Piękne usta Ramóna lekko drgnęły, tylko to zdradziło jego uczucia, starannie zamaskowane obojętnym 

tonem.  

- Bardzo rozsądnie. Nie chcesz chyba poparzyć swojej delikatnej skóry.  
Estrella wzdrygnęła się w duchu, słysząc kryjącą się w tych słowach ironię. Tak, było już za późno na 

wstydliwość.  Tak,  tej  nocy  widział,  dotykał  -  i  nie  tylko  -  każdy  centymetr  jej  ciała.  Ale  to  działo  się 
minionej  nocy,  w  mroku,  w  łóżku.  Dzisiejszego  ranka,  w  chłodnym  świetle  dnia  -  sprawy  wyglądały 
maczeJ.  

A najgorsze z tego było zachowanie Ramóna.  

Kiedy zasypiała, przytulona do szczupłego, mocnego ciała mężczyzny, czuła się odprężona i rozluźniona. 
Nie  miała  pojęcia,  co  teraz  będzie.  Ale  po  nocy,  która  ich  połączyła,  wspólnie  przeżytej  namiętności  i 
rozkoszy, nie miała wątpliwości, że uda się im znaleźć jakieś rozwiązanie. Była zbyt wyczerpana, aby o 
tym teraz myśleć, ale zrobi to rano.  

Tylko że ranek, na który czekała, miał się zacząć od przebudzenia u boku Ramóna. Wyobrażała sobie, jak 
powoli, bez pośpiechu wynurza się ze snu. Mogą nawet - co niemal pewne - znowu się kochać. Potem, gdy 
będą rozluźnieni po zaspokojeniu namiętności, a ona spocznie w jego ramionach, z głową na jego piersi, na 
pewno zaczną ze sobą rozmawiać.  

Takiego  Ramóna  mogłaby  przekonać.  Więcej  -  mogła  otworzyć  przed  nim  serce  i  powiedzieć  mu 

wszystko. Wyjawić bolesną prawdę o Carlosie i swojej przeszłości. Ale ten drugi Ramón - to całkiem inna 
sprawa.  

Ich  noc  należała  do  przeszłości.  Zaczął  się  jego  dzień.  Ramón  Dario,  wielki  biznesmen,  wstał  już  z 

background image

łóżka, ubrał się i był gotów do pracy. A ona ...  

Co miała zrobić? Czego od niej oczekiwał? Że wstanie, weźmie prysznic, ubierze się i... wyjdzie? A co 

z minioną nocą? Ze wszystkim, co było między nimi?  

- Idziesz do pracy. - Była to idiotyczna uwaga, ale tylko na nią mogła się zdobyć.  
-  To  oczywiste.  -  Jego  głos  nie  zdradzał  niczego,  oblicze  było  pustą,  nieprzeniknioną  maską,  ciężkie 

powieki przysłaniały oczy.  

- Ale dlaczego?  
Niepotrzebnie to powiedziała. Zorientowała się, gdy zobaczyła, że uniósł głowę i przymrużył oczy.  
- Firma sama się nie poprowadzi.  
- Ale sądziłam, że dzisiaj ...  
Z każdym słowem pogarszała swoje położenie.  

Teraz czarne brwi Ramóna ściągnęły się gniewnie i niemal fizycznie czuła jego odrzucenie.  

- A niby dlaczego - zapytał lodowatym tonem - dzisiejszy dzień miałby się różnić od pozostałych?  
- No ... sądziłam ...  

-  Sądziłaś?  -  powtórzył  groźnie,  kiedy  zawahała  się.  Myśli  tak  kłębiły  się  w  jej  głowie,  że  nie  mogła 

wymówić słowa.  

- Że ty ... 

ja ...  

- W ciąż myślisz o tym idiotycznym pomyśle, że  

moglibyśmy  wziąć  ślub?  -  rzucił ostro.  -  Bo jeśli tak, to sugeruję, żebyś o tym  zapomniała. Nie  ma  mowy  o 
żadnym małżeństwie z rozsądku. Powiedziałem to twojemu ojcu.  

- Ale tej nocy ... To nie mój ojciec ... to ja zaproponowałam.  

- Aja daję ci tę samą odpowiedź, jak twemu ojcu. Powiedział to z taką lodowatą zjadliwością, że Estrella wtulila 
się w poduszki i zacisnęła palce na kubku, aż pobielały jej kostki.  

-  Nie  myślę  o  małżeństwie.  Nie  chcę  się  żenić,  nigdy  nie  chciałem.  Lubię  swoje  życie  takie,  jakie  jest.  A 

gdybym nawet zapragnął mieć żonę, to musiałaby to być kobieta, którą sam wybrałem. Nie osoba, która sama 
wystawia się na sprzedaż. Nawet za cenę stacji telewizyjnej.  

Z cynizmem zauważył, że sprawiała wrażenie zaskoczonej. Przecież nie mogła uwierzyć, że postąpi zgodnie 

z jej beznadziejnym planem. O ile taki plan rzeczywiście istniał.  

Wczoraj dał się zaskoczyć. Nie był przygotowany na taki pocałunek, więc w ułamku sekundy stracił głowę, 
jak napalony nastolatek. I wcale tego nie żałował. Tyle że z powodu tej rozkosznej nocy Estrella zdawała się 
wierzyć, że zgodził się na jej szalony plan. 

- Ale ... ale wczoraj w nocy ...  
- W nocy? Chcesz udawać, że ta noc była wyjątkowa? Ty pragnęłaś mnie. Ja pragnąłem ciebie - i dałem ci, 
czego chciałaś.  
- I sam wziąłeś, co chciałeś.  
- Tak, a niby dlaczego miałem zachować się inaczej? To ty zawsze robiłaś pierwszy krok.  

Musiał  jednak  przyznać,  że  gdy  widział  ją  tak,  jak  teraz  -  nadal  w  łóżku,  z  zaspanymi  oczami,  czarnymi 

włosami rozrzuconymi po poduszce, złocistą skórą kontrastującą z bielą pościeli - kusiło go, by samemu zrobić 
pierwszy krok. Niemal nie zdołał zapanować nad nagłą reakcją swego ciała, gdy wszedł do sypialni i zobaczył ją 
leżącą  z  zamkniętymi  oczami,  ciepłą  i  rozluźnioną.  Ale  był  już  ranek,  miał  dużo  czasu,  by  przemyśleć,  jakie 
szaleństwo popełnił, i uświadomić sobie, że musi z tym skończyć.  

Właśnie on powinien wiedzieć, jak destrukcyjny wpływ może mieć poślubienie kobiety, która nie kocha. Czy 

jego własna matka nie postąpiła tak z Reubenem i czy oboje gorzko tego nie żałowali? Sama myśl, że mógłby 
się w przyszłości dowiedzieć, że nie on jest ojcem upragnionego dziecka, wywoływała ucisk w żołądku.  

Nie można tego dalej ciągnąć. Nieważne, co Estrella myśli albo czego się spodziewa. Trzeba to przeciąć. Raz na 
zawsze. Musi sprawić, by odeszła i nigdy nie wróciła. Bo gdyby wróciła, mógłby nie mieć dość rozsądku lub 
siły, by zerwać ponownie. 

Wysączył resztę kawy i postawił pusty kubek na podłodze.  
- Rzuciłaś mi się na szyję, a ja jestem normalnym, zdr,owym mężczyzną. Do diabła, co miałem zrobić? 

Powiedzieć: przepraszam, kochanie, ale nie jestem w nastroju? I odejść?  

- Kiedyś ... tak zrobiłeś. W zamku.  
Tak, odszedł, i niemal go to zabiło. Nie chciał ponownie tego przeżywać. Objawy głodu narkotycznego, 

które dręczyły jego podniecone ciało, złożyły się na osobistą wizję piekła.  

-  Wtedy  powiedziałaś,  że  nie  dałabyś  się  tknąć,  nawet  gdybym  był  ostatnim  mężczyzną  na  Ziemi. 

background image

Zeszłej nocy zmieniłaś zdanie.  

- Ja ... ja myślałam ...  
- Co myślałaś, kochanie? Chyba nie wpadł ci do głowy szalony pomysł, że się w tobie zakochałem?  
Wydawało się, że ta myśl budzi w niej takie samo przerażanie, jak w nim.  
- Co? Nie! Nie ma mowy! Nigdy!  
- Dobrze. Cieszę się, że nie posunęłaś się aż tak daleko w swoim fantastycznym scenariuszu. Dokąd 
idziesz?  
Odstawiła kubek na szafkę nocną i wyskoczyła z łóżka; prześcieradło, którym się owinęła, ciągnęło się 

za nią jak tren.  

-  Szukam swojego ubrania. Chcę się ubrać.  -  Rozejrzała się po sypialni  z niepokojem,  zagryzając usta.  - 
Gdzie moje ubranie? Do diabła, co z nim zrobiłeś ... ? 

- Opanuj się! - Uniósł dłoń, by ją uspokoić.  

- Jeśli pamiętasz, w nocy trochę nas poniosło. Twoje ubranie nadal jest w salonie. Przyniosę ci je.  

Schodząc na dół, przypomniał sobie, że to widok jej rzeczy - i własnych - porozrzucanych po podłodze, 

przywrócił  mu  rozsądek.  Naoczny  dowód  na  to,  że  pozwolił,  aby  namiętność  uderzyła  mu  do  głowy  i 
zamiast  myśleć  o  konsekwencjach  uległ  fizycznym  popędom,  otrzeźwił  go.  Jak  mógł  zapomnieć  się  tak 
głupio - i to właśnie z Estrellą Medrano?  

Ubranie, które podniósł z podłogi i starannie poukładał, leżało teraz w zgrabym stosiku w skórzanym 

fotelu.  Tym  samym,  na  którym  przysiadła,  zanim  pierwszy  raz  go  pocałowała.  Gdyby  miał  choć  trochę 
rozumu, poprzestałby na tym.  

Wciąż jej pragnął, 

maldito  sea! 

Pochylił się, by zabrać rzeczy Estrelli, ale zamarł na widok kawałków 

brzoskwiniowej satyny  i koronek, które kilka godzin wcześniej zsunął z jej uległego ciała. Skierował za-
mglone oczy na fragment podłogi, na którym wtedy leżał. Gdzie wciągnął ją na siebie i ...  

lrifierno, no!  

Odwrócił wzrok od kuszących skrawków brzoskwiniowej satyny, zakrył je podkoszulkiem i skierował 

się ku schodom.  

Estrella stała pod oknem, tam gdzie ją zostawił.  

Jedno  spojrzenie  na  jej  nieruchomą  twarz,  wyraz  gniewnego  uporu  w  oczach,  wystarczyło  niemal,  by 
zdusić  płomienie  pożądania.  Niemal  -  nie  do  końca.  Ale  sprawiała  wrażenie  tak  nieprzystępnej,  że 
zatrzymał się po przeciwnej stronie łóżka i z szyderczym ukłonem złożył ubranie na pomiętej na

rZUCIe.  

- Twoje ubranie, senorita.  
- Dziękuję - odpowiedziała z niechęcią, niemal z przymusem. - A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko 
temu, chciałabym zostać sama, gdy będę się ubierać.  
- Poczekam na ciebie na dole.  
- Dobrze.  

Czekała demonstracyjnie, z  rękami opartymi na biodrach. Dopiero gdy opuścił pokój i usłyszała  jego 

kroki na schodach, wyplątała się z prześcieradeł i poszła do łazienki. Nie miała pojęcia, jak długo stała pod 
kaskadą  gorącej  wody.  Wiedziała  tylko,  że  niezależnie  od  tego,  ile  razy  by  się  szorowała,  nadal  będzie 
czuła się brudna.  

Zeszła  w  końcu  na  dół,  modląc  się  w  duchu,  by  Ramón  miał  dość  czekania  i  udał  się  już  do  biura. 

Czekało ją rozczarowanie. Siedział w kuchni, na stole piętrzył się stos listów. Dolał sobie kawy, ale naj-
wyraźniej nie tknął jej, tak samo jak nie czytał listu, który trzymał w dłoni.  

-  Wychodzę  -  oznajmiła  ostrym  tonem,  stojąc  w  drzwiach.  Tylko  to  potrafiła  wymyślić.  Nie  miała 

doświadczenia w takich sytuacjach.  

Ramón podniósł szybko głowę i rzucił chłodne spojrzenie na jej bladą twarz.  
- Nie idź jeszcze. Nic nie jadłaś. Masz ochotę na śniadanie?  

- Chyba bym się udławiła - powiedziała, zła, że odgrywał rolę uprzejmego gospodarza. - Chcę iść do 
domu.  

-  Estrello  ...  -  Odsunął  krzesło  i  wstał.  Wydawał  się  niepokojąco  wysoki  i  silny.  -  Sytuacja  w  twoim 

domu ... naprawdę jest tak źle?  

- Poznałeś mojego ojca - tylko tyle odpowiedziała.  
- Więc dlaczego się nie wyprowadzisz? Znajdź jakąś pracę ...  
Urwał gwałtownie, gdy wybuchnęła ironicznym śmiechem.  

-  Chyba  żartujesz!  Powtarzam,  poznałeś  mojego  ojca.  Jest  starszy  niż  ojcowie  moich  rówieśników  ... 

background image

Założę  się,  że  starszy  od  twojego!  A  jeśli  chodzi  o  przekonania  -  jeszcze  starszy.  Ja  zaś  jestem  jego 
jedynym  dzieckiem  ...  dziedziczką  rodu  Medrano.  Moje  wychowanie  było  po  prostu  średniowieczne. 
Niczego mnie nie nauczono, nie mam zawodu.  

Poza tym, kiedy prawda o Carlosie wyszła na jaw, Estrella niemal się załamała. Nie była w stanie myś-

leć ani działać. Ojciec to wykorzystał, przejął kontrolę nad jej życiem i sprawował ją nadal.  

- Nikt by mi nie zaproponował pracy.  
- Ja mógłbym to zrobić.  
- Ty? - nie wierzyła własnym uszom.  
- Dam ci pracę. W Korporacji Alcolar. Możesz odejść z domu, znaleźć jakieś mieszkanie.  
- Uważasz, że jestem godna pracy, ale niegodna małżeństwa?  

- Nie powiedziałem tego, do diabła! 
- A ja nie pamiętam, żebym mówiła coś o poszukiwaniu pracy! - Musiałaby widywać go, rozmawiać z 

nim  i  za  każdym  razem  wspominałaby  minioną  noc  i  upokorzenie,  które  przeżyła  rankiem.  -  Nie 
przyjęłabym pracy od ciebie, nawet gdybyś płacił szczerym złotem! Nie chcę nic od ciebie!  

- W nocy było inaczej. - W jego głosie znowu pojawił się groźny, mroczny ton.  

- To co innego.  
- Tak, zeszłej nocy myślałaś, że dostaniesz ode mnie to, czego chciałaś. - Pomimo wysiłku Ramón 
stracił w końcu panowanie nad sobą. Próbował jej pomóc, a ona odrzuciła pomoc z pogardą. - A ja nie 
znoszę, kiedy się mnie wykorzystuje - warknął wściekle i zauważył, że Estrella uniosła głowę i szeroko 
otworzyła oczy.  
- Nie byłeś wykorzystywany - zaprotestowała.  
- Nie? Uwierz mi, kochanie, tak się czułem.  
- Och, więc ofiarowanie ci tego, czego - jak mówiłeś - pragniesz najbardziej na świecie, to wyko-
rzystywanie?  
Przez chwilę wydawało mu się, że miała na myśli siebie i poczuł zawrót głowy, sądząc, że go przejrzała. 

Wkrótce potem odzyskał przytomność umysłu i uświadomił sobie, że mówiła o stacji telewizyjnej.  

- Powiedziałem ci, że cena jest za wysoka.  
- Wczoraj byłeś chyba innego zdania.  
- Wczoraj chodziło tylko o seks! Niczego nie obiecywałem.  

Tym  dotknął  ją  do  żywego.  Zauważył,  że  zamrugała  powiekami  i  jakby  zamknęła  się  w  sobie.  Ale 
najwyraźniej potrzebowała tylko czasu, aby odpowiedzieć na jego atak.  

- I bardzo dobrze, że niczego nie obiecywałeś, bo wczoraj mogłam być na tyle głupia, żeby się zgodzić. 

Dziś myślę  trzeźwo  i  jestem  skłonna  przyznać ci  rację  co  do  ceny.  Tak  jak  ty,  nie  jestem  gotowa,  by  ją 
zapłacić.  

-  Oczywiście,  że  nie.  Twój  ojciec  zadał  sobie  wiele  trudu,  by  wyjaśnić  mi,  że  nie  posiadam  takiego 

szacownego katalońskiego rodowodu, jakiego oczekuje od zięcia.  

- Nie ... I dlatego byłeś dopiero dziesiąty na liście ewentualnych konkurentów.  
Ubodło go to. Urażona męska duma sprawiła, że odrzucił wszelkie hamulce i względy sprawiedliwości. 

Wróciła  dawna  Estrella  -  bezwzględna,  wyrachowana  kobieta,  którą  pogardzał.  Dobrze,  że  sobie  o  tym 
przypomniał. Niewiele brakowało, a nabrałby się na jej łzawą opowieść.  
- Więc dlaczego rzuciłaś mi się wczoraj na szyję? Uniosła podbródek, ciemne oczy rozbłysły gniewem.  

- To chyba jasne? Miałam na ciebie ochotę.  
- Co? Zachciało ci się prostego faceta? Lubisz sobie popatrzeć, jak żyją niższe klasy? Tylko dlatego 
miałaś romans z Carlosem Pereą?  
- Zostaw Car ... nie wciągaj go w to!  

-  Dobra,  zostawię  go.  Na  razie.  Ale  powiedz  mi,  moja  śliczna  doiio  Medrano  ...  querida  ...  -postarał  się 
nasycić swoje słowa zjadliwością, która miała ranić, jak zranił go jej komentarz. - Tych dziewięciu kon-
kurentów ... na ilu z nich rzuciłaś się tak jak na mnie? Przetestowałaś ich wszystkich, żeby sprawdzić, czy 
spełniają twoje wysokie wymagania? Czy ..  

To  bardziej  odgłos uderzenia  w  twarz  uciszył  go  niż  sam  cios. Przez chwilę  stali  nieruchomo  i  tylko 

patrzyli na siebie. Estrella była zdumiona swoją reakcją, oddychała szybko i nierówno. 

- No cóż, chyba się o to prosiłem - stwierdził, powstrzymując odruch potarcia dłonią bolącego policzka.  
-  Owszem!  -  Odruchowo  uniosła  obie  ręce,  zasłoniła  twarz  gestem  zdradzającym  wściekłość  i  jed-

nocześnie jakby obronnym. - Nic mnie nie łączyło z tamtymi - nic! Jeśli musisz wiedzieć, jesteś jedynym, z 

background image

którym dłużej rozmawiałam, jedynym, którego pocałowałam, jedynym, z którym ... z którym ...  

Urwała, najwyraźniej nie była w stanie skończyć zdania.  
 - Więc powinienem czuć się zaszczycony?  

Estrella potrząsnęła gwałtownie głową, długie włosy utworzyły wokół jej twarzy czarną chmurę.  
- Wcale nie. Ty i Carlos jesteście tylko dowodem, jaką jestem przerażająco naiwną idiotką, jeśli chodzi o 
mężczyzn!  

- Ja ... - odezwał się, ale przerwała mu, zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć.  
- Dość! - warknęła. - Ani słowa więcej! To, co usłyszałam od ciebie, wystarczy mi do końca życia. 
Można by sądzić, że  wyciągnęłam wnioski ze związku z pasożytem  i  manipulantem, ale nie! Widocznie 
jestem tak głupia, że stale trzeba mi o tym przypominać! No cóż, wyświadczył mi pan tę przysługę, senor 
Dario ... i bardzo panu dziękuję za pouczenia. Tym razem naprawdę wzięłam sobie tę lekcję do serca, na 
dobre. I nie sądzę, żebym kiedyś o niej zapomniała.  
Zanim Ramón zdążył zebrać myśli i odpowiedzieć jej, obróciła się na pięcie, złapała torebkę i wybiegła, 
zatrzaskując za sobą drzwi. 

ROZDZIAŁ SIÓDMY  

- Co się z tobą ostatnio dzieje, Ramónie? Chodzisz jak we śnie.  

    - Może się zakochał. 
    - Czy to prawda? Czyżby wielki senor "małżeństwo mnie nie interesuje" Dario w końcu wpadł?  

- Nie dokuczaj mu, Mercedes - wtrąciła się Cassie i otrzymała w nagrodę pełen wdzięczności uśmiech 

szwagra. - Myślę, że ma dużo spraw na gło

wie.  

-  Raczej  jedną,  ale  dużą!  -  zaśmiała  się  siostra  Ramóna.  -  Czy  o  to  chodzi?  Musi  być  naprawdę 

wyjątkowa, skoro zwaliła mojego brata z nóg!  

Naprawdę  wyjątkowa.  Znał  osobę,  do  której  pasowało  to  określenie.  I  to  prawda,  że  od  tygodnia  nie 

przestawał o niej myśleć, od chwili, kiedy wyniosła się z jego mieszkania i z jego życia.  

Próbował ją zatrzymać. Prawie natychmiast udał się za nią, ale to kilkusekundowe wahanie dało jej 
przewagę. Wydawało się, że przeznaczenie było po jej stronie. Musiała wejść do windy, jak tylko opuściła 
jego mieszkanie, jakimś cudem złapała taksówkę w minutę po wyjściu na ulicę, i kiedy sam wybiegł na 
zewnątrz, już jej nie było. Zniknęła, jak gdyby nigdy nie istniała.  

- Chyba nie martwisz się wciąż tą stacją telewizyjną?  

To odezwał się jego ojciec. Juan A1colar, oparty plecami o krzesło, pozornie wydawał się odprężony, w 

dłoni  trzymał  kieliszek  z  najlepszym  czerwonym  winem  z  winnicy  swego  syna.  Ale  spojrzenie,  którym 
obrzucił twarz Ramóna, było ostre i taksujące.  

- W pewnym sensie ... tak - przyznał niechętnie Ramón, świadom, że problem ma nie ze stacją Medrana, 

lecz z jego córką.  

- Mówiłem ci, żebyś dał sobie spokój. Mcdrano to ograniczony stary osioł. Zawsze był zanadto dumny 

ze swego katalońskiego dziedzictwa. I za mało elastyczny.  

-  I  to  mówi  człowiek,  który  nie  pamięta,  że  w  naszych  żyłach  obok  krwi  katalońskiej  płynie  także 

andaluzyjska  -  zauważył  Joaquin,  wchodząc  do  pokoju.  Złożył  pocałunek  na  czubku  jasnowłosej  głowy 
Cassie.  -  Ty  i  Medrano  jesteście  tacy  sami, 

papa. 

Nie  możesz  zapomnieć  o  pradziadku,  choćbyś  tego 

chciał.  
Ramón uświadomił sobie, że jeszcze przed kilkoma tygodniami taka rozmowa byłaby - łagodnie mówiąc - 
nieprawdopodobna. Ale od chwili, gdy Joaquin i Cassie oznajmili, że zamierzają się pobrać i dorzucili 
wspaniałą wiadomość, że w drodze jest drugi wnuk Juana, stosunki między starszym panem i jego 
pierworodnym ociepliły się. 

Joaquin też złagodniał. Gdy tak stał, otaczając ramieniem narzeczoną, nikt by nie uwierzył, że niecały 

background image

miesiąc  temu  prawie  się  rozstali.  Teraz  mieli  kłopoty  za  sobą.  Musieli  tylko  szczerze  porozmawiać,  a 
Joaquin - zapomnieć o idiotycznym przekonaniu, że nie nadaje się do trwałych związków.  

Ramón nie mógł znaleźć sobie miejsca, bo w uszach brzmiał  mu własny głos, mówiący "nie chcę się 

żenić; nigdy tego nie chciałem". Podszedł do kredensu, by dolać sobie kawy z dzbanka.  

-  A  ty  nie  jesteś  lepszy  -  zwrócił  się  do  przyrodniego brata.  -  Wydaje  mi  się,  że  jeśli  chodzi  o  upór  i 

dumę, to wszyscy Alcolatowie są tacy sami.  

-  Kocioł  i  garnek  -  ze  śmiechem  mruknęła  Cassie,  odrywając  wzrok  od  listy  gości  weselnych,  którą 

przygotowywała.  

- Co? - zmarszczył brwi Ramón.  
- W Anglii mamy przysłowie o kotle, który przygania garnkowi, a sam smoli. Myślę, że pasuje nie tylko 
do Joaquina, ale i do ciebie.  
- Jesteś tak samo typowym Alcolarem jak Joaquin - wtrąciła Mercedes. - Pod względem uporu i dumy 

pasujecie do siebie.  

- Ja ... - zaczął protestować Ramón i urwał, wspominając, ile razy podnosił słuchawkę, by zadzwonić do 

Castillo Medrano, a potem znowu ją odkładał.  
Podjechał nawet samochodem pod dom Estrelli, ale zaraz zawrócił. Uznając, że najlepszą taktyką będzie w 
tym przypadku milczenie, nic nie powiedział, dopił tylko kawę. 

- Kocioł i garnek - kąciki ust Cassie uniosły się lekko w górę.  

Jej słowa towarzyszyły Ramónowi przez cały czas w drodze do domu. Powtarzał je w myślach, zasy-

piając. Tkwiły w jego pamięci, gdy się obudził. Niespokojna noc przyniosła odpowiedź, dlaczego tak było. 
Jego sen przepełniony był rojeniami. A w nich pojawiała się tylko jedna osoba. Estrella Medrano. Nawet 
rankiem,  po  obudzeniu,  te  rojenia  nie  rozwiały  się,  torturowały  go  wspomnieniami,  obwiniały  za  fatalny 
wybuch gniewu, sprawiały, że był niespokojny i nie mógł skupić na niczym uwagi.  

Gdy  zamykał  oczy,  widział  jej  twarz.  Gdy  siedział  przy  biurku,  mógłby  przysiąc,  że  czuje  zapach  jej 

perfum, jedwabiste  muśnięcie długich, czarnych włosów na twarzy.  Kiedy podniósł słuchawkę i usłyszał 
kobiecy głos, był święcie przekonany, iż to ona dzwoni. Ale to tylko Mercedes chciała opowiedzieć mu o 
planowanej wycieczce do Anglii.  

Powtarzał w duchu, że powinien sobie odpuścić.  

Zapomnieć o Estrelli. Kogo próbował tym oszukać? Nie mógł o niej zapomnieć. Pragnął jej. Tak bardzo, 
że aż czuł ból.  

- Infierno!  

Rzucił pióro, wstał i zerwał marynarkę, wiszącą na oparciu krzesła. Jeszcze trochę i zupełnie straci rozum. 
Tylko ją zobaczę, mówił do siebie. Zobaczę, porozmawiam z nią i ... Dalej nie odważył się posunąć. 

Nie wiedział, co kryło się za tym "dalej". To pytanie przyszło mu do głowy dopiero wtedy, gdy siedział już 
w samochodzie i włączył silnik.  

Przecież nie myśli chyba o poślubieniu Estrelli Medrano, prawda?  

Estrellę okropnie bolała głowa. Niewiele spała przez ostatni tydzień, a dzisiejszy dzień okazał się kroplą 

przepełniającą dzban. Kiedy ojciec oznajmił, że będą mieli gościa na kolacji, po chwili zrozumiała, co miał 
na myśli. Zauważyła błysk w jego oku, mocne zaciśnięcie warg  - i już wiedziała.  To nie był zwyczajny 
gość,  jeden  z  przyjaciół  ojca  wpadający  z  towarzyską  wizytą.  Ojciec  znowu  znalazł  jej  kolejnego 
kandydata na męża.  

- Papa ... proszę, nie rób tego ...  
Od pewnego czasu nie próbowała nawet walczyć.  

Ale po upokorzeniu i zażenowaniu, które przeżyła z powodu Ramóna Dario, wiedziała, że nie zniesie tego 
ponownie.  

Alfredo był całkowicie nieczuły na jej prośby  i argumenty. Podjął decyzję  i nie  mogła nic zrobić, by 

zmienił zdanie.  

- Gdybyś nie unurzała nazwiska Medrano w błocie, romansując z żonatym, niszcząc życie wspaniałej 
kobiety, nie mówiąc już o dwójce dzieci, to nie byłabyś w takiej sytuacji. Ale ostrzegam cię, dziewczyno, 
moja cierpliwość się kończy. - Podszedł bliżej, wpatrując się w twarz córki. Podkreśłał swoje słowa tak 
gwałtownym ruchem ręki, że Estrella cofnęła się z lękiem. - Albo uporządkujesz swoje życie, albo 
znajdziesz się na ulicy, gdzie twoje miejsce.  

- Papa ...  
- Nie. Koniec dyskusji - warknął. - Mówię ci, wyjdziesz za przyzwoitego człowieka lub wyniesiesz się z 

background image

domu, tak jak stoisz. Nie weźmiesz nic ze sobą ... I nie obchodzi mnie, czy utrzymasz się na powierzchni, 
czy pójdziesz na dno.  

Nie miała wątpliwości, że naprawdę tak myślał.  

Od jakiegoś czasu jego nastroje były coraz bardziej niestałe, mroczne i groźne. Ze strachem  myślała, co 
mógłby jeszcze wymyślić. Teraz już to wiedziała.  

Nagle perspektywa pracy u Ramóna nie wydawała się taka odrażająca. Ale gdyby chciała skorzystać z 

jego  propozycji,  musiałaby  wrócić  do  niego  na  kolanach  i  błagać,  aby  wyświadczył  jej  przysługę,  którą 
wcześniej z pogardą odrzuciła.  

Postanowiła  podporządkować  się  rozkazom  ojca,  przynajmniej  pozornie.  Przebrała  się  do  kolacji  w 

błękitną  suknię,  jak  kazał,  umalowała  się,  nawet  upięła  wysoko  włosy,  przytrzymując  je  ozdobnymi 
grzebykami.  Cały  czas  zbierało  się  jej  na  mdłości,  nerwy  miała  napięte  ze  strachu,  nie  tyle  na  myśl  o 
spotkaniu  z  konkurentem,  kupionym  za  pieniądze  jej  ojca,  ile  o  nieuniknionej  konfrontacji  z  Alfredem. 
Była to przerażająca perspektywa.  
Rzeczywistość  okazała  się  jeszcze  gorsza.  Esteban  Ramirez  mógłby  być  jej  ojcem.  Miał  dużą  nadwagę, 
proste, przetłuszczone włosy i niezbyt przyjemnie pachniał. To go jednak nie powstrzymało od obrzucania 
jej spojrzeniem, jak gdyby była okazową jałówką. Wykorzystywał też każdą okazję, by się o nią otrzeć lub 
dotknąć ją gorącymi, wilgotnymi dłońmi, ilekroć znalazła się blisko niego.  
- Ależ z pani śliczne, młodziutkie stworzonko. - Prowadził ją do stołu, pożerając wzrokiem. - Śliczne. 
Jestem pewien, że zostaniemy przyjaciółmi.  

Kolacja  była  prawdziwą  torturą.  Estrella  nie  mogła  przełknąć  ani  kęsa,  bawiła  się  tylko  jedzeniem, 

przesuwając je po talerzu. W końcu uniosła odrobinę do ust, ale - jak tylko doleciał ją zapach kurczaka - 
zrobiło się jej niedobrze. Czym prędzej odłożyła widelec i sięgnęła po kieliszek z winem.  

Ale i to obróciło się przeciwko niej. Złośliwym zrządzeniem losu ojciec wybrał to samo aromatyczne 

czerwone wino, którym tydzień temu częstował ją w swoim mieszkaniu Ramón. Wystarczył jeden łyk, by 
napłynęła fala wspomnień. Ścisnęło ją w gardle i musiała przełknąć gwałtownie, by się nie zakrztusić.  

- Coś się stało? -ostro zapytał ojciec, zauważywszy zmianę na jej twarzy.  
- Nie - zdołała wymówić. - Nic ... wszystko w porządku.  
To  nie  była  prawda.  Smak  wina  przywołał  te  namiętne,  erotyczne  wizje,  które  pojawiały  się,  ilekroć 

udawało się jej zasnąć. Znowu czuła dotyk Ramóna, pocałunki i smak jego ust, gdy próbowała oblizać  

spIeczone wargI 

- Co ..  Kto taki?  

Głos ojca. Pochłonięta myślami, nie zauważyła, że jeden ze służących podszedł do Alfreda i szepnął mu 
coś do ucha.  

- Kto?  

Alfredo  obrzucił  córkę  chłodnym,  krytycznym  spojrzeniem,  które  sprawiło,  że  jej  i  tak  już  napięte 

mięśnie sprężyły się jeszcze silniej, a żołądek zacisnął się, aż jęknęła z bólu.  

- Dario?  
Przez chwilę sądziła, że się przesłyszała. Musiała się przesłyszeć. Ale oj ciec zwrócił się do niej.  
- Podobno Ramón Dario przyszedł zobaczyć się z tobą. Wiesz, po co?  

Estrella otworzyła usta, ale nie zdołała odpowiedzieć. To niemożliwe. Ramón nie mógł tu przyjść. Po 

prostu nie mógł. Potrząsnęła głową w odpowiedzi na wściekłe spojrzenie Alfreda.  

- Cóż, chyba trzeba sprawdzić, czego chce. Rafaelu, poproś tutaj 

senora 

Dario.  

Nawet teraz nie była przekonana, że to dzieje się naprawdę. Mówiła sobie, że pojawi się Rafael i powie, 

że nastąpiła pomyłka. Albo okaże się, że źle uslyszała nazwisko i służący wprowadzi kogoś innego.  

Jednak Rafael wrócił, a za nim szedł wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, który od pierwszego dnia, kiedy 
go ujrzała, nawiedzał jej myśli na jawie i we śnie. Nigdy jeszcze nie był ubrany tak sportowo. Błękitna 
koszulka polo opinała jego ramiona i piersi, ciasne dżinsy uwydatniały długość nóg, wąskie biodra i 
talię oraz mięśnie, na widok których zaschło jej w ustach. 
Jeśli  zdziwiło  go,  że  zastał  gospodarzy  przy  kolacji  wraz  z  Ramirezem,  nie  okazał  tego.  Jego  oczy 

natychmiast  odszukały  Estrellę,  siedzącą  po  drugiej  stronie  stołu.  Utkwił  w  jej  zatroskanych  ciemnych 
oczach spojrzenie, w którym uznanie mieszało się z kpiną. Obrzucił wzrokiem stół, przez chwilę spoglądał 
na Alfreda, trochę dłużej - przymrużywszy oczy - na Ramireza, potem znowu zwrócił się ku oj cu Estrelli.  

- Senor Medrano.  
Krótki uśmiech, którym obdarzył obecnych, był kwintesencją powściągliwej uprzejmości. Tylko oso~ 

ba tak wyczulona na wszystko, co go dotyczyło, jak Estrella, spostrzegłaby, że ten uśmiech nie był całkiem 

background image

szczery, że poprzedzało go ledwo zauważalne wahanie i znikł równie szybko, jak się pojawił.  

- Estrello ....  
Ramón z trudem panował nad głosem i wyrazem twarzy. Wiele wysiłku kosztowało go zamaskowanie 

odrazy i gniewu, które narastały w nim, w miarę jak oceniał sytuację. Nie trzeba było geniuszu, aby zro-
zumieć, co się tu działo. Wystarczył jeden rzut oka, a gdyby potrzebował pomocy, to twarz Estrelli zdra-
dzała wszystko. Ramón mógłby czytać w niej jak w książce.  

W tej twarzy wyróżniały się oczy, ciemne, mroczne, zachmurzone, otoczone nieprawdopodobnie długimi i 
czarnymi rzęsami. Ale nawet gruba warstwa makijażu, starannie nałożone cienie i kolory nie mogły 
zamaskować sińców nad wysokimi kośćmi policzkowymi, ani świadczących o stresie linii wokół miękkich, 
zmysłowych ust.  

Wyglądała zachwycająco, piękniej niż do tej pory.  

Jednocześnie  sprawiała  wrażenie  zagubionej,  wystraszonej  i  niezwykle  bezbronnej.  Ta  bezbronność 
apelowała do jego męskości i budziła w nim chęć otoczenia jej opieką.  

Na pewno wolałaby znaleźć się gdzie indziej. To oczywiste. Łatwo było odkryć powód jej strapienia. 

Ten  krępy,  tłusty,  przypominający  ropuchę  mężczyzna.  Nie  przejął  się,  że  przerwano  im  kolację,  bo 
wpatrywał  się  w  Estrellę  zimnymi,  świńskimi  oczkami  i  rozbierał  ją  wzrokiem.  Kolejny  facet,  któremu 
ojciec chciał ją sprzedać. Konkurent numer jedenaście, o ile się nie mylił. Niedługo nim będzie, przysiągł 
w duchu Ramón.  

- Czym możemy panu służyć, senor Dario?  
Alfredo dawał do zrozumienia, że nie jest zachwycony nieoczekiwaną wizytą, choć starał się pamiętać o 
potrzebie zachowania pozorów w obecności Estebana Ramireza. Bez wątpienia czuł, że wizyta 
poprzedniego konkurenta może kolidować z planami, jakie miał wobec obecnego.  

-  Proszę  o  wybaczenie,  senor  Medrano  -  odpowiedział  Ramon  z  chłodną,  nienaganną  uprzejmością.  - 

Nie wiedziałem, że zakłócę panu posiłek. Estrello?  

Ku krańcowemu zaskoczeniu dziewczyny, skierował na nią pełne wyrzutu spojrzenie, a w jego głosie 
brzmiała lekka pretensja. 

-  Powinnaś  mnie  uprzedzić,  że  twój  ojciec  zaprosił  na  kolację  swojego  wspólnika.  Przyszedłbym 

wcześniej, albo moglibyśmy ogłosić to przy innej okazji.  

- Ja ...  

Zauważywszy ostrzegawczy błysk w szarych oczach, Estrella zdławiła okrzyk zdumienia, który już-już 

miał  wyrwać  się  z  jej  ust,  i  wypiła  łyk  wina.  Nie  miała  pojęcia,  jaką  grę  prowadził,  ale  dopóki  się  nie 
dowie, lepiej będzie siedzieć cicho i obserwować, co on knuje.  

- Co ogłosić? - ostro spytał Alfredo, przesuwając z zaskoczeniem wzrok z córki na gościa i z powrotem. 

- Estrello?  

Nie  wiedziała,  co  mu  odpowiedzieć.  Nie  orientując  się,  do  czego  zmierza  Ramón,  wolała  wcale  nie 

otwierać ust. Więc tylko wskazała kieliszkiem wysokiego mężczyznę, stojącego po drugiej stronie stołu, 
dając do zrozumienia, że on wszystko wyjaśni. Miała nadzieję, że nie trafiła z deszczu pod rynnę. Mogła 
tylko milczeć i modlić się, aby potrafiła postąpić zgodnie z tym, co zostanie powiedziane.  

- Co ogłosić? - Alfredo zwrócił się do Ramóna. - Co się dzieje, do diabła?  
- Proszę o wybaczenie ...  

Przeprosiny  brzmiały  tak  szczerze,  że  Estrella  potrząsnęła  głową,  zastanawiając  się,  czy  przypadkiem 

nie ma halucynacji i czy naprawdę stoi przed nimi Ramón.  

- Prosiłem pana córkę, aby nic nie mówiła, dopóki oboje nie staniemy przed panem. Musiałem ją skłonić, 
by mi to obiecała - chciała wyjawić wszystko wcześniej.  

Teraz Alfredo patrzył na córkę z zakłopotaniem.  

Estrella starała się zachować obojętny wyraz twarzy. Myśli kłębiły się w jej głowie, próbowała odgadnąć, 
co za chwilę powie Ramón. Starała się nie myśleć o na] gorszym.  

Wspominając,  jak  bardzo  byli  rozgniewani  oboje,  kiedy  wybiegła  z  jego  mieszkania,  bała  się,  że  po-

wodowany złością może powiedzieć coś, co naprawdę zniszczy jej życie. Czy aż tak był nią wściekły?  

-  Widzę  jednak,  że  dotrzymała  słowa.  Cieszę  się,  bo  mam  okazję,  by  zrobić  to,  jak  należy.  Mam  już 

odpowiedź Estrelli, ale potrzebuję pańskiej.  

Zwrócił się do Alfreda, przybierając nagle oficjalny ton:  

- Senor Medrano, przyszedłem zapytać, czy zgodzi się pan, bym poślubił pana córkę. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY  

Estrel1a miała wrażenie, że to zły sen, w którym nic nie jest prawdziwe i wszystko zostało wywrócone 

do góry nogami. Nie miała pojęcia, co się dzieje.  

O czym mówił Ramón? Dlaczego to robi?  
I - co najważniejsze - czy mówił poważnie? Wydawało się jej, że minęły wieki, wieki strachu  

i  niepewności,  zanim  świat  zwolnił  bieg  i  znowu  zaczął  obracać  się  wokół  swej  osi.  W  międzyczasie 
Esteban  Ramirez,  który  najwyraźniej  zjawił  się  w 

ca

stillo  tylko  z  jednego  powodu,  stracił  cierpliwość  i 

wyniósł  się,  ogromnie  rozgniewany.  Jej  ojciec  ostrym  tonem  zadał  Ramónowi  kilka  pytań,  a  ten  od-
powiedział na nie chłodno i spokojnie.  

Tak przypuszczała, bo w uszach jej szumiało,jakby tam buszowały tysiące zaniepokojonych pszczół, 
więc nie najlepiej słyszała, co się wokół niej działo. Kręciło się jej w głowie, odczuwała lekkie mdłości, 
a skupienie uwagi na czymkolwiek wymagało wielkiego wysiłku. Bez przerwy wracały do niej 
wypowiedziane przez Ramóna słowa. 

Przyszedłem zapytać, czy zgodzi się pan, bym posłubil pana córkę.  
Sugerował,  że  Estrel1a  wiedziała  o  wszystkim,  kiedy  w  rzeczywistości  nie  miała  o  niczym  pojęcia. 

Kiedy po raz ostatni go widziała, jasno dawał do zrozumienia, że nie chce jej więcej widzieć.  

- Więc zostawiam ·was ...  
Głos  ojca  zdawał  się  dolatywać  z  oddali,  z  końca  ciemnego,  zamkniętego  tunelu.  Potem  rozległ  się 

odgłos zamykania drzwi i w pokoju zapadła cisza.  

Estrel1a została sam na sam z milczącym, skupionym Ramónem Dario.  

Powoli  wynurzała  się  z  koszmaru,  w  którym  nic  nie  miało  sensu.  Zamrugała,  by  odzyskać  ostrość 

widzenia,  i  spojrzała  na  wysokiego,  ciemnowłosego  mężczyznę,  stojącego  po  drugiej  stronie  długiego, 
błyszczącego  drewnianego  stołu.  Blask  świec  rzucał  refleksy  na  jego  włosy  i  odbijał  się  w  oczach. 
Wiedziała, że czekał, by się odezwała, ale w głowie miała pustkę.  

- No cóż, Estrel1o, querida. I jak się czujesz jako narzeczona?  

- Czy ... czyja? - zdołała wykrztusić.  

Jakby w jej mózgu przepalił się bezpiecznik; przez chwilę nie pamiętała, o czym Ramón rozmawiał z 
Alfredem. Czy naprawdę poprosił ojca o jej rękę? - Moja, oczywiście. - W głosie mężczyzny brzmia-  
ło rozbawienie, ale chłodne i nieprzyjemne. Rozdrażniło ją to. - A myślałaś, że czyja?  

Nie mogła być z nim zaręczona ... To nie mogło się zdarzyć, nie w ten sposób ... A może jednak. .. ?  
- Ale dlaczego?  
- Dlaczego? - powtórzył sztucznie beztroskim  

tonem, w którym jednak dźwięczała groźba. - Sądziłem, że się rozumiemy. Ty zdobędziesz wolność, na 
której tak ci zależy, a ja to, czego pragnę.  

Poczuła się, jakby dostała w twarz. Oczywiście, żenił się z nią dla stacji telewizyjnej. Świadomość, że 

ona, jako człowiek, nic dla niego nie znaczy, że jest tylko środkiem do celu, raniła jej duszę.  

Co to miało znaczyć? Czyżby chciała czegoś więcej? Marzyła o tym? O czymś, co zmieniłoby układ w 

prawdziwe małżeństwo, oparte na ... na ... ?  

Na  miłości?  To  słowo  pojawiło  się  w  jej  myślach  nieproszone  i  niepożądane.  Nie!  Z  wysiłkiem  od-

sunęła  je  od  siebie.  Sądziła,  że  kocha  Carlosa,  a  i  on  twierdził,  że  jest  w  niej  zakochany.  Dopiero  gdy 
poznała prawdę, zorientowała się, że w ich związku nie było miłości. On po prostuj ej pragnął i był gotów 
kłamać,  oszukiwać  i  zdradzać  -  nawet  posunąć  się  do  przestępstwa,  aby  ją  zdobyć.  Ramón  niczego  nie 
udawał. Nie kłamał. Wprost przeciwnie, był tak brutalnie szczery, że doskonale wiedziała, co do niej czuJe.  

Tylko do siebie mogła mieć pretensję. Sama narzuciła się temu mężczyźnie, proponując mu w zamian 

stację Medrano, i nie powinna narzekać, że przyjął warunki. Nie miał nic więcej do zaofiarowania; niczego 
więcej od niej nie chciał.  

- O co chodzi, Estrello? - Ramón wyraźnie kpił.  

- Masz wątpliwości co do naszego układu? Uważasz, że za tanio się sprzedałaś? A może chciałabyś, żebym 
oświadczył się ceremonialnie, na kolanach?  

- Nie! - krzyknęła zaszokowana.  
Nawet myśleć nie chciała, że ten piękny, dumny mężczyzna mógłby znaleźć się u jej stóp, by prosić o 

coś, co było kłamstwem.  

background image

- Nie, nie ma takiej potrzeby. - Czuła się niepewnie, więc jej głos zabrzmiał chłodniej, niż zamierzała. - 

Ale jestem pewna, że mój ojciec to miał na myśli, kiedy zostawiał nas samych.  

- Twój ojciec i tak wyciągnął więcej korzyści z tej sytuacji, niż na to zasługuje - warknął Ramón. - Od 

tej chwili liczymy się tylko my i nikt więcej.  

-  To  mi  odpowiada. Powinnam  jednak dodać, że ojciec będzie się spodziewał, że dostanę pierścionek 

zaręczynowy.  

Starała się podtrzymać rozmowę. Nie chciała tak siedzieć, w przeciwnym kącie pokoju, samotna w tym 

całym luksusie. Sam widok Ramóna odświeżył wspomnienia tego, jak czuła się w jego ramionach, przytu-
lona do niego, ogrzana ciepłem jego ciała.  

Siedząc  tutaj,  odgrodzona  blatem  wielkiego  stołu,  czuła  się  zagubiona  i  opuszczona,  drżała  z  chłodu, 

choć  w  pokoju  było  ciepło.  Nie  wiedziała,  jak  zasypać  dzielącą  ich  przepaść,  duchową,  trudniejszą  do 
pokonania  niż  fizyczna.  Musiała  tylko  wstać  i  zrobić  kilka  kroków.  Ale  nie  czuła  się  na  siłach,  by  tego 
dokonać.  

- Oczywiście. Wybierzemy jakiś jutro ... jeśli zdecydujemy się doprowadzić to do końca.  

- A zdecydujemy?  

Obrzucił ją spojrzeniem, w którym cynizm mieszał się z ironicznym rozbawieniem.  
- Myślisz, że twój ojciec pozwoliłby mi się wycofać, kiedy wreszcie przyjąłem jego warunki?  
Ramón  nie  mógł  się  pozbyć  myśli,  że  to  wyjątkowo  niedorzeczna  rozmowa,  jak  na  osoby  świeżo 

zaręczone. Ona siedziała przy stole w jednym końcu pokoju, on był tutaj, oddalony o całe mile, a przynaj-
mniej  takie  miał  wrażenie.  Gdyby  w  grę  wchodziło  prawdziwe  małżeństwo,  znalazłaby  się  już  w  jego 
ramionach,  a  ich  rozmowę  przerywałyby  pocałunki,  szybkie,  namiętne,  długie,  zmysłowe  ....  Do  diabła, 
chciał ją porwać w ramiona.  

- Więc ... dlaczego zmieniłeś zdanie?  
Co  miał  jej  na  to  odpowiedzieć?  Prawdę  mówiąc,  sam  o  tym  nie  wiedział,  dopóki  nie  znalazł  się  na 

drodze, prowadzącej do castillo. Nawet wtedy wmawiał sobie, że może się zatrzymać, że w każdej chwili 
może zawrócić.  

Dopiero gdy wszedł do tego pokoju i zobaczył Estrellę, wtedy zrozumiał. Poczuł głęboką pewność, że 

musi mieć tę kobietę za wszelką cenę.  

- Wszedłem tutaj i ....  
Zaczął mówić i urwał, uświadomiwszy sobie, co miał zamiar powiedzieć.  
- Wszedłem i zobaczyłem tego capa. Jak rozumiem, to był konkurent numer jedenaście?  

- Tak. - Spojrzała na krzesło, które zajmował przedtem Esteban Ramirez i lekko wzdrygnęła się z 

odrazy. 

- Więc zdaje się, że przyszedłem w samą porę.  

Twój ojciec naprawdę sprzedałby cię temu człowiekowi?  

Uśmiechnęła się blado, smutno i bezradnie.  
- Mógł mi ofiarować szacowne nazwisko i obrączkę·  
Ramón  wymruczał  zwięzłe  i  bardzo  wulgarne  przekleństwo,  a  uśmiech  Estrelli  na  ułamek  sekundy 

pocieplał.  

-  A  czy  z  nami  jest  inaczej?  Mógłbyś  powiedzieć,  że  ...  że  przehandlowałam  ci  samą  siebie  za  stację 

telewizyjną·  

- Do diabła, nie! Między nami jest coś więcej!  
- Naprawdę?  
Kiedy  wbijała  w  niego  te  wielkie  oczy,  miał  wrażenie,  że  cały  roztapia  się  w  środku.  Jakby  istniały 

dwie, całkowicie odmienne Estrelle. Jedna, tak krucha, że lękał się, że mógłby stłuc ją dotknięciem ręki; 
druga  twarda,  bezwzględna  istota  z  ich  pierwszego  spotkania,  mająca  fatalną  reputację.  Takim  typem 
kobiet pogardzał - egoistkami, które potrafiły uwieść cudzego męża.  

Która z nich jest prawdziwa? Nie potrafił jeszcze odgadnąć. Ale w nich obu kryła się trzecia Estrella. 

Porywcza,  namiętna,  nieprawdopodobnie  seksowna,  doskonale  piękna  Estrella  Medrano,  której  istnienie 
odkrył tamtej nocy.  

Zrobiłby wszystko, aby znowu ją mieć. W ramionach, w łóżku, w swoim życiu. Dlatego znalazł się 

tutaj, a ta cholerna stacja telewizyjna zajmowała w jego myślach bardzo odległe miejsce. 

- N a przykład CO?  

Ramón zaśmiał się znowu, tym razem życzliwie.  

Wiedział, że ta życzliwość widoczna była w jego twarzy, rozjaśniła oczy i uśmiech. Czuł, że Estrella zauważyła 

background image

to, zmienił się nieco wyraz jej twa

rzy.  

- Naprawdę musisz o to pytać? -Wyciągnął rękę.  

- Chodź do mnie. Chodź i pozwól, abym ci to  
pokazał, przypomniał, co jest między nami.  

Poruszyła się, jakby chciała wypełnić jego polecenie, potem znieruchomiała.· Utkwiła w jego twarzy wielkie, 

czarne jak węgiel oczy, jej policzki pobladły.  

Zmarszczył  brwi,  bardziej  zaskoczony  niż  zagniewany,  opuścił  dłoń  i  zrobił  kilka:  szybkich  kroków  w  jej 

kierunku. Zatrzymał się przy jej krześle. Usłyszał, jak zaczerpnęła tchu, gdy położył dłonie na jej ramionach. Ich 
uścisk był delikatny, lecz stanowczy i krzepiący.  

- Chyba się mnie nie boisz? - Nie potrafił zapanować nad lekkim drżeniem głosu.  - Nie byłabyś tą Estrellą, 

która  przyszła  owej  nocy  do  mojego  mieszkania  ...  która  ...  mi  się  zaofiarowała  -  przeciągnął  to  słowo,  aż 
nabrało zmysłowego wydźwięku w tak cudowny sposób. Tamta Estrella nie bała się nikogo.  

Poczuł przeszywający ją dreszcz i uważniej spojrzał jej w twarz.  

- To była tylko jedna noc - odpowiedziała ochrypłym głosem. - Małżeństwo jest... jest... – Przełknęła 
gwałtownie ślinę, jak gdyby obawiała się wypowiedzieć to słowo. - W małżeństwie chodzi o coś innego. - 
Niezupełnie.  

Powoli podnosił ją w górę. Zaszeleścił błękitny jedwab jej sukni, otoczył go zapach perfum.  
- Wiesz, że ta noc była ... - ciągnął urywanym głosem. - Wyobraź sobie życie pełne takich nocy ... z których 

każda będzie lepsza od poprzedniej.  

Zauważył, że przełknęła ślinę i wysunęła koniuszek języka, by zwilżyć wyschnięte wargi. .  
- Małżeństwo to nie same noce.  
- Ale to nie będą z w y k ł e noce. Tylko niesamowite, zaskakujące noce. Noce, których nigdy nie zapomnisz. 

Noce, o których będziesz marzyć za dnia, i śnić, kiedy położysz się spać.  
Nie wyglądała na przekonaną. Co stało się ze śmiałą, pewną siebie, uwodzicielską Estrellą, która podbiła go 

jednym pocałunkiem?  

- Czy to wystarczy?  
- Mnie tak. Chcesz dowodu? Na przykład to ...  
Pochylił głowę i złożył na jej delikatnych wargach równie delikatny i czuły pocałunek. Odpowiedziała nań 

lekkim westchnieniem pełnym zachwytu. Nawet tak subtelna reakcja sprawiła, że zareagował podnieceniem.  

- I to ...  
Delikatnie pogłębił pocałunek, rozchylając jej wargi. Pozwolił, by jego język igrał z jej językiem.  

- Czy to nie wystarczy? - spytał, z ustami wtulonymi w jej policzek. 

- Och, tak - westchnęła. - Och, tak. ..  
Jak on dała się porwać pożądaniu i w tej chwili nie pragnął niczego więcej.  
- Jesteś moja - w jego głosie brzmiał triumf. Moja i tylko moja ...  
Przypomniało mu się, jak ten stary cap, Esteban Ramirez, siedział naprzeciwko niej, z oczami wbitymi w jej 

śliczną twarz, i poczuł mdłości. Sama myśl, że mógłby dotknąć Estrelli, dotknąć łapskami tego miękkiego ciała, 
sprawiła, że zacisnął zęby z powstrzymywanego gniewu.  

- Jak mógłbym pozwolić, żeby inny mężczyzna ... ?  
W głosie Ramóna pojawiła się nowy ton. Nuta bezwzględnej zaborczości, która stanowiła podtekst jego słów.  
Jak mógłbym pozwolić, żeby inny mężczyzna ... ? 
 
- Nie ... nie było innego ...  
- Nie?  
Zaśmiał się gorzko, ironicznie, bez odrobiny ciepła.  
- A co z kandydatem numer jedenaście? I z jego tak bardzo szacownym nazwiskiem?  
- Proszę! - Wzdrygnęła się. - Nie życzyłbyś mi chyba tego.  
- Ale twój ojciec - tak.  

Czy  to  był  jedyny  powód  jego  decyzji?  Musiała  zadać  sobie  to  pytanie.  Czy  zjawił  się  tutaj,  by  wziąć  ją  w 
posiadanie,  jak  gdyby  była  niewolnicą,  kosztownym  drobiazgiem,  który  mógłby  nabyć,  o  ile  cena  okaże  się 
odpowiednia? Czymś, czego nie cenił, dopóki nie okazało się, że wzbudza zainteresowanie innego mężczyzny, 
że ten mógłby to zdobyć? I dopiero wtedy uświadomił sobie, jak bardzo pragnie to mieć?  

- A ja bym odmówiła. Wiesz o tym, musisz to wiedzieć. Jesteś jedynym ...  
- Taaak, wiem - wtrącił Ramón, kiedy zabrakło jej słów. - Miałaś na mnie ochotę.  
Przez jedną straszliwą chwilę myślała, że się rozmyślił. Wiedziała, że przypomniał sobie, jak rzuciła mu w 

twarz te słowa w jego mieszkaniu.  

- Miałaś na mnie ochotę - powtórzył.  

background image

Ku jej zaskoczeniu na jego nieruchomej twarzy pojawił się nagle szeroki, wspaniały, olśniewający uśmiech.  
- Jak ja na ciebie, moja gwiazdko. Pragnę cię tak bardzo, że nie mogę myśleć, nie mogę pracować, nie mogę 

spać. Masz władzę nad moim życiem i nie będę sobą, dopóki nie znajdziesz się w moim łóżku.  A jeśli do tego 
potrzebny jest ślub, no to się pobierzemy.  

Naprawdę to zrobię? - pomyślała Estrella. Naprawdę zrealizuję do końca ten zwariowany pomysł poślubienia 

kogoś, kto mnie nie kocha, kto tylko mnie pragnie? Z drugiej strony, sądziła - pozwoliła sobie w to uwierzyć - 
że Carlos ją kochał. A jednak wszystko co mówił, od początku do końca, było kłamstwem. Ramón przynajmniej 
był wobec niej brutalnie szczery. Pragnął jej, a ona czuła to samo. Och, jak bardzo go pragnęła! 

- Pobierzemy się - powtórzyła cichym, lecz pewnym głosem.  
- Wkrótce - rzucił ostro Ramón, na co odpowiedziała jedynie skinieniem głowy.  
Nagle  przyszło  jej  coś  do  głowy.  Szybko  podniosła  wzrok  na  jego  nieruchomą,  pozbawioną  wyrazu 

twarz i zauważyła błysk pożądania w jego oczach, lekki rumieniec na kościach policzkowych.  

- Nasze małżeństwo - zdołała wykrztusić z wahaniem. Nie odważyła się zadać sobie pytania, dlaczego 

porusza ten temat. - Jak długo ma trwać?  

Nie odpowiedział od razu; nieomal widziała, jak przetwarza w myślach to pytanie.  
- Dopóki oboje nie zdobędziemy tego, czego pragniemy - oznajmił w końcu, obrzucając surowym spo-

jrzeniem jej bladą, mizerną twarz.  

- To znaczy?  

Estrelli wydawało się, że tonem głosu zdradza, jak ważne jest to pytanie. Jednak Ramón chyba niczego 

nie zauważył. A przynajmniej nie okazał tego; ani wyrazem twarzy, ani spojrzeniem.  

-  Ty  chcesz  być  wolna,  żeby  nikt  cię  już  nie  oceniał  i  nie  taksował,  niczym  rozpłodową  klacz.  Twój 

ojciec pragnie mieć wnuka, który odziedziczy tytuł i ziemie Medranów. A ja ... - zamilkł, rzuciwszy na nią 
wzrokiem.  Spojrzenie  szarych  oczu  zatrzymało  się  na  jej  ustach,  na  wargach  rozchylonych  z  napięcia  i 
niepewności. - A ja chcę tego ... - wyszeptał zachrypniętym nagle głosem.  

Pochylił  szybko  głowę,  mocno,  zaborczo  przycisnął  usta  do  jej  warg.  Nie  było  nic  łagodnego  w  tym 
pocałunku, jedynie gorące, samcze pożądanie i nienasycona, niemal prymitywna zachłanność.  

Estrella zareagowała odruchowo, bez jednego słowa. Nie mogła postąpić inaczej. Straciła kontrolę nad 

swym  ciałem;  mógł  robić  z  nim,  co  chciał.  Minęło  dużo  czasu,  zanim  któreś  z  nich  uświadomiło  sobie 
potrzebę  zaczerpnięcia  powietrza.  Kiedy  się  odsunęli,  serce  Estrelli  waliło  tak  mocno,  że  czuła  zawrót 
głowy, była jak oślepiona, miała mgłę przed oczami.  

- Tak długo, jak to będzie trwało, kochanie - zdołał wykrztusić Ramón, też wytrącony z równowagi.  
Pocałował ją znowu, z jeszcze większym pożądaniem.  

- Tak długo, jak to będzie trwało, pozostaniemy małżeństwem. 
 

- No proszę! 

 

Mercedes  wsunęła  ostatni  kwiat  pomarańczy  w  efektownie  upięte  czarne  włosy  Estrelli  i  cofnęła  się,  aby 

podziwiać rezultat.  

- Uważam, że wyglądają cudownie. Ale o wiele łatwiej by mi było, gdybym wiedziała, jaką masz suknię·  
Zerknęła  na  odbicie  Estrelli  i  posłała  przyszłej  bratowej  niewinne  spojrzenie,  usiłując  skłonić  ją  do 

zdradzenia sekretu. Ta jednak potrząsnęła stanowczo głową, całkowicie nieczuła na sztuczki Mercedes.  

- To moja tajemnica, i tylko moja. Pamiętaj, że nie spodziewałam się takiego zamieszania i ceremOnII.  
- Co? - Mercedes popatrzyła na nią ze zdumieniem. Nie myślałaś chyba, że Ramón zaproponuje ci potajemny 

ślub lub choćby zwykłą, cichą uroczystość?  

Mówiąc szczerze, Estrella tego właśnie oczekiwała. Ale wydawało się, że Ramón jest innego zdania. W gruncie 
rzeczy  tak  wiele  z  jego  poczynań  stanowiło  przeciwieństwo  tego,  czego  się  spodziewała,  że  zaczynała  się 
zastanawiać, czy mężczyzna, za którego miała wyjść, jest tym samym, którego poznała owego dnia, gdy zjawił 
się w zamku, by negocjować kupno stacji Medrano.  

Na początek - sprawa pierścionka zaręczynowego.  
Wiedząc,  że  małżeństwo  ich  jest  tylko  układem  handlowym,  całkowicie  pozbawionym  uczuć  -  poza 

szaleńczym pożądaniem, które, jak wyznał szczerze Ramón, skłoniło go do oświadczyn  - sądziła, że postarają 
się  jedynie  zachować  pozory.  Jej  ojciec  oczekiwał,  że  córka  będzie  nosiła  pierścionek,  więc  Ramón  go 
dostarczy. To wszystko.  

Otóż nie. Nie tylko Ramón postarał się o wyjątkowy pierścionek dla niej, lecz zorganizował też uroczystość z 

background image

okazji  wręczenia  go.  Przyjęcie,  na  które  zaprosił  całą  rodzinę,  przyjaciół  oraz  wszystkich  członków  rodziny 
Estrelli.  

-  Dlaczego?  -  zapytała  go  pewnego  wieczoru,  kiedy  wspomniał  o  swoim  pomyśle.  -  Po  co  tyle  zachodu  z 

powodu zaaranżowanego małżeństwa?  

Przymrużył oczy i obrzucił ją chłodnym~ beznamiętnym spojrzeniem.  
- Nikt niczego dla mnie nie aranżował - odpowiedział szorstko. - Oświadczyłem ci się z własnej woli, to była 

wyłącznie moja decyzja.  

- Ale ... ale ...  
Nie wiedziała, co powiedzieć. Do głowy napływały jej słowa, czuła jednak, że ryzykownie byłoby podzielić 

się nimi z Ramónem. 

Nikt wprawdzie nie zaaranżował ich małżeństwa - ale istniała taka możliwość. W ich związku nie było 

uczucia. Tylko pożądanie, chęć zdobycia szacownego nazwiska oraz - rzecz jasna, ten układ finansowy z 
jej ojcem. Nie brali ślubu z miłości, a więc nie będzie to prawdziwe małżeństwo. 

- Ale co? - ostro spytał Ramon. 
- Przecież to nie będzie prawdziwe małżeństwo… Naprawdę chcesz robić sobie tyle kłopotu? 
-  To  będzie  prawdziwe  małżeństwo.  W  każdym  razie  nigdy  nie  zawrę  prawdziwszego.  Powiedz  mi  - 

podniósł nagle głos - czy wstydzisz się tych zaręczyn? 

-  Wstydzę  się?  -  spytała,  zaskoczona,  że  mogło  mu  to  przyjść  do  głowy.  -  Nie,  wcale  nie.  Dlaczego 

miałabym się wstydzić? 

- Cóż, ustaliliśmy, że nie zajmowałem pierwszego miejsca na liście twoich konkurentów… 
Więc  nadal  go  to  nurtowało.  Estrella  zdołała  ukryć  zagadkowy  uśmieszek.  Ramón  Dario  był  bardzo 

dumnym człowiekiem. Nie mógł znieść, że znalazł się na dziesiątej pozycji tej haniebnej listy. 

- Na liście mojego ojca - poprawiła, lecz Ramón zignorował to. 
Nie jestem też czystej krwi Katalończykiem, w ogóle nie może być mowy o żadnej czystości krwi. 

- Esteban Ramirez jest pełnokrwistym Katalończykiem - przypomniala. - A boję się nawet pomyśleć, jak 
wyglądałoby moje życie z nim. To ojciec może mieć obsesję na punkcie przodków i genealogii, ale nie ja. 
Inaczej nie zbliżyłabym się do ...  

Przerażona, że mogła się tak wygadać, przycisnęła dłoń do ust.  
- Do Carlosa - dokończył za nią Ramón obojętnym, nie zdradzającym uczuć głosem.  

W Estrelli odezwało się nagle sumienie, uświadamiając jej, że nie powinna dłużej milczeć. Że musi mu 

wszystko  wyjaśnić.  Potrafiła  stawiać  opór  ojcu,  ignorować  plotki  i  udawać,  że  nie  słyszy  szeptów  za 
plecami. Ramón to co innego.  

Miał w sobie coś, co zmuszało do szczerości i otwartości. Nie mogła go okłamywać ani ukrywać uczuć, 

jak to czyniła z innymi, nauczona doświadczeniem.  

- Nie wiedziałam, że Carlos był żonaty - powiedziała nagle, wyrzucając z siebie te słowa, zanim miała 

czas zastanowić się i stracić resztki odwagi.  

Rzucił  jej  spojrzenie,  bardziej  zaskoczone  niż  sceptyczne,  ale  i  tak  zraniło  ją  to,  jakby  nagle  znikła 

ochronna powłoka, chroniąca przed reakcją, którą uznała za dezaprobatę.  

- Nie wiedziałam! - powtórzyła. - Powiedział, że jest wolny!  
- I uwierzyłaś mu?  
- Tak.  
Powiedziała  to  szeptem,  jednak  z  innego  powodu,  niż  mógłby  podejrzewać.  Prawdziwym  wstrząsem 

była świadomość, że coś się zmieniło.  

Wciąż odczuwała ból z powodu zdrady Carlosa,

 

ale teraz widziała wszystko inaczej. Jak gdyby oglądała 

przeszłość przez odwrotną stronę lunety, więc wydawała się bardziej oddalona. I dystans sprawiał, że ten 
ból malał.

 

- Tak, uwierzyłam mu. 
I oczekuje, że ja też w to uwierzę, pomyślał Ramon. 
Nie rozumiała, że był gotów zapomnieć o przeszłości, że ważne jest tylko to, co ich połączyło. Więc 
wymyśliła tę idiotyczną historyjkę, to ... kłamstwo. Bo to musiało być kłamstwo. 
Oczywiście, orientowała się, że Perea był żonaty. 
Czyż mogło być inaczej? Wszyscy o tym wiedzieli. Nawet tu, w Barcelonie, rozeszły się wieści o tej 
historii, o tym, jak katalońska duma Alfreda została wdeptana w błoto za sprawą jego niesfornej córki. 
Tej niesfornej córki, która miała zostać niesforną żoną Ramóna. Żoną, która nie szanowała go na tyle, 

background image

by powiedzieć prawdę, lecz przekręciła całą historię, aby pokazać się w lepszym świetle. Wciąż 
kłamała, wciąż nim manipulowała… 
Jednak w tej chwili nie obchodziło go to. Chciał ją mieć w swoim łóżku, a jeśli jedynym sposobem do 
tego było małżeństwo, to się z nią ożeni. 
- Do diabła! 
Wyciągnął rękę, szarpnął dziewczynę ku sobie i zamknął ją w niedźwiedzim, zapierającym dech w 
piersiach uścisku. Kiedy próbowała zaczerpnąć powietrza, wziął ją pod brodę, schylił głowę i wycisnął 
na jej wargach mocny, zdecydowany pocałunek. 

-  Sprawię,  że  o  nim  zapomnisz!  -  szepnął  z  ustami  przy  jej  ustach.  -  Usunę  jego  obraz  z  twoich  myśli, 
każdy jego ślad z twojej duszy. Nigdy już o nim nie pomyślisz ... nigdy! Jesteś moja, dano Estrello ... moja 
i niczyja więcej. Jak długo będziesz miała na palcu mój pierścionek, nosiła moje nazwisko i mieszkała w 
moim domu, będziesz moja i tylko moja.  

Jak bardzo pragnęła tego mężczyzny ... To powinno budzić w niej lęk. Rok, nawet kilka miesięcy temu 

byłaby przerażona. Ale nie teraz. To było cudowne. Podniecające, fascynujące. Jak szybowanie wysoko, po 
bezchmurnym  niebie,  z  ciepłymi  promieniami  słońca  na  twarzy.  Żyła  naprawdę.  Nie  czuła  się  tak  od 
dawna, nawet w czasach, gdy jeszcze nie znała Carlosa. A i Carlos nie potrafił tego sprawić.  

- Jestem twoja -powiedziała, oddając pocałunek ze zdwojonym zapałem.  
Jak zawsze, pocałunek rozbudził namiętność, namiętność przekształciła się w pożądanie. Porzucili myśl 

o  zaplanowanym  posiłku,  zapomnieli  o  nim,  ogarnięci  całkiem  innym  głodem.  Potykając  się,  weszli  po 
schodach,  wciąż  całując  się  i  rozpinając  ubrania,  wreszcie  padli  na  łóżko.  Nie  myśleli  o  niczym,  nie 
zwracali na nic uwagi, opanowani niepoddającym się kontroli pożądaniu.  

Zarumieniona na to wspomnienie Estrella przyglądała się pierścionkowi, który Ramón wsunął jej na palec 
kilka dni temu, podczas przyjęcia. Dotknęła go, przesuwając czubkiem palca po pięknych, lśniących 
brylantach, tworzących gwiazdę. Była to zamierzona aluzja do jej imienia. Tego się nie spodziewała. Nie 
marzyła nawet, że mógłby wyszukać coś tak imponującego i zachwycającego.  

-  Ja  ... nie  wiem,  jak  ci  dziękować  -  wyjąkała,  kiedy  umilkły  powinszowania,  skończyło  się  ściskanie 

rąk i poklepywanie Ramóna po plecach, i mogli wreszcie skraść kilka chwil sam na sam w cichym kąciku 
wielkiego pokoju w domu jego ojca ..  

Ramón odrzucił jej podziękowanie wyniosłym ruchem ręki.  
- Jesteś moją narzeczoną. To oczywiste, że powinienem dać ci pierścionek. Przecież nie chcemy, żeby 

ktoś pomyślał, że nie są to prawdziwe zaręczyny. Zawłaszcza twój ojciec.  

Na wspomnienie ojca Estrella wzdrygnęła się w duchu. Nie chciała myśleć, dlaczego don Medrano jest 

nagle taki uśmiechnięty. Dlaczego rzucił kilka życzliwych spojrzeń swojej marnotrawnej córce - a jeszcze 
życzliwszymi obdarzył przyszłego zięcia.  

- Ojciec jest wdzięczny, że uwolni się od niegodnej córki. I myśli, że jesteś wspaniały, bo wybawiłeś go 
ode mnie, choć mam opinię "szkarłatnej wszetecznicy".  

Nagłe zmarszczenie brwi Ramóna odczuła jak pchnięcie ostrym sztyletem. Miała. świadomość, że mówi 
rozdrażnionym,  nawet  napastliwym  tonem,  ale  nie  potrafiła  się  opanować.  Wiedziała,  ile  godzin  spędził 
Ramón w bibliotece razem z Alfredem i jego adwokatem na negocjacjach, które miały zdecydować o jej 
losie. Ramón nie podał jej szczegółów, za to ojciec - tak. Zdradził z detalami, co zaproponował jako swój 
wkład  do  umowy.  Więc  była  pewna,  że  Ramón  wyszedł  z  biblioteki  jako  właściciel  upragnionej  stacji 
telewizyjnej i że kosztowało go to połowę sumy, którą zamierzał wyłożyć z początku.  

- Może żenię się z tobą dlatego, że jesteś "szkarłatną wszetecznicą" - wycedził kpiącym tonem. W jego 

oczach  pojawił  się  srebrzysty  błysk,  gdy  obrzucił  spojrzeniem  smukłą  sylwetkę  dziewczyny  w  obcisłej 
czarno-złotej sukni. - Pewne jest, że to ze "szkarłatną wszetecznicą" chcę żyć ... I mieć ją w swoim łóżku.  

Z uśmiechu, który pojawił się w kącikach jego ust, gdy skończył mówić, zorientowała się, że wspomi-

nał,  jak  odwiedzała  go  w  jego  mieszkaniu,  jak  ekscytująco  spędzali  te  wieczory  -  nie  mówiąc  już  o 
większości poranków i popołudni.  

- Nieważne, ile razy się kochamy, wciąż nie mogę się tobą nasycić.  
Nadal miała w pamięci te tajemnicze finansowe negocjacje, więc przekonała się, że - wbrew swojej woli 

- nie potrafi powstrzymać się przed wypowiedzeniem zjadliwej uwagi.  

- To dobrze ... bo nie chcę, żebyś sobie pomyślał, że możesz odstąpić od naszej umowy.  
- A dlaczego miałbym tego chcieć, moja śliczna gwiazdko?  
Ramón pochylił się i przesunął ustami po jej czole, wzdłuż linii ciemnych brwi, do delikatnej żyłki pul-

background image

sującej na skroni.  

- Cóż, masz, czego pragnąłeś, więc ...  

- Uważasz, że mógłbym złamać obietnicę? Nie dotrzymać danego ci słowa?  

Jego  głos brzmiał  groźnie  i  ostro,  spojrzenie,  które  wbił  w  szeroko  otwarte,  podkrążone  oczy  dziew-

czyny, płonęło ogniem gniewu.  

- Nie wiesz, że prędzej bym umarł, niż to zrobił? Estrelli zakręciło się w głowie, jej niemądre, naiwne serce 
podskoczyło z radości, że może jest dla niego czymś więcej niż tylko żoną, stanowiącą nieodłączną część 
umowy handlowej. Ale właśnie gdy jej umysł zaprzątnięty był tym szalonym marzeniem, następne słowa 
Ramóna zniszczyły je całkowicie, podziałały niczym chlust lodowatej wody w twarz.  

- Jeśli daję komuś słowo, to dotrzymanie go jest kwestią honoru - stwierdził zwięźle, podkreślając ostro 

każde słowo. - Poza tym, twój ojciec nie jest głupcem. Nie złoży swojego podpisu na umowie, dopóki mój 
nie znajdzie się na świadectwie ślubu. Więc nie musisz się obawiać, querida, że ucieknę sprzed ołtarza. Za 
dobrze wiem, czego chcę od życia, żeby to zrobić.  

- Ponieważ widzisz to wszystko jako transakcję. To ściągnęło na nią kolejne szybkie, karcące spojrzenie 
tych stalowoszarych oczu, z których znikła kpina, pozostawiając po sobie ponurość i lodowaty chłód.  

- Ja nie sypiam ze wspólnikami, dono Medrano.  

Nigdy tego nie robiłem i teraz też nie będę. - Więc dlaczego ... ?  

Ich  sam  na  sam  dobiegło  końca.  Mercedes  zauważyła  ukrytą  w  kącie  parę  i  za  chwilę  podeszła  do  nich 
razem z Cassie. Bratowa zaciągnęła Ramóna na parkiet, więc okazja do dalszej rozmowy przepadła.  

Później też się nie nadarzyła. Przeszkodziły temu tańce, kolacja, toasty i przemówienia. Estrelli wyda-

wało się, że cały jej czas pochłaniają podziękowania za życzenia, przyjmowanie gratulacji z największym 
entuzjazmem, najaki potrafiła się zdobyć, modląc się w duchu, by jej uśmiech wydawał się naturalny, a nie 
sztywny i wymuszony.  

Pod  koniec  wieczoru  bolały  ją  szczęki  i  mięśnie  policzków,  a  próbując  odgrywać  role  szczęśliwej  i 

podnieconej narzeczonej nabawiła się migreny. Tymczasem w głębi duszy czuła taki zamęt i niepokój, że 
miała wrażenie, iż nigdy nie będzie w stanie myśleć jasno.  

Ramón nagle wydał się jej innym człowiekiem.  

Goście  mogli  tego  nie  zauważyć;  często  się  uśmiechał,  dużo  mówił,  opowiadał  dowcipy,  był  wprost 
uosobieniem  dumnego,  szczęśliwego  narzeczonego.  Ale  dla  kogoś  tak  wrażliwego  na  jego  nastroje,  na 
każdą zmianę w głosie, spojrzeniu, jak Estrella, jasne było, że myślami przebywał gdzie indziej.  

Obejmował ją w tańcu, jednak w rzeczywistości jej nie dotykał. Podtrzymywał uprzejmą, banalną 
konwersację, słuchał jej odpowiedzi, reagował na nie, ale wydawało się, że jej nie słyszy. Choć przez 
resztę wieczoru rzadko się od niej oddalał, miała wrażenie, że to nie Ramon jej towarzyszy, lecz blady 
cień mężczyzny, który był jej narzeczonym, kochankiem i przyszłym mężem, a którego w gruncie rzeczy 
wcale nie znała.  

Nie doszło także do tak upragnionej rozmowy.  

Ledwo  zdążyli  pożegnać  ostatnich  ociągających  się  gości,  Ramón  gestem  przywołał  pokojówkę,  która 
podbiegła, przynosząc płaszcz Estrelli. Na drugie skinienie pojawił się szofer, naj widoczniej oczekujący 
tego wezwania, i w mgnieniu oka przed głównym wejściem zatrzymała się wielka, luksusowa limuzyna.  

- Ale ... - próbowała zaprotestować, jednak Ramón nie zwrócił uwagi na jej sprzeciw.  

- Obiecałem twojemu ojcu, że dopilnuję, żebyś bezpiecznie dotarła do domu -  tylko tyle powiedział.  - 

Wypiłem za dużo szampana i nie mogę sam cię odwieźć, więc Paco się o to zatroszczy.  

- Myślałam ... Nie chcę jeszcze wychodzić!  
- Estrello - głos Ramóna miał irytująco rozsądne, nawet łagodne brzmienie, ale chłód w oczach i wojow-
niczo wysunięta broda sygnalizowały zupełnie inne uczucia. - Już późno, a mamy przed sobą pracowity 
tydzień w związku z przygotowaniami do wesela.  
Dotknął lekko ręką jej twarzy, przesunął palcami po policzku. Gdyby nie wyraz jego oczu, częściowo 

przysłoniętych powiekami, odwróciłaby głowę i przycisnęła wargi do wnętrza tej dłoni.  

- Nie jestem zmęczona.  
- I chcę, żeby tak pozostało. W dzień naszego ślubu chcę zobaczyć zaróżowioną pannę młodą, a nie 
istotę bladą i wykończoną z braku snu. 
- Ale ...  
- Estrello, jedziesz do domu.  
Nie podniósł głosu, mówił tak samo chłodno, ale jednocześnie dobitnie, że nie miała odwagi się sprze-

background image

czać. A już z pewnością nie odważyła się wyznać, że miała nadzieję, że zostanie u niego na noc. Że po-
trzebowała uścisku jego ramion, dotyku ust na swoich wargach.  

- No dobrze, jeśli nalegasz.  
Próbując skłonić go do pocałunku, stanęła na palcach i przycisnęła usta do kłującego policzka, do ust. 

Ale nie doczekała się odzewu. Nie odwzajemnił nawet całusa, sięgnął po jej długi, wieczorowy płaszcz z 
czarnego aksamitu i narzucił go na ramiona Estrelli.  

- Dobranoc, querida. Śpij dobrze.  
Wziął ją pod ramię, niemal siłą sprowadził po schodach, do czekającego samochodu, dał jej tyle czasu, 

by zdołała usadowić się na tylnym siedzeniu, zatrzasnął drzwi i wyprostował się.  

Próbowała  jeszcze  pomachać  do  niego,  przesłać  mu  pocałunek,  ale  zastukał  tylko  w  okno  kierowcy, 

dając  mu  znak  do  odjazdu,  potem  cofnął  się  i  z  nieprzeniknionym  wyrazem  twarzy  obserwował,  jak  sa-
mochód odjeżdża.  

Choć od tego czasu spotkała się z nim kilka razy, nigdy już nie wziął jej do sypialni. Zachowywał się z 

nienaganną uprzejmością, nawet przyjacielsko, ale zadbał o to, by rzadko zostawali sami, a jeśli już - to w 
takich miejscach, gdzie mogli się najwyżej pocałować, a na pewno nie uprawiać miłość.  

Więc dzisiejszej nocy - nocy poślubnej - Estrella oczekiwała z pewną obawą, jak gdyby była dziewicą, :tóra 

po raz pierwszy będzie kochać się z mężem.  

Jakiego Ramóna mogła się dziś spodziewać? Gorliwego, namiętnego kochanka, który nie mógł utrzymać rąk 

przy  sobie,  czy  przygaszonego,  chłodnego  zamkniętego  w  sobie  mężczyznę,  jakim  był  od  przyjęcia 
zaręczynowego? Niespokojnie obracała na laku zaręczynowy pierścionek, zdradzając tym swoje zaniepokojenie 
i skrępowanie.  

- Estrello!  

Głos  Mercedes  przywołał  ją  z  odległego  miejsca,  do  którego  zaprowadziły  ją  rozmyślania.  Podskoczyła, 

poderwała głowę i szeroko otworzyła 

oczy·  

- Prze ... przepraszam - zdołała wykrztusić, próbując odzyskać panowanie nad sobą. - Zamyśliłam się·  
-  A  ja  wiem  nad  czym!  -  uśmiechnęła  się  Mercedes.  -  Naprawdę  źle  z  tobą!  Zastanawiam  się,  czy  mój  brat 

zdaje sobie sprawę, jak szaleńczo jesteś w

 

nim zakochana!  

- Co ... 

?  

Estrella  wzdrygnęła  się  i  próbowała  coś  powiedzieć,  ale  słowa  uwięzły  jej  w  gardle,  a  język  odmówił 

posłuszeństwa, gdy dotarło do niej w końcu znaczenie słów Mercedes.  

Zakochana.  
Czy Mercedes powiedziała "zakochana"?  

Nie była w stanie zebrać myśli i zastanowić się nad problemami związanymi z tym uczuciem. Problemami, które 
miały całkowicie zmienić jej życie.  
Mogła być tylko wdzięczna losowi, że Mercedes akurat w tym momencie odwróciła się, by sięgnąć po torebkę, i 
nie zobaczyła, że twarz Estrelli pokrywa się bladością. 

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY  

- Ona zaraz tu będzie.  

Joaquin uśmiechnął się szeroko do brata. Stali z boku ołtarza w małym wiejskim kościółku.  

- Lepiej ciesz się ostatnimi chwilami wolności.  
- I to mówi facet, który sam się ożenił jakiś mie-  

siąc  temu  -  zaśmiał  się  Alex,  naj  młodszy  z  trzech  synów  Juana  Alcolara.  -  Jako  stary  żonkoś  gorąco 
polecam małżeński stan.  

Naprawdę  tak  uważa,  pomyślał  Ramón,  widząc,  jak  ciemnoszare  oczy  Alexa  spoczęły  na  wysokiej, 

szczupłej kobiecie o kasztanowych włosach. Jego angielska żona, Luiza, siedziała o kilka metrów od nich, 
w jednej z ławek rodziny Alcolar, trzymając na kolanach malutką córeczkę. Od czasu, gdy Alex powrócił z 

background image

Anglii z Luizą, która utrzymywała, że jest jego żoną, byli dosłownie nierozłączni. Narodziny Marii Eleny 
stały się ukoronowaniem ich miłości.  

Starszy przyrodni brat Ramóna też odnalazł szczęście, chociaż nie obyło się bez problemów, nim Joaquin 
zmądrzał i zrozumiał, że jest po uszy zakochany w Cassie. Teraz byli już po ślubie i oczekiwali pierwszego 
dziecka. Joaquin dojrzał i złagodniał, napięte ongiś stosunki z ojcem i Ramónem poprawiły się znacznie, 
kiedy zaczął nowe życie. Świadomość, że kocha i jest kochany, zmieniła mężczyznę znanego jako El Lobo 
- Samotny Wilk - w zupełnie innego człowieka.  

W duchu Ramón przyznawał, że jest zazdrosny jak diabli. Szczerze mówiąc, sam kiedyś marzył o takim 

szczęśliwym zakończeniu dla siebie.  

Jego życie rodzinne - dorastanie bez matki, pod okiem mężczyzny, którego uważał za ojca, surowego, 

brutalnego  i  pozbawionego  uczuć  -  sprawiło,  że  marzył  o  posiadaniu  domu,  jakim  cieszyli  się  jego 
przyjaciele. Poprzysiągł, że pewnego dnia, gdy będzie już dojrzałym mężczyzną, stworzy dla siebie takie 
życie i dom, jakiego nigdy nie miał, z żoną, którą pokocha i wokół której będzie kręcił się jego świat.  

Więc  dlaczego  żenił  się  z  Estrellą?  Dlaczego  stał  tu  dzisiaj,  ze  swymi  braćmi,  ubrany  w  tradycyjną, 

ręcznie haftowaną koszulę, którą – ku jego osłupieniu - Estrella uparła się sama uszyć?  

- Muszę przyznać, że jestem zdumiony - mówił Alex. - Zawsze myślałem, że jeśli już ktoś cię zaciągnie 

przed ołtarz, to tylko śliczna Benita. Najpierw świata poza nią nie widzisz, a potem nagle oznajmiasz, że 

żenisz się z kobietą, o której nikt z nas nie słyszał. Co cię opętało, do diabła?  
- Estrella mnie opętała – odparl Ramón, uświadamiając sobie, że mówi szczerą prawdę.  
Zadawał sobie to pytanie nieskończenie wiele razy i nigdy nie znalazł na nie bardziej logicznej odpowiedzi.  

Opętała go Estrella. Wtargnęła w jego życie niczym płonąca kometa, a nie zwykła gwiazda, od której 

pochodziło  jej  imię.  Od  tej  pory  nie  był  w  stanie  rozsądnie  myśleć.  Zapomniał  o  Benicie,  która  do 
niedawna wydawała mu się najbardziej godną pożądania kobietą. Nawet gdyby chciał, nie mógłby sobie 
przypomnieć jej twarzy - a nie chciał. Jego umysł zajęty był tylko tą, którą miał dziś poślubić.  

- Mercedes zawsze mówiła, że jeśli się kiedyś zakochasz, to całkiem stracisz głowę - wtrącił Joaquin. - 

Ale była pewna, że dużo czasu upłynie, nim znajdziesz sobie kogoś, z kim zechcesz się związać.  

- Mercedes myśli, że zjadła wszystkie rozumy - zakpił Ramón, mając nadzieję, że brzmi to przeko-  

nująco.  

Owszem, stracił głowę, ale nie z miłości. Zawładnęło nim pożądanie i nie mógł uwolnić się od więzów 

namiętności, którymi spętała go Estrella. Nie był zresztą pewien, czy tego chce.  

Nie  wiedział,  czy  w  ogóle  wierzy 

miłość.  Och,  kiedyś  w  nią  wierzył,  gdy  był  młodszy.  Dopiero 

wiadomość, że nie jest synem Reubena Dario, że matka zdradziła męża na początku ich małżeństwa i on 
jest tego owocem, pozbawiła go złudzeń.  

- Nasz siostrzyczka sama powinna dowiedzieć się, czym jest miłość, nim zacznie pouczać, jaki ma ona 

wpływ na życie innych.  

- Niewykluczone, że nie będziemy długo na to czekać - odpowiedział starszy brat. - Od jakiego czasu jest 
bardzo roztargniona. Może o kimś myśli  

- No, jeśli tak, to niech Bóg się zmiłuje nad nami - wtrącił nabożnym tonem Alex. - Pamiętacie, jak -  

uznała, że jest we mnie zakochana, kiedy po raz pierwszy zjawiłem się u was? Zanim dowiedziała się, że 
jestem jej bratem? Jeśli zakocha się naprawdę, to od razu wpadnie po uszy.  

-  Chyba  to  cecha  rodzinna  -  mruknął  ironicznie  Joaquin.  -  Tylko  niektórym  z  nas  poznanie  prawdy 

zabiera więcej czasu.  

A niektórzy z nas zadowalają się czym innym, uznał Ramón, choć nie wypowiedział tych słów na głos. 

Jedno było pewne - wpadł po uszy od razu i z każdym dniem pogrążał się coraz bardziej. I dlatego znalazł 
się w tym kościele. Nie z powodu tej cholernej stacji telewizyjnej ani dlatego, że Estrella go o to prosiła, 
ani dla arystokratycznego dziedzictwa, które w przyszłości miało przypaść jego dzieciom.  

Był tutaj, gdyż nie mógł trzymać się z dala, bo ze wszystkich rzeczy, które zyskiwał dzięki temu ukła-

dowi, najważniejsza była dlań Estrella.  

- Już przyszła.  
Nie był pewien, który z braci to powiedział, uświadomił sobie tylko, że stłumione odgłosy poruszenia i 

podniecenia, dolatujące z drugiego końca kościoła, oznajmiały, że Estrella, jego narzeczona i niebawem 
żona, zjawiła się wreszcie.  

Teraz była ostatnia chwila na zmianę zdania - gdyby zamierzał je zmienić.

 

background image

dziwo, nie miał żadnych wątpliwości. Czuł głęboką pewność, że tego właśnie pragnie, że to jedyna 

słuszna droga. Przynajmniej na razie, a dalej będzie, co ma być.  

Zaczyna  się  -  teraz  przemówił  Joaquin.  Starszy  brat  ocenił  wygląd  Ramóna,  poprawił  mu  krawat  i 

klepnął go po ramieniu. - Kurtyna w górę, hermana.  

Właśnie  ten  zwrot  hermana  -  "bracie"  poruszył  Ramóna  do  żywego.  Dotychczas  w  ich  stosunkach 

istniało  pewne  napięcie,  nieuniknione,  zważywszy  na  niekonwencjonalne  układy  w  rodzinie  Alcolarów, 
więc  to  czułe  słowo,  któremu  towarzyszył  szeroki  uśmiech,  wytrąciło  go  z  równowagi.  Czuł  taką  ulgę, 
radość  i  wdzięczność,  że  nie  od  razu  zwrócił  uwagę  na  poruszenie,  wywołane  pojawieniem  się  panny 
młodej.  

-  O  Boże  ...  -  to  było  pierwsze,  co  usłyszał  Ramón.  Ten  szept  Aleksa,  w  którym  mieszało  się  niedo-

wierzanie i przewrotne rozbawienie, gwałtownie sprowadził go na ziemię. - Ramónie?  

Za jego plecami narastały szepty i komentarze, wzbierały niczym fala, stawały się coraz głośniejsze i w 

końcu nie dało się ich dłużej ignorować. Nie mógł więc stać tak dalej przy ołtarzu, zwrócony plecami do 
obecnych. Musiał się odwrócić, musiał popatrzeć.  

Mój Boże, jakaż ona piękna!  

To była jego pierwsza myśl, jedyna, na którą się zdobył. Na widok Estrelli zaparło mu dech w piersiach, 
zakręciło mu się w głowie. 

Szła do ołtarza sama, nie zgodziła się, by ojciec oddawał ją przyszłemu mężowi. Nie nosiła welonu ani 

innego  przybrania  głowy,  jedynie  upięła  wysoko  lśniące  kruczoczarne  włosy  i  przyozdobiła  je  małymi 
białymi  kwiatkami.  Twarz  miała  nieco  bladą,  lecz  zdecydowaną;  ten  kontrast  sprawiał,  że  jej  wielkie, 
ciemne  oczy  wydawały  się  jeszcze  większe  i  ciemniejsze.  Gdy  Ramón  się  odwrócił,  te  szeroko  otwarte 
oczy  wpiły  się  w  jego  twarz,  obserwując  go  czujnie,  i  odrobina  rumieńca  zabarwiła  porcelanowo  białe 
policzki.  

Uczesanie  podkreślało  smukłą,  wytworną  linię  szyi,  na  której  Estrella  zawiesiła  tylko  cieniutki  złoty 

łańcuszek z brylantową gwiazdą. Wisiorek ten, pasujący do zaręczynowego pierścionka, Ramón przysłał 
jej  poprzedniego  dnia  jako  ślubny  dar.  Gwiazda  spoczywała  wygodnie  u  nasady  szyi,  odsłoniętej  przez 
kwadratowe  wycięcie  sukni.  Kwadratowy  dekolt  był  jednym  szczegółem  stroju,  który  zdradziła 
Ramónowi.  

Kwadratowy dekolt długiej, dopasowanej, jedwabnej ...  
Przesunął  spojrzenie  niżej,  przyglądając  się  uważnie  sukni,  potem,  zaszokowany,  poderwał  głowę  i 

spojrzał w twarz narzeczonej.  

- Och, Estrello - wyszeptał ze zdumieniem i dumą, tłumiąc śmiech. - Och, mi Estrella.  
Ojciec jest wdzięczny, że uwolni się od niegodnej córki 
- w uszach wyraźnie brzmiały mu słowa, które 

wypowiedziała podczas ich przyjęcia zaręczynowego.  

I myśli, że jesteś wspaniały, bo wybawiłeś go ode mnie, choć '?lam opinię "szkarłatnej wszetecznicy".  

Wiedział, że krążyło  mnóstwo plotek. Wścibskie kumoszki z wioski, jej ojciec, starsza i bardzo zgor-

szona ciotka - wszyscy zastanawiali się, jak dziewczyna ubierze się do ślubu. Przekonywali, że tradycyjna 
biel nie będzie odpowiednia. Sugerowali kolor kremowy, a może błękitny ...  

Estrella słuchała, myślała swoje i ani słowem nie zdradziła, co planuje. Teraz czekał ich prawdziwy cios 

między oczy.  

Suknia była długa, do ziemi, jak większość tradycyjnych ślubnych sukni. Uszyta z przepięknego, naj-

miększego  jedwabiu,  idealnie  skrojona,  nieskazitelnie  elegancka  -  jak  wszystko,  co  wybierała  Estrella. 
Obcisły stanik z kwadratowym dekoltem kontrastował ze zwojami materii i długim trenem, ciągnącym się 
od szczupłej talii. Jednym słowem - doskonały, klasyczny strój ślubny, gdyby nie jeden szczegół...  

Jeszcze  żadnej  sukni  ślubnej  nie  uszyto  z  tak  oślepiającego,  nieprawdopodobnego,  bijącego  w  oczy 

szkarłatu.  

Moja "szkarłatna wszetecznica ".  
Moja zuchwała, ołśniewająca, moja dziełna Estrel/a.  

Ramon nie wiedział, czy wypowiedział na głos te słowa, czy tylko rozbrzmiewały w jego myślach. Widząc 
wahanie i nagłe zwątpienie w oczach dziewczyny uświadomił sobie, że nie może tak stać bezczynnie i 
czekać.  

Zanim zorientował się, że to robi, opuścił swoje miejsce pod ołtarzem i ruszył w jej kierunku. Wyciąg-

nął do niej rękę.  

Natychmiast niepewność i obawa zniknęły z jej twarzy. Rzuciła mu szeroki, oślepiający uśmiech, ujęła 

background image

bukiet  w  jedną  rękę  i  podała  mu  drugą.  Jej  uśmiech  stał  się  jeszcze  szerszy,  kiedy  zacisnął  palce  na  jej 
dłoni.  

- Moja "szkarłatna wszetecznica". Moja piękna "szkarłatna wszetecznica".  

Tym razem powiedział te słowa naprawdę, ale szeptem, który tylko oni mogli usłyszeć. Uniósł do ust 

dłoń  panny  młodej  i  złożył  na  niej  gorący  pocałunek,  potem  wsunął  pod  ramię  ucałowaną  dłoń  i  uś-
miechnął  się.  Zauważył  lśnienie  łez  w  ciemnych,  wpatrzonych  w  niego  oczach,  i  wiedział,  że  pomimo 
pozorów  odwagi  -  prostych  jak  struna  pleców,  podniesionej  hardo  głowy  i  zdecydowania,  z  jakim  szła 
samotnie przez nawę - wcale nie była tak pewna siebie. Choć odważna i zdecydowana, w środku dygotała z 
łęku.  Więc  przycisnął  swą  wielką,  szeroką  dłonią  smukłą,  delikatną  rączkę,  spoczywającą  na  ciemnym 
rękawie jego fraka. Znowu się do niej uśmiechnął i zauważył, że wraca jej pewność siebie.  

- Gotowa? - spytał szeptem. Skinęła głową, tym razem pewnie, zdecydowanie, bez wahania.  
- Tak - powiedziała i ruszyła razem z nim w kierunku czekającego księdza.  

Przybyła do kościoła niemal w stanie histerii.  

Słowa Mercedes uderzyły w nią z mocą błyskawicy, oświetlając wszystko, czego dotąd nie widziała łub nie 
rozumiała. Zakochała się ślepo, wariacko, na śmierć i życie w Ramónie Dario, którego Alfredo Medrano 
dla niej kupił.  

Nie czuła nic podobnego do Carlosa. To nie była miłość, lecz zaślepienie, zakochanie w idei zakocha-

nia. Myślała, że zależy jej na nim, ale nie dało się tego porównać z wielką, wszechogarniającą falą uczucia 
do  Ramóna.  Jej  namiętność  do  Carlosa  była  tylko  krótkim,  słabym  zauroczeniem,  które  z  czasem  prze-
minęło.  Co  innego  miłość  do  Ramóna.  Zakorzeniła  się  silnie  w  jej  sercu,  stała  się  częścią  jej  samej,  jej 
duszy. Nie mogłaby jej wyrwać i żyć dalej. Bez niego byłaby niczym, nie byłoby dla niej przyszłości.  

Gdy  uświadomiła  sobie  to,  zachwiała  się,  zwolniła  kroku.  Nie  wiedziała,  czy  zdoła  iść  dalej.  Kolana 

uginały  się  pod  nią,  zimny  dreszcz  przebiegł  jej  po  plecach  i  gdyby  miała  więcej  sił,  spanikowałaby  i 
uciekła z kościoła. Ale w tej właśnie Ramón odwrócił się i spojrzał na nią.  

Zrobił więcej: podszedł do niej z wyciągniętą ręką. Ujął jej dłoń mocnymi, ciepłymi palcami, dodając 

jej otuchy.  

Moja "szkarłatna wszetecznica" - powiedział. Moja piękna "szkarłatna wszetecznica".  

Może  to  nie  było  wiele.  Na  pewno  nie  wszystko,  o  czym  marzyła.  Nie  było  gwałtownych,  żarliwych 
zapewnień  o  miłości.  Ale  też  ich  nie  oczekiwała.  A  kiedy  porównała  te  słowa,  wypowiedziane  niskim, 
zachrypniętym głosem, w którym dźwięczało głębokie oddanie, z kwiecistymi, przesadnymi i nieszczerymi 
komplementami, jakimi obsypywał ją Carlos, wiedziała, co woli i w co wierzy.  

Kiedy się do niej uśmiechnął, poczuła, że poszłaby za nim wszędzie. Jeśli miała dotąd jakieś wątpliwo-

ści, teraz zrozumiała, że kocha go naprawdę, że nie jest w nim tylko zakochana.  

A Ramón?  

Zdawała sobie sprawę, dlaczego się z nią żenił.  

Zaczynali wspólne życie z niewłaściwych powodów - finansowych, nie uczuciowych. To było małżeństwo 
z rozsądku, ale nie musiało takim pozostać. Było to również małżeństwo z namiętności, i jak długo trwała, 
tak długo ich coś łączyło. Byłaby ostatnią idiotką, gdyby nie potrafiła tego wykorzystać.  

Tak  długo,  jak  to  będzie  trwało,  pozostaniemy  małżeństwem,  powiedział  Ramón.  Dopóki  oboje  nie 

zdobędziemy tego, czego pragniemy  

No  cóż,  zdobył  już  to,  czego  chciał  -  albo  zdobędzie  jeszcze  przed  końcem  tego  dnia.  Ale  jej  też 

pragnął,  okazywał  to  w  sposób  nie  pozostawiający  wątpliwości.  Jego  pożądanie  było  tym  asem,  który 
trzymała w rękawie. Jak długo będzie jej pożądał, ich związek utrzyma się.  
A jak długo będą ze sobą, istniała szansa, że poczuje do niej coś więcej niż pociąg fizyczny, do którego się 
przyznawał. Już ona zadba, aby namiętność nie ostygła. Będzie ją podsycać, obserwować, jak rośnie, 
modlić się, by wciąż był przykuty do niej okowami pożądania. 

Na początek to wystarczy; mogła tylko prosić Boga, żeby, jeśli starczy czasu i los zechce im sprzyjać, to 

uczucie przekształciło się w coś mocniejszego.  

Ta  myśl  pozwoliła  jej  przetrwać  długą  ceremonię  i  ucztę,  która  nastąpiła  po  niej.  To  może  się  udać; 

wiedziała, że może się udać.  

Bo  jeśli  tak  się  nie  stanie,  ich  związek  nie  będzie  miał  szans.  Jeśli  Estrella  nie  zdoła  przekształcić 

namiętności, którą żywił do niej Ramón, w uczucie głębsze i mocniejsze, to pewnego dnia - bez ożywczego 
tchnienia  miłości  -  namiętność  osłabnie  i  pozostawi  po  sobie  pustkę.  Wtedy  go  straci.  On  odwróci  się  i 
odejdzie od niej na zawsze.  

Ale wciąż jeszcze miała czas. I zamierzała wykorzystać go najlepiej, jak potrafi. Zacznie od dzisiejszej 

background image

nocy.  

ROZDZIAŁ JEDENASTY  

Dzięki Bogu, już prawie po wszystkim, pomyślał z ulgą Ramón.  
Gdyby  miał  spędzić  kolejną  godzinę  -  a  nawet  minutę  -  na  uprzejmych  rozmowach,  przyjmowaniu 

gratulacji, uśmiechaniu się przy niezbyt taktownych żartach na temat utraconej wolności oraz czekającej go 
nocy, chybaby eksplodował.  

Nie  znaczyło  to,  że  nie  cieszyło  go  przyjęcie  owszem,  bawił  się  dobrze  ...  z  początku.  Przyjemność 

sprawiała mu obecność rodziny, taniec z Estrellą, z Cassie i Mercedes, a potem znowu z Estrellą. Ale co za 
dużo to niezdrowo. Miał już po dziurki w nosie przebywania z gośćmi, wystawiania się na pokaz.  
Chciał zostać sam na sam ze swoją żoną. Spojrzał w drugi koniec wielkiej sali balowej, gdzie stała Estrella, 
olśniewająco piękna w szkarłatnej sukni, i śmiała się z czegoś, co mówiła do niej Mercedes. Z odchyloną w 
tył głową i lekkim rumieńcem na policzkach nie przypominała tej bladej, zalęknionej, wątłej istoty, która 
zjawiła się w kościele.  

- Ślicznie wygląda, prawda?  

U boku Ramóna znalazł się Juan Alcolar. W ręku trzymał kieliszek z winem. Jego ciemnobrązowe oczy 
wpatrywały się w Estrel1ę, ale było w nich coś, co przyciągnęło uwagę Ramóna i skłoniło go, by uważniej 
przyjrzał się ojcu.  

Głos Juana brzmiał nieco ochryple, a oczy dziwnie błyszczały. Gdyby chodziło o kogoś innego, można 

by podejrzewać, że ma w oczach łzy.  

Ramón  zauważył  w  duchu,  że  ojciec  nie  był  typem  człowieka,  okazującego  emocje.  Prawdę  mówiąc, 

rzadko  otwierał  się  przed  ludźmi,  nawet  przed  członkami  rodziny.  W  każdym  razie  -  nie  przed  synami. 
Tylko Mercedes potrafiła go do tego skłonić. Tak było zawsze, od chwili, gdy się po raz pierwszy spotkali, 
wiele lat temu. Ramón wkroczył wtedy do biura Juana Alcolara i zażądał wyjaśnienia, czy prawdą jest to, 
czego się właśnie dowiedział. Że Juan jest jego prawdziwym ojcem, a nie - jak dotąd wierzył - niedawno 
zmarły Reuben Dario.  

- Przypomina mi Honorię.  
Ramón  odwrócił  gwałtownie  głowę,  nie  mogąc  uwierzyć  własnym  uszom.  Honoria  była  żoną  Juana, 

matką Joaquina i Mercedes. Zadziwiło go, że ojciec wspomniał o niej teraz, a przecież nigdy tego nie robił.  

- Naprawdę była podobna do Estrelli? - spytał ostrożnie.  

- Bardzo.  

Juan upił trochę wina z kieliszka, jak gdyby zbierając się na odwagę.  

- Nie powtarzaj moich błędów, synu. 

- Błędów?  
Ramón wiedział, że jego głos 

zabrzmial ostro; 

zastanawiał się nawet, czy ojciec nie wycofa 

się 

znowu do 

swojej skorupy, ale Juan najwyraźniej postanowił otworzyć się przed synem.  

- Kochałem dwie kobiety - powiedział. -  i obie straciłem.  
- Moją matkę ...  
Juan skinął ze smutkiem głową.  
-  Uwielbiałem  Marguerite,  ale  byłem  młody  ...  i  głupi.  Powiedziałem  jej,  że  nie  chcę  zobowiązań  ani 

małżeństwa. Złamałem jej serce. Dlatego wyszła za Reubena Dario.  

Ramón  zastanawiał  się,  dlaczego  właśnie  teraz,  może  po  raz  drugi  w  życiu,  ojciec  zdecydował  się 

porozmawiać o jego matce, a nawet wymienił jej i

mię·  

- Ale spotkałeś ją jeszcze - stwierdził szorstko.  
- Tylko jeden raz. Przypadek zetknął nas ze sobą. Byłem już żonaty z Honorią, Joaquin miał prawie dwa 
lata ...  
Westchnął ciężko, z głębi serca.  

-  Nic  się  nie  zmieniło.  Wciąż  była  najpiękniejszą  kobietą,  jaką  widziałem,  kobietą moich  marzeń.  I  była 

background image

zagubiona, samotna. Ona i Dario nie mogli mieć dzieci, ich małżeństwo się rozpadało. Nie jestem dumny z 
tego, co się stało. Spędziliśmy razem tydzień, gdy Reuben przebywał w Ameryce. Jeden cudowny tydzień. 
Ale  oboje  wiedzieliśmy,  że  tak  dalej  być  nie  może.  Żadne  z  nas  nie  mogłoby  żyć  z  poczuciem  winy,  z 
myślą, że krzywdzimy innych. Więc się rozstaliśmy. Ty przyszedłeś na świat dziewięć miesięcy później.  

- A matka umarła, zanim skończyłem dwa miesiące.  
Nie pamiętał matki. Miał przed oczami tylko jej twarz z fotografii, które oglądał.  

- Ale wkrótce o niej zapomniałeś - dorzucił, nie potrafiąc ukryć goryczy.  -  Znalazłeś sobie inną. Alex 

jest tylko o rok młodszy ode mnie.  

- Nie! - zaprzeczył gwałtownie ojciec. - To nie było tak. Straciłem głowę, nie wiedziałem, a raczej nie 

obchodziło mnie, jak postępuję. Kiedy pojechałem w interesach do Anglii, spotkałem kobietę ... Pracowała 
jako  gospodyni  w  domu,  w  którym  gościłem.  Wyglądała  jak  twoja  matka  ...  Jak  Marguerite,  kiedy  się 
poznaliśmy. Upiłem się. To była jednorazowa przygoda. Nie miałem nawet pojęcia, że zaszła 

ciążę. Do 

chwili, gdy pojawił się Alex.  

- A ta druga?  

Estrella zakończyła rozmowę i rozejrzała się dokoła, szukając kogoś wzrokiem. Zauważyła Ramóna i 

przesłała mu taki uśmiech, że zakręciło mu się w głowie.  

- Druga kobieta, którą kochałem? To Honoria, moja żona, matka Joaquina i Mercedes.  
- Zawsze myślałem, że to było małżeństwo z rozsądku.  

- Bo tak było ... na początku. Sam nie wiedziałem, co mam. 

- Ja też tak sądzę - dodał ochrypłym głosem.  

- Najwyższy czas na rozpoczęcie małżeńskiego  

życia.  

- Zgadzam się. Przebiorę się tylko w coś bardziej odpowiedniego na podróż i jestem do twojej dyspOzyCJI.  
Do  dyspozycji!  Dobry  Boże,  czyżby  wiedziała,  jak  zareagował  na  te  słowa  i  ton,  którymi  zostały 

wypowiedziane? Mógł się założyć, że wiedziała.  

- Idź się przebrać, 

senora 

Dario - rozkazał.  

- I pospiesz się.  

Ten błysk w jej oku i lekkie  wygięcie ust prawie powaliły go na  kołana, ale przynajmniej odsunęła  się od 

niego o krok czy dwa, umożliwiając mu oddychanie, zanim wykonała niski, głęboki, dworski, choć najwyraźniej 
żartobliwy ukłon.  

- Oczywiście, 

senor. 

Jak mój małżonek każe.  

A  to  czarownica!  Wiedziała,  co  robi,  jakie  wrażenie  na  nim  wywiera.  Zaangażowanie  ...  do  diabła,  tak, 

zaangażował się w związek z tą kobietą. Znalazł się w potrzasku, w więzieniu, i w żaden sposób nie mógł się 
uwolnić. Ojciec nie miał powodu do niepokoju.  

- Senor 

Dario ... Ramónie. - W jego myśli wdarł się nagle ten głos. Rozpoznał go i zmarszczył brwi. - Don 

Alfredo?  

- Jak sądzę, mamy jeszcze trochę spraw do załatwienia.  

- Teraz? - Ramón z trudem powstrzymał się od wyrażenia niecierpliwości i niezadowolenia. Pewnie, że teraz. 

Sam na to nalegał. Mieli sfinalizować umowę w dniu, w którym poślubi Estrel1ę, a potem nie chciał o tym 

więcej słyszeć.  

- Oczywiście. Ma pan ze sobą dokumenty?  
- Tutaj. - Starszy mężczyzna dotknął górnej kieszeni swego fraka. - A tam jest pokój - wskazał kierunek 
dłonią - w którym, jak mnie zapewniono, nikt nie zakłóci nam spokoju.  
- Więc dobrze.  
Ramón  przeczesał  włosy  obiema  dłońmi,  starając  się  zebrać  myśli,  przestawić  je  na  sprawy  zawodowe, 

uwolnić od mrocznych zmysłowych fantazji, śladem których chciały podążać.  

- Skończmy już z tym wszystkim.  

Nucąc  cichutko  "I  feel  pretty",  Estrel1a  wyśliznęła  się  z  dopasowanej  szkarłatnej  sukni  i  powiesiła  ją  na 

wyściełanym, pokrytym jedwabiem  wieszaku. Nie  mogła  uwolnić  się  od piosenki z  "West Side  Story", której 
słowa idealnie odzwierciedlały to, co czuła.  

Czuła się ładna. Bardzo ładna ... zachwycająca ... i czarująca. Czyż  mogło być inaczej, skoro widziała, jak 

patrzył  na  nią  Ramón,  widziała  ledwie  powstrzymywaną  namiętność  w  jego  oczach,  odkrywała  ją  w  jego 
pocałunku.  

Sprawi, że mąż ją pokocha, przysięgała sobie w duchu. Może tego dokonać! Naprawdę może tego dokonać.  

Uświadomiła  sobie  nagle,  że  nie  powinna  dłużej  zwlekać.  Poderwała  się  i  przejrzała  w  lustrze.  Makijaż, 

nałożony przez specjalistkę przed wyjściem do kościoła, trzymał się doskonale. Może by dodać odrobinę 

background image

ciemniej szego cienia na powieki, błyszczyk na usta ...  

Zabrało to jej tylko kilka chwil. Wkrótce miała już na sobie eleganckie, kremowe spodnium z czarnym, 

przypominającym kamizelkę topem. Jeszcze sandały na wysokich obcasach i...  

Nie.  Zatrzymała  w  połowie  drogi  uniesioną  dłoń  i  zdecydowała,  że  nie  wyciągnie  spinek,  które  pod-

trzymywały  skomplikowaną  fryzurę,  nie  wyjmie  wpiętych  w  nią  kwiatów  pomarańczy  i  nie  rozpuści 
włosów. Niech zostanie tak, jak jest. Będzie chłodniej, mniej zawracania głowy w podróży, a gdy dojadą 
do  willi,  poprosi  Ramóna  o  pomoc.  Wiedziała,  jak  lubił  zanurzać  palce  w  jej  włosach,  wyczuwała,  że 
spodoba mu się powolne rozplatanie spiętrzonych pasm, widok czarnych loków opadających na twarz, na 
ramiona. Będzie przeczesywał je palcami, robiąc przerwy na pocałunki ...  

Nie  mogła  dłużej  czekać.  Szybko  rozpyliła  ulubione  perfumy  za  uszami,  u  nasady  szyi,  na  dekolcie. 

Potem, wciąż podśpiewując, schwyciła elegancką kopertową torebkę z lakierowanej skóry, skierowała się 
ku  drzwiom  i  zeszła  po  schodach.  Znalazła  się  właśnie  na  podeście,  skąd,  sama  niewidziana,  mogła 
obserwować zatłoczony pokój, gdy nagle jej uwagę przyciągnął odgłos otwierania drzwi. To, co zobaczyła, 
sprawiło, że znieruchomiała, a serce podeszło jej do gardła.  

Ramón i jej ojciec wychodzili właśnie z bocznego pokoju. Razem. A wyjaśnienie mogło być tylko ,jl;dno. 
Tak jak kilka tygodni temu, kiedy spędzili całe popołudnie w bibliotece. Kiedy ...  

Nie, nie chciała o tym myśleć. Żałowała, że ich zauważyła. Ale stało się. I nic nie mogło cofnąć czasu. 

Nie  mogła  znowu  znaleźć  się  na  górze,  zatrzymać  się  dla  poprawienia  żakietu  czy  dodania  dodatkowej 
warstwy tuszu na rzęsy, tak aby wyszła na schody chwilę wcześniej lub później. Żeby tego nie widzieć.  

Nie  widzieć  Ramóna  wychodzącego  z  jej  ojcem,  wkładającego  długą  białą  kopertę  do  wewnętrznej 

kieszeni  fraka.  Ani  ojca,  który  zamknął  trzymane  w  ręku  piękne  złote  pióro,  zanim  wsunął  je  do  górnej 
kieszonki.  

Wesele odprawione. Przysięga małżeńska złożona. Ramón i ona byli mężem i żoną. Więc należało zająć 

się  prawnymi  aspektami,  podpisać  dokumenty,  wymienić  umowy.  Nie  poczekał  nawet  do  końca  dnia 
weselnego,  nim  upomniał  się  o  nagrodę  za  to,  że  się  z  nią  ożenił,  ratując  jej  reputację.  Równie  dobrze 
mógłby  wyciągnąć  kontrakt  w  kościele,  by  został  podpisany,  zaraz  po  umieszczeniu  jego  nazwiska  na 
świadectwie ślubu.  

Miała  wrażenie,  że  jej  serce  przeszył  lodowaty  sztylet;  ból  był  tak  silny,  że  nieomal  krzyknęła.  Z 

ogromnym wysiłkiem zdołała się opanować, przygryzła silnie wargę, aż poczuła w ustach metaliczny smak 
krwi.  
Na szczęście nikt jej nie widział. Tu, gdzie stała, była dobrze ukryta, i byle się nie poruszyła, 

me 

groziło 

jej, że ktoś ją zobaczy.  

Tkwiła zatem w miejscu, z oczami przysłoniętymi palącą mgiełką łez. Łez, z którymi walczyła zaciekle, 

zdecydowana za wszelką cenę powstrzymać się od płaczu. Mówiła w duchu, że policzy do trzydziestu, a 
potem zejdzie na dół. Trzydzieści sekund powinno jej wystarczyć.  

Jeden ... dwa ...  

Nie mogła się powstrzymać od refleksji, że Ramón wcale nie wyglądał na uradowanego, choć osiągnął 

wszystko, czego pragnął, wszystko, za co zapłacił, poślubiając ją. Wprost przeciwnie. Na jego przystojnej 
twarzy  zastygł  grymas,  czarne  brwi  były  zmarszczone,  usta  zaciśnięte;  przypominał  bombę,  która  może 
wybuchnąć  w  każdej  chwili.  Wydawało  się,  że  ktoś  -  być  może  jej  ojciec  podpalił  lont  i  wycofał  się  w 
bezpieczną strefę, poza zasięg nieuniknionej eksplozji.  

Czternaście ... A nie dwadzieścia? Pomyliła się w liczeniu. Nie wiedziała, co robi, gdzie się znajduje. 

Chyba zacznie odliczanie od początku. Albo ...  

- Estrello!  
Nie  sposób  było  nie  poznać  tego  głosu  ani  dźwięczącego  w  nim  ogromnego  zniecierpliwienia.  Zbyt 

późno zorientowała się, że Ramón podszedł do schodów i stał, patrząc na nią. Mógł ją widzieć aż za dobrze 
-  i  najwyraźniej  chciał  się  dowiedzieć,  dlaczego  zastygła  w  miejscu,  sprawiając  wrażenie,  jakby 
zapomniała drogi do sali balowej. 

-  Estrello!  -  powtórzył  ciszej,  lecz  z  taką

 

Samą 

stanowczością,  'dając  do  zrozumienia,  że  nie  zamierza 

marnować czasu na jej rozterki.  

Zamrugała, by odzyskać ostrość widzenia; zobaczyła, że stanął na najniższym stopniu i wyciągnął rękę 

rozkazująco, przywołując ją do siebie. Ten gest mówił, że nie zamierza wejść po nią na górę. Jej miejsce 
jest u jego boku, więc niech się pospieszy i dołączy do niego.  

Aż za dobrze wiedziała, że wahanie zostanie uznane za bunt, buntu zaś nie zamierzał tolerować, zbiegła 

background image

więc po schodach najszybciej jak mogła na tych absurdalnie wysokich obcasach.  

Ledwo  zdążyła  znaleźć się  przy  nim,  gdy  jego  wyciągnięta  dłoń  zacisnęła  się  na  jej  palcach w  miaż-

dżącym uścisku, aż skrzywiła się z bólu.  

-  Gotowa?  -  nie takim tonem zadał to samo  pytanie w  kościele  -  czyżby  to było  zaledwie pięć godzin 

temu?  

- T ... tak.  

Tylko tyle zdołała wykrztusić. Gdy prowadził ją przez pokój, niemal ciągnąc za sobą, pogrążyła się w 

myślach.  Usiłowała  odgadnąć  powód  takiej  zmiany  zachowania,  nie  chciała  jednak  brać  pod  uwagę 
najbardziej oczywistej możliwości. Ale tylko ona przychodziła jej do głowy.  

Ramón  ożenił  się  z  nią,  by  zdobyć  upragnioną  stację  telewizyjną.  W  grę  mogły  również  wchodzić 
arystokratyczne  koneksje,  które  odziedziczą  ich  dzieci.  Teraz,  gdy  już  miał,  czego  chciał,  nie  próbował 
nawet udawać, że mu na niej zależy. Gdyby nie to, czy w jego oczach byłoby tyle lodowatej wściekłości, a 
usta zaciskałyby się w cienką linię?  

Chyba że jej ojciec zastosował jakiś paskudny kruczek, może nawet wycofał się z umowy? Jeśli jednak 

tak postąpił, to jaką przyszłość miało ich małżeństwo? O ile to było małżeństwo ...  

Nie wiedziała tego, a Ramón wyraźnie nie miał nastroju do wyjaśnień. W dodatku oczekiwano od niej, 

że  odjedzie  z  tym  rozwścieczonym  mężczyzną.  Że  przez  ponad  dwa  tygodnie  będzie  sam  na  sam  z 
groźnym nieznajomym.  

Jakimś cudem udało się jej dojść do drzwi, choć nogi uginały  się pod nią ze strachu. Zmusiła się do 

uścisków i pocałunków, dziękowała właściwym ludziom, choć nie orientowała się, z kim ma do czynienia. 
Nawet wsiadła do limuzyny, nie potykając się ani nie uderzając w głowę.  

Zanim zdążyła usadowić się wygodnie i nieco ochłonąć, jej mąż zajął miejsce obok niej i zastukał w 
szklaną przegrodę, oddzielającą ich od kierowcy. - Jedźmy - tylko tyle powiedział.  

Gdy  Paco  włączył  silnik  i  wrzucił  bieg,  Ramón  zatrzasnął  drzwi,  zamykając  siebie  i  żonę  w  ciasnej, 

ograniczonej przestrzeni. 

ROZDZIAŁ DWUNASTY  

- Czy coś się stało?  

Estrella zadawała to pytanie dwukrotnie. Pierwszy raz - gdy elegancka limuzyna wyjechała z miasta na 

drogę wiodącą na północ. Wtedy Ramón nie był w stanie udzielić jej odpowiedzi. I nadal nie chciał tego 
robić. Trudno mu było z nią rozmawiać, a nawet patrzeć na nią.  

- Nic nie mów, Estrello - odpowiedział ostro. - Nie mam ochoty na pogawędkę.  
- Za dużo alkoholu?  

W jej głosie dźwięczał dziwny, urywany śmiech, przypominający dźwięk wydawany przez źle nastro-

jone radio.  

-  Czegoś  za  dużo,  to  fakt  -  mruknął,  odchylając  się  do  tyłu  i  opierając  głowę  na  podpórce.  Zamknął 

oczy, by odgrodzić się od świata, którego nie chciał już oglądać.  

Za dużo planów i intryg. Za dużo "być może", które przekształciły się w "nigdy". Za dużo - tak, musiał 

to przyznać - nadziei, bliskich spełnienia marzeń, które zamieniły się w jego rękach w popiół. O jedno roz-
czarowanie za dużo, o jedno więcej, niż mógł znieść. 

Nie  wiedział,  co  było  gorsze.  Pulsująca  w  skroniach  wściekłość,  uniemożliwiająca  mulogiczne  my-

ślenie, czy poczucie, że zrobiono z niego głupca i z zimną krwią wykorzystano.  

-  Za  dużo  ludzi  ...  i  do  wszystkich  musieliśmy  się  uśmiechać,  czy  mieliśmy  na  to  ochotę,  czy  nie  - 

ciągnęła tym samym, denerwująco przerywanym głosem.  

Zastanawiał się, co sprawiło, że miała tak zmieniony głos. ,Podniecenie - radość z powodu osiągnięcia 

zamierzonego  celu?  A  może  niepewność  -  chęć  odkrycia,  o  czym  rozmawiał  z  jej  ojcem?  Czyżby 
naprawdę tego nie wiedziała?  

Nie sądził, by obawiała się przyszłości. Zaplanowała wszystko szczegółowo ... i to od samego początku.  

background image

- Wiem, jakie to uczucie.  
- Tak. - Ramón nie zdołał ukryć nuty cynizmu. Przecież jednym z tych, do których musiała się 
uśmiechać, był on sam. - Jestem tego pewien.  
Czy wiedziała również, jak czuje się człowiek, uświadamiający sobie, że złapał się na wędkę jak ryba? 

Połknął haczyk, został wyciągnięty z wody i wrzucony do siatki -- i dopiero przed chwilą to zrozumiał?  

A już zaczął myśleć, że Estrella jest inna - nie taka, jak głosiły plotki - i mylił się. Całkowicie i diabelnie. 
To tylko dowodziło, jakim był głupcem. Zaślepionym, opętanym, obłąkanym głupcem, który zapomniał o 
zasadzie, by nigdy nie skakać do nie znanej wody. 

skoczył na głowę, z zamkniętymi oczami.  

Niech diabli porwą Alfreda Medrano za to, że chciał jak najszybciej dorwać się do pieniędzy i upomniał 

się  o  nie  w  najmniej  odpowiednim  momencie. 

niechby  diabli  porwali  jego  samego,  za  to,  że  przestał 

mieć  się  na  baczności,  że  wystawił  się  na  cios  akurat  wtedy,  gdy  powinien  był  zebrać  wszystkie  siły  i 
upewnić  się,  że  nic  nie  przebije  się  przez  linie  obrony. 

niech  diabli  porwą  Estrellę,  że  znalazła  słabe 

miejsce w jego - jak sądził - szczelnej zbroi.  

Z  gniewnym  westchnieniem  przesunął  dłonią  po  czole,  jakby  chciał  odgonić  mroczne,  nieproszone 

myśli, potem zamarł, czując delikatne dotknięcie na swej drugiej dłoni, spoczywającej na udzie.  

- Przestań!  
- Co się dzieje?  
Sprawiała  wrażenie  tak  przejętej,  że  poczuł,  iż  żołądek  skręca  mu  się  boleśnie  z  odrazy.  Może  nadal 

odpowiadała jej taka gra.  

Zapach perfum był teraz silniejszy, otaczał go, budził w nim gniew i przyprawiał o mdłości. A przecież 

jeszcze rano podziwiał tę subtelną mieszaninę aromatu kwiatów i korzeni. Wiedział już, że znienawidzi ten 
zapach na zawsze; będzie mu się kojarzył z tą chwilą i gorzką świadomością, że został zdradzony.  

- Byłem pewien, że w końcu odzyska rozum ...  
Głos Alfreda dźwięczał mu wciąż w uszach, wywołując skurcze żołądka.  

-  Sprawa  wisiała  na  włosku.  Ale  mając 

perspektywie  utratę  wszystkiego  ...  Wiedziała,  że  mówię 

serio. I jeśli nie znajdzie sobie odpowiedniego męża, nie dostanie nic ... nawet złamanego grosza. Od razu 
zmądrzała.  

Estrella nigdy nie wspomniała mu o groźbie wydziedziczenia. Ramón zdołał zapanować nad sobą; nie 

chciał dopuścić, by stary go zirytował ani by zorientował się, że jego. słowa trafiły w czuły punkt.  

- No cóż, osiągnął pan swój cel - stwierdził ozięble. - Pana córka jest już mężatką.  
Alfredo skinął siwą głową i uśmiechnął się z triumfem.  

-  Ona  też  ma,  czego  chciała.  Nikt  nie  może  odrzucić  Estrelli,  jak  pan  to  zrobił.  Wiedziałem,  że  każe 

panu za to zapłacić. I tak zrobiła.  

- Za nic nie płacę! Sam postanowiłem ją poślubić.  

-  Tak  się  panu  wydaje,  ale  w  rzeczywistości  nie  miał  pan  wyboru.  Wzięła  się  za  pana,  jak  za  Pereę. 

"Albo Ramón Dario, albo nikt", mówiła. I teraz wodzi pana na pasku. Tańczy pan, jak ona zagra, całkiem 
jak tamten biedny dureń.  

- Ramónie?  
Uniósł gwałtownie powieki; zachmurzone, szare oczy zapatrzyły się w ciemne oczy Estrelli pod lekko 

zmarszczonymi, cienkimi brwiami. 

Wiedziałaś, że ojciec zamierza cię wydziedziczyć.  

Całe to gadanie o wolności, o tym, że mnie pragniesz, było kłamstwem. Chodziło tylko o pieniądze. Wyszłaś 
za mnie, wykorzystałaś mnie, aby dostać forsę·  

Gdyby  od  początku  zdawał  sobie  z  tego  sprawę,  nie  byłoby  to  takie  straszne.  Gdyby  zachowała  się 

uczciwie, mógłby poradzić sobie z tą sytuacją. Może nawet zgodziłby się na jej plan. Ale nie powiedziała 
mu prawdy. Ani razu. Okłamywała go, manipulowała nim, sprawiła, że jej współczuł, potem posłużyła się 
nim, tak jak Carlosem.  

- Boli cię głowa?  

I znowu poczuł dotyk jej palców na twarzy, tym razem wygładzały głęboką zmarszczkę między brwia-

mi. Nawet nie wiedział, że tam była.  

Pochylała  się  nad  nim,  czuł  ciepło  jej  skóry,  zapach  jej  ciała  drażnił  mu  nozdrza.  Tylko  kilka 

centymetrów  dzieliło  jego  usta  od  jej  warg,  nieco  rozchylonych,  odsłaniających  białe  zęby.  Migotliwa 
brylantowa  gwiazda  u  nasady  szyi  unosiła  się  lekko  z  każdym  oddechem,  odbijając  światła  reflektorów 
mijających  ich  samochodów.  Gdyby  przesunął  wzrok  niżej,  do  głębokiego  wycięcia  czarnego  topu, 
ujrzałby gładką okrągłość jej piersi, napierających na materiał, 

cieniste zagłębienie między mml. ..  

background image

Marzył, że dziś w nocy złoży tam głowę, że wtuli twarz w ciepłą miękkość jej piersi, przyciśnie wargi 

do atłasowej skóry i zaznaczy pocałunkami... 

- Nie! Tak - poprawił się pospiesznie, widząc, że się cofnęła. Najwidoczniej uznała, że przeczenie odnosi się 

do jej pytania o ból głowy.  

Zamierzał zagrać z nią w otwarte karty; musiał to zrobić. Ale nie teraz. Nie w obecności Paca siedzącego za 

kierownicą z kamienną twarzą; wprawdzie dyplomatycznie zachowywał milczenie, ale jednak był tutaj.  

Estrello, daj spokój - mruknął. - Jestem zmęczony. To był ciężki dzień. 

Ciężki dzień, i w dodatku nie skończy się tak, jak oczekiwał.  

Za każdym razem, kiedy jego wzrok padał na Estrellę, myślał o chwili, gdy opuszczą przyjęcie. O tym, jak 

zostaną  nareszcie  sami.  Kiedy  będzie  mógł  wziąć  ją  w  ramiona  i  całować,  aż  oboje  oszaleją  z  namiętności, 
niezdolni do myślenia, i głusi na wszystko poza wymaganiami ich ciał.  

Ale to było wtedy, gdy myślał o niej inaczej, kiedy wydawała się inną osobą. Kimś, kogo pragnął...  

- W porządku!  
Nie  była  zadowolona,  odczytał  to  z  tonu  jej  głosu  i  błysku  w  oku,  ale  zrobiła,  o  co  prosił.  Odsunęła  się 

gwałtownie,  skrzyżowała  ramiona  i  siedziała  sztywno  wyprostowana,  oddzielona  od  niego  niemal  całą 
szerokością tylnego siedzenia.  

Natychmiast,  o  ironio  losu

pożałował  swoich  słów.  Chciał  mieć  ją  blisko  siebie,  czuć  jej  ciało,  wziąć  ją  w 

ramiona. Oczywiście, nie tak to sobie wymarzył. Nie ufał jej już, jego duszę wciąż przepełniał gniew, że został 
tak  wykorzystany.  Ale  nadal  jej  pragnął.  Był  na  tyle  głupi,  że  ani  gniew,  ani  rozczarowanie  nie  mogły  tego 
zmienić.  Wiedział,  jaka  jest  w  środku,  to  jednak  nie  przeszkadzało  mu  zachwycać  się  jej  wyglądem.  Była 
piękna, seksowna, godna pożądania. I była jego żoną.  

- Chodź tutaj.  

- Co.?  

Estrella  nie  wierzyła  własnym  uszom.  Przed  chwila  Ramón  powiedział  jej,  żeby  dała  mu  spokój.  Idź  do 

diabła,  mówił  jego  głos  i  wyraz  twarzy.  Próbowała  wszystkiego,  co  jej  przyszło  na  myśl,  by  skłonić  go  do 
wyjaśnień, ale odepchnął ją, słownie, jeśli nie fizycznie. A potem, kiedy już się poddała, nagle zmienił zdanie. 
"Chodź tutaj" - polecił i wyciągnął rękę, aroganckim skinieniem palca rozkazując jej, by przysunęła się bliżej.  

Najchętniej  by  mu  odmówiła.  Nawet  zastanawiała  się,  czy  tak  nie  postąpić,  ale  chęć  buntu  szybko. 

przeminęła. Nic dziwnego., Ramón był jej mężem i kochała go.. Poza tym, jeśli miała zrealizować plan zdobycia 
jego  serca,  mogła  to  osiągnąć  tylko  w  jeden  sposób.  Musiała  sprawić,  by  jej  pożądał  i  chciał  zatrzymać  przy 
sobie, a nie mogła teg. zrobić, gdy dzieliła ich taka przestrzeń.  

- Estrello. ...  
W głosie Ramóna zabrzmiała ostrzegawcza nuta.  

Wiedziała, że jeśli go nie posłucha, może ostatecznie zaprzepaścić szansę na wspólną noc. Więc przysunęła się 
do jego boku, poczuła otaczające ją ramiona 

i rozkoszowała się ich siłą i ciepłem. W krótkiej jak uderzenie 

serca chwili zrozumiała, dlaczego nigdy nie będzie w stanie walczyć z tym mężczyzną, nigdy nie wystąpi 
przeciw niemu.  

Mogła tylko oddać mu się, ulec mrocznej zmysłowości, którą rozbudził w niej jego dotyk i pocałunki. 

Pogrążona w ekstazie, nie zauważyła, że samochód zatrzymał się i kierowca powiedział coś do Ramóna. 
Gdy  ten  wyprostował  się  szybko  i  odsunął  od  niej,  cofając  dłoń,  zaprotestowała  nadąsanym  szeptem,  i 
próbowała znowu przyciągnąć jego głowę do swojej.  

- Estrello! - w głosie Ramóna irytacja łączyła się z szelmowskim rozbawieniem. - Jesteśmy na miejscu. 

Przyjechaliśmy.  

Kiedy zamrugała z zaskoczeniem, wyrwana z wszechogarniającego podniecenia, ujął jej twarz w obie 

dłonie i wycisnął mocny, szybki pocałunek na rozchylonych wargach.  

-  Poczekaj  trochę  mi  Estreila,  mój  seksowny  kociaku. Poczekaj. Paco  tu  nie  zostanie,  wyładuje  tylko 

walizki i odjedzie. Pozbędę się go najszybciej jak potrafię. Daję słowo. I wtedy będziesz tylko moja. Bądź 
cierpliwa ... i nienasycona.  
Potykając  się,  zdołała  wyjść  z  limuzyny,  utrzymując  się  w  pionowej  pozycji  tylko  dzięki  muskularnemu 
ramieniu  męża,  obejmującego  ją  w  pasie.  Ledwo,  ledwo  zwróciła  uwagę,  że  Ramón  dopilnował 
przeniesienia  ich  bagażu,  podziękował  kierowcy  i  wręczył  mu  niezwykle  hojny  napiwek,  aby  ruszył  w 
swoją  drogę  jak  najprędzej.  Nie  potrafiłaby  powiedzieć,  czy  była  to  noc,  czy  dzień,  kiedy  zamknął 
kopniakiem drzwi i zwrócił się do niej. Wiedziała tylko, że nareszcie zostali sami.  

- Sami ...  

background image

  - Sami - powtórzył Ramón. I wciąż nienasyceni.  

ROZDZIAŁ TRZYNASTY  

Wciąż nienasyceni ...  

Ramón nie czekał na odpowiedź. Nie zapalając światła, uniósł Estrellę w ramionach i skierował się ku 

schodom, odnajdując drogę w ciemności niczym kot.  

Sypialnia  zalana  była  księżycową  poświatą,  pozwalającą  orientować  się  we  wnętrzu.  Nie  dał  Estrelli 

szansy, by mogła się rozejrzeć. Zsunął ją na podłogę, jednocześnie zdejmując z niej żakiet, a potem obcisły 
top. Biustonosz został rozpięty już wcześniej i też wylądował w jakimś mrocznym kącie.  

Następny etap zajął więcej czasu. ,Nie z powodu niezręczności czy wahania Ramóna, lecz dlatego, że 

postanowił obsypać pocałunkami jej całe ciało.  

Estrella  poczuła  ciepło  jego  warg  na  czole,  nosie,  ustach;  potem  kontynuował  tę  zmysłową  podróż, 

poświęcając  wiele  czasu  i  uwagi  jej  ramionom,  piersiom,  gładkiemu  brzuchowi,  gdzie  jego  język  badał 
zagłębienie  pępka.  Zanim  dotarł  do  linii  spodni,  dziewczyna  stała  się  kłębkiem  nerwów  i  pragnęła  tylko 
osunąć się na kolana.  

Ale on zaprotestował, gdy jej osłabłe ciało zaczęło ześlizgiwać się w dół. Podtrzymał ją znowu, ostrzegając 
błyskiem  oczu,  by  została  tam,  gdzie  stoi.  Tymczasem  jego  dłonie  zajęły  się  pozostałymi  częściamijej 
ubrania, układając je na podłodze ujej stóp.  

-  Ramónie!  -  westchnęła,  zacisnęła  palce  na  jego  ramionach,  gdyż  musiała  się  czegoś  przytrzymać.  - 

Proszę. Pragnę cię ... potrzebuję ciebie ...  

Upłynęło  wiele,  bardzo  wiele  czasu,  zanim  Estrella  odzyskała  zdolność  myślenia.  Powoli  przestało 

kręcić się jej w głowie, serce zaczęło bić normalnym rytmem. Była jednak zmęczona, wyczerpana długim, 
pełnym emocji dniem, kilkakrotnie budziła się i zasypiała, zanim wreszcie poruszyła się, westchnęła, za-
trzepotała powiekami i przeciągnęła się ...  

I zamarła, kiedy jej uwagę przyciągnęła panująca w sypialni cisza. Nie była to cisza, jakiej oczekiwała: 

przyjemne,  przepełnione  poczuciem  bliskości  milczenie  dwojga  ludzi,  którzy  niedawno  oddawali  się 
dzikiej, namiętnej miłości, doprowadzając się do takiego wyczerpania, że zasnęli spleceni ramionami.  

Nie obudziła się w objęciach męża. Zmusiła się do otwarcia oczu, podciągnęła do półsiedzącej pozycji, 

oparła na jednym łokciu i rozejrzała dokoła. Ramón siedział na brzegu łóżka.  

- Co tam robisz?  

Nie potrzebowała słów, by odczuć niepokój, ostrzegający o nadciągającym niebezpieczeństwie. Była wciąż 
naga, chociaż ktoś - najwidoczniej Ramón - nakrył ją prześcieradłem, gdy spała. On miał na sobie czarne 
spodnie i białą koszulę, które niedawno temu z niego zerwała. 

przyglądał się jej niepokojąco zimnym, 

krytycznym wzrokiem.  

- Co ... co robisz?  

 

- Czekam, aż się obudzisz.  

Te słowa były  

równie chłodne jak jego lodowate spojrzenie. Chłód przeniknął do jej serca.  

- Dlaczego? Stało się coś? Coś złego?  
Jego uśmiech zmroził Estrelli krew w żyłach, niewidzialna, zimna ręka ścisnęła bezlitośnie jej żołądek.  
- Oczywiście, że nie. Wszystko poszło tak, jak się spodziewałaś.  

- Jak się ... ? Nie wiem, o czym mówisz. Naprawdę wygląda na zdziwioną, stwierdził cynicznie, patrząc na 
jej zmarszczone brwi i wyraz zaskoczenia w oczach. Miał ochotę roześmiać się głośno na myśl, że 
próbowała odgrywać rolę, do której nie miała kwalifikacji. Jednocześnie w głębi jego serca kryła się 
niechciana, niewygodna myśl, że może - tylko może - istotnie nie miała o niczym pojęcia.  

Nie, to niemożliwe ...  
- Dostałaś to, czego chciałaś.  

background image

- O tak. .. - Przeciągnęła się zmysłowo, z uśmiechem na ustach. - Dostałam.  

Ten uśmiech przeszył jego serce jak ostrze sztyletu, pozostawiając ranę, bolesną lecz nie śmiertelną - 
przynajmniej na razie. Czy był aż takim głupcem, by nadal mieć nadzieję, że nie wykorzystała go tak 
paskudnie, jak podejrzewał? 

-  Ty  też.  -  Nagle  usiadła  prosto,  osłaniając  się  prześcieradłem.  -  Dostałeś,  czego  pragnąłeś,  prawda? 

Chyba mój ojciec nie wycofał się z interesu?  

Potrząsnął głową, ale ten gest nie złagodził surowego, napiętego wyrazu jego twarzy. Pozostała chłodna 

i obojętna jak zawsze.  

- Och, nie. Twój papa aż nazbyt chętnie złożył podpis na wykropkowanej linii.  

Oczywiście, że to zrobił. Ramón miał ochotę znowu potrzasnąć głową, tym razem z rozpaczy nad sobą. 

Trzeba  mu  było  uczyć  się  od  starego  Alfreda,  a  jego  hasło  powinno  brzmieć:  jaki  ojciec,  taka  córka. 
Tymczasem pozwolił, by owładnęły nim inne, niezdrowe uczucia.  

- Więc dlaczego jesteś w złym humorze?  
- Myślałem o naszym małżeństwie ...  

nie  doszedł  do  żadnych  wniosków.  Wcześniej  wmówił  sobie,  że  to  nie  ma  znaczenia.  Wiedział 

przecież, że nie kochała go, czemu więc świadomość, że kłamała, wyjaśniając, dlaczego wychodzi za mąż 
bez miłości, miała coś zmienić?  

-  Ja  też.  -  Przysunąwszy  się  bliżej,  położyła  mu  rękę  na  ramieniu,  gładząc  skórę,  odsłoniętą  przez 

podwinięty rękaw koszuli. - To była moja pierwsza myśl po obudzeniu.  

Przyszło mu to z trudem, ale nie zareagował.  

Cholera,  pragnął  to  zrobić;  cierpiał  istne  męki  piekielne.  Skóra  Estrelli  była  wciąż  zaróżowiona  od  żaru 
namiętności, oczy zmęczone, z lekko opadającymi powiekami, i zaspane. Absurdalnie kunsztowna fryzura 
ucierpiała, gdy się kochali, więc długie czarne pasma, splątane i rozsypane, zwisały wokół jej twarzy. Miał 
wielką ochotę wygładzić je, założyć za uszy, ale wiedział, że gdyby choć raz j ej dotknął, nie mógłby się 
już powstrzymać. Zmusił się, by siedzieć bez ruchu, zimny i sztywny niczym marmurowy posąg, ze spo-
jrzeniem bez wyrazu i zaciśniętymi zębami.  

- Och, Ramónie, przecież to cię nie mogło zdenerwować ...  
Zbliżyła się jeszcze bardziej i polożyła głowę na jego ramieniu. Nie przytrzymywała już prześcieradła, 

więc zaczęło się zsuwać powoli i prowokująco po jej ciele.  

Cholernie dobrze wiedział, co jest grane. Zamierzała skierować jego myśli na inny tor, uwodząc go. Ale 

on  nie  chciał,  żeby  odwracano  jego  uwagę.  Wcześniej,  w  samochodzie,  mówił  sobie,  że  to  nie  ma 
znaczenia.  Poślubił  ją,  ponieważ  go  pragnęła  i  on  też  jej  pragnął;  nadal  jej  pragnie,  bardziej  niż  kie-
dykolwiek. Uznał, że wszystko może się ułożyć - więc zadowoli się tym, co ma.  
Ale to mu nie wystarczało. Nie mogło zatrzeć w jego pamięci faktu, że go oszukała i wykorzystała.  
- Wiedzieliśmy, że nasze małżeństwo może przetrwać.  

Zniżyła głos do szeptu, który pobudzał jego zmysły, sprawiał, że pożądanie zaatakowało go gwałtownie i z 
okrucieństwem. Z okrucieństwem, bo wiedział, iż musi je zwalczyć. Sam seks nie wystarczy, nawet jeśli 
ona w to wierzyła. 

Pociąg seksualny z czasem osłabnie, może nawet zniknąć całkowicie. I co im wtedy zostanie? Czego 

zapragnie Estrella, kiedy przestanie ją bawić, że ma go w swojej mocy, i zacznie szukać nowej zabawki? 
Do diabła, nawet jego matka nigdy nie zamierzała zaciągnąć Juana Alcolara do łóżka. Zakochała się w nim 
nieoczekiwanie.  

- Weszliśmy w nie z otwartymi oczami. Wiedzieliśmy, czego pragniemy - i dostaliśmy to.  
- Ale ty dostałaś o wiele więcej, niż podobno chciałaś.  
Była tak zaskoczona, że zamarła z otwartymi ustami.  
- Więcej niż ... więcej niż .. O, tak.  
Zaśmiała się. Do cholery, naprawdę się zaśmiała.  

Gniew znowu uderzył mu do głowy.  

- Tak, dostałam więcej, niż mogłam oczekiwać. Ale nie przypuszczałam, że o tym wiesz.  
- Nie przypuszczałaś!  

Był to ryk ślepej furii. Zabójczej mieszaniny złości i bólu, która odbierała zdolność myślenia. Czerwona 

mgła wściekłości przysłoniła mu oczy: nic nie widział, mógł tylko czuć.  

Nie zniesie dłużej jej bliskości. Nie będzie siedział spokojnie, podczas gdy ona wtula się w niego, z gło-

wą  opartą  na  jego  ramieniu,  myśląc,  że  wystarczy  tylko  go  pocałować,  pozwolić,  by  to  cholerne  prze-

background image

ścieradło zsunęło się niżej ...  

Nie! Odsunął się od niej tak gwałtownie, że straciła równowagę i rozciągnęła się na łóżku. Zerwał się na 
równe nogi, odskoczył na środek pokoju, odwrócił się do niej, obrzucając ją wściekłym spojrzeniem, choć 
poprzez mgłę zasłaniającą mu oczy nie mógł zobaczyć tej zakłamanej, podstępnej twarzy.  

- A więc sama się przyznajesz! Mówisz, że to prawda!  
- Tak. .. myślę ...  

Jej głos ledwo przebijał się przez szum w jego uszach. Nagle umilkła, znieruchomiała i pobladła. - Jak się 
dowiedziałeś?  

- Od twojego ojca, oczywiście! - rzucił Ramón, wypluwając każde słowo z gniewem. - Nie sądziłaś 
chyba, że mnie nie poinformuje, i to z radością?  
- Od ojca ... ? Ramónie, o czym my mówimy?  
- Och, oszczędź mi tego! - wybuchnął. Nie próbuj się wycofywać, 

dano 

Estrello. Ty i twój ojciec macie 

to, na czym wam zależało. Zdobyłaś męża - chociaż był dopiero dziesiąty na twojej liście. Nawet 
dostałaś niespodziewaną premię, bo chcesz mieć go w swoim łóżku. Czego brakowało pozostałym 
kandydatom, że nie miałaś na nich ochoty?  
Nie  próbowała  odpowiedzieć,  a  nawet  gdyby  starała  się  coś  wtrącić,  nie  słuchałby  jej.  Mówił  dalej, 

powodowany gniewem.  

-  Twój  ojciec odzyskał  poważanie, może mieć nadzieję na wnuka i  spadkobiercę, nawet  znalazł sobie 

frajera, by kupił jego stację. A ja ... ja wyszedłem na durnia!  

- Nie - usiłowała mu przerwać Estrella, ale nie chciał jej słuchać. 
- Tak, niech cię diabli, tak! Ale to koniec, 

queri

da! Koniec ... słyszysz? Koniec! Mam tego dosyć, więcej 

nie  zniosę!  Jesteś  już  mężatką  i  obyś  przekonała  się,  że  gra  była  warta  świeczki.  Możesz  mieć  tylko 
nadzieję, że to, co działo się w tym łóżku minionej nocy, przyniesie efekt, jakiego pragnie twój 

papa. 

Jeśli 

naprawdę  marzyłaś,  że  dasz  mu  wnuka,  który  odziedziczy  po  nim  tytuł  i  majątek,  to  lepiej  zacznij  się 
modlić, abyś była już w ciąży. Bo przysięgam, że nigdy więcej cię nie tknę.  

- Ramónie … 
Nie mógł dłużej wytrzymać z nią w jednym pokoju. Wiedział, że gdyby tu został, zrobiłby coś, czego 

mógłby potem żałować. Albo by ją pocałował, albo zabił  - i w tej chwili nie był pewien, która z dwóch 
pokus była silniejsza. A każda z nich miałaby katastrofalny skutek.  

Więc  nie  chcąc  narażać  się  na  konsekwencje,  obrócił  się  na  pięcie,  wyszedł  z  sypialni,  zbiegł  po 

schodach i dotarł do drzwi. Nie zwalniając prawie kroku, otworzył je tak gwałtownie, że 

głośnym hukiem 

uderzyły o ścianę. Chwilę później wyszedł już na zewnątrz, w chłód nocy.  

Szedł dalej, nie wiedząc, dokąd zmierza. Nie obchodziło go to, pragnął tylko znaleźć się jak najdalej od 

swej świeżo poślubionej żony. 

ROZDZIAŁ CZTERNASTY  

Estrella nie potrafiła uwierzyć, że naprawdę zapadła w sen. Nie zamierzała tego robić. Chciała czuwać i 

czekać na powrót Ramóna.  

Zbyt zrozpaczona, by krzyczeć, i zbyt spięta, by płakać, potrafiła tylko siedzieć, liczyć minuty, zrywać 

się  przy  każdym  niespodziewanym  odgłosie,  czekać  -  i  modlić  się,  żeby  wrócił,  przynajmniej  po  swoJe 
rzeczy.  

W pewnym momencie, nie zdając sobie z tego sprawy, usnęła. Na chwilę tylko zamknęła oczy, a kiedy 

je znowu otworzyła, zmiana oświetlenia ostrzegła ją, że od czasu, kiedy po raz ostatni spojrzała w okno, 
upłynęła  znaczna  część  nocy.  Rzuciła  okiem  na  zegarek.  Była  czwarta  nad  ranem.  Najmroczniejsza, 
najbardziej przygnębiająca godzina nocy.  

Najciemniej jest przed świtem. 

To przysłowie sprawiło, że poczuła się jeszcze gorzej. Dla niej świtem 

background image

byłby powrót Ramóna, gdyż mieliby wtedy szanse porozmawiać i wyjaśnić sobie wszystko. Ale dom nadal 
pogrążony był w ciszy. A ona czuła się okropnie nieszczęśliwa. Z napięcia rozbolała ją głowa, dręczyło ją 
pragnienie i koniecznie musiała się czegoś napić.  

Pomyślała, że filiżanka kawy mogłaby złagodzić fizyczne dolegliwości. Najpierw jednak musi znaleźć 

kuchnię.  Nie  wiedziała  nawet,  gdzie  znajdują  się  kontakty,  więc  próbowała  zejść  na  dół  po  ciemku, 
trzymając się ścian, pokonując schody po jednym stopniu, z zachowaniem największej ostrożności. Hall i 
salon również tonęły w mroku, walizki jej i Ramóna stały  w plamie księżycowej poświaty, tam gdzie je 
cisnęli przed kilku godzinami.  

- Po prawej stronie masz kontakt - usłyszała głos dolatujący z ciemności. Wzdrygnęła się i wydała słaby 

okrzyk przestrachu.  

- Nie bój się - powiedział cicho Ramón. - To tylko ja. Sprawdź na wysokości ramienia.  
Po kilku sekundach poszukiwań odnalazła kontakt, nacisnęła go i nagle pokój zalało światło tak jasne, 

że musiała przymrużyć oczy.  

Ramon  siedział  w  jednym  z  obszernych,  czarnych  foteli,  ustawionych  w  drugim  końcu  pokoju,  przy 

wielkim,  pustym  kominku.  Musiała  przyznać,  że  wyglądał  koszmarnie.  Włosy  miał  rozczochrane, 
zmierzwione przez wiatr. Pod lśniącymi dawniej, teraz przygaszonymi i zachmurzonymi oczami, widniały 
ciemne kręgi, a silny zarost nadawał mu wygląd podejrzanego włóczęgi.  

- Jak tu wszedłeś? - tylko takie niemądre pytanie przyszło jej do głowy. 
- Mam klucz. - Jego głos był cichy i bezbarwny, równie pozbawiony wyrazu jak twarz.  
- Nic nie słyszałam.  
- Pewnie dlatego, że nie chciałem cię zbudzić.  
I  jak  miała  to  rozumieć?  Czy  nie  chciał  jej  budzić  z  troski  o  nią,  czy  dlatego,  że  nie  chciał  z  nią 

rozmawiać?  

- Dawno wróciłeś?  

Skierował zasępione oczy na zegar, potem na jej twarz.  
- Jakąś godzinę temu. Może półtorej.  
- I cały czas siedziałeś w ciemnościach?  
Skinął ponuro głową.  
- Miałem wiele do przemyślenia.  
- Och.  
Tyle zdołała wykrztusić. Nie odważyła się zapytać, o czym myślał. Więc poszukała ucieczki w banałach 

i sprawach praktycznych.  

- Ja ... chciałam zrobić coś do picia. Też masz ochotę?  

Ledwo zdążyła to powiedzieć, kiedy Ramón zerwał się zwinnie na nogi i rzucił spojrzenie w kierunku 
drzwi, znajdujących się po drugiej stronie pokoju. 
- Zajmę się tym. Ty usiądź.  

- Ale ... - Estrella próbowała zaprotestować, uciszył ją zaraz uniesieniem dłoni.  

- Prościej będzie, jeśli ja to zrobię. Wiem, gdzie mam szukać. Kawa czy coś mocniejszego?  

- Poproszę o kawę.  

Drink tylko by ją dobił. Pomimo drzemki, była tak zmęczona, że alkohol uderzyłby jej do glowy 

i nie 

mogłaby sensownie rozmawiać.  

- O czym myślałeś?  
Zadała to pytanie tak cichym głosem, z takim wahaniem, że nie wiedziała, czy ją usłyszał, dopóki nie 

zatrzymał się na chwilę w drzwiach i nie spojrzał na mą.  

- Zrobię kawę - powiedział. - Wtedy pogadamy.  
czym myślałeś? 
 
I jak mam na to odpowiedzieć, pytał się w duchu Ramón. Jego dłonie automatycznie napełniały wodą 
imbryk, przygotowały kawę, mleko i filiżanki.  

O czym myślał? Oczywiście, o Estrelii. O ich związku. Czy łączy ich jakiś związek? Czy chciał tego? A 

jeśli tak, to co mają teraz zrobić?  

Przygotowywanie kawy  nie  trwało długo,  musiał więc zanieść poczęstunek do pokoju,  w  którym cze-

kała Estrella. Wydawała się bardzo mała w porównaniu z olbrzymim, obitym czarnym welurem fotelem.  

- Proszę. 
Postawił filiżankę z kawą na stoliku obok niej, potem z drugą filiżanką w ręce podszedł do ustawionego 

naprzeciwko fotela. W ostatniej chwili uznał, że jest zbyt podminowany, więc oparł się o ścianę i uważnie 

background image

obserwował żonę.  

- To o czym chcesz rozmawiać?  
- Nie sądzę, by nasze małżeństwo mogło przetrwać - powiedział bez ogródek. - Nic z tego nie będzie. 

- Dlaczego? Co się zmieniło?  
- Co się zmieniło? Zacznijmy od tego, że ożeni-  

łem się z tobą, aby ci pomóc. Mówiłaś, że trzeba cię ratować przed intrygami ojca, który koniecznie chce 
cię wyswatać. Że musisz uciekać.  

- Bo musiałam.  

Tak mocno zacisnęła palce na uszku filiżanki, że aż pobielały jej kostki. Zbladła jeszcze bardziej.  

- Wiesz, że tak było ... sam widziałeś ...  
- Widziałem to, co chciałaś, żebym zobaczył - wtrącił złośliwie. - Maskę biednej-małej-boga-  

tej-dziewczynki, którą przywdziałaś. Odegraną scenkę "Po prostu muszę uciec" i "Nie obchodzi mnie, jak 
to zrobię".  

- Niczego nie odgrywałam!  
- Nie?  

Przestał udawać, że pije kawę, na którą i tak nie miał  ochoty, i odstawił filiżankę na drewnianą obu-

dowę kominka.  

- Nie! Przysięgam! Wiesz, jak wyglądało moje życie!  
- Wiem, co mi opowiadałaś. Równie dobrze mogłaś połowę zmyślić. A twój ojciec ...  

- Nie wierzysz w to, co ci o nim mówiłam? Ani że byłam  tak nieszczęśliwa? Już zapomniałeś? Byłeś 

przy tym, kiedy ten c ... cap ... kiedy Esteban Ramirez ...  

- Och, widziałem go! I wtedy ci uwierzyłem. Ale nie miałem pojęcia, że zadecydowałaś już, z kim 

chcesz iść do łóżka. Tak jak kiedyś uznałaś, że masz ochotę na Pereę. 
Był to tak nieoczekiwany i silny cios, że zaszokowana Estrella odrzuciła w tył głowę. Ogłupiała i drżą-

ca, wpatrywała się w Ramóna z przerażeniem.  

- Czy to mój ojciec ... Naprawdę w to wierzysz? Sądzisz, że ... ?  

Rozejrzała  się  po  pokoju  i  zauważyła  lakierowaną  torebkę,  którą  położyła  na  kredensie  zaraz  po 

przyjeździe. Złapała ją i rzuciła do Ramóna, nie dbając o to, czy zdoła ją złapać.  
- Zajrzyj do niej. Dalej, otwórz i sprawdź ... Zbity z tropu, zrobił, co kazała. W środku, obok różnych 
damskich akcesoriów, znalazł złożoną białą kopertę, a w niej - urzędowo wyglądający dokument. 
Podpisany, opatrzony pieczęciami i datą.  

Świadectwo ślubu. - Co u ...  
Przez  chwilę  Ramónowi  wydawało  się,  że  trzyma  w  ręku  własne  świadectwo  ślubu,  ale  przyjrzał  się 

ponownie. Miał wrażenie, że druk rozpływa mu się przed oczami, gdy zobaczył podpisy.  

Estrella Medrano. Carlos Perea.  
- Co to jest, Estrello?  
- Nie widzisz? - Jej głos ociekał goryczą. - Nie umiesz czytać? Jak sądzisz, co to może być?  

- To świadectwo ślubu. - Nadal nie potrafił uwierzyć, że to powiedział. - Ty i Carlos ... Ale ... my ....  

- Och, nie przejmuj się. - Ona również przestała udawać, że pije kawę. - Nie wpadaj w panikę. Nie 
popełniliśmy bigamii. Za to Carlos - tak!. Oczywiście, nie powiedział mi o tym. Inaczej nie byłabym tak 
głupia, by za niego wyjść.  

- On ... Wyszłaś za niego?  
- A sądzisz, że jak namówił mnie na ucieczkę?  
- Naprawdę nie wiedziałaś, że był żonaty?  
- Przysięgał, że jest kawałerem!  
- Jak mogłaś nie wiedzieć?  
- Carlos mieszkał tu kiedyś, ale potem się wyprowadził. Ja też wyjechałam, do szkoły, a potem na 
uniwersytet. Nie miałam pojęcia, co się z nim działo w międzyczasie. Wiedziałam tylko, że wrócił. 
Żona z dziećmi nadal mieszkała w ich starym domu, w innym mieście. Jej matka zachorowała, więc 
musiała się nią opiekować. Przypuszczam, że nikt nic nie mówił, bo wszyscy o tym wiedzieli i uznali, 
że ja też jestem poinformowana.  
Musiała zaczerpnąć tchu, nim wróciła do swej opowieści.  

- Namówił mnie, bym utrzymywała nasze spotkania w tajemnicy ... Powiedział, że ojciec nigdy go nie 

zaakceptuje. Oczywiście, tak by się stało. Teraz wiem, że chciał się tylko ze mną przespać ... Ale mówił.... 
Wiedział, że jestem zastraszona, więc powiedział, że pragnie się ze mną ożenić.  

.  

background image

-  I  dlatego  z  nim  wyjechałaś?  -  spytał  zachrypniętym  głosem.  Był  zaszokowany  jej  spowiedzią.  I 

świadomością, że tak niesprawiedliwie ją oceniał. Jak zresztą wszyscy. - Kiedy dowiedziałaś się prawdy?  

Ciemne oczy Estrelli spochmurniały na wspomnienie cierpienia, które przyniósł jej tamten koszmarny 

dzień.  

-  Kiedy jego żona zadzwoniła do hotelu, aby powiedzieć mu, że ich córeczka jest chora i potrzebuje 

go.  

Odpowiedź Ramóna była krótka, dosadna i niezwykle gwałtowna.  
- Ty odebrałaś telefon?  
- Tak.  
- Och, Estrello. - Mógł tylko potrząsnąć głową, tak był zdumiony ohydnym postępkiem tamtego męż-
czyzny. - Ale dlaczego ... dlaczego nikomu nic nie powiedziałaś?  

Spuściła  oczy,  a  jej  bose  stopy  poruszały  się  niespokojnie  po  szlaku,  wyznaczonym  przez  wzór 

dywanu.  

-  Co  dobrego  mogło  z  tego  wyniknąć?  Carlos  zginął  w  wypadku  tydzień  po  tym,  jak  odkryłam 

prawdę. Jego rodzina ... jego żona i dzieci dość już wycierpiały. Nie mogłam przyczyniać im więcej bólu.  

- Więc wzięłaś winę na siebie.  

-  Wytrzymałam  to...  Przyzwyczaiłam  się,  że  sprawiam  ojcu  zawód.  Tak  było  zawsze,  od  chwili  moich 
narodzin. Ojciec marzył wyłącznie o synach, niestety, nie spłodził ani jednego. Byłam ostatnią nadziej ą 
rodziców.  Oj  ciec  miał  ponad  pięćdziesiątkę,  kiedy  przyszłam  na  świat,  a  matka  nie  mogła  mieć  więcej 
dzieci. On pragnął tylko męskiego spadkobiercy, który mógłby przejąć po nim posiadłość, poślubić cichą, 
grzeczną,  dobrze  skoligaconą  młodą  damę,  zdolną  do  rodzenia  kolejnych  chłopców.  Wnuków, 
kontynuatorów rodu Medrano. A dostał... córkę - oznajmiła beznamiętnie. - 

w gruncie rzeczy nigdy tego 

nie wybaczył matce ani mnie.  

-  Nie  rozumiem,  jak  ktoś  może  być  tobą  rozczarowany  -  oznajmił,  uświadamiając  sobie,  że  mówi 

szczerze. -  Wiedziałem,  że twój  ojciec jest  durniem,  ale teraz mam dowód. Ja też okazałem się głupcem, 
skoro uwierzyłem choć w jedno jego słowo.  

Uniosła głowę, na jej bladej twarzy pojawił się słaby uśmiech.  
- Ja ... powiedziałam mu, że jedynym konkurentem, którego mogę przyjąć, jesteś ty.  
- Zamierzałaś mi o tym wszystkim opowiedzieć?  
- A j ak myślisz,· dlaczego ta koperta znalazła się  

w mojej torebce? Przez przypadek miałam ze sobą świadectwo mojego pierwszego, nie legalnego ślubu? 
Miałam zamiar pokazać je tobie! Wyznać prawdę ... opowiedzieć o wszystkim. Chciałam zrobić to ostat-
niej nocy ... ale ty .... ale my ...  

- Tak mi przykro.  
Tylko tyle zdołał powiedzieć. Nie potrafił w inny sposób okazać, że jej współczuje, rozumie wszystko i 

pogardza mężczyzną, który tak ją oszukał.  

- I 

twój ojciec wini cię za wszystko?  

Wykrzywiła z goryczą usta.  
-  Znasz  mojego  ojca.  Mężczyźni  są  zawsze  święci,  dopóki  nie  sprowadzą  ich  na  manowce  rozpustne 

kobiety. Więc ja musiałam być grzesznicą, a Carlos - niewinną ofiarą.  

- Chętnie bym zabił tego drania.  
- Nie sądzę, aby to coś zmieniło. Ale ... ale i tak ci dzię … 
Głos jej się załamał. Zanim Ramón zdążył pomyśleć, już był przy niej, osuwał się na kolana i otaczał j ą 

ramionami.  

Estrella  na  chwilę  przytuliła  twarz  do  jego  ramienia  i  poczuł  wilgoć  łez  na  swej  koszuli.  Mógł  tylko 

gładzić ją po plecach, po włosach.  

- To jednak nie wszystko, prawda? - wykrztusiła. - Nie dlatego byłeś taki zły.  
Naprawdę  sprawiał  wrażenie  zakłopotanego,  a  nawet  zażenowanego;  powstał  z  kolan  i  przysiadł  na 

poręczy jej fotela.  

- To może poczekać.  
- Nie może! Nie pozwolę na to! Jeśli zamierzasz zarzucać mi kłamstwo, oskarżać, że ... zrobiłam z cie-
bie durnia, to miej przynajmniej tyle przyzwoitości, by powiedzieć, na czym się opierasz. Kto ci coś 
powiedział?  
Westchnął i przeczesał włosy palcami. - Twój ojciec.  

background image

- Ojciec? Co mówił? 

dlaczego mu uwierzyłeś, skoro wiesz, że zrobiłby wszystko .... powiedział 

wszystko ...  
- Więc to nieprawda, że groził ci wydziedziczeniem, jeśli nie wyjdziesz za mąż?  
- Tak. To prawda.  
- Co? - Ramón pochylił się, z wyrazem determinacji na urodziwej twarzy. - Nie dosłyszałem. 

- Powiedziałam "tak". Tak! Tak! Ojciec oznajmił, że nie dostanę złamanego grosza, że wyrzuci mnie na 
ulicę. To chciałeś wiedzieć? Jesteś zadowolony?  
- Nie - odparł, wstając i krążąc wokół fotela. Nie.  

- Co "nie"? Nie, nie wierzysz, czy ...  
- Nie, do diabła, nie jestem zadowolony! Nie to chciałem usłyszeć.  
O dziwo, uwierzyła mu. Ale w zakamarkach jej umysłu kryło się paskudne podejrzenie.  
- Myślisz, że dlatego za ciebie wyszłam? O to chodzi! Sądzisz, że zrobiłam to dla pieniędzy.  
- Sama przyznałaś ...  
- Powiedziałam tylko, że ojciec rzeczywiście groził mi wydziedziczeniem. A ty masz czelność prawić 
mi morały i udawać świętszego od papieża! Ty, który ożeniłeś się ze mną dla tej cholernej stacji 
telewizyjnej!  
- Nie!  
- Tak! Daj spokój, Ramónie - drwiła. - Pamiętasz, jak mówiłeś, że ojciec zaproponował ci interes. Że 
mógłbyś mieć stację za połowę ceny. I podpisałeś z nim umowę dzisiaj ... to jest wczoraj - poprawiła się 
szybko. - Nie mogłeś się doczekać! Przepisał na ciebie stację w dzień naszego ślubu. Prawda?  
- Tak. Ale nie za pół ceny. Chciał mi ją ofiarować w prezencie ślubnym.  

- Och, gratuluję - stwierdziła z pogardą. Ból przeżerał ją na wylot niczym kwas. - Więc ubiłeś lepszy 
interes, niż się spodziewałeś. 

- Nie, ponieważ nie zapłaciłem ...  
- Nie zapłaciłeś nic. Dostałeś ją za darmo.  
- Estrello! - Uciszył ją od razu, nie mogła mówić dalej. - Nie tylko nie dostałem stacji za darmo, ale 
zapłaciłem całą sumę. Co do grosza. I dałbym więcej, gdybym musiał.  
Otworzyła i zamknęła usta, próbując coś powiedzieć, lecz nie wydostał się z nich żaden dźwięk.  
- Ale ... - wykrztusiła w końcu. - Dlaczego?  
- Czyż to nie oczywiste?  
- Nie dla mnie. Dlaczego ktoś, a ty w szczególności, miałby płacić pełną cenę za coś, co może dostać za 
pół ceny czy nawet w prezencie?  

Uśmiechnął się kpiąco, jakby drwiąc z samego siebie, w spojrzeniu, które jej rzucił, również odbijała 

się ta ironia. Zaczerpnął głośno tchu.  

- Bo cię kocham.  

Przyznał  w  duchu,  że  był  najwyższy  czas  na  to  wyznanie.  Jedynie  ono  wyjaśniało,  co  czuł.  Tyle  że 

próbował nie przyznawać się do tego, nawet przed  

sobą·  

Estrella wciąż starała się zrozumieć, co powiedział.  

- Przecież ... przecież mówiłeś, że nasze małżeństwo nie ma przyszłości.  
Ponownie zanurzył obie dłonie we włosach.  
- Uważałem, że nie ma na to szans, skoro tylko jedno z nas jest zakochane.  

- Ale ty już odrzuciłeś propozycję mojego ojca. Znowu zaczął krążyć po pokoju, niczym tygrys w 
klatce. 

- Nie mogłem inaczej postąpić. Nie chciałem, żebyś myślała, że żenię się z tobą z powodu tej stacji. - Ale 
to ja zaproponowałam taki układ.  

- Za to ja nie potrafiłem doprowadzić go do końca.  

Chociaż wciąż nie byłem w stanie przyznać, że to, co czuję, jest miłością, wiedziałem, że nie zgodzę się, 
byśmy rozpoczęli nasze wspólne życie w ten sposób. Tak, chciałem mieć stację Medrano, ale ciebie prag-
nąłem  jeszcze  bardziej.  I  chciałem  zdobyć  cię  bez  żadnych  warunków,  zobowiązań  czy  ekwiwalentów 
finansowych.  

Nieoczekiwanie  Estrella  wysunęła  się  do  przodu,  chwyciła  go  za  ręce,  tak  że  musiał  spojrzeć  w  jej 

płonące, ciemne oczy.  

- I właśnie wtedy mój ojciec powiedział ci, że groził mi wydziedziczeniem?  

background image

- Tak.  
- Ale postawił mi to ultimatum po tym, jak poprosiłam cię, żebyś wziął ze mną ślub. Tamtego dnia, w 
zamku, kiedy przyszedłeś się oświadczyć, i kiedy zjawił się ten ... cap, to wtedy powiedział mi o swej 
decyzji. Albo znajdę męża, albo stracę wszystko.  

Jej oczy błagały, aby jej uwierzył. Chciał jej wierzyć.  

-  Ramónie,  uwierz  mi,  proszę  -  błagała  teraz  Estrella,  i  w  tej  samej  chwili  uświadomił  sobie,  że  nie 

potrzebuje żadnego dowodu.  

- Wierzę ci - odparł.  

Estrella wzięła głęboki oddech, potem powoli wypuściła powietrze z płuc. Serce jej waliło z radości. 
Ramón ją kochał i ufał jej. Czego jeszcze mogła pragnąć?  

Teraz kolej na nią. Za długo kazała mu czekać. Musiała szybko zakończyć jego cierpienie.  

- Powiedziałeś, że nasze małżeństwo nie ma przyszłości, skoro tylko jedno z nas jest zakochane ... ?  
- Nie sądzę, abym mógł to znieść.  
- Nie sądzisz, abyś mógł to znieść! Och, Ramónie ... – Ujęła jego dłonie i uścisnęła je mocno. Ja też bym 
nie mogła. A jeśli czujemy to samo?  

Nie spuszczała z niego wzroku i ujrzała w jego oczach najpierw zmieszanie, potem - gdy uświadomił 

sobie znaczenie jej słów - pojawiła się w nich  

nadzieja.  

.  

- Czy ty ... ?  
- Tak - odparła. - Tak, mówię ci, że ja też cię kocham. Kocham cię całym sercem i duszą. Prawdziwym 
powodem, dla którego poprosiłam, byś się ze mną ożenił, było to, że zaczynałam cię kochać i nie mogłam 
nic na to poradzić. Mówię ci, że nigdy nie byłeś numerem dziesiątym na mojej liście. Zawsze byłeś i 
będziesz numerem pierwszym. I mówię ci, że chcę, aby nasze małżeństwo było prawdziwe - pełne miłości i 
dzielenia się wszystkim, przez resztę naszego życia. Jak ty, nie zniosłabym, gdyby było inaczej.  

Przeczytała odpowiedź w jego twarzy, zanim porwał ją w ramiona.  

- Nie grozi ci to - zapewnił ją głosem pełnym szczerości. - Nasze prawdziwe małżeństwo zaczyna się teraz, 
kiedy ja wiem już, że mnie kochasz, a ty – że ja ubóstwiam ciebie. Nie mogę bez ciebie żyć. A żeby tego 
dowieść ...  

Wziął ją za rękę, przeprowadził przez wielkie, oszklone drzwi na taras przed domem. Słońce zaczynało 

właśnie wschodzić, wyzłacając niebo swoim ogniem.  

I kiedy świt oznajmił początek nowego dnia, Ramón powtórzył i odnowił swoją przysięgę małżeńską, 

którą  złożył  jej  poprzedniego  dnia,  a  Estrella  powtórzyła  swoją.  Tak  rozpoczęli  wspólne,  pełne  miłości 
życie.