background image

 

background image

 

 

CHILD  MAUREEN 

 

Niepokorna żona 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

– Przykro mi, Travis, ale to niemożliwe. Nie wyjdę za ciebie. Ten 

ślub się nie odbędzie! – Julia prawie krzyczała.  

Chciała  mieć  pewność,  że  mężczyzna  stojący  po  drugiej  stronie 

zamkniętych drzwi dobrze ją słyszy.  

–  Ależ  jak  najbardziej  się  odbędzie  –  zabrzmiała  spokojna 

odpowiedź.  W  głosie  mężczyzny  nie  było  nawet  cienia  niepokoju.  – 

Wystarczy już scen, nie sądzisz? Otwórz te cholerne drzwi!  

Julia  oparła  się  ciężko  o  framugę,  usiłując  uspokoić  oddech.  Jej 

oczy zaczęły błądzić po zalanym słońcem pokoju. Promienie wpadały 

przez  wielkie  okno,  złocąc  sufit i  podłogę,  ale  widoczny  na  ścianach 

cień ramy okiennej łudząco przypominał więzienne kraty. Przypadek?  

Czy może raczej ostrzeżenie?  

To  było  szaleństwo.  Wychodząc  za  Travisa,  popełniała  wielki 

błąd. Złe przeczucia, które od miesiąca kiełkowały  w jej duszy, teraz 

wybujały jak puszcza równikowa.  

– Travis, zastanów się. Przecież to nonsens – westchnęła.  

– Trochę za późno na zmianę zdania, moja droga – rozległ się zza 

drzwi zdecydowany głos. – Goście dopisali, pastor czeka i zaczyna już 

tracić cierpliwość. Za chwilę zostaniemy mężem i żoną.  

Julia poczuła, że żołądek podjeżdża jej do gardła. Wzięła kolejny 

głęboki  oddech,  a  potem  powoli  wypuściła  powietrze  przez  nos.  Nie 

pomogło.  Kiedy  rozległo  się  łomotanie  do  drzwi,  w  popłochu 

rozejrzała  się  po  pokoju,  szukając  drogi  ucieczki.  Niestety,  nie  było 

żadnej, i dobrze o tym wiedziała.  

background image

Jeśli  tkwiła  uwięziona  niczym  branka  w  przypominającym 

zamczysko  wielkim  domu  w  Winnicy  Kingów,  była  to  jej  własna 

wina.  Sama  tego  chciała.  Była  pełnoletnia  i  wyraziła  zgodę  na  ten 

idiotyczny układ. Kretynka.  

–  Julio,  otwórz  wreszcie  te  drzwi!  –  w  głosie  Travisa  Kinga 

brzmiała determinacja.  

Poczuła  przypływ  paniki.  Nie  miała  siły  na  konfrontację.  Co 

robić?  

–  Nie  chcesz  chyba  zobaczyć  panny  młodej  przed  ceremonią?  –

odezwała się z fałszywą słodyczą. – To wróży nieszczęście.  

– Naprawdę nie sądzę, żeby w naszym przypadku te zasady miały 

jakiekolwiek znaczenie.  

Cóż,  z  pewnością  nie  miały.  Przecież  w  ich  przypadku...  nie 

chodziło o zwyczajny, normalny ślub. Jeszcze miesiąc temu wszystko 

wydawało się jasne, proste i logiczne.  

–  Potrzebuję  żony  –  oświadczył  Travis  tamtego  dnia,  pochylając 

się  ku  niej  nad  wysłużonym  blatem  stolika  w  restauracji  „U  Terri" 

znajdującej  się  w  sercu  ich  rodzinnego  miasteczka.  –  A  ty 

potrzebujesz pieniędzy. To idealny układ.  

W pierwszej chwili Julia miała wrażenie, że to żart.  

–  Nie,  to  nie  jest  idealny  układ  –  zaprzeczyła  stanowczo,  chcąc 

sprowadzić go na ziemię. Z nich dwojga ona była rozsądniejsza.  

Tylko  raz  w  życiu  postąpiła  impulsywnie,  wstępując  w  związek 

małżeński  z  mężczyzną,  który  zawrócił  jej  w  głowie  czułymi 

słówkami  i  zapewnieniami  o  dozgonnej  miłości.  Niestety,  zaraz  po 

background image

ślubie Julia przekonała się, że niegodziwiec po prostu ją oszukał. Oto, 

do czego prowadziły nieprzemyślane, impulsywne decyzje.  

–  Twój  problem  można  rozwiązać  w  dużo  prostszy  sposób. 

Wystarczy, jeśli powierzysz dystrybucję twoich win komuś innemu.  

Travis  potrząsnął  głową  tak  energicznie,  że  pasmo  ciemnych 

włosów  opadło  mu  na  czoło.  Julia  zwalczyła  instynktowną  chęć,  by 

sięgnąć i odgarnąć na bok niesforny kosmyk.  

–  Wykluczone.  Thomas  Henry  jest  najlepszy  w  swojej  branży. 

Dobrze wiesz, że nie schodzę poniżej pewnego poziomu.  

Jak  mogła  o  tym  nie  wiedzieć?  Travis  pochodził  z  bardzo 

zamożnej  rodziny,  kto  wie,  czy  nie  najbogatszej  w  całym  stanie. 

Wychowano  go  w  luksusie,  a  także  w  przekonaniu,  że  dla  kogoś  z 

jego pozycją nie ma rzeczy niemożliwych.  

Dla  Winnicy  Kingów  Travis  gotów  był  zrobić  wszystko.  Odkąd 

objął  spadek  po  zmarłym  ojcu,  nie  szczędził  wysiłków,  by  stać  się 

czołowym producentem win w Kalifornii.  

Współpraca z nowym dystrybutorem mogła mu umożliwić sukces 

nie  tylko  na  rynku  lokalnym,  ale  też  w  całych  Stanach,  a  nawet  w 

Europie.  Travis  King  planował  podbić  świat,  a  Thomas  Henry  był 

jego kartą atutową.  

–  Rozumiem,  że  masz  wielkie  plany,  Travis  –  powiedziała 

cierpliwie  Julia.  –  Ale  wytłumacz  mi,  do  czego  ci  potrzebne  to 

małżeństwo?  Nie  musisz  się  ze  mną  żenić,  żeby  robić  interesy  z 

Thomasem Henrym.  

background image

–  Nie  muszę.  –  Travis  westchnął  z  rezygnacją,  a  na  jego  twarzy 

odmalował się wyraz głębokiego niesmaku. – Zamiast tego mógłbym 

się ożenić z jedną z panien Henry.  

Najlepiej z najstarszą z nich, tą, która przekroczyła czterdziestkę. 

Do  złudzenia  przypomina  kaszalota  i  podobno  nie  przepada  za 

mężczyznami.  Thomas  Henry  bardzo  na  to  nalega.  To  ekscentryk, 

który  własną  pracą  doszedł  do  milionów,  a  teraz  ma  tylko  jeden  cel: 

dobrze  wydać  za  mąż  swoje  córeczki.  Jako  majętny  kawaler  jestem 

idealnym kandydatem na zięcia. Tylko ty możesz mnie uratować.  

Julia pokręciła głową z niedowierzaniem.  

– Nie zagoni cię do ołtarza siłą.  

–  Nie  doceniasz  Thomasa.  Ja  myślę,  że  chętnie  by  spróbował, 

gdyby  miał  taką  możliwość.  Jedno  jest  pewne:  jeśli  pozostanę 

kawalerem,  a  nie  uderzę  w  konkury  do  jego  córki,  uzna  to  za 

śmiertelną zniewagę i odmówi dystrybucji moich win.  

Nie  mogę  sobie  pozwolić  na  takie  ryzyko  w  chwili,  kiedy 

Winnica Kingów jest gotowa na podbój europejskiego rynku. Dlatego 

muszę wziąć fikcyjny, tymczasowy ślub. Z obrączką na palcu łatwiej 

się oprę wdziękom panny Henry.  

Julia  musiała  przyznać,  że  wywód  Travisa  był  logiczny. 

Zaczynało jej brakować argumentów.  

– Dlaczego ja? – spytała słabo.  

Nie  odpowiedział,  tylko  uśmiechnął  się  do  niej.  Mogła  się 

założyć, że dobrze wiedział, jaką siłę rażenia ma jego uśmiech. Każdej 

background image

kobiecie  w  promieniu  kilometra  miękły  kolana,  kiedy  Travis  King 

uśmiechał się tak jak w tej chwili.  

Każdej,  tylko  nie  Julii.  Jako  kilkunastoletnia  smarkula  zakochała 

się  w  nim  na  zabój.  To  była  jej  pierwsza,  szczenięca  miłość.  Ale  od 

tamtego  czasu  uodporniła  się  na  jego  nieprawdopodobny  wdzięk. 

Nauczyła  się  twardo  stąpać  po  ziemi,  kiedy  została  porzucona  zaraz 

po ślubie przez pewnego czarusia.  

Teraz  mogła  się  z  przyjemnością  przyglądać  niewiarygodnie 

przystojnemu mężczyźnie siedzącemu naprzeciwko niej i nie znaczyło 

to, że ulegnie jego urokowi.  

– Jesteś idealną kandydatką – odezwał się wreszcie. – Znamy się 

od lat i wiem, że mogę ci zaufać. Zawrzemy układ korzystny dla nas 

obojga, a ja nie będę musiał się bać, że złamiesz umowę, chcąc mnie 

szantażować.  

Julia uśmiechnęła  się  ze  zrozumieniem.  Bogacze  mieli  naprawdę 

ciężkie  życie.  Travis  musiał  się  stale  opędzać  od  naciągaczek.  Na 

myśl o milionach Kingów kobiety ogarniała istna gorączka złota.  

Tylko,  czy  godząc  się  na  układ,  który  właśnie  zaproponował  jej 

Travis,  nie  zniży  się  do  poziomu  samiczek,  które  nie  potrafiły 

zdecydować, czy bardziej podoba im się jędrny tyłek pana Kinga, czy 

też dziewięciocyfrowa suma na jego koncie bankowym?  

Julia  pociągnęła  łyk  czekoladowego  napoju.  Jej  motto  życiowe 

głosiło, że czekolada jest dobra na wszystko.  

– Nie planuję zamążpójścia – powiedziała zdecydowanie. Ślub dla 

pieniędzy naprawdę nie był posunięciem w jej stylu.  

background image

–  Może  i  nie.  –  Travis  uśmiechnął  się  chytrze.  –  Ale  na  pewno 

chcesz otworzyć własną cukiernię. Mogę ci to umożliwić.  

Nie mógł trafić lepiej. Julia od lat harowała jak wół i oszczędzała 

każdy  grosz,  by  pewnego  dnia  otworzyć  cukiernię.  Jednak,  pomimo 

ogromnych wysiłków, nie była w stanie zebrać odpowiedniej sumy.  

Nie  mając  żadnego  zabezpieczenia,  nie  mogła  wziąć  kredytu. 

Wyglądało  na  to,  że  o  ile  nie  zdarzy  się  cud,  wymarzony  sklep 

otworzy najwcześniej po przejściu na emeryturę.  

Travis  kilkakrotnie  proponował  jej  pożyczkę,  ale  nie  chciała 

przyjąć od niego jałmużny. Miała swoją dumę. To, że znali się od lat, 

tylko  pogarszało  sprawę.  Kiedy  Julia  była  mała,  jej  matka  zatrudniła 

się jako kucharka w rezydencji Kingów.  

Nikomu  nie  przeszkadzało,  że  córka  służącej  bawi  się  z  synem 

państwa domu. Stanowili zgraną paczkę aż do dnia, kiedy Julia poszła 

do  liceum  i  usłyszała,  jak  koledzy  naśmiewają  się  za  jej  plecami. 

Według  nich  była  nikim,  a  przyczepiła  się  do  syna  bogaczy  jak  rzep 

do psiego ogona.   

Urażona,  odsunęła  się  od  Travisa,  a  potem  życie  ich  rozdzieliło. 

Matka  Julii  ponownie  wyszła  za  mąż  i  przeprowadziła  się,  a  ona  i 

Travis  dorośli.  Od  tamtej  pory  właściwie  nie  utrzymywali  ze  sobą 

kontaktów.  Mimo  to  Julia  nie  chciała  wykorzystywać  ich  dawnej 

przyjaźni,  by  uzyskać  od  niego  pożyczkę.  Zbyt  dobrze  pamiętała 

plotki, na jakie się naraziła w liceum.  

background image

–  To  potrwa  tylko  rok,  Julio  –  przekonywał  Travis.  –  W  tym 

czasie zawrę umowę na dystrybucję win i wniosę wkład finansowy w 

twoją cukiernię. Oboje na tym wygramy.  

– Naprawdę nie wiem... – powiedziała powoli. W idei poślubienia 

Travisa  było  coś  niepokojącego.  I  to  nie  tylko  dlatego,  że  chodziło  o 

finansową  transakcję.  Niepokoiło  ją  także  coś  innego,  coś,  czego  nie 

umiała  nazwać.–  Nie  chcę  być  podwójną  rozwódką  –  dokończyła 

niepewnie.  

Gdyby mogła cofnąć się w czasie choć o dwa lata i coś zmienić w 

swoim  życiu,  wystrzegałaby  się  Jeana–Claude'a  Doucette'a  jak 

morowej zarazy.  

Niestety, było to niemożliwe i przykre doświadczenie małżeństwa 

z francuskim łajdakiem na zawsze miało pozostać wpisane w historię 

jej życia.  

– Nie przesadzaj. – Travis machnął ręką. – Ile czasu trwało tamto 

małżeństwo? Dwa tygodnie? To się w ogóle nie liczy. Zresztą, kto w 

dzisiejszych czasach przejmuje się rozwodami?  

– Ja.  

– Daj spokój. Każdy ma prawo popełnić błąd. Ważne, że szybko 

zareagowałaś, załatwiłaś rozwód...  

Prawda  była  taka,  że  Jean  –  Claude  pewnego  dnia  w  krótkich 

słowach poinformował ją, że się nią znudził i odchodzi, a parę tygodni 

później  wysłał  jej  wiadomość,  że  załatwił  szybki  meksykański 

rozwód.  

background image

–  Zapomnij  o  tym  gościu,  to  przeszłość.  Zresztą,  czego  się 

spodziewać po żabojadzie?   

Julia nie mogła się nie roześmiać.  

– Wyjdź za mnie – poprosił Travis.  

Wciąż nie była przekonana.  

–  Myślałeś  o  tym,  jak  zareaguje  twoja  rodzina?  I,  o  Boże,  co  ja 

powiem mamie? Jak ja jej wytłumaczę, że tak nagle...  

–  Do  licha,  Julio,  nasi  bliscy  są  przecież  po  naszej  stronie. 

Powiemy  im  prawdę.  Tylko  im.  Na  pewno  nas  zrozumieją.  Zresztą, 

nie  my  pierwsi  i  nie  ostatni  pobieramy  się  z  nietypowego  powodu. 

Pamiętasz ślub Adama w zeszłym roku?  

Julia skinęła głową. Brat Travisa ożenił się z Giną, dziewczyną z 

sąsiedztwa,  z  zupełnie  niewłaściwych  pobudek,  jednak  ich 

małżeństwo  okazało  się  bardzo  udane.  Teraz  Gina  spodziewa  się 

dziecka,  a  Adam  pęka  z  dumy,  jakby  właśnie  został  prezesem  kuli 

ziemskiej.  

–  Nasze  rodziny  będą  wiedziały,  jak  się  sprawy  mają,  ale  muszą 

dochować  absolutnej  tajemnicy  –  ciągnął  Travis  zdecydowanie.  – 

Wszyscy inni nie mają prawa powziąć najmniejszych podejrzeń.  

Zwłaszcza  Thomasowi  Henry'emu  nie  może  przejść  przez  myśl, 

że  to  tylko  przedstawienie.  Musimy  wyglądać  na  zakochanych  do 

szaleństwa. Przez rok na pewno damy radę udawać idealną parę.  

Julia  poczuła,  że  jej  opór  słabnie.  Rok  w  towarzystwie  Travisa 

odgrywającego  rolę  jej  męża?  To  mogło  być  nawet  zabawne.  A 

background image

potem...  Ujrzała  oczami  duszy  kolorowy  szyld  swojej  własnej 

cukierni. Pokusa była nie do odparcia...  

Nagła myśl sprawiła, że drgnęła i spojrzała na Travisa spłoszona. 

Był jeden szczegół, o którym dotąd nie wspomniał.  

– A jak będzie z... – urwała, speszona.  

–  Z  czym?  –  Zmarszczył  brwi,  patrząc  na  nią,  wyraźnie  nie 

rozumiejąc, do czego zmierza.  

– Z pożyciem małżeńskim – wyrzuciła z siebie.  

– Och, to. – Przez kilka chwil zastanawiał się głęboko, marszcząc 

brwi,  po  czym  potrząsnął  głową.  –  Żaden  problem.  Mężem  i  żoną 

będziemy tylko na papierze. Możesz być spokojna, na pewno będę w 

stanie ci się oprzeć.  

– No wiesz, dzięki za komplement – zachichotała.  

–  Zresztą  to  tylko  rok.  Wszystko  się  uda  –  dodał  Travis  takim 

tonem, jakby chciał przekonać nie tylko ją, ale też i siebie.  

Dlaczego  miałoby  im  się  nie  udać?  Julia  poczuła  przypływ 

optymizmu.  Nie  chodziło  przecież  o  prawdziwe  małżeństwo,  które 

wiązało  się  z  ryzykiem  bolesnego  rozczarowania  czy  odarcia  z 

romantycznych złudzeń, tylko o czysty biznes.  

Mieli  zawrzeć  jasny,  prosty  układ.  Co  więcej,  Travis  był  jej 

przyjacielem.  Znała  go  na  tyle,  żeby  wiedzieć,  że  jest  uczciwy  i  na 

pewno  wywiąże  się  ze  swojej  części  umowy.  Dzięki  niemu  będzie 

mogła spełnić marzenie życia.  

– Julio, to dla mnie ważne. Nie daj się prosić. – Travis wpatrywał 

się w nią z napięciem.  

background image

Julia zaczerpnęła tchu i zamknęła oczy. A potem skinęła głową.  

– Dobrze. Wyjdę za ciebie.  

Spojrzała  na  swoje  odbicie  w  wielkim  kryształowym  lustrze  i 

zamrugała gwałtownie.  

–  Idiotka  –  syknęła  na  widok  smukłej  postaci  w  jasnokremowej 

sukni ślubnej i koronkowym welonie spływającym na nagie ramiona.  

Tamta  rozmowa  miała  miejsce  przed  miesiącem.  Teraz  nadszedł 

czas,  by  się  zmierzyć  z  konsekwencjami  podjętej  decyzji.  Julia 

zmobilizowała  resztki  odwagi  i  zmusiła  się,  żeby  podejść  do  drzwi. 

Kiedy tylko przekręciła klucz w zamku, do pokoju wtargnął Travis.  

Tak jak się spodziewała, wyglądał zjawiskowo. Wypisz, wymaluj, 

pan  młody  wprost  z  romantycznych  snów  każdej  nastolatki.  Miał  na 

sobie  idealnie  skrojony  czarny  garnitur,  jedwabną  śnieżnobiałą 

koszulę  i  ciemnoczerwony  krawat.  Gęste,  lśniące  włosy  zaczesał  do 

tyłu.  W  oczach  koloru  gorzkiej  czekolady,  osadzonych  głęboko  pod 

śmiało zarysowanymi, czarnymi łukami brwi, widać było napięcie.  

– Pięknie wyglądasz – odezwał się po chwili, zamykając drzwi.  

–  Dzięki.  –  Musiała  przyznać,  że  było  jej  do  twarzy  w  stroju 

panny młodej.  

Swoje kasztanowe, połyskujące miedzią loki upięła w gładki kok, 

pozwalając,  by  kilka  mocno  skręconych  pasm  opadało  swobodnie  na 

jej  czoło  i  kark.  Welon  ze  starej  koronki  podkreślał  jasną  karnację,  a 

bladozłote  piegi  dodawały  uroku  jej  dziewczęcej  twarzy.  Długa  do 

kostek suknia odsłaniała delikatne ramiona i podkreślała smukłą  talię, 

by poniżej rozpłynąć się jak biały, lekki obłok.  

background image

Rzeczywiście,  wyglądała  całkiem  dobrze.  Szkoda  tylko,  że  czuła 

się fatalnie.  

–  Travis,  ja  nie  dam  rady  –  wykrztusiła,  przyciskając  dłoń  do 

obolałego żołądka.  

W  jednej  chwili  znalazł  się  przy  niej.  Poczuła,  jak  zamyka  jej 

ramiona w zdecydowanym uścisku.  

–  Czyś  ty  oszalała?  Myślisz,  że  pozwolę  ci  się  teraz  wycofać? 

Ślub w rodzinie Kingów to wielkie wydarzenie, w ogrodzie aż się roi 

od reporterów i paparazzich. Byliby zachwyceni, mogąc relacjonować 

na  żywo  niezwykle  zabawne  wydarzenie,  jak  narzeczona  zostawiła 

Travisa Kinga przy ołtarzu.   

–  Więc  ty  mnie  porzuć.  Mam  to  gdzieś.  Mogę  zaraz  wyjść  do 

ogrodu i wyjaśnić gościom, że się rozmyśliłeś...  

– Julio, o co ci chodzi? – Travis nie dał jej dokończyć.  

W  jego  głosie  pobrzmiewało  zniecierpliwienie,  ale  w  oczach 

czaiła się troska. Julia odwróciła wzrok. Bała się, że ją zahipnotyzuje 

tym swoim intensywnie czekoladowym spojrzeniem.  

–  O  to  –  odpowiedziała,  podchodząc  do  okna  i  szerokim  gestem 

wskazując  ogromny  trawnik,  gdzie  na  rozstawionych  wiklinowych 

krzesłach siedziało chyba z dwieście osób.  

Pośrodku rozłożono biały dywan prowadzący do altany tonącej w 

powodzi  róż.  Stojący  przed  altaną  pastor  wyraźnie  zaczynał  się 

niecierpliwić, a  kwintet  smyczkowy  robił,  co  mógł,  żeby  zatuszować 

narastający gwar rozmów zebranych gości.  

background image

–  Wiesz,  że  nie  potrafię  kłamać.  Wszyscy  się  zorientują,  że  coś 

jest nie tak. – Na samą  myśl o tym, że miałaby stanąć przed zebranym 

tłumem  i  wypowiedzieć  słowa  fałszywej  przysięgi,  poczuła,  że  w 

gardle rośnie jej wielka kula.  

–  Niepotrzebnie  się  tak  przejmujesz.  –  Travis  przeszedł  przez 

pokój krokiem tak spokojnym, jakby w ogóle mu się nie spieszyło. – 

Wyobraź  sobie,  że  to  teatr.  Jesteśmy  po  prostu  aktorami, którzy  dają 

przedstawienie.  Zresztą  nikt  nie  będzie  nam  się  specjalnie 

przysłuchiwał. Goście przyszli głównie z myślą o przyjęciu. Nie mogą 

się doczekać szampana i kanapek z kawiorem.  

– Mam być aktorką? – przeraziła się. – Ostatni raz brałam udział 

w przedstawieniu, kiedy byłam w drugiej klasie podstawówki. Nawet 

wtedy  nauczycielka  nie  powierzyła  mi  dużej  roli.  Tylko  tańczyłam 

przebrana  za    truskawkę.  Nie,  Travis.  –  Pokręciła  głową.  –  Przykro 

mi, ale nic z tego nie będzie.  

–  Julio  –  mówił  opanowany,  ale  stanowczy,  jakby  mówił  do 

rozkapryszonego dziecka. – Poradzisz sobie. Podpisałaś umowę, więc 

się z niej wywiążesz.  

To prawda, podpisała umowę. Travis zadbał o to, żeby pakt, który 

zawarli, został opracowany w formie pisemnej przez stado prawników 

na  usługach  Kingów.  A  może  nie  stado,  tylko  watahę?  Nieważne, 

dość,  że  zadbali  o  to,  by  złożyła  podpis  w  obecności  notariusza.  Z 

prawnego punktu widzenia była uziemiona.  

– Popełniłam błąd.  

background image

–  To  teraz  bez  znaczenia.  –  Zdecydowanie  wziął  ją  za  rękę.  – 

Bierz  swój  bukiet  i  chodź.  To  nie  potrwa  długo.  Zobaczysz,  ani  się 

obejrzysz, kiedy będzie po wszystkim.  

– Niedobrze mi – powiedziała słabo. – Muszę... do ubikacji.  

Travis przewrócił oczami.  

–  Po  raz  pierwszy  mam  do  czynienia  z  kobietą,  która  na  myśl  o 

zostaniu moją żoną dostaje torsji – mruknął.  

Walcząc  z  zawrotami  głowy,  Julia  po  raz  kolejny  wyjrzała  przez 

okno.  W  pierwszym  rzędzie  krzeseł  siedziała  jej  matka  w 

towarzystwie  ojczyma.  Oboje    byli  wyraźnie  zaniepokojeni,  widziała 

to  nawet  z  tej  odległości.  Matka  nerwowo  zwijała  i  rozwijała  pasek 

torebki, a ojczym poprawiał krawat.  

Nie  pochwalali  decyzji  Julii,  ale  mimo  to  przyszli,  żeby  ją 

wspierać.  Po  przeciwnej  stronie  białego  dywanu  dwa  rzędy  krzeseł 

zajmowała liczna rodzina Kingów.  

Ciężarna  Gina  promieniała,  wpatrzona  w  swojego  męża.  Adam 

stał  obok  niej,  poważny  i  elegancki,  gotów  do  wypełnienia 

obowiązków  drużby.  Dalej  siedział  Jackson,  najmłodszy  z  braci 

Kingów,  oraz  cały  tłum  kuzynów,  wujków  i  ciotek.  Wszyscy  czekali 

na nią.  

Nie, absolutnie nie było się czym stresować.  

–  Julio  –  mówił  Travis,  pochylając  się  do  jej  ucha.  –  Za  rok 

będziesz  miała  własną  cukiernię.  Wina  z  Winnicy  Kingów  podbiją 

rynek  europejski.  A  my  spokojnie  załatwimy  rozwód  i  wrócimy  do 

normalnego życia.  

background image

Chciała  mu  uwierzyć.  Miała  jednak  przeczucie,  że  porywają  się 

na  coś,  czego  rzeczywistych  konsekwencji  żadne  z  nich  nie  jest  w 

stanie do końca przewidzieć.  

 

ROZDZIAŁ DRUGI 

Kiedy  ceremonia  dobiegła  końca,  Travis  odetchnął  z  ulgą.  Julia 

rzeczywiście  była  bardzo  kiepską  aktorką.  Stojąc  przed  pastorem, 

trzęsła  się  jak  liść,  a  podczas  powtarzania  słów  przysięgi  nie  mogła 

powstrzymać  nerwowego  chichotu.  Travis  nie  sądził  jednak,  żeby 

ktokolwiek  zaczął  coś  podejrzewać  –  dziwne  zachowanie  panny 

młodej tłumaczono z pewnością silnym wzruszeniem.  

A  więc  klamka  zapadła.  Travis  obrócił  na  palcu  wąski  krążek  z 

jasnego  złota,  starając  się  zignorować  nieprzyjemne  uczucie  bycia 

schwytanym w pułapkę.  

Powtarzał sobie, że to był jego własny pomysł. Układ, jaki zawarł 

z Julią, nie miał zresztą nic wspólnego z prawdziwym małżeństwem. I 

dobrze,  bo  małżeństwo  stanowczo  nie  było  rozwiązaniem  dla  niego. 

Może niektórym służyło,  ale on nie był zainteresowany. Spotykał się 

z wieloma kobietami, ale zawsze dbał o to, by sytuacja była jasna dla 

obu stron – nie chciał się angażować.  

Jeśli  w  oczach  kochanki  pojawiał  się  błysk  mówiący:  „Poproś 

mnie o rękę, a z chęcią przysięgnę ci przed ołtarzem, że do śmierci nie 

przestanę  korzystać  z  twoich  kart  kredytowych",  wycofywał  się  na  z 

góry  upatrzone  pozycje.  Niezobowiązujące,  krótkie  związki  bardzo 

mu odpowiadały. Czuł się wolny i nie narzekał na brak rozrywek.  

background image

A  teraz  miał  obrączkę  na  palcu  i  rok  seksualnej  abstynencji  w 

perspektywie. Hmm...  

– Ogarnęły cię wątpliwości?   

Travis  odwrócił  się  gwałtownie  i  napotkał  zaciekawione 

spojrzenie Adama.  

Nie był o wiele lepszym aktorem niż Julia. Tylko czy to na pewno 

dobrze o nim świadczyło?  

–  Julia  jest  miłą  dziewczyną.  –  Adam  spojrzał  w  kierunku 

parkietu,  gdzie  miedzianowłosa  panna  młoda  wirowała  w  objęciach 

najmłodszego z braci Kingów.  

–  To  prawda.  –  Travis  sięgnął  po  kieliszek  ulubionego  merlota  i 

pociągnął długi łyk.  

–  Jest  zupełnie  inna  niż  kobiety,  z  którymi  zazwyczaj  się 

spotykasz.  Ona  nie  ma  portmonetki  zamiast  serca.  Uważaj,  żeby  jej 

nie skrzywdzić.  

– Julia doskonale zdaje sobie sprawę, na czym polega układ, który 

zawarliśmy.  

–  I  co  z  tego?  Mój  ślub  z  Giną  też  miał  być  czysto  biznesowym 

posunięciem. Dokładnie tak samo jak w waszym przypadku.  

– O, nie – zaprotestował gwałtownie Travis. – Istnieje zasadnicza 

różnica. Gina od zawsze skrycie się w tobie kochała. A Julia... to moja 

kumpelka  z  dzieciństwa,  znamy  się  jak  łyse  konie.  Łaziliśmy  razem 

po drzewach. Spokojna głowa, między nami nie ma mowy o żadnych 

głębszych  uczuciach.  Oboje  traktujemy  to  małżeństwo  jak  korzystną 

transakcję. A za rok po prostu rozwiążemy spółkę.  

background image

–  Pożyjemy,  zobaczymy.  –  Adam  przyglądał  się  bratu  z 

zagadkowym uśmiechem.  

–  Daj  spokój,  stary.  Rozumiem,  że  zakochałeś  się  we  własnej 

żonie i bardzo to przeżywasz. – Travis poklepał brata po ramieniu. – 

Ale  to  nie  znaczy,  że  wszyscy  muszą  iść  w  twoje  ślady.  Miłość  i 

wierność aż po grób to naprawdę nie dla mnie. Przeczekam ten rok, a 

potem znowu stanę się seryjnym monogamistą.  

Skoczny  utwór  się  skończył  i  orkiestra  zagrała  romantyczną 

balladę.  

–  Idę  poprosić  moją  żonę  do  tańca–  oświadczył  Adam, 

odstawiając kieliszek. – A ty tymczasem zajmij się swoją.  

Żona.  Miał  żonę.  Korzystając  z  chwili  samotności  po  odejściu 

Adama,  Travis  powtarzał  sobie  w  myśli  to  słowo.  Brzmiało  dziwnie. 

Odszukał wzrokiem Julię wśród barwnego tłumu na parkiecie.  

Wciąż  tańczyła  z  Jacksonem,  kiedy  obok  nich  jak  spod  ziemi 

wyrósł  jegomość  o  blond  czuprynie  i  pretensjonalnym  wąsiku. 

Bezceremonialnie zastąpił drogę tańczącym i powiedział coś do Julii, 

zupełnie ignorując Jacksona.  

Zaskoczona Julia spojrzała na mężczyznę i zamarła  w pół kroku. 

Pobladła  gwałtownie,  wyraźnie  zszokowana.  Ten  widok  podziałał  na 

Travisa  silniej  niż  wstrząs  elektryczny.  W  jednej  chwili  zerwał  się  z 

miejsca i ruszył ku żonie, która bezskutecznie próbowała odsunąć się 

poza zasięg ramion blondasa.  

Ten tymczasem  z bezczelnym uśmieszkiem położył łapsko na jej 

talii i mówił coś, pochylając się nad nią. Travis nie słyszał jego słów, 

background image

ale widział, jakie wrażenie wywierają one na Julii. Była coraz bledsza, 

a na jej twarzy malował się wyraz autentycznego przerażenia.  

Travis  miał  wrażenie,  że  przeżywa  koszmar.  Potężny  głos 

instynktu, którego istnienie było dla niego całkowitym zaskoczeniem, 

pchał  go  do  przodu.  Musiał  jak  najszybciej  znaleźć  się  u  boku  Julii, 

ale nie mógł się przedrzeć przez tłum rozbawionych gości.  

Im  prędzej  chciał  iść,  tym  bardziej  grzązł  w  tłumie.  A  przed 

oczami  wciąż  miał    przerażoną  twarz  Julii  i  zadowolony  uśmieszek 

blondasa, który wyraźnie rozkoszował się jej strachem.  

–  Wszystko  w  porządku,  Julio?  –  spytał,  kiedy  wreszcie  stanął 

obok żony.  

– Travis, o Boże... – wyszeptała, przyciskając dłoń do ust, wciąż 

wpatrzona w blondasa, jakby widziała ducha.  

Instynktownie przesunął się tak, by stanąć między Julią a facetem, 

który budził w niej takie przerażenie. Kto to, do diabła, mógł być?  

–  Co  się  dzieje?  –  odezwał  się  spokojnym  tonem,  nie  podnosząc 

głosu, żeby nie zaniepokoić weselnych gości.  

Jegomość z wąsikiem zgiął się przed nim w parodii ukłonu.  

–  Chciałem  tylko  złożyć  najserdeczniejsze  gratulacje  w  tak 

wzruszającej chwili – zapiał. Miał silny, francuski akcent.  

Travis  rzucił  badawcze  spojrzenie  Julii.  Była  blada  jak  ściana  i 

drżała na całym ciele.  

–  Ja  naprawdę  nie  wiedziałam  –  wyjąkała.  –  Przysięgam,  nie 

miałam pojęcia...   

background image

–  Ach,  prrroszę  szanownego  pana  o  wybaczenie  –  wpadł  jej  w 

słowo  blondas,  wyciągając  dłoń  do  Travisa.  –  Zapomniałem  się 

przedstawić.  Nazywam  się  Jean  –  Claude  Doucette.  A  pan  zapewne 

jest mężczyzną, który właśnie poślubił moją żonę.  

–  Jestem  bigamistką  –  wyszeptała  Julia,  z  najwyższym  trudem 

poruszając wargami.  

Przed  ślubem  dręczyły  ją  złe  przeczucia,  ale  żaden  scenariusz, 

który  wtedy  podsunęła  jej  wyobraźnia,  nie  mógł  się  równać  z 

koszmarną  rzeczywistością.  Oto  stoi  pośrodku  sali  balowej  w  stroju 

panny  młodej,  w  towarzystwie  dwóch  mężczyzn,  którzy  patrzą  na 

siebie spode łba jak dwa rasowe pitbule przed walką.  

Obaj  są  jej  mężami.  Jeśli  miałoby  dojść  do  walki  mężów, 

pomyślała  w  przypływie  wisielczego  humoru,  wszystkie  pieniądze 

postawiłaby na Travisa. Francuzik popełnił gruby błąd, wchodząc mu 

w drogę. Nie miał pojęcia, na jakie niebezpieczeństwo się naraża.  

Jakieś dziesięć minut później Jean – Claude rozsiadł się wygodnie 

w  skórzanym  fotelu  stojącym  w  zaciszu  gabinetu,  do  którego  Travis 

zdecydowanie  zaprowadził  Julię  i  jej  kłopotliwego  gościa.  Nie  mógł 

pozwolić, by ktoś z zebranych domyślił się, w jak trudnym położeniu 

znaleźli się nowożeńcy.  

– Niestety, kochanieńka, dopuściłaś się bigamii – oświadczył Jean 

–  Claude,  zwracając  się  do  Julii,  po  czym  wystudiowanym  ruchem 

odgarnął złocistą grzywę znad chabrowych oczu, które błyszczały  od 

złośliwej uciechy.  

background image

Julia  nigdy  do  nikogo  nie  czuła  tak  silnej  nienawiści.  Nie 

spuszczając  z  niej  wzroku,  Jean  –  Claude  położył  wypielęgnowane 

dłonie na drewnianych poręczach fotela.  

–  Rozumiem  twoje  zakłopotanie  –  ciągnął  słodziutko.  –  To 

doprawdy  wstydliwa sprawa.  I taka... kompromitująca. Tak, to chyba 

właściwe  słowo.  Co  by  było,  gdyby  ten, hm,  szczegół,  przedostał  się 

do  publicznej  wiadomości?  Mogłoby  to  mieć  naprawdę  nieciekawe 

konsekwencje dla twojego nowego męża.  

Julię  ogarnęła  zgroza.  Od  miesiąca  wszystkie  lokalne  gazety 

pisały  o  planowanym  ślubie  kalifornijskiego  króla  win,  który 

pozostawał dotąd zatwardziałym kawalerem. W plotkarskich pismach 

dziennikarze  szczegółowo  relacjonowali  kolejne  etapy  przygotowań 

do  uroczystości,  a  podczas  ślubu  i  wesela  młodej  parze  zrobiono 

chyba  z  milion  zdjęć.  Jeśli  pismacy  zwąchają  skandal,  rzucą  się  na 

Travisa jak szarańcza.  

Wszystko  przez  nią.  Julia  chciała  się  zapaść  pod  ziemię.  Albo 

lepiej  niech  ziemia  się  rozstąpi  i  pochłonie  przeklętego  Jeana  – 

Claude’a! Z jękiem opadła na fotel.  

–  Wydaje  mi  się,  że  widziałem  w  ogrodzie  kilku  reporterów  – 

zastanawiał  się  na  głos  Francuzik.  –  Może  powinienem  pójść  i 

szczerze porozmawiać z którymś z nich?   

Przerażenie  sprawiło,  że  Julia  nie  do  końca  rozumiała,  do  czego 

on  zmierza.  Wiedziała  tylko,  że  nadciąga  totalna  katastrofa.  Żołądek 

ścisnął jej się boleśnie, a serce waliło jak oszalałe.  

background image

– Nie będzie pan rozmawiał z  żadnymi reporterami – powiedział 

Travis spokojnie.  

–  Czyż  nie  znajdujemy  się  w  wolnym  kraju,  jak  to  wy, 

Amerykanie, lubicie powtarzać? – prychnął Francuz. – Zrobię, co mi 

się spodoba, a szanowny pan nie ma najmniejszego prrrawa...  

– Przede wszystkim znajdujemy się w moim domu – uciął Travis. 

–  A  pan  pojawił  się  tu  nieproszony.  Sądzę,  że  w  tej  sytuacji  ja  mam 

wszelkie  prawa.  Daję  panu  dokładnie  pięć  minut  na  wyjaśnienie, 

dlaczego  wtargnął  pan  na  teren  mojej  posiadłości.  Radzę,  by  zaczął 

pan mówić. Krótko i zwięźle.  

–  To  doprawdy  bardzo  proste.  –  Jean  – Claude  w  dalszym  ciągu 

złośliwie  się  uśmiechał,  ale  ton  jego  głosu  stał  się  nieco  piskliwy.  –

Przyszedłem  poinformować  szanownego  pana,  że  nasza  czarująca 

Julia  jest  wciąż  moją  żoną.  Nie  mamy  rozwodu.  A  więc,  pojąłeś  za 

żonę zamężną kobietę, mój dobry człowieku.  

Nie  mieli  rozwodu!  Julia  poczuła,  że  jakaś  żelazna  pięść  zaciska 

się  na jej  sercu.  Nerwowo  splotła  palce  i  jej  wzrok  padł  na delikatną 

obrączkę  z  jasnego  złota  wysadzaną  brylancikami,  którą  Travis 

wsunął jej na palec zaledwie przed godziną...  

Tyle czasu wystarczyło, by układ, jaki zawarli, legł w gruzach.  

–  Nie  jestem  pańskim  dobrym  człowiekiem.  –  W  cichym, 

spokojnym głosie Travisa czaiła się tak bezwzględna groźba, że gdyby 

Jean  –  Claude  miał  choć  za  grosz  pomyślunku, powinien  wziąć  nogi 

za pas.  

background image

On  jednak  podszedł    do  barku  i  nalał  sobie  hojnie  merlota  z 

Winnicy  Kingów,  po  czym  niedbałym  gestem  uniósł  kieliszek, 

powąchał zawartość i skrzywił się z niesmakiem.  

Westchnął dramatycznie, pociągając łyk wina i robiąc taką minę, 

jakby  przełykał  je  z  wyraźnym  wstrętem.  Nie  można  się  było  nie 

zorientować,  że  usiłuje  pokazać,  jak  nisko  ceni  trunek  z  winnicy 

Travisa.  

– Myślę, że pan to rozumie, mon ami?  

–  Rozumiem  bardzo  dobrze,  że  usiłuje  pan  wymusić  wręczenie 

korzyści majątkowej – powiedział Travis lodowato.  

– Wymusić?! – Oburzył się Francuzik.  

Z  westchnieniem  zerwał  się  z  fotela,  podszedł  do  Julii  i  położył 

dłoń  na  jej  nagim  ramieniu.  Wzdrygnęła  się,  ale  zaraz  opanowała 

emocje i z godnością wstała, odsuwając się od niego.  

Postanowiła,  że  nie  da  mu  satysfakcji,  okazując  strach. 

Wystarczająco już się zabawił jej kosztem.  

– Jestem tu, bo mam głębokie przekonanie, że postępuję słusznie 

–  oświadczył  pompatycznie,  odstawił  kieliszek  z  winem  i  rozejrzał 

się, jakby szukał czegoś lepszego.   

–  O,  tak.  Jestem  tego  pewien  –  wycedził  Travis  i  posłał  Julii 

srogie  spojrzenie.  Nie  odwróciła  wzroku.  Musiała  go  przekonać,  że 

nie ma nic wspólnego z pojawieniem się Jeana – Claude'a. Cokolwiek 

ten Francuz zamierzał, nie uprzedził jej o tym.  

–  Czego  chcesz,  Jean  –  Claude?  Przejdź  do  rzeczy  –  ponagliła 

Julia.  

background image

Wiedziała, że nie odpuści, zanim nie dopnie swego.  

–  Czego  chcę?  –  powiedział  cierpliwie  tonem,  którego  dorośli 

używają  w  rozmowie  z  niezbyt  rozgarniętymi  trzylatkami.  –  Ależ  to 

bardzo proste, ma chérie.  

Julia  nie  musiała  patrzeć  na  Travisa,  by  wiedzieć,  że  wzbiera  w 

nim wściekłość. Czuła promieniujący od niego gniew.  

–  Skoro  to  takie  proste,  to na pewno  potrafisz  to ująć  w  słowa  – 

syknęła.  

Nie  mogła  uwierzyć,  że  stojącemu  naprzeciwko  niej  mężczyźnie 

przysięgła  kiedyś  miłość,  wierność  i uczciwość  małżeńską.  Dlaczego 

się nie zorientowała już wtedy, jakim jest łajdakiem?  

–  Ależ  naturalnie –  westchnął  Jean  –  Claude. –  Kiedy  w  gazecie 

przeczytałem  o  ślubie  mojej  słodkiej  Julii  z  jednym  z 

najzamożniejszych  kawalerów  Kalifornii,  zrozumiałem,  że  nie  mogę 

milczeć.  

–  Jasne.  –  Travis  przeszedł  przez  pokój  i  stanął  obok  Julii. 

Skrzyżował ręce na piersiach, jakby chciał w ten sposób powstrzymać 

się przed uderzeniem intruza. – Zrobił to pan z czystej szlachetności. 

Tylko  dlaczego  czekał  pan  aż  do  teraz,  żeby  powiadomić  mnie  o  tej 

sytuacji, zamiast zrobić to przed ceremonią?  

–  Jak  to  dlaczego?  –  wykrzyknął  Jean–  Claude  z  urazą.  –  Nie 

chciałem  być    niedyskretny.  Szanowny  pan  zgodzi  się  ze  mną,  że 

byłoby mu bardzo nie na rękę, gdybym poruszył tę kłopotliwą sprawę 

publicznie, w obecności reporterów?  

background image

Julia wolała nie myśleć, jaką gratką dla prasy byłaby wiadomość, 

że  młoda  pani  King  nie  ma  rozwodu  z  poprzednim  mężem.  I  nagle 

dotarło do niej, jaki plan ma Jean – Claude. Nie chodziło mu tylko o 

to,  żeby  się  ponatrząsać  z  Travisa.  Francuzik  miał  zamiar  go 

szantażować!  

Travis  najwyraźniej  również  pozbył  się  ostatnich  złudzeń  co  do 

celu  wizyty  Jeana  –  Claude’a.  Gdyby  jego  spojrzenie  mogło  zabijać, 

Francuzik  padłby  martwy  na  gruby  dywan  wyściełający  podłogę 

gabinetu.  Nieproszony  gość  jednak  zdawał  się  nie  zauważać 

niebezpieczeństwa.  

Julia  zastanawiała  się,  czy  szantażysta  jest  tak  odważny,  czy  tak 

głupi. Kiedy jednak Travis przeniósł na nią spojrzenie pełne gniewu i 

pogardy, zmartwiała.  

– Nie miałam z tym nic wspólnego – powiedziała, z najwyższym 

trudem  powstrzymując  drżenie  głosu.  –  Travis,  na  miłość  boską,  nie 

myślisz chyba, że jestem w zmowie z tym...  

–  Najdroższa.  –  Jean  –  Claude  otoczył  ramiona  Julii 

protekcjonalnym gestem. – Nie masz obowiązku tłumaczyć się przed 

tym  człowiekiem.  A  on  nie  ma  prawa  wtrącać  się  do  tego,  co  nas 

łączy. Jesteś przecież moją żoną!  

–  O  Boże!–  Z  jękiem  wyrwała  się  z  objęć  Jeana  –  Claude’a, 

wywołując  tym  jego  złośliwy  chichot.  Co  ja  kiedyś  widziałam  w  tej 

kreaturze, pomyślała z przerażeniem.  

–  Dosyć  tego.  –  Zdecydowany  głos  Travisa  sprawił,  że  oboje 

znieruchomieli i spojrzeli na niego. – Daruj sobie te bzdury, Pierre.  

background image

– Nazywam się Jean – Claude – poprawił Francuzik z urazą.  

– Wszystko jedno – uciął Travis. – Ile chcesz?  

–  Ależ  niewiele,  naprawdę  niewiele.  –  Jean  –  Claude  rozpływał 

się w uśmiechach. – Jako porzucony mąż, uważam, że mam prawo...   

–  Porzucony?  –  W  duszy  Julii  wściekłość  wzięła  górę  nad 

upokorzeniem. Rzuciła się na Jeana – Claude'a i byłaby go uderzyła w 

twarz,  gdyby  Travis  błyskawicznym  ruchem  nie  złapał  jej  za 

nadgarstek. – Ty draniu! Ty podły wieprzu!  

Syczała jak kotka, usiłując się wyrwać Travisowi, by móc rozorać 

paznokciami gładką twarz Francuzika.  

–  Porzucony?  Nie  pamiętasz  już,  że  pewnego  dnia  spakowałeś 

manatki i oświadczyłeś, że mój płacz na nic się nie zda, bo odchodzisz 

i nigdy do mnie nie wrócisz? Miesiąc później napisałeś, że załatwiłeś 

w  Meksyku  szybki  rozwód.  Dodałeś,  że  nareszcie  się  ode  mnie 

uwolniłeś! Więc nie mów teraz...  

–  Wszystko  ci  się  plącze,  maleńka.  –  Jean  –  Claude  pokręcił 

głową  w  parodii  zatroskania.  –  Nie  myślałaś  o  tym,  że  powinnaś  się 

zacząć leczyć na nerwy?  

–  Leczyć  się?!  –  Julia  szarpnęła  się  dziko,  ale  Travis  tylko 

wzmocnił chwyt i odciągnął ją siłą w głąb gabinetu.  

– Masz dowód?– zapytał szeptem, pochylając się do jej ucha.  

Mogła  tylko  pokręcić  głową.  Okazała  się  kompletną  idiotką.  Nie 

dość, że poślubiła tego gada, to jeszcze była dość naiwna, by uwierzyć 

mu na słowo, kiedy ją poinformował, że załatwił rozwód. Kiedy Jean 

–  Claude  ją  porzucił,  była  tak  rozbita,  że  nie  potrafiła  jasno  myśleć. 

background image

Może  ją  to  tłumaczyło,  ale  w  niczym  nie  polepszało  obecnej  – 

sytuacji.  

–  Obiecał,  że  przyśle  mi  odpis,  ale  nigdy  tego  nie  zrobił  – 

wydukała ze wstydem.  

– A ty mu zaufałaś.  

– Tak. Niech to cholera.  

Travis puścił ją tak nagle, że aż się zachwiała.  

– Później o tym porozmawiamy – wycedził. W jego oczach płonął 

gniew. Julia widziała, że z najwyższym trudem nad sobą panuje.  

– Ile? – warknął, podchodząc do Jeana – Claude’a.  

– Doprawdy, to bardzo nieelegancko omawiać takie sprawy przy 

damie – krygował się Francuzik.  

–  Nie  odbiegajmy  od  tematu.  Ile  chcesz  za  trzymanie  gęby  na 

kłódkę?  

– Skoro szanowny pan tak stawia sprawę... – Jean – Claude udał, 

że się zastanawia. – Myślę, że sto tysięcy dolarów to rozsądna cena za 

moją dyskrecję.  

– Ile? – Julia złapała Travisa za ramię. – Nie chcesz chyba płacić 

tej kanalii? Toż to najzwyklejszy szantaż!  

– Poco używać takich nieprzyjemnych słów? – obruszył się Jean – 

Claude. – Ja wolę nazwać to... inwestycją w prywatność.  

Travis  bez  słowa  uwolnił  ramię  z  uścisku  Julii  i  podszedł  do 

biurka. Patrzyła bezradnie, jak otwiera szufladę i wyjmuje książeczkę 

czekową.  

Potem rzekł lodowatym tonem.  

background image

– Jeśli powiesz cokolwiek dziennikarzom, wykończę cię.  

–  Dlaczego  miałbym  zabić  kurę,  która  znosi  złote  jajka?  – 

Francuzik uśmiechnął się promiennie. – Może pan być spokojny, mon 

ami. Nikomu nie zdradzę naszego małego sekretu.  

Travis  nie  odpowiedział.  Bez  słowa  wypełnił  czek  kilkoma 

wściekłymi  pociągnięciami  pióra,  po  czym  gwałtownie  wyrwał  go  z 

książeczki,  podszedł  do  Jeana  –  Claude'a  i  wetknął  karteczkę  do 

przedniej kieszeni jego marynarki.  

Francuzik  uniósł  dłoń  i  pogłaskał  schowany  w  kieszeni  czek 

czułym gestem.  

–  Uważaj,  Pierre  –  odezwał  się  Travis  głosem,  który  brzmiał  jak 

pomruk  wielkiego,  drapieżnego  kota.  –  Nie  popełnij  błędu.  Jeżeli 

otworzysz buźkę, pożałujesz.  

– Ależ, niech się szanowny pan nie niepokoi. – Francuzik zgiął się 

w prześmiewczym ukłonie. – Znikam.  

Ruszył do drzwi. Wychodząc, odwrócił się do Julii.  

– Wiesz, zdążyłem zapomnieć – rzucił.  

– Co takiego? – zdziwiła się.  

– Zapomniałem, jaką byłaś uroczą panną młodą – zaklaskał.  

– Wynoś się – prychnęła jak wściekła kotka, gotowa rzucić się na 

niego z pazurami.  

Jean  –  Claude  wolał  nie  czekać  na  jej  atak.  Zwinnie  umknął  za 

drzwi.  

background image

Minęło  kilka  sekund  martwej  ciszy,  zanim  Julia  zebrała  się  na 

odwagę,  żeby spojrzeć w oczy Travisowi. Kiedy wreszcie to zrobiła, 

zobaczyła na jego twarzy maskę obojętności.  

– Wracamy do gości – powiedział sucho, biorąc ją za rękę.  

– Zwariowałeś?! Jak mamy...  

–  Mówię  poważnie  –  uciął.–  A  kiedy  będziemy  już  na  sali 

balowej,  masz  tańczyć,  śmiać  się  i  szczebiotać  jak  prawdziwa  panna 

młoda w najszczęśliwszym dniu swojego życia. Rozumiesz?  

– Jestem tak wściekła, że na pewno nie będę w stanie...  

–  Ty  jesteś  wściekła?  –  Roześmiał  się,  ale  w  jego  śmiechu  nie 

było  nic  wesołego,  a  oczy  były  zimne  i  puste  jak  dwie  bezdenne 

studnie.  –  To  co  ja  mam  powiedzieć?  Właśnie  się  dowiedziałem,  że 

moja żona ma już męża.  

I to nie byle kogo, tylko najprawdziwszego szantażystę. Wierz mi, 

jestem  w  o  wiele  gorszym  nastroju  niż  ty.  Ale  to  nie  ma  znaczenia. 

Weźmiemy  się  w  garść,  będziemy  z  uśmiechem  pozować  do  zdjęć  i 

kroić weselny tort. Nikt nie może się zorientować, że mamy kłopoty.  

–  Świetnie  –  syknęła,  posyłając  mu  wyzywające  spojrzenie. 

Będzie  nadal  odgrywała  rolę,  którą  dla  niej  przewidział.  Jeśli  tylko 

wypije  odpowiednią    ilość  wina,  powinna  sobie  poradzić  z  tym 

zadaniem. – Tylko co potem?  

– To proste. Kiedy przyjęcie się skończy, udamy się do Meksyku. 

Załatwimy  ten  cholerny  rozwód,  a  następnie  jak  najszybciej 

weźmiemy cichy ślub.  

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

Travis  spojrzał  spode  łba  na  braci.  Adam  i  Jackson  stali 

naprzeciwko niego, obaj wysocy, barczyści, ciemnowłosi i podobni do 

siebie  jak  dwie  krople  wody.  Patrząc  na  nich,  Travis  zawsze  miał 

wrażenie,  że  przegląda  się  w  podwójnym  lustrze.  Bracia  Kingowie 

mogli z powodzeniem uchodzić za trojaczki.  

W  rzeczywistości  dzielił  ich  rok  różnicy  wieku.  Wychowali  się 

razem  i  stanowili  zgrany  zespół  do  tego  stopnia,  że  niemal  czytali 

sobie  w  myślach.  Travis  wolałby,  żeby  jego  bracia  tym  razem  nie 

okazali się tak przenikliwi, czuł jednak, że nie uda mu się ukryć przed 

nimi faktu, że znalazł się w tarapatach.  

–  Menadżer  winnicy  powinien  sobie  poradzić  ze  wszystkim  do 

mojego  powrotu  –  powiedział,  udając,  że  z  zainteresowaniem 

przygląda  się  ekipie  sprzątającej  opustoszałą    salę  weselną.–  Jeżeli 

jednak pojawiłyby się problemy...  

–  Możesz  na  nas  liczyć  –  wpadł  mu  w  słowo  Jackson.  –  To 

znaczy, chciałem powiedzieć, że możesz liczyć na Adama – poprawił 

się.– Ja też muszę wyjechać. Mam w planie lot do Paryża.  

Jackson zarządzał rodzinną firmą KingJet produkującą luksusowe 

samoloty  i  wynajmującą  je  bogatym  klientom.  Firma  zatrudniała 

doświadczonych  pilotów,  jednak  Jackson  nie  chciał  zrezygnować  z 

obsługiwania  niektórych  lotów  osobiście.  Uwielbiał  latać,  czuł  się 

wtedy wolny jak ptak. Nie należał do domatorów, życie na walizkach 

w pełni go satysfakcjonowało.  

background image

– Z Paryża skoczę jeszcze do Szwajcarii – ciągnął. – W sumie nie  

będzie  mnie  jakieś  trzy  tygodnie.  Ale  Adam  na  pewno  nie  ruszy  się 

stąd na krok.  

– Będę – odezwał się najstarszy z braci.  

–  Jasne,  że  tak  –  zachichotał  Jackson.  –  Gina  mówi,  że  odkąd 

zaszła  w  ciążę,  trzęsiesz  się  nad  nią  jak  kwoka  nad  pisklęciem.  Na 

pewno nie oddalisz się od niej na więcej niż kilka metrów.  

–  Gadaj  zdrów  –  odciął  się  Adam.  –  Inaczej  zaśpiewasz,  kiedy 

sam będziesz miał ciężarną żonę.  

– To się nigdy nie zdarzy – zapewnił go Jackson z przekonaniem. 

–  Nie  zamierzam  brać  z  was  przykładu,  żonkosie.  Travis,  nie 

dosłyszałem, dokąd wybieracie się z Julią na miodowy miesiąc?  

– Nie mogłeś dosłyszeć, bo jeszcze  o tym nie mówiłem – odparł 

Travis niechętnie. – Jedziemy do Meksyku.  

–  Do  Meksyku?  –  zdziwił  się  Adam.  –  Julia  podobno  mówiła 

Ginie, że wybieracie się na Fidżi.   

–  Zmieniliśmy  zdanie.  –  Travis  wzruszył  ramionami.  Miał 

nadzieję, że jego obojętny ton zmyli braci. Przeliczył się.  

–  Zmiana  planów  w  ostatniej  chwili?  –  Jackson  przyjrzał  mu  się 

uważnie spod zmarszczonych brwi. – Czy to ma coś wspólnego z tym 

fircykowatym  blondynem,  który  się  tu  pojawił  nie  wiadomo  skąd  i 

zepsuł wam zabawę?  

– Julia nie wyglądała na zachwyconą, kiedy go zobaczyła – dodał 

Adam. – Czy to nie był przypadkiem jej eksmąż?  

background image

–  Cholera  jasna  –  mruknął  Travis.  Nie  chciał  poruszać  tego 

tematu. Naprawdę nie zależało mu na tym, żeby ktokolwiek  wiedział 

o  szantażu,  nawet  bracia.  –  Musiałeś  być  taki  spostrzegawczy?  – 

spytał ponuro.   

Na twarzy Adama odmalowała się troska.  

– Co jest grane, Travis? Kim jest ten facet? Czego od was chciał?  

Narastała  w  nim  ślepa  furia.  Z  trudem  zwalczył  potrzebę 

zdemolowania czegokolwiek, chociażby najbliżej stojącego krzesła.  

–  Powiesz  nam,  co  jest  grane,  brachu?  –  spytał  Jackson,  kładąc 

Travisowi dłoń na ramieniu.  

– Wolałbym nie – burknął Travis.  

– Ale my chcemy wiedzieć – powiedział Adam z naciskiem.  

–  Facet  nazywa  się  Jean  –  Claude  Doucette  –  wyrzucił  z  siebie 

Travis, godząc się z nieuniknionym.  

Adam zagwizdał przez zęby.  

– A więc miałem rację. To były mąż Julii.  

–  Nie  podoba  mi  się  to.  –  Jackson  zmarszczył  brwi.  –  Po  co  tu 

przylazł?  

–  Przyszedł  oznajmić  mi,  że  nie jest tak  do końca  byłym  mężem 

Julii. – Travis zniżył głos do szeptu, choć wokół nie było nikogo, kto 

mógłby ich podsłuchać.  

– Co takiego? – wykrzyknął Adam, zaskoczony. – Opowiedz nam 

wszystko – polecił, ściszając głos.  

background image

Travis  nie  miał  innego  wyjścia,  jak  tylko  zdać  braciom 

szczegółową  relację.  W  miarę  słuchania  wyraz  zaskoczenia  na  ich 

twarzach ustępował miejsca oburzeniu.  

– Zapłaciłeś temu skurczysynowi? – wybuchnął Jackson. – Odbiło 

ci?  

–  Nie  miałem  wyboru  –  wycedził  Travis.  Nie  miał  najmniejszej 

ochoty wysłuchiwać kazań.  

–  Zawsze  jest  jakiś  wybór  –  oświadczył  Jackson  zdecydowanie, 

po  czym  zamilkł  i  przechylił  głowę,  jakby  się  czemuś  uważnie 

przysłuchiwał.  –  Słyszycie  to?  Taki  jakby  hurgot?  To  ojciec 

przewraca się w grobie!   

– Dzięki za wsparcie, braciszku – mruknął Travis.  

–  Przecież  dobrze  wiesz,  że  nie  wolno  ulegać  żądaniom 

szantażysty  –  powiedział  Adam  z  powagą.  –  Powinieneś  był 

natychmiast wezwać policję.  

–  Świetny  pomysł.  Nie  ma  to  jak  nalot  gliniarzy,  żeby  rozkręcić 

weselną imprezę. Dziennikarze nie posiadaliby się z radości. – Travis 

zamilkł  na  chwilę,  walcząc  z  ogarniającą  go  frustracją.–  Słuchajcie, 

nie  jestem  naiwny.  Zapłaciłem  dlatego,  że  tylko  w  ten  sposób  mogę 

zyskać  na  czasie.  Zaraz  wyjeżdżamy  z  Julią  do  Meksyku.  Dopilnuję, 

żeby  dostała  rozwód,  a  potem  weźmiemy  cichy  ślub,  tym  razem 

legalny. A kiedy wrócę, osobiście zajmę się tym gnojkiem.  

– Jak możemy ci pomóc? – spytał Adam.  

background image

Travis poczuł, że mija mu złość na braci. Dobrze było mieć taką 

rodzinę.  Kiedy  się  kłócili,  to  na  całego,  ale  w  istotnych  sprawach 

zawsze mogli na  siebie liczyć.  

– Jest jedna rzecz, którą moglibyście dla mnie zrobić – powiedział 

powoli, wracając myślami do strategii, którą planował od paru godzin.  

Kiedy  tylko  szantażysta  zniknął,  a  on  i  Julia  wrócili  do  gości, 

zaczął  analizować  sytuację  i  rozważać  następne  posunięcie.  Układał 

plan  działania,  kiedy  pozował  do  romantycznych  fotografii  z  Julią  w 

ogrodzie różanym, kiedy wspólnie kroili tort weselny, a nawet wtedy, 

gdy  wirował  ze  swoją  panną  młodą  na  parkiecie,  a  wszyscy  goście 

rzęsiście ich oklaskiwali.  

–  Jeśli  możecie,  miejcie  oko  na  Doucette'a  –  podjął.  – 

Obserwujcie,  co  robi,  gdzie  bywa,  z  kim  się  spotyka.  Zbierzcie  jak 

najwięcej  informacji  na  temat  jego  przeszłości.  Mam  wrażenie,  że 

nasz ptaszek już wcześniej zajmował  się tym procederem.  

–  Żartujesz?  –  Jackson  zachichotał,  ale  zaraz  spoważniał.  – 

Myślisz, że Francuzik rozkochuje w sobie dziewczyny i żeni się, żeby 

móc  później  oskubać  ich  drugich  mężów?  Nie  znalazł  prostszego 

sposobu zarabiania na życie?  

–  Nie  mam  pojęcia,  jak  Doucette  zarabia  na  życie,  ale  moim 

zdaniem,  to  nie  była  pierwsza  próba  szantażu  w  jego  wykonaniu. 

Facet ma wprawę. Początkujący nie poradziłby sobie tak gładko.  

– Będziemy mieli drania na oku, możesz być pewien – powiedział 

Adam  spokojnie,  po  czym  rzucił  szybkie  spojrzenie  na  drzwi,  w 

background image

których  znikła  Julia,  kiedy  jakiś  czas  temu  poszła  się  przebrać  przed 

podróżą.– Co sądzisz o Julii?  

– Jak to, co o niej sądzę? – burknął Travis. Nie chciał rozmawiać 

z braćmi na ten temat.  

– Podejrzewasz, że maczała w tym palce? – nie ustępował Adam.  

Travis  spojrzał  lodowatym  wzrokiem  na  schody,  na których  lada 

chwila miała się pojawić.  

–  To  jest  pytanie  za  milion  dolarów.  Zrobię    wszystko,  żeby 

znaleźć na nie odpowiedź.  

– To wszystko ani trochę mi się nie podoba.  

 

–  Wiem,  mamo.  –  Julia  odrzuciła  do  tyłu  długie,  połyskujące 

miedzią włosy i przejrzała się w lustrze.  

Musiała przyznać, że wygląda o wiele lepiej, niż mogłaby się tego 

spodziewać  po  tak  okropnym  dniu.  Ciemnozielona  sukienka  na 

cienkich ramiączkach układała się miękko, podkreślając smukłą talię i 

kobiece  krągłości.  Dekolt  był  może  ciut  zbyt  głęboki  jak  na  jej  gust, 

ale  nie  miała  już  czasu,  by  się  przebrać.  Pamiętała,  że  Travis 

nienawidził czekania.  

–  Nie,  żebym  miała  coś  przeciwko  Travisowi  –  mówiła  dalej 

matka.  –  Wręcz  przeciwnie.  To  bardzo  porządny  człowiek,  jak 

wszyscy  chłopcy  Kingów.  Pamiętam,  że  w  dzieciństwie  byliście  z 

Travisem nierozłączną parą...  

Niespodziewanie  Julię  zalała  fala  wspomnień.  Znowu  mieli  z 

Travisem  po  dziesięć  lat  i  podkradali  w  wielkiej  kuchni  na  ranczu 

Kingów  kostki  cukru,  żeby  je  dawać  koniom.  Chowali  się  przed 

background image

małym Jacksonem, który koniecznie chciał się z nimi bawić, i ganiali 

za Adamem, który w ich mniemaniu był już prawie dorosły.  

– Ale wyjść za mąż za mężczyznę, którego nie kochasz, i zgodzić 

się, żeby ci za to zapłacił...  

–  Kiedy  się  ujmie  rzecz  w  ten  sposób,  rzeczywiście  brzmi  źle  – 

przyznała Julia.  

–  Bo  tak  jest.  –  Mary  O'Hara  Hambleton  podeszła  do  córki  i 

położyła dłonie na jej ramionach. – Już raz boleśnie się zawiodłaś na 

małżeństwie. Nie chcę, żeby znowu cię ktoś zranił. Zasługujesz na to, 

żeby wyjść za mąż za człowieka, którego pokochasz z wzajemnością!  

– Może pewnego dnia tak się stanie – powiedziała Julia, z trudem 

opanowując chęć skrzywienia się. Matka nie mogła się powstrzymać, 

żeby co jakiś czas nie uraczyć jej tym tekstem. – Muszę lecieć. Travis 

już na pewno się niecierpliwi.  

Starsza pani objęła ją i mocno przytuliła.  

–  Tylko  nie  pozwól,  żeby  on  cię  skrzywdził,  kochanie  – 

powiedziała  cicho,  z  przejęciem.  –  Nie  chcę,  żeby  moja  córeczka 

znów miała złamane serce. Nie zniosłabym tego.  

Julia  w  milczeniu pokiwała  głową.  Obiecała  sobie  już dawno,  że 

nigdy  więcej  nie  narazi  się  na  taki  ból,  jaki  czuła  wtedy,  kiedy 

oszustwo Jeana – Claude’a wyszło na jaw.  

Teraz nie mogła uwierzyć  we własną naiwność, ale biorąc ślub z 

Doucette'em,  naprawdę  wierzyła,  że  spotkała  miłość    swojego  życia. 

Zresztą  nic  dziwnego  –  naciągacz  robił  przecież  wszystko,  żeby 

utrzymać ją w tym przekonaniu.  

background image

Kiedy po ślubie porzucił grę pozorów i pozwolił, by opadła maska 

romantycznego  kochanka,  zaufanie  Julii  zostało  śmiertelnie  zranione. 

Od tamtej pory pewna była jednej rzeczy – nigdy nie zaufa nikomu na 

tyle, żeby się narazić na podobne przeżycia.  

Dlatego  układ,  który  zawarli  z  Travisem,  w  zasadzie  jej 

odpowiadał.  Tu  chodziło  o  biznes,  nie  o  miłość.  Żadne  z  nich  nie 

udawało, że kocha drugie ponad życie.  

Podczas pierwszej godziny lotu do Riviery w Maya, w Meksyku, 

Travis  nie  odezwał  się  ani  słowem.  Nie  zdziwiło  to  Julii,  choć 

wolałaby,  żeby  otwarcie  jej  powiedział,  co  mu  chodzi  po  głowie, 

zamiast w milczeniu sączyć drinka.  

Nie  pił  swojego  ukochanego  merlota,  tylko  drogą,  szkocką 

whisky,  Julia  zrozumiała  więc,  że  nie  planuje  miło  spędzić  czasu  z 

nowo  poślubioną  żoną.  Jeśli  pił  whisky,  to  dlatego,  że  chciał 

zagłuszyć dręczące go myśli.  

Julia  upiła  łyk  swojej  margarity.  Kiedy  stewardesa  wycofała  się 

do  kokpitu,  nowożeńcy  zostali  sami  w  luksusowym  wnętrzu 

prywatnego  samolotu  wyposażonego  we  wszelkie  zbytki,  począwszy 

od  przepastnych,  skórzanych  kanap,  a  skończywszy  na  najlepszym 

zestawie kina domowego, jakiego Julia w życiu nie widziała.  

Cudownie, po prostu wspaniale. Nie ma to jak podróż poślubna w 

towarzystwie mężczyzny, który milczy jak grób i jest tak wściekły,  że 

mało brakuje, a zgrzytałby zębami pomiędzy jednym łykiem whisky a 

drugim.  

background image

Cisza,  w  której  słychać  było  tylko  jednostajny  szum  silników, 

zaczynała  działać  Julii  na  nerwy.  Spoglądała  spod  oka  na  swego 

świeżo  poślubionego  małżonka,  zastanawiając  się,  jak  skłonić  go  do 

tego, żeby ją zauważył.  

Pociągnęła  długi  łyk  margarity,  dla  dodania  sobie  odwagi,  po 

czym wypaliła:  

–  Odebrało  ci  mowę  na  dobre,  czy  to  tylko  chwilowa 

niedyspozycja?   

Niespiesznym,  niemal  leniwym  ruchem  obrócił  się  w  fotelu  tak, 

by  móc  na  nią  patrzeć.  Zauważyła,  że  na  jego  mocno  zarysowanej 

szczęce pojawił się cień zarostu.  

– Na jaki temat chciałabyś porozmawiać? –  wycedził, patrząc na 

nią groźnie spod zmarszczonych brwi.  

Dobre pytanie, pomyślała Julia w panice. Ona wiedziała tylko, na 

jaki temat na pewno nie chce rozmawiać.  

– Yyy... fajny ten twój samolot – wydusiła wreszcie, zdając sobie 

sprawę, jaka to żałosna odzywka.  

–  Dzięki  –  parsknął  Travis  i  odwrócił  się  do  okna,  sięgając  po 

szklaneczkę z bursztynowym napojem.  

Julia jednak nie miała zamiaru się poddać. Nie teraz, kiedy udało 

jej się wywołać u niego reakcję.  

–  Latanie  samolotami  dotąd  kojarzyło  mi  się  ze  ściskiem, 

kolejkami  do  bramek  i  towarzyszami  podróży  na  sąsiednich 

siedzeniach,  którzy  zapadają  w  sen  tak  twardy,  że  lądują  z  nosem  w 

moim dekolcie... – paplała.  

background image

Travis  rozejrzał  się  po  luksusowym  wnętrzu  i  zbył  jej  wywód 

wzruszeniem ramion.  

–  Tak  dawno  nie  leciałem  kursowym  samolotem,  że  już  nie 

pamiętam, jak to jest – mruknął.  

Hura!  Jej  małżonek  powiedział  całe  zdanie  i  to  w  dodatku 

wielokrotnie złożone. Jeszcze trochę i jej wysiłki doprowadzą do tego, 

że nawiąże się prawdziwa rozmowa!  

–  Nic  nie  tracisz,  latając  prywatnymi  samolotami.  Możesz  mi 

wierzyć na słowo – zapewniła.  

Kiedy  zmrużył  oczy,  zrozumiała,  że  popełniła  błąd,  ale  było  już 

za późno, żeby cofnąć niefortunne słowa.  

– Juls – zwrócił się do niej zdrobnieniem, które dla niej wymyślił, 

kiedy  jako  dzieci  biegali  razem  po  ranczu  Kingów.  Jednak  w  jego 

wzroku  nie  było  nic  przyjacielskiego.  –  Nie  wiem,  czy  mogę  ci 

wierzyć.  

 

 

ROZDZIAŁ CZWARTY 

Reszta  lotu  upłynęła  w  milczeniu.  Julia  straciła  wszelką  chęć  do 

konwersacji, a Travis najwyraźniej też jej nie nabrał. Nie odezwał się 

ani  słowem,  kiedy  wysiadali  z  samolotu  i  szli  po  płycie  lotniska  do 

czekającej  na  nich  ogromnej  limuzyny.  Julia  zacisnęła  zęby.  Jeśli  on 

postanowił się boczyć, ona na pewno nie będzie mu się narzucać.  

Travis  przyglądał  się  ukradkiem  Julii,  która  siedziała  odwrócona 

do  niego  półprofilem,  wpatrzona  w  egzotyczny  krajobraz  Meksyku 

background image

przesuwający  się  za  oknami  samochodu.  Słowa,  które  wypowiedział 

w samolocie, nadal dźwięczały mu w uszach.  

„Nie wiem, czy mogę ci wierzyć".  

Mimo  że  zobaczył  szok  i  ból  w  jej  oczach,  niczego  nie  odwołał. 

Nie  należał  do  osób  łatwowiernych,  a  cała  sytuacja  była  mocno 

podejrzana. Kiedy proponował Julii ślub, nie ukrywał, jak bardzo mu 

zależy na zmianie stanu cywilnego.  

Zgodziła się, a kiedy złożyli podpisy na akcie ślubu, jak diabeł z 

pudełka  wyskoczył  Doucette.  Czy  szantaż  na  pewno  był  jego 

samodzielną inicjatywą?  

Może  i  tak,  ale  o  wiele  bardziej  prawdopodobne  było,  że  Julia 

maczała  w  tym  palce.  Nie  rozumiał  tylko  dlaczego.  Zgodnie  z 

układem, jaki zawarli, po upływie roku miała otrzymać o wiele więcej 

pieniędzy niż te marne sto tysięcy dolarów, które wyłudził Francuzik.  

Nie rozumiał, co spowodowało, że zdecydowała się zaryzykować 

dla o wiele mniejszego, choć szybszego zysku.  

Julia  odwróciła  się  od  okna.  Wjechali  właśnie  do  Cancun.  Za 

oknami samochodu ulice miasta mieniły się całą feerią barw. Zachwyt 

malujący  się  na    jej  twarzy  znikł  jednak,  kiedy  napotkała  spojrzenie 

Travisa.  

–  Nie  patrz  tak  na  mnie.  –  Głos  jej  nie  drżał,  ale  w  oczach  był 

wyrzut. – Nie jestem twoim wrogiem.  

– Tego jeszcze należy dowieść, kochanie – odparł zimno.  

– Rozumiem. – Sposępniała i znowu spojrzała w okno. Wpatrzona 

w mijane ulice bezwiednie założyła nogę na nogę.  

background image

Travisowi  zaschło  w  ustach.  Dlaczego  dopiero  teraz,  kiedy 

podejrzewał  tę  kobietę  o  współudział  w  spisku,  zauważył,  że  ma 

idealnie  zgrabne  nogi?  Nie  mógł  oderwać  wzroku  od  jej  kształtnych 

łydek,  delikatnych  kostek  i  ładnie  wysklepionych,  drobnych  stóp  w 

ciemnozielonych sandałkach na wysokim obcasie.  

Julia uniosła podbródek i wbiła wzrok w szybę. Nie poniży się do 

tego,  żeby  przekonywać  Travisa  o  swojej  niewinności.  Nie  odezwie 

się do niego ani słowem, już nigdy!  

Wytrzymała całe dziesięć sekund.  

–  Znamy  się  przecież  od  dziecka,  Travis!  –  wybuchła.  –  Czy 

kiedykolwiek  cię  okłamałam?  Jak  możesz  myśleć,  że  mogłabym  cię 

szantażować?  

–  Skąd  mam  wiedzieć,  że  mogę  ci  ufać?–  W  głosie  Travisa  była 

chłodna  kalkulacja  biznesmena.  –  Kiedyś  dobrze  się  znaliśmy,  to 

prawda, ale tamte czasy dawno już minęły.  

–  Wytłumacz  mi  jedno.  –  Julia  usiadła  prosto  i  znowu  założyła 

nogę  na  nogę  gwałtownym  ruchem.  Materiał  sukienki  uniósł  się, 

ukazując  krągłe  kolano  i  smukłe  udo.  –  Dlaczego  ślepo  wierzysz  w 

każde  słowo  Jeana  –  Claude'a?  Nigdy  wcześniej  go  nie  widziałeś,  a 

jednak upierasz się, że powiedział prawdę, kiedy sugerował, że wciąż 

coś mnie z nim łączy. Wolisz wierzyć jemu niż mnie! Zrobił  na tobie 

wrażenie uczciwego człowieka?  

–  Jaką  korzyść  może  mieć  Doucette  we  wrabianiu  ciebie,  jeżeli 

nie jesteś jego wspólniczką? – spytał Travis nieufnie.  

background image

Kiedy oderwał wzrok od nóg Julii i spojrzał w jej oczy, zobaczył, 

że płonie w nich gniew.  

–  Nie  rozumiesz?  Bo  jest  draniem!  Bawi  go,  że  doprowadził  do 

sytuacji,  w  której  oboje  jesteśmy  zagubieni  i  wściekli  na  siebie 

nawzajem.  On  lubi  zadawać  ból.  –  Pamiętała,  ile  złośliwej  radości 

było w oczach Jeana – Claude'a, kiedy ją informował, że odchodzi, bo 

ich małżeństwo przestało go interesować.  

– Miałby zadawać sobie tyle trudu tylko po to, żeby prowadzić z 

nami jakąś psychologiczną gierkę? – spytał Travis z powątpiewaniem.  

–  Nie  musiał  się  zbytnio  wysilać,  żeby  cię  przemienić  w 

koszmarnego bubka! – rzuciła, splatając ramiona gniewnym gestem.  

Travis nie mógł nie zauważyć, że jej pełne piersi uniosły się przy 

tej    okazji,  a  głęboki  dekolt  letniej  sukienki  odsłonił  kuszący  rowek 

pomiędzy kremowymi krągłościami.  

–  Uważasz,  że  zachowuję  się  jak  bubek?  –  wybuchnął,  kiedy 

odzyskał mowę.– Nie sądzisz raczej, że idę ci na rękę? Przyjechaliśmy 

tu specjalnie, żeby załatwić twój rozwód, a nie mój.  

– Och, cóż za łaskawość – ironizowała. – W dodatku okazałeś się 

cudownym towarzyszem podróży. Wielkie dzięki.  

Travisowi  odjęło  mowę.  A  więc  wielmożna  pani  oczekiwała,  że 

po  tym  wszystkim  będzie  ją  jeszcze  zabawiał?  Jego  życiowe  plany 

mogły lec w gruzach i to z jej winy.  

W  dniu  ślubu  musiał  zapłacić  szantażyście  za  to,  żeby  nie 

rozgłosił,  w  jakie  tarapaty  się  wpakował,  zawierając  małżeństwo  z 

background image

Julią.  A  ona  się  spodziewała,  że  będzie  jej  umilał  podróż,  sypiąc 

żarcikami jak z rękawa? Do diabła z tym!  

Już  miał  jej  powiedzieć  do  słuchu,  kiedy  limuzyna  zwolniła  i 

zatrzymała  się.  Byli  na  miejscu  –  w  Castello  del  King,  luksusowym 

hotelu należącym do rodziny Travisa.  

Julia wysiadła z samochodu i stanęła bez ruchu jak zaczarowana. 

Travis nie mógł powstrzymać uśmiechu na widok jej miny. Wyglądała 

jak  dziecko,  które  po  raz  pierwszy  zabrano  do  Disneylandu. 

Rozglądała się, zachwycona, z szeroko otwartymi oczami.  

Bo  i  było  na  co  popatrzeć.  Hotel  otoczony  był  wspaniałym 

ogrodem.  Wśród  wielkich  klombów  nieprawdopodobnie kolorowych, 

tropikalnych  kwiatów,  szemrały  tu  i  ówdzie  fontanny.  Sam  Castello 

del King był imponującym budynkiem z kremowego kamienia.  

Fasadę zdobiły smukłe kolumny, a cztery potężne, okrągłe  wieże 

flankowały  rogi  budowli,  którą  blisko  dwieście  lat  temu  wzniósł 

amerykański  multimilioner  wyobrażający  sobie,  że  jest,  ni  mniej,  ni 

więcej, tylko udzielnym monarchą.  

Rodzina Kingów zakupiła ów „Królewski Zamek" już przed wielu 

laty,  z  zamiarem  urządzenia  w  nim  hotelu,  ale  dopiero  pod  dyrekcją 

kuzyna  Rica  Castello  del  King  stał  się  prawdziwą  mekką 

amerykańskich celebrytów.  

Travis  miał  wrażenie,  że  czuje  wycelowane  w  niego  i  w  Julię 

obiektywy paparazzich, którzy zawsze kręcili się w pobliżu, w nadziei 

na sensacyjne lub skandalizujące fotki. Zgraja ta była jednak trzymana 

w  bezpiecznej  odległości  od  hotelu  przez  armię  ochroniarzy.  Gdyby 

background image

nie  zapewnione  minimum  prywatności,  bogacze  ze  Stanów  nie 

przyjeżdżaliby tłumnie do Castello del King.  

–  Witam  serdecznie,  seńor  King.  Miło  pana  znowu  widzieć  – 

skłonił  się  boy  przy  wejściu.  Mężczyzna  nie  był  już  pierwszej 

młodości, a jego  usianą  zmarszczkami  twarz  koloru  kawy  z  mlekiem 

rozjaśniał szeroki uśmiech.  

Travis  skinął  głową  na  powitanie.  Często  tu  bywał,  więc  zdążył 

już poznać cały personel hotelu.  

– Czy jest pan Rick? – na pewno jest, odpowiedział sam sobie.  

Rico  w  pojedynkę  zamienił  prowincjonalny  hotel  w  miejsce, 

gdzie zatrzymywała się śmietanka towarzyska ze Stanów. Dobrze znał 

zasadę, że pańskie oko konia tuczy.  

–  Oczywiście,  proszę  pana.  Czy  zawiadomić  pana  Rica  o 

przybyciu... państwa?  

– Dziękuję, ale to nie będzie konieczne.  

Kiedy  zamknie  Julię  na  trzy  spusty  w  jednym  z  apartamentów, 

które  zawsze  były  przygotowane  na  wypadek  nagłego  najazdu 

rodziny, sam pójdzie porozmawiać z kuzynem.  

Zaplanował, że Julia przeczeka w ukryciu aż do czasu załatwienia 

rozwodu. Nie chciał ryzykować, że ktokolwiek dowie się o skandalu.  

–  Dzień  dobry!  –  rozległ  się  nagle  radosny  szczebiot  jego 

małżonki. – Jestem Julia O'... King.  

Z  szerokim  uśmiechem  podeszła  do  lokaja  i  wyciągnęła  rękę. 

Esteban uścisnął podaną mu dłoń, starając się  nie okazać zdumienia, i 

złożył ukłon pełen rewerencji.  

background image

Travis  zmarszczył  brwi  i  popatrzył  srogo  na  Julię,  ale  ona  nie 

spuściła wzroku. Wręcz przeciwnie. Uniosła podbródek i spojrzała na 

niego  wyzywająco,  jakby  chciała  powiedzieć,  że  nie  da  się  odstawić 

na boczny tor.  

Jeśli  w  tej  chwili  paparazzi  wymierzyli  w  nich  swoje 

teleobiektywy,  z  pewnością  zdążyli  zauważyć,  że  pan  Travis  King  i 

jego  młoda  małżonka  bynajmniej  nie  wyglądają  na  zakochaną,  czule 

w siebie wpatrzoną parę.  

Nie było sensu dłużej wystawać przed wejściem, narażając się na 

wścibskie  spojrzenia.  Travis  zdecydowanie  ujął  Julię  za  łokieć  i 

wprowadził do holu.   

–  Nie  przedstawiłeś  mnie,  kiedy  rozmawiałeś  z  Estebanem.  To 

było  bardzo  nieuprzejme  z  twojej  strony  –  wytknęła,  wyrywając  mu 

ramię.   

–  Nie  mam  zwyczaju  przedstawiać  moich  towarzyszek 

odźwiernym  –  wycedził  Travis,  udając,  że  szepcze  czułe  słówka  do 

uszka żony.  

– Snob – odcięła się.  

– Wypraszam sobie. – Travis nie podniósł głosu, choć zirytowała 

go  jej  uszczypliwość.  –  Esteban  jest  tu  w  pracy.  Nie  oczekuje,  że 

goście będą się z nim kumplować.  

– Nie umówiłam się z nim przecież na piwo! Ale skoro przywitał 

cię jak domownika, uznałam, że nie ma powodu ukrywać, kim jestem. 

–  Rytm,  który  wystukiwała,  idąc  na  wysokich  obcasach  po 

background image

marmurowej podłodze holu, urwał się nagle, kiedy stanęła jak wryta. 

– Chyba, że się mnie wstydzisz!  

–  Hmm  –  udawał,  że  się  głęboko  zastanawia.  –  Moja  żona  jest 

bigamistką. Nie mam pojęcia, czego miałbym się wstydzić...  

Zmrużyła zielone oczy i posłała mu spojrzenie wściekłej kotki.  

– To nie moja wina!  

Kilku hotelowych gości zaczęło się im przyglądać z nieskrywaną  

ciekawością. Wspaniale! Zdecydowanym gestem objął plecy żony.  

– Byłbym ci wdzięczny – warknął, zniżając głos prawie do szeptu 

– gdybyś się postarała zachować spokój i nie przyciągać powszechnej 

uwagi aż do chwili, kiedy uporządkujemy nasze sprawy.  

– Nie przyciągać uwagi?! – syknęła, odskakując od niego. – A kto 

wynajął tę ogromną limuzynę?  

Spojrzał  na  nią  zupełnie  wyprowadzony  z  równowagi.  I  znowu 

poczuł,  że  brakuje  mu  tchu.  W  zielonych  oczach  Julii  lśniła 

wściekłość, a pełne usta wydęła w wyrazie niesmaku i pogardy.  

Zadziornie  uniosła  podbródek,  a  jej  uroczy,  piegowaty  nosek 

zadarł  się  jeszcze  wyżej  niż  zwykle.  Gwałtowny  oddech  unosił  jej 

piersi,  sprawiając,  że  przepastny  dekolt  dopasowanej  sukienki 

wyglądał niezwykle interesująco.   

Była jak dzika kotka gotowa do walki. Diabelnie atrakcyjna dzika 

kotka, musiał dodać. Poczuł, że jego ciało momentalnie przechodzi w 

stan pełnej gotowości.  

background image

Coraz  lepiej!  Miał  spędzić  rok  celibatu  w  towarzystwie  kobiety, 

która, jak się właśnie przekonał, potrafiła go rozpalić pomimo tego, że 

jej nie ufał i był na nią wściekły. Cholera.  

– Posłuchaj – powiedział cicho, szczerząc zęby w uśmiechu, który 

miał przekonać wszystkich gości przebywających w holu, że flirtuje z 

żoną,  choć  tak  naprawdę  miał  ochotę  ją  udusić.  –  Nie  musimy 

ogłaszać wszem i wobec naszego przybycia. Po prostu zrobimy to, po 

co tu przyjechaliśmy, a potem się wyniesiemy.  

– W porządku – odparła, bynajmniej nieonieśmielona. – Ale jeżeli 

uważasz,  że  położę  uszy  po  sobie  i pozwolę  ci  się  zachowywać    tak, 

jakby mnie tu wcale nie było, to się grubo mylisz!  

– Jak chcesz – mruknął Travis z rezygnacją.  

Nie odpowiedziała, tylko wygięła swoje pełne, zmysłowe wargi w 

uśmiechu,  który  tylko  bardzo  naiwny  obserwator  mógłby  uznać  za 

czuły.  

Kiedy  podeszli  do  recepcji,  młoda  dziewczyna  o  lśniących, 

ciemnobrązowych włosach i sarnich oczach uniosła głowę znad lady. 

Na widok Travisa na jej twarzy pojawił się wyraz zachwytu.  

– Pan King – westchnęła rozanielona.  

Travisowi wydało się, że słyszy za plecami gniewne prychnięcie. 

Brunetka za ladą zignorowała jednak niebezpieczeństwo.  

–  Witam,  z  radością  witam  w  Castello.  –  Wpatrywała  się  w 

Travisa jak w tęczę, nie zaszczycając Julii ani jednym spojrzeniem. – 

Apartament dla pana jest już gotów.  

– Dziękuję – powiedział Travis uprzejmie, ale chłodno.  

background image

Nie  był  naiwny  i  dobrze  wiedział,  jak  silnym  afrodyzjakiem  są 

pieniądze i pozycja społeczna. Dawno już się nauczył, że najlepszym 

sposobem  na  niechciane  zaloty  jest  rzeczowa,  bezosobowa 

uprzejmość.  

–  Zarezerwować  panu  stolik  w  restauracji  na dzisiejszy  wieczór? 

–  Dziewczyna  trzepotała  rzęsami,  wpatrując  się  w  Travisa  takim 

wzrokiem,  jakby  mu  chciała  powiedzieć,  że  może  zrobić  dla niego  o 

wiele więcej niż tylko rezerwację.  

–  Dziękuję,  nie  trzeba.  –  Travis  zaczął  bębnić  palcami  w  blat, 

czekając, aż dziewczyna wyda klucz do apartamentu.  

–  Jak  długo  zatrzyma  się  u  nas...  osoba  towarzysząca?  Czy 

przyszykować  dla  niej  osobny  apartament?  –  spytało  dziewczę  takim 

tonem, jakby mowa była co najwyżej o rasowej klaczy pana Kinga.  

–  Osobny  apartament  nie  będzie  potrzebny.  –  Julia  wysunęła  się 

zza  pleców  Travisa  i  zdecydowanym  krokiem  podeszła  do  lady. 

Recepcjonistka  spojrzała  na  nią  z  zaskoczeniem.  –  W  hotelu 

zatrzymam się dokładnie tak długo, jak pan Travis King, ponieważ nie 

jestem osobą towarzyszącą, lecz żoną pana Kinga.  

–  Tak?  –  odezwała  się  niemądrze  dziewczyna,  wpatrując  się 

nierozumiejącym wzrokiem to w Travisa, to w Julię.  

– Nie inaczej – potwierdziła Julia z mocą. – Bardzo dziękuję pani 

za  pomoc,  Olimpio,  ale  myślę,  że  nie  będziemy  więcej  potrzebować 

pani usług.  

– Rozumiem, proszę pani. – Dziewczyna spuściła wzrok.  

background image

–  A  teraz,  jeśli  byłaby  pani  tak  łaskawa,  poprosilibyśmy  o  klucz 

do  apartamentu.  Bo  widzi  pani,  jesteśmy  w  podróży  poślubnej  i  już 

bardzo byśmy chcieli zostać sami... – Julia uśmiechnęła się znacząco, 

a potem, jakby od niechcenia, wyciągnęła rękę i pogłaskała tors męża 

końcami paznokci pomalowanych na głęboką czerwień.  

Całe  rozbawienie,  jakie  Travis  czuł  jeszcze  przed  chwilą, 

obserwując  Julię  broniącą  swojego  terytorium,  nagle  minęło 

zmiecione potężną falą pożądania.  

Choć dobrze wiedział, że Julia tylko odgrywa przedstawienie, pod 

wpływem  jej  dotyku  jego  ciało  przeszył  dreszcz  potężny  jak 

wyładowanie  elektryczne.  Poczuł,  że  robi  się  twardy  jak  skała.  Jeśli 

ona natychmiast się nie uspokoi, będzie miał problemy z dojściem do 

windy...  

Spojrzał w oczy Julii i dostrzegł w nich błysk wyzwania. A więc 

ona  dokładnie  wiedziała,  co  robi.  Nie  odwróciła  wzroku,  tylko 

rozchyliła  usta  i  przesunęła  koniuszkiem  języka  po  górnej  wardze. 

Zrobiło  mu  się  nieznośnie  gorąco.  Nie  wiedział,  dlaczego  Julia 

prowadzi  z  nim  tę  grę,  ale  jedno  musiał  przyznać  –  była  w  niej 

cholernie dobra.  

–  Jestem  pewna,  że  rozumie  pani  doskonale,  że  nie  możemy  się 

doczekać,  kiedy  zamkniemy  za  sobą  drzwi  apartamentu  –  mówiła 

tymczasem Julia, wzdychając z rozmarzeniem.  

–  Oczywiście,  proszę  pani.  –  Recepcjonistce  ochota  do  flirtu  z 

Travisem  przeszła  jak  ręką  odjął.  W  pośpiechu  wypełniła  ostatnie 

papierki i położyła na ladzie klucz.  

background image

Tych kilka sekund wystarczyło, żeby Travis doszedł do siebie. On 

też  potrafił  grać  w  grę,  którą  rozpoczęła  Julia.  Jeszcze  się  okaże,  kto 

jest lepszy w te klocki!  

Zgarnął  klucz  z  lady,  podziękował  recepcjonistce,  a  potem 

szybkim,  zdecydowanym  ruchem  chwycił  Julię  wpół,  przyciągnął  do 

siebie i pocałował w usta.  

Poczuł jej miękkie wargi pod swoimi i krew w nim zawrzała. Nie 

pamiętał,  kiedy  ostatni  raz  czuł  tak  intensywne  pożądanie.  Miał 

wrażenie, że zaraz eksploduje, ale osiągnął swój cel. Julia zmiękła  w 

jego  ramionach,  a  westchnienie,  które  jej  się  wyrwało,  kiedy  uwolnił 

jej usta, było drżące i pełne tęsknoty.  

Godzinę później usta Julii były wciąż nabrzmiałe i rozpalone. Nie 

mogła zapomnieć dotyku zaborczych warg Travisa. Była przekonana, 

że  postąpiła  słusznie,  pokazując  tej  lali  w  recepcji,  gdzie  jest  jej 

miejsce. Jednak chyba nie powinna była aż tak szarżować.  

Nie  pomyślała,  że  drażnić  Travisa  to  jakby  wymachiwać 

krwistym stekiem przed nosem wygłodniałego tygrysa. Nic dziwnego, 

że  odpłacił  jej  pięknym  za  nadobne.  Zaskakujące  było  tylko  jedno: 

żar,  który  ją  oblał,  kiedy  Travis  przyciągnął  ją  do  siebie  i  pochylił 

twarz ku jej twarzy, i obezwładniająca fala pożądania, która ogarnęła 

jej ciało, kiedy dotknął ustami jej ust.  

Pamiętała blask w oczach Travisa. Czy on też coś poczuł, kiedy ją  

całował?  Szczerze  w  to  wątpiła.  On po  prostu  w  mistrzowski  sposób 

odegrał  swoją  rolę.  A  ona...  powinna  bardziej  uważać,  bo  sytuacja 

zaczynała jej się wymykać spod kontroli!  

background image

Pogrążona 

niewesołych 

myślach 

szybko 

skończyła 

rozpakowywać  swoje  rzeczy  w  mniejszej  sypialni,  którą  sobie 

wybrała.  Kiedy  nie  było  już  nic do  zrobienia,  postanowiła  wrócić  do 

salonu.  Nie  było  sensu  odkładać  konfrontacji  z  Travisem;  nie  mogła 

się przecież przed nim ukrywać w nieskończoność.  

Salon  był  jasny  i  przestronny,  urządzony  w  eleganckim,  ale  i 

przyjemnie prostym stylu. Naprzeciwko wielkiego balkonowego okna, 

za  którym  rozciągał  się  taras  widokowy  zbliżony  rozmiarem  do  jej 

sypialni, ustawiono ogromną kanapę z kremowej skóry.  

Podłogę  z  egzotycznego  drewna  o  ciepłej  barwie  miodu  zdobiły 

kolorowe, ręcznie plecione dywany. W rogu, obok kominka z  jasnego 

kamienia, umieszczono  bogato  zaopatrzony  barek  i  stojak  na  wino, a 

na przeciwległej ścianie pysznił się ogromny, płaski telewizor.  

Julia  zatrzymała  się  w  progu  i  chłonęła  przez  chwilę  atmosferę 

luksusu, spokoju i harmonii. Przez otwarte drzwi balkonowe wpadała 

delikatna,  oceaniczna  bryza.  Chłodne,  wieczorne  powietrze  było 

przesycone  zapachem  kwiatów  rosnących  w  ogrodzie  otaczającym 

hotel. Travis stał na tarasie zapatrzony w ciemniejące niebo.  

Julia  popatrzyła  na  jego  wysoką,  męską  sylwetkę,  starając  się 

zdusić  kiełkujące  pożądanie.  Nie  było  to  proste.  Travis  zdjął 

marynarkę i krawat i podwinął rękawy białej koszuli. Wiatr rozwiewał 

jego  czarne  włosy,  a  miękki  blask  odległych  latarni  podkreślał 

regularne, wyraziste rysy jego twarzy.  

background image

Julia  zmobilizowała  całą  pewność  siebie,  na  jaką  ją  było  stać,  i 

wyszła  na  taras.  Stukot  jej  obcasów  zdawał  się  być  jedynym 

dźwiękiem w wieczornej ciszy.  

–  Rozpakowałaś  się?  –  zagadnął  Travis,  podając  jej  kieliszek 

szampana.  

– Tak. – Wzięła kieliszek, choć wiedziała, że nie powinna więcej 

pić, przynajmniej dopóki czegoś nie zje.  

Czuła  jeszcze  lekki  szum  w  głowie  po  dwóch  margaritach, które 

wypiła  w  samolocie.  Jednak  w  tej  chwili  nie  była  w  stanie  myśleć  o 

jedzeniu.  

– Pięknie tu – powiedziała nieśmiało, wpatrzona w morze świateł 

rozbłyskujące u ich stóp.  

– Tak, to ładne miejsce – zgodził się.  

– Często tu bywasz, prawda? – indagowała.  

–  To  rodzinny  interes.  –  Travis  wzruszył  ramionami.  –  Jasne,  że 

wpadam od czasu do czasu.  

– Założę się, że zazwyczaj pojawiasz się z osobą towarzyszącą.  

– Jesteś zazdrosna? – Przyglądał się jej, unosząc brew.  

W  rozpiętej  pod  szyją  białej  koszuli  i  z  opadającym  na  czoło 

kosmykiem  rozczochranych  przez  wiatr  włosów  wyglądał  mniej 

nieprzystępnie, a może nawet... delikatniej?  

Delikatniej? Travis King? Wolne żarty!  

– Ja miałabym być zazdrosna? Nie uważasz, że to byłoby głupie? 

Przecież tak naprawdę nie jesteśmy...  

background image

– Małżeństwem? – dokończył za nią. W jego oczach nie było już 

nawet cienia uśmiechu. – Masz słuszność, nie jesteśmy i  w tym tkwi 

problem.  Jutro  pogadam  z  Rikiem.  Może  mi  podpowie,  do  kogo  się 

zwrócić, jeśli chcemy załatwić ci naprawdę szybki rozwód.  

–  Znakomicie.  –  Julia  podeszła  do  balustrady,  oparła  dłoń  o 

chłodny metal i upiła kolejny łyk szampana.  

Doskonale wiedziała, że musujący trunek uderzy jej do głowy, ale 

postanowiła, że nie będzie się tym przejmować. Po wszystkim, co dziś 

przeszła, potrzebowała odprężenia.  

– Muszę przyznać, że niezła z ciebie aktorka. Zaskoczyłaś  mnie – 

odezwał się po chwili Travis.  

– Czyżby? – rzuciła niedbale.  

–  To  przedstawienie,  które  dałaś  w  recepcji,  było  warte  Oscara. 

Sam  prawie  uwierzyłem,  że  jesteś  rozkochaną  we  mnie,  namiętną,  i, 

hm, bardzo zaborczą żonką.  

Julia  poczuła,  że  się  czerwieni.  Zakłopotana,  zaczęła  się  bawić 

smukłym kieliszkiem, zastanawiając się, jak to możliwe, że znów jest 

pusty.  

–  Ta  panienka  z  recepcji  po  prostu  podziałała  mi  na  nerwy  – 

odezwała  się  wreszcie,  pozwalając,  by  Travis  dolał  jej  bladozłotego 

trunku.  

– Zauważyłem. – W jego oczach błysnęło rozbawienie.  

– Bawi cię to – wytknęła i wypiła kolejny łyk szampana.  

Mogłaby przysiąc, że czuje, jak musujące bąbelki przedostają się 

do jej krwi.  

background image

Jej ciało stało się rozkosznie lekkie.  

–  Owszem  –  przytaknął,  mierząc  ją  uważnym  spojrzeniem.  – 

Jedno  tylko  mnie  zastanawia.  –  Nie  spuszczając  z  niej  wzroku, 

pociągnął długi łyk ze swojego kieliszka.  

– Co takiego? – spytała z zaciekawieniem.  

Czuła się cudownie. Rześki, pachnący oceanem wiatr chłodził jej 

odsłonięte ramiona i rozwiewał włosy, a szampan musował w jej krwi. 

Uśmiechnęła  się  do  Travisa.  Jego  bliskość  także  była  rozkoszna. 

Sprawiała, że w głębi jej ciała zaczynał płonąć ogień...  

Ostrożnie,  Julio.  Nie  igraj  z  ogniem!  Cicho  bądź!  Dziś 

zdecydowanie nie miała ochoty słuchać nadgorliwego głosu rozsądku.  

–  Ten  twój  talent  aktorski  –  odpowiedział  na  jej  wcześniejsze 

pytanie, podchodząc do niej miękkim, leniwym krokiem.  

Julia dopiła szampana i oblizała wargi. Nie czuła się pijana, tylko  

cudownie rozluźniona. I zaintrygowana.  

– No więc, mój talent aktorski? – Przechyliła głowę i rzuciła mu 

rozbawione spojrzenie.  

Napotkała wzrok twardy jak stal.  

–  Przyszło  mi  do  głowy,  że  jeśli  taka  dobra  z  ciebie  aktorka,  to 

może od samego początku ze mną pogrywałaś – wycedził.  

Julia  poczuła,  że  ogarnia  ją  frustracja.  Jeśli  Travis  nie  przestanie 

jej  podejrzewać  o  zmowę  z  Jeanem  –  Claude’em,  rok  w  jego 

towarzystwie będzie pasmem udręk.  

background image

–  Przecież  wiesz,  że  nigdy  bym  ci  czegoś  takiego  nie  zrobiła  – 

powiedziała  z  desperacją,  gwałtownym  ruchem  odstawiając  kieliszek 

na blat małego, ozdobnego stolika,  

––Może – i zaczął się bawić ramiączkiem jej sukienki. – Ale...  

Nie była w stanie się poruszyć. W głowie miała kompletny zamęt. 

Travis  uważał  ją  za  szantażystkę,  a  jednocześnie  dawał  jej  do 

zrozumienia, że pociąga go jako kobieta.  

Lecz  jeszcze  bardziej  niezrozumiałe  było  to,  że  ona  sama  czuła 

budzące  się  pożądanie.  Pod  wpływem  dotyku  mężczyzny,  który 

otwarcie  oskarżał  ją  o  to,  że  go  oszukiwała  w  celu  wyłudzenia 

pieniędzy!  

Jej  zmysły  wymknęły  się  spod  kontroli  zdrowego  rozsądku.  W 

miejscu,  gdzie  palce  Travisa  dotykały  jej  ramienia,  zapłonął  ogień, 

który z zawrotną szybkością ogarniał całe jej ciało.  

–  Mogłabyś  może  spróbować  mnie  przekonać  –  wymruczał 

Travis,  patrząc  na  nią  pociemniałymi  oczami.  Samo  to  spojrzenie 

sprawiło, że  przebiegł ją dreszcz.  

–  Naprawdę  nie  wiem,  co  miałabym  jeszcze  powiedzieć  – 

szepnęła słabo.  

– Najlepiej nic nie mów – poradził jeszcze ciszej.  

– Więc jak... ? – urwała, kiedy zsunął jej ramiączko, pozwalając, 

by swobodnie opadło.  

Materiał  przesunął  się  delikatnie  po  jej  skórze.  Zadrżała,  ale 

Travis  nie  cofnął  ręki,  tylko  powiódł  kciukiem  wzdłuż  jej  ramienia. 

background image

Zmysły  Julii  oszalały.  Krew  huczała  jej  w  uszach,  a  ciało  pulsowało 

gorącym, coraz potężniejszym pragnieniem.  

–  Zapłaciłem  dzisiaj  sto  tysięcy  dolarów  za  ożenek  z  tobą  – 

powiedział  Travis  powoli,  po  czym  schylił  głowę  i  dotknął  wargami 

miejsca, gdzie nad jej obojczykiem pulsowała malutka żyłka.  

Z rozchylonych ust Julii wyrwało się drżące westchnienie.  

Wpatrywał się w skórę pomiędzy jej piersiami  

– Może byś mi pokazała, co kupiłem za tę sumę?  

 

ROZDZIAŁ PIATY 

W  jego  pociemniałych  oczach  czaiło  się  wyzwanie,  ale  Julia  nie 

spuściła  wzroku.  Wzięła  głęboki  oddech  i  zmobilizowała  resztki 

samokontroli.  

– O ile pamiętam, te sto tysięcy zapłaciłeś Jeanowi – Claude’owi 

–  wypaliła,  patrząc  na  Travisa  spod  zmrużonych  powiek.  –  Może 

zadzwonimy  po  niego?  Już  on  ci  na  pewno  chętnie  pokaże,  co  tylko 

zechcesz.  

W oczach Travisa zamigotało rozbawienie.  

–  Dobrze  powiedziane,  ale  tak  się  składa,  że  oglądanie  twojego 

Francuzika nie interesuje mnie ani trochę.  

– To nie jest mój Francuzik, do jasnej cholery! – wybuchnęła.  

Kącik  ust  Travisa  zadrżał,  a  potem  uniósł  się  w  tłumionym 

uśmiechu.  

– Z czego się śmiejesz? – spytała, zbita z tropu.  

– Nie śmieję się. Najwyżej się uśmiecham.  

background image

– Wszystko jedno. Co cię tak bawi?  

– To, że wylądowaliśmy tutaj razem, mimo że wmieszał się twój  

Francuzik...  –  Parsknął  śmiechem,  ignorując  mordercze  spojrzenie, 

które mu posłała. – I to, że chyba lekko przedawkowaliśmy szampana. 

I  jeszcze  to,  że  pachniesz  tak  cudownie...  doprowadzasz  mnie  do 

szaleństwa.  

Julia poczuła, że jej ciało mięknie w reakcji na jego słowa. Boże 

drogi, wystarczyło, żeby ten mężczyzna kiwnął palcem, a ona, głupia, 

omdlewała  z  pożądania.  Jak  to  możliwe?  –  myślała  gorączkowo. 

Przecież znali się z Travisem od dziecka. Jak to możliwe, że człowiek, 

który był po prostu jej dawnym znajomym, do tego stopnia rozpalił jej 

zmysły?  

– W dodatku – mówił dalej Travis, wyciągając ku niej dłoń, jakby 

rowek między jej piersiami przyciągał go z magnetyczną siłą – jesteś 

taka piękna. A ta sukienka... Mam szaloną chęć, żeby ją z ciebie zdjąć 

i poznać wszystkie twoje sekrety...  

Przeszył ją kolejny, jeszcze silniejszy dreszcz. Jej ciało domagało 

się bez słów, by to zrobił. Chciała poczuć dotyk jego rąk, chciała, by 

ją  rozebrał,  wziął  nagą  w  ramiona,  by  zawładnął  nią  bez  reszty.  Nie 

miała  siły,  żeby  walczyć  z  tym  pragnieniem,  zresztą  i  tak  nie  miała 

szans  na  wygraną.  Bliskość  Travisa  działała  na  nią  jak  nielegalna, 

bardzo niebezpieczna substancja psychoaktywna.  

Nie  czuła  nic  poza  gorącym,  dzikim  pożądaniem.  Jej  mózg 

prawdopodobnie  uznał,  że  w  dniu  dzisiejszym  Julia  nie  będzie  już 

korzystać z jego usług, i ogłosił fajrant.  

background image

A  przecież  musiała  się  skupić.  Była  jakaś  sprawa,  która  jeszcze 

przed  chwilą  wydawała  się  jasna  i  prosta,  a  teraz  stała  się  zaledwie 

mglistym wspomnieniem.  

Julia próbowała  zebrać  myśli,  przypomnieć  sobie,  o  co  chodziło, 

ale  w tym momencie poczuła dotknięcie gorących ust Travisa. Kiedy 

przesunął językiem po jej szyi i delikatnie przygryzł zębami wrażliwą 

skórę, jej ciałem wstrząsnęła fala rozkosznych dreszczy.  

Już miała się ostatecznie poddać, kiedy w jej głowie pojawiła się 

jakaś zbłąkana myśl. Julia uczepiła się jej kurczowo.  

– Travis, posłuchaj...  

Nawet  na  chwilę  nie  przestał  jej  całować.  Mruknął  coś  tylko  i 

przesunął usta w górę jej szyi. Instynktownie odrzuciła głowę w tył, w 

niemej  zachęcie,  by  nie  przerywał  pieszczoty.  Ale  jedna  myśl  nie 

dawała jej spokoju.  

–  Mieliśmy...  taką  umowę  –  zaczęła,  z  trudem  łapiąc  oddech.  – 

Miało nie być... żadnego seksu. Pamiętasz?  

– Nie – szepnął. – Nie pamiętam absolutnie niczego.  

–  To  było  napisane  w...  –  Nie  mogła  sobie  przypomnieć  tego 

słowa. W głowie miała zupełną pustkę. – W kontrakcie! Tak, właśnie. 

W kontrakcie.   

–  Możemy  to  zmienić  –  powiedział  gardłowo,  obejmując  ją  i 

wplatając  palce  we  włosy  nad  jej  karkiem.  –  Oczywiście,  za  zgodą 

obu stron...  

Jęknęła, poddając się cudownemu uczuciu jego bliskości, siły jego 

męskich  ramion.  Przylgnęła  do  niego  całym  ciałem,  spragniona, 

background image

miękka  i  chętna.  Kiedy  poczuła  nacisk  jego  twardej  męskości  na 

swoim  brzuchu,  ogarnęła  ją  gwałtowna,  obezwładniająca  fala  żaru, 

odbierając poczucie czasu i przestrzeni.  

Świat  zniknął  za  mgłą  wzbierającego  pożądania,  istniały  tylko 

jego  dłonie  obejmujące  jej  piersi,  palce  delikatnie  drażniące  sutki 

przez  cienki  materiał  sukienki.  Poczuła,  jak  Travis  przesuwa  dłoń 

niżej,  gładząc  jej  talię,  obejmując  pośladki.  Nie  słyszała  nic  poza 

własnym, urywanym oddechem.  

– Co ty na to? – wymruczał, muskając ustami jej ucho.  

Uniosła  powieki  i  napotkała  jego  pociemniałe,  intensywnie 

czekoladowe  spojrzenie.  Nie  przestawała  patrzeć  mu  w  oczy,  nawet 

wtedy,  kiedy  się  pochylił  i  pocałował  ją  w  usta,  pieszcząc 

koniuszkiem języka jej dolną wargę.  

–  Tak  –  stęknęła  bez  tchu,  przyciskając  się  do  niego  jeszcze 

mocniej,  odważnie  wychodząc  na  spotkanie  jego  dłoniom  i  ustom. 

Chciała,  by  wiedział,  że  pragnie  go  tak  samo  mocno,  jak  on  jej.  – 

Myślę, że powinniśmy wznowić negocjacje.  

–  Zgoda.  –  Nie  przestając  jej  całować,  zdecydowanym  gestem 

zsunął sukienkę z jej ramion, uwalniając piersi.  

Oderwał  usta  od  jej  ust,  by  się  sycić  widokiem  jej  obnażonego 

ciała.  Jego  wygłodniałe  spojrzenie  było  jak  zmysłowa  pieszczota. 

Poczuła, jak zamyka jej piersi w swoich dużych, męskich dłoniach, a 

potem jego gorące usta przykryły twardy, wrażliwy sutek.  

– Oto moja wstępna oferta – wydyszał.   

background image

Julia rozchyliła wargi, z trudem łapiąc oddech. Jej palce zacisnęły 

się na ramionach Travisa z desperacką siłą, jakby się bała, że jeśli go 

puści, wir pożądania zmiecie ją z powierzchni ziemi.  

Nagle  Travis wyprostował się i odsunął. Zdezorientowana, wciąż 

oszołomiona, spojrzała na niego pytającym wzrokiem.  

–  Wracamy  do  środka.  Szybko  –  rzucił,  obejmując  ją 

zdecydowanie  i  kierując  się  w  stronę  otwartych  drzwi  balkonowych 

prowadzących do salonu.  

– Co? Dlaczego?  

Rozejrzał się dookoła, czujnie, jak wilk samotnik, który zwietrzył 

obecność szakali. Kiedy już byli w środku, zaciągnął zasłony.  

– Nigdy nie wiadomo, gdzie się mogą kryć paparazzi. Wolałbym 

nie zobaczyć naszych zdjęć na pierwszej stronie jutrzejszych gazet.  

Z przerażeniem uniosła dłonie ku swoim obnażonym piersiom.  

–  Myślisz,  że  ktoś  mógłby...  nas  podglądać?  Fotografować?  – 

Szamotała  się,  usiłując  włożyć  z  powrotem  sukienkę,  zupełnie  jakby 

to teraz mogło coś zmienić.  

–  Nie  przejmuj  się.  –  Travis  przykrył  dłońmi  ręce  Julii, 

przerywając  jej  gorączkowe  próby  okrycia  nagich  piersi.  –  To  moja 

wina,  powinienem  być  ostrożniejszy.  Ale  wyglądałaś  tak  pięknie... 

smakowałaś tak cudownie, że...  

Urwał. W jego oczach znowu zapłonęło pożądanie. Przyciągnął ją 

do  siebie,  zamknął  w  ramionach  i  przykrył  ustami  jej  wargi.  Kiedy 

wniknął  językiem  do  wnętrza  jej  ust,  zmiękła  jak  wosk,  a  jej 

kobiecość zaczęła pulsować gorącą wilgocią.  

background image

Chciała  poczuć  go  w  sobie,  jej  ciało  pragnęło  go  aż  do  bólu. 

Zaczęła bezwiednie poruszać  biodrami, posłuszna potężnemu głosowi 

instynktu,  wabiąc  go,  wychodząc  naprzeciw  jego  nabrzmiałej 

pożądaniem męskości.  

To  było  za  mało.  Chciała  go  dotykać,  tak  jak  on  jej  dotykał. 

Nienasycona,  zaczęła  rozpinać  mu  koszulę  palcami  drżącymi  z 

niecierpliwości, a potem po prostu zerwała mu ją z ramion, posyłając 

na podłogę deszcz guzików.  

Widok  jego  obnażonego,  muskularnego  torsu  sprawił,  że  aż 

westchnęła z zachwytu. W następnej sekundzie głaskała go, wsuwała 

palce  w  gąszcz  ciemnych  włosów  porastających  szeroką  pierś, 

obrysowywała  paznokciami  mięśnie  prężące  się  pod  gładką,  złocistą 

skórą.  

Travis  jęknął  gardłowo  i  pogłębił  pocałunek,  przyciskając  ją 

jeszcze mocniej do siebie. Przylgnęła do niego, sycąc się spotkaniem 

ich  obnażonych  ciał.  Ich  języki  splotły  się  ze  sobą  w  słodkim, 

upojnym tańcu.  

– Chcę cię mieć. Teraz, natychmiast – wychrypiał.  

Gwałtownym  ruchem  uniósł  jej  sukienkę  i  zsunął  z  jej  bioder 

koronkowe  majteczki.  Kiedy    przykrył  dłonią  najwrażliwsze  miejsce 

jej  ciała,  krzyknęła  cicho.  Jego  zręczne  palce  pieściły  ją,  wnikały  do 

jej gorącego wnętrza. Jęcząc z pożądania, przylgnęła do niego i wpiła 

się  zachłannie  w  jego  usta.  Nie  przerwali  pocałunku  nawet  wtedy, 

kiedy jej ciałem wstrząsnęły dreszcze spełnienia.  

background image

Julia nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Do tej chwili 

nie  potrafiła  sobie  nawet  wyobrazić,  że  mogłaby  się  oddać  tak 

wszechogarniającemu  szaleństwu  zmysłów.  Nie  podejrzewała  się  o 

tyle  namiętności,  nie  wiedziała,  że  jest  zdolna  odczuwać  tak  dzikie, 

pierwotne pożądanie.  

Teraz jednak nie była w stanie analizować swoich uczuć. Chciała 

więcej.  Chciała  tego  mężczyzny.  Całego.  Idąc  za  głosem  pragnienia, 

odnalazła  palcami  klamrę  jego  paska.  Przez  chwilę  mocowała  się  na 

oślep  z  zapięciem  spodni,  a  kiedy  jej  się  udało,  jednym  ruchem 

uwolniła  jego  członek.  Objęła  go  dłońmi,  gładziła,  rozkoszując  się 

jego gorącą twardością i satynową gładkością.  

Travis przerwał pocałunek, powieki opadły mu na oczy, a oddech 

stał się chrapliwy. Zdołał wyszeptać tylko jedno słowo – jej imię.  

– Julio...  

–  Chcę,  żebyś  poczuł  to  co  ja  –  szeptała  gorączkowo,  nie 

przestając głaskać całej jego imponującej długości i delikatnie drażnić 

palcami wrażliwego czubka.  

Przez  chwilę  ciszę  przerywały  tylko  ich  przyspieszone  oddechy. 

Travis stał nieruchomy, jak odlany ze spiżu posąg greckiego boga.  

Kiedy  wreszcie  otworzył  oczy,  zobaczyła  w  nich  nieokiełznaną, 

zwierzęcą żądzę. Jego dłonie zacisnęły się na jej talii.  

–  Obejmij  mnie  nogami  –  wydusił,  unosząc  ją  z  taką  łatwością, 

jakby nic nie ważyła.  

Nie  musiał  nic  więcej  mówić.  Rozumiała  go  bez  słów,  bo  ich 

pożądanie  przemawiało  teraz  wspólnym,  potężnym  głosem.  Oplotła 

background image

jego biodra nogami, a on wsunął dłonie pod jej pośladki. W następnej 

chwili  jej  ciało  zawibrowało  cudownym,  ekstatycznym  uczuciem, 

kiedy  wszedł  w  nią,  wypełniając  ją  sobą,  ofiarowując  jej  całą  moc 

swojego pożądania.  

–  Och,  Travis... –  Wygięła  się,  wypychając biodra  z  gorączkową 

zachłannością, by przyjąć go w siebie jak najgłębiej.  

Jęknął  głucho,  a  potem  zaczął  się  w  niej  poruszać,  najpierw 

powoli,  a  potem  coraz  gwałtowniej,  kiedy  dzika  żądza  brała  w 

posiadanie każdy jego nerw, każdą komórkę ciała.  

Upojona  jego  siłą,  zwarła  uda  na  jego  biodrach  i  podjęła  rytm, 

wychodząc  mu  naprzeciw,  instynktownie  odnajdując  drogę  ku 

spełnieniu.  

Kiedy  wiedziała  już,  że  zalewająca  ją  fala  rozkoszy  za  chwilę 

zerwie  ostatnie  tamy,  otworzyła  szeroko  oczy.  Chciała  widzieć  jego 

twarz w chwili, gdy porwie ją wir ekstazy.  

W jego ciemnych oczach płonął ogień.  

– Nie wstrzymuj się – wyszeptał.  

Posłuchała.  Wczepiona  w  jego  ramiona,  wykrzyczała  jego  imię, 

przywierając do niego najmocniej, jak potrafiła, podczas gdy przez jej 

ciało przetoczyła się niewiarygodnie potężna fala spełnienia.  

Kiedy  jej  prężne  mięśnie  zacisnęły  się  wokół  niego,  on  również 

pozwolił,  by  rozkosz  zawładnęła  jego  ciałem.  Z  chrapliwym 

okrzykiem zwycięstwa wytrysnął gorącym strumieniem w jej wnętrze. 

Nawałnica  przetoczyła  się,  ostatnie  echa  rozkosznych  wyładowań 

background image

umilkły.  Travis  i  Julia,  wciąż  spleceni  ze  sobą,  ciężko  oparli  się  o 

ścianę.  

Oboje  z  trudem  łapali  oddech.  Travis  liczył  na  to,  że  ta  chwila 

zapomnienia pozwoli mu odzyskać trzeźwość umysłu, pomoże raz na 

zawsze  zneutralizować  kłopotliwe,  niespodziewane  pożądanie,  które 

pojawiło się między nim a Julią w zupełnie niewłaściwym momencie.   

Teraz  jednak,  kiedy  z  ledwością  dochodził  do  siebie  po  ich 

burzliwym zbliżeniu, a bezlitosna żądza znów zatapiała pazury w jego 

trzewiach,  zrozumiał,  że  się  przeliczył.  Pragnienie  zamiast  ustąpić, 

spotęgowało  się.  Poddając  się  palącej  potrzebie,  przywarł  ustami  do 

jej ust i wymruczał namiętnie wprost do jej ucha:  

– To jeszcze nie koniec.  

–  O,  nie  –  odpowiedziała  z  błyskiem  w  oczach.  –  To  dopiero 

początek.  

Nie potrzebowali więcej słów, świadomi, że pragnienie tętni w ich 

żyłach  zgodnym  rytmem.  Nie  wypuszczając  Julii  z  ramion,  Travis 

podszedł do przepastnej, skórzanej sofy i ułożył ją na poduszkach.  

Wyciągnęła do niego ręce.  

– Chodź do mnie – szepnęła.– Weź mnie.   

Nie  musiała  go  dłużej  zachęcać.  Zatracił  się  w  głębokiej  zieleni 

jej oczu, w gorącej miękkości jej ciała.  

 

Następnego  ranka  Julia  obudziła  się  z  uczuciem  cudownego 

zaspokojenia. Otworzyła oczy i przeciągnęła się jak kotka. Wszystkie 

mięśnie  jej  ciała  z  przyjemną  satysfakcją  dały  znać,  że  pamiętają 

intensywny wysiłek.  

background image

Przez  chwilę  leżała  jeszcze,  wpatrzona  w  błękitne  niebo  za 

oknem,  rozkoszując  się  wspomnieniami  minionej  nocy.  I  pozwalając 

sobie  przez  krótką  chwilę  wierzyć  w  to,  że  ich  małżeństwo  jest 

prawdziwe.  Że  połączyło  ich  coś  stokroć  piękniejszego  niż  tylko 

czysto fizyczna żądza.  

Iluzja prysła w sekundę później.  

–  A  niech  to  wszyscy  diabli!  –  dobiegł  ją  wściekły,  zduszony 

okrzyk z sąsiedniego pomieszczenia.  

Gwałtownie  usiadła  w  ogromnym  łóżku,  a  potem  zerwała  się  na 

równe nogi. Zupełnie naga, stała przez chwilę bez ruchu, powoli sobie 

uświadamiając, że jest w sypialni Travisa i nie ma tu absolutnie nic, w 

co mogłaby się ubrać.  

Wreszcie,  z  braku  lepszego  pomysłu,  podniosła  skotłowane 

prześcieradło  i  owinęła  się  w  nie.  W  tym  zaimprowizowanym  stroju 

wkroczyła  do  salonu,  wciąż  półprzytomna,  potykając  się  o  ciągnący 

się po ziemi materiał.  

Travis stał pośrodku salonu, w smudze złotego, porannego światła 

wpadającego przez otwarte drzwi balkonowe. W dłoni trzymał gazetę, 

którą musiał przed chwilą wziąć z ogromnej tacy przyniesionej przez 

obsługę hotelu.  

Przed  nim  na  stoliku  pysznił  się  wielki  dzban  wonnej,  świeżej 

kawy,  szklanki  świeżego  soku  z  pomarańczy  oraz  cała  piramida 

jeszcze ciepłych drożdżówek. Travis  jednak nie zwracał najmniejszej 

uwagi  na  wszystkie  te  smakołyki.  Wpatrywał  się  w  zdjęcie  na 

background image

pierwszej  stronie  gazety,  a  jego  twarz  wyrażała  ledwo  hamowaną 

furię.  

– Travis?   

Odwrócił się gwałtownie i spojrzał na nią.  

W  jego  oczach  zobaczyła  gniew  i  coś  jeszcze,  jakieś  uczucie, 

którego nie potrafiła nazwać.  

– Popatrz – rzekł krótko, podając jej gazetę.  

Tuż  pod  nagłówkiem  najpopularniejszego  lokalnego  dziennika 

wydawanego  w  języku  angielskim  wielkimi  literami  krzyczał  tytuł: 

„Igraszki  Króla  Win  z  nową  królową".  Pod  spodem  umieszczono 

idealnie  ostrą  fotografię,  która  z  taką  dokładnością  ukazywała  taras 

ich  hotelowego  apartamentu,  jakby  fotograf  znajdował  się  na  nim  w 

momencie robienia zdjęcia.  

A  Julia  dobrze  pamiętała,  że  oprócz  nich  nie  było  tam  wtedy 

nikogo. Fotkę strzelono bowiem w momencie, kiedy dosłownie rzucili 

się  na  siebie,  poddając  się  pchającemu  ich  ku  sobie  pożądaniu.  Ona 

odchylała  głowę  w  tył  w  ekstazie,  on  zaś  całował  jej  szyję,  unosząc 

dłonie ku jej obnażonym piersiom.  

Powodowana  zapewne  chwalebną  troską  o  poszanowanie  litery 

prawa,  redakcja  gazety  zasłoniła  ich  oczy  gustownymi,  czarnymi 

kreskami.  Co  do  tego,  kim  są  bohaterowie  artykułu,  nie  było  jednak 

żadnych wątpliwości. Julię ogarnęła zgroza.  

– To wszystko moja wina – powiedział Travis ponuro, nalewając 

kawę  do  filiżanek.  –  Powinienem  był  uważać.  Nie  rozumiem,  jak 

mogłem do tego stopnia stracić głowę...  

background image

Julia sięgnęła po filiżankę, jedną ręką podtrzymując prześcieradło. 

Szkoda,  że  nie  byli  w  nastroju,  żeby  się  delektować  śniadaniem,  bo 

kawa była naprawdę wyśmienita.  

–  Oboje  straciliśmy  głowę  –  stwierdziła  stanowczo,  siłą  woli 

nakazując sobie spokój. – Nie zadręczaj się, Travis, to bez sensu. Co 

się stało, to się nie odstanie. Ważne, jak zachowamy się teraz. Czy jest 

coś, co możesz zrobić? Pozwać ich albo...  

– To nic nie da. – Travis potrząsnął głową z rezygnacją. – Jedyne, 

co  w  ten  sposób  osiągniemy,  to  zwiększenie  poczytności  tego 

szmatławca. – Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że zdjęcie nacieszy 

oczy turystów, ale nie pojawi się w naszych krajowych gazetach. Ten 

artykuł  tutaj  to  nic.  Oby  tylko  nie  dostał  się  do  brukowej  prasy  w 

Kalifornii.  

– Nie. Tylko nie to – wyszeptała Julia zdrętwiałymi wargami.  

–  Nie  myśl  o  tym.  Na  razie  mamy  pilniejsze  sprawy.  Za  pół 

godziny  spotykam  się  z  Pukiem.  Może  się  dowiedział,  który  sędzia 

jest w stanie załatwić ekspresowy i bardzo dyskretny rozwód.  

– Świetnie. – Podniesiona na duchu Julia dopiła duszkiem kawę i 

ruszyła do swojej sypialni. – Za piętnaście minut będę gotowa.  

– Nie ma takiej potrzeby – uciął zdecydowanie Travis. – Zostajesz 

tutaj. Sam się wszystkim zajmę.  

–  Słucham?  –  Jej  głos  był  podejrzanie  spokojny.  Jak  cały  ocean 

zdumienia.  

–  Dobrze  słyszałaś.  –  Szerokim  gestem  wskazał  zabudowania 

hotelowe widoczne za oknem apartamentu. – Możesz pójść na basen, 

background image

poopalać  się,  skoczyć  do  kosmetyczki  albo  na  zakupy.  Ale  nie 

wychylaj nosa z hotelu.  

Julia  gapiła  się  na  Travisa  oczami  wielkimi  jak  spodki.  Czy  on 

naprawdę się spodziewał, że ona złoży rączki w małdrzyk, a buzię w 

ciup  i  będzie  grzecznie  czekać,  aż  pan  i  władca  załatwi  ważne 

sprawy?  Miała  odgrywać  idiotkę,  dla  której  największym  życiowym 

wyzwaniem  jest  osiągnięcie  równomiernej  opalenizny,  skoro  już 

udało jej się upolować bogatego męża? Niedoczekanie.  

–  Opalanie?  Manicure?  Czy  tak  spędzały  czas  kobiety,  które  tu 

przywoziłeś?  

Musiał  usłyszeć  w  jej  głosie  jakąś  niebezpieczną  nutę,  bo 

wyraźnie się zawahał, zanim odpowiedział:  

– Owszem. I wszystkie były bardzo zadowolone z pobytu.  

Wszystkie? Wszystkie?!  

Travis z pewnością przywiózł co najmniej kilka tuzinów kobiet do 

tego  hotelu.  Do  tego  apartamentu.  I  z  każdą  po  kolei  baraszkował  w 

tym wielkim łóżku... Nie, o tym akurat w ogóle nie chciała myśleć.  

Zresztą,  ona  grała  w  innej  lidze  niż  tamte  kobiety.  Nie  była 

kochanką  Travisa,  tylko  jego  żoną.  Albo  prawie.  I  nie  pozwoli  się 

traktować jak pierwsza lepsza słodka idiotka mdlejąca ze szczęścia na 

widok platynowej karty kredytowej.  

–  Nie  przyjechałam  tu  wylegiwać  się  na  leżaku  ani  kupować 

ciuszki  –  powiedziała  zdecydowanie.  –  Przecież  mamy  załatwić  mój 

rozwód!  

– Tym się nie przejmuj. Wszystko mam pod kontrolą.  

background image

–  Chcesz  powiedzieć,  żebym  nie  zawracała  sobie  mojej  ślicznej 

główki  sprawami,  których  i  tak nie  zrozumiem?  –  nie  wytrzymała.  – 

Posłuchaj  mnie  uważnie,  Travis.  Jeśli  chciałeś,  żeby  twoja 

tymczasowa  żona  była  cichą,  uległą  myszką,  spełniającą  bez 

szemrania  twoje  rozkazy,  wybrałeś  niewłaściwą  osobę.  Ja  mam 

zwyczaj o swoje sprawy dbać sama.  

–  Niepotrzebnie  wszystko  komplikujesz  –  powiedział  Travis  z 

rezygnacją.  

–  Już  raz  zaufałam  facetowi  w  kwestii  załatwienia  rozwodu  –

uśmiechnęła się niewesoło. – I sam zobacz, jak się to skończyło.  

– Nie jestem taki jak Pierre.  

–  Na  pewno  nie.  –  Z  całą  godnością,  na  jaką  ją  było  stać, 

poprawiła zsuwające się z niej prześcieradło. – Ty jesteś Travis King, 

człowiek,  który  uważa  za  naturalne,  że  kiedy  krzyknie:  „skakać", 

wszyscy  pytają  tylko:  „jak  wysoko?".  Ale  jedną  rzecz  sobie 

zapamiętaj:  ja  nie  będę  skakać  na  twoją  komendę.  I  nie  pozwolę  się 

usunąć  poza  nawias.  Będę  gotowa  za  piętnaście  minut.  Do  sędziego 

pojedziemy razem albo wcale.  

 

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

–  Samochód  już  czeka.  Szofer  wie,  że  ma  was  zawieźć  na 

spotkanie  z  sędzią  Hernandezem  –  poinformował  Rico,  posyłając 

Travisowi rozbawione spojrzenie.  

– Co cię tak cieszy? – Travis przyjrzał się uważnie kuzynowi.  

background image

Na  zalanym  słońcem  hotelowym  patiu,  wśród  kolorowych, 

egzotycznych kwiatów, Rico wyglądał jak anioł śmierci na wakacjach.  

Miał  smoliście  czarne,  długie  do  ramion  włosy  oraz  oczy  w 

identycznym  kolorze,  i,  choć  był  upalny  poranek,  nosił  swoim 

zwyczajem czarny garnitur.  

–  Cieszy  mnie,  że  dałeś  się  zaobrączkować  –  błysnął  zębami  w 

uśmiechu. – To doprawdy zabawne.  

–  A  mnie  cieszy,  że  mogę  ci  dostarczyć  powodu  do  radości  – 

odciął się Travis, po czym spojrzał  w stronę  lobby, skąd nadchodziła 

Julia.  

Miała  na  sobie  prostą,  dopasowaną  sukienkę  koloru  dojrzałych 

moreli. Lekko rozkloszowany dół tańczył wokół jej kolan, kiedy szła. 

Zagapił  się  na  jej  długie,  smukłe  nogi  i  drobne  stopy  obute  w 

eleganckie, kremowe pantofle na wysokim obcasie.  

Wczoraj te długie, smukłe nogi oplatały go ciasno, a on mógł się 

rozkoszować  ich  idealną,  satynową  gładkością.  Samo  wspomnienie 

tamtych  chwil  sprawiło,  że  poczuł  przypływ  pożądania,  nagły  jak 

ukłucie ostrogi. Niech to diabli.  

– Niezła laska z tej twojej żony – zauważył Rico.  

– Tak, chyba tak – przyznał Travis niechętnie.  

–  Chyba?  Jak  to  chyba?  –  Kuzyn  poklepał  go  po  ramieniu.  – 

Człowieku,  coś  ci  powiem.  Jeżeli  nie  jesteś  do  niej  przekonany,  z 

chęcią wybawię cię z kłopotu i sam się nią zajmę...  

Na  myśl  o  tym,  że  Rico  mógłby  się  zalecać  do  Julii,  Travis 

poczuł, że budzi się w nim agresja.  

background image

– Zostaw ją w spokoju – warknął.  

– Jasne, stary. Mój błąd.– Wciąż się uśmiechając z rozbawieniem, 

Rico uniósł ręce w ugodowym geście.  

Travis  powoli  wypuścił  powietrze  z  płuc,  próbując  się  uspokoić. 

Tłumaczył  sobie,  że  to,  co  przed  chwilą  czuł,  to  wcale  nie  był  atak 

wściekłej  zazdrości.  Po  prostu  dobrze  odgrywał  rolę  świeżo 

upieczonego męża, to wszystko.  

Nie udało mu się namówić Julii, żeby została w hotelu. Uparła się, 

że  pojedzie  z  nim  do  sędziego  i  sama  wszystko  załatwi,  i  obstawała 

przy  swoim,  nie  zważając  ani  na  jego  rozsądne  argumenty,  ani  na 

groźne miny. Travis musiał się poddać, ale kiedy jechali samochodem, 

nagle przyszła mu do głowy zbawienna myśl.   

Julia nie mówiła po hiszpańsku. Tylko dzięki temu mógł odzyskać 

kontrolę nad sytuacją. Jeśli tak rozegra sprawę, że sędzia nie przejdzie 

na  angielski,  który  zapewne  znał,  Julia  będzie  zmuszona  milczeć. 

Kiedy  weszli  do  gabinetu,  Travis  rozpoczął  rozmowę  po  hiszpańsku. 

Zgodnie z jego oczekiwaniami sędzia Hernandez odpowiedział mu w 

tym samym języku.  

Zdezorientowane  spojrzenie  Julii  powiedziało  mu,  że,  tak  jak  się 

spodziewał,  nie  zna  tego  języka.  I  bardzo  dobrze.  Nie  chciał,  żeby 

Julia  wtrącała  się  do  rozmowy.  Uważał,  że  najlepiej  będzie,  jeśli 

załatwi tę sprawę po swojemu.  

Rico  zapewnił  go,  że  jeśli  da  do  zrozumienia  sędziemu,  że  jest 

gotów przeznaczyć pewne sumy pieniędzy na określone cele, tamten z 

background image

radością pójdzie mu na rękę. Travis dobrze wiedział, jak to działa. Jak 

świat światem, bogactwo ułatwiało bardzo wiele.  

– Powiedz mi, co powiedział sędzia – zażądała Julia, kiedy wyszli 

z nowoczesnego gmachu na gwarną, zalaną słońcem ulicę w centrum 

miasta.  

Travis westchnął głęboko. Ta kobieta była naprawdę uparta.  

–  Sędzia  Hernandez  obiecał,  że  zajmie  się  naszą  sprawą  – 

powiedział,  ujmując  ją  za  łokieć  i  prowadząc  chodnikiem,  tłocznym 

od  rozgadanych  mieszkańców  i  turystów,  którzy  fotografowali 

wszystko wokół siebie. – Pieniądze są w stanie otworzyć każde drzwi.  

– Obiecałeś mu łapówkę?! – oburzyła się.  

–  Ależ  skąd.  –  Posłał  jej  uspokajający  uśmiech  w  nadziei,  że 

uniknie  dalszych  pytań.  –  Po  prostu  jeśli  ma  się  pieniądze  i  wykaże 

chęć współpracy, załatwiają twoją sprawę poza kolejnością.   

– Aha. Wiesz, ile to potrwa?  

– Nie. – Travis zrobił nagły unik, dzięki czemu nie zderzyli się z 

obnośnym sprzedawcą kapeluszy typu sombrero. Handlarz miał ich na 

głowie chyba z piętnaście, co wyraźnie ograniczało mu pole widzenia. 

– Ale Rico mówi, że jakieś dwa tygodnie.  

– Ile? Dwa tygodnie?  

–  Mniej  więcej.  Jakiś  problem?  –  Nie  puszczając  jej  ramienia, 

wydłużył krok.  

–  Nie  –  zapewniła,  coraz  szybciej  przebierając  nogami,  żeby 

nadążyć za Travisem. – Po prostu nie spodziewałam się, że tak długo 

background image

nas nie będzie. Myślałam, że chcesz jak najszybciej podpisać umowę 

na dystrybucję z Thomasem Henrym.  

– Słusznie myślałaś. – Fakt, że musiał odłożyć o dwa tygodnie tę 

sprawę, nie podobał mu się ani trochę, ale nie było innego wyjścia.  

Nie  mógł  zacząć  negocjacji  z  dystrybutorem,  dopóki  status 

prawny ich małżeństwa budził jakiekolwiek wątpliwości.  

–  Thomas  Henry  poczeka.  Zresztą  na  pewno  nie  jest  zdziwiony 

moją nieobecnością. Skoro się ożeniłem, jestem w podróży poślubnej, 

to dla niego oczywiste.  

– Podróż poślubna... – Julia potknęła się na wyszczerbionej płycie 

chodnika.  Podtrzymał  ją,  otaczając  silnym  ramieniem  jej  talię.  –  To 

czym się zajmiemy przez te dwa tygodnie? Masz jakiś pomysł?  

Zatrzymał  się,  nie  przestając  obejmować  jej  w  talii.  Ludzie 

przechodzili  obok  nich,  ale  dla  niego  w  tym  momencie,  na  tym 

zatłoczonym chodniku, istniała tylko Julia.  

„Niezła laska z tej twojej żony".  

To  była  szczera  prawda.  Ciekawe,  że  do  tej  pory  właściwie  się 

nad  tym  nie  zastanawiał.  Julia  to  była  po  prostu  Julia.  Kumpelka  z 

dzieciństwa. Ruda, piegowata i chuda jak patyk dziewczynka, z którą 

się  bawił.  Miała  tysiąc  pomysłów  na  minutę,  kipiała  energią  i  choć 

była babą, łaziła po drzewach nie gorzej niż  on i jego bracia.  

Dopiero  ostatniej  nocy  spojrzał  na  nią  inaczej.  Przekonał  się,  że 

nie jest już chuda jak patyk, choć jej zadziorny charakter nie zmienił 

się  ani  na  jotę.  Teraz  jednak  widział  w  niej  kobietę,  a  nie  dziecko, 

background image

którym  kiedyś  była.  Popatrzył  w  jej  śliczne,  zielone  oczy,  a  potem 

przesunął wzrok niżej, na pełne, delikatne usta. I już wiedział.  

– Czym się  zajmiemy? – Posłał jej najbardziej zabójczy uśmiech 

ze  swojego  arsenału.  –  Ależ  to  proste.  Tym,  co  zwykle  robią 

małżonkowie w podróży poślubnej.  

– Żartujesz? – wypaliła, odskakując krok w tył, i omal nie wpadła 

na  stragan  z  ciepłymi  cynamonowymi  bułeczkami.  –  A  co  z  naszą 

umową?  

Zdecydowanie  wziął  ją  za  rękę  i  ruszył  dalej,  odprowadzany 

gniewnym  spojrzeniem sprzedawcy bułeczek.  

Przyciągnął ją bliżej do siebie.  

–  Dlaczego  nie  mielibyśmy  przyjemnie  wykorzystać  tych 

przymusowych  wakacji?  Ostatniej  nocy  przekonaliśmy  się  przecież, 

że, hm, jesteśmy nieźli w te klocki.  

– W sumie racja... tylko że... – plątała się.  

Zupełnie  nie  rozumiał,  dlaczego  nagle  okazywała  takie 

zaniepokojenie.  

–  Jeśli  to  miał  być  wybuch  entuzjazmu,  to  musisz  jeszcze 

poćwiczyć – powiedział z krzywym uśmiechem.  

– Nie o to chodzi... – Zawahała się, a potem spojrzała mu prosto 

w  oczy,  jakby  podjęła  trudną  decyzję.  –  Travis,  jest  coś,  o  czym 

musimy porozmawiać. Dzisiaj rano zdałam sobie sprawę, że... ale nie 

zdążyłam  ci  powiedzieć,  bo  musieliśmy  się  spieszyć  na  spotkanie  z 

sędzią...  Ale  skoro  poruszyłeś  temat  ostatniej  nocy,  możemy 

porozmawiać o tym teraz.  

background image

– O czym?  

Westchnęła  i  niespokojnym  ruchem  odgarnęła  z  czoła  grube, 

kręcone  pasmo  miedzianych  włosów.  W  jej  ogromnych  oczach  czaił 

się niepokój.  

– Moglibyśmy pójść w jakieś... mniej zatłoczone miejsce?  

–  Oczywiście.  Chodź.  –  Ruszył  w  stronę  niewielkiego  skwerku, 

gdzie w cieniu drzew stały kamienne ławki.  

Nie  miał  pojęcia,  o  co  jej  może  chodzić,  ale  chciał,  żeby  jak 

najszybciej  wyrzuciła  to  z  siebie.  Nienawidził  nierozwiązanych 

problemów.  

–  Śmiało  –  powiedział  zachęcająco,  kiedy  usiedli  w 

orzeźwiającym  cieniu  małego,  ale  gęsto  rozgałęzionego  drzewka.  – 

Co to za kłopot?  

–  Nie  spodoba  ci  się  to  –  zaczęła,  a  potem  nabrała  powietrza  w 

płuca  jak  przed  skokiem  na  głęboką  wodę  i  wypaliła:  –  Wczoraj  w 

nocy... nie zabezpieczyliśmy się.  

Wszystkiego  się  mógł  spodziewać,  ale  nie  tego.  Poczuł  się  tak, 

jakby go znokautowała potężnym ciosem w żołądek.  

–  Jak  to?  Nie  bierzesz  pigułki?  –  wydusił,  kiedy  udało  mu  się 

odzyskać oddech.  

– Nie. Niby dlaczego miałabym brać?  

– Nie wiem. – Miał wrażenie, że na szyi nieubłaganie zaciska mu 

się pętla. – Byłem przekonany, że stosujesz antykoncepcję.  

– Byłeś przekonany? – Wojowniczo uniosła podbródek. – Niby z 

jakiej racji?  

background image

Wstał i nerwowo przeszedł kilka kroków.  

–  Myślałem,  że  nie  jesteś  zainteresowana  zajściem  w  ciążę  – 

odpalił, stając przed nią.  

–  Cóż,  ty  też  chyba  nie  jesteś,  a  najwyraźniej  zapomniałeś,  do 

czego służą prezerwatywy! – uniosła się.  

Tego  właśnie  Travis  nie  był  w  stanie  pojąć.  Jak  mógł  się  

zachować  tak  głupio,  tak  nieodpowiedzialnie?  Przecież  nigdy,  ale  to 

nigdy nie zapominał o zabezpieczeniu.  

Jeśli chodziło o kobiety, był zdania, że im więcej ostrożności, tym 

lepiej.  Wolałby  raczej  uprawiać  seks  od  stóp  do  głów  owinięty  w 

lateks,  niż  się  dać  złapać  na  dziecko  obrotnej  panience,  której  się 

spodobało nie tylko jego ciało, ale także nazwisko i konto bankowe.  

Co się stało ostatniej nocy? Dlaczego nie pomyślał o tym, żeby się 

zabezpieczyć?  

Chyba  dlatego,  że  w  ogóle  nie  myślał.  Kiedy  wyjeżdżali  do 

Meksyku,  ciągle  jeszcze  był  przekonany,  że  układ  łączący  go  z  Julią 

wyklucza seks. Nie wziął pod uwagę, że wylądują razem w łóżku i nie 

przygotował się na to. A potem... hormony oszalały, a on nie umiał  i 

chyba nie chciał ich powstrzymać.  

–  Wspaniale  –  warknął,  wbijając  ręce  w  kieszenie.  –  Moje 

gratulacje.  

–  Będziesz  się  na  mnie  wyżywać?  –  W  jej  oczach  błysnęła 

bolesna uraza. – Wiesz, jak ja się teraz czuję?  

background image

–  Nie  wiem.  –  Jego  głos  był  zimny.  –  Ale  to  ciekawe  pytanie. 

Tryumfujesz? Ekscytuje cię wizja nieograniczonego dostępu do moich 

kont bankowych?  

– Co takiego? – spytała głucho.  

–  Nie  udawaj  naiwnej.  –  Cynizm  był  najlepszym  sposobem,  jaki 

znał,  żeby  przegonić  niepokój.  –  Nie  jesteś  pierwsza,  która  próbuje 

zastawić na mnie pułapkę.  

Jeśli liczył na to, że Julia się zmiesza lub zarumieni, rozczarował 

się.  

– Sekundkę – wysyczała z furią, zrywając się na równe nogi. – Ty 

bałwanie, jak śmiesz insynuować, że zrobiłam to specjalnie?!  

– A nie zrobiłaś? – Wolał się cofnąć o krok.  

Każdy  rozsądny  człowiek,    mając  do  czynienia  z  rozwścieczoną 

kotką, odsuwa się poza zasięg jej pazurów.  

–  Wyobraź  sobie,  że  nie  –  powiedziała  bardzo  cicho,  ale  w  jej 

głosie było więcej mocy, niż gdyby krzyczała. – Nie należę do hordy 

kobiet,  które  ścigają  Travisa  Kinga,  żeby  go  zawlec  przed  ołtarz. 

Nigdy  się  za  tobą  nie  uganiałam.  To  ty  przyszedłeś  do  mnie.  Ty 

poprosiłeś mnie o rękę, pamiętasz?  

Zapadła  ciężka  cisza.  Julia  zacisnęła  zęby.  Gdyby  Travis  był 

łajdakiem,  mógłby  powiedzieć  jeszcze  wiele  rzeczy,  które  by  ją 

zraniły. On jednak tylko potrząsnął głową, wyraźnie zakłopotany.  

–  Masz  rację.  To  ja  przyszedłem  do  ciebie.  I  ponoszę 

odpowiedzialność za ostatnią noc w równym stopniu co ty.   

background image

–  Ojej  –  odetchnęła  głęboko  i  leciutko  się  uśmiechnęła.–  Cóż  za 

epokowa chwila.  

Nie  doczekawszy  się  odpowiedzi,  podeszła  do  niego  i  wzięła  go 

za rękę.  

–  Niepotrzebnie  się  martwimy  –  powiedziała  dziarsko.  –  To  był 

tylko raz...  

– Cztery razy – poprawił ją ponurym tonem.  

– Możliwe, ale to była tylko jedna noc – upierała się. – Szanse na 

pewno są znikome...  

–  Cóż,  tego  się  z  pewnością  dowiemy  już  wkrótce  –  mruknął, 

biorąc ją za rękę i zdecydowanie ruszając przed siebie.  

–  Dokąd  idziemy?  –  spytała,  drobiąc  na  swoich  wysokich 

obcasach, żeby dotrzymać mu kroku.  

–  Do  najbliższej  apteki.  Wykupimy  wszystkie  prezerwatywy, 

jakie mają na składzie.  

 

Tydzień  później  Julia  nasunęła  na  nos  ciemne  okulary,  zrobiła 

kilka  kroków  po  gorącym,  złocistym  piasku  i  zanurzyła  stopy  w 

chłodnej  wodzie  oceanu.  Wypatrywała  Travisa,  który  szalał  na  desce 

surfingowej. Jak zwykle rozpierała go energia.  

Wspomnienie innych sposobów, w jakie wyładowywał tę energię,  

sprawiło, że poczuła rozkoszne mrowienie wzdłuż kręgosłupa.  

W  ciągu  ostatnich  dni,  a  może  raczej  nocy,  zdołali  poważnie 

naruszyć  ogromny  zapas  prezerwatyw,  w  które  Travis  się  zaopatrzył 

w  miejskiej  aptece.  Julia  z  łatwością  dała  się  przekonać,  że  nie  ma 

sensu  zachowywać  seksualnej  wstrzemięźliwości  zgodnie  z  umową, 

background image

skoro jej sygnatariusze, czyli ona i Travis, nie mają na to najmniejszej 

ochoty.  

Każdą noc spędzali więc w wielkim łożu w sypialni Travisa. Julia 

zdawała sobie sprawę, że się pogrąża, angażując się coraz bardziej w 

relację, która nie miała przecież przyszłości.  

Ale  nie  potrafiła  się  wycofać.  I  mogła  się  założyć,  że  każda 

kobieta  na  jej  miejscu  miałaby  podobny  problem.  O  ile  nie  byłaby 

totalnie zimną rybą.  

Travis oczarował ją, zabrał do swojego świata. Nie wiedziała, czy 

kiedykolwiek  zdoła  odnaleźć  drogę  powrotną  do  dawnego  życia. 

Nagle wzdrygnęła się, kiedy dotarł do niej w pełni sens tego, o czym 

przed chwilą myślała. Poczuła, że jakaś lodowata pięść zaciska się na 

jej sercu.  

Mimo wszystkich obietnic, jakie sobie złożyła, popełniła drugi raz 

ten  sam  błąd.  To  małżeństwo  oznaczało  dla  niej  taką  samą  życiową 

katastrofę jak pierwsze... albo nawet gorszą.  

Jean  –  Claude  był  łajdakiem,  jakich  mało,  ale  przynajmniej 

należał  do  tej  samej  grupy  społecznej  co  ona.  Po  rozstaniu  z  nim 

musiała  co  prawda  leczyć  złamane  serce,  ale  poza  tym  nic  się  nie 

zmieniło.  A  teraz...  Świat,  w  którym  żył  Travis,  oddalony  był  o  lata 

świetlne od jej świata.  

Ona była  córką  kucharki, a  on,  na  miły  Bóg,  dziedzicem  fortuny 

Kingów!  A  takie  związki  raczej  nie  miewały  przed  sobą  świetlanej 

przyszłości,  oczywiście, jeśli nie liczyć historii Kopciuszka.  

background image

Julia nie była tak głupia, żeby tego nie wiedzieć. A jednak mimo 

świadomości,  że  zmierza  ku nieuniknionej  porażce  i  że  naraża  się na 

cierpienie,  powoli,  nieodwołalnie  zakochiwała  się  we  własnym 

mężu...  

– Seńora King?  

Julia odwróciła się gwałtownie i stanęła twarzą w twarz z młodym 

mężczyzną  w  hotelowym  uniformie,  który  na  piasku  wyglądał  dość 

absurdalnie.  

– Telefon do pani.  

–  Dziękuję.  –  Uśmiechnęła  się  do  przystojnego  młodzieńca  i 

sięgnęła  po  telefon.  Nie  miała  pojęcia,  kto  i  po  comoże  do  niej 

dzwonić. – Halo?  

– Julio O'Hara King – w słuchawce odezwała się jej matka tonem,  

którego Julia nie słyszała od czasu, kiedy miała szesnaście lat i została 

przyłapana przez rodzicielkę na wymykaniu się na wagary. – Możesz 

mi łaskawie wyjaśnić, co robi skandaliczne zdjęcie twoje  z  Travisem 

na pierwszej stronie brukowej gazety sprzedawanej w każdym kiosku 

w naszym pięknym miasteczku?  

O,  Boże...  stronie  brukowej  gazety  sprzedawanej  w  każdym 

kiosku w naszym pięknym miasteczku? O, Boże...  

 

–  Rozumiem,  panie  Henry.  –  Ze  słuchawką  przy  uchu  Travis 

przechadzał  się  nerwowo  po  salonie.  –  Oczywiście,  panie  Henry  – 

mówił spokojnie, choć jego oczy ciskały błyskawice. – Moi prawnicy 

już się tym zajmują. Może pan być spokojny.  

background image

Julia  siedziała  zwinięta  w  kłębek  na  kanapie  i  tępym  wzrokiem 

patrzyła  przed  siebie.  Nie  dziwiła  się,  że  Travis  jest  wściekły.  Ona 

sama  od  momentu,  kiedy  się  dowiedziała,  że  amerykański  tabloid 

przedrukował  tę  nieszczęsną  fotografię,  marzyła  tylko  o  tym,  żeby 

wpełznąć w mysią dziurę.  

Jej  matka  widziała  to  zdjęcie.  Jej  znajomi,  koledzy  i  sąsiedzi 

także. Jak Stany długie i szerokie każdy obywatel mógł podziwiać jej 

cycki na dużej, wyraźnej fotografii.  

Z  jękiem  otoczyła  się  ramionami.  Czy  było  jakieś  wyjście  z  tej 

sytuacji? Chyba tylko jedno: wyemigrować do Zimbabwe albo gdzieś 

dalej i poczekać, aż wszyscy zapomną. Za jakieś dwadzieścia lat może 

będzie mogła wrócić do domu...  

Niestety nie mogli tak zrobić. Musieli wrócić i dlatego Travis już 

od  dłuższej  chwili  konferował  przez  telefon,  usiłując  udobruchać 

Thomasa Henry'ego. Julia nie bardzo rozumiała, dlaczego dystrybutor 

okazuje  aż  takie  wzburzenie.  Ostatecznie  to  nie  jego  fotografia 

znalazła się na pierwszej stronie taniej gazety, tuż obok sensacyjnych 

doniesień o lądowaniu ufoludków i narodzinach dwugłowych cieląt.  

Travis  wreszcie  skończył  rozmowę  i  cisnął  telefon  na  najbliższy 

fotel.   

–  Jasna  cholera  –  rzucił  przez  zęby.  –  Nienawidzę  nie  panować 

nad sytuacją.  

– Witaj w prawdziwym świecie – szepnęła.  

– Lubię mój własny świat, w którym ja ustalam reguły.  

background image

Nie zdziwiła jej ta odpowiedź. Wiedziała, jak bardzo nienawidził 

uczucia bezradności.  

–  Co  miał  do  powiedzenia  pan  Henry?  –  spytała,  żeby  zmienić 

temat.  

– Pan Henry – Travis pomasował sobie kark gestem zdradzającym 

zmęczenie  –  jest  równie  konserwatywny  co  ekscentryczny.  Nie  pytaj 

mnie, jak to możliwe. On po prostu taki jest.  

–  Rozumiem  –  powiedziała  ostrożnie.  –  Konserwatywny 

ekscentryk.  

– Zadzwonił do mnie, żeby mi oznajmić, że nie widzi możliwości 

współpracy  z  bohaterem  ogólnokrajowego  skandalu.  Wyładował 

swoje oburzenie, a potem ni stąd, ni zowąd przyznał, że skoro to jest 

nasza podróż poślubna, mieliśmy święte prawo ulec porywom serca i 

że w jego mniemaniu nie ponosimy winy za to, co się stało.  

Travis umilkł na chwilę.  

– Ten facet jest nieprzewidywalny. Gdyby tylko dało się szybciej 

załatwić  ten twój  nieszczęsny  rozwód,  zaraz pojechałbym  podpisać  z 

nim umowę na dystrybucję. Zanim wymyśli kolejny powód, żeby mi 

odmówić.  

Z  desperacją  przeczesał  włosy  palcami.  Zmarszczył  brwi  i 

zacisnął  szczęki,  jakby  wierzył,  że  jeśli  odpowiednio  mocno  się 

skoncentruje,  znajdzie  jakieś  cudowne  wyjście  z  sytuacji.  Na  razie 

jednak nie mógł nic zrobić. Musiał czekać.  

Julia  pomyślała,  że  ta  świadomość  musi  go  doprowadzać  do 

szaleństwa.  Wpatrzona  w  zdradzającą  napięcie  linię  jego  ramion 

background image

powoli  wstała,  podeszła  do  niego  i  mocno  objęła,  opierając  czoło  na 

jego piersi.  

Travis znieruchomiał.  

– Co ty robisz?  

Uniosła  głowę  i  spojrzała  mu  w  oczy  z  trochę  zmęczonym 

uśmiechem.  

– Chcesz się przytulić? Bo ja na przykład bardzo chcę.  

–  Dobry  pomysł.  –  Z  westchnieniem  otoczył  ją  ramionami,  a 

potem  zaczął  delikatnie  masować  jej  plecy.  –  Nie  martw  się,  Julio, 

wszystkim się zajmę.  

–  Wiem  –  szepnęła,  wtulając  się  w  jego  mocne,  męskie  ciało.  – 

Wiem, że ze wszystkim sobie poradzisz.  

Nie  powinna  się  tak  cieszyć  jego  bliskością.  Nie  powinna 

przyzwyczajać  się  do  myśli,  że  ona  i  Travis  stanowią  zgrany  zespół, 

że są gotowi się wspierać i mogą na sobie polegać w każdej sytuacji. 

Może  i  byli  zespołem,  ale  tylko  tymczasowym.  Kiedy  ten  mecz  się 

skończy,  Travis  bez  wahania  odeśle  ją  na  ławkę  rezerwowych  i  po 

prostu o niej zapomni.  

 

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

Cztery  dni  później  Julia  uzyskała  rozwód.  Jeszcze  tego  samego 

popołudnia,  w  zaciszu  gabinetu  sędziego  Hernandeza  odbyła  się 

krótka, dyskretna ceremonia ślubna.  

Kiedy wszystkie dokumenty zostały podpisane, Travis odetchnął z 

ulgą.  Znów  był  w  siodle,  znów  dzierżył  stery  swojego  życia.  Teraz, 

background image

kiedy nikt nie mógł już podważyć układu, który zawarł z Julią, chciał 

jak najszybciej wrócić do domu, żeby się zająć sprawami winnicy.  

Na  tylnym  siedzeniu  limuzyny  wiozącej  ich  z  powrotem  do 

hotelu,  Travis  spod  oka  przyglądał  się  swojej  nowo  poślubionej, 

tymczasowej żonie. Była diabelnie atrakcyjna.  

Na  ceremonię  ubrała  się  w  skromny  kostium  koloru  kości 

słoniowej. Rdzawy top idealnie współgrał z barwą  jej włosów, które 

uczesała  w  gładki  kok,  a  naszyjnik  z  pereł  podkreślał  jej  jasnozłotą 

opaleniznę.  

Musiał przyznać, że układało im się ze sobą zaskakująco dobrze. 

Kto  by  pomyślał,  że  jego  koleżanka  z  dzieciństwa  okaże  się  idealną 

kochanką? Nigdy jeszcze nie spotkał kobiety, która łączyłaby w sobie 

tyle spontanicznej, śmiałej naturalności i czułego oddania.  

Prawda  była  taka,  że  Julia  zupełnie  zawróciła  mu  w  głowie.  Był 

nią  zafascynowany.  Nie  planował  tego,  ale  skoro  taka  była 

rzeczywistość...  póki  trwało  ich  małżeństwo,  miał  zamiar  się  nią  po 

prostu cieszyć.  

Istniała  jednak  druga  strona  medalu.  Rzucając  ukradkowe 

spojrzenia  na  uroczy  profil  Julii,  Travis  nie  mógł  przestać  zadawać 

sobie pytania, czy jest ona rzeczywiście osobą, za którą się podaje. A 

może  pod  maską  szczerości  i  otwartości  skrywa  zupełnie  inną 

tożsamość – oszustki i naciągaczki?  

Odkąd pojął ją za żonę, wydarzyło się po prostu trochę zbyt dużo 

podejrzanych  rzeczy,  żeby  mógł  to  uznać  za  przypadek.  Najpierw 

wizyta  Jeana  –  Claude'a  na  ich  weselu.  Potem  uchwycona  przez 

background image

fotografa  chwila  zapomnienia  na  tarasie  hotelu...  i  wreszcie  ta  noc, 

kiedy  oszaleli  z  namiętności  do  tego  stopnia,  że  zapomnieli  o 

zabezpieczeniu.  

Czy miała swój udział w tych wydarzeniach? Chyba nie. Dobrze 

pamiętał  jej  przerażenie  i  wściekłość,  kiedy  zobaczyła  Jeana  – 

Claude'a  na  ich  weselu,  jej  bladość  i  drżenie  warg  na  myśl  o 

możliwych  konsekwencjach  nieostrożnego  seksu  i  rumieniec  wstydu, 

kiedy odkryła swoje roznegliżowane zdjęcie w gazecie.  

Ale z drugiej strony...  

Musiał przyznać, że w sumie, pomimo wszystkiego, co się działo, 

zachowywała godny podziwu spokój. Jej opanowanie i pogoda ducha 

były  dla  niego  cennym  wsparciem  w  chwilach,  kiedy  myślał,  że 

bezradność doprowadzi go do szaleństwa.  

Jednak...  czy  jej  zachowanie  było  efektem  zrównoważonego, 

spokojnego  charakteru,  czy  może  raczej...  faktu,  że  ona  sama 

prowokowała  te  wydarzenia,  umiejętnie  pociągając  za  sznurki?  Czy 

stał  się  jej  ofiarą,  pionkiem  w  makiawelicznej  grze,  której  celu  nie 

potrafił zrozumieć?  

Bardzo chciał móc jej zaufać, a swoje podejrzenia uznać za objaw 

paranoi  i  zapomnieć  o  nich  raz  na  zawsze.  Musiał  jednak  być 

ostrożny.  Obdarzenie  zaufaniem  niewłaściwej  osoby  mogło  dużo 

kosztować nie tylko jego, ale i całą jego rodzinę.  

– Coś się stało – pełen napięcia głos Julii wyrwał go z zamyślenia.  

Wyjrzał przez okno samochodu, który właśnie się zatrzymał przed 

głównym wejściem Castello del King. Rico szybkim krokiem szedł w 

background image

ich  stronę,  a  na  jego  zwykle  uśmiechniętej  twarzy  malował  się 

niepokój i wściekłość.  

Travis  wysiadł  bez  słowa  i  ruszył  kuzynowi  na  spotkanie.  Julia 

miała rację – musiało się stać coś złego. Im prędzej się dowie co, tym 

lepiej.   

–  Dzwonią  dziennikarze  –  rzekł  Rico  bez  wstępów,  prowadząc 

kuzyna i jego żonę na mniej uczęszczane patio.  

–  Jasna  cholera  –  mruknął  Travis,  odruchowo  obejmując 

ramieniem Julię. – Co tym razem?  

–  Pięć  minut  temu  zadzwonił  sędzia  Hernandez.  Dosłownie 

sekundę  po  tym,  jak  wyszliście  z  jego  gabinetu,  przyłapał  swojego 

sekretarza na rozmowie z dziennikarzami. Niestety ptaszek zdążył już 

wszystko wyśpiewać o rozwodzie Julii i waszym powtórnym, cichym 

ślubie. – Czarne oczy Rica płonęły oburzeniem.  

– Co?! – Błogie uczucie ulgi, które spłynęło na Julię w momencie, 

kiedy  podpisała  papiery  rozwodowe,  prysło  jak  bańka  mydlana. 

Zamiast niego pojawił się nerwowy, bolesny skurcz żołądka.  

– Co dokładnie przeciekło do prasy? – Travis zacisnął zęby. Miał 

ochotę  zagryźć  urzędnika,  który  wpadł  na  genialny  pomysł,  by  się  

zabawić – i zapewne dobrze zarobić – ich kosztem.  

–  Wszystko  –  powiedział  Rico  ponuro.  –  Sekretarz  musiał 

nawiązać kontakt z pismakami już wcześniej. Znają całą historię.  

– Jak tylko dorwę tego gnoja... – warknął Travis.  

background image

– Nie sądzę, żeby ci się to udało. Hernandez zwolnił go z pracy ze 

skutkiem  natychmiastowym.  Facet  pewnie  zaszył  się  gdzieś  i  liczy 

forsę. Jeśli dobrze to rozegrał, jest ustawiony na wiele lat.  

Travis  zwalczył  chęć  zdemolowania pierwszego  przedmiotu, jaki 

pojawi się na jego drodze.   

–  Więc  to  tyle,  jeśli  chodzi  o  dyskretne  załatwienie  naszych 

spraw.  

– Niestety. – Rico rozłożył ręce. – Strasznie mi przykro, kuzynie.  

Julia  nie  odezwała  się  ani  słowem.  Porażona,  patrzyła  to  na 

Travisa, to na Rica. Nie była w stanie uwierzyć, że to wszystko dzieje 

się  naprawdę.  Jeszcze  tak  niedawno  była  normalną,  zupełnie 

anonimową dziewczyną z małego miasteczka.  

A  teraz,  tylko  dlatego,  że  wyszła  za  mąż  za  znanego  i  bogatego 

człowieka,  stała  się  zwierzyną  łowną.  Kiedy  wystawiono  na  widok 

publiczny jej ciało, poczuła się boleśnie zraniona. Dzisiaj stało się coś 

znacznie  gorszego.  Kupcząc  sekretami  jej  życia  osobistego,  zraniono 

ją o wiele dotkliwiej.  

Może Travis był bardziej przyzwyczajony do wścibstwa brukowej 

prasy, ale w tej chwili wyglądał na poważnie rozwścieczonego. Czy w 

zaistniałej  sytuacji  umowa,  którą  zawarli,  miała  jeszcze  dla  niego 

jakąkolwiek wartość?  

Czy  może  zechce  jak  najszybciej  ją  rozwiązać,  bo,  jakkolwiek 

patrzeć,  małżeństwo  z  nią  przyniosło  mu  na  razie  o  wiele  więcej 

szkody niż pożytku?  

background image

Julia miała nadzieję, że Travis tego nie zrobi. Gdyby ją zostawił, 

musiałaby się  sama zmierzyć z rozszalałymi mediami, a nic chyba nie 

przerażało jej bardziej.  

–  Travis?  –  odezwała  się,  z  trudem  wydobywając  głos  z 

zaciśniętego gardła.– Co z nami będzie?  

– Jak to co? – Nie patrzył na nią, a w jego głosie kipiał gniew. –

Wracamy do domu.  

– Razem? – odważyła się zapytać.  

–  Oczywiście,  że  razem.  –  Uśmiechnął  się  do  niej  samymi 

wargami. – Jesteśmy przecież małżeństwem, prawda?  

–  Prawda  –  zmusiła  się,  żeby  odpowiedzieć  sztucznym 

uśmiechem na jego uśmiech.  

A  więc  nie  zamierzał  się  wycofać,  przynajmniej  na  razie.  Ta 

świadomość  przyniosła  ulgę,  ale  Julia  nie  potrafiła  się  nią  cieszyć. 

Czuła,  jak  między  nimi  otwiera  się  przepaść,  której  żadne  z  nich  nie 

zdoła już chyba nigdy przekroczyć.  

 

Tydzień  później  Travis  siedział  przy  wielkim  biurku  w  swoim 

gabinecie z telefonem przy uchu i ze spokojną rezygnacją męczennika 

słuchał  upiornej  muzyczki,  którą  skomponowano  chyba  specjalnie  w 

taki  sposób,  żeby  doprowadzać  do  szaleństwa  nieszczęśników 

czekających na połączenie.  

Marzył o tym, żeby odłożyć słuchawkę, ale nie mógł sobie na to 

pozwolić. Musiał się wreszcie rozmówić z Thomasem Henrym, który 

od szeregu dni nie odpowiadał na jego telefony.  

background image

Tym razem Travis postanowił nie dać się zbyć. Opadł na oparcie 

fotela  i  dla  odprężenia  powiódł  wzrokiem  po  ścianach  gabinetu 

ozdobionych wielkimi, artystycznymi fotografiami przedstawiającymi 

winnicę o różnych porach roku.  

–  Przykro  mi,  panie  King  –  muzyczka  ucichła  i  w  słuchawce 

rozległ się bezosobowy głos sekretarki Thomasa Henry'ego – ale pan 

Henry  nadal  jest  zajęty.  Jeśli  nie  chce  pan  dłużej  czekać,  proszę 

zostawić  wiadomość.  Pan  Henry  oddzwoni  do  pana,  kiedy  znajdzie 

czas.  

Akurat.  Travis  dobrze  wiedział,  że  dystrybutor  nie  oddzwoni,  bo 

unika z nim kontaktu, okazując w ten sposób zgorszenie rewelacjami, 

jakie mógł o nim przeczytać w prasie. Cóż za ironia losu.  

Małżeństwo  miało  zwiększyć  szanse  Travisa  na  podpisanie 

umowy  z  Thomasem  Henrym,  a  tymczasem,  od  chwili  gdy  w  rytm 

marsza weselnego przeszedł z Julią po białym, ukwieconym dywanie, 

szanse te malały w zastraszającym tempie.  

Mimo  to  nie  zamierzał  pozwolić,  by  Thomas  Henry  go  zbywał. 

Był  zdecydowany  wisieć  na  telefonie  tak  długo,  jak  będzie  trzeba, 

nawet  jeśli  przeklęta  słuchawka  miałaby  mu  przyrosnąć  do  ucha. 

Dystrybutor będzie musiał z nim porozmawiać, czy tego chce, czy nie.  

–  Dziękuję  pani  –  w  jego  głosie  nie  było  nic  prócz  chłodnej, 

oficjalnej uprzejmości – ale wolałbym zaczekać przy telefonie.  

– Jak pan sobie życzy.  

Upiorna  muzyczka  rozbrzmiała  znowu  i  Travis  został  sam  ze 

swoimi myślami. Ostatni tydzień nie należał do przyjemnych. Już sam 

background image

powrót do Kalifornii nie był łatwy. Kiedy tylko prywatny odrzutowiec 

Kingów  dotknął  płyty  lotniska,  pojawiła  się  sfora  reporterów, 

pstrykając zdjęcia i nachalnie domagając się komentarzy.  

On i Julia stali się atrakcją pierwszych stron gazet. Zdecydowanie 

odmawiali  wszelkich  wypowiedzi,  nie  przeszkadzało  to  jednak 

plotkarskim  pismom  zamieszczać  obszerne  artykuły.  Zwłaszcza  że 

Jean – Claude Doucette, wzgardzony i porzucony pierwszy mąż pani 

King, udzielał szczegółowych wywiadów każdemu, kto był gotów mu 

za to zapłacić.  

Julia starała  się  zachować  spokój,  ale  Travis  widział,  jak kuli  się 

w  sobie  za  każdym  razem,  kiedy  dzwoni  telefon.  Miał  wtedy  ochotę 

wziąć  ją  w  ramiona,  kołysać  i  pocieszać,  i  znaleźć  w  jej  gorących 

objęciach  rozkoszne  zapomnienie.  Jednak  dopóki  żywił  choć  cień 

podejrzenia,  że  ona  może  mieć  jakiś  udział  w  tych  wszystkich 

wydarzeniach, nie mógł tego zrobić.  

Rozmowa  z  braćmi,  którą  odbył  poprzedniego  wieczoru,  w 

niczym mu nie pomogła.  

–  Udało  wam  się  wygrzebać  z  przeszłości  Doucette'a  coś,  dzięki 

czemu moglibyśmy wyeliminować go z gry? – chciał wiedzieć Travis.  

–  Niestety.  –  Adam  rozłożył  ręce.  – Jak  na  razie nie  znaleźliśmy 

żadnego dowodu na to, że już wcześniej zajmował się szantażem.  

– Cóż za strata dla ludzkości – skomentował Jackson. – Jeśli tego 

nie robił, marnował wielki talent.  

– Coś musi być – upierał się Travis. – Trzeba szukać dalej.  

background image

–  A  co  Julia  ma  do  powiedzenia  w  tej  sprawie?  –  spytał  Adam 

łagodnie.  

–  Jak  myślisz,  co  może  mieć  do  powiedzenia?  Jest  zażenowana 

wściekła, tak jak ja.  

– Na pewno? – drążył Jackson.  

– Co chcesz przez to powiedzieć? – Travis poczuł, że  wzbiera w 

nim złość. To uczucie ostatnio właściwie go nie opuszczało.  

– Nie zrozum mnie źle – powiedział młodszy brat uspokajająco. – 

Bardzo  lubię  Julię,  ale...  odkąd  się  z  nią  ożeniłeś,  katastrofa  goni 

katastrofę.  

– Słuszna uwaga – wtrącił Adam.  

– Ty też zaczynasz?!  

– Travis, spytam wprost. – Najstarszy z braci Kingów nie dał się 

wytrącić  z  równowagi.  –  Czy  jesteś  zupełnie  pewien,  że  Julia  nic 

przed tobą nie ukrywa?  

Nie  był  tego  pewien.  I  ta  niepewność  doprowadzała  go  do 

szaleństwa.  Jednak  na  myśl,  że  jego  bracia  mieliby  oceniać  postawę 

Julii i decydować, czy jest podejrzana, czy też nie, poczuł wewnętrzny 

sprzeciw. To było jego małżeństwo i jego sprawa.  

–  Jestem  pewien.  Julia  jest  niewinna  –  powiedział  z 

przekonaniem.  

Adam przez długą chwilę patrzył mu w oczy bez słowa, po czym 

skinął głową.  

–  To  nam  wystarczy.  Będziemy  nadal  szukać  jakiegoś  haka  na 

Doucette'a. A wy  z Julią postarajcie się już więcej nie rozrabiać. Ten 

background image

cały  medialny  cyrk  bardzo  denerwuje  Ginę,  a  w  jej  stanie  to 

niewskazane.  

Travis  nie  mógł  się  nie  uśmiechnąć  na  myśl  o  bracie.  Adam 

naprawdę miał świra na punkcie żony.  

Okropna muzyczka w telefonie grała i grała. Travis zacisnął dłoń 

na  aparacie.  Może  jego  pomysł  z  zaaranżowanym  małżeństwem 

okazał  się  totalną  porażką,  ale  to  nie  znaczyło,  że  miał  się  poddać. 

Thomas Henry będzie musiał przynajmniej go wysłuchać.  

–  Witam,  panie  King  –  muzyczka  nagle  umilkła,  i  w  słuchawce 

odezwał się szorstki głos dystrybutora. – Czym mogę służyć?  

–  Dzień  dobry  –  poprawił  się  w  fotelu,  skupiony,  zdecydowany 

rozegrać tę partię najlepiej jak mógł, mimo naprawdę kiepskich kart. – 

Próbuję się z panem skontaktować już od tygodnia.  

– Byłem zajęty – rzucił tamten niedbale.  

– Ja również – podchwycił Travis. – Przez cały tydzień użerałem 

się z prawnikami. Doprawdy, nie tak sobie wyobrażałem mój miesiąc 

miodowy.  

– Wiem – ożywił się Henry. – Czytałem o pańskich problemach w 

prasie.  

–  Rozumiem.  Zapewniam  jednak,  że  to,  co  piszą  gazety,  nie  jest 

prawdą.  

– Nie? – tamten nie krył zainteresowania. – Chce pan powiedzieć, 

że pańska żona nie miała ślubu z tym... jak mu tam.... Doucette'em?  

– Niestety miała.  

background image

– Cóż, jeśli Doucette był   jej prawowitym małżonkiem, sama się 

prosiła  o  ten  skandal.  Ma  teraz  dokładnie  to,  na  co  zasłużyła  – 

powiedział  Thomas  Henry  autorytatywnie.  –  A  pan  jest  sam  sobie 

winien...  

Travis poczuł, że ma dość.  

–  Doucette  jest  naciągaczem,  który  żeruje  na  naiwności  ludzi. 

Podle  oszukał  moją  żonę  –  zdecydowanie  przerwał  tamtemu,  nie 

próbując nawet ukryć gniewu.  

Zależało  mu  na  dystrybucji  wina,  ale  nie  aż  tak,  żeby  spokojnie 

słuchać, jak Thomas Henry obraża Julię.  

–  Ona  niczemu  nie  jest  winna.  Prosiłbym,  żeby  się  pan  liczył  ze 

słowami.  

Thomas Henry aż sapnął z oburzenia.  

– Słuchaj pan...  

–  Nie,  to  pan  posłucha.  Zależy  mi  na  współpracy  z  panem,  ale 

przeżyję, jeśli pan z niej zrezygnuje – palnął Travis.  

Wiedział,  że  znalezienie  innego,  choć  w  połowie  tak  dobrego 

dystrybutora  będzie  bardzo  trudne,  ale  nie  zamierzał  się  podlizywać 

Henry'emu.  Travis  King  nie  płaszczył  się  nigdy  przed  nikim,  nawet 

jeśli  mógłby  w  ten  sposób  wiele  zyskać.  Jego  zdaniem  cel  nie 

uświęcał środków.  

– Czy pan aby nie zapomniał, z kim pan rozmawia? – wybuchnął 

jego rozmówca.  

background image

–  Mógłbym  zadać  panu  to  samo  pytanie,  Henry.  –  Travis  wstał 

zza biurka i podszedł do okna, za którym rozciągała się jego ukochana 

winnica.  

Jej widok jak zwykle napełnił go spokojną pewnością, że zmierza 

we właściwym kierunku.  

– Nie jestem żółtodziobem stawiającym pierwsze kroki w branży. 

Mam  jedną  z  najlepszych  winnic  w  Kalifornii,  a  specjalista  tej  rangi 

co  pan  na  pewno  zdaje  sobie  sprawę  z  moich  możliwości.  Wina 

Kingów z roku na rok przynoszą większe dochody.  

Jeśli  zechce  pan  pośredniczyć  w  sprzedaży  moich  win, 

osiągniemy  wspólny  sukces  i  obaj  niemało  na  tym  zyskamy...  ale 

jeżeli powie pan jeszcze choć jedno słowo, które uznam za obraźliwe 

w stosunku do mojej żony, odłożę słuchawkę i zacznę szukać innego 

dystrybutora.  

Kiedy przebrzmiały słowa Travisa, w słuchawce zaległa grobowa 

cisza.  A  więc  jednak  przeszarżował.  Gdzie  on,  do  cholery,  znajdzie 

teraz dobrego dystrybutora?  

–  Ma  pan  słuszność  –  odezwał  się  Thomas  Henry,  kiedy  Travis 

stracił  już  wszelką  nadzieję.  –  Szanuję  ludzi,  którzy  honor  rodziny 

stawiają na pierwszym miejscu. Z prawdziwą przyjemnością podpiszę 

z  panem  umowę.  Zapraszam  do  mojego  biura  w  przyszłym  tygodniu 

w celu omówienia szczegółów.  

A więc sukces! Travis odłożył słuchawkę i w pierwszym odruchu 

chciał pobiec do Julii, żeby się z nią podzielić tą radosną nowiną.  

background image

Potem  jednak  zmienił  zdanie.  Ostatecznie  nie  byli  przecież 

prawdziwym małżeństwem.   

 

Piętro  wyżej  Julia  dokładnie  zamknęła  za  sobą  drzwi  sypialni, 

oparła się o nie i odetchnęła głęboko, zbierając odwagę. Pokój zalany 

był  słońcem.  Za  wielkim  oknem  jak  okiem  sięgnąć  rozciągały  się 

rzędy równo przyciętych krzewów  winorośli, a niebo nad spokojnym 

horyzontem było nieprawdopodobnie wprost błękitne.  

Julia westchnęła z  zachwytem. Nie  mogła sobie jednak pozwolić 

na kontemplowanie  piękna krajobrazu.  Przyszła  tu  w  zupełnie innym 

celu.  Musiała  wykorzystać  moment,  kiedy  Travis,  zajęty  w  swoim 

gabinecie, na pewno jej nie przeszkodzi...  

Wyjęła z torebki swój telefon komórkowy i wybrała numer, który 

przez ostatnie lata tak bardzo chciała zapomnieć.  

– Allo? – odezwał się w słuchawce znienawidzony głos.  

–  Witaj,  Jean  –  Claude  –  powiedziała  z  determinacją.  –  Musimy 

porozmawiać.  

 

ROZDZIAŁ ÓSMY 

To  chyba  jednak  nie  był  dobry  pomysł,  pomyślała  Julia, 

obejmując zziębniętymi dłońmi styropianowy kubek z kawą. Szarpana 

podmuchami  lodowatego  wiatru  podeszła  do  odrapanej  barierki 

punktu widokowego i z wysokiego klifu spojrzała na ocean.  

W  to  pochmurne,  wietrzne  popołudnie  mały  parking  przy 

prowadzącej wzdłuż wybrzeża autostradzie był pusty. Julia właśnie na 

background image

to  liczyła  –  że  jej  spotkanie  z  Jeanem  –  Claude’em  odbędzie  się  bez 

świadków.  

Nie  chciała, by  ktokolwiek  dowiedział  się  o  tym,  że  postanowiła 

działać  na  własną  rękę.  Wolała  sobie  nawet  nie  wyobrażać,  jak 

zareagowałby  Travis,  gdyby  odkrył,  że  umówiła  się  z  Jeanem  – 

Claude'em.  

Im  bardziej  zbliżała  się  godzina  wyznaczonego  spotkania,  tym 

większe  ogarniały  ją  wątpliwości.  To  chyba  naprawdę  nie  był  dobry 

pomysł.  Ktoś  tak  uparty,  ograniczony  i  podły  jak  jej  były  mąż,  nie 

posłucha przecież żadnych argumentów. Jej prośby ani groźby na nic 

się  nie zdadzą. Jean – Claude prawdopodobnie tylko zaśmieje jej się 

w twarz.  

Musiała jednak spróbować się z nim rozmówić, nawet jeśli szanse 

na  to,  że  go  przekona  do  zmiany  zachowania  były  minimalne.  Nie 

mogła  dłużej  siedzieć  bezczynnie  chowając  się  za  plecami  Travisa, 

jakby się bała wypić piwo, którego sama przecież nawarzyła.  

Doucette  był  kiedyś  jej  mężem.  Gdyby  nie  to,  że  w  swojej 

głupocie  za  niego  wyszła,  nigdy  nie  pojawiłby  się  w  życiu  Travisa. 

Julia  była  dorosłą  kobietą  i  miała  zwyczaj  sama  rozwiązywać  swoje 

problemy.  Musiała  zrobić  coś,  cokolwiek,  żeby  spróbować 

powstrzymać Jeana – Claude'a.  

Jej  rozważania  przerwał  dźwięk  wtaczającego  się  na  parking 

samochodu. Nowiutki, sportowy wóz zatrzymał się obok jej auta. Julia 

mimowolnie  zesztywniała,  kiedy  rozpoznała  jego  kierowcę  po 

grzywie blond włosów godnej samego Adonisa.  

background image

Jean – Claude Doucette powoli  wysiadł z samochodu i ruszył ku 

niej niespiesznym krokiem człowieka całkowicie zblazowanego.  

– Nowy samochód? – rzuciła zamiast powitania.  

Nowy,  i  do tego  kosztowny,  pomyślała, patrząc na  lśniący  bolid. 

Oto,  na co  poszły  pieniądze  z  szantażu.  Wybór  Jeana  –  Claude’a  nie 

zdziwił  jej  ani  trochę.  Facet  zawsze  uwielbiał  zwracać  na  siebie 

uwagę.  Kiedy  byli  razem,  z  upodobaniem  opowiadał,  że  jego 

cioteczny pradziadek pochodził z francuskiej arystokracji.  

Jeśli  tak, Julia  była  pewna  że  utytułowany  protoplasta  przewraca 

się  w  grobie,  patrząc  na  wyczyny  prawnuka.  Obecnie  Jean  –  Claude 

rozkoszował  się  zainteresowaniem  mediów.  Fakt,  że  wywiady  z  nim 

pojawiały  się  wyłącznie  w  plotkarskich  pismach  z  najniższej  półki, 

zupełnie mu nie przeszkadzał.  

Każdemu, kto tylko chciał, opowiadał, jakim był oddanym mężem 

i jak został  porzucony przez łowczynię fortun, kiedy ta znalazła sobie 

bogatszą ofiarę.  

W  odpowiedzi  na  jej  pytanie  Jean  –  Claude  pogłaskał  czule 

idealnie wypolerowaną karoserię.  

– Niezła zabawka, prawda? – odezwał się, posyłając jej uśmiech, 

który  kiedyś  musiała  uważać  za  zmysłowy.  Dobry  Boże,  jak  mogła 

być taką idiotką?  

–  Julio,  moja  drrroga,  jakże  się  cieszę,  że  cię  widzę  –  zapiał 

Francuzik, podchodząc do niej blisko, o wiele bliżej, niżby sobie tego 

życzyła.  

background image

Nie  cofnęła  się  jednak.  Jeśli  chciała,  żeby  potraktował  poważnie 

to, co miała do powiedzenia, nie mogła okazać niepewności.  

– Posłuchaj, Jean – Claude...  

–  Jakież  to  romantyczne,  nie  uważasz?  –  wpadł  jej  w  słowo.  – 

Tylko my dwoje... nad brzegiem wzburzonego oceanu.  

Nie  uznała  za  stosowne  skomentować  tej  uwagi.  W  milczeniu 

patrzyła, jak wiatr rozwiewa jego blond grzywę, ujawniając duże, łyse 

zakola.  Ich  widok  sprawił  jej  bardzo  przyziemną  satysfakcję. 

Najwyraźniej bycie dupkiem jednak szkodziło zdrowiu.  

–  Cóż  –  podjął  Jean  –  Claude,  wzruszając  ramionami.  –  Nie 

chcesz  wykorzystać  naszej  tajemnej  schadzki,  żeby  się  trochę 

zabawić?  Twoja  strata,  ale  wobec  tego  nie  rozumiem, po  co  w  ogóle 

chciałaś mnie widzieć?  

– Zabawić się? – powtórzyła zaskoczona. – Zwariowałeś?  

–  Nie  bądź  taka  nieśmiała,  kochanie.  Musisz  przecież  pamiętać, 

co nas kiedyś łączyło.  

Oczywiście,  że  pamiętała.  Chętnie  poddałaby  się  lobotomii, 

gdyby  miała  pewność,  że  pozwoli  jej  to  zapomnieć  o  przeszłości. 

Jednak  teraz,  kiedy  porównała  łóżkowe  wyczyny  Jeana  –  Claude'a  z 

tym,  co  dane  jej  było  przeżyć  z  Travisem,  nieoczekiwanie  dla  samej 

siebie parsknęła śmiechem.  

Doucette  musiał  właściwie  zinterpretować  jej  reakcję,  bo 

zrezygnował  z uwodzicielskiego tonu.  

– Czego ode mnie chcesz? – spytał obcesowo.  

background image

–  Chcę,  żebyś  się  odczepił  ode  mnie  i  od  Travisa  –  powiedziała 

spokojnie, patrząc mu prosto w oczy.  

–  Co  takiego?  –  Francuzik  zaśmiał  się  nieprzyjemnie.  –  A  niby 

dlaczego miałbym to zrobić?  

–  Nie  uważasz,  że  już  dość nam  zaszkodziłeś?  Jak  długo  jeszcze 

chcesz  nas  oczerniać  w  prasie?  Nie  masz  wrażenia,  że  to  się  robi 

nudne?  

–  Moja  droga  Julio,  dziękuję  za  troskę,  ale  zapewniam  cię,  że 

bynajmniej  się  nie  nudzę.  I  nie  mam  zamiaru  dobrowolnie 

zrezygnować z tej zabawy. Aż takim altruistą nie jestem.  

Nie  mogła  pokazać,  że  wyraźna  kpina  w  jego  głosie  robi  na  niej 

jakiekolwiek  wrażenie.  Wiedziała,  że  Doucette  syci  się  ludzkim 

strachem i niepewnością jak wampir świeżą krwią.  

–  Jean  –  Claude,  niszczysz  życie  człowiekowi,  który  w  żaden 

sposób  na  to  nie  zasłużył  –  powiedziała  spokojnie. –  Nie  pozwolę  ci 

na to.  

–  Co  ja  słyszę?  –  zadrwił.  –  A  w  jaki  sposób,  jeśli  można 

wiedzieć, zamierzasz mnie powstrzymać?  

– Pójdę na policję – wyjaśniła rzeczowo. – Travis nie zrobił tego, 

bo sam chce się z tobą policzyć. Ale ja nie mam takich ambicji. Złożę 

doniesienie  o  przestępstwie.  Zostaniesz  aresztowany  za  szantaż. 

Zobaczysz, doczekasz się, że cię wsadzą za kraty albo deportują.  

–  Chciałabyś,  prawda,  kochanie?  –  uśmiechnął  się  zimno.  –  Ale 

nie możesz pójść na policję i dobrze o tym  wiesz. Nie masz żadnych 

dowodów.  

background image

– Mogę je zdobyć. Nie zmuszaj mnie do tego.  

–  Ojej,  już  się  boję.  –  Jean  –  Claude  błyskawicznym  ruchem 

przygarnął Julię do siebie i wycisnął zimnego, mokrego całusa na jej 

ustach.  

Odskoczyła,  wycierając  wargi  wierzchem  dłoni.  Dławiło  ją 

obrzydzenie i wściekłość.  

– Nie zbliżaj się do mnie – syknęła. – I zostaw nas w spokoju, bo 

przysięgam ci, że skończysz w więzieniu.  

–  Grozisz  mi?  –  Doucette  zmarszczył  brwi.  –  Gazety  na  pewno 

zainteresuje  fakt,  że  wielmożny  Travis  King  posuwa  się  do  gróźb 

zastraszania,  żeby  zamknąć  usta  nieszczęsnemu  byłemu  mężowi 

swojej żony.  

–  Zostaw  Travisa  w  spokoju,  dobrze?  On  nie  ma  z  tym  nic 

wspólnego. Zastanów się lepiej nad sobą. Szantaż jest przestępstwem 

podlegającym  karze  –  powiedziała  ostro,  choć  czuła,  że  opuszcza  ją 

odwaga.  

Cholerny Jean – Claude w ogóle nie wyglądał na przestraszonego. 

Miała wrażenie, że ta sytuacja go bawi.  

–  Skoro  tyle  wiesz  o  przestępstwach  –  Francuzik  uśmiechnął  się 

złośliwie  –  to  na  pewno  zdajesz  sobie  sprawę  z  tego,  ile  lat  można 

dostać  za  bigamię.  Jesteś  pewna,  że  chcesz  się  spotkać  ze  mną  w 

sądzie?  

Julia  miała  ochotę  go  udusić,  lecz  niestety  to  też  było 

przestępstwem.  Tak  jak  mogła  się  spodziewać,  rozmowa  z 

Doucette'em kompletnie nic nie dała. Nie powinna była w ogóle się z 

background image

nim  umawiać.  Bez  słowa  ruszyła  do  samochodu.  Nie  było  sensu 

przedłużać tej farsy.  

Kiedy  wsiadała,  dobiegł  ją  jeszcze  pełen  satysfakcji  głos  jej 

byłego męża:  

– Do zobaczenia niebawem, moja słodka. Odjeżdżając, w lusterku 

zobaczyła, że Jean – Claude rozmawia przez telefon komórkowy.  To 

nie mógł być dobry znak.   

Travis  zaparkował  swój  terenowy  samochód  przy  Main  Street  w 

Birkfield,  swoim  rodzinnym  miasteczku,  wyskoczył  na  chodnik  i  z 

łomotem  zatrzasnął  drzwi.  Musiał  znaleźć  Julię.  Pół  godziny  temu 

zadzwoniła do niego właścicielka agencji nieruchomości z informacją, 

że jego żona przymierza się do zakupu pewnej posesji w miasteczku. 

Travisa mocno zirytował fakt, że nic o tym nie wiedział.  

Ruszył  dość  zatłoczoną  o  tej  porze  główną  ulicą,  rozglądając  się 

w poszukiwaniu samochodu Julii. Wiedział, że na pewno go znajdzie, 

jak nie na Main, to na którejś z prostopadłych uliczek. Birkfield było 

naprawdę  małym,  spokojnym  miasteczkiem  i  Travis  między  innymi 

za to bardzo je lubił.  

Ostatnio  jednak  dużo  się  zmieniło.  Zbyt  wielu  mieszkańców 

Birkfield  uznało, że ma prawo wtrącać się w prywatne życie Travisa 

Kinga. Winne były oczywiście tabloidy.  

Ludzie,  którzy  znali  Travisa  od  dziecka,  wprost  przepychali  się, 

żeby  móc  powiedzieć  choć  parę  zdań  do  mikrofonu  przyjezdnych 

reporterów.  Nie  widzieli  absolutnie  nic  złego  w  tym,  że  ich 

background image

wypowiedzi 

staną 

się 

podstawą 

skandalizujących, 

zupełnie 

nieprawdziwych reportaży.  

Zabawne  było  to,  że  kiedy  spotykał  się  z  aktorkami  czy 

modelkami,  mieszkańcy  jego  rodzinnego  Birkfield  nie  zdradzali 

najmniejszego zainteresowania jego życiem uczuciowym.  

Dopiero gdy związał się z dziewczyną, którą dobrze znali, bo tutaj 

się  wychowała,  wszyscy  zaczęli  z  napięciem  śledzić  ich  małżeńskie 

perypetie.  

Zamyślony, omal nie wpadł na chudą, starszą damę z parasolką.  

– Och, witaj, Travis – zaskrzeczała.  

– Dzień dobry, panno Spinster. – W obliczu swojej nauczycielki z 

podstawówki Travis wciąż czuł się jak uczniak.   

–  Powiedz  mi,  chłopcze,  wiedziałeś  chyba,  że  z  naszej  Julii  jest 

niezły numer, kiedy się z nią żeniłeś? – spytała nauczycielka, celując 

w  pierś  Travisa  parasolką.  –  Oczywiście,  że  wiedziałeś  –  podjęła  po 

chwili, marszcząc brwi. – Dobrze pamiętam, że już w szkole byliście 

nierozłączni.  Na  każdej  lekcji  musiałam  wam  zwracać  uwagę, 

żebyście przestali gadać!  

Travis przestępował z nogi na nogę i grzecznie potakiwał, modląc 

się w duchu, żeby panna Spinster nie przebiła go parasolką.  

– Parę dni temu przyszedł do mnie pewien miły młody reporter, to 

mu  opowiedziałam,  jak  wypuściliście  na  wolność  wszystkie  żaby  z 

pracowni  biologicznej,  a  potem  ukryliście  się  w  schowku  woźnego. 

Już  wtedy  Julia  świata  poza  tobą  nie  widziała,  co  było  oczywiście 

bardzo niewłaściwe.  

background image

– Niewłaściwe? – powtórzył Travis zaskoczony.  

– W najwyższym stopniu, mój chłopcze. Przecież jej matka była u 

was kucharką!  

Travis gapił się bez słowa na starszą damę. Rzeczywiście, matka 

Julii była  kucharką,  i to  znakomitą. W  ogóle  nie  rozumiał,  co  mogło 

być w tym niewłaściwego.  

–  Hmm...  muszę  już  iść,  panno  Spinster.  Miło  się  z  panią 

rozmawiało.  Do  widzenia  –  wyrzucił  z  siebie  jednym  tchem  i  zrobił 

zgrabny unik, by się wreszcie znaleźć poza zasięgiem parasolki.  

Nie  uszedł  nawet  trzech  kroków,  kiedy  skrzekliwy  głos 

nauczycielki osadził go w miejscu.  

– Nie szukasz przypadkiem Julii, mój chłopcze?  

Odetchnął  głęboko  i  powoli  się  odwrócił,  przywołując  na  twarz 

uprzejmy uśmiech.  

– Wie pani, gdzie ona jest?  

–  Wiem,  wiem.  Pięć  minut  temu  widziałam  ją  w  opuszczonej 

oberży.  –  Nauczycielka  cmoknęła  językiem  z  dezaprobatą.  –  Już 

dawno powinni byli  zburzyć tę ruderę, ot, co. Ileż to razy pisałam do 

rady  miejskiej,  ale  oni  zajmują  się  głupstwami,  zamiast  posłuchać 

głosu rozsądku.  

Travis poczuł nagły przypływ sympatii dla rady miejskiej.  

–  Serdecznie  dziękuję,  panno  Spinster.  –  Skłonił  się  i  ruszył 

szybkim krokiem w kierunku, który wskazywała parasolką.  

Zaniedbany,  od  paru  lat  zamknięty  na  głucho  bar  stał  pomiędzy 

sklepem  z  upominkami  a  galerią,  w  której  wystawiano  prace 

background image

miejscowych  artystów.  Wielkie  okno  na  parterze  zasłonięte  było 

brudną  dyktą,  ale  drzwi  wejściowe,  zazwyczaj  zamknięte  na  kłódkę, 

były uchylone. Travis ostrożnie wszedł do środka.  

Zabite  deskami  okna  nie  wpuszczały  światła  słonecznego,  a 

obskurne,  puste  wnętrze  oświetlała  tylko  słaba  żarówka  zwisająca  z 

sufitu na drucie. Co Julia mogła robić w takim miejscu?  

– Julia? – zawołał.  

Odpowiedział mu stłumiony głos gdzieś z głębi budynku.  

Travis zdusił przekleństwo i ruszył w stronę pomieszczenia, które 

musiało  kiedyś  być  kuchnią.  W  środku,  nie  zważając  na  grubą 

warstwę  kurzu  pokrywającą  podłogę,  klęczała  Julia.  Pochylała  się 

nisko  nad podłogą,  żeby  zajrzeć  do  ogromnego  piekarnika, który  był 

prawdopodobnie starszy niż ona sama. Travis bez słowa zatrzymał się 

w drzwiach, podziwiając ten interesujący widok.  

–  O,  Travis.  Co  tu  robisz?  –  Przysiadła  na  piętach  i  spojrzała  na 

niego  błyszczącymi  oczami.  Jej  twarz  wyrażała  czyste  szczęście. 

Wyglądała jak dziecko, które odkryło skarb.  

–  Zadzwoniła  do  mnie  Donna  Vega,  twierdząc,  że  jesteś 

zainteresowana kupnem nieruchomości.  

Julia  powoli  wstała  z  kolan,  rozglądając  się    z  zachwytem  po 

brudnym,  śmierdzącym  starym  tłuszczem  wnętrzu.  Travis  nie  miał 

pojęcia, co jej się w nim tak podoba.  

–  Nie  sądzisz,  że  powinnaś  była  mnie  uprzedzić  o  swoich 

planach? – spytał chłodno.  

background image

Energicznie potrząsnęła głową, odrzucając do tyłu pasma włosów, 

które opadły jej na twarz, kiedy się pochylała.  

– Dobrze znasz moje plany. Za niecały rok otwieram cukiernię. I 

chyba właśnie znalazłam idealne miejsce.  

–  Tutaj?  Ta  rudera  nadaje  się  tylko  do  tego,  żeby  ją  wysadzić  w 

powietrze.  

– Nie masz za grosz wyobraźni.  

–  Ty  chyba  też  nie  –  odciął  się.–  W  mieście  aż  się  roi  od 

reporterów. Naprawdę chcesz, żeby jutro w gazecie ukazał się artykuł  

o  tym,  jak  to  pani  King  planuje  zostać  wesołą  piekareczką?  Kolejna 

sensacja!  Jeszcze  czegoś  takiego  nie  było,  żeby  żona  jednego  z 

Kingów pracowała.  

– Travis, czyś ty się z choinki urwał? – Julia wzięła się pod boki. 

–  Chyba  nie  mówisz  tego  poważnie?  Nie  pamiętasz  już,  jak  twoja 

matka dzień w dzień zajmowała się ranczem?  

– To zupełnie co innego.  

–  Nie  powiesz  mi  chyba,  że  to  nie  była  praca.  Twoja  matka 

uwielbiała ranczo, a moim żywiołem jest kuchnia.  

– Nie możesz porównywać...  

–  A  Gina?  –  Nie  dała  mu  dokończyć.–  Też  jest  „żoną  jednego  z 

Kingów", a pracuje zawodowo. Hoduje i trenuje konie.  

– Owszem, ale robi to u nas na ranczu – wyjaśnił cierpliwie.  

–  Ach,  więc  to  tak!  „Żona  jednego  z  Kingów"  może  pracować, 

pod warunkiem że robi to na terenie należącym do męża? Nie żyjemy 

w epoce jaskiniowców, mój drogi!  

background image

Travis  przez  chwilę  przyglądał  się  jej  błyszczącym  oczom 

zarumienionym  policzkom,  myśląc  ponuro,  że  musiał  do  reszty 

postradać zmysły, skoro podoba mu się nawet jej zapalczywość.  

–  Nie  kłóćmy  się  –  powiedział  ugodowo.  –  Za  rok  otworzysz 

swoją cukiernię, gdzie tylko będziesz chciała. A na razie... jesteśmy w 

trudnej sytuacji. Wybrniemy  z niej tylko wtedy, gdy będziemy mogli 

w  stu  procentach  na  sobie  polegać.  Kombinując  za  moimi  plecami, 

tylko nas pogrążasz.  

Spodziewał  się,  że  będzie  protestować  i  próbować  stawiać  na 

swoim, jak to zwykle robiła, gdy dochodziło między nimi do różnicy 

zdań. Dlatego bardzo się zdziwił, kiedy zobaczył, że się zaczerwieniła 

i spuściła wzrok.  

To  było  zupełnie  do  niej  niepodobne.  Takie  zachowanie  mogło 

mieć tylko jedną przyczynę: musiała coś ukrywać.  

–  Przepraszam  cię  –  wydukała,  nerwowo  splatając  palce.  –  Ale 

przecież nie zrobiłam tego przeciwko tobie. Po prostu zobaczyłam to 

miejsce  i  nie  mogłam  się  powstrzymać...  Chciałam  ci  o  wszystkim 

powiedzieć,  tylko...  trochę  później.  Skoro  chciałam ci powiedzieć,  to 

chyba nie można tego nazwać kombinowaniem za plecami, prawda?  

–  Dobrze,  już  dobrze.  –  Jej  gorliwe  wyjaśnienia  wcale  go  nie 

uspokoiły,  wręcz  przeciwnie.  –  Co  jeszcze  zrobiłaś  takiego,  o  czym 

zamierzałaś mi powiedzieć, tylko trochę później?  

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

–  Całowałaś  się  z  Jeanem  –  Claude'em!  Cóż  za  niezwykle  czuła, 

wzruszająca  scena!  Szkoda  tylko,  że  nie  uznałaś  za  stosowne 

poinformować mnie o tym fakcie! – Głos Travisa odbił się echem od 

łukowato  sklepionego  stropu  wielkiej  sali,  w  której  Julia  kończyła 

przygotowania do przyjęcia połączonego z degustacją win.  

W  Winnicy  Kingów  przyjęcia  takie  odbywały  się  regularnie.  W 

wyznaczone  dni  po  winnicy  oprowadzano  turystów,  którzy  chcieli 

poznać  tajniki  wyrobu  wina,  często  też  podejmowano  biznesmenów 

zainteresowanych zakupem win Kinga.  

Eleganckie  przyjęcie  połączone  z  degustacją  stanowiło  gwóźdź 

programu  każdego  pokazu.  Po  długim  spacerze  apetyt  gościom 

dopisywał,  a  znakomite  jedzenie  i  lampka  wina  wprawiały  ich  w 

świetny  humor,  dzięki  czemu  o  wiele  chętniej  sięgali  do  portfeli, 

kiedy  przychodziło  do  zakupu  czy  to  kilku  skrzynek  na  użytek 

własny, czy też o wiele większych partii przeznaczonych na sprzedaż.  

Kiedy  Julia  jako  żona  Travisa  wprowadziła  się  do  rezydencji  w 

Winnicy  Kingów,  zaczęła  brać  czynny  udział  w  przygotowywaniu 

poczęstunku  dla  gości.  Uwielbiała  gotować  i  była  w  tym  naprawdę 

dobra. 

Krzątała  się  właśnie  wokół  długiego  stołu  zastawionego 

przekąskami,  które  od  rana  przyrządzała  w  wielkiej  kuchni.  Ta 

kuchnia przed laty była królestwem jej matki.  

background image

Na półmiskach pyszniły się krewetki w złocistej panierce, zielone 

szparagi  owinięte  w  cienkie  plasterki  szynki  parmeńskiej  i  maleńkie 

tarty z nadzieniem szpinakowo – serowym.  

Ze  słonymi  przekąskami  sąsiadowały  słodycze,  które,  jak 

wiedziała,  pasowały  do  delikatnych  białych  i  cięższych  korzennych, 

słodkich  czerwonych  win.  Upiekła  kruche  ciasteczka  z  migdałami, 

biszkopt  nadziewany  gorącym,  czekoladowym  kremem  cytrynowe 

babeczki z migdałami.  

Julia czuła, że umiera z  głodu, a teraz żołądek zamienił jej się w 

zaciśnięty,  obolały  supeł.  Gniew  w  głosie  Travisa  był  jak  pożar 

szalejący  na  sawannie.  Julia  zadrżała  tak  mocno,  że  omal  nie 

wypuściła z rąk wielkiej patery  z tiramisu, którą zamierzała postawić 

u szczytu stołu.  

Jej mąż przemierzał salę wielkimi krokami. W dłoni zaciśniętej w 

pięść trzymał najnowszy numer plotkarskiej gazety.  

Poprzedniego  dnia  Julia  przyznała  się  Travisowi  do  swojego 

spotkania  z  Jeanem  –  Claude'em.  Liczyła  na  to,  że  po  piekielnej 

awanturze, jaka wtedy wybuchła, już więcej nie wrócą do tego tematu. 

Ale jej życie nie mogło przecież być aż takie proste.  

Nabrała  tchu,  podniosła  głowę  i  spojrzała  na  męża.  Jak  to 

możliwe, że nawet gdy był wściekły jak szarżujący byk, budził w niej 

gwałtowne, gorące pożądanie?  

Teraz,  kiedy  stał  przed  nią  w  doskonale  skrojonym,  czarnym 

garniturze,  wysoki,  ciemnowłosy  i  ciemnooki,  nie  mogła  nie 

pomyśleć,  że  jest  najpiękniejszym  mężczyzną,  jakiego  w  życiu 

background image

widziała.  Był  wspaniały,  nawet  gdy  jego  oczy  miotały  błyskawice,  a 

szczęki  zacisnął  tak  mocno,  że  mógłby  chyba  z  łatwością  przegryźć 

stalowy pręt.  

–  Kiedy  opowiadałaś  mi  o  swoim  spotkanku  z  naszym  drogim 

Pierre'em, przemilczałaś fakt, w jak czułej atmosferze ono przebiegło 

– wycedził.  

–  W  czułej  atmosferze?  O  czym  ty  mówisz?  –  Pamiętała 

obrzydliwy dotyk zimnych warg Jeana – Claude'a. Wzdrygnęła się. – 

Myślisz,  że  mogłabym  z  własnej  woli  pocałować  tego  gada?  Chyba 

zwariowałeś!  

–  Zapoznałem  się  z  faktami  –  powiedział  zimno,  rozkładając 

gazetę  tak,  by  mogła  zobaczyć  duże  zdjęcie  na  pierwszej  stronie.  – 

Oto, jak wygląda prawda.  

–  O  mój  Boże  –  jęknęła,  nie  wierząc  własnym  oczom.  Zdjęcie 

zrobiono  dokładnie  w  chwili,  gdy  Jean  –  Claude  niespodziewanie  ją 

objął, przyciągnął do siebie i pocałował w usta.  

Zupełnie  ją  wtedy  zaskoczył,  nie  zdążyła  zrobić  najmniejszego 

gestu,  więc  każdy,  kto  oglądał  to  zdjęcie,  mógł  odnieść  wrażenie,  że 

widzi namiętnie całującą się parę.  

Kobieta unosiła twarz ku pochylającemu się nad nią mężczyźnie... 

Do  fotografa  zwrócona  była  półprofilem,  więc  nie  było  widać,  że  jej 

mina wyraża bardzo niemiłe zaskoczenie.  

–  Musiał  czekać,  zaczajony  za  krzakami  –  powiedziała  cicho, 

dopiero  teraz  zdając  sobie  sprawę  z  ogromu  własnej  naiwności.  Nie 

przewidziała,  że  Jean  –  Claude  umówi  się  z  fotografem,  a  potem 

background image

zaaranżuje  tę    kompromitującą  dla  niej  scenę.  Znów  dała  mu  się 

podejść.  

– Kto taki?  

–  Jak  to  kto?  Cholerny  paparazzi!  –  wybuchnęła  i  sięgnęła  po 

gazetę,  ale  Travis  nie  wypuścił  jej  z  rąk.  –  „Tajemna  schadzka 

kochanków" – przeczytał na głos tytuł znajdujący się pod fotografią.  

– Kochanków? – Julia zająknęła się, a potem umilkła. Oburzenie 

odebrało jej głos.  

– Jean – Claude Doucette i Julia O'Hara Doucette King... – czytał 

dalej Travis.  

– Co za świnie! Od dawna nie noszę jego nazwiska!  

–  ...na  swoje  sekretne  i,  jak  widać,  namiętne  spotkanie  wybrali 

ustronne  miejsce.  Nieuczęszczany  parking  przy  autostradzie  numer 

jeden...  

– To brzmi strasznie.  

–  Posłuchaj  –  głos  Travisa  był  teraz  lodowaty.  –  Autor  rozważa, 

jak to możliwe, by niejaki Travis King nie domyślał się, że jego żona 

jest  wciąż  zakochana  w  zmysłowym  Francuzie,  z  którym  nie  miała 

przecież  rozwodu,  gdy  kłamliwie  przysięgała  miłość  aż  po  grób 

kolejnemu mężczyźnie. I tak dalej, w tym stylu.  

Travis  podniósł  wzrok  znad  gazety  i  zmierzył  Julię  mrocznym, 

oskarżycielskim  spojrzeniem.  Stał  blisko,  na  wyciągnięcie  ręki,  a 

jednak czuła, że dzieli go od niej ogromna przepaść.  

–  Travis,  nie  wierz  w  te  bzdury  –  odezwała  się  drżącym  głosem. 

Nie mogła pozwolić, by się od niej oddalił jeszcze bardziej.  

background image

– W co mam wierzyć, Julio? – spytał cicho. W jego głosie był ból. 

–Przecież poszłaś się spotkać  z tym typem. W tajemnicy przede mną. 

Mało tego, sama do niego zadzwoniłaś, umówiłaś się z nim z własnej 

inicjatywy.  

Milczała.  Popełniła  błąd,  a  teraz  musiała  się  zmierzyć  z  jego 

konsekwencjami.  Nie  wiedziała  tylko,  jak  ma  żyć,  jeśli  człowiek, 

który był jej najbliższy, podejrzewał ją o zdradę.  

–  Tłumaczyłam  ci  już,  dlaczego  się  z  nim  spotkałam  – 

powiedziała spokojnie, choć miała ochotę miotać się i wyrywać sobie 

włosy  z  głowy.  –  Nie  mogłam  dłużej  chować  głowy  w  piasek.  To 

przeze  mnie  Jean  –  Claude  niszczy  ci  życie.  Musiałam  coś  zrobić, 

spróbować znaleźć jakieś wyjście...  

–  Można  powiedzieć,  że  ci  się  udało.  Spektakularny  sukces  – 

wycedził,    ale  kiedy  znowu  spojrzał  na  zdjęcie  Julii  w  ramionach 

Doucette'a,  zimną  ironię  zastąpiła  ognista  furia.  –  Ten  typ  cię 

pocałował.  

W nagłym odruchu podszedł do Julii i ujął jej twarz w dłonie.  

–  Nie  mogę  znieść  myśli,  że  cię  dotknął  –  powiedział  cichym, 

ledwo  słyszalnym  głosem,  w  którym  było  więcej  pasji,  niż  gdyby 

krzyczał.  

Kiedy  podniosła  wzrok,  zobaczyła,  że  wściekłość  w  jego  oczach 

ustąpiła na chwilę miejsca innej emocji, której nie potrafiła rozpoznać.  

–  Dla  mnie  też  nie  było  w  tym  nic  przyjemnego.  Uwierz  mi, 

Travis – wyszeptała.  

background image

–  Chciałbym.  Bardzo  bym  chciał,  Julio  –  powiedział,  gładząc 

powolnym ruchem owal jej twarzy.  

– Co byś chciał? – spytała bez tchu.  

Nawet w takiej chwili jego dotyk sprawiał, że przestawała myśleć 

logicznie,  bezradna  wobec  pragnienia,  które  wypełniało  jej  ciało 

potężną, gorącą falą.  

– Chciałbym móc ci wierzyć, Julio.  

Jego słowa przeszyły ją jak sztylety, zadając prawie fizyczny ból. 

Kiedy  stali  tak  blisko  naprzeciwko  siebie,  jej  serce  wyrywało  się  do 

niego.  Dlaczego  był  taki  ślepy?  Jak  mógł  nie  widzieć,  że  ona  go 

pragnie?  Że  bez  niego  nie  może  żyć?  Że  on  jest  dla  niej  wszystkim, 

osią jej świata? Że kocha go całym sercem?  

Kochała  go.  Uświadomiła  to  sobie  w  tej  samej  chwili,  kiedy  tak 

bardzo chciała przekazać mu to bez słów. Zrozumienie przyszło nagle 

jak  błyskawica,  w  jaskrawym  świetle  ukazując  wszystko  to,  czego 

dotąd nie pojmowała.  

Nigdy  nie  przestała  go  kochać.  Kiedyś  wyparła  się  tego  uczucia, 

ale to było za mało, by je zniszczyć. Życie ich rozdzieliło na wiele lat, 

ale jej miłość trwała, ukryta na dnie duszy.  

To  właśnie  ta  miłość  podpowiedziała  jej,  że  może  zaufać 

Travisowi  i  zgodzić  się  na  układ,  który  jej  proponował,  choć  gdyby 

podobna  propozycja  padła  z  ust  jakiegokolwiek  innego  mężczyzny, 

Julia  po  prostu  by  go  wyśmiała.  To  właśnie  ta  miłość  płonęła  w  jej 

sercu, kiedy oddawała mu się w noc poślubną. Kochała go.  

background image

–  Możesz  mi  zaufać,  Travis  –  wyszeptała  wargami  drżącymi  ze 

wzruszenia.  

Patrzył  na  nią  długo,  w  milczeniu.  Wreszcie  jego  usta  drgnęły, 

jakby  w  zapowiedzi  uśmiechu,  a  w  jego  oczach  znowu  mignęło  coś, 

czego nie umiała nazwać.  

– Zaufanie nigdy nie przychodziło mi łatwo, Julio.  

– Spróbuj. Proszę cię – powiedziała żarliwie, ściskając jego dłonie 

w swoich. – Przecież znasz mnie od lat. Nic mnie nie łączy z Jeanem 

– Claude'em. Nie jestem twoim wrogiem.  

–  Nie?  –  spytał,  patrząc  na  nią  z  takim  napięciem,  jakby  chciał 

zajrzeć w głąb jej duszy. – Więc kim jesteś?  

– Julią. Po prostu Julią – odpowiedziała.  

W  oddali  rozległy  się  głosy.  Goście  najwyraźniej  skończyli  już 

zwiedzać  winnicę  i  teraz  przechodzili  przez  pomieszczenia,  gdzie 

wino dojrzewało w dębowych beczkach. Za parę minut zgromadzą się 

wokół stołu, by przystąpić do degustacji.  

–  Goście  idą.  –  Travis  poruszył  się  niespokojnie  i  magiczna 

chwila  minęła  właśnie  wtedy,  gdy  Julii  błysnęła  szalona  nadzieja,  że 

uda  mu  się  zobaczyć  ją  taką,  jaka  naprawdę  była:  spragniona  jego 

bliskości i zaufania i oddana mu całym sercem.  

Słysząc  zbliżający  się  gwar  rozmów,  Travis  zmusił  się,  żeby 

oderwać wzrok od Julii. Mógłby patrzeć na nią całą wieczność. Nigdy 

nie  miałby  dość  widoku  jej  drobnej  twarzy  obramowanej  lśniącymi, 

mahoniowymi lokami.  

background image

Teraz  jej  ogromne  oczy,  zielone  jak  cienisty  las,  wyrażały  jakąś 

niemą,  żarliwą  prośbę,  a  zmysłowe  usta  rozchyliły  się,  jakby  w 

oczekiwaniu na pocałunek.  

Pożądanie  zatętniło  w  jego  żyłach  głuchym,  potężnym  rytmem. 

Pragnął  jej  do  szaleństwa.  Pragnął  jej,  mimo  niepewności,  która  go 

dręczyła.  Mimo  tego  okropnego  zdjęcia  w  gazecie.  Mimo  wszystko. 

Musiał chyba być skończonym głupcem.  

Ogromnym wysiłkiem woli zdusił chęć porwania jej w ramiona i 

podszedł do drzwi, żeby przywitać gości.  

 

Mijały  tygodnie.  Julia  powoli  przywykała  do  życia  w  Winnicy 

Kingów.  Podczas  gdy  Travis  doglądał  uprawy  winorośli  i  produkcji 

wina, ona całe dnie spędzała w kuchni, opracowując nowe przepisy na 

najrozmaitsze  wypieki,  tarty  i  ciasta.  Z  niecierpliwością  czekała  na 

dzień, w którym stanie wreszcie za ladą w swojej własnej piekarni.  

Jednocześnie  z  bólem  myślała  o  tym,  że  kiedy  spełni  się  jej 

marzenie,  bezpowrotnie  utraci  Travisa.  Za  niecały  rok  nie  będzie  już 

jego żoną. Pozostaną jej tylko wspomnienia.  

Miała  zamiar  zrobić  wszystko,  żeby  były  jak  najpiękniejsze.  A 

potem,  przez  wiele  lat  samotnego  życia,  będzie  przechowywać  je  w 

sercu jak najdroższy skarb.  

Wszyscy,  którzy  nie  wiedzieli,  że  małżeństwo  Travisa  Kinga  z 

Julią  O'Hara  jest  tymczasowe,  twierdzili,  że  stanowią  znakomicie 

dobrane,  zżyte  stadło.  Urządzane  przez  Julię  przyjęcia  z  okazji 

degustacji  win  zyskiwały  coraz  szerszą  sławę,  przyczyniając  się  do 

popularności Winnicy Ringów.  

background image

Prasa brukowa powoli traciła zainteresowanie cieniami i blaskami 

ich związku i wyglądało na to, że wszystko zaczyna się jakoś układać.  

Aż do dnia, kiedy Julia nie mogła już dłużej przekonywać samej 

siebie, że powodem, dla którego spóźnia jej się miesiączka, jest stres 

wywołany aferą medialną wokół ich małżeństwa. Zbyt wiele czasu już 

upłynęło,  w  dodatku  ostatnio  rankami  zdarzało  jej  się  czuć  nie 

najlepiej.  

Pojechała  więc  aż  do  Sacramento  po  test  ciążowy.  Wolała  nie 

ryzykować  kupowania  go  w  jedynej  aptece  w  Birkfield.  Miejscowi 

plotkarze  tylko  czekali  na  taką  okazję!  Kiedy  wracała  do  domu  z 

testem ukrytym w torebce, czuła się jak przestępca. Następnego ranka 

zamknęła się na trzy spusty w łazience i zrobiła test.  

Odkąd,  kilka  godzin  temu,  zobaczyła  dwie  kreski  w  okienku 

testowym,  wszystko  się  zmieniło.  Nigdy  jeszcze  nie  czuła  się  tak 

żywa, tak pełna energii, a jednocześnie krucha i wrażliwa. Wypełniała 

ją zarazem szalona radość i męczący niepokój.  

Odeszła  od  wielkiego  blatu  kuchennego,  na  którym  postawiła  do 

wystygnięcia 

kolejną 

partię 

świeżo 

upieczonych 

babeczek 

cytrynowych,  stanęła  w  oknie  i  zapatrzyła  się  na  niebo  nad  winnicą 

ozłocone łuną zachodu.  

Jak  miała  powiedzieć  Travisowi,  że  spodziewa  się  jego  dziecka? 

Przecież  była  tylko  tymczasową  żoną.  Zgodziła  się  na  ten  układ, 

podpisała  nawet  umowę.  Znała  Travisa  na  tyle,  by  przypuszczać,  że 

kiedy dowie się o dziecku, będzie chciał zatrzymać ją przy sobie.  

background image

Ale nie mogła się na to zgodzić. Nie zostanie z nim tylko dlatego, 

że  zaszła  w  ciążę.  Takie  rozwiązanie  nie  przyniosłoby  nic  dobrego, 

skoro Travis jej nie kochał. Unieszczęśliwiliby tylko siebie nawzajem, 

a także dziecko.  

–  Martwisz  się  czymś?  –  odezwał  się  Travis,  stając  tuż  za  nią  i 

obejmując ją w talii.  

Drgnęła, zaskoczona. Nie usłyszała, kiedy wszedł do kuchni.  

–  Co  się  tak  skradasz?  Przestraszyłeś  mnie  –  zaśmiała  się,  żeby 

ukryć zmieszanie.  

Travis  pocałował  ją  w  ucho,  a  potem  podszedł  do  kuchennego 

blatu i zwinął z blachy cytrynową babeczkę.  

– Uważaj, jeszcze gorąca.  

– Takie lubię najbardziej – posłał jej uwodzicielski uśmiech.  

To  wystarczyło,  żeby  jej  policzki  pokrył  rumieniec,  a  tętno 

znacznie  przyspieszyło.  Nie  potrafiła  sobie  wyobrazić  życia  bez 

Travisa. Skąd weźmie siłę,  żeby  wychowywać ich dziecko, jeżeli nie 

będzie jej wspierał swoją miłością?  

Travis  podmuchał  na  gorącą  babeczkę,  a  potem  wpakował  ją 

sobie do ust.  

– Przepyszna. Jak wszystkie twoje wypieki.  

– Dzięki.  

– Powiesz mi, o czym myślałaś, zanim przyszedłem? – spytał po 

chwili.  

– O niczym takim. – Umknęła wzrokiem w bok. Nie mogła teraz 

rozmawiać z nim o ciąży. Nie była jeszcze gotowa.  

background image

– Nie umiesz kłamać, Julio.  

–  To  chyba  dobrze,  nie  sądzisz?  –  spytała,  podchodząc  do  blatu, 

żeby posypać babeczki cukrem pudrem.  

– Tak, to dobrze. – Przyglądał jej się, kiedy pracowała.  

Włosy związała w koński ogon, na sobie miała białą, bawełnianą 

koszulkę  z  logo  Winnicy  Kingów  i  znoszone,  wypłowiałe  dżinsy. 

Była  boso;  paznokcie  drobnych  stóp  miała  pomalowane  na  wesoły, 

brzoskwiniowy kolor. Kiedy na niego spojrzała, zobaczył w jej oczach 

absolutną  szczerość.  Nie  mógł  znaleźć  żadnego  powodu,  dla  którego 

miałby jej nie ufać.  

Z  uporem  starał  się  zachować  dystans  emocjonalny  wobec  niej, 

ale  coraz  trudniej  mu  to  przychodziło.  We  dnie,  podczas  długich, 

samotnych wędrówek po winnicy, kiedy doglądał dojrzewania gron, a 

także w trakcie rozmów z kontrahentami, co rusz łapał się na tym, że 

myśli o Julii.  

Pękał  z  dumy,  patrząc,  jak  przyjmuje  gości  podczas  degustacji 

win.  Urocza  i  zabawna,  a  zarazem  pełna  wrodzonej,  naturalnej 

godności  potrafiła  w  jednej  chwili  zjednać  sobie  nawet  najbardziej 

sztywnych  biznesmenów.  Idealna  żona,  nawet  jeśli  nie  liczyć  jej 

wybitnego talentu kulinarnego.  

Zaś  w  nocy  zatracał  się  w  gorącej  miękkości  jej  ciała,  a  ona 

przyjmowała  go  z  namiętnością,  której  siła  wciąż  go  zdumiewała.  I 

zachwycała. Przeżywał z nią najpiękniejsze chwile swojego życia.  

Noce  w  jej  ramionach,  poranki,  kiedy  pili  razem  kawę,  patrząc, 

jak znad horyzontu wynurza się gorejąca, złocista kula słońca, szalone 

background image

chwile,  kiedy  zakradał  się  do  kuchni,  żeby  zwinąć  z  blachy  jakiś 

smakołyk,  a  ona  ze  śmiechem  rzucała  się  za  nim  w  pogoń,  groźnie 

wywijając ścierką.  

Wolał  nie  myśleć  o  tym,  jak  mało  mają  tego  cudownego, 

wspólnego  czasu  przed  sobą.  Kiedy  minie  rok,  Julia  odejdzie.  A  on 

nie potrafił sobie wyobrazić życia bez niej. Z kim będzie rozmawiał? 

Kto  będzie  się  z  nim  kłócił  do  upadłego,  wykazując  mu  na  przykład 

błędy w jego strategii promocyjnej?  

Jego pracownicy nigdy nie odważyli  się mu sprzeciwić. Julia nie 

miała  z  tym  najmniejszego  problemu.  Jeśli  była  do  czegoś 

przekonana, zaciekle broniła swoich racji.  

Z  zachwytem  przyglądał  się  jej  ponętnym,  kobiecym  kształtom, 

kiedy  się  pochyliła,  żeby  włożyć  do  pieca  następną  partię  babeczek. 

Kiedy  zamknęła  piekarnik,  kucnęła  i  odetchnęła  głęboko.  A  potem 

zaczęła się  wyprostowywać i nagle zachwiała się tak gwałtownie, że 

chybaby się przewróciła, gdyby jednym susem nie doskoczył do niej i 

nie złapał jej za ramiona.  

–  Julio!  Co  ci  jest?  Źle  się  poczułaś?  –  spytał  gorączkowo, 

obejmując ją i sadzając na krześle.  

Potrząsnęła  głową,  ale  oczy  miała  półprzymknięte  i  z  trudem 

łapała  powietrze  otwartymi  ustami.  Z  przerażeniem  zobaczył,  że  jej 

twarz nabrała ziemistego koloru, a na czoło wystąpił zimny pot.  

–  Nic  mi  nie  jest  –  powiedziała,  siląc  się  na  dziarski  ton,  ale 

wyszło  jej  to  dość  żałośnie.  –  Zrobiło  mi  się  trochę  słabo,  ale  już 

minęło.  To  na  pewno  dlatego,  że  nie  jadłam  śniadania.  Tyle  tu 

background image

pyszności,  a  ja  mam  pusty  żołądek.  Jak  to  mówią,  szewc  bez  butów 

chodzi! – trajkotała, ale Travis jej nie słuchał.  

Z  lodowatym  dreszczem  zrozumiał,  jaka  była  przyczyna  jej 

niedyspozycji.  Julia  mogła  zaprzeczać,  ile  chciała,  ale  on  swoje 

wiedział. Była przecież bardzo kiepskim kłamcą.  

 

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

– Pamiętasz naszą noc poślubną?  

– Jak mógłbym zapomnieć?  

Przyglądał  się  jej  wyczekująco.  Siedziała  na  kanapie  w  salonie, 

dokąd  ją  zaprowadził,  upierając  się,  żeby  wyszli  z  dusznej  kuchni. 

Dłonie zacisnęła na szklance z zimną wodą.  

Była wyraźnie zdenerwowana, wręcz spanikowana – chyba po raz 

pierwszy  widział  ją  w  takim  stanie.  Oczywiście  widywał  ją  już 

zaniepokojoną,  rozzłoszczoną,  a  nawet  przerażoną  i  wściekłą,  ale 

nigdy jeszcze nie była tak głęboko poruszona. Tak niepewna.  

Nabrała tchu, żeby zacząć mówić, ale słowa nie chciały jej przejść 

przez gardło.  

– Powiedz to, Julio. Po prostu to powiedz – zachęcił łagodnie.  

Wiedział,  co  usłyszy.  Trzy  słowa,  które  stanowiły  logiczne 

wytłumaczenie  jej  nagłej  słabości  i  widocznej  rozterki.  Trzy  słowa, 

które na zawsze odmienią bieg ich życia.  

– Jestem w ciąży – powiedziała powoli, patrząc mu w oczy.   

Przewidział  to,  a  jednak  kiedy  te  słowa  wreszcie  padły,  poczuł 

wstrząs.  Mimowolnie  spojrzał  na  jej  idealnie  płaski  brzuch.  Nosiła 

background image

jego  dziecko.  Choć  nie  było  jeszcze  nic  widać,  kiełkowało  w  niej 

nowe życie, które razem stworzyli. Jego dziecko.  

W  głowie  miał  totalny  chaos.  Co  miał  myśleć?  Jak  powinien  się 

czuć mężczyzna, który właśnie się dowiedział, że zostanie ojcem? On 

czuł przede wszystkim panikę. Czy to normalne?  

Wziął  głęboki  oddech  i  zamknął  oczy  w  nadziei,  że  jego  mózg 

przyswoi tę wiadomość, a gonitwa myśli wreszcie się uspokoi. Ale nic 

na to nie wskazywało.  

– Od kiedy wiesz?  

– Od godziny – powiedziała, kładąc na brzuchu splecione dłonie, 

jakby chciała instynktownie chronić rosnące w niej dziecko.  

A  więc  wiedziała  o  ciąży  niewiele  dłużej  niż  on.  Sądząc  po 

wzburzeniu malującym się na jej pobladłej twarzy, ta wiadomość była 

dla niej nie mniejszym szokiem niż dla niego.  

Jego żona. Matka jego dziecka.  

Nagle poczuł, że wzruszenie chwyta go za gardło. Wpatrywał się 

w  nią,  jakby  widział  ją  po  raz  pierwszy  w  życiu.  W  ostatnich 

promieniach  zachodzącego  słońca  jej  rude  włosy  lśniły  złociście. 

Zielone  oczy  wydawały  się  ogromne  w  pobladłej  twarzy.  Nigdy 

jeszcze nie wydawała mu się tak piękna jak w tej chwili.  

Póki  życia  starczy,  będzie  przy  niej.  Będzie  się  nią  opiekował, 

chronił  przed  wszelkim  złem.  Kiedyś  nie  wierzył  w  małżeństwo,  a 

system  wartości,  w    którym  go  wychowano,  uważał  za  słuszny,  ale 

mało przystający do rzeczywistości.  

background image

Teraz,  kiedy  patrzył  na  siedzącą  przed  nim  kobietę,  tradycja 

przodków  i  męski  instynkt  przemawiały  w  jego  sercu  zgodnym, 

potężnym głosem.  

–  Wiem,  co  sobie  myślisz  –  wyszeptała  drżącymi  wargami.  – 

Zastanawiasz się, czy to dziecko jest twoje.  

Aż  się  żachnął,  kiedy  usłyszał  jej  słowa.  Całkowicie  się  myliła. 

Ani przez chwilę nie wątpił, że jest ojcem jej dziecka.  

Julia  objęła  się  ramionami  i  uniosła  podbródek  gotowa  bronić 

prawdy, której on wcale nie zamierzał podawać w wątpliwość.  

–  To  jest  twoje  dziecko,  Travis.  Twoje,  nie  Jeana  –  Claude'a  – 

zapewniła z żarem. – Wiem, że masz wątpliwości co do mnie.  

–  Przestań.  –  Nie  mógł  znieść  bólu  w  jej  głosie.  Przeraził  się, 

kiedy  zdał  sobie  sprawę,  że  Julia  wyraźnie  się  obawiała  wstrętnych 

podejrzeń  i  oskarżeń  z  jego  strony.  W  takiej  chwili!  Kim  był,  skoro 

doprowadził do sytuacji, w której jego żona czuła potrzebę bronienia 

przed  nim  jego  własnego  dziecka?  – Wiem,  że  to  jest  nasze  dziecko, 

Julio.  

Nagle wszystkie podejrzenia, jakie żywił co do niej przez ostatnie 

tygodnie, wydały mu się żałosne i śmieszne. Roztrząsał, czy Julia nie 

jest  w  zmowie  z  Francuzikiem,  kiedy  ten  pojawił  się  na  ich  ślubie. 

Szalał z wściekłości, kiedy zobaczył zdjęcie, na którym Jean – Claude 

ją  całował.  Ale  nie  miał  najmniejszych  wątpliwości,  że  może  jej 

zaufać w sprawie tak ważnej jak ojcostwo dziecka.  

Powinien był od początku jej ufać. Musiał być kompletnie ślepy, 

żeby  nie  widzieć,  że  Julia  jest  lojalna  i  szczera.  Nigdy  by  go  nie 

background image

oszukała  ani  w  drobnej,  ani  w  ważnej  sprawie.  Podobnie  jak  on, 

stawiała uczciwość na pierwszym miejscu.  

Okazał się ostatnim idiotą.  

Dziwił się, że Julia w ogóle chce z nim jeszcze rozmawiać. Dał jej 

dość powodów, żeby się na niego śmiertelnie obraziła i wysłała go do 

wszystkich  diabłów,  ale  ona  trwała  przy  nim,  spokojna,  wspierająca. 

Taką miała właśnie naturę, pomyślał z wdzięcznością. Wielkoduszną i 

wybaczającą.  

–  Dziękuję  –  westchnęła  z  wyraźną  ulgą.  –  Dziękuję,  że  mi 

wierzysz.  

–  Nie  powinnaś  mi  dziękować  –  powiedział  gorzko.  –  Masz 

święte  prawo  przeklinać  mnie  za  to,  że  choć  przez  chwilę  w  ciebie 

wątpiłem.  

– Och, wściekałam się przecież na ciebie – uśmiechnęła się lekko. 

–  Miałam  ochotę  udusić  cię  gołymi  rękami  za  każdym  razem,  kiedy 

się  zachowywałeś  jak  osioł  chory  na  manię  prześladowczą,  a  nie  jak 

normalny  człowiek.  Ale  teraz...  tamto  się  już  nie  liczy.  Zresztą 

ostatnie  tygodnie  były  tak  zwariowane,  że  każdy  mógł  się  trochę 

pogubić.  

– To fakt. – Od momentu, kiedy pojął ją za żonę, a chwilę później 

stał  się  obiektem  szantażu,  czuł  się  tak,  jakby  wsiadł  do  szalonej 

kolejki górskiej w wesołym miasteczku.  

Podejrzewał Julię  o spiskowanie przeciw niemu, by zaraz potem 

dosłownie rzucać się na nią w przypływie nieopanowanego pożądania. 

Teraz  wszystkie  podejrzenia  znikły,  a  pożądanie  trwało.  I  było  coś 

background image

jeszcze...  poczuł  jakieś  dziwne  ciepło  w  głębi  serca.  Zaraz  jednak 

zakazał sobie o tym myśleć.  

–  Musisz  pójść  do  lekarza  –  zmienił  temat.  Zawsze  wolał  się 

skupiać na konkretach.  

– Już się zapisałam. Jestem umówiona na jutro.  

– Zawiozę cię – powiedział szybko. – Musisz dbać o siebie, dużo 

wypoczywać. To jest najważniejsze.  

Uśmiechnęła  się  do  niego  z  wdzięcznością,  a  Travis  poczuł,  że 

coś w nim  topnieje. Serce? Odepchnął tę niepokojącą myśl. Nie miał 

teraz  czasu  na  jakieś  żałosne  wzdychanie.  Tyle  rzeczy  trzeba  było 

zaplanować, zorganizować.  

– Będzie potrzebny pokój dziecinny – zaczął mówić, skupiony na 

celu, który sobie wyznaczył. – Nie chcę, żeby trud przygotowań spadł 

na  ciebie.  Wynajmiemy  projektanta  wnętrz.  Albo  lepiej  architekta, 

który zaaranżuje naszą sypialnię tak, że powstanie w niej wydzielony 

pokoik  dla  dziecka.  Przez  pierwszy  rok,  może  dwa,  będzie  spało 

blisko nas, tak będzie wygodniej i przyjemniej.  

– Travis... – zaczęła, ale nie dał jej dojść do słowa.  

–  Nie  możesz  spędzać  całych  dni  przy  kuchni.  Nie  mówię,  że 

masz  zrezygnować  z  gotowania,  ale  pomyśl  o  przyjęciu  kogoś  do 

pomocy. Margaret, nasza kucharka, na pewno z radością…  

– Travis!  

–  Słucham?  –  Kiedy  się  odezwała,  spojrzał  na  nią  z  takim 

zdumieniem,  jakby  dotąd  wierzył,  że  kobiety  tracą  głos,  kiedy 

zachodzą w ciążę.  

background image

– O czym ty mówisz?  

– Jak to o czym? O przyszłości! Zobaczysz, te dziewięć miesięcy 

minie bardzo szybko. Już teraz trzeba zacząć przygotowania...  

– Żadne przygotowania nie będą potrzebne – przerwała mu. W jej 

głosie była spokojna determinacja.  

Poczuł,  jak  jakaś  ogromna,  lodowata  pięść  zaciska  się  na  jego 

piersi.  

– Nie chcesz tego dziecka? Myślisz o...  

Wzdrygnęła  się  i  popatrzyła  na  niego  z  nie  mniejszym 

zaskoczeniem, niż  gdyby jej zasugerował, żeby odcięła sobie głowę i 

podała jako danie główne na najbliższym przyjęciu.  

–  Chcę  tego  dziecka  –  powiedziała  z  mocą,  kładąc  dłonie  na 

brzuchu  czułym,  opiekuńczym  gestem.  –  Urodzę  je.  Nie  wiem,  jak 

możesz podejrzewać mnie o to, że...  

Lodowata pięść zaciskająca się na jego piersi zniknęła bez śladu. 

Znów mógł swobodnie oddychać.  

– Więc dlaczego mówisz, że nie musimy czynić przygotowań?  

–  No,  pewne  rzeczy  trzeba  będzie  zrobić,  ale  wielkie  inwestycje 

nie mają sensu, bo niedługo po tym, jak dziecko się urodzi, nie będzie 

już żadnych „nas". Nasze małżeństwo to roczny kontrakt, pamiętasz?  

Oczywiście, że pamiętał. Ale teraz wszystko się zmieniło.  

Zdawała się czytać w jego myślach.  

–  Musimy  się  pogodzić  z  faktem,  że  nie  jesteśmy  normalnym 

małżeństwem,  mimo  że  spodziewamy  się  dziecka.  Oczywiście  nawet 

background image

kiedy już się rozstaniemy, będziesz się mógł  zawsze z nim widywać. 

Nigdy ci nie odmówię kontaktu z dzieckiem.  

Travis  przyglądał  jej  się  ze  zdumieniem.  Czy  ona  naprawdę 

wierzy  w  to,  co  mówi?  Spodziewa  się,  że  pozwoli  jej  odejść  z  ich 

dzieckiem  przy  piersi,  bo  tak  stanowiła  umowa,  którą  zawarli?  Nie 

rozumie  widocznie,  że  ta  umowa  uległa  zasadniczej  zmianie. 

Fragment mówiący o tymczasowości ich małżeństwa właśnie przestał 

obowiązywać.  

Co  ona  mu  obiecuje?  Że  będzie  się  mógł  widywać  z  ich 

dzieckiem?  Nie  ma  mowy.  Na  pewno  nie  zostanie  niedzielnym 

tatusiem.  Położył ręce na jej ramionach i z bliska zajrzał jej w oczy.  

– Naprawdę myślisz, że dopuszczę do tego, żebyśmy się rozstali? 

Będę ojcem, Julio.  

– Oczywiście, że nim będziesz. Rozwód tego nie zmieni.  

– Nie będzie żadnego rozwodu.  

–  Travis,  spróbuj  mnie  zrozumieć.  Nie  mogę  zostać  z  tobą  tylko 

dlatego, że zaszłam  w ciążę.  To nie byłoby  właściwe.  Ani dobre, dla 

nikogo z nas.  

– Nie wmówisz mi, że rozwód jest lepszym wyjściem. – Jego głos 

był twardy, jego decyzja nieodwołalna. Zostaną małżeństwem. Znajdą 

sposób na to, żeby być razem szczęśliwi. Wszyscy troje.  

– Travis...  

–  Będziemy  mieli  dziecko,  Julio  –  powiedział  ciepło,  obejmując 

ją.  Przytulił  ją  mocno  do  siebie,  mimo  tego  że  zesztywniała.  – 

background image

Zostaniemy razem, na dobre i na złe, dopóki śmierć nas nie rozłączy. 

Zacznij się przyzwyczajać do tej myśli.   

 

W salonie na kominku płonął ogień. Trzej bracia King siedzieli w 

wygodnych,  skórzanych  fotelach  i  smakowali  chwilę  spokojnego 

tryumfu jak dojrzałą whisky. Trochę to trwało, ale  wreszcie na dobre 

uwolnili rodzinę od problemu Jeana – Claude'a.  

Kiedy  w  drzwiach  prowadzących  do  kuchni  pojawiły  się  Gina  i 

Julia, wszyscy trzej zerwali się na równe nogi.  

– Nie powinnaś nosić takich ciężkich rzeczy. – Travis podbiegł do 

Julii i wziął z jej rąk tacę z mrożoną herbatą i ciasteczkami.  

–  Przecież  to  w  ogóle  nie  jest  ciężkie  –  zaprotestowała,  ale 

pozwoliła mu się wyręczyć.  

–  Dobrze  się  czujesz,  kochanie?  –  Adam  objął  swoją  ciężarną 

żonę  i  pomógł  jej  wygodnie  usiąść  w  fotelu  gestem  tak  ostrożnym, 

jakby  miał  do  czynienia  z  tykającą  bombą  zegarową.  Gina  była  trzy 

dni po terminie.  

–  Czuję  się  znakomicie  –  uśmiechnęła  się  do  męża,  masując 

wydatny brzuch. Jestem tylko trochę obolała.  

– Bóle? – Adam pobladł nagle, a w jego głosie pojawiła się nuta 

paniki. – Kiedy się zaczęły? Jak często masz skurcze?  

– Uspokój się. – Gina z rozbawieniem pogłaskała dłoń męża.– Nie 

mam jeszcze żadnych skurczów. Chciałam powiedzieć, że trochę mnie 

boli kręgosłup, to wszystko.  

– Jesteś pewna? – Adam przyglądał jej się z napięciem.  

background image

– Brachu, odpuść jej trochę  – zachichotał Jackson. – Jak zacznie 

rodzić, na pewno ci powie.  

Travis  nie  podzielał  rozbawienia  młodszego  brata.  Dobrze 

wiedział, że za osiem miesięcy będzie przeżywał to samo co Adam w 

tej chwili. Bał się tego, ale zarazem nie mógł się doczekać.  

Niestety,  w  jego  przypadku  radość  z  oczekiwania  na  dziecko 

mąciła  świadomość,  że  niedługo  po  jego  przyjściu  na  świat  Julia 

zechce spakować manatki i się wyprowadzić.  

Na  tę  myśl  poczuł  nieprzyjemny  chłód  gdzieś  w  okolicy  serca, 

który  natychmiast  zignorował.  Miał  przecież  jeszcze  mnóstwo  czasu 

na  przekonanie  Julii,  że  dla  wszystkich  będzie  lepiej,  jeśli  ona  i 

dziecko zostaną z nim.  

–  Drogie  panie.  –  Adam  rozlał  mrożoną  herbatę  do  wysokich 

szklanek. – Mamy dla was dobrą wiadomość.  

Travis postawił na stole niewielki, przenośny magnetofon.  

–  Od  tygodni  szukaliśmy  sposobu,  żeby  uniemożliwić  temu 

draniowi Doucette'owi dalsze szkodzenie naszej rodzinie. Nie było to 

łatwe, a ja ze wstydem muszę przyznać, że nie od początku wierzyłem 

w niewinność mojej żony, za co jeszcze raz bardzo ją przepraszam.  

Posłał Julii spojrzenie pełne uczucia.  

–  Teraz  jednak  wszelkie  nieporozumienia  się    wyjaśniły,  a  moi 

wspaniali  bracia  wpadli  na  pomysł,  jak  pokrzyżować  szyki 

szantażyście. I udało się!  

–  Nie  chcieliśmy  wcześniej  nic  mówić,  dopóki  nie  zyskaliśmy 

pewności,  że  nasz  plan  się  powiedzie  –  wpadł  mu  w  słowo  Adam.  – 

background image

Ani  Gina,  ani  Julia  nie  powinny  się  denerwować.  Ale  dobra 

wiadomość z pewnością im nie zaszkodzi!  

– Udało wam się? Naprawdę? – Julia zerwała się z fotela. Chciało 

jej się skakać z radości. – Jak to zrobiliście?  

– Pamiętasz, jak opowiedziałaś mi o swojej rozmowie z Jeanem – 

Claude'em?  Zagroziłaś  mu,  że  możesz  zdobyć  dowody  na  to,  że  nas 

szantażował. Uznaliśmy, że tak właśnie zrobimy.  

–  Wynajęliśmy  pewną  zdolną  panią  detektyw.  –  Jackson 

uśmiechnął  się  szeroko.  –  Jej  zadaniem  było  oczarować  naszego 

Francuzika,  rozwiązać  mu  język,  wlewając  w  niego  odpowiednią  

ilość  wysokoprocentowego  trunku,  a  potem  skłonić,  żeby  się  zaczął 

przechwalać swoim sprytem.  

Baliśmy  się  trochę,  że  Doucette  nie  da  się  tak  łatwo  podejść. 

Wystarczyło  jednak  pełne  uwielbienia  spojrzenie  ładnej  dziewczyny, 

żeby się stał bardzo rozmowny. A pani detektyw wszystko nagrała na 

dyktafon.  

–  Biedaczka,  siedziała  z  nim  w  barze  prawie  godzinę,  robiąc 

dobrą  minę  do  złej  gry  i  znosząc  jego  umizgi,  zanim  przeszedł  do 

rzeczy. – Travis włożył kasetę do magnetofonu. – Oto, co udało jej się 

w końcu z niego wyciągnąć.  

Nacisnął  przycisk  odtwarzania  i  z  magnetofonu  popłynął 

uwodzicielski, lekko gardłowy kobiecy głos.  

–  No...  jestem  pod  wrażeniem.  Lubię  odważnych,  pomysłowych 

mężczyzn...  Jestem  pewna,  że  zaplanowałeś  już  następny  krok.  To 

takie ekscytujące!  

background image

–  Słusznie  kombinujesz,  skarbie.  –  W  lekko  bełkotliwym  głosie 

Jeana  –  Claude'a  dało  się  słyszeć  całe  morze  samozadowolenia.  – 

Wiem,  jak  wyciągnąć    od  Kinga  jeszcze  okrągły  milionik,  a  może  i 

więcej...  

– Jesteś niesamowity – westchnęła kobieta z podziwem.  

–  Dałem  mu  do  zrozumienia,  że  jego  słodka  żonka  świata  poza 

mną nie widzi... a ten frajer gładko to łyknął. Niedługo znów się z nim 

skontaktuję i powiem, że jestem w posiadaniu pewnych zdjęć... nie tak 

niewinnych  jak  to,  na  którym  tylko  się  z  Julią  całujemy...  Kiedy 

zagrożę,  że  zamieszczę  w  prasie  szczegółowy  fotoreportaż  z  naszych 

miłosnych zmagań, przerażony mężuś zapłaci każdą sumę, żeby tylko 

uniknąć skandalu na taką skalę.  

Travis  zdusił  przekleństwo.  Mimo  że  słuchał  już  tego  nagrania, 

fragment w którym Francuzik przechwalał się, z jaką łatwością udało 

mu  się  wzbudzić  jego  nieufność  wobec  Julii,  wciąż  doprowadzał    go 

do  furii.  Zachował  się  jak  skończony  idiota.  Co  takiego  było  w  tej 

kobiecie, że kiedy zaczynał o niej myśleć, tracił rozum?  

Opowiadanie  uderzało  Doucette'owi  do  głowy  nie  gorzej  niż 

whisky.  

–  Ale  powiedz...  ani  trochę  się  nie  boisz?  Szantaż  jest  przecież 

niebezpieczny!  

– Może i niebezpieczny, ale bardzo dowo... dochy... dochodowy – 

wybełkotał Jean – Claude. – No i można mieć przy tym niezły ubaw. 

Opowiem  temu  frajerowi  ze  szsz–szczegółami,  co  jego  żonka 

wyprawia ze mną w łóżku. Ciekawe, jaką będzie miał minę...  

background image

– To kłamstwo! – Nie wytrzymała Julia. – Ten bydlak bezczelnie 

kłamie!  

–  Oczywiście,  że  to  kłamstwo  –  parsknął  Adam,  wyłączając 

magnetofon. – Nie ma się co denerwować, Julio. Doucette nikomu już 

nie  będzie  wciskał  kitu.  Przez  dłuższy  czas  będzie  bardzo,  ale  to 

bardzo  zajęty  ratowaniem  swojego  nędznego  tyłka.  Ta  taśma 

wzbudziła duże zainteresowanie policji. Szantażyści nie są u nas mile 

widziani.  

–  A  więc  koszmar  się  skończył  –  westchnęła  Julia.  Prawie  nie 

mogła uwierzyć w to szczęście.  

–  Tak,  to  koniec  –  powiedział  Travis  z  powagą.  –  Ten  dupek 

nigdy więcej się do ciebie nie zbliży. Przyrzekam.  

– Wypijmy za to! – Jackson uniósł swoją szklankę. – Nareszcie w 

rodzinie Kingów zapanuje błogi spokój.  

– Nie tak zaraz – mruknęła Gina. – Właśnie odeszły mi wody.  

 

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

Nadali  jej  imię  Emma.  Ważyła  prawie  cztery  kilo  i  patrzyła  na 

świat oczami o tak intensywnie czekoladowej barwie jak oczy jej ojca.  

Choć  wyraźnie  wyczerpana  po  ośmiu  godzinach  porodu,  Gina 

promieniała  szczęściem.  Z  dzieckiem  przy  piersi,  oparta  o  poduszki, 

przyjmowała pierwszych gości z iście królewską godnością.  

–  Jaka  ona  piękna.  –  Travis  pochylił  się  nad  maleńką  Emmą.– 

Całe szczęście, że urodę odziedziczyła po mamie, a nie po tacie!  

background image

–  Wyjątkowo  muszę  się  z  tobą  zgodzić  –  uśmiechnął  się  Adam, 

który nie odrywał zachwyconego spojrzenia od żony i córeczki.   

Julia  uściskała  serdecznie  szczęśliwą  mamę,  a  potem  dyskretnie 

wycofała się do drzwi. Teraz, obserwując tę rodzinną scenę, czuła, że 

ma  łzy  w  oczach.  Nie  była  zazdrośnicą,  ale  kiedy  widziała  dumę  i 

miłość w oczach szwagra, serce ściskało jej się boleśnie.  

Dałaby  wszystko,  żeby  Travis  spojrzał  na  nią  w  ten  sposób,  gdy 

będzie  karmiła  ich  dziecko.  I  żeby,  tak  jak  Gina,  mogła  mieć 

spokojną, niezmąconą pewność, że mąż ją kocha.  

Niestety,  wiedziała,  że  nie  powinna  się  łudzić.  Travis  jej  nie 

kochał.  Ich  ślub  był  czasowym  kontraktem,  wynikiem  chłodnej 

kalkulacji.  Dziecko  –  owocem  nagłego  przypływu  pożądania,  które 

wymknęło im się spod kontroli.  

Julia  była  pewna,  że  Travis  pokocha  dziecko,  choć  go  nie 

planował.  Ale  ją  będzie  najwyżej  tolerował  jak  zło  konieczne.  Był 

uczciwym człowiekiem i uważał, że powinien zapewnić opiekę matce 

swojego dziecka. Czy mogła się  zgodzić na życie z mężczyzną, który 

był  z  nią  tylko  dlatego,  że  tak  nakazywał  mu  honor  i  poczucie 

obowiązku?  

Odpowiedź była prosta. Nie mogła.  

Zamrugała,  żeby  powstrzymać  łzy,  które  znów  napłynęły  jej  do 

oczu.  Nie  rozklei  się,  nie  będzie  się  nad  sobą  użalać.  Nie  teraz.  Ta 

chwila należała do Adama, Giny i Emmy.  

 

Parę  minut  później  Travis  cicho  zamknął  za  sobą  drzwi 

szpitalnego pokoju, gdzie Gina drzemała, a Adam delikatnie kołysał w 

background image

ramionach  śpiącą  córeczkę.  Idąc  z  Julią  w  stronę  wind,  próbował 

jakoś ogarnąć to, co się działo w jego duszy.  

Podczas  długich,  nocnych  godzin  spędzonych  na  szpitalnym 

korytarzu, w oczekiwaniu na rozwiązanie, przeżywany przez brata lęk 

o  żonę  i  dziecko  udzielił  mu  się  z  niezwykłą  siłą.  A  kiedy  pierwsze 

promienie  słońca  rozświetliły  niebo  na  wschodzie,  poczuł  szaleńczą 

radość, widząc, jak Adam bierze na ręce swoją pierworodną.  

Poczuł też niespodziewany, potężny przypływ miłości.  

Pokochał tę maleńką, kruchą istotkę, swoją bratanicę, w tej samej 

chwili,  kiedy  spojrzał  w  jej  wielkie,  ciemne  oczy.  Niesamowite:  to 

dziecko  pojawiło  się  na  świecie  przed  niespełna  godziną,  a  on  miał 

wrażenie, jakby od zawsze należało do jego rodziny.  

Emma  była  jedną  z  Kingów,  córką  jego  brata.  Gdyby  była  taka 

potrzeba, Travis bez wahania oddałby za nią życie.  

Skoro tak silne uczucia wzbudzała w nim mała Emma, co będzie, 

kiedy  na  świat  przyjdzie  jego  własne  dziecko?  Nie  wiedział,  że  w 

ludzkim sercu jest miejsce na tyle miłości.  

Zamyślony,  objął  Julię  i  poprowadził  do  windy.  Musiał  jak 

najszybciej  zabrać  ją  do  domu,  dopilnować,  żeby  się  położyła  i 

odpoczęła.  

Drzwi  windy  otworzyły  się  cicho  i weszli  do  niewielkiej  kabiny. 

Travis  nacisnął  przycisk  parteru,  winda  drgnęła,  i  w  następnym 

ułamku  sekundy  runęła  w  dół  z  upiornym  zgrzytem.  Rozpaczliwy 

krzyk  Julii  zmroził  krew  w  jego  żyłach.  Przerażenie  wypełniło  bez 

reszty tę chwilę, która zdawała się trwać dłużej niż wieczność.  

background image

Travis zdążył tylko pomyśleć, że wsiedli do windy na pierwszym 

piętrze,  więc  do  poziomu  gruntu  nie  mają  bardzo  daleko,  i  wtedy 

kabina uderzyła o coś z ogłuszającym hukiem, a siła grawitacji cisnęła 

nimi o podłogę, jakby byli parą bezwładnych kukiełek.  

Kiedy  lekko  przekrzywiona  kabina  znieruchomiała,  Travis  w 

jednej chwili znalazł się przy Julii. Zignorował silne zawroty głowy i 

ból w  ramieniu, które uraził, upadając. Widział tylko drobną kobietę, 

która  leżała  bez  ruchu  na  podłodze  windy  jak  zepsuta  lalka.  Strużka 

krwi  ściekała  z  rany  na  jej  skroni,  odcinając  się  żywą  czerwienią  od 

kredowobiałego policzka.  

Czuł  przerażającą  pustkę  w  sercu,  kiedy  pochylał  się  nad  nią, 

przygotowany na najgorsze. Drżącymi palcami ujął jej nadgarstek. W 

chwili, kiedy wyczuł  puls, jej powieki zadrżały i uniosły się powoli.  

– Co się stało? – wyszeptała ledwo dosłyszalnym głosem.  

–  Nie  wiem.  –  Osłabły  z  ulgi,  klęcząc  obok  niej,  gorączkowo 

przesuwał  dłońmi  po  jej  ciele.  Na  pewno  była  poraniona,  połamana. 

Ale żyła. Każdy jej oddech wydawał mu się kolejnym małym cudem. 

–  Jak  się  czujesz?  Możesz  się  poruszać?  Czy  coś  cię  boli?  – 

wypytywał ją niecierpliwie.  

Uchwyciła się mocno jego ramienia i powoli usiadła.  

– Jestem nieźle poobijana – powiedziała z namysłem. – Ale chyba 

nic sobie nie złamałam.  

Usiadł  na  podłodze  obok  niej  i  ostrożnie  objął  ją  ramionami, 

opierając o swoją pierś. Chciał czuć ją przy sobie, cieszyć się każdym 

uderzeniem jej serca.   

background image

– Ojej... strasznie dzwoni mi w uszach – poskarżyła się.  

–  Ja  też  słyszę  ten  dźwięk.  Myślę,  że  włączył  się  dzwonek 

alarmowy – pocałował ją w czoło.  

– To dobrze, bo już myślałam, że mam jakieś omamy słuchowe. – 

Roześmiała  się  cicho,  ale  nagle  śmiech  zamarł  na  jej  ustach.  Z 

głuchym  jękiem  złapała  się  za  brzuch.  –  Dziecko!  O  Boże,  Travis, 

chyba coś złego dzieje się z naszym dzieckiem...  

W  tym  momencie  winda  obsunęła  się  o  kolejnych  kilka 

centymetrów.  Wstrząs  spowodował,  że  jarzeniówka  nad  ich  głowami 

zamrugała i zgasła. Ogarnęły ich nieprzeniknione ciemności.  

 

Parę godzin później Julia leżała w szpitalnym łóżku. Choć bolało 

ją właściwie całe ciało, skupiona była tylko na ćmiącym, uporczywym 

skurczu w dole brzucha. Nie przestawała się modlić, żeby jej dziecko 

ocalało.  

Lęk,  że  je  straci,  nie  opuszczał  jej  od  momentu,  kiedy  utknęli  z 

Travisem  w  windzie.  Miała  wrażenie,  że  czekają  całą  wieczność,  w 

zupełnych  ciemnościach,  zanim  ekipie  straży  pożarnej  udało  się  ich 

uwolnić.  

Julia  nie  wiedziała,  jak  by  sobie  poradziła,  gdyby  nie  było  przy 

niej  Travisa.  Cały  czas  trzymał  ją  w  swoich  mocnych  ramionach, 

mówił  do  niej,  pomagał  jej  się  rozluźnić  i  głęboko  oddychać.  Robił 

wszystko, żeby zapomniała o strachu.  

Gdy  wreszcie  wydobyto  ich  z  kabiny,  zaklinowanej  w  szybie 

windy,  Julię  od  razu  wzięto  na  badania.  Pobrano  jej  krew  i  zrobiono 

background image

USG,  a  potem  położono  w  cichym  szpitalnym  pokoju  i  podano 

kroplówkę.  

Mijały  minuty,  a  ona  czuła  się  tak,  jakby  przez  przezroczystą, 

plastikową  rurkę  w  jej  żyły  sączył  się  czysty  lęk.  Dlaczego 

potrzebowała  kroplówki?  Czy  to  zły  znak?  Czy  jej  dziecku udało  się 

przeżyć wypadek? A może... właśnie je traciła?  

Zupełnie  bezradna,  unieruchomiona  w  szpitalnym  łóżku,  mogła 

tylko czekać, wsłuchując się w cichy szum medycznej aparatury.  

Travis wyszedł od niej jakiś czas temu. Błagała go, żeby pozwolił  

lekarzom się  zbadać, choć upierał się, że nic mu nie jest. Zgodził się 

dopiero,  kiedy  powiedziała,  że  to  ją  uspokoi.  Chciała  mieć  pewność, 

że  nie  doznał  wstrząsu  mózgu  ani  innych  obrażeń  wewnętrznych 

podczas upadku.  

Co do swojego stanu zdrowia Julia była spokojna. Skończyło się 

na  kilku  zadrapaniach  i  sporych  siniakach.  Martwiła  się  tylko  o 

dziecko. Dlaczego doktor tak długo nie przychodził? Niepokój stawał 

się  nie  do  zniesienia.  Ile  czasu  można  leżeć  bez  ruchu,  czekając  na 

wyrok?  

Co będzie, jeśli się dowie, że straciła dziecko? Na samą myśl, że 

mogłoby  się  tak  stać,  ogarniał  ją  dojmujący,  dławiący  żal.  Za 

dzieckiem,  które  tak  bardzo  już  pokochała.  I  za  intymną,  serdeczną 

bliskością, którą dzieliła z Travisem.  

Odkąd  dowiedział  się  o  ciąży,  traktował  ją  z  wielką  czułością, 

która    nie  przestawała  jej  zdumiewać  i  wzruszać.  Ale  jeśli  straci 

dziecko, on się od niej odwróci – była tego pewna.  

background image

Przycisnęła  dłonie  do  brzucha,  jakby  w  ten  sposób  mogła 

zatrzymać  maleńką  istotę,  którą  razem  powołali  do  życia,  w 

bezpiecznym schronieniu jej łona.  

Kiedy  drzwi  do  pokoju  się  otworzyły,  Julia  z  niepokojem 

podniosła  głowę.  Bała  się  wyczytać  z  twarzy  lekarza  wiadomość, 

która  nie  pozostawi  jej  żadnej  nadziei.  Ale  w  drzwiach  ujrzała 

znajomą,  wysoką  sylwetkę  Travisa  i  po  policzkach  potoczyły  jej  się 

łzy ulgi. Nie była już sama.  

Bez słowa podszedł do niej i usiadł przy łóżku. Kiedy zobaczył jej 

łzy, wziął ją za ręce.  

– Tak bardzo cię boli? – spytał głucho.   

Tak,  czuła  przeogromny  ból.  Ale  nie  był  on  spowodowany 

potłuczeniami. Ten ból tkwił głęboko w jej duszy. Potrząsnęła głową i 

uśmiechnęła się do niego.  

– Ze mną wszystko w porządku.  

– To dobrze. 

– Travis... – Chciała powiedzieć, jak bardzo jest mu wdzięczna za 

to,  że  ją  wspiera.  Potrafił  okazać  jej  tyle  czułości,  choć  przecież  nie 

łączyło  go  z  nią  nic  oprócz  poczucia  obowiązku.  Chciała  mu 

powiedzieć także, że go rozumie.  

Nie  oczekiwała  od  niego  obietnic,  których  w  głębi  serca  nie 

chciałby spełnić. Wiedziała, że powinna pozwolić mu odejść.  

Nie  była  jednak  w  stanie  wydobyć  głosu  ze  ściśniętego  gardła. 

Była  tchórzem,  ale  w  tej  chwili  potrzebowała  jego  obecności  jak 

powietrza.  

background image

–  Ćśśś,  nic  nie  mów.  Odpoczywaj.  –  Uniósł  jej  dłonie  do  ust  i 

delikatnie  pocałował.  Zamknęła  oczy,  rozkoszując  się  dotykiem  jego 

ust.  

W  tej  samej  chwili  do  pokoju  wszedł  lekarz.  Julia  z  całej  siły 

zacisnęła  palce  na  dłoni  męża.  Serce  tłukło  jej  się  w  piersi  jak 

oszalałe.  Bała  się,  że  zwariuje,  jeśli  niepewność  potrwa  jeszcze  choć 

chwilę dłużej.  

–  Dziecko?  –  wyszeptała  bezgłośnie,  błagalnie  wpatrując  się  w 

doktora, który oglądał  wydruk USG.  

–  Nie  ma  powodów  do  niepokoju,  pani  King.  Dziecko  jest 

zdrowe.  

Julia  zaczerpnęła  powietrza  jak  topielec,  którego  w  ostatniej 

chwili  wyciągnięto  z  lodowatej  głębiny  na  powierzchnię.  Ulga  i 

wdzięczność były tak ogromne, że przez chwilę nie mogła nic zrobić, 

nic  powiedzieć.  Jej  dziecko  żyło.  Ta  świadomość  wypełniła  ją 

niewypowiedzianym szczęściem.  

– Jest pan pewien?  

–  Tak.  Wyniki  badań  są  bardzo  zadowalające.  –  Uśmiechnął  się 

lekarz.  –  Pani  dziecko  jest  silne,  zdrowe  i  uparte.  Postanowiło  żyć  i 

trzyma się tej decyzji z prawdziwą determinacją.  

–  Oczywiście,  że  jest  uparte!  Przecież  to  mały  King.  Nie  może 

być inaczej. – Travis zaśmiał się jak szaleniec.  

Julia  ściskała  z  całej  siły  rękę  męża.  Miała  wrażenie,  że 

pozytywne  emocje  przepływają  między  nimi,  jakby  stanowili  jeden 

organizm.  

background image

–  Bardzo  dziękujemy  za  tę  wiadomość.  –  W  spojrzeniu  Travisa 

wciąż  był  niepokój.  –  Ale  nie  powiedział  pan,  co  z  moją  żoną.  Czy 

doznała jakichś poważniejszych obrażeń?  

–  Proszę  się  nie  obawiać.  Ten  wypadek,  za  który  szpital  bierze 

pełną  odpowiedzialność,  na  szczęście  nie  będzie  miał  poważnych 

następstw.  Pańska  żona,  podobnie  jak  pan,  doznała  tylko  silnych 

stłuczeń.  Podajemy  jej  dożylnie  lek  wzmacniający,  ale  nie  widzę 

przeciwwskazań,  żeby  jeszcze  dzisiaj  wróciła  do  domu.  Oczywiście 

przez najbliższe dni powinna wypoczywać.  

Dopiero teraz na twarzy Travisa odmalowała się prawdziwa ulga. 

Podszedł do lekarza i serdecznie uścisnął mu dłoń.  

–  To  wspaniała  wiadomość. Może  być  pan pewien,  że  zadbam  o 

to, by żona wracała do zdrowia w jak najlepszych warunkach.   

Kiedy lekarz zniknął za drzwiami pokoju, Travis usiadł na brzegu 

łóżka  i  pochylił  się  nad  Julią.  Milczał;  nie  znajdował  słów,  którymi 

mógłby  wyrazić  to,  co  w  tej  chwili  czuł.  Wyciągnął  rękę  i  odgarnął 

splątane  włosy  z  jej  twarzy  ruchem  tak  delikatnym,  jakby  się  bał,  że 

kiedy  jej  dotknie,  Julia  może  zniknąć,  jakby  była  tylko  jego 

cudownym  snem.  Poczuł  ciepło  jej  skóry  pod  palcami i  wtedy  słowa 

same popłynęły z jego ust.  

–  Jeszcze  nigdy  w  życiu  nie  byłem  taki  przerażony.  Nie 

wiedziałem, że może istnieć tak paniczny strach – wyrzucił z siebie.  

–  Wiem,  co  czułeś.  –  Julia  uśmiechnęła  się  do  niego.  –  Ja  też 

odchodziłam  od  zmysłów  ze  strachu  o  dziecko.  Ale,  dzięki  Bogu, 

wszystko skończyło się dobrze.  

background image

–  Nie  myślałem  o  dziecku  –  przerwał  jej.  Wiedział,  że  musi  jej 

powiedzieć  wszystko, uwolnić kipiące  w nim emocje. – W pierwszej 

chwili myślałem tylko o tobie, Julio. Nie masz pojęcia, co poczułem, 

kiedy  ta  przeklęta  winda  runęła,  a  ja  zobaczyłem  cię  leżącą  na 

podłodze, nieruchomą. Serce mi zamarło. Julio...  

Jeszcze  nie  wierzyła  w  to,  co  słyszy,  ale  już  gdzieś  w  głębi  niej 

kiełkowało  szczęście.  Czuła  się  jak  dziecko  w  Wigilię  Bożego 

Narodzenia.  Czy  mogła  mieć  nadzieję,  że  za  chwilę  otrzyma  ów 

niewyobrażalnie  piękny  prezent,  o  którym  skrycie  marzyła,  choć  nie 

przyznawała się do tego nawet sama przed sobą?  

–  ...czułem  się  tak,  jakbym  nie  żył.  Jakby  cały  świat  przestał 

istnieć.  A  kiedy  otworzyłaś  oczy,  kiedy  na  mnie  spojrzałaś... 

uświadomiłem sobie, że...  

Urwał  i  pochylił  się  nad  nią  jeszcze  bardziej.  Wzruszona, 

wpatrywała  się  w  twarz  człowieka,  który  był  jej  droższy  niż  własne 

życie.  I  zobaczyła  w  jego  oczach  swoje  marzenie.  Patrzył  na  nią 

wzrokiem pełnym miłości.  

– Nie myśl, że się nie martwiłem o nasze dziecko – podjął Travis, 

splatając  palce  z  palcami  jej  dłoni,  którą  wciąż  przyciskała  do 

brzucha,  jakby  chciała  dodać  dziecku  sił  i  otuchy.  –  Kiedy  lekarz 

powiedział, że jest zdrowe, kamień spadł mi z serca. Ale chcę, żebyś 

wiedziała,  że  ty  jesteś  dla  mnie  najważniejsza.  Jesteś  wszystkim. 

Kocham cię, Julio.  

– Och, Travis...  

background image

– Nie mogę cię stracić – mówił dalej niskim ,ochrypłym głosem. – 

Nie    wiem,  jak  to  się  stało.  Nie  spodziewałem  się  tego,  nie 

planowałem.  Ale  dziś  rozumiem,  że  jesteś  osią  mojego  świata,  Julio. 

Jesteś sensem mojego życia. Bez ciebie jestem nikim.  

Oślepiły  ją  łzy  wzruszenia.  Nie  mogła  mówić,  więc  tylko 

wyciągnęła  rękę  i  pogłaskała  go  po  twarzy  drżącymi  palcami.  Kiedy 

odszukał ustami wnętrze jej dłoni, lód, który grubą warstwą pokrył jej 

serce  w  czasie  długich  tygodni  nieodwzajemnionej  miłości,  w  jednej 

chwili stopniał.  

Jej  największe  marzenie  się  spełniło.  W  ciemnych  oczach  męża, 

cudownie  bliskich  i  znajomych,  lecz  wciąż  tajemniczych,  zobaczyła 

przyszłość.  Życie.  Rodzinę.  I  miłość,  niekończący  się,  fascynujący 

dialog ich dusz, serc i ciał.  

– Kocham cię – powtórzył  Travis, jakby chciał się przyzwyczaić 

do  dźwięku  tych  słów,  zgłębić  cudowną  rzeczywistość,  którą 

określały.  –  Kocham  cię  tak  bardzo,  Julio.  Tak  bardzo,  że...  ty  też 

musisz mnie pokochać. Zabija mnie świadomość, że odejdziesz.  

– Nigdzie nie odejdę – wyszeptała, śmiejąc się przez łzy. – Bo ja 

też cię kocham, Travis. Chyba od zawsze.   

To  mu  wystarczyło.  Wpatrzony  w  zieloną  głębię  jej  oczu 

przycisnął  usta  do  jej  ust.  Czuł  się  jak  człowiek  umierający  z 

pragnienia, który  odnalazł  na pustyni  źródło  czystej  wody.  Była  jego 

najwspanialszym skarbem. Największą świętością. Samym życiem. 

background image

– A więc doszliśmy do porozumienia – powiedział z błyskiem w 

oczach.  –  Mam  zamiar  osobiście  dopilnować,  żebyś  nigdy  nie 

zmieniła zdania w tej sprawie.