Lucjusz Malfoy spojrzał na śpiącą w jego ramionach kobietę.
Od zawsze wpajali mu, że powinien być wyprany z uczuć, ożenić się z odpowiednią kobietą,
spłodzić dziedzica i dbać o dobre imię rodu Malfoy’ów.
Co z tego zostało? Nadal jest wyprany z uczuć, przynajmniej ma nadzieję, że wszyscy nadal
tak myślą.
Po wojnie jego małżeństwo z Narcyzą rozpadło się, Draco zajął się swoim życiem, a on?
Pewnego dnia w Ministerstwie wpadała na niego panna Granger, przyjaciółeczka Pottera.
- Przepraszam - powiedziała od razu.
- Masz za co – warknął, otrzepując szatę.
- Nie zostało na niej ani trochę szlamu – prychnęła, patrząc na jego poczynania.
- Mam nadzieję, była bardzo droga - odparł wyniośle.
- To powinien ją pan wyrzucić - podsunęła i przytuliła się do niego mocno.
- Co ty wyrabiasz?! - wykrzyknął zbulwersowany.
- Teraz cała jest brudna - zadrwiła i odeszła, śmiejąc się cicho.
Właśnie wtedy go zaintrygowała. Zawsze miał ją za niezbyt urodziwą gówniarę zajętą tylko
czytaniem i wkurzaniem swoimi mądrościami.
- Pójdziesz ze mną na kolację, Granger – powiedział, wchodząc pewnego dnia do windy w
której stała Hermiona.
- Dlaczego? - zmarszczyła czoło.
- Ponieważ tak mówię - warknął i spojrzał na zegarek. – Kończysz pracę o piątej więc o
szóstej widzę cię przed Zielonym Smokiem.
- Ale… - nie pozwolił jej dokończyć, wysiadając na swoim piętrze, odwrócił się w jej stronę i
posłał jej uśmieszek samozadowolenia przed zamknięciem się drzwi.
Wieczorem teleportował się w pobliżu restauracji, dumnym krokiem skierował się w jej
stronę.
Hermiona stała niepewnie przed wejściem.
Lucjusz uśmiechnął się niewidocznie. Był pewny że Gryfonka się zjawi, jest zbyt ciekawa
wszystkiego co ją otacza, by przegapić coś ważnego więc musiała przybyć na spotkanie z
nim… tajemniczym arystokratom. Prychnął na tą myśl, co zwróciło uwagę Hermiony.
- Witam, panno Granger - przywitał się i nonszalancko ucałował jej dłoń.
- Witam - zarumieniła się uroczo.
- Idziemy? – zapytał, podając jej ramię.
- Och, tak … oczywiście - odparła i weszli do środka.
Lucjusz musiał przyznać, że ta młoda kobieta miała mało spotykaną, jak na jej wiek,
inteligencje. Prowadzili poważne rozmowy, przeplatane żartami i małymi złośliwościami.
- Dlaczego zaprosił mnie pan tutaj? - zapytała gdy jedli deser.
- A dlaczego się zgodziłaś spędzić ten wieczór ze mną? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Byłam ciekawa - mruknęła.
- Ja też – odparł. – Jesteś bardzo intrygująca.
- Ja? - zdziwiła się. - Jestem raczej nudną osobą…
- Widzisz siebie oczami ludzi, którzy cię nie akceptowali - powiedział poważnie.
- Skąd pan wie?
- Może wreszcie przestaniesz mówić do mnie per pan? - zaproponował.
- Och, dobrze… Lucjuszu. - Arystokrata wpatrując się w jej rumieniec, odkrył że uwielbia jej
nieśmiałość. - Więc skąd wiesz?
- Znając Pottera i Weasley’a, to nie byli zbyt zaprzyjaźnieni z książkami, które jak wiem, ty
kochasz więc nie miałaś w nich wsparcia, gdy mierzyłaś się z jakimś trudnym zadaniem…
- Harry i Ron zawsze pomagali mi w miarę swoich możliwości - zaprotestowała słabo.
- Ale nie wystarczająco - skwitował drwiącym uśmieszkiem.
- Może i masz trochę racji – mruknęła. - Ale tylko trochę!
- Ja zawsze mam rację, Granger – warknął. – I lepiej żebyś to zapamiętała.
- Jakoś w tym przypadku przewiduje, że moja pamięć będzie szwankować - odparła ze
śmiechem.
- Tego się właśnie spodziewam po Gryfonach - prychnął.
- Gryfoni są odważni!
- Raczej głupi - poprawił ją.
Reszta wieczoru minęła w miłej atmosferze.
Lucjusz jako dżentelmen odprowadził Hermionę pod same drzwi.
- Bardzo ci dziękuję za miły wieczór - powiedziała nieśmiało.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł kurtuazyjnie.
- Więc… - zaczęła przygryzając wargę.
- Więc jutro o tej samej porze widzę cię przy Ogrodach Demeter - powiedział i odwróciwszy
się ruszył przed siebie.
- Do zobaczenia - zawołała za nim.
Nie odwracając się, uśmiechnął się zwycięsko.
Właśnie zdobył pannę Granger, kobietę, która może jeszcze nie była tego świadoma, ale
skazała się na jego towarzystwo na dłuższy czas.
Od tamtej pory codziennie spędzali wieczory razem, po miesiącu także noce.
Lucjusz z dumą obserwował jak Hermiona przy nim rozkwita, nadal uwielbiała książki i z
przyjemnością zagłębiała się w ich świecie na długie godziny, lecz on znał wspaniałe sposoby
by ją od nich oderwać.
Nikomu nie powiedzieli o związku, który tworzyli, może dlatego, że nie uważał, by nastał czas
na reakcje otoczenia. Być może wojna się skończyła lecz jego nazwisko zobowiązywało,
postanowił więc na początku określić ich relację Hermionie.
- Więc będziemy miło spędzać czas bez zobowiązań? - powtórzyła Hermiona.
- W rzeczy samej - uśmiechnął się do niej porozumiewawczo. - Jest nam dobrze w swoim
towarzystwie więc po co to psuć jakimiś deklaracjami?
- Masz racje… jest nam razem cudownie - wyszeptała, a on widział na jej twarzy wewnętrzną
walkę.
- Mam nadzieję, że będziemy zadowoleni naszymi relacjami - powiedział poważnie.
- Jak na razie idzie nam dobrze… prawda? – Spojrzała na niego niepewnie.
- Doskonale - przytaknął i przyciągnął ją ku sobie. – Jest nam jak na razie wspaniale.
- Doskonale ma różne definicje - mruknęła lecz on udał, że nie usłyszał smutku w jej głosie,
pocałował ją czule, zmuszając ją do zakończenia tej poważnej rozmowy.
Minęły trzy miesiące. Lucjusz pracował w gabinecie, gdy do środka wszedł Draco z poważnym
wyrazem twarzy.
- Witaj, ojcze - przywitał się, opadając na krzesło naprzeciwko biurka.
- Co cię tu sprowadza, synu? – zapytał, patrząc na niego podejrzliwie.
- Chcę żebyś zjadł ze mną, Astorią i jej matką kolację – powiedział, wzruszając ramionami.
- Z jakiej to okazji?
- Ważnej – mruknął. - Po prostu zjaw się dzisiaj o dziewiętnastej u mnie, razem udamy się do
restauracji. Wszystkiego się dowiesz po kolacji. Dobrze?
- Dobrze - przytaknął, gdy jego syn był już przy drzwiach, spojrzał na niego poważnie. - Mam
nadzieję, że ten wieczór nie okaże się katastrofą.
- Ja też - wyszeptał Draco, wychodząc.
Arystokrata zamyślił się. Od czasu rozpoczęcia związku z Granger każdy wieczór spędzali
razem, jak i noc - na tę myśl uśmiechnął się z zadowoleniem. Musiał wymyślić jakąś
wymówkę, dlaczego dziś nie mogą się zobaczyć… hm nigdy nie spodziewał się, że będzie
musiał tłumaczyć się Gryfonce.
- Nie mogę zostać dzisiaj na no c- powiedział, wchodząc do jej mieszkania.
- Dlaczego? - zdziwiła się. - Stało się coś?
- Nic , Draco chce ze mną o czymś porozmawiać - odparł pewnie. W gruncie rzeczy nie
kłamał, tylko ukrywał kilka szczegółów.
- Och… - Wyglądała na zagubioną. – Lucjuszu, rano chciałam ci coś powiedzieć, ale nie
starczyło mi odwagi i może teraz…
- Nie mam czasu - spojrzał na zegarek. - Muszę zajrzeć jeszcze w parę miejsc przed
spotkaniem z synem.
Pocałował ją namiętnie, wiedząc jaką ma nad nią władzę, gdy przebywa w jego ramionach.
Gdy oderwali się od siebie, Hermiona otwierała usta by coś powiedzieć, lecz przeszkodziła jej
sowa, która przyniosła list od Weasley’ówny.
- Porozmawiamy gdy wrócę - mruknął i korzystając z sieci fiu przeniósł się do mieszkania
syna, z którym udał się do restauracji.
Już po kilku chwilach miał dość panny Greengrass i jej matki. Obie były głupimi, nudnymi
kobietami, mogącymi tylko mówić o nieistotnych sprawach! Żadna z nich nie mogła równać
się z Hermioną, która zawsze miała coś ciekawego do powiedzenia, która słuchała go
uważnie i uśmiechała się do niego a jej oczy…
Jego wzrok padł na Astorię, która być może była piękna, lecz za to nad wyraz nieciekawą
osobą, tak jak jej pożal się Merlina, mamusia.
Lucjusz spojrzał znudzony w stronę wejścia i ujrzał Hermionę stojącą przy drzwiach z
niedowierzaniem i żalem wypisanym na twarzy, gdy zauważyła jego spojrzenie, odwróciła się
na pięcie i wybiegła. Blondyn nie wiele myśląc, wstał od stołu i nic nie mówiąc, skierował się
w stronę wyjścia.
- Granger, czekaj! - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Uśmiechnął się pod nosem, słysząc tylko prychnięcie Gryfonki, która za nic miała jego
rozkazy.
- Hermiono! - postanowił zacząć inaczej, kobieta usłyszawszy swoje imię, odwróciła się w
jego stronę i przygryzła dolną wargę.
- Nie będę robić ci wymówek, nie będę robić ci awantury, nie będę…. Nie będę słuchać
twoich kpin, lub innej formy dobicia mnie - powiedziała poważnie. - Chcę tylko wiedzieć,
dlaczego mnie okłamałeś…
- Draco chciał więc przyszedłem, nie wiem o co ci chodzi - warknął.
- O nic… nie mam przecież do tego prawa - mruknęła z goryczą.
- Powiedz o co ci chodzi i miejmy to za sobą! – zażądał. - Nie mam ochoty na głupie kłótnie!
- Rano chciałam ci powiedzieć, że cię kocham – wyznała, spuszczając głowę. - Ale teraz to już
nie ważne, żegnam, Panie Malfoy! - wyszeptała i teleportowała się.
Lucjusz stał przez chwilę zdumiony, nagle odwrócił się gwałtownie z maską obojętności na
twarzy, czując że ktoś go obserwuje.
- Ty i Granger - Draco pokręcił rozbawiony głową. - Mogłem się spodziewać, że wybierzesz
kogoś kogo nie lubię!
- Nie musisz jej lubić – warknął. - Już po niej więc się nie załamuj. - Malfoy senior ruszył ku
wejściu.
- Ojcze, dlaczego? - zapytał Draco poważnie.
- Co dlaczego?
- Dlaczego o nią nie walczysz ?- Smok wsadził ręce do kieszeni i spojrzał na niego, mrużąc
oczy.
- Ten związek był tylko chwilowym kaprysem - odparł Lucjusz, wzruszając ramionami.
- Coś niezbyt przekonująco to zabrzmiało - zakpił Draco.
- Synu, dobrze wiesz, że nasza rodzina od pokoleń nie splamiła swojego rodu nieczystą krwią,
tradycja…
- Tradycja?! - przerwał mu wściekłym głosem Draco. - Pieprzyć tradycję!
- Draconie… - zaczął Lucjusz poważnie.
- Nie przerywaj mi, ojcze! – wykrzyknął. - Od lat słyszę, że muszę zapomnieć o swoich
uczuciach i dbać o dobro swojej rodziny… ale to przez nią byliśmy skazani na służenie
Czarnemu Panu, to przez tą cholerną tradycję ja , jak i ty mamy piętno wypalone na rękach!
Ojcze, nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru nadal postępować tak głupio! I w tym
momencie muszę ci powiedzieć, że oto ja Draco Lucjusz Malfoy mam zamiar poślubić Ginny
Weasley!
- Więc po jaką cholerę zaciągnąłeś mnie do restauracji z tymi idiotkami?! – zapytał, patrząc
na syna podejrzliwie.
- To była część planu – przyznał, wzruszając ramionami. - Miałeś sam kazać mi się rozstać z
Astorią, gdy zorientujesz się jaką jest idiotką! Ale to już nie ważne, wiewiórka przyjęła moje
oświadczyny i właśnie teraz idę porosić… albo inaczej… idę oświecić jej rodziców i tych
tępaków, których nazywa braćmi, że zabieram im ich małą dziewczynkę więc żegnam. Radzę
ci ojcze przejrzeć na oczy i nie kierować się tym śmiesznym przekonaniem, że czystość krwi
jest najważniejsza… nie chcesz chyba drugiego nieszczęśliwego małżeństwa?! - zapytał i
zniknął, pozostawiając uśmiechającego się krzywo Lucjusza.
- Jednak Dracon został dobrze wychowany - mruknął i za radą syna teleportował się w
miejsce, gdzie spodziewał się spotkać kobietę, która jak przypuszczał będzie go doprowadzać
do szału przez resztę życia.
Lucjusz znalazł się w parku niedaleko mieszkania byłej Gryfonki.
Po chwili stał już przed jej drzwiami, uśmiechając się krzywo, zapukał.
- Nie chce z nikim rozmawiać - usłyszał jej podniesiony głos. - A jeżeli jesteś Lucjuszem,
cholernym idiotą Malfoyem to zrób mi tą przyjemność i rzuć się ze schodów!
Blondyn prychnął pod nosem i jednym machnięciem różdżki otworzył drzwi i ujrzał Hermionę
stojącą z założonymi rękami i patrzącego na niego ze złością, skrzywił się, widząc jej
zapuchnięte oczy.
- Czemu ryczałaś? - zapytał wchodząc i zatrzaskując drzwi.
- Hm… zastanówmy się – zadrwiła. - Może dlatego, że jeden taki palant zamiast zerwać ze
mną jak należy wolał…
- Nie miałem w planach z tobą zerwać, Granger - przerwał jej stanowczym głosem.
- Kłamiesz - wyszeptała a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Powinnaś mi ufać - warknął.
- Niby czemu? - zapytała wyzywająco.
- Ponieważ mnie kochasz - powiedział z dumnym uśmiechem.
- Już przestałam - mruknęła niezbyt przekonująco.
- Nie wierzę ci, Granger - zaśmiał się i przytulił mocno do siebie. - Wiem, że jestem kretynem
i…
- Idiotą, głupcem, tchórzem… - wymieniała za niego, dopóki nie zamknął jej ust namiętnym
pocałunkiem. -To na mnie nie działa…
- Działa - powiedział i spojrzał na nią poważnie. - Wyjdź za mnie!
- Na prawdę tego chcesz? - zapytała z nadzieją.
- Gdybym nie chciał, to bym nie zapytał – warknął, przewracając oczami.
- Będziemy miło spędzać czas, bez zobowiązań - przypomniała mu jego własne słowa.
- Będziemy miło spędzać czas… ze wszystkimi zobowiązaniami - poprawił ją.
- Więc, panie Malfoy… mam wziąć pana oświadczyny na poważnie, tak?
- Tak - przytaknął z powagą.
- A gdzie pierścionek? - uśmiechnęła się lekko.
- Kobiety - mruknął Malfoy. - Dajesz im możliwość wejścia do szacownej, majętnej,
wspaniałej, tradycyjnej rodziny a one…
- Nie one tylko ja - wtrąciła Hermiona.
- A ty chcesz jeszcze do tego pierścionek - prychnął i pocałował ją w czoło. - Malfoy’owie nie
ofiarują narzeczonym pierścionków.
- A co? - zmarszczyła czoło.
Lucjusz nie odpowiedział, tylko ściągnął sygnet ze swojego palca i pokazał jej.
- Otrzymuje ona rodzinną pamiątkę, sygnet Malfoy’ów - powiedział i włożył go jej na palec.
- Lucjuszu, on jest zbyt cenny…
- Nie kłóć się, Granger – warknął. - Czy tak już nadwyrężyłem tradycję!
- Niby jak? - zdziwiła się.
- Po pierwsze oświadczyłem się mugolaczce, po drugie mój syn oświadczył się zdrajczyni
krwi, po trzecie … właściwie dwa pierwsze powody powinny wystarczyć! - uśmiechnął się
krzywo.
- Kretyn - mruknęła i odsunęła się od niego. - Nie musisz się ze mną żenić, jeżeli tak bardzo
zależy ci na tradycji!
- Nie zaczynaj znowu swoich mądrości prawić - odparł stanowczo. - Wychodzisz za mnie i
kończymy tą bezsensowną rozmowę!
- Ja nawet nie zaczęłam prawić mądrości - oburzyła się. - To ty cały czas narzekasz!
- Ja mogę - prychnęła na te słowa, już chciała coś powiedzieć, ale zamknął jej usta
pocałunkiem. - Nie kłóć się ze mną, Granger!
- Bo co? - zapytała zadziornie.
- Bo pożałujesz – wymruczał jej do ucha.
Chciała coś odpowiedzieć lecz przerwało jej stukanie w okno.
- To sowa Ginny - powiedziała Hermiona, wpuszczając puchacza do środka.
- Jeszcze nie została moją synową, a już działa mi na nerwy - mruknął Lucjusz.
Hermiona skwitowała jego słowa lekkim uśmiechem i otworzyła list od przyjaciółki.
- Ginny pisze, że Draco zachował się jak dżentelmen w stosunku do Państwa Weasley,
poprosił ją o rękę … ale oczywiście musiał dodać kilka zdań bez przemyślenia…
- O czym ty mówisz? - zapytał Lucjusz, odbierając jej kartkę.
Zapytał mojego ojca czy może prosić o moją rękę, tata był lekko zaskoczony, Draco źle to
zinterpretował , myśląc że tata chce odmówić, wstał i zaczęło się!
- Może nie jestem najlepszym wyborem wiewiórki, ale nie mam zamiaru jej tego
uświadamiać!
Może i Potter jest waszym wymarzonym zięciem, ale niestety dla was wybrała mnie!
Tak naprawdę to jesteśmy zaręczeni od dwóch tygodni, ale ruda uparła się że wszystko ma
być zgodnie z tradycją… naprawdę jest uparta, nie myśleli państwo, żeby ją zbadać? Taki
charakterek raczej nie jest normalny, a wracając do sedna, nawet jak ci wasi synowie mnie
pobiją, na co chyba się zanosi, nie mam zamiaru zrezygnować z tego wkurzającego skrzata….
Znaczy z Ginny…
Resztę opowiem ci jak się spotkamy, najważniejsze że rodzice jak i moi bracia zaaprobowali
nasz związek!
Draco powiedział mi o tobie i cholernym arystokracie…
- Cholernym arystokracie? - Lucjusz uniósł w górę brwi.
- Powiedzmy, że za tobą nie przepada - odpowiedziała zarumieniona Hermiona.
- Nie jest osamotniona w tym uwielbieniu -zadrwił.
- Ja cię kocham, to powinno ci wystarczyć - powiedziała i pocałowała go namiętnie.
- Skończ , bo mam lepsze pomysły niż listy od rudej! - warknął.
Hermiona z uśmiechem przeczytała szybko resztę listu.
- W skrócie… jeżeli mnie zranisz poznasz gniew Ginny i całej rodziny Wesleyów!
- Już się boję - zakpił i wziął ją na ręce.
Dwa lata później
- Za co ja wam płacę?! - wrzasnął Lucjusz. - Macie sprawić, by moja żona nie cierpiała do
cholery! To dla was takie trudne?!
- Ojcze… - Draco próbował uspokoić blondyna lecz na niewiele to się zdało.
- Zamilcz! – warknął. - Ci kretyni mają zająć się Hermioną i moją córką! A jak na razie siedzą
i…
- Lucjuszu, Hermiona chcę cię widzieć - przerwała mu Ginny, wchodząc do poczekalni.
Blondyn posłał wściekłe spojrzenie personelowi i ruszył do pokoju, w którym znajdowała się
brązowowłosa.
Leżała z zamkniętymi oczami, odpoczywając pomiędzy skurczami.
Malfoy podszedł do niej i odgarnął jej z czoła kosmyk włosów.
- Jesteś - wyszeptała ze słabym uśmiechem, otwierając oczy.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Wspaniale - powiedziała, po chwili krzywiąc się z bólu. - Tylko te skurcze są dość
denerwujące - dodała.
- Zabije tych kretynów - warknął Lucjusz.
- Proszę, powiedz, że nie krzyczałeś na nich – westchnęła, słysząc jego prychnięcie. - Oni
robią co w ich mocy, naprawdę nie mogą więcej.
- Mogą – odparł. - I mają coś zrobić byś nie cierpiała!
- Po prostu chwyć mnie za rękę – poprosiła.
Lucjusz spełnił jej prośbę, choć nie zrezygnował z krzyków na personel szpitala.
Po trzech godzinach na świat przyszła śliczna brązowowłosa dziewczynka.
- Jest doskonała - wyszeptała zachwycona Hermiona, patrząc na śpiącą córeczkę.
- To prawda - zgodził się, dotykając malutkiej rączki dziewczynki. - Jak damy jej na imię?
- Podoba mi się imię Hope - powiedziała.
- Hope Malfoy – powiedział. - Doskonale.
- Nasza mała nadzieja - Hermiona spojrzała na niego z zadziornym uśmieszkiem. - Jak ci się
podoba nagroda za związek ze wszystkimi zobowiązaniami?
- Nie jest najgorsza - mruknął poważnie.
- Lucjuszu! - oburzyła się.
- Nie mogłem wyobrazić sobie lepszej nagrody - wyszeptał jej do ucha.
- Tak lepiej - uśmiechnęła się promiennie.
- Pochwalicie się moją siostrą? - zapytał Draco, wchodząc do sali.
Hermiona z radością spoglądała na swoją rodzinę. Lucjusz z dumną miną wpatrywał się w
swojego syna i córkę, Draco zachwycał się siostrą, Ginny stała obok i śmiała się z miny
Smoka.
Po dwóch godzinach, odwiedzinach jej rodziców, rodziny Weasley oraz Harry’ego, Hermiona
została sama z córeczką i mężem.
- Ile musimy tu zostać? - zapytała Lucjusza, gdy położył się obok niej.
- Do jutra – prychnął. - Ci kretyni nawet nie umieją sprawić, byś wróciła szybciej do domu!
- Kochanie oni wiedzą co robią - uspokoiła go i pocałowała w policzek.
- Przeklnę ich - warknął.
- Nie możesz tego zrobić! - oburzyła się. - Nie zawsze wszystko musi być po twojej myśli!
- Powinno być - spojrzał na nią poważnie. - Chcę was mieć obie w domu, a nie w tym
cholernym Mungu!
- Jutro Hope będzie spała w swoim pokoju - rozmarzyła się.
- A ty w swoim - wyszeptał jej do ucha.
Zaśmiała się i wtuliła w niego mocno.
- Kazali ci wyjść? – zapytała , gdy ujrzała jego zmarszczone czoło, wytłumaczyła. - W
mugolskich szpitalach są godziny odwiedzin… potem bliscy muszą wracać do domu…
- Nie interesują mnie ich kretyńskie poglądy – prychnął. -Wyłożyłem pokaźną sumę na ten
cholerny szpital więc radzę im nie wtrącać się w to, co dzieję się w tym pokoju!
- Wiesz… - zaczęła ziewając. - Z jednej strony uważam, że to niesprawiedliwe w stosunku do
innych, a z drugiej cieszę się, że tu jesteś.
- I nikt mnie stąd nie wyrzuci – obiecał, gdy zamknęła oczy.
- Obiecujesz , że jak obudzę się to nadal tu będziesz? - zapytała.
- Oczywiście - odparł lecz już tego nie usłyszała, ponieważ zmęczona zasnęła.
Lucjusz pocałował ją w czoło i wziąwszy córeczkę na ręce, podszedł do okna.
Wpatrywał się w ciemność. Kilka lat temu oznaczała ona ból i samotność, od dnia w którym
ta denerwująca Gryfonka pojawiła się w jego życiu, noc jest dla niego porą bliskości, radości
i miłości. Kto by pomyślał, że on Lucjusz Malfoy poślubi Granger , przyjaciółeczkę wybrańca…
Nie miał zamiaru zmieniać swojego zachowania względem innych. Nadal traktował ich z
wyższością, jedynie Hermiona i ich córka poznają jego inne oblicze, które do tej pory widywał
jedynie Draco.
- Lucjuszu – usłyszał zasapany głos Hermiony, odwrócił się do niej i zmarszczył czoło na widok
jej przerażonej miny.
- Co się stało? – zapytał, podchodząc do niej, wyciągnęła ręce i wzięła córeczkę w objęcia.
- Nic – odparła, a rumieniec wystąpił na jej policzkach. - Po prostu myślałam , że cię nie ma.
- Widać że jesteś zmęczona, jeżeli wpadają ci do głowy takie głupie pomysły – warknął,
siadając obok niej.
- Też cię kocham - zaśmiała się i pocałowała go czule. - Wierzysz w to, że mamy taki słodki
skarb?
- Cóż jestem Malfoy a Malfoyowie są znani z bogactwa więc nasz córka musi być cenna –
odparł, wzruszając ramionami.
- Nie chodzi mi o wartość materialną - oburzyła się.
- Wiem o tym – uśmiechnął się krzywo. - Nasza córka nigdy nie będzie traktowana jak rzecz,
zapamiętaj to sobie!
- Obiecujesz? Wiem, że macie swoją tradycję i takie tam, ale nie chce, żeby Hope była do
czegokolwiek zmuszana - wyszeptała.
- Nie będzie - odparł stanowczo. - Będzie traktowana z szacunkiem na jaki zasługuje! Już ja o
to zadbam!
- Nie mam wątpliwości co do tego. - Spojrzała na niego z miłością.
Malfoy pocałował ją w czoło i przymknął oczy, ciesząc się obecnością dwójki kobiet, które
zmieniają jego życie na lepsze.
Prawda jest taka że nie spodziewał się takiego życia. W czasie wojny czekał z utęsknieniem
na śmierć podczas tortur jakich nie szczędził swoim sługom Czarny Pan, po jego upadku
arystokrata spodziewał się zamknięcia w Azkabanie lecz dzięki przejściu na stronę Zakonu
przed Ostateczną Bitwą został ułaskawiony, wtedy oczekiwał na życie samotne po rozstaniu z
Narcyzą lecz widać Merlin wybaczył mu wszystko i sprowadził na jego drogę Hermionę, choć
istnieje opcja, że to właśnie była Gryfonka zalazła Merlinowi za skórę i za karę została
złączona z blondynem, który nie miał zamiaru zastanawiać się nad motywami
najpotężniejszego z magów, lecz cieszyć się z obecności tej kobiety w jego życiu i nigdy jej nie
stracić.