background image

Anatol Łunaczarski

Metoda materializmu 

dialektycznego

w historii literatury

Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)

WARSZAWA 2006

background image

Anatol Łunaczarski – Metoda materializmu dialektycznego w historii literatury (1933 rok)

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 2 -

www.skfm-uw.w.pl

Szkic   „Metoda   materializmu   dialektycznego   w 

historii   literatury”   zamierzał   Anatol   Łunaczarski 

przedstawić   jako   referat   na   VII   Kongresie   Nauk 

Historycznych (21-28 VIII 1933 r.) w Warszawie. 

Do wygłoszenia referatu nie doszło, ponieważ autor 

w tym czasie był chory. Tekst referatu odnaleziono 

dopiero pod koniec lat '50 XX wieku i w 1960 roku 

został on opublikowany w 7 numerze czasopisma 

„Waprosy literatury”.

Podstawa   niniejszego   wydania:   Anatol 

Łunaczarski,   „Pisma   wybrane”,   tom  1,   wyd. 

Książka i Wiedza, Warszawa 1963.

Tłumaczenie   z   języka   rosyjskiego:  Bohdan 

Strumiński.   Zmiany   redakcyjne   i   korekta:   Piotr 

Strębski.

background image

Anatol Łunaczarski – Metoda materializmu dialektycznego w historii literatury (1933 rok)

Szanowne Panie i Szanowni Panowie!

W gruncie rzeczy referat ten powinien był być wygłoszony nie tu, lecz na I Międzynarodowym 

Kongresie Historyków Literatury w maju 1931 r. w Budapeszcie.

Niestety,   w   tym   czasie   nie   miałem   jeszcze   zaszczytu   współpracować   z   Międzynarodowym 

Komitetem   Nauk   Historycznych,   nie   był   też   w   ogóle   –   chyba   z   naszej   winy   –   reprezentowany   na 

wspomnianym kongresie nasz kraj.

Okazuje   się   wszakże,   iż   Komitet   Nauk   Historycznych   poświęca   również   wiele   uwagi   historii 

literatury, jako jednej z dyscyplin bezpośrednio go interesujących. Korzystając z tej okoliczności, pozwolę 

sobie   tutaj   na   uzupełnienie   owego   przeglądu   metod   badania   historii   literatury,   jakiego   dokonano   na 

wspomnianym kongresie w Budapeszcie.

Uzupełnienie to, jak mi się wydaje, jest dość istotne. W swym świetnym zagajeniu p. sekretarz 

generalny   Międzynarodowej   Komisji   Historii   Literatury   Najnowszej,   profesor   Paul   Van   Tieghem

1

, 

przypomniał wszystkie ważniejsze kierunki w tej dziedzinie. Nie pominął tu również Rosji. Wskazał na 

nową  szkołę  formalistów  w  naszym  kraju  i  wymienił   dwóch   bardzo  wybitnych,   ale  dawno   zmarłych 

uczonych oraz kilku współczesnych nam nader jednostronnych, niezbyt wybijających się ich uczniów

2

. Ale 

profesor Van Tieghem, oczywiście z naszej winy, nie był poinformowany o istnieniu w ZSRR szkoły 

materializmu   dialektycznego,   która   zarówno   ze   względu   na   ilość   prac,   jak   i   ze   względu   na   swe 

oddziaływanie na studentów i społeczeństwo jest czymś bez porównania poważniejszym od stosunkowo 

niezbyt godnej uwagi szkoły formalistów.

Wystarczy powiedzieć, że istnieją w naszym kraju trzy poważne instytuty naukowe: Akademia 

Sztuk Pięknych w Leningradzie, Instytut Literatury Rosyjskiej przy Wszechzwiązkowej Akademii Nauk w 

Leningradzie   oraz   Instytut   Literatury,   Sztuki   i   Języka   przy   Komunistycznej   Akademii   w   Moskwie   – 

powtarzam:   trzy  instytuty,  w  których  działalności  dominującą  rolę  odgrywa   historia  literatury,   badana 

wyłącznie pod kątem widzenia wyżej wspomnianej szkoły.

Wyłącznie przedstawiciele tego właśnie kierunku prowadzą prace z dziedziny historii literatury w 

ramach  Wielkiej   Encyklopedii   Radzieckiej  (ukazało   się   już   ponad   20   tomów)   i   wydają   specjalną 

Encyklopedię Literacką  (jest już 8 tomów)

3

, przy czym chciałbym tu dodać, że to ostatnie wydawnictwo 

daje nową, wnikliwą analizę wszystkich terminów i pojęć naszej nauki, nową ocenę wszystkich autorów, 

dzieł i w ogóle wszystkiego, co miało jakieś znaczenie w życiu literackim świata.

Aby nie zatrzymywać się na olbrzymich pracach z dziedziny literatury rosyjskiej, wymienię tutaj 

tylko  prace  z  zakresu  literatury  zachodniej:   ukazują  się  w  nowych  przekładach,  opatrzone  starannymi 

komentarzami   w   duchu   wzmiankowanej   szkoły,   dzieła   zebrane   Goethego,   Hugo,   Flauberta,   Anatola 

France'a. Pod kierunkiem prof. Ejchenholca zakończono edycję dzieł wszystkich Emila Zoli, która pod 

względem bogactwa aparatu naukowego nie ma sobie równej nawet w ojczyźnie tego pisarza.

Nie będę tu wspominał o wielu wydaniach poszczególnych utworów, zaopatrzonych w komentarze: 

trzyletni plan państwowego wydawnictwa „Academia” częściowo już przyniósł, a częściowo przyniesie 

jeszcze olbrzymią bibliotekę arcydzieł wszystkich czasów i narodów, bibliotekę

4

  ujętą w ramy koncepcji 

socjologicznej i estetycznej, zgodnej z zasadami materializmu dialektycznego.

Jeżeli wziąć pod uwagę, że całą tę pracę prowadzimy w istocie rzeczy dopiero od trzech-czterech lat, 

1

  Paul Van Tieghem, naówczas profesor Uniwersytetu Paryskiego, reprezentował jedną z odmian komparatyzmu w nauce o 

literaturze. – Przyp. red.

2

  Oto odpowiedni ustęp z zagajenia Van Tieghema: „Metodą  nowej szkoły formalistów rosyjskich (Wiesiołowski, Peretz, 

Potiebnia,   Osip,   Brik,   Ejchenbaum,   Winogradow,   Żirmuński)   jest   badanie   jedynie   formy,   co   daje   efekty   wyłącznie   w 

zastosowaniu do prawdziwych dzieł sztuki. Metoda ta programowo poprzestaje na analizie środków artystycznych, historia 

literatury jest dla niej historią techniki literackiej – tę ostatnią bada najskrupulatniej, w najdrobniejszych szczegółach: język, 

styl, kompozycję”. – Przyp. red.

3

 Po śmierci Friczego (1929 rok) naczelnym redaktorem tej encyklopedii został sam Łunaczarski. Pod jego redakcją ukazały się 

tomy od trzeciego do ósmego. Cała encyklopedia obejmuje tomów 12. – Przyp. red.

4

 Chodzi o wydawaną przez wydawnictwo „Academia” serię „Sokrowiszcza mirowoj literatury”. – Przyp. red.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 3 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Anatol Łunaczarski – Metoda materializmu dialektycznego w historii literatury (1933 rok)

to   możemy   powiedzieć   z   dumą,   że  chyba   żaden   inny   kierunek   nie   mógłby   wykazać   się   tak   płodną 

działalnością.

Na czym wszakże polegają zasady tego kierunku?

Żeby powiązać moje dalsze wywody z kongresem w Budapeszcie, pozwolę sobie przytoczyć cytat z 

niezwykle   interesującego   referatu   wygłoszonego   na   tym   kongresie   przez   profesora   uniwersytetu 

krakowskiego   Władysława   Folkierskiego   pt.   „«Badania   porównawcze  nad   literaturą»   czy   «narodowa» 

historia literatury?”

Na wstępie referatu prof. Władysław Folkierski mówi:

„Jesteśmy   wszyscy   przekonani   o   istnieniu   kryzysu   ogarniającego   historię   literatury,   wszyscy 

wyraźnie odczuwamy ów imperatyw kategoryczny, który nakazuje nam w sposób mniej fragmentaryczny i 

bardziej syntetyczny odnosić się do owego całokształtu, jaki stanowi dzieło sztuki. Chodzi o objęcie tego 

całokształtu nie tylko we wszystkich jego złożonych i niezliczonych aspektach, ale i w jego rzeczywistej 

jedności, która daje mu życie i na której się opierają jego części składowe.

Żeby ogarnąć ów całokształt w jego jednolitości, trzeba nie tylko zająć się nim, ale i zagłębić się w 

jego   atmosferę,   będącą   zarazem   atmosferą   jego   autora   i   w   szczególności   atmosferą   tego   bezmiernie 

cennego momentu, któremu zawdzięcza on swe powstanie”.

Taki jest właśnie i nasz cel. Trzeba tylko znaleźć właściwą i należytą metodę, która by pozwoliła 

przeniknąć prawa rządzące układem tej „atmosfery”.

Profesor  Folkierski  mówi  ciekawie  o  coupes   horisontales  (przekrojach  poziomych),   rozumiejąc 

zarazem, że poszczególne narody i kraje nie są rówieśnikami i że dla znalezienia niekiedy zdumiewających 

paraleli   w   ich   rozwoju   literackim   nie   należy   w   żadnym   razie   zadowalać   się   dokonywaniem 

chronologicznych przekrojów poziomych.

Wielce   szacowny   uczony   przyznaje,   że   „można   czasem   –   nie   ujawniając   żadnych   wpływów 

literackich  –  stwierdzić  zaskakujące  podobieństwo  na   dystansie  kilku  wieków,   i  to  w  bardzo   różnym 

środowisku”.

Ale konstatując to wszystko, p. Folkierski stawia tylko przed nami nową zagadkę.

Cóż to za dziwne zbieżności? Czyżby te podobne zjawiska nie miały podobnych przyczyn? Czyżby 

nie było tu żadnej prawidłowości?

Wystarczy wszakże podejść do tego zagadkowego niemal zjawiska, biorąc za podstawę zasadnicze 

cechy stopnia rozwoju gospodarczego danego społeczeństwa, aby otrzymać zastanawiające wyniki.

Już   choćby   najogólniejsze   podziały   dokonywane   na   zasadzie   tych   elementarnych   cech 

gospodarczych społeczeństwa wnoszą nieoczekiwany porządek do pozornie bezładnej pstrokacizny zjawisk 

artystycznych.

Weźmy choćby feudalizm w okresie jego formowania się, rozkwitu i upadku, początki kapitalizmu i 

burżuazji, ich pierwsze sukcesy, zwycięstwa i śmiertelną chorobę późnego kapitalizmu, a przekonamy się, 

jak   olbrzymie   podobieństwo   formalne   zachodzi   między   zjawiskami   literackimi   z  podobnych   okresów 

rozwojowych.

Hipolit Taine próbował tłumaczyć historię literatury klimatem, rasą i momentem historycznym. 

Wiemy jednak, że ta sama rasa w tym samym klimacie w różnych stuleciach tworzy całkiem różne stopnie i 

formy   sztuki.   Czynnik   najbardziej   zmienny   –   „moment   historyczny”   –   pozostaje   więc   u   Taine'a   nie 

wyjaśniony

5

.

My właśnie chcemy go wyjaśnić.

Kluczem jest tutaj historia stale zmieniających się form gospodarczych.

Zmarły   niedawno   uczony   rosyjski,   profesor   Włodzimierz   Fricze,   w   swoim   krótkim   zarysie 

socjologii sztuki

6

 podjął próbę takiej ekonomicznej synchronizacji zjawisk sztuki – i wyniki rzucają się w 

5

  W ujęciu taine'owskim historia jest pozbawiona ciągłości; ruch ma charakter okresowy, całkowicie mieści się w ramach 

struktury którejś z epok kulturalnych, te epoki zaś przychodzą po sobie w sposób katastroficzny, nie wynikając z siebie, lecz 

następując jedna po drugiej. – Przyp. red.

6

 Chodzi o książkę Friczego „Socjologija iskustwa”, Moskwa 1926. – Przyp. red.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 4 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Anatol Łunaczarski – Metoda materializmu dialektycznego w historii literatury (1933 rok)

oczy. Stają się one tym bardziej obiektywne, że profesor Fricze charakteryzuje sztukę poszczególnych epok 

prawie zawsze słowami największych zachodnich znawców sztuki, nie będących bynajmniej zwolennikami 

materializmu dialektycznego.

Wniknijmy nieco głębiej w istotę naszej metody.

Materializm dialektyczny to połączenie dialektyki i materializmu.

Obydwa te korzenie są bardzo głębokie i mocne. Dialektyka wywodzi się od Heraklita, nabiera 

blasku   u   Leibniza   i   zwłaszcza   Spinozy,   rozwija   się   coraz   bardziej   w   dziełach   wielkich   idealistów 

niemieckich, święci olbrzymi triumf u Hegla, po czym zlewa się z materializmem.

Materializm z kolei, utrzymując mniej lub bardziej metafizyczny, tj. nie dialektyczny charakter, 

wywodzi się od Demokryta, Leukipposa, Epikura i Lukrecjusza, zmierza poprzez Gassendiego i Hobbesa 

oraz bardziej dialektycznie myślącego Bacona do materialistów francuskich XVIII stulecia i błyskotliwego 

geniuszu   Diderota,   by   dalej   poprzez   Ludwika   Feuerbacha   zespolić   się   w   jedną   całość   z   nurtem 

dialektycznym.

Najwspanialszy   przedstawiciel   młodej   burżuazji   niemieckiej,   Wolfgang   Goethe,   umiał   po 

mistrzowsku   pojmować   świat   i   poszczególne   jego   zjawiska   w   sposób   dialektyczny.   Oto   jego   słowa: 

„Wszystko jest jednakowe i wszystko jest różne, wszystko jest pożyteczne i zarazem szkodliwe, wszystko 

rozumne i zarazem nierozumne, wszystko, co wiemy o poszczególnych rzeczach, często przeczy sobie 

nawzajem”.

Sama   natura  rzeczy  jest  wewnętrznie  sprzeczna.   Niepodobna  zrozumieć  żadnej  jej  części  poza 

całością, żadnego momentu poza potokiem czasu.

Teoria nasza ujmuje przyrodę jako jedną i realną całość, wiecznie zmienną. Nazywamy ją materią, 

ale   włączamy   do   pojęcia   materii   cały   byt   i   odrzucamy   całkowicie   metafizyczne,   mechanistyczne 

wyobrażenie materii jako zbiorowiska bezwładnych, równych sobie cząstek.

Materia jest substancją zawierającą w sobie olbrzymie potencje. Rozwija się ona zgodnie z pewnymi 

prawami. Wszystkie jej części są ze sobą powiązane.

Nie rozwija się ona jednak bynajmniej wedle stopniowej ewolucji ilościowej. Taki rozwój jest tylko 

szczególnym, wcale nie najważniejszym rodzajem zachodzących w niej ruchów i przemian.

Wspomniany   już  przeze  mnie  Goethe  mówił:   „Rozum  staje  się  nonsensem,   czynienie  dobra  – 

klęską”. Miał on tu na myśli albo w każdym razie można tu mieć na myśli formę państwa.

Dlaczego forma państwa, która wczoraj była jeszcze trwała, rozumna, nieomal zbawienna, dziś 

kruszy się bezpowrotnie, niczym kajdany skuwające żywy organizm, którego siły przerosły ich opór i 

którego nieprzeparta wola zmierza do ich zerwania?

Dlatego właśnie, że warunki gospodarcze społeczeństwa stały się inne i wymagają nowych form 

zewnętrznych.

Ale w analogiczny sposób dokonują się prawie wszystkie procesy w przyrodzie. Wszędzie widzimy 

przechodzenie zmian ilościowych w jakościowe wybuchy. I jeżeli Goethe nie rozumiał dominującego w 

przyrodzie pierwiastka rewolucyjnego, albo raczej prawie świadomie zamykał oczy na jego istnienie, to 

było to rezultatem właśnie niemocy społecznej owej klasy, którą reprezentował. Aby móc w całej pełni 

zrozumieć dialektyczny charakter przyrody i społeczeństwa, należało uzyskać poparcie proletariatu, klasy 

na wskroś rewolucyjnej.

Nasz światopogląd nie uznaje żadnego dualizmu materii i ducha. Życie i psychika są potencjalnie 

zawarte w materii, ale znajdują swój wyraz tylko w pewnych najwyższych stadiach jej organizacji. Życie 

psychiczne każdej indywidualności zależy częściowo od dziedzicznych cech anatomiczno-fizjologicznych 

organizmu, częściowo zaś od środowiska społeczno-psychologicznego, w którym się dana indywidualność 

rozwija.  Owo  środowisko  właśnie  jest  źródłem,  z  którego  jednostka  czerpie  język,  sposób  myślenia  i 

odczuwania. O oryginalności jednostki decyduje specyfika sytuacji społecznej. Im ściślej określony jest ten 

szczególny   splot  rozmaitych   nici  społeczno-psychologicznych,   który  nazywamy   jednostką  ludzką,   tym 

mniejsze residuum pozostaje dla czysto biologicznych czynników.

Twórca materializmu historycznego jako socjologicznej części materializmu dialektycznego – Karol 

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 5 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Anatol Łunaczarski – Metoda materializmu dialektycznego w historii literatury (1933 rok)

Marks – w następujący wyrazisty sposób formułuje zwięźle swą metodę:

„W społecznym wytwarzaniu swego życia ludzie wchodzą w określone, konieczne, niezależne od 

ich   woli   stosunki,   w   stosunki   produkcji,   które   odpowiadają   określonemu   szczeblowi   rozwoju   ich 

materialnych   sił   wytwórczych.   Całokształt   tych   stosunków   produkcji   tworzy   ekonomiczną   strukturę 

społeczeństwa, realną bazę, na której się wznosi nadbudowa prawna i polityczna, a której odpowiadają 

określone   formy   świadomości   społecznej.   Sposób   produkcji   życia   materialnego   warunkuje   społeczny, 

polityczny i duchowy proces życia w ogólności. Nie świadomość ludzi określa ich byt, lecz przeciwnie, ich 

społeczny   byt   określa   ich   świadomość.   Na   określonym   szczeblu   swego   rozwoju   materialnego   siły 

wytwórcze społeczeństwa popadają w sprzeczność z istniejącymi stosunkami produkcji albo – co jest tylko 

prawnym tego wyrazem – ze stosunkami własności, w których obrębie się dotąd rozwijały. Z form rozwoju 

sił wytwórczych stosunki te zamieniają się w ich kajdany. Wówczas następuje epoka rewolucji socjalnej. Ze 

zmianą   podłoża   ekonomicznego   odbywa   się   mniej   lub   bardziej   szybko   przewrót   w   całej   olbrzymiej 

nadbudowie.   Przy   rozpatrywaniu   takich   przewrotów   należy   zawsze   odróżniać   przewrót   materialny   w 

warunkach ekonomicznych produkcji, dający się stwierdzić ze ścisłością nauk przyrodniczych – od form 

prawnych,   politycznych,   religijnych,   artystycznych   lub   filozoficznych,   krótko   mówiąc,   od   form 

ideologicznych, w jakich ludzie uświadamiają sobie ten konflikt i rozstrzygają go

7

.

Nie należy wszakże sądzić, że rozmaite ideologie, w tym również interesująca nas – literatura, 

zależą bezpośrednio od form produkcji.

Takie   ciasne   i   niesłuszne   interpretowanie   marksizmu   miało   miejsce   w   literaturoznawstwie 

rosyjskim, hołdował  mu  pod  koniec ubiegłego  wieku Szulatikow

8

, a całkiem  niedawno rozwinął je  w 

znakomity, ale skrajnie jednostronny sposób profesor Pierewierzjew

9

.

Słuszną koncepcję więzi między bazą ekonomiczną procesu społecznego a ideologiami sformułował 

dobrze jeden z najlepszych rosyjskich uczniów Marksa, Jerzy Plechanow, w swym dziele  Podstawowe 

zagadnienia marksizmu. Oto jego sformułowanie:

„Gdybyśmy   chcieli  zwięźle  wyrazić  pogląd   Marksa-Engelsa  na  stosunek  zachodzący  pomiędzy 

słynną obecnie «podstawą» a nie mniej słynną «nadbudową», to byśmy otrzymali, co następuje:

1. Stan sił wytwórczych;

2. Uwarunkowane przezeń stosunki ekonomiczne;

3. Ustrój społeczno-polityczny, który powstał na danej «podstawie» ekonomicznej;

4. Psychikę człowieka społecznego, określaną częściowo bezpośrednio przez ekonomikę, a częściowo 

przez cały wyrosły na jej podstawie ustrój społeczno-polityczny;

5. Różne ideologie, odzwierciedlające właściwości tej psychiki.

Jest to formuła dostatecznie szeroka, by udzielić mogła należnego miejsca wszystkim «formom» 

rozwoju  historycznego,  a  jednocześnie zupełnie obca eklektyzmowi,  który  nie  potrafi  wykroczyć poza 

wzajemne   oddziaływanie  różnych   sił   społecznych   i   nawet   nie   podejrzewa,   iż   fakt  wzajemnego 

oddziaływania tych sił jeszcze bynajmniej nie rozwiązuje zagadnienia ich  pochodzenia. Jest to formuła 

monistyczna. A ta monistyczna formuła jest na wskroś przesiąknięta materializmem

10

.

Podstawowymi   czynnikami   określającymi   ducha   literatury   są   zatem   klasy   społeczne   w   ich 

wzajemnej walce.

Rzecz jasna, że najwyrazistsze piętno na owym duchu literatury, a więc na tym, co profesor Van 

Tieghem w swym referacie pt. Literaturoznawstwo ogólne  nazywa niemieckim terminem Zeitgeist  [duch 

czasu] – najwyrazistsze piętno wyciska na tym klasa panująca, kierująca danym społeczeństwem w danym 

7

 K. Marks, Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej, Przedmowa, Warszawa 1955, s. 5. – Przyp. red.

8

 Bardziej wyczerpującą krytykę teorii Szulatikowa zawiera artykuł Łunaczarskiego pt. Socjalizm i sztuka. – Przyp. red.

9

  W.   Pieriewierziew   przed   długi   okres   czasu   uchodził   w   literaturoznawstwie   radzieckim   za   oficjalnego   i   najbardziej 

kompetentnego przedstawiciela marksizmu. Już wtedy Łunaczarski toczył z nim polemiki. Jego też wystąpienie na zjeździe 

filologów   jesienią   1929   roku   było   pierwszą   otwartą   próbą   podważenia   monopolu   Pieriewierziewa   na   reprezentowanie 

„najbardziej marksistowskiego” punktu widzenia w badaniach literackich. – Przyp. red.

10

 J. Plechanow, Podstawowe zagadnienia marksizmu, Warszawa 1951, ss. 68-69. – Przyp. red.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 6 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Anatol Łunaczarski – Metoda materializmu dialektycznego w historii literatury (1933 rok)

momencie historycznym.

Rzecznikami   tej   klasy   w   filozofii,   sztuce   itd.   nie   zawsze   są   jej   członkowie.   W   dziejach 

społeczeństwa bardzo często spotykamy odrębną warstwę specjalistów-ideologów: są nimi kapłani, sofiści, 

scholastycy,   legiści,   humaniści,   uczeni   i   wszelkie   inne   odmiany   tej   grupy   społecznej,   którą   w   Rosji 

nazywamy „inteligencją”.

Stanowiąc   nie   klasę,   lecz   wykształconą,   specjalnie   przygotowaną,   częstokroć   szczególnie 

utalentowaną   część   drobnej   burżuazji,   inteligencja   bardzo   rzadko   ma   jakąś   w   całej   pełni   odrębną 

świadomość społeczną.

Na ogół służy ona klasie panującej i spełnia jej zamówienia, polecenia. Może je wykonywać z 

zapałem, będąc wiernym i gorliwym sługą, zwierciadłem swych panów. Tak właśnie w gościnie u królów 

wędrowny, może rzeczywiście ślepy „Demodokos”, ów rapsod homeryda, nie należąc osobiście do jońskiej 

wojskowej arystokracji feudalnej, z ogromną szczerością i siłą wyrazu opiewał jej czyny i chwałę.

Ale każda klasa sprawuje niepodzielne panowanie nad duchem swoich czasów tylko w epoce swego 

rozkwitu.

Stwierdzimy tu pewną prawidłowość, którą bardzo często można zaobserwować w rozwoju klas, a 

którą wskazywałem już przed trzydziestu laty.

Klasa pnąca się wzwyż, młoda, pełna sił i energii bojowej, tworzy literaturę zazwyczaj bardzo 

niedoskonałą w formie: przeważa w niej treść moralna, dydaktyczna, która, rzec można, w sposób raczej 

prymitywny sprzyja kształtowaniu się samowiedzy.

Po zwycięstwie, kiedy klasa sprawuje rządy stosunkowo spokojnie, daje się zauważyć zbieżność 

treści i formy: utrwalone, dojrzałe ideały klasy otrzymują adekwatny, przekonywający kształt formalny, 

słowem: następuje to, co zazwyczaj nazywamy klasycyzmem

11

.

Stopniowo jednak, w miarę jak formy gospodarcze przestają odpowiadać przewodniej pozycji danej 

klasy, żywe soki w jej literaturze wysychają. Jej pisarze ciągle powtarzają w kółko rzeczy powszechnie 

znane,   wynagradzając   to   sobie   coraz   większą   wirtuozerią,   kunsztownością   formy.   Nastaje   okres 

formalizmu.

Klasa, która wyczuwa, że wypierają ją nowe siły, która przestaje wierzyć w swą przyszłość – wpada 

w objęcia mistycyzmu, w mroki tajemniczych przeczuć i poczyna już niejako szukać sobie jedną nogą 

miejsca poza realną przyrodą.

Tymczasem dojrzewa inna klasa, jej następczyni.

Tego   rodzaju   procesy   można   zaobserwować   w   całej   ich   nieuchronnej   kolejności   zarówno   na 

przykładzie losów szlachty, jak i burżuazji.

Przykro mi, że szczupłe ramy niniejszego referatu nie pozwalają na szczegółowsze zilustrowanie 

powyższej tezy, ale poziom tego audytorium każe mi wierzyć, że chyba każdy słuchacz potrafi natychmiast 

przypomnieć sobie taki właśnie bieg zjawisk i jeżeli nie zgodzi się może ze mną od razu, to w każdym razie 

skłonny będzie przyznać poważne prawdopodobieństwo mojego twierdzenia. Dalsze badanie na pewno 

jeszcze bardziej umocni to wrażenie.

Nowa, rosnąca klasa w swej walce z dawnym porządkiem może niekiedy wysuwać ideologów, w 

szczególności   artystów   słowa,   ze  swego   własnego   środowiska,   najczęściej   jednak   są   nimi   specjaliści, 

11

 Łunaczarski wygłaszał niekiedy poglądy stojące w wyraźnej sprzeczności z zawartą tu sugestią, że sztuka klasyczna góruje 

nad sztuką epok „nieklasycznych”: „Przypatrując się historii ludzkości – szczególnie historii literatury i kultury – dostrzegamy, 

iż w okresach stosunkowo spokojnych, kiedy jakaś klasa panująca i ukształtowany przez nią system społeczny rozwijają się w 

ustalonych   granicach,   osiągając   swe   apogeum,   występują   tak   zwane   talenty   klasyczne,   które   tworzą   dzieła   niekiedy 

nieskazitelne, atoli niezbyt wzruszające, stosunkowo ubogie w treści. Najwięksi pisarze (i w ogóle twórcy) zjawiają się akurat 

podczas gwałtownych kryzysów społecznych, kiedy to, co potocznie nazywa się duszą, ulega rozbiciu na dwie lub więcej 

części  pod naciskiem potężnych  a sprzecznych ze sobą  prądów społecznych. Wtedy  właśnie osobowość  ludzka czuje się 

wypchnięta z tradycyjnych form życia. Pełna dotkliwych wrażeń i bólu, usiłuje dać wyraz swoim przeżyciom i tym samym 

staje się głosem podobnych sobie. Tęskni za stworzeniem jakichś trwałych wartości, jakichś nowych ośrodków przyciągania, 

które pozwoliłyby  jej wyrwać się spod władzy społecznego  chaosu”. (Dostojewski  jako myśliciel i artysta, patrz:  Szkice 

literackie, PIW 1962, ss. 155-156). – Przyp. red.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 7 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Anatol Łunaczarski – Metoda materializmu dialektycznego w historii literatury (1933 rok)

inteligenci, którzy się do owej rosnącej klasy przyłączają lub deklarują po jej stronie.

Z tego jednak w żadnym wypadku nie wynika, by historyk literatury-marksista wyznaczał każdemu 

pisarzowi jakieś ściśle określone miejsce w klasowej strukturze społeczeństwa. Bardzo często pisarz stoi na 

skrzyżowaniu   wpływów  kilku  klas.   Czasem  przeżywa   on   boleśnie  takie  rozdarcie  i  wyrzeka,   że  owa 

dzieląca świat przepaść przechodzi przez jego serce

12

.

Trzeba   również   stwierdzić,   że   często   pisarz,   będąc   pod   względem   swej   ekonomicznej   pozycji 

drobnoburżuazyjnym inteligentem, służy takiej czy innej klasie panującej i wnosi do swojej twórczości 

szczególny koloryt, szczególny podźwięk, niezmiernie ważny w sensie społecznym.

Ultrareakcyjny   minister   Aleksandra   III,   Pobiedonoscew,   starając   się   o   rentę   dla   wdowy   po 

Dostojewskim, pisze o nim jako o wiernym słudze cara i szlachty.

Ale  owe  paroksyzmy   wątpliwości,   które  w  oczach  policji  często   zniekształcały  lojalne  oblicze 

Dostojewskiego,   oraz   bezwiednie   wyczuwana   przez   nią   otchłań,   kryjąca   się   za   jego   zewnętrzną 

bogobojnością, kazały stróżom porządku pamiętać wciąż o tym, że kiedyś tegoż Dostojewskiego omal nie 

rozstrzelano   jako   współtowarzysza   najlepszych   inteligentów,   którzy   starali   się   rozbudzić   umęczoną 

demokrację chłopską

13

.

Przykładów takich jest mnóstwo.

W każdym razie nawet za zjawiskami, które wydają się jak najbardziej bezklasowe, jak najbardziej 

obce wszelkiej tendencji społecznej, jak najbardziej odgradzające się od niej ze swego rodzaju wstrętem – 

stoi zawsze właśnie klasowość.

Niezwykle trafnie formułuje socjalne podłoże teorii i praktyki „sztuki dla sztuki” wspomniany już 

przeze mnie Plechanow w swym doskonałym studium Sztuka a życie społeczne. Oto jego słowa:

„Skłonność do sztuki dla sztuki pojawia się i utwierdza tam, gdzie istnieje beznadziejny rozdźwięk 

między   ludźmi   zajmującymi   się   sztuką   a   otaczającym  ich   środowiskiem   społecznym.   Rozdźwięk   ten 

wpływa korzystnie na twórczość artystyczną w tej mierze, w jakiej pomaga artystom wznieść się ponad 

otaczające ich środowisko. Tak miała się rzecz z Puszkinem w epoce mikołajowskiej. Tak miała się rzecz z 

romantykami, parnasistami i pierwszymi realistami we Francji. Mnożąc przykłady, można by było dowieść, 

że  tak   zawsze  miała  się  rzecz  tam,   gdzie  istniał  wspomniany  rozdźwięk.  Ale  romantycy,   parnasiści  i 

realiści, buntując się przeciwko wulgarnym obyczajom otaczającego ich środowiska społecznego, nie mieli 

nic przeciwko stosunkom społecznym, na gruncie których pieniły się te obyczaje. Przeciwnie, przeklinając 

«bourgeois», byli jednakże silnie – zrazu instynktownie, a potem najzupełniej świadomie – przywiązani do 

ustroju burżuazyjnego. I im bardziej wzmagał się w nowej Europie ruch wolnościowy, zwrócony przeciwko 

ustrojowi burżuazyjnemu, tym bardziej świadome stawało się przywiązanie do tego ustroju francuskich 

zwolenników sztuki dla sztuki. A im bardziej świadome stawało się to przywiązanie, tym mniej obojętna 

musiała im się stawać treść ideologiczna własnych utworów. Ich ślepota wobec nowego prądu dążącego do 

odnowienia całego życia społecznego sprawiała jednak, że poglądy ich były fałszywe, ciasne, jednostronne, 

i   obniżała   jakość   idei   wyrażanych   przez   ich   utwory.   Naturalnym   wynikiem   tego   stanu   rzeczy   było 

znalezienie   się   realizmu   francuskiego   w   sytuacji   bez   wyjścia,   co   wywołało   tendencje   dekadenckie   i 

skłonności   do   mistycyzmu   wśród   pisarzy,   którzy   sami   przeszli   niegdyś   szkołę   realistyczną 

(naturalistyczną)

14

.

Tak w ogólnych zarysach rozumiemy zjawiska literatury pięknej.

Nauka, która nie wyjaśnia, nie jest nauką. Wszelkie tezy, wedle których istnieją zjawiska nie tylko 

jeszcze nie wyjaśnione (takich jest oczywiście wiele), ale i z samej istoty swej niewytłumaczalne, uważamy 

za   sprzeczne   z   nauką,   głęboko   reakcyjne.   Głoszenie   tego   rodzaju   tez   uważamy   za   świadomy   lub 

nieświadomy przejaw interesów tych klas, które pragną pomniejszyć znaczenie rozumu, ograniczyć wzrost 

12

  Poglądem   tym   różnił   się   Łunaczarski   od   przedstawicieli   dwu   podstawowych   marksistowskich   szkół   walczących   o 

pierwszeństwo w literaturoznawstwie radzieckim lat dwudziestych, tj. szkoły Pieriewierziewa i szkoły Friczego. – Przyp. red.

13

 Dostojewskiemu skazanemu na śmierć za udział w zebraniach pietraszewców dopiero na placu kaźni zamieniono wyrok na 

czteroletnią katorgę, po odbyciu której miał być wcielony do wojska jako szeregowiec. – Przyp. red.

14

 J. Plechanow, O literaturze i sztuce, Warszawa 1950, ss. 234-235. – Przyp. red.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 8 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Anatol Łunaczarski – Metoda materializmu dialektycznego w historii literatury (1933 rok)

świadomości człowieka, sprzymierzyć się z ciemnymi siłami przeszłości.

Ale jakie są cele, do których zmierza nasze literaturoznawstwo?

Przede wszystkim cel ten, jak już wyżej powiedzieliśmy, jest czysto poznawczy.

Niepodobna zrozumieć dzieła sztuki poza jego atmosferą.

Tak więc wysuwamy tezę, że kto nie chce rozpatrywać dzieła sztuki w związku z przeszłością i 

otaczającym je środowiskiem – ten w ogóle nie może poznać owego dzieła sztuki.

Teza   ta  wydaje  się  nam  do   tego   stopnia   oczywista,   że  po   prostu  jesteśmy   w  pewnym  sensie 

zaskoczeni,   kiedy   niektórzy  literaturoznawcy   usiłują  twierdzić,   iż  utwory  literackie  nie  są  związane  z 

czasem i miejscem.

Ponieważ   powoływanie   się   na   Goethego   przyjmowane   jest   zazwyczaj   bardzo   życzliwie   przez 

wszystkich, przypomnę, że w odróżnieniu od niektórych jego biografów, którzy usiłują za jedyne źródło 

jego utworów uznawać li tylko żywiołowy geniusz, sam on w dziele pt. Zmyślenie i prawda (Dichtung und 

Wahrheit) wskazuje, jak nieskończenie wiele zawdzięcza środowisku, a nawet mówi wręcz, że gdyby się 

urodził o dziesięć lat wcześniej czy później, zarówno jego życie, jak i dzieła wyglądałyby zupełnie inaczej. 

A cóż dopiero, gdy wchodzi w grę sto lat?

Skoro wszakże dla głębokiego poznania utworu literackiego pod względem jego formy i treści, ich 

wzajemnego stosunku niezbędna jest znajomość środowiska, to nie mniejsze znaczenie ma też inna strona 

literaturoznawstwa: samo ono jest niezwykle subtelnym narzędziem poznania społeczeństwa, jego struktury 

klasowej i jego ewolucji.

Należy   chyba   wątpić,   czy   jakiekolwiek   zabytki   historyczne   pozwolą   lepiej   i   wszechstronniej 

wniknąć w najgłębsze nawet tajniki bytu ludzkiego niż właśnie utwory literatury pięknej.

Trzeba   tylko   zawsze   pamiętać,   że   literatura   nie   jest   bynajmniej   bezpośrednim   i   zwykłym 

zwierciadłem odbijającym życie. Historyk powinien posiadać mistrzowską umiejętność uwzględniania owej 

subiektywnej krzywizny zwierciadła, która, ze swej strony, sama jest czynnikiem spowodowanym przez 

przyczyny obiektywne.

Z tego punktu widzenia mogę tylko szczerze przyklasnąć ironicznej uwadze profesora Herberta 

Cysarza w jego budapeszteńskim referacie pt. Poezja. Historia. Historia poezji – uwadze skierowanej pod 

adresem zwolenników izolowanych badań nad utworami literackimi: „Żąda się tylko świątecznych choinek 

bożonarodzeniowych, a nie lasów. Jak gdyby w ogóle możliwe było izolowanie historycznego procesu 

formowania się duszy od jego podłoża życiowego”.

Na tym jednak wcale nie kończą się dla nas cele literaturoznawstwa.

Pod tym względem również nie byłbym pozbawiony sprzymierzeńców na zjeździe w Budapeszcie.

Drugi cel literaturoznawstwa to cel aktywny.

Nie ograniczamy się wcale do tłumaczenia genezy dzieła literackiego. Dzieło literackie jest przecież 

nie tylko skutkiem, ale i przyczyną. Utwór prawdziwie artystyczny jest źródłem olbrzymiej siły społecznej. 

W   zdrowych   epokach   swego   życia   klasy   tworzące   sztukę   doskonale   zdawały   sobie   sprawę   z   jej 

życiotwórczej, niejako wychowawczej potęgi.

Historyczne   badania   nad   dziełem   literackim   są   niepełne,   jeśli   badamy   je   tylko   genetycznie, 

pomijając jego badania funkcjonalne, czyli nie śledząc jego oddziaływania na współczesną mu epokę i 

okresy późniejsze.

Ale w danej chwili nie to mam na myśli, gdyż zadanie owo należy w dalszym ciągu do poznawczej 

części literaturoznawstwa, mam na myśli żywe wykorzystywanie siły tkwiącej w dziełach dawnej literatury 

dla naszej własnej współczesności.

Tu  właśnie   znalazłbym  sprzymierzeńca   w   osobie   czcigodnego   profesora   Ermatingera,   który   w 

referacie zatytułowanym Idee literaturoznawstwa doskonale określa ten drugi cel słowami:

„Uczestniczyć w twórczości wprowadzając poezję w życie. Wzbogacać życie treścią duchową, która 

może trafić do życia z poezji”.

Chciałbym tu jedynie podkreślić, że chyba w żadnym kraju świata zadanie to nie może mieć choćby 

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 9 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Anatol Łunaczarski – Metoda materializmu dialektycznego w historii literatury (1933 rok)

w dalekim przybliżeniu tak kolosalnego znaczenia, jak w naszym kraju.

Trzeba  wziąć pod  uwagę,  że  Wielka  Rewolucja  Rosyjska  rozbudziła  olbrzymie  tłumy zupełnie 

nowych,   kulturalnie   niezbyt   wyrobionych   i   niedoświadczonych   czytelników.   Ale   ten   wielomilionowy, 

młody, świeży, zwycięski czytelnik sam chce tworzyć kulturę, tworzyć ją wedle nowych zasad, wznosząc 

życie społeczne do takiej rozumnej planowości i do takiej kolektywnej koncentracji, do jakiej człowiek 

oczywiście nigdy i nigdzie dotąd nie sięgał.

Czy jednak owe miliony płomiennych bojowników o przyszłość mogą ją budować, nie opierając się 

na całym dorobku przeszłości?

W swym genialnym przemówieniu do komsomolców, wygłoszonym w roku 1920, Lenin powiedział 

im stanowczo, że bez przyswojenia sobie całego dorobku przeszłości ludzkiej nie można nawet myśleć o 

zbudowaniu nowej, socjalistycznej kultury.

To   przyswajanie   jednak   ma   szczególny,   złożony   charakter.   Nie   uzbroiwszy   się   we   wszystkie 

pozytywne   wartości,   jakie   geniusz   ludzki   potrafił   stworzyć   w   ciągu   tysięcy   lat,   nie   można   szybko   i 

stanowczo kroczyć naprzód, jednocześnie wszakże cały ów miniony dorobek należy oczyścić w wielkim 

ogniu nowej krytyki, ponieważ elementy pozytywne w dawnych dziełach sztuki są w najdziwniejszy sposób 

pomieszane z elementami negatywnymi, nietrwałymi, ograniczonymi, obcymi, wrogimi klasowo.

Narody, które wstąpiły na drogę świadomego budownictwa swej przyszłości, niby trąbą archanioła 

wzywają do współpracy śpiących w mogiłach geniuszów.

Ale zmartwychwstali geniusze, ich arcydzieła budzące się do nowego, jak nigdy dotąd potężnego 

życia,   wstając   na  głos   owych   trąb   archanielskich,   stają   rzeczywiście  na   sądzie  ostatecznym:   to   tylko 

bowiem  pozostaje  w  nich  promienne,   potężne,   urzekające  całym  wdziękiem  najpełniejszego   życia,   co 

zawierało w sobie prawdziwe i głębokie człowieczeństwo, co dążyło do jego kolektywnego i harmonijnego 

triumfu poprzez walkę ze wszystkimi żywiołami i przeszkodami społecznymi.

Rad jestem, że we wspomnianym referacie prof. Ermatingera znajduję takie bliskie mi słowa: „To 

powiązanie   z   walczącym   życiem   współczesności   i   ludu   nie   pozwoli   mu   wydawać   sądów   chłodnego 

obserwatora, poprzestawać na opisie czysto psychologicznym, przybierać postawy ściśle relatywistycznej 

wobec wielkich zjawisk”.

Rozmiary i niezwykła waga tego rodzaju pracy, która rozwija się w moim kraju, sprawiają, że rola 

literaturoznawcy,   krytyka   literackiego   staje  się  zaiste  ogromna;   ów  ogrom  może  niepokoić,   przerażać 

człowieka, który się podjął takiego zadania, ale musi też równocześnie napawać go wielką radością.

Na wszystko, co wyżej powiedziałem, może ktoś zareplikować: „Mimo wszystko jednak stosunek 

waszego   kierunku   do   utworów   literatury   pięknej   znaczony   jest   piętnem   pewnego   utylitaryzmu.   Wasz 

kierunek nie daje możliwości swobodnego rozkoszowania się swobodnym darem geniusza”.

Pozwólcie   mi,   państwo,   odpowiedzieć   na   to,   że   wszystkie   owe   długotrwałe   i   nudne   już 

nieporozumienia, jakie narosły wokół pojęcia społecznej użyteczności sztuki, wynikają wyłącznie, z jednej 

strony,   z   głęboko   burżuazyjnego,   mieszczańskiego,   powiedziałbym   nawet:   kramarskiego   wypaczenia 

pojęcia   użyteczności,   a   z   drugiej   strony   –   z   całkiem   niesłusznego   rozdarcia   jedności   człowieka, 

stanowiącego przecież jednolitą całość, rozdarcia na nie związane rzekomo ze sobą, ba, obce sobie elementy 

– ciało i duch.

Najpierw o pierwszej stronie.

Jeżeli uznajemy, że jakakolwiek rzecz czy jakiekolwiek zjawisko są całkowicie bezużyteczne, to 

znaczy, że unicestwienie tej rzeczy czy zjawiska nie przyniosłoby najmniejszej szkody, nie zostałoby wcale 

zauważone. Rzecz bezużyteczna, to znaczy rzecz niepotrzebna, rzecz z każdego punktu widzenia zbędna, 

rzecz, że tak powiem, nie usprawiedliwiająca swego istnienia.

Oto jedynie słuszne pojmowanie użyteczności.

Ale duch burżuazyjny, mieszczański, kramarski uczynił z pojęcia użyteczności coś związanego z 

pojęciem zysku. Użyteczne jest to, co może mnie osobiście przynieść zysk. Oceniać jakiś przedmiot z 

punktu widzenia użyteczności to znaczy oceniać go z myślą o ciągnięciu korzyści.

W tych warunkach łatwo oczywiście uznać ocenę pozbawioną ducha wyrachowania za szczególną, 

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 10 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Anatol Łunaczarski – Metoda materializmu dialektycznego w historii literatury (1933 rok)

wolną, niemal tajemniczą. Jeżeli cenimy wysoko jakiś utwór liryczny, to oczywiście nie dlatego, że jest on 

użyteczny, lecz dlatego, że jest piękny.

Co to znaczy? To znaczy, że utwór sprawia nam przyjemność, aczkolwiek nie może przynieść 

żadnego zysku.

Zadajmy   jednak   pytanie   następujące:   czyż   piękno   jest   bezużyteczne?   Czyż   zniknięcie   piękna 

pozostałoby   nie   zauważone?   Czyż   nie   jest   oczywiste,   że   jeżeli   dany   obiekt   jest   dla   nas   źródłem 

najwznioślejszych przeżyć artystycznych, to tym samym staje się on w naszych oczach wysoce użyteczny, 

tak użyteczny, że porównując go z wartościami bezsprzecznie pożytecznych rzeczy możemy go postawić 

nawet znacznie wyżej?

I to nawet w takim wypadku, kiedy nie możemy udowodnić, że dany piękny utwór sprawia nam nie 

tylko  radość,   ale  i  rozwija  nasze  siły,  wznosi  nas   na  wyższy  stopień  wykształcenia,   w  Goethowskim 

znaczeniu słowa  Bildung. A przecież trzeba do tego dodać, że funt chleba czy para butów zużyte przez 

jedną osobę zostają tym samym zniszczone, natomiast utwory literackie mogą estetycznie zadowalać i 

etycznie uszlachetniać niezliczoną ilość ludzi, całe społeczeństwo, w wielu wypadkach zespalając przy tym 

ludzi w jednym wzniosłym uczuciu.

Czyż  po  tych  wszystkich  rozważaniach  można  jeszcze  mówić  o  „bezużyteczności”  sztuki?  Jak 

można żądać od socjalistów, którzy przecież nie mają zwyczaju rozpatrywać żadnych spraw z punktu 

widzenia korzyści osobistych, żeby szukali dla określenia wartości sztuki innego pojęcia niż najbardziej 

wzniosłe   i   w   ich   przekonaniu   rzeczywiście   najwyższe:   pojęcie   użyteczności   społecznej,   sprzyjanie 

rozwojowi człowieka?

Z drugiej strony, często można spotkać się z pojęciem użyteczności jako czegoś, co może zaspokoić 

tzw.   cielesną   potrzebę   człowieka.   Jedzenie   jest   użyteczne.   Natomiast   zadowolenie   „duchowe”,   np. 

rozkoszowanie się czymś, jest bezużyteczne. Jeżeli więc przedmiot sprawiający nam przyjemność cenimy, 

to zachowując ten punkt widzenia cenimy go widocznie mimo jego absolutnej bezużyteczności.

Nie ma chyba potrzeby tłumaczyć, że z punktu widzenia materializmu dialektycznego i w ogóle 

wszelkiego   monizmu  podział  taki   jest  po  prostu  śmieszny.  Wygląda   to  tak,   jak   gdyby   możliwe  było 

doznawanie jakiegokolwiek uczucia zachwytu bez cielesnych oczu, uszu, mózgu itd. Jedynie dziwaczny 

dualizm, mniemający, że w ulepionym z gliny ciele żyje obca mu dusza, może uznać tak niedorzeczny 

punkt widzenia.

Pozwolę sobie raz jeszcze powołać się na Goethego. W swym znakomitym dziele Dzieje nauki o 

barwach  (Geschichte   der   Farbenlehre)   Goethe,   mówiąc   o   niezwykle   wcześnie   przejawiającej   się   w 

człowieku  dążności  do  ozdabiania   siebie  i  otoczenia  barwami,  rzuca  taką  uwagę:   „Potrzeba  ta  jest  w 

człowieku bodaj silniejsza niż najbardziej elementarne potrzeby jedzenia, picia itd.”

Im bardziej człowiek się rozwija, im bardziej rozwija się społeczeństwo ludzkie, tym rozleglejsza 

staje się skala jego potrzeb, a zatem i odpowiadających im użyteczności.

Wszystkie te użyteczności są przy tym jednocześnie cielesne i duchowe.

Nie ma w ogóle żadnych uczuć i przeżyć, które by nie były związane z żywym ciałem.

Jednocześnie najelementarniejsze albo – jak się czasem trywialnie mówi – „najniższe” potrzeby 

kulturalnego człowieka, kulturalnego społeczeństwa stanowią niezbędną bazę rozwoju i wzrostu.

Czy z punktu widzenia społecznego można na przykład mieć odwagę twierdzić, że brak dosłownie 

chleba w społeczeństwie, głód fizyczny mas jest zjawiskiem mniej smutnym niż jakaś strata „duchowa”, 

„wyższej, kulturalnej natury”?

Tego rodzaju pogląd zdradza od razu człowieka egoistycznego, członka klas wyższych lub jednego 

z ich sługusów: ludzie ci zdają sobie sprawę, że głód fizyczny w każdym razie ich nie dotknie, stoją więc na 

straży tego, co w zdegenerowanym społeczeństwie klasowym jest ich przywilejem.

Od dawna już czas odłożyć do lamusa bzdurną bajkę, że socjalizm troszczy się tylko o żołądek 

człowieka. Socjalizm chce rzeczywiście zlikwidować nędzę, biedę. Ale czy to oznacza, że na tym się 

kończą jego dążenia? Oczywiście, że nie.

Socjalizm bierze za punkt wyjścia przekonanie, że właśnie społeczeństwo nie znające nędzy może 

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 11 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Anatol Łunaczarski – Metoda materializmu dialektycznego w historii literatury (1933 rok)

stać się jedyną normalną bazą dla rzeczywistego rozwoju wysokiej kultury, dla osiągania coraz to nowych 

zwycięstw nad przyrodą, dla wprowadzenia doskonałej harmonii społecznej, dla opromienienia szczęściem 

samej   jednostki   ludzkiej,   dla   owego   „maksymalnego   rozwoju   wszystkich   tkwiących   w   człowieku 

możliwości”, w którym Marks widział kryterium rzeczywistego poziomu duchowego takiego czy innego 

społeczeństwa.

Z   tego   właśnie   punktu   widzenia   Marks   nazywał   całe   dzieje   ludzkości   przed   zwycięstwem 

socjalizmu „mętnym i nużącym wstępem do prawdziwych dziejów ludzkości”.

W   obecnej   dobie   z   wielkim   napięciem   i   wytężeniem   wszystkich   sił,   ale   i   bez   drżenia   ręki 

odwracamy w moim kraju ostatnią stronicę tego wstępu.

W tytanicznym dziele wprowadzania nowego ustroju powinny uczestniczyć wszystkie gałęzie sztuki 

i wszystkie dyscypliny naukowe. Wśród tych ostatnich, jak wynika z tego, co powiedzieliśmy wyżej, jedno 

z poczesnych miejsc zajmuje historia literatury.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 12 -

www.skfm-uw.w.pl