background image

Dornberg Michaela 

 
 

Lena ze Słonecznego Wzgórza 

11 

 
 
 

Zaproszenie

background image

W poprzednich tomach 
 
Lena pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Fahrenbachowie 

jednak tylko wydają się szczęśliwi. Matka dawno odeszła do 
innego  mężczyzny,  a  ojciec  właśnie  zmarł,  zostawiając  duży 
majątek.  Lena  ma  troje  rodzeństwa:  dwóch  braci,  Friedera  i 
Jórga, i siostrę Grit. Wszyscy mają już swoje rodziny. Mona 
jest żoną Friedera - odziedziczyli po ojcu dobrze prosperującą 
hurtownię  win.  Jórg  z  żoną  Doris  otrzymali  w  spadku 
wyremontowany  zamek  Dorleac  we  Francji  wraz  z 
przyległymi winnicami. Grit i jej mąż Holger dostali willę w 
mieście.  Lenie  przypadła  w  udziale  posiadłość  Słoneczne 
Wzgórze  w  miejscowości  Fahrenbach,  na  pierwszy  rzut  oka 
najmniej  intratna  część  spadku.  Za  dwa  lata  rodzina  ma  się 
ponownie  zebrać,  żeby  poznać  decyzje  w  sprawie  reszty 
majątku. 

Ze  wszystkich  obdarowanych  tylko  Lena  pozostaje  wierna 

tradycji  i  nie  sprzedaje  swojego  majątku.  Nie  zamierza 
dokonywać  także  żadnych  poważnych  rewolucji.  Tak  jak 
ojciec  planuje  się  zajmować  dystrybucją  alkoholi  i  dbać  o 
Słoneczne Wzgórze, żeby nie popadło w ruinę. Przeprowadza 
się  do  posiadłości  i  rozpoczyna  prace  remontowe  -  w 
przyległych do domu budynkach zamierza otworzyć pensjonat. 
Tymczasem  jej  rodzeństwo  podejmuje  kolejne  nieudane 
decyzje  finansowe.  Frieder  unowocześnia  hurtownię  i 
rezygnuje z dotychczasowych dostawców, ponosząc ogromne 
straty. Jórg wycofuje się z branży alkoholowej, a nowy pomysł 
na  agencję  eventową  pogrąża  go  finansowo.  Grit  sprzedaje 
willę, a uzyskane w ten sposób pieniądze inwestuje w siebie. 

Otrzymany spadek wydaje się całkowicie zmieniać kochającą 

się do tej pory rodzinę. Rozpada się związek Friedera i Mony, 
którzy  zaczynają  zaniedbywać  także  swojego  syna,  Linusa. 
Chłopiec  próbuje  popełnić  samobójstwo.  Jego  ojciec  wydaje 

background image

się jednak zupełnie tym nie przejmować. Ma nową, młodszą od 
żony  kobietę  i  wiedzie  dostatnie  życie,  w  którym  nie  ma 
miejsca  dla  rodziny.  Doris,  stęskniona  za  domem  i 
wyniszczona  nałogiem  alkoholowym  odchodzi  od  Jórga,  by 
zacząć  szczęśliwy  związek  z  innym  mężczyzną.  Małżeństwo 
Grit i Holgera też się nie układa. Holger ma dość rozrzutnej i 
egzaltowanej  żony,  która  zupełnie  zaniedbuje  dom  i  dzieci, 
Merit i Nielsa. Dlatego wyjeżdża do Kanady w nadziei, że żona 
wreszcie  się  opamięta.  Grit  jednak  nie  ma  najmniejszego 
zamiaru  rezygnować  z  atrakcyjnego  kochanka  i  wracać  do 
nudnego rodzinnego życia. Lena jako jedyna z Fahrenbachów 
nie porzuca dotychczasowych wartości, często odwiedza grób 
ojca i za żadne skarby nie zamierza sprzedawać ziemi, która od 
pokoleń należy do rodziny. W ten sposób zraża do siebie Frie-
dera, który stojąc  przed widmem bankructwa, liczy na  to, że 
ona odstąpi mu część odziedziczonych przez siebie gruntów. 

background image

Jeśli natomiast chodzi o samą Lenę... 
 
Jej największym, a wciąż niezrealizowanym marzeniem, jest 

ślub  z  Thomasem,  miłością  jej  życia,  która  wbrew 
przeciwnościom  losu  znów  ich  odnalazła.  Jednak  mimo 
ciągłych  obietnic  i  zapewnień  deklarujący  wielkie  uczucie 
Thomas  wciąż  odkłada  kolejne  wizyty  na  Słonecznym 
Wzgórzu  i  nie  chce  rozmawiać  o  swojej  aktualnej  sytuacji 
życiowej. Zakochana Lena obdarza go zaufaniem i wierzy, że 
w  Ameryce,  gdzie  mieszka  na  stałe,  pozostaje  jej  wierny. 
Swoje  życie  zamienia  w  czekanie  na  kolejny  telefon  od 
ukochanego i najmniejszy choćby dowód miłości. W czekaniu 
pomaga  jej  wytrwać  piękna  bransoletka  z  romantycznym 
napisem LOVE FOREVER - dowód miłości od Thomasa. Gdy 
jednak  ten  odwodzi  Lenę  od  pomysłu  odwiedzenia  go  w 
Ameryce,  dziewczyna  zaczyna  coraz  bardziej  wątpić  w  jego 
miłość. Przyczynia się do tego także pojawienie się Jana van 
Dahlena,  dziennikarza,  który  bez  pamięci  zakochuje  się  w 
ślicznej Lenie. Jego pocałunek wpędza ją w wyrzuty sumienia, 
ale nie zniechęca do walki o związek z Thomasem. Wolny czas 
Lena  poświęca  na  ciężką  pracę,  która  pozwala  jej  w  końcu 
zaistnieć w branży alkoholowej. Odnosi coraz większe sukcesy 
i  podpisuje  kontrakty  z  kolejnymi  dystrybutorami.  Część 
odremontowanej posiadłości zamienia w pensjonat. Ma nawet 
pierwszych gości - doktor von Orthen, która okazuje się byłą 
narzeczoną jej zmarłego ojca, i znaną aktorkę Isabelle Wood. 
Stara  się  również  dbać  o  mieszkańców  posesji,  którzy 
otrzymali  od  zmarłego  gospodarza  prawo  dożywotniego 
zamieszkiwania. Nie jest to trudne, bo bardzo ich kocha. To oni 
po śmierci ojca stali się jej najbliższą rodziną. Nicola, Daniel i 
Aleks też starają się jej pomagać tak, jak tylko potrafią. Nicola 
zajmuje się kuchnią, Daniel odnawia posiadłość, a Aleks po-
maga  w  kwestii  kontraktów  z  dystrybutorami  alkoholi.  Lena 

background image

umie  się  odwdzięczyć.  Obiecała  sobie,  że  odnajdzie  córkę 
Nicoli, którą ta przed laty, z powodu braku środków do życia, 
oddała do adopcji. Wydaje się, że właśnie wpadła na właściwy 
trop. 

Jej najbliżsi przyjaciele z Fahrenbach, Sylvia i Martin, wrócili 

z  podróży  poślubnej.  Lena  ich  uwielbia  i  życzy  im  jak 
najlepiej, ale intuicja podpowiada jej, że coś złego czyha na ich 
związek.  Wciąż  poszukuje  także  receptury  Fahrenbachówki, 
likieru, którego skład był znany jedynie jej ojcu. Tymczasem 
Aleks  informuje  Lenę  o  dziwacznym  odkryciu.  W  starej 
skrzyni 

znajduje 

kilka 

obrazów, 

które  wydają  się 

bezwartościowymi bohomazami. Lena jest jednak całkowicie 
pochłonięta  problemami  rodzinnymi,  do  których  straciła  już 
dystans. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Na Słonecznym Wzgórzu jesień zagościła na dobre. Pożółkłe 

wilgotne liście tworzyły gruby, miękki dywan, który skrył do 
niedawna  jeszcze  królującą  zieleń.  Ogołocone  drzewa  coraz 
częściej  stawały  się  ulubieńcami  swawolącego  wiatru,  który 
bez skrupułów dokazywał wśród gałęzi. Lena wyjęła z  szafy 
ciepłe  spodnie,  założyła  grubą  kurtkę,  obwiązała  szal  wokół 
szyi i wsiadła na rower. Miała pewien plan. Chciała odwiedzić 
grób  ojca  i  zapalić  w  kapliczce  świeczki,  co  ją  uspokajało. 
Potem  zamierzała  wstąpić  do  Sylvii.  Na  szczęście  prawie 
zawsze  można  ją  było  zastać  w  gospodzie.  Ciąża  nie 
przeszkadzała jej w pracy. 

- Jestem w ciąży, a to nie choroba - powtarzała Sylvia. 
Lena poczuła wyraźną ulgę, kiedy dojechała do przyjaciółki. 
 

background image

-  Och,  co  za  wspaniała  niespodzianka!  -  krzyknęła  Sylvia.  - 

Czym sobie na nią zasłużyłam? 

Lena  uścisnęła  przyjaciółkę  i  delikatnie  pocałowała  w 

policzek. 

- Najzwyczajniej  w świecie nabrałam ochoty na spotkanie z 

tobą, kochanieńka. Wyglądasz kwitnąco! 

Sylvia dość lekko i bezstresowo znosiła ciążę. Pasował do niej 

zaokrąglony brzuszek. 

Była  nieopisanie  szczęśliwą  kobietą,  cieszącą  się  ze  swojej 

ciąży. 

Lena  zastanawiała  się,  czy  i  ona  z  uśmiechem  na  twarzy 

rozkoszowałaby  się  stanem  błogosławionym.  Czy  Thomas 
byłby tak samo wspaniałym ojcem jak Martin, który dla swoich 
nienarodzonych dzieci pisał pamiętnik bobasa. 

Lena popadła w zadumę, ale Sylvia postanowiła ściągnąć ją 

na ziemię. 

- Śnisz na jawie? 
-  Przepraszam  -  odparła Lena  i  ruszyła  w  stronę ich  stałego 

stolika. 

Usiadła. Sylvia przyniosła dla siebie kakao, a dla Leny kawę. 
-  Intuicja  mi  podpowiada,  że  twoja  szwagierka  Doris 

zadurzyła się w naszym Markusie - powiedziała Sylvia. 

 

background image

- Skąd te przypuszczenia? Widział ją tylko raz i to krótko, nie 

zamienił  z  nią  ani  słowa,  więc  nie  przesadzałabym  z 
określeniem „zadurzyła się". Hm, zaprosił nas na obiad. 

- Nas też. Chce nas zabrać do tej nowej włoskiej restauracji... 

Portofino. Nie dzwoniłaś dziś do niego? 

- Nie, ale super, że też idziecie z nami. Nie będę się czuła jak 

piąte  koło  u  wozu,  kiedy  Markus  będzie  podrywał  moją 
szwagierkę. Sama nie wiem, co o tym sądzić. Doris ma za sobą 
kolejny  nieudany  związek  i  raczej  nie  poluje  na  nowego 
partnera. 

- A nie chce wrócić do twojego brata? 
-  Nie,  między  nią  a  Jörgiem  wszystko  skończone.  Lubię 

Doris. 

-  Jeśli  zaiskrzy między  nimi,  nie  stracisz  z  nią  kontaktu,  bo 

zostanie w Fahrenbach. 

-  Doris  woli  miasto.  Nie  sądzę,  żeby  zmieniła  upodobania, 

chociaż bardzo bym tego chciała. 

-  Nie  uprzedzajmy  faktów.  Zobaczymy,  jak  się  to  rozwinie. 

Markus mógłby wreszcie znaleźć swoją drugą połówkę. Latka 
lecą. 

-  Hm,  mężczyźni  mają  dłuższą  datę  przydatności.  Sylvia 

westchnęła. 

- Nie do końca się z tym zgadzam, Lenko, ale cieszę się, że już 

mam swoją połówkę. 

 

background image

Lena  odruchowo  zerknęła  na  bransoletkę  od  Tiffanyego. 

Prawie w ogóle jej nie zdejmowała. Thomas wygrawerował na 
niej  napis  LOVE  FOREVER.  I  co  z  tego  miała?  Thomas 
mieszkał w Ameryce, a ona na Słonecznym Wzgórzu. 

Nerwowo popijała kawę. Thomas powinien niebawem do niej 

przyjechać.  To  on  był  jej  mężczyzną  na  całe  życie.  Szkoda 
tylko, że na razie funkcjonowali oddzielnie. 

Do  środka  weszli  goście,  mała  grupka  wycieczkowiczów. 

Sylvia  perfekcyjnie zarządzała  gospodą, dzięki czemu interes 
kręcił się również poza sezonem. 

Wraz z turystami wszedł Markus. 
-  Zachciało  mi  się  kawy  -  zawołał  i  przywitał  się  z  obiema 

paniami. - Dobrze, że cię spotkałem. Zapraszam ciebie i twoją 
szwagierkę  jutro  do  Portofino.  Bądźcie  gotowe  na 
dziewiętnastą. Zaprosiłem też Sylvię i Martina. OK? 

- Sylvia właśnie mi o tym powiedziała. 
- Wspaniale. Twoja szwagierka przyjdzie, prawda? 
-  Jasne.  Ale  Markus,  mówiłam  ci,  że  Doris  niedawno  się  z 

kimś  rozstała.  Zakończyła  burzliwy  związek.  Nie  bądź 
natarczywy i nie nastawiaj się na 

 

background image

nic  wielkiego  tylko  dlatego,  że  ona  odpowiada  twojemu 

ideałowi kobiety. 

Przerysowanie przyłożył prawą dłoń do serca. 
- Obiecuję. 

background image

Lena  i  Doris  godzinami  stroiły  się  na  wieczór  w  Portofino. 

Ostatecznie  Lena  włożyła  spódniczkę  w  drobniutką 
biało-czarną kratkę, gustowny czarny T-shirt i krótką wełnianą 
kurtkę. Roz-, puściła też włosy. 

Natomiast  Doris  pożyczyła  od  niej  gustowną  spódniczkę  do 

kolan,  prezentując  swoje  zgrabne  nogi,  do  tego  założyła 
szykowny sweterek i modną w tym sezonie kurteczkę. 

Roześmiane dotarły do nowego osiedla w Fahrenbach, gdzie 

stosunkowo  niedawno  wprowadziło  się  kilku  lokatorów. 
Zachwycone przekroczyły próg restauracji. Piękny wystrój. 

Markus już na nie czekał. Rozpromieniał, kiedy ujrzał śliczną 

twarz  Doris.  Wreszcie  mógł  ją  poznać  osobiście.  Oczywiście 
zajął jej miejsce obok siebie. 

Lena rozejrzała się po restauracji. Przepychem wpasowałaby   

się    w    klimat    Bad Helmbach. 

 

background image

Ale  w  tym  prostym,  spokojnym  Fahrenbach?  Nie,  ten  lokal 

nie pasował do tutejszej idyllicznej atmosfery. 

Obok nich znajdowały się trzy stoliki, przy których siedzieli 

sami obcy ludzie. Lena nie dostrzegła nikogo z mieszkańców 
Fahrenbach. 

Weszli  Sylvia  i  Martin.  Jak  zwykle  tryskali  energią.  Martin 

pomógł żonie zdjąć kurtkę i odsunął jej krzesło. Sylvia miała 
na  sobie  piękną  sukienkę  ze  streczu.  Podkreśliła  nią  swoje 
krągłe kształty. 

- Słuchajcie, Francja elegancja. Granitowe podłogi, mnóstwo 

kryształów...  Taki  pałac  w  naszym  skromnym  Fahrenbach? 
Wyobraźcie sobie tutaj miejscowych rolników i mieszkańców 
z  wioski.  Tyle  zachodu  dla  lokatorów  trzydziestu  nowych 
budynków,  notabene  nie  w  pełni  zamieszkanych?  Przesada! 
Moim  zdaniem  ta  świątynia  niedługo  się  tu  ostanie.  Oby 
jedzenie było dobre. 

Do  ich  stolika  podszedł  kelner  sprawiający  wrażenie 

aroganckiego.  Podał  im  karty  dań  i  wbił  posępny  wzrok  w 
Sylvię. Prawdopodobnie usłyszał jej mało pochlebną opinię na 
temat lokalu. 

Bez  wątpienia  wystrój  restauracji  przewyższał  okoliczne 

standardy.  Tyle  że  nie  pasował  do  Fahrenbach.  I  to  był 
problem. 

 

background image

Wybór  dań  był  rzeczywiście  obszerny.  Sylvia,  która 

doskonale się na tym znała, zastanawiała się, czy przy tej ilości 
wszystkie składniki są świeże. 

Ach, nieważne. Nie postrzegała tej restauracji w kategoriach 

konkurencji.  U  niej  serwowano  zupełnie  inne  potrawy. 
Mieszkańcy  Fahrenbach  w  nich  się  lubowali.  Dlatego  raczej 
nie przerzucą się na nowoczesne jedzenie. 

Grupka  przyjaciół  szybko  dokonała  wyboru  i  wdała  się  w 

ożywioną dyskusję. 

Na jedzenie nie ma co narzekać Było całkiem smaczne. Wina 

też niczego sobie. 

Podano im deser - zabaglione dla Leny i Doris, panna cotta z 

musem  malinowym  dla  SyWii,  tiramisu  dla  Martina  i  sałatka 
owocowa dla Markusa. 

Zapadła  chwilowa  cisza.  Otworzyły  się  główne  drzwi.  Do 

środka ostentacyjnym krokiem wszedł gburowaty pan Koller z 
odpicowaną rudowłosą towarzyszką. 

Zdumiał  się  i  kiwnął  w  stronę  ich  stolika.  Próbował  chyba 

nadrobić  swoje  niefortunne  zachowanie,  kiedy  Sylvia  i  Lena 
chciały  go  powitać  chlebem  i  solą  jak  dwie  niedorozwinięte 
wieśniaczki.  Ponadto  łudził  się,  że  Lena  wydzierżawi  mu 
tereny łowieckie i kawałek przystani dla jego jachtu. Ludzie 

 

background image

pokroju  Kollera  nie  dają  za  wygraną.  Wydaje  im  się,  że  za 

pieniądze kupią wszystko. 

Wyglądało  na  to,  że  Koller  był  znany  w  tych  kręgach. 

Gospodarz,  korpulentny  Włoch  z  wyżelowanymi  włosami, 
obsługiwał go w podskokach. Gdy Koller szepnął mu coś do 
ucha, spojrzał na Lenę, pokiwał głową, doszedł do jej stolika i 
jak na zawołanie wyszczerzył zęby. 

-  Mam  nadzieję,  że  państwu  smakowało?  -  podlizywał  się, 

mimo  że  wciąż  jedli  deser.  -  Czy  mógłbym  zaserwować 
państwu na koszt firmy butelkę grappy? 

Zmierzył wszystkich pogardliwym wzrokiem. Sylvia zabrała 

głos. 

-  Chętnie.  Chociaż  ja  prosiłabym  napój  bezalkoholowy. 

Jestem  w  ciąży...  Pozwoli  pan,  że  się  przedstawimy?  - 
odezwała  się  słodkim  głosikiem.  -  Jesteśmy  rdzennymi 
mieszkańcami. Tu jest Lena Fahrenbach, do niej należą liczne 
ziemie,  posiadłość  Słoneczne  Wzgórze  oraz  jezioro.  Markus 
Herzog,  właściciel  tartaku.  Ja  jestem  Sylvia  Gruber, 
właścicielka gospody Pod Lipą. To jest mój mąż, miejscowy 
weterynarz,  a  ta  urocza  dama  -  wskazała  na  Doris,  -  jest 
szwagierką  pani  Fahrenbach,  posiadaczką  zamku  Château 
Dorleac we Francji. 

background image

Mężczyźnie opadła szczęka. 
- To  dla  mnie ogromny zaszczyt, że odwiedziliście państwo 

moją restaurację. Proszę polecać mnie wśród znajomych. 

Oddalił się w pląsach. 
-  Wybacz,  Doris,  że  wypaliłam z  grubej  rury,  ale  niech  ci z 

nowego  osiedla  zobaczą,  kto  w  naszej  wiosce  jest 
najważniejszy. 

Martin objął żonę. 
- Kochana, co z tobą? Zwykle taka nie jesteś. 
-  Bo  zwykle  nie  spotykam  takich  typków  jak  Koller.  Sam 

widziałeś,  że  gospodarz  podszedł  do  naszego  stolika  dopiero 
wtedy,  gdy  dowiedział  się,  że  Lena  jest  kimś  ważnym.  Nie 
mogłam się powstrzymać, żeby mu nie powiedzieć, że i my od 
nich nie odstajemy. 

- Dobrze zrobiłaś, Sylvia - wtórował jej Markus. 
- Przykre, że dożyliśmy czasów, gdzie trzeba się przechwalać 

swoim  majątkiem  albo  pozycją  społeczną,  żeby  zostać 
zaakceptowanym. Człowiek jako istota się nie liczy? Uważam, 
że byłoby grzeczniej, gdyby nowi mieszkańcy przedstawili się 
nam  uprzejmie,  a  nie  bezczelnie  przeganiali.  Przecież  to 
komedia.  Teraz  ni  z  gruszki,  ni  z  pietruszki  podadzą  nam 
grappę... Za darmochę... 

 

background image

Najchętniej chlapnęłabym tą grappą gospodarzowi w twarz. 
- Nie musisz tego robić, kochanie - zachichotał Martin. - Poza 

tym  ty  grappy  nie  dostaniesz.  Zmieńmy  temat.  Jeszcze  tylko 
jedna  uwaga.  Nam  się  nie  spodobały  zachodzące  tu  zmiany. 
Według  nas  są  niepotrzebne.  Niby  rzecz  gustu,  ale  wkurza 
mnie, że nowi obywatele Fahrenbach wychodzą z założenia, że 
mogą  się  wywyższać,  ponieważ  wybudowali  sobie  piękne, 
okazałe  domy  i  mają  w  garażach  wypasione  auta.  Może  z 
czasem się jakoś z nimi dogadamy. 

- Ach, mężulku, ty zawsze szukasz kompromisu i próbujesz 

zażegnywać spory. 

-  Wolę  to  niż  dolewanie  oliwy  do  ognia.  A  teraz,  kotku, 

chciałbym skosztować twojego deseru. -Dorwał się do talerza 
Sylvii. - Hm, pyszne. Chyba dokonałem złego wyboru, chociaż 
tiramisu też jest wyborne. 

Doris  i  Markus  zajęli  się  sobą.  Wdali  się  w  ożywioną 

pogawędkę. 

Sylvia puściła Lenie oczko i wskazała ruchem głowy na parę 

gruchających gołąbeczków. 

background image

Zaraz  po  kolacji  w  Portofino  Lena  położyła  się  do  łóżka. 

Wieczór  przebiegł  w  sielankowym  nastroju.  Jedzenie  im 
smakowało, ubawili się i miło spędzili ze sobą czas.   

  Markus  pojechał  jeszcze  z  Doris  do  jakiegoś  baru  w  Bad 

Helmbach. A Lena słodko zasnęła.   

Ze snu wyrwało ją brzęczenie telefonu.   
Przestraszyła  się.  Odruchowo  zapaliła  lampkę  nocną  i 

zerknęła  na  zegarek.  i  Dziesięć  minut  po  północy.  Thomas? 
Nikt inny o tej porze nie dzwonił. Stało się coś? 

Z przerażeniem zawołała „halo". 
To był jej brat Jórg. 
On dawno nie dawał o sobie znaku życia. Nigdy nie dobijał 

się do niej o tak późnej porze. 

- Na miłość boską, Jórg, co się dzieje? 
- Równie dobrze ja mógłbym zadać to pytanie. 
 

background image

Lena oniemiała. Co on bredził? 
- Proszę? 
-  Rozmawiałem  z  Grit.  Doniosła  rai,  że  przyjęłaś  do  siebie 

Doris. 

- Tak, i co z tego? 
- Uważasz, że to w porządku? 
- A niby dlaczego nie? 
- Mam ci przypomnieć, że Doris i ja się rozwodzimy... ? No 

chyba że... ona chce do mnie wrócić? 

-  Jórg,  wiesz,  która  jest  godzina?  Dzwonisz  do  mnie  po 

północy, żeby pogadać o Doris? 

- Ciesz się, że w ogóle do ciebie dzwonię. Zuchwale zbratałaś 

się  z  meją  eks-małżonką.  Zwariowałaś?  Grit  też  jest  zdania, 
że... 

Lena mu przerwała. 
- Grit niech się zajmie sobą i własnymi sprawami. Wierz mi 

na  słowo,  że  ma  czym.  Poza  tym  ja  nie  spiskuję  z  Doris 
przeciwko tobie. Lubię ją i tyle. Twój rozwód z nią nie ma nic 
do  tego.  Powinieneś  darzyć  ją  szacunkiem.  Ułatwiła  wam 
wasze rozstanie. Zrezygnowała ze wszystkiego, co jej prawnie 
przysługiwało...  Ogarnij  się.  Wsparłbyś  ją  finansowo,  a  nie 
zrzędzisz jak stara baba. Nie wiedzie się jej zbytnio. Dlatego 
jest u mnie. 

background image

- Ojej, szczęście się od niej odwróciło? Ma za swoje. 
Lena wyczuła jego sarkazm. 
- Gdybyś poświęcał jej więcej uwagi, nie odeszłaby od ciebie. 

Nie  śmiej  się  dziadku  z  czyjegoś  wypadku.  Znasz  to 
powiedzonko? Nigdy nie wiesz, jaki los cię czeka. Z Catherine 
też  może  być  różnie.  Teraz  pijecie  sobie  z  dzióbków.  A  co 
przyniesie jutro? Z Doris byłeś żonaty przez wiele lat i przez 
jakiś czas było wam dobrze ze sobą. Dlatego nie obrzucaj jej 
błotem. I gwoli wyjaśnienia, nie, ona nie chce do ciebie wrócić. 

-Ufff. 
- Wspomożesz ją? 
- Naturalnie, że nie. Zrezygnowała ze swojej części majątku. 

Ani mi się śni dobrowolnie dzielić się z nią moim dobytkiem. 

- No tak, za te pieniądze możesz zorganizować kilka festiwali 

lub  wyremontować  Chateau.  Zaspokojenie  twojego  chorego 
ego przysłoniło ci prawdziwe cele życiowe. Nie baczysz na nic 
i nikogo, nawet na człowieka, którego kiedyś kochałeś. Wiesz 
co, Jórg, udław się tymi pieniędzmi. Żałuję, że cię zapytałam. 
Jesteś  taki  sam  jak  Grit  i  Frieder,  a  ja,  głupia,  wmawiałam 
sobie, że jest inaczej. Pomogę 

background image

Doris,  o  ile  mi  na  to  pozwoli.  Ona  jest  wartościowym 

człowiekiem... Idę spać. Cześć. 

Po  co  tak  naprawdę  dzwonił?  Żeby  zabronić  jej  kontaktu  z 

Doris?  Lena  zgasiła  światło  i  padła  na  poduszki.  Próbowała 
znowu  zasnąć.  Nadaremnie.  Bezczelny  gnojek.  Co  on  sobie 
wyobraża? 

Słyszała,  jak  około  drugiej  Doris  schodziła  po  schodach. 

Najchętniej wstałaby i pogadałaby z nią trochę, ale ostatecznie 
została w swoim pokoju. Była zła na siebie, że poprosiła Jórga 
o pomoc dla Doris. 

W końcu zasnęła. Przyśnił jej się koszmar. Była w Chateau i 

chciała ukraść z szuflady plik banknotów. Jorg przyłapał ją na 
gorącym  uczynku  i  podpalił  pieniądze.  Potem  przytknął  jej 
płonącą  pochodnię  do  twarzy.  Przeszył  ją  piekący  ból  i 
obudziła się z krzykiem. 

Doris omal nie wyważyła drzwi, wparowując do jej pokoju. 
- Lena, co jest grane? 
Lena uniosła się. Drżącymi palcami włączyła światło. 
- Przepraszam. Miałam zły sen. 
- Wszystko w porządku? - spytała Doris.   
- Przeraźliwie wrzeszczałaś. Jakby cię ktoś obdzierał ze skóry 
 

background image

Lena  dotknęła  swojej  twarzy,  głównie  policzków.  Były 

gładkie i chłodne. 

- Nie pamiętam... 
Doris złapała głęboki oddech. 
-  Na  szczęście  to  tylko  sen.  W  rzeczywistości  jesteś  cała  i 

zdrowa. Zrobić coś dla ciebie? Zostać z tobą? 

Lena potrząsnęła głową. 
- Nie, dziękuję, Doris. Już wszystko w porządku. 
Z  wyrazu  twarzy  szwagierki  wyczytała,  że  chciała 

porozmawiać  o  Markusie.  Ale  Lena  nie  miała  teraz  siły. 
Potrzebowała spokoju i snu. 

Doris zwlekała minutkę. 
-  Dziękuję  -  powiedziała  Lena.  -  Połóż  się  z  powrotem  do 

łóżka. Przepraszam, że cię obudziłam. 

- Jeszcze nie spałam. 
Lena nie skomentowała tych słów. Wyłączyła światło. 
- Dobranoc, Doris. 
- Dobranoc, Leno. W razie czego krzycz. 
Lena  analizowała  swój  sen.  Był  bardzo  realistyczny.  Jórg 

szybciej  wydałby  pieniądze  na  swoje  durne  projekty,  niż 
oddałby je na szczytny ceł. 

Dlaczego  przyłożył  jej  do  twarzy  płonącą  pochodnię?  Ze 

swojego rodzeństwa  z  nim najlepiej  się  dogadywała. Zawsze 
spieszyła mu z pomocą. 

 

background image

Wyżywał się na niej, bo była silniejsza? Nie, raczej nie. 
Zmuszała  się  do  zaśnięcia.  Miała  przed  sobą  napięty  dzień. 

Rozpoczynała  nową  akcję  promocyjną.  W  gazetach  znalazła 
rubrykę,  w  której  ogłaszali  się  ludzie  chcący  pozyskać 
partnerów dystrybucyjnych. 

Zanim zamknęła oczy, pomyślała o Thomasie. Cudownie by 

było, gdyby w Portofino siedział u jej boku. 

-  Tom,  kocham  cię,  kocham  cię,  kocham  cię  -  mamrotała 

niczym mantrę, aż zasnęła. 

background image

Schodząc na dół, Lena dostrzegła kopertę leżącą na podłodze 

pod drzwiami. Ktoś wrzucił ją przez szparę na listy. Pochyliła 
się  nad  nią.  Na  wierzchu  nie  widniał  żaden  adres.  Lena 
przekręciła kopertę. Dlaczego nic na niej nie było? 

Otworzyła ją. 
Kiedy rozpoznała pismo, ugięły się jej kolana. Usiadła. 
Linus do niej napisał. 
Czyżby sam podrzucił jej ten list? Nie, Linus by zadzwonił. 
Serce waliło jej jak młotem. Westchnęła i zaczęła czytać. 
Kochana ciociu Leno! 
Telefonowanie do Ciebie jest dla mnie zbyt ryzykowne. Ktoś 

mógłby założyć Ci podsłuch. Miewam 

 

background image

się  dobrze.  Nic  mi  nie  dolega.  Jakoś  sobie  radzę.  Wiem,  że 

moja ucieczka była właściwym rozwiązaniem. Chciałbym robić 
to, co ja uważam za słuszne, a nie to, czego tamta dwójka ode 
mnie  oczekuje.  Marzę,  żeby  zostać  zawodowym  golfistę. 
Znalazłem ludzi, którzy mnie wesprę w tym dążeniu. Ulokują 
mnie  w  bezpiecznym  miejscu.  Gdyby  moi  tak  zwani  rodzice 
przypadkiem o mnie zapytali, przekaż im proszę, że u mnie OK. 

Kiedy osiągnę pełnoletność i nikt nie będzie mi mógł niczego 

narzucić, przyjadę do Ciebie. 

Ty jako jedyna mnie rozumiesz. Okazujesz mi uczucia. 
Bardzo  Cię  kocham.  Brakuje  mi  Ciebie.  Zabrałem  ze  sobą 

Twoją płytę CD. Często jej słucham i wtedy Cię wspominam. 

Twój Linus. 
PS Nie martw się o mnie. 
Po  co  najmniej  pięciokrotnym  przeczytaniu  listu  Lena 

bezwładnie upuściła kartkę. 

Zerknęła  na  zegarek.  Było  prawie  wpół  do  ósmej.  Frieder 

powinien być w domu, o ile nie nocował u swojej kochanki. 
Lena nie do końca mu wierzyła, że wyrzekł się s woj ego syna. 
Był jego jedynym dzieckiem. Nawet wyrodny ojciec cieszyłby 
się, 

 

background image

gdyby  dotarły  do  niego  wieści,  że  jego  syn  żyje  i  ma  się 

dobrze.  Wcześniej  obiecała  Linusowi,  że  nie  piśnie  jego 
rodzicom  ani  słówka  o  jego  telefonie.  Teraz  jednak  chłopiec 
dał  jej  przyzwolenie  na  skontaktowanie  się  z  Friederem  i 
Moną. Wykręciła numer do Friedera. 

- Frieder, wybacz, że nękam cię o tak wczesnej godzinie, ale 

mam dla ciebie wspaniałe wiadomości. Linus żyje i czuje się 
dobrze. 

-Skąd wiesz? 
- Napisał do mnie... Przed chwilą przeczytałam jego list. Od 

razu zadzwoniłam do ciebie. 

-  Dzięki  -  padła  jego  odpowiedź.  -  Ale  nie  musiałaś  mnie z 

tego powodu budzić. 

Rozłączył się. 
Lena ze zdumieniem wpatrywała się w słuchawkę telefonu. 
Tylko  tyle?  Nie  powiedział  nic  więcej?  Zagotowała  się. 

Frieder  miał  podły  charakter.  Ciężko  z  nim  wytrzymać. 
Złożyła list na pół i wsadziła go do kieszeni spodni. Wstała. 

Musiała się napić kawy. Wolałaby wódkę, ale za wcześnie na 

takie trunki. 

Frieder  nie  szanował  ludzi.  Gardził  nimi.  Tępy  arogant...  I 

mogłaby tak wyliczać jego wady 

 

background image

w  nieskończoność.  Że  też  on  musiał  być  jej  najstarszym 

bratem. Do kuchni weszła Doris. 

- Och, nie śpisz już - powiedziała. - Potrzebuję dawki kofeiny, 

żeby  się  orzeźwić.  Ale  wczoraj  się  nagadałam  z  Markusem. 
Wybieramy się do kina. 

Przyniosła  sobie  kubek  na  kawę,  napełniła  go  do  pełna, 

dodała  śmietanki,  cukru  i  usiadła  przy  starym  drewnianym 
stole. 

- Lena, czy ja jestem normalna? 
- Dlaczego pytasz? Doris wzięła łyka kawy. 
- Hm... Cudowna! Odstawiła kubek. 
- No bo popatrz, żyję w z moim mężem w separacji, niedługo 

się z nim rozwiodę, rozeszłam się z kochankiem, a już plączę 
się z kolejnym facetem. Może ja jestem zbyt beztroska? 

Lena wybuchła śmiechem. 
- Tak bym tego nie nazwała... Nie zawracaj sobie tym głowy, 

kobito.  Dobrze,  że  Markus  wprawia  cię  w  dobry  humor, 
odrywa cię od smutków. 

-  Oj  tak.  Jest  bardzo  miły  i  wyrozumiały  -  zachwalała  go 

Doris. 

Pewnie  nawet  ślepy  by  zauważył,  że  Doris  została  trafiona 

strzałą Amora. Wszystko potoczyło się 

 

background image

w zawrotnym tempie. Cóż, uczucia nie liczą czasu. Albo się 

pojawiają, albo nie. 

- Zjemy śniadanie? - spytała Lena. 
Doris  pokiwała  głową.  Podniosła  się  z  krzesła  i  nakryła  do 

stołu. 

background image

Kiedy  Lena  doszła  do  destylarni,  Daniel  już  na  nią  czekał. 

Postawił na jej stole butelkę.   

- Tak wygląda Ogień. 
Lena  ubiegała  się  o  prawo  do  dystrybucji  tej  wódki.  Teraz 

przysłali jej próbki. 

-  Hm,  pomysłowy  kształt  butelki.  Czarna  etykietka  z 

czerwono-żółtymi  promieniami  też  jest  niezłym  chwytem 
marketingowym. 

Popatrzyła na Daniela. 
- Co o tym sądzisz? 
- Nie chodzi o samo opakowanie, lecz o jego zawartość. 
- Próbujemy? 
- Jasne. 
-  O  tej  porze?  Zaraz  będziesz  musiał  mnie  ułożyć  gdzieś  w 

rogu. 

Daniel otworzył butelkę, wyjął z regału dwa kieliszki i nalał 

wódki. 

 

background image

Wychylił kieliszek. 
- O niebiosa, ale piecze! Nieźle daje kopa! - krzyknął. 
-Niesmaczna? 
Daniel jeszcze raz przechylił kieliszek. 
-  Nie,  w  porządku...  Jak  to  wódka,  musi  być 

wysokoprocentowa. 

Lena wzięła swój kieliszek i złapała małego łyczka. 
- Nie jestem fanką wódki, ale ta jest całkiem dobra. 
- W barach wódka jest teraz modna. Na jej bazie przyrządza 

się  wiele  drinków  i  koktajli.  Wprowadzenie  Ognia  na  rynek 
kosztowałoby sporo czasu i pieniędzy. 

- Uważasz, że warto się zaangażować w ten projekt? 
- Oczywiście. Kto lepiej rozsławi ten trunek w Niemczech niż 

ty, wybitna specjalistka w dziedzinie reklamy? 

- Dzięki za komplement. Wchodzę w ten interes, a jeśli... 
Rozległ  się  dźwięk  telefonu.  Wyświetlił  się  jej  numer 

domowy. Czyżby Doris chciała o coś zapytać? Odebrała. 

 

background image

- Lena, jest tutaj nadkomisarz Oberländer i chce z tobą pilnie 

porozmawiać. 

Lena doskonale go pamiętała. Prowadził śledztwo w sprawie 

morderstwa  Ariane  Zumbrink.  Znów  popełniono  jakieś 
morderstwo? Oby nie! Miała dość przesłuchań. 

-  Już  idę  do  domu  -  powiedziała  Lena  i  rozłączyła  się.  - 

Daniel, zaraz wracam. 

Doris  wprowadziła  nadkomisarza  do  salonu  i  dyskretnie  się 

wycofała. 

-  Pana  obecność  nie  zwiastuje  niczego  dobrego,  prawda?  - 

zagadnęła go Lena. - Czyżby kogoś zamordowano? 

- Nie, proszę się uspokoić. Przyszedłem do pani w zastępstwie 

mojego kolegi, ponieważ już się znamy. Prawnicy pani brata, 
Friedera 

Fahrenbachs 

ze 

względu 

na 

czyhające 

niebezpieczeństwo,  zobowiązali  nas,  żebyśmy  niezwłocznie 
działali.  Pomimo  sądowego  zakazu  rzekomo  utrzymuje  pani 
kontakt  z  niepełnoletnim  Linusem  Fahrenbach.  Ba.  Podobno 
gdzieś  go  pani  ukrywa  po  tym,  jak  zachęciła  go  pani  do 
ucieczki z internatu. 

Lena  nie  dowierzała  własnym  uszom.  Zdenerwowała  się. 

Powstrzymała się od łez i złości. 

 

background image

- Pani Fahrenbach, czy te zarzuty wobec pani są uzasadnione? 
Zaledwie  parę  godzin  temu  poinformowała  o  wszystkim 

Friedera. 

Szybko zareagował. Mścił się na niej? 
Do czego jeszcze  się  posunie, żeby ją poniżyć, ośmieszyć i 

zranić? 

Nasłał na nią urząd skarbowy, zlecił wykonanie pomiarów na 

jej działkach, a teraz ten cyrk z Linusem. Zamiast się cieszyć, 
że jego synowi nie dzieje się krzywda, być jej wdzięcznym, że 
podzieliła się z nim tą informacją, nasłał na nią policję. 

- Pani Fahrenbach. Lena ocknęła się. 
Sięgnęła do kieszeni w spodniach i wyciągnęła z niej list od 

swojego bratanka. 

- Nic nie zrobiłam. Dostosowałam się do żądań mojego brata i 

jego prawników. Linus się ze mną skontaktował, a nie ja z nim. 
Nie wiem nic więcej poza tym, co jest napisane w liście. 

Nadkomisarz przeczytał uważnie list i spojrzał na Lenę. 
- Dlaczego pani brat tak bardzo pani nienawidzi? 
-  On  mnie  nie  nienawidzi.  Pogrywa  sobie  ze  mną,  żeby 

zaznaczyć swoją wyższość. Znęca się 

 

background image

nade mną, bo chce, żebym odstąpiła mu działki 

n

ad jeziorem. 

- Nie rozumiem... Lena machnęła ręką. 
- Ja też nie. Ach, długa historia. 
- Zatem podsumujmy. Poza tym listem nie ma pani kontaktu 

ze  swoim  bratankiem  i  nie  wie  pani,  gdzie  on  aktualnie 
przebywa. I nie kazała mu pani uciekać z internatu. 

-Tak jest. Nadkomisarz wstał. 
- Muszę zarekwirować ten list, ale odzyska go pani. Także bez 

obaw.  Potrzebuję  jego  kopię  do  protokołu...  Przyjedzie  pani 
dziś na komisariat, żeby go podpisać? 

- Tak... panie komisarzu. I co dalej? 
-  Nic.  Uzupełnię  stos  dokumentów  i  tyle.  -1  nie  dostanę 

reprymendy? 

-  Za  co?  Przecież  nic  pani  nie  zrobiła.  Powinna  się  pani 

przeciwstawić bratu. Na pani miejscu rozmówiłbym się z nim. 

- Z Friederem trudno jest znaleźć wspólny język. 
-  Do  zobaczenia,  pani  Fahrenbach.  Ukłonił  się  i  wyszedł. 

Lena stała jak wryta. 

 

background image

Frieder chyba czerpał radość z tego, że rzucał jej kłody pod 

nogi. 

Przecież nie odstąpi mu swojej części majątku. Jemu ojciec 

więcej zapisał. Poza tym w imię czego? Za to, że po przejęciu 
kierownictwa  nad  hurtownią  win  Fahrenbach  wyrzucił  ją  na 
bruk, pozbył się jak insekta? 

Testament,  a  właściwie  jego  zapis,  wywołał  nie  lada 

zamieszanie w jej rodzinie. Sprawił, że się rozpadła. 

Frieder  wdał  się  w  romans,  Mona  trwoniła  pieniądze, 

hurtownia nie prosperowała jak dawniej.... 

Grit  poprzewracało  się  w  głowie.  Ze  skromnej  gospodyni 

domowej  przeistoczyła  się  w  wypacykowaną  lalunię. 
Zadurzyła  się  w  Robertino,  włoskim  kelnerzynie.  Dla  niego 
zaniedbała męża i dzieci. 

Jórg  i  Doris  się  rozstali.  On  niemal  nie  doprowadził  do 

bankructwa  swoich  świetnie  zapowiadających  się  winnic. 
Zachciało mu się organizowania muzycznych eventów, mimo 
że nie miał o tym pojęcia. 

Nie! 
Lena  nie  chciała  zagłębiać  się  we  wspomnienia.  Powinna 

wrócić do destylarni, żeby popracować nad nowym produktem. 

 

background image

Wychodząc  z  salonu,  natknęła  się  na  Doris.  Szwagierka 

spostrzegła, że płakała. 

- Coś złego? 
-  Nie,  muszę  dziś  podpisać  moje  zeznania.  Możesz  mi 

potowarzyszyć w drodze na komisariat, jeśli chcesz. Skoczymy 
potem na kawusię i pobuszujemy po sklepach. 

- Super... Ale Lena, naprawdę nic... 
-Nie. 
- OK, lecę do destylarni.   
- A ja do Nicoli. Przygotowujemy razem obiad. 
- Fajnie. 
Nastał słoneczny, względnie ciepły dzień, lecz w sercu Leny 

panował środek srogiej zimy. Nawet świadomość, że Linus jest 
cały i zdrowy, nie ukoiła jej nerwów. 

background image

Kolejne dni przebiegały bez jakichkolwiek zawirowan. Lena 

życzyłaby sobie, żeby tak pozostało. 

Doris  większość  czasu  spędzała  z  Markusem.  Znaleźli 

wspólny  język,  co  niezmiernie  cieszyło  Lenę.  Niczego  nie 
prognozowała i nie bawiła się we wróżbitkę, jednak wszystko 
wskazywało na to, że Markus zaraził jej szwagierkę miłością 
do wiejskiej sielanki. 

Gdyby jeszcze udało  się  doprowadzić  do  spotkania  Nicoli  i 

Yvonne, Lena byłaby w siódmym niebie. 

A  gdyby  przyjechał  Thomas...  Hm,  o  tym  marzyła 

najbardziej. 

Sylvia  i  Martin  promienieli  ze  szczęścia,  Doris  i  Markus 

spędzali ze sobą mnóstwo czasu, a ona doczepiała się do nich 
jak  przyzwoitka.  Ach,  co  za  paradoks,  bo  przecież  ona  i 
Thomas pierwsi przyrzekali sobie dozgonną miłość. Gdyby nie 
intrygi jej matki... 

 

background image

Rozbolała ją głowa. Dlaczego on zwleka z przeprowadzką do 

Niemiec? Dlaczego nie podaje konkretnej daty? 

Gdy  Lena  otworzyła  leżące  na  jej  biurku  dokumenty, 

zadzwonił telefon. 

W słuchawce usłyszała głos Holgera, swojego szwagra. 
Przywitał się z nią i bez owijania w bawełnę wyjawił powód, 

dla którego do niej dzwonił. Otóż u Merit tuż po narodzinach 
zdiagnozowano  wadę  serca.  Oczywiście  skorygowano  ją  już 
pierwszego dnia życia, ale teraz powinna przejść ostatnie ruty-
nowe badania. 

-  Lena,  no  i  mam  problem  -  powiedział  Holger.  -  Chciałem 

przywieźć  Merit  do  Niemiec,  tyle  że  ze  względów 
zawodowych  nie  mogę  opuścić  Kanady.  Niestety,  nie  mam 
możliwości  przesunięcia  terminu  wizyty  w  klinice 
kardiologicznej.  Tam  wyznacza  się  je  z  pięciomiesięcznym 
wyprzedzeniem. 

- I ja miałabym polecieć po Merit? 
-  Nie,  nie  ma  takiej  konieczności.  Wykupiliśmy  bilety  na 

bezpośredni  samolot.  Jako  dziecko  może  podróżować  pod 
opieką  załogi.  Chciałbym  cię  tylko  bardzo  prosić,  żebyś 
odebrała ją z lotniska w Niemczech. 

 

background image

- Żaden problem. Kiedy przylatuje? 
-  W  następną  środę.  Badania  są  w  piątek,  potem 

przenocowałaby  u  ciebie  kilka  dni  i  w  następnym  tygodniu 
wsadziłabyś  ją  w  samolot  powrotny...  Lub  też  Nicola 
przyleciałaby z nią do nas, do Kanady. Zrobiłaby sobie dwu- 
lub  trzytygodniowe  wakacje.  Tyle  razy  ją  zapraszałem. 
Sprawiłaby dzieciakom ogromną radość. Przekabacisz ją? 

- Jasne, chyba nie trzeba jej będzie długo namawiać. Poza tym 

spadnie jej kamień  z  serca,  że Merit nie  będzie podróżowała 
sama. 

-  Fantastycznie.  Dzięki,  Lena.  A  co  u  ciebie?  Opowiedziała 

mu jedynie o tych pozytywnych 

aspektach. Swoje problemy zwykle rozwiązywała sama. 
Lena obiecała Holgerowi, że pogada z Nicolą i zawiadomi go 

o ich ustaleniach. 

Ależ Nicola się zdziwi. 
Lena poszła do niej od razu. 
Nicola siedziała przy maglu ze stertą bielizny do prasowania. 
- Dlaczego ty w dalszym ciągu tym się zajmujesz? - zawołała 

Lena. 

Przecież prasowanie mogła zlecić pokojówkom zatrudnionym 

w apartamentach. 

 

background image

-  Bo  lubię.  Odprężam  się  przy  takich  domowych 

czynnościach. Wtedy mam czas na przemyślenia. 

- Skoro tak twierdzisz. Mam dla ciebie niespodziankę. 
Nicola  wyciągnęła  z  magla  poduszkę,  złożyła  ją  na  pół  i 

odłożyła na kupkę. 

- No, no, jestem ciekawa. : 
- Merit przylatuje do Niemiec. 
Nicola przytrzymała się stołu. Z wrażenia ugięły się pod nią 

nogi. -Kiedy? 

Lena  powiedziała  jej  o  zaproszeniu  Holgera  i  zanim  Nicola 

zdołała z siebie cokolwiek wydusić, dodała: 

- Zapewniłam Holgera, że odwieziesz małą do Kanady. Mała 

przyleci  do  Niemiec  sama,  bez  ojca.  Oczywiście  stewardesy 
będą  miały  na  nią  oko,  ale  one  nie  poświęcą  jej  zbyt  dużo 
czasu.  Przyniosą  jej  kredki,  karton,  coś  do  jedzenia  i  picia, i 
tyle. A rodzina to rodzina. 

Lena  świetnie  rozegrała  tę  partyjkę.  Wiedziała,  jak  trafić  w 

czuły punkt Nicoli. 

- Polecę z nią - odparła bez zastanowienia Nicola. 
Lena odetchnęła z ulgą. 
 

background image

- I zostaniesz tam trochę? 
- Tak, skoro już tam polecę, rozejrzę się po okolicy, zobaczę, 

jak  się  żyje  maluchom...  Och,  muszę  sprawdzić,  czy  mój 
paszport jest aktualny. 

Prześlizgnęła się obok Leny. 
- Dokąd idziesz, Nicola? 
- Do Aleksa. Powiem mu, że przez jakiś czas będzie musiał 

sobie radzić beze mnie - odparła żartobliwie Nicola. 

Lena poszła za nią. , 
-  Oddzwonię  do  Holgera.  Dam  mu  znać,  że  wszystko 

załatwione. 

-  Przekaż  mu,  żeby  odpowiednio  poinstruował  stewardesę, 

jak  ma  się  opiekować  Merit.  Boże  ty  mój,  taka  mała  istotka 
będzie sama lecieć nad oceanem. 

- Nie panikuj. Nic jej nie będzie. W drodze powrotnej będzie 

pod twoją Ocieką. 

-Dzięki Bogu. 
Lena  z  uśmiechem  na  twarzy  przyglądała  się,  jak  Nicola 

biegnie przez podwórze i woła męża. 

-  Aleks,  Aleks,  gdzie  jesteś?  Muszę  powiedzieć  ci  coś 

ważnego! 

Lena poszła do biura. Zastanawiała się, kiedy Grit mogłaby 

się ewentualnie zobaczyć ze swoją 

 

background image

córką  i  przede wszystkim  gdzie.  Na  Słonecznym  Wzgórzu? 

Tak byłoby chyba najlepiej. 

Zapyta Holgera, co on o tym sądzi. 
Zdumiewał  ją  fakt,  że  nie  poprosił  swojej  żony,  żeby 

zaprowadziła  Merit  do  kliniki  kardiologicznej,  tylko  zwrócił 
się z tym do niej. 

Nie  ufał  Grit? A, nieważne. Cieszyła się, że Merit  spędzi u 

niej kilka dni. 

Niespodziewanie podbiegł do niej Hektor. Pogłaskała go. 
-  Pora  jedzenia,  co,  mój  włóczykiju?  Masz  szczęście,  bo 

jestem w świetnym humorze. Zaraz rzucę ci twoje smakołyki. 

Hektor zaszczekał radośnie. 
W tym momencie dotarło do Leny, że Hektor był sam. Gdzie 

podziała się Lady? Przecież te psiaki nie odstępowały siebie na 
krok. 

- Lady - zawołała. - Lady, moja najsłodsza, gdzie jesteś? 
Cisza. 
- Lady, mam dla ciebie smakołyki. Znów nic. 
- Hektor, gdzie zgubiłeś Lady? 
Może  była  u  Daniela?  Albo  u  Dunkelów?  Lena  zaczęła  jej 

szukać. 

 

background image

W domu u Nicoli jej nie znalazła, w remizie też nie. 
-  Prawdopodobnie  łazi  z  Hektorem  po  zaoranych  polach. 

Ganiają za rozwianymi przez wiatr liśćmi - powiedział Aleks. 

-  Hektor  jest  w  posiadłości.  Zaczynam  się  niepokoić.  Psy 

zazwyczaj biegają razem. 

-  Hm,  rzeczywiście  dziwne.  Poszukam  jej.  A  u  Aleksa 

sprawdzałaś? 

- Nie, jeszcze nie. 
- Więc ja to zrobię. Ty zajrzyj do stajni. Czasami psiaki tam 

się kryją. 

- Przy okazji nakarmię Bondiego jabłkami i marchewkami. 
Ledwie  przekroczyła  próg  stajni,  Bondi  zarżał  radośnie  i 

stanął przy drzwiach swojego boksu. 

Lena  szybko  się  zorientowała,  że  Lady  nie  było  w  środku. 

Wzięła  ze  spiżarki  jabłko  i  dwie  marchewki,  po  czym 
otworzyła  boks.  Pogładziła  konia  po  grzywie  i  ostrożnie 
poczęstowała jego ulubionymi smakołykami. 

Uwielbiała  mu  się  przyglądać.  I  pomyśleć,  że  gdyby  nie 

Martin, ten piękny koń trafiłby pod rzeźnicki nóż. 

Przytuliła się do jego łba. 
 

background image

-  Bondi,  Bondi,  przy  tobie  jestem  szczęśliwa  -szepnęła.  - 

Dzisiaj popołudniu wypuścimy cię na wybieg. Pohasasz sobie 
na  dworze.  A  jutro  wczesnym  rankiem  wyruszymy  na  małą 
przejażdżkę. Teraz idę szukać Lady. 

Wyszła  ze  stajni.  Na  zewnątrz  napotkała  trzech 

współmieszkańców.  Także  Daniel  nie  wiedział,  gdzie  się 
podziała suczka. 

-  Nicola  zostanie  na  Słonecznym  Wzgórzu,  a  my 

przeczeszemy  okolice.  Ty idź  do  biura  -  powiedział  Aleks.  - 
Znajdziemy Lady. Nigdzie nie uciekła. 

- Dobra - stwierdziła Lena. - Dajcie mi od razu znać, jeśli ją 

znajdziecie. 

- Jasne. 
Oby Lady nic się nie stało. 

background image

Suczka jakby zapadła się pod ziemię. Zaginął po niej słuch. W 

poszukiwania włączyli się niemal wszyscy mieszkańcy wioski. 
Martin martwił się o nią. Przecież to on ją wyratował ze studni, 
do której ktoś ją wrzucił. 

Zniknięcie  małej  suczki  najbardziej  przeżywał  Hektor. 

Prawie nic nie jadł. Skomlał w remizie i łasił się do zaufanych 
mu  ludzi.  Jednak  życie  toczyło  się  dalej.  Lena  podpisała 
umowę  na  dystrybucję  wódki  Ogień,  co  wiązało  się  z 
przygotowaniem  skutecznej  kampanii  reklamowej.  Musiała 
wprowadzić  ten  produkt  na  rynek.  Nie  lada  wyzwanie, 
zarówno  pod  względem  logistycznym,  jak  i  walki  z 
konkurencją.  Dotychczas  rozprowadzała  asortyment  znany  w 
niemieckiej  branży  alkoholowej,  czyli  alkohole  Brodersena, 
Horlitza, ajerkoniak, Finnemore Eleven i Malt Whisky. 

 

background image

Zleceniodawca  miał  wobec  niej  wysokie  wymagania. 

Oczekiwał wręcz spektakularnego debiutu na rynku. 

Lena przyglądała się uważnie butelce. 
Czarno-czerwona  etykietka  rzucała  się  w  oczy.  Hm,  i  cóż  z 

tym począć? 

Ktoś zapukał do drzwi. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, 

Doris wetknęła głowę przez uchyloną szparę. 

- Lena, mogę ci na chwilkę przeszkodzić? - spytała drżącym 

głosem. 

- Tak... wejdź. Coś się  stało? Doris pokiwała głową. Podała 

Lenie kopertę. 

- Przeczytaj, proszę. 
-  Chodź,  usiądziemy  wygodnie  w  fotelach.  Przecież  nie 

będziesz stała przy biurku. 

Usiadły w skórzanych fotelach kupionych kiedyś przez ojca 

Leny. 

- Czytaj - powtórzyła cicho Doris. 
Lena od razu rozpoznała pismo swojego brata Jórga. 
Droga Doris! 
Dowiedziałem się od Grit, że znalazłaś się w patowej sytuacji 

i tymczasowo pomieszkujesz u Leny. 

 

background image

Przykro mi, że rozpadł się Twój nowy związek. Szczerze. 
Zachowałaś  się  wobec  mnie  fair  i  dlatego  chciałbym  Ci 

pomóc. Proszę, przyjmij moje wsparcie w postaci załączonego 
czeku. Zastanów się na spokojnie nad Twoim dalszym losem. W 
tej chwili nie mogę Ci więcej zaoferować. Wiesz, że przez moje 
imprezy kulturalne poniosłem dość spore straty finansowe. Je-
śli  jednak  zajdzie  taka  potrzeba,  mogę  miesięcznie  zasilać 
Twoje konto drobnymi sumami. Spakowałem już Twoje rzeczy i 
wysłałem  je  pocztą.  Niedługo  dostarczą  Ci  je  na  Słoneczne 
Wzgórze. Przesyłam Ci także Twoją biżuterię. Jeżeli nie chcesz 
jej nosić, po prostują sprzedaj. 

Doris, naprawdę nie wiem, dlaczego nasze drogi się rozeszły. 

Przecież tworzyliśmy zgrany tandem. W każdym razie życzę Ci 
wszystkiego  najlepszego.  Może  kiedyś  się  jeszcze  spotkamy  i 
porozmawiamy ze sobą jak przyjaciele. Kto wie. 

Zgłoś się do mnie, jeśli będziesz potrzebowała pomocy. 
Pozdrawiam 
Jórg 
Lena  czytała  list  ze  łzami  w  oczach.  -  Lena,  dlaczego 

płaczesz? 

 

background image

-  Z  radości.  Jednak  Jórg  nie  jest  taki  jak  pozostała  dwójka 

mojego  rodzeństwa.  Popełnia  błędy,  bo  żadne  z  nas  nie  jest 
nieomylne, ale ma serce... Ile ci przesłał? 

-  Dwadzieścia  tysięcy  euro  -  odparła  Doris.  -  Pewnie 

nadwyrężył  swój  budżet.  Przecież  w  Chateau  im  się  nie 
przelewa.  Sama  nie  wiem,  czy  powinnam  przyjąć  te 
pieniądze... No, ale mieszkam u ciebie i wypadałoby, żebym 
dokładała się do rachunków i w ogóle... 

- Wystarczy, że mi pomagasz. Doris zaśmiała się. 
- Gdybyście mi płacili za tę moją rzekomą pomoc, nie stać by 

mnie było na kromkę chleba. 

Zrobiła poważną minę. 
-  Lenko,  ten  zastrzyk  gotówki  poratuje  mnie  w  mojej 

beznadziejnej  sytuacji,  chociaż  chyba  nie  pieniądze  cię  tak 
wzruszyły,  prawda?  Rozczuliłaś  się,  bo  Jórg  pokazał  swoje 
wrażliwe  oblicze.  Mnie  też  zaskoczył.  Ludzie  najczęściej 
rozstają  się  w  kłótni,  obwiniają  się  nawzajem...  Człowiek 
zatraca swój obiektywizm i obraca to, co było pozytywne, w 
coś  negatywnego.  Widzi  tylko  złe  strony.  Ten  list  niejako 
oczyścił moją duszę. Rozgrzeszyłam dzięki niemu własne ja, 
bo okazało się, że poślubiłam 

 

background image

mężczyznę,  który  potrafił  wspiąć  się  na  wyżyny 

wspaniałomyślności, mimo że nie miał takiego obowiązku. W 
końcu na piśmie wszystkiego się zrzekłam. Nie musiał mi nic 
dawać. A jednak dał, choć go o to nie prosiłam. Nie wyrzucił 
moich rzeczy. Przechował je dla mnie. Próżna idiotka ze mnie. 
Są mi potrzebne, a uniosłam się honorem i zostawiłam je we 
Francji. Miło, że przyśle mi tę drogą biżuterię. Sprezentował 
mi  ją,  kiedy  się  jeszcze  między  nami  układało.  Część 
sprzedam, a część zachowam na pamiątkę. 

Ach, gdyby Doris wiedziała, że to ona wjechała Jórgowi na 

ambicję i poniekąd przymusiła go do szlachetności. 

Nieistotne. Liczył się fakt, że on się opamiętał i nie wydał jej 

przed Doris. 

Doris wstała i przycisnęła list do piersi. 
- Nie będę ci dłużej ^przeszkadzać. Musiałam podzielić się z 

tobą tymi wieściami. 

- Dzięki. Aha, żeby zrealizować czek, musisz mieć konto w 

banku. 

- Och, nie miałam pojęcia. Gdzie mogę otworzyć konto? 
-  Obojętne.  Wszystkie  banki  są  takie  same.  Kiedy  świeci 

słońce, pożyczą ci parasol, a kiedy pada 

 

background image

deszcz, będą ci go żałować. Ja swoje konto założyłam w kasie 

oszczędnościowej  w  Bad  Helmbach.  Dyrektor  tej  filii  jest 
bardzo miły. Idź do niego. On nas zna. Możesz pojechać moim 
samochodem. 

- Super. Załatwię to od ręki. Nie będę zwlekała -powiedziała. 

- W drodze powrotnej wstąpię do Markusa. 

-  No,  no,  chłopak  się  ucieszy.  Tylko  dobrze  zamknij  drzwi 

wejściowe.  Odkąd  napadł  mnie  tamten  facet  od  obrazów 
olejnych, dmucham na zimne. Bywam przesadnie ostrożna. 

- Nic się nie martw, moja droga. Zarygluję wszystkie drzwi. 
- Szkoda, że musimy się tak zabezpieczać. Dawniej ludzie w 

ogóle  nie  zamykali  domów  i  nikt  nie  porywał  się  na  ich 
własność. 

-  Lena,  w  porównaniu  z  innymi  miejscami,  Słoneczne 

Wzgórze oraz Fahrenbach są oazą spokoju. Zmykam. Dzięki 
za  pożyczenie  samochodu.  Dziękuję,  że  mogę  u  ciebie 
pomieszkiwać. Dziękuję, że jesteś moją szwagierką. I dziękuję, 
że się tak świetnie rozumiemy. 

Doris  wybiegła  z  biura  jak  na  skrzydłach.  Lena  wykręciła 

numer  do  swojego  brata.  Jórg  odebrał  już  po  pierwszym 
sygnale. 

 

background image

- Jórg, jesteś wielki. Dzięki, braciszku - zawołała. - Spryciarz 

z ciebie. Doris się nie zorientowała, że maczałam w tym palce. 
Inaczej  obraziłaby  się  na  nas  oboje.  Zależy  jej,  żebyście 
rozwiedli się w zgodzie. 

-  Przemówiłaś  mi  ostatnio  do  rozumu,  siostrzyczko. 

Faktycznie, Doris nigdy niczego mi nie utrudniała, nie stawiała 
żądań... Ach, mam sporo wad, ale nie jestem podły i nie czerpię 
radości z czyjegoś nieszczęścia. 

- Nosisz w sobie pierwiastek dobroci. Nie emanujesz złem czy 

niegodziwością.  Cieszę  się,  że  chociaż  jedno  z  mojego 
rodzeństwa jest inne. 

-  Cóż,  aniołkiem  nie  jestem  i  miewam  skłonności  takie  jak 

Grit i Frieder. Żadne z nas nie dorasta ci do pięt. Ty wrodziłaś 
się  w  tatę.  Zazdroszczę  ci  charakteru,  wiarygodności, 
skuteczności oraz wytrwałości w dążeniu do celu. Nasza trójka 
upodobniła się do matki, nie tylko wizualnie. Obawiam się, że 
odziedziczyliśmy po niej niezbyt chlubny charakterek. 

-  Tobie  chyba  skapnęło  najmniej  negatywnych  cech.  Masz 

przynajmniej  serce.  Byłabym  szczęśliwsza,  gdybyś  od  czasu 
do czasu się u mnie zameldował, braciszku. 

 

background image

-  Muszę  ci  powiedzieć,  Lena,  że  często  o  tobie  myślę- 

Wspominamy  cię  z  Gathering.  Jest  tobą  zachwycona.  Tobie 
zawdzięczamy  nasz  związek.  Gdybyście  się  wtedy 
przypadkiem nie spotkały w kawiarence w Bordeaux... 

- Widocznie tak musiało być. Zadzwoń czasem do mnie albo 

napisz  krótki  list,  obojętne,  po  prostu  dawaj  mi  jakiś  znak 
życia. Szczerze mówiąc, przykro mi było, że traktujesz mnie 
jak koło ratunkowe. Jak się kręcą interesy w Chateau? 

-  Znasz  Marcela.  On  jest  jak  tata.  Trzyma  rękę  na  pulsie. 

Wkurza mnie momentami. Nie słucha moich uwag. 

-  Jórg,  nie  chciałeś  mieć  nic  wspólnego  z  winnicami  - 

upomniała go. - Nie możesz oczekiwać, że weźmie na siebie 
całą  odpowiedzialność,  a  ty  będziesz  zgrywał  szefa.  Ten 
system już raz się nie sprawdził. Pamiętasz? Drugi raz Marcel 
nie  da  się  przekabacić.  Spakuje  walizki  i  odejdzie,  a  trudno 
będzie  znaleźć  takiego  lojalnego  pracownika.  Tata 
bezgranicznie mu ufał. Jórg, nie umiem cię rozgryźć. Czego ty 
właściwie  chcesz?  Kochasz  życie  w  Chateau,  urządzasz 
imprezy kulturalne... 

Przerwał jej. 
 

background image

- Lena, masz rację... Ojciec powinien był wcześniej nauczyć 

nas odpowiedzialności. 

- Zrobił to przecież. Wdrażał cię w sprawy firmy. 
- I ciągle pełnił funkcję szefa, który korygował nasze błędy. 
- Jórg, nie zwalaj winy na tatę. Mnie się jakoś udało. 
- Bo ty jesteś wypisz, wymaluj jak ojciec. Aj, może ja muszę 

dorosnąć? 

-  Otóż  to.  Dojrzej,  braciszku.  Najwyższy  czas.  Młodszy  nie 

będziesz,  a  twoje  bezmyślne  eksperymenty  pochłaniają  masę 
pieniędzy. 

Westchnął. 
- Wiem, siostrzyczko. Obiecuję poprawę. 
-  Trzymam  kciuki.  Miło,  że  pomogłeś  Doris.  Zabrzęczał 

telefon służbowy. Daniela nie było, 

Więc nie miał kto odebrać. 
- Jórg, muszę kończyć. Ktoś się do mnie dobiją. Może jacyś 

zleceniodawcy. 

- Powodzenia. Zdzwonimy się jeszcze. Obiecuję, że wkrótce 

do ciebie się odezwę. Bezinteresownie, rzecz jasna. 

- Zatem do usłyszenia. Pozdrów ode mnie Catherine. 
 

background image

Złapała za słuchawkę drugiego telefonu. 
-  Fabryka  likierów  Fahrenbach.  Przy  aparacie  Lena 

Fahrenbach... 

Jeden  z  klientów  przesunął  termin  płatności.  Mało  radosna 

wiadomość, ale chwała mu za to, że ją uprzedził, bo wielu w 
takiej sytuacji po prostu unika kontaktu. 

background image

Nicola  była  zupełnie  zestresowana.  Z  jednej  strony 

przyjazdem Merit, a z drugiej lotem do Kanady. 

Kupiła  nowe  ubrania  oraz  prezenty  dla  dzieci.  Lena 

domyślała  się,  że  nie  wytrzyma  i  wręczy  Merit  upominek 
jeszcze  przed  wylotem  za  ocean.  Ku  niezadowoleniu  całej 
wioski Lady nadal się nie odnalazła. Doris spędzała większość 
czasu  z  Markusem,  który  zakochał  się  w  niej  od  pierwszego 
wejrzenia. Jej zaś podobał się sposób, w jaki ją adorował. 

Lena była ciekawa, jak rozwinie się ich znajomość. Nie mogła 

wyjść z podziwu, że Doris zachłysnęła się życiem na wsi, co 
dawniej było nie do pomyślenia. Tego ranka nie widziała się ze 
swoją  szwagierką.  Prawdopodobnie  wróciła  do  domu'  późną 
nocą i odsypia. 

Lena  wzięła  kęs  świeżej  bułeczki.  W  tym  momencie  do 

kuchni wparowała Nicola. 

 

background image

- Jeszcze jesz śniadanie? - spytała lekko podenerwowana. 
-Tak, a co? 
- Zapomniałaś, że musimy odebrać Merit? 
-  Nicola,  wyluzuj.  Mamy  sporo  czasu.  Wystarczy,  że 

wyjedziemy za godzinę. 

-  Błagam,  wyjedźmy  wcześniej.  Napijemy  się  kawy  na 

lotnisku. Przezorny zawsze ubezpieczony, moja droga. 

- Pozwól mi przynajmniej w spokoju zjeść śniadanie. Zdejmij 

ten płaszcz, bo się zgrzejesz. Nalać ci kawy? 

Nicola potrząsnęła głową. 
- Nie, dziękuję. 
- Nie mogę się doczekać, kiedy uściskam moją Merit. O Boże, 

tak długo jej nie widziałam. Mam nadzieję, że stewardesy były 
dla niej miłe. 

Lena  przeczuwała,  że  Nicola  nie  da  za  wygraną.  Nici  ze 

śniadania. Dojadła bułkę i wstała. 

- Jedziemy?! - krzyknęła Nicola. - Samolot może wylądować 

trochę wcześniej. 

Nicola  raczej  zaliczała  się  do  osób  twardo  stąpających  po 

ziemi.  Rzadko  wpadała  w  panikę  czy  siała  popłoch.  Jednak 
przy  dzieciach,  szczególnie  przy  Merit,  odchodziła  od 
zmysłów. 

 

background image

- Nicola, samoloty zwykle nie lądują za wcześnie, zazwyczaj 

bywają  spóźnione.  Nie  bój  się,  nikt  nie  zostawi  Merit  bez 
opieki. Zobaczysz, będziemy usychać z nudów na lotnisku. 

- Tam są sklepy. Może wyszperam jeszcze jakąś drobnostkę 

dla Merit. 

Nicola,  przywołuję  cię  do  porządku.  Pamiętaj,  że  wszystko, 

co  kupisz,  będziesz  musiała  zabrać  ze  sobą  do  Vancouver,  a 
macie  ograniczoną  liczbę  bagażu,  który  możecie  wziąć  na 
pokład. Nicola machnęła ręką. 

- Nie marudź. Jedna zabawka więcej jej nie zaszkodzi... 
-  Robi  różnicę,  kochanieńka.  Każde  dodatkowe  kilo  w 

walizce kosztuje dużo pieniędzy. 

- Potrafisz zepsuć komuś nastrój. 
-  Nieprawda,  po  prostu  cię  ostrzegam.  Objęła  Nicolę  i 

pocałowała ją w czoło. 

- Oj, Nicola, Nicola. Zgubi cię kiedyś ta wielko: duszność. 
Uśmiechnięte  wyszły  z  domu.  Liście  dźwięcznie  szeleściły 

pod ich stopami. W rytmie ich szeptów podążyły na parking. 

background image

Samolot  przyleciał  z  piętnastominutowym  opóźnieniem. 

Nicola  wspinała  się  na  palce  i  wyciągała  szyję  wysoko,  jak 
tylko się dało, żeby wyłowić z tłumu wysiadających pasażerów 
swoją ukochaną Merit. Wreszcie ją dojrzała. 

Dziewczynka wyrwała się rąk stewardesy i pobiegła co tchu 

do Leny i Nicoli. Rzuciła się im na szyję. 

- Nicola, nie płacz! Przecież tu jestem! Stewardesa podeszła 

do  Leny.  Poprosiła  ją  o  pokazanie  dokumentu  tożsamości  i 
podpisanie  pisma  potwierdzającego  odbiór  dziewczynki. 
Następnie wręczyła jej bagaż Merit. 

- Sama przyleciałam, wiesz, Nicola - zawołała Merit. - Było 

cool. 

Fajnie  się  prezentowała  w  czapce  baseballowej,  modnej 

kurtce 

młodzieżowych 

butach 

rozwiązanymi 

sznurowadłami. Widocznie tak się teraz je nosi. 

 

background image

Przeistaczała  się  powoli  w  kobietę.  Nicola  wygrzebała  ze 

swojej torebki tabliczkę czekolady. 

- Cool - powiedziała Merit, rozpieczętowując opakowanie. 
Nicola z dumą się jej przyglądała. 
- Nauczyłam się trochę francuskiego. Co ja mówię, dużo. W 

szkole mamy jeszcze angielski i niemiecki. I nie uwierzycie. Po 
rosyjsku też bym się dogadała. Niestety, nie potrafię pisać w 
tym języku, bo u nich są dziwne literki. Ale Irina powiedziała, 
że i tego mnie nauczy... Pochwalić się wam? 

Nicola pokiwała głową. 
-  Na  przykład  babcia  po  rosyjsku  to  babuszka.  Słodko,  co? 

Brzmi  przyjaźniej  niż  po  niemiecku.  Gdybym  miała  babcię, 
zwracałabym się do niej babuszka. 

Miała  babcię.  Ekstrawagancką  Carlę  Aranchez  de  Moreira, 

ale o niej nie wiedziała. Lena nagle pomyślała o swojej matce. 
Oziębłej 

kobiecie, 

która 

porzuciła 

swoje 

dzieci. 

Prawdopodobnie nie miała ' pojęcia o istnieniu wnuków. 

Kiedy szły do garażu, Lena spytała: 
- Kim jest Irina? 
 

background image

-  Irina  jest  przemiłą  osobą.  Mieszka  w  naszej  okołicy.  Ma 

obywatelstwo kanadyjskie, ale pochodzi z Rosji. Ona powtarza 
nam,  że  w  głębi  serca  zawsze  będzie  Rosjanką.  Kiedyś 
strasznie  się  przewróciłam.  Irina  mnie  podniosła  i  przykleiła 
plaster  na  moje  kolano.  Pocieszała  mnie  i  otarła  mi  łzy. 
Przytuliła mnie tak jak ty, Nicola. 

- Twój tatuś też zna Irinę? - dopytywała Lena. 
- Uhm, podziękował jej za to, że mnie opatrzyła. Teraz dość 

często  się  spotykają,  ale  nigdy  sami.  My  jesteśmy  zawsze  z 
nimi. Niels także polubił Irinę. Ona skacze na spadochronie i 
żegluje lepiej niż tata. Poza tym zabrała Nielsa na galę boksu. 
Pracuje w jakiejś agencji i tam dają im darmowe bilety. Och, 
może Tokio Hotel przyjedzie do Vancouver. Jestem ich fanką! 

Doszły do samochodu. Lena upchnęła walizki w bagażniku. 

Nicola szybko usiadła obok Merit. 

-  Chcecie  zobaczyć,  jak  wygląda  Irina?  -  spytała 

dziewczynka, wkładając rękę do plecaka. 

Podała zdjęcie najpierw Nicoli, potem Lenie. 
Hm,  piękna  kobieta  o  brązowych,  kręconych  włosach 

sięgających do ramion. Z jej oczu biła serdeczność. W pewnym 
sensie przypominała z urody Grit. Naturalnie tę dawną Grit. 

 

background image

- Śliczna jest ta twoja Irina - stwierdziła Lena. 
- Przede wszystkim jest kochana. Widać, że polubiła mnie i 

Nielsa. 

- A twojego tatę? - wtrąciła Nicola. 
- Jego też. Bardzo bym chciała, żeby się do nas wprowadziła. 
-  Przecież  masz  swoją  mamę  -  odparła  Nicola.  Merit 

machnęła ręką. 

-  Ją  interesuje  tylko  jej  Robertino.  Irina  jest  lepsza.  Lena 

usiadła za kierownicą. Zasmuciły ją słowa . 

siostrzenicy. Czuła się rozdarta. Grit była jej siostrą. Tyle że 

dla włoskiego lowelasa zaniedbała własną . rodzinę. Zdradziła 
swoich najbliższych. 

Nic  dziwnego,  że  Holger  rozglądał  się  za  kobietami  i  nie 

stronił od nadarzających się okazji do flirtu lub czegoś więcej. 
Miał do tego pełne prawo. 

Lena wyjechała z parkingu i włączyła się do ruchu.   
Za  plecami  słyszała  szelest  rozwijanego  papieru  i  głośny 

okrzyk radości. 

- Nicola, ona jest śliczna! Właśnie o takiej lalce marzyłam.   
- Wiem, moje serduszko. Pamiętałam.   
- Ach, Nicola, bardzo cię kocham. Super, że polecisz ze mną 

do Kanady. Tam jest cudownie! 

 

background image

Spodoba ci się. Mnie się tam spodobało i nie chcę się stamtąd 

wyprowadzać.  Wiesz,  zaprzyjaźniłam  się  z  trzema 
dziewczynami,  z  Candy,  Jennifer  i  Samanthą.  Ją  najbardziej 
lubię. Nie uwierzysz, ona jest murzynką. A na jej głowie falują 
czarne loczki. Jej tata jest lekarzem. 

Merit  trajkotała  podczas  jazdy.  Buzia  jej  się  nie  zamykała. 

Kiedy zaparkowali na Słonecznym Wzgórzu, powiedziała: 

-  Ojej,  zaraz  zobaczę  się  z  Danielem,  Aleksem,  Hektorem  i 

Lady. Cudownie. Ciociu Leno, a psiaki mnie poznają? 

O Boże! 
Jak ona jej wytłumaczy, że Lady zaginęła? 
-  Hektor  z  pewnością  cię  rozpozna.  Będzie  skakał  wokół 

ciebie jak szalony - zareagowała energicznie Nicola. 

- A Lady nie? Hm, szkoda. Nicola objęła dziewczynkę. 
-  Merit,  Lady...  Nasza  mała  Lady  zniknęła.  Wszędzie  jej 

szukaliśmy, ale, hm, mamy nadzieję, że do nas wróci. 

Merit zalała się łzami. Szlochała. 
-  Ona  jest  taka  malutka.  Na  pewno  się  boi.  Może  ktoś  ją 

porwał. 

 

background image

-  Kotuś,  nikt  z  obcych  nie  wchodzi  na  teren  naszej 

posiadłości. 

- Nicola, musimy jej poszukać - zawołała Merit. - Będziemy 

głośno  wykrzykiwać  jej  imię.  Zna  nasze  głosy,  więc 
przybiegnie, kiedy je usłyszy! 

Hektor wybiegł im naprzeciw. 
-  Poznał  mnie  -  cieszyła  się  głośno  Merit.  -  Ciociu,  szybko, 

potrzebuję kilku smakołyków dla  niego. Ach, mój  Hektorku, 
dobrze, że chociaż ty tu jesteś. 

background image

Badania rutynowe w klinice kardiologicznej potwierdziły, że 

Merit  była  całkowicie  zdrowa  i  nie  wymagała  dalszego 
leczenia. Lena odetchnęła z ulgą. Natychmiast po opuszczeniu 
szpitalnego  dziedzińca  zadzwoniła  do  domu,  żeby  przekazać 
Nicoli wspaniałe wieści. 

Zaskoczyła  ją  jednak  zatroskana,  nieco  pochmurna  mina 

Nicoli,  kiedy  dojechała  na  Słoneczne  Wzgórze.  Nicola 
uściskała mocno Merit i posłała ją do Aleksa. Potem zaciągnęła 
Lenę do jej domu. - To do ciebie. Przyszło dzisiaj. Lena wzięła 
do ręki kopertę z papieru czerpanego. Na odwrocie widniał jej 
adres.  Ktoś  zadał  sobie  trud  i  napisał  go  na  maszynie. 
Odruchowo zerknęła na nadawcę, bo nie rozumiała, dlaczego 
Nicola trzęsła się ze zdenerwowania. 

W  jednej  chwili  pobladła.  A  w  zasadzie  zrobiła  się  sina. 

Drżała na całym ciele. Spodziewałaby się 

 

background image

dosłownie wszystkiego, ale nie takiego obrotu sprawy. 
Nie po tylu latach. 
To był list od jej matki. Od czternastu lat nie miały ze sobą 

żadnego kontaktu. 

Odruchowo  przesunęła  palec  po  poszczególnych  literach. 

Wysokiej klasy staloryt. Hm, jakże mogłoby być inaczej. Carla 
Aranchez de Moreira dbała o swój wizerunek. Zawsze musiała 
mieć to, co najlepsze. 

Kiedy  doszła  do  siebie  i  uświadomiła  sobie,  kto  do  niej 

napisał, z obrzydzeniem odrzuciła list, jakby przed czymś się 
wzdrygnęła. 

- Nie chcę mieć z nią nic wspólnego - syknęła rozzłoszczona. 
- Przeczytaj najpierw, czego od ciebie chce. Lena potrząsnęła 

głową. 

-- Nie interesuje mnie to. Nicola pochyliła się, żeby podnieść 

kopertę i wcisnęła ją Lenie. 

-  Czytaj!  Niezależnie  od  tego,  jaką  krzywdę  ci  wyrządziła, 

jest twoją matką. 

Matką? Matki są przy swoich dzieciach. Ta kobieta nie jest 

godna, żeby określać ją tym , mianem. Nigdy nie zachowywała 
się jak matka. 

 

background image

Pora  czubkiem  swojego  nosa  nie  widziała  nic  i  nikogo. 

Spełniała  wyłącznie  swoje  zachcianki.  Lena  jej  nie  wybaczy 
tego,  że  w  podstępny  sposób  na-mieszała  między  nią  a 
Thomasem. Gdyby Lena nie przyjechała do Fahrenbach i nie 
porozmawiała Markusem o Thomasie, pewnie dziś nie byłaby 
ze  swoim  ukochanym.  Ponad  dziesięć  łat  żyli  w  rozłące.  Ta 
kobieta  zrujnowała  jej  życie.  Stanęła  na  przeszkodzie  do 
szczęścia. 

- Lena - zadźwięczał w jej uszach głos Nicoli.   
-Przeczytaj ten list. Nie wygłupiaj się. 
Nicola miała rację. Przeczytać nie zaszkodzi. Z grymasem na 

twarzy otworzyła kopertę. 

Na  pierwszej  stronie  jej  oczom  ukazał  się  wielki  napis 

„Zaproszenie". I to w kilku językach. 

Została  zaproszona  na  uroczysty  bankiet  wydany  z  okazji 

otwarcia Grandhotelu w Bad Gravenforst.   

Niewiarygodne. 
Po tylu latach matka wysyła jej jakieś oficjalne zaproszenie. 
Żadnych  pozdrowień,  żadnych  czułych  osobistych  słów, 

żadnych informacji o sobie, żadnych pytań. 

Nic! 
 

background image

Lena podała kartkę Nicoli. 
- Hm, ja... - wyjąkała. - Co za nikczemność i podłość. Ależ ta 

baba jest zimna. Nienawidzę jej! - dodała w złości. 

Wyrwała Nicoli kartkę, podarła ją i rzuciła na podłogę. 
- Lena, ona jest twoją matką. 
- Ona jest potworem! - wrzasnęła Lena i wybiegła z domu. 
Łzy  napłynęły  jej  do  oczu.  Biegła  przez  podwórze,  jakby 

goniło ją stado dzikich zwierząt. Skierowała się przez pola nad 
rzekę.  Wpatrywała  się  w  tańczące  na  falach  liście. 
Gdzieniegdzie przepłynęła jakaś rybka. 

Lena  złapała  kilka  głębszych  oddechów.  Otaczająca  ją 

przyroda wpływała na nią kojąco. 

Obok na rowerach przejechali dwaj mieszkańcy wioski. 
- Dzień dobry. Wszystko w porządku? 
- Tak, a u was? Pomachali do siebie. 
Lena  usiadła  na  starej,  drewnianej  ławeczce.  Obserwowała 

mewy. Zamyśliła się. 

Nie! Nie spotka się ze swoją matką! 
 

background image

Nie będzie uczestniczyć w tym uroczystym bankiecie. Po co? 

Żeby  napatrzeć  się  na  próżną,  bogatą  damulę,  która  zabiega 
usilnie o to, żeby tylko ją podziwiać? 

O nie! 
Wstała.  Postanowiła  wrócić  do  domu.  Mniej  więcej  w 

połowie  drogi  zatrzymała  się,  żeby  z  dumą  i  uśmiechem  na 
twarzy zachwycić się roztaczającym się przed nią krajobrazem. 

Słoneczne Wzgórze było cudowne. Istny raj na Ziemi. 
Westchnęła i ruszyła przed siebie. Zdyszana dotarła na górę, 

gdzie czekała na nią Nicola. 

- Lena, i co, lepiej ci? -Tak. 
-  Wiesz,  posklejałam  strzępki  tego  listu.  Może  się  jeszcze 

zastanowisz  i  tam  pójdziesz.  Kochanie,  tysiąc  razy  ci  już 
powtarzałam, ona jest twoją matką. 

-  I  niby  o  czym  miałabym  z  nią  rozmawiać?  Mam  jej 

podziękować,  że  rozdzieliła  mnie  i  Thomasa?  Że  mnie 
oszukała? Jeśli naprawdę chciałaby odbudować ze mną relacje 
lub nawiązać ze mną kontakt, zadzwoniłaby, napisałaby kilka 
linijek 

 

background image

o sobie lub w ogóle coś osobistego albo też pofatygowałaby 

się do mnie, tu, do mojej posiadłości. Ale żadna z tych rzeczy 
nie  miała  miejsca.  Wyskoczyła  znienacka  z  oficjalnym 
zaproszeniem.  Przypuszczam,  że  przy  tak  ogromnej  liczbie 
gości  nie  miałybyśmy  okazji,  żeby  zamienić  ze  sobą  choćby 
parę  słów...  Bad  Gravenforst  leży  w  idealnej  odległości  ode 
mnie, Grit i Friedera. Cała nasza trójka miała- 

by  blisko  do 

tego hotelu. Podejrzewam, że ta kobieta, którą nazywasz moją 
matką, wysłała zaproszenia nam wszystkim, bo chce żebyśmy 
ją podziwiali i bili jej pokłony... Nie ze mną te numery, Nicola. 
Nie dam jej tej satysfakcji. Nie zobaczę się z nią. 

Lenie  załamał  się  głos.  Łzy  strumieniami  lały  się  po  jej 

policzkach. 

Myślała,  że  zwalczyła  w  sobie  duchy  i  cienie  okrutnej 

przeszłości. Mylny wniosek. 

To nadal potwornie bolało... 

background image

Lena  nigdy  się  nie  spodziewała,  że  jakieś  zaproszenie 

wyprowadzi ją z równowagi. A jednak. W końcu nie było to 
byle jakie zaproszenie. Pierwszy raz od ponad dziesięciu lat jej 
matka dała znak życia. 

Czego można się spodziewać po zaproszeniu przysłanym po 

wielu latach milczenia? 

Kilku  zdań  napisanych  od  siebie,  pozdrowień,  kilku  słów  o 

radości, jaką sprawiłoby spotkanie po tak długim czasie. A co 
przyszło? 

Wydrukowane  zaproszenie,  jakie  dostali  też  inni  goście, 

oczywiście  na  delikatnym  papierze  czerpanym  z  tłoczonym 
drukiem. 

Carla  Aranchez  de  Moreira  gwizdnęła  i  wszyscy  mają  się 

stawić jak na komendę. 

Nie, nie weźmie udziału w tej adoracji bogini w Grandhotelu 

w Bad Gravenforst. 

Nie, nie ona! 
 

background image

Za bardzo wycierpiała przez matkę. Rany były zbyt głębokie i 

zbyt bolesne. Carla nie tylko odeszła od męża i dzieci. To za jej 
sprawą Lena przez ponad dziesięć lat myślała, że Thomas, jej 
prawdziwa, jedyna miłość, po prostu ją zostawił. 

Najpierw  matka  uknuła  intrygę  przeciwko  Thomasowi  i 

Lenie,  a  potem  sama  odeszła,  bo  jakiś  bogacz  z  Ameryki 
Południowej  mógł  jej  dać  więcej,  sprawić,  że  będzie  żyła  w 
luksusie i niewyobrażalnym bogactwie.   

Kiedy Lena lub jej rodzeństwo chcieli się czegoś dowiedzieć 

o  matce,  przeglądali  kolorowe  czasopisma  na  błyszczącym 
papierze.   

Carla prowadziła aktywne życie towarzyskie, uczestniczyła w 

każdym  spotkaniu  finansjery.  Zawsze  piękna,  zawsze 
obwieszona biżuterią, zawsze w drogich ubraniach. 

Dlaczego akurat teraz przypomniała sobie o dzieciach? Może 

to wcale nie jej pomysł, tylko jedna z jej służących wpadła na 
pomysł, żeby zaprosić na bankiet dzieci, skoro impreza ma się 
odbyć w Niemczech?   

Nie będzie się nad tym zastanawiać. I tak nie pójdzie. Nicola 

niepotrzebnie  się  trudziła  nad  sklejaniem  podartego 
zaproszenia. 

 

background image

Nie spodziewała się, że gest matki wywoła taki mętlik w jej 

głowie. 

Widocznie  wcale  nie  uporała  się  jeszcze  z  traumą  tamtych 

dni. Wciąż miała żal, tylko jakby trochę uśpiony. 

Między  nią  a  matką  nigdy  nie  było  prawdziwej  więzi,  jaka 

może  łączyć  córkę  i  matkę.  Carla  była  przede  wszystkim 
skupiona  na  sobie.  Najpierw  zaspokajała  własne  potrzeby, 
które niestety nie miały nic wspólnego z mężem i dziećmi. 

Jeśli w ogóle kogokolwiek darzyła poważniejszym uczuciem, 

to  Friedera.  Był  prawdziwym  synkiem  swojej  mamy, 
zapatrzonym  w  nią  jak  w  obrazek,  bezkrytycznie  ją 
podziwiającym. Grit i Jórga też czasem przytuliła i pogłaskała. 
Może dlatego, że cała trójka była do niej podobna. 

Lena odchodziła zwykle z niczym, bo nie tylko z charakteru, 

lecz również z wyglądu była podobna do ojca. Była wykapaną 
przedstawicielką rodu Fahrenbach, co dla jej matki było solą w 
oku.  Wystarczająco  często  Lena  odczuła  na  własnej  skórze, 
jakie  to  dla  jej  matki  okropne,  że  jej  dziecko  wdało  się  w 
Fahrenbachów. 

Co  za  szczęście,  że  Lena  od  samego  początku  miała  dobry 

kontakt z ojcem. To do niego się 

 

background image

 
zwracała, gdy miała jakiś problem, jemu z dumą pokazywała 

swoje  prace,  on  nauczył  ją  jeździć  na  rowerze,  żeglować  i 
pływać. Nauczył ją właściwie wszystkiego. 

Mimo to przez ponad dziesięć lat nie umiała mu powiedzieć, 

dlaczego nie chce jeździć do Fahrenbach. Dlaczego z nim nie 
porozmawiała  i  mu  nie  powiedziała,  jak  bardzo  cierpi  po 
utracie  Thomasa?  Przecież  mogła  rozmawiać  z  nim  o 
wszystkim. 

Może  dlatego,  że  nie  chciała  mu  przysparzać  dodatkowych 

zmartwień.  Sam  przecież  cierpiał  po  odejściu  żony.  Carla 
zniszczyła  nie  tylko  ich  małżeństwo,  lecz  również  życie 
rodzinne. 

Może  jednak  fakt,  że  nic  mu  nie  powiedziała,  j  tkwił  w 

naturze Fahrenbachów. Nie mówili o swoich uczuciach. Ojciec 
też jej nie powiedział o miłości, jaką przeżył w ostatnich latach 
swojego  życia.  J  Gdyby  nie  przypadek,  nigdy  by  się  nie 
dowiedziała, że doktor Christina von Orthen, jej pierwszy gość 
w  apartamentach  urządzonych  w  dawnych  czworakach,  była 
kobietą, którą kochał i nawet chciał się ożenić. Westchnęła. 

Musi przemyśleć swoje uczucia do matki, pokonać ból, jaki 

jej sprawiła, a potem o wszystkim zapomnieć. Raz na zawsze. 

 

background image

Przeraźliwy dzwonek telefonu wyrwał ją z zadumy 
Sięgnęła po telefon. Dzwoniła Grit. 
-  Czy  to  nie  wspaniała  wiadomość?  Czy  to  nie  cudowne?  - 

mówiła z radością. 

Euforia  siostry  trochę  zdziwiła  Lenę.  Aż  taki  entuzjazm  po 

odsłuchaniu wiadomości, jaką jej zostawiła na automatycznej 
sekretarce, że Merit nic nie jest? W zasadzie spodziewała się, 
że  z  siostrzenicą  wszystko  będzie  dobrze.  W  końcu  chodziło 
tylko  o  rutynowe  badanie  po  zakończeniu  leczenia.  No  tak, 
czasem  Grit  zbyt  przesadnie  okazuje  swoje  uczucia.  Tym 
razem też. 

- Masz rację, to cudownie, że Merit nie musi już jeździć do 

centrum  kardiologicznego.  Jest zdrowa  jak ryba,  jakby  nigdy 
nie miała problemów z sercem. 

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. 
- Nie o tym mówię - odezwała się w końcu Grit. 
- Nie? A o czym? 
Lena nic już nie rozumiała. 
- No o zaproszeniu od mamy, o bankiecie w Grand hotelu w 

Bad Gravenforst. Obłęd, prawda? 

- Tak, masz rację, to jakiś obłęd. Obłęd odezwać się po tylu 

latach i wysłać jedynie drukowane 

 

background image

zaproszenia,  nie  napisać  nic  od  siebie...  No  chyba,  że  do 

ciebie coś napisała... 

- Nie, ale to bez znaczenia. Ma ważniejsze rzeczy na głowie 

niż  osobiście  wypisywać  zaproszenia.  Przecież  ma  znaczącą 
pozycję  w  środowisku,  jest  ważną  osobą,  ma  zobowiązania, 
ma... 

-  Grit,  jesteśmy  jej  dziećmi  -  przerwała  jej  Lena.  -  Już 

zapomniałaś?  Po  tych  wszystkich  latach  można  było  napisać 
coś od siebie. 

- Leno, ale ty masz ciasne horyzonty. Nie psuj mi  radości z 

zaproszenia. Zamierzam z niego skorzystać. Grandhotel musi 
być fantastyczny, bo ta hotel dla prawdziwej elity elit. 

Naprawdę  ma  ciasne  horyzonty?  Nie,  wcale  nie,  tylko  Grit 

widzi to zupełnie inaczej. Jej sprawa. Jak chce, niech idzie na 
przyjęcie. 

Lena  nie miała ochoty na dalszą  dyskusję  o zaproszeniu  od 

matki. 

- Kiedy przyjedziesz? - zapytała siostrę. 
- Przyjadę? A gdzie? 
- Grit, uzgodniłyśmy, że przyjedziesz do Fahrenbach spotkać 

się z Merit. Już zapomniałaś?   

Grit wahała się przez chwilę. 
- Nie, nie, nie... - jąkała się. - Ale, wiesz, jest taka sprawa... 
 

background image

- Grit, o co chodzi? Tylko nie mów, że nie chcesz przyjechać. 
-  Chcę,  ale  Robertino  leci  jutro  do  Rzymu,  a  ja  nie  mogę 

pozwolić, żeby poleciał sam. Mamy mały kryzys. W Rzymie 
zawsze jesteśmy tacy szczęśliwi. To dla nas wielka szansa na 
poprawę stosunków. 

To nie może być prawda! 
Lena myślała, że się przesłyszała. 
- Grit, twoja córka przyleciała na kilka dni do Niemiec, a dla 

ciebie  ważniejszy  jest  wyjazd  z  kochankiem  do  Rzymu? 
Łożysz  na  jego  utrzymanie  i  jeszcze  musisz  się  przed  nim 
płaszczyć?  Ten  człowiek  powinien  nosić  cię  na  rękach  i  z 
wdzięczności  całować  stopy.  W  końcu  to  ty  finansujesz  mu 
życie w luksusie. 

- Właśnie za to mnie kocha. 
- Kupujesz sobie jego uczucie. Opamiętaj się! Ten człowiek 

cię  poniża.  Tak  nie  zbudujesz  miłości  i  trwałego  związku. 
Postawiłaś  wszystko  na  jedną  kartę.  Dużo  dla  niego 
ryzykujesz.  Nawet  nie  chcesz  się  spotkać  z  własnym 
dzieckiem! 

-  Odwiedzę  dzieci  w  Vancouver.  Wtedy  spotkam  się  też  z 

Nielsem. 

To  niepojęte.  Co  się  z  nią  stało?  Jak  to  możliwe,  że  taki 

szczeniak nią manipuluje? Odkąd się 

 

background image

spotykają,  Grit  ciągle  jest  zestresowana.  Czy  ona  naprawdę 

nic nie rozumie? Przecież ten facet ją zostawi, gdy tylko spotka 
kobietę, która da mu jeszcze więcej, kupi mu jeszcze większy 
samochód i jeszcze większe mieszkanie. 

Grit  jest  dla  niego  jedynie  środkiem  do  osiągnięcia  celu. 

Zrezygnowała  dla  niego  ze  wszystkiego  -  abstrahując 
oczywiście  od  pieniędzy.  Dla  niego  zostawiła  męża,  życie 
rodzinne i - co najgorsze - dzieci. 

Merit  przyjechała  do  Niemiec  na  kilka  dni.  Inna  matka  od 

razu  wsiadłaby  w  samochód  lub  najbliższy  pociąg  i 
przyjechałaby do swojego dziecka. 

A Grit? Co ona wyprawia? 
Lena dostała gęsiej skórki. 
Nie była w stanie odpowiedzieć siostrze. Bo niby co miała jej 

powiedzieć?  Ich  wyobrażenia  o  życiu  i  rodzinie  różnią  się 
diametralnie. Są jak dwa skrajne bieguny, jak ogień i woda. 

-  Nie  rozumiesz  mnie  -  odezwała  się  w  końcu  Grit,  której 

milczenie siostry wydało się za długie. -Nic dziwnego. Ty nie 
umiesz  namiętnie  kochać.  Jedyne,  do  czego  jesteś  zdolna,  to 
umiarkowane, wyważone uczucia. 

- Skąd możesz wiedzieć? 
 

background image

- To przecież jasne. Gdyby było inaczej, nie wystarczyłyby ci 

krótkie  przyjazdy  twojego  chłopaka.  Wsiadłabyś  w  pierwszy 
samolot  i  poleciała  do  niego.  A ty  co?  Siedzisz w  tej  swojej 
posiadłości i gnuśniejesz. 

Wiec  tak  to  wygląda  z  perspektywy  Grit?  No  cóż,  osoba 

niewtajemniczona może tak pomyśleć. 

To  prawda,  czeka  już  dość  długo,  aż  Thomas  wreszcie  się 

zdecyduje na przeprowadzkę do Niemiec. Sama też wpadła na 
pomysł,  żeby  polecieć  do  niego,  ale  Thomas  szybko  jej  to 
wyperswadował. Drugi raz nie spróbowała. 

Wyważone uczucia? 
Nie, Grit nie ma zielonego pojęcia, jak bardzo kocha Thomasa 

i jak namiętne jest jej uczucie. 

-  Thomas  niedługo  przyjedzie...  na  zawsze.  Ale  to  nie  takie 

proste. Nie da się porzucić z dnia na dzień życia w Stanach. 

- Już dobrze. Każdy robi, jak chce. Kocham Robertino i nie 

pozwolę sobie odebrać tej miłości. 

- Nikt nie chce ci jej odebrać. Ale choć raz bądź szczera sama 

ze sobą. Przyjrzyj się waszemu związkowi i wreszcie zrozum, 
że  nie  budujesz  go  na  dobrym  fundamencie.  W  związku  nie 
może być tak, że jedna strona ciągle daje, a druga tylko bierze... 

 

background image

Grit, zastanów się jeszcze. Przecież to nie jest jedyna okazja 

na wyjazd z Robertino do Rzymu, a twoja córka za kilka dni 
wróci do Kanady. Nie tęsknisz za nią? 

- Tęsknię, ale nie puszczę Robertino samego do Rzymu. 
Lena nie powstrzymała się. Może to bezczelne, ale musiała to 

powiedzieć. 

-  Robertino  wcale  nie  musi  lecieć.  Zablokuj  mu  kartę 

kredytową i anuluj bilet. Masz do tego prawo. Przecież to ty za 
wszystko zapłaciłaś. 

-  Jeśli  to  zrobię,  odejdzie  ode  mnie.  Stracę  go  na  zawsze  - 

wyznała Grit i od razu pożałowała, że powiedziała za dużo. 

Lena  czuła  to  i  nie  pytała  o  nic  więcej.  Słowa  Grit 

potwierdziły tylko jej przypuszczenia. Wiele razy wypominała 
to siostrze. 

- Grit, chyba wiesz, co robisz. 
- Wiem. Pozdrów Merit i spróbuj jej to wyjaśnić. Powiedz, że 

coś mnie zatrzymało. 

- Pozdrowię ją - powiedziała Lena. - Może nawet nie zapyta, 

dlaczego nie przyjedziesz.   

Najchętniej  powiedziałaby  siostrze,  że  w  życiu  jej  córki 

pojawiła się Irina i stała się dla niej kimś, ważnym. 

 

background image

-  Załatw  to  jakoś.  Kiedyś zrozumiesz,  że  nie  mogę  postąpić 

inaczej. Zobaczymy się w Bad Gravenforst... Tak się cieszę na 
to przyjęcie. Może kupię sobie w Rzymie coś odpowiedniego 
na  tę  okazję.  Mama  będzie  świetnie  wyglądać. Nie  chcę  być 
gorsza. 

„Takie błahostki są dla ciebie ważne", pomyślała Lena. 
- Nie idę na przyjęcie - powiedziała Lena. - Nie mam zamiaru 

robić z siebie małpy. 

- Nie chcesz się spotkać z mamą? 
-  Nie  w  takich  okolicznościach.  Będzie  gwiazdą  wieczoru. 

Nie znajdzie czasu na normalną rozmowę z nami. 

- Na pewno wszyscy będą jej robić zdjęcia. Jeśli będziemy się 

trzymać blisko niej, mamy szansę znaleźć się ekskluzywnych 
magazynach. 

- I to jest dla ciebie takie ważne? 
- Tak - przyznała Grit. 
Jak zareagować na taką odpowiedź? Na szczęście Grit szybko 

zakończyła rozmowę. 

-  Przepraszam,  muszę  wyjść.  Mam  umówioną  wizytę  u 

fryzjera. Muszę pięknie wyglądać w Rzymie... Zdzwonimy się, 
Leno.  Zastanów  się  jeszcze  nad  przyjęciem.  Nie  wiadomo, 
kiedy nadarzy się 

 

background image

kolejna okazja, żeby obracać się w takim towarzystwie. 
- Na razie, Grit - powiedziała Lena i odłożyła słuchawkę. 
Rozmowa  z  siostrą  nie  poprawiła jej  humoru.  Była  naiwna, 

mając taką nadzieję. 

Wstała i zbierała się właśnie do wyjścia, kiedy wpadła Merit. 
- Ciociu, chodź na dwór. Nie uwierzysz, co ci chcę pokazać. 

Po prostu nie uwierzysz - szczebiotała dziewczynka. 

-  Co  to  może  być?  Jestem  bardzo  ciekawa  -  roześmiała  się 

Lena. 

Dobrze, że  przyszła Merit. Odwróci jej uwagę od ponurych 

myśli. 

Dziewczynka pociągnęła ją w stronę drzwi. 
- No i co powiesz? 
- Rower dla dzieci. 
- To twój rower. Aleks znalazł go w szopie i wyszykował dla 

mnie.  Wspaniale,  prawda?  Świetnie  się  na  nim  jeździ.  Już 
spróbowałam.  Ale  się  Aleks  ucieszył,  jak  go  znalazł. 
Powiedział, że za rok mogę być już na niego za duża. 

-  W  taki  razie  możemy  sobie  zrobić  przejażdżkę  - 

zaproponowała Lena. 

 

background image

Merit pokiwała głową. 
- Właśnie dlatego po ciebie przyszłam. 
-  Czyli  jedziemy.  Ale  zaczekaj  chwilkę,  kochanie.  Zajrzę 

tylko  do  Daniela  i  coś  z  nim  omówię.  Zaczekaj  na  mnie  u 
Nicoli. Zaraz po ciebie przyjdę. 

Merit płomiennym wzrokiem patrzyła na swoją ciotkę. 
-  Ale  pospiesz  się,  ciociu.  Zobacz  tylko,  jak  szybko  umiem 

jeździć. 

Merit wskoczyła na rower i pedałowała przez podwórze co sił 

w nogach. 

Do Leny wróciły wspomnienia. Doskonałe pamiętała, kiedy 

dostała ten rower. Była taka dumna, że nie tylko w domu, ale 
też w posiadłości ma rower. 

Jej  matka,  ucieleśnienie  rozrzutności,  okrutnie  się 

zdenerwowała,  ale  ojciec  nie  dał  się  sprowokować  i  nie 
dyskutował z nią. 

Rower z czasów jej dzieciństwa... 
To właśnie jest najwspanialsze w tak dużej posiadłości, że nie 

wyrzuca się tak od razu niepotrzebnych rzeczy. 

Co za szczęście! 
Teraz Merit będzie jeździć na jej rowerze. Wprawdzie tylko 

przez kilka dni, ale zawsze. 

 

background image

A w przyszłości, kiedy sama będzie miała dzieci... 
Nie, lepiej o tym nie myśleć. Nie wyszła jeszcze za Thomasa. 

Nawet nie jest z nim zaręczona. 

Thomas  ciągle  mówi  tylko  o  swoim  uczuciu,  o  wyjątkowej 

miłości,  a  ona  mu  wierzy.  Ale  niestety,  jeszcze  się  jej  nie 
oświadczył.  Może  w  przypadku  tak  długiej  znajomości  i 
miłości, wprawdzie ze znaczną przerwą, zaręczyny nie są już 
potrzebne. 

Thomas... 
Myślała  o  swoim  ukochanym,  który  jest  daleko  od  niej,  i 

zrobiło  jej  się  ciężko  na  sercu.  Kiedy  wreszcie  będą  razem? 
Kiedy zaczną dzielić życie, dni i noce? 

„Oby już niedługo", pomyślała Lena w drodze do destylarni. 

background image

Merit  nie  mogła  się  nacieszyć  jazdą  na  rowerze.  Najpierw 

jeździły po skoszonych połach i łąkach. Potem Merit uparła się, 
żeby  pojechać  do  kapliczki.  Dziewczynka  z  wielką  powagą 
zapaliła  świeczki, ale na  siedzenie w kapliczce nie miała  już 
ochoty. 

Potem  pojechały  na  cmentarz.  Merit  położyła  kwiaty  na 

grobie dziadka. 

- Wracamy do domu - zaproponowała Lena. 
  - Nicola na pewno przygotowała coś smacznego. 
Merit wcale nie miała zamiaru wracać do domu. 
-  Ciociu,  chciałabym  jeszcze  pojechać  na  tamto  wzgórze  - 

powiedziała, pokazując nowe osiedle. 

- Kochanie,  tam nic nie ma  poza  kilkoma  nowymi  domami, 

sklepem  i  restauracją.  Zresztą  nie  wszystkie  domy  są 
zamieszkane. Wiele stoi pustych. 

- Mimo to chciałabym je zobaczyć. A potem pojedziemy nad 

jezioro. 

 

background image

Lena pogłaskała ją po włosach. 
-  Po  wycieczce  na  wzgórze,  a  potem  jeszcze  nad  jezioro, 

zmęczysz  się.  Będą  cię  bolały  mięśnie,  a  tego  chyba  nie 
chcemy, prawda? 

-  No  dobrze  -  poddała  się  Merit.  -  Jutro  pojedziemy  nad 

jezioro, a dzisiaj do tych nowych domów. 

- OK - zgodziła się Lena, chociaż niespecjalnie miała ochotę. 
Lena wiedziała, że Merit tak długo będzie jej. wiercić dziurę 

w brzuchu, aż się zgodzi. 

Wskoczyły  na  rowery  i  ruszyły.  Merit,  z  zaróżowioną  od 

wiatru twarzą, jechała przodem. 

Kiedy dotarły do nowego osiedla, zeszły z rowerów i zaczęły 

je pchać. Rzeczywiście nie było tu co oglądać. Nie zostało ani 
jedno  drzewo  z  dawnej  posiadłości  Hubera.  Było  tu  jakoś 
smutno  i  ponuro.  Przy  kiepskiej  pogodzie,  takiej  jak  dzisiaj, 
okolica  nie  zachwycała  wyglądem.  Gdzieniegdzie  nowi 
mieszkańcy  zaczęli  już  zakładać  ogrody.  Prace  szły  wolno. 
Pora  roku  im  nie  służyła.  Merit  była  rozczarowana.  Lena 
zastanawiała się, co Merit tak tu ciągnęło.   

- Idziemy do sklepu po lizaka lub coś innego? 
-  Może  być  lizak  -  powiedziała Merit.  -  Brzydko  tu.  Wiesz, 

ciociu... 

 

background image

Nagle dziewczynka puściła rower i pobiegła przed siebie. 
„Co to ma znaczyć", pomyślała Lena. 
- Merit - zawołała. 
Nic więcej nie mogła z siebie wykrztusić. Słowa uwięzły jej w 

gardle. 

Merit pędziła jak szalona w stronę małego chłopca z psem na 

smyczy. 

- Lady, Lady! Malutka! Tu jesteś! - krzyczała wniebogłosy. 
Stało się coś nieprawdopodobnego. Piesek wyrwał się z rąk 

chłopca i z całych sił biegł w stronę Merit i Leny, która zdążyła 
w tym czasie dogonić małą. 

To była Lady! 
Suczka skakała raz do Merit, raz do Leny. Nie posiadała się z 

radości. 

Jak  Lady  tu  trafiła?  Dlaczego  nikt  do  niej  nie  zadzwonił? 

Obok blaszki z numerem podatkowym Lena przymocowała do 
obroży plakietkę z imieniem i numerem telefonu. 

Lena chwyciła za obrożę. Nie było ani blaszki, ani plakietki. 

Nic dziwnego, to nie była obroża Lady. 

A jeśli to nie jest Lady? 
 

background image

Nie, wykluczone. Obcy pies nie cieszyłby się na widok ludzi, 

których nie zna. 

Kiedy  chłopiec  zbliżył  się  do  Merit,  dziewczynka  wzięła 

suczkę na ręce. 

- Puść mojego psa! - powiedział. 
Merit jeszcze mocniej przycisnęła Lady do siebie. 
- To nasz pies - zawołała. 
- Puszczaj psa! - krzyknął chłopiec. - Bo wezwę policję! 
- Wzywaj sobie, to cię zamkną - przekrzykiwała go Merit. - 

Ukradłeś nam psa. 

-Kłamiesz.    Tak dalej być nie może. Dzieci zaraz się pobiją. 
- Gdzie mieszkasz? - zapytała Lena. 
Była pewna, że to Lady, ale nie chciała tak po prostu zabrać 

chłopcu psa. 

-  Nic  pani  do  tego!  -  odpysknął  chłopiec,  próbując  wyrwać 

Lady z rąk Merit. 

- Zostaw ją! - wtrąciła się Lena. 
Ze sklepu wyszła kobieta. Dołączyła do nich. 
- Co tu się dzieje? - zapytała. 

Chłopiec  nie  chce  powiedzieć,  gdzie  mieszka 

-odpowiedziała Lena. 

- Tim, dlaczego nie chcesz powiedzieć? - zapytała kobieta. - 

Mieszka po drugiej stronie pod 

 

background image

numerem  dwudziestym.  Dlaczego  chce  pani  wiedzieć?  - 

zwróciła się do Leny. 

- Mam pytanie do jego mamy - odpowiedziała Lena. 
Podziękowała za odpowiedź i odeszła. 
Lena  skierowała  kroki  w  stronę  domu  z  numerem 

dwadzieścia. Za nią szła Merit z Lady na rękach. 

Chłopiec uciekł. 
Lena nacisnęła dzwonek. 
Po  chwili  ciemnowłosa  kobieta  otworzyła  jej  drzwi. 

Sprawiała wrażenie dość sympatycznej. 

- Emmy uciekła? - zapytała, kiedy zobaczyła psa. - Jest u nas 

od niedawna, musi się przyzwyczaić. Przyplątała się do nas. 

„Akurat, przyplątała", pomyślała Lena. 
- To mój pies - powiedziała Lena. - Nazywa się Lady, a nie 

Emmy. 

Gdy  tylko  Lady  usłyszała  swoje  imię,  zaczęła  głośno 

szczekać, jakby chciała potwierdzić prawdziwość słów Leny. 

Kobieta patrzyła na Lenę ze zdziwieniem. 
- Nazywam się Lena Fahrenbach. Mieszkam w posiadłości na 

Słonecznym  Wzgórzu  -  mówiła  dalej  Lena.  -  Te  informacje 
były na plakietce przy obroży. 

 

background image

- Pies nie miał obroży, kiedy Timmy przyniósł go do domu. 

Syn znalazł go na ulicy. 

- To nie tak. Pani syn zabrał Lady i wyrzucił obrożę.   
- Co chce pani przez to powiedzieć? 
- Że ukradł naszą Lady - zawołała Merit. 
- Merit, nie wtrącaj  się  - upomniała siostrzenicę. -  Nie  chcę 

robić  hałasu  wokół  tej  sprawy,  ale  niech  pani  porozmawia  z 
synem.  Jeśli  jeszcze  ma  obrożę  Lady,  proszę  mi  ją  przysłać. 
Zapomnę o sprawie. Najważniejsze, że mój pies się odnalazł. 
Skoro  pani  syn  tak  kocha  zwierzęta,  niech  pani  weźmie  dla 
niego  psa  ze  schroniska  dla  zwierząt.  Doktor  Gruber,  nasz 
weterynarz, chętnie pani pomoże. Doktor Gruber może zresztą 
zaświadczyć, że to mój pies. Leczył Lady, kiedy uratowano ją 
ze  studni...  Lady  też  jest  pieskiem,  którego  ktoś  chciał  się 
szybko pozbyć. 

-  Nic  nie  wiedziałam...  Przepraszam,  bardzo  mi  przykro... 

Timmy  to  dobry  chłopiec.  Nie  wiem,  dlaczego  to  zrobił. 
Gdybyśmy wiedzieli, że zabrał komuś psa, nie pozwolilibyśmy 
mu go zatrzymać. 

Kobieta była zdenerwowana i zdezorientowana. 
-  Syn  na  pewno  pani  wyjaśni,  dlaczego  tak  postąpił.  Do 

widzenia. 

 

background image

Kobieta pokiwała głową i zamknęła drzwi. 
-  Gdybyśmy  tu  nie  przyjechały,  nie  znalazłybyśmy  naszej 

Lady. Co za szczęście, że od razu ją rozpoznałam. 

-  To  prawda.  Już  w  kapliczce  modliłaś  się,  żeby  Lady  się 

odnalazła, i Bozia wysłuchała twoich próśb. 

Merit przytaknęła. 
- Kiedy tatuś zadzwoni, muszę mu o wszystkim opowiedzieć. 

Wyobrażasz  sobie,  jak  się  Hektor  ucieszy  z  powrotu  Lady? 
Ciociu, dlaczego ten chłopiec ukradł Lady? Dlaczego Lady nie 
uciekła do niego? 

Za dużo pytań naraz. 
- Prawdopodobnie była cały czas na smyczy i nie miała jak. A 

dlaczego ten chłopiec ją zabrał i skąd? Tego chyba nigdy się 
nie  dowiemy.  W  każdym  razie  to  twoja  zasługa,  że  ją 
odzyskaliśmy... Idziemy po lizaka? 

Merit pokręciła głową. 
- Teraz chcę już wracać  do domu. Ale się wszyscy ucieszą! 

Nicola na pewno da mi w nagrodę całą czekoladę. 

Lena westchnęła. Wiedziała, że tak właśnie będzie. 

background image

Merit postawiła Lady, żeby podnieść rower, którzy rzuciła na 

ziemię, gdy zobaczyła suczkę. 

- I co teraz? - zmartwiła się. - Jak zabierzemy Lady? 
Lena nachyliła się i odpięła Lady smycz. 
- Będzie biegła obok nas. 
- A jeśli ucieknie? 
- Nie ucieknie, za wiele ryzykuje. Chce wrócić do domu. 
Lena  i  Merit  jechały  na  rowerach,  a  Lady  skakała  między 

nimi.  Znowu  miały  swoją  suczkę.  Lena  chciała  krzyczeć  z 
radości.  Nie  spodziewała  się,  że  odnajdzie  Lady  na  nowym 
osiedlu. Najwidoczniej tak miało być. Najpierw Aleks znalazł i 
wyszykował rower, potem Merit marudziła, że chce jechać na 
nowe osiedle. Najważniejsze, że Lady znowu jest z nimi. Nic 
innego się teraz nie liczy. 

Radość  z  odnalezienia  pieska  przyćmiła  na  chwilę  ponure 

myśli Leny o zaproszeniu od matki. Nie myślała też o Grit ani o 
tym, że jej siostra woli pojechać z kochankiem do Rzymu, niż 
spotkać się z własną córką.   

Lady  jest  znowu  z  nimi.  Skacze,  radośnie  przy  tym 

szczekając.  Nic  jej  się  nie  stało.  Na  szczęście  czarne  myśli 
Leny okazały się nieprawdą. 

background image

Po radosnym powitaniu  w posiadłości i pochłonięciu sporej 

porcji  smakołyków  Lady  zachowywała  się  tak,  jakby  nic  się 
nie stało. 

Temat zniknięcia i powrotu Lady podtrzymywała Merit, która 

od  każdego  nieustannie  chciała  słyszeć  potwierdzenie,  jak  to 
wspaniale, że znalazła Lady. 

Wieczorem  była  już  tak  zmęczona,  że  zasnęła  w  połowie 

historii, którą Lena jej czytała. A przecież nigdy nie miała ich 
dość. Mogła słuchać opowieści w nieskończoność. 

Lena  zamknęła książkę.  Przez moment  siedziała  przy łóżku 

siostrzenicy i wsłuchiwała się w jej miarowy oddech. 

Wspaniale, że mała jest w posiadłości. Lena już teraz czuła, że 

będzie za nią tęsknić. Tym bardziej nie rozumiała siostry. Jak 
można nie tęsknić za własną córką? Zanim Grit dostała spadek, 
była 

 

background image

dobrą matką. Zmieniła się. Niestety, na niekorzyść. Szkoda. 
Grit, Holger i dzieci stanowili szczęśliwą rodzi- " nę. Czasem 

było to aż nudne, bo w ich rodzinie wszystko funkcjonowało 
jak w szwajcarskim zegarku. 

Grit  zmieniła  się,  kiedy  dostała  pieniądze,  które 

przysługiwały  jej  ze  sprzedaży  willi.  Zaczęło  się  od* 
wstrzykiwania  botoksu,  kupowania  markowych  ubrań  i 
biżuterii.  Wcześniej  nigdy  tego  nie  robiła.  To  nie  było  w  jej 
stylu. Potem zaczęła się zadawać z mężczyznami, spotykała się 
z  każdym,  który  na  nią  spojrzał,  aż  wreszcie  trafiła  na  tego 
Roberto, właściwie Robertino, jak sama go nazywała. Typowy 
lowelas 

południowej 

urodzie, 

bezwstydnie 

ją 

wykorzystujący.  Bez  skrupułów  przyjął  od  Grit  luksusowy 
samochód,  a  potem  mieszkanie.  Mało  tego,  uważał,  że  to 
całkiem normalne, że Grit go utrzymuje. Wciąż sprawdzał, na 
ile  może  sobie  pozwolić.  Testował  Grit,  a  ona  była  zupełnie 
zaślepiona miłością do niego. 

Dla  tej  chorego  związku  poświęciła  swoje  małżeństwo. 

Pozwoliła, żeby Holger wyprowadził się z domu i wyjechał do 
Kanady, a teraz zaniedbała jeszcze dzieci. Wysłała je do ojca 
do Kanady 

 

background image

Robertino  nie  miał  zamiaru  się  nimi  zajmować.  Wręcz 

przeciwnie, przeszkadzały mu. 

To chore! Tak się nie zachowuje żona i matka! 
Ale  do  Grit  nic  nie  dociera.  Jest  głucha  na  wszelkie 

argumenty. Pogrąża się coraz bardziej. 

Udaje, że nie widzi zagrożeń. Holger wniósł pozew o rozwód. 

I ona chce pozostać w związku, ale bynajmniej nie z miłości do 
męża. Po prostu chce mieć status mężatki. Sama nie ma odwagi 
mu o tym powiedzieć. Chce, żeby Lena ją wyręczyła. A Merit 
nawet  nie  zapytała  o  mamę.  Kiedy  Lena  jej  powiedziała,  że 
mama  nie  przyjedzie,  dziewczynka  spokojnie  przyjęła  tę 
wiadomość  i  zajęła  się  swoimi  sprawami.  Coraz  częściej 
mówiła  o  Irinie,  Kanadyjce  rosyjskiego  pochodzenia,  która 
zdaje się być serdeczną i ciepłą kobietą. 

Nie  trzeba  być  wróżką,  aby  wiedzieć,  do  czego  to  może 

doprowadzić... 

Merit  uśmiechała  się  przez  sen.  Na  pewno  śniło  jej  się  coś 

pięknego. 

Lena  wstała i  wyszła  z pokoju. Zostawiła włączoną lampkę 

nocną. 

Zastanawiała się, czy poczytać, czy posłuchać muzyki. 
Nagle zadzwonił telefon. 
 

background image

Odebrała. 
- Tom, co za niespodzianka! - krzyknęła do słuchawki. - Nie 

spodziewałam się telefonu od ciebie o tej porze. 

- Stęskniłem się za twoim głosem - powiedział. - Przerwałem 

pracę i dzwonię. Strasznie za tobą tęsknię, kochanie. 

-  Ja  za  tobą  też  -  wyszeptała  do  słuchawki.  -.,  Kiedy 

przyjedziesz do Niemiec? 

Zwlekał z odpowiedzią. 
-  Mam  nadzieję,  że  już  wkrótce.  Teraz  nie  mogę.  Chociaż 

Thomas już kiedyś wybił jej z głowy 

przyjazd do Stanów, a ona obiecała sobie, że nigdy więcej nie 

zaproponuje, że go odwiedzi, podjęła jeszcze jedną próbę. 

- Może ja przylecę do ciebie na parę dni - zaproponowała. - 

Jestem  bardziej  dyspozycyjna  niż  ty.  Jak  to  się  mówi,  skoro 
Mahomet  nie  może  przyjść  do  góry,  to  góra  przyjdzie  do 
Mahometa. 

Milczenie. 
- Tom? - zapytała po chwili. - Jesteś tam? Wziął się w garść. 
-  Tak,  tak...  Zastanawiałem  się.  Wiesz,  skarbie,  to  nie 

najlepszy moment na spotkanie. Nie miałbym dla ciebie czasu. 

 

background image

- Mogłabym przecież... 
Lena  urwała  w  połowie  zdania.  Na  każdy  jej  argument 

Thomas  znajdzie  kontrargument.  Już  to  kiedyś  przerabiała. 
Znowu  się  zastanawiała,  dlaczego  Thomas  nie  chce,  żeby 
przyleciała do Stanów. 

Nie rozumiała jego postawy, ale nie wątpiła w jego miłość. 

Wiedziała, że Tom bardzo ją kocha. Tom i ona są pokrewnymi 
duszami  i  nic  tego  nie  zmieni.  Tyle  że  pokrewne  dusze  też 
powinny  dzielić  ze  sobą  życie,  spędzać  razem  czas,  choćby 
kilka dni i godzin. 

- Lenko, nie bądź zła. Chcę się z tobą spotkać. Chcę spędzić z 

tobą  całe  życie.  Tęsknię  za  twoją  bliskością  i  czułością. 
Przyjadę,  jak  tylko  będę  mógł.  W  Stanach...  niewiele 
mielibyśmy  z  siebie.  A  ja  tak  nie  chcę.  Chcę  mieć  czas  dla 
ciebie, kiedy tu przyjedziesz, chcę ci wszystko pokazać, chcę, 
żebyś  poznała  moje  tutejsze  życie...  Lenko,  jeszcze  trochę 
cierpliwości, dobrze? 

Lena była zbyt rozczarowana, żeby od razu mu odpowiedzieć. 
- Lenko, wszystko nadrobimy - obiecał. 
- Nie da się nadrobić straconych chwil - zaprzeczyła. - Sam mi 

to  kiedyś  powiedziałeś.  To  prawda...  Zmieńmy  lepiej  temat. 
Lady się odnalazła. 

 

background image

- Jak to odnalazła? Nie wiedziałem, że zginęła. W jego głosie 

słychać było zdziwienie. 

No  jasne,  skąd  miał  wiedzieć.  Nie  uczestniczy  w  jej  życiu 

codziennym,  a  ona  w  jego.  Jeśli  już  ze  sobą  rozmawiają,  to 
głównie o uczuciach, ich tęsknocie... 

Opowiedzieć mu teraz historię z Lady? Właściwie po co? 
Thomas wyczuł, że Lena jest zirytowana. 
-  Lenko,  ja  też  nie  jestem  zadowolony  z  naszej  obecnej 

sytuacji,  ale  to  się  zmieni.  Obiecuję.  Powiedziałem  ci  już 
kiedyś,  że  nie  mogę  spakować  moje-.  go  dotychczasowego 
życia  do  worka  i  przyjechać  do  ciebie.  Tak  się  nie  da. 
Potrzebuję czasu. 

Czas... czas... czas... 
Ile  jeszcze?  Ile  jeszcze  czasu  potrzebuje?  To  jasne,  że  nie 

spakuje  dziesięciu  lat  życia  w  Stanach  do  worka.  Ale 
uregulowanie wszystkich spraw nie może trwać wieczność. Co 
go tam trzyma? Lena nie miała pojęcia, a Thomas nie chciał z 
nią o tym rozmawiać. 

- Gdzie była Lady? - zapytał. 
- Prawdopodobnie zabrał ją mały chłopiec z nowego osiedla, a 

rodzicom powiedział, że pies się wałęsał po ulicach. 

 

background image

- Wcześniej nie było czegoś takiego - powiedział. - Dużo się 

zmieniło, niekoniecznie na korzyść. 

-  Na  szczęście  niewiele  mam  kontaktów  z  mieszkańcami 

nowego osiedla. Ten chłopiec nie był pewnie świadomy tego, 
co robi. Jego mama wydała mi się bardzo miła. 

Rozmawiali  ze  sobą  jak  sąsiedzi,  którzy  się  wymieniają 

najnowszymi plotkami krążącymi po wsi. To też się Lenie nie 
podobało. 

-  Tom,  tak  dalej  być  nie  może  -  powiedziała.  -Musimy 

wreszcie porozmawiać o nas, o tym, co było, i o tym, co będzie. 

-  Wiem,  Lenko.  Przecież  chcieliśmy  już  niejeden  raz 

porozmawiać, ale zawsze coś nam przeszkodziło. Następnym 
razem  zamkniemy  się  w  pokoju  bez  telefonu  i  będziemy 
rozmawiać,  rozmawiać  i  rozmawiać.  Nie  chcę,  żeby  były 
między nami jakieś niedomówienia. Kocham cię i zawsze będę 
cię kochał. Nigdy nie wolno cię w to wątpić, słyszysz? Nigdy. 

-  Nie  wątpię  w  twoją  miłość.  Tom,  ja  po  prostu  chcę 

normalnie  żyć.  Może  to  zabrzmi  banalnie,  ale  marzy  mi  się 
zwykła codzienność z tobą. Sylvia jest szczęśliwa z Martinem, 
Markus spotyka się z Doris. Może coś z tego będzie. A ja... 

 

background image

- A ty masz mnie - podpowiedział jej. - Na zawsze będziesz 

mnie miała. 

Owszem,  na  odległość,  na  krótkie  wizyty,  podczas  których 

zasypuje ją dowodami miłości. A ona nie chce spektakularnych 
dowodów  miłości.  Nie  musiał  wyrzucać  z  helikoptera 
czerwonych róż. Owszem, cała posiadłość w różach wyglądała 
bajecznie. Owszem, ucieszyła się z bransoletki od, Tiffany ego 
z wygrawerowanym LOVE FOREVER. Owszem, ciągle nosi 
zabytkowy medalion z jego zdjęciem i serduszko z brylantami, 
które podarował jej w Brukseli. Jest piękne. Ale te materialne 
oznaki jego miłości nie ogrzeją jej serca, nie zastąpią bliskości i 
czułości. 

Ona chce jedynie, żeby Tom tu był. Nic więcej. To dla niej 

dużo  cenniejsze  niż  wszystkie  skarby  świata,  niż  prezenty, 
które do tej pory od niego dostała. 

Thomas  zorientował  się,  że  Lena  jest  poirytowana.  Robił 

wszystko,  żeby  odwrócić  jej  uwagę  od  smutnych  myśli.  W 
końcu  mu  się  udało.  Ona  też  nie  chce  się  z  nim  kłócić  ani 
zakończyć  rozmowy  w  ponurym  tonie.  Za  bardzo  go  kocha, 
zbyt  ważne  i  cenne  są  dla  niej  jego  telefony  i  e-maile. 
Ostatecznie to na razie jedyna droga kontaktu. 

 

background image

-  Leno,  przyjadę  tak  szybko,  jak  to  możliwe  -obiecał  na 

koniec. - Nie mogę się już doczekać, kiedy znowu wezmę cię w 
ramiona... Kocham cię, jesteś moim życiem, zawsze byłaś... 

Dzięki tym słowom zapomniała o wszystkim, nawet o fakcie, 

że  znowu  nie  poleci  do  Stanów,  bo  Thomas  nie  chce,  żeby 
przyjechała. 

- Kocham cię, jesteś moim życiem, zawsze byłaś... 
Czego więcej można oczekiwać? 
Te  słowa  towarzyszyły  jej  przez  cały  wieczór  i  z  tymi 

słowami w uszach zasnęła. 

Wszystko będzie dobrze, tylko musi być bardzo cierpliwa. 
Thomas  i  ona  są  jak  dwie  połówki  jabłka,  są  dla  siebie 

stworzeni. Nie wolno jej w to wątpić. 

Tej nocy miała piękny sen. Biegła przez łąkę pełną kwiatów. 

Miała na sobie białą suknię ślubną. Biegła, trzymając Thomasa 
za rękę. Wokół nich krążyły motyle... 

Nagle ktoś potrząsnął ją za ramię. Obudziła się wystraszona i 

usiadła na łóżku. 

Przed nią stała Merit. 
- Ciociu, miałam zły sen. Mogę się położyć koło ciebie? 
 

background image

Lena  zrobiła  miejsce  dla  Merit.  Wciąż  była  trochę 

rozkojarzona. 

- Oczywiście, kochanie, możesz spać ze mną. 
Merit wdrapała się  na łóżko, przytuliła  do Leny i  zasnęła w 

ciągu kilku minut. Spała spokojnie, głęboko oddychając. 

Lena wsłuchiwała się w jej miarowy oddech i zamknęła oczy. 
Przypomniała  sobie  piękny  sen  i  chciała,  żeby  wrócił. 

Niestety, nie wrócił. 

Po chwili znowu zasnęła, ale w jej śnie nie było już ani łąki, 

ani  motyli,  ani  Thomasa.  Szkoda,  bo.  to  była  taka  cudowna 
chwila szczęścia, błogości i miłości. 

Sen.  Po  prostu  piękny  sen.  Dlaczego  sny  nigdy  się  nie 

spełniają? 

background image

To  nieprawdopodobne,  jak  szybko  minął  pobyt  Merit  w 

posiadłości.  Nie  było  jej  już  od  dwóch  dni.  W  posiadłości 
zrobiło się niezwykle spokojnie i cicho. Nicoli też nie było. 

Lena uśmiechnęła się na wspomnienie zdenerwowania Nicoli 

przed  wylotem  do  Kanady.  Nic  dziwnego,  to  jej  pierwszy 
daleki  lot,  na  dodatek  do  kraju,  w  którym  nie  mówi  się  po 
niemiecku. 

Nicola dotarła szczęśliwie na miejsce i kiedy zadzwoniła do 

Leny, w jej głosie słychać było zachwyt i zadowolenie. Pod jej 
nieobecność  apartamentami  zajmowała  się  Doris.  Do  niej 
należało  też  gotowanie.  W  czworakach  było  jedynie  kilkoro 
gości.  Żeby  nie  stracić  potencjalnych  urlopowiczów,  Lena 
przełączyła  do  siebie  telefon,  na  który  dzwonili  chętni  na 
apartamenty. 

Dziwne,  bo  dopiero  teraz  Lena  zdała  sobie  sprawę,  że  na 

każdym kroku odczuwa nieobecność 

 

background image

Nicoli. Nie chodzi wcale o prace, które ona wykonywała, ale 

o ciepło, jakie wokół siebie roztacza, i serdeczność, która od 
niej  bije.  Lena  miała  wraże-  -nie,  jakby  posiadłość  straciła 
kawałek serca. 

Ledwo Nicola wyjechała, a Lena już chciała, żeby wróciła. 
Wybierała  się  właśnie  do  destylarni,  kiedy  zauważyła  dwie 

osoby nadchodzące od strony parkingu. 

Rozpoznała chłopca, który zabrał Lady, i jego mamę. 
Chłopiec  trzymał  w  ręce  bukiet  kwiatów.  Widać  było,  że 

czuje się nieswojo i to wcale nie przez odświętne ubranie, które 
miał na sobie, ale przez zadanie, które go czeka. 

Lena przywitała się z gośćmi. 
-  Znajdzie  pani  dla  nas  chwilę?  -  zapytała  kobieta,  która 

przedstawiła się jako Corinna Basler. 

-  Oczywiście,  zapraszam  do  środka  -  powiedziała  Lena  i 

zaprowadziła  niespodziewanych  gości  do  salonu.  -  Może 
napije się pani kawy? 

- Chętnie, ale nie chciałabym sprawiać kłopotu. Lena zwróciła 

się do chłopca. 

-  A  ty,  Tim?  Może  napijesz  się  soku  jabłkowego?  Chłopiec 

pokiwał głową. 

 

background image

Potem spoglądał raz na Lenę, raz na bukiet kwiatów. 
-  To  dla  pani  -  powiedział  i  podał  Lenie  kwiaty.  Na  jego 

twarzy widać było ulgę, że wreszcie pozbył się bukietu. 

- Przepraszam, źle zrobiłem. Nie powinienem zabierać Lady. 
Lena pogłaskała go po głowie. 
-  Przeprosiny  przyjęte  -  powiedziała.  -  Jeśli  chcesz,  możesz 

się pobawić z Lady. Na pewno biega z Hektorem po podwórku. 

- Mogę już wyjść? - zapytał i spojrzał na swoją mamę. - Już 

przeprosiłem, mamo. 

Mama chłopca pokiwała głową. 
-  Oczywiście,  że  możesz  -  potwierdziła  Lena.  -Potem 

wypijesz sok. Zaczekaj, dam ci kilka ciasteczek dla psów. Lady 
i Hektor przepadają za nimi. 

Wyjęła z puszki kilka ciasteczek i podała chłopcu. 
Tim pobiegł na dwór, a Lena poszła do kuchni zaparzyć kawę. 

Najpierw poprosiła mamę Tima, żeby się rozgościła. A potem 
włożyła kwiaty do wazonu. 

Po chwili wróciła do salonu, niosąc na tacy filiżanki i dzbanek 

z kawą. 

 

background image

Corinna  Basler  stała  przy  starej  komodzie  i  przyglądała  się 

starej rodzinnej fotografii zrobionej przed domem. 

Odwróciła się, kiedy weszła Lena. 
-  Przepraszam,  nie  chciałam  być  ciekawska,  ale  fascynują 

mnie stare rodzinne fotografie. Może dlatego, że nie zachowały 
się  żadne  zdjęcia  mojej  rodziny.  Moich  dziadków  nawet  nie 
pamiętam. * Wcześnie umarli. O rodzinie mojego męża też nie-
wiele wiemy. 

-  Fahrenbachowie  mieszkają  tu  od  ponad  pięciu  pokoleń  - 

powiedziała Lena dumnie i nalała kawę do filiżanek. - Cukier? 
Mleko?  -  zapytała,  podsuwając  dzbanuszek  z  mlekiem  i 
cukierniczkę. 

Kobieta posłodziła kawę i nalała trochę mleka. 
- Słyszałam już, że nasza wieś zawdzięcza swoją nazwę pani 

przodkom. To musi być wspaniałe uczucie. 

-  To  prawda.  To  wspaniałe  uczucie  pochodzić  z  rodziny 

bogatej  w  tradycje.  Ale  jednocześnie  wielkie  zobowiązanie. 
Trzeba dbać o spuściznę przodków. 

-  Doskonale  panią  rozumiem  -  zgodziła  się  z  nią  Corinna.  - 

Jeden  z  naszych  sąsiadów  jest  na  panią  bardzo  zły,  bo  nie 
chciała mu pani wynająć 

 

background image

miejsca na przystani i nie wydzierżawiła terenów łowieckich. 
Lena doskonale wiedziała, o kim mówi kobieta 
- Pan Koller myśli, że pieniądze rozwiążą każdy problem. W 

Fahrenbach  żyje  się  inaczej.  Ludzi  łączą  inne  wartości  niż 
pieniądze. 

- Razem z mężem zdążyliśmy się już o tym przekonać, kiedy 

przyjechaliśmy 

oglądać 

domy. 

Obydwoje 

zawsze 

mieszkaliśmy w mieście. Natura nigdy nie była dla nas jakaś 
szczególnie ważna. Chcieliśmy, żeby nas syn dorastał inaczej. 
Tylko  jednej  sprawy  nie  wzięliśmy  pod  uwagę.  Na  nowym 
osiedlu prawie wcale nie ma dzieci. Timmy czuje się tu dość 
samotny.  Między  innymi  dlatego  zabrał  Lady.  Nie  chcę  go 
usprawiedliwiać.  Źle  postąpił,  niezależnie  od  tego,  jaki  był 
motyw jego działania. Tego dnia jeździł na rowerze i zobaczył 
dwa psy. Najpierw się z nimi pobawił, a potem po prostu zabrał 
Lady...  Proszę,  niech  się  pani  na  niego  nie  gniewa.  Nigdy 
więcej tego nie zrobi. 

Na  szczęście  Corinna  Basler  była  przeciwieństwem  pana 

Kollera.  Była  kobietą  pełną  ciepła  i  serdeczności,  co 
pokrzepiająco wpłynęło na Lenę. 

- Wprawdzie Tim źle zrobił, zabierając Lady, ale nie zrobił jej 

krzywdy. Nie męczył jej. 

background image

-  Wręcz  przeciwnie.  On  ją  ubóstwiał.  Była  dla  niego 

wszystkim. 

-  Dlaczego  nie  weźmie  pani  dla  niego  zwierzątka  ze 

schroniska?  Mówiłam  już,  nasz  weterynarz,  pan  doktor 
Gruber, chętnie pomoże pani wybrać właściwe zwierzę. 

-  Tak  zrobimy.  Mieliśmy  zamiar  najpierw  urządzić  dom  i 

dopiero  potem  pomyśleć  o  jakimś  zwierzątku,  aż  tu  nagle 
pojawiła  się  Lady.  Myśleliśmy,  że  to  bezpański  pies,  i 
uznaliśmy, że to dar od losu... Tak się cieszę, że się pani nie 
gniewa, pani Fahrenbach. 

Nagle otworzyły się drzwi i do środka wpadł Timmy. 
-  Dostanę  jeszcze  trochę  ciastek  dla  psów?  -  powiedział, 

ledwo dysząc. - Wypiję też mój sok. 

Chłopiec był podekscytowany i czerwony na twarzy. 
- Tim, dam ci jeszcze kilka ciasteczek dla psów, ale na tym 

koniec. Zwierzęta nie powinny jeść za dużo łakoci. 

-  Lady  od  razu  mnie  poznała  -  powiedział  szczęśliwy.  - 

Hektor też jest wspaniały... Mamo, czy zostaniemy tu jeszcze 
trochę? Tu jest tak pięknie. 

 

background image

Chłopiec  nawet  nie  czekał  na  odpowiedź,  tylko  jednym 

haustem wypił sok, wziął ciasteczka dla psów i już go nie było. 

- Odkąd  mieszkamy w Fahrenbach, nie widziałam Tima  tak 

zadowolonego - powiedziała Corinna. 

-  Może  tu  przychodzić,  kiedy  tylko  ma  ochotę 

-zaproponowała Lena. - Wszyscy tu lubimy dzieci. 

- Ta mała dziewczynka jest pani córką? 
-  Merit?  Nie,  to  moja  siostrzenica.  Razem  z  ojcem  i  bratem 

mieszka  w  Kanadzie.  Niestety,  już  wyjechała.  Nie  jestem 
mężatką i nie mam dzieci. 

-  Dzieci  miałyby  tu  na  wzgórzu  prawdziwy  raj  -rozmarzyła 

się Corinna. - Dziękuję, że pozwoliła pani Timowi przychodzić 
do zwierząt. Obawiam się, że będzie tu częstym gościem. 

-  Porozmawiam  z  moją  przyjaciółką,  właścicielką  naszej 

gospody.  Zna  wszystkich  ludzi  we  wsi.  Jeśli  pani  chce, 
zapozna Tima z dziećmi ze wsi. 

Corinna westchnęła. 
-  Zdaje  się,  że  dzieci  ze  wsi  mają  jakiś  problem  z 

mieszkańcami nowego osiedla. Unikają kontaktów z nimi. 

-  Wszyscy  mieszkańcy  Fahrenbach  muszą  się  przestawić  i 

przyzwyczaić do zmian, jakie zaszły 

 

background image

po  wybudowaniu  nowego  osiedla  na  terenie  dawnej 

posiadłości Hubera. Z czasem wszystko się jakoś ułoży. Dzieci 
szybciej przyzwyczajają się do nowego niż dorośli. Jeśli pani 
chce, Sylvia wszystkim się zajmie. 

- Sylvia? 
- Tak się nazywa moja przyjaciółka. Gospodę odziedziczyła 

po rodzicach i zgodnie z tradycją prowadzi ją dalej. Sylvia jest 
żoną  naszego  weterynarza,  doktora  Grubera.  Mam  się  z  nią 
skontaktować w sprawie pani syna? 

- Jeśli to nie sprawi jakiegoś kłopotu, to bardzo chętnie. Tim 

cieszyłby  się  nie  tylko  z  nowego  zwierzątka,  lecz  również  z 
nowych  przyjaciół.  Zresztą  obydwoje  z  mężem  chętnie 
nawiązalibyśmy kontakt z mieszkańcami wsi. 

-  Bardzo  mnie  to  cieszy.  Mamy  z  Sylvią  przykre 

doświadczenie z nowym osiedlem. Chciałyśmy przywitać pana 
Kollera chlebem i solą, a on wyrzucił nas za drzwi. 

Corinna zaczęła chichotać. 
-  Nie  wiedział,  kim  pani  jest...  Kollerowie  uważają  się  za 

lepszych  i  szukają  kontaktu  jedynie  z  dobrze  sytuowanymi 
ludźmi.  My  się  do  nich  nie  zaliczamy.  Ale  wcale  mi  to  nie 
przeszkadza. Mój mąż 

 

background image

jest  lekarzem.  Teraz  pracuje  w  sanatorium.  Wcześniej  był 

ordynatorem w klinice. Prawie w ogóle się nie widywaliśmy. 
Zero  życia  rodzinnego.  Teraz  mamy  mniej  pieniędzy,  ale 
żyjemy spokojniej. 

Z  każdą  minutą  Corinna  Basler  wydawała  się  Lenie  coraz 

sympatyczniejsza.  Cieszyła  ją  myśl,  że  na  nowym  osiedlu 
mieszkają nie tylko ludzie pokroju Kollerów. 

Dobrze im się rozmawiało. Nadawały na tych samych falach. 

Lena  postanowiła  niebawem  zaprosić  do  siebie  Corinnę  i  jej 
męża. 

Miała  nadzieję,  że  też  jest  sympatyczny.  Corinna  pasuje  do 

mieszkańców  Fahrenbach.  Co  do  tego  nie  ma  żadnych 
wątpliwości.  Ładnie  z  jej  strony,  że  przyszła  z  synem,  żeby 
wyjaśnić sprawę Lady i przeprosić Lenę. 

Kollera nigdy nie byłoby stać na taki gest. 
Oby  na  nowym  osiedlu  mieszkało  więcej  sympatycznych 

osób. Wtedy łatwiej będzie znieść idące zmiany. 

background image

Pewnego  dnia,  mniej  więcej  dwa  tygodnie  po  wyjeździe 

Nicoli do Kanady, Lena odebrała telefon, który zaparł jej dech 
w  piersiach.  Dzwoniła  Yvonne,  córka  Nicoli!  Lena  od  razu 
poznała ją po głosie. 

- Cieszę się, że pani dzwoni, pani doktor Wiedemann. 
-  Dzwoniłam  już  wcześniej,  ale  nie  udało  mi  się  zrobić  u 

państwa  rezerwacji.  Wszystkie  apartamenty  były  zajęte. 
Zastanawiałam  się  nad  pani  słowami.  Może...  może  chociaż 
zobaczę kobietę, która mnie urodziła. Idę za radą ojca. Ojciec 
uważa, że powinnam wyrobić sobie własne zdanie na temat tej 
kobiety. Jeśli nie ma pani nic przeciwko, przyjadę w następny 
weekend. Zostanę od piątku do niedzieli. 

To  nie  może  być  prawda!  Za  pierwszym  razem  nie  było 

wolnego apartamentu, a teraz nie ma Nicoli. 

 

background image

Lena pokonała wszystkie przeszkody, zdobył adres rodziców 

adopcyjnych  Yvonne,  potem  adre  Yvonne, rozmawiała z nią, 
sugerowała  przyjazd  do  posiadłości,  żeby  zupełnie 
niezobowiązująco  zobaczyła  swoją  biologiczną  matkę,  którą 
była  zmuszona  tuż  po  porodzie  oddać  własne  dziecko  do 
adopcji, a Nicoli nie ma. Jest teraz w Kanadzie! 

Yvonne  chce  przyjechać  i  nie  udaje  się  już  drugi  raz.  To 

chyba jakiś zły sen! 

-  Mamy  wolne  apartamenty,  ale  pani  mat...  -  szybko  się 

poprawiła. - Nicola jest teraz w Vancou ver. Pojechała odwieźć 
moją siostrzenicę. 

Lena  się  zdawało,  że  Yvonne  poczuła  ulgę,  że  spotkanie 

znowu nie dojdzie do skutku. Może się jednak myli. 

-  No  cóż...  To  chyba  jakiś  znak,  że  nie  powinnyśmy  się 

poznać.  Sama  zresztą  jestem  tego  zdania  Co  mi  po  tym,  że 
poznam  kobietę,  która  mnie  urodziła?  Zaraz  po  porodzie 
oddała mnie do adopcji. 

- Nie miała wyjścia. Sytuacją ją do tego zmusiła 
- Nie wierzę. Dla chcącego nie ma nic trudnego, Nawet wtedy 

bycie samotną matką nie oznaczało końca świata. 

- Nie zna pani Nicoli i stąd te gorzkie słowa Szkoda, że Nicola 

wyjechała. Pani Wiedemann 

 

background image

a może przyjedzie pani w innym terminie. Już teraz możemy 

zrobić rezerwację. 

-  Nie,  to  niemożliwe.  Mam  w  planach  kilka  konferencji  i 

wyjazd z ojcem na parę dni. Już powiedziałam, to znak od losu, 
żeby  nie  budzić  demonów  przeszłości.  To  wszystko  nie  jest 
takie łatwe. Poza tym cieszę się, że... 

- Pani doktor Wiedemann, niech pani da Nicoli szansę, sobie 

również - przerwała jej Lena, bo bała się, że kobieta po prostu 
odłoży  słuchawkę.  -  Następnym  razem  na  pewno  się  uda. 
Zwykle  mamy  wolne  apartamenty,  tylko  wtedy,  gdy  pani 
dzwoniła, jakoś tak się złożyło, że wszystkie były zajęte. Ni-
cola w zasadzie nigdy nie wyjeżdża. Ta podróż do Kanady jest 
jej pierwszą daleką podróżą. 

-  To  już  nie  moja  sprawa.  Jak  powiedziałam,  nie  jestem 

zainteresowana spotkaniem. Przyznaję, że umie pani pięknie i 
przekonująco  mówić.  Dałam  się  na  to  nabrać.  Mam 
wspaniałego ojca i miałam wspaniałą matkę. Tacy rodzice to 
marzenie  adoptowanych  dzieci.  Niczego  więcej  mi  nie 
potrzeba. 

- Jest jednak mała różnica. Pani już wie, że pani biologiczna 

matka żyje, gdzie mieszka, jaka jest, bo przecież opowiadałam 
pani o niej i zostawiłam jej zdjęcia. Tego nie da się wymazać z 
pamięci ani 

 

background image

cofnąć. Pani przyjazd tutaj do niczego pani nie zobowiązuje. 

Gdyby nie ten nieszczęśliwy zbieg okoliczności, byłoby już po 
sprawie.  Poznałaby  pani  swoją  matkę.  Pani  doktor 
Wiedemann, ustalmy nowy termin. 

- Nie, dziękuję. 
Słowa Leny nie zrobiły na Yvonne żadnego wrażenia. 
-  Mogę  do  pani  kiedyś  zadzwonić?  -  Lena  podjęła  jeszcze 

jedną próbę. 

Nie chciała dopuścić, żeby ta historia tak się zakończyła. 
-  Nie,  w  żadnym  wypadku  -  odpowiedziała  Yvonne 

stanowczo. 

- Zadzwoni pani kiedyś? 
-  Nie  wiem.  Raczej  nie.  To  spotkanie  nikomu  nie  jest 

potrzebne.  Zresztą  jak  pani  widzi,  ciągle  coś  stoi  na 
przeszkodzie.  Jakie  to  ma  znaczenie,  czy  zobaczę  tę  kobietę, 
czy nie. Nie zmienię mojego zdania o niej. Przepraszam, muszę 
wracać  do  obowiązków.  Zaraz  zaczynam  przyjęcia.  Miłego 
dnia, pani Fahrenbach. 

Yvonne 

odłożyła  słuchawkę,  zanim  Lena  zdążyła 

odpowiedzieć. Co za pech! 

 

background image

Wszystko szło tak dobrze, a na ostatniej prostej pojawiły się 

takie problemy. 

Lena miała nadzieję, że Yvonne przemyśli sprawę i zadzwoni. 

Nie teraz, kiedyś. Lena ma już związane ręce. Nic więcej nie 
może zrobić. Może tylko czekać, chociaż wcale nie jest to takie 
łatwe. 

Tak bardzo chce połączyć dwie kobiety, które los tak okrutnie 

rozdzielił. Matkę i córkę. Chce doprowadzić do ich pojednania. 
Nie  miała  wątpliwości,  że  ich  spotkanie  zakończyłoby  się 
pojednaniem.  Ciepłem  i  serdecznością  Nicola  zjednuje  sobie 
serca wszystkich ludzi. 

Dlaczego nie miałoby tak być w przypadku jej córki? 
Do biura wszedł Daniel. 
- Coś się stało? - zapytał. 
-  Nie,  dzwonił  ktoś  w  sprawie  rezerwacji  naszych 

apartamentów. 

- Interes jakoś wolno się rozkręca - westchnął. -Ale może to 

poprawi ci nastrój - powiedział, wymachując kartką. 

Daniel podał ją Lenie. 
-  Ekskluzywny  dom  towarowy  Mendinger  ma  zamiar 

umieścić  Finnemore  Eleven  w  swoim  nowym  katalogu 
wysyłkowym. Planują też jakąś 

 

background image

specjalną  akcję  reklamową  dla  swoich  filii,  a  ma  ich 

trzydzieści.  Katalog  dostaną  wszyscy  najlepsi  klienci.  Brzmi 
obiecująco. 

Twarz  Leny  pojaśniała.  Już  od  dawna  próbowała  nawiązać 

współpracę z domem towarowym Mendinger, ciągle wysyłała 
do nich swoją ofert i jak widać, wytrwałość się opłaciła. 

- To wspaniale. Współpraca z nimi to świetny interes. 
-  Mam  jeszcze  jedną  dobrą  wiadomość.  „Grosik"  przysłał 

zamówienie.  Nie  tylko  na  ajerkoniak.  Biorą  też  produkty 
Brodersena.  Twój  plan  wypalił  Co  stracimy  na obniżce  ceny 
ajerkoniaku, nadrobi my Brodersenem. Twój ojciec skakałby z 
radości gdyby widział, jak świetnie dajesz sobie radę. 

-  Dzięki  twojej  pomocy,  Danielu.  Bez  ciebie  nie  dałabym 

rady. 

-  Wprawdzie  nie  wykorzystujemy  naszej  nowoczesnej  linii 

produkcyjnej,  ale  przynajmniej  radzimy  sobie  z  dystrybucją 
trunków innych producentów. Gdyby tak jeszcze produkować 
Fahrenbachówkę, to byłaby bajka. 

-  Dobrze  to  ująłeś.  Bajka,  bajka,  która  nigdy  nie  stanie  się 

rzeczywistością,  bo  jak  ci  dobrze  wiadomo,  ojciec  zostawił 
nam nowoczesną destylarnię, 

background image

ale zapomniał o recepturze. Chyba sam nie wierzysz, że po tak 

długim czasie jeszcze ją znajdziemy. Szukaliśmy już chyba ze 
sto razy. Trzeba raczej pomyśleć o sprzedaży urządzeń, dopóki 
są  w  dobrym  stanie  i  dopóki  można  na  nich jeszcze  zarobić. 
Wszystko  stoi  bezużyteczne.  Zyskalibyśmy  też  dodatkowe 
miejsce i moglibyśmy przenieść część ekspedycji do głównego 
budynku. 

- Leno, jeszcze zaczekaj. Ciągle mam wrażenie, że pewnego 

dnia  ruszymy  z  produkcją  Fahrenbachówki.  Twój  ojciec  nie 
mógł  zniszczyć  receptury,  nie  on.  Za  bardzo  był  wierny 
tradycji i za bardzo cenił sobie trunek, który Fahrenbachowie 
produkowali od pokoleń. 

-  Może  był  wściekły,  bo  Frieder  i  Jórg  nie  chcieli  mieć 

Fahrenbachówki  w  ofercie  hurtowni.  Uważali,  że  jest 
niemodna.  Ja  też  w  tej  kwestii  nic  nie  zrobiłam.  Nie 
przeszkodziłam  im  w  wykreśleniu  Fahrenbachówki  z  oferty. 
Nawet nie wiedziałam, że tata nadał ją produkował. 

-  Po  pierwsze,  byłaś  odpowiedzialna  za  reklamę,  po  drugie, 

twój  tata  wiedział,  że  w  przyszłości  przekaże  firmę  synom  i 
pogodził  się  z  faktem,  że  hurtownia  nie  będzie  sprzedawać 
Fahrenbachówki.  Przeniósł  więc  produkcję  do  Fahrenbach  i 
stworzył 

background image

nowoczesną  linię  produkcyjną.  W  pewnym  sensie  to 

zrozumiałe,  wrócił  do  źródeł.  Twój  ojciec  produkował  ją  w 
miejscu, gdzie wszystko się zaczęło. 

- Masz rację. Brzmi to nawet rozsądnie, ale nu żerny tak gadać 

bez końca, snuć przypuszczenia, nie zmieni faktu, że nie mamy 
receptury i nie uda nam się jej odtworzyć. 

Zadzwonił telefon.   
To była Doris. 
Daniel chciał wyjść z pomieszczenia, ale Len zatrzymała go 

ruchem ręki. 

- Nie, to żaden problem - powiedziała po chwili. - Widzimy 

się w takim razie jutro przy śniadaniu... Przyjemnej zabawy i 
pozdrów ode mnie Mar kusa. 

Odłożyła słuchawkę. 
-  Doris  idzie  z  Markusem  na  kolację.  Potem  do  kina. 

Spotykają  się  prawie  codziennie.  Myślę,  że  sie  w  sobie 
zakochali. 

- Nawet do siebie pasują. Markus miałaby wreszcie kobietę, 

która go naprawdę interesuje, a Doris odzyskałaby grunt pod 
nogami. 

- Chciałabym mieć ją w pobliżu, ale wiem że Doris lubi życie 

w  mieście.  Nawet  na  zamki  we  Francji  źle  się  czuła.  Teraz 
wszystko jej się tu 

 

background image

podoba,  ale  co  będzie,  gdy  pierwsze  uniesienie  minie? 

Obawiam się, że wiejskie życie będzie jej działać na nerwy. 

Daniel się roześmiał. 
- Wiesz, Leno, ja też uważałem się za dziecko miasta i wcale 

nie  miałem  zamiaru  zostać  na  stałe.  A  teraz  zobacz  sama, 
mieszkam tu już tyle lat i nie wyobrażam sobie innego życia. Z 
Doris może być tak samo. 

- Masz rację. Poza tym najpierw musi się rozwieść z Jórgiem, 

ale  to  chyba  już  tylko  kwestia  czasu.  Cieszę  się,  że  Doris 
znowu  się  śmieje  i  jest  szczęśliwa.  Ten  epizod  z  tamtym 
mężczyzną  i  małżeństwo  z  Jórgiem  przysporzyły  jej  więcej 
trosk niż radości. 

- Widocznie tak musiało być. Rozstała się z mężem i związała 

z  innym  mężczyzną.  Zwykle  jest  tak,  że  ten  mężczyzna  jest 
jedynie przejściowym rozwiązaniem. Rzadko rodzi się z takiej 
znajomości  trwały  związek.  W  takich  sytuacjach  nie  miłość 
zbliża  ludzi  do  siebie,  lecz  strach  przed  samotnością. 
Wystarczy, że ktoś okaże ci więcej zrozumienia, i już myślisz, 
że  to  jest  to.  Ale  to  tylko  złudzenie.  Jak  opadną  emocje  i 
człowiek trochę się pozbiera, od razu zauważa, że popełnił błąd 
i odchodzi. 

 

background image

„Może  coś  w  tym  jest",  pomyślała  Lena.  Pewnie  dokładnie 

tak  było  z  uczuciami  Doris  do  Franz  On  szukał  pewnie 
gospodyni domowej, która bedzie mu prowadzić dom według 
wskazówek jego teściowej, matki jego zmarłej żony. 

Ale Daniel? Mówił to z własnego doświadczenia? Przeżył coś 

takiego  po  samobójstwie  jego  ukochanej  Laury?  Zanim 
zdążyła go zapytać, Daniel zmienił temat. 

-  Wracam  do  swoich  obowiązków.  Przyszła  jeszcze  trochę 

drobnych  zamówień.  Muszę  się  nim  zająć.  Nasi  drobni 
odbiorcy też mają prawo do błyskawicznej obsługi. 

Daniel poszedł do siebie, a Lena zajęła się swoja pracą. 
To prawda, jednakowo dbali o wszystkich swoich klientów, i 

tych dużych, i tych małych. 

A  Frieder?  Lena  pomyślała  o  swoim  bracie.  Frieder 

zrezygnował już ze wszystkich małych i średnich odbiorców, 
podobnie jak z Brodersena, Horlitza i innych. 

Miał swoje wizje, które jak do tej pory, okazały się zamkami 

na piasku. To przez niego stara, po rządna i uznana hurtownia 
przestała  być  wiarygodna  i  na  dodatek  miała  kłopoty 
finansowe. 

 

background image

W branży źle się mówiło o Friederze. Oby się opamiętał i nie 

doprowadził firmy do ruiny. 

Ale  jednak  strony,  gdyby  nie  lekkomyślność  Friedera, 

dostawcy, w tym dawni partnerzy jej ojca, nie zwróciliby się do 
niej i nigdy nie zajęłaby się dystrybucją alkoholi. 

A wtedy jej sytuacja finansowa byłaby tragiczna. Teraz może 

przynajmniej  planować,  przewidywać,  kiedy  jej  finanse 
poprawią  się  na  tyle,  by  żyć  spokojnie.  Zresztą  ma  jeszcze 
jednego  asa  w  kieszeni.  Za  kilka  miesięcy  odbędzie  się  w 
Nowym Jorku aukcja obrazów Aegidiusa Patta i nieźle na tym 
zarobi. Tak przynajmniej twierdzą specjaliści. 

To prawdziwe szaleństwo, że w starej skrzyni przez tyle lat 

leżały  prawdziwe  dzieła  sztuki.  Gdyby  Aleks  nie  zaczął 
sprzątać w szopie i przeglądać przy tym zawartości wszystkich 
mebli, dalej by tam tkwiły. 

Lena wciąż nie mogła zrozumieć, że to obrazy są tyle warte. 

Owszem,  bitwa  morska  została  namalowana  doskonałą 
techniką,  ale  obrazy  przedstawiające  taką  rzeź  uważała  po 
prostu za okropne. 

background image

W  nocy  Lena  źle  spała.  Ciągle  śniło  jej  się  coś  dziwnego. 

Wydarzenia dnia, których jeszcze nie przetrawiła, wróciły do 
niej w nocy. 

Śniła  jej  się  Yvonne.  Stała  na  środku  dziedzińca.  Miała  na 

sobie ogniście czerwoną suknię. Jej ojciec ciągnął ją do Nicoli, 
która z szeroko rozpostartymi ramionami stała w progu domu. 
Yvonne  broniła  się.  Nie  chciała  iść.  Rzuciła  się  na  ziemię. 
Ojciec próbował ją podnieść, ale w ręce została mu jedynie jej 
czerwona  suknia.  Yvonne  zniknęła,  jakby  ziemia  ją 
pochłonęła.  Ojciec  Yvonne  potrząsał  suknią,  ale  zamiast 
Yvonne  pojawiła  się  Carla,  matka  Leny.  Rozpostarła  ręce, 
które  ni  z  tego,  ni  z  owego,  przerodziły  się  w  ramiona 
ośmiornicy. Owinęła nimi Lenę i ścisnęła tak mocno, że Lena 
nie  mogła  oddychać.  Rzęziła,  złapała  się  za  gardło. 
-Przebudziła się. Trzymała się za szyję. 

 

background image

W pokoju panował półmrok. Zapomniała zaciągnąć zasłony i 

do pokoju wpadało słabe światło księżyca, przedzierające się tu 
i ówdzie przez pędzone wiatrem chmury. Ta ponura sceneria 
przypominała Lenie obrazy Caspara Davida Friedricha. 

Lena słyszała, jak głucho bije jej serce. Wiedziała, że już nie 

zaśnie. Zapaliła światło. Była druga w nocy! 

Zastanawiała  się,  czy  wstać.  Nagle  usłyszała  kroki  na 

schodach. 

To Doris wróciła do domu. 
Lena  zerwała  się  z  łóżka  i  pobiegła  do  drzwi.  Świetnie, 

pogada  sobie  z  Doris.  Rozmowa  odwróci  jej  uwagę  od 
dziwacznych  snów,  których  w  żaden  sposób  nie  umiała 
zinterpretować. 

- Lena? - zdziwiła się Doris. - Nie możesz spać? 
-  Miałam  głupi  sen.  Pogadamy  trochę  czy  jesteś  za  bardzo 

zmęczona? 

-  Zmęczona?  Co  ty!  Spędziłam  z  Markusem  wspaniały 

wieczór.  Markus  jest  cudowny.  Taki  dowcipny,  wesoły  i 
opiekuńczy. Zakochał się we mnie po uszy. 

Lena  wciągnęła  swoją  bratową  do  pokoju  i  wcisnęła  ją  w 

fotel. 

- A ty? - zapytała i usiadła. 
 

background image

Pokój  był  na  tyle  duży,  że  w  wykuszu  Lena  urządziła 

przytulny kącik. 

- Ja, no ja... - wahała się Doris. Wciąż jest żoną brata Leny. 
- Ciebie też wzięło - wyręczyła j ą Lena. Doris przytaknęła. 
- To straszne, prawda? 
- Niby co ma być w tym takiego strasznego? -zapytała Lena. 
- W świetle prawa wciąż jestem żoną Jórga. Przez jakiś czas 

byłam  związana  z  Franzem  i  ledwo  się  z  nim  rozstałam, 
zakochałam się w następnym. Skaczę z kwiatka na kwiatek... 
Leno, przecież ja wcale taka nie jestem. Znasz mnie przecież. 
Co się za mną dzieje? To nie jest normalne. 

Lena roześmiała się. 
- To prawda, niezłe narzuciłaś tempo. Jednak myślę, że los tak 

chce  i  nie  powinnaś  się  przed  nim  bronić.  Przyjechałaś  tutaj 
przybita, teraz widzę, jak rozkwitasz. Zabawię się w poetkę i 
dodam, że rozkwitasz jak róża. Ale żarty na bok. Markus jest 
moim przyjacielem. To wartościowy mężczyzna, który do tej 
pory nie trafił jeszcze na tę jedyną. Zdaje się, że teraz zakochał 
się od pierwszego wejrzenia. Ciebie też wzięło... Ale nadejdzie 
kiedyś taki 

 

background image

dzień,  że  wróci  szara  rzeczywistość,  a  wtedy  wasza  miłość 

musi  być  na  tyle  dojrzała,  żeby  sprostać  normalnemu  życiu. 
Markus wrósł w Fahrenbach, jego rodzina żyje tu od pokoleń i 
kolejne pokolenia też będą tu mieszkać. Dla Markusa nie ma 
życia poza Fahrenbach. Ale ty... będziesz umiała żyć na wsi? 
Jesteś przecież dziewczyną z miasta. 

- Do tej pory nie znałam takiego życia jak tu. Nie da się go 

nawet porównać z życiem na zamku we Francji. Tu jest lepiej, 
o  wiele  lepiej.  Podoba  mi  się...  Rozmawialiśmy  już  z 
Markusem na ten temat. On jest optymistą i wierzy, że zawsze 
będzie mi się tu podobać. Leno, a ty? Przecież ty też większość 
swojego  życia  spędziłaś  wmieście,  a  do  Fahrenbach 
przyjeżdżałaś  jedynie  na  wakacje.  Poza  tym  nie  było  cię  tu 
dziesięć  lat.  A  teraz  jesteś  szczęśliwa  i  nie  zamierzasz  stąd 
wyjechać. Nie planowałaś wcześniej życia w Fahrenbach. 

- Zgadza się. Początkowo przyjechałam tu tylko z obowiązku, 

bo  dostałam  posiadłość  w  spadku.  Ale  szybko  się 
zorientowałam, że to jest właśnie moje miejsce na Ziemi, raj, 
który  był  mi  przeznaczony  i  nigdy  stąd  nie  wyjadę.  Może 
miłość do tego miejsca mam we krwi. W końcu jestem córką 
człowieka, który był tu bardzo szczęśliwy. 

 

background image

-  To  jest  jakieś  magiczne  miejsce  o  sielankowym  spokoju. 

Ludzie są tu serdeczni i mili, przy najmniej starzy mieszkańcy 
Fahrenbach.  Człowiek  czuje  się  tu  jak  w  domu.  Wspaniałe 
uczucie  A  jeśli  ktoś  zatęskni  za  gwarem,  elegancją  lub 
czymkolwiek innym, może pojechać do Bad Helmbach. Coś ci, 
Leno,  powiem,  zupełnie  szczerze.  Życie  tych  bogatych 
biznesmenów nie jest prawdziwe. Wolę pójść z Markusem do 
gospody Sylvii niż do tych ekskluzywnych knajpek. Myślę, że 
Markus tam mnie zaprasza, bo chce mi sprawić przyjemność. 

-  Powiedz  mu,  że  nie  potrzebujesz  do  szczęścia 

ekskluzywnych restauracji. 

-  Powiem.  Wiesz,  Leno,  nie  chcę  niczego  przyspieszać,  bo 

wolę  mieć  absolutną  pewność.  Nie  chcę  przeżyć  kolejnego 
zawodu.  Markus  też  nie  zasłużył  na  rozczarowanie.  Nic  nas 
przecież nie goni. 

-  Mądrze  mówisz.  Doris,  nie  myśl,  proszę,  że  prawię  ci 

morały,  bo  wciąż  jesteś  żoną  Jórga.  Rozwód  jest  w  toku, 
wkrótce  go  dostaniecie.  Mówię  to  wszystko,  bo  cię  lubię  i 
chcę, żebyś była szczęśliwa. Markus też. 

Doris  podniosła  się  i  podeszła  do  Leny.  Nachyliła  się  i 

serdecznie ją objęła. 

 

background image

-  Dziękuję,  jesteś  wspaniałym  człowiekiem.  Nikt  poza  tobą 

nie przyjąłby mnie pod swój dach. Odeszłam od twojego brata, 
a  ty  pozwalasz  mi  tu  mieszkać.  W  takich  sytuacjach  jest  się 
zwykle odsuniętym od rodziny. 

Doris wróciła na swaje miejsce. 
- Jesteś wspaniałomyślna. Markus też tak uważa. Wyznał mi, 

że kochał się w tobie, zanim się poznaliśmy. Ale że przyjaźni 
się  z  Thomasem,  nigdy  nie  zrobiłby  niczego,  co  mogłoby 
zepsuć  ich  przyjaźń.  Nie  odbiłby  mu  dziewczyny.  Poza  tym 
powiedział, że i tak by mu się to nie udało, bo dla ciebie poza 
Thomasem  nie  istnieje  żaden  inny  mężczyzna...  Tylko  nie 
zdradź mnie, nie mów mu, że wszystko ci wypaplałam. 

-  Będę  milczeć  jak  grób  -  zaśmiała  się  Lena.  -Ale  co  do 

jednego  ma  absolutną  rację.  Thomas  jest  moją  jedyną, 
prawdziwą miłością, pokrewną duszą, moim drugim ja... Nikt i 
nic tego nie zmieni, nawet wtedy, gdy będę miała sto łat... 

- Chciałabym móc powiedzieć tak samo. Ale powiedz mi, po 

czym poznałaś, że Thomas jest tym właściwym? 

- Tego nie można  poznać. To  po prostu jest w tobie. To  się 

czuje. 

 

background image

Pokazała  Doris  lewy  nadgarstek  z  wycięty  w  skórze  już 

zabliźnionym, ale dobrze widocznym 

-  Gdy  byliśmy  bardzo  młodzi,  w  dowód  naszej  miłości 

wycięliśmy sobie na nadgarstkach inicjały naszych imion. Już 
chociażby  z  tej  przyczyny  n  mogę  się  związać  z  innym 
mężczyzną. Thomas je na zawsze. 

-  Podziwiam  cię  za  to,  że  potrafisz  kochać  ta  głęboko. 

Podziwiam twoją konsekwencję. Ja też byłam pewna, że Jórg 
jest  tym  właściwym,  potem,  Franz,  a  teraz  tak  myślę  o 
Markusie. Może nie jestem zdolna do głębszych uczuć. Może 
tylko co sobie wyobrażam. 

-  Nie  sądzę.  Kiedy  poznałaś  Jórga,  byłaś  jeszcze  bardzo 

młoda,  kiedy  poznałaś  Franza,  szukała  oparcia. Z  Markusem 
może się udać. Jestem o tym przekonana i sprawilibyście mi 
tym ogromna radość. 

- Ja też bym się cieszyła. Nie chcę cię już dłużę zatrzymywać. 

Już późno. Ty musisz jutro iść do de stylami, a ja - zająć się 
obowiązkami  Nicoli.  Nie  chcę,  żeby  ktoś  mi  zarzucił  po  jej 
powrocie, że sie obijałam łub byłam niedokładna. 

Wstała. 
- O której jemy śniadanie? O wpół do ósmej? 
 

background image

Lena pokiwała głową. 
-  W  porządku  -  powiedziała  Doris.  -  Ja zrobię.  Co  będziesz 

jadła? Jajko? 

- Nie, dziękuję. Zjem tosta z cudownym dżemem malinowym 

produkcji Nicoli. 

-  Tylko  nie  mów,  że  się  odchudzasz  -  stwierdziła  Doris  i 

wykrzywiła usta w uśmiechu. 

- Nie, kochana bratowo, ale Daniel zawsze mnie wyciągnie na 

drugie  śniadanie.  Jestem  ciekawa,  jak  będzie  smakować 
pieczeń wołowa z chrzanem. 

- Już teraz mogę ci powiedzieć, że nie będzie taka dobra jak 

Nicoli, ale dam z siebie wszystko. Do tej pory Daniel i Aleks 
nie marudzili. Od ciebie też nie słyszałam żadnych skarg. 

Doris doszła do drzwi. 
- Śpij dobrze, Leno. Oby przyśniło ci się coś ładniejszego. 
Doris wyszła. 
- Ty też śpij dobrze! - krzyknęła za nią Lena. Lena poszła do 

łóżka, wsunęła się pod kołdrę 

i  zgasiła  światło.  Wcześniej  jednak  spojrzała  na  zdjęcie 

uśmiechniętego Thomasa. 

Wiatr na dworze chyba się uspokoił. Księżyc wisiał jak tarcza 

na ciemnoszarym niebie. Jego światło wpadało do pokoju. 

 

background image

Lena wstała i zaciągnęła zasłony. Przeszkadzał; jej poświata 

księżyca. Wróciła do łóżka, położyła się i zamknęła oczy.   

Gdzie jest teraz jej Thomas? Myśli o niej? 
Oby tak. W końcu zasnęła z myślą o swoim ukochanym. 

background image

Dni  mijały  leniwie  jeden  po  drugim.  Lena  pracowała  z 

Danielem nad nowym projektem zwiększenia obrotów,  Doris 
gotowała  i  razem  z  kobietą  ze  wsi  zajmowała  się 
apartamentami,  a  Aleks  dalej  majsterkował  w  starej  szopie, 
która  była  już  prawie  pusta.  Doris  i  Markus  spotykali  się 
codziennie i coraz bardziej zbliżali do siebie. 

Od  czasu  do  czasu  do  posiadłości  przychodził  mały  Tim. 

Bawił się z psami i karmił Bondiego marchewkami i jabłkami. 
Wszystkim  brakowało  Nicoli.  To  ona  była  duszą  domu  i 
posiadłości. Nikt nie mógł jej zastąpić, choćby nie wiem jak się 
starał. 

Wszyscy  byli  szczęśliwi,  kiedy  wreszcie  wróciła,  dumna  z 

siebie,  że  sama  odbyła  tak  daleką  podróż.  Była 
podekscytowana.  Bez  końca  opowiadała  o  Vancouver. 
Pokazywała  zdjęcia,  pamiątki  i  rozpakowywała  drobne 
prezenty dla domowników. O nikim nie zapomniała. 

background image

Jedno było pewne. Skoro już raz sama odważyła sie na taką 

podróż  i  wszystko  przetestowała,  znowu  poleci  do  Kanady 
odwiedzić Holgera i dzieci. 

Aleks  tylko  kręcił  głową  ze  zdziwienia.  Jeszcze  nigdy  nie 

widział  żony  tak  szczęśliwej.  Widać  było,  jak  bardzo  się 
cieszy, że wreszcie wróciła. 

Wszyscy  w  posiadłości  byli  zadowoleni  z  jej  powrotu, 

zarówno  ludzie,  jak  i  zwierzęta.  Przez  kilka  pierwszych  dni 
Hektor i Lady nie odstępowali Ni-coli na krok, jakby się bali, 
że znowu wyjedzie. 

Byłoby wspaniale, gdyby jeszcze doszło do spotkania Nicoli i 

Yvonne.  Wtedy  szczęście  by  się  dopełniło.  Może  Yvonne 
zmieni zdanie i przyjedzie do posiadłości. 

Lena skończyła właśnie rozmawiać przez telefon, kiedy do jej 

biura weszła Nicola. Rzadko tu przychodziła. Oby nie stało się 
nic złego. 

- Masz chwilkę? - zapytała Nicola. 
- No jasne. Coś ważnego? 
Nicola wsadziła rękę do kieszeni kurtki i coś wyjęła. Lena od 

razu rozpoznała zaproszenie od jej mamy. 

Nicola położyła zaproszenie na jej biurku. 
-  Przyjęcie  jest  w  przyszłym  tygodniu.  Lena  wzruszyła 

ramionami. 

background image

- No i co?   
- Musisz na nie pójść, Leno. 
- Nigdy w życiu. Za nic w świecie. Nicola ją objęła. 
- Chodź, chodź, usiądziemy i porozmawiamy w spokoju. 
Lena wstała od biurka. 
-  Możemy  usiąść  i  porozmawiać  o  życiu,  ale  nie  o 

zaproszeniu. Nigdzie nie pójdę. 

Nicola wzdychając, usiadła w fotelu. 
- Nie pójść jest najłatwiej. To zwykłe tchórzostwo. Nie jesteś 

tchórzem, Leno. 

- W tym przypadku tak. 
Lena podsunęła Nicoli zaproszenie. 
-  Wyrzuć  ten  świstek.  Inaczej  ja  to  zrobię.  Niepotrzebnie  je 

sklejałaś. 

- Leno, ona jest i będzie twoją matką, niezależnie od tego, co 

ci zrobiła. 

- Właśnie dlatego, że jest moją matką, mogła napisać coś od 

siebie  lub  zadzwonić,  a  nie  przysyłać  wydrukowane 
zaproszenie. 

-  Nie zwracaj  uwagi  na  takie  szczegóły.  Zresztą  wiesz,  jaka 

jest. 

- No właśnie, wiem. I dlatego nie mam ochoty na powtórkę z 

przeszłości. I nie zapomniałam, 

background image

że  podłym  kłamstwem  rozdzieliła  mnie  i  Thomasa,  że  bez 

skrupułów  odeszła  od  taty,  żeby  poślubić  tego  bogacza  z 
Ameryki. Uciekła przed odpowiedzialnością za rodzinę. 

Nicola  wiedziała,  jak  bardzo  matka  skrzywdziła  i 

rozczarowała  córkę.  Ale  Lena  musi  się  najpierw  uporać  z 
przeszłością.  Dopiero  wtedy  odzyska  spokój  ducha.  Lena 
jeszcze  tego  nie  zrobiła.  Wciąż  miała  żal  do  matki,  wciąż  w 
niej tkwił. Uśpiła go jedynie na jakiś czas. Nicola wiedziała z 
własnego doświadczenia, jakie to niebezpieczne. Cienie prze-
szłości  mogą  wrócić  w  każdej  chwili.  Najczęściej  wracają  w 
najmniej odpowiednim momencie. 

- Leno, idź, choćby na krótko. Zakończ sprawy z przeszłości. 

Zobacz,  jak  wygląda,  porozmawiaj  z  nią,  a  potem  odejdź... 
Dopiero wtedy uwolnisz się od wspomnień. Poza tym będziesz 
miała okazję spotkać się ze swoim rodzeństwem. 

- Jasne. Frieder da mi do zrozumienia, jak bardzo mną gardzi, 

żeby mnie ukarać za działki na jeziorem. Grit się wypindrzy i 
będzie chodzić krok w krok za matką, żeby tylko znaleźć się z 
nią  na  wspólnym  zdjęciu  i  trafić  na  okładki  ekskluzywnych 
magazynów. A Jórg... Będzie miły, będzie ze mną rozmawiał. 
Ale jeśli chcę porozmawiać ze 

background image

swoim  bratem,  nie  muszę  jechać  do  ekskluzywnego  hotelu. 

Mogę pogadać z nim przez telefon lub polecieć do Francji. 

-  Leno,  gdyby  żył  twój  ojciec,  namawiałby  cię  na  przyjęcie 

zaproszenia. 

- To nie fair. Nie szantażuj mnie tatą. Wiem, że radziłby mi 

pójść. Był ugodowym człowiekiem, ale ja nie jestem taka jak 
on. W porządku, odziedziczyłam po nim wiele cech charakteru 
i urodę, ale jestem inna. 

Nicola roześmiała się. 
- Jesteś taka jak on, sama dobrze o tym wiesz. Właśnie dlatego 

proszę cię, żebyś poszła na to przyjęcie.  Przecież nie  musisz 
być tam długo... Zrób to dla siebie, żebyś mogła zamknąć ten 
rozdział życia. 

Lena wiedziała, że Nicola nie odpuści. Na dodatek ma chyba 

rację. Trzeba się zmierzyć z demonami przeszłości. Ale Lena 
nie  chciała  i  nie  mogła  już  teraz  potwierdzić  udziału  w 
przyjęciu. Musi  się  jeszcze zastanowić. W końcu ma  jeszcze 
kilka dni. 

-  Dobrze,  przemyślę  to  jeszcze  raz.  Ale  jedno  mogę  ci 

powiedzieć już teraz. Nie mam zamiaru kupować z tej okazji 
nowych ciuchów. Grit buszuje 

background image

za  nas  dwie  po  sklepach.  W  Rzymie!  Musi  sobie  kupić 

wystrzałową kreację, bo przecież nie będzie odstępować Carli. 
Już teraz wiadomo, że wystroi s jak stróż w Boże Ciało. 

Nicola  była  zadowolona.  Wstała,  ale  na  wszelki  wypadek 

schowała zaproszenie do kieszeni. 

Urobi Lenę, żeby poszła na przyjęcie. Zrobiła juz mały krok w 

tym celu. 

-  Pamiętaj,  żeby  w  porę  potwierdzić  udział  Na  zaproszeniu 

jest prośba o potwierdzenie. 

-  Poproszę  Grit  lub  Jórga,  żeby  zrobili  to  w  moim  imieniu. 

Powinno wystarczyć. 

-  Rób,  jak  chcesz  -  powiedziała  Nicola.  -  Nie  będę  ci  już 

dłużej przeszkadzać. Pracuj. Na kolację jest dzisiaj sznycel po 
wiedeńsku  i  sałatka  ziemniaczana.  Daniel  i  Aleks  tak  sobie 
zażyczyli...  Dla  ciebie  mogę  przygotować  coś  innego,  jeśli 
chcesz. Wiem, że nie przepadasz za sznyclem. 

-  Nie,  w  porządku.  Zjem  to,  co  wszyscy.  Wezmę  jedynie 

mniejszego  sznycla,  ale za  to  większą  porcję  sałatki.  Sałatka 
ziemniaczana w twoim wykonaniu to niebo w gębie. 

- Nie przesadzaj... Doris zje z nami? 
- Chyba raczej nie. Pewnie pójdzie gdzieś z Markusem. 
 

background image

- I dobrze. To miły chłopak, a Doris zasługuje na szczęście. 

Godnie mnie zastępowała. Daniel i Aleks zgodnie orzekli, że 
naprawdę dobrze gotuje. 

Nicola wyszła z biura. 
Lena  została  sama.  Iść  na  przyjęcie  do  matki  czy  nie? 

Właściwie nie ma ochoty. Matka bardzo ją zraniła. Teraz też 
się boi, że znowu ją zrani. 

Ale Nicola ma rację. W końcu to jej matka, jeśli nawet nigdy 

tak  się  nie  zachowywała.  To  zaproszenie  jest  pierwszym 
znakiem życia, jaki dała po tylu latach. 

Lena spojrzała na zdjęcie ojca stojące na biurku obok zdjęcia 

Thomasa. 

-  Tato,  co  mam  zrobić?  -  zapytała  szeptem.  Niestety,  nie 

dostała żadnej odpowiedzi. 

background image

Po długim zastanowieniu, rozmowach z Grit i Jórgiem, Lena 

zdecydowała  się  pójść  na  przyjęcie.  W  przeciwieństwie  do 
swojego rodzeństwa nie będzie nocować w Grandhotelu, tylko 
wróci do domu. Oznacza to  wprawdzie dwugodzinną podróż 
samochodem, ale nic nie szkodzi. Nie ma zamiaru ani ochoty 
wynajmować pokoju w Grandhotelu. Poza tym noclegi są tam 
bardzo drogie. Za jedną noc można spędzić tydzień z pełnym 
wyżywieniem na Majorce lub gdzie indziej. 

Długo się zastanawiała, co założyć na tę okazję. Nie zmieniła 

zdania i nie kupiła sobie niczego nowego. Zdecydowała się na 
dość skromną długą czarną sukienkę z rozcięciami na bokach. 
Sukienka  doskonale  podkreślała  jej  nienaganną  figurę.  Z 
biżuterii  założyła  -  jak  zawsze  -  medalion  i  bransoletkę  od 
Thomasa. Zastanawiała się, czy 

 

background image

nie  założyć  biżuterii  z  diamentami,  które  miała  po  swojej 

babci, ale w biżuterii od Thomasa czuła się pewniej. 

Doris  zajęła  się  jej  fryzurą.  Lena  zrobiła  sobie  delikatny 

makijaż,  nałożyła  trochę  różu  na  policzki,  umalowała  usta  i 
brwi, dzięki czemu jej twarz i niebieskie oczy nabrały blasku. 
Jeszcze  odrobina  perfum  i  gotowe.  Lena  była  zadowolona  z 
własnego wyglądu. Czarna suknia, wysoko upięte włosy, de-
likatny makijaż i woń ulubionych perfum. 

Jej  wygląd  podobał  się  wszystkim  domownikom.  Z 

mieszanym uczuciami ruszyła w drogę. 

W  czasie  drogi  najpierw  słuchała  muzyki,  potem  wyłączyła 

radio i usiłowała przypomnieć sobie matkę, sytuacje i etapy jej 
wcześniejszego  życia,  kiedy  jeszcze  byli  rodziną.  Długo 
szukała  w  pamięci  miłego  wspomnienia,  ale  nie  odnalazła 
żadnego.  Widziała  za  to  przed  sobą  kobietę  wiecznie  nieza-
dowoloną,  rozrzutną,  egoistyczną,  nieustannie  rozdrażnioną 
przez dzieci, a w szczególności przez Lenę, bo była podobna 
do ojca. 

Jedzie  do  kogoś  takiego?  Po  co?  Miała  ochotę  zawrócić. 

Tylko jak Nicola na to zareaguje? Jak się powiedziało A, trzeba 
powiedzieć B. Odbębni to spotkanie. 

 

background image

Ruch na drodze był niewielki i już po dwóch godzinach Lena 

była na miejscu. 

W  rzeczywistości  Grandhotel  wyglądał  jeszcze  bardziej 

pompatycznie niż na zdjęciach w gazecie. To prawdziwy pałac 
z betonu, chromu i szkła. Przy wejściu stali boye hotelowi w 
liberiach.  Witali  gości  i  odbierali  kluczyki  od  samochodów, 
żeby odprowadzić eleganckie limuzyny do garażu hotelowego. 
Jeden  samochód  większy  i  piękniejszy  od  drugiego. 
Praktyczne kombi Leny zupełnie nie pasowało do eleganckich 
limuzyn. Lena nic sobie z tego nie robiła. Była na tyle pewną 
siebie kobietą, że widok luksusowych samochodów nie robił na 
niej  wrażenia.  Samochód  jest  dla  niej  przede  wszystkim 
środkiem  transportu  i  musi  być  praktyczny.  Jej  samochód  w 
pełni spełnia te kryteria. 

Lena  wysiadła.  Młodemu  chłopakowi  w  liberii  wcisnęła 

kluczyki  do  ręki.  Ten  serwis  hotelowy  też  nie  zrobił  na  niej 
większego  wrażenia.  Jest  też  w  innych,  mniej  luksusowych 
hotelach.  Zawsze  to  przyjemniejsze  niż  szukanie  miejsca 
parkingowego. 

Przyglądała  się  kobietom,  które  wchodziły  do  środka. 

Wszędzie błyszczała biżuteria, na palcach, rękach, dekoltach i 
w  wyszukanych  fryzurach.  Wszystkie  ubrane  były  w 
błyszczące sukienki 

 

background image

z  dekoltami  tak głęboko wyciętymi, że aż zapierało dech w 

piersiach. 

W  swojej  skromnej  czarnej  sukience  Lena  zupełnie  do  nich 

nie pasowała. A trzeba przyznać, że za jedwabną chustę, którą 
zarzuciła na ramiona, zapłaciła kiedyś majątek. 

Lenie nie podobały się kreacje zaproszonych kobiet. Żadnej 

nie  chciałaby  mieć.  Poza  tym  gdzie  miałaby  się  w  nich 
pokazywać? Kiedy miałaby je nosić? Wychodząc na kolację do 
gospody? Może do kina? 

Rozglądała się z ciekawością. Wszędzie przepych. Na niczym 

nie  oszczędzano.  Nie  podobało  jej  się  to,  ale  z  pewnością 
zachwycało wchodzących gości. Takim nigdy dosyć, nigdy za 
dużo. 

Lena zastanawiała się, dlaczego jej matka akurat tutaj wydaje 

przyjęcie. 

Owszem,  dużo  podróżuje  swoim  samolotem,  ale  na  stałe 

mieszka w Buenos Aires. Może Grandhotel to miejsce, gdzie 
wypada się spotkać, może uchodzi za ważne w jej kręgach? 

Lena  szła  po  błyszczącej  posadzce  z  szaro-białego  granitu. 

Podeszła  do  stołu,  gdzie  leżały  foldery  hotelu.  Jeden  z  nich 
wzięła i od razu znalazła odpowiedź na swoje pytania. 

 

background image

  Hotel  wybudował  Manolo  Aranchez  de  Moreira,  mąż  jej 

matki.  Pewnie  to  lokata  kapitału,  a  może  dowód  miłości  do 
żony, która z pochodzenia jest przecież Niemką. 

Lena  odłożyła  lakierowany  folder.  Nie  jest  ciekawa,  jak 

wyglądają pokoje, jak wspaniała jest strefa wellness i czego to 
tu nie ma. 

Czy  jej  rodzeństwo  już  wie,  że  mąż  ich  matki  jest 

właścicielem tego wspaniałego pałacu? Frieder będzie pewnie 
piał z zachwytu, a Grit zaniemówi z wrażenia. Jórg powie, że to 
świetnie, ale nie zrobi to na nim większego wrażenia. 

Lena spacerowała po holu i przyglądała się ludziom. Potem 

zdecydowała, że nie ma sensu odwlekać spotkania z matką. 

Z  łatwością  się  zorientowała,  gdzie  odbywa  się  bankiet. 

Zmieszała się z tłumem ludzi zmierzających do sali balowej. 

Czuła, jak pulsuje jej krew i głucho bije serce. Czuła napięcie, 

że oto za moment stanie przed swoją matką. Nagle zobaczyła 
ją... 

Carla Aranchez de Moreira stała otoczona ludźmi! Nie można 

było jej nie zauważyć. 

Wyglądała fantastycznie. Lekarz, który ją operował, stworzył 

prawdziwe dzieło sztuki. 

 

background image

Miała  na  sobie  zmyślnie  skrojoną,  ognistoczerwoną 

wieczorową  suknię  i  biżuterię  o  wartości,  której 
przypuszczalnie nikt nie był w stanie sobie wyobrazić. Pełne 
usta  -  zapewne  efekt  medycyny  estetycznej  -  były  równie 
czerwone jak jej suknia. 

Więc tak teraz wygląda jej matka! 
Lena  zobaczyła  stojącą  obok  niej  Grit.  Siostra  z  zapartym 

tchem  wsłuchiwała  się  w  każde  słowo  matki.  Frieder 
wpatrywał się w matkę jak w obrazek, a obok niego stała... O 
co tu chodzi? Obok niego stała nie jego kochanka, lecz Mona. 
Niemożliwe, żeby Frieder pogodził się z żoną. Mona pewnie 
go szantażowała i wymusiła na nim, żeby ją zabrał. Za nic w 
świecie  nie  przepuściłaby  takiej  okazji.  Wyglądała  okropnie. 
Zoperowała  sobie  chyba  już  wszystko,  co  tylko  dało  się 
zoperować.  Była  jakaś  taka  odmieniona,  zupełnie  nie 
przypominała  dawnej  Mony.  Ona  również  była  wystrojona. 
Miała  na  sobie  zieloną  suknię  przyozdobioną  cekinami. 
Kosztowała  na  pewno  więcej  niż  dwa  samochody  średniej 
klasy. 

Za Grit stał Jórg. Chyba był sam. No cóż, Catherina nie jest 

oficjalnie członkiem rodziny. 

Grit  była  jeszcze  chudsza.  Wyglądała  na  znerwicowaną  i 

wycieńczoną. Dawniej, kiedy jeszcze była 

 

background image

z  Holgerem  i  miała  trochę  kilogramów  więcej,  wyglądała 

dużo  lepiej  niż  teraz.  Grit  ubrała  się  w  zmyślnie  skrojoną 
kremową suknię i obwiesiła się świecącą biżuterią. 

Lena wzięła głęboki oddech. 
Przy  tych  wystrojonych  kobietach  czuła  się  jak  brzydkie 

kaczątko w stadzie dumnych łabędzi. 

Co tam, w bajce z brzydkiego kaczątka wyrósł dumny łabędź. 

Lena  wcale  nie  czuła  potrzeby  takiej  przemiany.  Nie  jest 
brzydkim kaczątkiem. Jest silną kobietą o dobrym sercu, pełną 
ciepła  i  ma  dobry  charakter.  Tego  nie  można  kupić.  Takich 
cech nie zastąpią ani biżuteria, ani złoto. 

Ubrane  na  czarno  kelnerki  roznosiły  napoje  na  srebrnych 

tacach.  Przede  wszystkim  szampana.  Oczywiście,  jakże 
mogłoby  być  inaczej.  ,  To  się  rozumie  samo  przez  się. 
Szampan  na  przyjęciu  jest  równie  oczywisty  jak  piwo  przy 
oglądaniu meczu piłki nożnej. Lena nie miała ochoty na toasty. 
Grzecznie  odmówiła  kelnerce.  Ruszyła  w  stronę  tłumu 
dostojnych gości zgromadzonych wokół jej matki. Carla była 
w doskonałym humorze. Świadczył o tym jej perlisty śmiech. 

Jórg  jako  pierwszy  zauważył  Lenę.  Szybkim  krokiem 

podszedł do siostry. 

 

background image

- Witaj, siostrzyczko. Miło cię znowu widzieć  -powiedział i 

objął Lenę. 

Widać było po nim, że szczerze się cieszy ze spotkania z nią. 
Lena  czuła  na  sobie  wzrok  pozostałych.  Jej  matka  w 

teatralnym  geście  rozpostarła  ramiona,  ale  już  po  chwili  je 
opuściła.  Zamiast  serdecznych  słów  na  powitanie,  syknęła 
jedynie: 

- Jak ty wyglądasz? 
Opanowała się jednak i jak władczyni nadstawiła policzek do 

pocałowania. 

Lena  stała  nieruchomo.  Nie  była  w  stanie  dotknąć  zimnego 

policzka matki ani czegokolwiek z siebie wykrztusić. 

Nie widziały się ponad dziesięć lat i jedyne, co matka miała 

jej do powiedzenia, to: „Jak ty wyglądasz?". 

-  Witaj,  mamo  -  wykrztusiła  wreszcie.  Potem  chciała  się 

przywitać z Friederem, ale ten 

się odwrócił. 
Grit objęła siostrę i szepnęła jej do ucha: 
-  Gdybym  wiedziała,  że  się  ubierzesz  tak...  biednie, 

pożyczyłabym ci jedną z moich sukni. 

Lena przywitała się z Moną, swoją bratową. 
- Miło cię znowu widzieć - powiedziała. 
 

background image

Nigdy nie miały sobie wiele do powiedzenia. Jeszcze gorzej 

było po podziale spadku. Od tego czasu Monie zupełnie odbiło. 
Zajmowała 

się 

wyłącznie 

kupowaniem, 

zabiegami 

upiększającymi  i  operacjami  plastycznymi.  Niczym,  co  by 
Lenę zainteresowało. Najlepiej czuła się u siebie w posiadłości, 
bez makijażu, w praktycznym i wygodnym ubraniu. 

-  Pewnie  się  nie  spodziewałaś  mnie  tu  spotkać.  Cóż,  wciąż 

jestem  żoną  Friedera  i  nie  przepuszczę  takiego  wydarzenia. 
Niechby  tylko  się  odważył  przyjść  tu  z  tą  swoją  niunią!  O 
rozwodzie  może  tylko  pomarzyć.  Jeśli  kiedyś  zgodzę  się  na 
rozwód, będzie go to słono kosztowało - powiedziała i zmie-
rzyła Lenę  wzrokiem.  - Figurę masz super, ale ta sukienka... 
Nie  mogłaś  sobie  kupić  czegoś  lepszego?  Przecież  stać  cię. 
Masz wielką posiadłość, a twoje działki są warte krocie. 

-  Po  pierwsze,  nie  sprzedaję  gruntów,  a  po  drugie,  droga 

Mono, nie potrzebuję drogich sukni. Nie mam nawet gdzie ich 
nosić. Poza tym źle się w nich czuję. Podobam się sobie taka, 
jaka jestem. 

- Mnie też się podobasz - powiedział Jórg i wziął ją pod rękę. - 

Dali  już  sygnał,  że  można  zacząć  jeść.  Na  szczęście  jestem 
twoim partnerem przy stole. 

 

background image

Chodź, zrobimy sobie miły wieczór... Leno, nie przejmuj się 

ich gadką. Wyglądasz wspaniale. 

Lena uśmiechnęła się do brata. Więc Jórg wszystko słyszał. 

Chociaż  był  z  niego  beztroski  trzpiot,  nie  spodobała  mu  się 
uwaga matki. 

- Dziękuję. 
Całe szczęście, że Jórg jest inny. Zawsze był inny. Tylko raz, 

kiedy  zorganizował  festiwal  muzyki,  zachował  się  nie  w 
porządku  wobec  niej.  Nie  zaprosił  Leny,  bo  uległ  wtedy 
namowom Friedera i Grit. To oni nie chcieli, żeby przyjechała. 
Obawiali  się  jej  krytyki,  jak  się  później  okazało,  zupełnie 
słusznej.  Festiwal  był  wielką  klapą,  pochłonął  fortunę  i  nie 
przyniósł Jórgowi żadnego zysku. Lena nie chciała teraz o tym 
myśleć. To stare dzieje. Nie trzeba do nich wracać. 

Ma teraz Jórga u swojego boku, jest jej partnerem przy stole i 

to jedyna dobra rzecz tego wieczoru. 

Wzięła  go  pod  rękę.  Poprowadził  ją  do  stołu,  przy  którym 

siedziała  tylko  rodzina.  Frieder,  dumny  jak  paw,  prowadził 
matkę. 

Grit i Mona - czyżby one się pogodziły? - dreptały za Carlą 

jak  dwa  pieski  salonowe  i  szczerzyły  zęby  w  uśmiechu  na 
widok tłumnie przybyłych fotoreporterów. 

 

background image

Gdzie się podziewa mąż Carli? 
Lena nigdy go nie poznała. Widziała go jedynie w gazetach na 

zdjęciach obok swojej pięknej żony, ale jakoś nie mogła sobie 
przypomnieć, jak on wygląda. 

Miała  wrażenie,  że  gra  w  jakiejś  operze  mydlanej.  Nie 

wiedziała jedynie, jaką przypisano jej rolę. 

To  ma  być  prawdziwe  życie?  Czy  to  coś  godnego 

pozazdroszczenia? 

Nie, nie, po stokroć nie! 
Lena miała wrażenie, jakby przez przypadek znalazła się na 

niewłaściwej  planecie.  W  myślach  dziękowała  Bogu,  że  w 
swojej  posiadłości  może  wieść  normalne,  spokojne  i  niemal 
sielankowe życie. 

Goście  siedzieli  przy  okrągłych  stołach  udekorowanych 

stroikami z kwiatów. Przy każdym stole siedziało od ośmiu do 
dziesięciu  osób.  Przy  ich  stole,  najbardziej  udekorowanym, 
usadowiła się Carla i jej dzieci oraz Mona jako synowa. 

Frieder  i  Grit  byli  najbliżej  swojej  matki.  Duma  ich  tak 

rozpierała, że o mało nie pękli. Wpatrywali się w Carlę jak w 
ósmy  cud  świata.  Po  drugiej  stronie  obok  Friedera  siedziała 
Mona, dalej Jórg, a Lena między Jórgiem a Grit. 

 

background image

Grit albo się uśmiechała do fotoreporterów, albo zajmowała 

się  Carlą.  Fakt,  że  Lena  siedziała  obok  niej,  zupełnie 
zignorowała. Może nawet wcale tego nie zauważyła. 

Lena  ucieszyła  się,  kiedy  podano  pierwszą  przystawkę. 

Fotoreporterzy opuścili salę. Wróciła namiastka normalności. 

Normalna  rozmowa  przy  stole?  Nie,  coś  takiego  nie  miało 

miejsca. Grit i Frieder rozmawiali z matką tak, jakby wczoraj 
się z nią widzieli. Mówili o miejscach, które trzeba koniecznie 
zobaczyć,  o  modzie,  o  jedzeniu  i  piciu  oraz  o  tym,  kogo 
wypada znać. Mona próbowała się włączyć do rozmowy. 

Jórg  mówił  o  swoich  planach,  ale  poza  Leną  nikt  go  nie 

słuchał. Lena zastanawiała się, czy łosoś w złotym pyle, ostrygi 
w szampańskiej galarecie należą do rzeczy, które są w życiu 
niezbędne. 

Czuła  się  tu  zupełnie  niepotrzebna.  Czasem  spoglądała 

ukradkiem na Carlę Aranchez de Moreira, która przecież jest 
jej matką, ale miała wrażenie, że naprzeciwko niej siedzi obca 
kobieta. 

Wystraszyła  się,  kiedy  matka  niespodziewanie  się  do  niej 

zwróciła. 

- Pomijając już tę okropną suknię... Co to za biżuteria... Taka 

licha, nijaka... A ta fryzura... 

 

background image

Zupełnie  nie  pasuje  do  twojej  twarzy.  Niestety,  urodę 

odziedziczyłaś  po  Fahrenbachach.  Jak  się  ma  szczupłą  i 
pociągłą twarz, nie upina się włosów do góry... Nie umiesz o 
siebie zadbać. Zupełnie nie masz gustu. Spójrz na Grit. Jak się 
chce, to można coś z sobą zrobić... A ty wyglądasz... Nie, ty w 
ogóle nie wyglądasz. Jesteś zupełnie nijaka. 

Wszyscy utkwili wzrok w Lenie. Czuła, że robi się czerwona. 

Była wściekła, że tak zareagowała na uwagi matki. 

-  Przykro  mi,  mamo,  że  nie  spełniam  twoich  oczekiwań. 

Jestem dumna z tego, że noszę nazwisko Fahrenbach, a także z 
tego, że wyglądam jak typowy Fahrenbach. 

-  Na  miłość  boską,  nie  obrażaj  się  tak  od  razu.  Nie  miałam 

niczego złego na myśli... Myślałam, że się ubierzesz stosownie 
do okazji. 

-  Jestem  ubrana  stosownie  do  okazji,  no  chyba,  że  coś 

przeoczyłam,  że  zastrzegłaś  sobie  błyszczące  suknie 
wieczorowe.  Przykro  mi,  ale  na  zaproszeniu  nie  znalazłam 
takiej informacji. 

- Wystarczyło założyć coś w innym kolorze. Czarny w ogóle 

ci  nie  pasuje...  Jak  dalej  tak  się  będziesz  ubierała,  nigdy  nie 
znajdziesz męża. 

 

background image

-  Nie  muszę.  Na  szczęście  odnalazłam  mężczyznę,  którego 

podstępem  wyrzuciłaś  z  mojego  życia.  Chyba  pamiętasz 
jeszcze  Thomasa  Sibeliusa.  Ukrywałaś  przede  mną  listy  od 
niego,  nie  informowałaś  mnie,  kiedy  dzwonił.  To  ty 
powiedziałaś mu, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego i nie 
chcę go znać. 

- Skończ już z przeszłością. To stare dzieje. Nadal uważam, że 

do ciebie nie pasuje. 

-~ Skąd możesz wiedzieć?   
-  Moje  drogie  dziecko,  w  życiu  trzeba  równać  do  lepszych, 

bogatszych,  tam  jest  przyszłość.  Kim  że  jest  ten  Thomas? 
Nikim. 

- Tak się składa, że ten nikt jest najważniejszą osobą w moim 

życiu. Kocham go. Ale co ty możesz wiedzieć o miłości? Dla 
ciebie  liczą  się  tylko  pieniądze.  Kiedyś  zrozumiesz,  że 
pieniądze i przepych to nie wszystko. Oby nie za późno. Tatuś 
kochał  cię  nad  życie.  Jesteś  pewna  uczuć  twojego  nowego 
męża?  Będzie  cię  nadal  kochał,  kiedy  uroda  przeminie  i  już 
żaden chirurg ci nie pomoże? Tatuś kochałby cię nadal nawet 
starą i brzydką. Był wspaniałym człowiekiem o wielkim sercu i 
duszy.  Ale  ty  zdeptałaś  to  wszystko.  Miałam  nadzieję,  że  w 
ciągu  tych  ostatnich  lat  trochę  złagodniałaś  i  zmądrzałaś. 
Myliłam się. Jesteś lodowatym i sztucznym tworem 

 

background image

bez  uczuć...  Kilka  minut  wystarczyło,  żeby  się  o  tym 

przekonać. Nie zamierzam cię adorować jak Grit i Frieder. Nie 
nadaję się do tego. Coś ci jeszcze powiem. Jako dziecko bardzo 
cierpiałam,  kiedy  wyrażałaś  się  o  mnie  pogardliwie,  bo 
wdałam  się  w  Fahrenbachów.  Zrobiłaś  ze  mnie  ofiarę,  która 
wprawdzie  nie  z  własnej  winy,  ale  musi  cierpieć,  bo  jest 
podobna do ojca. Lena wyprostowała się. 

-  Dzisiaj  jestem  dumna,  że  z  wyglądu  i  charakteru 

przypominam  tatę.  Nic  tu  po  mnie.  Wracam  do  własnego 
świata. 

Lena wstała od stołu. 
- Leno, zostań - poprosił Jórg.   
- Nie możesz tego zrobić - zawołała Grit. 
- Jesteś okropna - dodała Mona. 
. Frieder wykrzywił pogardliwie usta i objął matkę w geście 

pocieszenia. 

- Mamo, nie denerwuj się. Ona nie jest tego warta. 
Carla była zaskoczona zachowaniem najmłodszej córki. 
-  Wiesz  co,  kiedy  na  ciebie  patrzę,  przypominają  mi  się 

najnudniejsze  lata  mojego  życia  u  boku  twojego 
małomiasteczkowego ojca. Nie zależy mi 

 

background image

na  twojej  obecności.  Ale  to  moje  przyjęcie  i  jestem  tu 

najważniejszą  osobą.  Nie  pozwolę  sobie  na  żaden  skandal. 
Dlatego  zostaniesz  tu,  dopóki  ci  nie  pozwolę  odejść, 
zrozumiano?   

  To nie może być prawda! 
- Mamo, posunęłaś się za daleko! - powiedział Jórg. 
Lena wzięła głęboki oddech. Położyła rękę na ramieniu brata. 
-  Dziękuję,  Jórg.  Daj  spokój.  To  cała  matka.  Taka  właśnie 

jest. Kiedyś się jej bałam, ale dzisiaj już nie. Życzę wszystkim 
miłego wieczoru - powiedziała Lena i z wysoko podniesioną 
głową opuściła bogato urządzoną salę balową. 

Czuła na sobie ciekawskie spojrzenia, ale było jej wszystko 

jedno.  Jak  najszybciej  opuścić  ten  zakłamany  świat!  Jak 
najdalej od tej kobiety! Po co tu przyjechała?! Dlaczego dała 
się namówić Nicoli?! Przecież od razu wiedziała, że spotkanie 
zakończy się katastrofą. 

Kiedy  przechodziła  przez  wspaniały  hol  hotelowy,  owinęła 

się pięknym jedwabnym szalem. 

Przy wejściu kłębił się jakiś tłum, błyskały flesze. 
- Przykro mi, moi panowie, muszę już iść. Samochód na mnie 

czeka. 

 

background image

Lena od razu rozpoznała ten głos. To Isabella Wood. 
Co  ona  tu  robi?  Czyżby  też  brała  udział  w  bankiecie  i 

wychodzi  przed  czasem?  Nie,  raczej  nie.  Carla  posadziłaby 
przecież  Isabellę  przy  swoim  stole,  żeby  lśnić  jej  blaskiem. 
Lena próbowała przejść bokiem, ale Isabella ją dostrzegła. 

-  Moja  droga  Lena!  -  ucieszyła  się  Isabella.  -  Co  za 

niespodzianka! 

Isabella  ruszyła  w  jej  stronę,  a  za  nią  tłum  wścibskich 

fotoreporterów. 

Isabella  zupełnie  bez  skrępowania  objęła  Lenę.  Lampy 

aparatów znowu zaczęły błyskać. 

- Niech panie spojrzą do przodu! - krzyknął jakiś mężczyzna. 
- Kim jest ta młoda kobieta? - zapytał ktoś inny. 
-  To  moja  przyjaciółka,  Lena  Fahrenbach  -  odpowiedziała 

Isabella.  -  Panowie,  proszę  nam  zrobić  jeszcze  kilka  zdjęć,  a 
potem  będę  zobowiązana,  jeśli  nas  panowie  zostawią  same. 
Chciałabym przed wyjściem porozmawiać z przyjaciółką. 

Isabella  profesjonalnie  pozowała  do  zdjęć.  Lenie  nie 

pozostało nic innego, jak uśmiechać się w stronę reporterów. 
Na ich życzenie odwracała głowę w lewo lub w prawo, śmiała 
się lub była poważna. 

 

background image

-  Wystarczy,  panowie.  To  wszystko.  Dziękuję.  Odciągnęła 

Lenę od fotoreporterów. Żaden 

z  nich  nie  poszedł  za  nimi.  Wiedzieli,  na  ile  mogą  sobie 

pozwolić przy Isabelli Wood. 

- Leno, spodziewałabym się tu każdego, ale nie pani. Co panią 

tu sprowadza? 

Lena machnęła ręką. 
-  Mało  przyjemne  spotkanie  rodzinne.  A  pani?  Jest  pani  tu 

gościem? 

- Nie. Załatwiałam sprawy zawodowe. I niestety zaraz muszę 

iść. Jaka szkoda! Co u pani słychać? A u innych? Bardzo miło 
wspominam  mój  pobyt  w  posiadłości.  Koniecznie  muszę  do 
was  przyjechać,  ale  najpierw  wy  przyjedziecie  do  mnie  na 
rozdanie nagród. To już za dwa tygodnie. Przyślę wejściówki i 
nie przyjmuję żadnej odmowy. 

Lena  nie  znała  takiej  Isabelli  Wood,  słynnej  aktorki.  Kiedy 

Isabella przyjechała do posiadłości i wynajęła całe czworaki, 
była  nieszczęśliwa  i  zrozpaczona.  W  tragicznym  wypadku 
straciła akurat miłość swojego życia. 

Już  od  jakiegoś  czasu  znowu  była  w  pełni  sił  i  wróciła  do 

dawnego  życia.  Tym  bardziej  cieszyło  Lenę,  że  Isabella  nie 
zapomniała o posiadłości i jej mieszkańcach. 

 

background image

-  Przyjedziemy  -  obiecała  Lena.  -  Nicola  będzie 

wniebowzięta. 

Isabella wyraźnie się ucieszyła. 
- Świetnie. Osobiście przypilnuję, żeby wysłano zaproszenia. 

Nie  spodziewałam  się  tej  nagrody...  Mam  jedno  życzenie. 
Proszę  założyć  na  galę  tę  sukienkę,  która  ma  pani  dzisiaj  na 
sobie. Wygląda pani olśniewająco. Widziałam wcześniej kilka 
kobiet  w  błyszczących  sukniach  wieczorowych.  Można  od 
nich oślepnąć. 

Podszedł do nich młody mężczyzna i pokazał na zegarek. 
- Tak, Frank, wiem, że już czas. Już idę. 
- Frank jest moją prawą ręką i lewą zdaje się też. Szkoda, że 

nie możemy dłużej poplotkować. Kiedyś to nadrobimy. 

Objęła Lenę. 
- Pozdrowienia dla wszystkich. Szkoda, że muszę już iść. 
Lena stała jak wmurowana. Nie spodziewała się, że spotka tu 

Isabellę Wood. To było jak niespodziewany podmuch wiatru, 
który  nagle  wpadł  między  drzewa,  narobił  zamieszania  i 
ucichł.  Spotkanie  było  krótkie,  ale  podziałało  jak  balsam  na 
zranioną duszę Leny. 

 

background image

Przywołała  boya  i  poprosiła  go  o  przyprowadzenie 

samochodu, co chłopak niezwłocznie uczynił. Nic dziwnego, 
podobnie jak inni widział ją z Isabellą Wood, a to coś więcej 
niż  znajomość  z  Carlą  Aranchez  de  Moreira.  Carla  ma  dużo 
pieniędzy, a Isabella jest sławna i też ma dużo pieniędzy. 

Kiedy czekała na samochód, podbiegł do niej Jórg. 
-  Leno,  jak  to  dobrze,  że  cię  jeszcze  złapałem.  Mama 

zachowała  się  okropnie.  Powiedziałem  jej  to.  Wiesz,  co  mi 
odpowiedziała? 

-Nie. 
- Powiedziała mi, że mogę sobie iść... Chętnie skorzystałem z 

jej... przyzwolenia. 

Lena przytuliła się do brata. 
- Jórg, nie chciałam, żebyś miał przeze mnie problemy. 
Jórg objął siostrę. 
- Leno, i tak nie wiedziałem, po co tu przyjeżdżam. Myślę, że 

zaprosiła nas tylko po to, żeby się nam pokazać, żebyśmy ją 
podziwiali. Frieder i Grit i ta... Ten skład części wymiennych 
Mona  świetnie  się  w  tej  roli  spisują.  Miałem  nadzieję,  że 
pogodzę  się  z  matką.  Ja  też  cierpiałem,  kiedy  nas  zostawiła. 
Nie rozumiem, po co w ogóle nas zaprosiła? 

 

background image

Lena wzruszyła ramionami. 
-  Ten  hotel  należy  do  jej  męża.  Może  chciała  się  nim 

pochwalić... Szczerze mówiąc, zupełnie mnie to nie obchodzi. 
Definitywnie zamknęłam ten rozdział życia. Może trzeba było 
jeszcze raz przeżyć ten horror, żebym raz na zawsze wyleczyła 
się z moich uczuć do niej. 

- Ja też mam dosyć. Cieszę się, że jutro wracam. 
- Pojedź ze mną do posiadłości. Jutro odwiozę cię na lotnisko. 
- Bardzo chętnie pojechałbym z tobą... Nie było mnie tam całe 

wieki, ale odwiedzę cię następnym razem. Teraz... czekam na 
Catherinę.  Ma  się  tu  pojawić  lada  chwila.  Ma  spotkanie  z 
Johnem Carmicleem. 

- Tym piosenkarzem? 
- Tak, chce zorganizować wieczór z piosenką z jego udziałem. 
- Wspaniale, John Carmicle ma cudowny głos. 
- To prawda. Zdaje się, że jest też sympatyczny. W każdym 

razie Catherina przyjedzie tu po spotkaniu z nim i jutro razem 
wyjedziemy. 

Podszedł do nich boy i podał Lenie kluczyki do samochodu. 
- Madame, pani samochód stoi przed hotelem. 
 

background image

Lena podziękowała i dała chłopakowi sowity napiwek. 
- Pozdrów ode mnie Catherinę - powiedziała Lena. - Dziękuję 

za twoją solidarność. Nigdy tego nie zapomnę. 

Jórg odprowadził ją do samochodu i otworzył drzwi. 
- Jedź ostrożnie, siostrzyczko. Lena uśmiechnęła się do niego. 
- Tak jest. 
Wsadziła kluczyk do stacyjki. 
- Co słychać u Doris? - zapytał Jórg. 
- Chciałbyś, żeby do ciebie wróciła? Jórg potrząsnął głową. 
-  Nie,  myślę,  że  razem  z  Catheriną  tworzymy  zgrany  duet. 

Mamy  tyle  wspólnych  zainteresowań.  Nie  chcę,  żeby  Doris 
wróciła,  ale  myślę,  że...  że  nie  byłem  wobec  niej  całkiem  w 
porządku. Doris piła między innymi z mojej winy. 

-  Już  nie  pije.  Myślę,  że  obydwoje  mieliście  w  tym  swój 

udział. Doris już dawno ci wybaczyła. Nie mówi o tobie źle, 
naprawdę. A teraz, kiedy dałeś jej pieniądze... 

- Wiesz, że nie zrobiłem tego sam z siebie. Ty miałaś w tym 

spory udział. A przecież to rzecz 

 

background image

najważniejsza, którą mogłem dla niej zrobić. W końcu Doris 

zrezygnowała ze wszystkiego. 

Ktoś z tyłu nerwowo trąbił. Duży mercedes prawie przykleił 

się  do  zderzaka  jej  samochodu.  Mógł  przejechać,  było  dużo 
wolnego miejsca. Ale zdaje się, że kierowca tego wypasionego 
samochodu  był  jednym  z  tych,  co  to  nawet  do  łóżka 
podjeżdżaliby najchętniej samochodem. 

-  Muszę  jechać  -  powiedziała  Lena.  -  Jeszcze  raz  wielkie 

dzięki. Cieszę się, że mam takiego brata i jestem szczęśliwa, że 
jesteś inny niż Grit i Frieder. 

- Ach, Leno... 
Z jednej strony cieszyła go ta pochwała, z drugiej jednak czuł 

się niezręcznie. 

Wychylił  się  jeszcze  raz  z  samochodu,  nie  zważając  na 

prawdziwy koncert, jaki urządził kierowca mercedesa, trąbiąc 
bez opamiętania. 

- Cieszę się, że mam taką siostrę. Odezwę się na pewno i to 

nie dlatego, że będę czegoś od ciebie potrzebował... Na razie! 
Jedź ostrożnie. 

- Tak jest - powiedziała i pomachała mu na pożegnanie. 
Potem ruszyła. 
Drugie  pocieszające  wydarzenie  tego  okropnego  wieczoru. 

Jórg stanął po jej stronie i tak jak ona 

 

background image

wyszedł z przyjęcia. To znaczy, że postąpiła słusznie i że jej 

reakcja nie była zbyt gwałtowna. 

Lena  chciała  jak  najszybciej  wyjechać  z  Bad  Gravenforst. 

Raczej tu już nie przyjedzie. 

Włączyła radio. 
- My way... - śpiewał Frank Sinatra. 
W jego głosie było coś niezwykłego, co sprawiało, że ludzie 

zaczynali marzyć. 

Tak, pójdzie swoją drogą, będzie nieugięta i będzie robić to, 

co uważa za słuszne. W przyszłości będzie bardziej polegać na 
swoim  przeczuciu.  Los  obdarzył  ją  intuicją.  Zawsze  dobrze 
wychodziła na swoich spontanicznych decyzjach. 

Niepotrzebnie  dała  się  namówić  Nicoli.  Przecież  wiedziała, 

że to spotkanie z matką do niczego nie prowadzi. 

Stracony  czas,  stracony  wieczór.  No  może  nie  do  końca. 

Spotkała  Isabellę.  Ona  nie  skrytykowała  jej  sukienki.  Nie 
powiedziała, że to lichy ciuch. Wręcz przeciwnie, stwierdziła, 
że jest ładna. No i Jórg stanął po jej stronie. 

Dobrze wiedzieć, że w rozpadającej się rodzinie ma chociaż 

jednego  człowieka,  który  z  nią  trzyma.  Oczywiście  nie 
pochwala wszystkiego, co Jórg robił. Ale pozostał normalnym 
człowiekiem, 

background image

a  przecie  wszystkim  dobrym  człowiekiem,  co  dzisiaj 

udowodnił. 

Przez  przypadek  Lena  włączyła  w  radiu  koncert  życzeń  ze 

starymi przebojami. Teraz niejaki Frank prosił o utwór Louisa 
Armstronga I can't give you anything hut love... Dedykował go 
niejakiej Sabinie z okazji dziesiątej rocznicy ślubu. 

Dziesięć lat po ślubie, a on ustami Armstronga mówi jej, że 

nie  może  jej  dać  nic  więcej  poza  miłością...  Jakie  to 
romantyczne, po dziesięciu latach... 

Czy ona i Thomas będą się tak mocno kochać po dziesięciu 

latach małżeństwa? 

Lena głęboko westchnęła. 
Zastanawia  się  nad  dziesiątą  rocznicą  ślubu,  a  tu  nawet  na 

pierwszą się jeszcze nie zanosi. 

Wjechała na autostradę i dodała gazu. 

background image

Kiedy Nicola następnego ranka przyszła do Leny, ta właśnie 

jadła śniadanie. 

-  Nie  wyglądasz,  jakbyś  balowała  całą  noc  -  powiedziała 

Nicola i się przysiadła. 

- Wcześnie wróciłam i się wyspałam. 
- Nie rozumiem. Jak to wcześnie wróciłaś? Jak było? 
-  Jak  to  Sylvia  mówi,  kiedy  coś  jest  nieudane?  Dno, 

kompletne dno. 

- Możesz jaśniej? 
- Było strasznie. Opowiem ci, ale już nigdy więcej nie chcę o 

tym rozmawiać. Słyszysz? Nigdy, przenigdy. 

Lena  opowiedziała  Nicoli, co  się  wydarzyło na przyjęciu w 

Bad Gravenforst. Nicola słuchała z wielką konsternacją. 

-  Potem  wydarzyło  się  coś  dobrego.  Wychodząc,  spotkałam 

przypadkowo Isabellę Wood. 

 

background image

Lena opowiedziała jej o spotkaniu i zaproszeniu na rozdanie 

nagród. Nicola była w siódmym niebie. 

- Najbardziej cieszy mnie postawa Jórga. Wziął moją stronę. 
Nicola  słuchała  teraz,  jak  zachował  się  Jórg  i  że  on  też 

wyszedł z przyjęcia. 

Ktoś zadzwonił do drzwi. 
Lena otworzyła. W drzwiach stała kobieta w średnim wieku. 
Brunetka  z  zaczesanymi  do  tyłu  włosami,  w  skromnymi 

brązowym płaszczu z wełny, z walizką w ręce. 

-  Dzień  dobry,  mam  u  państwa  rezerwację.  Moje  nazwisko 

Gundlach... Helia Gundlach. 

Nicola podeszła do drzwi. 
- Dzień dobry, pani Gundlach. Rozmawiałyśmy przez telefon. 

Apartamenty  są  po  drugiej  stronie.  To  jest  dom  właścicielki 
posiadłości. Zaprowadzę panią. Proszę mi dać walizkę. 

Kobieta tak energicznie machnęła ręką na znak protestu, że o 

mało się nie przewróciła. 

„Nie  to  nie",  pomyślała  Nicola.  Do  tej  pory  jeszcze  nie 

przeżyła czegoś takiego, że gość upierał się, żeby nieść swój 
bagaż. 

Ale co kto woli. 
 

background image

Lena  odprowadziła  wzrokiem  obydwie  kobiety.  Coś  ją 

irytowało w tej kobiecie. Sama nie wiedziała co. Kobieta była 
porządnie ubrana i wyglądała schludnie. 

Może jej niespokojne spojrzenie? 
Wróciła do kuchni, żeby dokończyć śniadanie. Nalała sobie 

świeżej kawy i wzięła jeszcze jedną grzankę. 

Przy Nicoli zgrywała twardą i opowiadała prawie bez emocji. 

Ale  nie  do  końca  tak  było.  Spotkanie  z  matką  bardziej  ją 
poruszyło, niż chciała przyznać. 

Nie miała żadnych oczekiwań, jadąc do Bad Gravenforst, ale 

sceny, które tam się działy, były po prostu potworne. 

Nie! 
Nie będzie już o tym myśleć. Trzeba raz na zawsze zamknąć 

ten  ponury  rozdział  życia.  Musi  też  pogodzić  się  z  tym,  że 
przepaść między nią a Friederem jest tak wielka, że nie da się 
jej  już  pokonać.  Starała  się  utrzymać  zgodę  w  rodzinie, 
ustępowała,  wydzwaniała.  Przecież  nie  odda  Friederowi 
działki na jeziorem tylko dlatego, żeby zaczął z nią rozmawiać! 
W  końcu  każde  z  nich  dostało  swoją  część  spadku.  Na 
początku wszyscy jej współczuli, bo 

 

background image

dostała tylko posiadłość, której nikt nie chciał odziedziczyć. 

Kiedy odrolniono znaczną część jej gruntów, w tym działki na 
jeziorem, wartość posiadłości znacznie wzrosła. Wtedy zaczęli 
ją nachodzić różni ludzie, którzy chcieli zrobić dobry interes na 
jej  gruntach.  Dołączył  do  nich  Frieder,  który  wymyślił  sobie 
luksusowy  hotel  nad  jeziorem,  ze  SPA,  polem  golfowym  i 
innymi atrakcjami. Różnymi sposobami próbował ją zmusić do 
oddania mu gruntów. Nasłał na nią policję skarbową, sądownie 
zabronił  jej  kontaktów  ze  swoim  synem  Linusem.  Poza  tym 
zwolnił  ją  z  pracy  już  następnego  dnia,  kiedy  został 
właścicielem hurtowni. 

Jego  zadaniem  było  sprawne  poprowadzenie  firmy.  I  tym 

powinien się należycie zająć. Ale on chciał coraz więcej, chciał 
być 

najlepszy, 

najważniejszy, 

jeździć 

największym 

samochodem,  cieszyć  się  największym  poważaniem  w 
mieście,  tyle  że  chciał  to  wszystko  osiągnąć  bez  większego 
wysiłku i rzetelnej pracy, jakiej uczył ich ojciec. Nie, Frieder 
chciał  mieć  to  wszystko  za  dotknięciem  czarodziejskiej 
różdżki. Już, od razu. 

Jak on się zachowywał w Bad Gravenforst! To było naprawdę 

żałosne. Grit nie była lepsza. Zrobiła z siebie idiotkę. Ale ona 
ma szansę się opamiętać. 

 

background image

Lena straciła apetyt. 
Wstała od stołu. Na stojąco dopiła kawę i posprzątała ze stołu. 
Włożyła  naczynia  do  zmywarki.  Była  już  pełna,  więc  ją 

włączyła.  Jak  to  dobrze,  że  mieszka  w  posiadłości  z  tak 
serdecznymi  ludźmi.  Nicola,  Aleks  i  Daniel  znaczą  dla  niej 
więcej niż rodzina. Ma też Sylvię. Już w dzieciństwie bardzo 
się lubiły, ale odkąd Lena mieszka w Fahrenbach, Sylvia stała 
się  jej  prawdziwą  przyjaciółką,  z  którą  można  i  płakać,  i  się 
śmiać.  No  i  jest  jeszcze  Martin,  mąż  Sylvii,  i  oczywiście 
Markus, kolega jeszcze z przedszkola. 

Oni wszyscy są normalni, godni zaufania i twardo stąpają po 

ziemi. To naprawdę pokrzepiające. Nie gonią za mrzonkami. 
Przesadne strojenie się i chorobliwe dbanie o urodę nie są w ich 
stylu.  Szanują  tradycję  i  są  z  niej  dumni.  Szkoda,  że  Grit  i 
Frieder nawet w najmniejszym stopniu ich nie przypominają. 

Lena musi się uwolnić od troski o hurtownię. Nie może się 

zadręczać,  że  nic  już  nie  wygląda  jak  dawniej.  Może  kiedyś 
wcale nie było tak różowo, jak jej się teraz wydaje. Z czasem 
człowiek  ma  tendencję  do  przesady,  do  upiększania  i 
gloryfikowania, a rzeczywistość mogła być inna. 

 

background image

Przede  wszystkim  musi  zapomnieć  o  matce,  która  nie 

zachowuje się jak matka, która nigdy nie zachowywała się jak 
matka. 

Na dworze było dość zimno i wietrznie. Lena założyła kurtkę 

i wyszła z domu. Poszła do destylarni. 

Na podwórku bawiły się psy. Przybiegły do niej, jak tylko ją 

zobaczyły. Szczekały radośnie na powitanie. 

Lena wiedziała, co chcą dostać. Na parapecie stała zazwyczaj 

puszka z ich przysmakami. Ale było już za zimno na trzymanie 
jej na zewnątrz. Lena wróciła do domu po smakołyki dla psów. 

-  No,  moje  kochane  łobuziaki,  taka  porcja  musi  wam 

wystarczyć.  Przy  takiej  pogodzie  nie  biegacie  tak  dużo  po 
dworze. Nie chcę was utuczyć. 

Pogłaskała Lady i Hektora. Psy zorientowały się, że już nic 

więcej nie dostaną. Zostawiły Lenę i pobiegły się bawić. 

W  drodze  do  destylarni,  a  dokładniej  mówiąc  do  fabryki 

likieru,  jak  zwykła  mówić  Nicola,  a  wtórowali  jej  Daniel  i 
Aleks,  Lena  automatycznie  spojrzała  w  stronę  czworaków, 
gdzie  urządzili  apartamenty  dla  wczasowiczów.  To  był 
naprawdę  dobry  pomysł.  Urządzili  wspaniałe  apartamenty, 
każdy z elegancką łazienką. Chyba do końca życia nie 

 

background image

odwdzięczy  się  Danielowi  i  Aleksowi  za  ich  pracę  przy 

apartamentach. 

W  jednym  z  okien  spostrzegła  nowego  gościa,  panią  Hellę 

Grundlach. 

Zamieszkała  w  apartamencie,  w  którym  kiedyś  przebywała 

Christina von Orthen, jej pierwszy gość. Ona też często stała w 
oknie  i  spoglądała  na  posiadłość.  Była  niezwykle 
melancholijna. Czasem dziwnie się zachowywała. 

Co u niej słychać? Jak się czuje? 
Lena chętnie poznałaby odpowiedzi na te pytania. Ale pewnie 

już nigdy się nie spotkają. Christina von Orthen przyjechała tu, 
żeby  zobaczyć  miejsca,  w  których  przebywał  jej  ukochany. 
Przyjechała też, żeby się z nim pożegnać. 

Lena głęboko westchnęła. 
Wszystko ciągłe się zmienia. Teraz jakaś nieznajoma stoi w 

oknie apartamentu. Lena była pewna, że ta kobieta nie znała jej 
ojca. Znalazła się w posiadłości zupełnie przypadkowo. 

Lena  weszła  do  firmy.  Już  po  sekundzie  przybiegł  do  niej 

Daniel. Trzymał jakiś karton. 

-  Dobrze,  że  jesteś.  Spójrz.  Szkoci  przysłali  nam  wzór 

opakowania  Finnemore  Eleven.  Całkiem  dobry  pomysł. 
Aksamitny ciemnoczerwony karton ze 

 

background image

złotym  napisem.  Szlachetne  połączenie.  Myślę,  że  naszym 

klientom się spodoba. Może wyślesz do wszystkich okólnik z 
informacją.  Za  butelkę  w  kartonie  na  zapłacą  więcej  niż  za 
zwykłą bez opakowania. 

Lena wzięła karton i przyglądała się mu przez moment. 
-  Myślę,  że  masz  rację.  Marjorie  Ferguson  jest  niezwykle 

pracowita.  Mało  tego,  za  darmo  daje  partię  towaru  w  celach 
reklamowych.  Jak  sobie  pomyślę  o  naszym  Holendrze  i  tym 
jego ajerkoniaku... 

Toni uśmiechnął się krzywo. 
- Holendrzy słyną  z  tego, że chętniej biorą  pieniądze, niż  je 

dają. 

-  No  nie  wiem.  Raczej  o  Szkotach  mówi  się,  że  są  chytrzy. 

Marjorie Ferguson jest tu absolutnym wyjątkiem. 

-  Jest  jedyną  kobietą  wśród  naszych  dostawców.  Poza  tym 

najwięcej pracuje i najłatwiej się z nią dogadać. 

-  Wciąż  musi  udowadniać  ojcu,  że  podjął  słuszną  decyzję, 

powierzając jej prowadzenie firmy, a nie jej braciom. Myślę, że 
ma  ogromną  potrzebę  odniesienia  sukcesu.  Nie  chciałabym 
być w jej skórze. 

 

background image

-  Coś  ci  powiem.  Ty  i  Marjorie  jesteście  do  siebie  bardzo 

podobne.  Też  dążysz  do  sukcesu,  jakbyś  chciała  udowodnić 
ojcu,  że  dasz  radę,  że  potrafisz.  Czasem  za  wiele  od  siebie 
wymagasz. 

- Przecież tatuś nie żyje. 
- Owszem, a ty mimo to pracujesz tak, jakbyś chciała mu coś 

udowodnić. Świat się nie zawali, jeśli trochę zwolnisz tempo. 

- Ale... 
- Nie chcę się wtrącać. Chodzi mi tylko o ciebie. Potrzebujesz 

od czasu do czasu jakiejś odmiany, jakiegoś innego zajęcia. 

-  Jak  Thomas  już  się  tu  sprowadzi,  nie  będę  tyle  pracować, 

obiecuję. Idę napisać ten okólnik. Wydrukuj go na kolorowej 
drukarce  i  wyślij  do  klientów.  Zadzwoń  też  do  Szkocji  i 
powiedz, że podoba nam się ich pomysł. 

- Dobrze. Chętnie pogadam z Marjorie. Podoba mi się jej styl 

zarządzania firmą. Lubię kobiety sukcesu. Ty też się do nich 
zaliczasz. Coś sobie przypomniałem. Mogę mieć wolne jutro 
po  południu?  Chciałbym  pojechać  z  małym  Timem  do 
Steinfeld.  Przyjechał  cyrk  z  Rosji  i  mają  gościnne  występy. 
Obiecałem mu, że pójdziemy. 

Lena uśmiechnęła się. 
 

background image

- Oczywiście, wcale nie musisz pytać. Masz za mało wolnego 

czasu. Lubisz tego małego, prawda? 

- Tak. Cieszę się, że czasem do nas zagląda. To dobre dziecko. 

Przypomina mi twojego siostrzeńca Nielsa. 

- Niels nie odstępuje cię na krok, jak tu jest. Wszystkie dzieci 

cię lubią. Szkoda, że nie masz własnych. Byłbyś wspaniałym 
ojcem. 

- Ano tak wyszło - powiedział. 
Lena doskonale wiedziała, że to drażliwy temat dla Daniela. 
- Myślałeś kiedyś o założeniu rodziny z inną kobietą? 
Daniel potrząsnął głową. 
- Raczej nie - powiedział, jak na jego gust o wiele za dużo, i 

natychmiast zmienił temat. - Idę sprawdzić, czy mamy kartony. 
Jeśli  nie,  trzeba  będzie  zamówić,  a  terminy  są  teraz  dość 
odległe.  Najlepiej  zrobię,  jeśli  tam  pojadę.  Może  mają 
końcówki partii. Im są niepotrzebne, a nam się przydadzą. 

Nie czekał na odpowiedź. Wyszedł. 
Lena odprowadziła go wzrokiem. 
Tak bardzo chciała, żeby Daniel poznał jakąś wyrozumiałą i 

dobrą kobietę, która ukoi jego ból po stracie Laury. Zasłużył 
sobie na szczęście. Jest 

 

background image

tak wspaniałomyślnym człowiekiem. Byłby nie tylko dobrym 

mężem, lecz również cudownym ojcem. 

Poszła na górę do swojego biura. 
Dziwny  jest  ten  świat.  Ludzie,  którzy  byliby  dobrymi 

rodzicami, nie mają dzieci, a ci, którzy je mają, nie dbają o nie. 

Zanim zaczęła pracować, przyglądała się zdjęciom Thomasa i 

ojca. Dopiero potem zastanawiała się, jak zredagować ulotkę 
reklamową  dla  Finnemore  Eleven.  Co  za  szczęście,  że  może 
sprzedawać tą dobrze znaną whisky. Inne produkty również. Z 
ich  sprzedaży  też  jest  zysk.  Kiedyś  wyjdzie  z  dołka 
finansowego, w którym tkwi przez to, że musi z góry płacić za 
dostarczony  towar.  To  przejściowa  sytuacja.  Wszystko  się 
ułoży,  a  sytuacja  wkrótce  się  ustabilizuje.  A  przy  pełnym 
obłożeniu  w  czworakach  zdecyduje,  co  z  szopą  i  innymi 
stojącymi bezużytecznie budynkami, co z... Tak, ma plany, ma 
marzenia. 

Musi  jej  się  udać  i  uda  się.  Nie  chce  stanąć  przed 

koniecznością sprzedaży gruntów. Nigdy, przenigdy. Żaden z 
Fahrenbachów  dotąd  tego  nie  zrobił  i  ona  nie  zamierza  być 
pierwszą, która wyprzeda rodzinny majątek. 

 

background image

Odsunęła  wszystko  na  bok,  wzięła  kartkę  i  ołówek.  Ma 

wprawdzie komputer, ale ulotki reklamowe i inne teksty pisze 
najchętniej  ręcznie.  Sprawia  jej  to  przyjemność  i  rozwija 
wyobraźnię. 

Czasem wyśmiewano jej upodobanie do kartki i ołówka, ale 

nic sobie z tego nie robiła. W końcu każdy ma swojego świra. 

background image

Im  więcej  mijało  dni,  tym  bardziej  zacierało  się  w  pamięci 

Leny niefortunne spotkanie z matką. „Zacierało się" to dobre 
określenie, chociaż lepiej byłoby zapomnieć, a nie schować na 
jakiś czas do szuflady i trzymać pod zamknięciem. 

Lena była kompletnie zaskoczona, kiedy odebrała telefon od 

siostry,  która  zamiast  się  z  nią  przywitać,  wrzasnęła  do 
słuchawki: 

-  Jesteś  podła!  Ukradłaś  nam  okładki  gazet!  Lena  nie  miała 

pojęcia, o czym mówi jej siostra. 

- Co ty wygadujesz? Rozum ci odebrało? 
- Nie udawaj... Jesteś wszędzie. „Vogue", „Lady", „Bełle"... 

Mam  wyliczać  dalej?  Wszędzie  jest  twoje  zdjęcie  z  Isabellą 
Wood.  To  my  mieliśmy  być  na  okładkach  czasopism. 
Obiecano nam to. No, ale skoro pojawiła się Isabellą Wood, to 
wiadomo, okładka należy do niej. Skąd ją w ogóle znasz? 

- Mieszkała u mnie w posiadłości. 
 

background image

- Dlaczego nie przyprowadziłaś jej do naszego stolika? Mama 

chętnie  by  ją  poznała,  Mona  i  ja  też.  Dlaczego  nic  nam  nie 
powiedziałaś, że Isabella Wood jest w Grandhotelu? 

Lena  pominęła  milczeniem  informację  o  okładkach  gazet. 

Zdenerwowało ją za to głupie gadanie siostry. 

-  Grit,  posłuchaj.  Po  pierwsze,  nie  wiedziałam,  że  Isabella 

Wood  jest  w  Grandhotelu.  Spotkałam  ją  przy  wyjściu.  Po 
drugie, nic nie wiedziałam o zdjęciach. Jeśli rzeczywiście moje 
zdjęcie jest na jakiejś okładce, to wcale mi się to nie podoba. 
Nienawidzę  czegoś  takiego.  Nie  rozumiem  też,  z  jakiego 
powodu miałabym przyprowadzić Isabellę do waszego stolika? 
Podobnie jak nie znam powodu, dla którego miałabym wam o 
niej opowiadać. 

-  Bo  jest  znana  i  nigdy  nie  zaszkodzi  znać  takich  ludzi. 

Pleciesz jakieś głupstwa o swojej posiadłości, ale nie piśniesz 
słówka  o  najważniejszym.  Skoro  już  się  z  nią  spotkałaś,  to 
trzeba było jej zaproponować, że poznasz ją z rodziną. 

-  Rodziną,  która  odwraca  się  do  mnie?  Matką,  która  mnie 

ciągle obraża? 

Grit nie zareagowała na jej słowa. Nie mogła dojść do siebie, 

wybaczyć Lenie, że przez nią 

 

background image

przegapiła  szansę  poznania  Isabelli  Wood.  Oddałaby 

królestwo  za  zdjęcie  na  okładce  czasopisma,  a  Lena  jest  na 
okładkach  wszystkich  czasopism  i  nic  sobie  z  tego  nie  robi. 
Jaki ten świat jest niesprawiedliwy! 

- Nie do wiary, ty masz zawsze szczęście. Dostałaś najlepszą 

część  spadku,  bo  te  głupie  pola  przekształcono  w  działki 
budowlane,  poznajesz  wspaniałych  ludzi,  zawsze  ci  się  coś 
trafia.  Na  dodatek  przez  Isabellę  Wood  nasze  zdjęcia  są 
dopiero w środku czasopisma.   

-1 to dla ciebie koniec świata? 
-  Tak  -  wrzasnęła  Grit.  -  Wiesz,  ile  bym  zyskała  w  oczach 

Robertino, gdybym się znalazła na okładce czasopism? Byłby 
ze mnie dumny. 

- Sama widzisz, jaki jest płytki. Powinien być z ciebie dumny 

i to nie dlatego, że jesteś na okładce czasopisma, lecz dlatego, 
że jesteś jaka jesteś, że ty to ty. 

- Boże, jak ty o niczym nie masz pojęcia, o niczym. Boli mnie 

głowa,  gdy  pomyślę,  że  masz  takie  szczęście.  Spotkasz  się 
jeszcze z Isabellą Wood? 

Lena zrobiła coś, czego normalnie nigdy by nie zrobiła. Ale 

po  tej  pełnej  histerii  scenie,  jaką  urządziła  jej  siostra, 
powiedziała słodziutko: 

 

background image

-  Tak,  w  sobotę.  Isabella  odbiera  bardzo  ważną  nagrodę 

filmową i zaprosiła nas na galę, Dunkelów, Daniela i mnie. I 
wiesz, co? Poprosiła mnie, żebym założyła czarną suknię, która 
tak wam się nie podobała. 

Grit zaczęła łapać powietrze. 
- Co? Co ty powiedziałaś? Jesteście zaproszeni na wręczenie 

nagród? To jest... Brak mi słów. Czego Dunkelowie i Daniel 
tam  szukają?  Nie  mają  o  tym  pojęcia,  nie  znają  się.  Lepiej 
oddaj mi ich zaproszenia. Zrobię z nich lepszy użytek. 

-  Słucham?  To  są  imienne  zaproszenia.  Nie  mogę  nimi 

dobrowolnie dysponować. Poza tym nie chcę. 

- Widać, że znacie się dość dobrze. Zadzwoń do niej i załatw 

mi  zaproszenie. Nie, najlepiej  dwa, dla  mnie i Robertino. On 
oszaleje z radości, jak się dowie, że będzie brał udział w takim 
wydarzeniu i pozna Isabellę Wood. To wzmocni moją pozycję 
w jego oczach. 

Czy ta kobieta wciąż jest jej siostrą? 
To  niemożliwe.  Ktoś  musiał  manipulować  przy  jej  mózgu. 

Grit potwornie się zmieniła, wciąż się zmienia, ale zmiany idą 
w niewłaściwym kierunku. 

Lena zmusiła się do zachowania spokoju. 
 

background image

Grit nie wytrzymała długiego milczenia siostry i zapytała: 
- Zrobisz to dla mnie? - nalegała Grit. -Nie. 
Odmowa  Leny  została  źle  odebrana  przez  Grit.  Nie  mogła 

złapać powietrza. 

- Słucham? 
- Powiedziałam, że nie. Cieszę się, że Isabella o nas pomyślała 

i wysłała nam zaproszenia, ale nie widzę żadnego powodu, dla 
którego  miałabym  ją  prosić  o  dodatkowe  zaproszenia,  na 
dodatek dla twojego żigolaka i tylko po to, żebyś mogła u niego 
zapunktować.  Isabella  chce  się  spotkać  z  nami,  a  nie  z  całą 
moją rodziną. 

-  Ja  muszę  tam  pójść.  Zapytaj  Daniela,  czy  nie  odda  mi 

swojego zaproszenia. Trudno, Robertino nie pójdzie. 

-  Wybij  to  sobie  z  głowy.  Daniel  cieszy  się  na  ten  wieczór. 

Nie  mam  zamiaru  go  prosić,  żeby  zrezygnował  z  tego 
wydarzenia,  żebyś  ty  mogła  wpychać  się  fotoreporterom  w 
obiektywy. 

-  Chyba  się  trochę  zapomniałaś,  siostrzyczko.  Musisz 

naprawić krzywdę, jaką mi wyrządziłaś. Ukradłaś mi okładkę. 
Gdybym  była  na  gali,  miałabym  szansę  trafić  na  okładki 
czasopism. 

 

background image

- Oczywiście, fotoreporterzy już się nie mogą doczekać, kiedy 

będą mogli fotografować Grit Winkelmann. 

- Leną  Fahrenbach  też  nie  byli  zainteresowani. Skorzystałaś 

na obecności Isabelli. Ja też chcę mieć taką szansę. 

Lena  miała  dosyć.  Koniec.  Nie  ma  ochoty  dyskutować  z 

siostrą o zdjęciach na okładkach czasopism. To nie ma sensu. 

- Coś ci powiem - zwróciła się do siostry smutnym głosem. - 

Szkoda, że nigdy z taką energią nie angażujesz się w kwestie 
dotyczące  własnych  dzieci.  Nie  pomyślisz  o  ich  szczęściu. 
Bardzo żałuję, że tak się zmieniłaś. 

- Nie mów jak ksiądz. Pytam po raz ostatni i oczekuję jasnej 

odpowiedzi. Mogę przyjechać w sobotę? 

- Nie, Grit, chciałabym... 
Lena nie dokończyła już zdania, bo jej siostra po prostu się 

rozłączyła. W jej zachowaniu nie było niczego dziwnego. Grit 
nie  znosi  krytyki,  choćby  najbardziej  słusznej.  Lena  nie 
zdążyła jeszcze odłożyć słuchawki, kiedy ponownie zadzwonił 
telefon. 

Grit? Czyżby zrozumiała, że źle się zachowała? 
 

background image

Nie, to nie była Grit. Dzwoniła Sylvia, przyjaciółka Leny. 
- Sama nie wiem, która z was jest ładniejsza, ty czy Isabella 

Wood.  Dlaczego  nie  powiedziałaś,  że  będziesz  na  okładkach 
błyszczących czasopism dla pięknych i bogatych? 

Lena roześmiała się. 
-  Nic  nie  wiedziałam.  Właśnie  dowiedziałam  się  od  siostry, 

która mi zarzuciła, że ukradłam jej okładkę. 

- Co? Nie rozumiem...   
-  Masz  rację,  tego  nie  można  zrozumieć...  Lena  pokrótce 

opowiedziała przyjaciółce o niemiłej rozmowie z siostrą i jej 
prośbie. 

Sylvia zrywała boki ze śmiechu. 
- Już sobie wyobrażam, jak się pieniła z wściekłości. Myślę, 

że nawet gdyby Isabella Wood nie  pojawiła się tego samego 
wieczoru w hotelu, Carla i Grit wcale nie musiałyby się znaleźć 
na  okładkach czasopism.  Carla bla  bla  bla  nie  jest  znowu aż 
taka ważna, tym bardziej twoja siostra... Ale po co ja się tak 
denerwuję.  Nie  warto  o  tym  mówić.  Najważniejsze,  że  ty 
wyglądasz super. Nie wiadomo, która z was ładniejsza. Jestem 
z ciebie taka dumna. Zaraz idę kupić wszystkie czasopisma z 
twoim zdjęciem. 

 

background image

Tobie  radzę  zrobić  to  samo,  żebyś  miała  co  pokazywać 

dzieciom. 

- Daj spokój - jęknęła Lena. - Prawdę mówiąc, wstydzę się i 

czuję się nieswojo. Oby moi klienci i dostawcy nie pytali mnie 
o to zdjęcie. Nie zniosłabym tego. 

-  Przestań,  przecież  nie  umieszczono  twoich  zdjęć  w 

magazynie  porno,  tylko  w  najbardziej  ekskluzywnych 
czasopismach,  na  dodatek  jesteś  na  nich  razem  z  Isabellą 
Wood.  Niektóre  kobiety,  włącznie  z  twoją  siostrą,  dałby  się 
pokroić za takie zdjęcie. 

Tym stwierdzeniem Sylvia ją rozśmieszyła. 
- Kiedy się zobaczymy? - zapytała Lena. 
-  Dobrze,  że  pytasz...  W  ten  weekend  jesteście  na  gali,  to 

może  w  następną  sobotę.  Kolacja  w  miłym  gronie,  co?  Ty, 
Martin,  ja  i  jeszcze  Markus  z  Doris.  Tych  dwoje  to  papużki 
nierozłączki. Zobaczymy, jak kwitnie szczęście. 

- Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Cieszę się, że im 

się układa. 

-  Ja  też.  Doris  jest  naprawdę  miła.  Markusowi  też  życzę 

szczęścia. Już pora, żeby się ustatkował. 

W tle słychać było jakieś głosy. 
 

background image

-  Leno,  muszę  kończyć,  praca  wzywa.  Nie  zapomnij  o 

czasopismach, bo inaczej ja kupię je dla ciebie. 

- Dobrze, dobrze - obiecała Lena. 
Wcale nie była pewna, czy to zrobi. Nie jest to dla niej aż takie 

ważne 

background image

W ciągu kolejnych dni telefon się urywał. Lena nie mogła się 

nadziwić,  jak  dużo  ludzi  kupuje  te  drogie  czasopisma  lub 
przynajmniej przegląda w sklepie. 

Dzwoniły  do  niej  przeróżne  osoby  i  jej  gratulowały.  Tylko 

czego?  Co  jej  po  tym,  że  przez  przypadek  znalazła  się  na 
okładkach czasopism? Nic. Zupełnie nic. 

Nie  marzy  o  karierze  modelki,  nie  działa  w  branży 

rozrywkowej,  nikt  też  z  tego  powodu  nie  kupi  u  niej  więcej 
alkoholu lub nie zarezerwuje apartamentu. 

W gruncie rzeczy dużo hałasu o nic. 
Z  niecierpliwością  czekała  na  dzień  rozdania  nagród  nie 

dlatego,  że  była  dumna,  że  może  wziąć  udział  w  gali,  ale 
dlatego,  że  nowe  wydarzenie  skieruje  zainteresowanie 
reporterów  na  inny  tor.  Bardzo  dobrze.  Lena  nie  chciała 
rozgłosu. 

 

background image

Zadzwoniła  do  Grit.  Chciała  porozmawiać  z  siostrą,  bo  nie 

lubi nieporozumień. Ale Grit wciąż była obrażona i po prostu 
odłożyła słuchawkę. 

Lena postanowiła, że nie wyciągnie pierwsza ręki na zgodę. 

Teraz ruch należy do jej siostry. 

Lena  nic  sobie  nie  rozbiła  z  uwag  matki,  że  nie  powinna 

zaczesywać  włosów  do  góry,  dlatego  poprosiła  Doris  o 
zrobienie  takiej  samej  fryzury.  Podobała  się  sobie  w  takim 
uczesaniu.  Na  zdjęciach  też  wyglądała  nieźle,  wręcz 
atrakcyjnie,  a  nie  mdło,  jak  o  Fahrenbachach  mawiała  jej 
matka. 

Lena  obiecała  sobie,  że  nie  będzie  wracać  myślami  do  tego 

nieudanego  wieczoru,  ale  złośliwe  uwagi  matki  zabolały  ją 
jednak bardziej, niż chciała przyznać. 

Ciągle coś jej się przypominało. 
Trochę to jeszcze potrwa, zanim upora się z tym koszmarnym 

przeżyciem. 

Isabella nie tylko przysłała im zaproszenia, ale zarezerwowała 

też  dla  nich  hotel.  Nicola  była  w  siódmym  niebie.  Jeszcze 
nigdy nie nocowała w tak eleganckim hotelu. Specjalnie na tę 
okazję kupiła sobie nową koszulę nocną, kremową z koronką. 
Na  galę  kupiła  trzyczęściowy  kostium.  Składał  się  z  długiej 
wąskiej spódnicy, luźno 

 

background image

opadającego żakietu do bioder i topu, odrobinę jaśniejszego 

od żakietu i spódnicy. Kostium był w kolorze jasnopopielatym 
z  niebieskawym  odcieniem.  W  tym  gołębim  kolorze  było 
Nicoli do twarzy. Oszczędna Nicola kupiła ten kostium tylko 
dlatego,  że  jego  cena  została  znacznie  obniżona  i  dała  się 
przekonać,  że  każdą  z  części  można  nosić  oddzielnie,  a 
spódnice da się skrócić. 

Lena sprezentowała jej do tego odpowiednią torebkę i buty. 

W  przeciwieństwie  do  Leny,  którą  czesała  Doris,  Nicola 
pozwoliła  sobie  na  wizytę  u  fryzjera,  który  nie  tylko  ładnie 
obciął jej włosy, lecz wyczarował również złote pasemka. 

Nicola  była  zupełnie  odmieniona.  Była  też  dumna,  kiedy 

zauważyła, że Aleksowi i Danielowi mało oczy nie wy szły na 
wierzch, kiedy zaprezentowała się im w całej okazałości. 

- Nie możemy przynieść Isabelli wstydu - powiedziała Nicola. 
Nicola promieniała, chwaliła się swoją fryzurą i wyglądem, a 

nową kreację starannie zapakowała do pokrowca na ubrania. 

Lena  cieszyła  się  na  wspólny  wyjazd  z  Nicolą,  Aleksem  i 

Danielem. Czuła się zupełnie inaczej niż przed wyjazdem na 
spotkanie z matką. 

 

background image

W dobrych humorach ruszyli w drogę. Wieczór zapowiadał 

się radosny. Szczególnie mężczyźni byli dumni, że mogą wziąć 
udział w imprezie, którą do tej pory znali jedynie z telewizji. 

Jak to dobrze, że Isabella zarezerwowała im pokoje w hotelu, 

w  którym  miała  się  odbyć  gala.  Nie  musieli  dzięki  temu 
spacerować po czerwonym dywanie. I tak byli wystarczająco 
zdenerwowani,  kiedy  się  okazało,  że  mają  miejsca  w 
pierwszym rzędzie. 

- To chyba jakaś pomyłka - szeptała Nicola, a jej twarz zrobiła 

się  czerwona  ze  zdenerwowania.  -Tylko  nie  w  pierwszym 
rzędzie. 

-  Dlaczego  nie?  —  szepnęła  Lena.  -  Isabella  jest  tu  ważna. 

Odbiera przecież nagrodę. 

-  Mój  Boże,  nie  wytrzymam  -  zawołała  Nicola.  -  Nie 

wytrzymam,  mówię  wam.  W  najśmielszych  snach  nie 
wyobrażałam  sobie,  że  wezmę  udział  w  czymś  takim.  I  to 
wszystko dzięki tobie. 

- Mnie? Skąd ten pomysł? 
- Bo do ciebie należą apartamenty, które wynajęła Isabella. 
-  Zaprosiła  nas,  bo  pomogliśmy  jej,  kiedy  nie  najlepiej  się 

czuła. Nie zapominaj, że to ty najbardziej o nią dbałaś i... 

 

background image

Rzeczywiście  mieli  miejsca  w  pierwszym  rzędzie.  Lena 

musiała  pilnować  Nicoli, żeby ta  z emocji nie zasłabła, więc 
nie  zauważyła  wysokiego  przystojnego  mężczyzny. 
Dopilnowała,  żeby  Nicola  usiadła.  Aleks  i  Daniel  byli 
zadziwiająco dzielni, ale widać było, że chłoną atmosferę gali. 
Nie  tylko  pięknie  udekorowana  sala  robiła  na  nich  wrażenie. 
Widzieli  twarze,  które  znali  tylko  z  telewizji  lub  gazet.  Dla 
kogoś,  kto  nie  ma  nic  wspólnego  z  tą  branżą,  taka  gala  jest 
niesamowitym przeżyciem. 

Lena  chciała  właśnie  usiąść,  kiedy  ktoś  złapał  ją  za  ramię. 

Czyżby jakiś ciekawski reporter, który chce, żeby uśmiechnęła 
się do obiektywu, bo nie wie, czy jest kimś ważnym, czy nie? 

Lena odwróciła się i... zamarła! 
Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego, że spotka tu Jana 

van Dahlena. Spojrzała mu prosto w oczy. Był uśmiechnięty. 

Z  wrażenia  nie  mogła  nic  powiedzieć.  Stała  tak  i  łapała 

powietrze jak wyrzucona na brzeg ryba. 

Wpatrywała się w niego jak w obraz. 
- Ja... - zaczęła szeptać drżącym głosem. 
Bała się, że za moment zemdleje. 
Chciał  ją  zaskoczyć  czy  tylko  się  przywitać?  Wziął  ją  w 

ramiona i pocałował serdecznie w czoło. 

 

background image

„Na  pewno  mam  kropelki  potu  na  czole",  przeszło  Lenie 

przez myśl. Była zaskoczona i podekscytowana spotkaniem. 

-  Dobry  wieczór,  piękna  -  powiedział  czule.  -Wyglądasz 

olśniewająco.  Jeszcze  ładniej  niż  w  moich  wspomnieniach  i 
jeszcze piękniej niż na okładkach czasopism. 

To znaczy, że Jan też je widział. Ale skąd się tu wziął? 
Cóż,  jest  dziennikarzem,  poza  tym  Isabella  jest  jego 

przyjaciółką jeszcze z piaskownicy. 

- Witaj, Janie - powiedziała przytłumionym głosem. 
- Cieszę się, że cię widzę. Cieszę się też na dzisiejszy wieczór, 

chociaż  najchętniej  wziąłbym  cię  za  rękę  i  porwał  stąd, 
żebyśmy mogli być sami. 

Uwolniła się z jego objęć. 
Nicola,  Aleks  i  Daniel  niczego  nie  zauważyli.  Siedzieli  i 

rozglądali  się  z  zainteresowaniem  jak  dzieci,  które  nagle 
znalazły  się  w  świecie  bajki  i  na  własne  oczy  oglądały 
bohaterów swoich bajek, których normalnie nigdzie nie można 
spotkać. 

- Co u ciebie? - zadała pytanie, które od razu wydało się jej 

śmieszne i banalne. 

Jan wpatrywał się w nią pełen zachwytu.