background image

ROZDZIAŁ 4 

 

 

Wkrótce życie wróciło do stanu, który w moim świecie był uważany za normalny. 

Większość zwiedzających i gości przybyłych na ślub wróciło na własne ziemie, a Shaya 
i Rurik kontynuowali ich obowiązki tak jak to było wcześniej. Praktycznie nie można 
było zauważyć jak wiele się u nich zmieniło, ale czasami wychwytywałam ich potajemnie 
wymieniane szczęśliwe spojrzenia. 
 

Jednym gościem, który bezzwłocznie nie wyjechał był Dorian. Ciągle mówił, że 

to zrobi. Nawet robił komentarze, które zaczynały się od „Cóż, kiedy jutro wyjadę...”, 
ale nazajutrz po tym on nadal kręcił się po Krainie Jarzębin. Minął prawie tydzień, 
zanim w końcu poruszyłam tę sprawę. 
 

Znalazłam go w lesie blisko zamku. Mimo iż był to nadal bezpieczny grunt, cicho 

i  dyskretnie  podążała  za  mną  straż,  która  z  szacunkiem  trzymała  się  w  pewnej 
odległości, chociaż wciąż na tyle blisko by rzucić się mi na pomoc w razie potrzeby. 
Dorian był zajęty typową swoją działalnością, czyli polowaniem. Cóż... przynajmniej w 
pewnym  sensie.  Polana  lasu  została  zaśmiecona  cienkimi,  drewnianymi  imitacjami 
różnych zwierząt. Były naturalnej wielkości i zostały pomalowane na jasne, jaskrawe 
kolory. Kiedy nadeszłam, zauważyłam wytrwałego służącego Doriana, Murana, nerwowo 
trzymającego różową imitację jelenia. Po przeciwnej stronie polany, Dorian skupił się 
na niej z dużą intensywnością i naciągnął olbrzymi łuk. Nie było odgłosu, gdy zwolnił 
strzałę, a ona wystrzeliła do przodu wbijając się tuż przy górnej krawędzi ciała jego 
celu, tylko kilka cali od ręki Murana. 
 

- Czy to nie jest niebezpieczne? - spytałam. 

 

- Nie bardzo. - powiedział Dorian, nacinając inną strzałę. - Te zwierzęta nie są 

prawdziwe, Eugenie. 
 

- Tak, wiem. - powiedziałam - Mówiłam o Muranie. 

 

Dorian wzruszył ramionami. - On nadal żyje, nieprawdaż? - znów napiął łuk i tym 

razem strzałka uderzyła w głowę jelenia, niedaleko od tej Murana. Biedny człowiek 
skomlał, a Dorian rzucił mi spojrzenie. - Widzisz? 

background image

 

Musiałam powstrzymać się od przewrócenia oczami. Te cele były zbyt duże, a 

Dorian był zbyt dobry by oddać „przypadkowy” strzał tak blisko. To było świadectwo 
jego umiejętności, że celowo mierzył tak blisko krawędzi, by dręczyć Murana. 
 

-  Strzelmy  teraz  do  królika.  -  zasugerował  Dorian.  -  Potrzebuję  większego 

wyzwania. 
 

- T... tak, panie. - pisnął Muran. Rzucił jelenia na stos innych celów i wyciągnął 

żółto-zielonego pasiastego królika, który był dużo mniejszy niż jeleń. Muran najpierw 
zatrzymał się, żeby zetrzeć pot z czoła, a potem przytrzymał królika obok siebie, tak 
daleko jak tylko mógł. 
 

-  Przechylasz  cel.  Użyj  obu  rąk,  by  utrzymać  go  stabilnie.  -  Przez  te  słowa 

Muran był zmuszony, by ustawić cel bezpośrednio przed sobą. 
 

Jęknęłam. - Dorian, dlaczego to robisz? 

 

- Ponieważ mogę. - odpowiedział. Puścił cięciwę i strzała wbiła się w ucho królika, 

znów ledwo mijając Murana. 
 

- Kiedy myślisz, że mógłbyś wrócić do domu? - spytałam. 

 

Nawet nie popatrzył na mnie, ponieważ oceniał swój następny strzał. - Czy ty 

mnie wyrzucasz? 
 

- Nie, ale wkrótce muszę jechać do Krainy Cierni i pobyć tam trochę. - Z uwagi 

na więzi pomiędzy władcą a królestwem, było to konieczne by łączyć się z nią co jakiś 
czas. Zwykle musiałam tylko trochę pomedytować i dotrzeć do energii ziemi. To było 
pozornie małe zadanie, ale jeżeli nie robiłabym tego regularnie, zarówno ziemia jak i ja 
cierpiałybyśmy przez to. Najdłużej nie było mnie przez miesiąc, ale przez cały  ten 
czas śniłam o mojej ziemi. Posiadanie dwóch królestw oznaczało dwa razy więcej sesji 
medytacji. 
 

- Jestem zaskoczony, że nie wysyłasz tam swojej siostry. - powiedział Dorian - 

Zauważyłem, że stała się w tym dobra. 
 

- Och, nie zaczynaj. - odpowiedziałam. 

background image

 

Byłam w dobrym nastroju, a atmosfera między nami była ostatnio tak normalna, 

że nawet nie chwyciłam przynęty. Razem z Jasmine  odkryłyśmy, że może nawiązać 
tymczasowy związek z ziemią. Ktoś mi powiedział, że dzieci władców czasami również 
to robiły w innych królestwach. Być może ziemia rozpoznawała rodzaj genetycznego 
związku. Dorian bał się, że otwierałam drzwi dla Jasmine, by zdobyła moje królestwa, 
ale byłam pewna, że dawno zrezygnowała z takich ambicji. Poza tym, czułabym związek 
między nią a ziemią gdyby tak zrobiła, a niczego takiego nie doświadczyłam. Ziemia 
zaakceptowała ją jako plaster w trakcie mojej nieobecności, ale nigdy tak naprawdę 
nie  wpuściła  jej  do  swojego  serca,  jak  to  zrobiła  dla  mnie.  Ziemia  była  zawsze 
wdzięczna za mój powrót, a ja zbyt marniałam kiedy odchodziłam.

 

 

- Wiesz, że jest lepiej, jeżeli robię to sama. - powiedziałam do niego. - A skoro 

jestem tuż za rogiem, to nie ma żadnego powodu bym tego nie zrobiła. Słuchaj, jesteś 
mile widziany jeśli chcesz tutaj zostać, tylko myślałam... 
 

- ...że, jeżeli odejdziesz, to nie będzie powodu dla którego chciałbym zostać? - 

zasugerował. 
 

Wzruszyłam  ramionami.  To  było  dokładnie  to,  co  myślałam  i  teraz  trochę 

zawstydziłam  się  tego  co  w  myślach  założyłam.  Wiedziałam,  że  Dorian  lubił  zmianę 
scenerii. Nie dałam mu żadnego powodu, by zechciał spędzić ze mną więcej czasu. 
 

-  Być  może  masz  rację.  -  powiedział,  celując  w  ogon  królika.  -  Być  może 

powinienem wrócić do domu. Zbliża się czas zbiorów. 
 

To wywołało uśmiech na mojej twarzy. - Zawsze jest czas zbiorów. - To jeden z 

uroków  wiecznej  jesieni  Dębowej  Ziemi,  że  drzewa  i  rośliny,  które  normalnie 
dojrzewały  tylko  raz  w  roku  dawały  plony  praktycznie  na  okrągło.  Widziałam,  jak 
służący zbierają wszystkie jabłka z drzew otaczających jego zamek, by znów znaleźć 
te same drzewa z gałęziami uginającymi się od owoców za kilka dni. 
 

- Tak, tak, ale moi ludzie rozpadają się beze mnie. Pomyślałby kto, że po takim 

czasie nauczyli się już sami zarządzać, ale to jest nadal całkiem straszne. - W końcu 
obniżył łuk i zerknął na mnie. - Chcesz spróbować? 
 

Potrząsnęłam  głowa.  -Ten  łuk  jest  dla  mnie  zbyt  duży.  Poza  tym,  nie  chcę 

strzelać do zwierząt, nawet tych fałszywych. 
 

background image

      - To jest niedorzeczne. Przecież je jesz, prawda? 
 
      - Tak, ale jest różnica pomiędzy zabijaniem ich dla przetrwania, a zabijaniem ich 
dla  sportu.  Wiem,  wiem.  -  dodałam,  widząc,  że  zaczyna  protestować.  -  Te  nie  są 
prawdziwe, ale podobieństwo jest tak wystarczająco duże, że kiedy patrzę na nie, to 
nadal jest dla mnie jak czerpanie radości ze zgonów prawdziwych zwierząt 
 

Dorian  spojrzał  w  miejsce,  gdzie  jeden  z  jego  osobistych  strażników  stał 

czujny w gotowości. - Alik, zaradzisz tej sytuacji? Użyj jelenia, proszę. 
 

Alik ukłonił się. - Oczywiście, Wasza Wysokość. - Podszedł do różowego jelenia 

i ku mojemu kompletnemu zdziwieniu, zaczął przerabiać kark jelenia swoim mieczem. 
Był  skuteczny  jak  siekiera,  co  sprawiło  iż  myślałam,  że  musiał  użyć  jakiejś  magii. 
Byłoby to trudne zadanie ze zwykłym mieczem, ale miedź sprzyja szlachcie. Gdy Alik 
zakończył swą pracę, zostaliśmy ze zdekapitowanym drewnianym różowym jeleniem. 
 

- I już. - powiedział zadowolony Dorian. - Teraz ledwie wygląda prawdziwie. Czy 

tak lepiej? 
 

- Naprawdę nie wiem jak na to odpowiedzieć. - stwierdziłam. 

 

Dorian mnie przywołał. - Chodź, pomogę ci naciągnąć łuk. To szlachetna broń, 

więc każda dobra królowa powinna wiedzieć jak jej użyć, bez względu na wszystko. 
 

Ku  mojemu  własnemu  zaskoczeniu,  zastosowałam  się  do  jego  polecenia, 

pozwalając mu ustawiać moje ręce, by trzymać łuk we właściwej pozycji. Miałam już do 
czynienia z mniejszymi łukami... to było nieuniknione w Tamtym Świecie... ale z niczym 
będącego podobnym to zwierzęcia. Dorian stał za mną, z jedną ręką na moim biodrze, 
a drugą trzymał na mojej ręce nakierowując mnie na właściwą pozycję. 
 

- Muran. - powiedział. - Podeprzyj naszego bezgłowego przyjaciela jelenia o ten 

klon, dobrze? Pilnuj go i upewnij się, że pozostanie pionowo.

 

 

Jeżeli  Muran  kiedykolwiek  miał  jakieś  podejrzenia  co  do  szacunku  swego 

mistrza  względem  niego,  to  teraz  one  właśnie  przepadły.  Tak  jak  podejrzewałam 
wcześniej, umiejętności Doriana i jego „przypadkowe” strzały nigdy tak naprawdę nie 
były  dla  Murana  żadnym  zagrożeniem.  Ale  co  ze  mną  i  moim  brakiem  wiedzy 
specjalistycznej w tym zakresie? 

 

To była zupełnie inna sprawa, bo istniało zupełnie 

realne niebezpieczeństwo, że Muran może stracić w wyniku tego kończynę, jeśli nie 

background image

trafię  w  cel.  Dorian  jednak  zapewniał  mnie,  że  jego  służącemu  nie  zagrażało 
niebezpieczeństwo. 
 

Kierując się zaleceniami Doriana, naciągnęłam łuk. Tak dokładnie to nawet nie 

zaleceniami. Dorian robił większość pracy. Byłoby to dla mnie trudne nawet w moich 
najlepszych  czasach,  a  moje  niedawne  obniżenie  aktywności  fizycznej  sprawiło,  że 
jestem słabsza. Puściłam strzałę, która uderzyła w ziemię zanim nawet dotarła blisko 
celu. Mój drugi strzał wcale nie był o wiele lepszy. Po trzecim czułam się jakby miała mi 
odpaść ręka i zaczęłam się frustrować. 
 

- Cierpliwości, moja słodka. - powiedział do mnie Dorian. - To jest tylko coś co 

wymaga praktyki. 
 

-  Nawet  cała  praktyka  tego  świata  mi  nie  pomoże.  -  gderałam,  czując  się 

rozdrażniona. - Jestem ubezwłasnowolniona. 
 

Dorian  parsknął.  -  Ty?  Ledwie.  To  ten  jeleń  jest  ubezwłasnowolniony.  Ale 

przypominam sobie, że widziałem jak uśmiercałaś zjawy parę tygodni temu. Ktokolwiek 
kto  tego  doświadczył,  oprócz  tych  marnych  stworzeń,  ledwie  powiedziałby,  że 
zostałaś ubezwłasnowolniona.

 

 

- Jestem rodzajem gnojka. - przyznałam, obniżając łuk. - Po prostu nie mam 

cierpliwości  do  tego...  stanu,  w  którym  jestem.  -  Chyba  „stan”  jest  najlepszym 
sposobem, aby opisać moją ciążę. 
 

- Ten „stan” skończy się zanim się zorientujesz. - Dorian zabrał łuk i podał go 

służącemu.  -  A  do  tego  czasu  jesteś  zdolna  do  wielu  rzeczy,  z  których  nawet  nie 
zdajesz sobie sprawy. Gdy twoi zdobywcy świata się urodzą, będziemy cię szkolić, byś 
stała się najlepszą kobietą-łucznikiem w tym świecie. 
 

Jego zuchwałość wywołała u mnie uśmiech i czułam się trochę głupio przez moje 

jęczenie. Mam nadzieję, że to tylko kolejna rzecz, którą mogłam zrzucić na hormony. 
Inspiracja  uderzyła  we  mnie  i  wyprostowałam  się  dumnie.  -  Nie  potrzebuję  lekcji. 
Jestem już najlepszym łucznikiem w tym świecie. I w innych. 
 

Dorian wygiął w łuk brew. - Och? 

 

Spojrzałam na moje rozrzucone strzały i wezwałam powietrzne prądy dookoła 

background image

nich. Powietrze pośpieszyło się, by posłuchać mnie i podniosło strzały w górę. Jeden 
szybki  ruch  i  pomknęły  do  jelenia  jak  rakiety,  wbijając  się  w  coś  co  było  sercem 
biednego stworzenia. 
 

- Wspaniałe. - zaśmiał się Dorian, klaszcząc. - Jesteś naprawdę naturalna.

 

 

Odwzajemniłam  jego  szeroki  uśmiech,  rozkoszując  się  moim  triumfem.  Tym 

małym momentem w tym słonecznym wiosennym dniu. Tym małym momentem... z nim. 
Spotkałam  jego  wzrok,  który  przez  chwilę  lśnił  odcieniem  zieleni  rywalizującym  z 
liśćmi, które delikatnie szumiały wokół nas. 
 

- Eugenie? 

 

Cokolwiek mogło się wydarzyć w tej chwili właśnie przepadło, gdy obróciłam się 

i zobaczyłam Rolanda Markhama idącego z grupą żołnierzy. Zapomniałam o Dorianie, 
gdy podbiegłam i przytuliłam się do mojego ojczyma. 
 

- Wasza Wysokość. - powiedział jeden z żołnierzy. - Roland Zabójca Burzy jest 

tutaj. 
 

-  Tak  widzę.  -  powiedziałam.  Jeżeli  istniał  ktoś,  kogo  szlachta  traktowała  z 

szacunkiem  równym  spadkobiercy  Króla  Burzy,  to  był  to  Roland.  On  uratował  moją 
matkę  kiedy  została  uprowadzona  do  Tamtego  Świata.  Później,  kiedy  Król  Burzy 
przybył szukając nas, Roland w końcu położył kres życiu mojego biologicznego ojca. 
Zabijając  najpotężniejszego,  osławionego  władcę  Tamtego  Świata  we  współczesnej 
historii,  zdobył  wiele  szacunku...  i  ostrożności.  Roland  jednak  był  obojętny  na  to 
wszystko. Wprawdzie nie lubił przychodzenia do Tamtego Świata i kiedyś ślubował 
nigdy  więcej  tu  nie  powrócić  po  uratowaniu  mojej  matki,  ale  z  mojego  powodu  i 
niebezpieczeństw jakie mi teraz zagrażały, zgodził się jednak na to. Za każdym razem 
gdy to robił, czuł się bardzo nieswojo, a jego własne nerwy rozpraszały go na tyle, że 
nie zauważał zdenerwowania innych wokół siebie. 
 

-  Dobrze  wyglądasz.  -  powiedział  Roland,  oceniając  mnie  od  stóp  do  głowy. 

Wiedziałam,  że  sprawdzał,  czy  nie  mam  żadnych  zadrapań  i  stłuczeń  w  taki  sam 
sposób,  jak  robił  to  gdy  miałam  dziesięć  lat.  Zawsze  gdy  przebywał  w  Tamtym   
Świecie, miał tendencję, by ignorować innych i rozmawiać tylko ze mną. 
 

-  Ty  również.  -  powiedziałam.  Roland  był  nadal  szczupły  i  umięśniony,  oraz 

przygotowany na wszystko co mogło stanąć mu na drodze. Tatuaże spirali i ryb zdobiły 

background image

jego ręce i czułam komfort w ich znajomości. 
 

- Twoje... uch... stworzenie powiedziało, że chciałaś ze mną porozmawiać? 

 

-  Tak.  -  spoglądając  wokół,  widziałam,  że  oprócz  moich  żołnierzy,  Doriana  i 

eskorty Rolanda, zebraliśmy wokół siebie całkiem spory tłum. Dorian poszedł za moim 
spojrzeniem i domyślił się moich myśli. 
 

-  Być  może  powinniśmy  pójść  gdzieś,  gdzie  możemy  mogli  pomówić  bardziej 

prywatnie.  -  powiedział,  automatycznie  zapraszając  siebie  do  rozmowy.  Błysk 
zaskoczenia błysnął w oczach Rolanda, ale nie było żadnego prawdziwego powodu, by 
Dorian nie słyszał o czym rozmawiamy. 
 

- Pojechałem najpierw w twoje inne miejsce. - powiedział Roland, gdy szliśmy do 

wieży. - Tamtejsza straż wyjaśniła mi, gdzie przebywasz i przyprowadzili mnie tutaj. - 
Nie mogłabym się nie uśmiechnąć na jego użycie słów „twoje inne miejsce”. Pomysł iż 
jestem królową nadal niepokoił Rolanda  i nie mógł zmusić się by powiedzieć  „twoje 
królestwo”. 
 

- Szczęściarz. - powiedział Dorian. - Jest to o wiele bardziej przyjemna ziemia, 

niż te pustynne nieużytki, w których Eugenie zwykle woli spędzać czas. 
 

Roland spojrzał wokoło, obserwując bujną zieleń, ciepłe wietrzyki i śpiewające 

ptaki. - No nie wiem. - powiedział. - Myślę, że to drugie jest lepsze. To jest trochę 
nudne. 
 

- Typowe. - zadrwił Dorian. - Jaki ojciec, taka córka.

 

 
 

Roland nie skomentował tych słów w tak dużym towarzystwie, jakie mieliśmy, 

ale zauważyłam, że komentarz mu się spodobał. Jeżeli rzeczy w Tamtym Świecie nie 
potoczyłyby się tak jak to zrobiły, Roland ignorowałby moje biologiczne dziedzictwo 
do końca mojego życia. Krew i proroctwo Króla Burzy nic dla niego nie znaczyły. Przez 
lata  byłam  córką  Rolanda  i  nawet  jeśli  był  tym  wszystkim  zaniepokojony,  to  nadal 
traktował mnie tak jak dawniej. 
 

Nasza trójka usiadła w małym salonie, który nadal nosił oznaki ozdobnego gustu 

jego  poprzedniego  właściciela,  głównie  poprzez  dużą  ilość  ozdobnych  serwetek  i 
tkanin. Bycie „uwięzionym” tutaj wewnątrz, sprawiało iż Roland czuł się niepewnie i 

background image

poruszył się niespokojnie na skraju jego fotela ze skóry lwa. Szybko wyjaśniłam mu co 
zdarzyło się w Ohio. Gdy słuchał, jego twarz stała się coraz ciemniejsza, a cała jego 
niewygoda w przebywaniu za murami szlachty zniknęła, gdy przeniósł swoje obawy na 
mnie. 
 

- Cholera. - zamruczał. - A miałem takie dobre przeczucia co do tego miejsca. 

Jak oni je znaleźli? Niemożliwe, by mogli szpiegować każdą część naszego świata. 
 

-  Są  dość  dobrzy  w  umieszczaniu  szpiegów  wszędzie  w  tym  świecie.  - 

zauważyłam.  -  Wiemy,  że  regularnie  obserwują  obrzeża  moich  królestw,  oraz 
królestwa  Doriana,  by  wyśledzić  moje  ruchy.  Zwykle  jednak  jestem  zbyt  dobrze 
chroniona, by mogli mi cokolwiek zrobić. Przypuszczam iż jest ktoś, kto śledził mnie do 
bramy, która prowadziła do Hudson, a później otoczyli miasto, dopóki nie zrozumieli 
wzorca moich ruchów. - Nadal drażniło mnie to, iż szpiedzy Maiwenn i Kiyo musieli być 
tam przez długi czas, a ja nigdy ich nie zauważyłam. 
 

- Więc potrzebujemy znaleźć innego doktora. - powiedział Roland. Już widzę 

jak ruszały się trybiki w jego głowie, gdy oceniał różne lokalizacje i wszystko to, co 
wiedział o ich Tamtoświatowych połączeniach. 
 

- Cóż, musimy to przedyskutować. - wtrącił Dorian. - Ci ludzcy doktorzy ciągle 

mówią  jej,  że  jest  zdrowa  i  wszystko  jest  z  nią  jak  najlepiej.  Dlaczego  więc  ona 
potrzebuje nadal ich widywać? 
 

-  By  się  upewnić,  że  pozostaje  zdrowa.  - spokojnie  powiedział  Roland.  -  Bez 

obrazy, ale nie zostawię jej w rękach twojej średniowiecznej medycyny. 
 

-  Wątpię,  by  Eugenie  kiedykolwiek  doceniła  myśl  o  którymkolwiek  z  nas 

podejmującym  decyzje  za  nią.  -  Prawie  zadrwiłam,  słysząc  te  słowa.  Dorian  ciągle 
podejmował „pomocne” decyzje w mojej sprawie, więc to było komiczne, że teraz uznał 
moją niepodległość. 
 

- Wystarczy. - powiedziałam. - Wy oboje. Dorian ma rację, wszystko jest w 

porządku. Ale... trudno mi całkowicie porzucić nowoczesną medycynę. 
 

- Też mi nowoczesność. - powiedział lekceważąco Dorian. 

 

-  Łatwo  ci  teraz  tak mówić.  -  powiedział  Roland.  -  Ale  kiedy  nadejdzie  czas 

background image

porodu to zaczniesz inaczej śpiewać. Będziesz wtedy chciała mieć przy sobie naszych 
doktorów. Nie wiesz co może się zdarzyć. 
 

- Odebrałeś dużo porodów? - spytał Dorian. 

 

- Jaki jest wskaźnik umieralności niemowląt w okolicy? - zripostował Roland. 

Zauważyłam jak Dorian się nieznacznie wzdrygnął. Oboje byli dorośli, szlachta była 
bardzo zdrowa i niezmiernie twarda, by ją zabić. Niemowlęta to jednak inna sprawa, a 
to, w połączeniu z problemami szlachty w poczęciu dzieci w ogóle było dość trudne. 
 

-  To  nieistotne,  jeżeli  da  się  zabić  z  całym  tym  przekraczaniem  światów!  - 

zawołał  Dorian  w  szlachetnym  pokazie  frustracji.  -  Jeżeli  pozostanie  tutaj  i  nie 
będzie opuszczać jej ziemi, będzie bezpieczna. 
 

Mogłam zobaczyć jak Roland upodabnia się do Doriana. - Odkładając na chwilę 

na bok całą tą medyczną część, ona jest ledwie bezpieczna z wrogami na jej progu. 
Nawet, jeśli przebywa na swoich „ziemiach”, jak długo myślisz, że te bękarty zostawią 
ją w spokoju, gdy zrozumieją, że ona jest tutaj? - Część o „jest tutaj” przypomniała mi 
o zaproszeniu od Ilanii do Krainy Cisów i argumentów o tym, że będę bezpieczniejsza, 
gdy nie będę przebywać o granicę z Maiwenn. Nie miałam żadnego zamiaru przyjąć 
tego zaproszenia, ale słowa Rolanda nadal były prawdą. Pozostanie tutaj również nie 
było mądre. 
 

Oczekiwałam,  że  Dorian  rzuci  jedną  ze  swoich  uwag  i  zastanawiałam  się  jak 

przebiegnie  jego  dalsza  wymiana  zdań  z  Rolandem.  Po  prostu  taka  już  była  natura 
Doriana, a dodatkowo to było coś, czym się mocno pasjonował. Zbierałam się już do 
uciszenia  ich  obojga,  kiedy  Dorian  wziął  głęboki  oddech  i  powiedział  -  Słuchaj,  nie 
zamierzam z tobą walczyć. Bardzo cię szanuję i w głębi serca wiem, że nasze cele są 
ze sobą zbieżne. Oboje chcemy tylko jej bezpieczeństwa. 
 

Niebieskie oczy Rolanda zwęziły się, gdy oceniał Doriana. Wstrzymałam oddech, 

zastanawiając się jaka będzie odpowiedź Rolanda. Zgadzanie się ze szlachtą nie było 
jego normalnym sposobem postępowania. 
 

- Zgoda. - powiedział w końcu Roland. - Chcemy tego samego. Argumentowanie 

metod jest nieproduktywne. 
 

Odetchnęłam i zagapiłam się na nich ze zdziwienia. Sprzeczny Dorian i uparty 

background image

Roland... zgodni ze sobą? Gdyby nie fakt, że to zagrożenia mojego życia były źródłem 
ich  porozumienia,  delektowałabym  się  tym  momentem  pokoju  między  szlachtą,  a 
człowiekiem. Niestety, ta cicha przerwa nie mogła trwać wiecznie. Do pokoju wpadła 
straż, wraz z Pagielem obok nich. To było prawie jak powtórka z zeszłego tygodnia u 
Doriana  i  wręcz  oczekiwałam  w  pobliżu  również  Ysabel  z  gotowym  jakimś  nowym 
kąśliwym  komentarzem.  Jednakże  twarz  Pagiela  powiedziała  mi,  że  stało  się  coś 
naprawdę strasznego. 
 

- Co się stało? - spytałam jednocześnie z Dorianem. 

 

Twarz Pagiela stała się ponura i czułam iż jest mu bardzo ciężko zachować ciszę 

i się kontrolować. Błysk w jego oku zasugerował mi, że jego oburzenie było tak wielkie, 
że mógł w każdej chwili wybuchnąć. - Ansonia. - powiedział. 
 

Rzuciłam szybkie pytające spojrzenie Dorianowi, by zobaczyć czy to miało dla 

niego jakiś sens. Jego zaintrygowane spojrzenie powiedziało mi, że nie wiedział o co 
chodzi  Pagielowi,  tak  samo  jak  i  ja.  Siostra  Pagiela  wyjechała  wkrótce  po  ślubie  i 
ledwie przez chwilę porozmawiałam z nią, gdy przebywała tutaj. 
 

- Co z nią? - spytałam. 

 

- Dzisiaj rano została zaatakowana na kresach Krainy Dębów przez jeźdźców z 

Krainy Wierzb, w chwili gdy jechała zobaczyć się z naszą babcią.   
 

To przykuło uwagę Doriana. Pochylił się naprzód. - W krainie Dębów? W mojej 

Krainie Dębów? - jak gdyby istniała jakaś inna. 
 

- Czy była sama? - spytałam.

 

 

Dorian wstał,  a jego twarz wyrażała taką wściekłość jak u Pagiela. - To jest 

nieistotne. Sama czy nie, młoda dziewczyna powinna móc przejechać moje królestwo 
wzdłuż i wszerz  bez poczucia zagrożenia ze strony jakichś samotnych bandytów z 
innego królestwa! Maiwenn posunęła się za daleko. To jest akt wojny! To jest... 
 

- Czy z dziewczyną wszystko w porządku? - spytał Roland, a jego spokojny głos 

uciął pełen oburzenia głos Doriana. Z początku Dorian wyglądał na obrażonego tym, ale 
szybko, tak jak ja uświadomił sobie, że wszyscy powinniśmy spytać o to od samego 
początku. 
 

background image

Pagiel  skinął  głową  i  nabrał  uspokajający  oddech  przed  kontynuacją  swojej 

wypowiedzi. - Jest teraz z uzdrowicielem i zdrowieje. Ludzie Maiwenn bili ją dość 
mocno, ale przerwano im, kiedy jacyś mijający ich kupcy zauważyli co się dzieje. W 
tym momencie napastnicy zdali sobie sprawę, że popełnili błąd i byli gotowi do ucieczki. 
 

Coś wiło się w dole mojego żołądka. - Co masz na myśli mówiąc, że „pomylili się”? 

Jaki był ich zamiar? 
 

Twarz Pagiela była nadal twarda i rozgniewana, ale byłam całkowicie pewna, że 

uchwyciłam blade spojrzenie przeprosin w jego oczach na to, co miał powiedzieć. - Oni 
nie  interesowali  się  nią  osobiście,  Wasza  Wysokość.  Zaatakowali  ją  ponieważ... 
ponieważ myśleli, że to byłaś ty.