background image

ANGELA CAMERON 

 

BLOOD & SEX Vol. 3 

 

BLANE

 

 

 

background image

Rozdział 1 
 

Christiana  weszła  do  nieskazitelnie  czystego  foyer  rezydencji  należącej  

do  Michaela,  nowego  wampirzego  lidera  w  Collins  Bay.  Minęły  lata  od  kiedy 
ostatnio go widziała. 

Jej praca dla Khalila, ich przywódcy i jej creatore

1

, sprawiała, że była zbyt 

zajęta,  by  prowadzić  towarzyskie  rozmowy  telefoniczne,  ale  nawet  
w  Południowej  Afryce,  doszły  ją  słuchy  o  zdetronizowaniu  Castillo,  byłego 
padrone  
Michaela.  Nie  była  zbyt  chętna,  żeby  oglądać  czyjąkolwiek  śmieć,  
ale była szczęśliwa, widząc odejście tego pokręconego vampiro

O  ile  się  nie  zmienił,  a  na  to  się  nie  zapowiadało,  Michael  będzie 

zdecydowanie  bardziej  się  do  tego  nadawał.  Rzuciła  okiem  na  Jonasa, 
wyjątkowo  bladego  wampira,  który  przeszedł  obok  taszcząc  dwie  torby  
od  Louisa  Vuittona  w  które  udało  jej  się  wpakować  większość  rzeczy.  Przez 
całe  swoje  życie,  nigdy  nie  spotkała  nikogo  takiego  jak  on.  Białe  włosy  i 
starożytne  tatuaże  na  jego  twarzy  i  karku  były  bardzo  podobne  do  tych,  które 
mieli  starożytni  Wikingowie  z  jego  ludzkiej  linii,  głęboko  osadzone  oczy 
sprawiały,  że  wyglądał  tak  groźnie,  jak  reputacja,  która  go  wyprzedziła. 
Kończąc, nie było w nim żadnej reakcji zwrotnej. Moc Christiany pozwalała jej 
odbierać  emocje  od  innych.  Niewielu  potrafiło  ją  zablokować,  ci  którzy  nie 
wiedzieli co czują, potrafili ją zdezorientować, ale od Jonasa nie było nic, poza 
elektrycznością  statyczną,  jak  w  telewizji  pomiędzy  kanałami.  Gdy  postawił 
bagaż na podłodze i spojrzał w górę, uśmiechnęła się do niego. 

-Dzięki  za  odebranie  mnie  z  lotniska.  Naprawdę  mogłabym  pozostać  
w odrzutowcu. 
-To  zbyt  niebezpieczne,  zostawać  tam  w  trakcie  dnia,  a  tutaj  jest  więcej 
pokoi, niż my kiedykolwiek będziemy potrzebować. 

Jonas  zwrócił  swoją  uwagę  w  stronę  pokoju  na  końcu  foyer,  z  którego 
wydobywał się cyfrowy hałas. Zdawało się, że ktoś gra tam w grę wideo. 

-Blane! - jego głos zabrzmiał echem w całym domu. 

Ogromna wampirza powłoka połyskiwała wokół rogu. Jego skóra była odrobinę 
zbyt opalona jak na niego, by w pełni za życia mógł być mieszkańcem Kaukazu. 
Jego czarne włosy z zielonymi końcówkami były trochę za długie, dostatecznie 
potargane,  żeby  owijały  mu  się  dookoła  twarzy.  Był  seksowny  w  ten  Bad-
boyowski sposób. Jonas skinął w stronę bagaży. 

-Blane, zanieś je do jej pokoju. 

On  spojrzał  najpierw  na  nią,  potem  na  walizki,  by  znów  zniknąć.  Jego  głos 
zagrzmiał z drugiego pokoju. 

-J. jestem zajęty. 
-Blane  -  głos  Jonasa  tym  razem  był  sroższy  i  nie  pozostawiał  nawet 
odrobiny miejsca na negocjacje.  

                                                             

1

 Stwórca 

background image

To  był  rozkaz,  groźba  i  obietnica  w  jednym  słowie.  Dało  się  usłyszeć 

długie  wzdechnięcie  z  pokoju,  nim  vampiro  pokazał  się  w  korytarzu.  
Z  tak  bliska,  był  nawet  większy  niż  początkowo  wyglądał.  Ramiona  Blane’a 
były  oplecione  grubymi  muskułami,  które  naciągały  jego  T-shirt  na  barkach, 
gdy się poruszał. Gdy pochylił się po bagaż, pistolet w jego kaburze zwrócił jej 
uwagę. Bez wątpienia, był defensywną częścią klanu Michaela.  

Blane  schwycił  walizki,  jego  muskularne  ramiona  napięły  się  i  podniosły 

torby  bez  jakiegokolwiek  słowa.  Nie  musiała  słyszeć  jego  ciężkich  kroków, 
żeby  wiedzieć  jak  bardzo  był  wzburzony.  Czuła  jak  to  z  niego  promieniowało. 
Był  wkurzony,  prawdopodobnie  dlatego,  że  musiał  jej  pomóc,  ale  prócz  tego 
było jeszcze coś innego. Coś więcej, coś co jej umysł odbierał jako ciężkie, ostre 
i przenikliwe. Nieufność. 

Christiana  podążyła  za  nim  po  schodach,  wzdłuż  korytarza  i  do  środka 

wielkiej  sypialni.  Była  ona  luksusowa  i  udekorowana  odcieniami  śmietanki  
i  szałwii,  które  nadały  jej  zwiewny  wygląd.  Ogromne  łóżko  z  puchatą  kołdrą  
i  pasującymi  do  niej  poduszkami,  dodanymi  dla  efektu.  Blane  wyglądał 
dziwacznie  w  tak  kobiecym  środowisku.  Podeszła  do  łóżka  i  przesunęła  ręką 
przez miękki materiał, gdy on kładł bagaże na podłodze.  

-Jest  wspaniała.  -  Patrzyła  na  niego  kątem  oka.  -  Dziękuję  Ci  za 
przyniesienie moich rzeczy. I za bycie tak serdecznym

.

 

Emocje  Blane’a  zawirowały.  Nieufność  stała  się  uczuciem  dominującym,  gdy 
stał  tak  przed  nią  wyprostowany,  krzyżując  ramiona  na  piersi.  Wyraz  jego 
twarzy  był  nonszalancki.  Zbyt  nonszalancki  dla  tak  negatywnych  prądów 
wijących się dookoła niego. Jej próba rozbrojenia go nie udała się. Zamiast tego, 
obserwacja  utwierdziła  jego  uczucia.  Christiana  uśmiechnęła  się  i  spróbowała 
otwartej taktyki.  

-Dziękuję Ci za przyniesienie moich rzeczy - powtórzyła. 

Przytaknął  i  pozwolił,  by  dziwaczna  cisza  zawisła  między  nimi,  nim  się 
odezwał, 

- Więc, jesteś dzieckiem Khalila?  

Nie do końca tak by to nazwała, ale  

-Tak. 
-Dlaczego przysłali cię, byś pracowała z Eleną? 

Co najmniej jakby to była jego sprawa. 

- Pomagam wszystkim neonato

2

.  

To  była  prawda;  pomagała  wszystkim  nowym  wampirom  kontrolować  ich 
pragnienia,  dopóki  byli  dostatecznie  silni,  by  robić  to  samemu.  Blane  zmrużył 
oczy.  

- Ile masz lat? 

Stawał się zbyt osobisty w swoich pytaniach. 

- Jestem dostatecznie stara. Dlaczego pytasz? 

                                                             

2

 Noworodek, w tym przypadku bardzo młody wampir.  

background image

- Nie pojawiłaś się, gdy ja zostałem przemieniony. 
- Robię to mniej więcej od dekady, czy ciut dłużej. 
- Zatem dopiero po problemach z sukubami. 

Cwaniaczek.  

- Tak mi się wydaje. Nie myślałam o tym wcześniej. 
- Więc jesteś szpiegiem Khalila.  

Christiana  zwalczyła  potrzebę  zaprzeczenia.  Nikt  nigdy  nie  połączył  czasu  
w  jakim  coś  ma  się  wydarzyć  a  początkiem  jej  usług  dla  młodych  wampirów  
i  usunięcia  z  powierzchni  ziemi  sukuba  totalnie  pozbawionego  kontroli.  Nawet 
lepiej, że tego nie zrobili. Ale Blane pobił rekord. Połapał się w jej pozycji jako 
jednego z niepopularnych obserwatorów, tych którzy dokładnie wskazali sukuba 
w celu powstrzymania go. Odskoczyła w bok.  

- Dlaczego jesteś taki podejrzliwy? 

Zignorował  jej  pytanie.  Poczuła  poruszenie  jego  nastroju,  zmianę  
z podejrzliwości do oskarżenia, tuż przed zapytaniem jej, 

- Twój dar wie, co myślimy? 

Westchnęła.  Jeśli  chciała  nie  dopuścić  do  tego,  by  stał  się  przeszkodą,  musiała 
sprawić,  by  się  wycofał.  Problem  polegał  na  tym,  że  Blane  był  za  inteligentny 
dla swojego własnego dobra. Musiała być ostrożna i dać mu na tyle informacji, 
by nie podejrzewał jej o kłamstwa, ale nie dość, by mógł ostrzec Michaela.  

- Mogę jedynie wyczuć uczucia i tylko, gdy są silne. 

Blane się uśmiechnął, a potem odrobinę rozluźnił. 

- Więc, to jest coś jak czytanie aur? 
- Coś w ten deseń. 
- Więc jeśli znalazłabyś sukuba, to co byś zrobiła?  

Ach. Więc nie przestał być podejrzliwy.  

- Byłabym zmuszona powiedzieć Khalilowi. 
- Nawet gdyby nie używała swoich umiejętności? 
- Tak sądzę. Strzeżonego Pan Bóg strzeże, jak to mówią.  

Jego gniew był niczym ognisty błysk przedzierający się przez pokój.  

-  Co  sprawia,  że  sądzisz,  iż  posiadasz  prawo  zrobienia  czegoś  takiego?  
Czy wiesz co robią wampirom, które mają tak specyficzny dar

Christiana  podniosła  torbę  z  podłogi  i  położyła  ją  na  łóżku.  Musiała  go 
uspokoić. Nie  mogła dopuścić, żeby kontynuowali tę konwersację. Jakikolwiek 
Blane  miał problem z Alleanzą i tym, w jaki sposób były egzekwowane prawa, 
ona  nie  musiała  ich  przed  nim  bronić.  Miała  pracę  do  wykonania,  pomóc 
nowemu  vampiro  przebrnąć  przez  pierwsze  tygodnie,  a  potem  ruszyć  do 
następnego. Nie jej własną krucjatą było uwolnienie świata od tych seksualnych 
drapieżców,  inkubów  i  sukubów.  Ona  miała  tylko  dać  znać  jej  creatore,  
gdyby jakiegoś znalazła, ponieważ były one nielegalne - niebezpieczne. 

- Więc, czy wiesz co robią tym, których pochwycą? 
- Wiem, że są powstrzymywani. 
- I zużywani. 

background image

-  Nie  wiem  nic  na  ten  temat.  -  To  nie  było  kłamstwo.  Ona  nie  wiedziała
tylko  podejrzewała.  Mimo  to,  wina  ścisnęła  wnętrzności  Christiany,  
gdy wyciągała niebieski sweter z torby.  

Blane się przybliżył, otaczał ją.  

- Zawsze robisz to, co ci każą, prawda?  

Gniew  w  niej  zabulgotał.  Rzuciła  koszulką  na  łóżko,  i  odwróciła  się  w  jego 
stronę. 

-  Dlaczego  mi  to  robisz?  Czy  krzywo  na  ciebie  spojrzałam,  gdy  weszłam 
do  rezydencji,  czy  może  zachowujesz  się  tak  w  stosunku  do  wszystkich 
waszych gości? 

Wytrzeszczył nieznacznie oczy. 

- Nie.  

Ponownie  kontrolował  swoją  twarz  i  znów  wyglądał  na  wściekłego,  ale  gniew 
osłabł. 

-Nie ufam szpiegom Rady, którzy wchodzą do naszego domu pod pozorem 
pomocy.  
- Ja jestem tutaj, by pomóc.  

Christiana  zbliżyła  się,  wtargając  w  jego  przestrzeń  osobistą.  Nie  odsunął  się, 
ale mogła poczuć jego awersję do bycia tak blisko niej, obcej.  

-Mogę odejść jeśli chcesz, ale czy sądzisz, że Michaelowi się to spodoba? I 
myślę,  że  Jonas  mógłby  być  odrobinę  zmartwiony,  gdyby  jego  nowa 
compagna ruszyła w mordercze tany, co doprowadzi do jej zagłady.  

Pochylił się tak bardzo, że mogła widzieć jak bardzo zielone były jego oczy, a to 
zmusiło ją do zrobienia kroku w tył.  

-Po  prostu  nie  zaczynaj  niczego,  Księżniczko.  Nie  onieśmiela  mnie  twój 
tatuś, i będę cię obserwował. 

Christiana również się pochyliła. Ona również nie zamierzała być onieśmielona, 
nawet  jeśli  ten  wielki  samiec  uruchamiał  w  niej  wszystkie  możliwe  alarmy, 
które posiadała.  

- I dobrze. Nie chciałabym, żebyś coś przegapił. Może się czegoś nauczysz.  

Wpatrywał się w nią przez długą, bezgłośną chwilę. Wtem jego usta ułożyły się 
w uśmiech. 

- Co?  

Odsunęła się odrobinę w tył.  Fala zadowolenia przepłynęła przez  pokój, a jego 
oczy zeskanowały ją od góry do dołu. 

- Jesteś trochę gorąca, kiedy się wściekasz. 

Jej  ciało  odpowiedziało  na  mroczne,  drapieżne  spojrzenie  na  jego  twarzy 
poprzez  stwardniałe  sutki.  Mała  przestrzeń  pomiędzy  nimi  zdawała  się  płonąć. 
Zagapiła  się  na  niego  przez  chwilę,  wpatrując  się  w  te  zielone  oczy.  A  potem 
Christiana  odwróciła  się  na  pięcie  i  podeszła  do  łóżka.  Starała  się  zająć  samą 
siebie poprzez składanie swetra, który rzuciła w gniewie i odmówiła spojrzenia 
w jego stronę.  

background image

-  Nie  wyobrażaj  sobie  nie  wiadomo  czego,  vampiro.  Nie  mieszam  spraw 
zawodowych z przyjemnościami.  
- Nigdy? 
- Nigdy. 

Blane podszedł do drzwi. 

- Wow. To musi być bolesne. 

Christiana spojrzała na niego przez ramię. 

- Co? 
- Ciągłe chodzenie z kijem w tyłku.  

Warknęła i rzuciła w niego swetrem, ale on zdążył już zatrzasnąć za sobą drzwi. 
Gdy dźwięk przestał już dudnić, usłyszała jego chichotanie na korytarzu.  
Ten wampirek będzie naprawdę sporym problemem.  

 
 

* * * 

 
Blane  znów  do  siebie  zachichotał,  gdy  schodził  schodami  w  dół.  

Ta  sorella

3

  będzie  jego  wrzodem  na  dupie  -  nawet  jeśli  była  gorąca.  Jej 

perfekcyjne  ciało  i  długie,  blond  włosy  były  seksowne,  nawet  jeśli  próbowała 
ukryć  się  pod  czarnymi  oprawkami  szkieł  i  biznesowym  wdzianku.  I  nie 
potrzeba było geniusza, żeby zobaczyć, iż spędziła zdecydowanie za dużo czasu 
całując  tyłki  zbyt  wielu  starych  wampirów.  Była  jedną  z  nich,  jedną  
z  wewnętrznego  kręgu  tych,  którzy  wzrastali  dzięki  władzy  i  wykorzystywali 
innych, dla swoich korzyści.  

Dodatkowo, była tutaj w  interesach.  Tak długo, jak długo była  w pobliżu, 

będą  chodzić  na  paluszkach  dookoła  zasad.  Michael  musi  zostać  ostrzeżony. 
Strzegł  jego  sekretów  od  tak  dawna,  by  teraz  pozwolić  im  wycieknąć.  A  Jonas 
mógłby  zobaczyć  Christianę  jako  zagrożenie  dla  życia  jego  compagny,  co 
prawdopodobnie  doprowadziłoby  do  uwolnienia  Luciano.  Blane  dostał  gęsiej 
skórki na tę myśl. Nikt nie chciał angażować Luciano.  

On  potrafił  na  swoim  koncie  szybciej  nabić  liczbę  martwych  ciał,  niż 

ktokolwiek  inny.  By  utrzymać  go  z  dala  od  sprawy,  wszystko  musiało  być 
delikatnie przeprowadzone. 

Może  gdyby  Blane  miał  oko  na  dziecko  Khalila,  nie  musiałby  ich 

ostrzegać. Niee.  Za duże  ryzyko. Musieli  być  ostrożniejsi z tym szpiegiem,  niż  
z jakimkolwiek innym wampirem z klanu. Z tak świeżuteńką Eleną, to również 
było niemożliwe, by ukryć czym naprawdę była.  

A jeśli oni dowiedzą się, że ona jest sukubem, Michael byłby następnym do 

odstrzału. Uderzył o podłogę i skierował się prosto do biura Michaela, na końcu 
korytarza.  Zastukał  w  wielkie,  drewniane  drzwi.  Po  kilku  sekundach,  Michael 
odpowiedział, 

                                                             

3

 siostra  

background image

- Proszę. 

Blane otwarł drzwi, by zobaczyć swojego padrone w szarej, rozpiętej koszulce, 
siedzącego za masywnym biurkiem. Michaelowi udało się wyglądać swobodnie, 
ale  jego  compagna,  Tori,  odrobinę  zaczerwieniona,  gdy  siadała  na  brzegu 
biurka,  próbując  zapiąć  guziki  jej  czerwonej  bluzki.  Co  było  takiego 
zawstydzającego?  I  to  nie  tak,  że  nigdy  wcześniej  im  nie  przerwał.  
Poza tym, mogli spokojnie usłyszeć wszystko to, co działo się dookoła nich.  
Z  Jonasem  i  Eleną  dorzuconymi  do  kotła,  to  było  prawie  jak  życie  
w rezydencji Playboya w wersji z piekieł.  
Wszyscy pod tym dachem uprawiali seks, ale nie on. 

-O co chodzi Blane? 
-Och. Uch. Sorka, że przerywam, ale musimy pogadać.  

Podszedł do biurka. 

- Cóż więc, do dzieła - powiedział Michael. 

Blane skinął głową w stronę Tori. 

- Prywatną rozmowę, szefie.  

Westchnęła i podniosła się, ale Michael schwycił jej dłoń. Tori uśmiechnęła się 
do niego. 

-  W  porządku.  Bawisz  się  w  interesy,  a  ja  pójdę  wrzucić  coś  na  ząb. 
Zawołaj mnie jak będziesz wolny.  

Michael pocałował jej dłoń, niczym romantyczny naiwniak, którym zresztą był.  

-Tak zrobię.  

Tori szybko opuściła pokój. Blane zaczął się zbliżać. Michael wymawiał słowa 
zgrzytając zębami. 

-Niech to lepiej będzie cholernie ważne. 
-Ona jest szpiegiem. 
-Kto? 
-Ta kobieta. - Blane wskazał palcem na sufit. - Ona szuka sukuba. 
-Więc? -  głos Michaela był spokojny,  prawie sztuczny. - Nikt  nie dopuści 
do ujawnienia naszego sekretu.  

Odwrócił  się  w  stronę  padrone.  Dźwiękoszczelny  pokój  mógł  powstrzymać 
każdego  w  domu,  przed  usłyszeniem  tego  co  zamierzał  powiedzieć,  więc 
wyrzucił to z siebie. 

- Posłuchaj. Wiem o tej małej dokładce mocy, którą zaserwowała ci Elena.  

Brew drugiego wampira powoli unosiła się w górę. Blane uniósł w górę dłonie.  

- Nie zamierzam mówić czegokolwiek w tym temacie, ale musisz wiedzieć, 
bo Elena może nie być w stanie tego okiełznać. 
- Skąd wiesz? 
-  To  ja  jestem  geniuszem,  pamiętasz?  Nie  trzeba  było  długo  czekać, 
zwłaszcza  po  tym  pokazie  w  The  Dungeon,  w  noc,  gdy  przystąpiła  
do klanu.  

Michael uśmiechnął się pod nosem. 

- Tak też założyłem. To znaczy, skąd wiesz, że Christiana jest szpiegiem? 

background image

-Dlaczego wszyscy musicie pytać skąd wiem? Po prostu wiem. 
-Zapominam  o  twoim  wyjątkowym  instynkcie  -  Michael  zabrzmiał  
na zmęczonego. - Stanąłeś z nią twarzą w twarz? 
-Taa - westchnął. - Przyznała się? 
-Nie do końca. 
-Wezwij Jonasa.  

Blane podszedł do drzwi, otwarł je i wrzasnął  

-J., Michael cię potrzebuje.  

Zamknął  drzwi  i  czekał,  aż  trzeci  wampir  do  nich  dołączy.  Gdy  Jonas  wszedł  
do środka, spojrzał na jednego i drugiego, a potem znów na Michaela.  

-Co masz na myśli po przez „mamy problem”? 
-Za  każdym  razem,  gdy  to  robisz,  to  jest  tak  cholernie  przerażające. 
Zwłaszcza gdy wyglądasz w ten sposób.  

Czytanie  myśli  było  specjalnością  Jonasa.  To  zniechęcało,  szczególnie,  
że  on  wyglądał  jak  martwy,  wytatuowany  elf  z  Władcy  Pierścieni

.

  Taaa,  fajnie 

było  zobaczyć  jak  brał  w  objęcia  stronę,  którą  wszyscy  znali  jako  Luciano,  
ale on wciąż przyprawiał Blane’a o ciarki. Michael potarł skroń.  

- Jonas, Elena i ja ma… 
- CO?! 

Zaczął  zakradać  się  w  stronę  biurka.  Blane  zrobił  krok  w  stronę  Michaela.  
Nie  był  pewny,  czy  we  dwóch  poradziliby  sobie  z  Jonasem,  ale  nie  zamierzał 
stać z założonymi rękami  i patrzeć jak Luciano rozrywa  ich  padrone  na części. 
Jonas rzucił na niego okiem, i przestał się poruszać.  

- Ona wie?  

To  zawsze  było  tak  wkurzające  nadążyć  za  konwersacjami  J,  gdy  ten  czytał  
w  czyichś  myślach.  Zwłaszcza  gdy  ten  był  wkurwiony.  Głównie  reagował,  
bez  jakichkolwiek  wyjaśnień.  Michael  skinął  potwierdzając.  Jonas  przycisnął 
dłoń do biurka i pochylił się w stronę Michaela.  

- A jak wam dwojgu udało się uchować to przede mną w tajemnicy? 

Tym razem to Blane westchnął. 

-  Zawsze  nas  nie  doceniałeś.  Nie  tak  znowu  trudno  utrzymać  cię  z  dala  

od tego o czym myślimy. 

- Najwyraźniej - powiedział Jonas.  
- Dlaczego po prostu nie przeczytałeś jej myśli? - spytał Blane, wskazując 

na sufit. 

- Staram się dać każdemu odrobinę prywatności.  

Blane zaczął się śmiać. Jonas nie dał im za krztę prywatności od dekad.  

-  Cieszę  się,  że  próbujesz  być  uprzejmy,  ale  nie  musisz  włączać  
w to totalnie nieznajomych, przysłanych przez tych wścibskich… 
- Dość - warknął Michael. - Nie mamy czasu na takie nonsensy.  

Rozłożył się wygodniej w swoim krześle.  

background image

- Jonas, czy sądzisz, że Elena potrafi dochować sekretu? Jeśli oni dowiedzą 
się  czym  jesteśmy,  może  i  utrzymam  swoją  pozycje,  ale  tylko  dlatego,  że 
długo mnie znają, ale nie wiem czy potrafię ją ochronić.  

Jonas chrząknął.  

- Tak sądzę. Wszystko z nią w porządku od… ilu to już… czterech nocy? 

Spojrzał w stronę Blane’a. 

- Ta kobieta nie potrafi czytać myśli, tak? 
- Powiedziała, że wyczuwa emocje, ale nie potrafi czytać myśli.  

Blane wślizgnął się biodrem na krawędź biurka.  

- Khalil powiedział mi, że ona potrafi manipulować emocjami, co sprawiło, 
że pozwoliłem jej przyjechać. Pomyślałem, że tak będzie łatwiej dla Eleny. 
- Cóż, oto i ona.  

Jonas przeszedł do okna.  

- Pogadam z Eleną. Gdy nie ma mnie w pobliżu, Blane, miej na nią oko. - 
Zgodził się z nim.  
- I pomogłoby, gdybyś użył odrobiny tego uroku, by ją ułagodzić, zamiast 
kłócić się z nią za każdym razem - dodał Michael, rzucając mu wymowne 
spojrzenie.  

Blane wzruszył ramionami.  

-  Nie  mam  tych  samych  umiejętności  co  ty.  Casanovanie  nie  dostało  
mi się z puli genów.  

Jonas wybuchnął śmiechem.  

- Widziałem jak radzisz sobie z ludźmi. Cudownie ci to wychodzi.  
- To działa tylko na nich.  

Michael zmienił pozycję, rozkładając ręce na biurku.  

- Moce są inne dla każdego z nas. Twoje umysłowe zdolności  nie są  małą 
rzeczą.  

Blane kiwnął głową, ale tylko dla korzyści Michaela. Jego umiejętności nie były 
za bardzo pomocne. Telekineza i instynkt, które graniczyły z byciem psycholem 
nie do końca mogły pomóc mu uwieść szpiega. 

-  Jonas,  idź  pogadać  z  Eleną.  Blane,  idź  spytać  czy  nasz  gość  chciałby 
odwiedzić  klub.  Im  mniej  czasu  tutaj  spędzi,  tym  łatwiej  będzie  nam 
utrzymać nasz sekret.  
 

* * * 

 
Christiana  schowała  ostatnią  walizkę  do  szafy,  a  potem  wślizgnęła  

się  na  łóżko.  Było  miękkie  i  znacznie  bardziej  wygodne,  niż  to  w  samolocie,  
ale  to  dalej  nie  był  jej  dom.  Potrzebowała  własnego  miejsca,  gdzieś,  gdzie  
był prawdziwy dom. Gdzieś, gdzie chciałaby wrócić. Nawet posiadłość  Khalila 
nie  wydawała  jej  się  być  dłużej  prawdziwym  domem.  Nie  do  końca  potrafiła  
to  zrozumieć,  ale  coś  się  zmieniło.  Ktoś  zastukał  w  drzwi.  Podniosła  się, 
poprawiając koszulkę. 

background image

- Proszę wejść.  

Blane  wsunął  głowę  między  drzwi  a  futrynę;  brylantowo  biały  uśmiech  
był  doklejony  do  jego  twarzy,  a  to  podkreślała  wykałaczka,  którą  wyjął,  
by przemówić. 

- Dalej jesteś wkurzona? 
- Raczej sfrustrowana. Nie lubię być traktowana w ten sposób. 
- Pozwól, że gdzieś cię zabiorę. Jako przeprosiny.  

Spojrzała  na  niego.  Nic  w  jego  emocjach  nie  wskazywało  na  ukryty  motyw. 
Mimo to, coś wydawało jej się nie tak. 

-  Dlaczego?  Nie  dalej  jak  godzinę  temu  byłeś  gotowy  wbić  mnie  na  pal  
i spalić jako szpiega.  
-  Możesz  być  informatorem  i  dalej  dobrze  się  bawić.  Poza  tym,  nie 
mógłbym zaprzepaścić wyjścia z piękną kobietą, gdy mam ku temu okazję.  

Och, więc to było powodem.  

- Spójrz. Doceniam ofertę, ale nie obchodzi mnie przypadkowy seks.  

Blane ostro się zaśmiał.  

- Odrobina próżności? 
- Co? 
-To  ogromne  założenie.  Albo  to  ty  tak  często  zarywasz,  że  wyszłaś  
z  założenia,  iż  każdy  cię  pragnie,  albo  tak  dużo  czasu  upłynęło  od  kiedy 
mężczyzna  cię  podrywał,  że  nie  widzisz  różnicy  pomiędzy  próbą,  
a przeprosinami. 

Echhh.  
Czyżby  to  było  aż  tak  oczywiste,  że  nie  miała  prawdziwej  randki  od  lat? 
Zaczynała  być  naprawdę  do  dupy  z  utrzymywaniem  jej  życia  osobistego  
w sekrecie, zwłaszcza, gdy Blane był w pobliżu. Christiana westchnęła. 

- Przepraszam. 
- Więc, chcesz wyjść? 
- Nie, muszę się przedstawić Iulianie. Jestem tutaj w interesach.  

Otworzył drzwi odrobinę bardziej, wchodząc do środka.  

- To nie jest jej prawdziwe imię. Tego używają dla niej tylko pod publikę. 

Z powodu wszystkich tych problemów z jej ludzkim życiem. 

- Och. Tak, oczywiście.  

Pamiętała  o  tym,  gdy  Khalil  ją  odprawiał.  Jej  imię  to  Elena,  przed  przemianą 
bardzo dobrze znana pani doktor. Immunohematologistka, będąc szczegółowym. 
Stworzyli  wielką  przykrywkę,  która  szła  w  parze  z  jej  przemianą,  łącząc  się  z 
koniecznością zmiany osobowości.  

- Powinnam była pamiętać. 
- Są teraz w klubie Jonasa. Chciałabyś pójść? Mógłbym cię przedstawić.  
Skoro i tak nie zamierzał sobie pójść, ona mogła równie dobrze iść z nim, 

by zobaczyć co będzie robił. 

- Jasne.  

 

background image

Rozdział 2 
 
 

Christiana  rzuciła  okiem  na  swój  srebrny  zegarek.  Była  druga  nad  ranem,  

a  The  Dungeon  tętnił  życiem,  wampirami  udającymi  ludzi  i  ludźmi  udającymi 
wampiry.  To  wszystko  było  dziwaczną  fasadą,  która  pozwalała  wampirzemu 
właścicielowi  klubu  i  jego  klanowi  przypadkowo  mieszać  się  z  ludźmi,  
nie  ryzykując  złamaniem  Alleanzy.  Jakby  to  nie  wyglądało  -  działało.  Khalil 
byłby dumny z ich pomysłowości.  

- Nie odchodzisz, prawda? 

Spojrzała  w  bok  na  ludzkiego  mężczyznę  siedzącego  na  wysokim  krześle 
barowym obok niej. Uśmiechnął się, jego twarz zmieniła się na tyle, że kolczyk 
w  jego  brwi  się  poruszył.  Ten  wkurzający  mały  kawałek  srebra  sprawił,  
że  poczuła  dziwny  przymus  sięgnięcia  i  wyrwania  go  z  jego  twarzy.  
Może  to  dlatego,  że  spędził  ostatnie  dwie  godziny  trując  jej  tyłek  i  próbując 
wyciągnąć  ją  na  parkiet,  nieustannie  flirtując  i  wmuszając  jej  coraz  to  nowe 
drinki.  Na  szczęście  barmanka  wiedziała,  kim  ona  była  i  podawała  jej 
odpowiednie  napoje. Owinął rękę dokoła jej pleców  i wyszeptał, dmuchając jej 
odorem wódki w twarz.  

- Chodź do mojego pokoju. Będziemy balować tam przez resztę nocy. 

Zrzuciła z siebie jego ramię. 

- Mówiłam ci, jestem tu z kimś. 

Cóż, była… tak jakby.  

- Z kim? 

Christiana  wskazała  na  drzwi,  gdzie  Blane  stał,  rozmawiając  ze  szczupłą, 
tlenioną blondyną.  

- Z tym gościem z zielonymi włosami.  

Człowiek  pochylił  się  jeszcze  bardziej,  zasadzając  soczysty  pocałunek  na  jej 
szyi. 

- Wygląda na zajętego. 

Usta dotykające jej skóry były przekroczeniem granicy. Odepchnęła go na jego 
stołek i złapała swojego drinka z baru.  

- Dzięki za drinki. 

Gdy  odwracała  się,  by  odejść  w  stronę  drzwi,  Blane  stał  tuż  przed  nią.  
Wgapiał się w człowieka.  

- Problemy? 

Uśmiechnęła się pod nosem.  

- Taa, on zdaje się nie rozumieć, że jestem tutaj z tobą. 

Blane  złapał  ją  w  talii  i  przyciągnął  jej  ciało  do  swojego.  Jego  usta  nagle 
znalazły się na jej, dając jej długi, głęboki pocałunek, który sprawił, że zmiękły 
jej kolana, a w głowie zawirowało. Odsunął się, trzymając jedno ramię owinięte 
dookoła jej wcięcia. Christiana zamrugała patrząc na niego.  Wow

- Sorry kolego, nie chcę żadnych kłopotów - powiedział mężczyzna. 

background image

Schwycił drinka z baru i ruszył w tłum. 

- Więc zjeżdżaj! - powiedział Blane.  

Jego  słowa  zwróciły  jej  uwagę  z  powrotem  na  jego  ramię,  które  ją  otaczało. 
Blane  próbował  pomóc,  pozbyć  się  jej  utrapienia.  Nic  więcej.  Więc  nie  było 
powodu,  by  stała  tutaj  tak  blisko  niego.  I  nie  było  żadnego  powodu,  do  lizania 
jej warg, wysyłając następne przypomnienie o jego miętowym posmaku. 
Wyprostowała się, wysuwając z jego objęć i wzięła oczyszczający oddech. 

- Dzięki. 

Blane schował pięści do kieszeni, napinając mięśnie. 

- Jasne, nie ma za co.  
- Jestem gotowa wracać. 
- Jonas chce, żebym stał przy drzwiach do czwartej.  
- Więc wezmę taksówkę. 

Znów odwróciła się w stronę baru.  

- Poczekaj. 

Przysunął się do niej. 

- Odprowadzę cię. 
- W porządku, nie potrzebuje eskorty. 
- Ale jestem za ciebie odpowiedzialny. 

Pozwoliła  słowom  na  chwilę  między  nimi  zawisnąć.  Były  one  szorstkim 
przypomnieniem  prawdziwej  natury  ich  relacji.  Dała  z  siebie  wszystko  
co najlepsze, czyż nie? Pocałunek nie był niczym więcej, jak częścią jego  misji 
ochraniania  jej.  Był  jej  obrońcą,  gdy  tutaj  była,  to  było  akurat  jasne.  Dłoń 
Blane’a dotknęła jej.  

- Pozwól mi odprowadzić cię do domu. 

Jej skóra rozgrzała się pod jego dotykiem. Pożywiał się ostatnio częściej od niej, 
a  to  sprawiło,  że  poczuła  się  prawie  ludzka.  W  innych  okolicznościach, 
uwielbiałaby czuć te  ręce  na - Nie. Nie  mogła  myśleć w ten sposób. Christiana 
zabrała dłoń.  

- Muszę się przedstawić Elenie. Czy ona tam jest? 
- Prawdopodobnie.  
- Więc zabierz mnie do posiadłości. 
- Dobra. Chodźmy.  

 

* * * 

 

Blane  stanął  prosto  i  zabrał  swoje  ramiona  z  daleka  od  Christiany,  

gdy ona tylko się odsunęła. Jej ciało również zesztywniało, a głowa przekręciła 
się  w  stronę  drzwi.  Ten  pocałunek  był  błędem.  Musi  zacząć  się  kontrolować. 
Ona była profesjonalistką, następczynią ich szefa, a tutaj przybyła w interesach. 
Co on sobie myślał? To właśnie był problem; nie myślał. 

background image

Jedyna  rzecz,  która  była  czynnikiem  tego  pocałunku,  to  dziwna  potrzeba 

pokazania  jego  praw  do  niej  przy  tych  cholernym  człowieku.  Jak  gdyby  ona 
była jego. To był jakiś żart. Ona nawet go nie lubiła. 

- Blane? 

Odwrócił  się  na  wysoki  dźwięk  żeńskiego  głosu  i  zobaczył  tę  małą 
blondyneczkę,  która  polowała  na  niego  całą  noc.  Najwyraźniej  ona  już  kiedyś 
wisiała  na  jego  plecach.  Niech  to  cholera,  jeśli  on  o  tym  w  ogóle  pamiętał.  
Po  kilku  latach,  wszystkie  te  przypadkowe  dziewczyny,  od  których  się 
pożywiał,  zaczynały  wyglądać  tak  samo.  Spróbuj  zapamiętać  każdego 
pojedynczego hamburgera, gdy jesz je co noc.  

- Nie  idziesz jeszcze, prawda? - Dziewczyna przywarła do  niego ciałem. - 
Pomyślałam, że moglibyśmy skoczyć na tyły. 
- Nie dzisiaj. 

Zabrał  jej  dłoń  ze  swojej  klaty  i  pochwycił  spojrzenie  Christiany,  gdy 
przepychał się koło dziewczyny. Christiana była wściekła, a on nie miał pojęcia 
o  co.  Czyżby  właśnie  nie  dała  mu  do  zrozumienia,  że  nie  interesuje  się  nim, 
bardziej  niż  wymagałaby  tego  jej  praca?  Może  to  dlatego,  że  to  człowiek  im 
przeszkodził.  Była  prawdopodobnie  jak  te  stare  wampiry,  które  odmawiały 
postrzegania  ludzi  jedynie  jako  pieski  salonowe  i  słudzy.  Schwycił  dłoń 
Christiany i ciągnął ją w stronę drzwi. 

- Chodź. 

Opierała się nieznacznie, dopóki nie byli na zewnątrz, ale gdy tylko znaleźli się 
na zaciemnionym parkingu, wyrwała swoją dłoń z jego.  

- Nie traktuj mnie jak dziecka.  
- Kurwa. Jaki masz problem? 
- Nie lubię być tak ciągnięta. 
- Och przebacz mi za położenie rąk na twej królewskiej skórze.  

Blane  kliknął  pilotem  i  odblokował  drzwi  czarnego  cadilaca  Escalade,  którego 
pożyczył z rosnącej samochodowej kolekcji Michaela.  
 
 

* * * 

 
- Nie udawaj, że się dobrze nie bawiłaś. 
- Uhh! 

Christiana szturmowała schody wewnątrz rezydencji Michaela. 

- Zostawiłeś mnie tam z bandą… szubrawców! 
- Och, no daj spokój! 

Jego stopy ciężko uderzały w podłogę, gdy za nią szedł.  

- To nie moja wina, że gdy tam dotarliśmy, ich już nie było. Jonas nie prosi 
o pozwolenie. I to on kazał mi pilnować frontu. Co niby miałem zrobić? 

background image

Obraziła się. To było więcej niż zbiegiem okoliczności, że Jonas zdecydował się 
wyjść  z  Eleną,  na  chwilę  po  ich  pojawieniu  się,  pozostawiając  ją,  by  spędziła 
cały wieczór w żałosnym wampirzo-tematycznym klubie Jonasa. 
Oczywiście wyróżniała się w tłumie, w chwili, gdy kudłaty Blane doskonale tam 
pasował.  

-  Nie  muszę  czytać  myśli,  żeby  wiedzieć,  iż  próbujesz  powstrzymać  mnie 
od wykonywania mojej pracy.  

To  wszystko  było  zbyt  przewidywalne,  skoro  nasłał  na  nią  obcego  człowieka  
z  kolczykiem  w  brwi,  który  non  stop  z  nią  flirtował,  kupował  jej  drinki  
i oferował wyjście z klubu, a nawet kilka razy starał się zaciągnąć ją na parkiet, 
próbując  namówić,  by  złamała  pancerną  zasadę  „Ja-nie-tańczę”.  Jeśli  Blane 
będzie  próbował  jeszcze  bardziej  ją  rozproszyć,  chyba  by  zgłupiała.  
Ten dokuczliwy kawałek oszusta przesączał się przez jego zimną arogancję.  

- Nie próbuję utrudniać ci pracy. Ja chciałem tylko… 
- Nie okłamuj mnie.  

Christiana  sięgnęła  do  gałki  w  drzwiach  i  przekręciła  ją.  Nie  poruszyła  się. 
Szarpnęła  jeszcze  mocniej,  ale  ona  ciągle  była  nieruchoma.  Po  lewej  Blane 
chrząknął. Christiana rzuciła okiem  na lewo i dostrzegła jego dłoń wygiętą pod 
dziwnym  kątem,  jak  gdyby  sam  przytrzymywał  gałkę.  Miał  zdolności 
telekinetyczne. Warknęła. 

- Uwolnij drzwi. 
- Nie. 

Zamiast  zrobić  to  o  co  prosiła,  przybliżył  się  i  uwięził  ją  pomiędzy  sobą  
i drzwiami.  

- Pozwól mi zrobić to za ciebie.  

Zignorowała sposób, w jaki jego muskularny tors naciskał na jej plecy.  

- Chcę wejść do mojego pokoju. 

Pochylił  się  do  przodu,  dociskając  do  niej  całą  długość  swojego  ciała.  
Gdy  próbowała  się  wyrwać,  schwycił  ją  dookoła  talii  jednym  ramieniem  
i wyszeptał, 

- Zamiast tego, mogłabyś iść do mojego pokoju.  

Christiana wzięła głęboki wdech i starała się nie myśleć, jak dużo czasu minęło, 
od kiedy ktoś był dociśnięty do niej w taki sposób. Blane miał jedną misję: nie 
pozwolić  jej  dowiedzieć  się,  że  Elena  była  sukubem.  Wszystko  co  robił,  miało 
na celu rozproszenie jej, włączając w to jego próby uwiedzenia jej.  

Odetchnęła jeszcze raz, a potem powiedziała, 
-  Mówiłam  ci,  nie  jestem  tak  łatwa,  jak  te  ludzkie  dziewczyny,  które 
upadały do twych stóp.  
- Wiem. Jestem gotowy na to zapracować. 

Wypuścił powietrze, posyłając jego gorący oddech wzdłuż jej karku. 
Zadrżała. 

- Jak dużo czasu minęło? 

background image

Nie  ma  mowy,  żeby  odpowiedziała  mu  na  to  pytanie.  Po  pierwsze,  to  nie  jego 
sprawa, po drugie wykorzystałby to przeciwko niej. 

- Aż tak długo, hę? 

Jego usta przesunęły się po jej małżowinie. 

- Mógłbym podarować ci noc wartą tak długiego czekania. 

Christiana głośno przełknęła i usilnie próbowała nie myśleć, jak cudownie było 
czuć na szyi jego kilkudniowy zarost.  

-  Cóż  doceniam  propozycję,  Blane,  ale  nie  jestem  zainteresowana.  

Ja chcę tylko iść do mojego pokoju.  
- Twoja strata. 

Odsunął się odrobinę, a drzwi nieznacznie się otwarły. 

- Myśl o mnie, gdy będziesz w łóżku, Księżniczko

Weszła do środka i zatrzasnęła drzwi przed jego nosem. Boże, pragnęła go. 
Ale to nie był pierwszy raz, gdy rezygnowała z nocy pełnej przyjemności, by nie 
wpuścić  dramatu  do  swojego  życia.  Nie  ufał  jej,  nie  ważne  co  mówił,  
a to oznaczało, że ona mogła zaufać mu jeszcze mniej. 

Co  więcej,  ostatnią  rzeczą  jakiej  potrzebowała  był  gorący  romans  

z  wampirzym  bandytą,  który  ostatecznie  i  niepodważalnie  skończyłby  się  źle, 
przynosząc  multum  plotek  i  insynuacji  Khalilowi  i  reszcie  rodziny.  Nie,  to  nie 
było tego warte. Nic  nie było warte rozczarowania jej stwórcy do tego stopnia. 
Christina  zawdzięczała  mu  życie.  Bez  Khalila,  zginęłaby  jako  dziecko  -  albo 
jeszcze gorzej. 

Blane  był  dobry,  to  musiała  mu  przyznać.  Nie  tylko  udało  mu  się 

zauważyć, że była empatią, ale odciągał ją od pracy przez całą noc. A teraz, nie 
mogła  przestać  myśleć  o  seksie  z  tym  prymitywnym,  zielono-włosym 
rzezimieszku. Tym, czego potrzebowała, był długi, zimny prysznic, by oczyścić 
sobie umysł. 

Szybko  się  rozbierała,  rzucając  ciuchy  na  krzesło  stojące  w  pobliżu  drzwi 

do łazienki, i weszła do prywatnej łazienki połączonej z jej pokojem. 

Pod  zimną  wodą,  zamknęła  oczy  i  wsadziła  głowę  pod  strumień.  

Blane będzie problemem.  
Nie opuścił jej umysłu nawet na pięć minut w trakcie tej długiej nocy. 
Nie pomagało, że  nie potrafiła przestać czuć jego  pobudzenie. To rosło jeszcze 
bardziej,  podniecając  ją  jeszcze  bardziej,  za  każdym  razem,  gdy  na  niego 
patrzyła.  Jedyny  raz,  kiedy  to  uczucie  zniknęło,  zostało  zastąpione  następną 
silną  emocją,  chociażby  jego  głód.  A  potem  znów  wracało  do  życia  warcząc, 
gdy  tylko  się  zrelaksowała.  Mogła  sobie  tylko  wyobrazić,  co  czym  on  myślał, 
ale to wszystko brzmiało tak dobrze. Nasunęło jej się na myśl kilka sytuacji, na 
przykład,  gdy schylił się, by podnieść serwetkę, która jej  upadła  i wyprostował 
się tuż przed nią. 

Widząc  go  w  takiej  pozycji,  wyobraziła  sobie,  jak  leży  pomiędzy  

jej  nogami.  Z  pewnością,  wampir  z  jego  seksualną  witalnością  miał  mnóstwo 
praktyki  pomiędzy  kobiecymi  nogami.  W  rzeczywistości,  pewnie  był  bogiem  

background image

w  łóżku.  Chwytając  gąbkę  i  niebieski  płyn  do  kąpieli,  Christina  zaczęła  myć 
swoje 

nogi. 

Blane 

prawdopodobnie 

uczyniłby 

wartym 

tak 

długą 

wstrzemięźliwość,  gdyby  mu  tylko  na  to  pozwoliła.  Chwilowo,  nie  pragnęłaby 
niczego  innego.  Mając  te  wielkie  ramiona  wiszące  nad  nią,  te  wąskie  biodra 
osadzone  pomiędzy  jej  nogami.  Och,  i  na  pewno  był  dobrze  wyposażony.  
Miał  pewność  siebie  -  mężczyzny,  który  był  ogromny  jak  koń.  
Łechtaczka  Christiany  zacisnęła  się  bardziej  na  jego  wizję  w  jej  umyśle. 
Odłożyła  myjkę  na  półkę  i  pochyliła  się  przy  ścianie  prysznicu.  Jej  ręka 
ześlizgnęła  się  w  dół,  pomiędzy  jej  uda.  Ostatnia  rzecz  jakiej  pragnęła,  
to udowodnienie, że on miał rację. 

Pragnęła  go,  ale  to  co  miało  zrobić,  było  najbliżej  seksu.  

Bez  jakiegokolwiek  wyzwolenia,  ten  dzień  byłby  totalnie  parszywy.  
Z  zamkniętymi  oczami  pozwoliła,  by  jego  obraz  rozszedł  się  w  jej  wyobraźni. 
Blane z jej snów wolno wślizgiwał w nią swojego grubego penisa, nie spiesząc 
się,  w  chwili,  gdy  prawdziwe  palce  Christiany  wsuwały  się  pomiędzy  fałdki  
jej  skóry.  Zanurzyła  się  wystarczająco  głęboko,  żeby  zamoczyć  palce  
w  jej  własnych  sokach,  a  potem  wrócić  do  łechtaczki  i  pozwolić  wyobraźni 
przejąć dowodzenie.  

W  sekundach,  zagryzała  własną  wargę,  by  powstrzymać  jęknięcie,  

gdy  przetaczał  się  przez  nią  mały  orgazm.  To,  na  tyle  na  ile  było 
rozczarowujące, było o tyle dobre w ogóle.  

Nie miała czasu, ani luksusu na nic więcej. 

 

 
 

background image

Rozdział 3 
 

Blane  obudził  się  w  poskręcanej  białej  pościeli,  spocony  i  tak  twardy,  

że  spokojnie  mógłby  ciąć  szkło.  Co  się  z  nim  do  kurwy  nędzy  działo?  
Nigdy  nie  śnił  o  seksie  z  kimkolwiek  kogo  tak  właściwie  znał.  To  zawsze  
była kobieta bez twarzy albo gwiazda, ale nie dzisiaj. 

Dzisiaj,  był  z  tą  kobietą.  Warknął  i  wyskoczył  z  łóżka,  próbując 

zignorować  pulsowanie.  Nie  było  mowy,  żeby  się  poddał.  Nie-ee.  Nie  będzie  
się onanizował myśląc o tej kobiecie.  

To tylko pogorszyłoby sprawy, w chwili ujrzenia jej. W kąpieli łatwiej było 

powiedzieć niż zrobić, ale udało mu się przebrnąć przez marzenia dzięki zimnej 
wodzie i myśleniu o pracy.  

Miał  kilka  nowych  rozkazów,  trudności  do  załatwienia,  jak  na  przykład 

prośba  o  krew  albinosów.  Co  do  cholery  Jeremy  zamierzał  zrobić  z  krwią 
albinosów?!  

To  tak  właściwie  nie  miało  znaczenia.  Jego  praca  polegała  

na  zabezpieczeniu  wszystkiego  co  było  legalne  -  i  kilku  rzeczy,  które  nie  były  
-  dla  innych  wampirów  wchodzących  w  terytorium  Michaela.  To  właśnie  
to robił szef czarnego rynku:  napędzał czarny  rynek.  Żadnych  pytań  o  motywy 
czy moralność zlecających zadania.  

Blane szybko się  ubrał  i poszedł prosto  na siłownię  na pierwszym  piętrze, 

tak  jak  zwykł  czynić  każdej  nocy.  Zaczął  pracować  nad  własnym  ciałem,  
by wyglądać tak jak ci pozostali goście, ale obecnie było to zachowanie bardziej 
skierowane dla mentalnego zdrowia. Było coś oczyszczającego w wysiłku ciała. 
Oczywiście,  chodziło  o  psychiczne  podejście,  ale  to,  że  o  tym  wiedział,  
nie wpływało na fakt, że to działało.  

Włączył światło  i zamknął drzwi, ciesząc się, że nikt  inny  nie zdecydował 

się  na  ćwiczenia  dzisiejszego  wieczoru.  Po  kilku  minutach  muzyka  dudniła  
z głośników poprzewieszanych wzdłuż ścian, a on leżał na ławeczce podnosząc 
ciężary.  Przyglądał  się  jak  muskuły  prężą  się  pod  ciężarem,  gdy  unosił  pięści  
do góry. Tak właśnie powinno wyglądać ramię, co najmniej na mężczyźnie. 

Jego  tata  byłby  z  niego  dumny,  gdyby  go  teraz  widział.  Blane  krzywo 

uśmiechnął  się  pod  nosem.  Nie,  nie  byłby  dumny.  Nigdy  nie  pozwoliłby  sobie 
okazać  aż  tylu  emocji.  To  była  słabość,  zwykł  mawiać.  Jedyna,  na  którą 
mężczyźni  nie  mogli  sobie  pozwolić,  by  ją  pokazać,  ponieważ  świat  jest  za 
ciężki  dla  frajerów  i  pedziów
.  Cóż,  chociaż  jedna  rzecz  była  prawdziwa.  Życie 
było ciężkie, a nawet cięższe, gdy wstąpiłeś do mafii z kłami.  

Słabość  kończyła  się  dla  ciebie  zranieniem  -  albo  śmiercią  dla  kogoś 

innego. Coś się poruszyło, przyciągając do siebie jego uwagę. 

Christiana  stała  kilka  kroków  dalej,  przyglądając  mu  się,  ramiona  mocno 

skrzyżowała  na  zielono-niebieskim  sweterku  tak,  że  jej  zadbane  palce 
obramowały kształtne piersi. 

background image

Poniżej,  jej  ciemna  spódnica  była  dostatecznie  krótka,  by  pokazać  jak 

długie  były  jej  nogi,  zwłaszcza  w  pasujących  szpilkach.  Mógł  się  założyć,  że 
wszystko  do  siebie  pasowało,  włączając  w  to  jej  stanik  i  majteczki  -  o  ile 
jakiekolwiek nosiła. Uśmiechnął się do tej myśli. 

- Gdzie dziś jest Elena? 

Uśmiech zanikł na tak ostre słowa. Blane odłożył sztangi na ziemię.  

- Nie wiem. Nie jestem jej ochroniarzem. 

Zrobiła kilka kroków w jego stronę.  

-  Czy  będziesz  próbował  powstrzymywać  mnie  przez  cały  czas  jaki  tutaj 
będę? 

Wstał, zmuszając ją do odsunięcia się, jeśli nie chciała, by ich ciała się dotykały. 

- Ja niczego nie robię. 
- Zamierzam wykonać moje zadanie, a ty mnie nie powstrzymasz. 
- Nic ci  nie zrobiłem, Księżniczko. Więc  nie  pogrywaj ze  mną. Jeśli ci się 
tutaj  nie  podoba,  zbieraj  swój  tyłek  na  prywatny  samolot  i  leć  do  domu, 
gdzie przynależysz.  

Rozszerzyła  oczy,  a  następnie  zmrużyła  niespiesznie.  Jej  szczęka  była 
zaciśnięta, tak jak i pięści. Nie dziwiło więc, że gdy jej pięść zbliżała się w jego 
stronę, on z łatwością ją złapał. Blane wybuchnął śmiechem. 

- Litości, proszę! Moja babcia była szybsza od ciebie. 

Christiana wściekle krzyknęła. 

- Jesteś tak cholernie frustrujący! 
-  Ty  też  nie  jesteś  jak  niedzielny  piknik.  -  Dłoń  Blane’a  rozluźniła  
się wokół  jej  nadgarstka. -  Ale zostałem do ciebie wyznaczony. Po prostu 
spróbuj  przez  te  kilka  dni  nie  być  taką  suką,  a  już  nigdy  więcej  nie 
będziemy musieli się oglądać.  
-  To  śmieszne!  Nie  potrzebuję  twojej  ochrony.  Mogę  równie  dobrze 
obronić się sama.  
- Doprawdy? - Zlustrował ją od góry do dołu, by tylko poprzeć tym swoje 
słowa. - Bo jak dla mnie wyglądasz na słabeusza.  

Nosem wypuściła powietrze.  
 

-Dałabym sobie z tobą radę. 

Blane szczeknął ze śmiechem . 
 

-Chyba sobie jaja robisz. 

 

- Przekonaj się. 

Jego oczy dziko się rozszerzyły.  
 

- Rozerwiemy ten pokój na strzępy. 

Spoliczkowała go mocno w twarz swoją wolną ręką. Blane był tak zszokowany, 
że  oczy  zwierzęco  mu  się  rozszerzyły.  Czy  jej  się  właśnie  udało  go  uderzyć?  
I to  mocno? Jego szczęka się napięła. Warknięcie wyszło z jego ust, nim  udało 
mu się je zatrzymać.  

- Nigdy więcej mnie nie dotykaj. 

background image

Ponownie  go  spoliczkowała,  i…  głupkowato  się  przy  tym  uśmiechała.  
Rzucił  się  na  nią  tak  mocno,  że  ciężary  głośno  za  nimi  gruchotnęły,  a  on 
uśmiechnął  się  pod  nosem.  Jednak  nie  była  aż  tak  szybka.  Blane  schwycił  jej 
ramiona i przesunął się do karku, ale nie miał się na czym oprzeć. Będąc u góry, 
jego waga była jedyną zaletą.  

Christiana przerzuciła go na jego stronę i wykręciła się z jego uścisku, nim 

zdołał  cokolwiek  zrobić,  czy  nawet  zorientować  się,  że  się  poruszyła.  Cholera, 
ona była szybka. Kiedy przekręcał się, by znów zaatakować, ona odepchnęła się 
od podłogi szybkim ruchem. Płasko wylądował na macie pod nimi. Blane złapał 
jej plecy, ale było już za późno. Szczyty jej zębów napierały na jego szyję.  

-  Kurwa.  -  Próbował  wykręcić  się  i  zrzucić  ją  z  siebie,  ale  jej  paznokcie 

zanurzyły się w jego ramionach. 

- Poddajesz się? - jej słowa były stłumiona przy jego skórze.  
- Nie - warknął. - Miałaś szczęście. 
- Wygrałam. 
- Nie. Nie wygrałaś.  

Christiana  zaskomlała,  gdy  Blane  dźwignął  się  do  góry  i  przygwoździł  
ją  do  maty.  Jej  klatka  piersiowa  zapłonęła,  gdy  powietrze  zniknęło  z  jej  płuc.  
Jej kręgosłup szczęknął. Mimo to, udało jej się nie przerwać uścisku, nawet gdy 
jego ciało wgniotło się w nią - biodra do bioder - wwiercając w nią jego erekcję.  

Wypuściła  go  z  uścisku  i  zdołała  wciągnąć  na  tyle  powietrza,  

żeby  powiedzieć  mu,  by  spadał,  ale  wraz  z  powietrzem  nadszedł  smak  jego 
skóry,  zapach  wody  kolońskiej  i  słona  słodkość  krwi,  z  miejsca  gdzie  go 
dźgnęła.  

Gniew  będący  dookoła  nich,  powoli  zamieniał  się  w  mieszaninę 

przyjemności  i  żądzy,  która  z  niego  promieniowała.  Przełknęła  własne 
rozbudzenie i zaśmiała się. 

- Lubisz być u góry, czy chodzi tylko o walkę? 

Plecy  Blane’a  momentalnie  się  wyprostowały,  a  sam  po  chwili  się  od  niej 
odsunął, wspinając się na ławeczkę stojącą za nim. Jego zawstydzenie wypełniło 
przestrzeń  pomiędzy  nimi  z  gorzkawym  powietrzem,  które  momentalnie 
sprawiło, że chciała go przeprosić za to co powiedziała. Nie patrzył na nią, gdy 
powiedział  

- Nie schlebiaj sobie, Księżniczko

Podciągnęła  się  do  pozycji  siedzącej  i  poprawiła  ciuchy,  ale  nie  ukryła 
uśmiechu, który rozchodził się na jej ustach. Wyłapała odczucia mówiące, że się 
nią  interesuje,  ale  zbyła  to  głupimi  męskimi  fantazjami.  Potem,  zignorowała 
jego żądzę w klubie i zaborczość na widok blondyna, który się koło niej kręcił. 
Teraz,  nie  dało  się  podważyć  tego,  iż  czuł  do  niej  pociąg  seksualny.  
Nawet,  jeśli  to  nie  było  nic  więcej  niż  zwykła  reakcja  chemiczna.  Christiana 
zlizała  krew  z  jej  dolnej  wargi  i  zauważyła  jak  skupiły  się  na  niej  jego  oczy. 
Następny  atak  pożądania  wypłynął  z  jego  ciała.  Krew  osadziła  się  z  boku  jego 
karku w kształt dwóch malutkich kropeczek. Oznaczyła go, a jemu podobało się 

background image

to bardziej, niż był skłonny przyznać. Możliwe, że Blane okaże się być bardziej 
interesujący,  niż  założyła  na  początku.  Za  nią  otwarły  się  drzwi.  
Gdy się odwróciła, Jonas i jego partnerka weszli przez drzwi. Elena była słodka 
w  gotycki  sposób,  pasując  do  nowego  stylu  Jonasa.  Przemiana  wyostrzyła  
jej  kształty,  więc  byli  łudząco  podobną  parą.  Oczy  Jonasa  przenosiły  się  z  niej 
do  Blane’a  i  z  powrotem.  Niegodziwy  uśmieszek  rozszedł  się  na  jego  ustach,  
a  ze  strony  Blane’a  usłyszała  jęk.  Niczego  nie  skomentował,  ale  podszedł  
do niej i zaoferował swoją dłoń.  

-Przepraszam, że wyszliśmy wczoraj. 
-Nie  musisz  przepraszać.  -  Pozwoliła  mu  się  podciągnąć  na  nogi.  - 
Podobało mi się w klubie. 

Blane  wydał  z  siebie  dźwięk  przypominający  „yhym”,  echem  rozsyłając 
rozbawienie  jakie  u  niego  wyczuła.  Gdyby  miała  coś,  czym  mogłaby  w  niego 
rzucić, z pewnością by to zrobiła. Zamiast tego, wysunęła rękę w stronę Eleny. 

-Cześć. Jestem Christiana.  
-Cześć.  -  Druga  kobieta  potrząsnęła  jej  dłoń  i  szybko  ją  puściła.  -  Dzięki, 
że przybyłaś pomóc. 
-Cała przyjemność po mojej stronie.  

Blane wydał z siebie następny dźwięk, ale Christianie udało się go zignorować. 

-Chciałabym iść gdzieś, gdzie mogłybyśmy pogadać w cztery oczy. 
-Zostańcie  tutaj  -  powiedział  Jonas.  -  Mamy  w  klubie  sprawy  do 
załatwienia.  

Przytaknęła  i  poczekała,  aż  para  się  pożegna.  Blane  wyszedł  z  małej  siłowni, 
rzucając jej nic nie znaczące spojrzenie. Jej serce zrobiło się ciężkie, gdy zniknął 
za  drzwiami.  Jakaś  jej  część  chciała,  by  on  chciał  jej,  jakkolwiek  to  było 
niedorzeczne.  Nie  było  logicznego  wytłumaczenia,  dlaczego  czuła  do  niego  aż 
taki  pociąg  i  dlaczego  tak  bardzo  potrzebowała  jego  uznania.  Jednak  jeśli  jej 
rodzina  i  status  będą  w  to  zaangażowani,  on  nigdy  nie  będzie  dla  niej 
odpowiednim partnerem. 

A  on  myślał  o  niej  dokładnie  tak  samo,  robiąc  z  tego  niemożliwą, 

lekkomyślną fantazję.  

 

* * * 

 
-  Co  to  było?  -  spytał  Jonas,  dobiegając  do  Blane’a  na  korytarzu,  a  przed 

jego pokojem. 

- Zostaw to w spokoju, J.  

Blane  cisnął  drzwiami  swojej  sypialni  otwierając  je,  i  odwracając  
się do wampira plecami. Nie był mu winien żadnych wyjaśnień, i nie zamierzał 
żadnych zaoferować.  

- Ugryzła cię? - Jonas się zaśmiał. - Jest pierwsza. 

Złapał koszulkę leżącą między nogami łóżka.  

- Ostrzegam cię. Odwal się.  

background image

Jonas oparł się o komodę stojącą blisko drzwi.  

-Co zamierzasz zrobić?  Zaatakować  mnie  ponieważ spytałem o coś,  na co 
właśnie  wpadłem?  Myślę,  że  po  wszystkim  czego  się  o  mnie  nauczyłeś, 
możesz uraczyć mnie odrobiną wiadomości. 

Fratello

4

  miał  rację.  Blane  był  blisko  Jonasa,  gdy  ten  miał  obsesję  na  punkcie 

Tori i Eleny, nim ją przemienił. Tego nawet nie dało się porównać. 
Mimo to, on dalej nie chciał o tym rozmawiać.  

-  Przepraszam  J.,  nie  chcę  dalej  ciągnąć  tej  konwersacji  -  powiedział, 
otwierając drzwi do łazienki. - Chcę tylko wziąć prysznic i iść do pracy. 

Jonas kiwnął głową.  

-  Zrozumiałem.  Ale  pamiętaj  kim  ona  jest.  Jak  to  powiedział  mi  pewien 
mądry facet: „ Grasz w niebezpieczną grę, fratello.” 

Blane  poznał  swoje  własne  słowa,  gdy  te  tylko  głęboko  wgryzły  się  w  jego 
tyłek.  Powiedział  to  do  Jonasa,  gdy  zauważył,  że  wydarzyło  się  coś  pomiędzy 
nim  a  Tori,  już  po  przywiązaniu  jej  do  Michaela.  W  tamtym  czasie,  uważał,  
że  Jonas  odczuwa  pragnienie  śmierci.  Obecnie,  zaczynał  rozumieć  o  co 
chodziło.  Zakazany  owoc  cliché  zaczynał  bardzo,  bardzo,  bardzo  pasować  
do owego przysłowia.  

-  Mam  robotę  do  wykonania  -  wymamrotał,  a  następnie  przeszedł  
do łazienki. 

Nim  wyłonił  się  po  kąpieli,  Jonasa  już  nie  było.  W  klubie  również  
go  nie  widział,  i  był  za  to  wdzięczny.  To  dało  mu  czas,  by  ponownie  skupić  
się na pracy. Przed północą obsługiwał tłum z jego zwykłą mieszanką sarkazmu 
i  nadmiernego  flirtu.  Byli  tam  stali  klienci,  którzy  nie  brali  go  na  poważnie  
i kilka nowych dziewczyn, które nie wiedziały do końca czy żartował czy nie.  
Gdy  zszedł  na  swoją  przerwę  o  drugiej,  jedna  z  tych  drugich  przysiadła  się  do 
niego przy barze.  

- Czuję, że próbujesz mnie unikać. 

Spojrzał  w  dół,  by  zobaczyć  kobietę  z  ciemnymi  brązowymi  włosami  
i  w  jeszcze  krótszej  czerwonej  sukience,  a  potem  wrócił  do  swojej  krwi  
z wódką, którą sączył. 

- Nikogo nie unikam.  
-  Jeśli  tak,  to  dlaczego  nie  pójdziemy  na  tyły,  do  jednego  z  prywatnych 
pokoi? 

Blane  uśmiechną  się  szyderczo  pod  nosem.  Każdej  innej  nocy,  dokładnie  to 
właśnie  by  zrobił  i  rozkoszowałby  się  każdą  minutą.  Dzisiejszej  nocy,  ta 
propozycja  zabrzmiała  odrobinę  monotonnie.  Jak  wiele  nocy  spędził  w  tych 
pokojach z kobietami bez twarzy? 

- Więc? 

Przesunęła ręką po jego ramieniu. Przyglądał się ruchom jej dłoni, gorąca krew 
pulsująca  tuż  pod  powierzchnią.  Tam  było  ciepło.  Nie  z  miłości  czy  nawet 

                                                             

4

 Brat 

background image

zauroczenia,  ale  jedzenia.  On  był  drapieżnikiem,  pożywiającym  się  na  krwi 
ludzi. Nic nie mogło tego zmienić. Jeśli potrafił zrobić to w sposób, który dawał 
im  przyjemność,  tak  też  robił.  A  on  był  głodny.  Odsuwając  się  od  baru,  Blane 
złapał  dłoń  dziewczyny  i  ciągnął  ją  wzdłuż  korytarza  do  prywatnych  pokoi, 
stworzonych dla eksploracji  fetyszy. Ten ostatni po  lewej był jego  ulubionym  - 
buduarowy  pokój  zaprojektowany  dla  damskiej  bielizny  i  fetyszu  z  butami. 
Człowiek  przesunął  się  do  kanapy  i  usiadł,  przyglądając  mu  się  wielkimi, 
zielonymi oczami łani.  
Blane  poruszył  się,  by  siąść  koło  niej,  wsłuchiwał  się  w  dudnienie  jej  serca  i 
przyspieszający puls. 

- Zdenerwowana? 

Zaśmiała  się,  odpowiadając  na  pytanie  drżeniem  w  głosie.  Dotknął  jej  karku. 
Nie  było  powodu,  żeby  być  subtelnym  lub  nieśmiałym.  Ona  i  tak  później  tego 
nie zapamięta. Jeśli będzie krzyczała, to i tak nie będzie miało znaczenia. Pokoje  
z  fetyszami  były  pełne  dziwnych  dźwięków  i  zachowań,  na  widok  których 
normalny człowiek zadzwoniłby na 911. 

Kobieta wygięła się w jego stronę, ale zaczęła spadać, więc złapała  go po 

bokach.  Próbowała  go  przystopować,  ale  było  już  za  późno.  Zęby  Blane’a 
uderzyły  w  jej  skórę  i  zakotwiczyły,  nim  zdołała  powiedzieć  choćby  słowo. 
Gorący płyn zalał jego usta jej smakiem. Wszystko, włączając w to drinki, które 
wypiła wcześniej, po przez suplement z żelazem, który przyjmowała, połączyły 
się z szkarłatną cieczą.  

Było  tam  też  coś  jeszcze.  Jej  esencja,  ta  część  niej,  która  była  jej  życiem, 

wlewała się w  niego  i  uzupełniała  go  mocą, która  go  upajała. Jakże  łatwo  było 
by  pić,  okraść  ją  z  jej  życia,  by  przedłużyć  jego  własne.  Blane  ssał  mocno, 
biorąc następny głęboki łyk z dziewczyny. Wiła się i jęczała, czując się odrobinę 
jak  Christiana,  gdy  leżała  pod  nim  w  siłowni.  Mocniej  przytrzymał  ciało 
kobiety,  by  była  nieruchoma  i  przełknął  jeszcze  jeden  łyk.  Nie  zamierzał 
przepaść,  myśląc  o  tej  irytującej,  zadzierającej  nosa  wampirzycy,  którą  miał 
obserwować. Albo o tym, jak bardzo jej pragnął. 

Kobieta  pod  nim  jęknęła  odrobinę  słabiej,  przyciągając  jego  uwagę.  

Jej serce biło znacznie wolniej. Wziął dostatecznie dużo krwi. Nawet jeśli chciał 
pić  dalej,  dokończyć  ją,  nie  był  mordercą.  Co  najmniej,  nie  kiedy  jego  własne 
życie  było  w  niebezpieczeństwie,  albo  kiedy  bronił  innych.  Wyciągnął  swoje 
zęby i zamknął ranę, by ustrzec ją przed wykrwawieniem się.  

Oczy  człowieka  były  zamknięte.  Zasłona  ciemnych  rzęs  sprawiła,  że 

wyglądała bardziej dziecinnie. Niewinnie. A on - potwór, który ją sprofanował, 
gapił  się  na  nią,  uzupełniony  o  krew,  której  ona  potrzebowała,  by  ożywić  swe 
ciało.  Blane  mocno  przełknął  i  ześlizgnął  się  z  kanapy.  Musiał  wymazać  jej 
wspomnienia, a potem stamtąd znika. Biorąc pod uwagę, iż czuł się jak totalny 
dupek, nie był w stanie kręcić się tutaj, poszukując rozmowy z kolacją. 
 
 

background image

Rozdział 4  
 
Dwa Tygodnie Później 
 

-Blane.  

Słysząc  swoje  imię  mimo  głośnej  muzyki,  Blane  odwrócił  się  w  stronę 
szkarłatno-czarnego  boksu,  w  którym,  patrząc  na  niego,  siedzieli  Michael  
i  Jonas.  Michael,  w  świeżo  wyprasowanym  ciemnym  garniturze,  wyglądał  jak 
twardziel-przywódca, za którego chciał  uchodzić. Jonas zaś wyglądał  jak stwór 
wyciągnięty z filmu. Publicznie uchodziło mu to na sucho tylko dlatego, że był 
właścicielem  klubu  i  wszyscy  myśleli,  że  jest  przebrany  w    kostium,  jak  reszta 
jego wampirzej obsługi. Widoczne u nich zmiany  były wyraźnie związane z ich 
nowymi  towarzyszkami  życia.  To  skłoniło  Blane’a  do  zastanowienia  się,  jakby 
to było mieć kogoś takiego. Kobietę wartą powrotu do domu, będącą jego drugą 
połówką, a nie taką dobrą tylko na chwilę. Blane podszedł do boksu i wyciągnął 
z ust nieco przeżutą wykałaczkę.  

-Tak, szefie?  
-Samolot  startuje  tuż  po  zachodzie  słońca  jutrzejszej  nocy.  Nie  zmuszaj 
mnie, żebym musiał iść po ciebie.  

Wargi Jonasa  uniosły się w  górę, tworząc na jego ziemistej  twarzy  niegodziwy 
uśmieszek. 

-Nie ma sprawy. Ja po niego pójdę.  

Blane zaśmiał się.  

-Chłopie, musisz znaleźć sobie jakieś hobby.  

Taaa.  Ni  cholery  nie  pokłóci  się  z  Jonasem.  Stawił  czoła  wszystkim  cechom 
Luciano. Upewnił się, oglądając jego walki z agentami, iż nikt z klanu nie byłby 
w stanie mu się przeciwstawić. 
Tak właśnie miały się sprawy.  

-Dlaczego  nie  skorzystacie  z  klatki  do  walk?  Słyszałem,  że  G.  ma  taką 

jedną, cudowną, za miastem.  
Jonas  zaśmiał  się  tak  donośnie,  że  przyciągnął  w  ich  stronę  kilka 
zaciekawionych spojrzeń, w większości wampirów, bowiem były one jedynymi 
mogącymi dosłyszeć ich słowa między dźwiękami muzyki.  

-Tylko bądź na czas, Blane.  

Michael łyknął ze szklanki.  

-Liczę na ciebie w trakcie tej wyprawy. 
-Jasne.  

Blane wsadził sobie ponownie do ust wykałaczkę i ruszył w stronę głównej sali. 
Mieli  wyjechać  wcześnie,  więc  musiał  się  pożywić.  Wiele  godzin  dzieliło 
Collins  Bay  i  Wenecję.  Oczywiste  było,  że  na  pokładzie  znajdzie  się  krew,  ale 
cóż,  nie  bezpośrednio  z  żył.  Dostałby  to  przetworzone,  odgrzewane  gówno, 
które  wzięli  z  banku  krwi.  A  skoro  Michael  nareszcie  dawał  mu  możliwość 
stania  się  kimś  więcej,  niż  mózgiem  grupy,  musiał  być  na  najwyższych 

background image

obrotach.  Przeskanował  parkiet,  przy  migotliwym  świetle  przeskakując 
wzrokiem z twarzy na twarz. Powinna  być tam parka dziewczyn, które wpuścił 
wcześniej. O ile nie wyszły – O! Tam! 

Na  skraju  parkietu  stała  młoda  dziewczyna  w  czarnej  sukience  

bez rękawów. Nie miała więcej niż dwadzieścia dwa lata, a jej ciało było wprost 
stworzone  do  gry  w  filmach  porno.  Nawet  G  się  jej  przypatrywał,  a  on  nie 
interesował  się  kobietami  poniżej  trzydziestego  roku  życia.  Blane  przeczesał 
włosy  palcami  i  skierował  się  w  jej  stronę.  Gdy  był  zaledwie  kilka  metrów  
od  niej,  dziewczyna  rozejrzała  się  i  wróciła  do  popijania  drinka.  
Nawet  z  tej  odległości  mógł  dostrzec,  jak  bardzo  stwardniały  jej  sutki.  Oj  tak, 
była  na  niego  napalona.  Wślizgnął  się  na  krzesło  obok  niej  i  usiadł  tak,  by  ich 
nogi się dotykały.  

-Hej.  

Spojrzała na niego i słodko się uśmiechnęła, ukazując dołeczki w policzkach.  

-Jak ci na imię?  
-Dahlia. – usiłowała przekrzyczeć muzykę.  
-Więc, Dahlio. Chciałem ci tylko coś powiedzieć.  

Jej brwi poszybowały w górę.  

-Co takiego?  

Pochylił się, prawie dotykając ucha dziewczyny swoimi ustami. Moc wewnątrz 
niego rozbłysła, szykując się do działania, skupił się więc na poskramianiu woli 
młodej  kobiety.  Tylko  odrobinę,  by  przyspieszyć  zabawę.  Nie  był  w  końcu 
fanem  gwałtów.  Jak  się  okazało,  nie  potrzeba  było  tracić  kilku  godzin,  
by  przedrzeć  się  przez  jej  obronę.  Użył  więc  tylko  niewielkiej  ilości  mocy,  
by ją rozluźnić.  

-Obserwowałem cię całą noc i nie potrafię przestać tego robić.  

Dahlia  zachichotała.  Mógł  poczuć  ciepło  bijące  z  jej  twarzy,  gdy  się 
zaczerwieniła, mimo tego jednak się nie odsunęła.  

-Dzięki.  
-Chodźmy gdzieś indziej. 

Wygięła brew w górę, spoglądając  na niego.  

-Nie zamierzam cię skrzywdzić. Nie  musimy opuszczać klubu. Chodźmy 
tylko w jakieś spokojniejsze miejsce. 

Dahlia  wzruszyła  ramionami.  Złapał  więc  jej  dłoń  i  pociągnął  w  dół  korytarza, 
do prywatnych pokoi. Blane wprowadził ją do jednego z nich i zamknął za nimi 
drzwi,  zatrzaskując  zamek,  gdy  już  weszła  do  środka.  Dziewczyna  wyłączyła 
światło.  Pokój  zalała  ciemność,  ożywiając  jego  zmysły.  Zapach  jej  krwi  
i wilgotnej skóry zalały pokój. Uśmiechnął się. Ha, gdyby ona tylko wiedziała!  

-Lubię, gdy jest ciemno.  

Jej głos był niski i uwodzicielski.  

-Nie masz nic przeciwko, prawda?  
-Nie, wcale.   

background image

Blane  wyciągnął  wykałaczkę  z  ust  i  upuścił  ją  na  podłogę,  przysunął  się  
i  schwycił  dziewczynę.  Jego  dłonie  zamknęły  się  wokół  jej  gorących  ramion  
i  przyciągnęły  do  niego.  Nie  będzie  żadnej  gry  wstępnej,  żadnego  udawania. 
Tak,  jak  to  było  z  każdą  inną  kobietą,  dopóki  Christiana  nie  weszła  w  jego 
życie.  To  będzie  wielki  dzień,  gdy  ta  samica  zniknie  z  jego  życia.  
Wtedy  -  może  –  sprawy  wrócą  do  normalności,  a  on  przestanie  marzyć  o  niej 
każdego  przeklętego  dnia.  Ręka  dziewczyny  skierowała  się  prosto  do  jego 
suwaka.  

-Whoa!  

Wycofał się w stronę drzwi.  

-Chcesz, żebym przestała?  
-Nie powiedziałem tego.  

Przyciągnął  jej  twarz  do  swojej,  lecz  jej  nie  pocałował.  Nigdy  ich,  ludzi,  nie 
całował. To nie wydawało się uczciwe. Zamiast do ust, ruszył do kąta delikatnej, 
gorącej 

żuchwy, 

później 

skierował 

się 

do 

pulsującej 

tętnicy.  

Jej serce galopowało, kusząc go, gdy tak poruszała ręką nad jego twardniejącym 
organem.  Chciał  jedynie  jej  krwi,  ale  kimże  on  był,  żeby  odmówić  sobie 
przyjemności robótek ręcznych? W ten sposób zanurzył twarz w zagłębieniu jej 
szyi i mógł zapomnieć o jej człowieczeństwie. 
 

* * * * 

 

Christiana  golnęła  resztki  z  trzeciej  szklanki  cudownie  różowego  drinka. 

Musiała  oddać  Jonasowi  pokłon;  takie  nowoczesne  menu  było  miłą  odmianą  
dla  jej  gatunku.  Krwawe  Daiquiri,  które  sobie  zamówiła,  było  zadziwiająco 
zimne  i  inne  w  smaku,  ale  dawało  niezłego  kopa,  niczym  picie  z  odurzonego 
człowieka. Khalil będzie zainteresowany tymi  nowościami. Wstała, rzucając na 
stół dość pokaźny napiwek i zaczęła przesuwać się wzdłuż linii boksów w stronę 
wyjścia.  

-Christiana!  

Zerknęła  przez  ramię  i  zobaczyła  spieszącą  w  jej  stronę  Elenę,  compagno 
Jonasa,  wyglądającą  dziś  podobnie  do  niego.  Jej  wnętrzności  zacisnęły  się.  
Za  każdym  razem,  gdy  ta  młoda  wampirzyca  zbliżała  się,  Christiana  czuła 
dziwaczną chęć, by ją całować. Nie pierwszy raz zdarzyło jej się to w stosunku 
do kobiety, ale po raz pierwszy odczuwało tę potrzebę tak mocno.  

Inne  wampiry,  które  sprawiły,  że  można  było  tak  się  czuć,  robiły  to 

naumyślnie. Niektóre wampiry potrafiły naumyślnie sprawić, by to odczuwała.. 
Elena nie robiła niczego podobnego. Nie czyniła nic, co dałoby się wyczuć, zaś 
owo zauroczenie niestety nie było odwzajemnione.  

Urok  Eleny  był  po  prostu  magnetyczny.  Była  urzekająca.  Choć  nawet  to 

było niedopowiedzeniem. I to właśnie dlatego szła dalej, mając nadzieję, że uda 
jej się czmychnąć głębiej do klubu, nim będzie musiała stawić czoła następnemu 
przypływowi  dziwacznych  uczuć  do  Eleny.  Przez  ostatnie  dwa  tygodnie 

background image

spędzały  ze  sobą  każdą  możliwą  chwilę,  pracując  z  Jonasem  jako  przynętą,  by 
nauczyć  Elenę  kontroli  nad  jej  nowymi  umiejętnościami.  To  był  wyśmienity 
sposób, by unikać Blane’a - niestety pojawiło się to nowe zauroczenie Eleną.  

-Poczekaj.  

Elena złapała jej ramię, a następnie mocno przytuliła, w sposób zbyt ciepły, jak 
na  tę  zwykle  sztywną  samicę.  Christiana  zastygła,  choć  starała  się    nie  obrazić 
wampirzycy.  Ta  nie  zrobiła  przecież  niczego  złego,  a  dyskomfort,  który  u  niej 
spowodowała, nie był zamierzony. 

-Dziękuję ci za to, że mi pomagasz.  
-Nie ma za co.  

Christiana  zrobiła  krok  do  tyłu,  gdy  tylko  sorella  puściła  jej  ramiona. 
Pragnienie, by ją całować, było nawet silniejsze niż chwilę wcześniej, zupełnie, 
jak  gdyby  neonato  usiłowała  ją  uwieść  poprzez  magię  krwi,  choć  nie  nadszedł 
napływ emocji, który pojawiłby się wraz z taką próbą. Ciekawe.  

-To moja praca.  
-Zrobiłaś  znacznie  więcej.  Gdyby  nie  ty,  w  trakcie  pierwszego  tygodnia 
kompletnie wyczerpałabym Jonasa. - Elena się uśmiechnęła - Dziękuję ci 
za ułatwienie tego. Nam obojgu.  
-To nic takiego.  
-Proszę, powiedz, że wracasz z nami.  

Pochyliła się i wyszeptała.  

-Jesteś  jedyną  przyjaciółką,  jaką  mam  oprócz  Jonasa.  Myślę,  że  Tori  mi 
nie ufa.  

W  rzeczywistości  Tori  czuła  coś  więcej,  niż  brak  zaufania.  Christiana 
wyczuwała  od  tej  człowieczki  zazdrość  w  stosunku  do  Eleny.  Co  więcej,  
szły  za  tym  pewne  oskarżenia.  Ale  ludzka  pani  detektyw  miała  dobry  powód,  
by  nie  ufać  Elenie.  Było  w  niej  coś,  na  co  reagował  każdy  w  jej  obecności,  
co w efekcie końcowym było dość upiorne. Zdawało się, jakby była najbardziej 
pociągającą  istotą  na  Ziemi,  choć  wcale  nie  była  ponadprzeciętnie  piękna.  
A  gdy  była  w  pobliżu  padrone,  to  przyciąganie  w  jakiś  sposób  
się  intensyfikowało  i  każdy  mógł  je  odczuwać.  To  pozytywnie  elektryzowało 
powietrze.  Perfumy  Eleny  przydryfowały  w  stronę  Christiany,  przyprawiając  
ją  o  zawrót  głowy.  Taaa,  to  definitywnie  był  dobry  powód,  by  nie  ufać  Elenie 
jako kumpeli.  
Christiana odsunęła się jeszcze dalej od wampirzycy i powiedziała:  

-Nie  planowałam  zostać.  Poczekam,  zobaczymy,  czego  zażąda  ode  mnie 

Khalil.  

-Dobra,  ale  zastanów  się  nad  zostaniem  tutaj.  Mogłabyś  zamieszkać  
w domku nad basenem. 

Jasne.  Nie  ma  mowy,  żeby  została  w  tym  samym  domku  z  Jonasem  i  Eleną. 
Wtedy absolutnie nie byłaby w stanie powstrzymać się od myślenia o Blane’nie, 
co noc słysząc ich uprawiających seks.  

-Dzięki za propozycję. Rozważę to.  

background image

Zaczęła się powoli wycofywać.  

-Do zobaczenia jutrzejszej nocy.  

Christina  odwróciła  się  i  ruszyła  w  stronę  głównego  baru.  Tak,  zobaczy  ich 
dopiero  jutrzejszej  nocy,  w  drodze  do  Wenecji,  a  to  w  obecnej  chwili  ją 
uszczęśliwiało.  Nie  mogła  już  zdzierżyć  następnych  sekund  spędzonych  blisko 
Eleny i Blane’a. Jeśli nie wydostanie się szybko z Collins, dostanie seksualnego 
rozstroju.  Efektem  tego  byłoby  pewnie  zdarcie  ciuchów  z  boskiego  ciała 
Blane’a.  Przekroczyła  drzwi  oddzielające  sekcje  VIP-ów  od  głównego  baru  
i  wyciągnęła  komórkę  z  kieszeni.  Rozsunęła  urządzenie  i  spojrzała  na  ikonkę 
koperty.  Vincenzo  powinien  był  do  tej  pory  wysłać  jej  e-mail,  ale  nie  było 
żadnej wiadomość – Trach! Odbiła się od czegoś - kogoś - wielkiego i zatoczyła 
się  w  tył.  Christiana  spojrzała  w  górę,  by  zobaczyć,  na  kogo  wpadła.  
To  był  Blane.  Bez  wątpienia  wychodził  z  jednego  z  fetyszystycznie 
urządzonych pokoi, rozmieszczonych tuż za nim - czyli dokładnie tak, jak zwykł 
czynić  co  noc  od  jej  przyjazdu  do  miasta.    Widząc  go  zasuwającego    rozporek  
w spodniach, poczuła,  jak jej krew  gotuje  się z  wściekłości. Nie obchodziła jej 
kobieta, od której wyszedł. On zaś nawet na nią nie spojrzał.  

-Patrz, jak chodzisz.  
-Wylazłeś  prosto  na  mnie.  Nic  nie  poradzę,  że  jesteś  zbyt  zajęty 
uciekaniem przed jakimś czło… jakąś dziewczyną, by odrobinę uważać.  

Jego zielone oczy wwierciły się w jej twarz.  

-Aaaa. To ty.  

Jego usta rozchyliły się w szerokim uśmiechu.  

-Dalej się z nikim nie bzyknęłaś księżniczko, czyż nie?  

Chełpliwy  wyraz  jego  twarzy  sprawił,  że  zwinęła  dłonie  w  pięści.  A  potem 
spróbowała je rozluźnić. Co było w nim nie tak, że jej kontrola ulatywała w jego 
obecności przez okno? Byli na skraju erotycznych utarczek praktycznie każdego 
dnia,  od  czasu  jej  przyjazdu.  Jasne,  że  to  była  jego  wina.  On  najzwyczajniej  
na świecie nie potrafił odmówić sobie dogryzienia jej za każdym razem, gdy się 
mijali. Blane pochylił się. Mogła wyczuć zapach ludzkiej krwi w jego oddechu, 
jak i wibracje pewności siebie, a seksualne zainteresowanie owinęło się dookoła 
niej, jak zawsze, gdy był tak blisko.  

-Wiesz, bardzo chętnie zająłbym się twoim problemem.  

Wskazał kciukiem w stronę korytarza.  

-Moglibyśmy wejść do jednego z tych pokoi i…  
-Nie.  

Christiana wzięła głęboki, uspokajający oddech i spróbowała się uśmiechnąć.  

-Cóż,  jestem  pewna,  że  to  mogłoby  się  spodobać  jednej  z  twoich  canes, 
którymi tak bardzo jesteś zainteresowany, ale dla mnie w tej chwili nic nie 
mogłoby brzmieć bardziej odpychająco.  

Zacisnął szczękę. 

-Boisz się, że mogłabyś to polubić?  
-Nie wątpię, że jesteś dobrze wyszkolony.  

background image

Uśmiechnęła  się  szczerze  na  tę  myśl.  Miała  mnóstwo  czasu,  by  myśleć  o  tym  
w trakcie ostatnich dwóch tygodni.  

-I  właśnie  to  przekonanie  mówi  mi,  że  nie  potrzebuję  znaleźć  się  z  tobą 
sam na sam w jednym z tych pokoi.  

Nadmierna pewność siebie zawirowała wokół niego. Prawdopodobnie pomyślał 
sobie, że ją rozgryzł. 
Głupiec.  

-Więc rozpalasz się dla mnie.  
-Wprost przeciwnie. Uważam, że jesteś szowinistycznym narcyzem.  

Christiana wyszczerzyła zęby, po chwili zmuszając szczękę do rozluźnienia się. 
Podobała  jej  się  myśl,  że  on  nie  zrozumiał,  co  oznaczała  jej  zniewaga,  choć 
Blane  dowiódł  jej  w  trakcie  ostatnich  dwóch  tygodni,  że  jest  znacznie 
inteligentniejszy, niż na to wyglądał.   

-Ale myślisz, że jestem gorący.  
-Nie jesteś w moim typie.  

Było  to  kłamstwo.  Szczerze  mówiąc,  on  był  atrakcyjny;  szeroka  ściana 
opalonych  muskułów  z  barkami  wykraczającymi  poza  czarno-zielone  włosy 
okalające jego twarz, czy kolczyk w uchu. Żadna kobieta o zdrowym umyśle nie 
nazwałaby go nieatrakcyjnym. Ale ona nie zamierzała dać się teraz na to złapać. 
Spędziła  całą  podróż,  unikając  Blane’a  i  jego  awansów.  Zbyt  dużo  ją  to 
kosztowało,    by  teraz  się  poddać.  Christiana  obeszła  go.  Blane  schwycił  jej 
ramię i przyciągnął, by znów na niego  musiała spojrzeć.  

-A jaki jest twój typ, Księżniczko?  

Jęknęła. Sposób, w jaki uparł się, by tak ją nazywać i ton jego głosu sugerował, 
że myśli o niej jako  snobce, a to zaczęło działać jej na nerwy.  

-Ktoś ze smakiem i szacunkiem dla samego siebie.  
-Uaaa! To zabolało.  

Złapał się za pierś i zachichotał.  

-Czyżbym  nie  był  dostatecznie  nadęty,  jak  na  twoje  standardy?  Nie 
schlebiaj  sobie.  Gotów  jestem  zrobić  ci  przysługę.  Proponuję,  że  cię 
wypieprzę, a nie, że zostanę twoim compagno. 
-Osoba  w  moim  wieku  nie  będzie  marnowała    życia  na  fratello 
szukającego  tylko  szybkiego  bzykanka.  To  nigdy  nie  jest  takie 
nieskomplikowane.  
-No cóż,  ty też nie jesteś w moim typie.  

To  ją  zabolało.  Ale  tylko  dlatego,  że  Christiana  wiedziała,  iż  była  to  prawda; 
Blane wielokrotnie to udowadniał. Mimo to odpowiedziała:  

-Oświeć mnie.  
-Jesteś sztywna, jakbyś miała kij w dupie.  
-Bo nie padam na kolana, ubóstwiając ziemię, po której stąpasz?  
-Dlatego, że nie zaprzeczyłaś, że ci się podobam.  

Pochylił się w jej kierunku.  
  

-Albo dlatego, że podobają ci się kobiety. 

background image

W gardle Christiany urosła gula. Zawahała się, obawiając powiedzieć coś więcej 
na ten temat.

 

Blane był za inteligentny.  

-No nie! Chyba postradałeś zmysły.  
-Widziałem, jak pracowałaś z Eleną. Testowałaś ją. Ale nie martw się. 
Nikomu o tym nic nie powiem.  

Już  otworzyła  usta,  gotowa  do  kłótni,  ale  nie  mogła  przecież  powiedzieć 
Blane’owi  o  swojej  teorii.  Wampiry  z  sukubim  talentem  były  dokładnie 
kontrolowane przez Radę, ponieważ stanowiły niesamowite niebezpieczeństwo. 
Ich  ugryzienie  mocno  uzależniało  z  powodu  wyjątkowo  silnie  odczuwanej 
przyjemności.  Gdyby  on  lub  ktoś  z  najbliższych  dowiedzieli  się,  o  co 
podejrzewała Elenę, mogliby ją ukryć. Albo jeszcze gorzej.  

-Oszukujesz  się  jeszcze  bardziej,  niż  podejrzewałam.  Po  prostu  trzymaj 

się ode mnie z daleka, dopóki nie wyjadę. Ponownie zaczęła go okrążać.  

-Po tej nocy już nigdy więcej mnie nie zobaczysz.  

Blane  tym  razem  jej  nie  zatrzymał  i  pozostał  w  tyle,  pozwalając  jej  wyjść  
z klubu, tak  jak sobie  tego życzyła. Więc  dlaczego jakaś jego część tak bardzo 
pragnęła ją zatrzymać? 
 
 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

Rozdział 5  

Blane upchnął swoje skarpetki w głąb torby podróżnej. 

-Dostawa  fosforyzujących  naboi  i  srebra  przybędzie  do  doków  
w  czwartkową  noc.  Upewnij  się,  że  tutaj  dotrą.  Ukryj  je  w  piwnicy,  a  ja 
zajmę się nimi, gdy wrócę.   

Zasunął zamek.   

-Dostawca  z  FedExu  powinien  dostarczyć  paczkę  w  piątek.  Połóż  ją  na 
mojej komodzie.   

Spojrzał w górę na Arracado.   
  

 -Ale jej nie otwieraj.  

Handlarz krwi w klanie - albo, jak Jonas upodobał sobie go nazywać, „czerwony 
alfons”  –  siedział  na  krawędzi  łóżka  Blane’a  ubrany  w  jasno-szarą  koszulkę, 
czarne,  luźne  spodnie  i  pasujący  do  całości  płaszcz.  Jego  krótkie  złote  włosy 
były  uniesione  na  czubku  głowy,  przypominając  tym  irokeza.  Wysoko  wygięte 
brwi rozjaśniały już i tak przejrzystą powierzchnię jego jasnozielonych oczu, co 
wyglądało bardzo niepokojąco.   

-To musi być coś paskudnego.  

Blane wybuchnął śmiechem.  
   

-To dość niezwykłe zamówienie.  

  

 -Nie chcę wiedzieć co to, prawda?  

   

-Raczej nie.  

Blane  zarzucił  torbę  na  ramię.  Gdyby  inni  poznali  wszystkie  osobliwe  prośby  
od  niektórych  wampirów  z  nieco    niezwykłymi  gustami,  z  jakimi  musiał  sobie 
radzić na co dzień, wszyscy widzieliby ich w zupełnie innym świetle. Cóż, może 
akurat nie Arracado.  

  -Dobra.  

Arracado przeszedł w stronę drzwi.  
  

-A tak w ogóle, kogo będziesz ochraniał?  
-Mam  być  wsparciem  dla  Michaela  i  Tori.  Jeszcze  nie  powiedzieli  mi,  
co mam dokładnie robić.  

  

-To zwykle należy do obowiązków Gregoriego, prawda?  
-G będzie prowadził The Dungeon, dopóki nie wrócimy.   

Blane zaśmiał się, zatrzaskując drzwi tuż za sobą.   

-On nie może latać – dostaje wtedy mdłości.  

Fratello zadławił się ze śmiechu.   
  

-A to ci dopiero!  

  

-Wszyscy mamy swoje słabości.   

background image

Blane podążył za nim w dół korytarza, w stronę frontowych drzwi.  
  

 -Sądzę, że jestem gotowy by wyruszyć w drogę.  

Arracado  otwarł  drzwi  i  ruszył  do  czarnego  Mercedesa,  którego  zaparkował 
kilka wolnych miejsc dalej od pozostałych samochodów. Jak zwykle obawiał się 
nawet najmniejszego zadraśnięcia karoserii.   
  

 -Pomyśl, że z dziewczyną Khalila wszystko poszło dobrze.  
  -Christianą?   

Blane rzucił swoją torbę na tylnie siedzenie, następnie otworzył drzwi pasażera.  
Obaj usiedli, zamykając drzwi praktycznie w tym samym czasie.  
Arracado odpalił samochód.  

  -Z tą, którą śledziłeś?  

Blane się zaśmiał.                                                              

-Dokładnie tą.  
-Jonas powiedział, że miałeś niezły ubaw, bawiąc się nią. Co prawda, było 
to nieco okrutne.  

 Dobrze.  I  właśnie  tak  mieli  myśleć.  Żaden  facet  nie  chciał  władczej  kobiety. 
Tylko cipki pozwalały kobietom  mówić, co mają robić, tak zwykł mawiać jego 
ojciec.  Więc  nikt  nie  musiał  wiedzieć,  jak  cholernie  była  seksowna,  gdy 
zaciskała pięści i uderzała go w twarz. A już z pewnością nie musieli wiedzieć, 
jak  robił  się  twardy,  gdy  przybierała  postawę  mówiącą  „jestem  lepsza  od 
ciebie”. Pomyśleliby sobie, że jest świrem.   
Właściwie to oni już tak myśleli. To jedynie by ich w tym upewniło.   
  

 -Ale cóż za ciało, sam chętnie bym się z nią umówił 

Powiedział  Arracado,  wykręcając  samochodem.  Coś  wewnątrz  Blane’a 
zawarczało,  ale  nie  dopuścił,  by  to  się  ujawniło.  Potrząsnął  głową.  Dlaczego 
wciąż  miał  uczucie,  że  ona  należały  do  niego?  Nie  miał  do  niej  żadnych  praw. 
Ona nawet go nie lubiła. Mimo tego, od czasu tamtej pierwszej nocy,  nie mógł 
nawet  zjeść  bez  myślenia  o  niej.  Dzięki  Bogu,  że  dziś  wyjeżdżała.  Nareszcie 
wróci  do  normalnego  życia.  Samochód  pędził  główną  drogą,  powoli  skręcając  
w  stronę  lądowiska.  Drugi  wampir  na  niego  spojrzał,  jego  brwi  nieznacznie 
zjechały ku sobie.  

  -Czego?  

  

 -Nic. Mógłbym przysiąc, że zawarczałeś.  

Blane wybuchnął śmiechem, brzmiącym prawie tak, jak naturalny.   
  

 -Wydaje mi się, że masz problemy ze słuchem.  

  

 -Możliwe.   

background image

Arracado  siedział  wygodnie  na  swoim  siedzeniu,  przypominając  odrobinę  
za bardzo jakiegoś gościa z reklamy drogich samochodów.  

  -Albo po prostu ją lubisz.  
  -Jasne. To właśnie to. Uwielbiam szalone suki, które na mnie wrzeszczą.  

Tym razem zaśmiał się Arracado.   

  -Może  tak  właśnie  jest.  A  może,  jest  tak  właśnie  dlatego,  że  ona  

nie  wierzy  w  nawet  jedno  cholerne  słowo,  które  powiedziałeś.  Widziałem,  
jak rozmawiałeś z nią wczorajszej nocy u Michaela.   
Blane postarał się, by nie zacisnąć szczęk.  

-I?  

   

-Naprawdę zamierzasz powiedzieć mi, że ona na ciebie nie działa?  

   

-Chyba straciłeś swój cholerny rozum, Rac-a-do.  

Ciche  warknięcie  dobiegło  z  fotela  kierowcy.  Ta  ksywka  zawsze  załaziła  
mu  za  skórę,  co  pozwoliło  odsunąć  myśli  Arracado  od  tego  tematu.  
Wampir  zesztywniał  i  wziął  głęboki  wdech,  starając  się  za  wszelką  cenę 
zignorować  obrazę,  choć  przez  całą  drogę  jego  pięści  nie  rozluźniły  się  na 
kierownicy. Nie powiedział ni słowa do końca drogi na lotnisko. Gdy samochód 
się zatrzymał, Blane otworzył swoje drzwi. Arracado odwrócił się w jego stronę.  

-Wiesz,  każdego  wieczora  widuję  facetów  pieprzących  kobiety  tylko  po  
to, by udowodnić, że są normalni.    

Blane zaczął wysiadać. Nie potrzebował gatki umoralniającej.    
Drugi mężczyzna złapał go za ramię.  

-Ale  gdy  przychodzą  do  mnie,  szukają  kogoś,  kto  ich  dowartościuje. 

Szukają  wyzwania,  bo  są  nieszczęśliwi  przez  własne  kompleksy  i  swoje 
kobiety.  Pragnienie  tego  nie  zagraża  twojej  męskości.  Nie  przeżyj 
własnego życia, próbując zaimponować innym.    

  

 -Jasne. Spróbuje zapamiętać.  

Wyszarpnął ramię i otworzył boczne drzwi, by dostać się do swojej torby.   

-Nie  ma  powodu  świrować.  -  Powiedział  Arracado,  odwracając  się  do 

tyłu. - Nic nie powiem. Pełna dyskrecja, zawsze.   

  

 -Czasem zaczynasz naprawdę przeginać.  

Wyciągnął torbę i stanął na chodniku.   
  

 -Dzięki za przejażdżkę,  - wymamrotał zatrzaskując za sobą drzwi.   

Nawet  za  zamkniętymi  drzwiami,  odchodząc,  mógł  usłyszeć  przeklinającego 
Arracado.  Wyszczerzył  się.  Spacerkiem  przeszedł  przez  bramę,  a  następnie 
przez  asfalt  do  wymuskanego  prywatnego  odrzutowca,  którym  Khalil  wysłał 
Christianę. Blane wspiął się po schodach i wszedł do środka, gdzie już siedzieli 

background image

jego  padrone  oraz  cosca.  Rozejrzał  się,  ale  nie  dostrzegł  Christiany.  
Musiała polecieć innym lotem. Miał taką nadzieję. Samolot, stylowo urządzony 
w  odcieniach  brązu  i  kremu,  był  znacznie  większy,  niż  się  spodziewał.  
Mogliby  przetransportować  całą  drużynę  koszykarską  na  pokładzie,  
a  i  tak  mieliby  jeszcze  mnóstwo  miejsca.  Albo  Khalil  kupował  tylko  to,  
co najlepsze, albo chciał mieć pewność, że jego księżniczka przybędzie w glorii 
i chwale. Prawdopodobnie chodziło o to drugie. Jonas uśmiechał się ze swojego 
miejsca na  małej kanapie,  gdzie siedział obok Eleny  po  lewej stronie  maszyny. 
W ciemnym garniturze wyglądał jeszcze straszniej niż zwykle.   
   

-Rozczarowałeś mnie.   
  -Dlaczego?  

  

 -Liczyłem, że skopię ci dupsko.   

Uśmiechnął się głupkowato.   

  -Nie pozwól, by kostium Halloweenowy uderzył ci do głowy.  

Michael siedział po drugiej stronie przejścia, obok Tori, która przeglądała jakiś 
magazyn.  Nawet  jeśli  była  zdenerwowana  byciem  jedyną  żywą  istotą  
na pokładzie, nie okazywała tego. Dziewczyna miała jaja.   
Padrone skinął w jego kierunku.  

 -Dziękuję za przybycie na czas.   
-Nie  mogłem  pozwolić,  by  J  po  mnie  przyszedł.  Kiedy  już  bym  z  nim 
skończył, nie byłby taki sam.    

Blane  umieścił  torbę  na  pustym  siedzeniu  obok  nich,  podczas  gdy  reszta 
zanosiła się śmiechem.    
   

-Wciąż wierzysz w te mrzonki, hym? – Spytał Jonas.    
-Może  powinniśmy  spróbować  walki  w  tych  klatkach,  którymi  zajmuje 
się Gregory.  

Pilot wychylił głowę zza drzwi kabiny.   
  

 -Proszę zająć swoje miejsca. Jesteśmy gotowi do startu.    

Drzwi  znów  się  zatrzasnęły.  Blane  wślizgnął  się  na  miejsce  obok  Michaela  
i Tory.   

 -Więc co dokładnie mam robić w trakcie tej wycieczki?  

   

-Dbać, by Christiana była bezpieczna.   

Gdyby  nie  należał  już  do  martwych,  Blane  przysiągłby,  że  gula  w  jego  gardle 
spowodowałaby jego śmierć. 

-Chyba sobie żartujesz. Byłem przy niej przez ostatnie dwa tygodnie. Ona 
nie może mnie zdzierżyć.   

background image

-Jest  pod  naszą  opieką,  dopóki  nie  będzie  w  domu  z  Khalilem.  Chodziły 
plotki o przecieku odnośnie lokalizacji naszego spotkania. Możemy zostać 
zaatakowani  przez  Agencję  w  Wenecji,  a  skoro  my  będziemy 
odpowiedzialni  za  obronę  naszych  towarzyszek,  ty  będziesz  chronił 
Christianę.   
  -Michael, nie sądz-  
-Nie  ma  innego  wyjścia,  Blane.  Wiem,  że  wasza  dwójka  się  nie  lubi.  
To właśnie dlatego ty jesteś doskonałym wyborem.   

   

-To jasne jak błotko.   

Tori  parsknęła  krótkim,  urywanym  śmiechem,  i  skryła  się  za  przeglądany 
magazyn.   

-  Dwie  noce  temu  Khalil  poinformował  mnie,  że  przyobiecał  ją  padrone 
Rzymu.  

Echh.  Blane  wiedział,  że  niektórzy  z  liderów  aranżowali  połączenie  swoich 
znajomków  ze  swoimi  dziećmi,  ale  nigdy  nie  poznał  nikogo,  kogo  naprawdę  
by  to  spotkało.  Christiana  była  najsztywniejszą  kobietą,  jaką  w  życiu  poznał. 
Nie  było  mowy,  żeby  przystała  na  wymuszony  związek,  taki  którego  by  nie 
akceptowała. 

-Czy ona już wie?  

Michael uniósł brew, powoli obserwując jego twarz.   

-Dlaczego cię to obchodzi?  
-W zasadzie nie bardzo.  
-Więc  tylko  się  upewnij,  że  jest  bezpieczna.  Ostatnią  rzeczą,  jakiej 
potrzebujemy, jest to, by coś jej się przydarzyło na naszej warcie.  

Rzucił  tylko  okiem  na  Jonasa  i  znów  patrzył  na  niego,  jak  gdyby  mieli  jedną  
z tych umysłowych pogawędek.   

-I  nie  wspominaj  o  tym  jej  zaaranżowanym  vincolare.  To  już  działka 
Khalila.   

Blane  potaknął.  Nie  powie  jej  o  tym.  Ostatnią  rzeczą,  jakiej  pragnął,  było 
ściągnięcie gniewu wampirzego króla na swój tyłek.   
 

* * * * 

  

Christiana ułożyła ostatniego włosa na swoje miejsce i poprawiła różowy, 

kaszmirowy sweter. Potrzebowała gorącej kąpieli, ale odrzutowiec nie oferował 
takich  luksusów.    Spanie  tu  w  ciągu  dnia  nie  było  najlepszym  wyborem  na 
świecie,  ale  utrzymało  ją  z  daleka  od  śmiesznie  zielonowłosego  wampira, 

background image

Blane’a.  Czując, jak samolot unosi się w powietrzu, wiedziała, że byli w drodze 
do Wenecji  na   Luna di  Anima

5

, coroczne  spotkanie wampirzych  rodzin,  gdzie 

mogli  oddać  się  dyskusjom  politycznym  i  celebrować  nadchodzący  nowy  rok, 
wydając bale i przyjęcia.   
Wracała do życia, do którego była przyzwyczajona.   

Otworzyła  drzwi  i  przeszła  przez  wąski  korytarz  prowadzący  do  części 

siedzącej. Jej oczy dryfowały od twarzy do twarzy, zatrzymując się gwałtownie 
na Blanie.  Co on na BOGA robił na pokładzie?  
Michael przytulił do siebie mocno swojego człowieka.   

 -Christiano. Dobrze spałaś?   

   

-Tak. Dziękuję.   

Ruszyła do jedynego wolnego fotela, tuż obok Blane’a. Usiadła i pozwoliła, by 
aura  jego  emocji  jej  dotknęła.  Nie  była  to  jak  zwykle  wypływająca  z  niego 
arogancka duma. Zamiast tego był poważny, wręcz przepełniony współczuciem.   
To sprawiło, że zaczęła się zastanawiać, co wydarzyło się, gdy spała.   

-Będziesz  miała  coś  przeciwko,  jeśli  ja  i  Tori  położymy  się  na  chwilę? 

Ona jeszcze w ogóle nie spała.   

-Czujcie się jak u siebie.   

Patrzyła,  jak  ta  dwójka  przechodzi  na  tył  samolotu.  Jonas  i  Elena  wtulali  
się  w  siebie,  siedząc  na  podwójnym  fotelu  przed  wielką  plazmą  wiszącą  na 
północnej ścianie, ze słuchawkami na uszach.   
   

-Nie zastanawiasz się, dlaczego tu jestem?  

Blane  przyglądał  się  uważnie  jej  twarzy.  Jego  przyciszony  głos  nie  zdradzał 
żadnych emocji.  
   

-Zaciekawiło mnie to.  

  

-Michael wyznaczył mnie, bym cię strzegł.  

Zaśmiała się.  
   

-Ja nie potrzebuje twojej ochrony.   

   

-Mam swoje rozkazy.  

   

-Natychmiast po przybyciu na miejsce każę Khalilowi uwolnić cię od  
twojego obowiązku.  

Posłał jej dziwne spojrzenie. Współczucie, wyczuwalne w jego aurze, wzmogło 
się.   

-Co  jest  nie  tak  z  tobą?  Sprawiasz  wrażenie,  jakbyś  rozmawiał  z  kimś,  
komu właśnie zginął kot.   

Blane wziął głęboki wdech i uśmiechnął się krzywo.    

                                                             

5

 Księżyc Duszy     

background image

-Zrobiło mi się ciebie żal. Pewnie nudziarstwem jest życie w tak nadętym 
miejscu, z tymi wszystkimi starymi wampirami.   

   

-Nie wszyscy możemy być beztroscy i zielonowłosi, Blane.     

   

-Musisz choć raz ze mną wyjść. Może zmieniłabyś zdanie.   

Zachłysnęła się.  
   

-Zapraszasz mnie?  

   

-Może?  

Taaa. Jasne. Nie zamierzała dać się  na to  nabrać. Prawdopodobnie  miał zamiar 
zarywać panienki w czasie, gdy będzie zajęta w Wenecji jako tłumacz. 
Christiana  wyciągnęła  laptop  spod  siedzenia.  Uniosła  pokrywę  i  czekała,  aż  jej 
program  z  e-mailami  się  uruchomi.  Pozwoliła  na  pobranie  wszystkiego,  co 
przegapiła, a następnie zaczęła czytać tytuły wiadomości.   
  

 -Nie musisz się aż tak ekscytować.  

Rzuciła  okiem  na  Blane’a,  klikając  na  e-mail  o  tytule  „Nasze  Pierwsze 
Spotkanie”.  
   

-Mam już umówioną randkę na ten tydzień.  

   

-Doprawdy? Znalazłaś kogoś, kto buja się w księżniczkach, huh?   

   

-Znalazłam gentelmana, tak.  

   

-I gdzie znalazłaś ten skarb?  

   

-To już nie twój biznes.  

Blane  pochylił  się  do  przodu,  jego  czarno-zielone  włosy  gładko  się  poruszały  
i opadały wokół jego twarzy.  
Wyszeptał,  
  

-Nie mów, że znalazłaś go na serwisie randkowym.  
-Poznałam go przez stronę Rady.   

To  była  prawda.  Vincenzo  znał  tę  stronę  i  poznał  ją  na  jednym  z  sekretnych 
czat-roomów,  co  potwierdzało,  kim  był.  A  po  tych  wszystkich  rozmowach 
skontaktował się z nią. Blane zachichotał.   
   

-Nie pójdziesz na randkę w ciemno z kimś, kogo poznałaś w sieci.   

  

-Nie prosiłam o twoją zgodę.  

  

-A powinnaś.  

Uniósł brew.     
  

-Ochraniam cię. Pamiętasz?  

  

-I tak pójdę, - zagderała.   

  

-No to zobaczymy, Księżniczko.  

Blane odchylił się i założył ręce za głowę. Ta znajoma arogancja wprost z niego  
promieniowała.  

background image

  

-Jeśli będziesz grzeczną dziewczynką.  

Pokazała mu środkowy palec.  
  

-Och!  

Zaśmiał się głośniej.  
  

-Nie widziałem, że uczą tego w prywatnych szkołach.  

Christiana skupiła się na e-mailu, który zajmował większą część ekranu.  
  
  

Najdroższa Julio, 

Będę na spotkaniu i nie potrafię wyobrazić sobie niczego przyjemniejszego 

od zobaczenia ciebie. Znajdziesz mnie przy STATULE 

na środku DZIEDZIŃCA tuż po północy, w trakcie maskarady. 

Do tego czasu, 

Twój Romeo. 

  
Uśmiechnęła  się.  Był  to  często  wygłaszany  banał,  ale  ostatecznie  była  to 
najromantyczniejsza wiadomość, jaką w życiu otrzymała. Każdy poprzedni facet 
pragnął  ją  kontrolować  lub  posiąść  z  powodu  jej  władzy.  Już  dosłownie  za 
chwilę  miała  poznać  kogoś,  kto  pragnie  jej  tylko  i  wyłącznie  z  powodu  jej 
osobowości.  
  

-Och, musisz sobie ze mnie robić jaja! To najbardziej żenujący tekst, jaki 

w życiu czytałem.  
Oczy  Christiany  skoczyły  w  stronę  rozbawionej  twarzy  Blane’a  nachylonej 
zdecydowanie zbyt blisko i czytającej jej list. Jak mogła przegapić jego ruchy?  
  

-Ani jednego słowa, neonato!    

Właściwie  to  nie  był  już  dzieckiem,  ale  był  od  niej  młodszy.  Wyszarpnęła 
pokrywę  laptopa  z  ręki  Blane’a  i  zatrzasnęła  go.  Wampir  wrócił  na  swoje 
miejsce.   
   

-Nie spotkasz się z nim.   

  

-A ty nie będziesz mi mówił, co mam robić.   

Uśmiechnął się leniwie.   
   

-Przekonasz się, ze tak.   

  

-Jesteś takim…   

Zazgrzytała zębami, co przyciągnęło uwagę Jonasa i Eleny.  

-Jesteś–    Ty  mięczaku.  Trzymaj  się  ode  mnie  z  daleka,  ty  ignorancki 
chamie!  

background image

Jego twarz znieruchomiała, wyraźnie zacisnął szczękę. W  mgnieniu oka,  Blane 
skoczył  na  nogi  i  przyszpilił  ją  do  siedzenia,  obejmując  ramionami  jej  barki. 
Meble  wewnątrz  samolotu  zatrzęsły  się,  ale  nie  sądziła,  żeby  miało  to  coś  
wspólnego z turbulencjami.  
Pochylił się. Zbyt blisko.   

-Posłuchaj,  Księżniczko.  Wiem,  że  przywykłaś,  by  całowano  twój  tyłek, 
ale nie jestem twoim sługą.  

Wgapiał się w nią, sprawdzając czy będzie miała czelność coś odpowiedzieć.  

-Khalil  nie  ma  na  tyle  mocy  i  dostatecznie  dużo  ludzi,  by  powstrzymać 
mnie przed rozszarpaniem cię na części, jeśli jeszcze raz tego spróbujesz.    

Ktoś szarpnął jego ramię, ale on nawet się nie poruszył.  
   

-Blane.  

Głos Jonasa był surowy.  
Pociągnął  Blane’a  za  ramię,  a  wampir  pozwolił  mu  się  odciągnąć.  
Meble dookoła niej przestały grzechotać z powodu jego gniewu.   
  

-Zostaw ją.  

Jego oczy skierowały się w stronę Christiany i spojrzały na nią ostrzegawczo.  
  

-Ona nie jest tego warta.   

Coś  w  lodowatym  spojrzeniu  Jonasa,  tak  wyjątkowo  gościnnego  do  tej  pory,  
i ton jego głosu sprawił, że ten komentarz zabolał. On naprawdę myślał, że ona 
nie była tego warta. Jak gdyby była kimś mniej wartym od niego. W dziwaczny, 
pokręcony  sposób,  to  miało  sens.  Dla  tej  grupki  Włoskich  mafiosów  była 
niczym  więcej,  jak  tylko  rozpieszczonym  bachorem  oraz  szpiegiem  dla  lidera. 
Była głupia, myśląc, że postrzegali ją jako jedną z nich. 

 

* * * * 

 

Christiana  przeciągnęła  się,  a  później  rozejrzała,  obserwując  ciemne, 

nieruchome  wnętrze  odrzutowca.  Jonas  i  Elena  spali,  opierając  się  o  siebie. 
Michael i Tori nadal byli w sypialni; nawet siedząc tutaj wyczuwała człowieka.   

Blane’a nie było w zasięgu wzroku. Zdawało się być późno, ale z powodu 

różnicy czasu  nie była tego do końca pewna. Odsunęła nieco roletę zakrywającą 
okno ciągnące się wzdłuż kanapy. Nie ukazało się żadne światło.  Pociągnęła ją 
odrobinę bardziej. Było późno, prawdopodobnie blisko północy; księżyc w pełni 
rzucał  cień  na  budynki.  Trzy  czarne  limuzyny  rozciągały  się  przy  białych 
schodach  prowadzących  na  zewnątrz  odrzutowca.  Christiana  obciągnęła 

background image

koszulkę  i  ruszyła  do  wyjścia.    Otworzyła  drzwi  samolotu  i  spojrzała  w  dół 
schodów. Ktoś później odbierze jej rzeczy. Teraz potrzebowała kąpieli.  
   

-Gdzie się wybierasz?  

Spytał  Blane  stojący  tuż  za  nią.  Christiana  westchnęła  głęboko,  a  następnie 
odwróciła się w jego stronę.  
   

-Zamierzam zameldować się w moim pokoju.  

   

-Nie beze mnie.  

   

-Nie idziesz ze mną.  

Odwróciła się i szybko zeszła po schodkach.  

-A  właśnie  że  idę.  Michael  nakazał  mi  być  przy  tobie,  dopóki  Khalil 
osobiście mnie z tego nie zwolni.   

Przeszła  przez  chodnik  ku  pierwszej  limuzynie,  gdzie  szofer  szeroko  otworzył 
drzwi.  Wślizgnęła  się  do  środka,  a  później  zatrzasnęła  mu  przed  nosem.  
Nie jedzie. Koniec konwersacji. Szarpnął klamką i drzwi znów stanęły otworem.   
Blane patrzył na nią, gdy usadawiała się na miejscu, by po chwili samemu wejść 
i zatrzasnąć za sobą drzwi.  
   

-Zaczynasz mnie wkurwiać, Księżniczko.  

   

-Przestań mnie tak nazywać!  

   

-Przestań się tak zachowywać.  

 Gdy  limuzyna  ruszyła,  odwróciła  się  w  jego  stronę,  starając  się,  by  jej  twarz 
wyglądała rozsądnie i spokojnie.   

-Spójrz  na  mnie, Blane. Naprawdę doceniam to, co robisz, ale  nie zniosę 
nawet jednej minuty więcej. Ty również nie chcesz być blisko mnie.   

Odwrócił głowę i gapił się przez okno, mięśnie na jego szczęce pracowały.  

-Więc  ułatwmy  to  sobie.  Zostanę  w  swoim  pokoju,  a  razem  będziemy 
jeździć na spotkania, żeby wszystkich uszczęśliwić.  

  

 -Czego sobie tylko życzysz.  

   

-Dziękuję Ci.  

Christiana poprawiła się na siedzeniu.  
   

-To nie musi być takie trudne. Zobaczysz.  

   

-Jasne.  

  
Słowo  to  wypowiedział  płaskim,  nieczułym  tonem.  Nie  było  mowy,  żeby 
zostawił ją samą, nie teraz. Nie, Blane był za dobry w wykonywaniu  rozkazów 
Michaela, by  uwierzyła, że zrobi cokolwiek innego, niż przykazał  mu padrone
Wymknięcie się spod jego opieki będzie wymagało odrobinę więcej finezji.   
  

background image

Rozdział 6  
  

Drzwi  limuzyny  otworzyły  się  i  Blane  stanął  na  chodniku.  Powinienem 

bardziej  uważać,  Christiana  mogłaby  przecież  zauważyć  erekcję  rozpierającą 
jego  spodnie.  Jak  mogły  podniecać  go  jej  tyrady?  Powinien  być  męski, 
dominujący, ale za każdym razem, gdy wyrzucała z siebie te charakterne napady 
złości,  coś  wewnątrz  niego  iskrzyło.  Coś,  co  pragnęło  ją  zdominować.  
Jak wtedy, gdy leżała na nim, zanurzając swoje kły w jego szyi na siłowni.  
To praktycznie oznaczało jego zgubę. Tata miał racje. Blane był chorym, małym 
świrem.    Musiał  uwolnić  się  od  Christiany.  Ochranianie  jej  mogłoby 
nadwyrężyć  granice  jego  samokontroli,  a  ostatnim  czego  pragnął,  była 
podniecająca  go,  sukowata  kobieta.  Chłopaki  nigdy  nie  pozwoliliby  mu  o  tym 
zapomnieć.   
   

-Tędy, Signore.  - Powiedział szofer łamaną angielszczyzną.   

Skinął  na  hotelowego  boya,  który  holował  ich  bagaże  w  stronę  wejścia 
zrobionego z terakoty prowadzącego do białego budynku.  Większość z okien na 
każdym  z  pięciu  pięter  była  wąska,  z  łukowatymi,  szpiczastymi  szczytami. 
Gmach wyglądał tak staro, jak samo miasto.   
   

-Benvenuto al Palazzo Bembo

6

  – powiedział odźwierny.  

-Grazie – powiedziała Christiana, szybko odchodząc od Blane’a.  

Pospieszył, by ją dogonić. Nie pozwoli jej zrobić mu wstydu przy ludziach.   
   

-Zgaduję, że mieliśmy rezerwacje.   

   

-Tak. Wszystkim się zajęto. 

  

 -Signora  Christiana.  –  Nieduży,  chudy  mężczyzna  siedzący  za  biurkiem 

praktycznie wytrysnął, gdy ją zobaczył.  
  

 - Benvenuto. Siamo così felice siete qui. Abbiamo vostra stanza normale 

pronta

7

.   

  

 -Grazie, Antonio.   

Christiana zatrzymała się przy rozdzielającą ich ladzie. To nie był pierwszy raz, 
gdy  Blane  marzył,  by  jego  włoski  był  lepszy.  Bycie  blisko  Michaela,  Jonasa  
i  innych  wystarczało  jedynie,  by  zapewnić  mu  podstawy  języka.  
Tak  wiele  z  używanych  przez  nich  słów  nie  występowało  nawet  
w  nowoczesnych  słownikach,  choć  był  w  stanie    przetłumaczyć  to  na  tyle,  
by  zrozumieć,  iż  ci  ludzie  ją  rozpoznali  i  ciepło  przywitali.  Ona  i  mężczyzna 
trajkotali  przez  jakiś  czas,  dopóki  Antonio  nie  dał  im  dwóch  kluczy.  

                                                             

6

 Witamy w Palazzo Bembo     

7

 Witamy. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że tutaj jesteś. Twój pokój jest gotowy. 

background image

Następnie Blane podążył za Christianą i chłopcem hotelowym na czwarte piętro. 
Wręczyła mu klucz.   
   

-Twój pokój jest zaraz obok mojego. Zadowolony?  

   

-Tak. – Czy ona właśnie była miła? – Dziękuję.   
-Musimy  być  na  pierwszym  spotkaniu  jutrzejszej  nocy.  Masz  czas,  żeby 
zrobić cokolwiek zechcesz. Jeśli o mnie chodzi, wezmę kąpiel.   

   

-Jeśli wyjdziesz z pokoju, dasz mi o tym znać?  

Wzruszyła ramionami i poszła za chłopcem do swojego pokoju.   
  

* * * * 

  

Blane  wciągnął  na  siebie  parę  jeansów  i  podszedł  do  balkonu.  Nawet 

lodowaty prysznic nie wystarczył, by jego nabrzmiały organ zwiotczał. Ta bójka 
w  limuzynie  nie  powinna  się  wydarzyć.  Teraz,  za  każdym  razem,  gdy  myślał  
o przebytej z nią walce, to jedyne, co mógł zrobić, to sięgnąć ręką w dół i …  
 Ale nie zamierzał onanizować się  myśląc o niej. O, nie. Nie zamierzał stać się 
kluchowatą  piczką,  czego  z  pewnością  oczekiwała  ta  kobieta  od  każdego 
mężczyzny, z którym była. Pchnął francuskie drzwi, wpuszczając zimne, nocne 
powietrze  i  wyszedł  na  mały  balkon.  Poniżej  białej  poręczy,  dzięki  światłom 
zabytkowych budynków, błyszczał Wielki Kanał.  

Ze  swego  krótkiego  pobytu  w  Wenecji,  dawno  temu,  gdy  był  jeszcze 

prawdziwym  neonato,  poszukującym  aprobaty  Michaela,  Khalila  i  jego  nowej 
rodziny,  pamiętał  jedynie  wodne  taksówki  poruszające  się  obok  licznych 
gondoli, zabierające ludzi i wampiry ku ich przeznaczeniu. 

Po jego prawicy miękki, kobiecy głos śpiewał po włosku strofy urokliwej 

piosenki. Rzucił okiem w tamtym kierunku. Na balkonie Christiany drzwi były 
otwarte, a dźwięk dochodził właśnie z jej pokoju. To właśnie jej  głos  napełniał 
powietrze  tymi  pięknymi  nutami.  Kto  by  się  spodziewał,  że  taka  twardzielka 
potrafi  tak  słodko  śpiewać?  I  dlaczego  zostawiła  drzwi    otwarte?  Powinna  je 
zamykać.   

Każdy  mógł wejść do środka - każdy agent albo wampir chcący wyrobić 

sobie imię, zabijając córkę lidera. Wyglądało to tak, jakby prowokowała ich, by 
do  niej  przyszli.  Blane    zagderał.  Ta  kobieta  musi  nauczyć  się  ostrożności,  bo 
inaczej  zostanie  zraniona.  Dobrze  by  jej  zrobiło,  gdyby  ktoś  się  zakradł  i… 
Uśmiechnął  się  głupkowato.  Jeśli  śmiertelnie  ją  wystraszy,  może  wtedy 
podejdzie  do  sprawy  swojego  bezpieczeństwa  poważnie.  Wystarczyłoby 
dowieść, że była, jak zwykle, w prawdziwym niebezpieczeństwie. Blane wspiął 

background image

się na balustradę i przeskoczył bez trudu na jej balkon. Jego bose stopy wydały 
cichy dźwięk klapnięcia w zetknięciu z betonem, ale ona nie przestała śpiewać. 
Przezroczyste  zasłonki  były  dokładnie  zaciągnięte,  mimo  to  Blane  mógł 
zobaczyć  jej  cień  poruszający  się  w  świetle  padającym  z  łazienki.  
Pokój był identyczny z jego: bezmiar twardego drewna na podłodze z kremowo-
granatowymi  pasami  na  ścianach.  Białe  sklepienie  sufitu  z  wyeksponowanymi 
drewnianymi  belkami  kontrastowało  z  delikatnie  rzeźbionymi  drewnianymi 
meblami  o  wyglądających  na  drogie  obiciach.  Koszulka  Christiany  leżała 
beztrosko rzucona na łóżko, jakby rozbierała się po drodze do łazienki.  

Jego kutas drgnął na tę myśl. Mimo to Blane odsunął zasłonkę i wszedł do 

środka.  Podszedł  cicho  do  łóżka  i  powoli  na  nim  się  ułożył,  opierając  się  
o  zagłówek.  Christiana  przez  cały  ten  czas  kontynuowała  śpiewanie,  słowa 
włoskiej  piosenki  stawały  się  coraz  bardziej  wyraźne.  W  końcu  drzwi  od 
łazienki  otworzyły  się  na  całą  szerokość.  Christiana  wyszła,  a  on  wstrzymał 
oddech.   

Delikatne,  czarne  pończochy  okrywały  długie  nogi,  kończąc  się  na 

szczupłych udach. Koronkowe zakończenia połączone z czarnymi podwiązkami 
pasowały do majteczek w tym samym kolorze. Była topless i jej piersi kołysały 
się nieznacznie, gdy się poruszała. Miała apetycznie zaokrąglone kształty, skórę 
bladą niczym porcelana, a żaden z centymetrów jej ciała nie był sztuczny. Była 
nawet gorętsza, niż wyobrażał ją sobie w swoich snach.   

Gdy  Christiana  wchodziła  do  pokoju,  zmusiła  się,  by  nawet  nie  spojrzeć 

na  Blane’a.  Prawdopodobnie  planował  ją  przestraszyć,  ale  to  mu  się  nie  uda. 
Usłyszała  jego  stopy  na  balkonie.  Wejście  do  pokoju  topless  było  doskonałą 
zemstą. Nie osiągnie z tego żadnej satysfakcji, jedynie następną erekcję, tak jak 
tę  na  siłowni  i  każdą  następną,  gdy  na  nią  wpadał.  Dla  kogoś  takiego  jak  on 
będzie to cudownie zasłużoną torturą.   

Podeszła  do  torby  leżącej  na  krześle  obok  drzwi  i  przetrząsała  ją  

w poszukiwaniu swojego szamponu. Nie był niebotycznie drogim, choć jednym, 
który  sprawiał,  że  jej  włosy  były  puszyste.  Wszystkie  inne  sprawiały,  że 
wyglądały  na  przetłuszczone,  choćby  nawet  zostały  przed  sekundą  umyte. 
Podniosła  małą,  czarną  buteleczkę  szamponu,  ciesząc  się,  że  przetrwała  bez 
szwanku  podróż.  Butelka  wyskoczyła  jej  z  dłoni,  a  następnie  magicznie 
poszybowała  wzdłuż  pokoju  w  stronę  łóżka.  Uśmiechnęła  się,  nie  patrząc  na 
Blane’a.   

-Nie powinieneś zakradać się do kobiecych pokojów. Mogłam cię zabić.   

W jego głosie pobrzmiewała złośliwość.  

background image

   

-Jeśli byś się odważyła.  

   

-Czyż nie dowiodłam tego na siłowni?  

Odwróciła  się,  by  widzieć  jego  twarz.  Stała  prosto,  więc  jej  nagie  piersi 
przyciągały jego uwagę. Lewa brew Blane’a uniosła się wysoko.   
   

-Myślisz, że to właśnie zrobiłaś? Podziwiam twoją odwagę, chociaż teraz 
zastanawiam  się,  dlaczego  chcesz  upaść  tak  nisko,  spotykając  się  z  taki 
palantem  jak  Vincenzo.  Prawdziwy  fratello  nie  buszuje  po  sieci,  by 
znaleźć swoją compagnę.   

   

-On nie jest zbyt towarzyską osobą.  

Obrzuciła  wzrokiem  jego  niekompletnie  odziane  ciało.  Blane  mógł  być 
prymitywny, nawet niedojrzały, ale ciało miał stworzone do grzechu. Nawet ona 
nie  mogła  tego  zignorować.  Zaś  biedne,  ludzkie  dziewczyny  nie  miały  żadnej 
szansy.  Przekręt,  jaki  stosował,    mógłby  być  zabawny  -  gdyby  nie  był  tak 
krzywdzący. Christiana znów spojrzała na jego twarz.   

-To 

zabawne, 

że 

wspominasz 

prawdziwym 

fratello.  

Nadal  zastanawiam  się,  jak  możesz  zabawiać  się  z  tymi  naiwnymi 
ludzkimi  dziewczynami.  To  praktycznie  dzieci.  Zrobiła  kilka  kroków  w 
stronę łazienki i przystanęła blisko krawędzi łóżka.   
  -Jesteś za słaby, by sprostać prawdziwej kobiecie?  

Uśmiechnęła  się  leciutko,  ciesząc  się  tym  małym  zwycięstwem  i  ponownie 
ruszyła  do  łazienki.    Blane  pojawił  się  przed  nią.  Odchrząknęła  i  zaczęła  go 
obchodzić,  a  wtedy  złapał  ją  za    ramiona  i  przycisnął  do  swojego  ciała.  Przez 
chwilę  pragnęła  pchnąć  go  na  podłogę  i    pokazać,  co  by  zrobiła  prawdziwa 
kobieta. Mogła tak zrobić. Różnica wieku pomiędzy nimi była wystarczająca, by 
dać jej przewagę, ale postanowiła zadowolić się usunięciem go z drogi.   

Christiana  odepchnęła  Blane’a  ciężarem  całego  ciała,  próbując  odsunąć 

go  od  drzwi.  Blane  musiał  spodziewać  się  takiego  ruchu,  ponieważ  kurczowo 
przyciągnął  ją  do  siebie,  choć  tym  razem  silniej.  Przesunęła  go  jedynie  o  kilka 
stóp,  jednak  to  wystarczyło,  by  odsunąć  go  od  drzwi  łazienkowych.  Blane 
podryfował  wzrokiem  do  miejsca,  gdzie  napierały  na  siebie  ich  nagie  piersi  
i powiedział do niej niskim, basowym głosem.   

-Prawdziwe kobiety są wymagające. Te dziewczyny nie pragną przez cały 
czas urwać mi jaj.   

Jej twarz, na której  powoli pojawiał się uśmiech, pochyliła się w stronę Blane’a.  
Swoim najbardziej uwodzicielskim głosem odpowiedziała.  
   

-Ale prawdziwe kobiety wyliżą twoje jądra, gdy już je wyrwą.  

Wtem, zaskakując wampira, jedną dłonią pchnęła go mocno w środek torsu.  

background image

To wystarczyło, by zatoczył się do tyłu na łóżko.   

-Zapamiętaj  to,  gdy  następnym  razem  jedna  z  twoich  młodych 
dziewczyneczek zostawi cię nieusatysfakcjonowanego.   

Żądza Blane’a eksplodowała wokół, gdy wsparł się na łokciu, napinając swój  
sześciopak.  Objął  wzrokiem  całe  jej  ciało,  a  jego  erekcja  napinała  spodnie  
w oczywisty sposób. On naprawdę upodobał sobie silne kobiety. Uwiedzenie go 
tu  i  teraz  było  prawie  warte  niezwracania  uwagi  na  odstręczającą  myśl  o  ich 
byciu  razem.  Tak  naprawdę  to  tego  nie  mogła  zrobić.  Frywolne  kontakty  nie 
były zawarte w menu, ale mogłaby mieć z nim odrobinę zabawy.  
Christiana skradała się w jego stronę.  
   

-Naprawdę nie powinieneś zaprzeczać swoim pragnieniom, Blane.   

Zawstydzenie,  zakłopotanie  i  żądza  zawirowały  silniej,  gdy  wspięła  się  na 
łóżko.   
   

-Nie wiem, o czym mówisz.   

Przerzuciła jedną nogę nad jego udem i przesunęła nią po całej jego długości.   
   

-Tak, wiesz.   

Blane się nie poruszył. Przesuwając swoje dłonie po jego klacie, usiadła na jego 
biodrach, pozwalając by jej ciężar nacisnął na jego krocze.   

Oczy  Blane’a  pociemniały,  a  jego  wargi  rozchyliły  się,  gdy  na  nią 

spojrzał. To poruszyło wewnątrz niej coś mrocznego, coś, co sprawiło, że czuła 
się  potężna,  zaś  on  stał  się  zniewalający.  Dobrze  znała  to  coś.  To  była  ta  jej 
część,  której  istnieniu  zaprzeczała,  w  zamian  za  możliwość  bycia  delikatnym 
kwiatem,  czego  wymagała  jej  pozycja.  I  z  tego  powodu  była  tak 
nieusatysfakcjonowana.   
   

-Lubisz, gdy jestem ostra.  

Pchnęła  go  na  plecy,  a  potem  jeszcze  raz,  gdy  próbował  się  podnieść.  Kiedy 
przestał  się  ruszać,  przysunęła  się,  pozwalając  swoim  nagim  piersiom  napierać 
na jego tors.  Wyszeptała do jego ucha, tak blisko miejsca, gdzie oznaczyła jego 
kark.  
   

-Będziesz dla mnie grzecznym chłopcem, Blane?  

Wygiął się w jej stronę, warcząc niskim głosem. Jego pierś unosiła się i opadała 
w  szybkim  rytmie.  Gdy  jej  dłonie  ślizgały  się  po  jego  ramionach,  czuła  ich 
drżenie.  Była  to  lepsza  odpowiedź  od  spodziewanej,  ale  nie  zamierzała  się 
skarżyć.  W  możliwości  spowodowania,  by  mężczyzna  osłabł  z  pragnienia, 
tkwiła niesamowita moc.   
   

-Lubisz, gdy jestem na górze. Gdy rządzę. Czyż nie, Blane?  

Zesztywniał.  

background image

   

-Nie.  

   

-Kłamca.  

Usiadła i zaczęła się odsuwać.   

Blane  schwycił  jej  biodra  i  przyciągnął  ją  do  siebie.  Jego  oczy  błagały 

spod tej czarno-zieloną grzywki.   
   

-Nie ruszaj się.  

Christiana wygięła brew i odrzuciła jego ręce.  

-Nie  jestem  zainteresowana  robieniem  czegokolwiek  z  tobą,  jeśli  później 
zamierzasz się  tego wyprzeć. Jest  mi to  niepotrzebne.  Albo  mnie chcesz, 
albo nie.   

Zamknął oczy i wyszeptał.  
   

-Ty nie rozumiesz.  
-Nie zrobię tego z kimś, kto nie potrafi przyznać się do swoich własnych 
potrzeb.  

Tak  na  serio,  to  nie  zamierzała  tego  robić  w  ogóle,  ale  on  nie  musiał  o  tym 
wiedzieć. Nie było  mowy, że Blane tak odsłoni swe głęboko skrywane sekrety, 
by mogła do tego dopuścić.  
   

-To nie to, co robię. - Powiedział przez zaciśnięte zęby.  

   

-Gówno prawda.  

   

-Zostań tutaj.   

Christiana odsunęła się.  
   

-Nie.  

Blane schwycił jej biodra i przeturlał ich tak, że teraz to ona była na dole, a jego 
biodra przywierały do niej. Jego silne dłonie przytrzymywały jej ręce po bokach 
jej  głowy.  Leżenie  pod  mężczyzną  było  cudowniejsze,  niż  zapamiętała.  
Zbyt  dużo  czasu  minęło  od  chwili,  gdy  silny  samiec  na  niej  leżał.  A  jeszcze 
dłużej,  biorąc  pod  uwagę  od  kiedy  jeden  z  vampiro  był  w  jej  łóżku.  Ale  to  nie 
miało się wydarzyć.  
   

-Zejdź ze mnie.  

   

-Kto teraz zaprzecza własnym potrzebom?   

Schował głowę w zgięciu szyi Christiany, a następnie zadrapał kłami jej skórę.  
Zadrżała.  Jej  ciało  zacisnęło  się  w  środku  i  mogła  wyczuć  soki  zbierające  się 
pomiędzy jej udami.  
   

-Mogę wyczuć, jak bardzo cię podniecam.   

Jego  głos  był  niski  i  chrapliwy.  Emocje  Blane’a  stały  się  tak  klarowne,  że  nie 
mogła  już  dłużej  powiedzieć,  gdzie  kończyły  się  jego,  a  jej  zaczynały.    Pokój 
wypełnił się duszącą potrzebą. Jej potrzeba jego dotyku, jego potrzeba jej ciała. 

background image

Temu  uczuciu  nie  dało  zaprzeczyć    i  żadne  próby  nie  mogłyby  go  przekonać.  
Nawet  głos  w  jej  głowie  utrzymujący  ją  z  dala  od  robienia  głupich  rzeczy, 
siedział cicho. Jedyną rzeczą jaka pozostała, był odgłos  jego oddechu  i  uczucie 
ciężaru   na nią  naciskającego. Usta Blane’a niespodziewanie znalazły się  na jej 
wargach. Jej  mózgowi zajęło tylko chwilę, by zacząć funkcjonować, zrozumieć, 
że  zadziorny,  przekłuty  język  głaskał  wnętrze  jej  ust.    Metal  cudownie  drażnił 
jej język i podsuwał wizję, w której ten zakolczykowany język kieruje się w dół 
jej ciała.

 

Christiana poddała się zdesperowana dotykowi  jego skóry  i pozwoliła 

swojemu ciału pod nim się zrelaksować.     

Umysł Blane’a płonął, a ciało czuło bolesną potrzebę wejścia w wijącą się 

pod  nim  Christianę.  Smakowała  lepiej,  niż  sobie  wyobrażał.  Jej  ciało  było 
prawie  tak  samo  ciepłe,  jak  jej  usta.  Pachniała  jaśminem,  a  jej  włosy  były 
niczym  chłodny  jedwab  w  jego  rękach.    Z  trudem  zdołał  rozsunąć  spodnie, 
ponieważ  rozpraszały  go  naciskające  na  niego  dłonie  i  wchłaniające  go  usta. 
Potem  jego  palce  schwyciły  jej  delikatne  majteczki  i  rozdarły  je  na  części. 
Zajęczała  na  dźwięk  drącego  się  materiału,  ale  nie  było  w  tym  cienia  skargi. 
Gdy poprowadził swojego kutasa do jej wejścia, jego usta wchłonęły słodki jęk.  
Następnie  dłonie  Christiany  złapały  za  jego  tyłek  i  przyciągnęły  Blane’a  do 
siebie,  zmuszając  go  do  wejścia  w  nią.  Była  ciasna.  Ukryty  w  ciepłym  
i wilgotnym  wnętrzu  nie  mógł  myśleć o  niczym, czego pragnąłby bardziej.  Jej 
usta  znów  zawładnęły  jego  wargami,  a  odziane  w  pończochy  nogi  objęły 
dookoła jego biodra.  

Blane  wchodził  do  jej  wnętrza  coraz  głębiej  i  głębiej,  dopóki  nie  miał 

pewności,  że  Sprawia  jej  cierpienie.  Lecz  wtedy  ona  przyciągała  go  do  siebie 
jeszcze bardziej. Każdy nerw wewnątrz niego płakał, by przestać, nim uszkodzi 
jej ciało, ale jego wola nie była dość silna, by przeciwstawić się jej błagającym 
dłoniom.   Zakwiliła  głośno, odbierając  mu zmysły.   Z trudem  wolno zaczął się 
wycofywać. Christiana przerwała pocałunek i przyciągnęła jego szyję do swoich 
ust.  

-Właśnie tak. – wyszeptała i nacisnęła jego ciało nogą, by wprowadzić go 
głębiej.    

Starał  się  poruszać  wewnątrz  niej  delikatnie,  tak,  by  jej  nie  zaszkodzić.  
Ciężką  walką  było  pozostanie  przy  zdrowych  zmysłach,  nie  pozwolenie 
instynktowi na przejęcie kontroli, szczególnie gdy jej biodra kręciły się pod nim. 
Blane  w  końcu  zagubił  delikatny  rytm  swoich  pchnięć.  Szaleńczo  pompował  
w  jej  wnętrze,  wydając  jęki  głośniejsze  niż  jej.  Nie  skarżyła  się,  ani  nie 
wydawała się cierpieć, jedynie przysuwała go do siebie mocniej.   

background image

Orgazm  był  zaskakującą  eksplozją,  zakończoną  uderzeniem  zagłówka 

prosto  w  ścianę.    Łóżko  przesunęło  się,  trzasnęło  i  odrobinę  opadło,  ale  Blane 
nie przestawał poruszać się,  aż Christina doszła do szczytu.   

Ponownie poczuł cudowne napięcie. A  może był to jeden, długi orgazm?  

Nie był tego pewien. Wiedział jedynie, że zanim na nią opadł, wycisnęła go co 
do kropelki.  
  
   

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
 

 
 
 
 
 
 
 

background image

Rozdział 7  
 
 

Blane gapił się w leżącą pod nim Christianę. Zniknęła jedynie na chwilę, 

by  ucałować  miejsce,  w  które  wbiła  kły  na  siłowni,  by  pojawić  się  znów  
i pocałować jego usta.  

-Um –  Blane pocałował ją jeszcze raz –  Myślałam, że  mieliśmy  tego  nie 
robić. 

 

-Sam zacząłeś.  

Nie potrafił stwierdzić, czy żartowała, czy rzeczywiście go za to obwiniała. 
 

-Czy to będzie jakiś problem? 
-Jestem  dużą  dziewczynką,  Blane.  –  Zaczęła  się  podnosić  –  Mogę  sobie  
z tym poradzić.  

Zrozumiał jej aluzję, podciągnął się i przekręcił, kładąc się obok niej. Rozejrzał 
się dookoła i spojrzał w górę na sufit, który teraz był wyżej, niż pamiętał.  
 

-Wydaje mi się, że połamaliśmy łóżko.  

Christiana się zaśmiała.  
 

-Raczej na pewno je połamaliśmy.   

Jej  śmiech  zmienił  się  w  dziwaczną  ciszę,  otulającą  go  leżącego  tuż  obok  niej. 
To było groteskowe. Zamierzała udawać, że nic się nie stało, tak jak on robił to 
w przypadku tak wielu ludzi. Uśmiechnął się krzywo. Dokładnie na to zasłużył, 
czyż nie? Mimo to nie mógł powstrzymać się przed zapytaniem jej o to.  
 

-Czy teraz będzie jeszcze dziwaczniej? 

 

-Nie bardziej, niż wcześniej.  

Przetoczyła się na swoją stronę.  

-To proste. Denerwujesz mnie, ale ja naprawdę cię lubię. Nie możemy być 
ze sobą ponieważ… nie jesteś gotów na coś takiego.   

 

-Co chcesz przez to powiedzieć? 

 

-Nie chcesz prawdziwego związku. 

 

- Tego nie wiesz.  
-Okay – poklepała go po klacie – Nie smuć się. Mówię jedynie, że nasze 
życia za bardzo się od siebie różnią. To coś nie wypaliłoby między nami.  

Nie  musiał  być  geniuszem,  by  zrozumieć,  o  co  jej  chodziło.  Nie  był  dla  niej 
wystarczająco dobry.  
 

-Dlaczego jesteś taki zasmucony? 

Blane warknął – Przestań czytać mi w myślach. 
 

-Mogę jedynie odczytać twoje emocje.  

 

-Więc przestań! 

 

-Okay. Przepraszam, że zapytałam. 

Christiana przetarła twarz dłonią i odsunęła się od niego. Jej głos był  przybity.  
 

-Wróć  do  swojego  pokoju,  Blane.  Będziemy  po  prostu  udawać,  że  to  się 

nigdy nie zdarzyło.  
 

-Dobra. 

Blane nerwowo wciągnął spodnie i zasunął je, idąc w stronę balkonu.  

background image

 

-Będzie dokładnie tak, jak dawniej, Księżniczko.  

Usłyszał jej westchnienie, gdy przeskakiwał nad poręczą balkonu. Zanim dotarł 
do  swojego  pokoju,  usłyszał  głośnie  pociągnięcie  nosem.  Cholera.  Sprawił,  że 
płakała.  Naprawdę  był  dupkiem.  Od  teraz  mógł  robić  to  całkowicie 
profesjonalnie.  Christiana  była  damą,  praktycznie  członkiem  rodziny 
królewskiej.  Nie  potrzebował  poczucia  winy  tak,  jak  nie  potrzebował  Khallila 
dobierającego  się  do  jego  dupy.  A  Bóg  jedyny  raczy  wiedzieć,  że  czuł  tego 
wystarczająco dużo.   
 

* * * * 

 
 

Trzecie puknięcie zabrzmiało przy drzwiach, gdy Christiana otworzyła je 

na  oścież.  Blane  tam  stał,  z  oczami  zakrytymi  ciemnymi  okularami,  w  których 
widziała  go  w  klubie.  Wyglądał  przystojnie  w  ciemnym  garniturze  i  krawacie. 
Był  to  pierwszy  drogi  strój,  w  jakim  go  widziała,  nie  pasujący  jednak  do 
dziwnego niepokoju, który z niego promieniował.  
 

-Cześć – powiedziała, licząc na pokojowe przeżycie reszty wieczoru.  

Uśmiechnął  się,  lecz  równie  szybko  ukrył  uśmiech.  Emocjonalna  aura  wokół 
niego zmieniła się.  
 

-Ładnie wyglądasz. 

 

-Grazie.   

 

-Gotowa do wyjścia? 

 

-Pozwól mi założyć buty.  

Christiana  wsunęła  stopy  w  parę  czarnych  szpilek,  pasujących  do  jej  czarnej 
sukienki  bez  rękawów,  a  następnie  przeszła  przez  drzwi,  pozwalając  mu  je  za 
sobą  zamknąć.  Jazda  samochodem  do  Palazzo  Cà  Zenobio,  miejsca,  gdzie 
odbywało się Luna di Anima, minęła w kompletnej ciszy. Choć nastrój Blane’a 
ciągle się zmieniał, on sam nie robił nic więcej, prócz ukradkowego spoglądania 
w  jej  stronę.  Wyglądało  to  tak,  jakby  bał  się  na  nią  patrzeć.  Gdy  dojechali, 
limuzyna zwolniła, czekając na swoją kolej wjazdu pod czarne zadaszenie.  
 

Hotel  był  zatłoczony  wampirzymi  liderami  z  całego  świata,  a  wszyscy 

konkurowali ze sobą, usiłując dać większy pokaz mocy. 
 

Jednakże  większość  z  prowadzonych  rozmów  kręciła  się  wokół  nowego 

wampirzego  padrone,  Michaela  z  Florydy,  i  jego  dziwnego  garante,  Jonasa. 
Cieszyła się, widząc ich zainteresowanie i nieznaczny strach przed tym duetem. 
Możliwe,  że  Michael  dostanie  mniej  wyzwań  z  powodu  swej  nowej  pozycji, 
niżby  się  tego  spodziewał.  Gdy  zasiedli  przy  długim  stole  bankietowym, 
czekając  na  otwarcie  wieczoru,  Khalil  machnięciem  przywołał  Christianę  
w  górę  stołu.  Minęły  miesiące,  odkąd  widziała  swojego  stwórcę,  lecz  on  nadal 
wyglądał  przystojnie,  tak  jak  zawsze,  w  swym  ciemnozielonym  garniturze 
sherwani.  
 

background image

On  i  inne  wampiry  pochodzące  Środkowego  Wschodu  sprawiały,  że  kaukaskie 
wampiry wyglądały przy nich na wyjątkowo wyblakłe. Wspomnienie ich śniadej 
skóry  ułatwiało    przebywanie  wśród  ludzi,  gdy  ich  głód  krwi  został 
zaspokojony, tak jak pragnienie  Khalila tego  wieczoru

.

 Taki wygląd był cechą,  

o której ona często marzyła, a niestety jej blada skóra zjaśniała jeszcze bardziej 
wraz z przemianą. 

-Witaj w domu, Christiano. – Khalil ujął jej dłoń.  

Przyciągnęła  ich  złączone  ręce  w  stronę  swojej  twarzy,  odwróciła  je  
i pocałowała wnętrze jego nadgarstków, tak jak robiła to od zawsze.  

Musieli  powitać  się  tak  formalnie  przy  swoim  padrone,  zwłaszcza 

publicznie.  Uśmiechnął  się  ciepło,  a  następnie  przyciągnął  jej  dłoń  do  siebie  
i  pocałował  jej  nadgarstek,  co  było  honorem  rzadko  czynionym  w  stosunku  do 
podwładnych.  Łamało  ono  protokół  i  wynosiło  potomstwo  ponad  ich  pozycję. 
Niemniej  Christiana  przyglądała  się,  jak  jego  ciepłe  palce  podtrzymywały 
delikatnie jej dłonie, podczas gdy jego usta przesuwały się wzdłuż jej skóry.  

Tak  intymny  gest.  Od  tak  dawna  marzyła,  by  pieścił  jej  całe  ciało 

dokładnie w taki sposób. Nawet, gdy błagała i prosiła, on traktował ją z cnotliwą 
dobrocią. Był doskonałym gentlemanem i prawdziwym ojcem. Ale gdy tak było, 
ona była  młoda. Teraz doceniała wysiłek, jaki temu poświęcił. Żałowała, że nie 
potrafi w pełni podziękować mu za to, jakim był odpowiedzialnym creatore.  
Khalil stał prosto i posłał jej gorący uśmiech. 
 

-Masz dobre wieści z Ameryki? 

 

-Tak.  Najnowszy  członek  klanu  Michaela  wykazuje  wspaniałą 

samokontrolę.  Sądzę,    że  będzie  to  doskonałą  zaletą  dla  Rady.  Twoja  decyzja, 
by pozostawić ją z jej creatore, była jak zawsze mądra.  
 

-Jonas nie pozostawił mi zbyt wielu opcji. 

Khalil  spojrzał  w  stronę  pary,  która  kroczyła,  śmiejąc  się,  w  stronę  ich  krzeseł 
po  lewej  stronie  stołu.  Dźwięk  ten  tańczył  dookoła  nich  niczym  coś 
namacalnego.  
 

-Jest w nim duża różnica. Sięga ona  głębiej, niż  niego wygląd. Obawiam 

się, że może przewyższyć nas wszystkich. 
Christiana  obserwowała  jego  twarz.  Zobaczyła  bijącą  od  niego  prawdziwą 
obawę  i  strach,  choć  jego  twarz  była  nieruchoma  jak  perfekcyjna  maska.

 

Wiedział coś, czym się nie podzielił.  
 

-Już czas, maleństwo. – Khalil ruszył w stronę swojego miejsca.  

 

-Czekaj.  

Odwrócił się i spojrzał na nią, czekając, aż przysunie się bliżej. 

-Michael  przydzielił  mi  ochroniarza,  Blane’a.  Mógłbyś  powiedzieć  mu, 
by go odwołał? –Wyszeptała. 

Uniósł brwi w górę. 
 

-Ledwo tu przyjechałaś.  

 

-Tak. 

Khalil uśmiechnął się cwanie. 

background image

 

-A Blane sprawił, że już musisz prosić, by odszedł. 

Nie odpowiedziała. 
To zdawało się go jeszcze bardziej cieszyć. 
 

-Dlaczego? 

 

-Jest opryskliwy, natarczywy, dominujący i …. 

Szukała następnej zniewagi, by go opisać, ale ból odczuwanej winy oślepiał jej 
umysł.  Niecałe    dwadzieścia  cztery  godziny  temu  była  z  nim  w  łóżku.  Teraz 
mówiła ich liderowi, że był paskudnym człowiekiem. Jęknęła. 
 

-A on bardziej niż chętnie z tobą dyskutuje, jak mniemam. 

 

-Tak. 

Khalil szybko skinął. 
 

-Musi  zostać  z  tobą  przez  tydzień.  Nie  mam  powodu    myśleć,  że  Blane 

jest  obecnie  mniej  gentlemanem  niż  ten,  którego  zawsze  znałem.  Może  się 
nawet  okazać  dla  siebie  doskonały,  jeśli  potrafi  poskromić  ten  paskudny 
charakter, który tak kocham. 
Creatore  zrobił  krok  do  przodu  i  złożył  pocałunek  na  jej  policzku,  a  następnie 
odwrócił się do stolika.  

-Blane  –  powiedział,  przywołując  vampiro  w  ich  stronę.  Och  bogowie, 
nie. 
-Jeśli  zostałeś  wyznaczony  do  chronienia  mojej  Christiany,  byłbym 
zaszczycony,  gdybyś  usiadł  po  mojej  prawej  stronie.  Victor  przejdzie  na 
twoje miejsce, a moja córka siądzie obok ciebie. 

 

-Dziękuję ci – Blane pochylił głowę. 

 

-A teraz pozwólcie nam cieszyć się wieczorem. 

 

* * * * 

 
 

Gdy  Khalil  zajął  już  swe  miejsce,  reszta  wampirów  ruszyła  do 

przeznaczonych  dla  nich  krzeseł,  cały  czas  trzymając  się  ściśle  protokołu. 
Usiedli niczym na formalnej sali sądowej i utrzymywali pogaduszki na poziomie 
szeptu  w  trakcie  wszystkich  ogłoszeń.  Najbliższe  godziny  zostały  wypełnione 
wpędzającymi-w-śpiączkę  przemowami  głów  klanów.  Nowe  wampiry  były 
prezentowane  przez  ich  stwórców.  Zostały  omówione  wszelkie  naruszenia 
prawa,  także  i  śmierć  Castillo,  wampirzego  lidera,  poprzednika  Michaela. 
Ogólnie  było  to  tak  ekscytujące,  jak  flaki  z  olejem.  Nawet  po  wielu  latach 
przyglądania  się  tym  spotkaniom  Christiana  nadal  czuła  odwiecznie  potworną 
formę  zgromadzonych  tu  istot.  Mimo,  że  obecnie  wyglądała  ona  nowocześnie, 
czysto i lśniąco. 
 

Człowiek  wchodzący  w  trakcie  spotkania  nie  miałby  żadnych 

powodów,  by  przypuszczać,  że  czerwone  coś  w  deserowych  pucharkach,  to 
zamrożony  deser  na  bazie  krwi,  a  to  czyniło  dla  niej  całą  tą  scenę  jeszcze 
bardziej  pokręconą.  Pod  cienką  „cywilizowaną”  fasadą  ukrywało  się  spotkanie 
monstrów, które ucztowały, pijąc krew dziewic dostarczonych przez przerażoną 

background image

wyższą  klasę  Wenecji,  w  celu  uspokojenia  hordy  wampirów  i  utrzymania  
w bezpieczeństwie  ich ukochanego miasta w trakcie zgromadzenia. Nie było to 
łatwiejsze  do  zaakceptowania  mimo  świadomości,  że  działo  się  tak  już  od 
stuleci

Gdy ostatnie z naczyń zostało zabrane, Khalil wstał i przeczyścił gardło.  

-Niektóre  sprawy  wymagające  przedyskutowania  z  innymi  wymagają 
prywatności. Proszę, czujcie się swobodnie i zostańcie tak długo, jak tylko 
chcecie.  Nasze  świętowanie  rozpocznie  się  jutro  o  zachodzie  słońca. 
Oczekuję, że zobaczę tutaj was wszystkich. 

Nieznacznie  skinął  głową  i  ruszył  w  stronę  drzwi.  Victor,  młody  Egipcjanin, 
pospieszył  za  nim.  W  zasadzie  był  bratem  Christiany,  choć  nie  omijał  żadnej 
okazji, by przypomnieć, że jej miejsce, jako kobiety, było daleko za nim. 
Z  każdą  następną  dekadą  zaczynała  żałować  jeszcze  bardziej,  że  Khalil  nie 
pozwolił mu zginąć w bitwie pod Megiddo, tak jak żądało tego przeznaczenie.  

-Czy  twój  Vincenzo  jest  tutaj?  –  usłyszała  szept  Blane’a  obok  swego 
ucha.  

Christiana  odwróciła  się  i  zobaczyła  go  trzymającego  wypełniony  krwią 
kieliszek od Martini. Wziął łyk i mówił dalej. 

-Czekam na ciebie, by wrócić do hotelu. Michael i inni są na prywatnym 
spotkaniu z Khalilem.  

 

-W sprawie czego? 

 

-Nie wiem. To niewątpliwie sprawa-konieczna-do-przedyskutowania. 
-W  takim  wypadku  będę  gotowa,  gdy  tylko  zechcesz.  Nie  zależy  mi  na 
gawędzeniu przez całą noc z resztą tu obecnych. 

Blane  dokończył  drinka  i  postawił  puste  szkło  na  stole  stojącym  obok  niej,  po 
czym pomógł jej przy wstawaniu i poprowadził ją w stronę wyjścia. Ponownie, 
ze  względu  na  innych,  spróbowali  odnieść  wspólnie  sukces,  trzymając  się 
protokołu.  
 

-Christiana! – zawołał wysoki głos. 

Och, nie. Nie Isabella. Christiana przyspieszyła i ścisnęła ramię Blane’a. 
 

-Chodźmy – wyszeptała. 

Ledwo  dotarli  za  drzwi,  gdy  ktoś  złapał  jej  ramię.  Christiana  odwróciła  się  
i  zobaczyła  bladą  twarz  i  delikatne  brązowe  oczy  Isabelli.  Jej  niebiesko-czarne 
włosy  były  ścięte  na  krótkiego  boba,  który  akcentował  twarde  rysy  jej  twarzy  
i sprawiał, że wyglądała na jeszcze bardziej drapieżną.  
 

-Wołałam cię. Gdzie się podziewałaś? 

Jej  delikatny  włoski  akcent  pasował  idealnie  do  lekkiej  niczym  mgiełka 
purpurowej sukni. Wyglądała prawie królewsko. 
 

-W Ameryce. 

Rzuciła okiem  na Blane’a, uśmiechnęła się i obejrzała  go dokładnie od stóp do 
głów.  
 

-I z tego, co widzę, byłaś bardzo niegrzeczną dziewczynką. 

Brwi Blane’a poszybowały w górę. 
 

-Kim jesteś? 

background image

 

-Kochanką Christiany. 

Rzucił wzrokiem na nią, zaś Christiana zwalczyła w sobie potrzebę warknięcia. 
 

- Nikomu tego nie mów, bo nią nie jesteś.  

Isabella przesunęła palcem po policzku Christiany. 
 

-Tylko dlatego, że ty się nie poddałaś, kochanie.  

Kąciki  ust  Blane’a  uniosły  się.  Nie  musiała  czuć  bijącej  od  niego  fascynacji, 
żeby wiedzieć, iż bawiło go to bardziej, niż powinno. 
 

-Przykro mi Isabello, ale musimy wracać do mojego pokoju. Mam za sobą 

długi dzień. 
 

-Więc  pójdę  z  wami.  Minęło  już  zbyt  dużo  czasu,  od  kiedy  ostatnio 

rozmawiałyśmy. 
  

Christiana odwróciła się i wślizgnęła do czekającej na nich limuzyny.  

Blane  wszedł  tuż  za  nią  i  zamknął  drzwi  samochodu.  Gdy  Isabella  ruszyła  
w  stronę  następnej  limuzyny,  Christiana  usadowiła  się  wygodniej  na  swoim 
miejscu.  Spoglądając  na  niego,  nie  ukrywała  swojego  gniewu.  Zamierzała 
rozerwać  go  na  kawałeczki  w  środku  samochodu,  jeśli  powie  choćby  jedno 
słowo dotyczące tej kobiety.  
 

-Więc – powiedział Blane – To zaczyna mieć sens. 

 

-Co? 

Limuzyna ruszyła. 
 

-Dlaczego jesteś taka zimna dla mężczyzn. 

 

-Ugh! – uderzyła go mocno w ramię – Nie jestem lesbijką! 
-Isabella  tak  nie  myśli.  –  Posłał  jej  krzywy  uśmieszek  –  A  poza  tym 
uważam, że to gorące.   

 

-Ty perwersie – Christiana wywróciła oczami. 

 

-Więc żadnych trójkącików? 

 

-Tylko w twoich snach. 

Zaśmiała się na tę myśl. On prawdopodobnie będzie śnił o tym. Znając Isabellę  
i jej sposoby, to mogłoby okazać się czymś bardziej rzeczywistym niż sen, jeśli 
ona nie da rady pozbyć się tej psychopatki, nim wszystko pójdzie za daleko. 
 

* * * * 

 
 

Blane obserwował z łóżka w jej pokoju, jak Christiana przeciąga szczotką 

przez  włosy,  później  dwa  razy  sprawdza  swoją  niebieską,  zapinaną  na  guziki 
bluzkę  i  szare,  luźne  spodnie  w  lustrze.  Była  piękna,  a  on  miał  duże 
wątpliwości,  czy  jest  świadoma  swej  urody.  Nie  był  to  tani,  pornograficzny 
rodzaj piękna. Była anielska, surrealistyczna. Przyłapała go na podglądaniu, lecz 
szybko uciekła wzrokiem.  
 

-Gdy już tutaj przyjdzie, nie pozwól jej się uwieść. Ma do tego zdolności. 

 

-Dam sobie z tym radę. Ona nie jest jedyną, wyróżniającą się w tej sztuce. 
-Nie.  Umiejętność  uwodzenia  nie  jest  jej  darem.  Jest  nim  wmawianie 
ludziom, by robili to, czego chce ona. Jest przekonywująca.  

background image

Christiana  wyłączyła  światło  łazienkowe,  przeszła  do  pokoju  i  przed  nim 
stanęła. 
 

-To dlatego zapraszają ją na duże spotkania. Wpływa na decyzje innych.  

 

-Hmmm – Blane się uśmiechnął – Świetnie byłoby posiadać taki dar. 

 

-Tak, ale pewnego dnia to może być powodem jej śmierci. 

Od strony drzwi frontowych zabrzmiał odgłos pukania. Christiana jęknęła, a jej 
brwi drgnęły. Christiana zdecydowanie nie była zainteresowana Isabellą, ale coś 
było pomiędzy nią i drugą kobietą. Coś w ich przeszłości musiało się wydarzyć. 
Coś, z czego nie była dumna. 
 

-Czas  na  przedstawienie.  –  Skoczył  na  nogi  –  Nie  wykopuj  mnie  stąd, 

jeśli wy dwie zaczniecie się bić. Jestem tutaj dla twojego bezpieczeństwa.  
Poruszał zabawnie brwiami. 
 

-Boże, jesteś taki irytujący.  

 

-Po  prostu  nie  otwieraj  drzwi.  Powiedz,  że  była  potencjalnym 

zagrożeniem. Khalil cię przy tym wesprze. On cię lubi.  

Wymruczała  coś,  co  brzmiało  jak  „Co  ja  takiego  zrobiłam,  że…”.  Blane 

uśmiechnął  się  głupio,  a  następnie  przeszedł  przez  wielki  pokój.  Poczekał 
chwilę,  dając  Christianie  możliwość  pozbierania  się,  a  później  otworzył  drzwi  
i  uśmiechnął  się  do  małej,  apetycznie  zaokrąglonej  kobiety  stylizowanej  na 
gotkę.  
 

-Blane, witaj ponownie.  

Prześlizgnęła  się  pomiędzy  nim  a  drzwiami,  przesuwając  dłonią  wzdłuż  jego 
torsu, gdy przechodziła. 
 

- Dziękuję za to, że mnie nie okłamałeś. 

Zamknął drzwi i podążył za nią do małego, ciepło udekorowanego kącika. 
Christiana rzuciła na niego wzrokiem, a później uśmiechnęła się nieco sztucznie. 
Podążyła  za  Isabellą,  przysiadając  na  niewielkim  krześle  w  salonie,  na  wprost 
ich gościa. Jej oczy odnalazły oczy Isabelli. 
 

-Przepraszam. Nie czuję się dziś zbyt rozrywkowo. 

Kobieta  padła  na  kolana  przed  Christianą.  Owinęła  swoje  dłonie  wokół 
nadgarstków  drugiej  kobiety,  ucałowała  je,  a  następnie  umieściła  jeszcze  jeden 
pocałunek po wewnętrznej stronie dłoni Christiany.  
Był to bardzo intymny gest, którym dzielili się kochankowie, ale okazanie tego 
wydawało  się  nie  być  tak  komfortowe  dla  Christiany,  jak  dla  drugiej  kobiety.  
Jej wzrok skupił się gdzieś w jednym  miejscu, jak gdyby próbowała ignorować 
dotyk drugiej wampirzycy.  

-Więc pozwól mi zabawić ciebie.  – Głos Isabelli był odrobinę głośniejszy 
od  szeptu  –  Sprawiłaś,  że  czekałam  tak  długo.  Pragnę  cię  teraz  dotknąć.  
Twój Blane może nawet zostać.  

Kutas  Blane’a  stwardniał  w  oka  mgnieniu.  Był  kiedyś  z  dwoma  kobietami,  
gdy  był  jeszcze  człowiekiem,  ale  nigdy  nie  zdarzyło  się  coś  takiego  
z  wampirzycami.  Próbował  myśleć  o  czymś  innym,  mimo  że  było  to  bardzo 

background image

kuszące.  Christiana  rzuciła  na  niego  okiem.  Cholerka.  Ten  jej  talent  zaczynał 
robić się irytujący. Spojrzała znów na Isabellę. 

-Ciągle  nie  jestem  na  to  gotowa.  Ja  –  głos  Christiany  się  załamał  – 
Wzięłam Blane’a za kochanka. 

Co prosz…? 
 

-Wiem. 

Isabella  spojrzała  na  niego,  ciągle  trzymając  dłoń  Christiany.  To  nie  było 
przyjazne spojrzenie. 
 

-Czuć nim od ciebie. 

Kobieta  znów  poświęciła  swoją  uwagę  Christianie.  Jej  twarz  była  gładka  
i błagalna. 
 

-Nie mam nic przeciwko dzieleniu się z nim naszym łożem.  

 

-To bardzo miło z twojej strony. Ale nie ma takiej możliwości.  

Christiana westchnęła i przygarbiła ramiona. Wyglądała na prawie przytłoczoną. 
Albo może pokonaną. Isabella przywołała Blane’a. 
 

-Podejdź. Usiądź. 

Spojrzał na Christianę, która potaknęła. Blane zajął miejsce obok niej.  
Isabella kiwnęła w jego kierunku.  
 

-On jest facetem. Nie będzie miał nic przeciwko temu. Spytaj go. 

 

-Nie muszę. 

Jasny  gwint.  Poczuła  to.  Christiana  przyjrzała  mu  się  ze  ściągniętymi  brwiami,  
a następnie kontynuowała. 
 

-Ale  ja  mam.  Pragnę  znaleźć  compagno,  Isabello.  Muszę  to  zrobić,  żeby 

zabezpieczyć swoją pozycję. Z pewnością to rozumiesz.  
 

-Rozumiem.  Ale  to  nie  ma  żadnego  znaczenia.  Khalil  już  cię  komuś 

obiecał. 
Christiana ciężko przełknęła, ale raczej nie wyglądała na zaskoczoną. 
 

-Komu? 

 

-Maximilliano z Rzymu. 

I to przełamało zaklęcie Isabelli. 

-Co?  –  Christiana  skoczyła  na  nogi,  prawie  przewracając  Isabellę.  –  Nie 
zwiążę się z tą… tą świnią! – wirowała po całym pokoju – Czy ty wiesz, 
że on ma harem? Prawdziwy harem. 

 

-Tak jak i Khalil – powiedziała Isabella.  
-Ale  on  nie  śpi  z  nimi  wszystkimi.  Przygarnia  je  jak  błąkające  się 
zwierzęta.  Maximilliano  niczym  alfons  wystawia  je  na  aukcję  dla 
najbogatszych licytujących. Całe ich życie kręci się wokół seksu. 

Isabella spojrzała na Blane’a i mrugnęła do niego.  
 

-Brzmi to na miłe życie. Co nie? 

 

-Brzmi bardziej jak życie w klatce, niczym zwierzę.  

Christiana oparła się o okno, ściskając dłonie w pięści. 
 

-Nie jestem niczyją dziwką! 

 

-Wiemy o tym, kochanie.  

background image

Podniosła  się  z  klęczek.  Podeszła  do  Christiany  z  wyciągniętymi  rękami,  jak 
gdyby bała się, że ta wybuchnie. Następnie objęła ją ramionami. To było prawie 
przerażające  widzieć,  jak  łatwo  i  skutecznie  Isabella  osłabiała  linie  obrony 
Christiany. Jeśli to zajdzie za daleko, on wejdzie do akcji. 
 

-Uspokój się – wyszeptała. 

Christiana skoczyła do tyłu.  
 

-Nie mów mi co mam robić! 

 

-Khalil może zmieni zdanie, jeśli z nim porozmawiasz.  

Isabella  ponownie  sięgnęła  ku  niej  rękami.  Christiana  odepchnęła  jej  dłonie. 
Prawie płakała, była praktycznie na skraju załamania. Blane wstał. Zaśmiała się 
ostro i odsunęła się jeszcze dalej. 
 

-Nie wydaje mi się. 
-Rozbaw mnie. Ostatnio był bardzo rozsądny. Zwłaszcza z coscą Blane’a. 
Może pozwoli ci z nimi zostać.   

 

-To nie pomoże w sprawie mojego compagno.  
-Musisz  być  ślepa,  skoro  nie  widzisz  okazji  przed  sobą.  –  Oczy  Isabelli 
podążyły  do  Blane’a  i  z  powrotem  –  Nadmiernie  wszystko  analizujesz, 
bella

8

.  

Christiana odwróciła się plecami do kobiety i skrzyżowała ręce na piersi.  
Chęć przytulenia jej, pocieszenia była coraz silniejsza i z trudem oparł się temu 
uczuciu. 

-Nigdy  nie  będziesz  w  tym  naszym  życiu  szczęśliwa,  jeśli  nie  nauczysz 
się akceptować tego, co spotykasz na swoich ścieżkach.  

Isabella przysunęła się błyskawicznie do lewego boku Christiany, nachylając się 
nad  nią  nieznacznie.  Blane  poczuł,  że  musi  ją  przytulić.  Potrzebował  tego  tak 
bardzo,  że  aż  bolało  go  w  piersi.  To  uczucie  było  jak  swędzenie  w  umyśle, 
niemożliwe do podrapania.  
Położył jedną rękę na jej plecach, a następnie delikatnie przyciągnął ją w swoje 
ramiona. Przysunęła się bliżej, kładąc głowę na jego piersi. 
Wtem błyskawicznie odskoczyła, odsuwając się od Blane’a. 
 

-Przestań zmuszać go do tego, Isabello. 
-Ja  tylko  uwalniam  to,  co  już  tam  jest.  –  głos  kobiety  był  szeptem. 
Dotknęła  policzka  Christiany  opuszkiem  palca.  –  Nie  walcz  z  miłością, 
tak jak zawsze robiłaś. 

Odsunęła od niej swoją twarz. 
 

-To nie jest miłość.  

Isabella schwyciła jej twarz w swoje dłonie.  
 

-To nie jest romans, o którym śniłaś, ale to jest miłość. Wiesz o tym. 

Umieściła  delikatny  pocałunek  na  policzku  Christiany,  który  przeciągał  się 
jednak zbyt długo, by uznać go za cnotliwy. Christiana zamknęła oczy.  
Jej  ciało  zdawało  się  relaksować  centymetr  po  centymetrze.  Nie  walczyła,  gdy 
Isabella  składała  delikatny,  słodki  pocałunek  na  jej  ustach.  Ciało  Blane’a 

                                                             

8

 Piękna.

  

background image

natychmiast  zareagowało.  To  nie  był  jakiś  niechlujny  pocałunek,  jaki  widywał  
u  pijanych  dziewczyn  w  barze.  To  było  zdecydowanie  dużo  więcej.  Pocałunek 
zakończył  się  przesłodzonym  mlaśnięciem,  a  Isabella  przemówiła,  utrzymując 
wzrok na Christianie.  
 

-Chodź tutaj, Blane.  

Zrobił  tak,  jak  mu  kazała.  Christiana  spojrzała  na  niego,  a  później  schwyciła  
z tyłu jego włosy i przyciągnęła jego twarz do siebie. Gdy jej usta dotknęły jego, 
były wilgotne i smakowały miętą, która nie pochodziła z jej ust.  
Blane owinął ramiona dookoła niej, gdy tylko Isabella odeszła. Ciało Christiany 
przylgnęło do niego, mocniej złączając ich usta. Jego dłoń przesunęła się w górę 
na  tył  jej  karku.  Trzymał  ją  w  swoich  objęciach,  leniwie  całując.  Głęboko. 
Christiana nagle odskoczyła. 
Podtrzymywał jej plecy jedną ręką, ale puścił jej kark. 
 

-Co? 
-Ona  to  robi.  –  Odwróciła  się  w  stronę  Isabelli.  –  Znowu  mieszasz  mi  
w głowie. Przestań. 

 

-Ja tylko sprawiam, że zgadzasz się na coś, czego pragniesz. 

 

-Nie chcę go całować. Ani ciebie. 

To  zabolało.  Blane  zabrał  ręce  i  zrobił  krok  w  tył.  Może  to  Isabella  nimi 
manipulowała.  Jeśli  tak  było,  to  była  znacznie  bardziej  subtelna,  niż 
przypuszczał. Była też niebezpieczna. Brwi Isabelli powoli uniosły się ku górze.  

-Podejrzewam,  że  to  nie  jest  najodpowiedniejsza  noc  do  rozmów, 
kochanie.  Wyjazd  do  Ameryki  coś  z  tobą  zrobił.  Zostawię  cię,  żebyś 
mogła sobie wszystko przemyśleć. Porozmawiamy znów jutro wieczorem.  

Christiana przytaknęła i uciekła na balkon. 
 

-Zaprowadzisz mnie do wyjścia? 

Blane  kiwnął  głową  i  odprowadził  Isabellę  do  drzwi.  Wtedy  zrobiła  kilka 
kroków w jego stronę, stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.  

-Bądź z nią cierpliwy – wyszeptała – Niestety, Khalil nauczył ją, by była 
ostra. Jego wpływ ją oślepił, tak jak oślepił i nas wszystkich. 

Blane  próbował  zaśmiać  się  figlarnie.  W  jej  tonie  jednak  było  jeszcze  coś 
innego. 
 

-Ona jest dobrą duszą – powiedziała.  
-Będę  o  tym  pamiętał,  gdy  następnym  razem  będzie  próbowała  rozwalić 
moje jaja.  

 

-Myślę, że cieszy cię takie wyzwanie. Czyż nie? 

I  tu  miała  racje.  W  tym  samym  czasie  chciał  pieprzyć  się  z  nią  i  jednocześnie 
mówić, żeby spieprzała. Potaknął.  
 

-Dobranoc Blane. Mam nadzieję, że niedługo lepiej się poznamy. 

Zamknął  drzwi  za  dziwną,  małą  kobietą  i  oparł  się  o  framugę.  Próbował 
przemyśleć wszystko to, co się wydarzyło, ale było tego zbyt wiele na raz i zbyt 
szybko się wydarzyło.  

background image

Christiana  nie  mogła ochronić się przed czymś  tak subtelnym, a on wątpił, czy 
sam potrafiłby ją ochronić. Jeśli naprawdę chciała być przed tym ochroniona.  
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

Rozdział 8 
 
Christiana usłyszała Blane’a przechodzącego pomiędzy zasłonami na balkon. 
 

-Co wyszeptała ci ta wiedźma? 

Jego oczy były zwężone.  
 

-Tylko mówiła mi dobranoc. 

 

-Nie zapominaj, że ją znam.  

Christiana  odwróciła  się  twarzą  do  Canal  Grande,  przepływającego  pod  nimi  
w  świetle  księżyca.  Znała  Isabellę  zbyt  dobrze.  Nie  raz  prawie  doszczętnie 
złamała  postanowienie  Christiany.  Ta  kobieta  miała  w  głowie  tylko  jedną, 
jedyną myśl – uczynić z Christiany jedną ze swoich kobiet. To właśnie tego od 
zawsze  pragnęła.  Tak,  byłaby  niewątpliwie  bardziej  kochającym  partnerem  niż 
Maximilliano, ale równie bezlitosnym. Jedna rzecz była pewniakiem: Życie było 
dostatecznie  ciężkie,  nie  potrzebowała  w  nim  dodatkowo  jeszcze  Isabelli. 
 

Od strony starożytnych budynków  dotarła  do  nich  gwizdana przez kogoś 

melodia. Pochodziła ona od gondoliera, który płynął małą łodzią z młodą ludzką 
parą w górę kanału. Christiana westchnęła. Jakże chciała znów być jedną z nich. 
Zdecydowanie  łatwiej  było  mieć  do  przeżycia  jedynie  jakieś  sto  lat,  gdzie 
namiastkę  nieśmiertelności  dawało  jedynie  stworzenie  dziecka.  Dlaczego  ona 
nie  mogła  być  jedną  z  tych  kobiet?  Dłoń  Blane’a  dotknęła  jej  pleców. 
Próbowała nie zadrżeć. Zaniepokoiło ją, że stał tak blisko. 
 

-Przykro mi. 

 

-Czemu? 

 

-Bo zostałaś komuś obiecana. I nie jesteś szczęśliwa. 

Jego dłoń poruszała się po małym okręgu. 

-Nawet  za  to,  że  pozwoliłem  jej  wpłynąć  na  siebie,  gdy  ty  nie  chciałaś, 

bym cię pocałował. 

Kiedy  ona  chciała,  żeby  ją  całował.  W  rzeczywistości  niczego  innego  nie 
pragnęła  bardziej.  Taki  właśnie  był  problem  z  Isabellą.  Wokół  niej  zawsze 
działy  się  rzeczy,  co  do  których  lepiej  byłoby,  gdyby  się  nie  wydarzyły. 
Christiana potrząsnęła głową. 
 

-Nie ma sprawy. 

 

-Nie. To nie jest prawda. Powinienem był cię chronić. 
-Chciałam  tego,  Blane.  Ale  nie  powinnam  była  się  temu  poddawać.  
To jest problem.  

 

-Dlaczego tak bardzo z tym walczysz? 

 

-Co? 

 

-Ze wszystkim. To tak, jakbyś próbowała nie czerpać nic z życia.  

 

-Nie wszyscy możemy być tak dekadenccy. 

Dłoń Blane’a ześlizgnęła się z niej. 
 

-I nie wszyscy możemy być romantycznym snem jak Vincenzo.  

Jego głos brzmiał smutno. Spojrzała w górę i zobaczyła, że jego twarz zmieniła 
się w wypraną z uczuć maskę; mimo tego wiedziała o odczuwanym przez niego 

background image

bólu.

 

Tak  wiele  razy  prowadzili  swoje  słowne  bitwy,  że  nigdy  by  nie 

podejrzewała, że może go zranić.

 

 

-Blane, tak mi –  

Ale było już za późno.  Jego oczy skupiły się na czymś zupełnie innym. 

-Idę  do  swojego  pokoju.  Zadzwoń  do  mnie,  jeśli  będziesz  czegoś 
potrzebować.   

 

* * * * 

 
 

Christiana  leżała  w  łóżku,  z  dokładnie  pozamykanymi  i  zasłoniętymi 

oknami.  Dzień  przyniósł  jedynie  sen,  bez  odpoczynku.  Nie  mogła  przestać 
myśleć  o  Blanie.  Zraniła  go,  zachowując  się  jak  jedno  ze  snobistycznych 
starszych, których nienawidziła od tak dawna. On tylko próbował sprawić, żeby 
poczuła się lepiej, a ona wyskoczyła z elitarystycznym nastawieniem.  

Jak  to  jest,  że  faceci,  choć  tak  wytrzymali  fizycznie,  zawsze  okazują  się 

być emocjonalnie słabi? Niewątpliwie jej  serce nie było silniejsze, niż każdego 
innego  człowieka  na  Ziemi.  Przynajmniej  taką  miała  nadzieję.  Musiała  istnieć 
jakaś  szansa  na  to,  że  odnajdzie  swoją  połówkę.  Może  Vincenzo  będzie 
dostatecznie silny. Usiadła, chwytając swojego  laptopa ze stoliczka przy  łóżku. 
Uruchomiła  go  i  włączyła  pocztę.  Ostatni  e-mail,  otrzymany  tuż  przed  świtem, 
miał  tytuł  rozpoczynający  się  od  słów  Piszę…  Christiana  uśmiechnęła  się  
i podwójnie na niego kliknęła.  
 
„Przyjaciele  utrzymają  cię  przy  zdrowych  zmysłach,  Miłość  może  wypełnić 
twoje  serce,  Kochanek  może  ogrzać  twe  łoże,  Lecz  samotna  jest  dusza  bez 
radowania się bratnią” – David Pratt 
 

Widziałem cię dzisiejszej nocy stojącą po drugiej stronie pokoju.  

Nie miałem serca się do ciebie odzywać i zniszczyć piękną otoczkę chroniącą 

twą tajemniczość.

 

Jutro nie będę się wstrzymywał, choć pewnie nie ujawnię 

mojej tożsamości. Twój męski przyjaciel mógłby tego nie aprobować, 

 a zatem poczekam, aż będziesz sama. 

Twój, 

V. 

 
Tak! 
Dzisiaj wieczorem się spotkają. 
Christiana  wystukała  odpowiedź,  by  zapewnić  o  swojej  obecności,  a  następnie 
nacisnęła  wyślij.  Przed  otwarciem  balu  minie  jeszcze  godzina-półtorej. 
Dostatecznie dużo, by się przygotować.  

 
 
 
 

background image

* * * * 

 
 

Blane  zastukał  jeszcze  raz  w  drzwi  Christiany.  Nie  było  żadnej 

odpowiedzi.  Nie  było  słychać  nawet  odgłosów  poruszania  się  w  pokoju.  
Jeśli  ta  kobieta  wyszła  beze  mnie…  Spojrzał  wzdłuż  korytarza,  a  następnie 
szybko  uderzył  wnętrzem  dłoni  w  drzwi.  Te  popękały  i  pofrunęły  do  środka,  
a  drewno  przy  zamkach  roztrzaskało  się  na  drobne  odłamki.  Szczątki  drzwi 
uderzyły  o  ścianę.  Chodził  od  pokoju  do  pokoju,  rozglądając  się  i  wąchając.  
Wewnątrz  apartament  był  absolutnie  pusty.  Christiany  nie  było.  Blane  wybiegł  
z  pokoju  i  pobiegł  w  dół  korytarza.  Wtedy  w  wewnętrznej  kieszeni  jego 
marynarki  zaczął  dzwonić  telefon,  wypełniając  korytarz  nowym  kawałkiem 
Aerosmith w roli dzwonka. Wyłuskał telefon i otworzył go. 
 

-Taak? 
-Mam  nadzieję,  że  masz  dobre  wytłumaczenie?  –  przemówił  głos 
Michaela.  

 

-Ona tam jest, prawda? 

 

-Tak. 
-Jasna  cholera.  Już  jestem  w  drodze.  –  Poszedł  ku  schodom.  Będzie 
szybciej. 

 

-Co się stało? 
-Nie  wiem.  Zwyczajnie  wyszła  beze  mnie.  –  Blane  pociągnął  drzwi 
prowadzące na klatkę schodową i szybko zbiegał w dół. 

 

-Dlaczego z nią nie byłeś? 

Co  tu  powiedzieć?  Nie  mógł  przecież  powiedzieć,  że  to  dlatego,  iż  była  suką  
i  nie  chciał  widzieć  jej  zbyt  szybko  ponownie.  Michael  oskórowałby  go  na 
żywca. 
 

-Blane? 

Zeskoczył z półpiętra na parter i wyszedł przez drzwi do lobby. 
 

-Jestem. 

 

-Co się dzieje? 
-Po  prostu  miej  na  nią  oko.  Będę  tam  za  parę  minut.  Wtedy  to  wszystko 
wyjaśnię. 

 

-Bądź pewien, że tak zrobisz.  

Telefon  zamilkł.  Blane  przeszedł  przez  podwójne  drzwi  wejściowe  
na  zadaszony  chodnik.  Limuzyna  zniknęła.  Zawarczał.  Christiana  zostawiła  go 
w  hotelu  i  zabrała  pieprzoną  limuzynę.  Od  miejsca  balu  dzielił  go  krótki 
dystans,  ale  musiałby  przejść  ulicą  w  normalnym,  powolnym  ludzkim  tempie, 
albo zaryzykować, że ktoś go zauważy.  
Chyba że pobiegnie szybko w dół ciemnymi zaułkami i szczytami dachów.  
Blane uśmiechnął się szeroko i pobiegł w stronę zaułka.  
 
 

 

background image

* * * * 

 
 

Blane przechodził od zatłoczonego wejścia w kierunku sali balowej.  

Tam była Christiana. Przez całą drogę mógł wyczuć perfumy, których używała. 
Musiała  dziś  wychlapać  ich  na  siebie  więcej,  niż  normalnie.  Prawdopodobnie 
dla tego pieprzonego Vincenzo. Jonas stał  tuż po  lewej stronie drzwi wewnątrz 
sali balowej. 
 

-Gdzieś ty był? 

Blane pokazał Jonasowi środkowy palec i poszedł dalej.  
 

-Ty nie –  

Tylko  tyle  powiedział  Jonas,  nim  Elena  schwyciła  go  za  ramię,  przyciągnęła  
i  zaczęła  gorąco  całować.  Blane  wisiał  jej  za  to  przysługę.  Poszedł  prosto  na 
parkiet  i  przyglądał  się  parom  poruszającym  się  w  rytm  staromodnych  tańców. 
Mogli mieć za sobą stulecia życia, lecz to nie zmieniło za grosz ich stylu tańca. 
Wszyscy utknęli w tych przestarzałych i znajomych odruchach ich ludzkich ciał. 
W  rzeczywistości  działo  się  tak  prawdopodobnie  dlatego,  że  ze  względu  na 
proces  starzenia  się,  coraz  trudniej  się  uczyli.  Może  był  to  protest  przeciwko 
zachodzącym  w świecie zmianom.  
 

Ponownie  wyłapał  ten  zapach,  gdy  jakaś  para  zawirowała  obok  niego.  

To była ona  i wyglądała  równie dobrze, jak pachniała. Uczesała  inaczej włosy: 
podniosła je, spięła i puściła kaskadą loczków. Suknia uwydatniała wszystko, co 
trzeba, opadając z jej ramion na delikatne krągłości.  

Jej  kształty  były  okryte  miękkim,  niebieskim  materiałem,  na  którym 

koraliki  tworzyły  kształt  kwiatów.  Wyglądała  niczym  istota  rodem  z  bajki. 
Przyglądał  jej  się,  gdy  wirowała  wokół  parkietu  z  wysokim,  ciemnowłosym 
mężczyzną  w  garniturze  pasującym  do  ubrań  reszty  obecnych.  Gdy  mu  się 
przyjrzał, rozpoznał w nim jednego vampiro z obstawy, którą przyprowadził ze 
sobą  Maximilliano.  Znając  ich,  prawdopodobnie  badał  teren,  próbując  wyczuć 
Christianę, by mógł stać się jej pierwszym licytującym gdy Maximilliano będzie 
już ją miał w swojej stajni.  

 

Po jego martwym trupie.  
 
Blane  przepchał  się  przez  tłum  i  zaczekał,  aż  znów  znajdą  się  przy  nim  
i schwycił ramię  mężczyzny. Zachwiali się, zatrzymując, a  mężczyzna obrzucił 
go rozzłoszczonym pojrzeniem. 
 

-Czego chcesz? – powiedział po włosku. 

Christiana westchnęła. 
 

-Wcinam się – Blane złapał jej dłoń – My musimy porozmawiać. 

Ten  dupek  spojrzał  na  nią,  jakby  miała  jakiś  wybór.  Potaknęła,  dając  mu 
pozwolenie  na  jej  opuszczenie.  Szkoda,  miło  byłoby  zaaplikować  mu  odrobinę 
agresji. Blane wyciągnął ją z parkietu na korytarz. 
Szarpnęła dłonią, lecz on jej nie wypuścił. 

background image

 

-Blane. 

Wepchnął ją głęboko w cień pierwszej pustej wnęki. Pozwolił jej wyrwać ramię 
ze  swojego  uchwytu,  a  następnie  rozłożył  dłonie  na  ścianie,  by  uwięzić  ją  
w swoich ramionach. 
 

-Co sobie myślisz, że co ty robisz?   

 

-Zostaw mnie w spokoju. 

Christiana  próbowała  wydostać  się  pod  jego  ramieniem.  Złapał  ją  i  docisnął  
w kąt, chwytając ją w pułapkę swoim ciałem. 
 

-Nie odchodź ode mnie. 

Gdy  stała  tak  blisko,  jej  zapach  był  obezwładniający.  Jej  twarz  była  piękna,  
z  ciemnymi  oczami  i  błyszczącymi  drobinkami,  lśniącymi  niczym  maleńkie 
diamenty  na  jej  skórze.  Musiała  poświęcić  dużo  czasu  na  przygotowania,  nim 
wyszła na bal. Ale po co ten dodatkowy wysiłek? To tylko pieprz–  
 

-Miałaś się z nim spotkać, czyż nie?  

Naburmuszyła się i przewróciła oczami.  
 

-Nie wrócisz tam, dopóki ja nie pozwolę. 

Rzucone przez nią spojrzenie wręcz mroziło.

 

Przyjrzała się dobrze jego twarzy, 

zanim odpowiedziała 

 

 

-Tak. 

 

-Dlaczego zostawiłaś mnie w hotelu? 

 

-Dlaczego cię to obchodzi? Myślałam, że jesteś na mnie wściekły. 
-Byłem.  Jestem.  Ale  to  nie  oznacza,  że  możesz  wychodzić  bez 
ochroniarza.  
-Nic  mi  nie  jest. Wszyscy tu są. Nikt  nie jest na  tyle  głupi, by próbować 
mnie zabić w obecności Khalila.  
-Posłuchaj  Księżniczko  –  Napierał  na  nią  jeszcze  bardziej  –  Tak  długo, 
jak  jestem  tobie  przydzielony,  nigdzie  beze  mnie  nie  pójdziesz. 
Zrozumiano?  

Zawisł tuż nad jej twarzą. Wysunęła ku niemu głowę, lecz jej nie pocałował. Nie 
ważne, jak bardzo kuszące były jej usta.  
 

-Czy ten koleś to był Vincenzo? 

Christiana naparła jeszcze bardziej. 
 

-Może. 

Ich  ciała  były  blisko.  Poczuł  biodra  Christiany  dociśnięte  do  jego  ciała  i  ta 
bliskość  wywołała  erekcję.  Blane  zrobił  mały  krok  do  tyłu,  by  ukryć  swoją 
reakcję. 
 

- Gdzie idziesz? Myślałam, że chcesz mnie onieśmielić, wręcz zastraszyć. 

Pchnął ją w stronę ściany, nacierając na nią swoim naprężonym członkiem.  
 

-Czy to tego właśnie chciałaś? – wyszeptał. 

Rozchyliła  usta  i  spojrzała  w  dół.  Gdy  jej  oczy  skierowały  się  w  górę,  złość 
znikła, a pojawiło się takie samo współczucie, jak wczorajszej nocy.  
 

-Blane. Ja – 

background image

 

-Nie  zaczynaj  z  tym  znowu.  Zrobię  wszystko,  co  konieczne,  żeby 

wykonać swoje zadanie. Nawet jeśli to oznacza trzymanie cię w twoim pokoju 
przez resztę Luny.  
Wyprostowała się, a jej usta zamieniły się w twardą linię. 
 

-Czy to tego właśnie chcesz? 

Nie. Chciał potrząsać nią, aż zrozumie. Ale co by to dało? Była upartą kobietą,  
którą mogło nauczyć jedynie osobiste, bolesne doświadczenie.    
Więc będzie musiał być cierpliwy. 
 

-Tak. Możesz iść odszukać twojego Romeo, ale  nie wychodź z Sali beze 

mnie albo Khalila.  
 

-Dobrze.  

Zrobił  mały  krok  w  tył  i  czekał,  aż  ona  przejdzie  na  salę  balową.  Christiana 
ciągle  wpatrywała  się  w  niego,  ale  nie  przemówiła  ponownie.  Również  nie 
poruszyła  się.  Zamiast  tego  wgapiała  się  tym  doprowadzającym  do  szału 
spojrzeniem oznaczającym, że próbuje go rozgryźć.  
 

Po  chwili  pijawka  wróciła,  prosząc  o  dokończenie  ich  tańca  i  Christiana 

zniknęła.  Może  to  on  był  Vincenzem.  Jeśli  nim  był,  to  ich  internetowy  romans 
przybrał jeszcze bardziej przyprawiające o dreszcze możliwości.  
To mogło oznaczać, że albo chłoptaś Maximilliano działa za jego plecami, albo 
on i Max pracują razem, w zespole. Jej połączenie z Maxem z pewnością będzie 
katastrofą, skoro jeden z jego klanu tak usilnie próbuje ją uwieść. Tak czy owak, 
ona była tą, która miano spętać związkiem, który skrzywdzi ją tak koszmarnie.

 

 

  

* * * * 

 
 

Christiana  stała  na  balkonie,  tuż  obok  sali  balowej.  Stopy  bolały  ją  od 

nowych  szpilek.  Stephan  wymęczył  ją  w  trzech  tańcach  pod  rząd,  a  jedyną 
możliwością odpoczynku było poproszenie go o przyniesienie drinka.  
 

-Proszę bardzo, bella.  

Stephan  stanął  obok,  wysuwając  w  jej  stronę    kieliszek  od  Martini  wypełniony 
czerwoną substancją. Uśmiechnął się do niej, a to sprawiło, że wyglądał jeszcze 
przystojniej.  
 

-Wypij szybko. Presto mamy następny taniec. 

 

-Grazie

Przyjęła  kieliszek  i  umoczyła  wargi.  Ciepła  krew  uderzyła  w  jej  usta 
energetyzującym  dreszczykiem  i  spłynęła  w  dół  gardła,  niczym  herbata,  którą 
tak  się  rozkoszowała,  będąc  jeszcze  człowiekiem.  Stephen  wyciągnął  dłoń  
i  położył  ją  u  podstawy  jej  kieliszka.  Złoty  rodzinny  herb  na  jego  pierścieniu 
błyszczał w świetle księżyca. Był taki sam jak Isabelli. 
Podsunął w  górę  kieliszek, zmuszając ją do szybkiego wypicia  napoju. Było to 
odrobinę denerwujące, ale jeśli on był jej Vincenzo, to mogła mu wybaczyć ten 
zapał i pragnienie, by spędzić czas jak najbliżej jej ciała. Gdy nic już nie zostało, 
zabrał z jej rąk szkło i postawił je na poręczy.  

background image

 

-Chodź ze mną, bella. Zatańczymy jeszcze raz, nim będę musiał odejść. 

Christiana  zlizała  resztki  krwi  z  ust  i  pozwoliła  mu  się  poprowadzić  do  sali 
balowej.  Zdążyli  złapać  początek  następnego  tańca.  Dzięki  bogom  był  to 
poczciwy  współczesny  walc.  Jej  stopy  mogły  więcej  nie  wytrzymać.  Stephan 
przyciągnął  ją  do  siebie  i  prowadził  wzdłuż  parkietu.  Przysunął  się  bliżej,  niż 
wymagał tego taniec i wyszeptał:  
 

-Cieszę się, że miałem możliwość dziś z tobą porozmawiać.  

Więc to on był Vincenzo. Przynajmniej tak sugerowała treść e-maila. Spojrzała 
na niego. 
 

-Też się z tego cieszę. 

Zakończyli  ostrym  zwrotem  i  przystanęli,  lecz  sala  wirowała  nadal  wokół  niej. 
Christiana mrugnęła i dziwne wrażenie znikło. 
 

-Czy będziesz tu jutro wieczorem? 

 

-Si

Kontury  sali  rozmyły  się  ponownie  i  wszystko  zaczęło  znów  wirować. 
Schwyciła ramię Stephena, żeby złapać równowagę. 
 

-Christiana? 

Jego  głos brzmiał jak by stał w tunelu. Zamknęła oczy  i potknęła się, próbując 
ustawić stopy równo na podłodze.  
 

- Porca l’oca!

9

 

Jego ręce złapały ją wokół talii. Czuła, jak przepycha ją przez tłum, lecz jej oczy 
widziały  jedynie  mignięcia  obrazów.  Jej  głowa  była  zbyt  ciężka,  a  jej  lewa 
strona zdawała się rozpływać.  
 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                                                             

9

 Prawdopodobnie jest to przekleństwo po włosku. 

background image

Rozdział 9 

-Hej  –  Blane  pospieszył  do  zatłoczonego  wejścia,  przez  które  tamten 

szajbus wyciągnął Christianę na zewnątrz. 

-Stop! 

Rozgarnął ludzi, stojących w przejściu, odtrącając kogoś na bok. 
 

-Przepraszam  –  krzyknął  i  ruszył  dalej.  Głowa  Christiany  odwróciła  się  

w  jego  stronę,  a  następnie  zachwiała  na  boki.  Blane  przyspieszył  i  wyprzedził 
ich, by zablokować drogę na schody. 
   

-Gdzie ty do kurwy nędzy z nią idziesz? 

Wampir  spojrzał na niego wilkiem. 
  

-Chcę upewnić się, że z nią wszystko dobrze. 

Blane  schwycił  brodę  Christiany  i  podciągnął  jej  głowę  do  góry.  Jej  oczy  nie 
mogły się na nim skupić, lecz uśmiechnęła się szeroko. 
  

-Blane. 

Gdyby tego nie wiedział, powiedziałby, że jest pijana w trzy dupy.  Żeby się tak 
wstawić,  musiałaby  wypić  mnóstwo  wzbogaconej,  wysokoprocentowej  krwi. 
Zbyt krótko nie było jej na parkiecie, by mogła tego dokonać. Znów spojrzał na 
wampira.  
  

-Co jej dałeś? 

  

-Nic. 

  

-Nie okłamuj mnie, kurwa. 

  

-Nie jestem ci winien żadnego wyjaśnienia, Amerykaninie.  

  

-Och,  jesteś  mi  cholernie  winien  wyjaśnienia.  Możesz  powiedzieć  mi 

  

teraz, albo zadzwonię do Khalila, byś to jemu mógł wytłumaczyć.  

  

-Nic. Przyniosłem jej jedynie drinka. 

Vincenzo, czy kim on tam był, obrzucił go spojrzeniem i dodał: 
  

-O co mnie oskarżasz, signore? 

Może ostatecznie miał kręgosłup. 

- Chętnie  bym  urwał twój  łeb, ale ważniejsze dla  mnie  jest zabranie stąd 
Christiany. 

Blane sięgnął po Christianę. Wampir zrobił krok w tył, pociągnąć ją ze sobą. 
  

-Chciała iść ze mną.  

Śmiech Blane’a zabrzmiał niczym szczeknięcie.  
  

-  Już  ci  kurwa  wierzę.  Zabieraj  z  niej  łapska,  nim  je  oderwę  od  twoich 

  

pieprzonych ramion! 

Ludzie  i  wampiry  odwrócili  się  zaciekawieni,  lecz  Vincenzo  nawet  nie  drgnął. 
Blane złapał ramię Christiany, przyciągnął ją do siebie i wziął na ręce.  

background image

 

-Radzę  nie  dopuścić  do  tego,    bym  złapał  cię  na  jeszcze  raz  na  

  

odstawianiu podobnego gówna. Capisca?   

Isabella pospieszyła w ich kierunku, podtrzymując dół długiej, czarnej sukni.  
  

-Blane. 

Spojrzał na nią. Wampir czmychnął, gdy Blane skupił swoją uwagę na kobiecie. 
Zajmie się nim później.   
  

-Tak? 

  

-Przepraszam. – podeszła bliżej i wyszeptała – Dodałam coś do jej drinka,  

  

żeby obniżyć próg jej obrony. Nie  miałam pojęcia, że to będzie  miało  na  

  

nią taki wpływ.  

Isabella miękko zachichotała. 
  

-Ona musi kompletnie tego nie tolerować.  

  

-Co jej dodałaś? 

  

-Jedynie niewielką ilość Noir. 

  

-Wino? 

  

-Nie,  nie.  To  czyni  krew  uzależniającą.  Używamy  tego  do  obniżenia  

  

zahamowań. Żeby się zrelaksować.  

  

-Narkotyki. 

  

-Si. Tak jakby. Tylko dla naszego rodzaju. 

  

-Isabella! 

Christiana  sięgnęła  po  nią.  Isabella  uśmiechnęła  się  i  wzięła  jej  dłoń,  całując 
opuszki jej palców.  
  

-Przepraszam. Próbowałam ci pomóc.  

  

-Ile minie czasu, nim to przestanie działać? – zapytał Blane.  

Wzruszyła ramionami. 
  

-Kilka godzin?  

  

-Nie wierzę ci.  

Odwrócił się i poszedł w dół schodów. 
  

-Odpowiesz za to. 

Poderwała się, by za nimi nadążyć, podczas gdy on coraz bardziej zbliżał się do 
limuzyny.  Blane  zastanawiał  się,  czy  ktoś  zwróciłby  na  nich  uwagę,  gdyby  ją 
spętał i powlókł w dół ulicy. Cóż, prawdopodobnie tak. 
  

-Zostaw nas w spokoju, Isabello.  

Christiana  uniosła  głowę,  jej  oczy  przesuwały  się  od  limuzyny  do  niego,  od 
niego do limuzyny.  
  

-Chcę popływać gondolą. Blane warknął. 

  

-Po prostu wsiądź do limuzyny, Księżniczko.  

background image

Usadził  ją  na  siedzeniu.  Christiana  zmarszczyła  usta.  Wyglądała  jak 
seksowniejsza  wersja  Kopciuszka,  a  odęte  usteczka  sprawiły,  że  wyglądała 
prawie dziecinnie. Prawie.  
  

-Prooooszę.  

  

-Nic jej nie będzie.  

Isabella  ponownie  znalazła  się  za  nim,  a  jej  głos  brzmiał  nonszalancko  –  jak 
poprzednio.  Zamknął drzwi i odwrócił się do niej.  
  

-Co  to  właściwie  ma  znaczyć?  Wygląda  to  tak,  jakbyś  próbowała  ją 

kontrolować.  
  

-Nonsens.  Czyżbyś  nie  widział,  jak  sama  rezygnuje  ze  swojej  natury? 

Niedługo się załamie. Wolałbyś, żeby się poddała komuś zupełnie obcemu? 
  

-Mówisz o tym tak, jakbyś poskramiała konia.  

Isabella wzruszyła ramionami.  
  

-Ja bym powiedziała, że muła. 

  

-Powiem to do ciebie wyraźnie, Isabello.    

Pochylił się do niej i wyszeptał: 

-Jestem  tu,  by  jej  strzec,  a  ty  wpasowałaś  się  idealnie  do  kategorii  

  

„zagrożenie”. Jeśli nie chcesz, by Khalil zamordował cię za to, co zrobiłaś   

  

dzisiaj  wieczorem,  to  sugeruję,  byś  zrobiła  w  tył  zwrot  i  pomaszerowała   

  

prosto  na bal. A później trzymaj swój tyłek bardzo daleko od Christiany. 

  

-Nie próbuj mi mówić, co mam robić, neonato. Nie wiem, co to za gra, ale   

  

wiem,  że  ona  się  w  tobie  nie  zakochała.  Przyglądałam  się.  

 Jak  gdyby  fala  psychotropowej  mocy  przetoczyła  się  przez  nią,  a  całe  ciało 
Isabelli  przeszło  metamorfozę.  Pochyliła  się  nad  nim,  głaszcząc  dłonią  jego 
pierś.  Jej  dotyk  wywołał  u  niego  ciarki,  nawet  bez  odrobiny  seksualnego 
zainteresowania  jej  osobą.  Wtedy  jej  głos  przeszedł  w  seksowną  grypkę 
  

-Nie tylko Christiana mnie interesuje. 

Potrzeba    całowania  jej    buzowała  wzdłuż  całego  kręgosłupa,  sięgając  jego 
umysłu.  Było  to  absolutnie  sprzeczne  z  tym,  co  właśnie  powinien  robić. 
Powinien  postrzegać  ją  jako  zagrożenie,  ale  możliwości  Isabelli  były  tak  silne, 
jak mówiła Christiana. Była bardzo, bardzo przekonująca. Ale on nie zamierzał 
się jej poddać. Blane złapał jej dłoń i mocno wykręcił. 

-Nie próbuj ze mną tego gówna. 

Uśmiechnęła się pod nosem i przysunęła bliżej, naciskając swoją piersią na jego 
dłoń. 

-  Jeśli  chcesz,  możesz  protestować  przy  publiczności,  ale  gdy  będziesz 

leżał sam w łóżku, głaszcząc się, myśl o mnie.  

background image

-Jesteś szczególnie pokręconą suką. 

Lekko ją odepchnął i puścił jej dłonie. 
  

-Trzymaj się od nas z daleka. 

Blane  otworzył  drzwi  limuzyny  i  wślizgnął  się  do  środka,  nie  pozwalając 
Isabelli  na  dalsze  dyskusje.  Christiana  leżała  wewnątrz  limuzyny  na  sąsiednim 
siedzeniu,  zwinięta  w  dziwaczną  pozycję.  Zatrzasnął  drzwi  i  przysunął  się 
bliżej. 
  

-Nic ci nie jest? 
-Nie. 

Gdy limuzyna zaczynała się powoli toczyć, pociągnęła nosem i wytarła oczy.  

-Czy ty płaczesz? 

  

-Nie. 

  

-Dlaczego płaczesz? 

  

-Ale ja nie płaczę. 

  

-Okay… więc, dlaczego jesteś smutna? 

  

-Ja… ja… 

Zaczęła płakać jeszcze bardziej. 
  

-Nie wiem. 

Jedyną  rzeczą, jaka  istniała  i której  nie  mógł się oprzeć, była  płacząca kobieta. 
To  zawsze  w  jakiś  sposób  go  rozbrajało  i  sprawiało,  że  czuł  się  słaby. 
Uaktywniał  się  w  nim  jakiś  dziwny,  nieznany  instynkt  chronienia,  który 
powinien  być  aktywowany  tylko  przez  dzieci  –  o  tym  zaś  nikt  nie  musiał 
wiedzieć.  
  

-Co jest nie tak? 

Blane  przysunął  się  bliżej  i  przyciągnął  ją  ramionami.  Ukryła  twarz  na  jego 
klacie.  
  

-Usłyszałam, o czym ona mówiła. 

Och. 
  

-Ona jest stukniętą suką. 

  

-Ale ma rację. 

  

-Jak to? 

  

-Zawsze wypieram się tego, co czuję.  

  

-Cóż, wszyscy tak robimy. To nieodłączna część życia.  

  

-Muszę taka być. Każdy inny może przestać, ale ja nie mogę. 

  

-Dlaczego nie możesz? 
 -Jestem  córką  Khalila.  Oczekują  ode  mnie,  żebym  taka  właśnie  była, 
choć wtedy wszyscy mówią, że jestem oziębła. 

background image

Odsunęła się do tyłu; rozmazany tusz spływał jej w dół twarzy. 

-Nawet nie mogę sobie sama znaleźć compagno. Czy wiesz, kiedy ostatni 
raz uprawiałam seks? Z kimś innym niż ty?  

Nie odgadł. 
  

-Dlaczego sądzisz, że tak się dzieje? 
 -Mogę to wyczuć. Wiem, jak niekomfortowo czują się przy mnie faceci,  
a jak działają na nich inne kobiety. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest.   
-To wyłącznie  dlatego, że  jesteś potomkiem  lidera. Jesteś tak jakby poza 
konkurencją.  

To nie do końca była prawda. Była również zbyt dużym wyzwaniem. 
  

-Ale ty ze mną spałeś.  

  

-Wiem. Może jestem masochistą? 

Przysunęła się ponownie do jego piersi, płacząc. 

-A  teraz  tego  żałujesz.  –  Zaśmiała  się  histerycznie  –  Myślałeś,  że  jestem 
lesbijką.  

  

-Nawet jeśli nią jesteś, to wszystko jest w porządku.  

  

-Nie jestem! 

  

-Lubisz Isabellę. 
 -Nie.  –  Warknęła  sfrustrowana  –  Używa  na  mnie  swojego  wpływu  i  nie 
mogę  powstrzymać  się  przed  uczuciem  zadurzenia.  Ty  się  na  to  nie 
nabierasz.  Przy  każdym  spotkaniu  próbuje  cię  kontrolować,  a  ty  nawet 
tego nie zauważasz. 

Interesujące.  Blane  schwycił  jej  twarz  w  swoje  ręce  i  wytarł  resztki  maskary 
swoimi kciukami. Wyglądała na taką bezbronną, że aż bolało go serce. Jej twarz 
znów była dziecinna, a jej oczy pełne zmieszania. Zdawało się, jakby nie miała 
pojęcia, jak to jest być dorosłym, lub jak żyć bez ustalonych zasad, pomimo tak 
wielu  przeżytych  wieków.  Może  nigdy  nie  dała  sobie  na  to  pozwolenia. 
  

-Christiana, ile miałaś lat, gdy poznałaś Khalila? 
-Osiem. 

Mrugnął w przerażeniu.  
  

-Jak? 

  

-Byłam prezentem dla niego. – Zamknęła oczy, lecz on nadal obejmował 

dłońmi  jej  twarz  –  Moja  matka  była  dumną  kobietą,  nieślubną  córką  Henryka 
Ósmego.  Oczywiście  nie  została  nigdy  oficjalnie  przedstawiona,  ale  dobrze  się 
nami zajmowano. Byłyśmy wręcz rozpuszczane. Nic nie mogło jej powstrzymać 
od zdobycia tego, czego pragnęła. Oddała mnie jemu, chcąc go przekupić, aby ją 

background image

przemienił.

 

 

  

-Zrobił to? 

Otwarła oczy. 

-Nie. Wziął moją dłoń i wyprowadził mnie z domu. Słyszałam jej krzyki, 
ale  nie  wiedziałam,  że  zginęła,  dopóki  Khamar  nie  wspomniał  o  tym 
następnej nocy.  

Limuzyna  stanęła  i  Blane,  nie  czekając  na  szofera,  otworzył  drzwi.  Owinął 
ramię  dookoła  Christiany  i  pomógł  jej  dostać  się  do  pokoju,  nie  odzywając  sie 
przy  tym  nawet  słowem.  Było  zbyt  wiele  do  powiedzenia.  Jego  umysł  był 
przepełniony  pytaniami,  które  dotyczyły  jej  osoby  dorastającej  w  klanie 
wampirów.  A  Khamar  -  brat  Khalila  -  musiał  uwielbiać  straszenie  jej,  tak  jak 
robił  to  wszystkim  innym.  Zamknął  drzwi,  gdy  już  weszli  i  pomógł  jej  ułożyć 
się na łóżku. Kiedy położyła się na materacu, powiedział: 
  

-Więc tak właściwie, to wychowały cię wampiry? 

  

-Tak. 

Otworzył  usta,  by  jeszcze  coś  powiedzieć,  ale  zrezygnował.  Co  ona  musiała 
widzieć,  będąc  dzieckiem?  Wiedza  o  ich  egzystencji  i  naturze  była 
wystarczająca, by dorosły załamał się i postradał zmysły.  
  

-Jestem pod wrażeniem, że cię nie zabili. Czy oni… uh…  

Nie  mógł  się  przełamać,  by  zapytać,  czy  ją  zgwałcili  lub  pili  z  niej,  niczym  z 
regularnego dawcy. Prawda mogła okazać się zbyt straszna.  

-Khalil był moim ojcem od samego początku. Karał każdego, kto choćby 
doprowadził mnie do płaczu.  

  

-Niemniej przemienił cię. 
 -Musiałam  sobie  na  to  zapracować.  Odmawiał  przez  lata.  Próbował 
zaślubić mnie z człowiekiem, ale ubłagałam go. Nie miałam z ludźmi nic 
wspólnego i nie miał serca mnie do tego zmuszać.  

Pociągnęła nosem i przetoczyła się przez łóżko. 
  

-Potrzeba było gruźlicy, żeby go przekonać.  

Khalil  był  tysiąc  razy  lepszą  osobą,  niż  Blane  mógłby  kiedykolwiek 
przypuszczać.  
  

-A on nie chciał ciebie dla samego siebie?  

Potrząsnęła głową. 

-Próbowałam zdobyć go przez jakiś czas, gdy myślałam, że jestem w nim 
zakochana.  Zawsze  wtedy  mawiał,  że  zostałam  przeznaczona  dla  kogoś 
innego i że zawsze będzie mnie kochał jak ojciec. 

Szybko usiadła, trzymając się łóżka, żeby utrzymać równowagę.  

background image

  

-Muszę zdjąć tą sukienkę.  

Blane zaoferował jej dłoń i pomógł stanąć jej na nogach. Odwróciła się do niego 
plecami. 
  

-Rozsuń mi zamek. 

Zrobił  tak,  jak  prosiła,  a  następnie  zdjął  własną  marynarkę  i  krawat,  gdy  ona 
przeszła do  łazienki.  
  

Jeśli  Christiana  była  z  Khalilem  od  czasu  swojej  przemiany,  to  całe  jej 

życie  przeminęło  w  obłąkanym  cyrku  istniejącym  w  czasie,  gdy  panował  
w  imieniu  ich  Rady.  To  całkowicie  wyjaśniało  odczuwaną  przez  nią  potrzebę 
spełnienia oczekiwań wszystkich ludzi. Nadeszła dla niej pora, by nauczyła się, 
co to znaczy naprawdę żyć.  
  

-Musisz złamać kilka zasad, Księżniczko. Czy myślałaś o wyprowadzeniu 

się na jakiś czas gdzieś daleko od niego?  
Christiana, patrząc w lustro, starła zrujnowaną  maskarę. Jej  mózg cały  czas był 
nabuzowany,

   

miała  wrażenie,  że  świat  wcale  nie  jest  materialny,  choć  teraz 

mogła  już  myśleć  i  chodzić.  W  głowie  nadal  wirowało  jej  od  efektów  środka 
podanego jej przez Isabellę, ale już  mogła wyczuć jego  niepokój o nią. Nie był 
on tak silny, jak wtedy, gdy  usłyszał o jej dzieciństwie, ale był  równie szczery.  
I słodki.  
  

-Mieszkałam  sama  przez  jakiś  czas  we  Francji.  Ale  stęskniłam  się  

i  zmęczyłam  ciągłą  obecnością  ochroniarzy,  towarzyszących  mi  dosłownie 
wszędzie.  
Blane przechodził się po pokoju.  
  

-Jak dawno temu? 

Zawiesiła  szlafrok  na  wieszaku  na  drzwiach  i  schwyciła  swoją  długą,  czarną 
koszulkę nocną.  
  

-Wydaje mi się, że w latach trzydziestych. 

  

-W 1930? 

  

-Tak.  

Weszła do pokoju. Jego oczy natychmiast skierowały się ku rozcięciu w koszuli 
sięgającym do jej biodra. 
Jego nastrój gwałtownie się zmienił.  
  

-Um. Pójdę już do swojego pokoju, a ty musisz to odespać.  

Ruszył w stronę drzwi. 
  

-Zostawię  otwarte  okno  w  moim  pokoju,  więc  po  prostu  zawołaj,  jeśli 

będziesz mnie potrzebować.  
  

-Nie idź.  

background image

Stanęła  na  drodze  do  drzwi  i  położyła  dłoń  na  jego  solidnej,  męskiej  klacie.  
Ta  koszula  powinna  zniknąć,  by  ona  mogła  podziwiać  jego  twarde  muskuły. 
Blane zastygł, lecz nie odepchnął jej na bok.  
  

-Nie, kiedy jesteś naćpana.  

  

-Myślę jaśniej, niż zwykle, Blane.  

To była prawda. Była zrelaksowana i wiedziała dokładnie, czego chce. 
  

-Nie, nie myślisz. Nie jesteś w stanie nawet przejść po linii prostej. 

  

-To nie wymaga myślenia.  

Przesunęła dłoń z jego piersi na szyję. Na moment zamknął oczy.  
  

-Śpij dobrze, Christiano – wyszeptał. 

A  później  znalazł  się  za  drzwiami  szybciej,  niż  Christiana  zdołała  powiedzieć 
następne słowo. Przeklęła i upadła na łóżko, na tyle mocno, że znów rozbolała ją 
głowa.  Cios  prosto  w  jej  dumę  przyniósł  tępy  ból  w  okolicy  serca.  Tym  razem 
odważyła  się  sięgnąć  po  coś,  czego  pragnęła,  a  on  ją  odrzucił.  On  zwyczajnie 
tam  stał,  a  później  odwrócił  się  i  wyszedł,  gdy  ona  praktycznie  się  na  niego 
rzuciła. To  nie było sprawiedliwe  i –  A ona zaczynała zachowywać się  niczym 
jęczące dziecko.  
  

Co  to  Blane  powiedział?  Że  powinna  łamać  zasady?  Bycie  z  nim  

z pewnością się do tego zaliczało. Christiana wstała i ruszyła do drzwi balkonu, 
chcąc tam wyjść.

 

Tak jak podejrzewała, drzwi do Blane’a były otwarte. Wspięła 

się  na  poręcz,  a    następnie  przeskoczyła  na  drugi  balkon.  Drzwi  jego  łazienki 
były otwarte, więc światło nieco rozjaśniało ciemną sypialnię. Dźwięk płynącej 
wody wypełniał pomieszczenie.  

Przeszła  szybko  do  łazienki  i  rozejrzała  się  dookoła.  Za  zaparowanym 

szkłem migotał obraz przyćmionej postaci Blane’a odrzucającego włosy do tyłu. 
Ten  cudowny,  odwrócony  trójkąt  jego  ciała  od  szerokich  ramion  do  wąskich 
bioder wywołał u niej wewnętrzny dreszcz. Wtem odwrócił się do niej bokiem. 
Jego erekcja unosiła się nad biodrami jak wyrzeźbiona w skale. Promieniowały 
od niego frustracja i pożądanie. 

Christiana  cofnęła  się  do  ciemnego  pokoju  i  ściągnęła  przez  głowę 

koszulkę.  Rzuciła  ją  na  podłogę  i  czekała,  aż  ucichnie  prysznic.  Spędzi  z  nim 
jeszcze jedną noc, bez względu na to, co ten fakt będzie oznaczał dla wszystkich 
innych.  Musiała  poczuć  go  w  sobie,  potrzebowała  tych  silnych  rąk 
przesuwających  się  po  jej  biodrach.  Blane  w  końcu  wszedł  do  mrocznego 
pokoju,  wycierając  ręcznikiem  swoje  włosy.  Rzucił  ręcznik  na  podłogę.  Woda 
ściekała  w  dół  umięśnionego  torsu,  a  jej  krople  błyszczały  w  przyćmionym 

background image

świetle pokoju.  Stanęła z nim twarzą w twarz. Jego oczy sunęły w górę i w dół 
po całej długości jej ciała. 
  

-Tym razem nie będę protestować. 

  

-Dobrze.  

Docisnęła  swoje  ciało  do  jego  i  przyciągnęła  jego  twarz  do  swojej.  Jego  usta 
były  twarde  i  wygłodniałe.  Prawie  tak  twarde,  jak  jego  palce  trzymające  jej 
biodra. Christiana zrobiła krok do przodu,  popychając Blane’a w stronę ściany.  
  

Jego język sondował wnętrze jej ust, łaskocząc ją kuleczką kolczyka. Jego 

dłonie  przesunęły  się  na  jej  talię,  gdy  zrobił  następny  krok  do  tyłu.  Jego  plecy 
uderzyły o ścianę i oboje przestali się poruszać. Sapiąc, oderwała się od jego ust 
i  zaczęła  całować  jego  brzuch,  zsuwając  się  coraz  niżej.  Zawirowała  językiem 
na  jego  pępku,  a  następnie  wylizała  długą  linię,  wracając  do  jego  piersi.  
Blane  przyciągnął  jej  usta  do  swoich,  porywając  do  następnego  głębokiego 
pocałunku.  Jej  umysł  wirował,  a  długie  nogi  zmiękły.  Wtem  oderwała  się  do 
jego  ciała.  Jeśli  zamierzała  zrobić  wszystko  to,  co  chciała,  nie  mogła  pozwolić 
się  rozproszyć.  Dłonią  schwyciła  jego  nabrzmiały  organ  i  delikatnie  ścisnęła. 
Jego powieki zatrzepotały i zamknęły się, a głowa opadła, opierając się o ścianę. 
Uklęknęła, uśmiechając się. W odróżnieniu od innych wampirów, których miała 
w  łóżku,  został  schludnie  obrzezany,  co  umknęło  jej  uwadze  w  trakcie  ich 
pospiesznego seksu wczorajszej nocy.  

Zaczęła  lizać  penisa  od  samego  dołu,  w  kierunku  delikatnej  blizny, 

połączonej z ciemniejszą żołędzią. Gdy wypłynęła mała kropla płynu, zlizała ją, 
a  następnie  wessała  główkę  do  wnętrza  swoich  ust.  Blane  warknął  i  owinął 
jedną dłonią jej włosy. Nie próbował pchać czy zmuszać jej do czegoś, pozwolił 
jedynie  swojej  dłoni  podążać  za  jej  głową,  gdy  ona  wsuwała  i  wysuwała  go  z 
ust.  Nie  wypowiedział  nawet  słowa,  bo  nie  było  takiej  potrzeby.  Christiana 
mogła  poczuć  wszystko,  czego  nie  powiedział.  Rządza  kotłowała  się  z 
pragnieniem,  przyjemnością,  oczekiwaniem  i  adoracją,  wszystko  to  w 
oszałamiającej  mieszance.  Za  każdym  razem,  gdy  przesuwała  językiem  nad 
główką, fala głodu omiatała ich obydwoje. Ten upajający pośpiech sprawiał, że 
czuła się potężna i silna. 
  

Załaskotała  swoimi  paznokciami  miękką  skórę  moszny  i  naparła  ustami 

na  niego,  wciągając  tak  głęboko,  jak  tylko  mogła,  bez  ryzyka  zadławienia  się. 
Blane  jęknął  i  mocniej  złapał  jej  włosy.  Czuł,  jak  się  zanurza  i  wysuwa;  czuł 
powolne ssanie, gdy go wciągała ponownie. Niskie warknięcie zadudniło w jego 
piersi. 
  

-Chodź tutaj. 

background image

Christiana uwolniła z mlaśnięciem jego penisa ze swoich ust. 
  

-Nie  –  powiedziała,  a  następnie  złapała  jego  dłonie  i  docisnęła  je  do 

ściany.

 

Wiedziała,  że  nie  da  rady  go  tam  utrzymać,  jeśli  będzie  się  chciał 

uwolnić,  lecz  on  nawet  nie  próbował  ruszyć  się  z  tego  miejsca.  
  

-Teraz jesteś mój.  

Warknął,  ale  ona  jedynie  się  uśmiechnęła.  Jej  usta  były  delikatne,  gdy  wzięła 
jedno z jego jąder w usta. Lizała je powoli, ostrożnie, a później pozwoliła mu się 
wyślizgnąć.  Dla  kontrastu  przejechała  kłem  wzdłuż  jego  członka.  Jego  ciało 
zadrżało.    
  

-Cholera. 

Christiana  wróciła  znów  do  główki.  Blane  pchnął  biodra  w  jej  stronę,  przestał 
się  poruszać  i  tylko  sapnął,  gdy  ona  zabawiała  się,  pieszcząc  językiem  jego 
penisa.  Gdy  był  już  prawie  na  krawędzi  orgazmu,  przesunęła  swoje  ciało  
w górę, ocierając twardymi sutkami o jego wspaniale umięśniony tors. Jej dłonie 
nadal  trzymały  jego  ramiona  blisko  jego  ciała.  Ich  usta  prawie  się  stykały,  ale 
ona  nie  pozwoliła  na  ich  połączenie.  Zmysłowym  szeptem  powiedziała: 
  

-Chcę cię w sobie, Blane. 

Szepnął  twierdząco  i  zaczął  do  niej  sięgać,  ale  ona  odepchnęła  jego  dłonie  
i  przycisnęła  do  niego  swój  policzek,  z  ustami  prawie  na  płatku  jego  ucha. 
  

-Najpierw chcę na sobie poczuć twoje usta.  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

Rozdział 10 

Blane  ustami  przesuwał  po  jej  ramieniu,  ssąc  i  przesuwając  zębami  po 

skórze.  Jego  kutas  pulsował  od  chęci  znalezienia  się  w  niej,  lecz  Christiana 
pragnęła  kontrolować  sytuację.  To  właśnie  tego  potrzebowała.  A  to  było  tak 
kurewsko  dobre!  Jej  ciało  mocniej  naparło  na  niego,  więżąc  jego  kutasa 
pomiędzy  nimi.  Christiana  powiedziała  tym  seksownym,  mruczącym  głosem 
ogrzewającym jego skórę: 

-Chcę poczuć, jak ze mnie pijesz. 

W  ustach  zebrała  mu  się  ślinka,  jeszcze  mocniej  starał  się  utrzymać  ręce  na 
swoim  miejscu.  Ta  kobieta  zwyczajnie  nie  wiedziała,  jak  na  niego  działa. 
Stanęła  na  palcach,  a  jej  kły  dziabnęły  jego  skórę  zbyt  szybko,  by  mógł  na  to 
zareagować.  Później  jej  język  prześlizgnął  się  w  górę,  by  przejąć  wyciekającą 
krew.  Mógł  ją  poczuć,  tę  metaliczną  słodycz  wypełniającą  powietrze.  
  

-Smakujesz… - Przełknęła – Mmmm. 

Och. Jasna. Kurwo. 
Minęło  zbyt  dużo  czasu,  od  kiedy  był  z  kimś  swojego  rodzaju.  Jak  mógł 
zapomnieć,  jak  to  było  zostać  ugryzionym,  zapomnieć  ten  uzależniający  pęd 
nadchodzący wraz z poddaniem się  magii  sprawiającej, że byli  tym, czym byli. 
A  teraz  tego  pragnął.  Jego  zęby  były  obolałe,  do  ust  napłynęła  ślinka,  ale 
poczeka i napije się później. Teraz chciał, by go wzięła. 

-Powinienem usiąść – wyszeptał, walcząc z uśmieszkiem.  

Pociągnęła  go w stronę  łóżka, obracając w taki sposób, że znalazł się tyłem do 
łóżka,  a  następnie  pchnęła  go,  by  usiadł.  Blane  złapał  jej  biodra  i  pociągnął  ją 
prosto  na  siebie.  Christiana  pozwoliła  jego  dłoniom  wędrować  po  jej  biodrach, 
pozwoliła  mu  przejąć  ułamek  kontroli.  Stanęła  pomiędzy  jego  rozłożonymi 
nogami i uśmiechnęła się. Jej szczupła dłoń wsunęła się w jego włosy, złapała je 
i  użyła,  by  przyciągnąć  jego  twarz  do  jądra  swej  kobiecości.  Nim  jego  usta 
dosięgły  sedna,  mógł  posmakować  jej  wilgotnej  skóry.  Jej  zapach  wypełnił 
powietrze  i  przyprawił  jego  kutasa  o  dreszcz.  Trzymał  ją  mocno  dłońmi  
i  leniwie  wślizgiwał  swój  język  pomiędzy  miękkie  fałdki  jej  cipki.  Była  tak 
słodka  i  tak  gorąca,  jak  to  sobie  wyobrażał.  PIEPRZYĆ  POTRZEBĘ 
UGRYZIENIA.  Chciał  być  wewnątrz  niej.  Teraz.  Jęki  Christiany  przywróciły 
jego  uwagę  do  jego  misji.  Lizał  i  drażnił  jej  łechtaczkę,  wolno  masując  ją 
masywnym  kolczykiem  w  jego  języku,  dopóki  jej  nogi  nie  zaczęły  się  trząść. 
Sapnęła,  lecz  nie  powstrzymała  go  przed  włożeniem  w  siebie  palca.  Blane 

background image

odchylił  się,  by  zobaczyć  jej  twarz,  jego  kciuk  nadal  pracował  przy  jej 
łechtaczce, a on przyglądał się jej coraz bardziej pogrążającej się w pożądaniu.  
Przygryzła  dolną  wargę  i  zadygotała,  gdy  pogłaskał  jej  mały  guziczek

  

w  należyty  sposób.  Gdy  na  niego  spojrzała,  zaczął  wolno  oblizywać  wargi.  
  

Mroczny  głód  mignął  na  jej  twarzy,  sprawiając,  że  stał  się  jeszcze 

twardszy  niż  był  dotychczas.  Prowadził  swój  język  dookoła  pępka,  a  jej  jęki 
robiły  się  jeszcze  głośniejsze.  Jej  ciało  napięło  się  wokół  dwóch  palców 
ukrytych w jej wnętrzu. Była gotowa. 
  

-Proszę, pieprz mnie Christiano. 

Otworzyła oczy i otaksowała go od góry do dołu.   
  

-Potrzebuję cię. 

Uśmiechnęła się zawadiacko.  
  

-Nie ma tak łatwo. 

Blane  wysunął  z  niej  rękę,  rozprowadzając  wilgoć  wzdłuż  jej  uda,  więc  
w  przyćmionym  świetle  zdawało  się  ono  błyszczeć.  Przysunął  się  i  jeszcze  raz 
mocno  polizał  jej  łechtaczkę,  co  pozostawiło  ją  z  trzęsącymi  się  nogami.  
Ponownie się odsunął. 

-Proszę

 Christiana uśmiechnęła się i pchnęła go na łóżko. Wspięła się na niego, siadając 
na  nim  okrakiem,  lecz  nie  biorąc  go  w  siebie,  a  pozwalając  mu  pozostać 
pomiędzy  nimi.  Blane  otwarł  usta,  by  ponownie  błaga,  lecz  ona  zakołysała 
biodrami  w  tył  i  w  przód  wolnym  ruchem,  przesuwając  cipką  w  górę  i  w  dół 
jego  penisa.  To  nie  wsunęło  go  do  środka,  ale  drażniło  leniwymi  ruchami 
mokrej  skóry.  Warknął  i  złapał  jej  biodra,  przyciągając  ją  do  siebie  mocniej. 
Schwycił  biodra  Christiany  i  nasunął  ją  na  siebie  tak  szybko,  że  wbiła  się  
w  niego  –  było  to  coś,  czego  nie  zrobiłby,  gdyby  nie  spływała  wilgocią.  
Boże, tak cudownie było ją czuć. Jej ciało okryło go niczym pokrowiec i powoli 
ściskało. Wsuwał się coraz głębiej, nabijając na siebie jej ciało.  
  

Głowa  Christiany  opadła  do  tyłu.  Jej  dłonie  schwyciły  jego  ramiona. 

Jęknęła  ponownie,  jej  nogi  zacisnęły  się  na  nim.  Blane  usiadł  i  przycisnął  do 
siebie  ich  ciała.  Z  jednym  ramieniem  dookoła  jej  tali,  w  powolnym  rytmie 
pompował  ją  swoim  kutasem.  Drugą  dłoń  przyciskał  do  łóżka,  by  utrzymać 
równowagę, a sam przyglądał się, jak go ujeżdża. W górę i w dół. Ten malutki, 
twardniejący sutek, był po prostu zbyt cholernie kuszący. Przesunął kolczykiem 
na języku po sutku. Jej rytm przyspieszył, a następnie zmienił się w galopujące, 
naglące tempo. 

background image

-Christiana.  

Jej  oczy  spoczęły  na  nim.  Blane  przyciągnął  jej  usta  do  siebie  i  głęboko 
pocałował. Prześlizgnął końcem  języka po swoim kle, pozwalając krwi spłynąć 
na  jej  pierś.  Później  wsunął  swój  język  w  jej  usta.  Zadziałało.  Jej  nogi 
przytrzymały  go  mocno,  a  jej  dłonie  naparły  na  jego  ramiona.  Walczył,  by 
utrzymać  się  w  pionie,  wspierając  się  na  dłoniach,  gdy  ona  całowała  jego  usta  
i  spijała  stróżki  krwi  z  nich  wypływające.  Blane  przerwał  połączenie  ich  ust  
i  nachylił w jej stronę swój kark. Rzuciła  się  na  niego z  warknięciem. Jej zęby 
przecięły  jego  skórę,  nim  jej  usta  zdążyły  zamknąć  się  na  niej  całkowicie, 
wysyłając powódź feromonów, hormonów i magii, o których zdążył zapomnieć. 
Była  to  składowa  ugryzienia,  część  tego,  w  jaki  sposób  ich  gatunek  uprawiał 
seks.  Człowiek  nigdy  nie  zrobiłby  dla  niego  czegoś  takiego.  Uwolniona  krew 
ogrzewała  jego  pierś,  płynąc  dwoma  długimi  stróżkami.  Ale  to  głębokie, 
powolne  ssanie  na  jego  karku  popchnęło  go  w  stronę  krawędzi.  Christiana 
jęknęła  pomiędzy  przełknięciami  i  zesztywniała  obok  niego,  jej  ciało  doiło  go  
w  dwóch  miejscach.  Jego  ramiona  poddały  się,  lecz  jego  głowa  nie  uderzyła  
o  łóżko.  Orgazm  eksplodował,  przesyłając  białe  błyski  pod  jego  powieki. 
Wszystko wokół nich odpłynęło, a świat był tylko echem jej oddechu przy jego 
skórze. Później wszystko pociemniało.     

 

* * * * 

Blane  ocknął  się  w  ciemnym  pokoju  i  powoli  zaczął  otwierać  oczy.  Christiana 
była obok niego, uśmiechając się leniwie. 
   

-Nie sądziłam, że obudzisz się na czas. 

  

-Na co? 

  

-Chciałam ci coś powiedzieć przed wschodem słońca. Zdecydowałam się 

odwołać plany na dzisiaj. Idziemy razem odkrywać miasto.  
  

-Ukochany Tatuś nie ma nic przeciwko? 

  

-Nie pytałam. 

  

-Łamiesz wszystkie zasady.  

  

-Tak. 

Jej 

uśmiech 

poszerzył 

się, 

usiadła 

więc, 

kolebiąc 

się 

odrobinę.  

  

-Gdzie idziesz? 

  

-Myślałam, że będziesz chciał spać sam. 

Owinął ramię wokół jej talii i ponownie przyciągnął ją obok siebie. 
  

-Nie  myśl  sobie,  że  tak  łatwo  odejdziesz.  Za  bardzo  lubię  twój  nowy 

wizerunek.  

background image

Blane pochylił głowę, by ją pocałować, lecz ona szybko przekręciła się na bok.  
  

-Coś nie tak? 

  

-Ja… ja myślę… 

Christiana wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki. Po kilku sekundach odgłos 
jej wymiotów zalał pokój. Brzuch  Blane’a fiknął koziołka.  Nie słyszał czyichś 
wymiotów  już  od  naprawdę  długiego  czasu.  Wampiry  wymiotowały  jedynie 
wtedy,  gdy  wchłonęły  w  siebie  taką  truciznę,  której  ich  system  nie  mógł 
zneutralizować.  W  takim  przypadku  mógł  się  założyć,  że  to  co  było  w  tamtym 
drinku,  nie  znalazłoby  się  w  codziennym  menu  wampirzej  diety.  Isabella 
naprawdę  to  spieprzyła.  Christiana  nie  tylko  czuła  się  źle,  ale  i  będzie  musiała 
pożywić się jeszcze raz, gdy tylko przejdą jej nudności.  
  

Usiadł  i  wsunął  na  siebie  parę  cienkich  spodenek,  które  leżały  rzucone 

niedbale na drewnianą półkę.   
  

-Chorowałaś od czasu przemiany? 

  

-Nigdy. 

Znów zwymiotowała. Podszedł cicho do drzwi  i usłyszał, jak spuszczała wodę. 
Zapach cuchnącej, nadpsutej krwi podryfował w powietrzu, wywołując u  niego 
wariacje żołądkowe, lecz powoli otworzył drzwi.  
  

-Czuję, jakbym znów umierała.  

Christiana  leżała  skulona  na  podłodze,  z  zarzuconym  na  siebie  ręcznikiem, 
ukrywającym  jej  nagość.  Była  blada,  granatowo-szara  pod  oczami,  wyglądała 
odrobinę  tak,  jak  ktoś  walczący  z  jakąś  straszliwą  chorobą  w  telewizji.  
  

-Taa. – Przełknął gulę w gardle. – Prawdopodobnie wydaliłaś już  
większość ze swojego organizmu. Nadal masz nudności?  

  

-Odrobinę.  

  

-Będziesz  musiała  to  odespać,  a  później  będziesz  śmiertelnie  głodna.  

Schwycił białą myjkę z trzymaka, umoczył w zimnej wodzie, wycisnął ją i podał 
jej.  Christiana  przetarła  sobie  twarz  i  kark,  zamykając  przy  tym  powoli  swoje 
oczy.  
  

-Chyba potrzebuje się położyć.  

  

-Możesz chodzić? 

Wstanie  na  nogi  zajęło  jej  kilka  dłuższych  chwil.  Nogi  Christiany  ledwo 
utrzymywały  jej  ciężar  Choć,  choć  stała  już  prosto.  Jej  twarz  miała  dziwny, 
prawie  żółty  odcień,  jak  przy  żółtaczce.  Blane  wziął  ją  w  swoje  ramiona.  Jej 
skóra była gorąca od reakcji alergicznej. Jeśli temperatura  nie wzrośnie jeszcze 
bardziej,  wyliże  się  z  tego.  Zaniósł  ją  do  łóżka  i  położył  na  zimnych 

background image

prześcieradłach.   
  

-Zamknę jedynie twój pokój i zaraz wracam. Zostajesz tutaj dzisiaj.  

  

-Ok.  

Blane’owi  zajęło  jedynie  minutę  zamknięcie  pokoju  i  powrót  do  niej.  
W tym czasie ona już prawie usnęła, zwijając się na boku pośrodku łóżka. Gdy 
spała, wyglądała prawie anielsko. Nie  upłynęło dużo wody,  gdy zaczęła rzucać 
się  po  całym  łóżku.  Schwycił  poduszkę  spod  jej  pleców  i  rzucił  na  podłogę. 
Zapowiadał się ciężki dzień.    

 

* * * * 

  

Christiana.  

Blane na czworaka zbliżył się do łóżka i zobaczył ją, ciasno zwiniętą w kłębek. 
Krzyczała,  zmuszając  go  tym  samym  do  przyłożenia  jej  poduszki  do  ust,  by 
zagłuszyć  wrzaski.  Nie  walczyła.  Zamiast  tego  umilkła.  Odsunął  poduszkę,  ale 
nie widział jej twarzy zza skołtunionych włosów. 
  

-Christiana? 

Nie  odezwała  się.  Jej  ciało  zadrżało  delikatnie.

 

Blane  odsunął  jej  włosy.  Gdy 

tylko dotknął dłonią  jej czoła, poczuł znów gorąco, z tą różnicą, że tym razem 
temperatura  była  jeszcze  wyższa.  Człowiek  do  tego  czasu  byłby  już  martwy. 
Potrząsnął nią delikatnie.  
  

-Christiana. 

 Nie było odzewu. Kurde. Blane złapał telefon z nocnej półki. Musiał się z kimś 
skontaktować.  Zastanowił  się  przez  chwilę,  w  myślach  przerzucając  listę 
znajomych  wampirów.  Elena  była  lekarzem,  lecz  jeszcze  nie  wiedziała  o  nich 
dostatecznie dużo. Khalil. Taa, on będzie wiedział. On może mieć nawet lekarza 
na własne zawołanie. Blane wybrał numer Khalila, który ten podał mu pierwszej 
nocy  jako  numer,  pod  który  miał  dzwonić  w  razie  nagłej  potrzeby.  Po  trzech 
dzwonkach odezwał się jego głos.  
   

-Tak? – Brzmiał sennie. 

  

-Tu Blane. Christiana źle reaguje na coś, co Isabella dodała do jej drinka. 
-Co?  –  Jego  głos  stał  się  wyraźniejszy.  To  go  obudziło.  –  Co  ona  jej 
podała? 

  

-Myślę, że ona nazwała to Noir. 

Khalil warknął po drugiej stronie linii.  

-Ta  leggero  przekroczyła  granicę.  Dlaczego  nie  powiedziałeś  mi 
wcześniej?  
 -Myślałem, że to jedynie wywołało u niej upojenie. 

background image

-Nie. To kiepsko zrobiony uliczny narkotyk. Jak do tej pory mieliśmy już 
kilka zgonów wywołanych przez jego działanie, wszystkie na terenie 
Isabelli. Prawdopodobnie próbowała znaleźć sposób, by móc kontrolować 
moją córkę.  
-Bingo – powiedział Blane.  

  

-Jakie są symptomy? 

  

-Gorączka. Wcześniej wymiotowała, ale teraz śpi. Nie mogę jej dobudzić. 
-Jej  ciało  próbuje  się  uzdrowić.  –  Khalil  westchnął  –  Nic  nie  możemy 
zrobić. Jeśli czujesz, że gorączka jest zbyt wysoka,  możesz włożyć ją  do 
wanny  z  zimną  wodą.  Może  cię  wtedy  zaatakować,  ale  to  jedyna  rzecz, 
która mogłaby zbić temperaturę. 

  

-Zajmę się nią.  
-Mój lekarz jest tutaj, ale jest też w dzień śpi. Jeśli jej choroba utrzyma się 
do zachodu słońca, zadzwoń, a ja natychmiast do was wyślę go. 

  

-Tak zrobię.  
-Blane,  jeśli  Isabella  przyjdzie  do  twojego  pokoju,  dzwoń  do  mnie.  
Dotąd miałem nadzieję, że Christiana sama potrafi się obronić, jednak po 
dzisiejszej  nocy  zakończę  tę  sytuację.  I  dziękuję  Ci  za  zajęcie  się  nią. 
Zaszczycasz mnie tym, co robisz.  

Blane przełknął, by odzyskać głos. Czy Khalil nadal uważałby tak samo, gdyby 
wiedział,  że  on  posuwał  jego  córkę?  Prawdopodobnie  nie.  Niemniej  Blane 
odpowiedział w sposób, jaki Khalil rozumiał najlepiej. 
  

-To zaszczyt dla mnie, Padrone.      

* * * * 

 

Christiana  otworzyła  oczy  w  ciemnym  jak  grobowiec  pokoju.  Skóra 

okrywająca  jej  mięśnie  płonęła,  a  kości  bolały,  przypominając  o  grypie,  którą 
miała  dawno  temu,  gdy  była  jeszcze  człowiekiem.  W  czaszce  dudniło  jej  od 
karku w górę. Nad prawym uchem bolało ją tak bardzo, że zastanawiała się, czy 
ktoś jej nie uderzył.  
  

-Cieszę  się,  że  się  obudziłaś.  –  Wyszeptał  Blane,  usuwając  z  jej  czoła 

chłodną ściereczkę.  – Jak się czujesz? 
  

-Jakby ktoś mnie otruł. 

  

-Cóż, bo cię otruł. 
 -Co? 
 -Twoja  gorączka  była  zbyt  duża,  więc  zadzwoniłem  do  Khalila. 
Powiedział, że dostałaś nowy narkotyk, od którego ludzie umierają.  

background image

  

-Zabiję Isabelle.   

  

-Nie wydaje mi się, żeby Khalil dał ci okazję. 

Zmieszała  się.  Mimo  trucizny  jakaś  jej  część  pragnęła  chronić  tę  kobietę. 
Właśnie  to  czyniło  Isabellę  tak  niebezpieczną.  Nawet  jeśli  manipulowała 
Christianą  by  dostać  to,  czego  pragnęła,  dawało  to  taki  sam  efekt,  jakby 
zdecydowała się być dla niej atrakcyjną.  
  

-Wolałabym, żeby jej nie zabijali. 

  

-Dlaczego? Przecież próbowała cię zabić.  
-Nie sądzę, żeby próbowała. Prawdopodobnie nie myślała. Isabella skupia 
się głównie na tym, czego chce.  

  

-Chcesz powiedzieć, że jest samolubna.  

Christiana  wzruszyła  ramionami,  choć  wiedziała,  że  on  tego  nie  widzi.  Blane 
wymamrotał coś, co mogło brzmieć jak „pozwólcie mi dorwać się do tej suki”.  
  

-Co?  

  

-Nie przejmuj się tym.  

Łóżko  poruszyło  się  i  usłyszała  Blane’a  idącego  w  stronę  okna.  Z  trudem 
usiadła, a następnie przerzuciła nogi przez łóżko.  
  

-Gdzie idziesz? 

  

-Potrzebuję prysznica. 
-Nie  możesz  tak  po  prostu  sobie  wstać  i  zacząć  chodzić.  
Twoje  ciało  nie  zareaguje  na  to  dobrze.  Powinnaś  leżeć  w  łóżku  
do chwili, gdy się pożywisz. 
-Spójrz.  –  Odwróciła  się  w  kierunku  Blane’a  i  dojrzała  jedynie 
niewyraźne  kontury  jego  ciała.  –  Czuję  się  szkaradnie  i  śmierdzę  
jak  zepsuta  krew.  –  Powąchała  swoje  ramię;  śmierdziało  jak  nadpsute 
mięso. –To cholerstwo wychodzi przez moją skórę. Pójdę wziąć prysznic, 
a następnie zapolujemy.  
-Pięć minut.  

  

-Boże, jakiś ty władczy. 

 Christiana  powoli  stanęła  i  poszła  do  łazienki.  Jak  blisko  mogła  być  śmierci? 
Gdyby nie fakt, że to krew Khalila krążyła w jej żyłach, prawdopodobnie byłaby 
już  martwa.  Dodatkowo  Blane  był  przy  niej  i  się  nią  zajmował.  
  

-Zadzwoń do Khalila I powiedz mu, że nic mi nie jest. I, Blane… 
-Tak? 

  

-Dziękuję, że się mną zaopiekowałeś.  

Nie  odpowiedział,  to  nie  było  konieczne.  Czuła  jego  dumę  i  niepokój,  nawet 
stojąc  tak  daleko  od  niego.  Zapaliła  światło  w  łazience,  pozwoliła  oczom 

background image

dostosować  się  do  jasności,    następnie  zamknęła  za  sobą  drzwi  i  spojrzała  
w lustro.  
  

Dobrzy bogowie, wyglądała paskudnie! 

Krew osiadła w kąciku ust, po stronie, na którą wymiotowała. Jej blond  włosy 
były  stogiem  siana  z  krwawymi  śladami  zaczynającymi  się  jakieś  dwa  i  pół 
centymetra od jej czaszki. Czyżby pociła się w trakcie snu? A jej skóra miała ten 
dziwny  bladoniebieski  odcień,  który  pojawiał  się  jedynie  wtedy,  gdy  była  albo 
na skraju śmierci głodowej, albo próbowała przeżyć na zwierzęcej krwi.  
  

-Jak to się mówi, wyglądam jak śmierć. 

Blane zachłysnął się śmiechem i krzyknął z sypialni.  
  

-To dlatego, że tak jest, Księżniczko.  

Uśmiechnęła  się  i  odkręciła  kurki,  a  następnie  usiadła  na  brzegu  ekskluzywnej 
wanny,  czekając,  aż  napłynie  ciepła  woda.  Blane  przechadzał  się  w  pobliżu 
łazienki. Jego obawy były wyczuwalne nawet przez zamknięte drzwi.  
  

-Nic mi nie jest Blane. 

  

-Uwierzę w to, gdy zobaczę, jak pijesz.  

Christiana 

uśmiechnęła 

się 

szerzej 

weszła 

pod 

prysznic.  

Stanęła  pod  strumieniem  wody  i  zamknęła  oczy.  Nim  skończyła,  gorąca  woda 
zaparowała pomieszczenie, a luksusowy upał przylegał do całego jej ciała.  
  

Musiała  umyć  dwa  razy  włosy,  nim  stały  się  czyste,  i  jeszcze  raz,  by 

poczuła się  normalnie.  Blane  miał racje. Robiła się coraz bardziej  głodna, a do 
ust powoli napływała jej ślinka. Ale to nie człowieka chciała spróbować. To był 
on. Jego krew była silna i słodka. Wzięcie teraz człowieka byłoby jak zjedzenie 
kurczaka, gdy tak naprawdę chciało jej się steku. Nic innego by nie podziałało. 
Zacisnęła  zęby  i  zakręciła  wodę.  Czego  na  serio  potrzebowała,  to  mocnego 
kopniaka  w  głowę.  Już  i  tak  za  dużo  od  niego  wzięła.  Najpierw  ten 
przypadkowy seks i jeszcze poprawka wczoraj.  
  

Kącik jej ust uniósł się na wspomnienie jego miny, gdy przed nim klękała. 

Christiana  zaczęła  się  wycierać.  Naprawdę  pozwoliła  sobie  zaszaleć.  Każda 
kobieta  miała  hopla  na  jakimś  punkcie.  To  musiało  być  jej.  Blane  był  totalnie 
nieodpowiednim  facetem.  Od  czubka  zielonych  włosów,  po  fakt,  że  nie  miał 
nawet połowy jej lat, nic w nim nie pasowało do wymogów idealnego kandydata 
do jej ręki i pozycji, jaką zajmowała. Był niemiły, pospolity i co najgorsze, był 
wampirzym żołnierzem.  Był co  najwyżej  rzezimieszkiem.  Lecz sprawiał, że jej 
serce szybciej biło. Coś było w Blanie. W niewytłumaczalny i niezrozumiały dla 
niej sposób potrafił sprawić, że pragnęła go, nawet gdy nazywał ją Księżniczką. 
Uśmiechnęła się szerzej na wspomnienie jego głębokiego głosu wymawiającego 

background image

to  przezwisko.  Nie  zakochiwała  się  w  nim.  To  tylko  ta  odrobina  krwi  uderzyła 
jej  do  głowy,  wywołując  u  niej  jakieś  niezrozumiałą  fascynację  jego  osobą. 
Ugryzienie  ich  nie  związało.  Tylko  ona  z  niego  piła,  więc  krąg  nie  był 
kompletny.  Poza  tym  nie  było  trucchi,  żadnej  magii  krwi  w  ich  próbie 
połączenia się, nawet jeśli ten pomysł zaczął jej się podobać. Potrząsnęła głową.  
Khalil  nigdy  by  się  na  to  nie  zgodził.  Zawsze  wymagał,  by  jej  potencjalny 
partner  posiadał  własne  terytorium,  by  mogła  żyć  w  sposób  do  którego  była 
przyzwyczajona.  Dla  Khalila  i  reszty  starszych  terytorium  oznaczało  moc.  
Z  mocą  szło  bezpieczeństwo.  To  pozwalało  zrozumieć,  dlaczego  rozważał 
kandydaturę  Maximilliano.  Brzuch  Christiany  zacisnął  się  w  kłębek.  
Z trudem chwyciła biały szlafrok z haczyka na drzwiach i założyła go na siebie. 
Ostatni  raz  rzuciła  okiem  w  lustro,  by  sprawdzić  włosy  i  otworzyła  drzwi.  
  

Blane  stał  tuż  przed  nią,  jego  ramiona  były  skrzyżowane  na  piersiach,  

a  wszystkie  mięśnie  napięte.  Przeżuwał  wykałaczkę  zwisającą  w  kąciku  jego 
ust.  Ten  dziwnie  ludzki  nawyk  zaczynał  być  atrakcyjny.  Jej  ciało  natychmiast 
zareagowało znajomym drżeniem nóg i wilgocią pojawiającą się między udami. 
Lecz  jego  emocje  nie  współgrały  z  jej  odczuciami.  Był  szczelnie  omotany 
niepokojem i rozedrganiem.  
  

-Już miałem wejść do ciebie do łazienki.  

Próbowała  ukryć  uśmiech,  który  nadszedł  wraz  z  wizją  jego  dołączającego  do 
kąpieli. 
  

-Przepraszam. 

  

-Ubieraj się, Księżniczko. Idziemy zapolować.          

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

Rozdział 11 

-Gdzie idziemy? Nie rozmawiałam jeszcze z Khalilem.  

Christiana  ścisnęła  mocniej  długi,  szkarłatny  płaszcz  i  zapięła  jeden  guzik,  by 
poły  nie rozsuwały się  na wietrze. Blane był  natomiast  ubrany  w to co zwykle, 
czyli  jeansy  i  czarną  koszulkę.  Skręcił  za  rogiem  budynku,  oddalając  się  od 
Wielkiego Kanału.  

-Nie musisz. Już z nim rozmawiałem i powiedziałem mu, że według mnie 
nie będzie zbyt bezpiecznie, byś dziś wychodziła.  
-A on nie miał nic przeciwko temu? 

Blane uśmiechnął się zawadiacko i wziął ją za rękę. 

-No chodź.  

Pociągnął  ją  w  dół  alei,  prosto  w  ciemność.  Innemu  wampirowi  by  odmówiła. 
Nie tylko ludzie bali się ciemnych uliczek.  

-Twoja dłoń jest lodowata. 

Puścił do niej oczko. 
 

-Za minutkę to naprawimy. Na co masz ochotę? 

Christiana  uśmiechnęła się do niego krzywo. Co najmniej tak,  jakby  miała  mu 
powiedzieć:  

 

  

-„Oh. Uh. Cokolwiek, byleby było zjadliwe”. 

Rzucił  jej  uważne  spojrzenie,  gdy  szli  przez  wąski  korytarz  pomiędzy 
budynkami.  Nagle  zatrzymał  się  tak  szybko,  że  prawie  na  niego  wpadła. 
  

-Co  jest  nie  tak?  Dziwnie  się  zachowujesz  od  czasu  opuszczenia  pokoju.  

  

-Nic.  

Przepchnęła  się  obok  niego  w  stronę,  z  której  dobiegał  wyraźny  zapach 
ludzkiego  samca.  Blane  schwycił  ją  za  ramię  i  odwrócił  w  swoją  stronę. 
Próbowała  się  od  niego  oderwać,  lecz  dopchnął  ją  do  muru  i  położył  dłonie 
dokładnie 

po 

obu 

stronach 

jej 

głowy. 

Pochylił 

się 

nad 

nią.  

  

-Nie mam takich umiejętności jak ty, ale moje instynkty są dobre. Wiem,  
że coś ukrywasz.  

  

-Nie mogę. 

  

-Dlaczego przyszłaś wtedy do mojego pokoju, a teraz zachowujesz się  
tak, jakbyś była zmuszona być tutaj razem ze mną? 

  

-Nie zachowuję się, jakbym była zmuszona. 

  

-Doprawdy? Bo zdawało mi się, że to ja przez ostatnie trzydzieści minut  
gadałem do ciebie przez drzwi łazienki.  

  

-Nie chciałam iść polować.  

  

-Dlaczego? 

background image

 Warknęła  i  spojrzała  w  dół  alei,  a  następnie  wróciła  wzrokiem  do  jego 
zielonych  oczu.  Pod  tymi  niedorzecznymi  włosami  był  przystojny.  Co  więcej, 
potężny.  I  to  wywoływało  u  niej  ból  zębów.  Christiana  wzięła  niespokojny 
oddech.  
  

-Nie chcę o tym rozmawiać, Blane.  

  

-Będziesz musiała, nim zrobimy następny krok.  

  

-Ja zwyczajnie nie mam apetytu na czło- niego. 

Jego brwi poszybowały w górę.  
  

-Zaczęłaś mówić człowieka. Co ty – Oh.  

Wszechwiedzący  uśmieszek  uniósł  kąciki  jego  ust.  Przycisnął  bardziej  swoje 
ciało  do  niej;  silna,  drapieżna  postać  przybierała  zmysłową,  wygiętą  pozę,  aż 
jego biodra zaczęły dociskać ją do ściany.  
  

-Cóż, wszystko, co musiałaś zrobić, to powiedzieć.  

Zamknęła  oczy  i  opuściła  głowę.  To  właśnie  tych  słów  z  jego  strony  obawiała 
się najbardziej.  
  

-Kończmy to i wracajmy do pokoju.  

Jego brwi uniosły się w górę, ale nie cofnął się. 
  

-Zamierzasz zamienić mnie na człowieka?  

  

-Nie pożywię się dziś od ciebie, Blane.  

  

-Dlaczego? 

  

-Wzięłam już dość. 

  

-Co? 

Westchnęła.  Powiedzenie  tego  teraz  było  tak  samo  dobre,  jak  powiedzenie 
później, gdy będzie tego żałować jeszcze bardziej.  

-To  nie  może zajść dalej, niż zaszło.  Khalil obiecał  mnie komuś  innemu. 
Nie powinnam była przychodzić wczorajszej nocy do twojego pokoju. To 
było niewłaściwe z mojej strony.  

Odsunął się od niej, mrużąc oczy. 
  

-Zwyczajnie powiedz, co myślisz. 

  

-Nie pasujemy do siebie.  

  

-Chcesz powiedzieć, że to ja nie pasuje do ciebie. Prawda, Księżniczko? 

  

-Nie to powiedziałam.  
-Nie,  ale  dokładnie  to  widzę  na  twojej  twarzy.  Popukał  się  w  skroń  - 
Mogę  nie  mieć  twojego  daru,  ale  jestem  dwa-wykurwiste-razy  bardziej 
inteligentny  od  tych  wszystkich  wampirów,  które  znasz.  Nie  trzeba  było 
wiele czasu, by cię przejrzeć.  

  

-Serio? 

background image

Skrzyżowała ramiona na piersiach, rozdzielając ich ciała.  
  

-To dlaczego mi nie powiesz?  

  

-Tak  bardzo  ugrzęzłaś  w  świecie  Khalila,  że  nie  widzisz,  jak  żyją 

normalni  ludzie.  I  spędziłaś  za  dużo  czasu  z  naszym  gatunkiem,  by  rozpoznać 
prawdziwe ludzkie emocje, gdy już je poczujesz.  
  

Uciekła wzrokiem. To była prawda. Martwiła się, że nie rozumie ludzkich 

emocji, ale  nawet  Khalil powiedział jej, że to  nieprawda.  Blane pochylił się  na 
tyle, by przycisnąć ramiona do  jej piersi i przysunąć ją do ściany. Jego głos był 
szeptem. 
  

-I  to  nie  o  Vincenzo  myślisz,  leżąc  na  łóżku  z  ręką  pomiędzy  nogami? 

Czyż nie, Księżniczko? 
Sapnęła.  
  

-Ja nie 

  

-Nie okłamuj mnie. 

Zawinął jedną dłoń we włosy i odciągnął jej głowę na bok. Jego usta zawisły tuż 
nad jej gardłem.  
  

-Wiem dokładnie, jak na ciebie działam.  

Ta iskra w jej środku zestrojona z Blane’m, ta jego odrobina wzięta wczorajszej 
nocy do jej wnętrza wraz z krwią kochanka drgnęła – zmieszana. Wciągnął duży 
haust powietrza.  
  

-Mogę to wyczuć.  

Zamknęła oczy i skupiła się na gorącu jego ust, tak blisko jej skóry. Gdyby tylko 
ją  ugryzł,  wziąłby  żyłę,  której  nie  przekuł  nikt  prócz  Khalila.  Odsunął  się 
odrobinkę, wyswobadzając jej włosy.  
  

-Ale zagram w twoją grę. Pójdziemy na koniec alei i możesz wypić z tego 

człowieka do cna. A później będziemy udawać, że to nie o mnie myślałaś przez 
cały ten czas.  
  

Serce  Christiany  opadło  w  dół  jak  kamień.  Nowy  ból  wybuchł  w  jej 

piersi. Ból,  który nie miał nic wspólnego z unikającymi ją wampirami, ale wiele 
wspólnego z jej nową potrzebą - by czuć jego aprobatę. Jeśli tak miało wyglądać 
związanie,  mogła się bez niego obejść. Odjazd, jaki towarzyszył jego dotykowi 
nie  był  wystarczający,  by  zagłuszyć  nadchodzący  teraz  wstyd.  Odepchnęła  się 
od  niego,  podążając  szybko  za  zapachem  ludzkiego  samca.  Jej  stopy 
przyspieszyły, a zęby zaczęły boleć. Zaczęły szczypać ją oczy, lecz  mruganiem 
odegnała łzy.  
  

Blane  nie  zamierzał  zrobić  tego  dla  niej.  Nie  zamierzała  być  słaba  i  nie 

chciała być głupią, poddańczą kobietą, taką jak te w haremie Khalila. Wisiały na 

background image

nim,  modląc  się  o  jego  przychylność,  współzawodnicząc  o  chwilę 
zainteresowania.  Nie,  ona  nie  mogła  stać  się  taką.  To  zaś  kompletnie 
eliminowało  Maximilliano  jako  jej  potencjalnego  partnera.  On  żądałby  takiego 
zachowania.  Lecz  Christiana  nie  potrafiła  teraz  o  tym  myśleć.  Musiała  się 
pożywić,  dokładnie  w  tej  chwili.  A  następnie  musiała  trzymać  się  z  daleka  od 
Blane’a,  dopóki  ich  drogi  się  nie  rozejdą.  Inaczej  obydwoje  skończą  zranieni.   
  

Następny  głęboki  wdech  pozwolił  jej  wyłapać  powiew  intensywnie 

pachnącej  wody  kolońskiej  człowieka.  Był  to  zapach,  jaki  wyczuwała  na  co 
zdrowszych mężczyznach. Skręciła na roku i zobaczyła go stojącego w pobliżu. 
Wysoki  mężczyzna  o  śródziemnomorskim  wyglądzie,  w  drogim,  brązowym 
płaszczu.  Rozmawiał  z  innym  samcem,  którego  zapachu  jeszcze  nie  wyczuła. 
Spojrzeli  na  nią,  a  ich  zainteresowanie  jej  osobą  stało  się  oczywiste,  gdyż  obaj 
się uśmiechnęli. Wzięła uspokajający oddech i podeszła do nich, mając nadzieję, 
że Blane zostanie gdzieś daleko w tyle. 

-Cześć. 

  

-Cześć - odpowiedział ten wyższy w łamanej angielszczyźnie. Jego akcent 

był  włoski,  prawdopodobnie  lokalny.  Pozwoliła  tej  drugiej  sobie  błyszczeć 
wewnątrz  niej;  ta  odrobinie  magii  krwi,  która  pozwalała  jej  manipulować 
ludzkimi  myślami, budziła się do życia. Tak uwodzicielsko, jak tylko potrafiła, 
Christiana przysunęła się do niego.  

-Mam  problem  ze  znalezieniem  swojego  hotelu.  Wiesz,  gdzie  znajdę 
Palazzo Bembo? 

  

-Jasne. Tak. To tam w dole… 

Wskazał kierunek z którego nadeszła, a potem się uśmiechnął. 
  

-Czy mam cię odprowadzić?  

Jej dłoń musnęła jego ramię.  
  

-To byłoby takie miłe z twojej strony. 

Człowiek  przytaknął  i  skinął  głową  do  swego  kumpla.  Szybko  rzucił  mu 
zapewnienie,  że  spotkają  się  następnego  dnia.  Mężczyzna  zaśmiał  się,  życząc 
mu szczęścia, a następnie odszedł. Nieznajomy odwrócił się do niej i zaoferował 
swoje ramię.  
  

-Proszę? 

Christiana przyjęła jego pomoc i pozwoliła mu poprowadzić się w stronę alejki. 
Blane’a nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Wciąż jednak mogła wyczuć zapach 
jego skóry – ten gorący, pieprzny

 

zapach na wietrze. Och, był tam i z pewnością 

będzie bacznie obserwował. Ta myśl sprawiła, że poczuła się dziwnie wściekła. 
Dlaczego niby miałaby się przejmować tym, że on będzie patrzył? To nie tak, że 

background image

Khalil nigdy nie widział, jak się pożywiała. Lecz w tym było coś dziwnego, zbyt 
intymnego.  
  

-Jak długo jesteś w Wenecji?  

Nieznajomy  mężczyzna  uśmiechnął  się  do  niej.  Był  przystojnym,  silnym 
mężczyzną, dbającym o swoje ciało. Jego krew powinna być równie silna.  
  

-Tylko na ten tydzień. 

  

-Jesteś tu w sprawach biznesowych? 

  

-Dla przyjemności. 

To  zachęciło  i  powiększyło  jego  żądzę,  ale  nie  powiedział  nawet  słowa.  
Zamiast tego poprowadził ją do ciemnej alei, w której wcześniej zatrzymała się  
z  Blanem.  Ta  ciemność  była  doskonałym  miejscem,  by  wziąć  mężczyznę. 
Christiana nadal ani nie widziała, ani nie słyszała Blane’a. 
Mogła  jedynie  poczuć  na  sobie  jego  płonące  oczy.  To  sprawiło,  że  poczuła  się 
trochę  nerwowa, bardziej  niż zdarzyło się to kiedykolwiek przy pożywianiu się 
przez ostatnie lata. To było prawie – ekscytujące.  
  

-Czy coś jest nie tak? 

Christiana  spojrzała  w  górę  na  mężczyznę,  który  odwrócił  się  i  na  nią  patrzył. 
Kiedy przestała iść? Uśmiechnęła się. 

-Nie.  -  Jej  dłoń  podążyła  do  jego  twarzy  i  przesunęła  się  powoli  w  dół 
szczeciny  i  ciepłej  skóry.  -  Chciałam  ci  tylko  podziękować  za 
odprowadzenie mnie do hotelu. 

  

-Nie ma za co. 

Jego usta rozchyliły się w szerokim uśmieszku. 
  

-Wybacz mi, ale jesteś una bella donna

10

  

-Dziękuję. 

  

-Parlate italiano

11

  

-Odrobinkę. 

Jego uśmiech powiększył się. 
  

-Więc mam dla ciebie sekret. 

  

-Tak? 

Pochylił  się  nad  nią  i  swoją  kwiecistą  włoszczyzną  wyszeptał  jej  do  ucha,  że 
pragnie  ją  pieprzyć.  Jego  dłonie  przesuwały  się  po  jej  biodrach,  a  usta 
przysunęły do jej ucha, w które wyszeptał, że powinni pójść do jej pokoju.  
  

Christiana  wsunęła  dłonie  pod  poły  jego  płaszcza,  dotknęła  ciepłego 

męskiego  ciała.  Ukryła  głowę  w  zagłębieniu  jego  szyi  i  zaciągnęła  się  głęboko 

                                                             

10

 Piękna kobieta 

11

 Mówisz po włosku? 

background image

zapachem krwi, płynącej w tętnicach. To  przepyszne  gorąco pulsowało tuż pod 
jego skórą.  
  

-Moglibyśmy zostać tutaj.  

Jego  odwarknięta  odpowiedź  była  wszystkim,  czego  potrzebowała,  by  do  ust 
napłynęła  jej  ślinka.  Musieli  przysunąć  się  do  ściany,  by  być  niewidocznymi,  
w razie gdyby ktoś się napatoczył. Wolno doprowadziła go do ściany, jej plecy 
dotknęły cegieł, w prawie identycznej pozycji, w jakiej jeszcze kilka minut temu 
stała z Blanem. Młody mężczyzna całował ją wzdłuż szyi, szepcząc o jej pięknie 
i pożądaniu, jakie do  niej czuł,  lecz jej oczy ciągle rozglądały się w ciemności, 
szukając Blane’a. Wtem znalazła go stojącego po drugiej stronie alejki, z jedną 
nogą opartą o ścianę. Przeżuwał wykałaczkę, a jego ramiona były skrzyżowane 
na  piersi.  Żołądek  Christiany  ścisnął  się  nerwowo  w  kłębek,  a  dłonie  zaczęły 
drżeć. Zamknęła oczy i skupiła się na pożywieniu, które miała na wyciągnięcie 
ręki.  
  

Odgięła  w  górę  głowę  chłopaka,  dotykając  ustami  ciepła  skórę  szyi. 

Otworzyła  usta,  a  jej  zęby  zadrapały  skórę,  łapiąc  w  pułapkę  dygoczący  tam 
puls.  Jego  jęki  przeszyły  powietrze,  jednocześnie  przysunął  się  do  niej, 
wciskając  wyczuwalną  erekcję  w  jej  biodra.  Był  zniewolony  jej  mocą  i  to 
wywołało u niej znajome poczucie winy.  
  

Czy ci ludzie nie mieli za grosz instynktu, nie wyczuwali, jak bardzo była 

niebezpieczna?  Zawsze  przychodzili  tak  chętnie,  praktycznie  błagając  o  jej 
zainteresowanie.  Czy  oni  nie  czuli,  jak  bardzo  się  od  nich  różniła?  Niemniej 
jednak  zarzuciła  na  niego  jedną    nogę.  Jęknął  i  docisnął  się  mocniej, 
przypierając ją do ceglanego muru.  
  

Jego  serce  łomotało,  wypełniając  powietrze  zapachem  krwi.  Christiana 

zadrapała zębami jego skórę. Wydał z siebie głośnie jęknięcie i podskoczył w jej 
ramionach. Czy już dochodził? Nie. Jeszcze nie.  
  

Nie,  nie  skończyła  z  nim  jeszcze.  Christiana  zanurzyła  swoje  kły  

w  soczystej  skórze  mężczyzny.  Ciemny  płyn  wybuchł  jej  w  ustach,  niczym 
dojrzała  śliwka,  a  mężczyzna  znów  naparł  na  jej  ciało.  Lecz  tym  razem  to  nie 
było  to  samo.  Ciepła  ciecz  pulsowała  jej  w  ustach,  spływała  wzdłuż  gardła  
i  wypełniała  ją,  lecz  to  nie  dało  choćby  odrobiny  tej  satysfakcji,  którą  dała  jej 
krew  Blane’a.  Jego  krew  była  uzależniająca,  wyższy  poziom  wysublimowanej 
przyjemności,  którą  dawało  jej  jego  ciało.  Ten  człowiek  nawet  się  do  tego  nie 
umywał.  Polizała  rany,  zamykając  je  i  uwolniła  człowieka.    Zatoczył  się, 
zmuszając ją, by pomogła mu usiąść obok ceglanej ściany. Dojdzie do siebie za 
kilka  minut.  Christiana  wytarła  usta  wierzchem  dłoni  i  ruszyła  w  dół  alei.  Jej 

background image

ciało pulsowało tak mocno, jak jej stopy uderzające o chodnik, lecz pustka w jej 
piersi sprawiała, że czuła się tak martwa, jak była naprawdę.  
  

Blane  ją  zrujnował.  Miała  nie  tylko  randkę  z  nieznajomym  facetem  

i  przyrzeczonego  samca  –  była  teraz  gruntowanie  i  całkowicie  uzależniona  od 
wampirzego  żołnierza.  Kiedy  jej  życie  tak  bardzo  się  popieprzyło?  Jej  stopy 
zaczęły  przesuwać  się  szybciej,  a  dźwięk  jej  butów  uderzających  o  grunt 
wzbudzał  echo  w  jej  uszach.  Musiała  uciec  od  tego  człowieka.  I  od  Blane’a. 
Chciała być sama. 

* * * * 

Blane,  sprawdzając  puls  mężczyzny,  kątem  oka  ujrzał  Christianę  znikającą 
błyskawicznie  z  jego  pola  widzenia.  Podążył  za  nią  i  schwycił  za  nadgarstek, 
gdy  znikała  na  krawędzi  ciemności.  Przyciągnął  ją  tak  mocno,  że  jej  ciało 
uderzyło w  niego. Jej oczy były dzikie  i wypełnione  łzami.  Przytulił  ją  mocno, 
patrząc w jej twarz.  
  

-Co się stało? 

  

-Nie mogę tego zrobić. Nie potrafię nawet pić, nie myśląc o tobie. 

Warknął. 

-Christiano,  nie  mogę  sprawić,  żeby  zaakceptowała  swoje  uczucia,  
ale jeśli nadal będziesz uciekać, nie będę za tobą podążał.  

Łza ściekła wzdłuż jej twarzy.  
  

-Chcesz mnie tak samo mocno, jak ja chcę ciebie. Po prostu przestań  
udawać, że jest inaczej.  

  

-Nie wiem jak. 

  

-Pamiętasz ostatnią noc? 

Zaśmiała się, łzy skapywały szybciej. 
  

-Jeśli nie chcesz, bym odszedł z powrotem do hotelu i zostawił cię samą, 

chcę  usłyszeć,  jak  mówisz,  że  pragnęłaś  mnie  każdej  tamtej  minuty.  
Jej ramiona zaczęły się trząść, a powieki opadły. 
  

-Mówię serio. Lubię cię, Christiano, ale to robi się już nudne. 

Gdzieś w jego piersi zaczęła otwierać się dziura. Boże dopomóż mu, lubił ją, ale 
nie zamierzał przez to przechodzić. Albo pragnęła go dostatecznie mocno, by się 
do tego przyznać, albo nie. Nie zamierzał stać spokojnie obok i czekać, aż z nim 
zerwie,  gdy  tylko  ten  dupek  Khalil  skinie  palcem.  Jeśli  nie  sądziła,  że  jest  dla 
niej wystarczająco dobry, nikt inny też tego nie stwierdzi. Kropla wody dotknęła 
jego  twarzy.  Kolejna  kropla  spadła  na  jego  ramię,  a  później  zaczęło  lać.  

background image

Odgłos  padającego  deszczu  uderzającego  o  kubły  na  śmieci  i  asfalt  wypełnił 
powietrze. Puścił jej ramiona i zrobił krok do tyłu. Christiana otworzyła oczy. 

-Chcę  Ciebie,  Blane.  -  Zrobiła  wdech  -  Ale  nie  wiem,  co  to  będzie 
oznaczało. Dla mnie. 

Blane zrobił ku niej krok i wziął ją w ramiona. 

-Czy  to  ma  jakieś  znaczenie?  Co  najwyżej  Khalil  może  cię 
wydziedziczyć.  

Pocałował  jej  zamoczone  deszczem  czoło,  by  nie  dostrzegła  kłamstwa.  
To  nie  była  do  końca  prawda,  lecz  w  tej  chwili  nie  musieli  martwić  się  o  to,  
co zrobi przyrzeczony jej konkurent. 
  

-Pójdę z tym do Michaela.  

  

-A co z Vincenzo?   

  

-Powiedz mu, żeby się odpierdolił. 

  

- Jutrzejszej nocy obiecałam mu spotkanie.  

  

-Nie idź.  

  

-Nie  mogę  tak  zwyczajnie  go  wystawić.  To  zrodzi  zbyt  wiele  pytań.  

Przełknęła ciężko i przytuliła głowę do jego torsu. Jej włosy były tak mokre, jak 
jego koszulka.  
  

-Pójdę i powiem mu to osobiście. 

  

-Pójdę z tobą. 

  

-Przedyskutujemy to później. 

Co  zwyczajnie  znaczyło,  że  zamierzała  się  z  nim  o  to  kłócić.

 

Uśmiechnął  się 

pod nosem i odgarnął mokre włosy z jej twarzy.  
  

-Nie myśl sobie, że pójdziesz beze mnie. 

Jej  usta  przesunęły  się  wzdłuż  linii  jego  szczęki.  Dreszcz  przebiegł  po  jego 
plecach.  Cholera,  była  dobra.    Blane  przyciągnął  jej  usta  do  swoich  i  złożył 
leniwy,  głęboki  pocałunek  na  jej  wargach.  Jej  ciało  wtopiło  się  w  Blane’a  
i  otworzyła  się  dla  niego,  a  jej  dłonie  zawędrowały  na  jego  plecy.  
Smak  świeżej  krwi  wyczuwalny  w  jej  ustach  sprawił,  że  rozbolały  go  zęby, 
dopóki się nie wycofał.  
  

-Więc dlaczego przerwałaś? 

  

-Z człowiekiem? 

Potaknął,  posyłając  kropelki  deszczu  na  jej  twarz.  Odwróciła  od  niego  wzrok,  
a on pomyślał, że to z powodu opryskania wodą.  
  

-To nie było to, czego chciałam.  

  

-A czego chciałaś, Christiano? 

background image

Blane  już  wiedział,  ale  musiał  usłyszeć  to  od  niej.  Gdy  Christiana  będzie 
potrafiła wyrazić to, czego potrzebuje, on będzie mógł jej to dać. To był jedyny 
sposób,  żeby  im  się  udało.  Usta  Christiany  dotarły  do  jego  karku,  a  jej  zęby 
powoli sunęły wzdłuż jego żyły. 
  

-Musisz to powiedzieć, Księżniczko - wyszeptał. 

  

-Ciebie - odszepnęła do niego.  

Zachichotał. 
  

-Myślę, że powinniśmy wrócić do pokoju.  

Odchyliła się do tyłu. 
  

-Nie mogę tego zrobić. To mnie z tobą zwiąże.  

  

-Nie, jeśli się od ciebie nie napiję. 

Jeśli  napiją  się  swojej  krwi,  dokończą  vincolo  pomiędzy  nimi,  łącząc  się  na 
wieczność magią wampirzej krwi

  

-Już to czuję, wystarczyła wczorajsza noc.  

  

-Hmmm. 

Nie  powinna  czuć  niczego  po  jednym,  niewielkim  spożyciu  jego  krwi.  
Nie chciał związać jej ze sobą w żaden sposób, ale zemdlał. 
  

-Muszę spytać Michaela. 

  

-Nie. Nie rób tego. Może to ja jestem zbyt emocjonalna.  

Pocałowała go delikatnie w usta. 
  

-Jeśli mu powiemy, będzie czuł się zobowiązany, by powiadomić Khalila. 

  

-Dobra.   

Wzięła go za rękę. 
  

-Chcę iść do hotelu, ale najpierw muszę coś odebrać.  
 -Co? 
 -Mam  zrobioną  maskę  na  bal.  Jeśli  wrócimy  do  pokoju,  nie  wydaje  mi 
się, że jeszcze gdzieś dziś wyjdziemy.  

  

-Czy to obietnica? 

Wzruszyła  ramionami.  Blane  uśmiechnął  się.  Zbyt  łatwo  było  wyobrazić  sobie 
wszystkie te interesujące rzeczy, które mogliby robić, by się nie nudzić. 
 

 

 

 

 

background image

Rozdział 12 

 

Blane  wszedł  za  nią  do  niedużego  sklepu  z  maskami,  położonego  

w  bocznej  uliczce.  Wszystkie  ściany  sklepu  zdobiły  najróżniejsze  maski:  
od  takich  najprostszych,  jakie  widział  na  Lone  Ranger,  do  tych  ogromnych, 
bogato  zdobionych,  tak  bardzo  popularnych  w  czasie  Karnawału  i  Mardi  Gras. 
Kilka  z  nich  zwisało  nawet  z  sufitu.  Gdy  podeszli  do  kontuaru,  
stało  się  oczywiste,  że  te  najdroższe  sztuki  trzymane  były  za  ladą  w  dużej 
szklanej etażerce. Błyskały oświetlone od góry, promienie odbijały się w czymś,  
co  wyglądało  na  prawdziwe  klejnoty.  Christiana  spytała  po  włosku  o  cenę 
wybranej  maski.  Niewielka  siwiejąca  kobieta  wyciągnęła  z  górnej  półki 
niebieską 

maskę 

pióropuszem 

zdobiącym 

jej 

górną 

część.  

Christiana zapiszczała.  

-Jest doskonała. Spójrz na nią.  

Jej  dłoń  dotknęła  sznura  z  klejnotami,  który  zwisał  z  boku,  a  następnie 
przesuwała  ją, jakby badając kształt  maski. Przysunęła ją blisko swojej twarzy,  
a pióra opadły, obramowując jej oczy. 
 

-Pasuje mi do sukienki.  

  

-Super. 

Położyła  ją  na  ladzie,  dziękując  kobiecie.  Wtem  odwróciła  się  i  spojrzała  na 
niego. 
  

-A czy ty masz maskę? 

  

-Nie. 

  

-Nie możesz jutro pójść na bal bez maski. 

Powiedziała  coś  szybko  po  włosku,  a  następnie  wskazała  na  długą  ścianę  
z maskami. 
  

-No, chodź. Znajdziemy coś dla ciebie. 

Podążył  za  nią  w  dół  przejścia  i  potem,  stojąc  nieruchomo,  pozwolił,  by  mu 
przymierzyła  po  kolei  wszystkie  maski.  W  końcu  uśmiechnęła  się  do  niego, 
trzymając czarno-srebrną maskę przed jego twarzą.  
  

-To jest to! 

Przyglądał  się,  jak  doskoczyła  do  lady  z  maleńką  maską  w  swoich  dłoniach. 
Maska  była  mała,  zasłaniała  jednie  nos  i  oczy,  bez  jakichkolwiek  piórek  
czy  zwisających  ozdóbek.  Co  oczywiste  czuł  się  dziecinnie,  nosząc  ją,  
ale  oglądanie  Christiany  tak  zrelaksowanej  i  szczęśliwej  sprawiało,  że  był 
gotowy  się  poświęcić.  Coś  będącego  w  atmosferze  tego  sklepu  pełnego  masek 
uszczęśliwiało  Christianę.  Był  zadowolony  widząc  ją  taką  radosną,  nawet  jeśli 
nie rozumiał tego w pełni. 

background image

-Christiana! 

Blane  rozejrzał,  słysząc  głęboki  włoski  głos,  zobaczył  tego  dupka,  z  którym 
tańczyła, i warknął. – Tylko nie on. 
Bo to był Vincenzo. Był zbyt upierdliwy, by tu się nie zjawić. Uśmiechnęła się. 

 -Jak się masz? 

Vincenzo chwycił ją za ramiona i złożył na jej policzkach podwójny, europejski 
pocałunek.  

-Dobrze.  Przyszedłem  sprawdzić,  co  u  Ciebie.  Powiedziano  mi,  że 
chorowałaś po tym, co zrobiła Isabella. 
 -Nie  czułam  się  na  tyle  dobrze,  by  dzisiaj  wychodzić.  Moja  eskorta, 

Blane, zabrał mnie na kolację.  

Skurwiel nawet na niego nie spojrzał. Gdyby nie maleńka kobieta za ladą, 

Blane oderwałby mu łeb w ciągu sekundy.  

-Zechciałabyś, bym odprowadził cię do pokoju? 
-Nie. Dziękuję Ci. 

Niewielka kobieta podała Christinie do zapłacenia rachunek, a Blane przyglądał 
się  wampirowi,  który  studiował  najdokładniej  każdy  jej  ruch,  jak  gdyby  uczył 
się jej na pamięć.  

 -Może poniosę twoje zakupy? 

Powiodła wzrokiem od niego do Blane’a, a potem spojrzała na Vincenza jeszcze 
raz.  

 -Ponownie  dziękuję,  ale  sama  mogę  je  wziąć.  –  Schwyciła  pakunki  

i  uśmiechnęła się do  niego – Miło było cię zobaczyć, ale  nadal słabo się czuję. 
Widzimy się jutro wieczorem? 

 -Oczywiście.  Już  nie  mogę  się  doczekać.  –  Pokłonił  się  jej. 

Christiana  skłoniła  głową  i  ruszyła  w  stronę  drzwi.  Blane  posłał  mu 
odpowiednie spojrzenie i podążył za nią.  

-Chcesz, bym je poniósł?  
-Dziękuję. 

Christiana  uśmiechnęła  się  do  Blane’a,  gdy  ten  przyspieszył,  by  dogonić  ją  
na  chodniku  przed  sklepem  z  maskami.  Zaczynał  brzmieć  jak  gentleman. 
Czyżby  jego  prawdziwa  natura  zaczęła  wypływać  na  wierzch,  czy  to  szczypta 
zdrowej  konkurencji?  Podała  mu  pudełka  z  maskami,  a  następnie  poszła  przy 
jego boku w dół ulicy. 
  

-Co jeszcze powinniśmy dziś zrobić? Zawsze chciałam popłynąć w jednej 

z tych gondoli. Zaśmiał się. 

-Wiem. 

background image

Spojrzała  na  niego  podejrzliwie,  lecz  on  jedynie  na  nią  patrzył.  
Wcześniej  wspomniała  coś  o  gondolach.  Co  to  było?  OH.  Wzdrygnęła  się.  
Gdy  byli  w  limuzynie,  błagała  o  podróż  gondolą.  I  powiedziała  mu  o  swoim 
ludzkim  życiu.  A  powinna  trzymać  buźkę  na  kłódkę.  Zaczynali  wpływać  na 
niebezpieczne wody.  
  

-Coś jest nie tak? 

Blane  nie  patrzył  na  nią,  lecz  prosto  przed  siebie,  w  stronę,  w  którą  zmierzali. 
Co  niby  miała  odpowiedzieć?  On  nie  chciał  wiedzieć  nic  więcej  o  jej 
problemach. 
  

-Christiana, po prostu mi powiedz.  

Uśmiechnął się do niej, lecz był to uśmiech wymuszony.  
  

-Jesteśmy przyjaciółmi. Bądź ze mną szczera.  

Wzięła głęboki wdech i wypuściła go.  
  

-Nie powinnam mówić tak dużo w limuzynie.  
 -Nie czuj się zawstydzona. Nigdy jeszcze nie wyglądałaś tak prawdziwie, 
jak w tamtej chwili.  

 

-Ale to nie było zbyt dystyngowane. 

  

-Czy nie jesteś już zmęczona tym, że próbujesz wszystkim imponować? 

  

-Jestem. 
 -Więc  czemu  nadal  grasz  w  tę  grę?  Czy  nie  widzisz,  że  jesteś  jedyną 
osobą, która kieruje się jej regułami?  

Blane odwrócił się i spojrzał na nią.  

-Nie  zrozum  tego  źle.  Wszyscy  podtrzymują  swoje  fasady,  ale  to 
wszystko. Nawet Khalil.   

Zatrzymała  się  i  rzuciła  mu  pytające  spojrzenie.  No  i  jest,  oto  następne 
odniesienie  do  jednej  z  twarzy  Khalila,  o  której  ona  nie  miała  bladego  pojęcia. 
Kiedy Blane spędził tyle czasu z Khalilem? Christiana zmrużyła oczy.  
  

-Co jest między wami?  

  

-Co masz na myśli?  
-Wydaje  się,  że  znacie  się  od  dawna,  lecz  ja  nigdy  nie  widziałam  ciebie  
w jego pobliżu.  

Blane  ruszył  ponownie  tak  szybko,  że  z  trudem  za  nim  nadążała.  Po  kilku 
jardach przebytych w milczeniu, powiedziała – I?? 
  

-To on mnie wybrał.  

  

-Do przemiany? 

  

-Tak. 

O nie. To oznaczałoby, że w jakiś sposób jest również jej bratem.  

background image

  

-Myślałam, że to Michael…  

  

-To on. 

Chrząknął.  

-Michael był wywiadowcą Khalila w Wietnamie i przywoził nam zapasy, 
udając,  że  szpieguje  na  naszą  korzyść.  Szkoda,  że  nie  widziałaś  wtedy 
jego  w  dżungli.  –  Zaśmiał  się,  zagubiony  w  swoich  wspomnieniach.    –  
W połowie jestem Czirokezem  i zawsze z tej racji dostawałem  gówniane 
prace,  lecz  Michael  uważał,  że  jestem  świetnym  strategiem.  
Wyciągnął  mnie  z  grupy,  by  zanieść  zapasy  przez  dżunglę  do  punktów 
odbioru -  przegadaliśmy całą noc. 
-Nie wiedziałam, kto był w Wietnamie. Wiem, że Khalil wysłał na koniec 
kilka osób, próbując wspomóc Amerykanów.  

 Blane potaknął.  

-Michaelowi  nie  wolno  było  fizycznie  ingerować,  ale  nie  miał  serca 
pozwolić nam umrzeć z głodu.  

Zamilkł na chwilę, a ona zastanawiała się, co wspominał.  

-Dopadli  nas  na  wieczornym  patrolu.  Wszyscy  zginęli.  Mnie  postrzelili  
w brzuch, więc udawałem martwego, gdy oni plądrowali dobytek mojego 
plutonu.  Michael  znalazł  nas  zaraz  po  zachodzie  słońca  i  zaszlachtował 
wietnamskich 

żołnierzy, 

zaraz 

potem 

mnie 

przemienił.  

Wojna  była  idealną  przykrywką  dla  wszystkich  żołnierzy,  których 
przemieniono. Tylu mężczyzn zginęło.  
-Nie zdawałam sobie z tego sprawy. 

 Musiała stawiać duże kroki, by mu dorównać     
  

-Więc to, co dostałeś, to były zdolności twego umysłu. 

Rzucił na nią okiem  
 

-Dokładnie. 
-Proszę,  nie  czuj  się  tym  obrażony,  ale  nie  myślałam  o  tobie  jako  
o szczególnie inteligentnym. Ty nie… –  

  

-Nie afiszuję się tym? 

  

-Tak. 

  

-A dlaczego uważasz, że powinienem?  

  

-Ponieważ ludzie mogą nie… cóż...  
 -Nie  doceniać  mnie.  -  Uśmiechnął  się  zawadiacko.  –  Wolę,  by  mnie  nie 
doceniali. Wtedy nigdy nie będą wiedzieli, czego oczekiwać.  

Miał rację. To właściwie była genialna strategia. Gdyby Rada wiedziała, że jest 
tak  inteligentny,  niektórzy  z  nich  mogliby  zacząć  się  go  obawiać.  

background image

Teraz  był  nikim  więcej,  niż  tylko  najemnym  pomocnikiem.  Starała  się  nie 
podnosić głos. 

-Czy przebywałeś razem z Khalilem po przemianie? Wiem, że nie było go 
przez pewien okres w czasie wojny, ale nigdy nie dowiedziałam się, gdzie  
w tym czasie przebywał. 
-Tak.  Był  z  nami  w  Collins,  coś  około  roku.  Nie  wiem,  co  robił,  ale 
spędził dużo czasu z Michaelem i Castillo.  

 Poszła  za  nim,  kiedy  skręcił  w  lewo  i  szedł  w  górę,  wzdłuż  starych  hoteli  
i  budynków.  Christiana  przyglądała  mu  się  ostrożnie.  Całe  życie  Blane’a  było  
w  pewnym  sensie  szaradą,  tak  jak  jej.  Tylko  że  on,  w  odróżnieniu  od  niej, 
pragnął  utrzymać  wszystkich  w  nieświadomości  tego,  jak  bardzo  był 
inteligentny.  Czy  jego  powtarzające  się  podboje  były  właśnie  skutkiem  tego? 
Czy tylko samczą cechą? Niespodziewanie odwrócił się do niej. 
  

-Jesteś we mnie zakochana.  

Zaśmiała się.   
  

-Co sprawia takie wrażenie? 

  

-To nie wrażenie. To fakt.  

Christiana uśmiechnęła się leniwie, tajemniczo. Tak bardzo jak ona lubiła temu 
zaprzeczać, on lubił udowadniać, że ma rację.  
  

-Muszę być najbardziej tępą osobą na świecie. 

  

-Dlaczego? 

  

-Polujesz na wszystko, co chodzi w spódniczce?  

  

-Nie dla miłości, Księżniczko. 
 -Nie 

rozumiem 

tego. 

Dlaczego 

marnujesz 

tak 

dużo 

czasu  

z niewłaściwymi ludźmi?

 

Blane  patrzył  na  Christinę  idącą  u  jego  boku.  Jak  miał  odpowiedzieć  na  jej 
pytanie,  by  nie  zabrzmieć  przy  tym  jak  głupiec?  Mężczyźni  to  mężczyźni,  
a  oni  polują  na  kobietki.  To  właśnie  robili.  A  ci,  którzy  tego  nie  robili,  
byli  dokładnie  tym,  czym  zwykł  określać  ich  jego  ojciec:  cipkami.  
Co najmniej - tak właśnie powiedzieli by chłopaki. Ale w świecie Christiany nie 
było miejsca dla takiej postawy. Ona była damą, bardziej niż wszystkie kobiety, 
które  do  tej  pory  poznał.  Wychodziła  naprzeciw  i  starała  się  być  nowoczesna, 
ale  serce  jej  świata  nadal  było  staromodne;  był  to  świat,  gdzie  bycie 
gentlemanem było zaletą, a nie oznaką słabości.  
  

-To gra. Nic więcej. 

  

-Nadal totalnie tego nie rozumiem. A co z miłością? 

  

-Miłość nie ma z tym nic wspólnego.  

background image

  

-Wiem, ale czy ty nie pragniesz miłości?  

  

-Jasne, jeśli ją spotkam.  

Mrugnął do niej; to zawsze zdawało się ją rozpraszać.  
  

-Oferujesz się?  

Zaśmiała się i odwróciła wzrok. Chociaż raz chciałaby posiadać zdolność Jonasa 
do  czytania  w  myślach.  Twarz  Christiany  była  nieczytelną  maską,  która 
sprawiała,  że  sam  zastanawiał  się,  co  tak  jej  krąży  po  głowie.  
Oczywiście  za  wyjątkiem  chwil,  gdy  go  pragnęła.  Skręcili  i  szli  w  dół  ulicy  
w  stronę  hotelu.  Nie  doszli  nawet  do  połowy  drogi,  gdy  coś  poruszyło  
się  w  cieniu.  Ona  też  musiała  to  zauważyć,  gdyż  zatrzymała  się  razem  z  nim.  
Włoski  na  jego  karku  stanęły  dęba,  a  wszystko  wewnątrz  niego  instynktownie 
krzyczało: UCIEKAJ! Lecz on nigdzie się nie wybierał. Wampiry nie uciekały - 
no, chyba żeby zdobyć przewagę i uderzyć ponownie. Coś ruszyło w ich stronę, 
posuwając  się  powolnym,  równym  tempem.  Kształtem  przypominało  psa,  
ale  było  dużo  większe.  Widział  i  czuł  zapach  Śmiertelnych  Agentów  tak  wiele 
razy, 

że 

wiedział, 

co 

oznacza 

smród 

dryfujący 

ich 

stronę.  

Ten przeklęty wilkołak zaczaił się tam właśnie na nich. To był zbyt duży zbieg 
okoliczności, by mogło być inaczej.  

-Trzymaj.  

Wręczył Christianie sprawunki. 

-Stań za mną – wyszeptał.  

Rozdzwonił się jego telefon. Jasna cholera. Blane otwarł komórkę i przytknął do 
ucha.  
  

-Taak?  

  

-Blane. Mamy kłopoty. – To był Jonas.  

  

-My też.  

  

-Dasz sobie radę? 
 -Jasne.  
 -Złapali nas w zasadzkę w hotelu. Znajdź nowe lokum, a potem do mnie 
oddzwoń.  
 -Zrozumiałem. 

Agent zbliżał się coraz bardziej.  
  

-Musimy uciekać, J. 

  

-Kopnij go raz ode mnie.  

Uśmiechnął się szeroko i wyłączył telefon.  

-Nie  zbliżaj  się,  ale  i  nie  uciekaj  za  daleko.  Nie  tylko  my  zostaliśmy 

osaczeni.  

background image

  

-Nic im nie jest? 

  

-Wszystko ok.  

Musiała słyszeć, co mówił Jonas.   
  

-Za chwilę wracam. 

Wilk  skradał  się  w  cieniu,  czekając  na  niego,  by  wszedł  w  miejsce,  gdzie  cały 
lud 

Wenecji 

nie 

będzie 

mógł 

zobaczyć, 

czym 

byli 

naprawdę.  

Było w interesie ich obu, by ludzie pozostali nieświadomi. Wilkołaki byłyby tak 
samo  ścigane,  jak  wampiry,  gdyby  świat  dowiedział  się  o  ich  istnieniu.  
A  to,  czego  z  pewnością  nie  chcieli,  to  polujący  na  nich  wściekły  motłoch.   
Wilk warknął krótko, ruszając w jego stronę. 
 

-No już, już. Idę.  

Blane  napiął  dłonie,  a  potem  ścisnął  w  pięści.  Kostki  strzeliły,  a  zęby  zaczęły 
nieznośnie pulsować,  gotowe by  gryźć  i  rozrywać. Znajome  napięcie  posuwało 
się  wzdłuż  jego  kręgosłupa,  gdy  jego  mięśnie  przygotowywały  się  do  bijatyki. 
Teraz  to  było  drugą  naturą,  tak  już  miał  każdy  żołnierz.  I  to  właśnie  kochał.  
  

Gdy tylko dotarł do cienia, wielgachna, warcząca, futrzana kula skoczyła 

w  jego  stronę.  Blane  złapał  go  w  powietrzu  i  rzucił  z  ukosa  w  bok  budynku. 
Tynk  pękł  i  jego  odłamki  kaskadą  opadły  na  ciemne  kudły  stworzenia.  
Gdy  Blane wyciągał długi  nóż przyczepiony do  nogi, wilk zaskomlał  i skoczył 
na  równe  łapy.  Noże  zadziałają  zdecydowanie  szybciej,  zwłaszcza  
te  posrebrzane.  Chociaż  kochałby  każdą  minutę,  którą  poświęciłby  
na  rozrywanie  tego  czegoś  na  kawałki,  to  musiał  zadbać  o  bezpieczeństwo 
Christiany. Nie było czasu na żadną gównianą zabawę.  
  

-No chodź, kończmy to.  

Wilk  wystrzelił  na  niego,  głośno  przy  tym  warcząc.  Blane  zaczekał,  aż  zwierz 
będzie  prawie  na  nim,  a  wtedy  odsunął  się  w  bok,  wysuwając  ramię  w  stronę 
bestii,  aż  napotkał  opór  jego  ciała.  Metal  ciął  po  kości,  lecz  dodając  do  tego 
rozpęd  istoty  i  siłę  ramienia  Blane’a,  przedarł  się  przez  tors  stwora.  Schwycił 
jego łapę i przerzucił potwora na plecy, a potem szybko wyszarpnął na zewnątrz 
przez  ranę  serce  i  przeciął  gardło.  Bałaganu  było  co  niemiara,  lecz  wolał 
uniknąć  wystrzałów  z  pistoletu  w  środku  miasta.  To  ściągnęłoby  zbyt  wielu 
ludzi,  a  prawdopodobnie  i  wampirów.  Blane  rozejrzał  się  dookoła  
w poszukiwaniu miejsca, by ukryć truchło. 
  

-Tam jest śmietnik. – 

powiedziała  Christiana,  niespodziewanie  pojawiając  się  obok  niego.  
Gdy podniósł na nią wzrok, nie wyglądała ani na zniesmaczoną, ani zaskoczoną, 

background image

tak  jak  się  tego  można  by  spodziewać.  Przemieszczała  się,  szukając  innych 
napastników, prawie z wojskową precyzją skanując otoczenie.  
  

-Dobrze. Dzięki.  

Schwycił  ciało  i  wrzucił  je  do  śmietnika,  a  ręce  wytarł  w  wyrzucony  przez 
kogoś stary koc.  
  

-Koszulka ci przesiąkła.  

  

-Szlag. 

Zdjął  kurtkę,  a  później  koszulkę.  Po  użyciu  suchej  strony  koszulki,  by  wytrzeć 
sobie klatkę, wyrzucił ją do kosza. Jako że DNA w komórkach jego krwi, które 
policja  mogłaby  próbować  identyfikować,  rozpadnie  się,  gdy  tylko  wzejdzie 
słońce, nie ma potrzeby obawiać się odkrycia. Czasem bycie nadnaturalnie silną 
istotą  miało  swoje  plusy.  Blane  ponownie  wrzucił  na  siebie  kurtkę  i  zasunął 
zamek, by ukryć krwawe ślady na skórze i odebrał od dziewczyny pakunki. 

-Nie  możemy  wrócić  do  hotelu.  Musimy  znaleźć  miejsce  do  spania,  nim 
wstanie słońce.  
-Znam takie idealne miejsce. Chodź ze mną. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

Rozdział 13   
 

 

Blane  musiał  przyznać:  Christiana  znała  idealne  miejsce,  by  się  ukryć. 

Otwierając  drzwi  do  pokoju  w  maleńkiej  gospodzie,  mogli  być  pewni,  że  nikt 
nie  wpadnie  na  to,  by  ich  tam  szukać.  Wampiry  Luny  zwyczaj  mieszkały  
w luksusowych apartamentach  i żyły w przepychu. Ich  gospoda była zupełnym 
tego 

przeciwieństwem. 

Mroczna, 

swojskim, 

ludowym 

wystroju 

zaakcentowanym  pomarańczowymi  płomieniami  pełgającymi  w  kominku  
i  liżącymi  wnętrze  pomieszczenia,  oraz  roznoszącymi  zapach  potpourri.  
Róże stojące na długim stole, zaraz obok okna, dodawały kwiatowego zapachu. 
Wiekowa  kobieta,    wiekowa  w  każdym  znaczeniu  tego  słowa,  przyprowadziła 
ich tam z szerokim uśmiechem na twarzy. Spojrzał na Christianę. 
 

-Musiałaś im powiedzieć, że świętujemy naszą rocznicę? 
-A wolałbyś, żebym powiedziała, że świętujemy  nasz  miesiąc  miodowy? 
Jak  inaczej  zdobylibyśmy  apartament  dla  nowożeńców?  To  był  jedyny 
wolny pokój.  
-No dobra. Myślisz, że spodziewają się nas słyszeć? 

Zaśmiała się. 
  

-Prawdopodobnie.  

  

-Cóż,  moglibyśmy  to  zrobić,  żeby  wszystko  wyglądało  autentycznie. 

Przysunął się do niej i wsunął dłoń w jej włosy. 

-Mamy  cały  dzień.  –  Uśmiechnęła  się  i  odsunęła  jego  dłoń.  –  Myślę,  że 
najpierw potrzebujesz kąpieli. 

Blane złapał jej nadgarstek.  
  

-Nie rób tego. 

  

-Czego? 

  

-Miło spędziliśmy razem czas, tak? 

  

-Tak. 
 -Więc  nie  odsuwaj  się  ode  mnie  tylko  dlatego,  że  nie  jestem  twoim 
facetem ze snów. 

Obraziła się. 
  

-Nie zaczynaj. 
 -Posłuchaj  mnie.  –  Starał  się,  by  jego  głos  był  spokojny.  Odwróciła 
wzrok.  Nie  poruszyła  się,  gdy  spróbował  odwrócić  jej  podbródek.  –  Nie 
jesteś  kobietą,  którą  wyobrażałem  sobie  przy  swoim  boku,  ale  podoba  
mi  się  to,  co  tworzymy.  Christiana  szybko  rzuciła  na  niego  okiem  
i opuściła głowę.  

background image

Jej głos był spokojny, prawie martwy, gdy mówiła, 

-Idź pod prysznic, Blane.  

Potaknął i pocałował ją w czubek głowy, 

-Jasne.   

 

* * * * 

 

Christiana  zrzuciła  z  siebie  płaszcz,  potem  buty,  kładąc  jedno  i  drugie 

obok drzwi małego pokoju. Musiała oczyścić umysł. Blane mylił się co do niej. 
Za  bardzo  się  różnili.  Ale  chciała  go  bardziej,  niż  kogokolwiek  i  kiedykolwiek 
przedtem.  Przyrzekła  sobie  robić  to,  czego  będzie  pragnąć,  lecz  teraz  
to  wydawało  się  złym  pomysłem.  Gdy  przechodziła  obok  drzwi  łazienkowych, 
zauważyła,  że  Blane  zostawił  je  otwarte.  Nucił  piosenkę,  która  przebijała  się 
ponad płynącą wodą.  
  

-Możesz wejść – powiedział.  

Lekkim  pchnięciem  otworzyła  drzwi.  Pokój  był  pełen  parującego  ciepła,  
więc  przymknęła  drzwi,  by  utrzymać  je  wewnątrz.  Nie  istniało  nic  gorszego,  
niż wyjście spod gorącego prysznica do lodowatego pomieszczenia.  
  

-Potrzebujesz czegoś? 

Blane  rozsunął  drzwiczki  prysznicowe  na  oścież  i  uśmiechnął  się  do  niej, 
pozwalając,  by  oczy  Christiany  podziwiały  jego  boską  nagość.  Stał  gładki, 
mokry i z pełną erekcją. 
  

-Uhum. Ciebie. 

Schwycił jej dłoń i przyciągnął do siebie. 
  

-Nie. 

Odsunęła się, udając, że nie zauważa jego twardego fiuta  przyciśniętego do jej 
brzucha.  
  

-Byle nie koszulka. Skurczy się. 

  

-Zdejmij ją – powiedział.  

Leniwie  odpinała  guziki,  a  potem  położyła  ją  na  brzegu  zlewu.  Następne  były 
spodnie,  miała  więc  na  sobie  tylko  delikatny,  różowy  stanik  i  majteczki.  
Gdy doszła do zapięcia biustonosza, złapał  ją w pasie  i wciągnął pod  prysznic. 
Woda strumieniami lała się po jego potarganych włosach, gdy schylił się, by ją 
pocałować. Zaśmiała się i uciekła przed pocałunkiem. 
  

-Czy ty wiesz, jak bardzo to jest pokręcone? 

  

-Co? 

background image

 -Właśnie  zabiliśmy  kogoś  na  ulicy,  ukrywamy  się  przed  wilkołakami,  a 
ty chcesz uprawiać seks pod prysznicem. 

  

-Dlaczego nie? 

Pocałował jej ramię, potem szyję. 

-Ktoś zawsze próbuje zabić nasz gatunek.  

To była prawda.  
  

-Nie sądzisz, że Jonas czeka na telefon? 

  

-Nie.  

Jego ręce ślizgały się powoli po jej ciele.  
  

- Wysłałem mu smsa. Wie, że z nami wszystko ok. 

Odpiął  zapięcie  jej  stanika,  zsunął  go  w  dół  jej  ramion  i  rzucił  go  na  podłogę 
poza zasięg wody lejącej się z prysznica. 

-A  poza  tym  nie  ma  nic  lepszego  od  bójki,  by  przyspieszyć  przypływ 
adrenaliny. 

Zniewolił  jej  usta  pocałunkiem  sprawiającym,  że  wszystkie  argumenty  odeszły 
w  niebyt.  Pragnęła  jego  tak  bardzo  jak  on  ją,  więc  nie  było  powodu,  by  teraz 
sobie siebie odmawiać. Jego dłonie były zbyt cudowne, gdy masował jej piersi. 
Woda  spływająca  po  ich  ustach  i  językach  dodawała  jeszcze  żaru.  
Blane  oderwał  się  od  jej  ust  i  ruszył  w  dół  ciała  Christiany.  
Jego  dłonie  przesuwały  się  wzdłuż  jej  kształtów,  zahaczając  w  końcu  
o majteczki i ściągając je.  

Gdy  ustami  przejechał  nad  jej  mostkiem  i  sięgnął  pępka,  wyszła  z 

majteczek,  które  chwilę  później  poszybowały  w  powietrzu.  Zachichotała.  Jego 
dłonie  prześlizgnęły  się  z  pleców  na  jej  uda.  Wtem  przyciągnął  ją  do  siebie, 
umieszczając usta tuż przy jej cipce. Początkowo zastanawiała się, czy on, będąc 
tam na dole, nie utonie w tak dużej ilości spływającej na niego wody, lecz tarcie 
jego  języka  szybko  ślizgającego  się  po  jej  łechtaczce  sprawiło,  że  każda 
pojedyncza myśl wyparowała z jej głowy.  Wiedziała tylko, że  to było cudowne 
uczucie.  Zadrżały  jej  kolana,  choć  udało  jej  się  utrzymać  prosto,  nawet  wtedy, 
gdy  jej  jęki  były  na  tyle  głośne,  że  odbijały  się  echem  w  jej  własnej  głowie.  
Gorący  język  poruszający  się  wzdłuż  i  wewnątrz  cipki  sprawił,  że  jej  powieki 
opadły tak samo, jak i głowa. Oszałamiające: on  między jej nogami – obietnica 
szybkiego dojścia. Blane odsunął się i wstając, przesuwał po niej swoim ciałem. 
Nim  udało  jej  się  schwycić  jego  usta,  odwrócił  ją  do  siebie  tyłem  i  wcisnął 
czubek swojego napęczniałego fiuta w jej śliskie fałdki. Jego prawa dłoń zsunęła 
się  w  dół,  na  przód  jej  ciała,  uciskając  delikatnie  na  jej  łechtaczkę,  gdy  lewą 

background image

rękę  opierał  mocno  o  prysznicową  ścianę.  Leniwie  nad  nią  pracował. 
  

-Byłaś taka gorąca, żywiąc się od niego dzisiaj. 

Pstryknął  palcem  w  jej  łechtaczkę,  przez  co  zadygotały  jej  nogi.  
  

-Chciałem być nim. Chciałem, byś ty mnie ugryzła. 

Czubek  Blane’a  wciskał  się  powoli  do  środka,  rozciągając  ją,  gdy  wsuwał  się 
coraz  głębiej.  Christiana  jęknęła  i  pozwoliła  jego  sile  przyprzeć  ją  do  ściany. 
Stęknął  i  pchnął  mocniej,  przełamując  napięcie  mięśni  jej  szparki.  
Wilgotni,  śliscy,  tak  bliscy  sobie,  poruszali  się  w  jednym  rytmie.  
Nie  było  żadnych  myśli,  jedynie  dźwięki  ich  jęków,  gdy  Blane  niestrudzenie 
pompował  wewnątrz  niej,  wbijając

 

się  w  jej  ciało.  Odchyliła  głowę  do  tyłu, 

wyginając się w  łuk, by  mógł  ją wziąć tak, jak zechce, choć  utrzymanie bioder 
w  tej  pozycji  było  dość  dziwne  i  niewygodne.  Z  głębokim  jęknięciem 
wyślizgnął  się  z  niej,  przekręcił  jej  ciało  przodem  do  siebie  i  złapał  za  biodra. 
Szybkim, szorstkim ruchem podciągnął ją  w górę po ścianie  i wsunął się w  nią 
ponownie. 
  

Christiana pojmała jego usta, badając je swoim językiem. Pchnął mocniej, 

wypełniając ją całą,  gdy  ich języki ze sobą tańczyły.  Po chwili odsunęła się od 
jego  warg  i  natarła  na  szyję.  Lecz  nie  chciała  go  jeszcze  ukąsić.  Nie,  pragnęła 
jego  zębów  wewnątrz  swego  ciała,  gdzie,  jak  do  tej  pory,  zagłębiły  się  tylko 
zęby  jej  stwórcy.  Jedynie  ich  lider,  ich  król,  naruszył  jej  skórę,  lecz  była  to 
intymność  bez  seksu.  Pragnęła  jednego  i  drugiego  z  Blanem.  Zadygotał  w  jej 
objęciach;  jego  rytm  przyspieszył.  Nie  oceniał  ani  nie  kwestionował  jej 
pragnienia.  
  

-Ugryź mnie – wyszeptała. 

Zwolnił, prawie przerywając. Zdawał się myśleć o jej propozycji przez chwilkę, 
wtem schylił  głowę  i dotknął  ustami jej szyi. Jego wargi  były  gorące i  miękkie 
na jej skórze, lecz nie było tam obietnicy kłów. 

-Jedynie  Khalil  przekłuł  moją  skórę.  –  Przesunęła  dłonie  po  tyle  jego 
karku – I pragnę, byś ty był jedynym, który zrobi to ponownie.  

Jęknął cicho, zadrapując zębami skórę nad żyłą szyjną. Christiana zacisnęła nogi 
wokół    niego,  falując  w  górę  i  w  dół.  Napięcie  skumulowało  się  w  jej  łonie, 
zwielokrotniając  potrzebę,  która  rosła  i  pulsowała.  Blane  musiał  poczuć  
jej  napięcie,  gdyż  zaczął  ruszać  się  od  nowa,  w  niekontrolowanym  rytmie.  
To  wywołało  szybką  eksplozję  promieniującą  falami  od  jej  rdzenia.  
I wtedy ją ugryzł. To dźwięk pękającej skóry usłyszany w jej głowie sprawił, że 
rozumiała,  co  się  dzieje,  nim  uderzył  w  nią  jeszcze  silniejszy  orgazm.  
Pod  jej  powiekami  wszystko  stało  się  białe.  Blane  pił  z  niej,  a  ona  unosiła  się 

background image

wyżej  i  wyżej.  Christiana  poczuła,  jak  zamyka  jej  ranę.  Musiała  poczuć  jego 
ciało  pod  swoimi  zębami,  pić  jego  życiodajną  krew.  Jej  zęby  pulsowały  
z  potrzeby,  usta  wypełniły  się  śliną.  Smakował  tak  dobrze,  tak  intensywnie.  
Przysunęła głowę do jego szyi. Blane zamruczał i przytulił ją mocniej. Jej zęby 
naparły na jego skórę.  

-Stój –  lecz było już za późno. Gorąca, pulsująca krew wpłynęła w jej  
usta. 

Blane szarpnął się w jej ramionach, eksplodując w jej wnętrzu, gdyż ugryzienie 
spowodowało ponowne skurcze. Przełknęła następny  łyk, czując przy tym jego 
orgazm.  Było  to  tak,  jakby  zażyła  narkotyku  o  natychmiastowym, 
uzależniającym  działaniu,  który  wypełnił  jej  organizm  i  pozostawił  ją  tkwiącą  
w  oszałamiającej  rozkoszy.  Czas  zdawał  się  ciągnąć  przez  wieczność,  niczym 
nieskończoność pojedynczej chwili. Nie wiedziała, jak długo tak trwali, dopiero 
dźwięk jego jęków sprowadził ją z powrotem. Polizała ranę, zamykając ją, ssała 
jego  szyję,  czyszcząc  ślady  na  jego  skórze.  Siedzieli  teraz  pod  prysznicem,  on 
klęczał.  Czuła  go.  Jego  uczucia,  silniejsze  niż  wcześniej.  Gdyby  mogła 
wpełznąć  do  środka  jego  piersi,  by  móc  tam  zamieszkać  –  zrobiłaby  to.  Tylko 
skóra  stanowiła  barierę,  nie  pozwalającą  im  zbliżyć  się  do  siebie  bardziej. 
A wszystko zdawało się być takie… gorące. Niewyraźne. Spokojne. Ukochane.  
Och.  Jasna.  Kurwa.  Mać.  Kochała  go,  a  jej  serce  eksplodowało  od  emocji. 
Związała ich.  
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

Rozdział 14 

 -Musimy  wyjść  spod  prysznica.  -  powiedział  Blane  cicho,  nie  chcąc,  by  
odeszła.  

Zaczęła  się  odsuwać,  lecz  on  przyciągnął  ją  z  powrotem,  dając  jej  następny, 
delikatny  i  powolny  pocałunek.  Wiedział,  że  się  dokonało.  Związali  się,  gdy 
zakończyła  cykl  wymiany  krwi,  lecz  nie  zmieniło  to  faktu,  że  nadal  czuł 
przytłaczającą  potrzebę  dotykania  jej  i,  co  więcej,  gapienia  się  na  jej  piękną 
twarz. Christiana zrobiła krok do tyłu. 
  

-Muszę się położyć. Troszkę kręci mi się w głowie.  

Podniósł się na nogi, sam mając lekkie mroczki, a potem uniósł ją z podłogi.  
  

-Co robisz? – zaśmiała się, łapiąc go za kark.  

  

-Powiedziałaś, że kręci ci się w głowie. – Zaśmiała się ponownie.  

  

-No tak, ale jesteśmy mokrzy.  

Schwycił ręcznik, leżący na mijanej właśnie półce, a potem ustawił ich bokiem, 
by  bez  problemu  zmieścili  się  w  drzwi  łazienkowe.  W  sypialni  pozwolił  jej 
zsuwać  się  w  dół  po  swoim  ciele  tak  powoli,  by  mógł  poczuć  każdy  cudowny 
centymetr jej ciała. Zawsze była piękna, lecz teraz zapierała dech w piersi. Taak, 
to była właśnie  magia krwi; już samo patrzenie  na  nią sprawiało, że jego serce 
puchło.  Czy  to  właśnie  TO  czuli  Michael  i  Jonas?  Było  to  najprostsze 
wytłumaczenie, dlaczego w obecności swoich towarzyszek zachowywali się jak 
kompletni idioci. 
  

-Co? – rozejrzała się nerwowo – Włosy mi stoją czy coś? 

  

-Nie. Jesteś piękna. 

Pochylił się, by pocałować ją w policzek i otulił jej plecy ręcznikiem.  
  

-Więc też to czujesz? 
 -Mm-hmm.  –  Pocałował  ją  w  szyję,  pochylając  się,  by  móc  osuszyć  jej 
plecy.  
 -Związałaś nas. 

  

-Nie boisz się? 

  

-A powinienem? 

 Odsunęła się, zabierając ze sobą ręcznik. 

-Khalil mnie zamorduje. Albo nas. 
-Nie martw się tym teraz. – Zmniejszył dystans między nimi, łapiąc ją za 
ramiona – Porozmawiamy z nim jutro.  

Uśmiechnęła się, a potem energicznie potrząsnęła głową.  

-Nie.  Mam  na  myśli  to,  że  musimy  pomyśleć,  co  zrobić.  Przyrzekł  mnie 
komuś innemu. Sprawię, że wyjdzie na głupka.  

background image

Blane  zamrugał  ze  zrozumieniem.  Miała  racje.  Co  do  cholery  było  z  nim  nie 
tak?  
  

-Muszę zadzwonić do Jonasa.      

  

-Dlaczego? 

  

-Coś jest nie tak.  

Podniósł  swój  telefon  z  komódki  i  przeszedł  do  łazienki,  by  mieć  odrobinę 
prywatności. Jonas odebrał już po pierwszym dzwonku. 
  

-Uhum?  

  

-Koleś, jestem tak bardzo udupiony. 

  

-Co się stało? 

  

-Związała nas. 
 -Oooochhh.  –  Jonas  parsknął  sadystycznym  śmiechem,  który  brzmiał 
bardziej  jak  Luciano.  –  Masz  tak  bardzo  przejebane.  Ona  była  obiecana 
Maximilliano.  
 -Wiem!  

  

-Nie mogłeś utrzymać go w spodniach? – Znów się zaśmiał. 

  

-To nie jest zabawne.  
 -Z  mojej  perspektywy  jest.  Pan  Nigdy-Się-Nie-Zwiążę  znalazł  
się  w  najbardziej  popieprzonym  związku  wszechczasów.  A  ty  myślałeś, 
że to ja jestem idiotą. 

Wzdrygnął  się.  Był  wredny  dla  Jonasa,  gdy  ten  nie  mógł  przestać  startować  
do Tori, a jeszcze wredniejszy, gdy związał się z Eleną.  

-Taa.  Cóż,  jesteśmy  związani,  ale  coś  jest  nie  tak.  Nie  mogę  nawet 
myśleć. 

Przemądrzały dupek bezczelnie się zaśmiał.  

-Więc. 
-Nie.  Ty  i  Michael  tacy  nie  jesteście.  Nawet  nie  pamiętałem,  że  jest 
komuś obiecana. I nie mogę przestać się na nią gapić jak jakiś osioł. 

Minęło  kilka  bolesnych  chwil,  nim  Jonas  skończył  się  śmiać  i  podał  mu  jakąś 
odpowiedź. 
  

-Jak na geniusza, to czasem jesteś tępy. Nie łapiesz tego? 

  

-Czego? 

  

-Dla każdego z nas to jest takie samo. Tego właśnie potrzebujemy.  

  

-Chcesz mi powiedzieć, że potrzebuję szczenięcej miłości? 

  

-Możliwe. Albo może to jest twoja pierwsza prawdziwa miłość. 

  

-Ouch. Punkt dla ciebie. 

background image

 -Byłeś  młodziutki,  gdy  poszedłeś  na  wojnę.  Czy  kiedykolwiek  byłeś 
zakochany? 

  

-Nie. Wydaje mi się, że nie.  

  

-I wiem, że teraz też niczego nie było. 

  

-Kurwa.   

Mógł sobie wyobrazić szeroki uśmiech towarzyszący chrząknięciu Jonasa. 

-Dodatkowo  jest  starsza  i  ma  w  sobie  krew  Khalila.  Więc  i  więź  z  nią 
powinna być silniejsza.  

  

-Gdy zajdzie słońce, jedziemy prosto do ciebie. Musisz –  
 -Sorrka.  Nie  ma  nic,  co  mógłbym  zrobić.  Wszystko  dzieje  się  między 
waszą dwójką. – Zaśmiał się – I Michaelem i Khalilem. 

  

-Dlaczego to jest dla ciebie tak kurewsko zabawne? 
 -Bo  nie  chodzi  o  mnie.  Za  bardzo  cię  lubią,  żeby  cię  zabić,  a  Khalil  nie 
może  sobie  pozwolić  na  skandal.  Za  dużo  brudów.  Ale  ni  cholery  nie 
wiem, jak się z tego wyplączesz.  

  

-Cholera. 

  

-No właśnie.   

Głos  Eleny  zabrzmiał  gdzieś  z  oddali,  lecz  on  nie  zrozumiał,  co  powiedziała. 
Jonas gładko dodał, 

-Uh… muszę lecieć, Blane. Obowiązki wzywają.  

Linia  stała  się  tak  samo  martwa,  jak  i  jego  uczucia.  To  było  prawie  jak 
zapłodnienie  jakiejś  nastolatki,  której  ojciec  zupełnym  przypadkiem  okazał  się 
być pierdolonym prezydentem. Christiana zapukała w drzwi.  
  

-Blane,  no  chodź.  Słońce  wschodzi.  Porozmawiajmy,  nim  zaśniemy.  

Jasne.  Jak  tylko  na  nią  spojrzy,  guzik  będzie  się  przejmował  tymi  wszystkimi 
sprawami. Nie będzie też chciał o tym rozmawiać. Jedyne czego będzie pragnął, 
to  kochać  się  z  nią,  aż  wzejdzie  słońce.  Musi  zacząć  się  kontrolować.  
Blane wziął głęboki wdech, a potem otworzył drzwi.   

 

* * * * 

  

Blane  przypominał  wystraszone  dziecko,  nawet  z  tymi  potarganymi 

włosami i masą muskułów. Ale to jedynie sprawiało, że jeszcze trudniej było mu 
się oprzeć. Christiana słyszała całą rozmowę. Nie tylko pojawił się problem z jej 
stworzycielem, 

lecz 

jego 

głęboko 

wpojonymi 

kawalerskimi 

przyzwyczajeniami.  Pomysł  poddania  się,  co  więcej  poddania  się  z  powodu 
przypadku z pewnością go przerażał. Więc uśmiechnęła się i wzięła jego dłoń. 

background image

  

-Tylko się ze mną połóż. To chyba nie będzie takie złe. 

W  jednej  chwili  wypuścił  powietrze  przetrzymywane  w  płucach  i  zaczął  się 
rozluźniać.  
  

-Michael  mnie  zabije.  Dał  mi  to  zadanie,  bo  myślał,  że  nie  zrobię  tego  

  

z tobą.  

Poprowadziła  go  w  stronę  niewielkiego  łóżka  stojącego  w  kącie.  
  

-Po prostu powiedz mu, że cię uwiodłam. 

Zaśmiał  się  i  ją  pociągnął.  Nagle  obydwoje  upadli  na  łóżko.  Podskoczyło  
i zagrzechotało nieznacznie o ścianę, a Christiana tylko zachichotała i pozwoliła 
mu przytulać się dalej. Więź musiała mieć na niego naprawdę duży wpływ. Jego 
emocje skakały od paniki, lęku, zaborczości do miłości roztapiającej serce. To ta 
ostatnia  sprawiała,  że  za  każdym  razem,  gdy  to  czuł,  pragnęła  namiętnie  go 
całować.  Jego  miłość  była  bardzo  podobna  do  tego,  co  czuła  ona  sama. 
  

-Zdajesz sobie sprawę z tego, że to wszystko to magia. Nie powinniśmy   
tego czuć – powiedział.  

Uciekła przed jego pocałunkiem.  

-Nie czułeś choć odrobiny tego wcześniej? 

  

-Taak. –Pocałował ją w policzek. 
 -Więź  jedynie wzmocniła to  i  uczyniła  niezniszczalnym.  To, co czujesz, 
jest twoje… tylko wzmocnione.  

  

-Nie czułem tego wcześniej. 

Pocałunkami wyznaczył drogę wzdłuż jej szyi. Nagle opanowało go pożądanie.  

-Ale to, wcześniej czułem.  

  

-Nie możemy znów tego dzisiaj zrobić.  

Zatrzymał się. 
  

-Dlaczego? 

  

-Czyż nie dokonaliśmy dostatecznej ilości szkód, jak na jedną noc? 

Zsuwał się w dół jej obojczyka.  
  

-Jeśli mamy łamać zasady, to łammy je wszystkie, hymm?  

Uśmiechnęła się, gdy dopadły ją jej własne słowa. – Tak.  
  

-Więc ciiii. Nie mamy zbyt wiele czasu.  

Blane  pochylił  głowę  do  jej  piersi,  a  gdy  tylko  poczuła  jego  oddech  na  skórze, 
wszystkie inne sprawy wyparowały z jej głowy. 
 
 

 

background image

 

* * * * 

Blane  wciągnął  spodnie  i  zszedł  w  dół  korytarza,  w  stronę  przedniej  lady,  gdy 
Christiana  brała  prysznic.  Kierowca  dostarczył  im  ubrania  na  bal.  
  

-Panie Simon – powiedziała kobieta zza biurka, uśmiechając się – Mam  
wasze ciuchy. Zaskoczył mnie pan tymi zielonymi włosami i eleganckim 
ubiorem. Jest pan gwiazdą rocka?  

Uśmiechnął się i potrząsnął głową.  

-Nie.  

Wścibska, stara hetera.  

-Dziękuję  –  powiedział,  odbierając  ciuchy  z  haczyka  przybitego  do 
ściany.  
 -Przeciwieństwa się przyciągają 

Zatrzymał się, lecz nie odwrócił. Po chwili ruszył prosto do pokoju. Tak właśnie 
widzieli  to  inni,  czyż  nie?  Wielki,  wrednie  wyglądający  facet  z  zielonymi 
włosami,  bujający  się  z  kobietą,  która  wyglądała  jak  królowa.  Taaak,  z  jego 
punktu  widzenia  też  nie  wyglądało  to  najlepiej.  Khalil  najprawdopodobniej 
zobaczy  to  w  ten  sam  sposób.  Oczywiste  było,  że  pragnął  dla  swojej  córki 
czegoś  więcej  niż  wampira  parającego  się  mafijnym  handlem.  Blane  nie  mógł 
go winić. Spędził większość swojego życia próbując wystrychnąć wszystkich na 
dudka,  udając  napakowanego  półgłówka.  Potrzebował  szacunku,  by  uchronić 
Christianę  od  posądzania  jej  o  puszczanie  się  w  Ameryce.  Wszedł  do  pokoju  
i  powiesił  ciuchy  na  wieszaku.  Jeśli  miało  im  się  udać,  musiał  poczynić  kilka 
zmian. Zaczynając od jego włosów.  

  

Christiana  wyszła  z  łazienki  ubrana  w  długą,  ciemnoniebieską  suknię 

dostarczoną przez sługę do zajazdu w trakcie dnia. Suknia ta idealnie pasowała 
do tradycyjnej maski. Obszyta była pasmami fioletowych piórek ciągnących się 
po  bokach  i  z  tyłu  i  tworzących  spektakularny  kołnierz.  Suknia  była  również 
zwiewna  i  powłóczysta,  a  koraliki  sprawiały,  że  cała  błyszczała.  Miesiącami 
czekała, by ją założyć i nie mogła być bardziej zadowolona z realizacji projektu. 
Rudolpho naprawdę wiedział, jak uszyć suknię. 
  

-Wow. 

Spojrzała  w  stronę  łóżka,  na  którym  siedział  Blane  ubrany  w  swój  czarny 
smoking,  trzymając  w  dłoni  maskę.  Wyglądał  przystojniej  niż  kiedykolwiek 
wcześniej.  Połyskująca  w  jego  włosach  zieleń  zniknęła,  a  ich  pasma  zostały 
zaczesane do tyłu, odsłaniając twarz.  

background image

  

-Co ty zrobiłeś z włosami? 

  

-Odciąłem zielone końcówki.   

  

-To po to zniknąłeś?  

Podeszła  bliżej,  zatrzymała  się  między  jego  nogami  i  poczuła  jego  dłonie 
ślizgające się po jej biodrach. Wsunęła ręce w jego włosy.  
  

-Ale dlaczego?  

  

-Żeby wyglądało, że do siebie pasujemy. 

  

-Blane, podobał mi się ich wcześniejszy wygląd.  

Schwyciła jego twarz w dłonie.  

-Nie chcę, byś się zmieniał. 

  

-Może najwyższy czas, bym się zmienił. 

  

-Dlaczego? 

  

-Z powodu innych ludzi próbowałem być czymś, czym nie jestem.  

  

-A teraz znów z powodu tych ludzi zmieniasz siebie.  

Złapał jej ręce i ukrył je w swoich. 

-Nie zamierzam się już ukrywać.  

Uśmiechnęła  się  do  niego.  Wiedziała  dokładnie,  co  miał  na  myśli.  Ona  też  się 
ukrywała. Nie raz  robiła to, co chciała,  lub  mogła odprężyć się dopiero w jego 
obecności.  
  

-Ja też nie chcę się już ukrywać. Nie możemy już tego odkręcić, więc  
weźmiemy wszystko, co najlepsze. Pieprzyć ich wszystkich. 

Zaśmiał się na jej próbę udawania teksańskiego slangu.  
  

-Sądzę, że powinniśmy iść i mieć to już za sobą.  
 -Najpierw  powiemy  Khalilowi  i  Michaelowi.  A  potem  pozbędę  się 
Vincenzo. 

Zwalczyła  w  sobie  chęć  wzdrygnięcia  się.  Teraz,  w  świetle  czegoś  realnego, 
pomysł  jej  internetowego  romansu  sprawił,  że  poczuła  się  żałośnie.  Jak  mogła 
być  aż  tak  zdesperowana?  Christiana  złapała  jego  dłoń  i  poprowadziła  go  
w stronę drzwi.  
  

-Cóż, zapowiada się ekscytujący wieczór.  

 

 

 

 

 

background image

Rozdział 15 
 
  

Christiana pozwoliła  Blane’owi wprowadzić się do wielkiej sali balowej. 

Zamaskowane  twarze  obracały  się  w  ich  stronę,  gdy  przepychali  się  przez 
zatłoczone  wejście.  Nie  mogła  być  bardziej  szczęśliwa  posiadając  własną 
maskę,  za  którą  mogła  się  ukryć  –  nawet,  jeśli  oni  wiedzieli  kim  była.  
Ci,  z  odpowiednimi  darami  będą  znali  ich  sekret,  reszta  natomiast  będzie  się 
gapić  i  szeptać  po  kątach.  Ta  myśl  wywołała  u  niej  wybuch  śmiechu.  
  

Wewnątrz  ogromnej  barokowej  sali,  pary  wirowały  i  poruszały  się  

w  skomplikowanym  tańcu.  Po  lewej  stronie,  gdzie  został  umiejscowiony  długi 
stół, siedzieli Khalil z Michaelem, prowadząc ożywioną rozmowę.  Nie szybciej, 
niż ich zauważyła, obaj spojrzeli w ich stronę. Ani jedno, ani drugie oblicze nie 
wydawało się być szczególnie szczęśliwe. Dłoń Blane’a zacisnęła się na jej. On 
również  musiał  ich  zauważyć,  lecz  parł  prosto  przed  siebie,  zatrzymując  się 
dopiero,  gdy  dotarli  do  stołu.  Na  lewo  od  nich,  Jonas  stał  z  Eleną. 
  

Nawet  w  ich  wyszukanych  ciuchach  i  pół-pełnych  maskach,  białe  włosy  

i  tatuaże  Jonasa  sprawiły,  iż  łatwo  było  ich  rozpoznać.  Jonas  puścił  jej  oczko  
i  posłał  uśmiech,  który  pasował  do  rozgrzewającej  tkliwości,  która  od  niego 
emanowała.  Po  wysłuchaniu  konwersacji  między  nim  a  Blane’em,  jego 
zachowanie wydało jej się niespotykane.  
Autentycznie 

zdawał 

się 

być 

szczęśliwy, 

że 

widzi 

ich 

razem.  

  

-Powodzenia – wyszeptał.  

Potaknęła, a następnie zwróciła uwagę już całkowicie na swojego twórcę. 
  

-Dobry wieczór, Khalil. Chcielibyśmy –  

Niespodziewanie  podniósł  się,  a  jej  serce  przestało  bić.  Następnie  wstał 
Michael, 

podążając 

za 

nim 

do 

przyległego 

do 

sali, 

pokoju.  

Teraz,  mierząc  się  z  prawdą,  nie  była  gotowa.  Nie.  Pragnęła  uciec  z  pokoju, 
krzycząc, niż pogodzić się z karą jaką dla niej wybrali. 
 

* * * * 

 

 

Wewnątrz  małego  pokoju,  Blane  mocno  trzymał  dłoń  Christiany,  

gdy obydwoje zdejmowali maski, wolnymi dłońmi. Zmusił drzwi za nimi, by się 
zamknęły,  lecz  użyta  przez  Blane  moc,  nie  zadziwiła  mężczyzn.  
Jedynie  Christiana  podskoczyła,  gdy  usłyszała  trzaśnięcie.  Khalil  zrobił  kilka 
kroków, by usiąść na krawędzi stołu. 

background image

-Już wiem, co się stało. – Zacisnął szczękę, a potem ją rozluźnił – Jedyne 
czego chcę się od was dowiedzieć, to co wy sobie do cholery myśleliście? 

Blane  nieznacznie  przyciągnął  za  siebie  Christianę.  Jeśli  sprawy  pójdą  źle, 
będzie w stanie chronić ją odrobinę dłużej. Wystarczająco długo, by umożliwić 
jej ucieczkę. Christiana przemówiła, nim on zdecydował co powiedzieć. 
 

-Dokładnie to samo co wszyscy, którzy zdecydowali na vincolo.  
-Czy nie przyszło Ci do głowy, że mogę mieć w stosunku do Ciebie inne 
plany? 

Blane zaczął otwierać usta, lecz po chwili je zamknął. Oficjalnie, nikt jej nigdy 
nie  powiedział.  Jedynie  Isabella  przebąkiwała  coś  od  czasu  do  czasu.  
Nie  mogą  by  więc  wpaść  w  kłopoty,  świadomie  skazując  go  na  ośmieszenie. 
Zwalczył  uśmiech,  cisnący  się  na  usta.  Christiana  oderwała  się  od  niego,  
i ruszyła w stronę Khalila. Sięgnęła po jego dłoń i schwyciła ją, nie czekając na 
pozwolenie.  

-Przepraszam. Chcemy tego, lecz nie chcieliśmy, by stało się akurat teraz. 
Wiesz przecież, że poprosiłabym o twoją zgodę.  

Khalil patrzył to na nią, to na Blane’a. Następny przemówił Michael, 
 

-Wiem, że masz więcej samokontroli, niż to co pokazaliście.  
-Mam.  –  Westchnął.  To  nie  była  wymówka.  –  Jestem  gotów  na  każdą 
karę,  jaką  uznacie  za  stosowne.  Proszę  jedynie,  byście  nie  mieszali  do 
tego  Christiany.  Ona  nie  jest  tak  doświadczona  jak  ja,  nie  ma  tak  silnej 
samokontroli.  

Michael się zaśmiał.  

-Och,  tak,  uczynisz,  jak  postanowi  Khalil.  Dałem  mu  swoje 
błogosławieństwo  na  wszystko  co  zdecyduje,  i  poprosiłem  również,  by 
twoje czyny nie odbiły się na naszym klanie.  

Gdy skończył mówić, wszyscy odwrócili się, by spojrzeć na Khalila. 
Ten, patrzył na Christianę, a potem zwrócił wzrok na Blane’a.  

-Jestem wściekły, że wziąłeś ją bez mojej zgody. – Zrobił głęboki wdech, 
i  kontynuował  –  Lecz  nie  mogę  zrobić  nic,  by  to  teraz  zmienić.  Zabicie 
ciebie,  sprowadziłoby  na  nią  wieczny  lament.  Wszystko  co  zrobiłbym 
tobie,  raniłoby  i  ją.  –  Westchnął  –  A  ona  Cię  kocha.  Widziałem  to,  nim 
ona  sama  to  zrozumiała.  –  Khalil  odepchnął  się  od  stołu  i  ruszył  w  ich 
stronę, ciągnąc za sobą Christianę. – Jako, że przyobiecałem ją już komuś 
innemu,  jak  dobrze  wiecie,  zmuszony  jestem  podjąć  taką  decyzje,  która 
najlepiej ochroni moje moce. Wasze połączenie, wiąże mi dłonie.  

 

background image

Włożył jej dłoń na dłoni Blane’a i przytrzymał ją tam.  
 

-Isabella została ukarana za odurzenie jej narkotykami. 

 Christiana sapnęła. 

-Straciła  swoje  terytorium  w  Ravennie,  i  wszystkie  jej  własności. 
Przeprowadzicie  się  w  trybie  natychmiastowym  do  jej  posiadłości  na 
wybrzeżu  i  przejmiesz  kontrolę  nad  tamtejszy  klan.  W  większości,  jej 
członkowie, to neonato.  

 

-Gdzie jest Isabella? 

Spojrzał na swoje dziecko, 

-Tam, gdzie już nigdy więcej nie skrzywdzi ciebie, ani nikogo innego.  

Jego spojrzenie wróciło do Blane’a.  

-Gdybym  nie  miał  o  tobie  tak  dobrego  zdania,  fratello,  nie  stałbyś  tutaj. 
Nie zawiedź mnie.  

Blane potaknął. 
 

-Nie zawiodę. 
-Oczekuję  najlepszego  dla  mojego  dziecka,  i  nie  zaakceptuję  niczego 
mniej. 

 

-Właśnie tego dla niej pragnę. 

Khalil puścił ich dłonie i zrobił krok w tył, chrząkając. 

-Nim  nastanie  wschód  słońca,  zostanie  wygłoszone  oświadczenie.  
Nikt  nie  może  widzieć  w  tym  więcej,  niż  mojej  własnej  woli. 
Skończyliśmy. 

Christiana  skoczyła  do  Khalila  i  mocno  go  przytuliła.  Zaśmiał  się  i  owinął 
ramiona wokół niej, lecz Michael ominął ich i ruszył w stronę drzwi.  
Blane dogonił go, gdy otwarły się drzwi.  
 

-Dziękuję Ci – wyszeptał. 

Michael nie odwrócił się, 

-Jesteś mi dłużny. 

Blane  patrzył  jak  jego  pan  –  były  pan  –  wchodzi  w  morze  zamaskowanych 
twarzy.  Michael  miał  racje.  Był  mu  dłużny  bardziej,  niż  kiedykolwiek  w  życiu 
będzie mógł się odwdzięczyć.  

 

* * * * 

 
Christiana,  wkładając  na  twarz  swoją  piórkową,  niebieską  maskę,  patrzyła  jak 
Blane idzie za Michaelem. Czuł wdzięczność, więc nie zdziwiło ją, że upodobnił 
się do Michaela.  

background image

 

-Czy mogę dostać pierwszy taniec z nową panną młodą? 

Ręce  Khalila  objęły  jej  ramiona  i  uścisnęły  ją  przyjaźnie.  Uśmiechnęła  się.  
Była  panną  młodą, czyż  nie?  Ich więź  była silniejsza  niż  ludzki ślub,  i wiązała 
ich na wieczność.  
 

-Oczywiście.  

Podszedł  do  jej  boku  i  wziął  jej  dłoń  w  swoją.  Z  tak  samo  wielką  atencją,  
jaką zwykł kłaść na wszystkie swoje czyny, poprowadził ją na parkiet taneczny.  
 

-Myślałem,  że  będziemy  trochę  bardziej  świętować  to  co  się  wydarzyło. 

Gdy już ostatecznie podjęłabyś decyzję.  
 

-To bardzo miło z twojej strony. 

Poderwał  ją  w  górę,  obracając  nią  w  swoich  ramionach,  jak  zwykł  to  czynić 
setki  razy  wcześniej,  gdy  była  dzieckiem.  Zaśmiała  się  i  zatrzymała  na  wprost 
niego,  utrzymując  ramiona  w  idealnej  ramie.  Wszystkie  te  lata  w  towarzystwie 
Khalila nauczyły ją profesjonalnego tańca. Kochał muzykę i taniec bardziej, niż 
wszystko  inne.  To  była  ta  łagodniejsza  strona,  której  nikt  inny  nie  znał.  Bycie 
tak  subtelnym,  mogłoby  zostać  odebrane  jako  słabość  dla  wszystkich 
wampirów,  które  były  pode  jego  dowództwem.  Godnym  współczucia  było 
myślenie,  że  mężczyzna  nie  może  być  silny,  posiadając  czulszą  stronę  swojej 
osobowości. Lecz to była ich strata.  
Poruszył ich ciałami, bujając się w takt muzyki.  
 

-A ty, kochasz Blane’a? 

 

-Tak. 

 

-Kochałaś go przed połączeniem? 

 

-Kochałam, ale nie zdawałam sobie z tego sprawy. 

 

-Powinienem zabić go za to, co Ci zrobił. 

 

-Ja to zrobiła. 

Odsunął się nieznacznie.  

-To ty go przywiązałaś? 

Potaknęła. Khalil ciepło zachichotał. 

-To wiele tłumaczy. 

 

-Co? 

 

-Jego spowiedź. 

 

-Czytałeś jego myśli? 

Próbował  wyglądać  niewinnie  i  setki  lat  praktyki  sprawiały,  że  prawie  mu  się 
udało. 
 

-Nie. 

 

-Ty kłamco. – Zaśmiała się. 

background image

-Nie mógł ogarnąć, jak do tego doszło. Zacząłem podejrzewać, że coś jest 
nie tak z jego ponadprzeciętną inteligencją. 

Pozwoliła  mu  przeprowadzić  się  przez  kilka  trudniejszych  kroków,  a  następnie 
posłała mu szeroki uśmiech.  
 

-Nie chciałam, żeby do tego doszło. 
-Raczej  trudno  przez  przypadek  stworzyć  więź,  jaką  wyczuwam  między 
wami.  Najprawdopodobniej,  żadne  z  was  nie  słuchało  wcześniej  swoich 
uczuć.  

 

-Możliwe.  

 

-Poczułem to, gdy tylko się związaliście. To go wystraszyło. 

 

-Wiem. 

Położył jej głowę na swoim barku. 
 

-Czy myślisz, że Michael zaakceptuje mnie jako część swojego klanu? 

 

-Już to zrobił. Gdyby tak nie było, dalej byśmy tam byli, rozmawiając.  

Odchylił swoją głowę i pocałował ją w czoło.  

-Byłaś  w  mym  życiu  zbyt  długo.  To  wszystko  będzie  trudniejsze,  
niż się spodziewałem.  

Gdy  muzyka  zwalniała,  zniewoliła  Khalila  w  uścisku,  jakim  obdarzali  się,  gdy 
była malutka. Gest ten był na tyle mocny i czuły, że wywołał u niego delikatny 
śmiech. 

-Może powinienem zaproponować wam, byście razem wprowadzili się do 
mojej posiadłości? – spytał. 

Christiana uśmiechnęła się i przechyliła do tyłu.  
 

-Zawsze będziesz mile widziany w naszym domu.  

Blane  stanął  przy  jej  boku,  z  maską  bezpiecznie  umieszczoną  na  twarzy.  
Gdy spojrzała w jego stronę, posłał jej szeroki uśmiech.  
 

-Mogę przeszkodzić? 

Khalil przesunął dłonie wzdłuż jej ramion. Uniósł jej dłoń do swoich ust i złożył 
na nich czuły pocałunek, nim odwrócił się do Blane’a. Był to publiczny gest, dla 
uciechy przyglądającej się gawiedzi, lecz był to również prezent dla niej.  
Bez  jego  błogosławieństwa,  bycie  związanym  z  kimkolwiek,  jej  życie  byłoby 
piekłem. Położył jej dłoń na dłoni Blane’a.  

-Oddaje Ci swoje życie – wyszeptał tak cicho, że tylko oni mogli słyszeć -
Strzeż go starannie.  

Blane pochylił głowę, 

-Będę.  

 

-Więc zobaczymy się niedługo, córko. – uśmiechnął się – i synu.  

background image

Ukłonił im się lekko, odchodząc, gdy muzyka stawała się coraz głośniejsza.  
Blane  leniwo  owinął  dłoń  wokół  jej  talii,  a  drugą  dłonią  ujął  jej.  
Prowadził  ją  poprzez  wolnego,  romantycznego  walca.  Christiana  przyglądała 
mu  się  z  nieśmiałym  uśmiechem.  Czysta  adoracja  promieniująca  od  niego, 
sprawiała,  że  puchło  jej  serce.  Jego  uczucia  łączyły  się  z  jej  i  jeszcze  je 
pomnażały.  To  co  czuła,  było  zdecydowanie  mocniejsze,  niż  mogłaby  sobie 
kiedykolwiek  wymarzyć.  Zamrugała,  orientując  się,  że  przyglądała  mu  się  na 
tyle długo, by melodia dobiegała końca. 
 

-Coś jest nie tak? 

 

-Gapię się na ciebie jak idiotka. 
-Też  nie  mogę się przestać na ciebie  gapić – Blane przysunął się do niej, 
dociskając do siebie ich ciała. – I nie mogę przestać myśleć, o ponownym 
zaciągnięciu cię do naszego pokoju. 

Drżenie przeszło wzdłuż jej kręgosłupa. Była z nim tak samo  mocno związana, 
jak on z nią, lecz w pewnym sensie to wydawało się złe. 
 

-Czy przeszkadza Ci to, że związałam nas w taki sposób? 
-Nie. Myślałem, że tak będzie, ale nie jest. – Przycisnął swój policzek do 
jej  i  wyszeptał  –  To  jest  właśnie  to,  czego  chciałem  przez  cały  ten  czas. 
Po prostu o tym nie wiedziałem.  

Uśmiechnęła się do niego. 
 

-Kocham Cię, Christiano. 

Przekręciła  głowę  i  przywarła  ustami  do  jego.  Ocierali  się  o  siebie  leniwie, 
dopóki  reszta  sali  balowej  nie  znikła.  Była  jedynie  ona  i  Blane,  dźwięk  ich 
ruchów  i  miłość,  która  wypływała  z  niego.  Po  wszystkich  tych  latach,  które 
przeżyła, żaden moment nie był bardziej perfekcyjny niż ten. 
 

* * * * 

 
 

-Blane, wszyscy się patrzą. 

Blane  odsunął  się  na  telepatycznego  kuksańca,  którego  dostał  od  Michaela. 
Boże,  pragnął  jedynie  ją  całować,  ale  musieli  pamiętać  o  jej  reputacji.  
Od  teraz  to  będzie  ich  sprawą  priorytetową.  Była  córką  ich  przywódcy,  bez 
względu  na  wszystko,  więc  pozwolenie  jej  zbłaźnić  się  na  oczach  wszystkich, 
było równoznaczne z robieniem głupka z Khalila. Puściła mu oczko, a uśmiech 
ozdobił jej twarz. 
 

-Co? – zapytał. 

 

-To jest dokładnie to, czego pragnęłam przez cały ten czas.  

background image

 

-Mówiłem Ci, że internetowe randki  nie były dobrą drogą.  

Uśmiechnął się z wyższością. Christiana sapnęła. 
 

-Która godzina? 

Razem  spojrzeli  na  ogromny  zegar,  wiszący  na  północnej  ścianie.  
Było kilka minut po północy. 
 

-Jestem spóźniona. 

 

-I dobrze – powiedział Blane i przytulił ją mocniej. 
-Nie.  Nie  mogę  go  wystawić  po  tym  wszystkim.  Muszę  tam  iść  
i wyjaśnić. Albo co najmniej, ułatwić mu pójście dalej. 

Blane westchnął. Ona naprawdę myślała, że ten kretyn jest tak samo zauroczony 
jak  ona.  Prawdopodobnie  szukał  jedynie  szybkiego  pieprzenia,  lecz  usłyszenie 
czegoś  takiego,  złamałoby  jej  serce.  Więc  jedynie  wzmocnił  swoją  zasadzkę 
stworzoną z jego ramion. Zaczęła się wyrywać. 
 

-Muszę iść. 

 

-Idę z tobą. 

 

-Muszę to zrobić sama.  

Wnętrzności 

mu 

się 

zacisnęły, 

włosy 

stanęły 

dęba. 

Warknął.  

Bycie  opiekuńczym  compagno,  zdawało  się  być  trudniejsze,  niż  się  tego 
spodziewał.  
 

-Nie podoba mi się to. Zdecydowanie idę z tobą. 

 

-Zostań tutaj. Będę z powrotem z kilka minut. To nie zajmie mi długo.  

Delikatnie głaskała jego policzek. 
 

-Nie. 

Jej dłoń opadła do boku.  
 

-Nie proszę. Nie chcę, żebyś szedł.  

Jej piórka zawirowały, gdy odwróciła się i zaczęła przedzierać przez tłum.  
Obraził  się.  Była  jego  partnerką  i  ostatnią  rzeczą,  jaką  powinna  robić  było 
popędzenie  na  spotkanie  z  jakimś  internetowym  dupkiem,  który  z  pewnością 
planował zanurzyć w niej swoje zęby. A w życiu. To wcale, a wcale nie było ok. 
Miał  bardzo,  ale  to  bardzo  złe  przeczucie.  Blane  puścił  się  za  nią,  wychodząc  
z sali balowej. 

-Czekaj  –  głos  Jonasa,  dobiegł  go  z  prawej  strony,  gdy  dotarł  do  drzwi, 
którymi mógł wydostać się na ulicę. 

 

-Muszę lecieć, J. 
 -Idę  z  tobą.  –  Jonas  szybko  do  niego  dołączył.  Blane  patrzył  na  niego 
wystarczająco  długo,  by  widzieć,  jak  tamten  zdejmuje  jego  czerwoną 
maskę, kiedy przemieszczał się w jego stronę. – Kazano mi. 

background image

Blane zaczął łączyć fakty. 

-Dlaczego? 

 

-Khalil mi kazał. 

 

-Ja…- Co? 

Jonas odwrócił się i ruszył w dół chodnika. 

-Nie  stój  tak.  Będziemy  musieli  dostać  się  tam,  nim  dojedzie  jej 
samochód. A to my, idziemy na piechotę. 

 

-Co się do diabła dzieje? 
-Wszystko  co  powiedział  mi  Khalil  to  to,  że  Christiana  ma  spotkać  się  z 
kimś i że ty będziesz potrzebował mojej pomocy. 

 

-Niby od kiedy stał się medium? 

Jonas wybuchnął śmiechem 

-On  jest  bardziej  utalentowany,  niż  my  wszyscy.  Możliwe,  że  nawet 
potrafi latać. 

Wystartował,  rzucając  się  w  cienie  za  budynkiem.  Blane  sapnął  obrażony  
i  ruszył  za  nim.  Jeśli  Khalil  był  medium,  jak  mógł  nie  wiedzieć  o  ich 
przypadkowym związaniu? Nawet jeśli – Co jeśli wiedział?  
Odnalezienie  placu,  na  którym  miała  spotkać  się  z  Vincenzo,  zajęło  im 
dosłownie  kilka  minut.  Blane  zwolnił,  lecz  nie  przestał  iść,  gdy  Jonas  się 
zatrzymał.  Mężczyzna  stał  na  środku  placu,  w  głupkowato  wyglądającym, 
szerokim kapeluszu z  rondem,  i jakżeby  inaczej,  masce a  la „Upiór w operze”. 
Nie  był  jakoś  wyjątkowo  wielki.  W  rzeczywistości,  wyglądał  raczej 
pierdołowato.  Blane  odczuwał  przemożna  potrzebę  wkopania  jego  dupka  w 
ziemię i zakończenia tej sprawy. Zaczął iść w jego stronę. 
Coś szarpnęło z tył jego płaszcza i przyciągnęło go do tyłu.  
 

-Ogarnij się – Jonas prawie syczał. 

 

-Co? 

 

-Warczysz. Spieprzysz to. 

 

-Oh. 

Stanął  blisko  Jonasa,  i  obserwował,  powoli  zatrzymującą  się  limuzynę. 
Christiana wysiadła, nadal mając na twarzy maskę. Może w pewien sposób było 
to  dla  niej  koło  ratunkowe.  Nawet  stąd,  mógł  wyczuć,  jak  bardzo  była 
zdenerwowana. Szła zbyt sztywno, tak jak zwykła to robić, gdy wszyscy na nią 
patrzyli. 
 

 
 

background image

Rozdział 16 
 

Christiana  kroczyła  w  stronę  zamaskowanego  wampira.  Vincenzo  był 

przystojniejszy  niż  sobie  wyobrażała.  Nie  był  tak  wysoki,  ani  tak  umięśniony 
jak Blane, lecz jego mocna szczęka i czysto Włoski rodowód, pobłogosławił mu 
oliwkową  skórą  i  ciemnymi  włosami.  Co  więcej,  w  rzeczywistości,  był  to 
dokładnie ten sam mężczyzna, z którym tańczyła na balu. 

-Dobry wieczór, moja Julio. – Posłał jej subtelny ukłon. 
-Vincenzo, muszę Ci… 

Ruszył  do  niej  tak  szybko,  że  musiała  zrobić  krok  w  tył.  Schwycił  jej  dłoń  
i  uklęknął  tuż  przed  nią.  Klęcząc  na  jednym  kolanie,  złożył  jej  formalny 
pocałunek po wewnętrznej stronie nadgarstka.  
 

-Tak długo czekałem na tę noc. 

 

-Posłuchaj, ja już kogoś… 

Sapnięcie wyrwało się spod szerokiego ronda kapelusza. 
 

-Związałaś się z jakimś innym mężczyzną? 

W sekundzie stanął na nogi, ściskając jej ramiona. 
 

-Coś ty narobiła?  

Warknięcie odbiło się echem w alejce za nią, a ona od razu poznała ten dźwięk. 
Blane gdzieś tam był. Podążał za nią. Powinna była pozwolić mu iść z nią. Ręce 
pchnęły  ją  w  stronę  samochodu,  do  którego  potem  została  bezceremonialnie 
wepchnięta.  
 

-Jedź – powiedział głos. 

 

-Nie! – Wiła się w stronę drugich drzwi – Nie jedź. 

Mocno  chwycił  tył  jej  sukni  i  wciągnął  ją  ponownie  na  siedzenie,  rozrywając 
materiał,  w  miejscu,  gdzie  jej  noga  napierała  na  szew.  Coś  ukłuło  ją  w  szyję. 
Spojrzała w bok i zobaczyła Vincenzo wyciągającego strzykawkę z jej karku.  
 

-Twój compagno nie może już nic zrobić. 

Christiana  przyciągnęła  do  siebie  swoją  dłoń,  by  następnie  zacisnąć  ją  w  pięść  
i przygrzmocić  nią prosto w jego twarz. Wampir zakołysał się  i  upuścił  igłę  na 
podłogę. Próbowała się poruszyć, ale jego dłoń ją powstrzymała.  

Wtem  coś  zaczęło  płonąć  w  jej  żyłach,  pulsując  od  karku.  Substancja 

wypalała sobie drogę w dół jej ramienia, ręki, docierając aż do klatki piersiowej. 
Uderzyła jej do głowy.  

Christiana  krzyknęła  i  złapała  się  za  głowę,  gdy  ból  oślepił  jej  oczy. 

Przytępił jej zmysły i sprawił, że reszta świata ukryła się pod płachtą czerwieni.  
 

background image

* * * * 

 
 

Krzyczała. Tylko to się liczyło. Blane zacisnął dłonie na górnej i bocznej 

części  drzwi  limuzyny  i  wyrywając  je,  czemu  towarzyszył  zgrzyt  metalu. 
Vincenzo  rzucił  się  do  piersi  Blane’a,  rzucając  nim  na  ziemię  z  siłą  pędzącego 
pociągu. Tarzali się po ziemi, uderzając pięściami i zgrzytając zębami. Nie mógł 
go  mocno  utrzymać  w  uścisku.  Jonas  pojawił  się  nad  nimi.  Jego  but  mignął 
Blane’owi milimetry nad twarzą, gdy kopał drugiego wampira w głowę.  
To  wprawdzie  nie  zniszczyło  jego  czaszki,  lecz  sprawiło,  że  przetoczył  się  na 
chodnik. Blane skoczył w górę, szykując się na niego. Zachwiał się w kolanach. 
Ból  uderzył  w jego bok. Spojrzał w dół, dostrzegając długie cięcie  w płaszczu. 
Ten  chujek  go  pociął.  Głęboko.  Wyciągnął  swój  pistolet,  ale  nie  miał  czystego 
strzału.  
 

Jonas walczył z nim, kotłując się na ziemi. Warknięcie wydobyło się z ich 

bójki,  a  Vincenzo  zaczął  przemieniać  się  w  coś  innego.  Jonas  walnął  istotę  
w łeb, gdy jej twarz zaczęła się wydłużać i pokrywać sierścią. 
 

-Och, cholera. 

To był wilkołak.  Ale on  był jednym z – czy  mógł być jednym  i drugim? Jonas 
wyciągnął broń z jego własnej kabury na ramieniu i odchylił się.  
 
Wystrzelił. 
 

Wrzask  Christiany  przeciął  odgłosy  walki,  przyciągając  uwagę  Blane’a  

do  niej. Pobiegł do samochodu.  Zobaczenie jej takiej, było większym szokiem, 
niż  pół  wilkołak.  Jej  palce  były  dłuższe,  zbyt  długie,  by  mogły  być  normalne.  
Jej twarz przyjęła dziwaczny kształt, co było widoczne nawet spod maski.  
 

-Kurwa.  –  wykrzyknął  Jonas,  stojący  obok  niego.  –  Co  do  kurwy  nędzy 

TO jej zrobiło? 
 

-Nie wiem – Blane zaczął pełznąć do limuzyny. 

Jonas schwycił jego ramię. 
 

-Puść mnie. 

 

-Ona może Cię zaatakować.  

Podniósł  strzykawkę,  w  której  perliły  się  czerwone  krople,  przypominające 
krew. Cholera. 
 

-Czy on próbował przemienić ją w to coś, czymkolwiek był? 

 

-Na to wygląda.  

 

-Musimy zabrać ją w jakieś bezpieczne miejsce. 

background image

 

-Dzwonie do Michaela.  

Jonas zniknął gdzieś z tyłu, gdy Blane dalej pełzł do limuzyny.  
 

-Christiano? 

Wydała z siebie hałas, który zadudnił z tyłu jej gardła, hałas, który nie miał nic 
wspólnego z kobiecym głosem. To go jednak nie zniechęciło.  
 

-Wszystko w porządku. To ja. 

Powoli  wyciągnął  dłoń,  by  ją  dotknąć.  Szczęknęła  na  niego  zębami,  
prawie gryząc go, nim zdążył zabrać swoją dłoń.  
 

-Cóż oni uczynili? 
-Na  balu  również  doszło  do  ataku.  Michael  i  inni  spotkają  się  z  nami  
w bezpiecznym domu.  

Jonas 

wskoczył 

do 

limuzyny, 

wywarkując 

namiary 

do 

kierowcy.  

Limuzyna  wystrzeliła,  wbijając  ich  w  tylnie  siedzenie.  Blane  pochylił  się  nad 
nią. 
 

-Christiana? 

Ponownie  na  niego warknęła. Jej ciało podskoczyło  i poruszyło się  tak szybko, 
że  wyglądało  to  tak,  jakby  miała  się  złamać  w  pół.  Jej  skóra  zdawała  się 
falować,  poruszać,  lecz  pozostawała  taka  sama.  Wyglądało  to  jak  zwolniona 
wersja przemiany agentów, gdy mieli przemienić się w futrzaki.  
 

-Cholera. Ona się zmienia.  

Jonas wymierzył w nią broń. 
 

-Ona zabije nas w tym samochodzie, Blane. 

 

-Nie. Przysięgam kurwa na bogów, że Cię nie zabiję 

Blane  przyglądał  mu  się  przez  dłuższy  moment,  który  ciągnął  się  prawie  
w  nieskończoność.  Jonas  mógł  ją  zabić,  a  wtedy  on  zabiłby  jego.  Albo  co 
najmniej, próbowałby go zabić. Jonas cofnął broń i westchnął.  

-Spróbuj  użyć  vincolo.  Jeśli  twój  umysł  jest  wystarczająco  silny,  by 
poruszać  przedmiotami,  możesz  być  w  stanie  użyć  więzi  do  utrzymania 
jej na powierzchni.  

Blane  wziął  głęboki  wdech  i  spróbował  skoncentrować  się  na  części,  która 
sprowadzała  go  do  życia,  dzięki  ich  więzi.  Nawet  jeśli  na  jego  oczach  wiła  się  
i  przemieniała  na  podłodze,  to  w  żaden  sposób  nie  wpływało  na  jego 
uwielbienie, którym ją darzył. Ona była jego miłością. 
Jej drgawki zamieniły się w łkanie. 
 

-Zabieramy  Cię  w  bezpieczne  miejsce.  Czy  on  Ci  to  wstrzyknął?  – 

Zapytał  Jonas.  Klepnęła  się  dwa  razy  po  szyi,  na  której  widoczna  była 
zaschnięta kropla krwi. 

background image

 

-Kurwa – westchnął – To był agent.  

Krzyknęła i zwinęła się w kulkę. The strength of focus had moved off her when 
he thought to speak. Jedynie z całą jego uwagą skupioną na niej, będzie umiała 
się temu postawić.  Leczy czy on  będzie w stanie wytrzymać  tak długo?  Skupił 
się  na  więzi  między  nimi.  Blane  zastygł  nad  nią  tak  blisko,  jak  tylko  zdołał  
i schwycił ją za ręce. Parzyły, ale i tak ich nie puścił.  
 

-Compagna – wyszeptał – Nie pozwól się temu pochłonąć. 

 

-To – boli!  

 

-Oni mogą jej nie wpuścić. Może być zbyt niebezpieczna.  

 

-Nie zostawię jej samej. 
-Wiem.  My  też  nie  zostawimy  Cię  samego  –  Jonas  ciężko  odetchnął  – 
Może Elena będzie umiała pomóc. 

Nie  odpowiedział,  patrzył  na  nią  i  próbował  skoncentrować  się  na  tej  części 
więzi  między  nimi,  która  powstrzymałaby  Christinę  przed  oderwaniem  mu 
ramienia. Jej twarz wróciła do normalnych kształtów, lecz jej dłonie nadal były 
zbyt  długie.  Praktycznie  nie  mógł  zmusić  się,  by  spojrzeć  jak  wyglądała  reszta 
jej  ciała.  Jeśli  była  agentką,  nie  było  nadziei  dla  życia  jakie  sobie  zaplanowali. 
Ale teraz nie umiał o tym myśleć. 
  

* * * * 

 
 

-Wyciągnijcie  ją  z  samochodu  –  warkną  Khalil,  spoglądając  na  dwóch 

wampirów  płci  męskiej,  którzy  wyglądali  na  ochroniarzy  w  służbowym, 
czarnym ubraniu.  
 

-Nie. Nie dotykajcie jej. – powiedział Blane – ja to zrobię.  

Delikatnie  wciągnął  Christianę  w  swoje  ramiona,  jej  skóra  prawie  spalała  jego 
skórę,  gdy  wysuwał  się  ze  środka  limuzyny,  by  stanąć  na  chodniku  przy 
lotniskowym hangarze. 

-Gdzie mam ją zanieść? 

 

-Do  samolotu.  –  Spojrzał  na  Khalila  –  Jeśli  całkowicie  się  przemieni, 

rozerwie go na części. 
 

-Odurzymy ją. Jeśli się przemieni, to już w Ameryce, gdzie będzie  miała 

jakiekolwiek szanse. Jeśli tutaj zostanie, nie będę miał innego wyboru. Te słowa 
były  zwyczajne,  lecz  wiedział,  co  oznaczały.  Jeśli  sprawy  źle  się  potoczą,  nie 
chciał  jej zabijać,  lecz reszta, będzie się tego  domagać.  Khalil dawał jej szansę 
ucieczki. Blane wspiął się po schodkach odrzutowca. Jonas szedł tuż przed nim, 
by otworzyć drzwi.  

background image

 

-Połóż ją w sypialni. Przynajmniej będzie na tyłach samolotu. 

Blane spojrzał na niego gniewnie. 

-Blane, muszę pilnować mojej ukochanej. 

Rozumiał  to,  lecz  niekoniecznie  mu  się  to  podobało.  Przekręcił  się  na  bok  
i  ruszył  przez  drzwi,  gdy  znów  zaczęła  warczeć.  Była  prawie  dziecinna. 
Gdyby mógł cokolwiek zrobić, by to zatrzymać, zrobiłby to.  

-Proszę,  zostawcie  nas  –  powiedział  Khalil  za  jego  plecami.  

Jonas  posłuchał  bez  zbędnego  gadania.  Gdy  tylko  drzwi  się  zamknęły,  Khalil 
pozwolił  by  opadła  maska  jego  opanowania.  Wyglądał  na  ścioranego  

zmęczonego, 

gdy 

usiadł 

po 

przeciwległej 

stronie 

Christiany.  

Jego dłoń wędrowała po jej policzku. 

-Znam ją, odkąd była dzieckiem. 
-Od jak dawna wiedziałeś, że to się wydarzy? 

 Cała jego złość i oskarżenie wypełniły mu głos. Dobrze. Tak właśnie miało być. 
Jeśli Khalil wiedział, co miało się stać, nigdy nie powinien pozwolić jej opuścić 
sali balowej. Oczy Khalila wystrzeliły do niego, lecz po chwili znów skierował 
je na nią. Jęknęła, gdy przemawiał. 
 

-Od dnia w którym wyjechała do Ameryki.  
-Dlaczego do kurwy  nędzy  nie próbowałeś jej powstrzymać? Mogłeś  nas 
chociaż dzisiaj ostrzec. 

Milczał przez długi czas. 

-A  gdybym  to  zrobił,  a  ty  tylko  pogorszyłbyś  sytuacje,  czy  to  by  ci 
odpowiadało? 

Oczywiście, że nie! Blane westchnął.  

-Skoro  jesteś  medium,  dlaczego  nie  używasz  swoich  umiejętności,  by 
zmienić sytuacje jak ta? Mogliśmy uniknąć nawet tych cholernych psów. 
-Próbowałem,  przez  jakiś  czas.  Ale  skutki  moich  ingerencji  zawsze 
kończyły się gorzej, niż to co początkowo widziałem. Mogę jedynie użyć 
informacji, by przygotować się na to, co nadejdzie.  

Uśmiechnął się.  
 

-Ona wie, że tu jesteś. Jesteś tym, co powstrzymuje ją od przemiany.  

Blane zamrugał na nagłą zmianę tematu. 
 

-Co jeśli nie uda mi się uratować jej od przemiany?  
-Stanie  się  jedną  z  nich.  Gdy  będziecie  już  w  domu,  przemieni  się.  
Nie możesz zrobić nic, by temu zapobiec.  

Oczy zaczęły szczypać go od łez. Ból w jego sercu rósł, aż było go zbyt dużo. 
 

-Nie mogę jej zabić. 

background image

-Myślę,  że  jesteś  odrobinę  zbyt  gwałtowny.  Ona  nadal  jest  moim 
dzieckiem. Przede wszystkim. To się nie zmieni.  

 

-Czy chcesz powiedzieć, że zmieni się w hybrydę?  

 

-To możliwe. Zobaczymy co powie compagna Luciano.  

Khalil pochylił się i pocałował ją w policzek. Tak jak mówiła, była między nimi 
więź  ojciec-córka.  Patrząc  na  nich  teraz,  nie  mógł  wyobrazić  sobie  myślenia  
o  nich  w  innej  kategorii  –  jakkolwiek  dziwaczne  było  dla  wampirów  
ich zachowanie. 
 

-Kocham  Cię  –  Khalil  wyszeptał  do  niej,  a  następnie  w  zwolnionym 

tempie usiadł, jak gdyby odsunięcie się od niej było dla niego bardzo trudne.  
Drzwi kliknęły, a głowa Eleny ukazała się w wejściu. Uśmiechnęła się i weszła 
do środka.  

-Przyniosłam  ketamine.  Myślę,  że  to  utrzyma  ją  w  nieświadomości,  aż 
dotrzemy na miejsce.  

Khalil solidnie klepnął Blane’a w ramię.  

-Nie  mogę  iść.  Będzie  zbyt  wiele  pytań,  jeśli  nie  wrócę,  by  oczyścić 
Wenecję  z  agentów.  Biuro  Ludzkiej  Dominacji  grozi,  że  nas  opanuje, 
więc  muszę tu być, by do tego nie dopuścić. Wiem, że zrobisz wszystko, 
by  była  bezpieczna,  Blane.  Kiedy  nadejdzie  czas,  przyjadę  sprawdzić  co  
z nią. 

Blane potaknął. Jasne, że zostawi ich, by odwalili całą brudną robotę. 
 

-Też ją kocham – Khalil również klepną Elenę po ramieniu – Dziękuję Ci. 

Przytaknęła,  i  podeszła  do  boku  Christiany.  Gdy  tylko  Khalil  zamknął  za  sobą 
drzwi, jęki Christiany nasiliły się, jak gdyby czuła, że odszedł. 

-Ogarnijmy  to,  a  później  musimy  porozmawiać  –  powiedziała  Elena, 
zdejmując zabezpieczenie ze strzykawki. 

 

* * * * 

 

Christina  najpierw  usłyszała  głosy.  Zanikały,  jak  gdyby  się  do  nich 

zbliżała,  lub  jak  gdyby  to  one  zbliżały  się  do  niej,  lecz  ona  się  nie  poruszała.  
I  mogła  wyczuć  Blane’a.  Był  tam,  wyciągając  ją  z  głębin  czerwieni,  w  którą 
obiecywał  wepchnąć  ją  wszechobecny  ból.  Jego  chłodne  dłonie  głaskały  jej 
głowę, a głos szeptał do ucha, szeptał, że wszystko będzie dobrze. Jego miłość i 
troska były niczym balsam, który łagodził gorączkę, która mogła ją spalić. I była 
istotą/rzeczą,  która  sprowadziła  ją  do  rzeczywistości.  Gdyby  ich  więź  nie  była 
tak mocna, i gdyby nie nalegał tak bardzo, by pójść za nią… 

background image

Ogień  wciągał  ją  głębiej.  Nie  mogła  myśleć.  Nie  teraz.  Musiała  się  na  nim 
skupić. 

-  Czuję,  że  jesteś  przytomna  –  wyszeptał  Blane  –  Prawie  jesteśmy  
w domu.  

Dom? Jego dom, czy ich nowa posiadłość?  
 

- Ona chce wiedzieć do którego domu.  

Głos Jonasa dobiegł ją z oddali. Blane zaśmiał się.  
 

- Możesz mówić?  

Próbowała, lecz wyszedł jej jedynie jęk. Jej gardło nie działało poprawnie.  

- Musieliśmy cię powalić, ale Elena ma pomysł. Wypróbujemy go, kiedy 
wylądujemy i będziesz bezpieczna – powiedział Blane.  

Próbowała  kiwnąć  głową,  lecz  nawet  jej  głowa  nie  działała  tak,  jak  powinna. 
Czym oni ją naćpali?  
 

- Podają ci ketamine, Christino – odezwał się Jonas. Najwyraźniej musieli 

podawać jej jakiś dziwny mix, który zadziałał na jej organizm.  

- Elena to wymyśliła – znów odpowiedział Jonas  – Blanowi zbyt trudno 

było powstrzymać cię przed przemianą i rozerwaniem na kawałeczki samolotu.  
A  więc  byli  w  samolocie.  Bogom  niech  będą  dzięki,  że  Jonas  potrafi  czytać  
w myślach.  
 

- Dokładnie tak – znów Jonas.  

 

- Nie mogę tak dłużej – powiedział Blane, surowym głosem.  

 

-  Przepraszam  –  powiedziała  Elena,  gdy  znów  poczuła  ostre  szarpnięcie 

bólu w swoim ramieniu. – Musisz spać, aż dotrzemy na miejsce.  
Medykament płonął pod jej skórą, lecz szybko zabrał ją w chłodną ciemność.  
 

* * * * 

 

 

- Pozwól mi zostać w razie gdyby coś poszło nie tak. 

Twarz Eleny była tak ponura, jak czuł się Blane. Nie mógł pozwolić im zostać. 
Gdyby Christina się przemieniła, zabiliby ją, by chronić innych.  
 

- Jest ok. Wolę poradzić sobie z tym sam. 

Jonas wziął jej dłoń. 

–  Dajmy  im  trochę  prywatności.  Blane  nas  zawoła,  jeśli  będzie  nas 
potrzebował.  

Strzelił do Blane’a ostrzegającym spojrzeniem  

– Jeśli nie odezwiesz się do mnie do północy, zjawię się tutaj. I nie będę 

tak miły.  

background image

Blane  westchnął.  Jeśli  sprawy  potoczą  się  źle,  będzie  musiała  szybko  uciekać, 
by nie mogli jej zabić. 
 

- Nie rozumiesz tego? 

 

- Po prostu idź – warknął Blane.  

 Jonas  poprowadził  ją  do  schodów.  Blane  przyglądał  się  gibkiemu  ciału 
Christiny,  odzianemu  jedynie  w  top  i  cienkie  bawełniane  szorty,  które  zabrali  
z  jej  szafy  pokładowej,  i  czekał  aż  ich  kroki  unosiły  się,  aż  w  końcu  opuścili 
dom.  W  ciszy  pokoju  unosił  się  jedynie  jej  oddech  i  dźwięk  jej  nowego 
pompującego  serca.  Dzięki  odosobnieniu  terenu  i  ekstra  dźwiękoszczelnym 
materiałom,  których  Michael  użył  przy  budowie  bezpiecznego  domu,  nikt  nie 
mógłby  usłyszeć  walki,  gdyby  się  przemieniła.  Chociaż  Alleanza  będzie 
uziemiona,  jeśli  sprawy  pójdą  źle.  A  na  to  się  zapowiadało.  Cholerny  Khalil. 
Mógł  mu  chociaż  powiedzieć,  kto  umrze,  lub  jak  do  jasnej  cholery  mógł 
powstrzymać  ją  przed  staniem  się  jednym  z  nich.  Nie  posiadał  umiejętności, 
które  powtrzymałyby  jej  przemianę,  ani  przez  ich  więź,  ani  przez  jego 
zdolności.  Jej  nogi  zaczęły  się  poruszać.  Zaczęła  cicho  powarkiwać.  Z  minuty 
na  minutę,  stawała  się  głośniejsza.  Znajome  ostrzenie  spłynęło  na  niego,  jak 
zawsze  gdy  jeden  z  wilków  pojawił  się  blisko.  Jego  ramiona  stężały,  a  dłonie 
zacisnęły się w pięść, lecz nie był gotowy by z nią walczyć. To było to. Jeśli nie 
sprawi,  że  to  zadziała,  nie  zabije  jej.  Tyle  wiedział  na  pewno.  Jeden  z  ludzi 
mógłby  to  zrobić,  lecz  ona  miała  w  posiadaniu  jego  serce,  więc  on  nie  był  
w  stanie  podnieść  na  nią  ręki.  Nie  bardziej,  niż  gdyby  zostawił  ją  na  rzeź  we 
Włoszech,  którą  zgotowałaby  jej  Rada.  Przeturlała  się  na  bok,  a  ust  otwarły 
szeroko do krzyku. Jej ciało drgało w tył i przód, rezonując nowymi wrzaskami, 
które rozchodziły się po piwnicy.  
 

-  Przepraszam,  -  wyszeptał,  podnosząc  ze  stolika  nóż  prawą  dłonią. 

Christina,  lub  potwór,  który  wyglądał  jak  ona,  dźwignął  się  na  czworaka.  Jej 
oczy, teraz złote niczym u pozostałych agentów, przeszukały pokój i skupiły się 
na  nim.  Jej  nos  drgnął  i  wzięła  głęboki  wdech.  Wygięła  plecy  i  zawyła 
przenikliwie,  aż  poczuł  ciarki  wzdłuż  ramion.  Jej  dłonie  wydłużyły  się.  Kości 
trzasnęły, krzyknęła, gdy jej ciało przemieniało się w wielkiego wilka, okrytego 
waniliowym  futrem.  Wszystko  stało  się  szybciej,  niż  wyobrażał  sobie  proces 
przemiany,  prawie  natychmiast.  Warknęła.  Jej  oczy  otwarły  się  nagle,  świecąc 
ciemnym  szkarłatem.  Krzyknęła  jeszcze  raz  i  upadła  niczym  sterta  trzęsących 
się  mięśni.  Jej  ciało  wróciło  do  formy  humanoidalnej,  a  oczy  które  patrzyły  na 
niego znów były złote.  
 

- B – Blane. Ja ni- nie mogę tego zatrzymać. 

background image

Może Elena miała racje. Nie wyglądała jak żaden z agentów, których do tej pory 
widział.  Może  jej  wampiryczny  system  walczył  z  przemianą.  Jej  ciało  znów 
eksplodowało do formy wilka. Szkarłatne oczyska spojrzały na niego. Ponowne 
warknięcie i była na nogach, skradając się do niego z morderczym uśmieszkiem 
na twarzy.  
 

- Stop!  

Wyciągnął  dłoń,  przesyłając  swoje  moce  w  jej  stronę.  Christina  zatrzymała  
się  w  pół  kroku.  Był  wilkiem  –  agentem  –  i  nie  dało  się  temu  zaprzeczyć.  
Bez  czegoś,  co  poprawiłoby  jej  system  odpornościowy,  nie  było  dla  niej 
ratunku. Dokładnie tak powiedziała Elena.  
Ona  nie  miała…  To  było  to.  Akcja  była  ryzykowna,  ale  jeśli  nie  zadziała,  
to oboje będą i tak martwi. On nie mógł jej zabić, a tamci nie będą zwlekać.  

-Mamy  tylko  jedną  szansę,  Księżniczko.  Jeśli  nie  weźmiesz  się  w  garść, 
oboje zginiemy. 

Jej  głowa  poruszyła  się  ociupinkę.  Wysunął  rękę,  by  trzymać  ją  od  siebie  
na  odległość,  obudził  więź,  która  ich  łączyła.  To  ciepłe,  niebiańskie  uczucie 
wypełniło jego ciało – przebłyski ich wspólnej nocy pojawiło się w jego głowie. 
Starał  się  spotęgować  to  uczucie,  przypomnieć  sobie  sposób  w  jaki  pachniała, 
dotyk  jej  skóry  pod  jego  dłońmi.  Wtem,  pchnął  z  całej  siły  te  emocje  ku  ich 
więzi. 

Christiana  zaskomlała  i  zaczęła  opierać  się  telekinetycznej  mocy,  

która  promieniowała  z  jego  palców,  by  utrzymać  ją  w  miejscu.  Kocham  Cię
pomyślał. Spojrzała na niego wilkiem i broniła się mocniej. To było zbyt wiele, 
żeby  ją  powstrzymać.  Jej  siła  była  większa,  niż  wcześniej  –  ponad  jego 
możliwości.  Ze  wszystkich  cholernych  chwil,  kiedy  potrzebował  być  silny,  ten 
raz  był  najważniejszy,  a  on  nie  dawał  rady.  Pchnęła  jeszcze  raz  i  usłyszał  jak 
robi krok do przodu. Kurwa. Nie uda mu się. Plan się nie powiedzie. Nawet nie 
brał  takiej  opcji  pod  uwagę.  Jeśli  nie  sprawi,  że  ona  rozpozna  siebie,  to  nigdy 
nie będzie w stanie pożywić się od niego, by zwiększyć swoją odporność.  
Ale… 
 

-Kocham Cię, Księżniczko.  

 

 
 

 
 
 

background image

Rozdział 17 
 
 

Christiana  walczyła  z  gorącokrwistą  siłą,  która  się  przez  nią  przetaczała. 

Blane  stał  naprzeciwko  niej,  ale  to  nie  jego  miłości,  ani  ciała  teraz  pragnęła. 
Pragnęła rozerwać go na pół, kończyna po kończynie, ucztując na jego kościach. 
Potrząsnęła  głową  i jęknęła, a potem zrobiła kolejny krok do przodu. Bogowie, 
dopomóżcie jej, bo przegrywała tę walkę. Ona tylko chciała się do niego dostać. 
Gdyby tylko mogła… 

Blane przesunął nożem wzdłuż gardła. Szkarłat ozdobił jego szyję i klatkę 

piersiową,  wypełniając  pokój  metalicznie  słodkim  zapachem.  Siła,  która 
trzymała ją na dystans wyparowała, gdy opadł na kolana. Sapnęła i skoczyła ku 
niemu.  Jej  ciało  było  równie  szybkie  i  silne,  lecz  teraz  nie  było  w  nim  walki  
z instynktem. Jej głowa pomknęła do jego karku chłeptając krew, lecz jej umysł 
był  przy  nim.  Dlaczego  zrobił  tak  głupią  rzecz?  Czyżby  sądził,  że  razem  nie 
przetrwają?  Tak  bardzo  próbowała  to  kontrolować.  Gdyby  tylko  miała  kilka 
dodatkowych dni.  

Blane  nie  walczył.  Zamiast  tego,  jego  ramiona  objęły  ją  i  przyciągnęły  

do  siebie.  Wziął  ją  w  objęcia,  pozwalając  czerpać  ile  tylko  potrzebowała. 
Zapach  krwi  palił  ją  w  nos,  kusząc  ją.  Zęby  płonęły.  Piła  więcej  i  więcej,  lecz 
nie  mogła  robić  tego  dość  szybko  z  tym  głupim,  psowatym  językiem.  Tak 
szybko  jak  tylko  przemieniła  się  w  wilka,  tak  szybko  znów  była  w  swoim 
starym  ciele.  Owinęła  ramiona  wokół  Blane’a  i  wbiła  w  niego  kły,  spijając  go  
w kilku długich pociągnięciach. Jej nagie ciało docisnęło się do jego, całkowicie 
ubranego,  ciała.  Jego  palce  wpiły  się  w  jej  talię.  To  nie  było  tak  cudowne  
jak  wiązanie,  lecz  była  w  tym  pewna  intymność.  Blane  lekko  drżał.  Cholera. 
Wysuszała  go.  Udało  jej  się  zamknąć  ranę,  a  potem  odchyliła  się  by  na  niego 
spojrzeć.  
 

-Blane?  

Uśmiechnął się do niej nieprzytomnym uśmiechem. 
 

-Uhuuum? 

 

-Dlaczego się uśmiechasz? 

 

-Udało Ci się. Nie przemieniłaś się. 

Racja, nie przemieniła się! Cóż, co  najmniej nie  na stałe. Tak szybko jak tylko  
o  tym  pomyślała,  poczuła  palenie  rozchodzące  się  wzdłuż  jej  ciała.  
Wzięła uspokajający oddech.  
 

-Myślę, że nadal mogłabym to zrobić.  

 

-Ale czy możesz to teraz kontrolować? 

background image

Zamknęła  oczy.  Ogień  wewnątrz  niej  zapłonął,  tak  samo  jak  wcześniej. 

Napierał  na  jej  ręce  i  stopy.  Kości  bolały.  Nagle  usta  Blane’a  były  na  niej,  
jego wargi ślizgały się po jej wargach. Jej war zmniejszał się, zastąpiony przez 
innego  rodzaju  gorączkę,  która  nie  miała  nic  wspólnego  z  byciem  futrzakiem,  
a  zdecydowanie  wszystko  z  rozebraniem  go  do  naga,  tak  szybko  jak  to  tylko 
możliwe.  Odsunął  się,  odsuwając  ją  od  siebie,  jak  gdyby  spodziewał  się,  
że zaatakuje go w każdym momencie. 
 

-Czy to pomaga? 

Mrugnęła na niego. Ogień, który nadszedł z przemianą – zniknął. 
 

-Tak. – Przełknęła i wzięła kolejny oddech. -Tak, pomaga.  

Blane chwycił jej twarz w swoje dłonie, a szeroki uśmiech rozświetlił mu twarz.  
 

-Jak się czujesz? 

 

-Wspaniale. Obolała, ale wspaniale. 

 

-Słyszę twoje serce. 

 

-Wiem. 

Cmoknął ją w usta. Jego ciemne włosy wpadły mu w oczy, gdy pochylał się by 
skraść jej drugi pocałunek. Christiana odsunęła się. 
 

-Poczekaj. 

 

-Co? 

 

-Co jeśli nie mogę kontrolować tego bez ciebie? 

 

-Wtedy zostaniemy razem. 

 

-Nie  możemy  tego  zrobić.  Masz  rzeczy,  którymi  musisz  się  zająć. 

Zwłaszcza teraz, kiedy masz nowe teren w Ravennie.  
 

-Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli tam zostać.  

 

-Dlaczego? 
-To  oczywiste,  że  nie  jesteś  jedną  z  nich.  Cóż,…  nie  całkiem  taka  jak 
tamci,  ale  nie  do  końca  jedna  z  nas.  –  Potrząsnął  głową,  jak  gdyby 
oczyszczał  myśli.  –  Nie  wydaje  mi  się,  żeby  Khalil  planował,  żebyśmy 
mieli tam wrócić.  

Niewielka  dziura  pojawiła  się  w  jej  sercu.  Jej  ojciec  nie  zamierzał  powitać  
ich  na  nowej  pozycji,  ponieważ  to  przyciągnęłoby  zbyt  wiele  uwagi.  
A  uwaga,  to  była  ostatnia  rzecz  jakiej  teraz  potrzebowała.  Każdy  jeden  
z  członków  Rady  rywalizował  o  jego  pozycje,  a  ona  byłaby  idealną  słabością. 
Christiana westchnęła i spuściła wzrok.  
 

-Będę musiała udawać.  

 

-Nie. 

Uniósł jej głowę i spojrzał w oczy.  

background image

-Jeśli  możesz to kontrolować,  możesz również kontrolować twój wygląd. 
Nawet  bez  przemiany,  twoje  oczy  są  inne.  Twoje  moce  są  inne.  
Ty  czujesz  się  inaczej.  Wystarczy  tylko  kilka  zmian  zewnętrznych  
i nikt cię nie rozpozna. 

Mrugnęła. 
 

-Moje oczy są inne? 

 

-Są złote, jak u agentów. 

 

-I już dłużej nie będę musiała być księżniczką.  

Uśmiechnął się. 
 

-Zawsze będziesz dla mnie Księżniczką, ale tak. 

Było  mnóstwo  rzeczy,  których  zawsze  chciała  spróbować,  lecz  będąc  w  jej 
pozycji,  to  nie  miało  racji  bytu.  Teraz,  jeśli  nie  była  już  prawdziwą  córką 
Khalila, mogła robić cokolwiek tylko chciała.  
 

-Mogłabym pofarbować włosy. 

Wyglądał na odrobinę zdezorientowanego.  
 

-Uhum, tak. 

 

-I kupić sportowy samochód.  

Blane uśmiechnął się pod nosem.  
 

-Tia. 

 

-Och, I mogłabym zrobić sobie kolczyk w nosie.  

Zaśmiał się.  
 

-Nie  idźmy  za  daleko.  Najpierw  musimy  sprawdzić,  czy  nie  będziesz 

pokrywać się co rusz futerkiem. 
 

-Racja.  –  Christiana  dała  mu  długi  pocałunek.  Kiedy  się  odsunęła, 

warknął. Uśmiechnęła się. – Chodź, sprawdźmy czy umiem zrobić to bez ciebie.  
 

-Och, co chcesz zrobić najpierw? 

 

-Muszę się napić. 

 

-Tutaj. – Wysunęła ku niemu dłoń. 

Oczy Blane’a przesunęły się od dłoni jej twarzy. 
 

-Co? 

 

-Nie mogę już od ciebie pić.  

Och  nie.  Czuła  się,  jakby  ktoś  rozerwał  jej  serce  na  dwie  części.  
Nie  będzie  już  nocy  pełnych  wspólnego  karmienia.  Od  teraz  była  dla  niego 
trucizną. Będzie karmił się od innych ludzi, tak jak wcześniej. Od innych kobiet.  
 

-Przepraszam – wyszeptał Blane – Nie chcę, żeby to tak wyglądało.  

Potaknęła i spuściła wzrok.  

background image

-To  nie  musi  być  smutne  –  wciągnął  ją  w  swoje  ramiona  –  Mogę  pić  
z torebek.  
-Nie  –  Christiana  starała  się  mówić  pewnie  –  To  smakuje  paskudnie. 
Musisz robić to, co robiłeś przede mną.  

Blane pocałował ją w policzek.  

-Nie chciałbym, żebyś piła od innego mężczyzn, więc ja również nie będę. 
Będziemy sobie radzić z tym najlepiej jak potrafimy. Będę o tym  myślał, 
jak o specjalnej diecie.  

Zaśmiała się.  
 

-Dieta odchudzająca dla wampirów. 

 

-Chyba tak. 

 

-Po prostu nie wiem jak to miałoby funkcjonować.  
-Nie martw się tym teraz. – Wyciągnął telefon z kieszeni – Zadzwonię do 
J., żeby przywiózł trochę krwi, i popracujemy nad twoją samokontrolą.  

 

* * * * 

 

 

Próbowali  dystansować  i  ignorować  ich  więź,  a  ona  i  tak  potrafiła 

kontrolować  zmianę.  Poprzez  poświęcenie  Blane’a  i  jej  linię  krwi  z  wyższej 
półki, wydawało się, że jej system immunologiczny pokonał najsilniejszą część 
tego,  co  powodowało  u  agentów  zmianę  w  wilka.  Udało  jej  się  zapanować  
nad  tą  małą  częścią,  która  oddziaływała  na  wilka,  tak,  żeby  ta  nie  mogła  
jej    kontrolować.  Elena  wierzyła,  że  Vincenzo  czy  ktokolwiek,  kto  zmieniał  
się w hybrydę, musiał chcieć przemiany – to właśnie dlatego byli tak całkowicie 
na  tym  zafiksowani.  Ostatni  test  był  wymogiem  postawionym  przez  Michaela. 
Nim  pozwolono  jej  wejść  do  domu,  musieli  wiedzieć  czy  nawet  pod 
najsilniejszym przymusem, była w stanie powstrzymać przemianę.  
 

-Gotowa? 

Jonas  stał  na  wprost  niej,  pomiędzy  wysokimi  sosnami  w  niewielkim  lasku, 
który  to  klan  przysposobił  sobie  do  własnych  potrzeb.  Miał  na  sobie  jedynie 
parę  jeansów  i  czarną  koszulę,  lecz  nie  wydawał  się  zmartwiony.  Po  tym  co 
słyszała  o  umiejętnościach  bojowych  Luciano,  mogła  zrozumieć  dlaczego  tak 
było.  
 

-Tak sądzę.- Westchnęła.  

Jeśli  zawiedzie,  nie  będzież  dla  niej  ciepłego  powitania  w  domu  Michaela. 
Blane  musiałby  wybierać  pomiędzy  życiem  z  nią,  a  jego  rodziną.  
To nie było sprawiedliwe.  

background image

 

-Nie skrzywdź jej, J. Mówię serio.  

Blane  stał  oddalony  od  nich  z  Gregorym,  Arracado,  oraz  Michaelem  
u jego boku. Jeśli Jonas naprawdę ją skrzywdzi, mogła się założyć, że nie będzie 
im  łatwo  go  powstrzymać  –  nawet  jeśli  będą  działać  razem.  Jonas  pojawił  
się  przed  nią  tak  szybko,  że  jej  serce  zaczęło  mocniej  obijać  
się w piersi. Cisnął nią o drzewo, aż jej plecy zazgrzytały o korę.  
 

-Walcz ze mną – powiedział. 

Odepchnęła się i zdołała kopnąć go lekko. Zaśmiał się.  
 

-Silniejsza niż się spodziewałem.  

Z warknięciem, przycisnął ją znów plecami do drzewa i skierował się ku gardłu. 
Christiana  pchnęła,  lecz  nie  mogła  go  przesunąć.  Nowe  instynkty  wystrzeliły 
natychmiast.  Jej  skóra  zapłonęła,  a  gorąco  płynęło  przez  ciało.  Ktoś  sapnął. 
Zabrzmiało jak Elena. Szczyty zębów naciskały na jej bark. Christiana zamknęła 
oczy i pozwoliła by miłość, którą czuła, ogarnęła ją. Wraz z nią nadszedł spokój, 
białe opanowanie, które uciszyło warczenie, unoszące się z jej własnych ust.  
 

-Właśnie tak – powiedział Blane.  

Jonas  nacisnął  mocniej.  Jej  skóra  zaczynała  się  poddawać  pod  naciskiem. 
Instynkt  wrócił  do  życia.  Tym  razem,  pozwoliła  by  war  płynął  kanałem,  który 
posyłała  wzdłuż  swego  ramienia.  Cała  ta  moc  uderzyła  wzdłuż  jej  ramion  
w jednej chwili.  Skóra płonęła  i  mrowiła.  Gdyby tak  mogła  użyć tej  energii by 
go odepchnąć… 
 

-Oww! – Jonas odskoczył do tyłu – Och! Kurwa!  

Otworzyła  oczy  i  skupiła  się  na  białowłosym  wampirze,  tuż  przed  nią,  który 
ściągał z siebie koszulę. Elena pomknęła ku niemu.  
 

-Co się stało? 

Skinął  ku  czerwonemu,  pokrytemu  oparzeniami,  odciskowi  dłoni,  który 
znajdował się na jego boku.  
 

-Kurwa, poparzyła mnie. 

 

-Pozwól mi spojrzeć.  

Blane  od  razu  pojawił  się  przy  jej  boku,  z  szerokim  uśmiechem  przecinającym 
jego twarz.  
 

-Jak to zrobiłaś? 

 

-Nie wiem. Tak jakby pomyślałam, gdzie przesuwało się ciepło. 

Jonas się zaśmiał. 
 

-Miałem  wrażenie,  jakbyś  gotowała  moją  krew.  Myślisz,  że  mogłabyś 

zrobić  tak  jeszcze  raz?  –  Jego  głos  był  wysoki,  prawie  maniakalny,  jak  

background image

u  dziecka,  które  dostało  nową  zabawkę.  Wyswobodził  koszulę  z  ręki  i  zaczął 
robić krok ku niej.  

-Nie!  –  Elena  uniosła  koszulę,  by  zbadać  jego  rany.  –  Te  oparzenia  są 
głębokie.  

Michael  podszedł  bliżej,  by  spojrzeć  na  Jonasa.  Pochylił  się  na  chwilę  obok 
Eleny, a potem odwrócił głowę w stronę Christiany.  
 

-Możesz być bardziej niebezpieczna, niż my wszyscy.  

Blane przyciągnął ją do siebie i pocałował w policzek.  
 

-Ale umie to kontrolować.  
-Najwyraźniej.  –  Michael  założył  ręce  na  piersi.  –  Przedyskutujemy  to 
bardziej,  gdy  przybędzie  Khalil.  Musi  się  o  tym  dowiedzieć.  –  Blane 
potaknął. – Do tego czasu, zostań tam  gdzie  masz ochotę. W posiadłości 
jest mnóstwo miejsca, a jesteś tam mile widziana, Christiano.  

 

-Myślę, że wolimy zostać w kryjówce. 

Michael  przytaknął,  a  potem  odwrócił  się  i  udał  w  stronę  ciemności,  gdzie 
zostawili samochody.  
 

-My  też  musimy  iść.  Mamy  spotkanie.  –  Powiedziała  Elena  

z uśmieszkiem i mrugnęła do Jonasa. 
 

-Dzięki, J. – Blane pociągnął Christianę w stronę ciemności.  

Jonas skinął i opuścił koszulę po raz ostatni.  
 

-Do usług. Wiszę Chris przysługę za jej pomoc.  

 

-Chris?  - Hmmm. – Chyba mi się to podoba.  

Krótsza  wersja  jej  imienia.  Może  tej  wersji  będzie  używać  w  swoim  nowym 
życiu. Jonas uśmiechnął się i wziął Elenę za rękę, która powiedziała:  

- Witaj w rodzinie, Chris.  

 

-Dziękuję.  

Para oddaliła się. Z jakiegoś powodu, nawet z nowymi umiejętnościami, widok 
znikającej w ciemnościach dwójki wywoływał przerażenie. Ze świadomością, że 
ich  dwójka,  gdzieś  tam  była,  świat  wydawał  się  odrobinę  straszniejszym 
miejscem do życia.  
 

-Chodźmy do domu. – Powiedział Blane, pociągając ją głębiej w las.  

 

 

* * * * 

 
 

-Słońce  wschodzi.  –  powiedział  Blane,  popychając  drzwi  małego, 

ceglanego domku w stylu ranczerskim, który znajdował się pośrodku niczego.  
 

-Wystarczy nam czasu. 

background image

Christiana  przesunęła  dłonią  po  jego  piersi  i  stanęła  na  palcach  by  go 
pocałować. Nadal  nie  mogła uwierzyć, że po tych wszystkich kłopotach, ciągle 
miała  ochotę  na  seks.  I  nie  było  to  drobne  pragnienie,  to  była  potrzeba  
by  go  mieć,  niczym  potrzeba,  która  przychodziła  wraz  z  falą  gorąca,  by  się 
przemienić, i niczym pragnienie krwi, gdy nadchodził głód.  

Warknął i zawinął wokół niej jedno ramię. Drugą dłonią zatrzasnął drzwi. 

Z  pewnością  mieli  wystarczająco  dużo  czasu.  Jednym  ruchem  wziął  ją  
w  ramiona  i  zaniósł  do  piwnicy.  Rzucił  ją  na  proste  łóżko,  które  tam  stało  
i  skopał  swoje  buty.  Christiana  była  naga,  nim  on  zdążył  się  rozebrać.  
Leżąc  tam,  przyglądając  mu  się  w  bladym  świetle,  które  przedzierało  się  do 
pokoju z otwartego wejścia, wyglądała jak bogini. Jej blond włosy zbladły, lecz 
oczy  błyszczały.  Niezachwiane  uwielbienie  ponownie  spłynęło  po  nim,  gdy 
wspiął się na łóżko i górował nad nią.  
 

-Kocham  cię,  Blane.  –  wyszeptała  i  uniosła  głowę  by  spotkać  się  z  nim  

w  pół  drogi.  Ich  usta  zetknęły  się,  gdy  pochylił  się  nad  jej  miękkim,  gorącym 
ciałem.  Z  westchnięciem,  otworzyła  dla  niego  wargi.  Ich  języki  bawiły  się 
leniwie,  gdy  jego  ręka  pieściła  jej  bok.  Skóra  Christiany  była  gorąca  i  z  każdą 
sekundą rozgrzewała się jeszcze bardziej, aż Christiana odepchnęła go od siebie.  
 

-Co? 

 

-Muszę być na górze. Nie mogę się kontrolować w tej pozycji.  

Blane  potaknął  i  przeturlał  ich.  Blond  włosy  Christiany  kaskadą  otulały  jej 
twarz, gdy pochylała się nad  nim. Uniósł  dłoń  i założył je za jej ucho, a potem 
przyciągnął  jej twarz do siebie, scalając  ich  usta ze sobą. Powolnie  i dogłębnie 
badał  jej  wargi.  Jej  dłoń  schwyciła  jego  penisa  i  umieściła  czubek  przy  jej 
wejściu. Boże, była taka gorąca. I wilgotna. Pchnął biodra w górę, penetrując ją. 
Oderwała usta i sapnęła.  
 

-Przez ciebie spłonę.  

Już i tak czuła się jak rozgrzany  miód, owinięty wokół jego kutasa. Taka wizja 
nie  wydawała  jej  się  zła.  Z  jedną  dłonią  na  jego  piersi,  wzięła  głęboki  oddech  
i  opuściła  się  na  niego.  Jeden  powolny  centymetr  po  centymetrze,  pracowała 
przy  jego  biodrach,  poruszając  się  w  górę  i  w  dół  –  ostrożnie,  by  nie  stracić 
kontroli.  Jej  ciało  zaciskało  się  wokół  niego,  uda  napinały  się  przy  jego 
biodrach.  

Pragnął  chwycić  jej  biodra,  przycisnąć  je  do  siebie  i  pieprzyć  ją,  lecz 

poprzestał  na  zaciśnięciu  pięści  na  prześcieradle.  Christiana  czuła  gorąco 
budujące  się  w  jej  rdzeniu.  Była  gotowa  by  dojść  i  nie  było  mowy,  

background image

by powstrzymała przemianę, która nadejdzie równocześnie. Jej dłonie zacisnęły 
się na łóżku po obu stronach Blane’a. Gdyby tylko mogła…  

Jego  ciało  kołysało  się  pod  nią,  orgazm  rósł,  aż  wybuchł  wewnątrz  niej. 

Krzyknęła  i  starała  się  utrzymać  gorąco  jedynie  na  swoich  dłoniach.  
Napływało  długimi  falami,  które  pasowały  do  tych,  które  czuła  w  swoim 
brzuchu. 

Jej 

nogi 

napięły 

się, 

aż 

całkowicie 

go 

unieruchomiły.  

Wtem jej kręgosłup ugiął się i ostatni, przeciągły krzyk zabrzmiał w pokoju.  

Gdy świat wrócił na swoje miejsce, leżała na jego piersi. I coś śmierdziało 

– sapnęła i podniosła się, przyglądając się Blane’owi.  
To  nie  on  płonął.  Łóżko,  jednakże,  to  już  inna  bajka.  Przypalony  materiał  
i malutkie węgielki tliły się w miejscach, gdzie trzymała dłonie.  

-Uch. – Spojrzał w miejsce, gdzie wcześniej były jej ręce, potem na nią. – 
Upewnij się, że będziesz trzymała je z daleka ode mnie. 

Zaśmiała się.  
 

-Dlaczego  mam  wrażenie,  że  to  będzie  jeden  z  wielu  przykładów  na 

zachodzące postępy? 

-Cóż,  pozostawimy  ten  mały  incydent  dla  nas.  Reszta  może  ześwirować 
jeśli się dowiedzą, że potrafisz zrobić coś takiego.  

 

-Dobry pomysł.  
 

-Chcesz  spać  na  górze?  Nie  jest  zabezpieczona,  ale  nie  będziemy 

musieli się martwić, że łóżko się zapali.  

 

-Tiaa.  

 

-Idź do góry. Wyrzucę materac na zewnątrz i zaraz do ciebie wrócę.  

 

 
 
 
 
 
 
 

 
 
 
 
 
 

background image

Rozdział 18 
 
 

-To jak, jesteś gotowa na rundę trzecią? 

 

-Jesteś  niemożliwy  –  Christiana  rzuciła  w  niego  poduszką,  ale  Blane 

złapał ją w powietrzu.  
 

-Mamy spotkać się z nimi za dwadzieścia minut. 

Obraził  się  i  ześlizgnął  z  łóżka.  Dlaczego  nie  mogli  zostać  w  łóżku  przez  całą 
noc?  Jak  na  dwóch  gości,  którzy  mają  nowe  partnerki,  ta  dwójka  zdaje  się 
skupiać na rujnowaniu czegoś, co powinno być dla nich miesiącem miodowym. 
Nawet jeśli to  miesiąc  miodowy z kategorii,  gdzie panna  młoda obrasta  futrem  
i podpala łóżka.  
 

-Myślę, że powinniśmy ich olać.  

Spojrzała znad walizki, którą przetrzepywała, a jej brwi pofrunęły w górę.  
 

-Urządzają dla mnie imprezę. 

Warknął i wciągnął na siebie bokserki i jeansy. Lepiej, żeby ta impreza okazała 
się zajebista.  

-Nie  wkurzaj  się  tak  na  nich.  Witają  mnie  w  twojej  rodzinie.  
Wolałbyś, żeby mnie nienawidzili?  

Uśmiechnął się pod nosem i założył zieloną koszulkę.  
 

-Miałbym cię chociaż dla siebie.  

Dłonie  Christiany  ślizgały  się  w  górę  jego  klatki  piersiowej,  a  jej  ciało 
przycisnęło się do jego pleców.  
 

-Masz mnie dla siebie.  

Blane złapał jej rękę i ucałował kłykcie. Jej skóra była tak delikatna i nadal taka 
ciepła. Uśmiechnął się.    

-Dlaczego ja? 

Pocałowała go w łopatkę. 

-Jesteś wystarczająco mądry, żeby widzieć przez moje gówno. – Znów go 
pocałowała  –  Nie  kupiłeś  powłoki  zimnej  suki,  której  używałam,  żeby 
trzymać  wszystkich  na  dystans.  Widziałeś  mnie.  –  Zaśmiała  się  –  Twoja 
inteligencja znów zadziałała.  

Potaknął.  Miała  rację.  Wszystko  co  najlepsze  w  jego  życiu  zawdzięczał  swojej 
inteligencji, nie sile fizycznej.  
 

-Rozumiem dlaczego Khalil cię lubi. – dodała.  

 

-Dlaczego? 
-Wielu innych wplątało się w pułapki naszego trybu życia. – przytuliła go 
mocno. – Widzisz ludzi takimi jakimi są naprawdę. Potwory i bogowie.  

background image

Próbował,  na  tyle  ile  zdołał.  A  fakt,  że  zauważyli,  już  coś  znaczył.  Nagły 
wybuch śmiechu przypłynął zza niego.  
 

-Co? – zapytał? 

 

-Jestem agentką.  

Przekręcił się w jej objęciu, i objął.  
 

-Nie za późno sobie to uświadomiłaś? 

 

-Dopiero teraz mnie to uderzyło.  

Dużo było do przyswojenia. Tyle się wydarzyło w tak krótkim czasie. Tak wiele 
do  przetrawienie.  A  król  ich  wszystkich,  był  teraz  dla  jego,  co  tu  dużo  mówić, 
teściem. Jego świat, choć już dziwny, z czasem stawał się jeszcze dziwniejszy. 
 

-Co? – tym razem to ona zapytała. 

Blane się zaśmiał  

-Naprawdę nie mogłoby być dziwniej lub bardziej doskonale. 

 

-Wiem. 

 

-Khalil dobrze zrobił. 

 

-Jak to? 
-Dobrze  zrobił  nie  ostrzegając  mnie  wcześniej.  Naprawdę  nie 
zakończyłbym tego lepiej. 

 

-Huh? – zmrużyła oczy – Ostrzegając cię? 

Czy  ona  naprawdę  nie  rozumiała?  On  był  jej  stworzycielem.  Ale  był  też  ich 
przywódcą,  co  łączyło  się  z  dużą  ilością  sekretów.  Czyżby  ujawnił  ten  sekret 
tylko jemu? Jeśli tak, nie zamierzał być tym, który go wypaple. Blane pocałował 
ją w czoło. 
 

-Nic takiego. Gadam głupoty. 

 

-Co miałeś na myśli? 

-Tylko  tyle,  że  gdyby  ktokolwiek  powiedział  mi,  co  ci  się  przydarzy, 
powstrzymałbym to. A nie sądzę, że to byłaby właściwa decyzja.  
Potrząsnęła  głową.  Wiedział,  że  dla  niej  nie  miało  to  sensu,  ale  tak  już  miało 
zostać. Całując go jeszcze raz, odsunęła się.  
 

-Będziemy spóźnieni.  

 

* * * * 

 
Christiana  ścisnęła  dłoń  Blane’a,  gdy  szli  w  stronę  sekcji  dla  vipów  w  klubie 
Jonasa. Uśmiechnął się do niej i poklepał ich dłonie swoją wolną ręką. Czy było 
się czym denerwować? Wszyscy ją znali. I to nie do końca był pierwszy raz, gdy 
była w klubie. A mimo to, jej żołądek zacisnął się na myśl o tym. Może to była 

background image

ona… Coś ją przyciągało, niczym dłoń zaciśnięta na jej głowie, zmuszała ją do 
spojrzenia w stronę baru. Sapnęła. Vincenzo uśmiechnął się do niej.  

-O co chodzi? - Zapytał Blane. Pociągnęła go za rękę.  
-To Vincenzo. 

Próbowała  spojrzeć  na  Blane'a,  ale  nie  mogła.  Coś  przyciągało  jej  uwagę, 
zmuszając ją do  gapienia się  na  wampira-agenta.  To było bardzo złe.  Tylko jej 
twórca  i  siła  w  ich  związku,  aby  tak  zwrócić  uwagę  na  niego.  Vincenzo 
uśmiechnął się w kierunku Blane'a. W odpowiedzi skrzywił się.  

-Czas skończyć to. Idź do tyłu. Nie podążaj za nami. 
- Nie. - Trzymała go za ramię, gdy Vincenzo zsunął się ze stołka i ruszył 
w stronę bocznego wyjścia. 
-  On  cię  prowokuje.  -  Blane  oderwała  jej  palce  od  swojego  ramienia.  - 
Pospiesz  się,  do  cholery.  Idź  powiedz  Jonasowi,  co  się  dzieje.  On  mnie 
nie słucha i nie mogę pozwolić, żeby ten skurwiel uciekł. Jest na naszym 
terytorium, więc możemy to teraz zakończyć raz na zawsze. 

Alarm  zabrzmiał,  gdy  Vincenzo  uderzył  w  drzwi  wyjścia  awaryjnego. 
Blane  ruszył  za  nim,  znikając  w  tłumie.  Christiana  poczuła,  gdy  obaj  odeszli, 
zabierając  za  sobą  jej  serce  i  umysł.  Nieruchomo  wzięła  głęboki  oddech  
i pobiegła do sekcji vipów, tym powolnie ludzkim tempem. 
 

* * * * 

 
Gdy  dotarł  do  alejki  za  barem,  Blane  był  w  pełnym  biegu.  Ale  skurwiel  był 
szybki. Udało  mu się jedynie  usłyszeć kroki zmierzające w dół chodnika, które 
skręcił na końcu budynku najdalej od głównej drogi. Podążył za nim, uważając, 
aby  nie  dać  się  zaskoczyć  za  rogiem.  Ale  nie  było  tam  żadnej  zasadzki,  tylko 
Vincenzo stojący tam z głupim uśmieszkiem. Blane strzelił kostkami. Vincenzo 
się zaśmiał.  
 

-Nie jesteś ode mnie silniejszy. Myślę, że już to ustaliliśmy. 

Zerwał pistolet z kabury na ramieniu.  
 

-Nie, ale potrafię wykorzystać to, czym obdarzyła mnie natura.  

 

-A skąd wiesz, że to jej nie zabije? 

Palec Blane’a zadrżał  na spuście. Nie wiedział  tego. Uśmiech, który rozszerzył 
się  na  twarzy  Vincenzo  potwierdził,  że  właśnie  na  taką  reakcje  liczył.  Blane 
postanowił blefować.  
 

-Ona nie jest do końca futrzasta.  

Na chodniku z nimi zadudniły kroki.  

background image

-Czuje ją. – Powoli powąchał powietrze. – Mogę to wyczuć. Jest jedną z 
nas.  

 

-Isabella? 

Głos  Christiany  załamał  się  za  nim.  Blane  szarpnął  głową  na  bok,  by  ujrzeć 
małą włoską wampirzycę wynurzającą się z cienia. Jak mógł jej nie zauważyć? 
Jej  ciemne  usta  rozchyliły  się  w  szerokim  uśmiechu,  poczuł  jakby  przez  to 
chciała  mu powiedzieć, że są sprawy o których on  nie wie.  To  było  terytorium 
jego klanu, mieli nad nimi przewagę, a on miał broń.  
 

-Myślałem, że jesteś martwa. – sarknął.  

 

-Co ty tu robisz? – spytała Christiana, przysuwając się.  

 

-Wracaj  do  środka  –  warknął.  Jej  obecność  tutaj  była  zbyt  ryzykowna. 

Jeśli  Vincenzo  mógł  ją  wyczuć,  równie  dobrze  mógł  ją  też  manipulować. 
Isabella z pewnością mogła. Vincenzo zamruczał uwodzicielskim tonem  

-Chodź tutaj, Christiano. 

 

-Nie – głos Eleny, który zabrzmiał z tyłu, był spanikowany.  

Odwrócił wzrok od swoich celów na tyle długo, by ujrzeć Elenę przytrzymującą 
Christianę, której oczy były teraz szkarłatne i utkwione w Vincenzo.  
 

-Blane!  –  powiedział  Jonas,  jego  głos  sunął  obok  niego,  gdy  fratello 

przeszedł obok.  Vincenzo  uderzył o ścianę z Jonasem  u jego  gardła, ale  Blane 
nadal nie miał czystego strzału.  
A  potem  Elena  krzyknęła.  Blane  odwrócił  się  na  pięcie  i  zobaczył,  że  Isabella 
ciągnie ją za  gardło, z dala od Christiany, która teraz była  na czworaka, wyjąc, 
pokryta  białą  sierścią.  Biegł  do  nich,  gdy  krzyki  Vincenza  odbiły  się  od  ścian. 
Dźwięk łamanych kości wypeł- coś uderzyło Blane’a w pierś, popychając go do 
tyłu.  Potem  kolejne  uderzenie,  pchnęło  go  na  ziemię.  Gwałtowny  ból  wybuchł 
mu  w  piersi.  Wrzasnął,  ale  przetoczył  się  na  bok.  Christiana  nadal  była  
w jednym miejscu, warcząc na niego, ale nie atakując.  

-Zabij  go!  –  powiedziała  Isabella,  szarpiąc  się  z  Eleną  i  zmierzając  
w stronę alei.  

Próbowała utrzymać zakładnika jako tarczę.  

-Nie  zapominaj  kim  jesteś.  –  Blane  podniósł  się  na  nogi,  kierując  w  jej 
stronę Gdyby tylko mógł ją dotknąć. 

Jęknęła  i  przesunęła  się  w  stronę  Isabelli.  Ból  pocisków  wypalał  mu  pierś,  to 
było  prawie  nie  do  zniesienia.  To  nie  był  fosfor,  lecz  coś  innego.  Jad  agentów 
były  jedyną  substancją,  która  paliła,  aż  tak  bardzo.  Blane  spojrzał  na  Jonasa, 
który  przyszpilił  Vincenza  do  ziemi  i  szarpał  się  z  beznogim  torsem.  Zero 
pomocy  z  jego  strony.  Postanowił  więc,  też  przesunąć  się  w  stronę  Isabelli. 

background image

Wystrzeliła  jeszcze  jeden  raz,  ale  uchylił  się,  prawie  upadając  na  ziemię. 
Upadłby, gdyby jego dłoń nie złapała się ściany.  
 

-Moja  krew  płynie  w  jej  żyłach,  leggero.-  Isabella  wypluła  te  słowa  – 

Robi co jej rozkaże. Jej życie płynie wraz z moim.  
Było  coś  w  jej  oczach,  patrzyła  za  twardo.  To  było  po  prostu  nieprzekonujące. 
Zadrżała  mu  ręka  i  nie  miał  czystego  strzału  wokół  Eleny.  Christiana  zaśmiała 
się  do  Isabelli,  a  jej  zęby  zanurzyły  się  w  nodze  kobiety.  Isabella  wrzasnęła  
i  odwróciła  się,  by  spojrzeć,  przez  co  odsłoniła  bok  w  kierunku  Blane’a. 
Nacisnął  na  spust  i  posłał  dwie  kule  w  czaszkę  Isabelli.  Jej  ciało  nie  zdążyło 
jeszcze runąć na ziemię, gdy i jego ciało uderzyło o grunt. Nie zobaczył jak jej 
mózg rozbryzguje się na ścianie, ale Christiana była bezpieczna.  
 
I to była jedyna rzecz, która się liczyła.   
 

* * * * 

 
Christiana  padła  na  kolana,  naga  po  przemianie,  na  zimny  kamień  chodnika. 
Smak Isabelli nadal był w jej ustach, gorzki i kwaśny. 
 

-Blane – szepnęła nad nią Elena. 

Spojrzała tam, gdzie powinien stać. Widok jego ciała, twarzą do ziemi, z krwią 
zbierającą  się  pod  nim,  zatrzymało  jej  serce.  Podpełzła  do  niego,  a  potem 
przekręciła go na plecy. Jej oczy podążyły do Jonasa, a potem znów na Blane’a.  
 

-Co się z nim dzieje?  

Drugi wampir pojawił się u jej boku, szybko sprawdzając jego rany.  

-Coś  jest  nie  tak.  Rany  po  kulach  nie  zdrowieją.  Wykrwawia  się  na 
śmierć.  

 

-Pozwólcie mi. 

Na  dźwięk  tego  głosu,  oczy  Christiany  skierowały  się  prosto  na  twarz  Khalila.  
Podawał jej długi, czarny płaszcz.  

-Załóż to.  

Wzięła  płaszcz  i  postąpiła  tak  jak  prosił,  gdy  Khalil  uniósł  głowę  Blane’a  
z  ziemi.  Własnymi  kłami  rozerwał  swój  nadgarstek,  a  potem  przycisnął  go  do 
ust Blane’a.  
 

-Naprawdę myślisz, że to pomoże? 

 

-Ty nakarmisz go następna. To pomoże mu przejść przez przemianę.  

Krztuszący się dźwięk doszedł z gardła Blane’a, a potem zaczął pić.  
 

-Chcesz powiedzieć, że mam uczynić go podobnym sobie?  

background image

Khalil nie zdjął wzroku z Blane’a nawet na chwilę.  
 

-Tak. 

 

-Nie. 

Khalil uniósł brew. – Wolałabyś, żeby umarł?  
 

-Nie.  
-To co jest w tych ranach, zabije go. Straciliśmy już przez to trzech moich 
ochroniarzy.  Jad  działa  tylko  na  naszych.  Gdy  jeden  z  moich  mężczyzn 
strzelił do jednego z nich jego własną bronią, nie było żadnego efektu.  

 

-Więc  są  odporni  na  to,  cokolwiek  znajduje  się  w  środku.  –  Powiedziała 

Elena, jak gdyby nagle zobaczyła cały obrazek.  
 

-A jeśli sprawisz, że będzie taki jak ty, on również będzie odporny.  

 

-Dokładnie. 

 

-Cholera  –  powiedziała  Christiana,  przyciągając  na  siebie  wzrok 

wszystkich dookoła.  
 

-Dobrze, daj mu swojej żyły kochanie. 

Zrobiła  jak  rozkazał  jej  stwórca,  zamieniając  jego  nadgarstek  na  jej  w  ustach 
Blane’a. Pił mocno i głęboko, sprawiał, że prawie niemożliwe było nie skrzywić 
się z bólu.  

-Gdy  skończymy,  musi  udać  się  w  bezpieczne  miejsce.  –  Powiedział 
Khalil. – Proces twojej nauki był zawiły? 

 

Christiana zaśmiała się – Możemy tak powiedzieć.  

 

-Gdzie chcecie się udać? – spytał Jonas. 
-Do  domu  w  którym  się  zatrzymaliśmy  –  powiedziała.  –  Będziemy 
potrzebować  prywatności,  żeby 

mógł  się  skupić  i  zapewnić 

bezpieczeństwo wszystkim przez kilka najbliższych dni.  
-Powinniśmy iść, - powiedział Khalil, wskazując na jej ramię. – Sądzę, że 
ludzka policja wkrótce tu będzie.  

Pociągnęła  lekko  za  ramię,  dając  Blanowi  możliwość  wypuszczenia  jej.  Puścił 
ją,  oblizując  usta.  Christiana  spojrzała  na  jego  rany.  Krwawienie  zwolniło,  ale 
ból jeszcze się nie zaczął.  
 

-Mamy tylko kilka minut, żeby zabrać go do samochodu. 

 
 
 
 
 
 

background image

Rozdział 19 
 
Christiana  siedziała  na  podłodze.  Blane  spał  obok  niej  na  zimnej,  cementowej 
podłodze  w  kryjówce.  Nie  potrzebowała  wytłumaczenia  dlaczego  wybrał  to 
miejsce  i  odmówił  odejścia.  Tak  długo  czuła  chłód  w  swoim  wnętrzu,  że  gdy 
nadszedł  upał  ich przemiany, był prawie nie do wytrzymania. Nawet trzymanie 
rąk  na  cemencie  zdawało  się  być  niebiańskim  uczuciem.  Jonas  schodził  w  dół,  
a ciężki kroki niosły się echem.  
 

-Czy powinienem pytać dlaczego materac jest w ogrodzie? 

Blane  otworzył  oczy  i  posłał  Jonasowi  spojrzenie,  które  nie  wymagało 
werbalnej odpowiedzi.  
Khalil położył dłoń na jej ramieniu.  
 

-Czujesz cokolwiek od niego? 

Wypuściła  tą  część  siebie,  która  potrafiła  wyczuć  emocje  innych.  Poziom 
pożądania  pomiędzy  Jonasem  i  Eleną  sprawił,  że  poczuła  się  prawie  jak 
podglądać,  gdy  ich  wyczuła.  Khalil  był  pełen  nadziei;  wręcz  dumny.  Lecz  gdy 
skupiła się na Blane’nie, była tylko pustka. Westchnęła, 
 

-Czuję więź. Jest nawet mocniejsza. Ale nie mogę wyczuć jego emocji.  

 

-Jak się czujesz? – zapytał Blane’a. 

 

-Silny.  

 

-Dlaczego zdrowieje tak szybko? – spytał Jonas. 

 

-Moja krew.  

Christiana patrzyła jak Khalil podchodzi do niego i podaje swoją dłoń.  

-Musimy dowiedzieć się czy miałeś taką samą zmianę umiejętności zanim 
wzejdzie słońce.  

Podobnie  jak  w  przypadku  wszystkich  tajemniczych  rzeczy,  które  powiedział, 
nie  kwestionowała  tego.  Zawsze  zdawał  się  mieć  racje.  Blane  chwycił  podaną 
dłoń  i  podniósł  się.  Te  złote,  wilcze  oczy  wpatrywały  się  w  nią,  a  potem 
uwodzicielski  uśmiech  rozszedł  się  na  jego  twarzy.  Nie  płynęły  za  tym  żadne 
emocje, więc została jedynie ze swoją potrzebą dotknięcia  go, pocałowania  go. 
To  było  frustrujące,  ale  w  pewien  sposób  to,  umocniło  jej  potrzebę.  Khalil 
spojrzał na Christianę jak gdyby usłyszał jej ciche pytanie.  

-Jonas  powiedział  mi  o  twoim  nowym  darze.  Ponieważ  jest  to  związane  
z  twoją  normalną  umiejętnością  sprawienia,  by  inni  czuli  różne  rzeczy, 
wierzę,  że  moc,  którą  teraz  posiadł  Blane,  może  być  związane  
z  rozwinięciem  jego  własnych  umiejętności.  Dla  ciebie,  moc  przyszła  

background image

w  ten  sam  sposób,  co  twoja  wampirza  moc.  Jestem  ciekaw,  co  z  taką 
mocą potrafi zrobić telekinetyk.  

Blane zaśmiał się. 
 

-Powinniśmy raczej wyjść na dwór. 

Christiana  pozwoliła  mu  wziąć  się  za  rękę  gdy  przechodził  obok.  Jego 
telekineza  była  przydatnym  trikiem,  ale  nie  widziała  wcześniej  niczego,  co 
sygnalizowałoby  poważne  niebezpieczeństwo.  Jak  mogło  wpłynąć  na  to 
wewnętrzne gorąco?  
 

* * * * 

 
 

Energia krążyła w  mięśniach Blane’a, gdy wyszedł  na otwartą przestrzeń 

podwórza  za  domem.  Mógł  wyczuć  ją  niczym  krew  płynącą  przez  jego  ciało, 
pulsującą.  Czy  Khalil,  wraz  z    krwią  dał  mu  więcej  mocy?  Mówiono,  że 
starożytni  posiadali  taką  umiejętność,  ale  nie  mógł  przypomnieć  sobie,  żeby 
Christiana 

wspominała 

zmianie 

po 

jej 

przemianie.  

By  strzec  moją  córkę,  wyszeptał  głos  w  jego  głowie.  Blane  szarpnął  głowę  
w stronę Khalila, który zwyczajnie się uśmiechnął.  

-Spróbuj coś z tym zrobić, - powiedział Jonas, niosąc kuchenne krzesło na 
środek trawiastego terenu.  

Blane  wypuścił  dłoń  Christiany.  Rozciągnął  ramiona  i  skupił  się  na  krześle.  
Cała moc spłynęła w dół jego ramion, w jego dłonie, pulsując szybciej. Wzniósł 
ręce  i  krzesło  uniosło  się  z  ziemi  z  łatwością,  której  nigdy  wcześniej  nie 
doświadczył.  

-Musisz  pozwolić  przemianie  się  rozpocząć,  a  potem  prześlij  moc  
w stronę krzesła, - Christiana wyszeptała za nim. 

Blane  wypuścił  oddech  i  pożar  zapłonął  w  jego  w  jego  wnętrzu.  Rósł,  aż  nie 
zostało  już  wiele  wolnego  miejsca,  a  potem  wyrzucił  go  tą  samą  drogą,  którą 
wychodziła  moc  telekinetyczna  –  przez  palce.  Krzesło  stanęło  w  płomieniach,  
a potem eksplodowało w prysznicu płonących drzazg. Jonas wybuchł śmiechem. 
 

-Jasna cholera!  

 

-To jak fajerwerki, - powiedziała z tyłu Elena.  

Kiedy  rzucił  okiem  na  Khalila,  przywódca  patrzył,  nieprzejęty  pokazem.  
To  też  musiał  przewidzieć,  i  taka  możliwość  uczyniła  całą  sytuację 
zdecydowanie  bardziej  złożoną.  Czy  zaplanował,  dopuszczenie  do  ich 
przemiany,  żeby  ich  przeistoczenie  się  w  hybrydy  dodało  mu  władzy?  
Czy zwyczajnie zdecydował, że ten pokręcony sposób ochroni swoją córkę? 

background image

 

-Blane? – powiedziała Christina.  

 

-Uhum? 
 

- Myślę, że będziesz musiał nad tym popracować.  

Przyciągnęła jego ciało do siebie, jej dłonie przesuwały się wzdłuż jego ramion.  
Jej  przebiegły  uśmieszek  zdradził  jej  myśli.  Przypominała  sobie  materac.  
Co mogła by zrobić jego moc, gdyby zachęciłaby go do – Khalil chrząknął.  
 

-Zbliża  się  wschód  słońca.  Prawdopodobnie  powinniśmy  wrócić  

do posiadłości na czas dnia? 
Jonas  i  Elena  przytaknęli,  grzecznie  żegnając  się  ze  wszystkimi  i  wyszli.  
Blane poprowadził Christianę do domu.  
 

-Myślę, że powinniśmy dziś spać w piwnicy. 

Zaśmiała się.  
 

-Nie chcielibyśmy puścić domu z dymem, czyż nie? 

Zachichotał  z  jej  słów,  ale  całej  sytuacji  brakowało  humoru.  Po  raz  pierwszy 
cieszył się, że  nie mogła wyczuć jego emocji. Nowa moc była wszystkim czego 
pragnął.  Był  silniejszy  niż  pozostali,  i  od  teraz  wartościowym  członkiem  tak 
silnego klanu, ale co jeśli straciłby kontrolę? Mógłby ją spalić w trakcie seksu.  
Po przyciągnięciu materaca do piwnicy, tulili się w łóżku aż do wschodu słońca. 
Przycisnęła  się  do  jego  klatki  piersiowej  i  pozwoliła  dłoni  wędrować  w  górę 
jego ramienia.  
 

-Mamy wystarczająco dużo czasu. 

Udał  ziewnięcie  i  odsunął  biodra  wystarczająco  daleko,  by  ukryć  rosnącą 
erekcje.  

-To  nie wystarczająco dużo czasu, żeby zrobić wszystko co chciałbym ci 
zrobić. Poczekajmy, aż się obudzimy. – Pocałował ją w czoło i poczuł jak 
jej brwi schodzą się do siebie.  

 

-Kocham cię – powiedziała, lekko chropawym głosem. 

 

-Też cię kocham, Księżniczko.  

I tak właśnie było. 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Rozdział 20 
 
 
 

Blane  wciągnął  Christianę  do  wielkiej  sali  konferencyjnej.  Michael,  jak 

zwykle,  siedział  u  szczytu  stołu.  Po  jego  prawicy,  siedział  Jonas  z  ramieniem 
zarzuconym wokół Eleny, ich krzesła przybliżone do siebie tak blisko, jak tylko 
się  dało.  Tori,  człowiek  Michaela,  przemierzała  podłogę  za  jego  krzesłem. 
Khalil  siedział  po  jego  lewej  stronie,  odchylając  się  do  tyłu  na  krześle,  
z ramionami założonymi w talii.  
 

-Dobry  wieczór  -  powiedział  Michael.  –  Cieszę  się,  że  nie  zginąłeś  

w skutek samozapłonu.  
 

-Ha  ha.  –  Blane  uśmiechnął  się  ironicznie,  przyciągając  krzesło  obok 

Khalila.  
Gdy  wskazał  na  nie,  Christiana  wślizgnęła  się  na  nie  i  usiadła.  Zajął  miejsce 
obok niej.  
 

-Dlaczego tutaj jesteśmy? 

 

-Mamy kilka prywatnych spraw do omówienia.  

Michael pochylił się, opierając łokcie na krawędzi stołu.  
 

-Klan  stanie  w  centrum  zainteresowania  Biura.  Zbyt  wielu  agentów 

zginęło w pobliżu waszych członków. Pora przygotować się na najgorsze. 
Blane  warknął.  Jeśli  to  Khalil  o  tym  mówił,  to  oznaczało,  że  gówno  wkrótce 
wpadnie w wiatrak i będą mieli przejebane. 
 

-Nowa  rasa  –  Khalil  wskazał  na  nich  –  stanowi  zagrożenie  dla  naszych 

obu  gatunków.  Wasza  lojalność  jest  oczywista,  ale  mieliście  waszą  więź,  która 
pozwoliła wam przejść przez przemianę. Słabsze wampiry nie pozostaną lojalne. 
Wszyscy musimy przygotować się na tę zmianę. Michael ma kilka pomysłów.   
 

-Postanowiłem,  że  zostaniesz  moim  nowym  szefem  ochrony  –  Michael 

powiedział  Blane’owi.  –  Masz  okablować  wszystkie  budynki  monitoringiem 
najwyższej klasy, każdy samochód ma mieć nadajnik. – Uśmiechnął się.  
 

-Wszystko co i tak chciałeś zrobić od jakiegoś czasu – Blane odwzajemnił 

uśmiech.  
– Daj mi tylko trochę plastiku i zaraz się za to zabieram.  
 

-Właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałem.  

Michael wyciągnął rękę i Tori przestała dreptać. Podeszła do przodu i schwyciła 
jego dłoń.  

-Potrzebuję  natomiast  opinii  wszystkich  was  na  temat  mojego  kolejnego 
problemu.  Tori  wierzy,  że  niesprawiedliwie  odmawiam  jej  przemiany.  

background image

Ona  czuje,  że  jest  wśród  nas  zbyt  znana  by  bezpiecznie  pozostać 
człowiekiem.  Ja  mówię,  że  jest  to  zbyt  ryzykowne,  by  próbować  
ją przemienić. Chciałbym poznać wasze opinie, zwłaszcza twoją, Eleno.  

Elena uśmiechnęła się do Tori.  
 

-To nie jest proste.  

 

-Wiem o tym.  

 

-Będziesz musiała zrezygnować z całego twojego życia.  

Tori potaknęła.  

-Już  to  zrobiłam.  Policja  to  jedyne  co  mi  zostało,  a  sprawy  mają  się 
zupełnie  inaczej od kiedy Castillo zniknął. Oni  myślą, że zamordowałam 
seryjnego  mordercę.  Czy  wiecie  jak  bardzo  ufają  detektywowi,  który 
domniemanie  jest  mordercą?  –  Uniosła  dłoń  i  pokazała  im  zero  ułożone  
z palców.  

Jonas uśmiechnął się do niej.  

-Praktycznie jesteś już jedną z nas. Od wielu lat. Wszystko czego ci trzeba 
to kły. 

Khalil się zaśmiał. 
 

-Zastanawiam się jaką dostanie umiejętność – powiedziała Elena.  

Michael zaczął pocierać czoło wolną dłonią.  

-Nie  podoba  mi  się  pomysł,  zmuszenia  jej,  żeby  poświęciła  życie  dla 
sprawy. 

Wtedy odezwała się Christiana.  

-Nie sądzę, żeby ona potrzebowała, abyś się jej pytał. Wszystko wskazuje 
na to, że i tak zrezygnowała już z tamtego życia. 

Khalil przytaknął. 

-Zmuszając  ją  do  pozostania  człowiekiem,  prosisz  ją  o  podjęcie 
większego  ryzyka.  Chodzą  pogłoski  o  działaniu  przeciwko  niej,  bo  jest 
twoją  słabością  –  Pochylił  się  do  przodu,  bliżej  Michaela  –  Rozumiem 
twoją  niechęć,  ale  nakazuje  jej  przemianę.  Jeśli  nie  potrafisz  
się do tego zmusić, ja to dla niej zrobię.  

Uśmiechnął  się  do  Tori.  Rozpromieniła  się,  chociaż  Michael  wyglądał  na 
jeszcze  bardziej  rozdartego.  Patrzył  na  niego  wściekle.  Potem  otrząsnął  się  
i zmienił temat.  
 

-Blane, kto powinien zająć twoje miejsce? 

Przerzucał  twoje  w  myślach.  Gregory  nie  będzie  chciał  zająć  się  przemytem. 
Uważałby, że to coś poniżej jego godności. A potem się uśmiechnął.  
 

-Arracado.  

background image

Michael skinął głową zgadzając się z nim.  
 

-Dobry  wybór.  Też  o  myślałem.  Bez  zwłoki  zajmie  twoją  pozycję. 

Zadzwonię do niego, gdy tylko wyjdziecie.  
 

-Dziękuję.  

Znów skinął głową. 
 

-Jeśli nam wybaczycie, Tori i ja mamy sprawy do przedyskutowania.   

Nikomu nie musieli powtarzać dwa razy. W korytarzu, Khalil skierował Blane’a 
i  Christianę  do  kuchni.  Wyciągnął  klucz  na  małym,  srebrnym  kole  ze  swojej 
kieszeni.  
 

-Mam coś dla was. Wasz pierwszy, wspólny prezent.  

 

-Co  to  takiego?  –  powiedział  Blane,  patrząc  jak  Christiana  wyciąga  po 

niego dłoń.  

-Pomyślałem,  że  być  może  z  waszymi  nowymi  potrzebami,  będziecie 
woleć stabilniejszego domu. 

 

-Kupiłeś nam dom? 

Poczuł  jakby  powietrze  zostało  wyssane  z  jego  płuc.  Tylko  Khalil  mógł 
pomyśleć, że kupno domu to właściwy prezent.  

-Właściwie  to  posiadłość.  –  Doprecyzował  Khalil  –  Dom  jest  w  trakcie 
remontu. Będzie robiony z prawie całkowicie niepalnych materiałów.  

Zaśmiał się. 
 

-Nie wierzysz za mocno w naszą samokontrolę, co? 
-Powiedzmy,  że  wiem  jak  ciężko  potrafi  być  na  początku.  –  Mrugnął  do 
Blane’a.  Próbował  pomóc  na  każdy  możliwy  sposób  jaki  znał.  –  Muszę 
wrócić  do  Europy.  Ale  wkrótce  wrócę.  –  Khalil  złapał  dłoń  Blane’a  
i  mocno  uścisnął  –  Oczekuję  przygotowania  formalnej  ceremonii. 
Otrzymacie  posiadłość  w  Ravennie,  i  zapłacę  za  ceremonię,  oczywiście. 
Ale mam prośbę.  

 

-Cokolwiek. – Powiedziała Christiana z jasnym uśmiechem.  

 

-Chciałbym,  żeby  to  wydarzyło  się  w  święta  Bożego  Narodzenia. 

Uwielbiam te małe, białe światełka.  
Blane wybuchnął śmiechem. Christiana zarzuciła ramiona Khalilowi na szyję.  
 

-Dziękuję Ci.  

Gdy się odsunęła, Blane wyciągnął do niego dłoń.  
 

-Dziękuję za wszystko. 

Włączając  w  to  sekrety.  Głos  Khalila  powrócił  do  niego,  odpowiadając  mu  
w jego głowie. Jesteś rodziną BlaneI cieszę się, że będziesz się nią opiekował. 
Potaknął. Przywódca pocałował Christianę w czoło.   

background image

 

-Nie pozwól mu wysadzić w powietrze nowego domu.  

Zaśmiała  się,  a  potem  przytuliła  go  jeszcze  raz  zanim  odeszła.  Oglądanie  ich 
razem  było  takie  przyjemne.  Gdyby  Blane  ich  nie  widział  oczy,  nigdy  by  nie 
uwierzył,  że  ich  związek  był  tak  ludzki.  Zwłaszcza  z  ich  królem.  Moc  zwykle 
przychodziła do wampira wraz ze śmiercią człowieczeństwa.  

-Gotowy  wyjść?  –  Christiana  przysunęła  się  do  Blane’a,  dociskając  ich 
ciała do siebie.  

 

-Myślę, że mamy nowy dom do eksplorowania. 

I  czekał  ich  nowy  i  niebezpieczny  seks,  który  jej  obiecał.  Patrząc  na  nią, 
determinacja w jej oczach mówiła mu, że dojdzie do tego wcześniej, niż później. 
Lepiej było do tego doprowadził w ognioodpornym domu. 
 

-Gdzie to jest? 

Spojrzała  na  breloczek,  przekręcając  mały  nadruk,  żeby  odczytać  adres 
prawidłowo. 
 

-Po drodze. 

 

-Dobra. Chodźmy. 

 

* * * * 

 
 

Christiana podrzucała klucz w dłoni. To Blane zdawał się być tym, który 

obawiał się uprawiać seks, ale teraz to on był gotowy do działania, gdy ona była 
na granicy nerwów. Możliwość, że spalą siebie nawzajem była bardzo możliwa. 
Jedno poślizgnięcie i obydwoje będą martwi. Czy to było warte ryzyka? 
 

-To miejsce jest po środku niczego.  

Blane  skierował  SUVa,  którego  pożyczyli  z  garażu  Michaela  na  drogę  ze 
zwyczajną,  czarną  skrzynką  pocztową.  Kilka  chwil  później,  ich  oczom  ukazał 
się  ogromny  biały  dom,  który  wyglądał  zupełnie  jak  Biały  Dom,  tylko,  że  bez 
kopuły.  
 

-Cholera – wyszeptał Blane.  

 

-Wiem.  

 

-On nie wierzy w małe podarunki, prawda? 

 

-Nie. – Nie Khalil. 

Samochód zakręcił wokół okrągłego podjazdu i zatrzymał się. Blane pojawił się 
przy jej drzwiach, otwierając je dla niej zanim zdążyła dotknąć rączki. 
 

-Zastanawiam się czy ma kino.  

Christiana zaśmiała się biorąc go za dłoń.  
 

-Jeśli nie ma, to sobie wstawimy.  

background image

Drugą  ręką  włożyła  klucz  do  zamka  i  przekręciła.  Po  delikatnym  pchnięciu, 
drzwi  stanęły  otworem,  ukazując  ogromne,  wysokie  foyer.  Wnętrze  było 
udekorowane  gustowną  sztuką  nowoczesną  i  meblami.  Podwójne  schody 
prowadziły  na  górę,  a  przez  tylne  parterowe  okna  można  było  zobaczyć  wielki 
basen. Blane wziął ją w ramiona. 
 

-Co ty wyprawiasz? 

 

-Powinienem przenieść cię przez próg – powiedział, wchodząc do środka.  

Kopnięciem zamknął drzwi i nie postawił jej. Zamiast tego, ruszył po schodach 
do góry. Christianie z nerwów zacisnął się brzuch.  
 

-Prosto do celu, hm? 

Oczy ściemniały mu z potrzeby, którą obydwoje odczuwali.  
 

-Nie mogę czekać już dłużej? 

Odgięła głowę, żeby złapać jego usta. Gdy tylko się dotknęli, ogień wybuchł do 
życia  w  jej  brzuchu.  Wzięła  drżący  oddech  i  otworzyła  dla  niego  usta.  Język 
Blane’a  wirował  z  jej  językiem,  gdy  niósł  ją  przez  korytarz.  Nie  wiedziała  do 
którego pokoju weszli, ale  nie obchodziło jej to. Wszystko co się liczyło, to to, 
że  stała  na  własnych  stopach  a  jego  dłonie  powoli  odpisały  guziki  jej  koszuli. 
Rozpięła  jego  pasek  i  spodnie  bez  rozerwania  pocałunku  czy  przerwy,  dopóki 
nie zepchnął koszuli z jej ramion.  
 

-Zajmę się tym – Christiana ściągnęła z siebie koszulę. 

Blane w tym samym czasie pochylił się, potem złapał ją w talii i rzucił na łóżko.  

-Nie  napalaj  się  za  bardzo.  Nie  wydaje  mi  się,  żeby  łóżko  było  już 
bezpieczne. 

Zachichotała  i  patrzyła  jak  ściąga  jej  spodnie  razem  z  majtki,  jego  dłonie 
ślizgały się po jej skórze.  
 

-Ciężko jest tego nie robić, gdy tak robisz. 

Rzucił  jej  ciuchy  na  podłogę,  a  potem  wspiął  się  na  jej  ciało.  Jego  skóra 
przyparta do jej skóry była już rozgrzana, a jego kutas dociskał jej rdzeń.  
 

-Możemy to zrobić na zewnątrz, obok basenu.  

 

-Myślę, że możemy spróbować najpierw zrobić to tutaj.  

Znów  go  pocałowała,  ale  tym  razem  zrobiła  to  wolniej  i  głębiej,  żeby 
dopasować się do płomienia, który płonął  wewnątrz  niej. Blane jęknął  i  naparł, 
wślizgując  się  w  jej  wilgotne  ciało.  Każdy  jego  centymetr  był  cieplejszy  
i  twardszy  niż  następny,  przybliżając  ją  do  krawędzi.  Wszystkie  jej  myśli 
wyparowały,  jej  ciało  wygięło  się  pod  nim.  Ogień  eksplodował  wewnątrz  niej, 
rosnąc. Nie uda jej się tego długo wytrzymać.  

background image

Blane  poczuł  skurcz  jej  ciała  i  pchnął  mocniej.  Ogień  i  moc  pulsowały  w  nim 
niczym  piłeczka  na  speedzie,  szukające  drogi  ucieczki.  Podobały  im  się  jego 
ramiona.  Były  ciężkie  od  władzy,  gotowe  wybuchnąć.  Ale  nie  mógł  przestać. 
Ciało Christiany wijące się pod nim… to było za dużo. To było zbyt dobre. 
Jęknęła  głośniej,  gdy zanurzył się w  niej tak głęboko jak tylko pozwoliło  na  to 
jej ciało. 
 

-Płonę. – wyszeptała.  

Jego dłonie przesunęły się po jej ramionach, a potem jego palce splotły się z jej, 
gdy ich ciała utrzymywały rytm, który powodował skrzypienie łóżka i zagłówek 
walący o ścianę nad ich głowami. Kiedy ich dłonie się złączyły, moc wypłynęła 
z niego. Musiała to poczuć, bo jej ciało podskoczyło. Jej głowa opadła, a rdzeń 
ścisnął  się  wokół  jego  penisa.  Tam  też  eksplodowało  ciepło.  Chciał  się 
zatrzymać,  żeby  się  upewnić,  że  nie  pompuje  w  nią  ognia,  ale  nie  mógł.  Jego 
ciało drgało w orgazmie seksu  i  mocy. Moc falowała w tył  i w przód przez ich 
cała  w  cyklu  wrzącego  napięcia,  która  jednak  nie  pochłonęła  żadnego  z  nich. 
Wszystko było zbyt ciepłe, zbyt jasne, a potem nastała ciemność.  
Gdy  wrócił,  otworzył  oczy.  Leżał  na  Christianie,  której  oczy  były  zamknięte. 
Kurwa, znów zemdlał.  To zaczynało się stawać przy  niej  nawykiem. Jak długo 
był nieprzytomny? 
 

-Chris? – Nie poruszyła się. Potrząsnął ją za ramie. – Christiana. 

 

-Hmmm? 

Otworzyła  oczy.  Zajęło  jej  moment,  żeby  skupić  się  na  nim,  a  potem  zaczęła 
rozglądać się po pokoju.  
 

-Co się stało? 

 

-My. 

Jej skołowanie zdawało się przemieniać w satysfakcjonujący uśmieszek.  
 

-Jesteśmy cali.  

Napięcie odeszło z jego piersi. Zaśmiał się. 
 

-Uhum. I nie puściliśmy domu z dymem.  

 

-To zawsze dobra nowina.  

Poruszyła się odrobinę pod  nim, dopasowując się. Jego kutas  napęczniał,  nadal 
w niej. Christiana uśmiechnęła się szeroko.  
 

-Mamy sześć kolejnych pokoi do ochrzczenia.  

  Uniósł brew na jej słowa.  
 

-Serio? 

 

-Uhm. 

 

background image

Blane  wybuchnął  śmiechem.  Seks  w  każdym  pokoju  tego  domu,  nie  był  takim 
złym  pomysłem.  Byli  szczęśliwi  i  byli  razem.  Jeśli  ich  życia  zmierzały  
w nieznane, to równie dobrze mógł cieszyć się każdą ich chwilą.  
 

-Chodźmy. 

 
 
 
Koniec.  
 
 

 
Tłumaczenie: kati_lady_921