W słońcu Teresa Jadwiga Papi ebook

background image
background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki

.

background image

Teresa Jadwiga Papi

W słońcu

Powieść historyczna osnuta na tle epoki

saskiej dla młodzieży

Warszawa 2012

background image

Spis treści

ROZDZIAŁ I

ROZDZIAŁ II

ROZDZIAŁ III

ROZDZIAŁ IV

ROZDZIAŁ V

ROZDZIAŁ VI

ROZDZIAŁ VII

ROZDZIAŁ VIII

EPILOG

KOLOFON

background image

ROZDZIAŁ I

Noc była. Szafirowy płatek nieba, rozpostarty nad ulicą Świętojańską
miasta Warszawy, zasiany był gwiazdami; pucołowaty księżyc
zaglądał ciekawie w okna kamienic, lecz nic dopatrzyć nie mógł:
cicho i mroczno było wszędzie, mieszkańcy już spali.

W jednej wszakże kamienicy błyszczą, jeszcze wąskie, opatrzone

kratą, okna parterowe.

Najwyższa to i najwspanialej ozdobiona z kamienic tej starej

dzielnicy miasta, rzekłbyś forteca: wysoka baszta ją zdobi,
na baszcie ganeczek, z którego łatwo można obserwować,
co w mieście się dzieje, a nawet poza miastem.

Czarna głowa murzyna z czerwonymi wargami, w złotych

zausznikach, w turbanie kolorowym, wychyla się z zagłębienia
frontowej ściany, nad sienią, i zdaje się strzec wnijścia do kamienicy,
a jednocześnie śmiać się z usiłowań ciekawego księżyca, bo murzyn
świeci białymi zębami.

Lecz księżyc, obojętny na to, posunął się wyżej po niebie i posłał

jeden z bladych swoich promieni ku najbliższemu z oświeconych
okien.

A warto było tam zajrzeć. W obszernej izbie, na czysto bielonych

ścianach wisiały wizerunki mężów, okutych w pancerze,
o spojrzeniach tak śmiałych i rozumnych, że chciało się schylić głowę
przed nimi; w pośrodku izby stał stół długi;, krzesłami dębowymi
otoczony, w głębi płonął sutym ogniem kominek, koło którego na dwu
niskich zydelkach siedziały dwie dziewczynki, niby niepodobne
do siebie, a jednak księżyc założyłby się chętnie z murzynem, że to
siostry rodzone... Jedna ma jasne włosy, czarne brwi i czarne oczy,
na twarzy rumieńce, usta karminowe, a na tych ustach, ślicznie
wykrojonych, drga uśmieszek filutek. Druga ma czarne włosy, pełne
słodkiej zadumy błękitne oczy, na czole powagę myśli, na ustach
stanowczość, lecz rysy twarzy obu, jak gdyby jednym dłutem, jedną
dłonią i jednym natchnieniem wykute, tak podobne są do siebie.
Ubrane są też jednakowo: spódniczki ich kamlotowe, skromne,

background image

ciemnej są barwy, na spódniczkach jubki krótkie z rękawami,
ozdobionymi mankietami, które rękę od łokcia, odsłaniają; jubki owe
z tyłu są fałdzista, z przodu zapinane na guziki. Obie dziewczynki
uczesane są gładko, z warkoczami spuszczonymi na plecy, tylko
jasnowłosa ma wplecioną błękitną wstążkę.

Opodal nich stoi chłopiec, lat szesnaście liczyć mogący, dorodny,

jak siostry, bo rysy twarzy brata zdradzają; do starszej,
do ciemnowłosej bardziej jest podobny, gdyż krucze ma włosy i oczy
błękitne, jak ona, tylko o wiele ciemniejsze. Wpatrzony jest w tej
chwili w portret rycerza, wiszący naprzeciw, w portret króla Jana
III.

– O czym dumasz, Mieczku? – zapytała go naraz starsza siostra,

której imię Cesia.

– Wspominam Chocim i Wiedeń, o których to wyprawach prawił

nam często ojciec, a gdzie imię nieśmiertelne zdobył sobie król
nieboszczyk – odparł Mieczysław.

– Lepiej powiedz co wesołego. Nie lubię ciszy – odezwała się

młodsza z dziewczynek, Alina. – Tak milczycie oboje, że mnie
aż strach ogarnia.

– Ty byś jeno paplała i paplała, jak sroczka – odparł z powagą brat.

– Wiedz waszmościanka, że milczenie ludzie rozumni zowią złotem,
a mowę srebrem, i że nawet sroczki gonią za złotem, bo je kradną.

Alinka wcale nie obraziła się za to porównanie, tylko roześmiała

się wesoło i poczęła deklamować:

Sroczka kracze na plocie: będą goście nowi.
Sroczka czasem omyli, czasem prawdę powie.
Gdzie gościom w domu radzi, sroczce zawsze wierzą
I nie każą się kwapić kucharzom z wieczerzą.

– Ot i wygnałaś ciszą – odezwała się do niej Cechna, uśmiechając się
pobłażliwie.

– Kocham jegomości pana Szymonowicza za to, że tak piękny

wiersz o sroczce napisał – rzekła Alinka i chciała dalej deklamować,
ale brat przeszkodził jej.

– A ja kocham króla Jana za, to, że tak dzielnie bił wrogów Krzyża

– rzekł. – Oj, czemu to królewicza Jakuba nie wybrali panowie miasto
tego Sasa Augusta!

Alinka wydęła usteczka.
– Waszmość, jak jegomość pan Mroczek, właściciel tej kamienicy,

background image

jeno o polityce rad byś mówić – rzekła. – Kiedy posiwiejesz, czas
będzie na takowe rozmowy poważne. Dzisiaj lepiej razem ze mną
mów wiersz jegomości pana Szymonowicza, a może ściągnie nam
gości. Pani matka byłaby temu rada, a i ja też. Oj, lubię gości –
dodała, kręcąc główką – ale gości wesołych, takich np. jak jegomość
pan Szczuka, co to ile razy u nas stanie, to przywozi z sobą dwa
worki: jeden pełen konceptów, drugi przysmaczków i hojnie obdarza
nas to żartem, to cukierkiem.

– Czas już pono do pani matki podążyć. Pewnikiem pacierze

wieczorne odmawia. Chodź, Alinko – odezwała się Cesia.

Złotowłosa dziewczyna podniosła się z westchnieniem.
– Minął dzionek, nikt nie przyjechał – szepnęła.
Z tymi słowami zbliżyła się do okna, ujęła rękoma za żelazną kratę

i wzrok w ulicę skierowała.

– Co to? – krzyknęło naraz. – Cechno, Mieczku! chodźcie

zobaczyć! łuna na niebie! Może pożar w mieście...

Wezwani stanęli w jednej chwili przy swej siostrze.
– Ot i wy wróżyła sroczka gości – rzekł z uśmiechem Mieczysław. –

Ktoś dworno do nas zajechał: służba otacza z pochodniami kolasę.
Biegnę dowiedzieć się, kto to. A wy czeladź zbudźcie i pani matce
powiedzcie, że mamy gości.

To powiedziawszy, do sieni pośpieszył. Cesia do matki podążyła.

Alina nie odstępowała od okna. W rozszerzonych jej źrenicach
malowała się wielka ciekawość, po ustach biegał uśmieszek
zadowolenia.

Przed wąską sienią kamienicy jegomości pana Mroczka, w której

jej matka trzymała gospodę dla przyjezdnych, zatrzymała się właśnie
podróżna kolasa, żółto malowana, z oknami lustrzanymi. Sześć
rosłych i pięknych koni jednakowej sierści i jednakowego zupełnie
wzrostu, ustrojonych we fioki z piór, w podogonia i szory świecidłami
nabijane, olśniły nie tylko Alinę, lecz i Mieczysława.

– Wspaniały cug – szeptał sam do siebie, stojąc na progu sieni –

maścisty, sprzęgły. Wojewoda Szczuka, czy nie? Ale chyba kto inny.
Toć nie jego zaprzęgi i nie jego służba.

Na wysokim koźle kolasy siedział woźnica brodaty w grubej

siermiędze, w szłyku na głowie, posępny, jak bory północne, obok
niego chudy, sztywny Niemiec z harcapem, spadającym mu na plecy
spod trójkątnego kapelusza, w spodniach opiętych i takiejże sukni;
kilku pachołków w kurtkach z sukna domowej roboty, w szerokich

background image

szarawarach i butach wysokich, na koniach, z pochodniami w rękach,
otaczało kolasę. W głębi ulicy widać było nad ciągający z wolna wóz,
tłumokami i skrzyniami wyładowany.

Mieczysław pospieszył do kolasy, by drzwiczki otworzyć, lecz

zanim zdążył, siedzący na koźle Niemiec z harcapem zsunął się
na ziemię ze zwinnością kota i uprzedził go. Z kolasy wysunęła się
otyła postać średnich lat kobiety, w czarnym czepcu, o twarzy
pucołowatej, jak księżyc.

– Czy tutaj, serdeńko, gospoda jejmości pani Rawskiej? – spytała

akcentem nie miejscowym.

– Tutaj – odparł lakonicznie Mieczysław. Poufały epitet „serdeńko”

nie podobał się chłopcu, otyła jejmość jeszcze mniej; inni goście
zajeżdżali zwykle tutaj; gospodę jejmości pani Rawskiej upodobali
sobie panowie, szlachta na Dobrej lub na Piwnej szukała zajazdów
pospolitszych.

– Można dostać; dwie izby i pomieszczenie dla koni, a także

i służby? – zapytała znowu jejmość, słowa „serdeńko” tym razem nie
dodając.

Poważny wyraz twarzy chłopca onieśmielił ją.
– Można – odparł Mieczysław.
Otyła, jejmość poczęła się wydobywać z kolasy, ale sprawiało jej to

widoczną trudność; Niemiec stal sztywny na uboczu i nie śpieszył
z pomocą.

– Pomogę jejmości pani – rzekł Mieczysław, z trudnością walczący

z uśmiechem, który próbować wybiec na jego usta.

Jejmość podniosła na niego spojrzenie.
– Pomóż, serdeńko, a powiem: „Bóg zapiać” – odparła.

Na pachołka coś mi jakoś nie wyglądasz. Nie przyjąłbyś pewnikiem
brzęczącej zapłaty – dodała.

Mieczysław poczerwieniał.
– Rawski, herbu Kozie – odparł – syn właścicielki gospody

tutejszej. I złożył poważny ukłon.

– Więc jako gospodarz pomóż mi Waszmość, bo sama nie poradzę

sobie – rzekła podróżna i wyciągnęła do stojącego naprzeciw niej
obie ręce obładowane paczkami i skrzyneczkami.

– Wybaczcie, że was obarczani – rzekła.
W tej chwili wypadli z sieni: dziewka i chłopak, którzy pełnili tutaj

zwykłe posługi przy gościach przejezdnych. Mieczysław kazał im
wziąć owe paczki i skrzynki, sam zaś podał ramię okazałej jejmości,

background image

która wysiadła wreszcie, sapiąc głośno i poprawiając obu rękoma
przekręcony na głowie czepiec.

Ubiór podróżnej nie odpowiadał wspaniałej kolasie. Miała na sobie

czarną kamlotową jubkę trochę wyszarzaną, brązowa spódnicę
i kwef wdowi na głowie. Ruszała się też rubasznie, mówiła
krzykliwym głosem i w ogóle sprawiała wrażenie szlachcianki
z zaścianka.

Przez kraty okna Alinka śledziła z minką skrzywioną podróżnych.
– Nie wesoły gość – szeptała.
Wtem z kolasy odezwał się głosik dźwięczny, jak śpiew. Dąs uciekł

z malinowych usteczek dziewczęcia, w czarnych oczach złote błyski
zamigotały.

– Źentosiu, zapomniałaś o szkatułce z klejnotami – ktoś się

odezwał.

Otyła jejmość, którą Mieczysław wiódł do sieni, puściła raptem

jego ramię i ku kolasie dysząc pobiegła.

– Wybaczcie, miłościwa... śpieszyłam izby obejrzeć – rzekła.
Z drzwiczek kolasy wychyliła się kształtna główka, przejrzystą

białą zasłoną owinięta, spod której błysnęła tak śliczna twarzyczka,
iż Mieczysław oczu od niej oderwać nie mógł. Alinka zaś
wykrzyknęła, mimo woli:

– Jaka cudna!
– Nie trudź się Waćpani. O izby jestem spokojna. To nie zwykła

gospoda – odezwała się tymczasem znowu dźwięcznym głosikiem
piękna pani i drobną rączkę, rękawiczką zasłoniętą, w której
trzymała ozdobną złotem i perłową macicą szkatułkę, wyciągnęła
do otyłej jejmości.

Kłaniając się nisko, tamta odebrała szkatułkę i do sieni podążyła,

a piękna pani spuściła teraz na stopień kolasy małą nóżkę, ustrojoną
w złoty trzewiczek.

Mieczysław pośpieszył podać jej ramię i odtrącił szorstko Niemca,

który chciał go powtórnie w usłudze uprzedzić, lecz nie powiodło mu
się tym razem. Podróżna uśmiechnęła, się i podała z wytworną gracją
rękę zwycięzcy.

– Waszmość tutaj gospodarzem? – zapytała.
– Pachołkiem pani matki – odparł Mieczysław, rumieniąc się.
– Słowa wasze każą mi domniemywać się, iż dobrym synem

jesteście – rzekła piękna pani. – Mam cześć dla dobrych synów: ród
Ciechanowieckich, z którego pochodzi jegomość pan kasztelan

background image

Ciechanowiecki, małżonek mój, słynął dotychczas z dobrych synów,
więc i w drugich tę cnotę widzieć lubimy. – A ojciec waszmości czym
się zajmuje? – dodała zaraz. Zasępiła się twarz młodego.

– Nie żyje – odparł. – Był rycerzem, służył pod królem Janem;

powrócił z ranami spod Wiednia, te goiły się i otwierały na nowo,
w końcu umarł.

Błękitne, wielkie oczy kasztelanowej podniosły się z wyrazem

współczucia na mówiącego.

– Żal mi was – szepnęła. – Czyście jedynakiem?
– Mam dwie siostry – odparł Mieczysław. Weszli właśnie do długiej

sieni, wiodącej w głąb mieszkania. Za, nimi hajducy z pochodniami
śpieszyli, lecz niepotrzebnie: naprzeciw kasztelanowej wyszła
bowiem Alinka ze świecznikiem w ręku, w którym gorzały trzy
świece woskowe.

– Niech będzie pochwalony Chrystus – tymi słowy powitała piękną

panią i dygnęła przy tym zgrabnie.

Kasztelanowa zatrzymała się.
– Na wieki wieków – odparła, po czym zwróciła się

do Mieczysława.

– Cóż to za dzieweczka cudna? – zapytała.
– To siostra moja – odparł chłopiec nie bez odcienia pychy. –

Trzpiotka wielka – do dal z powagą.

– A z waszmości mąż pełen powagi – z uśmiechem odparła

kasztelanowa.

– Opiekunem młodszych sióstr i matki być winien – rzeki chłopiec.
– Śliczną macie siostrę. Uśmieszek filuterny, który drga

w kącikach jej ust, potwierdza waszmości słowa, że trzpiotka z niej
miła. Lecz kiedyż się trzepotać, jeśli nie w tych latkach. Zapewne nie
więcej liczy nad rok trzynasty?

– W sierpniu zacznie czternasty – objaśnił Mieczysław.
– A Waszmość? – spytała kasztelanowa.
– Jam już w maju siedemnasty rozpoczął – usłyszała odpowiedź.
Właśnie zbliżyli się do Alinki. Kasztelanowa zatrzymała się przy

niej i podała jej rękę do ucałowania.

Dziewczynka drgnęła zarumieniona i pochyliła się z pocałunkiem.
– Imię waćpanny? – spytała kasztelanowa.
– Alina Rawska – odparła dziewczynka.
– Prowadź mnie waćpanna do izby obszernej i wygodnej pościeli –

rzekła kasztelanowa – znużona jestem srodze długą podróżą, łaknę

background image

jeno spoczynku. Wy zaś bądźcie tak grzeczni i każcie służbie
tutejszej umieścić moje konie w waszej stajni, nasypać im obroku
i napoić je – dodała, zwróciwszy się do Mieczysława. – Wieczerzą też
nie pogardzę i z matką waszmości pragnęłabym znajomość zawrzeć.

To powiedziawszy, skinęła chłopcu głową, po czym do pokojów

gościnnych podążyła za Aliną.

Były dwie izby obszerne w gospodzie pani Rawskiej i trzecia

mniejsza. Do najobszerniejszej i najwygodniejszej prowadziła Alina
piękną panią. Pokój ten urządzony był z wyraźną dążnością
dogodzenia podróżnym. Pani Rawska, co miała z własnych sprzętów
przedniejszego, to ustawiała w tej izbie, przeznaczywszy ją dla
dostojniejszych gości, nawiedzających często stolicę w owych
wesołych czasach za panowania Augusta II Sasa.

W alkowie, znajdującej się w jednej ze ścian, stało szerokie łóżko,

nogami wysunięte do pokoju, otoczone u góry i u dołu rzeźbioną
galeryjką; od górnej zwieszały się firanki adamaszkowe, ujęte
sznurami zlotem przetykanymi. W rogu alkowy widać było klęcznik
dębowy, nad którym wisiał krzyż czarny z białym Chrystusem,
wyrzeźbionym z kości słoniowej. Po drugiej stronie znajdował się
lawater, w dzisiejszym znaczeniu umywalnia: drewniana głowa,
kolorami ozdobiona, odstająca od ściany, z lejkiem w ustach,
wypuszczała na srebrną miednicę, umieszczoną pod nią na stoliczku,
strumień wody; obok błyszczał wielki dzban srebrny, a opodal było
wbitych w ścianę kilka kołków. W pośrodku pokoju stał stół dębowy,
piękną rzeźbą ozdobiony.

Alinka główką kręciła.
– Mnie się widzi, że gdybym miała te wszystkie brylanty, na które

dziś patrzyłam, to nie byłoby ani jednej smutnej twarzy na naszej
ziemi – odparła wreszcie. – A co do niewoli, przymusu, to nie
znałabym wówczas tych niemiłych panów, czyniłabym jeno to, z czym
dobrze by sercu memu było i śpiewałabym jeno tak, jak pragnęłaby
duszyczka.

Smutny uśmieszek ukazał się na ustach kasztelanowej.
– Są takie łzy, których blask brylantów nie osuszy – odparła

uroczyście. – A co do przymusu, to nie ma takiego człeka na całej
ziemi, któremu by przymus pęt nie nakładał...

– Wiesz, czego się lękam – rzekła nazajutrz Cesia, gdy wschodzące

słońce zbudziło siostry.

– Czego? – spytała Alinka.

background image

– Żeby kasztelanowa nie uwiozła nam ciebie do Boczejkowa.
Alinka posmutniała.
– Toć mnie kochasz, siostrzyczko; mnie ten świat nęci, w tym

świecie byłabym bardzo szczęśliwą – z wymówką szepnęła po chwili.
– Tam tak wesoło, bogato, a jacy wszyscy układni. Dobrze byłoby mi
w tym świecie, trosk nijakich bym nie znała.

– A tęsknota?
– A bo to Boczejkowo na innym świecie? Gdy tęsknota zajrzałaby

do mego serca, objęłabym, kolana kasztelanowej i powiedziałabym:
„Miłościwa, dobra, piękna, pozwól swoich odwiedzić...” – ona
pozwoliłaby pewnikiem, i pofrunęłabym do was; jako jaskółeczka
powróciłabym na wiosnę do gniazdka, tutaj ulepionego,
nacieszyłabym się z wami, a jesienią znowu na wielki świat
poleciałabym i kąpała się w jego jasnym słońcu i piła z jego źródeł
szumiących i stroiłabym się, bawiła...

– Nie mów więcej – szepnęła Cechna, kryjąc twarz w dłoniach.
– Ty płaczesz, siostrzyczko. Więc moje szczęście nie ucieszyłoby

cię? – spytała zdumiona Alinka.

Cesia podniosła głowę.
– O nie, nie, nie płaczę i płakać nic będę. Bądź szczęśliwa –

odparła głosem zmienionym.

Alinka przytuliła się do niej.
– To dobrze – szepnęła – bo gdyby jedna łza wypadła z jasnych

twoich ocząt, siostrzyczko, jedna maleńka łezka, już bym nie
pojechała i tęskniłabym wiecznie za tym światem, który wydał mi się
dzisiaj piękniejszym z daleka, niż najpiękniejsze nasze sny, niż świat
dziwożon i rusałek.

– Ty nas chyba nie kochasz – rzekła Cesia.
– Nie kocham! – wykrzyknęła niemal Alina. – Jakże mogłabym nie

kochać! Toć tacy dobrzy dla mnie jesteście, tak mnie pieścicie, tak mi
dogadzacie. Niewdzięczne musiałabym mieć serce, gdybym was nie
kochała.

– A umiałabyś kochać tych, co cię nie pieścili i nie dogadzali ci? –

zapytała Cesia.

Alinka wstrząsnęła przecząco główką.
– Nie – rzekła, robiąc minkę kapryśną.
– Ja umiałabym – szepnęła Cesia. Wtem drzwi izdebki roztworzyły

się i Baśka wsunęła głowę.

– Jaśnie wielmożna kasztelanowa kazała, by panienka Alinka

background image

do niej przyszła – rzekła.

Alinka ubrała się w jednej chwili i pobiegła wesoło do opiekunki,

na progu gościnnego pokoju zatrzymała się wszakże zmieszana:
kasztelanowa z mężem i Rawska siedzieli w głębi, uroczyści wszyscy
troje.

– Zbliż się waćpanna – odezwała się dźwięcznym głosem pani

Ciechanowiecka.

Głos ten dodał odwagi dziewczynce. Mnąc koniec mankietu,

zdobiącego rękaw jubki, postąpiła kilka kroków i zatrzymała się
przed poważnym zebraniem, z oczyma spuszczonymi w podłogę.

– Obserwując wczoraj waćpannę podczas zabawy, na którą

wzięłam ją z sobą, doszłam do wniosku, że duszyczka twoja wyrywa
się do uciech, jakich jejmość pani Rawska dostarczyć waćpannie nie
jest w możności – zabrała głos kasztelanowa. – Lękając się, aby
w twojej duszy nie zrodziła się tęsknota za nieznanym i serca ci
goryczą nie napełniła, postanowiliśmy ułatwić ci zbliżenie do ust
onego kielicha uciech; a gdy napijesz się do syta, może powrócisz
do pani matki uleczona z pragnień niezdrowych; a może znajdziesz
u nas swój cel życia, swoje przeznaczenie, do którego Bóg w Swej
mądrości niezbadany różnymi ścieżkami prowadzi człowieka. Jeśli
masz ochotę jechać z nami, proś pani matki o błogosławieństwo.

– Matuś moja – zawołała Alina i pochyliła się do nóg matki; z oczu

jej potoczyły się łzy, lecz usta się uśmiechały. – Matuś moja,
pobłogosław mi – szepnęła błagająco.

Rawska obie dłonie położyła na jej głowie. – Niewolić cię nie będę

– rzekła – niech Bóg czuwa nad tobą, bądź posłuszna dla swoich
opiekunów, pokorną i usłużną, bądź im wdzięczną... Niech wielki
świat wszakże nie zatrze w twej pamięci wspomnienia matki
i rodzeństwa, niech nie przygłuszy w twym sercu przywiązania
do nas – dodała ciszej.

Alina uchwyciła jej ręce i do ust poniosła.
– Gdzie bym mogła zapomnieć, przestać kochać swoich – odparła

głosem wzruszonym. – Czcić będę wasze wspomnienie, pani matko,
jako świętej, rodzeństwa, jako słodkich moich aniołów, i modlić się
będę za wami i tęsknić niejednokrotnie.

background image

ISBN (ePUB): 978-83-7884-425-9
ISBN (MOBI): 978-83-7884-426-6

Wydanie elektroniczne 2012

Na okładce wykorzystano fragment obrazu „Koronczarka” Jana Vermeera (1632–1675).

WYDAWCA
Inpingo Sp. z o.o.
ul. Niedźwiedzia 29B
02-737 Warszawa

Opracowanie redakcyjne i edycja publikacji: zespół Inpingo

Plik cyfrowy został przygotowany na platformie wydawniczej

Inpingo

.

Niniejsze wydanie książki zostało przygotowane przez firmę Inpingo w ramach akcji „Białe Kruki na E-
booki”. Utwór poddano modernizacji pisowni i opracowaniu edytorskiemu, by uczynić jego tekst
przyjaznym dla współczesnego czytelnika.

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki

.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Klementyna Teresa Jadwiga Papi ebook
Kopciuszek Teresa Jadwiga Papi ebook
Dwie siostry Teresa Jadwiga Papi ebook
Nowe opowiadania ciotki Ludmiły Teresa Jadwiga Papi ebook
Burza Teresa Jadwiga Papi ebook
Brzask Teresa Jadwiga Papi ebook
Zwycięzca Teresa Jadwiga Papi ebook
Wojna domowa Teresa Jadwiga Papi ebook
Szlachetne marzenia i inne utwory Teresa Jadwiga Papi ebook
Orle skrzydła Teresa Jadwiga Papi ebook
Po ciernistej drodze Teresa Jadwiga Papi ebook
Aktea Teresa Jadwiga Papi ebook
Orle skrzydła Teresa Jadwiga Papi ebook
Papi Teresa Jadwiga POGRZEB OSTATNIEGO JAGIELLONA
Papi Teresa Jadwiga DWORZANIN KRÓLEWICZA JAKÓBA
W słońcu Toskanii Catherine George ebook
informatyka aplikacje w delphi przyklady wydanie iii teresa pamula ebook
Jadwiga Teresa Bolesław Chrobry

więcej podobnych podstron