background image

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza

Wydział Nauk Społecznych

Instytut Filozofii

Michał Sławski

Podążając leśną ścieżką myślenia 

Próba interpretacji myśli Martina Heideggera

Praca magisterska napisana pod kierunkiem 

Profesora Romana Kubickiego 

Poznań 2004 

background image

OŚWIADCZENIE

Ja,   niżej   podpisany   Michał   Sławski,   student   Wydziału   Nauk   Społecznych

Uniwersytetu   im.   Adama   Mickiewicza   w   Poznaniu,   oświadczam,   że

przedkładaną   pracę   magisterską   Pt:   „Próba   interpretacji   Myśli   Martina

Heideggera” napisałem samodzielnie. Oznacza to, że przy pisaniu pracy, poza

niezbędnymi   konsultacjami,   nie   korzystałem   z   pomocy   innych   osób,   a   w

szczególności nie zlecałem opracowania rozprawy lub jej części innym osobom,

ani nie odpisywałem tej rozprawy lub jej części od innych osób. 

Jednocześnie   przyjmuję   do   wiadomości,   że   gdyby   powyższe

oświadczenie okazało się nieprawdziwe, decyzja o wydaniu dyplomu zostanie

cofnięta. 

Poznań dnia 24.09.2004 r. 

2

background image

Spis treści

Początek końca, czyli koniec początku……………………………..4

Rozmowa z Japończykiem………………………………………… 9

Pogadanka o Bogu ………………………………………………. 35

Nawrócenie na Zwrot……………………………………………..53

Bibliografia……………………………………………………….73

3

background image

Początek końca, czyli koniec początku

 

Zasadniczo z Heideggerem (myśleniem i pisaniem o nim) problemy są

dwa.   Wyobraźmy   sobie   studenta   innego   kierunku   studiów   teleportowanego

nagle   na  filozofię

1

, przy  czym jest   to  niefilozof  (jeszcze?),  jak  mawia moja

czcigodna   matka:   -laik.   Spotkać   się   taki   osobnik   musi   niechybnie   znacznie

częściej   niż   na   poprzednich   studiach   z   osobliwą   trudnością,   która   na

poprzednich studiach zdarzała się z rzadka bądź nawet nigdy. Zdarzy mu się to

średnio, co 2 tygodnie, na co ciekawszych zajęciach. Doświadczy wielokrotnie

w zderzeniu z nowym tekstem wrażenia, które można opisać słowami, „O co tu

w ogóle chodzi?  @#$%$^&@

2

?”.No właśnie  i albo  stanie się filozofem ten

student, albo nie poradzi sobie.  Może jeszcze  udawać, kombinować, mataczyć,

ale   czy   po   to   się   studiuje,   by   kombinować   i   mataczyć   oddając   się   tylko

i wyłącznie manipulatywnej kalkulacji, przeliczaniu korzyści? Raczej chyba nie

tu chodziłoby bardziej o to „coś”,  „coś” tak nieuchwytnego i wymykającego się

słowom, a jednak tak istotnego i bliskiego każdemu prawdziwemu studentowi,

że  nie zamieniłby tego na nic innego. 

Właśnie ad rem, to, co naszemu hipotetycznemu studentowi z zewnątrz

filozofii zdarzałoby się przy każdej zmianie paradygmatu na ćwiczeniach, to

zdarza się „prawdziwemu” studentowi filozofii, można rzec filozofowi (mniej

lub   bardziej,   ale   jednak)   przy   pierwszym   spotkaniu   z   Heideggerem.   Czyli

1

 Albo wyciągniętego jak u Platona z Jaskini pomijając czy dobrowolnie czy siłowo, czyli ze względu na słusznie

pojęte jego dobro, którego on jeszcze nie zna, bo i skąd ma nieborak znać. Powiedzmy, że ukochana postawiła
mu taki warunek, że nie wyjdzie za niego za mąż dopóki nie skończy filozofii, jak głupio by to nie zabrzmiało. 

2

 W miejsce 

@#$%$^&@ 

każdy może sobie wstawić swoje ulubione niecenzuralne słowo lub zwrot, ja niestety

nie mogę, bo w pracy magisterskiej nie wypada

4

background image

kompletna ściana niezrozumienia, zdania czytane dziesięciokrotnie przez całą

noc   i   ekstatyczna   rozkosz   przy     zapalaniu   się   każdej   maleńkiej   żaróweczki

zrozumienia.   Ano   właśnie   ta   ściana,   która   rozciąga   się   jak   historia   filozofii

długa i szeroka poprzez całe 3500 lat. Czyli obejść się nie da, przeskoczyć? Też

niebardzawo. 

Ale   to   już   będzie   następny   problem,   najpierw   trzeba   ten   mur   dobrze

zobaczyć,   a   do   tego   potrzebne   są   właśnie   owe   mózgowe   żaróweczki

zrozumienia. Problem w tym by się  zapaliły, prześwietlając gąszcz egzotyki

Heideggerowego   języka.   Język   ten   przy   pierwszym   spotkaniu,

epistemologicznie przeraża. Jednak do sprawy należy podejść po męsku i nie

poddawać się, nie uciekać pod spódnicę logiki formalnej, co jak nadopiekuńcza

matka   przytuli   i   powie:   „nie   martw   się   syneczku   nie   będziesz   musiał   sam

myśleć”.   To   haniebne   wyjście   wybrali   między   innymi     panowie   Schlick

i   Carnap.   Zresztą   to   tchórzostwo   na   gruncie   filozofii   próbowaliśmy   oddać

metaforą,   mataczącego   studenta   kombinatora,   którego   nie   interesują   studia

których   nie   może   zrozumieć   (bo   cofa   się   przed   ich   zrozumieniem)   tylko

interesują go stopnie, wpisy w index, jednym słowem „wyrachowanie”. Jako, że

u   Heideggera   często   początek   to   koniec,   a   koniec   to   początek,   roztropnie

zacznijmy,   więc   od   końca:   „   <Teoria>   oznacza   teraz:   supozycja   kategorii,

którym  przyznaje   się   jedynie   funkcję   cybernetyczną,   odmawiając   im   jednak

wszelkiego   sensu   ontologicznego.   Dominująca   staje   się   operatywność

i modelowość myśli przedstawiająco - rachującej.”

3

Już teraz prawie jesteśmy

pewni,   że   porównanie   „wyrachowania”   studenta   z   myślą   przedstawiająco-

rachującą     człowieka,   jako   człowieka   cybernetycznego,   ale   upewnijmy   się

dokładnie   co   to   znaczy   cybernetyczny:   ”Cybernetyka   odpowiada   określeniu

człowieka   jako   istoty   działającej   i   społecznej.   Jest   ona,   bowiem   teorią

sterowania (możliwym) planowaniem i organizacją ludzkiej pracy. Cybernetyka

przekształca   mowę   w   wymianę   wiadomości.   Sztuki   stają   się   sterowanymi

3

 „Koniec Filozofii i zadanie myślenia” w  Martin Heidegger: „Ku rzeczy myślenia” str.81; Fundacja Aletheia

Warszawa 1999

5

background image

i sterującymi instrumentami informacji”

4

.Właśnie tutaj mamy sytuację owego

studenta, którego historia nagle pchnęła ku filozofii, czy może inaczej nagle

uświadomił sobie, że powinien myśleć, a co on robi? Zamiast myśleć pokazuje

innym, że myśli i że ma efekty - sprawia tylko wrażenie myślenia, tworzy iluzję

liczy   się   wynik.   Na   podobnej   zasadzie   po     końcu   filozofii   filozof   staję   się

„cynicznym”   Cybernetykiem,     albo   nieświadomym   Cybernetykiem,   jak

wspomniani   już   panowie   Schlick   i   Carnap.   Lecz   aby   się   rozwinęła   taka

„cyniczna” postawa życiowa w adepcie potrzebny odpowiednio zdegenerowany

uniwersytet. 

Czy jednak, aby na pewno dzieje filozofii są takim „zdegenerowanym

uniwersytetem” z przybitą nad wejściem tabliczką „porzućcie wszelką nadzieję,

co tu wchodzicie” ? „Czy jednak koniec filozofii w sensie jej rozwinięcia się

w nauki jest również pełnym urzeczywistnieniem wszystkich możliwości myśli

filozoficznej? Czy może po za scharakteryzowaną wyżej ostatnią możliwością

rozkładu   filozofii   na   stechnicyzowane   nauki   istnieje   jeszcze  pierwsza

możliwość   myśli,   możliwość,   która   musiała   być   punktem   wyjścia     myśli

filozoficznej,   choć   filozofia   nie   była   w   stanie   ani   doświadczyć   jej,   ani

zrealizować?”

5

. Teraz dochodzimy do drugiego problemu, który możemy mieć z

Heideggerem.                 A problem to taki, jaki znaleźć klucz interpretacyjny do

tego   myślenia?   Mur   który   nam   światło   z   naszych   umysłów   rozświetliło   i

ukazało   się   przed   nami   wiele   drzwi   (fenomenologia,   hermeneutyka,

egzystencjalizm,   filozofia   ponowoczesna,   czy   nawet   kognitywistyka...)   ,

którymi   można   wejść   w   myślenie   Heideggera.   Którymi   można   wejść   w   to

myślenie najlepiej równocześnie wychodząc z tego myślenia? Pojawia się od

razu pytanie, czy wejść i wyjść znaczy to samo? Czy należy wejść? Czy może

wyjść   tymi   drzwiami?   (to   trzecie   czyli   tylko     wyjść   jest   najbardziej

problematyczne   i   odpada).   Więc   tylko   wyjść   się   nie   da   (była   by   to   iluzja

„niemyślenia”)   .   Pozostaje   rozstrzygnięcie   czy   wejść?     Czy   wejść   i   wyjść

4

 Tamże str. 80

5

 Tamże str. 82

6

background image

równocześnie?   Bo jeżeli Heideggerzenie jest już tylko myśleniem po końcu

filozofii, a nie  tą właśnie filozofią  to należy drzwiami w to  myślenie  wejść

tylko. Jeżeli natomiast myśl ta jest równocześnie filozofią (a tym zdaję się być) i

myśleniem po filozofii można by powiedzieć postfilozofią (ale po co?), to jest

drzwiami które jednocześnie się otwierają              i zamykają, stanowią wejście

i wyjście zarazem. Aby zatem przez jedne i te same drzwi równocześnie wejść i

wyjść potrzebujemy Klucza specjalnego, nie może być to ani egzystencjalizm

czy hermeneutyka, które są tylko i wyłącznie wejściem, ani postmodernizm, czy

cybernetyka, które są tylko wyjściami               (i o tyle noszą iluzję swojej

możliwości o ile udają jeszcze wejście). 

Trzeba  szukać  gdzie  indziej. Ale czy nie  można tego  zrobić prościej?

Pamiętamy, że jeżeli Uniwersytet ma być jeszcze Uniwersytetem, a nie tylko

zawodową   szkołą   przetrwania   w   cybernetycznej   sieci   zależności,

zarządzających   i   zarządzanych   zasobów   ludzkich   to  ostatnia  możliwość

rozkładu   filozofii   (wyjście)   kryje   w   sobie   również   jednocześnie   możliwość

pierwszą  możliwość myśli, „początkową myśl”, zaczątek wszelkiego myślenia

(wejście). Zobaczmy jak Heidegger zadaję to pytanie: „Jeżeliby tak było, dzieje

filozofii   musiałyby   od   początku   do   końca   kryć   jakieś   zadanie   dla   myśli,

niedostępne   ani  filozofii,  jako  metafizyce,  ani  pochodzącym z  niej  naukom.

Dlatego   pytamy:   Jakie   zadanie   stoi   jeszcze   przed   myśleniem   przy   końcu

filozofii?”

6

.   Czy   nie   można   po   prostu   „po   ludzku”   odpowiedzieć:   „Jest   to

zadanie   dosięgnięcia Wydarzania jako Istoczenia Bycia w Otwartym czyli w

prześwicie”   i   całą   sprawę   zamknąć?   Właśnie,   że   nie   można,   ponieważ

z perspektywy filozofii (wejścia) jest to niezrozumiałe, natomiast z perspektywy

postfilozofii (wyjścia) jest to za mało, są to tylko słowa, które nie dosięgają

wydarzania wręcz się od niego oddalają w ułudzie wytłumaczenia, czyli jest to

stanowczo   za   mało.   Po   to   zresztą   Heideggerowi   był   Zwrot,   aby   obie   te

perspektywy połączyć, stopić w jeden monolit, tylko tą drogą było to możliwe

o ile jest to w ogóle możliwe. Jedną sprawę trzeba podkreślić uczciwie, że nikt

6

 Tamże str. 82

7

background image

nie jest nieomylny i nie jest też takim bohater naszej opowieści czy jeszcze

lepiej powiedzieć naszej sagi. Nie dość tego, należy powiedzieć, że jest tutaj

wielkie ryzyko błędu i zagubienia się, nierozeznania materii. 

Wchodzimy   na   nieznane   dziewicze   tereny,   gdzie   niczym   linoskoczek

balansujemy  pomiędzy,   geniuszem,   rozsądkiem   i   bełkotem,   z   których   każde

może równie dobrze zamieszkiwać krainę, po której się poruszamy. Ryzyko jest

ogromne   i   trzeba   wystrzegać   się   błędu   jak   ognia,   zachować   najwyższą

ostrożność.   Mając   tą   uwagę   cały   czas   w   pamięci   spróbujmy   zastosować

podwójny klucz i zobaczyć czy okaże się on jednorodny, spójny i adekwatny,

czyli czy pozostanie jednym i tym samym kluczem. Udajmy się więc wreszcie

na rozmowę z Japończykiem.

Rozmowa z Japończykiem

8

background image

Z   jednej   strony,   Heideggera   późniejsze   dzieła(wcześniejsze   też,   ale

w   mniejszym   trochę   stopniu)   przypominają   swoją   fantazją   mistrzów

Buddyjskich,  jednak z tą różnicą, że Buddyzm zdaje się przyznawać  językowi

drugorzędną   jeżeli   nie   trzeciorzędną   rolę,   co   pozwala   mu   na   swobodne

nieskrępowane   „logiką”   posługiwanie   się   językiem.   Z   drugiej   strony   zaś

Heideggerowskie   pisma   roszczą   sobie   pretensję   do   swoistej   językowej

fundamentalności,   czy   lepiej   powiedzieć   fundamentalnej   roli   języka   czy   też

mowy. Owo przywiązanie do mowy, swoiste  „powiadanie” zdaje się odsłaniać

teologiczną   przeszłość   czy   też   nawet   zakorzenienie   Heideggerowskiego

myślenia w Teologii: „P. Nigdy bym nie dotarł do drogi myślenia, gdyby nie ta

teologiczna   przeszłość.   A   przeszłość   pozostaje   zawsze   przyszłością.   J.   Bo

wzywają się one nawzajem, a w wezwaniu takim namysł staje się swojski…

P. i w ten sposób staje się prawdziwą współczesnością.”

7

  Cytat ten pochodzi

z rozmowy Heideggera z Japończykiem, który wydaje się nadzwyczaj dobrze

rozumieć   naszego   myśliciela   co   zdaje   się     fascynować   i   niemal   zdumiewać

samego wielkiego Martina; pomijamy tutaj całkowicie pytanie czy mamy do

czynienia   z   zapisem   naprawdę   dialogu   czy   też   dialogiem   w   zupełności

wymyślonym.   Przyjmijmy, że tak jest w istocie był to dialog (albo tak było,

albo   Heidegger   tak   zręcznie   to   napisał,   że   tak   musiałoby   być   w   spotkaniu

z odpowiednim Japończykiem, a przecież tu nie chodzi o tego Japończyka). 

Co tutaj się zdarza? Nie tylko następuje „przyznanie się” do teologicznej

przeszłości, więcej konstatuje się tutaj znaczenie teologii dla całego myślenia

Heideggera, które wydaje się ważnym, jeżeli nie kluczowym rysem tegoż. To

już zakrawa na spowiedź.  Przed Japończykiem? Czy Japończyk jest w  stanie

pozostając   Japończykiem   pewne   „teologiczne”   inspiracje   zrozumieć,   złapać

w   lot?   Czy   możliwe   jest   tutaj   pełne   porozumienie,   a   nie   tylko   potulne

potakiwanie   japońskiego   (już   coraz   mniej)   konwertyty   na   Heideggeryzm?

7

 „Z rozmowy o języku między Japończykiem, a Pytającym” w Martin Heidegger: „W drodze do języka” str. 75;

Wydawnictwo Baran i Suszyński  Kraków 2000 ; jako że jest to dialog (co to znaczy okaże się niebawem)
występują w nim co najmniej dwie osoby, tutaj akurat dwie Wypowiedzi zaznaczone na początku literą P. to
słowa Martina Heideggera (pytającego chociaż nie zawsze) natomiast wypowiedzi inicjowane literą J. to
wypowiedzi Japończyka, którego dane personalne pozostaną dla nas niezgłębioną nigdy tajemnicą. 

9

background image

Wręcz   przeciwnie   Freiburski   myśliciel   (poeta,   wieszcz,   leśny   wędrowiec),

pieczołowicie dba o to, aby był to dialog dwóch osób więcej nawet stara się,

aby ta rozmowa ludzi z dwóch różnych tradycji myślenia (czy może nawet z

tradycji myślenia  i niemyślenia) stała się dialogiem. Dialogiem jako Dia-logos,

czyli          z Greki podzielanie wspólnego logosu, ten logos dopiero właśnie ta

rozmowa ma odnaleźć, zbudować, wiedząc o tym, że obaj rozmówcy pochodzą

z tak naprawdę zupełnie odmiennych kultur, czyli de facto różnych logosów.

Ten właśnie wspólny logos czy nawet już prześledzenie próby jego utworzenia

(odnalezienia?   Przypomnienia   w   powtórzeniu?)   przez   leśnego   wędrowca

i   mieszkańca   krainy   kwitnącej   wiśni   jest   naszym   Specjalnym   kluczem:

„P. …  nie widzę jeszcze, czy to, co próbuje myśleć jako istotę języka, uczyni

zadość także istocie języka Dalekiego Wschodu, czy wreszcie na koniec, który

zarazem   byłby   początkiem,   istota   języka   będzie   mogła   dojść   do   myślącego

doświadczenia,   gwarantując,   że   powiadanie   Europy   Zachodniej   i   Dalekiego

Wschodu   weszły   w   dialog,   w   którym   brzmi   coś   wypływającego   z   jednego

jedynego   źródła”  

8

;   Na   razie   nie   możemy   się   zatrzymać   nad     ekstremalnie

interesującym   wątkiem   tej   wypowiedzi   „myślącym   doświadczeniem”,   bo

zatrzymalibyśmy się na dobre niespełna w pół drogi, lecz powrócimy do niego

później.   Natomiast   jasno   widzimy,   że   trudności   tego   zadania   nie   pozostają

niezauważone przez europejskiego rozmówcę. Nie jest to jednak, tak, że będzie

on skłonny rozmowy z ich powodu zaprzestać, podkulić ogon i uciec wręcz

przeciwnie:   „P.   Pańskie   sugestie,   za   którymi   mogę   podążać   tylko   z   daleka

wzmagają mój niepokój. Większe jeszcze  niż wspomniana obawa jest we mnie

oczekiwanie, aby – powodowana pamięcią o hrabim Kuki – rozmowa mogła się

powieść.”

9

.   Jakie   więc   trudności   napotyka,   ta   rozmowa?   Wydaje   się,   że

trudnością staje się tutaj sama istota języka, z której wnętrza toczy się rozmowa,

czy powinna się toczyć o ile ma się powieść. Prześledźmy, czy aby jest tutaj

8

 Tamże str. 73

9

 Tamże str. 79

10

background image

w ogóle możliwe zbudowanie porozumienia i na ile takie porozumienie  jest

możliwe pomiędzy tymi dwoma kulturami. 

Zjawiają   nam   się   w   tej   rozmowie   dwie   kluczowe   dla   porozumienia

sprawy: ujęcie Języka oraz ujęcie Pustki,  we wzajemnym ich związku jedynie

możliwa jest wspólna płaszczyzna, możliwe jest wspólne podążanie „drogą do

języka”, wspólne podążanie tychże rozmówców i być może wspólne podążanie

wschodu   i   zachodu.   Czy   te   dwie   „rzeczy”:   „europejskie”   ujęcie   języka

i dalekowschodnia pustka dają się w ogóle uzgodnić? Zacznijmy od języka, co

w tej rozmowie staję się dla Japończyka problematyczne, o co musi zapytać,

dopytać,   co   domaga   się   wyjaśnienia?:   „P:   Zazwyczaj   późno   to   zauważamy;

niedostatek   bowiem   tkwi   nie   tyle   w   nas,   co   w   tym,   że   język   jest   od   nas

potężniejszy   i   dlatego   bardziej   znaczący.   J:   Jak   Pan   to   rozumie?”

10

.   Czego

Japończyk tutaj nie chwyta? Co nie jest do końca jasne dla niego?. Zdają się tu

wybrzmiewać jeszcze słowa Świętego Jana: „Na początku było słowo, a słowo

było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko

przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało.”

11

. Kwestię Boga

w   myśli   Heideggera   rozpatrzymy   później.   Tym,   co   natomiast   teraz   nas

interesuje jest doniosłość słowa, jego niezbywalna wartość i niezbędność, dla

wydarzania jak i szczególnie dla samego człowieka, który podejmuje się próby

wejścia   na,   i   kroczenia   drogą   wydarzania   się   Prawdy   Bycia.   Język   też   się

wydarza, jednocześnie wskazuje na wydarzanie, wybiega w sobie, po za siebie

ku temu, co wskazane. Na to wschód jeszcze może się ze spokojem zgodzić,

tutaj   spotyka   się   „swobodność”   i   pozorna   „nielogiczność”   zarówno

Heideggerowskiego powiadania, jak i Buddyjskich Sutr. 

Czy   jednak,   co   do   niezbywalnej   źródłowości   języka,   języka,   którego

„potrzebuje” człowiek by dosięgnąć Prawdy Wydarzania, i którego „swoiście”

potrzebuje   Wydarzanie,   by   się   człowiekowi   udzielić,   czy   aby   tutaj   nastąpi

10

 Tamże str. 93

11

 Ewangelia według  Św. Jana: 1,1-1,3; Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu  Wydawnictwo Pallottinum

Poznań 1996

11

background image

zgodność czy nieusuwalna rozbieżność? Można by powiedzieć „rozjazd”, który

geograficznie   symbolizują   określenia   wschód   i   zachód,   czy   to   jest   właśnie

„rozjazd” i czy jest możliwe „miejsce zjazdu”? Czyli czy ta rozmowa może się

powieść?   Warto   mimo   tych   wątpliwości   zauważyć,   że   ta   rozmowa   jest

prowadzona, dzieje się, zdarza, nawet pomimo tego, że cały czas jest uważnie

nastawiona na swoją własną możliwość, na swoją własną podstawę i próbuje ją

odszukać. Zresztą doniosłość języka zostaje wyrażona jeszcze mocniej przez

Freiburskiego   wieszcza:   „Język   został   nazwany   <domem  Bycia>.   Język   jest

pieczą   wyistaczania,   o   ile   jawienie   się   wyistaczania   zostaje   powierzone

wydarzającemu wskazywaniu wieści. Domem bycia jest język, ponieważ jako

wieść jest on sposobem wydarzania.”

12

, czy dalej „…Nasz stosunek do języka

określa   się   ze   sposobu,   zgodnie   z   którym   należymy-   do   jako   używani-   do

wydarzania”

13

. Czy Buddysta

14

 nie odpowiedziałby na to wschodnim wierszem

Haiku: ”Spłonął mi dom, nic teraz nie zasłania mi słońca”

15

? Na ile sposób

w jaki należymy do wydarzania i jego określenie poprzez „stosunek do języka”

w obu tych tradycjach jest podobny? Czy jest on taki sam? Czy jest w ogóle

porównywalny,   przekładalny,   korespondujący,   czy  wręcz   przeciwnie   stoi   po

drugiej   stronie   przepaści,   przez   którą   niemożliwe   jest   przerzucenie   żadnego

mostu? 

Aby   to   zbadać   zajmijmy   się   teraz   pustką,   którą   Heideggerowski

współrozmówca wyłuskał z samej myśli naszego wieszcza. Pojawia się  tutaj

przelotnie, acz istotnie trzeci problem z pisaniem o naszym leśnym podróżniku:

aby oddać w całości głębię powiązań i „wynikań” należałoby cytować dużo

obszerniejsze   fragmenty,   o   ile   nie   całą   tą   genialną   rozmowy   między

Japończykiem,   a   pytającym.   Na   to   jednak   metodologia   pisania   pracy

12

     Martin Heidegger: „Droga do języka” str.202; w„W drodze do języka”;  Wydawnictwo Baran i Suszyński

Kraków 2000

13

 Tamże str.202.

14

 Ujmuję Buddyzm jako mówiąc po Heglowsku najdolżalszy i najdoskonalszy wyraz Azjatyckiego Ducha, jest

to kwestia jak wiele w filozofii napewno w dużym stopniu problematyczna i warta dyskusji lecz taka dyskusja
musiała by stanowić osobną rozprawę i z tej racji nie mieści się w ramach tej pracy, aczkolwiek czułem się w
obowiązku w tym przypisie ową problematyczność jak i swoje wobec niej stanowisko zaznaczyć. 

15

 [HAIKU]

12

background image

magisterskiej nie pozwala, zaznaczmy więc tylko, że to, co teraz zacytujemy jest

kontynuacją   „wątku”   rozmowy  o   roli   gestu   w  japońskim   teatrze   No,   wątku

który nie wykluczam, że również zostanie obszernie zacytowany, jednak jak

już, to później. Skupmy się  teraz na „przejściu”  z wątku znaczenia  gestu w

teatrze No na wątek śladów pustki w filozofii Freiburskiego myśliciela.
„P:  Pustka  jest  przeto  tym samym co  nicość,  takim mianowicie  istoczącym,

które   próbujemy   myśleć   jako   to,   co   inne   wobec   wszelkiej   obecności

i   nieobecności.   J:   Niewątpliwie.   Dlatego   w   Japonii   wykład  Czym   jest

metafizyka?  Zrozumieliśmy   od   razu,   gdy   w   1930   roku   ukazał   się

w przekładzie………”

16

.Czy aby niewątpliwie? Czy Pustka nie jest może raczej

prześwitem niźli nicością? Te pytania jeszcze nie padły, bo paść nie mogły, są

one   jeszcze   pieśnią   przyszłości   naszego   rozważania.   Na   razie   rozpatrzmy

nicość. „Zatrzymując się wewnątrz nicości przytomność wykracza tym samym

każdorazowo   poza   byt   w   całości.   To   wykraczanie   poza   byt   nazywamy

transcendencją.   Gdyby   byt   przytomny   z   samej   swej   istoty   nie   dokonywał

transcendencji,   tzn.   gdyby  nie   zatrzymywał  się  uprzednio   wewnątrz   nicości,

nigdy nie mógłby być odniesiony do bytu, a zatem również do samego siebie”

17

.

Trąci   to   metafizyką,   nieprawdaż?   Jest   to   postać   myślenia   przed

Zwrotem

18

, postać  skrajnego  subiektywizmu odziedziczonego  między innymi

po Husserlu. Świadomość, (przytomność) może tutaj odnieść się sama do siebie

i do bytu jako takiego na gruncie nicości. Przy czym nicości wraz ze swoim

ciągłym nicościowaniem jest źródłowym warunkiem zaprzeczenia. Ujawnia się

to   w   słynnym   pytaniu:   „Dlaczego   istnieje   raczej   coś,   niż   nic?”,   które   jest

głównym   tematem   Heideggerowskiego   „Wprowadzenia   do   metafizyki”.

Właśnie żywienie nadziei na zbudowanie nowej bardziej źródłowej metafizyki,

przywiodło   Heideggera   do   zaprzeczającego   charakteru   nicości     (ontologii

„fundamentalnej”)   .     Nicościujący   Charakter   nicości,   czyli   jej   zaprzeczanie

16

 „Z rozmowy o języku między Japończykiem, a Pytającym” w Martin Heidegger: „W drodze do języka” str.83;

Wydawnictwo Baran i Suszyński  Kraków 2000

17

 Martin Heidegger “Czym jest metafizyka” str.39 w “Budować, mieszkać, myśleć”; Czytelnik  Warszawa 1977 

18

 O samym zwrocie powiemy więcej nieco  później 

13

background image

uwidacznia   się   właśnie   w  tym  członie   „niż   nic”,   który   stawia   pod   znakiem

zapytania,   Bycie   bytu,   który   jest   zaprzeczającą,   przeraźliwą   możliwością

nieistnienia,   która   uwidacznia   się   w   egzystencjalne   Trwogi,   czyli   w

skończonym   charakterze   ludzkiego   życia.   Jest   to   widmo   nieuchronnego

wyroku,   odroczonego,   lecz   jak   nad   Kafkowskim   panem   K.   nieustannie   i

nieodmiennie nad każdym człowiekiem wiszącym. I o ile można to porównać z

Buddyjskimi   poglądami   o   przemijalności   i   nietrwałości   wszystkich   zjawisk,

jednak   na   to,   że  jest   to  rozpatrywane  z  perspektywy „ja” w  odniesieniu   do

samego   siebie   Buddysta   już   by  nie   mógł   się   zgodzić.   Napotkanie   pustki   w

Trwodze   tak,   ale   już   późniejsze   przywracanie   Bytowi   Bycia   na   gruncie

własnego projektu egzystencjalnego z perspektywy własnej śmiertelności to już

przeczy Azjatyckiemu duchowi. 

Inna   sprawa   to   czy   tutaj   nie   w   tej   pracy   nie   dokonujemy   rzeczy

karkołomnej próbując rozważać Buddyzm, Chrześcijaństwo i Heideggeryzm po

za kontekstem metafizycznego rozstrzygnięcia w kwestii życia po śmierci? To

znaczy   moglibyśmy   powiedzieć   tak:   Buddyzm   przyjmuje   metafizyczne

założenie reinkarnacji, Chrześcijaństwo życia po śmierci w niebie bądź czyśćcu,

Heidegger ateistyczną perspektywę: życie, a po życiu nic więcej. Jednak w ten

sposób   nasz  podwójny  klucz  na  nic  by się  nie   zdał   i  musielibyśmy zwinąć

zabawki i iść do domu, a przecież tego nie chcemy.

 Powracając do punktów spornych pustki i nicości, pierwszym, o którym

teraz mówimy jest właśnie skrajny metafizyczny subiektywizm odziedziczony

pośrednio po Kartezjuszu i bezpośrednio po Husserlu, subiektywizm poglądu

jakoby Dasein miał odzyskiwać samego siebie, dla samego siebie na gruncie

nicości. Jakby nie spojrzeć jasnym staje się zarzut o podmiotowo-przedmiotową

strukturę   tego   myślenia,   albowiem   przytomność   (świadomość)   tutaj   dzięki

„pustce”, którą rozpoznaje w odpowiednio przeżytej Trwodze może na powrót

odnieść się sama do siebie, jako podmiot z jednej strony i przedmiot z drugiej

i dopiero w ten sposób przywrócić sobie Świat. Zatem porzucenie podmiotowo-

14

background image

przedmiotowego myślenia, które „Bycie i czas” wieści w nim się de facto nie

dokonuje,   jedynie   być   może   zostaje   w   nim   przygotowane   (tak   to   będzie

Heidegger rozumiał po Zwrocie). Tak to ujmuję Buddyjski filozof Wasubandhu

:

„26.   Dopóki   świadomość   nie   pozostaje   w   stanie   samej   tylko   świadomości

dopóki nie zanika ciążenie do dwóch pojęć [tj. podmiotu i przedmiotu].

27.Albowiem   nawet   w  następstwie   postrzeżenia,   że   to   [wszystko]  jest  samą

tylko świadomością, stawiając coś na czele [jako przedmiot], nie utrzymuje się

tej samej tylko [świadomości]

28. Jeśli zaś świadomość nie ujmuje żadnej podpory, wtedy pozostaje trwale

w samej tylko świadomości, ponieważ z braku czegoś do ujmowania nie jest on

[= przedmiot] ujmowany”

19

. Przy czym Świadomość, jest tutaj świadomością

Pustki, czy może lepiej powiedzieć pustą świadomością. Jest to próba (moim

zdaniem   udana)   zażegnania   niebezpieczeństwa   idealistycznego   solipsyzmu,

czyli związania świadomości Pustki, niepustym pojęciem „ja”, które odnosi się

samo   do   siebie   jako   do   swojego   przedmiotu.   Zresztą   nie   ma   chodzi   tutaj

o zaprzeczenie „ja” co było by pewną nihilistyczną metafizyką „nie-ja”, tylko

o   nieadekwatność   takiego   myślenia,   myślenia   które   zatapia   się

w ultrasubiektywnej substancji „ja”. 

Raczej mamy tu do czynienia z pozostawieniem metafizyki „ja” z boku,

samej sobie, co zresztą i nasz wieszcz czyni po Zwrocie. No właśnie przejdźmy

teraz do drugiego punktu spornego nicości i pustki, mianowicie nicościowanie

nicości,   czyli   jej   zaprzeczającego   charakteru.   „Tak   oto   dowiedziona   jest

w ogólnym zarysie wypowiedziana wyżej teza, wedle której nicość jest źródłem

zaprzeczenia, a nie odwrotnie…
Jakkolwiek częste i różnorodne mogą być przypadki, w których zaprzeczenie-

wypowiedziane- lub nie – narzuca się każdej myśli, niemniej, przeto nie jest

ono bynajmniej jedynym wiarygodnym w pełni świadkiem ujawniania nicości,

19

  "Wasubandhu: Trzydziestka strof -Uzasadnienie Wyłącznego istnienia Treści świadomości"   w Michał

Mejor :"Buddyzm zarys Historii Buddyzmu w Indiach" Str.299;  Prószyński i S- ka  Warszawa 2001

15

background image

które   z   istoty   swej   zawiera   się   w   przytomności….   Bardziej   przepastne   niż

czysta odpowiedniość zaprzeczenia myślowego są surowość przeciwdziałania i

ostrość wstrętu. Bardziej odpowiedzialne są ból odmowy i bezlitosność zakazu.

Bardziej przygniatająca jest gorycz wyzucia”

20

. Powiało grozą. 

Czas na drobną, acz ważną dygresję. To, że tego typu sposoby myślenia,

myślenia w gruncie rzeczy mistycznego nie są kierowane „logiką formalną” nie

znaczy, że nie muszą przestrzegać „rygoru” i bać się błędu. Czyli, że można

powiedzieć, wszystko, czy cokolwiek, bo i tak przecież to jest „nielogiczne”.

Wręcz   przeciwnie   obowiązuje   je   rygor   znacznie   surowszy   niż   tak   zwaną

filozofię analityczną. Pułapki czają się na takie myślenie cały czas i cały czas

musi ono czuwać, nie tak jak filozofia analityczna, która raz zdawszy się na

„logikę”   jest   już   cały   czas   przez   nią   prowadzona   za   rączkę.   Zresztą   takie

rozumienie   nicości   oraz   również   Pustki   jest   błędem   wręcz   fatalnym,   który

Heidegger by popełnił o ile na tym, co tutaj napisane by poprzestał. Na całe

szczęście nie poprzestał.  

Takie   rozumienie   azjatyckiego   ducha   wraz   z   jego   konsekwencjami

doskonale ukazuje Hegel nazywając je „ogólnym momentem woli”, czyli „Furią

zniszczenia”.   Zacytujmy   jak     wygląda   to   zagrożenie:   „I   tak   wola   zawiera

<element czystej nieokreśloności, czyli czystego i bezpośredniego skierowania

się <<Ja>> ku sobie, w którym rozpływa się każde ograniczenie, każda treść

[woli]   istniejąca   bezpośrednio   dzięki   przyrodzie,   potrzebom,   pożądaniom

i popędom> (FP par.5). Ta <strona woli> zdolna abstrahować od wszystkich

możliwych   przedmiotów   i   zamiarów,   jakie   powziął   podmiot,   pozwala   mu

<uwolnić   się   od   wszystkiego,   zrezygnować   z   każdego   celu>   (FP   par.5,U)

i pozbawić siebie tego wszystkiego co składa się na określoność jego własnej,

rzeczywistej podmiotowości… 
…Gdyby   zdolność   człowieka   ograniczała   się   tylko   do   owej   negatywnej

zdolności, jej owocem byłaby wyłącznie autodestrukcja… Wolność negatywna,

którą Hegel nazywa <wolnością rozsądku>, ujawnia swoją destrukcyjną siłę nie

20

  Martin Heidegger “Czym jest metafizyka” str.41 w “Budować, mieszkać, myśleć”; Czytelnik  Warszawa 1977

16

background image

tylko   w   wypadku   drastycznej   decyzji   egzystencjalnej,   lecz   także   w   sferze

wolności zewnętrznej. Mimo, że zaznanie takiej wolności stanowi cel zabiegów

kontemplacyjnych,   uświęconych   przez   niektóre   religie   i   filozofię   Wschodu,

znajduje   ona   nie   tylko   realne,   ale   zgoła   brutalne   ujście   <zarówno   w   sferze

politycznej   jak   i   religijnej>,   gdzie   zwykle   przybiera   oblicze   <fanatyzmu

burzenia   każdego   istniejącego   porządku   społecznego,   fanatyzmu   usuwania

wszystkich   jednostek   podejrzanych   o   sprzyjanie   pewnemu   porządkowi   i

fanatyzmu   burzenia   każdej   znowu   wyłaniającej   się   organizacji>   (FP   par.5).

Fanatyczne usposobienie oznacza się z reguły skrajną ascezą osobistą: człowiek

opętany <wolnością pustki> porzuca własne sprawy i czyni z tego rodzaj cnoty,

która   pod   pozorem   dążenia   <do   jakiegoś   pozytywnego   stanu   np.   stanu

powszechnej równości czy też powszechnego życia religijnego> nie cofa się

przed niczym i jako taka jest już tylko furią zniszczenia”

21

. Nieprzypadkowo

w   tej   interpretacji   pojawiają   się   równocześnie:   wręcz   „nieskończone”

podkreślenie  ważności   „ja”, postawienia   go   ponad  wszystkim  jako  samo  do

siebie się odnoszące oraz negacja, negacja Świata. Co w dramatyczny sposób

kończy   się   chęcią   zniszczenia.   I   tak   ujmowana   Pustka,   jako   nicość

przywracająca przytomności ją samą oraz negująca w nicościowaniu, taką wolą

zniszczenia być może.  Ważne jest też to, że mimo wszystko moment dialektyki

dopełniony   „subiektywnym   momentem”   wolności   i   jako   taki   konieczny

składnik syntezy. 
W podobny sposób o Buddyzmie wypowiada się Jan Paweł II: ”Soteriologia

buddyzmu,  stanowi   punkt   centralny   i   w   pewnym   sensie   punkt   jedyny   tego

systemu. Jednakże zarówno tradycja buddyjska, jak i metody z niej wynikające,

znają   prawie   wyłącznie   <soteriologię   negatywną>.   <Oświecenie>,   jakiego

doznał  Budda,  sprowadza  się  do  przeświadczenia,  że  świat  jest zły. Jest  on

źródłem zła i cierpienia dla człowieka. Ażeby się wyzwolić od tego zła, trzeba

wyzwolić się od świata. Trzeba zerwać te więzy, jakie łączą nas z zewnętrzną

21

 Ewa Nowak-Juchacz: “Autonomia jako zasada etyczności Kant, Fichte, Hegel” str.260-262; Fundacja na rzecz

nauki Polskiej  Wrocław 2002 

17

background image

rzeczywistością   –   więzy   istniejące   w   naszej   ludzkiej   konstytucji,   w   naszej

psychice i somatyce. Im bardziej uwalniamy się od tych więzów, im bardziej

wszystko, co światowe, staje się nam obojętne, tym bardziej wyzwalamy się od

cierpienia,   czyli   od   zła,   które   pochodzi   ze   świata.   Czy   w   ten   sposób

przybliżamy się do Boga? W <oświeceniu> przekazanym przez Buddę nie ma o

tym mowy. Buddyzm jest w znacznej mierze  systemem <ateistycznym>. Nie

wyzwalamy się od zła poprzez dobro, które pochodzi od Boga, wyzwalamy się

tylko   poprzez   zerwanie   ze   światem,   który   jest   zły.   Pełnia   zerwania,   to   nie

zjednoczenie                 z Bogiem, ale tak zwana nirwana, czyli wejście w stan

doskonałej obojętności względem świata. Zbawić się, znaczy przede wszystkim

uwolnić od zła, zobojętnieć na świat, który jest źródłem zła. Na tym cały proces

duchowy się kończy”

22

. Zanim przejdziemy do interpretacji tych ważnych słów

Karola Wojtyły, pozwolę sobie na przywołanie osobistego wspomnienia, które

zaświadcza, o tym, że również ten błąd czyha na Chrześcijan. Pojawia się przy

błędnym   pojęciu   pewnego   „momentu”   Biblii,   mianowicie   przy   cząstkowym

tylko zrozumieniu słów: „Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako

swoją własność.  Ale ponieważ  nie  jesteście  ze świata,  bo Ja  was  wybrałem

sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi”

23

, jakie skierował Chrystus do

swoich   uczniów.  Przy zapomnieniu  o  dopełniającej  ten  moment  immanencji

Boga             w świecie powstaje podobna „furia zniszczenia”. Jest to wskazanie

na Boską transcendencję, na tajemnicę. Jednak czai się tutaj potężna pułapka

pychy                i przeciwstawienia się światu z pozycji jedynego znającego

Tajemnicę. Oto moje wspomnienie: Swego czasu przebywałem na dworcu w

Koszalinie i tam spotkałem człowieka, który chciał mnie nawrócić. Człowiek

ten od razu przyjął, że mój tam pobyt jest kompletnie pozbawiony wszelkiego

sensu i co więcej muszę być człowiekiem niemoralnym, że tam w ogóle jestem

(jedyną rzeczą niemoralną jakiej przyznaję   wtedy się dopuściłem był fakt, że

22

 “Przekroczyć próg nadziei. Jan Paweł II odpowiada na pytania Vittoria Messoriego” str. 78; Redakcja

Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego  Lublin 1994 

23

Ewangelia według  Św. Jana: 15, 19; Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu  Wydawnictwo Pallottinum

Poznań 1996

18

background image

nie   zadzwoniłem   przez   trzy   tygodnie   do   mojej   ukochanej).   Na   to

odpowiedziałem, że przecież ten człowiek mnie w ogóle nie zna i mógłby się do

mnie zwracać po ludzku, jak do człowieka, którym było nie było jestem. Na to

imć gość od razu odparł,                 że ludzie  w zasadzie go nie interesują,

interesuje go tylko Bóg. Od razu zrozumiałem, że gdyby spotkał nie mnie tylko

Świętego Franciszka z Asyżu (którym nie jestem, i którego inkarnacją się nie

czuję) też tak samo by mu rzekł. Co tutaj się stało? Ten człowiek w swej pysze

czuł,   że   „złapał   pana   Boga   za   nogi”   i   rozmawiał   z   Nim   przez   jakiś

„transcendentalny   telefon”,   natomiast   reszta   świata   ma   go   słuchać,   bo   jest

prorokiem. De facto rzucał już kamieniem, którym, jak pamiętamy, Jezus nawet

nie rzucił. W „furii zniszczenia” czuł się władny potępiać świat, który napotkał

jako on „nie z tego świata”. Tu jest ta pułapka i pokusa postawienia się na

pozycji Boga, a jako, że jest się tylko człowiekiem  zamiast kreacją (ex nihilo),

owocuje to destrukcją świata, od którego się odwraca, jako nie dość boskiego. 

Powracając   do   Karola   Wojtyły,   jak   wyglądają   jego   zarzuty   wobec

Buddyzmu? Bardzo podobnie jak u Hegla  z tą różnicą, że jeden jest postawiony

explicite,   a   drugi   ukryty,   ale   równie   wyraźny   i   mimo,   iż   ujęty   implicite,

konieczny   do   zrozumienia   tych   słów.   Pierwszy   zarzut,   to   zarzut   o   negację

Świata,   odwrócenie   się,   zaprzeczenie,   czyli   Heglowska   „furia   zniszczenia

właśnie”.   Aby   dojść   do   drugiego   założenia   zapytajmy,   kto   dokonuje   tego

zaprzeczenia   świata   i   w   imię   czego?   Ano   właśnie   Jan   Paweł   II   milcząco

przyjmuje założenie personalizmu; tym, kto dokonuje tutaj aktu zanegowania

świata   jest   Osoba   ludzka.   Osoba,   która   w   swojej   pysze   poważyła   się   na

ocenianie świata, co więcej na potępianie go w negacji. Czym to pachnie? Ano

właśnie siarką. Mówi się tutaj tyle, że osoba ludzka sama z siebie waży się

zanegować stworzony przez Boga Świat, czyli w swej pysze próbuje sama stać

się Bogiem, a że nie dana jej jest kreacja, bo Bogiem nie jest, kończy się to

destrukcją.   Jest   to  diabelska   pokusa,   „staniecie   się   jak   Bogowie”,   a   drzewo

poznania Dobra i Zła byłoby w tym momencie drzewem ustalania  Dobra i Zła,

19

background image

przy   czym   Dobro,   jako   kreacja   ex   nihil,   nie   jest   dane   człowiekowi,   zatem

pozostaje Zło ,jako destrukcja, negacja, totalny nihilizm.

  Teraz   dopiero   widzimy   jak   sprawa   jest   poważna   i   jakiej   najwyższej

rozwagi   wymaga.   Wraz   z   błędem   czyha   na   nas   „furia   zniszczenia”,   która

niezależnie od tego, czy zinterpretujemy ją za Heglem po świecku, czy też za

Wojtyłą na sposób  religijny, jest równie  fatalna. Zauważmy jednak  również,

że zarówno Heglowi jest potrzebny moment obiektywny woli, jak i „bycie nie

z tego świata” jest w Biblii obwieszczone. Zatem nie błąd tkwi w samych tych

słowach, lecz w podejściu do nich. To, czego zabrakło to pokora. U Hegla tym

co   niesie   pokorę   jest   subiektywny   moment   woli   czyli   zdanie   sobie   sprawy

z tego, że jednak jesteśmy zależni jako ludzie od świata, od praw przyrody,

od   własnych   popędów   itd.  Jednak   sam  on   też  by  nie   wystarczył,   bo   wtedy

bylibyśmy   zwierzętami,   a   nie   jesteśmy,   co   więcej   brak   świadomości

„obiektywnego” momentu woli byłby dla nas fatalny, zatopiłby nas w mrocznej

nędzy użalania się nad swoim w pełni zdeterminowanym przyrodniczo losem.

Podobnie gdybyśmy tylko uznali immanencję Boga w świecie, to świat stałby

się   dla   nas   Bogiem   i   musielibyśmy   uznać,   że   nie   mamy   żadnej   wolności

w zmienianiu  go na lepsze, wszystko  byłoby tylko zdeterminowanym losem

i nie moglibyśmy nawet protestować przeciwko wojnie z Irakiem bo niby skąd,

teraz natomiast możemy jako „nie z tego świata” a jednak „w tym świecie”.

O   jednym   jak   i   o   drugim   nie   należy   zapominać.   Nie   musimy   chyba

przypominać, że oba te stanowiska (Hegla i Wojtyły) wykraczają po za „logikę

formalną”,   jednakże   to   nie   znaczy,   że   nie   obowiązuje   tutaj   rygor,   wręcz

przeciwnie, obowiązuje jeszcze bardziej stanowczo niż w logice, nic tu nie jest

raz na zawsze załatwione i odłożone na półkę z napisem „0-1”; ciągle należy

być uważnym na czyhające pułapki. Trochę jakbyśmy szli przez wietnamski las.

Czy jednak  diagnoza  Papieża, co do  Buddyzmu nie  jest zbyt surowa?

Chociaż  jest ona łagodzona dobrymi słowami o „nasionach prawdy” rozsianych

po   niechrześcijańskich   kościołach,   jak   i   pochwałą   wkładu   religii   dalekiego

20

background image

Wschodu w kształtowanie moralności narodów Azjatyckich. Pomimo tego czy

jednak nie jest ocena to zbyt surowa? Przypomnijmy Papież i Hegel zarzucają

Buddyzmowi szerzenie „furii zniszczenia”, wyrosłej z pysznego pozbawionego

pokory rozdymania się „ja” do granic możliwości, czy wręcz niemożliwości,

bo   możliwość   przychodzi   tu   jako   wola   zniszczenia   będąca   mutacją

i  konsekwencją  niemocy (niemożliwości)  dokonania  Boskiej  kreacji  poprzez

rozdymane   „ja”.   Na   zarzut   skrajnego   subiektywizmu   już   żeśmy   po   części

odpowiedzieli   słowami   Wisubandhu,   ale   powiedzmy   to   jeszcze   raz   mocniej

i jaśniej: „Wędrowny mnich Waczczhagotta zwrócił się do Wzniosłego w te

słowa:   Jak   się   przedstawia   ta   sprawa   czcigodny   Gotami,   czy   istnieje   jaźń?

I   Wzniosły   zachował   milczenie.   Wtedy   wędrowny   mnich   Waczczhagotta

ponownie zwrócił się do  wzniosłego w te słowa: Czy to oznacza, że jaźń nie

istnieje? I w dalszym ciągu Wzniosły zachował milczenie. Wtedy wędrowny

mnich Waczczhagotta powstał ze swego siedzenia i odszedł. Lecz czcigodny

Ananda rzekł do wzniosłego: Dlaczego o Panie, Wzniosły nie dał odpowiedzi

na   pytanie   wędrownego   mnicha   Waczczhagotty?   O   Anando,   gdybym

odpowiedział   na   pytanie   wędrownego   mnicha   Waczczhagotty:   Czy   istnieje

jaźń? słowami: Jaźń istnieje, to potwierdziłbym doktrynę samanów i braminów,

którzy   wierzą       w   nieprzemijalność.   Gdybym,   o   Anando,   na   pytanie

wędrownego mnicha Waczczhagotty: Czy istnieje jaźń? odpowiedział: Jaźni nie

ma,   to   bym   potwierdził,   o   Anando,   doktrynę   samanów   i   braminów,   którzy

wierzą                           w unicestwienie”

24

. Zatem nie może się tutaj pojawić

rozbuchany subiektywizm, ponieważ oddala się jakiekolwiek rozstrzyganie o

podmiocie (jaźni). Co więcej nie ma też zaprzeczania jakoby podmiotu nie było.

Zarówno uznanie, jak                  i zaprzeczenie podmiotu jest już wciągnięciem

w grę czyli w doktrynę samanów i braminów. Czymże były te doktryny? Nie

trudno   tutaj   się   domyślić,   że   chodzi   o   współczesne   Sidharcie   przekonania

24

 “Buddyzm Wybór tekstów I opracowanie” str. 59 fragment 25;  Biblioteka Pisma Literacko-Artystycznego

Kraków 1987

21

background image

Metafizyczne. Nie odrzuca on ich jak i nie potwierdza, milczy. Podobnie uczyni

Późny Heidegger po Zwrocie. Jednakże Heidegger przemawia. 

Lecz  Budda również, przemawia, ale dopiero do Anandy, który zdaje się

rozumieć kwestię pozostawienia metafizyki obok, pozostawienia samej sobie.

Ananda nie zapytuje już w sposób metafizyczny. Budda więc przemawia do

Anandy z wnętrza  milczenia  jakim obdarza  metafizykę, podobnie  z wnętrza

milczenia Powiada nasz wieszcz tylko, że dopiero po przygotowaniu Zwrotu

„rozwrzeszczanym” „Byciem i czasem”, które musiało „wybrzmieć”. Na razie

jak   w   dobrym   kryminale,   sygnalizując   już   nieco   przyszłe   wydarzenia,

zostawiamy kwestię Zwrotu na później, by ukazała się wtedy jaśniej, ale też

w nie do końca przewidywalnej scenerii

25

Powróćmy do naszego zarzutu wobec Buddyzmu i też wobec wczesnego

Heideggera. Czy nadal można oskarżyć Sidhartę, że jest piewcą Osoby, która

sama z siebie w sposób nieuprawniony neguje świat, stawiając się w pozycji

„boga   burzyciela”?   Właśnie   już   na   pewno   nie   jest   zasadny   zarzut

subiektywizmu i Osoba odpada z rozważań. Nie jest ona ani potwierdzona, ani

zanegowana   czyli   żadna   rozgrywka   typu   podmiot-przedmiot   nie   wchodzi   tu

w grę.  Zresztą czy Chrześcijańskie powiadania o tym, że wierzący ma „umrzeć

dla   świata,   by   zmartwychwstać   dla   Boga”,   nie   przybliża   nas   do   tego

niemetafizycznego   pojmowania   istoty   tego   zagadnienia?   Jak   można   określić

takiego człowieka, jednocześnie zmarłego dla świata i odrodzonego dla Boga

w   jednej   i   tej   samej   chwili?   Czy   nie   przypomina   to   trochę   sytuacji   kota

Schroedringera, o którym nie możemy orzec jednoznacznie i „logicznie”, ani,

że martwy ani, że żyw?  Pozostawmy to pytanie do przemyślenia. Z tego, co już

zostało   powiedziane   w   sprawie   pułapki   możemy   się   domyślać,

że rozmontowana ona została całkowicie. Że skrajna pycha Osoby samej na

sobie skupionej, jest nierozerwalnie związana z aktem zaprzeczania. Podobnie

25

 Zdaję sobie sprawę, że w pewnym sensie można odnieść wrażenie pewnej schizofreniczność tych rozważań,

które przeskakują co i raz pomiędzy filozofią „przed zwrotem” i „po zwrocie” nie znając jeszcze istoty samego
zwrotu jednak uniknięcie zasadzki jaka ukazała się na naszej drodze wydaję się ważniejsze na razie od tej
niedogodności. Co więcej zapewniam sprawa ta wyjaśni się w odpowiednim czasie, zachowajmy więc
cierpliwość.  

22

background image

jak Bycie-w jest nierozerwalnie związane z w-świecie, tworząc razem Bycie-w-

świecie.   Czyli,   że   zażegnaliśmy   już   niebezpieczeństwa   subiektywizmu-

zaprzeczania.   Rozważmy   mimo   tych   rozbłyskujących   niczym   supernowa

intuicji, bliżej stanowisko Buddyzmu wobec zaprzeczania. Z dwóch powodów.

Pierwszy   to   najwyższy   rygor,   jaki   powinniśmy   nadać   temu   myśleniu   by

zażegnać ostatecznie możliwość tego fatalnego błędu. Drugi, to ten że zgodnie

z   maksymą:   „Nic   w   myśleniu   Heideggera   nie   ginie,   najwyżej   może   się   na

chwilę   zgubić”

26

  powrócimy   do   zaczętego   już   i   na   chwilę   pozostawionego

zadania   rozjaśnienia   kwestii   pustki   jak   też   istoty   języka   w   najdojrzalszych

objawach myślenia wschodu i zachodu czyli w Buddyzmie i u Heideggera.

 Posłuchajmy, co w tej kwestii ma do powiedzenia Nagardżuna: „1. Jeśli

nie  istnieje   w  ogóle  samobyt(swabhawa)   wszystkich  rzeczy   to   twoja   mowa,

pozbawiona samobytu, nie jest zdolna odeprzeć samobytu. 
...   Ponieważ   w   ogóle   nie   istnieje   samobyt,   dlatego   kiełek   jest   pozbawiony

samobytu.... Tu w tej sprawie powiadamy: - Jeśli tak, to także ta twoja mowa,

iż wszystkie rzeczy są puste,   jest  pusta. Dlaczego?  - ponieważ ona też nie

istnieje....Ponieważ   w   ogóle   tu   nie   istnieje,   dlatego   jest   pozbawiona.   A

ponieważ jest pozbawiona samobytu, dlatego jest pusta. I dlatego [twoja mowa]

przez to jest niezdolna odeprzeć samobytu wszystkich rzeczy. ....

2. A teraz  [jeśli] ta twoja mowa posiada samobyt, to twoja poprzednia  teza

zostaje obalona i [ma miejsce] niezgodność, i wobec tego należy wypowiedzieć

rację specjalną. 

A teraz ty uważasz, że to nie może być błędne [zdanie]: " Ta mowa posiada

samobyt   i,   z   powodu   posiadania   samobytu,   nie   jest   pusta,   dlatego   przez   to

zaprzecza samobytowi wszystkich rzeczy". 

W tej kwestii powiadamy:- Jeśli tak, to twoja poprzednia teza, iż "wszystkie

rzeczy są puste",  zostaje obalona. Co więcej, twoja mowa też wchodzi w zakres

"wszystkich rzeczy". Dlaczego, wobec pustki wszystkich rzeczy, twoja mowa

26

 No chyba, że jestestwo, ale to już zupełnie inna sprawa na zupełnie inną rozmowę.

23

background image

jest   nie-pusta,   przez   co   z   powodu   nie-pustości,   zaprzecza   się   samobytowi

wszystkich rzeczy? 

W   ten   sposób   wynika   [stąd]   sześciopunktowa   dysputa.   -A   to   [mianowicie]

w jaki sposób -Uwaga patrz!: 

1) Jeśli wszystkie rzeczy są [istotowo] puste, tym samym twoja mowa też jest

pusta, ponieważ wchodzi w zakres "wszystkich rzeczy". Za pomocą tej pustej

[mowy]   niemożliwe [logicznie] jest zaprzeczenie. W tej sytuacji niemożliwe

jest zaprzeczenie, że wszystkie rzeczy są puste. 

2) Jeśli zaprzeczenie, że wszystkie rzeczy są puste, jest prawomocne, tedy twoja

mowa jest  nie-pusta.  Przez  to,  ze względu  na  nie-pustość,  zaprzeczenie  jest

nieprawomocne. 

3) A teraz [załóżmy, iż] wszystkie rzeczy są puste, zaś twoja mowa jest nie-

pusta, i ponieważ [stanowi] zaprzeczenie, to twoja mowa nie wchodzi w zakres

"wszystkiego". Wobec tego [to] przeczy przykładowi. 

4)   Jeśli   zaś   twoja   mowa   objęta   jest   zakresem   "wszystkiego"   i   [zarazem]

wszystkie rzeczy są puste, to ta [twoja mowa] jest też pusta. Ze względu na

pustość, przez to nie ma [zdolności]  zaprzeczenia. 
5) A teraz [przypuśćmy, że] jest ona pusta i przez to zaprzecza, iż wszystkie

rzeczy   są   puste.   Wtedy   wszystkie   rzeczy,   chociaż   puste,   byłyby   zdolne   do

wykonywania czynności. A [przecież] to jest nieuzasadnione. 
6) A teraz [załóżmy, że] wszystkie rzeczy są puste i nie są zdolne do wykonania

czynności;   mając   na   uwadze   to,   żeby   nie   zachodziła   sprzeczność   [tezy]

z przykładem, to zaprzeczenie samobytowi wszystkich rzeczy przez twoją pustą

mowę jest nieprawomocne. 
Co więcej- w ten sposób, ponieważ to [twoje powiedzenie] istnieje, zachodzi

niezgodność: coś jest puste, coś jest nie-puste. Wobec tej niezgodności należy

wypowiedzieć   rację   specjalną,   dzięki   której   [zostanie   ustalone,   że]   coś   jest

puste,   a   coś   jest   nie-puste.   Ale   owej   racji   nie   podano.   Wobec   tego,   to

powiedzenie,   że   "wszystkie   rzeczy   są   puste",   jest   nieważne”

27

.   Jakie   tutaj

27

 

Nagardżuna: „Odwrócenie zarzutów” 

24

background image

podejście   do   Pustki,   Języka   oraz   Metafizyki   jest   wyłożone?   Nagardżuna

komentuje  czyjeś słowa, jakoby „wszystkie, rzeczy były puste” i jakoby miało

to   odpierać   samobyt.   Samobyt,   jak   nietrudno   się   domyśleć,   jest   to

substancjalność, podwalina i fundament myślenia metafizycznego. Czy jednak

metafizykę   (samobyt)   można   tymi   słowami   odeprzeć?   Czy   można   jej

zaprzeczyć, dokonać aktu zdecydowanego zanegowania samobytu wszystkich

rzeczy   taką   mową?   Okazuje   się,   że   nie,   ponieważ   wplątujemy   się   wtedy

w   „sześciopunktową   dysputę”,   która   okazuje   się   beznadziejna,   beznadziejna

właśnie  dlatego,   że   sama  jest   metafizyką   i   jako  taka   sama  sobie   zaprzecza,

czyniąc to zaprzeczenie nieprawomocnym tym samym. Podobnie zresztą (jeśli

nie tak samo) w beznadziejną sytuację wchodzi wczesny Heidegger próbując za

pomocą nicości zaprzeczyć bytowej metafizyce. Jednak to miejmy na uwadze,

że to zostało powiedziane, do tego się jakoś odnosimy i musimy odnieść nie

tylko   na   gruncie   Heideggera,   lecz   również   na   gruncie   Biblii   (bycie

wyciągniętym ze świata), na gruncie Heglizmu (obiektywny moment woli) jak i

na   gruncie   Buddyzmu.   Jest   o   tym   mimo   wszystko   przez   „Nagardżunę”

powiedziane.  Zatem więc  mimo „nieważności”  tego  mówienia,  warto  o  tym

mówić,   należy   o   tym   mówić,   tylko   przypuszczalnie   należy   mówić   w

odpowiedni sposób. Jak należy mówić o tym za chwilę?

  Na   razie   przypatrzmy   się   sześciopunktowej   dyspucie   i   temu   w   jaki

sposób nie prowadzi ona nigdzie ,jak już „gdzieś” to ewentualnie na manowce.

Punkty jeden-cztery, wyrażają pewien brak, niedostatek Języka wobec Pustki,

Język w swoich  zapędach  do  ustalania  w jednoznacznym potwierdzaniu  lub

zaprzeczaniu.  Mowa  rozumiana  jako  ustalająco-utrwalający w pojęciu  język,

taki język w tej sytuacji na nic nam się  zdaje. 

Wigraha-wjawarani   par.   1-2   cytat   za:   „Michał   Mejor   :"Buddyzm   zarys   Histori   Buddyzmu  w  indiach"

str.287-288; Prószyński i S- ka  Warszawa 2001

25

background image

Co tak rozumianym językiem można zrobić? Okazuje się, że jednak coś

można,  można  uzmysłowić   sobie  sens   i  znaczenie  wczesnoheideggerowskiej

różnicy ontologicznej między Byciem, a Bytem. Kto zrozumiał piąty punkt tej

dysputy,   dla   tego     różnica   staję   się   jasna.   Wyjaśnione   tutaj   jest   dlaczego

niemożliwym i tym samym  nieuprawnionym jest podejście do Bycia od strony

Bytu.   Można   też   jasno   zrozumieć   zarzuty   wieszcza   wobec   filozofii

św. Tomasza. Według świętego Tomasza Istotą Boga jest Istnienie, które tutaj

możemy pomyśleć jako Bycie. Czyli Bóg sam w sobie pozostając Bytem, na

sposób obecności, jednocześnie sam z siebie istoczy swoje Bycie. Tylko, że tak

myśląc   nie   docieramy   w   ogóle   do   Bycia   jako   takiego,   nic   się   o   nim   nie

dowiadujemy, chociaż może nam się tak wydawać. Miast dotrzeć do Bycia Bytu

przedkładamy sobie jakąś substancję, czyli Byt właśnie jako Byt podstawowy,

bazowy, na którym budujemy misterną metafizyczną konstrukcję. Przy czym

zarzut   Nagardżuny,   że   tak   myśląc   musielibyśmy  przyznać,   że   do   Istoczenia

i Odistoczenia czyli przyznawania Istnienia jest zdolny każdy właściwie Byt, co

jest niedorzeczne, a więc nieprawomocne jest, wielce zasadny. Łatwo się o tym

przekonać śledząc uważnie historię metafizyki, takimi Bytami podstawowymi

był   w   niej   nie   tylko   Bóg   były   nim   (a   raczej   bywały)   wszelkiego   rodzaju

substancję:   Dusza,   Materia,   Atom,   Fakt,   Monada,   „Ja”   transcendentalne,

Wola… itp. Fakt, że Nagardżuna mówi o zaprzeczaniu niczego istotnego nie

zmienia, wystarczy do podanych nazw substancji dołączyć przedrostek „anty”

i powstaną również substancje tak samo Bytowej natury.   Tak filozofowano

w Europie przez wieki, negowano pierwotność jednej substancji by najczęściej

zastąpić ją jej przeciwieństwem, czyli zrobić dokładnie to samo co metafizyczny

poprzednik. 

Szósty   punkt   tej   dyskusji,   jest   już   tylko   podsumowaniem   tego,   co

powiedziane zostało wcześniej, ostatnim „gwoździem do trumny” metafizyki.

Pozostawia   on   nas   wobec   konieczności   zamilknięcia,   fatalnej   dla   każdej

filozofii,   wszelki   język   bowiem,   jako   metafizyka,   nie   jest   w   stanie   nic

26

background image

powiedzieć. Gdybyśmy na tym skończyli, to   w tym momencie następowałby

fundamentalny   „rozjazd”   wschodu   i   zachodu,   na   płaszczyźnie   podejścia   do

języka właśnie. Język, jak i w konsekwencji cała filozofia, nie jest w ogóle tak

rozumianemu wschodowi do niczego potrzebny, wręcz przeszkadza i powinna

być porzucona, jako właśnie przeszkoda w doświadczaniu religijnym uciszenia

medytacji.   Na   ten   właśnie   sposób   zresztą   rozumieją   język   niektóre   odłamy

Buddyzmu (skrajne formy Zen przypuszczalnie między innymi). 

Podobną wątpliwość co do samego Heideggera, czy jego zadanie, które

sam wieszcz sobie postawił, zostało zrealizowane, i czy jest w ogóle możliwe

podnosi Bogdan Baran na wstępie swojej najnowszej książki o Heideggerze:

” Poniżej opisujemy dzieje tego myślenia o dziejach filozofii i ich dramatyczny

finał.   Uprzedzając   bieg   wypadków   powiedzmy,   że   finał   ten   zawierał

doprowadzenie   myślenia   do   milczenia.   To   jednak   byłoby   zbyt   łatwe

rozwiązanie – świadoma tego, że nie można nic powiedzieć, filozofia jednak

coś mówi. Ten dramat, do którego Heidegger doprowadził, jest jego <zasługą>,

a XXI-wieczna filozofia nie może go ominąć, bo jest jego dziedzictwem. Czy

więc   współczesna   filozofia   skazana   jest   na   epifanie   zamiast   dyskursu?   Czy

podejrzliwość   wobec   wiedzy   pozytywnej   musi   prowadzić   do   zamilknięcia

wobec <prawdy bycia>? Gdyby to było takie proste, można by od razu zamknąć

interes”

28

.Zachowując   tą   wątpliwość   w   pamięci   pozostawmy   na   razie

Heideggera   (chociaż   tak   naprawdę   nie   pozostawiamy   go,   bo   jest   on   nadal

głównym tematem tej pracy) i powróćmy do Nagardżuny. Czy aby w rzeczy

samej rozważania Nagardżuny, jak                        i możliwości samego języka

kończą się dla filozofii fatalnym punktem szóstym? 

Na szczęcie nie - jest to dysputa siedmiopunktowa. Siódmy punkt nie jest

wyszczególniony liczbą, bo jest on powiadany z wnętrza milczenia, w pewnym

sensie   „implicite”,   zakładając   przeprowadzony   Zwrot   (o   którym   jak   już

powiedzieliśmy powiemy później). Nie jest to tylko podsumowanie tej dysputy

języka z samym sobą, jest to jej cześć i to część najważniejsza, domknięcie i aby

28

 Bogdan Baran :”Heidegger i powszechna demobilizacja” str. 7-8;  inter esse Kraków 2004

27

background image

to   domknięcie   było   możliwe   konieczne   było   powiedzenie   wszystkiego,   co

powiedziane zostało wcześniej na sposób „wypunktowania”; w pełni będziemy

to wstanie zrozumieć dopiero po rozjaśnieniu istoty Zwrotu.  Choć mogło nam

by się wydać, że  słowa: „Wobec tego, to powiedzenie, że <wszystkie rzeczy są

puste>, jest nieważne.”, dobitnie zdają sprawę na sposób „sprawozdania, skrótu,

podsumowania” z ostatecznie potwierdzonego „rozjazdu” Wydarzania i Języka.

Lecz   tak   nie   jest,   to   domknięcie   jest   właśnie   Otwarciem,   Otwarciem   na

Prześwit, czyli Otwartą przestrzeń Otwartego, nazywanej tutaj Pustką. W jaki

przedziwny sposób  się to dzieje? Poprzez  odwołanie  się  do racji specjalnej,

o tyle jej tu niema jak to zostało powiedziane, o ile jest powiedziane w języku

rozumianym jako „pojęciowy”, czyli zamykający. Z drugiej strony, o tyle jest,

że tą „rację specjalną” stanowi Pustka, z której wnętrza Nagardżuna powiada

i   na   Nią     w   swoim   powiadaniu   wskazuje.   Dlatego   Nagardżuna   cokolwiek

w ogóle mówi     i dlatego to mówienie ma „sens”. Pustka nie jest negującą,

nicością,   nicością,   która   poprzez   zanegowanie   przywraca   Byt   i   sens   Bycia

człowiekowi.   Taka   nicość   jest   „przeciw-Pustką”   czyli   wypełnieniem,

wypełnieniem   na   sposób   negacji.   Taka   nicość   nie   jest   Pustką   jest

zanegowaniem Pustki. Nicość tutaj to punkt przejścia z jednej metafizyki do

drugiej, to Trwoga, która oddala Byt, czyni go w najwyższym stopniu „obcym”,

by potem go człowiekowi przywrócić, na inny sposób. Tylko jest to sposób

arbitralnej subiektywności.  Człowiek  dzięki  tej nicości,  w Trwodze  gruntuje

Byt   od   Siebie   samego,   dla   Siebie   samego,   poprzez   Siebie   samego.   Jest   to

solipsyzm jako skrajna ostatnia możliwość metafizyki. 

Zatem ujmowanie Pustki  jako nicości, nie pomaga nam w naszej drodze,

wręcz stanowi zawadę, przeszkodę, nicość zmusza nas do „ominięcia” nicości,

przestrzega   przed   popadnięciem   w   nihilizm.   To,   co   możemy   już   z   całą

pewnością   powiedzieć, to to , że Japończyk i Pytający, zbyt szybko i nazbyt

„niewątpliwie” zgadzają się na utożsamienie Pustki z nicością („P. Pustka  jest

przeto tym samym co nicość…. J. Niewątpliwie….”). Poszukajmy więc bardziej

28

background image

źródłowego ujęcia Pustki w myśli leśnego wędrowca. Tak jak zapowiadaliśmy

bardziej źródłowym ujęciem tego, na co Buddyści wskazują, mówiąc o  Pustce,

jest Prześwit.  

Heidegger  do   końca   nigdy  nie   rozstrzygnął,   czy  Prześwit   jest   Prawdą

samą, czy też miejscem spotkania Prawdy, miejscem jej ujawnienia się, jako

jawnej właśnie i jednocześnie skrytej ,co do swojego źródła? Niemniej jednak,

niezależnie od rozstrzygnięcia tej kwesti, idąc drogą do Prawdy dochodzimy do

Prześwitu   tak   czy   inaczej.   Czym   byłoby   to   skrycie   czy   inaczej   odmowa?

Podobnie   jak   Hegel   i   Wojtyła   inkorporują   „moment   negatywny”   swojej

„dialektyki”   po   to,   by   dać   człowiekowi   jeszcze   jakieś   możliwości,   żeby

wiedział, że jest nie tylko „przyrodniczo” czy „światowo” zdeterminowanym

zwierzęciem, ale że jest jeszcze czymś więcej i właśnie to coś więcej zapewnia

człowiekowi   możliwość   wolności,   tak   też   Heidegger   wplata   ten   „moment”

w swoje myślenie. Mianowicie skrycie czy też odmowa, jest w tym myśleniu

sposobem   darowania   się   Prawdy   Bycia,   czy   też   Bycia   w   Wydarzaniu   jako

Prawdy, co na jedno wychodzi tak naprawdę. Jakże to możliwe? Co nam to

filozoficznie „daje”? Właśnie „daje” to nam bardzo podobną rzecz jaką daje

Heglowi  i  Wojtyle,  „daje”  nam niewyczerpalność   Prawdy  jako  dziejącej  się

i obdarowującej sobą człowieka z wnętrza Prześwitu, jednocześnie zasłaniając

swoje źródło. To źródło dlatego jest niewyczerpalne, że nie daje się „złapać”,

„uchwycić” czy „ująć” w całości, którą by można spokojnie „zawładnąć”. Nie

możemy  Prawdą   „zawładnąć”,   ale   Prawda   „włada”   nami   i   ona   właśnie   nas

obdarowuje   i   jedyne,   co   możemy   zrobić   to   się   do   tego   odpowiednio

przygotować. „Prawda: prześwit dla skrywania się (tzn. wydarzanie; wahająca

się   odmowa   jako   dojrzałość,   plon   i   dar).   Prawda   jednak   nie   po   prostu

prześwitem, lecz właśnie prześwitem dla skrywania się”  

29

. No dobra, jak ta

Prawda  się  tak  skrywa to, co nas  to  obchodzi  czy nas  to  w ogóle  dotyczy,

moglibyśmy zapytać. W pewnym sensie filozofia ponowoczesna wybiera takie

29

 Martin Heidegger „Przyczynki do filozofii (z wydarzania)” str. 321; Wydawnictwo Baran i Suszyński  Kraków

1996  

29

background image

rozwiązanie. Jest jednak swoisty „epistemologiczny nihilizm”, który zapoznaje

„fakt”, że w takim, a nie innym świecie żyjemy i jakkolwiek chcielibyśmy się

w nim poruszać musimy jego „prawdę” brać pod uwagę. Jakikolwiek istniejący,

bądź nieistniejący Byt jest „ufundowany” w Prawdzie dzięki Prześwitowi i to,

że  wielkie  „projekty metafizyczne”  się   nie  powiodły  nie  znaczy,  że  Prawda

Bycia odmawia siebie samej człowiekowi na sposób absolutny, znaczy to tylko

tyle   i   „aż   tyle”,   że   Prawda   Bycia   nie   daje   się   ująć   i   zawładnąć   na   sposób

„wytłumaczenia”  poprzez  ufundowanie  jej na  Bycie (jakiejkolwiek  bytującej

substancji). Tak o tym powiada  wieszcz:  „Prześwit, otwarta  przestrzeń, daje

jednak wolne pole nie tylko jasności i mrokowi: tu także dźwięk rozbrzmiewa

i cichnie, dźwięczy i ginie. Prześwit jest otwartą przestrzenią dla wszystkiego,

co   pojawia   się   i   znika”

30

.  Czy  też   to   samo,  ale   mocniej   powiedziane:   „Bez

względu na to, czy obecne jest doświadczane, ujęte, przedstawione, czy nie,

obecność jako przebywanie skierowane ku otwartemu zdana

31

 jest na panujący

już prześwit. Również to, co nieobecne, możliwe jest jako takie tylko wówczas,

gdy   uobecnia   się  w   wolnej   przestrzeni   prześwitu.

32

.   Zatem   dosięgnięcie

Prześwitu, zrozumienie jego obdarowującej istoty, (która, aby mogła być ciągle

odnawialnym niewyczerpalnym źródłem musi w pewnym sama siebie również

człowiekowi   odmawiać),   byłoby   tym   ostatnim,   a   zarazem   początkowym

zadaniem   myślenia,   ową   ostatnią,   a   równocześnie   początkową   możliwością

filozofii, której ona nie do końca skorzystała, i o której na wieki zapomniała. 

Zatem   rola   Prześwitu   dla   filozofii   jest   niezbywalna,   jest   on   do   jej

uprawiania   niezbędny   i   zawsze  już  w  ten   lub   inny  sposób   filozofia   jest   do

Prześwitu odniesiona (nawet już tylko o nim zapominając). Pamiętając jednak

o skryciu (czy też odmowie) Prześwit jawi nam się wielce tajemniczo. Wiemy

jednakże o tej tajemnicy - w tym sensie jest ona dla nas „jawna”, choć skryte

jest jej źródło, możemy jednak z niego czerpać. „ P: … Tym, co skłania mnie do

30

 „Koniec Filozofii i zadanie myślenia” w  Martin Heidegger: „Ku rzeczy myślenia” str.90; Fundacja Aletheia

Warszawa 1999

31

 Zdana jest na Prześwit Filozofia, bo o nią tu chodzi. 

32

 Tamże str. 92 

30

background image

powściągliwości, jest coraz większy wgląd w owo nienaruszalne, które zasłania

nam tajemnica wieści. Niewiele uzyskamy samym tylko rozjaśnieniem różnicy

między   powiadaniem   a   mówieniem.   J:   My   Japończycy   mamy   wrodzone

zrozumienie – mogę to stwierdzić z całą odpowiedzialnością – dla tego rodzaju

powściągliwości.   Tajemnica   jest   dopiero   wtedy   tajemnicą,   gdy   niejeden   raz

wychodzi na jaw, że ona włada. P: Dla powierzchownego pośpiechu nie mniej

jak dla skupionej uwagi musi to tak wyglądać, jakby nigdzie nie było tajemnicy.

J:   Stoimy   jednak   pośrodku   niebezpieczeństwa   nie   tylko   zbyt   głośnego

mówienia o tajemnicy, lecz rozminięcia się z jej władaniem. P: Najtrudniejsze

wydaję mi się strzeżenie jej czystego źródła. J: Ale czy dlatego wolno nam od

razu unikać trudu i ryzyka mówienia o języku? P: W żadnym razie. Bez ustanku

musimy zabiegać o takie mówienie. To, co przez nie mówimy, nigdy, rzecz

jasna, nie przybierze formy rozprawy naukowej…”

33

.Tym zgrabnym sposobem

przeszliśmy do interesującej nas sprawy języka. Jeżeli chodzi o „ontologiczną”

płaszczyznę to w Pustce rozumianej jako Prześwit znajdujemy miejsce „zjazdu”

Wschodu i Zachodu. Czy też w interesującej nas kwestii podejścia do języka

następuje   ów   „zjazd”?   Wydawać   by   się   mogło,   że   jak   najbardziej   tak.

Japończyk   przyznaję     się   „z   całą   odpowiedzialnością”   do   „wrodzonego”

zrozumienia wobec tajemnicy, jak i do zrozumienia trudności jakie niesie z sobą

rozmowa          o  istocie rozmowy.  

Rozmowa ta jest rozmową  o rozmowie, którą jednocześnie sama przecież

jest.     Samo   zrozumienie   różnicy  pomiędzy  mówieniem,   a  powiadaniem,   nie

wystarcza, aczkolwiek jest koniecznym początkiem. Gdzie w Buddyzmie jasno

uwidacznia   nam   się   owa   różnica?   Pamiętamy   opowieść   o   tym   jak   mnich

o egzotycznym imieniu przychodzi do Sidharty z pytaniem „czy istnieje jaźń?”.

Gotama na to pytanie milczy, czyli nie mówi, natomiast na pytanie  Anandy

czemu   nie   odpowiedział   czyli   milczał,   niemówił,   na   to   pytanie   Budda   ...

powiada. Jeżeli rozumiemy tą różnice to właśnie rozumiemy różnicę między

33

 „Z rozmowy o języku między Japończykiem, a Pytającym” w Martin Heidegger: „W drodze do języka” str.

108; Wydawnictwo Baran i Suszyński  Kraków 2000

31

background image

mówieniem,   a   powiadaniem.   Dlaczego   to   jest   jeszcze   „niewiele”,   czyli   „za

mało”?  Dlatego,   że  Budda  powiadając,  mówi, czyli,  że  tak  samo  jak  ci,  co

„tylko mówią”, mówi, jednak po za tym powiada, czyli mówiąc wskazuje na

„coś”   niewypowiadalnego,   na   tajemnicę   właśnie,   czyli   mówi   z   głębi

mistycznego doświadczenia Pustki i na tą Pustkę wskazuję. Zrozumieć to może

Ananda, ponieważ również tej „jawnej tajemnicy” doświadczył. W tym sensie

Nagardżuna  mówi,  że   mówienie   jest  „nieważne”,   że  sam język   pojęty,  jako

„tylko mówienie”  nie  wystarcza.  Doświadczeniem, z głębi,  którego  powiada

(czy   przygotowuje   dopiero   takie   powiadanie)   jest   myślowe   doświadczenie

Prześwitu. Na doświadczenie tego myślenia język jako „mówienie” może tylko

wskazać, chociaż jest takie „mówienie” wartościowe , bo przemawia właśnie

z   wnętrza   Prześwitu,   każda   „istotna   mowa”   musi   być   właśnie   mówieniem

z   wnętrza   tajemnicy,   czyli   wskazywaniem   na   ową   tajemnicę,   czyli   tym,

co   Heidegger   nazywa   wieścią.   W   jaki   sposób   zachować   się   wobec   tej

tajemnicy?   Kto   powie,   że   myśl   Heideggera   nie   jest   porywająca?   Jesteśmy

świadkami następnego niesamowitego spotkania na gruncie tej myśli bardziej

może jeszcze zadziwiającego niż spotkanie Wschód-Zachód. Spotyka się w tym

punkcie  wątpliwość  Bogdana  Barana,  co  do  losu  filozofii  z  myślą Ludwiga

Wittgenstein’a   wyrażonej   w   słynnej   wieńczącej   „traktat”   tezie   siódmej

„7. O czym nie można mówić, o tym należy milczeć”

34

. Jest to ryzyko, potężne

ryzyko   „rozkołysanego”   między   zamilknięciem,   a   bredzeniem   powiadania.

Żeby   „do   czegoś   dojść”,   jednak   należy   „coś”   powiedzieć   (no   chyba,   że

„zamykamy interes”)  lecz samo to „coś” pozostaje „nieważne”, ważniejsze od

niego   jest   same   powiadanie.   Podobnie   w   tej   pracy   to   co   w   niej   zostało

powiedziane, można by powiedzieć „materia tekstu” jest zupełnie „nieważna”

jako   taka,   ważna   natomiast   jest   rozmowa   z   czytelnikiem   i   doświadczenie

myślenie   jako   drogi,   którą   wspólnie   wraz   z   czytelnikami   odbywamy.

Tłumacząc   się   z   zastosowania   Wschodniej   części   klucza   jak   i   rozjaśniając

filozofię   Freiburskiego   myśliciela,   zacytujmy   obszerny   fragment   tej   wielce

34

 http://sady.strona.pl/witt.tlp.fr.htm

32

background image

istotnej   dla   zrozumienia   tej   filozofii   rozmowy   „między   Japończykiem   a

pytający”, fragment, który o ile uważnie podążaliśmy naszą drogą broni się sam

i jako taki w swej zrozumiałości nie wymaga komentarza: „ J: Tam, gdzie istota

języka   jako   wieści   przywołała   (namówiła)   człowieka,   wydaje  ona  właściwą

rozmowę… P: która nie mówi „o” języku, lecz z niego, jako używana przez jego

istotę. J: Przy czym podrzędne znaczenie miałoby to, czy ta rozmowa leży przed

nami zapisana, czy przebrzmiała, kiedyś odbyta.

35

. P: Na pewno – wszystko

bowiem polega na tym czy ta właściwa rozmowa – zapisana i odbyta lub nie –

stale  nadchodzi.                                  J:  Przebieg  takiej rozmowy musiałby mieć

szczególny   charakter,   zgodnie   z   którym   byłaby   ona   bardziej   milczana   niż

mówiona. P: Milczana przede wszystkim o milczeniu… J: ponieważ mówienie i

pisanie o milczeniu daję sposobność najbardziej szkodliwej gadaninie… P: Kto

potrafiłby   po   prostu   milczeć   o   milczeniu?   J:   Musiałoby   to   być   właściwe

powiadanie…”

36

.   I   tym   kończymy   ten   rozdział,   aby   przejść   do   następnego

czytajmy dalej                        :”P: pozostające stałą przygrywką do właściwej

rozmowy  od strony  języka.               J: Czy nie próbujemy w ten sposób czegoś

niemożliwego? P: Zapewne – dopóki człowiekowi nie jest w pełni udzielone

posłannictwo,   którego   potrzebuje   posłanie,   przyznające   człowiekowi

odkrywanie dwoistości. J: Wywołać to posłannictwo, więcej jeszcze iść za nim

– wydaję mi się to nieporównywalnie trudniejsze od rozważenia istoty Iki. P: Na

pewno.   Musiało   by   się   bowiem   wydarzyć   coś,   dzięki   czemu   posłannictwu

otworzył się i  rozświetlił  ów przestwór

37

, w którym wychodzi  na jaw  istota

35

 Genialna uwaga dotycząca domniemanej “historyczności” tejże rozmowy,  jak widać Heidegger nie jest

filozofem pozbawionym poczucia humoru. Należy również zauważyć, że te słowa „padają z ust” Japończyka. 

36

 „Z rozmowy o języku między Japończykiem, a Pytającym” w Martin Heidegger: „W drodze do języka” str.

110; Wydawnictwo Baran i Suszyński  Kraków 2000

37

 Zdaję mi się, że słowo “przestwór” jest tutaj błędem I chodzi o Prześwit, a nie o „przestwór”. Słowo

„przestwór” może mieć, albo nawet ma mylące semantyczne konotacje w języku polskim. Jest naznaczone
„aksjologicznie” przez to, że jego brzmienie jest bliskie brzmieniu słów „stwór” czy „potwór” co wprowadza
niepotrzebny element „grozy” w te zdania. Natomiast Prześwit nie ma takich konotacji i co więcej czyni te zdania
w pełni zrozumiałymi. Nie znam języka niemieckiego na tyle, ale przyjmuję, że słowo „przestwór” zamiast
„prześwit” jest błędem tłumacza. Wydaję mi się to bardziej prawdopodobne, że tłumacz tutaj „przepoetyzował”
niepotrzebnie niż, że „przepoetyzował” sam Heidegger, chociaż oczywiście mogę się tu mylić. 

33

background image

wieści.”

38

.   Pozostawmy   istotę   „Iki”,   bo   to   są   trudne   sprawy.   Co   takiego

musiałoby się wydarzyć? Za czym Heidegger może tutaj tęsknić? 

Pogadanka o Bogu

W słynnym wywiadzie dla Der Spiegiel z roku 1966 Heidegger tak powie

o filozofii: (swojej pewnie również, jeżeli nie zwłaszcza) „Filozofia nie będzie

mogła spowodować żadnych bezpośrednich zmian w obecnej kondycji świata.

Dotyczy   to   nie   tylko   filozofii,   lecz   także   każdych   ludzkich   dociekań

i domniemań. Tylko Bóg może nas uratować. Jedyną możliwość ratunku widzę

w   tym,   ażeby   w   myśleniu   i   twórczości   pisarskiej   stworzyć   warunki   na

objawienie  Boga  lub  też  na jego  nieobecność  w upadku,  a wszystko  po to,

abyśmy, mówiąc wulgarnie, nie  zdechli, lecz zginęli  w obliczu  nieobecnego

Boga.”  

39

.Czymże miałby jednak być ten Bóg, no właśnie czy aby Chodzi tu

o  Boga  Chrześcijańskiego  czy nawet   może szerzej  Teistycznego?   Jak  to  po

prostu   z   tym   Bogiem   Heideggera   jest,   ano   właśnie   nie   będzie   to   dla   nas

zaskoczeniem że jak najbardziej po prostu nie jest to po prostu. Rzecz to bardzo

trudna i niemniej fascynująca, fascynująca tym bardziej, że wedle Freiburskiego

myśliciela   Ostatni   Bóg   domaga   się   rozstrzygnięcia,   a   w   takim   razie   nasze

rozumienie   tej   myśli   powinno   osiągnąć   największy   możliwy   stopień

klarowności, jeżeli nadal ma pozostawać kluczowe, czy nawet rzetelnie do owej

kluczowości   aspirować.   Zatem   odważnie   acz   roztropnie   wypłyńmy   na   to

rozszalałe morze, na którym tylko mamy jedyną okazję spotkać przelatującego

w wydarzającej się chwili Ostatniego Boga. A postać to przedziwna nadstawmy

38

 Tamże str.110

39

  Heidegger, Martin: „Spiegel“ - Gespräch vom 23. September 1966, Der Spiegel, 30. Jahrgang, Nr. 23, 31. Mai

1976. W: Neske, Günther, Kettering, Emil (Hg): Martin Heidegger im Gespräch, Tübingen 1988, s. 99-100.

34

background image

ucha   dla   Sagi:   „Ostatni   Bóg   ma   swoją   najbardziej   wyjątkową   wyjątkowość

i   sytuuje   się   poza   owym   rachunkowym   określeniem

40

  zawartym   w   hasłach

„mono-teizm”,   „pan-teizm”   i   „a-teizm”.   „Monoteizm”   i   wszelkie   rodzaje

„teizmu” występują dopiero od czasów Judeo-Chrześcijańskiej „apologetyki” ,

która za myślową przesłankę ma „metafizykę”. Wraz ze śmiercią Boga upadają

wszelkie teizmy

41

. Wielość Bogów nie jest podporządkowana żadnej liczbie,

lecz   wewnętrznemu   bogactwu   gruntów   i   bezgruntów   w   miejscu   chwili

rozbłyskiwania   i   skrywania   znaku   ostatniego   Boga.”

42

.   Roztropności   w   tym

temacie nie może być „zbyt wiele”, jest to jeden z najtrudniejszych, jeżeli nie

najtrudniejszy   „moment”   drogi   myślenia   Martina   Heideggera.   W   tym

„momencie” splatają się czy wręcz nakładają na siebie prawie wszystkie wątki

i   motywy   myślenia   naszego   wieszcza,   tworząc   koktajl   tak   trudny   do

zrozumienia, że zachodzi wątpliwość czy sam Heidegger rozumiał, co chce nam

powiedzieć. Dodatkową trudność stanowi „fakt”, że rozstrzygnięcie o Ostatnim

Bogu mają dokonać dopiero Przyszli, jednak jest to rozstrzygnięcie, konieczne,

człowiekowi niezbędne. Do czego człowiekowi to rozstrzygnięcie niezbędne?

Skąd   „przyszli”  (przyjdą?)  Przyszli?  Jak  Heidegger  rozumie(myśli?,   wierzy?

Przeczuwa?)   Ostatniego   Boga?   Jak   ma   się   Ostatni     Bóg   do   Boga

Chrześcijaństwa, oraz w ogóle do bogów religii? Jak ma się Ostatni Bóg w swej

przelotności do przyjętej za Nietzschem stwierdzonej „śmierci Boga”? Jak się

ma charakter Ostatniego Boga do jakby się wydawało „sakralnego” charakteru

Bycia? Jak się ma Ostatni Bóg do różnicy ontologicznej Bycia i Bytu? Jak się

mają   rozważania   o   Ostatnim   Bogu   do   osobistych   „dziejów”   życia   Martina

40

 Czyli poza wspomnianą już cybernetyką, która by mu w oczywisty sposób uwłaczała czyniąc z niego jedynie

„zasób” czy „daną” lub „informację”, jednak czy również poza realnym doświadczeniem wiary?
Doświadczeniem wiary jako doświadczeniem myślenia? Doświadczeniem wiary jako doświadczeniem
niemyślenia? Te ważkie pytania dopiero będą musiały zostać postawione, na razie jeszcze nie jesteśmy na nie
przygotowani, ale sygnalizujemy je tu aby nie zostały zapomniane i aby przywołać je we właściwym czasie na
właściwym odcinku drogi powiadania. 

41

 Warto zauważyć, że w Chrześcijańskiej Ewangelii, Bóg również umiera lecz później zmartwychwstaje, czy

Heidegger to pomija jako tylko i wyłącznie część i tak obecnego na sposób „metafizyczny” Boga i to część
nieistotną, czy też jakoś ją uwzględnia jako do rozstrzygnięcia? Czy może to być klucz w rozważaniach nad
potrzebą rozstrzygnięcia Ostatniego Boga? Tego nie dowiadujemy się jest to raczej sprawa Przyszłych. 

42

 Martin Heidegger „Przyczynki do filozofii (z wydarzania)” str. 379;  Wydawnictwo Baran i Suszyński  Kraków

1996  

35

background image

Heideggera (szczególnie do przeżytego w nie do końca chlubny sposób okresu

nazizmu)? Takich pytań, równie istotnych na gruncie Freiburskich rozważań

moglibyśmy napisać jeszcze ładnych kilka stron (pominęliśmy zupełnie kwestię

Techniki

43

,     Poezji,   Narodu…).   Spróbujmy   ten   motek   rozsupłać.   Przy   czym

punkt  wyjścia   będzie   niestety  mniej  lub   bardziej   arbitralny  i   prowizoryczny

aczkolwiek może nas gdzieś doprowadzi chociaż nie musi. 

Zacznijmy od „dziejowości” filozofii Heideggera (w pełni się ona nam

rozjaśni   po   zrozumieniu   Zwrotu,   ale   na   to   jeszcze   poczekajmy),   jest   to

w   pewnym   sensie   scheda   po   Heglu.   To,   co   u   Hegla   świeżego

i   bezprecedensowego   to   „dziejowość”   jego   dialektyki.   To,   co   czytającego

filozofów   może   zastanawiać,   gdy   myśli   „niedziejowo”   (w   pewnym   sensie

ahistorycznie) to pytanie jak to możliwe, że tylu było różnych filozofów i tak

bardzo   się   ze   sobą   nie   zgadzali.   Zakładając   ahistoryczny   charakter   Prawdy

musiałoby być jakoś tak, że jeden z nich (kilku) był by najbliżej Prawdy, albo

posiadł ją całą, a inni mniej lub bardziej byli by od niej daleko, czyli mówiąc

dobitniej reszta z nich byłaby mniej lub bardziej Idiotami. Taki wniosek jednak

wydaję się absurdalny przecież były to „najpotężniejsze” umysły spośród sobie

współczesnych. Hegel przydaję im wielkość, przydaję im znajomość Prawdy,

jako   rozeznanie   i   najdoskonalsze   wyrażenie   „dialektycznego”   ruchu   samej

Prawdy   poprzez   historyczne   epoki.   Podobnie   czyni   Heidegger   przyznając

poszczególnym   filozofom   wyrażanie   sytuacji,   w   jakiej   stoi   współczesny   im

człowiek   wobec   Bycia   (nawet,   jeśli   jest   to   sytuacja   „zapomnienia   Bycia”).

Heglowi   często   się   zarzuca,   że   mówiąc   o   „dialektycznym   ruchu”   Prawdy

jednocześnie   temu   ruchowi   zaprzecza   ustawiając   mu   koniec   filozofii   Hegla

właśnie.   Historia   na   Heglu   się   kończy   (niektórzy   dzisiaj   twierdzą,   że   na

Fukujamie) nic już istotnego się nie zdarzy po Heglu, jakże to jednak możliwe,

jeżeli   Prawda   dzieje   się   w  „dialektycznym  ruchu”?   W  pewnym  sensie   nasz

wieszcz chroni się przed tym zarzutem figurą Przyszłych. Uchyla się od ciosu

43

 Nauką niestety w tej pracy się nie zajmiemy, chociaż Heidegger poświęca jej bardzo dużo miejsca w swoich

rozważaniach, niestety przyznaję się nie czuję się kompetentny by o tym pisać. 

36

background image

zostawiając   na   przyszłość   sprawę   ostatecznego   rozstrzygnięcia   dziejów.

Z drugiej zaś strony uchodzi tego ciosu tylko pozornie, bowiem również ustala

„koniec   Historii”,   jako   ostateczne   rozstrzygnięcie   o   przelotności   Ostatniego

Boga,   którego   dokonają   Przyszli.   Jedynie   jakoś   przed   tym   ciosem   uchodzi

Buddyzm,   paradoksalnie   dzięki   swojej   adziejowości   jako   „epigoni”

mistycznego „tu i teraz” połączonej równocześnie z „apologią” przemijalności i

ruchomości  wszystkiego.  I tutaj  jednak  nie  do  końca,  ponieważ   też  posiada

soteriologię   (zbyt   ostro   traktowaną   przez   Wojtyłę     jako   tylko   i   wyłącznie

„negatywną”).   Soteriologię   czyli   swoiste   „odtąd-dotąd”,   określony   punkt

dojścia umieszczony gdzieś w przyszłości, punkt „końcowy” (nirwanę). Znowu

sytuacja wydaję się fatalna, ponieważ przy chwili namysłu dojdziemy do tego,

że wszelkie myślenie musi w jakiś sposób odnieść się do swojej rzeczy. Nie

chodzi tu bynajmniej             o relację podmiot-przedmiot, lecz o to, że nawet

wskazując, jakoś już musi być „określone” to na co wskazujemy.   Bo jeśli nie

miałoby (mniej lub bardziej) „określonej” rzeczy, rzeczy myślenia to byłoby

zupełnie niemożliwe i jako takie myślenie jedynie może „udawać”, że rzeczy

myślenia   nie   ma,   tak   określiliśmy   na   wstępie   wszelkie   „postfilozoficzne”

filozofie, które chciałyby się „sytuować” już tylko jako „wyjście” z filozofii, co

jak   nadal   podtrzymujemy   jest   niemożliwe.   Ma   to   istotny   związek   ze

skończonością   ludzkiego   poznania,   któremu   właśnie   jako   skończonemu

konieczne   jest   myślenie,   dlatego   nie   sposób   się   myśleniu   odciąć   od   rzeczy

myślenia. „Istota skończonego poznania ludzkiego jest objaśniona za pomocą

skontrastowania   jej   z   ideą   nieskończonego   poznania   boskiego,   „intuitus

originalus”. Poznanie boskie jest wszakże – nie jako [poznanie] boskie, lecz

jako poznanie w ogóle – naocznością. Różnica między naocznością skończoną,

a nieskończoną polega jedynie na tym, że ta ostatnia w swym bezpośrednim

przedstawianiu   czegoś   jednostkowego,   tzn.   niepowtarzalnego,   pojedynczego

bytu   wziętego   w   całości,   nadaje   temu   bytowi   bycie,   pomaga   mu   powstać

(orgio). Absolutny ogląd naoczny nie byłby absolutny, gdyby był zdany na już

37

background image

obecny (vorhanded) byt, tak iż to , co da się ująć naocznie byłoby dostępne

dopiero   poprzez   dostosowywanie   się   do   tego   bytu.   Poznawanie   boskie   jest

takim   przedstawianiem,   które   w   trakcie   oglądu   naocznego   dopiero   stwarza

dostępny dla naoczności byt jako taki. Ponieważ przedstawianie to już z góry na

wskroś, bezpośrednio i w całości ogląda naocznie ów byt, stąd niepotrzebne mu

myślenie. Myślenie jako takie jest więc już piętnem skończoności”

44

. Te słowa

jeszcze   się   nam   przydadzą,   pomijamy  oczywiście   naoczność,   wiąże   się   ona

ściśle   z   Kantem   i   „problemami   metafizyki”,   to,   co   istotne   to   konieczność,

określoności „przedstawionej” myśleniu rzeczy, która to „określoność” ściśle

wiąże   się   ze   skończonością   ludzkiego   poznania,   które   w   odróżnieniu   od

boskiego   poznania   nie   może   być   poznaniem   nieskończonym,   czyli

niezapośredniczonym w żadnej „rzeczy”, czyli poznawaniem  ex nihilo, które

dopiero stwarza jakąkolwiek rzecz, samo nie potrzebując w rzeczy oparcia. Tak

widząc te sprawy zarzut o „zamknięcie”, „zakończenie” historii będzie godził w

każde możliwe myślenie jako z istoty samego myślenia mające swoje „coś”,

czyli swoją rzecz myślenia. Wydaję się jednak, że to, co już powiedzieliśmy o

języku, i traktowaniu języka jako powiadania uchodzi temu zarzutowi. Jednak

do końca, w jaki sposób myślenie jako „wskazywanie” może temu zarzutowi

ujść okaże się dopiero, gdy rozjaśnimy istotę Zwrotu. Na razie zapamiętajmy

napięcie miedzy poznaniem absolutnym, a poznaniem skończonym. 

Powracając do „historyczności” myślenia Heideggerowego, zastanówmy

się skąd w tymże myśleniu pojawia się „śmierć Boga”? Tak jak przez swoją

„historyczność” ta filozofia nie mogła pominąć Parmenidesa, Heraklita, Platona,

Arystotelesa,   Ekcharta,   Kanta,   Hegla,   Husserla   (i   nie   tylko   ich)   tak   też   nie

mogła   pominąć   Fryderyka   Nietzschego.   Nietzsche   nie   mógł   „wypaść”   z

horyzont   wydarzania,   jeżeli   nasz   wieszcz   miał   utrzymać   „rygor”   myślenia

dziejowego.   Myśl   o   „śmierci   Boga”   ściśle   tutaj   powiązana   z     upadkiem

wszelkich teizmów jako de facto metafizyk. Podobnie myśl o Przyszłych, którzy

mają   dokonać   rozstrzygnięcia   przywodzi   na   myśl   „niewczesność   filozofii”

44

 Martin Heidegger: „Kant, a problem metafizyki” str. 31; PWN 1989 

38

background image

wieszczonej przez Fryderyka Nietzschego. Tylko, że Freiburski myśliciel mówi

jeszcze                          o konieczności rozstrzygnięciu o Ostatnim Bogu,

pomimo stwierdzonego przez Nietzschego „zgonu Boga” i tego rozstrzygnięcia

mają   dokonać   Przyszli,   czyli   ci,   których   niewczesność   filozofii   Heideggera

dopiero   przygotowuje,   czy   też   wypatruje.   Nie   bez   przyczyny   Przyszli

przywodzą   na   myśl   nadczłowieka,   jako   „przewyższenie”   człowieka,

przezwyciężenie przemiana. Tak Saga mówi                o Przyszłych: „Owi obcy

jednego serca, jednako zdecydowani na wyznaczone im obdarzanie i odmowę.

Wędrowcy Prawdy Bycia, w której byt raduje się na proste panowanie istoty

wszelkiej rzeczy i każdego tchnienia. Najcichsi świadkowie najcichszej ciszy, w

której   niedosłyszalne   pchnięcie   wykręca   prawdę   z   wiru   wszelkich

wyrachowanych słuszności z powrotem w jej istotę : skrywanie najskrytszego,

wibracja przelotności rozstrzygnięcia Bogów, istoczenie Bycia… Przyszli to ci

przychodzący,  do których, z dawna wy-czekujących w ofiarnej wytrzymałości,

zbliża się znak oraz najście dalenia                           i bliżenia ostatniego Boga.”

45

.

Widać duże podobieństwo z nadludźmi, Przyszli mają dopiero nadejść, i nie

będą   oni   bynajmniej   „bożyszczami   tłumów”   podobnie   jak   nadludzie,   raczej

różnica pomiędzy współczesnymi, a tymi,              co mają dopiero nadejść jest

dużo subtelniejsza niż się to może tłuszczy wydawać (w tym sensie na pewno

nadludźmi   nie   byli   faszyści   Nietzsche   nazwałby   faszystów   hołotą,   która   to

hołota   mierziła   go   nawet   równie   bardzo   lub   nawet   bardziej   od   litościwych

kapłanów). 

Zaraz,     widać   też   jaskrawe   różnice.   Nadczłowiek   nie   potrzebuje

rozstrzygać o Bogu, Bóg już dawno umarł. Niewczesność filozofii Nietzschego

polega   na   tym,   że   wyprzedza   ona   kondycję   współczesnego   Nietzschemu

człowieka i jak taka ma być pomostem do Nadczłowieka. Człowiek jako jest

czymś, co „przezwyciężonem być musi”, człowiek ze swym litościwym płaczem

nad   Bogiem,   którego   sam   przecież   zabił   musi   być   przezwyciężony,   bo   taki

45

  Martin Heidegger „Przyczynki do filozofii (z wydarzania)” str. 365;  Wydawnictwo Baran i Suszyński

Kraków 1996  

39

background image

człowiek nie poradzi sobie w świecie bez Boga. Dlatego metaforyczną figury

człowieka, który zabił Boga Nietzsche nazywa „najszpetniejszym                  z

ludzi”. Człowiek ten dokonał czynu, który (Bogobójstwo), który przerasta samą

istotę   człowieka   i   wzywa   samego   człowieka   do   „bycia   przezwyciężonym”.

Czyli rozstrzygnięcie już zapadło siekiera opadła już na kark Boga, problem

tylko w tym,  że człowiek nie może tego wytrzymać i nawet sam Zaratustra jako

„zapowiadacz”   Nadczłowieka   ma   problem   z   wytrzymaniem   tej

odpowiedzialności, jest on ostatnim z ludzi, człowiekiem z ekipy porządkowej,

która   po   śmierci   Boga   posprzątać.   W   tym   sensie   Niewczesność   filozofii

Zaratustry jest skierowana przyszłościowo, o przeszłości w postaci Boga należy

zapomnieć   czym   prędzej,   zanegować   ją   absolutnie.   Dlaczego   Heidegger

pomimo  używania figury „śmierci Boga”, każe Przyszłym dopiero rozstrzygać

o  ostatnim Bogu,   Bogach   (boskości?)   i  dlaczego   również  ateizm zalicza  do

teizmów, które po „śmierci Boga” wedle niego upadły nieodwołalnie? 

Zdaję się,  że Freiburski  wieszcz myśli Niewczesność  dużo  głębiej niż

Zaratustra,   dużo   głębiej   niż   tylko   „przyszłościowy”   projekt.   Na   czym

polegałaby   ta   głębia?.   „Wszelkie   istotne   zapytywanie   filozoficzne   jest

z   konieczności   niewczesne.   A   to   dlatego,   że   filozofia   albo   zdecydowanie

wyprzedza   swoje   każdorazowe   Dziś,   albo   też   wiąże   to   Dziś   z   jego

wcześniejszym   i  początkowym  Przeszłym.   Filozofowanie   stale   pozostaje

wiedzą,  która  nie  daje się  zrobić  wiedzą  na  czasie,  lecz  raczej odwrotnie  –

podporządkowuję czas swoim miarom”

46

. Jak się potem w Zwrocie okaże owo

albo zniknie i myślenie będzie zostanie ujęte jako równie „początkowe” jak

i „końcowe”, oddalając też zarzut o „skończenie historii”  jak i kilka innych

możliwych zarzutów. Dlaczego wbrew samego Nietzschemu w jego filozofii de

facto śmierć Boga nie następuję, a wręcz przeciwnie, mimo, iż ją stwierdza sam

46

 Martin Heidegger: „Wprowadzenie do metafizyki” str.13; Wydawnictwo KR Warszawa 2000

40

background image

pozostaje   teistą?   Dlaczego   Bogowie

47

,   Bóg,   boskość   dopiero   domaga   się

rozstrzygnięcia?. 

Zaratustra jako ostatni teista, również konstruuje Bytowego Boga. Dzieje

się to z powodu braku elementu początkowego w Nietzscheańskim myśleniu

boskości. Bóg u Nietzschego bierze się „ni z gruszki ni z pietruszki”, bo czyż

można   potraktować   poważnie   genezę   boskości   jako   wyrachowany   spryt

owładniętej   resentymentem   „słabej”   kasty   żydowskich   kapłanów?   W   jakim

sensie   następuję   tutaj   „śmierć   Boga”?   Mianowicie   następuje   tutaj   „śmierć

Boga” jako metafizycznej substancji, „substancji przestrzennej”. Następuje tu

mówiąc   „ściślej”   agonia   błędnego   ujmowania   Bycia   od   strony   Bytu,   czyli

konanie   Bytowej   substancji   w   jej   najskrajniejszej   ostatniej   metafizycznej

postaci, czyli   w skrajnym solipsyzmie Nadczłowieka. Nadczłowieka również

„ni z gruszki ni z pietruszki wziętego” jako substancjalna reakcja (zaprzeczenie)

na „ni z gruszki ni z pietruszki”  wziętego substancjalnego Boga. W tym sensie

u   Heideggera   „śmierć   Boga”   oznaczałaby   śmierć   substancji,   wobec   czego

jedyne,   co   można   zrobić   to   pozostawić   substancjalne   myślenie,   jak   i   tego

myślenia   metafizykę   samej sobie.  Można   jeszcze  dla   większej  jasności  tego

wywodu   jak   i   ku   przygotowaniu   już   nadchodzącego   rozjaśnienia   zwrotu

wyróżnić jeszcze inny moment metafizyki, (trochę inne jej rozumienie). 

Tak   rozumiany   moment   substancji   moglibyśmy   nazwać   „substancją

przestrzenną”, natomiast inny moment nazwijmy tutaj „substancją czasową” (to

rozróżnienie  jest  tylko  prowizoryczne  i pełni  rolę  jedynie „hermeneutyczną”

oba te momenty są nierozdzielne i stanowią jedność, na podobnej zasadzie, jak

Bycie-w-świecie   stanowiło   jeden   egzystencjał   we   wczesnej   filozofii   leśnego

wędrowca, natomiast „sztuczne” jego rozdzielanie na momenty Bycia-w oraz

w-świecie stanowiło tylko zabieg ułatwiający zrozumienie Bycia-w-świecie ).

Na czym polegałby ten „substancjalizm czasowy”? Na jednostronności ujęcia

47

 Baran uważa nie bez racji, że używanie przez Heideggera liczby mnogiej „bogowie” nie świadczy o

politeizmie, ani o zaprzeczaniu jedyności Boga czy radykalnym odrzuceniu tego typu wiary tylko ma podkreślać
odcięcie się Heideggera od dotychczasowego pojęcia Boga, które w swej istocie było głęboko metafizyczne i w
tym sensie Bogu bardziej uwłaczało niż o Nim zaświadczało. 

41

background image

czasu,   zamkniecie   całości   czasowego   horyzontu   „przeszłość-teraźniejszość-

przyszłość”  w   jedną   tylko   jego   część.   W  tym sensie   zarzut   o   „zakończenie

historii”   jest   równie   prawomocny   zarówno   wobec   myślenia   wyczekiwania

punktu   końca,  jak  i   wobec   wspominania   punktu   początku,   który   o   tyle   jest

końcem, że po nim już nic istotnego się nie zdarza, bo zdarzyć się nie może.

Tak samo jak Bycie zostaje zapomniane przez zamknięcie go w bytowy punkt 0

„substancji   przestrzennej”,   tak   też   wydarzanie   zostaje   „zapomniane”   o   ile

zostaje   zapomniane,   gdy   jego   horyzont   zostaje   zamknięty   w   „substancji

czasowej”   w   „wyliczony”   czasowy   punkt   0   mającego   dopiero   nadejść

przyszłego rewolucyjnego wydarzenia, lub będącego już tylko wspomnieniem

przeszłego takiego  wydarzenia. Co ciekawe   rozpatrując moment „substancji

czasowej”   myślenia   Nietzschego   jest   ono   bardzo   podobne,   albo   wręcz

identyczne   z   „substancją   czasową”   Judaizmu,   którego   był   zagorzałym,

zdeklarowanym   przeciwnikiem,   żeby   nie   powiedzieć   wrogiem(jeszcze   raz

wychodzi   tutaj   na   jaw   bezużyteczność   negacji).   Podobnie   jak   metafizyka

Nietzschego „istoczy” z punktu 0 przyszłości mającego nadejść Nadczłowieka

tak samo rozpatrując „substancjalność czasową” Judaizm istoczy z punktu 0

przyszłości zapowiadanego przyjścia Mesjasza.  

Czy   zatem     samo   myślenie   mistycznego   „Teraz”   mogłoby   być   tutaj

rozwiązaniem?   Nie,   ponieważ     myślenie   mistycznego   „Teraz”   nie   jest   bez

całości horyzontu czasowego  w ogóle możliwe, choć może być właśnie sercem

tego horyzontu i kryć w sobie w pewnym sensie „przelotność Ostatniego Boga”

jak   i   Wydarzanie   Prawdy   Bycia.   Jednakże   jako,   że   dostępne   człowiekowi

poznanie ma charakter skończony takie samo tylko „Teraz” nie jest możliwe

bez   dopełniającego   go   przepływu   „przeszłej   przyszłości”   i   „przyszłej

przeszłości”. Podobnie też bez Zwrotu (przed zwrotem?) Myślenie Heideggera,

mimo, iż zawiera i początek i koniec, przyszłość i przeszłość też pozostaje tylko

taką „czasową metafizyką” tylko, że z tą różnicą, że zamiast jednej „czasowej

substancji” zawiera dwie takie substancje, czyli punkt 0 Greckich początków

42

background image

filozofii   oraz   punkt   0   końca   jako   rozstrzygnięcia   o   Bogach   (można   by   bez

wielkiej pomyłki powiedzieć przyjścia Mesjasza). Tak rozumiany dualizm po za

tym, że i tak pozostaje „tylko metafizyką”   dziedziczy główny metafizyczny

problem, który miał na przykład Kartezjusz ze swoimi res cogitans i res extensa,

czyli   nierozstrzygalne   pytanie   jak   się   te   obie   substancję   mają   do   siebie

nawzajem. To na ile można „substancjalności czasowej” uniknąć i jak to zrobić

okaże się dopiero w Zwrocie. Okaże się też z największą możliwą jasnością też,

na jakiej zasadzie następuje zjazd Mówienia i Powiadania, Bycia i Wydarzania

itd.

  Zanim   to   wreszcie   zrobimy   należy   zauważyć,   że   w   kwestii   Boga

Heideggera właściwie nic żeśmy nie powiedzieli, tylko się prześliznęliśmy obok

niej   niejako   mimochodem,  jakby  od  niechcenia.   Jak   ma  się   Bóg   do   Bycia?

Czemu nie jest myślany jako Bycie czy też bezpośrednio z Bycia? Jak się ma

Ostatni   Bóg   do   różnicy   ontologicznej   Bycie-Byt?   Jak   się   ma   Bóg   do

Wydarzania?   Jak   się   ma   Bóg   do   różnicy   Wydarzanie-Obecność?

Problematyczność   niemal   nierozwiązywalną   tych   kwestii   niech   nam

uzmysłowią te słowa z „Przyczynków do Filozofii”  : „Musimy przygotować

gruntowanie   prawdy,   co   wygląda   jakby   wraz   z   tym   już   wcześniej   zostało

określone   uznanie   godności   ostatniego   Boga.   Musimy   zarazem   wiedzieć

i trzymać się tej wiedzy, że to dopiero Bóg oraz sposób, w jaki używa on nas

jako gruntujących jawno-bycie, domagają się chronienia prawdy w byt , a wraz

z tym dziejów strzeżenia Boga; wymagana jest nie tylko tablica przykazań, lecz

–   bardziej   źródłowo   i   istotowo   –   jest   tak,   iż   jego   przelotność   wymaga

utrwalenia bytu , a wraz z nim dopiero człowieka pośród niego; utrwalenia, przy

którym dopiero byt, zawsze w prostocie swojej odzyskanej istoty (jako dzieło,

narzędzie, rzecz, czyn, spojrzenie i słowo), będzie umiał sprostać przelotności,

nie powstrzyma go, lecz pozwoli mu władać jako przechodzeniu. Nie następuje

tu żadne wy-bawienie, tzn. w gruncie rzeczy represjonowanie człowieka, lecz

wstawienie bardziej źródłowej istoty (gruntowania jawno-bycia) w samo Bycie:

43

background image

uznanie   przez   Boga   przynależności   człowieka   do   Bycia,   w   niczym   nie

uchybiające   sobie,   ani   swojej   wielkości   przyznanie   się   Boga   do   tego,   że

potrzeba mu Bycia.”

48

 Czy kilka stron wcześniej :” Ostatni Bóg Istoczy się on w

znaku, najściu i braku zarówno nadejścia, jak ucieczki mijających Bogów i ich

skrytej   przemiany.   Ostatni   Bóg   nie   jest   samym   wydarzaniem,   lecz   raczej

potrzebuje go jako tego, do czego przynależy gruntownik jawności”

49

. Co tu

zostało   powiedziane?   Nie   to   nie   dobre   pytanie,   Co   z   tego   można   jeszcze

zrozumieć? Jawnobycie jest określeniem człowieka z Wydarzania, to zaznacza

w przypisie Heidegger. Bóg nie jest tożsamy z Byciem, potrzebuje Bycia, jako

gruntu,   do   którego   odniesiony   jest   człowiek.   Bóg   też   w   jakiś   sposób

pośredniczy? Uczestniczy? W bardziej źródłowym „wstawieniu” istoty w samo

Bycie, ale jakiej istoty? Istoty człowieka? Bóg też „wpaja się”? , „wślizguje”? w

sam środek  różnicy ontologicznej pomiędzy Bycie, a Byt, aby Byt odzyskał

swoją istotę, odzyskał utraconą prostotę. Co więcej Bóg potrzebuje Wydarzania.

I też w jakiś sposób „wślizguję się”? w różnicę Wydarzania i Obecności, nie

jest Obecnością bo był by Bytem po prostu Substancją, a o takiego Boga to

jedno z niewielu rzeczy jakie wiemy na pewno w tym myśleniu nie chodzi.

Jednakże   „wpaja   się”?   Bóg   w   tą   różnicę   wymagając   czy   może   i   nawet

„wspomagając” utrwalenie bytu. Czym miałoby być to Utrwalenie? 

Zdania te pochodzą z „Przyczynków do filozofii”, zatem można z dużym

prawdopodobieństwem,   mniemać,   że   jeszcze   Freiburski   myśliciel   żywił

nadzieję, że filozofia w jakiś sposób jest w stanie przygotować rozstrzygnięcie

o Ostatnim Bogu, natomiast cytat z Der Spiegla rozpoczynający ten rozdział

zdaję się temu zdecydowanie przeczyć, co więcej jest o tyle bardziej wiążący od

przyczynków,   że   był   powiedziany   około   40   lat   później   po   napisaniu

„przyczynków”   (1927).   I   co   więcej   jak   zastrzegł   sam   Heidegger   został

opublikowany dopiero po jego śmierci, zatem przypuszczalnie wieszcz zostawił

sobie tym samym furtkę do zmiany zdania jeszcze za życia jakby coś się mu

48

 Martin Heidegger: „Wprowadzenie do metafizyki” str.380-381; Wydawnictwo KR Warszawa 2000

49

 Tamże str.377

44

background image

w międzyczasie rozstrzygnęło, albo jakby przypadkiem zmienił zdanie, co do

ważkości  i konieczności  poczynienia  tego  rozstrzygnięcia. Jako,  że tego  nie

zrobił to stanowisko  w kwestii  Boga  staję się  niniejszym w pewnym sensie

„ostateczne” dla całego jego namysłu z tą kwestią związanego.  Czy można na

przykład spekulować tak: Czy sytuacja Heideggera wobec rozstrzygnięcia nie

przypomina sytuacji apostołów zaraz po Śmierci Chrystusa? I czy tak jak oni

domaga się on rozstrzygnięcia, co do zmartwychwstania „umarłego Boga”? Czy

można   spekulować   tak,   czy   aby   to   rozstrzygnięcie   nie   jest   w   zasięgu   ręki

współczesnego człowieka o ile następuje w nim spotkanie Wschodu i Zachodu?

To   znaczy,   że   to   rozstrzygnięcie   zmusi   nas   do   wybrania   pomiędzy

„ateistycznym”   Buddyzmem,   a   „teistycznym”   Chrześcijaństwem   (Chyba,   że

może Islamem, kto to wie)? To chyba za daleko posunięte myślenie, raczej to za

dużo powiedziane i chyba błędnie. Dlaczego? Ponieważ nie wiadomo do końca,

na jakim gruncie nastąpić ma to rozstrzygnięcie, co więcej nie wiadomo jak

i czy w ogóle Śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa są brane przez Heideggera

jako   w   jakimś   sensie   źródłowa   „część”?   boskości   czy   też   jako   część

metafizycznej opowiastki, jaką snuje filozofia Chrześcijańska, czyli jak by to

leśny   wędrowiec   powiedział   „ontoteologia”.   Nie   wiadomo   też   czy   takie

rozstrzygnięcie między tymi dwiema religiami miałoby coś do rzeczy i na ile

było by jakimkolwiek rozstrzygnięciem, a na ile tylko „rachowaniem teizmów”.

Więcej nawet przy takim rozumieniu Boga (tak niezrozumiałym) nie zdziwiłoby

nas aż tak bardzo, jakby się okazało, że   Budda pod drzewem Bodhi spotkał

Ostatniego Boga w jego przelotności. Jak miałoby wyglądać to przygotowanie

się   na   przyjście   rozstrzygnięcia?   W   „przyczynkach”   jest   taki   wielce

enigmatyczny fragment zapowiadający te trudności i otwierający im drogę. Tam

gdzie mowa o Przyszłych jako o wędrowcach prawdy Bycia. Oni to dopiero

będą   władni   dokonać   rozstrzygnięcia   (podobno)   :   „Atoli   myślenie   to   tylko

jeden ze sposobów, w jaki niewielu dokona skoku w Bycie.”

50

. Zatem są jeszcze

inne sposoby. Jakie to mogą być sposoby? Medytacja ? Nie medytacja niczego

50

 Tamże str.365

45

background image

nie   rozstrzyga,   co   więcej   powiadanie   z   wnętrza   Medytacji   niczego   nie

rozstrzyga, bo  każde  takie  rozstrzygnięcie  byłoby prawdopodobnie  tylko,  co

najwyżej „nieważne”. Powiadanie z wnętrza Prześwitu? Również nie, ponieważ

wtedy minęlibyśmy się prawdopodobnie ze skryciem Tajemnicy, czyli z samą

Tajemnicą,  Tajemnicy i  byłaby to   czcza  gadanina,  co  najwyżej.  Jedynie,  co

mogłaby   uczynić   filozofia   to   pokornie   „wyczekiwać”   znaków   Przelotności

Ostatniego Boga, lecz, cóż, gdy sam Heidegger się prawdopodobnie tego do

końca życia nie doczekał (tak to by cofnął to, co powiedział w Der Spieglu

i   obwieścił   biednemu  światu  rozstrzygnięcie,  jako  jak   mówił  jedyna  rzeczy,

która nas może „uratować”). Nie dość, że nie wiemy, co mamy przygotować, to

nie wiemy też jak mamy przygotować to przygotowanie do Rozstrzygnięcia.

Wiara? Też nie, wiara już jest Rozstrzygnięciem, co więcej rozstrzygnięciem

zbyt   pochopnym   nazbyt   pośpiesznym,   bo   kompletnie   nie   przygotowanym.

Stajemy tutaj przed prawdziwym dramatem konieczności rozstrzygnięcia (które

ma nas uratować) jednocześnie jednak z niemożliwością przygotowania tego

rozstrzygnięcia w żaden sposób. Wiara to już zbyt dużo, bo to już arbitralne

przyjęcie   rozstrzygnięcia   bez   przeprowadzenia   go   ,   bez   przygotowania.

Podobnie nie-Wiara jako również w tym sensie Wiara jest już rozstrzygnięciem.

Stajemy   zatem   wobec   podziwu   dla   Wiary,   pewnego   rodzaju   „Woli   wiary”,

jednakże nie może ona znaleźć „zaspokojenia”, ponieważ nie ma niczego, co

byłoby władne ugruntować tą Wiarę, czyli nadać jej „kierunek” (rozstrzygnąć

pomiędzy Wiarą  jako  wiarą  w ostatniego  Boga,  bądź  niewiarą  w ostatniego

Boga).  Zatem jedno z ważniejszych zadań myślenia jawi się nam jako  zupełnie

niemożliwe do zrealizowania. Jaki jest tego powód? Poszukajmy go tam gdzie

od samego początku swojego myślenia Heidegger zaprzeczał jakiemukolwiek

powodzeniu   tego   zadania   i   w   ogóle   jakiemukolwiek   powodzeniu

jakiegokolwiek   myślenia   jako   takiego.   Dzieje   się   to   na   gruncie   Teologii.   Z

jednej strony teologia jest wiarą i jako taka nie może być rzeczą myślenia. Z

drugiej strony właśnie jako rzecz myślenie czy jako same myślenie z istoty jest

46

background image

skończone. Czyli musi swoją „rzecz” określić. A jako filozofia Chrześcijańska

(czy   w   ogóle   jakkolwiek   religijna)   określa   ją   z   wnętrza   soteriologii

Chrześcijańskiej (czy religijnej                w ogóle). Zatem o ile nie jest już

„przestrzennie substancjalna” jako Bytowa               (a taką religijną filozofię

można sobie spokojnie wyobrazić, jeżeli nie nawet ją pokazać na konkretnych

przykładach   nurtu   „mistycznego”   filozofii   religijnych),   to   najpewniej   będzie

ona   jako   soteriologia   „czasowo   substancjalna”   jako   skierowana   na   punkt   0

niezależnie  czy  to   w  przyszłości,  czy  w  przeszłości   „określony”   i   jako   taki

właśnie metafizyczny. Nasuwają się nam przy głębszym namyśle jednak dwie

istotne   wątpliwości.   Pierwsza   czy   możliwe   jest   o   ile   zgodzimy   się,   że

„przestrzennie”   pewna   religijna   filozofia   nie   jest   metafizyką   może

równocześnie   „czasowo”   być   metafizyczna?   Jeżeli   słuszne   jest   to   na   co   się

zgodziliśmy, że różnica „czasowej” i „przestrzennej” substancjalności jest tylko

użyteczna do celów „hermeneutycznych” nie zaś jako sama w sobie, ponieważ

obie   te   substancjalności   są   jedynie   dwoma   stronami   tej   samej   monet,   która

pozostaje   tym   samym   niezależnie,   z   której   strony   ją   oglądamy,   zatem

niemożebne jest aby ta moneta była i nie równocześnie metafizyką. Czy może

lepiej powiedzieć spoczywała wewnątrz i na zewnątrz metafizyki. Zatem gdzieś

tkwi   błąd.   Druga   wątpliwość   wygląda   tak:   czy   aby   odrzucając   soteriologię

traktując ją jako metafizyką, nie zacisnęliśmy filozofii i w ogóle myśleniu zbyt

mocno   pasa?   Pamiętamy   poznanie   nie   potrzebujące   rzeczy   poznania,   czyli

poznanie nieskończone jest od rzeczy kompletnie niezależne i ze swej istoty nie

jest   już   myśleniem.   Natomiast   poznanie   skończone   i   jako   takie   te   właśnie,

w   którym   dzieje   się   myślenie,   które   potrzebuje   myślenia   potrzebuje   też

niezbywalnie   rzeczy   myślenia,   „określonej”   rzeczy   myślenia.   Czy   zatem

wszelkie   myślenie   jako   potrzebujące   z   konieczności   „rzeczy   myślenia”   nie

będzie też z konieczności soteriologią? Czyli, czy nie będzie określone przez tą

rzecz   jako   przez   swój   (nieważne   przyszły   czy   przeszły)   punkt   0   dojścia,

wybawienia, którym będzie właśnie rzecz myślenia? Niewiele tu zmienia „fakt”,

47

background image

że   Heideggerowe   myślenie   posiada   dwa   takie   punkty,   przeszły   –   Greckie

początki   i   przyszły   –   Przyszli   czy   też   nowy   początek   myślenia.   Być   może

właśnie   z   tych   błędnie   wygórowanych   żądań   wynika   niemożliwość   zadania

przygotowania   rozstrzygnięcia   o   Ostatnim   Bogu,   oraz   jego   konieczność   też

pośrednio.   Konieczność   rozstrzygnięcia   wynikałaby   bezpośrednio   ze

skończonego,   a   zatem   „chciwego   określonej   rzeczy”   myślenia,   a   zatem

soteriologii, niemożliwość myślenia wynikałaby też z tejże właśnie soteriologii,

a   określenie   samej   rzeczy   myślenia   już   wpędzałoby   nas   nieuchronnie

w   beznadziejną   metafizykę.   W   takim   razie   sytuacja   stałaby   się   kompletnie

fatalna, filozofia nie mogłaby nigdy skorzystać ze swojej „najbardziej własnej”

możliwości nowego początku, co więcej nigdy de facto by jej nie miała. Zatem

więc filozofia od początku do końca nie miałaby żadnego znaczenia. Czy to nie

znaczy, że byłaby od początku do końca „nieważna”? Coś podobnego żeśmy już

słyszeli! Co więcej jakoś żeśmy z tego problemu z twarzą wyszli i to nawet dość

zgrabnie. Moglibyśmy pamiętając to, co już zostało w tej pracy powiedziane

(pamiętając drogę, jaką, żeśmy przeszli?), że z „substancjalności przestrzennej”

tego myślenia wyszliśmy doprowadzając je na zupełnie nowe tory. Zdawać by

się też mogło, że „z substancjalności czasowej” również, żeśmy tam wyszli. Nie

do   końca   świadomie   może,   ale   jednak.   Wyglądało   to   mniej   więcej   tak:

że   i   owszem,   przyznajemy,   że   jako   słowa   to   zostały   wypowiedziane

(pomyślane)  w swej soteriologii „odtąd”, „dotąd” (punktu 0 wypowiedzianego

właśnie tego a nie innego „słowa”), słowa jako wypowiedziane były zawsze

„określone” co do rzeczy myślenia, w zasadzie co do swojej rzeczy mówienia.

Jednakże nie sam ten punkt 0 „S Ł O W A” był tutaj najistotniejszy, ale te,

przerwy, „puste” miejsca, na które wskazywał i z wnętrza ich  odbywało się

właśnie   właściwe   „powiadanie”   jednocześnie   „określoność”   poszczególnych

liter jako „rzecz mówienia” była nam niezbędna oraz jednak była drugorzędna

wobec tego, na co wskazywała. 

48

background image

Czy aby to, co teraz zrobiliśmy nie jest jakąś kuglarską sztuczką? Próbą

wymigania   się   od   niemocy   niepodobania   zadaniu   przygotowania

rozstrzygnięcia?   Nie   wydaję   mi   się.   Myśląc   tym   sposobem   doszliśmy   do

„czegoś” w rozmowie z Japończykiem, nastąpił zjazd Wschodu z Zachodem na

bardzo   trudnym   gruncie   rozmowy   o   języku.   Natomiast   „zaciskanie   pasa”

i wymaganie  przygotowania rozstrzygnięcia w ten sposób w jaki to Heidegger

czyni w temacie przelotności Ostatniego Boga stało się dla nas tak ciasne, że

nie   dość,   że   uniemożliwiało   nam   jakikolwiek   ruch   w   tej   kwestii,   bo   albo

byliśmy  od   razu  posądzeni  o   arbitralne   już-roztrzyganie  bez   odpowiedniego

przygotowanie,   czyli   jakąś   formę   fideizmu,   bądź   o   niemówienie   w   ogóle

niczego gdy próbujemy uniknąć soteriologii unikając jednocześnie myślenia w

ten sposób, bo każde myślenie z istoty jest skończone, a jako takie rzeczowe.

Czy więc mimo wszystko nie przepłynęliśmy po powierzchni tylko problemu

(skupiając  się  na jakichś  10  procentach  zagadnień  związanych z problemem

boskości)? W płytkim sensie tak, wszystkich „rzeczy” myślenia związanych z

przelotnością  Ostatniego  Boga, żeśmy nie  przebadali.  Jednakże  naprawdę  to

przepłynęliśmy   całą   zawrotną   najgłębszą   głębie   tego   „mętnego”   wiru   i

przepłynęliśmy   bezpiecznie   na   drugi   brzeg.   Czy   zatem   teraz   możemy

przygotować,   rozstrzygnięcie,   co   do   Boga,   albo   przygotować   takie,   chociaż

Gotowienie? Właśnie nie na tym rzecz tej głębi polega, polega ona na ty, że

wykazaliśmy błąd takiego postawienia kwestii, nie ma już, czego rozstrzygać i

nie ma jak rozstrzygać, bo same kryteria rozstrzygania okazały się wadliwe.

Można wręcz powiedzieć, że Heidegger popełnia tu ten sam błąd, który zarzuca

Cybernetyce. Mianowicie rachuje, jak to możliwe? Cybernetyka ujmuję mówiąc

rachowaniu   „Tak”   roztapia   się   w   nim   bez   reszty,   natomiast   Heidegger

podejrzewając (konsekwentnie przeprowadzone to myślenie o rozstrzygnięciu

paraliżuje wszelkie myślenie jako od razu „wyrachowaną” soteriologię) wszelką

rzecz   myślenia   w   temacie   Boga   jako   „tylko   zamykającą”   zapominając   o

wskazywaniu po za to konkretne „rachowanie” też już tylko rachuje. To, że

49

background image

neguje każdy wynik takiego rachunku nic nie zmienia (dlaczego to pamiętamy z

poprzedniego rozdziału). 

Dobrze   więc   istnieje   niebezpieczeństwo,   że   każde   myślenie   nawet

najbardziej dziejowe i najbardziej z głębi Wydarzania jak tylko można sobie

wyobrazić  można  totalnie  wyrachować  i z Drogi  uczynić  punkt.  Lecz może

teraz popadniemy w drugie niebezpieczeństwo (odwrotne), że każde nawet jak

najbardziej   metafizyczne   i   „kalkulatywne”   myślenie   można   „udrożnić”   i

uczynić   z   niego   „mistyczną”   podróż.   No   w   zasadzie   tak,   ale   co   to   za

niebezpieczeństwo?   Co  nam  grozi?   Ano   nic,   tylko   tyle,  że  przeprowadzimy

rozmowę z takim myśleniem. Co więcej niektóre rodzaje myślenia nadają się do

„udrożnienia”   bardziej   inne   mniej.   Gdzie   więc   będzie   różnica   między

metafizyką a „mistyką”? W tym, że metafizycy za czasów panowania metafizyki

(czyli   zapomnienia   Bycia)   kompletnie   nie   byli   zainteresowani   udrażnianiem

swojego myślenia, a to że robi to dzisiaj Heidegger to znaczy, że historycznie

filozofia doszła do takiego punktu, że udrożnienie jest konieczne, albo że jako

„mistyk” udrażniać będzie i jego rozumienie filozofii zawsze będzie „drożyło

po polnych ścieżkach”?   Osobiście opowiadam się za tą drugą odpowiedzią,

ponieważ   pierwsza,   mimo,   iż   wymusza   „historyczny   rygor”   konieczności

drożenia,  jest   bardzo   bliska   popadnięcia  w  pułapkę  „zaciskania   pasa”,   czyli

domagania się Gotowienie rozstrzygnięcia, gdzie albo rozstrzygnięcia nie ma,

ani perspektyw na nie przy tak ostro postawionej kwestii, albo ono jest i to w

wielu miejscach na raz, tylko wymagające „specjalnego gotowienie” nie może

tego zauważyć bo tych miejsc akurat nie droży. Zresztą takiego   pominięcia i

uznania niezasłużenie za „zdrożne” dopuszcza się  Heidegger w stosunku  do

filozofii   religijnych,  z  którymi naszym zdaniem jest   mu  jak  najbardziej  „po

drodze”. 

Tak   rozumiana   „dziejowość”   jako   sito,   przez   które   wieszcz   odsiewa

bardziej drożne od mniej drożnych, myśleń, sama w sobie bądź to jest błędem

i   w   tym   sensie   zamknięciem   się   na   drożność   samą   (przykrytą   historią

50

background image

zapomnienia prawdy Bycia), bądź może Freiburski mistyk trochę za bardzo dał

się jej rozkołysać. Było nie było jedna, jakoś w dużym stopniu prawdziwie ta

rozkołysana dziejba trafią w kondycję współczesnego  człowieka, jak i w jej

źródło. Powiedzieliśmy już bardzo dużo, innymi słowy szmat drogi już za nami,

droga  staję  się  coraz  bardziej  zrozumiała  i  przyjazna,  teraz  wreszcie  po  tak

ciężkiej orce (na całe szczęście, że nie okazała się to orka po betonie, co mógł

zapowiadać   ten   rozdział).Możemy   sobie   pozwolić   na   luksus   używania

prostszego języka. Następny rozdział jako solidnie przygotowany tą orką będzie

wreszcie próbą zbiorów z tej gleby, przekonamy się na ile ona jest żyzna. Jako,

że czas żniw czasem wiejskiej sielanki, język tego rozdziału jest dużo prostszy

możno  powiedzieć  w pewnym sensie  ludyczny. Jednak  ten  dopiero  rozdział

zaowocuje plonami, na które pracowaliśmy całą naszą odbytą drogę. Wreszcie

sens tej drogi się odsłoni. Jednak nie będzie to też tak bezproblemowe zupełnie.

Ten  sam zarzut, którą podnosi, leśny wędrowiec najmocniej przy okazji próby

gotowienia   rozstrzygnięcia   o   przelotności   ostatniego   Boga   towarzyszyła   mu

niemal   od   samego   początku   jego   myślenia   i   chyba   nie   opuściła,   aż   go   do

śmierci.   Jest   to   zarzut   o   zasadniczą   niedrożność   myślenia   religijnego,   czyli

dokładniej   (ale   chyba   każdego   religijnego   myślenia   to   by   dotyczyło   tak

naprawdę)Chrześcijaństwa   jako   takiego.   Niedrożność   ta   polegałaby   na   tym,

że o ile Heidegger tym, co chcę osiągnąć (co mniej lub bardziej mu się udaję)

jest istoczenie dziejów z wydarzania (czyli z Prawdy Bycia jako wydarzanie)

i o tyle droży to natomiast Chrześcijaństwo próbuję wyistoczyć dzieje z jednego

wydarzenia czyli jako takie jest nie drożne bo zamiast drożyć to stoi ciągle w

tym samym miejscu przy tym samym słupku z napisem 0 n.e. 
     

51

background image

Nawrócenie na Zwrot

Chrześcijaństwo   istoczy   z   jednego   wydarzenia,   z   wydarzenia   śmierci

i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Dzieli ono historię na przed Chrystusem

i   po   Chrystusie,   przy   czym   to,   że   przyjmuję   ono   za   punkt   0   kalendarza

narodziny Zbawiciela nie ma znaczenia. Narodziny Jezusa są i tak rozumiane,

właśnie jako zapowiedź Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa, czyli wydarzenia

Krzyża, które nadaje sens „historii” rozumianej jako  dzieje. Krzyż jest na nowo

wciąż przypominaną dziejbą Wiary, czy jednak można by, jednak przyrównać

istoczenie się tej dziejby z Krzyża z dziejbą przywracania zapomnianego Bycia

jemu samemu w procesie dziejów myślenia jako Wydarzania, które przyjmuję

Heidegger za kluczowe dla każdego myślenia?   Widać pewne podobieństwa,

pewne   teologiczne   ślady   myśli   Heideggera   się   tutaj   przed   nami   rozjaśniają.

Chrześcijaństwo   wprowadza   w   myśl   ludzką   dzieje,   jako   „historię”   w   swym

odniesieniu do na nowo wciąż przywoływanego i rozjaśnianego punktu Krzyża.

Tutaj widzimy podobieństwo czy wręcz genezę jednej z odmian myślenia

Dziejowego,   jednak   u   Heideggera   nie   ma   takiego   wydarzenia,   jednego

jedynego,   z   wnętrza,   którego   można   by   wyistoczyć   dzieje.   Nie   jest   takim

wydarzeniem początek filozofii, choć mógłby się nam takim wydawać „To, co

wielkie, zaczyna się na wielką skalę, w swoim stanie zachowuję się tylko dzięki

swobodnym nawrotom wielkości, a także wielki jest jego koniec, jeśli jest ono

wielkie.   Tak   było   z   filozofią   Greków”

51

.   Ciekawym   pytaniem   jest   kwestia,

co   z   człowiekiem,   co   z   człowieczeństwem   człowieka   przed   początkiem

51

 Martin Heidegger: „Wprowadzenie do metafizyki” str.20; Wydawnictwo KR Warszawa 2000

52

background image

filozofii?   No   właśnie,   jeżeli   przyjmiemy   ścisły   związek   człowieczeństwa

z   myśleniem,   z   opowiadaniem   się   wobec   Bycia   (bądź   to   na   sposób

przypomnienia, bądź zapominania jego Prawdy) trzeba by nam przyjąć, że albo

nie było człowieka, przed Talesem, albo człowiek zawsze jakoś „filozofował”

i   Tales   nie   był   pierwszym  „filozofem”.   Niezależnie   od   rozstrzygnięcia   tego

pytania   Człowiek   i   przed   wydarzeniem   początku   filozofii   Greckiej   był

człowiekiem, chociaż w tym wydarzeniu być może rozpoczyna Sagę, czy też

rozgrywkę   świadomości   Prześwitu,   w   którym   przemawia   do   niego   prawda

Bycia. 

Zatem   nie   do   końca   jest   to   Chrześcijańska   dziejba   z   jej   ostrym,

punktowym „przed i po” Krzyża. To   przywodzi na myśl Buddyzm ze swoim

Wydarzaniem, nie mającym początku, z Buddą  który mówi o nieskończonej

ilości swoich poprzedników, czy lepiej powiedzieć niepoliczalnej, bo kwestia

rozważania   początku,   nawet   co   do   tego   czy   był,   czy   nie   był   zostaje   przez

Sidhartę   konsekwentnie   pominięta.   Tylko   czy   na   gruncie   Buddyzmu   można

mówić o dziejach? Dziejach w ich dziejowości, a nie tylko historii jako zbiorze

uporządkowanych (mniej lub więcej) Dat? Raczej chyba nie, w tym sensie, choć

doświadczający i dosięgający Wydarzania Buddyzm jako taki jest niedziejowy,

adziejowy. To, zatem też tylko ślad i to niepełny, jak śladowy pierwiastek. 

Spróbujmy więc przyrównać Heideggerowską dziejowość do dziejowości

Żydowskiej,   jako   dziejowości   nastawionej   przyszłościowo,   zorientowanej   na

punkt przyszły, mającego jeszcze nadejść Mesjasza. Żydzi wsłuchują się w głos

„historii”, jak i współczesności wyczulonym uchem   nasłuchując, czy aby nie

nadchodzi   Mesjasz.   Podobnie   Heidegger   nasłuchuje   czy   aby   nie   nadchodzą

Przyszli. Nasłuchuje czy aby nie słychać już kroków Przyszłych, którzy będą

mogli dosięgnąć Ostatniego Boga w Jego przelotności chwili. Jednak to też do

końca   nie   rozeznaje   sprawy.   Martin,   mimo,   iż   melancholijną   tęsknotą   do

Greków   i   całemu   patosowi,   który   im   przydaję,   jako   jakoś   początkowym

inicjującym jednak dzieje, mimo iż nadaję Przyszłym w pewnym sensie rangę

53

background image

Mesjasza,   który   zdoła   zbawić   człowieka,   kiedyś   tam   w   przyszłym

wyczekiwanym „Wtedy”, mimo tego wszystkiego Teraz w dziejącej się właśnie

przelatującej   współczesności   wyczula   się   na   Wydarzanie,   tak   jak   Buddyści

wyczulają się na nie przez Uważność. 

Pozostając   przy   wątku   Żydowskim,   spróbujmy   rozważyć   niechęć

Freiburskiego   myśliciela   do   tak   zwanej   Etyki   Wartości.   Czy   Heidegger

postuluje nihilizm? Raczej nie o to chodzi, raczej zauważa swoistą wtórność

wartości   i   zakrycie   tej   wtórności   w   Starym   Testamencie,   zakrycie   wobec

większości   Żydów,   co   tłumaczyłoby   tęsknotę   za   mającym   dopiero   nadejść

Mesjaszem.   Rozpatrzmy   postać   Mojżesza.   „Odpowiedział   Bóg   Mojżeszowi:

<JESTEM, KTÓRY JESTEM> i dodał: <Tak powiesz synom Izraela: JESTEM

posłał mnie do was>. Mówił dalej Bóg do Mojżesza: <Tak powiesz Izraelitom :

<<JESTEM Bóg Izaaka i Bóg Jakuba posłał mnie do was. To jest imię moje na

wieki i to jest moje zawołanie na najdalsze pokolenia: <<Objawił mi się Pan,

Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba i powiedział:

Nawiedziłem was i ujrzałem, co wam uczyniono w Egipcie>>.

52

”Co tutaj się w

jasności   dla   wprawnego   oka   odsłania?   Mianowicie   dwie   sprawy,   jedna   to

spotkanie z Bogiem Mojżesza, to, że miał on ten zaszczyt wysłuchać wieści,

było   to   wydarzenie,   na   miarę   Nawrócenia,   ale   o   Nawróceniu   za   chwilę,   to

jeszcze nie ten przystanek na naszej drodze.    Mojżesz usłyszał Boga, była mu

dana   Wieść   w   całym   swoim   odkryciu   jak   i   w   całym   swoim   zakryciu   jako

Tajemnica, wielka  tajemnica „JESTEM KTÓRY JESTEM”. To jeden  aspekt

sprawy Otwarty Prześwit spotkania, którego Mojżesz dostąpił. Na drugi aspekt

wskazują   Słowa   :”Tak   powiesz   Izraelitom”,   przed   resztą   Żydów,   zatem

Prześwit, w którym zjawia się Prawda zostaje zamknięty, słyszą oni ją już tylko

„z drugiej ręki” jako zasłyszaną od Mojżesza. Nieprzypadkowo też po księdze

Wyjścia   następuje   księga   Kapłańska,   czyli   szczegółowe   przepisy,   można   by

powiedzieć   metafizyka,   dotyczące   i   ustanawiające   reguły   niemal   każdej

możliwej aktywności życia Izraelity. Widać „jak na dłoni” wtórność tych reguł

52

 Księga Wyjścia 14-17; Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu  Wydawnictwo Pallottinum Poznań 1996

54

background image

wobec   spotkania   proroka   z   Bogiem,   ich   ledwie   tylko   wystarczalność

skierowaną   na   utrzymanie   „porządku   społecznego”   (ordnung   must   sein)

wyczekiwania upragnionego Zbawiciela. Prawda w swej bezpośredniości Sagi

Boga pozostaje przed większością Izraela zakryta, zamknięta. Zostają oni (żydzi

w   większości   wyłączając   proroków)   skazani   na   Mojżeszową   Hermeneutykę

Bożej Sagi, na metafizykę będącą tylko niedoskonałym odbiciem Wydarzenia

rozmowy           z Bogiem. Tłumaczy to nam bardzo wiele zarówno odejście od

Hermeneutyki jako Źródłowej metody u „późnego Heideggera”

53

, jak i tęsknotę

Żydów   za   mającym  nadejść   Mesjaszem,   czyli   za   Wydarzeniem   Spotkania   z

Bogiem metaforycznie powiedziawszy „Twarzą w Twarz”. Starotestamentowy

Jahwe, jest nie tylko Groźny i Obcy przez Swój gniew. Obcość Jahwe polega na

Jego zakryciu przed większością udziela On się tylko prorokom, nielicznym,

przygotowanym, którzy potem dopiero zdają raport z tej rozmowy Izraelitom.

Jest to Bóg, o którym zaświadcza autorytet proroków, czyli niekwestionowanie

Jest, lecz przeciętny obywatel Izraela nie ma z Nim w ogóle styczności. Tym,

zatem straszliwszy i bardziej przerażający musi Być gniew takiego Boga i tym

zbawienniejsza   Jego   sprawiedliwość.   Z   takim   Bogiem   nic   nie   można

wynegocjować, nic ustalić, jedynie ufać w to, iż sprawiedliwie dopełni Swoich

„wyroków”. Jedyne, co można było w obliczu, a raczej w cieniu Jahwe zrobić to

sprawiedliwie   przestrzegać   przykazań   wyrytych   między   innymi   na

przyniesionych  z  góry  Synaj  przez  Mojżesza  tablicach  i  modlić  się  by Bóg

wejrzał życzliwym okiem na sprawiedliwego. 

Heidegger   nie   chce,   tak   jak   Nietzsche,   „burzyć   kamiennych   tablic”

i   ustanawiać   nowe   wedle   subiektywnego   uznania,     jednak   łączy   go   to

z Nietschem, że chce doprowadzić człowieka do aktu tworzenia tablic, lecz nie

na sposób ustanowienia „prawa” mocą własnej Woli mocy, ale na wsłuchiwaniu

się w istotę Wydarzania, na pozwalaniu na objawienie się „prawa” gotowości

do przyjęcia „prawa”: „Oczywiście wydarzanie nie jest prawem w sensie jakiejś

53

 Hermeneutyki w ujęciu „Bycia i czasu” czyli metody samorozumienia się czy też autowykładni jestestwa jako

Bycia-w-Świecie.

55

background image

normy, która unosi się gdzieś nad nami, nie jest ono rozporządzeniem, które

porządkuje i reguluje jakiś stan rzeczy. Wydarzanie jest tym jedynym prawem,

jako,   że   skupia   ono   Śmiertelnych   w   uwłaszczanie   ich   istoty   i   w   nim

utrzymuje”

54

.   Jest   tutaj   powiedziane   to,   co   w   Byciu   i   Czasie   było   ledwo

przeczute, w słowach o tym, że „egzystencja wyprzedza esencję” i całej tam

zawartej   krytyce   etyki   wartości   jako   metafizycznej.   Przy   czym   nie   ma   tu

w żadnym razie mowy o odrzuceniu etyki wartości na rzecz „etyki wydarzania”.

Jest to próba odnalezienia źródłowych korzeni etyki jako takiej  i tym miałby

być  naszym zdaniem „etos” Heideggerowski . Podejście naszego wieszcza do

etyki jest w pewnym sensie tożsame z podejściem religii, prawie religijne. Tak

samo jak wielkie religie nasz leśny wędrowiec uznaję etykę wartości za wtórną

wobec spotkania Prawdy, tak jak w Chrześcijaństwie i Judaizmie, etyka jest

wtórna wobec spotkania Boga i tak jak w Buddyzmie etyka jest wtórna wobec

mistycznego   doświadczenia   Nirwany(spotkania   Pustki).   Filozoficznie   sprawa

ma się  tutaj podobnie,  jeżeli nie tak  samo. Gotowość  na usłyszenie  Wieści,

nadstawianie Ucha dla Sagi jest tym, co funduje dopiero etykę w jej wyrazie, co

pozwala się jej wyistoczyć w konkretnych decyzjach typu Albo-Albo.

 

Następuje jednak jedna podstawowa różnica, chociaż trudno rozstrzygnąć

czy jest to „realna” różnica, czy jest to tylko różnica sposobu powiadania? Czy

to, co w religiach powiedziane całą mocą, w jasność mówienia u Heideggera

jest   powiedziane   jako   milczenie   jego   powiadania,   czy   kryje   się   pomiędzy

wierszami czy też zostaje pominięte? Jakaż to kwestia?  Mianowicie taka, że

mimo swoistego „pozostawienia” etyki przez religię, pozostawienia w tyle za

głosem   wieści   (spotkaniem   Boga)które   pozwala   Augustynowi   powiedzieć

„Kochaj   i   rób   co   chcesz”,   pomimo   tego   religie   uznają   etykę   za   konieczne

przygotowanie   do   czystego   spotkania   Prawdy.   Podobnie   jak   metafizyka   u

Heideggera   tak   etyka   w   religiach   zostaje   pozostawiona   samej   sobie   w

momencie   Spotkania   Boga.   Tylko   właśnie,   jest   ona   koniecznym

54

  „Droga do języka” w Martin Heidegger: „W drodze do języka” str.196;  Wydawnictwo Baran i Suszyński

Kraków 2000

56

background image

przygotowaniem   tego   spotkania,   może   nawet   gruntem   pod   bezgrunt

powiadania. Chociaż z drugiej strony właściwie zrozumiana Etyka ostaje się

jako taka, gdy jest rozumiana z Wydarzania, czy jakby powiedzieć religijnie z

doświadczania Wiary. Wynika z pewnego nastawienia, nastrojenia na prawdę

Bycia do niej jednocześnie przygotowując. Czy zapoznanie tej „funkcji” etyki

było   przyczyną   faktu,   iż   Heidegger   pisał   „Przyczynki   do   filozofii”   i

jednocześnie   należał   do   nsdap?   Jest   to   pytanie   trudne,   ważne,   jednak

przepraszam nie czuję się władny udzielić na nie odpowiedzi. Wymagało by to

wielkiej pracy na grząskich bagnach ciemnej strony niemieckiego ducha, nie

czuję się kompetentny ani chętny tą pracę podjąć, jednak pozostawiam pewne

pytanie hipotezę, która może poprowadzić do rozwikłania tej zagadki (chociaż

nie musi).  

Weszliśmy już na grunt Etyczność jak i na grunt dziejowości możemy,

zatem   rozpatrzyć   pod   tymi   dwoma   kontami   Nawrócenie.   Czym   jest

Nawrócenie   ?   Czy   źródłosłów   gdzieś   nas   zaprowadza?   Nawrócenie,   czyli

nawrót,   powrót   na   właściwą   drogę.   Kwestia   ta   niebawem   się   rozjaśni,

zacznijmy jednak od czegoś innego. Co uderza w Nawróceniu? Dramaturgia i

punktowość tego aktu, jest to akt fundamentalny, moment 0. Podobnie jak w

pewnym   sensie     spotkanie   proroka   z   Bogiem,   które   każdorazowo   jest

„pierwszym” punktem zero  dzielącym czas  na  przed  i po. Weźmy Świętego

Pawła, przed nawróceniem gnębił nieludzko Chrześcijan po nawróceniu sam

staję się Chrześcijaninem, zrywa z poprzednim życiem, zostaje ono poniechane

przezeń w imię Prawdy. Tak rozumiane nawrócenie jest momentem przełomu,

przełamaniem   życia,   na   niechlubną   przeszłość   i   pełną   pokory   i   miłości

bliźniego  przyszłość, czyli naprawdę odwrotem, zupełnie nowym początkiem.

Gdzie tutaj jest nawrót? Czy nawrócenie to dobre w ogóle dla tej rzeczy słowo,

czy nie lepiej powiedzieć rewolucja? 

Aby   do   tego   dotrzeć   paradoksalnie   należy   przyjrzeć   się   tym,   którzy

nawrócenia nie potrzebowali. O ile mi wiadomo bezsprzecznie było takich ludzi

57

background image

dwóch lub trzech (można w pewnym sensie uznać wycieczki młodego Sidharty

za mury miasta jako stopniowe nawrócenie, chociaż w innym niekoniecznie)

Jezus i Maryja. Aby nie wdawać się w głębie teologicznych rozważań Bosko-

ludzkiej natury Jezusa zajmiemy się Maryją. Owa najświętsza ze świętych, która

nigdy w życiu nie popełniła grzechu, zatem więc  nie potrzebowała nawrócenia.

Swoją   drogą   skupianie   się   Kościoła   Katolickiego   na   fizjologicznej   stronie

czystości   Maryi,   czyli   „zawsze   dziewictwie”   uwłacza   Jej   świętości,   dużo

większą   i   ciekawszą   sprawą   jest   macierzyństwo   Maryi,   wychować?   Ano

właśnie   nawet   nie   wiadomo,   jakiego   tutaj   słowa   użyć   w   każdym   razie   być

Matką Boga to wielka rzecz. Może z szacunku dla tajemnicy teologia Katolicka

nie skupia się na tym macierzyństwie tak bardzo, ale czemu nie ma szacunku

dla   sfery   intymnej   tej   Świętej?   Czy   byłoby   grzechem   gdyby   Maryja   po

urodzeniu Chrystusa czerpała radość z „miłości czynnej” z Józefem? Dlaczego

to   miałby   być   grzech?,   tego   chyba   żaden   teolog   nie   jest   wstanie   rozsądnie

wytłumaczyć.   Ale   pomińmy   te   sprawy,   bo   nie   są   one   tutaj   kluczowe.

Powracając   do   rzeczy   ważnych,   czy   w   życiu   Maryi   nie   było   momentów

„przełomowych” bliskich punktowi 0 nawrócenia? Ależ były takim najbardziej

znaczącym jest zwiastowanie Archanioła Gabriela, który przepowiada i pyta o

zgodę Maryi na przyjęcie misji bycie Bożą mamą. Pewnym nowym początkiem,

powołaniem do świętości, potwierdzeniem. Jednak nie jest to punkt odwrotu,

nawet nie punkt przywrócenia, czyli nie nawrócenie w sensie powyższym, lecz

jakby początek wydarzania się Sagi Świętości, lecz początek zawsze obecny i

nieodmiennie   towarzyszący   Maryi   przez   całe   życie.   W   tym   sensie   to

zwiastowanie nie jest Maryi w ogóle potrzebne,  tak jak potrzebne były punkty

0 prorokom                        i nawróconym. Każdy dosłownie moment życia tej

świętej mógłby i w pewnym sensie był takim punktem 0 punktem początku na

nowo   w   każdej   chwili   podejmowanego,   nowym   początkiem.   Maryja   jako

świadoma swojej istoty przebywająca stale w Prześwicie jest „za pan brat” z

Wydarzaniem i jego istoczeniem, jest też człowiekiem. 

58

background image

Zatem z istoty człowiek ma dostęp do Prawdy Wydarzania ujętej tutaj

jako   Świętość.   Widać   teraz   gdzie   jest   nawrót.   Nawrócenie   jest   nawrotem   z

powrotem   do   początkowej   Otwartości,   która   jawi   się   w   całej   okazałości

jednocześnie skrywając (jako Tajemnica, Boga, Nirwany, Bycia). Tym właśnie

jest Nawrócenie, powrotem do istoty jako stania w Prześwicie istoczenia Bycia,

powrotem do początku jako „bycia stworzonym na obraz i podobieństwo Boga”

czyli do sumienia, czy  do pierwotnej natury Buddy. To zrozumienie Istoczenia

Prawdy   Bycia   z   Wydarzania   (po   uprzednim   zrozumieniu   biedy   opuszczenia

przez Bycie), czy też zrozumienie Boskiego pochodzenia człowieka staję się

nowym  początkiem,   ale   nie   początkiem   w   sensie   dzielącego   0   lecz   nowym

początkiem jako przywróceniem tego co zawsze już tutaj było jako prapoczątek,

Prześwitu czyli przestrzeni jawienia się Prawdy. W tym sensie Nawrócenie nie

jest już punktem lecz powrotem w to co już zawsze tu było, powrotem do domu.

Nawrócenie tak rozumiane staje się nowym początkiem, który na nowo należy

podejmować z Wydarzania, stałą odczuwalną obecnością Boga, czy też stałym

wsłuchiwaniem się w wyistaczanie się Bycia w Otwartym, (czyli w Prześwicie).

Dlatego nawrócenie, pomimo, iż może być pojmowane jako jednorazowy akt

i jest to pojmowanie  całkiem słuszne  jest takie  pojmowanie jednak  zarazem

niewystarczające,   bo   nie   nazbyt   źródłowe.   W   tym   sensie   Maria   nie

potrzebowała   nawrócenia.   Natomiast   źródłowo   pojęte   Nawrócenie   jako

podejmowanie   na   nowo   ciągle   od   początku   Prawdy   Wydarzania   jako

doświadczenia zamieszkiwania w Prześwicie było potrzebne Maryi i jako takie

zostało przez Nią podjęte całym jej życiem. Nawrócenie jawi się więc nam w

dwoistym sensie  jako punkt, cel drogi do którego należy zdążać, który warto

osiągnąć   oraz   jako   postawa   Otwartości   wobec   Sagi   Wydarzania,   która   jest

horyzontem rozpatrywania zarówno przed jak i po nawrócenia w pierwszym

sensie, i które to Nawrócenie (w drugim sensie) przestaje być jednorazowym

(mniej lub bardziej) aktem, a staję się przestrzenią „dziania się” Prawdy. Te

rozważania  pozwalają   nam zrozumieć   słowa    Nagarżuny:  ”  Nie  ma różnicy

59

background image

między samsarą, a Nirwaną,  Nie ma różnicy pomiędzy Nirwaną, a samsarą.

Przestrzeń Nirwany jest zarazem przestrzenią samsary. Pomiędzy nimi dwoma

nie ma nawet najmniejszej różnicy nawet najmniejszej różnicy”

55

. Tak można

jednak   tylko   powiedzieć   dopiero   po   nawróceniu   (rozumianym   w   sensie

pierwszym).   Teraz   też   rozjaśnia   nam  się   zupełnie   to,   co   Heidegger   nazywa

doświadczeniem  myślenie,   jest   to   wejście   na   drogę   myślenia   z   Wydarzania,

bądź kroczenie tą drogą po uprzednim na nią wejściu zależnie od tego, który

sens (pierwszy czy drugi) jest akurat mówiony. Dopiero jednak w pełni jasno

bez   nieporozumień   można   mówić   o   doświadczaniu   myślenia   właśnie   z

perspektywy   tegoż   doświadczania,   po   dokonaniu   Skoku   (aktu   nawrócenia)

inaczej to powiadanie staje się niezrozumiałym bełkotem, lub mniej źródłowym

rozumieniem ewentualnie też przygotowaniem Skoku w Prześwit. 

Trudno nie zauważyć, że nasz wieszcz używa bardzo podobnego słowa

mianowicie słowa „Zwrot”. Czy to, o czym tu mówiliśmy jako Nawrócenie i to,

co Heidegger nazywa Zwrotem to to samo? Czy i na ile są to sprawy podobne?

Wreszcie   czy   Zwrot   gra   podobnie   swoimi   znaczeniami   jak   Nawrócenie?

Przypuszczamy już, że tak, ale nachylmy raz jeszcze ucha dla Sagi: „Czym jest

ten źródłowy zwrot w wydarzaniu?

56

  Jedynie najście Bycia jako przyswajanie

jawności prowadzi jawno-bycie do niego samego i w ten sposób do spełnienia

(chronienia) prawdy usilnie gruntowanej w byt, który znajduje swoje miejsce w

prześwitującym skrywaniu się jawności. 

A   w   zwrocie:   tylko   gruntowanie   jawno-bycia,   przygotowywanie

gotowości do przysuwającego się odsuwania w prawdę Bycia, sprowadza to, co

należne i przynależne znakowi nadchodzącego przyswajania. 

Skoro   jawno-bycie   jako   otwarty   środek   sobości   gruntującej   prawdę

dopiero  dzięki  wydarzaniu   staje   się   przyrzucone  sobie  i   staje   się   Sobą,   to

55

 Nagarżuna, Mula-madhyamika-karika 25; 19-20 cytat za „Buddyzm” str.74; Biblioteka Literacko-Artystyczna

Kraków 1987

56

 „Patrzymy tu na wydarzanie w odniesieniu do człowieka, który z niego bierze określenie siebie jako

jawnobycie”; przypis Heideggera, który umieszcza na tej samej stroni, bez niego trudno byłoby zrozumieć
jawnobycie, a tak staję się ono jaśniejsze. 

60

background image

jawnobycie   jako   skryta   możliwość   gruntującego   istoczenia   Bycia   musi

przynależeć wydarzaniu. 

A   w  zwrocie:   wydarzanie   musi   używać   jawnobycia,   przyzwyczajać  je

potrzebując   go   dla   siebie   i   w   ten   sposób   przywodzić   przed   przelotność

ostatniego Boga”

57

.

Analogicznie, jeżeli nie tak samo jak z nawróceniem widzianym z dwóch stron,

raz to jako „ewangelizowanie” ateisty, a za drugim razem już z perspektywy

nawróconego,   tak   też   tutaj   jest   pokazany   Zwrot.   Wyrażenie  „A  w  zwrocie”

zapowiada  następujące  po   nim powiadanie  już  z  wnętrza  Zwrotu,  natomiast

poprzedzające   je   zdania   ukazują   Zwrot   z   „zewnątrz”   pokazując,   co   on

człowiekowi ma dać. Zadaniem powiadania z zewnątrz Zwrotu jest „zwrócenie”

ku Zwrotowi, tak jak ewangelizacja jest nawróceniem ku Nawróceniu. Pierwszy

Akapit  przygotowuje człowieka  na   najście  Bycia, wzywa do  Zwrotu,  który

doprowadzić ma do  spełnienia prawdy i umiejscowienia go w Prześwicie, czyli

adekwatne nań spojrzenie. Zresztą chronienie umieszczone w nawiasie jest tutaj

znaczące, w zasadzie nie powinno Się tutaj znaleźć i stąd ten nawias, chronienie

odbywa się dopiero po tak rozumianym Zwrocie, na razie nie wiadomo jeszcze,

co   chronić.   Zwrot   dopiero   ma   zapewnić   to,   co   chronione   i   poddać   to   pod

ochronę.   A   w   zwrocie?   W   zwrocie   już   nie   ma   mowy   o   najściu,   jednym

momentalnym   akcie,   napadzie   czy   iluminacji.   Mowa   o   „przygotowywaniu

gotowości” do przebywania w Prawdzie Bycia. Zatem chodzi o coś ciągłego,

aktywność   uważnego     w   gotowości   wobec   Bycia.   Wpatrywanie   się

i wsłuchiwanie w nadchodzące znaki przejawiania się Bycia(czy też ostatniego

Boga  w jego  przelotności  mistycznego  „Tu i  teraz”).  Czyli  tak  samo jak  w

Nawróceniu nie chodzi tutaj już o punkt, lecz o pielęgnację, nieustanne bycie

wezwanym,   powołanym   do   pamiętania   i   strzeżenia   jawności   Prawdy   w   jej

Tajemnicy, jak i Tajemnicy w jej jawności. Bo czyż Bóg jak i Świętość nie były

Maryi   Objawione   jednocześnie   pozostając   przy   tym   najgłębszą   Tajemnicą?

57

 Martin Heidegger „Przyczynki do filozofii (z wydarzania)” str. 375; Wydawnictwo Baran i Suszyński  Kraków

1996  

61

background image

Trzeci Akapit stanowi dopisanie Wydarzania do „Bycia i czasu”, wskazanie na

konieczność dosięgnięcia wydarzania jako gruntującego założoną tam sobość

jestestwa. Podobnie jak „automatyzm” Pascala przygotowuje do wiary tak też

„Bycie i Czas” przygotowuje do myślenia z Wydarzania. Z tą może różnicą, że

automatyzm   konstruuje   tylko   pewien   mechanizm   przygotowujący   do

nawrócenia, natomiast „Bycie i Czas” z jednej strony konstruuje mechanizm

przygotowawczy swojej „wiary” dekonstruując przy okazji większość „herezji”.

Tutaj   pozwólmy   sobie   poczynić   drobną   uwagę   na   temat   recepcji

Heideggera.   Nie   należy   rozumieć   Heideggera   i   jego   filozofii   tylko

z perspektywy „Bycia i Czasu” zarzucając mu na przykład niekonsekwencję w

postaci metafizyczności, solipsyzmu i tym podobnych. Wyglądało by to trochę

tak jak zarzuty Ateisty   typu „człowieku, ale albo wóz albo przewóz” wobec

człowieka właśnie się nawracającego, czy będącego na drodze ku Nawróceniu,

byłyby to zarzuty nieuczciwe,  ten człowiek się właśnie przewozi. Dopiero jest

na drodze rozstrzygnięcia, co do wozu i przewozu, zatem ani jedno, ani drugie

określenie tego stanu rzeczy nie jest sensowne. To tak jakby komuś jadącemu

z Krakowa do Poznania zarzucać niekonsekwencję, bo nie jest ani w Poznaniu,

ani w Krakowie tylko w pociągu relacji. Inną kwestią jest pytanie czy „Bycie

i Czas” jako przygotowanie Zwrotu, jest na tyle Etyczne na ile być powinno.

Czy   rozważania   Bycia   Sobą-Się   i   współbycia,   są   wystarczająco   Etyczne,

wystarczająco   wyraźne   i   dobitne   by   Etycznie   przygotować   i   ugruntować

Czystość spotkania z Prawdą Bycia. Levinas na przykład uważa, że nie i zalicza

Heideggera   do   filozofów   „przemocy”   jednak   czy   Aby   nie   przesadza?   Czy

Freiburski   Etos   pozwalania   Byciu   na   wistaczanie   w   dziejach,   nie   był   zbyt

chwiejny, nie był kolosem na glinianych nogach? Czy wreszcie nie ten Etos

pozwalania   Heideggerowi   „pozwolił”   na   delikatnie   mówiąc   na   bierną

obserwację   nazizmu   z   wolna   lecz   konsekwentnie   niczym   czołg   Tygrys

przejmującego Niemcy? Czy może Etos był skrojony na miarę i w sam raz tylko

samemu leśnemu wędrowcowi zabrakło zdecydowania czy mówiąc po ludzku

62

background image

odwagi osobistej by się przeciwstawić tej przerażającej zarazie toczącej jego

własną   ojczyznę?   Sygnalizujemy   raz   jeszcze   ten   problem,   jednak   jak   już

powiedzieliśmy nie będziemy tutaj go rozstrzygać, pozostawiamy go na razie

Niemcom.  

A   w   zwrocie?   W   zwrocie   uważność   potrzebuje   sobości   (jako

jawnobycia),   opiekuje   się   nim   w   przyzywaniu,   jak   nawróconemu   wiara   tak

„zwróconemu”   Wydarzanie   nieodmiennie,   acz   na   różny   sposób,   w   różnych

sytuacjach                      i myślowych doświadczeniach będzie towarzyszyć. Ma

też przywieść przed przelotność ostatniego Boga. Przed oblicze Boga? Czy też

dopiero przed rozstrzygnięcie o ostatnim Bogu?  

A teraz gwóźdź programu „uwaga uwaga”, te zdania upewnią nas, co do

słuszności przyrównania Zwrotu do Nawrócenia i pokażą grę znaczeń Zwrotu w

mistrzowski sposób oto te trzy genialne zdanie (jedne z najgenialniejszych w

genialnych „Przyczynkach do Filozofii”): „Zwrot istoczy między przyzywaniem

(przynależnego) a przynależeniem (wezwanego). Zwrot jest przeciw-zwrotem.

Wezwanie  do   do-skoku   w   przyswajanie   jest   wielką   ciszą   najskrytszej

znajomości siebie.”

58

. Pierwsze zdanie mówi nam o tym, że Nawrócenie (Zwrot)

tworzy   przestrzeń   spotkania   Słowa   Bożego   (przyzywanie)   i   człowieka

(przynależenie), czyli tworzy miejsce (Prześwit) napotkania Prawdy (dosięgania

Bycia   w   Wydarzaniu,   oświecenia   w   Nirwanie).   Przynależny,   czyli

zadomowiony będący w swoim domu, zamieszkujący, wezwany natomiast jako

mający gwarancję trwałości tego domostwa, tego, że jest ono mu podarowane,

nie   tylko   je   zamieszkuje,   ale   jako   ofiarowane   domostwo   nie   może   mu   być

zabrane, może jedynie zapomnieć o tym darowaniu i czuć się w nim „nieswojo”,

zatem jest  wezwany do pamiętania  o tym darze. Drugie  zdanie:  „Zwrot jest

przeciw-zwrotem”   fenomenalnie   ujmuję   przemyślaną   przez   nas   grę   znaczeń

Nawrócenia. Można by Powiedzieć Nawrócenie Maryi (drugi sens nawrócenia)

jest   Przeciw-nawróceniem   Pawła   (pierwszy   sens   nawrócenia).   Nie   w  sensie,

58

 Martin Heidegger  „Przyczynki do filozofii” str.376; Wydawnictwo Baran i Suszyński  Kraków 1996  

63

background image

wrogości,   czy   negacji

59

,   lecz   w   tym   sensie,   że   Maryjne   Nawrócenie   jest

zamieszkiwaniem w prawdzie, byciem zadomowionym w prawdzie, natomiast

nawrócenie Pawła jest dopiero powrotem do domu. Ale aby powrócić do domu

trzeba ten dom mieć, miała go i Maryja i Paweł tylko Paweł o tym zapomniał, i

dlatego potrzebował „dramatycznego” przypomnienia. Tak samo zresztą sprawa

ma się z filozofią u Heideggera, Nawraca się ona z biedy opuszczenia przez

Bycie, czyli powraca do swojego początku, powraca do domu, który zawsze

miała tylko o nim zapomniała. Co jest potrzebne by podjąć decyzję powrotu do

domu w takiej sytuacji? Konieczne ku temu jest rozeznanie, że się jest po za

domem, nawet jakby się człowiek tam gdzie jest (będąc po za domem) czuł „jak

u siebie w domu”, co go może tylko mamić i opóźniać bądź uniemożliwiać

powrót.   To   jest   powód   dla   którego   „Bycie   i   czas”   dekonstruuje   większość

zastanej tradycji filozoficznej, aby pokazać jak złudne jest czucie się w  niej (tej

tradycji)   „jak   u   siebie   w   domu”.   To   też   tłumaczy   też   dramat   pierwszego

spotkania   z   językiem   Heideggera,   czujemy   się   z   tym   językiem   „obco”,

„nieswojo”,   „nie   u   siebie”   właśnie   ten   język   między   innymi   ma   nam

uświadomić,   że   „u   siebie”   nie   jesteśmy.   Co   więcej   można   by   się   pokusić

o swobodną interpretację wagi jaką Heidegger przywiązuje do „zdecydowania”

w   swej   wczesnej   filozofii.   Wyglądałoby   to   mniej   więcej   tak:   „wychodzę,

zdecydowanie wychodzę!, nie kupuję już następnego piwa, bo już zaczyna mi

się  wydawać, że tak knajpa jest moim domem, wychodzę chociaż w głowie

szumi jak cholera”.

  Powracając   do   poważnego   dyskursu   Zwrot   jest   przeciw-Zwrotem

w takim sensie w jakim Nawrócenie Pawła(pierwszy sens nawrócenia)  jest jego

odwróceniem się jego samego od poprzedniego niegodziwego życia i wybranie

się   w   drogę   powrotną   do   domu,   natomiast   Nawrócenie   Maryi   (nawrócenie

rozumiane w drugim sensie) jest właśnie z domu niewychodzeniem, trwaniem w

domu,   stałym   zamieszkiwaniem.   W   tym   sensie   Maryja   nie   potrzebuje

nawrócenia (w sensie pierwszym), w tym sensie nawet można powiedzieć nie

59

 Przypomnijmy sobie raz jeszcze pułapkę na którą wskazują Hegel i Wojtyła 

64

background image

potrzebuje   Krzyża.   W   tym,   sensie,   że   Krzyż   jako   znak   powrotny,   znak

wezwania nie jest Jej potrzebny, bo nigdy nie zapomniała o wezwaniu. W tym

też sensie nie jest Jej potrzebne zwiastowanie Anioła Gabriela, raczej jest ono

potrzebne innym ludziom (grzesznym), czytelnikom Biblii, którzy bez niego

mogliby zwątpić w możliwość osiągnięcia we własnym życiu Świętości, która

Maryi   towarzyszyła   nieodłącznie   i   nieodmiennie.   Dlatego   też   historia

zwiastowania  ,przybliża”  chrześcijanina   do   ideału   świętości,  zapewniając  go

o   opiece   Opatrzności   (Darowaniu   się   Bycia   istoczącego   w   Wydarzaniu

człowiekowi) jak i zbliża Nawrócenie Maryi (drugi sens) do aktu nawrócenia

(pierwszy sens), którego  może dokonać każdy inny człowiek. W tym sensie

zdanie   „zwrot   jest   przeciw-zwrotem”   nie   wyraża   żadnej   negacji,   czy

zaprzeczenia.   Podobną   zresztą   rolę   jak   Zwiastowanie   Anioła   Gabriela   w

Chrześcijaństwie,   w   Buddyzmie   pełni   opowieść   o   opuszczeniu   rodzinnego

pałacu   przez   młodego   Sidhartę.   Czy   musiał   On   zobaczyć   starość,   chorobę,

śmierć i ascetę  żeby zrozumieć?  Nie jestem w stanie  tego  rozstrzygnąć,  ale

zakładając, że nie musiał, ta historia ma dla Buddysty podobne znaczenie jak

dla chrześcijanina owo zwiastowanie. 

Trzeba   nam   jeszcze   z   jednej   rzeczy   zdać   sprawę.   Rozpoczęliśmy   ten

rozdział twierdzeniem jakoby Chrześcijaństwo stoczyło z wydarzenia Krzyża,

jako punktu 0. Teraz już nie możemy podtrzymać tego twierdzenia. Czy było

ono   zatem   błędem?   Nie   wręcz   przeciwnie   było   ono   twierdzeniem

prowizorycznym, znakiem na drodze. To, co nam się tutaj (mam taką nadzieję)

udało,   to   równocześnie   wytłumaczyć   istotę   Zwrotu   w   myśleniu   Heideggera

i   dokonać   Zwrotu   we   własnym   myśleniu,   którym   Zwrot   Heideggera

tłumaczyliśmy.   Teraz   już   możemy   z   całą   stanowczością   powiedzieć:

Chrześcijaństwo  istoczy z wydarzania Krzyża rozumianego  jako Nawrócenie

(w obu sensach równocześnie). 

65

background image

 Dobrze wszystko fajnie, ale czy nie zaszliśmy za daleko? Czy nie zrobiło

nam   się   z   pracy   magisterskiej   „kółko   parafialne”

60

?   Czy   to   ma   jeszcze   coś

wspólnego z filozofią? A właśnie, że ma i to dużo. Bez zrozumienia tego, co

jest tutaj zrozumiałe z głębi refleksji nad religijnym doświadczeniem Buddyzmu

i   Chrześcijaństwa   czy   też   myślowym   doświadczeniem   Heideggerowego

namysłu, nie jesteśmy w stanie zrozumieć bardzo wielu rzeczy. Nie jesteśmy

wstanie zrozumieć takich słów Buddy: „Jakiś człowiek przychodzi do wielkiego

obszaru wodnego i nie widzi żadnego sposobu, ażeby mógł się przeprawić na

drugi  brzeg  , gdzie  jest  bezpiecznie.  Sporządza  zatem na  poczekaniu  tratwę

z patyków, gałęzi, liści, traw, i posługuję się nią, ażeby przeprawić się na drugi

brzeg . Otóż dajmy na to, o mnisi, że powiedziałby on: Ta tratwa była dla mnie

użyteczna,   dlatego   załaduję   ją   na   siebie   i   ruszę   dalej   z   nią   w   podróż.   Czy

uważacie, że tak powinien postąpić? Nie, Panie, odpowiedzieli mnisi. W ten

sam   sposób   doktryna,   którą   głoszę,   służy   do   przeprawiania   się,   a   nie   do

zatrzymania jej.”

61

. Nie jest też w stanie zrozumieć tego co Heidegger pisze na

początku „przyczynków do Filozofii” : „Ten jednak kto to kiedyś pojmie, nie

potrzebuje   <mojej>   próby,   musi   bowiem   sam   torować   sobie   drogę.   Musi

posiąść taką umiejętność myślenia tej próby, aby uważał, że przybywa ona doń

z dala, a jednak jest czymś jego najbardziej własnym, czemu on jest wydany

jako ktoś wykorzystywany, kto z tego względu nie ma ochoty, sposobności do

myślenia   <siebie>”

62

.   Hola   hola   mógłby   powiedzieć   cybernetyczny   filozof

analityczny, to jeszcze o niczym nie świadczy, a jak już to najwyżej o tym, że

należycie z Heideggerem do jednej „parafii” mętnych religijnych oszołomów.

Sam nasz wieszcz ma podobne wątpliwości czasami: „Czy jednak wszystko to

nie jest bezpodstawną mistyką, a nawet zła mitologią, w każdym razie zgubnym

irracjonalizmem,   zaprzeczeniem   rozumu?”

63

.   Właśnie   jak   na   to   można

60

 „w miarę dobry student z niego był, a tu nagle szaleju się najadł i tylko patrzeć jak pojedzie do jakiegoś

zamkniętego klasztoru zmarnować sobie życie” 

61

 Majjhima – nikaya I, 22 cytat za: “Buddyzm Wybór tekstów I opracowanie” str. 67;  fragment 25  Biblioteka

Pisma Literacko-Artystycznego Kraków 1987

62

 Wydawnictwo Baran i Suszyński  Kraków 1996  Martin Heidegger  „Przyczynki do filozofii” str.16

63

 „Koniec Filozofii i zadanie myślenia” w  Martin Heidegger: „Ku rzeczy myślenia” str.98;  Fundacja Aletheia

Warszawa 1999

66

background image

odpowiedzieć? W myśl zasady: „najlepszą obroną jest atak”, zobaczmy, co nas

atakuje     i   z   jakiej   pozycji.   Atakuje   nas   zarzut   o   irracjonalność,   z   pozycji

racjonalizmu,   czyli   z   pewnego   ustalonego   gruntu   ratio.   Zaatakujmy   więc:

„Dopóki nie będzie wiadomo, czym właściwie są  ratio  i racjonalność, dopóty

zarzut   irracjonalizmu   będzie   bezpodstawny”

64

.   Ale   czy   nie   mamy   jasnego

przejrzystego ujęcia racjonalności i tego, co racjonalne i to ujęcia Polskiego

filozofa   Kazimierza   Ajdukiewicza?   No   nie   za   bardzo   jest   ono   jasne

i rozstrzygające. Mówi to ujęcie mniej więcej tyle: racjonalną tezą jest  teza

intersubiektywnie   komunikowalna   i   sprawdzalna   dla   normalnego   człowieka.

Niby bardzo ładne jasne ujęcie. A zapytajmy, kto to jest ten normalny człowiek?

Normalny   człowiek   to   ten,   którego   wypowiedzi   są   intersubiektywnie

sprawdzalne i komunikowalne. I co tu mamy? Koło, a w tym paradygmacie

myślenia koło to błąd koła stary jak sama „logika”, czyli ta jedna z najlepszych

definicji racjonalności jest do niczego niezdatna, bo obarczona błędem; Można

by   to   zobrazować   tak:   Gdyby   Ajdukiewicza   umieścić   na   „wyspie

schizofreników”   o   podobnym   przebiegu   choroby,   to   musiałby   ich   uznać   za

racjonalnych, bo się nawzajem świetnie rozumieją i ich rozumienie świata też

jest dla nich  intersubiektywnie  „empirycznie”  sprawdzalne.  A czy to byłoby

racjonalne? 

Powracając  do   zarzutu,   nie   dość,   że   go   oddalamy  to   możemy  jeszcze

dodać, że tego typu „mistyczne” myślenie (cytowana wyżej „tratwa” jak i „moja

próba”)nie   pojawia   się   tylko   u   Heideggera   i   w   religiach.   Pojawia   się   ono

również   u   „guru”   neopozytywistów   wczesnego   Wittgensteina.   Co   więcej   w

sposób równie genialny jak u Buddystów i naszego Martina i z konieczność ze

strony filozofii  zorientowanej na „logikę”  musi się spotkać  z nieprzenikalną

ścianą niezrozumiałości. Oto ta myśl: „6.54 Zdania moje wnoszą jasność przez

to, że kto mnie rozumie, rozpozna je w końcu jako niedorzeczne; gdy przez nie

64

 Tamże str.98 

67

background image

- po nich - wyjdzie ponad nie (musi niejako odrzucić drabinę, uprzednio po niej

się wspiąwszy).
Musi te zdania przezwyciężyć, wtedy ujrzy świat właściwie”

65

. Po przebyciu

naszej długiej pełnej pułapek drogi możemy już te słowa zrozumieć, w myśleniu

Wittgensteina dokonał się Zwrot. Jest to jedyne „racjonalne” wytłumaczenia.

No jak inaczej to wytłumaczyć? Na siłę można by powiedzieć, że   podczas

pisania   „Traktatu”   ktoś   jak   niegdyś   podobno   posłowi   Janowskiemu,   tak

Wittgensteinowi dosypał narkotyków do kawy i stąd taka mętna końcówka tego

jakże ścisłego dzieła.  Szczerze wątpię czy jakiekolwiek narkotyki

66

 pomogłyby

tutaj zatwardziałemu „logikowi” zrozumieć tą myśl. 

 Co jeszcze po za skutecznym odpieraniem tego typu zarzutów dał nam

nasz specjalny dwuczęściowy klucz? Dwie rzeczy: chociaż częściowe zbliżenie,

zrozumienie,   przetłumaczenie   i   wzajemne   przełożenie   na   siebie   dwóch

nieodmiennie  towarzyszących człowiekowi   typów ludzkiej percepcji świata,

mianowicie percepcji filozoficznej i religijnej (marzyłoby się jeszcze do tego

dodać   naukową   jednak   to   przekracza   na   razie   skromne   możliwości   autora

niniejszej   pracy).   Po   drugie   zaś   jest   to   klucz   do   interpretacji   kondycji

współczesnej   myśli   filozoficznej,   którą   z   jednej   strony   próbuje   zawładnąć

neopozytywizm,   który   porzucając   Prawdę

67

    redukuję   sam   siebie   do

„sportowego   komentatora”   meczu   Nauka-Świat,   z   drugiej   zaś   o   „koszulkę

lidera” rywalizuje z nim filozofia ponowoczesna, która również poniechawszy

Prawdy mówi o wszystkim, tylko nic z tego nie wynika.

  Czy   jednak   sam   Heidegger   dostrzega   w   pełni   swoje   powinowactwo

z   użytymi   przez   nas   jako   części   klucza     Religiami   (Buddyzm

i Chrześcijaństwo)? Co mówi o Chrześcijaństwie?: „Odbóstwienie jest stanem

nierozstrzygalności   o   Bogu   i   bogach.   W   doprowadzeniu   do   niego

chrześcijaństwo ma największy udział. Lecz odbóstwienie wcale nie wyklucza

65

 Ludwig Wittgenstein „Traktat logiczno-filozoficzny” cytat za: http://sady.strona.pl/witt.tlp.fr.htm

66

 Osobiście stosuje jako pomocne w pisaniu tej pracy nikotynę, kofeinę i herbatę miętową w dawkach bliskich

dawce śmiertelnej 

67

 Bo w gruńcie rzeczy o Nią cały czas chodziło 

68

background image

religijności; do tego stopnia, że raczej dopiero w skutek odbóstwienia stosunek

do bogów przekształca się w przeżywanie religijne. Kiedy do tego dochodzi,

wówczas   bogowie   już   uciekli.   Powstałą   pustkę   zastępują   historyczne

i   psychologiczne   badanie   mitu.”

68

.   Jest   to   zdanie   krzywdzące   i   nie   biorące

w ogóle pod uwagę Zwrotu, który się w Chrześcijaństwie cały czas Wydarza.

Zarzucając też Chrześcijaństwu największy udział w odbóstwieniu zarzuca tej

religii (i poniekąd każdej religijności jako takiej) zapomnienie o Bogu. Jest  to

potężne   oskarżenie   wręcz   o   bluźnierstwo,   strzela   tutaj   działo   największego

kalibru   jaki   można   sobie   tylko   wyobrazić   gdy   mówimy   o   wytaczaniu   dział

przeciwko Chrześcijaństwu. Po za tym, że jest to wersja zarzutu o „skończenie

historii”, który to zarzut dzięki Zwrotowi zostaje „przezwyciężony”,  to też ( i to

właśnie świadczy o „niewyobrażalnym” wręcz kalibrze tego działa) w pewnym

sensie     „nieskończenie”   zradykalizowany   zarzut   Hegla-Wojtyły,   ponieważ

godzący,   w   Ontologię   Osoby   (zarówno   Boga   jak   i   człowieka)   deklarującej

afirmatywne   podejście   do   świata   (jako   do   Bożego   stworzenia).     Nic   nie

znaczącą przy tym błahostką jest powiedzenie: „Nie ma Boga, człowiek jest

z natury zły, Świat jest z natury  okrutny i bezsensowny”, na to chrześcijanin

może spokojnie odpowiedzieć: „możesz tak uważać, ale ja będę dalej wierzył w

Boga i będę starał się być <nienaturalnie> dobry i zmieniać świat na lepszy bo

wierzę w taką możliwość”. Jest to błahostką bo tutaj zostaje powiedziane coś

nieludzko     ostrzejszego   mianowicie,   że   Chrześcijaństwo   z   całą   swoją

religijnością w szczególności jest ze swej istoty odwracaniem się plecami (żeby

nie   powiedzieć   ….)   od   Boga   w   którego   wierzy.   Tej   wypowiedzi   leśnego

wędrowca kompletnie nie rozumiem i nie widzę żadnych jej podstaw na których

mógłbym ją zrozumieć w jej apodyktycznej ostrości (może ktoś Heideggerowi

coś dziwnego dosypał do kawy).     Natomiast o Buddyzmie mówi tak: „ Im

mniej bytujący człowiek, w im mniejszym stopniu tężeje on w bycie, jako który

siebie   odnajduje,   tym   bardziej   zbliża   się   do   bycia.(To   nie   buddyzm!

68

 Martin Heidegger: „Czas Światoobrazu” str.68 w „Drogi lasu”;  Fundacja Aletheia Warszawa 1997

69

background image

Przeciwnie)

69

”   Jest   to   myśl   tak   zagadkowa,   że   nie   potrafię   jej   w   ogóle

zrozumieć. „To nie buddyzm”  jeszcze można by próbować rozumieć, jako „to

coś innego”, ale skąd wykrzyknik i „Przeciwnie”? Co to za przeciwieństwo?

Czy tutaj Heidegger podtrzymuje zarzuty Hegla i Wojtyły? Nie sądzę, ponieważ

zaznacza, że chodzi mu o poniechanie  bytowej metafizyki bytowo ujmowanej

osoby, tak tłumacze owo mniejsze stężenie bytowania. Co więcej zauważa tutaj

nasz wieszcz, że jest to podobne do Buddyzmu, i mogłoby za taki uchodzić.

Dlatego zaznacza, że to jednak nie jest Buddyzm. Dotąd, mimo, iż nie wiadomo

w sumie, dlaczego to nie miałby być Buddyzm to jest to wypowiedź w miarę

zrozumiała.   Lecz   radykalizm   końcowego   „Przeciwnie”   całe   to   rozumienie

niweczy i obraca w pył. Zdecydowanie i stanowczo mamy wyrażony sprzeciw,

bez podanego ani na zewnątrz, ani wewnątrz (jakby się Hermeneutycznie nie

wytężać z tym „Przeciwnie” nic się nie daje zrobić może nam, co najwyżej

żyłka w głowie pęknąć od wysiłku) wytłumaczenia. 

Przytoczone   tutaj   podejście   do   Chrześcijaństwa   stanowi   kontrowersję

ontologiczną,   jest   ono   tu   przedstawione   jako   przeciwstawne,   wrogie   wobec

swojej   własnej   ontologii   w   jej   istocie.   Podejście   do   Buddyzmu   stanowi

natomiast kontrowersję epistemologiczną, podobieństwo z Buddyzmem, jest tu

mniej   lub   bardziej   poznawczo   dostępne,   natomiast   różnica,   ze   swoim

szczególnym i skrajnym radykalizmem , niweczącym poprzednie podobieństwo

jest   okryta   kompletnym   mrokiem,   i   nie   widać   drogi   by   ją   z   tego   mroku

wyprowadzić. Można by próbować te kontrowersję próbować tak tłumaczyć:

kontrowersja   ontologiczna   wynika   z   pychy  wielkiego   niemieckiego  Twórcy,

który   w   samozachwycie   może   poświęcić   wiele   (dość   wspomnieć   słynną

wypowiedź   Hegla   o   faktach).   Druga   zaś   kontrowersja   (epistemologiczna)

mogłaby wynikać z tego, że wielki niemiecki Twórca nie zrozumiał Azji na tyle

na ile  myślał, że zrozumiał, albo  sam tego  niezrozumienia  nie  był świadom

(bądź   nie   chciał   się   do   niego   przyznawać).   Jak   już   żeśmy   kilkakrotnie

powiedzieli zostawiamy ten grząski teren Niemcom to ich ziemia. 

69

  Martin Heidegger  „Przyczynki do filozofii” str.163; Wydawnictwo Baran i Suszyński  Kraków 1996  

70

background image

Co   więc   Heideggerowi   pozostaje?   Pozostaje   mu   niezdrowa   mikstura,

którą   żywił   się   przez   całe   życie.   Mieszanka   nostalgicznej   melancholii   za

Atenami,   które   już   nie   wrócą,   doprawianej   wyczekiwaniem   „gruszek   na

wierzbie”   w   postaci   „nowego   Jeruzalem”.   Ciekawe,   czy   chociaż     po   niego

Przyszli? 
No, ale przecież tak nie możemy skończyć, tak bez Happy Endu. Spróbujmy to

jakoś   odkręcić   naszym   specjalnym   Chrześcijańsko-Buddyjskim,   Buddyjsko-

Chrześcijańskim kluczem. 
 

Obie te religie (Buddyzm i Chrześcijaństwo) jak i nasz wieszcz próbują

zachować Prawdę, jednocześnie nie zamykając jej w metafizycznej klatce jak

wielu,   by   Ją   móc   wedle   upodobania   oglądać   przez   własne   rozpustne   lupy

definicji,   pojęć,   kategorii.   Czy   zwierzę   zamknięte   w   Zoo   zachowuje   się

Prawdziwie? Opisane tutaj niemetafizyczne   sposoby „mistycznego” myślenia

kultywują   postawę   najwyższego   szacunku   wobec   tajemnicy   Żywej   Prawdy,

śledząc z uwagą każdy Jej najdrobniejszy ślad i przejaw, wiedzą bowiem, że

„Wiatr wieje tam, gdzie chce”.  

BIBLIOGRAFIA

Heidegger M., „Ku rzeczy myślenia”,  Fundacja Aletheia, Warszawa 1999

71

background image

Heidegger   M.,   W   drodze   do   języka”,   Wydawnictwo   Baran   i   Suszyński

Kraków 2000

Pismo Święte  Starego  i Nowego  Testamentu,    Wydawnictwo  Pallottinum

Poznań 1996

Heidegger M., “Budować, mieszkać, myśleć”, Czytelnik  Warszawa 1977

Mejor M., :"Buddyzm zarys Historii Buddyzmu w Indiach",    Prószyński i

S- ka  Warszawa 2001

    

    Bogdan Baran :”Heidegger i powszechna demobilizacja”,  inter esse Kraków

    2004

Heidegger   M.,   „Przyczynki   do   filozofii   (z   wydarzania)”   Wydawnictwo

Baran i Suszyński,  Kraków 1996

    Heidegger M., „Wprowadzenie do metafizyki”,  Wydawnictwo KR

     Warszawa 2000

Heidegger M.,  „Drogi lasu”,  Fundacja Aletheia, Warszawa 1997

Wittgensteina   L.,   „Traktat   logiczno-filozoficzny”,   źródło:

http://sady.strona.pl/witt.tlp.fr.htm

“Buddyzm,   Wybór   tekstów   I   opracowanie”   Biblioteka   Pisma   Literacko-

Artystycznego Kraków 1987

72

background image

Nowak-Juchacz   E.,   “Autonomia   jako   zasada   etyczności   Kant,   Fichte,

Hegel”, Fundacja na rzecz nauki Polskiej,  Wrocław 2002

“Przekroczyć   próg   nadziei   Jan   Paweł   II   odpowiada   na   pytania   Vittoria

Messoriego”       Redakcja   Wydawnictw   Katolickiego   Uniwersytetu

Lubelskiego  Lublin 1994

“Der Spiegel”, Gespräch vom 23. September 1966, 30. Jahrgang, Nr. 23, 31.

Mai 1976

Heidegger M., „Kant, a problem metafizyki”,  PWN 1989

Kania I., “Muttavali,  Księga wypisów starobuddyjskich”  Oficyna

wydawnicza Kraków 1999

Kant I., „Krytyka czystego rozumu”  Kęty 2001 Wydawnictwo ANTYK

Cioran E., „O niedogodności narodzin” Oficyna Literacka Kraków 1996

Frauwallner E., „Historia filozofii Indyjskiej”  PWN Warszawa 1990

Wiesław K. tłum.,  „Nauki Buddy”  Wydawnictwo A Kraków 2000

Powers J., „Wprowadzenie do buddyzmu tybetańskiego” Wydawnictwo A

Kraków 1999

Williams P., „ Buddyzm Mahajany”  Wydawnictwo A Kraków 2000

73

background image

Davids T.W.R., „Buddyzm. Zarys życia i nauk Gotamy-Buddhy”

Wydawnictwo Ultima Tiule skład w księgarni Gebethnera i Wolffa

Warszawa-Kraków 1912

Heidegger M.  „Bycie i Czas”  Wydawnictwo Naukowe PWN 1994

Augustyn św., „Wyznania”  Wydawnictwo Znak Kraków 1995

Pascal B., „Myśli” Instytut Wydawniczy PAX 1977

Jung C.G., „Odpowiedź Hiobowi”  Ethos Warszawa 1995

Pirsig R.M., „Zen i sztuka obsługi motocykla” Wydawnictwo Zysk i S-ka

Nietzsche F. „Tako rzecze Zaratustra” Wydawnictwo Zysk i S-ka

74