background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

Lennox Marion

Ślób Nad Oceanem

ROZDZIAŁ PIERWSZY  
– Owszem, śliczna, ale założę się,że głupia jak but.  Doktor Rachel Harper tak 
energicznie wgryzła się  w hamburgera, że czerwony keczup aż trysnął na 
podkoszulek.  Ten sos jest tego samego koloru co moje spodnie!  I odcień ten 
sam! Bardzo ładnie, pomyślała cierpko.  – Jaka uczesana – mówił nieznajomy z 
nutą ironii  wgłosie. – Wydaje majątek na fryzjera. Na dodatek blondynka.  Toby,
nie daj się zwieść pozorom.  – Ale ma ładne nogi – argumentował dziecięcy 
głosik.  – I piękne oczy.  – Nie daj się zwieść pozorom – ostrzegał bas. – Pod  
tym futrem kryje się stuprocentowa idiotka.  Tego już za wiele! Może jestem 
marną opiekunką,  pomyślała Rachel, ale nie daruję takich zniewag. Odciągnęła 
zasłonkę, by stanąć oko w oko z całym światem.  Ponieważ pawilon wystawowy był 
po brzegi wypełniony  zwiedzającymi, na czas skromnego posiłku ukryła  się w 
boksie. Pomieszczenia przydzielane wystawcom  były nie większe od psiej budy, 
ale przynajmniej dawały  odrobinę prywatności. Kto odważył się krytykować 
Penelope?  – Cześć! – Na to powitanie mężczyzna i dziecko  odwrócili się w jej 
stronę i spojrzeli na niąz zaciekawieniem.  Pospiesznie wytarła z brody resztki 
sosu.  Oszacowała wiek nieznajomego na trzydzieści kilka  lat. Wyglądał na 
farmera. Ubrany był w spodnie z moleskinu  i roboczą koszulę koloru khaki, 
czarne kręcone  włosy sięgałymudo kołnierzyka. Miał też ciemne oczy  otoczone 
siateczką mimicznych zmarszczek i opaloną  twarz...  Atrakcyjny, pomyślała. 
Jeśli ma być szczera, a w takim  właśnie była nastroju, to nawet bardzo 
atrakcyjny.  Wręcz boski! Towarzyszący mu chłopiec, mniej więcej  sześcioletni, 
był jego miniaturową kopią. To na pewno  ojciec i syn.  Ojciec i syn. Rodzina. 
Stąd wniosek, że facet jest żonaty.  żonaty? Skąd taka myśl przyszła jej do 
głowy?! Nie  wolno jej podejmować tego wątku. Ani słuchać Dottie.  Z jakiego 
powodu miałoby ją, Rachel, obchodzić, czy  jakiś obcy mężczyzna ma partnerkę?!  
Jestem tu z Michaelem.  Nie oszukuj się! Interesują cię wszyscy mężczyźni  
oprócz Michaela, żonaci i nieżonaci. To, że sama jesteś  zamężna, się nie liczy,
nie może się liczyć...  – Muszę jechać z Penelope na wystawę,żeby zebrała  
odpowiednią liczbę punktów – oznajmił Michael pewnego  dnia, gdy spotkali się na
dyżurze w stołecznym  szpitalu.  Dottie namawiałają, by skorzystała z tej 
okazji.  – Pora, żebyś pomyślała o sobie – tłumaczyła. – Przed  tobą jeszcze 
całżycie.  Rachel dała się przekonać, wyobrażając sobie godzinę  psich popisów, 
wygodny motel w uroczym nadmorskim  miasteczku i prawie cały weekend wylegiwania
się na  plaży. Może Dottie ma rację? To prawda, żeod ośmiu lat  nie miała 
urlopu. Jest wykończona. Może warto zastanowic ´ się nad przyszłością?     Lecz 
wymarzony weekend pozostał w sferze... marzen ´. Nie wypalił. Poza tym panował 
potworny upał,  a w zarezerwowanym motelu nie chcieli przyjąć ich  z psem. Na 
domiar złego przez cały czas musieli ukrywać  Penelope przed rzekomo zawistnymi 
właścicielami innych  psów.  Gdzie jest Michael? Ktogo wie? Westchnąwszy, 
zwróciła  siędo osobnika, który skrytykował sukę Michaela.  – Penelope jest 
córką dwóch czempionów –poinformowała mężczyznę i chłopczyka, piorunując ich 
wzrokiem.  – Ona jest bardzo ładna –powiedział malec, nieśmiało  się 
uśmiechając. –Mogę ją pogłaskać?  – Jasne –odparła łagodniejszym tonem.  – 
Uważaj, bo może cię ugryźć–ostrzegł mężczyzna,  od nowa wprawiając Rachel w 
wojowniczy nastrój.  – Gryzą tylko głupie psy.Penelope jest  damą–oznajmiła  
cierpko.  – To jest chart afgański.  – No to co?  Wargi mężczyzny drgnęły, a w 
oczach zamigotały wesołe  iskierki.  – To wyjątkowo głupia rasa.  Rachel ożywiła
się. Wyzwanie? Proszębardzo! Tkwi  tu od kilkunastu godzin i jużma ochotę wyć z 
nudów,  więc jest gotowa na wszystko, byle nie wracaćdo zimnego  hamburgera i 
wczorajszej gazety. Prawdęmówiąc,  największąochotęmiała na awanturęz Michaelem,
ale  on przepadł. A ten tu osobnik należy do tego samego  gatunku...  – Jest pan
nieuprzejmy. –Omiotła go od stópdo głów  krytycznym wzrokiem. –Co więcej, jest 
pan rasistą.  Uniósł brwi i roześmiał się z niedowierzaniem.  – Pani uważa, że 
ona jest inteligentna?  – Penelope jest słodka. – Przytuliła wielkie białe 
psisko,  po czym skrzywiła się na widok plamy z keczupu na  jasnej sierści. 
Michael mnie zabije. Gdzie on jest?  – Wierzę pani na słowo – rzekł nieznajomy. 
Pierwsza  część pokazu dobiegła końca, więc wokół nich zaczęli  zbierać się 
gapie, którzy w oczekiwaniu na finał nie mieli  co ze sobą zrobić. Nie tylko 
Rachel cierpiała z powodu  nudy. – Inteligencję psa można zmierzyć za pomocą  
różnych testów.  – Zamierza pan zastosować test Mensy?  – Znam znacznie mniej 
skomplikowane sposoby. Odz ˙ałuje pani kawałek hamburgera?  – Mojego? Niech jej 

Strona 1

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

pan da swojego!  – Dla dobra nauki...  – Mójtatajestdoktorem 
–oznajmiłchłopiec,jakbyto  wszystko wyjaśniało.  – Ach tak? Doktorem czego? – 
Uśmiechnęła się do  malca. Poczuła, że wreszcie zaczyna dobrze się bawić.  –To 
bardzo podstępny sposóbwyłudzania hamburgerów.  – To jest proste doświadczenie. 
– Mężczyzna nie dał  zbić się z tropu. – Tam jest mój pies, widzi go pani?  – 
Wskazał na jeden z boksów na podwyższeniu.  Gdy podniosła wzrok, natknęła się na
badawcze spojrzenie  chudego brunatnego zwierzaka nieokreślonego rodowodu.  Był 
wielkości owczarka collie, ale składał się  wyłącznie z nóg, oczu oraz ogona. W 
tej samej chwili  przysiadł i energicznie zaczął się drapać.  – Czarujący 
–orzekła z przekąsem. – To jego popisowy  numer?  – Digger się nie popisuje.    
Przytaknęła ze współczuciem.  – No tak, ten pański pupil ma braki w wychowaniu. 
Mężczyzna odwzajemnił uśmiech. Wojna jeszcze się  nie rozpoczęła, a wytoczono 
już armaty.  – Sugeruje pani, że Digger jest źle wychowany?  – Wystarczy na 
niego popatrzeć. –Jest dobrze, pomys ´lała. Nareszcie coś się dzieje. Penelope 
kontra Digger.  – Pochodzenie zawsze wyjdzie na wierzch.  – Drzewo genealogiczne
Diggera jest znacznie bardziej  skomplikowane niż rodowód tego pani burka.  – 
Mój pies wabi się Penelope – odrzekła z godnością.  – I to nie jest burek. 
Przodkowie Penelope to cała australijska  gałąź czempionów. Za to pański 
burek...  – Digger jest także potomkiem czempionów. – Nieznajomy  uśmiechnął się
szeroko. Po prostu zniewalająco.  – Można wśród nich doszukać się czempiona 
owczarka  szkockiego oraz czempiona australijskiego kelpie...  – ż e nie wspomnę
o czempionie jamniku – dodała,  gdy Digger podniósł do góry cienki ogon.  – 
Nieprawda – wtrącił się chłopiec. – Jamniki są  długie i płaskie, a nasz Digger 
jest wysoki i potrafi skakać.  – Masz rację – odparła poważnie, tłumiącśmiech.  
Obaj, mężczyzna oraz chłopczyk, są fantastyczni.  Obaj mają czarujący uśmiech, a
ich ciemne oczy lśnią  radością. Myślała, że zanudzi się na śmierć, a oto 
łaskawa  opatrzność zesłała jej taką atrakcję!  – Co wobec tego zrobimy z tym 
hamburgerem? – zapytała,  myśląc, żeza uśmiech nieznajomego można dać  się 
zabić.  – Włożymy go pod miskę.  Wzruszyła ramionami i podała mu hamburgera, z 
którego  znowu polał się keczup. Mężczyzna popatrzył na  swoją dłoń oblaną 
sosem. Ohyda. Hamburger był tak  rozmiękły, że Rachel wcale nie byłożal się z 
nim rozstawac ´. Dla dobra nauki.  – Lubi pani hamburgery obficie polane sosem? 
– Tak. – Spoglądała na niego spode łba.  – Tata mówi, że w sosie pomidorowym 
jest za dużo  soli, a sólźle robi na ciśnienie krwi – wyjaśnił chłopiec.  – Na 
ciśnienie krwi źle wpływają ludzie, którzy niepochlebnie  wypowiadają się o 
psach – odparowałaku  radości zebranych. – Co chce pan zrobić z tym hamburgerem?
 – Proszępatrzeć.–Nakryłkęsodwróconąpsiąmiską,  a następnie przywołał swojego 
psa. – Kolacja!  Digger popatrzył na niego z uwielbieniem, po czym  powiódł 
wzrokiem po audytorium, jakby chciał się upewnic ´,że wszyscy na niego 
patrzą.Węsząc, położył jedną  łapę na misce, a drugą ją podważył,aż się 
odwróciła,  odkrywając smakołyk. Pies ponownie się rozejrzał, oczekując braw. 
Otrzymawszy je, spokojnie zjadł nagrodę.  Wielkie rzeczy!  – Teraz kolej 
Penelope.  – Ubrudzi się. – Rachel po raz pierwszy się zaniepokoiła.  Penelope 
jest piękna, ale jej przeciwnik inteligentny.  – Zrobimy to na podeście – 
zaproponował. – Nawet  zetrę dla niej keczup. Pani mogłaby to zrobić swoim  
T-shirtem.  – Niech pan się liczy ze słowami!  Nie tracąc dobrego humoru, 
nieznajomy ustawił miskę pod nosem psa Michaela. Oderwał kawałek hamburgera,  
pokazał go Penelope i wsunął pod miskę. Cofnął się  o krok.     Penelope raz i 
drugi zaciągnęła się nęcącym zapachem.  Zaskomlała. Położyła się przed miską. 
Wstała,  poszczekując. Popchnęła miskę nosem i znowu szczeknęła.  Miska ani 
drgnęła. Wobec tego Penelope znowu się  położyła, tym razem piszczącżałośnie.  –
To jest dowód jedynie na to, że pański pies jest  bardziej wygłodzony – 
broniłają Rachel wśródśmiecho ´wcałkiem już licznej publiczności. – Pan go 
głodzi.  – Czy wyglądam na kogoś, kto potrafiłby głodzić  własnego psa?  Nie. 
Sprawia bardzo sympatyczne wrażenie, pomyślała  i nagle zawstydziła się,że jest 
w brudnych dżinsach,  poplamionej koszulce, a na dodatek ma we włosach  źdźbła 
siana, którym organizatorzy wystawy wyścielili  boksy dla psów. Nawet strach na 
wróble lepiej od niej się  prezentuje.  – Rachel, karmisz Penelope?!  Gdy 
bezwiednie podniosła miskę, pies rzucił się na  hamburgera, jakby nic nie jadł 
przez cały tydzień.  – Hm...  Michael, szpakowaty, wytworny i władczy przeciskał
 się przez tłum gapiów z twarzą wykrzywioną oburzeniem.  Nikt nie śmiał 
ignorować jego poleceń.Wyłącznie  sucha karma.  – Co ty wyprawiasz?!  – 
Demonstruję inteligencję Penelope – odrzekła  z wysoko uniesioną głową. Co za 
dużo, to niezdrowo,  a doktor Michael Levering już dawno jej się przejadł.  
Wcześniej, jeszcze w szpitalu w Sydney, wywarł na  niej spore wrażenie, a jako 
jeden z czołowych kardiologo ´w cieszył się ogromnym wzięciem wśród kobiet. Na  
wieść,że zaprosił jąna wspólny weekend, wszystkie jej  koleżanki z traumatologii
pozieleniały wprost z zazdros ´ci, a przyjaciółki oraz rodzina gorąco namawiali 

Strona 2

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

ją,byto  zaproszenie przyjęła.  – Skorzystaj z tej szansy, przygotuj się – 
mówiła  teściowa. – Chyba czujesz, że i tobie należy się coś od  życia. 
Romantyczny weekend z takim uroczym kawalerem...  Hm. Mają przecież na zmianę 
zajmować się psem.  Michael oznajmił,że przenocuje w samochodzie, poniewaz ˙ 
jest za długi i nie zmieści się w boksie, lecz Rachel  zaczynaławątpić w ten 
samochód. Gdy zjawił się dziesięć minut przed pierwszym pokazem, wcale nie 
wyglądał jak ktoś, kto spał w aucie. Natychmiast poinformował  ją,że 
niezwłocznie musi gdzieś zadzwonić,i od  tej pory go nie widziała.  Co robił 
przez tyle czasu? Przyjrzała mu się podejrzliwie,  sprawdzając, czy ma mokre 
włosy, bo gdyby  mogła mu udowodnić,żepływał w morzu, podczas gdy  ona warowała 
przy Penelope, niechybnie by go udusiła.  – Nasz pies jest mądrzejszy od waszego
–zaszczebiotał  chłopiec.  Michael popatrzył na niego z obrzydzeniem.  – O czym 
ty mówisz?  – Nazywam się Toby McInnes, a to jest mój tata  –odparł chłopiec 
niespeszony. – Mój tata to doktor Hugo  McInnes. A pan jak się nazywa?  Michael 
już otwierałusta, ale Rachel go ubiegła, doskonale  zdając sobie sprawę z tego, 
żesłowa, które już miały  z nich paść, nie należałyby do najuprzejmiejszych.  – 
To jest Michael, a ja mam na imię Rachel –poinformowała  Toby’ego. Nie uszło jej
uwagi, że doktor McIn    nes mocniej chwycił rączkę syna. Trudno mu się dziwić. 
– Michael jest właścicielem Penelope.  – Słyszałaś o pożarze buszu? – Michael 
kompletnie  zignorował chłopca i jego ojca.  – Pożar buszu? – Nie miała o tym 
pojęcia, ponieważ  przez cały dzień nie opuszczała pawilonu.  – Pali się daleko 
stąd. – Hugo wodził wzrokiem od  Rachel do Michaela i z powrotem. Z jego twarzy 
zniknęła  złość, ustępując miejsca głębokiemu zainteresowaniu.  – Pożar może 
odciąć szosę – warknął Michael, odpychając Penelope tak mocno, żemało się nie 
przewróciła.  Szybki refleks nie był jej główną zaletą. Zapiszczała  i 
przytuliła się do Rachel. Może nie jest zbyt bystra, ale  na pewno jest bardzo 
sympatyczna, pomyślała Rachel.  Gdyby przyszło jej wybierać między towarzystwem 
Michaela i Penelope, bez wahania wybrałaby charcicę.  – Rachel, całe miasto 
zostało postawione na nogi –  mówił Michael. – Muszę stąd wyjechać. Już wysłano 
po  mnie śmigłowiec.  ś migłowiec. Leci po Michaela.  Rachel wytężyła umysł. 
Michael jest świeżo ogolony.  Ma na sobie nieskazitelne spodnie i śnieżnobiałą 
koszulę.  Oraz krawat! Włosy? Nie dowierzaławłasnym oczom:  takie mokre, jakby 
dopiero co wyszedł spod prysznica.  W pawilonie nie ma łazienek. Rachel nie 
widziała  bieżącej wody od dwudziestu czterech godzin! ś mierdzi  psem.  Głowę 
by dała, że Michael właśnie wraca z plaży, a po  drodze wziął prysznic. A do 
tego ta gadka o śmigłowcu!  – Spałeś w motelu? – zapytała prosto z mostu.  – 
Nie, ale...  – Czy jest pan właścicielem czerwonego astona martina?  – 
zaciekawił się Hugo.  – Tak. – Michael nagle poczerwieniał. Oczekiwał, jak  
zwykle, szacunku oraz uniżoności, a tutaj tego nie było.  – Pasuje do pana – 
mówił spokojnie Hugo. – O drugiej  nad ranem byłem w motelu. U chorego. Arnold  
Roberts miał atak podagry. Nocował przez ścianę z panem.  Czekając, aż 
zadziałaśrodek przeciwbólowy, dokładnie  obejrzeliśmy pańskie auto. – Uśmiechał 
się do  obojga bardzo z siebie zadowolony. – Zachodziliśmy  wgłowę z Arnoldem, 
kto przyjeżdża takim autem do  takiej dziury. Teraz już wiem. Przekażę 
Arnoldowi, że  ten aston martin należydo właściciela charta afgańskiego,  i 
sprawa będzie załatwiona.  Rachel nawet nie zauważyła, że Hugo się roześmiał.  
Czuła, że zalewa ją fala wściekłości.  – Spałeś w motelu?! Wszyscy, nie tylko 
Michael, wyczuli jej złość. – Myślałam, że odwołałeś rezerwację – dodała ostroz 
˙nie. – Kiedy dowiedzieliśmy się,że nie przyjmą nas  z psem.  – Zadzwonili 
później i powiedzieli, żezapóźno na  odwoływanie. Zatrzymali zaliczkę – 
tłumaczył się Michael.  Przez ułamek sekundy wyglądał na zawstydzonego,  mimo że
potrafił bardzo szybko dostosować się do sytuacji.  Dla faceta tak zakochanego w
sobie to nic trudnego.  – Ale już wcześniej zgodziłaś się spędzić noc w 
pawilonie.  Daj spokój, Rachel, przecież wiesz, jaki ciasny jest ten  samochód. 
ż yczysz mi pęknięcia kręgosłupa?  – Zcałego serca!  – Teraz to nieistotne – 
ciągnął. – Dobrze się złożyło,  że mogłem się wyspać. HubertWitherspoon dostał 
udaru.     Hubert Witherspoon? To nazwisko przyniosło zamierzony  efekt, bo 
złość Rachel opadła. Na chwilę.  Hubert Witherspoon to jeden z najbogatszych 
ludzi  w Australii. Posiada połowę złóż rudy żelaza w kraju.  Wszyscy są na jego
usługach.  – Wezwał mnie.  – Co takiego?!  – Jego rodzina obawia się blokady 
dróg z powodu  pożaru buszu. Już wysłano po mnie śmigłowiec, którym  mam wrócić 
do Sydney. – Spojrzał na zegarek. – Zaraz  powinien tu wylądować. Mam od razu 
wsiadać. Zaprezentujesz  Penelope jurorom, a potem odwieziesz ją do  domu?  
Hubert Witherspoon. Jego śmierć byłaby katastrofą na  skalę całej Australii, no,
przynajmniej na rynku finansowym.  To powinno zrobić wrażenie na Rachel. 
Powinno,  ale... Michael dziś popływał. I spał na prawdziwym  łóżku. Ona zaś 
przez ten czas siedziała z Penelope, plując  sobie w brodę,żedała się namówić na
wyjazd z Sydney.  – Mam paradować z Penelope po wybiegu? – wykrztusiła,  a on 

Strona 3

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

uśmiechnął się tak, jak uśmiecha się wzięty  konsultant do stażysty. Dlaczego 
bezwiednie pomys ´lała o arszeniku?  – Widziałaś, jak się prezentuje psa, 
prawda? – Omiótł  ją spojrzeniem. – Penelope będzie grzeczna, ale ty mogłabys ´ 
nieco doprowadzić się do porządku.  Nie dałamuw zęby tylko dlatego, że otaczali 
ich  ludzie. Pohamowała się z trudem, zachowując mizerne  resztki godności.  – 
Rozumiem. – Wzięłagłęboki wdech. – Mam sama  wieźć ją do Sydney? – upewniła się.
 – Oczywiście. Chyba że pożar zablokuje szosę. Nie  będę miał ci za złe, jeśli 
się spóźnisz. – Rzucił jej kluczyki,  a ona była tak zdumiona, że je pochwyciła.
 – Nie. – Wszak miarka się przebrała.  – Rachel... – przemówił do niej tonem 
medycznej sławy,  która poucza tępego stażystę. – Chyba zdajesz sobie  sprawę,że
nikt nie może mnie zastąpić. Hubert potrzebuje  kardiologa. Najlepszego.  – Mam 
siano we włosach – syknęła. – Nie mogę  z taką fryzurą prezentować jurorom 
potencjalnego czempiona  Australii.  – Możesz. Wystarczy, że... – Urwał, bo w 
tej samej  chwili kluczyki wylądowały tuż obok jego lśniących  butów.  – Twój 
pies, twój problem – wycedziła. – Wrócę  okazją, jeśli to będzie konieczne, ale 
nie tknę twojego  auta.  – Rachel...  – Wypchaj się!  – Ale Hubert...  – Jeśli o
mnie chodzi, Hubert może umrzeć. Ma ponad  osiemdziesiąt lat i jest otyły, a w 
Sydney jest co  najmniejpięciu kardiologów, którzydorównującikwalifikacjami  i 
mogą się nim zająć.  – Chyba zdajesz sobie sprawę,że to nie ma sensu.  – Nic mi 
o tym nie wiadomo.  – Czy mogę państwu coś zasugerować? – wtrącił Hugo,  ale 
Rachel nie była w nastroju, by wsłuchiwać czyichs ´ rad. Odwróciła się na pięcie
i omal nie zabiłago  wzrokiem.  – Niech pan sobie daruje. To moja sprawa! Hugo 
uniósł dłonie w pojednawczym geście. – W porządku.     – Nic tu po mnie.  
Sięgnęła do boksu po torbę.Był to piękny teatralny  gest, który nie do końca 
wypadł zgodnie z planem. Nie  zasunęła zamka i wszystko się wysypało: druga para
 dżinsów, kosmetyczka, biustonosz oraz kilka par koronkowych,  bardzo skąpych 
majtek. Dostała je od Dottie. Od  teściowej.  – Kochana, nigdy nie wiadomo, co 
się wydarzy – rzekła  Dottie. – A mnie bardzo zależy, żebyś była przygotowana.  
Dottie ma rację.Nigdy niewiadomo,comożesię wydarzyc ´. Jednego Rachel była 
pewna. Postąpiła jak skończona  kretynka, godząc się na ten wyjazd. Zamknęła  
oczy, widząc, jak jej dobytek sypie się na ziemię. Biustonosz  wylądował przed 
nosem Diggera, który natychmiast,  wyraźnie rozbawiony, chwycił go w zęby. 
Wszyscy  się uśmiechali, a ona omal nie zapadła się pod ziemię.  – Niech sobie 
go zatrzyma. – Wskazała na psa, wpychając rzeczy do torby. – Jest taki sprytny, 
że na pewno  wykombinuje, jak to się nosi.  Wyprostowała się i z dumnie 
podniesioną głową ruszyła  do wyjścia. Hugo patrzył na nią roześmianym  
wzrokiem, Michael z otwartymi ustami. Ma ich w nosie.  Będzie szczęśliwa, jeśli 
już nigdy ich nie zobaczy. Wynosi  się stąd.  Niestety, nie zrealizowała tego 
zamiaru. Wybiegła  z pawilonu, a po kilkunastu metrach przystanęła, poniewaz ˙ 
za plecami usłyszała jazgot walczących psów.  
ROZDZIAŁDRUGI  
Stanęła jak wryta. Przeraźliwe odgłosy psiej bójki  przebijały się przez 
wystawowy gwar. Potem rozległ  się ludzki krzyk. Tylko człowiek zupełnie bez 
serca  mógłpozostaćnań obojętny. Rachel odwróciła sięi nasłuchiwała.  Do starcia
doszło tuż przed wejściem do pawilonu,  z którego wyszła kilkadziesiąt sekund 
wcześniej. To nie  była zwyczajna walka, lecz potworna masakra. Młoda  
dziewczyna trzymała na smyczy starego, posiwiałego  cocker-spaniela, którego 
tarmosiłpitbulterier. Było jasne,  że napastnik zamierza zagryźć staruszka. 
Zwierzęta  walczyłyna śmierćiżycie, mimo że spaniel miałmarne  pojęcie, jak 
siębronić.  Właścicielka spaniela, dziewczyna wyglądająca na  piętnaście lat, ta
sama, która wcześniej krzyczała, teraz  rozpaczliwie starała sięje rozdzielić. W
chwili, gdy Rachel  rzuciła sięw ich stronę, nastolatka chwyciła pitbula  za 
obrożę i zaczęła go odciągać. Pies zacharczał, od wróciłłeb od spaniela i 
ugryzłjego właścicielkę.  Rachel dzieliło od wejścia do pawilonu jakieś sto  
metrów, więc biegnąc, krzyczała do dziewczyny, by puściła  psa.  Tymczasem 
wyprzedziłjąjakiśmężczyzna, ten Hugo.  Psy znowu zwarły się w jedno kłębowisko, 
lecz tym  razem dziewczyna znalazła siępod nimi. Zaraz jąroz    szarpią! – 
pomyślała Rachel. Skoczyła, by złapać obrożę  pitbula, lecz ktoś chwycił ją za 
ramię.  – Odsuń się! – usłyszała. Hugo rozwijał wąż hydrantu  zawieszony na 
ścianie wewnątrz budynku. Urządzenie to  służyło do mycia pawilonu po pokazach. 
– Odkręć wodę!  Rachel w okamgnieniu zorientowała się, o co chodzi,  i bez 
namysłu rzuciła się do kranu. Sekundę później woda  chlusnęła silnym 
strumieniem, który Hugo skierował na  walczące psy.  Strumień był tak mocny, że 
uderzony nim w łeb pitbul  aż się przewrócił. Spaniel skorzystał z okazji i 
skowycząc, rzucił się do ucieczki. Rachel natychmiast przyklękła przy leżącej 
nieruchomo dziewczynie.  – Udo... – szepnęła przerażona.  Z nogi właścicielki 
spaniela tryskała jasna tętnicza  krew. O Boże, czyżby pies rozerwał jej tętnicę
udową?  Jeśli tak, to zgon może nastąpić w ciągu kilku minut.  – Niech ktoś 

Strona 4

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

przyniesie moją torbę! Biegiem! – krzyknął Hugo. – Samochód stoi pod kioskiem.  
Cisnął kluczyki w tłum, oburącz starając się zatamowac ´ krwawienie. Rachel 
ściągnęła koszulkę, ponieważ  potrzebny był tampon, więc w obliczu walki o życie
 przyzwoitość zeszła na odległy plan. Wcisnęła Hugonowi  koszulkę do ręki, a on 
przyjął ją bez zbędnych pytań  i zaczął uciskać ranę.  – Kim, nie ruszaj się – 
mówił.  Rachel ze zdumieniem zorientowała się,że Hugo  przemawia do dziewczynki.
Ten facet jest świetny, pomys ´lała. Nawet w tak dramatycznej sytuacji pamięta, 
że  z pacjentem należy rozmawiać.  – Zostałaś poważnie pogryziona, więc musimy 
zatamowac ´ krwotok. Wiem, że to bardzo boli, ale ktoś już  pobiegłpo środek 
przeciwbólowy. Za kilka minut ci go  podamy.  Czy ona go słyszy? Muszęsięskupić,
bo on zaraz  będzie potrzebowałnowego tamponu, lepszego niżmój  T-shirt.  
–Michael! –krzyknęłanacałygłos.  Hugo ma zajęte ręce i nie może zdjąćkoszuli, a 
Michael  miałnie tylko koszulę, ale i lata doświadczenia.  Lecz Michaela nie 
było. Trudno.  –Weźcie moją–zaofiarowałsiępotężnie zbudowany  farmer, rozumiejąc
sytuację.  Rachel z wdzięcznościąprzyjęła jego dar, a potem  dostrzegła 
swojątorbę. Otwarta leżała tam, gdzie jąrzuciła,  biegnąc do kranu. W niej 
sąubrania. Dobra nasza.  Gdy Hugo podniósłwzrok, podała mu ciasno zwiniętą  
koszulęfarmera, po czym zrobiła kolejny tampon z tego,  co znalazła w torbie. Po
chwili przyłożyła go do tamponu  Hugona i razem z nim zaczęła uciskaćkrwawiące 
miejsce.  Niestety, nawet wspólnymi siłami nie byli w stanie  powstrzymaćupływu 
krwi.  –Szczypce –mruknąłponuro Hugo. –Moja torba...  –Clive jużpo 
niąpoleciał–oznajmiłfarmer, pochylając sięnad nimi. –Zaraz wróci. Clive jest 
najszybszy.  Pracowali razem jak zgrany tandem. Hugo oddychał  ciężko, a ona 
przyłapała sięna tym, że sama teżledwo  oddycha. ż yj, błagam. Tej modlitwy 
nauczyła sięjużna  początku studiów medycznych i często do niej sięuciekała.  
Medycyna, owszem, poczyniła wielkie postępy, ale  czasami przydawało 
sięcoświęcej. Łut szczęścia?  –Mocniej –sapnąłHugo. –Nie zsuwaj sięz rany.  –Nie
zsuwam się–powiedziała przez zęby. Rana     wyglądała jak zadana zębami rekina: 
wielka i otwarta.  Przez taką ranę cała krew może wypłynąć w ciągu paru  minut. 
– Gdzie te szczypce? – Wgłosie Hugona narastał  niepokój, w miarę jak sytuacja 
stawała się coraz bardziej  dramatyczna. – Cholera, gdzie ta torba?  – Już 
jestem! – Kilkunastoletni chłopak przeciskał się  przez tłum, taszcząc torbę 
trzy razy większą od jakiejkolwiek  lekarskiej torby, jaką Rachel do tej pory 
widziała.  Jasne, tak wygląda torba wiejskiego lekarza!  – Otwieraj!  Gdy Clive 
wykonał polecenie, Rachel szeroko otworzyła  oczy. Szczypce. Było ich mnóstwo i 
wszystkie leżały  na wierzchu, jakby w stanie największej gotowości.  Jedną ręką
chwyciła pierwszą parę.  – Nie zatrzymamy tego bez klamer – mruknęła. – Takie  
krwawienie daje tylko rozdarta tętnica.  Hugo bez mrugnięcia okiem akceptował 
jej diagnozę.  – Zgadzam się. Clive, zdejmij koszulę i gdy będziemy  pracować, 
usuwaj krew, ile się da. – Sięgnął po drugą  parę szczypiec, po czym zerknął na 
Rachel. – Gotowa?  Zrobiłagłęboki wdech. To bardzo ryzykowne zadanie.  Tampon 
jest konieczny, by zatamować krwawienie, ale  żeby całkiem je zatrzymać, należy 
go usunąć i znaleźć  konkretne miejsce. Jeśli nie uda się im zlokalizować go  w 
kilka sekund, Kim może umrzeć.  – Tak. – Odetchnęłagłęboko. – Teraz.  Gdy 
usunęli tampon, krew siknęła znowu, więc pracowali  po omacku pośród strzępów 
ciała. Gdzie w tym  wszystkim jest ta tętnica? Panie Boże, musimy ją jak  
najprędzej znaleźć.  – Clive, zabierz tampon. Na moment. I bądź gotowy...  Przez
ten ułamek sekundy, kiedy rana wypełniała się  krwią...  – Jest! – Rachel 
pospiesznie zamknęłatętnicę.  Niestety, to nie wystarczyło. Oprócz tętnicy 
rozerwane  były jeszcze dwa lub trzy inne naczynia krwionośne.  Ich pęknięcie 
również może mieć fatalne skutki.  Hugo nałożył drugą klamrę. Pracowali 
błyskawicznie,  ponieważ w momencie gdy ucisk ustawał, krew znowu  płynęła 
swobodnie.  – Mam cię! – mruknął Hugo.  Gdy założyli jeszcze dwie klamry, 
pulsujący strumień  ustał. Krew, która teraz płynęła leniwie, wydostawała się  z
przerwanych żył, lecz oni zrobili wszystko, co należało  w takiej sytuacji. Na 
razie.  – Ucisk jest nadal konieczny – odezwała się Rachel,  przysiadając. Hugo 
zwijał następny tampon. Udało  się. Kto to widział, szukać tętnicy w takich 
warunkach...  To prawda, sprzyja im szczęście. Ale z drugiej strony,  ten facet 
jest niesamowity! Umocował tampon, podniósł  wzrok i dziwnie na nią popatrzył. 
Sprawa nadal jest  bardzo poważna, lecz teraz jest to kwestia minut, nie  
sekund. Zablokowali już odpływ krwi. Teraz należy zapobiec  wstrząsowi, 
uzupełnić płyny oraz ratować nogę.  – Pete, wezwij karetkę – rzucił Hugo do 
otaczającej  ich grupki ludzi. – Przekaż im, że potrzebuję osocze  i kroplówkę. 
Oraz że jeśli nie będą tu za trzydzieści  sekund, to przy najbliższej okazji 
obedrę ich ze skóry.  Dave, zbierz chłopakówi złapcie te psy, zanim znowu  
dojdzie do tragedii. Toby... Gdzie jest Toby? – Rozejrzał  się. – Myra, zajmiesz
się nim?  – Dwa pierwsze polecenia już zostały wykonane –     odezwał się któryś
zmężczyzn. –Spaniel jest uweteryna rza, a chłopaki szukają pitbula. Karetka w 

Strona 5

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

drodze.  Ktoś musi jeszcze zająć się Tobym.  Z gromady poruszonych gapiów 
wysunęła się kobieta  wśrednim wieku i wzięłachłopczyka za rękę. Malec, blady  i
wstrząśnięty, przez cały czas obserwował, jak ojciec  i Rachel ratują pogryzioną
dziewczynę.  – Chodź,słonko – rzekła kobieta. – Tatuś musi zająć  się Kim.  
Kim... Rachel spojrzała na nią.Była blada jak ściana  i miała otwarte oczy, ale 
nie wyglądała na przytomną.  – Kim, wyzdrowiejesz – szepnęła Rachel, biorącjąza 
rękę. Ona teraz potrzebuje spokoju, a nie chaosu. – Musielis ´my sprawić ci ból,
żeby zatamować krew, ale jesteśmy  lekarzami i wiemy, co należy robić.  Kim 
szerzej otworzyła oczy. Jest przytomna!  – Mama... Knickers...  – Niech ktoś 
poszuka Sandersonów! – polecił Hugo.  – Kim, zaraz znajdziemy rodziców, a 
Knickers jest u weterynarza.  Rob zajmie się nim tak samo jak ja tobą.  
Przerażenie zniknęło z jej oczu.  Udałosię. W pewnym sensie. Na razie. Bo... czy
krwa wienie zmalało między innymi, dlatego że spadło ciśnienie  krwi?  – Nie 
straciłaaż tak dużo – zauważył Hugo, zniżając  głos, a Rachel zorientowała 
się,że pomyśleli o tym  samym.  Rachel była umazana krwiąod stópdogłów. Na górze
 miała tylko biustonosz i wyglądała jak ofiara filmowego  wampira. Lekarz 
powinien mieć ubranie ochronne, pomys ´lała. JeśliKimcierpi najakąś chorobę 
przenoszonąprzez  krew,onai Hugo już się niązakazili.Nieważne.Nieteraz.  Hugo 
dezynfekował ramię dziewczyny, a Rachel przygotowywała  strzykawkę.  – Pięć 
miligramów morfiny?  – Tak, a potem sól fizjologiczna. I osocze. Gdzie jest  ta 
cholerna karetka?  Już była na miejscu. Przez zbiegowisko przeciskało  się dwóch
ratowników.  Rachelomało sięniepopłakała. Przywieźliosocze,sól  fizjologiczną, 
wszystko, czego Hugo potrzebuje. I ją zastąpią.Będzie mogładołączyć do 
przerażonych gapiów.  Ale...  – Twójmąż jest kardiologiem? – zapytał Hugo.  
Mójmąż? Popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem,  ale po chwili pojęła, o 
kogo mu chodzi. Michael.  Co za pomysł?! Lecz to nie jest pora na wyjaśnianie  
nieporozumień.  – Tak.  – Dzięki Bogu.  – Słucham?  – Jestem jedynym lekarzem w 
tym miasteczku – powiedział.  – Poproś kogoś,żeby go odszukał. Przyda  się nam. 
– Miał lecieć do Sydney.  – O, właśnie startuje jakiś helikopter – zauważył ktoś
 z zebranych. – Słychać go.  Odleciał? Michael odleciał?  Może nie zauważył, co 
się stało. Ona go porzuciła,  a on, jak to on, także poszedł swoją drogą. Na 
pewno  słyszał o psach, które się pogryzły, ale nie próbował  dowiedzieć się 
czegoś więcej. Tego weekendu poznała  go na tyle dobrze, żebyła przekonana, że 
na pewno nie  odstąpi od swoich planów.     – Poleciał? – Hugo szukał wzrokiem 
farmera, który  dał im swąkoszulę. – Więc musi zawrócić. Matt, zajmij  się 
radiem. Każ im zawrócić. Powiedz pilotowi, że mamy  priorytet, nagły przypadek. 
Kim może stracić nogę. Musi  operować jąchirurg naczyniowy. Musimy jąewakuować. 
Natychmiast!  – Rozumiem.  Zbiegło się tu przeszło dwadzieścia osób, pomyślała  
Rachel, ale zachowują się zupełnie inaczej niż gapie  w podobnych sytuacjach w 
mieście. Wszyscy wyglądają  na przerażonych. Wszyscy znają tę Kim. I wszyscy są 
gotowi do pomocy.  Zdała sobie sprawę,że jest jedyną kobietą bez bluzki,  ale 
bez pytania wiedziała, że mieszkanki Cowral postąpiłyby  tak samo, gdyby zaszła 
taka potrzeba.  Gdy rodzice Kim dotarli na miejsce zdarzenia, dziewczyna  
straciła przytomność.Złożyły się na to wstrząs,  utrata krwi oraz środek 
przeciwbólowy. To dobrze, pomys ´lała Rachel, gdy pani Sanderson zalała się 
łzami,  ponieważ strach malujący się na twarzach rodzicówna  pewno by jej nie 
pomógł.  Koniec. Jej rola dobiegła końca. Zmienił ją jeden  z ratowników. Gdy 
podniosła się z klęczek, objęłają  jakaś kobieta w kwiecistym kostiumie z 
krempliny. Rachel  nie protestowała. Była wdzięczna nieznajomej.  – Jak się 
nazywasz? – zapytał Hugo, z pomocą ratownika  zakładając pojemnik z plazmą.  – 
Rachel. Rachel Harper.  – Jesteś lekarzem?  – Tak.  – Chirurgiem naczyniowym?  –
Niestety nie. – Wiedziała, co Hugo ma na myśli.  Chirurg naczyniowy jest mu 
rozpaczliwie potrzebny, poniewaz ˙ szansa na uratowanie nogi dziewczyny jest 
niewielka.  – Michael to potrafi. I nadal jest w zasięgu.  Będzie zły, że go 
odwołują, ale raczej nie będzie  miał wyboru.  Hugo przyglądał się jej badawczo.
Oboje zdawali sobie  sprawę,że jeśli rozerwana tętnica nie zostanie zszyta  jak 
najszybciej, Kim straci nogę. Jeśli nie życie.  Potrzebny jest śmigłowiec oraz 
Michael. Od tych  dwóch czynników zależy przyszłość Kim. Rachel ogarnęło uczucie
bezradności. Już jest niepotrzebna.  Pani Keen, kobieta w kremplinie, 
zaprowadziłają do  domu dozorcy terenów wystawowych, a gdy karetka  mknęła na 
sygnale do szpitala, Rachel już brała prysznic.  Pani Keen tymczasem dokonała 
inspekcji jej torby.  – Te pani ubrania są do niczego – oznajmiła przez  drzwi 
łazienki. – Ktoś pozbierał pani rzeczy i przyniósł tu  torbę, ale wszystko jest 
zalane krwią.  Nie to jest najważniejsze, pomyślała Rachel, delektując się 
strumieniami ciepłej wody. Najbardziej martwi  mnie Kim. Oraz jej noga. Michael 
będzie wściekły, że  udar Witherspoona przejdzie mu koło nosa.  To nieistotne. 
Na pewno nic nie wie o ataku pitbulla.  Michael Levering widzi tylko to, co 
dotyczy jego samego.  Wezwano go do pacjenta milionera w Sydney, a ona  nie 

Strona 6

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

wypełniła jego polecenia, wobec czego obrócił się na  pięcie i zajął swoimi 
sprawami. Niech inni się troszczą  o Rachel i Penelope. Jeśli Rachel nie 
odwiezie jego  bezcennej suki do Sydney, to cóż, stać go na opłacenie  kogoś, 
kto ją przetransportuje tam w późniejszym terminie.  Organizatorzy wystawy na 
pewno nie zagłodzą  psa na śmierć, a nawet jeśli...     Penelope to tylko 
jeszcze jedna dekoracja.  Potwór, nie człowiek! Zatrzęsła się ze złości, a także
 pod wpływem wrażeń minionych godzin. Bogu dziękowac ´,że udało się utrzymać Kim
przy życiu.  ś migłowiec z Michaelem na pokładzie już powinien  wrócić. Mimo że 
przestała lubić Michaela, musiała przyznac ´,że posiada on dar, którego jej 
brakuje. Jest wys ´mienitym chirurgiem naczyniowym. Nawet jeśli nie dotarła  do 
niego informacja o wypadku, to jeśli zgodnie  z planem dojdzie do ewakuacji Kim,
na pewno nią się  zajmie. Razem z Hugonem...  Wycierała się, gdy do łazienki 
zapukała pani Keen.  Wyglądała na zmartwioną i zażenowaną.  – Przepraszam, że 
przeszkadzam, ale jest pani potrzebna  w szpitalu. Dzwonił doktor McInnes. Pilot
śmigłowca  odmówił powrotu. Doktor Hugo musi ją natychmiast  operować,żeby 
ratować nogę. Nie poradzi sobie  bez pani.  – To jest prywatny helikopter – 
wyjaśniał w drodze  do szpitala Harold Keen, wystawowy dozorca, nie kryjąc  
złości. – Zdaje się,że należy do tego faceta z udarem, do  Witherspoona. Pilot 
jest jego pracownikiem. Oznajmił,  że otrzymał polecenie dostarczenia tego 
młodego człowieka  do Sydney i nie zamierza zawracać.  – Ale Michael jest na 
pokładzie. Chyba ma coś do  powiedzenia?  – Obawiam się,że nie.  Patrzyła przed 
siebie. Oto znalazła się w sukience  z krempliny pożyczonej od Doris Keen oraz 
jej sandałkach  w aucie, które wiezie ją do wiejskiego szpitala,  gdzie ma 
asystować przy koszmarnie trudnej operacji.  Ratunku!  – Mam nadzieję,że ktoś 
się zaopiekował Penelope –  powiedziała cicho.  Harold spojrzał na nią z 
aprobatą.  – Wasz pies jest w dobrych rękach – oświadczył. –  Wszyscy tańczą 
dokoła niego. Pani zaopiekuje się Kim,  a my zaopiekujemy się wami.  – Dziękuję.
– Miała ochotę się rozpłakać. Przeklęty  Michael! Umie to, czego ona nie 
potrafi. I na dodatek ma  śmigłowiec, który tak bardzo by jej się przydał.  Ale 
się ulotnił.  – Nie pora na złość. Bierzmy się do roboty.  Gdy pielęgniarka 
zaprowadziłają do sali operacyjnej,  Hugo już był ubrany w zielone spodnie, 
bluzę i czepek.  Rozejrzała się i serce w niej zamarło. Stała pośrodku  
skromnego gabinetu zabiegowego, zdecydowanie nieprzygotowanego  do tak poważnej 
operacji. Odchrząknęła  i podniosła wzrok, w którym Hugo bezbłędnie odczytał  
strach.  – Jakie ma pani doświadczenie? – zapytał.  – Pracuję w miejskim 
szpitalu w Sydney. Na traumatologii.  Nie mam... kwalifikacji odpowiednich do 
przeprowadzenia  tak skomplikowanej operacji.  – Mimo to dzięki pani udało się 
nam tak szybko zamknąć rozszarpane arterie – zauważył. – To dzięki pani  Kim 
żyje. Teraz musimy po prostu dokończyć to, co  zaczęliśmy.  Jasne.  – Zamierza 
pan połączyć tętnicę udową?  – Tak. – Pokręcił głową. – Nie wiem, czy to się nam
 uda, ale musimy spróbować. Rozmawiałem ze specjalistą     w Sydney, który 
orzekł,że nie mamy wyjścia. Zanim dotarłaby  do Sydney, noga będzie do 
amputacji. Zatem,  jeśli nie podejmiemy tej próby, Kim straci nogę. Potrafi  
pani podać znieczulenie?  Ulga, jakiej doznała, gdy dotarło do niej, że to nie 
ona  będzie operować, sprawiła, że kolana prawie się pod nią  ugięły.  – Tak. – 
Jeśli on jest gotowy na tak heroiczny czyn,  ona też na to się zdobędzie. Tak, 
to będzie heroiczna  walka, walka szaleńców, tym bardziej że wynik wydawał  się 
przesądzony, lecz ten człowiek ma rację: trzeba spróbowac ´.  – Nie będzie źle –
zapewnił ją. – Mamy połączenie  z Sydney. Zgodził się nas pilotować Joe Cartier,
jeden  z najlepszych chirurgów w Australii. ś ciągnąłem też Jane  Cross, która 
lubi się bawić w filmowca. Już podłączyła  się do komputera i będzie nagrywała 
operację na wideo.  Jest mistrzyniązbliżeń, więc każdy mój ruch natychmiast  
będzie widziany w Sydney i od razu dostanę informację  zwrotną.  Zorganizował to
wszystko przez ten krótki czas, kiedy  byłam w łazience pani Keen?  – Nie 
chciałabym... Nie jest pan chirurgiem?  – Jestem lekarzem rodzinnym w dziurze 
oddalonej  o dwie godziny od reszty świata. Mam wszystkie specjalizacje.  Gdyby 
nie pani, gdybym nie miał anestezjologa,  uznałbym ten zabieg za niewykonalny, 
ale w tej sytuacji  może nam się poszczęścić. Bierzmy się do roboty.  Później, 
gdy pytano jąo przebieg operacji, tylko kręciłagłową. Jak im się to udało? To 
przecież niemożliwe.  Potrafiła opisać jedynie niektóre szczegóły, a i te robiły
 ogromne wrażenie.  Tuż obok stołu operacyjnego ustawiono mikrofon  bezpośrednio
połączony z gabinetem doktora Cartiera  w Sydney. Jane Cross była po 
czterdziestce. Wyglądała  niesamowicie w zielonej bluzie nałożonej na turkmeński
 amarantowy kaftan i w zielonym czepku, spod którego  zwisało kilkanaście 
kolczyków. Wycelowała kamerątuż  nad raną.  – Obiecaj, że nie zemdlejesz – rzekł
do niej Hugo.  Popatrzyła na nich z niedowierzaniem, a nawet może  ze śmiechem w
oczach.  – Miałabym zemdleć? Ja? Na oczach publiczności?  Na pewno zemdleję, i 
to ze trzy razy, a na dodatek zwymiotuję, ale później. Na pewno nie podczas 

Strona 7

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

pracy.  Superbaba, pomyślała Rachel. Trzymała kamerę tuż  nad dłońmi Hugona, ale
z takim wyczuciem, że mu nie  przeszkadzała. Joe Cartier w Sydney miał pełny 
obraz  tego, co się dzieje, a Hugo pytał go o każdy kolejny krok.  Rachel nie 
mogła mu pomagać, ponieważ sama była  potwornie zajęta. Kim znajdowała się w tak
poważnym  wstrząsie, że utrzymanie jej przy życiu stanowiło nadzwyczaj  trudne 
wyzwanie.  Rachel też byłapodłączona do telefonu. W specyficzny  sposób. 
Ponieważ zabrakło im kabla telefonicznego,  wspólniczka Jane, pulchna kobieta w 
dżinsach i bluzie,  siedziała w rogu pokoju tak, by niczego nie widzieć,  
ponieważ miałabardziejwrażliwy żołądek niż Jane, i przekazywała  pytania Rachel 
anestezjologowi w Sydney.  Ta telefoniczna współpraca uprzytomniła jej, do czego
 jest zdolna obsada skromnej prowincjonalnej placówki.  Okazało się,że szpital 
Hugona jest całkiem przyzwoicie  wyposażony. Dostarczono jej krew, osocze i sól 
fizjologiczną, ogrzane poza salą operacyjną.     Zadbano nie tylko o płyny.  – 
Nie dopuśćcie do wychłodzenia pacjentki – przypomniał  im anestezjolog na drugim
końcu linii, więc natychmiast  pojawiły się ciepłe pledy. Co kilka minut drzwi  
się otwierały i przychodziła nowa dostawa podgrzanych  koców. Poza salą uwijał 
się cały sztab ludzi.  Przy stole operacyjnym asystowały dwie osoby. 
Pielęgniarka  Elly byławśrednim wieku. Miała zbolały wyraz  twarzy, ponieważ 
była zaprzyjaźniona z matką Kim, lecz  fakt ten w niczym nie umniejszał jej 
profesjonalizmu.  Oprócz niej pomagał im rudowłosy pielęgniarz David,  który 
pomimo młodego wieku sprawiał się wzorcowo.  Wszyscy, całe miasteczko, są 
wspaniali, pomyślała  Rachel. I, oczywiście, Hugo. Podjął się niewyobrażalnego. 
Ani na chwilę nie odrywał wzroku od rany. Chyba  jeszcze nigdy nie był aż tak 
skoncentrowany. Gdzie się  podział ten roześmiany mężczyzna, którego poznałana  
wystawie? Zniknął. Zastąpił go zawodowiec, któremu  przyszło wykonać zadanie 
zdecydowanie wykraczające  poza zakres jego wykształcenia.  Rachel, i tak już 
przejęta rolą anestezjologa, zastanawiała  się, czy byłaby w stanie podjąć się 
takiej operacji,  gdyby zabrakło Hugona. Nie, na pewno nie. Widać,że  Hugo jest 
o wiele bardziej niż ona oczytany w tej dziedzinie,  a pytania, które zadaje 
chirurgowi, świadczą o jego  rozległej wiedzy na temat zadania, którego się 
podjął.  Ten człowiek jest rewelacyjny.  Co więcej, odnosi sukcesy. Nie spoczął 
na laurach,  gdy udało mu się połączyć tętnicę, co graniczyło z cudem,  i noga 
Kim zaczęła nabierać normalnego koloru.  Z nowym wręcz zapałem zasypał pytaniami
nieznanego  im specjalistę w Sydney. Pracował bez przerwy, łącząc  ponownie 
naczynia krwionośne, które wydawały się nie  do uratowania.  Gdy ten etap 
dobiegł końca, do operacji włączył się  chirurgplastyczny, który krok po kroku 
pomógłmuzszyć  ranę tak, aby pozostał po niej jak najmniejszy ślad. Nawet  
pomyśleli o bliźnie, zdumiała się Rachel, z ulgą spoglądającnaróżowiejące palce 
stóp pacjentki. Zerknęłajeszcze  na monitor pracy serca i upewniła się,że 
ciśnienie  krwi się stabilizuje. Zwycięstwo!  Po kilku godzinach nadludzkiego 
wysiłku, gdy mogli  się nareszcie wyprostować, zespół w Sydney wydał  okrzyk 
triumfu.  – Nasze gratulacje! Jeśli nie macie już więcej ofiar  psiej 
zajadłości, to pozwólcie, że się z wami pożegnamy  – rzekł jeden ze 
specjalistów.  Hugo, Rachel i ich pomocnicy podziękowali zgodnym  chórem, po 
czym wyłączono telefony.  W sali zaległa cisza. Rachel nadal była skoncentrowana
 na doprowadzeniu do tego, by Kim zaczęła oddychać  samodzielnie, a Hugo 
nakładał opatrunek.  Podniosła wzrok – w oczach obecnych wyczytała takie  samo 
niezmierne zadowolenie, jakie i ona odczuwała.  Hugo jednak nie promieniał. 
Sprawiał wrażenie śmiertelnie  wyczerpanego. Jeśli ona pracowała w nieludzkim  
napięciu, to jak ogromna musiała być presja, pod którąon  się znalazł? Już 
nieraz byłaczłonkiem zespołu operacyjnego,  więc się zorientowała, że 
nadszedłczas, by kto inny  przejął inicjatywę.  – Davidzie, zajmij się, 
proszę,założeniem opatrunku  –zwróciła się do pielęgniarza. – Hugo, zostaw to. 
Już nie  jesteś tu potrzebny. – Zaraz zacznie odreagowywać ten  koszmarny stres.
    – Nic mi nie jest – oznajmił, lecz nagle zaczęłymu  drżeć dłonie, którymi 
przytrzymywał tampon.  – Idź i powiedz Sandersonom, że ich córka nie straci  
nogi – poleciła mu. W sytuacjach kryzysowych w sali  operacyjnej taka 
bezpośredniość jest nieodzowna. – Na  pewno odchodzą od zmysłów. No, idź.  
Wiedziała, że jedna z pielęgniarek już przekazałaim  tę wiadomość, lecz na pewno
woleliby usłyszeć potwierdzenie  z ust lekarza. To on powinien ich o tym 
poinformowac ´, ponieważ to on dokonał tego cudu. Jemu to  zawdzięczają.  Nikt 
nie oponował. David przejął plaster ze zdrętwiałych  palców Hugona i dokończył 
opatrunek.  – Doktorze McInnes, właśnie został pan wyrzucony  z sali operacyjnej
– odezwał się rudy pielęgniarz, uśmiechając się promiennie do swojego 
przełożonego. On takz ˙ebył pod wrażeniem ich wspólnego sukcesu. – Dama  
pokazała panu drzwi, a życzenie damy to dla nas rzecz  święta. Może nie?  Hugo 
odsunął się od stołu, na którym wciąż leżała ich  pacjentka, spojrzał przeciągle
na Rachel, po czym zmarszczył  twarz w kąśliwym uśmiechu.  – Chyba tak. Dobrze 

Strona 8

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

się dzięki niej bawiliśmy.  – No właśnie – odezwała się znacznie bardziej 
łagodnym  tonem, niż zamierzała. – Zrewanżuj się nam, wychodząc stąd.  – Mogę?  
– Na pewno. – Bezwiednie położyłamu dłoń na ramieniu.  Nie wiedziała sama, czy 
jest to gest podziękowania  czy pociechy, ale nie mogła się oprzeć.  Hugo z 
dziwną miną spojrzał na jej palce na jego  zielonej bluzie. Na moment przykrył 
je ręką, a Rachel  poczuła niezwykłe ciepło, które między nimi przepłynęło.  
Ciepło oraz jeszcze coś, czego nie potrafiła nazwać.  – Ma pani rację, doktor 
Harper – szepnął ledwie słyszalnym  głosem. – Muszę stąd wyjść.  Potem 
pielęgniarki wywiozły Kim do sali pooperacyjnej,  a Rachel została z Jane, która
filmowałacały zabieg,  oraz Pat, która siedziała 
przytelefonie.Trzygodzinywcześniej  nie miały pojęcia o swoim istnieniu, a teraz
uśmiechały  się do siebie jak wariatki.  – Jane, byłaś fantastyczna – zaczęła 
Rachel. – Nie  rozumiem, jak ci się udało nie zemdleć.  – Co tam omdlenie! 
Chciało mi się coś znacznie gorszego  – wyznała Jane. – Ale postanowiłam sobie, 
że zrobię to później, jak już nie będę wam potrzebna. I wiecie  co? Teraz już mi
się nie chce.  – Czy wiecie, że uratowałyście Kim nogę?  – Wszyscy razem się do 
tego przyczyniliśmy – zawyrokowała  Pat, po czym wstała, by uścisnąć 
przyjaciółkę,  a po chwili obydwie gratulowały Rachel. – Tworzymy  zgrany zespół
– rzekła Pat. – Cieszę się,że pani tu jest.  Coś mi mówi, że doktor McInnes 
wkrótce będzie potrzebował  takiej ekipy.  To oświadczenie wydałosię Rachel 
pozbawione sensu.  Oczym ona mówi? ż eHugobędzie potrzebowałzespołu?  – 
Dlaczego? – spytała.  – Za chwilę nie poradzimy sobie tutaj bez fachowców  – 
odparła Pat – ponieważ zmienia się kierunek wiatru.  Dowiedziałyśmy się o tym, 
jadąc do was. Pożar zablokował  szosę. Jesteśmy odcięci od świata, a ogień się 
rozprzestrzenia.  Rachel podeszła do zlewu i machinalnie zdjęła zielony     
uniform. Była tak skonana, że ledwie trzymała się na  nogach. Podstawiła 
nadgarstki pod strumień zimnej wody,  a potem obmyła twarz, starając 
siępobudzićzmęczony  mózg.  Nie można wyjechać z Cowral?  – Moje gratulacje 
–usłyszała nagle za plecami, więc  czym prędzej sięodwróciła. W progu stałHugo. 
– Ty teżna nie zasłużyłeś–wyjąkała, ponieważjązaskoczył.  A nawet 
wyprowadziłzrównowagi.  Jak on cudownie sięuśmiecha. A gdy jej dotknął...  Nie, 
moja droga, zapomnij o tym. Co taki lekarz jak  Hugo, taki utalentowany, robi w 
tej mieścinie? Przed  chwiląprzeprowadził popisowąoperację. Powinien zostac ´ 
chirurgiem. Należałby do czołówki.  – LubięCowral. –To wyznanie sprawiło, że ze 
zdumienia  szeroko otworzyła oczy.  – Słucham?  – Zastanawiałaś się przed 
chwilą, co taki miły facet  jak ja robi w tej zapadłej dziurze, prawda? 
–zapytał, a jej  ażzabrakło tchu.  – Wcale... Ja nie...  – To pytanie przychodzi
do głowy wszystkim lekarzom  z wielkich miast. Dlaczego ktośdecyduje siępracowac
´na prowincji? Ale mnie bardzo w Cowral siępodoba.  Ja jestem tutaj z wyboru, a 
pani, pani doktor, zostałatu  uwięziona.  Po tym, jak wyprosiła go z sali 
operacyjnej, zdążyłjuż  zdjąć operacyjny strój i znowu był w moleskinowych  
spodniach i koszuli podobnej do tej, w której zobaczyła  go na wystawie. To 
znaczy, że znalazłczas sięprzebrać.  Teraz znowu sięprzeistoczył. Z lekarza w 
farmera.  Lekarz farmerem? O czym ty myślisz? Skup się na  sprawach istotnych! 
Na pożarze buszu oraz na tym, że nie  masz drogi odwrotu. Craig...  Boże, nie 
powinna była tu przyjeżdżać.  Ale tu jest. Znalazła się wpułapce. Bez Craiga.  –
Czy to jest poważny pożar?  – To spory problem – odrzekł, przemywając twarz  
zimnąwodą, jakby chciał się porządnie obudzić. – W tej  chwili płonie park 
narodowy. Na razie nie ma zagrożenia  dla Cowral, ale ogień idzie w naszą 
stronę. Gdy wiatr  zmienił kierunek, wszyscy przybysze opuścili miasteczko,  
zanim szosa została zablokowana. Kiedy ogłoszono  ewakuację,byłaś w sali 
operacyjnej. Zadecydowaliśmy  zaciebie. 
–Spojrzałnaniąznadręcznika,którymwycierał  twarz. – Przykro mi, Rachel, ale 
przez jakiś czas  będziesz naszym więźniem.  Opuściła powieki, by zastanowić się
nad konsekwencjami  tej sytuacji.  – Można by wezwać śmigłowiec... żeby mnie 
zabrał  – powiedziała powoli, a on przytaknął.  – Owszem. Można go wezwać do 
nagłego wypadku,  ale Kim już nie wymaga pomocy. Jesteś pilnie potrzebna  w 
Sydney?  Czy jest pilnie potrzebna w Sydney?  Nie. Na pewno nie w szpitalu. Od 
piątku jest na  urlopie. Najpierw zamierzała spędzić weekend w Cowral,  a potem 
dwa tygodnie leżeć na plaży. W Sydney.  Leżałaby na plaży Bondi, żeby być blisko
Craiga. Craig  jej potrzebuje.  Wcale nie. Craig cię nie potrzebuje. Zapamiętaj 
to  sobie raz na zawsze. Nie potrafiła. Prawdę mówiąc, nikt  nie zauważy jej 
nieobecności w Sydney, a na pewno nie  Craig.     – No nie...  – ś wietnie. Bo 
możesz być potrzebna mnie.  Hugo jej potrzebuje. Wspaniale. Nikt nie może obejść
 się bez niej. To nic nowego. Boże, pozwól mi wrócić do  domu.  Craig... Nie 
masz wyboru. Jesteś w Cowral. Z Hugonem.  Podczas gdy Craig...  Craig po prostu 
jest.  
ROZDZIAŁ TRZECI  

Strona 9

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

Powoli szła w stronę terenów wystawy, szurającza  dużymi butami. Poinformowała 
Hugona, że idzie do Penelope.  Był zajęty rozmową z rodzicami Kim, więc nie  
miał czasu odwodzić jej od tego zamiaru. Nie chciała  zawracać mu głowy swoimi 
kłopotami, mimo że miała  ich sporo.  Zmierzchało.Pod wieczórucichłwiatr i 
zrobiłosiębardzo  ciepło. Wszędzie rozlegał się chlupot morskich fal.  Cowral 
ulokowało się na nadmorskiej skarpie. Wędrując, Rachel widziała nad sobągwiazdy 
wschodzące na  niebie przysłoniętym dymem, a od północy pomarańczowąłunę pożaru.
Za daleko, by się nim przejmować, może  zatrzyma się w parku narodowym, 
pomyślała.  Można by trochę popływać. Tak, ale najpierw sprawy  ważniejsze: 
Penelope oraz nocleg.  Spać!  Przed bramą na teren wystawy stał aston martin 
Michaela.  Przypomniała sobie, żewściekła rzuciła mu kluczyki.  Czy sąteraz w 
jego kieszeni, podczas gdy on dokonuje  heroicznych wysiłków, by ratować życie 
pewnego  milionera, czy zostawił je w boksie Penelope?  Owszem, zachowała się z 
godnością, ale jeśli Michael  ma je przy sobie, ona jest skazana na 
przemieszczanie się  piechotą. Wcześniej jednak należy zajrzeć do Penelope.  
Otworzyła drzwi do pawilonu i ruszyła na poszukiwa    nie swojego drugiego 
zmartwienia. Michael pewnie zabrał  kluczyki do auta, ale psa zostawił. Znalazła
Penelope  w tym samym miejscu, w którym ją zostawiła. Charcica  siedziała w 
swoim boksie, w pustym teraz pawilonie,  ipatrzyła na niąwzrokiem psa,o którym 
wszyscyzapomnieli.  – Biedny piesek – rozczuliła się Rachel, przysiadając  obok 
Penelope, by zastanowić się, co dalej. – Ja ciebie nie  opuściłam, nawet jeśli 
twój pan cię porzucił.  Pies polizał ją po twarzy, po czym zdezorientowany  
obwąchał jej kremplinową sukienkę.  – Nie podoba ci się moja nowa kreacja? – 
Uśmiechnęła się z przekąsem. – Nie mam wyboru. Na razie...  Na razie jest 
głodna. Nie. Kona z głodu! Tylko raz  ugryzła tego wstrętnego hamburgera, i to 
dawno temu.  I teraz nigdzie go nie było. Penelope nie sprawiała wrażenia  
wygłodzonej.  – Pożarłaś mojego hamburgera? Pies znowu ją polizał. – Dobrze 
zrobiłaś,bo był ohydny. Ale co ja mam  zjeść?  Rozejrzała się, pawilon był 
jednak pusty.  Jej torba została w domu dozorcy, tam, gdzie brała  prysznic. 
Mogłaby pójść po nią, ale po co? Sątam same  brudne rzeczy. Ma za to swoją 
torebkę. Nic więcej jej nie  trzeba.  Błąd. Potrzebuje wielu rzeczy, ale ich 
przy sobie nie ma.  – Zanosi się na to, że do miasteczka pójdziemy na  piechotę 
– poinformowała psa. Kłopot polegał na tym, że  szpital i tereny wystawowe 
znajdowały się na przeciwnym  brzegu rzeki. – Nie mamy innego wyjścia – 
tłumaczyła  psu. – Spacery są zdrowe, więc zaczniemy się do  nich przyzwyczajać.
Kluczyki do naszego pojazdu wróciły  do Sydney, co bardzo nas ucieszyło. Przykro
mi to  mówić, Penelope, ale przechadzka wydaje mi się znacznie  bardziej 
atrakcyjna od przejażdżki z twoim panem.  W Cowral wszystko było pozamykane. Po 
pierwsze,  był to niedzielny wieczór. Po drugie, na wieść o możliwos ´ci blokady
dróg wszyscy turyści wyjechali. Gdy  Rachel z Penelope przeszły przez most, w 
miasteczku nie  byłożywej duszy. Jak o północy w środku zimy. Gdy  dotarłydo 
głównej ulicy, słup dymu całkowicie przesłonił  księżyc, a nieliczne latarnie 
rozsiewały upiorne  przymglone światło.  – Sceneria jak z Sherlocka Holmesa – 
mruknęła Rachel.  – Z lewej strony skrada się morderca...  Przystanęłana środku 
jezdni i, niezbyt pochlebnie  myśląc o paru osobach oraz okolicznościach, 
wsłuchiwała  się w gniewne burczenie swojego żołądka. Morderstwo  nie byłoby 
takim złym rozwiązaniem...  W kieszeni miała telefon. Sięgnęła po niego i 
zaczęła  mu się przyglądać. Do kogo by zadzwonić?  Do nikogo. Nie mam znajomych,
pomyślała. Jakby  pod naporem jej wzroku telefon sam zadzwonił.  – Rachel? –To 
teściowa. Ta, która tak gorąco życzyła  jej udanego weekendu. – Mam nadzieję,że 
ci nie przeszkadzam,  ale jestem szalenie ciekawa, co u ciebie. Kochana,  gdzie 
jesteś?  Rachel się zadumała.  – Na głównej ulicy Cowral – odparła po chwili. – 
Zastanawiam  się nad kolacją.  – Och! –Wyczuła, że Dottie się rozpromieniła. 
–Wybieracie  się w jakieś romantyczne miejsce?     – Gdzieś na powietrzu. – 
Rozejrzała się, szukając  natchnienia. – Może pod gwiazdami. – Spojrzała przez  
grubą warstwę dymu w stronę morza. – Albo na plaży.  – Cudownie! Macie piękną 
pogodę?  Rachel powstrzymała gwałtowny odruch kaszlu wywołany  dymem.  – 
Przepiękną.  – A do tego wspaniałe towarzystwo! – dodała teściowa  radośnie.  
Rachel z powątpiewaniem zerknęła na Penelope.  – Oczywiście.  – Bardzo nam z 
Lewisem zależało, żeby udał ci się  ten wypad. Nie możesz zostać tam nieco 
dłużej?  – Chyba da się to załatwić. – Poinformowała teściową  o pożarze i 
blokadzie dróg. – To nic poważnego, ale...  być możebędziemy zmuszeni przeczekać
tutaj kilka dni.  – Nie zamierzała wyjaśniać,żeużywając liczby mnogiej,  miała 
na myśli siebie oraz charta afgańskiego, a nie siebie  i przystojnego 
kardiologa.  Dottie tylko na to czekała.  – To bardzo dobra nowina! – Oczami 
duszy Rachel  widziała, jak teściowa uśmiecha się coraz szerzej. – Mam  
nadzieję,że pożar nie stanowi większego problemu.  – Raczej nie.  Australijczycy
nie przejmują się zbytnio pożarami buszu.  Co kilka lat większość rezerwatów 

Strona 10

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

staje w ogniu  – jest to konieczne, by pewne rośliny mogły się odradzać  – i 
dopóki żywioł nie zagraża ludzkim osiedlom, nie jest  traktowany jak kataklizm. 
Dottie uznała, że tym razem  zesłały go niebiosa.  – Dottie... – zaczęła Rachel.
– Craig...  – Nie myśl o tym, dziecko. Obiecaliśmy ci. Ojciec i ja  wzięliśmy to
w swoje ręce. Już dawno powinniśmy to  zrobić, ale nam nie pozwoliłaś.  – Ale...
 – Zajmij się sobą. Pomyśl o przyszłości. Skoncentruj  się na tej romantycznej 
kolacji pod gwiazdami. To jest  rozkaz. – Tymi słowy teściowa zakończyła 
rozmowę.  Fantastycznie, mruknęła Rachel do siebie, spoglądając na milczący 
telefon. Powinna już być w szpitalu. Dlaczego  jej tam nie ma? Craig...  Nie 
myśl o nim. Pomyśl o tym, co jest teraz.  No właśnie, co teraz? Skoro w Cowral 
nie ma szansy  na kolację, należy zaspokoić drugą potrzebę, potrzebę  snu. Dach 
nad głową. Jedyny motel, w którym ten drań  Michael spędził poprzednią noc, jest
na przeciwległym  brzegu rzeki.  Muszę przejść przez most. Zostawię Penelope w 
jej  boksie w pawilonie, a sama przenocuję w motelu. Może  tam da się zamówić 
coś do jedzenia?  Zanim dotarła do motelu w pożyczonych sandałach,  obtarła 
sobie stopy, więc uznała, że odprowadzi psa nieco  później. Przywiązała go do 
drzewa i weszła do recepcji,  by się dowiedzieć,że wszystkie pokoje są zajęte.  
– Przykro mi – rzekławłaścicielka, przyglądając się  jej podejrzliwie – ale 
przyjęliśmy na nocleg strażaków.  – Czy można u państwa coś zjeść? – zapytała 
Rachel  z nadzieją wgłosie, lecz kobieta pokręciłagłową.  – Wszystko jest już 
pozamykane. Koło gospodyń  wiejskich przez całą dobę wydaje posiłki strażakom, 
ale  nie wygląda pani na strażaka.  – No nie.  – Czy pani coś się stało? – 
zaniepokoiła się kobieta.     – Może powinna pani się udać do schroniska dla 
kobiet?  Mogę wezwać policję.  Tego mi brakowało! Wzięłagłęboki oddech i zebrała
 się w sobie. A może w schronisku dla kobiet jest jedzenie?  – Nie, nie. 
Dziękuję. – Wyjęła z torebki trochę drobnych,  ponieważ dostrzegła automat ze 
słodyczami. – Zadzwonię do koleżanki, ale najpierw kupię jakieś batoniki.  – Tak
mi przykro, ale ten automat jest zepsuty. Mechanik  miał przyjechać jutro...  
Rachel wyszła na dwór i odwiązała Penelope. Starając  się myśleć przytomnie, 
zastanawiała się nad sytuacją.  Atak histerii powoli zaczął jej się jawić jako 
bardzo  kuszące rozwiązanie. Wróci do szpitala. Hugo powiedział, że jej 
potrzebuje. Jak bardzo? Zostanie poddany  próbie. Jeśli jej potrzebuje, to musi 
zapewnić jej wikt  i opierunek.  – Najpierw wikt – mruknęła.  A Penelope? Może 
jednak nie powinna wymagać od  niego, aby zaopiekował się również psem? 
Odprowadzi  Penelope do boksu.  Nie był to dobry pomysł.Upłynęła już prawie 
godzina,  odkąd przyszła po Penelope, więc w czasie gdy chodziła  po miasteczku,
dozorca zdążył zawiesić solidną  kłódkę na wysokiej żelaznej bramie. Dom dozorcy
znajdował  się zbyt daleko od wejścia, by udało się jej go  wywołać.  Rachel 
oparła czoło na zimnych prętach i zamknęła  oczy. Fantastycznie! Po prostu 
lepiej być nie może. Cała  ta sytuacja to ponura farsa.  Gdzie jest to 
schronisko dla kobiet?  – To jest rekord świata w kategorii ,,najbardziej 
romantyczny  weekend’’ – poinformowała sukę, która odpowiedziała  jej smutnym 
spojrzeniem głodnego charta  afgańskiego.  – Zjadłaś mojego hamburgera – 
wypomniała jej Rachel.  – Nawet nie waż się tak na mnie patrzeć.  Westchnęła, 
słysząc burczenie w swoim brzuchu.  Wzięła psa za obrożę i ruszyła w stronę 
szpitala. Gdy  usłyszała za plecami szum silnika, pomyślała, że nadjeżdz ˙a coś 
dużego, więc usunęła się na pobocze.  Strażacki wóz wypadł zza zakrętu po 
niewłaściwej  stronie drogi prosto na nią, zmuszającją do desperackiego  skoku 
do rowu. Gdyby nie byławściekła, nie zareagowałaby  tak błyskawicznie. Owszem, 
była zmęczona,  głodna i zmartwiona, ale oprócz tego ciągle gotowała się  w niej
złość na Michaela, na siebie oraz na okoliczności.  Niemal przewidziała, że ten 
samochód wyjedzie zza zakrętu na złym pasie.  Rejestrując pisk opon, zdała sobie
jednocześnie sprawę,że leży w trawie, a na niej rozpłaszczona Penelope.  
Wspaniale. Co jeszcze mi się przydarzy? – pytałakępę  trawy przed samym nosem.  
– ż yje pani? – Przerażenie w głosie pytającego kazało  jej unieść głowę. Może 
jest wściekła, ale nikomu nie da  satysfakcji, że udało mu się ją przejechać.  –
Tak, żyję. – Usiadła, spychając z siebie przestraszoną  sukę i poprawiając 
kremplinową kreację. Zamierzała zaprezentowac ´ się z jak najlepszej strony. – 
Słowo honoru.  – O kurczę. – Mężczyzna był przy niej. To on kierował  wozem. 
Jego koledzy biegli do nich, by zobaczyć,co  się stało. Silnik ciągle pracował, 
a reflektory oświetlały  drogę. – Byłbym panią zabił.     – Miał pan 
szczęście... – Uśmiechnęła się niemrawo.  Otoczyli ją kołem: kobiety i mężczyźni
w strażackich  kombinezonach i kaskach. Byli bardzo zmęczeni i przejęci.  Na 
pewno wyglądam jak idealna kandydatka do schroniska  dla maltretowanych kobiet. 
To wcale nie jest taki  głupi pomysł. Jeśli wpobliżu jest schronisko, które 
przyjmie  mnie z chartem afgańskim, natychmiast tam wyruszymy.  Może... jeszcze 
raz popchnęła Penelope... może  nawet bez psa.  – Strasznie panią przepraszam – 
kajał się strażak,  a ona starała się skoncentrować na jego słowach.  – O tej 

Strona 11

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

porze nikt by się nie spodziewał autostopowicza  – zaczęła. – Ale za rowem jest 
za ciemno. – Ktoś  podał jej dłoń, którą z wdzięcznością przyjęła, po czym  
przyjrzała się kierowcy. Pod warstwąsadzy dostrzegłana  jego twarzy zadrapania, 
krew i piasek. Wyglądał upiornie.  – Dobrze pan się czuje?  Głupie pytanie. 
Napierwszy rzut oka widać,że nie jest  z nim dobrze.  – To tylko... – Potarł 
oczy. – To od dymu... On siedział za kierownicą! – Musi pan jechać do szpitala –
powiedziała.  – Właśnie tam jechaliśmy. Wezwano nas do szopy,  która się 
zapaliła... – mówił strażak. – Właściciel mówił,  że to magazyn, więc ruszyliśmy
do akcji, ale zapomniał  nas ostrzec, że trzyma tam paliwo. Szopa wybuchła... co
 przeraziło nas nie mniej niż my panią. Nic więcej nam się  nie stało. Kilku z 
nas pieką oczy, ale i tak uważamy, że  mieliśmy dużo szczęścia.  Mimo takiego 
wyjaśnienia Rachel orzekła w duchu, że  wszyscy są w szoku i źle wyglądają. Jej 
osobiste problemy  zblakły wobec ich potrzeb.  – Należało pana opatrzyć, zanim 
usiadł pan za kierownicą – zauważyła.  – Lekarz był zajęty – tłumaczył się. – 
Powiedziano  nam, że nie może przyjechać, bo operuje dziecko pogryzione  przez 
psa.  To prawda, operował, ale już skończył. To jedyny  lekarz w całej okolicy. 
Lecz ma ją. Tylko jaki z niej  pożytek, skoro włóczy się po okolicy z tym 
idiotycznym  chartem w poszukiwaniu jedzenia i dachu nad głową jak  bezdomny?  –
Jedźmy do szpitala – zarządziła, ścierając z kolana  żwir i skupiając się na 
opanowaniu drżenia nóg. – Jestem  lekarzem i tam się przydam. Ale... – 
Uśmiechnęła się  niepewnie, widząc w ich przekrwionych oczach niedowierzanie.  
Lekarka w sukience z krempliny? Nie, nie,  to teraz nieistotne. Za długo by im 
tłumaczyć. – Czy  pozwolicie mi na coś, o czym marzę od dziecka? Wychowałam  się
na wsi – brnęła. – By móc zwozić siano  ciężarówką, zrobiłam stosowne prawo 
jazdy. Niech mi  pan pozwoli poprowadzić wóz strażacki.  Wten otosposób doktor 
Rachel Harper, odziana w wytworną kremplinę oraz sandałki Doris Keen, ze żwirem 
wbitym w kolano i pustym żołądkiem zasiadła za kierownicą strażackiego wozu, w 
którym siedziało dziesięcioro  niemiłosiernie brudnych i lekko pokiereszowanych 
strażaków oraz jeden chart afgański, potencjalny czempion  Australii.  ż yczyłaś
mi niezapomnianego weekendu, przemawiała  w duchu do teściowej, mknąc do 
szpitala. Dottie, twoje  życzenie właśnie się spełnia.     Poczuła lekkie 
ukłucie rozczarowania, gdy na miejscu  dowiedziała się,że Hugo wyjechał. Dobrze,
że rozpoznałyją pielęgniarki, witając jak przyjaciela, a sanitariusz  bez 
mrugnięcia okiem podjął się zająć Penelope,  jakby to było coś zupełnie 
normalnego.  – Przyjechała pani nam pomóc – mówił, gdy sznurek  strażaków 
wchodził do poczekalni i było jasne, że Rachel  musi przedzierzgnąć się w 
lekarza. – Witamy w naszych  progach. Nakarmię go...  Jedzenie... O tak!  – 
Prawdę mówiąc... – zaczęła, lecz przyzwoita kolacja  nie była jej pisana, 
ponieważ zjawił się rudy David.  – Jak to dobrze! – zawołał.Był teraz jeszcze 
bardziej  przejęty, niż podczas operacji Kim. –Godzinę temu jedna  z naszych 
pacjentek miała zawał, więc doktor McInnes do  niej pojechał, a my tu mamy tylu 
chorych! Zbadasz ich?  Pracowała przez godzinę, przemywając oczy, oglądając 
sińce i dezynfekując zadrapania. Jedna z kobiet lekko  zatruła się dymem, więc 
Rachel zamierzała zatrzymać ją  w szpitalu, lecz po podaniu tlenu niepokojące 
objawy  ustąpiły. Na szczęście. Następny, proszę. Obyło się bez  problemów.  
Dopóki nie wszedł do ambulatorium kierowca wozu  strażackiego. Miał wgałce 
ocznej brzydki odłamek nie  wiadomo czego oraz ranę blisko oka na tyle 
głęboką,że  wymagała szycia. Rachel postanowiła nie myśleć o tym,  że burczy jej
w brzuchu, i skoncentrować się na pacjencie.  Wpuściłażółty barwnik i za pomocą 
oftalmoskopu  zbadała oko. Niedobrze.  – Czy możemy zrobić prześwietlenie? – 
zapytała Davida.  – Oczywiście.  Obejrzawszy zdjęcie, zasępiła się jeszcze 
bardziej. Powiesiła  je na przeglądarce i popadła w zadumę, z której  wyrwałoją 
skrzypnięcie drzwi.  – Kłopoty?  Hugo. Przez ułamek sekundy miała ochotę rzucić 
mu się na szyję. Mimo że starała się nie zwracać uwagi  na głód i zmęczenie, 
czuła, że wydarzenia tego dnia  dają o sobie znać. Prawdę mówiąc, była bliska 
załamania.  Rzucanie się w ramiona kolegi nie przystoi szanującemu  się 
lekarzowi. Weź się w garść, uszczypnij.  – Obce ciało na brzegu rogówki – 
powiedziała. –  Wpłomieniach wybuchła beczka z paliwem. Wygląda to  na kawałek 
metalu, ale bez przebicia rogówki. Pacjent  nie widzi wyraźnie, ale może jest to
reakcja na ból oraz  zanieczyszczenia na powierzchni. Oko nie przestaje łzawic 
´. Wokół niego zranienia wymagające szwów, ale najbardziej  niepokoi mnie ten 
odłamek, ponieważ jest tuż  przy nerwie wzrokowym. Jeśli pacjent się poruszy, 
kiedy  spróbuję go wyjąć... Chyba nie podejmę się tego w znieczuleniu  
miejscowym.  Hugo przytaknął. Stał obok i wpatrywał się w zdjęcie.  – Odłamek 
niczego nie dotyka – zauważył. – Może  byśmy dali sobie z tym radę? – Zamyślił 
się. – Chyba  masz rację. To wymaga ogromnej precyzji.  – W znieczuleniu 
miejscowym?  – Raczej nie. – Uśmiechnął się do niej. – Wygląda to  na prosty 
zabieg, pod warunkiem że pacjent się nie poruszy.  Nie bardzo ufam swoim 

Strona 12

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

talentom. Nie znam się na  oczach, więc gdyby przyszło mi zakląć, wolałbym, żeby
 pacjent tego nie słyszał.     – Nie jesteś w tym osamotniony. – Spojrzała raz 
jeszcze  na zdjęcie. – Nie można ewakuować go do Sydney?  – To taki małyodłamek,
że nawet niczego nie przebił,  a ewakuacja łączy się z wezwaniem śmigłowca. Lot 
przy  tej złej widoczności to ryzykowna sprawa.  – Tak, ale...  – Zauważ,że mamy
dwóch lekarzy – ciągnął Hugo  bezlitośnie. – Mimo że jeden z nich wygląda, jakby
wyszedł  ze sklepu z używaną odzieżą.  – Albo ze schroniska dla maltretowanych 
kobiet – dodała  z godnością. – Otrzymałam dzisiaj propozycję,że  odwiezie mnie 
tam policja.  – Naprawdę? – Oczy mu się śmiały. – Wiem od straz ˙aków, że omal 
cię nie przejechali.  – Owszem, ale potem pozwolili mi poprowadzić wóz  
strażacki. Bardzo mi się to podobało.  Uśmiech, który wcześniej czaił się w jego
oczach,  przemienił się w szczery podziw. Oraz zdumienie. Zaczerwieniła  się, 
ale on już przesuwał wzrok ku jej nogom.  Zdaje się,że widział moje kolano, 
przeszło jej przez myśl.  – Trzeba przemyć to otarcie – orzekł.  – Co gorsza, 
wszyscy potrzebujemy pożywienia oraz  snu, ale to się nie stanie – odparła. Co 
takiego w tym  facecie sprawia, że ciągle się czerwienię? Teraz nie pora  na 
takie rozważania. – Nasz strażak ma pusty żołądek,  więc jest gotowy do 
znieczulenia – oznajmiła. – Jego oko  samo się nie wyleczy. Jeśli mamy operować,
bierzmy się  do roboty.  – Racja. – Westchnął. – Naprzód, pani doktor! Operuje  
pani, czy woli pani rolę anestezjologa?  – Wolę znieczulać. Dwa znieczulenia w 
ciągu jednego  dnia! To już początek specjalizacji.  Zabieg trwał dłużej, niż 
przewidywali. Gdy skończyli  i strażak znalazł się na oddziale, pozszywany i 
nafaszerowany  antybiotykiem, Rachel słaniała się na nogach. Na  sali 
operacyjnej w ogóle tego nie czuła, zapewne z powodu  adrenaliny, ale gdy 
przeszłado sąsiedniego pomieszczenia,  zakręciło się jej w głowie. To sygnał,że 
zapas  adrenaliny jest na wyczerpaniu. Przystanęła nad umywalką iaż musiała się 
o nią oprzeć, by nie osunąć się na  podłogę.  To przejdzie. Takie stany 
wyczerpania już jej się zdarzały.  Po całonocnych dyżurach, gdy Craig...  Nie, 
nie myśl o tym. Za chwilę zastanowi się, co dalej,  a na razie... Na razie oprze
się o umywalkę.  – Cocijest? –Hugozdjąłjużzielonyoperacyjnystrój  i teraz 
bacznie jej się przyglądał. – Wszystko dobrze?  Zastanowiła się. Dobrze? Ciągle 
ktoś ją o to pyta, a to  nie ma najmniejszego sensu.  – Jeśli mi zaproponujesz, 
że mnie odwieziesz do  schroniska dla maltretowanych kobiet, odpowiem ,,tak’’  –
oznajmiła.  – Schronisko dla kobiet...  – Byle jakie schronisko. Pod warunkiem 
że dadzą  mi tam kolację. Może być chleb ze smalcem... – rozmarzyła  się.  – 
Jesteś głodna.  – Zwinąłeś mi hamburgera, nie pamiętasz?  – To fakt. – Patrzył 
na nią jak na przybysza z kosmosu.  – To było... ile...? Osiem godzin temu?  – 
Mam wrażenie, że jeszcze dawniej. Wtedy też niewiele  zjadłam, bo Penelope go 
dokończyła. Kiedy tu przyjechałam,  ktoś zabrał ją na kolację.  – Co robiłaś 
między operacją Kim a tym zabiegiem?     – Spacerowałam. Spacerowałam w tych 
idiotycznych  sandałkach,któresąodziesięć rozmiarówzaduże.Wróciłam  do pawilonu 
wystawowego, żeby stwierdzić,że  Michael nie zostawił kluczyków do samochodu. 
Zabrałam  tę głupiąsukę i poszłam do miasteczka wposzukiwaniu  jakiejś kawiarni,
ale odkryłam, że wszystko jest pozamykane.  Miasto duchów. Więc zawróciłam do 
motelu,  gdzie się okazało, że wszystkie pokoje są zajęte przez  strażaków, 
restauracja jest nieczynna, a automat ze słodyczami  nie działa. Kiedy stanęłam 
ponownie pod bramą na  teren wystawy, była zamknięta na kłódkę. Wtedy 
postanowiłam  dotrzeć do szpitala, ale po drodze o mało  mnie nie przejechał wóz
strażacki. Potem zajechaliśmy  tutaj. Przemyłam sporo oczu, zszyłam ranę na 
nodze  i teraz asystowałam przy operacji usunięcia odłamka  metalu z oka. Mam 
wrażenie, że więcej nie dam rady...  Chodzę w sukience Doris Keen, bolą mnie 
stopy, mam  pusty żołądek i nie mam nawet psiego boksu, w którym  mogłabym się 
przespać. Czuję,że jestem bliska histerii.  Spojrzała na niego kątem oka.  – 
Doktorze McInnes, jeśli tylko zobaczę na pana wargach  cień uśmiechu, rzucę się 
na podłogę i zrobię prawdziwą scenę. Taką,żeusłyszą mnie w Sydney.  – Ale ja 
wcale... – Wargi mu drgnęły, ale w porę się  opanował. – Wcale nie jest mi do 
śmiechu.  – Nie wierzę.  – Słowo daję. – Przygryzł wargę i spojrzał na nią. –  
Mam wrażenie, że jesteś w pilnej potrzebie. Od czego  zaczniemy?  – Od jedzenia 
– warknęła.  – Aż tak źle?  – Nawet gorzej.  – Tak się składa, że i ja jestem 
głodny. Chodźmy.  – Nie jadłeś kolacji?  – Jedna z moich bardzo starych 
pacjentek miała zawał,  więcbyłem u niej. Zmarła godzinę temu.  – Tak mi 
przykro...  – Nie trzeba. Miała dziewięćdziesiąt sześć lat. Była  farmerką. 
Przez sześćdziesiąt lat, czyli odkądmąż ją  zostawił. Ani trochę jej go nie 
brakowało. ż yłapełnią  życia. Do samego końca cieszyła się dobrym zdrowiem  i 
swoją farmą. Każdemu życzę takiego szczęśliwego zakon ´czenia.  – Hm.  Tak, to 
było szczęśliwe zakończenie. Lecz jego słowa  wytrąciłyją zrównowagi, kierując 
jej myśli tam, dokąd  zawsze biegły. Craig...  Chrząknęła i spojrzała na swoje 
dłonie zaciśnięte  w pięści. Craig...  Nie wiadomo dlaczego, do oczu nabiegły 

Strona 13

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

jej łzy. Bez  sensu. Powinna już się do tego przyzwyczaić. Ale pierwszy  raz 
jest tak daleko. Przez osiem lat...  Jedzenie! To z głodu tak zareagowała. Hugo 
ją obserwuje.  Zamrugała więc powiekami i pociągnęła nosem.  – Przepraszam – 
szepnęła – to ze zmęczenia. Czy  dobrze słyszałam, że wiesz, gdzie można dostać 
coś do  jedzenia?  Nie spuszczał z niej wzroku, który mówił więcej, niż  chciała
wiedzieć.  – Dam ci parę krakersów z serem, żeby obłaskawić  tego głodnego 
wilka, kiedy będę dezynfekować ci kolano  – odezwał się. – Potrzebuję lekarza na
dwóch nogach, nie  na jednej. Potem poszukamy Toby’ego, który jest w ratuszu,  a
tam jest jedzenie. Cowral jest w stanie mobilizacji.     Część mieszkańców 
walczy z ogniem, reszta zawiązała  grupę wsparcia. Nawet o tak późnej porze mają
tam  jedzenie.  – Wobec tego, wodzu, prowadź.  Zachodziław głowę, jakim sposobem
Hugo wie o jej  zdartym kolanie. Kremplinowa spódnica sięgałado pół  łydki. Być 
może powiedział mu o tym któryś ze strażako ´w. A może po prostu... zauważył? To
do niego podobne,  myślała, gdy ostrożnie przemywałkolano i wyjmował  okruszki 
żwiru.  Sama miałaby z tym sporo kłopotu. Problemem też  stało się spokojne 
obserwowanie Hugona, który w skupieniu  pochylał się nad jej kolanem. On ma 
palce chirurga,  pomyślała. Jest utalentowany, delikatny i... dobry?  Denerwował
ją, bo nie pojmowała emocji, jakie w niej  budził. I wcale nie była przekonana, 
że chce je zrozumiec ´.  – Dziękuję – wyjąkała, gdy nakładał opatrunek.  – Nie 
ma za co, łaskawa pani. Byłem to pani winny.  – Dlaczego?  – Ponieważ 
lekceważąco wyrażałem się o twoim  psie.  – Penelope należy do Michaela.  – 
Możliwe, ale czy przysięga małżeńska nie zakłada  dzielenia się z partnerem 
wszystkim, co posiadamy? Łącznie  z psami?  On ciągle uważa, że Michael jest jej
mężem. Zerknęła  na swoją obrączkę.żona. Michaela!  Jednak czas ani miejsce nie 
sprzyjały wyjaśnieniom.  Zresztą po co? Tym bardziej że zdążyła już zapomnieć  o
krakersach i serze.  – Ruszajmy – mruknęła.  – Dobrze. – Przytrzymał opatrunek 
nieco dłużej, niż  to było konieczne, ale na tyle długo, by przekazać jej...  
co? Współczucie? Zrozumienie?  Wcześniej zajrzeli jeszcze do Kim. Mimo żeżołądek
 Rachel zachowywał się wyjątkowo bezczelnie, nie zaprotestowała,  gdy Hugo 
wystąpił ztą propozycją.  – Przebudziła się jakieś dwie godziny temu 
–poinformował  jąHugo – ale prawie natychmiast znowu zasnęła.  Jej organizm, 
pomyślała Rachel, doznał takiego  wstrząsu, żebędzie spała przez kilka dni.  
Przy dziewczynie czuwała matka. Siedziała przy łóżku  i trzymałająza rękę. Nic 
więcej nie robiła. Po prostu  siedziała i patrzyła na nią. Nic więcej nie 
trzeba.  – Wszystko wskazuje na to – zwrócił się do niej Hugo  – żecórka z tego 
wyjdzie. – Hugo uniósł nieco przes ´cieradło, pod którym Rachel dostrzegła 
dziesięć różowych  palców stóp. – Krążenie prawie wróciło do normy.  
Dostaładożylnie pokaźnądawkę antybiotyków. Parametry  życiowe w normie – 
recytował. – Sądzę,że nie doszło  do poważniejszych uszkodzeń. Więcej dowiemy 
się jutro,  po badaniach neurologicznych, ale kiedy się przebudziła,  poruszała 
wszystkimi palcami. Pani mąż to widział.  Przekazał pani tę wiadomość?  – Tak, 
oczywiście. – Na twarzy pani Sanderson malował  się ogromny wysiłek, jaki 
wkładała, by się nie rozpłakac ´. – Kiedy się przebudziła, byłam w domu, 
pojechałam  po jej rzeczy. Nie powinnam była zostawiać jej  samej...  – 
Potrzebowała rzeczy na zmianę.  – Tak, ale powinnam była jej pilnować na 
wystawie.  Uparła się,żeby pokazać Knickersa. Gdyby mi przyszło     do głowy, że
Jeffrey tak bezmyślnie spuści tego ich  pitbula... Nie miałam pojęcia... jak 
łatwo kogoś stracić.  Mało brakowało...  – Ale jakoś z tego wybrnęliśmy. – Hugo 
położył dłoń  na jej ramieniu. – Będzie dobrze. – Uśmiechnął się do  zapłakanej 
kobiety. – Proszę mi powiedzieć, jak czuje się  Knickers.  Słuszne posunięcie. 
Dzięki niemu stroskana matka  nieco się uspokoiła i posłałamu łzawy uśmiech.  – 
Knickers żyje. – Odetchnęłagłęboko, by się opanowac ´. Rachel uprzytomniła 
sobie, że pani Sanderson jest  na granicy wytrzymałości. – Weterynarz mówi, że 
Knickers  się z tego wyliże, chociaż mąż twierdzi, że pozszywanie  psa będzie 
nas kosztowało więcej niż operacja  naszego dziecka. Ubezpieczalnia nie 
przewiduje zwrotu  kosztów związanych z leczeniem psa.  Hugo uśmiechnął się.  – 
No widzi pani? Moje usługi są opołowę tańsze.  – Rachel już umiała rozpoznawać 
pocieszający uśmiech  Hugona. – Proponuję,żeby pojechała pani do domu i trochę 
odpoczęła. Tak nafaszerowałem Kim środkami uspokajającymi, że nie obudzi się 
przed świtem.  – Jeszcze trochę na nią popatrzę – szepnęła pani Sanderson.  – 
Jeśli mi pan doktor pozwoli...  Chce się upewnić,że jej dziecko oddycha, 
przyszło  Rachel do głowy. Znam tę potrzebę wpatrywania się  w klatkę piersiową,
która rytmicznie podnosi się i opada.  W tej samej chwili gdy przygryzła wargę, 
Hugo spojrzał  w jej stronę. Na pewno myśli, żeto z głodu. Zorientowała  się,że 
go to speszyło, więc czym prędzej zmieniła  wyraz twarzy. Te ściągnięte rysy... 
– Muszę nakarmić doktor Harper – tłumaczył się  przed matkąKim. –Zostawiamy 
paniąna posterunku, ale  niech pani nie przesadzi. Będzie pani potrzebna córce 
od  samego rana. Choćby tylko po to, żeby powstrzymać  tłum koleżanek, które 

Strona 14

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

przybiegnąjąodwiedzić. A do tego  trzeba siły.  – Obiecuję. – Kobieta 
uśmiechnęła się przez łzy.  – Dziękuję wam z całego serca. Mieliśmy wyjątkowe  
szczęście...  – To prawda, że się nam poszczęściło – zauważył  Hugo, gdy szli na
parking. –Gdyby los nam cięnie zesłał...  Zajechali pod budynek, który tętnił 
życiem. Znajdował  się w zaułku odchodzącym od głównej ulicy. Aż  dziw, że 
Rachel go przegapiła, włócząc się po miasteczku  z Penelope. Wejście było jasno 
oświetlone. Mimo północy  parkowało tam kilkanaście samochodów, a na chodniku  
kręcili się ludzie.  – Tak wygląda nocne życie w Cowral Bay –mruknęła.  – Na nic
więcej nas nie stać. Chodź, poznasz całe  miasteczko. Aha, na twoim miejscu 
wziąłbym kilka głębokich  oddechów, bo podejrzewam, że zostałaś obwołana  
honorowym mieszkańcem Cowral. Nic na to nie poradzisz.  Jego przewidywania się 
sprawdziły. Od samego progu  witano jąjak starego przyjaciela. Dobroczyńcę. 
Uratowała  strażaków i ocaliła Kim. Teraz pojęła, dlaczego pawilon  wystawowy 
był zamknięty na cztery spusty i dlaczego  miasteczko sprawiało wrażenie 
wyludnionego. Doris  Keen z zapałem robiła kanapki, lecz gdy ją zobaczyła,  
ruszyła ku niej z otwartymi ramionami.  – Jesteś, kochana! Jak myśmy się o 
ciebie martwili!     Nie mieliśmy pojęcia, co się z tobą stało. Najpierw uznalis
´my, że już pojechałaś do Sydney, ale potem Charlie  zobaczył auto twojego męża.
Zaczęliśmy cię szukać.  Potem przyjechali chłopcy ze straży i powiedzieli, że  
jesteś w szpitalu...  Wszyscy uważają,że Michael jest moim mężem. Trudno  im się
dziwić. Widzieli nas razem. Poza tym zauwaz ˙yli, że mam obrączkę. To 
nieistotne. Nie będę wyprowadzac ´ ich z błędu.  Próbowała cieplej pomyśleć o 
Michaelu. Czy uratował  Huberta Witherspoona? Niewiele ją to obchodzi.  Przez 
moment było jej go nawet żal. Wyjechał i przegapił...  tyle serdeczności.  
Penelope! Jej pies... pies Michaela, został w szpitalu.  Już miała zawrócić, gdy
usłyszałagłos Hugona.  – Nasz sanitariusz zabrał Penelope do siebie. Jego  żona 
ma pudla. Uznaliśmy, że się dogadają.  Ten człowiek czyta w jej myślach. To 
irytujące.  – To wyjątkowa dziewczyna – mówił ktoś za jej plecami.  Po chwili 
zorientowała się,że jest to jeden ze strażako ´w. Kręciło się ich tu kilkunastu.
To musi być punkt  zborny dla tych, którzy przychodzą na nocną zmianę.  – To 
jest wyjątkowo głodna dziewczyna – odparł  Hugo, który stał za nią, 
trzymającdłonie na jej ramionach.  Ten gest dodawał jej otuchy. Pozwalał jej 
utrzymać  się na nogach. Jego obecność sprawiała, że czuła się mile  widziana.  
To nieprawda, to iluzja. Przecież nie należę do tej  społeczności. Odsunęła się,
rzucając mu niepewne spojrzenie.  Lecz gdy przerwała ten kontakt, natychmiast 
poczuła,  jak bardzo jej go brakuje. Kontaktu? Więzi?  – Tata! – rozległo się w 
drugim końcu sali, po czym  przez tłum zaczął się przepychać Toby. Był w 
piżamie.  – Jeszcze nie w łóżku? – Hugo porwał go w ramiona.  – Pani Partridge 
kazała mi spać po lunchu – pożalił  się chłopiec, do żywego urażony takim 
gwałtem na jego  osobie. – Powiedziała, że wszyscy napatrzyliśmy się na  przykre
rzeczy i że ona też musi się położyć.No to  zasnąłem. Ale teraz wcale nie jestem
śpiący i pani Partridge  pomaga mi piec ciasteczka dla strażaków. Tato,  jeszcze
mnie stąd nie zabieraj.  – No dobrze – odparł Hugo, serdecznie tuląc synka.  – 
Nie mam prawa przeszkadzać ci w pieczeniu ciasteczek.  Poza tym musimy 
poczekać,aż doktor Harper się  naje.  – Dlaczego?  – Ponieważ zabieramy ją ze 
sobą. Mam u nich nocować? On chyba żartuje! To wcale nie byłyżarty.  – Bo nie 
masz gdzie się podziać.  Z nieprzyzwoicie pełnym żołądkiem, a znalazł się  w nim
gulasz, gorące bułeczki oraz ciasteczka Toby’ego,  posłusznie wsiadła do auta 
Hugona, który w ogóle nie  pytał jej o zdanie, traktując niczym paczkę.  – Ale 
dlaczego?  – Usłyszałaś na własne uszy, że w motelu nie ma  miejsc. W szpitalu 
wprawdzie jest kilka wolnych łóżek,  ale ponieważ mamy pożar, wolałbym, żeby 
były gotowe  na przyjęcie ewentualnych nagłych przypadków. Mieszkam  z Tobym w 
dużym domu na tyłach szpitala. Mam  dwa pokoje gościnne...  – Ale twoja żona... 
   – Jestem wdowcem –odparł–ale godnym zaufania.  –Posłałjej tak szczery 
uśmiech, że musiała go odwzajemnic ´.  – Mimo to...  – Przestań. Masz lepsze 
rozwiązanie?  Kolejny uśmiech sprawił,że poczuła dziwne sensacje  w brzuchu. 
Niespotykane. Ten uśmiech zdecydowanie  nie wzbudziłjej zaufania. Wręcz 
przeciwnie.  – Wbrew pogłoskom tutaj nie ma schroniska dla kobiet.  Poza tym mam
wrażenie, że miniona noc w boksie  Penelope nie należała do najprzyjemniejszych,
a ławki  w parku sąpiekielnie twarde. Nie masz wyjścia. Zanocujesz  u nas.  – My
bardzo chcemy, żebyśu nas mieszkała –odezwałsięToby z tylnego siedzenia. –Ja i 
Digger cięlubimy.  Chociażmasz takąpokracznąsukienkę.  – Dziękujęza uznanie 
–mruknęła, dotykając materiału.  Przyszło jej do głowy, że ta kreacja z 
krempliny jest  najmniej niezwykław całym szeregu zdarzeńtego dnia.  – Jutro 
siętym zajmiemy –oznajmiłHugo. –W tej  chwili będziemy czuli sięzaszczyceni, 
jeśli skorzystasz  z naszej gościny. Co pani na to, doktor Harper?  – Zgoda.  
Czuła, że nie warto więcej na ten temat dyskutować.  Sytuacja wymknęła sięjej 
spod kontroli.  

Strona 15

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

ROZDZIAŁ CZWARTY  
Zatrzymali się przed okazałym drewnianym domem  na terenie szpitala. Były tam 
obszerne werandy i balkon  oraz ogród, który w bladym świetle latarni wyglądał 
na  dziki i zaniedbany. Na ganku leżał Digger. Na widok  samochodu Hugona rzucił
się im na powitanie. Hugo,  niosącna rękach Toby’ego, pchnął drzwi, po czym 
puścił  Rachel przodem.  Znieruchomiała oszołomiona. To nie było zwyczajne  
wnętrze mieszkalne, lecz dzieło sztuki. Arcydzieło.  Dom urządzony z ogromnym 
smakiem. Jak z magazynu  ,,Vogue’’.Głęboka czerwień wpołączeniu ze złotem,  
wyszukane bogato zdobione meble, perskie dywany i kilimy.  Tu i tam eleganckie 
rzeźby. Na fotelach i kanapach  starannie zakomponowane poduszki kolorystycznie 
dobrane  do obicia. W oknach ciężkie udrapowane brokatowe  zasłony opasane 
złotymi sznurami z frędzlami do samej  ziemi. O Boże.  Tak nie wygląda dom 
lekarza. To niemożliwe, żeby tu  mieszkało dziecko. Prawdę mówiąc, ten wystrój 
lekko ją  przeraził. Hugo nie zwracał najmniejszej uwagi na otoczenie  ani na 
jej reakcję.  – Toby, zaprowadź doktor Harper do jej pokoju – polecił  synkowi –
ja tymczasem zrobię kawę. – Ruszył w stronę kuchni, a Toby poprowadził Rachel w 
głąb domu.  Jej przerażenie rosło z każdym krokiem.     – Tutaj śpi tata, a 
tutaj ja i Digger. – Toby otwierał  kolejne drzwi, więc miała okazję zajrzeć do 
środka.  Wszędzie te zdumiewające dekoracje. – Możesz spać tu  albo tu.  
Wszystko jedno. Tu i tam łoża nakryte brokatowymi  kapami, a w każdym rogu 
ogromna kokarda z czegoś,co  wygląda jak aksamit przetykany metalizowanymi 
nićmi.  ś cielenie co rano takiego eksponatu wymaga nie lada  koncentracji oraz 
co najmniej magisterium z architektury  wnętrz!  Okropność.  – Czy tobie i tacie
podobają się takie... wymyślne  meble? – zapytała, podczas gdy chłopiec czekał 
na jej  decyzję.  Na jego twarzy malowało się wielkie skupienie.  – Dlaczego o 
to pytasz?  – Wszystkie wasze sypialnie są takie... falbaniaste.  I 
czerwono-złote. Mam wrażenie, że czerwony i złoty to  wasze ulubione kolory.  – 
Ja wolę fioletowy – odrzekł.  – To znaczy, że to tata lubi czerwony i złoty – 
powiedziała  domyślnie.  – Jemu chyba najbardziej podoba się niebieski. A moz 
˙eżółty? Pan Addington z banku ma żółte auto i tata, jak  je zobaczy, to aż 
gwiżdże z podziwu i mówi, że jest  piękne.  – To dlaczego tutaj wszystko jest 
czerwono-złote?  – Bo ten dom urządzała moja mama. Umarła zaraz po  tym, jak 
mnie urodziła. Tacie było wtedy bardzo smutno.  – Domyślam się – szepnęła. – Na 
pewno byłotodla  niego bolesne przeżycie.  – Tak, ale ja jej nie pamiętam – 
odrzekł sześciolatek.  – Tata mówi, że ciocia Christine jest do niej podobna. Na
 zdjęciach są takie same. Ciocia kocha ten dom. Przychodzi  do nas, rozgląda się
ipłacze.  Nieźle.  – Ciocia mówi, że nie wolno wpuszczać Diggera do  domu, bo 
brudzi, ale tata powiedział,że już to załatwił  – wyjaśniał dalej Toby. – 
Chciałem powiesić u siebie na  ścianie plakat Dartha Vadera, bo z tatą bardzo 
lubimy ten  film, ale ciocia Christine powiedziała, że mamie by się to  nie 
spodobałoiżebym nawet taty o to nie prosił,bo  będzie mu przykro. Ty też 
myślisz, żebyłoby mu przykro?  A może i to potrafiłby załatwić?  – Może. – Nie 
dam się wciągnąć wtę rozmowę.Za  krótko ich znam. Nie mam pojęcia, co tu się 
wydarzyło.  Ale przynajmniej mam łóżko. To stwierdzenie wyraźnie  poprawiło jej 
nastrój. Mam królewskie łoże. Co więcej,  dobrze sobie podjadłam. Trochę 
czerwono-złotego  przepychu też mi nie zaszkodzi.  Gdy usiadłana łóżku, materac 
kusząco ugiął się pod  jej ciężarem. Jeszcze raz wypróbowała jego sprężystość,  
burząc symetrię narzuty. Fajnie.  – Częstoskaczeszna łóżku? 
–zwróciłasiędochłopca.  Rzucił jej zdziwione spojrzenie.  – Kapa się niszczy – 
odrzekł. – Ciocia tak mówi. Nie  pozwala niczego zmieniać ani dotykać. Powtarza,
że mama  lubiła mieć wszystko w idealnym porządku.  Rachel szeroko otworzyła 
oczy. Dziwne stwierdzenie.  – Ale takie bujanie się to wielka frajda. Twoja mama
 na pewno by chciała, żebyś się cieszył.  – Ciocia Christine by na mnie burczała
za skakanie na  łóżku.  – Nawet na moim?     Toby intensywnie myślał.  – Chyba 
nie. Na dorosłych nie można burczeć.  – Niech by tylko spróbowała. – Jeszcze nie
poznała  tej tajemniczej cioci Christine, a już zapałała do niej niechęcią. A 
Hugo...? Co oni wspólnie stworzyli? Kapliczkę  poświęconą nieżyjącej żonie oraz 
siostrze zamiast domu.  Mało kto wie lepiej niż ona, żeżywi muszą żyć,bo  życie 
jest dla nich. Nie dla tych, którzy umarli.  Tak łatwo je stracić...  Wystarczy.
Podskoczyła jeszcze raz i uśmiechając się,  zrobiłachłopcu miejsce obok siebie. 
– Chcesz spróbować?  – Mhm. – Toby usiadł przy niej.  Podskoczyli razem. Digger,
który obserwował ich  z progu z wyrazem bezgranicznego zdumienia w ślepiach,  
odważył się wejść do sypialni. Skakali dalej. Pies  zaszczekał, a Toby ze 
śmiechem podskoczył jeszcze wyz ˙ej. Kapitalna zabawa. Głupia, ale kapitalna.  
To był wyjątkowo wyczerpujący dzień. Emocje Rachel  zostały wystawione na 
niesamowicie trudną próbę.  Nie miała pojęcia, co robi w tym domu, ani co się z 
nią  dzieje, ale... w tej chwili bawi się szampańsko. Teraz  liczy się tylko ten
potargany maluch, który wygląda,  jakby w jego życiu byłozamałośmiechu, oraz ona

Strona 16

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

sama.  Czuła potrzebę śmiechu. I podskakiwania na sprężystym  materacu.  Jeśli 
połamiemy sprężyny, zapłacę za materac, postanowiła.  I za frędzle. I za 
pozłotę. Pewne rzeczy należy  zrobić jak najszybciej. Trzymając się za ręce, jak
szaleni  skakali teraz na łóżku przy akompaniamencie radosnego  szczekania 
Diggera.  – Co tu się dzieje?!  W drzwiach stał Hugo i ich obserwował.  – Co wy 
wyprawiacie?!  Nie poddam się, postanowiła w duchu. Jeszcze nie  teraz. Miałam 
koszmarny dzień. Stanęła jej przed oczami  twarzyczka Toby’ego, gdy przyglądał 
się zakrwawionej  Kim. To zbyt przerażające przeżycie dla sześciolatka  i nie 
wolno kazać mu iść z nim spać. Lepiej żeby zasypiał  wyczerpany skakaniem.  – 
Skaczemy, panie doktorze – oznajmiła, chwytając  mocniej ręce Toby’ego. – 
Przyłączy się pan do nas?  – Połamiecie sprężyny.  – Zapłacę za materac – 
zadeklarowała raźno. – Ufunduję jeden materac dla wspólnego dobra. Muszę 
poskakac ´. Toby też. Jestem pewna, że i tobie by się przydało.  – Nie zmieszczę
się – odparł Hugo, zniżającgłos.  – To jest kara za przydzielanie gościom 
sypialni z pojedynczym  łóżkiem.  –Łóżko taty jest większe –wysapałToby, nie 
przerywając skakania. – Przenieśmy się!  Digger szczeknął, dając wyraz swojej 
aprobaty.  – Moje łóżko służy do spania – oznajmił Hugo.  – Ale nudy – mruknęła 
Rachel.  – Co chcecie do picia?  Rachel zastanawiała się. Podskoczyła jeszcze 
parę razy  i wymieniła z Tobym spojrzenia. Porozumiewawcze  spojrzenia 
konspiratorów. Współskoczków.  – Toby, na co mamy ochotę?  – Na gorącączekoladę!
– zawołał chłopiec, odbijając  się jeszcze raz.  – Dobry pomysł. – Hop, hop. – 
Teraz odpocznijmy,  a jutro wieczorem znowu poskaczemy.  – Zostaniesz u nas 
przez dwa dni?     Kątem oka spojrzała na Hugona, i znowu podskoczyła.  – Może. 
Jeśli nie zostanę wyrzucona za to skakanie.  Myślę,że jestem tu potrzebna – 
dodała.  – Z powodu pożaru?  – Z powodu pożaru i dlatego że... dobrze wam zrobi,
 jak trochę poskaczecie. Mnie również.  Co się dzieje???  Hugo zalewał mlekiem 
czekoladę w trzech kubkach,  przysłuchując się ich śmiechowi. Bardzo szybko 
wyszedł  z sypialni Rachel. Dlaczego?  Nie wiem. Chyba się speszyłem. Tak, na 
pewno. Ten  widok szalonej lekarki, takiej pięknej w sukience z krempliny...  
która trzyma za ręce mojego syna i skacze na  łóżku, jakby sama miała sześć 
lat...  Niezwykły widok. Zdecydowanie. Pierwszy raz spotykam  taką kobietę. 
Jest... piękna?  Również zamężna. Ma na palcu obrączkę. Związana  z tym dupkiem 
Michaelem. Związana? No tak, węzłem  małżeńskim.  Ale... ty sam nosisz obrączkę.
 Dlaczego? Chyba z przyzwyczajenia, pomyślał. Beth  nie żyje od sześciu lat. 
Więc dlaczego nadal nosisz obrączkę?  Oczami duszy ujrzał Christine, starszą 
siostrę Beth.  Christine, która przyjeżdża codziennie i opiekuje się Tobym,  dba
o dom i robi wszystko, by mały pamiętał  o matce.  Christine chciałaby za mnie 
wyjść. Jestem tego pewien.  Czeka tylko, żebym przestał myśleć o jej siostrze.  
I dlatego noszę tę obrączkę.  – Pora, żebyś zaczął nowe życie – rzekła Christine
 pewnego dnia, lecz on do tego nie dojrzał.  Tak jak lata temu nie dojrzał do 
tego, by związać się  z Beth. Nie zamierzał wówczas z nikim się żenić. Nie  mógł
wyzbyć się wspomnień o pozbawionym miłości  związku rodziców, o matce, chłodnej 
i wyrachowanej,  zainteresowanej wyłącznie tym, co ma wartość materialną, oraz 
ojcu, który myślał tylko o innych kobietach.  Hugo był skryty, mało towarzyski i
obojętny, i tylko  Toby’ego kochał bezgranicznie.  Jego myśli zawróciły do 
Rachel. Przypomniał sobie,  jak skakała. Christine nigdy by na coś takiego sobie
nie  pozwoliła. Ani matka. Rachel jest... inna.  Lecz Rachel ma męża. Tego 
szpakowatego kardiologa,  którego przez moment miał okazję oglądać. Facet  jest 
odpychający, ale na pewno potwornie bogaty i ustosunkowany.  Są małżeństwem. Co 
z tego, że ona skacze  jak szalona w sypialni z jego synem, skoro ma męża,  
charta afgańskiego i mieszka w Sydney?  Więc nie myśl o niej jak... o kim?  Jak 
twój ojciec o kobietach?  Nie. Ja tak o niej nie myślę.  Prawdę mówiąc, nigdy 
dotąd nie czuł czegoś takiego.  Nawet nie zdawał sobie sprawy, że jest zdolny do
takich  emocji. Ale teraz to poczuł, i nie potrafił tego od siebie  odsunąć.  
Gorąca czekolada była pyszna. Rachel i Toby, zasapani,  pili jąz zachwytem. Hugo
obserwował ich jak dwójkę  rozbrykanych dzieci.  – O co chodzi? – zapytała.  – 
Nie rozumiem, o co pytasz.     – Dlaczego tak sięuśmiechasz?  – Wydawało mi 
sięprzez chwilę,że ty i Toby jesteście  rówieśnikami.  – Toby jest bardzo 
dorosły jak na sześciolatka. –Postawiła  kubek na stole i wstała. Nogi miała jak
z waty. No  tak, to był dzień pełen mocnych wrażeń. – Myślę,że  Toby i ja 
powinniśmy siępołożyć. On spałpo południu,  ale ja mam za sobąnieprzespanąnoc.  
– Dlaczego?  – Długo by tłumaczyć–odparła z godnością. –Podejrzewam,  że nie 
znajdziesz nowej szczoteczki do zębów.  Moje rzeczy zostały w boksie Penelope.  
– Mam nie tylko szczoteczkę. –Hugo dumnie wypiął  pierś. –Wy skakaliście, a ja 
skompletowałem dla ciebie  zestaw gościnny złożony z piżamy, nowiuteńkiej 
szczoteczki  do zębów oraz grzebienia. Resztęznajdziesz w łazience.  O kurczę. 
Skromny gest, ale znaczący. Ten człowiek  umie byćtroskliwy. Poza tym często 
sięuśmiecha.  – Wobec tego dobranoc –rzekła lekko drżącym głosem.  Uśmiech na 

Strona 17

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

jego wargach zgasł. Wymienili spojrzenia.  Było w nich coś, co trudno 
zdefiniować, ale to tam  było. Obojgu zabrakłosłów. Bali sięotym mówić,więc  
spoglądali na siebie w milczeniu.  To niemożliwe.  – Dobranoc –odparłHugo, a ona
czuła, że nie to miał  na myśli. Zastanawiałsięnad tym samym co ona.  
Niemożliwe!  Co w niej jest? Hugo patrzył, jak Rachel odchodzi korytarzem w 
stronę swojego pokoju. Zamknęła za sobądrzwi, a on jeszcze  bardzo długo stałbez
ruchu, wpatrując sięw nie.  O co chodzi?  –Dottie?  –Rachel, dlaczego dzwonisz o
tej porze?  –ż eby sięupewnić... –Rachel z komórkąprzy uchu  leżała w królewskim
łożu. –Dottie, muszęwiedzieć...  –Dobrze wiesz, że nic sięnie zmieniło. On 
zawsze  będzie taki sam niezależnie od tego, czy ty tu jesteś, czy  cięnie ma. 
No, powiedz mi, jesteśteraz w jakimśuroczym  miejscu z tym sympatycznym młodym 
człowiekiem?  –Ja... –Rachel przygryzła wargę. Ten sympatyczny  młody 
człowiek... Takie określenie najbardziej pasuje do  Toby’ego. –Tak, oczywiście. 
–Ładnie tam?  Rachel uśmiechnęła się. Nareszcie proste pytanie.  –Wszędzie 
czerwone i złote brokaty. –Zniżyłagłos.  –Straszliwy luksus. Szkoda, że nie 
widzisz tego łoża.  Chwila ciszy, a potem zadowolony głos teściowej.  –Więc 
dlaczego tracisz czas na opowiadanie o nim  przez telefon? –zapytała. –Masz w 
tej chwili sięrozłączyć! I korzystaj z tego łoża!  Mam z niego skorzystać?To 
żart.  Rachel odłożyła komórkęi podciągnęła prześcieradło  pod brodę, ale w 
końcu wykonała polecenie Dottie. Skorzystałaz  łoża, innymi słowy zrobiła to, 
czego potrzebowała  najbardziej. Zasnęła w nim.  Obudziłojąszczekanie Diggera 
oraz promieńsłońca  wędrujący po jej twarzy.     Zamrugała, przypominając sobie,
gdzie jest. Przeciągnęła się w zbyt obszernej piżamie i pomyślała, żebyłaby  to 
bardzo przyjemna sypialnia, gdyby nie te brokaty i frędzle.  Oraz stadko 
koszmarnych amorków na kominku.  Okno sypialni wychodziło na wschód. Jeszcze 
wieczorem  rozsunęła ciężkie zasłony i teraz miała przed sobą  bezkresny ocean. 
Po co tu zasłony? Chyba że tutejsze  krowy są wyjątkowo ciekawskie. Krowy pasły 
się na  łące, a dalej było morze aż po horyzont.  Okna jej mieszkania przy 
szpitalu wychodziły na ceglany  mur. Może wyprowadzi się z miasta, gdy Craig... 
Mhm, jasne. Popukaj się wgłowę!  Sięgnęła pod łóżko po torebkę, by zobaczyć, 
która jest  godzina. ó sma. Tak długo nie zdarza się jej spać nawet  po 
najbardziej męczących dyżurach! Wyjęła komórkę  i wybrała numer. Do teściów. 
Niektóre gesty są czysto  automatyczne.  Ale też bywają odruchy zbyteczne. Lub 
niechciane.  – To znowu ty? – usłyszała zirytowany głos Dottie.  – Przecież ci 
zabroniłam. Rachel, nie denerwuj się. Nie  masz pojęcia, jak bardzo się 
cieszymy, że dobrze się  bawisz!  – Ale Craig...  – Dobrze wiesz, jak on się ma.
Bez zmian. Lewis  wpadł do niego przed śniadaniem. Stabilny. Jak zwykle.  
Rachel, nie warto dzwonić.  – Ale zawiadomisz mnie...?  – Dziecko drogie, nic 
się nie zmieni. Sama to wiesz.  Zajmij się sobą – mówiła łagodnym tonem 
teściowa. –  Nie dzwoń do nas. Rozerwij się.  Dottie jest przekonana, że 
przeżywam romantyczną  przygodę. Popatrzyła po sobie. Piżama Hugona. W nie 
bieskie i żółte paski. Bardzo twarzowa. Zerknęła na krzesło,  gdzie leżała 
kremplinowa sukienka Doris.  – W czym wystąpić? –mruknęła pod nosem. –To się  
nazywa romantyczny wybór. W co odzieje sięnasz Kopciuszek?  I gdzie siępodziała 
dobra wróżka, kiedy jest  potrzebna?  Hugo, Toby i pulchna kobieta, która 
poprzedniego  dnia zaopiekowała sięchłopcem, siedzieli przy śniadaniu.  
Oczywiście w towarzystwie Diggera. Kobieta właśnie  stawiała pod stołem miskęz 
resztkami, a pies wpatrywałsięw niąrozanielonym wzrokiem. Rachel poczuła,  że i 
ona znalazła sięw raju. Pociągnęła nosem. Bekon,  kawa, grzanki.  Pewnym rzeczom
nie można sięoprzeć. Podciągnęła  spodnie od piżamy i wkroczyła do kuchni.  – 
Cześć–powiedziała nonszalanckim tonem.  – Cześć! –zawołałToby, podczas gdy Hugo 
i kobieta  tylko podnieśli na niąwzrok.  – Nie życzęsobie żadnych komentarzy 
–oznajmiła  Rachel, piorunując wzrokiem Hugona, ponieważzauwaz ˙yła iskierki 
rozbawienia w jego oczach. –Ani sięważ.  –Podaładłoń kobiecie, 
drugąprzytrzymując spodnie.  –Rachel –przedstawiła się.  Myra Partridge 
serdecznie uścisnęła jej rękę, po czym  krytycznie popatrzyła na jej strój.  – 
Czy to jest piżama naszego doktora? –zapytała.  – Nie mam pojęcia. Doktor 
byłłaskawy mi jej użyczyc ´. Wiem tylko, że nie jest to moja piżama. Gumka jest 
za luźna i spodnie ciągle mi zjeżdżają, ale uznałam, że  w tym przyodziewku 
wyglądam lepiej niż w sukience  Doris Keen.     – Omatko... 
–szepnęłaMyra.Byłapodsześćdziesiątkę i miała wesołe oczy. Wysunęła szufladę, po 
czym  podała Rachel agrafkę, którąta przyjęła z wdzięcznością.  – Widziałam cię 
wczoraj w tej kreacji. Doris przed chwilą dzwoniła.  – Z przyjemnością zwrócę 
jej tę suknię – rzekła Rachel  z namysłem – choć byłoby lepiej, gdyby po nią  
przyjechała. W tym stroju chyba nie powinnam pokazywac ´ się w miasteczku.  – 
Siadaj.  W kuchni było bardzo przyjemnie. Przepych i nadmiar  ozdób tonowały 
tutaj zapachy jedzenia, pies pod stołem  oraz uśmiechnięci ludzie.  – Naleśniki?
– zapytała Rachel nieśmiało.  – Uznałam, że wszyscy będziecie bardzo głodni –  

Strona 18

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

mówiła rozpromieniona Myra. – Nasz doktor haruje już  od świtu.  – Naprawdę? – 
Spoważniała.– Jakieś problemy?  – Kimmapodwyższonątemperaturę.Trochęzawysoką. 
Mam nadzieję,że to nic poważnego. Zwiększyłem do  maksimum dawkę antybiotyku. 
Dwóch strażaków pracowałoprzezcałąnoc. Zbadałem ich, gdy wróciliod pożaru.  – 
Gdyby nie było Kim ani strażaków, on i tak znalazłby  sobie jakieś zajęcie – 
rzuciła swobodnym tonem Myra.  – Zawsze znika o świcie, a ja przychodzę do tego 
tu  malucha...  – Aż przyjedzie ciocia Christine, żeby mnie odwieźć  do szkoły –
wtrącił się Toby. – Pani Partridge też mogłaby  mnie zawieźć i bardzo bym tego 
chciał, ale ciocia  Christine wymusiła to na tacie.  Nie dam się wciągnąć w 
rodzinne niesnaski.  – Powinieneś być szczęśliwy, żeaż dwie damy chcą  
cięodprowadzaćdo szkoły –zauważyła Rachel. Postanowiła  wypróbowaćagrafkę: 
wciągnęła brzuch i zakołysała  biodrami, ręce na wszelki wypadek trzymając w 
pobliżu.  Hugo, Toby, Myra i Digger ażwstrzymali oddech. Zawiedli  się, 
ponieważagrafka wytrzymałatęryzykowną  próbę. Rachel zasiadła do stołu i 
sięgnęła po jedzenie.  –Domyślam się,że zamierzaliście mnie obudzići 
poczęstowaćtymi naleśnikami. Mam rację?  Hugo dziwnie na niąspoglądał.  –Hm... 
owszem.  –Chciałem cięobudzićdawno temu –przyznałsię  Toby –ale tata mi nie 
pozwolił.  –Twój tata jest bardzo dobry. –Uśmiechnęła się  szeroko. –Dzieli 
sięze mnąnaleśnikami, bekonem i kawą.Onma złote serce.  Najważniejsze jest 
ubranie.  –Doris przywiozła twojątorbę –oznajmiła Myra  –ale zatrzymała twoje 
rzeczy... do prania.  –Nie chcęich oglądać–rzekła Rachel stanowczym  tonem, 
przypomniawszy sobie, w jakich okolicznościach  widziała je po raz ostatni. 
–Bardzo mi siępodoba kremplina  i flanela.  –Digger uratowałtwój biustonosz 
–pisnąłToby.  Zatkałoją. Uff...  –Flanela, kremplina i koronkowe staniki nie 
bardzo  przystojąlekarzowi –zauważyłHugo.  –Bo nie pasuje do twojego wyobrażenia
o lekarzu  w białym fartuchu? –zapytała z kwaśnym uśmiechem.  –No... nie pasuje 
–przyznałlekko speszony, co bardzojąucieszyło.Teraz samniewie, copowiedzieć. 
Udało  sięjej zbićgo z tropu. To bardzo przyjemne uczucie.     Wyjątkowo 
przyjemne. Do tej pory to on ją peszył.  Nareszcie miała szansę mu się 
zrewanżować.  On jednak nie pozostał jej dłużny.  – Chyba już rozwiązaliśmy ten 
problem – mruknął.  – Słucham? – Miała usta pełne jajecznicy na bekonie.  Nie 
zapomniała jeszcze dokuczliwego uczucia głodu,  które towarzyszyło jej 
poprzedniego dnia, więc z tym  większym zapałem zabrała się do jedzenia.  – 
Christine przywiezie ci coś do ubrania.  – Czerwono-złota Christine? – Spojrzała
pytająco na  Toby’ego.  Dla wszystkich było jasne, co kryje się za tym okres 
´leniem. Cała trójka odpowiedziała jej uśmiechem, mimo  że Hugo już zbierał się 
do wyjścia.  – To bardzo dobry człowiek. Nie wiem, co byśmy bez  niej zrobili – 
mówił, wstając od stołu. – Wcale nie jest  czerwono-złota. Po prostu ma własny 
styl. – Spojrzał na  zegarek. – Zaraz tu będzie, żeby odwieźć Toby’ego do  
szkoły. Jadę teraz do pacjenta. Rachel, jeśli nie masz nic  przeciwko temu, 
wrócę po ciebie za godzinę i razem  pojedziemy do domu opieki. – Wyraźnie się 
wahał, jakby  powiedział coś niestosownego.  – 
Oczywiście.Skoroniemogęstądwyjechać,toprzynajmniej  postaram się na coś przydać.
Co mam robić?  – Pożar się nasila. – Machnął ręką w stronę okna, za  którym 
mgiełka zasłaniająca morze znacznie zgęstniała.  – Nie zagraża miasteczku dzięki
wysiłkom strażaków,  którzy robią wszystko, by do tego nie dopuścić. Większos ´ć
drużyn składa się z ochotników mniej lub bardziej  sprawnych fizycznie i o 
różnym poziomie... zdrowego  rozsądku. Zdarzają się najprzeróżniejsze wypadki. 
Muszę jechać wgóry.  – Domyślam się,że mam się zająć migrenami, katarem  i 
podobnymi sprawami, podczas gdy ty będziesz  dokonywał heroicznych czynów.  – 
Podejmiesz się?  – Jasne. – Jest w tym człowieku coś, co zmusza  do uśmiechu. 
Nawet w sytuacji, gdy proponuje bardzo  prozaiczne zajęcie, a sam będzie w sercu
akcji. – Mimo  że stracę okazję,żeby jeszcze raz poprowadzić wóz straz ˙acki.  –
Sporo słyszałem o twoich wyczynach. Jestem pod  wrażeniem, ale... – Ten uśmiech 
sprawiał,że czuła, jak  fala ciepła zalewa obszary jej ciała, z których 
istnienia do  tej pory nie zdawała sobie sprawy. Niesamowite. Ale  bardzo 
przyjemne. – Nie jesteś odpowiednio ubrana.  Z obrażoną miną popatrzyła na swój 
strój.  – Co masz mu do zarzucenia? Bardzo elegancko bym  wyglądała we 
flanelowej piżamie za kierownicą wozu  strażackiego.  – Agrafka by puściła – 
parsknął rozbawiony. – Zgoda.  Podzielimy się obowiązkami, jak włożysz coś,co  
bardziej przypomina strój lekarki. Myra, czy możesz...?  Nie dokończył tego 
zdania, ponieważ drzwi się otworzyły  i do kuchni wkroczyła Christine.  
Nietrudno byłoją rozpoznać. Rachel tylko zerknęła  na nią znad talerza i od razu
wiedziała, z kim ma do  czynienia.  Ta dama jest śliczna. I nie jest obwieszona 
ozdobami.  Wcale ich nie potrzebuje. Co Hugo o niej powiedział?  ,,Ona ma własny
styl’’. Zdecydowanie.  Christine była wysoka i miałapłomiennorude włosy  
związane w modny węzeł. Ich odcień podkreślał nieskazitelną cerę oraz regularne 
rysy twarzy, na której     nie było ani jednej zmarszczki. Miała na sobie czarne

Strona 19

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

 obcisłe spodnie, mikroskopijny biały top, eleganckie czarne  szpilki oraz 
srebrną bransoletę, która musiała kosztowac ´ krocie.  Wygląda jak z galerii 
sztuki w Sydney, pomyślała  Rachel, dyskretnie zerkając na swoją piżamę. 
Przypomnieli  jej się ludzie, których obserwowała podczas wystawy  psów. 
Christine do nich nie pasuje.  – Witajcie! – zawołała wesoło Christine, a Rachel
 zauważyła, żeuśmiechnęła się do Hugona oraz że jego  synek nie podniósł wzroku 
znad śniadania. – Toby, jedziemy?  Przecież widzisz, że nie skończył jeść.  
Christine postawiła na podłodze wypchanąplastikową  torbę i sięgnęła do dzbanka 
z kawą.  – Boski zapach! Hugo, robisz najlepszą kawę pod  słońcem.  Myra głośno 
odsunęła krzesło i ruszyła w stronę zlewu,  podczas gdy Rachel zastanawiała się,
kto naprawdę  zaparzył kawę.Sądząc po reakcji Myry, nietrudno było  zgadnąć.  – 
Jesteśtąnowąlekarką?–Christineopadłanakrzesło  Myry. – I masz na imię Rachel. 
Słyszałam o tobie.  – Skinęła w kierunku torby. – Tu sąubrania, które kupiłam  w
sklepie dyskontowym. Mam nadzieję, Hugo, żeci  się spodobają.  Mają podobać się 
Hugonowi?! Rachel uniosła brwi,  a Hugo uśmiechnął się niewyraźnie. Wyglądał na 
lekko  speszonego.  – Powiedziałem Christine, że jesteś w potrzebie.  – Kto, ja?
– rzuciła Rachel nonszalancko. – Podoba  mi się ta piżama. – Uśmiechnęła się do 
obojga.  Sklep dyskontowy. Może lepiej dać spokój temu tematowi.  Dzieje 
siętutaj coś, czego nie rozumiesz. Być  może jest to znacznie bardziej istotne 
niżtwoja godność.  Toby nie odrywa wzroku od talerza, a Myra jest zła.  O co 
chodzi? Nieważne. To nie jest twój dom. Za kilka  dni pożar buszu zostanie 
opanowany i wyjedziesz.  – Ciuchy sąw tej torbie. –Christine machnęła 
wypielęgnowanądłonią, posyłając Hugonowi ciepłyuśmiech.  Może ich układ to nie 
moja sprawa, pomyślała Rachel,  ale jest tu Toby. Siedzi z nosem w grzance.  – 
Dziękuję, Christine –powiedziała. –Ile jestem ci  winna?  – Ja 
zapłacę–odezwałsięHugo.  Christine ciepłym gestem położyłamudłoń na ramieniu.  –
Nie musisz, mój drogi. Pan Matheson wie, że ci się  nie przelewa. Nic od ciebie 
nie weźmie.  Hugonowi sięnie przelewa? A to ci heca, pomyślała  Rachel. Wstała 
od stołu i podniosła torbęChristine. Nawet  do niej nie zajrzała, ale już 
nienawidziła jej zawartos ´ci.  – Uregulujęnależność–oznajmiła –jeśli mi 
sięprzydadzą. Jeśli nie, odniosęje do sklepu. Właściciel nazywa  sięMatheson? 
Dziękuję, Christine.  Spojrzała na nich z góry. Gdy Toby podniósłna nią  wzrok, 
spojrzała na niego porozumiewawczo, po czym  oddaliła sięz takągodnością, na 
jakąstaćosobęwe flanelowej  piżamie.  Potwory.  Wszyscy jużwyszli. Christine, by
odwieźćToby’ego  do szkoły, Hugo do pacjenta. Rachel zajrzała do kuchni,     
gdzie Myra zmywała naczynia. W jej oczach wyczytała  przerażenie.  – Nie mogę 
się w tym pokazać.  – Słucham? – Myra wytarłaręce i przyjrzała się Rachel,  
która stanęła przed niąw kremplinie od Doris Keen.  – Tylko popatrz! – Trzymaław
rękach czarne spodnie.  Obszerne i z szerokim paskiem z plastiku. Potem  
pokazała jej białą bluzkę. I jeszcze jedną. Oraz gładki  czarny rozpinany 
sweter. A do tego czarne sandałki na  płaskiej podeszwie. – Sukienka Doris 
przynajmniej jest  w kwiatki – jęknęła – a piżama Hugona w paski. Nie  włożę 
tego, choćbym całeżycie miała chodzić w tej  kiecce od Doris.  – Christine nosi 
wyłącznie rzeczy białe i czarne – odparła  Myra bez przekonania. – Ale...  – Jej
rzeczy są idealnie skrojone i modne, a to może  włożyć każdy. Albo nikt. To są 
ubrania do trumny!  – Nie przesadzasz?  – Nie! – Rachel dumnie uniosłagłowę. – 
Nie zamierzam  wyglądać jak uboga krewna Christine.  – Nie nosisz czarnych 
rzeczy.  – Nigdy! – Ubrania to jedyne, co miaław życiu.  Nosiła się kolorowo i z
fantazją. Jej stroje były wesołe,  wywoływałyuśmiech na twarzy Craiga, gdy... 
Nie, nie.  Nie tędy droga. Ale nie będę chodzić w czerni. – Ty masz  różową 
bluzkę – rzekła tonem obrażonej nastolatki.  – Wiesz co? – Myra uśmiechnęła się.
– Wszystko już  umyłam. Oficjalnie jestem wolna do powrotu Toby’ego.  Mamy 
godzinę, zanim wróci doktor.  – No to co?  – Nie ma jeszcze dziewiątej, a Eileen
Sanderson otwiera  sklep o dziesiątej, ale dla ciebie...  – Eileen Sanderson?  –
Tak, matka Kim.  – O nie. Nie mogę...  – Eileen ma jedyny porządny sklep z 
odzieżąw Cowral.  Drogi, ale dobry.  – Ona jest u Kim, w szpitalu.  – Nie, jest 
w domu. Idąc tu, spotkałam jej męża, który  szedł ją zmienić. Ona mieszka obok 
sklepu.  – Na pewno poszła spać.  – O nie, nie Eileen.  – Nie mogę tak...  – 
Rachel, uratowałaś życie jej córce – mówiła Myra.  – Pomagałaś strażakom. Nie ma
człowieka w Cowral,  który by nie rzucił wszystkiego, żeby ci pomóc. – Ze  
ściągniętymi brwiami popatrzyła na czarne spodnie. –  Może oprócz Christine. – 
Rzuciłaścierkę do naczyń na  oparcie krzesła, chwyciła Rachel za rękę i 
pociągnęłado  swojego auta.  Godzinę później Hugo wracał do domu pochłonięty  
układaniem planu na najbliższe godziny. Pożar się rozprzestrzeniał,  a prognozy 
zapowiadały zmianę kierunku  wiatru, co oznacza, że ogień zacznie schodzić 
zgórku  Cowral. Gęsty dym już dotarł do miasteczka. Było tak  szaro, że musiał 
włączyć światła mijania. Zaczną się  poparzenia dróg oddechowych oraz inne. 
Powietrze już  jest gorące. Jeśli pożar przybierze na sile...  Jestem tu sam. 

Strona 20

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

Normalnie to wystarcza. W takim sennym  rybackim miasteczku niepotrzebny jest 
duży zespół.  Na dodatek niewielu lekarzy szuka pracy na prowincji,  a 
dolegliwości turystów, którzy tu napływająw sezonie,  to za mało dla żądnych 
pieniędzy medyków. Prawdę     mówiąc, lubię pracować w pojedynkę, ale teraz 
jedna  czwarta stanu jest zagrożona. A to oznacza, że zespoły  ratownicze nie 
przyjadą. Jestem sam, ale mam przynajmniej  Rachel. Jeśli jednak szosa zostanie 
otwarta choćby  na parę godzin...  Rachel wyjedzie, pomyślał z niechęcią.Ma 
męża,  najgłupszego psa pod słońcem oraz pracę. Jest świetnym  lekarzem... ale 
ona stąd wyjedzie. Na razie jednak szosa  jest zablokowana, a on ma do 
dyspozycji więźnia, który  powiedział,że chce pracować.  Więzień. Stanął mu 
przed oczami jej obraz. W tej  idiotycznej piżamie. Rozchmurzył się. Ona tu 
jest. Jeśli  Christine przywiozła jej jakieś sensowne ubranie...  Zatrzymał auto
pod domem, zerknął na listę spraw do  załatwienia, po czym ruszył na 
poszukiwanie koleżanki  po fachu. Otworzył drzwi i stanął jak wryty. Wielkie  
nieba!  Rachel siedziała z Myrąprzy stole i łuskała groszek.  Odzyskała 
Penelope! Obydwa psy leżały pod stołem wyraz ´nie sobą zachwycone. Lecz to nie 
ten widok tak go  poraził.  Rachel była sporo od niego niższa, lecz niedostatek 
wzrostu nadrabiała tupetem. Rano, w jego piżamie, była  zniewalająca, ale 
teraz...  Miała na sobie jaskrawożółte legginsy do połowy łydki  oraz 
białąobszernąkoszulę wżółte plamy. Podwinęła  rękawy jak człowiek, który wziął 
się do poważnej roboty,  lecz nic z tej powagi nie było w rozpiętych guzikach  
ukazujących interesujący dekolt. Co jeszcze? Niewiele  widział oprócz tego 
dekoltu. Kręcone kasztanowe włosy  związała szeroką żółtą wstążką, a na nogi 
włożyłazłoto- białe adidasy.  – To nie są ubrania od Christine – rzekł 
półgłosem.  – Zgadłeś. Pani Sanderson ma wspaniały gust. Tamte  rzeczy 
zwróciłam, ponieważ nie były w moim stylu. –  Uniosła stopę i popatrzyła na nią 
z zachwytem. – Złoto- białe adidasy... Praktyczne?  – Bardzo – jęknął.  – 
Jedziemy do domu opieki? – zapytała.  – Chcesz w tym jechać do domu opieki?  – 
Dlaczego nie?  – Boję się o ich serca. Nie wiem, czy mi wystarczy  angininy – 
powiedział. Nikt nie śmieje się tak jak ona.  – Chcesz powiedzieć,żemój strój 
nie spodoba się  staruszkom?  – Nie wiem – wykrztusił. – Nie wiem, czy 
kiedykolwiek  widzieli coś takiego. – Patrzył na jej buty. – Nie  boisz 
się,żezłoto-białe buty nie sprawdząsię w popiele?  – 
Tojewypiorę.Zaskarbyświataniewłożęsandałów  od Doris. Może one są praktyczne, 
ale ja nie.  – Domyślam się.  Staruszkowie wpadli w zachwyt nie tylko na widok 
jej  stroju, ale od razu polubili ją samą.  W takim upale i w tak zadymionym 
powietrzu można  było się spodziewać,że leczenie dolegliwości sześćdziesięciu 
leciwych emerytów zajmie Hugonowi pół dnia,  lecz poważnych problemówbyło 
zaledwie kilka. Hugo  zaplanował,że zajmie się skomplikowanymi przypadkami,  
pozostawiając Rachel rutynowe badania, lecz ona  zbuntowała się natychmiast po 
tym, jak przedstawił ją  wszystkim zebranym w świetlicy.  – Dlaczego jeszcze tu 
jesteś? – rzuciła wojowniczym  tonem pod jego adresem.     – Mam do zbadania 
kilku przykutych do łóżka pacjento ´w.  – Chcesz powiedzieć,że nie 
potrafięsięnimi zająć?  – Nie, ale...  – Nie masz nic innego do roboty?  – 
Jasne, żema –wtrąciłsięDon, barczysty brodaty  pielęgniarz rozbawiony 
tąniezwykłąwymianązdańoraz  zdumionym spojrzeniem Hugona. –Jużdo nas dzwonili  
ze szpitala, że czeka na ciebie kilku poparzonych strażako ´w i syn Harry’ego 
Petersa. Chłopak spadł z wozu  strażackiego i złamałrękę. Hugo, jesteśtam 
potrzebny.  – Nie mogęciętu zostawić–upierałsięHugo, spoglądając spode łba na 
żonkilowązjawę.  – Dlaczego? –ż onkilowa zjawa wspięła sięna żonkilowe  palce i 
gniewnie zajrzała mu w oczy. –Czy chcesz  przez to powiedzieć,że jesteś lepszym 
lekarzem ode  mnie?!  – Nie, ale...  – Więc zaprowadźmnie do tych pacjentów, o 
których  najbardziej sięniepokoisz, i sięstąd zwijaj! Marnuje pan  czas, 
doktorze McInnes.  Marnuję czas? Jeszcze nikt nie zarzucił Hugonowi  McInnesowi,
że marnuje czas. Z wrażenia ażgo zatkało.  – Lepiej weźcie się do roboty – 
powiedział Don,  zaintrygowany i zarazem rozbawiony. – Hugo, na co  czekasz?  
Nie miałzielonego pojęcia, co go zatrzymuje.  
ROZDZIAŁ PIĄTY  
To zadanie okazało się trudniejsze, niż Rachel się  spodziewała. Przez ostatnie 
cztery lata była zatrudniona  na oddziale nagłych wypadków, lecz tutaj nikt nie 
wymagał  natychmiastowej pomocy. Musiała za to przypomnieć  sobie zajęcia z 
okresu studiów: jak opatruje się i leczy  owrzodzenia, na czym polega opieka nad
pacjentem cierpiącym na długofalowe skutki uboczne wywołane przez  kortyzon, 
który podawano mu przez czterdzieści lat z powodu  gośćca, jak zachować się przy
łóżku konającej  kobiety liczącej dziewięćdziesiąt osiem lat, która nadal  
potrafiła się uśmiechać, a na powitanie nawet uścisnęła  jej dłoń.  Rachel sama 
prosiła Hugona, by pozwolił jej zająć się  staruszkami. Dopiero gdy odjechał, 
uprzytomniła sobie,  jak ogromne okazał jej zaufanie.  – Przyjadę po ciebie w 

Strona 21

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

porze lunchu – obiecał,po  czym ruszył do swoich pacjentów oraz do strażaków.  
Staruszkowie wykazali się ogromnym sercem. Wszyscy  bez wyjątku starali się być 
pomocni, a Don nie odstępował jej na krok. Każdy wiedział, czego mu trzeba.  – 
Doktor Hugo zakłada mi takie opatrunki – oznajmiła  wiekowa pani Collins, zanim 
Don zdążył otworzyć  usta. Rachel uśmiechnęła się do niego dyskretnie i potulnie
 zaczęła opatrywać nogę starszej pani wskazanym  opatrunkiem.     – Mam 
wrażenie, że ten dom funkcjonowałby doskonale  bez naszych wizyt – zauważyła.  –
Nauczyliśmy się być samowystarczalni – odparł  Don. – Są takie dni, kiedy Hugo 
nas nie odwiedza.  – Jak wyjeżdża na urlop?  – Kiedy zatrzymują go nagłe wypadki
w Cowral. Tylko  wtedy. Doktor McInnes nie bierze urlopu.  – Jak to? Nigdy?  – 
Ostatni raz wyjechał na wakacje trzy lata temu. –  Pochylił się, by przytrzymać 
gazik. Pacjentka, okropnie  zaintrygowana taką żonkilową lekarką, przysłuchiwała
 się rozmowie. – Podejrzewam, że on nie rozumie słowa  wakacje. W lecie 
Christine zabiera Toby’ego do babci,  do Nowego Jorku. Za pieniądze Hugona. I na
tym koniec.  – To bardzo ponury żywot.  – Teraz jest lepiej niż wtedy, kiedy 
miał żonę – odrzekł  pielęgniarz. – Zdarzają się takie małżeństwa. Niewarte  
funta kłaków.  Hm.  – Czy aby na pewno powinieneś mnie o tym informowac ´? – 
zaniepokoiła się Rachel, unosząc brwi i spoglądając znacząco na brodacza, który 
szeroko się uśmiechnął.  – Nie powinienem. Ale jaki sens miałoby życie, gdyby  
nie można było plotkować? Mam rację, pani Collins?  – ś więta prawda. – 
Staruszka omiotła wzrokiem Rachel,  po czym chwyciłają za rękę. – Pani jest 
mężatką  – stwierdziła, patrząc jej surowo w oczy.  – Tak.  – Nie w separacji 
ani nic z tych rzeczy?  – Nie.  – Ijakugasząpożariotworząszosę,towrócipanido  
męża?  Jest tylko jedna odpowiedź.  – Oczywiście.  Staruszka nie spuszczała z 
niej oczu. Zdaje się,że  w tym miasteczku informacje rozchodzą się lotem 
błyskawicy.  – Słyszałam, żekłóciliście się na wystawie psów.  Doszło do mnie, 
że on jest niesympatyczny i gburowaty.  I nie przejął się tym, że nasza Kim może
umrzeć.  – Nikt w Cowral nie widział mojego męża.  – Na pierwszy rzut oka...  
Były obszary, na które Rachel nie zamierzała się zapędzac ´. Nie jest 
zobowiązana udzielać wyjaśnień.  – Tutaj nikt go nie zna – powtórzyła.  – Pani 
Collins, nadmierna ciekawość to pierwszy stopien ´ do piekła – wtrącił się Don. 
– Niech pani uważa,  żeby jodyna nie wylała się pani na nogę.  Staruszka 
zmrużyła oczy i roześmiała się.  – Racja. Dostałabym za swoje. Ale nie tylko ja 
jestem  ciekawska. Pani doktor też bardzo by chciałausłyszeć  coś o naszym 
doktorze. Tak samo jak my o pani.  – Więc niech jej pani opowie. – Don był po 
pięćdziesiątce. Wygląda jak osobnik zadowolony z życia,  pomyślała Rachel. Jak 
pielęgniarz, który poświęcił się  opiece nad chorymi i będzie to robił, dopóki 
starczy mu  sił.To miłe. W Cowral żyje się pełnią życia. Do tej pory  w ogóle 
nie brała pod uwagę praktyki na prowincji.  Może...  Może, kiedy Craig...  – 
Małżeństwo naszego doktora było do niczego – zaczęła pani Collins, a Rachel 
postanowiła się skupić. Przyszło  jej to łatwo, ponieważ istotnie 
zżerałająciekawość.  – Jego matka myślała tylko o pieniądzach. Przy pierwszej   
 nadarzającej sięokazji zwiała do Sydney i więcej w Cowral  jej nie widzieliśmy.
Stary doktor McInnes, dziadek  naszego doktora, mieszkałtu od zawsze, więc jak 
tylko  matka Hugona chciała pozbyćsiędziecka, co zdarzało się  bardzo często, 
wysyłała go do dziadka. Młody doktor  kochałgo bezgranicznie. Potem stary 
miałwylew, akurat  gdy Hugo ukończył studia, więc wnuk przyjechał do  Cowral i 
jużtu został. Moim zdaniem nie miałwyboru.  Po pierwsze był do dziadka bardzo 
przywiązany, a po  drugie ugrzązł...  Ach tak, czyli wcale nie jest tu z 
wyboru...  – Napoczątkuniewiedział,cozesobązrobić–podjął  Don. Niezła para, 
pomyślała Rachel. Pielęgniarz, który  bardziej by pasowałdo chaty drwala niżdo 
domu starco ´w, oraz wiekowa staruszka z inteligentnym błyskiem  w oczach. A 
może jest to figlarny błysk? –Stary doktor  parę lat chorował, a Hugo 
opiekowałsię nim i mu pomagał.  To musiałbyćdla niego spory wstrząs: praktyka  
na wsi. Wcześniej pracowałw wielkim mieście.  – Potem poznałBeth –uzupełniła 
staruszka. –Christine  i Beth. Przyjechały tu malować. Ich rodzice się  
rozwiedli. Ojciec miał w Cowral domek rybacki, więc  korzystały z darmowego 
dachu nad głową.Były bez  grosza, ale uważały, żesąnajważniejsze w świecie. Ich 
matka ma atelier w Nowym Jorku. Obydwie sięubierały  jak na Manhattanie. Kręciły
nosem, że tutaj nikt nie umie  zaparzyćkawy.  – Były egzotyczne i atrakcyjne 
–ciągnąłDon. –Opro ´cz tego bardzo, ale to bardzo kosztowne. Ich obrazów  nikt 
nie rozumiał, więc szybko doszły do wniosku, że  jedna z nich powinna wyjśćza 
naszego doktora.  – A on tak strasznie sięnudził,żedałsięna to nabrać  – 
wyjaśniła pani Collins. Gawędziarski tandem. Pielęgniarz  i starsza pani niemal 
się przekrzykiwali. To dziwne.  Może zależy im na tym, by opowieść nabrała 
większej  dramaturgii? – Czuł się tu osaczony potrzebami mieszkan ´ców i 
potrzebami dziadka. Beth była piękna i przypominałamuoz ˙yciu w dużym mieście. 
Wątpię,żeby mając  za przykład swoich rodziców, wiedział, jak wygląda porządne 

Strona 22

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

małżeństwo. Więcożenił się z Beth i spłodził  Toby’ego.  – Bez sensu... – Don 
pokręcił głową i zerknął na  Rachel, jakby się zastanawiał, co jeszcze dodać. – 
To  małżeństwo nie miało szansy. Beth wyszła za niego,  kierując się błędnymi 
motywami. Podejrzewam, że i Hugo  nie miał pojęcia, dlaczego na to się 
zdecydował.  ż adne nie wiedziało, czym jest związek dwojga ludzi.  Beth 
urządziła dom w koszmarnym stylu, lecz wcale nie  była szczęśliwa. Rzucała 
Hugona dwa razy. A kiedy  dowiedziała się,że jest w ciąży, odeszła na dobre. 
Chciała  usunąć ciążę, ale Hugo protestował. Opuszczając go,  wybrała kompromis.
Ja wiem, że to brzmi bez sensu, ale  Beth nie wiedziała, o co jej w życiu 
chodzi. Nie mieszkała  z Hugonem, kiedy Toby się urodził.Była wtedy  z jakimś 
malarzyną w Sydney.  – Ale nadal ciągnęła od niego pieniądze – dodała pani  
Collins.  – Zaraz potem umarła. Rzucawka. Podobno dużo pili  z tym facetem. Nie 
dbała o ciążę, ale Toby na tym nie  ucierpiał. Przyszedł na świat przez 
cesarskie cięcie, ale  dla niej było już za późno. Nasz doktor strasznie to  
przeżył. Dręczyło go poczucie winy, że nie starał się  sprowadzić jej do domu. 
Jej siostra tylko to w nim pogłębiała.     – Christine... – szepnęła Rachel.  – 
A tak, Christine. – Don wzruszył ramionami. – Została  w Cowral, bo tu ma dom, 
ale nienawidzi tego  miasteczka. Jej obrazy się nie sprzedają, a to, co czasami 
za nie dostanie, wydaje na głupoty. Można by jej współczuc ´, gdyby nie była 
taka cholernie... protekcjonalna. Nie  ma pieniędzy. Mieszka tu i nikomu nie 
pozwala zapomniec ´ o Beth. Ciągle wpędza Hugona w poczucie winy.  ,,Moja 
kochana Beth’’, stale powtarza, i każe im mieszkac ´ w tej kaplicy. ,,Nie wolno 
nam nigdy zapomnieć  o matce Toby’ego.’’ Ale to, że Beth i Hugo żyli jak pies  z
kotem...  – Ona chce się wydać za doktora. – Pacjentka postanowiła  dorzucić 
swoje trzy grosze. – I w końcu go do  tego zmusi. Wymogła na nim, żeby Toby 
spędzał z nią  czas. ,,Bo to jego jedyny kontakt z rodziną matki’’. Tak  gra na 
emocjach doktora, że on nie śmie niczego zmienić  w tym domu.  Dosyć tego 
dobrego, pomyślała Rachel. Opatrunek już  dawno zmieniony. Nie wypada, by lekarz
plotkował  o drugim lekarzu z jego pacjentami oraz z pielęgniarzem.  – Muszę 
zająć się następnymi – oświadczyła.  – Od każdego usłyszy pani to samo – 
ostrzegłają  pani Collins. – Nasz doktor jest na dobrej drodze, żeby  dać się 
wmanewrować w drugie małżeństwo z takąsamą  nieudacznicą jak pierwsza. To, co 
robi, jest okropne.  Wychodząc z pokoju, Rachel zastanawiała się, co jest  
okropne. Takie małżeństwo, czy sztuka Christine?  A może wcale nie musi się 
zastanawiać?  – Jak ci poszło? Przyjechał po nią spóźniony pół godziny. 
Tłumaczył się,że zatrzymał go drobny wypadek, ale z jego twarzy  wyczytała, 
żebyło to coś znacznie poważniejszego niż  ,,drobny wypadek’’. Wyglądał jak 
człowiek u kresu sił.  – Co się stało? – zapytała, lecz on pokręcił głową.  – 
Jak sobie radziłaś ze staruszkami? – Niezbyt taktownie  zmienił temat. Oto 
facet, który pracuje w pojedynkę, pomyślała. Sam dźwiga na barkach 
odpowiedzialnos ´ć za zdrowie całego miasta.  – Dziadkowie są rozkoszni – 
oznajmiła. – Poznałam  nie tylko historie ich chorób, ale i życiorysy chyba 
wszystkich  mieszkańców.  –Łącznie z moim? – Uśmiechnął się z przymusem.  – 
Oczywiście. – Sadowiąc się w samochodzie, odwzajemniłaus ´miech Hugona. – Jak 
możesz w to wątpić?  Skrzywił się.  – Czy twoje życie uczuciowe też 
rozpracowali?  – Moje? – Uniosła brwi. – Ja nie mam życia uczuciowego.  – Masz 
męża.  – Mam – przyznała.  – Mąż i uczucia. Czy to nie to samo? Kiedyś tak było.
Dawno temu. – Gdzie jedziemy? – Nie tylko jemu wolno bezkarnie  zmieniać temat. 
Trzeba oddalić się od ryzykownych rejono ´w.  – Zawiozę cię na lunch. Potem ty 
odpoczniesz, a ja...  – Aty będziesz dalej tyrał.  – Taki mam zamiar.  – 
Wykluczone. – Pokręciłagłową. – To jest głupi  plan.  – Słucham?  – Pracowałeś 
rano, kiedy jeszcze spałam. Potem ja     przepracowałam trzy godziny, a ty już 
sześć, więc dlaczego  teraz mam się nudzić, a ty będziesz bawił się  w doktora? 
– Wcale nie musisz się nudzić– stwierdził. – Możesz  pójść na spacer z Penelope.
 – Wczoraj wieczorem naspacerowałam się po dziurki  w nosie. Mam dosyć na 
najbliższe pół roku.  – To co chcesz robić?  – Zjeść lunch, a potem zająć się 
czymś pożytecznym.  Jeśli zostanę zmuszona do pozostania w domu na całe  
popołudnie, mogę zrobić coś niestosownego, na przykład  zedrę ze ścian tapety w 
salonie. – Jego twarz stężała.  – Nie wierzę,że lubisz takie brokaty!  – Jestem 
Christine dozgonnie wdzięczny – oświadczył  zmienionym tonem.  – Ja także jestem
jej wdzięczna, ale z tego powodu nie  chodzę w brokatach. Ani nawet w ubraniach,
które dla  mnie wybrała.  – Zranisz jej uczucia.  – Czyżby? – Popatrzyła na 
niego z niedowierzaniem.  – Czy to dlatego mieszkasz wśród brokatów? Naprawdę  
uważasz, że nie spałaby po nocach, gdybyś powiedział:  ,,Dzięki, Christine, to 
bardzo ładnie z twojej strony, ale  nie gustuję w czerwono-złotych 
materiałach’’?  Hugo ściągnął brwi.  – O co ci chodzi? Nie lubię żółtego.  – 
Toby twierdzi, że lubisz.  – Nie lubię.  – Nie podoba ci się żółty samochód pana
Addingtona?  Kąciki jego warg drgnęły, jego twarz pojaśniała.  – Skąd wiesz o 

Strona 23

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

samochodzie Addingtona?  – Od Toby’ego. Nie podoba ci się?  – Jasne, że mi się 
podoba. To jest ferrari.  – I tylko to jest w nim takie atrakcyjne? Wolałbyś,  
żeby był czerwono-złoty? Aston martin Michaela jest  czerwony. Nienawidzę tego 
auta.  Uniósł brwi zaintrygowany.  – Co jest grane między wami? Nienawidzisz 
jego psa.  Nienawidzisz jego auta. Kłócisz się z nim na oczach  całego tłumu, a 
on zostawia cię w miasteczku zagrożonym  pożarem.  – Co z tego? – Wzruszyła 
ramionami. Jej chłodny ton go nie zniechęcił. – Co to za małżeństwo, doktor 
Harper?  Powiedzieć mu? Nie. Lepiej nie oglądać jego reakcji.  Nie lubiła o tym 
mówić. Na twarzach rozmówców pojawiał  się wówczas wyraz niedowierzania i 
zaskoczenia.  Lepiej wykorzystać Michaela jako kozła ofiarnego, niby- męża, żeby
ukryć rzeczywisty ból.  – Wcale nie nienawidzę Penelope. – Poruszyła najmniej  
kontrowersyjny temat. – Dlaczego tak uważasz?  – Nie kochasz jej!  – Bo jest... 
beznadziejna. – Uśmiechnęła się zadowolona,  że oddalili się od osobistych 
tematów. – Doktorze,  niech pan się podzieli ze mną swoimi obowiązkami.  Niech 
mnie pan nie zamyka na resztę dnia w czterech  czerwono-złotych ścianach w 
towarzystwie durnego  psa.  – Mam w planie wyjazd na front walki z ogniem. Do  
punktu dowodzenia. Chłopcy zaczynają mieć objawy podraz ˙nienia dróg oddechowych
i wyczerpania z powodu  wysokiej temperatury. Jest też sporo poparzeń, ale nie  
mogą się wycofać.     – Mogę jechać z tobą?  – W tym stroju? – Uniósł brwi.  – 
Chyba nie – przyznała. – Może w sklepie pani  Sanderson znajdzie się coś trochę 
bardziej odpowiedniego.  – Wpadniemy do domu po kanapki, a potem zawiozę  cię do
remizy. – Uśmiechnął się zniewalająco. – Wątpię,  żeby pani Sanderson miała 
jakieś modele z żółtej kolekcji  strojów strażackich.  Paliło się znacznie 
bliżej miasteczka, niż myśleli.  Cowral leżyna półwyspie, pięć mil od Narrows, 
wąskiego  pasa ziemi łączącego miasteczko ze stałym lądem.  Narrows to górzysty 
busz, który teraz płonął. Hugo zamierzał  dojechać za pierwsze pasmo wzgórz, 
lecz musiał  zatrzymać się przed blokadąjuż u ich podnóża. Stamtąd  zostali 
skierowani do punktu dowodzenia, który przenio śł się bardziej na południe.  – 
Cholera! – Hugo zjechał na pobocze. Wiatr nieco  zelżał, więckłęby dymu szły 
prosto w niebo pośród  jęzorów ognia buchających wśród skał.  Rachel po raz 
pierwszy zaczęła się naprawdę bać.  Do tej pory pożar jawił jej się zaledwie 
jako tło także  jej dotykających problemów. To przez niego ugrzęzła  w Cowral. 
Nie byłożadnego innego powodu. Australijczycy  są przyzwyczajeni do pożarów 
buszu i to jest po  prostu zwyczajny pożar. W buszu.  A jeśli przerodzi się w 
coś gorszego? Popatrzyłapo  sobie. Strażak w remizie ubrał jąw kombinezon, 
solidne  skórzane buty oraz kask ochronny. Omal nie pękłaze  śmiechu, 
zobaczywszy się w lustrze. Ale teraz wcale nie  było jej wesoło.  – Prawdziwe 
piekło – szepnęła.  – Rano straciliśmy jednego strażaka.  – Straciliście go?  – 
Zmienił się kierunek wiatru, a on za bardzo oddalił  się od zespołu. Płomienie 
odcięły mu drogę. Nic nie  można było zrobić,żeby go ratować. Koledzy byli 
bezsilni.  Przywieźli zwłoki do Cowral, zanim wyjechałem po  ciebie.  Nic 
dziwnego, żebył przygnębiony.  – Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?  – Właśnie 
to zrobiłem.  Bo nie było potrzeby, pomyślała. A może nawet była,  ale Hugo jest
od dawna zdany sam na siebie i w ogóle nie  zdaje sobie z tego sprawy. Dzielenie
się traumatycznymi  przeżyciami, rozmowa o nich to jedyny sposób, by przetrwac ´
w takich sytuacjach. Lecz Hugo radzi sobie bez  tego.  – Do czego mogę ci się 
przydać? – zapytała cicho,  a on przyjrzał się jej badawczo.  – Jeśli naprawdę 
chcesz pomóc...  – Już powiedziałam, że chcę. – Nagle się rozzłościła.  – Masz 
zespół. Pogódź się ztą myślą.  – Nie chciałem...  – Wykorzystaj mnie – 
powiedziała zmęczonym głosem.  – Po prostu wykorzystaj.  Popatrzył na nią 
podejrzliwie.  – Zespół, który był przy śmierci Barry’ego, nadal jest  w akcji. 
Mają wrócić o drugiej. Chcę ich obejrzeć.To  będzie dramat. ż aden nie zgodził 
się zejść wcześniej,  przed końcem zmiany, więc obiecałem, żebędę na nich  
czekał.  – Zamierzasz zrobić odprawę następnym zespołom?     – W zeszłym roku, w
porze pożarów, musiałem odesłac ´ do domu jednego z ochotników z powodu 
zaczadzenia.  Nikomu nie powiedział,że ma trudności z oddychaniem,  po czym 
zaczął się dusić. Dotarł do mnie w ostatniej  chwili. Chcę,żeby wszyscy zostali 
poinformowani  o zagrożeniach, nawet jeśli usłysząto po raz piąty. Trzeba  wbić 
im do głowy, że muszą dużo pić. Zawodowym  strażakom, a nawet dobrze wyszkolonym
ochotnikom,  przydzielono teraz pomocników, którzy mają szlachetne  intencje, 
ale zielonego pojęcia o zasadach bezpieczeństwa.  Ten facet, dzisiaj rano... po 
sześćdziesiątce, prowadził  sklep z artykułami żelaznymi. Uważał,że wszystko  
wie. Szef grupy bardzo to przeżywa. Przeszkolił ochotniko 
´w,alejachcęraznazawszewbić imdogłowypewne  zasady. Nie życzę sobie więcej 
trupów.  – Mogę się tego podjąć.  – Przedstaw im to z jak najokropniejszej 
strony – polecił  jej. – Tam nikt nie dostaje drugiej szansy.  Pół godziny 
później w kombinezonie, wysokich butach  i w kasku wygłosiła pogadankę dla grupy
osób, które  podobnie jak ona zupełnie nie pasowały do tej scenerii.  Hugo zajął

Strona 24

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

się kolegami zmarłego ochotnika, ona resztą  ludzi. Starała się, by jej słowa 
brzmiały przekonująco  i stanowczo.  Nawet jej się to udało. Aż dziw, ile 
człowiek potrafi  w sytuacjach podbramkowych.  – Musicie dużo pić– mówiła – cały
czas mieć przy  sobie wodę. Nie wolno zdejmować kasku, nawet na chwilę, ani 
odzieży ochronnej. Jeśli cokolwiek zacznie wam  dolegać, natychmiast się 
zgłaszajcie. Cokolwiek – powto ´rzyła z naciskiem. –Jeśli zaczniecie kasłać, 
wracajcie  do bazy. Ból w klatce piersiowej, drapanie w gardle, bóle  w nogach, 
obojętnie co, natychmiast wracajcie tutaj. Nie  ma medali za brawurę. Ryzykując 
swoje życie, narażacie  cały zespół. Teraz, zanim się rozstaniemy, proponuję,  
żebyście po kolei opowiedzieli mi pokrótce o stanie waszego  zdrowia i jeśli coś
was niepokoi, chcę o tym wiedziec ´. Jasne? Teraz!  – Ona jest niesamowita 
–szepnęła Hugonowi do ucha  jedna z dziewcząt przysłuchująca się odprawie.  
Miriam należała do grupy przeszkolonych ochotniko ´w. Była w tym samym zespole 
co Barry, strażak, który  zginął. Miała poparzonąrękę ibyła w lekkim szoku po  
porannym wypadku. Opatrzywszy ją, Hugo postanowił  odesłać jądo domu.  – Taaak, 
niesamowita – przyznał. – Apodyktyczna.  – Jakby się tego uczyła.  – 
Apodyktyczności? To bardzo prawdopodobne.  – Szkoda, że taka nie jestem – 
westchnęła Miriam.  – Barry wiedział, co mamy robić. Jeśli coś pójdzie nie  tak,
mieliśmy wzywać pomoc, ale kiedy wiatr sięodwrócił,  on jak opętany rzucił się 
do walki z ogniem. Zaczęlis ´my się wycofywać, a on został, traktując pożar jak 
osobiste  wyzwanie. I potem nagle płomienie go otoczyły.  Gdybym była trochę 
bardziej apodyktyczna...  – Barry i tak by cię nie posłuchał– rzekłłagodnym  
tonem Hugo. Na co dzień Miriam pracowała jako urzędniczka  w ratuszu. Zupełnie 
nie pasowała do tej scenerii.  – Barry uznawał tylko autorytet zwierzchnika.  – 
Ale polecenie tej twojej Rachel by wypełnił–stwierdziła  Miriam. –Wystarczy 
posłuchaćjej głosu. Ona sprawia  wrażenie, jakby wszystko miała pod kontrolą.  
To prawda.     Co ona powiedziała? ,,Ta twoja Rachel’’?  Jego Rachel. 
Denerwujące sformułowanie. Miriam  chciała powiedzieć,że on i Rachel tworzą 
zespół, ale  zasugerowała coś więcej. Wysłuchiwała teraz racji starszego  
wiekiem mężczyzny, który przekonywał ją, dlaczego  należy przydzielić go do 
grupy ochotników. Był to  Sam Nieve. Cholera. To oczywiste, że on do tego się 
nie  nadaje. Hugo postanowił interweniować. Nie słyszał odpowiedzi  Rachel, ale 
zanim do nich podszedł, zauważył,  że ramiona mężczyzny nie opadły, za to 
niedoszły strażak  zdjął kask i odszedł z bardzo ważnąminą. Po chwili jego  
samochód ruszył w stronę miasteczka. Hugo odetchnął  z ulgą.  Sam Nieve jest 
chory na serce. Na froncie walki  z ogniem nie byłoby z niego żadnego pożytku, 
ale jest  tak samo uparty jak Barry. Jak ona go przekonała? Tylko  jej mogło się
to udać. Ta kobieta jest niesamowita.  Jego Rachel? Nic z tych rzeczy. Ta 
kobieta ma męża.  Jest... zajęta.  Trzy godziny później postanowili wracać do 
miasteczka,  ponieważ na Hugona czekali pacjenci. Przez ten czas  jedna grupa 
zakończyła swoją zmianę, a zastąpiłają  druga. Pomoc lekarska będzie potrzebna 
przy kolejnej  zmianie, lub wcześniej w razie nagłego wypadku.  – Bardzo dobrze 
się spisałaś– powiedział Hugo,  czym bardzo ją rozzłościł.  – Oczekujesz, że ja 
też będę ci prawić komplementy?  – Nie. Co powiedziałaś Samowi, żeby odwieść go 
od  gaszenia pożaru?  – Naprawdę chcesz to usłyszeć?  – Tak.  – Wykorzystałam 
ciebie.  – Mnie?  – Powiedziałam mu, że w ciągu dwóch dni straciłeś  dwóch 
pacjentów, więc po pierwsze w kostnicy nie ma  już miejsca, a po drugie, że na 
pewno byś się załamał,  gdyby umarła jeszcze jedna osoba, oraz żecałe Cowral  
miałoby mu za złe, że pozbawił miasteczko opieki lekarskiej.  – Serdeczne dzięki
– mruknął pod nosem.  – Powiedziałam mu też,że tutaj potrzebna jest nie  tylko 
siła fizyczna. Uprzytomniłam mu, że jeśli ogień  podejdzie bliżej miasteczka, 
wszystkie dachy powinny  być oczyszczone i wszystkie węże do podlewania ogródko 
´w sprawne. – Uśmiechnęła się na widok jego wielkich  oczu. – Podejrzewam, że 
rynny pana Nieve też nie są  drożne, bo ta uwaga zrobiła na nim spore wrażenie. 
Kazałam mu poprosić dyrektora szkoły o wypożyczenie  kilku starszych uczniów, 
którzy przejdą się po domach  i sprawdzą stan dachów i rynien.  Hugo zagwizdał 
przez zęby.  – Sprytna jesteś.  – Ale to jest święta prawda.  – Co?  – To, że 
nie życzysz sobie więcej zgonów.  – Jesteś tego pewna? Spojrzała na niego spod 
opuszczonych powiek. – Osobiście jestem za zgonami – stwierdziła z 
udawanąpowagą, by go rozśmieszyć. – Więcej zgonów, mniej  pacjentów, bo pacjenci
straszliwie brudzą.  Parsknął śmiechem, lecz jego oczy pozostały powaz ˙ne.  – 
Tych dwoje... – zaczęła, prowokując go do roz    mowy. Wyczuwała, że jako jedyny
lekarz w okolicy  nie miał z kim dzielić się refleksjami na takie ponure  
tematy.  Lecz Hugo nie potrafił korzystać ze wsparcia kolegów  po fachu. Mimo to
cierpliwie czekała. W końcu wzruszył  ramionami i nieco się otworzył.  – Ten 
wczorajszy zgon był nieuchronny – odparł.  – Dla Annie wybiła jej godzina. Ale 
bardzo ją lubiłem.  – Wykrzywił wargi. – Kiedy Beth umarła, Annie zaczęła  dla 
nas piec ciasto czekoladowe. Na każdy weekend.  A Barry... Barry był nadętym 

Strona 25

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

bubkiem, ale nie zasłużył  na taki koniec. Zostawił przemiłążonę i dwójkę 
rozbestwionych  bachorów, którym do końca życia będzie go  brakowało.  – Praca 
lekarza na prowincji jest bardzo ciężka – odezwała  się Rachel po chwili ciszy. 
Przegarniała palcami  włosy. Zdjęła kask, zanim wsiadła do samochodu, i teraz  
miałana głowie resztki przeróżnych spopielałych śmieci.  – Bo człowiek się 
przywiązuje do swoich pacjentów.  – Tobie to się nie zdarza?  – Na oddziale 
ratownictwa medycznego to jest praktycznie  niemożliwe. Pamiętam zaledwie paru 
pacjento ´w.  – Kończysz dyżur i masz z głowy?  – Mniej więcej.  – Cudowne życie
– szepnął Hugo, a Rachel wychwyciła  w jego głosie nutę goryczy.  – Naprawdę 
chciałbyś się zamienić?  – Wolałbym móc czasami się wyłączyć. Cowral...  
Przyjechałem tu, żeby opiekować się moim chorym dziadkiem,  i od tej pory nie 
miałem szansy stąd wyjechać.  – Bo nie masz zastępstwa?  – Poniekąd.  – A po 
części? – Zmieniła pozycję, by mu się przyjrzec ´.żałowała, że już wjeżdżajądo 
miasteczka i to sam  na sam zaraz się skończy.  Lubię tego mężczyznę ośmiejących
się oczach. Szkoda,  że jest przeznaczony Christine. Miałam okazję widziec ´, 
jak Christine na niego patrzy. On za to wspomina  o niej tylko w kontekście 
Toby’ego.  – Po części też i dlatego, że tutaj żyję. Cowral to cały  świat 
Toby’ego. Wszyscy go kochają. Myra, Christine...  icała reszta. Tutaj po prostu 
jest jego dom. Wszyscy się  nim opiekują.  – W zamian za to ty opiekujesz się 
nimi – zauważyła.  Manewrował teraz na parkingu, lecz to nie dlatego  zacisnął 
wargi. Jest przygnębiony. W ciągu doby dwa  razy stwierdził zgon. W 
wielkomiejskim szpitalu Rachel  miała do czynienia ze zwłokami prawie każdego 
dnia.  Dwa zgony nie zrobiłyby na niej aż takiego wrażenia.  Może powinny? 
Możeza mało się angażuje? Jest zaangaz ˙owana. Czy można zaangażować się jeszcze
bardziej?  Dlaczego nie jest w domu?  – Rajski żywot... – odezwał się Hugo. – 
Wyjść z pracy  i móciść do kina, do restauracji...  Łatwo mu tak mówić. Gdyby 
wiedział, jak ona nie  znosi restauracji... Kiedy ostatni raz była w kinie?  – 
Mam różne obowiązki – oznajmiła.  – Jasne. Penelope. Michael.  – Michael nie 
jest...  – Masz rację. To nie jest moja sprawa. – Wyłączył  silnik. – Ale 
chciałbym wiedzieć, jak wygląda twoje  życie. Jak funkcjonują bezdzietni lekarze
w wielkim mies ´cie? To dla mnie zupełnie nieznana rzeczywistość.     – Kiedyś w
niej żyłeś.  – Tak dawno, że już nic nie pamiętam. Chętnie bym  sobie 
przypomniał.  Co tu przypominać?Zdawałasobie sprawę,żeHugo ma  na myśli 
chaotyczny tryb życia, jaki prowadzi Michael, tak  dla niej niezrozumiały, żeaż 
absurdalny. Zamknęła oczy.  Po co mu cokolwiek tłumaczyć? Ten człowiek dźwiga na
 barkach zbyt dużo, by go obciążać swoją tragedią.  – To nic ciekawego. Przed 
tobą jeszcze sporo pracy.  Czy mogę ci w czymś pomóc?  Popatrzył na nią tak, 
jakby wszystko wiedział.To  niemożliwe. Skąd miałby wiedzieć o Craigu?  – Na 
dzisiaj wystarczy.  – Teraz masz przychodnię?  – Przez dwie godziny.  – To 
znaczy, że zobaczymy się na kolacji.  – Tak. W międzyczasie przebierz się i 
znowu bądź  naszym gościem. Idź na spacer z psem...  – Tak jest.  – Do 
zobaczenia.  Koniec rozmowy. Ale on nie spuszcza z niej wzroku.  Powinien już 
się odwrócić, pomyślała. I wysiąść z auta.  Ani drgnął. Czy to jakaś magiczna 
siła nie pozwala im  wyjść z samochodu? Dziwne uczucie. Idiotyczne. Pozbawione  
jakiegokolwiek sensu. On ma swoje zajęcia,  a ona jest mężatką. Nic ich nie 
łączy. A jednak. Nie mogli  oderwać od siebie wzroku. Spoglądali...  Zaglądali 
sobie pod maski, widzieli, co za nimi się  kryje. Rachel ujrzałaczłowieka, który
wiele wycierpiał.  Oraz jego osamotnienie. Tęsknotę.  Jak to zobaczyła? Nie 
wiadomo. Lecz jeśli ona tyle  wyczytała z jego twarzy, to ile on o niej się 
dowiedział?  To śmieszne. Trzeba się czymś zająć. Wyprowadzić  psy. Zapełnić te 
godziny, zanim znowu go zobaczy.  Absurdalna sytuacja! W końcu udało się jej 
wysiąść.  Trzasnęła drzwiami mocniej, niż zamierzała. W ten sposo ´b zamknęła 
sprawę.  – Idę pod prysznic – oznajmiła, wściekła na siebie za  kompromitujące 
drżenie swojego głosu.  Ruszyła do domu, a on nie odrywał od niej wzroku.  
ROZDZIAŁ SZÓSTY  
Nie miał pojęcia, co się stało.  Przyjął kilku pacjentów, którym na szczęście 
nie dolegało  nic poważnego, ponieważ jego myśli krążyły zupełnie  gdzie 
indziej. Możebyłoby lepiej, gdyby byli poważnie  chorzy, pomyślał. Nie mógłby 
wówczas myśleć o lekarce,  na widok której uśmiech sam ciśnie mu się na  wargi. 
Z kolei jej uśmiech przyprawia go o niepokojący  skurcz żołądka. Kiedy po raz 
ostatni ktoś wywołał u niego  podobne sensacje? Czy była to kobieta?  Nie, nigdy
mi się to nie przytrafiło, przeszło mu przez  myśl, gdy zmieniał opatrunek 
Tomowi Harrisowi, który  zranił się kilka dni wcześniej, robiąc porządki wokół  
domu. Tom Harris był milczkiem, więc uwaga Hugona  nadal skupiała się na Rachel.
Dlaczego akurat na niej?  Ona jest mężatką, powtarzał sobie. Szczęśliwą, jak się
 wydaje. Ten facet, z którym była na wystawie, jest wyjątkowo  nieciekawy, a ona
na niego nie narzeka ani słowem.  Może się boi. Może ten Michael jest brutalny? 
Z czasów studiów pamiętał pytanie, na które odpowiedz ´ niemal w każdym 

Strona 26

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

przypadku wskazywała na przemoc  w rodzinie. Wielokrotnie się nim posługiwał, 
często  ze zdumiewającym skutkiem.  – Czy w ciągu ostatnich lat zdarzyło się 
pani bać  męża?  Był przekonany, że Rachel by zaprzeczyła. Na wystawie  byłazła 
na Michaela, ale na pewno się go nie bała.  Rzuciła wtedy kluczyki z takim 
impetem, że Hugo znowu  się uśmiechnął.  – Myśli pan o naszej nowej pani doktor?
– zapytał  znienacka pacjent. Jego głos tak Hugona zaskoczył,że  omal nie 
upuścił bandaża.  – Nie. Myślałem o tym, żeręka ładnie się goi.  – Takiego 
uśmiechu nie wywołują myśli o poharatanej  ręce starego rybaka – oznajmił Tom, 
lecz oczy mu się  śmiały.  – Dlaczego? Masz bardzo ładne ręce – odciął się  
Hugo.  – Aha! Ty też masz seksowne ręce – zarechotał Tom.  – Ale założę się,że 
nasza Rachel ma jeszcze ładniejsze!  Nasza Rachel... Jak szybko wszyscy ją 
zaakceptowali.  – Nasza Rachel ma męża – wyrwało się Hugonowi ku  tym większej 
radości rybaka.  – To znaczy, że się nie pomyliłem!  – Tom... – zaczął groźnie 
Hugo.  – Mnie nic do tego. Ja tu przyszedłem na opatrunek.  Za to ty wrócisz do 
domu i spędzisz z niąnoc pod jednym  dachem.  – Nie mogę... – mruknął Hugo 
speszony.  – Możesz, możesz – zachęcał go Tom, doskonale  wiedząc, co Hugo ma na
myśli. – Przynajmniej spróbuj.  Pod wieczór, idąc przez trawnik ze szpitala do 
domu,  poczuł, jak na samą myśl, że czeka tam na niego Rachel,  poprawia mu się 
nastrój. Wszedłszy do kuchni, zamiast  nakrytego stołu i obietnicy kotletów z 
trzema jarzynami,  które Myra podawała im trzy razy w tygodniu, ujrzał     
Rachel, wielki kosz piknikowy i rozpromienionego Toby’ego.  – Idziemy na plażę –
oznajmił chłopiec, nim Hugo  zdążył otworzyć usta. – Ty dostaniesz podwieczorek,
bo  my już jedliśmy. Rachel mówi, że jest tak duszno i gorąco,  że jeśli nie 
popływa, to wyzionie ducha.  – Jak amen w pacierzu. – Znowu była w tym 
niezwykłym  żonkilowym stroju. – Psy też nie mogą sobie  znaleźć miejsca. – 
Penelope i Digger spoglądały na kosz  łakomym wzrokiem. – Doktorze, czy ma pan 
już dosyć  pracy?  – Został mi jeszcze obchód...  – To już załatwiłam. Elly 
udzieliła mi informacji na  temat każdego z pacjentów. Co najwyżej możesz raz  
jeszcze zajrzeć do Kim, ale dwadzieścia minut temu  wszystko było jak należy. 
Zmiana ekip gaśniczych jest  dopiero za dwie godziny. Wiatr nasili się według 
prognoz  jutro i wtedy może być piekło, więc razem z Tobym  uznaliśmy, że należy
skorzystać z nadarzającej się okazji.  Czyli zaraz.  – Dom starców...  – Trzeba 
zbadać parę pacjentek. Pani Bosworth ma  problemy z oddychaniem, więc zatrzymamy
się tam po  drodze.  – Po drodze dokąd?  – Na plażę.  Patrzyła na niego 
wyczekująco. Toby również nie  spuszczał oczu z ojca. Psy rytmicznie machały 
ogonami.  – Nie mogę – bąknął. W oczach Rachel zamigotały wojownicze iskierki. –
Dlaczego? – zapytała.  – Mogę być potrzebny.  – Jesteś potrzebny staruszkom, 
zwłaszcza pani Bosworth,  ale na twój widok na pewno jej się poprawi.  A 
potem... Na plaży nie ma tyle dymu. Mamy picie,  kiełbasę,świeże pieczywo i 
ciasteczka upieczone przez  Toby’ego. Twoje kąpielówki są spakowane, bo my już  
się ubraliśmy w stroje kąpielowe. Jakie jeszcze masz  zastrzeżenia?  Nie miał 
żadnych, bo z wrażenia nie był w stanie  pozbierać myśli. Piknik na plaży?  – 
Tato, jedźmy, proszę. Możemy? – Toby aż podskakiwał  z przejęcia. Podobnie jak 
dwa psy pod stołem.  – Możemy – odrzekł pospiesznie, aby nie przyszło  mu do 
głowy rezolutnie zmienić zdania. – Pewnie, że  możemy.  W domu opieki panował 
spokój.  – Nasi podopieczni przeżyli niejeden pożar – wyjaśnił  Rachel 
pielęgniarz. – Poza tym, przenosząc się do nas,  pozbyli się większości swoich 
doczesnych dóbr. Łatwiej  zachować spokój, jak się nie ma nic do stracenia. 
Nawet  pani Bosworth... Właśnie, Hugo, ona ma rozedmę,  a w powietrzu jest tyle 
dymu. Kiedy jednak dowiedziała  się,że cię wezwę, oznajmiła, że i tak dziś masz 
pełne ręce  roboty i że jeśli teraz umrze, to będzie znaczyło, że  przyszedł jej
czas. Wiek sprawia, że inaczej patrzy się na  życie.  Nie tylko wiek, pomyślała 
Rachel. Również doświadczenie.  Dawno temu zbierała figurki z porcelany, aż  
pewnego dnia Craig, uradowany zwycięstwem swego  klubu piłkarskiego, wpadł do 
domu, z radości porwał ją  w ramiona i nią zakręcił. Przy okazji strącając na 
ziemię  jej ulubiony eksponat. Boże, jaka wtedy byławściekła.     Nie ma już tej
kolekcji. Od dobrych kilku lat najcenniejsi  dla niej są ludzie. ż ycie.  
Teraźniejszość. Ta chwila.  Stan pani Bosworth się poprawiał: dostała tlen oraz 
środek uspokajający, ponieważ jednąz przyczyn jej problemo ´wbył lęk. Tak, jest 
też strach. Dobytku można się  wyrzec, ale nie życia.  ż ycie bywa cudowne. ż 
ycie jest teraz, pomyślała z zadowoleniem,  gdy dotarli do plaży. Jutro może 
okazać się  koszmarne, ale teraz należy się cieszyć chwilą.  Miejscowi byli zbyt
rozsądni, by siedzieć na zadymionej  plaży. Ci, którzy nie brali udziału w walce
z ogniem,  pomagali innym, a człowiek zmęczony woli odpoczywać  w domu.  Lecz 
teraz jest zbyt piękne, by je zmarnować.  Hugo poczuł,że napięcie go opuszcza, 
gdy tylko postawił  stopę na piasku. Wiatr przycichł, a lekka mgiełka  
przesycona zapachem eukaliptusa wydała mu się wręcz  kojąca. Gdyby nie to, że w 
każdej chwili może się zerwać  wiatr, mógłby nawet całkiem się zrelaksować.  A 

Strona 27

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

może mimo wszystko spróbuje cieszyć się tą wyprawą? Kiedy po raz ostatni chodził
boso po piasku?  Dawno nie wpadł na taki pomysł. Za to Rachel...  – Chyba nie 
będziemy rozpalać ogniska do pieczenia  kiełbasek – stwierdziła, gdy psy jak 
szalone rzuciły się do  zabawy.  – Słusznie. Wystarczy jedna iskra, żeby 
wszystkie  hydranty w Cowral zostały w nas wycelowane. Nawet  jedna iskra to 
poważne zagrożenie.  – Tato, czy Cowral się spali? – zaniepokoił się Toby.  
Zdaje się,że zabrzmiało to zbyt ponuro, skarcił się  Hugo. Możeza długo jestem 
ponury?  – Nie, Cowral nie spłonie. Nie ma dzisiaj wiatru,  a ekipy dyżurne 
pilnująognia. – Odetchnął głębiej. Przez  chwilę może zapomnieć o pożarze. A 
nawet o obowiązkach  lekarza. – Zjedzmy coś– zaproponował swobodnym  tonem, na 
co Rachel się uśmiechnęła, jakby się  zorientowała, że padła jakaś niewidoczna 
bariera.  – Idę do wody pierwsza – oznajmiła – a ty zjedz coś  i przyjdź do nas.
Ale się nie objadaj. Głupio byłoby  czekać pół godziny, żeby nie złapał cię 
skurcz.  – To przesąd.  – Tę zasadę wpoiła mi babcia. Sugerujesz, że remedium  
stosowane przez mojąbabcię oraz zalecane przeze  mnie jest nic niewarte?  
Zastanawiał się, co czuje. ż e jest wolny. Prawie beztroski.  A w jego sercu 
króluje niecierpliwe oczekiwanie  na coś, co nie ma wiele wspólnego ze zdrowym 
rozsądkiem,  za to jest ściśle związane z uśmiechem tej kobiety.  – Nie, ale... 
– To dobrze. – Z jej twarzy wyczytał,że jego konsternacja  sprawiła jej 
satysfakcję. – Zajmij się kiełbaskami,  a my z Tobym idziemy się kąpać.  
Posilając się, Hugo obserwował, jak jego syn szaleje  przy brzegu z 
tąniesamowitąlekarkąz wielkiego miasta.  Rachel jest niezwykła. Trochę mała 
dziewczynka, trochędojrzała kobieta, świetny lekarz i rozbrykane dziecko.  Jak 
ją rozgryźć? Najtrudniej zrozumieć jej związek  z Michaelem, lekarzem, który 
naraził na ryzyko życie  Kim. Niemożliwe, by ten człowiek nie był w stanie wydac
´ pilotowi polecenia, by zawrócił i zawiózłdziewczynę  do szpitala.     Ten 
facet jest mężem Rachel. Tej wspaniałej Rachel.  Dziecko i kobieta chlapali się 
wodą,śmiejąc się do  rozpuku. Wystarczy. Już się najadł.  – Jeszcze jeden kęs, a
złapie mnie skurcz – powtórzył,  idąc powoli ku nim.  Wpąsowym kostiumie Rachel 
wyglądała tak ponętnie,  że nie mógł oderwać od niej wzroku. Lecz gdy  przyjrzał
się jej lepiej, dostrzegł blizny. Ledwie widoczne  jaśniejsze linie na jej 
skórze zdradzałyrękę wytrawnego  chirurga.  Kiedy to się stało? Chyba dawno. Nie
zdążył w porę  odwrócić głowy, gdy oboje na niego spojrzeli.  – O co chodzi? – 
zapytała, biorącchłopca za rękę.  – Byłaś ranna – powiedział, natychmiast 
żałując tych  słów. Powinien milczeć, udać,że niczego nie zauważył.  – Wypadek 
drogowy. Osiem lat temu.  Oczywiście. Dlaczego od razu przyszedł mu do głowy  
Michael? To przecież nie są blizny, jakie pozostają po  napaści agresywnego 
męża. Poza tym Rachel nie wygląda jak maltretowana żona. Jest żoną zadowoloną 
zżycia,  która czasami rzuca w męża kluczykami do samochodu.  ż onom to się 
zdarza. Beth rzucała w niego nie  tylko kluczykami.  – Przepraszam. To był chyba
bardzo poważny wypadek.  – Owszem. – Nie powiedziała nic więcej.  – Obrażenia 
wewnętrzne? Złamania?  – Wszystko co chcesz. – Wzruszyła ramionami. – To  było 
dawno temu. Organizm zazwyczaj się regeneruje.  Gorycz w jej głosie kazała mu 
domyślać się,że w tym  wypadku zginął ktoś jej bliski, lecz nie śmiał dalej się 
dopytywać. To nie jego sprawa.  – Chyba trafiłaś na mistrza chirurgii 
kosmetycznej.  – Mowa! Twierdzi, że jestem jego arcydziełem. Czasami  mam 
wrażenie, że miałby ochotę powiesić mnie na  ścianie, żeby wszyscy mogli 
podziwiać jego sztukę.  – Bo ty jesteś arcydziełem – rzekł, zniżającgłos.  – Ty 
też nieźle się prezentujesz – odcięła się, po czym  chwyciła Toby’ego na ręce. –
Toby, czy nie uważasz, że  twój tata ma klatę jak sześciopak?  – Jak sześciopak?
– zachichotał zafascynowany malec.  Jego ojciec stał jak skamieniały.  – Na 
pewno widziałeś sześciopak – przemawiałado  Toby’ego nieświadoma tego, co dzieje
się z Hugonem.  – Sześć puszek piwa w jednej paczce. Popatrz na klatkę  
piersiową taty, czy to tak nie wygląda?  Hugo czym prędzej dał nura do wody i 
odpłynął.  Zimna kąpiel zamiast zimnego prysznica, pomyślał. Tego  mi trzeba. 
Rytmiczne ruchy pomagały mu stopniowo  odzyskiwać jasność umysłu. Co się z nim 
dzieje?! Jak  tylko wiatr się zmieni, Rachel wyjedzie. Nie wolno mu  myśleć o 
niej w taki sposób. Nie mógł jednak przestać,  więcpłynął ipłynął.  Kiedyś to 
musi się skończyć. Kiedyś trzeba wyjść  z wody, wbrew demonom, które człowieka 
opanowały.  Toby i Rachel budowali zamek z piasku. Największy  na świecie. Gdy 
podszedł do nich, Rachel odsunęła się,  by popatrzeć na dzieło swoich rąk.  – 
Niepotrzebnie tak się przejąłeś uwagą o sześciopaku.  – Spojrzała na Hugona. – 
To damski odpowiednik  gwizdania.  – Co takiego?  – Przepraszam za uwagę o 
sześciopaku, ale to ty  pierwszy wystartowałeś z osobistą wycieczką.     – To 
prawda – westchnął. – Przepraszam.  – Prawdę mówiąc, nie mam czego żałować. – 
Kątem  oka rzuciła mu wymowne spojrzenie. – Warto było oglądac ´ twoją minę.  
Toby tymczasem wyjął z kosza piłkę.  – Już nie budujemy zamku? – zapytała 
Rachel.  – Nie. – Chłopiec przystanął z zasępioną miną. – Zabrałem  piłkę, bo 

Strona 28

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

Bradley powiedział,że nie umiem kopać  z kozła! Muszę się tego nauczyć, ale tata
nie ma pojęcia,  na czym to polega.  – Nie umiesz kopać z kozła? – Rachel z 
niedowierzaniem  patrzyła na Hugona.  – Grałem w koszykówkę.  – Kto to widział?!
– wydziwiała. – Facet i koszykówka.  Koszykarz z taką klatą?! Lepiej milcz! – 
Wytarła  dłonie w wyimaginowane spodnie i potrząsnęła ramionami  jak zawodnik 
przed startem. – Koszykarz... Matko  boska! Toby, dawaj tu tę piłkę!  – Umiesz 
kopać z kozła? – zapytał chłopiec.  – Przeszłamnajlepsząszkołę.Mójmążkopałzkozła
 najlepiej pod słońcem. Tak mówił, a ja nie mam powodu  mu nie wierzyć. Chodź 
tu, Toby, zaraz odbędzie się  pierwsza lekcja. A pan, doktorze, niech przestanie
się  martwić i coś zje. – Rzuciła mu groźne spojrzenie. – Ciasteczka  oraz 
winogrona. Hugo, zjedz coś, nie komplikuj  życia.  Co to znaczy? – pomyślał. 
Może tylko udaję,że nie  wiem, ale za nic w świecie do tego się nie przyznam.  
Piknik na pewno nie należał do zwyczajnych, za to był  spokojny. Telefon 
komórkowy milczał. Mogła to być  cisza przed burzą, ale przez parę godzin nie 
musieli  nigdzie się spieszyć. Po lekcji futbolu i małym co nieco  Toby ułożył 
się na kocu i zasnął.  – Taki piknik nieczęsto nam się zdarza – westchnął  Hugo,
gładząc syna po głowie.  – Christine nie lubi jeździć na plażę?  – Christine? Co
ona ma do tego?  – Zamierzasz się z nią ożenić?  Hugo milczał. Christine. Kiedy 
powstał ten pomysł?  Założenie, że poślubi szwagierkę. Christine zawsze była  w 
pobliżu, nawet za życia Beth. To Christine pośredniczyła  w ich coraz bardziej 
burzliwym związku. W trakcie  jego trwania nie doszło między nimi do niczego  
niestosownego. Teraz również. Sprawa po prostu toczy  się własnym rytmem. W 
kierunku ołtarza? Może. Dlaczego?  Bo to łatwiejsze. Bo Cowral tego oczekuje. 
Również  Christine czeka.  – Upłynęło już sześć lat – podjęła Rachel. – Chyba  
pora się z nią ożenić.  – Kto ci powiedział,że mamy się pobrać?  – Christine. 
Dzisiaj po południu, kiedy dowiedziała  się,że jedziemy na plażę,dała mi jasno 
do zrozumienia,  żebym się nie wtrącała. Do tej pory nikt jeszcze nie  
potraktował mnie jak ladacznicę, ale dzisiaj mi się dostało.  Jego twarz 
stężała. Christine nie ma prawa! Może  jednak ma? Nie wyprowadzał jej z błędu. 
Ostatnio zaczęłacałować go na pożegnanie, a parę tygodni temu i on  ją 
pocałował. Nie jak szwagier, lecz jak mężczyzna kobietę.  Cholera, dlaczego? Bo 
poczuł,że musi sobie przypomniec ´, jak trzyma się w ramionach kobietę.  Nie 
sprawiło mu to oczekiwanej przyjemności, więc     odsunął się iją przeprosił, 
ale ona tylko się uśmiechnęła.  Czekała. A on nie powiedział ,,nie’’.  Sześć lat
to bardzo długo, a na dodatek Cowral to  maleńka mieścina, więcożadnych 
romansach nie ma  mowy. A on jest taki samotny, taki spragniony...  Nie pragnę 
Christine, pomyślał, spoglądając na siedzącą przed nim kobietę. Pragnę Rachel. 
Co ona powiedziała  o swoim mężu? ż e kopał z kozła najlepiej pod  słońcem. W 
tym stwierdzeniu było tyle ciepła...  – Ożenisz się z nią? – Bacznie mu się 
przyglądała,  aonzły na siebie i na nią zaczął energicznie zbierać  rzeczy.  – 
Trzeba zawieźć Toby’ego do domu – orzekł.  – Toby śpi. Nie odpowiedziałeś mi.  –
Nie twoja sprawa.  – Mam wrażenie, że już uzgodniliśmy, żebędziemy  nietaktowni.
Nie sądzisz, że możemy to kontynuować?  – Nie.  – Sam zacząłeś.  Kiedy poruszył 
temat jej blizn. Lecz nie ma ochoty  tego ciągnąć. Rachel jednak nie ustępowała.
 – Toby nie przepada za Christine – mówiła, oglądając  swoje stopy. – Ani Myra. 
Uważasz, żepo ślubie Christine  odpuści sobie te brokaty porozwieszane na cześć 
Beth?  – Słuchaj...  – Nie chciałabym mieszkać w takich dekoracjach.  Oczywiście
rozumiem, dlaczego tobie to odpowiada.  Christine jest śliczna. Czy ona jest 
bardzo podobna do  twojej żony?  – Przestań. Dla odmiany porozmawiajmy o tobie. 
– O czym?  – O tym, co jest grane między tobą i twoim mężem.  Na wystawie 
darliście koty. To chyba nie jest udany  związek.  Do tej pory droczyła się z 
nim, ale teraz spoważniała.  – Nie jest – szepnęła. – Moje małżeństwo nie należy
 do szczęśliwych.  – Mimo to krytykujesz mnie za to, że zamierzam  ożenić się 
bez miłości.  – Ej, ani jednym słowem nie wspomniałam o związku  bez miłości! 
Moje małżeństwo nie jest szczęśliwe, ale  wychodziłam za mąż zmiłości.  – Ale 
chcesz się od niego uwolnić. W jej oczach błysnęło przerażenie. – Jestem wolna –
powiedziała cicho. – Bógmi świadkiem,  że nie powinnam, ale jestem wolna.  Hugo 
nie pojmował, co się dzieje.  – Rachel, nie rób takiej miny – poprosił.  – 
Jakiej?  – Jakby ktoś wbił ci nóż w samo serce...  – Ja... nie...  Drżącymi 
dłońmi zbierała rzeczy z koca, lecz widać  było, że myślami jest gdzie indziej. 
Na widok jej pociemniałych  oczu Hugo bezwiednie sięgnął do jej rąk. Nie  
protestowała, ani się nie odsunęła.  Słońce niepostrzeżenie zniknęło pod 
horyzontem,  wiatr ustał, zapanowała cisza przerywana monotonnym  pluskiem fal. 
Czas się zatrzymał. To miał być gest pocieszenia,  ale teraz połączyło ich coś 
głębszego. Oto dwoje  ludzi, którzy się spotkali. ż adne z nich tego nie 
pojmowało  ani nie chciało.  Rozmawiały tylko ich oczy. One się porozumiały,  
przekazując sobie bolesne pragnienie oraz wzajemne  ukojenie. Czas stanął w 
miejscu.     Powinienem puścić jej rękę. Odsunąć się, pomyślał  Hugo. Zamiast 

Strona 29

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

tego przyciągnął ją do siebie i zaczął  całować.  Co ja robię?Była to jej 
ostatnia rozsądna myśl, potem  jej umysł przestał zajmować się tym, co nie 
dotyczyło  Hugona. Toby spał, psy bezskutecznie uganiały się za  mewami, nie 
byłożadnych świadków tego wydarzenia.  Co tam świadkowie! Nikt nie ma prawa 
odmawiać jej  przyjemności. Tak powiedziała Dottie, wyganiającją  z domu na 
romantyczny weekend z Michaelem. Nic by  z tego nie wyszło, nawet gdyby Michael 
zachował się  przyzwoicie, ponieważ przeszkodziłyby jej wyrzuty sumienia  i 
bezgraniczny żal za tym, co już się nie stanie.  Lecz wszystkie te zastrzeżenia 
straciły sens, gdy Hugo  przykrył jej dłoń i gdy chwilę później ją objął. 
Ogarnęła  jąwtedy radość. Ten jeden pocałunek przesłonił trwające  osiem lat 
rozpacz i samotność.  To było coś więcej niż pocałunek: zburzenie barier,  krok 
naprzód, afirmacja życia. Nie miałasiły uwolnić się  z tego uścisku, mimo że 
przez tyle lat była taka silna. Bo  wtedy była sama, a teraz nareszcie znalazła 
swoje miejsce.  Gdy Hugo ją całował, czuła, jak wstępuje w nią nowe  życie.  
Hugo. ż ycie albo śmierć.  Wybieram... życie.  Przeszkodziły im psy, wpadając z 
rozpędem na koc  i ochlapując ich słoną wodą. Łącznie z Tobym, który  zapłakał 
przez sen. Hugo wypuścił ją z ramion.  Rzeczywistość domagała się ich uwagi. 
Rachel natychmiast  opadły wcześniejsze wątpliwości, obawy, samotnos ´ć oraz 
wizja ponurej przyszłości. Gdy podnosiła  dłoń do warg, by dotknąć palcami 
miejsca, które jeszcze  pulsowało pobudzone pocałunkiem, Hugo wziął ją za  rękę.
 – Rachel...  – Nie – wyjąkała, odsuwając się.  Czuła na twarzy jego baczne 
spojrzenie, jakby i on  dokonał jakiegoś odkrycia. On wie!  – Rachel, co się 
stało?  – Jestem mężatką.  – Ale powiedziałaś,że masz dosyć.  – Nie 
powiedziałam. – Wstała. Trzeba uciekać z tej  plaży. Od tego mężczyzny.  – Nie 
chcę... – zaczął, lecz nie dała mu dokończyć.  – Ja też nie chcę. – Była bliska 
łez. – Robi się ciemno  – wyjąkała – a ty musisz zajrzeć do Kim. Jestem 
zmęczona.  Muszę się położyć. Hugo, wracajmy. Jedźmy już,  proszę.  Spoglądał na
nią wzrokiem pełnym tęsknoty, ze ściśniętym sercem.  Stan Kim zdecydowanie się 
poprawił, mimo to Hugo  spędził przy jej łóżku sporo czasu. Nie bardzo wiedział 
dlaczego, bo dziewczyna spała. Wystarczyło tylko rzucić  okiem na jej kartę i 
wydać stosowne polecenia. On jednak  zdjął opatrunek, by sprawdzić, jak się goją
rany. David,  rudy pielęgniarz tego wieczoru na dyżurze, z uwagą obserwował  
jego ruchy.  – Doktorze, wszystko jest w porządku. Dwie godziny  temu obejrzałem
ranę. Noga jest zaróżowiona, a Kim nie  gorączkuje. Narzeka tylko na ból, ale 
mam wrażenie, że  jest coraz mniejszy. Nawet jej rodzice nieco się zrelaksowali 
i pojechali do domu. Niech i pan się zrelaksuje.     – Właśnie to robię – 
warknął Hugo.  – A ja jestem egipskąkrólową. Jesteś spięty jak cholera.  
Spodziewasz się jakiejś katastrofy?  Hugo popatrzył na spokojnątwarz pacjentki. 
Nie, nie  przewiduje żadnej katastrofy. Dzięki Rachel. Co jej się  wżyciu 
przydarzyło? Dlaczego to go tak interesuje?  – Będzie dobrze – powiedział na 
głos. David jednak  nadal nie spuszczał z niego wzroku.  – Nie masz ochoty iść 
do domu? – zapytał cicho.  Hugo aż się skrzywił. Czy ma to wypisane na twarzy?  
– Mam. Pielęgniarz z powątpiewaniem pokręcił głową. – Nic tu po tobie. Pół 
godziny temu dzwonili z centrum  dowodzenia z komunikatem, że wiatr osłabł. 
Możesz  spokojnie iść do domu i się przespać.  – Mhm.  – Wyśpij się porządnie. 
Jutro pogoda ma być gorsza.  – Cowral nic nie grozi. Rzeka...  – Tu jest 
bezpiecznie, ale drugi brzeg...  – Ludzie po drugiej stronie zostali już 
ostrzeżeni.  Przejdądo nas. Ich domy są ubezpieczone.  – Zawsze znajdzie się 
jakiś idiota. – David nie spuszczał  z niego wzroku. – Hugo, idź spać. Dobrze 
wiesz, że  będziesz potrzebny – powiedział ostrym tonem.  – Poradzę sobie.  – 
Masz do pomocy doktor Harper – dodał David,  spoglądającmugłęboko w oczy. – 
Rachel – poprawił się.  Zauważył, lekki grymas na wargach Hugona. Ach, to o to  
chodzi!  – Tak, mam Rachel. – Hugo gwałtownym ruchem  wsunął ręce do kieszeni, 
po czym spojrzał na Davida  spode łba.    – Więc idź już. I dziękuj Bogu, żeją 
masz! Słusznie. Idź do domu i dziękuj... Do łóżka. Spać? Rachel nie zmrużyła 
oka, rozmyślając o Craigu, ale  nie zadzwoniła do domu.  ROZDZIAŁ SIÓDMY  
Wstała wcześniej niż Hugo. Gdy wchodził do kuchni  na śniadanie, wpadła z dworu 
z dwoma psami na dwóch  smyczach.  Speszona zatrzymała się wpół kroku, on 
tymczasem  witał się z psami. Digger i Penelope sąkapitalne! Kundel  i 
rodowodowa charcica zostali nierozłącznymi kumplami.  Michael na pewno dostałby 
drgawek: jego arystokratka  zabawia się z plebejuszem!  Michael. Znowu o nim 
myślę, zirytował się Hugo.  Dlaczego ten facet nie daje mi spokoju?!  Miał przed
sobąRachel w szortach i kusym topie. Jak  tu nie myśleć o Michaelu? Oprzytomnij,
stary!  – Cześć.  – Cześć.  – Byliście na plaży. – Psy były mokre i oblepione  
piaskiem, a na głupawym pysku Penelope malował się  taki zachwyt, że Hugonowi 
zrobiło się jej żal. Szkoda, że  musi wracać do miasta. Do Michaela.  Znowu on. 
Rachel też musi wracać do Michaela.  – ź le spałam – powiedziała.  Napięcie 
wzrosło. On też nie mógł spać, ponieważ...  Nie, nie, nie tędy droga. 

Strona 30

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

Sąważniejsze sprawy niż przyczyna  bezsenności Rachel. Na przykład pożar buszu. 
– Sytuacja się pogarsza. Wiatr zerwał się jeszcze  przed wschodem słońca. 
Widziałam płomienie w górach.  – To znaczy, że mamy kryzys –oświadczył.  – Jakie
środki zapobiegawcze sąw planie? –Odczekała,  ażHugo odejdzie od zlewu, by 
nalaćpsom wody, po  czym zajęła sięgrzanką, nie zwracając na niego uwagi,  mimo 
żebyłw samych spodenkach. Od lat jadłśniadanie  w takim stroju.  – Na plaży jest
strefa bezpieczeństwa.  – Kręci się tam mnóstwo ludzi. Czy to znaczy, że  
przenosicie tęstrefęz ratusza?  – Tak. Część Cowral po tej stronie rzeki 
właściwie  jest strefąbezpieczną. Ale w przypadku burzy ognia...  – Burza ognia?
 – Tego boimy sięnajbardziej. Jesteśmy w stanie opanowac śzybko 
rozprzestrzeniający sięogień, ale burza to  co innego. ż ar na czole pożaru 
wsysa wówczas tlen  i generuje własnąenergię. Powstaje wtedy wir, który  
pochłania absolutnie wszystko. Przenosimy na plażę  sprzęt medyczny. Jeśli pożar
będzie sięnasilał, wszyscy  przejdąna plażę. Ewakuujemy szpital...  – Nie 
dostaniecie wsparcia z lądu? –zapytała cicho.  – Słuchałem komunikatów w radiu. 
Zagrożona jest  połowa stanu, więc wszyscy strażacy zostali postawieni  w stan 
gotowości w swoich miejscowościach. Jesteśmy  zdani na siebie.  Ja teżjestem 
zdany na siebie. Mimo że ona siedzi tak  blisko, jest całkiem daleko. Ona ma 
męża, więc zajmij się  pożarem, pacjentami, swojąprzyszłością...  Jedli w 
milczeniu, pogrążeni we własnych myślach.  ZjawiłsięToby w piżamie z Bobem 
Budowniczym  i nareszcie zburzyłtęnieznośnąciszę.  – Cześć! –zawołał, sadowiąc 
sięRachel na kolanach.  – Muszęiść–mruknąłHugo. –Myra zaraz tu będzie.     – 
Gdzie mam się stawić? W szpitalu czy na plaży?  – Weźmiesz przychodnię? – 
spytał, a ona się skrzywiła.  – Ciekawe, kto się zjawi – odparła z przekąsem.  –
Ktoś z nas musi być na miejscu.  Zastanawiała się, czy warto zaprotestować, lecz
uznała,  że nie będzie mu przeszkadzać.  – W porządku, przynajmniej wiesz, gdzie
mnie szukac ´.  – Czy Cowral się spali? – zapytał Toby.  – Na pewno nie. 
Myślę,że dzisiaj powinieneś zostać  wdomu z Myrąalbo ze mną. –Rachel mocno go 
przytuliła.  – Podejrzewam, że Myra wolałaby pilnować swojego  domu. I chyba 
spakujemy walizkę z najpotrzebniejszymi  rzeczami. Hugo, przygotuj listę. Ty, 
Toby, też. Jeśli będzie  za dużo dymu,zabierzemy jąna plażę i niebędziemy  
musieli się martwić,że wszystko przejdzie zapachem  spalenizny.  – A psy 
weźmiemy?  – Obowiązkowo! Przecież nie chcemy, żeby śmierdziały  dymem. – 
Podniosła wzrok na Hugona. – Doktorze,  do roboty! Zostaw nam tę listę i idź 
ratować świat,  a my uratujemy psy, misia Toby’ego, twoje albumy ze  zdjęciami i
wszystko, co jest warte ocalenia.  Wszystko, co jest warte ocalenia? Spisał 
listę, która  okazała się idiotycznie krótka, po czym ruszył do szpitala.  
Jedyne, co przyszło mu na myśl...  Ocal mnie.  O wpół do dziewiątej przyjechała 
Christine, by odwiez ´ć Toby’ego do szkoły. Była bardzo zła z powodu  zmiany 
planu.  – Przyjechałam po małego...  – Toby. On ma na imię Toby – oznajmił 
lodowatym  tonem Hugo. Ładował akurat sprzęt do bagażnika. W sytuacji  tak 
wielkiego zagrożenia musi mieć pod ręką całe  chirurgiczne instrumentarium. W 
razie czego ustawi auto  na płyciźnie...  – Wiem – zirytowała się. – Hugo, co 
jest grane?  – Rachel zaproponowała, że zajmie się Tobym, bo  Myra nie chce 
dzisiaj zostawiać domu bez opieki. Toby  jest bardzo niespokojny, więc Rachel 
weźmie go pod  swoje skrzydła.  – W szkole też będzie bezpiecznie.  Nie przyszło
jej do głowy wziąć Toby’ego do siebie,  pomyślał. Prawdę mówiąc, słuchał jej 
jednym uchem,  zajęty sprawdzaniem zawartości podręcznej lodówki.  – Więc 
dlaczego nie możeiść do szkoły? – zniecierpliwiła  się Christine.  – Nauczyciele
wolą,żeby dzieci zostały z rodzicami.  – Rachel to nie rodzice. Hugo wyprostował
się i spojrzał na szwagierkę. – No nie. – Patrzył jej prosto w oczy.  – Między 
wam coś jest – stwierdziła, nie kryjąc  złości.  – Nie.  – Ale chciałbyś,żeby 
było.  – Ona ma męża.  – Mimo to chciałbyś.  – Tak. – Zawahał się, lecz po 
chwili doszedł do wniosku,  że powinien jak najszybciej tę sprawę wyjaśnić.  – 
Christine, to, co było między nami, działo się bardzo  powoli... i nagle okazuje
się,że wszyscy oczekują,że  będziemy razem.     – Jesteśmy razem.  – Nie. – 
Potrząsnął głową. – To, co jest między nami,  to za mało, żeby nas połączyć. Tak
samo było z Beth.  Pomyliłem się. Rachel... ma męża, ale dzięki niej pojąłem,  
że ty i ja nigdy się nie zrozumiemy.  – Znajdziesz sobie kogoś podobnego do 
niej.  – Nie. – Przymknął powieki. – Drugiej takiej nie  znajdę. Lecz sama 
świadomość,że jest na świecie taki  ktoś...  – To znaczy, że niepotrzebnie 
siedzę w tej dziurze.  – Wydawało mi się,że jesteś tu z miłości do sztuki.  
Christine w zadumie kiwałagłową.  – Taak, pożar to piękne widowisko. Można je 
namalowac ´... To niezła reklama, a za nią klienci.  – Christine, przyznaj, że 
tylko to było dla was ważne.  Dla ciebie i Beth. Sztuka. Przedmioty, a nie 
ludzie.  Obrażona zamierzała odejść, lecz Hugo przytrzymał  ją wzrokiem tak 
długo, aż ochłonęła.  – Jak ty nas znasz! – prychnęła.  – Kochasz sztukę, a 
ludzie są dla ciebie dopiero na  drugim miejscu.  – Bylibyśmy dobraną parą.  – 

Strona 31

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

Owszem – mruknął z przekąsem. – Leczyłbym ludzi,  żeby płacić za twoje farby.  –
Warto byłoby spróbować.  – Nie, Christine. Pora, żebym zaczął żyć po swojemu.  
Oraz rozstał się z brokatem. Na razie jednak muszę zająć  się mieszkańcami 
Cowral.  – A ja malowaniem. Zdajesz sobie chyba sprawę,że  ona nigdy nie będzie 
twoja? Jej mąż jest obrzydliwie  bogatym specjalistą w Sydney. Dlaczego miałaby 
się  tobą interesować?  Faktycznie, dlaczego? Patrząc za szwagierką, pomyślał, 
żewłaśnie położył na szalę swojąprzyszłość z powodu  kobiety, z którą nic go nie
połączy. Nic. I wszystko.  Rachel miała w przychodni pełne ręce roboty. 
Najczęściej przychodziły osoby starsze z objawami astmy.  Nawet ci, u których 
wcześniej jej nie stwierdzono, teraz  mieli problemy z oddychaniem. Dwóch 
staruszków przyjęła do szpitala, a chwilę później zadzwonił Don z domu  starców,
domagając się instrukcji, jak pomóc jednemu  z jego podopiecznych, który dostał 
ataku duszności.  – Popiół w powietrzu psuje nam klimatyzację – mówił.  – A 
musimy przygotować ich do ewakuacji.  – Macie w planie ewakuację?  – Na plaży 
Hugo już ustawia punkt medyczny. Gorzej  będzie, jeśli wiatr zmieni kierunek. 
Przed taką zmianą  pożar się nasila, i tego najbardziej się obawiamy.  Rachel 
udzieliła mu niezbędnych porad, odłożyłasłuchawkę i wyjrzała przez okno. Dym 
zgęstniał do tego  stopnia, że widoczność wynosiła teraz mniej niż dziesięć  
metrów.  W poczekalni Toby bawił się kolejką. Gdy Rachel nie  badała pacjenta, 
zostawiała szeroko otwarte drzwi, by go  widzieć, ponieważ zorientowała się,że 
od czasu do czasu  chłopiec podnosi wzrok znad zabawki, patrzy na nią,  a potem 
na ogromną walizę pod ścianą.  Ma Rachel oraz swoje największe skarby. Psy 
leżąna  werandzie. Hugo wprawdzie jest gdzie indziej, ale ta  więź powinna mu 
wystarczyć.  – Rachel! – W domofonie rozległ się zaniepokojony  głosElly, 
pielęgniarkiwszpitalu. –Możesz przyjść?Zaraz  będzie tu Katy Brady z 
niemowlęciem. Mały ma drgawki.     Rachel poleciła Toby’ego opiece rejestratorki
i wybiegła  z przychodni w chwili, gdy na podjeździe do szpitala  zatrzymał się 
rozklekotany ford. Za kierownicą młoda  dziewczyna w wystrzępionych dżinsach, z 
tatuażami na  ramionach i dredami do pasa, trzymała na kolanach bezwładne  
niemowlę. Rachel przyłożyłamudłoń do czoła.  Temperatura! Ponad czterdzieści 
stopni. Mimo to malec  był ciasno owinięty kocykami.  – Mój synek... – szlochała
Katy, gdy Rachel brała  zawiniątko z jej kolan, drugą ręką ściągając pierwszy  
kocyk. – Doktor McInnes...  Rachel już badała dziecko, szukając wysypki 
charakterystycznej  dla zapalenia opon mózgowych, sprawdzając sztywność karku. 
Dzięki Bogu, nie ma.  – Nożyczki! – mruknęła do Elly. Trzeba pozbyć się  tych 
cholernych guziczków i tasiemek, by dokładniej go  zbadać! Wygląda na połączenie
gorączki i upału. – Elly,  umywalka pełna zimnej wody.  Dziewczyna wysiadła z 
samochodu i już wyciągała  ramiona po swoje dziecko.  – Jestem lekarzem – 
uprzedziłają Rachel. – To są  drgawki wywołane przegrzaniem. Trzeba go 
ochłodzić.  – Niech mi pani go odda! – zawołała matka.  – Kate, chodź ze mną. 
Powiedz, kiedy to się zaczęło.  Jej rzeczowy ton nieco otrzeźwił dziewczynę.  – 
On jest przeziębiony. Prosiłam doktora McInnesa  o antybiotyk, ale odmówił. Rano
mały miał strasznie  zatkany nosek, a w radiu ostrzegali, że możemy być  
ewakuowani, więc go dobrze opatuliłam i poszłam się  spakować. Kiedy do niego 
znowu zajrzałam – chlipnęła  – był cały sztywny, a jak wzięłam go na ręce, to 
był  zupełnie bezwładny.    Rachel położyłachłopczyka na stole i zaczęła go 
rozbierac ´: becik z falbankami, włóczkowe buciki, ciepły  kaftanik, koszulka. 
Biedne dziecko...  – Czy od razu zabrałaś go do samochodu?  – Słucham? – 
Dziewczyna nadal była rozkojarzona.  – Jak długo ma te drgawki? Kiedy 
zadzwoniłaś do nas?  – Jak tylko go zobaczyłam. Tak się przestraszyłam,  że od 
razu pobiegłam do telefonu.  – To było osiem minut temu – odezwała się 
pielęgniarka.  – A ja natychmiast cię wezwałam.  – Jak długo był sam? Czy 
myślisz, że miał konwulsje,  jak się pakowałaś?  – Nie miał. Na pewno nie. – 
Katy skupiła się, poniewaz ˙ dotarło do niej, że jej odpowiedzi są bardzo ważne.
 – Najwyżej dwie minuty, bo najpierw go zawinęłam i połoz ˙yłam do łóżeczka, 
potem wyszłam po fotelik.  To znaczy, że drgawki trwały nie dłużej niż dziesięć 
minut, ale to nie eliminuje ryzyka uszkodzenia mózgu.  – Co się stało? W 
drzwiach stał Hugo. – Konwulsje – odrzekła Rachel, nie odwracając się  znad 
umywalki. – Elly, obmywaj mu czoło. Hugo, diazepam.  – Już podaję. – Nie 
kwestionując jej decyzji, zniknął  wsąsiednim pokoju.  – No, obudź się – 
przemawiała do bezwładnego ciałka.  Kolejny raz wróciła do niej modlitwa, która 
czasami  przynosiła oczekiwany efekt. Oby teraz też poskutkowała.  – Connor, 
obudź się. Diazepam przygotowany?  – Tak jest. – Rachel uniosła niemowlę, a Hugo
podał  mu lek. Potem stali pochyleni nad dzieckiem, razem  modląc się w duchu, 
by odzyskało przytomność.     Bezwładne ciałko drgnęło, po czym Connor otworzył 
oczy, wykrzywił buzię i cichutko zakwilił. Rachel odetchnęła. Jak długo 
wstrzymywała oddech? Chyba od  chwili, gdy go ujrzała. Podniosła wzrok na 
Hugona. On  także nie ukrywał radości.  – Sukces – rzekł półgłosem. – Dzięki 

Strona 32

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

tobie.  – Miałam szczęście – szepnęła Rachel. Hugo dalej  polewał chłodną wodą 
główkę dziecka, które płakało  coraz głośniej. Ten efekt był dla obojga 
błogosławieństwem.  Rachel obejrzała się. Katy płakała cichutko. –Katy,  
potrzymaj go. Mam wrażenie, że on domaga się mamy.  – Nie mogę – zaszlochała. – 
Prosiłam doktora, żeby  dał mu antybiotyk, a on mu nie dał... – Ukryła twarz  
wdłoniach. W tej sytuacji Rachel gestem poprosiła pielęgniarkę,by ją zastąpiła, 
a sama usiadła przed zapłakaną  dziewczynąi oderwała jej ręce od twarzy tak, by 
patrzeć  jej w oczy.  – Katy, antybiotyk by nie pomógł. Przeziębienie samo  
przejdzie. Przyczyną konwulsji byłopołączenie wysokiej  temperatury ciała oraz 
otoczenia.  – W książce jest napisane, że dziecko z przeziębieniem  musi mieć 
ciepło. Sama czytałam...  – Nie ma tu poradni dla młodych matek?  – Nie.  – Nie 
mam tyle personelu – powiedział ponuro Hugo.  – Dwoję się i troję, ale tu jest 
potrzebny drugi lekarz.  –Zawahałsię. I zaryzykował. –A ty? Może byś tu została 
i zorganizowała taką poradnię? Oprócz innych zajęć.  – Nie miałabym nic 
przeciwko temu – wyrwało się  jej.  Hugo spojrzał na nią przenikliwie. Ukryte 
myśli...  Nie, to nie jest pora ani miejsce na takie rozważania.  –Musimy 
ruszać–oznajmił–i to szybko. Ogień  przeskoczyłprzez dukt.  –Co to znaczy?  –ż e
sięewakuujemy. Teraz.  –Mój synek... –załkała Katy, a Hugo zerknąłna wrzeszczące
i wierzgające niemowlę.  –Katy, odnoszęwrażenie, że to jest twój najmniejszy  
problem. Ubierzemy go tylko w pieluchę. Na plaży jest  dużo cienia, a jeśli 
podskoczy mu gorączka, zanurzysz go  wpłytkiej wodzie. Każdemu to zalecam. Katy,
teraz sama  musisz zadbać,żeby znowu sięnie przegrzał.  Kilka następnych godzin 
wracało we wspomnieniach  Rachel jako czas chaosu. Walka z ogniem zeszła na 
drugi  plan. Strażacy i ochotnicy wrócili z gór, bo stało sięto  zbyt ryzykowne.
Każdemu zdrowemu na ciele i umyśle  przydzielono zadanie. Grupy ochotników 
chodziłyod  domu do domu, by sprawdzić, czy nikt nie zostałoraz czy  zrobiono 
wszystko, co należało. Potem Cowral sięwyludniło.  Sam Nieve byłw swoim żywiole.
Ten starszy pan,  chory na serce, został, jak sam to nazwał, szefem straży  
domowej. Zawczasu przygotowałlistęmieszkańców i teraz,  kiedy na plaży zjawili 
sięRachel i Hugo z Kim oraz  dwoma pacjentami na noszach, siedziałprzy 
prowizorycznym  biurku i skreślałz listy kolejnych przybyszów.  Obok biurka 
ustawiłnawet barierkę, przez którąkażdy  musiałprzejść.  –Dzięki temu wiem, kto 
jeszcze nie opuściłdomu  –oznajmiłz dumą. –Ale nadal niepokojąmnie trzy  osoby. 
Panna Baxter, ta chora na nogę, powiedziała, że  nie opuści swojego ogrodu, Les 
Harding nie może zo    stawić na pastwę losu bezdomnych kotów, oraz Sue-Ellen  
Lesley. Wysłałem dwie ekipy po pannę Baxter, Lesa  oraz tyle kotów, ile uda im 
się złapać. Największy problem  mam z Sue-Ellen.  – Nikogo do niej nie 
skierowałeś? – zapytał Hugo.  – Sue-Ellen się nie ruszy, nawet jakby przyszło po
nią  sto ekip. Sam usiłowałem ją przekonać o zagrożeniu, ale  zatrzasnęła mi 
drzwi przed nosem – tłumaczył się Sam.  – Dzisiaj ją widziałeś?  – Nie, wczoraj.
Wieczorem poszedł do niej Gary Lewis,  ale z nim też nie chciała rozmawiać.  – W
jakim była stanie? – dopytywał się Hugo.  – Rozkojarzona, nerwowa i zła. – W 
spojrzeniach obu  mężczyzn malował się niepokój.  – Macie jakiś problem? – 
zapytała Rachel.  – Sue-Ellen cierpi na schizofrenię – odparł Hugo. – Zazwyczaj 
jest spokojna, ale taka sytuacja jak ta możeją  wytrącić zrównowagi. Tydzień 
temu wszystko było w porządku, ale...  – Kiedy ją zapytałem, czy bierze proszki 
– wtrącił się  Sam – odesłała mnie do diabła.  – Ona tak mówi nawet wtedy, kiedy
grzecznie je  bierze – zauważył Hugo, popatrując na wzgórza, jakby  cokolwiek 
było tam widać. Tutaj jest bezpiecznie, ale nie  dla Sue-Ellen. – Ona bardzo nie
lubi, jak ktoś wtrąca się  w jej życie.  – Przyjaźniłem się z jej ojcem i wiem, 
że Sue czasami  nie bierze leków. Pamiętam, jak on się wtedy bał.  – Gdzie ona 
mieszka? – zainteresowała się Rachel.  – Za Cowral. Ma niewielki kawałek ziemi. 
– Same zarośla – sprecyzował Sam. – Nikogo tam nie  wyślę. Nie teraz. Jak się 
nie zjawi, to jej sprawa.  – Może mnie by posłuchała? – zamyślił się Hugo.  – Na
pewno – mruknął Sam. – Będziesz się narażał  dla takiego czuba?  Hugo spojrzał 
na niego ze złością.  – Sue-Ellen jest wspaniała – oznajmił. – Kiedyś, zanim  
zachorowała, grała w filharmonii narodowej.  – A teraz siedzi tam razem z kozami
i świruje.  – Ma hodowlę kóz angorskich. Przędzie, tka i gra...  – I gada do 
siebie.  – Marnuję czas. – Hugo się zawahał. – Jestem jedyną  osobą, którą 
Sue-Ellen darzy zaufaniem.  – Ona nie ma rodziny? – Rachel była wyraźnie 
speszona.  – Jej ojciec zmarł pięć lat temu. Przez jakiś czas była  z Garym 
Lewisem, jednym z naszych strażaków, ale  ubzdurała sobie, że leki ją ogłupiają.
Kazała Gary’emu  odejść i od tej pory żyje sama jak palec.  – Nie możesz tam 
jechać.  – Jeszcze zdążę. – Odwrócił się, by popatrzeć na  północ, ale ujrzał 
jedynie grubązasłonę dymu. Czuło się  jego smak w ustach. Rachel chciała coś 
powiedzieć, ale  płatek popiołu osiadł jej na języku, więc zaniosła się  
kaszlem. – Załóż maseczkę chirurgiczną – polecił jej  Hugo. – Musisz być 
sprawna. Rozdaj je wszystkim. Czy  możesz...? – Domyślała się, o co ją poprosi. 

Strona 33

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

– Przejąć  moje obowiązki?  – Pomyślałeś o Tobym? – spytała zrozpaczona.  
Chłopiec tymczasem bawił się w morzu pod czujnym  okiem Myry. – Hugo, pozwól mi 
pojechać. Ja nikogo  nie mam.  – Masz męża.  – Który mnie nie potrzebuje. – 
Powiedziała to! W tej     samej chwil pojęła, żemówi najświętszą prawdę. Dottie 
ma rację. – Za to ty jesteś potrzebny Toby’emu.  – Nie trafisz tam. Poza tym 
Sue-Ellen nie ma do  ciebie zaufania. Nic mi się nie stanie. Na jej pastwiskach 
są kanały. Zdążymy do was wrócić.  – Ryzykować życie dla świrusa... – Sam nie 
krył  oburzenia.  – Ona nie jest świrusem – powtórzył Hugo znużonym  głosem. – 
Jest wielką artystką, cudownym człowiekiem  oraz moją pacjentką. Powinienem był 
odwiedzić ją już  wczoraj. – Popatrzył na Rachel. – Muszę jechać. Zastąpisz 
mnie?  On doskonale wie, o co mnie prosi, pomyślała. Musi  jechać, to oczywiste.
Toby ma ciotkę icałe miasteczko  troskliwych ludzi, a ta Sue-Ellen nie ma nikogo
oprócz  Hugona.  – Rozumiem – szepnęła. – Jedź. Pod warunkiem że  przysięgniesz,
że wrócicie cali i zdrowi.  – Ja nie...  – Przysięgasz? – Chwyciłagozaręce, nie 
spuszczając wzroku z jego twarzy. – Musisz.  – Przysięgam. – Pociągnął ją ku 
sobie i pocałował.Za  tym szorstkim pocałunkiem krył się strach, pożądanie  i 
adrenalina. – Opiekuj się Tobym i pilnuj mojego Cowral,  dopóki nie wrócę! – 
zawołał, znikającw kłębach  dymu.  
ROZDZIAŁ ÓSMY  
– Zdąży – pocieszał ją Sam. – Ogień rozprzestrzenia  się szybko, ale na razie 
nie zanosi się na burzę. Jeśli Hugo  będzie ostrożny i jeśli wiatr się nie 
nasili...  Niestety, dziesięć minut później huraganowy wiatr  przetoczył się 
przez plażę. Uderzenie gorącego powietrza  poprzedzającego ogień wszystkim 
zaparło dech. Rachel  akurat ustawiała stojak z kroplówkąprzy noszach stuletniej
 pani McLeod, cierpiącej z powodu objawów odwodnienia.  – Dziecko, nie trzeba. 
Idź do innych – mówiła staruszka.  – Mną nie zaprzątaj sobie głowy.  – Jesteśmy 
dobrze przygotowani – odrzekła Rachel.  Dokończyła wszystkie konieczne 
czynności, po czym  wstała, by się rozejrzeć. Mieszkańcy miasteczka zachowali  
spokój. Wiedzieli, że takie gorąco nie może trwać  długo oraz że pod bokiem mają
morze. Teraz wszyscy  nakrywali głowy kocami zgodnie z poleceniem, które  
wpajano im od dzieciństwa.  Tych, którzy nie mogli chodzić, przenoszono na sam  
brzeg i ustawiano tak, by fale obmywały im stopy. Każdy  z nich miał 
przydzielonego opiekuna wyposażonego  w mokre koce.  Toby popłakiwał przerażony 
ogłuszającym hukiem  ognia.  Opiekuj się Tobym, przykazał jej Hugo. O Boże, 
Hugo.  Nie wolno jej teraz o nim myśleć.     Na płyciźnie mieszkańcy Cowral 
zbili sięw ciasną  gromadę. Nie było czym oddychać. Pozostawało jedynie  
przetrwać. Gdzieśtam jest Hugo.  –Jeśli ja przeżyję, to ty teżmusisz –szepnęła, 
klękającw płytkiej wodzie. Toby oswobodziłsięz objęćMyry  i przylgnąłdo niej. 
Tkwili w wodzie przykryci mokrymi  kocami, a dookoła nich szalało piekło.  –Ja 
chcędo taty –zapłakałToby.  –Ja też–szepnęła w jego włosy. –Ja też. Ale tata  
pojechałdo pacjentki. Niedługo wróci.  –Sue-Ellen! –Zasłaniając usta 
jakąśszmatą, wyskoczyłz  samochodu i ruszyłw stronępłonącego domu.  W koronach 
drzew nad jego głowąhuczałypłomienie.  –Sue-Ellen!  Niespodziewanie o 
cośsiępotknął. Spojrzałpod nogi  i ujrzałszczeniaka owczarka collie. Przerażony 
pies zaskowyczał.  O Boże!  Język ciała zwierzęcia byłnieomylnąwskazówką,że  
jego pani została w domu.  Fala gorącego powietrza przeszłabłyskawicznie. Teraz 
wszyscy mieszkańcy Cowral ostrożnie wyglądali  spod mokrych koców. Rachel 
zauważyła, jak nieopodal  spod czegoś, co przypominało ogromnąmokrąpierzynę,  
wychyla siękobieca głowa w lokówkach. Byłato żona  Sama, szefa straży domowej. 
Po chwili dłońpani Nieve  powędrowała do lokówek, by sprawdzić, czy nic sięnie  
popsuło.  –Czy wszyscy dotarli na plażę? –zapytała Rachel.  –PannęBaxter i Lesa 
chłopcy doprowadzili w ostatniej  chwili –zameldowałSam. –Mamy jednego 
pogryzionego  przez kota Lesa. Klatka z kotami też tu jest, chyba że ktoś  ją 
wstawił do wody i się potopiły.  – A Hugo?  – Jeszcze nie wrócił. Kiedy front 
przechodził nad nami,  Hugo powinien być już całkiem wysoko.  – Na pewno już 
badał pacjentkę – szybko dodała  Rachel, widząc strach w oczach Toby’ego. – 
Jedna pani  wgórachzachorowała, więcmusiał niąsię zaopiekować.  Ja też muszę do 
niej jechać. Toby, zostaniesz z Myrą?  Sam, kiedy będzie można pojechać do 
Sue-Ellen?  – Zapytam szefa straży.  – Trzeba tam ruszać jak najprędzej.  – Szef
wysyła tam samochód cysternę – oznajmił  Sam po chwili.  – Jadę z nimi.  Zanim 
cysterna mogła wyjechać wgóry, Rachel pomagała  cierpiącym na trudności z 
oddychaniem i opatrzyła  mnóstwo niegroźnych skaleczeń.  – Aż trudno uwierzyć, 
ile mieliśmy szczęścia – rzekł  komendant, zsuwając z czoła kask i ocierając 
czoło. Burza  zmiotła wszystko, ale tak porządnie wysprzątaliśmy  teren, że 
straciliśmy tylko cztery domy letniskowe.  Gdy burza ucichła, strumień 
mieszkańców popłynął  do miasteczka. Ludzie spieszyli się do domów, by ugasić  
miejscowe pożary i ogniska. Mimo że Cowral nadal znajdowało  się w pierścieniu 
płomieni, zaczynało sprawiać  wrażenie bezpiecznego miejsca. Lecz Hugo...  – 

Strona 34

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

Możemy już jechać? – zapytała, opatrzywszy dziecko  poparzone przez płonącą 
gałąź unoszoną wiatrem.  – Lepiej żeby pani z nami nie jechała. – Komendant  się
zasępił. – Wziąłem już Gary’ego. Był na froncie walki     z ogniem i kiedy 
dowiedział się,że Sue-Ellen nie zeszła  na plażę, omal nie oszalał. Jedno z was 
jest mocno zaangaz ˙owane.  – A pan nie jest? Komendant spojrzał jej w oczy i 
westchnął. – Jestem – przyznał.  – To o co się sprzeczamy? – Rachel była już 
ubrana  w strażacki kombinezon.  – Pani doktor... – dodał komendant – jeszcze 
pani nie  widziała najgorszego. Fala wyhamowała na rzece. Gdybys ´my byli przed 
frontem...  – Chce mi pan powiedzieć,że jest niewielka szansa,  że Hugo przeżył?
– zapytała odważnie.  – Chłopcy oczyszczają drogę. Zawiadomimy panią.  – Nie. 
Jestem lekarzem. Mam tu wszystko, co może  być potrzebne w takich sytuacjach. 
Jadę z wami.  Farma Sue-Ellen była dwie minuty drogi za miastem,  lecz im 
zajęłoto pół godziny, ponieważ szosa była zablokowana  dymiącym popiołem, 
gałęziami i powalonymi  eukaliptusami. W powietrzu unosił się zapach spalonego  
olejku.  Gdy dotarli na miejsce, ujrzeli tylko żarzącąsię belkę  w miejscu, 
gdzie była skromna chatka Sue-Ellen. Tuż  obok stał samochód, a właściwie jego 
spalony wrak.  To auto Hugona.  Nic nie ostało się tej pożodze. Rachel 
rozglądała się,  nie kryjąc łez, które spływały jej po twarzy.  Zosłupienia 
wyrwał ją krzyk Gary’ego, atletycznie  zbudowanego strażaka, który tak bardzo 
przejął się losem  Sue-Ellen.  – Tutaj! W kanale! – Gary, który znał 
ukształtowanie  tego terenu, nawet nie spojrzał na zgliszcza, lecz od razu  
pognał w stronę pagórka. – Doktor jest w kanale! Z kozami,  psem i Sue-Ellen. ż 
yją!  Hugo rzeczywiście był żywy, lecz stan Sue-Ellen pozostawiał  wiele do 
życzenia. Słyszał, jak przyjechali, ale  nic nie mógł zrobić, ponieważ całą 
uwagę skupiał na  kobiecie, którą trzymał w ramionach. Co chwila traciła  
przytomność, ciśnienie miała bardzo niskie, a puls nitkowaty.  Potrzebował 
sprzętu oraz czyjejś pomocy.  Nie mógł wyjść z kanału, ponieważ trawa na brzegu 
nadal się tliła. Więcpółleżał w wodzie, podtrzymując  Sue-Ellen, w asyście 
wyjącego szczeniaka i stada strzygących uszami kóz. Kobieta poruszyła się i 
spojrzała  przytomnie.  – Nie mogę...  – Nic nie musisz robić– zapewniał ją. – 
Zrobiłaś  wszystko, co należy. Kozy sąbezpieczne. Szczeniak też.  Jesteś 
poparzona, ale niegroźnie. Już nadchodzi pomoc.  Lecz Sue-Ellen znowu straciła 
przytomność. Zamknął  oczy, a gdy je otworzył, ujrzał nad sobąRachel...  Gdy 
strażacy rozłożyli na błotnistym brzegu płachtę  termiczną, Gary przejął od 
Hugona bezwładne ciało  i ostrożnie je na niej ułożył, a jednocześnie ktoś inny 
pobiegł po torbę lekarską Rachel.  Oparzenia, wstrząs, podrażnienie dróg 
oddechowych  dymem. Dlaczego nie przyjechaliśmy wcześniej? – zastanawiała  się 
Rachel, mierząc ciśnienie krwi nieprzytomnej.  Osiemdziesiąt na pięćdziesiąt. 
Cholera!  – Gary, obejrzyj Hugona – poleciła, wiedząc, że  wszyscy strażacy mają
za sobą kurs pierwszej pomocy.  – Nic mi się nie stało – mruknął Hugo. – Nie 
mogłem  jej pomóc, ale teraz już mogę.     – Masz poparzone ręce?  – Nie.  – 
Chrypisz.  – Bo mam gardło podrażnione dymem.  – Więc...  – Daj mi spokój. – 
Hugo z pomocą Gary’ego podłączał kroplówkę.  – Boże, ona umiera – szepnął Gary. 
– Odnoszę wrażenie, że bardzo ją kochasz – powiedziałapo ´łgłosem Rachel.  – 
Kiedyś byliśmy razem, ale jak się dowiedziała, że  ma schizofrenię, zerwała ze 
mną, twierdząc, że nie ma  prawa być dla mnie ciężarem. Byłem u niej wczoraj, 
żeby  dowiedzieć się, czy nie trzeba jej pomóc, ale mnie przegoniła.  Dzisiaj 
wysłano mnie w przeciwnym kierunku.  Nie wiedziałem...  Nie wiedział, jak bardzo
jąkocha, pomyślała Rachel.  – Wyzdrowieje – powiedziałanagłos. – Przynieś  z 
wozu parę koców. Znajdziesz też moje płachty, które  wyglądająjak skrzyżowanie 
plastiku i folii aluminiowej,  oraz folię samoprzylepną.  Gary pobiegł co sił w 
nogach.  – Trzeba wezwać karetkę powietrzną– oznajmił Hugo  chrapliwym głosem.  
– Już to zrobiłem – poinformował go szef strażaków.  – Z powodu burzy Cowral 
stało się priorytetem, więc  śmigłowiec będzie tu za dwadzieścia minut.  – Jeśli
zdołamy utrzymać ją przy życiu – mruknął  Hugo.  – Nie mam co do tego 
wątpliwości – rzekła Rachel,  patrząc, jak po nałożeniu maski tlenowej twarz 
dziewczyny  zaczynała nabierać żywszej barwy pod warstwą  błota. Sue-Ellen 
jęknęła. – Morfina. – Nim Rachel sięgnęła do torby, Hugo już robił zastrzyk. 
Widać było, że  jest skrajnie wyczerpany i działa automatycznie.  – Puść mnie, 
puść... – protestowała Sue-Ellen.  – Haloperidol? – Rachel wolała się upewnić, 
lecz  Hugo przytaknął, po czym raz jeszcze zmierzyła ciśnienie.  – Sto dziesięć 
na siedemdziesiąt. Widzisz? Uda  się.  – Dzięki tobie. Bez ciebie nic by z tego 
nie było.  Rachel, ja nic nie miałem!  – Bo twoje auto spłonęło. Wrócił Gary z 
naręczem koców. – Teraz możemy oszacować, jak rozległesą oparzenia.  – Hugo 
skrzywił się, obejrzawszy dłonie i nogi  Sue-Ellen. Trzydzieści procent! – 
Trzeba ją opatrzyć.  – Wszystko mam przy sobie. ż el, gazę i folię.  Pracowali w
milczeniu, na koniec owijając opatrunki  cienką folią, aby poparzone miejsca 
były sterylne i bez  dopływu powietrza. W trakcie tego zabiegu Sue-Ellen  

Strona 35

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

otworzyłaoczy,byujrzeć nadsobątwarzGary’ego,który  bez słowa przyłożył dłoń do 
jej policzka. Ma teraz wszystko,  czego jej trzeba, pomyślała Rachel. W tej 
chwili. Bo  jej życie nadal wisi na włosku.  Jedno spojrzenie na Gary’ego 
wystarczyło, by nabrać  pewności, że tym razem nie rozdzieli tych dwojga ani  
choroba psychiczna, ani pożar buszu.  – Była w domu. – Hugo siedział na 
błotnistej skarpie,  a za jego plecami helikopter unosił właśnie w powietrze  
Sue-Ellen. Poleciał z nią Gary. Ta kwestia nie podlegała  dyskusji.  Kozy już 
zdążyły wydostać się z rowu i pasły się     tak spokojnie, jakby w wypalonej 
trawie było mnóstwo  jedzenia i jakby nic strasznego się tego dnia nie 
wydarzyło.  Za to Hugo wyglądał okropnie. Rachel przysiadła  obok niego i wzięła
na kolana roztrzęsionego Pudge’a,  szczeniaka Sue-Ellen. Wolną ręką mocno 
ścisnęładłoń  Hugona.  – Hugo...  – Dom się zajął, zanim dojechałem – mówił 
jakby do  siebie. – Słyszałem, że jest w środku i woła psa, ale Pudge  był na 
dworze. Przybiegł ze mnąsię przywitać, ale strasznie  piszczał. Jakby 
wiedział,że pani coś się stało.  – Wszedłeś do środka.  – Oczywiście. – Gdy się 
skrzywił, Rachel spojrzała  na jego dłonie. Byłycałew pęcherzach. Miał na sobie 
ubranie ochronne, które go uratowało, lecz ręce oraz  twarz miał poparzone. Był 
w piekle.  – Znalazłem ją w pokoju, w którym płonęły firanki.  Szyba w oknie 
wybuchła. Do wewnątrz. A ona była boso.  – Hugo...  – Powinienem był wczoraj tu 
przyjechać. Nie pomyślałem  o niej – jęknął. – Pojechałem na plażę.  – Bo 
wczoraj nie było zagrożenia.  – Ale dzisiaj...  – Dzisiaj przyjechałeś. Ludzie 
na plaży twierdzą,że  Sue-Ellen nie chciała się ewakuować. Uważasz, że pod  
twoim wpływem zmieniłaby zdanie? Hugo, nie jesteś  wszechwładny. Jesteś tylko 
człowiekiem. – Oglądała jego  dłonie. Poparzone, ale niegroźnie. – Hugo, jesteś 
wspaniałym  człowiekiem – szepnęła. – Gdybym cię straciła...  Nie słyszał tych 
słów, pogrążony w myślach o Sue- Ellen.  – Wydawało mi się,że jest w dobrym 
stanie. Byłem  tu trzy dni temu. Dlaczego nie sprawdziłem, czy się  
przygotowuje?  – Bo nie możesz myśleć za każdego mieszkańca Cowral.  – Nie mogła
spokojnie patrzeć na jego rozpacz.  Ujęła jego twarz i delikatnie pocałowała go 
w obie powieki.  – Sue-Ellen postanowiła nie opuszczać swoich  zwierzaków – 
tłumaczyłamu – bo czuje się za nie odpowiedzialna.  Sam nazwał ją czubem. Jeśli 
i ty masz  jąza wariatkę, to owszem, odpowiadasz za nią, ponieważ  ona jest 
nieodpowiedzialna. Powinieneś był zamknąć  jąw szpitalu psychiatrycznym. Ale sam
mi powiedziałeś,  że ona jest zdolna do podejmowania decyzji.  – Tak, ale...  – 
Nie ma żadnego ,,ale’’. Znała ryzyko. Ostrzegali ją  Sam oraz Gary, ale ona 
postanowiła stąd się nie ruszać.  – Bo była chora.  – Kwalifikowała się do 
zamknięcia w zakładzie?  – Nie, ale...  – Hugo, Sue-Ellen prowadziła niezależne 
życie  i przez to jest ranna. To nie jest twoja wina.  Uśmiechnął się blado.  – 
Znowu jesteś apodyktyczna?  – To moja specjalność. Poparzonymi palcami dotknął 
jej policzka. – Jesteś piękna.  – Piękna i apodyktyczna?  – Tak. Rachel...  – 
Słucham.  – Muszę cię pocałować.  Nie protestowała. Co więcej, poczuła, że jej 
serce  należy do niego. Do Hugona, który jest jej miłością.     Była też druga 
miłość. Craig. To uczucie nie minęło,  nigdy nie minie. Dottie namawiałają,by 
ułożyła sobie  życie na nowo. By przestała myśleć o Craigu. Ale tak się  nie 
stało przez osiem długich lat.  Teraz też o nim myśli. Ponieważ Graig był 
częścią jej,  częścią jej miłości. Całując teraz Hugona, wiedziała, że  nie 
dopuszcza się zdrady. Bo miłość do Hugona jest po  prostu wzbogaceniem tego 
samego uczucia. Skarbu miłos ´ci. Jej serce biło teraz dla Toby’ego, dla Cowral,
dla  Penelope i Diggera, dla Sue-Ellen, jej kóz oraz trzęsącego  się szczeniaka.
 Trwali w uścisku, czerpiącsiłę z tej bliskości, aż za ich  plecami rozległo się
dyskretne kaszlnięcie.  – Doktorze... – odezwał się szef strażaków. Obolali i 
brudni odwrócili się w jego stronę. – Doktorze, pan chyba ma wypaczony gust. – 
Szczerzył  wuśmiechu wszystkie zęby. – Mnie najbardziej  kręci, jak moja wystąpi
w seksownej bieliźnie, a jak pan  woli takie usmolone... Ale dla mnie to trąci 
zboczeniem.  Rachel poczuła, że się czerwieni i chciała odsunąć się  od Hugona, 
ale on przytulił ją jeszcze mocniej.  – Takiej seksownej jeszcze nie miałem – 
odciął się.  – To prawda. Zrobimy jej zdjęcia do nowego kalendarza.  Koniecznie 
w kasku. Przepraszam, że przeszkadzam...  – Człowiek nigdy nie może zaznać 
chwili spokoju  – zrzędził Hugo z wesołym błyskiem w oku. – Ileśmy się  tego 
miejsca naszukali... A tu masz, babo, placek: trzydzies ´ci kóz, jeden pies i 
dwudziestu paru strażaków! –  Spoważniał. – O co chodzi? Problemy?  – 
Niewielkie, ale...  – No mów!  – Grupa nad rzeką ucierpiała z powodu dymu, a 
żona  właściciela pubu potknęła się w tym dymie o kran  w ogrodzie i jest 
podejrzenie, żema złamany palec  u nogi.  – To wszystko? – zapytał Hugo.  – Tak 
jest, doktorze. Na razie. Dokończycie tę... dyskusję później, bo teraz jesteście
nam potrzebni.  – Pobawimy się trochę w lekarzy? – zapytał Hugo.  – Pod 
warunkiem, żew głębi serca pozostaniemy  czymś więcej niż lekarzami – odparła 
Rachel.  Do końca tego bardzo długiego dnia pracowali bez  wytchnienia. Najpierw

Strona 36

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

byli lekko zaczadzeni strażacy  i pani Forsyth z pęknięciem kości palucha, a 
potem cały  szereg mieszkańców Cowral z drobnymi oparzeniami  i skaleczeniami. 
Od czasu do czasu odwiedzała ich Myra  z Tobym, by pokazać malcowi, że tata i 
Rachel są niedaleko.  Toby i Myra zabierali ze sobą trzy psy, ponieważ  małego 
Pudge’a nie można było zostawić na spalonej  farmie Sue-Ellen. Penelope i Digger
instynktownie wyczuli  dramatyczną sytuację szczeniaka i wraz z gosposią  imałym
chłopcem otaczali go troskliwą opieką. Już podczas  drugiej wizyty w szpitalu 
Pudge zaczął nieśmiało  merdać ogonem.  – Zadzwonię do centrum transportu 
sanitarnego i poproszę,żeby przekazali tę wiadomość Sue-Ellen – obiecał  Hugo. –
To jej pomoże bardziej niż leki.  W tym potwornym zamieszaniu Hugo znalazł czas,
by  o tym pomyśleć! To część pracy lekarza na prowincji,  przeszło Rachel przez 
głowę. Medycyna plus cała reszta.     Zapadła noc. Wiatr ucichł,a koło 
dziesiątej powiało  od południa. Temperatura powietrza wyraźnie się obniz ˙yła i
nawet spadł niewielki deszcz. Specjalna grupa  ochotników chodziła od domu do 
domu, by dowiedzieć  się o stan zdrowia mieszkańców, zwłaszcza tych w podeszłym 
wieku.  Około drugiej nad ranem Rachel weszła do kuchni.  Myra, która zabrała do
siebie Toby’ego oraz psy, zostawiła  na stole garnki z kolacją, lecz Rachel na 
nic  nie miałasiły. Siedziała przy stole, tępo wpatrując się  wścianę.  Kwadrans
później zjawił się Hugo. Był szary ze zmęczenia.  Na jego widok Rachel podniosła
się z krzesła.  Patrzyła na niego, nic więcej. Ich spojrzenia były 
potwierdzeniem  tego, czego doświadczyli w ciągu kilkunastu  minionych godzin.  
Tak zaczęło się ich wspólne życie.  – Rachel...  Bez słowa padła mu w ramiona. 
To nie była pora  na rozmowy. Nadszedł czas miłości. Zaspokojenia palącego 
pragnienia bliskości. By nie marnować czasu,  razem weszli pod prysznic, 
zrzuciwszy na podłogę ubrania  tak brudne, że powstydziłby się ich każdy 
szanujący  się lekarz. Lecz tego dnia nikt nie zwracał uwagi na  ich strój. Tego
dnia byli po to, by zaspokoić potrzeby  mieszkańców Cowral.  Lecz teraz nadszedł
czas spełnienia ich własnych potrzeb.  Czas, by zostali kochankami. Zmywając z 
siebie  nawzajem brud w strumieniach ciepłej wody, wszystkimi  zmysłami 
poznawali swoje spragnione ciała. Potem,  w wielkim łożu Hugona, stali się 
jednością.  Później Rachel nie potrafiła sobie przypomnieć, czy  kiedykolwiek 
wzniosła się na takie szczyty rozkoszy.  Nie porównywała. To, co było między nią
i Craigiem,  działo się w poprzednim życiu. Nie przestało być cenne,  lecz 
zostało w przeszłości. Teraz napawała się teraźniejszos ´cią.  Craig nie miałby 
jej za złe tej nowej miłości. W głębi  serca wiedziała, że ma jego 
błogosławieństwo.  Drugim błogosławieństwem był Hugo: jego ciepło,  ręce, zapach
i smak. Przyjęłago całym ciałem i duszą...  Potem zasnęli. Pierwszy raz od wielu
lat Rachel spała  spokojnie wtulona w kochanka. Od dnia tragicznego  wypadku 
sypiała bardzo źle, budząc się co chwila, jakby  musiała czuwać, by zapobiec 
nowej katastrofie. Lecz  teraz w ramionach tego mężczyzny spała kamiennym  
uzdrowicielskim snem, spokojna o jutro. A on?  Z Beth nigdy tak nie było. W 
małżeństwo z jej siostrą  wpakowałby się równie bezmyślnie. Idiota.  Skąd jednak
miał wtedy wiedzieć,że jest to zła decyzja?  Nie miał wówczas pojęcia, że może 
być zupełnie  inaczej. Nawet nie podejrzewał,że można kochać tak jak  teraz.  
Rachel. Cudowna kobieta. Skarb. Jeszcze mocniej  przygarnął ją do siebie, 
czując, jak wzbiera w nim nowa  fala pożądania. Pożądanie? Może poczekać godzinę
lub  dwie, pomyślał z radością. Przed nami cała wieczność...  Okołoósmej obudził
ich telefon.  Na brokatowej powłoczce ślizgały się promienie słońca.  Zmienię 
to, pomyślał. Tak! Wyrzucę z domu wszystkie  brokaty! Dzisiaj urodził się na 
nowo i zaczyna  nowe życie z Rachel. Ona też powoli się budziła. Uśmiechała  się
do niego, nim jeszcze podniosła powieki.     Telefon dzwonił. Hugo sięgnął po 
słuchawkę.  – Czy zastałam Rachel? – pytał kobiecy głos. – Doktor  Harper. Nie 
odbiera komórki, a to pilna sprawa.  – Już ją proszę.  – Dottie... – rzekła 
Rachel i natychmiast oprzytomniała.  Usiadłana łóżku, zapominając, że jest naga.
Boże,  jaka ona jest piękna. – Nie, Dottie, wszystko w porządku.  Powinnam była 
wczoraj do ciebie zadzwonić. Mogłam  się domyślić,żesłuchałaś wiadomości. Nie, 
jesteśmy  bezpieczni. Nie...  Potem nagle zniżyłagłos.  – Jak to, Dottie? Był 
stabilny... – Słuchała, zacisnąwszy  powieki. – Oczywiście, już jadę.  Hugo 
wyjął słuchawkę z jej dłoni.  – Rachel, co się stało? – zapytał.  – Craig... – 
szepnęła.  – Craig?  – Mójmąż. Umiera.  
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY  
Pomógłjej się spakować, wmusiłwniągrzankę i zorganizował  transport. W trakcie 
tych przygotowań udało  mu się poznać jej tajemnicę.  – Osiem lat temu mieliśmy 
wypadek – mówiła z twarząściągniętąbólem. – Razem studiowaliśmy. Chodziliśmy  ze
sobą jeszcze w szkole. Dottie, jego matka, jest dla  mnie praktycznie jak moja 
własna matka. Pobraliśmy się  i wszystko doskonale się układało do dnia, kiedy 
jakiś  pijak uderzył w nasz samochód. Jechał pod prąd. Craig  nic nie mógł 
zrobić.Byłam ranna, a Craig... właściwie nie  ucierpiał. Tylko uderzył się 

Strona 37

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

wgłowę. Stracił przytomnos ´ć. I już jej nie odzyskał. – Rozpłakała się.  – 
Czyli Michael, ten facet, który był na wystawie...  – To dureń. Dottie 
przekonywała mnie, że powinnam  wyjechać. Rozerwać się. Poznałam ciebie.  Hugo 
zbierał myśli. W nocy był przeświadczony, że  kocha się z kobietą uwikłaną w 
nieszczęśliwe małżeństwo,  a teraz...  Wszystko się zmieniło. Ona jest inna. 
Mimo że szumiałomu  w głowie, czuł,że teraz najważniejsza jest jej  rozpacz.  – 
Rachel, tak mi przykro...  – Przykro? Mnie wcale nie jest przykro. Z powodu tej 
nocy? Hugo, to była najcudowniejsza noc w moim życiu.  Nigdy jej nie zapomnę, 
ale teraz muszę wyjechać.     – To zrozumiałe. – Był wściekły, że nie może 
osobiście  jej odwieźć, ale Cowral nadal potrzebuje lekarza.  Całe szczęście że 
droga jest już otwarta. Poza tym  udało mu się znaleźć kogoś, kto ją zabierze.  
– Rachel...  – Wiem. – Dopiła herbatę i wpatrywała się w fusy na  dnie kubka. – 
Wiem. Przepraszam. Przepraszam, kochany...  Hugo rzucił się w wir pracy. Minął 
pierwszy dzień,  drugi, trzeci...  W końcu nie wytrzymał. Odbył poważną rozmowę 
z Myrą i Tobym, zgłosił zapotrzebowanie na zastępstwo,  przyjął nowego lekarza i
wyruszył do miasta.  Cienka niebieska linia wznosiła się i opadała. Wznosiła  
się i opadała. Jak długo trwa miłość?  Młoda kobieta czuwała, tak jak robiła to 
od wielu lat.  – Craig, kocham cię – szepnęła, ale nie otrzymała  odpowiedzi. 
Tak było od lat.  Promienie słońca pełzały po nieruchomej dłoni. Ukochane  oczy,
dawniej pełne radości życia, pozostawały  zamknięte.  Niebieska linia wznosiła 
się i opadała. Jak długo trwa  miłość? Może nie dłużej niż tchnienie?  Hugo stał
w drzwiach i przyglądał się Rachel. Spała  zgłową na jego piersi, trzymającgo za
rękę. Wzrok  Hugona przeniósł się na monitor. Tętno przyspieszone  i 
nieregularne. W ciągu kilku minionych dni wiele się  dowiedział, wiele nauczył. 
Odpowiedzi na pytania, które  należało zadać Rachel, udzielił mu lekarz.  – 
Osiem lat w śpiączce. Był silny. Myśleliśmy, że  z tak niewielkim wylewem będzie
żył znacznie dłużej,  ale parę miesięcy temu skrzep... W takich przypadkach  jak
ten nie jest rzadkością. Organizm jest mało aktywny,  baliśmy się,że go 
stracimy. Mam wrażenie, że rodzice  i Rachel już się z nim wtedy pożegnali. Ale 
on był  silniejszy.  – Rachel...  – Znam ją od czasu studiów. Ona i Craig byli 
wspaniałą parą. Po wypadku w Rachel coś zgasło. Jest znakomitym  lekarzem, ale 
co noc siedzi przy nim...  – Chyba bardzo go kochała.  – Trudno od tego się 
uwolnić,zwłaszcza gdy nie  nastąpił zgon. Po tym skrzepie rodzice Craiga 
pogodzili  się ze stratą syna. Namawiali Rachel, żeby zaczęłażyć  na nowo. 
Próbowała. Teraz wystąpiły nowe skrzepy. Jeden  z nich jest w płucach. To już 
koniec.  Więc stał teraz w drzwiach i tylko ją obserwował.  Jak ona Craiga przez
całe lata.  Wyszła po kawę. Koszmarny dzień. Czuła, że jest  bliska załamania. 
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego akurat  wtedy, gdy poznałamiłość, drugą miłość
swojego  życia, pierwsza szykuje się do odejścia z tego świata? Nie  miała 
wyrzutów sumienia. Z jakiego powodu? W pewnym  sensie Craig przyczynił się do 
tego, że pokochała  Hugona. Uczucia, którymi darzyła obu mężczyzn przeplatały  
się, przemieszały.  Ponieważ kocha Hugona, jej miłość do Craiga nie  wygaśnie, 
niezależnie od tego, co stanie się z tym mężczyzną na szpitalnym łóżku. Lecz 
teraz nie wolno jej  myśleć o Hugonie. Na razie niech pozostanie w tle. Teraz   
 jest czas Craiga. Oddycha coraz płyciej. Nadchodzi jego  czas. Pora pogodzić 
się ze stratą.  Z kubkiem kawy szła do pokoju Craiga, lecz w progu  stanęła jak 
wryta. Na krześle przy łóżku siedział Hugo  i przemawiał do Craiga.  – Stary, 
nie wiem, czy mnie słyszysz. Najtęższe umysły  nie wiedzą, jak funkcjonuje 
uszkodzony mózg, jak  odbywa się umieranie. Czy ma się jego świadomość,co  się 
wtedy czuje. Ale muszę z tobą porozmawiać.  Cofnęła się, oparłao ścianę 
isłuchała, co Hugo mówi  do Craiga. Jak druga miłość przemawia do pierwszej.  – 
Nazywam się Hugo McInnes. Pracuję na prowincji.  Jestem wdowcem. Mam dziecko, 
psa i trzydzieści pięć  lat. I kocham twoją żonę.  Kocham twojążonę. Tak po 
prostu. Rachel aż zaparło  dech w piersiach. Czekała.  – To straszne, prawda? 
Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek  przyjdzie mi to wyznać komuś, kogo uważam  
za przyjaciela. ż e kocham twoją żonę. Być może przechodzi  mi to przez 
gardłowłaśnie dlatego, że mam cię za  przyjaciela.  Rachel postawiła kubek na 
podłodze. Pielęgniarki,  które przeszły obok, rzuciły jej pytające spojrzenie, 
lecz  ona oddaliła je gestem. Przyjechał...  – Craig, wiem, że kochacie się od 
lat. Widzę to w jej  oczach –mówiłHugo półgłosem. –To byławielka miłość.  Jesteś
częściąRachel.Terazjająpokochałem.Możenawet  tak bardzo jak ty. Ale, oczywiście,
inaczej. Bo kocham  kobietę, która już kochałaibyła kochana. Która jest taka  
jak jest, ponieważ dawno temu pewien facet nauczył ją  uśmiechu. Byłjej 
światłem. Wziął jąw ramiona i sprawił,  że czuła, że dzięki miłości wszystko 
jest możliwe.  Wahał się, dobierającsłowa.  – Ona jest wyjątkowa. Nie ma drugiej
takiej na całej  kuli ziemskiej. Wyobrażam sobie, że byliście niezwykłą  parą. 
To, kim się stała, zawdzięcza tobie. – Namyślał się  długo. – Chciałbym cię 
zapewnić,że jesteś jej częścią.  I dlatego, stary, będziesz częścią naszej 

Strona 38

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

rodziny. Będziesz  żył dalej.  Rachel poczuła, że łzy cisną się jej do oczu.  – 
Wiem, że to brzmi strasznie sentymentalnie. ,,żyje  w naszych sercach’’. To 
prawda. Przyznam ci się,że  nareszcie zrozumiałem, na czym polega miłość. Im 
więcej  się ma, tym więcej się dostaje. Ponieważ ty kochałeś  ją, a ona ciebie. 
Rachel potrafiła zdobyć się na to, żeby  i nas pokochać. Mnie. Mnie i moje 
dziecko. Mówiłem ci,  że mam sześcioletniego syna? Toby świata poza nią nie  
widzi. Obiecała, że nauczy go kopać z kozła. Twierdzi, że  to ty ją tego 
nauczyłeś. Pomyśl, twoje zamiłowanie do  futbolu przejdzie na mojego syna. Co 
jeszcze?  Uśmiechał się. Rachel usłyszała to w jego głosie.  – Mamy dwa psy. 
Digger, kundel, jest mój. Jest też  Penelope. Należała do faceta, którego nie 
lubimy. Zamierzam  złożyć mu propozycję nie do odrzucenia, bo uwaz ˙am, że nasza
rodzina jest za mała. Musimy mieć co  najmniej dwa psy. Jest jeszcze jeden, 
Pudge, który pomieszkuje  z nami, czekając, aż ktoś nam bliski wróci ze  
szpitala. Będzie ich więcej, bo Rachel zawsze przygarnie  zbłąkane istoty. 
Będziemy też mieli dzieci.  Gdy przechodzące obok pielęgniarki popatrzyły na nią
 jak na wariatkę,połapała się,że już nie płacze, lecz  uśmiecha się od ucha do 
ucha. Będziemy mieli dzieci...  – Mam taką nadzieję, chociaż jeszcze z nią o tym
nie  rozmawiałem. Ale chyba mogę zwierzyć ci się z takich     planów? Zanim 
urodził się Toby, wydawało mi się,że  jedno dziecko mi wystarczy, ale on podbił 
moje serce.  Gdyby to było dziecko Rachel... wasze dziecko... – Znowu  się 
zawahał. – Jeśli urodzi nam się dziecko, ono  również będzie częścią ciebie. 
Dostałem od ciebie dar  miłości. Stary, nigdy o tym nie zapomnę. Jeśli urodzi 
nam  się chłopiec, to wiadomo, jakie dostanie imię. Jeśli dziewczynka...  to nie
wiem... Może po prostu będziemy starac ´ się tak długo, aż spłodzimy chłopczyka.
Nie mam nic  przeciwko temu. Ważne, żeby i tobie to odpowiadało.  – Po dłuższej 
chwili milczenia Hugo dodał: – Chyba już  wszystko ci powiedziałem. Musiałem się
wygadać,aty  masz co robić. Musisz skoncentrować się na oddychaniu.  Rachel 
zobaczyła, jak Hugo ujmuje dłoń Craiga. Widok  splecionych męskich dłoni chwycił
ją za gardło.  – Staniesz oko w oko ze śmiercią – rzekł półgłosem  Hugo. – 
Bardzo, stary, żałuję,że nie możesz żyć. Jest mi  z tego powodu cholernie 
przykro. Bez wahania wyrzekłbym  się Rachel, gdyby to mogło przywrócić ci życie,
ale  panowie konsultanci twierdzą,że to niemożliwe. Więc  się z tobąpożegnam. 
Zostawiam cię rodzicom i Rachel.  Pamiętaj, stary, że w naszym domu zawsze 
będziesz  kochany.  Pięć minut później Hugo wstał. Gdy wychodził z pokoju  
Craiga, przy drzwiach stał samotnie kubek z zimną  kawą.  
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY  
Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz.  Rachel, Dottie i Lewis pożegnali 
Craiga na niewielkim  cmentarzyku pośródgór. Osiem lat wcześniej połączył  ich 
smutek, który teraz przybrał postać melancholijnego  pożegnania. Tych troje 
nadal go kochało. I nigdy o nim  nie zapomni. Cmentarz znajdował się nieopodal 
miejscowos ´ci, w której Craig się urodził. Pochowano go obok  dziadków, 
pradziadków i dziecka, które byłoby jego braciszkiem,  gdyby nie przyszło 
przedwcześnie na świat.  – Trzymam się – szepnęła Rachel, na co Dottie  
uśmiechnęła się przez łzy.  – To dobrze, moje dziecko. – Dottie popatrzyłana  
męża, który ujął ją pod rękę.  – Jesteś bardzo dzielna – powiedział. Ten 
milczący  mężczyzna, byłypiłkarz, kochał syna miłością większą  niż futbol. – 
Teraz myśl o sobie, dziewczyno.  – O swojej przyszłości.  – Twójmłodyczłowiek. 
–Lewiskiwnąłgłowąwstronę drogi prowadzącej do miasteczka. Hugo stał przy swoim  
aucie. – Czeka na ciebie, więc idź do niego.  Rachel przymknęła powieki, a gdy 
je podniosła, ujrzałaus ´miechnięte twarze: Dottie i Lewisa. Oraz Hugona.  Nic 
tu po niej. Uściskała teściów, po czym opuściła  cmentarz, by rzucić się w 
ramiona swojej miłości.  
ROZDZIAŁ JEDENASTY  
Był to całkiem niezłyślub.  Toby znał się na ślubach. Panna młoda powinna 
wyglądać oszałamiająco, no i Rachel wyglądała oszałamiająco. Panna młoda powinna
być na biało i w koronkach,  no i Rachel miała odpowiednio dużo koronek. Ale bez
 przesady, uznał po namyśle. Nie miała welonu ani trenu.  Myra powiedziała, że 
ta suknia jest z jedwabiu. Nie wiadomo,  jak trzymała się na górze, za to niżej 
miała szeroką  spódnicę. Rachel była boso. Jak na pannę młodą wyglądałacałkiem 
ładnie.  Trochę peszyły go te bose stopy. Panna młoda chyba  zawsze ma wysokie 
obcasy. Ale buty na szpilkach wyglądałyby na plaży idiotycznie, bo tam odbywała 
się cała  ceremonia. W tym samym miejscu, gdzie Rachel uczyła  go kopać piłkę i 
gdzie przed ogniem schroniło się całe  Cowral.  Rozpoczęcie uroczystości nieco 
się opóźniało, bo  dwóch staruszków z domu opieki podjęło się założyć  z pomocą 
Dona system nagłaśniający. Kręcili różnymi  gałkami i coś im nie wychodziło, ale
nikt tym się nie  przejmował. Wszyscy czekali uśmiechnięci, jakby nigdzie  im 
się nie spieszyło.  Toby, niestety, zostawił piłkę w samochodzie. Gdyby  
wiedział, ile to potrwa, mógłby sobie trochę pokopać.  Teraz był już znakomitym 

Strona 39

background image

Lennox Marion - Ślub nad oceanem

piłkarzem. Rachel dobrze go  nauczyła, jak na dziewczynę. Jest lepsza od taty. 
Za to  Lewis... jest mistrzem. Lewis i Dottie, którzy od razu  kazali mówić 
sobie po imieniu, ostatnio często przyjeżdz ˙ali do Cowral. Polubili to 
miasteczko i pokochali Toby’ego.  Nie miał nic przeciwko temu. Oni też od razu 
przypadli  mu do serca. Jego świat ostatnio znacznie się rozrósł.  Spostrzegł,że
na plażysąsami znajomi. Tyle ludzi...  Między innymi z tego powodu Rachel i Hugo
zrezygnowali  ze ślubu w kościółku. Na pewno nie wszyscy by  się tam zmieścili. 
Nie być na takiej uroczystości? Kto to  widział?!  Tuż obok niego stała Myra, 
która okropnie się przejmowała,  że Toby upuści obrączki. On?!  Chyba jest 
zdenerwowana, pomyślałoopiekunce.Rano  wyszczotkowała oba psy. Penelope 
wyglądała przepięknie,  chociaż była już cała obsypana piaskiem. Przez to  
czekanie. Digger natomiast nadal prezentował się bardzo  wytwornie. Knickers też
przyszedł. Miał na szyi wielką  czerwonąkokardę.Totenspaniel,odktórego wszystko 
się  zaczęło. Byłjuż zupełnie zdrowy. JakKim,która siedziała  na piasku, a obok 
niej leżał Knickers. Bardzo ładnie.  Dalej Toby dostrzegł Pudge’a, który nadal 
mieszkał  z nimi, bo Sue-Ellen przebywała w szpitalu, podczas gdy  sąsiedzi 
odbudowywali jej dom. Przyszła jednak na ślub,  a towarzyszył jej młody strażak,
Gary. Toby słyszał, jak  tata mówił do Rachel, że może dobrze się złożyło, że  
stało się to, co się stało. Rachel odrzekła, że Gary ma  dobre serce i jest w 
Sue-Ellen zakochany po uszy. Wynio śłjąz kanału, odwiedzał jąw mieście, a teraz 
wozi ją  na wózku. Rachel i tata uznali, że na coś się zanosi. Tata  mówi, że 
Gary nawet lubi kozy!     W Cowral dzieje się teraz mnóstwo ciekawych rzeczy.  
Myra powiedziała, że pożar uprzytomnił wszystkim, jak  ulotne jest życie. Co to 
może znaczyć? Myra uważa, że  ma to jakiś związek z byciem szczęśliwym. Teraz. 
Ona  mówi, żeto właśnie spotkało Christine. Ona też tu jest.  Z tym Michaelem.  
Michael jakiś czas po pożarze przyjechał po Penelope.  Był strasznie zły i 
oznajmił,że Penelope nie może u nich  zostać. Ale potem zobaczył Christine. Ona 
z kolei była  wściekła na tatę i Rachel za to, że przemeblowali pokój  Toby’ego.
Też miała ochotę wrzeszczeć. Więc Michael  krzyczał na Rachel, a Christine na 
tatę, a potem Michael  i Christine gdzieś pojechali, żeby dalej się pieklić,na 
co  tata powiedział:  – Proszę, proszę, mamy kolejny cud.  Wyszło na to, że 
Penelope zostanie w Cowral, poniewaz ˙ na wystawie nie zdobyła tylu punktów, 
żeby zostać  czempionką, więc Michael nie chciał, by miała szczeniaki.  Tata i 
Rachel bardzo z tego się ucieszyli. Tata stwierdził, że wszystkie dzieci 
Penelope będą szurnięte, a Rachel  się roześmiała.  W końcu leciwi elektrycy 
uporali się ze sprzętem.  Wgłośnikach coś zatrzeszczało i nareszcie popłynęła  z
nich muzyka. Lewis ujął Rachel pod ramię jak dumny  ojciec, a Dottie ciągle 
poprawiała jej suknię. Lecz Rachel  widziała tylko Hugona, który cierpliwie 
czekał. Patrzył  na nią z taką miłością,że nawet Toby to zauważył. Bardzo  
ładnie, pomyślał. Podoba mi się taki tata.  Potem zagrali coś, co bardzo 
wzruszyło Myrę.  – W końcu znaleźli swoje miejsce – szepnęłaze łzami  w oczach, 
nic więcej nie wyjaśniając.  To Cowral, pomyślał Toby.    Oczy wszystkich były 
teraz skierowane na płyciznę,  gdzie jakiś czas temu znaleźli schronienie, a 
teraz ten  mężczyzna i ta kobieta przysięgają sobie wierność.  – Kocham cię – 
szepnął Hugo, a Rachel spojrzała  w oczy swojej drugiej, największej miłości.  –
Kocham cię, Hugo.  Brawo, pomyślał Toby. Tak ma być. Nikt się nie wykręci od 
takiej przysięgi. Oni i tak nie zamierzają się  wykręcać, uznał. Rachel i jego 
tata patrzyli sobie w oczy,  głupawo się uśmiechając. Za chwilę... Teraz! Fuj!  
Całują się!  Skoro tak musi być, to trudno. Ale mogliby się po spieszyć. Bo 
trzeba zagrać wpiłkę.  I jeść weselny tort.   
żyć.  Już teraz. 
Koniec książki. 

Strona 40