background image

Cathy Williams 

 

Romans z szefem 

 

Constantinou’s Mistress 

Tłumaczyła Hanna Walicka 

background image

R

OZDZIAŁ PIERWSZY

 

 
Do uszu Lucy dobiegł z oddali odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Zatrzymała dłonie na klawiaturze 

komputera. 

O  tej  porze  nie  powinno  tu  być  nikogo.  Dochodziła  jedenasta  w  nocy.  Godzina  i  dzień 

wydawały się nieodpowiednie na składanie wizyt w tym miejscu. Powoli odsunęła krzesło. Czuła 
się zupełnie bezbronna w jasno oświetlonym pomieszczeniu. Tylko tutaj paliło się światło, podczas 
gdy  cały  budynek  tonął  w  ciemnościach.  Każdy  mógł  podejść  i  ją  zobaczyć,  sam  nie  będąc 
widziany. 

Imponujące biuro Nicka Constantinou zostało tak zaprojektowane, że nie można było się w nim 

ukryć.  Ani  pustych  szaf,  ani  grubych  aksamitnych  portier.  Okna  pokoju  znajdującego  się  na 
drugim piętrze budynku  o ścianach z przydymionego szkła zaopatrzono tylko  w żaluzje. Próba 
wciśnięcia się pod nie byłaby groteskowa. 

Sam  pomysł,  żeby  się  ukryć,  budził  śmiech.  Lucy  Reid  miała  zbyt  wiele  rozsądku,  by 

wyobrażać tu sobie złodziei czy bandytów. 

Odetchnęła  głęboko i  na palcach podeszła do drzwi łączących jej pokój  z gabinetem Nicka. 

Ostrożnie zajrzała do ciemnego wnętrza, nie spodziewając się, iż cokolwiek zobaczy. Za oknem 
wiał wiatr, a gałęzie drzew nieprzyjemnie uderzały o szyby. Poza tym wokół panowała cisza. 

Serce podeszło jej do gardła, gdy spostrzegła ciemną postać zdążającą w jej kierunku. 
— Czym mogę służyć? — spytała głośno, uświadamiając sobie, że takie słowa wypowiadane 

nocą w zamkniętym biurze muszą brzmieć głupio. 

Niewłaściwość pytania przyprawiła ją o nerwowy śmiech. 
—  Kto  tam?  —  zawołała,  zastanawiając  się,  jak  szybko  zdoła  stąd  uciec  i  znaleźć  się  na 

schodach. 

Była drobna, niewysoka, a ten, kto się zbliżał, odznaczał się potężną posturą. 
— A jak myślisz? — usłyszała. 
Mężczyzna sięgnął do wyłącznika i zapalił światło na korytarzu. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. 
—  Dziki,  niebezpieczny  bandyta  plądruje  luksusowe  biuro  Nicka  Constantinou?  —  Zrobił 

szeroki ruch ręką. 

Własne zachowanie musiało go rozbawić, bo się roześmiał, kiwając głową. Potem wsparł się o 

ścianę. Lucy popatrzyła nań z konsternacją. 

— Co tu robisz, Nick? — Z wahaniem podeszła do szefa. — Nie powinieneś być…? Dobrze się 

czujesz? 

— Gdzie… powinienem być? — Przestał się śmiać równie nagle, jak zaczął. 
Gdy spojrzał na nią, zauważyła, że ma podkrążone oczy i wzrok świadczący o tym, iż sporo 

wypił. Ten widok zaskoczył dziewczynę. Wiedziała, że Nick Constantinou nigdy nie nadużywał 
alkoholu. Nie widziała, by pił, nawet podczas służbowych przyjęć, na których wielokrotnie mu 
towarzyszyła, będąc prawie od roku jego sekretarką. 

— Nie odpowiedziałaś na pytanie. 
— Jakie pytanie? — wyjąkała. 
— Gdzie, według ciebie, miałbym być? 
Nawet  pozostając  pod  wpływem  alkoholu,  Nick  Constantinou  emanował  zapierającym  dech 

męskim urokiem. Ponury, ciemny strój, czarny krawat rozluźniony pod szyją i obszerny płaszcz 
przypominający pelerynę czarnoksiężnika podkreślały tłumioną pasję. Wiatr potargał mu ciemne 
włosy, więc mężczyzna nerwowo przeciągnął po nich palcami. 

background image

— Sądziłam, że… będziesz w domu z krewnymi… 
— W końcu pochowałeś żonę, pomyślała. 
— Muszę usiąść. — Minął ją i zniknął za drzwiami gabinetu. 
Lucy  nie  wiedziała,  czy  ma  za  nim  pójść,  czy  dyskretnie  zniknąć.  Przestała  się  wahać,  gdy 

dobiegł ją głos szefa. 

— Przynieś mi trochę wody! Albo zaparz kawy! 
— Woda będzie lepsza. — Dziewczyna weszła do gabinetu i zapaliła lampę na biurku. — Jeśli 

dużo wypiłeś, jesteś odwodniony. Potrzebujesz dużo wody. 

— Zawsze rozsądna, prawda? — zażartował, biorąc od niej szklankę i sadowiąc się na obszernej 

kanapie. 

— Godna zaufania, kiedy chodzi o dobrą radę. 
Sekretarka skrzywiła się. Tak, dobra, stara, godna zaufania Lucy, która znakomicie prowadziła 

sekretariat i nigdy nie traciła głowy. Dobra, stara Lucy, która nie umiała siedzieć w tym samym 
pokoju co szef, żeby go nie obserwować, gdy tego nie widział, nie marzyć o nim, ponieważ był 
żonaty i poza zasięgiem kogoś tak przeciętnego jak ona. 

— A więc myślisz, że powinienem był wrócić bezpiecznie do domu? — Nick oparł głowę o 

kanapę, jedną ręką zakrył oczy, a w drugiej trzymał szklankę z wodą. 

Tak, dodał w duchu, wypadało wrócić do domu i oddać się żałobie, godnie dźwigać los wdowca 

przyjmującego wyrazy współczucia od krewnych. Myśl o tym przyprawiała go o mdłości. 

— Czy ktoś wie, że tu jesteś? Może zadzwonić… 
— Nie! — Spojrzał na nią błyszczącymi, czarnymi oczami. — Nie chcę, żeby mnie traktowano 

jak inwalidę, który nie potrafi dać sobie rady. 

— Mogą się niepokoić — nalegała Lucy. 
— Usiądź. Szyja zaczyna mnie boleć od zadzierania głowy, kiedy na ciebie patrzę. 
Dziewczyna przysunęła jedno z krzeseł, lecz rzucił zirytowanym tonem: 
— Siadaj na kanapie. 
— Słuchaj, jeśli chcesz być sam, lepiej pójdę… 
— Co tu w ogóle robisz? — spytał, ignorując jej słowa. — Tkwisz w biurze o jedenastej w 

nocy? Nie masz dokąd pójść? 

— Oczywiście, że mam. — Lucy straciła cierpliwość i spojrzała na niego spod rzęs. — Byłam 

trochę roz — strojona, jeśli chcesz wiedzieć. Pogrzeby…  — słowo przetoczyło się w ciszy jak 
kamień  i  dziewczyna  musiała  odkaszlnąć,  by  móc  mówić  dalej  —  …mnie  przygnębiają. 
Pomyślałam, że łatwiej się pozbieram, jeśli przyjdę tutaj i popracuję. Wiem, że to brzmi trochę 
dziwnie, ale… — przerwała i siedziała sztywno, czując napięcie we wszystkich mięśniach. 

— Pogrzeby są przygnębiające — zgodził się Nick bez emocji. 
— Wiem, że już to dzisiaj mówiłam, ale naprawdę… bardzo ci współczuję… może rozmowa o 

tym, co się stało, sprawi ci ulgę? 

— To był wypadek samochodowy. — Mężczyzna przycisnął palce do powiek. 
Znów miał dojmujące poczucie winy, iż nie czuje smutku, którego wszyscy po nim oczekują. 
Pozornie  Gina  była  kobietą,  jakiej  mężczyzna  może  pragnąć.  Piękna,  pociągająca. 

Przymrużając  powieki,  wabiła  lśniącymi,  długimi,  ciemnymi  włosami,  co  sprawiało,  że  każdy 
gotów był dla niej zrobić wszystko. 

Przez pewien czas czuł się nią zauroczony, jak każdy inny mężczyzna, który znalazłby się na 

jego miejscu. Sądził, że to będzie trwało wiecznie, ale się zawiódł. Tak naprawdę, jego dwuletnie 
małżeństwo istniało jako szczęśliwe tylko cztery miesiące, potem wszystko się zmieniło. 

— Ile wypiłeś? 
— Wystarczająco dużo, żeby zapomnieć. 

background image

— Była piękna — powiedziała cicho Lucy. — Nie potrafię sobie wyobrazić, co przeżyłeś przez 

ostatnie dwa tygodnie… 

— Nie próbuj — rzucił gwałtownie Nick. 
Nie  był  w  stanie  jasno  myśleć,  a  głos  dziewczyny  koił  nerwy.  Przez  moment  miał  ochotę 

powiedzieć jej całą prawdę. Koszmar, który go dręczył, nie miał nic wspólnego z żalem po śmierci 
żony. 

Doskwierała  mu  pamięć  o  tym,  jak  się  zachowywała,  jak  złośliwie  wypominała,  że  nie  jest 

mężczyzną, który by ją zadowolił, że kocha tylko swoją pracę. Każde oskarżenie oddalało go od 
Giny  coraz  bardziej.  Potem  zaczęła  wychodzić  wieczorami  i  nie  wracać  na  noc.  Wreszcie  mu 
zobojętniała. 

Jednak nie miał siły, by przeciąć małżeńskie więzy. A potem zadzwonił z Grecji jej ojciec  i 

zawiadomił, że miała wypadek na jednej z wąskich dróg, którą jechała z nadmierną szybkością do 
rodzinnej posiadłości. Spodziewał się wyrzutów sumienia związanych ze świadomością, iż może 
gdyby poświęcał jej więcej uwagi, nie doszłoby do tego wszystkiego, nie wyjechałaby z Londynu, 
by szukać rozrywki gdzie indziej. 

Jednak wyrzuty sumienia nie nadeszły. Wypadek ujawnił, że go zdradzała. Wraz z nią zginął jej 

kochanek. Ciała znaleziono splecione w ostatnim uścisku. 

Zastanawiał  się,  co  powiedziałaby  jego  przykładna  sekretarka,  usłyszawszy  taką  historię. 

Otworzył oczy i spojrzał na nią, aż zaczęła się czerwienić, czując na sobie badawczy wzrok szefa. 

— Rumienisz się jak nastolatka — zauważył. — Musiałem cię nieźle wystraszyć w ciemnym 

korytarzu. — Alkohol nieco wywietrzał mu z głowy. — Dziwię się, że nie zadzwoniłaś na policję. 

— Miałam zamiar. Byłeś ostatnią osobą, jakiej mogłam się spodziewać. 
— Nie byłem w stanie wytrzymać w domu. Pogrzeb był wystarczająco trudnym przeżyciem, a 

jeszcze  towarzystwo  dwóch  greckich  rodzin,  dziwiących  się,  czemu  chowam  ją  tutaj…  Te 
współczujące  uśmiechy,  ledwie  skrywające  przekonanie,  że  jako  Greczynka  powinna  być 
grzebana tam… Nie do wytrzymania. Musiałem od nich uciec… 

To było więcej niż komukolwiek kiedykolwiek wyznał. Zastanawiał się, czy w ogóle byłby w 

stanie  innej  osobie  coś  takiego  powiedzieć.  Pewnie  nie.  Lecz  Lucy  patrzyła  na  niego  z  takim 
zrozumieniem, że nie mógł się powstrzymać od wyrzucenia z siebie wszystkiego, co go dręczyło. 
To jakieś szaleństwo. 

— Czemu zdecydowałeś się… no wiesz… pochować ją tutaj? 
— Ponieważ tu mieszkała i ja tu mieszkam. — Uśmiechnął się blado. — Poza tym, czyż nie 

powinienem mieć jej w pobliżu, by pielęgnować pamięć o ukochanej żonie? 

Bezustannie przypominać sobie o pustce instytucji małżeństwa i zdradliwości kobiet, dorzucił 

w duchu. Lucy skinęła głową i zapadła cisza. 

— Czas, żebym wróciła do domu — powiedziała w końcu. — Dasz sobie radę? Może jednak 

powinnam po kogoś zadzwonić? Czasem w takiej sytuacji… czyjeś towarzystwo pomaga. 

— Już je mam — rzekł, obejmując ją wzrokiem podkrążonych oczu w taki sposób, że poczuła to 

każdym nerwem. 

Po  raz  pierwszy  miała  świadomość,  iż  patrząc  na  nią,  nie  widzi  wyłącznie  bezpłciowej 

sekretarki.  Spojrzenie  działało  jak  dzwonek  alarmowy.  Mężczyzna  pogrążony  w  żalu,  który  za 
dużo wypił, nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Ona zaś nie miała pojęcia, kogo 
widział, spoglądając na nią w tak szczególny sposób, ale z pewnością nie taką  Lucy, jaką była 
naprawdę. Może przywoływał w wyobraźni twarz żony? Fizycznie bardzo się od siebie różniły. 
Jedna  drobna,  szczupła,  o  chłopięcej  sylwetce,  jasnej  cerze  i  krótkich,  jasnych  włosach,  druga 
ponętna, o bujnych kształtach, ciemnooka, z oliwkową cerą i długimi, ciemnymi włosami. 

background image

Jednak Lucy tak długo marzyła o Nicku jako mężczyźnie, o tym, że jej dotyka, pieści, że fakt, iż 

teraz skoncentrował na niej uwagę, wprawił ją w podniecenie. 

— Robi się późno. Naprawdę muszę iść… — zaczęła. 
— A co się stanie, jeśli nie pójdziesz? 
— Nie rozumiem. 
— Ktoś na ciebie czeka w domu? 
— No cóż… 
— Rodzice? 
— Nie mieszkam z rodzicami! Zostali w Kornwalii. Myślisz, że mam dwanaście lat? 
— Przepraszam. — Uśmiechnął się, co przyprawiło ją o bicie serca.  — Zmieszało  cię moje 

przypuszczenie. 

—  W  jego  spojrzeniu  było  coś,  nad  czym  trudno  przejść  do  porządku  dziennego,  coś,  co 

wywoływało poruszenie. — Ciągle masz na sobie żałobny strój — zauważył. 

— Długo tu jesteś? Pracowałaś jak mrówka? 
— Nie pojechałam do twojego domu po pogrzebie. Przepraszam, ale nie mogłam znieść… 
—  Współczujących  tłumów?  Jest  coś  obscenicznego  w  gromadzeniu  się  tylu  osób  z  takiej 

okazji, prawda? Trzeba gadać, wspominać z krewnymi dawne czasy, mieć odpowiednio żałobny 
wyraz twarzy. 

Drgnęła, słysząc tak cyniczne słowa, lecz zaraz pomyślała, iż ludzie różnie objawiają żal po 

stracie najbliższych. 

— To trudne chwile — powiedziała. — Słuchaj… 
— Nie odchodź. — Wyciągnął rękę i chwycił ją za przegub, co natychmiast przyprawiło ją o 

uderzenie gorąca. — Jeszcze nie teraz. 

— Chcesz więcej wody? — spytała rozpaczliwie. 
Ręka  bezwładnie  spoczywała  w  uścisku  mężczyzny,  lecz  Lucy  z  niezwykłą  wyrazistością 

odczuwała dotknięcie jego dłoni. 

—  Powinieneś  dużo  pić  —  wymamrotała,  nerwowo  przebiegając  wzrokiem  po  ciemnej, 

przygaszonej twarzy Nicka. 

— Zostań. Porozmawiaj ze mną. Opowiedz, co robiłaś po wyjściu z kościoła. Dokąd poszłaś? 
— Ja… Pojechałam do supermarketu. Miałam wrócić do domu, ale w sklepie było dużo ludzi, 

więc nim wszystko załatwiłam, minęło dużo czasu, chyba z półtorej godziny! To takie pospolite, 
nudne… 

—  Twój  głos  działa  uspokajająco.  —  Mężczyzna  bezwiednie  przesuwał  palcem  po  jej 

przegubie, co przyprawiało o rozkoszny dreszcz. 

Lucy próbowała uporządkować myśli, lecz wzrok Nicka działał tak hipnotyzująco… 
—  Hmm.  —  Uśmiechnęła  się  niepewnie.  —  Jeśli  bardzo  chcesz  wiedzieć,  wyszłam  z 

supermarketu, zostawiłam zakupy w domu i pomyślałam, że nie zdołam usiedzieć w mieszkaniu, 
więc postanowiłam wybrać się do restauracji, żeby coś zjeść… 

— Sama? 
— Tak. 
—  Myślałem,  że  kobiety  nie  chodzą  same  do  restauracji.  Ginie  nigdy  nie  przyszłoby  to  do 

głowy. — Roześmiał się krótko. 

Jego  zmarła  żona  w  żadnym  razie  nie  zrobiłaby  czegoś  podobnego.  Nie  dbała  przy  tym  o 

towarzystwo. Chodziło jej o publiczność, głównie męską, o kogoś, kogo mogła oczarować długimi 
włosami, błyskiem w oczach, przed kim mogła się wyginać, prezentując ponętne piersi. 

background image

— Mnie to nie przeszkadza — rzekła Lucy obronnym tonem. — Wiem, pewnie uważasz, że to 

smutne, kiedy dwudziestotrzyletnia kobieta samotnie spędza piątkowy wieczór w restauracji, lecz 
ja nie należę do tych potrzebujących ciągłego towarzystwa. 

Dziewczyna  uświadomiła  sobie,  iż  zaczyna  się  bronić,  a  wtedy  jej  głos  brzmi  smutno.  W 

niczym nie przypominała wyzwolonej kobiety, za jaką chciała uchodzić w jego oczach. 

— Wcale tak nie uważam. 
— Tak czy inaczej powinnam była potem wrócić do domu, ale lubię jeździć autem, a nie mam 

po  temu  zbyt  wielu  okazji.  W  drodze  do  pracy  korzystam  z  metra,  więc  pomyślałam,  że  dziś 
wieczorem trochę pojeżdżę, i wylądowałam tutaj. Nie wiem, dlaczego uznałam, że dobrze będzie 
tu wejść i wykończyć pewne prace. Po prostu nie byłam zmęczona. 

— Cieszę się. — Puścił jej przegub, lecz tylko po to, by przesuwać palcem wzdłuż ręki. 
Sam  nie  wiedział,  co  się  dzieje.  Patrząc  na  nią,  zdał  sobie  sprawę,  iż  jego  ciało  zaczyna 

reagować. W zapadłej ciszy wydało mu się, iż istnieje tylko ten mały fragment rzeczywistości, w 
którym tkwią we dwoje, a cały świat przestał istnieć. 

Zapragnął jej, jak czegoś ciepłego, żywego. 
Miała  na  sobie  ciemny  strój  odpowiedni  do  żałobnej  sytuacji.  Czarną  spódniczkę  i 

ciemnowiśniową bluzkę z długimi rękawami. Żakiet i płaszcz wisiały na wieszaku. Zauważył ją 
już  podczas  pogrzebu.  Czarny  płaszcz  upodabniał  ją  do  drobnego,  bezdomnego  dziecka  z 
ogromnymi  brązowymi  oczami  i  drobną,  delikatną  twarzyczką  o  pięknie  wykrojonych  ustach, 
których teraz miał ochotę dotknąć. 

Lucy zacisnęła drżącą dłoń na jego palcach. Chciała jak najszybciej wyjść. 
—  Wiem,  że  przechodzisz  okropne  chwile,  może  najgorsze  w  życiu,  ale…  to,  czego 

potrzebujesz, to sen. 

— Nie snu mi brak — mruknął, przesuwając wzrokiem po jej ciele i twarzy. 
Zawsze  ubierała  się  do  pracy  elegancko,  w  kostiumy  i  świeżo  wyprasowane  bluzki.  Nigdy 

wcześniej nie miał zamiaru jej dotykać, był przecież żonatym człowiekiem. Małżeństwo oznaczało 
wierność, a poza tym żywił zbyt wiele dumy, by przyznać się do klęski własnego związku. 

Teraz  widział,  jak  pod  obcisłą  bluzką  poruszają  się  piersi  dziewczyny,  gdy  oddychała  w 

przyspieszonym  tempie.  Zdawał  sobie  sprawę,  jakie  robi  na  niej  wrażenie.  Puściła  jego  dłoń  i 
skrzyżowała ręce. Ten gest tylko wzmógł jego pragnienia. Nick miał ochotę dobrać się do tego, 
czego tak broniła. 

Chyba straciłem rozum, pomyślał, przeciągając ręką po włosach. 
— Myślałaś kiedyś o wyjściu za mąż? — spytał. Zaskoczona pytaniem przyglądała się mu przez 

kilka sekund. 

— Oczywiście, jak wszystkie kobiety. Każda marzy o szczęśliwym  życiu z tym  właściwym 

mężczyzną. — Przestań gadać, nakazała sobie w myślach, podnieś się i wyjdź. 

Jednak nie mogła ruszyć się z miejsca. 
— Szczęście po wieczne czasy. — Roześmiał się cynicznie. — Opowiedz, jak smakuje, jeśli 

tego zaznasz. 

Był pewien, że to się nie zdarza. Jemu się nie udało. 
Widząc  gorzki  grymas,  rysujący  się  na  twarzy  szefa,  dziewczyna  poczuła  przypływ 

współczucia.  Pewny  siebie  mężczyzna,  dla  którego  pracowała  od  miesięcy,  człowiek,  którego 
pojawienie się uciszało rozmowy, wydawał się teraz dziwnie bezbronny. 

Nawet jego cynizm budził zrozumienie. Wiedziona impulsem wzięła go za rękę. 
Mężczyzna głębiej wcisnął się w oparcie kanapy. 
— Jakbym przebiegł maraton — rzekł. 

background image

— Musisz być wyczerpany. Wyglądasz na zmęczonego — powiedziała i nie zastanawiając się 

nad tym, co robi, pogłaskała go po twarzy. 

Nick pomyślał, że nigdy nie zaznał czegoś równie słodkiego. Czy te palce smakowały tak samo 

jak ich dotyk? Przymknął oczy i ucałował ich opuszki. Oszołomienie spowodowane alkoholem 
ustąpiło. Teraz miał inny szum w głowie. 

Przyciągnął do siebie dziewczynę, objął za szyję i poszukał warg. Pałały takim  gorącem, że 

odbierało mu to oddech. Ujął jej twarz w dłonie i przytrzymał. 

—  Nick…  nie  tego  potrzebujesz…  —  Własne  słowa  uświadomiły  jej  to,  czego  nie  chciała 

wiedzieć. 

Może rzeczywiście jemu nie było to potrzebne, lecz jej bardzo. Wbrew zdrowemu rozsądkowi 

długo tłumione uczucie, które żywiła do tego człowieka, pchało ją ku niemu i nic nie mogła na to 
poradzić. 

— Pragnę… 
Czego?  Pociechy?  Zapomnienia?  Powtórnej  szansy  przeżycia  dwóch  straconych  lat  tak,  by 

uniknąć wcześniej popełnionych błędów? 

— Potrzebna mi poprawa nastroju — powiedział w końcu i w tym momencie przylgnął do warg 

dziewczyny, rozchylił je językiem, a potem zagłębił się w jej ustach. 

To  szaleństwo,  przemknęło  przez  myśl  Lucy.  On  nie  wie,  co  robi.  Mówił,  że  potrzebuje 

poprawy nastroju, lecz można to osiągnąć różnymi sposobami. 

— Powinieneś się przespać — wymamrotała z trudem. — Pozwól mi odwieźć się do domu. 
Mężczyzna nie odpowiedział. Przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej, tak że teraz niemal na nim 

leżała. Pogładził ją po krótkich włosach. 

— Miałaś kiedyś długie? — zapytał. — Jakoś nie mogę sobie ciebie takiej wyobrazić. 
— Muszę iść! 
— Krótkie ci pasują. — Włożył rękę pod bluzkę, aż przestała oddychać. 
Zrobiła  niepewny  ruch,  by  się  wyzwolić  z  tej  pozycji,  lecz  każdą  cząstką  ciała  płonęła  z 

pragnienia. Uwolniły się wszystkie tajone dotąd marzenia. 

— Wyglądasz jak gazela — usłyszała. 
Nick  uniósł  rękę  i  dotknął  jej  piersi.  Dziewczyna  jęknęła,  a  on  przycisnął  dłoń  do  koronek 

stanika, by wyczuć pulsujące sutki. 

— Nie możemy tego robić… 
— Chcę, żebyś mnie ogrzała… 
— Wcale nie. 
— Pozwól mi się zobaczyć. 
— Nick… 
— Zdejmij bluzkę. Pozwól spojrzeć. 
Lucy nie potrafiła oderwać wzroku od jego twarzy. Ledwie zdając sobie sprawę z tego, co robi, 

uniosła  bluzkę  i  ściągnęła  ją  przez  głowę.  Teraz  była  tylko  w  staniku  i  nic  nie  mogło  ukryć 
gwałtowności oddechu, który unosił jej piersi. Nick szybko opuścił ramiączka. Ukazały się drobne, 
krągłe piersi zakończone różowymi sutkami w ciemnych obwódkach. Były tak słodko pobudzone. 
Dziewczyna rozchyliła wargi. Jej ciało ożywało pod męskim wzrokiem. 

Szef zbliżył usta do jej piersi, zaczął ssać sutki, a dziewczęce ciało wygięło się w rozkoszny łuk. 

Zanurzyła  mu  dłonie  we  włosach,  przesunęła  je  na  twarz,  podczas  gdy  on  pieścił  wargami  raz 
jeden, raz drugi sutek. 

Był  podniecony  aż  do  bólu.  Całując  dziewczynę,  położył  jej  rękę  na  swoich  spodniach  i 

przytrzymał, i rozsuwając zamek. 

background image

To nie mogło dziać się naprawdę! Patrzyła na niego, czuła jego ręce na piersiach, co mąciło 

myśli, a gdy dotknęła napiętego męskiego ciała, poczuła dreszcz o niezwykłej sile. 

Oderwała się od Nicka, stanęła, lecz tylko po to, by błyskawicznie zdjąć spódniczkę, rajstopy i 

pozbyć się majteczek. 

Pragnęła poczuć jego ciało obok swojego na tej kanapie. Chwycił ją za pośladki i ustawił tak, że 

mógł pieścić zwieńczenie ud. Lucy z jękiem odrzuciła głowę do tyłu i rozchyliła nogi, gdy tylko 
wsunął między nie palce. Pieszczota wzniecała płomień w całym ciele. 

Niepewnie ujęła w dłonie głowę mężczyzny i miarowo poruszyła biodrami. Gdy była bliska 

orgazmu,  oderwał  się  od  jej  ciała  i  pociągnął  na  siebie.  Przez  spodnie  wyczuła  na  skórze  jego 
podniecenie. 

Było coś niezwykle zmysłowego w fakcie, że całkiem ją obnażył, sam pozostając w koszuli i 

spodniach.  Teraz  na  nim  usiadła.  Miała  szeroko  otwarte  oczy.  Upajała  się  męską  urodą  jego 
twarzy, kołysząc się rytmicznie. Nie wiedziała, kiedy rozpięła mu koszulę i zaczęła pieścić dłońmi 
muskularną pierś. 

Patrzył  pożądliwie  na  poruszające  się  mu  przed  oczami  krągłe  piersi  i  trzymając  dłonie  na 

biodrach dziewczyny, kierował ruchami jej ciała. Nie był w stanie tego przedłużać. Ogarnęła go 
dzika żądza. Lucy kołysała się coraz szybciej. Po chwili odczuł pierwsze impulsy ekstazy. Jeszcze 
chwila i razem przeżyli szczyt rozkoszy. 

Przycisnął do siebie dziewczynę. Dotyk jej gorącego ciała sprawił mu przyjemność. Pomyślał, 

że musi być wyjątkowo sfrustrowany, bo nigdy dotąd po zbliżeniu z kobietą nie czuł się tak dobrze. 
Nawet w tej chwili samo wyobrażenie piersi dziewczyny przyciśniętych do jego ciała sprawiało, iż 
miał ochotę znów się z nią kochać. Pocałował Lucy w czubek głowy i przymknął oczy. Ogarnęła 
go senność. Był w stanie teraz zasnąć, bo ugasił w sobie złe emocje. 

— Mój Boże, Nick… nie mogę uwierzyć… jak to się mogło stać? 
Do dziewczyny dotarła cała groza sytuacji. Rzeczywistość była jak zimny prysznic. Nie mogła 

spojrzeć szefowi w twarz. Dobrze, że miał przymknięte powieki. Pewnie zastanawiał się, w jaki 
sposób zwolnić ją w poniedziałek, nie nadając rozgłosu całemu zdarzeniu. 

Zerwała  się  i  szybko  narzuciła  ubranie,  zastanawiając  się,  jak  usprawiedliwić  własne 

zachowanie. 

— Zdaję sobie sprawę, że to bardzo komplikuje nasze stosunki — zaczęła, gdy już miała na 

sobie bluzkę i spódnicę, choć całe ciało jeszcze płonęło od jego pieszczot. 

Sylwetka mężczyzny tonęła w mroku. Lucy była zadowolona, że pozwalał jej mówić. 
— Nie potrafię wyrazić, jak bardzo mi przykro… — powiedziała z przygnębieniem, starając się 

jakoś  zebrać  myśli.  —  Nie  sądź,  że  o  cokolwiek  cię  obwiniam…  Sama  ponoszę  całą 
odpowiedzialność i zrozumiem, jeśli w poniedziałek zechcesz, żebym odeszła z pracy… 

Ostrożnie zbliżyła się do szefa. 
— Nick? 
Kiedy nie odpowiedział, podeszła do kanapy i zobaczyła, że śpi. 
Po chwili wahania z westchnieniem nałożyła płaszcz i cicho zamknęła za sobą drzwi. 
Oboje działaliśmy pod wpływem irracjonalnego impulsu, pomyślała z drżeniem serca. Tyle że 

on ma usprawiedliwienie, a ja nie. Co za straszna zmiana ról. Zwykle to mężczyzna wykorzystuje 
kobietę upojoną alkoholem. Kiedy Nick się obudzi, pomyśli, że skorzystałam z jego chwilowej 
bezbronności. Okropna sytuacja. 

Jeśli  miała  nadal  dla  niego  pracować,  musi  udowodnić,  że  to  była  tylko  chwila  szaleństwa, 

podczas  której  on  pogrążony  w  żalu  potraktował  ją  jak  środek  terapeutyczny,  a  ona  się  na  to 
zgodziła. Odzyskanie szacunku dla samej siebie zależało od postanowienia, iż to nigdy więcej się 
nie powtórzy. 

background image

R

OZDZIAŁ DRUGI

 

 
Nick stał przy wielkim oknie swego biura z rękami wbitymi w kieszenie i patrzył na ponure 

londyńskie domy po drugiej stronie ulicy. 

Cały ostatni weekend spędził na zapewnianiu wyjeżdżających krewnych, że nic mu nie jest i że 

natychmiast  wróci  do  pracy.  Na  dodatek  musiał  uporać  się  ze  wspomnieniem  tego,  co  zaszło 
piątkowej nocy. 

Zaklął pod nosem i wrócił do biurka. Oczywiście powinien spotkać się z Lucy, tylko co ma jej 

powiedzieć? Trudno mu było uwierzyć w to, co się stało. Wszystko wyglądało jak sen. Zdawał 
sobie sprawę, że był pijany i nie wszystko pamięta. Nie było jednak wątpliwości, iż popełnił błąd, i 
to z własną sekretarką. 

Spojrzał niewidzącym wzrokiem na ekran komputera i czekał. 
Zastanawiał  się,  co  ma  jej  powiedzieć?  Że  musiał  się  z  nią  przespać? Wiedziony  złością  na 

samego siebie uderzył ręką w blat biurka. Obawiał się, iż Lucy w ogóle nie przyjdzie do pracy. 

 

*

 

*

 

 
Jednak przyszła. 
Mimo że przerażała ją perspektywa stanięcia twarzą w twarz z szefem w poniedziałkowy ranek, 

wstała o zwykłej porze, ubrała się, wypiła kawę i zjadła jedną grzankę. 

Kiedy  znalazła  się  w  końcu  przed  szklaną  ścianą  firmy,  wzięła  głęboki  oddech  i  weszła  do 

środka. Po drodze wymieniła słowa powitania z kolegami. 

Drugie  piętro  budynku  zajmowały  gabinety  dyrektorskie.  Dochodząc  do  drzwi  własnego 

pokoju,  dziewczyna  desperacko  spojrzała  na  windę,  zastanawiając  się,  czy  aby  nie  uciec.  Ze 
zdenerwowania bolał ją żołądek. Nie wiedziała, czy Nick już przyszedł. Może nie pamiętał, co się 
stało w piątek, w końcu dużo wypił. 

Otworzyła  drzwi  i  zobaczyła  go  siedzącego,  jak  przystało  na  szefa,  w  skórzanym  fotelu  i  z 

pewnym siebie wyrazem twarzy. Pracował przy komputerze. 

— Czy mam podać kawę? — spytała, zdejmując płaszcz. 
Gdy nie odpowiedział, zatrzymała się w drzwiach łączących jej pokój z gabinetem. Starała się 

zachowywać normalnie. 

— Myślę, że powinniśmy porozmawiać — rzekł. 
Jednak pamiętał. 
— Naprawdę? — spytała tonem, w którym rozbrzmiewała prośba. — Jest tyle do zrobienia. 

Może powinnam zająć się pracą? 

— Wejdź i zamknij drzwi. Prosiłem Christinę, żeby nie łączyła żadnych telefonów, póki nie 

skończymy. 

Na  twarzy  dziewczyny  malowało  się  rozpaczliwe  pragnienie,  by  nie  wracać  do  zdarzeń 

piątkowej nocy, co sprawiło, iż Nicka również przeniknęła odraza do całej sytuacji. 

Że też musiał upić się tego wieczora i zachować tak bezmyślnie. Lucy nigdy nie wykazywała 

zainteresowania jego osobą. Była jak najdalsza od tego, mimo że inne kobiety zawsze do niego 
lgnęły, nawet  gdy był żonaty. Przyszła mu do głowy wstrętna myśl, iż w piątek, gdy już sobie 
popił, mógł iść do jakiegoś lokalu i tam zająć się pierwszą lepszą kobietą, która by się nawinęła. 
Tymczasem dopadł tej o ogromnych przerażonych oczach, która teraz tak bardzo starała się ukryć 
obawę. 

background image

Zastanawiał się i nad tym, co jej powiedzieć, i nad tym, jak daleko się posunął wobec niej w 

swoim niekontrolowanym zachowaniu. 

— Usiądź — rzekł. — Musimy wyjaśnić, co zaszło w piątek. 
— Nie lepiej, byśmy oboje o tym zapomnieli? Jesteśmy dorośli. Te rzeczy się zdarzają… — 

przerwała i zapadła cisza, co sprawiło, że Nick poczuł się jeszcze gorzej, rozważając szaleństwo, 
które popełnił. 

— Wolałabyś omówić to poza firmą? Niedaleko jest kawiarnia… 
— Nie! — Lucy przysiadła na brzegu krzesła. — Tu jest dobrze. 
— W porządku — odparł, obserwując zdenerwowanie dziewczyny. — Po pierwsze chciałbym 

cię  przeprosić  za  to,  co  zaszło  —  zaczął.  —  Moje  zachowanie  było  niewybaczalne.  —  Przez 
moment wrócił mu w pamięci obraz jej piersi w koronkowym staniczku, a potem różowych sutków 
na  tle  jasnej  skóry,  więc  odetchnął  głęboko,  by  go  odpędzić.  —  Moim  jedynym 
usprawiedliwieniem jest fakt, że sytuacja była… niecodzienna. 

— Rozumiem — powiedziała, starając się nie upadać na duchu, choć widziała odrazę malującą 

się na twarzy szefa i niewiele brakowało, a uciekłaby z płaczem do swojego pokoju. 

Nick  mówił  o  własnym  zachowaniu  i  przepraszał  za  nie,  lecz  wiedziała,  że  jej  zachowanie 

uważał za równie odpychające. Podobnie jak jej ciało. 

— Przeszedłem najtrudniejsze chwile w życiu… 
O czym, do licha, wtedy mówili? Przypominał sobie, iż rozmawiał z nią dość szczerze, tylko co 

powiedział?  O  czymś  musieli  dyskutować.  Czy  zrobił  z  siebie  jeszcze  większego  głupca, 
wywlekając  jakieś  sprawy  osobiste,  dotyczące  życia  małżeńskiego?  Czyżby,  broń  Boże,  się 
załamał? Może płakał? 

Nie. Odrzucił taką myśl. Nie mógłby zachować się w podobny sposób. To nie leżało w jego 

naturze. 

— Może rozmawiałem z tobą o tym…? — spróbował zebrać w całość to, co jeszcze pamiętał. 
— Oczywiście, że nie — zaprzeczyła gwałtownie. — Ja… ja rozumiem, dlaczego się tak czułeś. 

Wtedy ci to powiedziałam. Byłeś pogrążony w żalu i szukałeś zapomnienia w alkoholu. 

A więc niczego nie wyznałem, odetchnął z ulgą Nick. Jednak to był dopiero wierzchołek góry 

lodowej. 

—  Niewłaściwe  zachowanie  —  ciągnął,  pozwalając,  by  się  uspokoiła,  nim  on  dobrnie  do 

sprawy seksu. 

Spojrzał na wieczne pióro leżące na biurku. Mimo postępu w tej dziedzinie ciągle go używał do 

podpisywania listów i dokumentów. Wziął je do ręki i obracał w palcach, starając się nie patrzeć na 
dziewczynę.  Wydawało  się,  że  jego  wzrok  całkiem  ją  rozstraja,  co  nigdy  wcześniej  się  nie 
zdarzało. Pewnie też nigdy dotąd nie budził w niej odrazy. 

— Topiłaś kiedyś smutki w alkoholu? — spytał. — Wypiłaś za dużo dla poprawienia nastroju? 

Zachowałaś się jak głupiec, nie bacząc na konsekwencje? 

Oczywiście,  że  mógł  uznać  kochanie  się  ze  mną  za  coś  głupiego,  pomyślała,  czując  się 

zawstydzona i zraniona. Pewnie inaczej wyglądałaby ta rozmowa, gdyby była piękną, oryginalną 
kobietą. Zresztą z taką to by się w ogóle nie wydarzyło. 

— Raz wypiłam za dużo, gdy miałam osiemnaście lat, ale czułam się potem tak okropnie, że 

nigdy  więcej  tego  nie  zrobiłam.  Rzeczywiście  nie  topiłam  smutków  w  alkoholu.  Ale,  jak 
powiedziałam… 

— Musisz prowadzić bardzo niewinne życie — mruknął Nick na wpół do siebie. 
To było wypisane na jej twarzy. A on podeptał tę niewinność jak szaleniec. Po raz pierwszy 

zastanowił się, jak wygląda życie Lucy poza pracą. 

background image

Ku  własnemu  zdziwieniu  poczuł  ochotę  zapytania  jej  o  coś,  co  nie  dotyczyło  piątkowych 

zdarzeń. 

— Co robisz po pracy? — spytał, wprawiając dziewczynę w zdziwienie. 
— Co robię po pracy? — powtórzyła. — Nie rozumiem, o co ci chodzi. 
—  Dużo  wychodzisz?  Mieszkasz  z  kimś?  Dlaczego  zdecydowałaś  się  tu  przyjść  w  piątek 

wieczorem? Nie chciałaś pozostać z tym, z kim mieszkasz? 

Nie  była  dziewicą,  pomyślał  nagle.  Znów  wróciła  pamięć  chwili,  gdy  Lucy  na  nim  leżała. 

Przypomniał sobie piersi poruszające się tuż przed jego oczami, gdy się kołysała, jej ciepłe, nagie 
ciało.  Poczuł,  że  organizm  reaguje  podnieceniem,  więc  zacisnął  szczęki  i  odpędził  niechciane 
myśli. 

—  Z  nikim  nie  mieszkam  —  powiedziała.  —  Mam  samodzielne  mieszkanie  w 

odrestaurowanym wiktoriańskim domu. Nie jest to najlepsza dzielnica Londynu, ale niezła. 

— Prowadzisz bogate życie towarzyskie? 
— Normalne — rzekła i obronnym gestem uniosła podbródek. 
Byłoby normalne, dodała w duchu, gdybym tyle czasu nie traciła na rozmyślania o własnym 

szefie.  Poczuła  zażenowanie  na  myśl,  iż  mógłby  się  o  tym  dowiedzieć.  Naprawdę,  nie  miała 
nikogo, kto by się nią zachwycał, a krótkie znajomości, jakie nawiązywała, nie przysłaniały jej 
świata. 

— Chodzę z przyjaciółmi do kina, czasem do teatru czy do restauracji… 
— Masz kochanka? — spytał i pomyślał, że to wyjątkowo bezczelne pytanie, lecz nie mógł 

pohamować ciekawości. 

Seks z nią był świetny. Przynajmniej takim go pamiętał jak przez mgłę. Tymczasem skromne 

zachowanie dziewczyny zdawało się niczego podobnego nie sugerować. 

Ty byłeś moim kochankiem raz w rzeczywistości i z tysiąc razy w wyobraźni, pomyślała. 
— Nie twoja sprawa — odrzekła głośno, zaszokowana stanowczością własnego tonu. 
—  Masz  rację  —  zgodził  się.  —  Jestem  przekonany,  że  gdybyś  kogoś  miała,  nigdy  nie 

doszłoby… — Nie skończył, bo i tak wiadomo było, o co mu chodzi. — Muszę powiedzieć coś, o 
czym myślałem cały weekend — ciągnął dalej. 

Dziewczyna domyślała się, że pewno spyta, czemu w ogóle ośmieliła się uprawiać z nim seks. 

Gorączkowo  szukała  teraz  jakiejś  odpowiedzi,  która  byłaby  jak  najdalsza  od  upokarzającej 
prawdy: iż po prostu nie potrafiła mu się oprzeć. 

— Co takiego? — spytała. 
— Dlaczego? 
— Co… dlaczego? — Zareagowała zdziwieniem. 
— Czemu to zrobiłaś? Pracowałaś tu spokojnie o dosyć niezwykłej porze, gdy się pojawiłem… 

Byłem zdumiony, iż nie postawiłaś na nogi całego budynku ze strachu. 

— Nie jestem  tego typu dziewczyną. Poza tym  znam  ciebie i  widziałam,  że trochę wypiłeś. 

Szczerze mówiąc, bałam się tylko, czy nie stracisz przytomności — rzekła i jak dotąd wszystko 
pokrywało się z prawdą. 

— Co dalej? — Nie potrafił znaleźć właściwych słów, żeby zadać najważniejsze pytanie. 
Musiał  się  dowiedzieć,  czy  nie  użył  wobec  niej  siły,  nie  zrobił  czegoś  wbrew  jej  woli.  Nie 

bardzo wierzył, by był do tego zdolny, ale po pijanemu wszystko mogło się zdarzyć. 

— Słuchaj — rzucił niecierpliwie. — Czy nie wykorzystałem cię, nie zmusiłem do czegoś… 
— Czy nie wykorzystałeś…? 
— Przestań powtarzać  moje pytania. Dobrze wiesz, o co mi chodzi.  Użyłem  siły, by cię do 

czegokolwiek skłonić? — Cały zesztywniał, czekając na odpowiedź. 

— Nie — odrzekła cicho. 

background image

—  To  może  w  jakikolwiek  sposób  nadużyłem  swojej  pozycji  w  stosunku  do  ciebie?  Czy 

wspomniałem, iż… stracisz pracę? 

—  Nie.  Sądzisz,  że  nie  mam  własnego  rozumu?  —  Lucy  była  wzburzona  jego 

przypuszczeniem, iż mogła zrobić cokolwiek wbrew własnej woli albo tylko dlatego, by nie utracić 
pracy. 

— Po prostu próbuję ustalić, co się stało — powiedział ostro. 
—  Po  co?  —  zawołała,  rumieniąc  się  na  twarzy.  Czuła,  że  ma  łzy  w  oczach,  lecz  robiła 

wszystko, by się nie rozpłakać. 

— Jaki sens ma odgrzebywanie całej sprawy? Byłam gotowa… udawać, że… 
— Nic się nie stało? Schować głowę w piasek? Muszę wszystko wyjaśnić, bo tak się złożyło, iż 

jesteś  moją  sekretarką  i  jeśli  którekolwiek  z  nas  dojdzie  do  wniosku,  że  nie  możemy  dłużej 
współpracować, jestem zobligowany do przeniesienia cię do innego działu w naszej firmie. 

Tak po prostu, pomyślała z goryczą Lucy. Sądzi, iż popełnił coś niewłaściwego, więc musi się 

mnie pozbyć. To, że się kochaliśmy, nic dla niego nie znaczy. 

—  Z  radością  złożę  rezygnację,  jeśli  uważasz,  iż  nie  możesz  ze  mną  pracować  —  rzekła 

chłodno. 

— Tego nie powiedziałem… 
— Dla mnie zabrzmiało to właśnie tak. 
— Czy z ręką na sercu możesz obiecać, że potrafisz się zachowywać, jakby nic nie zaszło? 
— Tak. — Dziewczyna postarała się, by nie wyczuł kłamstwa w jej głosie. — Jak powiedziałeś, 

zdarzyło się, choć nie powinno. 

— Może tego chciałaś? — spytał, a jego sugestia była tak bliska prawdy, iż Lucy przez moment 

zamarła i poczuła, że robi się jej gorąco, a potem ruszyła do akcji. 

— Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć — rzekła sucho — zrobiłam to ze współczucia. 
Nick pomyślał, iż celnie go trafiła. 
Zrobiła  to  z  litości.  To  nawet  miało  sens.  Nieoczekiwanie  objawiłem  się  jej  w  godnej 

pożałowania wersji, więc wyraziła współczucie, pomyślał. Zraniła jego dumę. 

— Zachowałam się niemądrze. Zdawałam sobie sprawę, że musisz cierpieć, więc… 
— Nikt dotąd nie litował się nade mną — rzucił ostro Nick, bowiem to słowo kojarzyło mu się 

ze słabością i bezbronnością, których nigdy nie łączył z własną osobą. 

— Może wcześniej nie byłeś w podobnej sytuacji — powiedziała, czując się na bezpiecznym 

gruncie. — Ogarnęła cię depresja i… 

— Z dobroci serca postanowiłaś wydobyć mnie z przygnębienia. 
— Nie chodzi o dobroć serca. To był naturalny odruch, ale teraz widzę, że niewłaściwy, więc 

cię przepraszam. 

Mężczyzna  zastanawiał  się,  czy  Lucy  przyjmowała  wszystko  bez  emocji.  Nie  zamierzał 

skłaniać jej do rezygnacji z pracy. Oznaczałoby to przyznanie, iż jest zbyt słaby, by uporać się z 
całą sytuacją. 

— Tak, to był błąd — rzekł, siląc się na spokój. — Chcę, żebyś wiedziała, iż w normalnych 

warunkach nigdy nie przyszłoby mi do głowy przespać się z tobą. — Zrobił nieprzyjemną uwagę i 
zdawał sobie sprawę, że przekracza pewne granice. 

Prawdę mówiąc nie przypuszczał, iż rozmowa potoczy się w tym kierunku. 
Wstał i zaczął krążyć po gabinecie, spoglądając na Lucy, która siedziała ze sztywno uniesioną 

głową i nie odwracała wzroku od biurka. 

— Mam nadzieję, że nie zrozumiesz tego niewłaściwie — rzekł w końcu. — Poza tym możesz 

być pewna, iż coś podobnego nigdy się nie powtórzy. 

background image

Dziewczyna zastanawiała się, ile razy na różne sposoby będzie jej dawał do zrozumienia, że mu 

się nie podoba. Była głupia, iż posłużyła mu własnym ciałem, gdy tego potrzebował, i nie słuchała 
głosu rozsądku. Trudno. Mam w sobie tyle seksu, ile te dwa obrazki na ścianie, pomyślała. 

— Oczywiście — potwierdziła obojętnym tonem, lecz nie odwróciła twarzy, więc nie widział 

jej wzroku, a miała bardzo wyraziste oczy. 

Nick  zastanawiał  się,  czemu  nie  spostrzegł  ich  wcześniej.  Ogromne,  brązowe,  otoczone 

długimi, ciemnymi rzęsami, co dawało zaskakujący efekt w zestawieniu z jasną cerą i włosami 
blondynki. 

— Nie jesteś w moim typie — poinformował. Może chciał w ten sposób dać do zrozumienia, iż 

jest całkiem bezpieczna w jego towarzystwie i mogą spokojnie pracować do późna we dwoje w 
pustym budynku, jak to czynili w przeszłości. 

Mylił się jednak, jeśli miał takie intencje. Lucy poczuła się do głębi zraniona. Spojrzała mu w 

twarz, której rysy głęboko zapadły jej w pamięć, choć wcale tego nie chciała. Zawsze będzie go 
ciągnęło do kobiet w typie zmarłej żony, pomyślała. Uderzająco pięknych, z długimi włosami i 
wspaniałymi piersiami. 

— Uznałem, że powinienem jasno postawić sprawę, jeśli mamy razem pracować  — ciągnął 

nachmurzony i niepewny, czy powinien był powiedzieć to, co powiedział. 

— Coś jeszcze? — spytała. 
Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, jakby się zastanawiał, czy ma kontynuować, w końcu 

westchnął. 

— Jeśli chcesz coś dodać, chętnie wysłucham — powiedziała dziewczyna, zaciskając wargi. — 

Będę szczęśliwa, mogąc tu nadal pracować. I, jak powiedziałeś, trzeba było oczyścić atmosferę, 
jeśli mamy podtrzymać stosunki służbowe. 

Naprawdę lubiła to, co robiła, niezależnie od tego, czy Nick był jej szefem, czy nie. Wątpiła, by 

udało się jej znaleźć lepiej płatne zajęcie w Londynie. 

— W porządku. — Wzruszył ramionami. — Jeśli ci na tym zależy… 
— Zależy. 
— Jesteś młoda i nie chciałbym, żebyś sądziła, że tych kilka spędzonych razem godzin oznacza 

początek jakiegoś związku albo że możesz liczyć na przywileje. Jesteś bardzo dobrą sekretarką, 
lecz uważam za konieczne utrzymywanie właściwego dystansu. 

—  Innymi  słowy  ostrzegasz,  żebym  się  do  ciebie  nie  przyklejała  —  powiedziała  wolno 

dziewczyna. 

Ostry ton nie był w stanie przygasić obrazu, który znów pojawił się w pamięci mężczyzny. Jej 

nagie, gotowe do pieszczot ciało i wyciągnięte ramiona. Nick poczuł mrowienie w lędźwiach, więc 
by się go pozbyć, rzucił chłodno: 

— To nie są moje słowa. 
— Ale taki miały sens. Może pan być pewien, że nie będę — rzekła oficjalnie. 
— Nie ma potrzeby tego drążyć. 
—  Nic  takiego  się  nie  zdarzy  —  zapewniła,  starając  się  panować  nad  głosem.  —  A  żeby 

zakończyć sprawę, dodam, iż nie jesteś bardziej w moim typie niż ja w twoim. 

— Masz zwyczaj sypiać z mężczyznami, którzy ci się nie podobają? — Pomyślał, że powinien 

skończyć tę rozmowę, a tymczasem ciągnął ją, czerwieniejąc z irytacji. 

— Nie — odparła. — Tego nie powiedziałam. I przepraszam… 
— Jacy mężczyźni cię interesują? 
Lucy  nie  wierzyła,  że  go  to  naprawdę  ciekawi.  W  końcu  nie  dbał  o  nią,  więc  musiała  się 

pilnować, by po raz kolejny nie stracić głowy w jego obecności. 

background image

— Słuchaj, to niewłaściwy moment na takie rozmowy. Miałeś okropny weekend i nie ma sensu 

dodatkowo psuć sobie jeszcze poranka. — Zdobyła się na uśmiech. 

— Nie odpowiedziałaś na pytanie. 
— Jeśli naprawdę musisz wiedzieć, pociągają mnie… mili, myślący, opiekuńczy mężczyźni… 
— Mili, myślący, opiekuńczy — powtórzył. 
— Nie chodzi o to, że ty taki nie jesteś. Z pewnością posiadasz i te cechy. 
— Ale nie chciałabyś się o tym przekonywać — dorzucił Nick. 
— Chyba nie — zgodziła się. 
Dziewczyna  uznała,  że  osiągnęli  coś  w  rodzaju  rozejmu.  Atmosfera  została  oczyszczona, 

można było wrócić do pracy. Każde powiedziało, co miało do powiedzenia, i wiadomo, że nic nie 
wydostanie się poza cztery ściany tego pomieszczenia. 

—  Więc…  —  Mężczyzna  usiadł  za  biurkiem  i  przysunął  dokumenty.  —  Chciałbym,  żebyś 

zajęła się korespondencją. Nagrałem już trzy listy, które trzeba przepisać, kolejny zaraz skończę. 
Chodzi o płatności. Sprawdź, czy nasz człowiek w Bostonie przyjrzał się wszystkim dostawcom, 
nim wybrał tego jednego. Wydatki wydają mi się za wysokie. 

Obserwował, jak wstała i pochyliła się, by wziąć od niego dokumenty. 
Rzeczy  wróciły  do  normy.  Tylko  że…  nie  mógł  oderwać  wzroku  od  linii  jej  szyi  i  piersi. 

Wszystko w jej wyglądzie było spokojne i eleganckie, lecz gdzieś pod powierzchnią płonął ogień. 

— Dobrze się czujesz? 
Spojrzał, jak zebrała dokumenty z biurka i zatrzymała się z wahaniem przy krześle, na którym 

wcześniej siedziała. 

— Co myślałaś o Ginie? — spytał z ciekawością w głosie. — Spotkałaś ją tu kilka razy. 
Lucy nigdy się nad tym nie zastanawiała. Ginę traktowała jak żonę szefa. 
— Była bardzo piękna — przyznała. 
— Zostaw na boku jej urodę. 
— Nigdy dłużej z nią nie rozmawiałam. 
— Nie lubiłaś jej, prawda? 
— Ależ lubiłam! — Zarumieniła się, gdy popatrzył na nią przez dłuższą chwilę. 
Oczywiście,  że  nie  znosiła  Giny,  pomyślał.  Gina  nigdy  nie  przyjaźniła  się  z  kobietami,  nie 

zwracała na nie uwagi. Nie miała przyjaciółek. Obracała się wśród żon bogatych facetów, bo taki 
miała styl życia. 

— Naprawdę? — spytał. — Moja matka nigdy jej nie zaakceptowała — dorzucił, zdając sobie 

sprawę, że czyni kolejne wyznanie. 

—  Rodzice  zwykle  bywają  krytyczni  wobec  partnerów  swoich  dzieci  —  powiedziała 

dziewczyna. 

— Założę się, iż ty nigdy nie dałaś rodzicom powodu do niezadowolenia. 
Lucy pomyślała, że jej rodzice byliby bardzo niezadowoleni, gdyby dowiedzieli się, co zrobiła 

w piątkowy wieczór ze swoim szefem. Po prostu przeżyliby szok. 

— Tak — przyznała. — Czy to wszystko? Mogę zająć się pracą? 
— Oczywiście. Sądzę, iż wszystko sobie wyjaśniliśmy. 
— Też tak myślę. Byłabym wdzięczna, gdybyśmy… więcej nie wracali do… 
— Naszej małej pomyłki. Zgoda — zakończył Nick i włączył komputer. 
Ledwie zauważył, gdy wyszła z gabinetu, cicho zamykając za sobą drzwi. 

background image

R

OZDZIAŁ TRZECI

 

 
Tego dnia Lucy z trudem dotarła do pracy. Spóźniła się na metro, którym zwykłe jeździła, i 

musiała  czekać  dwadzieścia  minut  na  następne.  Potem  spędziła  pół  godziny  w  zatłoczonym 
wagonie bezustannie popychana przez wsiadających i wysiadających na kolejnych przystankach. 

Na dodatek czuła, że zaczyna ją boleć gardło, co oznaczało zbliżające się przeziębienie. Kiedy 

dotarła do biura, była w nie najlepszym nastroju. 

—  Spóźniłaś  się  —  zauważył  Nick.  Dziewczyna  spokojnie  powiesiła  żakiet  na  wieszaku  i 

odwróciła się do szefa. Drzwi łączące ich pokoje były otwarte, a on siedział przy biurku i wyglądał, 
jakby tkwił tam od wielu godzin, mimo że było dopiero kilka minut po dziewiątej. 

—  Przepraszam.  Nie  usłyszałam  budzika  i  zaspałam,  potem  uciekło  mi  metro.  Na  następne 

czekałam całe wieki. Uporządkować pocztę i przynieść? 

— Tak. Weź notatnik. — Nick obserwował, jak podchodziła do biurka i pochylała się, by wyjąć 

z szuflady potrzebne przybory. 

Czasem jakimś ruchem głowy czy ręki przypominała mu chwile sprzed ośmiu miesięcy, kiedy 

to doszło między nimi do zbliżenia w tym  gabinecie. Wspomnienie tamtej nocy rozstrajało go. 
Czuł się tak, jakby miał coś w zasięgu ręki, a nie mógł się do tego dostać. 

Odwrócił  wzrok  od  smukłego  ciała  Lucy,  która  gotowa  do  pracy  stała  już  z  notatnikiem  i 

długopisem w ręku. 

— Długo mam czekać? — rzucił, przeglądając dokumenty leżące na biurku. 
— Przepraszam. 
Sekretarka pospiesznie usiadła, gotowa do notowania. 
— Jeśli źle się czujesz, lepiej weź wolny dzień i przyślij Terri, żeby cię zastąpiła. 
— Nic mi nie jest. 
— Mamy jakiś postęp w sprawie Rawlingsa? — zapytał. 
Lucy nawet teraz, kiedy prowadziła na pozór spokojne życie, nie potrafiła patrzeć na szefa bez 

świadomości,  iż  czyni  coś  zabronionego,  tak  samo  jak  w  czasach,  gdy  był  żonaty,  a  więc 
niedostępny. 

— Wczoraj wieczorem przysłali faks. Położyłam ci na biurku. 
— Co zawierał? 
— Kolejną informację o spadku dochodów bez podania przyczyn i optymistyczne prognozy na 

najbliższe pół roku, nie zawierające wyjaśnienia, dlaczego poprzednie miesiące były takie słabe. 

— Dzwoniłaś do Rawlingsa? 
— Nie zastałam go. 
— A gdzie był? 
—  Nie  wiem  —  odrzekła,  obserwując  zdenerwowanie  mężczyzny.  —  Może  powinniśmy 

zatrudnić  detektywa,  który  by  go  poobserwował  i  schwytał  na  gorącym  uczynku  — 
zaproponowała. 

Nick przymrużył oczy. Zdawał sobie sprawę, że w ostatnich miesiącach zachowywał się dość 

gwałtownie. Jakoś nie potrafił pohamować negatywnych emocji. Pamiętał, iż dziewczyna widziała 
go  w  chwili  słabości,  więc  jakiś  wewnętrzny  demon  kazał  mu  ją  teraz  za  to  karać  wybuchami 
niezadowolenia. 

Wiedział, że powinien był przenieść Lucy do innego działu. Mógł zarazem podnieść jej pensję, 

lecz ile razy pomyślał, iż nie zobaczy jej więcej w swoim gabinecie, powtarzał w duchu, że jednak 
jej potrzebuje, bo nigdzie nie znajdzie równie dobrej sekretarki. 

background image

— Nie przypominam sobie, bym płacił ci za sarkazm — rzucił chłodno i nie czekając na reakcję 

dziewczyny, zagłębił się w lekturze faksu od Rawlingsa. — To nie ma sensu — zauważył. — Hotel 
winien  przynosić  zyski.  Leży  na  słonecznej  wyspie,  która  ma  świetne  połączenia  lotnicze  ze 
Stanami i stabilność polityczną. Więc co się dzieje? Będę musiał sam to  sprawdzić. Pogadam z 
Bobem i dowiem się, co ma do powiedzenia. Zostań tu jeszcze, to podyktuję ci list, kiedy skończę 
tę rozmowę. 

Lucy słuchała, jak dyskutował z dyrektorem finansowym korporacji. Miała pełną świadomość 

jego bliskości. Przesuwała wzrokiem po czarnych włosach, które były krótsze niż osiem miesięcy 
temu, gdy wsuwała w nie palce. Po chwili rozmowy odłożył słuchawkę i spojrzał na dziewczynę. 

— Weźmy się do tego listu — rzekł. 
Dyktował płynnie, nie potrzebując niczego poprawiać w raz wypowiedzianych zdaniach. Był 

jednym z tych, którzy potrafili jasno wypowiadać myśli. 

Gdy Lucy wstała, rzucił: 
— Siadaj, jeszcze z tobą nie skończyłem. 
Pomyślał,  że  swoim  zachowaniem  może  ją  w  końcu  wyprowadzić  z  równowagi.  Jego  oczy 

bezwiednie spoczęły na piersiach dziewczyny, okrytych bluzeczką zapiętą na cały rząd guzików i 
zakończoną okrągłym kołnierzykiem. 

— Chcę, żebyś zamówiła w moim imieniu kwiaty i je wysłała. 
— Kwiaty? — powtórzyła z bladym uśmiechem. 
— Słyszałaś. Kwiaty. 
— Tak, oczywiście. Jakie? 
— Sama mi powiedz — wzruszył ramionami.  — Jakie kwiaty lubią kobiety? Róże? Fiołki? 

Orchidee? Jakiekolwiek, byle drogie. 

— Będzie też jakiś liścik? 
Lucy wiedziała, że Nick spotykał się w ostatnich miesiącach z kobietami. Nie czynił żadnych 

wysiłków,  by  ukrywać  swoje  bujne  życie  erotyczne.  Jednak  nigdy  wcześniej  nie  prosił  jej  o 
pośrednictwo w takich sprawach. Myśl o tym przyprawiła ją o mdłości. 

— Po prosta: „Z podziękowaniem za miłe chwile” — rzucił, spoglądając w okno. 
— „Z podziękowaniem za miłe chwile” — powtórzyła. — Nic więcej? 
— A co można dodać, zrywając związek? — spytał sarkastycznie. 
— Nic. — Dziewczyna zamknęła notes. — Czy coś jeszcze? 
— Spieszysz się dokądś? Masz spotkanie o dziesiątej? 
— Po prostu dużo pracy do wykonania, nim wyjdę stąd po południu. 
—  To  mi  o  czymś  przypomina.  Zaplanowałem  spotkanie  z  Bobem  na  szóstą  wieczór,  by 

omówić  z  nim  to,  co  się  dzieje  z  hotelem  prowadzonym  przez  Rawlingsa.  Chciałbym,  żebyś 
protokołowała rozmowę. 

— Przepraszam, ale nie mogę. 
— Nie możesz? — powtórzył, wolno wymawiając wyrazy, jakby należały do obcego języka, a 

Lucy zarumieniła się i spuściła wzrok. 

.’» — Mam pewne plany na dzisiejszy wieczór. 
—  W  takim  razie  musisz  z  nich  zrezygnować.  Bob  leci  jutro  na  Daleki  Wschód,  a  ja  chcę 

przedyskutować z nim wcześniej sprawę Rawlingsa i potrzebuję twojej obecności. 

— Przepraszam, lecz może Terri mnie zastąpi, jutro, jak tylko przyjdę, przepiszę jej notatki. 
— Co tak ważnego staje na przeszkodzie twojej obecności? — Nick wstał i zaczął przechadzać 

się po gabinecie z rękami w kieszeniach. 

background image

Kątem  oka  obserwował,  jak  dziewczyna  stara  się  znaleźć  odpowiednio  subtelne  słowa,  by 

udzielić odpowiedzi. Unika przy tym jego wzroku, patrząc prosto przed siebie. Szuka wybiegu, 
pomyślał. 

—  A  więc?  —  powtórzył.  —  Część  niepisanej  umowy  między  mną  i  moją  sekretarką 

przewiduje  pracę  po  godzinach,  jeśli  zajdzie  potrzeba.  Dlatego  pobierasz  tak  wysokie 
wynagrodzenie. 

— Nigdy dotąd nie zawiodłam. — Dziewczyna spojrzała mu w oczy, lecz nie mogła zebrać 

myśli, gdy był tak blisko. 

Nick  przyglądał  się  jej  w  milczeniu,  starając  się  odgadnąć,  co  nie  pozwala  jej  zostać  dwie 

godziny dłużej w pracy. 

— Wychodzę… z kimś — powiedziała w końcu. — Umówiliśmy się do teatru, a niełatwo było 

dostać bilety. Potem idziemy na kolację. 

— Wychodzisz z kimś — powtórzył obojętnym tonem, odsuwając się od jej krzesła. — Innymi 

słowy masz randkę. 

Dziewczyna poczuła gniew i opuściła oczy, by ukryć ich nieprzyjazny błysk. 
Szła na spotkanie, a on traktował to tak, jakby zamierzała obrabować bank. Myślał, że przez te 

wszystkie miesiące ciągle będzie go pragnęła? Uważał, iż sam może spotykać się z niezliczonymi 
kobietami, a ona jest tak nieatrakcyjna, że ma poprzestać na jednej nocnej przygodzie z podpitym, 
przygnębionym mężczyzną? 

Robert  nie  był,  być  może,  oszałamiającym  partnerem,  lecz  dobrze  się  razem  bawili,  a  jego 

układność i dobre maniery działały kojąco na nerwy dziewczyny. 

— Tak, wybieram się na randkę — potwierdziła. 
— Jak długo to trwa? 
— Co mianowicie? 
— Od jak dawna spotykasz się z tym mężczyzną? To ten jedyny? Czy inni krążą gdzieś w tle? 

— Nick zdawał sobie sprawę z własnej arogancji. 

Najwyraźniej pchał  nos  w nie swoje sprawy. Właściwie powinien się cieszyć, że się z kimś 

spotykała.  Ciągle  podejrzewał,  iż  ona  coś  knuje  i  może  zaskoczyć  go  nieoczekiwanym 
zachowaniem.  W  ostatnich  miesiącach  pilnował  się,  by  ani  razu  nie  wspomnieć  o  błędzie 
popełnionym w tamtą piątkową noc. 

— Spotykam się tylko z jednym mężczyzną. Nie mam zwyczaju uprawiać żadnych gier na tym 

polu — powiedziała. 

— Czy to komentarz do mojego stylu życia? — zapytał. 
Lucy  wbiła  wzrok  w  notatnik  trzymany  na  kolanach.  Spojrzenia  Nicka  przyprawiały  ją  o 

napięcie w całym ciele. Robert nigdy tak na mnie nie działa, przyznała w duchu. Może nie  był 
wpływowym biznesmenem jak Nick Constantinou, lecz z pewnością lepiej do niej pasował. To 
przeświadczenie sprawiło, że odważnie spojrzała szefowi w oczy. 

— Nie — odrzekła. 
„W rzeczywistości Nick miał rację, formułując swoje przypuszczenie, jednak dziewczyna nie 

zamierzała  dyskutować  o  jego  życiu  erotycznym.  Wystarczająco  dużo  bezsennych  nocy 
kosztowała ją wiedza o tym, że widuje się z innymi kobietami, dzwoni do nich i jest jed — nym z 
najbardziej pożądanych kawalerów w Londynie, opisywanym często przez  kroniki towarzyskie. 
Zapewne w ramionach innych kobiet starał się zapomnieć o stracie żony. I dobrze. 

— Jak się nazywa ten szczęśliwiec? — spytał. 
— Robert. 
— Jak go poznałaś? Tylko nie mów, że w nocnym klubie. 

background image

— Uważasz, że tam nie bywam? Spotkałam go na kolacji. Przedstawiono mi go i przypadliśmy 

sobie do gustu. 

— Przypadliście sobie do gustu — powtórzył. — Czym się zajmuje? 
— Co robi? 
— Tak, w jaki sposób zarabia na życie? Zakładam, że ma jakąś pracę i nie spędza dni, karmiąc 

kaczki w parkowym stawie — rzucił zirytowany. 

— Zajmuje się finansami w dużym przedsiębiorstwie. 
— Ach, księgowy. 
Lucy  zacisnęła  zęby  i  postanowiła  nie  dać  się  sprowokować,  choć  każde  słowo  szefa 

doprowadzało ją na krawędź wybuchu. 

— Dlatego właśnie nie mogę zostać wieczorem. Poproszę Terri o zastępstwo. O której ma się 

stawić? 

— Za piętnaście szósta. Wystarczy, żebym udzielił jej instrukcji  — rzekł. — Co zamierzasz 

obejrzeć w teatrze? — spytał konwersacyjnym tonem, udając, że przegląda dokumenty. 

— Ten głośny spektakl muzyczny w teatrze „Apollo”. Robert ma pewne znajomości w świecie 

teatru, stąd te bilety. 

— Jak miło. A dokąd wybieracie się na kolację? Do jakiegoś podniecającego lokalu? 
Ja? Do podniecającego lokalu, chciała wykrzyknąć Lucy. Dobry Boże, nie! 
— To francuska restauracja w Covent Garden. Tam spędzimy wieczór. Idę do Tern poprosić, 

żeby mnie zastąpiła. 

Odczekała  chwilę,  chcąc  się  zorientować,  czy  nie  padną  jeszcze  jakieś  polecenia,  lecz  Nick 

zdawał się nie zauważać jej obecności, więc szybko wyszła. 

Kiedy o piątej opuszczała firmę, ciągle był pogrążony w pracy i ledwie rzucił na nią okiem, 

więc przyspieszyła kroku, by nie zdążył zmienić zdania i zatrzymać jej zamiast Terri. W ciągu 
ostatnich ośmiu miesięcy wypełniała w firmie bardzo odpowiedzialne zadania i miała dostęp do 
znacznie poufniejszych informacji niż inne sekretarki. 

Po rozmowie z szefem na temat swojej randki włożyła wiele starań w przygotowanie się do 

wyjścia z Robertem. Nie wzięła żakietu, lecz obcisłą dżersejową sukienkę z długim rękawem w 
kolorze ciemnej kawy oraz eleganckie pantofelki na wysokich obcasach. 

Mężczyzna, który po nią przyjechał, nagrodził te wysiłki pełnym uznania spojrzeniem. Wręczył 

kwiaty i aż zagwizdał z podziwu, co wywołało śmiech Lucy. 

— Niewłaściwa reakcja — zauważył, wchodząc do pokoju, gdzie zaczekał, aż wstawiła kwiaty 

do wody. 

— Zaraz będę gotowa — zapewniła dziewczyna. 
W teatrze było bardzo przyjemnie. Siedzieli obok siebie, trzymając się za ręce. Widywała się z 

Robertem od trzech miesięcy i wiedziała, że jest dżentelmenem. Nie ponaglał jej do niczego, starał 
się spełniać jej życzenia. Miło im się rozmawiało, nigdy nie przeżywali momentów niezręcznej 
ciszy. Na razie tylko się całowali, lecz Lucy miała pewność, iż kiedy przyjdzie czas na zbliżenie, 
Robert  będzie  równie  delikatny.  Nie  spodziewała  się  zaznawać  z  nim  takich  szaleństw  jak  z 
Nickiem. Samo wspomnienie chwil przeżytych z szefem wprawiło ją w drżenie. 

Tymczasem Robert uścisnął jej palce i szepnął coś na temat spektaklu. 
— Powinniśmy częściej spędzać czas w ten sposób — powiedział. — Teatr ma w sobie coś 

podniecającego, czego nie daje kino. 

Lucy spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Jest naprawdę przystojny, pomyślała. Rodzicom by 

się podobał. 

— Tylko tak trudno wyrwać się z pracy — ciągnął Robert, przytrzymując drzwi taksówki, którą 

mieli jechać do restauracji, by dziewczynie wygodniej było wsiąść. 

background image

— Wiem, nie musisz mówić. Sama z trudem dziś się wyrwałam. Szef uznał, że będzie mnie 

potrzebował po godzinach podczas spotkania z jednym z dyrektorów firmy. 

Mężczyzna skinął głową ze współczuciem. 
—  Powinien  wcześniej  cię  uprzedzać  o  czymś  takim.  Ja  zawsze  tak  robię  wobec  swojej 

sekretarki. Przecież ona także ma swoje życie. 

— Właśnie. — Lucy jeszcze raz się upewniła, jak bardzo Robert różni się od Nicka. — Mój szef 

w razie potrzeby potrafi pracować do trzeciej rano i uważa, że inni winni mieć podobne podejście 
do swoich obowiązków. 

Rzeczywiście,  zdarzało  się,  że  gdy  przychodziła  do  pracy  o  pół  do  dziewiątej,  spotykała  go 

nieogolonego i popijającego czarną kawę. Potem zostawał w biurze do późna. Zdumiewające, iż 
potrafił świetnie funkcjonować przez cały dzień. 

— To pracoholizm — Robert najwyraźniej wiedział, w czym rzecz. — W moim zawodzie też 

często się zdarza — stwierdził, skłaniając głowę ze zrozumieniem. — Pracować bez wytchnienia, 
zapominając, na czym polega sprawianie sobie przyjemności. 

Lucy pomyślała, że jeśli ktokolwiek na świecie umie dbać o własne przyjemności, to jest nim z 

pewnością  Nick  Constantinou.  Po  bardzo  krótkim  okresie  żałoby  natychmiast  rzucił  się  w  wir 
londyńskiego życia towarzyskiego. 

— Ja  mam  inne  podejście  do  pracy  —  ciągnął  mężczyzna.  —  Nie  zaniedbuję  obowiązków, 

pracuję efektywnie, lecz umiem również wygospodarować czas na wypoczynek. Jak dzisiaj. 

Lucy czuła na sobie jego spojrzenie, lecz myślami tkwiła przy Nicku i jego niezwykłej energii 

okazywanej we wszystkim, co robił. 

—  Teatr,  kolacja  w  towarzystwie  pięknej  kobiety  —  Robert  objął  dziewczynę  ramieniem  i 

lekko przytulił. — Czy może być coś lepszego? 

—  Przesadzasz  z  tą  pięknością,  ale  dziękuję  za  komplement.  —  Lucy  uśmiechnęła  się  i 

przymknąwszy oczy odwróciła twarz do mężczyzny, pozwalając, by musnął ustami jej wargi. 

—  Powiedziałem  matce,  że  jesteś  piękna.  Bardzo  pragnie  cię  poznać.  Myślę,  iż  już  słyszy 

weselne dzwony. 

Lucy spojrzała zdziwiona. 
— Weselne dzwony? — powtórzyła. — Znamy się dopiero kilka miesięcy! 
— To samo jej powiedziałem, ale wiesz, jakie są matki. Mam trzydzieści jeden lat, a ona uważa, 

że jeśli się nie pospieszę, nie doczeka upragnionych wnuków. 

—  Sądziłam,  iż  tylko  kobiety  przejmują  się  biciem  biologicznego  zegara!  —  roześmiała  się 

dziewczyna. 

— Masz rację, ale ja wolę zostać ojcem mając trzydzieści parę lat, a nie sześćdziesiąt parę — 

mówił żartobliwie, lecz widać było, że tak właśnie myśli, a jego życzenia nie różnią się od marzeń 
matki. — Jaki sens w byciu ojcem, kiedy się jest za starym, by wychować dziecko? 

Lucy znowu zareagowała śmiechem i zmieniła temat. 
— Powiedz coś o restauracji, do której jedziemy. Bywałeś tam wcześniej? Mam nadzieję, że to 

niejedna z tych małych pretensjonalnych francuskich knajpek, w których godzinami trudzisz się 
odcyfrowaniem jadłospisu. Mój francuski jest beznadziejny. 

— Nie obawiaj się. Mówię płynnie w tym języku i mogę ci wszystko przetłumaczyć. Zwróć 

uwagę, ile mam zalet i jaka dobra ze mnie partia — zażartował. 

— Widzę. — Lucy spostrzegła, że taksówka zwalnia i zatrzymuje się przed restauracją, więc na 

szczęście nie trzeba kontynuować rozmowy. 

— To nocny lokal — zauważyła, gdy weszli do środka. We wnętrzu panował intymny półmrok, 

a stoliki ustawiono wokół tanecznego kręgu. Jazzowa orkiestra grała znane melodie. 

— Nie mówiłeś, że zabierasz mnie w takie miejsce. Ubrałabym się bardziej… 

background image

— Seksownie? — Robert uśmiechnął się i znów ją lekko przytulił. — Nie wyobrażasz sobie, jak 

ponętnie  wyglądasz  w  tym,  co  na  sobie  masz.  Klasyczna,  bardzo  elegancka  sukienka,  która 
wspaniale podkreśla kształty. Co za podniecające połączenie! Zresztą to  nie jest typowy nocny 
klub, raczej restauracja z czymś ekstra. 

— Świetnie. Po jedzeniu stracimy w tańcu trochę kalorii. 
— Chyba że okaże się, iż mam dwie lewe nogi. 
Skromność Roberta wzbudziła wesołość dziewczyny. Objęła go przez plecy i położyła głowę na 

jego  ramieniu,  gdy  podchodzili  do  zarezerwowanego  stolika.  Czuła  się  zrelaksowana  i 
zadowolona. 

Po paru kieliszkach wina i smakowitej rybie Lucy była w naprawdę dobrym nastroju. Orkiestra 

grała świetne melodie, Robert zajmująco mówił o spektaklach, które razem oglądali. Dziewczyna 
wydawała  się  sama  sobie  coraz  bardziej  pociągająca,  gdy  od  czasu  do  czasu  pieszczotliwym 
ruchem dotykał jej szyi albo płaskiego brzucha. 

— Nie odpowiedziałaś na moje pytanie — zauważył w pewnym momencie. 
— Jakie pytanie? 
— W sprawie sformalizowania naszego związku. 
— Znamy się tak krótko… 
— Wystarczająco długo, żebym się przekonał, jaka jesteś, i zdecydował, że z taką kobietą chcę 

spędzić resztę życia. 

Dziewczyna odsunęła się nieco. 
— Przyznałaś, że mam dużo zalet i dobra ze mnie partia — rzekł z uśmiechem. 
— Bo to prawda. 
— A więc zgadzasz się? 
— Ja… 
Spojrzała na Roberta. Miał jasne włosy i niebieskie oczy, wysportowane ciało, uśmiechniętą, 

miłą twarz, która obiecywała koić jej wszystkie stresy i leczyć rany serca. Mógłby być idealnym 
mężem. Zawsze zgodny, pomocny w wychowaniu dzieci, gotowaniu, gdy byłaby zmęczona. 

— Tak? — naciskał. 
—  Muszę  to  przemyśleć.  Znasz  mnie.  Wiesz,  jaka  jestem  odpowiedzialna.  Nie  mogę 

odpowiedzieć tak od razu. 

—  Na  co  odpowiedzieć?  —  Lucy  usłyszała  znajomy,  głęboki,  aksamitny  głos,  który  tak  ją 

zaskoczył, iż pomyślała, że Nick Constantinou zmaterializował się w jej wyobraźni. 

— Co tu robisz? — zawołała. 
Musiała mówić głośno, chcąc przekrzyczeć orkiestrę. Rozejrzała się, by sprawdzić, w czyim 

przyszedł towarzystwie, lecz wydawał się być sam. 

Przebrał się po pracy i miał teraz na sobie kremowe spodnie i jasną koszulę, która doskonale 

podkreślała ciemną karnację. Dziewczyna poczuła, że serce bije jej szybciej. 

Ta  reakcja  organizmu  oznaczała,  iż  powinna  szukać  partnera,  który  swoim  pojawieniem  się 

doprowadzałby ją do takiego właśnie stanu. 

— Skończyłem pracę wcześniej, niż przypuszczałem, i pomyślałem, że wpadnę tu coś zjeść. 

Pamiętałem, iż wspomniałaś o tym miejscu, nie sądziłem jednak, że jeszcze cię tu zastanę. 

— To Robert — Lucy przedstawiła swego towarzysza. — A to mój szef, Nick Constantinou. 
Na twarzy Roberta odmalowało się zrozumienie. Uśmiechnął się i wyciągnął rękę. 
— Więc to pan jest tym złym wilkiem, który zatrzymuje moją dziewczynę po godzinach.  — 

Uniósł się na krześle, by uścisnąć dłoń Nicka. 

Lucy pomyślała, że muszą być mniej więcej w tym samym wieku, a jednak Robert wyglądał 

przy jej szefie jak gołowąs. 

background image

— Tak panu powiedziała? — Nick spojrzał z uśmiechem na dziewczynę. 
— Jesteś tu z kimś? — spytała Lucy, a mężczyzna wskazał na tak zatłoczony zakątek sali, że 

trudno było znaleźć w nim kogoś konkretnego. 

— Nie tańczysz — zauważył. 
— To moja wina — roześmiał się Robert. — Chciała tańczyć, lecz powiedziałem, że mam dwie 

lewe nogi. Gdybyśmy weszli na parkiet, pewnie by nas usunęli, bo moglibyśmy okazać się groźni 
dla otoczenia. — Dziewczyna nerwowo zawtórowała jego wesołości. 

Znikła gdzieś cała jej swoboda i odprężenie. 
— Jesteś zbyt skromny — zwróciła się do Roberta. 
—  Tak  czy  inaczej  —  wtrącił  się  Nick  —  dobrej  muzyki  nie  można  ignorować.  Mogę?  — 

wyciągnął rękę do dziewczyny, zapraszając do tańca. 

— Raczej nie. Dopiero zjadłam, więc powinnam trochę posiedzieć. Ale pewnie towarzystwo, z 

którym przyszedłeś, rozgląda się już za tobą. 

—  Świetnie  poradzą  sobie  beze  mnie.  —  Nick  nie  spuszczał  z  niej  wzroku,  w  ogóle  nie 

zwracając uwagi na Roberta. — Pozwoli pan zatańczyć ze swoją dziewczyną? — spytał w końcu. 
— Obiecuję zwrócić całą i zdrową. 

— Myślę, że mogę zwolnić Lucy na chwilę — zgodził się Robert. 
— Przestańcie zachowywać się, jakbym nie miała głosu. Sama potrafię zdecydować. 
Nick uniósł brwi ze zdziwienia. 
— Idź, zatańcz. Przecież chciałaś, a mnie na parkiet nie wyciągniesz. Rozmowę skończymy 

później. 

Boże,  zupełnie  o  niej  zapomniałam,  pomyślała  dziewczyna.  Instynkt  podpowiadał  jej,  iż 

powinna zignorować zaproszenie do tańca od mężczyzny, który pochylał się nad ich stolikiem, 
lecz z drugiej strony nie miała ochoty kontynuować dyskusji o małżeństwie. Uśmiechnęła się i 
wstała. 

Orkiestra grała właśnie jakąś szybką melodię. Lucy uznała, że dynamiczny taniec uniemożliwi 

wymianę zdań z Nickiem, co jej odpowiadało, a kiedy wróci do stolika, Robert odłoży rozmowę o 
ślubie na później. 

background image

R

OZDZIAŁ CZWARTY

 

 
Dłoń Nicka dotykająca łokcia dziewczyny, podczas gdy ją prowadził do tańca, powodowała w 

ciele dreszcz podniecenia. Lucy obejrzała się za siebie, by się upewnić, że to z Robertem, a nie z 
nim umówiła się dziś na randkę. 

— Nic mu nie będzie — mruknął mężczyzna, widząc jej spojrzenie. 
Tymczasem orkiestra zmieniła właśnie repertuar i zamiast szybkiego tańca zaczął się wolny. 

Dziewczyna natychmiast znalazła się w objęciach tancerza. Był tak blisko, że wdychała zapach 
jego ciała, co wywoływało dodatkowe emocje. 

— Przyszedłeś mnie tu szpiegować? — spytała cicho. 
Jej  dłoń  spoczywała  miękko  na  ramieniu  szefa.  Wydawało  się,  że  w  każdej  chwili  może 

wyzwolić  się  z  objęć  i  wrócić  do  stolika.  Nick,  jakby  w  przewidywaniu  takiej  możliwości, 
przesunął ręką po jej plecach i sprawił, że musiała przytulić mu głowę do ramienia. 

— Tak — przyznał, nie zamierzając ukrywać prawdy. 
Po  rozmowie  z  dyrektorem  finansowym  konsorcjum  spędził  dwie  godziny  na  przeglądaniu 

rachunków, by zorientować się, od kiedy zaczęły  spadać dochody hotelu z egzotycznej  wyspy. 
Jednak  co  jakiś  czas  nachodziły  go  irytujące  myśli  na  temat  sekretarki  i  tego,  co  porabiała  na 
randce. 

— Dlaczego? — spytała zdumiona. 
—  Z  ciekawości.  Chciałem  sprawdzić,  jak  się  prezentuje  twój  wybranek  i  czy  gdy  go 

przyprowadzisz  na  któreś  z  naszych  firmowych  przyjęć,  nie  trzeba  będzie  was  uprzejmie,  lecz 
stanowczo wypraszać. 

— To… nikczemne! 
— Zgoda, lecz ciekawość bywa nie do pokonania. Sam nie zdawał sobie sprawy z jej mocy, 

póki nie wsiadł do taksówki, by dotrzeć do tej restauracji. 

— Co cię tak interesowało? Uważałeś, że mogłam skłamać? Wymyślić sobie randkę? 
— Skądże. Czemu miałbym tak myśleć? 
— Bo nie obnoszę się ze swoim życiem prywatnym po całej firmie. 
Zamiast  odpowiedzieć,  przycisnął  ją  do  siebie  mocniej,  co  sprawiło,  że  poczuła,  iż  jest 

podniecony. Próbowała dojrzeć, co porabia teraz Robert. Miała poczucie winy. 

—  Jesteś  śmieszna  —  powiedział  Nick,  zauważywszy,  iż  dziewczyna  próbuje  się  od  niego 

odseparować i myśli o bezpiecznym powrocie do stolika, mimo że jej ciało zachowuje się zupełnie 
inaczej, co stwierdził z nieukrywaną satysfakcją. 

Przeżył  dwa  lata  w  rozpadającym  się  małżeństwie,  w  którym  stopniowo  zanikała  radość  z 

uprawiania seksu, aż doszło do zobojętnienia. 

Po śmierci żony rzucił się w wir życia towarzyskiego, nawiązywał znajomości z oryginalnymi 

kobietami, uprawiał z nimi seks, co jednak nie zapełniało uczuciowej pustki. 

Ciągle  miał  wrażenie,  że  coś  wartościowego  wymknęło  mu  się  z  rąk.  Tylko  raz  poczuł 

spełnienie i kochał się jak w transie. Właśnie z tą kobietą, którą teraz trzymał w ramionach. A może 
to złudzenie? 

Nie wiedział. Dopiero gdy rumieniąc się wspomniała o randce, zrozumiał, jakie to poważne. 

Nie był w stanie oprzeć się gwałtownemu impulsowi, który kazał mu podążyć za Lucy. 

— Zaspokoiłeś ciekawość? — spytała. 
— Najpierw muszę się dowiedzieć, co ty w nim widzisz? 
— Prawdę mówiąc, nie twoja sprawa. 

background image

— Chodzi mi wyłącznie o twoje dobro. 
—  Nieprawda  i  nie  sądź,  że  mnie zwiodą  świętoszkowate  tony  w  twoim  głosie.  Zbyt  długo 

obserwuję, jak działasz w firmie, by się na nie nabrać. 

— Jak działam? — Bawiła go ta rozmowa na granicy sprzeczki i ledwie zauważył, że orkiestra 

skończyła grać jedną wolną melodię, a zaczęła drugą. 

Z zadowoleniem stwierdził, iż dziewczyna też nie zwróciła na to uwagi. 
— Świętoszkowatość ci nie pasuje. 
— A co pasuje? 
Był tak blisko, że czuła jego ciepły oddech na twarzy, a ciałem wyczuwała napięcie męskich 

mięśni, bowiem obcisła, cienka suknia sprawiała wrażenie, jakby niczego na siebie nie włożyła. 

— Ciężka praca — odparła, starając się sprowadzić rozmowę na bardziej prozaiczne ścieżki. 
Zastanawiała się, czy się jej wydaje, czy Nick rzeczywiście przyciska się do niej coraz mocniej. 

Znów dopadło ją poczucie winy wobec Roberta. 

— Coś jeszcze? — spytał, zdając sobie sprawę, iż zachowuje się skandalicznie, prowadząc ten 

flirt. 

A  mimo  to  miał  wielką  ochotę  pocałować  ją  w  szyję  i  powstrzymywało  go  od  tego  tylko 

poczucie niewłaściwości takiego kroku. 

— Ambicja, inteligencja i bezwzględność w sytuacjach kryzysowych — dorzuciła. 
— Bezwzględność? 
— Tak. 
— Jeszcze coś? 
— Na przykład co? — spytała niewinnie, czując, że mężczyzna się uśmiecha w taki sposób, iż 

to przejmuje ją dreszczem. 

— Pracowity, inteligentny… dobrze, że przynajmniej nie dodałaś „miły”. 
—  Bo  nie  jesteś  miły.  —  Wzrok  dziewczyny  znów  pobiegł  ku  Robertowi,  który  spokojnie 

popijał drinka. 

Tamten jest miły, pomyślała. 
— A co z seksownością? 
— Co ma być? 
Nick poczuł, iż się lekko potknęła, i przyniosło mu to satysfakcję. Teraz już wiedział, że jej 

pragnie. Chciał się przekonać, czy ich zbliżenie było naprawdę tak olśniewające, jak przechowała 
to pamięć, czy może po części je sobie wyobraził. Lucy miała rację, twierdząc, iż zna go lepiej niż 
ktokolwiek inny. Rzeczywiście widywała go w różnych nastrojach. Wiedziała, że nie miał ochoty 
na trwałe związki. Ale kobietom, z którymi przejściowo się wiązał, zwykle to odpowiadało. 

— Nie włączyłaś tego do zbioru moich cech. 
— Robert będzie się niepokoił, jeśli nie wrócę do stolika — powiedziała zmieszana. 
— Duży z niego chłopiec. Przez kilka minut da sobie radę sam bez popadania w depresję. 
— Musimy wracać — powtórzyła. — Nie wspomniałeś, czy rozmowa z Bobem okazała się 

owocna? Ustaliliście coś w sprawie Rawlingsa? 

— Co mu o mnie mówiłaś? — Nick zignorował desperacką próbę zmiany tematu i przysunął się 

jak najbliżej, by nie uronić słowa z jej odpowiedzi. 

— Nic! 
— Tak? To czemu nazwał mnie wielkim, złym wilkiem, który zatrzymuje jego dziewczynę po 

godzinach w pracy? — Słowa „wielki, zły wilk” najwyraźniej mu się podobały, co słychać było w 
głosie, którym je wypowiedział. 

— Wspomniałam tylko, że miałam szczęście, mogąc wyjść dzisiaj wcześniej z pracy, ponieważ 

chciałeś, bym została dłużej. 

background image

— Przypomnij, czym on się zajmuje? 
— Jest księgowym. — Dziewczyna ani przez chwilę nie wierzyła, by jej szef tego nie pamiętał, 

bowiem nigdy niczego nie zapominał. 

— Tak, prawda. — Teraz, gdy wymyślił już, co zrobi, Nick poczuł się prawie szczęśliwy. 
Fakt,  że  trzeba  będzie  uporać  się  z  dwoma  drobiazgami,  z  których  jeden  siedział  przy  jego 

własnym stoliku popijając drinka, lecz to nieistotne. Może należy przedstawić Robertowi kobietę, 
z którą tu przyszedł. Ta myśl wywołała w nim uśmiech. A może nie? Margaret, którą poznał na 
jakimś tłumnym przyjęciu dwa miesiące temu, szybko da sobie radę z tym księgowym. Nic się nie 
stanie. W końcu to dopiero ich pierwsza randka. Dziewczyna nie oczekiwała niczego więcej jak 
tylko kolacji z dobrym winem. Jeśli poczuje się rozczarowana, jakoś ją udobrucha. 

Ani przez moment nie przyszło mu do głowy, że Lucy może nie zaakceptować jego planu. 
— Jako księgowy powinien rozumieć, iż masz nielimitowane godziny pracy. 
—  Robert  stara  się,  by  praca  nie  zakłócała  mu  życia  osobistego,  co  nie  znaczy,  że  sam  nie 

pracuje  długo  wieczorami.  Owszem,  robi  to,  jednak  nie  poświęca  się  wyłącznie  sprawom 
zawodowym — wyjaśniła dziewczyna, uświadamiając sobie po raz kolejny niepodważalne zalety 
mężczyzny. 

— Godne podziwu — skwitował Nick głosem, w którym pobrzmiewała ironia. 
—  Też  tak  uważam  —  rzekła  i  odsunęła  się  od  niego,  gdy  orkiestra  przestała  grać.  — 

Najwyższy czas wrócić do stolika — uznała. — A ty z kim przyszedłeś? 

— Ze starymi znajomymi. O czym rozmawialiście, gdy wam przerwałem? 
— O niczym. 
—  Mówiłaś  Robertowi,  że  jesteś  zbyt  odpowiedział  —  na,  by  udzielać  natychmiastowej 

odpowiedzi, i musisz się zastanowić nad jego słowami. — Nie bacząc, że znajduje się w zasięgu 
wzroku partnera dziewczyny, Nick położył jej rękę na ramieniu. 

W  myślach  widział  ich  nagie  ciała.  Próbował  sobie  przypomnieć,  jak  ona  wyglądała  tamtej 

nocy, wyobrazić sobie, co czuła, ale jedyne, co pamiętał, to odczucie spełnienia, które ogarnęło go 
wówczas  gorącą  falą.  Podniecała  go  myśl  o  sprawdzeniu,  ile  prawdy  kryje  się  w  tym,  co 
zapamiętał. 

— Zobaczymy się jutro. Dziękuję za taniec — powiedziała Lucy, machając do Roberta. 
Jednak Nick nie spieszył się do własnego stolika. Uznał, że Margaret zadowoli się jeszcze przez 

kilka minut towarzystwem jego kuzyna. Stavros był bardzo rozrywkowym człowiekiem, ona zaś 
właśnie tego potrzebowała. 

— Zrobi nam pan przyjemność i napije się z nami? — Jak zawsze uprzejmy Robert, uniósł się z 

krzesła, gdy Lucy zajmowała miejsce przy stoliku, i zwrócił się do jej szefa. 

Nick  obejrzał  się,  by  sprawdzić,  czy  nie  zanadto  kusi  szczęście,  zostając  tutaj  dłużej.  Miał 

wielką ochotę lepiej poznać tego człowieka i zorientować się, co jego sekretarce tak się w nim 
podoba. Chciał się przekonać, czy Robert stanowi dlań konkurencję. 

Teraz, kiedy powziął już pewien plan, nie widział niczego złego w swoim postępowaniu. Lucy 

nie była zamężna, więc próba jej zdobycia to nic zdrożnego. 

Dziewczyna  podążyła  za  jego  wzrokiem  i  przy  jednym  ze  stolików  spostrzegła  ponętną 

brunetkę uśmiechającą się do ciemnowłosego mężczyzny z kieliszkiem w ręku. Poczuła w sercu 
ukłucie zazdrości. 

— Wątpię, czy pan Constantinou będzie mógł to zrobić — zwróciła się do Roberta. — Czekają 

na niego przyjaciele. 

Wiedziona impulsem wzięła przyjaciela za rękę, mając w oczach wizerunek tamtej brunetki, 

machającej dłonią ku Nickowi. 

background image

—  Szkoda.  Miło  było  pana  poznać,  następnym  razem  pewnie  spotkamy  się  podczas 

uroczystości… 

Nick  Constantinou  pomyślał,  że  następnego  dnia  rano  wydobędzie  od  dziewczyny,  o  jaką 

uroczystość chodzi. Pochylił się nad stolikiem tak, by dotknąć jej ramieniem. 

— Proszę zaopiekować się młodą damą i dopilnować, by stawiła się do pracy w dobrej kondycji 

— rzekł do Roberta. — Nie chcę mieć z nią problemów. 

— Nie będzie żadnych problemów — zapewniła Lucy. 
Wiedział, że mówiła prawdę. Nigdy nie nadużywała alkoholu, więc i kac jej nie groził. 
Jednak  następnego  ranka  około  pół  do  dziesiątej  zaczaj;  się  zastanawiać,  czy  aby  jej  nie 

przecenił. Nigdy dotąd tak bardzo się nie spóźniała. Wychodząc z restauracji wyglądała na taką, 
której nic nie dolega. Był tego pewien, bowiem obserwował ją do chwili, gdy wyszła z Robertem. 

Zadzwoniła, gdy sam miał już zamiar wybrać jej numer. 
— Przepraszam, ale nie przyjdę dziś do pracy — powiedziała. 
— Mogę spytać dlaczego? 
— Okropnie się czuję. Musiałam złapać jakiegoś wirusa. 
Nick wyobraził sobie, co to mogło być, i nie potrafił zdobyć się na współczujący ton. 
— Wczoraj prezentowałaś się całkiem zdrowo. 
— I tak się czułam… 
— Po prostu nie masz siły zwlec się z łóżka, tak? 
— Właśnie. 
— Jest kilka ważnych spraw do załatwienia — zauważył z irytacją. 
— Przyjdę jutro. 
Mężczyzna nie wiedział, jak wydobyć od niej informacje, o które mu chodziło. Była naprawdę 

chora  czy  wyczerpana  miłosną  nocą  z  Robertem?  Istniał  tylko  jeden  sposób,  by  się  o  tym 
przekonać. 

— Oczywiście — rzucił do słuchawki, a w wyobraźni widział pogniecione prześcieradło jej 

łóżka. 

Pewnie Robert leżał tam teraz i uśmiechał się do niej konspiracyjnie, wiedząc, że wzięła wolny 

dzień, by go z nim spędzić na miłosnych igraszkach. Nick zacisnął zęby. 

— No to odpoczywaj. Weź jakieś proszki i nie wychodź z łóżka. Zadzwoń, jeśli do jutra nie 

wydobrzejesz — dodał. 

Zamiast  znaleźć kogoś na miejsce chorej  sekretarki, wstał  i  nawet  nie nakładając marynarki 

wyszedł z gabinetu. Po drodze wziął jedynie adres Lucy. 

Znalezienie  jej  mieszkania  nie  stanowiło  większej  trudności,  choć  duży  ruch  na  londyńskich 

ulicach sprawił, iż zajęło mu to ponad godzinę. 

Zamierzał  przyłapać dziewczynę na  gorącym  uczynku, jeśli  postanowiła ten dzień spędzić z 

kochankiem. Nie uprzedzając o niczym, chciał stanąć u jej drzwi tak, by Robert nie mógł wyśliznąć 
się niepostrzeżony. 

Kiedy dotarł do jej starej wiktoriańskiej kamienicy, musiał użyć domofonu, by dostać się na 

trzecie piętro, gdzie mieszkała. 

— Tu Nick — powiedział na przywitanie. — Wpuścisz mnie? 
— Nick? — Dziewczyna na dłuższą chwilę zamarła ze zdumienia. — Co tu, u licha, robisz? 
— Po prostu mnie wpuść. Nie zajmę dużo czasu. 
Wszedł do budynku, a na piętrze spostrzegł ją stojącą przed drzwiami mieszkania. Miała na 

sobie  niebieski  szlafrok,  więc  zaczął  się  zastanawiać,  czemu  nie  jest  ubrana,  skoro  zbliża  się 
południe.  Podszedł  i  od  razu  skierował  spojrzenie  do  małego  przedpokoju  widocznego  zza 
uchylonych drzwi. 

background image

— Co tu robisz? — powtórzyła pytanie. 
— Chodzi o dokumenty. — Wyciągnął przyniesione materiały. 
— Nie mogły poczekać do jutra? 
— Jutro też możesz być nieobecna, jeśli poczujesz się gorzej, a tylko ty się w nich orientujesz. 

Może lepiej wejdę do środka — rzekł i wsunął rękę w drzwi, by je szerzej otworzyć. 

Dziewczyna nie spodziewała się żadnych wizyt, więc nie miała ochoty zapraszać go do wnętrza. 
— Naprawdę czuję się nie najlepiej… 
— Jutro może być jeszcze gorzej — nie ustępował mężczyzna. — A poza tym, skoro źle się 

czujesz, może ktoś powinien być w pobliżu, żeby otoczyć cię opieką? 

— Jaką opieką? 
— Filiżanką herbaty, kanapką, talerzem zupy. 
Lucy  obejrzała  się  za  siebie.  Naprawdę  nie  życzyła  sobie,  by  Nick  oglądał  jej  mieszkanie, 

jednak on nie miał zamiaru odejść. Nie było  też sensu przedłużać dyskusji na korytarzu, skoro 
miała na sobie tylko szlafrok i nic więcej pod spodem. 

— Wezmę te dokumenty — zgodziła się. 
— Jest też parę spraw, które powinienem z tobą omówić. 
Dziewczyna  z  westchnieniem  wpuściła  go  do  środka.  Mężczyzna  szybko  ogarnął  wzrokiem 

mały salonik po prawej stronie i uchylone drzwi do łazienki po lewej. Lucy była zadowolona, że 
zamknęła  przynajmniej  drzwi  prowadzące  do  sypialni,  która  stanowiła  jej  prywatną  przestrzeń 
zajętą przez łóżko i osobiste drobiazgi. 

— Zrobię kawę — zaproponowała, idąc do kuchni, a szef podążył za nią, uważnie rozglądając 

się dokoła. 

Zastanowiły go zamknięte drzwi sypialni. Czyżby celowo? 
— Nie, nie. Usiądź, ja przygotuję kawę — powiedział. 
— Nie wiesz, gdzie co jest. 
— Nie potrzebuję mapy, by znaleźć wszystko, co trzeba  — rzucił, kręcąc się po wyjątkowo 

małej kuchence. — Mniejsze pomieszczenie chyba trudno sobie wyobrazić — zauważył. 

— Mnie wystarcza. 
— Przecież nieźle zarabiasz. Nie możesz sobie pozwolić na coś lepszego? 
Dziewczyna zarumieniła się, ogarniając wzrokiem małą kuchenkę, w której z trudem mieścił się 

stół, dwa krzesełka, nieduża lodówka i szafki na ścianach, wymagających już odnowienia. 

— Oszczędzam na własne mieszkanie — mruknęła i pomyślała, że jeśli przyjmie oświadczyny 

Roberta, nie będzie musiała go kupować. 

Rano do niej dzwonił, współczując z powodu złego stanu zdrowia. Spytał też delikatnie, czy 

pamięta, że obiecała przemyśleć jego propozycję. 

— Usiądź, przecież jesteś osłabiona. — Nick czuł się niezręcznie, mając wrażenie, iż troska, 

jaką  wyraża  słowami,  niezupełnie  pasuje  do  zachowania  człowieka,  który  bez  zapowiedzi 
nachodzi chorą w jej mieszkaniu, by obarczyć ją pracą, która tak naprawdę mogła spokojnie trochę 
poczekać. 

— Nie… pójdę… coś na siebie włożyć. Kawa jest w szafce, mleko w lodówce, a elektryczny 

czajnik czasem robi niespodzianki. 

Wyszła  niezadowolona  z  niezapowiedzianej  wizyty.  W  obecności  szefa  było  jej  równie 

nieswojo jak na tanecznym parkiecie, gdy otaczał ją ramionami tak, że czuła ciepło męskiego ciała. 

Zdjęła  szlafrok.  Włożyła  dżinsy  i  bawełnianą  bluzeczkę.  Postanowiła,  że  szybko  się  go 

pozbędzie  i  to  wcale  nie  z  powodu  złego  samopoczucia.  Bliskość  Nicka  wprawiała  ją  w  taką 
ekscytację, iż zapominała o dolegliwościach. Tylko rzuci okiem na dokumenty, zrobi kilka notatek 

background image

i wskaże mu drzwi. W końcu to jej mieszkanie, więc jeśli go poprosi o wyjście, nie będzie miał 
wyboru. 

Gdy  otworzyła  drzwi  sypialni,  niemal  się  z  nim  zderzyła.  Stał  w  progu,  wyraźnie  chcąc  się 

przekonać, co się kryło w zamkniętym wnętrzu. Widział zdziwienie dziewczyny tym wtargnięciem 
w  jej  intymną  przestrzeń.  Nie  mógł  oderwać  wzroku  od  krągłych  piersi  falujących  w 
przyspieszonym oddechu. 

— Proszę, wróć do pokoju — powiedziała, rumieniąc się gwałtownie. 
Zignorował jej słowa i wszedł do sypialni, by sprawdzić, czy nikt się tam nie schował. Nie było 

tu  zbyt  wiele  miejsca.  W  pomieszczeniu  stało  podwójne  łóżko,  resztę  przestrzeni  zajmowała 
niewielka  komódka  i  zabytkowa  dwudrzwiowa  szafa.  Okrągły  dywanik  przy  łóżku  dopełniał 
całości. 

— Już się ubrałam, zaraz będę gotowa, więc jeśli nie masz nic przeciwko temu… — zaczęła 

przez zaciśnięte zęby. 

— Oczywiście. — Nick posłał jej uśmiech. Doskonale się orientował, jakie wywiera na niej 

wrażenie, i był pewien, że jest w tym lepszy od nudnego Roberta. Wrócił do saloniku, a gdy w 
kilka chwil potem zjawiła się tam Lucy, nie miała już wypieków na policzkach. 

— Mizernie wyglądasz — zauważył, podając jej kawę, gdy usiadła obok na kanapie. 
Postanowił działać spokojnie, bez pośpiechu. Pozbył się już niepokoju, który towarzyszył mu 

przez ostatnich osiem miesięcy. Teraz czuł tylko przyjemną ekscytację na myśl, iż znów ma chętkę 
na tę dziewczynę. Odstawił filiżankę. 

— Oto dokumenty — rzekł. — Dotyczą trzech spraw, jednak ta Rawlingsa jest najpilniejsza. 
— Co ustaliliście podczas wczorajszego spotkania? 
— spytała Lucy, nieco się odsuwając, bowiem nie potrafiła skupić myśli, gdy był blisko. 
Nick nie dał po sobie poznać, iż widzi, co się z nią dzieje, a tym bardziej, że jest nią jakkolwiek 

zainteresowany, ona tymczasem skoncentrowała się na dokumentach. 

— Postaraj się dodzwonić do Rawlingsa, mimo że wyraźnie unika kontaktu. Wiele wskazuje na 

nieprawidłowości finansowe, których prawdopodobnie się dopuścił, bowiem do tej pory hotel na 
wyspie przynosił dochody, które teraz dziwnie się urwały. 

Sięgnął po swoją kawę i tak usiadł na kanapie, by obserwować dziewczynę. 
— Myślisz, że dopuścił się sprzeniewierzenia? 
— Bardzo możliwe. 
— Co z nim zrobisz? 
— Zbiorę dowody i przyłapię na gorącym uczynku — odpowiedział, szukając jej wzroku, lecz 

umknęła przed spojrzeniem. 

— A czego ode mnie oczekujesz? 
—  Musimy  wspólnie  opracować  inteligentny  list,  który  by  go  nie  spłoszył,  jednocześnie 

uświadamiając,  że  się  nas  nie  pozbędzie  bez  udzielenia  satysfakcjonujących  wyjaśnień.  — 
Mężczyzna zatrzymał wzrok na szyi Lucy. 

Pomyślał, iż z łatwością mógłby ją przyciągnąć i przypomnieć sobie smak jej skóry. Bluzeczka 

skrywała co prawda piersi, lecz to nie przeszkadzało, by w wyobraźni pojawiły się mu spragnione 
pieszczot  sutki. Zdecydował,  że przed powrotem do biura musi wpaść do domu  i  wziąć zimny 
prysznic. 

—  Jeśli  zdefraudował  pieniądze  —  ciągnął,  choć  zajmowały  go  wyłącznie  jej  piersi  —  nie 

możemy go wystraszyć. Wprost przeciwnie, chodzi o to, żeby go na czymś przyłapać. Masz jakiś 
dobry pomysł? 

background image

Przyszło  mu  do  głowy,  że  twarz  Lucy  odznacza  się  niezwykłą  urodą,  niemal  zupełnie  nie 

wymagającą makijażu. Gdy tak siedziała i zastanawiała się nad problemem Rawlingsa, w niczym 
nie przypominała kobiet, z którymi ostatnio się spotykał. 

— No więc? — usłyszał. 
— Co takiego? — Zamrugał oczami wyrwany z zamyślenia, uświadomiwszy sobie, że nie wie, 

o co pytała. 

— Nie słuchałeś, o czym mówiłam. Przyszedłeś, by obarczyć mnie pracą, a nie jesteś w stanie 

poświęcić  chwili  uwagi  moim  słowom  —  rzuciła,  domyślając  się,  co  mogło  go  przed  chwilą 
zajmować. 

Była przekonana, że myślami błądził wokół ponętnej brunetki, z którą go ostatnio widziała. 
— Ależ słucham — odrzekł zły na siebie za tę dekoncentrację. 
Doszedł do wniosku, że jeszcze trochę, a nie będzie w stanie utrzymać się w ryzach. Ucierpi na 

tym praca! Natychmiast wziął się w garść i precyzyjnie przedyskutował z dziewczyną wszystkie 
aspekty listu, podziwiając jej takt i inteligencję w proponowaniu celnych sformułowań. 

— Dwie pozostałe sprawy nie są aż tak pilne. Mogą trochę poczekać — powiedział, wstając. — 

Dasz sobie radę? — spytał. — Mogę przynieść ci coś do jedzenia — zaproponował, żałując, iż nie 
będzie  towarzyszył  jej  przy  posiłku,  bo  wymagałoby  to  odwołania  zbyt  wielu  spotkań  w 
interesach, chociaż… 

— Och, na pewno — odrzekła szybko. — Popracuję nad sprawą Rawlingsa, a koło czwartej 

przyjdzie Robert. 

Nick z trudem przełknął ostatnią informację. 
— Poświęci swój cenny czas? Musi bardzo poważnie traktować wasz związek. 
— O, tak — potwierdziła. — Poprosił mnie o rękę. 

background image

R

OZDZIAŁ PIĄTY

 

 
Następnego ranka Nick czekał w biurze na swoją sekretarkę. Prawdę mówiąc tkwił tam już od 

pół  do  siódmej,  więc  zdążył  wykonać  sporo  pracy.  Wydrukował  nawet  korespondencję,  która 
nadeszła drogą elektroniczną i oskarżycielsko piętrzyła się teraz na brzegu biurka. 

Myśl zajmowała mu Lucy. Próbując odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak było, doszedł do 

wniosku,  iż  chodziło  pewnie  o  to,  że  okazała  się  niezastąpiona  w  chwilach,  gdy  potrzebował 
wsparcia. 

Inne  kobiety,  u  których  szukał  zapomnienia,  dawały  mu  jedynie  poczucie  pustki.  Czy  znów 

zapragnął  poczucia  spełnienia,  które  gwarantowały  ramiona  Lucy?  A  może  ta  dziewczyna 
stanowiła jedynie kolejne wyzwanie? Pracowała dla niego od wielu miesięcy, jednak dopiero teraz 
naprawdę ją zauważył. 

Powód nie miał  większego znaczenia. Wiedział jedno.  Informację o oświadczynach Roberta 

odebrał  jak  cios.  A  Nick  Constantinou  nie  zwykł  godzić  się  z  ciosami.  Prawdziwy  mężczyzna 
reaguje inaczej. 

Spojrzał  na  zegarek  i  zastygł  w  oczekiwaniu,  słysząc,  że  dziewczyna  właśnie  otwiera  drzwi 

gabinetu. Do tej pory były zamknięte, bowiem potrzebował odosobnienia, by przygotować się do 
tego, co zamierzał jej powiedzieć. 

— Lepiej się czujesz? — spytał, gdy weszła. 
— O, tak. Chyba za dużo wypiłam tamtego wieczora i stąd ból mięśni i głowy. Nie przywykłam 

do  alkoholu.  Mam  ci  przynieść  kawy?  —  spytała,  podejmując  obowiązki  sekretarki.  — 
Opracowałam wszystkie materiały, które mi dałeś — dorzuciła, podając przyniesione dokumenty. 
— Wysłać faks do Rawlingsa czy przekazać list pocztą elektroniczną? 

—  Podaj  kawę.  Potem  omówimy  sprawę  Rawlingsa.  Obserwował,  jak  się  oddalała, 

zastanawiając się nad możliwymi reakcjami na to, co za chwilę usłyszy. Uśmiechnął się na myśl, iż 
mimo oświadczyn Roberta nie nosiła zaręczynowego pierścionka. Spędził bezsenną noc, starając 
się złożyć w całość wszystko, co wiedział o niej i jej narzeczonym. 

Doszedł do wniosku, że gdy ten się oświadczył, dziewczyna obiecała tylko zastanowić się nad 

propozycją.  Dlatego  wspomniała  o  poczuciu  odpowiedzialności.  Obrączka  to  poważne 
zobowiązanie. Robert żywił nadzieję na ceremonię ślubną i tę właśnie uroczystość miał na myśli, 
gdy  mówił,  iż  to  okazja  do  kolejnego  spotkania  z  Nickiem.  Jednak  Lucy  jeszcze  się  nie 
zdecydowała. 

Kiedy po paru minutach dziewczyna wróciła do gabinetu z notatnikiem w ręku, ciągle jeszcze 

się uśmiechał. 

— Zamknij drzwi — rzekł. 
— Pomyślałam, że po wykonaniu własnej pracy mogłabym zająć się sprawami finansowymi. 

Księgowa wspomniała, iż dwie pracownice z jej działu zachorowały i potrzebne tam zastępstwo na 
kilka dni, więc może bym pomogła, jeśli nie masz nic przeciwko temu. 

— Nie zgadzam się. 
— Jak to? 
— Nie zgadzam się — powtórzył, nie spuszczając z niej wzroku. 
— Mogę spytać, dlaczego? — Lucy poczuła, że zaschło jej w gardle. 
— Ponieważ od jutra cię tu nie będzie. 

background image

Niespodziewana  informacja  sprawiła,  iż  dziewczyna  otworzyła  usta  ze  zdumienia  i  z 

niepokojem zaczęła się zastanawiać, co takiego zrobiła, że ją zwalnia. Tak bowiem zrozumiała 
słowa szefa. 

W  tej  samej  chwili  uświadomiła  sobie,  jak  wiele  znaczyła  dla  niej  ta  praca.  Nie  mogła  się 

oszukiwać, że odejdzie stąd bez żalu. Firma Nicka zapewniała jej tak potrzebną stabilizację. Nie 
chodziło wyłącznie o zarobki. Zależało jej na pozostawaniu w pobliżu tego człowieka, w kręgu 
siły, którą emanował, nawet jeśli to było niemądre. 

— Mogę spytać, czemu mnie zwalniasz? — wymamrotała. 
— O czym ty mówisz? — zdziwił się. 
Na twarzy Lucy odmalowała się ulga. 
— Sądziłam, że… 
— Myliłaś się — przerwał. — Nie ma mowy o zwolnieniu. Przeciwnie. Przez najbliższy tydzień 

będziesz towarzyszyć mi w podróży na wyspę do hotelu „Pasat”. Jeśli Rawlings unika kontaktu, 
przeżyje ciężkie chwile, gdy jutro nas tam zobaczy. 

Obmyślenie tego planu nie zabrało mu dużo czasu. Sprawa Rawlingsa wymagała wyjaśnienia 

na miejscu, a Lucy należało wywieźć z Londynu jak najdalej od Roberta, by nie przyszło jej do 
głowy przyjąć jego oświadczyn. Z jakichś dziwnych względów Nick nie widział nic dobrego w ich 
ewentualnym  małżeństwie  i  nie  łączył  tej  niechęci  z  pragnieniem  ujrzenia  dziewczyny  we 
własnym łóżku. 

— Jutro? Ale… 
— Wiem, wiem. — Nie dał jej skończyć. — Pewnie myślisz, że nie da się tak szybko załatwić 

wyjazdu,  lecz  mam  swoje  kontakty.  Polecimy  na  Barbados,  stamtąd  zaś  lokalnymi  liniami  i 
statkiem  dostaniemy  się  na  miejsce.  To  będzie  długa  podróż,  jednak…  —  uśmiechnął  się  do 
własnych myśli — warta pewnego wysiłku — zakończył. 

— Miałam na myśli trudności z załatwieniem wszystkich spraw tutaj. 
— Posiadasz paszport, prawda? 
— Tak, ale… 
— To zabierze tylko tydzień. Idź się pakować. 
— Nie mogę tak po prostu… 
—  Dlaczego?  Jestem  pewien,  że  Robert  nie  będzie  miał  nic  przeciwko  temu.  Tyle  razy  mi 

opowiadałaś o jego wyrozumiałości. 

—  A  co  ze  strojami?  —  Lucy  nigdy  w  życiu  nie  działała  w  takim  pośpiechu.  —  Jaka  tam 

pogoda…? 

— Bardzo gorąco. Kup coś odpowiedniego. To polecenie służbowe. Stroje oficjalne nie będą 

potrzebne,  żadnych  kostiumików.  Jakieś  szorty,  T–4shirty,  cienkie  sukienki,  no  i  oczywiście 
bikini. Hotel ma trzy baseny i plażę o krok. 

— Czy aby nie będziemy pracować całymi dniami? 
—  Będziemy,  lecz  z  przerwami.  Nie  przewiduję  żadnych  formalnych  spotkań,  więc  nawet 

podczas  pracy  możesz  ubierać  się  swobodnie.  Nie  stój  tu  dłużej.  Biegnij  na  zakupy.  Bilety 
odbierzemy na lotnisku. 

Resztę zostawił wyobraźni dziewczyny, sam zaś oddał się marzeniom na temat nadchodzącego 

tygodnia. 

Jadąc przez miasto, Lucy była na wpół podekscytowana myślą o egzotycznej podróży, na wpół 

przerażona świadomością, iż przez tydzień będzie tak blisko szefa. 

Po drodze do domu kupiła trochę rzeczy. Jakieś szorty, bluzeczki, sandałki i lekkie sukienki. 

Wszystko spakowała do niewielkiej torby odpowiedniej na tygodniową podróż. 

Następnego ranka Nick był pod wrażeniem skromnych rozmiarów jej sakwojażu. 

background image

— Większość kobiet miałaby bagaż podręczny tej wielkości — skomentował. 
Sam ubrany był swobodnie. W spodnie koloru khaki i koszulę z krótkim rękawem. Jak zawsze 

wyglądał niezwykle pociągająco. Lucy prezentowała się niepozornie w prostej szarej spódniczce i 
jasnoniebieskiej bluzeczce. W tej prostocie było jednak wiele elegancji. 

Szef z uśmiechem przeprowadził ją przez punkt kontroli biletów i odprawę paszportową dla 

VIP–ów. Na lot czekali w pomieszczeniu dla specjalnych gości linii lotniczych, gdzie Nick czuł się 
jak u siebie, zaś dziewczyna musiała się bardzo starać, by nie popaść w oszołomienie. 

— Można tu w ogóle rozmawiać? — spytała pół żartem. — Jest ciszej niż w naszej bibliotece. 
— Oczywiście. Nikomu nie przeszkadzamy. 
W  ekskluzywnym  wnętrzu  znajdowała  się  jeszcze  tylko  jedna  para  podróżnych  w  średnim 

wieku. 

Nick zdawał sobie sprawę, iż w tej podróży Lucy będzie stykała się z niektórymi rzeczami po 

raz  pierwszy.  Mimo  że  starała  się  tego  nie  okazywać,  wszystko  w  niej  zdradzało  wielkie 
podekscytowanie. 

— Robert nie przeciwstawiał się twojemu wyjazdowi? — spytał. 
— Czemu miałby to robić? 
— Nie było żadnego powodu — przyznał Nick. — Mówię o tym, bo pewni mężczyźni uważają, 

iż zaręczyny dają im szczególne prawa. — Udał, że po raz pierwszy spogląda na jej palec. — O, nie 
nosisz pierścionka! 

— Nie. 
— Jeszcze go nie kupiliście? 
— Nie. Ja… ciągle się zastanawiam. 
— Bardzo rozsądnie. — Pochwalił, potem się roześmiał. — Nie chciałbym patrzyć, jak moja 

znakomita sekretarka porzuca pracę i zaczyna zajmować się dziećmi… 

— Skądże. Robert… — Lucy zamilkła, czując, że wpadła w pułapkę. 
Przecież narzeczony planował dla niej właśnie taką przyszłość. 
—  Jeszcze  tego  nie  przedyskutowaliśmy.  Jak  wspomniałam,  nic  nie  zostało  ostatecznie 

uzgodnione. 

— Ale powiesz mu o…? 
— O czym? — Ciemne oczy szefa wprost ją hipnotyzowały. 
Nick uniósł brwi ze zdziwienia, że nie wie, o czym mowa. 
— O nas, oczywiście — dokończył aksamitnym głosem. 
— Nie ma żadnych „nas”. 
— Może źle się wyraziłem. Miałem na myśli to, czy powiesz mu, że ze sobą spaliśmy. 
— Tylko raz! — Puls dziewczyny zaczął bić szybciej. 
— A więc rozumiem, iż nic nie zostało powiedziane… 
— Nie ma potrzeby… 
— Czyżby był zazdrosny? 
— Nie! 
—  Tak  przypuszczałem.  Tym  bardziej  nie  mógłby  mieć  nic  przeciwko  temu,  że  spędzasz 

tydzień z własnym szefem na tropikalnej wyspie. 

—  Wcale  nie  spędzam  z  tobą  tygodnia  na  tropikalnej  wyspie  —  zaprzeczyła  gorąco.  — 

Mówisz, jakbym… jakby… 

— Jakby co? 
— To nie są wakacje, prawda? Jedziemy w sprawach służbowych — powiedziała, nie patrząc 

mu w oczy, przytłoczona ciężarem jego spojrzenia. 

— Oczywiście. Spytałem tylko dlatego, iż wierzę we wzajemne zaufanie. 

background image

Lucy uniosła wzrok i spostrzegła, że zmienił się na twarzy, jakby ogarnęły go mroczne myśli. 
W  samolocie  wrócił  do  rozmowy  na  lżejsze  tematy.  Opowiadał  o  swoich  rozlicznych 

podróżach. Dziewczyna wiedziała, że wiele jeździł po świecie, lecz nie przypuszczała, iż zwiedził 
aż tyle miejsc. Wydawało się, że był wszędzie i widział więcej niż każdy inny turysta. 

Lucy  była  dobrą  słuchaczką.  Zwykle  Nick  zasypiał  podczas  podróży.  Tym  razem 

zainteresowanie  okazywane  przez  dziewczynę  każdemu  jego  słowu  nie  pozwoliło  na  sen.  Lot 
przebiegł tak szybko, że ani się obejrzeli, gdy zapowiedziano lądowanie. 

— Rozmowa skróciła czas przelotu o połowę — zauważył. 
— Możliwe. Nie mam doświadczenia w podróżowaniu. Ostatnio byłam za granicą dawno temu. 

Leciałam nad Morze Śródziemne, więc nie był to szczególnie długi lot. Tata nie lubił wydawać 
pieniędzy na odległe podróże. 

— Dlatego byłaś zawsze taką rozsądną dziewczynką? — spytał, starając się każdym słowem 

przekonać ją o niewinności własnych intencji i zatrzeć nie najlepsze wrażenie wywołane rozmową 
o narzeczonym. 

Przecież przywiózł ją tu, by o nim zapomniała, więc nie powinien tak niemądrze wracać do 

niepożądanego tematu. A jednak coś go kusiło, by bezustannie napomykać o miłym, lecz jakże 
nudnym Robercie. 

— Wcale nie przez cały czas!  — zaprotestowała, ledwie zauważając, iż wymienia z szefem 

uśmiechy jak we flircie. — Czemu mnie prowokujesz? — zawołała, a on się roześmiał. 

—  Lubię,  gdy  się  czerwienisz  i  oburzasz  —  przyznał  szczerze.  —  Nawet  piegi  na  nosku 

wyglądają  wtedy  na  wzburzone.  —  Pogładził  ją  palcem  po  nosie,  co  sprawiło,  że  wstrzymała 
oddech. 

—  To  niegodziwe  —  spróbowała  zażartować  drżącym  głosem,  mając  nadzieję,  iż  Nick  nie 

wychwyci tego drżenia. 

— Jestem szczególnym niegodziwcem — mruknął takim tonem, że poczuła bicie serca. 
Sięgając po swoją torbę zachwiała się, a Nick podtrzymał ją w taki sposób, iż przylgnęła mu do 

piersi. 

— Prawdę mówiąc — rzekł, nie odsuwając się ani o centymetr — ona zupełnie nie jest w moim 

typie. 

—  Zadziwiasz  mnie.  —  Lucy  zareagowała  udawanym  śmiechem,  tymczasem  mężczyzna 

patrzył na nią całkiem poważnie. 

— Mam nadzieję. Zawsze staram się być nieprzewidywalny — powiedział, doskonale zdając 

sobie sprawę, jakie wrażenie wywierają na niej te słowa. 

Dziewczyna  przeszła  przez  lotnisko  niemal  na  nic  nie  zwracając  uwagi,  tak  zajmowały  ją 

rozmyślania o tym, czemu bardziej pociągają przygoda z kimś nieprzewidywalnym niż spokojne 
życie z człowiekiem, który niczym nie zaskoczy. 

Samolot, którym mieli lecieć dalej, opóźnił się, a gdy wreszcie się pojawił, okazał się tak mały, 

iż poczuła niepokój. 

— Nie obawiaj się. — Nick uspokajającym gestem położył dłoń na jej plecach. — Na pewno 

nie skończymy w oceanie otoczeni przez wygłodniałe barrakudy. 

— Skąd wiesz? To nie wygląda na pojazd, który mógłby unieść się w powietrze, nie mówiąc o 

lataniu. 

Roześmiał się i otoczył ją ramieniem. 
— Zaufaj mi — powiedział. 
O dziwo, uspokoiła się, choć przyznał,  że nie zna się na lataniu  i  nie wie, co zrobić, gdyby 

samolot zaczął pikować w dół. Mimo to miał w sobie coś, co działało kojąco. 

background image

Jego  spokój  i  pewność  siebie  sprawiały,  iż  podczas  całej  podróży  był  przez  wszystkich 

traktowany iście po królewsku. 

Wieczorem, po rejsie statkiem, którym odbyli ostatni etap podróży, dotarli wreszcie do wyspy. 

Było  zbyt  ciemno,  by  podziwiać  krajobraz,  lecz  zewsząd  dobiegały  egzotyczne  dźwięki,  które 
działały  na  wyobraźnię.  Grały  cykady  i  świerszcze,  kumkały  żaby,  szeleściły  liście  palm.  Od 
morza ciągnęła lekka bryza, niosąc nieznane aromaty. 

—  Piasek  tu  biały  i  miałki  jak  puder,  niebo  błękitne,  a  morze  spokojne  jak  w  basenie  — 

zapewnił Nick. 

— I ty wolisz mieszkać w Londynie? 
— Jeśli masz raj na co dzień, szybko traci urok. Przynajmniej dla mnie — rzekł. — Oto i nasz 

hotel. 

Budynek  nie  wyglądał  tak,  jak  się  spodziewała.  Wyobrażała  go  sobie  jako  imponującą 

rozmiarami,  luksu  —  sową  budowlę.  Tymczasem  przypominał  siedzibę  ranczera  zbudowaną  w 
stylu kolonialnym. Tonął w kwiatach i pnączach, które zapewne jeszcze lepiej prezentowały się w 
słońcu niż w świetle reflektorów. 

—  Ma  kształt  litery  „S”  —  objaśnił  mężczyzna.  —  W  zakolach  zaprojektowano  ogrody  i 

baseny. Sale restauracyjne znajdują się w oddzielnych budynkach na zapleczu, tak by goście czuli 
się jak w domu. 

— Niezły dom. Gdybym taki miała, nie wyjeżdżałabym nigdzie indziej na wakacje. 
Nick tylko się uśmiechnął. 
— Czy jesteśmy tu oczekiwani? — spytała, kiedy znaleźli się przed wejściem. 
— Nie, bowiem Rawlings pewnie by się przed nami ukrył. Uznałem, że najlepiej będzie działać 

z zaskoczenia. W ten sposób nie zdąży niczego zainscenizować, chcąc nas wprowadzić w błąd. 

— A więc? 
— Mamy rezerwację jako pan i pani Lewis i dostaniemy jeden z apartamentów z widokiem na 

morze. 

— Co? 
— Taki mały żart. — Mężczyzna słyszał nieskrywaną grozę w głosie Lucy, co sprawiło, że 

pragnienia, jakie w nim wywoływała, nabrały jeszcze większej mocy. 

Teraz nie tylko chciał spędzić z nią najbliższe noce. Zaczęło zależeć mu na tym, by i ona tego 

zapragnęła. 

— Bardzo zabawne — rzekła dziewczyna niepewnym głosem. 
—  Przyjechaliśmy  tu  służbowo,  żeby  wyjaśnić  nieścisłości  finansowe  wynikające  ze 

sprawozdań człowieka prowadzącego ten hotel. Tak naprawdę mamy oddzielne sypialnie. Od jutra 
mieszkasz w pokoju zarezerwowanym na swoje nazwisko. Przystępując do kontroli finansowej nie 
będziemy podtrzymywać fikcji pobytu w celach wypoczynkowych. 

— Nie rozpoznają cię? — spytała szeptem, gdy służba wyładowywała ich bagaż z taksówki. 
— Wątpię. W ciągu ostatnich dwóch lat byłem tu tylko dwa razy z Gina. Pracownicy hotelu są 

tak wyszkoleni, by nie przypatrywać się twarzom gości. 

Rzeczywiście. W recepcji obsłużono ich dyskretnie, nie przejawiając niezdrowej ciekawości. 

Nick robił wrażenie kogoś, kto ledwie zwraca uwagę na otoczenie. Lucy przychodziło to z dużą 
trudnością. Nie potrafiła ukryć zachwytu luksusem hotelu. 

Podłogi  we  wszystkich  wnętrzach  wykonano  tu  ze  starego,  pięknie  polerowanego  drewna. 

Wokół stały miękkie fotele. Za recepcjonistą, który wręczył im klucze do apartamentu, widać było 
coś na kształt rzeźby z białawego drewna wyrzuconego przez morze i uformowanego przez fale w 
kształt  skręconego  posągu.  W  górze  umieszczono  na  nim  ceramiczne  naczynie  przybrane 

background image

oryginalnymi kamieniami. Wszędzie poruszały się skrzydła wentylatorów, zapewniające dopływ 
schłodzonego powietrza, tak że drzwi i okna budynku mogły pozostawać otwarte. 

— Sami trafimy do pokoi — rzekł Nick do recepcjonisty. 
— Rudolf wskaże państwu drogę do restauracji — powiedział pracownik hotelu, a widząc, że 

gość  przecząco  kręci  głową,  zauważył:  —  Aromat  potraw  będzie  najlepszym  przewodnikiem. 
Słyniemy na wyspie ze świetnej kuchni. 

—  Bardzo  tu  spokojnie  —  zauważyła  Lucy,  podążając  za  mężczyzną,  który  niósł  obydwa 

bagaże, zupełnie nie zwracając uwagi na ich ciężar. 

—  Hotel  nie  ma  setek  pokoi,  a  te,  które  są,  tak  zaprojektowano,  by  zapewnić  gościom 

maksymalną prywatność. Niektóre mają własne patia i skalne baseny przeznaczone do wyłącznego 
użytku ich mieszkańców — wyjaśnił Nick. — Jesteśmy na miejscu — rzekł, zatrzymując się w 
półokrągłej niszy z dwojgiem drzwi prowadzących do pokoi. — Ten jest twój. 

— A twój? 
— Naprzeciwko. 
Otworzył drzwi i wpuścił Lucy do wnętrza. 
Pokój  był  bardzo  przestronny  i  cichy,  przyjemnie  chłodny  dzięki  klimatyzacji.  Drewnianą 

podłogę  pokrywały  barwne  dywany.  W  jednym  rogu  ustawiono  obszerną  sofę,  obok  niskiego, 
kwadratowego stolika stały fotele. Łóżko robiło niezwykłe wrażenie dzięki malowniczo upiętej 
moskitierze,  zwieszającej  się  z  góry  jak  baldachim.  Przez  otwarte  drzwi  widać  było  wspaniałą 
łazienkę  i  garderobę.  Pomieszczenie  miało  też  wyjście  prowadzące  na  werandę  z  miękkimi 
fotelami zachęcającymi do lektury i hamakiem zapraszającym do drzemki. 

— Jest wspaniały — dziewczyna uśmiechnęła się do Nicka. — Jak się czuje właściciel takich 

wspaniałości? — spytała. 

Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę, jakby czekając, aż przestanie się uśmiechać. 
— Chyba nie oczekujesz poważnej odpowiedzi — odparł, opierając się o ścianę. 
W tropikalnym klimacie oliwkowa cera czyniła go jeszcze bardziej pociągającym, co sprawiało, 

że Lucy nie potrafiła zapanować nad reakcjami własnego ciała, więc spróbowała zamaskować to 
śmiechem. 

— Wprost przeciwnie! — zawołała. 
— A więc powiem ci prawdę. Posiadanie tego hotelu niczym nie różni się od posiadania innych. 

Wszystkie są luksusowe i przynoszą satysfakcję z dochodów, które z nich czerpię. Pozwala mi to 
podejmować  ryzykowne  decyzje  w  transakcjach  giełdowych  i  dokonywać  niepewnych  a 
zyskownych inwestycji ze świadomością, że nie grozi mi ruina finansowa. 

— To brzmi cynicznie — zauważyła dziewczyna, stając tuż za nim, a on odwrócił się ku niej 

powoli. 

Jej  twarz  kryła  się  w  mroku  słabo  rozświetlanym  blaskiem  lamp  przedostającym  się  tu  zza 

drzwi pokoju, więc nie mógł jej dokładnie zobaczyć. Czuł tylko na sobie kobiecy wzrok. 

— Naprawdę? 
— Takie miejsca jak to powinny przynosić wiele radości… — zawahała się, nie wiedząc, czy go 

nie zrani, gdy wspomni zmarłą żonę. — Za życia Giny pobyty w takich hotelach pewnie sprawiały 
wam przyjemność… 

Mężczyzna roześmiał się gorzko i zmienił temat. 
—  Wyglądasz,  jakby  ci  było  gorąco.  Mam  nadzieję,  że  wzięłaś  odpowiednie  stroje,  coś  z 

bawełny. Chcesz zjeść kolację w którejś z tutejszych restauracji? 

— Wolę wziąć prysznic i rozpakować rzeczy. Myślę, że wstanę rano i obejrzę całe otoczenie, 

jeśli nie masz nic przeciwko temu. Nie wiem, o której chcesz zacząć pracę, ale… 

— Skorzystaj z wolnego czasu. Zadzwonię około dziesiątej. 

background image

Wszystko  zostało ustalone, on jednak nie miał  ochoty sobie pójść.  Intrygowało  go, co  Lucy 

miała na sobie pod krótką spódniczką i skromną bluzeczką. Czy była tak samo rozgrzana jak on? 
Czy między piersiami spływały jej kropelki potu? Zastanawiał się, jakby to było kąpać się z nią 
nocą nago w basenie? Nikt nie zakłócałby tu ich prywatności. 

Odchodząc,  pomyślał,  że  kochając  się  z  nią  tutaj,  zrobi  jej  przysługę,  bo  uchroni  przed 

nieudanym małżeństwem. 

background image

R

OZDZIAŁ SZÓSTY

 

 
Lucy obudziła się, słysząc pukanie do drzwi. Miała ochotę spać dalej, jednak dźwięk powtórzył 

się delikatnie a nieustępliwie. W pokoju było zupełnie ciemno. Szczelne żaluzje nie przepuszczały 
światła. 

Przez chwilę było cicho, ale po chwili ktoś znów zapukał, więc jęknęła i odsłoniła moskitierę, 

przyjmując do wiadomości, że trzeba wstawać. 

—  Co  z  ambitnymi  planami  zwiedzania  hotelowych  ogrodów?  —  usłyszała  znajomy  męski 

głos, kiedy wstała, by otworzyć drzwi. 

W progu stał Nick ubrany w spodenki kąpielowe i luźną, rozpiętą koszulę, odsłaniającą opalony 

tors. W ręku trzymał plażowy ręcznik. 

Dziewczyna chciała schować się za drzwiami, by nie oglądał jej w piżamce w wesołe dinozaury, 

lecz  on  bezceremonialnie  wszedł  do  środka.  Pomyślała,  że  ostatnio  w  ogóle  nie  szanuje  jej 
prywatności. 

— Przecież zamierzałaś zerwać się o świcie, by poznać otoczenie hotelu i zobaczyć plażę. 
— Nie sądziłam, że zaśpię. Byłabym wdzięczna, gdybyś nie naruszał mojej intymności i nie 

nachodził mnie w pokoju. 

—  Myślałem,  że  już  wstałaś  i  wyszłaś.  Właściwie  zaskoczyło  mnie,  iż  jeszcze  tu  jesteś. 

Zastukałem tak sobie, przechodząc obok drzwi… 

Dziewczyna stała pod ścianą, skrzyżowawszy ramiona na piersiach. Widać było, że czuje się 

niezręcznie. Nick przeciwnie, był bardzo swobodny. Podszedł do okna i podciągnął żaluzje, ani 
jednym słowem nie przepraszając, iż zjawił się w jej sypialni za piętnaście siódma. 

— Słońce wzeszło jakiś czas temu. Teraz pływa się najprzyjemniej, więc mam zamiar to zrobić. 

Może dołączysz? — spytał. 

— Do ciebie? — Lucy otworzyła usta ze zdumienia. 
— Popływałabyś ze mną? Plaża będzie pusta o tej porze. 
— Nie mogę — odpowiedziała, żałując, iż nie ma ośmiu rąk, by zakryć się nimi przed jego 

wzrokiem. 

— Dlaczego? Wzywają cię pilne obowiązki? 
Poczuła, że zapędził ją w ślepy zaułek. Nie miała żadnych wymówek. 
— Och… dopiero wstałam. Rano zwykle potrzebuję dużo czasu, żeby się pozbierać. 
— Naprawdę? — Popatrzył z niedowierzaniem. — W Londynie pewnie wstajesz o piątej, skoro 

zaczynasz pracę o ósmej. Nie szkodzi,  z przyjemnością poczekam.  Oczywiście na zewnątrz  — 
dorzucił. 

— Znajdę cię na dole. 
— Nonsens. — Podszedł do drzwi i je otworzył. — Zaczekam tutaj. 
Dziewczynie natychmiast przeszła senność, gdy biegała po sypialni, szukając czarnego bikini i 

czegoś przewiewnego na wierzch. Myślała, że na kąpiel przyjdzie czas po dniu ciężkiej pracy nad 
dokumentami finansowymi. Ten hotel nie miał jednak sali konferencyjnej, więc spotkania robocze 
będą zapewne przebiegały inaczej, niż to sobie wyobrażała. 

Kiedy  rzuciła  okiem  w  lustro,  uświadomiła  sobie,  że  kostium  kąpielowy  jest  co  prawda 

skromny w kolorze, lecz zupełnie brak mu przyzwoitości w kroju. Był głęboko wycięty na udach, 
na brzuchu odsłaniał pępek, a na biodrach miał tylko cienkie paseczki zawiązane na kokardkę. W 
tych okolicznościach niezupełnie nadawał się na wspólną kąpiel z Nickiem. 

— Gotowa? — Zza drzwi dobiegło pytanie, przypominające, że on ciągle tam czeka. 

background image

Dziewczyna szybko włożyła bluzkę z krótkim rękawkiem i chwyciła ręcznik. 
— Wzięłaś odpowiedni krem? — zatroszczył się, kiedy szli na plażę. 
— O tej porze? 
— Tutaj słońce jest ostre nawet wcześnie rano. 
— Prawdę mówiąc, chciałabym się trochę opalić. 
— Nie spieczesz się? — spytał, zapuszczając wzrok za dekolt bluzki, gdzie krągłe piersi ledwie 

osłaniał wąski pasek czarnego materiału. 

Zaczaj opowiadać jej o hotelu, o jego przebudowie, którą rozpoczął po odkupieniu posiadłości 

od pewnej starszej angielskiej pary. Poprzedni właściciele przez wiele lat prowadzili tu domowy 
styl życia, wynajmując gościom tylko kilka pokoi. 

— Jak mogli opuścić takie miejsce? — spytała Lucy. 
— Starsza pani zmarła, a jej mąż nie mógł pogodzić się z tym, że dom popada w ruinę. Był 

więcej niż szczęśliwy, mogąc wrócić do Anglii. Zaproponowałem wyjątkowo korzystną cenę. Na 
stare lata nie będzie miał kłopotów finansowych. Czujesz zapach morza? — spytał, gdy zbliżyli się 
do plaży. 

— Świeży i cierpki. Zupełnie inny aromat niż ten, który panuje w Londynie o tej porze. 
— Londyn ma specyficzną woń. 
—  Zatrutego  powietrza.  —  Dziewczyna  zatrzymała  się,  gdy  podeszli  do  palm  okalających 

plażę. — To najbardziej błękitna woda, jaką widziałam w życiu. Zupełnie jak w basenie! 

—  Najspokojniejszy  zakątek  na  całych  Karaibach.  Cały  do  naszej  dyspozycji.  —  Nick 

powędrował na kraniec hotelowej plaży i rozłożył ręcznik na białym piasku. 

Udawał, że nie zwraca uwagi, czy Lucy zajmie miejsce obok. 
— O której…? — zaczęła. 
— Zaczyna się surfowanie na falach? To zależy. — Mężczyzna położył się twarzą do słońca. — 

Jedna czy dwie osoby przychodzą rano, lecz pozostali nie zrywają się tak wcześnie. Czasem leżą w 
łóżkach do południa. Śniadanie podaje się tu o dowolnej porze i w miejscu zgodnym z życzeniem 
gości. Także na plaży. 

Odwrócił się nieco, by zerknąć, jak rozkładała swój ręcznik w przyzwoitej odległości, tak by ich 

ciała nie dotknęły się nawet przez przypadek. 

— Co za luksus — westchnęła. — Zaczynam rozumieć, co miałeś na myśli, mówiąc o słońcu. 

Trudno uwierzyć, lecz już o tej porze mocno grzeje. 

— Na szczęście wziąłem krem. — Nick sięgnął do kieszonki koszuli i wyjął tubkę przyniesioną 

wcale nie dla siebie. 

Podał dziewczynie kosmetyk, nie patrząc w jej stronę. 
— O której zaczniemy pracę? — spytała, nakładając warstewkę kremu na twarz i ręce. 
Jak  w  ogóle  mogła  myśleć  o  obowiązkach  w  takim  otoczeniu,  zirytował  się  mężczyzna. 

Zastanawiał się, czy w słońcu Karaibów tęskni też za Robertem. Czy narzeczony przywiózłby ją 
kiedykolwiek w podobne miejsce? Pewnie stać by go było na to za milion lat! 

— Po śniadaniu — odrzekł, wspierając się na łokciu, by spojrzeć w jej stronę. — Zamierzasz 

przez cały czas siedzieć w bluzce na plaży? Na razie może nie czujesz działania słońca, lecz ono 
robi swoje, a w bluzce trudno posmarować się kremem. 

Dziewczyna  już  chciała  spytać,  czy  szef  sądzi,  że  natura  pozbawiła  ją  nawet  odrobiny 

inteligencji i  czy  aby nie za daleko się posuwa  w protekcjonalności,  lecz się powstrzymała. W 
milczeniu zdjęła bluzkę i wklepała krem w ciało. 

— Połóż się na brzuchu, to posmaruję ci plecy — powiedział, odbierając tubkę z kremem. 
— Nie ma potrzeby — odmówiła z uśmiechem. 

background image

— Dlaczego? — Wycisnął trochę kremu na dłoń i spojrzał na nią ze zdziwieniem. — Sądzisz, 

że słońce oszczędzi twoje plecy? 

— Ja… 
— Połóż się, jeśli nie chcesz wylądować w łóżku z poparzeniami, które mogą spowodować raka 

skóry. 

— Naprawdę? 
— Oczywiście. Jak sądzisz, dlaczego każdy pokój w tym hotelu jest wyposażony w taki krem? 

Większość z naszych gości ma jasną cerę, a to pomnaża niebezpieczeństwo. 

Widząc,  że  Nick  nie  zamierza  zrezygnować,  dziewczyna  z  westchnieniem  położyła  się  na 

brzuchu. 

— Odpręż się — rzekł, kładąc dłonie na jej skórze i rozpoczynając masaż pleców. 
To  było  tak  przyjemne,  że  Lucy  zamruczała  z  rozkoszy.  Mężczyzna  nałożył  kolejną  porcję 

kremu i nie ustawał w rytmicznych ruchach. 

Słońce  grzało  jej  policzek,  w  uszach  miała  szum  morza,  a  na  ciele  cudowny  dotyk  palców 

Nicka, co sprawiło, że całkiem się rozluźniła. 

— Nie możemy w żadnym wypadku zapomnieć o nogach — rzucił. 
— Sama to zrobię — powiedziała, nie otwierając oczu. 
— Skoro już mam krem na rękach… 
Zaczął masaż od kostek, przesuwając dłońmi ku udom. Dziewczyna pisnęła przerażona, gdy 

wsunął palce pod wąski paseczek bikini, i usiadła zarumieniona. Pomyślał, że ma podniecający 
kostium, mimo że w takim skromnym kolorze. Te myśli sprawiły, iż uznał, że natychmiast musi 
zanurzyć się w morzu, by oprzytomnieć. 

— To cię powinno ochronić — rzucił, wstając z ręcznika. — Idę do wody, a ty? 
—  Za  chwilę  —  odpowiedziała,  wstydząc  się  w  duchu,  że  zareagowała  w  ten  sposób  na 

zwyczajne smarowanie kremem. 

Dopiero  kiedy  odpłynął  daleko,  odważyła  się  wejść  do  przyjemnie  ciepłej  wody.  Popływała 

trochę, potem zaś położyła się twarzą do słońca, pozwalając się unosić małym falom. 

Nie zauważyła, kiedy mężczyzna znalazł się blisko. Nagle wynurzył się tuż obok, obejmując ją 

w talii. 

— Co ci mówiłem na temat konieczności chronienia się przed słońcem? — spytał, pochylając 

głowę z uśmiechem. — Najbardziej piecze w wodzie, gdy, niczego nie podejrzewając, drzemiesz 
sobie na falach. 

— Wcale nie drzemałam! 
— Miałaś zamknięte oczy. 
—  No  to  co?  —  Odpłynęła  nieco  dalej,  lecz  ją  dogonił,  sprawiając,  że  musiała  podziwiać 

męskie muskularne ciało doskonale widoczne w przezroczystej wodzie. 

— Czemu nie wypłyniesz ze mną trochę dalej? Za rafą nawet bez maski mogłabyś zobaczyć 

różnobarwne ryby. 

— Dziękuję. Tu mi dobrze. Myślę, że powinniśmy już wyjść z wody. Przed pracą muszę umyć 

i wysuszyć głowę. 

— Masz rację — rzekł, a jego spojrzenie sprawiło, że wstrzymała oddech. — Najłatwiej byłoby 

zostać tutaj i zapomnieć, po co w ogóle przyjechaliśmy. 

— Nie sądzę. — Lucy zawróciła i zaczęła płynąć do brzegu. 
—  Chcesz  powiedzieć,  iż  tutejsze  otoczenie  nie  wpływa  na  ciebie  aż  tak  relaksująco,  byś 

zapomniała o obowiązkach? — spytał, kiedy szli po piasku do swoich ręczników. 

— Jak mogę wypoczywać, skoro jestem…? — Boże, jeszcze chwila, a powiedziałaby: skoro 

jestem z tobą. 

background image

— Skoro co? 
— Skoro płaci mi się za wykonanie określonej pracy 
— zakończyła i wzięła ręcznik, który podał jej uprzejmie. 
W tym momencie zorientowała się, że patrzy na nią uważnie i to nie na twarz, lecz na piersi i 

niżej. Mokre bikini oblepiło jej ciało, bardzo uwypuklając sutki. Mężczyzna powitał ten widok 
uśmiechem. 

— Wyglądasz, jakbyś zaraz miała eksplodować. Nie przejmuj się. Znam ten widok. 
Lucy  miała  ochotę  zapaść  się  pod  ziemię.  Sztywno  sięgnęła  po  bluzkę,  by  się  nią  osłonić, 

tymczasem  Nick  zapragnął  dotknąć  jej  piersi  i  doprowadzić  nabrzmiałe  sutki  do  pulsowania 
podnieceniem.  Był  tak  podekscytowany,  że  musiał  szybko  owinąć  biodra  ręcznikiem,  by  to 
zamaskować. 

— Nie przypominam sobie, żebym prosiła cię o jakieś uwagi — rzekła chłodno dziewczyna, 

dochodząc wreszcie do siebie na tyle, że mogła włożyć bluzkę. 

— A gdybyś choć trochę był dżentelmenem, to… 
— Byś nie patrzył? — dokończył, nie mając ochoty prowadzić rozmowy tym torem. 
Wolał  uświadomić  Lucy,  że  jakkolwiek  znaleźli  się  na  słonecznej  wyspie  w  sprawach 

służbowych, istniał w ich stosunkach pewien aspekt erotyczny. Zależało mu, żeby dziewczyna jak 
najszybciej zapomniała o Londynie i nudnym Robercie. 

— Właśnie. 
— Przepraszam — powiedział poważnie i starał się nie spoglądać na jej zarumienioną twarz. — 

Masz całkowitą rację. Wybacz, ale czasem zapominam, że wy, Anglicy, nie lubicie, gdy coś się 
mówi bez ogródek. 

Lucy milczała, nie znajdując dobrej  odpowiedzi  na tę uwagę. Szła świadoma, iż mężczyzna 

podąża  tuż  za  nią  i  nie  spuszcza  z  niej  oka.  Krew  krążyła  jej  coraz  szybciej  w  żyłach,  więc 
obiecywała sobie, że więcej nie dopuści do podobnej sytuacji. Zastanawiała się, dlaczego on to 
wszystko powiedział. Musiał zauważyć jej zażenowanie. Zupełnie nie wierzyła w przeprosiny i 
tłumaczenie  zachowania  kulturowymi  różnicami.  Nick  był  zbyt  subtelnym  człowiekiem,  by 
zdarzały się mu jakiekolwiek faux pas, chyba że popełniał — je celowo. 

Przez następne dwie godziny, które poświęciła na mycie i suszenie włosów, a potem zjedzenie 

śniadania  zamówionego  do  pokoju,  nie  była  w  stanie  zapomnieć  męskiego  spojrzenia 
spoczywającego na wierzchołkach jej piersi ani uwag, które padły na plaży. 

Około  dziesiątej  zeszła  do  recepcji,  dbając,  by  nic  w  jej  wyglądzie  nie  nasuwało  myśli  o 

jakichkolwiek nieformalnych związkach z szefem. Łączyły ich jedynie sprawy służbowe. To, co 
Nickowi  sprawiało  przyjemność,  w  niczym  nie  dotyczyło  jej  osoby  i  powinna  być  mu  za  to 
wdzięczna. Szczególnie że w jej życiu istniał przecież Robert. 

Na  szczęście  nie  musiała  niczego  demonstrować,  bowiem  szef,  ubrany  z  właściwą  sobie 

elegancją, już na nią czekał w towarzystwie dwóch innych mężczyzn i zachowywał się przy tym 
jak  na  poważnego  biznesmena  przystało.  Przedstawił  sekretarkę  swoim  rozmówcom  i 
poinformował ją, że jedno z pomieszczeń biurowych na zapleczu hotelu oddano im do dyspozycji. 

— Zaraz dostaniemy pełną dokumentację finansową, byśmy mogli dokonać inspekcji — rzekł, 

patrząc  chłodno  na  obydwu  pracowników  hotelu,  którzy  starali  się  spełniać  wszystkie  jego 
życzenia.  —  Księgowy  ma  być  do  naszej  dyspozycji  na  każde  wezwanie.  Proszę  też  wezwać 
Rawlingsa — polecił. 

Skinął na Lucy i oboje udali się do pokoju biurowego. 
— Zamknij drzwi — powiedział, gdy weszli do klimatyzowanego wnętrza gabinetu. 

background image

Zniknął gdzieś pociągający mężczyzna z plaży. Teraz stał przed dziewczyną wymagający szef, 

który sprawnie poruszał się wśród plików dokumentów, wydawał polecenia i oczekiwał, że, jak 
zwykle, zostaną natychmiast wykonane. 

Pracy było bardzo dużo. Kiedy zgłodnieli, nie wyszli do żadnej restauracji, lecz zamówili do 

pokoju kanapki i chłodne napoje. Nick zaryzykował wyłączenie klimatyzacji, więc można było 
otworzyć drzwi prowadzące do ogrodu. Zapowiedział jednak, iż zaraz po jedzeniu klimatyzacja 
znów zostanie włączona, żeby można było efektywnie pracować. 

Lucy nie sprzeciwiała się. Powietrze na zewnątrz było zbyt nagrzane i aromatyczne, więc nie 

sprzyjało koncentracji. Rzeczywiście, gdy tylko usiedli na drewnianych ławkach w cieniu drzew, 
poczuła, że całe skupienie zaczyna gdzieś znikać. 

— Co sądzisz? — spytał Nick. 
— O czym? 
— O rozbieżnościach w rachunkach? 
— Są bardzo konsekwentne. Należności niby regulowano, lecz brak dokładnych rachunków za 

zamówienia. 

Kanapki z tuńczykiem, zimnym mięsem i sałatą były tak smaczne, że rozpływały się w ustach i 

dziewczyna z trudem koncentrowała uwagę na słowach szefa, który snuł różne przypuszczenia co 
do  źródeł  nieścisłości  finansowych  w  hotelowej  dokumentacji.  Oczy  się  jej  zamykały  pod 
wpływem promieni południowego słońca. 

— Mam nadzieję, że posmarowałaś twarz odpowiednim kremem — powiedział, przerywając 

fachowe wyjaśnienia. 

—  Wolałabym,  żebyś  nie  otaczał  mnie  nadmierną  troską.  Jestem  wystarczająco  dorosła,  by 

sama o siebie zadbać — odrzekła, nie otwierając oczu. 

—  Nie  byłoby  dobrze,  gdybyś  znalazła  się  w  łóżku  z  porażeniem  słonecznym,  skoro  mamy 

tylko  tydzień  na  uporanie  się  z  pracą  —  rzekł  sucho,  ona  zaś  natychmiast  otworzyła  oczy  i 
wyprostowała się na ławce. 

—  Nic  takiego  się  nie  zdarzy  —  odpowiedziała  podobnym  tonem.  —  Zastosowałam 

odpowiedni krem. Wcale nie zależy mi na porażeniu. 

— Nie ma co się złościć, ponieważ… 
—  Nie  złoszczę  się,  po  prostu  udzielam  wyjaśnień.  —  Wstała  i  wygładziła  bawełnianą 

spódniczkę,  którą  nałożyła  do  pracy,  uznając,  iż  będzie  odpowiedniejsza  niż  szorty,  a 
wygodniejsza w upale niż długie spodnie. Z gorąca bluzka zaczęła już lepić się do ciała. 

—  Teraz  rozumiem,  dlaczego  do  pracy  jest  tu  niezbędna  klimatyzacja  —  powiedziała 

spokojnie, chcąc złagodzić atmosferę napięcia. 

—  Bez  niej  rozpuścilibyśmy  się  godzinę  temu  —  uśmiechnął  się  Nick.  —  Jest  goręcej,  niż 

zapamiętałem to z poprzednich pobytów. 

— Żadnego przewiewu. — Lucy spojrzała na nieruchome gałęzie drzew i bezchmurne niebo. — 

Co robimy dalej? — spytała. 

— Najwyższy czas na rozmowę z księgowym. 
Wystarczyło jedno pytanie Nicka, by wezwany do gabinetu finansista poczuł się niepewnie. 
— Większą częścią płatności zajmował się osobiście pan Rawlings — mamrotał, pocąc się w 

krzyżowym ogniu fachowych pytań. 

Po  dwóch  godzinach  rozmowy,  podczas  której  Lucy  robiła  notatki,  zapisując  nazwiska 

dostawców i transakcje, które budziły wątpliwości, Nick przystąpił do końcowych indagacji. 

—  Nie  wydawało  się  panu  podejrzane,  że  pański  przełożony  wykonuje  telefony  i  załatwia 

sprawy, które leżały w pańskiej gestii? 

background image

—  Pan  Rawlings  zawsze  powtarzał,  że  wszystko  jest  w  porządku  i  pozostaje  z  panem  w 

kontakcie. 

— Ile pan ma lat? — spytał Nick z westchnieniem. 
— Dwadzieścia dwa, sir. 
— A jakąś rodzinę? 
— Jestem żonaty — odparł młody człowiek z powagą, która wywołała uśmiech na twarzy Lucy, 

choć okoliczności wcale nie rysowały się wesoło. — Mam też rocznego synka — dodał. 

Nick milczał przez chwilę. 
— Gdzie pan mieszka? — spytał w końcu. 
—  Na  lądzie.  Kupiliśmy  mały  domek.  Prawdę  mówiąc,  wziąłem  na  niego  kredyt.  Bardzo 

potrzebuję tej pracy, panie Constantinou — przyznał zafrasowany księgowy. 

— Kiedy wróci Rawlings? 
— Nie wiem,  sir.  —  Zawahał  się. — Ma krewnych na jednej  z wysp w pobliżu Bahamów. 

Podawano,  że  tamtędy  będzie  przemieszczał  się  huragan,  więc  pojechał  upewnić  się,  czy  jego 
bliscy są bezpieczni. Huragan trwa dzień, dwa, czasem nawet tydzień. 

— Nic nie słyszałem o żadnym huraganie. 
— Mówili przez radio. 
— Rozumiem. Jeśli chodzi o pana, to na razie wszystko. 
— Panie Constantinou… — Księgowy wstał cały mokry. — Moja praca… 
— Tymczasem nic jej nie grozi. 
— Lucy odczekała kilka minut po wyjściu młodego człowieka, a potem rzekła: 
— To bardzo wspaniałomyślne z twojej strony. 
— Co miałem z nim zrobić? To młody chłopak i ma dziecko na utrzymaniu.  — Nick wstał, 

przeciągnął dłonią po włosach, zacisnął usta. 

—  Możesz  mi  powiedzieć,  czemu  takie  gołowąsy  decydują  się  na  zakładanie  rodziny?  — 

spytał. 

— Przypuszczam… 
— Zapożyczył się, zmajstrował dzieciaka! Dobry Boże! 
— Nikt nie planuje życia w najdrobniejszych szczegółach — zauważyła dziewczyna. 
— W przeciwieństwie do mnie? To miałaś na myśli, prawda? — Uśmiechnął się niewesoło. — 

A jeśli powiem, że moim największym marzeniem było posiadanie dzieci? 

Wyznanie padło, zanim zdążył pomyśleć, więc cały zesztywniał, gdy to sobie uświadomił. 
—  Nie  zwolnię  tego  chłopaka.  Zawinił  tylko  naiwnością.  Manipulowano  nim.  To  sprawka 

Rawlingsa. Udowodnię mu wszystko, jak tylko się zjawi. 

Lucy pomyślała, że wyznanie na temat dziecka ujawniło słabość Nicka. Instynkt podpowiadał, 

że lepiej zostawić go teraz samego. 

— Jeśli się zjawi — rzekła, porządkując dokumenty. Spojrzała na plik notatek zawierających 

materiał, którego opracowanie będzie wymagało co najmniej tygodnia. 

— Mogę się tym zająć? — spytała. — Zrobię wydruki komputerowe i sprawdzę, czy czegoś nie 

pominęliśmy. 

Nick skinął głową. 
— Ja tymczasem posłucham radia, by się przekonać, czy rzeczywiście nadchodzi jakiś huragan 

— powiedział. — Jeśli nie, wsiądziemy w samolot i sami poszukamy pana Rawlingsa. 

background image

R

OZDZIAŁ SIÓDMY

 

 
— Co teraz zrobimy? — spytała nerwowo Lucy. 
Po dwóch godzinach spędzonych w największej jadalni hotelu wraz z innymi gośćmi, których 

tam zgromadzono, by poinformować o zmianie trasy huraganu, Nick i  jego sekretarka wreszcie 
zostali sami. Wszystko wskazywało na to, że nie znajdą się w oku cyklonu, lecz w jego ogonie, co 
oznaczało dla wyspy burze i silne wiatry. 

— Możemy tylko czekać — odrzekł mężczyzna. — Świetnie się zachowałaś podczas spotkania 

— zauważył, a w myślach uznał, iż nawet lepiej niż świetnie. 

Kiedy  mówił  gościom  hotelu  o  czekających  ich  tarapatach,  starając  się  za  wszelką  cenę  nie 

dopuścić  do  paniki,  Lucy  uspokajała  wszystkich,  odwołując  się  do  zdrowego  rozsądku  i 
uświadamiając szanse bezpiecznego przetrwania nawałnicy, choć tak naprawdę sama nie bardzo 
wiedziała, czego można oczekiwać. 

— Możemy być wdzięczni losowi, że podarował nam spokojną noc. Dochodzi siódma rano, a 

dotąd nic się nie stało — powiedział i usiadł obok dziewczyny skulonej na kanapie. — Bardzo się 
boisz? — spytał. 

— Nigdy dotąd nie przeżywałam huraganu. 
— Teraz też nie spotkasz się z nim oko w oko — zapewnił. — Jeśli wierzyć meteorologom, 

grozi nam tylko ulewa i silny wiatr. 

— Coś w rodzaju lokalnej powodzi — zażartowała słabo, a Nick nabrał chęci, by ją przytulić i 

dodać odwagi. 

Pomyślał,  że  kobiety,  które  upadają  na  duchu,  nie  przejawiają  poczucia  humoru.  Z  tą 

determinacją malującą się w szeroko otwartych oczach, w luźnych spodniach i za dużym T–shircie 
bardziej przypominała chłopca niż kobietę, która podniecała go do szaleństwa. 

Przeniósł wzrok z dziewczyny na ciemne niebo za oknem. Poranne słońce w ciągu ostatniej 

godziny  zakryły  chmury.  Lekka  bryza  zamieniła  się  w  całkiem  silny  wiatr  targający  gałęziami 
drzew. 

— A ty się boisz? — spytała Lucy. 
Nick odpowiedział rozbawionym spojrzeniem. 
— Czy wyglądam na człowieka, którego łatwo przestraszyć? Mniej obawiam się walki z siłami 

natury niż paniki wśród gości hotelu. Nigdy nie widziałem ludzi bardziej przestraszonych od tych 
tutaj. Pewnie każdy z nich uważa, iż najlepiej byłoby stąd uciec, i obwinia nas, że w porę tego nie 
zorganizowaliśmy. 

— Tak. — Dziewczyna podziwiała stanowczość malującą się na twarzy szefa. 
Z dziwnych względów odczuwała zadowolenie, że jest z nim tutaj. 
W  tej  chwili  uświadomiła  sobie,  iż  w  ogóle  nie  myśli  o  Robercie,  a  to  oznaczało,  że  mimo 

perspektywy spokojnego życia, jakie mógł jej zapewnić, powinna zerwać ten związek, gdy tylko 
wróci do Londynu. 

—  Jedynie  trzech  mężczyzn  narzekało,  że  przymusowe  przedłużenie  pobytu  na  wyspie 

skomplikuje im interesy — zauważyła. 

— Jeden za to stwierdził, iż kilka dni dłużej poza pracą warte jest spotkania z huraganem — 

przypomniał sobie. — A ty dzwoniłaś do narzeczonego, by uprzedzić go, co nas tu czeka? 

Lucy poczuła się winna, więc poczerwieniała. 
— Jeszcze… nie. Byłam tak zaabsorbowana tym, co się działo… 

background image

— Może powinnaś — rzekł, starając się ukryć triumfujący uśmiech. — I to szybko, póki jeszcze 

jest łączność. Oczywiście, jeśli ma to dla ciebie jakieś znaczenie. 

Dziewczyna wstała, podeszła do telefonu i wybrała londyński numer Roberta. Pomyślała, że 

jeśli go nie zastanie, może nagrać wiadomość na automatyczną sekretarkę, zapewniając, iż nic jej 
nie grozi. 

— Wyszedł z domu? — spytał obojętnie Nick. — O tej godzinie? W Anglii jest teraz bardzo 

wcześnie… Nie marnuje czasu… — zauważył znacząco, a Lucy zarumieniła się jeszcze mocniej. 

—  Czasem  nocuje  u  matki  —  wyjaśniła.  —  Są  do  siebie  bardzo  przywiązani.  Ona  mieszka 

sama.  Prawdę  mówiąc,  ma  obsesję  na  punkcie  swego  bezpieczeństwa,  więc  Robert  czuje  się 
zobowiązany często u niej nocować. 

— Trochę dziwne. 
— Jest bardzo oddany matce — mruknęła, widząc zdziwienie Nicka. 
— Jakie to słodkie — powiedział, zastanawiając się, czy prowadzić dalej tę rozmowę. 
Jakiś diabeł podszepnął mu, by to zrobić. 
—  Po  ślubie  też  tak  będzie?  —  spytał,  uświadamiając  sobie,  że  oczekuje  od  dziewczyny 

przyznania, iż Robert do niej nie pasuje i że popełnia błąd, chcąc go poślubić. 

—  Nie  wiem  —  odpowiedziała.  —  Czy  nie  powinniśmy  sprawdzić  nastrojów  gości  hotelu? 

Może doszło do jakiegoś załamania? 

— Na pewno postąpi rozsądnie — Nick dalej snuł przypuszczenia na temat Roberta, ignorując 

podjętą przez Lucy próbę zmiany tematu. 

— Co masz na myśli? 
— Pewnie sprzeda dom i zamieszkacie razem z jego matką. Odradzałbym ci takie rozwiązanie. 

Teściowe bywają trudne w pożyciu, szczególnie jeśli są blisko związane ze swoimi jedynakami… 

— Dziękuję za troskę. 
Mężczyzna uznał, że to jeszcze za mało. 
— Powinnaś się zastanowić, czy naprawdę chcesz wyjść za człowieka, który ciągle nie przeciął 

pępowiny łączącej go z matką. 

Lucy  zirytowało  paternalistyczne  podejście  szefa.  Najwidoczniej  uważał  ją  za  niezdolną  do 

rozwiązywania  własnych  problemów.  Mogłaby  powiedzieć,  że  już  podjęła  decyzję  w  sprawie 
Roberta, lecz postanowiła nie dostarczać mu tej satysfakcji i nie utwierdzać w przekonaniu, iż jego 
uwagi odniosły skutek. 

— Och, jest duża różnica między kimś, kto nie przeciął pępowiny, a kimś, kto okazuje troskę 

rodzicom  —  rzuciła  i  skierowała  się  ku  drzwiom,  by  w  ten  sposób  zasygnalizować  koniec 
rozmowy. 

Nick natychmiast chwycił ją za ramię. 
— Nie sądź, że chcę się wtrącać w twoje życie — skłamał. — Po prostu czuję się jakoś za ciebie 

odpowiedzialny. 

— Dlaczego? — spytała, zdając sobie sprawę, iż, jak zwykle, gdy ten mężczyzna likwidował 

fizyczny dystans między nimi, przestaje panować nad reakcjami własnego ciała. 

Przez  chwilę  pomyślała,  że  związek  z  Robertem  pozwoliłby  jej  uniknąć  podobnych  stanów 

oszołomienia.  Przy  odrobinie  wysiłku  mogłaby  się  na  nie  uodpornić.  Była  zła  na  siebie  za 
okazywanie takiej słabości i uleganie urokowi szefa. 

— Pewnie dlatego, że nie jesteś typem kobiety, która potrafiłaby dać sobie radę z… 
— Z czym? Z uczuciami? Z życiem intymnym? 
— Nie to miałem na myśli — Nick starał się nie tracić kontroli nad przebiegiem rozmowy. 
Prawie nie zwracał uwagi na nasilenie wichru za oknami, choć gwałtowne podmuchy uderzały 

gałęziami drzew o szyby. 

background image

— Potrafię zadbać o swoje sprawy — zapewniła dziewczyna. — Możemy wreszcie stąd wyjść i 

sprawdzić, co się dzieje na zewnątrz? 

Pochmurne spojrzenie mężczyzny nie działało uspokajająco. Bliskość jego ciała przyprawiała 

Lucy  o  coraz  większe  napięcie,  przypominając  noc,  podczas  której  się  kochali.  Powinna  go 
odepchnąć,  lecz  podejrzewała,  że  gdy  tylko  dotknie  dłonią  męskiej  piersi,  nie  zdoła  już  jej 
oderwać. Nie oprze się pragnieniu rozpięcia mu koszuli i położenia palców na nagiej skórze, by 
potem przesunąć je niżej. 

—  Masz  rację.  —  Nick  zwolnił  uścisk,  odsunął  się,  potem  otworzył  drzwi  i  przepuścił 

dziewczynę. — Jeśli nie wyjdziemy z pokoju, pewnie zaczną nas szukać. 

Wrócili do jadalni, w której wcześniej podano śniadanie i w której zastali wszystkich innych 

gości hotelu ciągle dyskutujących nad groźną sytuacją. 

Gdy tylko weszli, natychmiast zostali otoczeni przez zdesperowanych ludzi. Nick nie nadążał z 

udzielaniem odpowiedzi  na dziesiątki pytań. Tymczasem  Lucy podążyła ku dwóm najstarszym 
turystkom, siostrom Norton, które przybyły na wyspę, by wypocząć w słońcu. 

—  Idzie  ku  lepszemu,  moja  droga,  prawda?  —  spytała  jedna  z  nich,  gdy  tymczasem  druga 

potakująco kiwała głową. 

Dziewczyna  zdecydowała,  iż  lepiej  będzie  zająć  się  starszymi  paniami  niż  grupką 

rozhisteryzowanych żon bogatych mężów, które nie ustawały w narzekaniach, że huragan psuje im 
wakacje.  Słyszała,  jak  Nick  radzi  mężczyznom,  by  sprawdzili  szczelność  okien  w  sypialniach, 
uprzątnęli wszystkie rzeczy, które pozostawili przy prywatnych basenach, bowiem wicher może je 
zniszczyć. 

— Służba krząta się po całym hotelu i stara się go jak najlepiej zabezpieczyć przed huraganem 

— zapewnił, ucinając jakąkolwiek dyskusję. 

Goście  zaczęli  porównywać  obecną  sytuację  do  wojennego  zagrożenia,  które  wymagało 

podobnej gotowości bojowej. Lucy i Nick wymienili porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechnęli 
się  do  siebie.  Mężczyzna  podszedł  do  niej,  by  powiedzieć,  że  wychodzi  na  zewnątrz,  chcąc 
osobiście dopilnować, czy służba właściwie zabezpiecza hotel przed nawałnicą. 

— Będą panie w dobrych rękach — zwrócił się do staruszek, którym wzrok się rozjaśnił na 

widok przystojnego właściciela hotelu. 

— Oczywiście. — Grace Norton poklepała dłoń Lucy. — Mamy szczęście, że zdecydował się 

pan przyjechać tu z żoną. To pięknie, iż znaleźliście czas, by osobiście sprawdzić, czy nic nam nie 
grozi, prawda, Edie? — skierowała pytanie do siostry i obie skinęły potakująco. 

— Tacy jesteście kompetentni — zauważyła z podziwem Edie. — Tworzycie bardzo piękną 

parę — dodała. 

Lucy otworzyła usta, chcąc zaprotestować, lecz w oczach Nicka dostrzegła ostrzegawczy błysk. 
— Zostawiam cię na moment, kochanie — mruknął. 
— Nie martw się, wrócę, nim się obejrzysz. 
Dziewczyna przeprosiła uśmiechem starsze panie i pobiegła za nim. 
— W co ty grasz? — zasyczała. 
— Nie uważam, by dyplomatycznie było dać wszystkim do zrozumienia, w jakim charakterze 

tu  przyjechaliśmy.  Mamy  wielu  starych  gości.  Taka  wiadomość  z  pewnością  nie  wpłynęłaby 
dobrze na opinię hotelu, a to przyczyniłoby się do spadku zysków. 

— Jednak mogłeś powiedzieć, że jestem twoją sekretarką, która przybyła tu, żeby… żeby… 
— Sama widzisz, jaki z tym kłopot. Jeśli nie przyjechałaś w sprawach służbowych, to w jakim 

charakterze? Urządziliśmy schadzkę? 

Dziewczyna uświadomiła sobie, co zostało przed chwilą powiedziane turystom. Zgromadzeni 

dowiedzieli się, że Nick jest właścicielem sieci ekskluzywnych hoteli, w tym również tego. I w 

background image

takim charakterze przybył tutaj, a skoro zbliża się huragan, będzie na miejscu, by służyć gościom 
pomocą  i  dbać  o  ich  bezpieczeństwo.  Lucy  stała  obok,  swoją  obecnością  zaświadczała 
prawdziwość jego stów. 

— Sądzisz, że ci wszyscy ludzie uważają mnie za…? 
— Zapewne. Proponowałbym nie wyprowadzać ich z błędu. Zapoznanie gości z prawdziwymi 

powodami naszej tu obecności nie wydaje się najlepszą alternatywą. 

— Jednak służba wie — zaprotestowała dziewczyna. 
— Wszyscy pracownicy są odpowiednio wyszkoleni i pouczeni, że nie wolno im wdawać się w 

rozmowy  z  turystami.  —  Mężczyźnie  zaczęły  rysować  się  szczegóły  planu,  który  zamierzał 
zrealizować,  by  zdobyć  Lucy,  a  to  sprawiło,  iż  ogarnęło  go  podekscytowanie.  —  Teraz  idź 
pogawędzić z tymi dwiema uroczymi staruszkami. Widzę, że nas obserwują. Należą do generacji, 
która wierzy w romanse. Nie wyobrażają sobie pozamałżeńskiego seksu i żadnych związków bez 
miłości. 

Dziewczyna uśmiechnęła się sarkastycznie, lecz zaraz zmieniła się na twarzy, gdy szef pochylił 

głowę i musnął ustami jej wargi. Poczuł znajomy słodki smak, więc zagłębił język i przytulił Lucy 
tak, że wsparła się o niego piersiami. Potem rzucił całkiem zwyczajnie: 

— Zobaczymy się później, kochanie. 
— Ja… 
— Będziesz na mnie czekała — dokończył i wyszedł, żegnając ją uśmiechem. 
Dziewczyna drżała jak liść. 
Ze  sztucznym  uśmiechem  wróciła  do  staruszek,  by  rozmawiać  z  nimi  o  dobrych,  starych 

czasach  oraz  związanych  z  nimi  tradycjach.  Przez  cały  czas  musiała  się  pilnować,  nie  chcąc 
powiedzieć  prawdy,  która  mogłaby  przyprawić  je  o  szok.  Toteż  niemal  z  ulgą  przywitała 
gwałtowniejsze uderzenie wiatru, które wyrwało z korzeniami jakiś krzew i odrzuciło go na dużą 
odległość. 

Zaraz jednak popadła w panikę, gdy uświadomiła sobie, że Nick wyszedł na zewnątrz ponad pół 

godziny temu. A jeśli coś mu się stało? Na myśl o tym zrobiło się jej niedobrze. Widok za oknem 
rzeczywiście mógł budzić przerażenie. 

Razem z innymi gośćmi hotelu podeszła do okna. W sali jadalnej ucichły rozmowy. Wszyscy 

wpatrywali się w pociemniałe niebo. Wyglądało, jakby zapadał zmierzch, choć nie było jeszcze 
południa. 

— Mam nadzieję, że nic złego się nie stało twojemu mężowi, moja droga — powiedziała Edie, 

stając obok Lucy. — Ten widok nie budzi we mnie lęku. Wszystko będzie dobrze, prawda? — 
Spróbowała dodać sobie otuchy. 

— Oczywiście — zapewniła dziewczyna, cały czas rozglądając się za Nickiem. 
Wiatr był teraz tak silny, że należało go przekrzykiwać, by cokolwiek usłyszeć. Pod naporem 

gwałtownych  podmuchów  palmy  kokosowe  przybierały  niemal  horyzontalną  pozycję.  Jeszcze 
chwila,  a  zostaną  wyrwane  z  korzeniami  i  zaczną  fruwać  w  powietrzu  jak  inne  delikatniejsze 
rośliny, z którymi już się to stało. 

— Wygląda groźnie, ale to nic w porównaniu z zagrożeniem, którego byśmy zaznali, znalazłszy 

się w centralnej części trasy cyklonu, nie zaś na jej krańcu — powiedziała głośno Lucy. 

Rozległ się przerażający grzmot, po nim nastąpiła błyskawica, która przez moment rozświetliła 

całe niebo. Wiele małżeństw zgromadzonych w hotelowej jadalni chwyciło się za ręce. 

— Bardzo ekscytujące! — zawołała Edie i obie z siostrą skinęły głowami z aprobatą. — My, 

starzy, potrzebujemy czegoś równie emocjonującego dla ożywienia. 

Zaczął  padać  ulewny  deszcz.  Strugi  wody  uniemożliwiały  dostrzeżenie  czegokolwiek  za 

oknem.  W  chwili  gdy  dziewczyna  rozważała  możliwość  wyjścia  na  zewnątrz  w  poszukiwaniu 

background image

szefa, otworzyły się drzwi i stanął w nich przemoczony do ostatniej nitki, w oblepiającej ciało, 
rozpiętej koszuli. 

— Biedactwo bardzo się o pana martwiło — powiedziała Grace, gdy mężczyzna się zbliżył. 
— Naprawdę, kochanie? — spytał. 
— Po prostu zastanawiałam się, gdzie jesteś. 
— Na razie nic więcej nie możemy zrobić. Trzeba to przeczekać. Idę się przebrać. Przyjdziesz? 

— spytał, a dziewczyna spłonęła rumieńcem. 

— Oczywiście, że pójdzie z panem. Wystarczy na nią spojrzeć. 
Pobladła z niepokoju. 
— Bardziej przydam się tutaj. — Lucy starała się mówić spokojnie, choć ze względu na huk 

wiatru musiała krzyczeć. 

—  Rozumiem  —  rzekł  i  delikatnym  ruchem  kciuka  przeciągnął  po  jej  wargach.  —  Jesteś 

pewna? 

— Najzupełniej! 
— Dobrze, kochanie, tylko mi powiedz, gdzie schowałaś moje ulubione bokserki? Wiesz, te 

czarne w czerwone serduszka. 

— Och, przykro mi, kochanie, ale właśnie tę parę pies podarł przed naszym wyjazdem z Anglii 

— odrzekła, a wyraz jej twarzy świadczył, iż sama najchętniej by go ugryzła za te żarty. 

—  Będziesz  musiała  kupić  mi  inne  —  powiedział  i  zwrócił  się  do  staruszek  z  czarującym 

uśmiechem.  —  Moja  żona  to  niepoprawna  romantyczka.  Zaskakuje  mnie  często  drobnymi 
dowodami gorących uczuć. 

Stanowczo za dużo sobie pozwala, pomyślała bez radnie Lucy. Mogła zrozumieć jego racje co 

do tego, że nie należy gościom hotelu wyjawiać prawdziwego celu ich przyjazdu na wyspę. W 
końcu chodziło o utrzymanie dobrej opinii i wysokich zysków, lecz i Nick wyraźnie przeciągał 
strunę,  podkreślając  ich  domniemaną  małżeńską  zażyłość.  Zdawała  sobie  sprawę  z  własnego 
przewrażliwienia na tym punkcie, ale też wiedziała, iż szef uciekłby pewnie gdzie pieprz rośnie, 
gdyby  się  zorientował,  jak  naprawdę  reaguje  na  jego  bliskość,  spojrzenia  i  dotknięcia.  Wiele 
wysiłku  kosztowało  ją  odepchnięcie  tych  myśli  i  skoncentrowanie  się  na  burzy  szalejącej  za 
oknami. 

Za  palmami  widać  było  ryczące  morze,  które  kilkumetrowymi  falami  atakowało  plażę  i 

zdawało się zbliżać do hotelu. Przerażona widokiem sztormu poczuła ulgę, gdy Nick wrócił do 
jadalni i objął ją opiekuńczo, a potem wspólnie obserwowali żywioł szalejący za szybą. 

Kiedy  powiedział,  że  w  ekstremalnych  sytuacjach  podmuchy  wiatru  mogą  wywracać  auta  i 

zrywać dachy domostw, unosząc je na duże odległości, dziewczyna zadrżała. Wtedy przytulił ją 
mocniej, ona zaś nie protestowała, czując się bezpieczniej w uścisku silnych ramion. 

Lunch przebiegł  w ponurej  atmosferze. Część gości  spożyła  go we własnych pokojach.  Inni 

jedli wspólnie, ale w milczeniu, nie mogąc przekrzyczeć wichru. By poprawić nastrój i pokonać 
depresję zrodzoną ze świadomości, że wszyscy stali się więźniami żywiołu, nad którym nikt nie ma 
kontroli, Lucy otworzyła szafę wypełnioną grami, które w normalnej sytuacji służyły dzieciom. 

— Zrób z nich użytek — zaproponował Nick. — Ja mam trochę innej roboty. 
—  O  nie,  mój  kochany  misiaczku  —  dziewczyna  świadomie  wykorzystała  sytuację,  by  mu 

dokuczyć  i  usatysfakcjonować  gości  hotelu,  którzy  z  zainteresowaniem  obserwowali  ich 
małżeńskie gry miłosne. — Rozdzielimy gry oraz karty między wszystkich chętnych. A ty zagrasz 
z Grace, Edie i ze mną w monopol. 

— Nie znoszę gier planszowych! 
—  Nie  psuj  zabawy.  —  Lucy  spojrzeniem  poszukała  wsparcia  u  staruszek  i  natychmiast  je 

otrzymała. 

background image

Odniosła  triumf,  stawiając  go  w  trudnej  sytuacji.  Właściwie  nie  miał  wyboru,  skoro  chciał 

uchodzić za zakochanego żonkosia. 

— Szczęście mi nie sprzyja — zajęczał, gdy ograła go po raz piąty. 
— Chyba nie będziesz się tym zamartwiał — rzekła zadowolona, że udało się jej zająć czymś 

ludzi  uwięzionych  w hotelu  i  wytrącić ich ze stanu przygnębienia, choć  wicher nadal  szalał za 
oknami. 

Nikt nie myślał już o najgorszym, koncentrując się na zabawie, z którą większość turystów nie 

miała do czynienia od łat. 

Kiedy Lucy zbliżała się do ostatecznej wygranej, wielka błyskawica przecięła niebo, a w hotelu 

zgasło światło i całe wnętrze pogrążyło się w ciemnościach. 

Nick  natychmiast  oznajmił  głośno,  by  wszyscy  spokojnie  wrócili  do  swoich  pokoi. 

Elektryczność  zostanie  przywrócona  po  burzy,  a  w  pokojach  jest  zupełnie  bezpiecznie.  Jego 
opanowanie  dobrze  podziałało  na  wszystkich,  choć  nie  obyło  się  bez  kilku  protestów.  Wtedy 
zapewnił dodatkowo, iż służba hotelowa będzie stale czuwać, żeby nic nikomu się nie stało, a on 
sam również wróci do pokoju i położy się wcześniej do łóżka. 

Dziewczyna pomyślała, że trudno nie czuć się bezpiecznie z kimś takim jak on. 
—  Razem  z  Lucy  będę  w  naszym  apartamencie  —  usłyszała.  —  Jeśli  w  nocy  coś  kogoś 

zaniepokoi, proszę natychmiast do nas zapukać. Jesteśmy do państwa dyspozycji. 

Zaalarmowana słowami mężczyzny uniosła głowę i w mroku bezskutecznie starała się odczytać 

wyraz jego twarzy. 

— Teraz proszę tu zaczekać na latarki. Nie należy używać świec. Oszczędzajmy też baterie na 

wszelki wypadek — ciągnął. 

Również  na  wszelki  wypadek  mamy  dzielić  sypialnię  dla  uspokojenia  hotelowych  gości, 

pomyślała  dziewczyna.  Serce  biło  jej  głośno,  gdy  Nick  zjawił  się  z  latarkami  i  rozdał  je, 
odpowiadając na dziesiątki pytań na temat burzy i awarii elektryczności. Kiedy i jej podał latarkę, 
miała ochotę rozproszyć kilka własnych wątpliwości, wcale nie dotyczących huraganu. 

— Postanowiłem, że Edie i Grace zajmą pokój obok naszego — poinformował. — Właśnie go 

dla nich przygotowano. Zapewne będą się w nim czuły bezpieczniej. 

Obie  staruszki  z  entuzjazmem  przyjęły  tę  wiadomość,  więc  Lucy  mogła  tylko  cichutko 

westchnąć. 

— Twoje rzeczy przeniesiono do mojego pokoju  — szepnął  dziewczynie do ucha i  objął ją 

ramieniem, by nie wymknęła się mu w ciemnościach. — Pokojówki położyły je na łóżku, więc 
będziesz mogła sama ułożyć wszystko w szafach i szufladach. 

— To śmieszne! 
— Cśś… Mów ciszej. Nie zapominaj, że musimy trzymać się razem. 
— Wszystko zaaranżowałeś… 
— Na huragan nie miałem wpływu. Czasem sytuacja nas do czegoś zmusza. 
Grace  i  Edie  podążyły  za  nimi  do  nowego  pokoju,  dziękując  po  drodze  za  troskę  o  ich 

bezpieczeństwo. Zapewniały przy tym, że w swoim dawnym pokoju, usytuowanym w odległym 
końcu hotelu czułyby się osamotnione i bardzo nerwowo przeżywałyby tę burzliwą noc. 

— Wybrałyśmy tamten apartament, bo cenimy sobie spokój — głośno powiedziała Edie. — Nie 

wiedziałyśmy, co nas czeka. 

Ja również nie wiedziałam, pomyślała dziewczyna, wchodząc do sypialni Nicka. 
— To jakaś farsa — rzekła. 
— Co miałem zrobić? 
— Powinieneś przenieść je do pokoju w pobliżu kogoś innego. 

background image

— Nigdzie nie czułyby się tak bezpieczne jak obok nas. Polubiły cię. Są stare i przerażone, 

jakkolwiek starają się tego nie okazywać. 

— To gdzie mam spać? 
—  Na  łóżku,  a  gdzieżby  indziej?  Weź  latarkę,  a  będziesz  mogła  przełożyć  swoje  rzeczy. 

Zostawię otwarte drzwi łazienki, żeby cokolwiek widzieć, gdy będę brał prysznic. 

— Nie możesz się kąpać przy otwartych drzwiach! 
— Skąd mam wziąć inne źródło światła? 
Nie bacząc na protesty dziewczyny poszedł do łazienki i puścił strumień wody, zostawiając ją 

przy łóżku pełnym rzeczy przeniesionych tu przez służbę. Mogła je teraz poukładać w wolnych 
szufladach komody. 

Kiedy wyszedł z ręcznikiem owiniętym wokół bioder, wszystko zostało już uprzątnięte, a Lucy 

gotowa była kontynuować sprzeczkę. 

— Zanim coś powiesz, uprzedzam,  że nie zamierzam  spędzić nocy w fotelu  — ostrzegł.  — 

Chcąc  nie  chcąc  musimy  dzielić  łóżko.  Skoro  nie  działa  klimatyzacja,  otworzę  małe  okno  w 
łazience. Hałas ulewy może trochę przeszkadzać, ale przynajmniej będzie jakaś wentylacja. Weź 
latarkę, kiedy pójdziesz się kąpać. Zanim wrócisz, położę się owinięty kocem na jednym brzegu 
łóżka, tobie zostawiając drugi tak, byśmy się nie dotykali. 

W duchu pomyślał, iż to niemożliwe, żeby w tak niewinny sposób spędził z nią tę noc. 
Czekał,  aż  wyłoniła  się  z  łazienki  w  dużym  T–shircie.  Obserwował,  jak  zgasiła  i  odłożyła 

latarkę, a potem wśliznęła się do łóżka. Dotrzymał słowa i zostawił jej dużo miejsca. 

Lucy sądziła, że Nick śpi. Wcale się temu nie dziwiła. Choć nie było późno, sama czuła się też 

zmęczona.  Dzień  przyniósł  same  stresy,  a  on,  jako  właściciel  hotelu,  miał  ich  pewnie  jeszcze 
więcej.  Musiał  zadbać  o  stan  budynku,  o  dostawy  żywności,  nie  mówiąc  już  o  uspokajaniu 
wymagających gości. To bardzo wyczerpujące zadania. 

Ułożyła się jak najdalej od niego i opuściła moskitierę. Odprężyła się, skoro mężczyzna się nie 

odzywał i nie krępował jej bliskością. Zwinęła się w kłębek tak, jak lubiła. Dzięki uchyleniu okna 
łazienki w pomieszczeniu panował  przyjemny chłód,  lecz trudno było  zasnąć z powodu szumu 
wichru i ulewy. 

Oczy same się jej zamykały, gdy jak przez mgłę dobiegło pytanie Nicka, czy dobrze się czuje. 

Niechcący dotknęła kolanem jego nagiego biodra. Drgnęła i przesunęła się wyżej, by natychmiast 
zorientować się, że leży tuż obok bardzo podnieconego mężczyzny. 

background image

R

OZDZIAŁ ÓSMY

 

 
— Nigdy nie śpię w piżamie. 
Mówił prawdę. 
W  tej  chwili  bardzo  jej  pragnął.  Zrozumiał,  iż  to  pragnienie  narastało  w  nim  od  miesięcy. 

Wszystko działało na jego korzyść. Zamierzał posiąść tę kobietę, a okoliczności wyraźnie mu to 
ułatwiały.  Aromat  egzotycznej  wyspy,  ciepły  klimat,  który  sprawia,  że  ludzie  zapominają  o 
codziennych napięciach i łatwiej się do siebie zbliżają. W końcu sam huragan, który każe szukać 
oparcia w innych. To naturalne, iż w takich warunkach przylgnęli do siebie. A że odstąpił jej pokój 
dwóm  przerażonym  nawałnicą  staruszkom,  by  poczuły  się  bezpieczniej,  to  po  prostu  dobry 
uczynek. 

Ona też go pragnęła. Wyczuwał to jak iskrzenie w powietrzu, choć bardzo starała się udawać, iż 

jest inaczej. 

Teraz jednak nie wystarczało mu już, że ją zdobędzie. Chciał, by dziewczyna przyznała się do 

zauroczenia  jego  osobą,  żeby  to  sama  powiedziała.  Jednak  Lucy  odsunęła  się  gwałtownie,  jak 
przerażony królik. 

—  Mógłbyś  coś  na  siebie  włożyć.  —  W  jej  głosie  słychać  było  panikę,  choć  wzięła  kilka 

głębszych oddechów, by się uspokoić. 

— Mógłbym. 
— To czemu tego nie zrobiłeś? 
— Ponieważ chcę się z tobą kochać — odpowiedział, leżąc na boku. 
— Co takiego? — Dziewczyna poczuła, że robi się jej bardzo gorąco. 
Usiadła, podciągając kolana pod brodę i owijając kolana koszulą tak, by powstrzymać je od 

drżenia. Wokół huczała burza. 

— Nie mów, iż nie zauważyłaś, że się tobą interesuję. 
— Przyjechaliśmy tu służbowo! A ty… jesteś moim szefem! 
— Wcześniej nam to nie przeszkadzało. 
— Wtedy… to co innego! 
— Tak. Teraz chcę się z tobą kochać, nie będąc pod wpływem alkoholu. — Nick obawiał się, że 

jeśli uczyni niezręczny ruch, Lucy gotowa uciec i spać w łazience. 

— Nie… nie możesz. 
— Dlaczego? 
— Ponieważ… nie jestem w twoim typie. Rozmawialiśmy o tym, pamiętasz? Przyznałeś, że nie 

jestem w twoim typie, a wtedy… nie było innej pod ręką, więc dlatego… 

— Nie doceniasz się. 
—  Poza  tym…  mam  chłopaka.  —  Chwyciła  się  ostatniej  deski  ratunku,  lecz  w  myślach 

powtarzała sobie tylko to, że wydała mu się pociągająca. 

Tak długo marzyła, żeby usłyszeć takie słowa. 
Jednak  zbyt  dobrze  go  znała,  by  uwierzyć.  Byli  daleko  od  domu,  w  dość  niezwykłych 

warunkach. Niezależnie od tego, co mówił, nie stała się bardziej atrakcyjna niż osiem miesięcy 
temu, kiedy rozmawiał z nią w biurze po owej pamiętnej nocy. Miała okazję widzieć kobiety, które 
mu się podobały. To nie były drobne dziewczyny o chłopięcym typie urody z krótkimi włosami i 
niewielkim biustem. 

Widziała też, jak z nimi postępował. Po śmierci Giny z żadną nie wiązał się na dłużej niż kilka 

tygodni. Ona zaś nie nadawała się do romansów na jedną noc. 

background image

Dlatego powinna trzymać się Roberta. A może znajdzie jeszcze kogoś innego, kto okaże się 

mężczyzną jej życia. 

— Wcale nie — rzucił. 
— Jak to? Przecież jest Robert! 
—  Zupełnie  o  niego  nie  dbasz.  Wątpię  nawet,  czy  ci  się  podoba.  Widziałem  was  razem. 

Wyglądacie jak dobrzy przyjaciele. 

— Udane związki powstają na fundamencie przyjaźni. 
— Zapewniam, że nie posunę się ani o centymetr, chyba że… sama zechcesz… 
— Nie zechcę! 
— Jesteś pewna? 
— Jeśli dotknę palcem twojego ramienia, powiesz, żebym nie posuwał się dalej? — spytał. — 

Mm? Nie zapragniesz, żebym przeciągnął nim po szyi? Nie zechcesz poczuć na wargach moich 
ust? A potem… 

— Przestań! — Dziewczyna zakryła dłońmi uszy i zacisnęła powieki. 
— Tchórz. 
— Nie jestem kobietą na jedną noc — odrzekła bezradnie. 
— Jedną noc mamy już za sobą — powiedział, muskając kciukiem jej policzek i włosy. — Po 

kilku godzinach spędzonych na słońcu masz złoty kolor skóry — mruknął. — Opalisz się dla mnie 
nago tak, by całe ciało było złote? 

Widział, że dziewczyna drży, i z trudem hamował się przed gwałtownym działaniem. Przesunął 

palcem po jej rozchylonych wargach, włożył go do środka, ona zaś zamknęła usta i jęknęła cicho, 
poddając się pieszczocie. 

— Chcesz, żebym cię zostawił? — szepnął. — Żebym coś na siebie włożył i zajął swoją połowę 

łóżka, jak prawdziwy dżentelmen? 

Lucy trzymała go za rękę i ściskała wilgotny palec. 
— Chcę… 
— Czego? Żebym się ubrał? Spał na kanapie? W łazience? Czy godzinami kochał się z tobą? 

Zasypiał na moment i znów się kochał? 

— Tak, tak, tak… Kochaj się ze mną. Ja też cię pragnę. 
Słowa zabrzmiały jak muzyka. Gdyby kazała mu się ubrać, musiałby wziąć zimny prysznic, nim 

wróciłby do łóżka. 

Pocałował dziewczynę. To był głęboki, czuły pocałunek. Położył ją na plecach. Oderwał się na 

moment od jej ust, a potem znów całował, widząc, że bardzo jest tego spragniona. 

—  Pamiętasz,  jak  kochaliśmy  się  ostatnim  razem?  Czułem  się  cudownie,  ale…  nie  byłem 

pewien szczegółów. Tobie też było dobrze? 

— Bardzo. 
— To świetnie — rzekł z uśmiechem, pocałował ją w szyję i powoli zdjął z niej T–shirt, starając 

się nie spoglądać na piersi, póki całkiem nie wydobędzie ich z ukrycia. 

Potem uniósł się, uwięził dłonie Lucy w swoich i ułożył ją tak, by bez przeszkód napawać się 

widokiem pociemniałych, nabrzmiewających sutków. 

Ich obraz przyprawiał go o ekscytację przenikającą każdy centymetr ciała. 
— Nie ograniczaj się do oglądania — szepnęła. 
— Naucz mnie, co robić. 
— Dotknij. 
—  W  ten  sposób?  —  Zaczął  delikatnie  masować  kciukiem  wierzchołki  piersi,  aż  jęknęła  z 

rozkoszy. 

— Co dalej? — spytał. 

background image

— Wiesz, czego pragnę! 
— Chcę usłyszeć instrukcje. 
— To cię podnieca? 
— Podnieca mnie wszystko, co mówisz. Masz piękne piersi. 
— Więc dlaczego…? — Zarumieniła się w ciemnościach zawstydzona własnymi pragnieniami. 
— O to chodzi? — spytał, chwytając sutek wargami, by pieścić go językiem. 
Lucy błądziła palcami w jego włosach, poddając się pieszczocie ust i dłoni. Była wilgotna i 

rozgrzana,  zaś  Nick  wyraźnie  zdawał  sobie  z  tego  sprawę,  gdy  całował  jej  płaski  brzuch, 
przesuwając wargami ku brzegowi bawełnianych majteczek. 

Dziewczyna  zdumiała  się,  że  nie  próbował  ich  zdjąć,  tylko  wtulił  w  nie  twarz  i  odetchnął 

głęboko. Potem rozsunął jej nogi, by przez bawełnę całować intymne miejsca. 

To było niesłychanie podniecające. Zamknęła oczy i po omacku zaczęła szukać jego ust. Gdy 

wreszcie ściągnął z niej bieliznę, była zupełnie mokra. Pieszczota języka skoncentrowała się teraz 
na nagim ciele. Nick wsunął dłonie pod pośladki Lucy i kontrolował jej ruchy aż do chwili, gdy 
zaczęła krzyczeć z rozkoszy. 

Przestał, gdy była na krawędzi orgazmu. 
— Twoja kolej — powiedział. 
Wtedy poczuła się szczęśliwa, mogąc robić to, o czym tyle razy marzyła. Pieściła każdy zakątek 

ciała  mężczyzny,  przesuwała  po  nim  dłońmi  i  językiem,  doprowadzając  go  do  jęku.  Czuła  się 
cudownie, kochając się z nim bez żadnych barier i ograniczeń. Wiedziała, że jest pożądana, i to 
wprawiało ją w euforię. Gdy usadowiła się na jego ciele, obrócił się i ujął jej twarz w dłonie. 

— Następnym razem — mruknął. — Dziś ja chcę być panem sytuacji. 
Kiedy  wniknął  w  jej  ciało,  czuła  go  każdym  nerwem.  Gwałtownie  przesuwała  dłońmi  po 

męskich  ramionach  i  plecach,  intensywnie  przeżywając  orgazm.  Nick  objął  ją  mocno  i  wtedy 
uświadomiła sobie, że kochając się, nie użył żadnego zabezpieczenia. 

Pewnie sądził, że zażywała środki antykoncepcyjne, a sam nie miał zwyczaju podróżować z 

paczką  prezerwatyw.  Prawdę  mówiąc,  obojgiem  zawładnęły  emocje  wykluczające  racjonalne 
myślenie. 

— Na wszelki wypadek ci powiem, że jeśli o mnie chodzi, dziś możemy kochać się bezpiecznie 

— rzekła. 

— Tak? 
— Okres skończył mi się dopiero kilka dni temu, więc żadne zabezpieczenie nie było potrzebne. 
— Czy to znaczy, że chcesz więcej? — zażartował, całując ją delikatnie i pieszcząc dłonią uda. 
— Wydaje mi się, czy deszcz się zmniejszył? — spytała. 
Oboje nasłuchiwali przez chwilę. 
— Chyba rzeczywiście się uspokaja — przyznał Nick. — Wyjdę i sprawdzę. 
Odgarnął moskitierę, podszedł do okna i podniósł żaluzję, by wyjrzeć na zewnątrz. Poruszona 

widokiem męskiego ciała w blasku księżyca Lucy również zbliżyła się do okna. 

—  Tak,  ulewa  ustaje  —  rzekł,  otaczając  ją  ramionami,  ona  zaś  wtuliła  się  mu  w  objęcia, 

odpychając myśl, że to jednak kradzione chwile rozkoszy. — Wiatr też się uspokoił. Może do rana 
wszystko się skończy — ciągnął z zamyśleniem, wpatrując się w nagie ciało dziewczyny, które na 
nowo budziło w nim pożądanie. 

Miał  rację.  Kochanie  się  z  nią  rodziło  poczucie  spełnienia,  które  pamiętał  od  czasu  nocy 

spędzonej razem w biurze. Pamięć go nie zawiodła, było mu z nią tak wspaniale jak wówczas. 

— Zabawnie byłoby wyjść na zewnątrz — zauważył. 
— Na zewnątrz? 
— Nie proponuję niczego niebezpiecznego. Wyjdziemy na patio, by poczuć deszcz na twarzy. 

background image

— Nic nam nie grozi? 
— Już nie. Rano zaświeci słońce. 
— Dobrze… 
Otworzył szklane drzwi i wyszli na ciepły deszcz. Objął Lucy i obserwował, jak jej pierś unosi 

się w przyspieszonym oddechu, gdy wciągała słone, morskie powietrze. 

—  Jeśli  dobrze  się  przypatrzysz,  zauważysz  w  oddali  srebrne  pasmo  morza.  Na  plaży  leży 

pewnie teraz wiele drewna wyrzuconego przez fale. 

Objął dziewczynę od tyłu, zaczął pieścić jej piersi i brzuch, w końcu przesunął dłońmi niżej. 
— Jak tylko wzejdzie słońce, poszukamy na piasku ciekawych zdobyczy — ciągnął, odnajdując 

palcem najwrażliwsze miejsce jej ciała. 

Lucy była zaszokowana. Nigdy dotąd nie kochała się w publicznym miejscu. Co prawda teraz 

nie było tu żywego ducha, jednak uznała to za niecodzienne przeżycie. Deszcz działał jak ciepły 
prysznic. Czuła na sobie mokre, śliskie ciało Nicka. 

Wiele  wskazywało  na  to,  iż  mimo  silnej  burzy  otoczenie  hotelu  nie  zostało  szczególnie 

zniszczone. 

—  Został  wzniesiony  ze  znajomością  rzeczy.  Architekci  wiedzieli,  jak  przeciwstawić  się 

wichrom — powiedział mężczyzna, rozkoszując się drżeniem ciała dziewczyny. — Tylko drzewa 
nieco ucierpiały. Wszystko inne mocno przytwierdzono do podłoża, więc oparło się kataklizmowi. 
Dobrze ci, kochanie? — spytał. 

— Mhm. — Lucy uniosła jedną nogę i wsparła ją stopą na kolanie drugiej, wyciągnęła ręce za 

siebie, by dotknąć Nicka. 

Potem  odwróciła  się  ku  niemu  i  z  równą  intensywnością  zaczęła  odwzajemniać  intymną 

pieszczotę. Kołysali się w rytmie przypływów rozkoszy. 

— Lepiej nie wracajmy do łóżka tacy mokrzy — szepnął mężczyzna. 
— Co proponujesz? 
—  Nic,  co  kazałoby  wejść  do  środka  lub  położyć  się  na  twardej  ziemi.  —  Uśmiechnął  się 

uwodzicielsko i uniósł dziewczynę, a potem zaczęli się kochać na stojąco w sposób, którego Lucy 
doświadczyła po raz pierwszy w życiu. 

Była leciutka, on zaś bardzo silny. Gdy otoczyła mu biodra nogami, nie miał żadnych trudności, 

by ją udźwignąć. Zbliżenie w deszczu okazało się podwójnie ekscytujące. Nick scałowywał krople 
wody  z  napiętych  wierzchołków  piersi  dziewczyny,  ona  zaś  mocno  obejmowała  go  za  szyję. 
Orgazm osiągnęli w tym samym momencie. Lucy usłyszała własny krzyk wywołany ekstazą, w 
chwilę potem Nick wniósł ją osłabłą ze szczęścia do sypialni. Wzięła prysznic, a gdy znalazła się w 
łóżku, natychmiast zasnęła. 

Następnego ranka przekonała się, że było dokładnie tak, jak przewidywał. Wicher ustał, wróciło 

słońce. Promienie wślizgiwały się do sypialni przez szczeliny żaluzji. Szybko zorientowała się, że 
leży  w  łóżku  sama.  Nie  miała  pojęcia,  kiedy  Nick  się  obudził  i  wyszedł.  A  więc  nie  była 
dziewczyną na jedną noc, tylko na dwie, jak to sam powiedział. 

Nie  powinna  mieć  pretensji,  niczego  nie  obiecywał.  Przez  kilka  godzin  pozwolił  smakować 

pełnię życia. Za to właściwie winna mu wdzięczność. Tylko czy teraz ma udawać, że nic się nie 
stało? 

Nie  wiedziała,  czego  oczekiwać,  gdy  kilkanaście  kilka  minut  później  szła  do  głównej  sali 

restauracyjnej,  gdzie  spodziewała  się  zastać  większość  hotelowych  gości,  omawiających  skutki 
wczorajszego huraganu. Zbliżając się, słyszała odgłosy ożywionej rozmowy. Wszyscy stawili się 
w komplecie. Skoro na niebie pojawiło się słońce, nikt nie chciał tracić dnia, wylegując się w łóżku 
do południa. 

background image

Brakowało  jedynie  Nicka.  Widząc  pytający  wzrok  dziewczyny,  Grace  Norton  natychmiast 

pospieszyła z wyjaśnieniem. 

— Poszedł sprawdzać szkody, moja droga. 
— Wcale mnie to nie dziwi… 
— Ależ, owszem! Widzę to  w twoich oczach.  Wyszedł  jakiś  czas temu. Wiem, bo rankiem 

wyjrzałam  przez  okno  i  spostrzegłam,  jak  szedł  w  stronę  plaży  z  ludźmi  z  obsługi  hotelu. 
Niezwykle  szybko  zmienia  się  tu  pogoda,  prawda  kochanie?  Jeszcze  wczoraj  mięliśmy  sądny 
dzień, a dzisiaj, popatrz… wyszło słońce, po deszczu ani śladu. Cudownie. Szkoda, że angielska 
pogoda  nie  bierze  przykładu  z  tej  tutaj.  Powinnaś  zjeść  śniadanie,  drogie  dziecko.  Mizernie 
wyglądasz. Bezsenna noc, prawda? Martwiłaś się o nas, prawda? — Starsza pani nie spuszczała 
wzroku z twarzy dziewczyny. 

— Daj spokój, Grace — rozległ się głos Edie. — Wszyscy są podekscytowani tym, że przeżyli 

huragan. 

Tymczasem  pojawił  się  Nick  i  Lucy  uśmiechnęła  się  na  jego  widok.  Bardzo  dobrze  się 

prezentował w szortach khaki i kremowej koszulce polo. Jak zawsze elegancki i zadbany, mimo że 
wracał z pracy w terenie. 

Dziewczyna  skinęła  ręką  w  jego  kierunku.  Przeświadczenie,  że  niczego  nie  żałuje,  zaczęło 

powoli ją opuszczać, gdy mężczyzna się zbliżał, zatrzymując się przy grupkach gości, by z każdym 
zamienić kilka słów. 

— Duże szkody? — spytała obojętnie, kiedy wreszcie podszedł i do niej, choć takie pytanie 

brzmiało dziwnie nienaturalnie skierowane do człowieka, z którym kilka godzin wcześniej kochała 
się w deszczu. 

— Nie tak poważne jak mogłyby być — odrzekł, obejmując ją ramieniem, ona zaś zaczęła się 

zastanawiać, czy zrobił to tylko ze względu na obecność sióstr Norton.  — Niektórzy ze stałych 
mieszkańców wyspy ponieśli ogromne straty w uprawach. Zarządziłem, by wydawano im posiłki, 
nim jakoś sobie poradzą z sytuacją. Zadbam o pomoc finansową, która postawi ich na nogi. 

— To pięknie, drogi chłopcze. — Grace klasnęła w dłonie, a Lucy pomyślała, iż jego słowa 

naprawdę robią wrażenie. 

Nic dziwnego, że w takim mężczyźnie beznadziejnie się zakochała. 
— Czy możemy w czymś pomóc? — dopytywała się Edie, mając na myśli choćby podawanie 

posiłków, gdy część pracowników hotelu zostanie zwolniona do domu, aby sprawdzić, jak rodziny 
przetrwały kataklizm. 

— Oczywiście — odrzekł Nick i szepnął do ucha Lucy: — Niektórzy goście chyba nigdy nie 

widzieli hotelowej kuchni, nie mówiąc już o przygotowywaniu jedzenia. 

— Jeśli chodzi o to, co zaszło ostatniej nocy… — zaczęła dziewczyna. 
— Tak? 
— Powiedzmy, że nie musisz mnie obejmować. 
— Co pomyślą goście, jeśli w potencjalnie niebezpiecznej sytuacji nie będę okazywał ci ciepła? 
A więc jednak o to chodziło. Robił to dla ludzkich oczu, podtrzymując wersję szczęśliwego 

małżeństwa. Męska ręka spoczywająca na ramionach Lucy zaczęła jej ciążyć. 

— Może teraz Grace i Edie mogłyby wrócić do własnego apartamentu… — zaproponowała i 

zupełnie podupadła na duchu, gdy bez wahania przytaknął. 

— Kazałem już służbie przenieść ich rzeczy i sprzątnąć twój pokój. 
— W takim razie ja również przeniosę swoje. 
— O czym ty mówisz? Zostaniesz ze mną. 
— Z tobą? 
— Oczywiście. Naprawdę sądziłaś, iż wystarczy mi jedna noc? 

background image

— No cóż… — Lucy uniosła wzrok, a mężczyzna posłał jej uśmiech. 
— Tobie by to wystarczyło? Przyznaj, że ciągle mnie pragniesz, podobnie jak ja ciebie. Nawet 

teraz mam na to ochotę. Może byśmy się stąd wymknęli i znaleźli jakiś zaciszny kącik na wyspie? 
Rozłożyłbym ręcznik na piasku i kochał się z tobą w szumie fal, a słońce pieściłoby nasze nagie 
ciała… 

Nick  uświadomił  sobie,  iż  ciągle  mu  mało  tej  dziewczyny,  że  koniecznie  musi  rozwiązać 

problem Roberta. 

A co będzie, kiedy wrócimy do Anglii… — chciała spytać dziewczyna. Czy urok szefa będzie 

równie  silny,  jak  tutaj,  daleko  od  rzeczywistości?  Przecież  nigdy  nie  wiązał  się  na  dłużej  z 
kobietami i to bardziej atrakcyjnymi niż ona. Szybko się nudził. 

Jeśli nadal będzie z nim sypiała, ich rozstanie okaże się tylko kwestią czasu. Jeszcze trochę, a w 

oczach Nicka pojawi się obojętność i z pewnością nie zechce pracować z byłą seksualną partnerką. 

— Nie sądzę, żeby kontynuowanie tego związku miało sens — odrzekła. 
Nie to Nick spodziewał się usłyszeć. Słowa dziewczyny odebrał jak cios, więc tylko zacieśnił 

uścisk na jej ramionach. Nie zamierzał pozwolić jej odejść. Nie dopuści do tego. 

Zmusił  się  do  uprzejmego  uśmiechu  skierowanego  do  grupy  gości.  Większość  z  nich  była 

zachwycona  nowym  typem  aktywności,  który  zaproponował,  by  pomóc  stałym  mieszkańcom 
wyspy. 

—  Powinniśmy  sprawdzić,  jak  będą  dawać  sobie  radę  —  zaproponował  Nick,  rozluźniając 

uścisk. — Ale nie sądź, że to koniec naszej rozmowy. 

— Nie skończysz, póki nie dopniesz swego? 
— Dobrze mnie znasz, kochanie. 
Lucy zastanawiała się nad tymi słowami, gdy przez kolejne godziny w towarzystwie innych 

turystów  zajmowała  się  przygotowywaniem  jedzenia  dla  poszkodowanych  przez  huragan 
mieszkańców  wyspy.  Ledwie  zauważała  Nicka,  który  starał  się  nawiązać  kontakt  z  firmami 
usuwającymi szkody i oferującymi usługi transportowe. Łodzie miały pojawić się na wyspie już 
jutro, loty zostaną wznowione za trzy dni. 

O  szóstej  wieczorem  prace  ukończono.  Lucy  odesłała  wszystkich  gości,  by  odświeżyli  się  i 

odpoczęli. Sama miała godzinę na uporządkowanie myśli i kąpiel. Zamknęła apartament i poszła 
pod prysznic, a gdy wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem, ujrzała Nicka w progu drzwi wiodących 
na taras. 

— Podejrzewałem, że zamkniesz się od wewnątrz, więc na wszelki wypadek zaopatrzyłem się 

w klucz od tych drzwi. 

— To jest… — Lucy nie była w stanie mówić. 
— Przebiegłe? Chytre? Krętackie? Przyznam, że wszystko razem. 
— Nie będę z tobą rozmawiać w samym ręczniku. 
— Dlaczego nie? — Zaczął się zbliżać, a z jej głowy stopniowo znikały wszystkie słowa, które 

tak pracowicie przygotowywała. — Musisz włożyć służbowy kostium, by mi powiedzieć, że nie 
chcesz kontynuować naszego związku? 

—  Nie  wzięłam  żadnych  kostiumów  —  odrzekła  spokojnie,  choć  serce  biło  jej  w 

przyspieszonym rytmie, bowiem oczy mężczyzny działały jak magnes. 

Kiedy stał tak blisko, ledwie mogła oddychać. Przesunął palcem po jej skórze wzdłuż rąbka 

ręcznika, a od razu poczuła naprężenie sutek. 

— Pragniemy się oboje. Cóż może być prostszego? 
— Okazjonalne związki nie są w moim stylu. 
— W nocy mówiłaś inaczej. 
— W nocy… 

background image

— Dostałaś to, czego bardzo chciałaś. Rozkoszowałaś się każdą minutą. Zycie jest zbyt krótkie, 

by uciekać od przyjemności. 

— Mów za siebie — wymamrotała niepewnie i z trudem złapała oddech, gdyż Nick wsunął dłoń 

pod ręcznik i objął jej pierś. 

— Czy to nie sprawia przyjemności? Wiem, że sprawia, masz nabrzmiałe sutki. 
Wiedział, iż nie postępuje zbyt subtelnie, lecz inaczej nie potrafił pokonać jej oporu. Włożył 

drugą rękę pod ręcznik, co sprawiło, że tkanina opadła na podłogę, a dziewczyna stanęła przed nim 
w olśniewającej nagości. 

—  Na  litość  boską,  Lucy,  przestań  się  bronić!  —  Wsunął  dłoń  między  uda  dziewczyny  i 

przytrzymał. 

W tej chwili przestała racjonalnie myśleć. Podała mu usta, uznając, że dla takiej namiętności 

warto zgodzić się na cierpienie. Miał rację. Do licha z ostrożnością. 

— Zerwiesz z Robertem, kiedy wrócimy do Anglii — zażądał, ona zaś tylko jęknęła. 
— Tak. 
Kilka dni, tygodni, może miesięcy, wszystko jedno, Lucy gotowa była zaryzykować. 

background image

R

OZDZIAŁ DZIEWIĄTY

 

 
Lucy  wyglądała  przez  kuchenne  okno.  Obok  na  stoliku  stała  filiżanka  z  nietkniętą  herbatą. 

Padało.  Nie  był  to  ulewny  deszcz,  jakiego  zaznała  sześć  tygodni  temu  na  wyspie  podczas 
huraganu, lecz angielski, niekończący się kapuśniaczek. 

Jej mieszkanie wyglądało teraz jak miejsce, do którego rzadko się zagląda. Wbrew życzeniom 

Nicka starała się tu jednak nocować trzy razy w tygodniu. 

— To niemądre i niewygodne — argumentował. — Wprowadź się do mnie. 
Odmawiała, ryzykując jego niezadowolenie, mimo że miała ochotę co rano budzić się w jego 

ramionach. Była jednak zbyt wielką realistką, by w głębi duszy nie obawiać się, że namiętność 
mężczyzny może nagle wygasnąć. I tak spotykał się z nią dłużej niż z jakąkolwiek inną kobietą od 
czasu śmierci żony. Nigdy jednak nie powiedział, że ją kocha. Nawet w chwilach ekstazy szeptał 
tylko, że jej pragnie i potrzebuje. 

Westchnęła, zastanawiając się, jak Nick zareaguje na nowinę, którą zamierzała mu przekazać. 

Pół godziny temu miał się pojawić, by zabrać ją na lunch za miasto. 

Najpierw zaś planowali obejrzeć romantyczną komedię, która jak twierdził, nie budziła w nim 

entuzjazmu, lecz poświęcał się, by zrobić jej przyjemność. 

Łatwo było z takich sygnałów wyczytać mylne informacje. Ot, choćby taką, że mimo iż się do 

tego nie przyznawał, w istocie ją kocha, skoro przedkładał jej zainteresowania nad własne. Czy 
proponowałby przeprowadzkę, gdyby było inaczej? Czy śmiałby się tak serdecznie z jej różnych 
powiedzonek?  Czy  przyłapywałaby  go  na  przyglądaniu  się  jej,  gdy  nagle  unosiła  głowę  znad 
biurka? 

Ale z drugiej strony, znając go, była pewna, że gdyby kochał, powiedziałby to. Miłość oznacza 

przecież dzielenie się ważnymi sprawami. Mógł z nią rozmawiać o wszystkim  poza kwestiami 
dotyczącymi  zmarłej  żony  oraz  swego  małżeństwa.  Kiedy  raz  spróbowała  go  o  to  zagadnąć, 
natychmiast zmienił temat, dając do zrozumienia, że dyskusja o tym nie wchodzi w grę. 

Co będzie teraz? 
Wypiła  łyk  herbaty,  czekając  na  stukanie  do  drzwi,  które  zapowiedziałoby  jego  nadejście. 

Dorobił  sobie  klucz  do  frontowych  drzwi,  żartując,  iż  jest  zbyt  zaborczym  mężczyzną,  by 
korzystać z domofonu. 

Zapukał, kiedy skończyła pić herbatę, i mimo że go oczekiwała, serce podeszło jej do gardła na 

myśl o nowinie, którą miała mu przekazać. 

Włożyła dziś na siebie odpowiednie do pogody oliwkowe spodnie i obcisłą bluzkę z golfem 

oraz  kremowy  sweterek.  Sama  spostrzegła,  iż  ubiera  się  teraz  nieco  inaczej.  Nadal  były  to 
stonowane stroje, jednak coraz modniejsze i droższe, bowiem dwa razy w tygodniu Nick zabierał 
ją na zakupy i skłaniał do nabywania rzeczy w markowych butikach. 

Żartowała, że jest snobem, on zaś równie żartobliwie zabraniał jej tak brzydko go nazywać i 

groził karą, która najczęściej polegała na tym, że kochali się bez pamięci, co sprawiało, że jeszcze 
w kilka dni później płonęła na samą myśl o tych przeżyciach. 

—  Myślałem,  że  już  nigdy  nie  otworzysz  —  powiedział  mężczyzna,  obejmując  ją  na 

przywitanie. — Przez cały dzień o tobie myślałem, czarownico. — Pocałował dziewczynę w usta i 
szyję. — Czemu włożyłaś taki ciepły sweter? Bo zimno, czy dlatego, żebym nic nie mógł z tobą 
zrobić w ostatnim rzędzie kina? 

Lucy roześmiała się, zapominając o ponurych myślach sprzed paru chwil. Nick również ubrany 

był tak, jak nakazywała pogoda — w ciemny strój, który czynił go jeszcze bardziej pociągającym. 

background image

— Tylko nastolatki zabawiają się w kinie w podobny sposób — odrzekła, wprowadzając go do 

pokoju. 

— Przy tobie czuję się jak nastolatek — przyznał, uświadamiając sobie, iż nigdy wcześniej nie 

miał w sobie tyle chęci życia. 

Namiętne noce z tą kobietą nie skończyły się po powrocie z wyspy, jak to wcześniej planował. 

Wcale nie czuł się nią znudzony czy zmęczony. Przeciwnie, stale o niej myślał. To nie mogło trwać 
wiecznie. Na razie jednak ekscytowała go równie silnie jak na początku. 

— To dobrze czy źle? — spytała, biorąc z kanapy torebkę. 
Po drodze do drzwi wyrzucała sobie, że nie starcza jej siły woli, by podjąć trudny temat. 
— Jesteś głodna? 
—  Słucham?  —  Nick  miał  zwyczaj  przeskakiwać  z  tematu  na  temat,  nie  dbając  o  związek 

między wątkami. 

Zdążyła się już do tego przyzwyczaić, tym razem jednak przyłapał ją na zamyśleniu. 
—  Czy  jesteś  bardzo  głodna?  —  powtórzył.  —  Pub,  o  którym  myślałem,  znajduje  się 

czterdzieści pięć minut drogi stąd, jeśli nie liczyć się z korkami. Drugie czterdzieści pięć minut 
zabierze powrót, żeby zdążyć do kina. 

— Rozumiem, że masz inne propozycje — rzekła i pomyślała, że trudną rozmowę odłoży na 

później, by nie psuć tak wspaniałej niedzieli. 

— Jeśli wyeliminujemy ten pub… 
— A co z najpyszniejszą w świecie rybą i frytkami, jakich miałam spróbować? 
— Jeżeli zjemy coś w pobliżu kina, będziemy mieli co najmniej godzinę, żeby… 
— Co? — Wyraz oczu mężczyzny nie pozostawiał żadnych wątpliwości, co takiego miał na 

myśli,  lecz  Lucy  wolała  ciągnąć  tę  rozmowę,  byle  tylko  dalej  odepchnąć  myśl  o  trudnych 
tematach. 

— A jak sądzisz? — spytał, podciągając jej sweterek, żeby stwierdzić, iż bluzka stanowi kolejną 

przeszkodę do pokonania. 

Wystarczyła sekunda, a wyciągnął ją ze spodni i dostał się do upragnionych piersi dziewczyny. 
— Nie nosisz stanika! Dobra uczennica. — Pieścił piersi, wprawiając w drżenie całe ciało. 
Jak mogła się temu oprzeć i powiedzieć to, co powinno zostać powiedziane? 
Kochanie się z Nickiem miało smak raju.  Ledwie zdążyli na film.  Lucy w ogóle nie była w 

stanie skoncentrować się na akcji komedii, bowiem jej myśl zaprzątały nie wypowiedziane słowa. 

Kiedy wyszli z kina, zakomunikowała z pozoru obojętnie, że muszą porozmawiać. 
— Tutaj? — spytał. 
— To zbyt publiczne miejsce. 
— Żartowałem. 
— Rozumiem. — Dziewczyna rzuciła na niego okiem i nerwowo przygryzła wargę. 
Ależ był przystojny. Przyciągał wzrok wszystkich kobiet. Przypomniała sobie, że sama też tak 

na niego reagowała, gdy był żonaty, więc poza jej zasięgiem. 

— O co chodzi? — zainteresował się. 
— Po prostu… musimy porozmawiać. Może moglibyśmy… 
— Wrócić do mojego mieszkania? — dokończył z uśmiechem. 
— Do twojego nie. 
— Jest zbyt późno i zimno, by szukać ławki w parku. 
— Do biura! 
— W niedzielny wieczór? — Spojrzał na nią, jakby postradała zmysły. 
— Tak. 

background image

Wzruszył  ramionami,  zastanawiając  się,  co  tak  ważnego  mają  omawiać  w  biurze.  Może 

chodziło  jej  o  ustabilizowanie  związku?  Zaczął  przemyśliwać  nad  własnym  stosunkiem  do  tej 
kwestii. 

O dziwo, nie czuł niechęci, która ogarniała go zwykle, gdy inne kobiety próbowały dotykać tego 

wątku. Może zdecydowała się na przeprowadzkę do niego, lecz chciała postawić jakieś warunki? 
Denerwowało go, że nie ma jej przy sobie przez cały czas. Dziś rano obudził się z myślą o niej i 
tkwiła mu w świadomości aż do spotkania cztery godziny później. 

Podejrzewał, iż mogło jej chodzić o małżeństwo. Do tej pory o tym nie rozmawiali, ale Lucy 

pewnie  na  ten  temat  rozmyślała,  on  zaś  ciągle  bardzo  jej  pragnął.  Podobał  mu  się  jej  dowcip, 
uśmiech, sposób, w jaki go słuchała i jak się z nim kochała. 

Lecz  czy  potrzebował  jej  aż  tak  bardzo,  by  się  żenić?  Pamięć  o  Ginie  i  zawodzie,  jakiego 

doznał, uświadomiła mu, czemu postanowił więcej nie powtarzać tego błędu. 

Taksówka zatrzymała się przed budynkiem firmy. Po raz pierwszy w czasie jazdy wcale nie 

rozmawiali. Kiedy spoglądał na dziewczynę, patrzyła przez okno lub bezwiednie bawiła się złotym 
łańcuszkiem, który dostała od babci na dwudzieste pierwsze urodziny. 

—  To  nie  będzie  takie  straszne,  jak  sobie  wyobrażasz  —  rzekł,  dotykając  jej  policzka,  by 

zechciała nań popatrzeć. 

— Co? 
— Cokolwiek chodzi ci po głowie. 
— Jesteśmy na miejscu — zauważyła. 
Teraz i jej biuro nie wydało się najlepszym miejscem na rozmowę. Nie tylko kochała się z nim 

tutaj owej pamiętnej nocy, gdy zrobili to po raz pierwszy, lecz powtórzyła to jeszcze trzy razy. Raz 
zdarzyło się to nawet w sytuacji, kiedy w biurze byli inni ludzie. Nick po prostu zamknął drzwi i 
podarował jej namiętne dwadzieścia minut. 

— Nie musisz patrzeć na to wejście jak na bramy piekła. — Próbował wziąć ją za rękę, lecz 

zajęta własnymi myślami włożyła obie dłonie do kieszeni. 

Wtedy przyszło mu do głowy, iż Lucy, być może, wcale nie myśli o zacieśnieniu ich związku, 

lecz o czymś wprost przeciwnym. Może chce go zerwać? Poczuł ucisk w gardle. 

Jej zwykle otwarta twarz sprawiała wrażenie nieodgadnionej. Gdy znaleźli się w windzie, nie 

podeszła, by się przytulić, jak to ostatnio mieli w zwyczaju, lecz sztywno stała obok. 

W biurze było cicho i ciemno, póki nie zapalili światła. 
— A więc? — spytał, siadając na kanapie, gdy ona zatrzymała się obok fotela. — O co chodzi? 

Pozwól,  że  zgadnę.  Oczekujesz  czegoś  więcej  od  naszego  związku,  tak?  Tylko  dlaczego  nie 
mogliśmy o tym pomówić w jakimś odpowiedniejszym miejscu? 

— Nick, ja… 
Mężczyzna  mechanicznie  bębnił  palcami  w  kolano  i  wpatrywał  się  w  jej  twarz,  próbując 

odgadnąć, o czym myślała. 

— Usiądź obok mnie, zamiast stać jak policjantka — rzucił zirytowanym tonem. 
Usiadła, jednak nie na kanapie, jak sobie życzył, lecz na krześle, z którego zwykle korzystała, 

robiąc notatki podczas godzin pracy. 

— Słuchaj, to, co chcę powiedzieć… 
— Prosiłem, żebyś się do mnie wprowadziła — przerwał, widząc, że dziewczyna dziwnie unika 

zbliżenia. 

— To więcej niż proponowałem jakiejkolwiek kobiecie — rzekł i zdał sobie sprawę, że jego 

słowa wcale do niej nie docierają. 

— Doceniam to, ale chciałam powiedzieć… 
— Że ze mną zrywasz, tak? 

background image

O co innego mogło chodzić? Lucy najwyraźniej nie zależało na małżeństwie. Przeciągnął dłonią 

po włosach i wstał. Patrzył na nią, czując, jak narasta w nim zdenerwowanie. 

—  Właśnie  to  próbujesz  mi  powiedzieć?  —  spytał  ostro,  postanawiając,  iż  nie  będzie  o  nic 

prosił, skoro wokół kręci się tyle innych kobiet. 

Jeśli ta dała mu tyle satysfakcji, inna też potrafi. 
— Czy pozwolisz mi dojść do słowa? Przestań chodzić w kółko. Chcę cię widzieć. 
— No więc? 
— Jestem w ciąży — rzuciła i popatrzyła nań niepewnie, nie wiedząc, jak wytłumaczyć jego 

milczenie. 

— Wydawało mi się, że to bezpieczny okres, kiedy… byliśmy na wyspie. Zaczęłam zażywać 

środki antykoncepcyjne dopiero po powrocie do Anglii. Okazało się jednak, iż… się pomyliłam. 
Nie mogłam uwierzyć w wyniki, kiedy dwa dni temu zrobiłam test, więc poszłam do lekarza, który 
stwierdził, że czasem tak się zdarza. Termin owulacji może się przesunąć ze względu na zmianę 
strefy klimatycznej. Nie wiem… — głos się jej załamał, gdy spostrzegła, jak Nickowi kamienieje 
twarz. 

Tego się nie spodziewała. Podświadomie oczekiwała, iż wiadomość go ucieszy. Musiała chyba 

oszaleć!  Mężczyźnie  najwyraźniej  daleko  było  do  radości,  choć  przecież  pamiętała,  jak  kiedyś 
wspomniał, że pragnie dzieci. 

—  A  więc  —  zaczął  zimno  —  okazałaś  się  taka  jak  inne.  Kiedy  to  wymyśliłaś?  Kiedy 

zdecydowałaś, że ciężarna łatwiej dobierzesz się do mojego konta w banku? Czy już wówczas, gdy 
po raz pierwszy byliśmy ze sobą? Tutaj w biurze? Czy poczekałaś na właściwy moment, by rzecz 
powtórzyć i uwikłać mnie w tę ciążę? 

— Co masz na myśli? — spytała blednąc i drżąc na całym ciele. 
Żeby Nick nic nie zauważył, objęła rękami kolana i mocno je zacisnęła. 
— Dobrze wiesz, mała, bezwstydna oszustko. Powiedz, sama wszystko wymyśliłaś, czy Robert 

też brał udział w intrydze? Teraz rozumiem. Zaplanowaliście to razem, prawda? Plan był prosty. 
Zajść w ciążę i  przekonać mnie, że jestem  ojcem  tak, bym  musiał  wspierać  finansowo ciebie i 
twojego kochanka. 

— O czym ty mówisz? — wyszeptała oszołomiona oskarżeniami. 
— Nie udawaj niewiniątka! — Nick zerwał się z kanapy i zaczął chodzić po gabinecie, starając 

się nie zbliżać do kobiety, która w tak podstępny sposób z niego zakpiła. 

— Ja nie… 
—  Zadawałaś  się  z  nami  dwoma  jednocześnie?  —  Myśl  o  tym  działała  paraliżująco,  więc 

zatrzymał  się  na  kilka  sekund.  —  Może  i  tamtego  biedaka  chciałaś  wykorzystać  jak  mnie. 
Najpierw on dla rozgrzewki, a potem ja. Spodziewałaś się, że jako domniemany ojciec dziecka 
albo się z tobą ożenię, albo zapewnię ci byt do końca życia. 

— Jak możesz mówić coś takiego? 
— Bo to prawda! 
— Mylisz się. Czemu tak źle o mnie myślisz? Nie widziałam Roberta, odkąd wróciliśmy do 

Anglii! Przecież wiesz! 

— Skąd mam wiedzieć? Nie siedzę ci za skórą, a przecież zachowałaś kilka dni w tygodniu do 

własnej dyspozycji! 

— Nie chciałam… — zaczęła i urwała. 
Nie chciałam naciskać, pomyślała, walcząc ze łzami napływającymi do oczu. Wolała, by nie 

sądził, że na siłę chce go z sobą związać, gdy on właśnie zaczyna się nią nudzić. W głębi serca 
miała nadzieję, że może któregoś dnia sam ją pokocha. Jak widać, głęboko się myliła. Nick patrzył 
teraz na nią jak na obcego człowieka, jak na istotę godną pogardy. 

background image

—  Nawet  jeśli  nie  jesteś  z  byłym  kochankiem,  postanowiłaś  zgarnąć,  co  się  da,  prawda? 

Jakkolwiek na to patrzeć, miałaś mnie za głupca. Ale zapewniam, że nikomu dotąd nie udało się ze 
mnie zakpić. 

— Nigdy o tym nie myślałam. 
— Przeceniłaś swoje wpływy. 
Lucy  pochyliła  głowę,  więc  nie  widział  łez  wiszących  na  rzęsach.  Chodząca  niewinność, 

pomyślał. Nawet teraz, gdy poznał jej prawdziwą naturę, w jakimś zakątku serca tliły się uczucia 
wobec tej dziewczyny. 

Podszedł do okna i spojrzał na oświetlone ulice, potem odwrócił się do niej z wrogim wyrazem 

twarzy. 

— Czy dlatego, iż jestem człowiekiem honoru, uważałaś, iż będę płacił na cudze dziecko? 
— Czemu  sugerujesz, że nie jest twoje?  — wykrzyknęła, kładąc dłoń  obronnym  ruchem  na 

płaskim jeszcze brzuchu, bowiem te słowa zabolały ją najbardziej. 

Nick zignorował pytanie. 
— Może myślałaś, iż cię kocham? 
Gdy to wypowiedział, nagle uświadomił sobie, że tak było naprawdę. Powinien ją znienawidzić, 

a jednak musiał przyznać, iż była kimś więcej niż tylko dobrą partnerką w seksie, w rozmowie czy 
w żartach. Dopiero teraz dotarło to do niego z całą ostrością. 

— Nie, ja… 
— Bo, jeśli tak, to grubo się myliłaś! — Za wszelką cenę chciał ją teraz zranić, ponieważ sam 

czuł się zraniony i wściekły na siebie, że odczuwa ból. 

Po rozczarowaniu, które przeżył z Gina, znów mu się dostało i to w sposób, jakiego dotąd nie 

zaznał. 

— Nigdy cię nie kochałem! — Zmusił się do wypowiedzenia tych słów i natychmiast zauważył, 

iż podziałały na dziewczynę jak uderzenie. — Pasowaliśmy do siebie w łóżku, nic więcej. Udany 
seks i tyle. Między zaspokajaniem żądzy a miłością zieje przepaść, prawda? 

— Tak — przyznała Lucy, która w końcu zdobyła się na to, by spojrzeć mu w oczy. — Skoro 

powiedziałam, co miałam do powiedzenia, nie ma sensu zostawać tu dłużej — rzekła, wstając i 
rozglądając się za płaszczem i torebką, gdy Nick ciągle tkwił przy oknie, a serce ściskało się mu na 
myśl, że za chwilę w tym swoim obszernym  płaszczu na drobnej figurce dziewczyna wróci do 
własnego mieszkania. 

Może do zasobnego domu Roberta? Nie będzie samotna, a jeśli nawet, to sobie zasłużyła. 
— Ja… kiedy mam opróżnić swoje biurko? — spytała. 
— Równie dobrze możesz zrobić to teraz — rzucił ostro. 
— Oczywiście. 
Poszedł za nią do gabinetu, w którym dotąd pracowała, i obserwował, jak wyjmuje z biurka 

osobiste drobiazgi. 

—  Nie  musisz  mnie  pilnować  —  rzekła,  czując  gniew,  lecz  głos  zabrzmiał  słabo.  —  Nie 

wyniosę  ni  —  czego  wartościowego.  —  Włożyła  do  kieszeni  wieczne  pióro,  zabrała  ostatnio 
czytaną książkę. 

Roślina w dużej donicy musiała zostać, trudno byłoby jechać przez Londyn z czymś takim pod 

pachą. 

— Co z rzeczami, które zostały w twoim mieszkaniu? — spytała z ręką na klamce. 
— Odeślę je. 
— A moje pobory? 
— Doszliśmy do sedna sprawy, tak? Nie martw się, polecę księgowej, by ci je wypłaciła, lecz 

jeśli sądzisz, że dostaniesz choć pensa więcej niż jestem prawnie winien, grubo się mylisz. 

background image

Tym razem gniew kazał jej dumnie unieść głowę. 
—  Pytam  o  pieniądze,  bo  będzie  mi  potrzebna  każda  suma,  kiedy  urodzi  się  dziecko. 

Rozumiem, że nie podejmiesz żadnych obowiązków ojcowskich, choć zapewniam, że dziecko jest 
twoje. Możesz się oszukiwać, jeśli chcesz, by usprawiedliwić własne zachowanie, lecz to niczego 
nie zmieni. Nie podejrzewałam cię o tchórzostwo, a jednak jesteś tchórzem, skoro boisz się wziąć 
na siebie odpowiedzialność. 

Przez chwilę w milczeniu mierzyli się wzrokiem. 
— Wyjdź… stąd! — powiedział w końcu Nick. 
— Żegnaj! — Dziewczyna cicho zamknęła za sobą drzwi. 
Wszystko przypominało koszmar. Oskarżył ją o same potworności. Lucy pomyślała, że to zły 

sen, z którego zaraz się obudzi, lecz nic takiego się nie stało. Wróciła do swego mieszkania, by 
spędzić bezsenną noc na rozmyślaniach o tym, co zaszło. 

Uświadomiła  sobie,  jak  wielki  zawód  sprawiła  rodzicom.  Wiedziała,  że  będzie  musiała 

wszystko  im  wyznać,  bowiem  teraz  potrzebuje  ich  pomocy.  Sama  nie  da  sobie  rady,  musi 
wyjechać z Londynu i wrócić do nich. Czas działał na jej niekorzyść. Oszczędności szybko się 
wyczerpią. 

Postanowiła od razu szukać nowej pracy, choć wiedziała, iż nie znajdzie dobrze płatnej. Nie 

miała referencji i Nick pewno ich nie prześle. Zmusiła się, by do niego zadzwonić. 

— To ja, Lucy… Dzwonię, żeby zapytać, kiedy mogę dostać referencje? — Wstrzymała oddech 

w obawie, że mężczyzna odłoży słuchawkę albo od razu odmówi. 

Nick wyczuł napięcie w jej głosie, choć nie widział twarzy. Najdziwniejsze, że dobrze mu było, 

gdy słyszał jej głos, choć w duchu wymyślał sobie od głupców. 

— Będą przygotowane — zapewnił krótko. — Zostaną wysłane razem z pensją. Nie zamierzam 

pisać  nieprawdy  i  nisko  oceniać  twoich  usług.  —  Usłyszał,  jak  odetchnęła  z  ulgą  i  ledwie  się 
powstrzymał od zapytania, co za człowiek z Roberta, że każe jej pracować w takim stanie. 

Nie spał całą noc, myśląc o nich dwojgu, i wiedział, iż jeśli wypowie imię tamtego, może stracić 

panowanie nad sobą. 

— Dziękuję. 
— Za co? Byłaś dobrą sekretarką. Może aż za dobrą: — Roześmiał się gorzko. 
— Proszę, nie zaczynaj. 
— Pieniądze i referencje dostaniesz jutro pocztą. Teraz, jeśli to wszystko… — Był na siebie 

wściekły, że stara się przedłużyć rozmowę, więc szybko odłożył słuchawkę. 

Czas uleczy rany, pomyślał. Zawsze będzie można zatopić się w pracy. Za miesiąc zapomni jej 

twarz. Lucy nie będzie miała powodu, by się z nim kontaktować. Razem z kochankiem poniesie 
konsekwencje całej intrygi. 

Z czasem wszystko wróci do normy. 

background image

R

OZDZIAŁ DZIESIĄTY

 

 
Wybór pubu nie odpowiadał Nickowi. Było tu ciemno i duszno od dymu. Przy barze tłoczyli się 

ludzie. Panował hałas, ale tak było najlepiej. 

Wziął kufel piwa w dłonie i zwrócił się do człowieka siedzącego naprzeciw. 
— Co ma pan dla mnie? 
— To samo, co w zeszłym tygodniu i wcześniej. Nic. — Niski mężczyzna przerzucał kartki 

notesu. — Nic ciekawego — powtórzył. — Jedna wizyta u lekarza, kilka wyjść do sklepu, trzy do 
kina. Wszystkie z kobietami. Ma dwie prace na pół etatu. 

—  To  mnie  nie  interesuje.  —  Nick  machnął  ręką.  —  Co  z  mężczyznami,  a  szczególnie  z 

jednym. Średniego wzrostu, średniej budowy ciała, niczym się nie wyróżnia. 

— Nikogo takiego nie zauważyłem. W ogóle żadnych mężczyzn. — Rozmówca Nicka odłożył 

notes. 

— Jest pan pewien, iż dobrze się pan wywiązuje z zadania? 
— Proszę posłuchać, nie narzekam, że pan mnie wynajął, by obserwować tę panią, lecz tylko 

tracimy czas. Mam duże doświadczenie w tych sprawach. Zauważyłbym, gdyby coś się działo. 

—  Czy  ona…  dobrze  wygląda?  —  Detektyw  nie  okazał  najmniejszego  śladu  rozbawienia 

pytaniem. 

— Tak dobrze, jak można było tego oczekiwać — odparł. 
— Jak mam to rozumieć? 
—  Mało  jada.  Kilka  razy  wszedłem  za  nią  do  restauracji.  W  jej  stanie  powinna  lepiej  się 

odżywiać. 

Nick bębnił palcami w blat stolika i spoglądał przed siebie. Okazał się głupcem, sądząc, że w 

ciągu paru tygodni wszystko się uspokoi. Uda mu się wrócić do poprzedniego życia i normalnej 
pracy. Było zupełnie inaczej. Zupełnie nie panował nad własnymi uczuciami. Co rano przychodził 
do biura, starając się nie myśleć o tej dziewczynie, i co wieczór wracał do domu pokonany. 

— Myślę, że ona zamierza wyjechać z Londynu — stwierdził detektyw, a Nick przestał uderzać 

palcami o blat. 

— Co pan powiedział? 
— Planuje zamieszkać z rodzicami. W zeszły piątek słyszałem rozmowę na ten temat. Uważa, 

że Londyn nie posłuży dziecku ani jej i muszę się z tym zgodzić. Moja córka mieszka w Reading. 
Ma tam ogród, który dobrze robi dzieciakom, nie muszą korzystać z zatłoczonego metra, by gdzieś 
pojechać, więc i tamta im szybciej stąd wyjedzie, tym lepiej. — Pokiwał głową z przekonaniem. 

—  Nie  pytam  o  pańskie  zdanie  —  rzucił  Nick  i  zaczął  się  zastanawiać,  kiedy  Lucy  opuści 

Londyn. Jutro? Za tydzień? Za miesiąc? Może właśnie wsiada do taksówki, by jechać Bóg wie 
gdzie, byle dalej od niego. 

Ogarnęła go panika. 
— Jest pan pewien? — spytał. 
— Może zmienić zdanie, ale jakoś nie przypuszczam, by to zrobiła. 
— Kiedy to ma nastąpić? 
— Nie ustaliła daty i trudno będzie się dowiedzieć. 
— Czyż nie za to panu płacę? 
Detektyw wypił swoje piwo. 

background image

— Nic więcej nie mogę zrobić — rzekł. — Wezmę swoje tygodniowe honorarium i znikam. 

Jedno mogę panu poradzić. Musi pan sam rozwiązać problemy, jakie ma pan z tą panią. Życzę 
powodzenia, a gdyby mnie pan jeszcze potrzebował, proszę dzwonić. 

Nick odprowadził go wzrokiem i przez chwilę siedział bez ruchu. A więc Roberta nie ma w 

pobliżu. Nie podejrzewał, by dziewczyna okazała się sprytniejsza od detektywa, tym bardziej iż nie 
wiedziała, że jest śledzona. A więc była sama i na dobre zamierzała opuścić Londyn. 

Nadszedł czas na podjęcie decyzji. Stracił tyle czasu, a nie rozwiązał problemu. Lucy ciągłe 

stanowiła jego obsesję, co będzie, gdy wyjedzie? 

Westchnął i zacisnął powieki. Nie było pewności, że zniknie z jego myśli. Nie mógł się dłużej 

oszukiwać.  Pragnął  ją  widzieć,  rozmawiać,  kochać  się  z  nią,  nawet  jeśli  go  zdradziła.  To  było 
najgorsze. Ciągle mu jej brakowało, choć tak niecnie z nim postąpiła. 

Wyobraził sobie, że dziewczyna rozgląda się właśnie po skromnym mieszkaniu, sprawdzając, 

czy  niczego  nie  zapomniała  zabrać,  a  pod  domem  czeka  taksówka.  Teraz  pewnie  je  zamyka, 
wkłada klucz do koperty i wsuwa pod drzwi, by znalazł je gospodarz domu. Schodzi z bagażami po 
schodach odpoczywając, bo ze względu na ciążę szybciej się męczy. Jedzie na stację, wsiada do 
pociągu i znika z jego życia na zawsze. 

Wypił ostatni łyk piwa, wstał, a potem coś kazało mu zapomnieć o dumie, wsiąść do taksówki, 

podać adres Lucy i niecierpliwie czekać, aż samochód dowiezie go na miejsce. 

Gdy po dwudziestu minutach podjechał pod wiktoriański domu, uzmysłowił sobie, że od chwili, 

gdy wyrzucił ją z biura, nie czuł się tak dobrze jak teraz. Wszedł do małej kawiarenki i zamówił 
cappuccino.  Usiadł  przy  oknie,  by  obserwować  ulicę.  Patrzył  na  ludzi  wychodzących  ze  stacji 
metra. Wypił jeszcze trzy kawy i miał zamówić czwartą, gdy zobaczył Lucy. 

Niosła w ręku trzy torby z zakupami, wyglądała na zmęczoną. Wyszedł z kawiarni i podążył za 

nią. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z jego bliskości. 

—  Nie  powinnaś  w  tym  stanie  niczego  dźwigać  —  odezwał  się,  a  ona  zmartwiała,  gdy 

wyjmował jej z rąk zakupy. 

— Co tu robisz? — spytała w końcu. 
— Ważą tonę — zauważył. — Czego nakupowałaś? 
— To warzywa…  — Dziewczyna zamrugała oczami, jakby  chcąc sprawdzić, czy zjawa nie 

zniknie. — Taniej kupować w supermarkecie niż… Co tu robisz? — powtórzyła. 

— Muszę z tobą porozmawiać. 
Przez głowę przemknęło jej wspomnienie ostatniej rozmowy i aż się cofnęła. 
— Czyż już nie rozmawialiśmy? Możesz mi oddać torby? Dam sobie radę. 
Mężczyzna zignorował prośbę. 
— Słuchaj, ostatnim razem powiedziałeś wszystko, co chciałeś powiedzieć. Odejdź, proszę, i 

zostaw mnie w spokoju. Nie życzę sobie, żebyś tu przychodził i znów na mnie krzyczał. 

Łatwiej by było przestać istnieć, niż zniknąć z jej życia, pomyślał. 
— Nie będę krzyczał. Chcę tylko porozmawiać. 
— O czym? — Wyciągnęła rękę, by wziąć torby, lecz udał, że tego nie widzi. 
Otworzyła drzwi i pozwoliła, żeby wszedł po schodach. Nick czuł, iż stopniowo wygasa w niej 

wrogość. 

— Możesz mi wreszcie wyjaśnić, o co chodzi? — dociekała, gdy znaleźli się w mieszkaniu. 
Miała potargane wiatrem włosy, co zawsze kochał w jej wyglądzie. 
— Jak się czujesz? — spytał. 
— Dobrze. 
— Nie zapytasz, co u mnie? 
— To mnie nie interesuje. 

background image

Mało mu było tego, co zaszło między nimi ostatnim razem, więc znów się pojawił, pomyślała. 
— Ani trochę? 
— Nie zasługujesz na to. 
— Nie ułatwiasz mi sytuacji. 
— Masz to, na co zasłużyłeś. — Roześmiała się smutno. 
— Zmizerniałaś, pewnie źle się odżywiasz. 
— Od kiedy zajmuje cię moje zdrowie? — Nie mogła na niego patrzeć, odwróciła się i ruszyła 

do kuchni. 

Zaraz  tego  pożałowała,  bo  Nick  podążył  za  nią,  a  na  małej  przestrzeni  nie  można  było  się 

ruszyć, by się o niego nie otrzeć. 

— Przecież jestem podłą intrygantką, która razem z kochankiem chciała cię wykorzystać. 
— Wiem, że nie widziałaś się z nim od powrotu do Anglii. 
— Co? 
— Słyszałaś. — Mężczyzna usiadł przy stole. 
— Skąd wiesz? — Spróbowała się roześmiać. 
— Bo kazałem cię obserwować — powiedział spokojnie. 
— Co takiego? Jak śmiałeś? 
— Musiałem się dowiedzieć… — Nick spuścił wzrok. 
— Możesz mi wyjaśnić, czego musiałeś się dowiedzieć? 
— Czy nadal widujesz się z tym człowiekiem? — Mężczyzna czuł się tak niezręcznie, że aż 

pociemniał na twarzy. 

—  Masz  na  myśli  Roberta?  Co  za  różnica,  czy  się  z  nim  widuję  czy  nie?  To  w  ogóle  nie 

powinno cię obchodzić, odkąd odkryłeś naszą podłą intrygę. 

— Wiesz, co skłoniło mnie do przyjścia tutaj? Wykorzystałaś mnie i możesz mi wierzyć, że 

zasługujesz na wszystkie oskarżenia. 

—  Wiedziałam,  iż  nie  pojawiłeś  się,  by  porozmawiać.  Prędzej  czy  później  musisz  zacząć 

swoje… 

— Nosisz dziecko innego mężczyzny! Jak myślisz, jak się z tym czuję? Sądzisz, że łatwo mi 

siedzieć  tutaj  i  rozmawiać  z  tobą?  Nie  obchodzi  mnie,  czyje  to  dziecko.  Uważasz,  iż  byłem 
szczęśliwy, wynajmując prywatnego detektywa, bo nie mogłem znieść myśli, że nie wiem, co się z 
tobą dzieje? 

Lucy  otworzyła  usta  ze  zdumienia.  Początkowo  nie  mogła  zrozumieć,  co  do  niej  mówił. 

Przecież chyba nie wyznawał miłości. Ledwie była w stanie oddychać. 

— To twoje dziecko — wymamrotała. 
— Niemożliwe. — Nick chciał wstać, lecz nie zdołał się poruszyć. 
—  Jak  to?  Przecież  byliśmy  ze  sobą.  Na  początku  nie  stosowaliśmy  zabezpieczenia.  Mama 

nigdy nie opowiadała ci o ptaszkach i pszczółkach? Nie wiesz, skąd się biorą dzieci? 

Nick zacisnął zęby. 
— To niemożliwe, bo ja nie mogę mieć potomstwa — wyrzucił z siebie w końcu. 
Lucy zamarła. 
— Jesteś wysterylizowany? 
— Skądże! Zawsze chciałem założyć rodzinę. 
Nie przypuszczał, że kiedykolwiek to komuś wyzna. Tak długo ukrywał swój sekret. Uczucie, 

iż wydaje się na cudzą łaskę, sprawiało, że nie wiedział, co mówić. Ale uwielbiał tę kobietę, nawet 
jeśli go zwiodła. Pragnął, by go teraz pokochała. 

— Skąd wiesz, że nie możesz być ojcem? 

background image

— Bo kiedy ożeniłem się z Gina, pragnąłem stworzyć prawdziwą rodzinę, ale się nie udało. — 

Westchnął. — Poszła do lekarza i dowiedziała się, że nic jej nie dolega. Ja też zrobiłem badania. 
Powiedziano, iż… nie wszystko jest w porządku. 

— Usłyszałeś to od lekarza? 
— Gina odebrała wyniki badań i wszystko mi przekazała. Wiedziała, że nie zechcę tego czytać, 

więc dokładnie streściła. 

— Okłamała cię. 
— Co? 
— Skłamała. Bo ja noszę twoje dziecko. Zapewniam cię, że nigdy nie spałam z Robertem. 
W sercu Nicka pojawiła się iskierka nadziei, lecz natychmiast zgasiła ją myśl, że Lucy znów go 

zwodzi. 

—  Jest  tylko  jeden  sposób,  by  poznać  prawdę,  jeśli  jesteś  na  tyle  odważny,  żeby  to  zrobić. 

Wrócić do lekarza i zbadać się jeszcze raz. Naprawdę chciałeś się mną zająć, nawet gdy uważałeś, 
iż dziecko nie jest twoje? — spytała z niedowierzaniem. 

— Czy to moja wina, że cię pokochałem? 
— Kochasz mnie? 
— Znowu zaczynasz? — mruknął,  a dziewczyna podeszła tak blisko, że teraz mogła go już 

dotknąć. 

Uniosła głowę i drżącymi palcami pogłaskała po włosach. 
— Zrób test, Nick. Dziecko jest twoje, a ja cię kocham. Myślę, że urodziłam się, by cię kochać, 

i nie przestałam, nawet gdy kazałeś mi odejść i wyzwałeś od najgorszych. Uwielbiam cię, więc nie 
chcę, byś wątpił, że to nasze dziecko. 

Łatwiej powiedzieć niż wykonać, pomyślał mężczyzna dwa dni później, czekając u lekarza na 

wyniki badań. Lucy siedziała obok i trzymała go za rękę. 

— No cóż… — zaczął doktor Thomas. — Muszę stwierdzić, że… 
— Że jestem… — przerwał Nick. 
— Płodny, jak każdy pełnokrwisty mężczyzna. Może pan mieć tyle dzieci, ile dusza zapragnie, 

nawet tuzin. 

— Tuzin! Możemy mieć dużo dzieci! — Uszczęśliwiony Nick zwrócił się do Lucy. 
— Och! — Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję, a w taksówce, która wiozła ich do domu, 

ledwie wstrzymywała łzy radości. 

— Nie rozumiem, czemu Gina cię okłamała? Teraz wiedziała już wszystko o jego nieudanym 

małżeństwie i miała pewność, że nie będzie żyła w cieniu tamtej kobiety. 

—  Bo  chciała  mieć  wobec  mnie  kartę  atutową.  Ilekroć  się  kłóciliśmy,  wysuwała  to  jako 

ostateczny argument, by mnie zranić. Wiedziała, iż wyjdę z domu, bo nie mogę nic odpowiedzieć, 
gdy oskarżała mnie, że nie jestem mężczyzną, jakiego spodziewała się we mnie znaleźć — rzekł, 
trzymając Lucy na kolanach. 

Oboje siedzieli na kanapie, a on tulił ukochaną w ramionach i gładził jej lekko wypukły brzuch, 

zapowiadający, że za jakiś czas urodzi się ich dziecko. 

— Trudno w to uwierzyć. Nie dziw się, iż zareagowałem tak a nie inaczej, gdy powiedziałaś mi 

o ciąży. 

— To zrozumiałe. Straciłeś do mnie zaufanie. 
— Ale nie mogłem przestać cię kochać. — Przesunął dłonią wyżej i zaczął pieścić jej piersi, 

które teraz były cięższe i pełniejsze niż kiedyś. 

Dotknął napiętego sutka i uśmiechnął się, gdy westchnęła z rozkoszy. 
— Mamy teraz tylko jedno do zrobienia — szepnął, patrząc jej w oczy. 
— Czy zapraszasz mnie do łóżka? 

background image

— To również, ale myślę przede wszystkim o małżeństwie. I to im szybciej, tym lepiej. 
Lucy przymknęła oczy ze szczęścia. 
— Kiedy, kochanie? 
— Tak szybko, jak to możliwe. 
— Mogę zaraz…