background image

Wymodlone zwycięstwo. Nieznane 
oblicze glorii pod Warszawą. Prof. Żaryn 
dla PCh24.pl 

 

 

 

 

 

W przededniu  Bitwy Warszawskiej  abp Aleksander  Kakowski, 
metropolita  warszawski,  napisał list  do proboszczów,  którzy  byli na 
miejscu  w swoich parafiach,  w którym podkreślił,  że nie wolno im 
dezerterować,  a jeśli  ktokolwiek  opuści swoją parafię,  to z miejsca 
zostanie  przez  niego suspendowany.  To były silne i jednoznaczne 

background image

słowa, które  miały mobilizować  kapłanów, oddalać od nich lęk i 
tchórzostwo,  tak żeby byli z wiernymi  i trwali z nimi mocni w wierze 
– 
mówi w rozmowie  z PCh24.pl prof. Jan Żaryn,  dyrektor  Instytutu 
Dziedzictwa  Myśli Narodowej  im. Romana  Dmowskiego  i Ignacego 
Jana Paderewskiego.
 

  

Z kim toczyliśmy  wojnę  w latach 1919-1921? Z Rosją bolszewików 
czy może również  z Niemcami, których  kilkadziesiąt  tysięcy  znalazło 
się w szeregach  armii  czerwonej?  A może także  z Brytyjczykami  i 
Francuzami,  którzy  mieli własną wizję geopolityczną,  w której  nie 
przewidywali  miejsca dla niepodległej  Polski?
 

Trzeba  widzieć różnicę  między wrogami bezpośrednimi  a stronami, 
które popełniały  polityczne błędy. 

  

Wrogiem i przeciwnikiem  niepodległej  Polski byli bolszewicy.  Co do 
tego nie ma najmniejszych wątpliwości,  ale trzeba  się jednocześnie 
zastanowić,  kim byli tak naprawdę  bolszewicy. 

  

Z jednej  strony bolszewików  identyfikujemy  z Rosją,  która w tamtym 
czasie była praktycznie przez  nich opanowana,  a sami Rosjanie  zostali 
wprzęgnięci  w proces nazwany przez  Lwa Trockiego  rewolucją 
permanentną
. Można więc powiedzieć,  że bolszewikami  są Lenin i 
jego towarzysze,  którzy zawłaszczyli  państwo  rosyjskie, jak i zwykli 
Rosjanie,  którzy z mniejszą  lub większą ochotą uczestniczyli  w 
realizacji  nakreślonych przez  kierownictwo  partii celów. 

  

Bolszewicy  to jednak także ówczesna  międzynarodówka 
komunistyczna,  czyli jaczejki znajdujące  się w różnych częściach 
Europy, które zarówno  w 1919 jak i 1920 roku potrafiły wzmóc ogień 

background image

rewolucyjny po I Wojnie Światowej na terenach,  gdzie panowało 
masowe  bezrobocie,  bieda, głód, które razem  promowały postawy 
roszczeniowe  i strajkujące.   

  

Strajki i różnorakie  manifestacje  wybuchały na terenie  chociażby 
odradzającej  się po 123 latach zaborów  Polski w roku 1919 i były 
wyraźnie  podjudzane  przez  komunistów z Komunistycznej  Partii 
Robotniczej  Polski. Podobna sytuacja była w Niemczech  i innych 
krajach. 

  

W 1920 roku miał miejsce chyba najbardziej  znany z tamtego okresu 
strajk dokerów gdańskich, którzy zostali w jakiejś mierze  wykorzystani 
przez  bolszewików.  „Czerwona”  propaganda  docierała  do Gdańska 
między innymi za sprawą lansujących ją niemieckich, antypolskich 
władz tego miasta. To właśnie na terenie  Gdańska najlepiej  było 
widać jak bardzo  Niemcy byli chętni do przywrócenia  granicy 
niemiecko-rosyjskiej  sprzed  I Wojny Światowej  czy też w tym 
przypadku niemiecko-bolszewickiej. 

  

Trzeba  również  dodać, że Niemcy i to nie tylko ci, którzy mają władzę 
nad Wolnym Miastem  Gdańskiem,  są również  stroną,  która nie dość, 
że nie przeszkadza  bolszewikom,  to jeszcze  po cichu wspiera  ich 
chociażby poprzez  uniemożliwienie  dostarczenia  amunicji i innego 
sprzętu  Polakom walczącym z armią czerwoną. 

  

To są więc bezpośredni  albo pośredni  uczestnicy  wojny polsko-
bolszewickiej  stojący po stronie  „czerwonej  zarazy”. 

  

background image

A co, że tak to określę,  z całą gamą stron  na zachodzie,  które  inaczej 
niż Polacy widziały tę wojnę?
 

Tu oczywiście  najlepszym przykładem  jest Wielka Brytania,  która w 
1920 roku podczas konferencji  w belgijskim Spa w zasadzie 
prowadziła  politykę pod hasłem: ustalenia  Traktatu Wersalskiego  już 
nie obowiązują. 

  

To ogromna  tragedia dla sprawy polskiej, ponieważ  nam – Polakom, a 
konkretnie  Romanowi Dmowskiemu,  Ignacemu Paderewskiemu  i 
innym przedstawicielom  polskiej delegacji  w Wersalu udało się 
przeforsować  nasze  racje mówiące, że Polska jest niezbędnym 
elementem  porządku europejskiego  między Niemcami a Rosją,  a więc 
porządku  w ramach którego ani Niemcy, ani Rosjanie  nie panują nad 
Europą  Środkowo-Wschodnią.  W wyniku podjętych  tam ustaleń  na 
mapy świata powróciła  Rzeczpospolita,  która w sojuszu  przede 
wszystkim z Francją miała stabilizować  czy też gwarantować 
równowagę  na kontynencie europejskim. 

  

Wielka Brytania bardzo  niechętnie,  ale jednak zgodziła  się na ten 
polsko-francuski  deal. Niestety, kiedy tylko sytuacja stała się 
niestabilna,  jak to miało miejsce zwłaszcza  w lipcu i sierpniu 1920 
Londyn natychmiast zmienił  swą optykę i zaczął  podnosić argumenty 
o słabości  Polski i upadku koncepcji dla Europy Środkowo-Wschodniej 
przyjętej  w Wersalu. 

  

Nie można jednak powiedzieć,  żeby była to realizacja  polityki 
bolszewickiej.  Wielka Brytania realizowała  własną  politykę, w której 
to zupełnie  inaczej rozumiała  zasadę  równowagi.  W lipcu 1920 
Londyn był zainteresowany,  aby przywrócić to co było, czyli Europę 
bez Polski, ponieważ  jak przez  ponad 100 lat Polski nie było na 

background image

mapach świata. Uważano  również,  że ewentualny  sojusz  angielsko-
rosyjski w żaden sposób  nie będzie  destabilizował  mocarstwowej 
polityki Londynu. 

  

Francuzi z kolei są naszymi sojusznikami wojskowymi. Marszałek  Foch 
podczas  konferencji  w Spa próbuje  pomóc generałowi 
Rozwadowskiemu,  ówczesnemu  szefowi  polskiej misji wojskowej  we 
Francji. Francuzi mocno naciskają na Naczelnika Państwa Polskiego 
Józefa  Piłsudskiego,  żeby ten mianował Rozwadowskiego  szefem 
sztabu.  Nie ma wątpliwości,  że na poziomie wojskowej  przyjaźni 
Francuzi wspierają  nas i robią, co mogą, aby pomóc nam skutecznie 
przeciwstawić  się bolszewikom  i ich pokonać. Jeśli zaś chodzi o 
politykę, to sprawa jest diametralnie  inna. Francuzi bowiem 
prowadzą  ją na kolanach wobec Anglików. 

  

Jeśli jednak ponownie  weźmiemy pod uwagę fakt, że 1918 roku Polski 
nie było na mapach, a świat mimo to istniał, to w jakimś sensie 
można zrozumieć  francuskich  polityków, ale tylko zrozumieć.  Trzeba 
również  pamiętać, że Francuzi szukali w tamtym czasie 
alternatywnego  rozwiązania.  Wielu z nich wierzyło,  że bolszewicy 
zostaną  ostatecznie  pokonani przez  Rosję  Białą dzięki czemu również 
Paryż odzyska wielomiliardowe  pożyczki, jakie udzielił Moskwie przed 
i w trakcie I Wojny Światowej. 

  

To tylko kilka elementów  tego politycznego nierozumienia  ówczesnej 
sytuacji, jakie dominowało  na Zachodzie. 

  

W związku  z tym czy ktokolwiek  zdawał sobie wówczas sprawę  z 
zagrożenia,  jakie niczym tsunami  nadciąga ze Wschodu,  i które  tak 
jak tsunami  zniszczy  wszystko,  co stanie  na jego drodze?
 

background image

Jedyna strona, która rozumiała,  na czym polega różnica  między carską 
Rosją a bolszewikami  to Stolica Apostolska  i papież Benedykt  XV. 
Ówczesny  Ojciec Święty mobilizuje  i wzywa wiernych we Włoszech, 
Francji, gdziekolwiek tylko są do szturmu  modlitewnego.  Kościół i 
papież doskonale  zdawali sobie bowiem sprawę  czym jest „czerwona 
zaraza”. 

  

Wspomnę  tylko tradycyjną pielgrzymkę do Lourdes  podczas  której 
modlono się za niepodległą  Polskę.  Modlitwa ta nie wzięła  się jedynie 
stąd, że papież życzył dobrze  Polsce, ale przede  wszystkim stąd, że 
rozumiał  kontekst całej sytuacji. Benedykt XV był przekonany,  że 
przegrana  Polski w wojnie z bolszewikami  rozpocznie  tragedię  całej 
Europy, ponieważ  nie była to zwykła wojna, tylko wojna 
cywilizacyjna. 

  

Podobnie  Przewodniczący  Episkopatu  Belgii kard. Mercier  w lipcu i 
sierpniu  1920 roku wzywał do modlitwy za Polskę i przypominał 
politykom belgijskim, że to właśnie  dzięki postawie  Polaków w 1830 
roku Belgowie  zostali uratowani  i wojska rosyjskie Mikołaja I nie 
zburzyły świeżo  uzyskanej przez  nich niepodległości. 

  

Powtórzę:  Kościół Katolicki doskonale rozumiał,  co się dzieje.  Co 
więcej: rozumiał  nie tylko w perspektywie  bieżącej  polityki, w której 
dominuje układanie  się stron, a Polska jest tu elementem  wtórnym. 
Stolica Apostolska  widziała również  drugi wymiar tej wojny – wymiar 
cywilizacyjny i rozumiała,  że bolszewicy są stroną,  która zniszczy 
chrześcijańską  Europę. 

  

Wojna polsko-bolszewicka  w zbiorowej  pamięci  Polaków i nie tylko 
Polaków,  tak naprawdę  ogranicza  się do jednego  dnia - 15 sierpnia 

background image

1920 i zwycięstwa  w Bitwie Warszawskiej  - a przecież  do tego czasu 
walki trwały już kilkanaście  miesięcy. Jak wobec tego wyglądały 
działania  wojenne  do dnia „Cudu nad Wisłą”?
 

Wojna polsko-bolszewicka  jest elementem  porządkowania  przez 
Polskę Europy Środkowo-Wschodniej.  Od samego początku aktywnie 
uczestniczymy  w tym procesie,  ponieważ  stroną najbardziej 
destabilizującą  i chętną  do zajmowania  terytorium,  które Polska 
widzi, jako swoje są właśnie bolszewicy. 

  

Pierwszym  takim aktem jest zajęcie  i opanowanie  Wilna w kwietniu 
1919 roku z rąk bolszewickich,  wyzwolenie  ziemi wileńskiej, co 
oczywiście kontestuje  strona  litewska, tzw. Litwy Kowieńskiej,  ale ona 
sama nie byłą zdolna do tego, żeby wyprzeć bolszewików. 

  

Na początku 1920 roku będziemy  wspierać  Łotyszy także zagrożonych 
bolszewickimi atakami na terenie  Pribałtiki. 

  

To są ważne akty wojny, które dotyczyły, jak już powiedziałem 
polskiego udziału w porządkowaniu  Europy Środkowo-Wschodniej. 

  

W 1919 roku podczas  Konferencji  Wersalskiej  Roman Dmowski 
przekazał  stronie  zachodniej  cały plan dotyczący polskich granic nie 
tylko na zachodzie  i północy, ale także na południu  i na wschodzie.  Te 
postulowane  przez  niego granice  Polski na wschodzie  są granicami 
opartymi na II rozbiorze  Polski, to znaczy: Dmowski zgadza się na 
odebranie  nam ziem pierwszego  rozbioru,  jeśli chodzi o Rosję, 
natomiast te ziemie,  które zostały nam odebrane  w drugim i trzecim 
rozbiorze  powinny wrócić do Polski. 

  

background image

Ta perspektywa  wschodniej  granicy jest wbrew  podręcznikowym 
opiniom wcale nie rozbieżna  z koncepcją Józefa  Piłsudskiego,  który 
oczywiście ubiera  to w słowa federacyjne,  ale de facto realizuje  ten 
sam zasięg  terytorialny.   

  

Mimo wszystkich różnic między Dmowskim i Piłsudskim to co do 
granicy wschodniej  i obszaru  państwa polskiego  nie było tak 
głębokiego  sporu, jak to dzisiaj próbuje  się sugerować. 

  

W tym miejscu muszę  zapytać o „zawieszenie”  wojny polsko-
bolszewickiej.  Czerwoni  dochodzą  do wniosku,  że muszą w Rosji 
uprać się z białymi i dopiero  wówczas powrócą do realizacji  swojego 
planu,  czyli „po trupie  pańskiej  Polski”  do Berlina,  a stamtąd  nad 
Atlantyk?
 

W sytuacji, gdy bolszewicy  są stroną,  która może być pokonana  przez 
wojska „białych”, czyli dawnego  tymczasowego  rządu, którego 
ostatnim premierem  był Kiereński,  wojska polskie wstrzymują 
wspierające  niejako białych dalsze  prowadzenie  wojny z 
bolszewikami.  Jest to decyzja Naczelnika Państwa,  czyli Józefa 
Piłsudskiego,  który oczekiwał  od „białych” polityków i dowódców 
rosyjskich deklaracji, że uznają oni polskie roszczenia  terytorialne  na 
wschodzie.  Ponieważ  takiego uznania po stronie  „białych” nie było, to 
Piłsudski stwierdził,  że nie ma powodu,  aby im pomagać w wojnie 
domowej  w Rosji, ponieważ  jest ona równie wroga Polsce jak strona 
„czerwona”. 

  

Warto w tym miejscu zastanowić  się: czy należało  przede  wszystkim 
budować niepodległą,  silną Polskę czy też zniszczyć do końca 
bolszewicką  zarazę,  nawet  jeśli skutkiem tego było obniżenie 

background image

możliwości potencjału  prowadzącego  do utworzenia  II RP w tych 
granicach, jakie ostatecznie  w 1921 roku uzyskaliśmy. 

  

Jest to bardzo  ważne pytanie i dzisiaj nie możemy od niego uciekać 
widząc, ponieważ  widzimy całe zło komunizmu, jakie przez  ostatnie 
100 lat rozlało  się i nadal rozlewa  się po świecie. 

  

Piłsudski z punktu widzenia polskiej racji stanu nie widział powodu, 
żeby kontynuując walki z bolszewikami i tym samym przyczynić się do 
zwycięstwa  strony „białej”, która nie była zainteresowana 
niepodległą  Polską. Ten argument  był doskonale rozumiany  100 lat 
temu i jest rozumiany dzisiaj. Nie mniej jednak niewątpliwie  pojawia 
się pytanie: czy niepodległa,  silna Polska powinna  być jedynym 
punktem odniesienia  dla Naczelnika Państwa,  skoro przeciwko sobie 
miał tak wyraźnie  zagrażającą  całemu Zachodowi  zarazę  bolszewicką, 
która od początku chciała zniszczyć cywilizację chrześcijańską. 

  

Jak udało nam się pokonać  bolszewików?  Przecież  wszystko  było 
przeciwko  nam! Polska  została  sklejona  z trzech  różnych zaborów,  z 
trzech  różnych kultur,  trzech  różnych  systemów prawnych, 
monetarnych,  a nawet z różnych szerokości  torów kolejowych. 
Bolszewicy  maszerujący  na zachód otwierają  szampany,  bo 
zwycięstwo  jest ich zdaniem  kwestią  dni, jeśli  nie godzin. Jak w 
związku  z tym to nam udało się wygrać, mimo że na logikę nie 
mieliśmy  na to najmniejszych  szans?
 

Trzeba  na to spojrzeć  w dwóch perspektywach:  długiej i krótkiej. 

  

Jeśli chodzi o długą perspektywę  czasową,  to niewątpliwie  mieliśmy 
w XIX wieku wspaniałe  elity polityczne,  ekonomiczne,  społeczne, 

background image

które z pokolenia na pokolenie dążyły różnymi środkami do tego, 
żeby pamięć o I RP, czyli niepodległym  państwie  polskim była obecna 
i żywa w narodzie. 

  

Nie był to oczywiście  jedyny element.  W XIX wieku odbył się również 
wielki proces  unarodowienia  mas ludowych, który został 
zrealizowany  nie tylko dzięki temu, co można powiedzieć,  że jest 
obiektywne,  to znaczy przemianom  ekonomicznym,  wzrostowi 
konsumpcji czy poziomu życia etc. Powiem więcej  – to są elementy 
drugorzędne! 

  

Dużo istotniejszym  powodem  procesu unarodowienia  mas ludowych 
jest trwała obecność  Kościoła Katolickiego,  dzięki któremu udało  nam 
się obronić przed  atakami germanizacyjnymi i rusyfikacyjnymi w XIX 
wieku. Przedmiotem  tego ataku były właśnie  warstwy ludowe.  Na 
szczęście  dzięki Kościołowi  Katolickiemu i elitom warstwy ludowe 
odnalazły się w polskości i ją uratowały. 

  

Te dwa elementy,  czyli oświecone  elity i unarodowienie  warstw 
chłopskich w ogromnej  mierze  wpłynęły na zmobilizowanie  narodu 
polskiego w lipcu i sierpniu  1920 roku do walki z bolszewikami. 

  

I tutaj mamy perspektywę  krótką. Pierwszą  instytucją, która 
mobilizuje Polaków do obrony ojczyzny i cywilizacji chrześcijańskiej 
jest Kościół Katolicki. 

  

Generał  Józef Haller leży krzyżem w kościele Najświętszego 
Zbawiciela – jednej ze świątyń wybranych do nowenny modlitewnej 
przez  kard. Aleksandra  Kakowskiego w Warszawie,  aby wierni mogli 

background image

się modlić i mobilizować do walki, do spotkania z czerwoną  hordą, 
która jest już u wrót stolicy. 

  

Na Jasnej Górze  przeor  prowadzi  nieustanne  modlitwy, w których to 
uczestniczy  codziennie  co najmniej 50 tys. ludzi modlących się o 
zwycięstwo  Polaków pod Warszawą. 

  

Episkopat oddaje  Polskę i Polaków Sercu Jezusowemu. 

  

Ponowione  są śluby króla Jana Kazimierza,  czyli oddanie  się pod 
opiekę Matki Bożej  Królowej  Polski. 

Jednocześnie  odbywają się w całej Polsce modlitwy pod hasłem 
wstępowania  do armii ochotniczej. 

  

Na Rynku w Krakowie są celebrowane  przez  kard. Adama Sapiehę 
Msze Święte. 

  

To samo dzieje  się w Warszawie  i w parafiach  na wschód od 
Warszawy,  m.in na Podlasiu. 

  

Biskup polowy Stanisław Gal wzywa kapelanów  wojskowych by stali 
ramię w ramię z żołnierzami 

  

Najbardziej  jednak trafiająca  do wyobraźni  jest instrukcja 
wspomnianego  już abp. Aleksandra  Kakowskiego, metropolity 
warszawskiego,  który napisał do proboszczów,  przebywających  na 
miejscu w swoich parafiach,  że nie wolno dezerterować,  a jeśli 

background image

ktokolwiek opuści swoją parafię,  to z miejsca zostanie  przez  niego 
suspendowany.  To są silne i jednoznaczne  słowa, które mają 
mobilizować kapłanów,  oddalać od nich lęk i tchórzostwo,  tak żeby 
byli z wiernymi i trwali z nimi mocni w wierze. 

  

Do tego musimy dodać ogromny autorytet generała  Józefa  Hallera, 
który potrafił  zmobilizować  wielu młodych ludzi, nawet ówczesnych 
gimnazjalistów  do wstąpienia  do armii ochotniczej  dzięki czemu w 
ciągu kilku tygodni ponad 100 tys. osób zgłosiło  się i zostało 
błyskawicznie  wprowadzonych  w strukturę  polskich sił zbrojnych. 

  

Jesteśmy tak potężnie  zmobilizowani jako naród,  że w Warszawie  na 
kilkanaście godzin przed  bitwą nie widać większych śladów paniki. 
Uciekają dyplomaci zachodni, ale warszawiacy  miasta nie opuszczają. 

  

Na czele rządu  stoi Wincenty Witos, jego zastępcą  jest Ignacy 
Daszyński. Jest to rząd,  który powstaje  za zgodą Sejmu 
Ustawodawczego,  który to Sejm Ustawodawczy  jest zdominowany 
przez  prawicę.  To prawica godzi się na to, żeby premierem  rządu 
polskiego był Wincenty Witos, a jego zastępcą  Ignacy Daszyński 
motywując to w ten sposób,  że to jest właśnie ten ogólnopolski 
wymiar udziału  Polaków w wojnie,  bo to warstwy ludowe  mają być 
świadome,  że to ich Polska! 

  

Kraj, w którym toczy się wojna to nie jest Polska elit, tylko Polska 
całego narodu  i symbolem tego są postacie Witosa i Daszyńskiego, 
którzy obejmują  władzę  po tym najbardziej  krytycznym momencie, 
jakim była dymisja Władysława  Grabskiego  po jego powrocie  z 
konferencji  w Spa. 

background image

  

Bóg zapłać za rozmowę! 
Tomasz  D. Kolanek