background image

36 

Irving Howe 

wanej cywilizacji. Natomiast „aura człowieczeństwa" zostanie 
zastąpiona nihilizmem sytości. Nie warunki egzystencji, lecz 

sama egzystencja stanie się głównym problemem, a kultura 
elitarna w naszym rozumieniu zacznie nasuwać coraz więcej 
wątpliwości i być może w którymś momencie będzie już 

przestarzała. W obliczu takich widoków, przyprawiających 
intelektualistów o złe sny, koszmary, które nasi „postmo-

derniści" usiłują przepędzić egzorcyzmami — umysł burzy się 
i buntuje, za pociechę mając mamrotanie o odwiecznych pra­

wach oraz okrzyk poirytowanego sędziego z Zaścianka Faulk-
nera: „Nie zniosę tego dłużej! Odraczam rozprawę!"

Przełożyła Grażyna Cendrowska 

1

 J- Joyce: Portret artysty z czasów młodości, przeł. Z. Allan, Warszawa 

1957, s. 189. 

8

 Brook Farm—eksperyment rolniczo-edukacyjny, zainicjowany w West 

Roxbury w stanie Maryland r. 1841 i trwający do 1847. W różnym stopniu 
związanych z nim było wielu pisarzy epoki (przyp. Z. L.) 

8

 W. Faulkner: Zaścianek, przeł. K. Wojciechowska, Warszawa 1964, 

s. 539. 

JOHN BARTH 

John Barth urodził się w 1930 r. w Cambridge, Maryland. Uczęszczał 

io

 Juilliard School of Music, a następnie ukończył Johns Hopkins Uni­

versity, gdzie obecnie wykłada. Barth jest powszechnie uznawany za jed-
:x;o z najwybitniejszych współczesnych pisarzy amerykańskich; jest on 
lutcrem pięciu powieści (m.in. Końca drogi, 1958, i Bakunowego faktora, 

1960) i dwóch zbiorów krótkiej prozy: Lost in the Punhouse i Chimera. 

Akademicką specjalnością Bartha jest literatura osiemnastego wieku, co 
« pewien sposób dziwi u pisarza tak współczesnego — a właściwie post­

modernistycznego — ale co zarazem wzbogaca tematykę jego twórczości, 
łeby wspomnieć tylko Bakunowego faktora. 

Esej Literatura wyczerpania został uznany za jedną z najciekawszych 

i najważniejszych ocen stanu i zadań literatury końca lat sześćdziesiątych. 

JLiteratura powiedziała już wszystko, co było do powiedzenia, i obecnie 
sożemy się jedynie powtarzać": to sformułowanie przemawiało do prze­

konania zarówno twórcom, jak i krytykom, gdyż częstokroć pokrywało 
*jc z ich własnym doświadczeniem — choć zarazem podpisywało się pod 

ti tezą nazbyt może wielu współczesnych „pisarzy eksperymentalnych", 
t:órzy braki treści chcieli pokryć argumentem o wyczerpaniu literatury. 
Wydawało się też, że sam Barth wyciągnął ostateczne konsekwencji ze swe-
|c stanowiska: przez kilkanaście lat nie wydał żadnej powieści, a dwa zbio-
nr prozy opublikowane w tym czasie stanowiły świadomą parodię znanych 
•ocywów i mitów. W 1979 r. ukazała się nowa powieść Bartha (Letters), 

fcsrej tematem była jednak poprzednia twórczość pisarza.  T y m większym 

••toczeniem stał się opublikowany esej The Literaturę of Replenishment (Li­
teratura ponownego napełnienia), gdzie poza niezbyt pogłębioną analizą po­
łcia postmodernizmu, Barth polemizuje z nieporozumieniami, jakie, jego 
Staniem, narosły wokół Literatury wyczerpania : to nie język czy literatura 

K : lały wyczerpane, lecz jedynie estetyka modernizmu ; pisarze muszą wpra­

wdzie szukać nowych dróg, ale ani tematy, ani sposoby ich wyrażania nie 

« bynajmniej całkowicie wykorzystane. Tak wąska interpretacja Literatury 

v~,

 czerpania

 jest jednak mało przekonująca i chyba bliższe prawdy byłoby 

•arierdzenie, że Barth, zmieniwszy koncepcję, nie bardzo chce się do takiej 

background image

38 

John Barth 

zmiany przyznać i woli argumentować, że jego stanowisko krytyczne zostało 
mylnie odebrane. Jakkolwiek sprawy się mają, nie ulega wątpliwości, że 
Literatura wyczerpania

 była i jest jednym z najczęściej cytowanych i przy­

woływanych tekstów krytycznych ostatnich kilkunastu lat — i dzieje się 
tak, ponieważ odczytywana jest jako cri de coeur pisarza, któremu jego 
historyczno-literacka świadomość każe zwątpić w autentycznie odkrywcze 

możliwości literatury współczesnej. 

Esej Literature of Exhaustion ukazał się w „Atlantic", nr 220 (sierpień 

1967).

  z

. £. 

L I T E R A T U R A WYCZERPANIA 

Chciałbym tu omówić trzy sprawy, ktćie pozostają ze so­

bą w pewnym związku: po pierwsze kilka starych problemów 
stawianych przez przedstawicieli nowej sztuki interdyscypli­
narnej, po drugie kilka aspektów twórczości argentyńskiego 

pisarza Jorge Luisa Borgesa, którego ogromnie cenię, i po 
trzecie kilka własnych problemów zawodowych związanych 
z dwiema wyżej wspomnianymi sprawami i z „literaturą wy­

czerpanych możliwości" lub, jak nazywam ją bardziej ele­
gancko, „literaturą wyczerpania". 

„Wyczerpania" nie utożsamiam z takimi wytartymi sformu­

łowaniami jak fizyczna, moralna czy intelektualna dekadencja, 

lecz jedynie z zużyciem się pewnych form lub wyczerpaniem 
się pewnych możliwości — co nie jest naturalnie powodem 

do rozpaczy. Nie muszę przypominać, że wielu artystów Za­
chodu od lat zmaga się z zastanymi definicjami artystycznych 

środków, gatunków i form: pop art, teatralne i muzyczne 
„happeningi", cały wachlarz sztuk „interdyscyplinarnych" 
lub „mieszanych" — to najnowsze zjawiska w tradycji bun­

towania się przeciw Tradycji. Niedawno na przykład przy­
słano mi pocztą katalog, który reklamuje między innymi 
Ample Food for Stupid Thought

 (Pożywka głupich myśli) 

Roberta Filliou, pudełko pocztówek z wypisanymi na nich 
„pozornie bezsensownymi pytaniami" — pocztówki te na-

>'atura wyczerpania 

39 

b>wca może wysyłać do kogo uzna za stosowne; Paper Snake 

(Papierowy wąż) Raya Johnsona, czyli zbiór zupełnie do­
wolnych fragmentów, „często z puentą", które autor zwykł 

• syłać do grupy przyjaciół (katalog nazywa to Nowojorską 

Korespondencyjną Szkołą Literatury), oraz Anecdoted Typo-

graphy of Chance

 (Typografia losu w anegdocie) Daniela 

Spoerriego — „z pozoru" opis wszystkich przedmiotów, które 

akurat znajdują się na stole w pokoju autora, „w rzeczywistości 
jednak (...) kosmologia egzystencji Spoerriego". 

„Z pozoru" przynajmniej lista tych dzieł jest katalogiem 

; dawnictwa pod nazwą „Something Elsę" („Coś innego"), 

przedsiębiorstwa idącego za modą. „W rzeczywistości" 
iednak może to być, sam już nie wiem, jeden z wytworów 
Nowojorskiej Wysyłkowo-Reklamowej Szkoły Literatury. 

W każdym razie to ciekawa lektura i temat interesujących 

rozmów na kursach literackich, gdzie omawiamy na przykład 
czyjąś powieść składającą się z luźnych, nie ponumerowanych, 
przypadkowo ułożonych w pudełku kartek lub też zastana­

wiamy się, czy Finnegans Wake nie powinno się drukować na 

grubej rolce papierowego ręcznika. Łatwiej mówić w towa­
rzystwie o technice literackiej, niż być twórcą sztuki, a „hap-

Ening" i pokrewne mu zjawiska są w gruncie rzeczy sposo­

bem rozważania estetyki, „dramatycznego" przedstawiania 

mniej lub bardziej istotnych i interesujących cech charaktery­

zujących sztukę oraz określania jej warunków i gatunków. 

Sztuka „interdyscyplinarna", dla przykładu, odznacza się 

nie tylko tendencją (odnotowaną nawet przez czasopismo 
„Life") do wyeliminowania tradycyjnych odbiorców, „tych, 
którzy rozumieją dzieło artysty" (w „happeningach" widow­

nia stanowi często „obsadę", podobnie jak w „przedstawie­
niach przestrzennych", a niektóre współczesne utwory mu­

zyczne nie są w ogóle przeznaczone do wykonania) — lecz 
także tendencją do wyeliminowania najbardziej tradycyjne­

go pojęcia artysty, arystotelesowskiego świadomego twórcy, 

background image

40 

John Barth 

który osiąga efekt artystyczny dzięki technice i zręczności: 
jest cn, innymi słowy, nie tylko obdarzony niezwykłym talen­
tem, ale także rozwinął go i doprowadził do wirtuozerskiej 

doskonałości. Na pierwszy rzut oka jest to pojęcie arystokra­
tyczne, którego demokratyczny Zachód chętnie by się pozbył: 

„wszechwiedzącego" autora dawniejszej literatury, nawet 

samą ideę artysty panującego nad dziełem potępiono jako zja­
wiska politycznie reakcyjne, a nawet faszystowskie. 

Ponieważ temperament dyktuje mi wybór „buntu w postaci 

tradycyjnej", skłonny jestem cenić taką sztukę, którą niewie­

lu tylko potrafi  u p r a w i a ć , która wymaga zarówno biegłości 
i mistrzostwa, jak i błyskotliwych koncepcji artystycznych lub/i 
natchnienia. Słynna kolekcja pop artu w muzeum Albright-

-Kncx, znajdująca się o kilka ulic od mojego domu w Buffalo, 

podoba mi się tak prawie jsk żywa rozmowa, chociaż bardziej 

fascynowały mnie zawsze występy żonglerów i akrobatów 
w starym Hippodrome w Baltimore, gdzie przychodziłem 

na każdy nowy program — byli to prawdziwi wirtuozi, poka­
zujący sztuczki i ewolucje, które każdy może wymyślić i opi­

sać, lecz prawie nikt nie jest w stanie wykonać. 

Wydaje mi się, że należy odróżnić rzeczy, o których warto 

rozmawiać — ludziom mojego pokolenia najlepiej rozmawia 

się przy piwie — cd rzeczy, które warto robić. Ktoś mówi: 
„Warto by stworzyć powieść, w której sceny wyskakiwałyby 

z książki, jak to kiedyś robiono w książeczkach dla dzieci", 
ale wiadomo, że ten ktoś nie będzie sobie zawracał głowy reali­

zacją pomysłu. 

Sztuka jednak, jej formy i techniki, istnieją w procesie 

historycznym i z pewnością podlegają zmianom. Zgadzam się 
z uwagą przypisywaną Saulowi Bellowowi, że techniczna 

nowoczesność nie jest najważniejszym atrybutem pisarza, 

chociaż dodałbym, że ten najmniej istotny atrybut może jed­
nak być rzeczą niezbędną. W każdym razie techniczna staro-

świeckość może być prawdziwą wadą: gdyby Szósta Symfo-

atura wyczerpania 

41 

Beethovena lub katedra w Chartres zostały stworzone 

siaj, wywołałyby jedynie zażenowanie. Wielu współczes-

aych pisarzy tworzy powieści jak z końca ubiegłego stulecia, 
jedynie język ich pochodzi mniej więcej z połowy dwudzieste­

go wieku, a zajmują się one przecież współczesnym człowie­

kiem i współczesną tematyką. Tacy twórcy są, przynajmniej 

dla mnie, mniej interesujący niż doskonali pisarze, którzy są 
współcześni także technicznie: na przykład Joyce i Kafka 

w swoich czasach czy Samuel Beckett i Jorge Luis Borges 

w naszych. Sztuka interdyscyplinarna jest również, we­
dług mnie, pośrednikiem między tradycyjnymi dziedzina­
mi estetyki a twórczością artystyczną. Uważam, że rozważny 

artysta i szeregowy odbiorca-laik powinni traktować ją rów­
nie poważnie jak traktują zawodową dyskusję: artysta powi­
nien przysłuchiwać się jej uważnie, choć bez zaangażowania, 
i przypatrywać się przedstawicielom sztuki interdyscyplinar­

nej choćby kątem oka. Mogą oni bowiem zasugerować coś, 
co okaże się przydatne w tworzeniu lub rozumieniu prawdzi­
wych dzieł współczesnej sztuki. 

Twórca, któremu chcę poświęcić tu nieco uwagi, Jorge Luis 

Borges, doskonale uświadamia nam różnice między technicz­

nie staroświeckim artystą, technicznie nowoczesnym amato­
rem i technicznie nowoczesnym artystą. W pierwszej grupie 
umieściłbym wszystkich tych autorów, którzy piszą tak, jakby 
wprawdzie nadszedł już dwudziesty wiek, lecz jakby nigdy 

nie istnieli wielcy pisarze ostatnich sześćdziesięciu kilku lat 

{nota bene,

 mamy już za sobą więcej niż dwie trzecie dwudzies­

tego wieku, zadziwia więc fakt, że tak wielu pisarzy idzie w śla­
dy Dostojewskiego, Tołstoja, Flauberta czy Balzaka, podczas 
gdy moim zdaniem rzeczywistym problemem technicznym 
jest, jak pisać już nie tyle po Joyce'ie i Kafce, lecz także po ich 
następcach, których kariera też dobiega już kresu). Do drugiej 

background image

42 

John Barth 

grupy zaliczyłbym takich ludzi jak pewien artysta, mój sąsiad 
z Buffalo, który produkuje z ceraty gigantyczne nieraz, nieżywe 
Kubusie Puchatki, wypchane piachem, i wbija je na pal lub 
wiesza na stryczku. W trzeciej grupie znaleźliby się nieliczni 

twórcy, których idee artystyczne są równie awangardowe jak 
pomysły autorów francuskich nowych powieści, a którzy 
mimo wszystko potrafią dotrzeć do naszych wciąż jeszcze 
ludzkich serc i uwarunkowań w sposób wymowny i pozostają­
cy w pamięci, jak to zawsze czynili wielcy artyści. Dwóch 
najwspanialszych przedstawicieli tej grupy to Beckett i Bor-
ges, jedyni spośród znanych mi z lektury aktualnie tworzą­
cych pisarzy, których można porównać z „dawnymi mi­
strzami" dwudziestowiecznej literatury. W nieciekawej hi­
storii nagród literackich szczęśliwym wyjątkiem jest rok 1961, 
kiedy to Beckett i Borges wspólnie otrzymali Międzynarodową 
Nagrodę Wydawców. 

Jedną ze współczesnych cech tej pary twórców jest to, że 

w wieku krańcowości i „ostatecznych rozwiązań" — przynaj­
mniej  o d c z u w a n y c h wszędzie jako krańcowe, zarówno 
w produkcji broni, jak w teologii, w sławetnej dehumanizacji 
społeczeństwa i w historii powieści — ich dzieła, każde na swój 
sposób, tak technicznie, jak tematycznie, ukazują tę krańco-
wość; podobnie jak dzieje się to w Finnegans Wake, choć 
w innej nieco formie. Narzuca się też spostrzeżenie, być może 
symptomatyczne, że Joyce pod koniec życia był prawie nie­
widomy, Borges całkowicie stracił wzrok, a Beckett stał się 
praktycznie niemową, który od wspaniale zbudowanych zdań 
angielskich przeszedł do coraz lapidarniejszych zdań francus­
kich, następnie do pozbawionej składni i interpunkcji prozy 

Comment ćest

 (Jak to jest), a w końcu do mimiki bez słów. 

Można byłoby wytyczyć teoretyczną drogę Becketta: język 
przecież składa się nie tylko ze słów, ale także z milczenia, 
a gest jest nadal komunikowaniem — „cóż za dziewiętnasto­
wieczna idea", warknął kiedyś jeden z moich studentów 

. ratura wyczerpania 

43 

w Yale — chociaż posługuje się on językiem akcji. Język akcji 
łklada się jednak zarówno z ruchu, jak i z bezruchu, więc 
w kontekście rozwoju Becketta nieruchome, nieme postaci 

dal nie są możliwością krańcową. Może więc pusta, niema 

..na, albo niezapisane stronice

1

 — „happening", w którym 

nic się nie dzieje, jak 4'33" Cage'a zaprezentowane w pustej 

ali? Ale komunikowanie dramatyczne może posłużyć się 

nieobecnością albo też obecnością aktorów („mamy swoje 
wyjścia i wejścia"), więc nawet to w przypadku Becketta nie 
byłoby całkowitą krańcowością. Więc może zupełnie Nic; 

ale Niccść jest w sposób konieczny i nierozerwalny tłem, na 

którym Byt, itd.; gdyby Beckett w obecnym punkcie rozwoju 
swej kariery całkowicie przestał tworzyć, byłoby to dość zna­
czące: dzieło życia, „ostatnie słowo". Cóż za ślepy zaułek! 
„A teraz zakończę — mówi lokaj Arsene w Watt — i nigdy 

już nie usłyszycie mojego głosu". Jedynie milczenie, o którym 
mówi Molloy, milczenie, „z którego zbudowany jest wszech­
świat". 

Chciałbym dodać w imieniu pozostałych pisarzy, że po tym 

wszystkim można byłoby sobie wyobrazić ponowne odkrycie 
znaczenia tworów języka i literatury — nawet tak egzotycznych 
pojęć jak gramatyka i interpunkcja... tworzenie postaci, ba, 
nawet wątek! — jeśli podejdzie się do sprawy w odpowiedni 
sposób, ze świadomością tego, co usiłowali osiągnąć poprzed­

nicy. 

Jorge Luis Borges świetnie zdaje sobie z tego wszystkiego 

sprawę. W minionych wielkich dziesięcioleciach literackiego 

eksperymentowania był związany z „Prisma", „ściennym" 
czasopismem, które umieszczało swe teksty na murach i tabli­
cach ogłoszeń. Jego późniejsze utwory, Labirynt i Fikcje nie 
tylko zapowiadają najdziwaczniejsze nawet pomysły wydaw­
nictwa „Something Elsę" — co nie jest zbyt trudne — lecz 
będąc jednocześnie wspaniałymi dziełami sztuki, w prosty 
sposób uzmysławiają nam różnicę między faktem pojawienia 

background image

44 

John Barth 

się krańcowych zjawisk a ich artystycznym  z a s t o s o w a n i e m . 

Chodzi o to, że artysta nie tylko prezentuje zjawiska krańcowe, 

lecz także potrafi je wykorzystać. 

Przyjrzyjmy się opowiadaniu Borgesa Pierre Menard, autor 

„Don Kichota":

 jego bohater, wyrafinowany symbolista fran­

cuski z przełomu wieku, dzięki niezwykłemu wysiłkowi wyo­
braźni pisze — nie  p r z e p i s u j e lub  n a ś l a d u j e — lecz 
t w o r z y kilka rozdziałów powieści Cervantesa. 

Porównanie stronic Menarda i Cervantesa jest rewelacyjne 

[mówi narrator opowiadania Borgesa]. Cervantes, na przykład, 

napisał {Don Kichote, część pierwsza, rozdział dziewiąty): 

„...prawda, której matką jest historia, spółzawodniczka 

czasu, depozytariuszka czynów, świadek przeszłości, przykład 
i monit dla teraźniejszości i nauka dla wieków przyszłych". 
Zredagowane w wieku siedemnastym, napisane przez „genial­

nego laika" Cervantesa, wyliczenie to jest po prostu retoryczną 
pochwałą historii. Menard pisze natomiast : 

„...prawda, której matką jest historia, spółzawodniczka 

czasu, depozytariuszka czynów, świadek przeszłości, przykład 
i monit dla teraźniejszości i nauka dla wieków przyszłych"

2

Historia — matką prawdy; pomysł jest zadziwiający. Menard, 
współczesny Williamowi Jamesowi, nie określa historii jako 
badania rzeczywistości, ale jako jej źródło. 

I tak dalej. Jest to z pewnością pomysł interesujący, mający 

znaczną wartość intelektualną. Mówiłem wcześniej, że| Szósta 

Symfonia Beethovena stworzona dzisiaj wprawiłaby na's w za­

żenowanie. Gdyby jednak była przedstawiona z żelazną kon­
sekwencją przez kompozytora całkowicie świadomego, co 

było i co jest, miałaby może ten rodzaj znaczenia, jakie prezen­

tują reklamy zupy Campbella wykonane przez Warhola, 
a różnica polegałaby na tym, że zamiast przedmiotu nieartys­
tycznego odtwarzałaby dzieło sztuki. Ironiczny komentarz 
dotyczyłby wtedy bardziej bezpośrednio gatunku i historii 
sztuki, a nie stanu kultury. Nie ma w istocie potrzeby na nowo 

•stura wyczerpania 

45 

komponować Szóstej Symfonii, by dowieść intelektualnej 
tezy, podobnie jak Menard nie musiał na nowo tworzyć Don 

Kichota.

 Menardowi wystarczyłoby  p r z y p i s a ć sobie autor­

stwo powieści, by z intelektualnego punktu widzenia stworzyć 

nowe dzieło sztuki. W kilku opowiadaniach Borges bawi się 

tą ideą i łatwo możemy wyobrazić sobie następną powieść 
Becketta, jako na przykład Toma Jonesa, podobnie jak najnow­
szym dziełem Nabokova było wielotomowe tłumaczenie 
Eugeniusza Oniegina

 opatrzone komentarzem. Sam zawsze 

marzyłem o napisaniu Baśni z 1001 nocy w dwunastotomo-
wej wersji Burtona

3

, uzupełnionych dodatkami, przypisami, 

etc, i dla celów intelektualnych nie muszę ich nawet pisać. 
Cóż za wspaniałe wieczory moglibyśmy spędzić (przy piwie) 
omawiając Partenon zaprojektowany przez Saarinena, Wich­

rowe wzgórza

 pióra D.H. Lawrence'a lub prezydenturę 

Johnsona w wersji Roberta Rauschenberga! ! 

Twierdzę, że idea ta, jak inne charakterystyczne idee 

Borgesa, jest intelektualnie poważna i z natury bardziej meta­
fizyczna niż estetyczna. Ważne jednak jest spostrzeżenie, że 
Borges nie przypisuje sobie Don Kichota, nawet nie tworzy go 
na nowo jak Pierre Menard. Zamiast tego pisze znaczący 
i oryginalny utwór literacki, którego ukrytym tematem jest 
trudność, może nawet zbędność tworzenia oryginalnych dzieł 
literackich. Jego artystycznym zwycięstwem jest to, że znaj­
dując się w intelektualnej ślepej uliczce potrafi wykorzystać 
ją przeciwko sobie samej i stworzyć nowe dzieło ludzkiej 
wyobraźni. Jeśli odpowiada to przekonaniu mistyków — 
„każda chwila zmierza do nieskończoności, powiada Kierke-

gaard, i każda chwila nieodmiennie wraca do skończoności" — 
jest to tylko jeszcze jeden aspekt tej starej analogii. Mówiąc 
mniej podniośle, chodzi o to, by nieustannie wylewać wodę, 
ale ani na chwilę nie uronić kąpiącego się dziecka. 

Inny sposób określenia dokonań Borgesa znajduję w parze 

jego własnych ulubionych terminów, algebra i ogień. Opo-

background image

46 

John Barth 

wiadanie Tlón, Ugbar, Orbis Tertius pojawia się w antologiach 
niezwykle często. Borges tworzy tu całkowicie hipotetyczny 
świat będący wynalazkiem konspiracyjnego towarzystwa nau­
kowego, które opracowuje każdy aspekt nowej rzeczywistości 
w postaci tajnej encyklopedii. Ta Pierwsza Encyklopedia Tlo­
nu

 (który z pisarzy nie chciałby, żeby Encyclopaedia Britannica 

była jego pomysłem?) przedstawia logiczną alternatywę naszej 
rzeczywistości; Borges utrzymuje, że jest to świat, w którym 
niczego nie brakuje, nawet algebry i ognia. Świat ten działa 
z taką siłą wyobraźni, że raz stworzony, zaczyna wypierać 
naszą pierwotną rzeczywistość, a w końcu zajmuje jej miejsce. 
Chcę tu powiedzieć, że ujmując rzecz metaforycznie ani sama 
algebra, ani sam ogień nie byłyby w stanie tego dokonać. 
Rozważam tu algebrę Borgesa — łatwiej o niej mówić niż 
0 ogniu — chociaż każdy intelektualny gigant mógłby jej do­
równać. Sami zmyśleni autorzy Pierwszej Encyklopedii Tlonu 
nie są artystami, choć ich dzieło jest w pewnym sensie tworem 

literackim i z łatwością znalazłoby dziś wydawcę w Nowym 

Jorku. Natomiast autor opowiadania Tlón, Uąbar, Orbis 

Tertius,

 który jedynie czyni aluzję do tej fascynującej 

Encyklopedii,

 jest artystą; co czyni z niego artystę znakomite­

go, rzędu Kafki, to połączenie głębokiej wizji intelektualnej 
z pełnym zrozumieniem spraw ludzkich, z poetycką siłą 
1 doskonałym mistrzostwem środków — definicja ta byłaby 
zapewne zrozumiała sama przez się w każdym stuleciu, oprócz 
naszego. 

Nawiasem mówiąc, w przypisie do naukowej edycji utworów 

sir Thomasa Browne'a (chyba był to The Urn Burial) znalaz­
łem niedawno pewien fakt jakby żywcem zapożyczony od 
Borgesa i przypominający autokreacje Tlonu: chodzi tu 
o książkę zatytułowaną The Three Impostors (Trzej oszuści), 
o której Browne wspomina między innymi w Religio Medici. 

The Three Impostors

 to nie istniejący bluźnierczy traktat skiero­

wany przeciwko Mojżeszowi, Chrystusowi i Alahometowi. 

tMtratura wyczerpania 

47 

W siedemnastym wieku uważano, że książka ta istnieje lub 

iłcniała niegdyś. Komentatorzy przypisywali ją różnym auto­
rom, wymieniając takie nazwiska, jak Boccaccio, Piętro Areti-
ao, Giordano Bruno i Tommaso Campanella, a chociaż nikt, 
nawet sam Browne, nigdy nie widział żadnego egzemplarza, 
•twór ten byl często cytowany, odrzucany, lżony i omawiany 
uk, jakby wszyscy go czytali, aż naturalnie w  o s i e m n a s -
tym wieku ta nieautentyczna praca ukazała się z fałszywą 
datą 1598 roku i pod tytułem De Tribus Impostoribus.To cud, że 
Borges, który przeczytał chyba wszystko, łącznie z książkami 

nie istniejącymi, który Browne'a traktuje jako swego ulubieńca, 
nie wspomina o tej pracy. Narrator Tlón, Uąbar, Orbis Tertius 
oświadcza nawet pod koniec opowiadania: 

„Zniknie wówczas z planety język angielski i francuski, 

i nasz prosty hiszpański. Świat stanie się Tlónem. Ta się o to 
nie troszczę, przeglądam ciągle, podczas spokojnych dni ho­
telu w Adrogue, niezdecydowane quevediańskie tłumaczenie 
(którego nie zamierzam dać do druku) dzieła Urn Burial 

Browne'a".

To „skażenie rzeczywistości snem", jak mówi Borges, jest 

jednym z jego ulubionych temat ów, a komentowanie takiego 
skażenia jednym z najchętniej stosowanych chwytów literac­

kich. Zmienia ono, jak wiele innych świetnych chwytów, to­
nację lub kształt wypowiedzi artysty w metaforę jego zaintere­
sowań, podobnie jak pamiętnikarskie zakończenie Portretu 
artysty z czasów młodości

 czy cykliczna konstrukcja Finnegans 

Wake.

 W przypadku Borgesa opowiadanie Tlón jest na przy­

kład wycinkiem rzeczywistości wymyślonej, co stanowi analo­

gię do tlónskich tworów zwanych hrónir, które same siebie wy­
myślają w istnienie. Jest ono więc paradygmatem lub metaforą 
samego siebie; symboliczna jest nie tylko forma, lecz także 
fakt zaistnienia tego opowiadania. „Środek przekazu jest sam 
przekazem" (McLuhan). 

Co więcej, podobnie jak wszystkie inne utwory Borgesa, 

background image

48 

John Barth 

opowiadanie to w pewnych swych aspektach ilustruje moją te­
zę: jak artysta może w paradoksalny sposób przekształcić 
krańcowość naszych czasów w materiał i metody swej pracy — 
w „paradoksalny sposób", ponieważ przekracza to, co z pozo­
ru odrzuca, podobnie jak mistyk przekraczający skończoność 
zdobywa możność duchowej i fizycznej egzystencji w skoń­
czonym świecie. Przypuśćmy, że pisarz z powołania — „dru­
kujący skurczybyk", jak nazywają nas zwolennicy McLu-
hana — jest przekonany, że powieść, a nawet cała literatura 
narracyjna, może w ogóle słowo drukowane, dokonuje swego 
żywota we współczesnym nam świecie, jak utrzymuje Leslie 
Fiedler i inni. (Jestem skłonny zgodzić się z tym, chociaż 
z zastrzeżeniami i rezerwą. Formy literackie mają swoją 
historię i są historycznie uwarunkowane; możliwe, że czasy 
powieści jako głównej formy sztuki skończyły się, podobnie jak 
skończyły się „czasy" klasycznej tragedii, wielkiej opery czy 
też cyklu sonetów. Nie ma powodu do strachu — przerazić się 
mogą tylko niektórzy powieściopisarze — a jednym ze spo­
sobów potraktowania takiego uczucia mogłoby być napisanie 
o nim powieści. Jest dla mnie nieistotne, czy powieść przetrwa, 
czy zaniknie; jeśli spora grupa pisarzy i krytyków ma po­
c z u c i e apokalipsy, staje się ono znaczącym faktem kultural­
nym, jak  p o c z u c i e , że cywilizacja Zachodu, a nawet cały 
świat niebawem przestanie istnieć. Gdyby ktoś wyprowadził 
na pustynię grupę ludzi, a świat nie skończyłby się, prorok 
ów wróciłby chyba do domu zawstydzony; natomiast prze­
trwanie formy artystycznej nie podważa wartości dzieła stwo­
rzonego w atmosferze apokaliptycznej. Jest to jedna z dodat­
kowych korzyści bycia artystą, a nie prorokiem. Są i inne). Na 
miejscu Vladimira Nabokova można byłoby odpowiedzieć na 
tę odczuwalną krańcowość pisząc Pale Fire (Blady płomień). 
Jest to wspaniała powieść napisana przez uczonego, który 
pedantycznie opatruje komentarzem poemat specjalnie w tym 
celu stworzony. Na miejscu Borgesa można byłoby napisać 

a wyczerpania 

49 

lynt.

 Są to fikcje stworzone przez uczonego bibliotekarza 

formie przypisów, jak je sam nazywa, do wymyślonych 

hipotetycznych książek. I dodam, ponieważ uważam po-

•ysł Borgesa za bardziej interesujący, że na miejscu autora 
mniejszego artykułu można byłoby napisać coś w rodzaju 
Bakunowego faktora

 lub Giles Goat-Boy (Koziołek Giles)

5

Są to powieści, które imitują formę Powieści, napisane przez 

i

utora, który imituje rolę Autora. 

Jeśli wszystko to trąci nieprzyjemną dekadencją, to jednak 

właśnie w tym punkcie zaczął się gatunek powieściowy — 
Don Kichote

 imituje Amadis de Gaula, Cervantes wciela się 

w Cida Hameta Beuengeliego

6

 (a Alonso Quijano udaje, że jest 

Don Kichotem), natomiast Fielding parodiuje Richardsona. 
..Historia powtarza się jako farsa" — znaczy to naturalnie, że 

powtarza się ona w tonie lub w formie farsy, a nie, że historia 
jest farsą. Imitacja (na przykład echa dadaizmu w utworach 

typu interdyscyplinarnego) jest czymś nowym i może  b y ć 

ałkiem poważna i pełna namiętności mimo swego farsowego 

charakteru. To właśnie stanowi o istotnej różnicy między 

właściwą powieścią a celową imitacją powieści lub powieścią 
imitującą inne rodzaje dokumentów. Pierwsze próby mniej 

lub bardziej bezpośredniego imitowania akcji, konwencjonal­
ne chwyty — takie jak przyczyna i skutek, linearnie rozwija­
jąca się anegdota, charakteryzacja, autorska selekcja, porządko­
wanie i interpretacja — mogą być i od dawna były kwestiono­
wane jako pojęcia przestarzałe lub jako metafory przestarza­
łych pojęć: przypominają się tu eseje Robbe-Grilleta Pour 
un nouveau roman

 (O nową powieść). Nie będziemy się zaj­

mowali licznymi odpowiedziami na te obiekcje; i tak wiadomo, 
że lekceważone są one przez imitacje powieści, które nie przed­
stawiają bezpośrednio samego życia, lecz przedstawianie ży­
cia. W rzeczywistości utwory takie nie są dalej odsunięte od 
„życia" niż powieści cpistolarne pióra Richardsona i Goethe­
go : oba rodzaje naśladują „prawdziwe" dokumenty, a tema-

background image

50 

John Barth 

tern obu jest w końcu życie, a nie dokumenty. Powieść jest 
takim samym wycinkiem realnego świata jak list, a przecież 
listy z Cierpień młodego Wertera są również fikcyjne. 

Myślę, że można byłoby pominąć sprawę imitacji, i cho­

ciaż Borges nie czyni tego, jednak jest zafascynowany tą 
ideą: jedną z najczęstszych aluzji literackich Borgesa jest przy­
pominanie sześćset drugiej nocy z Księgi tysiąca i jednej nocy, 

kiedy to, z powodu błędu w przepisywaniu, Szeherezada za­
czyna opowiadać królowi historię tysiąca i jednej nocy od sa­
mego początku. Na szczęście król przerywa jej — gdyby tego 
nie uczynił, nigdy nie nadeszłaby noc sześćset trzecia, a cho­
ciaż rozwiązałoby to problem Szeherezady (który jest proble­
mem każdego twórcy opowieści: publikuj albo giń!), skom­
plikowałoby niepomiernie życie „zewnętrznego" autora. (Po­
dejrzewam, że Borges wyśnił całą historię, bo w żadnym z wy­
dań Księgi tysiąca i jednej nocy, które udało mi się przejrzeć, 

nie znalazłem niczego podobnego. W każdym razie jeszcze 

n i e : po lekturze Tlon ma się tendencję do ciągłego spraw­

dzania. 

Borges (kiedyś nawet ktoś zirytowany oskarżył  m n i e o to, 

że go wymyśliłem) zajmuje się sześćset drugą nocą, ponieważ 
jest to przykład opowiadania w opowiadaniu, skierowanego 
na siebie, a takie przykłady interesują go w trójnasób. Po 
pierwsze, jak sam twierdzi, powodują metafizyczny niepokój: 
gdy postaci w dziele operującym fikcją nagle stają się czytelni­
kami lub autorami utworu, w którym występują, przypomina 
nam to o fikcyjnym aspekcie naszej własnej egzystencji, co jest 
jednym z podstawowych tematów twórczości Borgesa, po­

dobnie jak Szekspira, Calderona, Unamuno i innych. Po 
drugie, sześćset druga noc jest literacką ilustracją regressus in 

infinitum,

 podobnie jak prawie wszystkie główne obrazy i mo­

tywy Borgesa. Po trzecie, przypadkowy manewr Szeherezady, 
podobnie jak inne wersje regressus in infinitum u Borgesa, to 
obraz wyczerpania lub próby wyczerpania możliwości — 

a wyczerpania 

51 

'vm przypadku literackich możliwości —• co przywodzi 

ats z powrotem do naszego głównego tematu. 

To, co sprawia, że uważam stanowisko Borgesa za bardziej 

••tresujące niż stanowiska Nabokova czy Becketta, to jego 

.:. :ka przesłanka. Jego wydawcy określają to następująco: 

- dług [Borgesa] nikt nie może mieć pretensji do oryginal-

aości w literaturze. Wszyscy twórcy mniej lub bardziej wiernie 

ptszą pod dyktando ducha, są tłumaczami i komentatorami 

zednio istniejących archetypów". Stąd bierze się skłonność 

do pisania krótkich komentarzy do wymyślonych książek. 

i'.vne próby dodania czegokolwiek do sumy „oryginalnej" 

:eratury, nawet konwencjonalnego opowiadania, nie mówiąc 

iuż o powieści, byłyby zarozumiałością lub naiwnością — li­
teratura powstała dawno temu. Jest to pogląd bibliotekarza 

również świadczyłby o zarozumiałości, gdyby nie to, że jest 

\ścią żywotnej wizji metafizycznej o doniosłym znaczeniu, 

którą sprytnie skierowano przeciw sobie samej właśnie po to, 
by móc tworzyć nową i oryginalną literaturę. Borges określa 
barok jako „styl, który rozmyślnie wyczerpuje (lub usiłuje 

- czerpać) swe możliwości, który jest niemal własną ka­

rykaturą". Chociaż utwory Borgesa nie są barokowe, chyba 
że intelektualnie (barok nigdy nie był tak zwięzły, lakoniczny, 
oszczędny), sugerują one pogląd, że historia intelektu i litera­
tury jest barokowa i prawie całkiem wyczerpała możliwości 
stworzenia czegoś nowego. Jego ficciones są nie tylko przypisa­
mi do wyimaginowanych tekstów, lecz także komentarzem 

do autentycznej literatury. 

Założenie to nadaje sens i obdarza znaczeniem wszystkie 

główne obrazy jego twórczości. Lustra stojące naprzeciwko 
siebie często pojawiają się w jego opowiadaniach i są podwój­
nym regressus. Pary postaci, które podobnie jak u Nabokova 
wpędzają się nawzajem w tarapaty, sugerują istnienie oszała­
miających wielokrotności i przypominają o uwadze Browne'a, 
że „każdy człowiek jest nie tylko sobą... ludzie żyją wiele ra-

background image

52 

John Barth 

zy". (Gdyby Browne'a nazwać poprzednikiem Borgesa. 
sprawiłoby to przyjemność Borgesowi i zilustrowało myśl 
Browne'a. „Każdy pisarz — mówi Borges w eseju o Kafce — 
tworzy własnych poprzedników"). Histrioni to ulubiona przez 
Borgesa heretyczna sekta z trzeciego wieku — myślę i mam 

nadzieję, że sam ich wymyślił — którzy wierzą, że historia 
nie może się powtarzać, więc żyją w występku, by oczyścić 
przyszłość od grzechów, jakie popełniają. Innymi słowy, wy­
czerpują możliwości świata, by przybliżyć jego koniec. 

Pisarzem, którego Borges wspomina najczęściej obok Cer-

vantesa, jest Szekspir. W jednym z utworów wyobraża go sobie 
na łożu śmierci, gdy prosi on Boga, by pozwolił mu być sa­
mym sobą, ponieważ dotychczas był każdym i nikim. Bóg 
odpowiada z odmętu, że On także jest nikim: wyśnił świat, 

tak jak Szekspir, i samego Szekspira również. Opowieść Ho­
mera w IV księdze Odysei o Mcnelaosie walczącym z Pro-
teuszem silnie przemawia do Borgesa: Proteusz to ten, który 
„wyczerpuje pozory rzeczywistości", podczas gdy Mene-
laos — który, jak pamiętamy, sam ukrył swą tożsamość, by 
schwytać Proteusza — nie wypuszcza go z uchwytu. Paradoks 
Zenona z Elei o Achillesie i żółwiu jest ucieleśnieniem 
régressas in infinitum,

 który Borges śledzi w historii filozofii. 

Wskazuje, że Arystoteles wykorzystał go, by obalić platoń­
ską teorię form, Hume, by obalić możliwość istnienia przyczy­

ny i skutku, Lewis Carroll, by obalić sylcgi s tyczną dedukcję, 
William James, by obalić pojęcie upływu czasu, a Bradley, by 
obalić w ogóle możliwość istnienia logicznych odniesień. San: 
Borges używa go, cytując Schopenhauera, jako dowód na to, że 
świat jest naszym snem, naszą ideą, że można znaleźć w nim 
„nieuchwytne i wieczne szczeliny absurdu", które przypomi­
nają nam o tym, że nasza egzystencja jest fałszem lub w naj­
lepszym razie zmyśleniem. 

Nieskończenie wielka biblioteka w jednym z najpopular­

niejszych opowiadań Borgesa szczególnie trafnie odnosi się do 

zerpania 

53 

literatury wyczerpania. W „Bibliotece Babel" znajdu-

> każda możliwa kombinacja liter i spacji, więc także każda 

książka i wypowiedź, łącznie z naszymi kontrargu-

" i dowodami, historią prawdziwej przyszłości i his-

każdej możliwej przyszłości, jak również, choć Borges 

tym nie mówi, z encyklopediami nie tylko Tlónu, lecz 

każdego innego wyobrażalnego świata — ponieważ, 

•'e jak we wszechświecie Lukrecjusza — liczba ele-

. a więc także kombinacji, jest skończona (choć bardzo 

a wielokrotność pojawiania się elementów oraz liczba 

h

 kombinacji jest nieskończona, jak sama Biblioteka. 

Wracamy więc do ulubionego obrazu Borgesa, do labiryntu, 

i do mojej myśli. Labirynty to tytuł najważniejszego przetłu-

: .ego na angielski tomu Borgesa, a jedyne szersze opra-

x-*-anie jego twórczości, dostępne po angielsku, zatytułowane 

test Borges the Labyrinth-Maker (Borges, budowniczy labi-
irntu); jego autorką jest Ana Maria Barrenechea. Labirynt 

ptst przecież miejscem, gdzie powinny być reprezentowane 

stkie możliwości wyboru (w tym przypadku wyboru 

kierunku), które — wyjąwszy szczególną dyspensę Tezeusza — 
-ruszą być wyczerpane, zanim dotrze się do sedna. Tu nato-

LSt czeka Minotaur i ostateczna alternatywa: klęska i śmierć 

bb zwycięstwo i wolność. Legendarny Tezcusz nie jest baro-

y — dzięki nitce Ariadny może znaleźć skrót przez labirynt 

v Knossos. Menelaos na plaży w Faros jest natomiast baroko-

w tym sensie, w jakim używa tego słowa Borges, i egzem-

.:ikuje pozytywną moralność artystyczną literatury wyczer-

ania. Nie znalazł się iia tej plaży dla zabawy (podobnie jak 

Borges i Beckett nie prowadzą swego literackiego interesu 

dla zdrowia). Menelaos jest  z a g u b i o n y w wielkim labiryncie 

ata i musi ze wszystkich sił trzymać morskiego starca mimo 

urażających Proteuszowych przemian; Menelaos musi od 

niego otrzymać wskazówkę, gdy ten powróci do swej „praw­
dziwej" postaci. Jest to przedsięwzięcie bohaterskie, a jego 

background image

54 

John Barth 

celem jest zbawienie — przypomnijmy sobie, że Histrioni 
chcą przybliżyć kres historii, by Chrystus mógł szybciej po­

wrócić, i że heroiczne metamorfozy Szekspira nie osiągają 
szczytu jedynie w teofanii, lecz i w apoteozie. 

Nie każdy jest w stanie podołać takiemu trudowi, a Tezeusz 

w kreteńskim labiryncie pozostaje w końcu najtrafniejszym 
określeniem dla Borgesa. Chociaż dla nas, liberalnych demo­

kratów, fakt ten jest przygnębiający, pospólstwo niestety 
zawsze zgubi drogę i duszę. Tylko wybraniec, wirtuoz, 

b o h a t e r na skalę Tezeusza stojąc twarzą w twarz z barokową 

rzeczywistością, barokową historią i barokową sytuacją sztuki 
n i e  b ę d z i e  m u s i a ł szczegółowo wyliczać możliwości jej 
wyczerpania, podobnie jak Borges me musi nawet  p i s a ć 
Encyklopedii Tlonu

 czy książek z „Biblioteki Babel". Wystar­

czy, że zda sobie sprawę z ich istnienia lub możliwości 

istnienia, uzna je i przy pomocy  b a r d z o wyjątkowych 
darów — tak niezwykłych jak świętość lub bohaterstwo, któ­

rych próżno by szukać w Nowojorskiej Korespondencyjnej 

Szkole Literatury — przejdzie przez labirynt wprost do speł­

nienia swego dzieła. 

x

 Przełożył Jacek Wiśniewski 

1

 Krańcowość ta została już osiągnięta w dziewiętnastym wieku przez 

awangardowego pisarza z East Aurora w stanie Nowy Jork, Elberta Hub-
barda, w Essay on Silence (Esej o milczeniu). 

2

 Cytaty z J. L. Borgesa w przekładzie A. Sobola-Jurczykowskiego. 

3

 Sir Richard Francis Burton (1821—90), podróżnik i pisarz angielski, 

autor przekładu Baśni z 1001 nocy. 

4

 Co więcej, czytając na nowo Tlón znalazłem uwagę, której, mógł­

bym przysiąc, nie było tam w zeszłym roku: ekscentryczny amerykański 
milioner, który finansuje Encyklopedię, zastrzega się, żeby „praca ta nie 
zawierała paktu z oszustem Jezusem Chrystusem". 

5

 Są to powieści Johna Bartha (przyp. Z. L.). 

6

 Cid Hamet Benengeli — rzekomy kronikarz, od którego Cervantes 

miał zaczerpnąć historię Don Kichota; Alonso Quijano to jedna z pisowni 
„prawdziwego" nazwiska Don Kichota (przyp. Z. L.). 

GERALD GRAFF 

Gerald Graff urodził się w 1937 r. w Chicago; studiował w University 

Chicago, a następnie w Stanfordzie pod kierunkiem Yvora Wintersa. 

Od

 1966 r. wykłada w Northwestern University, gdzie od 1977 r. kieruje 

•^działem anglistyki. 

Graff opublikował dotąd szereg artykułów i dwie książki : Poetic State-

tma and Critical Dogma

 (1970) oraz Literature Against Itself (1979). 

(interesowania badawcze Graffa koncentrują się wokół problemów współ-

scsnej teorii literackiej i jej związków zarówno z samą literaturą, jak i z sze­

ri rozumianą kulturą. W sposób charakterystyczny dla całej postawy 

łrrtycznej autora Literature Against Itself występuje przeciwko mitom 

~:styfikacjom narosłym wokół literatury współczesnej (w tym i postmo­

dernistycznej), a szczególnie przeciw tendencji jej twórców do oceniania, 

fato i wychwalania, własnej twórczości. Eseje Graffa wielu odebrało 

•no frontalny atak na literaturę postmodernistyczną i jej teoretyków; 

e się jednak, że choć momentami Graff nie ustrzegł się pewnych 

-"oszczeń czy przerysowań, jego niepokój jest uzasadniony. Co zaś 

i-czególnie zasługuje na uwagę, to próba interpretacji postmodernizmu 

i

 uższej perspektywie historycznej, niż zwykło się to czynić, chociaż 

=iożna w tym miejscu wspomnieć, że tezę o związkach tej literatury z ro-
—.antyzmem stawia też np. Frank D. McConnell w książce Four Postwar 

American Novelists.

 Z jednej strony jest to koncepcja dość przekonywają­

ca, z drugiej jednak zastanawia skłonność krytyków amerykańskich do 

porównań z epoką romantyzmu: nasuwa się pytanie, czy są to analogie 
v

 pełni uzasadnione, czy też wynikają po prostu z faktu, iż literatura 

amerykańska z tego właśnie okresu bierze swój początek. 

Esej The Myth of the Postmodernist Breakthrough pochodzi z  „ T r i 

Quarterly" nr 26, zima 1973; jego rozszerzona wersja weszła w skład 
tomu Literature Against Itself. 

Z.L. 

background image

54 

John B 

celem jest zbawienie — przypomnijmy sobie, że Histriom 
chcą przybliżyć kres historii, by Chrystus mógł szybciej po­
wrócić, i że heroiczne metamorfozy Szekspira nie osiągaji 
szczytu jedynie w teofanii, lecz i w apoteozie. 

Nie każdy jest w stanie podołać takiemu trudowi, a Tezeusi 

w kreteńskim labiryncie pozostaje w końcu najtrafniejszym 
określeniem dla Borgesa. Chociaż dla nas, liberalnych demo­
kratów, fakt ten jest przygnębiający, pospólstwo niestety 
zawsze zgubi drogę i duszę. Tylko wybraniec, wirtuoz-
b o h a t e r na skalę Tezeusza stojąc twarzą w twarz z barokową 
rzeczywistością, barokową historią i barokową sytuacją sztul 
nie  b ę d z i e  m u s i a ł szczegółowo wyliczać możliwości . 
wyczerpania, podobnie jak Borges nie musi nawet pis, . 
Encyklopedii Tlonu

 czy książek z „Biblioteki Babel". Wystai -

czy, że zda sobie sprawę z ich istnienia lub możliwości 

istnienia, uzna je i przy pomocy  b a r d z o wyjątkowy e', 

darów — tak niezwykłych jak świętość lub bohaterstwo, któ­

rych próżno by szukać w Nowojorskiej Korespondencyjne-

Szkole Literatury — przejdzie przez labirynt wprost do speł­

nienia swego dzieła. 

Przełożył Jacek Wiśniewski 

1

 Krańcowość ta została już osiągnięta w dziewiętnastym wieku prze: 

awangardowego pisarza z East Aurora w stanie Nowy Jork, Elberta Hub-
barda, w Essay on Silence (Esej o milczeniu). 

2

 Cytaty z J. L. Borgesa w przekładzie A. Soboła-Jurczykowskiego. 

3

 Sir Richard Francis Burton (1821—90), podróżnik i pisarz angielski, 

autor przekładu Baśni z 1001 nocy. 

4

 Co więcej, czytając na nowo Tłon znalazłem uwagę, której, móg 

bym przysiąc, nie było tam w zeszłym roku: ekscentryczny amerykana 
milioner, który finansuje Encyklopedię, zastrzega się, żeby „praca ta nie 
zawierała paktu z oszustem Jezusem Chrystusem". 

5

 Są to powieści Johna Bartha (przyp. Z. L.). 

6

 Cid Hamet Benengeli — rzekomy kronikarz, od którego Cervantes 

miał zaczerpnąć historię Don Kichota; Alonso Quijano to jedna z pisowni 
„prawdziwego" nazwiska Don Kichota (przyp. Z. L.). 

GERALD GRAFF 

^Htfd Graff urodził się w 1937 r. w Chicago; studiował w University 

^MMC°>

 a

 następnie w Stanfordzie pod kierunkiem Yvora Wintersa. 

^ B H r. wykłada w Northwestern University, gdzie od 1977 r. kieruje 
• t a u c r r . anglistyki. 

opublikował dotąd szereg artykułów i dwie książki : Poetic State-

^•V mmi Criticai Dogma (1970) oraz Literaturę Against Itself (1979). 
•fcfcrrłowania badawcze Graffa koncentrują się wokół problemów współ-

-.coni literackiej i jej związków zarówno z samą literaturą, jaki z sze-

i kulturą. W sposób charakterystyczny dla całej postawy 

^ ^ • B c j autora Literaturę Against Itself występuje przeciwko mitom 

. o m narosłym wokół literatury współczesnej (w tym i postmo-

^Hhycznej), a szczególnie przeciw tendencji jej twórców do oceniania, 

^ ^ H B i wychwalania, własnej twórczości. Eseje Graffa wielu odebrało 

octalny atak na literaturę postmodernistyczną i jej teoretykówj 

• , icdnak, że choć momentami Graff nie ustrzegł się pewnych 

xzeń czy przerysowań, jego niepokój jest uzasadniony. Co zaś 

.• zasługuje na uwagę, to próba interpretacji postmodernizmu 

perspektywie historycznej, niż zwykło się to czynić, chociaż 

• K - J W tym miejscu wspomnieć, że tezę o związkach tej literatury z ro-

--inem stawia też np. Frank D. McConnell w książce Four Postwar 

m

 Xovelists.

 Z jednej strony jest to koncepcja dość przekonywają-

irugiej jednak zastanawia skłonność krytyków amerykańskich do 

-:: z epoką romantyzmu: nasuwa się pytanie, czy są to analogie 

-.i uzasadnione, czy też wynikają po prostu z faktu, iż literatura 

— i i 'i niska z tego właśnie okresu bierze swój początek. 

fce: The Myth of the Postmodernist Breakthrough pochodzi z  „ T r i 

^ M n e r l y " nr 26, zima 1973; jego rozszerzona wersja weszła w skład 

tBBu Literaturę Against Itself. 

Z. L.