background image

JOAN ELLIOTT PICKART

Aniołowie i elfy

Angels And Elves

Tłumaczyła: Maria Filimon

background image

PROLOG

Forrest MacAllister przystanął w progu salonu, by przyjrzeć się leżącej na 

kanapie kobiecie. Wsparta na ułożonych wysoko poduszkach czytała powieść, 
zupełnie nie zdając sobie sprawy z jego obecności.

Andrea,   jego   mała   siostrzyczka,   wyrosła   na   piękną   kobietę,   pomyślał. 

Kasztanowe   loki   opadały   na  ramiona   w  uroczym  nieładzie,   a  brązowe   oczy 
lśniły jasnym, czystym blaskiem. Co najważniejsze jednak, w cudowny sposób 
emanowało od niej szczęście i autentyczna radość życia.

Andrea,   doszedł   do   wniosku,   odznacza   się   również   największym   i 

najokrąglejszym brzuchem, jaki kiedykolwiek widział. Bliźnięta zdecydowanie 
zajmowały wiele miejsca w łonie swojej ciężarnej mamy. Tak, jego siostrzyczka 
oczekiwała narodzin dzieci.

– I co nowego, słoneczko? – Tym pytaniem przerwał panującą w pokoju 

ciszę.

Twarz Andrei rozjaśnił uśmiech.
–   Forrest!   Wielkie   nieba,   ty   naprawdę   wróciłeś.   Uściskaj   mnie.   Nie 

słyszałam, kiedy wszedłeś.

– John wpuścił mnie, wychodząc – wyjaśnił Forrest, przemierzając pokój. 

– Twój mąż wygląda jak człowiek sukcesu. – Pochylił się, by objąć siostrę. – To 
mi się podoba. Mogę uściskać trzy osoby jednocześnie.

Andrea zaśmiała się.
– Wyglądam okropnie. Przypominam wyrzuconego na brzeg wieloryba. 

A teraz zostałam jeszcze skazana na leżenie w łóżku, na kanapie lub w fotelu, po 
to, by moje maleństwa nie pojawiły się na świecie za wcześnie.

– Wyglądasz wspaniale.
– Jestem gruba. Gruba, to właściwe słowo. Usiądź, proszę. Chcę się tobie 

przyjrzeć. Och, Forreście, tak się cieszę, że zdążyłeś wrócić przed narodzinami 
dzieci. Rok bez ciebie to zdecydowanie za długo. Bardzo za tobą tęskniliśmy.

– Ja także tęskniłem za wami, choć ten wyjazd z pewnością był dla mnie 

wspaniałym doświadczeniem, o którym nigdy nie zapomnę. Japonia jest piękna, 
Andreo. A zaprojektowanie domu, który wtopiłby się w krajobraz, zachowując 
jednocześnie własny, niepowtarzalny charakter, stanowiło wielkie wyzwanie.

– Przysyłałeś wspaniałe listy, chociaż wciąż jesteś na bakier z ortografią.
– Ortografia nadal jest obcą mi sztuką. – Ziewnął. – Straciłem rachubę 

czasu. Nie mam nawet pojęcia, jaki dzisiaj jest dzień. Przyjechałem tu prosto z 
lotniska, ale mama i tata będą musieli zadowolić się rozmową przez telefon do 
czasu, aż się trochę wyśpię.

– I nasi bracia. Do nich też lepiej zadzwoń. Michael i Ryan tak bardzo się 

cieszą, że wróciłeś do domu na dobre.

background image

– Na pewien czas mam dość podróżowania. Posłuchaj, naprawdę muszę 

trochę   się   przespać.   Zamierzałem   tylko   wpaść   na   chwilę   zobaczyć,   jak   się 
miewasz.

–   Forreście,   zanim   pójdziesz,   chciałam   jeszcze   o   czymś   z   tobą 

porozmawiać. To nie potrwa długo.

– Mów śmiało.
– Hm, wiesz, że moją ulubioną autorką jest Jillian Jones-Jenkins i że kilka 

lat   temu   spotkałam   ją   w   księgarni   Deedee   Hamilton.   Bardzo   się 
zaprzyjaźniłyśmy od tamtej pory.

Forrest skinął głową.
– Tak, Jillian pisze te ckliwe romansidła, za którymi przepadasz.
– Nie zaczynaj. To naprawdę brzydko drażnić kobietę w błogosławionym 

stanie. Tak więc, Jillian jeździła ostatnio po kraju, podpisując swoje książki, a 
jutro   zatrzyma   się   w   księgarni   Deedee.   Proszę,   Forreście,   czy   mógłbyś   tam 
pójść, kupić najnowszą powieść Jillian i poprosić o autograf dla mnie? – spytała 
nieśmiało Andrea.

– Ale dlaczego ja? Przecież Deedee może to dla ciebie zrobić, a nawet 

sama Jillian na pewno z chęcią przywiezie ci swoją książkę.

– Cóż... – Andrea uśmiechnęła się. – Chodzi jeszcze o coś.
– Aha. Niedobrze – stwierdził Forrest. – Ten  błysk w twoim oku źle 

wróży. Pamiętam z dzieciństwa, że podobna minka zawsze zwiastowała kłopoty.

– Forreście, Forreście, bądź dobry dla swojej słodkiej małej siostrzyczki. 

Chodzi mi tylko o drobną przysługę.

– Oszczędź mnie – poprosił, wznosząc wzrok ku niebu.
– Tyle razy zwiodły mnie twoje niewinne słówka, że to zbrodnia znów 

wykorzystywać moją naiwność.

– Musisz bardziej ufać ludziom – zwróciła mu uwagę.
– Nie zamierzasz wracać do pracy przez pewien czas, prawda?
– Prawda – potwierdził, przyglądając się jej nieufnie.
– Zamierzam trochę odpocząć. W Japonii pracowałem zwykle siedem dni 

w tygodniu.

–   Znakomicie.   Widzisz,   Deedee   i   ja   bardzo   martwimy   się   o   Jillian. 

Wybrała się w to męczące tournee po kraju, czując się zupełnie wyczerpana 
jeszcze przed wyruszeniem w drogę. Dlaczego była taka zmęczona? Cieszę się, 
że spytałeś.

– Nic nie mówiłem.
– Wiem. Mam wrażenie, że Jillian zapomniała, jak odpoczywać, cieszyć 

się   życiem,   łączyć   ze   sobą   pracę   i   relaks.   Tak   bardzo   zaangażowała   się   w 
pisanie,   że   prawie   nie   widywałyśmy   jej   ostatnio.   Rzadko   opuszczała   swoją 
pracownię.

– I?

background image

–   Pamiętam   czasy,   kiedy   wszyscy   czworo   byliśmy   dziećmi.   Mama 

wówczas mówiła czasami, że nadeszła pora, by jej elfy i aniołki wzięły się do 
pracy.

– Tak, pamiętam.  Kosiliśmy  wtedy trawnik przed domem jakiejś pary 

staruszków, robiliśmy zakupy dla kogoś chorego, ty czasem opiekowałaś się 
czyimś dzieckiem. Co kilka miesięcy mama wyznaczała nam takie „anielskie” 
zadania.

– Dokładnie tak. Forreście, chciałyśmy prosić cię z Deedee, byś podjął się 

tego rodzaju misji wobec Jillian Jones-Jenkins. Zabierz ją gdzieś, zabawcie się, 
spraw, żeby znów zaczęła cieszyć się życiem. Mam nadzieję, że Jillian szybko 
uświadomi sobie, jak bardzo je zubożyła.

– Och, nie – zaprotestował Forrest ze zmarszczonymi brwiami – chyba 

żartujesz.  To   bez  sensu,  Andreo.  Nawet   nie  znam  tej  kobiety.  Chcesz,   bym 
pomógł jej odnaleźć radość życia? To najbardziej bezsensowna anielska misja, o 
jakiej kiedykolwiek słyszałem.

– Ależ  skąd!  Jest  jakby  specjalnie   pomyślana   dla ciebie.  Masz  trochę 

wolnego   czasu.   Jesteś   przystojny,   czarujący,   inteligentny   i   podobasz   się 
kobietom. Wszyscy wiemy, że ciągną one do ciebie jak pszczoły do miodu.

– Pochlebstwa nic nie pomogą.
– Nie odmawiaj. Obiecaj chociaż, że zastanowisz się nad tym.
– Andreo...
– Tak?
– Zgoda, zgoda – odparł, unosząc do góry ręce. – Pomyślę o tym.
– Dobrze.
– Przez jakieś pięć sekund. A potem powiem: nie.
–   Do   licha,   Forreście,   nie   bądź   taki   uparty.   Posłuchaj,   pójdź   jutro   do 

księgarni i kup dla mnie nową książkę Jillian. Przy okazji będziesz mógł ją 
poznać.

– Andreo, nie przyszło ci do głowy, że Jillian może nie być zachwycona 

intrygą, którą uknułyście z Deedee?

– To dla jej dobra. Naprawdę martwimy się o nią. Nie będzie wiedziała, 

że robisz to dla mnie. To bardzo szlachetna misja, Forreście.

Wstał.
– Pójdę kupić tę książkę – zgodził się wreszcie – i poznam Jillian. Co 

poza   tym?   Niczego   nie   obiecuję.   Mam   trzydzieści   dwa   lata.   Do   tej   pory 
powinienem był nauczyć się, że twoje pomysły zawsze oznaczają kłopoty przez 
duże „K”. Nie powinienem nawet przechodzić w pobliżu tej księgarni.

– Ale zrobisz to, bo jesteś cudowny i uwielbiam cię. Ogromnie się cieszę, 

że wróciłeś.

– Wiem – odparł ze śmiechem – że od pierwszego dnia, kiedy pojawiłaś 

się na świecie, umiałaś owinąć mnie wokół swego małego palca. – Pochylił się, 

background image

by pocałować ją w czoło. – Do zobaczenia, urocza intrygantko.

– Do zobaczenia, Forreście. I dziękuję.
Andrea   poczekała,   aż   usłyszy   trzask   zamykanych   drzwi,   po   czym 

podniosła   słuchawkę   stojącego   obok   telefonu.   Bez   namysłu   nacisnęła   kilka 
klawiszy.

– Deedee? Forrest właśnie wyszedł ode mnie. Nie powiedział: tak, ale i 

nie   odmówił.   Jutro   pojawi   się   w   twojej   księgarni,   by   kupić   dla   mnie   nową 
książkę Jillian i...

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Wszystkiego dobrego, Jillian Jones-Jenkins
Jillian patrzyła na słowa, która napisała na tytułowej stronie leżącej przed 

nią książki.

Wypisana dedykacja była dla niej jedynie serią liter bez jakiegokolwiek 

znaczenia.   Czuła   się   tak   wyczerpana,   że   nie   była   w   stanie   odczytać   nawet 
własnego imienia.

Potarła czoło i potrząsnęła lekko głową, próbując skupić uwagę na tym, 

co działo się dokoła. Zdobyła się na słaby, lecz dość przekonujący uśmiech.

–   Proszę.   –   Podała   grubą,   oprawioną   w   twardą   okładkę   książkę 

uśmiechniętej   kobiecie   czekającej   po   drugiej   stronie   przykrytego   koronkową 
serwetą biurka. – Mam nadzieję, że spodoba się pani „Uścisk nocy”.

–   Och,   wiem,   że   tak   –   zapewniła   przyszła   czytelniczka,   przyciskając 

książkę do piersi niczym skarb. – Podobały mi się wszystkie pani powieści, 
panno   Jones-Jenkins.   Wciąż   czytam   je   od   nowa.   Są   takie   cudowne, 
romantyczne, pełne liryzmu. – Westchnęła. – Och, mogłabym mówić o nich bez 
końca. Chciałabym, żeby wiedziała pani, jak wiele piękna wniosły pani książki 
w moje życie.

– To bardzo uprzejme z pani strony. Mam nadzieję, że nigdy pani nie 

zawiodę.

Kobieta   odeszła   i   następna   czytelniczka   położyła   na   biurku   książkę. 

Jillian   odszukała   stronę   tytułową,   a   potem   zawahała   się   przez   moment, 
podnosząc   wzrok,   by   rozejrzeć   się   po   przestronnej,   dobrze   zaopatrzonej 
księgarni.

Mężczyzna wciąż tu był.
Obserwował ją. Była tego pewna.
Jillian, daj spokój, napomniała siebie. Zmęczenie zmęczeniem, ale to już 

przesada.   Gdyby   ktoś   spojrzał   na   nią   krzywo   lub   powiedział   złe   słowo, 
najprawdopodobniej wybuchnęłaby płaczem niczym rozgrymaszone niemowlę, 
domagające się snu.

Nic dziwnego, że tak bardzo zaniepokoiła ją obecność tego mężczyzny. 

Był jedynym przedstawicielem swojej płci w księgarni Deedee Hamilton i za 
każdym razem, kiedy spoglądała w jego stronę, patrzył na nią.

Ten   mężczyzna,   rozważała   dalej,   wypisując   kolejny   autograf,   jest 

niezwykle   przystojny.   Zauważyła,   że   ma   około   metra   dziewięćdziesięciu 
wzrostu, ciemne, kasztanowe włosy, jest opalony, a jego twarz odznacza się 
szlachetnymi, wyrazistymi rysami. Oczy nieznajomego wydawały się brązowe, 
stał jednak za daleko, by mogła być tego pewna.

–   Chce   pani,   żebym   napisała   „Wesołych   Świąt   Bożego   Narodzenia, 

background image

Margaret”? – spytała Jillian kolejną miłośniczkę swoich powieści. – Jest dopiero 
luty.

–   Wiem,   kochanie.   –   Kobieta   uśmiechnęła   się.   –   Już   teraz   zaczynam 

gromadzić prezenty gwiazdkowe. W ten sposób przez cały rok mam wrażenie, 
że święta są tuż, tuż.

– Ach, rozumiem – odrzekła z pobłażliwym uśmiechem Jillian. Myślami 

znów powróciła do przystojnego nieznajomego, który tak zaintrygował ją tego 
dnia.

Był   mężczyzną   po   trzydziestce.   Jego   sylwetkę   doskonale   podkreślały 

ciemnoszare  spodnie  i  czarny  pulower włożony  na  białą,  rozpiętą  pod szyją 
koszulę. Taki strój znakomicie nadawał się na tę porę roku w Kalifornii.

Jillian podała książkę zapobiegliwej czytelniczce.
– Życzę udanego lutego dla pani i wesołych świąt Bożego Narodzenia dla 

Margaret.

– Och, czy nie słodka z pani dziewczyna! – zawołała wielbicielka prozy 

Jillian. – Cudownie było panią poznać.

Cudownie? zastanowiła się Jillian. Nie, cudownie byłoby zanurzyć się w 

gorącej, pachnącej kąpieli, słuchając przy tym łagodnych dźwięków muzyki. 
Potem wślizgnąć się pomiędzy  szeleszczące  prześcieradła,  położyć głowę na 
miękkiej poduszce, otulić się kocami i spać, spać, spać. Ten scenariusz wydawał 
się jej cudowny.

Deedee   Hamilton,   atrakcyjna,   trzydziestoletnia   kobieta,   właścicielka 

Books and Books, stanęła przy biurku.

– Proszę się pospieszyć, drogie panie – zwróciła się uprzejmie do swoich 

klientek. – Robi się późno, a nie chcemy zatrzymywać tu panny Jones-Jenkins 
po zamknięciu księgami. Nasz gość powrócił właśnie z długiej trasy objazdowej 
po Stanach związanej z promocją swoich najnowszych książek. Pośpieszmy się 
więc, dobrze? Za dziesięć minut zamykamy. Kto następny?

Aha,   pomyślała   Jillian,   ciekawe,   co   się   teraz   zdarzy?   Mężczyzna,   ten 

przystojny Casanova, będzie musiał odkryć swoje karty. Nie będzie mógł dłużej 
ukrywać się w zacienionych zakamarkach sklepu.

Jillian nagle poczuła lęk, choć nie przestawała się uprzejmie uśmiechać.
Nie powinna lekceważyć dziwnego zachowania nieznajomego. Koleżanki 

pisarki   opowiadały   jej   o   incydentach   z   niezrównoważonymi   psychicznie 
mężczyznami,   którzy   uznawali,   iż   sam   fakt   opisywania   scen   miłosnych   w 
książkach świadczy o gotowości autorek romansów do przeżycia rzeczywistych 
przygód   erotycznych.   Ponieważ   była   potwornie   zmęczona,   nie   poświęciła 
czającemu się wśród półek mężczyźnie wystarczająco wiele uwagi. Nie potrafiła 
jednak znaleźć żadnego wytłumaczenia jego tak długiej obecności w księgarni i 
uporczywego przyglądania się jej. Jillian ogarniał coraz większy niepokój.

Podniosła wzrok, by zauważyć, że nieznajomy znów przeszedł w inne 

background image

miejsce. Przeglądał teraz książkę kucharską, którą, o wielkie nieba, trzymał do 
góry nogami!

Wstrząsnął nią dreszcz. Uśmiech zniknął z jej twarzy. Oddała podpisaną 

książkę stojącej przed nią uszczęśliwionej kobiecie. Jeszcze tylko jedna osoba 
czekała na autograf.

Pora działać, pomyślał Forrest MacAllister. Musi zrobić to teraz.
Zerknął na trzymaną w ręku książkę kucharską, teraz dopiero zauważając, 

że trzyma ją do góry nogami. Zamknął książkę i szybko odstawił na półkę.

Jillian   Jones-Jenkins   bez   wątpienia   była   kobietą   atrakcyjną.   Cóż,   jeśli 

urocza pisarka tak wygląda w stanie skrajnego wyczerpania, wypoczęta musi 
być prawdziwą pięknością.

Tak,   zdecydował   Forrest,   zmęczona   czy   wypoczęta   jest   niezwykle 

atrakcyjna.   Jeszcze   raz   obrzucił   ją   uważnym   spojrzeniem.   Falujące 
ciemnobrązowe włosy sięgały ramion. Miała delikatne rysy, zmysłowe usta i 
duże, wspaniałe szare oczy w oprawie czarnych rzęs. Jej oczy były naprawdę 
piękne.

W pewnym momencie Jillian wstała, pozwalając mu przyjrzeć się swojej 

szczupłej, lecz bardzo kobiecej figurze doskonale podkreślonej przez kostium w 
kolorze herbacianej róży. Była dość wysoka i miała, jak sądził, około trzydziestu 
lat.

Tak,   Jillian   Jones-Jenkins   jest   niewątpliwie   piękną   kobietą,   musiał 

przyznać Forrest.

Westchnął.
Jego ukochana, szalona siostrzyczka zażyczyła sobie, żeby zajął się panną 

Jones-Jenkins. Andrea zdecydowanie miała zbyt wiele czasu. Jej pomysł był 
szalony i dziwaczny.

Poprosi   pannę   Jones-Jenkins   o   autograf,   odda   książkę   Andrei   i 

zdecydowanie odmówi udziału w jej machinacjach.

–   Dobranoc.   Proszę   nas   odwiedzać.   –   Deedee   Hamilton   pożegnała 

ostatnią klientkę. – Christy – zwróciła się do siedzącej za kasą dziewczyny – 
zmykaj   do  domu.   Dzisiaj   przeszłaś   prawdziwy   chrzest   bojowy.  Mieliśmy   tu 
niezły tłok.

Chrzest   bojowy!  Jillian   to  militarne   określenie,  którego  użyła  Deedee, 

przypomniało   o   kręcącym   się   po   księgarni   tajemniczym   nieznajomym.   Z 
pewnością ma przy sobie broń. O, nie, mężczyzna z rewolwerem, który czyta 
książki kucharskie, trzymając je do góry nogami, szedł w jej stronę. Skradał się. 
Poruszał się jak pantera czyhająca na swoją ofiarę.

A ofiarą była ona.
On zaś miał rewolwer.
Nie, nie. Chwileczkę. Musi się uspokoić. Ten mężczyzna nie ma  przy 

background image

sobie broni. Przynajmniej ona nic nie wie na ten temat. To zmęczenie daje o 
sobie znać. Zaczyna wierzyć w bzdury, które sama wymyśliła. Ten facet nie ma 
rewolweru. A może jednak?

Nieznajomy   zbliżał   się,   a   Jillian   znów   odczuła   mrowienie   wzdłuż 

kręgosłupa.   Rzeczywiście   miał   brązowe   oczy.   Niezwykle   piękne.   Prawdę 
mówiąc,   to   bardzo   przystojny   mężczyzna.   Szkoda,   że   jest   maniakiem 
seksualnym, który przyszedł tu, by ją porwać i...

Jillian   poderwała   się,   chwytając  jedyną  posiadaną   przez   siebie   broń   – 

pióro, którym podpisywała książki.

– Stój! – krzyknęła, wycelowując ostrze stalówki w pierś napastnika. – 

Jeśli zrobisz jeszcze jeden krok, ty złoczyńco... obleję cię atramentem!

Forrest   znieruchomiał,   ze   zdumieniem   przyglądając   się   grożącej   mu 

kobiecie.

– Słucham? – spytał.
–   Jillian?   –   zawołała   Deedee,   zajęta   zamykaniem   drzwi   po   wyjściu 

Christy. Po chwili znalazła się u boku przyjaciółki. – Co się dzieje?

– Ten... nikczemnik czaił się między półkami przez ponad dwie godziny.
– Nikczemnik? – powtórzył Forrest, unosząc w górę brwi. – Złoczyńca?
– Nie ruszaj się. – Jillian wciąż trzymała pióro wycelowane w jego pierś. 

– Deedee, dzwoń po policję. Szybko. Idź do telefonu i...

– O co pani chodzi? – zapytał wciąż nie mogący ochłonąć ze zdumienia 

Forrest.

– Jillian – zaczęła łagodnie Deedee – kochanie, jesteś zbyt zmęczona, by 

w   tej   chwili   myśleć   logicznie.   Jestem   pewna,   że   pan...   –   Uniosła   brwi, 
spoglądając na nieznajomego.

– MacAllister – odparł szybko. – Forrest MacAllister, ale proszę nazywać 

mnie Forrestem.

– Jestem  pewna  – oznajmiła  Jillian  – że  ten  łotr  wymyślił   to imię  w 

chwili, gdy zadałaś mu pytanie, Deedee.

– Łotr? – raz jeszcze zdziwił się Forrest, spoglądając w stronę Deedee. – 

Czy ona zawsze zwraca się do ludzi w ten sposób? Złoczyńca? Nikczemnik? 
Łotr?

Deedee wzruszyła ramionami.
– Pisze powieści historyczne. Musi dobrze poznać język danej epoki i 

czasami również sama go używa. Zwłaszcza wtedy, gdy jest bardzo zmęczona 
lub zestresowana.

– Och. – Kiwnął głową ze zrozumieniem. – Fascynujące.
– Deedee! – zawołała zniecierpliwiona Jillian. – Czy mogłabyś wezwać 

policję?

–   Uspokój   się,   Jillian   –   poprosiła   łagodnie   Deedee.   –   Posłuchajmy 

wyjaśnień pana MacAllistera, dlaczego „czaił” się w księgarni, dobrze?

background image

– Czy mogłabyś zmienić ton? – wycedziła Jillian przez zaciśnięte zęby. – 

Zwracasz się do mnie jak do czteroletniego dziecka, które boi się kominiarza.

– A więc proszę przestać się zachowywać jak dziecko – poradził Forrest.
– Ach! – z oburzeniem zawołała Jillian. – Jest pan nie tylko podły, ale 

również grubiański.

– Podły? – powtórzył ze zdumieniem. – Dlaczego pani tak sądzi? Podły i 

grubiański. – Wybuchnął śmiechem,  nie spuszczając wzroku z Jillian. – Jest 
pani naprawdę oryginalna. – Była urocza, czarująca i bardzo piękna. – Zawsze 
miałem słabość do ekscentrycznych kobiet. Pani zachowanie jednak przekracza 
wszelkie granice mojej tolerancji. Jest pani intrygującą kobietą, panno Jones-
Jenkins. – Jego uśmiech zbladł. Forrest patrzył teraz prosto w oczy Jillian.

– Tak, niezwykle intrygującą.
Jillian otwierała już usta, kiedy nagle uświadomiła sobie, że nie wie, co 

powiedzieć. Wzrok Forresta MacAllistera nie pozwalał jej myśleć logicznie, nie 
mogła mówić. Ledwie była w stanie oddychać.

Wielkie   nieba,   ten   mężczyzna   jest   naprawdę   wspaniały.   Opanowany   i 

pewny siebie. A te oczy, te zupełnie odbierające jej siłę woli brązowe oczy...

Jillian, dość, dość, dość, złajała samą siebie. Była wykończona i skłonna 

wyolbrzymiać wszystko. Dość tych nonsensów!

Oderwała wzrok od oczu Forresta, odkładając pióro na biurko.
–   Och,   do   diabła,   chyba   rzeczywiście   zachowałam   się   śmiesznie   – 

oświadczyła, unosząc w górę ręce. – A więc, czego właściwie pan chce, panie 
MacAllister?

Ciebie, pomyślał Forrest. Ogromne szare oczy Jillian były urzekające. To 

czarodziejka. Panna Jillian Jones-Jenkins mówiła  językiem ubiegłych stuleci. 
Zafascynowała go, zupełnie zawróciła mu w głowie.

– I jak? – spytała Deedee. – Czy ogłosiliście zawieszenie broni?
– Nie jestem łajdakiem – oświadczył Forrest, potrząsając głową. – Czy tę 

sprawę możemy uznać za wyjaśnioną? Przyszedłem tu w określonym celu.

– Ciekawe, w jakim – zainteresowała się Jillian, krzyżując ręce na piersi.
– Właśnie mam zamiar to wyjaśnić – powiedział z naciskiem. – Zaraz po 

wejściu kupiłem jedną z pani książek. Leży na ladzie, a na paragonie jest moje 
nazwisko.

– A więc dlaczego czaił się pan? – spytała Jillian, lekko pochylając się w 

jego stronę. – Proszę mi odpowiedzieć.

– Ponieważ książkę tę kupiłem dla mojej siostry, Andrei – wyjaśnił. – 

Andrei MacAllister Stewart. Pani przyjaciółki. Tej, która spodziewa się bliźniąt 
i nie może wychodzić z domu, by nie sprowokować zbyt wczesnego pojawienia 
się maleństw na świecie. Andrea bardzo żałuje, że nie mogła sama przyjść tutaj 
dzisiaj.

–   Teraz   wszystko   rozumiem   –   rozpromieniła   się   Deedee.   –   Forrest 

background image

MacAllister! Andrea tak często mówiła o panu. Bardzo cieszyła się na pana 
powrót   z   Japonii.   I   proszę,   wreszcie   się   doczekała.   Czy   to   nie   cudowna 
niespodzianka, Jillian? Mamy wreszcie okazję poznać brata Andrei, Forresta.

– No,  cóż.  – Jillian  uniosła  głowę.  – Pokrewieństwo  z  Andreą  to  nie 

powód, by czaić się między regałami.

– Och, a czego, u licha, spodziewała się pani? – spytał, podnosząc głos. – 

Miałem   może   stać   w   kolejce   po   autograf   na   ckliwym   romansidle   razem   z 
tłumem chichoczących bab? Nigdy w życiu, skarbie.

– No, no – mruknęła Deedee.
Chyba nieco przesadziłem, pomyślał Forrest.
Jillian   ogarnęła   taka   wściekłość,   że   gotowa   była   w   tym   momencie 

zamordować tego pewnego siebie gbura. Oczy, dotąd szare i łagodne, płonęły 
gniewem   i   oburzeniem.   Jej   policzki   pałały,   a   piersi,   bujne,   kształtne   piersi, 
unosiły się gwałtownie.

Była zachwycająca.
– Ty... ty... – zaczęła Jillian, – Nic nie mów – próbował powstrzymać ją 

Forrest.   Szybko   uniósł   w   górę   obie   ręce   na   znak,   że   się   poddaje.   –   To   źle 
zabrzmiało. Chciałem tylko powiedzieć... – Myśl, MacAllister! Twoje życie jest 
w niebezpieczeństwie! – Każdy mężczyzna czułby się nieswojo w otoczeniu 
tylu kobiet. – Posłał pannie Jones-Jenkins swój najbardziej promienny uśmiech. 
– Denerwowałem się.

– Jak cholera – stwierdziła Jillian, patrząc na niego spod zmrużonych 

powiek.

Uśmiech zniknął z twarzy Forresta.
– Nie sądzę, by tego rodzaju słów używały damy w ubiegłych stuleciach. 

To   zresztą   nieważne.   Jestem   przekonany,   że   pani   książka   jest   wspaniała, 
naprawdę   cudowna.   Lubię   romanse.   Do   licha,   uwielbiam   romanse.   Jestem 
bardzo   romantycznym   facetem.   Poważnie.   Może   pani   spytać   jakąkolwiek 
kobietę, z którą... Przepraszam.

– Panie MacAllister – przerwała mu Jillian.
– Forreście. Proszę zwracać się do mnie po imieniu. Szczerze podziwiam 

każdego, kto potrafi napisać książkę i doprowadzić do jej wydania. Jeśli chodzi 
o   pisanie,   jestem   w   stanie   jedynie   wypisywać   czeki.   Byłbym   naprawdę 
wdzięczny, gdyby zgodziła się pani złożyć autograf na książce, którą kupiłem 
dla mojej siostry. Lektura pani najnowszej powieści z pewnością pozwoli jej 
choć na chwilę zapomnieć o obawach związanych z czekającym ją porodem. 
Proszę mi wierzyć, sam przeczytam tę książkę od pierwszej do ostatniej strony. 
Przepraszam,   jeśli   obraziłem   panią.   Obecność   tylu   kobiet   naprawdę   mnie 
zestresowała. Czy zechce pani podpisać książkę Andrei?

Forrest MacAllister nie gra uczciwie, pomyślała Jillian. Miał jednak w 

sobie tyle wdzięku, zaś ton jego głosu nie pozostawiał wątpliwości co do tego, 

background image

że bardzo kocha swoją siostrę.

Odkąd zaprzyjaźniły się z Andreą, zawsze zdawała sobie sprawę z tego, 

że   MacAllisterowie   są   bardzo   oddani   sobie   nawzajem.   Kiedy   była   młodsza, 
zastanawiała się czasem, jak to by było, gdyby miała braci, siostry i rodziców, 
którzy...

– Jillian? – przerwał jej rozmyślania Forrest.
– Tak, oczywiście – odparła z uśmiechem. – Z przyjemnością zrobię to 

dla Andrei.

–   Chwała   Bogu   –   Deedee   odetchnęła   z   ulgą.   Szybko   podała   książkę 

Jillian. – Pisz.

Jillian usiadła przy stole i posłusznie wypełniła polecenie przyjaciółki. 

Kilka minut później wręczyła książkę Forrestowi.

– Proszę – powiedziała. – Mam nadzieję, że „Uścisk nocy” spodoba się 

Andrei. Proszę jej powiedzieć, że wkrótce zjawię się u niej.

– Dziękuję.
Raz jeszcze spojrzeli sobie w oczy i znów żadne z nich nie poruszyło się, 

wstrzymując oddech. Ich serca biły szybko i zdawało się im, że świat wokół 
nich nagle przestał istnieć.

– Cóż, ja... – zaczęła Deedee.
– Co? – zawołali jednocześnie zaskoczeni Jillian i Forrest, kiedy słowa 

Deedee przerwały tę magiczną chwilę.

Deedee położyła rękę na sercu.
– Chciałam tylko powiedzieć, że księgarnia jest już zamknięta i możesz 

jechać do domu, żeby odpocząć, Jillian. Z chęcią odwiozłabym cię, ale jestem 
umówiona na spotkanie.

– Wezwę taksówkę – stwierdziła Jillian, wstając. – W ogóle się mną nie 

przejmuj.

– Z przyjemnością odwiozę panią do domu, panno... – Forrest urwał na 

moment – Jillian.

– Och, nie, pojadę taksówką, panie MacAllister. Dziękuję – powiedziała, 

nie patrząc na niego.

– Forreście – poprawił ją. – Proszę się zgodzić. W ten sposób będę mógł 

choć trochę zrehabilitować się po tym, jak wystraszyłem cię dzisiaj, „czając” się 
pomiędzy   regałami.   Odwiozę   cię   do   domu,   zgoda?   A   więc   skoro   to   już 
ustaliliśmy, jedźmy.

– Świetny pomysł – poparła go Deedee. – Naprawdę nie masz powodu do 

niepokoju, Jillian. Znamy Andreę, Forrest jest jej bratem, to wystarczy. Jesteś 
całkowicie   bezpieczna,   choć   może   zbyt   zmęczona,   by   zdawać   sobie   z   tego 
sprawę.

– Ale... – próbowała zaprotestować Jillian, lecz nikt nie zwracał na nią 

uwagi.

background image

–   Jillian   przyjechała   tutaj   prosto   z   lotniska   –   Deedee   poinformowała 

Forresta.

– Idę po samochód – oświadczył Forrest, ruszając w stronę drzwi.
– Dobrze – odparła zrezygnowana Jillian. – Niech będzie, co ma być.
Deedee przekręciła klucz w drzwiach po wyjściu Forresta i Jillian. Potem 

podeszła do telefonu i wykręciła numer Andrei.

– Było niełatwo – oznajmiła przyjaciółce – ale udało się. Forrest odwozi 

Jillian do domu. Twój brat jest naprawdę niesamowicie przystojny. Na razie 
wszystko idzie dobrze... pod warunkiem, że Jillian nie zamorduje go po drodze. 
Tak więc, jutro...

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Samochód   Forresta   był   starym,   czterodrzwiowym   modelem   BMW   z 

szarą,   pluszową   tapicerką.   Jak   bardzo   chce   mi   się   spać,   pomyślała   Jillian, 
zajmując miejsce obok kierowcy. Od jej domu dzieliło ich dwadzieścia minut 
jazdy. Wytrzyma jakoś tę podróż, a potem będzie mogła spać do woli. Podczas 
najbliższych dwudziestu minut nie miała zamiaru zwracać najmniejszej uwagi 
na Forresta MacAllistera.

Ten   mężczyzna   był   groźny.   Emanował   męskością,   sprawiając,   że   ona 

sama   czuła   się   teraz   kobietą   bardziej   niż   kiedykolwiek.   Jej   ciało   pulsowało 
pożądaniem. Gorącym, słodkim i bardzo nie chcianym pożądaniem.

Och, wszystko to było jedynie wytworem jej zmęczonego  umysłu.  Za 

chwilę znajdą się przed jej domem, pożegna Forresta i na tym skończy się ich 
znajomość. Nigdy więcej go nie zobaczy.

Nigdy?   Nigdy   więcej   nie   spojrzy   w   te  orzechowo-brązowe   oczy?   Nie 

ujrzy zmysłowych ust, wyrazistej twarzy, mocnych szerokich barków? Nigdy 
więcej nie usłyszy śmiechu Forresta? Nigdy... Och, Jillian, proszę, uspokój się. 
Pomyśl o śnie i nie bądź idiotką.

Odepchnęła natrętne myśli i zapadła w lekką drzemkę.
Jesteś naprawdę piękna, stwierdził Forrest, zerkając na swoją pasażerkę. 

Jillian   spała.   Oddychała   wolno   i   spokojnie,   a   jej   delikatne   rysy   we   śnie 
złagodniały.

Chciałby wierzyć, że to jego towarzystwo dawało jej tak duże poczucie 

bezpieczeństwa, że pozwoliła sobie na sen. Takie przypuszczenie sprawiło mu 
radość,   lecz   niestety   było   nieprawdziwe.   W   rzeczywistości   to   wycieńczenie 
fizyczne było powodem, że panna Jones-Jenkins zasnęłaby nawet w obecności 
Kuby Rozpruwacza.

Zaśmiał   się   w   duchu,   przypominając   sobie   słowa,   jakimi   nazwała   go 

dzisiaj. Jej sposób wyrażania się naprawdę mu się podobał. Jillian Jones-Jenkins 
była fascynującą   kobietą.  Wyjątkową.  Inteligentną.  Utalentowaną.  Czarującą. 
Wspaniałą.

Ale czy Jillian była osobą, którą powinien się zaopiekować?
Z pewnością nie zamierzał spełnić śmiesznej prośby Andrei. Z drugiej 

jednak   strony   przyjście   na   świat   bliźniaków   było   poważną   sprawą   i 
zdecydowanie nie chciał drażnić siostry, żeby nie stało się to za wcześnie.

Cóż, umówi się więc z Jillian i podczas tego spotkania porozmawia z nią 

o tym, jak ważna jest w życiu właściwa hierarchia wartości. To wszystko, co 
może zrobić dla Andrei, ze względu na stan jej zdrowia, jako dobry i lojalny 
brat.   Tak,   nie   pozwoli   przecież,   by   manipulowała   nim   jego   zwariowana 
siostrzyczka.

background image

Zanim Forrest dojechał pod podany przez Jillian adres, zapadł zmrok. 

Znajdowali się teraz w zamożnej dzielnicy na skraju Ventury pełnej starych, 
eleganckich domów. Kiedy podjechali bliżej, zapaliły się lampy  oświetlające 
front domu.

Forrest spojrzał na Jillian, by sprawdzić, czy światła nie obudziły jej, lecz 

dziewczyna nadal spała twardo, również wtedy, gdy zatrzymał się i wyłączył 
silnik.

Patrzył   na   nią   przez   długą   chwilę,   walcząc   z   chęcią   pocałowania 

kuszących, lekko rozchylonych ust. Ogromnym wysiłkiem woli skierował swoją 
uwagę   znów   na   dom.   Otynkowany   na   biało   budynek   z   czerwonym   dachem 
zdobiły wąskie, wysokie okna i rzeźbione drzwi frontowe z ciemnego drewna. 
Całość   otaczała   bujna   zieleń,   starannie   utrzymana   i   doskonale   podkreślająca 
wykwintny   charakter   posiadłości.   Forrest   skinął   głową   z   aprobatą,   a   potem 
przeniósł   wzrok   na   swoją   pasażerkę.   Po   krótkim   wahaniu   położył   dłoń   na 
ramieniu Jillian i delikatnie nią potrząsnął.

– Jillian? – powiedział cicho. – Jesteś w domu. Obudź się, żebyś mogła 

pójść spać. – Zmarszczył czoło, bo dziewczyna się nie obudziła. – Jillian, Jillian, 
słońce, wstań i świeć.

–   Nie,   powiadam   wam,   żem   zmęczona   –   mruknęła,   układając   się 

wygodniej na fotelu. – Odejdźcie.

Forrest uśmiechnął się, raz jeszcze zachwycony jej słownictwem.
–   Czas   już,   lady   Jillian   –   zaczął   ponownie   –   by   udała   się   pani   na 

spoczynek do swojej komnaty. – Nieźle, MacAllister, zaczynał zasmakowywać 
w tym szaleństwie. – Lady Jillian?

Spod długich rzęs patrzyła na niego para zdumionych oczu.
– Co? Gdzie? – spytała Jillian, a potem nagle wyprostowała się. – Och, 

ja... – Spojrzała na Forresta. – Zasnęłam. To bardzo nieuprzejme z mojej strony.

– W ogóle się tym nie przejmuj.  Pomyśl,  że jestem jedynie zwykłym 

taksówkarzem, a ty niezwykle zmęczoną pasażerką.

– Nie będę się z tobą sprzeczać – stwierdziła, otwierając drzwiczki wozu. 

– Teraz marzę tylko o tym, żeby położyć się do łóżka.

To interesujące, pomyślał Forrest. Nawet więcej niż interesujące.
Jillian   podeszła   do   drzwi   i   ziewając,   przekręciła   klucz.   Forrest   wyjął 

bagaże, jakimś  cudem dając  radę wziąć  na raz wszystkie cztery walizki,  po 
czym podążył za Jillian do środka.

Z   zaciekawieniem   rozejrzał   się   wokół.   Dom   był   urządzony   w 

południowo-zachodnim   stylu,   a   w   wystroju   wnętrza   przeważały   kolory: 
łososiowy, jasno-turkusowy i kremowy, tworząc kojącą, spokojną atmosferę.

– Ładnie – pochwalił, kiwając głową. – Bardzo ładnie urządziłaś dom.
– Dziękuję. Oprowadziłabym cię po nim, ale jestem tak zmęczona, że 

najprawdopodobniej   zabłądziłabym   sama.   –   Znów   ziewnęła.   –   Jestem 

background image

wykończona.

– Czy chciałaby pani, żebym zaniósł bagaże do jej komnaty, lady Jillian?
Zachichotała, po czym szybko zasłoniła usta ręką, sama zaskoczona tą 

dziecinną reakcją.

–   Nie,   drogi   giermku   –   odparła,   skinieniem   ręki   dając   mu   znak   do 

odejścia.   –   Niech   zostaną   tutaj.   –   Potem   uśmiechnęła   się.   –   Dziękuję   za 
odwiezienie   mnie,   Forreście.   Miło   było   cię   poznać   i   przepraszam   za   moje 
dziwne   zachowanie   w   księgarni.   Byłam   zbyt   zmęczona,   by   do   końca 
kontrolować to, co mówię.

– Cóż, lady Jillian – zaczął z uśmiechem – zastanawiałem się, czy nie 

zechciałaby pani zjeść ze mną jutro kolacji?

– Kolacji? O, tak, oczywiście. Do widzenia. – Obróciła się i ruszyła do 

sypialni.

– Jillian?
– Tak?
Zatrzymała się, by spojrzeć na niego przez ramię.
– O co chodzi?
– Nie sądzisz, że powinnaś zamknąć za mną drzwi?
– Och. Tak. Oczywiście, że powinnam. Gdzie moja głowa?
– Marzy o poduszce i głębokim śnie.
Jillian stanęła obok niego przy drzwiach, przytrzymując się klamki.
– Siódma trzydzieści – przypomniał jej.
– Naprawdę? – odparła wyraźnie zdziwiona. – Nie, nie jest jeszcze chyba 

tak późno. Cóż, może jest. – Wzruszyła ramionami. – Jakie to ma znaczenie?

– Przyjadę po ciebie o siódmej trzydzieści – wyjaśnił, a potem popatrzył 

na nią z zastanowieniem. – Czy będziesz pamiętała o tej rozmowie?

– Oczywiście. Nie mam sklerozy.
Forrest zrobił krok do przodu i szybko pocałował ją w usta.
– Dobrze, a więc do zobaczenia. – Świetnie. Jego misja została oficjalnie 

rozpoczęta. – Śpij dobrze, Jillian.

Jillian   powoli   zamknęła   drzwi   i   przekręciła   klucz.   Czubkami   palców 

bezwiednie dotknęła ust. Na wargach wciąż czuła ciepło pocałunku Forresta.

O pierwszej w nocy Forrest zamknął książkę, którą czytał nieprzerwanie 

od chwili powrotu do domu.

„Uścisk  nocy”, informował  widniejący  na okładce  tytuł. Dzieło Jillian 

Jones-Jenkins.

Była to niesłychanie dobrze napisana powieść. Nie sądził, że ta lektura go 

zaciekawi,   obiecał   jednak   Jillian,  że   przeczyta  jej   książkę,   i   dlatego   jedynie 
sięgnął po ten romans.

Ku   zaskoczeniu   Forresta   ciekawa   akcja   wciągnęła   go   bez   reszty, 

background image

przygody bohaterów zafrapowały od pierwszej strony i z przejęciem przewracał 
kolejne kartki, by poznać dalsze losy wymyślonych przez Jillian postaci.

Przez wiele lat kpił z Andrei, że czyta głównie łzawe romansidła. Cóż, 

teraz będzie musiał ją przeprosić, zwłaszcza że zamierzał pożyczyć od siostry 
także inne powieści Jillian.

Jillian,   pomyślał,   obracając   książkę,   tak   by   obejrzeć   umieszczoną   na 

okładce z tyłu fotografię. Była naprawdę piękna, choć biało-czarne zdjęcie nie 
oddawało w pełni urody szarych oczu, jedwabistych, ciemnobrązowych włosów 
i kremowej cery. Przeniósł wzrok na usta Jillian.

Jej piękne, koralowe wargi stworzone były do pocałunków. Nigdy dotąd 

nie zdarzyło się mu do tego stopnia ulec impulsowi, by pocałować dopiero co 
poznaną kobietę. Tym razem zrobił to bez zastanowienia. Po prostu pochylił się 
i   pocałował   ją.   Właściwie   tylko   musnął   wargami.   Ot,   zwyczajny,   przelotny 
pocałunek.

Nieprawda.   Kiedy   spotkały   się   ich   usta,   ogarnęła   go   fala   cudownych, 

niespodziewanych   wrażeń.   Pragnął   wziąć   Jillian   w   ramiona,   pogłębić 
pocałunek, czuć odpowiedź jej ciała.

Poznanie panny Jones-Jenkins bez wątpienia wywarło na nim głębokie 

wrażenie. Raz jeszcze spojrzał na jej fotografię.

– Dobranoc, lady Jillian. Nie mogę się doczekać jutrzejszego wieczoru.

Wczesnym   popołudniem   następnego   dnia   Jillian   obróciła   się   na   bok   i 

uchyliła jedno oko, próbując przypomnieć sobie, w jakim hotelu przyszło jej 
spać   tej   nocy.   Po   chwili   otworzyła   także   drugie   oko,   uśmiechnęła   się   i 
przeciągnęła jak zadowolony kociak. Nareszcie wróciła do domu.

– Cudownie – powiedziała głośno.
Chwilę później jednak, kiedy Jillian bardziej oprzytomniała, na jej czole 

pojawiła się zmarszczka.

Miała   dziwny   i   absurdalny   sen   z   Forrestem   MacAllisterem   w   roli 

głównej. Występował w stroju angielskiego arystokraty z ubiegłego stulecia. 
Był   ubrany   w   koszulę   z   żabotem   i   falbaniastymi   mankietami,   a   całości 
dopełniały obcisłe spodnie wsunięte w długie skórzane buty. Gęste kasztanowe 
włosy, ściągnięte czarną wstążką, opadały na plecy.

Ona miała na sobie wspaniałą suknię balową z ciemnozielonego atłasu z 

głęboko wyciętym dekoltem. Starannie zebrane do góry włosy zdobiły zielone 
wstążeczki.

Oboje z Forrestem wyglądali niczym bohaterowie jednej z jej powieści. 

Tańczyli na zatłoczonej sali balowej, później w księgarni Deedee, a na koniec w 
jej własnym salonie.

– Co za nonsens – zawołała, odrzucając kołdrę.
Ruszyła   przez   pokój,   po   to,   by   znów   przystanąć   zaledwie   po   kilku 

background image

krokach. Dotknęła ust czubkami palców, gdy wspomnienie pocałunku Forresta 
znów wywołało w niej dreszcz. Zaraz, zaraz. Ten pocałunek nie zdarzył się we 
śnie. Forrest MacAllister pocałował ją naprawdę.

Z   lekkim   niesmakiem   poszła   do   łazienki   i   chwilę   później   stała   pod 

gorącym strumieniem prysznica. Cóż, musiała przyznać, że choć krótki, był to 
pocałunek   bez   wątpienia   niezwykły.   I   raczej...   kurtuazyjny...   Tak,   to   było 
właściwie słowo. Może odrobinę zbyt śmiały, jeśli wziąć pod uwagę, że dopiero 
co się poznali, ale bez wątpienia przyjemny.

Wycierając   się   dużym,   miękkim   ręcznikiem,   Jillian   miała   dręczące 

poczucie, że zapomniała o czymś istotnym. Ale o czym? Była tak zmęczona 
wczorajszego wieczoru, że w żaden sposób nie mogła  przypomnieć  sobie, o 
jakiej to ważnej rzeczy miała dzisiaj pamiętać.

Kwitując wszystko wzruszeniem ramion, wyszła ostatecznie z łazienki i 

poszła przebrać się w sprane dżinsy, workowatą czerwoną koszulkę z napisem 
„Pisarze zawsze mają ostatnie słowo” i skarpetki ozdobione biało-czerwonymi 
kropkami.

Po wypiciu filiżanki herbaty i zjedzeniu muesli z jogurtem, zadzwoniła do 

swojej sekretarki, Lorraine, by powiadomić ją, że wróciła do domu.

Niezawodna   jak   zawsze   Lorraine   poinformowała   Jillian,   że   wszystkie 

rachunki zostały opłacone, dostawa prasy będzie wznowiona od dziś, gosposia 
uzupełniła zapasy w spiżarni oraz w lodówce i wszystko jest pod kontrolą.

– Jesteś nieocenionym skarbem – stwierdziła Jillian.
–   Wiem   –   odparła   Lorraine.   –   Jestem   fantastyczna.   Mam   tu   listy   od 

twoich wielbicieli, lecz nie martw się, nie mam zamiaru odwiedzać cię przez 
najbliższe   dwa   tygodnie.   Oficjalnie   dziś   rozpoczynasz   swój   urlop.   Czym 
zamierzasz zająć się tym razem?

–   Nie   wiem   jeszcze   –   przyznała   Jillian.   –   Program   trasy   był   tak 

zaplanowany, że nie miałam czasu o tym pomyśleć.

– Cóż – odparła sekretarka Jillian. – Nie mogę się doczekać, by poznać 

twój   tegoroczny   Plan.   Plan   przez   duże   P,   oczywiście.   W   ostatnich   latach 
podczas swoich dwutygodniowych wakacji jeździłaś na wycieczki, uczyłaś się 
szydełkowania, czytałaś bajki dzieciom w szpitalu lub podejmowałaś się innych 
pożytecznych zajęć. Najbardziej podziwiałam cię wówczas, gdy postanowiłaś 
wytapetować łazienkę.

Jillian zaśmiała się.
– Którą później i tak musiał zająć się fachowiec.
– To prawda. Wielkie nieba, Jillian, trudno mi  uwierzyć, że nie masz 

jeszcze   żadnego   planu.   Dziś   jest   pierwszy   dzień   twych   wakacji   i   sama 
rozumiesz, że marnujesz czas nawet teraz, gdy rozmawiamy.

– Wiem. Przez cały czas zastanawiam się nad tym i odpowiem ci później, 

Lorraine. Aha, a jak miewają się twój mąż i wnuki?

background image

– Mój mężuś wciąż najbardziej lubi wylegiwać się na kanapie, a dzieciaki 

są wspaniałe i niewiarygodnie bystre. Do usłyszenia, moja droga.

Jillian powoli odłożyła słuchawkę, której przyglądała się potem jeszcze 

przez długą chwilę.

Lorraine miała rację. Zawsze szczegółowo planowała swoje wakacje na 

długo   przed   nadejściem   tych   oczekiwanych   przez   długie   miesiące   dwóch 
tygodni. Jej wydawca zajmował się teraz przygotowaniem do druku kolejnej 
powieści,   mordercze   tournee   dobiegło   końca,   a   ona   miała   dla   siebie   całych 
czternaście dni przed przystąpieniem do pisania nowej książki.

– Pomyśl, czym się zająć, Jillian – powiedziała głośno. Rozpakowując 

bagaże, piorąc i susząc rzeczy, przez cały czas zastanawiała się, jak zaplanować 
ten   cenny   czas.   Myślała   nad   tym,   sortując   papiery   i   przygotowując   listę 
księgarzy,   którym   powinna   podziękować,   odnosząc   całą   korespondencję   do 
dużego, słonecznego  gabinetu, którego drzwi następnie stanowczo zamknęła, 
obiecując sobie nie otwierać ich przez najbliższe dwa tygodnie.

Myślała o tym wciąż, jedząc kanapkę z masłem orzechowym i bananem, a 

potem oglądając telewizję.

Kiedy   zaczął   zapadać   zmrok,   zaciągnęła   zasłony,   włączyła   lampy   i 

rozpaliła ogień w kominku, myśląc ciągle o tym samym.

Wreszcie   usadowiła   się   na   kanapie,   wyciągając   przed   siebie   stopy   w 

kolorowych skarpetkach. Nadal nie przychodził jej do głowy żaden genialny 
pomysł, jak wykorzystać te wyjątkowe dwa tygodnie.

– Muszę coś zjeść – powiedziała, wstając gwałtownie. – Głodny człowiek 

nie ma inwencji.

Kilka   minut   później,   zamówiwszy   oryginalną   włoską   pizzę   Super 

Supreme Deluxe, nerwowo przechadzała się po salonie, mrucząc do siebie:

– Skoki na spadochronie?  Och, nie, najprawdopodobniej połamałabym 

sobie nogi. Kurs wykwintnego gotowania? – Potrząsnęła głową. – Zrobiłabym 
się   gruba   jak   beczka.   Nauka   rosyjskiego?   Japońskiego?   Francuskiego?   – 
Zmarszczyła   czoło.   –   Z   kim   będę   rozmawiała   po   rosyjsku?   Och,   do   licha, 
zmarnowałam już jeden z moich cennych czternastu dni.

Z westchnieniem rezygnacji opadła na kanapę, by obserwować płonący 

na   kominku   ogień.   Z   tego   hipnotycznego   niemal   transu   wyrwał   ją   dźwięk 
telefonu.

– Jillian? Tu Deedee. Od rana zamierzałam zadzwonić do ciebie, miałam 

tu jednak tak wielu klientów, że dopiero teraz mogłam wyrwać się na chwilę. 
Jest coś ważnego, o czym chciałam z tobą porozmawiać. Wolałabym zrobić to 
osobiście, ale... Czy masz czas na pogawędkę?

– Oczywiście. W czym problem?
– Przede wszystkim chciałam podziękować za to, że również Books and 

Books zaszczyciłaś swoją obecnością.

background image

–   Och,   to   jest   dla   mnie   zawsze   sama   przyjemność.   Twoi   klienci   są 

przemili. A więc, o czym to tak ważnym chciałaś porozmawiać?

– Och, cóż... – Deedee  urwała na moment.  – Skoro słyszę twój głos, 

rozumiem, że Forrest MacAllister dowiózł cię wczoraj bezpiecznie do domu. Ty 
zaś nie zamordowałaś go po drodze ani nie oblałaś atramentem.

– Przespałam całą drogę.
– Och, nie. Jesteś zupełnie beznadziejna. To najbardziej seksowny facet, 

jakiego znam, Jillian. I w dodatku jest sympatyczny. A ty przespałaś całą drogę 
do domu?

– I kto to mówi? Nigdy dotąd nie wypowiedziałaś ani jednego dobrego 

słowa pod adresem jakiegokolwiek mężczyzny. Tępisz ich na każdym kroku.

–   To   nieprawda.   W   tej   chwili   spotykam   się   z   trzema   różnymi 

mężczyznami. Kłopot w tym, że kiedy któryś z nich zaczyna traktować naszą 
znajomość zbyt poważnie, tracę do niego sympatię.

– Masz serce zimne jak lód, Deedee. W tym problem. Czy to właśnie było 

tak „ważne”?

– Nie. Mmm, to znaczy w pewnym sensie...
– Deedee!
–   Dobrze,   już   przechodzę   do   istoty   sprawy.   –   Odetchnęła   głęboko.   – 

Jillian,   chciałabym,   żebyś   wysłuchała   spokojnie   tego,   co   mam   ci   do 
powiedzenia. Czy zaplanowałaś, czym zajmiesz się tym razem w czasie urlopu?

– Jeszcze nie, co bardzo mnie niepokoi. Zmarnowałam już cały jeden 

dzień. A dlaczego pytasz?

–   Mm,   cóż,   Andrea   zamartwia   się   z   powodu   Forresta.   Bardzo   ciężko 

pracował w Japonii, prawie w ogóle nie odpoczywając. Teraz przyrzekł przez 
kilka   tygodni   nie   wracać   do   pracy,   lecz   Andrea   mówi,   że   z   pewnością   nie 
dotrzyma słowa. Znów będzie ślęczał godzinami nad deską kreślarską. Była tak 
przejęta,   że   niemal   płakała,   kiedy   rozmawiałyśmy   o   Forreście.   Tak   bardzo 
martwi   się   o   niego,   Jillian.   Chcąc   ją   uspokoić,   obiecałam,   że   spróbujemy 
wymyślić jakiś sposób, żeby pomóc mu zrelaksować się, zapomnieć choć na 
trochę o pracy, cieszyć się okresem odpoczynku.

– Wciąż nie rozumiem jednak – zauważyła Jillian – jaki związek praca 

zawodowa Forresta MacAllistera może mieć ze mną.

– W tobie jedyna nadzieja. Zajmij się Forrestem MacAllisterem. Potraktuj 

to jako swoje wakacyjne zadanie.

– Co? – pisnęła Jillian.
– Jillian, proszę, wysłuchaj mnie do końca. Wiesz przecież, że Andrei nie 

wolno się denerwować, a właśnie to robi z powodu Forresta. Andrea potrzebuje 
twojej pomocy, Jillian. Jesteś jedyną osobą, która może wpłynąć na Forresta, 
przekonać   go, by  rozsądniej   dzielił czas   pomiędzy  obowiązki  i odpoczynek. 
Andrea   jest   tak   przygnębiona   z   jego   powodu.   –   Deedee   westchnęła.   –   To 

background image

naprawdę może jej zaszkodzić.

– Wy dwie kwalifikujecie się do domu wariatów – stwierdziła Jillian. – 

Forrest nie jest dzieckiem, którym trzeba się zajmować. To dorosły mężczyzna, 
za którego nikt nie może podejmować decyzji.

–   Oczywiście,   że   może.   Kto   się   do   tego   najlepiej   nadaje?   Ty. 

Wyświadczysz w ten sposób przysługę swojej drogiej przyjaciółce Andrei. Miej 
na względzie te słodkie maleństwa, które niedługo pojawią się na świecie. Ona 
naprawdę cię potrzebuje. Podobnie jak Forrest. Jak możesz jej odmówić?

–   Deedee,   Forrest   MacAllister   nie   wygląda   na   mężczyznę,   któremu 

brakowałoby damskiego towarzystwa.

– Rzeczywiście, masz rację. Problem jednak w tym, że on nigdy nie ma 

czasu, żeby cieszyć się tym, co oferuje życie. Musisz być śmiała i odważna. 
Wystąp   z   inicjatywą,   zaproś   go   gdzieś,   pomóż   mu   uporządkować   życie.   To 
wspaniałe i szlachetne zadanie, Jillian. Pomyśl, jaką przysługę wyświadczysz 
Andrei i Forrestowi.

– Pomyślę raczej o tym, gdzie uzyskać fachową pomoc dla was dwóch. 

Musicie być niespełna rozumu, Deedee. To szalony pomysł.

– Nieprawda! Posłuchaj, kiedy MacAllisterowie byli mali, ich matka co 

pewien czas wysyłała ich do ludzi z konkretną misją. Kosili trawniki, trzepali 
dywany i tym podobne. Czy to nie urocze?

– Zbyt urocze, by to wyrazić słowami – odparła Jillian z ironią.
–   A   więc   prosimy   cię   teraz,   żebyś   została   dobrym   duszkiem   Forresta 

MacAllistera.

– Deedee...
– Nie odmawiaj, Jillian. Obiecaj chociaż, że o tym pomyślisz. Kiedy się 

nad   tym   dobrze   zastanowisz,   zrozumiesz,   że   to   rozwiązanie   idealne   dla 
wszystkich zainteresowanych. Ty będziesz miała zajęcie, Forrest uporządkuje 
swoje życie, Andrea przestanie się martwić.

– Deedee, ja naprawdę nie chcę... – Dzwonek u drzwi sprawił, że Jillian 

urwała w pół zdania. – Ktoś przyszedł. Przynieśli pewnie zamówioną przeze 
mnie pizzę.

– Dobrze, kończmy tę rozmowę. Obiecaj tylko, że zastanowisz się nad 

moją propozycją.

–   Dobrze,   zgoda,   zastanowię   się.   Muszę   iść,   cześć,   Deedee.   –   Jillian 

odłożyła   słuchawkę   i   wstała   szybko.   –   Pizza!   Sytemu   człowiekowi   nie 
przychodzą do głowy głupie pomysły. – Przemaszerowała przez salon. – Andrea 
i Deedee powinny zacząć lepiej się odżywiać.

Po   drodze   wzięła   ze   stojącego   w   holu   kredensu   dwudziestodolarowy 

banknot.

–   Naprawdę   nie   czekałam   długo   –   zaczęła,   otwierając   drzwi.   – 

Dzwoniłam zaledwie kilka minut... – Zamilkła, zapominając jednak zamknąć 

background image

usta. Jej oczy rozszerzyły się.

Przed   nią,   ubrany   w   ciemnoszary   garnitur   i   jasnoniebieską   koszulę   z 

doskonale dobranym jedwabnym krawatem, stał Forrest MacAllister.

– Andreo! – powiedziała do słuchawki Deedee. – Na razie wybawił nas 

dostawca   pizzy.   Jillian   nie   spodobał   się   nasz   pomysł.   Udało   mi   się   jedynie 
uzyskać od niej obietnicę, że się nad nim zastanowi.

–   Zobaczymy,   co   z   tego   wyniknie.   Bądźmy   w   kontakcie.   Naprawdę, 

kiedy zdecydowałyśmy, że Forrest i Jillian idealnie pasują do siebie, nawet nie 
podejrzewałam, że Amor będzie musiał tak ciężko pracować. Ale ostateczny 
sukces wynagrodzi nam te trudy! Pa!

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Jillian   spoglądała   z   niedowierzaniem   na   stojącego   przed   nią   Forresta 

MacAllistera. Promienny uśmiech rozjaśniający jego twarz w pierwszej chwili 
ustępował teraz miejsca wyrazowi zaniepokojenia, kiedy Forrest przyjrzał się jej 
strojowi.

Jillian patrzyła na niego wyraźnie zaskoczona. Dopiero po dłuższej chwili 

odzyskała głos.

– Forrest? – spytała. – Myślałam, że to dostawca pizzy.
–   Nie   –   odparł   powoli.   –   Nie   jestem   dostawcą.   Jestem   mężczyzną,   z 

którym umówiłaś się na kolację.

– Ja?
– Tak, ty. Czy mogę wejść?
–   Tak,   oczywiście   –   powiedziała,   ustępując   mu   z   drogi.   Wyglądał 

wspaniale. Pachniał cudownie. Jego woda kolońska miała bardzo przyjemny, 
piżmowy zapach.

Kiedy zamknęła drzwi, Forrest przyjrzał się jej dokładniej.
No pięknie, pomyślał. Jillian miała na sobie workowatą koszulkę, sprane 

do   białości   dżinsy   i   dziwaczne   skarpetki.   Mimo   to   emanowała   kobiecością, 
sprawiając, że jego serce zaczęło mocniej bić.

– Musieliśmy się źle zrozumieć – zasugerowała niepewnie Jillian.
–   Prawdę   mówiąc,   obawiałem   się   tego   –   stwierdził.   –   Chciałem 

zadzwonić,   by   potwierdzić   nasze   spotkanie,   ale   masz   zastrzeżony   numer. 
Wątpiłem, czy będziesz pamiętać, że umówiłaś się ze mną na kolację.

Jillian   dotknęła   dłonią   piersi,   a   w   jej   oczach   wciąż   malowało   się 

zdumienie.

– Ja umówiłam się z tobą na kolację?
–   Oczywiście.   Staliśmy   wczoraj   w   tym   samym   miejscu,   kiedy 

powiedziałem, że przyjadę po ciebie o siódmej trzydzieści.

–   Och,   Forreście,   przepraszam.   Nie   pamiętałam   o   tym.   Coś   mnie 

niepokoiło, nie wiedziałam jednak, co to takiego. Naprawdę bardzo mi przykro.

– Nie szkodzi – odparł z uśmiechem. – Byłaś wczoraj tak zmęczona, że 

wcale nie miałem pewności, czy zdajesz sobie sprawę, o czym rozmawiamy.

Zamilkł, kiedy znów odezwał się dzwonek u drzwi.
– Przynieśli pizzę – oznajmiła Jillian, a kilka minut później stała przed 

nim, trzymając ogromne, płaskie pudełko.

–   Mmm   –   zamruczała   –   wdychając   głęboko   zapach   jednej   ze   swych 

ulubionych potraw. – Czy to nie cudowne?

– To największe opakowanie pizzy, jakie kiedykolwiek widziałem.
– Forreście, posłuchaj. Naprawdę przykro mi, że zapomniałam o naszym 

background image

spotkaniu. Czy nie zechciałbyś zostać i zjeść ze mną tej pizzy? Wystarczyłoby 
jej   dla   pułku   piechoty.   Mógłbyś   zdjąć   marynarkę   i   krawat,   poczuć   się 
swobodniej i urządzilibyśmy sobie pizza party.

– Dzięki za zaproszenie.
– Świetnie – ucieszyła się. – Przyniosę obrus i rozłożę go na podłodze 

przed kominkiem. Tutaj będzie nam przyjemniej niż w kuchni. Zaraz wracam – 
obiecała, wychodząc szybko z pokoju.

To będzie prawdziwy piknik, pomyślał, zdejmując krawat. Jillian Jones-

Jenkins jest bez wątpienia oryginalną kobietą. Kiedy spotkał ją po raz pierwszy 
w   Books   and   Books,   w   każdym   calu   wyglądała   na   wysokiej   klasy 
profesjonalistkę.   Kto   mógł   wówczas   przypuszczać,   że   ma   ona   w   swojej 
garderobie także skarpetki w kropki i że jada pizzę, siedząc na podłodze.

Lady Jillian była kobietą intrygującą i z pewnością wiele razy go jeszcze 

zaskoczy.  Z  przyjemnością   zabierze ją  kiedyś  do  eleganckiej  restauracji, ale 
dzisiejszy wieczór także zapowiadał się ciekawie.

Forrest wepchnął  krawat  do kieszeni,  powiesił na krześle  marynarkę i 

zdjął buty. Potem rozpiął dwa górne guziki koszuli i podwinął mankiety.

Był gotów na pizza party oraz inne niespodzianki, jakie mogły przynieść 

najbliższe godziny.

Jillian wróciła z kraciastym plastykowym obrusem, który rozłożyli razem 

przed kominkiem. Przyniosła także szklanki, lemoniadę w dzbanku i serwetki, a 
pośrodku umieściła pudło z pizzą.

Siedząc   na   ziemi   niczym   Indianie,   oparci   plecami   o   kanapę,   oboje 

wstrzymali oddech, gdy Jillian podnosiła wieczko pudełka.

– Niebiański zapach – zauważył Forrest z uśmiechem. – Mam nadzieję, że 

nie każesz mi zgadywać, z czym jest ta pizza.

– To dzieło sztuki – powiedziała Jillian. – A więc do dzieła, Forreście.
Oboje   zjedli   z   wielkim   apetytem   po   dwa   kawałki   tego   imponującego 

dania, a potem przez chwilę odpoczywali.

Jakie to dziwne, zastanawiała się Jillian, pijąc lemoniadę. Doświadczała 

uczucia przyjemnego ciepła i spokoju, a jego źródłem był niewątpliwie siedzący 
obok niej na podłodze mężczyzna. W jakiś sposób pasował do jej domu i dobrze 
czuła się w jego towarzystwie.

– Jillian – głos Forresta wyrwał ją z zamyślenia. – Przeczytałem wczoraj 

„Uścisk nocy” i bardzo spodobała mi się twoja powieść.

– Dziękuję – powiedziała i znów ugryzła kawałek pizzy.
– Najwyraźniej miałem mylne wyobrażenie na temat romansów. Oddając 

dzisiaj książkę Andrei, musiałem przeprosić za to, że przez lata wyśmiewałem 
jej lektury.

–   To   miłe.   Poprosiłam,   by   nie   dodawali   sardeli   do   tej   pizzy,   mam 

nadzieję, że ci to nie przeszkadza. Nie znoszę tych małych, ościstych rybek.

background image

– Co takiego? Nie, ja też ich nie lubię. Tak więc, twoja powieść jest 

rzeczywiście doskonała. Siedziałem do późna, żeby ją skończyć. Tak bardzo 
byłem ciekaw, jak bohaterowie rozwiążą swoje problemy. Ich sytuacja przez 
długi   czas   wydawała   się   beznadziejna,   a   jednak   wspaniale   udało   ci   się 
ostatecznie rozwikłać skomplikowaną intrygę.

– Dziękuję. Czy dolać ci lemoniady?
– Nie, dziękuję. Czy sama prowadzisz badania? Bardzo wiernie oddałaś 

realia   historyczne.   Wszelkie   szczegóły   dotyczące   ubioru,   mebli,   jedzenia, 
zwyczajów towarzyskich są zgodne z duchem epoki. Czy zatrudniasz kogoś, by 
wynajdywał dla ciebie te informacje?

–   Nie,   sama   prowadzę   badania.   Mam   obszerną   bibliotekę,   w   której 

zgromadziłam opracowania dotyczące różnych epok. Uff, dość. Cztery kawałki 
pizzy to dla mnie zdecydowanie za dużo.

– Ja też się najadłem.  Pizza była wyśmienita i dziękuję, że zaprosiłaś 

mnie do wspólnego posiłku. Czy sama zatytułowałaś tę powieść „Uścisk nocy”, 
czy to pomysł wydawcy?

–   Ja   wymyśliłam   ten   tytuł,   choć   czasami   w   wydawnictwie   dokonują 

zmian z powodów, które wydają mi się zupełnie bez sensu.

– Czy to cię irytuje?
– Nie, teraz już nie. Nie ma dla mnie znaczenia, czy moi czytelnicy będą 

pamiętać tytuł. Chcę, żeby zapamiętali moich bohaterów, ich przygody. Zaniosę 
resztę pizzy do lodówki.

– Zgoda. A ja zwinę obrus – zaproponował.
To   interesujące,   stwierdził,   kiedy   Jillian   odeszła   do   kuchni.   Miał 

wrażenie,   że   Jillian   nie   chce   mówić   o   swoim   pisarstwie.   Sądził,   że   autorka 
równie   utalentowana   jak   ona   z   przyjemnością   będzie   rozmawiała   o   swoich 
książkach z każdym, kto okaże choć minimalne zainteresowanie. Ale nie.

Pracujące zawodowo kobiety, z którymi spotykał się do tej pory, były 

zwykle tak oddane swojej karierze, że nie potrafiły rozmawiać na żaden inny 
temat. Pod tym względem zachowanie Jillian przyjemnie go zaskoczyło.

Jillian wróciła po obrus, a potem znów wycofała się do kuchni. Po drodze 

zastanawiała   się,   jak   powinna   pokierować   dalej   ich   rozmową.   Forrest 
interesował się jej pisarstwem. Zwykle lubiła mówić na ten temat nawet podczas 
wakacji, dziś jednak miała inny cel. Chciała poznać bliżej Forresta, dowiedzieć 
się, dlaczego pracuje więcej niż powinien.

Wróciła do salonu, znów siadając obok swojego gościa. W tym samym 

momencie i ona, i Forrest obrócili się lekko, by lepiej widzieć swoje twarze. Ich 
spojrzenia spotkały się, lecz oboje milczeli.

Jej oczy są niewiarygodne, pomyślał Forrest. Kolor przywodził na myśl 

londyńską mgłę albo puszyste, szare kocięta. Czy ich odcień zmieniłby się pod 
wpływem pożądania? Chciał znaleźć odpowiedź na to pytanie. Pragnął kochać 

background image

się z Jillian Jones-Jenkins.

Jillian odwróciła wzrok, by strzepnąć z koszulki niewidzialny pyłek.
Ile czasu patrzyła w orzechowo-brązowe oczy Forresta? Nie potrafiłaby 

powiedzieć. Nie była w stanie wykonać najmniejszego ruchu, a jej serce biło jak 
oszalałe.

Forrest MacAllister jest niebezpiecznym mężczyzną, ponieważ wzbudza 

pożądanie, skłaniając jej umysł do zdecydowanie niepokojących rozważań.

– A więc – zaczęła odrobinę za głośno. Nie śmiała podnieść wzroku i 

spojrzeć na Forresta.  – Andrea mówiła  mi,  że jesteście  rodziną architektów. 
Wasz ojciec założył podobno firmę, mając za cały kapitał własne marzenia i 
zatrudniając żonę na stanowisku sekretarki. Teraz wszyscy pracujecie razem.

–   Tak.   Rodzice   przeszli   na   emeryturę   i   odpoczywają,   podróżując   po 

całym świecie. Mój brat, Ryan, nie jest architektem, lecz świetnym, naprawdę 
oddanym pracy policjantem.

– Nie pamiętam, jak nazywa się twój najstarszy brat.
–   Michael.   Jest   żonaty   i   ma   syna.   Wspaniały   dzieciak.   Michael   lubi 

wyzwania, jakie niosą ze sobą renowacje starych budynków. Wykonał wiele 
projektów prac restauracyjnych i w tej chwili dostaje mnóstwo zleceń. Czasami 
nie jest w stanie ich wykonać. Następny, jeśli chodzi o wiek, jest Ryan. Ożenił 
się jakieś trzy miesiące temu. Andrea to nasza maskotka.

–   Czy   zatrudniliście   kogoś   na   miejsce   Andrei,   kiedy   lekarz   kazał   jej 

pozostać w łóżku?

Forrest skinął głową.
–   Andrea   znalazła   na   swoje   miejsce   bardzo   zdolną   dziewczynę.   Moja 

siostra   jest   nie   tylko   architektem,   ale   zna   się   też   na   projektowaniu   zieleni. 
Większość   ludzi   nie   zdaje   sobie   sprawy,   że   jest   to   dziedzina   na   tyle 
skomplikowana,   by   wymagać   studiów   uniwersyteckich.   Dzięki  Andrei   nasza 
firma może świadczyć pełny zakres usług. Jesteśmy w stanie zaprojektować nie 
tylko   dom,   lecz   również   jego   otoczenie,   jeśli   otrzymamy   takie   zamówienie. 
Naprawdę jesteśmy dumni z Andrei. Brak nam jej, od kiedy wycofała się w 
swoje domowe zacisze.

Jillian uśmiechnęła się, napotykając wzrok Forresta.
–   Nie   ma   wątpliwości,   że   jesteście   bardzo   sobie   bliscy.   To   naprawdę 

urocze.

– Zawsze tak było. – Wzruszył ramionami. – Czasem można mieć tego 

dość,   jako   że   wszyscy   czują   się   upoważnieni   do   dawania   sobie   nawzajem 
dobrych rad bez  pytania,  czy   ktoś  sobie  tego życzy.  Ogólnie jednak  dobrze 
wiedzieć, że jest na kim polegać w razie potrzeby.

– To wspaniale. Ja jestem jedynaczką. Zawsze marzyłam o tym, by mieć 

braci, siostry i rodziców, którzy... To znaczy braci i siostry.

Dlaczego   nagle   zamilkła,   wspomniawszy   o   rodzicach,   zastanawiał   się 

background image

Forrest. Co Jillian chciała powiedzieć?

– Teraz wiem znacznie więcej o twojej rodzinie – stwierdziła.
Gromadziła informacje dotyczące Forresta na wypadek, gdyby jednak... 

choć   nie   wydawało   się   to   zbyt   prawdopodobne.   Postanowiła   pomóc 
zapracowanemu panu MacAllisterowi.

– Masz więc teraz – podjęła z uśmiechem przerwaną na chwilę rozmowę 

– około trzydziestu lat?

– Trzydzieści dwa.
–   Ja   skończyłam   trzydzieści   kilka   miesięcy   temu.   Sądząc   z   tego,   co 

słyszałam   lub   przeczytałam,   powinnam   spodziewać   się,   że   w   moim   życiu 
nastąpi   niebawem   okres   depresji.   –   Wzruszyła   ramionami.   –   Moje 
samopoczucie jednak wciąż jest dobre.

– Cóż, wielu ludzi zapewne uważa, że jeśli ktoś nie założył rodziny przed 

trzydziestką, jest skazany na przegraną.

– Ja wyszłam za mąż w wieku dwudziestu lat, a rozwiodłam się dwa lata 

później. To tamten związek był skazany na przegraną.

– Co się stało?
– To stara historia – powiedziała, wykonując lekceważący gest ręką. – 

Nie warto o tym mówić. Rozmawiamy teraz o tobie. Jesteś jedynym pośród 
swego   rodzeństwa,   który   nie   założył   rodziny.   –   Zaśmiała   się.   –   Jeśli   jesteś 
żonaty,   musiałbyś   być   przy   tym   bardzo   bezczelny,   by   przyjąć   dziś   moje 
zaproszenie.

Forrest położył dłoń na sercu.
– Nie jestem żonaty – oświadczył z poważną miną – ani nigdy nie byłem.
– Wiem, żartowałam tylko. Andrea wspominała, że jesteś kawalerem. Ale 

– pochyliła się lekko w jego stronę – dlaczego?

– Nie spotkałem dotąd właściwej kobiety.
Bingo,   pomyślała   Jillian.   Mężczyźni   zupełnie   nie   mają   fantazji.   W 

pewnych sytuacjach wszyscy powtarzają te same, oklepane frazesy. To zdanie 
słyszała   już   zbyt   wiele   razy   i   doskonale   wiedziała,   co   oznacza   naprawdę: 
Forresta nie interesuje małżeństwo.

–   Wyobrażam   sobie,   biorąc   pod   uwagę   sposób,   w   jaki   ty,   Andrea   i 

Michael   zarabiacie   na   życie   –   odrzekła   swobodnym   tonem   –   że   twój   dom 
przypomina rezydencję z okładek katalogów.

–   Nie   mam   domu   –   odparł.   Kiedyś   marzył   o   domu.   Dużym   i 

przestronnym,   którego   ściany   odbijałyby   echo   dziecięcego   śmiechu   i   tupot 
małych stópek. Miał być tam także duży ogród, w którym biegałyby dzieci i 
pies. Może również i kot. – Mieszkam w wieżowcu.

Nie   chciał   mieć   prawdziwego   domu,   skonstatowała   Jillian.   Wolał 

mieszkanie w bloku, by uniknąć kłopotów związanych z koszeniem trawnika, 
naprawianiem cieknących kranów i dachu, wywożeniem śmieci. Nie był typem 

background image

domatora.

Spoglądała   na   swoje   skarpetki.   Poruszała   palcami,   wprawiając   tym   w 

ruch kolorowe kropki.

– Myślałam o Andrei i Johnie – odezwała się po chwili. – Urodzą im się 

bliźniaki. Cała wasza rodzina musi być podekscytowana!

Forrest zaśmiał się.
–   Narodziny   bliźniaków   to   rzeczywiście   niecodzienne   wydarzenie. 

Podwójna radość, ale też i praca.

– Na pewno – potwierdziła, kiwając głową. – Doskonale rozumiem, co 

chcesz powiedzieć. – Forrest MacAllister nie marzył o dzieciach i ojcostwie.

Dobrze   się   spisałaś,   panno   Jones-Jenkins,   Jillian   w   duchu   pochwaliła 

samą siebie. Zebrała dane i przeanalizowała je. Forrest był robiącym karierę 
młodym mężczyzną, wolnym i nie pragnącym zobowiązań, jakie nieuchronnie 
wiązały się z posiadaniem domu, rodziny, dziecka.

– Proszę, nie zrozum mnie źle, Jillian – powiedział Forrest. – Ja chcę się 

ożenić, mieć dom i dzieci.

Oczy Jillian rozszerzyły się.
– Naprawdę? Ale mówiłeś przecież... to znaczy... Naprawdę chcesz?
– Tak. Podejrzewam, że tak bardzo boję się tego, gdyż wiele małżeństw 

moich przyjaciół skończyło się rozwodami. Kiedy mąż i żona poświęcają się 
karierze   zawodowej,   brakuje   czasu   na   życie   rodzinne.   Praca   zawsze   jest 
stawiana na pierwszym miejscu.

– Och – zdziwiła się Jillian. Czy rzeczywiście jej domysły były aż tak 

dalekie od prawdy? Nigdy dotąd nie myliła się tak bardzo. – Istnieje coś takiego 
jak kompromis, panie MacAllister.

Zmarszczył brwi.
– Nieczęsto udaje się go osiągnąć. Wszystko zaczyna się dobrze, lecz 

coraz więcej znanych mi osób ma kłopoty. Oczywiście, nie jestem człowiekiem 
zacofanym,   uważającym,   że   miejsce   kobiety   jest   w   domu   przy   dzieciach. 
Dochodzę po prostu do wniosku, że nie odpowiada mi styl życia, jaki wymusza 
model rodziny, w którym oboje małżonkowie pracują. Obawiam się, że jestem 
skazany   na   starokawalerstwo,   a   moje   kontakty   z   dziećmi   będą   musiały 
ograniczyć się do zabaw z siostrzeńcami i bratankami.

– Aha, rozumiem – powiedziała z namysłem Jillian. – Czasem umawiasz 

się z kimś na randkę, lecz generalnie wolisz koncentrować się na pracy.

Wzruszył ramionami.
– Lubię swoją pracę. Projektowanie daje mi wiele satysfakcji.
– Hmm – mruknęła Jillian, patrząc przed siebie.
Nic dziwnego, że Andrea martwi się o brata. Najwyraźniej na podstawie 

dokonanych   przez   siebie   obserwacji   nabrał   bardzo   pesymistycznego 
wyobrażenia o świecie i życiu rodzinnym. Ona sama nie miała ochoty wyjść za 

background image

mąż.

Nigdy więcej! Była jednak szczerze przekonana o tym, że małżeństwo 

może być wspaniałym związkiem dwojga ludzi, nawet gdy oboje małżonkowie 
pracują zawodowo. Forrest zbyt łatwo rezygnował ze swoich marzeń i nadziei, 
poświęcając się pracy, zamiast dążyć zdecydowanie do tego, czego naprawdę 
pragnął.

Niedobrze.   Ten   mężczyzna   potrzebuje   pomocy.   Ktoś   powinien 

udowodnić mu, jak bardzo się myli. Skazywał siebie na samotne życie i było to 
naprawdę smutne.  Zapracowywał się, by zapełnić pustkę, jaką stwarzał brak 
prawdziwej więzi uczuciowej z drugą osobą. Ona sama była zadowolona z tego, 
jak   pokierowała   swoim   życiem.   Forrestowi   jednak   najwyraźniej   nie   służył 
wybrany przez niego styl życia.

A więc stało się. Postanowiła zająć się Forrestem MacAllisterem i spełnić 

prośbę Andrei i Deedee. Będzie musiała zaprogramować od nowa jego słaby, 
źle funkcjonujący umysł i wykazać, jak bardzo myli się w kwestii małżeństwa i 
równoczesnej kariery zawodowej zarówno męża, jak i żony.

Na  początek   spróbuje  przekonać  go,  by  nie  pracował  tak  wiele.   Tędy 

prowadziła droga do kompromisu, który mógł mieć dla ich obojga tak istotne 
znaczenie.

–   Jillian?   –   głos   Forresta   wyrwał   ją   z   zamyślenia.   –   Czy   mógłbym 

dołożyć jeszcze jedno polano do kominka? Ogień ledwie się tli.

Skinęła głową, a potem obserwowała w milczeniu, jak Forrest krząta się 

koło ognia. Kucnął przed kominkiem, balansując na stopach w sposób możliwy 
jedynie dla osoby o doskonałej kondycji fizycznej.

Koszula,   wsunięta   w   spodnie   o   wąskiej   talii,  napięła   się   na   szerokich 

barkach, kiedy sięgnął po drewno. Pod kosztownym materiałem spodni widziała 
wyraźnie zarys mocnych mięśni nóg.

Rumieniec na policzkach i gorąco, które ogarnęło ją nagle, nie miały nic 

wspólnego z płonącym na kominku ogniem. Tego była pewna.

Coś, co emanowało z Forresta MacAllistera sprawiło, że straciła kontrolę 

nad swoimi emocjami. Będzie musiała mieć się na baczności, jeśli ostatecznie 
ma podjąć się zadania wyznaczonego jej przez Andreę i Deedee. W żadnym 
razie   nie   chciałaby   zostać   uwiedziona   przez   tego   mężczyznę;   wolny   i 
przypadkowy seks nie był w jej stylu.

– Gotowe – oznajmił Forrest, odchodząc od kominka.
Teraz jednak usiadł znacznie bliżej niej, dotykając Jillian ramieniem.
O   tak,   pomyślała,   perspektywa   spędzenia   dwóch   tygodni   z   Forrestem 

MacAllisterem   przedstawia   się   zdecydowanie   przyjemniej   niż   kurs 
szydełkowania. Dużo, dużo przyjemniej.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Przez następne dwie godziny Jillian i Forrest gawędzili, siedząc przed 

kominkiem, i wciąż nie brakowało im nowych tematów do rozmowy.

– Opowiedz mi o Japonii – poprosiła Jillian.
– Było cudownie – odparł. – Pracowałem siedem dni w tygodniu, lecz 

mimo to udało mi się zobaczyć choć niektóre z ich najsłynniejszych zabytków. 
W Japonii wszystko nacechowane jest wdziękiem i elegancją.

– Och, jak pięknie to ująłeś.
–   Cóż,   to   prawda.   A   ludzie?   Są   fantastyczni.   Przysięgam,   Jillian, 

japońskie dzieci w pięć sekund podbiłyby twoje serce. Zostałem zaproszony 
kiedyś na przyjęcie urodzinowe, na którym dzieciaki wystąpiły w tradycyjnych 
japońskich   strojach.   Były   urocze.   Te   maluchy   przypominały   chodzące   i 
gadające lalki. Zrobiłem im tak wiele zdjęć, że dzieci zapamiętały mnie pewnie 
jako wysokiego pana z aparatem fotograficznym zamiast twarzy. Najchętniej 
zabrałbym je wtedy wszystkie ze sobą do Ameryki.

Jakim wspaniałym ojcem byłby Forrest, pomyślała Jillian. Jego wyraziste, 

brązowe   oczy   rozbłysły,   kiedy   opowiadał   o   japońskich   dzieciach.   Powinien 
mieć własną rodzinę, naprawdę powinien.

– Dość już o mnie – stwierdził. – Ile czasu zajmuje ci napisanie książki?
– Kilka miesięcy. Kiedy nadchodzi termin oddania maszynopisu, rzadko 

kiedy wychodzę ze swojej pracowni, by choć przez chwilę odetchnąć.

Aha,   pomyślał   Forrest.   Pierwsze   sygnały   wskazujące   na   nadmierne 

zapracowanie Jillian, które tak niepokoiło Andreę.

–   Czy   nie   mogłabyś   ustalić   z   wydawcą   dłuższego   terminu,   aby   móc 

czasem odetchnąć?

Jillian wzruszyła ramionami.
– Ten system pracy mi odpowiada.
Jego   siostra   i   Deedee   miały   rację,   doszedł   do   wniosku   Forrest.   Ta 

dziewczyna rzeczywiście potrzebuje pomocy. Spełni prośbę Andrei i pokaże 
Jillian, jak należy godzić wypoczynek i pracę.

Rozważania  Forresta przerwała Jillian, prosząc, by opowiedział więcej 

historii z dzieciństwa, o tym jak wychowywał się z dwoma braćmi i małą psotną 
siostrzyczką. Kiedy skończył mówić, Jillian śmiała się głośno, przyciskając ręce 
do brzucha.

Co   za   rozkoszna   istota,   pomyślał   Forrest,   przyglądając   się   jej   z 

rozbawieniem. Śmiech Jillian brzmiał jak dźwięk delikatnych dzwoneczków, a 
jej oczy lśniły radośnie. Wyglądała czarująco.

– Ojej – westchnęła Jillian, kiedy zdołała wreszcie złapać oddech. – Mam 

nadzieję,   że   nie   dostanę   czkawki.   To   mi   się   czasem   zdarza.   Twoi   rodzice 

background image

musieli mieć świętą cierpliwość, żeby wychować czwórkę urwisów.

–   Przyznasz   jednak,   że   sami   nawarzyli   sobie   piwa   –   odparł.   – 

Rzeczywiście była z nas banda rozrabiaków. – Zamilkł na chwilę. – Opowiedz 
mi o swoich rodzicach.

Jillian przestała się śmiać.
–   Nie   mam   nic   ciekawego   do   opowiedzenia.   Mój   ojciec   jest 

ambasadorem.  To znakomity  dyplomata,  dlatego zachował swoje stanowisko 
mimo  zmieniających się ekip rządzących. Mieszkaliśmy  w Anglii, Meksyku, 
Francji...   Mogłabym   długo   wymieniać   różne   państwa.   Teraz   rodzice   są   we 
Włoszech.

– To dopiero musiało być ciekawe dzieciństwo. Wprost fantastyczne.
–   Nic   bardziej   mylnego   –   powiedziała   cicho.   –   Dyplomata   musi 

prowadzić   bardzo   aktywne   życie   towarzyskie.   Moja   mama   jest   bez   reszty 
oddana ojcu i jego karierze. Rozumiem to i szanuję. Byłam wciąż zostawiana 
pod opieką niańki, gosposi lub innej osoby zajmującej się w danym momencie 
domem. Mam jeszcze w pamięci sceny, kiedy rodzice przychodzili pocałować 
mnie   na   dobranoc   przed   wyjściem   na   przyjęcie.   Nigdy   nie   przytulali   mnie 
wtedy, by nie pognieść swoich wieczorowych strojów.

– Byłaś bardzo samotna – zauważył Forrest.
– Tak. Szkołę średnią kończyłam w Stanach Zjednoczonych. Posłali mnie 

do bardzo dobrej szkoły z internatem. Potem studiowałam w Stanford. Kiedy 
moje książki zaczęły być wydawane, o czym zawsze marzyłam, od początku 
odkładałam pieniądze, by kupić dom. Miałam dość ciągłego przenoszenia się z 
miejsca na miejsce.

– Twój dom jest uroczy.
–   Dziękuję.   Lubię   go   i   dobrze   mi   tutaj.   Zawsze...   To   niebywałe.   Nie 

pamiętam,   kiedy   ostatni   raz   rozmawiałam   z   kimś   o   moim   dzieciństwie.   Z 
pewnością   za   bardzo   się   nad   sobą   rozczulam.   Nie   było   mi   aż   tak   źle.   Moi 
rodzice są wspaniałymi ludźmi i wiem, że mnie kochają. Po prostu nigdy nie 
mieli dla mnie zbyt wiele czasu.

Forrest zmarszczył brwi.
– Przykro mi.
– Wielkie nieba! – zawołała, zmuszając się do uśmiechu. – Ostatecznie 

wszystko obróciło się na dobre. To dzięki temu, że w dzieciństwie tak często 
zostawałam   sama,   udało   mi   się   osiągnąć   sukces   literacki.   Wymyślałam 
przeróżne   historie,   żeby   się   nie   nudzić.   Ogromnie   rozwinęłam   swoją 
wyobraźnię. I jestem pisarką.

–   Bardzo   utalentowaną   pisarką.   Twój   ojciec   nazywa   się   Jones   czy 

Jenkins?

– Jones.   Po rozwodzie  wróciłam do  panieńskiego  nazwiska,  ale  kiedy 

sprzedałam pierwszą książkę, mój agent przekonał mnie, bym używała także 

background image

nazwiska byłego męża. Uważał, że Jillian Jones-Jenkins brzmi lepiej niż tylko 
Jillian   Jones.   I   tak   przedstawia   się,   proszę   pana,   historia   mojego   życia. 
Nieciekawa historia.

– Bynajmniej. – Spojrzał jej prosto w oczy. – A twoje małżeństwo?
– To była pomyłka. Jak mówiłam wcześniej, to dawne dzieje i nie warto o 

tym   rozmawiać.   –   Lekko   przechyliła   na   bok   głowę.   –   Wiesz,   Forreście, 
wspaniale   potrafisz   słuchać.   Jestem   osobą   skrytą,   mimo   iż   niekiedy   muszę 
stanąć w świetle reflektorów dla dobra mojej kariery. Mogłabym policzyć na 
palcach jednej ręki ludzi, którym opowiedziałam o swoim dzieciństwie, a jednak 
obarczyłam ciebie tymi wspomnieniami.

– Podzieliłaś się nimi ze mną, a nie obarczyłaś, i czuję się zaszczycony z 

tego powodu. Naprawdę. – Dotknął dłonią policzka Jillian, a potem z bliska 
spojrzał jej w oczy. – Bardzo... – Musnął wargami jej usta – bardzo... – także 
drugą dłonią obejmował teraz jej twarz – zaszczycony.

Rozchylił jej wargi, kosztując językiem słodkiej głębi ust.
Jillian   zamknęła   oczy   i   objęła   go.   Poczuła   dreszcz   i   gorąco,   które 

ogarnęło ją całą.

Jej skórę drażniły przyjemnie szorstkie ręce Forresta, podniecał ją leśny 

zapach jego wody kolońskiej, mydła i aromat płonących na kominku polan.

Pożądanie wyostrzyło jej zmysły, nabrzmiałe piersi domagały się kojącej 

pieszczoty. Odpowiedziała na jego pocałunek, nie myśląc i nie zastanawiając 
się, czy powinna to robić. Była w ekstazie, ważny był jedynie obejmujący ją 
mocno mężczyzna.

Jillian, moja droga Jillian, powtarzał w myśli. Ten pocałunek miał być 

wyrazem sympatii i zrozumienia. Forrest chciał odsunąć od niej wspomnienia 
smutnego   i   samotnego   dzieciństwa,   pragnął,   by   zapomniała   o   małej 
dziewczynce, której jedynymi towarzyszami zabaw były wymyślone przez nią 
samą postacie. Chciał odegnać pamięć o ponurej, niezbyt szczęśliwej młodości. 
Chciał, by Jillian znów powróciła do teraźniejszości, do niego.

Więc pocałował ją.
Lecz   teraz   z  trudem  kontrolował  swoje   zachowanie   od  momentu,   gdy 

zetknęły się ich usta. Chciał kochać się z nią. Nigdy dotąd nie doświadczył tak 
silnego pożądania.

Jillian Jones-Jenkins. Jej imię było niczym melodia, czarowne dźwięki 

odbijające   się   echem   najsłodszej   muzyki.   Wyobrażenie   opuszczonego, 
samotnego   dziecka   odsunęła   w   niepamięć   bliskość   cudownej,   intrygującej 
kobiety, jaką Jillian była teraz.

Poprzez mgłę pożądania zaczął docierać do jego świadomości dziwny, nie 

słyszany wcześniej głos. Było to ostrzeżenie. Instynkt podpowiadał mu, że zbyt 
szybki bieg wydarzeń może zrazić i spłoszyć Jillian.

Choć   Jillian   z   lekceważeniem   mówiła   o   swoim   krótkim   małżeństwie, 

background image

wyczuwał   w   jej   słowach   dawne   cierpienie   i   niechęć   przywoływania 
zapomnianego bólu.

Wiedział z całą pewnością, że nie wolno mu zrobić niczego, co mogłoby 

skłonić   Jillian   do   unikania   jego   towarzystwa.   Miał   do   spełnienia   misję. 
Ogarnięty   pożądaniem   zapomniał,   że   Jillian   Jones-Jenkins   jest   nie   tylko 
czarującą kobietą, ale też osobą, która potrzebuje jego pomocy.

Nadludzkim   wysiłkiem   woli   przerwał   pocałunek,   a   potem   powoli,   z 

niechęcią opuścił ręce.

Jillian   uniosła   głowę   i   Forrest   jęknął   cicho,   widząc   pożądanie   w   jej 

zamglonych, szarych oczach.

– Jillian? – przerwał ciszę, nie poznając własnego, zachrypniętego teraz, 

głosu.

– Hmm? – mruknęła. Na jej ustach igrał uśmiech. – Tak, Forreście?
– Chyba powinniśmy trochę ochłonąć, nie sądzisz? Pragnę kochać się z 

tobą, możesz mi wierzyć, ale...

– Masz rację – powiedziała, a potem westchnęła głęboko. – Wszystko 

stało   się   zbyt   szybko.   Dziękuję.   Większość   mężczyzn   nie   umiałaby   w   tym 
momencie powiedzieć „dość”.

–   Naprawdę   cię   pragnę.   Jesteś   bardzo   piękną   kobietą.   Inteligentną   i 

fascynującą.  Kiedy  całowałem ciebie, czułem,  że  tracę  panowanie nad sobą. 
Czułem też, że nie jestem ci obojętny. Odpowiadałaś na moje pieszczoty.

– Tak – potwierdziła cicho. – To prawda.
– Możesz uznać to za zwykłe frazesy – ciągnął – ale powiem ci, że nie 

interesuje mnie  przygodny seks. Nigdy mnie  to nie pociągało, nawet wtedy, 
kiedy nie mówiło się jeszcze tak wiele o wiążącym się z nim zagrożeniu.

Jillian patrzyła na niego z uwagą.
–   Jeśli   jestem   z   kobietą,   musi   mi   na   niej   zależeć.   Nigdy   nie   byłem 

zakochany, ale swoją partnerkę muszę szanować i troszczyć się o nią. Wtedy nie 
jest to seks, lecz kochanie się. To naprawdę ma dla mnie duże znaczenie.

Spojrzał jej prosto w oczy.
– Nie wiem, jakie jest twoje stanowisko w tej sprawie, Jillian, ale moje 

poglądy   są   skrystalizowane.   Kiedy   będziemy   się   kochać,   seks   stanie   się 
wówczas wyrazem naszego uczucia.

– Och – szepnęła cicho. Nic więcej nie potrafiła powiedzieć.
Nigdy   wcześniej,   teraz   zdała   sobie   z   tego   sprawę,   nie   spotkała 

mężczyzny,   który,   jak   Forrest   MacAllister,   przestrzegałby   równie 
staroświeckich zasad. Mężczyźni, z którymi spotykała się dotąd, byli zawsze 
gotowi   i   chętni   do   nawiązywania   kontaktów   seksualnych   już   na   pierwszej 
randce.

Rozmawiała kiedyś z Deedee na ten temat i obydwie zgodziły się co do 

tego, że słowo „nie” musi zawsze wypowiedzieć kobieta. Forrest MacAllister 

background image

był jednak wyjątkowy. Co za niezwykły i interesujący mężczyzna.

A jej odpowiedź na pocałunek Forresta? Cóż, odwzajemniła go, doznając 

przy   tym   ogromnej   przyjemności.   Będzie   musiała   zastanowić   się   nad 
wrażeniami, których doświadczyła w tamtej chwili...

Kilka   minut   przesiedzieli   bez   słowa,   oboje   pogrążeni   we   własnych 

rozważaniach.

– Forreście – odezwała się nagle Jillian – czy lubisz pływać motorówką?
– Oczywiście. Dlaczego pytasz?
– Moi przyjaciele mają łódź, z której mogę skorzystać, gdyż oni wyjechali 

właśnie do Grecji. Czy miałbyś ochotę popływać ze mną jutro?

–   Zamierzałem   pojechać   z   Michaelem,   żeby   obejrzeć   dom,   którego 

przebudowy się podjął, ale...

–   To   praca.   Nie   chciałbyś   zafundować   sobie   dnia   wolnego   od 

obowiązków?

Skinął głową.
– Tak, powinienem to zrobić. Ale co z tobą? Z twoim rygorystycznym 

rozkładem zajęć i terminami?

– Mam wakacje – odparła z uśmiechem.
– To dobrze. – Jego misja rozpoczynała się pomyślnie. – Postanowiłaś 

trochę odpocząć i robisz to.

– Hm, nie jest to aż tak proste, ale powinnam pamiętać, że mam teraz 

wakacje.

– Z przyjemnością popływam jutro z tobą łodzią, Jillian. Zapowiada się 

zimny  dzień, więc musimy  włożyć na siebie  ciepłe rzeczy, ale z pewnością 
będziemy się dobrze bawić.

– Ja przygotuję lunch. – Zaśmiała się. – No, niezupełnie. Mam przepastny 

kosz wiklinowy, który kilka lat temu otrzymałam na gwiazdkę. Po drodze do 
portu możemy zatrzymać się w delikatesach i napełnić go.

– O której mam po ciebie przyjechać?
– Powiedzmy: o dziesiątej. Kiedy jestem na wakacjach, pozwalam sobie 

na luksus późnego wstawania.

Zerknął   na   zegarek,   a   potem   wstał,   podnosząc   się   z   podłogi   jednym 

zwinnym ruchem.

– Robi się późno. Wracam do domu, żeby przeczytać następną powieść. 

Pożyczyłem od Andrei wszystkie twoje książki.

Jillian wstała.
– Naprawdę to zrobiłeś?
– Tak – odparł, wkładając buty. – Mówię zupełnie serio. – Przysiadł na 

brzegu   kanapy,   by   zawiązać   sznurowadła.   –   Słyszałem   kiedyś,   że   w   każdej 
książce pisarz zdradza jakąś prawdę o sobie.

– Ale nie ja.

background image

Przeszedł przez pokój, by wziąć marynarkę.
– Jesteś tego pewna? – zapytał.
– Oczywiście.  Moi bohaterowie i ich przygody są  jedynie wytworami 

mojej wyobraźni.

– Może tak, a może nie.
–   Cóż,   nie   zamierzam   dyskutować   na   ten   temat.   Odprowadzę   cię   do 

drzwi.

Forrest   odwinął   mankiety   koszuli,   zapiął   je   i   włożył   marynarkę.   Przy 

drzwiach   zatrzymał   się,   objął   Jillian   i   pocałował   mocno,   zanim   zdążyła 
cokolwiek powiedzieć.

–   Dobranoc   –   szepnął,   a   potem   zwolnił   uścisk.   –   Przyjadę   jutro   o 

dziesiątej.

Jillian   skinęła   głową,   nie   próbując   nic   mówić.   Wiedziała,   że   po   tym 

pocałunku długo nie będzie mogła złapać tchu.

Forrest wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Jillian stała nieruchomo, 

raz   jeszcze   przeżywając   pocałunek   Forresta,   każdy   rozkoszny   szczegół   tej 
pieszczoty.

Kiedy znów poczuła pulsujące pożądanie, odwróciła się, by wrócić do 

salonu. Opadając na kanapę, tłumaczyła sobie, że skoro Forresta nie ma już w 
jej domu, powinna przestać o nim myśleć.

Nic z tego nie będzie, doszła do wniosku po chwili. Forresta MacAllistera 

niełatwo było wymazać z pamięci.

– Och, do czarta, Jillian – powiedziała głośno. – Na czym polega twój 

problem?

Dość tego, postanowiła w następnej chwili. Do tej pory starała się nie 

analizować   swojej   reakcji   na   pieszczoty   Forresta.   Teraz   była   bardziej 
stanowcza.   Postanowiła   w   ogóle   zrezygnować   z   rozmyślania   na   ten   temat. 
Pomoże Forrestowi odzyskać radość życia i nic więcej.

O,   tak,   jego   pocałunki   rzeczywiście   przenosiły   ją   w   nowy,   nieznany 

świat. Ponieważ jednak zdawała sobie z tego sprawę, nie czuła niepokoju.

– Doskonale panuje pani nad sytuacją, pani Jones-Jenkins – stwierdziła 

zdecydowanie. – Może pani realizować swój plan.

Poczyta książkę, aż poczuje się na tyle zmęczona, by zasnąć, postanowiła, 

wstając.   Zaś   jeśli   chodzi   o   rodzaj   lektury,   sięgnie   z   pewnością   po   coś 
zdecydowanie   odmiennego   niż   pisane   przez   nią   samą   powieści.   Wybierze 
thriller, będzie się jednocześnie bała i bawiła wyśmienicie.

Jakie to przyjemne uczucie, wiedzieć, że samemu decyduje się o własnym 

losie.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Nazajutrz było słonecznie, lecz chłodno. Typowa lutowa aura.
Jillian,   ubrana   w   dżinsy,   płócienne   buty   i   wełniany   sweter   rybacki, 

sięgnęła do szafy po ocieplany sztormiak. Położyła kurtkę obok pustego kosza 
piknikowego i białego, szmacianego worka, który tego dnia miał służyć jej za 
torebkę. Wcześniej zadzwoniła do kierownika portu, prosząc, by napełniono bak 
łodzi. Była gotowa do wyjścia. Godzinę przed umówionym spotkaniem.

Zawsze spała długo podczas wakacji. Późne wstawanie było wówczas jej 

przywilejem. Ale dzisiaj? Obudziła się o siódmej i od początku czuła, że nie ma 
szans, by znów zasnęła.

Zerknęła na zegarek.
Dziewiąta dwie. To śmieszne. Jeśli nie zajmie się czymś, będzie się jej 

zdawało, że upłynął tydzień, zanim przyjdzie wreszcie Forrest. Opisze w liście 
do   rodziców   swoje   ostatnie   tournee,   postanowiła.   Doskonały   pomysł.   Po 
niedługim czasie list był napisany, zaklejony i czekał w skrzynce na listonosza, 
który wybierał pocztę o dziewiątej czterdzieści pięć.

Z   uczuciem   niesmaku   wobec   samej   siebie   przeszła   się   po   salonie, 

poprawiając poduszki, które leżały idealnie równo, zbierając różne drobiazgi, 
podlewając podlane wcześniej przez gosposię kwiatki.

Och, to okropne, pomyślała. Zachowuję się niczym nastolatka umówiona 

na randkę z kapitanem drużyny koszykówki. Jej zdenerwowanie było zupełnie 
absurdalne.

Słysząc chrzęst żwiru na podjeździe, ruszyła szybko do okna, po czym 

przystanęła w połowie drogi. Zmusiła  się do tego, by usiąść  na krześle, i z 
wielką   uwagą   zaczęła   oglądać   własne   paznokcie,   jakby   była   to   najbardziej 
fascynująca rzecz na świecie.

Kiedy odezwał się dzwonek u drzwi, postanowiła najpierw policzyć do 

sześćdziesięciu, a potem dopiero pójść i przywitać Forresta.

Forrest wysiadł z samochodu i przez chwilę stał, przyglądając się domowi 

Jillian.

Był   to   naprawdę   piękny   budynek,   podobny   do   tego,   który   Andrea 

zaprojektowała   dla   siebie   i   Johna,   utrzymany   w   typowym   dla   tej   części 
Kalifornii stylu. Podobał mu się ten dom i urządzone przez Jillian wnętrze.

Jillian.   Wczoraj   po   powrocie   przeczytał   jej   kolejną   powieść   i   lektura 

znów sprawiła mu ogromną przyjemność.

Bohater był kapitanem statku, na którego pokładzie ukryła się główna 

bohaterka,   chcąc   uniknąć   poślubienia   lubieżnego   starca.   Ich   tak   burzliwie 
rozpoczęta znajomość powoli przerodziła się w miłość. Razem pokonali wiele 

background image

przeciwności losu, walcząc między innymi z mściwym niedoszłym małżonkiem, 
któremu wyrachowany ojciec dziewczyny przyrzekł jej rękę.

Ostatecznie bohater zrezygnował z pełnego przygód życia na morzu, aby 

osiąść   na   lądzie   i   zająć   się   kierowaniem   przedsiębiorstwem   przewozów 
morskich.  Szczęśliwa  para wybrała dla siebie  dom,  wyznaczyła datę ślubu i 
rozmawiała   o   tym,   ile   chcieliby   mieć   dzieci,   kiedy   Jillian   Jones-Jenkins 
zakończyła opowiadanie ich historii.

Szkoda, że to tylko produkt pisarskiej fantazji, pomyślał z żalem Forrest. 

Parze   bohaterów   los   przyniósł   to,   o   czym   zawsze   marzył   on   sam:   miłość, 
małżeństwo, dom.

Ale   w   czasach,   o   których   pisała   Jillian,   kobiety   nie   miały   zbyt   wielu 

możliwości   samorealizacji   poza   domem.   Teraz,   pod   koniec   dwudziestego 
wieku, to, o czym marzył, było po prostu nieosiągalne. Małżeństwa, w których 
oboje partnerzy pracowali zawodowo, nie spełniały jego wyobrażeń o tym, jak 
powinna funkcjonować rodzina.

Odsunął na bok ponure myśli, kierując się w stronę drzwi, by rozpocząć 

swą   randkę   z   Jillian.   Nie   mógł   się   doczekać   się,   kiedy   pani   Jones-Jenkins 
zaprosi go do środka i obdarzy jednym ze swych promiennych uśmiechów.

Nacisnął dzwonek, słuchając, jak jego dźwięk rozchodzi się echem po 

całym domu.

– Dwadzieścia osiem, dwadzieścia dziewięć – liczyła Jillian – trzydzieści.
Poderwała się na równe nogi.
Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak długo trwa jedna minuta. Ona sama 

doceniła   to,   dopiero   kiedy   zaczęła   liczyć   upływające   sekundy.   Trzydzieści 
sekund to wystarczające opóźnienie.

Ruszyła w stronę holu nieświadoma faktu, że w rzeczywistości biegnie. 

Kiedy otworzyła drzwi, jej twarz rozjaśniał szczery i radosny uśmiech.

Forrest   MacAllister,   powtarzała   w   myśli.   Naprawdę   ucieszyło   ją   jego 

przyjście.

– Cześć – powiedziała, cofając się o krok. – Wejdź.
W   spłowiałych   dżinsach,   granatowym   swetrze   i   białym   sztormiaku, 

Forrest wydawał się niezwykle przystojny.

– Jak się czujesz? – spytała, zamykając za nim drzwi.
–   Jestem   gotów   żeglować   z   tobą   po   morzach   i   oceanach   –   odparł   z 

uśmiechem.   Jak   to   możliwe,   że   za   każdym   razem,   kiedy   ją   widział,   Jillian 
wyglądała piękniej niż przy poprzednim spotkaniu? – Żałuję, że nie mam takiej 
koszuli z bufiastymi rękawami, jakie nosił Roman.

– Roman? – powtórzyła, najwyraźniej zdumiona Jillian. – Mój Roman?
–   Tak,   bohater   „Morskiej   opowieści”.   Przeczytałem   ją   wczoraj 

wieczorem. To wspaniała książka.

background image

– Hm, dziękuję – odparła, lekko pochylając głowę. – Naprawdę ci się 

spodobała?   Lepiej   ruszajmy   w   drogę.   Musimy   jeszcze   zatrzymać   się   w 
delikatesach i napełnić ten kosz.

– Masz rację, jedźmy. – Zamilkł, a w jego twarzy nie było teraz nawet 

cienia   uśmiechu.   –   Wszedłem   tu,   będąc   wciąż   pod   wrażeniem   wczorajszej 
lektury i nie przywitałem cię tak, jak tego pragnąłem – powiedział.

– Nie?
Zrobił krok do przodu i ujął w dłonie jej twarz. Przeszedł ją dreszcz, 

kiedy spojrzała w orzechowo-brązowe oczy Forresta.

– Nie, jeszcze nie.
Ich wargi spotkały się w gorącym, zmysłowym pocałunku.
Jillian objęła jego talię, a potem przesunęła dłonie w górę, rozkoszując się 

dotykiem twardych mięśni. Odwzajemniła pocałunek, czując, jak znów zaczyna 
ogarniać ją pożądanie. Forrest pachniał miętową pastą, mydłem i wiatrem. W 
jego ramionach czuła się jak w niebie.

– Dzień dobry, Jillian – powiedział.
– Dzień dobry, Forreście – szepnęła.
Powoli, z ociąganiem, odstąpili o krok od siebie, wciąż patrząc w swoje 

oczy   rozpalone   tym  samym   pragnieniem.   Zmysłowy   czar   ustępował   pomału 
miejsca poczuciu rzeczywistości.

– Wyruszamy, pani – oznajmił Forrest. – Być może napotkamy w czasie 

morskiej   żeglugi   piratów,   ale   nie   lękaj   się,   obronię   cię   przed   wszelakim 
niebezpieczeństwem.

– Wspaniale  – powiedziała, wybuchając śmiechem.  – Kto pisze twoje 

dialogi?

– Ja sam – odparł z dumą. – Niezłe, co?
– Zajmuj się lepiej architekturą, Forreście. Lub też, jak się mówi czasami, 

nie porzucaj zajęcia, które pozwala ci uczciwie zarobić na chleb.

– Tak uważasz?

Dwie godziny później byli już na wodzie, a Forrest wprawnie sterował 

luksusową   łodzią   przyjaciół   Jillian.   Ona   zaś   siedziała   na   ławce   obok   niego, 
osłonięta od wiatru nadbudówką.

Ocean był wzburzony i wydawał się bardziej zielony niż błękitny. Niebo, 

dotąd jasne i przejrzyste, teraz sposępniało, przybierając grafitowo-szarą barwę.

–   Spróbujmy   złapać   prognozę   pogody   straży   przybrzeżnej   – 

zaproponował Forrest. – Nie chcielibyśmy chyba, żeby zaskoczyła nas tu burza.

Jillian   zajęła   się   nastawieniem   radia,   wypełniając   po   kolei   instrukcje 

zamieszczone na przyklejonej do obudowy odbiornika kartce.

– Nawet gdy ocean jest wzburzony – zaczął Forrest – jego widok napełnia 

mnie przedziwnym spokojem. Nie ma wokół żadnych ludzi.

background image

– Nie ma telefonu, komputera – dodała Jillian, zginając kolejne palce – 

korekt, terminów...

– Zrozumiałem – przerwał jej ze śmiechem. – Masz teraz wakacje.
Skinęła głową.
– Bez wątpienia.
– Szanuję to. Założę się, że jeśli naprawdę chciałabyś tego, umiałabyś 

pogodzić ze sobą pracę i przyjemność. Wielu ludzi tego nie potrafi. Koncentrują 
się na karierze i nie ma w ich życiu miejsca na nic innego. Ty przynajmniej 
wiesz, jak się powinno żyć.

Forrest chyba się myli, pomyślała Jillian. Według Deedee, Lorraine, kilku 

innych przyjaciół, a nawet jej agenta, w czasie pisania książki zachowywała się 
jak   klasyczny   Pracoholik.   Wracała   do   normalnego   życia   tylko   w   trakcie 
dwutygodniowych   wakacji,   które   miewała   dwa   lub   trzy   razy   do   roku.   Czy 
powinna   wyjaśniać   to   wszystko   Forrestowi?   Nie,   to   nie   było   konieczne. 
Najprawdopodobniej   ich   znajomość   za   kilkanaście   dni   będzie   należała   do 
przeszłości,   gdy   jej   wakacje   dobiegną   końca.   Może   nawet   nie   uda   się   jej 
zrealizować swojego planu i wpłynąć na zmianę poglądów Forresta dotyczących 
pracy i zabawy, kompromisu i małżeństwa.

Jillian zerknęła na Forresta, a potem przeniosła wzrok na spienione fale.
Poczuła dziwny smutek na myśl, że Forrest może niedługo zniknąć z jej 

życia.

Och, daj spokój, przywołała samą siebie do porządku. Wiesz doskonale, 

co się zdarzy. Za dwa tygodnie ich wspólna przygoda i tak się skończy. To 
wszystko.   Kaput.   Adieu.   A   dziwne   uczucie   w   żołądku   to   po   prostu   głód. 
Oczywiście! Była głodna.

– Forreście, kilka kilometrów stąd jest mała zatoczka.
Może nie będzie tak wiało i uda się nam zjeść lunch bez przeszkód.
– To znakomity pomysł. Poszukajmy jej.
Zatoczkę osłaniały od wiatru drzewa i rzeczywiście było tam zacisznie. 

Forrest wyłączył silnik, rzucił kotwicę i zeszli na dół. Kabina była niewielka, ale 
każdy   jej   centymetr   został   maksymalnie   wykorzystany.   Ściany   z   ciemnego 
drewna ożywiały zielone akcenty.

Stół,   na   którym   Jillian   kładła   zakupione   wcześniej   wiktuały,   był 

przytwierdzony do podłogi. Maleńka kuchenka i lodówka zawsze przywodziły 
jej na myśl domek dla lalek. Podobało jej się podwójne łoże ze wszystkich stron 
otoczone wbudowanymi szufladami.

– Czujesz się tam, jakbyś spał w ukrytej grocie – powiedziała, zasiadając 

przy stole.

Forrest zaśmiał się, zajmując miejsce przy stole naprzeciw Jillian.
– To porównanie najwyraźniej podsunęła ci wyobraźnia pisarska. Ktoś 

inny stwierdziłby pewnie, że owo łóżko to dziura w ścianie, którą zostawił cieśla 

background image

znudzony robieniem kolejnych szuflad.

–   Zajmuj   się   architekturą,   Forreście   –   przypomniała   mu,   chichocząc 

wesoło. – Wyłącznie architekturą.

– Naprawdę lubię twój śmiech  – stwierdził z powagą. – Jego  dźwięk 

przypomina odgłos dzwoneczków lub śpiew ptaków.

– Ja... Dziękuję. Jesteś bardzo miły.
Patrzyli sobie w oczy, tracąc poczucie czasu i czując, jak znów zaczyna 

ogarniać ich ogień pożądania, w każdej chwili gotowy przerodzić się w pożar 
zmysłów.

–   Jestem   głodna   –   oznajmiła   wreszcie   Jillian,   zaskoczona   brzmieniem 

własnego głosu.

– O, tak – potwierdził Forrest. Lekko potrząsnęła głową.
–   Jeść.   Chce   mi   się   jeść.   –   Odwróciła   wzrok   i   sięgnęła   po   talerz.   – 

Kupiliśmy mnóstwo smakołyków. Zapowiada się prawdziwa uczta.

Forrest zaczął nakładać na talerz jedzenie, starając się odzyskać spokój i 

skierować   swoje   myśli   ku   mniej   niebezpiecznym   sprawom.   Teraz   pragnął 
bowiem jedynie porwać Jillian w ramiona, i zanieść do łóżka, i kochać się z nią, 
aż oboje opadną z sił.

Przez   kilka   minut   jedli   w   milczeniu,   a   łódź   kołysała   się   łagodnie   na 

falach.

– Wiesz – zaczął wreszcie Forrest – przeczytałem jak dotąd dwie twoje 

powieści. Twierdzisz, że w książkach nie ujawniasz niczego na swój temat, a 
jednak w obu powieściach znalazłem coś, co mnie zainteresowało.

Jillian podniosła wzrok.
– Co? – Wzięła do ust porcję krewetek.
– Zaufanie. Kładziesz ogromny nacisk na zaufanie. Bohaterki ufają, że ich 

partnerzy   ochronią   je   przed   niebezpieczeństwem,   nie   wahają   się   także 
powierzyć   im   swojego   losu.   Kochankowie   składają   sobie   nawzajem   dar   ze 
swojej miłości.  W obu książkach bohaterowie rozmawiają  często o tym,  jak 
ważną rolę w życiu odgrywa zaufanie.

–   O,   wielkie   nieba   –   zawołała   Jillian,   starając   się,   by   zabrzmiało   to 

żartobliwie   –   muszę   bardziej   uważać,   żeby   nie   powtarzać   się   w   kolejnych 
powieściach.   Tego   zdecydowanie   chciałabym   uniknąć.   Chociaż   w   tym 
konkretnym przypadku... – zawiesiła głos.

– Mów? – zachęcił ją.
– Wzajemne  zaufanie  jest tak ważne  w związku dwojga  ludzi,  że nie 

waham się poruszać tego tematu w każdej z moich powieści. Cóż pozostaje, jeśli 
zabraknie zaufania? Nic. To fundament, na którym można budować uczucie, 
pożywna gleba, w której miłość może rozkwitać niczym starannie pielęgnowana 
roślina.

Pochyliła się do przodu, ciągnąc dalej z przekonaniem:

background image

– Jeśli w związku brakuje zaufania, ludzie jedynie bawią się sobą, myląc 

pociąg fizyczny z miłością. Jeśli zaufanie zostanie zniszczone, wówczas nie ma 
nadziei dla takiej pary. Ich uczucie wypali się jak garść suchej trawy.

– To dosyć radykalne stanowisko.
Jillian znów odchyliła się do tyłu, krzyżując ręce na piersi.
– Tak właśnie czuję.
–   To   interesujące,   zwłaszcza   jeśli   twierdzisz,   że   nigdy   nie   przenosisz 

osobistych doświadczeń na karty książek.

– Och. – Jej policzki oblał rumieniec. – Cóż... ja... – Zmarszczyła brwi.
– Nie ma powodu do niepokoju, Jillian – powiedział, uśmiechając się do 

niej. – Po prostu zależy mi na tym, żeby poznać cię lepiej, inaczej nie byłoby 
mnie tutaj. Cóż złego w tym, że poszukuję informacji o tobie także w twoich 
książkach? – Wzruszył ramionami. – Wydaje mi się to sensowne.

– A mnie nie. W jaki sposób odróżnisz, które poglądy są moimi, a które 

wymyśliłam na użytek moich postaci, aby wydawały się bardziej rzeczywiste?

– Cóż...
– Na przykład – chwyciła z koszyka paluszek z makiem i wycelowała go 

w pierś Forresta – w powieści, którą mój wydawca teraz przygotowuje do druku, 
bohaterka ma talizman przynoszący szczęście. To mała muszelka, którą nosi 
zawsze przy sobie, w torebce, kieszeni lub w zawieszonej na szyi portmonetce. 
Nigdy   nie   wychodzi   bez   niej.   Kiedy   podarowała   tę   muszelkę   mającemu 
wyruszyć do walki z przestępcą mężczyźnie, było to znakiem jej uczucia.

– I?
– Ja zaś – ciągnęła, wymachując w powietrzu ręką – nigdy w życiu nie 

miałam   talizmanu.   Po   przeczytaniu   tej   powieści   gotów   byłbyś   uznać,   że 
fascynują mnie tego rodzaju magiczne  przedmioty. Wyciągnąłbyś całkowicie 
błędny wniosek.

Forrest chwycił i przytrzymał jej dłoń, a potem odgryzł kawałek bułki. 

Żując, spoglądał w zamyśleniu w sufit. Później wypił łyk lemoniady i przeniósł 
wzrok na najwyraźniej bardzo zadowoloną z siebie Jillian.

–   Nie   –   stwierdził   –   bynajmniej   nie   byłbym   w   błędzie.   Dlaczego?   Z 

przyjemnością to wyjaśnię.

– Oho – powiedziała oschle. – Nie mogę się doczekać.
– Robi się pani pulchna, lady Jillian, czy zamierza pani zjeść resztę tej 

bułeczki? – spytał.

Podała mu pieczywo.
– Dziękuję. Kontynuując chciałbym stwierdzić, że nie skupiałbym się na 

samym   problemie   talizmanu,   nie   kupowałbym   ci   na   szczęście   zasuszonej 
króliczej łapki, lecz zinterpretowałbym to bardziej ogólnie.

– Jak?
– Co oznaczał gest podarowania cennej muszli? Zaufanie. Raz jeszcze to 

background image

samo, Jillian. Jasno i wyraźnie.

Spokojnie, MacAllister, napomniał siebie. Nie naciskaj zbyt mocno. Lecz, 

do   licha,   założyłby   się   o   ostatniego   centa,   że   małżeństwo   Jillian   legło   w 
gruzach,   gdyż   mężczyzna,   którego   wybrała   na   swojego   towarzysza   życia, 
zawiódł jej zaufanie.

On zaś pragnął, by Jillian zaufała mu i zechciała opowiedzieć o swojej 

przeszłości.   Na   razie   jednak   nie   była   do   tego   gotowa,   zdecydowanie   nie. 
Dlaczego stało się to dla niego tak ważne, by Jillian mu zaufała? Do licha, nie 
miał pojęcia.

– Koniec rozważań – oświadczył lekko. – Mam zamiar zjeść teraz trochę 

truskawkowego ciasta. A ty?

– Co takiego? Och, raczej nie. Może zjem trochę później.
Och, do diabła, pomyślała. Czuła się całkiem obnażona, jakby Forrest 

zerwał zasłonę, za którą ukrywała się dotąd, i poznał najtajniejsze sekrety jej 
duszy.

Jak udało się mu tego dokonać? Nie wiedziała i nie była tym zachwycona.
Nie pozwoli, żeby to się znów kiedykolwiek powtórzyło.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Kiedy Jillian zaczęła pakować do koszyka puste pojemniki po jedzeniu, 

Forrest natychmiast poderwał się, by jej pomóc. Spojrzała na niego zaskoczona.

Mama,   wyjaśnił,   nauczyła   ich   bardzo   wcześnie,   że   w   domu 

MacAllisterów   nie   ma   podziału   na   prace   kobiece   i   męskie.   Byli   rodziną,   w 
której   obowiązywały   jasne   i   proste   zasady   i   każdy   włączał   się   do   pomocy, 
niezależnie od tego, co trzeba było akurat zrobić.

– Masz mądrą mamę – zaśmiała się Jillian.
–   Jest   wspaniała   –   stwierdził   Forrest.   –   Wszyscy   umiemy   gotować, 

sprzątać, przyszywać guziki, sortować i prać ubrania. W myśl tej samej zasady 
Andrea potrafi zmienić koło, sprawdzić poziom oleju w swoim wozie, naprawić 
cieknący kran i wykonywać inne typowo męskie prace. Jesteśmy wszechstronni 
i zawdzięczamy to mamie.

– To  niegłupie  – zgodziła  się  Jillian,  kiwając  głową.  – Takie   właśnie 

innowacyjne pomysły są potrzebne w nowoczesnych rodzinach, w których oboje 
małżonkowie   pracują,   a   których   istnienie   tak   uparcie   wciąż   uważasz   za 
największe zło naszego stulecia.

– Bo tym właśnie są. Pomyśl, mąż pomaga sprzątnąć kuchnię po kolacji. 

A potem co? Znika w swoim gabinecie wraz z teczką przyniesionych do domu 
papierów. A może to akurat żona musi popracować tego wieczoru. Gdzie czas 
dla rodziny? Dzieci są pozostawione same sobie.

–   Nie   musi   tak   być,   Forreście.   Czy   rzeczywiście   codziennie   trzeba 

przynosić do domu jakąś pracę?

Ustawił w koszyku plastykowe pudełko z resztką zielonych winogron, a 

potem wyprostował się.

– W dzisiejszych czasach trzeba bardzo usilnie zabiegać o zachowanie 

swojej pozycji. Czy ty sama nie pracujesz często wieczorami?

– Hm, tak, ale ja...
– Nie mam nic więcej do dodania.
–   Ale   ja   mam.   Pracuję   wieczorami,   bo   mogę   sobie   na   to   pozwolić. 

Odpowiadam tylko przed sobą. Jako mąż i ojciec mógłbyś po pracy poświęcać 
swój czas rodzinie.

– Nie mógłbym, jeśli chciałbym zapewnić mojej rodzinie odpowiednie 

warunki   bytu.   Zadbać   o   jej   dostatek.   Nie,   to   nie   mogłoby   się   udać,   nie   w 
obecnych czasach.

– Do licha, Forreście, nie przyjmujesz żadnych argumentów. Zbyt wielką 

wagę   przywiązujesz   do   pracy   i   tylko   pracy.   Ograniczyłeś   swoje   życie   do 
niewolniczego ślęczenia nad deską kreślarską.

– To konieczność. Ty też koncentrujesz się przede wszystkim na pracy.

background image

– Ale ja mam inne marzenia niż ty. Ty pragniesz założyć rodzinę. Dla 

mnie najważniejsze są moje książki.

– Czyżby? – spytał cicho.
– Tak. Oczywiście. Ale ty? Forreście, musisz znaleźć w sobie odwagę, 

zacząć działać. Skażesz się na ponurą, samotną wegetację, jeśli nie spróbujesz 
poszukać   innych   rozwiązań.   Model   małżeństwa   partnerskiego   naprawdę 
sprawdza   się   doskonale,   lecz   ty   dostrzegasz   jedynie   te   pary,  którym  się   nie 
powiodło. Czy słyszysz mnie?

– Krzyczysz tak głośno, że nie mógłbym cię nie słyszeć.
–   Nie   krzyczę!   –   Urwała,   a   potem   westchnęła.   –   W   porządku, 

przepraszam. – Opadła na krzesło. – Nie zwracaj na mnie uwagi.

Forrest pochylił się nad stołem i pocałował ją w czoło.
– To niemożliwe – oświadczył. – Musiałbym chyba być nieczuły jak głaz, 

żeby nie zwracać na ciebie uwagi, kiedy jesteśmy razem. Nie mogę zapomnieć o 
tobie także wtedy, gdy nie ma cię obok. Nawet gdy cię nie widzę, wciąż myślę o 
tobie, Jillian.

Spojrzała na niego.
– Ja także dużo o tobie myślę, Forreście – wyznała z nutą rozmarzenia w 

głosie.   Chwilę   później   wyprostowała   się,   otwierając   szeroko   oczy.   –   Nie 
powiedziałam tego.

Forrest obszedł stół dookoła, zatrzymując się przed Jillian, a potem lekko 

uniósł ją do góry i objął. Spuściła wzrok.

– Popatrz na mnie – poprosił.
Powoli podniosła głowę, a w jej oczach dostrzegł zakłopotanie.
– Jillian, nie rozumiem, co tak nagle zaniepokoiło cię czy zdenerwowało. 

Przecież rozmawialiśmy tylko o podziale obowiązków domowych.

– Ale potem poruszyliśmy problem zbytniego angażowania się w pracę 

zawodową oraz wpływu nadmiaru obowiązków na życie rodzinne i tak dalej. 
Straszliwie irytuje mnie świadomość, że nigdy nie będziesz w pełni szczęśliwy, 
ponieważ   bez   istotnych   powodów   wyrzekasz   się   tego,   czego   najbardziej 
pragniesz.

– Z tego, co pamiętam, ty również postanowiłaś nigdy nie wychodzić za 

mąż – zauważył.

Jillian   była   kiedyś   mężatką   i   miała   pecha.   Została   zraniona   i   to   było 

powodem, dla którego postanowiła nigdy więcej nie ryzykować.

– Cóż, nie wszyscy pragną tego samego od życia, Forreście.
– To prawda – zgodził się, kiwając głową. Oczekiwania i poglądy Jillian 

bardzo różniły się od jego własnych, a jednak bez wątpienia czuli do siebie 
niezwykle silny pociąg. Forrest chciał dowiedzieć się, co tak bardzo fascynuje 
go w tej kobiecie.

Och, cała ta sytuacja była naprawdę niezwykła. Forrest chciał ożenić się i 

background image

założyć rodzinę. Jillian nie. On uważał, że nie uda mu się mieć owej upragnionej 
rodziny,  gdyż   warunki  ekonomiczne   zmuszające   do  pracy   oboje  małżonków 
wykluczają możliwość szczęśliwego życia rodzinnego. Jillian wierzyła, że tego 
rodzaju   małżeństwa   partnerskie   mogą   doskonale   funkcjonować   przy   pewnej 
gotowości do kompromisów z obu stron.

Niewłaściwe   poglądy   i   postawy   zostały   przypisane   niewłaściwym 

osobom.   Gdyby   Forrest   miał   choć   trochę   sprytu,   zebrałby   swoje   zabawki   i 
zrezygnował   z   dalszej   gry,   póki   nie   stracił   jeszcze   reszty   rozsądku.   Nigdy 
jednak nie rościł sobie pretensji do genialności.

Nie chciał i nie zamierzał zniknąć z życia Jillian Jones-Jenkins. Powinien, 

lecz nie zrobi tego. Nie potrafiłby tego zrobić.

Cóż,   zgadzali   się   przynajmniej   co   do   jednego:   oboje   doceniali   wagę 

zaufania.

Forrest znieruchomiał nagle, cały zamieniając się w słuch.
– Grzmot – powiedział, unosząc głowę. – Lepiej zobaczmy, co się dzieje 

na zewnątrz. Nadchodzi burza, madame.

Pocałował ją szybko i mocno, a potem wbiegł po schodkach na pokład. 

Jillian podążyła za nim.

Ciężkie, czarne chmury powlekały niebo, a otaczające zatoczkę drzewa 

uginały się smagane silnym wiatrem.

– Spróbujmy skontaktować się ze strażą przybrzeżną – zaproponowała 

Jillian. – Może powiedzą nam, co robić.

Pobiegli w stronę mostka w świetle przecinających niebo błyskawic. Z 

trudem słyszeli się wzajemnie w huku uderzających piorunów.

Forrest szybko przeczytał instrukcję obsługi radia i kilka minut później 

połączył się z oficerem pełniącym służbę w nadbrzeżnej stacji morskiej. Wtedy 
właśnie poczuli na twarzy pierwsze krople deszczu.

–   Roger   –   powiedział   wreszcie   Forrest.   –   Dziękuję,   bez   odbioru.   – 

Chwycił rękę Jillian. – Chodźmy na dół – zawołał, starając się przekrzyczeć ryk 
wiatru.

Choć   do   schodów   nie   było   daleko,   zanim   skryli   się   pod   pokładem, 

całkiem przemokli.

–   Mamy   pecha   –   powiedział   Forrest,   chwytając   w   ostatniej   chwili 

zsuwający się ze stołu koszyk i stawiając go na podłodze.

Jillian skuliła się, nie potrafiąc powstrzymać szczękania zębami.
– Już zamarzam. Zmieniam się w sopelek.
– Słyszałaś całą rozmowę. Chcą, żebyśmy zostali tu, aż ustanie wicher. 

Twierdzą, że jesteśmy bezpieczniejsi w zatoce niż na otwartym morzu. Musimy 
zdjąć te mokre ubrania, zanim nabawimy się zapalenia płuc. Czy wiesz, jak 
rozwiązany jest tutaj problem ogrzewania, światła, ciepłej wody?

Jillian kiwnęła głową i odrzekła:

background image

–   Jest   tu   generator,   który   wytwarza   prąd   potrzebny   do   zapewnienia 

oświetlenia na łodzi, uruchomienia niewielkiego bojlera i tego małego grzejnika 
na   ścianie.   Wątpię,   żebyśmy   znaleźli   jakieś   ubrania   poza   zapasowymi 
kostiumami   kąpielowymi,   ale   w   szufladzie   pod   łóżkiem   jest   zawsze   kilka 
ręczników plażowych.

– To dobrze.
Forrest zapalił dwa ścienne kinkiety, a potem wyjął ze wskazanej przez 

Jillian szuflady cztery kolorowe ręczniki. Przeszedł przez pokój i dwa z nich 
podał Jillian.

– Weź prysznic – powiedział. – Ja sprawdzę, czy nie musimy  czegoś 

zabezpieczyć. Czeka nas trudny rejs.

Jillian   skinęła   głową,   a   potem   zniknęła   w   maleńkim   pomieszczeniu 

pełniącym rolę łazienki.

Z   trudem   udało   się   jej   zdjąć   mokre   dżinsy,   a   potem   resztę   ubrania. 

Westchnęła z ulgą, czując na skórze ciepły strumień prysznica.

Wiedziała, że musi się śpieszyć, gdyż w małym zbiorniku nie ma zbyt 

wiele wody.

Kilka   minut   później   wyszła   spod   natrysku   i   energicznie   wytarła   się 

ręcznikiem, aż jej skóra nabrała różowego odcienia. Ale co teraz, przeraziła się 
nagle.   Ubranie   było   całkiem   przemoczone,   także   bielizna.   Ręcznik,   którego 
przed chwilą użyła, był wilgotny, tak więc pozostawał jej jedynie drugi ręcznik 
plażowy.   Cóż,   niech   i   tak   będzie.   Mogła   albo   wykorzystać   ręcznik,   albo 
wymaszerować z łazienki goła jak ją Pan Bóg stworzył.

Przeczesała palcami włosy i owinęła się ręcznikiem. Wyglądała w nim jak 

w   sarongu,   sięgającym   nieco   powyżej   kolan.   Zebrała   mokre   ubranie   i 
westchnąwszy, wyszła z łazienki.

– Możesz się wykąpać – oznajmiła, starając się, by jej głos zabrzmiał 

normalnie. Rozejrzała się po pokoju, zauważając rozesłane na stole i krzesłach 
ręczniki.

– Możemy tu rozłożyć nasze ubrania – powiedział Forrest, rozpościerając 

ręcznik   na   ostatnim   krześle.   –   Miejmy   nadzieję,   że   w   ten   sposób   trochę 
przeschną   i   nie   zniszczą   mebli.   Uruchomiłem   ogrzewanie   i...   –   Spojrzał   na 
Jillian i urwał w pół słowa. – Wielkie nieba! – szepnął.

Jillian podeszła bliżej i rzuciła swoje ubranie na stół.
Nie wolno ci, nakazała sobie, spojrzeć na tego mężczyznę. Słyszała, jak 

zareagował na widok jej stroju czy raczej jego braku. Doskonale pamiętała o 
tym,   że   pod   ręcznikiem   jest   zupełnie   naga,   a   Forrest   również   był   dosyć 
spostrzegawczy.   Wiedziała,   co   mogłaby   wyczytać   teraz   w   jego   twarzy   i 
ciemnych, brązowych oczach.

Zajęła   się   rozwieszaniem   swoich   rzeczy   i   odetchnęła   z   ulgą   dopiero 

wówczas, gdy w łazience rozległ się szum wody. Zawahała się przez chwilę, 

background image

trzymając w rękach wilgotną koronkową bieliznę, po czym zdecydowała, że tak 
przystojny mężczyzna jak Forrest MacAllister z pewnością zdążył zapoznać się 
w życiu z wszystkimi partiami damskiej garderoby.

Teraz   rozejrzała   się   za   miejscem   do   wypoczynku.   Przy   ścianie   stała 

skrzynia, na której wieku można było się położyć. Jillian pamiętała dobrze, że 
jest to miejsce wyjątkowo twarde i niewygodne.

Nic  z  tego.  Tym  razem  zastosuje  zasadę  „kto  pierwszy,  ten  lepszy”  i 

zajmie łóżko. Forrest może ułożyć się na skrzyni.

Wyjęła spod narzuty jedną z poduszek i oparła ją o ścianę. Wdrapała się 

na łóżko, a potem usiadła sztywno z wyprostowanymi nogami, układając ręce 
grzecznie przed sobą.

Po chwili doszła do wniosku, że przypomina  w tym momencie  pannę 

młodą   z   epoki   wiktoriańskiej,   oczekującą   w   noc   poślubną   swego   małżonka. 
Skrzyżowała nogi, pragnąc, by jej poza stała się bardziej nonszalancka, a potem 
przyjrzała się krytycznie swoim rękom, nie wiedząc, czym mogłaby je zająć.

– Wezmę czasopismo – mruknęła cicho. – Doskonale.
Słysząc, że w łazience ucichł szum wody, szybko zeskoczyła z łóżka, 

omal nie gubiąc przy tym ręcznika, po czym pobiegła przez pokój, by chwycić 
jedną z leżących na półce gazet. Po chwili wskoczyła z powrotem do łóżka.

Leżała ze skrzyżowanymi nogami i nosem utkwionym w gazecie, kiedy 

Forrest wrócił do pokoju.

– Prysznic to wspaniały wynalazek – oświadczył. – Było to naprawdę 

przyjemne.

– Mmm – zgodziła się Jillian, nie podnosząc na niego wzroku.
– Nasze ubrania nieźle przemokły, jeśli wziąć pod uwagę, że wcale nie 

byliśmy na deszczu tak długo.

– Mmm.
–   Nawet   tak   bardzo   nie   rzuca   łodzią.   Możemy   sobie   wyobrazić,   że 

znaleźliśmy się w ogromnym hamaku.

– Mmm.
Forrest przeszedł przez pokój i połaskotał stopę Jillian.
– Słyszysz, co do ciebie mówię?
Zaskoczona otworzyła szeroko usta, opuszczając czasopismo na kolana.
A kiedy spojrzała na Forresta, z wrażenia zabrakło jej tchu.
Jest piękny, pomyślała, nabierając wreszcie powietrza do płuc. Owinął się 

ręcznikiem wokół bioder, a w przyćmionym świetle lamp jego ciało wydawało 
się wykute z brązu. Miała ochotę gładzić jego wilgotną skórę, wędrując dłońmi 
po twardych, idealnie zarysowanych mięśniach.

Uosobienie męskości. Cudowny. Doskonały samiec. I nagi jak w dniu 

narodzin, okryty jedynie kawałkiem miękkiej tkaniny.

– Jillian?

background image

– Co? – spytała trochę nieprzytomnie, a potem zamrugała powiekami. – 

To znaczy, słucham?

Forrest wziął do ręki drugą poduszkę.
– Posuń się.
– Dlaczego?
–   Ponieważ   najprawdopodobniej   spędzimy   tu   trochę   czasu,   a   ja   nie 

zamierzam siedzieć na tej twardej jak kamień skrzyni. Na wszystkich krzesłach 
wiszą mokre ubrania, więc... proszę, posuń się i zrób dla mnie trochę miejsca na 
łóżku.

Forrest   chce   położyć   się   obok   mnie,   pomyślała.   Ma   zamiar   nie   tylko 

ułożyć się na łóżku, lecz zapewne także wykorzystać okazję i...

Jillian,   przestań,   nakazała   sobie.   Popadasz   w   histerię.   Jesteś   przecież 

dorosłą kobietą, a nie egzaltowaną nastolatką. Potrafisz zachować się w takiej 
sytuacji. Tak! Jesteś dojrzałą kobietą. Forrest zaś, niestety, najprzystojniejszym 
ze znanych ci mężczyzn.

– Zrób mi miejsce obok siebie – poprosił raz jeszcze.
– Tak, posuwam się. Proszę, już robię dla ciebie miejsce. – Przytrzymując 

ręcznik,   przesunęła   poduszkę.   –   Gotowe,   panie   MacAllister.   –   Wróciła   do 
poprzedniej pozycji, znów zasłaniając twarz gazetą.

Wszystkimi zmysłami chłonęła każdy jego ruch, kiedy wchodził na łóżko, 

poprawiał poduszkę, a wreszcie ułożył się obok niej.

Przez chwilę leżeli w milczeniu.
– Zadziwiające – odezwał się Forrest.
– Co jest zadziwiające? – spytała, nie odrywając wzroku od druku.
– Jest pani fascynującą kobietą, lady Jillian. Nigdy nie przypuszczałbym, 

że zainteresuje panią lektura czasopisma dla majsterkowiczów.

Jillian   otworzyła   szeroko   oczy,   teraz   dopiero   zdając   sobie   sprawę,   co 

„czyta”.

– Cóż, oczywiście, że to mnie interesuje – odparła, przewracając kartkę. – 

Nigdy nie wiadomo, kiedy zajdzie potrzeba naprawienia czegoś w domu...

– Doprawdy? – zdziwił się, wybuchając śmiechem.
– Często przeglądam takie czasopisma – upierała się. – Mam dom i wiesz 

przecież, że czasami trzeba coś naprawić.

– Jakieś urządzenie mechaniczne – dodał.
– Cokolwiek – odrzekła niepewnie.
– Powiedz mi coś, Jillian.
– Hmm. – Przewróciła kolejną stronę czasopisma.
– Jak ci się udaje czytać? Te lampy nie dają zbyt mocnego światła. Jest tu 

dosyć ciemno. Musisz mieć doskonały wzrok.

Jillian zmrużyła oczy, po raz pierwszy rzeczywiście starając się odróżnić 

litery.

background image

– Och. – Odwróciła głowę, by spojrzeć na niego. – Tak, to prawda, mam 

świetny   wzrok.   Faktycznie   doskonały.   Ja...   Aaau!   –   krzyknęła   w   następnej 
chwili.

Łódź nagle jakby uniosła się nad wodę, a potem przechyliła na jedną 

stronę. Gazeta wypadła Jillian z rąk, a ona sama wpadła prosto na Forresta.

Przytrzymał ją, jedną ręką chwytając Jillian pod biustem, a drugą pod 

kolanami. Mocno przygarnął ją do siebie.

–   Już   jesteśmy   bezpieczni   –   powiedział,   kiedy   łódź   po   chwili   znów 

zaczęła się łagodnie kołysać na falach. – Albo jakiś idiota ściga się z wiatrem, 
albo   minęła   nas   łódź   patrolu   straży   przybrzeżnej.   Teraz   wszystko   jest   w 
porządku.

Nie,   nie   wszystko   jest   w   porządku,   pomyślała   w   panice.   Leżała 

przytulona do Forresta MacAllistera. Jej serce tłukło się w piersi jak oszalałe, a 
ciało płonęło pożądaniem. Wszystko jest w porządku? Brzmiało to jak żart lub 
kpina.

– Jillian – powiedział cicho Forrest, patrząc prosto w jej oczy.
Teraz nie było już dla niej ratunku.
Nie potrafiła walczyć dłużej z pragnieniem, by dotknąć gładkiej, napiętej 

skóry na muskularnym torsie.

Więc zrobiła to.
Nie mogła   ignorować  dłużej  faktu,  że  dzielą  ich  jedynie dwa  frotowe 

ręczniki i że wyczuwa pod sobą jego twarde uda. Pragnęła, aby Forrest objął ją 
jeszcze mocniej. Miała ogromną ochotę pieścić go, dotykać, całować.

I zrobiła to.
Nie mogła nie słyszeć chrapliwego oddechu Forresta, nie dostrzegać jego 

kuszących ust tak blisko swojej twarzy. Pragnęła błądzić wargami po pachnącej 
mydłem, gładkiej brązowej skórze.

I... zrobiła tak.
Pochyliła się i odnalazła jego usta, spragnione i wyczekujące. Objął ją 

ramieniem, przygarniając mocniej do siebie. Pod opartą na piersi Forresta dłonią 
czuła jego szybko bijące serce.

– Jillian – szepnął. – Chcę kochać się z tobą. To, co się dzieje, jest dla 

mnie ważne i wyjątkowe.

To prawda, ich znajomość  stała się  czymś  więcej niż tylko sposobem 

pożytecznego wykorzystania wolnego czasu.

– Tak – powiedziała cicho. – Tak, Forreście, ja też tego pragnę.
Jillian, opanuj się, apelował do niej głos rozsądku. Co robisz? Pomyśl. 

Ten mężczyzna zniknie z twojego życia za niecałe dwa tygodnie. Jillian!

Zignorowała jednak te ostrzeżenia, słuchając jedynie tego, co dyktowało 

jej serce.

Raz   jeszcze   spotkały   się   ich   usta.   Zsunął   z   niej   ręcznik,   który   teraz 

background image

okrywał   jedynie   biodra   Jillian.   Pieścił   dłonią   jej   pierś,   a   Jillian   pojękiwała 
cichutko, czując, jak rozpala się w niej ogień pożądania.

Uniósł ją lekko do góry i położył delikatnie na łóżku, a sam ułożył się tuż 

obok.

Wsparty   na   łokciu,   drugą   ręką   odsunął   okrywający   wciąż   jej   biodra 

ręcznik. Potem odsłonił także własną nagość.

– Wielkie nieba! – szeptał z zachwytem. – Jesteś taka piękna, Jillian.
Spojrzał w jej oczy, jakby tam szukając i znajdując odpowiedź na nie 

zadane głośno pytanie. Potem pochylił się, by całować jej piersi.

Przymknęła  na chwilę oczy, by rozkoszować się symfonią  cudownych 

doznań, jaką wzbudzały w niej jego pieszczoty.

Forrest powędrował dłonią do drugiej piersi, a potem, wzdłuż płaskiej 

krawędzi brzucha, niżej i jeszcze niżej, aż do zwieńczenia ud.

Potem   zaś   jego   wargi   podążyły   śladem   wytyczonym   palcami   na 

spragnionej pieszczot skórze. Jillian drżała leciutko, pieszczona w ten cudownie 
rozkoszny sposób.

– Forreście, proszę – szeptała, zaciskając dłonie na jego ramionach.  – 

Proszę.

– Za chwilę, Jillian – odpowiedział, zaskoczony brzmieniem własnego 

głosu.

Nie   potrafił   już   dłużej   czekać.   Pragnął   znaleźć   ukojenie   w   gorącym 

wnętrzu jej kobiecości. Teraz. Natychmiast. Musiał jednak odzyskać panowanie 
nad   sobą,   gdyż   najważniejsza   była   przyjemność   Jillian,   to   o   nią   przede 
wszystkim chciał zadbać. Wiedział o tym z pewnością, jakiej nigdy wcześniej 
nie doświadczał.

– Forreście  – odezwała się drżącym z emocji  głosem.  Zawisł nad nią 

swoim ciężarem. Wsparł się na łokciach i spoglądał w szare, zamglone teraz 
oczy Jillian. Jej policzki były zaróżowione, a usta, wilgotne od pocałunków, 
rozchylone i drżące.

Pocałował   ją,   a   potem   uniósł   głowę,   chcąc   widzieć   jej   twarz   w 

przyćmionym blasku lamp, kiedy stawali się jednością.

Powoli, delikatnie wszedł w jej ciasną, gorącą kobiecość.
Ogarnęła ich ekstaza.
Jillian westchnęła z zachwytem, zdając sobie sprawę, że dzieje się coś 

niezwykłego,   że   kochają   się.   Rozumiała,   że   Forrest   pragnie,   aby   doznała 
rozkoszy, ona zaś chciała dać ukojenie jego pożądaniu. Lekko uniosła biodra.

– Jillian...
– Tak bardzo cię pragnę.
Z   każdym   poruszeniem   Forresta   narastała   w   niej   rozkosz,   unosząc   ją 

coraz dalej i dalej, aż poza krawędź rzeczywistości.

– Forreście!

background image

Kilka sekund później znalazł się razem z nią tam, gdzie zjednoczeni w 

ekstazie trwali poza czasem i przestrzenią w cudownym niebycie.

Powoli uspokajały się ich oddechy, serca wracały do normalnego rytmu.
Łódź kołysała się łagodnie, o pokład uderzały miarowo krople deszczu.
Forrest sięgnął po koc, a potem położył się znowu, okrywając nim Jillian i 

siebie.

Leżeli bez słowa, zasłuchani w szum deszczu i bicie własnych serc.

Kiedy Jillian otworzyła oczy, nie pamiętała, gdzie jest i dlaczego tu się 

znalazła. Obróciła głowę i wstrzymała  oddech, widząc Forresta śpiącego tuż 
obok niej.

Kiedy patrzyła na niego, na jej wargach pojawił się delikatny uśmiech. 

Nawet we śnie emanowała z niego siła, lecz teraz także pewna bezbronność. 
Spokojny oddech świadczył o ufności, która wydała się jej wzruszająca.

Forrest MacAllister jest moim kochankiem, pomyślała uszczęśliwiona.
Po chwili zmarszczyła brwi, rozglądając się wokół.
Śpij, Forreście,  nakazała  mu  w duchu. Musiała  mieć  trochę czasu,  by 

zastanowić się nad tym, co zaszło pomiędzy nimi.

Kochała się z Forrestem MacAllisterem.
Stało się. Teraz musi uporządkować swoje myśli i uczucia. Czy było jej 

przykro? A może żałowała tego, co się wydarzyło? Czy była wściekła na siebie, 
za to, że pozwoliła, by uczucia wzięły górę nad rozsądkiem?

Zmrużywszy   oczy,   zamyśliła   się,   próbując   znaleźć   odpowiedź   na   te 

pytania. Za każdym powinna była powiedzieć wyraźnie i stanowczo „nie”.

Zachowujesz   się   nieodpowiedzialne,   Jillian   Jones-Jenkins,   napomniała 

siebie. Wiedziała przecież, że znajomość z Forrestem może przetrwać najwyżej 
kilka, a może kilkanaście dni. Nie było w jej życiu miejsca na tego rodzaju 
związki, kiedy pisała powieść.

Miała   do   wypełnienia   zadanie,   które   jednak   przerodziło   się   w   coś 

znacznie ważniejszego. Nie chodziło tu jedynie o seks i fizyczne pożądanie. To, 
co się stało, było wyrazem prawdziwego uczucia. Jillian zupełnie nie wiedziała, 
jak powinna postąpić teraz, kiedy owo uczucie pokrzyżowało jej plany.

Wkrótce Forrest się obudzi i, jak każdy mężczyzna w podobnej sytuacji, 

będzie obserwował ją uważnie, ciekaw jej reakcji po tym,  co wydarzyło się 
pomiędzy   nimi.   A   więc   niech   tak   będzie.   Nie   żałowała   niczego,   a   Forrest 
powinien o tym wiedzieć. Ze swoimi rozterkami musi uporać się sama.

Tym   postanowieniem   Jillian   zakończyła   wewnętrzny   dialog   ze   sobą   i 

rozejrzała się dokoła.

W kabinie było dosyć ciemno, niewielkie lampki dawały mało światła i 

niemal całe pomieszczenie tonęło w półmroku. Łódź nie kołysała się już i Jillian 
zdała sobie sprawę, że nie słyszy melodyjnego szumu deszczu.

background image

Zmrużywszy oczy, spróbowała dojrzeć w mroku tarczę zegara. Ku swemu 

przerażeniu stwierdziła, że dochodzi szósta. Przespali całe popołudnie.

–   Forreście   –   powiedziała,   dotykając   palcem   jego   piersi.   –   Forreście, 

obudź się.

– Mmm, później – mruknął.
Jillian   zachichotała   cicho.   Forrest   wymamrotał   jeszcze   kilka   słów, 

których nie mogła zrozumieć, po czym wreszcie otworzył oczy.

– Witaj – szepnęła.
Lekko potrząsnął głową i dopiero po chwili na jego ustach pojawił się 

uśmiech.

– Śniłem o dziwnych rzeczach – wyjaśnił ochrypłym głosem.
Brzmienie tych słów wywołało w Jillian dreszcz podniecenia.
– Byłem Romanem żeglującym po głębokich morzach – ciągnął Forrest. – 

Miałem fantastyczną koszulę z bufiastymi rękawami. Oczywiście, nie wymagały 
prasowania, bo tego nie lubię.

–   Musiał   to   być   bardzo   przyjemny   sen   –   odrzekła   pogodnie.   –   Teraz 

jednak wracaj do rzeczywistości. Jest szósta.

– Żartujesz. – Usiadł. – Nie żartujesz – stwierdził i zamilkł na chwilę. – 

Sądzę, że burza minęła. Lepiej, żebyśmy popłynęli w stronę portu.

– Tak.
Obrócił się, żeby spojrzeć prosto w jej oczy. Na jego twarzy nie widać 

było teraz nawet cienia uśmiechu.

–   Jillian   –   zaczął   cicho.   –   Kochaliśmy   się   i   było   to   niewiarygodnie 

pięknym i wyjątkowym przeżyciem. Chcę, żebyś o tym wiedziała.

– Ja odczuwam to podobnie.
– Żadnego żalu?
Zawahała się tylko przez moment.
– Nie, Forreście, niczego nie żałuję.
Pochylił głowę i pocałował ją mocno. Wciąż jeszcze tlący się w nich żar 

namiętności natychmiast wybuchnął silnym płomieniem. Kiedy uniósł głowę, 
jego oddech był szybki i nierówny.

– Dość tego, panie MacAllister – powiedziała – albo noc dzisiejszą noc 

spędzi pan na tej barce.

Uśmiechnął się.
– To znaczy, skarbie, że albo w tym momencie przestanę cię całować, 

albo naszym śniadaniem będzie pół tuzina zielonych winogron.

Jillian roześmiała się, a potem szybko zsunęła się z łóżka i przeszła przez 

pokój, zbierając po drodze ich ubrania.

Forrest rozkoszował się widokiem jej ciała, smukłego i kobiecego, które 

tak kontrastowało z jego masywną, muskularną sylwetką.

Cóż to za urocza istota, stwierdził. Jillian była tak piękna. To, co się stało, 

background image

było czymś niezwykłym i cudownym. Nigdy nie przeżył niczego podobnego. 
Wiedział,   że   w   jego   życiu   dzieje   się   coś   ważnego,   lecz   nie   potrafiłby   tego 
nazwać.

– Ubrania są suche – oznajmiła Jillian, wyrywając Forresta z zamyślenia 

– ale sztywne jak zbroja. – Zaczęła się ubierać. – Marzy mi się gorąca kąpiel, a 
potem miękki, ciepły szlafrok.

Forrest sięgnął po sweter.
– A mnie marzą się dwa albo trzy hamburgery, gęsty koktajl mleczny i 

podwójne frytki.

– Zgoda. Najpierw hamburgery, potem gorąca kąpiel.
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Zjemy coś, a potem...
– O nie. Ty wrócisz do domu, a ja wezmę gorącą kąpiel.
– Do czarta!
Jillian roześmiała się, zarażając Forresta swoją radością.
Byli głodni, mieli na sobie sztywne jak blacha ubrania i znajdowali się 

wiele kilometrów od lądu i wszelkich wygód. Przez całą drogę jednak z ich 
twarzy nie znikał uśmiech.

– Deedee? – upewniła się Andrea. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam 

ci   w   czasie   obiadu.   Zgadnij,   co   się   stało?   Przez   cały   dzień   nie   mogłam 
dodzwonić się ani do Jillian, ani do Forresta. Za każdym razem zgłaszały się 
tylko ich automatyczne sekretarki.

– Rozumiem, że nie powinnam za bardzo się tym ekscytować, ale jest 

przynajmniej szansa, że może wybrali się gdzieś razem.

– Och, czy to nie byłaby katastrofa, gdyby spędzili cały dzień na kłótni?

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Następne dwa dni upłynęły im na wykonywaniu przeróżnych zajęć. Jillian 

czuła się cudownie, przepełniała ją radość i wiedziała, że są to najwspanialsze 
wakacje, jakie kiedykolwiek miała.

W piątek zrobiła porządki w szafach, wyrzucając niepotrzebne ubrania i 

sporządzając listę rzeczy, które chciała kupić.

Tego   wieczora   wraz   z   Forrestem   wybrali   się   na   koncert   piosenkarza 

śpiewającego   w  stylu  country.  Oboje   mieli   na   sobie   dżinsy,  wysokie  buty   i 
koszule z perłowymi guzikami.

– To niesamowite – zauważyła Jillian, kiedy stali przed lustrem w jej 

salonie. – Wyglądamy jak postacie z westernu. Jesteśmy wspaniali, naprawdę 
wspaniali, Forreście.

–   Słuchaj,   panienko   –   odparł,   przeciągając   słowa   –   niewiele   jeszcze 

widziałaś. Chodź ze mną, ślicznotko, a poznasz prawdziwe życie.

Ku radości Jillian Forrest pożyczył na wieczór dżipa od swojego brata, 

Ryana.

– Teraz dopiero jesteśmy wspaniali – stwierdził Forrest.
– Ruszaj, kowboju. Czas w drogę.

Po koncercie, który im obojgu bardzo się podobał, zdecydowali się na 

kolację w chińskiej restauracji. Nie potrafiąc oprzeć się pokusie, zamówili tak 
wiele jedzenia, że z powodzeniem wystarczyłoby go dla czterech osób.

– Przepyszne – powiedziała Jillian, próbując potrawy, której nazwy nie 

potrafiła wymówić.

–   Wiesz   –   odezwała   się   po   chwili   namysłu   –   właśnie   tak   mógłby 

wyglądać wieczór dwojga pracujących zawodowo osób...

– To prawda, bilety na koncert, a potem kolacja byłyby zbyt poważnym 

uszczerbkiem dla budżetu rodziny utrzymującej się z jednej pensji. Ale gdzie są 
dzieci?

– W domu, z solidną, godną zaufania opiekunką. My, rodzice, musimy 

mieć trochę czasu tylko dla siebie.

–   Ile   czasu   poświęciliśmy   naszym   dzieciom   w   ciągu   tygodnia? 

Pracowaliśmy wieczorami. Czy tak? Oboje robimy karierę i lubimy rozrywki. W 
niedzielę   wybieramy   się   całą   rodziną   na   lunch,   a   potem   do   zoo.   To   także 
kosztuje. Jedno z nas albo oboje musi podjąć dodatkową pracę.

– Nie – powiedziała Jillian, pochylając się w jego stronę. – Wybraliśmy 

kompromis.   To   właśnie   to   słowo,   o  którym  wciąż   zapominasz.   Kompromis. 
Poszliśmy na koncert, a potem przyrządziliśmy sobie deser lodowy w naszej 
własnej kuchni.

background image

– Rozumiem – odparł, kiwając powoli głową.
– A w niedzielę spakujemy  jedzenie  do koszyka  i pójdziemy  do zoo. 

Kompromis,   Forreście.   Jesteśmy   ludźmi   pracującymi   zawodowo,   a   nie 
niewolnikami kariery i określonego stylu życia. Możemy znaleźć czas zarówno 
dla siebie, jak i dla dzieci. Gdybyś nie był tak uparty i zaślepiony, już dawno 
dostrzegłbyś,   że   z   powodzeniem   możesz   stworzyć   wymarzoną   przez   siebie, 
szczęśliwą rodzinę.

–  Cóż,  z   pewnością   dałaś  mi  wiele  do  myślenia  –  stwierdził.  –  Żona 

Michaela, Jenny, zrezygnowała z pracy i wychowuje ich syna, Bobby’ego. W 
czasie weekendu zwykle wybierają się gdzieś tylko we dwoje.

– Doskonale. Nie widzę powodu, dla którego dwoje pracujących ludzi nie 

mogłoby zorganizować sobie życie podobnie.

– Ile mamy dzieci?
– Co takiego? – spytała, marszcząc czoło.
– Ilu małych psotników zabieramy w niedzielę do zoo?
– Zjedz bułeczkę, Forreście. Musisz się pokrzepić.
– Sprawiłaś, że moja potencjalna rodzina zaczęła wydawać mi się bardzo 

rzeczywista.

Wzruszyła ramionami.
– Jestem pisarką o bujnej wyobraźni. Uśmiech zniknął z twarzy Forresta.
– Dla ciebie, oczywiście, nie ma miejsca w tym scenariuszu?
Jillian wytrzymała jego wzrok.
– Nie, mnie tam nie ma.
– A więc, kiedy ja zaczynam przekonywać się do proponowanego przez 

ciebie   kompromisu   i  zostawiam   dokumenty   w   biurze,   ty   wciąż   jesteś   zajęta 
wieczorami.

– Ponieważ mogę sobie na to pozwolić – odparła. – W przeciwieństwie do 

ciebie nie mam rodziny, o którą musiałabym się troszczyć.

– Jillian, czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że ten wspaniały kompromis 

powinien dotyczyć także ciebie?

– Dlaczego?
– Pomyśl. Czy rzeczywiście chcesz, żeby twoje życie składało się tylko z 

pracy, od której czasem tylko odrywałoby cię jakieś spotkanie towarzyskie?

Uniosła głowę.
– Moje życie jest wystarczająco ciekawe. Dziękuję za troskę.
– To ty tak twierdzisz.
Otwierała już usta, by mu odpowiedzieć, lecz zrezygnowała po chwili.
– Nie mam zamiaru dłużej dyskutować na ten temat, ponieważ grozi nam 

sprzeczka.   Dzisiejszy   wieczór   był   tak   uroczy.   Nie   psujmy   go,   Forreście.   – 
Uśmiechnęła się. – Zjedz tę bułeczkę.

Wziął do ręki pieczywo.

background image

–   Zgoda.   Naprawdę   mam   zamiar   zastanowić   się   nad   tym,   co 

powiedziałaś.   Nikt   dotąd   nie   przedstawił   mi   tak   obrazowo,   na   czym   może 
polegać kompromis. Było to bardzo pouczające. Prawdziwy pokarm – ugryzł 
kawałek bułki – dla umysłu.

– Cieszę się, że tak uważasz – powiedziała.
Odniosła   pierwszy   sukces,   jej   wakacyjna   misja   zapowiadała   się 

doskonale.   Tylko...   Czuła   dziwny,   nieprzyjemny   ucisk   w   żołądku,   kiedy 
wyobrażała sobie przy boku Forresta żonę i dzieci. Ona też musiała pokrzepić 
czymś swój umysł.

– A więc – zaczęła – Michael i Jenny mają synka, tak?
– Och, tak. Bobby to wspaniały dzieciak. Opowiadałem ci, że przy jego 

urodzeniu wygrałem zakład o bardzo wysoką stawkę?

– Co takiego?
– Wymyśliliśmy bardzo ciekawy zakład. Było nas za dużo, żeby zakładać 

się   tylko   o   to,   czy   urodzi   się   chłopiec,   czy   dziewczynka.   Dodaliśmy   więc 
pytanie o dzień i, uwaga, godzinę narodzin.

– Bardzo ciekawe.
–   Rzeczywiście.   Wygrałem.   Odgadłem   płeć   dziecka,   dzień   i   godzinę 

narodzin z dokładnością do dwudziestu minut.

– Wciąż nie przestaje mnie pan zadziwiać swoimi rozlicznymi talentami, 

panie MacAllister.

– Kochanie – powiedział głosem niskim i gardłowym – niewiele jeszcze o 

mnie wiesz.

W   pamięci   Jillian   ożyły   nagle   bardzo   realne   i   zmysłowe   obrazy   ich 

dwojga splecionych w miłosnym uniesieniu. Spłoniła się i spuściła wzrok.

– Czas na ciasteczka szczęścia – zauważyła cicho. – Mogę przeczytać 

swoją karteczkę, ale nic już nie zjem.

– Rozłamała kruche ciastko, a potem szybko przeczytała słowa wypisane 

na wąskim pasku papieru.

–   No   i   jak?   –   Forrest   pochylił   się   w   jej   stronę.   –   To   dobra   wróżba? 

Pozwól mi spojrzeć. – Wziął od niej kartkę i przeczytał z poważną miną: – 
„Czeka cię poważna zmiana w sferze emocjonalnej, a nie materialnej”.

Mocny rumieniec oblał policzki Jillian. Widziała pożądanie w brązowych 

oczach Forresta, pożądanie, które budziło się także w niej.

– Poważna zmiana w sferze emocjonalnej – powtórzył Forrest.
Jillian odwróciła wzrok i lekko drżącą ręką sięgnęła po drugie ciastko.
–   Teraz   przeczytaj   swoją   wróżbę,   Forreście.   Skruszył   ciastko   i   wyjął 

karteczkę.   Roześmiał   się   głośno,   czytając   przepowiednię.   Jillian   zerkała   mu 
przez ramię.

– „Twoja łajba nie przypłynie, ponieważ utonęła”.
– Błąd – stwierdził Forrest. – Nie wiedzą, z kim mają do czynienia. Ja i 

background image

Roman nigdy nie pozwolilibyśmy utonąć naszym statkom.

– Oczywiście, że nie – zgodziła się. – Prędzej przemoczylibyście wasze 

wspaniałe koszule.

– Dokładnie tak by było.
– Jesteś szalony.
– A ty jesteś piękna – powiedział, całując ją delikatnie. – Chodźmy do 

domu, lady Jillian.

Kochali się do późna i dopiero nad ranem Jillian słyszała przez sen, jak 

Forrest wychodzi, żeby zmienić w domu ubranie, a potem pograć w golfa z 
Michaelem.

W sobotę Jillian zadzwoniła do Deedee, by umówić się z nią na lunch i 

zakupy. Deedee  zgodziła się  od razu, oświadczając,  że  w księgarni zostanie 
jeden z praktykantów.

– I co nowego? – Deedee nie kryła ciekawości.
– Porozmawiamy przy lunchu.
– Obiecujesz?
– Tak, oczywiście, Deedee. Zawsze przecież trajkoczemy jak nakręcone, 

kiedy się widzimy.

– Będę liczyła godziny do naszego spotkania, Jillian.
– Mówi pani dziwne rzeczy, pani Hamilton. Do zobaczenia jutro.
Deedee odłożyła słuchawkę, mrucząc do siebie.
– Dziwne? Nie, to po prostu obawy zatroskanego Kupidyna.
Przez resztę dnia Jillian załatwiała sprawunki. Była w pralni, drogerii, 

zamówiła papier firmowy i odwiedziła kilka innych wymienionych na jej liście 
miejsc.

Zwykle nie lubiła zajmowania się tego rodzaju drobiazgami i załatwienie 

większości  podobnych  spraw   zlecała  swojej  sekretarce,  Lorraine,  tym razem 
jednak przez całą drogę nie opuszczał jej pogodny nastrój.

A   więc   dobrze,   przyznała   się   sama   przed   sobą,   leżąc   wygodnie   w 

pachnącej wodzie i zażywając kąpieli, rzeczywiście najwięcej myślała tego dnia 
o czekającym ją wieczorem spotkaniu z Forrestem. To jednak nie stanowiło 
przecież poważnej zmiany w jej sferze emocjonalnej.

Forrest był miłym, przystojnym i czarującym mężczyzną. To zrozumiałe, 

że   obcowanie   z   nim   sprawiało   jej   przyjemność.   Uczucia,   jakie   budziła   jego 
bliskość, podobnie jak wspomnienia cudownych, spędzonych razem chwil, są 
cennym   skarbem,   który   długo   jeszcze   po   rozstaniu   z   Forrestem   będzie 
przechowywać w sercu.

Po rozstaniu z Forrestem!
Jillian zmarszczyła czoło, raz jeszcze powtarzając w myśli ostatnie słowa. 

background image

Wyszła z wanny i sięgnęła po miękki, frotowy ręcznik.

Po rozstaniu z Forrestem!
Weź się w garść, Jillian, napomniała samą siebie. Znała fakty i wiedziała, 

jaką dyscyplinę musi zachować, chcąc osiągnąć sukces w sferze zawodowej. 
Nic i nikt nie może odrywać jej od pracy.

Wkrótce   jej   wakacje   się   skończą,   a   Forrest   MacAllister   zniknie   z   jej 

życia.

Poza   tym,   ciągnęła   swój   wewnętrzny   monolog   Jillian,   zaczynając   się 

ubierać, nie interesuje mnie żaden poważny związek. Nigdy więcej nie ofiaruję 
nikomu swojej miłości, nie będę już nigdy bezbronna i bezradna obserwowała, 
jak ktoś depcze moje uczucia. Życie nie oszczędziło mi tej lekcji i nigdy więcej 
nie popełnię podobnego błędu.

Przez cały wieczór Jillian czuła się jak Kopciuszek na balu. Kolacja była 

pyszna,   zaś   po   niej   przeszli   z   Forrestem   do   ogromnej   sali,   gdzie 
dziesięcioosobowa   orkiestra   grała   cudowne,   romantyczne   melodie.   Forrest 
okazał   się   doskonałym   tancerzem,   w   jego   ramionach   czuła   się   bezpieczna, 
szczęśliwa i pożądana.

W przeciwieństwie do Kopciuszka wcale nie miała ochoty uciekać z balu 

przed północą. Czekało ich jeszcze wiele długich, spędzonych razem godzin. 
Mieli przed sobą całą noc.

Kilka   minut   po   dwunastej   w   niedzielne   popołudnie   Jillian   zasiadła 

naprzeciw Deedee w tłocznej restauracji.

– Wiem, spóźniłam się, ale tylko o parę minut – powitała przyjaciółkę. – 

Nawet dzisiaj są korki.

– Tak się cieszę, że cię widzę, Jillian – odparła z uśmiechem Deedee. – 

Zamówmy coś. Jestem straszliwie głodna.

Jillian   zerknęła   w   kartę,   szybko   decydując   się   na   sałatkę   firmową,   a 

potem obserwowała Deedee zajętą lekturą menu.

Deedee jest taka ładna, doszła do wniosku Jillian. Jej przyjaciółka miała 

trzydzieści jeden lat, lecz delikatne rysy i drobne piegi na nosie sprawiały, że 
wyglądała na znacznie młodszą.

Nikt   nie   odgadłby,   że   ta   sympatyczna,   zawsze   uśmiechnięta   kobieta 

owdowiała   osiem   lat   temu,   gdy   jej   mąż   zginął   w   katastrofie   samolotowej 
podczas lotu treningowego.

Po roku żałoby i rozpaczy, kiedy Deedee funkcjonowała jedynie dzięki 

wsparciu najbliższych, wzięła  się w garść,  uzyskała  specjalistyczną pomoc  i 
przeznaczyła pieniądze z ubezpieczenia męża na założenie księgarni.

Poznały się przed pięciu laty, kiedy Deedee zaprosiła Jillian do Books and 

Books na spotkanie z czytelnikami połączone z podpisywaniem książek. Ich 

background image

znajomość   powoli   przerodziła   się   w   przyjaźń,   a   któregoś   dnia   Deedee 
zdecydowała się opowiedzieć Jillian o swojej przeszłości.

To   dziwne,   pomyślała   Jillian,   popijając   wodę.   Ona   sama   nigdy   nie 

zdradziła  Deedee   szczegółów   własnego   małżeństwa   i   późniejszego   rozwodu. 
Podobnie jak Forrestowi, powiedziała przyjaciółce jedynie, że jej zamążpójście 
okazało się wielkim błędem, o którym nie warto rozmawiać.

Pojawienie   się   kelnerki   przerwało   rozmyślania   Jillian.   Kiedy   złożyły 

zamówienie, Deedee oparła łokcie na stole i podparła dłońmi brodę. Krótkie 
blond loki okalały twarz promieniującą radością.

Jillian zaśmiała się.
– No dobrze, pani Hamilton, proszę opowiadać. Tak się pani wierci, że 

zaraz pani spadnie z krzesła.

– Zdecydowałam się.
– Wychodzisz za mąż? – spytała niewinnie Jillian. Deedee zmarszczyła 

nos.

– Co to za pomysł? Nie wychodzę za mąż, pani Jones-Jenkins, i dobrze 

pani o tym wie.

Jillian wzruszyła ramionami.
– Pomyślałam, że nic nie szkodzi zapytać. Opowiedz, co się stało.
– Hm, wiesz, jak bardzo lubię „białe kruki”. Przez lata zgromadziłam ich 

ponad dwa tuziny. Nie jest to bardzo dużo, ale na początek wystarczy. Tak więc 
nawet   teraz,   gdy   rozmawiamy,   stolarz   przygotowuje   specjalną   szafkę,   którą 
zamontuję  na ścianie  księgarni. Będzie  miała  wzmacniane  szyby  i zamek  w 
drzwiczkach.   Rozpocznę   kampanię   reklamującą   skup   i   sprzedaż   rzadkich 
wydawnictw w Books and Books. Jestem strasznie podniecona.

– I masz ku temu powody. Och, Deedee, to cudownie. Wiem, że zawsze o 

czymś takim marzyłaś. A więc ja stawiam dzisiejszy lunch, aby uczcić w ten 
sposób rozszerzenie profilu działalności Books and Books.

– Proszę, proszę. A przy okazji dowiesz się, że twoje powieści idą jak 

ciepłe   bułeczki   od   dnia,   w   którym   podpisywałaś   u   mnie   książki.   Twoja 
gotowość składania autografów w Books and Books za każdym razem, kiedy 
pojawiał się na rynku twój nowy tytuł, bardzo korzystnie wpływała na wzrost 
obrotów mojej księgarni – dziękowała przyjaciółce Deedee. – Że nie wspomnę o 
przyjaciołach pisarzach, na których prośbą, a niekiedy groźbą, wymusiłaś, by 
poszli za twoim przykładem. Dzięki twojej i ich uprzejmości mogłam znacznie 
wcześniej, niż przewidywałam, pomyśleć o realizacji własnego marzenia.

–   Bardzo   się   z   tego   cieszę.   A   przy   okazji,   na   wszystkich   moich 

przyjaciołach Books and Books zrobiło doskonałe wrażenie i z przyjemnością 
przyjadą tu ponownie.

– Dziękuję, Jillian.
Pojawienie   się   kelnerki   z   zamówionymi   potrawami   przerwało   ich 

background image

rozmowę. Obie kobiety przez kilka minut jadły w milczeniu.

– Wiesz już, co u mnie słychać – odezwała się wreszcie Deedee. – A co ty 

porabiałaś ostatnio?

– Och. – Jillian machnęła lekceważąco ręką. – Nic szczególnego...
– Czy mogłabyś przestać udawać, że nie wiesz, o co pytam? – przerwała 

jej   Deedee.   –   Wiesz   dobrze,   że   interesuje   mnie,   czy   postanowiłaś   zająć   się 
Forrestem   MacAllisterem.   W   czasie   naszej   ostatniej   rozmowy   obiecałaś 
zastanowić się nad tym, zanim odłożyłaś słuchawkę, żeby pójść i odebrać pizzę.

– Cóż, to nie był dostawca pizzy, lecz Forrest.
– Co takiego?
Jillian opowiedziała o tym, jak umówiła się na kolację z Forrestem, a 

potem zapomniała o tym. Tak, tak, ciekawska Deedee, Jillian postanowiła zająć 
się Forrestem. Ten mężczyzna rzeczywiście potrzebuje pomocy. Odniosła już 
pewne   sukcesy,   jeśli   chodzi   o   jego   poglądy   w   sprawie   kompromisu   i 
zachowania właściwej proporcji pomiędzy pracą a rozrywką.

– Teraz już wiesz wszystko – zakończyła Jillian.
– Niezupełnie. A ty? Polubiłaś go?
– Tak.
Deedee przyglądała się jej przez dłuższą chwilę.
– To wszystko? – spytała wreszcie. – Tak? Och, Jillian, czy mogłabyś 

powiedzieć coś więcej, podać jakieś szczegóły?

– Nie.
Na twarzy Deedee odmalowało się zaskoczenie.
– Och, wielkie nieba! Ty i Forrest zostaliście kochankami! – odgadła.
– Tego nie powiedziałam.
–   Twoje   milczenie   jest   wystarczająco   wymowne.   Och,   Jillian,   to 

cudownie. Jak długo trwa wasz związek?

–   Zrozum,   moja   droga.   –   Jillian   pochyliła   się   do   przodu.   –   Nie   ma 

żadnego związku. Ty i Andrea zleciłyście mi tylko pewne zadanie, pamiętasz?

– Cóż, być może wasza znajomość zaczęła się w ten sposób, lecz nie 

znaczy to, że...

– Owszem, znaczy – oświadczyła stanowczo Jillian. – Poważny związek 

mnie nie interesuje. Nie chcę żadnych zobowiązań. Forrest jest tego świadomy.

– Mówiliście o tym?
– Wspominałam o tym przy okazji jakiejś rozmowy. Koncentruję się na 

zmianie jego stosunku do pracy. O to prosiłyście mnie z Andreą.

– To prawda. Oczywiście. Ale, Jillian, znam ciebie.
Wiem,   że   nie   interesuje   cię   przypadkowy   seks.   W   grę   muszą   więc 

wchodzić uczucia... szacunek... wzajemna troska... Czy mam rację?

– Cóż, ja... Tak, masz rację.
– Więc jak możesz  mówić,  że  nie  łączy  was  nic poważnego?  W jaki 

background image

sposób   zdusisz   w   sercu   te   uczucia,   kiedy   skończą   się   wakacje?   Kochanie, 
przerażasz mnie. Miałyśmy z Andreą nadzieję, że... Och, Jillian. Nie chcę, żebyś 
cierpiała, i tak samo martwię się o Forresta.

– Nic złego się stanie. Zaufaj mi. Tak, zgoda, rzeczywiście sprawy zaszły 

dość daleko i uczucia odgrywają tu pewną rolę, ale oboje z Forrestem wiemy, że 
mamy zupełnie różne oczekiwania wobec życia. Kiedy moje wakacje dobiegną 
końca, wrócę do pracy, a Forrest odejdzie na zawsze z mojego życia. To znaczy, 
on również wróci do swoich zajęć.

– Czy mają panie ochotę na deser? – Po raz kolejny kelnerka przerwała 

ich rozmowę.

– Potrzebuję aspiryny – poprosiła Deedee, przyciskając dłoń do czoła. – 

Okropnie rozbolała mnie głowa.

Kilka godzin później Jillian przymierzała przed lustrem w swojej sypialni 

nowy jasnoczerwony sweter.

Forrest   zaproponował,   żeby   spędzili   wieczór   w   jego   mieszkaniu, 

oglądając wideo i zjadając ogromne ilości popcornu. Zapowiadała się świetna 
zabawa połączona z błogim lenistwem, na które Jillian tak bardzo miała ochotę 
po wyczerpujących zakupach z Deedee.

Bez dłuższych dyskusji zgodzili się z Forrestem, że tego wieczora będą 

oglądali klasyczne filmy sensacyjne. Dźwięk dzwonka wywołał na jej twarzy 
natychmiastowy  uśmiech.  Otworzyła drzwi, wpuszczając  do środka Forresta, 
który na powitanie wziął ją w ramiona i mocno pocałował.

Och   jak   to   przyjemnie   znów   przytulić   się   do   niego,   pomyślała   z 

rozmarzeniem, odwzajemniając uścisk. I móc powiedzieć: Dobry wieczór, panie 
MacAllister.

Nikt   nie   będzie   cierpiał,   przypomniała   sobie   słowa,   które   z   takim 

przekonaniem wypowiedziała w czasie lunchu.

Wścibska   Deedee,   pomyślała   z   irytacją   Jillian,   zasiała   w   niej   ziarno 

niepokoju. Nie miała zamiaru stać się ofiarą niczym nie uzasadnionych obaw 
przyjaciółki.   Oboje   z   Forrestem   traktowali   podobnie   swoją   znajomość   i 
wiedzieli, że nie jest to poważny związek.

Forrest uniósł głowę.
– Witaj, Jillian. Tęskniłem za tobą.
–   Co   takiego?   –   spytała   wyraźnie   zaskoczona.   Wypuścił   ją   z   objęć   i 

skrzyżował ręce na piersi.

– Tęskniłem za tobą. Myślałem o tobie przez cały dzień.
–   Och,   cóż,   cieszę   się,   że   tak   było   –   powiedziała   z   niepewnym 

uśmiechem.

Tęsknił za nią? Cóż, to nic takiego. Ona w zasadzie też za nim tęskniła. 

Dlaczego? Bo lubi z nim rozmawiać i uprawiać seks. Czy tylko dlatego? Och, u 

background image

licha, zdaje się, że będą kłopoty.

Po drodze Forrest powiedział Jillian, że przeczytał kolejną jej powieść. 

Jęknęła   w   duchu,   wiedząc,   że   nic   nie   powstrzyma   go   przed   dokładnym 
przeanalizowaniem treści książki. Naprawdę nie chciała myśleć dziś wieczorem 
o pracy. Zrobiła sobie przecież wakacje i powinna raczej myśleć o wykonaniu 
zadania, którego się podjęła. Och, litości!

– Odnalazłem w tej powieści takie samo jak w innych twoich książkach 

przesłanie – oświadczył Forrest. – Chodzi mi o zaufanie. Po krótkim okresie 
narzeczeństwa młoda para wyjeżdża w podróż poślubną. Niestety, oboje ukryli 
przed sobą prawdziwe powody, dla których zdecydowali się na małżeństwo. On 
potrzebował dziedzica, by spełnić warunki testamentu dziadka, ona zaś miała 
nadzieję z otrzymywanych od męża pieniędzy spłacić hipotekę domu, w którym 
mieszkała jej owdowiała matka i czworo rodzeństwa.

– Wiem, Forreście – przerwała mu Jillian znużonym głosem. – Sama to 

napisałam.

– Czas mija – ciągnął nie zrażony Forrest – i małżonkowie zakochują się 

w sobie. Ale, jak to w życiu bywa, przypadkiem każde z nich dowiaduje się 
prawdy o swoim partnerze. Oboje czują się zdradzeni i oszukani. Do diabła, 
każde z nich stało się przyczyną cierpienia kochanej osoby.

– Niedokładnie: cierpienia – zaprotestowała bez przekonania Jillian. – To 

znaczy,   zgoda,   cierpieli,   ale   ty   mówisz   o   tym   w   taki   sposób,   jakby   oboje 
przeżywali jakiś straszliwy koszmar.

– W pewnym sensie tak właśnie było – odrzekł, kiwając głową. – Oboje 

zostali głęboko zranieni. Cierpieli, a ty doskonale opisałaś ich ból.

–   Nie   masz   racji   –   powiedziała   gniewnie,   a   potem   westchnęła.   – 

Przepraszam.   Nie   chciałam   na   ciebie   warczeć.   Jestem   trochę   poirytowana, 
pewnie z powodu zmęczenia. Zakupy to niezwykle wyczerpujące zajęcie. Kiedy 
już ułożę się wygodnie przed telewizorem, moje samopoczucie na pewno się 
poprawi.

– I zjesz trochę popcornu – dodał ze śmiechem. Nikt nie będzie cierpiał.
– Tak, kilogramy popcornu.
Och, Jillian, zwróciła się w duchu do samej siebie, zamknij się.

Dwie   godziny   później   Forrest,   wychodząc   z   kuchni   z   kolejną   misą 

popcornu, zatrzymał się w progu salonu. Przez chwilę przyglądał się zwiniętej w 
rogu kanapy Jillian, a potem obejrzał pokój, jakby widział go po raz pierwszy.

Jillian powiedziała, że podoba się jej to mieszkanie i nie miał powodu, by 

nie   wierzyć   jej   słowom.   W   wystroju   wnętrza   przeważały   brązy   i   beże   z 
pomarańczowymi   i   żółtymi   akcentami.   Ciężkie   meble   z   czarnego   drewna 
pasowały doskonale do całości.

background image

Wiele   kobiet   przewinęło   się   przez   ten   pokój.   Nigdy   jednak   obecność 

żadnej z nich nie cieszyła go tak jak teraz widok siedzącej przed telewizorem 
Jillian.

Ku   własnemu   zdziwieniu   i   niezadowoleniu,   przez   cały   dzień   liczył 

ciągnące   się   w   nieskończoność,   jak   mu   się   zdawało,   godziny.   Uspokoił   się 
dopiero wtedy, kiedy Jillian otworzyła mu drzwi i mógł wreszcie wziąć ją w 
ramiona.

MacAllister, powtarzał sobie, nie trać głowy. Miał przekonać Jillian, by 

nie poświęcała tak wiele czasu pracy, lecz chyba nie wywiązywał się z tego 
zadania. Zamiast skoncentrować się na swojej misji, dał oczarować się kobiecie, 
której zamierzał pomóc.

Och,   do   diabła,   nietrudno   zrozumieć   jego   zachowanie.   Jillian   była 

fantastyczna. Inteligentna, fascynująca, sympatyczna i miała wspaniałe poczucie 
humoru. Ich zbliżenia były czymś wyjątkowym. Miał wrażenie, że stapiają się 
wtedy ich serca, umysły i dusze.

Wiedział   jednak,   że   ich   oczekiwania   wobec   życia   są   zupełnie   różne. 

Jillian wciąż twierdziła stanowczo, że najbardziej odpowiada jej samotne życie, 
jakie prowadziła do tej pory. Gnębiło go coś innego. Był przekonany, że Jillian 
inaczej   patrzyłaby   w   przyszłość,   gdyby   umiała   pozostawić   za   sobą   złe 
wspomnienia.

Forrest zmarszczył czoło, spoglądając na Jillian.
We wszystkich jej powieściach, które przeczytał do tej pory, odnajdywał 

to samo przesłanie: najważniejsze jest zaufanie. Jillian zaufała mu na tyle, by 
opowiedzieć o swoim samotnym dzieciństwie. Ich cudowne miłosne zbliżenia 
również stanowiły wyraz jej zaufania.

Nie zawierzyła mu jednak do końca. Nie chciała rozmawiać o przeszłości, 

cierpieniu,   o   tym,   co   zrujnowało   jej   krótkie   małżeństwo.   Musiał   pomóc   jej 
zdecydować   się   na   ten   krok.   Inaczej   nie   będzie   mógł   uwierzyć,   że   Jillian 
rzeczywiście pragnie samotnego życia. Musiał być pewien, że to nie złe mary 
przeszłości wpływają na jej wybór.

– Hura! – wykrzyknęła Jillian, klaszcząc w ręce. – Rozwiązali zagadkę. 

Uwielbiam to. I wiesz, kto wyjaśnił tajemnicę? Ochmistrz. Słyszysz, Forreście? 
Ochmistrz!

Forrest   przeszedł   przez   pokój,  by   postawić   na   stoliku  następną   porcję 

popcornu. Usiadł obok Jillian, a potem nacisnął przycisk wideo.

–   Zróbmy   sobie   przerwę   przed   następnym   filmem   –   zaproponował.   – 

Zgoda?

– Dobrze – odrzekła, biorąc garść popcornu. – Jesteś mistrzem prażenia 

kukurydzy, Forreście.

–   Dobrze   wiedzieć.   Jeśli   zapanuje   kiedyś   kryzys   w   branży 

architektonicznej, będę mógł zarabiać na życie, sprzedając popcorn. – Przerwał 

background image

na chwilę. – Czym zajmował się twój mąż?

Jillian   podniosła   gwałtownie   głowę,   spoglądając   na   niego   ze 

zmarszczonym czołem.

– Skąd przyszło ci do głowy takie pytanie? – zapytała zaskoczona.
Forrest wzruszył ramionami.
– Tak jakoś nasunęło mi się samo, kiedy pomyślałem o swojej pracy.
– Ale dlaczego?
–   Ponieważ,   Jillian,   jesteśmy   dzisiaj   tacy,   jakimi   ukształtowała   nas 

przeszłość. Byłaś mężatką, lecz ci się nie powiodło. Najprawdopodobniej wiążą 
się z tym bolesne dla ciebie wspomnienia, lecz nigdy nie chcesz do nich wracać.

– Nie lubię o tym rozmawiać.
– Wiem, ale jeśli nie opowiesz mi o swojej przeszłości, nigdy nie będę 

mógł   powiedzieć,   że   naprawdę   ciebie   znam.   Być   może   nie   brzmi   to   zbyt 
sensownie, ale to dla mnie ważne – ciągnął, przez cały czas patrząc jej prosto w 
oczy.

– Jillian – powiedział cicho.  – Zaufaj  mi.  Och, Jillian,  proszę.  – Czy 

opowiesz mi o tym?

Odetchnęła głęboko.
– Czy wiesz, o co mnie prosisz?
– Tak. Proszę, żebyś mi zaufała.
– Właśnie. Zaufanie...
– A także prawda, uczciwość, szacunek. Czy ufasz mi, Jillian?
Tak, podpowiadało jej serce.
Nie miała żadnych wątpliwości, obaw. Nie odczuwała niepewności.
– Mój mąż był o ponad dwadzieścia lat starszy ode mnie – zaczęła lekko 

drżącym głosem. – To jeden z moich byłych wykładowców na uniwersytecie. 
Uwielbiałam   go,   a   przynajmniej   tak   mi   się   wtedy   zdawało.   Wiele   razy 
zastanawiałam   się   później,   czy   nie   zakochałam   się   w   tym   człowieku,   bo 
przypominał mi ojca, z którym kontaktu brakowało mi w dzieciństwie.

Serce   Forresta  biło  gwałtownie,   a  on  sam  prawie  nie  mógł  oddychać. 

Jillian ofiarowywała mu najwspanialszy dar – swoje zaufanie. Tak bardzo się z 
tego cieszył.

– Zaszłam w ciążę – ciągnęła cicho. – On... miał na imię Roger. Zbeształ 

mnie, a potem poślubił i kazał przeprowadzić się do siebie. Wszystko zdarzyło 
się tak szybko, że nie bardzo zdawałam sobie wówczas sprawę z tego, co się 
dzieje. Nie przerwałam nauki, lecz dwa miesiące później straciłam dziecko.

– Och, Jillian, tak mi przykro.
– Byłam załamana,  ponieważ naprawdę pragnęłam tego dziecka. – Jej 

oczy wypełniły się łzami, które Jillian szybko otarła. – Roger zbagatelizował 
sprawę poronienia, nie podzielał mojego żalu i nie próbował mnie pocieszyć. 
Czułam się wtedy tak samotna... jak w dzieciństwie. Nie było nikogo, do kogo 

background image

mogłabym się zwrócić. Nikogo.

– A twoi rodzice?
– Nie wiedzieli o ciąży. Nie powiedziałam im.
– Och, Jillian, dlaczego... Gestem dłoni nakazała mu milczenie.
– Ponieważ mogę  liczyć tylko na siebie – odparła, podnosząc  głos.  – 

Zawsze tak było.

– Nie, ja...
– Roger zachowywał się tak, jakby zapomniał, że ma żonę. Nigdy nie 

wiedziałam, gdzie jest i kiedy wróci do domu. Och, oczywiście, przy ludziach 
potrafił  udawać   czarującego  i  troskliwego   męża,  ale...  Któregoś  dnia  źle się 
czułam i wróciłam wcześniej z zajęć. W domu zastałam Rogera w łóżku z jedną 
ze studentek. Forrest zaklął cicho.

– Była okropna scena – mówiła dalej Jillian. – Dziewczyna wpadła w 

histerię i oświadczyła, że jest w ciąży z Rogerem. Żądała ode mnie zgody na 
rozwód, po to, by Roger mógł ożenić się z nią, kobietą, którą rzeczywiście, jak 
twierdziła, kocha.

– A co powiedział ten drań? – spytał Forrest, a w jego głosie słychać było 

gniew.

– Gdybym nie była wówczas tak przygnębiona, pewnie ubawiłaby mnie ta 

scena. Wydawał się przerażony, a wreszcie przyznał, że rzeczywiście najlepiej 
będzie, jeśli poślubi tę głośno broniącą swoich praw pannę, skoro jest ona z nim 
w ciąży. Doskonale rozumiałam jej sytuację, gdyż mnie przydarzyło się to samo.

– Jillian...
– To wszystko – powiedziała, unosząc głowę. – Nie wiem, dlaczego tak 

bardzo chciałeś poznać tę obrzydliwą historię, Forreście. Byłam młoda, naiwna, 
łatwowierna. I bardzo głupia. Ale wiele się nauczyłam. Bez wątpienia.

Forrest przysunął się bliżej i ujął w dłonie jej twarz.
– Tak mi przykro, że musiałaś przejść przez ten koszmar, Jillian. Gdybym 

mógł cofnąć czas i móc wówczas być przy tobie! Ale to niemożliwe. Mogę 
jedynie   podziękować   ci   za   to,   że   zaufałaś   mi   i   opowiedziałaś   o   swoim 
cierpieniu. Dziękuję, Jillian.

– Powinieneś zrozumieć teraz, dlaczego nie interesuje mnie małżeństwo. 

Nigdy   więcej   nikogo   nie   poślubię.   Mój   styl   życia   w   zupełności   mnie 
satysfakcjonuje.   Mogę   pracować   tak   dużo,   jak   chcę,   nie   martwiąc   się   o 
kompromisy. Mój rozkład zajęć bardzo mi odpowiada. To ty musisz pomyśleć o 
zmianie sposobu życia, by móc założyć rodzinę, o której marzysz. Jest nam 
razem dobrze, Forreście, ponieważ rozumiemy,  że nasze  oczekiwania wobec 
życia są całkowicie różne. Ale na razie nie ma to znaczenia.

To nieprawda, pomyślał Forrest, całując ją mocno. Zdecydowanie ma to 

dla   nich   ogromne   znaczenie.   Należało   ukręcić   łeb   hydrze   przeszłości,   która 
wciąż przerażała Jillian, zanim jej życie będzie mogło wypełnić coś więcej niż 

background image

tylko praca.

Zadanie,   którego   się   podjął,   okazywało   się   znacznie   bardziej 

skomplikowane, niż przypuszczał. Ale wywiąże się z niego. Jillian jest tego 
warta. Robił to, oczywiście, tylko ze względu na nią.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Wczesnym   popołudniem   następnego   dnia   Forrest   zatelefonował   do 

Jillian,   by   powiedzieć   jej,   że   musi   nieoczekiwanie   wyjechać   na   Zachodnie 
Wybrzeże do San Francisco. Kobieta, która zastępowała Andreę w MacAllister 
Architects, miała zaprezentować grupie inwestorów zainteresowanych budową 
dużego   osiedla   mieszkaniowego   serię   projektów.   Niestety,   Jennifer 
zachorowała, a Forrest musiał pojechać zamiast niej.

– Och, rozumiem – odparła Jillian, czując nagłe rozczarowanie.
Forrest roześmiał się.
– Nie mów mi tylko, co sądzisz o pracy podczas wakacji. To naprawdę 

sytuacja awaryjna.

– Rozumiem, naprawdę. Na jak długo wyjeżdżasz?
– Jeśli wszystko pójdzie według planu, wrócę w środę po południu. Dziś 

mamy  poniedziałek, więc... powinno mi się udać załatwić wszystko do tego 
czasu. – Umilkł na chwilę. – Będę za tobą tęsknił, Jillian.

– Posłuchaj, mogłabym przygotować kolację na środę wieczorem.  Nie 

oczekuj   niczego   specjalnego,   ponieważ   umiem   przyrządzić   jedynie   kilka 
prostych potraw, ale do tej pory nikogo jeszcze nie otrułam.

–   To   pocieszające   –   odparł   ze   śmiechem.   –   Przyjmuję   zaproszenie   i 

proszę dbać o siebie, lady Jillian. Do widzenia.

–   Do   widzenia,   Forreście   –   pożegnała   go,   a   potem   powoli   odłożyła 

słuchawkę.

Przez długi czas patrzyła jeszcze na telefon, zanim wreszcie przeszła do 

salonu i usiadła na kanapie. Po chwili wstała i znów przeszła kilka kroków, nie 
mogąc usiedzieć w miejscu.

Zdała sobie sprawę, że odczuwa pustkę. Co się z nią dzieje? Nie chciała, 

żeby Forrest wyjeżdżał do San Francisco. Nie miała ochoty czekać do środy, 
chciała być z nim już teraz.

Och, wielkie nieba, co to wszystko znaczy?
Musi   zachować   spokój.   Po   prostu   przyzwyczaiła   się   do   codziennych 

spotkań z Forrestem, a skoro wyjedzie, to naturalne, że będzie go jej brakowało.

Uff,   na   chwilę   wpadła   w   panikę,   obawiając   się,   czy   przypadkiem   nie 

postąpiła głupio i nie zakochała się w Forreście MacAllisterze.

Na szczęście nic takiego się nie stało. Wszystko jest pod kontrolą. Musi 

tylko zaplanować sobie na tych parę dni jakieś zajęcie. Będzie czytać, oglądać 
filmy, wymyśli menu na środę, zrobi zakupy. Pomaluje paznokcie, napisze list 
do rodziców, odwiedzi księgarnię Deedee i wyda tam furę pieniędzy na książki, 
a potem umyje samochód.

Wszystko to przedstawiało się równie atrakcyjnie jak perspektywa wizyty 

background image

u dentysty. Chciała być z Forrestem!

Późnym   wieczorem   tego   dnia   Forrest   leżał   w   pokoju   hotelowym   z 

podłożonymi pod głowę rękami i patrzył w sufit.

Jillian, Jillian, Jillian, wciąż powtarzał w myślach jej imię. Przypominał 

sobie, jak opowiadała mu historię swego małżeństwa, drżenie głosu i wyraz bólu 
w ogromnych, szarych oczach. Miał ochotę odnaleźć tego Rogera i skręcić mu 
kark.

Zaufanie, jakie okazała mu Jillian, opowiadając tę smutną historię, uważał 

za wspaniały i cenny dar. Miał nadzieję, że podzielenie się z nim tymi ponurymi 
wspomnieniami pomoże jej się od nich uwolnić.

Będzie mogła z nowej perspektywy spojrzeć na swoje życie i być może 

zmieni swój stosunek do kwestii małżeństwa i posiadania dzieci.

Jillian poślubiona innemu mężczyźnie? Mająca z nim dziecko?
Zaklął. Wolał sobie tego w ogóle nie wyobrażać. Myśl, że ktoś inny ma 

dotykać Jillian, spać z nią, wzbudzała w nim gniew. Nie!

– Spokojnie, MacAllister! – mruknął.
To on był obecnie partnerem Jillian, dlatego tak bardzo zdenerwowała go 

myśl, że ktoś może zająć jego miejsce. Jego gwałtowna reakcja nie oznaczała 
wcale, że zakochał się w niej wbrew wszelkiemu rozsądkowi.

Tak. Podjął się trudnego zadania, ale musi się z niego wywiązać. Ziewnął 

i chwilę później zasnął, marząc o żeglujących po morzach statkach.

Jillian   zajrzała   do   piekarnika,   po   czym   z   rozmachem   zatrzasnęła 

drzwiczki.

–   Och,   uparciuchu   –   zawołała,   zwracając   się   do   leżącego   w   środku 

kurczaka   –   dlaczego   nie   chcesz   się   piec?   Tkwisz   tam   tylko   jak   góra 
niepotrzebnego   nikomu   mięsa.   –   Zatrzymała   wzrok   na   panelu   lśniących, 
tajemniczych pokręteł. – O rany! – wykrzyknęła, uderzając się ręką w czoło. – 
Przecież nie włączyłam kuchenki.

Przekręciła   gałkę   z   większą   energią,   niż   było   to   konieczne,   a   potem 

wybuchnęła śmiechem. Gotowanie zdecydowanie nie było jej domeną. Potrafiła 
pisać powieści, lecz zajęcia kuchenne przerastały jej możliwości. Idąc do drzwi, 
kątem oka dostrzegła kalendarz i z jej twarzy natychmiast zniknął uśmiech. Czas 
mija tak szybko, pomyślała z przerażeniem. Zostało już tylko parę dni wakacji. 
Jeszcze tylko parę dni dzieli ją od rozstania z Forrestem.

Oczami   wyobraźni   widziała   siebie   za   biurkiem   w   swojej   pracowni. 

Ślęczała   nad   książkami,   sprawdzając   historyczne   realia,   robiąc   notatki   i 
obmyślając fabułę kolejnego romansu. Tym razem jednak gabinet, w którym 
spędziła większość swego dorosłego życia, wydał jej się dziwnie nieprzytulny i 
bardzo, bardzo pusty.

background image

Na drżących nogach podeszła do stołu i opadła na jedno z krzeseł.
Tak cudownie spędzała czas z Forrestem. Lubiła jego śmiech, uwielbiała, 

kiedy patrzył na nią z czułością i aprobatą. Wspomnienie ich miłosnych igraszek 
wzbudziło   w   niej   falę   gorąca.   Tęskniła   za   dotykiem   jego   rąk,   delikatną 
pieszczotą ust. Chciała znów wirować na parkiecie, unoszona w jego mocnych 
ramionach jak tamtej nocy na balu. Uśmiechnęła się, wspominając ich pełen 
przygód rejs i wieczór, kiedy poszli na koncert.

A   potem   pomyślała,   że   za   parę   dni   Forrest   odejdzie   z   jej   życia,   nie 

oglądając się nawet za siebie.

– Och, Forreście, proszę, nie! – jęknęła, walcząc  z łzami,  które nagle 

napłynęły jej do oczu.

W następnej chwili wstała i unosząc wysoko głowę, wyszła z kuchni.
Zachowujesz   się  śmiesznie,   w duchu  skarciła  samą  siebie.  Forrest  był 

tylko   osobą,   której   miała   zamiar   pomóc.   Rzeczywiście   polubiła   go   i   przez 
pewien   czas   po   ich   rozstaniu   będzie   go   jej   brakowało.   Przecież   jednak   nie 
zakochała   się   w   nim.   Nie   zrobiłaby   czegoś   tak   nierozsądnego.   Nie,   z   całą 
pewnością nie.

Siedziała na łóżku, mając wrażenie, że ze wszystkich kątów wypełzają ku 

niej cienie przeszłości, przybrawszy formę ludzkich niemal postaci.

Cierpienie. Zdrada. Rozczarowanie. Bezradność. Porzucenie. Samotność. 

Atakowały ją ich okrutne, natrętne głosy.

Nie! Nigdy więcej! Nie wolno jej zakochać się w Forreście. Już nigdy 

nikt nie będzie miał nad nią takiej władzy. Nie pozwoli, by ktoś jeszcze mógł 
zadać jej ból.

Praca jest teraz treścią jej życia. Pisanie wymagało całkowitego oddania 

się i poświęcenia. Nic nie mogło przeszkadzać jej w dążeniu do celów, jakie 
sobie postawiła. Kariera pisarska była dla niej najważniejsza.

Jillian   poderwała   się   gwałtownie,   kiedy   dźwięk   dzwonka   przerwał   jej 

rozmyślania. Ruszyła w stronę drzwi, coraz bardziej przyśpieszając kroku.

– Forrest – szepnęła, stając w progu.
– Jillian.
Zamknął drzwi i przygarnął ją do siebie. Jillian przytuliła się do niego, a 

ich usta odnalazły się w słodkim, gorącym pocałunku.

Forrest wrócił, powtarzała w myśli. Forrest jest tutaj. Tak bardzo za nim 

tęskniła i cieszyła się, że znów go widzi.

Forrest uniósł głowę, by spojrzeć w jej oczy, lecz wciąż nie wypuszczał 

Jillian z objęć.

– Tak strasznie za tobą tęskniłem – powiedział.
– Mnie też brakowało ciebie.
– Przysięgam, Jillian, nigdy przedtem plany kondygnacji, rozmieszczenie 

łazienek, metraż pomieszczeń nie wydawały mi się tak błahymi problemami. 

background image

Przez cały czas myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej zakończyć te nudne 
rozmowy i wrócić do domu i do ciebie.

Serce Jillian zabiło szybciej.
„Wrócić do domu i do ciebie”.
Do domu.
Jillian, przestań, skarciła samą siebie. Forrest nie miał na myśli jej domu, 

ich domu. Tutaj mieszkała tylko ona, sama.

– Czy otrzymałeś to zlecenie?
–   Tak.   Umowa   podpisana   leży   w   mojej   teczce.   –   Spojrzał   ponad   jej 

ramieniem,  wciągając w nozdrza powietrze. – Albo masz nowe i oryginalne 
perfumy, albo czuję zapach pieczonego kurczaka.

Jillian   zaśmiała   się   i   odstąpiła   krok   do   tyłu,   już   w   następnej   chwili 

żałując, że to zrobiła.

– Przez pewien czas będziesz musiał zadowolić się samym zapachem – 

oświadczyła z powagą. – Przyznaję szczerze, że kiepska ze mnie kucharka. Nie 
włączyłam w porę piekarnika. Posiedzimy  przed kominkiem.  Na razie mogę 
zaproponować ci jedynie drinka i krakersy.

Forrest usiadł na kanapie.
– Wino, ser i krakersy? – powtórzyła swoją propozycję Jillian.
– Wspaniale. Czy nie trzeba ci pomóc?
– Nie, dziś wieczorem jestem twoją hostessą.
– Powinnaś więc spytać: „Kawa, herbata czy ja?” Kiedy Jillian wracała z 

tacą, zadzwonił telefon.

– Czy mógłbyś odebrać? – poprosiła. Odstawiła tacę na mały stolik. – 

Och,   nie   –   jęknęła,   patrząc   na   Forresta,   który   siedział   teraz   sztywno 
wyprostowany na brzegu kanapy. Jego czoło przecinała głęboka zmarszczka.

– Forreście, co się stało? – spytała.
–   Czy   to   nie   kolejny   fałszywy   alarm?   –   zapytał   swego   rozmówcę, 

wyraźnie zaniepokojony. – Było ich już kilka, Michaelu. Wiem, mówiła, że tym 
razem jest inaczej. Dlatego podałem wam ten numer... Tak powiedział doktor...? 
O Boże, a więc to już. – Zerwał się na równe nogi, niemal wyrywając przy tym 
kabel   z   aparatu.   –   Ty   i   Jenny   wyjeżdżacie   w   tej   chwili...?   Nie   powtarzam 
każdego twojego słowa jak papuga... Oczywiście, że przyjadę. Przestań czepiać 
się mnie, żebym mógł już wyruszyć! – Cisnął słuchawkę na widełki.

– Forreście? – zaczęła Jillian.
– Zachowaj spokój, MacAllister – mruknął. – Wpakujesz się na drzewo, 

jeśli szybko nie weźmiesz się w garść.

– Forreście MacAllister! – krzyknęła Jillian. – Czy mógłbyś powiedzieć 

mi, o co chodzi?

– Och – powiedział zaskoczony jej wybuchem. – Przepraszam. Chodzi o 

Andreę. Ona i John pojechali do szpitala, a lekarz twierdzi, że zbliża się poród. 

background image

Dzwonił Michael. On i Jenny właśnie wyjeżdżają do kliniki. – Chwycił Jillian 
za rękę. – Chodź, my też musimy ruszać w drogę.

– Chcesz, żebym pojechała z tobą? Zmarszczył brwi.
– Nie masz ochoty?
–   Oczywiście,   że   mam,   ale   to   wydarzenie   rodzinne,   Forreście.   Nie 

chciałabym być intruzem. To znaczy, Andrea jest moją przyjaciółką, ale...

– Zaufaj mi, wszystko będzie dobrze. Jestem pewien, że spotkamy tam 

także Deedee.

– Cóż, skoro jesteś o tym przekonany. – Zastanowiła się przez chwilę. – 

Muszę wyłączyć kurczaka.

– Tak mi przykro, że nie zjemy razem kolacji.
– Och, nie ma o czym mówić. I tak przypaliłabym pewnie tego kurczaka. 

Wezmę tylko szal i możemy jechać.

Po kilku minutach wróciła gotowa do drogi.
–   Jesteś   taki   zdenerwowany   –   zauważyła   z   troską   w   głosie.   –   Czy 

martwisz się o Andreę?

–   Tak,   chyba   tak.   Można   by   się   spodziewać,   że   będę   chłodny   i 

opanowany, bo już raz przeszedłem przez to wszystko przy narodzinach Boba. 
Ale to chyba jedna z tych rzeczy, do których nigdy nie można się przyzwyczaić. 
Najprawdopodobniej zemdlałbym już dawno, gdyby to moja żona miała rodzić 
teraz dziecko. Ruszajmy.

Drogę   do   szpitala   przebyli   w   milczeniu,   gdyż   Forrest,   znacznie 

przekraczając   dopuszczalne   limity   prędkości,   musiał   bardziej   niż   zwykle 
skoncentrować się na prowadzeniu samochodu.

Jillian zaś,  korzystając  z chwili ciszy, pogrążyła się w rozmyślaniach. 

Kiedy Forrest wspomniał o żonie, która miałaby rodzić jego dziecko, Jillian, ku 
swemu przerażeniu, oczami wyobraźni ujrzała w tej roli siebie.

Dlaczego tak się stało? Przecież nie chciała nigdy więcej wychodzić za 

mąż. W jej życiu, podporządkowanym karierze zawodowej, nie było miejsca dla 
męża i dzieci.

Nawet jeśli popełniła błąd i zakochała się w Forreście MacAllisterze, nie 

zmieni to jej przeszłości ani nie wpłynie na decyzje, jakie powzięła z myślą o 
przyszłości.

Kiedy   teraz   zdała   sobie   sprawę,   że   niedługo   wraz   z   całą   rodziną 

MacAllisterów będzie uczestniczyć w radosnym oczekiwaniu narodzin, zaczęła 
żałować, że zgodziła się towarzyszyć Forrestowi.

Obawy   Jillian   okazały   się   zupełnie   bezpodstawne.   Rodzina   Forresta 

przyjęła ją niezwykle ciepło i już po chwili Jillian miała wrażenie, jakby znała 
ich wszystkich od lat.

Synowie zdecydowanie odziedziczyli wzrost i posturę po ojcu, Robercie, 

background image

który wciąż był doskonale zbudowanym mężczyzną o gęstych siwych włosach i 
szczerym, sympatycznym uśmiechu.

Margaret MacAllister, matka Forresta, miała błyszczące oczy i uśmiech, 

który   rozświetlał   jej   twarz.   Przetykane   srebrem,   wciąż   jeszcze   kasztanowe 
włosy układały się w miękkie loki.

Żona   Ryana,   Sherry,   pełniła   w   tej   chwili   nocny   dyżur   w   szpitalu   po 

przeciwległej stronie miasta.  Żona Michaela, Jenny, okazała się niesłychanie 
atrakcyjną blondynką, która z pewnością zwracała uwagę wszystkich mijanych 
na   ulicy   mężczyzn.   Jej   zachowanie   cechowała   ogromna   bezpośredniość   i 
serdeczność.   Z   drugiego   końca   pokoju   pomachała   do   Jillian   uśmiechnięta 
Deedee.

Jillian przedstawiono również Teda Sharpe’a, kolegę Ryana z policji. Ten 

był wysokim, opalonym blondynem o błękitnych oczach. Ryan i Ted, pomyślała 
Jillian, powinni pozować do policyjnych plakatów reklamowych.

Oto   rodzina   Forresta,   pomyślała,   prawdziwa   rodzina,   o   jakiej   marzyła 

przez   długie   lata   samotnego   dzieciństwa.   Maleństwa,   które   miały   wkrótce 
pojawić się na świecie, będzie od pierwszej chwili otaczała jej ogromna miłość.

– Przyjmuję zakłady, Forreście – oznajmił Michael. – Oto możliwości: 

dwie   dziewczynki,   dwóch   chłopców,   po   jednym   noworodku   różnej   płci. 
Dziewczynka urodzi się pierwsza, chłopiec pierwszy, pierwsze dziecko waży 
więcej,   drugie   dziecko   waży   więcej.   Dokonaj   wyboru   i   daj   mi   dwadzieścia 
dolarów.

– Nie popędzaj mnie. Jako mistrz w tej dyscyplinie, muszę się spokojnie 

zastanowić.   –   Forrest   przez   chwilę  spoglądał   w   sufit.   Potem  wyjął   portfel   i 
wręczył Michaelowi pieniądze. – Parka, chłopiec urodzi się pierwszy i będzie 
cięższy. – Umilkł na chwilę. – A jak się miewa przyszły ojciec?

– Nikt z nas go jeszcze nie widział – odparł Robert.
– Jest z Andreą. Chce być także przy Andrei podczas porodu. Dawniej na 

szczęście nie pozwalano na takie rzeczy.

Margaret uśmiechnęła się do męża.
– Wytrzymałbyś, kochanie.
–  Nie   postawiłbym  dwudziestu   dolarów  na   ten   zakład   –  stwierdził   ze 

śmiechem Robert. – Ale cieszę się, że John jest z naszą małą. Andrea wprawdzie 
wyszła za mąż, ale wciąż traktujemy ją poniekąd jak dziecko.

–   Jest   najmłodsza   z   rodzeństwa   –   dodała   Margaret,   całując   męża   w 

policzek. – Zawsze będzie naszą córeczką.

Nie   w   każdej   rodzinie   jest   to   tak   oczywiste,   pomyślała   ze   smutkiem 

Jillian.

– Bardzo lubię twoje książki, Jillian – zwróciła się do niej matka Forresta. 

– Pisanie powieści wymaga z pewnością ogromnego wysiłku. Większość z nas 
zwykle   wyobraża   sobie   pisarza   jako   osobę   otoczoną   sławą   i   żyjącą   w 

background image

dobrobycie, ale ja podejrzewam, że jest to po prostu ciężka i żmudna praca.

–   Tak   –   potwierdziła   zaskoczona   Jillian.   –   Wymaga   dużej 

samodyscypliny i wielu spędzonych samotnie godzin.

– Samotność? – zdziwiła się Jenny. – Prawie nie pamiętam, co znaczy to 

słowo.   Kiedy   cały   dzień   trzeba   ganiać   za   małym   łobuziakiem,   chwile 
samotności są rzadkie i bardzo cenne. Nasz Bobby jest ruchliwym dzieckiem.

Rozmowa  skoncentrowała się wokół Bobby’ego. Michael opowiadał o 

najnowszych   wyczynach   synka,   Robert   zauważył,   że   jest   to   chłopczyk 
rozwinięty   ponad   wiek,   a   Forrest   dodał,   że   jego   bratanek   odziedziczył 
inteligencję po mamie.

Jillian zamyśliła się. Samotność, którą dotąd tak bardzo lubiła, straciła 

nagle dla niej cały swój urok. Zadrżała.

– Zimno ci? – zatroszczył się Forrest. – Czy podać ci szal?
– Co takiego? Och, nie, dziękuję – odparła, z trudem zdobywając się na 

uśmiech.

– Jestem głodny – oświadczył Michael.
– Ty zawsze jesteś głodny – zauważyła Jenny.
– Święte słowa – zgodził się Robert. – I przez wzgląd na dobro waszego 

domowego budżetu, mam nadzieję, że Bobby nie odziedziczył po tobie apetytu.

– Niestety, tak – powiedział Michael. – Chyba cię poproszę o podwyżkę.
–   Zapomnij   o   tym   –   oświadczył   Forrest.   Dalszą   sprzeczkę   przerwało 

wejście pielęgniarki.

– Wiadomości z ostatniej chwili – zaczęła. – Przenosimy pacjentkę do sali 

porodowej.   Maleństwa   spieszą  się   na  świat.   Andrea   radzi   sobie  znakomicie. 
John trzęsie się ze strachu, ale wciąż jest z nami. To już nie potrwa długo.

– Boże... – Forrest zbladł i chwycił się za żołądek – to wszystko jest 

naprawdę przerażające.

– To prawda – potwierdził Michael. – A poczekaj, aż sam, występując w 

zielonym fartuchu, staniesz się jednym z bohaterów tego dramatu. To, mój drogi 
bracie, horror w najczystszej postaci.

Forrest skinął głową.
–   Bez   wątpienia.   Ale   nie   zabraknie   mnie   przy   tym.   –   Mocniej   objął 

Jillian. – Możesz na mnie liczyć.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Forrest wygrał zakład.
– Syn – oznajmił dumny i rozpromieniony John, kiedy wreszcie pojawił 

się w pokoju, gdzie czekała na niego niespokojna rodzina – i córka. Andrea 
spisała się fantastycznie. Naprawdę fantastycznie. Była o wiele dzielniejsza niż 
ja.

–   Chwileczkę!   –   przerwał   mu   Michael.   –   Kto   urodził   się   pierwszy? 

Chłopiec czy dziewczynka?

–   Chłopiec   –   odparł   John,   najwyraźniej   zaskoczony   tym   pytaniem.   – 

Dlaczego?

Michael zerknął na trzymaną w ręku kartkę.
– Powiedz, ile każde z nich ważyło?
– Ach, rozumiem – powiedział John. – Zakłady. Z tego co pamiętam, 

Forrest zwykle je wygrywa. Mam rację? A więc, John Matthew, który ma być 
nazywany   Mattem,   by   uniknąć   nieporozumień,   ważył   dwa   kilo   pięćset 
czterdzieści gramów. Andrea Noel, która ma być nazywana Noel, by uniknąć 
późniejszych nieporozumień...

– John, streszczaj się, bo...! – ostrzegł go Michael.
– ...ważyła dwa kilo... – zamilkł na moment i zmarszczył brwi. – Czyżby 

pamięć mnie zawodziła?

– Lepiej, żeby tak nie było, jeśli chcesz  wyjść żywy z tego pokoju – 

oświadczył zimno Michael.

John zachichotał.
– ...i czterysta gramów – dokończył.
– Wygrałem! – Forrest z triumfalną miną wyciągnął otwartą dłoń w stronę 

Michaela. – Płać.

W tym czasie reszta rodziny składała Johnowi gratulacje.
–   Synek   i   córeczka!   Cudownie!   –   powiedziała   z   uśmiechem   Jillian, 

podając Johnowi rękę. – Oby tylko dzieci rosły zdrowo.

– Dziękuję – odparł John. – Nie umiałbym nawet wyrazić w słowach 

tego, co czuję w tej chwili. – Lekko przechylił głowę. – Fantastycznie. Będę 
mógł powiedzieć bliźniakom, że słynna pisarka była z nami w dniu ich narodzin 
– powiedział, zwracając się do Jillian.

Jillian zaśmiała się.
– „Słynna” to pewna przesada – zauważyła skromnie.
– Absolutnie nie – zaprotestował John. – Dziwi mnie tylko, po co tracisz 

czas z takim nieudacznikiem jak Forrest?

– Sam się też nad tym zastanawiałem – przyznał Ted.
– Hej, co to znaczy? Z jakim znowu nieudacznikiem? – wtrącił się do 

background image

rozmowy Forrest.

–   Cisza!   –   przerwała   im   Margaret.   –   Nie   zaczynajcie   znowu   tych 

bzdurnych kłótni. Mnie interesuje, kiedy będziemy mogli zobaczyć dzieci?

– I Andreę – dodał Robert. – Chcę uściskać moją małą córeczkę.
– Przykro mi, Robercie – powiedział John – ale nie będziesz mógł jej 

dzisiaj zobaczyć. Kiedy przywiozą ją z sali porodowej, będę mógł wejść do niej 
na dwie sekundy pocałować ją na dobranoc, a później Andrea musi spać. Jeśli 
zaś chodzi o dzieci, to zaraz się dowiem. – Odwrócił się i wyszedł.

Ryan zerknął na matkę, a potem szybko pochylił się w stronę Jillian i 

szepnął:

– Forrest naprawdę jest nieudacznikiem, Jillian.
– Ryanie Robercie – skarciła syna Margaret – teraz nie czas i miejsce na 

to, by rozważać, czy Forrest jest nieudacznikiem, czy też nie.

– Zgadzasz się z nim? – oburzył się Forrest. – Co z ciebie za matka? Nie 

jestem nieudacznikiem.

– Oczywiście, że się nie zgadzam – uspokoiła Forresta Margaret, gładząc 

go po policzku.

– Matki mają słabość do synów – zauważył Robert.
– Jillian – zaczął z powagą Forrest – jeśli kiedykolwiek będziesz miała o 

cokolwiek żal do losu, pomyśl, że jednak jesteś prawdziwą szczęściarą – nie 
masz bowiem rodzeństwa.

– Panie, panowie i ty, Forreście – powtórne zjawienie się Johna przerwało 

ich żarty – John Matthew i Andrea Noel są gotowi na odwiedziny gości. Proszę 
za mną.

Maleństwa  Andrei i Johna nie miały  jeszcze nawet godziny. Jak  będą 

wyglądać, zastanawiała się Jillian, z bijącym sercem podążając za Johnem w 
głąb korytarza. Czy będą spały? Płakały? Czy...?

Za   wielką   szklaną   szybą   stała   pielęgniarka,   trzymając   na   rękach   dwa 

zawiniątka: różowe i niebieskie.

Oba niemowlęta miały brzoskwiniową cerę i główki pokryte miękkim, 

kasztanowym puszkiem. Były piękne. Dwie prześliczne kruszyny. Jillian miała 
ochotę wziąć je w ramiona i przytulić ich drobne ciałka.

Przez wiele lat nie dopuszczała do siebie myśli o dziecku, które straciła. 

Nie chciała pamiętać o bólu i dojmującym uczuciu pustki. Odsunęła od siebie 
wspomnienia o zdradzie Rogera wraz z tęsknotą za utraconym maleństwem. 
Teraz pragnienie dziecka znów odezwało się w niej ze zdwojoną siłą. O, tak, 
chciała dziecka. Pragnęła urodzić dziecko Forresta.

– Jillian? – spytał cicho Forrest. – Czy wszystko w porządku?
– Co mówisz? – Podniosła głowę. – O, tak, oczywiście, nic mi nie jest. To 

znaczy... – Obróciła się w stronę Johna. – Są wspaniałe, Johnie, prześliczne.

– To prawda – potwierdził, lecz wzruszenie nie pozwoliło mu powiedzieć 

background image

niczego więcej.

Forrest zmarszczył czoło, przyglądając się Jillian.
Nareszcie uświadomił sobie, czego naprawdę pragnie. Chciał ożenić się z 

Jillian Jones-Jenkins i wraz z nią powołać do życia kolejną cudowną istotę, jaką 
będzie ich dziecko. Tego właśnie pragnął.

W drodze powrotnej Forrest paplał bez przerwy.
– A potem żyli długo i szczęśliwie – zakończył opowieść o perypetiach, 

jakie towarzyszyły Andrei i Johnowi na początku ich znajomości. – Podobnie 
jak Michael i Jenny, Sherry i Ryan, a także moi rodzice. W realnym świecie 
również tak bywa – ciągnął.

–   Twoja   rodzina   –   odezwała   się   cicho   Jillian   –   stanowi   chwalebny 

wyjątek.

–   Nie,   nie   wierzę   w   to,   Jillian.   Tych,   którym   się   nie   powiodło,   jest 

wprawdzie wielu, ale żyje wokół nas także mnóstwo kochających się par.

Spokojnie, MacAllister, ostrzegł siebie w duchu. Bądź bardzo ostrożny.
– Wiem, że twoje małżeństwo przyniosło ci jedynie ból i rozczarowanie, 

Jillian. Ale to już przeszłość.  Jeśli pozwolisz,  aby decydowała ona o twojej 
przyszłości, może ominąć cię coś wspaniałego i naprawdę wyjątkowego. Czy 
rozumiesz, o czym mówię?

Forrest mówi o sprawach, o których nic nie wie, pomyślała ze złością 

Jillian.   Jemu   łatwo   powiedzieć:   „To   było   dawno   temu   i   trzeba   o   tym 
zapomnieć”. W rzeczywistości nie jest to takie proste.

Poza tym, nawet jeśli zdołałaby uwolnić się od bolesnych wspomnień, i 

tak najważniejsza była teraz jej praca. Nie miała czasu na romans, poważny 
związek, męża i rodzinę.

Ale   te   maleństwa,   te   śliczne,   cudowne   bliźnięta   wzbudziły   w   niej 

tęsknotę, pragnienie, by urodzić dziecko, dziecko Forresta, mężczyzny, którego 
kochała całym sercem.

– Hej, Jillian – z zamyślenia wyrwał ją głos Forresta. – Nie śpisz?
–   Co   powiedziałeś?   Och,   zastanawiałam   się,   czy   nie   zadedykować 

następnej książki bliźniakom Andrei i Johna. To był dla mnie wielki zaszczyt, że 
mogłam być dzisiaj z wami.

Jillian patrzyła na swój dom, kiedy podjeżdżali bliżej. Potem wysiadła i 

ruszyła w stronę drzwi.

Jej schronienie, jej dom, wydał się nagle Jillian o wiele za duży i bardzo 

nieprzytulny.   Ogarnęła   ją   fala   żalu   i   rozpaczy.   Odwróciła   się,   szukając 
pocieszenia   w   ramionach   Forresta.   Objął   ją   mocno,   choć   na   jego   twarzy 
odmalowało się zdziwienie.

– Kochaj mnie, Forreście – powiedziała drżącym głosem Jillian. – Proszę.
Na jego czole zarysowała się zmarszczka.

background image

– Z pewnością nie odmówię takiej prośbie, ale... Jillian, co się stało? Czy 

coś cię trapi? Porozmawiajmy o tym, zgoda?

– Nie. Nie chcę rozmawiać.
Forrest zamierzał coś jeszcze powiedzieć, lecz Jillian wspięła się na palce 

i zamknęła jego usta pocałunkiem. Mocno wtuliła się w niego, chcąc czuć jego 
ciepło i siłę.

Wziął Jillian na ręce i zaniósł na górę. Na łóżku w sypialni, przy blasku 

nocnej lampki, znów splotły się ich ciała w miłosnej pieszczocie.

– Jillian – odezwał się cicho Forrest, kiedy dużo później leżeli obok siebie 

cudownie nasyceni i uspokojeni.

– Co chcesz powiedzieć? – spytała, nie poruszając się.
– Kocham cię.
Czuł, jak Jillian zesztywniała w jego ramionach,  i przeklinał siebie w 

duchu   za   własną   nierozwagę.   Po   chwili   jednak   jego   gniew   zwrócił   się   w 
zupełnie innym kierunku.

Jego uczucia także się liczyły. Forrest MacAllister również miał własne 

pragnienia, potrzeby, marzenia. Był czas milczenia, ale teraz nadeszła chwila 
szczerości. Moment, kiedy powinien wyznać Jillian swą miłość. A może... może 
się mylił?

– Jillian?
– Nie – szepnęła.
Forrest delikatnie ujął ją palcem pod brodę, unosząc do góry jej twarz, tak 

by spojrzała na niego.

– Posłuchaj mnie – poprosił łagodnie.
– Forreście, nie, ja...
–  Nic  nie  mów  –  przerwał  jej.  –  Proszę,   najpierw  mnie   wysłuchaj.   – 

Zamilkł na moment i pogładził dłonią jej policzek. – Naprawdę kocham cię, 
Jillian.   Wiem,   że   moje   wyznanie   przeraża   cię   z   powodu   tego,   czego 
doświadczyłaś   w   przeszłości.   Nie   oczekuję   od   ciebie   deklaracji   wzajemnej 
miłości.   Wierzę,  że  darzysz  mnie   głębokim uczuciem,  może   nawet  kochasz. 
Jednak wyznanie tego, co czujesz, byłoby krokiem w przyszłość, do którego nie 
jesteś przygotowana. Jillian, zrób coś dla mnie dzisiaj, dobrze? Nie mów nic. 
Pomyśl   tylko   o   tym,   co   powiedziałem,   pamiętając,   że   jest   to   najszczersza 
prawda.   Przypomnij   sobie,   co   czułaś,   kiedy   zobaczyłaś   nowo   narodzone 
maleństwa Andrei i Johna, i pomyśl, że nasze dziecko byłoby takim samym 
cudem. Pocałował ją w czoło.

– Dobranoc, lady Jillian.
Wstał, ubrał się szybko i wyszedł z pokoju, nie odwracając się za siebie.
Jillian patrzyła za nim oczyma pełnymi łez, które nagle napłynęły jej do 

oczu. Potem ukryła twarz w poduszce i płakała.

Nie wiedziała, ile minęło czasu, kiedy wreszcie obróciła się na plecy i 

background image

przycisnęła dłonie do pulsujących skroni. Westchnęła głęboko, a potem jęknęła, 
czując ostre ukłucie bólu.

Jedyne, co przyniosły jej te szlochy, pomyślała ponuro długi czas później, 

to ból głowy. Musi zastanowić się nad tym, co się stało.

„Kocham cię, Jillian”.
– Oo-o-och – jęknęła, czując, jak łzy znów wypełniają jej oczy.
Forrest MacAllister kochał ją. Wyznał jej miłość i dał do zrozumienia, że 

chciałby poślubić ją, uczynić z niej swoją towarzyszkę życia i mieć z nią dzieci.

Forrest MacAllister kochał ją, a ona odwzajemniała to uczucie.
To wspaniale!
Nie, nie, nie! Już raz kogoś pokochała i drogo za to zapłaciła. Nie może 

powtórzyć tego błędu.

Nie powie Forrestowi, że go kocha.
Nie zrezygnuje z kariery, która kosztowała ją tak wiele trudu i wyrzeczeń.
Za miłość Forresta MacAllistera musiałaby zapłacić zbyt wysoką cenę. 

Nie była w stanie poświęcić dla niej tak wiele.

Jillian ułożyła się na brzuchu i z całej siły uderzyła pięścią w poduszkę.
– Do licha, Forreście – powiedziała głośno. – Miałam ci tylko pomóc. 

Wszystko zepsułeś.

Ogarnęła ją rozpacz, bo przecież także i ona pokochała Forresta.
Ale on nigdy nie pozna prawdy i nie dowie się, że po jego odejściu jej 

serce rozpadnie się na milion kawałków.

Andrea, siedząc wygodnie podparta w szpitalnym łóżku, z zadowoleniem 

patrzyła na dwa ogromne pluszowe misie.

– Są cudowne, Forreście – powiedziała. – Mają rozmiary dwuletniego 

dziecka,   więc   przez   pewien   czas   pozostaną   jedynie   uroczą   dekoracją 
dziecinnego pokoju.

– Na szczęście nie są groźne – zażartował Forrest, siadając na krześle.
– Ponieważ odwiedzasz mnie o godzinie trzeciej po południu, rozumiem, 

że jeszcze nie wróciłeś do pracy w słynnej firmie MacAllister Architects.

Forrest skinął głową.
– Skoro mowa o sławie – ciągnęła – John powiedział mi, że Jillian była tu 

z tobą wczoraj.

– To prawda – potwierdził cicho.
– Nic nie mówiłeś mi o was, łajdaku. Forrest wzruszył ramionami.
– Miałaś inne zmartwienia.
Andrea złożyła ręce na kołdrze i uważnie przyjrzała się bratu. Forrest 

przez moment patrzył w jej oczy, a potem przeniósł wzrok na pluszowe misie.

– Powiedz, braciszku, co się stało?
– Stało się? – powtórzył, unosząc brwi. – Nic się nie stało. To znaczy, 

owszem, zostałem wujkiem dwójki cudownych malców. To wspaniałe uczucie. 

background image

Ty   i   John   jesteście   wspaniali.   Wszystko   jest   wspaniałe.   Mógłbym   długo 
wyliczać...

– Przestań – powiedziała. – To ja, Andrea, pamiętasz mnie? Znam cię 

bardzo dobrze, kochanie, i wiem z pewnością, że coś jest nie tak. – Zamilkła, 
zmrużyła oczy, a potem pokiwała głową. – Jillian Jones-Jenkins.

– Żartujesz.
– Trafiłam w dziesiątkę.
– Skoro mowa o trafianiu w dziesiątkę, mam zamiar podzielić się z tobą 

pieniędzmi, które wygrałem. To w dużej mierze twoja zasługa, bo ty urodziłaś 
bliźniaki tak, jak to przewidziałem. Wciąż wygrywam zakłady, proszę pani.

– Czy mógłbyś przerwać tę paplaninę? Co zaszło pomiędzy tobą a Jillian, 

że wyglądasz równie nieciekawie jak wczorajsza owsianka? A nawet znacznie 
gorzej. Wyglądasz tak ponuro jak lunch, który podano mi dzisiaj. Forreście?

–   Andreo,   nie   przyszedłem   tutaj   po   to,   żeby   obarczać   ciebie   swoimi 

problemami.   Przecież   ty   niedawno   urodziłaś   bliźnięta,   nie   pamiętasz?   Teraz 
jesteś przede wszystkim matką. Zapomnij o mnie.

– Nie mam zamiaru. Albo zaraz opowiesz mi o wszystkim, albo będę 

wyznaczać ci dyżury przy bliźniakach, kiedy my z Johnem zechcemy wyjść, 
żeby trochę się rozerwać.

Forrest otwierał już usta, by coś powiedzieć, potem jednak zrezygnował i 

tylko   potrząsnął   głową.   Westchnął,   popatrzył   w   sufit   i   znów   napotkał 
zaniepokojony wzrok Andrei.

– Zakochałem się w Jillian, siostrzyczko – wyznał cicho.
–   To   cudownie!   Długo   czekałeś   na   miłość,   na   to,   by   kochać   i   być 

kochanym. Wiem, jak bardzo pragniesz mieć żonę i dzieci. Ale ponieważ nie 
promieniejesz szczęściem,  domyślam się, że nie wszystko układa się między 
wami pomyślnie. Czy chodzi o jej karierę, Forreście? Pisarstwo jest dla Jillian 
bardzo ważne i wymaga ogromnej samodyscypliny. Ale, jak sam wiesz, moja 
przyjaciółka zdecydowanie zbyt wiele czasu poświęca pracy.

– Nie, nie chodzi o jej pracę. Tu nie ma żadnego problemu. Podziwiam jej 

talent i to, co osiągnęła. Bardzo lubię jej książki. Pisarstwo to trudne zajęcie, ale 
Jillian   potrafi   dzielić   czas   pomiędzy   pracę   i   odpoczynek.   Teraz   jest   na 
wakacjach,   ponieważ   uznała,   że   musi   trochę   odetchnąć.   W   tym,   o   czym 
mówiłyście z Deedee, było zdecydowanie wiele przesady.

–   Cóż,   być   może.   W   takim   razie   biję   się   w   piersi.   A   więc   w   czym 

problem?

– Z nikim nie rozmawiałbym o życiu prywatnym Jillian, z wyjątkiem... 

ciebie.

– Och, dzięki – odparła ze śmiechem Andrea.
– Wiesz, o co mi chodzi.
– Oczywiście, że tak – powiedziała z powagą.

background image

– Jillian ma za sobą koszmarne małżeństwo z prawdziwym łajdakiem. Od 

czasu rozwodu zamknęła się w sobie. Stała się ostrożna i nieufna. Wiedziałem o 
tym. Obserwowałem bowiem jej zachowanie. Wiedziałem też, że nie wolno mi 
niczego przyśpieszać, gdyż w ten sposób mogę ją tylko spłoszyć.

Forrest pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach i kryjąc w 

dłoniach twarz.

– Wiem, że nie jestem jej obojętny. Może nawet mnie kocha, ale boi się 

powiedzieć mi o tym, czy nawet przyznać się do tego uczucia przed samą sobą. 
Wiem też, że wszystko zepsułem.

– Jak?
– Powiedziałem Jillian, że ją kocham. Nie mogłem się powstrzymać i 

wyznałem,   że   ją   kocham   i   chciałbym   wraz   z   nią   powołać   do   życia   nową 
wspaniałą istotę, nasze dziecko. Nie poprosiłem otwarcie o jej rękę, ale moje 
zamiary były zupełnie oczywiste.

– Mówiłeś szczerze i otwarcie – stwierdziła Andrea. – To bardzo ważne. 

Uważam, że wyznając jej swoje uczucie, zachowałeś się wspaniale.

– A ja sądzę, że to najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem.
– Och. Cóż. Co powiedziała Jillian?
– Nic.
– Nic? Wyznałeś kobiecie miłość, a ona nic na to nie powiedziała?
– Nie pozwoliłem jej – odparł, znów odchylając się wraz z krzesłem. 

Przeczesał palcami włosy. – Paplałem jak wariat i dopiero wtedy, gdy było już 
za późno, zdałem sobie sprawę, że popełniłem straszliwy błąd. Jillian nie była 
jeszcze   gotowa.   Potrzebowała   więcej   czasu,   a   ja   powinienem   okazać   jej 
cierpliwość. Prosiłem, żeby nic nie mówiła, a jedynie zastanowiła się nad tym, 
co usłyszała ode mnie. Potem wyszedłem szybko. Na nic więcej nie starczyło mi 
odwagi. Powtarzam, zepsułem wszystko. Całkowicie.

– No, cóż – westchnęła Andrea. – Kobieta zakochana pozostawiona samej 

sobie może popełnić ogromny błąd. Mamy bardzo bogatą wyobraźnię. Każdy 
ważny problem najlepiej z nami od razu omówić.

– Miałem zamiar przez parę dni w ogóle się z nią nie kontaktować.
– Błąd! Powinieneś jak najprędzej się z nią spotkać, kazać jej usiąść i 

szczerze z nią porozmawiać. Tylko bądź delikatny!

– To kiepski pomysł. Wolę dyżur przy bliźniakach.
– Forreście MacAllister, jesteś tchórzem.
–   Chyba   masz   rację.   Jestem   śmiertelnie   przerażony,   siostrzyczko. 

Kocham Jillian i chcę spędzić z nią resztę życia. Myśl, że mógłbym ją stracić, 
przeraża mnie.

– Idź do niej, Forreście. Wstał.
– Uparta z ciebie sztuka. Twój mąż z pewnością nie ma lekkiego życia.
– Szczęściarz z niego – odparła z uśmiechem.

background image

– To prawda. – Forrest pochylił się i pocałował siostrę w czoło.
– Zrobisz to? Pójdziesz porozmawiać z Jillian? Forrest skinął głową.
–   Najpierw   muszę   trochę   ochłonąć,   ale   zadzwonię   do   niej   i   spróbuję 

umówić się na jutro.

– Porozmawiaj z nią.
– Zgoda. Zrobię to. – Skinął z namysłem głową, a potem odwrócił się i 

wyszedł z pokoju.

– Deedee? – powiedziała Andrea do słuchawki. – Usiądź szybko.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– O-o-och – jęknęła Jillian, przyciskając dłonie do pulsujących skroni.
Czuła się fatalnie. Poprzedniego wieczoru zadzwonił Forrest, powiedział, 

że muszą porozmawiać, i spytał, czy może przyjść o siódmej następnego dnia.

Jego głos brzmiał ponuro i oficjalnie, jakby umawiał się na spotkanie, by 

sprzedać jej pakiet ubezpieczeń na życie. Przystała na jego propozycję, lecz od 
tamtej pory była całkiem roztrzęsiona.

Czuła się zupełnie zdezorientowana i bardzo nieszczęśliwa. W jej umyśle 

toczyła   się   od   dwóch   dni   wyczerpująca   walka   pomiędzy   fantazją   a 
rzeczywistością.

W marzeniach wszystko układało się wspaniale. Nie miała zawodu, który 

wymagałby od niej całkowitego poświęcenia się wykonywanej pracy. Pisanie 
książek stanowiło jej hobby. Właśnie tak, hobby, od czasu do czasu, kiedy miała 
odpowiedni nastrój, kreśliła kilka zdań.

A naprawdę? Och, rzeczywistość była całkowitym przeciwieństwem tej 

pogodnej,   bajkowej   wersji.   I   to   właśnie   za   kilka   minut   musi   oznajmić 
Forrestowi. Miała powiedzieć mu  prawdę, lecz nie całą. Forrest  MacAllister 
nigdy nie dowie się, że go kocha. To i tak nie zmieniłoby faktu, że nie ma dla 
nich nadziei na wspólną przyszłość.

Słysząc dźwięk dzwonka, Jillian westchnęła ciężko i z ociąganiem ruszyła 

w stronę drzwi.

Gdyby tylko mogła przenieść się teraz w jakiekolwiek inne miejsce na 

świecie. Syberia czy Afganistan wydawały się bardzo atrakcyjne. Gdziekolwiek, 
byleby tylko nie pozostać w tym domu.

–   Jillian,   uspokój   się   –   mruknęła   pod   nosem.   Zatrzymała   się   w   holu, 

odetchnęła   głęboko,   a   potem   otworzyła   drzwi   z   nadzieją,   że   jej   uśmiech 
wygląda choć trochę mniej sztucznie, niż jej się wydawało.

– Witaj, Forreście – powiedziała, cofając się o krok. – Proszę, wejdź.
– Witaj – odparł, pozdrawiając ją skinieniem głowy. W jego twarzy nie 

było widać nawet cienia uśmiechu.

Zamknęła drzwi i odwróciła się, by spojrzeć na niego. W czarnym golfie i 

dżinsach prezentował się znakomicie.

Forrest spojrzał prosto w jej oczy, dotknął dłonią policzka Jillian, a potem 

delikatnie musnął wargami jej usta.

– Dobrze cię znowu widzieć – powiedział, opuszczając rękę.
– Ja też się cieszę, że cię widzę. Czy usiądziemy przed kominkiem?
Nie czekając na odpowiedź, ruszyła przed siebie, a za nią powoli podążył 

Forrest. Usiadła na kanapie, splatając dłonie na kolanach i żałując, że nigdy nie 
nauczyła się szydełkowania, którym mogłaby zająć teraz ręce.

background image

Postępuj delikatnie, nakazał sobie Forrest. Andrea kładła specjalny nacisk 

na   to,   żeby   zachował   szczególną   delikatność.   Zapowiadało   się   to   ciekawie, 
zważywszy, że on sam był niezwykle spięty.

Do   licha,   pomyślał,   spojrzawszy   na   Jillian.   Wyglądała   niczym 

wystraszone   dziecko   wezwane   do   gabinetu   dyrektora.   W   jej   szarych   oczach 
widział napięcie, ręce złożyła na kolanach, a stopy w fioletowych skarpetkach 
ustawiła prosto na dywanie.

–   Cholera   –   zaklął   niespodziewanie.   Jillian   popatrzyła   na   niego 

zaskoczona.

– Cholera?
Wepchnął ręce w kieszenie dżinsów,  nie wiedząc, co z nimi  zrobić, i 

zmarszczył czoło.

–   To   naprawdę   śmieszne.   Dla   nas   obojga   powinna   to   być   pamiętna 

chwila, moment  przełomowy  w naszym życiu, a czuję się tak, jakbym miał 
zawiadomić cię o śmierci twojego psa.

– Cóż, ja...
– Do licha z tym, Jillian – przerwał jej stanowczo. – Kocham cię. Chcę się 

z tobą ożenić. Czy zrozumiałaś mnie? Czy wyraziłem się wystarczająco jasno?

Popatrzył w sufit.
Wyciągnął dłonie z kieszeni i na chwilę ukrył w nich twarz.
–   No,   dobrze   –   powiedział,   krzyżując   ramiona   przed   sobą.   –   Będę 

cierpliwy,   łagodny   i   delikatny.   Jillian,   czy   wierzysz,   że   kocham   cię   całym 
sercem?

– Tak – odparła cicho.
– Och. Cóż, to wspaniale. – Zamilkł na chwilę. – Posłuchaj, bardzo ważne 

jest, byś uporała się ze swoją przeszłością, stawiła jej czoło, a potem zostawiła 
za   sobą.   Tylko   w   ten   sposób   będziesz   mogła   w   pełni   zrealizować   się   w 
przyszłości.

– Tak, wiem, ale...
– Naprawdę? To doskonale, naprawdę znakomicie. – Podszedł bliżej i 

usiadł na kanapie obok niej. – To cudownie, Jillian.

– Nie, nie rozumiesz, co...
–   Jillian,   proszę   –   przerwał   jej,   unosząc   w   górę   rękę.   –   Pozwól   mi 

dokończyć, zanim wszystko poplączę. – Przykrył rękoma jej dłonie. – Kocham 
cię i nie musisz obawiać się, gdybyś chciała wyznać mi to samo. – Tak wiele 
przeżyliśmy razem, nasz związek ma solidne podstawy.

– Ale...
– Nie przerywaj mi – szybko pocałował ją w usta. – Wszystko może się 

między nami ułożyć, jeśli zaczniesz patrzeć w przyszłość. Ponieważ ufam ci. 
Uwierzyłem, że dwoje pracujących zawodowo ludzi może stworzyć szczęśliwą 
rodzinę. Naprawdę uwierzyłem w to, co mówiłaś na temat kompromisu. Och, 

background image

Jillian,   będziemy   mieli   dom,   prawdziwy   dom,   rozbrzmiewający   śmiechem 
naszych dzieci. Nie będę zostawał w biurze do późna ani przynosił projektów do 
domu, a twoja praca też nie stanowi przeszkody, więc...

– Stop! – Uniosła do góry dłonie. – Dlaczego moja praca nie stanowi, 

twoim zdaniem, przeszkody?

Forrest zmarszczył brwi, najwyraźniej zaskoczony jej wybuchem.
– To bardzo proste – powiedział, wzruszając ramionami. – Szanuję twoją 

pracę bardziej, niż umiałbym to wyrazić. To ważne, jak wiesz, by mąż i żona 
szanowali nawzajem to, co każde z nich robi. Cieszyłbym się twoimi sukcesami 
i byłbym dumny, że potrafisz zarabiać na życie.

– I?
– I co?
– Forreście, moje książki nie piszą się same. Napisanie powieści zajmuje 

wiele miesięcy.

– Ach, tak?
Jillian zmrużyła oczy.
– To znaczy?
– Cóż, w czym problem? Od początku było dla mnie oczywiste, że jesteś 

osobą,   która   potrafi   zachować   właściwe   proporcje   pomiędzy   pracą   i 
odpoczynkiem.   Potrzebowałaś   relaksu,   więc   zrobiłaś   sobie   wakacje.   Jesteś 
profesjonalną, inteligentną i świetnie zorganizowaną pisarką. Z pewnością bez 
trudu będziesz mogła w ten sposób ustalić godziny swojej pracy, by znalazło się 
w twoim życiu miejsce dla męża i dzieci. Ja, oczywiście, będę miał swój wkład 
w nasze rodzinne obowiązki. Mogę, na przykład, zajmować się domem, kiedy ty 
będziesz musiała wyjechać. Twoja praca nie powinna z niczym kolidować.

Jillian poderwała się gwałtownie.
– Kolidować z niczym? – krzyknęła, ujmując się pod boki.
– Co cię tak zirytowało? Próbuję cię jedynie przekonać, że zmieniłem 

zdanie na temat małżeństw par pracujących zawodowo i uważam, że możemy 
stworzyć   sobie   naprawdę   szczęśliwe   życie.   Ustalimy   razem   wszystkie 
szczegóły. Nic nie stanie nam na przeszkodzie, Jillian.

Tak wiele sprzecznych uczuć walczyło ze sobą w sercu Jillian. Obawy 

zrodzone z przeżytego cierpienia dręczyły ją równie boleśnie jak wiedza, że 
kocha Forresta, lecz nie może mu tego wyznać.

I gniew. O, tak. Wściekłość i oburzenie. Forrest MacAllister uważał jej 

pracę za coś mało ważnego, za coś, co da się dostosować do wszelkich innych 
ważniejszych   zajęć.   Jej   praca,   jego   zdaniem,   nie   powinna   w   niczym 
przeszkadzać.

– Jillian? – zaczął niepewnie Forrest. – O co chodzi? Jesteś wściekła, ale 

ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego.

–   Ty   nic   nie   rozumiesz   –   mówiła   dalej   podniesionym   głosem.   – 

background image

Powiedziałeś, co miałeś do powiedzenia, Forreście MacAllister, a teraz lepiej 
wysłuchaj mnie. Być może, ale tylko być może, udałoby mi się zapomnieć o 
bólu, jakiego doświadczyłam w moim małżeństwie. Nie warto jednak rozwodzić 
się zbyt długo nad tą możliwością, bo nie to jest sprawą najważniejszą.

– Nie to?
– Z pewnością nie, mądralo.
– Mądralo? Jesteś rzeczywiście na mnie wściekła. Cóż złego zrobiłem? 

Co cię tak rozgniewało?

– Jestem kobietą – oświadczyła, przykładając rękę do piersi – i pisarką, 

uznaną pisarką. Pisarstwo jest częścią mojego życia. Bez niego nie byłabym 
tym, kim jestem. I, panie MacAllister, nie piszę wtedy, kiedy mam dobry humor. 
To cel i sens mojego życia. Wszystko inne jest mało ważne.

– Ale...
–   Spotkałeś   mnie   w   momencie,   kiedy   akurat   zaczynały   się   moje 

dwutygodniowe wakacje. Czternaście dni i ani godziny dłużej. Takie wakacje 
urządzam sobie dwa, najwyżej trzy razy w roku. Przez resztę czasu pracuję. 
Spędzam   w   swoim   gabinecie   osiem,   dziesięć,   dwanaście   godzin   dziennie. 
Rzadko spotykam się z kimkolwiek czy dokądkolwiek wychodzę. Całkowicie 
pochłania mnie historia, którą tworzę, losy bohaterów. Śmieję się z nimi, płaczę, 
wczuwam   w   ich   psychikę,   po   to,   by   uczynić   ich   prawdziwymi   dla   moich 
czytelników. W czasie tych miesięcy nie mam czasu na nic innego i dla nikogo 
innego.

– No, nieźle – szepnął Forrest, patrząc na nią szeroko otwartymi oczami. 

– Sądziłem...

– Wiem, co sądziłeś – nie dała mu dojść do słowa. – Przydałby mi się 

odpoczynek? No cóż, doskonały pomysł. Zrobię sobie dwutygodniowe wakacje. 
Dziecko? Czemu nie? Prowadzenie domu? Żaden problem. Moje małe hobby 
nie powinno w tym przeszkadzać. Tak bardzo się pan myli, panie MacAllister, 
że mnie to wręcz doprowadza do szewskiej pasji.

Forrest poderwał się gwałtownie.
– Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś mi tego? Kazałaś mi wierzyć...
– Nie! To ty wyciągnąłeś błędne wnioski. Ja postępowałam ściśle według 

reguł   ustalonych   przeze   mnie   wiele   lat   temu,   które   nakazują   mi   całkowite 
oderwanie się od świata własnych książek podczas wakacji. Skoncentrowałam 
się na zadaniu, które zleciły mi Deedee i Andrea, nazywając to misją dobrej 
woli. Twierdziły, że zbyt dużo czasu poświęcasz pracy i że ktoś musi pokazać 
ci, jak można się rozerwać, odpocząć.

Och, litości! Nie! Nie chciała tego powiedzieć, nie powinna wspominać o 

swoim zadaniu. Zabrzmiało to tak okropnie.

Forrest znieruchomiał. Każdy muskuł jego ciała wydawał się napięty aż 

do bólu.

background image

–   Zadaniu   –   powtórzył   złowieszczo   spokojnym   głosem.   –   Ustaliłaś 

reguły, które wymagają, żebyś podczas wakacji oderwała się od pisania, zajęła 
jakimś „zadaniem” nie związanym z pracą i tym razem postanowiłaś zabawić 
się moim kosztem? – W słowach Forresta brzmiał gniew. – A więc posłuchaj. 
Andrea i Deedee przekonały mnie, bym spełnił wobec ciebie dobry uczynek, 
podjął się misji dobrej woli, gdyż uważały, że zbyt wiele pracujesz.

–   Zabawiły   się   w   swatki   –   domyśliła   się   Jillian,   a   w   jej   oczach 

odmalowało się zdumienie.

– Bingo. Z pewnością działały w dobrej wierze, choć ich plan się nie 

powiódł. Ze mną im się udało. Zakochałem się. Ale ty? Ach, do licha, Jillian, 
ty... – Zamilkł i potrząsnął głową.

Jillian przytknęła do ust drżące palce, kiedy Forrest przez długą chwilę 

patrzył   w   sufit,   najwyraźniej   próbując   opanować   wzburzone   emocje.   Kiedy 
znów   spojrzał   na   nią,   w   jego   płonących   dotąd   gniewem   piwnych   oczach 
dostrzegła ból. Pod powiekami poczuła piekące łzy.

– Dla ciebie była to tylko gra, prawda? Misja dobrej woli, zadanie, które 

miało uchronić cię od nudy podczas wakacji.

– Forreście...
– Boże, ależ ze mnie głupiec! – ciągnął, nie zważając na nią. – Jak udało 

ci   się   zachować   powagę   i   nie   wybuchnąć   śmiechem,   kiedy   mówiłem   o 
małżeństwie, dzieciach, spędzeniu przy twoim boku reszty moich dni?

Niespokojnym gestem przeczesał palcami włosy.
– Ach, rozumiem! – Pstryknął palcami. – Szukałaś materiału do następnej 

książki. Zgadłem? Chciałaś zapewne opisać kilka namiętnych scen miłosnych. 
Nie, nie tak chciałem się wyrazić. Chodzi ci o seks. Sądzę, że tylko to nas ze 
sobą połączyło, po prostu seks.

– Forreście, nie – powiedziała ze łzami w oczach. – Mylisz się! To nie 

była ani gra, ani zbieranie materiału. Przysięgam. – Po jej policzkach potoczyły 
się dwie słone krople.

–   Łzy,   lady   Jillian?   –   Jego   słowa   brzmiały   teraz   gorzko   i   ponuro.   – 

Doskonale! Jest pani nie tylko autorką znanych powieści, ale również znakomitą 
aktorką.

Zamilkł na chwilę.
–   Nie...   –   powiedział   wolno.   –   Ten   przypadek   jest   chyba   bardziej 

skomplikowany, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.

– Co... to znaczy? – spytała, ocierając łzy.
–   Chowasz   się   przed   światem,   Jillian.   Zostałaś   kiedyś   zraniona   i   tak 

bardzo obawiasz się, by znów nie przeżyć podobnego zawodu, że ukryłaś się 
przed   życiem w  świecie  książek.  Rzeczywistość  tak  bardzo  cię   przeraża,   że 
wszelkie uczucia wolisz przelać na swoich bohaterów.

– To nieprawda.

background image

– Czyżby?
– Swoje postacie możesz kontrolować, decydować o tym, co powiedzą, 

zagwarantować im szczęście, sterując ich wszelkimi poczynaniami. Parę razy do 
roku pojawiasz się w normalnym świecie, a potem znów wracasz do swojej 
kryjówki, do pracowni, tam, gdzie czujesz się bezpieczna. Przenosisz się do 
innej epoki, żeby to, co dzieje się tu i teraz, nie mogło cię zranić. W tym czasie i 
miejscu, które wybierzesz, możesz przebywać tylko ty.

– Nie!
– Pomyśl o tym. Albo nie. Do diabła. Nie zależy mi na tym.
Obrócił się i ruszył do wyjścia.
– Forreście, zaczekaj.
Zawahał się, a potem przystanął, odwracając się lekko, by ją widzieć.
–   Żegnaj.   Jesteś   świetną   pisarką,   Jillian.   Uwierzyłem,   że   prawda, 

zaufanie,   uczciwość   są   dla   ciebie   ważne,   ponieważ   znaczenie   tych   właśnie 
wartości eksponowałaś we wszystkich swoich książkach. Doskonały żart. Mną 
też bawiłaś się tylko i to mnie boli. Boli jak diabli. Mam nadzieję, że uda mi się 
zapomnieć o tobie. Zapomnieć, że cię kocham. Nie sądzę, żeby miało to być 
szczególnie trudne, bo tak naprawdę nigdy cię nie znałem. Wszystko okazało się 
jedynie grą pozorów.

Odwrócił się i wyszedł z pokoju. Chwilę później Jillian usłyszała trzask 

zamykanych   drzwi.   Drgnęła,   kiedy   hałas   ten   rozniósł   się   echem   po   jej 
ogromnym domu.

– Forreście, nie odchodź! – zawołała, powstrzymując łkanie. Łzy płynęły 

po jej twarzy. – Mylisz się. Kocham cię, Forreście MacAllister.

Opadła na kanapę i ukryła twarz w dłoniach.
W   pokoju   słychać   było   trzaskający   na   kominku   ogień   i   głośny   płacz 

samotnej Jillian Jones-Jenkins.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Tydzień   później   Jillian   wyłączyła   komputer   i   przez   dłuższą   chwilę 

patrzyła   na   ciemny   ekran.   Potem   zerknęła   na   zegarek,   wstała   i   zaczęła 
spacerować po swoim przestronnym gabinecie.

Wielokrotnie odtwarzała w myślach swoje ostatnie spotkanie z Forrestem. 

Znów   widziała   ból   w   jego   pięknych   brązowych   oczach,   słyszała   oskarżenia 
wypowiadane tonem gniewnym i pełnym żalu.

Wspomnienia   usłyszanych   wtedy   słów   budziły   w   niej   na   zmianę 

oburzenie i łzy.

Jedynie   dwa   fakty   wciąż   pozostawały   te   same:   kochała   Forresta 

MacAllistera i bardzo za nim tęskniła.

Teraz   jednak   nie   chciała   analizować   stanu   swych   uczuć.   Coś   innego 

skłoniło ją do rozmyślań.

W dzień po rozstaniu z Forrestem zasiadła przed komputerem. Wiedziała, 

że zostało jej jeszcze kilka dni wakacji, lecz nie chciała spędzać ich bezczynnie.

Nie   oczekiwała,   że   uda   się   jej   wiele   zdziałać   tego   dnia,   ku   swemu 

zdziwieniu jednak przekonała się, że po kilku godzinach plan nowej powieści 
był gotowy.

Następnego dnia ponownie pojawiła się w gabinecie, pamiętając, że wcale 

nie musi tu wracać i że dobrze będzie, jeśli w ogóle cokolwiek napisze.

Tego dnia kolejny raz poczuła się zaskoczona. Pisało się jej znakomicie, 

zaś   w   momencie   przekroczenia   progu   swojego   gabinetu   zapominała   o 
osobistych   kłopotach.   Jej   pracownia   pozostała   miejscem   zastrzeżonym   dla 
twórczego wysiłku.

Przez   cały   tydzień   kolejne   strony   powieści   pojawiały   się   w   tempie 

dwukrotnie szybszym niż zazwyczaj. Dwukrotnie!

Dlaczego, zastanawiała się, wędrując po pokoju.
Przystanęła, obejmując się ramionami. Odpowiedź wydawała się prosta, 

choć, niestety, trudno było jej przyznać się do tego przed sobą.

Przez długie lata podświadomie pozwalała, by praca zajmowała jej więcej 

czasu, niż było to konieczne.

– Och, do czarta – szepnęła.
Oskarżenia Forresta okazały się słuszne. Uciekała do swojej pracowni, 

przenosiła   się   w   świat   swoich   bohaterów,   zamiast   żyć   własnym   życiem. 
Ukrywała się w wyimaginowanej rzeczywistości niczym przestraszone dziecko.

– Och, Jillian, coś ty zrobiła?
Zraniła   mężczyznę,   który   ją   kochał   i   którego   uczucie   odwzajemniała. 

Odtrąciła jego miłość. Przyszłość znów jawiła się w ponurych barwach. Nie 
będzie   ani   ślubu,   ani   przestronnego,   tętniącego   gwarem   domu,   nie   będzie 

background image

maleństwa, owocu ich miłości.

Jej oczy wezbrały łzami i Jillian przeszła do salonu, by popatrzeć na blask 

płonącego   w   kominku   ognia.   Teraz   wszystko   wydawało   się   jasne.   Już   w 
dzieciństwie świat fantazji był jej azylem, gdzie mogła uciec przed smutkiem i 
samotnością.

Kiedy   odważyła  się  porzucić  swój  bezpieczny   kokon i wyjść  za  mąż, 

została   zdradzona   i   poniżona.   Wróciła   więc   do   świata   pozorów,   gdzie   nie 
istniało ryzyko, a o wszystkim decydowała ona sama.

Dawno   już   powinna   była   wydorośleć   i   zacząć   zachowywać   się   jak 

dojrzała kobieta, za którą przecież się uważała. Musi zebrać w sobie odwagę i 
odegnać w zapomnienie złe mary przeszłości.

Jillian pociągnęła nosem i otarła płynącą po policzku łzę.
Będzie   odtąd   nowym  człowiekiem,   kobietą   gotową   przyjąć   wyzwania, 

jakie stawiało życie, w pełni z niego korzystać i cieszyć się tym, co oferowało.

Ale nie będzie z mężczyzną, którego kochała!
– Och, do czarta! – zawołała, starając się opanować szloch. – Kocham go, 

chcę spędzić z tym mężczyzną resztę życia. Chcę urodzić mu dziecko, dwoje 
dzieci, czworo, całą gromadę dzieci. Pragnę tego wszystkiego, ale jest już za 
późno. Straciłam szansę. I wszystko to moja wina.

Jeśli nie przestanie gadać do siebie, wkrótce znajdzie się w specjalnym 

domu z okratowanymi oknami, gdzie mieszkają podobni jej dziwacy.

Nagle poderwała się z kanapy i zmrużyła oczy.
Dość, musi pokonać swego największego wroga, samą siebie. Tym razem 

nie podda się bez walki.

Siadając na kanapie, przymknęła  oczy  i zaczęła obmyślać  plan. Miała 

przecież bujną wyobraźnię! Czas wykorzystać ten talent w prawdziwym życiu. 
Bohaterka   postanowiła   odzyskać   względy   ukochanego.   Zwycięstwo   będzie 
należało do niej.

Kilka dni potem, późnym popołudniem Michael przystanął przy biurku 

brata w MacAllister Architects Incorporated.

– Forreście?
– O co chodzi?
– Widzisz moją twarz? Forrest podniósł wzrok na brata.
– Wygląda równie paskudnie jak zawsze. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
– Czy pamiętasz, co to takiego? – zapytał Michael, wskazując na swoje 

usta. – To nazywa się uśmiech. Przypominasz sobie?

Forrest skupił uwagę na leżącym przed nim katalogu.
– Nie. – Zerknął na zegarek. – Skończyłem pracę. Wychodzę.
– Nie – zaprotestował Michael. – Nie wolno ci jeszcze wyjść.
– Dlaczego nie?

background image

– Może zadzwonić telefon.
– Zdaje się, że w celu odbierania telefonów zatrudniliśmy sekretarkę. – 

Forrest wstał. – Mam nadzieję, że nie przekazałeś Bobby’emu genu dziwactwa. 
Biedny chłopiec. To byłoby fatalne obciążenie. Z tobą na pewno nie wszystko 
jest w porządku, Michaelu.

Na biurku Forresta odezwał się telefon.
– Aha. – Michael wskazał palcem aparat. – Zadzwonił. Należy słuchać 

tych, którzy są od ciebie starsi i mądrzejsi, Forreście.

– Bzdura.
– Odbierz ten telefon!
Forrest   obrzucił   brata   gniewnym   spojrzeniem,   a   potem   podniósł 

słuchawkę.

– MacAllister Architects Incorporated, słucham?
– Forrest? Tu Andrea.
– Cześć, Andreo. Jak tam brzdące?
– Pierwszy punkt planu – mruknął pod nosem Michael – mamy z głowy.
– Maleństwa są cudowne – powiedziała Andrea. – Chociaż wolałabym, 

żeby   częściej   sypiały   w   tym   samym   czasie.   Na   razie,   kiedy   Matt   zasypia, 
natychmiast budzi się Noel.

–   Porozmawiam   z   nimi   na   ten   temat   –   obiecał   Forrest.   –   Na   pewno 

posłuchają wujka Forresta.

– Dziękuję. Nie wychodzisz przypadkiem z biura? To znaczy, zupełnie 

nie orientuję się, jak teraz pracujecie. Czy miałam może akurat nieco szczęścia?

– Owszem, właśnie zbierałem się do wyjścia.
–   Ale   mi   się   udało!   Jeśli   nie   masz   na   dzisiaj   żadnych   planów,   czy 

mógłbyś wyświadczyć mi drobną przysługę?

– Andreo, od dnia twoich urodzin nie potrafiłem ci niczego odmówić i 

wiesz dobrze o tym. A więc o co chodzi?

– Jesteś taki kochany. John wraca dzisiaj późno i Deedee zaprosiła mnie 

do baru na hamburgery. Nie masz nawet pojęcia, jak atrakcyjny wydaje mi się 
ten pomysł, zwłaszcza że Matt i Noel nie będą mogli zepsuć mi swoim płaczem 
tej wspaniałej uczty. Czy zgodziłbyś się przyjść i pobyć trochę z bliźniakami?

– Ja? Andreo? Nie mam pojęcia o tym, jak opiekować się niemowlętami.
–   Niczego   nie   będziesz   musiał   robić.   Zastaniesz   dzieci   nakarmione, 

przewinięte i pogrążone w głębokim śnie. Obiecuję.

– Tak, z pewnością – zgodził się bez entuzjazmu.
– Przecież to dzięki nim wygrałeś zakład. Myślisz, że moje maleństwa 

spłatałyby jakiegoś figla swojemu ukochanemu wujkowi?

Forrest westchnął.
– Och, muszę być chyba szalony, ale zrobię to. Tak naprawdę to w ogóle 

nie powinienem odzywać się do ciebie i Deedee po tych nieudanych swatach. 

background image

Wasza misja dobrej woli zakończyła się totalną klęską.

– Przepraszam, Forreście. Obu nam jest naprawdę ogromnie przykro z 

powodu tego, co zaszło lub raczej nie zaszło między tobą a Jillian.

– Nie chcę o tym rozmawiać. Będę u ciebie za godzinę.
– Cudownie. Zostawię drzwi otwarte, więc po prostu wejdź. Chciałabym 

skończyć makijaż. Muszę wyglądać szałowo.

– Ponieważ wybierasz się do baru?
– Matki bliźniaków cieszą się każdą chwilą swobody. Nawet idąc do baru, 

pragną zrobić się na bóstwo.

– Skoro tak twierdzisz.
–   Twierdzę.   Do   zobaczenia   wkrótce,   Forreście.   Andrea   odłożyła 

słuchawkę i z triumfem w głosie zwróciła się do przyjaciółki.

– Punkt drugi planu zrealizowany.
– Fantastycznie – ucieszyła się Deedee.
Któregoś wieczoru ona i Jillian odbyły długą rozmowę przed kominkiem, 

której wspomnienie wywołało teraz uśmiech na twarzy Deedee.

Jillian   opowiedziała   jej   wówczas   smutną   historię   swego   małżeństwa   i 

wyznała, że chciałaby wyzwolić się wreszcie spod władzy złych wspomnień. 
Mówiła też o swojej pracy i o Forreście, a blask jej oczu świadczył o tym, jak 
bardzo pokochała tego mężczyznę.

Tamta noc bardzo zbliżyła je do siebie.
– Nasz plan się powiedzie. Musi.

Z powodu korków na drogach Forrest jechał bardzo wolno, co wzmagało 

jego irytację. Czekając na kolejnym skrzyżowaniu, niecierpliwie bębnił palcami 
po kierownicy.

Światło zmieniło się i Forrest nacisnął na gaz.
Oczywiście   zrozumiał   aluzję   Michaela.   W   ten   niekoniecznie   subtelny 

sposób Michael chciał dać mu do zrozumienia, że martwi go ponury nastrój 
brata.

Dobrze więc, popracuje nad sobą.
Jego rodzina nie jest przecież winna temu, że okazał się nieudacznikiem 

życiowym, który obdarzył uczuciem niewłaściwą kobietę.

To nie ich wina, że nie mógł spać, nie miał apetytu i czuł się bardzo 

nieszczęśliwy.

To nie ich wina, że wciąż kochał Jillian Jones-Jenkins.
Nie, to nie do końca było prawdą. Kochał Jillian, lecz tę, której obraz 

nosił w sercu, a nie rzeczywistą kobietę, tak niepodobną do istoty z jego marzeń.

Miał nadzieję, że czas zaleczy rany, pomoże mu przywyknąć do pustki i 

samotności. Być może kiedyś zapomni o tym, że został zdradzony i oszukany.

Forrest zaparkował samochód przed domem Andrei i wysiadł. W ostatniej 

background image

chwili, przypominając sobie instrukcje Andrei, cofnął dłoń, którą dotykał już 
dzwonka.

– Robi się na bóstwo, by wstąpić do baru. Kobiety to naprawdę istoty 

zadziwiające.

W holu zatrzymał się na chwilę i ze zdziwieniem wciągnął w nozdrza 

powietrze.

Mógłby przysiąc, że wyczuwa zapach pieczonego kurczaka, ale to było 

zupełnie   nieprawdopodobne.   Po   co   ktoś   szykujący   się   do   wyjścia   na 
hamburgerową ucztę miałby piec kurczaka?

Nie, z pewnością się mylił. To głód podsunął mu tę myśl o chrupiącym 

kurczaku.

Przechodząc   do  salonu,   Forrest   zdjął   krawat  i   wsunął   go   do  kieszeni. 

Potem zdjął marynarkę i zawiesił ją na oparciu krzesła.

–   Hej,   Andreo,   twoja   niania   już   przyszła,   by   czuwać   nad   śpiącymi 

maleństwami.   Zwróć   uwagę   na   słowo   „śpiącymi”,   siostrzyczko.   Czy   jesteś 
wystarczająco piękna, by wybrać się do baru? – Zamilkł na moment. – Hej, 
gdzie się ukrywasz, mała?

– Witaj, Forreście – usłyszał za sobą czyjś głos. Obrócił się szybko, a w 

jego oczach odmalowało się zdumienie.

Otworzył   usta,   by   coś   powiedzieć,   lecz   stwierdził,   że   brakuje   mu 

powietrza i musi najpierw odetchnąć.

– Jillian? – zapytał z niedowierzaniem.
– Tak, Forreście, to ja... Jillian.
W milczeniu patrzył na nią, a jego serce łomotało w piersi gwałtownie.
Miała   na   sobie   dżinsy,   czerwoną   koszulkę   ozdobioną   podobizną 

różowego słonia i czerwone skarpetki. Była najatrakcyjniejszą wśród znanych 
mu kobiet. Wydawała się samym uosobieniem piękna. Och, Boże, jak bardzo ją 
kochał.

Zrobił   krok   w   jej   stronę,   po   czym   przystanął,   a   jego   czoło   przecięła 

głęboka zmarszczka.

Spokojnie,   MacAllister,   ostrzegał   sam   siebie   w   duchu.   Myśl   trochę, 

idioto. Nie miał pojęcia, skąd i po co zjawiła się tutaj ta kobieta, ale lepiej, by 
pamiętał, że to właśnie ona wykorzystała go i oszukała. Po raz drugi śliczna pani 
Jones-Jenkins nie nabierze go na swoje sztuczki.

– A więc o co chodzi? – zapytał, starając się nie okazywać wzruszenia. – 

Czy wybierasz się razem z Andreą i Deedee na hamburgera i frytki?

– Nie. Andrei nie ma w domu, Forreście. Dzwoniła do ciebie z księgarni 

Deedee. Jestem tutaj tylko ja i dzieci. Z różnych przyczyn ty i ja będziemy tu 
dzisiaj sami.

Aha,   pomyślał   Forrest,   kolejny   spisek.   Najpierw   Michael   i   jego 

dziwaczne żądanie, by nie wychodził, dopóki nie odezwie się telefon, a potem 

background image

prośba Andrei, żeby został z bliźniakami. W jej mieszkaniu czekała na niego 
Jillian, która najwyraźniej zaplanowała to wszystko, gdyż z jakichś powodów 
zapragnęła spotkać się z nim sam na sam.

O co im wszystkim chodzi?
Czego chce Jillian?
Postanowił dowiedzieć się tego.
Tym razem na szczęście miał nad Jillian przewagę. Wiedział, że został 

zwabiony   podstępem.   Zachowa   szczególną   ostrożność.   Posłucha   głosu 
rozsądku, a nie serca.

– Dobrze. – Skinął powoli głową. – Proszę powiedzieć, o co chodzi, pani 

Jones-Jenkins.

Uff! Jillian odetchnęła z ulgą. Forrest nie zamierzał obrócić się na pięcie i 

wyjść stąd natychmiast. Nie uśmiechał się – tak bardzo chciałaby zobaczyć jego 
cudowny uśmiech – ale też nie okazywał jej otwarcie niechęci. Jej plan musiał 
się powieść, po prostu musiał. Tak bardzo go kochała.

– Czy możemy usiąść? – spytała.
– Jak sobie życzysz – odparł obojętnym tonem. Usiadł na krześle, zaś 

Jillian   opadła   na   kanapę   naprzeciw   niego,   wdzięczna,   że   jej   drżące   nogi 
doniosły ją aż tak daleko.

–   Forreście   –   zaczęła   nieśmiało   –   przez   ostatni   tydzień   co   dzień 

przychodziłam tutaj.

Skrzyżował ramiona.
– Po co?
Jillian   patrzyła   na   niego   przez   długą   chwilę.   Bliskość   Forresta,   jego 

męska uroda znów wzbudzały w niej pożądanie. Wstrzymała oddech, gdy jej 
spojrzenie   zatrzymało   się   na   mocnych,   pięknie   umięśnionych   ramionach. 
Doskonale pamiętała, jak dobrze jest znaleźć się w ich objęciu.

A   jego   usta...   Och,   wielkie   nieba.   Nagle   oblała   ją   fala   gorąca.   Jak 

cudowny był dotyk jego rąk.

Przestań, Jillian, strofowała się w myśli. Masz do wypełnienia niezwykle 

trudną misję, która wymaga rozważnego działania.

–   Jillian   –   głos   Forresta   wyrwał   ją   z   zamyślenia   –   pytałem,   po   co 

przychodziłaś tutaj każdego dnia. – Zmarszczył brwi. – Twoje wakacje dawno 
się skończyły. Jak znalazłaś na to czas? W twoim życiu przecież nie ma miejsca 
dla   nikogo   i   niczego,   kiedy   jesteś   w   trakcie   pisania   powieści,   pamiętasz? 
Przecież zawsze tak twierdziłaś.

Skinęła głową.
– Tak, zawsze to powtarzałam i było to jak najbardziej zgodne z prawdą... 

wtedy.

Ich rozmowa zadecyduje o wszystkim. To ostatni punkt planu. Ta chwila 

przesądzi o jej przyszłości.

background image

Wzięła głęboki oddech, wyprostowała się i uniosła głowę.
– Wiem, co czujesz. Uważasz, iż cię zdradziłam, wykorzystałam, że byłeś 

dla mnie tylko kimś, kto urozmaicał mi chwile wypoczynku.

W twarzy Forresta było napięcie, lecz nie odezwał się.
– Poproszono mnie, bym spełniła wobec ciebie dobry uczynek, i tobie 

także zlecono podobną misję. Pomysł Andrei i Deedee, by w ten sposób zbliżyć 
nas do siebie, wynikał z troski o nas.

–   Rozumiem   to   i   nie   mam   do   nich   pretensji.   Ty   jednak   jesteś,   jak 

sądziłem,   osobą   wystarczająco   wrażliwą,   by   zauważyć,   że   dzieje   się   coś 
wyjątkowego i ważnego. Jestem przekonany, że doskonale wiedziałaś, iż się w 
tobie zakochałem,  lecz nic cię to nie obchodziło. Kontynuowałaś swoją grę, 
ponieważ zostało ci kilka dni wakacji, które pragnęłaś czymś zapełnić.

– Nie! To nieprawda. Och, Forreście, wiem, co myślisz. Wciąż słyszę te 

słowa, które wypowiedziałam podczas naszego ostatniego spotkania.

Forrest   przesunął   ręką   po   włosach,   potem   pochylił   się   do   przodu   i 

opierając łokcie na kolanach, ukrył twarz w dłoniach.

–   Ja   także   pamiętam   każde   wypowiedziane   wówczas   słowo   –   wyznał 

cicho. – Chciałbym móc o tym zapomnieć.

Łzy napłynęły do oczu Jillian, kiedy usłyszała pełne żalu słowa Forresta i 

zobaczyła ból malujący się na jego twarzy.

–   Och,   Forreście,   nie   chciałam   cię   zranić   –   powiedziała,   z   trudem 

powstrzymując się od płaczu. – Byłam przerażona. Przeszłość więziła mnie w 
żelaznym uścisku, z którego nie umiałam się wyzwolić. Zachowywałam się jak 
dziecko, które boi się duchów istniejących jedynie w jego wyobraźni. Forreście, 
czy słuchasz mnie uważnie? Używam czasu przeszłego. Pokonałam te zmory, 
Forreście, naprawdę wyzwoliłam się spod ich mocy.

–   Cieszę   się...   ze   względu   na   ciebie   –   powiedział,   patrząc   na   nią   ze 

smutkiem. – Kiedyś sądziłem, że twoja przeszłość to jedyna przeszkoda, którą 
muszę  pokonać. – Potrząsnął głową. – Myliłem się. Bestią, której nigdy nie 
pokonam,   jest   twoja   kariera.   Ona   daje   ci   wszystko,   czego   pragniesz   i 
potrzebujesz.

–   Oskarżałeś   mnie   –   ciągnęła   drżącym   głosem   –   że   uciekam   od 

rzeczywistości   w   świat   fantazji.   Mówiłeś,   że   boję   się   życia   i   jedynymi 
uczuciami, jakie przeżywam, są te, których doświadczają moi bohaterowie.

– Nie powinienem był tego mówić – stwierdził zmęczonym głosem. – 

Czułem się zraniony, zagniewany i wyładowałem swoją złość na tobie.

–   Forreście   –   ciągnęła   wzruszona   –   wszystko,   co   powiedziałeś,   było 

prawdą.

– Co takiego?
– Wiele dowiedziałam się o sobie od czasu naszej ostatniej rozmowy. Nie 

jestem dumna z wniosków, do jakich doszłam. Ukrywałam się przed życiem, 

background image

Forreście.   Szukałam   azylu   w   moim   pisarstwie,   które   dawało   mi   poczucie 
bezpieczeństwa,   chroniło   mnie   przed   prawdziwym   światem.   Po   naszym 
rozstaniu stało się to dla mnie jasne.

– I co z tego wynika? – zapytał, czując, że jego serce nagle zaczyna bić 

jak szalone. Spokojnie, MacAllister, Jillian nie skończyła jeszcze mówić. Nie 
usłyszał wszystkiego, co chciała mu powiedzieć. Nie powinien robić sobie zbyt 
wielkich nadziei, gdyż znów mogło spotkać go bolesne rozczarowanie. Ale tak 
bardzo ją kochał. – Mów dalej, Jillian.

– Jest coś, o czym chcę, żebyś wiedział. Forreście, uwierz, że kochałam 

cię głęboko jeszcze przed naszym rozstaniem. Ta miłość mnie przerażała. Choć 
poprzysięgłam sobie nigdy nikogo nie kochać, w moim sercu zrodziło się mocne 
i głębokie uczucie. Och, Boże, Forreście, tak bardzo się bałam!

– Jillian! – Wstał powoli.
– Nie, zaczekaj – powstrzymała go. – Proszę, pozwól mi skończyć. Dobry 

pisarz musi być zdyscyplinowany, pisać codziennie, wiem jednak, że bojąc się 
opuszczać swoją kryjówkę, poświęcałam pracy zbyt wiele czasu. Moje życie 
może być czymś więcej niż tylko robieniem kariery. Bo pragnę czegoś więcej. 
Pragnę ciebie. Kocham cię, Forreście MacAllister. Chcę zostać twoją żoną i 
matką naszych dzieci, słodkich, cudownych maleństw. Uniosła w górę rękę.

– Ten plan, w którego realizacji pomagali mi Andrea, Michael i Deedee, 

wymyśliłam, żeby ci dowieść, że to, co mówię, jest najszczerszą prawdą. Masz 
powody, by mi nie wierzyć, ale modlę się o to i ufam, że zdołam cię przekonać 
o swojej miłości.  Przychodziłam tu przez cały tydzień, żeby nauczyć się od 
Andrei   pielęgnacji   niemowląt.   Chcę   być   naprawdę   dobrą   matką,   a   Andrea 
okazuje   mi   wiele   cierpliwości.   Nawet   nie   umiałabym   opowiedzieć,   jakie   to 
wspaniałe  uczucie  opiekować  się  Noel  i Mattem,   trzymać  ich  w ramionach, 
kąpać, kołysać do snu. Wreszcie udało mi się pogodzić ze stratą mojego dziecka 
przed laty. Teraz patrzę z nadzieją w przyszłość, modląc się o to, by pewnego 
dnia przytulić do piersi nasze dziecko. – Po policzkach Jillian potoczyły się 
dwie łzy.

– Próbowałam też nauczyć się gotować, lecz Andrea w końcu dała za 

wygraną. Chciałam przygotować dziś dla ciebie obiad, ale znów zapomniałam 
włączyć   piekarnik   i   kurczak   teraz   dopiero   zaczął   się   piec.   –   Westchnęła 
zrezygnowana. – W tej dziedzinie niewiele, niestety, zdziałam.

– Jillian...
– Kocham cię, Forreście MacAllister – powiedziała, ledwie opanowując 

łkanie. – Proszę, przebacz, że cię zraniłam. Swoim tchórzostwem naraziłam cię 
na cierpienie, ale kocham cię, Forreście. Proszę, uwierz mi.

– Boże, pracowałaś tak ciężko i wykazałaś tak wiele odwagi. Odrzuciłaś 

przeszłość,   opuściłaś   swój   bezpieczny   azyl,   by   ofiarować   mi   swoją   miłość, 
zaufać mi. Nigdy – Forrest zamilkł na chwilę, gdy wzruszenie odebrało mu głos 

background image

– nie zapomnę tej nocy i tego, jak cudownie obdarowałaś mnie dzisiaj.

Uśmiechnął się, nie próbując dłużej walczyć ze łzami.
– Lady Jillian – zaczął tonem poważnym i uroczystym – jeśli spotka mnie 

ten   honor,   że   zechce   pani   łaskawie   przyjąć   moje   oświadczyny,   będę 
najszczęśliwszym rycerzem w tym kraju czy też królestwie, czy... Och, Jillian, 
proszę, zostań moją żoną. Nie, zaczekaj – poprosił. – Zanim odpowiesz, także 
chciałbym ci o czymś powiedzieć. Ja również dojrzałem i zmieniłem się, Jillian. 
Szczerze   wierzę,   że   małżeństwa   pracujących   zawodowo   par   mogą   być 
wspaniałe i szczęśliwe. Kompromis! To wymaga kompromisu. Dlatego pragnę 
cię   poinformować,   że   jestem   doskonałym   kucharzem   i   to   ja   będę 
przygotowywał   nasze   posiłki.   Och,   Jillian,   razem   poradzimy   sobie   ze 
wszystkim,   nasza   miłość   pomoże   nam   pokonać   wszelkie   przeciwności.   Czy 
wyjdziesz   za   mnie?   Odpowiedz,   Jillian!   Czy   zostaniesz   moją   żoną   i   matką 
moich dzieci?

– Och, Forreście, tak!
W następnej chwili ich spragnione siebie usta spotkały się w pocałunku, a 

Jillian przytuliła się do Forresta. Nagle Forrest, zaniepokojony, uniósł do góry 
głowę.

– Co to za hałas? – spytał. – Jakby pisk małych kociąt. Jillian roześmiała 

się.

– Bliźnięta się  budzą. Będą  domagały  się  zmiany  pieluszek  i butelek. 

Najedzą   się,   znów   zostaną   przewinięte,   chwilę   pobawimy   się   z   nimi, 
ukołyszemy do snu i...

–   Rozumiem   –   powiedział   z   uśmiechem.   –   Jesteś   ekspertem   w   tej 

dziedzinie. Chcę, żebyś pokazała mi wszystko, czego nauczyłaś się do tej pory. 
Sądzę  jednak,  że   przez   wzgląd  na  dobro  i  zdrowie  naszej   przyszłej  rodziny 
zabronię ci wstępu do kuchni.

– Pogodzę się z tym. Och, Forreście, kocham cię.
– Ja też kocham cię, lady Jillian.
Obejmując   się   nawzajem,   wyszli   z   pokoju.   Wiedzieli,   że   są   to   ich 

pierwsze kroki ku wspaniałej, radosnej i wspólnej przyszłości.

– To ty, Deedee? – Andrea upewniła się, trzymając przy uchu słuchawkę 

telefonu.   –   Udało  mi   się   wreszcie   kupić   przepiękną   suknię   na   ślub   Jillian   i 
Forresta. Zamówiłam też śliczne stroje dla bliźniąt. Noel będzie aniołkiem, a 
Matt elfem.

–   Większość   gości   może   uznać   ten   pomysł   za   zwariowany,   ale 

wtajemniczeni będą wiedzieli, o co chodzi. Aniołek i elf! Wspaniale!

– Zastanawiałam się też nad przyszłością. Jillian i Forrest z pewnością nie 

będą zwlekać z powiększeniem rodziny. To chyba niemożliwe, żeby Forrest po 
raz kolejny wygrał zakład. Jak sądzisz?


Document Outline