background image

MARGIT SANDEMO 

ŁZY ODCHODZĄCEJ NOCY 

Z norweskiego przełoŜyła 

LUCYNA CHOMICZ-DĄBROWSKA 

POL-NORDICA Publishing Sp. z o.o. 

Otwock 1997 

background image

ROZDZIAŁ I 

Thor Steinebråten... 

Imię  i  nazwisko  rzucone  pogardliwie  przez  męŜczyznę,  którego  zapewne  niebawem 

poślubię,  poruszyło  lawinę  wspomnień  ukrytych  gdzieś  głęboko  w  mojej  podświadomości  i 

tak naprawdę nigdy nie zapomnianych, wywołując w moim sercu gwałtowny zamęt. 

Thor!  Takie  odległe  wydają  mi  się  wspólnie  spędzone  chwilę,  a  mimo  to  pamiętam 

wszystko, jakby zdarzyło się wczoraj. Przed oczami przesunęły mi się obrazy z dzieciństwa: 

dobry, wraŜliwy chłopak, ludzka bezduszność, moje Ŝałosne tchórzostwo. 

Thor i ja... stworzyliśmy sobie własny cudowny świat, do którego nikt poza nami nie 

miał  wstępu.  Thor  podarował  mi  klucz  do  tej  tajemniczej  krainy.  Okazałam  się  jednak 

niegodna  zaufania,  nie  byłam  ani  trochę  lepsza  od  innych,  których  postępowaniem  tak 

gardziłam. 

Poznałam  Thora,  kiedy  wraz  z  rodziną  przeprowadziłam  się  do  Sletto.  Miałam 

wówczas  osiem  lat,  on  zaś  był  ode  mnie  trochę  starszy  i  mógł  mieć  około  jedenastu.  W 

nowym miejscu nie czułam się dobrze. Zdawało mi się, Ŝe wszyscy się ode mnie odwracają, i 

bardzo z tego powodu cierpiałam. Miasteczko leŜało na płaskiej jak blat stołu równinie, przez 

którą  nieustannie  przetaczały  się  wichury.  Nie  przypadło  mi  do  gustu,  bo  i  jak  mogą  się 

podobać sterylne ulice i kanciaste domy? W ukochanej wiosce w górach zostali wszyscy moi 

przyjaciele. Rówieśnicy, których tu spotkałam, wydawali się zarozumiali i wrogo nastawieni 

do  bliźnich.  Demonstracyjnie  niszczyli  wszystkich,  którzy  ośmielili  się  zaznaczyć  swą 

odrębność.  Nigdy  nie  zadzierałam  nosa,  ale  pamiętam,  Ŝe  zaraz  na  początku  dali  mi  do 

zrozumienia,  bym  nie  próbowała  się  wyróŜniać.  Pewnego  dnia  krótko  po  przyjeździe 

wyszłam  na  spacer  z  młodszym  bratem.  Do kurtki  miał  przyczepiony  duŜy  czerwony  balon, 

który dostał w prezencie. Na rogu natknęliśmy się na gromadkę dzieciaków w moim wieku. 

- Ale ohydny balon! Taki mały! - zawołało któreś z nich. 

Nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się trochę niepewnie, ale przyjaźnie. 

- Czego rŜysz? - prychnął ktoś inny pogardliwie. - A w ogóle jak ty wyglądasz? Matka 

uszyła ci ubranie ze ścierek? 

Te  słowa  boleśnie  mnie  dotknęły,  ale  równocześnie  wywołały  gniew.  PrzecieŜ  nasze 

ubrania nie były złe, mimo Ŝe róŜniły się od modnych ciuchów, które oni nosili, a w których 

wyglądali jak umundurowani. 

Gromadka ścieśniła się wokół nas. Poczułam się trochę nieswojo. 

background image

- Myślisz, Ŝe masz ładne włosy? - spytała z przekąsem jakaś dziewczynka. 

- Jesteś brzydka - wtrąciła inna. 

Zrozumiałam  bez  trudu,  Ŝe  przemawia  przez  nie  zazdrość,  i  nabrałam  pewności,  Ŝe 

mogę  być  dumna  ze  swych  włosów.  Ale  choć  przejrzałam  intencje  nowych  znajomych,  ich 

wrogość mimo wszystko sprawiła mi przykrość. 

- Jak masz na imię? - zapytała drobna dziewczynka. 

-  Taran  -  odpowiedziałam,  uśmiechając  się  nieśmiało.  -  Moja  rodzina  pochodzi  z 

Valdres i to imię powtarza się od pokoleń w naszym rodzie. 

Moje słowa zostały przyjęte salwą śmiechu. 

- E tam, zostawmy tych wieśniaków! - przerwała inna dziewczynka. - PodraŜnijmy się 

lepiej z Thorem. 

Dopiero  wtedy  zauwaŜyłam  chłopca,  przyglądającego  się  nam  z  boku.  Na  słowa 

dziewczynki  cofnął  się  i  zaczął  niezdarnie  uciekać.  Zawahał  się  jednak  po  kilku  krokach, 

jakby przypomniał sobie upomnienia mamy, Ŝe powinien bawić się z innymi dziećmi. 

- Hej, Thor! - zawołał jakiś chłopiec. - Skocz do kiosku i kup mi lizaka za pięćdziesiąt 

øre! 

- I loda - dodał inny. 

- A dla mnie karmelki - draŜnił go trzeci. 

Thor stał z rękami załoŜonymi na plecy i wyglądał Ŝałośnie. Serce ścisnęło mi się na 

widok biedaka, tymczasem dzieciaki zanosiły się od śmiechu. 

-  Thor,  Thor,  wielki  stwór.  ZwiąŜmy  mu  nogi,  niech  zejdzie  nam  z  drogi!  - 

skandowały, chichocząc. 

Miałam ochotę wtrącić się i je uciszyć, ale kto by mnie posłuchał. Zresztą brakowało 

mi odwagi, udawałam więc, Ŝe nic mnie to nie obchodzi. 

Na moment napotkałam spojrzenie Thora. Jego wielkie oczy patrzyły z  bólem, jakby 

nic  nie  pojmując.  Odwróciłam  się  na  pięcie  i  pociągnąwszy  brata  za  rękę,  pośpiesznie 

ruszyłam w stronę domu. 

Trudno  mi  było  nawiązać  kontakt  z  tą  gromadą.  Ze  wszystkiego  się  wyśmiewali:  z 

mojego dialektu, ubrań, jakie nosiłam, z moich zabawek. Trzymałam się więc najchętniej na 

uboczu i ze strachem rozmyślałam o nadchodzącym roku szkolnym. 

W takich chwilach jednak przypominałam sobie zawsze Thora, któremu musiało być 

znacznie cięŜej. 

Któregoś dnia, spacerując po pobliskim lasku, omal nie wpadłam na jakiegoś chłopca. 

Zatrzymałam  się  gwałtownie  i  spojrzałam  na  niego.  Siedział  w  kucki  i  karmił  wiewiórkę 

background image

okruchami  chleba.  Niestety,  ruda  kitka  uciekła  spłoszona  hałasem,  a  chłopak  podniósł 

zagniewany wzrok. To był Thor. 

- Przepraszam - wyszeptałam skruszona. - Nie chciałam jej przestraszyć. 

- Wróci - wyjąkał chłopiec juŜ bez złości. - Przychodzi tu codziennie. 

Popatrzyłam  na  niego  uwaŜnie.  Wysoki  i  krępy,  miał  jasne  kędziory  i  najmilsze  na 

ś

wiecie, pełne Ŝyczliwości oczy. Na mój widok oblał się rumieńcem i odniosłam wraŜenie, Ŝe 

pragnie przeprosić, iŜ stanął mi na drodze. 

- Jak się nazywasz? - spytałam zaciekawiona. 

Początkowo nic nie mówił, spuścił głowę i nerwowo gniótł okruchy chleba. 

- Thor... wielki stwór - wyszeptał w końcu drŜącym głosem. - Zabawne, prawda? 

Usiłował się roześmiać, ale jego śmiech był całkiem pozbawiony radości. 

- A... nazwisko? - nie ustępowałam. 

- Steinebråten - szepnął niepewnie. 

Nie zapytał, jak się nazywam, więc mu się nie przedstawiłam. 

-  DuŜo  masz  tu  wiewiórek?  -  pytałam  zaciekawiona,  jak  na  małą  dziewczynkę 

przystało. 

- Zimą tak. Dokarmiam poza tym ptaki. 

- Czy gdzieś tu w pobliŜu mają gniazda? - zainteresowałam się. 

Zaczynał  z  wolna  pojmować,  Ŝe  wcale  się  z  niego  nie  wyśmiewam,  więc  tak  się 

zapalił, pragnąc opowiedzieć wszystko naraz, Ŝe z przejęcia zaczął się jąkać. 

-  Mam...  mam  jeszcze  kotkę.  Chcesz...  chcesz  ją  zobaczyć?  Właśnie  powiła  małe 

kociątka. 

- AleŜ tak! Bardzo chcę! - zawołałam radośnie. 

Pobiegł  przodem  i  zaprowadził  mnie  w  stronę  pobliskiego  osiedla,  w  którym  stały 

stare  budynki  podobne  do  baraków.  ChociaŜ  zupełnie  mi  się  tam  nie  podobało,  szłam  za 

Thorem.  Minęliśmy  przepełnione  kubły  na  śmieci,  od  których  cuchnęło  obrzydliwie,  i 

porozwieszane  w  poprzek  podwórka  sznury  z  upraną  bielizną.  Thor  otworzył  drzwiczki  do 

piwnicy i wszedł pierwszy. 

W mrocznym kącie zobaczyłam starą skrzynkę wyściełaną kocem, w której leŜały trzy 

urocze  kocięta.  Ich  matka  prawdopodobnie  wybrała  się  na  polowanie.  Okolice  zresztą 

stanowiły  dla  kota  idealny  teren  łowów.  Małe  były  po  prostu  śliczne,  puchate  i  mięciutkie, 

akurat takie, jakie lubię najbardziej. Turlały się w skrzynce niczym małe kłębuszki. 

- Och - wyszeptałam zachwycona. 

-  MoŜesz  wziąć  jednego...  jeśli  chcesz  -  powiedział  Thor,  niepewnie  na  mnie 

background image

spoglądając. 

- Naprawdę? Jesteś bardzo miły! 

Wybrałam sobie prąŜkowane maleństwo, które trzymało się na uboczu i wydawało mi 

się  bardzo  osamotnione.  Thor  zdąŜył  juŜ  wcześniej  nadać  kociętom  imiona.  Tego,  który 

całkowicie  podbił  moje  serce,  nazwał  Kłębek.  Zaakceptowałam  to  imię,  choć  nie  bez 

pewnych wątpliwości. 

Ten  wieczór  spędzony  w  piwnicy  na  zabawie  z  kociakami  zapisał  mi  się  w  pamięci 

jako  cudowny  i  wyjątkowy.  Całkiem  straciłam  poczucie  czasu  i  spóźniłam  się  na  obiad. 

Podekscytowana  wołałam  juŜ  od  progu,  Ŝe  dostałam  małego  kotka,  ale  jeszcze  jest  zbyt 

wcześnie,  by  go  zabrać  od  matki.  Niestety,  mama  zdecydowanie  zabroniła  mi  przynosić 

zwierzaka  do  domu,  a  tata  ją  poparł.  Płakałam  i  prosiłam  ich,  ale  bezskutecznie.  Rodzice 

twardo  obstawali  przy  swoim  i  moje  błagania  kwitowali  kategorycznym  „nie”.  Czułam  się 

okropnie zawiedziona. 

Często  jednak  wpadałam  do  Thora  i  razem  bawiliśmy  się  z  kociętami.  To  był 

wspaniały  chłopak,  miły  i  przyjazny  wobec  wszystkich.  Bardzo  kochał  zwierzęta.  Chyba 

niezupełnie  potrafiłam  określić  jego  stosunek  do  otaczającego  świata,  po  prostu  byłam 

wówczas  zbyt  mała.  Wiem  jednak,  Ŝe  niejednokrotnie  go  zawiodłam.  Pamiętam,  Ŝe  kiedyś 

zostawiłam  go,  gdy  dziewczynki  z  paczki  nieoczekiwanie  zgodziły  się,  bym  poszła  razem  z 

nimi  do  kina.  Nawiasem  mówiąc,  ja  zapłaciłam  za  bilety  dla  wszystkich.  Innym  razem 

pozwoliły mi pograć z nimi w piłkę. Gdy na horyzoncie pojawił się Thor, rzuciły się na niego 

jak zwykle. Zadawały mu dziwaczne pytania, na które próbował odpowiedzieć, lecz one tylko 

drwiły i wyśmiewały się z niego. A ja... nie miałam dość odwagi, by stanąć po jego stronie. 

Chciałam  mu  pomóc,  ale  się  bałam.  Jedynym  usprawiedliwieniem,  jakie  znajduję  teraz  po 

latach,  jest  fakt,  Ŝe  byłam  wtedy  po  prostu  mała.  Nigdy  nie  przyłączyłam  się  do  grona 

dręczycieli. Stałam z boku, biernie przysłuchując się szyderstwom, i czułam, jak wszystko się 

we mnie ściska w niemym proteście. Często potem budziłam się w nocy zapłakana. 

Kiedyś Thor powiedział mi, Ŝe na skraju lasu, na porębie otoczonej gęstymi zaroślami, 

często pasą się łosie. Podekscytowana poprosiłam go, by zabrał mnie tam ze sobą, bo bardzo 

pragnę je takŜe zobaczyć. Jego śniada twarz się rozpromieniła. 

-  Oczywiście,  Ŝe  moŜesz  pójść.  Tyle  Ŝe  musiałabyś  wstać,  zanim  wzejdzie  słońce, 

najpóźniej  o  czwartej  -  powiedział  najwyraźniej  powątpiewając,  Ŝe  ktokolwiek  jest  zdolny 

wstać o tak wczesnej porze. 

Pamiętam,  Ŝe  tamtej  nocy  nie  zmruŜyłam  oka.  Nie  miałam  budzika  i  bałam  się,  Ŝe 

zaśpię.  JuŜ  o  trzeciej  zerwałam  się  z  łóŜka,  ubrałam  się  i  wymknęłam  przez  okno,  by  nie 

background image

zakłócić snu domowników. Biegłam przez puste ulice do lasu, a świat wydawał mi się trochę 

niesamowity w budzącym się brzasku. 

Thor,  który  juŜ  czekał  w  umówionym  miejscu,  uśmiechnął  się  na  mój  widok 

promiennie. Pewnie nie wierzył, Ŝe przyjdę. 

Bez słowa ruszyliśmy przez las rozbrzmiewający ptasim świergotem. Nigdy przedtem 

nie  zdarzyło  mi  się  wstać  o  tak  wczesnej  porze.  Otoczenie  wywarło  na  mnie  ogromne 

wraŜenie, a przyroda wprost zauroczyła 

Thor zatrzymał się w pobliŜu polany i wskazując palcem, szepnął: 

- Popatrz! 

W  pierwszej  chwili  pomyślałam,  Ŝe  zobaczył  łosie,  więc  instynktownie  cofnęłam  się 

za drzewo, ale zaraz uświadomiłam sobie, Ŝe Thor wskazuje łąkę. Trawę i kwiaty pokrywała 

srebrzysta powłoka rosy, uwydatniająca delikatne nitki pajęczyny i cienkie źdźbła. 

Stałam  oczarowana,  czując,  jak  do  oczu  napływają  mi  łzy.  Nie  próbowałam  kryć 

swego wzruszenia, bo wiedziałam,  Ŝe przed Thorem, który przyjmował wszystko naturalnie, 

nie muszę się wstydzić. Cicho, Ŝeby nie zakłócić spokoju przyrody, rzekł: 

-  Słyszałem  kiedyś  w  radiu,  Ŝe  ktoś  nazwał  rosę  łzami  odchodzącej  nocy.  Pięknie, 

prawda? Łzy nocy... 

- Tak - wyszeptałam i przełknęłam głośno ślinę. 

- Chodźmy dalej! 

Ujął mnie za rękę i jakby kierowani tą samą myślą, obeszliśmy łąkę dookoła. Często 

na widok gładkiej powierzchni świeŜego śniegu ogarnia mnie przemoŜna chęć, by zaznaczyć 

na niej swe ślady. Jednak obraz pokrytej drobniutkimi kropelkami rosy łąki wydał mi się zbyt 

piękny, by go niszczyć. 

Wkrótce dotarliśmy do poręby, odgrodzonej starym drewnianym płotem. 

Całe  szczęście,  Ŝe  mamy  się  gdzie  ukryć,  pomyślałam.  Przez  szpary  między 

sztachetami  obserwowaliśmy  polanę,  okoloną  gęstymi  jałowcami,  za  którymi  wznosiły  się 

porośnięte trawą wzgórza. Podekscytowana niecierpliwie wypatrywałam zwierząt. 

Poruszyły się zarośla i pełne majestatu łosie wypełniły wolną przestrzeń. Zdawało mi 

się,  Ŝe  jest  ich  duŜo,  bo  przytłaczały  swymi  rozmiarami,  jednak  naliczyłam  raptem  cztery 

sztuki:  byka,  klępę  i  dwa  spore  łoszaki.  Spokojnie  skubały  trawę,  nie  wyczuwając 

niebezpieczeństwa.  Tylko  od  czasu  do  czasu  byk  unosił  łeb  ozdobiony  gigantycznym 

poroŜem, jakby się chciał upewnić, Ŝe nic im nie grozi. 

Thor poślinił palec i wystawił go w górę. 

- Co robisz? - zaciekawiłam się. 

background image

- Sprawdzam kierunek wiatru - odpowiedział z miną znawcy. 

Zaimponowało mi, Ŝe tak wiele wie, i poszłam za jego przykładem. 

-  Wieje  w  naszą  stronę.  Dlatego  łosie  nie  wyczuwają  naszego  zapachu  -  stwierdził 

Thor. 

- A co? CzyŜbyśmy brzydko pachnieli? - zapytałam naiwnie. 

Wyjaśnił, Ŝe zapach człowieka kojarzy się zwierzynie z zagroŜeniem. 

- Ale przecieŜ my nie mamy złych zamiarów - westchnęłam zasmucona. 

Nic nie odpowiedział, obrzucił tylko mnie zatroskanym spojrzeniem. 

Długo  leŜeliśmy  w  trawie,  napawając  się  widokiem  wspaniałych  zwierząt 

poruszających  się  dostojnie, z  wielką  gracją, aŜ  w  końcu  Thor  dał  mi  znak,  Ŝe  czas  wracać. 

Bezszelestnie wycofaliśmy się w las. 

W  powrotnej  drodze  wsunęłam  swą  dłoń  do  jego  dłoni,  jakby  szukając  oparcia,  i  z 

prośbą w głosie zapytałam: 

- Thor, pomoŜesz mi w szkole? Tak bardzo się boję początku roku. Na pewno nikt nie 

będzie się chciał ze mną bawić. 

Uścisnąwszy moją rękę, odezwał się cicho: 

-  Chętnie  bym  to  uczynił,  Taran.  Ale  ja  tam,  niestety,  nie  wrócę.  Na  jesieni  zacznę 

naukę w szkole specjalnej. 

- Tak? - zdziwiłam się, nie kryjąc podziwu. - Jesteś taki zdolny? 

-  Nie  -  rzekł  z  rozbrajającą  szczerością.  -  Jestem  głupi.  Nie  pozwolili  mi  po  raz 

kolejny powtarzać tej samej klasy. Nic nie rozumiem z tego, co jest napisane w ksiąŜkach. To 

znaczy, wydaje mi się, Ŝe rozumiem, ale potem okazuje się, Ŝe robię same błędy... Ale mam 

za to bardzo zręczne dłonie - dodał po chwili i uśmiechnął się przy tym promiennie. 

- Tak? - ciągle nic z tego nie pojmowałam. - PrzecieŜ jesteś taki mądry. 

- Wiem co nieco - westchnął. - Ale w szkole idzie mi kiepsko. 

Rzeczywiście,  uświadomiłam  sobie,  Ŝe  tylko  gdy  jesteśmy  sami,  wypowiada  się 

pewnie i swobodnie. Kiedy na horyzoncie pojawiali się inni, zaczynał się jąkać, czerwienić i 

najchętniej odchodził w swoją stronę. 

Popatrzyłam mu w oczy, błękitne jak niezabudki mieniące się wśród traw. Miał takie 

szczere i niewinne spojrzenie. Kiedy się śmiał, odsłaniał śnieŜnobiałe mocne zęby. Ale rzadko 

zdarzało mu się śmiać naprawdę radośnie. 

-  Nie  martw  się  -  pocieszał  mnie,  potrząsając  jasną  czupryną.  Spłowiałe  w  letnim 

słońcu włosy wydawały się białe jak len. - Do końca wakacji jeszcze daleko. 

Pokiwałam  głową,  robiąc  dobrą  minę  do  złej  gry,  ale  w  środku  odczuwałam 

background image

kompletną pustkę. 

 

W domu nikt nie zauwaŜył mojego zniknięcia. Nigdy teŜ nie opowiedziałam nikomu o 

tym  niezwykłym  poranku.  Ukryłam  to  wspomnienie  głęboko  w  sercu  jak  najcenniejszą 

pamiątkę, jak cudowną baśń, bo w tamtej krótkiej chwili świat wydawał mi się zaczarowany. 

Thor i ja mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań, ale najbardziej zbliŜyła nas miłość 

do  baśni.  Odkryłam  to  przypadkiem.  Któregoś  dnia  siedziałam  z  bratem  na  skraju  lasu  i 

opowiadałam  mu  bajki.  Wszystkich  nauczyła  mnie  mama.  Twierdziła  jednak,  Ŝe  w  moich 

ustach  brzmią  znacznie  ciekawiej,  bo  potrafię  jak  nikt  wczuć  się  w  ich  treść  i  oddać 

niezwykły nastrój. 

Thor  nadszedł  w  chwili,  gdy  właśnie  kończyłam.  Usiadł  z  boku  i  z  rozszerzonymi 

ź

renicami wysłuchał baśni, a potem poprosił o kolejną. I tak się zaczęło... 

Od tej pory opowiadałam bajki równie często Thorowi, jak i młodszemu bratu. Prawdę 

powiedziawszy  więcej  radości  sprawiał  mi  ten  pierwszy,  bo  był  wyjątkowo  gorliwym 

słuchaczem. 

Niejednokrotnie puszczałam wodze fantazji i wymyślałam własne baśni. Wystarczyło, 

Ŝ

e  podjęłam  jakiś  wątek,  a  reszta  sama  się  układała.  Och,  uwielbiałam  te  chwile!  Oboje 

byliśmy niezwykle wraŜliwi i do tego stopnia wczuwaliśmy się w treść wymyślanych historii, 

Ŝ

e potrafiliśmy śmiać się i płakać na przemian. 

 

Kiedyś  przybiegłam  do  Thora  zalana  łzami.  Mama  od  dawna  miała  kłopoty  ze 

zdrowiem,  a  ostatnie  trzy  tygodnie  spędziła  w  szpitalu.  Właściwie  nie  zamartwiałam  się 

zbytnio z tego powodu, wierząc, Ŝe to przejdzie i Ŝe lada dzień wypiszą ją do domu. Ale nagle 

wszystko się zmieniło. Skulona zanosiłam się od płaczu w ramionach Thora, który daremnie 

próbował mnie pocieszyć. 

-  Wszystko  słyszałam!  Powiedzieli,  Ŝe  ona  umrze  -  szlochałam.  -  Nie  chcę,  Ŝeby 

umarła! Jest taka dobra. Tak bardzo ją kocham. 

- Dobrze juŜ, dobrze, uspokój się, Taran! - powtarzał, a w oczach błysnęły mu łzy. 

- Tak się starała podołać cięŜkiej pracy na gospodarstwie w Valdres - łkałam. - Ale nie 

dała  rady.  Miała  nadzieję,  Ŝe  tutaj  powiedzie  nam  się  lepiej,  bo  tata  jest  taki  mądry, 

opatentował  nawet  kilka  wynalazków.  Ale  nic  z  tego  nie  wyszło.  Mama  nie  moŜe  się 

przyzwyczaić  do  nowego  miejsca.  Nie  lubię  tej  pani,  która  przychodzi  do  nas  sprzątać  i 

opiekować  się  moim  bratem!  -  rozpłakałam  się  na  nowo.  -  Nie  chcę,  Ŝeby  spała  w  łóŜku 

mamy! Zostanę z tobą, Thor! Jeśli mama nie wróci ze szpitala, ucieknę z domu! 

background image

Thor  moŜe  nie  naleŜał  do  szkolnych  orłów,  ale  zrozumieć  cierpiących  i 

skrzywdzonych potrafił jak mało kto. Delikatnie pogłaskał mnie po głowie i wyszeptał: 

-  Taran,  maleńka,  twoja mama  na  pewno  wróci! A  ja  zawsze  będę  przy  tobie.  Kiedy 

tylko zechcesz, moŜesz tu przyjść, zarówno wtedy, gdy będzie ci źle i potrzebować będziesz 

pociechy, jak i wtedy, gdy będziesz się chciała podzielić radością i szczęściem. 

Jego obecność działała na mnie kojąco, czułam się przy nim taka bezpieczna. 

I  rzeczywiście  stał  się  cud,  choć  kruchy  i  krótkotrwały.  Mama  wróciła  ze  szpitala,  a 

pomoc domowa zniknęła bezpowrotnie z naszego  Ŝycia. Nigdy nie wspomniałam mamie, Ŝe 

podczas  jej  nieobecności  ktoś  spał  w  jej  łóŜku.  Podświadomie  czułam,  Ŝe  sprawiłoby  to  jej 

przykrość. 

Na  krótko  znów  odzyskałam  radość.  Tym  dotkliwszy  wydał  mi  się  nieoczekiwany 

cios, jaki na nas spadł. Któregoś ranka zbudził mnie tata i ze łzami w oczach powiedział, Ŝe w 

nocy mama odeszła od nas na zawsze. 

Nie  byłam  w  stanie  wstać  z  łóŜka.  Tata  pozwolił  mi  więc  leŜeć  przez  cały  dzień, 

przeraŜony  gwałtowną  reakcją  z  mojej  strony.  Potem  oznajmił,  Ŝe  się  wyprowadzimy.  W 

jakimś  mieście  na  południu  Norwegii  otrzymał  propozycję  ciekawej  pracy  z  perspektywami 

na przyszłość. 

-  Tam  będzie  nam  lepiej!  -  próbował  mnie  pocieszyć.  Dopiero  gdy  dorosłam, 

zrozumiałam, Ŝe ze Sletto uciekł z powodu plotek. Wtedy jednak odczułam ulgę. Zbyt wiele 

złych  wspomnień  nazbierało  się  w  ciągu  tego  krótkiego  lata.  Poza  tym  panicznie  się  bałam 

samotności w szkole, gdzie przecieŜ i tak nie spotkałabym Thora. 

Prawda, Thor! 

Przypomniałam  sobie  o  nim  dopiero  w  dniu  wyjazdu.  W  zamieszaniu  powstałym  w 

związku ze śmiercią i pogrzebem mamy nie pomyślałam, Ŝe powinnam z nim porozmawiać, 

choć  rozpaczliwie  potrzebowałam  kogoś,  kto  zrozumiałby  mój  ból.  Zewsząd  otaczał  mnie 

smutek  i  chaos,  rozpacz  przeplatała  się  z  Ŝalem.  Podczas  pogrzebu  mignęła  mi  gdzieś  w 

tłumie jego twarz, ale wtedy nie mogłam przecieŜ do niego podejść. 

Dopiero w dniu, w którym mieliśmy wyjechać, pobiegłam do Thora. Nie zastałam go 

jednak  w  domu  i  mogłam  jedynie  poprosić  jego  mamę,  by  przekazała  ode  mnie  słowa 

poŜegnania. Jąkając się, opowiedziałam o przeprowadzce. 

W  mieszkaniu  było  czysto  i  schludnie,  ale  mama  Thora  wyglądała  na  zmęczoną  i 

spracowaną. 

-  A  więc  to  ty  jesteś  Taran  -  uśmiechnęła  się,  a  jej  twarz  nabrała  młodzieńczego 

blasku. 

background image

Oczywiście z tego wszystkiego zapomniałam się przedstawić. 

- Wejdź do środka! 

-  Niestety,  nie  mam  czasu  -  usprawiedliwiałam  się  nerwowo,  podekscytowana 

przeprowadzką. - Zaraz wyjeŜdŜamy! 

- Szkoda! - powiedziała ze szczerym smutkiem. - Strasznie Ŝałuję, Ŝe Thora nie ma w 

domu.  Będzie  mu  przykro,  Ŝe  się  z  tobą  nie  poŜegnał.  Chciałabym  ci  podziękować  za 

wszystko, co dla niego zrobiłaś. 

- Ja? 

Nie czułam się całkiem w porządku wobec Thora i zupełnie nie rozumiałam, co jego 

mama ma na myśli. 

- Byłaś jego przyjaciółką - wyjaśniła. - A on jeszcze nigdy się z nikim nie przyjaźnił. 

Z trudem przełykałam ślinę, a potem wybiegłam, rzuciwszy niemądrze: 

- Proszę go ode mnie pozdrowić! 

Na  schodach  opamiętałam  się  i  uświadomiłam  sobie,  Ŝe  powinnam  opowiedzieć,  ile 

dobroci okazał mi jej syn i jak wiele dla mnie znaczył. Jak bardzo go polubiłam. Moje słowa 

na  pewno  złagodziłyby  jego  smutek  z  powodu  rozstania  i  stałyby  się  cenną  pamiątką.  Nie 

odwaŜyłam się jednak zawrócić. 

No cóŜ, miałam wtedy raptem osiem lat! 

 

Upływał  czas.  W  miasteczku  na  południowym  wybrzeŜu  Norwegii  odzyskałam 

równowagę. Zdałam maturę i zamierzałam zdobyć zawód fizykoterapeutki. Moje kontakty z 

ojcem  nie  układały  się  nadzwyczajnie.  Był  właścicielem  niewielkiej  fabryki  produkującej 

sprzęt  ratowniczy,  z  której  ogromnym  wysiłkiem  uczynił  rentowne  przedsiębiorstwo. 

Niewiele  czasu  poświęcał  mnie  i  mojemu  młodszemu  bratu,  Kåremu.  Praca  pochłaniała  go 

bez  reszty.  Początkowo  przychodziła  do  nas  gospodyni,  a  gdy  dorosłam,  przejęłam 

prowadzenie domu. 

Nie  było  to  wcale  takie  trudne.  Ojciec  stołował  się  przewaŜnie  na  mieście,  a  my  nie 

celebrowaliśmy  zbytnio  posiłków.  Rano  zjadaliśmy  kanapki  przygotowane  w  pośpiechu,  a 

potem  kaŜdy  brał  sobie  coś  z  lodówki,  kiedy  był  głodny.  Obiady  jednak  przygotowywałam 

zawsze i starałam się, byśmy zjadali je wspólnie. 

 

Odnosiłam  WraŜenie,  Ŝe  ojciec  mnie  unika.  Odwiedzały  go  czasem  kobiety,  nieraz 

zostawały na noc, bywało, Ŝe z którąś utrzymywał znajomość przez dłuŜszy czas, ale przecieŜ 

z  tego  powodu  nie  musiał  się  krępować.  I  myślę,  Ŝe  nie  o  to  mu  chodziło.  Wydaje  mi  się 

background image

raczej,  Ŝe  prześladowało  go  wspomnienie  tamtego  poranka,  kiedy  pod  nieobecność  chorej 

mamy zobaczyłam go w łóŜku z pomocą domową. Zapadły mu w pamięć moje nie pojmujące 

niczego oczy i plotki, jakie rozeszły się na jego temat. 

Natomiast ja jakoś sobie poradziłam w Ŝyciu. Otoczona sporym gronem przyjaciół, nie 

narzekałam  na  samotność.  Przeciwnie,  czasem  marzyło  mi  się,  by  mieć  choć  jeden  wieczór 

dla siebie. 

Któregoś  dnia  uświadomiłam  sobie  zaskoczona,  Ŝe  właściwie  od  roku  spotykam  się 

dość  regularnie  z  Ingem  Aspem.  Ten  młody,  niezwykle  energiczny  adwokat  pnący  się  po 

szczeblach kariery miał wiele zalet, które niejedna dziewczyna rada byłaby widzieć u swego 

wybranego.  Nasz  związek  nie  był  szczególnie  płomienny.  Po  prostu  spotykaliśmy  się  kilka 

razy  w  tygodniu,  a  bywało,  Ŝe  i częściej.  Chodziliśmy  do  kawiarni,  na  wystawy,  czasem  do 

kina,  odwiedzaliśmy  przyjaciół.  Inge  nocował  u  mnie  kilka  razy,  kochaliśmy  się  nawet,  ale 

jego  bliskość  nie  wywołała  u  mnie  burzy  zmysłów.  Zdarzało  się,  Ŝe  nie  widywaliśmy  się 

przez  kilka  tygodni,  ale  nie  byłam  zazdrosna,  jeśli  spotykał  się  wtedy  z  innymi,  i  nigdy  nie 

dociekałam  szczegółów.  Traktowałam  go  zwyczajnie  z  sympatią,  a  w  jego  towarzystwie 

dobrze  się  czułam.  Kilka  razy  pytał  mnie,  czy  nie  byłoby  lepiej,  gdybyśmy  zamieszkali 

razem,  ale  nigdy  nie  brałam  tego  powaŜnie.  Z  czasem  doszłam  do  wniosku,  Ŝe  właściwie 

moglibyśmy spróbować. Co prawda nie jestem zbyt gorąca w uczuciach, nie potrafię kochać 

na  śmierć  i  Ŝycie,  ale  uwaŜam  Ingego  za  porządnego  człowieka.  Pasujemy  do  siebie,  to 

najwaŜniejsze. 

Jest  przystojny,  wysoki,  ma  ciemne,  kręcone  włosy  i  figlarne  oczy  o  barwie 

kasztanów.  Pełen  uroku  osobistego,  inteligentny,  tryska  humorem.  Trudno  mi  się  bez  niego 

obejść. 

On  zaś  twierdzi,  Ŝe  jestem  niezwykle  piękna,  mam  nienaganne  ciało  i  pełną  wyrazu 

twarz.  Ilekroć  to  mówi,  czuję  radość  i  wdzięczność.  Która  kobieta  nie  chciałaby  słuchać 

takich  komplementów,  nawet  jeśli  w  głębi  duszy  wie,  Ŝe  są  trochę  na  wyrost?  Mam 

kasztanowe  włosy,  szafirowozielone  oczy  w  ciemnej  oprawie  długich  rzęs  i  ładną,  choć 

bardzo  wraŜliwą  cerę.  Właściwie  wszystko  jej  szkodzi:  słońce,  chłód,  nawet  zwykłe  mydło, 

nie wspominając o wielu potrawach, od których dostaję uczulenia. Ale jeśli uwaŜam i unikam 

szkodliwych czynników, cera bliska jest doskonałości. Najładniejsze mam jednak zęby. Kiedy 

chcę zrobić wraŜenie na kimś waŜnym, uśmiecham się szeroko. 

Nie przywiązuję zbytniej wagi do strojów. UwaŜam, Ŝe ubranie jest po to, by chronić 

przed  chłodem, choć  nie  ukrywam,  Ŝe  zdarzyło  mi  się  parę  razy  zachorować  na jakiś ciuch, 

który zobaczyłam w oknie wystawowym, i kupić go bez mierzenia. 

background image

Tak,  w  gruncie  rzeczy  prowadzę  dość  beztroski  Ŝywot.  Nadal  posiadamy  zagrodę  w 

Valdres,  choć  obecnie  oddaliśmy  gospodarstwo  w  dzierŜawę.  Raz  po  raz  tam  wyjeŜdŜam  i 

zatrzymuję  się  w  starej  chacie,  która  pozostała  do  naszej  wyłącznej  dyspozycji.  Kilka  razy 

byłam za granicą. Właściwie Ŝyję chwilą, niczym się nadmiernie nie przejmując. Zresztą taki 

styl obowiązuje w gronie moich znajomych. 

 

Nieoczekiwanie  jednak  po  wielu  latach  beztroski  znów  w  moje  Ŝycie  wdarły  się 

powaŜne  kłopoty.  Nagle  zmarł  ojciec.  Pracował  zbyt  cięŜko  i  jego  serce  nie  przetrzymało 

zawału,  choć  był  jeszcze  taki  młody,  miał  zaledwie  czterdzieści  osiem  lat.  Zostaliśmy  sami, 

Kåre i ja, a na nasze barki spadła odpowiedzialność za fabrykę, w której zabrakło dyrektora. 

Kåre  chodził  jeszcze  do  szkoły  i  bardzo  mi  zaleŜało,  by  ją  skończył.  Nie  było  więc  innego 

wyjścia, musiałam sama chwycić za ster. Wiedziałam, Ŝe ojciec pragnął, by syn kiedyś przejął 

fabrykę, dla której zapracowywał się na śmierć. 

Przez długi tydzień biłam się z myślami, w końcu podjęłam decyzję. Rzuciłam kursy i 

zabrałam  się  za  coś,  o  czym  nie  miałam  najmniejszego  pojęcia.  Postanowiłam  pokierować 

fabryką do chwili, kiedy Kåre będzie mógł mnie zastąpić. 

Początek  był  po  prostu  okropny.  Szybko  zorientowałam  się,  Ŝe  pracownicy  nieufnie 

przyjmują  mnie  jako  zwierzchnika,  a  jednak  nie  miałam  odwagi  zatrudnić  dyrektora  z 

zewnątrz, wiedząc, Ŝe obcego tym bardziej nie zaakceptują. Kilku z nich kryło swych ambicji 

do  objęcia  funkcji  dyrektora,  choć  w  rzeczywistości  brakowało  im  kompetencji  do  zajęcia 

kierowniczego stanowiska. 

Inna sprawa, Ŝe i ja nie miałam zdolności w tym kierunku, ale robiłam to dla brata. 

Przechadzałam się po olbrzymiej hali produkcyjnej z bardzo mądrą miną. Przejrzałam 

tony  dokumentów,  nic  z  nich  nie  pojmując.  Tata  zajmował  się  wszystkim  sam:  nadzorował 

produkcję  i  wykonywał  pracę  biurową.  Niewykluczone,  Ŝe  z  tego  powodu  serce  odmówiło 

mu  posłuszeństwa.  Długo  się  gryzłam,  nie  wiedząc,  co  robić,  by  podołać  zadaniu 

przerastającemu moje siły. W końcu w geście rozpaczy zatrudniłam do pomocy sekretarkę. 

Kåre, bardzo przywiązany do ojca, po jego śmierci zupełnie się załamał. W ostatnim 

miesiącu  mój  braciszek  dwukrotnie  wrócił  do  domu  kompletnie  pijany.  Strasznie  się 

zdenerwowałam  i  nakrzyczałam  na  niego  okropnie,  co  chyba  nie  było  najtrafniejszym 

posunięciem, bo Kåre zareagował przekorą. 

I gdy tak zmagałam się z codziennymi problemami, wydarzyło się coś, co wstrząsnęło 

całym miasteczkiem, a mną w sposób szczególny. 

Inge  i  ja  zostaliśmy  zaproszeni  na  kolację  do  szefa  wydziału  planowania  magistratu. 

background image

Było  to  spotkanie  w  dość  kameralnym  gronie,  bo  prócz  nas  i  gospodarzy  przyszło  jeszcze 

tylko dwoje gości. Następnego ranka, zanim zdąŜyłam wyjść do fabryki, przyjechał do mnie 

Inge. 

- Taran - wyrzucił z siebie przeraŜony. - Zdarzyło się coś strasznego. 

- Co takiego? - zdziwiłam się, patrząc na niego z lękiem. 

Wyglądał  na  bardzo  zdenerwowanego.  CzyŜby  znowu  coś  z  Kårem?  Nie,  chyba  nie, 

wczoraj  wieczorem  mój  brat  nie wychodził z  domu, a  przed  chwilą  mignął  mi,  gdy  biegł  w 

stronę przystanku autobusowego. 

-  Na  wyspie  -  mówił  zachrypniętym  głosem  Inge.  -  TuŜ  przy  willi  Brandellów. 

Wkrótce po tym, jak wyszliśmy... gwałt i.... próba morderstwa! 

Osunęłam  się  na  krzesło,  zaszokowana  tą  wiadomością,  ale  jeszcze  bardziej 

zdenerwowały mnie dalsze słowa Ingego. 

- Mnie zlecono obronę tego głupka - ciągnął. - Co za idiotyzm! PrzecieŜ to jasne jak 

słońce, Ŝe to jego sprawka. 

Byłam  poruszona  tym  strasznym  przestępstwem,  ale  ciągle  jeszcze  udawało  mi  się 

zachować dystans. 

- O kim mówisz? - zapytałam, chcąc się dowiedzieć, kto padł ofiarą przestępstwa. Ale 

Inge źle mnie zrozumiał. 

-  E,  to  taki  jakiś  dziwak  -  odpowiedział  z  pogardą  w  głosie.  -  Najwyraźniej  ma 

problemy  z  nawiązywaniem  kontaktów,  chyba  opóźniony  w  rozwoju.  Pamiętasz,  jak  Dora 

opowiadała,  Ŝe  z  wydziału  socjalnego  skierowano  do  niej jakiegoś  młodego  chłopaka?  Miał 

mieszkać w jej domu przez kilka dni, na próbę. Nazywa się Thor Steinebråten. Zachowywał 

się jak szaleniec, kiedy go... Taran, co się z tobą dzieje? 

Pierwsze  zdumienie  ustąpiło  miejsca  rozpaczy.  Zalała  mnie  fala  wspomnień:  Thor, 

kocięta,  które  trzymał  delikatnie  w  dłoniach,  poranek,  gdy  podpatrywaliśmy  łosie,  słowa 

pociechy... 

-  Co  mówisz?  Jakie  łzy  odchodzącej  nocy?  -  Inge  patrzył  na  mnie  rozszerzonymi  ze 

zdumienia oczami. 

Nie zdawałam sobie sprawy, Ŝe mówię na głos. Z bólem spojrzałam na niego. 

- Tak Thor nazywał rosę - szepnęłam ochrypłym głosem. 

- Znasz go? 

Inge nie ukrywał rosnącego zdumienia. 

- Wiesz - powiedziałam cicho - kiedyś go zawiodłam. Och, Inge, odnoszę wraŜenie, Ŝe 

rozsypuję  się  na  cząstki.  Thor,  taki  samotny,  taki  cierpliwy.  On  nas  potrzebuje.  Chodźmy! 

background image

Musimy mu pomóc! Musimy! 

W  tej  samej chwili  uświadomiłam  sobie,  Ŝe skończyła  się  beztroska  w  mym  Ŝyciu.  I 

nigdy juŜ nie powróci. 

background image

ROZDZIAŁ II 

Feralny wieczór spędziliśmy w domu Bjarnego Brandella, szefa wydziału planowania, 

i  jego  Ŝony  Nutti.  MoŜliwe,  Ŝe  pani  domu  ma  jakieś  normalne  imię,  ale  prawdę 

powiedziawszy nigdy nie słyszałam, by ktoś zwracał się do niej inaczej jak Nutti. Zresztą to 

zdrobnienie pasuje  do niej jak ulał. Jest to osoba w wieku trzydziestu pięciu lat, ale sprawia 

wraŜenie  trzpiotki.  Szczebiocze  przymilnie  głosikiem  o  irytująco  wysokim  brzmieniu, 

unosząc  przy  tym  brwi  w  słodkim  zdumieniu.  Buzię  składa  w  ciup  i  kręci  prowokująco 

biodrami. 

Zadziwiające, Ŝe kobiety związane ze znacznie starszymi męŜczyznami często tak się 

zachowują. MoŜe wydaje im się, Ŝe są ciągle młode? Nie mam pojęcia. 

Bjarne  Brandell,  o  piętnaście  lat  starszy  od  swej  Ŝony,  z  wyglądu  przypomina  trochę 

worek z ziemniakami, w kaŜdym razie jest tak samo przysadzisty i bury. Włosy, oczy, zęby, 

twarz,  garnitur,  wszystko  w  nim  jest  koloru  szarego,  tyle  Ŝe  w  róŜnych  odcieniach.  Mówi 

głębokim basem i budzi powszechny respekt. W magistracie, gdzie od lat pełni róŜne funkcje, 

cieszy  się  duŜym  autorytetem.  Co  prawda  w  ostatnim  czasie  jego  rola  wyraźnie  się 

zmniejszyła, gdyŜ partia, którą reprezentuje, przegrała wybory. Wyniki głosowania bardzo go 

wytrąciły z równowagi. Nawet podczas przyjęcia nie mógł się powstrzymać od krytycznych 

wypowiedzi na ten bulwersujący go temat, co trochę popsuło nastrój. 

Willa  Brandellów  znajduje  się  na  przepięknej  wyspie  połączonej  ze  stałym  lądem 

wąskim mostem. Oprócz niej stoją tam jeszcze tylko dwa domy. 

Nie  ukrywam,  Ŝe  nigdy  nie  lubiłam  tego  towarzystwa.  Przyszłam  wyłącznie  ze 

względu  na  Ingego,  który  zamierzał  omówić  z  Brandellem  kilka  spraw  związanych  z 

budzącymi  duŜe  kontrowersje  nowymi  projektami  inwestycyjnymi  w  mieście.  MoŜe  jeszcze 

zniosłabym przez parę godzin szczebiot Nutti, ale towarzystwo Dory stanowiło dla mnie zbyt 

duŜe  wyzwanie...  Ta  świętoszka  rówieśnica  Nutti,  naleŜy  do  najzłośliwszych  kobiet,  jakie 

kiedykolwiek spotkałam. UwaŜa siebie za osobę nieskazitelną, a w innych ludziach dopatruje 

się wyłącznie wad. Byłam zdumiona, dowiedziawszy się, Ŝe jest gorliwą protestantką, bo jej 

pełna nietolerancji postawa kłóci się z ideą chrześcijaństwa. 

A  przy  tym  jest  okropnie  brzydka.  Ma  końską  twarz  i  worki  pod  wytrzeszczonymi 

oczyma.  Pochłania  nieprawdopodobne  wręcz  ilości jedzenia.  Kanapki, ciastka  i  inne  łakocie 

znikają  w  błyskawicznym  tempie,  jakby  wrzucane  do  ogromnego  wora.  No  cóŜ,  takie 

obŜarstwo  na  ogół  nie  uchodzi  bezkarnie.  Pozbawiona  wszelkiego  wdzięku  Dora  ma fatalną 

background image

figurę, czego nawet nie próbuje ukryć. 

Wczoraj  wieczorem  miała  na  sobie  letnią  sukienkę  bez  rękawów.  Tłuste  ramiona  w 

czerwone  plamy  przelewały  się  nieskrępowanie,  cienka  tkanina  nie  maskowała  zwałów 

tłuszczu  na  brzuchu  i  biodrach.  W  gruncie  rzeczy  uwaŜam,  Ŝe  wygląd  to  osobista  sprawa 

kaŜdego  człowieka.  Pewnie  gdyby  Dora  była  choć  odrobinę  sympatyczniejsza,  nie  raziłoby 

mnie to aŜ tak bardzo. Ale seria kąśliwych uwag na mój temat, a takŜe niepochlebne sądy o 

wszystkich  znajomych,  wywołały  we  mnie  agresję  i  pragnienie  zemsty.  I  dlatego  z  taką 

ostrością wyłapywałam wszystkie jej wady. 

Na  przyjęciu  był  jeszcze  jeden  gość,  Kristoffer  Hansen,  ale  o  nim  na  dobrą  sprawę 

niewiele  mogę  powiedzieć.  Prawie  się  nie  odzywał  tego  wieczoru.  Siedział  tajemniczy 

niczym  sfinks  i  sprawiał  wraŜenie  nieobecnego  duchem.  Z  zawodu  dentysta,  tak  na  oko 

między  czterdziestką  a  pięćdziesiątką,  posłuszny  syn  swej  mamusi,  kawaler.  Bez  wątpienia 

był całkowicie podporządkowany dominującej matce. Wprawdzie pani Hansen nie zjawiła się 

na  przyjęciu,  ale  Kristoffer  zachowywał  się  tak,  jakby  stała  za  jego  plecami.  Bez  przerwy 

poprawiał nogawki i zdejmował z granatowej marynarki niewidoczne dla oka pyłki kurzu. Za 

kaŜdym  razem  gdy  usiadł  krzywo  albo  gdy  spadła  mu  na  obrus  jakaś  okruszyna,  miałam 

wraŜenie, Ŝe usłyszę z jego ust: „Przepraszam, mamusiu!” 

Nudziłam się jak mops. Bjarne Brandell chyba to zauwaŜył, bo zagadnął: 

- A co u ciebie, Taran? Jak fabryka? 

Nie zdąŜyłam otworzyć ust, bo ubiegła mnie Nutti, która uwielbiała wręcz plotki. 

-  Słyszałam  -  zaczęła  -  Ŝe  zatrudniłaś  w  biurze  pannę  Wilhelmsen.  A  przecieŜ  ona 

spodziewa się dziecka! 

- Tak, rzeczywiście jest jej teraz trochę cięŜko - odpowiedziałam. - Dlatego bardzo się 

ucieszyła, gdy zaproponowałam jej tę posadę. 

-  Przyjmując  takie  osoby,  naraŜasz  na  szwank  dobre  imię  firmy  -  rzekła  lodowatym 

tonem  Dora,  a  w  jej  oczach  dostrzegłam  triumfalny  błysk.  -  Co  by  na  to  powiedział  twój 

ojciec? UwaŜaj, Taran! Ludzie wezmą cię na języki! Ani trochę nie współczuję tej kobiecie. 

No  cóŜ,  jak  kto  sobie  pościele,  tak  się  wyśpi.  Moim  zdaniem  kobieta  powinna  strzec  się 

pokus, by zachować czystość do dnia ślubu. 

Byłam  juŜ  tak  rozdraŜniona  jej  zjadliwością  i  krytykowaniem  wszystkich  na  prawo  i 

lewo, Ŝe straciłam panowanie nad sobą. Nie namyślając się wiele, odparowałam: 

-  A  jakaŜ  to  sztuka  zachować  niewinność,  gdy  się  nie  jest  naraŜonym  na  Ŝadne 

pokusy? 

- Taran! - rozległ się ostrzegawczy głos Ingego. 

background image

Znał  doskonale  Dorę  i  wiedział,  Ŝe  potrafi  być  niebezpieczna.  Ja  jednak  z  udaną 

obojętnością poklepywałam jej labradora, który zawsze do mnie lgnął. 

- Jak rozumiem, stajesz w obronie lekkomyślnych panien, droga Taran? - odezwała się 

Dora złowieszczo spokojnym tonem. - Czy to dlatego, Ŝe twojemu przyjacielowi nieśpieszno 

do  oŜenku?  A  jeśli  sądzisz,  Ŝe  nigdy  nie  byłam  naraŜona  na  pokusy,  to  się  grubo  mylisz. 

Potrafiłam jednak stawić im czoło. To kwestia silnego charakteru, rozumiesz? 

-  Ojej!  -  zaszczebiotała  Nutti.  -  Czy  człowiek  musi  bez  przerwy  wykazywać  siłę 

charakteru? śycie byłoby nudne, gdyby wszyscy tak myśleli. 

Dora zwróciła w jej stronę swe krowie spojrzenie. 

-  Wydaje  ci  się,  droga  Nutti,  Ŝe  męŜczyznę  moŜna  złowić  odrobiną  szminki  i 

uwodzicielskim  spojrzeniem?  Zapewniam  cię,  Ŝe  męŜczyźni  cenią  w  nas  naturalność.  Nie 

chcą,  byśmy  się  malowały  i  fiokowały.  Nie  cierpią  sztucznych  loczków!  -  dodała  z 

przekąsem,  spoglądając  na  starannie  upiętą  fryzurę  Nutti.  A  potem  ciągnęła  dalej  z  nie 

ukrywanym triumfem: - Długie spodnie nie są odpowiednim strojem dla kobiety, zarówno w 

oczach męŜczyzny, jak i Boga. A tańce, kino i teatr, wiesz, czym to wszystko jest? Grzechem, 

cięŜkim  grzechem.  Tak, tak,  kobieta  naturalna jest  sto  razy  więcej  warta niŜ  malowana  lala. 

Prawda, Kristofferze? MęŜczyźni, którzy wybierają takie lale, są nic nie warci. 

Zakończywszy wywód, nałoŜyła sobie kolejny kawałek ciasta. 

-  Eee,  tak,  oczywiście  -  wystękał  Kristoffer  Hansen  i  niespokojnie  poprawił  się  na 

krześle. - Mama twierdzi dokładnie to samo. 

Dora pokiwała głową z zadowoleniem. 

- Mama jest osobą rozsądną. 

-  Jeszcze  jedna  kolejka,  panowie!  -  wtrącił  się  Brandell,  pragnąc  rozładować 

nieprzyjemny nastrój. - Co ty na to, Inge? 

- Niestety, nie mogę - odpowiedział zapytany. - Muszę odwieźć Taran, rozumiesz... 

Inge mieszka takŜe na wyspie, w sąsiedniej willi. Przerwałam więc pośpiesznie: 

-  Absolutnie  nie  musisz  mnie  odwozić,  Inge.  Pomyślałam  sobie,  Ŝe  krótki  spacer 

wzdłuŜ  plaŜy  dobrze  mi  zrobi.  Stąd  jest  przecieŜ  do  mnie  bardzo  blisko,  wystarczy  przejść 

przez  most.  Zresztą  właśnie  zamierzałam  wyjść.  Bardzo  dziękuję  za  miły  wieczór,  Bjarne  i 

Nutti! 

Uff! Ile kłamstewek człowiek potrafi zaserwować na poczekaniu w imię uprzejmości. 

Dora takŜe zaczęła się Ŝegnać. 

-  Muszę  wracać  do  mamy  -  powiedziała  z  troską.  -  Ten,  co  u  nas  teraz  mieszka, 

wydaje mi się trochę dziwny. śe teŜ się zgodziłam go przyjąć pod dach! Doprawdy, ten szef 

background image

wydziału  socjalnego  potrafi  mnie  sobie  owinąć  wokół  palca  -  roześmiała  się  kokieteryjnie, 

sugerując, Ŝe łączy ich coś bliŜszego. 

Dora  ruszyła  za  swym  psem  w  stronę  willi  stojącej  po  drugiej  stronie  wyspy,  a  ja 

zeszłam w dół na plaŜę ścieŜką prowadzącą między willą Brandellów i willą Ingego. 

Pusto  i  zimno  było  na  wrześniowej  plaŜy.  Szłam  zamyślona,  wolno  stawiając  kroki. 

Wiatr potargał mi włosy, które teraz zasłaniały mi oczy.  Spienione fale uderzały z hukiem o 

brzeg, raz po raz ochlapując dół płaszcza i mocząc moje buty. 

Przepełniało  mnie  dręczące  uczucie  niezadowolenia  z  siebie  i  z  Ŝycia,  jakie  teraz 

wiodłam.  Wiedziałam  jednak,  Ŝe  nie  ma  innego  wyjścia,  muszę  sama  przezwycięŜyć 

problemy w fabryce. NajwaŜniejsze jednak, by udało mi się pomóc Kåremu i zawrócić go ze 

złej drogi. Nie przejmowałam się docinkami Dory. Właściwie nie miało dla mnie większego 

znaczenia, czy Inge oŜeni się ze mną, czy nie. Inna rzecz, Ŝe nie wyobraŜałam sobie za bardzo 

tego,  Ŝe  moglibyśmy  tak  jakby  nigdy  nic  zamieszkać  pod  jednym  dachem.  Większość  ludzi 

akceptuje  nieformalne  związki  i  nie  potępiam  ich  za  to, ale  sama  nie  bardzo  widzę  siebie  w 

takiej  roli.  Jest  nam  z  Ingem  dobrze,  ale  w  obecnym  układzie.  Tak  mi  się  przynajmniej 

wydaje.  Udawałam  przed  sobą,  Ŝe  nic  mnie  nie  obchodzi  gadanie  Dory,  ale  gdzieś  w  głębi 

duszy  czułam,  Ŝe  trafiła  w  czuły  punkt.  Bo  inaczej  przecieŜ  nie  rozmyślałabym  tyle  o  tym 

wszystkim, co mi powiedziała. 

ZadrŜałam  z  zimna,  wydawało  mi  się,  Ŝe  chłodny  jesienny  wiatr  przenika  na  wylot 

moją duszę. Otuliłam się ciaśniej płaszczem i szybkim krokiem podąŜyłam w stronę domu. 

 

A teraz Dora leŜy w szpitalu, śmiertelnie raniona noŜem. 

- Naprawdę ktoś napadł na Dorę? - pytałam Ingego, ciągle nie mogąc uwierzyć w to, 

co usłyszałam. 

- Tak! W tym gęstym lasku niedaleko willi Bjarnego i Nutti. 

- Kto ją znalazł? - Koniecznie chciałam poznać szczegóły. 

- Ten głupiec przybiegł do Brandellów i zadzwonił do drzwi. śe teŜ moŜna być takim 

idiotą! Z obłędem w oczach wykrzykiwał coś, co nie od razu zrozumieli. Wydawało im się, Ŝe 

krzyczy: „Zadźgano ją noŜem”. Bjarne, który wiedział, Ŝe ten Steinebråten ma nie całkiem po 

kolei  w  głowie,  zamknął  go  w  garderobie,  a  potem  wybiegł  sprawdzić,  co  się  stało.  To  on 

znalazł Dorę. 

- Nie, Thor nie mógł tego zrobić, to nieprawda! - jęknęłam. 

- Skąd go znasz? - zapytał Inge, patrząc na mnie jakoś dziwnie. 

-  To  mój  przyjaciel  z  dzieciństwa  -  wyszeptałam.  -  Och,  Inge,  zupełnie  tego  nie 

background image

pojmuję! Z taką cierpliwością i pokorą znosił zawsze drwiny. A moŜe... jego cierpliwość się 

wyczerpała i w końcu eksplodował? Jeśli został sprowokowany? 

Inge pokiwał głową. 

- MoŜe Dora nim wzgardziła? 

- Z tym pewnie by się jakoś pogodził - powiedziałam, myśląc intensywnie. - Wydaje 

mi  się,  Ŝe  on  nigdy  niczego  od  nikogo  nie  oczekiwał.  Ale  jeśli  traktowała  go  źle,  drwiła  z 

niego  i  przebrała  miarę?  MoŜe  stracił  panowanie  nad  sobą  i  wybuchł  w  nim  cały  ten  gniew 

nagromadzony przez lata? 

-  Nie  sądzisz,  Ŝe  po  prostu  mógł  być  spragniony  kobiety?  śe  gwałt  stanowił  jedyną 

moŜliwość zbliŜenia. 

Ta  myśl  napełniła  mnie  obrzydzeniem.  Dora!  „Naturalna”  Dora,  która  według  mnie 

była po prostu odpychająca. 

- Znałaś go jako dziecko - przypomniał mi Inge ostroŜnie. - Od tamtej pory mógł się 

bardzo zmienić. 

-  Tak,  masz  rację,  zresztą...  czuję  się  sama  w  pewnym  stopniu  winna.  Wiele  razy  w 

ciągu  minionych  lat  zastanawiałam  się,  jak  jemu  się  ułoŜyło  Ŝycie.  Był  wspaniałym 

człowiekiem.  Spędziliśmy  razem  cudowne  chwile.  Wspomnienia  o  nim  są  jak  powrót  do 

ś

wiata  baśni,  rozumiesz?  Niestety,  nie  uczyniłam  niczego,  by  dowiedzieć  się,  co  się  z  nim 

stało. 

-  Mogę  ci  opowiedzieć  -  zaofiarował  się  Inge.  -  CóŜ,  nie  radził  sobie  w  szkole 

specjalnej, więc dalsze nauczanie uznano za bezsensowne. 

- Jak to? A co na to jego matka, nie protestowała? 

-  Z  tego  co  słyszałem,  umarła  przed  wielu  laty,  a  wówczas  umieszczono  Thora  w 

jakimś  gospodarstwie  na  wsi.  Tam  radził  sobie  znakomicie,  z  wielkim  zapałem  pracował  w 

polu i w obejściu. 

-  Domyślam  się,  zawsze  lubił  zwierzęta!  -  wtrąciłam.  -  Musiał  być  jednak  bardzo 

samotny. A moŜe miał kogoś bliskiego? 

-  Chyba  nie,  zawsze  uwaŜano  go  za  odmieńca,  samotnika  stroniącego  od  ludzi, 

opóźnionego  w  rozwoju  umysłowym.  Przypadkowo  jednak  podczas  szczegółowych  badań 

lekarskich  jeden  z  lekarzy  stwierdził,  Ŝe  Thor  cierpi  na  dysleksję  i  dysgrafię, 

uniemoŜliwiające  mu  naukę  czytania  i  pisania  tradycyjnymi  metodami.  Przeniesiono  go  do 

pracy przy wyrębie lasu, gdzie takŜe świetnie sobie radził. Przed kilkoma dniami przyjechał 

do naszego miasta, tu miał zostać poddany testom i zakwalifikowany do programu nauczania 

uzupełniającego. Wydział socjalny skierował go do Dory Flaten, która wynajęła mu pokój w 

background image

suterenie. 

Nie mogłam dojść do siebie, byłam niczym zamroczona, odurzona z bólu. 

- Ale... Co on sam zeznaje? - zapytałam. 

-  Przed  chwilą  z  nim  rozmawiałem  -  ciągnął  Inge.  -  Jest  bardzo  poruszony, 

rozdygotany,  co  wydaje  się  zrozumiałe.  Ciągle  powtarza  coś  o  psie.  śe  został  dźgnięty 

noŜem, czy coś w tym rodzaju. 

- Pies? Labrador Dory? 

-  Właśnie!  Thor  Steinebråten  twierdzi,  Ŝe  leŜy  ranny  w  lesie  i  Ŝe  on  biegł  mu  z 

pomocą. Utrzymuje, Ŝe wcale nie spotkał Dory. 

Poczułam, jak ogarnia mnie ogromna ulga. 

- Ranny pies, powiadasz... 

-  Podobno  -  przerwał  mi  Inge.  -  Ale  policja  go  dotąd  nie  znalazła.  Taran,  dokąd  się 

wybierasz? Wychodzisz gdzieś? 

- Idę poszukać psa! - powiedziałam i w biegu porwałam płaszcz. - Thor jest niewinny. 

To pewne jak amen w pacierzu! 

- Skąd moŜesz wiedzieć? 

Biedny Inge nic nie rozumiał. 

-  PoniewaŜ  Thor  nigdy,  pod  Ŝadnym  pozorem  nie  skrzywdziłby  zwierzęcia! 

Człowieka moŜe tak, gdyby był do tego długo prowokowany, ale zwierzęcia nigdy! 

- Taran, nie moŜesz tego wiedzieć! 

Inge patrzył na mnie zdesperowany. 

-  Owszem  -  rzuciłam  gorączkowo.  -  Jestem  tego  pewna.  Wychodzę!  Gdzie jest  teraz 

Thor? 

- Został zatrzymany przez policję. 

Przystanęłam gwałtownie i odwróciłam się do Ingego. 

-  Czy  to  normalna  procedura?  -  zdziwiłam  się.  -  Czy  są  przeciwko  niemu  jakieś 

dowody? 

-  Właściwie  nic  nie  wskazuje  na  to,  Ŝe  jest  winny.  -  Inge  wzruszył  ramionami  z 

rezygnacją.  -  Na  ogół  zatrzymuje  się  podejrzanych,  Ŝeby  ich  przesłuchać,  a  gdy  nie  ma 

przeciwko nim wystarczających dowodów, zostają zwolnieni. Z Thorem sprawa przedstawia 

się inaczej. Ze względu na jego stan umysłowy przydzielono mu adwokata, mimo Ŝe przecieŜ 

nie  postawiono  go  w  stan  oskarŜenia.  Chodziło  o  to,  by  nie  pozostawić  go  całkowicie 

bezbronnym w obliczu prawa. 

- O BoŜe - wyszeptałam bezradnie. - Pójdziesz ze mną, Inge? 

background image

Wahał się przez chwilę, ale w końcu się zgodził. 

- Chyba tak będzie najlepiej - powiedział. - Beze mnie się nigdzie nie dostaniesz. Ale 

moŜe  najpierw  wyłącz  piecyk  i  zdejmij  z  płytki  czajnik!  Zdaje  się,  Ŝe  kawa  całkiem  się 

wygotowała. 

 

Mostek  prowadzący  na  wyspę  był  zablokowany.  Na  szczęście  policja  przepuściła 

Ingego,  a  ja  przemknęłam  się  wraz  z  nim.  Bez  trudu  odszukaliśmy  komendanta  policji 

odpowiedzialnego za śledztwo. 

- Jak wam idzie? - zapytał Inge. - Znaleźliście psa? 

- Nie - odpowiedział komendant opryskliwie. - Wiemy, Ŝe pies panny Flaten zaginął, 

ale do przetrząśnięcia została nam cała wschodnia część wyspy. W nocy było zbyt ciemno, by 

prowadzić poszukiwania. 

Rozejrzałam  się  wokół.  Wyspa,  z  tyloma  policjantami  krąŜącymi  dokoła,  wydawała 

mi się jakaś obca. Niedaleko błysnęły w słońcu czerwone korale jarzębiny, kontrastując swym 

pięknem z ponurą sytuacją. 

Podszedł do nas Bjarne Brandell. 

- Dzień dobry! - przywitał nas zmęczonym głosem, a na jego bladej twarzy malowało 

się napięcie. Zapewne przez całą noc nie zmruŜył oka. - Jak się tu dostaliście? 

Inge  wyjaśnił,  Ŝe  przydzielono  mu  z  urzędu  obronę  Thora  Steinebråtena.  Kiedy 

wymówił to nazwisko, twarz Brandella stęŜała. 

- Diabelskie nasienie! - warknął tylko. - Gdybym go dorwał... 

- Nie znaleziono jeszcze psa - przerwał mu Inge. 

- Pies? A cóŜ znaczy pies? 

Brandell  nie  przejmował  się  w  ogóle  losem  zwierzęcia.  Wszystko  się  we  mnie 

zagotowało, poniewaŜ podobnie jak Thor jestem bardzo czuła na krzywdę zwierząt. Odeszłam 

na bok i zapytałam policjanta, czy mogłabym się przyłączyć do poszukiwań. 

- Raczej nie - odparł po krótkiej chwili zastanowienia. 

- Niczego nie będę dotykać - zapewniłam pośpiesznie. - Nie zatrę Ŝadnych śladów, ale 

boję się, Ŝe dla tego biednego zwierzaka waŜna jest teraz kaŜda minuta. 

Policjant zawołał kolegę i razem z nami ruszyli w kierunku tej części wyspy, gdzie do 

tej pory jeszcze nie prowadzono poszukiwań. 

Po  półgodzinie  znaleźliśmy  psa.  Wpadł  w  jakąś  jamę  i  nie  miał  siły,  by  się  stamtąd 

wydostać. 

-  Masz  pistolet?  -  spytał  Inge  policjanta.  -  Nic  z  niego  nie  będzie,  zbytnio  się 

background image

wykrwawił. 

- Wcale nie - zaprzeczyłam kategorycznie. - Daj mu przynajmniej szansę! 

Inge  popatrzył  na  mnie  zrezygnowany,  ale  skinął  głową  na  znak,  Ŝe  się  zgadza.  Pies 

był  zbyt  cięŜki,  by  go  przenieść  na  rękach.  Zostałam  więc  z  policjantem  przy  zwierzęciu,  a 

Inge pobiegł do domu zadzwonić po weterynarza. 

Przemawiałam  łagodnie  do  psiny,  a  policjant  dokładniej  obejrzał  ranę.  Najwyraźniej 

ktoś wymierzył mu śmiertelny cios, ale nóŜ ześliznął się po łopatce. 

W scenerii jesiennego lasu minuty oczekiwania wlokły się niemiłosiernie. Wydało mi 

się nagle, Ŝe to nie pies, lecz Thor leŜy na ziemi i jestem jedyną osobą, której ufa i w której 

pokłada nadzieję. 

 

Mniej  więcej  w  porze  obiadowej  skierowano  mnie  w  końcu  do  niewielkiego 

chłodnego  pokoiku  w  komisariacie.  Inge  załatwił  wszystkie  formalności,  by  umoŜliwić  mi 

widzenie  z  podejrzanym.  Stałam  więc  z  sercem  w  gardle  i  czekałam.  Byłam  ciekawa,  jak 

wygląda,  czy  mnie  pozna,  czy  wybaczył  mi  zawód,  jaki  mu  sprawiłam,  wyjeŜdŜając  bez 

poŜegnania  ze  Sletto.  Tak,  ciągle  czułam,  Ŝe  go  zawiodłam.  Pomijam  juŜ  to,  Ŝe  nigdy  nie 

ujęłam  się  za  nim,  gdy  inni  z  niego  drwili.  Ale  ten  wyjazd!  PrzecieŜ  wiedziałam  o  nim  na 

kilka  dni  naprzód.  Powinnam  więc  znaleźć  czas,  by  się  poŜegnać  z  Thorem  i  ofiarować  mu 

coś na pamiątkę. 

Gorączkowe rozwaŜania przerwał mi trzask otwieranych drzwi. 

Omal nie padłam z wraŜenia. Czy to naprawdę Thor Steinebråten? 

Pierwsze, co zobaczyłam, to jego  zapłakane  oczy.  Nigdy  nie  potrafił  ukrywać  swych 

uczuć, szczególnie dla zwierząt. Cierpiał, bo nie udało mu się pomóc biednemu psu. Ciekawe, 

ile Thor moŜe mieć teraz lat? Ja skończyłam dwadzieścia trzy, a on był ode mnie o jakieś trzy 

lata starszy. Na czoło opadała mu jak dawniej jasna grzywka, patrzył tymi samymi błękitnymi 

oczyma,  w  których  czaił  się  ból,  cierpienie  i  bezsilność.  Jak  wyrósł!  W  dzieciństwie  otyły  i 

przysadzisty,  teraz  był  wysoki  i  przystojny.  Jego  ciało  -  silne  i  harmonijnie  zbudowane  - 

przypominało  rzeźby  antycznych  gladiatorów.  Na  pewno  cięŜko  na  to  pracował.  Takiej 

sylwetki  nikt  nie  dostaje  za  darmo.  A  twarz?  No  cóŜ,  moŜe  nie  miała  całkiem  klasycznych 

rysów,  ale  wydawała  się  sympatyczna  i  pociągająca.  MoŜna  było  w  niej  wyczytać  jak  w 

otwartej księdze, Ŝe bezlitosny świat nie zdołał złamać czystego serca Thora. 

- Thor - szepnęłam wzruszona. - Pamiętasz mnie? 

W jego oczach pojawiła się niepewność. Wydawało się, Ŝe nie wie, co powiedzieć. 

- Mam na imię Taran. Znaliśmy się kiedyś... 

background image

Nie zdąŜyłam dokończyć, gdy jego twarz rozpromieniła się radością. 

- Taran - śmiał się przez łzy. - Taran, czy to naprawdę ty? A ja zastanawiałem się, co 

taka piękna kobieta moŜe ode mnie chcieć? Teraz cię poznaję, Taran! 

Uśmiechnęłam  się  ciepło.  W  chwilę  później  porwał  mnie  w  ramiona  i  pogłaskał 

delikatnie  po  włosach,  jakbym  to  ja  potrzebowała  pociechy.  Znieruchomiałam  w  jego 

objęciach  i  poczułam  nagle  intensywne  pragnienie,  by  uciec  z  tego  okropnego  świata,  w 

którym  przyszło  mi  Ŝyć.  Zatęskniłam  za  baśniową  krainą,  za  wietrzykiem  igrającym  w 

złocistym  listowiu,  księŜycem  odbijającym  blade,  tajemnicze  światło,  za  miejscem,  gdzie 

zawsze  zwycięŜało  dobro,  gdzie  wszystko  było  ciepłe  i  delikatne.  Zapragnęłam  uciec  do 

krainy,  którą  znał  tylko  Thor  i  ja.  Czułam,  Ŝe  bardziej  naleŜymy  do  tamtego  świata  niŜ  do 

tego. 

Niestety, uświadomiłam sobie z całą brutalnością, Ŝe przestaliśmy być dziećmi, które 

mogły  się  schronić  przed  rzeczywistością  w  wyimaginowanej  krainie.  Dorośliśmy,  a  źli 

rycerze z naszych baśni przemienili się w przesiąkniętych złem ludzi z krwi i kości. 

- Thor - wykrztusiłam wreszcie. - Tak mi przykro z powodu tego, co się stało... 

ZauwaŜyłam,  Ŝe  i  on  niechętnie  wrócił  do  rzeczywistości,  a  w  jego  oczach  na  nowo 

pojawił  się  lęk.  Pośpiesznie  opowiedziałam  mu,  Ŝe  znalazłam  psa,  a  weterynarz,  który 

opatrywał mu rany, zapewniał mnie, Ŝe daje mu spore szanse na przeŜycie. 

Przyjął moje słowa z ogromną ulgą, a potem poprowadził mnie do stołu, przy którym 

zasiedliśmy. 

-  Wiem,  Thor,  Ŝe  jesteś  niewinny  -  zaczęłam  z  przekonaniem.  -  Nigdy  nie 

skrzywdziłbyś psa. 

Oparłszy się o stół, ścisnął gwałtownie moje dłonie. 

- Nic z tego nie rozumiem, Taran. 

- Opowiedz, co się wydarzyło! - poprosiłam. 

- Byłem na przechadzce, spacerowałem po lesie. Na wyspie panował cudowny spokój. 

Nagle usłyszałem skomlenie zwierzęcia. 

-  Skomlenie?  -  przerwałam  mu  zaskoczona,  bo  nikt  dotąd  o  niczym  takim  nie 

wspominał. 

- Tak, wydawało mi się, Ŝe to pies - ciągnął Thor. - Pobiegłem w kierunku, z którego 

dochodził  skowyt.  Z  daleka  zobaczyłem  labradora  słaniającego  się  na  nogach,  upadł,  lecz 

zdołał się podnieść. Strasznie krwawił, bałem się go wziąć na ręce, by nie zrobić mu jeszcze 

większej krzywdy. Pobiegłem więc po pomoc. Zadzwoniłem do drzwi domu, w którym paliły 

się światła, ale ci ludzie chwycili mnie i zamknęli, a potem oddali w ręce policji. Nie zrobiłem 

background image

przecieŜ nic złego! 

Thor zacinał się i mówił trochę niepewnie, ale rozumiałam go bez trudu. 

- Kto ci otworzył? - spytałam szybko. 

- MęŜczyzna i kobieta - wyjaśnił. - Mówiłem im o psie, ale oni nic nie rozumieli. 

- Wspomniałeś o tym policji? 

- Tak - odrzekł zrozpaczony. - Niestety, nie chcą mi wierzyć, bo nikt inny poza mną 

nie słyszał skowytu. 

Zamyśliłam się. Nie brzmiało to zbyt obiecująco. 

-  Taran  -  odezwał  się  błagalnie.  -  Musisz  uwierzyć,  Ŝe  to  nie  ja  dopuściłem  się  tego 

strasznego przestępstwa. 

-  Wiem  -  zapewniłam,  prostując  się.  -  To  nie  ty.  Bądź  spokojny,  Inge  i  ja 

wydostaniemy cię stąd. 

- Inge? - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. 

- Inge Asp - wyjaśniłam. - Twój adwokat. Poznałeś go juŜ, to mój przyjaciel. 

- A tak, oczywiście - westchnął wyraźnie rozczarowany. - Masz zamiar go poślubić? 

- Nie wiem jeszcze - odpowiedziałam pozornie lekkim tonem. - Nie zastanawialiśmy 

się nad tym. 

Spojrzał  na  mnie  zaciekawiony,  ale  nie  miałam  ochoty  roztrząsać  tego  tematu. 

Wyciągnął  rękę  i  znów  pogładził  mnie  delikatnie  po  głowie.  W  tej  krótkiej  chwili 

zapragnęłam  rzucić  mu  się  w  ramiona,  ale  szybko  zganiłam  siebie  w  myślach  za  ten 

idiotyczny pomysł. 

- Jesteś śliczna! - szepnął czule. - Jak księŜniczka. 

Cofnął  dłoń,  a  jego  twarz  wykrzywiło  cierpienie.  W  tej  samej  chwili  w  drzwiach 

pojawił się Inge. 

- Czy moŜemy wpłacić kaucję, Ŝeby wydostać stąd Thora? - zwróciłam się do niego. 

- W Norwegii kaucję stosuje się tylko w wyjątkowych przypadkach - odpowiedział. - 

Policja i tak nie moŜe go dłuŜej przetrzymywać w areszcie. Na odzieŜy Thora nie znaleziono 

ś

ladów  krwi  Dory,  jedynie  krew  psa.  A  to  zgadza  się  z  jego  zeznaniami.  Zostanie  więc 

zwolniony jeszcze dziś, ale nie wolno mu będzie do wyjaśnienia sprawy opuścić miasta. 

- Mogę zaręczyć, Ŝe nigdzie nie wyjedzie - uśmiechnęłam się uszczęśliwiona. 

Inge ociągał się trochę, wreszcie zabrał mnie na bok i szepnął niespokojnie do ucha: 

-  W  mieście  panuje atmosfera  linczu. Dorę  uznano  prawie  za  świętą.  Narazisz  się  na 

wiele  nieprzyjemności,  jeśli  nadmiernie  zaangaŜujesz  się  w  pomoc  Thorowi.  Gdzie  on 

zamieszka? 

background image

- U mnie - oświadczyłam zdecydowanym głosem. 

Tym  razem  nie  wolno  mi  było  zawieść  Thora,  człowieka,  którego  obdarzałam  tak 

serdecznym  uczuciem.  Tak,  dopiero  teraz  uświadomiłam  sobie  z  całą  wyrazistością,  Ŝe 

zajmuje on szczególne miejsce w moim sercu. 

-  No  wiesz!  -  oburzył  się  Inge.  -  Moim  zdaniem  lepiej,  Ŝeby  wrócił  do  lasu  i 

zamieszkał  w  chacie  drwali.  To  niedaleko  stąd,  a  przynajmniej  nie  grozi  mu  tam 

niebezpieczeństwo. 

Niektórym się wydaje, Ŝe moŜna ludzi wysyłać to tu, to tam jak jakieś pakunki. Ludzie 

uwaŜają  Thora  za  półgłówka.  Ja  jednak  wiedziałam  doskonale,  Ŝe  jego  kłopoty  szkolne  nie 

były  spowodowane  niedorozwojem  umysłowym.  Dlaczego  inni  nie  chcą  przyjąć  tego  do 

wiadomości? 

- Inge - rzekłam, starając się ukryć zdenerwowanie. - Przemyślałam wszystko i jestem 

pewna, Ŝe Thor nie mógł popełnić tego przestępstwa. Powstaje więc pytanie: kto? 

-  Postaram  się  wydostać  go  z  aresztu  jeszcze  dzisiaj  -  oznajmił  Inge  zdecydowanie, 

przerywając  moje  rozwaŜania.  -  Teraz  jednak  widzenie  skończone,  Taran.  Chodź  juŜ, 

pójdziemy coś zjeść i przy okazji wszystko omówimy. 

PoŜegnaliśmy się z Thorem, który był znacznie wyŜszy i silniej zbudowany od Ingego, 

i obiecaliśmy, Ŝe wrócimy tak szybko, jak tylko to będzie moŜliwe. 

W  drzwiach  odwróciłam  jeszcze  raz  głowę.  Mój  przyjaciel  z  dzieciństwa  stał  na 

ś

rodku pokoju i patrzył na mnie tak, Ŝe serce omal mi nie pękło. Wyszłam więc pośpiesznie, a 

kiedy schodziliśmy po schodach, oświadczyłam z determinacją: 

- Zrobię wszystko, by go oczyścić z zarzutów! 

-  Ja  takŜe  -  powiedział  zafrasowany  Inge  i  objął  mnie  ramieniem.  -  A  dwojgu  takim 

mocarzom jak my na pewno się uda. 

Uśmiechnął się do mnie i pocałował w policzek. 

-  Jesteś  najbardziej  wyrozumiałym  człowiekiem  pod  słońcem  -  wyszeptałam.  - 

Dziękuję! 

-  Zamierzam  wygrać  tę  sprawę  -  powiedział,  bardziej  do  siebie  kierując  te  słowa 

aniŜeli do mnie. - Dzięki tobie, Taran, uwierzyłem mu. 

Westchnęłam cięŜko, uświadomiwszy sobie, Ŝe kaŜde z nas mówi o czym innym, ale 

ostatecznie najwaŜniejsze było teraz oczyszczenie Thora z podejrzeń. 

-  Taran  -  odezwał  się  nieoczekiwanie  Inge,  kiedy  spacerkiem  udawaliśmy  się  w  dół 

ulicy. - Nie uwaŜasz, Ŝe to dosyć niepraktyczne, Ŝe mieszkamy osobno? Czy nie moglibyśmy 

zamieszkać razem? Mogłabyś przeprowadzić się do mnie na wyspę. 

background image

A gdy nabrawszy głębszego oddechu zamierzałam zaprotestować, dodał pośpiesznie: 

-  Oczywiście,  chciałbym,  by  wszystko  odbyło  się  jak  naleŜy.  Pragnę  ci  się 

oświadczyć, Taran. 

- Dlaczego? - zapytałam kompletnie oszołomiona. 

-  O  BoŜe!  TeŜ  mi  pytanie  -  westchnął  zrezygnowany.  -  Jesteś  najpiękniejszą 

dziewczyną, jaką znam. 

Jego odpowiedź zirytowała mnie. 

-  To  trochę  za  mało!  -  powiedziałam.  -  Chyba nie  sądzisz,  Ŝe  będę  stawać  na  głowie 

tak jak Marlena Dietrich, Ŝeby zachować do późnych lat młodzieńczą urodę, po to tylko by ci 

się podobać! 

-  Nie,  oczywiście,  Ŝe  nie  o  to  mi  chodzi  -  westchnął.  -  Dobrze  mi  z  tobą,  przecieŜ 

wiesz. 

Ta odpowiedź takŜe mnie nie zadowoliła. 

- Nie jestem szczególnie gorąca w uczuciach - przypomniałam. - Właściwie chłodna, 

Ŝ

eby nie powiedzieć oziębła. 

-  Wiem  o  tym,  ale  moŜe  to  właśnie mnie w tobie pociąga - rzekł, nie spuszczając ze 

mnie wzroku. 

Domyślałam  się  tego.  Nie  wiedziałam  jednak,  czy  to  dlatego,  Ŝe  miał  podobny 

temperament,  czy  stanowiłam  dla  niego  rodzaj  wyzwania.  MoŜe  sądził,  Ŝe  uda  mu  się  mnie 

rozbudzić? Jeśli tak, to czeka go rozczarowanie. Ale z drugiej strony lubiłam go. Był zawsze 

pod  ręką,  gdy  go  potrzebowałam.  Przyjazny  i  wyrozumiały.  Moja  odpowiedź  przypominała 

skok na głęboką wodę: 

- Zgadzam się, Inge! Wydaje mi się, Ŝe pragnę tego samego. 

-  Wspaniale,  Taran!  -  zawołał  i  dodał  z  uśmiechem:  -  Szczerze  mówiąc,  zawsze  się 

obawiałem,  Ŝe  mi  odmówisz.  A  przecieŜ  świetnie  do  siebie  pasujemy.  Będzie  nam  ze  sobą 

dobrze, kochanie - rzekł, tuląc mnie do siebie na środku chodnika. 

background image

ROZDZIAŁ III 

W restauracji, kiedy juŜ zaspokoiliśmy największy głód, Inge powiedział: 

-  NaleŜy  załoŜyć,  Ŝe  Thor  jest  niewinny,  zresztą  adwokat  zawsze  powinien  uczynić 

takie  załoŜenie,  bo  inaczej  trudno  mu  występować  z  przekonaniem  w  obronie  oskarŜonego. 

Jak ci wiadomo, tuŜ przy moście od strony miasta mieszka straŜnik portowy, który przez cały 

czas  kontroluje,  kto  wchodzi  czy  wjeŜdŜa  na  wyspę,  bądź  udaje  się  tam  drogą  wodną.  Nie 

przypuszczam jednak, by ktoś odwaŜył się przy tej temperaturze wody przepłynąć wpław. 

- A więc - wtrąciłam ponuro - na wyspie nie było nikogo prócz nas. 

- Właśnie. - Inge popatrzył zamyślony. - O ósmej przyjechał samochodem Kristoffer. 

W  chwilę  później  straŜnik  widział,  jak  ja  wyjeŜdŜałem  z  wyspy,  by  wrócić  niebawem.  To 

było  wtedy,  kiedy  pojechałem  po  ciebie.  Przez  kilka  godzin  na  wyspie  przebywały 

następujące osoby: ty i ja, Nutti i Bjarne Brandell, Kristoffer Hansen, Dora Flaten. Poza tym 

matka  Dory,  która  rzadko  wychodzi  z  domu,  i  Thor  Steinebråten.  Koło  godziny  wpół  do 

dwunastej  straŜnik  zauwaŜył  wyjeŜdŜającego  Kristoffera.  TuŜ  po  nim  nadeszłaś  piechotą  ty, 

Taran. Podobno zatrzymałaś się na mostku i długo stałaś oparta o barierkę, a potem odeszłaś 

spacerkiem, dotykając dłonią prętów barierki. Wszystko więc wskazuje na to, Ŝe nie dręczyły 

cię wyrzuty sumienia - zakończył ze śmiechem. - A potem przyjechała policja. 

- Czy wszyscy mają alibi? - zapytałam, pragnąc dowiedzieć się jak najwięcej. 

-  Myślę,  Ŝe  moŜemy  wyłączyć  z  grona  podejrzanych  panią  Flaten.  To  staruszka,  z 

trudem  się  porusza,  choć  język,  nie  powiem,  nadal  ma  cięty.  Nutti  moŜemy  takŜe 

wyeliminować,  bowiem  napastnikiem  był  męŜczyzna.  Do  napadu  musiało  dojść,  kiedy 

jeszcze przebywałaś na wyspie. Czy nic nie słyszałaś? Jakiegoś krzyku czy innych odgłosów? 

-  Zeszłam od razu na plaŜę - wyjaśniłam. - Fale uderzały z łoskotem o brzeg i prócz 

krzyku  mew  nie  słyszałam  nic,  a  w  kaŜdym  razie  nic,  co  zwróciłoby  moją  uwagę.  Ale 

dlaczego wy nic nie słyszeliście? 

-  Z  tego  samego  powodu  co  ty.  Nasze  wille  stoją  najbliŜej  plaŜy.  Thor  tymczasem 

znajdował się w samym środku lasu i wiatr niósł skowyt psa w jego kierunku. 

Nie  uszło  mojej  uwagi,  Ŝe  Inge  oswoił  się  z  myślą,  iŜ  Thor  jest  niewinny,  i  bardzo 

mnie to ucieszyło. 

- Czy długo jeszcze siedzieliście? - spytałam. 

-  Nie,  poŜegnaliśmy  się  krótko  po  twoim  i  Dory  wyjściu.  Ja  wróciłem  do  siebie, 

Kristoffer  takŜe  pojechał  do  domu.  Bjarne  wyszedł  na  chwilę  na  podwórko,  Ŝeby  wstawić 

background image

samochód  do  garaŜu  i  pozamykać  wszystko.  ZdąŜył  wrócić  do  domu,  kiedy  do  drzwi 

wejściowych zadzwonił Thor. 

- Wydaje mi się, Ŝe zachowanie Thora dowodzi jego niewinności. 

Na twarzy Ingego pojawił się grymas. 

- Policja uwaŜa ludzi pokroju Thora za nieobliczalnych - powiedział z wahaniem. 

Westchnęłam głęboko. Znów to samo, zupełnie jak w dzieciństwie. Traktują Thora jak 

idiotę tylko dlatego, Ŝe jest trochę flegmatyczny i nie potrafi czytać. Ale jakie to mogło mieć 

znaczenie  w  porównaniu  z  tym,  Ŝe  jest  to  fantastyczny  człowiek?  Za  kaŜdym  razem 

irytowałam  się,  gdy  zaczynałam  o  tym  myśleć.  Czym  prędzej  więc  zagadnęłam  z  innej 

beczki: 

- Mówiłeś, Ŝe Dorę znaleziono blisko domu Brandellów. 

- Tak, i to mnie trochę dziwi. - Inge zmarszczył czoło, jak zwykle gdy się nad czymś 

zastanawiał. - Wszyscy uwaŜają, Ŝe powinna przemierzyć dłuŜszy odcinek drogi. 

- Jak zrozumiałam, nie leŜała w pobliŜu ścieŜki - drąŜyłam temat. 

- Nie, w głębi zagajnika. 

- Jaki z tego wyciągasz wniosek? - spytałam prowokująco. 

-  Zapewne  dokładnie  ten  sam  co  ty  -  odrzekł  z  lekkim  uśmiechem.  -  Znała  osobę, 

która  dopuściła  się  tego  czynu,  i  dobrowolnie  poszła  za  nią.  Policja  nie  znalazła  Ŝadnych 

ś

ladów,  które  wskazywałyby  na  to,  Ŝe  ją  tam  zawleczono.  A  osoba  tej  postury  musiałaby 

zostawić po sobie ślad - dodał z nie ukrywanym sarkazmem. 

- Jak ona się czuje? 

-  W  dalszym  ciągu  nie  odzyskała  przytomności.  Została  zoperowana,  ale  rezultat 

operacji nadal jest niepewny. 

- Bardzo krwawiła? - zapytałam i wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. 

- Właściwie niewiele. 

- Zgwałcono ją? 

-  Ubranie  miała  porwane  na  strzępy  -  odpowiedział.  -  Ale  więcej  nic  nie  wiem.  Nie 

otrzymałem jeszcze do rąk pełnego raportu policji. 

- Coś mi się w tym wszystkim nie zgadza - wybuchnęłam, straciwszy panowanie nad 

sobą. - Dora ofiarą gwałtu? Komu mogło przyjść do głowy coś takiego? 

Inge  siedział  milczący,  ale  wiedziałam,  o  czym  myśli.  Tylko  męŜczyzna  nie  w  pełni 

władz umysłowych mógłby się na to zdobyć. Czy zaklasyfikował Thora do takiego grona? 

 

Nigdy nie naleŜy ufać dziennikarzom, przestrzegał mnie niejednokrotnie Inge. Ale czy 

background image

człowiek zastanawia się nad tym, ucinając sobie pogawędkę z dobrym znajomym? 

Inge  poszedł  załatwiać  formalności  związane  ze  zwolnieniem  Thora,  a  ja 

postanowiłam zostać jeszcze przez chwilę w restauracji. Wtedy przysiadł się do mnie młody 

męŜczyzna  zatrudniony  w  lokalnej  gazecie.  Oboje  z  Ingem  znaliśmy  go  dobrze, 

przyjaźniliśmy się nawet i dość często odwiedzaliśmy wzajemnie. 

Pogadaliśmy  o  tym  i  owym,  wreszcie  zeszliśmy  na  temat  napadu  na  wyspie.  Nadal 

byłam  głęboko  wstrząśnięta  losem  Thora,  a  poniewaŜ  uwaŜałam  Pera  -  bo  tak  miał  na  imię 

dziennikarz  -  za  bardzo  dobrego  znajomego,  opowiedziałam  mu  trochę  o  przyjacielu  z 

dzieciństwa.  Podkreśliłam,  jaką  miłością  otacza  Thor  wszystkie  zwierzęta.  Nigdy  nie 

skrzywdziłby  psa,  dlatego  moŜna  bez  wahania  wykluczyć  go  z  grona  podejrzanych.  Tego 

strasznego czynu wobec Dory musiał się dopuścić ktoś zupełnie inny. 

Po krótkiej pogawędce Per poŜegnał się pośpiesznie, tłumacząc się jakimiś zajęciami, 

a przy stoliku pojawił się Inge. 

- Mam w samochodzie Steinebråtena - powiedział. - Pojedziesz z nami na zrąb? 

- Oczywiście, wpadnę tylko na moment do domu. Podwieziesz mnie? 

Zatrzymaliśmy  się  przed  bramą  naszego  domu  przypominającego  twierdzę.  Ojciec 

kupił  go,  bo,  jak  mówił,  dyrektor  powinien  mieszkać  na  odpowiednio  wysokim  poziomie. 

Nigdy  nie  polubiłam  tego  cięŜkiego  gmaszyska  wybudowanego  w  latach  trzydziestych.  Ale 

na mym przyjacielu z lat dziecięcych zrobił duŜe wraŜenie. 

- Naprawdę tu mieszkasz? - zapytał, gdy zaprosiłam ich do środka. 

Akurat  przyszedł  ze  szkoły  Kåre  i cisnął  w  korytarzu  plecak  z  ksiąŜkami.  Zawołany, 

niechętnie przyszedł do nas. W jego oczach czaiła się agresja. 

- Kåre, pamiętasz Thora? - spytałam łagodnie. - Ze Sletto. 

Mój  brat  potrząsnął  przecząco  głową.  Rzeczywiście,  kiedy  mieszkaliśmy  w  Sletto, 

miał zaledwie trzy lata! cóŜ więc mógł pamiętać? 

Przywitali się uprzejmie, a Kåre zagadnął: 

- Słyszałem, Ŝe kogoś podobno zamordowano wczoraj na wyspie. Zdaje się, Ŝe byłaś 

tam? 

-  Nie,  nikt  nikogo  nie  zamordował.  Napadnięto  Dorę  Flaten.  Byliśmy  tam  wszyscy 

troje. Thor znalazł się w gronie podejrzanych. 

-  Za  napaść  na  Dorę?  -  Kåre  patrzył  z  niedowierzaniem.  -  Nie  byłby  chyba  przy 

zdrowych zmysłach! 

-  Thor  jest  niewinny  -  powiedziałam  z  przekonaniem,  próbując  zagłuszyć 

nieprzyjemne brzmienie jego słów. - Inge będzie jego obrońcą. 

background image

-  Czeka  go  trudne  zadanie,  bowiem  Bjarne  Brandell  ogłasza  wszem  i  wobec,  Ŝe 

dopilnuje  osobiście,  by  ukarać  tego,  kto  ośmielił  się  zranić  „naszą  drogą  Dorę”.  Cholerne 

babsko! 

Kåre  pojechał  razem  z  nami  do  lasu  na  teren  wyrębu.  Usiadł  na  przednim  siedzeniu 

obok Ingego. Siedzieliśmy z Thorem z tyłu milczący, bo i cóŜ było mówić. 

Odezwał  się  dopiero,  gdy  trzeba  się  było  zatrzymać  w  lesie.  Doprawdy  do  historii 

odeszły czasy, kiedy to drwale ścinali drzewa siekierą i piłą, a pnie taszczyły z lasu konie. Na 

podwórzu  przed  chatą  drwali  stały  potęŜne  maszyny.  Większość  robotników  dysponowała 

samochodami  i  codziennie  na  noc  wracała  do  domu.  Tylko  trzech  drwali  prócz  Thora 

mieszkało w leśnej chacie. 

Thor uścisnął mi dłoń na poŜegnanie. 

- UwaŜaj na siebie, Taran - powiedział ciepło. - Tyle o tobie myślałem, byłem ciekaw, 

jak  potoczyło  się  twoje  Ŝycie.  Wiem,  Ŝe  było  ci  cięŜko,  byłaś  taka  samotna.  Dręczyły  mnie 

wyrzuty sumienia, Ŝe cię zawiodłem. 

- AleŜ... to ja cię zawiodłam - zaprotestowałam zdumiona. - Często tęskniłam za tobą, 

Thor - dodałam zaskoczona swą odwagą. 

-  Naprawdę?  -  Popatrzył  na  mnie  swymi  błękitnymi  oczami,  w  których  wyczytałam 

czułość  i  oddanie.  -  Och,  Taran,  tak  bardzo  pragnę  twego  szczęścia.  Nie  zamartwiaj  się 

zbytnio z mojego powodu. Zawsze spadam w końcu na cztery łapy. Jestem silniejszy, niŜ się 

niektórym  wydaje.  Odnoszę  wraŜenie,  Ŝe  posmutniałaś.  Proszę,  nie  martw  się!  Uśmiechnij 

się,  jesteś  taka  piękna,  gdy  się  uśmiechasz.  Och,  Taran...  -  urwał,  ale  domyśliłam  się,  co 

chciał powiedzieć, i łzy zakręciły mi się w oczach. 

Pomyśleć, Ŝe on, który znalazł się w strasznych tarapatach, martwi się o mnie! 

- U mnie wszystko w porządku, Thor - odrzekłam drŜącym głosem. - Pomyśl raczej o 

sobie. Mam nadzieję, Ŝe się niebawem spotkamy. 

- Koniecznie. - Ścisnął mnie mocno za ręce, aŜ zabolało. - Czy nie mogłabyś mnie tu 

kiedyś odwiedzić? 

- Spróbuję - zapewniłam, pragnąc tego całym sercem. 

W  powrotnej  drodze  do  domu  nie  odzywałam  się  wiele,  bo  ogarnęła  mnie  dziwna 

pustka. Na szczęście Inge i Kåre, zajęci rozmową na temat motoryzacji, nie zwrócili uwagi na 

niezwykłe u mnie milczenie. 

Wieczorem powiedziałam Kåremu: 

-  Być  moŜe  Inge  zostanie  wkrótce  twoim  szwagrem.  Chyba  nie  masz  nic  przeciwko 

temu? 

background image

Wzruszył ramionami. 

-  Nie, coś  ty,  to  w  porządku  gość.  MoŜe  trochę  bezbarwny, jak  produkt  z  fabrycznej 

taśmy, ale zdaje się, Ŝe jest bogaty, prawda? 

- Myślę, Ŝe mniej więcej tak jak my - odpowiedziałam obojętnie. 

Kåre zamyślił się na chwilę, nim zadał mi następne pytanie: 

- Słuchaj, ten Thor... Czy z nim coś nie w porządku? 

-  Skąd,  to  normalny  człowiek,  tyle  Ŝe  cierpi  na  dysleksję  -  zaprotestowałam 

poirytowana.  -  Ale  niektórzy  uwaŜają,  Ŝe  jest  niedorozwinięty,  i  traktują  go  z  wyŜszością, 

choć sami nie są od niego mądrzejsi. Na jego miejscu niejednemu bym zdrowo przyłoŜyła, ale 

on jest na to zbyt dobry i miły. Polubiłeś go? 

-  Tak,  nawet  bardzo  -  odpowiedział  mój  brat  z  niespotykaną  u  niego  szczerością.  - 

Wydał mi się taki naturalny. Sądzę, Ŝe moglibyśmy się zaprzyjaźnić. 

Uśmiechnęłam  się  ciepło  i  popatrzyłam  z  radością  na  młodszego  brata.  Napłynęły 

wspomnienia i zaczęłam opowiadać: 

- Wiesz, tamtego lata w Sletto przeŜyliśmy z Thorem wspaniałe chwile, chociaŜ potem 

wydarzyło  się  tyle  nieszczęść.  Pamiętam,  jak  opowiadałam  wam  bajki,  a  Thor  i  ty 

zamienialiście się w słuch. Thor mógł słuchać godzinami, nigdy nie miał dosyć. Kochałam te 

chwile. Cudownie się rozumieliśmy, po prostu istniało między nami niezwykłe porozumienie. 

Zapatrzyłam się w przestrzeń rozmarzonym wzrokiem. 

- Rzeczywiście, zawsze miałaś dar opowiadania baśni - przyznał Kåre. 

Ucieszyła  mnie  ta  nieoczekiwana  pochwała.  Pierwszy  raz  od  bardzo  długiego  czasu 

Kåre wyraził słowami łączącą nas więź. Bałam się to zaprzepaścić, gdyŜ mój brat był teraz w 

dość  trudnym  wieku  i  byle  co  wyprowadzało  go  z  równowagi.  Postanowiłam  okazywać  mu 

więcej tolerancji. 

 

Następny ranek rozpoczął się dla mnie koszmarem. W skrzynce pocztowej znalazłam 

pomiętą  i  zaplamioną  kopertę  z  miejscowym  stemplem.  Ze  zdumieniem  wyjęłam  list,  a  z 

kaŜdym  przeczytanym  zdaniem  wzbierała  we  mnie  coraz  głębsza  odraza.  Drukowanymi 

literami ktoś napisał: 

Czy wiesz, co spotyka tych, którzy stają w obronie morderców? Nie chcemy w mieście 

takich jak ty. Miej się na baczności! UwaŜaj, by cię nie spotkało to samo co Dorę

Rzuciłam list na podłogę, jakby parzył. Kto, na Boga, się dowiedział... 

Odpowiedź  poznałam  w  kilka  minut  później  podczas  lektury  porannej  prasy.  Na 

pierwszej stronie uderzył mnie w oczy tytuł: „Podejrzany jest niewinny, twierdzi zamieszana 

background image

w sprawę”. 

Zamyśliłam  się.  Gazeta  wychodzi  zwykle  wczesnym  rankiem.  Nadawca  listu  miał 

czas, by go wysłać tuŜ po ukazaniu się artykułu. Nie zdziwiłam się ani trochę, gdy zadzwonił 

telefon i w słuchawce usłyszałam poirytowany głos Ingego: 

- W co ty nas wpakowałaś, Taran? 

Wyjaśniłam mu wszystko, napomykając przy okazji o obrzydliwym liście. 

- PrzecieŜ ci tyle razy powtarzałem, Ŝe nie wolno ufać dziennikarzom, bo w pogoni za 

ciekawymi tematami wykorzystają nawet najbardziej osobiste wyznania. Nie ma co. Siedzimy 

w tym po uszy! 

W drodze do fabryki dostrzegłam Kristoffera Hansena. Chciałam z nim porozmawiać, 

ale  on  na  mój  widok  przeszedł  na  ukos  na  drugą  stronę  ulicy  i  udawał,  Ŝe  patrzy  w 

przeciwnym  kierunku.  Zaszokowało  mnie  jego  zachowanie.  CzyŜby  takŜe  czytał  artykuł  i 

odebrał  go  jako  ukryte  oskarŜenie  przeciwko  sobie?  A  moŜe...  Ostatnio  był  jakiś  dziwny. 

Wydawał  się  nerwowy,  roztargniony.  Niewiele  mówił,  najchętniej  zamykał  się  w  sobie.  Co 

mu właściwie dolegało? 

W  fabryce  spotkała  mnie  nieoczekiwana  przykrość.  Na  biurku  leŜał  kolejny  list 

następującej treści: 

Czy  to  nie  bezczelność  wierzyć  jakiemuś  idiocie  i  uwaŜać  porządnego  człowieka  za 

mordercę?  Ty  zarozumiała  dziwko,  uprzątnij  lepiej  razem  ze  swym  bratem  moczymordą 

własne podwórko! 

Człowiek zawsze odczuwa przykrość, kiedy się dowie, Ŝe inni go nie lubią, ale nazwać 

Kårego  moczymordą,  to  chyba  gruba  przesada.  Rozzłościłam  się  nie  na  Ŝarty.  Chciałam 

odszukać tego, kto ośmielił się napisać te inwektywy. 

Ale  zaraz  posypały  się  na  mnie  kolejne  ciosy.  Zadzwonił  telefon  i  jakiś  urzędnik  z 

urzędu  skarbowego  zaŜądał,  bym  uregulowała  do  końca  miesiąca  zaległy  podatek.  W 

przeciwnym  razie,  jak  poinformował,  firmie  grozi  upadłość.  Przeraziłam  się,  bo  nie  miałam 

najmniejszego  pojęcia,  Ŝe  fabryka  zalega  z  jakimiś  naleŜnościami.  Po  przyjściu  sekretarki 

wspólnie  przejrzałyśmy  księgi  rachunkowe  i  okazało  się,  Ŝe  to  prawda.  Chodziło  o 

niebagatelną kwotę. 

Panna Wilhelmsen osunęła się na krzesło i przyłoŜyła dłonie do kręgosłupa. 

- Jak się czujesz, Liso? - zapytałam. - Coś cię boli? 

-  Tylko  wtedy,  kiedy  pochylam  się  nisko  nad  szufladami  z  dokumentacją  - 

odpowiedziała, siląc się na uśmiech. 

Odsunęłam na moment na bok myśli o długach i usiadłam koło niej. Nigdy jeszcze nie 

background image

rozmawiałyśmy ze sobą na tematy osobiste. 

- Który to miesiąc? - zaciekawiłam się. 

- Piąty - odpowiedziała. - Bardzo widać? 

- Nie w tych obszernych bluzkach, jakie nosisz. 

-  Zresztą,  wszystko  mi  jedno  -  rzekła  zgaszona.  -  Odkąd  Dora  Flaten  wywęszyła,  Ŝe 

jestem w ciąŜy, i tak całe miasto o niczym innym nie trąbi. 

-  CzyŜbyś  miała  z  tego  powodu  przykrości?  -  zdumiałam  się.  -  W  dzisiejszych 

czasach? 

- Młodych ludzi to nie dziwi ani nie gorszy - odpowiedziała spokojnie. - Ale ciągle nie 

brakuje straŜników moralności. Patrzą na mnie w taki sposób, Ŝe mam ochotę zapaść się pod 

ziemię. 

- A co na to ojciec dziecka? - odwaŜyłam się zapytać. 

Lisa  skrzywiła  twarz  w  pełnym  goryczy  grymasie  i,  z  trudem  przełykając  ślinę, 

wyszeptała w końcu: 

- Proszę, nie pytaj! 

- To znaczy, Ŝe nie stanął po twojej stronie? 

- Nie zaleŜy mi na tym - odrzekła z dumą. - Zresztą nawet nie moŜe. 

Oczywiście  zaintrygowała  mnie  jej  odpowiedz,  ale  nie  chciałam  być  zbyt  natrętna. 

Podałam Lisie rękę i zapewniłam: 

-  Gdybyś  miała  jakiś  problem,  proszę,  bez  obawy  zwróć  się  do  mnie.  Chętnie  ci 

pomogę! 

- O, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mi juŜ pomogłaś - uśmiechnęła się. - 

Poza tym masz dość własnych kłopotów. 

Niczym bumerang wróciła sprawa podatku, poczułam ogarniającą mnie falę strachu. 

 

Minęło kilka dni. Kolejno byliśmy wzywani na policję w sprawie wydarzeń feralnego 

wieczoru.  śadne  nowe  okoliczności  nie  wyszły  na  jaw.  Przez  Ingego  dowiedziałam  się,  Ŝe 

policja kilkakrotnie przesłuchiwała Thora w chacie drwali. 

W  końcu  zabrano  Ingemu  sprawę  i  zlecono  obronę  Thora  komuś  innemu,  w  gruncie 

rzeczy dziwne, Ŝe w ogóle mu ją przydzielono, wszak był takŜe w to zamieszany. Bardzo nas 

jednak zmartwiła decyzja sądu. 

Ranny  pies  wydobrzał  i  odesłano  go  do  matki  Dory.  Starsza  pani  Flaten  na  prawo  i 

lewo opowiadała o swej biednej córce, którą dotknął tak okrutny los. Taka czysta i niewinna 

lilia stała się ofiarą niepohamowanych męskich Ŝądz! 

background image

Zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób pani Flaten poczęła swą poboŜną córkę. Bo z 

takim obrzydzeniem opowiadała o tych Ŝądzach, Ŝe aŜ zgrzytała zębami. 

Pastor  z  parafii  Dory  mówił  cichym,  pełnym  namaszczenia  głosem  „o  delikatnym 

aniele, który został tak brutalnie zbrukany”. 

Być moŜe przemawiał w dobrej wierze, ale nazwanie Dory, która waŜyła ze sto kilo, 

„delikatnym aniołem”, wydało mi się zabawne. 

Postanowiłam zabawić się w detektywa i przeprowadzić śledztwo na własną rękę. Ale 

moje  starania  przypominały  walenie  głową  w  mur.  Kristoffer  wyślizgiwał  mi  się  niczym 

mydło  z  rąk  podczas  kąpieli.  Mimo  wysiłków  nie  udało  mi  się  umówić  z  nim  na  spotkanie. 

Odnosiłam  wraŜenie,  Ŝe  śmiertelnie  się  mnie  boi.  Nutti  i  Bjarne  natomiast  zamknęli  się  w 

swej  willi  jak  w  twierdzy  i  nikogo  nie  wpuszczali  do  środka.  Jak  twierdzili,  z  obawy  przed 

gwałcicielem. 

Tak  więc  moje  wysiłki  spaliły  na  panewce,  nie  dowiedziałam  się  niczego.  Bardzo 

mnie to przygnębiło. 

Któregoś  dnia  wracając  do  domu  natknęłam  się  przed  bramą  na  inspektora,  który 

poprosił  mnie  o  chwilę  rozmowy.  Nie  kryjąc  zdziwienia,  zaprosiłam  go  do  salonu,  gdzie 

ukradkiem  zgarnęłam  pod  sofę  porozrzucane  rzeczy.  W  tym  tygodniu  przypadał  dyŜur 

Kårego,  który  nie  przemęczał  się  zbytnio.  Rozmowa  zrazu  toczyła  się  drętwo. 

Zaproponowałam  gościowi  kawę,  ale  on  uprzejmie  odmówił,  nie  przerywając  wertować 

notesu, który wyciągnął z kieszeni. W pomieszczeniu zawisła złowroga cisza. 

- Z zeznań świadków wynika, Ŝe tamtego wieczoru odbyła pani z Dorą Flaten krótką 

dyskusję - oświadczył w końcu, wbijając we mnie swe małe świdrujące oczki. 

Nie  ukrywam,  Ŝe  porównanie  z  błękitnymi  oczami  Thora  nie  wypadło  na  korzyść 

gościa. 

- Dyskusję? - zdziwiłam się. - Nie pamiętam. 

- Na temat pani pracownicy, Lisy Wilhelmsen - przypomniał. 

- A tak, rzeczywiście - odpowiedziałam z sarkazmem. - Znał pan Dorę Flaten? 

- Osobiście nie - uciął krótko. 

- Domyślam się, bo gdyby pan ją znał, wiedziałby pan, Ŝe ta osoba do wszystkiego się 

wtrąca  i  uzurpuje  sobie  prawo  do  wystawiania  opinii  na  temat  bliźnich.  Tamtego  wieczoru 

wyraziła  się  pogardliwie  o  Lisie,  a  ja,  porwana  gniewem,  stanęłam  w  obronie  dziewczyny. 

Być  moŜe  uŜyłam  zbyt  złośliwych  słów,  ale  po  całym  wieczorze  wysłuchiwania  kąśliwych 

uwag o znajomych i nieznajomych nie zdołałam dłuŜej nad sobą zapanować. 

Popatrzył na mnie ze zdumieniem i pytał jak wcześniej z chłodnym spokojem: 

background image

- Kąśliwe uwagi? Na przykład? 

- Hmm... - zamyśliłam się przez chwilę. - Na przykład Nutti Brandell dowiedziała się, 

jakie jest  zdanie  Dory  na  temat  długich  spodni  noszonych  przez  kobiety,  upiętych  włosów  i 

tym  podobne  bzdury.  Brandell  nasłuchał  się  o  idiotycznych  planach  rozwoju  miasta,  a  Inge 

Asp... Tak, jemu się takŜe dostało, mimo Ŝe zwykle Dora odnosi się do męŜczyzn z większą 

słodyczą niŜ do kobiet. 

- Tak - skwitował inspektor. - A kiedy wyszłyście od Brandellów, rozstałyście się juŜ 

przed domem? 

-  Owszem  -  odpowiedziałam.  -  Nie  miałam  ochoty  na  przechadzkę  i  zdawkową 

pogawędkę z Dorą Flaten. Ale przepraszam, dlaczego pan pyta? 

Inspektor zacisnął usta i ze świstem wypuścił powietrze przez nos. 

-  Otrzymaliśmy  list,  naturalnie  anonimowy,  i  wprawdzie  nie  traktujemy  go  zbyt 

powaŜnie, ale sprawdzić musimy. Mogę pani zacytować jego treść: „Jesteście pewni, Ŝe Taran 

naprawdę zeszła prosto na plaŜę?” 

Czułam, jak wszystko się we mnie gotuje. 

- Co pan sugeruje? 

- Dora Flaten nie została zgwałcona - wyjaśnił. - Ubranie rzeczywiście miała podarte, 

ale  nic  poza  tym.  Albo  przestępca  usiłować  dokonać  gwałtu,  ale  go  spłoszono,  albo  ktoś 

próbował upozorować taką sytuację. Sądzę, Ŝe raczej to drugie. 

To  zmieniało  postać  rzeczy.  Teraz  takŜe  Nutti  i  ja  znalazłyśmy  się  w  gronie 

podejrzanych. 

-  No  cóŜ,  jedyne  co  mogę, to  przysiąc,  Ŝe  zeszłam  od  razu  na  plaŜę  - powiedziałam, 

wkładając  wiele  wysiłku  w  to,  by  mój  głos  zabrzmiał  spokojnie,  ale  mimo  to  czułam,  Ŝe 

zadrŜał. 

-  Faktem  jest  -  ciągnął  policjant,  jakby  nie  słyszał  moich  słów  -  Ŝe  pani  najłatwiej 

byłoby to zrobić. 

- Sądzi pan, Ŝe mogłabym zamordować Dorę tylko z tego powodu, Ŝe wypowiada się 

niepochlebnie o mej sekretarce? - roześmiałam się sucho. 

-  Rzeczywiście  byłoby  to  dosyć  drastyczne  posunięcie  -  przyznał,  zbierając  się  do 

wyjścia. 

Ale na odchodnym powiedział coś, czego zupełnie bym się po nim nie spodziewała. 

- Przy okazji mogę pani wyznać, Ŝe Dora bynajmniej nie była taka niewinna, za jaką 

pragnęła uchodzić. 

Zakryłam  usta  dłonią,  by  nie  zauwaŜył  mego  rozbawienia,  a  potem  zapytałam 

background image

zaskoczona: 

- Ma pan na myśli, Ŝe nie była cnotliwa? 

- Owszem - przyznał, wykrzywiając twarz w uśmiechu. - Zastanawiam się, co takiego 

spotkało  ją  w  Ŝyciu,  Ŝe  nienawidzi  dosłownie  wszystkich  ludzi  w  naszym  mieście. 

Szczególnie zaś nie moŜe znieść widoku szczęśliwych par małŜeńskich. Co takiego wiedziała, 

Ŝ

e  ktoś  targnął  się  na  jej  Ŝycie,  Ŝeby  zamknąć  jej  usta?  Bo  nie  ulega  wątpliwości,  Ŝe  dla 

niektórych Dora Flaten musiała stanowić śmiertelne niebezpieczeństwo. 

Odprowadzając inspektora do drzwi, nie mogłam się powstrzymać, aby nie zapytać: 

- Dlaczego pan mi to wszystko mówi? 

Nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko swym charakterystycznym grymasem. 

- Czy juŜ nie podejrzewacie Thora Steinebråtena? - oŜywiłam się. 

-  No  cóŜ,  z  nim  panna  Flaten  w  Ŝadnym  wypadku  nie  poszłaby  dobrowolnie  w  głąb 

lasu - odrzekł zdecydowanie, a potem, wpatrując się we mnie, spytał z naciskiem: - Czy ma 

dla pani jakieś znaczenie, Ŝe znalazł się poza kręgiem podejrzanych? 

- Bardzo duŜe - szepnęłam ze łzami w oczach. - To taki cudowny człowiek. 

-  Rzeczywiście  -  przyznał  inspektor.  -  Ja  takŜe  odniosłem  takie  wraŜenie.  Gorące  i 

czyste  serce  w  pięknym  ciele.  A  teraz  juŜ  Ŝegnam  i  przepraszam  za  te  moŜe  niezbyt 

przyjemne  pytania,  ale  rozumie  pani,  Ŝe  naleŜy  wszystko  sprawdzić.  Jest  jeszcze  jeden 

powód, dla którego nie potraktowaliśmy powaŜnie tego anonimu. Napisała go ta sama osoba, 

która wysłała poprzednio dwa podobne listy do pani. 

- NiemoŜliwe, wszystkie te anonimy pisała ta sama osoba? - zdumiałam się. 

- Tak jest. Pierwszy został celowo pognieciony i poplamiony, i z rozmysłem napisany 

niestarannie. 

Inspektor poŜegnał się i wyszedł. 

 

Następnego  dnia  spotkał  mnie  kolejny  cios.  Nie  pojmowałam,  dlaczego  wszystko 

naraz zaczęło mi się walić na głowę. DzierŜawca naszego gospodarstwa w Valdres zadzwonił 

do  mnie  i  powiedział,  Ŝe  trafiła  mu  się  wspaniała  oferta  kupna  na  korzystnych  warunkach 

duŜego gospodarstwa na północy. Stwierdził, Ŝe nie moŜe zmarnować takiej szansy. Niestety, 

oferta  jest  waŜna  pod  warunkiem,  Ŝe  natychmiast  dojdzie  do  transakcji.  Dlatego  właśnie 

zawiadamia, Ŝe zamierza rozwiązać naszą umowę, bo za kilka dni wyjeŜdŜa. Cały inwentarz 

naleŜy  do  niego,  więc  go  zabiera.  Jedynie  z  owcami  ma  pewien  kłopot.  Nie  zdąŜył  jeszcze 

sprowadzić stada z wypasu na halach, chętnie więc odstąpiłby je nam za przystępną cenę. 

- AleŜ ja nie mogę... - zaczęłam, ale on mi przerwał. 

background image

- Zrobisz z nimi, Taran, co zechcesz. Sprzedaj je albo przeznacz na ubój. Zrozum, nie 

mogę przegapić tej okazji, bo w Ŝyciu mi się taka nie powtórzy. Wiesz, Ŝe zawsze marzyłem o 

własnym gospodarstwie, a poniewaŜ ty nie chciałaś sprzedać tego, więc... 

No cóŜ, doskonale go rozumiałam. 

Był  wrzesień,  owce  wkrótce  trzeba  będzie  sprowadzić  do  doliny,  Ŝeby  zdąŜyć  przed 

pierwszym śniegiem. 

Z  cięŜkim  sercem  wracałam  tego  dnia  do  domu,  gdzie,  jak  się  wkrótce  okazało, 

czekały mnie kolejne niespodzianki. 

Przy  obiedzie  opowiedziałam  Kåremu  o  nieszczęsnym  podatku  i  zakończyłam 

słowami: 

-  A  ja  się  tak  starałam,  tak  walczyłam,  Ŝeby  utrzymać  fabrykę  dla  ciebie  w  tych 

trudnych latach bessy na rynku. Ale jakoś damy sobie radę, Kåre. Zaufaj mi! 

Mój  młodszy  brat,  który  wyrósł  ostatnio  tak,  Ŝe  był  juŜ  o  parę  centymetrów  wyŜszy 

ode mnie, odsunął talerz i oznajmił: 

- Nie chcę tej cholernej fabryki! 

Wpatrywałam  się  w  niego  nic  nie  rozumiejącymi  oczyma.  On  tymczasem  dał  upust 

całej nagromadzonej przez lata złości. 

-  Nigdy  mnie  nie  obchodziła  -  rzekł  z  uporem.  -  Ale  ty  i  ojciec  za  wszelką  cenę 

chcieliście mnie przekonać. Dlaczego jednak miałbym się przez całe Ŝycie zajmować czymś, 

co  nie  sprawia  mi  przyjemności,  męczyć  się  i  robić  rzeczy,  których  nie  lubię?  UŜerać  się  z 

robotnikami wrogo nastawionymi do szefów? 

- AleŜ, Kåre - wybuchłam zaszokowana - PrzecieŜ ojciec zapracowywał się na śmierć 

dla ciebie, a ja stargałam tyle nerwów, Ŝeby spełniło się marzenie jego Ŝycia. 

Kåre  wstał  i  odwróciwszy  się  do  mnie  plecami,  oparł  się  o  parapet.  ZauwaŜyłam,  Ŝe 

jest wzburzony. 

- Czy was o to moŜe prosiłem? - wydusił zgnębionym głosem. 

- Nie, ale w takim razie co chcesz robić? - krzyknęłam. 

- Jeszcze nie wiem - odpowiedział cicho i przygarbił się odrobinę. - Szkoła mi takŜe 

nie odpowiada. 

Mało brakowało, bym się rozpłakała, bo to juŜ było zbyt wiele na moje nerwy. 

- AleŜ, Kåre! - wołałam. - Musisz skończyć szkołę! Proszę, przyrzeknij mi to! Został 

ci juŜ tylko rok, potem zastanowimy się, co robić dalej! 

- Masz nadzieję, Ŝe przez ten czas zdołasz mnie nakłonić, bym przejął fabrykę? Mylisz 

się, wolę umrzeć! 

background image

Słowa brata przeraziły mnie. W ostatnim czasie był kompletnie rozbity i coraz częściej 

ujawniały się w nim skłonności do depresji. 

-  Spróbujemy  coś  wymyślić  -  powiedziałam  łagodniej.  -  Akurat  teraz  zbyt  wiele 

zwaliło mi się na głowę, bym mogła znaleźć jakieś rozsądne wyjście. Obiecaj mi jedno: Nie 

rób Ŝadnych głupstw i dokończ szkołę. Obiecaj mi, Kåre! 

Naburmuszony kiwnął głową na znak, Ŝe się zgadza, ale w jego oczach nie znać było 

cienia radości. 

Ogarnął  mnie  smutek  i  przygnębienie.  Potrzebowałam  kogoś,  komu  mogłabym  się 

wyŜalić.  Zapragnęłam,  by  ktoś  mnie  trochę  pocieszył.  Zadzwoniłam  więc  do  Ingego  i 

zaczęłam mu opowiadać o gospodarstwie i owcach, które trzeba sprowadzić z pastwiska. 

-  Sprzedaj  hurtem  to  całe  tałatajstwo  sąsiadowi  -  poradził.  -  Będziesz  miała  wtedy  z 

głowy takŜe owce. 

Zabrzmiało to dość przekonująco, chociaŜ... sprzedać gospodarstwo w Valdres? Moje 

korzenie, mój jedyny punkt oparcia na ziemi? 

-  Nie  wiem  -  odrzekłam  z  wahaniem.  -  Właściwie  miałabym  ochotę  poprowadzić  je 

sama. Oczywiście nie zamierzam hodować bydła rogatego, ale... 

Przerwał mi śmiech w słuchawce. 

- Moja mała Taran! Kiedy w końcu zejdziesz z obłoków na ziemię? - zagrzmiał Inge. - 

Jak  chcesz  sobie  z  tym  wszystkim  poradzić?  Przywykłaś  do  wygodnego  Ŝycia  w  mieście. 

Zamierzasz rzucić świetnie prosperującą fabrykę dla jakiejś mrzonki o Ŝyciu na łonie natury? 

Brzmi  to  moŜe  romantycznie,  ale  rzeczywistość  nie  ma  nic  wspólnego  z  marzeniami, 

zapewniam cię, kochanie. 

- Fabryka nie prosperuje tak świetnie, jak moŜna by sądzić. Naliczono mi taki podatek, 

Ŝ

e czuję się, jakby przywieszono mi kamień u szyi i rzucono na głęboką wodę. 

- Tym bardziej powinnaś sprzedać gospodarstwo, będziesz miała na podatek - orzekł 

Inge. 

Mruknęłam  coś  pod  nosem,  Ŝe  się  zastanowię,  i  odłoŜyłam  słuchawkę.  Nie  takiej 

pociechy potrzebowałam. 

Nie  z  Ingem  powinnam  rozmawiać.  Nagle  stało  się  dla  mnie  jasne,  co  powinnam 

zrobić.  Tylko  jedna  osoba  była  w  stanie  mnie  zrozumieć.  Inge  był  realistą,  nie  odczuwał 

nigdy potrzeby przeniesienia się w świat fantazji. IleŜ to razy oskarŜał mnie o eskapizm! Po 

części  nawet  miał  rację.  Być  moŜe  taka  ucieczka  była  tchórzostwem,  ale  dla  mnie  miała 

działanie terapeutyczne. 

- Co się dzieje? - zapytał Kåre, widząc, Ŝe biorę kluczyki do samochodu ojca. - Dokąd 

background image

się wybierasz? Zwykle boisz się usiąść za kierownicą. 

Policzki paliły mnie, czułam zapał i radość. 

- Jadę porozmawiać o czymś z Thorem - odpowiedziałam, siląc się na spokój. - Dasz 

sobie radę sam przez kilka godzin? 

- Mogę pojechać z tobą? - zapytał, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. 

Ale ja byłam nieugięta. 

- Nie tym razem - zdecydowałam. - Mam do załatwienia osobiste sprawy. 

- Jedź ostroŜnie! - poprosił. 

Najwyraźniej starsza siostra mimo wszystko coś dla niego znaczyła. Serce waliło mi w 

piersiach  jak  oszalałe.  Radowałam  się  jak  dziecko  na  spotkanie  z  rosłym  męŜczyzną,  który 

był łagodny niczym baranek. Tylko on mógł mi przywrócić wiarę w siebie. 

background image

ROZDZIAŁ IV 

Spotkanie  nie  wypadło  jednak  tak,  jak  sobie  zaplanowałam.  Właściwie  człowiek  nie 

powinien nic planować, bo los lubi płatać figle i układa zazwyczaj swój własny scenariusz. 

Zaparkowałam  samochód  przed  chatą  i  weszłam  do  izby  pogrąŜonej  w  gęstych 

obłokach  papierosowego  dymu.  Z  trudem  rozróŜniałam  kontury  sprzętów.  Gdzieś  w  głębi 

pokoju rozległ się przeciągły gwizd. 

- Hej, panienko, mnie szukasz? - dobiegł mnie jakiś głos. 

- Karlsson - odezwał się drugi. - Przyszła leśna huldra, o której tak marzyłeś! 

- Tu jestem, maleńka! - zachęcał trzeci. 

-  Szukam  Thora  Steinebråtena  -  powiedziałam,  a  gdy  zapadło  milczenie,  dodałam:  - 

Nie ma go tu? 

W  chmurze  dymu  zamajaczyła  sylwetka  męŜczyzny,  który,  ująwszy  mnie  za  ramię, 

wyprowadził na dwór. Zapewne był szefem, bo wyglądał na nieco starszego od pozostałych. 

-  Chłopcom  nie  podobało  się,  Ŝe  w  jednej  izbie  z  nimi  mieszka  facet  podejrzany  o 

morderstwo - wyjaśnił cicho. - Dlatego Thor musiał się przenieść do szopy. 

Spostrzegłszy, Ŝe oburzona wzięłam głęboki oddech, dodał pośpiesznie: 

- Teraz go tam nie ma. Widziałem, jak szedł do lasu. 

- Pewnie znowu gapi się na ptaki - odezwał się z pogardą robotnik, który oparł się o 

framugę. - A pani z policji czy z wydziału socjalnego? 

- Jestem przyjaciółką Thora - oświadczyłam ze spokojem. 

-  Przyjaciółką?  Tego  świrusa?  -  spojrzał  na  mnie  jakoś  dziwnie.  -  Doprawdy  nie 

pojmuję kobiet, Ŝeby taka ładna dziewczyna zadawała się... 

- W którą stronę poszedł? - przerwałam mu. 

- Tam - wskazał ręką kierunek. - Na pewno go pani znajdzie. 

Odwróciłam  się  na  pięcie  i  odeszłam  pośpiesznie  jak  najdalej  od  tych  prymitywnych 

typów.  Rozsadzała  mnie  złość  na  tych  wszystkich  tępych  i  ograniczonych  ludzi,  z  którymi 

Thor był zmuszony obcować. Tak bardzo za nim tęskniłam! 

Weszłam  na  niewielkie  wzniesienie,  by  rozejrzeć  się  dokoła.  Dostrzegłszy  go 

nieopodal,  zawołałam  głośno  po  imieniu  i  zbiegłam  pośpiesznie  w  dół.  Na  mój  widok 

uśmiechnął się szeroko i pokiwał ręką. 

- Chodź tu, Taran! - krzyknął i ruszył mi na spotkanie. - Zobacz, zbudowałem młyn! 

Ujął mnie za rękę i poprowadził w stronę strumienia. 

background image

- Musiałem się czymś zająć - dodał tonem usprawiedliwienia. - Nawet mi się udał. 

Wszedł  do  strumienia  i  zaczął  objaśniać,  jak  działa  zbudowane  przez  niego 

urządzenie.  Mimo  przepełniającej  mnie  rozpaczy,  dałam  się  porwać  jego  zapałowi  i  na 

moment zapomniałam, Ŝe prócz jesiennego lasu, bystrej wody i nas dwojga istnieje jakiś inny 

realny świat. 

Przyglądałam  się,  jak  precyzyjnie  i  szybko  poruszają  się  jego  dłonie,  wprawiające  w 

ruch młyńskie koło. Gdzieś zniknęła jego ocięŜałość. Ten męŜczyzna był częścią natury, tu na 

łonie przyrody liczyły się inne umiejętności niŜ w szkole. Był normalnym człowiekiem, a nie 

ograniczonym,  opóźnionym  w  rozwoju  głupcem,  jak  go chcieli  postrzegać  inni.  A  przy  tym 

miał takie wspaniałe ciało! Wprost nie mogłam od niego oderwać wzroku. 

W końcu Thor zreflektował się, Ŝe przyjechałam go odwiedzić, i poprowadził mnie na 

brzeg. Usiedliśmy tam, gdzie szum rwącej wody nie przeszkadzał nam w rozmowie. 

- Widzę, Taran, Ŝe jesteś smutna - zagadnął i z wyraźną troską popatrzył mi w oczy. 

-  To  prawda  -  westchnęłam.  -  Jestem  zrozpaczona.  Jak  oni  mogli  wygonić  cię  do 

szopy? Jakim prawem cię tak traktują? 

- A jakie to ma znaczenie? Spójrz na mnie! - powiedział łagodnie Thor i uniósł moją 

twarz. - Nikt nie jest w stanie mnie dotknąć ani urazić - powtórzył. 

Zrozumiałam, Ŝe mówi prawdę. Te oczy! Sprawiały, Ŝe zadrŜałam. 

- Och, Thor - wyszeptałam. Pogłaskałam jego jasną grzywkę i potarmosiłam włosy. - 

Jesteś po prostu zbyt dobry jak na ten brutalny świat. 

-  Opowiedz,  Taran,  co  cię  trapi?  -  zapytał  zatroskany.  Jak  zwykle  potrafił  przejrzeć 

mnie  na  wylot!  Przy  nim  na  moment  zapomniałam  o  swych  zmartwieniach,  teraz  jednak  na 

nowo we mnie odŜyły. 

-  Miałam  ostatnio  cięŜki  okres  -  przyznałam  ze  łzami  w  oczach.  -  Dlatego  tu 

przyjechałam, bo tylko ty potrafisz mnie zrozumieć. Czego tylko się tknę, wszystko się wali. 

A  zaczęło  się  od  ohydnych  listów  z  pogróŜkami,  Ŝe  w  mieście  nie  ma  miejsca  dla  kogoś 

takiego jak ja. 

-  Kogoś  takiego  jak  ty?  Nie  znam  nikogo,  kto  byłby  lepszy  od  ciebie.  Jesteś 

najwspanialsza! 

Uśmiechnęłam  się,  rozbawiona  jego  entuzjazmem,  i  opowiedziałam  o  wydarzeniach 

ostatnich dni. 

Thor  wziął  mnie  w  ramiona  i  przytulił  mocno.  Siedzieliśmy  nieruchomo,  jego  pierś 

unosiła się i opadała rytmicznie, a serce biło mocno wprost do mego ucha. Był taki cudowny! 

-  Inge  uwaŜa,  Ŝe  powinnam  sprzedać  gospodarstwo  -  załkałam,  a  z  oczu  kapnęło  mi 

background image

kilka  łez, które  pośpiesznie  wytarłam.  -  Ale  ja  nie  chcę,  nie  mogę  tego  zrobić!  Skąd  jednak 

wezmę pieniądze na fabrykę? 

Thor wysłuchał moich chaotycznych wynurzeń i z niezłomną pewnością oznajmił: 

- Musimy sprowadzić owce z pastwiska. 

-  Oczywiście  -  odpowiedziałam  i  nagle  zakiełkował  mi  w  głowie  szalony  pomysł.  - 

Thor - zapytałam błagalnym tonem. - Czy ty znasz się na prowadzeniu gospodarstwa? 

- Wiem na ten temat wszystko - orzekł. - Mieszkałem na wsi i musiałem zarabiać na 

swe  utrzymanie.  Odmawiam  jedynie  udziału  w  uboju  zwierząt.  Do  tego  nie  mogę  się 

przełamać. 

-  Świetnie  to  rozumiem,  Thor.  Powiedz, jak  się czujesz  tutaj  na  zrębie,  dobrze  ci  tu? 

Chodzi  mi  o  to,  czy  trudno  byłoby  ci  stąd  odjechać,  gdybym  cię  poprosiła,  byś  pojechał  ze 

mną do domu? 

-  Nic  mnie  tutaj  nie  zatrzymuje,  więc  z  największą  przyjemnością  pojadę  z  tobą  - 

odpowiedział, uśmiechając się promiennie. 

- Czy zgodziłbyś się zająć moim gospodarstwem w Valdres? - zapytałam z zapałem. - 

Z inwentarza mamy tam tylko owce. Ziemi posiadamy niewiele, ale jest bardzo urodzajna. 

- Chodźmy! Jestem gotowy do wyjazdu - wstał i wyciągnął do mnie ramiona. 

Naszła  mnie  ochota,  by  schronić  się  w  nich.  Zapragnęłam  uciec  od  wszystkich 

kłopotów nękających mnie w mieście do naszego wspólnego świata baśni. W ostatniej chwili 

opanowałam się, uświadomiwszy sobie, Ŝe nie jest to moŜliwe. 

Pospiesznym krokiem, prawie biegiem ruszyliśmy w stronę chaty drwali, a kiedy Thor 

pakował swoje rzeczy, ja rozmawiałam z jego szefem. Ze swej strony nie miał nic przeciwko 

temu,  by  Thor  wyjechał,  ale  przypomniał,  Ŝe  powinniśmy  zawiadomić  o  tym  policję.  Gdy 

Thor spakowany wszedł do chaty, robotnicy zaczęli głośno z niego kpić. 

-  Coś  długo  siedzieliście  w  tym  lesie!  -  wyśmiewali  się,  a  ich  wulgarne  komentarze 

wywołały we mnie obrzydzenie. Zerknęłam na Thora, ale on udawał, Ŝe niczego nie słyszy. 

Wsiedliśmy  do  samochodu  i  skierowaliśmy  się  przez  las  w  stronę  drogi  prowadzącej 

do miasta wzdłuŜ wybrzeŜa. Thor, jak nietrudno się domyślić, był podekscytowany naszymi 

wspólnymi planami, a ja, wcale nie mniej! Zapowiadała się fascynująca przygoda. 

Kåre takŜe zapalił się do mojego pomysłu i  gotów był natychmiast z nami wyjechać. 

Czułam  się  podle,  kategorycznie  mu  tego  zabraniając.  Oboje  jednak  wiedzieliśmy,  Ŝe  nie 

moŜe sobie teraz pozwolić na wagary. śeby go pocieszyć, zaproponowałam, Ŝeby przyjechał 

pociągiem w piątek wieczorem i został przez weekend, na co chętnie przystał. 

Przed wyjazdem musiałam załatwić mnóstwo spraw, zadzwonić do fabryki, przełoŜyć 

background image

spotkania,  wydać  odpowiednie  polecenia.  Z  kuchni  tymczasem  dochodziły  mnie  strzępy 

rozmowy,  prowadzonej  przez  Kårego  i  Thora.  Kåre  chwalił  się  dziewczynami,  z  którymi 

chodził,  opowiadał  o  obejrzanych  filmach  i  szkolnych  kawałach.  Nagle  wyłowiłam  jednym 

uchem imię Dory. Zamieniłam się w słuch. Wiem, Ŝe nie powinnam tego robić, ale w końcu 

wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. 

-  Ona  nie  jest  całkiem  mądra  -  mówił  Thor.  -  Co  wieczór  przychodziła  do  mojego 

pokoju  ubrana  w  cieniutką  podomkę,  jak  to  kobiety  czasem  noszą,  i  wypytywała  mnie  o 

jakieś głupstwa. 

- NiemoŜliwe - zdziwił się Kåre, wyraźnie rozbawiony. 

-  Ostatni  raz,  kiedy  się  u  mnie  zjawiła,  miała  rozpięty  peniuar  i  cuchnęła  mocnymi 

perfumami. To było na dzień przedtem, nim trafiłem do więzienia. 

Nie wierzyłam własnym uszom: cnotliwa Dora, „delikatny anioł”! 

- No i co było dalej? - pytał zaciekawiony Kåre 

-  Przestraszyłem  się  -  wyznał  Thor.  -  Krzyknąłem,  Ŝe  wygląda  jak  maciora,  i  nie 

zwaŜając na to, Ŝe jestem w samej piŜamie, wybiegłem na dwór. Na samą myśl, Ŝe miałbym 

zostać dłuŜej w tym pokoju, zrobiło mi się niedobrze. 

- Przyszła do ciebie, mimo Ŝe wiedziała, iŜ leŜysz juŜ w łóŜku? - pytał Kåre 

-  Tak.  W  moim  pokoju  stała  szafa  z  jej  rzeczami,  więc  przychodziła  zawsze,  gdy 

czegoś z niej potrzebowała. 

Typowy  pretekst  gospodyni,  by  mogła  węszyć,  co  się  dzieje  w  pokoju  lokatora, 

pomyślałam. 

- Ale chyba jej nie tknąłeś? - drąŜył temat Kåre, wyraźnie zaintrygowany. 

-  Coś  ty,  oszalałeś?  -  obruszył  się  Thor.  -  Nie  tknąłbym  jej  nawet  przez  rękawiczki. 

Więcej jej juŜ nie widziałem, bo następnego wieczoru wychodziła z wizytą. 

Gdyby  policja  wiedziała,  pomyślałam, ale  zaraz  uświadomiłam  sobie,  Ŝe moŜe  lepiej 

się  stało,  Ŝe  nie  wyszło  to  na  jaw  podczas  przesłuchań.  Zbyt  łatwo  nasuwał  się  fałszywy 

wniosek,  Ŝe  Dora  dobrowolnie  poszła  za  Thorem  do  zagajnika.  Nie  miałam  pojęcia,  na  ile 

panowie  z  policji  są  w  stanie  pojąć  kobiecą  psychikę.  Dla  mnie  bowiem  nie  ulegało 

wątpliwości, Ŝe Dora, dotknięta do Ŝywego  reakcją Thora na jej niedwuznaczne propozycje, 

za nic w świecie nie przystałaby na jego namowy, choćby nie wiem jak były kuszące. 

- No, panowie, koniec tego gadania o Dorze! - zarządziłam po wejściu do kuchni, siląc 

się  na  beztroski  ton.  -  TeŜ  wybraliście  sobie  temat!  Pora  się  naradzić!  Kiedy  wy  tu 

plotkowaliście w najlepsze, ja zdąŜyłam przemyśleć to i owo. 

Zaintrygowani usiedli wygodniej, by posłuchać, co mam do powiedzenia. 

background image

- Mogłabym oczywiście wystąpić do urzędu skarbowego z prośbą o rozłoŜenie spłaty 

tego cholernego podatku na kilka rat. Sadzę, Ŝe otrzymałabym na to zgodę, tyle Ŝe wisiałoby 

to nade mną przez dłuŜszy czas. Kåre, powiedziałeś, Ŝe nie chcesz przejąć fabryki po ojcu, tak 

przynajmniej zrozumiałam, gdy rozmawialiśmy ostatnio. Przyznaję, Ŝe sama kiepsko się tam 

czuję. Wiecie, co mam ochotę zrobić? 

- Nie - odpowiedzieli równocześnie, wpatrując się we mnie uwaŜnie. 

- Sprzedam dom, Ŝeby zapłacić podatek, a potem sprzedam fabrykę. Z tym akurat nie 

będzie kłopotu, bo otrzymałam juŜ wiele ciekawych ofert od zainteresowanych kupnem. Gdy 

juŜ wszystko załatwię, przeprowadzimy się wszyscy troje do Valdres. Co wy na to? Sami nie 

dalibyśmy rady poprowadzić gospodarstwa, ale z twoją pomocą, Thor, na pewno nam się uda. 

A  ty  przecieŜ  potrzebujesz  dachu  nad  głową,  więc  korzyść  będzie  obopólna.  Są  tam  dwa 

domy  -  dodałam.  -  W  jednym  zamieszkasz  ty,  a  do  drugiego  wprowadzimy  się  razem  z 

Kårem. 

Jak nietrudno zgadnąć, obaj słuchacze przyjęli z aplauzem moje słowa. 

-  Chwileczkę!  -  zawołałam.  -  Kåre,  chcę  mieć  pewność,  Ŝe  takie  rozwiązanie  ci 

odpowiada. 

- Mnie? CzyŜbyś miała jakieś wątpliwości? - popatrzył na mnie z niedowierzaniem. - 

Kocham to miejsce! 

-  Latem,  owszem!  -  przyznałam.  -  Kiedy  moŜna  wędrować  po  górach,  łowić  ryby, 

odpoczywać. Ale tu chodzi o pracę, cięŜką pracę, Kåre. Bądź tego świadomy! 

Mój młodszy brat poczuł się uraŜony. 

-  PrzecieŜ  wiesz,  Ŝe  co  roku  pomagałem  dzierŜawcy.  Lubię  pracę  w  gospodarstwie, 

chyba jestem urodzonym rolnikiem - zaŜartował z uśmiechem. 

- Doskonale! Teraz jeszcze pozostaje sprawa szkoły. 

- A co to, w Fagernes nie ma szkół? Przenieśmy się od razu, Taran. Nie mam ochoty 

zostać w tym mieście ani minuty dłuŜej, niŜ to będzie konieczne. 

Thor  nie  odzywał  się,  ale  w  jego  oczach  wyczytać  było  moŜna  bez  trudu,  co  czuje. 

Prosił w imieniu swoim i Kårego. Roześmiałam się. 

- Właściwie brzmi to jak fantastyczny sen - mówiłam w euforii. - Spróbujemy? 

- Tak jest! - wyraził swą gotowość Kåre. - Tylko co zrobisz z Ingem? 

Inge! Całkiem o nim zapomniałam! 

-  Okey!  -  rzekłam  z  pewnością  w  głosie.  -  Pojadę  z  wami  w  góry  i  zostanę,  dopóki 

wszystko  nie  potoczy  się  normalnym  rytmem.  Potem  tu  wrócę,  mam  przecieŜ  poślubić 

Ingego! Jestem szczęśliwa z tego powodu - dodałam z przekorą. - Ale Inge... raczej nie będzie 

background image

chciał się przenieść do Valdres. 

Przy  stole  zapanowała  cisza.  Zwiesili  głowy  i  uparcie  wpatrywali  się  w  obrus. 

Pierwszy  podniósł  oczy  Thor,  ale  serce  ścisnęło  mi  się  z  rozpaczy,  gdy  dostrzegłam  jego 

spojrzenie. 

-  Chcesz  obejrzeć  moją wieŜę  stereo?  -  spytał  Kåre  Thora  i  obaj  przeszli  na  górę  do 

pokoju mojego brata. 

Wykręciłam  numer  telefonu  Ingego.  Jak  się  spodziewałam,  mój  pomysł  sprzedaŜy 

domu i fabryki bardzo go zdenerwował. 

- Jesteś niemądra, Taran! Nie rozumiesz, Ŝe fabryka to Ŝyła złota? Pozwól, niech Kåre 

z Thorem przeniosą się na wieś, jeśli tego chcą. Kåre jest na tyle dorosły, Ŝe moŜe sobie juŜ 

sam radzić. Ale ty powinnaś pilnować fabryki, wiem, co mówię. To nie takie trudne, zresztą 

mogę ci pomóc 

Dobry  nastrój  prysł.  Cudowna  wolność  na  łonie  natury,  tak  realna  przed  chwilą, 

zaczynała mi się wymykać z rąk. 

- Taran, bądź rozsądna! - prosił Inge. - O podatek się nie martw, załatwię, co trzeba. 

Znam  odpowiednich  ludzi.  Zresztą  firma  na  pewno  ma  zgromadzone  środki  w  postaci 

funduszy rezerwowych. Ile pieniędzy jest na koncie? 

- Nie wiem - westchnęłam. - W księgach rachunkowych panuje straszny bałagan. Nie 

pojmuję, jak ojciec sobie z tym radził. 

-  Zdaje  się,  Ŝe  w  pewnym  momencie  przestał  ogarniać  wszystko,  i  to  go  pewnie 

wykończyło.  Ale  przecieŜ  ta  fabryka  była  całym  jego  Ŝyciem!  Prowadził  ją  dla  ciebie  i 

Kårego. Wydaje mi się, Ŝe nie powinnaś tak łatwo rezygnować. 

Och, ten Inge, nic a nic nie rozumiał! 

-  Wydaje  mi  się,  Ŝe  ojciec  przede  wszystkim  zaspokajał  własne  ambicje  -  rzekłam 

chłodno.  -  Był  pracoholikiem!  Za  wszelką  cenę  dąŜył  do  rozwoju  firmy.  To  prawda,  Ŝe 

pragnął, by Kåre przejął ją po nim, ale nie kierowała nim bynajmniej troska o syna, raczej lęk, 

Ŝ

e ktoś obcy mógłby zostać jej właścicielem. 

Zdawałam  sobie  sprawę,  Ŝe  moje  słowa  zabrzmiały  cynicznie,  ale  postanowiłam  z 

całych sił bronić swego pomysłu. 

Inge bynajmniej nie był z tego zadowolony. 

-  Poza  tym  nie  za  bardzo  wypada,  byś  wyjechała  dziś  wieczorem,  bo  zostaliśmy 

zaproszeni do Brandellów. 

- Co ty mówisz? Chcą nas widzieć? - zdziwiłam się, nic z tego nie pojmując. 

- Nie oni, ale inspektor policji. Nie wiem dokładnie, o co mu chodzi. 

background image

-  Zadzwonię  do  niego  i  dowiem  się,  czy  to  coś  waŜnego.  Jeśli  okaŜe  się,  Ŝe  moja 

obecność nie jest niezbędna, przeproś Brandellów i powiedz, Ŝe musiałam wyjechać. 

- Taran - wtrącił Inge pośpiesznie. - Mam nadzieję, Ŝe zdajesz sobie sprawę z tego, co 

robisz?  To  znaczy...  Ten  facet  jest  podejrzany  o  dokonanie  gwałtu  i  próbę  morderstwa.  Nie 

podoba mi się, Ŝe moja dziewczyna jedzie z kimś takim w góry. 

Moja dziewczyna! Zabrzmiało to jak słodka muzyka. Poczułam w sercu miłe ciepło na 

myśl o Ingem. Przez cały czas czuwał u mego boku, cichy i oddany, a ja ledwie dostrzegałam 

jego  obecność.  To  dobry  człowiek,  nie  zasługiwał  na  moją  obojętność  w  chwilach,  gdy 

byliśmy sam na sam. ZauwaŜyłam, Ŝe ostatnio jego pieszczoty nie były juŜ takie gorące, ale 

to  pewnie  moja  wina.  Nie  potrafię  oddać  się  męŜczyźnie  duszą  i  ciałem,  nie  potrafię 

okazywać swych uczuć. Ale czy prawdziwa przyjaźń nic nie znaczy? 

- O Thora bądź spokojny - zapewniłam go. - Jest niegroźny. 

Ale Inge nadal nie krył swego sceptycyzmu. 

-  Staraj  się  nie  zostawać  z  nim  sama  -  upominał.  -  Weź  Kårego  w  charakterze 

przyzwoitki! 

Nie  wyjawiłam  mu,  Ŝe  Kåre  dołączy  do  nas  później,  wiedziałam  przecieŜ,  Ŝe  na 

przyjacielu  z  dzieciństwa  mogę  w  pełni  polegać.  Łączyła  nas  więź,  której  Inge  nie  był  w 

stanie pojąć. Rozumieliśmy się bez słów, często wystarczało, Ŝe wymieniliśmy spojrzenia. W 

błękitnych, pełnych przyjaźni oczach Thora odczytywałam własne myśli. 

-  W  takim  razie  jedź  na  kilka  dni  -  zgodził  się  w  końcu  Inge.  -  Ale  nie  działaj  zbyt 

pochopnie w sprawach sprzedaŜy domu i fabryki. Nie podejmuj  Ŝadnych kroków, zanim nie 

porozmawiamy na ten temat na spokojnie, no i zanim nie zakosztujesz wiejskiego Ŝycia. 

Z  góry  dochodziła  mnie  głośna  muzyka.  Raz  po  raz  słyszałam  salwy  śmiechu. 

Zadzwoniłam na policję, Ŝeby uzyskać zgodę na wyjazd z Thorem poza miasto na kilka dni. 

Opowiedziałam  inspektorowi,  Ŝe  w  lesie  nie  miał  najłatwiejszego  Ŝycia,  no  i  Ŝe  musimy 

sprowadzić z hal stado owiec. Przemilczałam, Ŝe nie jest to sprawa nie cierpiąca zwłoki. 

- Dokąd zamierzacie pojechać? - zapytał inspektor. 

Wyjaśniłam i podałam dokładny adres. 

Inspektor zamilkł na chwilę. Najwyraźniej wszystko dokładnie rozwaŜał. 

- Podczas śledztwa wyszły na jaw nowe szczegóły - rzekł w końcu. - Chciałbym, Ŝeby 

pani  zjawiła  się  dziś  wieczorem  u  Brandellów.  Myślę,  Ŝe  pański  brat  moŜe  przez  ten  czas 

popilnować Thora Steinebråtena? 

Popilnować  Thora!  Co  on  w  ogóle  sobie  myśli?  Rozzłościłam  się  nie  na  Ŝarty,  ale 

szybko pohamowałam gniew. 

background image

-  Albo  nie  -  rozmyślił  się.  -  Lepiej  będzie,  jeśli  przyślę  funkcjonariusza.  Chcę  mieć 

pewność,  Ŝe  Steinebråten  nie  zjawi  się  nieoczekiwanie  u  Brandellów,  dlatego  musi 

pozostawać pod pełną obserwacją. Policjant będzie w cywilu, zaleŜy mi na dyskrecji. 

Słowa  inspektora  wywołały  niepokój  w  moim  sercu.  Thor  pod  obserwacją?  Co  się 

właściwie stało? 

- Ale chyba jutro rano będziemy mogli pojechać? - spytałam trochę niecierpliwie. 

-  Na  razie  nie  mogę  na  to  odpowiedzieć  -  odrzekł  trochę  poirytowany.  -  Ale  raczej 

wątpię. 

Na tym rozmowa się skończyła. 

 

Przyszedł  do  nas  ubrany  po  cywilnemu  policjant,  młody  i  sympatyczny  chłopak. 

Umówiłam  się  z  Kårem,  Ŝe  powiemy  Thorowi,  iŜ  to  jeden  z  jego  kumpli.  Pragnęłam  za 

wszelką cenę, by Thor nie zorientował się, Ŝe jest śledzony. 

Potem  przyjechał  po  mnie  Inge.  Znów  przejeŜdŜaliśmy  przez  most  tak  jak  tamtego 

wieczoru, kiedy wydarzyło się nieszczęście. 

U Brandellów spotkaliśmy się w tym samym gronie. Było nas pięcioro: Nutti i Bjarne, 

Inge  i  ja  oraz  Kristoffer  Hansen.  Siedzieliśmy  na  tych  samych  miejscach,  sztywni  i 

małomówni.  Panowała  pełna  napięcia  atmosfera.  Nutti  starała  się  pełnić  honory  domu, 

natomiast  Bjarne  nawet  nie  próbował  być  uprzejmy.  Zaskoczyło  mnie  zachowanie 

Kristoffera. Przybył niemal równocześnie z nami i wylewnie się ze mną przywitał. Weszliśmy 

do  środka,  prowadząc  wymuszoną  konwersację,  a  ja  nie  mogłam  się  oprzeć  wraŜeniu,  Ŝe 

Kristoffer  chciałby  się  czegoś  dowiedzieć,  a  moŜe  zorientować  się,  czy  ja  coś  wiem. 

Rozmawiał  jednak  o  fabryce,  pytał,  jak  prosperuje  i  czy  jestem  zadowolona  z  personelu,  a 

mnie  coraz  bardziej  intrygowało,  do  czego  właściwie  zmierza.  Kiedy  szliśmy  w  stronę 

wejścia, kilkakrotnie obejrzał się za siebie, jakby obawiał się, Ŝe mama zobaczy ukochanego 

jedynaka rozmawiającego z tak niebezpieczną istotą, jaką jest kobieta. 

Biedny Kristoffer, przystojny i pedantyczny, a zarazem nieustannie przestraszony! 

Wszedł inspektor i spojrzenia wszystkich skupiły się na nim. 

Brandell poderwał się i zawołał nerwowo: 

- Doszły mnie słuchy, Ŝe wypuściliście z aresztu tego szaleńca! 

- Jeśli ma pan na myśli Thora Steinebråtena, to mogę zapewnić, Ŝe kontrolujemy jego 

kroki - oświadczył inspektor ze spokojem. 

-  Dlaczego  traktuje  się  nas  w  taki  sposób?  -  pytał  szef  wydziału  planowania.  -  Ta 

sprawa  rzuca  cień  na  moją  pozycję  w  mieście.  Czy  tak  trudno  zdobyć  konkretne  dowody 

background image

przeciwko niewątpliwemu sprawcy? 

Wszystko się we mnie zagotowało. 

-  Zanim  powiesz  coś  więcej  -  wysyczałam  -  chciałabym  ci  uświadomić, Ŝe  Thor  jest 

moim przyjacielem i będę go bronić jak lwica, jeśli zajdzie taka potrzeba. 

-  Rzeczywiście,  w  wywiadzie,  jakiego  udzieliłaś  reporterowi  gazety,  wyraziłaś  się 

podobnie  -  wtrąciła  Nutti.  -  UwaŜam,  Ŝe  postąpiłaś  okropnie  nierozwaŜnie,  bo  tym  samym 

nieprzychylne spojrzenia zostały skierowane na nas, pozostałych uczestników przyjęcia. 

-  Tę  sprawę  moŜecie  państwo  przedyskutować  innym  razem  -  przerwał  inspektor.  - 

Teraz ja chciałbym porozmawiać po kolei z kaŜdym z was. Panie Brandell, czy uŜyczy mi pan 

swego gabinetu? Mogę pana prosić jako pierwszego? 

Gdy zniknęli za drzwiami pokoju, w salonie zaległa nieprzyjemna cisza, na szczęście 

Inge złagodził nieco napiętą atmosferę. Wypytywał mnie o gospodarstwo w Valdres i nawet 

Ŝ

artowaliśmy sobie nieco na temat moich planów, rozwaŜając kilka pomysłów. Inni takŜe się 

włączyli do rozmowy, desperacko siląc się na wesołość. Wrócił Bjarne, a do gabinetu weszła 

Nutti. W salonie znów zrobiło się ponuro. 

Kolejno wchodzili i wychodzili inni, wreszcie zostałam tylko ja. 

Inspektor,  nie  podnosząc  się  z  krzesła,  wskazał  mi  miejsce.  Wyglądał  na  bardzo 

zmęczonego i od razu przeszedł do konkretów: 

-  Czy  Dora  Flaten  wspomniała  podczas  tamtej  kolacji,  Ŝe  chciałaby  porozmawiać  z 

panią lub z kimkolwiek innym? 

- Nie, zupełnie nie - odpowiedziałam i spytałam niespokojnie: - Czy coś się stało? 

-  Mama  Dory  po  wielu  trudach  przypomniała  sobie,  Ŝe  córka  napomknęła  jej,  Ŝe 

tamtego  wieczoru  zamierza  z  kimś  porozmawiać.  Podobno  miała  w  zanadrzu  prawdziwą 

bombę, która, jak się wyraziła, niektórymi solidnie wstrząśnie. 

-  Naprawdę?  O  niczym  nie  wiem  -  zapewniłam.  -  Dora  zawsze  była  złośliwa,  ale 

tamtego wieczoru z jej oczu wyzierała jakaś taka sadystyczna satysfakcja. Nie wydaje mi się 

jednak, by powiedziała coś gorszego niŜ zazwyczaj. 

Inspektor  pokiwał  głową  i  odniosłam  wraŜenie,  Ŝe  moja  odpowiedź  jest  zgodna  z 

wersją pozostałych uczestników przyjęcia. 

- Nie umawiała się teŜ z nikim na później? 

Na  jego  pytające  spojrzenie  mogłam  jedynie  potrząsnąć  przecząco  głową.  O  niczym 

takim nie wiedziałam. 

Przypomniałam  sobie,  Ŝe  podczas  rozmowy  telefonicznej  inspektor  napomknął,  Ŝe 

pojawiły się nowe okoliczności. Nie byłabym sobą, gdybym go o to nie zapytała. 

background image

- Stało się najgorsze - oznajmił zgnębiony. - Dora Flaten zmarła. 

Oniemiałam,  w  jednej  chwili  pojmując,  dlaczego  w  oczach  wszystkich,  którzy 

opuszczali gabinet, widziałam przeraŜenie. 

- A więc morderstwo - wydusiłam z siebie. - To okropne! 

- Tak. TuŜ przed śmiercią Dora odzyskała świadomość na tyle, Ŝe udało nam się z niej 

wydobyć co nieco. Zapytałem, czy naprawdę ktoś usiłował ją zgwałcić. Nie mogła mówić, ale 

jej  oczy  zapłonęły  gniewnie  i  potaknęła  lekkim  skinieniem  głowy.  Spytałem,  kto,  ale  nie 

miała sił, by odpowiedzieć. 

- Chwileczkę? - przerwałam. - Czy opowiedział pan o tym wszystkim? 

- Nie - odparł niechętnie. - Nikomu. 

- Dlaczego więc mnie pan to mówi? 

-  PoniewaŜ...  -  zaczął  i  popatrzył  na  mnie  z  powagą.  -  PoniewaŜ  dotyczy  to  pani  w 

sposób szczególny. 

Nabrawszy powietrza w płuca, wyprostowałam się. 

-  Nie  wymieniła  imienia,  bo  nie  była  w  stanie  artykułować  słów,  ale  kiwała  głową, 

dlatego teŜ postanowiłem wymienić imiona czterech ewentualnych sprawców. Jako pierwsze 

podałem nazwisko Thora Steinebråtena. 

- I co? - spytałam czując, Ŝe krew odpływa mi z głowy. 

- Pokiwała twierdząco, a potem znów straciła przytomność. W chwilę później oddała 

ducha. 

Chciało  mi  się  wyć  z  rozpaczy.  Dora  Flaten  umarła,  obciąŜając  winą  za  morderstwo 

zupełnie niewinnego człowieka. 

Och,  Thor!  Gdyby  tak  nasz  pełen  dobroci,  cudowny  świat  baśni  istniał  naprawdę! 

Gdybyśmy mogli się tam schronić, tylko ty i ja! 

background image

ROZDZIAŁ V 

Inspektor  policji  z  uwagą  obserwował,  jak  przyjmę  wyrok  na  Thora  wydany  przez 

ofiarę w godzinie śmierci 

- Nie! - jęknęłam. - To kłamstwo, jestem tego pewna! Dora nie powiedziała prawdy! 

- Skąd moŜe pani to wiedzieć? - zapytał inspektor i oparłszy łokcie na stole, pochylił 

się w moją stronę. Na jego twarzy malowało się napięcie. 

Powtórzyłam  podsłuchaną  opowieść  Thora  o  nocnych  odwiedzinach  Dory  w  jego 

pokoju.  Teraz  nie  miałam  juŜ  wyboru:  musiałam  wszystko  postawić  na  jedną  kartę,  Ŝeby 

ratować przyjaciela z dzieciństwa. 

- Jeśli więc pan sądzi, Ŝe po takiej odprawie Dora dobrowolnie poszłaby z Thorem do 

lasu,  to jest  pan  w  wielkim  błędzie  - dodałam  na  zakończenie.  -  Ten wyrok  na  łoŜu  śmierci 

jest zemstą śmiertelnie uraŜonej kobiety! 

- Zemsta? - zamyślił się policjant. - MoŜe ma pani rację. 

Miałam ochotę podskoczyć i z całej siły uściskać go za te słowa. 

- Szczerze mówiąc - ciągnął inspektor - od początku nie dawaliśmy wiary tej teorii o 

gwałcie.  Ubranie  było  wprawdzie  podarte,  ale  jakoś  nienaturalnie,  jakby  ktoś  próbował 

upozorować szarpaninę juŜ po fakcie. To ciekawe, co pani mówi, i brzmi dość wiarygodnie. 

MoŜe  zmarła  poprosiła  kogoś  z  obecnych  o  rozmowę  po  skończonym  przyjęciu,  a  kiedy 

wyjawiła sensację, którą trzymała w zanadrzu, ów ktoś postanowił się jej pozbyć. 

- A moŜe - myślałam na głos - moŜe zdąŜyła juŜ w czasie przyjęcia porozmawiać z tą 

osobą, bo przecieŜ Ŝaden człowiek nie chodzi na co dzień uzbrojony w nóŜ. 

- Racja! O tym samym pomyślałem. Najprawdopodobniej do rozmowy doszło podczas 

kolacji.  Morderca  i  ofiara  umówili  się,  Ŝe  spotkają  się  w  lesie.  Winowajcy  trafił  się  kozioł 

ofiarny w osobie Thora i na niego skierował podejrzenia. 

Inspektor zamyślił się i po chwili dodał: 

- Wolałbym, Ŝeby Thor zniknął na parę dni. 

- Pan go lubi! - zawołałam spontanicznie, czując, jak rozsadza mnie uczucie radości. 

-  No,  no!  -  uśmiechnął  się.  -  Nawet  jeŜeli,  to  głównie  za  pani  sprawą.  Ale  mówiąc 

powaŜnie, większość zarzutów, jakie mu stawialiśmy, nie potwierdziła się podczas śledztwa. 

Natomiast  co  do  pani,  mogę  zdradzić,  Ŝe  jest  pani  wykluczona  z  grona  podejrzanych. 

Dlaczego?  Niech  to  pozostanie  słodką  tajemnicą  naszych  słuŜb.  Proszę  zabrać  Thora  do 

Valdres. W razie potrzeby skontaktujemy się z wami. Adres znamy. Szerokiej drogi! 

background image

Podziękowałam mu gorąco za zaufanie i razem wyszliśmy do salonu. 

Byłam taka szczęśliwa, jakbym otrzymała w prezencie całe królestwo. 

 

Przyjemnie  jechało  się  samochodem,  gdy  obok  siedział  Thor.  Nareszcie  zostaliśmy 

tylko  we  dwoje.  Zapytałam,  jak  mu  się  Ŝyło  na  wsi,  a  on  chętnie  opowiadał.  Z  jego  słów 

wywnioskowałam,  Ŝe nie  było mu  tam  źle, chociaŜ  czuł  się  nieco  osamotniony.  Najbardziej 

lubił  przebywać  wśród  zwierząt,  pomyślałam  więc,  Ŝe  polubi  nasze  gospodarstwo.  Z 

niewiadomego powodu bardzo mi na tym zaleŜało. Pragnęłam, Ŝeby zadomowił się w Valdres 

i Ŝeby został... na stałe. 

Kiedy  jechaliśmy  przez  dolinę  Begnadalen,  wydarzyło  się  coś,  co  wprawiło  mnie  w 

najwyŜsze  zdumienie  i  wywołało  niepokój.  Thor  obrócił  się,  Ŝeby  się  czemuś  przyjrzeć,  i 

nieopatrznie  oparł  dłoń  na  moim  udzie.  Jego  dotyk  zelektryzował  moje  ciało.  Byłam 

zaszokowana swą reakcją, gdyŜ nigdy dotąd nie doznałam czegoś podobnego. Wstrzymałam 

oddech.  Thor  na  szczęście  niczego  nie  zauwaŜył,  tak  mi  się  przynajmniej  wydawało,  a  po 

chwili  znów  usadowił  się  wygodnie  w  fotelu.  Co  to  było,  na  miłość  boską?  pytałam  samą 

siebie  w  panice.  Mam  dwadzieścia  trzy  lata,  jestem  dość  chłodna,  Ŝeby  nie  rzec,  oziębła. 

Nigdy  dotąd  sfera  erotyki  nie  zajmowała  mych  myśli,  skąd  więc  u  mnie  taka  gwałtowna 

reakcja zmysłów? I to wobec Thora? Nie zdziwiłabym się, gdyby moje ciało odpowiedziało w 

taki  sposób  na  pieszczoty  Ingego,  wszak  miał  zostać  moim  męŜem.  Ale  Thor,  przyjaciel  z 

dzieciństwa?  Westchnęłam  cięŜko,  usiłując  uciszyć  rozbiegane  myśli  i  skupić  się  na 

prowadzeniu samochodu. 

Właściwie  powinnam  być  wdzięczna  Thorowi,  Ŝe  rozbudził  we  mnie  uśpioną 

namiętność,  próbowałam  sobie  tłumaczyć.  Kiedy  zobaczę  się  z  Ingem,  na  pewno  wreszcie 

zaiskrzy  między  nami,  a  nasze  Ŝycie  intymne  nabierze  blasku  i  wzbogaci  się  o  nowe 

doznania. Tak, ta perspektywa napełniła mnie radością. 

Oby  tylko  Thor  nie  zorientował  się,  jak  działa  na  mnie  jego  bliskość.  Zresztą  nie 

dopuszczę, by się to powtórzyło. PrzecieŜ jesteśmy tylko przyjaciółmi. 

Przypomniałam  sobie  epizod,  który  miał  miejsce  rankiem.  Zadzwoniła  do  mnie 

przyjaciółka i zasypała gratulacjami. 

- A z jakiej to okazji? - spytałam zdezorientowana, na co ona odrzekła, Ŝe właśnie ma 

przed sobą poranną gazetę. 

- Ach, tak - odparłam wymijająco, bo nadal nie bardzo wiedziałam, o co jej chodzi. 

Byłam zaspana i sądziłam, Ŝe z tego powodu nic nie kojarzę. OdłoŜywszy słuchawkę, 

natychmiast  sięgnęłam  po  lokalny  dziennik.  W  rubryce  „Zaręczeni”  zauwaŜyłam  swoje 

background image

nazwisko i nazwisko Ingego. 

Natychmiast  zatelefonowałam  do  Ingego,  Ŝeby  mu  oświadczyć,  co  o  tym  sądzę.  Nie 

mógł  zrozumieć  mojego  wzburzenia.  Przyznał,  Ŝe  moŜe  rzeczywiście  trochę  się  pośpieszył, 

ale  wyjaśnił,  Ŝe  znalazł  się  w  redakcji  przypadkowo.  Niechcący  wspomniał  znajomemu 

dziennikarzowi,  Ŝe  zamierzamy  się  pobrać,  a  ten  stwierdził,  Ŝe  koniecznie  naleŜy  umieścić 

krótką  informację  w  rubryce  zawiadamiającej  o  zaręczynach.  Wszystko  wydarzyło  się  tak 

nagle, Ŝe nie zdąŜył zaprotestować. Czy uwaŜam, Ŝe popełnił błąd? 

Odpowiedziałam, Ŝe nie chodzi mi o to, czy był to błąd, czy teŜ nie. UwaŜam jedynie, 

Ŝ

e  powinnam  wiedzieć  o  tego  typu  przedsięwzięciu,  Ŝeby  nie  świecić  oczami  jak  jakaś 

idiotka. Bynajmniej nie zdołał mnie udobruchać i w kiepskim humorze odłoŜyłam słuchawkę. 

Nie  wiem  właściwie,  dlaczego tak  mnie  zdenerwowała ta  historia.  Chyba  dlatego,  Ŝe 

poniekąd  zostałam  pozbawiona  prawa  współdecydowania.  Uświadomiłam  sobie,  Ŝe  w  ciągu 

ostatnich  tygodni  stałam  się  osobą  bardzo  samodzielną.  Chyba  będę  musiała  się  trochę 

zmienić,  pomyślałam,  bo,  jak  zdąŜyłam  się  zorientować,  Inge  preferuje  patriarchalny  model 

rodziny. 

Z  zamyślenia  wyrwał  mnie  Thor,  wzdychający  z  zachwytu  nad  pięknem  skalnych 

form,  które  zawsze  przywodziły  mi  na  myśl  zadumanego  nad  starością  trolla  z  obrazu 

norweskiego neoromantyka Theodora Kittelsena. 

 

Na  miejsce  dojechaliśmy  w  porze  obiadu.  Thor  w  podniosłym  nastroju  wszedł  pod 

górę  ścieŜką  prowadzącą  do  zabudowań  gospodarskich,  a  potem  odwrócił  się  i  skierował 

wzrok ku dolinie, lśniącym wodom fiordu i zagrodom połoŜonym po przeciwnej stronie. 

- Pięknie tu - wyszeptał wzruszony. 

-  Kocham  to  miejsce  -  odpowiedziałam  cicho.  -  Tylko  tutaj  czuję  się  naprawdę  u 

siebie.  Nikogo  nie  dziwi  moje  imię,  nikt  nie  Ŝąda,  bym  była  doskonała,  zmysłowa  i 

nieskazitelnie  piękna  o  kaŜdej  porze  dnia  i  nocy.  Mogę  być  po  prostu  sobą!  Mieszkają  tu 

porządni ludzie, zresztą sam się przekonasz. Mam nadzieję, Ŝe będzie ci tu dobrze, Thor. 

- JuŜ mi dobrze - zapewnił i posłał mi promienny uśmiech, a potem podszedł bliŜej. - 

Dziękuję ci, Taran, Ŝe mnie tutaj przywiozłaś! 

Uśmiechnęłam  się  ciepło  i  zamrugałam  powiekami,  nie  pozwalając  wymknąć  się 

zdradzieckiej łzie. 

Dopiero  na  miejscu  uzmysłowiłam  sobie,  Ŝe  w  ferworze  zdarzeń  nie  pomyślałam  o 

tym, Ŝe nasz dotychczasowy dzierŜawca wyjedzie dopiero następnego dnia. A to znaczyło, Ŝe 

będę  musiała  przenocować  z  Thorem  w  starej  chacie,  która  odtąd  stanowić  miała  jego 

background image

własność. Chodzi raptem o jedną noc, pocieszałam się w duchu. 

Wypakowaliśmy póki co tylko najpotrzebniejsze rzeczy - pościel i walizki z ubraniami 

-  i  przenieśliśmy  je  do  dziewiętnastowiecznej  chaty  zbudowanej  z  grubych  bali.  Mimo 

szacownego  wieku  ciągle  nadawała  się  do  zamieszkania.  Właściwie  zawsze  wolałam 

przebywać  w  niej  aniŜeli  w  nowym  piętrowym  domu  zbudowanym  przez  ojca.  Panowała  tu 

specyficzna  atmosfera.  Drzwi  zdobiły  malowane  róŜe,  a  w  kuchni  królował  ogromnych 

rozmiarów kamienny piec. Ale ta chata była znacznie mniejsza od nowego domu. Miała jedną 

izbę i niewielki alkierz obok kuchni. 

Stąpając  po  podłodze  zbitej  z  grubych  desek,  startych  i  zniszczonych,  rzuciłam  nie 

patrząc w stronę Thora: 

-  Tę  jedną  noc  prześpimy  tutaj,  kaŜde  w  swojej  izbie,  a  jutro  przeniosę  się  do 

piętrowego domu. 

Przez  niewielkie  okienka  z  małymi  szybkami  wdarło  się  światło,  kładąc  się  jasną 

smugą na deskach podłogi. 

- CóŜ to za dom - uśmiechnął się zachwycony Thor. - Czy tu straszy? 

- Nie, nie ma tu Ŝadnych duchów, jeśli juŜ, to przyjazne skrzaty - powiedziałam. 

 

Cudownie było znów znaleźć się w Valdres. Poszliśmy do sklepu, który zmienił się w 

niewielki  supersam,  choć  właścicielem  pozostał  sympatyczny  grubas,  który  od  lat  dbał  o 

zaopatrzenie  okolicznych  mieszkańców  w  niezbędne artykuły.  Poznał  mnie  od  razu.  Zresztą 

nie było to takie dziwne, wszak spędzałam tu niemal kaŜde lato. 

Przedstawiłam  Thora  i  opowiedziałam,  Ŝe  mamy  zamiar  razem  poprowadzić 

gospodarstwo. Oprócz nas było w sklepie jeszcze kilka osób. Wszyscy uznali, Ŝe to wspaniały 

pomysł,  i  po  chwili  rozgadaliśmy  się  na  dobre,  bo  kaŜdy  pragnął  wtrącić  swoje  trzy  grosze. 

Spędziliśmy  tam  prawie  godzinę,  ale  naprawdę  było  bardzo  miło.  Od  pierwszej  chwili 

mieszkańcy wioski przyjęli  Thora jak swojego. Sąsiad zapytał nawet, czy nie przyszlibyśmy 

następnego  dnia  pomóc  mu  w  wykopkach.  Obiecał  w  ramach  rewanŜu  pomóc  nam  w 

następnym  tygodniu.  Pośpiesznie  wymieniliśmy  z  Thorem  spojrzenia,  a  widząc  w  mych 

oczach akceptację, pokiwał głową z zapałem. Popatrzyłam na niego z boku. Cudowne, pełne 

ufności  oczy  lśniły  i  spoglądały  na  mnie  ciepło.  Zrozumiałam,  Ŝe  jest  mi  nieskończenie 

wdzięczny za to, Ŝe znalazł się wśród tych serdecznych ludzi, a takŜe za to, Ŝe znowu będzie 

mógł się zająć tym, co najbardziej lubi: pracą na roli i doglądaniem zwierząt. 

Wracaliśmy do domu z plastikowymi workami, które wrzynały nam się w dłonie pod 

cięŜarem jedzenia, środków czystości i innych zakupów. 

background image

- Miło z jego strony, Ŝe chce nam pomóc przy ziemniakach - powiedziałam. - A tak się 

juŜ martwiłam, bo trzeba je niebawem zebrać z pola, a my nie mamy traktora. 

-  Za  duŜo  się  martwisz  -  rzekł  cicho  Thor.  -  Zobaczysz,  Ŝe  nam  wszystko  dobrze 

pójdzie. 

-  Na  pewno  -  przyznałam  zgodnie.  -  Jesteś  przecieŜ  obeznany  z  pracą  w 

gospodarstwie. Niestety, ja juŜ pewnie nie zdąŜę zebrać z  pola naszych ziemniaków, bo gdy 

nadejdzie ten czas, będę juŜ w mieście. 

Posmutniałam, bo najchętniej pozostałabym tutaj, i to razem z Thorem! 

- Nie chcę, Ŝebyś stąd wyjechała, Taran - wydobył z siebie i widać było, Ŝe w jednej 

chwili  poŜałował  swoich  słów.  Dodał  więc  tonem  usprawiedliwienia:  -  Nie  mam  prawa  tak 

mówić. Zaręczyłaś się wszak z przystojnym męŜczyzną z miasta, więc jest rzeczą oczywistą, 

Ŝ

e musisz do niego wrócić. Wiem dobrze, Ŝe jestem niewiele wart, powtarzano mi to często, 

czym  miałbym  cię  więc  zatrzymać?  -  dodał  z  goryczą,  siląc  się  na  ironiczny  śmiech,  który 

zabrzmiał dosyć Ŝałośnie. 

Zrobiło mi się go Ŝal, ale nie miałam pojęcia, co mam mu powiedzieć. Szliśmy przez 

chwilę w milczeniu. 

- Ja takŜe nie mam ochoty stąd wyjeŜdŜać, Thor - wyznałam w końcu cicho. - Ale w 

Ŝ

yciu  kaŜdego  człowieka  przychodzi  pora  na  dokonanie  wyboru.  Ja  właśnie  to  uczyniłam. 

Wiem, Ŝe z Ingem będzie mi dobrze. Znamy się od lat, wiemy o sobie wszystko. 

- Kochasz go? 

Przytaknęłam, choć pytanie rzucone znienacka kompletnie zbiło mnie z tropu, gdzieś 

w głębi mojej duszy zasiewając ziarenko niepokoju. Czy kocham Ingego? Chyba powinnam, 

skoro zamierzam wyjść za niego za mąŜ! 

DzierŜawca wyjaśnił nam, Ŝe stado owiec pasie się wysoko w górach w pobliŜu letniej 

zagrody  naleŜącej  do  naszego  gospodarstwa,  i  wyraził  nadzieję,  Ŝe  znajdziemy  je  bez 

większego trudu. Poza tym przekazał nam wiele cennych uwag na temat gospodarstwa i prac 

polowych, a my raz po raz zapewnialiśmy, Ŝe wszystko się dobrze ułoŜy. 

Gdy usiedliśmy do kolacji, Thor oznajmił: 

- Wiesz, Taran, powinniśmy mieć traktor. Bardzo by nam ułatwił pracę. 

- W takim razie kupimy! - odpowiedziałam lekko i w tej samej chwili uświadomiłam 

sobie, Ŝe się nieco pośpieszyłam z decyzją. Ale cóŜ, słowo się rzekło, za późno na Ŝale. Thor 

uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja mu posłałam równie ciepły uśmiech. Nadal łączyła nas 

swoista więź i nie potrzebowaliśmy słów, by się zrozumieć. 

Mimo  Ŝe  do  chaty  była  doprowadzona  elektryczność,  zapaliliśmy  lampę  naftową 

background image

zawieszoną  nad  stołem.  Takie  światło  stwarzało  w  pomieszczeniu  o  wiele  przyjemniejszy 

nastrój. Spojrzałam przez okno, w nowym domu nie  świeciło  się juŜ, dzierŜawca pewnie się 

połoŜył  wcześniej,  bo  nazajutrz  czekał  go  cięŜki  dzień  w  związku  z  przeprowadzką. 

Westchnęłam  zadowolona,  dobrze  się  czułam  w  towarzystwie  Thora.  Nareszcie  trochę  się 

odpręŜę i odpocznę, pomyślałam z radością. 

- Taran... - odezwał się nagle, ale zaraz umilkł. 

Popatrzyłam  na  niego  pytającym  wzrokiem.  Moje  imię  w  jego  ustach  brzmiało  jak 

pieszczota. 

- E nic takiego - mruknął. - MoŜe najlepiej będzie, jak się juŜ połoŜymy. Jutro czekają 

nas wykopki. 

Pocałował mnie leciutko w policzek i poszedł do alkierza. 

Całe  szczęście,  Ŝe  Inge  nie  wie,  gdzie  przebywa  jego  przyszła  Ŝona,  pomyślałam  i 

ułoŜyłam się w krótkim łóŜku przytwierdzonym na stałe do ściany w duŜej izbie. Słyszałam, 

jak w sąsiednim pomieszczeniu Thor przewraca się z boku na bok w szerokim łoŜu. 

Właściwie bezwiednie, jakby pod wpływem nastroju starej chaty tonącej w półmroku, 

zaczęłam snuć cicho opowieść o huldrach i trollach. Zachciało mi się śmiać z samej siebie. 

Nagle obok mego łóŜka stanął Thor i uśmiechając się, rzekł tonem usprawiedliwienia: 

- JuŜ tak dawno nie słyszałem, jak opowiadasz baśni. Ale jeśli chcesz, wrócę do siebie. 

Co miałam robić? Właściwie to chciałam, Ŝeby został, i równocześnie wzbraniałam się 

przed  tym.  Nie  zdąŜyłam  jednak  podjąć  decyzji,  bo  oto  coś  łupnęło  z  całej  siły  w  ścianę. 

Przeraziłam się, ale Thor uścisnął mi uspokajająco dłoń. 

- Chodźmy sprawdzić, co to było. 

Chwycił  mnie  za  rękę  i  cicho  wyszliśmy  na  ganek.  Pośpiesznie  zarzuciłam  cienką 

pelerynę  na  koszulę  nocną.  Czając  się,  okrąŜyliśmy  chatę.  W  ciemności  ledwie 

rozróŜnialiśmy  zarysy  wzgórz  po  drugiej  stronie  doliny,  a  zapalone  na  zewnątrz  lampy 

błyszczały w oddali jak maleńkie przyjazne świetliki w ten jesienny wieczór. 

Rozwiązanie zagadki nie było trudne. Okazało się, Ŝe to byczek z sąsiedniej zagrody 

przedostał  się  przez  ogrodzenie i  uderzył  rogami  w  ścianę  chaty.  Trochę  się  przestraszyłam, 

bo wyglądał okazale. 

- Musimy go stąd przepędzić - powiedziałam, usiłując ukryć drŜenie głosu. 

- Pozwól, Ŝe to załatwię - oświadczył Thor spokojnie, co przyjęłam z wdzięcznością. 

Podszedł  do  zwierzęcia  i  przemawiając  doń  łagodnie,  pogłaskał  je  i  wyprowadził  z 

naszego ogrodu. Wzbudził mój szczery podziw. Przez ułamek sekundy złapałam się na tym, 

Ŝ

e  zapragnęłam  być  zbłąkanym  zwierzęciem,  którym  zaopiekuje  się  Thor.  Miał  takie 

background image

delikatne dłonie. AŜ dziw, Ŝe silne dłonie robotnika mogą być tak uwaŜne i czułe. 

- Idziemy do chaty! - zaproponował, gdy wrócił. - Jeszcze zmarzną ci stopy. 

Na  ganku  poszukałam  w  ciemności  klucza,  Ŝeby  zamknąć  drzwi.  Thor,  pragnąc  mi 

pomóc, połoŜył swą rękę na mojej. 

-  No,  nareszcie  -  powiedziałam  uporawszy  się  z  zamkiem.  -  Teraz  nikt  się  tu  nie 

dostanie. 

Nie  zabrał  swojej  dłoni,  tylko  przesunął  ją  ku  memu  ramieniu,  szepcząc  drŜącym 

głosem: 

- Jaką masz aksamitną skórę! 

Serce  waliło  mi  tak  mocno,  Ŝe  na  pewno  je  słyszał.  Wypełniło  mnie  jakieś  osobliwe 

uczucie, niezwykle intensywne. Było dla mnie czymś całkiem nowym, nieznanym, podobnie 

jak moja reakcja na dotyk jego dłoni w samochodzie. Poraziło mnie do tego stopnia, Ŝe przez 

długą chwilę nie byłam w stanie się poruszyć. Thor tymczasem gładził delikatnie moją twarz, 

szyję i kark. 

Odwróciłam się do ściany, słyszałam jego drŜący stłumiony oddech, po plecach sunęła 

jego dłoń, zataczając kręgi. Była taka silna, ciepła, taka czuła. 

BoŜe  drogi,  pomyślałam w  popłochu.  PomóŜ  mi!  Nie  pojmuję, co  się  ze  mną  dzieje. 

Inge  pieścił  tyle  razy  moje  ciało,  ale  nigdy  nie  reagowałam  w  taki  sposób.  KaŜdy 

najdrobniejszy nerw w mym ciele oŜył. Muszę się wyrwać, muszę połoŜyć temu kres! Teraz! 

Ale nie byłam w stanie. 

- Taran - szeptał Thor ochrypłym głosem, który nie przestawał  drŜeć. - Co się z nami 

dzieje? 

Jego dłoń zbliŜała się do mych piersi. 

- Nic takiego! - zawołałam w panice i wyrwałam się z jego objęć. 

Sama nie wiem, skąd wzięłam siły, w kaŜdym razie w jednej chwili znalazłam się  w 

swoim łóŜku. 

- Och, Taran - wymamrotał Thor Ŝałośnie. - Tak mi przykro... 

- Nic nie mów! - krzyknęłam. 

BoŜe,  na  dodatek  wydzieram  się  jak  wariatka,  skarciłam  samą  siebie,  i  ogromnym 

wysiłkiem woli zmusiłam się, by ściszyć głos: 

- Dobranoc, Thor! Idź juŜ i się połóŜ! 

- Dobranoc - wyszeptał niemal bezgłośnie i poszedł do alkierza. 

Zatrzeszczało łóŜko. 

- Chcesz się zamknąć, Taran? - spytał. 

background image

Uznałam,  Ŝe  to  dobry  pomysł,  wstałam  więc  i  przekręciłam  klucz  w  drzwiach 

oddzielających oba pomieszczenia. 

Długo nie mogłam się uspokoić. Dygotałam roztrzęsiona, czułam Ŝar i pulsowanie w 

kaŜdym centymetrze swego ciała. 

- Taran! Bardzo jesteś na mnie zła? - dobiegł mnie znów głos Thora. Biedak, był taki 

nieszczęśliwy. 

JuŜ nieco spokojniejsza odpowiedziałam: 

-  Nie,  w  kaŜdym  razie  nie  bardziej  niŜ  na  samą  siebie.  Dobrze,  Ŝe  w  przyszłym 

tygodniu wyjeŜdŜam. 

- MoŜe i tak - usłyszałam. 

- A jutro przeniosę się do nowego domu - dodałam bardziej po to, by uspokoić samą 

siebie. 

-  Taran  -  odezwał  się  znów  po  chwili.  -  Muszę  ci  wyznać  tylko  jedno:  zazdroszczę 

Ingemu. 

Nic nie odpowiedziałam, bo i cóŜ moŜna  było rzec. On takŜe zamilkł. Zrobiło mi się 

go  Ŝal,  ale  przecieŜ  musiałam  połoŜyć  kres  temu,  co  zaszło  między  nami.  Spadło  na  mnie 

znienacka i na pewno jego takŜe zaskoczyło. 

Wiedziałam, Ŝe w czasie trwania naszej znajomości Inge nieraz romansował z innymi 

kobietami.  Nigdy  jednak  nie  czyniłam  mu  z  tego  powodu  wyrzutów,  wszak  nie  wiązała  nas 

Ŝ

adna  umowa.  On  zresztą  takŜe,  jestem  tego  pewna,  nie  miałby  do  mnie  pretensji,  gdybym 

spotykała  się  z  innymi  męŜczyznami.  Łączył  nas  po  prostu  układ  przyjacielski,  czułość  i 

zrozumienie  -  na  takich  fundamentach  zbudowaliśmy  nasz  związek.  Ale  teraz  sytuacja  się 

zmieniła.  Gazety  doniosły  uroczyście,  Ŝe  zamierzamy  się  pobrać.  Inge  nigdy  by  mi  nie 

wybaczył, Ŝe juŜ pierwszego dnia z Thorem... 

Skuliłam się ze wstydu. 

 

Zupełnie  wyszło  mi  z  pamięci,  Ŝe  wykopki  to  cięŜka  praca.  Zebrała  się  nas  spora 

gromada  pomocników.  Szliśmy  za  maszyną,  która  wykopywała  ziemniaki,  a  jeśli  ktoś  nie 

uwijał się wystarczająco szybko, słyszał nagle za  sobą warkot podjeŜdŜającej do następnych 

redlin  maszyny.  Traktorzysta  musiał  wtedy  czekać  zniecierpliwiony,  aŜ wszystkie  ziemniaki 

zostaną zebrane do koszy, a następnie przesypane do worków. 

Tempo pracy było bardzo szybkie, a pole zdawało się nie mieć końca. Thor pracował 

za  dwóch,  znajdował  się  zawsze  przy  mnie  i  pomagał  za  kaŜdym  razem,  gdy  trzeba  było 

opróŜnić kosz. 

background image

Kiedy  wreszcie  nadeszła  pora  śniadania,  z  trudem  wyprostowałam  kręgosłup.  Przy 

pompie  umyłam  brudne  od  piachu  ręce.  Popatrzyłam  na  swe  połamane  paznokcie  i  nie 

mogłam  powstrzymać  się  od  śmiechu.  Co  by  powiedział  Inge,  gdyby  mnie  teraz  zobaczył? 

Zapewne  nie  odezwałby  się  ani  słowem,  tylko  popatrzył  na  mnie  ze  zgrozą.  Ponownie 

uśmiechnęłam się do swych myśli. 

Lubiłam dotykać ziemi i nie odczuwałam fizycznej niechęci nawet wtedy, gdy piasek 

dostawał mi się za paznokcie. 

Jeden  rzut  oka  wystarczył,  by  stwierdzić,  Ŝe  Thor  jest  w  swoim  Ŝywiole.  Pracował  z 

takim zapałem, Ŝe zaimponował wszystkim. W czasie śniadania przysiadł się do mnie i pełen 

troski dopytywał, jak się czuję. Dobrze było się trochę poŜalić komuś na bolący kręgosłup i 

bóle mięśni w udach. 

-  Jesteś  dzielna  -  pochwalił  mnie.  -  Wiem,  Ŝe  wytrzymasz,  bo  nie  naleŜysz  do  tych, 

którzy się łatwo poddają. 

O,  co  to,  to  nie!  Ani  mi  w  głowie  było  dawać  za  wygraną,  mimo  Ŝe  marzyła  mi  się 

ciepła  kąpiel  i  miękkie  łóŜko.  To  była  sprawa  honoru,  muszę  pokazać  wszystkim,  Ŝe 

wytrzymam. 

Pozostali  pomocnicy  byli  znacznie  starsi  od  nas.  Sympatyczni  i  przyjaźni,  sypali 

dowcipami  i  śmiali  się  wesoło  przy  pracy.  Zerkali  raz  po  raz,  jak  radzi  sobie  dziewczyna  z 

miasta, i zdaje się, Ŝe im trochę zaimponowałam, mimo Ŝe nazbierałam raptem połowę tego, 

co oni i Thor. 

O  zmierzchu  ledwo  dowlokłam  się  do  domu.  Byłam  śmiertelnie  zmęczona,  ale 

rozpierała mnie duma z samej siebie. Usłyszałam od wszystkich pochwały za wytrwałość, co 

sprawiło  mi  wiele  radości.  NajwaŜniejsze  jednak,  Ŝe  zyskaliśmy  tego  dnia  wielu  przyjaciół. 

Cieszyłam  się  głównie  ze  względu  na  Thora,  który  przecieŜ  miał  tu  zostać  i  potrzebował 

wsparcia. 

- Naprawdę jesteś dzielna - chwalił mnie Thor, kiedy dotarliśmy do naszej zagrody. - 

Jestem z ciebie dumny! 

Uśmiechnęłam  się  do  niego  z  wdzięcznością  i  skierowałam  się  do  domu,  który 

rankiem  opuścił  dzierŜawca.  Thor  miał  pozostać  w  chacie.  Uznałam,  Ŝe  tak  będzie 

bezpieczniej. 

Wiele razy w ciągu dnia czułam na sobie jego wzrok, na przemian zdziwiony i pełen 

zachwytu. Do tej pory  byliśmy tylko parą przyjaciół, ale poprzedniego wieczoru odkryliśmy 

się  na  nowo  jako  dorośli  ludzie  -  męŜczyzna  i  kobieta.  Nie  da  się  cofnąć  czasu,  choć  wiele 

oddalibyśmy za to, by wrócić do naszego zaczarowanego świata baśni. 

background image

Bałam się wprost myśleć o tym, ale musiałam przyznać szczerze sama przed sobą, Ŝe i 

ja spoglądałam ukradkiem na Thora, aby się upewnić, czy na mnie patrzy, a gdy pochwyciłam 

jego spojrzenie, ogarniała mnie podniecająca radość. DrŜącymi rękami wybierałam ziemniaki. 

DrąŜył  mnie  niepokój,  nie  pojmowałam  zupełnie,  co  się  ze  mną  działo.  PrzecieŜ  niebawem 

miałam poślubić Ingego. Thor był moim dobrym przyjacielem i chciałam, Ŝeby tak pozostało. 

Do  tamtych  spraw  miałam  Ingego.  Pani  Taran  Asp  -  brzmi  nieźle!  Westchnęłam 

niezadowolona z siebie i weszłam do nowego domu, a Thor skręcił do chaty. 

Zabrałam  się  do  obiadu.  Byłam  strasznie  głodna  i  domyślałam  się,  Ŝe  Thor  takŜe. 

Wyjęłam parówki i wrzuciłam je na patelnię, potem wypłukałam i wstawiłam ziemniaki. Nie 

miałam siły przyrządzać wykwintnych dań, trudno. NajwaŜniejsze, Ŝeby cokolwiek przekąsić. 

Odstawiłam patelnię i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Namydliłam się obficie, bo 

wydawało  mi  się,  Ŝe  dosłownie  wszędzie  mam  piasek.  Uff,  za  gorąca  woda!  Odkręciłam 

więcej zimnej, cudownie! 

Przymknęłam  oczy,  pozwalając  strugom  wody  obmywać  mi  twarz.  Starałam  się 

przywołać  w  pamięci  obraz  mego  przyszłego  męŜa,  tymczasem  ciągle  widziałam  przed 

oczami ogorzałą, mokrą od potu twarz Thora. 

OdświeŜona  i  przebrana  wyszłam  na  próg,  Ŝeby  go  zawołać,  ale  zobaczyłam,  Ŝe 

właśnie nadchodzi. Przystojny, wysoki, z nagim torsem szedł spręŜystym krokiem, a uśmiech, 

jaki mi posłał, sprawił, Ŝe przeniknął mnie dreszcz. 

background image

ROZDZIAŁ VI 

Dobrze, Ŝe niebawem wyjeŜdŜam, rozmyślałam, leŜąc wieczorem w łóŜku. Nic tu po 

mnie. 

To Thor potrzebuje tego gospodarstwa i odstąpię mu je ze szczerego serca. Kåre takŜe 

powinien zmienić środowisko, wyszłoby mu na dobre, gdyby przeprowadził się i zamieszkał 

tutaj.  PołoŜyłoby  to  przynajmniej  kres  imprezom,  obficie  zakrapianym  alkoholem,  a 

niewykluczone, Ŝe i gorszym kłopotom. 

Dokładnie nie orientowałam się, czym tak naprawdę zajmuje się mój braciszek, z kim 

się spotyka, u kogo bywa i to mnie najbardziej niepokoiło. Tutaj z Thorem byłby bezpieczny. 

Thor  świetnie  sobie  radzi  z  prowadzeniem  domu,  potrafi  przyrządzić  posiłki,  uprać.  Kåre 

zresztą takŜe jest przyzwyczajony do takich obowiązków. Nie muszę się więc o nich martwić. 

A  za  jakiś  czas  Kåre  przywiezie  tu  swoją  Ŝonę  i  załoŜy  rodzinę,  snułam  plany  na 

przyszłość. Gospodarstwo pozostanie przy nas. Nie grozi mu upadek. 

Nie chciałam jednak, Ŝeby Thor był tylko zwykłym parobkiem. Przyszło mi do głowy, 

Ŝ

e  powinnam  uczynić  go  współwłaścicielem  gospodarstwa,  chciałam,  by  poczuł  się  za  nie 

odpowiedzialny.  UwaŜałam,  Ŝe  świadomość,  iŜ  pracuje  na  swoim,  w  jego  przypadku  jest 

szczególnie  waŜna.  Miałam  nadzieję,  Ŝe  mój  brat  zaakceptuje  ten  pomysł,  i  postanowiłam 

porozmawiać z nim, jak tylko przyjedzie. 

Przypomniały  mi  się  dzieciaki  ze  Sletto,  ich  bezwzględność  i  okrucieństwo  wobec 

Thora,  a  gdy  uświadomiłam  sobie,  ilu  upokorzeń  doznał  w  swym  Ŝyciu,  zebrało  mi  się  na 

płacz. 

Pośpiesznie  odegnałam  nieprzyjemne  wspomnienia  i  skierowałam  swe  myśli  ku 

niedawnym  zdarzeniom.  Ale  morderstwo  Dory  i  prowadzone  śledztwo  wydało  mi  się  naraz 

takie odległe, zresztą Inge i całe miasto równieŜ, jakby rodem z innej planety. A przecieŜ tam 

było moje miejsce, tam miałam osiąść na stałe! 

Uśmiechnęłam się na myśl o Ingem. Wiedziałam, Ŝe zawsze mogę na niego liczyć, na 

nim polegać. Był przystojny, zdolny i ambitny. Właściwie mógł zdobyć przychylność kaŜdej 

dziewczyny, a tymczasem, o dziwo, wybrał mnie. A kim ja właściwie jestem? Co z tego, Ŝe 

miałam  skrystalizowane  plany  zawodowe,  skoro  okoliczności  zmusiły  mnie  do  porzucenia 

kursów  medycznych!  Przejęłam  zarządzanie  fabryką,  z  czym  sobie  wcale  nie  radziłam.  Po 

prostu to zadanie mnie przerastało. No cóŜ, nie byłam typem człowieka sukcesu. Inge uwaŜał, 

Ŝ

e  powinnam  pozostać  w  fabryce,  ale  mnie  taka  perspektywa  napawała  głęboką  niechęcią. 

background image

MoŜe  lepiej  by  było  zatrudnić  kogoś,  kto  gwarantowałby  utrzymanie  produkcji,  a  samej  nie 

rezygnować ze zdobycia zawodu fizykoterapeutki? Zawsze wydawało mi się, Ŝe to niezwykle 

ciekawa i potrzebna ludziom profesja. 

Zadzwonił  telefon.  Popatrzyłam  na  zegarek  i  zdziwiłam  się,  Ŝe  jest  dopiero  wpół  do 

dziesiątej. CzyŜbym się połoŜyła do łóŜka o tak wczesnej porze? 

Usłyszałam głos Ingego. 

- No, jak wam idzie? - zapytał z lekką drwiną. 

- Nie czuję kręgosłupa! - jęknęłam. 

Rzeczywiście, z trudem się podniosłam. 

- Cały dzień zbieraliśmy ziemniaki na polu! 

-  Zbierałaś  ziemniaki?  Ty?  -  spytał  z  niedowierzaniem.  -  Posłuchaj,  Taran,  czy  ty 

trochę nie przesadzasz? Chyba nie musisz się zajmować taką pracą? 

- Ale było bardzo fajnie. Thor mi przez cały czas pomagał. 

Inge zamilkł na moment, po czym rzekł: 

-  Wiesz,  zamierzam  wpaść  do  was  w  weekend.  Przyjadę  tylko  na  sobotę,  bo  w 

niedzielę mam spotkanie z klientem. Pasuje? 

- O, świetnie! - ucieszyłam się. - Ale czy naprawdę nie mógłbyś pobyć trochę dłuŜej? 

Wiesz, teraz jest tu tak pięknie, drzewa zaczynają się złocić i... 

-  Niestety,  nie  tym  razem  -  odpowiedział  zdecydowanym  tonem,  więc  poniechałam 

dalszych  prób,  by  go  przekonać.  -  I  najlepiej  będzie,  jeśli  zabierzesz  się  razem  ze  mną  do 

miasta - dodał. 

- Co? Tak szybko? - z trudem kryłam rozczarowanie. - Zamierzałam pobyć w Valdres 

przez kilka dni Muszę jeszcze pozałatwiać parę spraw. 

- W fabryce teŜ jesteś potrzebna - odparł ostro. 

-  Wiem  -  mruknęłam  potulnie.  -  Ten  podatek  wisi  nade  mną  jak  miecz  Damoklesa. 

Zastanawiam się, czy nie mogłabym juŜ teraz sprzedać domu? Niebawem się pobierzemy, a 

wtedy i tak przeniosę się do ciebie. Chyba nie potrzebujemy dwóch domów? 

- Ten budynek zyskuje na wartości - odpowiedział tonem biznesmena. - Im później go 

sprzedamy, tym wyŜszą uzyskamy cenę. Zresztą przyszło mi do głowy, Ŝe moglibyśmy w nim 

zamieszkać,  a  sprzedać  mój.  Mieszkanie  na  wyspie  jest  mało  praktyczne.  Ale  o  tym 

porozmawiamy, gdy się zobaczymy. Nie działaj pochopnie, kochanie! 

Mielibyśmy  zamieszkać  w  tym  starym  smutnym  domu?  Czy  nigdy  się  go  nie 

pozbędę? Co mi przyjdzie z tego, Ŝe Inge sprzeda swój? 

- No to pa! Do zobaczenia w sobotę - zakończyłam zgaszona. 

background image

Następnego ranka przy śniadaniu powiedziałam Thorowi, Ŝe Inge planuje przyjazd. 

- Pewnie zatrzyma się w twoim domu? 

Popatrzył  na  mnie  jakoś  dziwnie.  Zdawało  mi  się  przez  moment,  Ŝe  na  dnie  jego 

błękitnych oczu czai się zazdrość. 

-  Nie,  nie  zostanie  na noc,  tego  samego  dnia  wraca  do  miasta  -  odparłam,  a  on  na  te 

słowa wyraźnie się odpręŜył. 

Jedliśmy w milczeniu, ale w końcu cisza zaczęła mi ciąŜyć. 

- Powiedz, jak się czujesz w nowym miejscu? Podoba ci się tutaj? - zapytałam. 

- O, tak! - odpowiedział zachwycony. - Znacznie bardziej niŜ w zatłoczonym mieście. 

-  Wiesz,  to  niesamowity  zbieg  okoliczności,  Ŝe  się  spotkaliśmy  po  tylu  latach  - 

rzekłam, kończąc kanapkę. 

- Rzeczywiście - odparł z ociąganiem. - Przyjechałem do miasta w poszukiwaniu ojca. 

Ale niestety, nie spotkałem go, pewnie się przeprowadził. 

- Ojciec? - zdumiałam się, bo jakoś nigdy nie pomyślałam, Ŝe taka osoba istnieje. 

- Tak, mama powiedziała mi, Ŝe on tu mieszka. Dała list stanowiący dowód, Ŝe jestem 

jego synem. Pokazałem papier w urzędzie, ale dowiedziałem się, Ŝe ktoś taki nie mieszka na 

terenie miasta. MoŜe umarł? 

- Jak się nazywał? - zapytałam zaciekawiona. 

-  Nie  wiem  -  odparł  krótko.  -  Mama  nigdy  nie  wymieniła  jego  nazwiska,  a  ja  nie 

umiałem odczytać podpisu. 

Rzeczywiście, przecieŜ nie potrafił czytać. 

- Mogę zobaczyć tę kartkę? MoŜe mogłabym ci jakoś pomóc. 

- Mam ten list w teczce - odpowiedział. - Zaraz przyniosę. 

- PokaŜesz mi później - powstrzymałam go. - Zjedz spokojnie. 

Thor usiadł więc i spokojnie dokończyliśmy śniadanie. 

Tego dnia postanowiliśmy wybrać się do Fagernes i kupić traktor, a przy okazji, jako 

Ŝ

e był piątek, zgodnie z umową mieliśmy odebrać ze stacji Kårego. 

Zdecydowaliśmy się na traktor w kolorze niebieskim. 

-  Potrzebujemy  jeszcze  przyczepy  -  zdecydowałam,  a  kiedy  Thor  popatrzył  na  mnie 

zdziwiony, wyjaśniłam, Ŝe jakoś musimy przetransportować owce do zagrody. 

Wypisałam  czek  i  tak  traktor  stał  się  naszą  własnością.  Thor  wszedł  do  kabiny  i 

uruchomił  silnik,  a  potem  wolno  ruszył  za  moim  samochodem  w  stronę  stacji.  Nie  miałam 

pojęcia,  jakie  są  wymagania  wobec  traktorzystów  i  czy  Thor  ma  jakieś  uprawnienia. 

Zapewnił,  Ŝe  potrafi  dobrze  prowadzić  traktor,  a  ja  mu  zaufałam.  Zresztą,  czy  miałam  jakiś 

background image

wybór? 

Do  przyjazdu  pociągu  zostało  jeszcze  trochę  czasu,  weszliśmy  więc  na  kawę  do 

kolejowej  restauracji  urządzonej  z  wyszukanym  smakiem.  Raz  po  raz  zerkałam  na  Thora, 

właściwie  moje  oczy  same  kierowały  się  w  jego  stronę.  ZauwaŜyłam,  Ŝe  i  on  z  trudem 

powstrzymuje się, by na mnie nie patrzeć. 

Był naprawdę przystojny, chociaŜ trochę cichy i nieśmiały, ale trudno się spodziewać 

pewności  siebie  u  kogoś, kogo  nieustannie  wyszydzano.  Najbardziej fascynowały  mnie jego 

oczy, takie niewinne jak u dziecka, kontrastujące z sylwetką promieniującą siłą i męskością. 

- Naprawdę ładny ten traktor - powiedział, przerywając moje rozmyślania. 

Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową. 

-  Teraz  moŜemy  prowadzić  gospodarstwo  na  poziomie!  -  ciągnął  dalej  w 

optymistycznym tonie. 

- Jeśli ty nami odpowiednio pokierujesz, to na pewno sobie poradzimy - zapewniłam. 

-  Chciałbym,  Ŝebyśmy  wszystko  robili  wspólnie  -  rzekł  z  zapałem,  patrząc  na  mnie 

tymi  swoimi  niezwykłymi  oczyma.  -  Nie  sądzisz,  Taran,  Ŝe  byłoby  wspaniale?  Wiem,  Ŝe 

lubisz to miejsce i dobrze się tu czujesz, więc dlaczego nie? Dokupilibyśmy trochę inwentarza 

i... No, tak - przerwał nagle swe marzenia... - Ale fabryka, no i Inge! 

Przez  krótką  chwilę  marzyłam  razem  z  nim,  nęciła  mnie  taka  perspektywa,  bo 

wiedziałam,  Ŝe  w  Valdres  na  pewno  byłabym  szczęśliwa.  Ale  przecieŜ  obiecałam  wyjść  za 

Ingego, a nie naleŜałam do ludzi, którzy rzucają słowa na wiatr. Poza tym chciałam poślubić 

Ingego! 

- A wiesz, prawda - rzekł nagle Thor. - Nie znalazłem tej koperty z listem, który dała 

mi  mama.  Pewnie  została  w  szopie  w  lesie.  Czy  mogłabyś  mi  ją  przywieźć?  A  nuŜ  mi  się 

jeszcze kiedyś przyda? 

- Oczywiście, pojadę do chaty drwali zaraz po powrocie do miasta - zapewniłam. 

Nadjechał  pociąg  i  Kåre  cały  w  skowronkach  przywitał  się  z  nami.  Był  taki 

uszczęśliwiony,  Ŝe  zapomniał  o  zmęczeniu.  Traktor  bardzo  mu  się  podobał  i  pochwalił  nasz 

zakup. 

W wesołym nastroju ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Thor wszedł do kabiny i 

połoŜył ręce na kierownicy. Był zupełnie spokojny, uznałam więc, Ŝe nie zapytam go o prawo 

jazdy. 

Kåre  usiadł  w  samochodzie  na  tylnym  siedzeniu  i  z  największą  uwagą  obserwował 

poczynania  Thora,  który,  jak  się  okazało,  naprawdę  dobrze  prowadził!  Bez  Ŝadnych 

problemów, bezpiecznie dotarliśmy na miejsce. 

background image

Nasz traktor! 

- Chyba nigdy dotąd nie odczuwałam takiej radości, rozpiera mnie duma właścicielki - 

powiedziałam,  oglądając  nowy  nabytek  ze  wszystkich  stron.  -  To  nasza  pierwsza  własna 

inwestycja! 

- Czuję to samo! - zgodził się ze mną Kåre. 

Z  radością  odkryłam,  Ŝe  odrodziła  się  między  nami  prawdziwa  więź.  Dawno  nie 

odczuwałam takiej wspólnoty z młodszym bratem jak w tej krótkiej chwili. 

Długo siedzieliśmy tego wieczoru i snuliśmy plany związane z gospodarstwem. Kåre 

powiadomił dyrektora, Ŝe w związku z przeprowadzką będzie musiał zmienić szkołę, a Thora 

zapewnił,  Ŝe  w  miarę  swych  umiejętności  włączy  się  do  obowiązków  domowych. 

Postanowiliśmy,  Ŝe  póki  co  wstrzymamy  się  z  zakupem  inwentarza.  Najpierw  zorientujemy 

się w swych moŜliwościach. 

Co  rusz  łapałam  się  na  tym,  Ŝe  zbyt  mocno  się  angaŜuję.  PrzecieŜ  nie  tu  jest  moje 

miejsce, muszę wracać do Ingego, powtarzałam sobie w myślach, ale równocześnie ogarniał 

mnie bunt, dlaczego to Inge się nie przeprowadzi. Mogłoby być tak wspaniale! Jaka szkoda, 

Ŝ

e to nierealne! 

Wstałam  z  krzesła  i  podeszłam  do  okna.  Dolina  leŜała  spowita  w  gęstej  siwej  mgle. 

Tylko wieŜa kościelna i niewielkie wzniesienie wystawały z mlecznej waty. 

Widok  z  naszej  niewielkiej  zagrody  nieustannie  się  zmieniał.  W  zaleŜności  od 

wpadającego  do  doliny  światła  wody  fiordu  przybierały  coraz  to  inną  barwę,  lśniąc  we 

wszystkich odcieniach błękitu, szarości i zieleni. Czasem biły w oczy oślepiającą bielą, innym 

razem zionęły czernią. 

TuŜ  za  naszym  gospodarstwem  wśród  wzgórz  o  łagodnych  zboczach  wznosił  się 

wysoki  szczyt.  W  którąkolwiek  spojrzeć  stronę,  wszędzie  rozciągały  się  przepiękne 

krajobrazy.  Na  północy  majaczyły  pokryte  śniegiem  wierzchołki  Jotunheimen,  potęŜnego 

masywu górskiego. 

Nasza zagroda nigdy nie była własnością zamoŜnych rodów, zawsze znajdowała się w 

rękach  drobnych  gospodarzy.  Bogate  gospodarstwa  leŜały  niŜej,  tuŜ  nad  brzegami  fiordu. 

Natomiast zagrody wyrobników budowano na niezbyt urodzajnych, stromych zboczach, gdzie 

przepiękna panorama rekompensowała wszelkie niedogodności. 

Thor  i  Kåre  podeszli  do  mnie  i  długo  staliśmy  w  milczeniu,  chłonąc  piękno  natury. 

Potem kaŜde udało się do siebie. 

 

Następnego ranka postanowiliśmy dokonać bliŜszych oględzin naszego gospodarstwa. 

background image

Ź

le spałam w nocy, przewracałam się z boku na bok, rzucałam przez sen, dręczona strachem i 

niepokojem  nie  znanym  mi  wcześniej.  Nie  wiedziałam,  co  tak  naprawdę  mnie  nęka,  a 

właściwie broniłam się, by sobie tego nie uświadomić. 

Pogoda  dopisywała  nam  od  początku  pobytu  w  Valdres.  Tego  ranka  znów  słońce 

wyszło zza wzgórza Aurdal i przygrzewało, oślepiając nas jasnym blaskiem. Kåre opowiadał 

coś  z  zapałem,  ja  zaś  zapatrzyłam  się  na  dłonie  Thora.  Silne  dłonie,  przyzwyczajone  do 

cięŜkiej pracy, które potrafiły pieścić z taką delikatnością i czułością! 

ZauwaŜył  moje  spojrzenie,  a  gdy  popatrzyłam  mu  w  oczy,  moje  ciało  zapłonęło. 

Pochyliłam się nad kołem traktora i kopnęłam jakąś grudkę ziemi, Ŝeby ukryć rozpłomienioną 

twarz.  Serce  waliło  mi  tak  mocno,  Ŝe  z  trudem  panowałam  nad  swym  oddechem.  Dzisiaj 

przyjedzie  Inge,  powtarzałam  w  myślach.  Cieszę  się,  na  pewno  spędzimy  ze  sobą  cudowne 

chwile,  bo  nie  jestem  tą  samą  kobietą,  którą  byłam.  Odkryłam  w  sobie  całe  pokłady 

namiętności, na pewno sprawię mu niespodziankę! 

Kåre  wsiadł  do  kabiny  i  kręcił  kierownicą  dla  zabawy,  a  Thor  i  ja  weszliśmy  do 

stodoły po ukośnym trapie. Jeszcze tam nie zaglądaliśmy, a byliśmy ciekawi, jakie narzędzia 

juŜ są, a jakie trzeba będzie dokupić. 

Uff,  ciągle  czułam  w  plecach  dzień  spędzony  w  polu  na  zbieraniu  ziemniaków.  Ale 

równocześnie  rozpierała  mnie  duma,  Ŝe  podołałam  cięŜkiej  pracy,  i  było  to  całkiem 

przyjemne uczucie. No cóŜ, Ŝycie na łonie natury nie ma samych zalet. 

Thor  pchnął  ciemne  wrota  stodoły,  które,  trzeszcząc  okropnie,  otworzyły  się. 

Znaleźliśmy  się  nagle  w  mrocznym,  zaczarowanym  świecie.  Promienie  słońca  igrały, 

wpadając przez szpary między deskami Nadal drŜałam na całym ciele i musiałam się mocno 

pilnować,  by  nie  podejść  do  Thora,  przytulić  się,  poczuć  bijące  od  niego  ciepło.  Ten  siłacz, 

nieprawdopodobnie  pociągający,  nawet  nie  zdawał  sobie sprawy, jaki chaos  wywołał  w  mej 

duszy.  A  moŜe  jednak?  Och,  chyba  oszalałam!  Przeraziło  mnie,  Ŝe  ja  -  dotąd  chłodna  i 

rozwaŜna - zdolna jestem do tak silnych emocji. Niechby juŜ przyjechał Inge! Z całego serca 

pragnęłam znaleźć pociechę i ukojenie w jego ramionach. Bałam, się, Ŝe jeśli dłuŜej zostanę 

sama z Thorem, nie zdołam nad sobą zapanować. 

W stodole było mnóstwo siana. 

-  Nieźle  -  powiedział  Thor,  z  uznaniem  kiwając  głową.  -  MoŜe  jednak  powinniśmy 

hodować kilka krów? 

- Hm! Lepiej wstrzymajmy się trochę, zobaczymy, jak nam się tu wszystko rozkręci - 

ostudziłam jego zapał. 

Nagle  odwrócił  się  i  popatrzył  na  mnie  nieodgadnionym  spojrzeniem.  Wstrzymałam 

background image

oddech. 

- Taran - zaczął błagalnie. - Pozwolisz? 

O BoŜe! Zawirowało mi w oczach, był tuŜ przy mnie, na linii moich oczu znalazły się 

jego usta. Zdrętwiałam, omal nie ulegając panice. Nie wolno mi stracić głowy. Inge, ratuj! 

- Na co mam ci pozwolić? - wyszeptałam, pragnąc zyskać na czasie. 

- Skoczyć w siano. 

Przez  sekundę  miałam  wraŜenie,  jakbym  spadła  z  księŜyca.  A  potem  wybuchnęłam 

dzikim, niepohamowanym śmiechem. Biedny Thor spojrzał na mnie zdumiony. 

- Myślałam... A zresztą to niewaŜne - parsknęłam. - Skacz, ile ci się podoba! 

Uśmiechnął  się  do  mnie  i  z  lekkim  wahaniem  skoczył  w  dół,  prawie  znikając  w 

miękkim sianie. 

- Chodź, Taran! - huknął. - Jest fantastycznie! 

Nie  byłam  w  stanie  się  oprzeć,  choć  trochę  się  lękałam  skoku  z  takiej  wysokości. 

Poszybowałam  w  powietrzu  i  wylądowałam  miękko  tuŜ  obok  Thora,  który  obsypał  mnie 

sianem.  Zaśmiałam  się  znów  rozbawiona.  Rzeczywiście  to  było  fantastyczne,  niemal 

jakbyśmy na powrót stali się dziećmi. 

Rzuciłam  garść  suchej  trawy  w  stronę  Thora,  a  on  nie  pozostał  mi  dłuŜny. 

Krzyczeliśmy i śmialiśmy się jak szaleni, gdy nagle ujrzeliśmy nad naszymi głowami Kårego, 

który popatrzył na nas z góry ze zgorszeniem. 

- Chyba zwariowaliście - odezwał się z pogardą. - Zachowujecie się jak małe dzieci. 

- Skacz, Kåre! - zawołałam odurzona wolnością i radością. 

-  Ja?  Nie, aŜ  taki  dziecinny  to  ja  nie jestem  -  prychnął,  ale chyba jednak  nam  trochę 

pozazdrościł, bo zapytał po chwili: - To bardzo wysoko? 

- Nie! - krzyknęłam w odpowiedzi. - Zobaczysz, jaka to frajda! 

Kåre  skoczył  i  po  chwili  rozgorzała  prawdziwa  wojna  wszystkich  przeciwko 

wszystkim. 

W  pewnej  chwili  zamierzyłam  się  z  całej  siły,  by  rzucić  słomianą  kulę  w  Thora,  ale 

straciłam  równowagę  i  wylądowałam  prosto  w  jego  ramionach.  Spojrzałam  mu  w  twarz  i 

znów  poraził  mnie  błękit  jego  oczu,  promieniujące  z  nich  ciepło,  oddanie  i...  Bałam  się 

nazwać  to,  co  zobaczyłam.  Krew  pulsowała  mi  w  Ŝyłach,  a  policzki  piekły  tak,  Ŝe 

wyobraziłam sobie, iŜ przybrały kolor cegły. Najchętniej rzuciłabym się mu na szyję i ukryła 

spłonioną  twarz  w  kraciastej  koszuli,  poczuła,  jak  mnie  obejmuje  i  szepcze  czułe  słowa 

wprost do ucha... Och, nie, co się znowu ze mną dzieje? Wyrwałam się i popchnęłam go tak, 

Ŝ

e się przewrócił, i śmiejąc się na pół histerycznie zaczęłam zagrzebywać go w sianie. 

background image

- Taran! 

Nieoczekiwany  krzyk  niczym  smagnięcie  bicza  poraził  nas  wszystkich  troje. 

Wyprostowałam się i ujrzałam na górze Ingego. 

-  No  nie,  Taran!  Chyba  przesadziłaś  -  wycedził.  -  Nie  sądziłem,  Ŝe  mogłyby  cię 

wciągnąć  takie  prymitywne  chłopskie  zabawy.  Opamiętaj  się!  Jesteś  dorosłą  osobą,  a 

niebawem zostaniesz Ŝoną adwokata! Z kim ty się w ogóle zadajesz, wstydu nie masz? 

Twarz  mu  pobladła  z  tłumionej  wściekłości  i  pogardy.  W  tej  samej  chwili  wynurzył 

się  z  siana  mój  brat,  który  przez  cały  czas  zajmował  się  drąŜeniem  tunelu.  Popatrzył  na 

Ingego z niedowierzaniem. 

- Co powiedziałeś? - warknął. - Odwołaj to! 

-  Ach,  więc  ty  takŜe  tu  jesteś  -  powiedział  Inge,  starając  się  odzyskać  równowagę.  - 

Wyjdźcie juŜ stamtąd! Chyba nie zamierzacie strawić całego dnia na zabawie? 

Wyraźnie nie zamierzał nawet słowem przeprosić za swe zachowanie. 

- Wskakuj do nas! - usiłowałam rozładować napiętą atmosferę. 

- Przestań się wygłupiać, Taran! - zirytował się. - Wyrwałem się tylko na kilka godzin. 

Wychodź! 

W milczeniu wyszliśmy na podwórze, strząsając z ubrań i z włosów źdźbła trawy. 

-  Dzięki,  ale  moŜe  lepiej  ja  się  juŜ  tym  zajmę!  -  Inge  zwrócił  się  chłodno  do  Thora, 

który pomagał wyjąć mi z włosów siano. 

Thor i Kåre udali się więc do sklepu po zakupy, a ja zostałam z Ingem sama, z czego 

właściwie byłam bardzo rada. 

Opowiedział mi, co nowego dzieje się w mieście. 

-  Inspektor  prawdopodobnie  domyśla  się,  kto  jest  mordercą  -  rzekł  zamyślony.  - 

Wyznał  mi,  Ŝe  ma  juŜ  jakąś  hipotezę,  ale  ciągle  brakuje  mu  kilku  elementów  układanki. 

WciąŜ  nie  ustalił  motywu  zbrodni.  Najlepiej  będzie,  Taran,  jeśli  pozostaniesz  tutaj,  dopóki 

wszystko się nie wyjaśni. 

- Chętnie - odpowiedziałam z ulgą. - Tu jest cudownie. 

Naprawdę pragnęłam zostać, chociaŜ zdawałam sobie sprawę, Ŝe zaczyna mi się palić 

grunt pod stopami. 

Usiadłam na tapczanie i zaczęłam się bawić włosami Ingego. 

- Inge, czy nie moglibyśmy tu zamieszkać? - szepnęłam mu błagalnie do ucha. 

-  Czy  ci  juŜ  całkiem  odbiło?  -  popatrzył  na  mnie  wzburzony.  -  Chyba  powinnaś 

rozumieć,  Ŝe  nie  moŜemy  przenieść  się  na  wieś!  Jestem  związany  z  miastem,  tam  mam 

klientów, zresztą nie sądzę, by tutejsi prawnicy uradowali się, gdyby przybył jeszcze jeden. 

background image

- Wiem - mruknęłam świadoma, Ŝe nie miałam większych szans, by zrealizować swoje 

marzenia. - Ale... 

-  A  ty  masz  fabrykę  -  dodał  tym  samym  chłodnym  tonem.  -  Nie  moŜesz  jej 

zmarnować. 

Po chwili dodał juŜ łagodniej, gładząc mnie po policzku: 

- Nie, Taran, to nie jest Ŝycie dla ciebie. Piękna, reprezentacyjna kobieta nie powinna 

tak cięŜko harować. Popatrz, jakie masz paznokcie, i to zaledwie po kilku dniach. Chyba nie 

sprawia ci przyjemności taki wygląd. A włosy? Potargane, z wplątanymi źdźbłami! 

Westchnęłam cięŜko. 

- Chcesz więc, Ŝebym pracowała w fabryce, dzień w dzień? 

- Nie, absolutnie nie - odrzekł i z większym zapałem wyjaśniał: - Zatrudnimy kogoś na 

stanowisko dyrektora. Ty czerpać będziesz zyski, a jako moja Ŝona będziesz miała pełne ręce 

roboty, szczególnie kiedy juŜ przyjdą na świat dzieci. 

Tak  właśnie  sobie  wyobraŜałam  Ŝycie  u  boku  Ingego.  Powinnam  zapomnieć  o 

wszystkich  nieprzyjemnościach,  tłumaczyłam  sobie.  Przytuliłam się  do  niego  i  wyszeptałam 

czule: 

- Pocałuj mnie, Inge! 

-  Słucham?  A,  tak,  oczywiście.  -  Z  obowiązku  złoŜył  na  mych  ustach  krótki 

pocałunek. 

Nie  tego  oczekiwałam.  Byłam  teraz  silna,  wiedziałam,  Ŝe  i  we  mnie  drzemie 

intensywna namiętność. Przytuliłam się desperacko do niego i poszukałam wargami jego ust, 

nie przestając bawić się jego opadającymi na kark włosami. 

Inge  był  rzeczywiście  zaskoczony,  ale  dał  się  porwać  grze.  Wkładając  w  pocałunki 

wiele  energii,  pozwolił  dłoniom  wyruszyć  na  wędrówkę  swą  zwykłą  trasą.  Inge  wiedział 

dokładnie, jakie rejony ciała kobiety są szczególnie wraŜliwe na pieszczoty. Poderwałam się 

gwałtownie. 

-  Mogą  wrócić  w  kaŜdej  chwili  -  powiedziałam  spięta,  chociaŜ  wiedziałam,  Ŝe  do 

sklepu jest szmat drogi i Ŝe minie jeszcze duŜo czasu do ich powrotu. 

Inge usiadł zdezorientowany, wyjął papierosa i zaciągnął się mocno. 

-  Wybacz,  jeśli  byłem  zbyt  gwałtowny,  nie  chciałem  cię  wystraszyć  -  rzekł.  -  Ale 

muszę wyznać, Ŝe zaskoczyłaś mnie, Taran. Nie spodziewałem się, Ŝe płonie w tobie taki Ŝar. 

ś

ar? Powiedział Ŝar? Czy nie potrafił odróŜnić zwykłej gry od spontanicznej reakcji? 

PrzecieŜ  sprowokowałam  go  po  to,  Ŝeby  wydobył  ze  mnie  prawdziwy  ogień,  który,  o  czym 

juŜ wiedziałam, pali się we mnie. Ale nie udało mi się. Inge kompletnie nic nie rozumiał. 

background image

Byłam  bardzo  poruszona,  ale  bynajmniej  nie  z  powodu  erotycznego  podniecenia. 

Właśnie  jego  brak  sprawił,  Ŝe  poczułam  taką  desperację.  Bo  jak  zwykle  w  towarzystwie 

Ingego nie czułam niczego. Kompletnie niczego! Coś było nie tak, cholernie nie tak. PrzecieŜ 

mam za niego wyjść za mąŜ, powinien więc mnie pociągać, sprawiać, bym osiągnęła u jego 

boku wyŜyny miłosnych uniesień. Tymczasem z Ingem nigdy mi się to nie zdarzało. 

Czy w takim razie powinnam decydować się na małŜeństwo? Wiązać się z kimś, kogo 

nie kocham, na całe Ŝycie? PrzecieŜ seks jest waŜnym elementem związku małŜeńskiego! 

Nigdy  przedtem  nie  myślałam  w  taki  sposób.  Zanim  Thor  nie  obudził  we  mnie 

kobiety. 

Czy postępuję słusznie, decydując się poślubić Ingego? 

background image

ROZDZIAŁ VII 

-  Wiesz,  Inge  -  odezwałam  się  nagle  w  przypływie  odwagi.  -  Nie  chciałabym  cię 

zranić,  za  bardzo  cię  szanuję.  Zastanawiam  się jednak,  czy  nie  pospieszyliśmy  się  zbytnio  z 

decyzją o zaręczynach. 

Inge  pobladł  i  marszcząc  brwi,  popatrzył  na  mnie  z  niedowierzaniem.  CzyŜby  znów 

nie zrozumiał, o co mi chodzi? 

-  O  czym  ty  w  ogóle  mówisz?  -  zapytał  niepewnym  głosem.  -  Usiądź,  proszę  i 

wysłuchaj mnie! 

Wykonałam  polecenie  posłuszna  niczym  automat.  Nie  pojmowałam,  co  się  z  nami 

dzieje.  Przez  tyle  miesięcy  znakomicie  funkcjonowaliśmy  we  dwoje,  rozumieliśmy  się  bez 

słów. 

-  Nie  mam  zielonego  pojęcia,  Taran,  co  w  ciebie  nagle  wstąpiło.  Chcę  ci  tylko 

wyjaśnić, Ŝe nie oczekuję, byś emanowała seksem. Pozostań sobą! Seks! CóŜ znaczy seks? To 

tylko  przypadkowa  rozkosz,  która  szybko  mija.  MoŜe  jej  dostarczyć  męŜczyźnie  kaŜda 

kobieta. W małŜeństwie liczą się inne wartości: to, Ŝe ludzie pasują do siebie, mają podobne 

zainteresowania, wspierają się w kłopotach. 

- Tak, ale... - próbowałam się wtrącić, bo nie w pełni podzielałam jego zdanie. - Nie 

rozumiesz, Ŝe...? 

-  Posłuchaj,  teraz  ja  mówię!  -  przerwał  mi  zirytowany.  -  CzyŜ  nie  powiedziałem,  Ŝe 

dobrze  nam  razem?  Tylko  to  się  liczy,  Taran.  Jesteśmy  dla  siebie  stworzeni,  wzajemnie  się 

uzupełniamy. Nasz układ sprawdza się bez zarzutu. Na pewno będzie nam dobrze we dwoje. 

MoŜe  jednak  racja  jest  po  jego  stronie?  zawahałam  się  na  moment,  ale  szybko 

przypomniałam sobie, kto ciągle poświęca własne zdanie, by nie burzyć tej idealnej harmonii. 

- Nie zamartwiaj się, Ŝe nie potrafisz zaspokoić mego poŜądania - ciągnął dalej. - Bo 

według mnie jesteś ideałem kobiety: cicha, uległa, pełna ciepła i czułości. 

Do  głębi  poruszona  patrzyłam  przez  okno.  Co  on  mógł  wiedzieć  o  prawdziwym 

poŜądaniu? Czy te chwile, które spędziliśmy ze sobą, miały z tym cokolwiek wspólnego? 

Nie! Teraz juŜ potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie, bo dane mi było odkryć w sobie 

bezmiar namiętności. 

Ale nabrawszy głęboko powietrza w płuca, powiedziałam: 

-  Masz  całkowitą  rację.  Seks  jest  nazbyt  ulotną  sprawą,  by  mógł  stanowić  filar 

małŜeństwa. MoŜe człowieka całkiem zaślepić. O, wracają, widzę ich na zboczu. 

background image

W kilka godzin później Inge, zbierając się do wyjazdu, wyjął z bagaŜnika strzelbę. 

- Zostawię ją tutaj - wyjaśnił, kierując się w stronę domu. - Po co mam wozić broń w 

tę i z powrotem. 

Popatrzyliśmy  po  sobie  nic  nie  rozumiejąc,  gdy  Inge  zniknął  na  chwilę  we  wnętrzu 

domu. 

- Na cóŜ ci strzelba? - zapytałam zdezorientowana, kiedy znów się pojawił. 

- Na polowanie, oczywiście - uśmiechnął się. - Przyjedziemy wszyscy: Bjarne, Nutti i 

Kristoffer. Pozwoliłem sobie ich zaprosić. Zatrzymamy się w górskiej zagrodzie. Strasznie się 

zapalili  do  tego  pomysłu.  Pomyśl,  ile ludzi  bezskutecznie  marzy,  by  uzyskać  pozwolenie  na 

polowanie w Valdres. Podałem im adres do ciebie. 

Zapanowało zwiastujące burzę milczenie. 

-  Chyba  temu  gospodarstwu  przynaleŜy  prawo  do  polowań?  -  trochę  zbity  z  tropu 

dodał Inge. - Zresztą, moŜemy wybrać się razem. 

Thor jęknął cicho, a twarz Kårego pociemniała niczym gradowa chmura. 

-  Nawet  nie  ma  mowy  -  oznajmiłam  twardo,  po  raz  pierwszy  przeciwstawiając  się 

narzeczonemu. - Wykluczone! 

Wzruszył ramionami. 

-  Wiem,  Ŝe  powinienem  wpierw  zapytać,  ale  poniewaŜ  zwykle  zgadzasz  się  ze  mną, 

pomyślałem... PrzecieŜ to takŜe twoi znajomi! 

-  Być  moŜe  rzeczywiście  temu  gospodarstwu  przynaleŜy  prawo  do  polowania,  choć 

prawdę  mówiąc  nie  zastanawiałam  się  nigdy  nad  tym,  nikt  jednak  nie  będzie  z  tego  prawa 

korzystał. 

-  No,  coś  ty,  Taran!  Zresztą  oni  na  pewno  chętnie  ci  zapłacą.  Poza  tym  pomyśl, 

zrobimy sobie zapasy dziczyzny. Nie bądź taka nieprzejednana! 

Thor otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale ja pociągnęłam szybko Ingego w 

stronę samochodu. Nie miałam najmniejszego zamiaru doprowadzać do konfliktu, ale teŜ ani 

myślałam dać za wygraną. Oznajmiłam więc na poŜegnanie: 

-  Jedź  juŜ!  Zapamiętaj  jednak  sobie,  Ŝe  na  naszym  terenie  nie  zostanie  pozbawione 

Ŝ

ycia  ani  jedno  zwierzę.  Pierwszego  myśliwego,  który  ośmieli  się  chwycić  za  strzelbę, 

zastrzelę osobiście - dokończyłam zdecydowanym tonem i zatrzasnęłam drzwi. 

- Taran! - zawołał Inge, ale ja odeszłam do domu, nie odwróciwszy nawet głowy. 

Usłyszałam pisk opon i po chwili samochód Ingego w rekordowym tempie  zniknął u 

wylotu drogi. 

- Nie moŜe tego zrobić - wyszeptał Thor. 

background image

- Nie, nie będzie Ŝadnego polowania! - uspokoiłam go. - Trochę się zezłościł na mnie, 

ale trudno. Nie Ŝyczę tu sobie Ŝadnych myśliwych. 

 

W niedzielę nie wybraliśmy się w góry, tak jak planowaliśmy. Pogoda gwałtownie się 

pogorszyła.  Bardzo  się  ochłodziło,  zaczęło  padać,  a  wysokie  partie  szczytów  pokryły  się 

ś

niegiem. 

Dziwny był ten dzień. Thor snuł się milczący, wyraźnie mnie unikając. Spytałam, czy 

nadal niepokoi się o polowanie, ale zaprzeczył. Był całkiem do siebie niepodobny, wydawać 

się  mogło,  Ŝe  opuściła  go  cała  radość  Ŝycia.  A  przecieŜ  zwykle  starał  się  dostrzegać  jasne 

strony w kaŜdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Teraz przechadzał się po obejściu, zaglądał do 

pustej  obory,  zamykał  się  samotnie  w  chacie.  Kåre  na  szczęście  nic  nie  zauwaŜył,  zajęty 

przygotowywaniem nowej wędki, bardziej skomplikowanej niŜ praktycznej. 

Zadzwonił Inge i przeprosił za swój pośpieszny odjazd. Przemyślał całą sprawę i, jak 

twierdził, zrozumiał, Ŝe niełatwo było mi rozmawiać na temat polowania przy Steinebråtenie. 

- Mylisz się, Inge - wtrąciłam zdecydowanie. - Wypowiadałam się w swoim imieniu, 

Kåre  zresztą  takŜe  podziela  moje  zdanie.  Wolimy  oglądać  na  terenie  naszej  posiadłości 

zwierzęta aniŜeli myśliwych, więc bądź tak miły i nie przywoź z sobą nikogo. 

Z lekkim ociąganiem zapytał: 

- A gdybyśmy pojechali prosto do zagrody w górach? Nawet nie zauwaŜycie naszego 

przybycia! Bo wiesz, spotkałem dziś na wystawie Bjarnego i Nutti. Jak zwykle się sprzeczali. 

Bjarne twierdził, Ŝe malarstwo powinno oddawać wiernie rzeczywistość, co wyprowadzało z 

równowagi jego Ŝonę. Zarzucała mu naburmuszona, Ŝe bez przerwy wpatruje się w te okropne 

tłuste baby Rubensa. 

Rozśmieszyło  mnie,  gdy  sobie  ich  wyobraziłam.  Konserwatywny  Bjarne  i  Nutti, 

snobka, poddająca się równieŜ w odbiorze sztuki rygorom mody. 

- Zagadnęli mnie o polowanie, pytali o termin - ciągnął Inge. - Wiesz, było mi jakoś 

niezręcznie wszystko odwołać. Powiedziałem coś wymijająco i poŜegnałem się pośpiesznie. 

- Rozumiem, Ŝe mogło ci być trochę głupio - rzekłam ze współczuciem. - Przykro mi, 

ale,  niestety,  moja  decyzja  jest  ostateczna  i  niezmienna.  Nie  wracajmy  więc  juŜ  więcej  do 

tego  tematu  -  ucięłam,  nie  chcąc  dopuścić  do  sprzeczki,  na  którą  absolutnie  nie  miałam 

ochoty. 

Inge nie przywykł, bym kiedykolwiek mu się przeciwstawiała, zawsze on decydował o 

wszystkim.  Z  natury  jestem  osobą  łagodną,  dobroduszną  i  uległą.  Mam  skłonność  do 

podporządkowywania  się  autorytetom.  W  ostatnim  czasie  jednak  Ŝycie  zmusiło  mnie  do 

background image

większej samodzielności. 

Inge chyba zrozumiał, Ŝe mówię serio. 

-  Dobrze,  Taran  -  zakończył  przyjaźnie.  -  Poddaję  się,  szanuję  twoją  nieugiętą 

postawę. Nie mówmy więcej o tym! Kiedy macie zamiar wyruszyć w góry po stado? 

- Jak tylko trochę się rozpogodzi, mamy nadzieję, Ŝe jutro. 

- W porządku, w takim razie jutro nie będę dzwonił. I jeszcze jedno, kochanie. Wiem, 

Ŝ

e Thor jest niegroźny i  Ŝe nigdy nie wdałabyś się z nim w jakieś poufałości, ale proszę cię 

raz  jeszcze,  zachowaj  dystans,  Ŝeby  nie  wyobraŜał  sobie  Bóg  wie  czego.  ZauwaŜyłem,  Ŝe 

posyła ci dość śmiałe spojrzenia. A wiesz, on jest wysoki i silny. 

Nie  wiem,  dlaczego  bardzo  mnie  wzburzyły  słowa  Ingego,  na  szczęście  jednak 

zdołałam się opanować na tyle, by odpowiedzieć nie zmienionym głosem: 

-  MoŜesz  być  spokojny.  Nic  się  między  nami  nie  dzieje  i  bynajmniej  wcale  nie 

zauwaŜyłam jego śmiałych spojrzeń, jak to określiłeś. 

-  Pragnę  w  to  wierzyć  -  zapewnił.  -  Wiesz,  postąpiłem  nieroztropnie,  zostawiając  u 

was  strzelbę.  Bo  na  dodatek  jest  nie  moja,  tylko  Bjarnego,  ale  powiedziałem  mu  o  tym.  Na 

szczęście nie jest naładowana, ale na wszelki wypadek schowaj ją gdzieś głęboko. I uwaŜaj na 

siebie, najmilsza. Niebawem się zobaczymy. 

- Do widzenia, Inge! 

Uff, dobrze, Ŝe się pogodziliśmy. Nie znoszę konfliktów! 

A  więc  Bjarne  lubuje  się  w  rubensowskich  kształtach.  Dora  wspominała  coś  na  ten 

temat tamtego wieczoru. Co to było? Aha, Ŝe męŜczyźni pragną, Ŝeby kobiety były naturalne, 

a poniewaŜ sama była otyła, zapewne ten stan uwaŜała za naturalny. Rozśmieszyło mnie to, 

cnotliwa Dora, która wcale nie była dziewicą. MoŜe tu chodzi o szantaŜ? Nie, zupełnie mi to 

nie pasuje. Bjarne nie naleŜy - tak mi się przynajmniej wydaje - do ludzi, którzy łatwo daliby 

się  zastraszyć.  A  Dora  Flaten  z  pewnością  nie  była  dla  niego  ideałem  kobiety  mimo  swych 

obfitych  kształtów.  Istnieje  wszak  zasadnicza  róŜnica  pomiędzy  uległymi,  dobrotliwymi 

niewiastami z obrazów Rubensa a plotkarską wiedźmą, jaką była Dora. 

Nie, nie powinnam tak myśleć. Nie wolno myśleć źle o zmarłych. ChociaŜ... przecieŜ 

zły  człowiek  nie  staje  się  ani  trochę  lepszy  przez  to,  Ŝe  umrze,  jedynie  bardziej  bezradny. 

Szczerze  mówiąc,  nie  rozpaczałam  nadmiernie  z  powodu  śmierci  Dory  Flaten,  ale 

odczuwałam złość na jej mordercę za to, Ŝe skierował podejrzenia opinii publicznej na Thora. 

Wieczorem odwieźliśmy Kårego na stację, a potem wróciliśmy w milczeniu do domu. 

- Thor, czy mógłbyś mi powiedzieć, co się stało? - odezwałam się w końcu błagalnie. - 

Odczuwam  prawdziwy  ból,  gdy  widzę,  jak  cierpisz.  Miałam  nadzieję,  Ŝe  będziesz  tutaj 

background image

szczęśliwy. 

Uśmiechnął się z goryczą. 

- Naprawdę nie jestem juŜ w stanie ukryć swoich uczuć? MoŜe w takim razie potrafisz 

mi odpowiedzieć, dlaczego Ŝycie jest takie okrutne? Hm? 

- Nie - odpowiedziałam, potrząsając głową. - Czy uczyniłam coś nie tak? 

Tym razem Thor zaprzeczył. 

-  No  cóŜ,  jeśli  wolisz  zatrzymać  to  dla  siebie,  nie  będę  dłuŜej  nalegać  -  odrzekłam, 

zdając  sobie  sprawę,  jak  oschle  zabrzmiały  te  słowa.  Z  drugiej  strony  rozumiałam,  Ŝe  nie 

mogę oczekiwać, iŜ Thor zwierzać mi się będzie ze wszystkich swoich trosk. 

-  Tu  chodzi  wyłącznie  o  mnie  -  zaczął  jednak.  Przebijał  z  jego  słów  bezmierny 

smutek, aŜ serce ścisnęło mi się z Ŝalu. - Ty masz Ingego, nie ukrywam, Ŝe mnie to boli. 

Serce zaczęło mi łomotać, a on westchnął i dodał cicho! 

- Zapewne nigdy nie znajdę sobie towarzyszki Ŝycia. Zresztą wcale nie jestem pewien, 

czy  chciałbym  mieć  inną.  Zawsze  wszyscy  traktowali  mnie  z  góry  i  czasem  nachodzi  mnie 

myśl, Ŝe nie mam dla kogo Ŝyć, nikt mnie nie potrzebuje. śyję właściwie tylko dla siebie. 

Dłonie  zadrŜały  mi  na  kierownicy.  Nie  przypuszczałam,  Ŝe  w  głowie  Thora,  którego 

wszyscy lekcewaŜą, rodzą się takie myśli. 

- Muszę ci coś wyznać, Taran, a potem sama ocenisz, czy powinienem tu zostać. 

Oblałam się zimnym potem, myśląc w popłochu, co teŜ usłyszę. Patrzyłam na drogę, 

zmuszając się, by jechać spokojnie. 

- Kocham cię! 

Podskoczyłam  na  siedzeniu  i  zerknęłam  na  niego  pośpiesznie.  Wpatrywał  się  przed 

siebie rozmarzonym wzrokiem. 

-  Wydaje  mi  się,  Ŝe  kocham  cię  od  tamtego  lata  w  Sletto  -  dodał.  -  Właśnie  wtedy 

podbiłaś  moje  serce.  Gdybyś  wiedziała,  jak  często  o  tobie  myślałem  przez  cały  czas,  jaki 

upłynął  od  twojego  wyjazdu.  Chyba  dlatego  trudno  mi  się  pogodzić  z  tym,  Ŝe  zamierzasz 

poślubić Ingego. Czuję gorycz i rozczarowanie z tego powodu i bardziej niŜ kiedykolwiek do 

tej pory odczuwam swą małość. 

- Och, Thor! - wyszeptałam drŜącym głosem. - Zostań tu! Ja zamieszkam w mieście i 

jeśli uznasz, Ŝe tak będzie lepiej, przestanę tu przyjeŜdŜać, ale... 

Dojechaliśmy  na  miejsce  w  milczeniu.  Zaparkowałam  samochód,  a  kiedy 

wysiedliśmy, w przypływie nagłej odwagi oświadczyłam: 

- Odprowadzę cię. Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć. 

Weszliśmy  do  starej  chaty.  DrŜącymi  rękami  zdjęłam  pelerynę,  a  Thor  rozpalił  w 

background image

kominku.  Usiadłam  na  baraniej  skórze  rozłoŜonej  tuŜ  przy  palenisku,  a  on  przysiadł  obok. 

Popatrzył  na  mnie  zdziwiony.  Z  napięcia  i  strachu  szczękałam  zębami.  Niełatwo  było  mi 

zacząć, ale w końcu wyjąkałam: 

- Pamiętasz bajkę, jaką ci opowiadałam pierwszej nocy? Teraz takŜe opowiem ci baśń. 

Będzie mi łatwiej, zgoda? 

- Dobrze - odrzekł niepewnie. 

Ogień  w  kominku  rzucał  tańczące  cienie  na  ściany  i  podłogę.  PołoŜyłam  się  na 

brzuchu  i  oparłam  na  łokciach,  a  Thor  poszedł  za  moim  przykładem.  Płomienie  oświetlały 

jego  twarz.  Moja  na szczęście  pozostała w  cieniu.  LeŜeliśmy  blisko  siebie, a  gdy  raz  po  raz 

nasze kolana stykały się, zalewała mnie fala gorąca i odczuwałam wibracje w całym ciele. 

Chrząknęłam parę razy, a potem zaczęłam mówić, waŜąc kaŜde słowo: 

-  Pewnego  razu  Ŝył  sobie  król.  Był  bogaty,  piękny  i  wiedział,  jak  rządzić  swym 

państwem.  Był  dobrym  władcą.  Wiele  panien  w  królestwie  pragnęło  go  poślubić,  ale  on 

wybrał  tę  jedyną,  którą  postanowił  uczynić  swą  Ŝoną.  Ona  takŜe  go  lubiła  i  chciała  być 

posłuszna  swemu  królowi.  Zresztą  nie  spotkała  dotąd  nikogo,  kogo  kochałaby  bardziej, 

przynajmniej nie jako dorosła osoba. Bo w dzieciństwie znała kogoś, ale wtedy nie wiedziała, 

co  to  miłość.  Była  dla  niej  tylko  pustym  słowem.  Teraz  teŜ  sądziła,  Ŝe  oddanie,  jakie  czuje 

wobec swego władcy, jest miłością. Czasem szli razem do łóŜka, ale niezbyt często. Cieszyło 

ją,  Ŝe  go  uszczęśliwia,  chociaŜ  sama  nie  czuła  Ŝadnej  rozkoszy  ani  tęsknoty  i  właściwie 

zawsze z ulgą przyjmowała koniec jego pieszczot. Uznała, Ŝe jest chłodną i nieczułą kobietą. 

Rzuciłam Thorowi niepewne spojrzenie. Słuchał bez tchu, doskonale pojmując, kogo 

mam na myśli. Zapatrzyłam się w płomienie i ciągnęłam dalej: 

- Ale w królestwie pojawił się pasterz owiec. Dziewczyna rozpoznała w nim chłopca, 

z którym bawiła się w dzieciństwie i którego tak lubiła. Gdy spotkali się po latach, stało się 

coś osobliwego. 

Thor  długo  wstrzymywał  oddech,  słuchając  w  napięciu.  Wreszcie  z  drŜeniem 

wypuści! powietrze z ust. 

Doszłam do najtrudniejszego momentu. Jąkając się, mówiłam dalej: 

-  Któregoś  dnia  dziewczyna  i  pasterz  jechali  razem  samochodem.  On  dotknął 

niechcący ręką jej kolana i wówczas zapłonął w niej dziwny ogień. Zrazu nie pojmowała, co 

się  z  nią  dzieje,  gdyŜ  zawsze  sądziła,  Ŝe  nie  jest  zdolna  do  przeŜywania  rozkoszy.  Potem 

jednak zdarzało się to samo za kaŜdym razem, kiedy pasterz się do niej zbliŜał. Rozpalał się w 

niej  Ŝar  i  słodkie,  podniecające  ciepło  rozpływało  się  po  całym  ciele.  Serce  dudniło  jej  w 

piersiach  jak  oszalałe.  Broniła  się  przed  tym  uczuciem,  odchodziła  pospiesznie  od  pasterza, 

background image

bo  przecieŜ  obiecała  wyjść  za  mąŜ  za  króla.  Nie  chciała  być  mu  niewierna,  choć  król  sam 

zapewne nie zawsze dochowywał jej wierności 

- W takim razie nie był dla niej dobry - powiedział Thor, patrząc na mnie z powagą. 

-  AleŜ  był  -  zapewniłam  pośpiesznie.  -  Ale  wiesz,  królowie  robią  zawsze  to,  na  co 

mają ochotę... - urwałam i ze wzrokiem utkwionym w podłogę rzekłam niepewnie: - Myślę, 

Ŝ

e na tym zakończę. 

- Bardzo jestem ciekaw dalszego ciągu - rzekł Thor, a w jego oczach pojawił się nowy 

blask. - Nie będę jednak nalegał. 

Zamyśliłam  się  zrozpaczona.  CóŜ  ja  znowu  wymyśliłam?  Czy  to  nie  szaleństwo 

obnaŜać w ten sposób własne uczucia? PrzecieŜ to urąga mojej dumie! Ale wewnętrzny głos 

podpowiadał mi, Ŝe słusznie postąpiłam, opowiadając Thorowi o trawiącej mnie tęsknocie. Z 

ociąganiem podjęłam przerwany wątek: 

- Dziewczynie wydawało się, Ŝe powinna trwać przy swym królu, ale prześladowało ją 

jedno  marzenie:  pragnęła  raz  w  Ŝyciu  doświadczyć  prawdziwej  bliskości  męŜczyzny,  przy 

którym  jej  równieŜ  dane  byłoby  zaznać  rozkoszy.  Tylko  jeden  człowiek  mógł  jej  w  tym 

pomóc, pasterz owiec. Nie wiedziała jednak, czy on tego zechce. 

Thor przełknął głośno ślinę i zachrypniętym głosem rzekł: 

- Taran, najdroŜsza, czy dziewczyna naprawdę by mu na to pozwoliła? 

Pokiwałam tylko głową, oczy zasnuły mi się wilgocią, ścisnęło mnie w gardle. Noga 

Thora była tak blisko mojej, tak blisko, przez tkaninę spodni czułam ciepło jego ciała. 

Nieśmiało  dotknął  ręką  mego  biodra.  Drgnęłam,  ale  pochwyciłam  jego  dłoń  i 

połoŜyłam na piersi, Ŝeby poczuł, jak bije dla niego moje serce. 

- Czy on tego chce? - powtórzyłam pytanie. 

Thor ścisnął moją dłoń i całując z desperacją, szeptał: 

- Gotów oddać Ŝycie, Ŝeby tylko dostąpić tego szczęścia. Kocham cię, Taran. MoŜe to 

głupie, co powiem, ale niczego bardziej nie pragnę, jak ofiarować ci swą miłość. 

Wszystko,  co  się  potem  stało,  było  piękne  niczym  sen.  Ja,  która  zwykle 

przywdziewałam  pancerz  chłodu,  czułam,  Ŝe  całe  moje  ciało  wyraŜa  gotowość  na  przyjęcie 

Thora. Ono wręcz wykrzykiwało swą tęsknotę do niego. Ale musiałam czekać, musiałam dać 

mu czas, by sam zrozumiał, iŜ jest oczekiwany. 

-  PomóŜ  mi,  Thor  -  poprosiłam,  szczękając  zębami  z  napięcia.  Nie  było  mi  zimno, 

moje  ciało  z  całkiem  innych  przyczyn  reagowało  tak  dziwnie.  -  Pozwól  mi  odkryć  w  sobie 

prawdziwą namiętność! PomóŜ mi się przekonać, Ŝe moje ciało Ŝyje, Ŝe jestem kobietą, która 

potrafi kochać! Król nie potrafił sprawić, by zapłonął we mnie ogień - powiedziałam, słysząc, 

background image

jaki egoizm przebija z mych słów. 

-  Naprawdę  tego  chcesz?  -  Thor  patrzył  na  mnie  błyszczącymi  oczyma, 

przepełnionymi miłością. 

I w jednej chwili pojęłam, Ŝe dopuszczam się kompletnego szaleństwa. Nie powinnam 

mu tego robić, bo to on będzie najbardziej cierpiał. Mnie na pewno takŜe będzie cięŜko, ale ja 

przecieŜ  poślubię  Ingego.  Dla  Thora  zaś  Ŝycie  stanie  się  jeszcze  większym  piekłem  niŜ 

dotychczas. 

- Czy naprawdę mnie chcesz? - szeptał, tłumiąc dławiący go płacz. - Och, Taran! 

- Tylko dziś - odpowiedziałam pośpiesznie. - Bo chociaŜ cię kocham, mogę spędzić z 

tobą tylko tę jedną noc. Ale pragnę tego całym sercem. 

- Mnie to wystarczy, kochana. Do końca moich dni będę Ŝył wspomnieniem tej chwili. 

Wiem na pewno. Pozwól mi powtórzyć raz jeszcze: kocham cię, Taran! 

Jak cudnie brzmiały jego słowa, choć równocześnie sprawiały mi ból. 

PołoŜyłam  się  na  owczej  skórze,  a  on  przywarł  policzkiem  do  mej  piersi.  DrŜał  na 

całym ciele, kiedy gładziłam delikatnie jego włosy, gęste i niesforne. OstroŜnie przesuwałam 

koniuszkami  palców  po  jego  twarzy,  a  on  musnął  wargami  wnętrze  mej  dłoni.  To 

wystarczyło, by przeszły mnie dreszcze. 

-  Zawsze  byłaś  moją  tęsknotą,  Taran  -  szeptał  z  Ŝarem,  a  łzy  spływające  mu  po 

policzkach moczyły cienką bluzkę, którą miałam na sobie. - Przez wszystkie te długie lata... 

Co wieczór snułem marzenia o tobie. Doskwierał mi chłód samotności, ale gdy wyobraziłem 

sobie,  Ŝe  patrzysz  na  mnie  i  się  uśmiechasz,  wówczas  odzyskiwałem  ciepło.  Pragnąłem  być 

duŜy  i  silny,  by  cię  obronić  przed  złymi  ludźmi.  Bo  dla  mnie  pozostałaś  ośmioletnią 

dziewczynką.  Dlatego  tak  się  zdziwiłem,  ujrzawszy  cię  w  areszcie.  Traktowałaś  mnie  tak 

samo jak innych ludzi, nie wyśmiewałaś się ze mnie ani nie patrzyłaś z pogardą. 

Kolejny  raz  serce  ścisnęło  mi  się  na  myśl,  jak  bardzo  Thor  został  skrzywdzony.  Ale 

pomyślałam zaraz o tym, Ŝe po tej nocy dotknie go samotność stokrotnie większa. 

- Tak bardzo rozzłościli mnie ci głupi, podli ludzie - rzuciłam z gniewem. - Jak mogą 

być tacy nietolerancyjni? Tacy zaślepieni! 

- Nie musi ci być przykro z mojego powodu - powiedział łagodnie. - Przyzwyczaiłem 

się. Zrozumiałem, Ŝe stanowi to nieodłączną część mojego Ŝycia. 

Pieścił pod bluzką moje ciało. 

- Jesteś piękna, Taran, masz taką delikatną skórę, nigdy nie przestanę o tobie myśleć. 

Tyle razy śniłem, Ŝe jesteś ze mną, jednak nie ośmieliłbym się nawet przypuszczać, Ŝe moje 

pragnienia się urzeczywistnią. 

background image

Czułam na szyi jego oddech, ledwie powstrzymałam się, by nie wykrzyczeć tęsknoty i 

poŜądania.  Ale  wiedziałam,  Ŝe  nie  powinnam  juŜ  nic  więcej  mówić  i  pozostawić  jemu  całą 

inicjatywę.  Nawet  przez  moment  nie  dręczyła  mnie  obawa,  Ŝe  mógłby  mi  sprawić  ból,  być 

gwałtowny czy agresywny. 

OstroŜnie rozpinał moją bluzkę, a ja pomagałam mu rozdygotana. Moje ciało płonęło, 

a nowe doznania trochę mnie przeraŜały. Tak bardzo się lękałam, Ŝe zawiodę Thora. 

Ogień  w  kominku  dogasał  i  rzucał  karminowozłotą  poświatę  na  mroczne  wnętrze 

mego  rodzinnego  domu.  Zsunęłam  się  z  baraniej  skóry  na  stare,  wytarte  deski  podłogi. 

Wydawało mi się, Ŝe całe pomieszczenie gęstnieje od wibrującego erotyzmu. 

Thor ujął moją twarz w dłonie i nasze usta spotkały się. Oddałam się bez reszty temu 

pierwszemu  pocałunkowi.  Było  w  nim  tyle  miłości  i  namiętności,  Ŝe  wydawało  mi  się,  Ŝe 

dostąpiłam rajskiej rozkoszy. 

Kiedy  Thor  oderwał  swe  gorące  wargi  od  mych  ust,  podniosłam  powieki  i 

popatrzyłam prosto w jego błękitne oczy. Zamrugał mocno i wyszeptał zdławionym głosem: 

- Taran, kochana moja, tak cię miłuję! Jesteś cudowna. 

- Ty takŜe - odpowiedziałam. 

A  potem  nasze  ciała  zatraciły  się  w  miłosnym  uniesieniu.  Porwała  mnie  radosna 

pewność, Ŝe istnieje coś więcej aniŜeli tylko uległość. Moje ciało oŜyło. Nareszcie czułam jak 

prawdziwa kobieta. 

Nigdy  nie  przypuszczałam,  Ŝe  doznam  tego  wszystkiego,  co  ofiarował  mi  Thor. 

Pewnie,  Ŝe  czytałam,  iŜ  miłość  między  męŜczyzną  a  kobietą  moŜe  być  cudowna,  Ŝe 

kochankowie tracą kompletnie poczucie czasu i miejsca w chwilach rozkoszy, ale zupełnie w 

to nie wierzyłam. Dopiero Thor pomógł mi tego doświadczyć. Ofiarował swoją miłość w taki 

sposób, Ŝe dowody miłości Ingego były po prostu niczym. 

Tak,  przez  krótki  moment  pomyślałam  o  swym  narzeczonym,  ale  pośpiesznie 

odrzuciłam wyrzuty sumienia. Nie chciałam, Ŝeby zniszczyły tę piękną chwilę, najpiękniejszą 

w  mym  Ŝyciu.  Thor  takŜe  wyznał  potem,  Ŝe  nigdy  nie  zdarzyło  mu  się  nic  równie 

niezwykłego. 

- To był prawdziwy cud - rzekł. - Spełniło się moje marzenie, nic więcej się nie liczy. 

Tę chwilę wspominać będę zawsze,  gdy poczuję smutek i zniechęcenie, a jestem pewien, Ŝe 

natychmiast  wróci  mi  radość  Ŝycia.  Nawet  nie  przypuszczasz,  ukochana,  jak  wiele  mi 

ofiarowałaś. 

Dlaczego podobało mi się, Ŝe mówi do mnie „ukochana”? PrzecieŜ ja byłam ukochaną 

Ingego! Nie... tej jednej nocy naleŜałam do Thora. O Ingem będę miała czas myśleć potem. 

background image

Prześladowało mnie jednak jedno: Co pocznie ze sobą Thor, gdy ja wrócę do miasta? 

OŜeni się? 

Poczułam bolesne ukłucie w sercu, choć wiedziałam, Ŝe nikt bardziej nie zasługuje na 

szczęście. Sądzę, Ŝe tego wieczoru uczyniłam go szczęśliwym. 

Zarzuciwszy  mu  ramiona  na  szyję,  westchnęłam  głęboko  z  rozkoszy.  Być  moŜe 

znaleźliby  się  tacy,  którzy  potępiliby  mnie  za  to,  co  zrobiłam,  ale  ja  nie  Ŝałowałam  nawet 

jednej chwili. 

background image

ROZDZIAŁ VIII 

W  poniedziałek  trochę  się  wypogodziło,  w  kaŜdym  razie  było  znacznie  cieplej  niŜ 

poprzedniego  dnia.  Zdecydowaliśmy  się  wyruszyć  po  stado,  mimo  Ŝe  znów  zaczynały 

nadciągać  chmury,  a  ołowianoszare  niebo  na  północy  świadczyło,  Ŝe  w  dolinie  leje  jak  z 

cebra. 

Na podwórku zobaczyłam Thora pochylonego nad traktorem. Wydał mi się taki silny i 

pociągający.  Posłał  mi  czuły  uśmiech,  ale  nawet  słowem  nie  nawiązał  do  tego,  co  się 

wydarzyło  między  nami.  Uzgodniliśmy,  Ŝe  będziemy  się  zachowywać  tak,  jakby  nic  się  nie 

stało, choć oboje doskonale wiedzieliśmy, jak wiele znaczyły dla nas spędzone razem chwile. 

Ta  noc,  która  na  zawsze  pozostanie  naszą  tajemnicą,  wzbogaciła  nas  i  napełniła  ciepłem, 

związała  nas  jeszcze  silniej  niŜ  do  tej  pory.  Widząc  promieniujący  dumą  i  szczęściem 

uśmiech  Thora,  przestałam  odczuwać  wyrzuty sumienia.  Pomyślałam  sobie,  Ŝe  skoro ta  noc 

przywróciła mu chęć do Ŝycia, nie powinnam się o niego martwić ani niczego Ŝałować. 

Zaniepokoiło mnie co innego. 

- Przekładałeś strzelbę Ingego? - zapytałam. 

- Nie, a co, nie leŜy na miejscu? - Thor popatrzył na mnie, nic nie pojmując. 

-  Tam,  gdzie  połoŜył  ją  Inge,  jest  pusto.  Ale  moŜe  Kåre  ją  gdzieś  schował  - 

zastanawiałam się głośno. - Zadzwonię do niego. 

Spojrzałam  na  zegarek.  Było  dość  wcześnie,  o  tej  porze  mój  brat  powinien  dopiero 

przygotowywać się do wyjścia do szkoły. Wróciłam do domu i wykręciłam numer telefonu. 

Okazało się, Ŝe Kåre nie ruszał strzelby, zresztą nawet nie zwrócił uwagi, gdzie ją Inge 

odłoŜył. Po głosie poznałam, Ŝe mocno go zaniepokoiła ta wiadomość. 

-  MoŜe  jacyś  złodzieje  grasowali  w  okolicy?  -  zastanawiał  się.  -  Nic  nie  słyszałaś  w 

nocy? 

- Nie... spałam jak suseł - skłamałam. PrzecieŜ nie mogłam się zdradzić, Ŝe spędziłam 

całą  noc  w  starej  chacie.  Bo  kiedy  zgasł  ogień  na  kominku  i  na  podłodze  zrobiło  się  nam 

chłodno, przenieśliśmy się do łóŜka Thora. 

-  Musisz  zgłosić  kradzieŜ  u  lensmana  -  powiedział  Kåre.  -  Nie,  moŜe  lepiej  będzie, 

jeśli ja zadzwonię na policję, a oni skontaktują się z komisariatem w Valdres. Wyobraź sobie, 

Ŝ

e z inspektorem zostaliśmy dobrymi kumplami - roześmiał się z dumą. 

-  Masz  rację,  tak  będzie  najlepiej.  Wolałabym  nie  przekładać  juŜ  wyprawy  w  góry. 

Wiesz,  wczoraj  dość  długo  dom  stał  pusty,  a  drzwi  były  otwarte.  No  to  trzymaj  się,  Kåre! 

background image

UwaŜaj  na  siebie!  -  zakończyłam  pośpiesznie  i  odłoŜyłam  słuchawkę.  Bałam  się,  Ŝe  brat 

zacznie mnie wypytywać, gdzie byłam. 

Góry, w których jesień zagościła juŜ na dobre, urzekły nas swym pięknem. Zalesione 

zbocza  mieniły  się  odcieniami  czerwieni,  oranŜu  i  brązu,  złociły  się  i  zieleniły  hale,  a 

ośnieŜone szczyty połyskiwały bielą. Prawdziwa symfonia barw! 

Jadący  przodem  Thor  odwrócił  głowę  i  wskazując  ręką  na  przepych  natury, 

uśmiechnął się szeroko uszczęśliwiony. Pomachałam mu wesoło. 

Z  głównej  szosy  prowadzącej  ze  wsi  na  płaskowyŜ  odbiliśmy  w  bok.  Wyprzedziłam 

Thora,  Ŝeby  wskazywać  mu  drogę.  Minęliśmy  tereny  rekreacyjne,  na  których  pobudowano 

drewniane chaty. Ich właściciele chętnie przyjeŜdŜali tu w weekendy i urlopy, by odpocząć od 

miejskiego  zgiełku.  Obok  wielu  z  nich  stały  zaparkowane  samochody,  znak,  Ŝe  zaczęło  się 

polowanie na kuropatwy. Wnet ujrzeliśmy pastwiska naleŜące do naszej zagrody w górach. 

Za  sprawą  Thora  czułam  się  cudownie  wolna  i  radosna  tego  dnia.  Pod  wpływem 

wspomnień poprzedniego wieczoru, czułości i troskliwości, jakie mi okazał, a takŜe dzikiego 

nienasycenia mną, moje serce znów zaczęło tłuc jak oszalałe. 

Zatrzymaliśmy  się  przy  pastwisku  i  weszliśmy  do  chaty,  bo  bardzo  chciałam  ją 

pokazać Thorowi. 

-  Ktoś  tu  był!  -  krzyknęłam  przestraszona.  -  Zamek  jest  wyłamany.  Thor,  czy 

dzierŜawca coś wspominał o włamaniu? 

Thor  pochylił  się  i  pokazał  mi  na  wpół  zaschnięte  błoto  z  odciśniętym  śladem 

podeszwy. 

-  Chyba  Kåre  miał  rację,  sugerując  kradzieŜ.  Pewnie  jakiś  gang  nieletnich  grasuje  w 

okolicy. 

Nie  zauwaŜyłam  jednak,  by  cokolwiek  zginęło.  Thor  rozglądał  się  wokół  z 

zainteresowaniem. Pewnie po raz pierwszy znalazł się w górskiej zagrodzie, która pamiętała 

tak  odległe  czasy.  Była  urządzona  w  podobnym  stylu  co  stara  chata  w  dolinie,  tyle  Ŝe  z 

większą prostotą. Woń gałązek jałowca i świeŜego koziego sera draŜniła nozdrza. 

- Jak tu pięknie - odezwał się Thor. - I jak wspaniale pachnie! 

- Zobacz, to jest mój kubek. Ma przynajmniej pół wieku - powiedziałam wzruszona. - 

Piłam z niego, kiedy byłam małą dziewczynką, a juŜ wtedy uwaŜano, Ŝe jest stary, brakowało 

mu zresztą uszka i podstawki. Popatrz na ten piękny wzorek kwiatowy. 

Thor, sięgając po kubek, musnął moją dłoń, a ja poczułam znów zalewającą mnie falę 

ciepła.  Tym  razem  nie  cofnęłam  ręki.  Oboje  napawaliśmy  się  łączącą  nas  intymną  więzią, 

nareszcie  odzyskaliśmy  spokój,  mogliśmy  się  dotykać  w  sposób  naturalny.  Thor  doskonale 

background image

wiedział, Ŝe nigdy więcej nie powtórzy się wczorajsza noc, i szanował moją decyzję. Tak, to 

był naprawdę niezwykły człowiek. To, co zdarzyło się między nami, dodało nam sił na wiele 

lat. 

Rozejrzeliśmy  się  wokół,  ale  ani  na  pastwisku,  ani  na  rozległym  płaskowyŜu  w  dole 

nie  było  widać  stada.  Tylko  niewielkie  jeziorko  połyskiwało  srebrem.  Niebo  zasnuło  się 

sinymi chmurami. Wysoko w górach zapewne padał śnieg. 

Ś

wieŜe górskie powietrze zaostrzyło nam apetyty, postanowiliśmy więc najpierw coś 

przekąsić, a dopiero potem poszukać owiec. 

Miło nam się gawędziło o dawnych czasach, przywoływaliśmy zapomniane zdarzenia. 

Czuliśmy się tacy swobodni w swoim towarzystwie, nie musieliśmy nic udawać, byliśmy po 

prostu  sobą.  Thor,  człowiek  o  złotym  sercu,  miał  szczególny  dar  rozumienia  innych.  Nigdy 

nie słyszałam, by o kimkolwiek źle się wyraŜał. Potrafił zrozumieć i wybaczyć nawet swoim 

prześladowcom. Był naprawdę niezwykły! 

- O  rany - złapałam się za głowę, zerknąwszy na zegarek. - Ale się zagadaliśmy, juŜ 

jedenasta! Musimy się zabrać do pracy. 

Thor w jednej chwili zerwał się na nogi. Serce wypełniło mi szczęście, gdy widziałam, 

Ŝ

e  wróciła  mu  dawna  radość  Ŝycia.  Jego  sylwetka  odcinała  się  wyraźnie  na  tle  masywnego 

szczytu  o  ołowianoszarej  barwie.  JakiŜ  kontrast  stanowiła  otwarta,  radosna  twarz  Thora 

okolona jasną, targaną przez wiatr czupryną z ponurym, budzącym grozę wzniesieniem! 

-  Stado  liczy  dwanaście  owiec  i  piętnaście  jagniąt  -  powiedziałam.  -  Wszystkie 

zwierzęta są białe, a znak rozpoznawczy to niebieski stempel na jednym uchu. Wydaje mi się, 

Ŝ

e powinniśmy pójść wyŜej w stronę brzeziny. 

Jak  lekko  i  miękko  człowiek  porusza  się  w  górach.  Szliśmy  w  milczeniu  gęsiego 

wąską ścieŜką, która, coraz mniej wyraźna, znikła w końcu w trawie. Zabraliśmy ze sobą linę, 

by  uwiązać  barana,  który  miał  zawieszony  na  szyi  dzwonek.  Liczyliśmy  na  to,  Ŝe  stado 

pójdzie  za  nim.  Nie  ukrywam,  Ŝe  pełna  byłam  obaw,  jak  sobie  z  tym  poradzimy.  Prawdę 

powiedziawszy, niewiele wiedziałam o zaganianiu stada. 

Ze  szczytu  rozciągał  się  widok  na  hale.  Gdy  tam  dotarliśmy,  Thor  odwrócił  się  do 

mnie i rzekł: 

- Wydawało mi się, Ŝe mignął mi jakiś cień, skradający się w stronę letniej zagrody. 

-  Naprawdę?  -  Poczułam  się  nieswojo,  ale  chcąc  odpędzić  ponury  nastrój, 

zaŜartowałam: - MoŜe to leśna huldra? 

Thor uśmiechnął się. 

- Nie, chyba nie! Pewnie to był jakiś duŜy ptak. 

background image

KrąŜyliśmy  bez  planu  po  lesie  w  poszukiwaniu  wydeptanej  przez  owce  ścieŜki.  Ale 

kaŜda,  wzdłuŜ  której  ruszaliśmy,  po  kilku  metrach  znikała.  Zupełnie  nie  mogliśmy  się 

zorientować, którędy owce mogły pójść. W końcu, gdy juŜ prawie uznaliśmy, Ŝe w lesie nie 

ma  stada,  dobiegł  nas  z  oddali  delikatny  dźwięk  dzwonka.  Pomknęliśmy  w  tym  kierunku, 

starając się poruszać bezgłośnie, by nie wystraszyć zwierząt. JuŜ zdawało nam się, Ŝe zaraz je 

zobaczymy, gdy tymczasem dźwięk dzwonka znów się oddalił. 

- Szybko się przemieszczają - zdziwiłam się. 

OstroŜnie posuwaliśmy się naprzód przez mieniący się złotem liści las, gdy naraz Thor 

zatrzymał się, uwaŜnie nasłuchując. 

- Muszą tu być dwa róŜne stada - stwierdził po chwili. - DzierŜawca mówił przecieŜ, 

Ŝ

e tylko baran ma na szyi dzwonek. 

Tym razem ja nic nie pojmowałam. 

-  Nie  ma  innego  wyjścia,  ty  pójdziesz  za  dźwiękiem  jednego,  a  ja  za  drugim 

dzwonkiem - zadecydował. - Szukaj stada, które jest bliŜej, a ja spróbuję odnaleźć to dalsze. 

Będziemy się nawoływać. 

Uznałam, Ŝe ma rację. 

Poczułam się jednak trochę nieswojo, wszedłszy w gęstwinę, i zapragnęłam gorąco, by 

Thor  był  przy  mnie.  Wyobraźnia  zaczęła  mi  podsuwać  ponure  obrazy,  wydawało  mi  się,  Ŝe 

natknę  się  na  niedźwiedzia  albo  na  jakiegoś  innego  groźnego  zwierza.  Próbowałam  sobie 

jednak wytłumaczyć, Ŝe skoro pasą się tu owce, to znaczy, Ŝe nie ma Ŝadnego zagroŜenia. 

Uspokoiłam  się  dopiero,  gdy  wyszłam  z  gąszczy  na  płaski  teren  i  rozejrzałam  się 

dokoła. Nareszcie odzyskałam orientację. PoniŜej rozciągała się dolina niewidoczna z naszej 

górskiej zagrody, a naprzeciwko wznosił się najwyŜszy szczyt w Valdres, ten sam, który tak 

bardzo poraził mnie swym ponurym majestatem, kiedy ujrzałam na jego tle naiwnie szczerą 

twarz  Thora.  Coś  zaszeleściło  w  złotym  listowiu,  a  ja  poczułam  się  bezmiernie  samotna  i 

zapragnęłam  z  całego  serca  znaleźć  się  za  szerokimi,  bezpiecznymi  plecami  przyjaciela.  On 

jednak, niestety, zniknął mi całkiem z oczu. 

Znów  usłyszałam  pobrzękiwanie  dzwonka,  teraz  jakby  trochę  bliŜej.  Uderzyła  mnie 

nagle myśl, Ŝe brzmi jakoś dziwnie. Zwykle gdy baran schyla się, by poskubać trawę, a potem 

unosi łeb, słychać urywany, głuchy dźwięk. Do mnie dolatywał tymczasem czysty dźwięczny 

ton,  tak jakby  woźny  w  szkole  wymachiwał  dzwonkiem  na  przerwę.  Krótkie,  ostre  sygnały. 

Dzwonek, za którym ruszył Thor, pobrzmiewał normalnie, tak mi się przynajmniej wydawało, 

a moŜe to tylko moja wyobraźnia? 

I  właśnie  w  tym  momencie  uświadomiłam  sobie,  Ŝe  kiedy  weszliśmy  z  Thorem  na 

background image

chwilę  do  chaty,  nie  zauwaŜyłam  starego  dzwonka.  Dziwne,  bo  od  zawsze  wisiał  tam  dla 

ozdoby. 

Szemrał  i  szumiał  górski  wodospad,  dotarłam  do  potoku  ukrytego  w  bujnej 

roślinności.  Woda  przetaczała  się  przez  wytartą  półkę  skalną  i  opadała  w  dole,  tworząc 

głęboki  staw.  Przeskoczyłam  przez  potok  i  weszłam  w  głąb  jeszcze  gęstszego  lasu.  Nagle 

gdzieś z daleka doleciał mnie głos Thora. 

- Taran! - wołał. - Taran! 

- Tu jestem! - krzyknęłam. 

- Znalazłem stado. Owce mają niebieski znak na uszach. 

Wyszłam na niewielką polanę, gdy naraz powietrzem wstrząsnął huk i coś przemknęło 

ze świstem koło mnie. Krzyknęłam z przeraŜenia i odruchowo rzuciłam się na ziemię. 

- Taran! - zawołał Thor śmiertelnie wystraszony. - Co to było? 

- Jakiś idiota myśliwy - krzyknęłam, czując, jak strach ustępuje miejsca wściekłości. - 

Jak moŜna być takim głupim, Ŝeby nie widzieć, do kogo się strzela! 

- Idę do ciebie! - w głosie Thora pobrzmiewał wyraźny lęk o mnie. 

-  Nie  strzelać!  -  zawołałam  do  niewidzialnego  myśliwego.  -  Jestem  człowiekiem, 

cokolwiek sobie myślisz, głupcze! 

Ale ku memu przeraŜeniu rozległ się nowy strzał i pocisk przeleciał parę centymetrów 

nad moją głową. 

-  O  BoŜe  -  wymamrotałam  i  podczołgałam  się  do  brzozowego  zagajnika,  a  potem, 

targana paniką, ruszyłam pędem w stronę Thora. Biegłam na oślep, potykając się o korzenie i 

krzaki jałowca, i histerycznym głosem odpowiadałam na wołania. 

Na  widok  przyjaciela  odczułam  gwałtowną  ulgę.  Wpadłam  wprost  w  jego  otwarte 

ramiona i rozdygotana rozszlochałam się na dobre. 

- Strzelał do mnie... celował we mnie! 

- Kto? - Thor patrzył na mnie wzrokiem, w którym mieszały się wściekłość i strach. 

- Nie wiem - łkałam. - Zwabił mnie dźwiękiem dzwonka, a potem zaczął strzelać. 

W tej samej chwili coś się poruszyło w zagajniku. 

-  Chodźmy.  -  Thor  zbladł,  a  jego  twarz  stęŜała.  -  Szybko  na  tamto  wzniesienie. 

Ukryjemy się za głazami. 

Uciekaliśmy w desperacji, wiedząc, Ŝe stawką jest nasze Ŝycie. Potknęłam się o jakieś 

kłujące  zarośla  i  runęłam  jak  długa.  Zostałam  z  tyłu,  ale  Thor,  widząc,  Ŝe  mam  kłopoty, 

cofnął się, by pomóc mi wstać. 

-  Spójrz  tam!  -  wrzasnęłam,  wskazując  ręką  w  stronę  lasu.  Wśród  drzew  coś  się 

background image

poruszyło, a w słońcu błysnęła lufa strzelby. 

- On znowu będzie strzelał - zawołałam ogarnięta paniką. - Nie ucieknę, noga utkwiła 

mi między korzeniami! 

Nie namyślając się ani sekundy, Thor zasłonił mnie swym ciałem. 

Rozległ się strzał i na moich oczach mój najdroŜszy przyjaciel osunął się z jękiem. 

- Thor! - krzyknęłam oszalała. - Thor! 

- Wszystko będzie dobrze - wyszeptał. - Tylko pospiesz się, musimy stąd uciekać! 

Wreszcie  wydostałam  stopę  i  trzęsąc  się  ze  strachu  przed  myśliwym,  a  takŜe 

przeraŜona stanem Thora, pomogłam mu się podnieść. Wsparł się na mym ramieniu, a dłoń, 

którą  przyłoŜył  do  piersi,  zabarwiła  się  na  czerwono.  Między  palcami  zaczęły  wyciekać 

struŜki krwi. 

- PomóŜ mi, BoŜe! - -wyszeptałam, tłumiąc płacz. 

- WyŜej na prawo - poganiał Thor ledwo słyszalnym głosem. - Szybciej, póki jeszcze 

mam trochę siły. 

Ledwie szedł, coraz cięŜej opierał się na mym ramieniu, musiałam wykrzesać z siebie 

całą energię, by go podtrzymywać. Jego sweter był juŜ z jednej strony całkiem przesiąknięty 

krwią. 

Trzeba  natychmiast  opatrzyć  ranę,  myślałam  w  panice,  rozglądając  się  za 

bezpiecznym miejscem, gdzie moglibyśmy się schronić. O, są głazy! To chyba o nich mówił 

Thor! Jeśli się ukryjemy za kamiennymi blokami, wówczas ten, który do nas strzela, Ŝeby nas 

trafić, będzie musiał podejść bardzo blisko, a na to z pewnością zabraknie mu odwagi. Poza 

tym miałam nadzieję, Ŝe nie zauwaŜył, dokąd uciekliśmy. 

Nieprawdopodobne,  ile  siły  jest  w  stanie  wykrzesać  z  siebie  człowiek  w  desperacji. 

Niemal  dowlokłam  Thora  do  osłoniętego  głazami  miejsca.  Tam  połoŜyłam  go  ostroŜnie  na 

ziemi  i  uklęknęłam  przy  nim.  Nikt  nie  mógł  nas  teraz  zobaczyć.  Rozejrzałam  się  wokół  i 

pomyślałam, Ŝe od biedy mogłabym uŜyć do obrony kamieni, których sporo leŜało w zasięgu 

ręki. 

Thor  leŜał  na  ziemi  i  jęczał  z  bólu.  Z  jego  szeroko  rozwartych  oczu,  które  zawsze 

urzekały mnie swą dobrocią, wyzierała rozpacz. 

-  Nie  chcę  umierać,  Taran  -  powiedział  nieszczęśliwy.  -  Jeszcze  wczoraj  było  mi 

wszystko jedno, ale nie dziś, nie po tym, co wydarzyło się w nocy. Przekonałem się, Ŝe coś 

dla ciebie znaczę - jęczał. 

Twarz miał tak bladą, Ŝe wydawało się, iŜ odpłynęła z niej cała krew. 

-  Dobrze, juŜ  dobrze  - mamrotałam,  usiłując  go  pocieszyć.  -  Nie  pozwolę ci  umrzeć. 

background image

Bo co by się wtedy stało ze mną? 

W nagłym przebłysku ujrzałam siebie bez Thora, kompletnie samotną, zawieszoną w 

próŜni. 

Ze ściśniętym od strachu gardłem, jakby duszona przez jakąś marę, uniosłam ostroŜnie 

w  górę  jego  sweter.  Thor  był  całkiem  wycieńczony,  twarz  miał  kredowobiałą,  oczy 

przymknięte.  Oddychał  cięŜko,  z  wysiłkiem.  Zapewne  cierpiał  okropnie.  Przez  chwilę 

myślałam,  Ŝe  zrezygnowana  zaleję  się  łzami  i pogrąŜę  w  kompletnej  rozpaczy.  Ale  przecieŜ 

nie wolno mi się poddać! 

Zdjęłam  kurtkę  i  wahając  się  tylko  przez  chwilę,  ściągnęłam  takŜe  bluzkę.  Teraz 

najwaŜniejszy  jest  Thor!  Zawiązałam  bluzkę  nad  raną  i  ścisnęłam  mocno  jak  opaskę 

uciskową. Odkryłam, Ŝe ma dwie rany, bo kula trafiła go w bok i przeszła na wylot. Cały czas 

modliłam się gorąco, by rany okazały się niegroźne, Ŝeby Thor przeŜył. Ale to, co ujrzałam, 

poraziło  mnie.  Wstrząśnięta,  usiłowałam  myśleć  trzeźwo,  ale  mój  mózg  przestał  chyba 

pracować,  bo  w  głowie  czułam  kompletną  pustkę.  Zawierzyłam  instynktowi,  działałam  jak 

automat. Owinęłam kurtką potęŜną klatkę piersiową Thora i mocno ścisnęłam. 

Więcej  nie  mogłam  juŜ  nic  zrobić.  Absolutnie  nic!  Nie  mogłam  biec  po  pomoc,  bo 

stąd  do  samochodu  było  dość  daleko,  a  ja  nie  mogłam  przecieŜ  zostawić  bez  opieki 

najlepszego  przyjaciela.  BoŜe,  modliłam  się  zdruzgotana,  czy  mam  tu  siedzieć  bezczynnie  i 

czekać na śmierć? MoŜe nadejdzie szybciej niŜ przypuszczam i weźmie nas oboje? uderzyła 

mnie  nagła  myśl.  Wszystko  zaleŜy  od  mordercy,  bo  nie  miałam  juŜ  najmniejszych 

wątpliwości, Ŝe to jakiś zimny i bezwzględny typ nastaje na nasze Ŝycie. 

Płacząc  rozpaczliwie,  osunęłam  się  na  ziemię,  obok  Thora.  Oddech  miał  krótki, 

urywany. 

- Taran - szepnął, lekko się uśmiechając. 

- Nic nie mów - próbowałam go powstrzymać. 

Zrozumiałam,  Ŝe  teraz  muszę  myśleć  przede  wszystkim  o  nim.  W  takiej  sytuacji  nie 

wolno  wpadać  w  histerię.  Otarłam  łzy  i  spróbowałam  uśmiechem  dodać  mu  odwagi,  ale 

chyba wypadł dość blado. 

-  Nie  wolno  ci  się  wysilać  -  wyszeptałam.  -  Zobaczysz,  poradzimy  sobie,  ty  i  ja. 

Razem jesteśmy bardzo silni, wiesz o tym! 

Uśmiechnął się wyraźnie poruszony, a potem wyjęczał: 

- Ale jakie mamy szanse? śadnych! Och, Taran, czy wiesz, Ŝe cię kocham? 

Pokiwałam głową, a oczy znów napełniły mi się łzami. Przypomniało mi się, Ŝe gdzieś 

czytałam, Ŝe jeśli ranny zacznie kaszleć, to znaczy, Ŝe krew dostała się do płuc i wtedy szanse 

background image

na uratowanie są minimalne. Znów zaczął mnie dusić paniczny strach. 

Thor wpatrywał się we mnie umęczony. 

- Zmarzniesz - z trudem artykułował słowa. 

ZauwaŜył, Ŝe mam na sobie tylko stanik. 

-  Nie  -  odpowiedziałam  mu  niemal  bezgłośnie.  -  Nie  przejmuj  się  tym,  odpocznij 

trochę. 

Owce  pewnie  uciekły  spłoszone  strzałami,  bo  nie  dochodził  do  nas  odgłos  dzwonka. 

Gdzieś  w  pobliŜu  słychać  było  jedynie  beztroski  szmer  potoku.  Usiłowałam  się 

skoncentrować, Ŝeby ustalić, czy to ten potok, przez który przeskakiwałam, ale mózg zupełnie 

odmówił mi posłuszeństwa. Kompletnie nie byłam w stanie myśleć. 

- Opowiedz mi bajkę, Taran - doszedł mnie słaby szept. 

Uderzyła mnie myśl, Ŝe naleŜy spełnić ostatnie Ŝyczenie umierającego. Łzy spływały 

mi  po  twarzy  nieprzerwanym  strumieniem,  ściskało  mnie  w  gardle,  przełykałam  ślinę, 

próbując się pozbyć duszącej mnie kluchy. 

W  jednej  chwili  cofnął  się  czas.  Na  powrót  staliśmy  się  dziećmi,  które  z  zapartym 

tchem  słuchały  i  opowiadały  baśni.  Wydało  mi  się,  Ŝe  oto  siedzi  przy  mnie  ów  niezdarny 

jedenastolatek,  który  cały  zamieniał  się  w  słuch,  gdy  puszczałam  wodze  fantazji  i 

wymyślałam  smoki  o  ognistych  jęzorach,  dobre  wróŜki,  szlachetnych  przystojnych  ksiąŜąt  i 

księŜniczki,  trolle  ogromne  jak  domy  i  maleńkie  elfy  lekkie  jak  piórka.  Zawsze  uwielbiał 

słuchać, był wręcz nienasycony. 

A teraz krąg się zamyka. 

Przepełniona smutkiem wyszeptałam drŜącym głosem: 

- Co chciałbyś usłyszeć, najdroŜszy? 

-  Tę  samą  baśń  -  wydobył  z  trudem  -  którą  opowiadałaś  mi  wczoraj.  Baśń  o 

dziewczynie i pasterzu. 

Kiwnęłam głową i na moment się zamyśliłam. Z początku nie bardzo wiedziałam, jak 

zacząć. Ale zaraz olśniło mnie, Ŝe to wcale nie jest takie trudne. Poprzedniego dnia włoŜyłam 

w  swe  opowiadanie  szczerą  prawdę,  teraz  powinnam  ułoŜyć  ciąg  dalszy,  o  to  mnie  prosił. 

Zaczęłam więc zdławionym głosem: 

-  Pasterz  ofiarował  dziewczynie  coś  najcudowniejszego  -  głos  mi  się  załamał.  - 

Dlatego go pokochała. 

- Naprawdę? - rzekł z wysiłkiem Thor. 

-  Tak  -  potwierdziłam.  -  Pokochała  go  bardziej, niŜ  sądziła,  Ŝe  moŜna  kogoś  kochać. 

To, Ŝe zapragnęła być z nim tak blisko tamtej nocy, wynikało z ogromnej miłości, jaką wobec 

background image

niego  czuła.  Nie  rozumiała  tego  wcześniej,  sądziła,  Ŝe  pragnie  tylko  jego  ciała,  ale  musiała 

przyznać  sama  przed  samą  sobą,  Ŝe  się  myliła.  Nie  poŜądała  jedynie  jego  ciała,  pragnęła 

dostać od niego o wiele, wiele więcej. 

Thor pokiwał głową uroczyście. Zgadzał się i chciał dać mi znak, Ŝe czuje dokładnie 

to samo. 

-  Bo  oboje  naleŜeli  do  siebie  -  ciągnęłam  coraz  pewniejszym  głosem.  -  Król,  cóŜ 

znaczył  dla  niej  król?  Nic!  Zupełnie  nic!  Była  jedynie  nieśmiałą  dziewczyną,  której  brakło 

pewności  siebie.  Dopiero  kiedy  po  latach  spotkała  swego  pasterza,  stała  się  silna.  Wiesz, 

miłość dodaje sił - uśmiechnęłam się do niego przez łzy. - Dlatego oboje uciekli od króla do 

niewielkiej  krainy  szczęśliwości.  Ale  zapomnieli,  Ŝe  u  jej  granic  Ŝyją  złe  stwory,  które  nie 

będą mogły znieść ich miłości. 

Byłam  zrozpaczona.  Wiedziałam,  Ŝe  powinnam  pobiec  ile  tchu  w  piersiach  do 

samochodu  i  sprowadzić  pomoc,  bo  to  była  jedyna  szansa  na  ratunek.  Ale  przecieŜ  nie 

mogłam  zostawić  Thora  samego.  A  jeśli  zostanę  zastrzelona,  biegnąc  przez  las?  myślałam 

gorączkowo. Kto wówczas udzieli pomocy rannemu? Kto go tu w ogóle odnajdzie? Wołać o 

pomoc teŜ nie mogę, zresztą jaki by to miało sens na tym pustkowiu. 

- Kiedyś - ciągnęłam dalej, szukając w baśni ucieczki przed okrutną rzeczywistością - 

oboje  wędrowali  przez  złoty  las.  Złe  stwory  czaiły  się  w  ukryciu,  a gdy  ich  zwabiły  w  głąb 

lasu,  skierowały  w  nich  swe  śmiercionośne  strzały.  OdwaŜny  pasterz,  usiłując  ratować 

dziewczynę,  osłonił  ją  własnym  ciałem.  Strzała  ugodziła  go  w  pierś,  a  dziewczyna  z  Ŝalu 

zapragnęła,  by  jej  serce  przestało  bić.  Ale  przecieŜ  nie  wolno  jej  było  się  poddać.  Musiała 

pomóc swemu ukochanemu. 

Z największym przeraŜeniem dostrzegłam na mojej błękitnej kurtce ciemnoczerwoną, 

z  wolna  się  powiększającą  plamę.  Zebrałam  w  sobie  wszystkie  siły,  by  podjąć  przerwany 

wątek. 

-  Ale  młody  pasterz  pocieszał  ją  słowami:  „Nie  rozpaczaj,  ukochana!  Wiem,  co 

powinienem  zrobić.  Muszę  opuścić  cię,  Ŝeby  odnaleźć  lekarstwo  na  swą  ranę,  ale  niedługo 

znów  się  spotkamy”.  I  zniknął,  a  nieszczęśliwa  dziewczyna  została  całkiem  sama  w  złotym 

lesie. Tak bardzo tęskniła za swym ukochanym pasterzem, Ŝe porzuciła króla i innych ludzi i 

udała się na poszukiwania. Pragnęła pójść śladem ukochanego, ale to się nie udało, bo jej czas 

jeszcze nie nadszedł. 

W  tej  samej  chwili  poŜałowałam  swych  słów.  Zbyt  wyraźnie  dałam  do  zrozumienia, 

co się stanie. Ale Thor nie zareagował. Ku memu największemu przeraŜeniu jego twarz stała 

się niemal przezroczysta. 

background image

Nie opuszczaj mnie, Thor! prosiłam w duchu. Proszę, nie zostawiaj mnie ani teraz, ani 

później. Co się ze mną stanie, gdy ciebie zabraknie? 

Z  nieprawdopodobnym  wysiłkiem  mówiłam  dalej,  bo  za  wszelką  cenę  pragnęłam 

odciągnąć jego myśli od śmierci. Nie chciałam, Ŝeby zasnął ani Ŝeby zaczął się bać. 

-  Szukała  go  wiele,  wiele  lat  -  szlochałam.  -  Ale  dopiero  gdy  juŜ  się  zestarzała, 

odnalazła klucz do zamku, w którym nigdy dotąd nie była. Otworzyła wrota i tam czekał na 

nią pasterz. Tyle Ŝe teraz był księciem, a ona przemieniła się w piękną księŜniczkę. I tam w 

tej cudownej krainie, gdzie rosa, gdzie łzy odchodzącej nocy... - głos ugrzązł mi w gardle, ale 

dukając  powtórzyłam:  -  Gdzie  łzy  odchodzącej  nocy  leŜały  niczym  srebrzysta  jedwabna 

narzuta  na  kwiatach  i  trawie,  tam  pozostali  na  zawsze  i  nikt  nie  dziwił  się  ich  miłości. 

Wszyscy cieszyli się razem z nimi, a oni byli tacy szczęśliwie, tacy szczęśliwi! 

Zamilkłam.  Płacz  odebrał  mi  mowę.  Thor,  który  leŜał,  zdawało  się,  nieprzytomny, 

otworzył oczy, a na jego ustach zagościł ledwie dostrzegalny uśmiech. 

- Kocham cię, Taran - wyszeptał. 

Coś  zaszeleściło  w  lesie. Kilkakrotnie  słyszałam ten  szelest, ale  bałam  się  w  ogóle  o 

tym  myśleć.  Wiedziałam,  Ŝe  ktoś  nas  tropi,  kierując  się  zaciekłą  nienawiścią,  której  nie 

pojmowałam. Ale rejestrowałam kaŜdy dźwięk, choć zewnętrzny świat nic dla mnie teraz nie 

znaczył,  bo  skoncentrowałam  się  wyłącznie  na  rannym  przyjacielu.  JakŜe chciałabym  wziąć 

na  siebie  część  jego  cierpienia.  Poświęcił  się  dla  mnie,  mimo  Ŝe  niegdyś  tak  sromotnie  go 

zawiodłam.  Na  szczęście  to  minęło.  Thor  nie  wziął  tego  za  zdradę,  powinnam  więc  sama 

takŜe wytrzeć z pamięci to wspomnienie. 

Siedziałam  w  baśniowym  złotym  lesie  i  patrzyłam  bezradnie,  jak  przemija  czas 

mojego  ukochanego.  Nigdy  nie  traktowano  go  powaŜnie.  Od  dzieciństwa  dane  mu  było 

poznać  wyłącznie  najgorsze  strony  Ŝycia.  Wyśmiewany  i  wyszydzany  tylko  dlatego,  Ŝe  nie 

opanował sztuki czytania. 

Niepojęte,  Ŝe  ludzie  potrafią  być  tacy  okrutni!  Nikt  nie  chciał  dostrzec  niezwykłej 

dobroci Thora. Chyba dlatego,  Ŝe potrzebowali kozła ofiarnego. Gdyby nawinął mi się teraz 

któryś  z  prześladowców,  z  rozkoszą  skręciłabym  mu  kark.  To  okropne,  myślałam,  Ŝe  Thor 

musi  umrzeć!  Nie  dane  mu  było  zaznać  wiele  szczęścia  w  Ŝyciu.  CóŜ  znaczyła  bowiem 

wczorajsza  noc  w  zestawieniu  z  pasmem  udręk?  A  moŜe  waŜne  jest  to,  Ŝe  teraz  był 

szczęśliwy? MoŜe mimo wszystko tylko to się liczy? Jakie to wszystko trudne, jakie bolesne. 

Patrzyłam  na  Thora.  LeŜał  z  przymkniętymi  powiekami,  całkiem  cicho.  Nawet  nie 

znać  było, czy  oddycha. Czy  on...?  Nie, to  się  nie  moŜe  stać!  Nie  moŜe odejść  ode  mnie  na 

zawsze! 

background image

Chciałam krzyczeć, ale słowa zamarły mi na ustach. Zrezygnowana pogładziłam go po 

twarzy,  która  wydała  mi  się  dziwnie  chłodna,  i  znów  poczułam  ściskający  gardło  strach. 

Naszła mnie chęć, by połoŜyć się obok Thora i umrzeć razem z nim. 

Nie mam pojęcia, jak długo siedziałam ciasno przytulona do niego, pragnąc ogrzać go 

swym ciałem. Niestety, to nie pomogło, leŜał bez Ŝycia, a jego twarz była całkiem biała. 

Tymczasem  ktoś  wspinał  się  po  kamiennych  blokach  i  powoli  zbliŜał  się  do  naszej 

kryjówki.  Instynktownie  wtuliłam  się  w  ciało  Thora.  Pragnęłam  go  osłonić,  a  równocześnie 

sama znaleźć schronienie. 

I  wtedy  stanął  nad  nami  morderca  ze  strzelbą  wycelowaną  w  moją  pierś.  Pełne 

nienawiści oczy patrzyły na mnie z góry. 

background image

ROZDZIAŁ IX 

JuŜ  po  wszystkim  Kåre  zdał  mi  dokładną  relację  z  przebiegu  wydarzeń.  Zaraz  po 

naszej porannej rozmowie zadzwonił do inspektora policji i zgłosił kradzieŜ strzelby. 

- MoŜe to głupstwo i nie powinienem panu tym zawracać głowy - dodał. - Pewnie tą 

sprawą powinien zająć się tamtejszy lensman, ale pomyślałem... 

-  Nie,  Kåre,  to  nie  jest  błahostka.  Dobrze  zrobiłeś,  dzwoniąc  do  mnie  -  przerwał  mu 

inspektor. - Nie idź dzisiaj do szkoły, zostań w domu! Być moŜe będziesz mi potrzebny jako 

przewodnik. Na wszelki wypadek przygotuj się od razu do wyjazdu do Valdres. 

I  kiedy  my,  to  znaczy  Thor  i  ja,  powoli  ruszyliśmy  do  zagrody  w  górach,  a  potem 

zagadaliśmy  się  przy  śniadaniu  na  łonie  przyrody,  ci  dwaj  pędzili  na  północ  z  dozwoloną 

maksymalną prędkością. 

- Zadzwoniłem do lensmana w Valdres - powiedział Kåremu inspektor. - Niestety, nie 

było  go  w  komisariacie,  a  ja  nie  miałem  czasu  czekać.  Zostawiłem  jedynie  wiadomość,  Ŝe 

przyjeŜdŜamy i Ŝeby nam wyszedł na spotkanie. Obdzwoniłem teŜ czworo podejrzanych. 

-  Chwileczkę  -  przerwał  mu  Kåre  i  zaczął  wyliczać  na  palcach.  -  Ma  pan  na  myśli 

Brandellów, Ingego i Kristoffera Hansena, prawda? 

- Dokładnie tak! Twoją siostrę i Thora Steinebråtena juŜ dawno skreśliłem z tej listy. 

Wyobraź sobie, Ŝe twój przyszły szwagier przez  cały czas informował gorliwie pozostałych, 

gdzie  przebywa  Taran  i  Thor.  Powiadomił  ich  nawet  o  tym,  Ŝe  dziś  wybierają  się  w  góry 

sprowadzić stado. 

- Idiota - skwitował Kåre z brutalną szczerością. 

-  Nie  da  się  ukryć  -  przyznał  mu  rację  inspektor.  -  śeby  adwokat  był  taki 

nierozwaŜny? Ale najbardziej przeraziło mnie to, Ŝe jednej z podejrzanych osób nie zastałem 

pod telefonem. Wyjechała z miasta wczorajszego wieczoru. 

-  Strzelba!  -  Kåre  pstryknął  palcami.  -  Taran  powiedziała,  Ŝe  w  nocy  dom  był  przez 

długi czas otwarty. 

- Jak mogła... 

- Pewnie gdzieś poszła - zamyślił się Kåre. 

Inspektor popatrzył na niego przeciągle. 

-  Kto  wyjechał  z  miasta?  -  zapytał  Kåre,  sądząc,  Ŝe  wreszcie  pozna  rozwiązanie  tej 

łamigłówki. 

-  Ktoś,  kogo  podejrzewałem  przez  cały  czas  -  odpowiedział  inspektor  z  uśmiechem 

background image

zadowolenia.  -  Zabójstwa  Dory  mogła  dokonać  tylko  jedna  osoba!  Gdyby  jeszcze  udało  mi 

się  znaleźć  motyw.  Niestety,  do  tej  pory  nie  udało  nam  się  tego  ustalić.  Wybacz,  Ŝe  nie 

odpowiadam na twoje pytanie, ale przed ujęciem sprawcy nigdy nie podaję nazwiska. 

-  Oczywiście,  rozumiem  -  powiedział  Kåre  nieco  zawiedziony  i  usilnie  się 

zastanawiał, kto to moŜe być. 

Dotarli do zagrody  w  górach w rekordowym  czasie. Czekał juŜ tam na nich lensman 

ze swym pomocnikiem. 

-  Stoi  nasz  samochód  i  nowy  traktor  -  powiedział  Kåre,  -  To  znaczy,  Ŝe  są,  innego 

samochodu nie widzę. 

- Jasne, Ŝe nie - mruknął pod nosem inspektor. - Na pewno został gdzieś dobrze ukryty 

w  pobliŜu  głównej  drogi.  Mijaliśmy  wiele  chat,  ścieŜek,  a  w  brzozowym  lesie  teŜ  moŜna 

zaparkować tak, Ŝe wóz pozostaje niewidoczny z głównej drogi. AleŜ tutaj jest pięknie. Macie 

wielkie  szczęście,  Ŝe  jesteście  właścicielami  takiej  posiadłości  -  dodał,  kierując  kroki  ku 

drzwiom chaty. 

Drzwi z wyłamanym zamkiem nie stawiały Ŝadnego oporu, więc bez trudu weszli do 

ś

rodka. 

-  Na  stole  leŜy  jakaś  kartka  -  zawołał  Kåre  i  podniósł  ją,  Ŝeby  odczytać:  - 

Zamordowałem Dorę, bo mi odmuwiła. Taran tesz, więc i ona zginie. Potem zaszczelę siebie. 

Zegnajcie! Dzięki za waszą cholerną Ŝyczliwość. Thor. 

Przez moment wszyscy patrzyli po sobie w napięciu. Ciszę przerwał Kåre: 

- Tego nie mógł napisać Thor. Cierpi na dysgrafię i zdaje mi się, Ŝe w ogóle nie potrafi 

pisać. Nie, Thor tego na pewno nie napisał. 

- Naiwna próba, by wywołać wraŜenie, Ŝe pisała to osoba niewykształcona - przyznał 

inspektor. - No cóŜ, sprawdzimy najpierw wszystkie budynki, a potem będziemy musieli się 

rozdzielić.  Dobrze,  Ŝe  widoczność  dziś  jest  niezła  i  całą  okolicę  mamy  jak  na  dłoni.  Dzięki 

temu  moŜna  będzie  ograniczyć  rejon  poszukiwań  do  tych  wzgórz  porośniętych  lasem 

brzozowym. Musimy się spieszyć. Z listu wynika, Ŝe oboje mają zostać zastrzeleni, najpierw 

Taran, a  potem  z  bliska Thor,  tak  Ŝeby  upozorować  samobójstwo.  śebyśmy  tylko  dotarli  na 

czas!  -  Ostatnie  słowa  wymruczał  pod  nosem,  ale  pozostali  je  usłyszeli  i  wtedy  Kåre  zdał 

sobie sprawę z całą ostrością, w jakich tarapatach znaleźliśmy się razem z Thorem. Przeraził 

się śmiertelnie. 

- MoŜe powinniśmy wezwać karetkę - zaproponował lensman. 

- Tak, zróbmy to - zgodził się inspektor. 

Lensman pośpiesznie udał się do samochodu, gdzie miał telefon komórkowy. 

background image

W  kilka  minut  przetrząsnęli  wszystkie  zabudowania  gospodarskie  i  biegiem  ruszyli 

pod górę. 

-  Będzie  padał  śnieg  -  Kåre  wskazał  ręką  w  stronę  szczytów,  których  wierzchołki 

zakryła  groźnie  szarobiała  zasłona.  Jego  twarz  pobladła  i  zastygła  w  napięciu,  ale  starał  się 

opanować lęk. 

Nagle  posłyszeli  brzęk  dzwonka  i  tupot  kopyt.  Spłoszone  stado  owiec  uciekało  od 

strony lasu. 

- Jesteśmy na dobrej drodze - mruknął lensman. 

- Czy nie powinniśmy ich zawołać? - spytał Kåre, który wiedział, Ŝe dłuŜej nie zniesie 

napięcia. 

Inspektor juŜ otworzył usta, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. 

- Cii - wyszeptał. - Co to było? 

Wszyscy zastygli w bezruchu i wytęŜyli słuch. 

 

W  tym  czasie  nade  mną  wyrosła  postać  mordercy,  wpatrującego  się  we  mnie  z 

chłodnym  zdecydowaniem.  Nie  miałam  nic  do  stracenia,  więc  zaczęłam  głośno  krzyczeć, 

mimo Ŝe dobrze wiedziałam,  Ŝe i tak nikt mnie nie usłyszy. Ale potrzebowałam wykrzyczeć 

swój strach, więc wrzeszczałam jak opętana. 

- Zabiłaś człowieka tysiąc razy wartościowszego aniŜeli ty, nędzna kreaturo! 

- Ha! - rozległo się pogardliwe parsknięcie. - Nie jesteś chyba taka głupia, by sądzić, 

Ŝ

e z powodu tego idioty zrezygnuję z tego, co budowałam misternie przez całe Ŝycie! 

Idiota - znów to słowo, którego tak nienawidzę! 

- Zniszczyłaś cały mój plan, nie mogę upozorować, Ŝe najpierw on cię zabił, a potem 

popełnił samobójstwo. Będę musiała ukryć wasze ciała. 

- Nie moŜesz tego zrobić! - zaczęłam, szukając dłonią kamienia. 

- Nie mogę? - W jej oczach błysnęła nienawiść. - Nigdy cię nie lubiłam, Taran! Wiem, 

Ŝ

e uwaŜasz... 

- Proszę rzucić broń, pani Brandell! - zagrzmiało. 

Kåre twierdził później, Ŝe rozkaz inspektora przypominał groźne zawołanie szeryfa z 

westernu. 

Nutti  zastygła  z  palcem  na  spuście  z  lufą  wycelowaną  we  mnie.  W  ułamku  sekundy 

zamarłam  ze  wzrokiem  utkwionym  w  ziejący  groźnie  otwór.  Dopiero  gdy  Nutti  zobaczyła 

czterech męŜczyzn, opuściła powoli broń. 

Odetchnęłam cięŜko i łzy popłynęły mi niepohamowanym strumieniem. 

background image

Nutti  błyskawicznie  została  obezwładniona  przez  lensmana  i  jego  pomocnika. 

ZauwaŜyłam, Ŝe miała posiniałą z zimna twarz, no cóŜ, spędziła na chłodzie wiele godzin w 

oczekiwaniu na swe ofiary. Mój płacz zamienił się gwałtownie w histeryczny, nieopanowany 

ś

miech. Nagle rozbawiło mnie, Ŝe Nutti pozbyła się szczebiotu i głupawego spojrzenia. Kiedy 

patrzyła na mnie, jej oczy były zimne jak stal. 

Podszedł do mnie Kåre i objął ramieniem. Nareszcie miałam się u kogo wypłakać. 

- Czy dotarliśmy na czas? - spytał z lękiem inspektor, otulając mnie kurtką. 

- Nie - załkałam. - Obawiam się, Ŝe dla Thora jest juŜ za późno. 

Inspektor zaklął i pochylił się wraz z lensmanem nad nieruchomym ciałem. 

- Knut! - zawołał lensman do swego pomocnika. - Biegnij na dół i czekaj na karetkę. 

Skierujesz ją tutaj natychmiast, podjedźcie tak blisko jak to moŜliwe. Pospiesz się! 

Patrzyłam przestraszona, jak ci dwaj pochylają się nad mym ukochanym przyjacielem. 

Wyglądałam pewnie okropnie: miałam opuchnięte oczy, błyszczący nos i posiniałą twarz. 

- Myśli pan, Ŝe on...? 

- Szansa jest nikła, ale póki tli się w nim Ŝycie, jest nadzieja. 

Omal nie zemdlałam, targnięta gwałtownym szokiem. Thor Ŝyje! 

-  Dobry  BoŜe  -  modliłam się  w  duchu.  -  Oszczędź  go!  Nigdy  więcej  nie  ośmielę  się 

prosić cię o nic więcej, jeśli tylko darujesz mu Ŝycie. 

Lensman, który nie mógł słyszeć tej modlitwy, rzekł bezmyślnie i głupio: 

-  Biedak,  moŜe  lepiej  dla  niego,  gdyby  nie  przeŜył.  Słyszałem,  Ŝe  nie  był  całkiem 

normalny... 

-  Proszę  sobie  darować  tego  typu  uwagi  -  przerwał  mu  ostro  inspektor.  Chętnie 

uściskałabym go za te słowa. - Thor to wspaniały człowiek, mało jest osób o tak szlachetnym 

sercu. Zresztą nie ja jeden tak sądzę - uśmiechnął się do mnie, a zwracając się do lensmana, 

zapytał: - Gdzie usłyszałeś te bzdury, które bezmyślnie powtarzasz? 

- Ech, ja... jeden chłop, który był z nim na wykopkach, zna go jeszcze z dzieciństwa. 

Mówił, Ŝe zawsze był trochę, no... niewaŜne. 

- Wystarczy! - zagrzmiał inspektor. 

W  karetce  nie  było  miejsca  dla  nikogo  poza  pielęgniarką.  Wsiedliśmy  więc  do 

samochodu  i  pojechaliśmy  za  nimi.  Droga  do  szpitala  wydawała  mi  się  koszmarem.  Kiedy 

wreszcie  dotarłam  na  miejsce,  uprzejmie,  lecz  stanowczo  skierowano  mnie  do  poczekalni. 

Siedziałam,  gryząc  paznokcie,  i  zdawało  mi  się,  Ŝe  kaŜda  minuta  trwa  wieczność.  Nie 

przestawałam myśleć o ukochanym przyjacielu, odmawiałam za niego niezliczone modlitwy. 

Trwałam  między  nadzieją  a  najczarniejszą  rozpaczą.  Brak  jakichkolwiek  informacji  o  jego 

background image

stanie doprowadzał mnie do szaleństwa. Mało brakowało, a staranowałabym drzwi, wszystko 

jedno  które,  byleby  ktoś  zwrócił  na  mnie  uwagę  i  powiedział,  co  z  Thorem.  Obok  mnie 

siedział Kåre, ale stanowiło to dla mnie niewielką pociechę. Nie wiedział, jak dodać mi choć 

trochę otuchy, w końcu całkiem umilkł. 

Wreszcie  po  dwóch  nieskończenie  długich  godzinach,  w  czasie  których  zdąŜyłam 

obgryźć paznokcie do samych opuszków, podeszła do mnie pielęgniarka. Spojrzałam na nią z 

lękiem, bo wiedziałam, Ŝe oto teraz usłyszę wyrok. Póki nie było Ŝadnej wiadomości, mogłam 

się karmić nadzieją, ale teraz... 

Czy zdołam znieść kolejny wyrok śmierci? 

- śyje? - wyszeptałam bezdźwięcznie. 

-  Tak  -  uśmiechnęła  się lekko.  -  Lekarz  polecił  przekazać,  Ŝe  istnieje  duŜa  szansa  na 

przeŜycie.  Kula  przeszła  przez  mięśnie,  nie  uszkadzając  waŜnych  organów.  Pacjent  stracił 

duŜo  krwi,  ale  ubytek  został  uzupełniony  poprzez  transfuzję  -  dodała,  uśmiechając  się 

promiennie. 

-  Dziękuję  -  wyszeptałam,  czując,  jak  gorące  łzy  spływają  mi  po  policzkach.  - 

Stokrotne dzięki! Czy będę mogła go zobaczyć? 

- Niestety nie! Odtransportowaliśmy go właśnie do pani rodzinnego miasta, zgodnie z 

Ŝ

yczeniem  inspektora  policji.  Ale  jutro  będzie  pani  go  mogła  odwiedzić  w  tamtejszym 

szpitalu. 

Jutro? Ile to godzin i ile kilometrów? myślałam zdruzgotana. 

Wyszliśmy ze szpitala. Śmiertelnie zmęczona usiadłam za kierownicą, czułam jednak 

niewypowiedzianą ulgę. Ze szczęścia miałam ochotę śmiać się i płakać na przemian. 

Późnym  wieczorem  zajechaliśmy  do  naszego  domu,  którego  tak  nie  lubiłam. 

Powinnam pewnie zatelefonować do Ingego albo do inspektora, by uzyskać wyjaśnienia, ale 

nie byłam w stanie. Myśli moje zajmował wyłącznie Thor. Ciągle miałam go przed oczyma, 

jak  leŜy  bez  Ŝycia  tam  w  górach,  i  w  chwilach  zwątpienia  zastanawiałam  się,  czy  lekarze 

rzeczywiście zdołali go uratować. 

Następnego dnia, kiedy dotarłam do szpitala, czekała mnie niespodzianka.  Słyszałam 

co prawda, Ŝe Thor odzyskał siły, ale nie spodziewałam się, Ŝe przyjmuje juŜ gości. 

Przy łóŜku siedział Bjarne Brandell, który na mój widok wstał z miejsca. 

- Taran - odezwał się Thor bezbarwnie, ale uśmiechnął się na mój widok. - Zobacz, to 

jest mój ojciec! 

Szef wydziału planowania roześmiał się zakłopotany, ale nie krył dumy. 

- Tak, dowiedziałem się o tym wczoraj wieczorem. Nie miałem najmniejszego pojęcia, 

background image

Ŝ

e  mam  dorosłego  syna, bo  Elin,  która,  nawiasem  mówiąc,  nazywała  się  wtedy  Eriksen,  nie 

wspomniała mi o tym nawet słowem. - Otarł łzy nieskazitelnie białą chustką. 

Wszedł inspektor policji 

-  Jak  widzę,  rodzina  w  komplecie  -  uśmiechnął  się  promiennie.  -  Cieszę  się,  panie 

Brandell, Ŝe znalazł pan czas. 

- Przyszedłem jak mogłem najszybciej - odrzekł rozpromieniony Bjarne. 

Usiadłam  na  brzegu  łóŜka  Thora  i  ujęłam  jego  dłoń,  a  potem  odwróciłam  się  do 

inspektora zdezorientowana: 

- Czy ktoś mógłby mi to wszystko wyjaśnić? 

Thor uśmiechnął się, uścisnął mocno moją dłoń i pocałował. 

- Opowiem pokrótce - zaczął inspektor. - Thor przyjechał do  miasta w poszukiwaniu 

swego ojca. Pokazał list, którego nie mógł sam odczytać... 

- Dorze! - olśniło mnie. 

-  Właśnie.  Był  to  list  napisany  przed  dwudziestu  siedmiu  laty  przez  Brandella  do 

matki  Thora,  w  którym  dziękował  gorąco  za  wspólnie  spędzoną  noc  i  tak  dalej.  Z  treści 

nietrudno  było  się  domyślić,  co  między  nimi  zaszło.  Data  listu  nie  pozostawiała  Ŝadnej 

wątpliwości, kto jest ojcem Thora. 

-  Byłem  wtedy  Ŝonaty  -  dodał  Bjarne.  -  Zakochałem  się  w  Elin,  ale  ona,  jak 

zrozumiałem, nie chciała rozbijać małŜeństwa. 

-  Dla  Dory  była  to  nie  lada  sensacja  -  ciągnął  inspektor.  -  Powiedziała  Thorowi,  Ŝe 

ojciec juŜ tu nie mieszka, ale nie mogła się powstrzymać, by nie wspomnieć o tym Nutti. 

Bjarne skinął głową. 

- Dora zawsze miała coś z wiedźmy. Wiedziała, jak uderzyć, Ŝeby kogoś zniszczyć. 

-  Ale...  To  znaczy,  Ŝe  próbowała  szantaŜu?  -  Nie  do  końca  rozumiałam  motywy 

działania nieŜyjącej juŜ plotkary. 

- Nie - odpowiedział Bjarne. - To nie w jej stylu. Po prostu chciała się podelektować 

widokiem  cierpiącej  Nutti,  która  dotąd  zawsze  była  uosobieniem  szczęścia.  Ale  przeliczyła 

się - dodał z namysłem. 

- Jak to? - ciągle nie rozumiałam. 

- Wiedziała oczywiście, Ŝe jesteśmy bezdzietni, a wiadomość, Ŝe mam dziecko z inną 

kobietą,  stanowiła  znakomity  pretekst,  by  podręczyć  trochę  Nutti.  Nie  wiedziała  jednak,  Ŝe 

Nutti przez wszystkie lata  wspólnego poŜycia mnie oskarŜała o to, Ŝe nie mamy dzieci. List 

Elin  zaś  jednoznacznie  dowodził,  kto  naprawdę  jest  winien.  Niemało  kobiet  rezygnuje  z 

macierzyństwa,  pragnąc  zachować  wieczną  młodość  i  naiwną  dziewczęcość.  UwaŜają,  Ŝe 

background image

przy  dziecku  efekt  ten  zanika,  jeśli  rozumiecie,  co  mam  na  myśli.  Nutti  naleŜy  właśnie  do 

tego typu kobiet, więc pojawienie się Thora stanowiło dla niej podwójne niebezpieczeństwo. 

Wyszłoby na jaw, Ŝe to z jej winy nasze małŜeństwo jest bezdzietne, a ponadto - czego Nutti 

obawiała  się  szczególnie  -  groziła  nam  degradacja  towarzyska.  Wmówiła  sobie,  Ŝe  stracę 

swoją  wysoką  pozycję,  a  moje  dobre  imię  dozna  uszczerbku,  jeśli  się  okaŜe,  Ŝe  mam  syna 

poza  małŜeństwem,  na  dodatek  uwaŜanego  za  nie  całkiem  przy  zdrowych  zmysłach.  Nutti 

nigdy  nie  tryskała  inteligencją,  ale  była  snobką.  Nie  tolerowałaby  wizyt  Thora  w  naszym 

domu,  spaliłaby  się  ze  wstydu.  Znała  mnie  dobrze  i  wiedziała,  Ŝe  przyjąłbym  syna  z 

otwartymi ramionami. Jak ja przez te wszystkie lata marzyłem o tym, Ŝeby mieć dzieci! Nutti 

nie chciała jednak nawet słyszeć o adopcji. Poza tym martwiła się, Ŝe przez Thora nie wygram 

następnych wyborów. WyobraŜała sobie, Ŝe stracę wszystkie stanowiska, jakie piastowałem. 

Biedna istota! PrzecieŜ Ŝyjemy w dwudziestym wieku! 

-  Ale...  Jak  ona  to  zrobiła?  -  zapytałam,  bo  chciałam  wiedzieć  wszystko. -  I  jak pan, 

inspektorze, nabrał podejrzeń wobec niej? I dlaczego ja otrzymywałam te okropne listy? 

Weszła pielęgniarka i oświadczyła, Ŝe pacjent potrzebuje spokoju. Pocałowałam Thora 

delikatnie,  pragnąc  włoŜyć  w  ten  pocałunek  całą  swoją  miłość,  co,  jak  się  samo  przez  się 

rozumie, było dość trudne. Ale on uśmiechnął się do mnie z oddaniem i uścisnął czule moją 

dłoń. Skierowałam się ku wyjściu za męŜczyznami. 

Bjarne  zaprosił  nas  na  lunch.  Ku  swemu  zdziwieniu  odkryłam,  Ŝe  jest  bardzo  miły. 

Domyślam się, Ŝe jego małŜeństwo z Nutti było wielką pomyłką, zapewne Ŝonka działała mu 

strasznie na nerwy, przez co stał się marudny i rozdraŜniony. 

-  Tak  -  powiedział  inspektor  przy  stole.  -  Dora  rozmawiała  z  Nutti  wczesnym 

wieczorem i opowiedziała o liście, jaki pokazał jej Thor. Nutti nie chciała jej wierzyć, na co 

Dora oznajmiła z uśmiechem, Ŝe moŜe pójść do pokoju Thora i przynieść ten list jako dowód. 

„Nie teraz” - odparła Nutti. - „Spotkamy się na dworze po przyjęciu”. 

Przez cały wieczór Nutti zadręczała się z powodu okropnej wiadomości, która burzyła 

jej  poukładany  świat.  Kto  inny  starałby  się  pewnie  opanować  zdenerwowanie,  ale  Nutti  jest 

osobą dość specyficzną. To egoistka, która ma na uwadze wyłącznie własne potrzeby. Kieruje 

się sobie tylko wiadomymi normami i, łagodnie mówiąc, jest dość ograniczona. Ale w tamtej 

chwili wykazała się niezwykłym wyrachowaniem. Kiedy Bjarne wyszedł pozamykać garaŜ i 

hangar  na  łódź,  Nutti  wybiegła  z  domu  i  zadźgała  Dorę  ostrym  kuchennym  noŜem.  Chciała 

takŜe  zabić  psa,  który  oczywiście  stanął  w  obronie  swojej  pani,  ale  tylko  go  zraniła. 

Zamierzała  zrzucić  winę  na  Thora,  którego  nienawidziła  całym  sercem,  więc  upozorowała 

gwałt.  Ale  nie  zdarzyło  mi  się  widzieć  w  mojej  długoletniej  praktyce,  by  gwałciciel  podarł 

background image

ubranie  ofiary  w  tak  wyszukany  sposób.  Zabrała  list  demaskujący  jej  męŜa  i  pośpiesznie 

wróciła do domu. 

Taran dość wcześnie wykluczyliśmy z kręgu podejrzanych, poniewaŜ miała doskonałe 

alibi, tym baczniej więc obserwowałem Nutti, ale na długi czas śledztwo utkwiło w martwym 

punkcie,  bo  nie  znaleźliśmy  Ŝadnego  dowodu,  brakowało  nam  teŜ  motywu.  Nie  byłem  przy 

tym pewien, czy sprawcą nie okaŜe się stłamszony emocjonalnie Kristoffer Hansen. 

-  Rzeczywiście,  przez  cały  czas  zachowywał  się  dość  dziwnie.  Dlaczego?  Unikał 

mnie, jakbym była trędowata. Odnosiłam wraŜenie, Ŝe dręczą go wyrzuty sumienia. 

-  Niewątpliwie  dokuczało  mu  sumienie  -  uśmiechnął  się  krzywo  inspektor.  -  To  on 

bowiem  wpędził  w  kłopoty  twoją  sekretarkę. Śmiertelnie  się  bał,  Ŝe  Lisa zwierzy  się  tobie  i 

jego mama dowie się o wszystkim. 

- Co za tchórz - prychnęłam z pogardą. - Nie ma się co dziwić, Ŝe Lisa nie chce mieć z 

nim nic wspólnego. Ale niech pan mówi dalej! Co z Nutti? 

-  No  cóŜ,  Nutti  ukryła  list,  Dora  została  unieszkodliwiona,  a  Thor  zatrzymany  jako 

podejrzany o zabójstwo. Tymczasem lokalna gazeta opublikowała twoje gorące zapewnienia, 

Ŝ

e  Thor  jest  niewinny.  Nutti  wpadła  w  popłoch  i  zaczęła  dostrzegać  zagroŜenie  nawet  tam, 

gdzie  go  nie  było.  Przestępcy  często  popełniają  takie  błędy  na  skutek  zdenerwowania  czy 

wyrzutów sumienia. Postanowiła wysłać ci list z pogróŜkami, aby pozbyć się ciebie z miasta. 

Ja  takŜe  otrzymałem  anonim  sugerujący,  Ŝe  powinienem  baczniej  przyjrzeć  się  temu,  co 

robiłaś  feralnego  wieczoru.  Była  to  Ŝałosna  próba  skierowania  podejrzeń  na  twoją  osobę. 

StraŜnik widział cię przecieŜ i twierdził, Ŝe szłaś rozmarzona i nieobecna duchem. À propos, 

wiesz, gdzie pracuje Nutti? 

- Nie - nie rozumiałam, czemu mnie o to pyta. - Chyba w jakimś urzędzie. 

- W urzędzie skarbowym - wtrącił Bjarne. - To ona wystosowała ponaglenie o wpłatę 

podatku,  ona  takŜe  zaproponowała  twojemu  dzierŜawcy  kupno  gospodarstwa,  które 

odziedziczyła  po  swych  rodzicach.  Sprzedała  mu  za  psie  grosze,  ale  pod  warunkiem,  Ŝe 

przejmie je natychmiast. Nutti postanowiła utrudnić ci maksymalnie Ŝycie. 

- Hmm - westchnęłam. - Muszę przyznać, Ŝe jej się to nawet udało. 

- Tak, chodziło jej o to, Ŝebyś wyjechała z miasta i zapomniała o swym przyjacielu z 

dzieciństwa - wtrącił Bjarne. - Dowiedziałem się o tym dzisiaj. 

-  W  gruncie  rzeczy  wyjazd  na  wieś  dobrze  mi  zrobił  -  uśmiechnęłam  się.  -  Co  do 

Thora zaś, to nie zamierzałam o nim zapomnieć, wręcz przeciwnie. 

-  Właśnie  -  ciągnął  inspektor.  -  I  to  kompletnie  wytrąciło  Nutti  z  równowagi.  Bez 

przerwy nawiedzała mnie z pretensjami, Ŝe policja uwolniła podejrzanego, Ŝe pozwoliłem mu 

background image

wyjechać z miasta, mimo Ŝe Dora wyraźnie wskazała go jako winnego. 

- Niesłychane, czy Nutti nie obawiała się, Ŝe Dora odzyska przytomność i opowie co 

się naprawdę wydarzyło? 

-  Nutti  wykazywała  niezwykłą  troskliwość,  kilka  razy  dziennie  dzwoniła do  szpitala, 

Ŝ

eby się dowiedzieć o stan biednej Dory. Uspokajała się, słysząc, Ŝe nadal leŜy nieprzytomna 

i  nie  ma  większych  szans  na  przeŜycie  -  mówił  inspektor.  -  Domyślamy  się,  dlaczego  Dora 

wymieniła  imię  Thora  na  łoŜu  śmierci,  prawdopodobnie  była  to  zemsta  odrzuconej  kobiety. 

Nutti,  poinformowana  przez  niezwykle  Ŝyczliwego  sąsiada  Ingego  o  tym,  co  dzieje  się  w 

Valdres,  postanowiła  rozprawić  się  z  wami  obojgiem  i  zrzucić  winę  na  Thora.  Niewiele 

brakowało, a jej plan by się powiódł... 

Zamilkliśmy na chwilę, pogrąŜeni we własnych myślach. 

-  Wiesz,  Bjarne  -  westchnęłam  w  końcu.  -  Jeśli  chcesz  zyskać  zaufanie  Thora, 

powinieneś zmienić swój stosunek do pewnych spraw. 

- O co chodzi? - zapytał zaintrygowany. 

-  Przypominam  sobie,  jak  powiedziałeś:  „A  jakie  znaczenie  ma  pies?”,  próbując 

podkreślić, Ŝe Dora jest najwaŜniejsza. Masz szczęście, Ŝe nie słyszał tego Thor, bo on kocha 

zwierzęta,  rozumiesz?  Nie  moŜe  znieść,  Ŝe  ludzie  je  zabijają  i  rozpaczą  napełniają  go 

wszelkie polowania. 

-  Hm  -  westchnął  Bjarne.  -  Dziękuję,  Ŝe  mi  o  tym  powiedziałaś.  Jeśli  chodzi  o 

polowania, to mogę z nich zrezygnować. Jak sądzisz, czy Thor chciałby mieć psa? 

- Czy by chciał? AleŜ psi towarzysz bardzo mu się przyda w zagrodzie! - zawołałam 

uszczęśliwiona, wiedząc, ile radości sprawi Thorowi posiadanie własnego czworonoga. 

-  W  takim  razie  zabiorę  go  do  hodowców  rasowych  psów,  jak  tylko  wyzdrowieje  - 

postanowił Bjarne, który pragnął przychylić nieba swemu cudem odnalezionemu synowi. 

Niebawem  rozstaliśmy  się.  Miałam  do  załatwienia  jeszcze  jedną  niezbyt  przyjemną 

sprawę. 

 

-  To  niemoŜliwe,  Taran,  Ŝebyś  tak  myślała  -  stwierdził  zdenerwowany  Inge.  Był  juŜ 

późny wieczór po cięŜkim dla niego dniu, wypełnionym od rana zajęciami. - Chyba oszalałaś! 

Nie  moŜesz  mi  tego  zrobić!  PrzecieŜ  wszyscy  juŜ  wiedzą,  moi  koledzy  gratulowali  mi 

wspaniałej narzeczonej. Mówiłem, Ŝe pobierzemy się na święta BoŜego Narodzenia. 

- A mnie o tym nie poinformowałeś - stwierdziłam spokojnie. - Przykro mi, Inge, ale 

to jedyna słuszna decyzja. 

Westchnął głęboko. 

background image

- Nie pojmuję cię - rzekł poruszony. - Pomyśl, na co się decydujesz. Jakie Ŝycie czeka 

cię z Thorem? 

- Cudowne - odpowiedziałam rozmarzona. 

- Czy jesteś pewna, Ŝe nie chodzi mu czasem o twoje pieniądze? - zapytał, spuszczając 

wzrok. 

- Pieniądze? - Zdumiałam się, jak Inge mógł wpaść na coś tak absurdalnego. - A cóŜ 

mają do tego pieniądze? 

Nagle  uderzyła  mnie  myśl,  Ŝe  często  ocenia  się  innych  własną  miarą!  Ale  nie,  nie 

powinnam być niesprawiedliwa. 

-  Wydaje  mi  się,  Ŝe  nastąpiło  u  ciebie  pomieszanie  pojęć.  Pomyliłaś  miłość  ze 

współczuciem! 

-  Nie  uŜywaj  tego  upokarzającego  słowa  -  rzekłam  zdecydowanym  tonem.  -  Spróbuj 

zrozumieć, Ŝe kocham Thora. On potrafi sprawić, Ŝe cała płonę. 

-  Płoniesz?  Ty?  Dziwne  -  popatrzył  na  mnie  z  niechęcią,  a  potem  odwrócił  wzrok  i 

mruknął niewyraźnie: - Seks to nie wszystko. 

-  Nie  -  odpowiedziałam.  -  Ale  stanowi  waŜny  element  w  związku  dwojga  ludzi.  O 

wiele waŜniejszy niŜ mi się kiedyś zdawało. A Thor i ja mamy ogromnie wiele wspólnego. 

Inge skulił się w sobie i po długiej chwili milczenia odezwał się w końcu: 

-  Pojmuję,  Ŝe  nie  Ŝartujesz,  Taran.  Co  prawda  nadal  cię  nie  rozumiem,  ale  zawsze 

wiem,  kiedy  ponoszę  klęskę.  śyczę  ci  szczęścia,  mam  nadzieję,  Ŝe  uda  ci  się  to,  na  co  się 

zdecydowałaś. 

- Będę się starała - odparłam z ulgą. - Dziękuję ci, Inge, Ŝe mi nie utrudniasz. 

 

Następnego dnia wczesnym rankiem zadzwoniłam do szpitala i wiedząc, Ŝe przy łóŜku 

kaŜdego  chorego  stoi  aparat  telefoniczny,  poprosiłam  o  połączenie  z  Thorem.  Po  chwili 

usłyszałam jego głos. 

- Cześć, Thor! To ja, Taran - zawołałam wesoło w słuchawkę. - Jak się czujesz? 

- Wspaniale - usłyszałam radość w jego głosie. - Dziś juŜ będę mógł wstać na chwilę. 

Ale jak tam owce, no i ziemniaki? 

-  Wszystko  dobrze  -  uspokoiłam  go.  -  Kåre  kończy  właśnie  szkołę  i  jutro  będziemy 

mogli razem jechać do Valdres. Sąsiad obiecał nam pomagać aŜ do twego powrotu. 

-  Świetnie,  Taran.  Tak  się  cieszę,  Ŝe  tam  zamieszkam,  choć  nie  ukrywam,  Ŝe  bez 

ciebie będzie strasznie pusto. 

- Och, Thor - uśmiechnęłam się wzruszona. - Wiesz, rozmawiałam wczoraj z Ingem i 

background image

wyjaśniłam  mu,  Ŝe  chcę  zerwać  zaręczyny.  Koniec  z  nami.  Jestem  wolna,  Thor.  Zresztą, 

Bogiem a prawdą, nigdy nie było między nami nic powaŜnego. 

W słuchawce usłyszałam nagle głośny brzęk. 

- Co się stało? - zapytałam przestraszona. 

-  Potrąciłem  tacę  ze  śniadaniem  i  wszystko  spadło  na  podłogę  -  odpowiedział 

nieswoim głosem. - To na pewno prawda, co mówisz, Taran? 

- Przeszkodziłam ci w śniadaniu? Przepraszam. To wszystko prawda, Thor. Chciałam 

zapytać, czy będę mogła takŜe przenieść się do Valdres, zamierzam sprzedać fabrykę i dom w 

mieście. Zarówno Kåre, jak i ja wolimy osiąść na gospodarstwie. 

Słyszałam wyraźnie, jak głośno przełknął ślinę, potem jeszcze raz i jeszcze. 

-  PrzecieŜ  ja  nie  mogę  ci  tego  zabronić  -  roześmiał  się  wymuszenie.  -  Na  pewno 

wszystko się dobrze ułoŜy. 

Wahałam się trochę, ale w końcu zapytałam niepewnym głosem: 

-  Czy  nie  zamierzasz  mnie  o  nic  prosić?  Dopiero  co  rozmawiałam  z  Bjarnem  i 

zorientowałam się, Ŝe pragnąłby jak najszybciej doczekać się wnuków. 

Sama  nie  wiem,  skąd  wzięłam  śmiałość,  by  zdobyć  się  na  takie  słowa.  A  moŜe  po 

prostu szarŜowałam? 

Znowu coś brzęknęło. 

- Co to, reszta śniadania? 

- Och, Taran! - wykrzyknął radośnie. - Naprawdę chcesz za mnie wyjść? - odchrząknął 

i  uroczyście  rzekł:  -  Taran,  kocham  cię  całym  sercem,  jesteś  dla  mnie  wszystkim.  Czy 

zgodzisz się mnie poślubić? 

Teraz  ja  ze  wzruszenia  z  trudem  przełknęłam  ślinę.  Wielkie  łzy  potoczyły  mi  się  po 

policzkach i spłynęły na podstawkę telefonu. 

- Tak, Thor, chcę - wyszeptałam. - Niczego bardziej nie pragnę. 

-  Taran,  najdroŜsza,  nawet  nie  wiesz,  jakie  to  dla  mnie  szczęście.  Mam  ochotę 

wykrzyczeć swoją radość. 

- To zrób to - poradziłam mu pod wpływem impulsu. 

Na  ułamek  sekundy  w  słuchawce  ucichło,  a  potem  rozległ  się  rozdzierający  wrzask. 

Usłyszałam, jak nadbiegły przeraŜone pielęgniarki i lekarze. 

- Och, jak ja cię kocham, Thor - wyszeptałam i odłoŜyłam słuchawkę. 

Teraz juŜ wiedziałam na pewno, Ŝe w Valdres czeka nas wielkie szczęście. W pogodne 

letnie ranki, trzymając się za ręce, będziemy wychodzić na łąkę, by poczuć na bosych stopach 

chłód porannej rosy - łez odchodzącej nocy.