Seweryn Goszczyński Zamek Kaniowski

background image

Aby rozpocząć lekturę,

kliknij na taki przycisk ,

który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.

Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym

LITERATURA.NET.PL

kliknij na logo poniżej.

background image

SEWERYN GOSZCZYÑSKI

ZAMEK

KANIOWSKI

background image

Tower Press 2000

Copyright by Tower Press, Gdañsk 2000

background image

3

CZÊŒÆ PIERWSZA

 

 

1

Wspania³e zamku kaniowskiego[1] wie¿e

Wznosz¹ siê w chmury jak olbrzyma ramiê;

A dzielnej ziemi powiewa z nich znamiê,

A wielkich granic twarda ich pierœ strze¿e

Kaniów, po jarach, górach rozpierzchniêty,

Igra jak dzieci pod piastunki okiem;

Dumne, ¿e p³yn¹ pod olbrzyma bokiem,

Powa¿nie kipi¹ dnieprowych wód mêty;

A lasy, œwie¿e jak powab nietkniêty,

Po górach, dzikich jak rozpaczy czo³o,

Rozleg³e brzegi obsiad³y woko³o.

 

2

Wietrzna, jesienna zawy³a noc z dala,

Warz¹ siê wiry w zam¹conym ³o¿u;

Wre chmur k³êbami i niebo, jak fala;

Z³oœliwy ob³êd[2] igra po rozdro¿u.

Podró¿ny z cichym szeptaniem pacierza

Mija rozdo³y œwistaj¹ce trzcin¹:

W skrwawionych szponach zg³odnia³ego Ÿwierza

background image

4

D³awione bydlê poryka dolin¹.

Pod szturmem wiatru, co silnie dmie gór¹,

S³ychaæ skrzypanie g³ównej szubienicy:

Trup siê ko³ysze - pies wyje ponuro,

Œmieræ snu osiad³a w zamku okolicy.

Szabl¹ czasami pobrzêkuj¹c krzyw¹,

Szyldwach wisielca wzd³u¿ p³askiego wzgórza,

Zwijaj¹c w¹sy, przechadza siê ¿ywo:

To cisza nocy w myœlach go ponurza,

To szubienicy skrzypnienie ocuci,

A on wzrok b³êdny to na trupa rzuci,

Niby siê jego zatrwo¿y³ wskrzeszenia -

To jak po œmia³oœæ kieruje spojrzenia,

Gdzie baszt zamkowych opiekuñcza gwiazda,

Stra¿niczy ogieñ, czuwa z wierzchu wie¿y.

Szelest po krzakach. Czy ptak pierzchn¹³ z gniazda?

Coœ majaczeje[3], coœ po drodze bie¿y.

Tfu! W imiê Ojca... To tumany diable.

Po cieniach nocy wszystko siê rozsia³o.

Kozak opatrzy³ janczarkê4 i szablê

I dawn¹ drog¹ chodzi³ dalej œmia³o.

 

3

W œwietle ksiê¿yca, co wyjrzy czasami,

Mign¹³ ktoœ biel¹ i zagas³ tam w krzaku:

I œpiew dziewiczy przelecia³ z wiatrami.

Ten œpiew znajomy budzi dreszcz w Kozaku.

Albo¿ to dziwno, ¿e s³owa dziewczyny

(Poznaæ j¹ mo¿na po jej mi³ej nucie)

background image

5

W burzliwym sercu syna Ukrainy

Ocknê³y nagle burzliwe uczucie?

Oho - ju¿ nie ma Kozaka u wzgórza.

A ksiê¿yc znowu mg³ami siê zachmurza

I noc mokrymi tumanami bije,

I szubienica skrzypi, i pies wyje,

I po rozdro¿u igraj¹ ba³wany,

I wicher z jêkiem dmie w zamkowe œciany.

 

4

Luba puszczyka siedzi naperzona.

W szczelinie wie¿y dawno jêczy ona:

¯e miesi¹c œciemnia³, wiatry na ni¹ wy³y

I na tak d³ugo odlecia³ jej mi³y.

Wszak to lot jego us³ysza³a w górze?

Nie; to dziewczyna przychodzi pod wie¿ê,

B³¹dz¹c¹ rêk¹ za mury siê bierze,

Pl¹tane nogi poœród nocy stawia.

„Czyœ tu, Nebabo?” -z cichutka przemawia.

„Tu, tu, Orliko!” -szepn¹³ g³os przy murze.

„O, jak¿em rada, ¿em wreszcie przy tobie! -

G³oœniej i œmielej dziewczyna wyrzek³a. -

Jak¿e tu ciemno, jak straszno! jak w grobie.

Chêtnie bym jednak za ka¿d¹ zrêcznoœci¹

I do samego ucieka³a piek³a

Przed tego Lacha obrzyd³¹ mi³oœci¹.

Jak¿e tu wietrzno i straszno, i ciemno!

Ale mnie dobrze, skoro jesteœ ze mn¹!”

Kozak tymczasem uchyli³ swej burki

background image

6

I utulon¹ do boku przycisn¹³;

Bo przykry wicher poœród murów œwisn¹³

I mgliste jê³y podnosiæ siê chmurki.

 

5

Resztê rozmowy utaja milczenie.

A i na wie¿y mi³e posiedzenie,

Gdy rozkochane zlec¹ siê puszczyki.[5]

 

Puszczyk pierwszy

Sk¹d ci ten pospiech i weso³e krzyki?

 

Puszczyk drugi

Patrzaj no, patrzaj, miluchna,

Oczkiem ¿ywym jak blask próchna;

Patrz no i œmiej siê: bo twe œmiechy mi³e,

Jak tej matki wrzask przestrachu,

Któr¹ niedawno ostrzega³em z dachu,

¯e chory jej pieszczoszek zalegnie mogi³ê!

Jak diabli przy wisielcu snuj¹ siê orszakiem,

Co oni wyrabiaj¹ z tym biednym Kozakiem!

Cha, cha, cha!

Ten zmaczanym snopem trzciny

Jak na wszystkie strony macha,

Jakie grube mg³y rozsiewa!

A ten obudza wiatry dêbiny,

Jak biega wko³o, ga³êziami smaga;

A ów mu pomaga,

Jak skrzypi szubienic¹! A¿ prawie wyrywa.

 

background image

7

Puszczyk pierwszy

Có¿ to znaczy?

 

Puszczyk drugi

Czekaj! widzisz, pod krzakiem coœ bia³e majaczy.

To kochanka Kozaka widzieæ go przychodzi;

I Kozak wie o niej, lecz go diabe³ zwodzi;

Co tu kobiecych snuje siê postaci,

G³osów podobnych co tu z ka¿dej stron;

Patrz! pos³ysza³ j¹, ujrza³, bie¿y rozpêdzony

I z oka traci!

Cha, cha, cha!

 

Puszczyk pierwszy

Có¿ to znaczy?

 

Puszczyk drugi

A tam znowu, na górze, patrz! jeŸdziec majaczy:

Podje¿d¿a ku szubienicy.

Szyldwach do rusznicy:

Krzemieñ klasn¹³, proch wybuchn¹³,

Diabe³ dmuchn¹³,

Wszystko z wiatrem ulecia³o:

A przed oczami szyldwacha

Po¿ó³cia³o, pociemnia³o

I tysi¹c jezdnych doko³a majaczy!

Cha, cha, cha!

 

background image

8

Puszczyk pierwszy

Có¿ to znaczy?

 

Puszczyk drugi

Aha! ju¿ Kozak znalaz³ dziewicê.

JeŸdziec pod szubienicê.

Patrz! trup siê urwa³; patrz, wisi drugi;

Diabe³ skory do pos³ugi.

W jakiej siê pysze

Weso³y diabe³ ko³ysze,

Jak zabawia towarzysze!

Jakie skoki, jakie œmiechy!

Cha-cha! Chy-chy!

 

Puszczyk pierwszy

Có¿ to znaczy?

 

Puszczyk drugi

Patrz: jeŸdziec ukrad³ trupa i pêdzi przez b³onia,

A¿ mg³a wstaje z konia;

Ju¿ ledwie, ledwie majaczy!

 

Puszczyk pierwszy

Có¿ to znaczy?

 

Puszczyk drugi

Otumanili[6] Kozaka,

Poziera spod krzaka:

I szubienica stoi, i diabe³ siê chwieje;

background image

9

Kozak spokojny, a diabe³ siê œmieje!

 

Puszczyk pierwszy

Có¿ siê stanie z wisielcem, jak kogut zapieje?

 

Puszczyk drugi

Par¹ siê rozwieje.

 

Puszczyk pierwszy

A jak trupa nie znajdzie, co szyldwacha spotka?

 

Puszczyk drugi

Zmieniæ diab³a raczy.

 

Puszczyk pierwszy

Có¿ to wszystko znaczy?

 

Puszczyk drugi

Szatañska pustotka!

Cha, cha, cha!

Szyldwach trupa nie ustrzeg³, powiesz¹ szyldwacha.

 

6

A tam, u do³u, jakie s³ychaæ gwary?

To s³odkie s³owa rozkochanej pary.

„Có¿ on ci prawi³, moje ty kochanie,

Kiedym was dzisiaj zeszed³ niespodzianie?” -

Pyta³ Nebaba. „Jego piosnka stara,

Tak ¿e ju¿ teraz i nie zwa¿am na ni¹:

background image

10

Jaka szczêœliwa by³aby z nas para,

Jak znakomit¹ zosta³abym pani¹,

Gdybym zechcia³a zostaæ rz¹dcy ¿on¹.

Prawi³ jak dziecku. Szczególne gadanie!

Jak by miê wko³o szanowano, czczono!

Potem dwór jaki, a jakie ubranie!

¯e zreszt¹ w szczêœciu nie mogê byæ takiem,

Choæby z najpierwszym z³¹czona Kozakiem.”

- „I ty go s³uchasz, kochana Orliko? -

Przerwa³ Nebaba, a nag³e przerwanie

Dosyæ odkrywa, jak wzmianka o panie

O serce jego odbija siê dziko. -

Lepiej by³oby nie s³uchaæ, Orliko!

Jednak ty kochasz tylko mnie samego?”

Tak wrz¹ce, nag³e by³y s³owa jego,

¯e miêdzy nimi dosyæ czasu minie,

Nim na odpowiedŸ zbierze siê dziewczynie:

„Ach! ty byœ mo¿e mniej uwierzy³ mowie,

Czy ciebie kocham, niechaj ci to powie!”

I poca³unek p³on¹cej mi³oœci

Z³o¿y³a, w ogniu, na usta zazdroœci.

„Orliko, s³uchaj: niech go niebo strze¿e,

Kogo postawi piek³o miêdzy nami!

Jutro, dziœ jeszcze!... Widzisz, o! te wie¿e,

Widzisz, Orliko, ten bór za wodami?...

A czyli¿ darmo i ja noszê szablê?

Jeœli podszepty uwiod¹ go diable,

Orliko, s³uchaj, i Bóg nie ustrze¿e!”

I dla uniesieñ dzikich przyœwiadczenia

background image

11

W dziewicze usta zion¹³ takie ¿ary,

Jakimi drzewo wypala d³oñ mary,

Kiedy niewierny przeczy jej zjawienia.

A chocia¿ ogniem gra³y jego ¿y³y,

Usta pa³a³y i oczy iskrzy³y,

Pozór krwi zimnej w g³osie swoim chowa

I te do pierwszych doda³ jeszcze s³owa:

„Takie, jak czujesz, nie zgasn¹ upa³y!

Niech¿e siê teraz dotknie ich zuchwa³y!

To pieczêæ kl¹twy na skarbach twej twarzy!

A kto je ruszy, piek³o go oparzy!”

Nagle siê dziwnie zaœmia³y puszczyki:

Pieszczone cieniem, stworzenia te rade

S³yszeæ wyroki, co nios¹ zag³adê.

A strach siê w sercu obudzi³ Orliki.

I pó³noc w dzwony zegaru uderzy,

I kochankowie poszli, gdzie sen wo³a,

I wszystko cicho u drzymi¹cej wie¿y,

I wszystko cicho pod zamkiem doko³a;

Chyba niekiedy puszczyk zachychocze,

¯e syny piek³a, do pustot ochocze,

To echo zamku dra¿ni¹ swym tupotem,

To znowu, zêby wy iskrzy wszy smocze,

B³¹dz¹ce ognie udaj¹ nad b³otem.

 

7

Gwiazdo œwietna, weso³a jak anio³ m³odoœci!

Gdy na z³otym promieniu wiedziesz z sob¹ lato,

Jak jej nadzieja, wtedy spoczywasz w ciemnosci

background image

12

Dzisiaj, mglist¹ jesieni os³oniona szat¹,

Jak¿e têsknie opuszczasz niebo Ukrainy,

Gdzie wszystko jest piêknoœci¹ niewinnej dziewczyny,

Gdzie powietrze, pogodne jak blask jej oblicza,

Czaruje w swych powiewach urokiem jej tchnienia;

Gdzie wody odbijaj¹ œwiat³o jej spojrzenia;

Gdzie pagórki ponêtne jak jej pierœ dziewicza;

Gdzie wietrzyk harmonij¹ pieœni jej powiewa,

Gdzie kwiaty p³eæ jej maj¹, a jej œwie¿oœæ drzewa!

Czemu¿, o smutna gwiazdo, w zachodzie jesieni

Jak konaj¹ce oko twój siê okr¹g mieni?

Ponury jest twój zachód i wschód twój ponury,

Kiedy siê w chmurê k³adziesz, kiedy wstajesz z chmury!

Pod ros¹, co siê dzisiaj promieni tak œwietnie,

Jutro, przed ranem jeszcze, ten kwiatek zakrzepnie

Jak œród zdrajczej pieszczoty piêknoœæ uwiedziona.

Ten listek, taki œwie¿y, ¿alu nie wyszepnie,

Gdy z rodzinnej ga³¹zki wiatr go raz odetnie,

I na wywiêd³ej braci jeszcze dzisiaj skona!

¯egnam ciê wiêc, o gwiazdo, przed smutnym noclegiem:

Jêkiem listka, co g³uchnie nad og³uch³ym brzegiem,

Wielkim hymnem ¿urawi, co ci¹gn¹ ku morzu,

Rykiem trzody, co rzuca ja³owe pastwiska,

G³uchym szumem, co stêka w zmartwia³ych wód ³o¿u,

Konaj¹cym promieniem, co z rosy po³yska,

Gdy raz ostatni dr¿¹c¹ zimny wicher œciska!

 

background image

13

8

Otó¿ i ksiê¿yc spod œwiatów posady,

Jak cieñ zmar³ego s³oñca, wyszed³ blady:

¯yj¹cym ogniem igra Dniepru fala;

Urwistych brzegów zabiela³y piaski;

Jak cienie chmurek majacz¹ w kr¹g laski.

Lecz z przeciwnego dnieprowego brzega,

Jak nawa³nica, gdy siê na œwiat zwala,

Gro¿¹ca ciemnoœæ czarny bór zalega:

A tylko czasem miêdzy jego cieniem,

A tylko czasem nad jego sklepieniem,

Jak p³omyk b³êdny, œwiat³o jakieœ b³yska

I jaœniej buchnie ³uno[7] od ogniska.

 

9

Gdy ziemia uœnie, ksiê¿yc wartê trzyma

I nocne wiatry oblatuj¹ ciszê,

I sen ciemiêzcy czujnoœæ uko³ysze;

Bezpieczna wtedy pod jego oczyma,

Ochocz¹ m³odzie¿ radoœæ przywo³ywa,

Gdzie na ni¹ czeka swoboda szczêœliwa.

Poni¿ej miasta, ponad brzegiem, do³em,

Sêdziwe lipy, Dniepru wód stra¿nice,

Stoj¹ powa¿nie z p³owiej¹cym czo³em:

Tam siê na huczne schodz¹ wieczornice

Rzeœcy parobcy i ho¿e dziewice.

A gdy nad jasnym sinych wód rozlewem

I brzeg zasiêd¹, i uwieñcz¹ wzgórki,

I wiatry Dniepru poœl¹ z cichym œpiewem,

background image

14

I wnet uderz¹ w piszcza³ki, bandurki,

Wierzysz natenczas, ¿e to czarów si³a

Zaklêt¹ ucztê w nocy wyprawi³a.

 

10

Lecz niech piszcza³ki i bandurki dzwoni¹,

Niechaj siê p³ocho rozkochani goni¹,

Niech ziemia têtni, gdy taniec zakrêca

Z lekszej m³odzie¿y uplecione ko³o,

Niech na ustroniu dziewczê, skryte po³¹,

Bij¹cym ³onem rozgrzewa m³odzieñca:

Tam, pod drzewami, posiedzenie cichsze,

Tam sk³onne serca i kielich godowy

Kupi¹ p³ci obie na wa¿ne rozmowy:

Tam nieszczêœliwy, znik³y we z³ym wichrze[8]

Czerwony upior, co pó³nocn¹ chwil¹

Krew sennych dzieci wydaj¹ z odŸwierka[9];

Widma, oczami wartowana tyl¹,

Co rosê z kwiatów na œmietanê cyrka[10];

Jêcz¹ca w górze nieochrzczona dusza;

Latawiec, gwiazda, co kobiet wysusza,

Litoœæ i trwogê budz¹ na przemiany.

 

11

Cyt! „Ho-hop! ho-hop!” - odg³os smutny, znany,

Smutny jak odg³os sowy poœród cienia,

Coraz wyraŸniej, coraz bli¿ej wo³a.

„Topielec Ksenia![11] ach, topielec Ksenia

Zbli¿a siê do nas!” - wo³ano doko³a.

background image

15

Razem usta³y i tañce, i œpiewy:

Ciasnym okrêgiem skupi³y siê dziewy,

Wzrok niespokojny zwrócili parobcy

W stronê, sk¹d s³ychaæ g³os ten, ziemi obcy.

„Ho-hop, Nebabo! ho-hop, atamanie!” -

Bli¿ej i bli¿ej, i bli¿ej hukanie.

A¿ oto razem i straszyd³o stanie!

Jakby skrzyd³ami pijanych szatanów,

Œród takich leci konwulsyjnych tanów.

Postaæ szkieleta, dzikoœæ ma w spojrzeniu;

£achmanów strzêpy wisz¹ po odzieniu;

W wywiêd³e kwiaty, w wyp³owia³e wstêgi

Utka³a gêsto warkocz sko³tuniony;

Gwizdnê³a, klas³a i z wietrznymi krêgi

Nagle we wszystkie rzuci³a siê strony.

„Ho-hop, Nebabo! ho-hop, atamanie!”

A jaki wko³o strach i pomieszanie!

Gdzie tylko zwróci, gdzie siê tylko zbli¿a,

Jak przed szatanem robi¹ znaki krzy¿a;

Bo choæ diablica ma postaæ cz³owieka,

Jednak od krzy¿a ze wstrêtem ucieka.

I gnaæ j¹ trzeba, bo mu nie najlepiej,

Z kim ona blisko, przy kim siê uczepi.

„Ho-hop, Nebabo!” - doko³a huknê³a

I jak tu spad³a, tak st¹d i zniknê³a.

 

12

Ju¿ to zamkowi lêkaæ siê potrzeba,

Gdy j¹ zes³a³o, ciê¿kiej kary nieba.

background image

16

Dziwna istota! co z pewnego czasu

Ci¹gle przebiega miasto z koñca w koniec

Z hukiem wêdrowca, gdy b³¹dzi œród lasu.

Kto wie, czyli to nie z³ej wró¿by goniec?

Bo cera u niej od œmiertelnej bledsza;

Jak myœl rozpaczy, tak siê zjawia, znika;

Dziwna jej ¿ywoœæ, jak radoœæ puszczyka;

G³os jak psa wycie, kiedy trupy zwietrza.

„Niech Bóg odwróci diablicê przebrzyd³¹!

Niech Bóg ustrze¿e od niej atamana!” -

Przeb¹kiwa³a dru¿yna zmieszana,

Zmieszana jeszcze, choæ znik³o straszyd³o.

 

13

Gdzie¿ jest ataman, ¿e w gronie mo³ojców

Na wieczornicê dot¹d nie przybywa?

Gdzie jest ataman? - ka¿dy zapytywa.

Ataman: stary w kole starych ojców;

Jak sam pan polski, przed panem tak hardy;

Prêdki jak po³ysk, co biegnie ¿elazem,

Lecz w swojej zemœcie jak ¿elazo twardy;

Czczony od swoich zarówno z obrazem:

Dusz¹ jest dziewcz¹t i wieczornic razem!

Ten czarny w¹sik, co w drobnym pierœcieniu

Nad ró¿owymi ustami siê zwija,

Ten wzrok, co przy brwiach ciemnych tak odbija

Jak blask po³udnia przy pó³nocy cieniu,

Ten kszta³t postawy, co, burk¹ opiêty,

Tak siê wydaje w wspania³ym pochodzie

background image

17

Jak maszt bajdaku[12], gdy ¿agiel rozdêty

Mknie go z wiatrami po dnieprowej wodzie.

Szczêœliwa, któr¹ zaczepi uprzejmie;

Szczêœliwsza, któr¹ uœciskiem obejmie;

Szczêœliwsza jeszcze, najszczêœliwsza w œwiecie,

Czyj¹ wst¹¿eczkê w se³edec[13] zaplecie!

 

14

Gdzie¿ jest, co robi ataman Nebaba,

Pierwszy z Kozaków starosty nadwornych?

Siedzi on, cichy, w ciemnoœciach wieczornych,

Gdzie wrzawa miasta dolatuje s³aba,

Gdzie na dnie jaru, œcian zamkowych spodem,

Cicha krynica drzymie pod osik¹ -

Tam przyszed³ czekaæ jeszcze przed zachodem,

Jak siê umówi³ ze swoj¹ Orlik¹.

Jakkolwiek sercem unosisz siê dzikiem,

Wlecze ciê mi³oœæ piêkn¹ rzês¹ jedn¹,

Jednym westchnieniem, jednym ócz promykiem.

Ju¿ s³oñce zasz³o, zmierzch³e nieba bledn¹,

Ziemia ciemnieje, a Orliki nie ma,

A zakochany, w oku, w uchu wszystek,

Tak w okr¹g strzela okiem i uszyma,

Czy wiatr przeleci, czy upadnie listek.

Kochane widmo marzy jego dusza!

I wiatr przelata, i liœæ siê przerusza,

Orliki jednak jak nie ma, tak nie ma.

Ju¿ po sto razy wzrokiem wypatrzonym

Wita³ wstaj¹ce nad wzgórzem ob³oki,

background image

18

Ju¿ po sto razy rozezna³ jej kroki

W bliskiego zamku zgie³ku przyt³umionym:

I zawsze b³¹dzi³; a¿ b³¹dz¹c woko³o,

Nad ciche Ÿród³o schyli³ ciemne czo³o.

I tak g³êboko myœli w nim zanurzy,

Jakby w zwierciedle serca swego burzy.

A tam b³êkity maluje odbicie

I obraz jego w odbitym b³êkicie,

Jakby go rêka stworzy³a malarza.

£uno tam s³oñca w zachodzie siê mieni;

Ob³êdnym blaskiem gasn¹cych p³omieni

Mierzchn¹ce nieba gasi, to roz¿arza.

A kochankowi tak czas jakoœ idzie,

Jakby siê patrzy³ na lub¹ we wstydzie.

W górze liœæ zwiêd³y nagiej osiczyny

Sam na ga³êzi posêpnie szeleœci;

Tak od umar³y od lubej rodziny

Sêdziwy ojciec, bez pociech, w boleœci,

Podobnie zwiêd³y, samotny podobnie,

Do grobu dziatek utêsknia ¿a³obnie.

Gêœciejszym zmierzchem ju¿ siê niebo mroczy,

Mroczy siê niebo i na dnie przezroczy

W bledszym zachodzie zorza zaigra³a;

I przez ga³êzie bezlistnej osiki

Zadr¿a³y w wodzie ¿ywe jej promyki:

Ach, jakie ¿ywe! to oko Orliki!

Otó¿ siê jawi i postaæ jej ca³a:

Widzi, jak z góry krok przyspiesza skory,

A od poœpiechu lica ¿ywiej p³on¹,

background image

19

A od radoœci czêœciej bije ³ono,

A od powiewu, co pl¹cze kêdziory

I kraœne wstêgi po plecach rozwija,

Z cienkiego stroju stan smuk³y przebija.

Ju¿ staje obok, ju¿ j¹ oto œciska,

A¿ nagle zorza chowa siê w ob³oku;

Widmo zniknê³o, ciemnoœæ na dnie stoku:

I o wiek ca³y szczêœliwoœæ tak bliska!

A u Kozaka taka myœl ponura,

Jakby mu w duszy osiad³a ta chmura.

Nie wie dlaczego. Odsun¹³ siê w stronê,

Opar³ na rêku czo³o zamyœlone;

Znowu siê rzuci³, jakby w nag³ym gniewie,

I razem ostyg³; czemu wszystko? - nie wie.

A potem doby³ kin¿a³u zza pasa,

Obraca³ w rêku, igra³ z blaskiem jego,

Próbowa³ ostrza: nie wiedzieæ dlaczego.

 

15

„Ho-hop, Nebabo!” - diabe³ wichrem hasa.

Niech¿e ciê smo³¹ rozleje krzy¿ Pañski!

I tu ofiarê zwietrzy³ nos szatañski!

Pozna³ ataman po przelocie ptaszka;

A ¿e mieæ z diab³em sprawê nie igraszka,

Trzeba tu uwieœæ tê szatañsk¹ córkê.

Wiêc siê prze¿egna³, obwin¹³ siê w burkê

I, przyczajony, czeka³ pod osik¹,

A¿ siê wykrzyczy i dalej pomacha

Lucyferowa opêtana swacha[14]

background image

20

W diabelskim tañcu, z diabelsk¹ muzyk¹.

„Ho-hop, Nebabo!” - a ona doko³a,

„Ho-hop, Nebabo!” - a ona go wo³a,

A okiem b³yska i martwo, i sino;

Tak krople siarki z wolnym ogniem p³yn¹.

Masz pu³k szatanów, jeszcze ich miej tyle,

Wytropiæ jego nie jesteœ ty w sile!

Kiedy wiêc d³ugo huka³a, klaska³a,

Z hukiem i klaskiem dalej polecia³a.

Unikn¹³ przecie strasznego widzenia,

Lecz trwo¿ne serce niedobrze coœ wró¿y;

Orliki nie ma, a wabi³a Ksenia.

Wszystko niedobrze. Nie czas myœleæ d³u¿ej

I d³u¿ej czekaæ, bo has³em wiadomem

Z zamkowych ganków tr¹ba siê ozwa³a

I strza³ wieczorny zamkowego dzia³a

Zatrz¹s³ Kaniowa okolice gromem.

 

16

Czy siê spodziewaæ starosty przybycia[15],

Czyli patrona pana rz¹dcy œwiêto,

¯e tak zamkow¹ salê wyprz¹tniêto?

Stó³ ustrojono w kosztowne nakrycia,

Jasnym go srebrem suto zastawiono;

A tak jak wielka, przez sto³ow¹ salê

To na zwierciad³ach, to w r¿niêtym krysztale

Jarz¹ce œwiat³a rzêsnym blaskiem p³on¹.

I sam pan rz¹dca wieczorem, przebrany

W now¹ czamarê, w pas z³otem kapi¹cy,

background image

21

Rozkaza³, aby strojono torbany,

By czyst¹ odzie¿ oblekli s³u¿¹cy,

Hojn¹ wieczerz¹ by zastawiæ sto³y,

Odeprzeæ lochy warowne ¿elazem,

Wytoczyæ na dwór kilka beczek razem -

Aby ten wieczór wszystkim by³ weso³y.

 

17

Lecz na có¿ tutaj d³ugie tajemnice?

M³oda Orlika ju¿ jest rz¹dcy ¿on¹.

Tylko co œlubne œwiat³a pogaszono

I ksi¹dz zdj¹³ stu³ê, i zamkn¹³ kaplicê.

Wszyscy siê dziwi¹ nad skrytym powodem

Tak pospiesznego tego rz¹dcy czynu,

Choæ dobrze znana jego mi³oœæ sta³a,

Ale Orlika! to to dziw dla gminu!

Co jeszcze dzisiaj przed s³oñca zachodem,

Ni¿ zostaæ Polk¹ -umrzeæ by wola³a...

Za godzin kilka, nad samym wieczorem,

Wys³awszy s³u¿bê surowym rozkazem,

Zosta³ siê rz¹dca sam z Orlik¹ razem

I coœ powa¿nym zacz¹³ rozhoworem.

Prêdko i przykro wrzasn¹³ g³os Orliki,

Jakby nag³ego przestrachu wrzask dziki.

Rz¹dca wci¹¿ mówi³; dziewczyna milcza³a;

Ucich³; dziewczyna znowu zaszlocha³a:

I s³ychaæ by³o d³ugo, nieprzerwanie

Mieszane ci¹gle jej s³owa i ³kanie,

I wzd³u¿ komnaty powa¿ne st¹panie.

background image

22

I znowu potem groŸna rz¹dcy mowa,

Jak huk st³umiony, rozleg³a siê wnêtrzem:

Prêdzej urywa³, prêdzej chwyta³ s³owa;

I ucich³, jakby odpowiedzi czeka:

A gdy dziewczyna, widaæ, j¹ przewleka,

Uderzy³ krokiem o pod³ogê prêdszym.

I chcia³ wyjœæ pewnie, bo klamka zabrzêk³a;

A tu Orlika, jak przybita, jêk³a.

Musi byæ zadoœæ srogiemu ¿¹daniu,

Bo wróci³ nazad i jak naj³agodniej

Tuli³ j¹ d³ugo w ci¹g³ym jej szlochaniu

I z tak¹ dum¹, tak rad wyszed³ od niej!

Ch³opak, co spieszy³ na zamek z torbanem,

Tak, ko³o okien przystrojonej sali,

Ciemno, otwarcie mówi³ z atamanem;

Mówi³, jak wiedzia³, jak mu nagadali.

 

18

Jeœli s¹ s³owa, co, jak gromu ciosy,

Nios¹ œmieræ nag³¹ w najczerstwiejsze zdrowie:

Czu³ je Nebaba w tej ch³opaka mowie.

Jak szatan zgrozy natê¿a mu w³osy!

Jak we mgle ¿ó³tej wzrok jego s³upieje!

Niby d³oñ œmierci za serce chwyci³a,

Taki po ciele zimny pot siê leje,

A lodem zda siê stygn¹æ ka¿da ¿y³a.

Usta mu drgaj¹, kolano przyklêka,

Tylko siê wierna za nó¿ chwyta rêka.

 

background image

23

19

Œród gwarów t³umnych, œród blasku powodzi

Widaæ po ruchu tych cieni tysi¹ca,

Które maluje œciana pa³aj¹ca,

¯e ju¿ do sali weszli pañstwo m³odzi.

Po skrêcie s³u¿by, po dŸwiêku talerzy

Widaæ, ¿e m³odzi siedli do wieczerzy.

A teraz w kolej puszczono puchary;

Bo tak powstali z miejsca godowniki

I tak zabrzmia³y wiwatne okrzyki,

A¿ echem wieków dzwoni zamek stary.

Ucich³o trochê; teraz na przemiany

Z weso³ym œpiewem s³ychaæ teorbany.

 

20

I nad dnieprowych sinym wód rozlewem

Igraj¹ wiatry ze dŸwiêkiem i œpiewem.

W kolejne czarki napój siê rozlewa;

Snuj¹ siê ko³em rozpl¹sane grona,

A¿ ziemia z g³êbi ciê¿ko przyhukiwa,

Jak zadyszana powa¿na matrona.

Ataman œpieszy, burk¹ obwiniêty,

Jak cieñ ob³oku, gnany od wietrzyka;

Min¹³ ju¿ ulic spadzistych zakrêty,

Teraz przez t³umy brzegiem siê przemyka,

Ni go bandurki, co brzêcz¹ do skoku,

Ani mi³oœne dumy zatrzymaj¹;

Z wiatrem u uszu, z ponuroœci¹ w oku

Miêdzy ciekaw¹ przemyka siê zgraj¹.

 

background image

24

21

Czy to cieñ jego po rzece ¿egluje?

¯e mimo czêstych, wik³anych obrotów

Tak nieodstêpnie Kozaka pilnuje,

Jakby co chwila u brzegów byæ gotów.

To pianê wirów gwa³towniej roztr¹ca,

To igra wolniej w odbiciu miesi¹ca,

To znów spokojnie na falach siê wiesza;

W prawy bok, w lewy, w przód, w ty³ drogê miesza,

A pierœ siê jego nie ozwie piosenk¹;

Z cicha brzmi wios³o i pluska czó³enko.

Spomiêdzy nurtów, co miesi¹cem œwiec¹,

Tak siê w nierównym polocie wydaje

Jak cieñ jastrzêbia, gdy nad okolic¹

Kr¹¿y za ³upem przez podniebne kraje.

 

22

Kozak w pochodzie razem siê zatrzyma;

Nadstawi ucho i strzeli oczyma:

Za nim to, za nim z³owrogie klaskanie!

Wiêc razem w miejscu wstrzyma siê i stanie,

I rzecze z cicha: „Ha! szatañskie plemiê,

Raz ty ostatni straszysz ¿ywa ziemiê!

Pró¿no przeklêci piek³em ciebie zbroj¹,

Skoro do skroni przy³o¿ê piêœæ moj¹;

Chocia¿by wszyscy grozili wleŸæ we mnie,

Ju¿ ja siê ciebie nie dotknê daremnie!

Zaraz tu razem i z tob¹ ulec¹;

Tylko chodŸ bli¿ej, tylko bli¿ej nieco!”

background image

25

Otó¿ i marsem b³ysk oczu przymracza,

Szyderskim œmiechem s³odzi twarz surow¹;

A tu tymczasem burkê precz odtacza

I odwiedzion¹ trzyma piêœæ gotow¹.

 

23

Wesele Kseni musi byæ niema³e,

¯e, obleciawszy w okr¹g miasto ca³e,

Znajduje wreszcie, co tak d³ugo szuka;

Wesele Kseni musi byæ niema³e,

Bo raŸniej skacze, bo donoœniej huka;

I k³ami piek³a d³onie larwy klaszcz¹,

I oczy larwy skrz¹ siê piek³a paszcz¹.

Jak¿e byæ wielkie musi jej wesele,

¯e bardziej zbli¿a krok i tak ju¿ bliski:

Wszak¿e mu ona gotuje uœciski,

Widaæ w jej ruchach, widaæ to w jej oku.

Kozak na wszystko odwa¿a siê œmiele;

Nie zmru¿y powiek, nie cofnie siê w kroku.

Ju¿, opêtana, w konwulsyjnym rzucie

Ma w jego ustach z³o¿yæ ust swych czucie,

Ju¿ chwyta szyjê d³oñmi wywiêd³emi,

Ju¿... i, omdla³a, le¿y ju¿ na ziemi...

Tylko pod piêœci¹ skronie zachrupa³y,

A na oblicze zdroje krwi bucha³y.

„Ho-hop, szatanie, bierz teraz, co twoje!” -

Mrukn¹³ ataman i szed³ w drogê swojê.

 

background image

26

24

„Tam, tam! gdzie widaæ ognie pod t¹ puszcz¹,

Do niej siê kieruj; zawsze, zawsze do niej!

Tylko niech prêdzej twoje wios³o goni,

Tylko niech ciszej wody przy nas pluszcz¹.

Przeprawa trudna, a drogi czas krótki,

Ciszej, a prêdzej!” Tak Kozak ostrzega,

Kiedy u brzegu wstêpowa³ do ³ódki,

Kiedy pospiesznie odbija³ od brzega.

Woda dnieprowa powa¿nie siê toczy,

Czêstym ca³unkiem o pierœ ³ódki pluska;

Na niespodzianej, na dr¿¹cej przeŸroczy

£amie siê ksiê¿yc jak ognista ³uska.

Za lotnym dêbem drobne wiry goni¹;

Nadbrze¿ne echa dŸwiêkiem wios³a dzwoni¹,

Jakby na zbieg³ych ¿eglarzy wo³a³y.

Szybko za nimi cofa siê brzeg ca³y:

G³uszej ich wrzawa dolata Kaniowa,

Czêœciej po jarach œwiate³ko siê chowa,

Ju¿ i szum puszczy zawia³ im donoœnie.

Có¿ to za nimi coraz bardziej roœnie,

Im bardziej z brzegiem umykaj¹ góry?

Zamek to roœnie; zna go wzrok ponury,

Co jeszcze z ³ódki popatrzy³ ku niemu.

 

25

O, jak wspaniale za nocy zas³on¹,

Jak rzêsnym œwiat³em okna jego p³on¹!

„Niech sobie p³on¹, niech i rzêœniej p³on¹!

background image

27

Jak mnie dziœ, jutro przyjdzie ciemno jemu!

Jutro, pojutrze zaœwita inaczej:

Biedny, kto mojej zapragn¹³ rozpaczy!”

A¿ mu siê piek³em krew zajê³a ca³a,

A¿ mu siê czapka od w³osów podnios³a,

Od jego dreszczu a¿ siê ³ódŸ zachwia³a,

A¿ siê obejrza³ rybak, co u wios³a -

Kiedy te myœli, jak piek³a zarzewie,

Przesz³y piorunem przez Nebaby g³owê,

A to gdy œwiat³a obaczy³ zamkowe.

Ju¿ gniew ostyga w kipi¹cym przelewie:

Ale jak piekie³ mieszkañca zjawienie,

Choæ zniknie, d³ugo powietrze zara¿a,

Tak choæ przelotne, gniewu uniesienie

Gorzkim j¹trzeniem d³ugo myœl rozra¿a.

„Lepiej by by³o, moja pani mi³a,

Sto razy lepiej - jakem ci kochankiem! -

Abyœ lat tysi¹c czerepianym [16] dzbankiem

Tê wodê z rzeki dla siebie nosi³a;

Lepiej by by³o dla twej jasnej doli,

W grubej siermiêdze z nieochajnym ch³opem,

O g³odzie, ch³odzie pracuj¹c w niewoli,

Krwi¹ siê rozp³ywaæ nad nie swoim snopem,

A potem p³akaæ pod skopconym daszkiem

Rano i wieczór, ¿e twe bia³e cia³o

Od mrozu, skwaru do krwi popada³o -

Ni¿ bêd¹c tob¹, pobraciæ siê z Laszkiem!

Ni¿ przespaæ jednê noc pod adamaszkiem!”

Plusnê³y o brzeg rozpêdzone wa³y,

background image

28

Daleko naprzód chy¿a wbieg³a ³ódka;

Prêdko Kozaka dumy siê przerwa³y,

Prêdko mu przesz³a rozkosz zemsty krótka.

Szkoda! bo wiele nios³y mu ul¿enia

Jêk, rozwaliny, trupy, krew, po¿ary,

S¹ to w³asnoœci jak zemsty, tak chwa³y,

¯e najzgubniejsze, najdziksze marzenia

W cnoty i szczêœcia powaby ustroj¹:

Tak, gdy chc¹ uwieœæ, kusz¹ce nas mary

Œwiat³em anio³ów barwi¹ szpetnoœæ swoj¹.

1 Zamek kaniowski - w powstaniu na Ukrainie w r. 1788 zamek kaniowski, równie¿ jak kilka innych w tej okolicy, by³

zburzonym i spalonym przez hajdamaków. Jest podanie, i¿ ¿ona rz¹dcy, czyli, jak wtenczas nazywano, gubernatora zamko-

wego, pojmana przez Kozaków i ju¿ ranna, potrafi³a siê jeszcze im wymkn¹æ, a uciekaj¹c przed ich pogoni¹ po pokojach i

salach zamkowych, coraz s³absza, opiera³a siê o œciany, póki jej nie dognano i nie zamordowano do reszty. Gdzie tylko

dotknê³a siê œcian rêk¹ skrwawion¹, zosta³y œlady; i mówi¹, ¿e krwawe te znaki nigdy siê nie da³y zetrzeæ i trwa³y dopóty,

dopóki tylko by³y jakie szcz¹tki murów zamkowych. Te zreszt¹ gruzy dopiero przed kilku laty znik³y zupe³nie. - Kaniów

jest ma³e i liche miasteczko, mieszczanie jednak jego i magistrat maj¹ jeszcze niektóre swobody i przywileje nadane im od

królów polskich. Le¿y w przeœlicznym po³o¿eniu nad Dnieprem rozrzucone poœród urwistych brzegów jego. 

 2 Z³oœliwy ob³êd -pod³ug mniemania ukraiñskiego ludu nawet zb³¹dzenie w podró¿y nie jest dzie³em przypadku. Czart,

którego tam wszêdzie pe³no, œciga wêdrowców i rozmaitymi sposobami stara siê ich w bezdro¿a uprowadzaæ; a wicher noc-

ny uwa¿anym jest za pierwsze jego narzêdzie do ob³¹kania i najœwiadomszych nawet po³o¿enia miejsca. 

 3 Coœ majaczeje -wyraz miejscowy. S³owo „majaczyæ” niema mo¿e odpowiedniego w czystej polszczyŸnie; migaæ w dale-

koœci, æmiæ siê, ukazywaæ - t³umaczy jako¿kolwiek jego znaczenie. W³aœciwie polskie „majaczyæ” co innego wyra¿a. 

4 Janczarka - rodzaj strzelby tureckiej. 

5 Gdy rozkochane zlec¹ siê puszczyki -rozmowa puszczyków, jak i cala myœl prologu, jest osnuta na wyobra¿eniu gminu,

i¿ diabli wybieraj¹ noce ciemne i burzliwe do wyprawiania swych pustot i ¿e puszczyki dlatego siê œmiej¹, i¿ widz¹ wszyst-

kie harce i dokazywania tych istot, które nasza mitologia gminna wpó³strasznymi, wpó³komicznymi wystawia. Prócz po-

etycznoœci pomys³u autor mia³ i tê pobudkê wprowadziæ rozmowê puszczyków w swój czarodziejski prolog, ¿e takowe po-

¿yczania mowy ptakom czêsto siê natrafia w pieœniach i dumach ukraiñskich, a w³aœnie jego zamiarem by³o korzystaæ ze

wszystkich skarbów gminnej poezji naszej. 

 6 Otumaniæ - ob³¹kaæ, zaæmiæ zmys³y -coœ podobnego. Prowincjalizm. 

7 £uno - w dobrej polszczyŸnie i w Lindem: ³una lub ³ona. Autor tak zawsze u¿ywa tego wyrazu. 

8 Tam nieszczêœliwy, znik³y we z³ym wichrze... - s¹ to wszystko wyobra¿enia ukraiñskiego ludu. Wed³ug mniemañ jego,

wiatr krêc¹cy siê po polu, który wreszcie po tutejszych nieobejrzanych p³aszczyznach nierzadko widzieæ, jest coœ niezmier-

nie z³ego. Opowiadaj¹ przyk³ady ludzi, których wicher ten spotka³ na swojej drodze i którzy odt¹d nie wiedzieæ gdzie znik-

nêli. Inn¹ raz¹ nó¿ poœwiêcony, rzucony w s³up krêc¹cego siê wichru, upad³ na ziemiê w tym miejscu krwi¹ obryzgany. Do

tego wyobra¿enia stosuje siê wiersz w Marii Malczewskiego:

„Ale bo te¿ na stepie czart harce wyprawia³.”

Spadaj¹ca gwiazda jest, pod³ug ich mniemania, latawiec (rodzaj powietrznego z³ego ducha). O jego mi³ostkach z kobietami

czêsto pos³yszeæ mo¿na. Myœl¹ tak¿e, i¿ zmar³e bez chrztu dzieci b³¹kaj¹ siê w powietrzu, jêcz¹c i narzekaj¹c, póki kto nie

oœmieli siê ich przywo³aæ i chrztu udzieliæ. 

9 Z odŸwierka - z odrzwi.

10 Cyrkaæ - wyraz miejscowy, znaczy: skraplaæ, tryskaæ. 

11 Topielec Ksenia - wprowadzona tu osoba topielicy Kseni jest tak¿e myœl pojêta w duchu miejscowych wierzeñ i uprze-

dzeñ. Nic siê w Ukrainie wa¿nego nie stanie, czego by nie przepowiedzia³o nadzwyczajne zjawisko -coœ dziwnego, coœ ta-

jemniczego. Bunt ukraiñski, który tu nazywaj¹ koliszczyzn¹, i szczególniej rzeŸ humañska (o której, nawiasem wspomnie-

my, s¹ wspó³czesne i przez œwiadków pisane poemata i opisy, zapewnie nêdzne pod wzglêdem sztuki, lecz wa¿ne jako naj-

wierniejszy obraz tej krwawej dramy) mia³a tak¿e byæ zwiastowan¹ przez nadprzyrodzone widzenia: miêdzy innymi przez

dziwn¹ ob³¹kan¹ kobietê czy opêtan¹, która z hukami i niezrozumia³¹ mow¹ przebiega³a sio³a Ukrainy. Nie mam ja tu myœli

t³umaczyæ albo usprawiedliwiaæ pojêcia autora; zwracam tylko uwagê na miejscowy koloryt obrazu. 

background image

29

12 Bajdak - gatunek lodzi u¿ywanej na Dnieprze. 

13 Se³edec -Kozacy ukraiñscy nosz¹ krótko strzy¿on¹ g³owê z d³ugim na boku kosmykiem w³osów, który zwykli uplataæ w

wst¹¿ki, mi³oœne upominki swych dziewic. 

14 Swacha - swatka. 

15 Czy siê spodziewaæ starosty przybycia - Miko³aja Potockiego, dziedzica tych w³oœci. 

16 Czerepianym - glinianym. 

background image

30

CZÊŒÆ DRUGA

 

1

Spa³ œwiat g³êboko, noc¹ otulony.

Obchodz¹c wart¹ ciemne cz³eka gniazdo,

W milcz¹cej czêœci sz³a gwiazda za gwiazd¹;

Niebo przez chmurne patrza³o zas³ony:

Ucich³y has³a, ³añcuchy drzyma³y,

Jak martwe widmo milcza³ zamek bia³y.

I m³oda para w ma³¿eñskiej komnacie,

Na ³o¿u pysznym, na snu majestacie,

Spoczê³a mile wœród puchów zatopu

Os³onionego w drogie adamaszki,

Co, fa³dowane, œród wiatru igraszki

Sp³ywa³y na dó³ ze z³otego stropu.

Ucich³o wszystko pod zamku sklepieniem,

Chyba sen têskny ozwie siê westchnieniem

I wiatr, wys³any od nocy szyldwachem,

Smutnym jej has³em zawyje pod gmachem.

A potem w okr¹g milczenie na nowo;

Tylko ³agodnie brzêk mi³y i g³uchy,

Jakim powietrzne igraj¹ce duchy

Noc o¿ywiaj¹, gra w ciszê zamkow¹.

 

background image

31

2

Któ¿ to zatêtnia³, stuknienie¿ to czyje

Da³o siê s³yszeæ za drzwiami komnaty?

Nie pierœ to lubej ¿¹dnym sercem bije,

Lecz goniec puka od granicznej czaty.

Dyszy poœpiechem, lica trwog¹ blade.

Wstañ, panie rz¹dco, ciep³e porzuæ ³o¿e:

Z³e ci nowiny w tej chwili przywo¿ê;

Wstañ i pos³uchaj, i weŸ jak¹ radê.

Oto nadbrze¿ne s³ysza³y dziœ stra¿e,

Jak siê po Dnieprze pluska³y nie kaczki,

Jak coœ nie ptakiem t³uk³o siê w czaharze[1]:

WyraŸnie obóz przeprawia³ siê Szwaczki[2],

Co a¿ dotychczas cicho sta³ za wod¹.

Niech¿e siê kokosz wywija przed szkod¹,

Kiedy j¹ oczy jastrzêbia obwiod¹.

Zamek choæ mocny, lecz osada ma³a,

Aby przed silnym szturmem siê osta³a,

Zw³aszcza gdy razem przyjdzie broniæ miasta;

Chocia¿ i w mieœcie z³ego coœ wyrasta,

Bo ju¿ gotuj¹ i kosy, i no¿e:

A nawet w zamku, kto wie, co byæ mo¿e?

Zaradziæ z³emu, jak siê tylko zjawia,

Leæ do starosty: on œród Bohus³awia

Poi gromady, rozstrzeliwa baby[3];

Niechaj tu przyœle posi³ek, choæ s³aby.

Leæ, nim rozœwita, nim siê zamek dowie;

A my tu bêdziem na wszystko gotowi.”

 

background image

32

3

Nie mylne wieœci, nie fa³szywe trwogi:

Szwaczki to obóz nie w dobrym zamiarze

Pluska³ po Dnieprze, t³uk³ siê po czaharze.

Gdzie w ciasnym ³o¿u skrêconej odnogi

Wrz¹cy nurt Rosi i b³yska, i pluszcze,

A wiatr pobrze¿n¹ oszczekiwa puszczê,

A w niej gwar dziki klekoce ponuro,

A mg³a k³êbata, co ciemnieje gór¹,

Nad jej sklepieniem w kr¹g siê ju¿ rozwlek³a -

Jakby tam anio³ œmierci i zag³ady

Warzy³ dla ziemi nad p³omieniem piek³a

Wszystkie domowych zaburzeñ szkarady -

Nie darmo czujne pa³aj¹ ogniska

I jacyœ zbrojni le¿¹ u p³omieni,

Gdy wieñce borów zrywa wiatr jesieni,

A szron sêdziwy na darniach po³yska.

Choæ le¿eæ oni zdaj¹ siê spokojnie,

Ach, krwi to dzieci i myœl¹ o wojnie!

No¿e u pasów, ich czo³a w ko³pakach;

D³onie na no¿ach, choæ oczy uœniête,

Do pik utkwionych rumaki przypiête,

A dniem i noc¹ siod³a na rumakach.

 

4

A jeden Kozak na ustawnej stra¿y

Niezgas³y ogieñ czasami roz¿arzy

I na sw¹ pikê wspiera siê bezw³adnie.

S³ucha i patrzy. Nic w tym puszczy mroku

background image

33

Nie ujdzie jego ni ucha, ni wzroku:

Niech strzêpek szronu na usch³y liœæ padnie,

Niechaj ptak klaœnie ga³êzi¹ z daleka,

Niech pies w dalekim futorze4 zaszczeka -

Ju¿ on to schwyci³ w gwarnym borów szumie

I pochwycone wnet rozró¿niæ umie.

I znowu oko zwróci³ do ogniska,

I znowu pik¹ poprawi³ p³omienia:

K³êbi¹ siê dymy, czerwony ¿ar pryska,

Roœnie wa³ ognia, noc siê zarumienia.

Poœród bij¹cej krwawej ³una fali,

Jak mgliste duchy, cienie drzew siê k³ad¹.

Dalej noc czarna; tylko w ciemnej dali,

Jakby zaklêt¹ rozsiany gromad¹,

Bezw³adny obóz groŸnym snem usypia:

Tam siê b³ysk stosu ostrza piki czepia;

Tu wpó³ dobyty nó¿ czasem zab³yska

Jak rozdra¿nionej gadziny oczyska.

Gdzieniegdzie znowu spod burki kosmatej

Sen niespokojny wychyli³ pó³ twarzy

I przez sen widaæ, co ka¿da z nich marzy,

To z brwi marszczonych, to z wargi w¹satej:

Na tej œmiech dziki, kln¹ce s³owa na tej.

A tam przyjaciel i wierny, choæ panu,

Koñ, u³o¿ony tu¿ pod pana bokiem,

Strzeli niekiedy przebudzonym okiem

Niby kochanie œród œwiata tumanu.

W samej cichoœci obraz niespokojny

Nadziej¹ mordów ko³ysanej wojny.

 

background image

34

5

Tam gdzie d¹b grubszy i stos pe³niej p³onie,

Dwóch tam usiad³o; a przy nich dwa konie.

Po tym wytwornym atamañskim stroju,

Co drogim z³otem czasami odb³yska

Nag³e, nierówne spojrzenie ogniska,

Po tej postaci z³o¿onej do boju,

Po w¹sie w czarne puszczonym pokrêty,

Po dumie czo³a, po oblicza krasie -

Mœciwy Nebaba zaraz poznaæ da siê.

W milczeniu siedzia³, burk¹ wpó³ opiêty:

Spokojnie trzyma³ lewicê za pasem

I g³owniê no¿a pog³askiwa³ czasem.

„No¿u mój, no¿u! b³yskasz do mnie pró¿no

I pró¿no, widzê, naostrzy³em ciebie;

Inni swój snopek w naszym polu u¿n¹,

Nim pospieszymy z tob¹ ku potrzebie;

I wprzód rdza ciebie, wprzód ja siebie strawiê,

Ni¿eli w mêskiej z niewiar¹ przeprawie

Ducha radoœci¹, ciebie krwi¹ op³awiê!”

Tak mówi³ Kozak, potrz¹saj¹c g³ow¹;

I z nocnej rosy otar³ no¿a ostrze:

Ale wejrzenie nag³e, od s³ów prostsze,

Wydaje, komu przyci¹³ t¹ przemow¹.

 

6

Naprzeciw niego, jak odblask poczwarny

W chropawym lustrze, siedzia³ Kozak drugi:

Na pierœ obros³¹ zwiesza³ siê w¹s d³ugi,

background image

35

Ca³e pó³ twarzy œci¹ga³ mu szram czarny;

A chocia¿ czo³o staroœci¹ biela³o,

M³ody rumieniec zalewa³ twarz ca³¹;

A choæ ogniste, ledwo iskrzy oko,

W zaty³ej twarzy tak siedzi g³êboko.

To Szwaczka, pierwszy œród mieszczan Kaniowa:

Choæ czêsto w ucztach krêci mu siê g³owa

I cia³em ciê¿ki, i wiek d³ugi liczy,

Ale ma piêtno rozbojów na Siczy,

Ale od Lachów z dumy obrzydzony

I dumy Lachów zwie siê wrogiem œmiele;

Wiêc chêtnie stan¹³ na powstañców czele

I atamanem chêtnie okrzykniony.

Zdaje siê jednak, ¿e (czy brak zapa³u,

Czy ¿e kielichem zbytnie siê rozgrzewa)

Wiêcej, ni¿eli przystoi, spoczywa;

A tu kozactwo zra¿a siê poma³u;

Czêœciej i g³oœniej s³ychaæ miêdzy t³okiem:

„Czemu nie idzie w zamek, co pod bokiem?

Czemu gdy œwie¿o z ¯eleŸniakiem Gonta

Zawieœæ hulankê uœpieli tak r¹czo -

On tylko gnuœny, myœl¹ siê zaprz¹ta:

Z³¹czyæ siê z nimi? - Czemu¿ siê nie ³¹cz¹?”

I nic nie wiedzieæ, korzyœæ badañ zwyk³a:

Bo przez natrêtne naglony pytanie,

Jak zacznie szukaæ mowy w pe³nym dzbanie,

Uœnie wprzód z tajni¹, nim jêzyk wywik³a.

 

background image

36

7

Niewiele tkn¹³ siê Nebaby ¿a³ob¹,

Bo ju¿ nadpity dzbanek mia³ przed sob¹;

Jak nie swoimi popatrzy³ oczami,

Powa¿nym œmiechem kilka razy chrz¹kn¹³;

Uderzy³ w ogieñ - gdy prys³o iskrami,

Wpó³ dos³yszanym jêzykiem przeb¹kn¹³:

„Widzisz te iskry? s³uchaj, atamanie!

Kto chce szczêœliwym zostaæ przez kochanie,

Kto zrobiæ sta³ym chce serce kobiece,

Niechaj siê lepiej zakopie w tej dziczy

I liczy iskry, te wszystkie niech liczy!

Zapomnij z biesem o twojej Orlice!” -

„Ju¿ ja siê pewno toi nie napijê[5],

Aby mi serce wyzdrowia³o chore;

Ani mi rady potrzebne tu czyje!”

I szydnym gniewem wzrok Nebaby gore.

Czy jest na œwiecie Orlika, czy nie ma,

Co nam do tego! dla nas bliska zima;

My puszcz tu³acze, Polacy przed nami:

Patrzaj na burki, patrz koniom na grzywê -

Jak twoja g³owa, wszystko szronem siwe!

S³uchaj, Kozacy jak siek¹ zêbami!

Bo, biedni, nawet nie maj¹ i tego,

Czym ich ataman tak czêsto siê grzeje;

I g³ód ich strawi, i wicher zawieje,

I jak po swoich Polacy tu zbieg¹.

I sami z g³odu, poczekawszy trochê,

Wlec¹ w side³ka jak ptaszyny p³oche!

background image

37

Ni¿ grzaæ siê w zamku czy¿ to bêdzie lepsze

P³yn¹æ bez chêci popod lodem w Dnieprze?

Albo z ga³êzi pogl¹daæ w ob³oki

I z ka¿dym wiatrem straszyæ w gniazdach sroki?”

A Szwaczka, ognia poprawiwszy pik¹,

Ode dna flaszy be³kn¹³ g³uchym ³ykiem

I niepos³usznym zacz¹³ coœ jêzykiem.

Oko Nebaby zasêpione dziko.

Kiedy siê serce zachmurzy uraz¹,

Wzrok wtedy b³yskiem, piorunem ¿elazo!

I biada chmurze, co chce byæ przeszkod¹!

Popruta, zbita, rozp³ynie siê wod¹.

A ogieñ gniewu przej¹³ go a¿ w szpiku!

Szwaczka przemówiæ na nowo siê musi³,

Lecz znowu s³owa zapl¹ta³ w jêzyku,

Tylko powa¿nym œmiechem siê zakrztusi³.

Tu oczy z wolna w powiekach zagas³y,

Na obie strony powoli siê sk³ania;

A¿ razem tu³ów przewali³ opas³y:

¯e jeszcze ¿yje, znaæ z jego chrapania.

D³ugo Nebaba po cielsku szerokiem

Spojrzeniem wzgardy b³êdne ko³a pisa³;

D³ugo szum boru myœl jego ko³ysa³,

Nim w walce uczuæ ozwa³ siê wyrokiem:

„Trzech diab³ów synu, przebrzyd³y opilcze!

I tobie¿ dzieln¹ przewodziæ m³odzie¿¹?

Chyba miê sami szatani ubie¿¹,

¯e ciê tu zêby nie skosztuj¹ wilcze,

I w bramy zamku twe piêœci uderz¹!”

background image

38

A jakby ¿¹d³o piek³a go ubod³o,

Porwa³ siê nag³e i skoczy³ na siod³o.

 

8

Nie drzymie szyldwach, p³omienie ocuca,

A wiatr jesienny ga³êzie mu zrzuca -

I znów, jak usn¹³, œród drzewa umilka.

Gdzieœ tam daleko œpiewa kur przed œwitem,

Dalej i g³usze j s³ychaæ wycie wilka;

Bli¿ej Roœ pluska krêconym korytem,

Niby sen cichy tej strony ko³ysze.

Co za œwist przykry budzi lasów ciszê?

Jak dziki wicher ocucony w borze,

Takim zakipia³ ca³y obóz gwarem;

Jako gdy wicher zaiskrzy po¿arem,

Tak zaiskrzy³y w kr¹g piki i no¿e,

Kiedy na nag³e pogwizdnienie trwogi

Sp³oszony obóz porwa³ siê na nogi.

Jeszcze gwizdnienie: w oka mgnieniu po niem

Wszystkie kopyta z miejsca zatêtnia³y

I ciasnym ko³em stan¹³ obóz ca³y,

Gdzie widmo jezdca mgli siê karym koniem.

 

9

„Co to, Nebabo? - zaraz go poznali,

Bo któ¿ by z koniem wyda³ siê wspanialej? -

Co to za trwoga?” -z obaw¹ spytali.

„Chcê was po¿egnaæ, bo ju¿ ruszam dalej.

Niech¿e to dla was nie bêdzie niemi³em,

background image

39

¯e trwogi nie ma, a ja j¹ wzbudzi³em.

Lecz jeœli macie i serce, i g³owê,

To nie bêdziecie na m¹ g³usi mowê.”

Tu go m³ódŸ w wê¿sze otoczy³a ko³o,

Bo siê patrza³a i s³ucha³a rada,

Jak mêstwem dumne rozpromienia czo³o,

Jak w szczerej mowie œmia³ym sercem gada.

„Nie myœlê d³ugo przed wami ja prawiæ,

Co miê przymusza was, bracia, zostawiæ” -

Zacz¹³ Nebaba. Wyros³y œród czerni,

Zna jej umys³y i wzruszaæ je umie;

I tak przysta³o mówiæ jego dumie:

„Atamanowi swemu b¹dŸcie wierni;

Przy nim tak dobrze mo¿na tutaj drzymaæ!

A ja nie mogê d³u¿ej z wami trzymaæ

I ziewaæ z wami; ja jeszcze sk³uæ mogê

Choæ kilku Lachów, choæ dwór jeden z³upiæ;

Wtedy mi bêdzie przyjemniej siê upiæ!

To was i ¿egnam, i ruszam w sw¹ drogê.”

Ostra przymówka dopiê³a zamiaru.

Mruk dobrej wró¿by, podobny do gwaru

Pierwszego lodu, gdy go ³ami¹ fale,

Obiegaæ pocz¹³ zawstydzon¹ zgrajê.

Nebaba ci¹gn¹æ mowy nie przestaje:

„Odst¹piæ Szwaczki ja nie radzê wcale;

Gdy tak wygodnie przy tym atamanie -

Któ¿ ze mn¹ pójdzie, a z nim nie zostanie?

Sam wiêc pospieszê, gdzie miê nios¹ oczy,

¯wawszych do dzie³a znaleŸæ towarzyszy;

background image

40

Jednak, co powiem, niech z was ka¿dy s³yszy

I gdy mu zda siê, niech naprzód wyskoczy.

Komu rózgami ojciec zasieczony,

Czyja siê panu podoba³a ¿ona,

Komu najmilsza córka pogwa³cona,

Kogo zbawiono lubej narzeczonej -

Na ojca boleϾ, na smutek matczyny,

Na hañbê dzieci, na ³askê dziewczyny

Tego zaklinam, wo³am po imieniu,

Niechaj wyjedzie i stanie tu przy mnie!”

I t³um orê¿ny mieszaæ siê poczyna

Jak zak³ócona dmuchem wiatru trzcina.

„Kto w pañskim za to umiera³ wiêzieniu,

¯e jak pies pod³y o g³odzie i zimnie

Dla us³ug jego przemarnowa³ lata,

Kogo najdro¿sza boli przez to strata,

Kto chce odemœciæ te krzywdy, te zbrodnie

I tylko sobie odt¹d ¿yæ swobodnie

Zaklinam tego na zemstê, swobodê,

Niech idzie zaraz, gdzie ja go powiodê!”

T³um wre nie³adem, gwar nie³adu roœnie:

Postrzeg³ Nebaba, jak wybór ochoczy

W gêstszych szeregach doko³a siê t³oczy;

A wiêc z tryumfem zawo³a³ donoœnie:

„Teraz, kto tylko mo³ojca ma duszê,

Kto siê chce ogrzaæ przy zamku po¿arze,

Kto chce op³ukaæ pikê w polskiej jusze,

Kto chce zaœpiewaæ przy pañskim pucharze -

IdŸcie do zamku! Ja drogê poka¿ê!”

background image

41

A oko jego, jakby bitwy has³o,

Nagle w ka¿dego zab³yszcza³o oku:

„Wszyscy my, wszyscy do Nebaby boku!” -

Wrz¹ce kozactwo dzikim tonem wrzas³o.

Podobny odg³os wêdrowca krew ziêbi,

Gdy go wilczyca, zwietrzywszy w puszcz g³êbi,

Przeci¹gle wyciem ozwie siê ponurem,

A za ni¹ g³odni zalotnicy chórem.

I razem g³êbie zastêka³y ziemi

Pod rumakami ciê¿ko têtni¹cemi.

I d³ugo, d³ugo wrza³o nieprzerwanie,

A coraz ciszej, i koni chrapanie,

I chrzêst orê¿a, i stêkanie ziemi;

A ognie stra¿y kona³y za niemi,

A echa puszczy wo³a³y za niemi,

Kiedy huknêli piosenkê pochodu

Nowemu wódzcy, co harcowa³ z przodu.

 

10

Poœród puszcz gêstwy, poœród jarów cieœni

Mœciwy Nebaba swoje szyki wiedzie.

Jak czu³ koñ jego, ¿e na wszystkich przedzie!

Jak w piersiach jezdca rozigrane serce

Dzikiej, wojennej wtórowa³o pieœni!

Kiedy myœlami w przysz³oœæ uniesiony,

Po¿ary w ka¿dej dostrzega³ iskierce,

Co b³yska za nim, skoro lustro stali

Od miesiêcznego oka siê zapali;

Kiedy zwyciêskie odgadywa³ tony

background image

42

W dzikich odg³osach wojennego pienia!

„Stójcie!” Od wschodu dzieñ siê zap³omienia.

Ksiê¿yc rumiany niby siê krwi¹ zbroczy³,

W posêpne chmury, jak do œmierci ³o¿a,

Na cichych ranku wiatrach siê zatoczy³,

I jak z³ej wieszczby wysz³a dr¿¹ca zorza.

„Stójcie! S³ów kilka!” Tu zemsty dru¿yna

W kr¹g atamana zawinê³a ko³em,

Gdzie siê okr¹gli bezdrzewna równina

Œród ramion boru i przed boru czo³em.

„Bacznoœæ! Coœ wichrem zaszumia³o w lesie.

Jeden to z naszych gêstw¹ siê przerzyna.”

Pilnowa³ skrzyd³a. Jakie¿ wieœci niesie?

Jego pierœ robi, jego biegun w pianie.

Miêdzy drzew szumem s³ysza³ otr¹bianie.

Czy¿by Polacy tak blisko byæ mieli?

„Wytrwa³oœæ, dzieci! B¹dŸcie tylko œmieli,

Naszym to bêdzie, co mamy przed nami!

Pod samym miastem ten ba j rak, czy wiecie[6],

Co siê rozrasta pomiêdzy jarami?...

Tam do godziny zmierzchu dole¿ycie.

Ja póŸniej bêdê, skoro do wieczerzy

Wezwie nas gwiazda, co w zamku na wie¿y!

No! w imiê Trójcy! ruszaj, gdzie kto mo¿e!”

Jak w tuman iskier rozdête p³omienie,

Jak œpi¹cych nagle przerwane widzenie -

Tak razem zgaœli zwinni jezdcy w borze:

Tu siê w promieni tysi¹c rozskoczyli,

Tu miêdzy pniami jeszcze majaczyli,

background image

43

A tu i œladu po ¿adnym ju¿ nie ma;

Niby zaklêtych poch³onê³y drzewa

Przed œmiertelnego s³abymi oczyma.

Pusto - sam tylko duch boru powiewa.

A za nim nagie klaskaj¹ konary;

Pod nimi rumak majaczeje kary,

A na nim jeŸdziec prê¿y pilne ucho:

Z tej strony tr¹bka zdaje siê graæ g³ucho;

Lecz g³uchszy jeszcze s³ychaæ dŸwiêk z tej strony,

Ranne go wiatry krêtym jarem[7] wlok¹.

JeŸdziec pos³ucha³, pomyœla³ g³êboko:

Jak mu nie poznaæ! To kaniowskie dzwony

Szczêœliw¹ wieszczb¹ do niego mówi³y.

Razem siê pomkn¹³ w sklepienia milcz¹ce,

Wnet drzew sklepienia czczoœci¹ siê zaæmi³y;

Jeszcze przez chwilê echa w czczoœci bi³y,

Lecz go ju¿ teraz nie znajdzie i s³oñce.

 

11

Ponuro echa okoliczne tr¹ca

Zamkowa tr¹ba wieczór witaj¹ca,

Gromadz¹c zbrojnych na mod³y wieczorne.

Wielkim koœcio³a natury sklepieniem

Ju¿, ju¿ gdzieniegdzie lampy wieków p³on¹.

Odkryto g³owy, bronie opuszczono,

Utkwiono w ziemiê spojrzenia pokorne,

S³ów uroczystych s³uchano z milczeniem.

„Amen!” I „amen” powtórzono z skruch¹.

Echa zamkowe ozwa³y siê g³ucho:

background image

44

„Amen”. Ich „amen” tak smutny, niemi³y,

Jakby go po raz ostatni odbi³y.

Zagrzmia³ ryk dzia³a i skona³ wœród boru.

Na wie¿y ogieñ zaj¹³ siê stra¿niczy,

Milcz¹cy szyldwach ciche kroki liczy.

po oknach b³ys³y œwiate³ka wieczoru.

Mile zamkowa s³u¿ebna dru¿yna

Wieczór - niestety, ostatni! - zaczyna.

Jak b³ysk jej œwiat³a, ciche jej wesele,

Kiedy zasiêdzie ka¿da przy swym dziele.

O! co za rozkosz obejrzeæ te grona,

Gdy, za prababek, bawi³y siê prac¹:

Tu gazy blaskiem z³ota siê bogac¹,

Jak bia³a zima mrozem uiskrzona;

Tam czarodziejka, u krosien schylona,

Tchu nie da s³yszeæ, nie zwróci spojrzenia -

I trzeba wierzyæ, widz¹c jej oblicze,

¯e blask tych oczu, to tchnienie dziewicze,

Cudown¹ w³adz¹ kwiat wiosny rozplenia.

W tej bia³ych rêkach drut jasny i g³adki

Wydaje w mgnieniu ró¿nowzore siatki,

Niby od wiatrów i z wiatrów tworzone,

Tak s¹ przejrzyste i lekkie jak one.

A tutaj okr¹g g³oœniejszej roboty:

Tutaj burzliwe furcz¹ ko³owroty,

Tutaj wrzeciono ze lnami miêkkiemi

Brzmieje nieznacznie i gwi¿d¿e po ziemi.

A pienie w prostej, melodyjnej nucie,

Lube jak pierwsze mi³oœci uczucie,

background image

45

Ciche jak ³ono, co nie zna kochania,

Têskne jak pamiêæ rodzinnej zagrody,

Pe³ne z tym miejscem, z t¹ godzin¹ zgody,

Sfer¹ harmonii urok ich os³ania.

 

12

Czy nie po panu zatêskni³a pani?

¯e miêdzy nimi, a nie kwitnie na niej

Ta, co na wszystkich kwitnie w pe³ni - radoœæ:

S³aboœæ w jej oku, w jej obliczu bladoœæ.

Jak chmur odbicie z mokrego dna stoku,

Wyziera dusza spoza ³ez w jej oku.

Cerê, co zgas³a, wargê, co poblad³a,

Z milcz¹c¹ skarg¹ mg³a serca osiad³a.

Czy siê kto kiedy przypatrzy³ gangrenie?

Jak utajona, tl¹c w serca g³êbinie,

Na trupim ciele wyjdzie ma³¹ plam¹,

Jak coraz szerzej, coraz ciemniej mgleje,

A¿ stosu œmierci dymem twarz odzieje.

Z m³odej rz¹dczyni smutkami to¿ samo:

Przez nieme wargi, przez ciemne spojrzenia,

W mg³ach coraz grubszych, widaæ, jak siê wlok¹;

A choæ pierœ westchnieñ, a ³ez pe³ne oko,

Jakby walczy³y z nimi pierœ i oko,

To ³ez nie puszcza, to wiêzi westchnienia.

Ach! pierwsza rozkosz tak bardzo nie zmienia!

Nie gasi jagód, nie mrozi spojrzenia,

¯a³ob¹ duszy czo³a nie ubiera,

Ciê¿kim westchnieniem piersi nie zapiera;

background image

46

Ach! pierwsza rozkosz w lubego objêciu,

Kiedy kochana i kocha, dziewczêciu

Daje czuæ duszê ¿ycia anielskiego.

Lecz kiedy s³ab¹ ¿¹dze gwa³tu zbieg¹

I co drugiemu sobie wypieszczono,

W zmierz³ej luboœci obca rozkosz skradnie,

Piek³o natenczas wciska siê tam zdradnie

I œmieræ zap³adnia oblubieñcze ³ono.

Mo¿e uwa¿n¹ prac¹ zaprz¹tniêta

Zapomni smutku: usiad³a za krosna;

Mo¿e mi³osna, mo¿e pieœñ ¿a³osna

Posêpn¹ dum¹ utuli natrêta,

Jak siê utula pieszczoszek wrzaskliwy.

Dobre dziewczêta rozpoczê³y œpiewy.

Ju¿ na Ÿrenicy ³ezka zab³ysnê³a:

Zbiera siê, zbiera, toczy i stanê³a;

Jakby z pogod¹ igraæ jej niemi³o,

Jakby j¹ zimno smutku zamrozi³o.

Ju¿ d³u¿ej swego ciê¿aru nie wstrzyma:

Powsta³a z miejsca, lecz tak martwa ca³a,

I znów stanê³a z takimi oczyma,

Jakby siê w izbie ob³êdu lêka³a.

Wlecze, mdlej¹ca, z wolna krok rozchwiany

I obcym rzutem ciska siê do œciany.

U okna przecie. Nadstawi³a ucha:

Niby jej wietrzyk, co przez szyby dmucha,

Niós³ od przyjaŸni s³owa pociech mi³e;

Powoli widaæ w poruszeniach si³ê,

Promyk nadziei w spojrzenia œwiate³ku,

background image

47

Têcza radoœci mgli³a siê z jej czo³a.

le z nag³¹ zmian¹! Pojrza³a doko³a,

A wszystko przed ni¹ w rozpaczy i zgie³ku.

 

13

Ju¿ po Kaniowie straszna wieœæ lata³a:

Jak siê wzburzy³a Ukraina ca³a,

Jak zdrad¹ Gonty dobyto Humania,

Ile tam mordów, ile krwi rozlania;

Jak samo Lachów zda siê œcigaæ piek³o,

A nigdzie schrony przed czerni¹ zaciek³¹.

Skoro wieczorem powsta³y tumany

Od nasêpionej strony Zaporo¿a

I mglist¹ biel¹ os³oniona zorza

Z rózg¹ komety, jak lampa z³ej doli,

Gasn¹æ w ob³okach zaczê³a powoli;

Zdwoi³ siê w mieœcie przestrach nies³ychany:

G³uszej siê zda³y be³taæ Dniepru szumy,

Jêczeæ okropniej wichry Ukrainy

I groŸniej ciemnieæ sklepienia dêbiny.

Jak po cmentarzu nieme duchów t³umy,

Snuj¹ siê milczkiem po ulicach miasta

T³umy mieszkañców trwog¹ omroczone;

A wieszczba klêski, w któr¹ pojrzysz stronê!

Tam dzieciê pyta: Sk¹d ten tuman wzrasta

I w takie kszta³ty miesza siê olbrzymie,

Jak Lucyfera wojsko w piek³a dymie?

Cytnê³a matka; wywró¿yæ siê lêka.

Dwóch siê przyjació³ zbieg³a oto rêka -

background image

48

I zimno œmierci ich uœciski ziêbi;

Dwojga kochanków spotka³o siê oko -

I mêty œmierci widaæ w spojrzeñ g³êbi,

I jêki œmierci z westchnieniem siê wlok¹.

A topielicy skrwawione widziad³o,

W skrwawionej szacie, ze skroni¹ rozpad³¹,

Ci¹gle Kaniowa przelatuje bruki,

W dziwniejszych ruchach, z dziwniejszymi huki:

Jak co siê wyrwa³ z ³ona ziemi matki,

Nieprzetoczone unosz¹c ostatki:

Bo jak nad trupem kr¹¿¹ nad ni¹ kruki.

 

14

Z rêkami w niebo p³aka³ lud skruszony

Œród poœwiêconych sklepieñ Wszechmocnego:

Œciany œwi¹tyni wtórzy³y p³acz jego,

Ksiê¿a œpiewali pokutnymi tony.

Kaniowskich dzwonnic jêcza³y wci¹¿ dzwony,

W ka¿dym o³tarzu œwiat³a wci¹¿ pa³a³y.

Nieocenione s³ano zewsz¹d wota

Z drogich kamieni, ze szczerego z³ota.

Wielkie ofiary, bo i strach niema³y!

P³akali wierni, p³akali niewierni.

Wprzódy ni¿eli noc barwy poczerni,

Dzieci Solimy przed ark¹ bo¿nicy,

Bez p³ci ró¿nicy, bez wieku ró¿nicy,

Upadli na twarz, w pogrzebowej bieli,

Jakby od gniewu Bo¿ego olœnêli,

I w pyle ziemi czo³a ponurzywszy,

background image

49

Podnieœli g³ucho lament ¿a³oœliwszy,

NiŸli go s³ysza³ œwiata wiek daleki

Na obcych brzegach babiloñskiej rzeki.

I ³zy Dawida z ich siê ócz pola³y.

Szczere to p³acze, bo i strach niema³y!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Syny mej ziemi, o rodacy mili!

Wy szczerej wiary nie dacie poecie

I sami pojrzeæ na przysz³oœæ nie chcecie,

Na ucztê d³ugo t³umionej swobody.

Wasi dziadowie widzieli te gody!

Dwory ich by³y smutnymi œwiadkami,

Ach, zapomnianej zbyt prêdko igraszki.

Kiedy ze stal¹, jak z zemsty ¿agwiami,

Krew ¿ywej piersi lano w trupie czaszki

I ka¿d¹ ³ezkê na pana wylan¹

Jej dymi¹cymi kroplami sp³acano.

 

15

D³ugo, zbyt d³ugo myœlom zostawiona,

Sta³a u okna m³oda rz¹dcy ¿ona.

Czy nie z³y wicher szepta³ ci, Orliko?

Masz w oczach radoœæ, ale radoœæ dzik¹.

Ciê¿kieœ westchnienie na ³ono stoczy³a:

Jakby w obawie, aby skrytoœæ ca³a,

Któr¹œ w milczeniu tak d³ugim warzy³a,

Wczeœnie przestraszyæ œwiata nie zechcia³a.

„Ho-ha!” Bicz klasn¹³, brzêknê³y ³añcuchy,

Opad³y mosty, bruk zagrzmia³, bicz klaska,

background image

50

Roœnie po zamku, zbli¿a siê grzmot g³uchy:

„Ho-ha!” Bicz klasn¹³, stanê³a kolaska.

Raduj siê, zamku! rz¹dca wesó³ wróci³,

Widaæ, ¿e drogê prêdk¹ jazd¹ króci³,

Bo z wszystkich koni tak siê opar dymi.

Ale z wieœciami powróci³ dobrymi.

Skoro pomówi³ z kaniowskim starost¹,

Wnet wyprawiono dwa oddzia³y na raz:

Jeden z nich Szwaczkê mia³ otoczyæ zaraz,

A drugi ci¹gnie do Kaniowa prosto.

Pan wojewoda z Gont¹ koñczy dzie³o[8];

Wko³o szubienic stawia tysi¹cami;

Opatrzne oko zesz³o ju¿ nad nami,

By kres bezbo¿nej swawoli wytknê³o!

Jemu wiêc do snu ufnie zdajcie ¿ycie

I w ³o¿a wasze wstêpujcie spokojnie,

Bo w œwietle szczêœcia oczy otworzycie;

Zaœniecie z wojn¹, wstaniecie po wojnie!

Otó¿ i nowy goniec pêdem zmierza.

Coraz pomyœlniej. Przybiega z oddzia³u,

Co œledzi³ Szwaczkê u Rosi nadbrze¿a:

Bez has³a bitwy, bez jednego strza³u

Znik³ on z obozem, jakby wpad³ do ziemi;

I tak bez œladu, ¿e nasi, zdumiali,

Ju¿ nie wiedzieli, gdzie go szukaæ dalej,

A¿ go odkryto miêdzy lasy tymi:

I wkrótce przyjdzie do rozprawy z nimi.

Lecz mêstwu naszych mo¿na ufaæ œmiele,

¯e to spotkanie kres po³o¿y wojnie.

background image

51

Wiêc dzwony, dzia³a niech g³osz¹ wesele!

A zamek z miastem zasypia spokojnie.

 

16

Ju¿ w g³uchej nocy opóŸnion¹ porê

Przyæmiona lampa s³abo siê roz¿arza;

Tak po miesi¹cu okna ró¿nowzore

B³yszcz¹ w kaplicy poœrodku cmentarza.

£o¿e ma³¿eñskie zap³onione blado

Œwiat³em, co mdla³o, bucha³o, znów mdla³o,

Tak siê w pó³cieniach dziko wydawa³o,

Jakby to ³o¿e, gdzie umar³ych k³ad¹.

Po dniowym trudzie ma³¿onek œpi mocno:

Zmru¿onym okiem po co ¿ona czuje?

Czy jak duch dobry jego snu pilnuje?

Zegar wybija dwunast¹ pó³nocn¹.

„Czego to, gdzie to dzwony uderzy³y?” -

Porwa³ siê nagle rz¹dca przebudzony.

„Zda³o siê tobie; to zegaru dzwony.”

I oczy rz¹dcy znów siê snem zakry³y.

Ale poczwara, przeczucie z³owrogie,

Pod snu zas³ony z³oœliwie siê wkrada

I z bezzasadnych cierpieñ duszy rada,

Niewieœci¹ w mê¿u ci¹gle budzi trwogê.

„Czego to tr¹by tak nagle zagra³y?” -

„Ach, Pan Bóg z tob¹! œwiat jak umar³ ca³y,

To zabrzêcza³a mucha obudzona.”

I znów od zmys³ów pop³oszone zgie³ku

Cichn¹ce czucia wróci³y do ³ona;

background image

52

Tak zgraja piskl¹t od kani sp³oszona

Tuli siê ufnie w matczynym skrzyde³ku.

Usn¹³. Rz¹dczyni wci¹¿ mruga powieka:

Jak góra westchnieñ ciê¿kie dla niej ³ono;

I serce rwie siê, jakby je mêczono,

I pot gwa³townych miotañ j¹ ocieka.

Có¿ to tak przykro podra¿nia jej oczy?

Czego¿ pot md³oœci z jej siê lica toczy?

Jaka¿ na pierœ jej mogi³a siê t³oczy?

Czy to nie szatan igra z ni¹ w bezeœnie,

By owoc, którym pierœ przeklêt¹ p³odni,

Wyko³ysany jej myœlami wczeœnie,

Stan¹³ dojrza³y na skinienie zbrodni?

Jaœniej i jaœniej b³yszcz¹ca Ÿrenica

Razem w powiece pe³no siê rozœwieca.

Podnios³a g³owê; wy¿ej, jeszcze wy¿ej.

Zyzem nasamprzód przeszy³a œpi¹cego;

Potem swe oczy do ócz mê¿a zbli¿y

I d³ugo, trwo¿nie bada ruchów jego:

Ostro¿n¹ rêk¹ serca w piersi bada:

Na piersi jedna, skryta druga rêka.

Patrzy na oczy, wstaje i usiada.

Znalaz³a serce, wstaje i uklêka.

Mignê³a w rêku b³yszcz¹cym ¿elazem.

M¹¿ siê obudzi³ i zawo³a³ razem:

„O, jak¿e sny miê strwo¿y³y niemi³o!

Jakby siê w zamku razem zapali³o,

Tak¹ mniema³em widzieæ b³yskawicê.

A twoje czego tak b³¹dz¹ Ÿrenice?

background image

53

Ciebie zmiesza³o moje pomieszanie.

By³ to sen tylko. Prawda, sen niemi³y:

Ale te myœli, co miê w dzieñ k³óci³y,

Wróci³y na noc. Spij ju¿, œpij, kochanie.”

A wiêc usnêli. Biada temu, biada!

Kto nazbyt ufny w trwo¿n¹ cnotê ludzi,

Przy swoim sercu, w swym ³o¿u uk³ada

Serce zatrute œmierteln¹ obraz¹.

Usn¹³; a w rêku ma³¿onki ¿elazo.

Bóg¿e wie, kiedy i gdzie siê obudzi!

 

17

Pono, nie we œnie rz¹dcy bi³y dzwony,

Nie we œnie rz¹dcy tr¹by gra³y g³oœno,

Nie we œnie rz¹dcy p³onê³y po¿ary:

Trudno jest poznaæ œród nocy zgêszczonej,

Ale nad miastem jakieœ dymy rosn¹

I zas³yszane wr¹ tam jakieœ gwary.

„Czy¿ zaraz ka¿de ma trwo¿yæ zjawisko?

Milczenie nocy jest nocy kap³ank¹,

Milczenie nocy jest marzeñ kochank¹,

W niemym jej ³onie pró¿nych mar siedlisko.

Com wzi¹³ za orê¿, za têtnienie koni,

Ani to konie, ani b³ysk orê¿y.”

Szyldwach zamkowy, gdy oko snem ciê¿y,

Tak sobie myœla³ i usn¹³ na broni.

Lecz zawsze b³yska, lecz zawsze coœ dzwoni,

Niby blask stali, niby têtent koni;

I coœ siê wznosi podobne do huku -

background image

54

Tutaj przed zamkiem, a tu ju¿ po bruku.

Razem zagrzmia³o, wrzas³o, zabrzêcza³o:

Zgin¹³eœ, zamku! Piek³o siê zaœmia³o!

Bramy rozbite, stra¿ wyciêta w chwili;

A hajdamacy w zamek siê wt³oczyli

I w tej¿e chwili srogoœæ rzezi ca³a

Z blaskiem po¿aru wko³o siê rozla³a

Œród nocnej ciszy: wœciek³ych wrzasków wrzenie,

Têtent konnicy, brzêk broni, dzia³ grzmienie,

£upanych murów, baszt r¹banych trzaski,

Krwawe maszkary widne z ka¿dej strony,

Po¿ogi wiatrem rozdymanej blaski,

Czarny sklep nieba ³unem zakrwawiony,

Dzwony kaniowskie jêcz¹ce donoœnie -

Wszystko to razem wszczê³o siê i roœnie:

A g³os wata¿ki9 ryczy nieprzerwanie.

Wszak¿e to nie jest Nebaby wo³anie.

 

18

Tak drogiej chwili piek³o mu zazdroœci;

¯art sobie z jego zrobi³o wœciek³oœci,

Biesiadê w zamku Szwaczce przeznaczy³o.

Ju¿ wojsko zbieg³e têtnia³o daleko,

Gdy mu siê oko we œnie wytrzeŸwi³o

I zab³yszcza³o pod w¹sk¹ powiek¹.

Jak¿e siê ciê¿ko, jak wœciekle zadumia³,

Gdy siê sam ujrza³ na tê puszczê ca³¹!

Dzie³em to czarów z pocz¹tku rozumia³:

¯egna³ siê, ¿egna³ -nic nie pomaga³o.

background image

55

Teraz, jak by³o, pozna³ rzeczywiœcie:

I wnet pogoni¹ chcia³ lecieæ, za nimi;

Ale mu œladu nie da zwiêd³e liœcie,

Wiêc siê drogami puœci³ pewniejszymi:

.Wprost do Kaniowa. Skrycie tam przyby³y,

Dla wrz¹cej czerni by³ to goœæ zbyt mi³y.

Bez trudu krwawe uiœci³ zamys³y;

A wiód³ rzecz swoj¹ tak skrycie, tak œmiele,

¯e skoro zorza pó³nocne zab³ys³y,

Ju¿ go ujrzano na powstañców czele:

I bramy zamku pod szturmem rozprys³y!

A tak i na tych, co go odst¹pili,

I na Polakach mœci siê w jednej chwili.

 

19

„Hej, dzieci, dalej na pañskie komnaty!” -

Ryknê³y miedzi¹ atamañskie p³uca,

A jak grzmot dzia³a gradem œmierci rzuca,

Tak czerñ rozjad³a rzuci³a siê t³umem

Z piskiem wœciek³oœci, z g³owni skrz¹cych szumem

Na drzwi, na dachy, na œciany, na kraty,

A stare echo zawy³o z przestrachu,

Kiedy po ca³ym rozleli siê gmachu

Drzwiami, oknami, wy³omami dachu.

„A teraz, dzieci, na rz¹dcy pokoje!

On, widzê, zamkn¹³ przed nami drzwi swoje!”

Ale jak si³¹ poparli drzwi ca³¹,

Runê³y z dŸwiêkiem przykrego gwizdnienia -

Jakby je ¿ywcem wyrwano z korzenia.

background image

56

Czemu¿ ten Kozak, co wprzód skoczy³ œmia³o,

Jak œmia³o skoczy³, tak siê cofn¹³ z trwog¹?

Có¿ to ma znaczyæ ta w ciele diablica?

Ona nie s³yszy, nie widzi nikogo:

Takie spokojne jej oko i lica.

Przed ni¹ trup le¿y w rozrzuconym ³o¿u;

W rêku nó¿ trzyma, krew pieni po no¿u;

A na niej ca³ej skrwawiona koszula.

Ona j¹ bierze, macza w trupa ranê

I ¿mie j¹ niby, i niby wypiera,

Potem martwego poœciel¹ otula,

Wymawia z cicha s³owa ucinane,

Zbroczonym p³ótnem ca³a siê wyciera

I wolnym krokiem idzie do zwierciad³a.

Stanê³a z lamp¹ w rêce konaj¹c¹,

Spokojna - tylko oczy siê jej m¹c¹.

Czerñ rozjuszona w³aœnie wtedy wpad³a,

Gdy w tej postaci sta³a u zwierciad³a.

I konaj¹ce potêpieñca oczy,

Gdy je œmieræ grzeszna pod swe bielmo toczy,

Ju¿ oblê¿one katów piek³a zgraj¹,

Piekielnych krain witane ju¿ cieniem -

Nic groŸniejszego widzieæ nie zdo³aj¹

Przed ostatecznym na wieki zgaœnieniem.

Ta wpó³ kobieta, wpó³ grobów maszkara,

Z gasn¹c¹ lamp¹ w rêkach ubroczonych,

Jak gdyby z gwiazd¹ swych dni policzonych;

Ten Kozak za ni¹, co jak zbrodni kara,

Choæ piêtnem mordu cechowany ca³y,

background image

57

Przecie¿ niewolnie staje os³upia³y

Przed okropnoœci¹ z³oczyñców sumienia;

Ten blask po¿aru; skrwawione t³o cienia;

A ci mordercy, co w g³êbokiej dali

Pomiêdzy noc¹ orê¿em b³yskali:

Prawdziwy obraz pieczar potêpienia!

 

20

„Dalej¿e, dzieci! a wam co siê sta³o?”

By³ to g³os Szwaczki œwie¿o przyby³ego,

Gdy pozierano po sobie nieœmia³o.

A choæ na chwilê stan¹³ i g³os jego,

On by siê zaœmia³ do diab³a samego.

„Ho, ho! nie wiecie, co to za diablica,

Nie wiecie tego - a mój nó¿ odgadnie.

Patrzcie, jak we krwi sk¹pa³ siê ju¿ ³adnie!

A choæ tak we krwi, jeszcze siê rozœwieca!

Stój¿e mi, widmo! nó¿ to doœwiadczony

I poœwiêcony, i dobrze ostrzony.

Rzuæ go na wicher, co tañczy po drodze,

A gdzie siê krêci³, œwie¿¹ krew zobaczysz!

Je¿eli tylko dotrzymaæ mi raczysz,

W Bogu nadzieja, dobrze ciê ugodzê!”

Nó¿ b³ysn¹³, gwizdn¹³... Po niewieœcim jêku,

Po smutnym lampy rozbryŸnionej dŸwiêku -

G³ucho i ciemno. Kozacy zdumieli

Jeszcze krwawego widma nie pojêli,

Kiedy ryk Szwaczki rozleg³ siê olbrzymi:

„Podajcie g³owniê, co siê ot, tam dymi!

background image

58

Zniknê³a larwa, to jej œlad te plamki...

Przyœwiecaj lepiej... bli¿ej... tu, do klamki...

Znaæ otwiera³a... wysz³a tymi drzwiami.

Ju¿ to nie diabe³, co uciek³ przed nami!”

O, zmykaj, zmykaj! W zbrodniach tobie równi

Œcigaj¹ ciebie przy iskrz¹cej g³ówni.

Skopcony ogniem, krwi¹ ofiar ociek³y,

Toczy siê Szwaczka przed rozjad³¹ zgraj¹:

Tu jego usta „³amaæ drzwi!” wyrzek³y -

I tu drzwi nowe z zawias wypadaj¹.

D³ugo trwaæ bêdzie ta igraszka dzika:

Ci dobrze goni¹, ta dobrze umyka.

Zbestwiona pogoñ drzwi po drzwiach wysadza:

Tu ju¿ stracili, tu znów krew j¹ zdradza,

Skoro o œcianê oprze siê jej rêka;

Tu drzwi ³upnê³y, tu zasuwa brzêka;

Tu biegiem skorszym zbudzi³a pod³ogê;

Tu prawie s³ychaæ, jak serce jej bije:

Tu j¹ dokona przeznaczenie srogie,

Niech tylko drzwi te wyprze ramiê czyje -

Ju¿ to ostatni przytu³ek za niemi,

Chybaby szatan schowa³ j¹ do ziemi!

1 Czahar - las drzew rozmaitego gatunku. 

2 Obóz przeprawia³ siê Szwaczki - jest to prawdziwe nazwisko kaniowskiego mieszczanina, który tam¿e robi³ powstanie

w r. 1768. 

3 Leæ do starosty: on œród Bohus³awia Poi gromady, rozstrzeliwa baby -Miko³aj Potocki, banita, starosta kaniowski i

bohus³awski. Jest to jedna z osób ¿yj¹cych w podaniach gminu. Jego ¿ycie, bezprawia, póŸniej pokutê opowiadaj¹ w tysi¹-

cznych szczegó³ach. S¹ pieœni o nim, o. jego mi³ostkach i okrucieñstwach. Jeszcze teraz mo¿na znaleŸæ starców, którzy go

znali osobiœcie; a powieœæ ich, lubo nie w tak dalekie przenosi siê czasy, ale w jak¿e dalekie od nas obyczaje i zdarzenia!

Starosta kaniowski le¿y w Poczajowie i jego cia³o pokazuj¹ ze szczególn¹ atencj¹ miejscowi ksiê¿a bazyliani. On to wsku-

tek pokuty za nabrojone w Ukrainie sprawki pyszny ten klasztor wydŸwign¹³ i nada³.

4 Futor - zagroda na ³¹ce lub poœród lasu, w pewnym oddaleniu od wioski. 

5 Ju¿ ja siê pewno toi nie napijê - toja, u botaników: tojad mordownik. W³asnoœci jego narkotyczne uwa¿a lud pospolity

za lekarstwo na smutki. 

background image

59

6 Ten bajrak, czy wiecie - bajrak: las zaros³y œród w¹wozów.

7 Krêtym jarem - jar: w¹wóz. 

8 Pan wojewoda z Gont¹ koñczy dzie³o -wojewoda Stempkowski poskromi³ bunt ukraiñski. Trzeba wyznaæ, ¿e kary nie

ustêpowa³y w srogoœci zbrodniom przestêpców; one rozj¹trzy³y jeszcze bardziej, ni¿ przestraszy³y, lud ukraiñski.

9 A g³os wata¿ki - wata¿ka: herszt.

background image

60

CZÊŒÆ TRZECIA

 

l

Gdzie¿ jesteœ, duchu Nebaby?

Zjaw mi siê znowu; znowu œpiew ci wznoszê.

Za te nikczemne, œwieckie powaby

Mienia³em, wietrznik, duszne me rozkosze:

I oto z wstrêtem przesytu,

Obojego tu³acz bytu,

Nie wiem, gdzie siê dziœ obrócê,

Jak mojej pieœni donucê!...

Burze serca, burze losów

Og³uszy³y miê na chwilê!

Losy piorunowa³y tyle!

Oby³em siê z groz¹ ich ciosów.

I serce tyle wichrzy³o,

Tak kocha³o, tak mi bi³o,

¯e ju¿ omdla³o - czczoœæ, mg³ê zostawi³o.

W tej czczoœci, w tym omdleniu

Œwiat tobie, memu marzeniu!

Jesteœ wiêc ze mn¹! witam ciê, o cieniu!

A z ³omu gruzów, œród morderców gwaru

Wznosi siê szatan falami po¿aru

I w równi trzyma na wadze zniszczenia

background image

61

Rozkosze zemsty i zbrodni cierpienia -

Daj¹c mi porê, bym w czasie cofnionym

Puœci³ wzrok wieszczy za jezdcem zgubionym:

Otom go znalaz³ i oto go wiodê

po zas³u¿on¹ jego dzie³ nagrodê.

 

2

Niepomnych czasów nieznana mogi³a

W cieniach gêstego lasu siê ukry³a.

Nad boki mszyste, nad jej szczyt okr¹g³y

Odwiecznym cieniem sklepienia siê sprz¹g³y

Ze sklepem dêbu, co z lasów zaroœli

Strzela³ swym szczytem widniej i wynioœlej

Ni¿ wie¿a £awry z³otem b³yskaj¹ca[1]

Poœrodku dzwonnic kijowskich tysi¹ca.

Starszy brat s³awnej puszczy £ebedyna,

Niejednej puszczy plemiê on zaczyna;

Bo burza nieba i czasu wstrz¹œnienia

Tak siê po jego przesuwa³y szczycie,

Jak tej piastunki, co chce uœpiæ dzieciê,

Zmyœlone groŸby i g³aszcz¹ce pienia.

Czy spiek³e lato piorunami sieje,

Czy p³aszcz jesieni mg³ami siê odyma,

Czy w nagich borach mroŸna iskrzy zima,

Korona jego ci¹gle zielenieje;

Niby m¹¿ wieków w mogile tej le¿y,

Niby myœl jego, w kszta³t drzewa odziana

I bohatersk¹ posok¹ podlana,

Piastuje wieniec chwa³y, zawsze œwie¿y.

 

background image

62

3

Nebaba, senny, pod nim odpoczywa:

Wpó³zwiêd³y trawnik jest kobiercem ³ó¿ka,

Namiot z ga³êzi, ze mchu pnia poduszka:

Przykry œwist puszczy piosenkê mu œpiewa.

A kozackiego wartownik pos³ania,

Koñ tylko wrony, trêzlami podzwania.

Po miejscu wspomnieñ, po mê¿a postawie

Mo¿na by myœleæ, ¿e duch bohatyra,

O którym marzy ukraiñska lira,

Tu, w pe³ni ¿ycia, zmartwychwsta³ na jawie.

Ale œpi¹cego zajrz¹c wspania³oœci,

Snu atamana niech nikt nie zazdroœci.

Wejrzyj na lice: w ich siê ruchu kréœli

Ca³a mêczarnia skrêpowanych myœli.

Zdawa³o mu siê widzieæ ogieñ z wie¿y:

Dosiada konia - zebraæ swój szyk bie¿y;

Ale na miejscu Kozaków obozu

Spotyka stado wilków œród w¹wozu!

Wtem g³os Orliki, jakby gdzieœ za gór¹...

Spieszy ku niemu; œwiat³o, co b³yszcza³o...

To Ksenia w oczy patrzy mu ponuro;

I kruków kilka w uszy zakraka³o.

Zla³ go pot rzêsny; wymkn¹æ siê im sili,

A¿ on harcuje na ¿elaznym prêcie...

Tu go przestrachu ocknê³o wstrz¹œniêcie.

Lecz có¿ postrzega w przebudzenia chwili?

 

background image

63

4

Cz³owiek spokojnie siedzia³ sobie z boku:

Z brody sêdziwej lata widaæ mnogie,

A ¿e nie widzi, z zapad³ego wzroku.

Trzyma³ na nodze za³o¿on¹ nogê;

Na niej wspar³ lirê i tonów próbowa³,

Niby przypomnieæ piosnkê usi³owa³.

Kamrat, Nebabie nie bardzo przyjemny.

Wiêc z góry krzyknie, ku starcowi skoczy:

„Dziadu! kto jesteœ? co robisz w tym borze?”

Z wolna, drwi¹c prawie, odpowiedzia³ ciemny:

„Jak mowa groŸna, taka twarz byæ mo¿e;

Dziêkujê Bogu, ¿e mi wydar³ oczy.”

I znów spokojnie wzi¹³ siê do brz¹kania,

Jakby wszystkiego zby³ t¹ odpowiedzi¹.

„Nikt ¿artem nie zby³ mojego pytania!

Bóg ciê tu przyniós³, diabe³ nie wyniesie!

Starcze, kto jesteœ? co robisz w tym lesie?”

I si³¹ starca pochwyci³ niedŸwiedzi¹,

Ale w krwi zimnej lirnik jednakowy:

„Puœæ! strunê urwiesz, a nie kupisz nowej.

Gdym ju¿ tak bardzo nieprzyjemny tobie,

Ty widzisz dobrze, jam œlepy na obie:

To zamiast gniewów i tego ha³asu

Na trakt ubity wyprowadŸ miê z lasu

Albo miê przeproœ, daj grosz jaki w rêkê -

A na dobranoc us³yszysz piosenkê.” -

„Diabe³, nie œlepiec; w miejscu odpowiedzi,

Niezlêk³y groŸb¹, jak z kamienia siedzi” -

background image

64

Pomyœla³ Kozak, skrycie siê uœmiechnie,

Bo ju¿ i gniewu uniesienie cichnie.

„Czemu to, œlepcze, nie masz przewodnika?” -

Ju¿ ³agodniejszym zapyta³ siê g³osem.

Dziad siê uœmiechn¹³. „Hm! - mrukn¹³ pod nosem -

U mnie to kostur, co u kogo pika.

W s³otê, w pogodê, czy to dniem, czy noc¹,

Ca³¹ Ruœ przejdê za jego pomoc¹.

A od Kaniowa a¿ do samej Smi³y

Wszystkie pod rêk¹ poznam ci mogi³y;

Pieñ tobie ka¿dy poznam nad m¹ drog¹,

Ka¿d¹ murawkê, co nast¹piê nog¹.

Ale kiedym siê odbi³ od kamratów

I tutaj blisko smacznie odpoczywa³,

Ktoœ mi dziadowskich pozazdroœci³ gratów

I skrad³ kostura. Prawda, by³ okuty,

Stanie za szablê. Czyœ siê ju¿ przegniewa³?

D³ugi gniew grzechem. No, bêdê ci œpiewa³

Na zgodê; tylko daj mi dwie minuty,

¯e sobie lirê do g³osu nastrojê.

O! wszêdzie, wszêdzie lubi¹ pieœni moje.”

Nebaba ani zezwala, ni wzbrania,

Wiêc lirnik zacz¹³ po chwili brz¹kania.

 

5

„Wyp³yñ, wyp³yñ zza ob³oku!”

I nagle urwa³ w samym pieœni toku.

„Trzeba, bym wprzódy rzecz powiedzia³ ca³¹.

Historia d³uga, si¹dŸ tu, rzuæ ratyszcze[2]:

background image

65

D³uga, lecz pewnie tw¹ pochwa³ê zyszcze.

Gdzie siê to dzia³o i z kim siê to dzia³o,

Trudno jest wiedzieæ - niekoniecznie wreœcie.

Mo¿e i nie chcesz. Doœæ, we wsi czy w mieœcie

By³a dziewczyna z niepe³nym rozumem.

Dawno chodzi³y wieœci miêdzy t³umem:

¯e nad jeziorem, w zaros³ej ustroni,

Kiedy siê wszyscy w chatach spaæ pok³ad¹,

A noc na niebie b³yœnie gwiazd gromad¹,

Jasny latawiec sp³ywa ogniem do niej.

Wszyscy to pletli, wszystkich to bola³o,

¯e o tym cudzie wiedzieli tak ma³o.

Ale z szatanem niebezpieczna sprawa.

A by³ tam ch³opiec, sztuczka œmia³a, ¿wawa.

Brz¹kn¹æ w bandurkê, przylgn¹æ do dziewczyny,

Wywin¹æ tañca, coœ sp³ataæ - jedyny.

Jak siê rozszala³ z drugimi ch³opaki,

Przyrzek³, ¿e diab³a na schadzce dostrze¿e;

I dostrzeg³. Czego¿ nie doka¿e taki?

Ka¿dy to przyzna³ i ja temu wierzê.

Bo ob³¹kana drugiego wieczora,

Zamiast mi³ego czekaæ u jeziora,

Dusz¹ i cia³em ch³opaka siê trzyma.

A¿ niezabawem i ³ono siê wzdyma...

I gdy ju¿ o tym pe³ne kumów uszy,

Ktoœ wyj¹³ z wody dziewczynê bez duszy:

Po ¿wawym ch³opcu ni œladu, ni s³ychu.

Ró¿nie to ró¿ni gadali po cichu;

Choæ najpewniejsza utwierdza pog³oska,

background image

66

¯e ot, w tym wszystkim moc by³a czartowska!

Diablich mi³ostek mieszaæ nie wypada.

Ksenia... Ten jêzyk zawsze siê wygada!...

Szalona ¿yje. Ale choæ jak wprzody

B³¹dzi pomiêdzy i lasy, i wody,

I na noc ca³¹ przed gwiazdami siada -

Nikt jej nie œledzi, nikt jej tam nie bada:

Bo, niechaj z nami zostanie Duch Œwiêty,

W cia³o niebogi wsadzi³ siê bezpiêty.

Ale dojrzano kwitn¹ce paprocie,

To i jej pieœni s³yszano w ciemnocie.

Bêdê ci œpiewa³, jakem nauczony.”

I nuci³, w liry uderzaj¹c strony:

„Wyp³yñ, wyp³yñ zza ob³oku,

Po b³êkitnym przeleæ niebie!

Ja, kochanka, wzywam ciebie!

W lasów ciszy, w nocy mroku.

Ho-hop, ho-hop! wzywam ciebie!

G³ucha ciemnoœæ wioskê kryje;

Zgas³ kaganek w oknie chatki;

Sen zaklei³ oczy matki:

Moje serce bije, bije,

Do twojego serca bije!

O pó³nocnej wysz³am porze,

Na burzliw¹ nie dbam porê;

Skoro mi blask luby gore,

Niechaj zgasn¹ wszystkie zorze!

Ca³¹ noc przesiedzê w borze!

Kiedy promieñ twych warkoczy

background image

67

Sp³ynie na ob³oki sinie,

Ziemia z³otym dniem op³ynie;

A mnie dusza, a mnie oczy,

A mnie serce szczêœciem sp³ynie!

Ho-hop, ho-hop!... ja, kochanka,

W lasów ciszy, w nocy mroku

Radam do samego ranka

Wywo³ywaæ ciê z ob³oku.

Ho-hop! sp³yñ do mego boku!

W koñcu najpiêkniej; chcesz, to ci powtórzê:

„Ho-hop, ho-hop!...””

I musia³ stan¹æ. Z ócz Nebaby b³ysku

Dawno ju¿ widaæ, co tam w myœli chmurze

I gromowego jak blisko pocisku.

Zdaje siê, brak³o ruszenia lub s³owa.

Szczêœliwa dot¹d, widaæ, stara g³owa.

Ale w tej chwili schwyci³ go za ramiê,

¯e mu, jak szatan, musia³ wypiec znamiê:

„Jak mi raz jeszcze to „ho-hop” zawyjesz...

S³uchaj, przeklêty! czy ju¿ nadto ¿yjesz?”

Nie móg³ dokoñczyæ, bo r¿enie wronego

Wezwa³o nag³ej obecnoœci jego:

Skoczy³ od starca, b³ysn¹³ w rêku pik¹

I prêdzej gêstw¹ przemyka³ siê dzik¹.

 

6

A koñ, jak wryty, stan¹³ niespokojny:

To wzrok zaiskrzy i nozdrze rozszerzy,

To znowu zar¿y, kopytem uderzy,

background image

68

Jakby go tchnienie obwiewa³o wojny.

Nic tu nie widaæ, nie s³ychaæ nikogo;

Chyba siê listek odezwie pod nog¹.

„Lecz karosz jeszcze nie trwo¿y³ miê pró¿no:

Nieostro¿nego i Bóg nie uchowa³;

Z³e siê przechodzi pod postaci¹ ró¿n¹...”

I do lirnika myœli swe skierowa³:

„Trzeba go zbadaæ, podobno to zdrada,

Bo choæ siê dziadem i œlepym powiada,

Te drwi¹cym œmiechem wykrzywione usta,

Jeœli nie diab³a, zdradzaj¹ oszusta.

Ten g³os donoœny, sama broda bia³a,

Œlepota nawet coœ mi siê nie zda³a.

Patrz, jak us³ucha³! a przeciem mu wzbroni³!

Jakby we dzwony swoje „hop” zadzwoni³!

Trza go nauczyæ, choæ to siwa g³owa!

Niech dla weselszych swoje ¿arty chowa!”

 

7

Ju¿ Kozak drogi do drzewa mia³ ma³o,

Kiedy w gêstwinie jeszcze siê zaœmia³o.

Teraz bezpiecznie szukaj go z latarni¹!

Doko³a pusto: wszystko siê œciszy³o,

Jakby lirnika ni liry nie by³o,

I kwiat, gdzie siedzia³, wsta³ ju¿ miêdzy darni¹.

Sta³ Ukrainiec i w d³ugim podziwie

Po razy kilka pobo¿nie siê ¿egna³:

Jeœli to szatan, ¿eby go krzy¿ przegna³;

Jeœli szpieg, w starca przebrany k³amliwie,

background image

69

¯eby móg³ znowu dostaæ go do rêku!...

Lecz gdzie go œledziæ, ¿e tak wko³o g³ucho!

Ukl¹k³, przy³o¿y³ do mogi³y ucho:

Têtnienie konia s³ychaæ w ziemi stêku.

Ha! myœl szczêœliwa krêci siê po g³owie:

Oko najlepiej z tego dêbu powie.

Wsta³; ale jeszcze uchem wiatru schwyta³,

Raz jeszcze okiem gêstwiny zapyta³ -

I pod mszystymi znikn¹³ ga³êziami:

Tu pika b³yszczy, ko³pak czerwienieje,

A tu, po dêbie, coraz bli¿ej wierzchu,

Gdzieniegdzie ga³êŸ szeleœnie czasami -

A¿ oto razem postaæ zajaœnieje,

Gdzie sam szczyt drzewa tonie w ogniach zmierzchu.

 

8

Darmo Nebaba wodzi orlim wzrokiem

Nad ró¿nolistnym gêstych puszcz ob³okiem,

Darmo okr¹¿a po polu szerokiem.

Zawsze w pustynie czczoœci wzrok zapada:

Ani kurzawy po dro¿ynie dziada.

Jak tylko zajrzeæ, woko³o tumany,

Snuj¹ siê jary, wstaj¹ w pi¹trach wzgórza;

Œród nich gdzieniegdzie lasek siê zachmurza;

B³yszczy dnia reszt¹ dach zamku blaszany;

B³yszczy na prawo Dniepr do³em rozlany.

W b³êdnej z tysi¹cznych wêz³ów pl¹taninie

Liczne siê drogi na lewo rozbieg³y:

To skrêtnym wê¿em pe³zn¹ po wy¿ynie,

background image

70

To siê jak wstêga snuj¹ po równinie,

To w paszczach jaru gin¹ niespodzianie -

A¿ razem znikn¹ w dalekim tumanie.

Tak tu wyraŸny ten widok rozleg³y,

¯e zliczysz wszystkie przydro¿ne figury;

A oczy lepsze dostrzec nawet mog¹:

Gdzie jaki ¿ebrak ci¹gnie któr¹ drog¹,

Gdzie ko³o b³yska poœród py³u chmury.

A dnia ostatkiem zachód poz³ocony,

Pocieniowany lotnymi ob³oki,

Jest jak zwierciad³o tej ponêtnej strony,

Z ka¿dym jej cieniem, z wszystkimi uroki!

 

9

Kogo¿ ten widok, kogo nie zachwyci?

Kiedy nad otch³añ pognêbienia wzbici

Kr¹¿ymy po niej spojrzeniem wpó³-bo¿em,

A bli¿si nieba, czuæ wyraŸniej mo¿em,

¯eœmy na samym dwóch sfer pograniczu,

W swojej kolebki, w ojczyzny obliczu.

Weselsza dusza ¿ywiej tu promieni,

Jaœniej tu czyta w literach z p³omieni,

Którymi Wieczny w tle chaosu cieni

Do swej potêgi dziedzictwa j¹ wpisa³;

Sprzed tronu Boga g³oœniej tu dolata

Œpiew, co j¹ w ³onie wiecznoœci ko³ysa³;

G³uszej tu jêczy p³acz niskiego œwiata;

Na dó³, do ziemi smutku kwef ponury,

Na dó³ westchnienie, co zawichrza dusz¹,

background image

71

£zy, sercu ciê¿kie, na dó³ tu ciec musz¹ -

Jak nawa³nice i deszcze, i chmury

P³yn¹ do ziemi od niebieskiej góry.

 

10

Co to Nebaba tak myœli g³êboko,

Miêdzy ga³êŸmi oparty bez ruchu?

Czem’ tak zasun¹³ rozigrane oko?

Czy d¹b, gadu³a, szepce w jego uchu

Smutne powieœci o klêskach tej ziemi,

Gdy pod jej niebem sêp mordu ponury

Toczy³ cieñ trwogi skrzyd³ami krwawemi,

A z nim Tatarów nap³ywa³y chmury?

O, nieraz mo¿e na tym jego szczycie

Rozwiewa³y siê przestrogi znamiona[3];

Niejedno mo¿e ta z liœci zas³ona

Przed srog¹ œmierci¹ uchowa³a ¿ycie.

Nie; w zadumaniu cichem i g³êbokiem

Puœci³ siê Kozak swoich dni potokiem.

Po jego myœlach m³ody wiek przegania

W kwitn¹cych barwach œwietnego zarania.

Co za œwiat w ciszy rodzinnego sio³a!

Gdy dusza gra³a ogniami jutrzenki,

A wabna przysz³oœæ, jak wró¿ka weso³a,

W kolej nadziei uchyla³a wdziêki.

Jak wszystko pe³ne, jak tam wszêdzie mi³o!

Jak dzieñ sk¹pany w jeziorze rodzinnym,

Cicho, ponêtnie w marzeniach œwieci³o -

background image

72

Przesz³oœæ i przysz³oœæ, szczêœcie i niedole:

¯ycie - koñ wrz¹cy; œwiat - kwieciste pole!

Wzburzenia duszy, cierpkie serca bole,

Wszystko siê topi w uœmiechu dziecinnym:

£zê utrapienia ³za rozkoszy str¹ca;

I struna w tony rozliczne bij¹ca

Leniwiej smutne weso³ymi zmienia,

Jak jego umys³, swoje poruszenia.

Albo ten wieczór, ten ogieñ Kupa³y![4]

Po zwierciadlanej Bie³ozyria wodzie

Mkn¹ siê rybackie z kagankami ³odzie;

Niebo ciemnia³o, szyki gwiazd gêstnia³y,

B³êkitna fala sypa³a kryszta³y,

Szum sosen mrucza³ piosenkê ¿eglugi,

Muzyczn¹ miar¹ uderza³y wios³a:

Cyt! p³omieniami rozgorza³ brzeg drugi

I wrzawa dziewic zewsz¹d siê podnios³a.

We mgnieniu oka ucichli ¿eglarze,

Z³o¿yli wios³a: czó³na w okr¹g p³yn¹;

Ju¿ w oczeretach syknê³y gadzin¹.[5]

A brzegi kipi¹ w piosenkach i gwarze,

A tanecznice migaj¹cym cieniem

Snuj¹ siê ci¹gle przed wielkim p³omieniem.

Wtem zaczajona m³ódŸ nagle wypada.

Nebaba hukn¹³: „Zdrada, siostry, zdrada!”

Ju¿ po ba³wanie! Z wianków oberwany,

Z³amany le¿y. Skoñczy³y siê tany,

Uciêto œpiewy, a mœciwe dziewczêta

Ca³usem karz¹ œmia³ego natrêta.

background image

73

A te¿ pustoty!... Gdy wszyscy usnêli,

Widmo kobiety wysnu³o siê w bieli...

Dzik¹ piosenk¹ serce zaœpiewa³o,

Blask ob³¹kania strzeli³ ze Ÿrenicy:

Kozak na chwilê zni¿y³ skroñ œciemnia³¹,

Jakby chcia³ przetrwaæ, a¿ ucichn¹ pieœni,

A¿ mu natrêtne widziad³o siê przeœni.

Czy¿ taka pamiêæ pieszczot mi³oœnicy?

Darmo! nie œcieraj z czo³a mg³ê natrêtn¹,

Nie stawiaj myœli na spojrzenia warcie;

Raz jeden zbrodni wyciœnione piêtno,

Jak blask fosforu, czyœci siê przez tarcie.

Choæ w ca³un duszy twe siê oko wprz¹d³o,

Zawsze nieczystych miga siê w nim ¿¹d³o.

 

11

Inny Nebaba, bo z inn¹ ju¿ dusz¹,

Pomiêdzy borów majaczeje g³usz¹:

Grom namiêtnoœci mg³ê spojrzeñ rozœwieca,

Szyderski uœmiech kazi ho¿e lica;

Wszystko kipi¹ce, od serca pocz¹wszy

A¿ do rumaka, co go, gdzie chce, niesie;

Jak w duszy jego, posêpno w tym lesie;

Jak ¿¹dze jego, kraj tu coraz nowszy.

Z pi¹ter na pi¹tra, z gór na góry drze siê;

Za ka¿dym krokiem rosn¹ w nim têsknice,

Im lasy g³uchsze, wy¿sze okolice.

A¿ oto nowa zajaœnia³a chwila

I cienie troski ci¹gle mu umila,

background image

74

Jak noc wiecznoœci zorza zmartwychwstania.

Có¿ to za dziwna strona siê ods³ania?[6]

Tu, pod nogami, na równi poziomej,

Moszen spojrzeniem policzone domy,

Irdyñ drzymi¹cy w spleœnia³ej g³êbinie,

Wiecznie z wiatrami sporne oczerety;

Jak rozsypane zielone bukiety

Drzewa i sady, i gaje w dolinie.

Tam b³yskaj¹cy jasnymi zwierciad³y,

Tu w gard³a jaru jak w otch³añ zapad³y,

Dniepr tutaj ca³kiem skry³ siê w bór ponury,

A tu siê znowu wyla³ z bioder góry.

Dalej - piaszczyste, poz³ocone morze;

Dalej bór sp³ywa po spiczastym szczycie,

Podobny strzêpnej narodowca kicie.

A jeszcze dalej i dalej, i bli¿ej

Góra po górze, bór idzie po borze;

Tysi¹cem wêz³ów, tysi¹cami krzy¿y

Pl¹cz¹ siê, m¹c¹, rozchodz¹, zbiegaj¹

Niepoliczon¹, nieobjêt¹ zgraj¹

Wioski i grody, pustynie i laski,

Jary i góry, i ³¹ki, i piaski.

A coraz dalej stepy piasku bledsze,

A coraz dalej lasy b³êkitnawsze,

A coraz dalej dymniejsze powietrze

I nieba ni¿sze - a mg³y, a mg³y zawsze.

Ile¿ uniesieñ, swobody rozwinie

Jeden tu widok w jednej tu godzinie!

Gdzie ten wiatr wieje, gdzie ten ob³ok d¹¿y,

background image

75

Co tam za strony! gdzie w tumany sinie,

Wiecznie drzemi¹ce, fala Dniepru p³ynie?

Orze³ niech powie, co pod niebem kr¹¿y;

On wy¿ej buja i jego Ÿrenice

WyraŸniej widz¹ tamt¹ okolicê;

O Zaporo¿u niechaj on opowie,

Jak tam rozlegle panuj¹ koszowi;

Jakie tam wiecznie hulanki i wola;

To samo s³oñce jak tam rozpromienia

Porozsiewane gwarne ich kurzenia.[7]

A tabun pêdzi ze r¿eniem na pola,

A Zaporo¿ec na swobodnym koniu,

Jak jego myœli, ugania po b³oniu:

Jak wicher stepu jego pieϖ tak dzika.

A tam, po Dnieprze, ³ódka siê przemyka,

Lekka i chybka, i szybka jak fala

Leci za nurtem po szklannej równinie:

Wpad³a na poroh; ze ska³ siê przewala;

Zapad³a w g³êbiê... przepad³a... a¿ z dala

Pêka wód kryszta³, ³ódŸ jak ³abêdŸ p³ynie.

„Przesz³o, co by³o! i co bêdzie, minie! -

Ockniony z myœli ataman zawo³a -

A co byæ musi, niechaj siê ju¿ staje!

Kozacy têskni¹ i ogieñ goreje!”

Spuœci³ siê z dêbu na skrzyd³ach soko³a,

Na szumie wichru przemkn¹³ siê przez knieje;

Ju¿ pod bajrakiem i ju¿ has³o daje.

 

background image

76

12

Pozna³a has³o kozacza dru¿yna

W gêstwie bajraku dotychczas drzymi¹ca.

Lekkie gwizdnienie biegaæ w kr¹g poczyna

I ciszê zmroku powoli zam¹ca -

Ale nie g³oœniej jak szum miêdzy drzewy,

Gdy wstaje chmura nawalnej ulewy.

Prêdko, spokojnie wszystko siê odbywa;

Bo i pochodu m³odzie¿ niecierpliwa,

I atamana rozkaz wykonywa.

Nie œmie z³owiony koñ zadzwoniæ w pêta;

Nie œmie stal brz¹kn¹æ do boku przypiêta;

Natrêtna innym, ga³¹zka przydro¿na

Kozaczej czapki nie dotknie, ostro¿na.

A z jak¹ cisz¹ do zbroi siê brali,

Z tak¹, ju¿ zbrojni, z lasu wyjechali.

Czeka³ ataman ko³pakiem omglony;

Pod atamanem kopa³ ziemiê wrony.

Da³ znak, mo³odcy obwiedli go ko³em;

Podniós³ ko³paka, powiód³ œmia³ym czo³em:

„Panowie bracia, czas nam ruszyæ dalej!

Droga daleka, gwiazda siê ju¿ pali,

A zamek czeka z ³ó¿kiem i wieczerz¹!

Wiêc z Bogiem naprzód! niech koñ w pêcie d³u¿ej,

A no¿e we rdzy niech d³u¿ej nie le¿¹.

Szlak wiemy dobrze, choæ siê niebo chmurzy.

Aby d³oñ sprawna i pika niekrucha,

To za godzinê do Dniepru pop³ynie

W diable ochrzczona niewiernych psów jucha!

background image

77

Naprzód, Kozacy! spoczniem po godzinie!”

A nie chc¹c d³u¿ej rozwlekaæ siê s³owy,

Pokaza³ rêk¹ na ogieñ zamkowy;

Œwistn¹³ i wprzód siê wysun¹³ a¿ mi³o,

A wojsku chêci we dwoje przyby³o.

 

13

Niezbyt daleko jeszcze odjechali

I widaæ jeszcze przez mroku zas³onê,

Gdy œpiew siê ozwa³ w miêdzyleœnej dali.

Zwrócono oczy i uszy w tê stronê:

Pieœni znajome, ich s³owy z³o¿one.

Patrz¹, ciekawi, co siê dalej stanie,

Patrz¹ do lasu: ucich³o œpiewanie;

A¿ i dwóch jezdnych, sz³api¹c wolnym krokiem,

Zamajaczy³o miêdzy szarym zmrokiem.

Ile w ciemnoœci dopatrzeæ siê mo¿na,

Kozacza burk¹ opiêci siê zdaj¹

I d³ugie piki, zda siê, w rêku maj¹.

Ale we wszystkim trzeba iœæ z ostro¿na:

Na znak Nebaby czterech wyskoczy³o

Rozpoznaæ z bliska, co by to tam by³o.

 

14

Ju¿ powrócili; dobrze siê sprawiono:

„To niedobitki, ojcze atamanie!

Wielkie przy Mosznach by³o krwi rozlanie8;

Tabor tam naszych ze szczêtem zniesiono:

A tym dwom jakoœ to trzciny Irdynia,

background image

78

To okoliczna pomog³a pustynia,

¯e siê wymknêli, upatrzywszy porê;

Ale ich serce i dziœ na bój gore.

I gdyby mo¿na, to by jeszcze radzi

Tu pohulali. A wiêc z dobrej chêci

Prosz¹, by u nas mogli byæ przyjêci.

Nam siê te¿ zdaje, ¿e to nie zawadzi,

Przyjm ich, prosimy, do swojej czeladzi.”

Coœ pomyœlawszy, zezwoli³ wódz na to:

Bo dwóch nareszcie ni zyskiem, ni strat¹.

Kozacy, radzi z nowych towarzyszy,

Ruszyli dalej w porz¹dku i ciszy.

 

15

Wieczór gêstniejsze rozsiewa tumany,

Brudniejszym niebo ob³okiem zaciemia,

Z ciemniejszym niebem zasêpia siê ziemia;

Tocz¹ siê szlakiem ob³êdu ba³wany.

Chropawym torem, w œlepi¹cej ciemnocie

Orê¿ny orszak bacznie siê posuwa;

Daleki ogieñ, co na przodzie czuwa,

Dodaje bodŸca wojennej ochocie.

To na zamkowej wie¿y siê pali³o:

Kochankom wojny tak go widzieæ mi³o,

Jakby siê w oko dziewczyny patrzyli,

Gdy je nadzieja rozkoszy umili,

I dalej hufcem œciœnionym st¹pali,

Ci¹g³e milczenie zachowuj¹c dzikie,

Nadziejê mordu maj¹c za muzykê,

background image

79

Za wtór stêk ziemi i brz¹kanie stali.

Có¿ siê tam dzieje z myœlami Nebaby

Teraz, gdy zemsty dostêpuje szczytu?

Musi mu jaœnieæ wszystkimi powaby;

Teraz to musi w rozkoszy zachwytu...

Ej, ile mo¿na miarkowaæ po czole,

Po dos³yszanym zazgrzytaniu szczêki -

Znoœniejsze serca zdradzonego bole,

Gdyby siê poj¹³, ni¿ te zemsty wdziêki.

Czego¿by marzy³ po tryumfach no¿a

O b³êdnym ¿yciu w stepach Zaporo¿a?

I czego¿ w myœli tak brn¹æ, ¿e poma³u

Jakby w sen zapad³, jakby w œnie siê rzuci³,

Gdy pistoletu wystrza³ go ocuci³.

„Kto tam wystrzeli³?” - wnet groŸnie zawo³a.

Pilnie patrzono po sobie doko³a -

To a¿ w ostatnich szeregach oddzia³u.

„Droga tak ciemna, koñ siê potkn¹³ w chodzie.

Przeklêty kurek, Ÿle trzyma na zwodzie,

Aby go dotkn¹æ, to zaraz i pryœnie.” -

„Niechaj no ka¿dy pistoletu strze¿e!

Bo czy umyœlnie, czy to nieumyœlnie,

Raz ja ostatni w ten przypadek wierzê!

Nie przetrze oczu, jak plunê któremu!

Hej, kto wie drogê, niech jedzie przed nami!

Wy z bystrym okiem, biegnijcie stronami;

A ty³ oddzia³u wrêczam pod stra¿ temu.

Wróg - bodaj mara; a wystrza³ przestroga!” -

„Pozwól siê prosiæ, ojcze atamanie -

background image

80

Pochwyci³ Kozak, co w tej chwili stanie -

Ka¿da mi znana pod Kaniowem droga;

Niejedne wioz³em tu listy, a wprzody

Nie raz tu, nie dwa wypasa³em trzody.

Wybierz mi oczy, jeszcze i w tê chwilê,

Na krzy¿ przysiêgam, ¿e o krok nie zmylê.” -

„Zanadto mowy, lecz kiedyœ ochoczy,

Wiêc prowadŸ. Zawsze ku temu ogniowi;

To nam gospoda.” Tak Nebaba powie,

A zwinny Kozak przed wszystkich wyskoczy:

Westchnie - przez piersi œwiêty krzy¿ po³o¿y;

A za nim reszta - i dalej, w czas bo¿y!

 

16

Ciemnymi szlaki wywijaj¹c krêto,

Nad jar g³êboki przer¿n¹³ siê Nebaba.

A ju¿ i jasnoœæ miesiêczna, choæ s³aba,

Bi³a ze wschodu w chmurê nasuniêt¹

I widzieæ w cieniach wyraŸniej zaczêto.

Gêstymi trzciny szeleœci jar na dnie;

Woda gdzieniegdzie drzymie œród bagniska,

Chwilkê jaœniejszym zwierciad³em zab³yska,

Gdy drobna gwiazda zza chmur siê wykradnie

I w srebrnych iskrach na jej marszczki padnie.

„Patrzcie no! co to tym wzgórzem ciemnieje?” -

„ To powy¿ jaru podnosz¹ siê lasy.” -

„Lasy w tych stronach? a ja znam te strony.

Mo¿e... s³yszycie ten szum przyt³umiony?” -

To a¿ za Dnieprem biesiaduj¹ knieje.” -

background image

81

„Nie, bracia; k³amstwo! to coœ jak ha³asy.”

Ale gdzie¿ Kozak, co przed atamanem

Po b³êdnej drodze jego hufiec wodzi³?

Czy w czarodziejskim kole siê ogrodzi³?

Czy jak widziad³o rozwia³ siê tumanem?

By³¿e to Polak przykryty ko³pakiem,

By nieostro¿nych naprowadziæ w siatki?

Bada³ i lubo œród przykrej zagadki

Dreszcz, co oziêbia, przebiega³ po ciele,

¯adnym nie zdradzi³ podejrzenia znakiem;

Tylko zawo³a³ na swoich i œmiele

Puœci³ siê z góry, jak gdyby skrzydlaty.

Podwójny wystrza³ b³ysn¹³, zagrzmia³ w tyle;

I jêk œmiertelny ozwa³ siê za chwilê.

„Stój, atamanie! - leci jeden z czaty -

Zdrada od Lachów! Ju¿ nasz jeden zgin¹³;

Ledwie da³ has³o, pod koniem siê zwin¹³;

Takim go smacznym przywita³ nabojem

Czart zaczajony w kud³y naszej burki;

A teraz z wojskiem po³¹czy³ siê swojem,

Co ju¿ nam odwód przeciê³o na wzgórki.

S³yszysz - czy widzisz, co siê to zaczyna?”

Zaledwie skoñczy³ z³ej wieœci pos³aniec,

Kozacy na dó³ runêli nawa³¹,

A¿ zastêka³a w dnie jaru g³êbina;

A z góry chmur¹ gromami nabrzmia³¹

Z wolna bagnetów nastêpowa³ szaniec.

Wpó³chmurny ksiê¿yc poziera³ nieœmia³o;

Rzêsne siê b³yski sypa³y z orê¿a;

background image

82

A szyk doborny, koñ w konia, m¹¿ w mê¿a,

W nieprze³amanym i niemym szeregu

Sun¹³ po jarów góruj¹cym brzegu.

Tylko szeleœci sztandar rozwiniony,

Jak gdyby szepta³ ju¿ naprzód pacierze

Po duszach, które œmieræ za chwilê zbierze;

A czasem tr¹bka wrzaœnie w przykre tony.

 

17

Jak ta na wstrêcie zaburzonej fali,

Co przez dnieprowe porohy siê wali,

Ska³a œród szumu stoi niezachwiana -

Tak siê wydaje postaæ atamana,

Kiedy zepchniête nieprzyjació³ si³¹,

Wojsko siê jego doko³a st³oczy³o:

„Stójcie! - zakrzycza³ - podstêp, nie wygrana!

Prawda, ¿e wrogi stoj¹ nam na tyle,

A dla nas przykre, co nie w zamku, chwile,

Lecz tu potrzebne choæ bitwy udanie

I ani mo¿em w¹tpiæ o zwyciêstwie!

Znaæ nie ufaj¹ ni w sile, ni w mêstwie,

Gdy tu w tej porze godz¹ na spotkanie.

Niechaj ¿e z ty³u gotuj¹ nam tamy,

A my na górê przed siebie ruszamy.

Ciemna noc równie obu wojskom sprzyja,

Dalej na góry, gdzie przeprawa czyja!”

Ju¿ siê wypuœci³, a¿ tu jednym razem

Burz¹ wojenn¹ powietrze zawrza³o;

Rykniêto w tr¹by, brz¹kniêto ¿elazem -

background image

83

Blade siê ³uno po nocy rozla³o

I gradem œmierci w okr¹g zaœwista³o.

Spojrza³ Nebaba i wstrzyma³ siê w biegu -

Tak go gwa³towne objê³o zdziwienie;

Polacy stoj¹ na oboim brzegu

I œl¹ ku niemu ogieñ bez przestanku;

A on siê widzi w p³omienistym wianku.

Zdajcie siê, zdajcie! Kornym przebaczenie!”

Na wszystkie g³osy Polacy wrzasnêli.

Patrz¹ po sobie Kozacy zdumieli.

Lecz wódz nie daje do myœlenia chwili,

Wiêc ich przyk³adem i mow¹ posili:

„Nic to, nic, bracia! damy ³ad wszystkiemu,

Zaraz tu wszystkich popêdzimy w bagno.

W sercach im zatkn¹æ broñ, której tak pragn¹!

Nic to, nic, bracia; huknijcie po swemu!”

 

18

Czy duch, co lubi wspieraæ ludzi zbrodnie,

Œród nocy piek³a podniós³ im pochodniê

I do ich serca zagra³ sw¹ muzyk¹,

¯e takie grzmoty ryknê³y tak dziko,

A na œwiat ciemny, na sklep nieba ca³y

Tak niezwyczajne b³yski siê rozla³y?

Grobowa cichoœæ nasta³a po wrzawie:

I oba wojska w pos¹gów postawie,

Z bezw³adn¹ rêk¹ opuœciwszy bronie,

Oczy ku jednej obrócili stronie,

Jakby na karku nikogo nie mieli:

background image

84

I wkrótce dziwniej ni¿ wprzódy huknêli.

 

19

Jaka¿ nag³ego postrachu przyczyna?

By³a to w³aœnie okropna godzina,

Kiedy wpad³ Szwaczka na zamek dobyty,

A po¿ar zacz¹³ trawiæ jego szczyty.

Z jak¹ radoœci¹ przyjmie konaj¹cy

Cudem odkryt¹ zbawienia nadziejê,

Z tak¹ Nebaby wojsko wieœæ przyjê³o,

¯e ich po¿arem zamek ju¿ goreje.

„Ot, i przypadek sprzyja nam niechc¹cy!

Teraz siê szczerze weŸmijcie za dzie³o.

Niebo, mo³odcy, niebo nam pomaga!

Jeszcze godzina i sta³a odwaga,

A na z³oœæ liczbie wyjdziemy zwyciêsko!

Patrzcie, jak jedn¹ strwo¿eni ju¿ klêsk¹!

Hej, dwóch naj¿wawszych, na lepszych rumakach!

Skoro staniemy na tym góry grzbiecie,

Pok³on do zamku od nas poniesiecie!

Niechaj tam pomn¹ o braciach Kozakach!

A teraz, kiedy Lach siê trzyma s³abo,

Dalej, mo³odcy, dalej za Nebab¹!”

I poszli wszyscy na miecze, na spi¿e

I znikli w walki zakrêceni wirze.

 

20

Jak gdyby oko zagniewane bo¿e

Ca³kiem w p³yn¹cy ogieñ siê stopi³o,

background image

85

Z tak¹ wœciek³oœci¹, z tak rosn¹c¹ si³¹

Wrza³o nad zamkiem p³omieniste morze.

Po¿ar, w podziemne zakrad³szy siê lochy,

Bucha³ jak z paszczy k³êbami brudnemi;

W skrytych podkopach zapalone prochy,

Jak grom wiêziony, dar³y wnêtrza ziemi.

Le¿a³y wie¿e, czarne ziej¹c dymy,

Jak obalone piekielne olbrzymy;

Jak przeklêtego Lucyfera skronie

Pa³a³y dachy w ognistej koronie.

A echo piekie³, umar³ych jêczenia,

A g³azy si³a ciskane p³omienia -

Tañcem i pieœni¹ tej uczty zniszczenia.

Wiadomoœæ zrazu g³ucho siê roznosi,

Coraz g³oœniejszym rozlega siê gwarem:

Nebaba walczy nad pobliskim jarem

I przez pos³añców o posi³ek prosi.

„Kto wasz wódz?” – „Szwaczka.” -

„Gdzie jest?” - „Na zabawce,

Przywodzi godne swej woli oprawce.”

Tam, tam, gdzie s³ychaæ poœród murów rumu

Razem przekleñstwa i œmiechu ha³asy,

Szwaczka na czele rozjad³ego t³umu

Z uporem w rdzawe szturmuje zawiasy.

Jedna tam s³aba kobieta siê tai,

Ju¿ najmocniejsi, jacy s¹ w tej zgrai,

Poprobowali swoich barków si³y

I z wœciek³ym wstydem wracali od pracy.

A¿ Szwaczka krzykn¹³: „Oto mi Kozacy!

background image

86

A was by, gnuœnych, baby wydusi³y!

Jeszcze¿ no plecy napr꿹 siê stare,

Bo chcê serdecznie œcisn¹æ tê maszkarê.

Ale, panowie mo³odcy, za karê

Nikt jej przede mn¹ dotkn¹æ siê nie wa¿y!”

Wtem kark barczysty spod burki ods³oni,

Podsadzi ramiê, razem drzwi podwa¿y;

Drzewo zazgrzyta, ¿elazo zadzwoni:

Przejœcie swobodne: ju¿ wpadn¹, ju¿ po niej!

„Giniecie, bracia! ratuj siê, kto umie!” -

Okrzyk przestrachu rozlega siê w t³umie;

I wnêtrze zamku zawy³o przestrachem.

Prysnê³y g³ownie, p³omienie buchnê³y,

Wstrzês³o œcianami, zaskrzypia³o dachem -

I dach przetla³y run¹³ miêdzy œciany.

Jeszcze okrzyki skonania wrzasnê³y,

Prysnê³y g³ownie, dymy wybuchnê³y,

Wirem siê wznios³y ogniste ba³wany,

Chwila - i wszystko milczy pod po¿og¹:

Przetlona g³ownia cicho dogorywa,

Cicho dym wstaje, p³omieñ siê dobywa -

Jakby tam nigdy nie by³o nikogo!

 

21

A w garle jaru jak wrza³y, tak wrza³y

DŸwiêcz¹ce ciêcia, rycz¹ce wystrza³y

I zgie³ku mê¿y wyj¹ca muzyka.

Niejeden jeŸdziec zwin¹³ siê bez g³owy,

Niejeden le¿a³ pod ciê¿arem konia,

background image

87

Niejedna z ostrzem rozsta³a siê pika,

Niejeden w bryzgi poszed³ miecz stalowy

Nim przepe³niwszy bagniste parowy,

PowódŸ siê wojny rozla³a na b³onia.

I któ¿ jest w sile z ¿yj¹cych na ziemi

Ogarn¹æ piêci¹ zmys³ami s³abemi

Ten taniec mordu, jaki wyprawi³y

Wszystkie uczucia, wszystkie cz³eka si³y

W jedno uczucie, w rozpacz przerodzone?

Dziêki po³yskom, co z po¿aru bij¹,

¯e czasem nocy uchyl¹ zas³onê!

Wiêksze ciemnoœciom, ¿e je znów zakryj¹!

Noc to okropna, noc to piekie³ by³a;

Starzy z powieœci prawi¹ o niej si³a;

Gdyby nam dzisiaj taka siê przyœni³a,

Miêkkie sny nasze na d³ugo by stru³a!

Jedna jej tylko istota nie czu³a.

 

22

Gdzie wzgórek strzela nad szczyty czaharu,

Do omglonego podobna widziad³a,

Nad scen¹ wojny spokojnie usiad³a.

Albo to dzieciê œmierci i po¿aru,

Albo zbieg bêdzie ze krwi i p³omienia:

Jaœnie w tym œwiadcz¹ skrwawione ³achmany,

Skroñ rozraniona i w³os rozczochrany.

A ¿e ustawnie podnosz¹ westchnienia

Tê d³oñ, co mocno przyciska do ³ona,

Musi byæ biegiem gwa³townym zmêczona.

background image

88

Pewnie strwo¿onej grozi losów cisza

Lub swej niedoli œledzi towarzysza,

Bo tak ciekawie poziera doko³a.

„Ho-hop, Nebabo!” Opêtanej s³owa!

A w g³êbi lasu odhuknê³a sowa;

I wilk jej wyciem na powrót odwo³a.

¯e zrozumiana, jakby z tego rada,

Dziwacznie sukniê i w³osy uk³ada

I wzrok utkwiwszy w bitwê, co na przedzie,

Dziwny œpiew tonem dziwniejszym zawiedzie.

Nie ludzkim uszom, œpiew piek³u znajomy,

Rosn¹ce w jarze zg³uszy³y go gromy;

Za echo - wojny ozwa³o siê wycie.

Czekaj na gwiazdy kochanej przybycie!

To nie armaty ogniem œmierci b³ys³y -

To twój kochanek rozsia³ swe promienie;

A to nie kule œmierci¹ obok œwis³y,

To by³o znane mi³ego gwizdnienie:

Oto i on sam, ca³y z ognia, p³ynie

W tej chmurze dymu, co mroczy pustynie.

 

23

Ostatnim rykiem, ostatnim p³omieniem

Buchn¹³ jar wreszcie z rozdartej paszczêki;

Otch³añ bezdenna nieskoñczonej mêki,

Dusz potêpionych syta z³orzeczeniem,

Nie straszniej ryknie przed œwiata zniszczeniem.

£uno po¿aru, strzelby b³yskawica,

Co ten ofiarny diab³om stos podnieca,

background image

89

Blaskiem po³udnia jaœnieje tu prawie;

Ale w tym zmêcie, w tej dymu kurzawie

Nie mo¿na wiedzieæ, kto z Lachów, kto z Rusi:

Tylko jednego poznaæ ka¿dy musi.

Gdzie kilku razem w œmierci bolach jêczy,

Tam atamana ¿elazo po³yska;

Gdzie prze koñ jeden, a szereg jak fala

Cofa siê w krêgu p³yn¹cych obrêczy -

Tam atamana wrony koñ siê ciska.

B³yskami wojny ciêcia swe zapala;

Gromami wojny wszystkie zbiega strony!

Zda siê, ¿e z ka¿d¹ kropl¹ krwi toczonej,

Co mu d³oñ poi pa³asz ubroczony,

Serce rozjusza i szablê nastala.

Ale d³oñ jedna i jedna odwaga

Nic nie stanowi albo ma³o znaczy

Tam, gdzie za mnóstwem przechyla siê waga:

Ca³a tam korzyœæ - œmieræ z chlubnej rozpaczy.

Z dosyæ szczup³ego Nebaby oddzia³u

Jeden za drugim ubywa poma³u...

Choæ przy niewoli, co u Lachów czeka,

Sama œmieræ, widna, jest jeszcze powabn¹.

Z boleœci¹ jednak postrzeg³ on z daleka,

Jak szyki jego w nacieraniu s³abn¹.

I wzrok mu zaæmi³ jakiœ zamiar dziki,

I wnet radoœci b³ysn¹³ promieniami:

„Krzepcie siê, bracia! - wo³a, leci w szyki -

Bóg pomoc niesie, zwyciêstwo za nami!

Patrzcie, to nasi! Jak podobni chmurze

background image

90

(Patrzcie, przed po¿ar) sun¹ siê po górze.”

Buchnê³a walka zagaœnienia bliska

I serca znowu mordem zakipia³y.

 

24

Zadr¿a³ ataman. Có¿ to za zuchwa³y

Natrêtn¹ szabl¹ przed oczy mu b³yska?

Dwa razy natar³, dwa razy odskoczy³,

Dwa razy koniem woko³o zatoczy³ -

Upatrzy³ porê, spuœci³ szablê razem

I z atamana spotka³ siê ¿elazem.

Ostrze na ostrzu zaiskrzy, zadzwoni;

¯o³nierz w kr¹g strzeli okiem zadziwionem:

A¿ szabla gwiazdy b³ysnê³a ogonem

I gdzieœ daleko œwistnê³a mu z d³oni.

Najlepsza tutaj porada przestrachu;

W pole przed siebie puœci³ siê z kopyta.

„Zmykaj, nie zmykaj, mój ty œmia³y Lachu!

I kary tak¿e o drogê nie pyta.

Jeszcze siê ¿aden przed nim nie wysun¹³!”

A wiatry w tyle zostawia koñ wrony,

A b³yskawice - pa³asz wyniesiony.

Gdyby w biednego ¿o³nierza tak run¹³...

I on nie taki trwo¿ny, jak siê zda³o:

Na jednym miejscu zwin¹³ koniem œmia³o.

Mo¿e on nie chce œmierci przyj¹æ w plecy?

Bo sk¹d¿e tutaj nadzieja pomocy?

Od reszty swoich oba tak dalecy.

Jakiœ tu zamiar pokrywa cieñ nocy.

background image

91

Lotem spojrzenia ataman dobiega;

Gwizdnieniem szabli wpó³ rozdmuchnie Lacha:

Trzasn¹³ grom skryty - zajêcza³a p³acha9

I po powietrzu tysi¹cem drzazg miga.

Lach dalej œwisn¹³: a koñ atamana

A¿ ziemiê zapru³ kutymi kopyty;

Tak lejc go zerwa³ - i stan¹³ jak wryty.

A twarz Nebaby, jakby jedna rana,

Tak j¹ strza³ oplu³ i szabla strzaskana.

A krew kroplista, p³yn¹ca zas³on¹,

Zbroczy³a czo³o, opada na ³ono,

Leje siê w usta, przep³ywa przez oczy,

Gasi spojrzenia, oddechy tamuje -

Darmo trze oczy, darmo usty pluje -

Rumiane Ÿród³o falami siê toczy;

Darmo d³oñ kala, darmo sukniê broczy:

To krew niewinnych, nic jej nie zhamuje!

Co przetrze oczy, co ustami splunie,

Krwawa zas³ona znowu siê zasunie:

Potêpionego prawdziwa mêczarnia!

A tu Polaków okrzyk siê rozlewa:

„Nasza wygrana! posi³ek przybywa!”

Teraz ju¿ ca³kiem wœciek³oœæ go ogarnia;

Opuœci³ rêce, schyli³ na dó³ skronie -

Jakby œmieræ sama mrozem swych piszczeli

Przyg³askiwa³a do wiecznej poœcieli.

 

background image

92

25

„To on, on to sam! - w dobrze znanym tonie

Cichy siê g³osek odezwa³ na stronie,

A wyraŸniejszy, gdy siê zbli¿y trocha -

Przyszed³ popieœciæ... On miê zawsze kocha.” -

„Czy i ty!... - krzykn¹³, nie móg³ skoñczyæ mowy,

Krew mu ustawnie zalewa³a usta;

Przerywanymi tylko j¹ka³ s³owy,

Gdzie siê zdradza³o zimnej krwi udanie

I niewstrzymanej z³oœci ob³¹kanie -

Diable!... kocham ciê!... Ta krew... Kseniu... chusta...

ZsadŸ miê... przeklêta!... Daj rêkê... o droga!...

Gdzie serce!... diable!.... gdzie serce, kochanie!”

I na be³kocie skoñczy³ mowê ca³¹.

Jak ostrze no¿a przykro zaskrzypia³o!...

I jêk œmiertelny wyda³a przebita.

Liczne woko³o zagrzmia³y kopyta:

Otoczyli go polskie wojowniki.

Poddaj siê, poddaj! nie pora do piki;

Ju¿ marsz zwyciêski muzyka uderza.

Omdla³y Kozak z uczuæ zaburzenia,

Z przewlek³ej walki, ze krwi up³ynienia

Upad³ na rêce pierwszego ¿o³nierza.

 

26

Nasta³a cisza po ha³asie wojny:

Spokojne pola, zamek ju¿ spokojny;

A niedotla³ym ogniem oœwiecony,

Prosi przechodniów z ka¿dej œwiata strony.

background image

93

Uprzejmie kruki, gêstymi gromady

Kr¹¿¹c woko³o, wabi¹ do biesiady;

Pobojowiska radzi godownicy,

Wilcy, t³umami ci¹gn¹ z okolicy.

Zniszczenie nawet, co ju¿ w zupe³noœci

Swe panowanie nad zamkiem rozszerza,

Tyle przestrzega bezpieczeñstwa goœci,

Z takim te gody sprawia uciszeniem,

¯e mo¿na s³yszeæ przelot nietoperza;

Chyba ¿e zechce przyœwieciæ p³omieniem,

To buchnie w ¿ary przetla³ym kamieniem.

 

27

Przecie Nebaba ¿ywo wyszed³ z boju

I ³akomego brzydkiej œmierci gar³a;

A choæ mu rana do dna pierœ rozdar³a

I w niej krew czarna kipi jak we zdroju,

I choæ posok¹ umalowa³ skronie,

I wzrok w strumieniu dymi¹cym siê tonie

Widaæ po jego spokojnej postawie,

¯e odpoczywa po wojennej wrzawie.

Albo te¿, jeszcze i dot¹d mêczony

Zuchwalstwem rz¹dcy i Orliki zdrad¹,

Zboczy³ wêdruj¹c pomimo tej strony,

By siê nacieszyæ obmierz³ych zag³ad¹.

W tym¿e ko³paku, w odzie¿y tej samej,

Szczernia³ej trochê pod krwawymi plamy,

Siedzia³ na z³omkach wpó³zgorza³ej bramy

I swoj¹ pikê trzyma³ na sztych w rêce,

background image

94

Jakby mia³ bliskie odeprzeæ natarcie.

A w okr¹g niego doborni m³odzieñce:

Jedni, jak gdyby stanêli na warcie;

Podnieœli piki nad zgorza³¹ wie¿¹;

Tylko cierpliwi, ¿e siê ani rusz¹,

Choæ p³omieñ zewsz¹d dogryza im srogo!

A drudzy w kole gard³em flasze mierz¹;

Tylko ¿e nigdy dopiæ ich nie mog¹!

Inni znów, bardziej snem zmorzeni, le¿¹;

Tylko ¿e wiecznie tym snem le¿eæ musz¹!

Musi on ca³¹ nasycaæ siê dusz¹,

¯e tak, bezw³adny, wpatrzy³ siê przed siebie:

Pewnie on w cieniach pami¹tek siê grzebie.

Tu ka¿de miejsce tyle przypomina!

Gdzie w stosach ¿aru kurzy siê perzyna,

Ten plac, bywa³o, uwieñcza³y spisy,

Kiedy sw¹ m³odzie¿ zebra³ na popisy.

Miejsce, gdzie trup ten, mordem oszpecony,

Ostatkiem czucia, ¿ycia drga ostatkiem,

Gdy mu natrêtne zazieraj¹ wrony -

Miejsce to uciech nieraz by³o œwiadkiem:

Tu szk³o dzwoni³o, tu grzmia³y okrzyki;

Za czyje¿ zdrowie? Nebaby! Orliki!

Mœciwego samo udrêcza wspomnienie.

A¿ spod wnêtrznoœci wydoby³ jêknienie:

Zemsty czy œmierci? W tym odgadn¹æ trudno

Gdzie zwróci³ ucho, by dos³yszeæ wtóru,

Co mo¿e przypaœæ do jego czuæ chóru -

Tu raz ostatni pieœci³ siê z ob³udn¹;

background image

95

A dziœ, o trupi¹ sk³óciwszy siê g³owê,

Dwa wilki wycia zawiod³y grobowe.

Czegó¿ te ptaki uderzaj¹c w skrzyd³o

I gniewnie kracz¹c grzebi¹ œród popio³u?

Strawa zapewne warta ich mozo³u,

Bo wygrzebali: cz³owiek czy straszyd³o?

Szczernia³e w ogniu, wpó³spieczone cia³o;

Ale Nebabie rozpoznaæ siê da³o!

Nagle ku ziemi czo³o mu opad³o -

I jeszcze naglej wznios³o siê do góry.

„Ho-hop, Nebabo!” - zawy³ g³os ponury

I spoœród ognia wype³za widziad³o.

A choæ nie wrzeszczy szalonym chychotem,

Chocia¿ j¹ taniec nie zakrêca chy¿y,

Bo jej wnêtrznoœci ci꿹 wpó³wysnute -

I teraz jednak, gdzie siê tylko zbli¿y,

Pl¹saj¹ iskry wichru ko³owrotem,

Wilki przy trupach wyj¹ na jej nutê

I samo trupów oblicze siê zmienia.

„Wody! ach, wody!” Popatrzy³a Ksenia;

G³os jej znajomy - i kochanka oko

Na jej siê wdziêki rozwar³o szeroko:

Jakby w g³¹b Kseni pragnê³o uton¹æ

Albo j¹ w piek³o i siebie poch³on¹æ.

Ksenia siê zbli¿a z mniejsz¹ coraz trwog¹,

Oko Nebaby patrzy ju¿ mniej srogo;

Ju¿ ³ono z ³onem, ju¿ z licami lica,

Ju¿ siê i warga z warg¹ napotyka...

Poca³owa³a Nebabê diablica...

background image

96

Teraz do reszty rozporze j¹ pika!

Nie; cicho siedzi: tylko mu dreszcz ma³y

Wyprê¿y³ cz³onki, a Ÿrenice zawsze,

Zawsze patrza³y, patrzeæ nie przesta³y,

Dla Kseni nawet coraz ju¿ ³askawsze.

 

28

Na rozburzonym Kaniowa zamczysku

D³ugo podró¿nym broni¹cy przystêpu,

D³ugo, ponêta drapie¿nemu sêpu,

Szkielet Nebaby lœni³ w grobowym b³ysku,

Jak stra¿ zaklêta w pomieszkaniu mary,

Jak mowny pomnik barbarzyñskiej kary.

Ogieñ, co wszystko doko³a potrawi³,

Z mo³odców jego œladu nie zostawi³:

Poznana tylko z rany i z odzienia,

Szalona Ksenia le¿a³a na trawie

Jeszcze w modl¹cej przed lubym postawie,

A w strasznej nocy zamku podpalenia

I topielicy skoñczy³y siê pienia.

 

29

Gdy duch mój zwiedza³ dnieprowe pobrze¿e

I na Kaniowa odpocz¹³ ruderze,

Jeszcze tam wko³o wyszuka³ on œlady

Dnia okropnego ostatniej zag³ady:

Jeszcze po œcianach krew siê czerwieni³a,

Gdzie ¿ona, gnana morderców pogoni¹,

Myt¹ w krwi mê¿a chwyta³a siê d³oni¹;

background image

97

¯adna wywabiæ nie mog³a jej si³a,

Na miejscu startej inna wyst¹pi³a,

Ale nieszczêsne zabójczym cia³o,

W popió³ przetla³e, z wiatrem siê rozwia³o.

W poros³ej miêkk¹ muraw¹ uboczy

Trafi³ na ko³tun Kseninych warkoczy;

Ale w nim drobny gnieŸdzi³ siê ju¿ ptaszek.

Obok le¿a³a z Nebaby ratyszcza

Stal od p³omienia w ciemny ¿u¿el zlana.

A b³¹dz¹c d³ugo œród skostnia³ych czaszek,

Odgrzeba³ torban miêdzy gruzem zgliszcza

I jednê strunê z ca³ego torbana.

Ani lat, ani pogody koleje

Nie mog³y przyæmiæ z³otego jej blasku;

A wiatr, kochanek, z pobliskiego lasku

Co noc z ni¹ dawne odœpiewywa³ dzieje.

I jam polubi³ chrypliwe jej tony,

I z jej dŸwiêkami z czasem oswojony,

Gdym nieraz bada³ pilnie i ciekawie

O ca³ej zamku kaniowskiego sprawie,

W koñcu rozwik³aæ mog³em tajemnicê:

Co da³o powód do zbrodni Orlice?

Gdy w ciemnej nocy przez widmy czy czarty,

Czy jak wieœæ by³a, za rz¹dcy namow¹,

Zdjêto wisielca (odpowiada³ g³ow¹,

Spod czyjej trupa uwieziono warty) -

Brat tej dziewczyny by³ wtedy na stra¿y:

A serce rz¹dcy do Orliki bi³o;

¯ycie jej brata w rêku rz¹dcy by³o:

background image

98

Lach, nie puszczaj¹c pory, co siê darzy,

Hardej dziewczynie daje do wyboru:

Tytu³ swej ¿ony lub srog¹ œmieræ brata -

¯adnej przew³oki, ¿adnego oporu!

Biedne ma³¿eñstwo, gdzie diabe³ za swata!

I tak dla brata mi³oœæ poœwiêci³a,

Rz¹dcy ma³¿eñsk¹ zaprzysiêg³a wiarê;

A dla mi³oœci inn¹ ma ofiarê:

Zabi³a mê¿a i siebie zgubi³a!

 

30

Mijaj¹ lata, z latami zdarzenia.

W ostatnim dymie zgas³ego p³omienia

Wróci³y w piek³o szatany zniszczenia.

Œwietnie przejrza³y nieba Ukrainy,

Zabrzmia³a œmia³o cicha pieœñ dziewczyny,

Czas latem okry³ ostatki ruiny.

Gdzie bojowiska czaszkami biela³y -

Ulewna burza bruzdy tam zorywa,

W skwarny dzieñ lata z³oc¹ siê tam ¿niwa,

Kwiat siê tam z wiosn¹ wykluwa nieœmia³y.

Z³omki szubienic œwiec¹ próchnem z ziemi.

Nad zwyciêzcami, nad zwyciê¿onemi

Traw¹ us³ana mogi³a zapada:

Tam b³êdny ¿ebrak do snu pacierz gada.

Piek³a za wojn¹ zatrzaœniêto bramê.

Znów ten¿e pokój i zbrodnie te same!

background image

99

1 Ni¿ wie¿a £awry z³otem b³yskaj¹ca - £awry Peczerskiej, klasztoru przy pieczarach, czyli grobach wielu œwiêtych i b³o-

gos³awionych w Kijowie. 

2 Rzuæ ratyszcze - ratyszcze: spisa, w³ócznia. 

3 O, nieraz mo¿e na tym jego szczycie Rozwiewa³y siê przestrogi znamiona - jest to szczegó³ dochowany tradycj¹. Pod-

czas ci¹g³ych nabiegów tatarskich, kiedy lud okolicy wiedzia³, ¿e horda w pobli¿u koczuje, dla bezpieczeñstwa zostawia³

jednego ze swoich na jakiej wynios³ej i panuj¹cej mogile lub na wierzchu wysokiego dêbu, aby upatrywa³ Tatarów i dawa³

znaæ o zajrzanych wywieszeniem bia³ej chor¹gwi lub chustki. Lud pracuj¹cy po polach, skoro zajrza³ biel¹ce znamiê pop³o-

chu, ucieka³ w znajome sobie kryjówki. Ukraiñski telegraf!

To mi napomina drugi szczegó³. S³ysza³em od mieszkañców pamiêtnego w naszych dziejach miasta Czehryna tak t³umaczo-

ny pocz¹tek zwyczaju, powszechnego w Ukrainie, a zw³aszcza w tej okolicy, zbierania siê ludu, szczególniej ch³opców i

dziewcz¹t, na œrodek sio³a, który oni nazywaj¹ u³ycia, ulica, dla œpiewania ró¿nych pieœni, co siê nieraz daleko w noc prze-

ci¹ga. W czasie koczowania hordy w tych stronach lud wiedz¹c, jakie klêski ponosi, kiedy na œpi¹cych natrafi¹ Tatarzy,

¿eby zawsze mia³ przytomnoœæ i gotowoœæ chroniæ siê w razie niebezpieczeñstwa, na noc zbiera³ siê razem i dla odpêdzenia

snu œpiewa³ narodowe dumy i pieœni. Zwyczaj zosta³, chocia¿ niebezpieczeñstwo, co mu da³o pocz¹tek, minê³o. Dalsze wier-

sze oddaj¹ sprawiedliw¹ zap³atê zas³ugom cienistych dêbów Ukrainy, które w ci¹g³ych zaburzeniach i wojnach zapewne

niejednemu chroni¹cemu siê œmierci by³y pewniejsz¹ opiek¹ ni¿ œciany w³asnego jego domu. 

 4 Albo ten wieczór, ten ogieñ Kupa³y - zwyczaj palenia ogniów w wili¹ œw. Jana (polskie Sobótki) zasiêga dalekiej staro-

¿ytnoœci; on siê i w Ukrainie przechowa³. Nazywaj¹ go tu Kupa³o. Pospolicie, kiedy dziewczêta wiejskie zaczn¹ swój ob-

rzêd, do którego i k¹panie siê nale¿y, m³odzie¿ p³ci drugiej wybiera te chwile, ¿eby na nie niespodzianie napaœæ: wtedy

cicha nocna scena zamienia siê w najt³umniejsz¹; krzyki, œpiewy rozlegaj¹ siê w powietrzu. W 1826 roku autor widzia³ po-

dobn¹ scenê na rzece Taœminie: tu ona siê odbywa przy jednej z najpiêkniejszych wód w Ukrainie. Jezioro i wieœ Bia³ozor

le¿y blisko Smi³y, w rozleg³ych sosnowych lasach: znacznego ogromu szyba, jasna, b³êkitna, zwierciadlana b³yszczy œród

rozstêpu siniej¹cych lasów; wieœ prawdziwie ukraiñska, ogromna, dobrze zabudowana, ludna, maj¹ca zapewne do 2000 sa-

mych dusz mêskich, rozci¹ga siê prawie wko³o jeziora. Obraz œwiate³ rybackich na jeziorze, wspomniany w tekœcie, powta-

rza siê tu ka¿dego wieczora i tworzy przeœliczn¹ wodn¹ iluminacjê. 

 5 Czó³na w okr¹g p³yn¹; Ju¿ w oczeretach syknê³y gadzin¹ - oczeret: trzcina. 

6 Có¿ to za dziwna strona siê ods³ania - widok ten jest prawdziwie rysowany z natury; zaraz za miasteczkiem Moszny

ci¹gn¹ siê na szerokoœæ mo¿e trzech wiorst bagna i trzêsawiska nazywane Irdyñ. Najpewniej jest to stare lo¿e Dniepru. Pra-

wy brzeg tych bagien otoczony jest wysokim pasmem gór, wznosz¹cych siê pi¹trami, rozci¹gnionych szeroko i okrytych

gêstym lasem. W tym miejscu, to jest na poœrednim paœmie, hrabia Woronców, w³aœciciel miejsca, za³o¿y³ pa³ac i zwierzy-

niec na 8 wiorst rozci¹gniony po górach. Pa³ac otoczony jest zabudowaniami wiejskiego gospodarstwa; wszystkie proste,

lecz najgustowniej urz¹dzone, i ka¿dy dziedziniec ze swymi zabudowaniami sk³ada najpiêkniejsz¹ fermê angielsk¹. Dzie-

dziñce ubrane w drzewa i krzewy, mury domów w porozpinane ga³êzie akacji bia³ej i p³acz¹cej; schody, ganki, balustrady

itd. w kwiaty i ró¿nokolorowe pachn¹ce powoje. Lecz samo po³o¿enie piêkniejszym jest nad wszystko. Z jednego punktu,

trochê wy¿ej za pa³acem, jest szczególny widok, prawdziwie nieogarniony. Jest to cypl jednej góry (nie najwy¿szej jeszcze):

pod nogami masz widok pa³acu i kwiecistych dziedziñców, schody gór okrytych lasem; dalej, pierwszym planem obrazu s¹

bagna Irdynia zaros³e oczeretem i gdzieniegdzie olch¹, za nimi widok miasteczka Moszen; dalej jeszcze rozci¹ga siê Dniepr,

jakby sin¹ wst¹¿k¹ - a tam, z drugiej strony, niskie, piaszczyste brzegi, wsie, miasteczka i monastery ju¿ po³tawskiej guber-

ni. Oko ma zewsz¹d otwarty widok na promieñ siedmiu lub oœmiu mil woko³o.

7 Porozsiewane gwarne ich kurzenia - tak nazywaj¹ poziome chaty kozackie i stra¿nicze sza³asy, z których dym, nie maj¹c

oddzielnego dla siebie otworu, wychodzi cal¹ powierzchni¹ s³om¹ krytego dachu.

8 Wielkie przy Mosznach by³o krwi rozlanie... - w istocie wojska polskie pierwszy raz doœcignê³y powstañców w pobli¿u

Moszen, na Irdyniu. Zdarzy³o siê autorowi, i¿ bêd¹c w tej okolicy s³ysza³ w³aœnie na miejscu opowiadanie o tym spotkaniu

przez czerñca, dozorcê m³yna nale¿¹cego do pobliskiego monasteru i naocznego œwiadka. Tu Irdyñ nie jest tak grz¹ski; w

such¹ porê daje siê przeje¿d¿aæ, w wiêkszej czêœci zaros³y olchami niepospolitej wielkoœci, gdzieniegdzie tylko bij¹ zdrojo-

wiska i stoj¹ wody. Wszêdzie po lasach sosnowych, od Smi³y a¿ do Moszen, byty kurzenia hajdamackie i tradycja pokazuje

te miejsca.

Tu w³aœnie jest miejsce powiedzieæ, jak potrzeba ¿a³owaæ, ¿e nie mamy ani dobrej mapy staro¿ytnej, ani szczegó³owej geo-

grafii, ani zbiorów ¿adnych historycznego interesu, choæby historycznej ciekawoœci. Uczony metropolita kijowski Eugeni za

pomoc¹ nale¿¹cego do siebie duchowieñstwa i odezwy do obywateli krajowych zacz¹³ zbieraæ te drogie zabytki przesz³oœci,

lecz nie wiemy, jaki skutek wezm¹ jego starania, zale¿¹ce od osób po wiêkszej czêœci lub obojêtnych, lub nie znaj¹cych

ceny tych walaj¹cych siê w pyle ich nóg pami¹tek. Dziœ jeszcze za ka¿dym krokiem napotykaj¹ siê nie rozorane do szczêtu

mogi³y pod traw¹ i lasem, ostatki zamczysk polowych, i s³yszeæ mo¿na ciekawe o miejscowych wypadkach podania. Ale my

to puszczamy mimo oka i ucha: tymczasem wiek mija, p³ug równa dzie³o czasów minionych, pokolenie po pokoleniu wy-

miera; a my tracimy skarby, których nawet nie znamy wartoœci.

9 P³acha - klinga, lama.

background image

100

KILKA S£ÓW Ó UKRAINIE I RZEZI HUMAÑSKIEJ

Jeden z celniej szych naszych poetów mia³ wyrzec o Kaniowskim zamku: ¿e jest pe³en kozac-
kiej haraburdy, i tym go potêpi³. Nie dziwiê siê jego zdaniu, wiedz¹c, ¿e nie zna Ukrainy; ale
dziwiê siê, patrz¹c na jego w³asne god³o: kto chce zrozumieæ poetê, powinien kraj jego po-
znaæ. Powy¿szy zarzut i tym podobne spowodowa³y miê obeznaæ cokolwiek publicznoœæ z
ludem, który dostarczy³ bohaterów mojej powieœci, tudzie¿ z wypadkami, których ona jest
ustêpem, a przeto zostaæ zrozumialszym.
Jak charakter cz³owieka poznajemy z jego czynów, tak charakter narodu maluje siê w jego
dziejach. Przebiegnê wiêc w krótkoœci wiadome ¿ycie kozackiego ludu, a rys ziemi, na której
mieszka, bêdzie t³em obrazu.
Zajmê siê g³ównie tak zwan¹ polsk¹ Ukrain¹; t¹ czêœci¹ ziemi, któr¹ od wschodu Dniepr
oblewa, Boh od zachodu, od pó³nocy Wo³yñ, a od po³udnia chersoñskie stepy otaczaj¹.
Powierzchnia kilkudziesiêciu mil Ukrainy mieœci w sobie najmilsz¹ rozmaitoœæ. Lasy i jary
p³aszczyzn sk³adaj¹cych wiêksz¹ czêœæ tej prowincji od strony Bohu; ska³y nadbrze¿ne z gra-
nitów, jak okolica Humania, Bohus³awia i Korsunia; sosnowe bory, lesiste wzgórza, ca³e rze-
ki w bagnach, jak miêdzy Mosznami i Smi³¹, okaza³e gromady wód Bohu, Dniepru, licznych
stawów i kilku jezior, zaczynaj¹ce siê morze stepów; jednym s³owem: piaski i naj¿yŸniejsze
w œwiecie ³any, najprzejrzystsze wody i bagna niedostêpne, weso³e laski i odwieczne pusz-
cze, ciche doliny i olbrzymie wzgórza; bory nieschodzone i stepy nieprzejrzane, zgromadzi³y
siê tu, jakoby na pojednawcz¹ przyrody ucztê. Nie dziw, ¿e tak¹ krainê uwa¿am za najpiêk-
niejsz¹ mo¿e w dawnej Polsce; nie dziw, ¿e taka ziemia wp³ynê³a na swoich mieszkañców i
wypiastowa³a naród mog¹cy stan¹æ miêdzy najdzielniejszymi. Dosyæ s³yszeæ jego podania,
jego dumy historyczne, dosyæ obejrzeæ pola naje¿one mogi³ami, aby przystaæ na moje zda-
nie.
Za Stefana Batorego postrzegamy pierwszy œlad Kozaków. Ognisko ich by³o przy dniepro-
wych porohach, mieszkanie na obronnych wyspach. Zwali siê Zaporo¿cami, a to miejsce
Sicz¹. Wchodzili do ich sk³adu ludzie rozmaitego plemienia, a ¿yli dziwnym obyczajem. Nie
cierpieli u siebie kobiet; polowanie, rybo³owstwo, napady wod¹ i l¹dem na pobliskie okolice
by³y ich zabaw¹ i sposobem ¿ycia. Przezorny król polski wezwa³ tych ludzi do swej s³u¿by,
zawarowa³ przywileje i nada³ kilka miejsc warownych nad Dnieprem, a¿eby zas³aniali grani-
ce Polski przeciw Moskalom i Tatarom. Za Zygmunta Trzeciego s³yn¹ po ca³ej Europie, ju¿
to pod atamanem Konaszewiczem, ju¿ jako lisowczycy, walcz¹cy w Moskwie, a za sprawê
rzymskiego cesarza w Niemczech. Za tego te¿ króla nietolerancja ksiê¿y katolickich i nie-
ludzkoœæ panów daj¹ im po raz pierwszy broñ w rêkê przeciw Polakom. Za W³adys³awa
Czwartego wyst¹pi³ Chmielnicki, który pod Janem KaŸmierzem zatrz¹s³ potêg¹ Polski. Ko-
zackie pañstwo sk³ada³o siê wówczas z dzisiejszych guberni czernihowskiej, po³tawskiej i

background image

101

charkowskiej za Dnieprem, na tej stronie Dniepru posiada³o teraŸniejsz¹ guberniê kijowsk¹ i
czêœæ przyleg³¹ podolskiej. Hetman Chmielnicki pozna³, co z tym ludem zrobiæ mo¿na, i
³¹cz¹c dumne w³asne zamiary z jego niepodleg³oœci¹, rozpocz¹³ œmierteln¹ walkê z Polaka-
mi. Pokona³o go mêstwo naszych ojców, ale nie umieli korzystaæ ze zwyciêstwa. Kozacy roz-
dzielili siê na dwoje. Wiêksza czêœæ przyjê³a opiekê Moskwy, druga, przeddnieprzañska, zo-
sta³a niby przy Polsce. Je¿eli Polacy stracili na tym rozdwojeniu, to prawdziwie Kozacy tyl-
ko cierpieli. Opieka Moskwy grozi³a im co chwila zupe³n¹ zag³ad¹. Czêste by³o chwianie siê
ich hetmanów miêdzy Polsk¹ a Moskw¹: lecz nigdzie dobra nie znaleŸli. Nareszcie zjawi³ siê
Mazepa. Nadzwyczajny ten cz³owiek zdolny by³ utworzyæ naród potê¿ny, gdyby kto losy móg³
zwalczyæ. U¿ywszy we szwedzkiej wojnie przeciw Piotrowi Pierwszemu jawnie i skrycie
wszystkiego, co tylko podstêpy i walecznoœæ poda³y, uleg³ z Karolem Dwunastym szczêœciu
cara. Z nim zginê³a samoistnoœæ kozackiego ludu i wszelkie jego nadzieje. Niektórzy z na-
stêpców Mazepy widzieli jeszcze zbawienie w Polsce i kusili siê ocaliæ Kozaków odst¹pie-
niem od Moskwy, ale jako zdrajcy zostali pochwytani i potraceni. Powoli godnoϾ hetmana
zosta³a czczym tytu³em; mniemanemu hetmanowi kazano mieszkaæ w Petersburgu; na koniec
pañstwo kozackie podzielono na gubernie, a Siczowych, czyli Zaporo¿ców, zapêdzono w licz-
bie kilkudziesi¹t tysiêcy nad brzegi Czarnego Morza, gdzie dot¹d stanowi¹ obronn¹ liniê prze-
ciw Czerkiesom. Zdaje siê, ¿e bunt polskich Ukraiñców w r. 1768 by³ ostatni¹ konwulsj¹
konaj¹cego cia³a Kozaków. Dzieje tego zdarzenia, jako podstawy mojej powieœci, s¹ w³aœci-
wie g³ównym j przedmiotem niniejszej przemowy.
By³o to w pocz¹tkach panowania Stanis³awa Augusta. Polskê szarpa³ nierz¹d mo¿nej szlach-
ty, intrygi Czartoryskich i zewnêtrznych dworów wp³ywy. Garstka prawych obywateli, czuj¹-
cych niedo³ê¿noœæ króla i pewn¹ pod nim zgubê kraju, utworzy³a w zbawiennych zamiarach
barsk¹ konfederacjê. Ocknienie siê Polaków zatrwo¿y³o nieprzyjazn¹ im politykê; przedsiê-
wziêto wiêc wszelkie œrodki do st³umienia konfederacji. Nienawiœæ ruskiego pospólstwa ku
gnêbi¹cym go panom i spólnoœæ wiary z pograniczn¹ Moskw¹ dzielnie pos³u¿y³y do zamiaru
przera¿enia, a mo¿e i wytêpienia polskiej szlachty, przynajmniej w ruskich prowincjach, gdzie
by³a najwiêksza konfederatów potêga.
W po³owie r. 1768 przeby³ Dniepr w okolicy Czehryna z kilkunastu towarzyszami nie znany
nikomu zaporoski Kozak, nazwiskiem ¯eleŸniak; i zaraz w skutku porozumieñ siê z popami
ruskimi i pospólstwem odby³o siê poœwiêcenie no¿ów, przy nocnym obrzêdzie w monasterze
Œw. Motry, po³o¿onym samotnie wœród gór i lasów nad Taœmin¹, w powiecie czehryñskim, o
mil dwie od miasteczka Aleksandrówki, id¹c na pó³noc.[1] Niedaleko wspomnianego klasz-
toru le¿y wieœ Medwedówka, gdzie jarmark nastêpowa³; by³o to w œwiêto Makkaweja (Ma-
chabeusza). T³um na taki dzieñ zebranego pospólstwa sprzyja³ zamiarowi rozpoczêcia buntu.
Z wozu tedy, œród rynku, pop ruski przeczyta³ zmyœlony, jak mówi¹, ukaz imperatorowej
Katarzyny, który, obiecuj¹c wiele dobrodziejstw ukraiñskim ch³opom, nakazywa³ im wyczysz-
czenie pszenicy z k¹kolu, to jest wytêpienie szlachty, ksiê¿y i ¯ydów; przedstawi³ nastêpnie
ten¿e pop ¯eleŸniaka jako mianowanego przez imperatorowê ksiêcia smilañskiego i pob³o-
gos³awi³ rozpoczêciu rzezi.
W mgnieniu oka wszystko rzuci³o siê do spis i no¿ów, a wkrótce Ukraina ca³a, jakby czeka³a
tylko has³a, zmieni³a siê w teatr nies³ychanych mordów. Ówczesny stan i po³o¿enie wojska
polskiego nie mog³y przeszkodziæ tak nag³emu szerzeniu siê buntu, zjawienie siê kilku wy-
s³añców ¯eleŸniaka w najodleglejszych miejscach Ukrainy roznieca³o po¿ar doko³a; ca³e wsie

background image

102

sz³y na ich wezwanie. Polscy dziedzice nie byli tak¿e zdolni oprzeæ siê pojedynczym usi³o-
waniem; wszystko chroni³o siê lub za granicê Ukrainy, lub do Humania, a ¯ele¿niak z okrzy-
kiem: „O! tak, Lasze, po S³ucz nasze!”[2] swobodnie posuwa³ siê ku zachodowi i bez prze-
szkody pod Humaniem stan¹³.
Humañ, dzisiejsze powiatowe miasto w guberni kijowskiej, by³o w owym czasie przeciw nie-
æwiczonemu wojsku miejscem dosyæ warownym. Si³a jego sk³ada³a siê z niewielu ¿o³nierzy
polskich, kilkudziesiêciu pruskich, którzy tam za kupnem koni przybyli, i kilkuset nadwor-
nych Kozaków Potockiego pod atamanem Gont¹; mo¿na tu dodaæ liczne szko³y ks. bazylia-
nów i mnóstwo okolicznej szlachty, zbieg³ej do obronnego miasta. Ani w¹tpiæ, ¿e z t¹ si³¹
zbrojn¹ i swoj¹ ludnoœci¹ by³by siê Humañ obroni³, gdyby nie nastêpna okolicznoœæ. Szczê-
sny Potocki, dziedzic Humania, napisa³ do Gonty, ¿e mu dwie wsie daruje, je¿eli utrzyma
jego Kozaków w pos³uszeñstwie i Humañ obroni. Ten list szed³ przez rêce pewnego M³ada-
nowicza, zawiaduj¹cego dobrami Potockich, który go otworzy³, przeczyta³, a skuszony spo-
sobnoœci¹ zyskania dwóch wiosek, zatai³ obietnicê pana przed Gont¹ i na siebie wzi¹³ ca³¹
obronê. Tymczasem ¯ele¿niak siê zbli¿a³. Przera¿enie powszechne, podsycane ci¹g³ymi wie-
œciami najwymyœlniejszych okrucieñstw, drêczy³o zamkniêtych w samym warownym Huma-
niu. Gonta podejmuje siê traktowania z ¯eleŸniakiem i wyje¿d¿a naprzeciw niego o trzy mile,
do miasteczka Soko³ówki; Kozacy nadworni postawieni w polu dla zas³ony miasta. Nied³ugo
trwa³a niepewnoœæ zamkniêtych w Humaniu. Kozacy ¯eleŸniaka albo, jak ich zowi¹, hajda-
macy, pokazuj¹ siê od lasku zwanego Greków i staj¹ obozem. Gonta z nimi, a wnet i ca³y
jego oddzia³ przechodzi na stronê hajdamaków. Wtedy dopiero pozna³ M³adanowicz ca³¹ nie-
rozmyœlnoœæ swego postêpku i trudnoœæ obrony; ujmuje Gontê obietnicami Potockiego. „Ju¿
za póŸno!” — Gonta odpowiedzia³. Obsadzono jednak okopy, zwrócono dzia³a nabite ku nie-
przyjacielowi; wszyscy z rozpaczy chc¹ siê do ostatniego broniæ. Dwa dni przechodz¹ na nie-
œmia³ych harcach ze strony hajdamaków: gotowe dzia³a trzymaj¹ ich w oddaleniu; udaj¹ siê
wiêc do wybiegu. Gonta posy³a do M³adanowicza, aby mu pozwolono wjechaæ do miasta dla
rozmówienia siê; pomimo oporu innych M³adanowicz zezwala. Gonta przybywa pod bramy,
ale w liczniejszym orszaku, ni¿ by³a wymowa; puszkarz chcia³ daæ ognia, M³adanowicz po³¹
od sukni nakry³ zapa³ dzia³a, Gonta wje¿d¿a, a jego towarzysze opanowuj¹ natychmiast bra-
mê i pobliskie dzia³a i u³atwiaj¹ szturm do miasta ca³emu korpusowi ¯eleŸniaka.
Pierwszy M³adanowicz pad³ ofiar¹ niedo³ê¿nego swojego g³upstwa z r¹k Gonty, który, jak sam
wtedy powiedzia³, robi mu tê przys³ugê dlatego, ¿e by³ chrzestnym ojcem jego dzieci.[3] Œmieræ
M³adanowicza by³a has³em rzezi. Niespodziewany ten napad rzuci³ taki pop³och, ¿e wszystko
prawie o ucieczce tylko myœla³o. Szczup³a liczba broni¹cych siê nie zdo³a³a unikn¹æ smutnej
œmierci. Broniono siê jednak. Znaczna czêœæ schroni³a siê do koœcio³a bazylianów. Dobyli go
wkrótce Kozacy. Rektor klasztoru, ksi¹dz Kostecki, mia³ mszê w³aœnie i lud wtedy b³ogos³awi³;
strza³ rusznicy z chóru obali³ go u o³tarza. Nie by³o wzglêdu na œwiêtoœæ miejsca; nikogo nie
oszczêdzono. Wkrótce scena mordu ogarnê³a ca³e miasto. Trzy dni rzeŸ trwa³a: szesnaœcie ty-
siêcy osób mia³o ¿ycie utraciæ rozmaitymi rodzajami œmierci; dziœ jeszcze pokazuj¹ pod klasz-
torem bazylianów miejsce ze studni, gdzie do tysi¹ca uczniów ¿ywcem wrzucono i zaduszono
kamieniami. Po trzech dniach przestrzeñ miasta nape³niona by³a we dnie snuj¹cymi siê jeszcze
za rabunkiem mordercami, a w nocy rozlega³a siê wyciem psów i wilków.4 Obóz Kozaków ci¹-
gle by³ za miastem, gdzie ju¿ Gonta dowodzi³, ksiêciem humañskim obwo³any. ¯eleŸniak zaœ z
czêœci¹ korpusu poszed³ dalej i przez Boh siê przeprawi³.

background image

103

Tymczasem wojewoda Stempkowski, mianowany regimentarzem z nieokreœlon¹ w³adz¹ u¿y-
cia wszelkich œrodków, aby st³umiæ szerz¹ce siê niebezpieczeñstwo, nadci¹gn¹³ w te strony.
Z polskim wojskiem porozumieli siê teraz i Moskale na zgubê hajdamaków, nêdzny koniec
ich zawodu. Pu³kownik moskiewski szed³ oddzielnie, udaj¹c, ¿e im sprzyja, stan¹³ tu¿ przy
nich obozem i pos³a³ Goncie, niby na znak dobrej przyjaŸni, z³oty ³añcuch, który mia³ zna-
czyæ zgotowane mu kajdany, przy czym na wieczerzê go zaprosi³. Nie zapomniano i o pod-
w³adnych. Wieczerza d³uga, napoju do woli; nazajutrz ujrzeli siê hajdamacy okutymi w kaj-
dany œród Polaków i Moskali. Wkrótce nast¹pi³o wymierzenie kary. By³a ona dope³nieniem
okrucieñstw, jakie hajdamacy nad Polakami wywierali. Rozwo¿ono tych nieszczêœliwych w
ró¿ne miejsca i rozmaicie wymyœlanymi sposoby mordowano. Gontê stracono w Humaniu.
Podanie twierdzi, ¿e z nadzwyczajn¹ sta³oœci¹ przeniós³ wszystkie mêczarnie. Darto z niego
pasy, æwiertowano ¿ywcem, zdjêto skórê z g³owy, a on ca³y czas fajkê pali³ i ksi¹¿kê czyta³,
póki mu g³owy nie œciêto. ¯eleŸniak umêczony na Pobere¿u, we wsi Serbach za Tulczynem.
Tak siê zakoñczy³o to pamiêtne powstanie, hajdamaczyzn¹ i kolijewszczyzn¹ miêdzy ludem
ukraiñskim zwane. Z takich to czasów, z takich to ludzi osnu³em Kaniowski zamek; teraz
pytam: jaki jego duch byæ powinien?
Pope³nialiœmy nieraz i dot¹d jeszcze pope³niamy liczne b³êdy, st¹d tylko, ¿e nie znamy swo-
jego kraju Nie w samej literaturze czuæ siê to daje.
Zanadto mo¿e rozwlok³em przemowê, ale nigdy w chêci bronienia siebie. Zwa¿a³em tu g³ów-
nie na wygodê czytaj¹cych. Zreszt¹ wiem dobrze, ¿e przemowa, i przypisy nie naprawi¹ la-
dajakiego tekstu. Ka¿dy za siebie.

1 Zdaje siê, i¿ nie w jednym miejscu no¿e poœwiêcano. Widzia³em star¹ drewniana kapliczkê, nale¿¹c¹ do jednego monaste-

ru w Puszczy £ebedyñskiej, niedaleko miasta Szpo³y, gdzie podobn¹ uroczystoœæ odbyto.

2 O tak, Lachu (Polaku), nasze panowanie po S³ucz. S³ucz, rzeka na Wo³yniu, która pod³ug Rusinów ma stanowiæ na wscho-

dzie granicê udzielnego ruskiego pañstwa.

3 Zna³em jeszcze w roku 1830 jedno z tych dzieci chrzestnych Gonty, córkê M³adanowicza. Jej tylko brwi czarne uratowa³y

j¹ od œmierci, która wtedy ca³¹ prawie jej rodzinê zniszczy³a. Gonta wzi¹³ j¹ pod swoj¹ opiekê i na trupach rodziców oddal

j¹ za ¿onê jednemu z Kozaków. Wkrótce ma³¿onka powieszono, a jego nastêpc¹ zosta³ pu³kownik polski, Krebs, po którym

wdow¹ j¹ pozna³em. Kochana ta od wszystkich kobieta dla przyjemnoœci charakteru, choæ w takim wieku, napisa³a pamiêt-

niki swojego ¿ycia; ¿a³owaæ by trzeba, gdyby zaginê³y, s¹ w nich ciekawe szczegó³y tycz¹ce siê nie tylko rzezi humañskiej,

ale wielu pierwszych domów polskich, miêdzy które los j¹ rzuca³.

4 Ca³y niemal obraz tych wypadków zamyka siê w poemacie pod tytu³em: RzeŸ humañska. Napisa³ go niejaki Darowski,

który by³ wówczas uczniem i ca³¹ rzeŸ przesiedzia³ w kopule farnego koœcio³a. Szanowny ten dla swojej autentycznoœci

zabytek w rzadkich bardzo rêkopismach kr¹¿y po Ukrainie. Czyta³em go w takim wieku, ¿e go jeszcze oceniæ s³usznie nie

umia³em.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Seweryn Goszczynski Zamek Kaniowski
SEWERYN GOSZCZYŃSKI Zamek kaniowski
SEWERYN GOSZCZYŃSKI Zamek Kaniowski
Seweryn Goszczy˝ski Zamek Kaniowski
Seweryn Goszczyński Zamek kaniowski
Seweryn Goszczyński Zamek kaniowski
SEWERYN GOSZCZYŃSKI Zamek kaniowski opracowanie WERSJA OSTATECZNA
notatki2, 4. Goszczynski - Zamek kaniowski, Seweryn Goszczyński
62 S Goszczyński, Zamek kaniowski
Goszczyński - Zamek Kaniowski (wstęp BN), Romantyzm
05 Goszczyński Zamek kaniowski
Goszczyski Zamek kaniowski, Polonistyka
Goszczyński Zamek kaniowski
Goszczynski Zamek kaniowski
Goszczyński [Zamek kaniowski]
Goszczyński Seweryn Zamek kaniowski
Goszczyński Seweryn Zamek kaniowski
Zamek kaniowski Seweryna Goszczyńskiego(1)
Goszczyński Seweryn Zamek kaniowski

więcej podobnych podstron