background image

Stanisław Cat – Mackiewicz 

 

Piłsudski 

 

 

 

Powtarzano mi, że mówił swym kochanym, wileńskim językiem: "Wy w wojnę beze 

mnie nie leźcie, wy ją beze mnie przegracie". Polska odzyskana marzeniami i pracą pokoleń 
została stracona w ciągu dwóch tygodni... 

We  wszystkich  swoich  studiach  o  naszej  najnowszej  historii  podkreślam  jak 

najusilniej  różnicę  pomiędzy  geniuszem  Piłsudskiego  a  brakiem  sensu  politycznego  
u piłsudczyków, którzy po śmierci Wielkiego Człowieka doszli do władzy. Muszę to czynić, 
gdyż  niejeden  z  piłsudczyków  na  emigracji  wygłasza  odczyty  pt.:  „Polityka  zagraniczna 
marszałka Piłsudskiego” i wypowiada w tych odczytach własne naiwności, twierdząc, że tak 
wyglądały  myśli,  zamiary  i  zamysły  Józefa  Piłsudskiego.  Rozpowszechniano  legendy,  
że  w  odróżnieniu  od  frankofila  –  Sikorskiego,  Piłsudski  był  anglofilem.  Mówiono  o  tym 
głośno  zwłaszcza  w  epoce  1940  roku,  gdy  Francja  nas  zawiodła,  a  Anglia  szczodrze 
ekwipowała  żołnierzy  naszych  na  front,  hojnie  posyłała  do  kraju  pieniądze  i  broń,  i  płaciła 

sute  pensje  urzędnikom  rządu  Sikorskiego  w  Londynie.  Wtedy  stwierdzono,  że  marszałek 
Piłsudski na równi z Beckiem przewidzieli, jaką to przyjaciółką Polski jest Anglia... 

Marszałek  Piłsudski  miał  niewątpliwie  wielki  szacunek  do  geniuszu  politycznego 

Anglii, czemu nieraz dawał wyraz. Ale wątpię, aby w 1939 roku przyjął gwarancje angielskie. 
Nie będę naśladował tych, którzy po jego śmierci uważają za stosowne zabierać głos w jego 
jak  gdyby  imieniu,  powołam  się  tylko  na  zachowanie  się  Marszałka  podczas  innych 

background image

„zakrętów historii”. Marszałek mówił o sobie, że jest „wściekłym ryzykantem”, ale w istocie 
nigdy  nie  rzucił  losów  Polski  na  ślepy  los  szczęścia.  Są  tacy  ludzie  i  takie  metody,  które  
na  zewnątrz  wyglądają  jako  wściekle  ryzykowne,  w  istocie  są  tylko  celnymi  uderzeniami, 
odważnymi  lecz  i  rozważnymi,  to  jest  uprzednio  przepracowanymi  i  przeważonymi  
w  najdrobniejszych  szczegółach.  Byłem  kiedyś  szeregowcem  w  oddziale  partyzanckim 
Jerzego  Dąmbrowskiego,  słynnego  „rotmistrza  Łupaszki”,  działającym  na  tyłach  wojsk 
czerwonych  w  1919  roku;  dowódca  nasz  miał  sławę  wariata  niedbającego  o  żadne 
niebezpieczeństwo, a w rzeczywistości oddział nasz miał o wiele mniejsze straty w ludziach 
niż inne oddziały dowodzone przez oficerów uchodzących za bardzo ostrożnych. Pamiętam, 
jak  kiedyś  galopowałem  tuż  obok  Dąmbrowskiego  podczas  jednej  szarży,  gdzieś  pomiędzy 

Krasnem  a  Radoszkowiczami  w  lipcu  1919  roku  –  były  to  jeszcze  miłe  archaiczne  czasy, 

kiedy się w ten sposób wojowało – i oto zauważyłem, że twarz jego, a miał twarz nieludzkiej 
brzydoty,  która  dopiero  w  boju  wydawała  się  być  piękna  –  wyraża  naprężony  proces 
myślowy. Zrozumiałem, że coś w sobie ważył, coś przemyślał i oto w sekundę po tym moim 
wrażeniu, czy też nerwowym odczuciu, „Łupaszko” zawrócił swego kasztana na ściernisko, 
leżące na prawo od kierunku naszego biegu, zawrócił cały nasz oddział i wycofał nas z boju. 
Pędząc kariera i nozdrzami wdychając już bój, coś widać dostrzegł i  wyrozumiał, że szarża 
może  się  nie  udać.  A  oto  dzień  19  września  1908  roku  stacyjka  Bezdany,  druga  stacja 
kolejowa  od  Wilna  na  północ,  zewsząd  otoczona  lasem;  późny  wieczór,  zupełnie  ciemno; 
Piłsudski  i  jego  bojowcy  czekają  na  przybycie  pociągu  pocztowego,  na  który  mają  napaść  
i  zabrać  pieniądze  rządowe.  Pociągiem  tym  jedzie  inna  grupa  bojowców,  która  weźmie 
wspólny udział w akcji. Hasłem rozpoczęcia działania ma być rzucenie bomby. I oto spóźnia 
się bryczka konna, która przywozi narzędzia niezbędne do otwarcia kasy. Przyjeżdża dopiero 
na 15 minut przed przyjazdem pociągu. Rzucają się ku niej trzęsące się, zdenerwowane ręce 
bojowców. „Prędzej, prędzej, aby zdążyć”. I oto rozkaz Piłsudskiego: „Stać; już możemy nie 
zdążyć  rozdać  należycie  narzędzi;  trzeba  całą  sprawę  odłożyć”.  I  pomimo  szalonego 
nerwowego  naprężenia  swoich  ludzi,  Piłsudski  powstrzymuje  całą  akcję;  wycofuje  ludzi  do 
Wilna. Napad na Bezdany miał miejsce o tydzień później, dopiero 26 września 1908 roku. 

Dotychczas  spotykam  polskich  dyplomatów  powiadających,  że  w  1933  roku  Polska 

była militarnie silniejsza od Niemiec. Wiadomym jest, że Marszałek również  – słusznie czy 
niesłusznie – pochwalał i potęgował kompleks siły militarnej w społeczeństwie. Wiadomym 
jest  także,  że  w  1933  roku  Piłsudski  istotnie  prowokował  Niemcy,  że  chciał,  aby  doszło  
do wojny prewencyjnej, jak o tym szczegółowo opowiadam w swej książce o Becku. Nawet 
tak zawzięty nasz nieprzyjaciel jak Pertinax przyznaje, że w 1933 roku chcieliśmy wywołać 
wojnę  prewencyjną.  Zauważmy,  że  w  1933  roku  byłoby  łatwo  zgnieść  Niemcy  siłami 

francusko-polsko-włoskimi,  i  zauważmy,  że  od  1933  roku  możliwość  rozprawienia  się  
z  Niemcami  bez  wciągania  Rosji  do  gry  zaczyna  się  zmniejszać,  a  potem  przestaje  istnieć. 
Marszałek niewątpliwie  chciał wojny prewencyjnej  z Niemcami właśnie dlatego, że zdawał 
sobie sprawę, iż w kilka lat później trzeba już będzie Rosję zapraszać do kompanii. No i cóż! 

background image

Po prowokacjach naszych w Gdańsku Marszałek się cofnął,  gdyż Anglia, Francja i Włochy 
przystąpiły  wtedy  do  formowania  paktu  czterech,  czyli  odmówiły  nam  poparcia.  Marszałek 
się cofnął, przyjął propozycję Hitlera, nadał nowy kurs polskiej polityce. Dlaczego? Ryzykant 
nie chciał ryzykować.  Wiedział, mimo  oficerskich przechwałek, że sami  sobie z Niemcami 
rady  nie  damy,  obawiał  się,  że  pomoc  Zachodu  się  spóźni,  a  tymczasem  z  tyłu  może  nas 
zaatakować  Armia  Czerwona,  i  Polska,  aczkolwiek  o  wiele  wtedy  relatywnie  silniejsza  niż  

w  1939  roku,  znajdzie  się  w  pozycji  państwa,  które  wzywać  będzie  pomocy,  a  państwo 
wzywające  pomocy  przestaje  być  państwem  niezależnym  i  niepodległym.  Są  to  oczywiście 
moje przypuszczenia, ale śmiem twierdzić, że logika faktów przypuszczenia te potwierdza. 

Znamy  z  ogłoszonych  dokumentów  dyplomatycznych,  że  Niemcy  kusili  Marszałka 

wspólną  wyprawą  na  Rosję,  że  obiecali  mu  buławę  hetmańską  nad  wszystkimi  wojskami 
idącymi na Rosję i że on oparł się tym kuszeniom. Skąd ta odmowa? Wiemy, że w okresie 
przygotowań  prewencyjnej  wojny  z  Niemcami  Marszałek  zlecił  swoim  ludziom  robienie 
polityki  prorosyjskiej,  czego  jaskrawym  wyrazem  był  wyjazd  Miedzińskiego  do  Moskwy  
i  jego  tam  toast  „Przyjaciele!”  Ale  to  wynikało  z  przezorności  Marszałka  i  z  tego,  że  ten 
człowiek  genialny  nie  mógł  robić  polityki  takiej  jak  Beck  w  1939  roku,  to  znaczy 
przygotowywać się do walki z Niemcami, nie łagodząc stosunków z Rosją, opierając całe swe 
zabezpieczenie na słodkich obietnicach królewny zza morza. Umizgi przejściowe Marszałka 
do  Sowietów  nie  zmieniają  tej  prawdy  historycznej,  że  Marszałek  w  głębi  duszy  żywił 
program  rozczłonkowania  Rosji  na  państwa  odrębne,  oswobodzenia  Kaukazu, 
mahometańskiej  Azji  Środkowej,  czyli  żywił  program,  który  przypisujemy  Richelieu  
w stosunku do Niemiec. Dlatego więc teraz nie  przystąpił do realizacji tego programu,  gdy 
mu Göring wręczał odpowiednie siły do jego wykonania? 

Oczywiście  działała  tu  przezorność,  działał umiar wielkiego  męża  stanu.  Marszałek 

wiedział,  że  pomimo  buławy  hetmańskiej  idąc  na  Rosję  na  czele  Niemców,  stanie  się 
wasalem  tych  Niemców.  Rozumiał,  że  zwycięstwo,  aby  było  zwycięstwem,  musi  być 
wywalczone  własnymi  rękami.  Zasady  tej  przestrzegał  bardzo  konsekwentnie  nawet  
w polityce wewnętrznej; a cóż dopiero w polityce zagranicznej. To tylko dzisiejszym naszym 

warszawskim statystom wydaje się, że „odzyskali” linię Odry. Oczywiście, że linia ta będzie 
w  politycznej  dyspozycji  tego,  kto  ją  naprawdę  zdobył,  a  więc  Rosji.  To  samo  byłoby  
z  ewentualnym  zwycięstwem  nad  Rosją,  wywalczonym  sam  na  sam  z  Niemcami.  Nie  my, 

lecz  Niemcy  staliby  się  dysponentami  owoców  zwycięstwa,  gdyby  wyprawa  przedsięwzięta 
była en deux. 

O Marszałku  da się powiedzieć, że ryzykował  mając dziewięć szans przeciw jednej. 

Rydz  w  1939  roku  nie  miał  nawet  stosunku  odwrotnego,  nie  miał  w  ogóle  cienia 
jakiejkolwiek szansy. Nie było to żadne ryzyko, lecz wprost samobójstwo. 

Ubliża pamięci  Marszałka ten, kto  twierdzi, że wpakowałby nas w wojnę przeciwko 

Niemcom i Rosji, mając w ręku jedynie papier z obietnicami angielskimi, wydany na minutę 

background image

przed rozpoczęciem wojny. Marszałek dla dobra Polski umiał znieść nawet upokorzenia. Gdy 
wkładał  na  rękę  w  1914  roku  czarno-żółtą  opaskę  było  to  jak  największe  dla  niego 
upokorzenie.  Zniósł  je,  aby  ocalić  swoją  koncepcję  odzyskania  niepodległości  Polski.  
Za  czasów  niepodległości  stał  się  jeszcze  ostrożniejszy.  Powtarzano  mi,  ze  mówił  swym 
kochanym,  wileńskim  językiem:  „Wy  w  wojnę  beze  mnie  nie  leźcie,  wy  ją  beze  mnie 
przegracie”, Polska odzyskana marzeniami  i  pracą pokoleń została stracona w ciągu dwóch 

tygodni. Nie darmo na polach mokotowskich, gdy trumna Marszałka stała wysoko na lawecie, 
zza trumny tej wyszły chmury ciężkie i czarne; grzmoty, błyskawice, które przestraszyły nas 

wszystkich. 

 

Stanisław Cat-Mackiewicz 

Fragment pochodzi z książki „Lata nadziei: 17 września 1939 - 5 lipca 1945”.