background image

Łódź straciła ważne nazwisko. 
Rewitalizacyjny exodus 

Szymon Bujalski 2016-03-17  

Znana społeczniczka Hanna Gill-Piątek odchodzi z urzędu miasta i przenosi się do 
Gorzowa - dowiedziała się "Wyborcza". To wielka i nie pierwsza strata dla łódzkiej 
rewitalizacji.
  

Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej  
- Nasi nowi pracownicy od podszewki znają problemy społeczne w Łodzi. Od wielu lat 
zajmują się tą problematyką. Brakowało nam takich osób w zespole zajmującym się 
rewitalizacją. Cieszę się i dziękuję, że przyjęły propozycję współpracy - mówiła 1 kwietnia 
2014 roku prezydent Hanna Zdanowska. 
 
Chwalonymi przez prezydent nowymi pracownikami zostali Hanna Gill-Piątek i Jarosław 
Ogrodowski. Wybrano ich bez konkursu, bo - jak tłumaczyły władze Łodzi - chciano 
sprowadzić najwłaściwsze osoby. Dokładnie dwa lata później w urzędzie miasta nie będzie 
już ich obojga. Po tym, jak pod koniec ubiegłego roku z magistratu odszedł Ogrodowski, 31 
marca z pracą w Łodzi pożegna się także Gill-Piątek. 
 
Gill-Piątek: Idę tam, gdzie mogę działać  
 
Hanna Gill-Piątek to koordynatorka świetlicy Krytyki Politycznej w Łodzi, znana działaczka 
społeczna i polityczna. W ostatnich wyborach startowała do Sejmu z ramienia Zjednoczonej 
Lewicy. Otrzymała 3256 głosów, co było drugim wynikiem koalicji w Łodzi - więcej osób 
głosowało jedynie na Dariusza Jońskiego. 
 
Z jej przyjściem do UMŁ wiązano ogromne nadzieje - Gill-Piątek miała wprowadzić do 
magistratu nowe podejście do rewitalizacji, w którym najważniejsze są nie remonty, a 
człowiek i pomoc w rozwiązaniu jego problemów. 
 
- Chciałabym dalej wykonywać swoją pracę i koordynować w rewitalizacji sprawy społeczne 
wraz z mieszkalnictwem. Ale z pozycji, w której jestem, więcej już zrobić nie mogę. Idę więc 
tam, gdzie będę miała większą "moc sprawczą" i realny wpływ na proces - tłumaczy 
"Wyborczej" powody odejścia Gill-Piątek. 
 
Dalej będzie pracować w samorządzie, tyle że w Gorzowie Wielkopolskim. Od 1 kwietnia 
będzie pełnić tam funkcję dyrektora wydziału spraw społecznych. W Gorzowie również 
przygotowują się do rewitalizacji (miasto startuje m.in. w ministerialnym konkursie na 
modelową rewitalizację). Ekspertem, który doradza tamtejszym władzom, jest Wojciech 
Kłosowski, jeden z największych znawców tematu w Polsce. A prezydentem - wywodzący się 
z ruchów miejskich Jacek Wójcicki. 
 
- W Gorzowie działa już bardzo dobry zespół zajmujący się rewitalizacją. Będę chciała go 
wesprzeć, zajmując się sprawami społecznymi i mieszkalnictwem, które w rewitalizacji jest 
kluczowe - opowiada Gill-Piątek. 
 

background image

I dodaje, że choć żegna się z pracą w UMŁ, to do nikogo żalu nie ma. - Wydaje mi się, że 
przez ten czas udało się naszemu zespołowi sporo osiągnąć. W Łodzi powstaną mieszkania 
chronione, nowe placówki opiekuńczo-wychowawcze czy świetlice środowiskowe. Są więc 
pewne sukcesy i powody do radości. Skoro nie mogę jednak realizować większych zadań, to 
idę tam, gdzie będzie mi to umożliwione. Mam nadzieję, że razem z innymi osobami 
zostawiamy po sobie dużo wiedzy w urzędzie, na podstawie której można podejmować 
decyzje. Oby były one dobre. 
 
Ogrodowski: Nie patrzy się na problemy ludzi  
 
Z kolei Jarosław Ogrodowski znalazł zatrudnienie w Instytucie Rozwoju Miast. Członek 
łódzkiego Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, Ruchu Społecznego Szacunek dla Łodzi i 
Stowarzyszenia Fabrykancka był także koordynatorem projektu "Nasz Księży Młyn" i 
publicystą lokalnych gazet. Teraz z pozycji ministerstwa ocenia rewitalizację w polskich 
miastach. 
 
Ogrodowski opowiada "Wyborczej", że nie podoba mu się sposób, w jaki urząd miasta 
podejmuje decyzje. - To wypadkowa polityk różnych wydziałów, jednocześnie bez zwracania 
uwagi na potrzeby mieszkańców, dla których rewitalizację teoretycznie się robi. Tymczasem 
w rzeczywistości wszystko rozbija się o to, by otrzymać dofinansowanie na jakiś projekt i je 
wydać - ocenia. - W efekcie to, co będzie się działo, to bardziej estetyzacja i doprowadzanie 
"złej dzielnicy" do wyobrażeń miasta dla klasy średniej. Bez oglądania się na rzeczywiste 
potrzeby obecnych mieszkańców, a bardzo często - przy wypychaniu ich wraz z problemami 
do innej części miasta. 
 
Ani Gill-Piątek, ani Ogrodowski nie byli też zadowoleni z warunków zatrudnienia. Obydwoje 
pracowali na zastępstwo. Co prawda przyszła dyrektor z Gorzowa pod koniec stycznia 
wygrała konkurs na stanowisko, pokonując około 30 kandydatów, ale czekała na niego niemal 
dwa lata. Przez ten czas razem z resztą zespołu pracowała na zasadach, które pozwalają na 
zwolnienie w ciągu trzech dni. 
 
Musielak: Dobre pomysły blokowane  
 
Również w listopadzie z pracą w UMŁ pożegnała się Karolina Musielak, trzecia z czterech 
osób zatrudnionych (także na zastępstwie) w oddziale ds. rewitalizacji. Musielak zajmuje się 
ekonomią społeczną, w tym przede wszystkim polityką mieszkaniową, reintegracją 
zawodową i głębokim wykluczeniem, np. osób bezdomnych. Skończyła ekonomię społeczną 
na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Obecnie studiuje rewitalizację w Szkole 
Głównej Handlowej w Warszawie i - podobnie jak Ogrodowski - pracuje w roli ekspertki w 
Instytucie Rozwoju Miast. 
 
- Przyszłam do UMŁ ze względów ideologicznych. Postanowiłam odejść, bo skostnienie tej 
struktury okazało się nie do przeskoczenia, a postawione przede mną cele - nie do 
zrealizowania. Zresztą dotyczy to nie tylko mnie. W biurze ds. rewitalizacji czy w MOPS-ie 
pracuje wiele wartościowych osób mających dobre pomysły, ale są one blokowane przez 
decydentów - mówi "Wyborczej" była już pracowniczka UMŁ. 
 
Musielak nie podobała się także organizacja pracy w urzędzie. To m.in. fatalny przepływ 
informacji (bywało, że o ważnych dla rewitalizacji sprawach pracownicy biura dowiadywali 
się np. dopiero po ogłoszeniu przetargu), brak decyzyjności i "spychologia". - Do tego 

background image

większość osób zatrudniona jest na zastępstwo, najniższą krajową bądź prace interwencyjne. 
Nie dość, że wykonywały tytaniczną robotę, to jeszcze często po godzinach, za śmieszne 
pieniądze i martwiąc się o to, czy za miesiąc wciąż będą miały pracę. W takich warunkach 
funkcjonuje się bardzo trudno - podkreśla. 

Pancewicz: Łódź ma szansę sobie poradzić  
 
Na tym nie koniec strat wśród osób, które rozumieją ideę rewitalizacji. Z końcem lutego pracę 
w Miejskiej Pracowni Urbanistycznej zakończył też Łukasz Pancewicz, który był głównym 
specjalistą tworzącym nowe studium dla Łodzi, czyli najważniejszy dokument planistyczny 
dla dalszego rozwoju miasta. Pancewicz to ceniony ekspert nie tylko w skali Polski. Zna kilka 
języków, może pochwalić się publikacjami zagranicznymi i wyjazdami na liczne konferencje. 
Jest też doktorem wykładającym na Politechnice Gdańskiej. 
 
- Rewitalizacja to proces długoterminowej zmiany, wymagającej od instytucji uczenia się w 
trakcie realizacji projektów i ścisłej współpracy z osobami, do których działania 
rewitalizacyjne mają trafić - mieszkańcami dzielnic. W polskich warunkach rewitalizacja jest 
nadal procesem, w którym od urzędniczej poprawności ważniejsza jest odwaga uczenia się i 
nieszablonowe myślenie. Takie podejście często reprezentowali społecznicy i ideowcy 
"przechwyceni" przez instytucje. Odejście takich ludzi z urzędu to problem - osłabia 
skuteczność procesu rewitalizacji i wysyła sygnał, że pomysły strony społecznej nie trafiały 
do władz - mówi "Wyborczej" Pancewicz. 
 
Dodaje, że zatrudnienie zewnętrznych firm do tworzenia dokumentacji pod rewitalizację być 
może uratuje harmonogramy inwestycji, ale "wiedza ekspertów zewnętrznych nie zastąpi 
umiejętności, które mogliby pozyskać urzędnicy". - Problem szybkich remontów czy pokusy 
spektakularnych działań wizerunkowych - woonerfów i murali - nie zrekompensuje też 
trudności w realizacji działań społecznych, gdzie sukcesem jest bliska i długofalowa 
współpraca społeczników i urzędników - zauważa. 
 
Zdaniem Pancewicza mimo odejścia społeczników Łódź ma szansę sobie poradzić. Jak 
tłumaczy, mieszkanie w kamienicy przy odnowionych ulicach z zielenią i blisko usług może 
stać się atrakcyjniejsze od przedmieść. Ale podkreśla: - Ukrytą ofiarą sukcesu szybkich 
remontów mogą, niestety, stać się rdzenni mieszkańcy. 
 
Sokołowicz, Kopeć, Leszczyński  
 
Wszyscy wspomniani eksperci brali czynny udział przy pisaniu ustawy o rewitalizacji. Jedną 
z najważniejszych osób, które zbudowały jej szkielet, był Michał Leszczyński. Związany z 
fundacją Fenomen absolwent prawa i Krajowej Szkoły Administracji Publicznej również ma 
za sobą okres pracy w UMŁ, z którego odszedł kilka lat temu. 
 
Podobnie jak Witold Kopeć, który w 2013 roku zrezygnował z funkcji oficera rowerowego. I 
Mariusz Sokołowicz, który w tym samym okresie podziękował za rolę kierownika zespołu ds. 
ulicy Piotrkowskiej. 
 
Ostatnio Sokołowicz jednak powrócił, zostając nowym prezesem Fundacji Ulicy 
Piotrkowskiej. Od razu zapowiedział, że baczne przyglądanie się rewitalizacji będzie jednym 
z najważniejszych zadań fundacji. - Chcemy z jednej strony dbać o to, by mieszkańcy 
zrozumieli, czym jest rewitalizacja, a z drugiej - będziemy pilnować jej realizacji. Wydaje 

background image

nam się, że jest więcej firm działających w tym temacie na rynku niż prawdziwych 
specjalistów. Dlatego chcemy kontrolować działania i patrzeć, czy rewitalizacja przebiega 
dobrze, czy źle - mówi Sokołowicz. 
 
Wydaje się, że podobną rolę będą odgrywać inni eksperci rewitalizacji, którzy z pracy w 
urzędzie zrezygnowali. 
 
Dyrektor: Nic nie zagraża rewitalizacji  
 
Co o odejściu swoich pracowników sądzi Marcin Obijalski, dyrektor biura ds. rewitalizacji? 
 
- Eksportujemy nasze kadry na zewnątrz, co dobrze świadczy i o urzędzie, i o urzędnikach. 
Przez ten czas zbudowaliśmy też Centrum Wiedzy dla innych samorządów, pozyskaliśmy 
know-how w zakresie różnych aspektów rewitalizacji, aktywnie uczestniczyliśmy w 
przygotowaniu ustawy. Nadal korzystamy także ze wsparcia ekspertów zewnętrznych, którzy 
pracowali przy pilotażu, jak chociażby Wojtek Kłosowski. Wszystko idzie więc zgodnie z 
planem. Odejście kilku osób to naturalna rotacja. Warto też dodać, że były one zaangażowane 
głównie w projekt pilotażowy, który właśnie się kończy. Poza tym nie było dla nich innych 
specjalnych zadań. Procesowi rewitalizacji nic więc nie zagraża.  
 
Obijalski dziwi się też krytyce ze strony byłych już pracowników. - Jeżeli współpracowało się 
przy czymś przez dwa lata, a na odchodne próbuje się popsuć pewną ideę i pozostawić rysy, 
to jest to zachowanie nieładne - uważa. Przypomina jednocześnie zaangażowanie Gill-Piątek 
w kampanię wyborczą. - W końcówce poprzedniego roku przez niemal dwa miesiące 
praktycznie jej nie było, i to w dosyć istotnych momentach. To bardzo mocno skomplikowało 
pracę innym. Całe biuro musiało się bardzo mocno wysilić, by pilotować projekt, bo bardzo 
ważna osoba poświęciła ten czas na rozdawanie ulotek, zostawiając proces rewitalizacji Łodzi 
na dwa miesiące. 

 

Źródło: 

http://m.lodz.wyborcza.pl/lodz/1,106512,19777830,lodz-stracila-wazne-nazwisko-

rewitalizacyjny-exodus.html