background image

HELEN R. MYERS 

 
 
 

Buntowniczka i bohater 

 
 
 
 

The Rebel And The Hero 

 
 
 
 
 

Tłumaczyła: Agata Strusiewicz 

background image

PROLOG 

 

Dwadzieścia piąć lat temu 

 
Ze  względu  na  ulewny  deszcz  i  późną  porę  Merri  nie  potrafiła  w  pełni 

rozpoznać  osoby  idącej  Main  Street  i  zbliŜającej  się  do  stacji  benzynowej. 
Zdecydowany  krok  idącego  i  jego  wysoka,  potęŜna  sylwetka  sprawiły,  Ŝe  nie 
wzięła go za zwykłego klienta. Stała w drzwiach warsztatu pana Monroe, bo w 
jakimś sensie spodziewała się tej wizyty. Prawdę powiedziawszy, z niepokojem 
czekała od dawna na owo spotkanie. 

Z  bijącym  sercem  i  mokrymi  od  potu  dłońmi  z  trudem  pokonała  chęć 

wycofania  się  do  warsztatu.  Uznała,  Ŝe  lepiej  stanąć  oko  w  oko  z  gościem  w 
ś

wietle palącej się lampy niŜ zetknąć się z nim na ulicy, w ciemnościach. 

Z  tylnej  kieszeni  roboczego  kombinezonu  wyciągnęła  chustkę  i  wytarła 

spocone dłonie. Przy nikim nigdy nie była tak bardzo świadoma swej kobiecości 
jak przy Alanie Loganie Powersie. Wystarczyło takŜe jedno jego spojrzenie, Ŝeby 
poczuła się bezwartościowa. Bała się go. PrzeraŜał ją dewastujący wpływ, jaki na 
nią wywierał. 

Kiedy  znalazł  się  w  kręgu  światła  najbliŜszej  ulicznej  lampy,  Merri 

zauwaŜyła, Ŝe pod płaszczem od deszczu ma na sobie wojskowy mundur. A więc 
dopiero  co  przyjechał  do  domu.  Dlaczego  się  nie  przebrał?  W  mundurze 
przytłaczał  ją  jeszcze  bardziej.  Przypominał  jej  fakty,  o  których  nie  chciała 
pamiętać. SłuŜbę na poligonie wojskowym, a potem dwunastomiesięczny pobyt 
w Wietnamie. 

W miarę gdy Alan Logan Powers zbliŜał się do niej, coraz bardziej zdawała 

sobie sprawę z jego przewagi fizycznej. Miał potęŜne, szerokie ramiona, wąską 
talię  i  umięśnione,  długie  nogi,  dzięki  którym  stał  się  onegdaj  sławny  jako 
zawodnik druŜyny futbolowej w Rachel, w stanie Luizjana. 

Mimo ronda kapelusza naciągniętego na czoło Merri widziała jego oczy, 

przenikające  ciemność.  Miał  szeroką  twarz  dojrzałego  męŜczyzny.  Wyglądał 
imponująco. 

Zmiany,  które  w  nim  nastąpiły  od  chwili,  w  której  widziała  go  po  raz 

ostatni, napawały Merri niepokojem. Stało się to, czego się obawiała. Wojsko, do 
którego wstąpił wkrótce po skończeniu szkoły średniej, zrobiło z niego dorosłego 
człowieka.  Miał  dwadzieścia  lat,  a  juŜ  potrafił  walczyć  i  zabijać.  Twardy  był 
zawsze, odkąd go pamiętała. Jaką więc miała teraz szansę, Ŝeby go pokonać? 

Zwolnił. Zatrzymał się tuŜ przed Merri. 
Obserwował  ją  uwaŜnie  wzrokiem  drapieŜnika.  Jednym  spojrzeniem 

omiótł twarz i całą sylwetkę, nie zdradzając przy tym Ŝadnych emocji. Wreszcie 
spotkały się ich oczy. 

background image

– Meredith – odezwał się cicho. 
Nie znosiła, gdy uparcie uŜywał jej pełnego imienia. Było zbyt dobre, za 

szlachetne.  Nie  odpowiadało  kiepskiej  reputacji.  A  taką  cieszyła  się  w  tym 
mieście. Niewiele lepiej pasowało do niej zdrobnienie Merri, którego uŜył Brett 
zaraz na samym początku znajomości. Tego dnia, w którym poznała obu braci. 
Ale Merri nie było przynajmniej imieniem pretensjonalnym. 

Nabrała głęboko powietrza. Nie, tym razem nie pozwoli Loganowi, Ŝeby ją 

speszył. Brett przecieŜ na niej polegał. Musiała stawić czoło jego starszemu bratu 
i zachować się dzielnie. 

–  Kogo  to  widzimy?  Dzielnego,  bohaterskiego  wojaka  –  z  udawaną 

odwagą odezwała się na powitanie. Zacisnęła drŜące ręce. Przez ten rok, kiedy się 
nie  widzieli,  wyładniała  i  nabrała  kobiecych  kształtów,  lecz  Logan  zdawał  się 
tego nie zauwaŜać. – Słyszałam, Ŝe wróciłeś. 

– Przyjechałem na pewien czas – mruknął. Usłyszawszy jego odpowiedź, 

Merri poczuła się niepewnie. 

–  Na  pewien  czas?  Co  masz  na  myśli?  –  zapytała,  patrząc  na  niego 

zwęŜonymi oczyma. – Chyba nie zamierzasz tam wracać! 

Nie zaprzeczył ani nie potwierdził. Stał przed nią w milczeniu. 
Tak  zachowywał  się  zawsze.  Z  reguły  odzywał  się  rzadko  i  mówił 

niewiele.  Niczego  nie  wyjaśniał.  Tyle  samo  Merri  mogła  odczytać  z  jego 
enigmatycznego spojrzenia. 

Tym razem jednak postanowiła, Ŝe nie da się onieśmielić. 
– Co z tobą, Logan? PrzecieŜ swój obowiązek wojskowy juŜ wypełniłeś. 

Masz ochotę dalej walczyć? I zginąć? 

– pytała zaczepnie. 
Przez chwilę wyglądał na rozgniewanego, moŜe nawet na rozczarowanego. 

Chyba  jednak  był  po  prostu  zmęczony.  Prawdopodobnie  cały  dzień  spędził  w 
podróŜy.  A  w  ogóle  to  dlaczego  miałaby  go  rozczarować?  PrzecieŜ  nic  nie 
obchodziła Logana. ZaleŜało mu jedynie na tym, by ją odciągnąć od młodszego 
brata. Od dnia, w którym spotkali się po raz pierwszy – Merri miała wtedy osiem 
lat,  a  Logan  dwanaście  –  bez  przerwy  jej  dokuczał.  Kiedy  to  nie  skutkowało, 
traktował  ją  jak  powietrze.  Do  dziś  Merri  nie  potrafiłaby  powiedzieć,  co 
irytowało ją bardziej. 

– Jesteś za młoda, Ŝeby zrozumieć – odparł bezbarwnym głosem. 
Nieelegancko  pociągnęła  nosem.  Wcisnęła  głębiej  na  czoło  baseballową 

czapkę. 

– Być moŜe. Ale przynajmniej nie udaję, Ŝe jestem wszystkowiedząca. A 

czegoś tak idiotycznego jak wojna, mam nadzieję, nigdy nie zrozumiem. 

W pobliŜu przejechała jakaś furgonetka. śadne z nich nie zareagowało na 

odgłos klaksonu. Pod wpływem badawczego spojrzenia Logana Merri stała jak 
wrośnięta w ziemię. Nie potrafiła się ruszyć. 

background image

Wreszcie spuścił wzrok. Ogarnął spojrzeniem wnętrze warsztatu. 
– Dajmy spokój tej rozmowie – zaproponował. – Powiedz mi tylko, gdzie 

go znaleźć. 

– Kogo? 
– Meredith, nie udawaj, Ŝe nie wiesz, o co chodzi. Gdzie jest mój brat? 
Przełknęła  nerwowo  ślinę.  Dobrze  pamiętała,  Ŝe  im  ciszej  i  łagodniej 

brzmiały słowa Logana, tym bardziej był rozzłoszczony. 

– A więc to juŜ do ciebie dotarło – stwierdziła. 
– śe dostał powołanie? Tak. 
– Logan, zrozum, on nie chce iść do wojska. 
– Jestem przekonany, Ŝe Wuj Sam będzie zdruzgotany, kiedy to usłyszy – 

zadrwił. 

– Nie chce iść. 
– To jego obowiązek. 
– Daj spokój. – Wzniosła oczy ku niebu. – Jakiś waŜniak w Waszyngtonie 

uwaŜający się za Pana Boga kiwnie tylko palcem, a tysiące młodych męŜczyzn 
muszą  opuścić  swoje  domy  i  rodziny,  by  być  moŜe  zginąć  w  miejscach  nie 
znanych nikomu. To przecieŜ bzdura. Logan zacisnął usta. 

– Nie zamierzam, mała, dyskutować z tobą o polityce ani tym bardziej o 

moralności.  Nie  mam  na  to  czasu  i  ochoty.  ZaleŜy  mi  tylko  na  tym,  Ŝeby  jak 
najszybciej odszukać Bretta. I wiem, Ŝe jesteś jedyną osobą, która się orientuje, 
gdzie  on  jest.  Odkąd  sięgam  pamięcią,  zawsze  trzymaliście  się  razem.  Jak 
syjamskie rodzeństwo. 

Słowa Logana nie zabrzmiały przyjemnie. 
– Łączy nas przyjaźń – warknęła Merri. – Wiem, Ŝe to uczucie jest ci obce. 

Nie  prosię  Bretta,  Ŝeby  był  kimś  innym  niŜ  jest.  Rozumiem  jego  pragnienia  i 
potrzeby. Teraz potrzebuje spokoju. Chce być sam. 

– To źle. Bo nie moŜe sobie na to pozwolić. Czas nagli, a przed wyjazdem 

Brett ma sporo na głowie. Musi zgłosić się w określonym terminie. Jeśli tego nie 
zrobi,  zjawią  się  tu  ludzie,  którzy  zaczną  go  szukać.  W  porównaniu  z  nimi 
zachowuję się łagodnie jak baranek. Gdzie on jest? Matka mówiła mi, Ŝe zniknął 
zaraz po przeczytaniu porannej poczty. Bardzo się martwi o Bretta. 

– Mogła skontaktować się ze mną. Pocieszyłabym ją przecieŜ. 
– Nie potrzebuje pocieszania. Chce, Ŝeby jej młodszy syn wrócił do domu. 

Teraz.  Zaraz.  Jeszcze  przed  nocą.  Jeśli  masz  dla  niej  choć  trochę  szacunku  i 
wdzięczności za to, co dla ciebie zrobiła, zrozumiesz, jak cierpi. 

Merri  poczuła  nagle,  jak  krew  odpływa  jej  z  twarzy.  Zacisnęła  pięści.  Z 

trudem powstrzymała się przed rzuceniem się na Logana. 

–  Jak  śmiesz  mówić  coś takiego!  To  wstrętne.  Wiesz  dobrze,  jak  bardzo 

zaleŜy mi na twojej matce. Bardziej niŜ... Do diabła z tobą! 

AŜ  zwinęła  się  z  bólu.  W  mieście  było  tajemnicą  poliszynela,  Ŝe  Merri 

background image

pochodziła z nieprawego łoŜa i Ŝe jej matka – pracująca wówczas jako barmanka 
w  nocnej  knajpie  –  spędzała  więcej  czasu  w  łóŜkach  obcych  męŜczyzn  niŜ  we 
własnej pościeli. 

Z  całym  okrucieństwem  Logan  przypomniał  teraz  Merri,  Ŝe  jest 

wyrzutkiem społecznym. W porównaniu z pozostałymi mieszkańcami Rachel – 
po prostu nikim. 

Poczuła na ramieniu jego cięŜką rękę. Usiłowała ją strącić. 
Bezskutecznie. Odwrócił do siebie jej głowę. 
–  Mała,  przestań  się  dręczyć.  Spróbuj  zapomnieć,  co  przed  chwilą 

powiedziałem. Wygląda na to, Ŝe jestem bardziej wykończony podróŜą z Nowego 
Orleanu, niŜ sądziłem. W kaŜdym razie nie zamierzałem robić ci przykrości ani 
niczego wytykać. Nie miałem tego na myśli. 

Merri ogarnął pusty śmiech. 
– Nie miałeś na myśli? Ty nigdy w Ŝyciu nie powiedziałbyś niczego, czego 

nie  chciałbyś  mówić.  I  przestań  wreszcie  nazywać  mnie  małą.  To  idiotyczne! 
PrzecieŜ nie jestem juŜ dzieckiem. – Jednym ruchem ściągnęła czapkę z głowy, 
aby  na  dowód  swych  słów  w  pełni  ukazać  twarz.  Włosy  miała  bardzo  krótko 
ostrzyŜone.  W  uszach  nosiła  z  dumą  szafirowe  kolczyki,  które  otrzymała  od 
Bretta  na  urodziny.  Powiedział,  iŜ  kupił  je  dlatego,  Ŝe  pasują  do  jej  oczu.  Tę 
ozdobę lubiła najbardziej. W kolczykach wyglądała doroślej. Na co najmniej o 
rok starszą. – W końcu tego tygodnia kończę szesnaście lat – oznajmiła, dumnie 
unosząc głowę. 

Wargi Logana wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu. 
–  Nigdy  bym  nie  zgadł  –  zakpił.  –  Nadal  jesteś  mała.  Z  tymi  krótkimi 

włosami wyglądasz jak chłopaczek. 

Wyciągnął rękę i przesunął ją po głowie Merri. Dotyk Logana nie sprawił 

jej przykrości. Była jednak tak rozzłoszczona, Ŝe szybko odepchnęła jego dłoń. 

–  MoŜesz  uwaŜać  mnie za  smarkatą,  mam  to  w  nosie.  Ale  Brett  traktuje 

mnie zupełnie inaczej. Ceni. Tylko jego opinia ma dla mnie znaczenie. 

Oczy Logana spochmurniały. 
– Tak? Co łączy was oboje? Chyba nie wpakowaliście się w tarapaty? 
Merri zarumieniła się. Wiedziała, co Logan ma na myśli. 
– Jak moŜesz mówić coś podobnego! Jasne, Ŝe nie. A zresztą to nie twoja 

sprawa. 

– W wojsku Brett szybko dojrzeje. Zrobią z niego męŜczyznę. 
Merri nie miała najmniejszego zamiaru wysłuchiwać takich uwag. 
– Nikt nie musi robić z niego męŜczyzny! – wykrzyknęła. 
– Jest niedojrzały. Stracił głowę dla takiego pętaka jak ty. 
– No, dalej, dalej. UŜywaj sobie na mnie, ile wlezie. ObraŜaj mnie. Ale to 

nie zmieni faktu, Ŝe Brett jest wspaniały. Genialny. 

– Genialny? Ten szczeniak nie przeŜyłby tygodnia, gdyby musiał się sam 

background image

utrzymywać, a co dopiero zadbać o Ŝonę i dzieci. 

– W Ŝyciu liczą się nie tylko pieniądze – odparła Merri. Była dumna, Ŝe 

znacznie lepiej rozumie ambicje i dąŜenia Bretta niŜ jego własny brat. – On ma 
prawdziwy talent – dodała z przekonaniem. – Jest artystą. I poetą. Pewnego dnia 
będzie miał własne studio i zostanie doceniony przez otoczenie. 

–  Artysta!  –  z  pogardą  prychnął  Logan.  –  Co  to  mu  da  w  rzeczywistym 

ś

wiecie? 

– Jaki świat masz na myśli? Twój? – zaczepnie spytała Merri. Nie potrafiła 

powstrzymać potoku słów, które cisnęły się jej na usta. – Brett nie jest... nie jest 
podŜegaczem wojennym. Umarłby, gdyby kazano mu robić to, co tobie. Spaliłby 
się w środku. O, tu – z siłą uderzyła się w pierś. 

– Tak? 
– Dobrze wiesz, co mam na myśli. 
Spojrzenie  Logana  zatrzymało  się  na  ręce  Merri  przyciśniętej  do  piersi. 

Kiedy  po  chwili  podniósł  wzrok  i  spojrzał  jej  w  twarz,  przez  jego  oblicze 
przewinął się cień uśmiechu. 

– MoŜe masz rację. I chyba dojrzałaś szybciej, niŜ sądziłem. 
Nie  wiedziała,  jak  zareagować  na  taksujące  ją  spojrzenie  i  lekko 

chropowaty głos. Popatrzyła podejrzliwie na Logana. 

– PrzecieŜ ci to mówiłam. 
– Tak. Mówiłaś. A teraz powiem ci coś jeszcze, dziki kociaku. Wiedz, Ŝe 

Brett nigdy nie zaspokoi cię w pełni. Rozczarujesz się w stosunku do niego. 

Te ostre, pełne rozgoryczenia słowa poruszyły Merri. 
– Jak moŜesz mówić takie rzeczy o własnym bracie! – wykrzyknęła. 
Logan westchnął głęboko. 
– Wierz mi, to nie jest łatwe. A teraz powiedz mi wreszcie, gdzie mogę go 

znaleźć – dodał znuŜonym głosem. 

Merri rzuciła okiem przez ramię. Wiedziała, Ŝe pan Monroe siedzi nadal w 

biurze na zapleczu warsztatu. Nie mogła wyjść bez uzyskania jego zgody. 

– Nie powiem. 
– Mam cię zmusić? 
Serce Merri zaczęło bić szybko i nierówno. 
– Nie zrobisz tego – szepnęła. 
Postąpił  krok  w  jej  stronę.  Nigdy  jeszcze  nie  widziała  u  nikogo  tak 

władczego  spojrzenia.  Uznając,  Ŝe  własne  bezpieczeństwo  jest  waŜniejsze  niŜ 
nieposłuszeństwo w stosunku do pracodawcy, usiłowała zrobić unik i salwować 
się ucieczką. 

Nie zdąŜyła. Po chwili znalazła się w objęciach Logana. 
Popatrzyła mu prosto w oczy. 
– Pewnego dnia nauczysz się, Ŝe są sytuacje, w których mądrzej jest nie 

ryzykować  –  powiedział  powoli  ponurym  tonem.  –  W  stosunku  do  nikogo. 

background image

Zwłaszcza do mnie. 

Ledwie  mogła  się  skoncentrować  na  jego  słowach.  Logan  trzymał  ją  w 

Ŝ

elaznym uścisku. 

–  Wcale  się  ciebie  nie  boję  –  oświadczyła.  –  Rób  sobie,  co  chcesz.  Nie 

wyjdzie ci to na dobre. 

–  Mam  robić,  co  chcę?  –  szepnął  zdławionym  głosem.  Obrzucił 

spojrzeniem jej twarz i zatrzymał wzrok na wargach. 

Merri czuła, Ŝe pocałunek Logana byłby czymś wspaniałym. Czymś, czego 

nie doznała jeszcze nigdy w Ŝyciu. Pragnęła go. Chciała zapamiętać. Na zawsze. 

CzyŜby  matka  miała  rację?  Czy,  podobnie  jak  ona,  skończę  na  ulicy? 

pomyślała przeraŜona. 

Logan opuścił głowę. Czuła bijące od niego ciepło. 
Nagle ocknęła się. Odzyskała panowanie nad sobą. 
– Nie! – wyszeptała w panice, odpychając Logana. – Nie! 
Zamrugał  powiekami,  jak  wyrwany  z  transu,  i  zaraz  potem  zaklął  pod 

nosem. Chwilę później opuścił ramiona i cofnął się o krok. 

Merri skorzystała ze sposobności. Rzuciła się do ucieczki. 
Biegła po ciemku, w ulewnym deszczu. Musiała odszukać Bretta. Mimo Ŝe 

wiedziała, iŜ pan Monroe będzie się na nią gniewał za opuszczenie warsztatu bez 
jego zezwolenia. Musiała znaleźć Bretta i powiedzieć mu, Ŝe ich plany ulegają 
raptownej zmianie. Jeszcze dziś wieczór opuszczą miasto. 

– Meredith! 
Nie słuchała. Nie mogła sobie na to pozwolić. 
– Merri! 
Wołanie  Logana  sprawiło,  Ŝe  o  mało  co,  a  byłaby  się  zatrzymała. 

Wiedziała, jak bardzo jest zdesperowany. Zaczęła nagle mieć wątpliwości. Nigdy 
jeszcze nie słyszała takiego smutku i bólu w niczyim głosie. I czegoś jeszcze, o 
czym nawet nie chciała myśleć. 

Brett mnie potrzebuje, pomyślała. 
Potknęła się, lecz odzyskała równowagę. Tak, muszą wyjechać jeszcze tej 

nocy. Nigdy nie powie Brettowi o tym, co się przed chwilą stało. Nie wspomni 
mu  o  swoich  odczuciach  i  reakcji  na  bliskość  Logana.  Teraz  juŜ  było  dla  niej 
jasne, Ŝe nie tylko Brett musiał jak najszybciej salwować się ucieczką. 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Dwadzieścia piąć lat później 

 
Ze  względu  na  ulewny  deszcz  i  późną  porę  Merri  nie  potrafiła  w  pełni 

rozpoznać  osoby  zmierzającej  w  jej  kierunku.  Zdecydowany  krok  i  wysoką, 
potęŜną sylwetkę  idącego  rozpoznałaby  wszędzie.  Nawet po dwudziestu pięciu 
latach. 

Podobnie  jak  niegdyś,  wyzwolił  się  w  niej  instynkt  samozachowawczy. 

Miała ochotę od razu rzucić się do ucieczki. Nie, tym razem tego nie zrobi. Jest 
przecieŜ dorosła. Lata młodości dawno minęły. Dziś zamierzała dowieść sobie, Ŝe 
potrafi zmierzyć się z Loganem Powersem. 

Od razu zobaczyła, Ŝe jest zły. Wyglądał tak, jakby zamierzał zaraz kogoś 

zaatakować. 

Merri  miała  nadzieję,  Ŝe  dwadzieścia  pięć  lat,  które  upłynęły  od  ich 

ostatniego  spotkania  i  tysiące  dzielących  ich  kilometrów  sprawiły,  Ŝe  Logan 
przestał być tak nieprzejednany i twardy jak poprzednio. Wyglądało jednak na to, 
Ŝ

e  ten  człowiek  ma  w  sobie  tyle  wewnętrznego  gniewu  i  goryczy,  Ŝe  pewnie 

starczy mu ich do końca Ŝycia. 

Nie  powinna  tu  przychodzić.  Przynajmniej  naleŜało  poczekać  do 

następnego dnia. Cmentarz to nie miejsce do takich spotkań. Rano była tu z Faith 
i Dannym na skromnej uroczystości pogrzebowej. Teraz Merri chciała być sama. 

Padał ulewny deszcz. Lubiła na ogół taką pogodę, lecz dziś jej spodnie i 

kurtka przemokły na wylot. Tym razem deszcz był ciepły, nie taki jak podczas 
ostatniego  spotkania  z  Loganem.  Był  maj,  a  nie  wrzesień,  i  deszcz  stanowił 
nieodzowny element wiosny typowy dla środkowej Luizjany. Dobrze, Ŝe nie ma 
burzy  z  grzmotami  i  błyskawicami,  pocieszała  się  Merri.  Ale  i  tak  przestrzeń 
między nią a Loganem aŜ iskrzyła się od dziwnego napięcia. 

Merri  popatrzyła  na  kwiaty  pokrywające  grób.  CięŜkie  krople  deszczu 

uderzały w wilgotne płatki i niszczyły delikatne łodyŜki. Widok ten przypominał 
stan ducha Merri. 

Usłyszała za  sobą  męski głos.  Świetnie go  pamiętała.  Głęboki  i  szorstki, 

pasował do złej pogody. Wiedziała takŜe, iŜ głos ten bywa urywany i chropowaty. 
Wtedy, kiedy Logan jest podniecony. 

– Cześć, Logan. Miło, Ŝe wreszcie się pokazałeś. Jestem pewna, Ŝe Brett 

byłby wzruszony – odezwała się. 

–  Nie  mogłem  uczestniczyć  w  pogrzebie  –  odezwał  się  ponuro.  – 

Wydarzyło się coś, co sprawiło, Ŝe nie zdąŜyłem przyjechać na czas. 

Z niechęcią Merri popatrzyła na niego znad grobu, który ich rozdzielał. Nie 

mogła się powstrzymać. Roześmiała się gardłowo. 

background image

– Jasne, nie miałeś czasu, Ŝeby poŜegnać brata. Budujesz domy i tylko to 

się liczy. Nawet prezydent odkłada na bok problemy kraju, Ŝeby obejrzeć film w 
towarzystwie  córki.  Co  było  aŜ  tak  waŜne,  Ŝe  nie  mogło  poczekać?  –  spytała 
zaczepnie. 

Przemoczony, w zachlapanych spodniach, starał się zachować twarz. 
– Wiedziałem, Ŝe utrzymujesz kontakty z moją matką. Nie miałem jednak 

pojęcia, Ŝe tak dobrze jesteś wprowadzona w moje sprawy – mruknął pod nosem. 

– Tym się nie przejmuj – odparła Merri. Logan ją rozeźlił. Dłonie trzymane 

w kieszeniach kurtki zacisnęła w pięści. Ten człowiek zawsze ją prowokował. – Z 
twoją  matką  wolimy  wymieniać  listy  na  temat  przepisów  kulinarnych  niŜ 
analizować twoje prywatne Ŝycie czy stan finansów firmy, którą prowadzisz. 

– Śmiem wątpić w prawdziwość tych słów. 
– Na litość boską, Logan, twoja matka od czasu do czasu wspomina o tobie. 

Co w tym dziwnego? Jesteśmy przecieŜ rodziną. Brett był twoim bratem. 

– Nie musisz mi o tym przypominać. 
Nie  powinna  tego  mówić,  zwłaszcza  w  okolicznościach,  w  jakich  się 

znajdowali. Merri potrząsnęła głową, zaskoczona, Ŝe w gruncie rzeczy nic się nie 
zmieniło. 

– I pomyśleć, Ŝe sądziłam, iŜ czegoś się nauczysz przez te wszystkie lata. 

Byłam  okropną  idiotką,  mając  nadzieję,  Ŝe  upływający  czas,  to  znaczy  Ŝycie, 
zrobi z ciebie normalną istotę ludzką. 

Zamilkła.  Postanowiła  nie  pozwolić  sobie  na  dalsze  wybuchy  goryczy. 

Niech Logan robi, co chce. Ona sama miała juŜ tego dosyć. 

Odeszła od grobu. Śliska ziemia pokryta trawą nasączoną wodą uginała się 

niebezpiecznie  pod  nogami.  W  kaŜdej  chwili  łatwo  było  o  upadek.  Parę  razy 
Merri  traciła  równowagę,  lecz  szybko  szła  przed  siebie.  Logan  przyspieszył 
kroku. 

Była jeszcze daleko od furgonetki, którą poŜyczyła od teściowej, kiedy na 

przegubie  dłoni  poczuła  Ŝelazny  uchwyt.  Logan  obrócił  ją  w  swoją  stronę. 
Skrzywiła się, kiedy przesunął rękę i zacisnął palce na jej ramieniu. 

– Puść mnie! Natychmiast! – syknęła. 
Na  wpół  oślepiona  deszczem  uderzającym  w  twarz,  wbiła  wzrok  w 

człowieka, który bez przerwy nawiedzał ją w snach i zamieniał je w koszmary. 
Logan wydawał się wyŜszy, niŜ go sobie zapamiętała. I silniejszy. Pewnie firma 
budowlana,  której  był  właścicielem,  wymagała  od  niego  takŜe  pracy  fizycznej. 
Jego  ciemnobrązowe  włosy  były  poprzetykane  licznymi  srebrnymi  nitkami. 
Twarz Ŝłobiły głębokie bruzdy. 

Merri  zatrzymała  wzrok  na  długiej  bliźnie  przecinającej  szeroki, 

kwadratowy  policzek  Logana.  Odbijała  się  ona  bladością  od  ogorzałej  skóry 
twarzy. Była pamiątką po drugim pobycie w Wietnamie, kiedy to otrzymał order 
Purpurowego Serca i Srebrnej Gwiazdy. Faith napisała synowej o tym zdarzeniu. 

background image

Logan zauwaŜył, Ŝe Merri przygląda się bliźnie. 
– Zniszczyła moją fotogeniczną twarz – skomentował cierpko. 
Nigdy nie był przystojny i dobrze o tym wiedział. Ale, zdaniem Merri, jego 

twarz  odzwierciedlała  siłę  i  charakter.  Przyciągała  wzrok.  Nadal.  Ta  blizna 
sprawiała, Ŝe wyglądał jak bohater dramatu. 

– Odwróciłam wzrok od twojej twarzy tylko dlatego, Ŝe na myśl o tym, co 

przeszedłeś, zrobiło mi się smutno – wyjaśniła. 

– Jasne – mruknął bez przekonania. 
Nie  było  sensu  niczego  więcej  mu  wyjaśniać.  Wierzył  w  to,  w  co  chciał 

wierzyć, i nie było na to rady. Robił tak zawsze. 

– Muszę juŜ iść – oznajmiła. 
– Najpierw musimy wyjaśnić parę rzeczy – oznajmił. 
– Nie mamy sobie nic do powiedzenia. 
– Załatwimy to szybciej, jeśli będziesz trzymała język za zębami. 
– Och, ty... Nie przestałeś być łajdakiem! 
– A ty rozpuszczoną dziewuchą! 
Merri  stanęła,  usiłując  wyrwać  rękę,  i  popatrzyła  na  Logana.  Była 

zaskoczona jego słowami. 

– O co chodzi? – zapytał. – Czemu jesteś tak zdziwiona? Nie wmówisz we 

mnie,  Ŝe  nikt  nigdy  tak  cię  nie  nazywał.  Ktoś  musiał  ci  to,  do  diabła,  kiedyś 
powiedzieć. 

Stwierdzenie,  Ŝe  jest  rozpuszczona,  uznała  za  tak  niedorzeczne,  iŜ  miała 

ochotę  się  roześmiać.  Niemal  kaŜdy  mieszkaniec  Rachel  wiedział,  Ŝe 
wychowywała się sama. Była szczęśliwa, kiedy raz na rok matka przypominała 
sobie, Ŝeby kupić dziecku parę butów do szkoły i zaopatrzyć je w jakieś odzienie. 
O  takie  rzeczy,  jak  poŜywienie,  w  ogóle  się  nie  troszczyła.  Merri  była 
pozostawiona samej sobie. Wraz z matką mieszkała w rozpadającej się ruderze. 
Gdyby nie garstka przyjaciół, takich jak Brett, jego matka i pan Monroe, pewnie 
by  nie  wyŜyła.  Uznanie  jej  za  rozpuszczoną  dziewczynę  było  co  najmniej 
ś

mieszne! 

– Od samego początku owinęłaś sobie Bretta wokół małego palca – ciągnął 

dalej Logan, jakby czytając w myślach Merri. 

Zaskoczona oskarŜeniem powoli podniosła głowę. 
– Zostaliśmy przyjaciółmi – wyjaśniła. – Nigdy nie rozumiałeś, dlaczego. 

Wcale ci się to nie podobało. 

–  Nie  wodzi  się  za  nos  i  nie  oszukuje  przyjaciela  –  odparł  Logan 

OskarŜycielskim tonem. – Wmówiłaś w Bretta, Ŝe jest ci niezbędny i potrzebujesz 
jego stałej opieki. Prawda jest taka, Ŝe upatrzyłaś sobie z góry tego chłopaka. Przy 
jego pomocy chciałaś się wydostać z Rachel. Miał stworzyć ci nowe Ŝycie. 

Ten  człowiek  jest  potwornie  zgorzkniały,  uzmysłowiła  sobie  Merri.  Nic 

dziwnego, Ŝe jego małŜeństwo skończyło się rozwodem. 

background image

– Na wszystko znalazłeś wytłumaczenie? – spytała zrezygnowana. 
– Nie na wszystko, lecz na tyle, Ŝeby wiedzieć, iŜ zanim zdał sobie sprawę 

z tego, Ŝe cię kocha, zdąŜyłaś napełnić jego głowę całą tą hippisowską, szmatławą 
ideologią. 

– Jaką ideologią? śe zabijanie jest rzeczą złą? Wcale nie musiałam mówić 

tego Brettowi. Wyobraź sobie, Ŝe do tego wniosku doszedł zupełnie sam. 

Logan potrząsnął głową. 
– Nikt przy zdrowych zmysłach nie kocha wojny. To oczywiste. Ale to ty 

sprawiłaś,  Ŝe  Brett  uciekł  przed  wojskiem  do  Kanady,  z  chwilą  gdy  otrzymał 
wezwanie.  Mój  brat  rzadko  zachowywał  się  odpowiedzialnie,  ale  nigdy  nie 
uciekał przed odpowiedzialnością. Dopóty, dopóki nie poznał ciebie. 

–  Nie!  –  wykrzyknęła  Merri,  ponownie  usiłując  wyswobodzić  ramię  z 

uchwytu Logana i znów dając za wygraną. – Brett nienawidził walki! Początkowo 
bawił się z nami w wojenne zabawy, bo nie chciał cię rozczarować. W miarę jak 
stawał się starszy, coraz trudniej przychodziło mu udawanie. RóŜnił się od ciebie 
i nie potrafił cię naśladować. MoŜe mi nie uwierzysz, ale to Brett sam zdecydował 
się opuścić Rachel – oznajmiła, przypominając sobie równocześnie, jak przykra 
dla  niego  była  ta  decyzja.  –  A  ja  usiłowałam  cię  o  tym  uprzedzić przed twoim 
pierwszym pobytem w wojsku. Nie chciałeś wtedy mnie słuchać. 

Oczy Logana pociemniały i zwęziły się, a kąciki warg opadły. 
– Widocznie robiłaś to bez przekonania. I, jeśli pamiętasz, kiedy wróciłem 

wtedy do Stanów i chciałem porozmawiać, po prostu ode mnie uciekłaś. 

Miała ku temu powody. I kiedy popatrzyła na rozzłoszczoną twarz Logana, 

zobaczyła, jak jego spojrzenie skupia się na jej wargach. Dokładnie tak samo, jak 
wtedy,  w  warsztacie.  Wiedziała,  Ŝe  dręczące  go  wspomnienia  wróciły  ze 
zdwojoną siłą. 

Och, nie, pomyślała. Tylko nie to. Ogarnęła ją fala emocji tak silnych, Ŝe aŜ 

zapierających dech. To nie moŜe się powtórzyć! W ciągu minionych lat wmówiła 
w  siebie,  Ŝe  nic  się  wówczas  nie  wydarzyło.  Po  dwudziestu  pięciu  latach  z 
dawnych odczuć nie mogło nic pozostać. Nie znosiła Logana, a on nią pogardzał. 
A  poza  tym,  dobry  BoŜe,  jest  przecieŜ  dojrzałą  kobietą!  Za  kilka  miesięcy 
skończy  czterdzieści  jeden  lat.  Ma  piętnastoletniego  syna.  A  jej  mąŜ  zmarł 
zaledwie tydzień temu! Nie mogła nic czuć do człowieka, który był jej szwagrem! 

Logan  pierwszy  odzyskał  równowagę.  Bez  słowa  puścił  ramię  Merri  i 

odszedł. 

Patrzyła za nim tak długo, aŜ zniknął w ciemnościach i deszczu. Czekała, 

kiedy  usłyszy  odgłos  zamykanych  drzwi  samochodu  i  uruchamianego  silnika. 
Wokół  panowała  cisza.  Merri  nie  wiedziała,  co  myśleć.  A  moŜe  cała  ta  scena 
szarpiąca nerwy istniała tylko w jej wyobraźni? 

Rzuciła  ostatnie,  pełne  Ŝalu  spojrzenie  w  stronę  grobu.  Nie  tak  miał 

wyglądać powrót Bretta do rodzinnego domu. 

background image

 
Idiotyzm. Czysty idiotyzm. Był chyba niespełna rozumu. Nie powinien w 

ogóle tu się zjawiać. Kiedy dostrzegł samochód matki i zdał sobie sprawę z tego, 
Ŝ

e spotka Merri, powinien włączyć wsteczny bieg i uciekać, gdzie oczy poniosą. 

Wiedział, Ŝe nie będzie w stanie opanować goryczy i Ŝalu, który czuł w stosunku 
do tej kobiety. Przez całe lata pochłaniały one bez reszty jego umysł. 

Jeśli nie będzie ostroŜny, Merri go zniszczy. 
Wysiadł ze swej czarnej furgonetki, którą pozostawił na skraju cmentarza, i 

nie  widzącym  wzrokiem  patrzył  przed  siebie.  Ulewa  i  ciemność  stwarzały 
specyficzną atmosferę. Szum deszczu łagodził łomot serca. 

Upłynęło  tyle  lat  pełnych  rozczarowań  i  frustracji.  Logana  ogarnęło 

uczucie beznadziejności. Czuł się tak, jakby znajdował się w stanie zawieszenia. 
Nienawidził tego odczucia. Był człowiekiem czynu. Kiedy trzeba było rozwiązać 
jakiś  problem,  robił  to  od  razu.  Nie,  nie  mógł  pozostać  dłuŜej  w  tym  stanie. 
Przeklęta kobieta. Do diabła ze śmiercią Bretta. Po co oboje wrócili do Rachel? 

Oznajmił  Meredith,  Ŝe  wiedział  o  jej  korespondencji  z  teściową. 

Dowiedział się o tym akurat w dwa lata po ucieczce Meredith i jego brata z kraju. 
Zapamiętał tę datę, gdyŜ Meredith skończyła wówczas osiemnaście lat i do ślubu 
z Brettem zgoda rodziców nie była juŜ jej potrzebna. Logan właśnie wrócił wtedy 
do domu, wykończony drugim pobytem w Wietnamie. Powiedział matce, Ŝe nie 
chce więcej słyszeć o tym, co pisze w swoich listach Meredith. Dla niego ani brat, 
ani ta dziewczyna praktycznie nie istnieli. 

Mimo  Ŝe  rozczarowana,  matka  spełniła  Ŝyczenie  starszego  syna.  Tylko 

dwukrotnie złamała dane mu słowo. Raz, kilka lat później, gdy został stryjem, a 
drugi  raz  dopiero  w  ostatni  piątek,  kiedy  otrzymała  wiadomość,  Ŝe  po  krótkiej 
chorobie Brett zmarł w Kanadzie na raka. 

Tak więc Logan stracił młodszego brata. Brett miał zaledwie czterdzieści 

trzy  lata,  Logan  był  od  niego  starszy  o  dwa.  Cała  rodzina  cieszyła  się  zawsze 
dobrym  zdrowiem.  Przez  cały  okres  szkolny  obaj  bracia  opuścili  z  powodu 
choroby łącznie zaledwie kilkanaście dni. 

Brett powziął decyzję przesądzającą o jego Ŝyciu. Dokonał przed laty złego 

wyboru. Dla Logana stał się teraz, po śmierci, zupełnie obcym człowiekiem. 

Jak to się stało, Ŝe ich drogi aŜ tak się rozeszły? 
Logan  jak  przez  mgłę  pamiętał  czas  narodzin  Bretta.  Rano  wstawał  z 

łóŜeczka i podbiegał do swej dawnej kołyski, w której leŜało niemowlę. Kiedy 
zaczął rozumieć słowo „brat”? Rok później? Po dwóch latach? 

WspółŜyli  ze  sobą  dość  przykładnie  dopóty,  dopóki  Brett  się  nie 

zbuntował,  przedkładając  Meredith  nad  swą  najbliŜszą  rodzinę  i  Kanadę  nad 
rodzinny kraj. 

Co się więc stało? Jak do tego doszło? CzyŜby Logan zawiódł młodszego 

brata? 

background image

Tak  bardzo  pragnął,  by  Ŝył  jeszcze  ojciec.  Był  Ŝołnierzem.  Zginął  w 

wypadku  wkrótce  po  powrocie  z  Korei.  Loganowi  przypadło  zatem  w  udziale 
kierowanie  Ŝyciem  młodszego  brata.  Starał  się  robić  to  jak  najlepiej.  Był 
przekonany, Ŝe postępuje słusznie. I wtedy w Ŝyciu Bretta pojawiła się Meredith i 
Logan bezpowrotnie utracił brata. 

Meredith. Merri. Na samo wspomnienie jej zdrobniałego imienia Logana 

zaczynała ogarniać złość. Jako smarkula, w wieku zaledwie ośmiu lat, była juŜ 
niezłym  ziółkiem.  Miała  ukształtowany  charakter.  Kierowała  się  własnymi 
prawami.  DraŜniło  to  Logana,  czasami  zupełnie  irracjonalnie.  Upierał  się,  Ŝe 
Merri  ubiera  się  brzydko,  a  nie  ładnie,  jak  oceniali  to  inni.  Jej  swobodnego 
zachowania  się  nie  potrafił  zaakceptować.  Ta  dziewczyna  przez  wiele  lat  bez 
przerwy  draŜniła  Logana.  Potem  dorosła,  a  on  w  pewnym  sensie  ciągle  się  nią 
interesował. 

Ta kobieta nadal go fascynowała. Zwłaszcza wówczas, gdy się przekonał, 

Ŝ

e coś, co zrodziło się między nimi pewnego deszczowego wieczoru przed ponad 

dwudziestoma  laty,  znów  się  pojawiło.  Niewiele  brakowało,  a  ponownie 
poddałby się dawnym emocjom. 

Musi  teraz  liczyć  na  przychylność  niebios.  Jak  będzie  mógł  Ŝyć  w 

rodzinnym domu, wiedząc, Ŝe Merri jest w pobliŜu? Nie zdobędzie się nawet na 
dziesięć  minut  spokojnego  snu,  gdy  oboje  znajdą  się  pod  jednym  dachem.  JuŜ 
zbyt wiele smutku przysporzył matce, nie zjawiając się na pogrzebie brata, więc 
teraz nie miał sumienia robić jej dodatkowej przykrości, wynosząc się z domu. 
Chcąc nie chcąc, musiał w nim pozostać. 

MoŜe jakoś przetrwa, wiedząc, Ŝe Meredith wkrótce ich opuści. Niewielka 

była to pociecha. 

 
– Dziecko, przemokłaś do cna! 
Merri  uśmiechem  powitała  teściową.  Zsunęła  z  nóg  mokre  mokasyny  i 

rozwiesiła na suszarce kurtkę przesiąkniętą wodą. 

– Przepraszam za ten bałagan! – odkrzyknęła, zaglądając do kuchni. 
–  Nie przejmuj  się –  odparła  Faith. –  A  jak  myślisz, dlaczego  tak blisko 

wejścia ustawiłam zarówno suszarkę, jak i pralkę? – Mówiąc to westchnęła lekko. 
– Mając w domu dwóch chłopców i pracując na farmie, wiedziałam, Ŝe zaharuję 
się  na  śmierć,  jeśli  nie  ustawię  pralki  i  suszarki  tam,  gdzie  są  najbardziej 
potrzebne. – Zapaliła płomyk pod kociołkiem, który napełniła wodą, i podeszła 
do Merri. – NajwaŜniejsze jest wysuszyć się i szybko ogrzać. Po tak uciąŜliwej i 
długiej  podróŜy,  jaką  odbyłaś,  jesteś  osłabiona.  Musisz  uwaŜać,  Ŝeby  się  nie 
przeziębić. W czasie takiej pogody łatwo o zapalenie płuc. 

– Pobiegnę na górę, wytrę się dokładnie i szybko przebiorę. 
Faith pogroziła Merri palcem, lecz na jej szerokiej, nie umalowanej twarzy 

malowała się serdeczność. 

background image

– Nie zawracaj sobie tym głowy. Za twoimi plecami wisi w szafie gruby 

szlafrok, którego uŜywam, gdy wracam zziębnięta do domu i chcę się przebrać. 
Jest z pewnością zbyt obszerny dla ciebie, ale go nałóŜ. Dzięki temu wszystkie 
twoje rzeczy będzie moŜna od razu wrzucić do pralki. 

Zachowuje  się  serdecznie  jak  zawsze,  z  czułością  pomyślała  Merri  o 

teściowej.  Faith  nie  zadawała  jej  Ŝadnych  krępujących  pytań.  Nie  robiła 
wyrzutów.  Kierowała  się  rozsądkiem  kobiety  nie  poddającej  się  zbędnym 
emocjom. 

Merri skinęła głową, odwróciła się szybko i wyciągnęła z szafy granatowy 

szlafrok. Czuła się niepewnie. Gdyby nie Faith, znajdowałaby się w tej chwili w 
autobusie wiozącym ją do Kanady. Misja została wypełniona. Dotrzymała słowa 
danego teściowej. 

–  Czy  Danny  poszedł  juŜ  spać?  –  zapytała,  opanowawszy  drŜenie głosu. 

Ś

ciągnęła mokrą bluzkę, która oblepiała jej kark i ramiona. 

–  Jakieś  dwadzieścia  minut  temu.  Nie  chciał  się  połoŜyć,  mimo  Ŝe  był 

zmęczony. Wygoniłam go wreszcie na górę – odparła teściowa. – Przez chwilę 
protestował, ale zasnął natychmiast, gdy tylko przyłoŜył głowę do poduszki. – W 
oczach Faith pojawiło się wzruszenie. – Moja droga, to świetny chłopiec. Dobrze 
go wychowałaś. Powinnaś być z niego dumna. 

Gestem Merri podziękowała za komplement. Wzruszona, szybko opuściła 

głowę,  udając,  Ŝe  z  trudem  odpina  dŜinsy.  Pochwały  pod  adresem  Danny’ego 
były czymś, co ceniła ponad wszystko. Uwielbiała syna. 

– Zupełnie zapomniałam,  jak deszczowe są tu wiosny – odezwała się po 

chwili. 

Z  kieszeni  kurtki  rozpostartej  na  suszarce  Faith  wyjęła  klucze  i  monety. 

Kurtkę i bluzkę Merri włoŜyła do pralki. 

– Bez przerwy leje jak z cebra. – Faith zamilkła nagle i jęknęła: – Dziecko, 

co z tobą? 

Zdziwiona Merri odwróciła głowę. 
– Co takiego? 
– Jesteś chuda jak patyk! 
Rozebrana Merri roześmiała się głośno, ubawiona reakcją Faith. 
–  Wcale  nie  jestem  chuda  –  oświadczyła.  –  Nie  chcę  być  grubsza.  Nie 

czułabym  się  wtedy  dobrze.  Kiedy  byłam  w  ciąŜy  z  Dannym,  waŜyłam  tylko 
osiem  kilo  więcej,  a  mimo  to  czułam  się  źle.  Bolał  mnie  kręgosłup.  Miałam 
wraŜenie, Ŝe się złamie. 

Faith była wyŜsza od Merri i solidniej zbudowana. 
–  Och,  Merri,  dobrze  się  stało,  Ŝe  nie  wiedziałam,  iŜ  źle  się  czujesz. 

Pognałabym do ciebie i zamęczyłabym cię ciągłą opieką. 

Byłoby  to  z  pewnością  bardzo  przyjemne.  Merri  nigdy  nikt  się  nie 

opiekował. Czasami robił to Brett. Wtedy tylko, kiedy nie ogarniały go twórcze 

background image

pasje. 

–  Pozwalam  ci  otoczyć  opieką  Danny’ego  –  powiedziała  do  Faith, 

zaciągając pasek przy grubym szlafroku. – Los obdarzył mnie synem, który jest 
juŜ  znacznie  wyŜszy  ode  mnie  i  który  lubi  zachowywać  się  tak,  jakby  był 
znacznie ode mnie starszy. Wpływ babci moŜe okazać się dobroczynny. Danny 
powinien cieszyć się tym, Ŝe jest jeszcze taki młody. 

Faith wzięła dŜinsy Merri i wrzuciła je do pralki. 
–  Nie  martw  się.  Mam  pewne  plany.  Ciągle  nie  mogę  się  nadziwić,  jak 

bardzo  Danny  jest  podobny  do  Bretta.  ZauwaŜyłaś,  Ŝe  zachowuje  się  niemal 
identycznie? 

–  Tak  –  odparła  Merri.  I  chyba  dobrze,  Ŝe  nie  jest  do  niej  podobny, 

pomyślała  przypominając  sobie  własne,  godne  poŜałowania  zachowanie  się  na 
cmentarzu  w  obecności  Logana.  W  Ŝadnym  razie  nie  chciała,  Ŝeby  syn 
odziedziczył po niej temperament! 

Coś w wyrazie twarzy musiało zdradzić jej myśli, gdyŜ Faith, rozłoŜywszy 

mokre skarpetki na suszarce, serdecznie objęła Merri ramieniem i zaprowadziła 
do kuchni. 

– Miałam cię nie pytać – zaczęła – bo przecieŜ kaŜdy człowiek potrzebuje 

prywatności, ale... ale powiedz mi, czy dobrze się czujesz? Mówiłaś, Ŝe potrzeba 
ci  świeŜego  powietrza.  Chciałaś  się  przewietrzyć.  Dobrze,  Ŝe  poŜyczyłam  ci 
samochód. 

Merri objęła teściową w talii. 
– Bardzo ci za to dziękuję. –  Wiedząc, Ŝe wcześniej czy później prawda 

wyjdzie na jaw, wyznała: – Pojechałam na cmentarz. 

– Hm. Tak przypuszczałam. 
– Pogrzeb Bretta był doskonale zorganizowany. Nie  masz pojęcia, Faith, 

jak  bardzo  jestem  ci  wdzięczna  za  przygotowania.  Gdy  przybyliśmy,  wszystko 
było gotowe. Dzięki temu cała ceremonia trwała bardzo krótko. Ale ja musiałam 
pobyć dłuŜej na cmentarzu. 

– Nie potrzebujesz się tłumaczyć. 
– Chcę, Ŝebyś wiedziała, Ŝe doceniam to, iŜ wybaczasz mi moje dziwaczne 

zachowanie. Brett był waŜną częścią mego Ŝycia – ciągnęła Merri. W głowie aŜ 
szumiało jej od myśli i doznań, których przez lata nie była w stanie dzielić z nikim 
innym.  Korespondowała  wprawdzie  z  Faith,  wymieniały  między  sobą  długie  i 
szczere listy, lecz nie o wszystkim moŜna było pisać. Są rzeczy, o których nawet 
nie wspomina się matce męŜa. 

Faith  usadziła  synową  na  jednym  z  czterech  czerwonych,  plastykowych 

krzeseł, podeszła do pieca i do dwóch filiŜanek wlała z kociołka gorącą wodę. 

– Rozumiem – odezwała się po chwili. – śycie samo w sobie jest złoŜone. 

Jeszcze bardziej komplikuje je małŜeństwo. Kiedy straciłaś męŜa... – Urwała i do 
wrzącej wody wrzuciła torebki z herbatą. – Jeśli kiedykolwiek zechcesz ze mną o 

background image

czymś porozmawiać, pamiętaj, Ŝe jestem do twojej dyspozycji. 

Istniały rzeczy, o których Merri nie mogła rozmawiać. Były zbyt przykre, 

by  je  poruszać.  Faith  chciała  wiedzieć  jak  najwięcej  o  Ŝyciu  przedwcześnie 
zmarłego syna. Merri nie mogła wyjawić jej wszystkiego. 

– Merri, Brett był moim dzieckiem, lecz nie zapominaj, Ŝe ty jesteś moją 

córką. To święta prawda. Czuję się tak, jakbym to ja wydała ciebie na świat. 

Nikt nigdy nie powiedział jej czegoś równie miłego. Nikt nigdy nie był dla 

niej serdeczniejszy. Z własną matką Merri nie łączyło nic. Umarła kilka lat temu 
w jakimś podłym motelu w pobliŜu meksykańskiej granicy. Faith odgrywała więc 
w Ŝyciu Merri wyjątkową rolę. 

–  Zaraz  poczęstuję  cię  wspaniałą  herbatą  –  ciągnęła.  –  Specjalna 

mieszanka, dobra, gdy człowiek jest wykończony fizycznie lub emocjonalnie. A 
kiedy ją wypijesz, pójdziesz na górę, weźmiesz gorący prysznic i... 

–  Faith  –  przerwała  jej  Merri.  –  Muszę  ci  coś  powiedzieć.  Widziałam 

Logana. 

Faith szybko podniosła głowę. Zaskoczenie odjęło jej mowę. Po chwili się 

opanowała. Poprawiła mały srebrny krzyŜyk, który miała na szyi. Był widoczny 
w wycięciu kwiecistej sukni. 

– Mówił, co stało się tego ranka? – spytała. – Czy dobrze się czuje? Gdzie 

teraz jest? 

Były  to  uzasadnione  pytania,  lecz  Merri  nie  wiedziała,  jak  na  nie 

odpowiedzieć. 

–  Nie  wiem  –  zaczęła  niepewnie.  –  Wspominał  coś  o  jakichś  swoich 

problemach, ale... ale nic więcej na ten temat nie mówił. – Merri spuściła wzrok. 
ś

ałowała,  Ŝe  matce  Logana  nie  moŜe  powiedzieć  niczego  pocieszającego. 

Musiała przygotować ją na najgorsze. 

– Słucham cię, moje dziecko. 
– Jestem pewna, Ŝe to moja wina. Znasz przecieŜ, Faith, jego stosunek do 

mnie. 

–  Tak,  ale  go  nie  rozumiem.  –  Faith  przetarła  oczy,  zaczerwienione  od 

samego  rana.  –  Zagroził  mi,  Ŝe  jeśli  zaproponuję,  byście  oboje  tu  zostali,  on 
wyniesie się z domu. Pokłóciliśmy się z tego powodu. Nie sądzę jednak, Ŝe Logan 
zechce  spełnić  swoją  groźbę.  –  Rzuciła  Merri  spojrzenie  pełne  nadziei.  –  Czy 
przynajmniej wspomniał, Ŝe przyjdzie wieczorem? 

Merri pragnęłaby zapewnić o tym Faith, ale nie mogła skłamać. 
– Nie. Rozzłościł się na mnie. Szybko opuścił cmentarz. Przykro mi, Faith. 

To wszystko moja wina. 

Stara kobieta zagryzła wargi i potrząsnęła głową. 
– Od samego początku, juŜ pierwszego dnia, kiedy Brett przywiózł cię po 

lekcjach do domu i zapytał, czy moŜesz zostać na obiedzie, Logan zachowywał 
się  okropnie.  Tak  jakbyś  miała  wściekliznę  lub  coś  jeszcze  gorszego.  – 

background image

Uśmiechnęła się smutno. – Prawda jest taka, Ŝe Brett od razu do ciebie przylgnął. 
Ale  to  nie  tłumaczyło  zachowania  Logana.  NajwyŜszy  czas,  Ŝeby  to  się 
skończyło. 

Rozmowa jeszcze bardziej rozdraŜniła Merri. 
–  Logan  jest  dorosłym  człowiekiem  –  powiedziała.  –  Ma  prawo  do 

posiadania i wyraŜania własnych opinii. 

– Ale... 
Szum pracującej pralki zagłuszył odgłos otwieranych tylnych drzwi. Merri 

odwróciła się i zobaczyła Logana, który z ponurą miną stał w progu. On takŜe był 
przemoczony. Nie przeszkodziło mu to jednak wejść wprost do kuchni. 

W  świetle  lampy  Merri  lepiej  niŜ  przedtem  widziała  zmiany,  które 

upływający  czas  i  wewnętrzna  gorycz  wyrzeźbiły  na  jego  twarzy.  Włosy  miał 
bardziej  przyprószone  siwizną,  a  blizna  na  twarzy  wydawała  się  znacznie 
wyraźniejsza.  Przede  wszystkim  jednak  dojrzała  wzrok  Logana.  Nigdy  jeszcze 
jego oczy nie były tak wrogie i odpychające. 

– Logan, to jest nadal mój dom! – zawołała Faith, przerywając niezręczną 

ciszę, która nagle zapanowała w kuchni. – Nie zapominaj o tym. JuŜ i tak mnie 
zawiodłeś. Zrobiłeś mi przykrość, nie zjawiając się na pogrzebie brata. 

Ani na chwilę nie spuszczał wzroku z Merri. 
– Brata straciłem dwadzieścia pięć lat temu – wycedził przez zęby. 
– Logan! 
Merri  skrzywiła  się,  bardziej  reagując  na  okrzyk  Faith  niŜ  na  bezlitosne 

słowa Logana. Ledwo panując nad złością, która ją ogarnęła, skrzyŜowała dłonie 
na piersiach i powiedziała: 

–  Dobra  robota,  kolego.  Nie  ma  to  jak  wyszkolenie  wojskowe.  Od  razu 

skaczesz do gardła. Nikt nie ma prawa pozostać Ŝywy. 

Przeszył ją ponurym wzrokiem. 
– To nie twoja sprawa. Trzymaj się ode mnie z daleka. 
– Starczy tego dobrego – ostro oświadczyła Faith. – Logan, Ŝadna matka 

nie zasługuje na to, by syn przynosił jej wstyd dwukrotnie w ciągu jednego dnia. 
Tobie  się  to  udało.  Dowiedz  się  od  razu,  Ŝe  Merri  i  Danny  przyjęli  moje 
zaproszenie i pozostaną tu z nami. 

– Co takiego?! 
Logan tracił panowanie nad sobą. 
Faith stała bez ruchu. Zmierzyła syna karcącym wzrokiem. 
– Słyszałeś, co powiedziałam. Na ten temat dyskusji nie będzie. Ostatnio 

pracujesz wiele i całymi dniami nie ma cię w domu, a Sherman dobrze zarządza 
farmą.  Nie  muszę  go  pilnować.  Pozostaje  mi  tylko  trochę  pracy  w  ogrodzie  i 
robienie przetworów. Czuję się samotna. Chcę mieć blisko siebie resztę rodziny, 
zanim  całkowicie  się  zestarzeję.  Tak  więc,  drogi  chłopcze,  przyjmij  do 
wiadomości moją decyzję. Zachowuj się przyzwoicie. W przeciwnym razie to ty 

background image

będziesz musiał opuścić dom. 

Z dumnie wzniesioną głową wyszła z kuchni. 
Oszołomiona Merri wysączyła do końca herbatę. Podeszła do kuchennego 

blatu, wyjęła torebki z herbatą i wstawiła do zlewu obie filiŜanki. Czuła się obco, 
nie na swoim miejscu. Nie potrafiła poruszać się po kuchni Faith. Pragnęła jak 
najszybciej  uciec  do  swego  pokoju,  skryć  twarz  w  poduszkę  i  spać  przez  cały 
tydzień. 

Spojrzała w stronę Logana. 
– Jeśli chcesz... – zaczęła. Odwrócił się i zdjął przemoczoną kurtkę. 
– Daj spokój. Zrobiłem przykrość matce. Ma pełne prawo mnie winić. Ale 

to niczego nie zmienia. 

Wyczerpana długą podróŜą i porannymi przeŜyciami, a takŜe wściekła na 

Logana za to, Ŝe skrzywdził Faith, Merri wybuchnęła gniewem: 

– Logan, na miłość boską, to działo się dwadzieścia pięć lat temu! Daj mi 

wreszcie spokój. Czy nie potrafisz... 

Nie miała okazji skończyć zdania. Z przekleństwem na ustach Logan rzucił 

się w jej stronę. Chwycił za pasek przy szlafroku i przyciągnął Merri do siebie. 
Wolną rękę zacisnął wokół jej szyi. 

– Ani słowa. Ani słowa więcej – warknął. 
Pasek się rozwiązał i szlafrok zaczął zsuwać się z ramion Merri. Usiłowała 

go przytrzymać.  Spojrzała  na  Logana  i  zobaczyła,  jak  nagle  zmienia  się  wyraz 
jego twarzy. 

Rozluźnił uścisk. Po to tylko, by powoli, bardzo powoli przesunąć palce w 

dół i w górę. Opuścił rękę niŜej. Po chwili znalazła się tam, gdzie serce bratowej 
biło jak szalone. 

Ciało  Merri  nagle  zapłonęło.  Ogarnęła  ją  fala  poŜądania.  Zapragnęła 

Logana. Z całych sił. 

Gdy jego gorące palce zaczęły wsuwać się pod materiał, by znaleźć się tam, 

gdzie od miesięcy nikt jej nie dotykał, Logan ocknął się nagle. Cofnął rękę. 

Po chwili uwolnił Merri. 
Spodziewała  się  z  jego  strony  ataku  złości,  lecz  się  zawiodła.  W  oczach 

Logana dojrzała smutek. PoraŜkę. Była zaskoczona tak samo jak przed chwilą, 
gdy jej dotykał. 

Usłyszała schrypnięty od emocji, pełen wyrzutu głos: 
– Dlaczego nie trzymałaś się ode mnie z daleka? 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

 
Pytanie  to  rozbrzmiewało  echem  w  uszach  Logana  przez  całą  noc. 

Następnego ranka wszedł zamyślony do kuchni. Nie był przygotowany na to, Ŝe 
spotka tu kogoś, kto wstał jeszcze wcześniej. 

Zamarł.  Brett?  Prawie  na  głos  wypowiedział  imię  brata.  Całą  siłą  woli 

powstrzymał się w ostatniej chwili. Udało mu się nie wyjść na idiotę. 

Na  Logana  patrzył  szczupły  nastolatek.  Chłopiec  miał  na  sobie  tylko 

wymięte dŜinsy. Zaspane oczy i zmierzwione włosy świadczyły o tym, Ŝe dopiero 
co się obudził. 

– Cześć – powiedział cicho. – Właśnie przyszedłem napić się mleka. 
– Mleko jest zdrowe. 
Na  swój  wiek  chłopiec  wyglądał  młodo.  Był  jeszcze  niezgrabny,  gdyŜ 

mięśnie  nie  nadąŜały  za  rozwojem  struktury  kostnej.  Pod  czujnym  wzrokiem 
Logana odstawił pustą szklankę do zlewu. Odwzajemnił spojrzenie. Nie wiedział, 
co powiedzieć. 

– To pan jest moim stryjem? – zapytał po chwili. Określenie uŜyte przez 

chłopca zabrzmiało obco w uszach Logana. 

– Aha. Więc ty jesteś Danny. A moŜe powinienem powiedzieć: Daniel? 
Chłopiec  wyglądał  na  speszonego.  Zwiesił  głowę.  Brązowe,  potargane 

włosy opadły mu na czoło i zasłoniły oczy. 

–  Mama  nazywa  mnie  Danny  –  wyszeptał.  Logan  wyczuł  niepewność  w 

głosie chłopca. 

– Odpowiada ci to? 
– Brzmi głupawo, kiedy ma się juŜ piętnaście lat. 
– A więc co wolisz? – Logan był wdzięczny losowi, Ŝe młodzieńcze lata 

miał  poza  sobą.  Nie  dlatego,  Ŝe  dorosłe  Ŝycie  było  łatwiejsze,  lecz  dlatego,  Ŝe 
przestał na tygodnie i miesiące liczyć czas do następnych urodzin. 

– Dan. Tak będzie najlepiej. – Chłopiec odrzucił włosy z czoła i zerknął na 

stojącego obok męŜczyznę. 

– Jak mam się zwracać do pana? – zapytał. 
– Mów mi po imieniu. Logan. Jesteś juŜ na to wystarczająco dorosły. 
Logan  nie  zamierzał  mówić  chłopcu  niczego  przyjemnego.  Dostrzegł 

jednak radość w jego oczach. 

– Naprawdę? 
– Dlaczego pytasz? 
–  Bo...  bo  chodzi  o  ciebie,  stryjku  –  odparł  chłopiec,  wzruszając  lekko 

ramionami. 

Logan naciągnął sportową bluzę, którą przyniósł z sobą z sypialni. 
– Co to ma znaczyć? – zapytał. Zaraz jednak potem zdał sobie sprawę z 

background image

tego, Ŝe nie chce znać odpowiedzi na zadane pytanie. – PrzecieŜ mnie nie znasz – 
dodał.  –  I  ja  nie  znam  ciebie.  Gdybyśmy  spotkali  się  na  ulicy  lub  gdybyś  na 
przykład prosił mnie o pracę, to zwracałbyś się do mnie... 

– Mówiłbym: panie Powers. 
W  tej  chwili  za  plecami  Logana  zabrzmiał  głos  Meredith.  A  więc  nie 

zmieniła  się  pod  jeszcze  jednym  względem.  Nadal  poruszała  się  bezszelestnie, 
cicho jak kot. Powinien wiedzieć, Ŝe po kilkunastu godzinach przebywania pod 
tym  dachem  ta  kobieta  nauczy  się  bezbłędnie  omijać  skrzypiące  deski  na 
schodach.  A  więc  robi  coś,  czego  on  nie  potrafił,  mimo  Ŝe  był  stałym 
mieszkańcem tego domu. 

Obrzucił ją szybkim spojrzeniem. Musiała spać nie lepiej niŜ on sam. Miała 

głębokie  cienie  pod  oczyma,  a  jej  krótkie  włosy  były  niemal  tak  samo 
zmierzwione  jak  włosy  syna.  Miała  na  sobie  tylko  męską  czarną  bawełnianą 
koszulkę. 

Widok ten sprawił, Ŝe Logan wycofał się w przeciwległy róg kuchni. MoŜe 

pod koszulką, która sięgała połowy ud, Meredith miała na sobie krótkie szorty. 
Prawdopodobnie  jej  syn  był  przyzwyczajony  do  takiego  skąpego, 
prowokacyjnego stroju matki, ale jemu, Loganowi, to się wcale nie podobało. 

– Nie mogłeś spać? – spytała. 
W pierwszej chwili Logan sądził, Ŝe zwraca się do niego. Zorientował się 

szybko, Ŝe mówi do syna. 

– Zachciało mi się pić. Czego sobie Ŝyczysz? – zapytał Danny. 
Grzeczny  dzieciak.  Wyczuwało  się,  Ŝe  między  matką  a  synem  panuje 

serdeczna, swobodna atmosfera. Łączyły ich niemal koleŜeńskie stosunki. Logan 
poczuł się nagle obco we własnym domu. Nie było to zabawne. 

–  śyczę  sobie  mnóstwa  kawy  i  tuzina  zapałek,  Ŝebym  mogła  podeprzeć 

zamykające się oczy. Kawę zaparzę sama. – Meredith rzuciła Loganowi szybkie 
spojrzenie. – Masz ochotę się napić? 

Ich  oczy  spotkały  się  na  chwilę.  Przez  ciało  Logana  przebiegł  dreszcz. 

Kiedy Meredith odwróciła wzrok, odetchnął z ulgą. 

– Muszę juŜ iść – odparł. 
–  Koniecznie?  Zaparzenie  kawy  zajmie  mi  minutkę.  Jest  jeszcze  bardzo 

wcześnie. 

–  Powiedziałem:  nie  –  warknął  niegrzecznie.  Reagował  zbyt  ostro. 

Piekielna  kobieta.  Nie  upłynęły  jeszcze  dwadzieścia  cztery  godziny,  a  juŜ 
sprawiła, Ŝe czuł się nieswojo. 

Widząc, Ŝe matka i syn stoją nieruchomo, w milczeniu czekając na jakieś 

wyjaśnienia z jego strony, a moŜe nawet na przeprosiny, ruszył w stronę drzwi. 

– Muszę juŜ iść – powtórzył. 
Nie  zamierzał przepraszać.  Nadał  swemu  głosowi  takie  brzmienie,  jakby 

był zmęczony, a nie zły. Na nic więcej nie było go stać. 

background image

– Cieszę się, Ŝe pana poznałem – odezwał się Danny. – MoŜe uda nam się 

później porozmawiać? 

Stając  w  otwartych  drzwiach,  Logan  wciągnął  haust  wilgotnego, 

porannego  powietrza.  Nie  odwracając  się,  skinął  głową.  Po  chwili  za 
zamkniętymi drzwiami domu poczuł się bezpiecznie. 

Był z siebie niezadowolony. Zdegustowany szedł w stronę zaparkowanej 

cięŜarówki.  To  śmieszne,  Ŝe  zląkł  się  dzieciaka.  Co  będzie  dalej?  W  oczach 
chłopca dostrzegł nie tylko ciekawość, lecz takŜe podziw. Logan był pewny, Ŝe 
mały  widział  jego  fotografię  i  ordery,  które  matka  umieściła  obok  ślubnego 
zdjęcia Merri i Bretta. Trudno było ich nie dostrzec. Wystawione na półce przy 
frontowych  drzwiach  kaŜdemu  od  razu  rzucały  się  w  oczy.  A  moŜe  chłopiec 
odziedziczył  po  rodzicach  awersję  do  wojska?  Nie  miało  to  zresztą  większego 
znaczenia. Logan nie zamierzał wracać do przeszłości. 

Do  diabła,  Meredith,  pomyślał,  spoglądając  na  dom  widoczny  we 

wstecznym lusterku cięŜarówki. Zrób to, co naleŜy. Co będzie najlepsze dla nas 
obojga. To znaczy wynoś się stąd. I to szybko. 

 
– Mamo, on mnie nie lubi. 
Uwaga  Danny’ego  rozczuliła  Merri.  Powinna  od  razu  podejść  do  syna  i 

uścisnąć  go  lub  pocałować.  W  porę  jednak  się  powstrzymała,  uprzytomniwszy 
sobie, Ŝe w wieku Danny’ego matczyne uściski i pocałunki są niemile widziane. 
Napełniła kociołek wodą. 

– Tygrysie, to nieprawda. On po prostu nie znosi ruchu i zmian. Zakłócamy 

mu egzystencję. 

To  śmieszne,  Ŝe  stawała  teraz  w  obronie  Logana.  Nie  widziała  jednak 

powodu, Ŝeby wplątywać syna w konflikt między nią a tym człowiekiem. Jeśli 
Danny i jego stryj nie potrafią się dogadać i polubić, będzie to tylko ich sprawa. 
Przeszłość nie powinna rzutować na ich wzajemne stosunki. 

Podeszła do pieca i postawiła kociołek na ogniu. Dopiero wtedy poświęciła 

synowi całą uwagę. 

– Logan zawsze robi to, co chce. Jeśli tu zostaniemy, będziemy musieli się 

do tego przyzwyczaić. 

– Jeśli tu zostaniemy? 
Poprzednie zdanie wyrwało się jej nieopatrznie. Skrzywiła się, lecz zaraz 

potem uznała, Ŝe w stosunku do syna powinna być szczera. Ostatniej nocy długo 
rozmyślała i doszła do wniosku, Ŝe oboje z Dannym nie mogą zostać w Rachel. 
Mimo Ŝe zauwaŜyła, jak wielką syn ma na to ochotę. Brett uwielbiał podróŜować. 
Z  tego  względu,  a  takŜe  dlatego,  iŜ  miał  zawsze  kłopoty  ze  znalezieniem 
stosownej  pracy,  ciągle  przenosili  się  z  miejsca  na  miejsce.  Mały  Danny  nie 
zaznał spokoju. I widocznie miał juŜ tego dość. Pragnął pozostać gdzieś na stałe. 
A  ściślej  mówiąc,  w  Rachel.  Z  jego  punktu  widzenia  było  to  rozwiązanie 

background image

sensowne, dla niej zaś mogło okazać się prawdziwym koszmarem. 

– Chciałam powiedzieć, Ŝe... 
Ucieszyła się, słysząc odgłosy kroków dochodzące od strony schodów. 
–  Czy  nikt  nie  miał  ochoty  porządnie  wyspać  się  tego  ranka?  –  spytała 

Faith, wchodząc do kuchni. Jej taftowy, szeroki szlafrok szeleścił przy kaŜdym 
kroku. Pocałowała synową, a potem wnuka. 

Na  jej  widok  Merri  uśmiechnęła  się  szeroko.  Niebieskozielony, 

rozkloszowany szlafrok Faith przypominał lampę od Tiffany’ego. 

–  Sama  wiesz,  jak  to  jest.  Nowe  miejsce,  nowe  łóŜka...  –  Merri  miała 

nadzieję, Ŝe teściowa zadowoli się takim wyjaśnieniem. 

– Jasne. – Faith klepnęła lekko Danny’ego w plecy i podeszła do lodówki. – 

Będzie lepiej. Zobaczycie. – Nagle jej spojrzenie stało się niepewne. – A gdzie 
Logan? Chyba słyszałam, jak schodził na dół. 

Merri i Danny wymienili spojrzenia. 
– Przed chwilą wyszedł. 
–  Tak  późno  wrócił  wczoraj  do  domu.  –  W  zaspanych  oczach  Faith 

odbijało  się  rozczarowanie.  –  Pewnie  dlatego,  Ŝe  mu  wygarnęłam,  co  o  tym 
wszystkim myślę. 

– Chyba nie dlatego – szybko wtrąciła Merri, pragnąc uspokoić teściową. – 

Mówił, Ŝe ma coś pilnego do załatwienia. – Była pewna, Ŝe Faith nie podtrzyma 
teraz  tematu.  Wiedziała  jednak,  Ŝe  w  najbliŜszym  czasie  musi  odbyć  z  nią 
rozmowę. Ale nie w obecności Danny’ego. Chłopak nie powinien być wplątany 
w  konflikty  między  swoją  matką  a  Loganem.  –  Chyba  umówił  się  z  kimś  na 
ś

niadanie. 

Faith z ulgą przyjęła wyjaśnienie. 
– Tak, pewnie masz rację. Czasami o wielu rzeczach zapomina. Prowadząc 

tę  swoją  firmę  budowlaną,  ma  ciągle  zbyt  wiele  na  głowie.  A  więc  dobrze, 
siadajcie  oboje.  Od  dawna  marzę  o  tym,  Ŝebym  mogła  przyrządzać  posiłki  dla 
kogoś, kto spokojnie posiedzi tu ze mną. 

Okazja do szczerej rozmowy z teściową nadarzyła się po śniadaniu. Danny 

pobiegł na górę. Obie panie pozmywały  naczynia i Faith zaproponowała Merri 
wyjście z domu. Chciała pochwalić się ogrodem. Merri przystała na tę propozycję 
z ochotą, bo było jej to bardzo na rękę. 

Kiedy znalazły się przed domem, Merri ogarnęło nagle uczucie nostalgii. 

Wczoraj,  zmęczona  podróŜą  i  wyczerpana  przeŜyciami  ostatnich  godzin,  nie 
bardzo  wiedziała,  co  się  z  nią  dzieje.  Teraz,  spoglądając  na  rozciągający  się 
wokół  znajomy  krajobraz,  poczuła  nagle,  Ŝe  wreszcie  znalazła  się  w  domu. 
Swego czasu łatwo jej było poŜegnać się z Rachel, ale siedziba Powersów zawsze 
stanowiła dla niej coś niemal świętego. 

Z rozrzewnieniem przyglądała się teraz staremu domostwu. W piętrowym, 

białym  budynku,  pochodzącym  z  czasów  wielkiego  kryzysu,  bywała 

background image

wielokrotnie. Zjadła tu niezliczoną ilość posiłków. Wdrapywała się na ogromne 
drzewa,  dęby  i  magnolie,  rosnące  w  pobliŜu  domu  i  rzucała  orzechami  i 
kamykami w okno pokoju Bretta. Na lewo od warzywnika i kwiatowego ogrodu 
znajdowała się stodoła. Merri spała w niej kilkakrotnie. Wtedy, kiedy jej matka 
sprowadzała do domu obcych męŜczyzn i Merri bała się przebywać z nimi pod 
jednym dachem. Stodoła Powersów była idealnym miejscem schronienia dopóty, 
dopóki  młodej  dziewczyny  nie  wyśledził  stary  Sherman.  Doniósł  o  tym  Faith, 
która  natychmiast  zaofiarowała  jej  wygodne  łóŜko  w  domu.  Zaproszenie  pani 
Powers było bezterminowe. 

Tak,  Merri  czuła  się  tu  bezpieczna.  Serdecznie  przyjmowana  przez 

wszystkich mieszkańców domu. Teraz wróciło poczucie bezpieczeństwa, lecz nie 
wszyscy mieszkańcy mile ją przyjmowali. 

– Niewiele się tu zmieniło, prawda? – zapytała Faith, przerywając długie 

milczenie zadumanej Merri. 

–  Niewiele  –  potwierdziła.  –  Wszystko  wygląda  jeszcze  solidniej  niŜ 

niegdyś.  –  Wskazała  ręką  rozległe  pola  pokryte  kobiercem  świeŜej,  soczystej 
zieleni. – Widać, Ŝe Sherman dba o gospodarstwo. 

– Boi się, Ŝe jeśli sprawi mi zawód, pozbędę się go i będzie musiał pójść na 

emeryturę.  Nie  wie  jednak,  Ŝe bez niego juŜ  nie  potrafiłabym  dać  sobie  rady  z 
zarządzaniem  całym  gospodarstwem.  śaden  z  moich  chłopców  nie  wyrósł  na 
farmera. Gdyby Sherman zrezygnował z pracy, pewnie sprzedałabym ziemię. Na 
szczęście, on jest zdania, Ŝe starzy farmerzy nigdy nie odchodzą. 

Merri  uśmiechnęła  się  lekko.  Szczupłego,  ciemnoskórego  męŜczyznę 

poznała  swego  czasu  w  polu.  Przyłapał  ją  wówczas  na  kradzieŜy  jabłka,  które 
przyniósł  z  sobą  na  drugie  śniadanie.  Sumienie  nie  pozwoliło  jej  zabrać  mu 
kanapek z szynką, ale na jabłko miała ogromną ochotę. Gdy Sherman dowiedział 
się,  kiedy  ostatni  raz  jadła  przyzwoity  posiłek,  nie  tylko  nie  oskarŜył  jej  o 
kradzieŜ  i  nie  zaprowadził  na  posterunek,  lecz  nalegał,  Ŝeby  zjadła  całe  jego 
ś

niadanie. O tym incydencie nigdy nawet nie wspomniał Faith. Nawet później, 

kiedy znalazł Merri śpiącą w stodole. 

–  Musi  być  juŜ  bardzo  stary  –  powiedziała.  –  Kiedy  po  raz  pierwszy  go 

spotkałam, miał juŜ czterdziestkę lub więcej. 

– Ma siedemdziesiąt lat. – Faith nałoŜyła rękawiczki. 
– Ja skończyłam sześćdziesiąt siedem. Ciągle mnie złości to, Ŝe on wygląda 

młodziej ode mnie. 

–  Och,  Faith.  –  Merri  potrząsnęła  głową.  –  Mając  osiemdziesiątkę  teŜ 

będziesz wyglądała wspaniale. 

–  Moja  droga,  miło,  Ŝe  to  mówisz.  Ale  ja  nie  dopraszam  się 

komplementów.  Nie  muszę  wyglądać  młodo.  śaden  romans  przecieŜ  mnie  nie 
czeka. 

–  Oj,  czeka,  czeka.  Masz  przecieŜ  wielbiciela.  –  Na  widok  zaskoczonej 

background image

miny  Faith  Merri  roześmiała  się  radośnie.  –  CzyŜbyś  nie  zauwaŜyła,  jakie 
wraŜenie robisz na listonoszu? 

–  Stan  Shirley  to  uroczy  człowiek  –  przyznała  starsza  pani.  –  Ale  kiedy 

zdąŜyłaś... 

– Wczoraj, gdy wróciliśmy z cmentarza. Z okna na piętrze przyglądałam ci 

się, kiedy szłaś do skrzynki na listy. 

– Merri zdziwiło wówczas to, Ŝe Faith, przejęta pogrzebem, nie poprosiła 

jej ani Danny’ego o przyniesienie do domu korespondencji, tylko zrobiła to sama. 
Stanęła przy skrzynce i ucięła sobie długą pogawędkę z listonoszem. 

Rudowłosy,  przystojny  męŜczyzna  ujął  obie  dłonie  Faith.  Merri 

znajdowała  się  zbyt  daleko,  by  dosłyszeć,  o  czym  była  mowa,  lecz  widziała 
smutną, zafrasowaną twarz męŜczyzny i jego pełen współczucia wzrok. 

–  Powinnam  była  wiedzieć,  Ŝe  szybko  odkryjesz,  co  się  święci.  Zawsze 

byłaś spostrzegawcza. – Faith odruchowo poprawiła włosy. – Stan chciał przyjść 
na cmentarz, Ŝeby być blisko mnie. Ale mu na to nie pozwoliłam. Trzymam go na 
dystans. 

– Dlaczego? 
– Przede wszystkim z tchórzostwa. 
–  Ty  jesteś  tchórzem?  –  W  głosie  Merri  zabrzmiało  niedowierzanie.  – 

Jesteś jedną z najdzielniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek spotkałam! 

–  Ale  nie  pod  tym  względem.  Moja  droga,  on  jest  ode  mnie  o  pięć  lat 

młodszy! 

Merri  włoŜyła  rękawiczki,  które  podała  jej  teściowa,  i  wzruszyła 

ramionami. 

– No to co? Kiedyś, w młodości, taka róŜnica wieku się liczyła. W miarę 

upływu  czasu,  kiedy  człowiek  staje  się  starszy,  przestaje  to  mieć  jakiekolwiek 
znaczenie. 

–  Teoretycznie  masz  rację.  Zresztą  bez  przerwy  czytam  na  ten  temat  w 

przeróŜnych  czasopismach.  Ale  to  nie  zmienia  faktu,  Ŝe  ilekroć  Stan  zaprasza 
mnie do kina lub na kolację, wymawiam się pod byle pretekstem. Cały czas myślę 
o tym, co powiedzieliby ludzie. 

– Powiedzieliby pewnie, Ŝe masz szczęście i Ŝe cieszysz się Ŝyciem. 
– Jest jeszcze jedna sprawa. Logan by tego nie pochwalił. – Faith uklękła i 

popatrzyła  uwaŜnie  na  grządkę  rzodkiewek.  Ze  zdwojoną  energią  zaczęła  je 
przerywać. – Nie mówiłam ci, Ŝe Stan jest wujem Jane. 

Wspomnienie Ŝony Logana obudziło ciekawość Merri. OŜenił się prawie 

dwadzieścia lat temu, raczej niespodziewanie, o czym w liście doniosła jej Faith, i 
rozwiódł po niespełna trzech latach. Rozstał się z Ŝoną ze względu na „róŜnicę 
charakterów”, jak poinformował matkę w dniu, w którym Jane przeprowadziła się 
do swojej rodziny. 

–  O  ile  dobrze  pamiętam,  panieńskie  nazwisko  Jane  brzmiało:  Morris  – 

background image

zauwaŜyła Merri. 

– Tak. Stan jest bratem jej matki, dlatego nosi inne nazwisko. 
Merri  chętnie  zadałaby  więcej  pytań  na  temat  małŜeństwa  Logana. 

Wiedziała jednak, Ŝe czeka ją rozmowa z Faith o waŜniejszych sprawach. 

– PrzecieŜ chodzi o twoje szczęście – powiedziała. – Logan z pewnością 

dobrze ci Ŝyczy. 

Merri zajęła się pieleniem sąsiedniej grządki. Faith westchnęła lekko. 
– Teraz mam inne sprawy na głowie. Bardziej zaleŜy mi na tym, abyś wraz 

z Dannym zamieszkała z nami. I Ŝeby Logan wreszcie się uspokoił i zachowywał 
przyzwoicie w stosunku do ciebie. 

Merri czekała tylko na taką okazję do dalszej rozmowy. 
– MoŜe zbyt wiele od niego wymagasz. – Dotknęła lekko ramienia Faith. – 

Oboje z Dannym nie moŜemy tu zostać. 

–  Co  takiego?  Oczywiście,  Ŝe  moŜecie.  Tylko  w  ten  sposób  zdołacie 

zrekompensować mi śmierć Bretta. 

– Dzięki za miłe słowa. Wiele dla mnie znaczą – przyznała Merri. – Ale 

Logan jest niezadowolony. Ma większe prawo być tutaj niŜ my. Obiecałam, Ŝe się 
postaram  jakoś  naprawić  nasze  stosunki.  Ale  to  chyba  niemoŜliwe.  Oboje  z 
Loganem  nie  potrafimy  ani  przez  chwilę  być  w  jednym  pokoju,  Ŝeby  się  nie 
pokłócić. Źle na siebie działamy. Nie chcę ciągłych konfliktów. Nie powinnam 
naraŜać na nie Danny’ego. W obecności Logana wstępuje we mnie diabeł. Robię 
się  okropna.  MoŜesz  wierzyć  lub  nie,  ale  Danny  uwaŜa,  Ŝe  ma  pogodną, 
sympatyczną matkę. 

– Ja teŜ uwaŜam cię za taką osobę. Kochana, mam prośbę. Zostań ze mną. 

MoŜe po jakimś czasie wszystko się ułoŜy. Wygląda na to, Ŝe Danny jest jedynym 
wnukiem,  jakiego  kiedykolwiek  będę  miała.  Pozwól  mi  uczestniczyć  w  jego 
dorastaniu. 

Merri zaczęła szukać wymówek. 
–  Nie  znajdę  tu  pracy!  Nie  wiem,  kiedy  będę  mogła  ci  dać  pieniądze  na 

Ŝ

ycie, a co dopiero płacić komorne. 

–  PrzecieŜ  stanowimy  jedną  rodzinę.  Nie  martw  się  płaceniem  za 

mieszkanie.  A  jeśli  mowa  o  pracy,  to  masz  jeszcze  czas.  Dopiero  co  straciłaś 
męŜa. Musisz się otrząsnąć. Potem zdecydujesz, co robić z resztą Ŝycia. 

Merri  pragnęła  teraz  tylko  jednego.  Móc  patrzeć  na  Logana,  nie  marząc 

jednocześnie o tym, by znaleźć się w jego ramionach. 

– Dobrze – odparła. – Ale pod jednym warunkiem. Jeśli uznasz, Faith, Ŝe 

jednak powinnam wyjechać, natychmiast powiesz mi o tym. Ja zrobię to samo. 

– To brzmi sensownie – z uśmiechem odparła Faith. – A teraz, moja droga, 

zaspokój nienasyconą ciekawość matki i opowiedz mi o moim synu, o czasach, 
gdy był męŜczyzną. 

 

background image

Logan  zwlekał  z  powrotem  do  domu.  Jego  firma  dobrze  prosperowała. 

Zatrudniał trzy ekipy budowlane i niewielką grupę robotników zajmujących się 
pracami wykończeniowymi. 

Gdy  firma  Powers  Construction  budowała  dom,  robiła  to  nadzwyczaj 

sumiennie  i  solidnie,  dbając  o  wszelkie  szczegóły.  Usatysfakcjonowany  klient 
otrzymywał  wszystko  zapięte  na  ostatni  guzik.  Idealne  porządki.  Nigdzie  nie 
walały się pozostawione gwoździe ani kawałki izolacji czy inne materiały. 

Dziś  Logan  teŜ  nie  znalazł  Ŝadnych  usterek.  Jego  pracownicy  doskonale 

wykonali swą robotę. O dziewiątej wieczorem, gdy robiło się ciemno, skończył 
inspekcję w ostatnim domu połoŜonym w południowej części Rachel. Zgodnie z 
planem  wprowadzi  się  tu  jutro  rodzina  Williamsów.  Logan  czuł  satysfakcję  z 
powodu dobrze wykonanego zadania. Och, Williamsowie z pewnością zapomną, 
Ŝ

e marudzili, bez końca wybierając do domu świeczniki. Za dwa lub trzy lata z 

trudnością będą potrafili sobie przypomnieć, kto budował im dom. Dla Logana 
nie miało to jednak Ŝadnego znaczenia. Wiedział, Ŝe to jego dzieło, i tylko to się 
liczyło. Ta satysfakcja znaczyła więcej niŜ zarobione przez firmę pieniądze. 

Logan mógł powiedzieć, Ŝe część jego Ŝycia związana z pracą układała się 

dobrze.  Działalność  zawodowa  była  interesująca  i  dawała  pełne  zadowolenie. 
Myślał o tym, kierując się w stronę rodzinnego domu. Mimo to czuł dziś wokół 
siebie pustkę przesyconą goryczą. A wszystko dlatego, Ŝe matka zrujnowała mu 
spokój ducha. 

Myśl  o  Meredith  sprawiła,  Ŝe  nagle  ujrzał  przed  oczyma  jej  twarz. 

Przytrzymał  mocniej kierownicę cięŜarówki. Przez te wszystkie lata nic się nie 
zmieniło. Tak jak niegdyś, ta kobieta rzucała jakiś urok i owijała sobie kaŜdego 
wokół  małego  palca.  Nadal  nie  miał  pojęcia,  jak  to  się  jej  udawało.  Wszędzie 
wprowadzała niepokój i chaos, pomyślał z goryczą. Dziś rano nie był nawet w 
stanie wypić spokojnie filiŜanki kawy we własnym domu. 

Co w tej sytuacji pozostawało do zrobienia? Nawał obowiązków sprawił, 

Ŝ

e  przez  cały  dzień  nie  miał  czasu  o  tym  w  ogóle  pomyśleć.  Teraz,  gdy 

nieuchronnie  zbliŜał  się  do  domu,  musiał  stanąć  twarzą  w  twarz  z  ponurą 
rzeczywistością. Nie mógł sobie pozwolić na luksus niemyślenia. 

Meredith i jej syn osiądą w Rachel i zamieszkają u jego matki. Czy, jeśli to 

się  stanie,  powinien  pozostać  w  domu?  Chyba  nie.  Z  drugiej  jednak  strony 
opuszczenie matki nie wydawało mu się moŜliwe. PrzecieŜ jej pomagał. Miała w 
nim stałe oparcie. Finansowo radziła sobie nieźle. Dochód z farmy i wojskowa 
emerytura  po  zmarłym  męŜu  wystarczały  na  Ŝycie.  Obecność  Logana  w  domu 
była  jednak  matce  niezbędna.  Wiedział,  Ŝe  Faith  uwielbia  rodzinną  atmosferę. 
Kochał matkę i szanował. Nie chciał więc w Ŝadnym razie osłabiać istniejących 
między  nimi  więzów.  Cały  problem  polegał  na  tym,  Ŝe  jeśli  będzie  musiał 
codziennie oglądać Meredith, nie zazna ani chwili spokoju. 

Jaka  szkoda,  Ŝe  się  nie  zmieniła.  Mogłaby  stać  się  gruba  i  nudna.  Nic  z 

background image

tego. Meredith wprawdzie dojrzała, ale fizycznie nadal była młoda. Miała niemal 
chłopięcą  figurę.  Była  zgrabna,  wiotka  i  pełna  gracji.  A  na  dodatek  bystra  i 
inteligentna. Stała się w pełni kobietą. Logan wiedział, Ŝe w większości spraw nie 
będzie się z nią zgadzać. Potrafiła jednak rozbudzić jego poŜądanie. Bardziej niŜ 
jakakolwiek inna kobieta. Los mu więc nie sprzyjał. 

W świetle reflektorów na drodze ukazała się nagle jakaś postać. Ktoś szedł 

drogą. A poniewaŜ o tak późnej porze ruch bywał tu niewielki, Logan domyślił 
się, kogo ma przed sobą. 

Zahamował ostro. Zatrzymał samochód i opuścił szybę. 
–  Co  tu  robisz,  do  diabła?  –  zapytał  ostro.  Na  widok  Meredith  od  razu 

ogarnęła  go  złość.  –  Nie  zdajesz  sobie  sprawy  z  tego,  jak  niebezpiecznie  jest 
chodzić tu samej po ciemku? 

Spojrzała w niebo, a potem zajrzała przez otwarte okno cięŜarówki. 
– Chciałam z tobą porozmawiać przez chwilę poza domem. 
– Coś jest nie w porządku? – zapytał. Zaniepokoił się nagle, czy matce nie 

stało się coś złego. 

– A czy coś jest w porządku? – odparowała z lekką ironią. 
Zirytowała go. Miał za sobą długi i cięŜki dzień. Był głodny, spragniony i 

marzył  o  gorącym  prysznicu.  Czy  musiał  przedtem  staczać  słowną  walkę  z  tą 
kobietą? Spojrzał na Meredith. 

– Wsiadaj – mruknął. 
Kiedy  wsunęła  się  na  siedzenie  obok  kierowcy,  zjechał  na  miękkie, 

trawiaste  pobocze  i  zatrzymał  samochód.  Starał  się  nie  patrzeć  na  pasaŜerkę. 
ZauwaŜył jednak, Ŝe ma na sobie obcięte krótko dŜinsy i wydekoltowaną bluzkę. 
Nie zamierzał patrzeć w jej stronę, by nie zauwaŜyła, Ŝe go podnieca. 

–  Dziękuję  –  powiedziała.  –  To  miło  z  twojej  strony,  Ŝe  poświęcasz  mi 

czas. 

– Mów, o co ci chodzi. I to szybko. W tym miejscu nie jesteśmy widoczni 

od strony domu, lecz przed moją matką nic się nie ukryje. Z pewnością wie, Ŝe 
wyszłaś. 

Merri uśmiechnęła się lekko. 
– Wiem. Brett zawsze się cieszył, gdy zdołał po kryjomu wykraść z kuchni 

coś  do  jedzenia.  Kiedyś  wyniósł  sałatkę  ziemniaczaną,  którą  Faith  zrobiła 
specjalnie  na  zebranie  w  kościele.  Potem  jednak  zawsze  się  okazywało,  Ŝe 
ś

wietnie o wszystkim wiedziała. 

–  Nie  zamierzam  tkwić  tu  bezczynnie  i  wysłuchiwać  twoich  intymnych 

zwierzeń na temat męŜa. Jeśli po to tylko mnie zatrzymałaś, tracisz czas. 

–  Wiesz  dobrze,  Ŝe  jestem  tu  nie  dlatego  –  odparła.  W  głosie  Merri 

pojawiło się poprzednie napięcie. – Przyszłam prosić cię, Ŝebyśmy zawarli pokój. 

Typowo babska taktyka, z niechęcią pomyślał Logan. Tak jakby decyzja w 

tej sprawie zaleŜała wyłącznie od niego. On będzie winny, jeśli jej plan się nie 

background image

powiedzie. Rzucił Meredith sceptyczne spojrzenie. 

– UwaŜasz, Ŝe to moŜliwe? – zapytał. 
– Nie wiem. A co ty sądzisz? 
– śe to niemoŜliwe. 
– Nie chcesz spróbować? 
– Nie widzę dla nas Ŝadnej szansy. Oliwa i ocet się nie łączą. 
Obróciła się i spojrzała mu w twarz. 
–  Nie  traktuj  nas  jak  składniki  sałatki.  Jesteśmy  istotami  ludzkimi, 

zdolnymi dokonać poŜądanej zmiany. 

Logana  zaczął  niepokoić  widok  opalonych  smukłych  nóg,  które  widział 

kątem oka. 

– No to mów, czego poŜądasz – powiedział z uśmiechem. 
– Nie miałam na myśli poŜądania fizycznego – wyjaśniła szybko. 
– Jasne, Ŝe nie – mruknął z ironią. 
– Naprawdę nie miałam! Dlaczego zawsze uwaŜasz, Ŝe skoro moja matka 

była... tym, kim była, ja jestem do niej podobna? 

Logan zmarszczył czoło. 
– Ani przez chwilę nie pomyślałem o twojej matce. 
– Naprawdę? 
– Miałem na myśli tylko ciebie i mego brata. 
– Och! 
Zabrzmiało to tak, jakby Meredith nie wiedziała, o czym mówi Logan. 
– Odkąd przyłapałem was po raz pierwszy, zawsze trzymaliście się razem. 
– Nie robiliśmy nic zdroŜnego! – zaprotestowała Meredith. 
– Nakryłem was kiedyś prawie roznegliŜowanych. Nie pamiętasz? 
– Musiałam oszczędzać ubranie do szkoły – wyjaśniła. 
Coraz silniej odczuwał fizyczną obecność Meredith. 
– A pamiętasz, jak kiedyś przyszedłem z pracy i zastałem was leŜących na 

łóŜku? 

– Brett pomagał mi wtedy w algebrze. Musieliśmy mówić szeptem, Ŝeby 

nie przeszkadzać twojej mamie. 

– No to dlaczego miałaś minę winowajczyni, kiedy otworzyłem drzwi? 
– Powinieneś wtedy widzieć własną twarz – odcięła się Merri. – Byłeś jak 

gradowa chmura. Okropnie rozzłoszczony. Teraz wyglądasz podobnie, mimo Ŝe 
jesteśmy tu tylko we dwoje. 

Jeśli jeszcze raz przypomni mi, Ŝe jesteśmy sami, pomyślał Logan, to zaraz 

wysiądę i pójdę piechotą do domu. 

– UwaŜasz, Ŝe zgoda między nami jest moŜliwa? śadne z nas nie potrafi 

powiedzieć jednego zdania, Ŝeby nie obrazić drugiego. 

–  A  jak  sądzisz?  Dlaczego  tak  jest?  Czy  ona  naprawdę  niczego  nie 

rozumie? 

background image

– A czy nie przyszło ci przypadkiem do głowy, Ŝe się nie lubimy? 
– Nie. Sądzę, Ŝe nienawidzisz mnie dlatego, Ŝe zabrałam ci brata. I wygląda 

na to, Ŝe nie zdajesz sobie sprawy z tego, Ŝe jeśli nie ja, to ktoś inny zabrałby ci go 
wcześniej  czy  później.  W  kaŜdym  razie  ty  i  Brett  byliście  do  siebie  zupełnie 
niepodobni. RóŜniliście się niemal pod kaŜdym względem. 

Miała rację, ale Logan świetnie wiedział, Ŝe nie o to chodziło. Teraz zdał 

sobie z tego sprawę. A moŜe nawet wiedział o tym wcześniej. Nie miał ochoty 
przyznawać się do tego przed sobą. 

Jego  problem  polegał  na  tym,  Ŝe  to  Brett  pociągał  Meredith,  a  nie  on. 

Poczuł ból, kiedy to sobie uzmysłowił. 

–  Wiesz,  Ŝe  mam  rację,  prawda?  –  łagodnym  tonem  spytała  Meredith.  – 

Jeśli zaleŜy ci na tym, wierz sobie, w co chcesz. 

– To, Ŝe mam rację... Och, niewaŜne. Powiedz mi, na czym, jak sądzisz, 

polega twój problem. 

Zastanawiał się, czy powinien powiedzieć jej prawdę. Po chwili odwrócił 

głowę  w  stronę  Meredith.  Napotkał  jej  zaniepokojone  spojrzenie.  Bliskość  tej 
kobiety  sprawiała,  Ŝe  świerzbiły  go  palce,  by  jej  dotknąć.  Sam  fakt,  iŜ  na  nią 
spoglądał,  wywoływał  ból  oraz  nową,  a  zarazem  bardzo  dawną  tęsknotę. 
Podejrzewał, Ŝe gdyby zaprzestali teraz rozmowy i zaczęli się dotykać i całować, 
ogarnęłoby ich szaleństwo. 

– To poŜądanie – oznajmił nagle. 
Przez  chwilę  sądził,  Ŝe  Meredith  zaprzeczy  lub,  co gorsza,  zacznie  robić 

sarkastyczne  uwagi  na  temat  tego,  co  stwierdził.  Powie,  Ŝe  jest  ostatnim 
człowiekiem  na  ziemi,  którego  mogłaby  poŜądać.  Zamarł,  przewidując  ból 
odrzucenia. 

Merri  odchyliła  się  na  siedzeniu.  Lewym  policzkiem  dotknęła  miękkiej 

skóry obicia fotela. 

– Miałam nadzieję, Ŝe się mylę – powiedziała. Poczuł nagłą ulgę. 
– Ja teŜ – przyznał. 
– MoŜe oboje się mylimy – dodała z nadzieją w głosie. – Jak mogło do tego 

dojść, skoro w gruncie rzeczy prawie się nie znamy? 

– Przed laty teŜ się nie znaliśmy. 
–  Tak,  ale  moŜe  reagujemy  teraz  na  coś  nierzeczywistego.  Na  jakieś 

fałszywe echo lub wyobraŜenie, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. 

Logan się nie  odezwał.  Z powątpiewaniem  uniósł  tylko brwi. Ta  reakcja 

wywołała grymas na twarzy Meredith. 

– Jest mi przykro – powiedziała cicho. 
– Nie bardziej niŜ mnie – mruknął w odpowiedzi. 
– Co z tym zrobimy? 
To juŜ szczyt wszystkiego, pomyślał Logan. Przez tyle lat chciała, Ŝeby dał 

jej spokój, a teraz prosi go o radę? 

background image

– To, co robiliśmy do tej pory. 
– Masz na myśli ustawiczną walkę lub wzajemne unikanie się? To byłoby 

okropne. Ani twoja matka, ani Danny nie zasługują na Ŝycie w takiej atmosferze. 
Nie bylibyśmy wobec nich w porządku. 

Trudno  mu  było  myśleć  o  tym,  co  jest  w  porządku,  a  co  nie,  kiedy  nie 

potrafił oderwać wzroku od Meredith. Siedziała wyprostowana. Odkrył, Ŝe nie ma 
na sobie biustonosza. Mimo mroku nikła lampka paląca się wewnątrz cięŜarówki 
oświetlała czubki piersi sterczące pod bluzką. 

Dla odzyskania spokoju Logan spojrzał znów przed siebie. 
–  MoŜesz  przecieŜ  wyjechać  –  odezwał  się  cicho.  Meredith  nie 

odpowiedziała. Siedziała długo w milczeniu. 

– Pogardzasz mną bardziej, niŜ sądziłam – odezwała się wreszcie. 
Ledwie dosłyszał jej słowa, bo tak cicho je wymówiła. 
– Pogarda to określenie dość drastyczne. W kaŜdym razie zapracowaliśmy 

oboje na to, Ŝeby się nie lubić. W tym celu zrobiliśmy wiele. 

Logan  zdał  sobie  sprawę  z  tego,  Ŝe  nie  chce  zranić  Meredith.  Pragnął 

jedynie, by go zrozumiała. Chciał odzyskać równowagę ducha. 

– Meredith, przeszłość mamy juŜ poza sobą – zaczął. – Porzućmy dawne 

urazy. Ale nie jestem pewien, czy potrafimy Ŝyć obok siebie, jeśli tu zostaniesz. 

– Twoja matka tego pragnie. Jest bardzo samotna. Danny teŜ jej potrzebuje. 

Biedny chłopiec przez całe Ŝycie był ciągany z miejsca na miejsce. Nie wie, co to 
prawdziwy  dom.  Brak  mu  rodzinnych  korzeni  i  tradycji.  Istniejąca  sytuacja 
sprawiła,  Ŝe  stał  się  niepewny  siebie.  Jest  bardzo  wraŜliwy.  Ma  trudności  w 
nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami. 

Do diabła, pomyślał Logan. Po co ona mówi mi to wszystko? To nie był 

jego problem. Nie chciał litować się ani nad Meredith, ani nad Dannym. Czy to 
on,  jak  zwykle,  ma  być  kozłem  ofiarnym?  Ma  się  dostosować  i  poświęcić  dla 
dobra sprawy? 

– Mówiłeś coś? 
Dotyk ręki Meredith wyrwał go z ponurych rozmyślań. Siedział bez kurtki 

i  z  podwiniętymi  rękawami  koszuli.  Kiedy  popatrzył  na  drobną  dłoń  leŜącą  na 
jego  ramieniu,  zapragnął,  by  przesunęła  się  w  inne  miejsce.  Jego  ciało  się 
rozbudziło. Logan poczuł przypływ poŜądania. Kiedy podniósł wzrok i popatrzył 
na  Meredith,  zobaczył  jej  rozchylone  wargi.  Musiało  zaskoczyć  ją  to,  co 
dostrzegła na jego twarzy. 

Pragnął dotknąć wargami jej ust, dowiedzieć się wreszcie, jaki mają smak. 

I odkryć, jak Merri reaguje, kiedy traci nad sobą kontrolę. Najbardziej jednak ze 
wszystkiego pragnął... 

Wyszeptała: 
– Logan... Ja... Nie moŜesz. Nadal czuję się Ŝoną Bretta. 
Bez  słowa  zdjął  jej  dłoń  ze  swego  ramienia  i  usiadł  wyprostowany. 

background image

Włączył silnik. Resztę drogi do domu przejechali w milczeniu. 

Gdy tylko zaparkował cięŜarówkę obok furgonetki matki, chwycił kurtkę i 

wyskoczył  z  samochodu.  Nawet  nie  spojrzał  za  siebie,  by  się  przekonać,  czy 
Meredith  idzie  za  nim.  Zrobił  to  dopiero  przy  kuchennych  drzwiach.  Stała 
nieruchomo przy cięŜarówce, obserwując go smutnym, pełnym Ŝalu spojrzeniem, 
które pamiętał z dawnych dni, kiedy to staczali z sobą ciągłe walki. 

Nie mógł dopuścić do tego, by nim zawładnęła. 
Wreszcie podeszła bliŜej. Stanęli obok siebie. 
– Jeszcze jedno – mruknął szorstko. – Na przyszłość trzymaj się z dala ode 

mnie. Chyba Ŝe będziesz gotowa ponieść wszelkie konsekwencje. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

 
Kiedy  minął  maj  i  rozpoczął  się  czerwiec,  Logan  przekonał  się,  jak 

dokładnie Meredith stosuje się do jego zaleceń. Nie tylko unika wszelkich z nim 
kontaktów, lecz takŜe robi wszystko, by schodzić mu z drogi. 

Doceniał jej wysiłki. Myślał o tym w pierwszy piątek czerwca, wjeŜdŜając 

na podjazd. Na widok jego cięŜarówki Meredith szybko wycofała się do domu. 
Czasami wydawało mu się, Ŝe chętnie podroczyłaby się z nim. Ostatnio jednak, z 
wyjątkiem wieczorów, w które wracał na tyle wcześnie, by mogli zjeść kolację 
we trójkę, prawie nie dostrzegał jej w domu. Lubiła rano wstawać, lecz nigdy nie 
schodziła na dół, zanim wyszedł do pracy. A wieczorami pod pozorem czytania 
ksiąŜki lub pisania listów wymykała się szybko do swego pokoju. 

Logan  był  wdzięczny  Meredith  za  takie  zachowanie  się.  Przewidywał 

jednak,  Ŝe  nie  potrwa  ono  długo.  Lampart  nie  potrafi  pozbyć  się  swoich 
nawyków. Na zawsze pozostanie lampartem. Przypomniał sobie to powiedzenie, 
parkując  cięŜarówkę  obok  furgonetki  matki.  Meredith  nie  potrafiła  zmienić 
swojej  osobowości.  Oznaczało  to,  Ŝe  nadejdzie  dzień,  w  którym  ich  ogniste 
temperamenty dadzą o sobie znać. Zastanawiał się tylko, kiedy to nastąpi. 

Wysiadł.  Odetchnął  głęboko.  Odczuł  piękno  letniego  dnia.  Nie  było 

dobrze, lecz mogło być gorzej. I bywało gorzej. Gdy powrócił z wojny, musiał na 
nowo  uczyć  się  wielu  rzeczy.  Odczuwać  urok  chwili  i  upływ  czasu.  Doceniać 
spokój. Miał równieŜ poczucie winy, Ŝe uszedł z Ŝyciem. 

JuŜ wchodził do domu, kiedy w pobliŜu stodoły zobaczył Shermana. Stary 

człowiek  machał  do  niego  ręką.  Zanim  Logan  zdąŜył  otworzyć  usta,  Sherman 
przyłoŜył palec do warg i gestem poprosił go, by się zbliŜył. 

– O co chodzi? – zapytał Logan, podchodząc i stając w cieniu budynku. 
Ogorzała twarz farmera była pokryta siecią cieniutkich zmarszczek. Zsunął 

z czoła słomiany kapelusz i podrapał się w głowę. 

– Nie chcę martwić jego mamy – oznajmił. 
– Chodzi ci o Daniela? – domyślił się Logan. – Co z nim? 
–  Nie  mam  pojęcia.  Przed  godziną  wrócił  ze  szkoły  i  poszedł  wprost  do 

stodoły. Ma spuchniętą wargę i zakrwawiony nos. Nie chce nic mi powiedzieć. 
MoŜe ty będziesz miał więcej szczęścia. 

– Ja? – zdziwił się Logan. Miał nieprzepartą ochotę wsiąść do cięŜarówki i 

szybko stąd zniknąć. – Nie mam pojęcia, jak postępować z dzieciakami – dorzucił 
tytułem usprawiedliwienia. 

– Sam byłeś chłopcem. Wiesz, co to znaczy się bić. Z takim twierdzeniem 

Logan nie mógł polemizować. 

– Dobrze. W porządku. Zobaczę, co się da zrobić w tej sprawie – odezwał 

się do Shermana. – Dziękuję, Ŝe mi o tym powiedziałeś. 

background image

–  Nie  rób  takiej  groźnej  miny  –  poprosił  go  stary  człowiek.  –  To  miły 

dzieciak. Czasami przychodzi na pole i patrzy na to, co robię. Pomaga w obejściu 
pani  Faith.  Lubi  pracować  na  roli.  Będzie  ci  potrzebny  ktoś  do  pomocy,  kiedy 
mnie juŜ zabraknie. 

Logan uśmiechnął się. 
– Nigdzie stąd nie odejdziesz. Ty i ten twój staroświecki traktor, którego 

nie dajesz mi wymienić na nowy, stanowicie niemal instytucję. Przetrwacie tak 
długo, jak długo Ziemia obracać się będzie wokół Słońca. 

Uśmiechnięty Sherman pomachał Loganowi ręką na poŜegnanie i ruszył w 

stronę małego domku znajdującego się za podjazdem. 

Miły z niego facet, pomyślał Logan, lecz zbyt dobroduszny i łatwowierny. 

Jego małŜeństwo rozpadło się wiele lat temu, kiedy Logan był jeszcze chłopcem. 
Sherman zakochał się w ponętnej dziewczynie o imieniu Belle, która niedługo po 
ś

lubie  uznała,  Ŝe  zasługuje  na  lepszy  los  i  nie  chce  być  Ŝoną  farmera.  Zabrała 

wszystkie  oszczędności  męŜa  i  uciekła.  Nikt  w  Rachel  potem  jej  nie  widział. 
Sherman otrząsnął się szybko. Po tym wydarzeniu nie zgorzkniał ani na jotę. 

Logan  przerzucił  kurtkę  przez  ramię  i  ruszył  w  przeciwnym  kierunku. 

Stanął  w  otwartych  drzwiach  stodoły.  W  środku  było  ciemno  i  chłodno. 
Przyzwyczaiwszy  wzrok  do  ciemności,  po  chwili  dostrzegł  chłopca,  który 
siedział oparty o worki z nawozem. 

Gdy Daniel dostrzegł obecność stryja, odwrócił głowę, by ukryć twarz. 
– Dobrze się czujesz? – zapytał go Logan. Uznał, Ŝe lepiej od razu dać do 

zrozumienia chłopcu, Ŝe wie o jego przygodzie. 

– Tak. 
– Chcesz, Ŝebym cię obejrzał? 
– Nie trzeba. PrzeŜyję. Nie chcę tylko pokazywać się mamie. Okropnie się 

zdenerwuje, kiedy zobaczy, jak wyglądam. 

Logan  wiedział,  Ŝe  chłopiec  od  niedawna  chodził  do  letniej  szkoły,  aby 

nadrobić  zaległości  spowodowane  chorobą  ojca  i  przenosinami  do  Rachel. 
Słyszał takŜe,  iŜ  Daniel naleŜał do najniŜszych  chłopców  w  swojej  klasie  i był 
bardzo  czuły  na  tym  punkcie.  Czy  na  tyle  wraŜliwy,  by  wdać  się  w  bójkę  po 
lekcjach? Zastanawiał się Logan. Musiał się tego dowiedzieć. 

– Co to był za facet? – spytał Daniela. 
– Nie udało mi się go dorwać. 
– Od czego zaczęła się bójka? Chłopak spuścił głowę. 
–  Jestem  tu  nowy  –  odparł  ze  smutkiem.  –  I  słabszy  od  swoich 

rówieśników. Chłopcy wiedzą o moim tacie. śe nie poszedł do wojska. 

Logan  podejrzewał,  Ŝe  to  mogło  być  coś  w  tym  rodzaju.  Wątpił,  czy 

Meredith i Brett w ogóle zastanawiali się nad konsekwencjami przyjazdu Daniela 
z Kanady do Stanów. 

Stanął przed chłopcem. Popatrzył na jego pokaleczone ręce. Przyjrzał się 

background image

poranionej twarzy. 

– Przynajmniej próbowałeś się bronić – pocieszył go. 
– Wpadłem wprost na drzewo stojące przy stawie. 
– Masz szczęście, Ŝe go nie złamałeś. DuŜy był ten chłopak, z którym się 

biłeś? 

– O głowę wyŜszy. A zresztą, gdyby był mały, pomogliby mu przyjaciele, 

których ma wielu. Jutro nie pójdę na lekcję algebry. On zrobi ze mnie miazgę. 

– Musisz uczyć się matematyki, jeśli chcesz iść do college’u. 
– Nic się nie stanie, jeśli, tak jak mój tata, nie będę studiował. 
Logan nie zamierzał roztrząsać tego tematu. Uznał, Ŝe lepiej pójdzie mu z 

Danielem, jeśli zastosuje inną taktykę. 

– Chcesz nauczyć się walczyć, Ŝebyś na przyszłość mógł sobie poradzić z 

tym chłopakiem? – zapytał. 

W oczach Daniela zabłysło zainteresowanie. Zaraz jednak opuścił głowę i 

wzruszył ramionami. 

– Po co? PrzecieŜ to nic nie da. Nie jestem bokserem. 
–  Nie  miałem  na  myśli  boksu.  Chodzi  mi  o  samoobronę.  Ciekawość 

przewaŜyła. Daniel zapytał: 

– Stryju, masz na myśli coś takiego jak karate? 
–  Parę  podstawowych  chwytów,  których  uczyliśmy  się  w  wojsku. 

Wystarczą,  by  takiemu  chłopakowi,  jak  ten,  który  dziś  cię  zaatakował,  dać  do 
zrozumienia, Ŝe nic z tobą nie wskóra. 

–  To byłoby  fantastyczne. –  Daniel  podniósł  się i  stanął obok Logana. – 

Czy moŜemy zacząć od razu? 

Logan miał zamiar powiedzieć, Ŝe powinni odłoŜyć to do jutra, lecz jedno 

spojrzenie na twarz biednego chłopca i plamę krwi na jego koszuli sprawiło, Ŝe 
się poddał. 

– Zgoda. 
Powiesił kurtkę na kołku. 
– A teraz uderz mnie. Zaatakuj. 
– Chyba Ŝartujesz, stryju. 
– Nie. Rób, co mówię. 
Na twarzy chłopca ukazał się strach. 
– Czy będzie bolało? Nie jestem tchórzem, ale... – Daniel przełknął ślinę. 
Logan  potrząsnął  głową.  Musiał  w  jakiś  sposób  nauczyć  bratanka  jednej 

rzeczy.  śe  nigdy,  ani  teraz,  ani  w  przyszłości,  nie  moŜe  nikomu  okazywać 
strachu. Musiał jednak przyznać, Ŝe chłopiec był chętny do nauki. 

– Nie będzie bolało. No, atakuj mnie. I uwaŜaj na to, co się stanie. 
Upłynęło dziesięć sekund, zanim Daniel odwaŜył się wymierzyć Loganowi 

cios w szczękę. Nie zdąŜył dosięgnąć twarzy, gdy Logan chwycił jego lewe ramię 
i wykręcił je. 

background image

– Och! – Chłopiec był zaskoczony. – Jak to zrobiłeś? 
–  UŜyłem  przedramienia.  W  odpowiednim  momencie  wykonałem  ruch. 

Próbuj jeszcze raz. 

Daniel ponowił cios. Robił to kilka razy. A Logan wykręcał mu rękę. Czuł, 

Ŝ

e  musi pomóc  chłopcu.  Uczył  go  więc chwytów.  W  miarę  postępów  w  nauce 

Daniel nabierał pewności siebie. 

–  W  porządku  –  powiedział  Logan  po  dziesiątej  próbie.  –  Teraz  ja  cię 

zaatakuję. Szybko. Udawaj, Ŝe bijemy się naprawdę. 

W oczach Daniela znów zobaczył niepewność. Ale chwilę potem, gdy zajął 

pozycję wyjściową, poczuł silny cios w plecy. 

– Co, do diab... – Odwrócił się szybko i zobaczył, jak Meredith ponownie 

zamierza się na niego szczotką. 

–  Zostaw  w  spokoju  mego  syna,  Loganie  Powers!  –  krzyknęła 

rozwścieczona. Teraz dopiero zobaczyła poranioną twarz chłopca. – Mój BoŜe, 
Danny! Co ci się stało? Logan, jak śmiałeś uderzyć moje dziecko? Ty... ty... 

Logan wyrwał jej szczotkę. 
– Uspokój się, Meredith. Jest inaczej, niŜ sobie wyobraŜasz. 
– Tak, mamo. Uspokój się. Pobił mnie chłopak ze szkoły – wyjaśnił Daniel 

łamiącym się głosem. – Stryj próbuje tylko nauczyć mnie zasad samoobrony. 

Na twarzy Meredith pojawiło się zaskoczenie, a zaraz potem zmieszanie. 
– Danny, sądziłam, Ŝe problem walki juŜ przedyskutowaliśmy. 
Zanim Daniel zdąŜył odpowiedzieć, wtrącił się Logan: 
–  Chłopcom  nie  uda  się  uniknąć  kilku  kuksańców,  zanim  dorosną. 

Próbował się bronić i popatrz, co się stało. 

–  Przepraszam  cię,  ale  rozmawiam  z  synem  –  wycedziła  przez  zęby 

Meredith. Zwróciła się do chłopca: – Idź do domu i doprowadź się do porządku. 
Potem pogadamy. Teraz muszę wyjaśnić parę spraw z twoim stryjem. 

– Och, mamo, chcę się nauczyć kilku chwytów. 
– Rób, co kaŜe matka – włączył się Logan. – Lekcję moŜemy odłoŜyć do 

jutra. 

Po  chwili  Danny  wyszedł.  Gdy  tylko  znalazł  się  poza  stodołą,  Meredith 

ostro szarpnęła za szczotkę, tak Ŝe Logan stracił równowagę. 

– Nie będziesz niczego uczył mojego dziecka! – warknęła. 
– Potrzebuje pomocy. 
– Jeśli tak, to pomogę mu posłuŜyć się głową, a nie bicepsami. Zbyt wiele 

jest przemocy na świecie! UwaŜasz, Ŝe parę ciosów coś zmieni? 

–  Tak.  Jeśli  przestaniesz  cackać  się  z  synem  i  dasz  mu  szansę,  Ŝeby  się 

nauczył paru chwytów. 

Odskoczył  i  wyrwał  jej  szczotkę  z  ręki.  Rzucił  ją  za  siebie.  Przytrzymał 

Meredith. 

– Nigdy tego nie rób – syknął rozeźlony. 

background image

– A właśnie, Ŝe będę. Logan potrząsnął głową. 
–  Gdyby  Daniel  odziedziczył  po  tobie  choć  trochę  temperamentu,  nie 

miałby Ŝadnych problemów. Dlaczego chcesz go wychować na drugiego Bretta? 

– Nie robię tego. CięŜko pracowałam, Ŝeby wpoić w Daniela przekonanie, 

Ŝ

e jest jedyny i niepowtarzalny. Nic tak nie złości mnie jak stwierdzenie, Ŝe ktoś 

jest całkiem do kogoś podobny. 

– W porządku. 
– Pozwól mi powiedzieć sobie coś jeszcze. Mimo tego, co sobie myślisz o 

Bretcie,  są  ludzie,  którzy  go  zapamiętali  jako  wraŜliwego  i  utalentowanego 
człowieka! 

Być moŜe. W chwilach gdy nie był leniwy i tchórzliwy, w myśli uzupełnił 

Logan. 

– Był twórcą. Dawał światu piękno. Wszystko, co stworzył podczas swego 

krótkiego Ŝycia, było wspaniałe. W porównaniu z okrucieństwem, w którym ty 
się lubowałeś! 

Teraz posunęła się za daleko, uznał Logan. Nie mógł dłuŜej słuchać słów 

Meredith. I tak jej bliska obecność działała  mu na nerwy. A teraz ta nieznośna 
kobieta oskarŜała go o to, Ŝe był draniem. Przebrała miarę. 

Uznał, Ŝe jest tylko jeden sposób, by uciszyć Meredith. Przycisnął usta do 

jej warg. 

Dobrze  mi,  pomyślał,  świadom  kaŜdego  cala  jej  drobnego,  szczupłego 

ciała. Nigdy jeszcze nie czuł się tak pełen Ŝycia. 

Zaczęła się wyrywać, więc złapał ją za ręce, przyciągnął do siebie i zaczął 

całować jeszcze mocniej. Nie potrafił być delikatny, lecz, jak się okazało, nie stać 
go  było  na  okrucieństwo.  Logana  ogarnęła  zdumiewająca  potrzeba  pełnego 
zawładnięcia tą kobietą. 

Szarpała  się  i  wyrywała,  Ŝeby  się  uwolnić,  lecz  Logan  nie  przerywał 

pocałunku, co jeszcze bardziej doprowadzało ją do pasji. W pewnej chwili poczuł 
w podbrzuszu ból poŜądania. Popchnął Meredith w stronę ściany i tu natarł na nią 
całym ciałem. 

Z  trudem  chwytała  powietrze.  Loganowi  wydarł  się  z  ust  jęk  rozkoszy. 

Czuł  się  wspaniale.  Lepiej  byłoby  mu  tylko  w  łóŜku.  Oboje  byliby  wówczas 
nadzy. 

Podniósł  głowę,  Ŝeby  zobaczyć,  czy  oczy  Meredith  odzwierciedlają 

podobne  myśli.  Dojrzał  w  nich  poŜądanie.  A  kiedy  się  o  tym  przekonał,  mało 
brakowało,  a  byłby  ją  pociągnął  za  sobą  na  zimną,  betonową  podłogę  stodoły. 
Puścił ręce Meredith. Dotknął piersi. Lekko trącał sterczące sutki. 

–  Pragnę  cię  –  szepnął.  –  Tak  bardzo  cię  pragnę,  Ŝe  ledwie  potrafię  to 

znieść. 

– Nie moŜemy... 
– Wiem. Ale to nie zmienia faktu. 

background image

– Proszę, nie rób tego więcej. 
– Czego? Tego? – Celowo przeciągnął palcami po sutkach, sprawiając, Ŝe z 

ust  Meredith  wydarł  się  cichy  jęk  rozkoszy.  –  Pamiętam,  jakiego  są  koloru. 
RóŜowe. Marzyłem o nich. O tym, Ŝeby wziąć je do ust. 

– Logan, przestań. Twoja matka juŜ przygotowała kolację. Jeśli zaraz stąd 

nie wyjdziemy, zacznie nas szukać. 

Nie zwaŜając na słowa Meredith, pieścił ją dalej. 
– Coś z tego będzie. 
– Nie. 
– Musi. Uwierz mi. Nasze poŜądanie staje się coraz silniejsze. 
Przełknęła ślinę i popatrzyła na Logana oczyma zranionej łani. 
– Czy to nowa próba wyrzucenia nas z Rachel? – spytała. 
–  Nie  –  odparł.  –  Ale  muszę  cię  ostrzec,  Ŝe  nie  dam  ci  spokoju.  Jeśli 

zostaniesz, będę cię wciąŜ nękał. 

– Co... co to ma znaczyć? 
– Dobrze wiesz, o czym mówię. 
Patrząc  na  Logana tak,  jakby  dopiero  co oznajmił  on,  Ŝe przybył  z  innej 

planety,  Meredith  potrząsnęła  głową  i  wyrwała  się  z  jego  objęć.  Cofając  się  w 
stronę wyjścia, ostrzegła: 

– Idę do domu. 
– Świetnie – odparł. – Zaraz tam przyjdę. 
– Zapomnijmy oboje o tym, co się stało. 
– Spróbuj sama. 
–  Och,  Logan.  –  Meredith  przycisnęła  dłonie  do  pulsujących  skroni.  – 

Dlaczego to robisz? 

– Merri, nie udawaj, Ŝe nie wiesz! 
Z  trudem  się  opanowała.  Miała  ochotę  uciec.  Pobiec  do  domu. 

Powstrzymywała ją jedynie myśl, Ŝe Faith moŜe wyjrzeć przez okno i zobaczyć, 
co się dzieje. Podniosła rękę do ust. Płonęły od pocałunków Logana. Czy Faith 
odgadnie,  co  się  stało?  Merri  miała  poczucie  winy.  Zastanawiała  się  nad 
znalezieniem wymówki, by trzymać się z dala od kuchni. Musiała przynajmniej 
na parę minut opóźnić siadanie do kolacji. 

Przeklęty  Logan.  Była  wściekła  na  niego,  Ŝe  uczył  Danny’ego  rzeczy,  o 

których chłopiec nie powinien wiedzieć. A na domiar złego potem zachował się 
okropnie.  W  kaŜdym  razie  to,  co  stało  się  później,  nie  powinno  się  w  ogóle 
wydarzyć. 

– Czy wszystko w porządku? – zapytała Faith, gdy Merri otworzyła drzwi 

wejściowe do domu. 

Wiedziała, Ŝe nie jest w stanie odpowiedzieć na zadane pytanie. W związku 

z tym, udając, Ŝe go nie usłyszała, krzyknęła: 

– Czy Danny poszedł na górę? 

background image

– Nie wiem, bo rozmawiałam przez telefon. Kiedy tylko upiekę te bułki... 
Merri  wykorzystała  okazję.  Gdy  Faith  odwróciła  się  w  stronę  pieca, 

przebiegła przez kuchnię. 

– Zaraz wracam – powiedziała i szybko pomknęła po schodach na górę. 
Drzwi  duŜej  łazienki  znajdującej  się  na  wprost  pokoju  Danny’ego  były 

zamknięte.  Merri  uznała,  Ŝe  chłopiec  jest  w  środku.  Była  to  sprzyjająca 
okoliczność, gdyŜ w tym momencie nie chciała widzieć syna. No i z pewnością 
on nie powinien oglądać teraz swej matki. 

Przeszła obok pokoju Logana. Weszła do małej łazienki, do której drzwi 

prowadziły z sypialni pani domu. Miała pozwolenie Faith, by z niej korzystać. 

Potrzebowała teraz lustra. 
–  Och,  nie!  Tylko  nie  to!  –  jęknęła  na  widok  odbicia  swojej  twarzy.  Na 

szczęście,  skóra  nie  była  zaczerwieniona,  ale  oczy  płonęły  i  pałały  rumieńcem 
policzki. A wargi... 

Przeciągnęła po nich palcem. I to był błąd, bo od razu poczuła smak ust 

Logana.  Ciało  Merri  ogarnął  Ŝar.  Nogi  zaczęły  jej  drŜeć.  Traciła  równowagę. 
Chwyciła się krawędzi umywalki. 

– Pragnę cię – powiedział. 
Ona  teŜ  go  poŜądała.  I  to  było  najgorsze.  Nie,  najgorsze  ze  wszystkiego 

było poddanie się uczuciu, które zawsze w niej się tliło. Tyle Ŝe przedtem była za 
młoda, by zdać sobie z tego sprawę i stawić mu czoło. 

Zaczęła  przemywać  twarz  zimną  wodą.  Dopiero  po  dłuŜszej  chwili 

policzki przestały  piec.  Zmoczyła  włosy  wokół twarzy,  lecz  na  to nie  zwaŜała. 
Musiała  zaraz  znaleźć  jakąś  wymówkę.  Kłamstwo.  Stała  się  mistrzynią  w 
kłamaniu. 

Wreszcie zakręciła kran i wytarła się ręcznikiem. Wyglądała juŜ znacznie 

lepiej. 

– Mamo? 
AŜ drgnęła na dźwięk głosu syna. 
– Tu jestem, kochanie. JuŜ idę. 
Powiesiła  ręcznik,  szybko  przeciągnęła  palcami  po  włosach  i  wyszła  z 

łazienki. 

Danny stał w drzwiach sypialni. Trzymał ręce w kieszeniach. Poplamioną 

krwią  koszulę  zastąpił  czystą  bawełnianą  koszulką.  Umył  się.  Włosy  miał 
wilgotne  i  świeŜo  uczesane.  Wzrok  Merri  przyciągnęły  spuchnięta  warga  i 
skaleczony policzek. 

Miała ochotę wziąć syna w ramiona i mocno przytulić go do siebie. Czasy 

takich pieszczot juŜ się jednak skończyły. Chłopiec stawał się męŜczyzną i chciał 
być traktowany po dorosłemu. Matka zachowywała się mniej dorośle niŜ syn. 

– Hej, tygrysie – przywitała Danny’ego. – Czujesz się lepiej? 
– PrzeŜyję. Usłyszałem, Ŝe leci tu woda i przybiegłem zobaczyć, czy ty i 

background image

stryjek Logan nie pozabijaliście się nawzajem. 

Na 

wszelki 

wypadek 

Merri  odwróciła 

głowę. 

Obawiała  się 

spostrzegawczości chłopca. 

–  Nie  pozabijaliśmy.  śałuję,  Ŝe  zadziałałam  tak  szybko.  Powinnam 

poczekać na wyjaśnienie. 

– Zachowałaś się jak prawdziwa matka. 
– Dziękuję za dobre słowo. 
– Wiesz, co mam na myśli. 
–  Niestety.  Powiedz  mi,  od  jak  dawna  masz  kłopoty?  Mam  na  myśli  tę 

ostatnią szkołę. 

– A co to za róŜnica? Wszędzie, gdzie tylko pojedziemy, dzieje się to samo. 

Tyle Ŝe im jestem starszy, tym mi trudniej to znieść. 

– Jak mogę ci pomóc? – zapytała. Czuła się zupełnie bezradna. Wiedziała, 

Ŝ

e  dzieciaki  dokuczają  Danny’emu  dlatego,  Ŝe  jest  od  nich  mniejszy  i 

drobniejszy.  Miał trudności z  zawieraniem  przyjaźni.  Nigdy  jednak  jeszcze  nie 
słyszała w jego głosie aŜ takiego Ŝalu. 

– Nie martw się – powiedział. – Jakoś sobie dam radę. 
–  Coś  mi  to  przypomina  –  odrzekła  Merri.  –  Mówiłam  ci,  Ŝe  w  szkole 

byłam wyrzutkiem. To były najgorsze lata mego Ŝycia. Nigdy nie chciałam, Ŝebyś 
musiał przeŜywać coś podobnego. Sądziłam, Ŝe lepiej sobie radzisz niŜ ja. 

–  Starałem  się  ukryć  wszystko  przed  tatą.  Tyle  tylko  potrafiłem  zrobić. 

Harowałaś przecieŜ jak wół, Ŝebyśmy mieli z czego Ŝyć, kiedy tata był bez pracy. 
Mimo zmęczenia starałaś się być wesoła. 

– Byłam wesoła – skorygowała Merri. Chciała, Ŝeby syn w to uwierzył. – 

Obaj stanowiliście całą moją rodzinę. Z radością dla nas pracowałam. 

–  Nie  miałaś  innego  wyboru  –  odparł,  krzywiąc  się,  Danny.  –  Wiem,  Ŝe 

wszyscy lubili tatusia, ale jego praca nie dawała nam wiele pieniędzy. 

Zdumiona spostrzegawczością syna, Merri dotknęła czoła. 
– Nie wiem, co powiedzieć. 
– Daj spokój, mamo. Nie musisz nic mówić. Jesteś bardzo dzielna. Masz 

więcej energii niŜ większość dziewczyn w mojej szkole. 

– To pochlebstwo na nic się nie zda. Przez cały czas byłam przekonana, Ŝe 

z niczego nie zdajesz sobie sprawy. Kiedy byłam w twoim wieku, zauwaŜałam 
wszystko.  –  Popatrzyła  na  syna  tak,  jakby  widziała  go  po  raz  pierwszy.  – 
Przepraszam. Próbowałam ukryć przed tobą nasze problemy. Nie chciałam, Ŝebyś 
zbyt szybko musiał dojrzewać. To był błąd. 

– Chciałaś chronić mnie, bo wiedziałaś, Ŝe tatuś nie moŜe. 
Była to prawda. Bardzo gorzka. 
– Och, Danny. On bardzo cię kochał. PrzecieŜ o tym wiesz. 
– Nie zapomnę tego wszystkiego, czego oboje z tatą mnie nauczyliście – 

oświadczył Danny, tak jakby odpowiadając na nieme pytanie matki. I ona martwi 

background image

się o tego chłopaka? Jest taki dojrzały. Być moŜe sama powinna zacząć zasięgać 
jego  rady.  Pod  wraŜeniem  rozmowy  z  synem,  dumna  z  niego,  dotknęła  lekko 
skaleczonego policzka. 

– Jak to się stało, Ŝe z ciebie taki mądrala? 
–  Miałem  dobrych  nauczycieli.  –  Danny  rzucił  matce  spojrzenie  przez 

ramię.  –  Jesteś  gotowa,  Ŝeby  zejść  na  dół,  zanim  babcia  wyśle  po  nas  ekipę 
poszukiwawczą? 

Nie była gotowa, lecz nie mogła do tego się przyznać. Powiedziała krótko 

do syna: 

– Prowadź. 
Ramię  w  ramię  weszli  do  holu.  Kiedy  zbliŜali  się  do  szczytu  schodów, 

Danny rzucił matce niepewne spojrzenie. 

– Co będzie ze stryjkiem Loganem? Czy się pogodziliście? 
–  Słonko,  wywołaliśmy  kłótnię,  próbując  się  dogadać.  Podczas  kolacji 

Danny  był  oŜywiony  i  gadatliwy.  Merri  przyglądała  mu  się  uwaŜnie,  lecz  nie 
spostrzegła,  by  tylko  nadrabiał  miną.  Jego  radość  była  szczera.  Ona  sama  nie 
miała ochoty włączać się do rozmowy. 

Odkąd  przyjechali  do  Rachel,  Faith  stała  się  weselsza.  Teraz  teŜ  była  w 

dobrym  humorze.  Merri  dostrzegła  wprawdzie,  jak  wczesnym  popołudniem 
wymieniała  spojrzenia  ze  Stanem  Shirleyem,  i  podejrzewała,  Ŝe  to  z  nim 
rozmawiała niedawno przez telefon. 

– Musisz zapytać matkę. 
Merri usłyszała nagle głos Logana. Ocknęła się z rozmyślań. 
–  Przepraszam  –  powiedziała.  –  Nie  wiem,  o  co  chodzi.  O  co  ma  mnie 

zapytać? 

–  Dan  chce  pomagać  Shermanowi  i  uczyć  się  gospodarowania  na  roli  – 

wyjaśnił  Logan.  –  Ostrzegłem  go,  Ŝe  to  cięŜka  praca.  Jeśli  jednak  myśli  o  tym 
serio,  Sherman  będzie  mógł  nauczyć  go  wiele,  tak  Ŝeby  nie  był  gorszy  od 
młodzieŜy kończącej szkołę rolniczą. W kaŜdym razie Danny musi uzgodnić to z 
tobą. 

Chce się uczyć gospodarowania? Nic jej o tym nie mówił. Słyszała tylko od 

chłopca,  Ŝe  interesują  go  lekcje  samoobrony.  Nie  stanie  synowi  na  drodze,  ale 
powinna wiedzieć, na co naprawdę ma on ochotę. I kim w przyszłości chciałby 
zostać. 

– A więc... – Merri spojrzała na Faith. Potrzebowała jej rady. Nie zwróci 

się o nią do Logana. Nie wiedziała, co on knuje. 

– Logan ma rację – do rozmowy włączyła się Faith. – Niewielu ludzi zna 

się tak dobrze na roli, jak Sherman. Co więcej, potrafi przekazać swoją wiedzę. 

– Mamo, spójrz na to z innej strony – odezwał się Danny. – Jeśli okaŜę się 

pojętny i nauczę wiele, nie będziesz musiała posyłać mnie do college’u. 

– Nie tak szybko, chłopcze – odparła Merri. 

background image

– Mogę mu to wyjaśnić? – spytała Faith. Poczekała, aŜ Merri skinie głową. 

– Twój stryj nie interesuje się farmą ani nie potrzebuje pieniędzy z jej ewentualnej 
sprzedaŜy. Jeśli gospodarowanie na roli uznasz za swoje prawdziwe powołanie, 
będziesz  musiał  iść  do  college’u.  Musisz  nauczyć  się  nowoczesnych  metod 
uprawy.  Technika  ciągle  robi  postępy.  A  ja  będę  dumna,  mogąc  opłacić  twoje 
studia. 

Merri  nie  dowierzała  temu,  co  słyszy.  Zaproszenie  Faith  do  zostania  w 

Rachel było dla niej czymś bardzo waŜnym. Zaczęła juŜ przeglądać ogłoszenia o 
pracy. Nie chciała być na utrzymaniu Faith. Jej ostatni gest był wspaniałomyślny. 

Zaskoczona  i  wzruszona  Merri  popatrzyła  na  teściową.  Nie  potrafiła  nic 

powiedzieć. Danny wydawał się zachwycony. 

–  Och!  –  krzyknął,  nie  umiejąc  zdobyć  się  na  nic  więcej.  Faith  dotknęła 

jego ręki, patrząc równocześnie na Merri. 

–  Skąd  to  zdziwienie,  moja  droga?  PrzecieŜ  jesteśmy  rodziną.  Kogo 

miałabym rozpuszczać, jak nie jedynego wnuka? 

Danny  zerwał  się  z  krzesła  i  zaczął  ściskać  babkę.  Merri  siedziała 

oszołomiona. Rzuciła Loganowi ukradkowe spojrzenie. Okazało się, Ŝe popełniła 
błąd. 

UwaŜnie się jej przyglądał. Starał się robić to złośliwie, lecz w jego oczach 

dojrzała  identyczne  emocje  jak  te,  które  okazał  w  stodole.  Tak  jakby  ją 
prowokował, mówiąc: „No i co teraz zamierzasz zrobić”? 

Merri ogarnął wstyd, gdy mimo ogarniającego ją strachu, zapłonęła znów 

poŜądaniem. 

Speszona, spojrzała na śmiejącą się Faith i powiedziała: 
– Cieszę się, Ŝe Dany sam ci podziękował. Mnie zabrakło słów. 
Później  usiłowała  myśleć  tylko  o  szczęściu  syna.  Jeszcze  nigdy  nie 

widziała go tak bardzo podekscytowanego. 

Euforia,  która  ogarnęła  chłopca,  miała  dowieść  jej  poraŜki,  gdyŜ  teraz 

Merri  wiedziała  juŜ  na  pewno,  Ŝe  nie  uda  się  jej  opuścić  z  synem  Rachel,  nie 
łamiąc mu serca. A pozostanie na miejscu oznaczało ciągłe kontakty z Loganem i 
konieczność bezustannego stawiania mu czoła. 

A  moŜe  to  wszystko  było  tylko  blefem?  Zapytywała  samą  siebie, 

przewracając się w łóŜku z boku na bok i nie mogąc zasnąć. PrzecieŜ nie będzie 
jej prześladował. OdwaŜyłby się to robić w domu własnej matki? 

Ale przecieŜ pozwolił sobie zaczepić ją w stodole. 
– Nie dam ci spokoju – powiedział. 
– Och, BoŜe! – Merri jęknęła, wtulając twarz w poduszkę. – Nie chcę. 
Mimo  to  jednak  długo  w  nocy  leŜała,  wspominając  pocałunki  Logana, 

czując jego dłonie na swym ciele i swoje reakcje na jego pieszczoty. Ten człowiek 
sprawił, Ŝe zaczęła kłamać. 

Pragnęła go. Pragnęła go bardzo. 

background image

Będzie  musiała  zwalczyć  w  sobie tę  słabość.  Przyszłość  Danny’ego  leŜy 

bowiem w jej rękach. Musi wydostać się ze szponów Logana. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 
– Zawiozę cię. 
Słysząc  słowa  Logana,  Merri  znieruchomiała.  Miała  nadzieję,  Ŝe  się 

przesłyszała. Po całych tygodniach wertowania gazet znalazła wreszcie zajęcie. 
Nie po to jednak, by spędzać więcej czasu w towarzystwie Logana. 

– To świetny pomysł – ucieszyła się Faith. Uśmiechnęła się promiennie do 

syna, a zaraz potem do Merri. – Będzie podwoził cię do pracy. Kawiarnia Angela 
leŜy po drodze do jego firmy. Potem ja ciebie stamtąd będę zabierała, przywoŜąc 
Danny’ego  ze  szkoły  letniej.  Oczywiście,  chyba  uwierzyłaś  mi,  kiedy  ci 
oświadczyłam, Ŝe nie musisz podejmować Ŝadnej pracy. 

– MoŜe Meredith znudziło spokojne Ŝycie i potrzebuje ruchu – odezwał się 

Logan, zanim Merri zdąŜyła się ustosunkować do słów jego matki. 

Zignorowała go. 
– Nie lubię być darmozjadem – powiedziała do Faith. – Wiem, Ŝe posady 

kelnerki  pracującej  dorywczo,  rano  i  w  przerwie  na  lunch,  Logan  nie  traktuje 
powaŜnie. 

– Niczego takiego nie mówiłem – odezwał się łagodnym tonem, sięgając 

po ulubiony sos do sałaty. 

Merri  miała  ochotę  kopnąć  go  w  kostkę  pod  stołem.  Ledwie  się  od  tego 

powstrzymała. 

– To uczciwa praca – oznajmiła. 
–  A  więc  jest  to  zajęcie  w  sam  raz  dla  uczciwej  kobiety,  mam  rację?  – 

skomentował Logan. 

Nie  będąc  w  stanie  zignorować  podtekstu,  rzuciła  mu  pełne  jadu 

spojrzenie. Odwzajemnił się uśmiechem, lecz jego oczy pozostały powaŜne. 

– Logan, zachowuj się przyzwoicie – zaczęła strofować go matka. 
Otworzył szeroko oczy i usiadł wygodniej na krześle. 
–  Sądziłem,  Ŝe  zachowuję  się  jak  trzeba  i  jestem  w  porządku. 

Zaofiarowałem się przecieŜ, Ŝe ją podwiozę, prawda? 

Merri postanowiła milczeć. Gdyby powiedziała jeszcze choć jedno zdanie, 

mogłoby dojść do zakłócenia miłej, rodzinnej atmosfery. Nie chciała niepokoić 
Faith ani Danny’ego. Czas płynął szybko. Była juŜ połowa lipca. Między nią a 
Loganem ciągle istniało napięcie. MoŜe nawet większe niŜ dwa miesiące temu. 

– Danny, czy mój pomysł z pracą ci odpowiada? – zwróciła się do syna. – 

W tym czasie będziesz zresztą zawsze w szkole. 

– Tak, mamo. Sądzę, Ŝe najwięcej do powiedzenia mogłaby mieć babcia. 

Przyzwyczaiła się do tego, Ŝe ma nas w pobliŜu. 

–  Tak.  –  Faith  podała  Merri  koszyczek  z  pokrojonym  chlebem.  –  Lubię 

mieć was blisko siebie. Z drugiej strony, moja droga, rozumiem i szanuję twoją 

background image

decyzję. Czas najwyŜszy, Ŝebyś wychyliła nos poza ten dom i zaczęła spotykać 
ludzi. śycie musi się toczyć dalej. 

Wyczuwając, co Faith ma na myśli, Merri energicznie zaprzeczyła ruchem 

głowy. 

– Interesuje mnie zupełnie co innego. Za miesiąc zaczynają się zajęcia w 

szkole Danny’ego. Potrzebne mu są nowe ubrania. A poza tym, Faith, moja stała 
obecność  w  domu  moŜe  cię  krępować.  Utrudniać  robienie  tego,  na  co  masz 
ochotę. 

Starsza pani wyglądała na zaskoczoną. 
–  Co  ci  przyszło  do  głowy?  W  niczym  mi  nie  przeszkadzasz.  Cieszę  się 

kaŜdą  chwilą,  którą  mogę  spędzić  w  twoim  towarzystwie.  To  o  ciebie  się 
martwię. 

– Zupełnie niepotrzebnie. Czuję się świetnie. 
– Naprawdę? KaŜdy przyzna, Ŝe są ci potrzebne kontakty z ludźmi. 
– AleŜ, Faith – zaprotestowała Merri. – Nie widziałyśmy się od lat. Byłam 

Ŝ

oną twego młodszego syna. Czuję się tu doskonale. Niczego więcej do szczęścia 

nie potrzebuję. 

–  Miło,  Ŝe  tak  mówisz.  Ale  intuicja  podpowiada  mi,  Ŝe  powinnaś  mieć 

moŜność poznania innych ludzi. 

Merri nie podobały się aluzje Faith. Miała wystarczająco duŜo problemów 

z jednym z ludzi, których na co dzień była zmuszona oglądać. 

Podjęła rozmowę. 
–  Po  zastanowieniu  się  doszłam  do  wniosku,  Ŝe  mam  duŜo  czasu  i  nie 

muszę jeszcze się martwić o szkolne zakupy dla Danny’ego. Mogłabym... 

– Nie. Zbyt długo zachowywałam się jak egoistka. Podejmij pracę, którą 

sobie znalazłaś, a zarobione pieniądze wydaj na własne potrzeby. 

– Czy ja będę chodził na lunch do kawiarni Angela? – zapytał Danny. Na 

myśl o takiej perspektywie aŜ zaświeciły mu oczy. Merri uśmiechnęła się lekko. 

– Nic z tego. Tam nie przyrządzają zdrowych posiłków. 
– Coś mi się zdaje, Ŝe usłyszę od ciebie wykład na ten temat – zauwaŜył 

Logan. 

– Mój nowy szef chciał, Ŝebym dziś rozpoczęła pracę – ciągnęła Merri. – Z 

zainteresowaniem przyjął do wiadomości fakt, Ŝe w Calgary sama prowadziłam 
mały barek z grillem przez sześć dni w tygodniu po czternaście godzin na dobę. 

– Ho, ho. Od czasu, kiedy pracowałaś w warsztacie pana Monroe, imałaś 

się chyba wielu róŜnych zajęć – wtrącił Logan. 

–  Tak.  Trzeba  było  korzystać  z  nadarzających  się  okazji  i  być  za  nie 

wdzięczną losowi. 

– Jasne. Ale co w tym czasie, kiedy ty pracowałaś, robił genialny artysta? 
Po słowach Logana zapadło przy stole nagłe milczenie. Merri zmartwiała. 

Nie  odwaŜyła  się  spojrzeć  na  Danny’ego,  gdyŜ  nie  chciała  widzieć  bólu  i 

background image

zmieszania na jego twarzy. Ani na teściową, gdyŜ mogłaby zadać dalsze pytania, 
na które Merri nie chciała odpowiadać. 

Ciszę przerwała Faith. 
–  To  wspaniale,  Ŝe  znasz  się  na  wielu  róŜnych  rzeczach  –  powiedziała. 

Odwróciła się do syna. – Wiesz, dlaczego? Gdyby Merri nie zwróciła uwagi na to, 
Ŝ

e mój samochód wydaje dziwne odgłosy, wysiadłby mi na samym środku drogi 

do  miasta.  Tkwiłabym  bezradna  na  szosie  w  okropnym  upale,  bo  zerwałby  się 
pasek klinowy. Merri znalazła nowy w stodole, gdzie nie przyszłoby mi w ogóle 
do  głowy,  Ŝeby  go  szukać,  i  naprawiła  mój  samochód.  Brett  miał  prawdziwe 
szczęście, Ŝe trafiła mu się taka zaradna Ŝona. 

–  Dziękuję,  mamo  –  powiedział  Logan,  salutując  widelcem.  –  Za  to,  Ŝe 

przywołałaś mnie do porządku. Nauczkę zrozumiałem. – Spojrzał na Merri. – Tak 
jak obiecałem, podwiozę cię do miasta. Bądź gotowa na dole o szóstej rano. 

Była gotowa na czas. Tego ranka i w następne. Przez dziesięć dni jeździła z 

Loganem. Podczas podróŜy nie padało między nimi ani jedno słowo. 

Mimo krytycznych uwag Logana dotyczących jej zajęcia, Merri szybko się 

przekonała,  Ŝe  podjęcie  pracy  u  Angela  było  dobrym  posunięciem.  Właściciel 
kawiarni,  pan  o  szorstkim,  donośnym  głosie,  miał  gołębie  serce.  Pozostałe 
kelnerki  teŜ  były  sympatyczne.  W  gruncie  rzeczy,  z  wyjątkiem  klienteli,  która 
składała się głównie z ludzi interesu, kawiarnia w Rachel niewiele róŜniła się od 
tych,  w  których  Merri  pracowała  w  Kanadzie.  No,  moŜe  z  jednym  wyjątkiem. 
Napiwki były lepsze i z dnia na dzień się zwiększały. 

Na początku trzeciego tygodnia pracy w kawiarni Merri zgromadziła sporo 

pieniędzy. Mogła przystąpić do uzupełniania garderoby Danny’ego, a takŜe kupić 
sobie sukienki do pracy. Większość kelnerek u Angela, zarówno szczupłych, jak i 
tęgich, nosiła mini. Merri wiedziała, Ŝe ma figurę nadającą się do takich strojów, 
lecz, mimo zachęty ze strony innych dziewcząt, ubierała się w dłuŜsze sukienki. 

Niemniej jednak, kiedy wdrapywała się na wysoko umieszczone przednie 

siedzenie cięŜarówki Logana, było jej widać całe uda. 

–  Do  diabła,  jak  ty  wyglądasz?  Dlaczego  nie  włoŜysz  czegoś 

przyzwoitszego? Nie byłoby wtedy problemu – warknął Logan następnego ranka, 
kiedy Merri ponownie obciągała sukienkę. 

–  To  jest  przyzwoita  długość  –  broniła  się.  –  A  Ŝeby  wdrapać  się  tutaj, 

trzeba by mieć roboczy kombinezon. 

–  A  czegoś  w  tym  rodzaju  juŜ  nigdy  na  siebie  nie  włoŜysz,  mam  rację? 

Skończyłyby się wtedy napiwki od klientów gapiących się na twoje nogi. 

– Czym zasłuŜyłam sobie na takie uwagi? – zapytała chłodno. – Sądziłam, 

Ŝ

e jazda w milczeniu odpowiada nam obojgu. 

–  Ten  mały  pokaz  kobiecej  bezradności  wymagał  komentarza  –  odparł 

Logan. 

Merri zobaczyła, Ŝe ma rozwiązane sznurowadło przy tenisówce. Rozpięła 

background image

pas bezpieczeństwa i pochyliła się do przodu, Ŝeby je zawiązać. 

– Zapnij pas – polecił Logan. 
– Pozwolisz mi skończyć? 
– Jeśli gliniarz wlepi mi mandat, ty go zapłacisz. 
– Logan, przez ostatnie trzy tygodnie na tej bocznej drodze nie widzieliśmy 

o tej porze Ŝywego ducha. A więc o co ci chodzi? 

– O ciebie. 
– Jeśli będziesz zwracał większą uwagę na prowadzenie samochodu niŜ na 

mnie i na to, jak jestem ubrana, szybciej mnie się stąd pozbędziesz. 

Dotarli  do  pierwszego  znaku  „stop”.  Zamiast,  jak  zwykle,  jechać  dalej, 

Logan skręcił na pobocze i tu zatrzymał cięŜarówkę. Nachylił się w stronę Merri, 
jedną  ręką  schwycił  ją  za  kark  i  przyciągnął  do  siebie,  aŜ  znaleźli  się  bardzo 
blisko siebie. Zaraz potem powiedział ostro: 

– Dość tego. Rozumiesz? 
–  Nie  będziesz  na  mnie  wyładowywał  swojej  złości  –  odparła.  Czuła 

przyspieszone bicie serca. 

– A ty nie będziesz mnie pouczać, jak mam prowadzić wóz. Od dwudziestu 

lat nie zapłaciłem mandatu. Twoje rady nie są mi potrzebne. 

– A ja mam szefa, który mówi mi, jak mam się ubierać do pracy. Twoje 

uszczypliwe uwagi na ten temat nie są mi potrzebne. 

– Nazywasz się Powers. Nosisz moje nazwisko. W Rachel jestem znanym 

człowiekiem,  mam  tu  własną  firmę.  Jeśli  się  kompromitujesz,  odbije  się  to  na 
mojej reputacji. 

–  Mówisz  powaŜnie,  ty...  ty  egoistyczny,  nadęty...  snobie?  Puść  mnie 

natychmiast.  Wolę  iść  piechotą  i  stracić  pracę  z  powodu  spóźnienia  niŜ 
przejechać dalej choćby kilka metrów w twoim towarzystwie. 

Im  bardziej  się  wyrywała,  tym  trzymał  ją  mocniej.  Nagle  usłyszała  jakiś 

trzask i po chwili w miejscu na skórze, które było dotychczas zasłonięte, poczuła 
powiew zimnego powietrza z otwartego wentylatora. 

– Och, do licha, popatrz, co zrobiłeś – powiedziała z wyrzutem do Logana. 

Oderwał się górny guzik przy jej sukience. 

Logan zobaczył biustonosz Merri. Bardzo efektowny, wręcz prowokujący. 

Kupiła go przed laty na specjalne okazje, a teraz nosiła na co dzień, bo nie miała 
innego czarnego, pasującego do stroju noszonego w pracy. 

– Odsuń się. Poszukam guzika – powiedziała. Odpięła pas i sięgnęła ręką w 

stronę ciemnego małego przedmiotu leŜącego na podłodze szoferki. 

Logan  dostrzegł  go  takŜe.  Oboje  schylili  się  równocześnie.  Ich  ręce 

zetknęły się, a guzik umknął gdzieś na bok. 

– Nie ruszaj się, ja... 
– Pozwolisz mi? 
– Nie. Przy okazji przesuniesz niewłaściwie dźwignię biegu i zabijemy się 

background image

oboje. 

– Zabierz stąd ręce! 
Ich dłonie ponownie się zetknęły. Oboje drgnęli, tak jakby dotknęli ognia, i 

szybko się wyprostowali. Logan spojrzał na głęboki dekolt sukienki Merri. 

– Przestań. 
– To był przypadek. 
– Wyjaśnienia ani przeproszenia mnie nie interesują. 
– Gdybym chciał cię dotknąć, nie zachowywałbym się tak niezgrabnie, jak 

chłopak na pierwszej randce. 

– Czy moŜesz oddać mi moją własność? 
Podał jej guzik, który chwilę przedtem podniósł z podłogi. 
– Masz przy sobie nitkę z igłą lub przynajmniej agrafkę? 
– Tak. 
– To dobrze. – Głęboki głos Logana brzmiał teraz miękko. – Nie chcę, Ŝeby 

inni męŜczyźni oglądali to, co ja widziałem. 

Merri nerwowo przełknęła ślinę. 
– Logan – zaczęła ostro – zechciej sobie uświadomić, Ŝe stoimy niemal na 

ś

rodku skrzyŜowania. Oboje spieszymy się do pracy. 

Nie odpowiedział. Wyciągnął rękę i dotknął pulsującej Ŝyłki na szyi Merri. 
– MoŜesz udawać, Ŝe siedzenie tak blisko siebie nie ma na ciebie takiego 

wpływu, jaki ja odczuwam, ale twoje ciało zachowuje się inaczej. 

Zanim zdołała cokolwiek odpowiedzieć, wsunął rękę za dekolt sukienki i 

pod biustonosz. Merri nie starczyło czasu, by go powstrzymać. Objął dłonią pierś 
i zaraz potem szybko pochylił głowę i pocałował ją. 

Pod wpływem przejmującego doznania Merri aŜ krzyknęła. Ze zdumienia, 

a zarazem z rozkoszy. Zamiast odpychać Logana, przyciągała go do siebie. Było 
to  czyste  szaleństwo.  Najbardziej  erotyczne  przeŜycie,  jakiego  kiedykolwiek 
doznała.  Przestała  przejmować  się  przejeŜdŜającymi  obok  samochodami.  Nic 
więcej się nie liczyło. Tylko pieszczoty Logana. 

Po  chwili  wyprostował  się  i  odsunął  od  niej.  Wzburzony  podobnie  jak 

Merri, przeciągnął dłonią po włosach. Włączył pierwszy bieg. 

Ruszyli w dalszą drogę. 
A moŜe to wszystko było tylko urojeniem? Pomyślała Merri. 
–  DojeŜdŜamy  do  miasta  –  oznajmił  Logan.  Dopiero  teraz  przypomniała 

sobie o swoim wyglądzie. 

Nerwowym ruchem poprawiła sukienkę. 
– Nie miałeś prawa tak się zachowywać – powiedziała. 
– Być moŜe. Ale to ci się podobało. 
W  tej  chwili  pogardzała  Loganem  jeszcze  bardziej  niŜ  poprzednio. 

Dlatego, Ŝe miał rację. 

–  Nadal  chcesz,  Ŝebym  opuściła  Rachel  i  zostawiła  jedyny  dom,  jaki 

background image

kiedykolwiek miałam? 

–  Nie.  Usiłuję  tylko zyskać  na  czasie.  Mam  nadzieję,  Ŝe  jeśli  uda  mi  się 

choć  trochę  stłumić  głód  poŜądania,  stanie  się  coś,  co  sprawi,  Ŝe  to,  co 
nieuniknione, nie nastąpi. 

Merri  pragnęła  powiedzieć  Loganowi,  jak  bardzo  jest  szalony,  i 

przypomnieć, iŜ nie mają z sobą nic wspólnego. śe Ŝaden związek między nimi 
nie  jest  moŜliwy,  a  ona  nigdy  mu  nie  przebaczy  okrucieństwa  w  stosunku  do 
Bretta i nieuszanowania jego pamięci. 

Zanim  zdołała  pozbierać  myśli,  Logan  zdąŜył  podjechać  pod  kawiarnię. 

Zatrzymał cięŜarówkę. 

– Wysiadaj, Meredith. Nie ma o czym mówić – powiedział. 
Nie było o czym mówić, miał rację, pomyślała, wysiadając z cięŜarówki. 

Ale musiała jakoś zadziałać. Mimo Ŝe dopuściła do tego, co stało się parę minut 
temu, powinna dać Loganowi do zrozumienia, Ŝe tak dalej być nie moŜe. 

Kiedy  odjechał,  poczuła,  jak bardzo  jest  bezsilna.  Protesty  na nic  się nie 

zdają. Czas płynie, a ona nie robi nic. Nadal pozostaje w Rachel. 

 
Zanim Logan dojechał do firmy, ogarnęły go wyrzuty sumienia. Podobnie 

jak  Meredith,  był  wolnym  człowiekiem.  Ale  gdy  patrzył  na  całą  sprawę  z 
moralnego punktu widzenia, a czynił tak zawsze, musiał uczciwie przyznać, Ŝe 
we własnych oczach nie zyskał szacunku. 

Zdegustowany samym sobą, z niepokojem w sercu zabrał się do pracy. Na 

unikanie  Meredith  nie  było  Ŝadnych  szans.  Uznał,  Ŝe  jedynym  sensownym 
rozwiązaniem  będzie  poświęcenie  się  całkowicie  pracy  zawodowej.  Tak  więc, 
kiedy późnym wieczorem padł zmęczony na łóŜko, spał twardo aŜ do rana. 

Przez  następny  tydzień  pracował  do  nocy,  imając  się  w  firmie  róŜnych 

zajęć. Pod koniec kaŜdego dnia padał z nóg. 

Nastał sierpień. ZbliŜał się nowy rok szkolny. Jak zwykle o tej porze roku, 

liczba  kontraktów na  budowę  zaczęła  nieco  maleć.  Logan  miał  niewiele pracy. 
Większość  wysiłku poświęcał teraz  farmie.  Kiedy  jednak  zaofiarował  zarządcy 
swe usługi, okazało się, Ŝe Sherman przy pomocy Danny’ego zdąŜył juŜ wykonać 
w polu całą robotę. Pomoc Logana nie była potrzebna. 

Bratanek kosił łąkę, malował frontowe ogrodzenie i pomagał babce robić 

porządki na strychu, do czego nie mogła się zabrać od miesięcy. 

–  Chcesz  trochę  poćwiczyć  samoobronę?  –  zapytał  Logan  Danny’ego. 

Którejś  środy  przyjechał  wcześniej  z  pracy  i  poszedł  za  chłopcem  do  stodoły, 
gdzie Danny składał narzędzia ogrodnicze babki. 

– Chętnie, stryju, ale teraz nie mogę – odparł bratanek. 
– Obiecałem Larry’emu Brendanowi, Ŝe przyjdę do niego po kolacji. 
–  Brendanowie...  Czy  to  jest  ta  farmerska  rodzina,  która  mieszka  przy 

drodze? 

background image

– Tak. 
–  A  więc  wreszcie  znalazłeś  sobie  przyjaciela.  Chłopiec  uśmiechnął  się 

lekko. 

– Chyba tak. 
–  To  świetnie.  Baw  się  dobrze.  Nie  wracaj  późno  do  domu  i  uwaŜaj  na 

drodze. 

Danny jęknął. 
– Mówisz, stryju, jak babcia lub mama. 
– Chodźmy jeść. 
Po  kolacji  Logan  nie  był  w  stanie  zostać  w  domu.  Niepokoił  go 

rozbrzmiewający  w  pokoju  głos  Meredith.  Wraz  z  jego  matką  oglądała  stary 
rodzinny album. Logan wyszedł przed dom. Wsiadł do cięŜarówki i ruszył przed 
siebie.  Objechał  tereny  budowy,  jeszcze  raz  skontrolował  wszystko.  W  motelu 
przy  autostradzie  wypił  drinka.  Kiedy  jednak  barman  przypomniał  mu,  Ŝe  nie 
pokazywał się tam od dwu miesięcy – to znaczy od zerwania z Vanessą Calloway 
– uzmysłowił sobie, od jak dawna Ŝyje samotnie. 

Podobnie męczył się w następne wieczory. 
 
W  połowie  sierpnia  nastały  ogromne  upały.  Psuły  się  przeciąŜone 

klimatyzatory,  a  ludzie  stali  się  bezsilni  i  starali  się  robić  niewiele.  Dzieci  z 
niechęcią  oczekiwały  rozpoczęcia  nowego  roku  szkolnego.  Nikt  nie  chciał 
gotować w domu posiłków. Logan wiedział, Ŝe wcześniej czy później podda się 
takŜe jego pracowita matka. 

–  Zrobimy  dziś barbecue  – oznajmiła,  kiedy  w  drugi  wtorek fali  upałów 

Logan wrócił do domu. 

Zwolnił wcześniej robotników i wysłał do domu pracowników biura. Upał 

był  nieznośny.  Logan  pomyślał  o  Meredith.  Ona  przynajmniej  pracowała  w 
klimatyzowanym pomieszczeniu. 

Okazało się, Ŝe matka nie ma na myśli zwykłego wieczornego posiłku. 
– Zaprosiłam parę osób – dodała po chwili. 
Loganowi  wcale  to  nie  odpowiadało.  Przy  obcych  będzie  musiał  robić 

dobrą minę do złej gry. Udawać, iŜ w domu wszystko jest w porządku i Ŝe on sam 
zachował jeszcze zdrowe zmysły. 

–  Dlaczego?  –  zapytał,  starając  się,  Ŝeby  jego  pytanie  zabrzmiało 

grzecznie. 

– Bo od wieków nie zapraszaliśmy nikogo. 
Była to prawda. Z tym twierdzeniem nie mógł dyskutować. 
– Kto przyjdzie? 
– Sherman. 
Zniesie  obecność  tego  człowieka.  Często  jadał  z  nimi  kolacje.  Zarządca 

przychodził do nich na święta i na swoje urodziny. 

background image

– Lepiej powiedz mu, kto jeszcze się zjawi – spokojnie doradziła Meredith, 

wstawiając do lodówki duŜą miskę zielonej sałaty. 

Logan  opuścił  ręce  i  oparł  je  na  biodrach.  Był  coraz  bardziej 

niezadowolony. 

– Kogo jeszcze zaprosiłaś? 
– Stana Shirleya. 
Faith  nie  podnosiła  głowy.  Z  ogromną  uwagą  wrzucała  kostki  lodu  do 

kubełka. 

– Czy to spóźniony Ŝart primaaprilisowy, czy teŜ obie chcecie doprowadzić 

mnie do szaleństwa? – zapytał Logan, spoglądając na Merri. Nie zdziwiłoby go, 
gdyby się dowiedział, Ŝe pomagała matce zaplanować wszystko po to, by jemu 
dokuczyć.  Podejrzewał,  Ŝe  Faith  powiedziała  Meredith  o  więzach  rodzinnych 
łączących Stana z Jane, jego byłą Ŝoną. Faith uniosła brwi. 

– Nie wszystko, co dzieje się w tym domu, musi uzyskać twoją akceptację 

– powiedziała do syna. – Stan i ja od dawna się przyjaźnimy i nie widzę powodu, 
dla którego nie miałabym go widzieć, jeśli zechcę, we własnym domu. 

–  Nie  ma  Ŝadnego  powodu.  Oprócz  tego,  Ŝe  nigdy  nie  wyraŜałaś  na  to 

ochoty – odparł Logan. 

–  Powód  jest  inny.  To  mało  sensowne,  Ŝeby  samotny  męŜczyzna  musiał 

gotować dla siebie kolację, zwłaszcza w taki upał. Przestań zaprzątać sobie głowę 
faktem, Ŝe Stan i Jane są spokrewnieni. Aha, w sklepie spoŜywczym wpadłyśmy 
na Mike’a LeBlanca. Zobaczył Merri i tak się zaczęło... 

– Mówisz o kuzynie Jane? Trzeba było takŜe zaprosić jej rodziców. 
–  Nie  bądź  głuptasem.  A  zresztą  nie  ma  ich  tutaj.  Pojechali  do  Georgii 

pomóc Jane usunąć skutki silnych sztormów. – Faith machnęła ręką. Puste tacki 
do lodu zaniosła do zlewu i napełniła je wodą. – A jako Ŝe Mike jest szkolnym 
kolegą  Merri,  a  ponadto  wdowcem,  pomyślałam  sobie,  Ŝe  warto  go  do  nas 
zaprosić. 

Logan stał w miejscu, podczas gdy jego matka wzięła tackę z papierowymi 

talerzykami  oraz  kubełek  z  lodem  i  wyniosła  je  przed  dom.  Meredith,  zajęta 
przygotowywaniem mięsa, nie zwracała na Logana Ŝadnej uwagi. 

– To nie był mój pomysł – odezwała się po chwili. – Przestań przewiercać 

mnie wzrokiem, tak jakbym zrobiła coś złego. 

– W szkole nigdy nie interesowałaś się LeBlancem. – W słowach Logana 

przebijała zazdrość, której nie potrafił opanować. 

–  Byłam  zbyt  narwana,  aby  zadawać  się  z  kimś  tak  dobrze  ułoŜonym  i 

staroświeckim, jak on. 

– A teraz pociąga cię to, Ŝe facet jest zastępcą szeryfa? Od kiedy podniecają 

cię mundury? Swego czasu, gdy ja go nosiłem, nie zwracałaś na mnie uwagi. 

– Nie powinnam w ogóle niczego wyjaśniać, bo na to nie zasługujesz, ale ci 

powiem, Ŝe twoja matka spotkała Mike’a w supermarkecie i zrobiło się jej go Ŝal, 

background image

bo kupował, sobie gotowe jedzenie. To jedyny powód, dla którego go zaprosiła. 

Logan, oczywiście, nie uwierzył w wyjaśnienia Merri. Uznał, Ŝe to on ma 

rację. 

Zjawił  się  Mike.  Od  chwili  przyjścia  bez  przerwy  wodził  wzrokiem  za 

Merri. Logan nie mógł obwiniać go za to, gdyŜ w bluzce cienkiej jak pajęczyna 
wyglądała  nadzwyczaj  podniecająco.  Ale  złościło  go  to,  Ŝe  gość  nawet  nie 
próbuje ukryć swego podziwu. 

Kiedy  zasiadali  do  piknikowego  stołu,  Logan  miał  ochotę  solidnie 

przyłoŜyć  pozornie  nieśmiałemu  zastępcy  szeryfa  za  to,  Ŝe  wepchnął  się  na 
miejsce obok Meredith. Gość popsuł mu apetyt do tego stopnia, Ŝe Logan nie był 
w stanie przełknąć ani kęsa smacznej potrawy. Najpierw musiał przywitać się ze 
Stanem, co go duŜo kosztowało, a teraz być świadkiem tego, jak Mike mizdrzy się 
do Meredith. 

Tak  jakby  nie  było  jeszcze  dosyć  nieszczęść  jak  na  jeden  dzień,  Faith 

siedziała rozpromieniona obok Stana. Od kiedy on i jego matka mają się ku sobie? 
Zastanawiał się Logan. Na ile jest to powaŜna sprawa? 

– Czy tak, stryju Loganie? 
Usłyszawszy,  jak  bratanek  wymawia  jego  imię,  Logan  podniósł  głowę 

znad talerza i spojrzał na chłopca. 

– Przepraszam, nie słyszałem, co mówiłeś. 
–  Och,  synu  –  odezwała  się  Faith,  z  troską  przyglądając  się  Loganowi – 

jesteś dzisiaj nieobecny duchem. 

– Mam głowę zaprzątniętą jednym z projektów – skłamał szybko. Zmusił 

się, by obdarzyć uśmiechem bratanka. 

–  Mówiłem  właśnie  naszemu  gościowi...  –  zaczął  Danny.  Spojrzał  na 

zastępcę szeryfa. – O samoobronie, której mnie nauczyłeś. Czy pan wie, Ŝe mój 
stryj  zdobył  w  Wietnamie  wspaniałe  ordery?  Purpurowe  Serce  i  Srebrną 
Gwiazdę. Twardy z niego facet. 

Logan  nie  lubił  mówić  o  Wietnamie,  lecz  teraz  za  samo  wspomnienie 

chętnie uściskałby bratanka. Dan widocznie zauwaŜył, jakim zainteresowaniem 
LeBlanc obdarza jego matkę, i poczuł niechęć do gościa. 

– Całe miasto wie wszystko o Loganie – z szerokim uśmiechem na twarzy 

zapewnił zastępca szeryfa. – W Rachel uchodzi za bohatera, lecz jest skromnym 
człowiekiem. Na uroczystościach dla weteranów wojennych nigdy nie pozwolił 
się wyróŜnić. Gotów bym się załoŜyć, Ŝe nawet o tym nie wspomniał. 

Jak moŜna załatwić faceta, skoro jest tak cholernie grzeczny? Zastanawiał 

się Logan. Resztę wieczoru spędził na rozmyślaniu o tym, co moŜe knuć LeBlanc. 
Wiedział, Ŝe zastępca szeryfa nie darzy go sympatią. Gdy w mieście natykali się 
na siebie, traktowali się jak powietrze. Być moŜe facet omamił Meredith, ale nie 
jego. 

Meredith wyczuła wisielczy humor Logana i rzuciła mu pełne dezaprobaty 

background image

spojrzenie. 

Wytrzymał  męŜnie  jej  oskarŜycielski  wzrok.  Nie  musiał  długo  czekać. 

Szybko  się  poddała.  Spuściła  oczy.  Od  razu  poczuł  się  lepiej.  Odwrócił  się  w 
stronę  Shermana  i  zaczął  rozmawiać  o  ostatnio  dokonanych  zmianach  w 
ustawodawstwie rolnym. 

Merri  siedziała  sztywno  podczas  kolacji.  Uznała,  Ŝe  będzie  lepiej 

chwilowo milczeć. Z rozkoszą jednak udusiłaby Logana, kiedy zaczął popisywać 
się przy stole. 

Dzięki Bogu, stałam się kobietą dojrzałą i cierpliwą, pomyślała parę godzin 

później,  idąc  do  swego  pokoju  i  słysząc,  jak  Faith  zamyka  za  sobą  drzwi  do 
sypialni. Przedtem nigdy nie byłoby jej stać na tak powściągliwe zachowanie się. 

Logan poszedł do łóŜka kilka minut temu, a Danny zniknął u siebie chwilę 

przed Faith. Merri odczekała minutę, a potem otworzyła drzwi i weszła do holu. 

Ogarnęły ją ciemności. Posuwała się powoli i ostroŜnie. JuŜ miała minąć 

pokój Logana, kiedy nagle otworzyły się inne drzwi. 

– Mamo, to ty? 
– Tak. O co chodzi? – spytała szeptem syna. 
– Muszę cię o coś poprosić. 
– Teraz? 
–  Chciałem  zrobić  to  wcześniej,  ale  bałem  się  mówić  przy  innych.  Bo 

gdybyś  mi  odmówiła,  czułbym  się  głupio.  Larry  prosił  mnie,  Ŝebym  spędził 
weekend z nim i jego rodziną. Z okazji urodzin zabierają go do Nowego Orleanu. 
MoŜe  wziąć  z  sobą  przyjaciela.  Mamo,  on  mnie  zaprosił.  Czy  mogę  jechać? 
Powiedział,  Ŝe  obejrzymy  akwarium  i  będziemy  pływać  statkiem  po  rzece. 
Rodzice Larry’ego pokrywają wszelkie koszty. Mamo! 

Merri jeszcze nigdy nie widziała takiego wyrazu szczęścia na twarzy syna. 

Tym  razem  znalazł  sobie  chyba  przyjaciela.  Jak  by  to  było  dobrze,  gdyby 
wreszcie  mogła  przestać  martwić  się  o  to,  Ŝe  Danny  ma  trudności  w 
nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami! 

– Chodzi o najbliŜszy weekend? – spytała. –  Wiem, Ŝe twoja  babka lubi 

Brendanów. Nic ci nie zadali w szkole na te dni? 

–  Mamo,  to dopiero pierwszy  tydzień  zajęć.  Jeśli nawet coś mi  zadadzą, 

zdąŜę odrobić lekcje. 

– Hm. – Czy Danny zdawał sobie sprawę z tego, Ŝe jego matka nie zmruŜy 

oka, dopóki syn nie wróci do domu? Z wyjątkiem godzin, które spędzał w szkole, 
nigdy się nie rozstawali. Ale ten wyjazd był wielką atrakcją dla chłopca. – Lubisz 
Larry’ego, prawda? 

– Tak. Mamo, proszę. Czy mogę jechać? 
Merri  miała  ochotę  uściskać  syna.  Powstrzymała  się  jednak.  Dotknęła 

lekko jego ramienia. 

– Dobrze. Masz moją zgodę. MoŜesz powiedzieć o tym Larry’emu. 

background image

Danny aŜ podskoczył z radości. 
–  Dzięki,  mamo.  Jesteś  wspaniała!  Zaraz  zejdę  na  dół  i  do  niego 

zadzwonię. 

– O tej porze? 
– Jest dopiero dziesiąta. Larry ma telefon w swoim pokoju. On codziennie 

do jedenastej siedzi przy komputerze. Dobranoc! 

– Dobranoc. 
Merri  patrzyła,  jak  Danny  zbiega  po  schodach.  Zbyt  późno  uświadomiła 

sobie, Ŝe straciła okazję porozmawiania z synem o jego mimowolnym udziale w 
akcji  Logana,  mającej  na  celu  onieśmielenie  Mike’a  LeBlanca.  Powinna  coś 
powiedzieć  o  zbyt  pochopnym  wyciąganiu  wniosków,  aczkolwiek  rozumiała 
troskę  chłopca,  która  sprawiła,  Ŝe  stał  się  zaborczy  w  stosunku  do  matki.  Po 
chwili uznała, Ŝe nic się nie stanie, jeśli rozmowa na ten temat zostanie odłoŜona 
do jutra. 

Z holu widziała w dole światło padające od strony kuchni. Odwróciła się i 

nagle  zobaczyła  Logana.  Stał  w  drzwiach  swego  pokoju  i  przyglądał  się  jej. 
Zaskoczona dotknęła ręką gardła. Nie słyszała go, jak wychodził. 

Podszedł bliŜej. 
– To miły dzieciak – odezwał się prawie szeptem. 
–  Chyba  tak.  –  Merri  popatrzyła  na  Logana.  Był  bez  koszuli  i  wyglądał 

wspaniale. – Musimy wyjaśnić pewne sprawy – powiedziała cicho. 

– My? 
– Nie wykorzystuj mego syna do rozgrywek ze mną. 
–  Nie  prowadzę  z  tobą  Ŝadnych  gierek.  Ale  trzymaj  się  z  daleka  od 

LeBlanca. 

Co za tupet! Chciała powiedzieć Loganowi, Ŝe nie ma prawa mówić jej, z 

kim moŜe się spotykać, a z kim nie, uznała jednak, Ŝe to nieistotne. 

– Nie interesuje mnie Mike ani Ŝaden inny męŜczyzna. Włączając ciebie. 
– Kłamczucha. Chcesz, Ŝebym ci to znów udowodnił? Gdyby dotknął jej 

teraz, kiedy tak stał obok rozebrany do pasa, nie wiedziała, jak dobrze potrafiłaby 
udawać obojętność ani jak długo się opierać. 

– Nie. 
Wyciągnął  rękę  i  dotknął  łańcuszka,  który  nosiła  na  szyi.  Lekko  go 

pociągnął.  Na  wraŜliwej  skórze  delikatny  ruch  drobnych  ogniwek  stał  się 
pieszczotą. 

Z ramion Merri zsunęła się bluzka. Przycisnęła ją do piersi. Pocieszała się, 

Ŝ

e Logan nie zrobi niczego więcej. Znajdowali się przecieŜ tuŜ obok pokoju, w 

którym spała jego matka. 

Wyciągnął  rękę  i  przesunął  palcem  po  dolnej  wardze  Merri.  OstroŜnie 

cofnęła się o krok. 

– Tchórz – powiedział Logan. 

background image

– Przestań. Przyrzekam, Ŝe juŜ więcej nie będę cię niepokoić. 
–  Za  późno.  Za  późno  o  dwadzieścia  pięć  lat.  A  ja  nie  będę  patrzył 

spokojnie, jak popełniasz następny błąd. 

Zrobił jeszcze jeden krok w przód. Merri cofnęła się aŜ pod ścianę. 
– Następny błąd? 
– Tak. Wybierzesz nieodpowiedniego męŜczyznę. 
Otworzyła usta, Ŝeby powiedzieć Loganowi, Ŝe jest szalony. Nie zdąŜyła, 

gdyŜ  błyskawicznie dotknął  wargami  jej  ust.  Przegrała.  Wiedziała  juŜ o tym  w 
chwili,  w  której  zachwiała  się  na  nogach.  Nie  potrafiła  oprzeć  się  jego 
pocałunkom. 

Ich  ciała  zwarły  się  jak  dwa  magnesy.  Merri  pragnęła  Logana  coraz 

bardziej. 

– Chodźmy do ciebie... lub do mnie. Wszystko jedno, dokąd – wyszeptał 

zdławionym głosem. 

Ogarnął  ją  nagły  strach.  Dlaczego  tak  szybko  poddała  się  Loganowi? 

Przytłumione  odgłosy  dochodzące  z  parteru  domu  uprzytomniły  jej,  Ŝe  zaraz 
pojawi się Danny. Oprzytomniała. 

– Logan – szepnęła. – Na dole jest Danny. Oddychając głośno i nierówno, 

podniósł  głowę.  Merri  wykorzystała  okazję.  Wysunęła  się  z  jego  ramion  i 
pobiegła  do  drzwi  swego  pokoju.  Udało  się  jej  zamknąć  je  od  środka.  Logan 
usiłował ją zatrzymać, ale bezskutecznie. Widocznie nie chciał robić hałasu. 

Usłyszała,  jak  wzdycha,  stojąc  pod  drzwiami.  Przycisnęła  policzek  do 

drewna.  Chwilę  później  wycofał  się  do  swego  pokoju.  Cicho  zamknął  za  sobą 
drzwi. 

Merri stała  nadal oparta o  chłodne  deski. Jeszcze nigdy  nie czuła  się tak 

niepewnie we własnej sypialni. Po raz pierwszy uprzytomniła sobie, Ŝe sama jest 
swoim wrogiem. W nie niniejszym stopniu niŜ jest nim Logan. 

Podeszła do łóŜka. PołoŜyła się. Ukryła twarz w poduszce. Zawładnęło nią 

poczucie wstydu i upokorzenia. Tego głodu poŜądania, który ją teraz ogarniał, nie 
będzie jej wolno nigdy zaspokoić. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 
W  piątek,  w  porze  lunchu,  Merri  poczuła,  Ŝe  dzieje  się  coś  niedobrego. 

Poprzedniego  wieczoru  poŜegnała  Danny’ego,  który  spakował  swoje  rzeczy  i 
poszedł spać do Brendanów. Następnego dnia mieli wyjechać zaraz po lekcjach. 

Coś wisiało w powietrzu. 
W  porze  największego  ruchu  Merri  miała  pełne  ręce  roboty.  Podawała 

właśnie  cztery  duŜe  sandwicze  do  stołu  zajętego  przez  siedem  starszych  pań, 
które zdąŜyły juŜ mieć do niej przeróŜne pretensje, kiedy zatelefonowała Faith. 

Nigdy nie dzwoniła do kawiarni. Merri pomyślała więc od razu, Ŝe stało się 

coś złego. Pełna najgorszych przeczuć, podbiegła do telefonu. 

– Co się stało? – spytała zadyszana. 
–  Przepraszam,  moja  droga,  Ŝe  przeszkadzam  ci  w  pracy  –  powiedziała 

Faith. – Mam, niestety, złe wieści. 

Och, BoŜe. 
– Chodzi o Danny’ego? – Merri aŜ jęknęła. – Coś stało się w szkole? Ma 

mój telefon. Dlaczego sam... 

– Chodzi o Stana. Przez krótką chwilę Merri nie pojmowała, o kim mówi 

Faith. 

–  Ach,  tak  –  odrzekła  po  chwili.  –  O  twojego  Stana.  –  Mimo  Ŝe  juŜ 

wcześniej  zauwaŜyła  zainteresowanie  teściowej  listonoszem,  nie  mogła  teraz 
pojąć, dlaczego dzwoni do niej do kawiarni, i to w porze największego ruchu. – 
Coś mu się stało? 

– Potrącił go samochód. Ma złamaną nogę. Przeniosę się do niego na kilka 

dni. Potrzebuje opieki. 

– śartujesz? 
–  Nie  prosił  mnie  o  to,  ale  muszę  mu  pomóc.  Wypadek  zdarzył  się 

dokładnie przed naszym domem. Stan zorientował się, Ŝe zapomniał doręczyć mi 
przesyłkę,  i  zawrócił,  nie  patrząc  na  drogę.  Bo  komu  przyszłoby  w  ogóle  do 
głowy,  Ŝe  naszą  ulicą  będzie  ktoś  przejeŜdŜał?  Chwilę  przedtem  rozmawiał  ze 
mną. Pewnie był zamyślony. 

– Merri! Bierz podwójne frytki i cebulkę! – zawołał Angel z kuchni. 
Ledwie go usłyszała. 
– Faith, to zła wiadomość – odezwała się do słuchawki – mam nadzieję, Ŝe 

nic więcej Stanowi się nie stało. Ciągle jednak nie pojmuję, dlaczego ty... 

– Danny wyjechał, a ty i Logan dacie sobie beze mnie radę przez najbliŜszy 

weekend. Stan nie ma nikogo. Większość jego krewnych mieszka poza miastem, 
a Mike jest ciągle zajęty. To, Ŝe nie będzie mnie w domu, nie sprawi ci kłopotu, 
prawda? – spytała Faith. 

Sprawi,  i  to  jaki,  pomyślała  Merri.  Na  samą  myśl  o  tym,  Ŝe  zostanie  z 

background image

Loganem sama przez cały weekend, wpadła w panikę. 

–  Nie  jadę  daleko  –  ciągnęła  Faith.  –  Stan  mieszka  w  odległości  mniej 

więcej dziesięciu kilometrów od naszego domu. 

Dziesięć kilometrów czy sto, co to za róŜnica? Faith nie będzie w domu i 

tylko to się liczy. 

–  Twoja  nieobecność  nie  sprawi  mi,  oczywiście,  Ŝadnego  kłopotu  – 

wykrztusiła wreszcie Merri. – Nie martw się o nas. A moŜe będzie ci potrzebna 
dodatkowa pomoc? SłuŜę swoją osobą. – Faith nie przyjęła jej propozycji. 

–  Mieszkanie  Stana  jest  bardzo  małe  –  powiedziała.  Od  strony  kuchni 

rozległy się nowe, tym razem groźnie brzmiące okrzyki Angela. 

– Faith – powiedziała szybko Merri – muszę wracać do pracy, bo szef się 

złości. Powiedz, kiedy jedziesz? Mam sobie załatwić podwiezienie do domu? 

–  Nie  trzeba.  Zaraz  zadzwonię  do  Logana.  Poproszę  go,  Ŝeby  po  ciebie 

przyjechał. 

– Nie! – wykrzyknęła Merri. – Nic mu nie mów. Nie zawracaj Loganowi 

głowy. 

– Będę spokojniejsza, jeśli po ciebie przyjedzie. Nie martw się, nie będzie 

miał o to Ŝadnej pretensji. 

Kątem oka Merri popatrzyła na denerwujących się klientów. 
– Dobrze – przystała. – Zrobimy, co sobie Ŝyczysz. Do końca pracy czas 

upłynął  szybko,  ale  gdy  Merri  zobaczyła  cięŜarówkę  Logana  zatrzymującą  się 
przed kawiarnią, była kłębkiem nerwów. Zrobiłaby wszystko, byleby nie musieć 
wychodzić i wsiadać do samochodu. 

Od razu wyczuła, Ŝe Logan teŜ jest spięty. Siedział wyprostowany i patrzył 

przed siebie. 

Od chwili, w której wdrapała się do szoferki, aŜ do przyjazdu do domu nie 

zamienili ani jednego słowa. Co to by zresztą zmieniło? 

Kiedy przed domem Logan wyłączył silnik, Merri zadała mu nurtujące ją 

pytanie: 

– Wracasz do pracy? 
– Nie. 
Z daleka zobaczyła Shermana. Jechał z pola na traktorze, ciągnąc za sobą 

zwalone drzewo.  Gdyby  nawet  przed  wieczorem  zakończył  swoje  obowiązki, i 
tak by się w domu nie pokazał. śył własnym Ŝyciem, według własnego rozkładu 
dnia, i cieszył się swobodą. Danny w towarzystwie Brendanów był juŜ w drodze 
do Nowego Orleanu. Nikt, absolutnie nikt, nie zakłóci im spokoju, z chwilą gdy 
wraz z Loganem znajdą się w domu. Nikt ich nie powstrzyma. 

Logan  podąŜył  za  Merri  do  domu.  Weszła  do  środka  i  jak  ostatni  tchórz 

ruszyła szybko w stronę schodów. 

Kiedy dotknęła poręczy, znalazł się tuŜ za nią. PołoŜył rękę na jej dłoni. 
Stanęła jak skamieniała. Logan był od niej silniejszy. PotęŜniejszy. Jakie 

background image

miała szanse, Ŝeby mu się oprzeć? 

Jedną ręką objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Wyczuwała bicie jego 

serca, a takŜe podniecenie, jakie go ogarnęło. Gdy przesunął prawą rękę i ujął jej 
pierś, wiedziała, Ŝe przestanie mu się opierać. 

Nogi  miała  jak  z  waty.  Torebka  zsunęła  się  jej  z  ramienia  i  upadła  na 

podłogę. Kiedy Logan przeciągnął palcem po napręŜonym sutku, schwyciła go za 
ramię, Ŝeby zachować równowagę. 

Gdy zsunął dłoń i dotknął podbrzusza, głowa Merri opadła bezwładnie na 

jego ramię. 

–  Pragnę  twoich  ust  –  wyszeptał.  Czuła  na  szyi  gorący  oddech.  Nie 

wykonała Ŝadnego ruchu. – Pocałuj mnie – polecił stanowczo. 

Podniosła głowę i popatrzyła na niego spod przymkniętych powiek. 
– Logan... Nie moŜemy tego zrobić. 
– JuŜ robimy. Odwróć się – dodał. – Obejmij mnie za szyję. I pocałuj. 
Oszołomiona  tonem  jego  głosu,  a  takŜe  dotknięciem  rąk  Logana,  Merri 

posłuchała rozkazu. Działała jak w transie. Mimo to jednak dorzuciła: 

– Nie będzie odwrotu. 
– Zbyt długo Ŝyłem przeszłością. Jestem juŜ zmęczony. 
– Ale jutro... 
–  Nie  istnieje.  Liczy  się  tylko  teraźniejszość.  To.  –  Ramiona  Logana 

obejmujące Merri były jak stal. Przyciągnął ją bliŜej. – Pocałuj mnie – zaŜądał. 

We  władczym  zachowaniu  się  Logana  było  coś  bardzo  podniecającego. 

Merri  wiedziała,  Ŝe  w  tym,  co  zaraz  nastąpi,  ona  stanie  się  równorzędnym 
partnerem. Będzie taką Meredith Brown Powers, jaka nigdy jeszcze nie istniała. 
Logan ją stworzy, a ona da mu to wszystko, czego od niej zechce. 

Był to ich pierwszy pocałunek. Przedtem tylko pojedynkowali się, walczyli 

i fantazjowali. A takŜe się karali. Ten pierwszy pocałunek, który teraz nastąpił, 
oznaczał  akceptację.  Pozostawili  za  sobą  wszelką  złość,  Ŝal,  zwątpienia  i 
rozczarowania. 

Zachowywali się tak, jakby od dawna byli kochankami. Merri rozchyliła 

wargi, Ŝeby Logan mógł ją namiętniej całować. Łączyły ich teraz tylko zaŜyłość i 
wzajemne  zaufanie.  Dzielili  między  sobą  uczucia  szalone  i  będące  ich 
niepodzielną własnością. 

Splecione języki odbywały odwieczny taniec. Logan spijał słodycz z warg 

Merri tak zachłannie, jakby umierał z pragnienia. Ciągle było mu mało. 

Jedną ręką objął Merri za ramię, drugą podsunął pod pośladki. Podniósł ją i 

przycisnął  do  siebie.  Odruchowo,  w  naturalnym  geście,  zsunęła  tenisówki  i 
nogami  oplotła  Logana  w  pasie.  Ten  ruch  sprawił,  Ŝe  jej  spódnica  znalazła  się 
powyŜej ud. 

Mrucząc  coś  pod  nosem,  Logan  zrobił  krok  po  schodach  w  górę.  Merri 

uczepiła się jego koszuli. Po chwili wysunęła ją z jego spodni. 

background image

Ani  na  chwilę  nie  przestawali  się  całować.  Nawet  wtedy,  kiedy  Logan 

ukląkł i posadził Merri na wyŜszym stopniu. 

Poczuła, jak jego palce dotykają guzików. Przesuwały się szybko dopóty, 

dopóki nie odpiął ostatniego i nie zdjął z Merri sukienki. Potem odpiął biustonosz. 

Ciało  Merri  owionęło  chłodne  powietrze.  Czuła  jednak  na  sobie  gorące 

spojrzenie Logana. Świadoma czekających ją pieszczot, opadła na schody. 

KaŜdy następny dotyk wywoływał dreszcz podniecenia. Wsunęła palce we 

włosy Logana. Pragnęła odczuwać go teraz całym ciałem. 

Rozbierał  Merri  dalej,  pozostawiając  jej  uporanie  się  z  jego  własnym 

paskiem i dŜinsami. Co pewien czas ich palce splatały się na chwilę i spotykały 
oczy.  Wówczas  przytomnieli  na  sekundę  i  zaraz  potem  znów  oddawali  się 
oszałamiającym pieszczotom. 

Znaleźli się o dwa schody wyŜej. Byli teraz zupełnie nadzy. Kiedy Logan 

połoŜył jedną dłoń na podbrzuszu Merri, a drugą zaczął rozchylać uda, jęknęła z 
rozkoszy. Wyciągnęła ręce i chwyciła za poręcz schodów, napręŜając całe ciało. 
Jeszcze nigdy nie czuła się tak pełna Ŝycia. 

Z chwilą gdy pieszczoty stały się bardzo intymne, krzyknęła głośno. Świat 

zaczął mienić się tysiącem barw jak w kalejdoskopie. 

Jęczała, łkała i błagała Logana, by wyzwolił ją z napięcia, które ogarnęło 

całe  jej  ciało.  Teraz  on  poprowadził  dłoń  Merri,  tak  Ŝe  znalazła  się  na  jego 
podbrzuszu. Poczuła, jak wielka rozpiera go siła. 

– Och, proszę... Nie wiem, czy... – jęczała, z trudem chwytając powietrze. 
– Tak. – Logan podniósł ją z taką łatwością, jakby waŜyła kilka gramów. 

Oparł  o  ścianę  i  wcisnął  się  między  jej  uda.  –  Tak  –  powtórzył  szeptem,  gdy 
przytrzymała  mocniej  jego  ramiona  i  lekko  uniosła  się,  Ŝeby  ciałom  ułatwić 
zespolenie. – Weź mnie. Zrób to. Teraz. 

Pomógł Merri. Czuła, jak drŜą jego ręce, kiedy przytrzymywał jej biodra. 
– Merri... Merri... Tak. Głębiej – szeptał głosem schrypniętym z emocji. 
– JuŜ nie mogę. Nie dam rady. 
– Proszę. Weź mnie całego. 
Pragnęła jeszcze bliŜszego zespolenia. Logan poruszał się w niej powoli i 

rytmicznie.  Merri  zorientowała  się  nagle,  Ŝe  oboje  znaleźli  się  na  podeście 
schodów. Przygarnęła do siebie Logana, obawiając się oddalenia. 

– Jestem za cięŜki – ostrzegł. 
– NiewaŜne. Trzymaj mnie mocno. 
Oddali  się  pieszczotom.  Kiedy  Merri  osiągnęła  rozkosz,  Logan  stłumił 

wargami  jej  krzyk.  Po  chwili  i  on  doznał wyzwolenia.  A  potem  ukrył  twarz  w 
zagięciu ramienia Merri i zaczął drŜeć na całym ciele. 

Połączyło ich coś, co Merri nie wydawało się w ogóle moŜliwe. 
Do diabła, do diabła... Logan zmełł w ustach przekleństwo. śałował, Ŝe nie 

naleŜy do tych stworzeń, które umierają podczas cielesnego stosunku. Nie chciał 

background image

spojrzeć  w  oczy  Meredith  i  zobaczyć  jej  reakcji  na  to,  co  uczyniła.  Jeśli  mu 
powie, Ŝe go nienawidzi, on zejdzie na dół i poderŜnie sobie gardło najbardziej 
tępym noŜem, jaki uda mu się znaleźć w kuchni. 

Tego,  co  się  stało,  pragnął  od  lat.  Kiedy  od  matki  usłyszał  o  wypadku 

listonosza i o jej planach na ten weekend, wiedział, Ŝe nie będzie w stanie trzymać 
się z daleka od Meredith. Nie jest świętym i nigdy nim nie był. 

A więc stało się. Na domiar złego dopadł ją na schodach. Cud, Ŝe nie spadli 

i nie zabili się oboje. BoŜe, jak krucha i drobna jest ta kobieta! Sam nie wiedział, 
czy mu się to podoba, czy nie. Gdyby była mniej niezaleŜna i zapalczywa, chyba 
bałby  się  jej  dotknąć.  Dobrze  zbudowani  męŜczyźni,  o  jego  posturze,  na  ogół 
gustowali w małych kobietkach. Tańcząc na parkiecie wyglądaliby śmiesznie. 

Teraz, kiedy spoglądał na spłonioną twarz Meredith, jego sercem miotały 

sprzeczne, nie znane mu dotychczas uczucia. Znów ogarnęło go poŜądanie. 

Merri  uniosła  powieki.  Długie,  ciemne  rzęsy  rzucały  cień  na  policzki. 

Logan  zobaczył,  Ŝe  w  jej  duŜych  niebieskich  oczach  nie  było  juŜ  rozmarzenia. 
Patrzyła na niego uwaŜnie. 

– Co teraz? – zapytała. 
W głosie Merri wyczuł lekką prowokację. 
– Mam powiedzieć prawdę? 
– Jestem na tyle dorosła, by się z nią pogodzić. Obrzucił spojrzeniem ciało 

Merri. Na piersiach dostrzegł czerwone plamy. Odciski swych warg. 

– Chcesz weekendowego flirtu? 
– Chcę ciebie. Miałem cię dopiero raz i jeszcze nie zaspokoiłem apetytu. – 

Logan  przeciągnął  dłonią  po  lekko  wilgotnych  włosach  Meredith.  JuŜ  nie 
irytowało go  to,  Ŝe  są  krótkie.  Do  twarzy  jej  było  z taką  fryzurą.  –  A czego  ty 
chcesz? 

– Mam powiedzieć prawdę? 
Meredith powiedziała to z tak powaŜną miną, Ŝe Loganowi zachciało się 

ś

miać. 

– Jestem na tyle dorosły, Ŝeby się z nią pogodzić. 
– Chcę cię zrozumieć. 
Ambitne Ŝyczenie. I sprawiające przyjemność. Czasami jednak Logan sam 

siebie nie rozumiał. Jak więc mógł zacząć tłumaczyć, kim jest i co popycha go w 
jej  kierunku?  No,  powiedzmy,  Ŝe  Meredith  nie  jest  wrogiem,  za  którego  ją 
uwaŜał.  Ale  czy  kiedykolwiek  staną  się  przyjaciółmi?  Czy  jest  to  w  ogóle 
moŜliwe? 

–  Rozumiesz  mnie.  Pod  względem  seksualnym  –  szepnął,  odgarniając  z 

czoła  Merri  wilgotne  włosy.  –  Jest  to  znacznie  więcej,  niŜ  udało  się  osiągnąć 
jakiejkolwiek innej kobiecie. Chyba wystarczy. 

– A co będzie w poniedziałek? 
W  Wietnamie  weekend  był  czymś,  co  trwało  wiecznie.  Tym  razem 

background image

powinno  pewnie  być  tak  samo.  O  czym  myślała  ta  kobieta?  Wyraz  jej  twarzy 
zdradzał niewiele. Logan wyczuł, Ŝe Meredith ma wątpliwości. 

– Powiedz, co masz na myśli – poprosił. 
– Logan, igrasz z ogniem. Zresztą oboje flirtujemy z niebezpieczeństwem. 
– Nie igram z ogniem i w Ŝadnym razie nie flirtuję. MoŜesz to nazwać... 

dawną sprawą, jeśli masz ochotę. 

– Rozumiem. Mam nadzieję, Ŝe dzięki mnie pozbędziesz się tego, co cię 

boli. 

–  MoŜe  oboje  robimy  sobie  przysługę  –  powiedział  Logan,  wiedząc,  Ŝe 

będą musieli powziąć jakąś decyzję. 

Spojrzał  na  Meredith.  WciąŜ  jej  poŜądał.  Nie  Ŝyczył  sobie,  by  mu 

powiedziała, Ŝeby poszedł do diabła. 

–  Mam  jedną  prośbę  –  odezwała  się  po  chwili,  przeczesując  palcami 

zmierzwione włosy na piersi Logana. 

Skinął głową. 
– Słucham. 
– Mam dość dywanów i schodów. Przynajmniej na dziś. Będę miała wiele 

szczęścia, jeśli nie uszkodziłeś mi kręgosłupa. 

Jej cięte, dowcipne uwagi zawsze doprowadzały go do złości. Teraz mimo 

woli zaczął się śmiać. 

Wstał, unosząc ostroŜnie Meredith w ramionach. WaŜyła tyle co piórko. 
–  Co  myślisz  o  znalezieniu  się  pod  prysznicem?  Zamiast  odpowiedzieć, 

zademonstrowała  swój  stosunek  nie  tylko  do  tego  urządzenia,  lecz  takŜe  do 
Logana. Gdy było juŜ po wszystkim, zaniósł ją do łóŜka. Do swego łóŜka, gdyŜ 
było najobszerniejsze, i dlatego, Ŝe nie chciał przebywać w Ŝadnym z pokoi, które 
nosiły  ślady  pobytu  jego  brata  lub  wspólnego  Ŝycia  Bretta  i  Meredith.  I  tutaj 
kochali się po raz trzeci. Dopiero potem ogarnął ich sen. 

Kiedy Logan otworzył oczy, było ciemno. Dopiero po chwili, gdy odczuł 

miłe zmęczenie, a zmysł powonienia odkrył na poduszce ulotny zapach Meredith, 
przypomniał sobie, co zaszło. 

Na myśl o tym, co się stało, serce Logana zaczęło bić szybciej. 
Gdzie podziewała się teraz Meredith? Uznała, Ŝe popełniła błąd i zdąŜyła 

juŜ opuścić dom? 

Bez Dana? To niemoŜliwe. Tego by nie zrobiła. 
Logan  zsunął  się  z  łóŜka.  Wyciągnął  z  szafy  parę  czystych  dŜinsów. 

Szybko włoŜył je na siebie i wyszedł z pokoju, po drodze zapinając zamek. 

W pokoju Meredith było ciemno. I pusto. A więc pewnie była w łazience. 

W tej chwili zobaczył jednak światło dochodzące z parteru. 

Schodząc  po  schodach,  Logan  poczuł  apetyczny  zapach.  Spojrzał  na 

zegarek. JuŜ dawno minęła pora kolacji. Ssało go z głodu. Z chwilą jednak gdy 
znalazł się w kuchni, przestał myśleć o pustym Ŝołądku. 

background image

Meredith była  ubrana.  Miała  na  sobie tę  samą  sukienkę,  którą  uprzednio 

zdjął z niej na schodach. 

– Nie mogłaś spać? 
Na dźwięk głosu dochodzącego od drzwi odwróciła się nerwowo w stronę 

Logana. 

– Jak dawno tu stoisz? 
– Na tyle długo, by rozkoszować się twym widokiem. – Podobała mu się. 

Wyglądała  apetycznie.  Dzięki  trzem  górnym  nie  zapiętym  guzikom  mógł 
podziwiać gładką skórę i ponętne kształty, na widok których świerzbiły go palce. 
Pragnął dotykać Meredith. – Mogłaś włoŜyć na siebie coś czystego – dodał. 

–  Dlaczego  mam  marnować  cięŜką  pracę  Faith,  która  prasuje  moje 

sukienki? A ponadto... 

Urwała. Logan zastanawiał się, co spowodowało wahanie Meredith. 
– No, mów – zachęcił. 
– Ta sukienka pachnie tobą. 
Wiedziała, jak przyciągnąć jego uwagę. Westchnął głęboko i powoli. 
– Podejdź do mnie. 
– Nie miałam zamiaru cię prowokować. 
– Jasne. Podejdź bliŜej. 
Przeszła przez kuchnię. Jej oczy błyszczały ciekawością i odzwierciedlały 

przeŜyte uniesienia. Loganowi przypomniały się nagle kolczyki, które Meredith 
miała na sobie, kiedy po raz ostatni widział ją przed laty. Zastanawiał się, co się z 
nimi stało. Odkąd przyjechała, nie włoŜyła ich ani razu. 

Westchnął głęboko. Uznał, Ŝe to nie czas na wspomnienia. Ten weekend 

naleŜał do nich obojga i nic więcej się nie liczyło. 

Kiedy Meredith znalazła się tuŜ przed nim, podniósł ją do góry. 
– Pocałuj – zaŜądał. 
– To, Ŝe się kochaliśmy, wcale nie sprawiło, iŜ stałeś się sympatyczniejszy 

– skomentowała. 

–  Mam  swoje  powody.  Chcę  się  upewnić,  Ŝe  nadal  potrafisz  rozpoznać 

mnie po ciemku. 

Wargami dotknął ust Merri. 
Ten pocałunek był nadzwyczajny. Kiedy Logan zacisnął lekko zęby na jej 

dolnej wardze, poczuł znajome drŜenie całowanych ust. 

– Logan, jedzenie się spali. 
Jeszcze  raz  zmysłowym  gestem  dotknął  językiem  rozchylonych  warg 

Merri i oderwał od nich usta. Opuścił ją powoli, tak Ŝe po chwili stopami dotknęła 
ziemi. 

– Masz szczęście, Ŝe umieram z głodu. 
–  Masz  szczęście,  Ŝe  w  lodówce  było  jedzenie  –  odparła  Merri.  –  O  tak 

późnej porze nie potrafię być pomysłową kucharką. Mam nadzieję, Ŝe wystarczą 

background image

ci kanapki z wołowym gulaszem. 

– Lepsze to niŜ ser, który bym zjadł, będąc tu sam. Jeśli do menu dorzucisz 

piwo, przyrzekam, Ŝe pozmywam po kolacji. 

W oczach Merri pojawiły się figlarne ogniki. 
– I tak byś zmywał. To są lata dziewięćdziesiąte, mój panie. A ja nie jestem 

twoją mamą. 

Ś

miejąc  się,  Logan  przysunął  sobie  krzesło  i  usiadł  na  nim  okrakiem. 

Kiedy  Merri  wręczyła  mu  puszkę  piwa,  otworzył  ją  i  pociągnął  długi  łyk. 
Meredith  odstawiła  swoją  puszkę,  a  potem  wyjęła  z  pieca  bułki  i  podgrzany 
gulasz. 

– Masz ochotę na chipsy? A moŜe na pikle? Zaprzeczył ruchem głowy. 
– Tego jedzenia starczyłoby dla trzech osób. 
– MoŜe dodać cebulę? 
–  Nie,  jeśli  nie  lubisz  jej  zapachu.  –  Loganowi  podobało  się  pogodne 

spojrzenie  oczu  Meredith.  Bosą  stopą  wyciągnął  zza  stołu  drugie  krzesło.  – 
Siadaj. 

Usłuchała. 
–  Nie  istnieje  Ŝaden  elegancki  sposób  jedzenia  tej  potrawy  –  oznajmiła, 

napełniając  przekrojoną  bułkę  parującą  wołowiną.  Spojrzała  na  Logana.  –  Nie 
jesz? Byłam przekonana, Ŝe jesteś głodny. 

– Jestem. 
–  A  więc  zabieraj  się  grzecznie  do  jedzenia.  Jeśli  nadal  będziesz  mi  się 

przyglądał  tak,  jakbym  była  jakimś  stworem  pod  mikroskopem,  wymaŜę  sobie 
brodę sosem. 

– Nie przejmuj się. Dokładnie go zliŜę. Merri na chwilę zamknęła oczy. 
–  Doczekałam  się  tego,  czego  chciałam.  –  Westchnęła  głośno.  –  No, 

dobrze, mam pytanie. Czy przez cały weekend będziemy tylko jeść, kochać się i 
mówić o seksie? Czy wokół tych spraw ma się obracać wszystko? 

– To bardzo prawdopodobne. 
– Od jak dawna tego nie robiłeś? – spytała. 
– A ty? 
Nie odpowiedziała od razu. Zbyt późno Logan zorientował się, Ŝe był to dla 

Meredith temat bardzo bolesny. Nie zadawałby w ogóle tego pytania. 

– Brett stracił zainteresowanie seksem, jeszcze zanim wykryto, Ŝe ma raka. 

MoŜe był to jeden z symptomów choroby, a moŜe juŜ nie miał na mnie ochoty – 
spokojnie oznajmiła Meredith. 

– Bzdura. Wzruszyła ramionami. 
– Bez reszty poświęcał się pracy twórczej. Był jednak wraŜliwy i uczciwy. 

Co innego więc mogłam pomyśleć? 

– śe był głupi. 
Merri podniosła kanapkę do ust. 

background image

–  Nie  ma  to  jak  rozmowa  z  tobą.  Sama  przyjemność  –  mruknęła  z 

sarkazmem. – Trudno się przyzwyczaić. 

– Spójrz na to z innej strony. Wyobraź sobie, Ŝe przeze mnie przemawia 

uczciwość.  Wtedy  będzie  ci  łatwiej  przełknąć  gorzką  pigułkę.  A  skoro  juŜ 
jesteśmy  przy  temacie  seksu,  moŜe  przedyskutowalibyśmy  sprawę  regulacji 
urodzin? Co ty na to? 

Meredith uniosła brwi. 
–  Czy  to  nie  spóźniona  rada?  –  spytała  gniewnie.  Zlizywała  teraz  sos 

kolejno  z  wszystkich  palców  prawej  ręki.  Starała  się  robić  to,  nie  prowokując 
Logana. Przyglądał się jej zwęŜonymi oczyma. 

–  Masz  przykład  tego,  jak  na  mnie  działasz.  Tracę  przy  tobie  zdrowy 

rozsądek. 

–  Chyba  Ŝaden  problem  nie  istnieje.  Swego  czasu  z  trudem  zaszłam  w 

ciąŜę.  Mój  lekarz  powiedział  mi,  Ŝe  będzie  cud,  jeśli  uda  mi  się  to  ponowić  i 
urodzić drugie dziecko. Jego przewidywania okazały się słuszne. Mimo prób nie 
udało mi się po raz drugi zajść w ciąŜę. 

– Przykro ci z tego powodu? 
–  Nie  ma  tego  złego,  co  by  na  dobre  nie  wyszło.  –  Merri  westchnęła 

głęboko. – Czasami było bardzo trudno ubrać i wykarmić naszą trójkę. MoŜe więc 
dobrze się stało, Ŝe nie urodziłam drugiego dziecka. 

Przez całe lata Logan usiłował o tym nie myśleć. 
Meredith  potrząsnęła  głową.  Wyglądało  na  to,  Ŝe  usiłuje  otrząsnąć  się  z 

przykrych myśli. Obdarzyła go uśmiechem. 

– A co z tobą i Jane? Chcieliście mieć dzieci? – spytała po chwili. 
– Nigdy o tym nie było mowy. Zresztą nie prowadziliśmy Ŝadnych rozmów 

na Ŝaden temat. 

– Aha. 
Meredith skinęła głową. Zacisnęła wargi. 
–  Przyznaję,  Ŝe  wierzyłem  w  to,  iŜ  posiadanie  Ŝony  zlikwiduje  moje 

kłopoty.  I  to  był  błąd.  Powinienem  wiedzieć,  Ŝe  naleŜę  do  tego  gatunku 
męŜczyzn, którzy nie powinni pakować się w małŜeństwo. 

Meredith wzruszyła ramionami. 
– Tak rozumuje większość z was. Ale do czasu. Dopóki na waszej drodze 

nie stanie odpowiednia kobieta. 

–  Byłaś  dla  Bretta  odpowiednią  kobietą?  Zawahała  się  na  moment. 

Przesunęła palcami po puszce od piwa. 

– Tak. Tak sądzę. Byłam przez pewien czas. Wiem, Ŝe miałeś na ten temat 

inne zdanie. 

– I nadal je mam. 
Merri spojrzała Loganowi w twarz. Była zmieszana, a zarazem smutna. 
– Jak to się stało, Ŝe potrafiłeś kochać się ze mną, skoro tak bardzo mnie 

background image

nienawidzisz? 

OdłoŜył na talerz prawie nie tkniętą kanapkę i otarł wargi serwetką. 
–  Jedno  z  drugim  nie  ma  nic  wspólnego –  mruknął.  Popatrzyła  na  niego 

błyszczącymi oczyma. 

–  Jeśli  będziemy  przemilczać  wszystkie  tematy,  które  są  dla  ciebie 

nieprzyjemne, zamilkniemy na dobre. Będziemy mieli sobie tyle do powiedzenia, 
co ty i Jane. 

To był celny strzał. Meredith miała rację. Jeśli nie będzie uwaŜał, co mówi, 

to się znów powtórzy. 

– Jasne – powiedział. Wstał z krzesła i pociągnął za sobą Meredith, zanim 

zdąŜyła zaprotestować. 

Pocałował ją bardzo mocno. 
– Co robisz? – spytała, kiedy udało się jej znów złapać oddech. 
–  Szkoda  czasu  na  gadanie.  Mamy  go  niewiele.  A  więc  od  dawna  cię 

pragnąłem. I teraz teŜ cię poŜądam. – Ruszył w stronę schodów. 

– Ale... – Meredith objęła Logana za szyję. – Ale co będzie z jedzeniem? 
– Poczeka. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 
– Naprawdę dobrze się czujesz? 
Merri  umieściła  słuchawkę  między  uchem  a  wgłębieniem  ramienia. 

Pomyślała,  Ŝe  Faith,  mimo  cechującej  ją  dobroci  i  czułości,  jest  nadzwyczaj 
bystra i przenikliwa. 

– Oczywiście, Ŝe czuję się dobrze – odparła szybko. – Co ci przyszło do 

głowy, Ŝeby mnie w ogóle o to pytać? 

– Masz zmęczony głos. I taki jakiś smutny. 
Biorąc  pod  uwagę  fakt,  iŜ  dopiero  co  przeŜyła  dwa  cudowne  dni  i  Ŝe  te 

fantastyczne przeŜycia, których doznawała, miały się skończyć za kilka godzin, 
Merri  miała  powody,  Ŝeby  być  wyczerpana.  I  było  jej  smutno.  Bo  mimo  Ŝe  z 
Loganem wszystko ułoŜyło się wspaniale, była nadal niepewna, co przyniesie jej 
przyszłość. 

– Tęsknię do moich dwóch najukochańszych osób – powiedziała, usiłując 

mówić lekkim tonem. – To wszystko. 

–  Niczego  przede  mną  nie  ukrywasz?  MoŜe  Logan  bardziej  niŜ  zwykle 

zatruwa  ci  Ŝycie?  Jeśli  zachowuje  się  źle,  powiedz  mi  o  tym,  moja  droga. 
Nakazałam mu, Ŝeby traktował cię przyzwoicie. 

Przyzwoicie.  Tak  właśnie  się  zachowywał.  Był  dobrym  kochankiem.  To 

ona miała problem. 

– Sądzę, Ŝe w moim głosie wyczułaś niepokój o Danny’ego – odparła. Tym 

razem mówiła prawdę. – Od soboty rano jeszcze nie zadzwonił. 

–  Jestem  w  stanie  go  zrozumieć  –  oznajmiła  Faith.  –  PrzeŜywa  radosne 

chwile i zapomniał o boŜym świecie. Typowy koszmar dla kaŜdej matki – dodała 
z rozbawieniem w głosie. – Pamiętam, kiedy coś takiego zrobili po raz pierwszy 
moi  chłopcy.  Czy  uwierzysz,  Ŝe  pobiegłam  do  swego  pokoju  i  płakałam  jak 
dziecko, a potem tak bardzo było mi wstyd swego zachowania się, Ŝe zeszłam na 
dół do kuchni i upiekłam całą furę czekoladowych ciastek? Godzinę później obaj 
chłopcy wrócili do domu i przy kuchennym stole kłócili się między sobą, które 
ciastka  są  lepsze.  Nie  martw  się,  moja  droga.  Wkrótce  wszystko  potoczy  się 
utartym trybem. 

Kto sobie tego Ŝyczył? Ona sama nie miała pojęcia, czego właściwie chce. 

Na razie pragnęła jednego. Jak najszybciej zmienić temat. 

– Co ze Stanem? – spytała. 
– Wspaniale jest go pielęgnować – entuzjazmowała się Faith. 
Merri roześmiała się głośno. 
– Oj, Faith, chyba się zakochałaś. 
– Pogadamy, gdy wrócę do domu. Teraz właśnie czeka na piwo, które mu 

obiecałam. Zrobię kolację i zaraz potem się zobaczymy. 

background image

Merri z westchnieniem odwiesiła słuchawkę. Jeszcze tylko parę godzin... 

Będzie  zadowolona,  widząc  Faith  znów  w  domu,  lecz  za  jej  powrót  zapłaci 
wysoką cenę. 

Otworzyły  się  drzwi.  Wszedł  Logan.  Merri  szybko  odstawiła  szczotkę. 

Robiła  porządek  w  łazience  i  kuchni,  podczas  gdy  on  pomagał  Shermanowi 
usunąć jakieś uszkodzenie w zdezelowanej furgonetce. Chciała teŜ uprać pościel i 
ręczniki, których uŜywali. 

Im dłuŜej przebywała w towarzystwie Logana, tym więcej przychodziło jej 

do głowy rzeczy, z którymi powinna się uporać, Ŝeby całkiem zatrzeć ślady tego, 
co się wydarzyło podczas nieobecności Faith. 

– No i co? – zawołała, kiedy stanął na progu. – Czy ta furgonetka ma szanse 

doŜyć do przyszłego roku? 

–  Mało  prawdopodobne.  –  Logan  podszedł  do  zlewu  i  zaczął  myć 

ubrudzone ręce. – Powiedziałem Shermanowi, Ŝe oddam mu swoją cięŜarówkę. 
Wiem,  Ŝe  nowej  nie  przyjmie,  jest  na  to  zbyt  dumny.  I  tak  trudno  było  go 
przekonać,  Ŝe  mimo  iŜ  mój  samochód  ma  dopiero  dwa  lata,  zdąŜyłem  nim 
przejechać  osiemdziesiąt  tysięcy  kilometrów  i  chętnie  zastąpię  go  nowym. 
Sherman  nadal  się  opierał.  Ustąpił  dopiero  wtedy,  kiedy  mu  powiedziałem,  Ŝe 
musi  mieć  pod  ręką  sprawny  samochód,  w  razie  gdyby  matce  była  potrzebna 
natychmiastowa pomoc podczas mojej nieobecności. 

Tych cech Logana Merri nigdy nie miała okazji dostrzec. Był pracowity. I 

dobry dla matki. Po raz pierwszy w Ŝyciu serce Merri wypełnił podziw dla tego 
człowieka. 

– To miły gest z twojej strony – pochwaliła go. 
–  W  ogóle  jestem  miłym  facetem  –  mruknął.  Zabrzmiało  to  tak,  jakby 

przed Merri stanął teraz dawny Logan. MoŜe usiłował ukryć chwilę słabości? A 
moŜe,  gdy  przebywał  poza  domem,  wydarzyło  się  coś  jeszcze?  Och,  czy  to 
moŜliwe, Ŝe podczas weekendu dostrzegł ich Sherman, kiedy byli razem? 

Nie musiał w ogóle ich oglądać. 
I  nie  oglądał.  Na  twarzy  Merri  wystąpiły  rumieńce,  kiedy  uprzytomniła 

sobie, Ŝe przez dwa dni prawie nie wychodzili z Loganem z domu. Wyjęli tylko 
korespondencję i gazetę ze skrzynki. JuŜ sam fakt ciągłego przebywania w domu 
był  podejrzany.  A  moŜe  Sherman  dostrzegł  ich  w  oknie  kuchennym,  kiedy 
przygotowywali kolację? Jedno było pewne. Ten stary człowiek był dyskretny. O 
niczym nie powie nikomu. Cenił zarówno prywatność własną, jak i bliźnich. 

– Właśnie rozmawiałam z twoją matką – oznajmiła Loganowi, siląc się na 

pogodny  ton.  –  Nie  robi  wraŜenia  kogoś,  kto  pracował  cięŜko  przez  cały 
weekend. 

–  To  dobrze.  –  Logan  zakręcił  kran  i  wytarł  ręce.  Odwiesił  ręcznik  na 

kołek. – Mówiła, kiedy wróci do domu, czy sami mamy zgadywać? 

– Logan, zrobię kolację, jeśli o to się martwisz. 

background image

– Powiedziałem, Ŝe się martwię? – Zaczął chodzić po kuchni. Rozglądał się 

wokół siebie. – Och, posprzątałaś. Powinienem być tu, Ŝeby ci pomóc. 

– Byłeś zajęty. – Merri zaniepokoiło napięcie, które wyczuła w Loganie. 

Nie  wiedziała,  jaka  jest  tego  przyczyna.  –  Chyba  zaraz  upiekę  ciasto  na  cześć 
powrotu Danny’ego i twojej mamy – oznajmiła. – Chcesz coś przegryźć, zanim 
zabiorę się do roboty? 

– Nie, dziękuję. 
– Na pewno niczego nie chcesz? PrzecieŜ nic nie jadłeś od śniadania. – Nie 

opuszczali łóŜka aŜ do dziewiątej. Merri nadal czuła lekki ból mięśni. – Czemu 
nie zrobisz sobie drinka? Wyglądasz... 

–  Nie  jestem  Stanem  –  warknął.  –  Nie  potrzebuję  niańki.  A  jeśli  czegoś 

zechcę, to sobie wezmę. Jasne? 

Po  ostatnich  słowach  Logana  w  kuchni  zapanowała  cisza.  Słychać  było 

tylko  tykanie  zegara  wiszącego  na  ścianie  nad  lodówką.  Czy  miał  być  to 
przedsmak  tego,  jak  zachowa  się  Logan  po  powrocie  reszty  rodziny? 
Zastanawiała się zgnębiona Merri. 

Odwróciła  się  na  pięcie  i  ruszyła  w  stronę  schodów,  nie  zwaŜając  na 

wołanie  Logana.  Dogonił  ją,  gdy  wchodziła  do  swojej  sypialni.  Odepchnęła 
wyciągniętą dłoń. 

– Daj mi spokój! Nie wiem, co w ciebie wstąpiło, ale nie zamierzam być 

celem twych ataków. Wytoczyłeś całą artylerię. 

– Merri... 
– Przestań w ten sposób zwracać się do mnie. Jak śmiesz mówić „Merri” za 

kaŜdym razem, gdy robisz z siebie idiotę lub masz ochotę na pieszczoty? 

–  Masz  rację.  Z  mojej  strony  to  czysta  manipulacja.  Powiedział  to  tak 

powaŜnie i spokojnie, Ŝe w pierwszej chwili Merri nie była pewna, czy dobrze 
usłyszała. Zaraz potem jednak spytała: 

– Po co to robisz? 
– Bo mam siebie dosyć. Jestem zdegustowany istniejącą sytuacją. Nie tak 

planowałem  resztę naszego  wspólnego  Ŝycia.  Pragnąłem...  –  Urwał,  zaklął  pod 
nosem,  przeciągnął  ręką  po  włosach  i  rzucił  Merri  zrezygnowane  spojrzenie.  – 
Chciałem, Ŝeby nasze ostatnie, wspólnie spędzone godziny wyglądały inaczej. 

Ich  ostatnie  wspólne  godziny...  Słowa  te  zabrzmiały  niezrozumiale. 

PrzecieŜ Ŝadne z nich nigdzie się nie wybierało! 

Nie na początku, lecz później pomyślała sobie, a właściwie miała nadzieję, 

Ŝ

e  to,  co  stało  się  między  nimi,  zmieni  istniejący  stan  rzeczy.  Nie  dalej  jak 

wczoraj w jej sercu zapłonęła iskierka nadziei. Teraz jednak okazało się, Ŝe jest w 
błędzie. 

– Ostatnie godziny czego? – spytała. Ogarnęło ją nagłe zmęczenie. Czuła 

się głupio. – Naszego sypiania ze sobą, czy jak tam to nazwać? Czy wrócimy do 
naszej  dawnej  postawy  milczących  antagonistów  i  będziemy  udawać,  Ŝe  tego 

background image

weekendu wcale nie było? Kiedy usiądziemy naprzeciw siebie przy kuchennym 
stole,  będziesz  udawał,  Ŝe  zapomniałeś,  co  nas  łączyło,  gdy  znajdowaliśmy  się 
tutaj zupełnie sami? 

–  Nie  wiem!  Do  diabła,  wcale  nie  planowałem  tego,  co  się  zdarzyło. 

Podobnie jak ty nie potrafię odpowiedzieć na te pytania. 

Dlaczego to zrobili? Merri spojrzała na męŜczyznę, który trzymał ją za ręce 

i patrzył na nią jak na winowajczynię. Wrócił dawny Logan. Człowiek, którego 
nigdy nie rozumiała. 

To wszystko jest chore, pomyślała. Czy niczego nie nauczył jej los własnej 

matki? Przez wiele lat pracowała nad sobą. Starała się zostać kobietą rozsądną i 
zrównowaŜoną  oraz  pozbyć  się  wszelkiej  lekkomyślności  i  działania  pod 
wpływem impulsu. I to się jej udawało. AŜ do ostatniego weekendu. Jak na ironię, 
to Logan sprawił, Ŝe znalazła się w okropnej sytuacji. 

Odwróciła  głowę.  Ani  chwili  dłuŜej  nie  mogła  patrzeć  na  niego.  Kiedy 

pogładził jej policzek, zamarła. 

–  Przykro  mi  tracić  to,  co  było  między  nami  –  powiedział  szorstkim 

głosem. – Nie chcę z tobą walczyć. 

– Ja teŜ nie. 
– Tylko Ŝe... Tylko Ŝe nie mogę niczego ci przyrzec. Uniosła podbródek. 
– A czy cię o to prosiłam? 
– Nie. Chciałbym jednak, Ŝeby tak się stało. 
–  Dlaczego?  Nie  miałbyś  wówczas  wyrzutów  sumienia?  Logan,  to 

wszystko  jest  zbędne.  Oboje  jesteśmy  dorosłymi  ludźmi.  Wprawdzie  niezbyt 
bystrymi, lecz przyzwoitymi. Nie robimy niczego złego. 

–  Z  wyjątkiem  tego,  Ŝe  w  ciągu  paru  godzin  musimy  zapomnieć  o 

wszystkim,  co  nas  łączyło.  Zrobimy  ogromną  krzywdę  mojej  matce,  jeśli  się 
dowie, co zaszło między nami. 

– I Danny’emu – dodała Merri. Oparła ponownie głowę o drzwi i zamknęła 

oczy. 

–  To  był  najbardziej  zdumiewający  weekend  w  moim  Ŝyciu.  Miałem 

nadzieję,  Ŝe  w  jakiś  sposób  się  o  tym  dowiesz.  –  W  głosie  Logana  zabrzmiała 
pieszczotliwa nuta. 

– A czy nie najprościej jest o tym powiedzieć? 
– Nigdy nie potrafiłem z tobą rozmawiać. 
Było w tym wiele prawdy. Podczas ostatniego weekendu Merri parokrotnie 

bezskutecznie  próbowała  wciągnąć  Logana  w  normalną,  nie  dotyczącą  seksu, 
rozmowę.  Ciało  jej  nagle  oŜyło,  gdy  przypomniała  sobie,  jak  Logan  był 
wspaniały w roli kochanka. 

–  Nawet  teraz  –  ciągnął  –  wiem,  Ŝe  powinniśmy  porozmawiać,  ale  na 

przeszkodzie stoją inne sprawy. – Logan objął dłońmi twarz Merri. – Powiedz, 
dlaczego tak mi diabelnie trudno trzymać się z dala od ciebie? 

background image

Napotkała jego spojrzenie. Ten męŜczyzna stał się jej kochankiem. Nie był 

ani specjalnie przystojny, ani zabawny. Nie miał ani duszy poety, ani oka artysty. 
Był  natomiast  wojownikiem,  który  przeŜył.  Czułość  i  delikatność  ukrywał 
głęboko. 

Nie  był  człowiekiem  łatwym.  Sprawiał  ponadto  kłopoty.  Gdyby  Merri 

miała  choć  odrobinę  zdrowego  rozsądku,  uciekałaby  przed  nim  gdzie  pieprz 
rośnie. Nie pasowali do siebie. Było w nich coś, co sprawiało, Ŝe źle na siebie 
działali. 

Nie potrafiła jednak uciekać. Los zrządził, Ŝe spotkali się ponownie. Logan 

zawładnął jej ciałem i duszą. 

To szaleństwo, pomyślała, widząc, jak jego oczy znów płoną poŜądaniem. 

Pochylił  się,  Ŝeby  ją  pocałować.  Mimo  Ŝe  bardzo pragnęła pieszczoty,  palcami 
dotknęła lekko jego warg. 

– Koniec z tym, Logan. 
– Jeszcze trochę. 
– PrzeŜyliśmy swoje. Wszystko mamy poza sobą. Przytrzymując jej rękę, 

pocałował nadgarstek. A potem otwartą dłoń. ZałoŜył rękę Merri sobie na szyję. 

–  Nie  wszystko  –  odparł.  –  I  ty  o  tym  wiesz.  Nie  masz  odwagi  spojrzeć 

teraz na mnie, bo mam rację. 

Miał  rację  i  dlatego  tak  zdecydowanie  unikała  jego  spojrzenia.  Gdyby 

pozwoliła,  Ŝeby  te  oczy  uwiodły  ją  ponownie,  natychmiast  oddałaby  mu 
wszystko. Nawet nie próbowałaby go powstrzymać. 

Chciał  jednak  czegoś  więcej.  Pragnął  aktywnej  kochanki  i  doskonale 

wiedział, jak przemienić poŜądanie Merri w nieokiełznaną pasję. 

Nie próbował uchwycić jej spojrzenia. Zaczął pokrywać twarz drobnymi 

pocałunkami.  Całował  prawie  wszędzie.  Czoło  u  nasady  włosów,  policzki, 
okolice uszu, a nawet czubek nosa. Robił to tak długo, aŜ Merri zaczęło kręcić się 
w  głowie.  Jednego  była  boleśnie  świadoma.  Całował  ją  wszędzie  z  wyjątkiem 
warg. Było to dla niej trudne do zniesienia. 

–  O  co  chodzi?  –  zapytał  szeptem,  wyczuwając  jej  zawód.  –  Powiedz, 

czego chcesz. 

W Ŝaden sposób nie powinna dopuścić do tego, by ją uwiódł. Zebrała resztę 

siły i odsunęła się od Logana. 

Skupił  teraz  uwagę  na  jej  szyi.  Merri  przypomniała  sobie  wczorajszy 

wieczór, kiedy to zgasiła światło na schodach, przekonana, Ŝe Logan poszedł do 
siebie. Zaskoczył ją, gdyŜ niepostrzeŜenie znalazł się tuŜ za jej plecami. Dłońmi 
mocno przycisnął piersi, a wargami pieścił kark. A potem robił takie rzeczy, Ŝe... 
Na samo wspomnienie pod Merri ugięły się nogi. Zaczęła drŜeć na całym ciele. 

– Chodźmy do łóŜka – zaproponował. 
– Na dole drzwi są otwarte. Ktoś moŜe wejść. 
– Nikt nie wejdzie. Mamy dla siebie wiele czasu. Nie mógł tego wiedzieć. 

background image

Powoli zbliŜył wargi do jej ust i złoŜył na nich upragniony przez nią pocałunek. 
Merri zaczęła tracić przytomność. 

Kiedy  się  ocknęła,  leŜała  w  poprzek  łóŜka.  Logan  przytrzymywał  ją 

dłońmi, tak jakby obawiał się, Ŝe mu ucieknie. Czuła na sobie słodki cięŜar jego 
ciała. Wiedziała, Ŝe to, co zaraz się stanie, jest nieuniknione. 

Chyba miał rację. Być moŜe powinni kochać się do szaleństwa, aby do dna 

wypalić poŜądanie. Potem mogliby spokojnie Ŝyć dalej, kaŜde swoim Ŝyciem, nie 
niszcząc nawzajem własnych egzystencji. 

W wyniku niemej obopólnej zgody ich pierwszy pocałunek dał początek 

szaleństwu.  Nie  zwaŜając  na  nic,  całowali  się  i  pieścili.  Zachowywali  się  tak, 
jakby nie byli z sobą od dawna. 

Z jękiem poŜądania Logan odwrócił się na plecy i wciągnął na siebie Merri. 

Zdjęła  z  niego  bawełnianą  koszulkę.  Dotykała  teraz  jego  obnaŜonego  ciała. 
Szybko pozbyli się reszty ubrań. 

Przesunął dłonią po jej nagim ciele. 
–  Wcale  nie  wyglądasz  na  kobietę,  która  rodziła,  a  co  dopiero  na  matkę 

nastolatka – szepnął. 

Nie  mogła  powiedzieć  o  nim  czegoś  podobnego.  Logan  wyglądał  jak 

doświadczony  wojownik.  Oprócz  blizny  na  policzku  miał  inne  ślady  walk  na 
ciele. Całowała teraz pamiątki po bitwach i potyczkach, co podniecało go jeszcze 
bardziej. 

Pieściła dłońmi bliznę na prawym biodrze. Merri wiedziała, Ŝe gdyby kula 

trafiła trochę wyŜej, Logan zostałby kaleką na całe Ŝycie. Gdyby weszła w ciało 
jeszcze wyŜej, Faith nie miałaby juŜ obu synów. 

O cierpieniu Logana, o tym, Ŝe tak młodo umiera z dala od domu, Merri 

starała  się  nigdy  nie  myśleć.  Teraz  nagle  wróciły  wszelkie  obawy.  Jak  kule 
ugodziły ją z ogromną siłą. DrŜąc na całym ciele, przytuliła twarz do gładkiego, 
napiętego brzucha kochanka. 

– Merri... To szaleństwo, co ze mną wyczyniasz – jęknął. 
Nie odwaŜyła się odezwać. Bała się, Ŝe da po sobie poznać, czym dla niej 

stały  się  jego  blizny.  Przesunęła  dłoń  w  dół  brzucha  Logana.  Od  pieszczot, 
którymi teraz go obdarzyła, zrobił się nieprzytomny z poŜądania. 

Oddychał cięŜko i nierówno. Obejmując dłońmi głowę Merri, wygiął ciało 

w łuk. Czuła, jak wielkie wraŜenie wywierają na nim jej pieszczoty. Napawało to 
ją radością. 

– Chcę być wewnątrz ciebie – szepnął. – A zarazem widzieć cię dobrze. 
Ona  teŜ  tego  pragnęła.  Radości  bycia  razem,  pieszczot  i  palącego, 

poŜądliwego wzroku. 

Opadła ostroŜnie na Logana. Starała się teraz zaspokoić jego nienasycony 

głód. Nie mówiła nic. Obserwowała tylko pasję i poŜądanie odbijające się na jego 
twarzy.  Milczała  takŜe  dlatego,  Ŝe  nie  chciała  słowami  zakłócać  uroku  chwili. 

background image

Jeśli jest to ich ostatnie zbliŜenie, będzie pamiętała je do końca Ŝycia. 

Wykonywała ruchy powolne, jak azjatycka tancerka. Usłyszała, Ŝe oddech 

Logana  staje  się  szybszy  i  głośniejszy.  Zacisnął  mocno  ręce  na  jej  biodrach, 
zachęcając do przyspieszenia egzotycznego tańca. 

To,  co  po  chwili  nastąpiło,  przypominało  burzę.  Błyskawicę  i  grzmot. 

Obojgu zabrakło tchu w piersiach. A kiedy Merri poczuła w swym ciele ostatnie 
ruchy Logana, poddała się ogarniającej ją ekstazie. Po chwili opadła na wilgotną 
męską pierś. 

Milczeli. To, co się stało, było nieuniknione. Oboje o tym wiedzieli. 
Logan odchrząknął niepewnie. 
–  Nie  moŜemy  Ŝyć  razem  –  zaczął.  –  Ale  jak,  do  diabła,  mamy  Ŝyć  bez 

siebie? 

Usłyszał,  Ŝe  Meredith,  a  właściwie  Merri,  nabiera  powietrza.  Milczała 

jednak  dalej.  Dlaczego  nic  nie  mówi?  Zastanawiał  się  Logan.  To  jasne.  Nie 
potrafiła odpowiedzieć na jego pytanie. 

Wsunął rękę w jej krótkie włosy. MoŜe powinien powiedzieć, Ŝe mu na niej 

zaleŜy? Wiedziała przecieŜ o tym, ale gdyby powiedział jej... 

Z dołu dobiegły ich jakieś odgłosy. Merri podniosła głowę. Nasłuchiwała. 
– Mamo, jesteś w domu? Wróciłem. 
Zmartwiała. Zaraz potem jednak wysunęła się z ramion Logana i szybko 

wstała z łóŜka. Z przeraŜoną miną zbierała swoje rzeczy. Dobiegła do drzwi. 

–  Ubieraj  się  lub  zamknij  drzwi  od  wewnątrz!  –  szepnęła  do  Logana. 

Opuściła jego sypialnię. 

Uniósł  się  na  łokciu.  Zza  zamkniętych  drzwi  słyszał  dalsze  stłumione 

wołanie  Danny’ego.  Od  strony  pokoju  Merri  dobiegały  odgłosy  otwieranych 
nerwowo szuflad komody. Widocznie ubierała się w pośpiechu. 

Ich weekend dobiegł końca. Bez jakiejkolwiek nadziei na przyszłość. 
Czy tym razem los będzie im sprzyjał? Logan chciałby to wiedzieć. Usiadł 

na łóŜku. W tej chwili usłyszał głos Merri dochodzący z holu na piętrze: 

– Danny? Synku, to ty? 
PrzecieŜ wie, Ŝe to jej dzieciak, pomyślał Logan. Dlaczego więc pyta? A co 

innego mogłaby powiedzieć? Prawdę? I co dalej? 

– Stary, za duŜo myślisz – powiedział do siebie pod nosem, przecierając 

twarz i sięgając po dŜinsy. Musiał się ubrać i jakoś przetrwać do końca ten dzień. 

Ale  jak  pozbędzie  się  zapachu  Merri  i  smaku  jej  ust?  Jak  uda  mu  się 

przestać o niej myśleć? 

Idąc  po  schodach  w  dół,  usiłował  odpowiedzieć  sobie  na  to  pytanie. 

Usłyszał podniecony głos Danny’ego: 

– ...i było zimno. Najbardziej podobała mi się przejaŜdŜka łodzią w górę 

Missisipi. Widzieliśmy mnóstwo ciekawych rzeczy. Stare plantacje i małe domki 
na wodzie zbudowane na słupach telefonicznych. 

background image

– Na palach – poprawiła Merri. 
–  Czy  one  gniją?  –  chciał  się  dowiedzieć  Danny.  Są  odpowiednio 

impregnowane. 

– Mamo, skąd o tym wiesz? 
– Wiem. 
– Co robiłaś, kiedy mnie nie było? 
– Nic interesującego. Pracowałam. Sprzątałam. 
– Och, niepotrzebnie pytałem. Powinienem wiedzieć. Przepraszam. 
A  ja  przepraszam,  Ŝe  podsłuchiwałem,  pomyślał  Logan.  Merri  kłamała 

przekonująco. Przychodziło jej to z duŜą łatwością. Zbyt duŜą. 

– Stryjku Loganie! – zawołał podniecony Danny. – Co u ciebie? Widziałem 

cięŜarówkę przed domem. Sądziłem, Ŝe jesteś w polu z Shermanem. 

– Niedawno skończyłem papierkową robotę, a potem uciąłem sobie małą 

drzemkę. 

– Danny, mój ty wielki podróŜniku, daj mi rzeczy, które miałeś z sobą – 

odezwała się Merri do syna. – Miałam właśnie zabrać się do pieczenia ciasta, bo 
twoja babcia niedługo wróci. Och, przecieŜ nie wiesz, co tutaj się stało. 

Logan czuł się fatalnie. Nie wiedział, co z sobą począć. Merri opowiedziała 

synowi  o  wypadku  Stana  Shirleya.  Rozmawiali  jak  dobrzy  przyjaciele.  Logan 
sięgnął  po  piwo.  W  tej  chwili  otworzyły  się  drzwi  kuchni.  Ukazała  się  w  nich 
roześmiana twarz pani domu. 

– Wcześnie wróciłaś – zauwaŜył Logan. 
– Dzień dobry. – Faith podała synowi torbę. – Hej, Danny, Merri, jak się 

macie? 

Ucałowała  synową  i  uściskała  wnuka.  Logan  nie  potrafił  sobie 

przypomnieć,  kiedy  matka  po  raz  ostami  jego  tak  wylewnie  witała.  Zawsze 
okazywała  radość  tylko  na  widok  Bretta.  Logan  przecieŜ  nie  lubił  okazywania 
czułości. Był twardym facetem, głową rodziny. Czemu jednak dziś poczuł ukłucie 
zazdrości? Dlaczego zachowanie się matki tak bardzo go zabolało? 

–  Merci  –  ciągnęła  Faith  –  po  naszej  rozmowie  przez  telefon  Stan  miał 

wyrzuty sumienia. Nalegał, Ŝebym wcześniej wróciła do domu. I miał rację. Moja 
droga, wyglądasz, jakbyś nic nie jadła od dwóch dni. A ty, chłopcze – zwróciła się 
do  Danny’ego,  z  czułością  mierzwiąc  mu  włosy  –  dam  głowę,  Ŝe  przez  cały 
weekend Ŝywiłeś się tylko hot dogami. 

– Wczoraj na lunch jadłem smaŜonego aligatora – odparł uszczęśliwiony 

chłopiec. 

Faith  i  Merri  wydały  okrzyki  grozy.  Logan  obserwował  w  milczeniu  tę 

scenę. Z łatwością wyobraził sobie całą trójkę za pięć lub nawet dziesięć lat. Sam 
jednak  nie  widział  tu  miejsca  dla  siebie.  Uprzytomniwszy  to  sobie,  poczuł  się 
jeszcze gorzej. 

Nie zauwaŜony przez nikogo, postawił torbę matki na podłodze i wymknął 

background image

się  z  kuchni.  Wyszedł  przed  dom.  Ostre  popołudniowe  światło  sprawiło,  Ŝe 
skrzywił twarz. 

Przez całe Ŝycie czuł się w rodzinie jak piąte koło u wozu. To Brett dawał 

się lubić, a on pozostawał zawsze twardym, mało sympatycznym facetem. 

Nadal nic nie uległo zmianie. To, co łączyło go z Merri, juŜ się nie liczyło. 
Dlaczego  nie  był  lubiany?  Czemu  wyłączano  go  z  uciech  i  wspólnych 

zabaw? 

– Logan? 
Zatopiony  w  ponurych  myślach  nie  usłyszał,  Ŝe  Merri  idzie  za  nim.  Na 

dźwięk  jej  miękkiego  głosu  jego  serce  zaczęło  szybciej  bić  z  radości.  śeby  się 
opanować, zacisnął dłonie w pięści. 

– Czemu opuściłaś wesołą kompanię? – zapytał. 
–  Twoja  mama  poszła  na  górę,  Ŝeby  się  rozpakować.  A  Danny  zaraz 

weźmie prysznic. – Merri podeszła bliŜej Logana. – Dobrze się czujesz? 

– A ty? 
– Nie najlepiej. 
– Nie znam się na tym, ale uwaŜam, Ŝe świetnie grasz swoją rolę. Powitałaś 

ich z prawdziwą radością. Było to przekonujące przedstawienie. 

– Chodź do środka, proszę. Będą się zastanawiali, dlaczego wyszedłeś. 
– Nie będą. A ponadto nie potrafię tak dobrze udawać jak ty. 
Merri miała dość tego gadania. Ujęła się pod boki. 
–  Co  przychodzi  ci  do  głowy?  Dlaczego  wygadujesz  takie  rzeczy? 

Próbuję... 

– Kto prosił cię o to? – warknął Logan. Był zły, Ŝe nadal reaguje na bliskość 

ciała Merri. – Idź sama do domu i bądź, złotko, idealną matką i synową. Nikt nie 
prosi cię o nic więcej. 

Jeszcze nigdy nie widział aŜ takiej bladości na jej twarzy. Skóra na twarzy 

Merri stała się niemal popielata. Przez chwilę Loganowi nawet wydawało się, Ŝe 
widzi łzę, która zabłysła na jej gęstych rzęsach. Merri szybko jednak opanowała 
się, odwróciła na pięcie i bez słowa weszła do domu. 

A więc wszystko wróciło do normy. 
– Wspaniale – mruknął pod nosem do siebie Logan. – Wspaniale. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 
– To mój tuńczyk z chlebem. – Maggie wyjęła tackę z rąk Merri. 
–  Twój?  –  Merri  rozejrzała  się  wokoło.  Napotkała  pełen  wyrzutu  wzrok 

Angela. – Więc gdzie jest mój? PrzecieŜ go zamówiłam. 

–  Twój  tuńczyk  miał  być  z  bułką  –  odparł  szef.  –  Jest  tutaj.  –  Angel 

postawił na kontuarze tackę z rybą. 

Merri potarła czoło. Co się z nią działo? PrzecieŜ wiedziała, Ŝe do drugiego 

stolika zamówiono tuńczyka z bułką. 

– Przepraszam. – Uśmiechnęła się do szefa. 
– Nie przepraszaj, lecz weź się w garść. Od dłuŜszego czasu chodzisz jak 

nieprzytomna. Jesteś pewna, Ŝe nic ci nie dolega? MoŜe jesteś chora? 

– Bolą mnie tylko nogi – odrzekła Merri. 
Czuła się źle, lecz nie potrzebowała niczyich dobrych rad i współczucia. 

Ani jej szef i koleŜanki z pracy, ani nikt inny w Rachel nie musiał wiedzieć, Ŝe od 
kilku  tygodni  Ŝyje  w  stałym  napięciu.  Logan  zachowywał  się  po  staremu.  Bez 
reszty oddawał się pracy i robił wszystko, by jak najrzadziej bywać w domu. A 
kiedy  juŜ  się  w  nim  znajdował,  unikał  Merri.  Faith  zauwaŜyła  zachowanie  się 
syna. Pewnego dnia zapytała Merri, czy wszystko jest w porządku. 

–  MoŜe  pokłóciliście  się  w  drodze  do  pracy?  Wiem  dobrze,  Ŝe  Logan 

potrafi być uparty. 

– Faith, nie rozmawialiśmy rano – wymijająco odparła Merri. 
Jedynie  Danny  potrafił  udobruchać  stryja.  Gdy  odkrył  w  stodole  stare 

gimnastyczne cięŜarki, Logan pokazał mu, co z nimi robić. Przez parę dni z rzędu 
wcześnie wracał z pracy i uczył bratanka oraz Larry’ego rutynowych ćwiczeń. 

Merri z aprobatą przyjęła postępowanie Logana. Szybko jednak miała dość 

wysłuchiwania  pochwał  obu  chłopców  pod  jego  adresem.  Była  zmęczona 
ciągłym  udawaniem,  Ŝe  między  nią  a  Loganem  nic  się  nie  wydarzyło.  Do 
szaleństwa  doprowadzały  ją  noce,  kiedy  to  godzinami  leŜała  bezsennie, 
odtwarzając w myślach pocałunki i pieszczoty Logana. 

Tęskniła jednak nie tylko do seksualnych przeŜyć. Brakowało jej odczucia, 

które  wywoływała  bliskość  tego  męŜczyzny.  Podczas  pamiętnego  weekendu 
czuła się przy nim bezpiecznie. Było to dla Merri zupełnie nie znane doznanie. 
Nigdy w Ŝyciu nie była od nikogo zaleŜna. Pomagała Brettowi, bo była od niego 
silniejsza,  a  on  jej  potrzebował.  Czemu  więc  nagle  wszystko  się  zmieniło? 
Dlaczego teraz pragnęła opieki ze strony Logana? 

To szaleństwo, pomyślała po raz chyba dziesiąty. Jeśli nie weźmie się w 

garść,  rozchoruje  się  na  dobre.  Ostatnio,  mimo  Ŝe  i  tak  była  bardzo  szczupła, 
straciła  sporo  na  wadze.  Nic  dziwnego.  Nie  miała  apetytu  i  spędzała  bezsenne 
noce. 

background image

– Merri, dziewczyno, co się z tobą dzieje? Jeśli nadal będziesz wydawała 

klientom  resztę  z  dwudziestu  dolarów  zamiast  z  dziesięciu,  puścisz  mnie  z 
torbami – jęczał Angel. – Zbankrutuję przez ciebie, zanim upłynie miesiąc. 

Merri jak urzeczona wpatrywała się w pieniądze leŜące na dłoni. Co dalej 

będzie ze mną? Zastanawiała się zgnębiona. 

Pod  koniec  pory  wydawania  lunchu  przestała  w  ogóle  myśleć.  Jedną  z 

kelnerek zwolnił Angel z waŜnych rodzinnych powodów, druga była chora, tak 
więc Merri z Corinne były zmuszone obsługiwać dodatkowo stoliki nieobecnych 
koleŜanek. Przez półtorej godziny pracowały jak szalone. 

Kiedy  wreszcie  kawiarnia  zaczęła  pustoszeć,  Corinne  wręczyła  Merri 

szklankę mroŜonej herbaty. 

– Pij – poleciła. 
Merri  zaschło  w  gardle.  Była  wdzięczna  Corinne  za  przyjacielski  gest. 

Herbata była bardzo przesłodzona. 

– Och, Corinne, dlaczego wsypałaś tyle cukru? 
– Pij i nie grymaś. Potrzebna ci energia. 
– Jeśli to wypiję, na pewno zachoruję. 
–  Zachorujesz,  jeśli  tego  nie  wypijesz  –  odparła  Corinne.  ZwilŜyła 

serwetkę  i  przyłoŜyła  ją  do  twarzy  Merri.  –  Złotko,  co  z  tobą?  Jesteś  cała 
rozpalona. 

– Nie przejmuj się mną. 
– Merri, ty naprawdę fatalnie wyglądasz. Na twoim miejscu wybrałabym 

się niezwłocznie do lekarza. W dzisiejszych czasach jest tyle róŜnych chorób, Ŝe 
trzeba bardzo uwaŜać na siebie. 

Do lekarza? Powinna jak najszybciej pójść z Dannym do dentysty, a takŜe 

kupić mu nowe ubrania, bo rósł jak na droŜdŜach. Oszczędzała ponadto na zakup 
samochodu.  Jeśli  jeszcze  bardziej  zaciśnie  pasa,  moŜe  uda  się  jej  wejść  w 
posiadanie  własnego  pojazdu  jeszcze  przed  BoŜym  Narodzeniem.  Wybrała  juŜ 
sobie  nawet  uŜywany  samochód,  przeznaczony  do  sprzedaŜy  i  stojący  na 
parkingu po drugiej stronie ulicy, naprzeciw kawiarni Angela. Wyglądał solidnie. 
Powinien  spełniać  swoje  zadanie,  to  znaczy  wozić  ją  do  miasta  i  z  powrotem 
dopóty,  dopóki nie  będzie  jej  stać na  coś lepszego.  Dzięki  własnemu  środkowi 
lokomocji  będzie  mogła  unikać  jazdy  z  Loganem  i  jego  zimnych  spojrzeń.  Jej 
Ŝ

ycie stanie się lŜejsze, będzie mniej codziennych napięć. 

– Pójdę wcześnie do łóŜka – powiedziała do Corinne. – Obiecuję. I dobrze 

się wyśpię. 

Uniosła  ponownie  szklankę  z  herbatą  do  ust,  lecz  jej  Ŝołądek  odmówił 

posłuszeństwa. 

– Co ci jest? – spytała zaniepokojona Corinne. 
– Jestem trochę... 
Nagle cała sala zaczęła wirować przed oczyma Merri. Herbata wylewała 

background image

się z trzymanej przez nią szklanki. Dobiegło ją jeszcze wołanie: 

– Merri! 
Straciła przytomność. 
 
Logan  wsiadł  do  samochodu.  Uruchomił  silnik  i  ruszył  jak  szalony. 

Odległość  między  firmą  a  szpitalem  miejskim  pokonał  w  rekordowym  czasie. 
Zatelefonowano do niego z kawiarni Angela z wiadomością, Ŝe Merri zemdlała 
przy pracy, a wezwana karetka zabrała ją do szpitala. 

Był  przeraŜony.  BoŜe,  co  stało  się  Merri?  Kiedy  w  pośpiechu  parkował 

samochód przed szpitalem, serce biło mu jak szalone. MoŜe jest powaŜnie chora? 
Nie mógł nawet o tym myśleć. 

Jak burza wpadł do holu. Podbiegając do recepcji, dostrzegł Angela. Stary 

człowiek miał przestraszoną minę. 

– Co się stało? – spytał go Logan ostrym tonem. 
– Zemdlała. 
– Dlaczego? 
– Niech się pan uspokoi. Nie wiem. Nie jestem lekarzem. 
– Pracuje u pana. Obserwuje ją pan przez całe dni. Powinien pan wiedzieć. 
Zza  naroŜnika  wyszedł  straŜnik  i  popatrzył  na  głośno  rozmawiających 

męŜczyzn. Na jego widok Logan oprzytomniał. Cofnął się o krok i nabrał głęboko 
powietrza, Ŝeby się uspokoić. Jeszcze by tego brakowało, Ŝeby go stąd wyrzucili. 
Musi dowiedzieć się, co dolega Merri. 

–  Wyglądała  na  zmęczoną.  Była  blada  –  powiedział  Angel,  ściskając 

czapkę w ręku. 

Loganowi zrobiło się Ŝal starego człowieka. 
– Wiem. 
Wiedział, lecz rozmyślnie to ignorował. Sam czuł się okropnie, pracował 

przy tym jak opętany. Litując się nad sobą, równocześnie pragnął odwetu. śeby 
Merri teŜ męczyła się podobnie jak on. 

–  Pewnie  to  tylko  wyczerpanie  –  ciągnął  Angel.  –  MoŜe  powinienem 

zadzwonić do pani Powers? Moja druga kelnerka mówiła, Ŝe Merri chciała... 

– Nikt nie będzie zawiadamiał mojej matki, dopóki nie dowiem się, co jej 

dolega – oświadczył stanowczo Logan. 

Był  prawie  pewien,  Ŝe  matki  nie  ma  w  domu.  O  tej  porze  odwiedzała 

zazwyczaj Stana Shirleya. Wprost od niego jeździła do szkoły po Danny’ego, a 
potem  zabierała  Merri.  Tak  czy  inaczej,  niedługo  trzeba  będzie  się  z  nią 
skontaktować. W przeciwnym razie pojedzie do kawiarni, a tam ktoś obcy powie 
jej, co się stało. 

Logan usiłował zaplanować następne posunięcie. Trzeba było takŜe zająć 

się Dannym. 

– Logan! Dzięki Bogu! 

background image

TuŜ za plecami usłyszał głos matki. Odwrócił się w jej stronę. 
– Skąd się tu wzięłaś? – zapytał zdumiony. 
– Mike LeBlanc przez policyjne radio usłyszał o wypadku. Zadzwonił do 

mnie, gdy byłam u Stana. Co jej się stało? 

– Jeszcze nic nie wiadomo. Czekamy na informacje. Zemdlała w pracy. 
Do Faith podszedł Angel. 
– Pani Powers, od razu wezwaliśmy karetkę. 
Logan poprowadził matkę w kąt holu i posadził na plastykowym krześle. 

Na szczęście, w pobliŜu nie było nikogo. 

– Co z Dannym? – zapytał. 
–  Mike  obiecał,  Ŝe  zabierze  go  ze  szkoły.  To  dobry  człowiek.  Dlaczego 

wszystkie złe rzeczy przydarzają się przyzwoitym ludziom? 

Loganowi nie podobało się rozumowanie matki. Postanowił skierować jej 

myśli na inne tory. 

– Danny usłyszy, Ŝe stało się coś złego. 
– Mike przecieŜ wie, jak postępować w takich wypadkach. 
Jeszcze chwila, a Faith zacznie namawiać Meredith do umawiania się z tym 

facetem,  uznał  Logan.  Stanął  mu  przed  oczyma  obraz  ich  obojga.  Ze  złością 
zacisnął  zęby  i  zaczął  nerwowym  krokiem  przemierzać  hol.  Angel  usiadł  obok 
Faith.  Logan  usłyszał,  Ŝe  rozmawiają  o  kiepskim  wyglądzie  Merri.  Czuli  się 
winni, Ŝe wcześniej się nią nie zajęli. Logan zaklął pod nosem. On sam nie będzie 
wygadywał podobnych rzeczy. Meredith była dorosła, odpowiadała za siebie. W 
miarę dalszych rozmyślań poczuł się jeszcze gorzej. 

Zza rogu sali wyszła pielęgniarka. Popatrzyła na czekających. Zatrzymała 

wzrok na Loganie. 

– Pan Powers? 
– Tak. 
– Proszę ze mną. MoŜe pan zobaczyć chorą. 
– Ja teŜ mogę iść? – spytała Faith, podnosząc się z krzesła. 
– Chyba tak. 
Weszli  za  pielęgniarką  do  małego  pokoju.  Na  łóŜku  leŜała  Merri. 

Loganowi wydawało się, Ŝe śpi. Wyglądała bardzo młodo. Była okropnie blada. 

Z  trudem  powstrzymał  się,  by  nie  podbiec  do  łóŜka.  Do  chorej  podeszła 

Faith. Ujęła ją za rękę. 

– Kochanie, jestem przy tobie – powiedziała cicho. – Logan teŜ tu jest. Czy 

mnie słyszysz? Napędziłaś nam porządnego strachu, ale wszystko będzie dobrze. 

Powieki Merri uniosły się powoli. Chora popatrzyła na Faith, a zaraz potem 

na Logana, który stanął obok łóŜka. 

W  oczach  leŜącej  zauwaŜył  błysk  radości.  Na  ten  widok  zapragnął 

natychmiast wziąć ją w objęcia. 

Energicznym krokiem wszedł do pokoju młody lekarz. 

background image

– Och, to świetnie, Ŝe państwo tu są. – Spojrzał na Logana. – Pan Powers? – 

zapytał. 

– Tak – odparł Logan. Szybko jednak zdał sobie sprawę z tego, Ŝe lekarz 

bierze go za męŜa chorej. – To znaczy... 

– Jestem jej teściową, panie doktorze – odezwała się Faith. 
–  A  ja  szwagrem  –  dokończył  Logan.  Chciał  jak  najszybciej  wyjaśnić 

sprawę, Ŝeby nie było nieporozumień. 

–  Och,  myślałem...  W  kaŜdym  razie  sądzę,  Ŝe  mogę  pozwolić  sobie  na 

gratulacje – oznajmił młody lekarz. 

–  To  znaczy,  Ŝe  moŜemy  zabrać  ją  do  domu?  –  spytał  Logan.  Kiedy 

zobaczył uśmiech na twarzy lekarza, kamień spadł mu z serca. 

– Tak. Ale, panie Powers, miałem na myśli to, Ŝe niedługo stanie się pan 

wujem lub stryjem. 

 
Pół  godziny  później,  siedząc  w  cięŜarówce  Logana,  Merri  nadal  była  w 

szoku. 

Jest w ciąŜy? To niemoŜliwe. A jednak prawdziwe. 
Logan był wściekły. 
Siedział wyprostowany, zaciskając palce na kierownicy. Merri zapragnęła, 

Ŝ

eby popsuł się samochód. Wtedy nie będzie musiała jechać dalej. I stanąć twarzą 

w twarz z teściową. 

A takŜe spojrzeć na Danny’ego. 
BoŜe, jak wytłumaczy to synowi? 
Umysł  Merri  pracował  gorączkowo.  Była  wdzięczna  Loganowi  za 

milczenie. Od chwili wyjścia ze szpitala nie odezwał się ani słowem. 

Lekarz wypuścił ją pod warunkiem, Ŝe w domu natychmiast się połoŜy. 
W domu. Merri westchnęła głęboko. Czy w istniejących warunkach miała 

jeszcze dom? 

– Będzie lepiej, jeśli od razu zaczniesz krzyczeć na mnie – powiedziała do 

Logana,  zamykając  oczy.  –  Kiedy  dotrzemy  na  miejsce,  będę  musiała  stawić 
czoło nie trzem, lecz dwóm osobom. 

– Mówiłaś, Ŝe to niemoŜliwe – odezwał się nagle. 
– Jest niemoŜliwe. To znaczy: było. 
– A więc się myliłaś. 
Piękne  dzięki,  doktorze  Einstein,  za  pańską  diagnozę!  Merri  nie  mogła 

uwierzyć w to, co się stało. 

– Jutro z samego rana umówię się na ponowne testy – oznajmiła. – Musieli 

się pomylić. 

– Od dawna źle się czułaś. 
Dziwne, Ŝe to zauwaŜył. 
– Potrzebuję więcej witamin. 

background image

–  Samochodowi  nadającemu  się  do  kasacji  nie  wystarczy  wyklepanie 

nadwozia. 

– Nie bądź taki sarkastyczny. 
– Do diabła, zrozum wreszcie, Ŝe jestem wstrząśnięty! – warknął. – Mam 

czterdzieści pięć lat i jestem człowiekiem samotnym. A tu nagle dowiaduję się, Ŝe 
będę ojcem! 

– Wujem lub stryjem. 
W odpowiedzi Logan rzucił Merri mordercze spojrzenie. 
– Pomyśl, jak ja się czuję – jęknęła. 
–  Nie  pojmuję,  jak  mogłaś  nie  zauwaŜyć  braku  comiesięcznych, 

regularnych dolegliwości. 

– Z prostego powodu. Nigdy nie miałam regularnych menstruacji! 
– Czy to powaŜny problem? 
– Chyba nie. Lekarz uwaŜał, Ŝe to mógł być rezultat złego odŜywiania się w 

okresie  dojrzewania.  Przykro  mi,  iŜ  się  nie  zorientowałam,  Ŝe  coś  jest  nie  w 
porządku. śałuję, Ŝe zaszłam w ciąŜę. 

Zajechali przed dom. Przed wejściem do środka Merri się zawahała. Logan 

przytrzymał ją za rękę. 

– Znów robi ci się słabo? 
– Tak. Na myśl, Ŝe muszę tam wejść. Brak mi odwagi. 
– CiąŜa to nie tylko twoja sprawa. Nie staniesz przed nimi sama. 
Słysząc te słowa, Merri doznała kolejnego wstrząsu. Faith i Danny czekali 

na dole. Teściowa odwróciła wzrok. Chłopiec podbiegł i uściskał matkę. 

– Mamo, wyglądasz okropnie. 
– Dzięki za miłe słowa. Widzę, Ŝe umiesz podtrzymać mnie na duchu. 
– Jak się czujesz? Babcia powiedziała mi tylko, Ŝe zemdlałaś w kawiarni i 

musisz odpocząć. 

Merri zachciało się nagle płakać. 
– Muszę ci, synku, coś wyznać – zaczęła niepewnie. 
– Mów, nie bój się. Jesteśmy przecieŜ dobrymi kumplami. 
– Będę miała dziecko. 
Oczy Danny’ego rozszerzyły się ze zdumienia. 
– To niemoŜliwe. 
Merri nie była w stanie dalej mówić. Logan ją wyręczył. 
– To moje dziecko – oznajmił. 
Merri wyciągnęła rękę w stronę zaskoczonego syna. 
– Przykro mi, Ŝe cię zmartwiłam. 
– Zmartwiłaś? Stanę się pośmiewiskiem całej szkoły! 
– zawołał chłopiec. – Wszyscy zobaczą, jak stajesz się gruba jak bela! 
– Dan, zachowuj się przyzwoicie – upomniał go Logan. 
– Nie jesteś moim ojcem! I nigdy nim nie będziesz! 

background image

– wykrzyknął Danny. Odwrócił się i wybiegł z pokoju. 
– Twoja kolej – powiedział Logan do matki. 
–  Nie  potrafię  opisać  tego,  co  czuję  –  oznajmiła  Faith.  Wyglądała  na 

wstrząśniętą. 

–  Logan,  daj  spokój  matce  –  odezwała  się  Merri.  –  Jest  zgnębiona.  Ma 

pełne prawo... 

–  Zgnębiona?  Jestem  oburzona.  Merri,  zawiodłaś  moje  zaufanie!  – 

wykrzyknęła Faith. 

– W jaki sposób? 
– Jesteś Ŝoną Bretta! 
– Byłam. Ale owdowiałam. Kochałam go, Faith. Ale do grobu za nim nie 

pójdę. Jestem ci jednak winna przeprosiny. Za moje stosunki z Loganem. 

– Jakie stosunki? PrzecieŜ warczycie ciągle na siebie lub się nie odzywacie. 

Domyślam się, kiedy to się stało. A ja, głupia, martwiłam się o to, Ŝe zostawiam 
was samych. Nastolatki sprawiają mniej kłopotu! 

– Daj spokój, mamo – odezwał się Logan. 
– Jeszcze nigdy nie byłam tak rozczarowana jak w tej chwili. 
– CzyŜby? – Logan uniósł brwi. – A potajemna ucieczka do Kanady twego 

ukochanego syna? 

–  To  przeszłość.  O  czym  jeszcze  powinnam  się  dowiedzieć?  MoŜe  o 

aborcji? 

–  Nie!  Nigdy!  –  wykrzyknęła  Merri.  Odwróciła  się  szybko  do  Logana. 

Pragnęła, by ją zrozumiał. 

– To jedno przynajmniej jest pocieszające. – Głos Faith stał się mniej ostry. 
– Jest jeszcze coś – odezwał się Logan. – OŜenię się z Meredith. 
 
Logan czekał przed drzwiami łazienki. 
– Źle się czujesz? – spytał. 
– Trochę kręci mi się w głowie. 
Wszedł do środka, zwilŜył ręcznik zimną wodą, wykręcił i podał Merri. 
– Zrób sobie kompres. Poczujesz się lepiej. 
– Skąd ta nagła troskliwość? Przestań mnie szokować. Zbyt duŜo się działo 

jak na jeden dzień. 

– Próbuję ci pomóc. 
–  Propozycja  małŜeństwa  ma  być  pomocą?  Twoja  matka  ma  rację.  Bez 

przerwy  na  siebie  warczymy.  Sądzisz,  Ŝe  w  takiej  atmosferze  zechcę  urodzić 
moje dziecko? 

– Nasze. Zmienimy się. Oboje. 
– Logan, prawdopodobnie nie uda mi się donosić tego dziecka. Po co więc 

małŜeństwo? 

Ogarnęła go nagła panika. 

background image

– Nawet o tym nie myśl. 
– Muszę się połoŜyć. 
Usiadł przy łóŜku. Na czole Merri połoŜył mokry ręcznik. 
– Wyjdziesz za mnie. 
– Co będzie, jeśli ucieknę? 
– Nie zrobisz tego Danny’emu ani naszemu dziecku. Zadbam o ciebie. O 

was wszystkich. 

– PrzecieŜ się nie kochamy! 
Merri  nerwowo  obracała  obrączkę.  Zdecydowanym  ruchem  Logan 

ś

ciągnął ją z jej palca. 

– Jutro kupię ci pierścionek. 
– Jutro idę do pracy. 
– Nie. 
Logan nachylił się nad Merri. 
– Dobrze nam z sobą w łóŜku. To duŜo. Więcej niŜ mają inni. Meredith, 

pragnę tego dziecka. Pragnę takŜe ciebie. Daj mi szansę. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 
Ś

lub był skromny. Logan pozałatwiał wszystkie formalności i wiele innych 

spraw. W firmie pracował jeszcze cięŜej niŜ zwykle. 

Był  obecny  na  pierwszej  wizycie  Merri  u  lekarza,  który  zalecił  jej  wiele 

wypoczynku. Logan chciał, Ŝeby rzuciła pracę w kawiarni. Merri nie zgodziła się 
jednak  zostawić  Angela  na  lodzie  i  pomagała  mu  aŜ  do  dnia  ślubu,  to  jest  do 
ostatniego dnia sierpnia, dzięki czemu zdołał znaleźć odpowiednie zastępstwo. 

Logan  kupił  ślubną  suknię  dla  Merri.  Patrzył  teraz  na  nią,  jak  stała 

pomiędzy  Shermanem,  który  był  świadkiem,  a  proboszczem,  zadowolony  ze 
swego zakupu. Kiedy w domu nie było nikogo, zajrzał do szafy Merri i sprawdził, 
jakiego rozmiaru są jej ubrania. Potem kupił bladoniebieską suknię, która mu się 
podobała.  Wiedział,  Ŝe  gdyby  tego  nie  zrobił,  Merri  pojawiłaby  się  przed 
ołtarzem w dŜinsach i zwykłej bluzce. 

A tak wyglądała romantycznie i bardzo kobieco. 
–  Chcesz  zrobić  ze  mnie  tradycjonalistkę  –  powiedziała  do  Logana. 

Zobaczył jednak, Ŝe często zerka w lustro i z zadowoleniem przygląda się własnej 
sylwetce. 

Na jej policzki wystąpiły rumieńce, kiedy Logan nakrył ją na podziwianiu 

małego  bukiecika  stokrotek  i  białych  frezji.  O  tej  porze  roku  nie  moŜna  było 
zdobyć  innych,  polnych  kwiatów.  Pasowały  doskonale  do  małej  buntowniczki, 
znacznie bardziej niŜ róŜe i goździki. 

Moja  Ŝona.  Logan  odetchnął  głęboko.  Był  zadowolony.  Rebeliantka 

naleŜała do niego. 

Po raz pierwszy w Ŝyciu Logan poczuł przedsmak szczęścia. Co czujesz w 

stosunku do mnie? Zapytywał wzrokiem dopiero co poślubioną kobietę. 

Nie przejmował się tym, Ŝe Merri zachowywała się tak, jakby wbrew jej 

woli do czegoś ją zmuszano. Nauczy ją godzić się z odrobiną zaleŜności od niego. 
Stanowili  teraz  zespół.  DruŜynę.  Nie,  byli  partnerami.  PrzecieŜ  to  obiecujący 
początek.  Od  zbyt  wielu  lat  rodzina  Logana  przeŜywała  złe  chwile.  To  samo 
dotyczyło  bliskich  Merri.  Oboje  nie  dojrzewali  w  normalnych  warunkach. 
Potrzebny  był  im  teraz  prawdziwy  dom.  Logan  był  przekonany,  Ŝe  potrafią  go 
stworzyć. 

Logan skończył rozmawiać przez telefon i wrócił do kuchni. Jego matka 

owijała  pokrojoną  szynkę  w  plastykową  folię.  Sięgnął  ręką  i  szybko  chwycił 
kawałek wędliny. 

–  Dobrze,  Ŝe  ktoś  w  tym  domu  ma  apetyt  –  zauwaŜyła  Faith,  nie 

przerywając  pracy.  –  Mówiłam  ci,  Ŝe  nie  było  trzeba  przygotowywać  aŜ  tyle 
jedzenia. 

– Szynka, ziemniaczana sałatka i ciasto to niewiele. Zadowolony Sherman 

background image

wziął sobie niezłą porcję tych przysmaków do domu. Czy Dan zjadł coś, zanim 
pobiegł do Larry’ego? 

–  Jak  strzała  pomknął  na  górę,  Ŝeby  się  przebrać,  i  po  chwili  juŜ  go  nie 

było. 

Cierpki głos Faith sprawił, Ŝe Logan powiedział: 
–  Mamo,  jeśli  dla  ciebie  cała  ta  sytuacja  stanie  się  nie  do  zniesienia, 

wystarczy, Ŝe powiesz mi o tym. Natychmiast się wyprowadzimy. 

Niedawno wykończył dom, ale go jeszcze nie sprzedał. Ludziom, którzy go 

zamówili,  nie  udało  się  pozbyć  poprzedniej  siedziby.  Wiedział,  Ŝe  Merri  nie 
spodoba się luksusowa willa, ale na okres przejściowy... 

– Nie bądź śmieszny – odparła Faith. – Jak się będę czuła, mieszkając sama 

w tak ogromnym domu? 

– Będę się troszczył o ciebie. – Nachylił się i pocałował matkę w policzek. 

– Przestań więc, proszę, ciągle mieć do nas pretensję. 

Nie  czekając  na  dalsze  słowa  matki,  poszedł  do  Ŝony,  która  właśnie 

zamknęła drzwi za ostatnimi gośćmi. Uśmiechnął się do niej czule. 

– Wszystko w porządku? – zapytał. 
–  Tak.  Jak  wiesz,  proboszcz  bardzo  cię  szanuje.  Spodziewa  się,  Ŝe 

zaczniemy chodzić do kościoła. Regularnie. 

– Sprawi ci to kłopot? 
–  Nie.  Ale  z  góry  ostrzegam:  nie  zamierzam  przyłączyć  się  do  grona 

matron, o których wspominał. 

–  Są  za  stare  dla  ciebie?  –  zaŜartował  Logan.  Miał  ogromną  ochotę 

pocałować Merri. 

– To plotkarki. Jest kilka takich kobiet, które regularnie przychodziły do 

kawiarni Angela. Widziałam, czym się zajmowały. W dniu, w którym poczuję, Ŝe 
przemieniam się w jedną z tych fałszywych świętoszek, pójdę zrobić sobie tatuaŜ. 

–  A  czy  ja  będę  mógł  wybrać  odpowiednie  miejsce  na  twoim  ciele?  – 

zapytał Logan. 

– Przestań naśmiewać się ze mnie. 
– Nie potrafię. Jesteś taka śliczna, kiedy marszczysz nosek. 
– Jestem za stara, Ŝeby być śliczna. Och, Logan, co my robimy? 
– Coś bardzo przyjemnego. Szybko się przekonasz. śycie toczy się dalej. 

PrzeŜyjemy je najlepiej jak moŜna. 

– Widziałam, jak Danny wybiegał z domu. 
– Wiemy, dokąd poszedł. Wróci. 
– Twoja matka nawet mnie nie uścisnęła po zakończeniu ceremonii. 
–  Chcesz,  Ŝeby  cię  uściskać?  No  to  podejdź  bliŜej.  Logan  otoczył  Merri 

ramieniem. 

– Wykazujesz anielską cierpliwość. 
– Ty teŜ się starasz. 

background image

– Kupiłeś mi piękne kwiaty. Jeszcze ci nie zdąŜyłam za nie podziękować. 

Sama nie wybrałabym ładniejszych. 

– Wiem. 
– Jak to się stało, Ŝe przedtem nie dałeś mi odkryć zalet twego charakteru? 
Odpowiedź była prosta. Bo Merri nie znajdowała się w pobliŜu. A jeszcze 

przedtem byli zbyt młodzi. Cierpliwości i tolerancji człowiek uczy się z czasem. 
Wymagają dojrzałości. Nie była to jednak odpowiednia pora na filozofowanie. 

– Bo przedtem nie nosiłaś mojego dziecka – odparł cicho. Przedtem Merri 

nie nosiła takŜe jego obrączki. 

Ich  spojrzenia  się  spotkały.  W  głębokich  oczach  Merri  Logan  ujrzał 

przyzwolenie,  które  sprawiło,  Ŝe  ogień  ogarnął  jego  ciało.  Tak  bardzo  pragnął 
całować ją aŜ do utraty tchu. Wiedział jednak, Ŝe jeśli zacznie to robić, spędzą w 
łóŜku wiele godzin. 

– MoŜe pójdziesz na górę i przeniesiesz swoje rzeczy do mojego pokoju? – 

zaproponował. Rozmawiali juŜ przedtem na ten temat i uzyskali zgodę Faith na 
przekształcenie  dawnej  sypialni  Bretta  w  pokój  dziecinny.  –  Przyjdę  zaraz  do 
ciebie.  Muszę  najpierw  jeszcze  załatwić  kilka  telefonów.  Uprzątnąłem  swoje 
rzeczy, zrobiłem ci miejsce w szafie, ale jeśli będziesz potrzebowała więcej... 

–  Och,  przestań.  Wiesz  świetnie,  Ŝe  jesteś  pierwszym  męŜczyzną  na 

ś

wiecie od czasów prehistorycznych, który ma za Ŝonę kobietę zdolną zmieścić 

cały swój dobytek w jednej tylko torbie. – Przyciskając bukiet ślubny do piersi, 
Merri wysunęła się z objęć Logana. 

– WłóŜ, proszę, kwiaty do wody, Ŝebyś mogła zabrać je z sobą na górę. 
–  To  dobry  pomysł  –  odezwała  się  wchodząca  Faith.  Z  kredensu  wyjęła 

niewielki kryształowy wazon i podała go synowej. 

Merri podziękowała, napełniła wazon wodą i wstawiła do niego kwiaty. 
Logan obserwował ją, jak idzie na górę. Jeszcze nigdy nie wyglądała tak 

uroczo i ponętnie. Nie będzie mógł doczekać się wieczora, Ŝeby znaleźć się obok 
Merri. Pragnął wziąć ją w ramiona, by poczuć realność ich związku. 

– Mój BoŜe. – Do Logana dotarły pełne zdumienia słowa matki. – Łączy 

was coś więcej niŜ tylko poŜądanie. Mam rację? 

Logan wsunął ręce do kieszeni spodni i w odpowiedzi tylko uśmiechnął się 

do matki. 

– Wybacz, Ŝe pytam – mówiła dalej – ale jak długo to potrwa? 
–  Kto  to  moŜe  wiedzieć?  –  Wzruszył  ramionami.  Faith  zamyśliła  się  na 

chwilę. Potem podeszła do syna i objęła go. 

– Przepraszam, Ŝe zachowywałam się tak bardzo pruderyjnie. 
– Nie ma sprawy. – Logan nie potrafił Ŝywić urazy do matki. – Dzięki za 

pomoc, której nam udzieliłaś, kosztem twoich wizyt u Stana. 

– On cię lubi. Wie, Ŝe Jane jest teraz szczęśliwa. Ale przy tobie czuje się 

nieswojo. Czasami potrafisz być zimny i zachowywać się ze zbyt duŜą rezerwą. 

background image

– Mówiono mi to ostatnio, lecz w nieco inny sposób. – Logan rzucił okiem 

w  stronę  schodów.  –  A  co  z  tobą,  mamo?  Pozwolisz  Stanowi,  Ŝeby  cię 
uszczęśliwił? 

–  W  moim  wieku  inaczej  podchodzi  się  do  takich  rzeczy.  Ale,  uczciwie 

przyznaję, kusi mnie to. 

–  To  dobrze.  Jeśli  nie  potrafisz  działać  szybko,  rób  wszystko  powoli.  – 

Faith  zbyt  długo  nie  doceniała  uroków  Ŝycia.  Podobnie  jak  Logan.  Oboje  byli 
teraz tego w pełni świadomi. 

Było  juŜ  późno,  kiedy  Merri  wyszła  z  łazienki.  Skierowała  kroki  do 

sypialni Logana. Był to teraz ich wspólny pokój. Cicho zamknęła za sobą drzwi. 
Logan juŜ na nią czekał. Zdenerwowana podeszła do łóŜka. 

LeŜał i czekał na nią. To mój mąŜ. Merri zastanawiała się, ile czasu zajmie 

jej przywyknięcie do tej myśli. 

Był obnaŜony po pas. Merri przypomniała sobie, jak ją pieścił. Na myśl o 

tym,  co  ją  czeka,  aŜ  zadrŜała.  Zesztywniałymi  z  wraŜenia  palcami  nie  mogła 
rozsupłać paska. 

– Pomóc ci? 
– Lepiej zgaś światło. 
Mimo wszystko czuła się niepewnie. Peszyło ją spojrzenie Logana. 
Zamiast  zrobić  to,  o  co  prosiła,  uniósł  się  na  łokciu  i  sam  rozluźnił  jej 

pasek. Pod białym jedwabnym kimonem nie miała na sobie niczego. 

– Zdejmij – poprosił schrypniętym z wraŜenia głosem. 
Kimono  zsunęło  się  z  ramion  Merri.  Poczuła  na  sobie  płonący  wzrok 

Logana. 

Odchylił kołdrę. PołoŜyła się obok niego. PołoŜył rękę na jej brzuchu. 
– Nie mogę się doczekać, kiedy się powiększy. 
Te słowa Logana zdumiały Merri. Była przekonana, Ŝe wszyscy męŜczyźni 

nie lubią oznak ciąŜy. Brett pisał wiersze o przyszłym macierzyństwie Merri, lecz 
równocześnie w miarę upływu czasu coraz bardziej unikał fizycznych zbliŜeń. 

–  Chyba  mi  nie  wierzysz  –  szepnął  Logan.  Przesunął  rękę  niŜej.  Merri 

zamknęła oczy. 

– Pragnę cię. 
– To dobrze. 
Poczuła  na  wargach  gorące  usta.  W  ciągu  zaledwie  paru  sekund  Logan 

rozbudził jej poŜądanie. Był przy tym delikatny i czuły. Tych cech nigdy się u 
niego nie spodziewała. 

Pieścił  ją  łagodnie,  a  zarazem  bardzo  podniecająco.  Jej  piersi  reagowały 

silniej niŜ przedtem. MoŜe dlatego, Ŝe była w ciąŜy, a moŜe Logan wywołał to 
swymi pieszczotami. 

Przeciągnął  językiem  po  nabrzmiałych  sutkach.  Merri  zaczęła  drŜeć  na 

całym ciele. Kiedy całował drugą pierś, marzyła, by jak najszybciej znalazł się w 

background image

niej. 

Podniecona jęczała, czując ciepły oddech na brzuchu. 
– Logan... 
– Marzyłem o tym, Ŝeby być z tobą – szepnął. – Pozwól mi udowodnić, jak 

bardzo... 

Były to cudowne chwile. Wyjątkowa noc. Początek ich wspólnego Ŝycia. 

Upłynęło  nieskończenie  wiele  czasu,  zanim  Merri,  przytulona  do  Logana, 
powiedziała, Ŝe jest jej dobrze. 

– Mnie teŜ tak było – odrzekł cicho. 
– Istnieje powaŜna obawa, Ŝe będziesz mnie rozpieszczał. 
– Potrafiłbym? 
Merri zatrzymała  wzrok  na oprawionej  w  ramki  fotografii nadmorskiego 

krajobrazu. W głosie Logana wyczuła zaciekawienie. Zdecydowała się zapytać: 

– Co matka opowiadała ci o naszym Ŝyciu? 
– Niewiele. Nie pozwoliłem jej czytać mi twoich listów. Nie spoglądałem 

nawet na wasze zdjęcie, które ustawiła na dole na widocznym miejscu. 

–  A  ja  starałam  się  nie  zauwaŜać  twojej  fotografii  ani  medali.  –  Merri 

spojrzała na Logana. – Sądzę, Ŝe musimy wiele dowiedzieć się o sobie. 

–  Chcę  tego  –  odparł.  –  Pod  warunkiem,  Ŝe  nie  będzie  mowy  o  moim 

bracie. 

– Ale znaczna część mego Ŝycia była związana z Brettem – zaprotestowała. 
– Nie chcę o tym słyszeć. Nigdy. śądał rzeczy niemoŜliwej. 
– Nie wolno przecieŜ dzielić w ten sposób niczyjej egzystencji. 
– Jest to jedyna rzecz, o jaką proszę. Nie namawiam cię do wysłuchiwania 

moich opowiadań o wojnie i Jane. 

– Jeśli chcesz, to chętnie... 
– Nie. To wszystko juŜ minęło. Liczy się tylko dzień dzisiejszy. Ty, moja 

praca, nasza rodzina. 

– Logan, zapominasz, Ŝe  mam syna. Powinnam rozmawiać z nim o jego 

ojcu. 

– Nie wtedy, kiedy ja będę w pobliŜu! – niemal wykrzyknął. 
Merri poniosły nerwy. 
–  Chcesz  mieć  nie  Ŝonę,  lecz  kochankę,  której  będziesz  narzucał  swoją 

wolę. O, nie, za to ci dziękuję! 

– Dokąd zamierzasz iść? – zapytał, widząc, jak Merri odrzuca kołdrę. 
– Nie wiem, lecz... 
Zanim  skończyła  mówić,  Logan  otoczył  ją  ramieniem  i  przycisnął  do 

poduszki. 

– UwaŜaj na dziecko! 
– Och, przepraszam. 
Musiała sprawę Bretta wyjaśnić do końca. 

background image

–  On  nigdy  mnie  nie  traktował  tak  jak  ty  teraz  –  powiedziała 

OskarŜycielskim  tonem.  –  Czuję  się  dotknięta.  Twoje  uprzedzenie  do  brata 
zniszczy nasze Ŝycie, zanim je rozpoczniemy. 

– To nie uprzedzenie, lecz zazdrość gnębiąca mnie od lat. 
– Ciebie? – zdziwiła się Merri. – Od kiedy? 
– Niemal od zawsze. Zaczęła się, gdy byłaś jeszcze dzieckiem. 
– Brett opowiadał mi, Ŝe zabierasz go na ryby, wycieczki, no i zajmujesz 

się nim jak ojciec. 

– Musiałem. Był malcem, kiedy umarł tata. Ze wszystkim zwracał się do 

mnie. Zresztą matka postępowała podobnie. 

– Szybko stałeś się za nich odpowiedzialny. 
– Szybciej niŜ powinienem. Byłem przecieŜ jeszcze dzieckiem. Pragnąłem 

pomagać matce. Sądziłem, Ŝe z Brettem będę dzielił wszystkie obowiązki. 

– A on cię zawiódł – szepnęła Merri. 
– Tak. Całkowicie. 
– Musisz przyznać, Ŝe był zdolny i błyskotliwy. 
–  Tak.  Był.  Ale  ludzie  często  zapominają,  Ŝe  liczy  się  tylko  to,  jak 

wykorzystuje się zalety. 

– On wykorzystywał ludzi. Zdumiony Logan popatrzył na Merri. 
– Ty o tym wiedziałaś? 
– Dotarło to do mnie. Po pewnym czasie. 
– Usiłowałem ostrzec matkę, lecz ona widziała w nim same zalety. 
–  Ciągle  brakowało  nam  pieniędzy,  bo  Brett  rzucał  pisanie  wierszy  i 

zabierał  się  do  malowania  lub  odwrotnie.  Za  publikowane  niekiedy  wiersze 
dostawał grosze. Własnym kosztem wydał tomik poezji. Zostaliśmy na lodzie z 
ponad tysiącem nie sprzedanych egzemplarzy. Czy matka pokazała ci te wiersze? 
Posłałam jej egzemplarz. 

–  Tak.  –  Logan  spochmurniał.  –  Dlatego  imałaś  się  kaŜdej  roboty,  Ŝeby 

utrzymać rodzinę? 

– Pamiętaj, Ŝe to była moja decyzja. 
– Swego czasu miałem nadzieję, Ŝe kiedy wrócę z Wietnamu, okaŜe się, iŜ 

miałaś dość mego brata i zainteresujesz się mną. 

– Od tak dawna... 
– Sądzę, Ŝe matka pogodziła się z tym, Ŝe jesteśmy razem. Gorzej będzie z 

Dannym. On bardzo to przeŜywa. 

– Jakoś sobie poradzimy. 
– Mam nadzieję. 
Logan obrócił Merri na plecy i objął dłońmi jej twarz. 
– Jestem gotów zwariować na twoim punkcie – szepnął. 
– To dobrze. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 
– Jestem zły, Ŝe muszę dziś jechać – powiedział nazajutrz Logan do Merri, 

odprowadzającej  go  do  cięŜarówki.  –  Gdybym  oddanie  domu  przełoŜył  do 
poniedziałku,  wówczas  właściciele  musieliby  płacić  firmie  przewozowej  za 
składowanie mebli przez weekend. Ludzie ci nie pochodzą z naszych okolic, nie 
mają tu krewnych, którzy by im pomogli. 

– Rozumiem – odparła Merri. Była wzruszona, bo Logan juŜ po raz trzeci 

wyjaśniał jej powstałą sytuację. 

– Jesteś pewna, Ŝe wszystko będzie dobrze? – dopytywał się z niepokojem 

w głosie. – Powinienem wrócić wcześnie, zaraz po południu. 

– Świetnie. Przez ten czas nic mi się nie stanie. Chyba powinnam uprzątnąć 

przyszły pokój dziecinny. 

– Dobry pomysł. Ale nie przenoś Ŝadnych cięŜkich rzeczy. Obiecujesz? 
–  Jasne.  –  Klepiąc  się  po  brzuchu,  rozradowanym  wzrokiem  Merri 

popatrzyła  na  świeŜo  upieczonego  małŜonka.  –  Jedź  juŜ,  nie  zwlekaj.  Im 
wcześniej wyruszysz, tym szybciej zjawisz się z powrotem. 

– To prawda. 
Logan  wziął  Merri  w  ramiona  i  na  jej  ustach  wycisnął  długi,  namiętny 

pocałunek. 

– MoŜe dzięki temu zatęsknisz do mnie – szepnął. 
–  śartujesz?  Po  takim  pocałunku  kaŜda  kobieta  z  trudnością  sobie 

przypomni, jak się nazywa. 

Ś

miejąc się, Logan pocałował Merri w czoło i wdrapał się do cięŜarówki. 

Machała mu ręką tak długo, aŜ zniknął na drodze. Wróciła do domu z uśmiechem 
na wargach. Weszła do kuchni. 

Przy piecu stała Faith. Jak zwykle, przygotowywała Danny’emu śniadanie, 

ale  chłopiec  nie  pokazał  się  jeszcze  na  dole.  Merri  nie  była  pewna,  jak  ją  dziś 
przyjmie teściowa. 

– TeŜ chyba powinnaś coś zjeść – odezwała się Faith. – Wiem, Ŝe zwykle 

nie dbasz o śniadanie, ale lekarz kazał ci nabrać sił. 

–  Tak  wcześnie  nie  potrafię  nawet  myśleć  o  jedzeniu.  Wypiję  szklankę 

mleka. 

– Dobrze. Jakie masz plany na dziś? Pytam dlatego, Ŝe rano zdejmują gips 

Stanowi.  Obiecałam,  Ŝe  go  zawiozę  do  szpitala.  Oczywiście,  jeśli  potrzebujesz 
samochodu, sądzę, Ŝe Mike będzie mógł... 

–  Nie.  Rób,  co  postanowiłaś.  Mną  się  nie  przejmuj.  Zastosuję  się  do 

wskazówek lekarza i będę leniuchować. 

Faith z niedowierzaniem popatrzyła na synową. Merri była jej wdzięczna 

za okazaną troskę. 

background image

– Niedawno widziałam Mike’a – powiedziała. – Jadł lunch z Terri Brooks. 
– Terri Brooks? – powtórzyła Faith. – Gdzie ja słyszałam to nazwisko? – 

zastanawiała się głośno. 

– Otwiera nowe przedszkole przy Pecan Avenue. 
–  Ach,  tak.  Poznałam  ją  w  sklepie.  To  ładna  kobieta.  I,  jak  słyszałam, 

sympatyczna. 

– Muszę powiedzieć o niej Stanowi. Kocha Mike’a jak własnego syna. 
Do  kuchni  przyczłapał  zaspany  Danny.  Mruknął  „dzień  dobry”  i  nie 

patrząc ani na babkę, ani na matkę, oświadczył, Ŝe do szkoły jedzie dziś z matką 
Larry’ego. 

– To dobrze. Co pijesz? Sok? Mleko? – spytała Merri. 
– Nie będę niczego pił ani jadł – mruknął w odpowiedzi. 
– AleŜ, Danny – zaprotestowała Faith – zgłodniejesz do obiadu. 
– Nic mnie to nie obchodzi. 
–  Bądź  grzeczny  w  stosunku  do  babci  –  upomniała  go  Merri.  –  Swojej 

złości na mnie nie przenoś na nią. 

– Jestem grzeczny. Ale nic mnie to nie obchodzi, czy będę jadł, czy nie. 

Nikogo  to  nie  obchodzi!  –  wykrzyknął  ze  złością  i  wybiegł,  trzasnąwszy 
drzwiami. 

–  Przepraszam  za  mego  syna  –  odezwała  się  Merri.  –  Zachowuje  się 

okropnie. Nie wiem, co w niego wstąpiło. 

– CięŜko przeŜywa powstałą sytuację. Po jakimś czasie się uspokoi. 
Po  wyjściu  Faith  Merri  długo  myślała  o  synu.  Musiało  mu  być 

rzeczywiście  cięŜko.  Przynajmniej  jednak  miał  przyjaciela,  przed  którym  mógł 
wylewać swoje Ŝale. 

Poszła  wreszcie  na  górę.  Posłała  łóŜko  i  sprzątnęła  sypialnię.  Potem 

zajrzała  do  dawnego  pokoju  Bretta.  Z  głębokim  westchnieniem  zabrała  się  do 
porządków. 

Godzinę  później  usiadła  na  krawędzi  łóŜka  i  rozejrzała  się  wokoło. 

Wszystkie rzeczy spakowała do czterech ogromnych pudeł, które przyniosła ze 
strychu. Na kolanach trzymała oprawioną fotografię Bretta. Postanowiła oddać ją 
Danny’emu. 

– Co robisz? 
Nie słyszała kroków. Drgnęła gwałtownie na dźwięk głosu syna. 
– A co ty robisz w domu? – spytała. – Powinieneś być w szkole. 
– Nie poszedłem. 
– Jak mogłeś opuścić lekcje! 
–  Pytałem,  co  tu  robisz.  –  Podszedł  do  pudeł  i  długo  przyglądał  się  ich 

zawartości. – Pozbywasz się go – oświadczył ponurym tonem. 

– Nie, synku. To nie tak. 
–  Wyrzucasz  jego  rzeczy,  bo  poderwałaś  sobie  nowego  faceta!  Kogo 

background image

jeszcze się pozbędziesz? Czy przyjdzie kolej na mnie? Ojciec nie Ŝyje dopiero od 
sześciu  miesięcy,  a  ty  juŜ  jesteś  w  ciąŜy!  I  to  bez  ślubu.  Ojciec  był  uczciwym 
człowiekiem,  w  przeciwieństwie  do  ciebie.  Jesteś  hipokrytką!  –  To  mówiąc, 
Danny odwrócił się i wypadł z pokoju. 

– Danny! Poczekaj! – zawołała Merri. 
Zerwała się z łóŜka i pobiegła za synem. Zakręciło jej się w głowie. Tracąc 

oddech usiadła na górnym podeście schodów. Serce biło jej jak szalone. Instynkt 
nakazywał, by dbała przede wszystkim o nie narodzone dziecko. Po jakimś czasie 
Danny się uspokoi. 

Ledwie trzymając się na nogach, dowlokła się do sypialni Logana, połoŜyła 

na łóŜku i zamknęła oczy. 

 
Tak  jak  zaplanował,  Logan  podjechał  pod  dom  wczesnym  popołudniem. 

Wchodząc do środka, zawołał: 

– Jestem! 
Postanowił  wziąć  szybki  prysznic.  Idąc  po  schodach  myślał  o  Merri. 

Uśmiech zamarł na jego wargach, gdy zobaczył ją leŜącą nieruchomo na łóŜku. 

– Kochanie... 
Była blada. I zapłakana. Usiadł przy niej. 
–  Merri.  –  Dotknął  jej  czoła.  Było  rozpalone.  Podniosła  się  i  mocno  go 

objęła. 

– Jak dobrze, Ŝe wróciłeś. Nie wiedziałam, co począć. Czy jest w domu? 

Nie zamierzał robić mi przykrości... 

– Co... – Logan nie pojmował znaczenia nieskładnych słów Merri. – Co się 

stało? Jesteś chora? Masz gorączkę. 

– Nic mi nie jest. To tylko zmęczenie. PoleŜę jeszcze trochę. 
– O kim mówiłaś? 
– O Dannym. Czy jest w domu? 
–  Chyba  nie,  bo  go  nie  widziałem.  Co  zrobił?  Opowiedziała  o  scenie  z 

synem. Logan bardzo się rozzłościł. 

– Ten mały... 
– To moja wina. Za mało nim się zajmowałam. Potrzebuje opieki. 
– Zachował się okropnie. Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? 
– Nie chciałam cię martwić. 
–  Twoje  kłopoty  są  moimi  kłopotami,  kochanie.  Jeśli  ci  na  tym  zaleŜy, 

zaraz  pójdę  do  Shermana  i  dowiem  się,  czy  widział  Dana.  Potem  wsiądę  w 
samochód i rozejrzę się po okolicy. 

– Jadę z tobą. 
– Zostaniesz w domu. Mogą być telefony. Ktoś musi je odbierać. 
– Nie pomyślałam o tym. Masz rację. 
Przed  domem  Logan  natknął  się  na  Faith.  Jedno  spojrzenie  na  matkę 

background image

wystarczyło, by wiedział, Ŝe ze szkoły przyjechała bez wnuka. 

– Jadę go szukać – oznajmił. 
 
W  pobliŜu  Logan  nigdzie  nie  spostrzegł  Danny’ego.  Pojechał  do  domu 

Larry’ego Brendana. 

– Dokąd mógł się udać? – spytał chłopca. 
– Nie wiem, proszę pana. Naprawdę. 
Logan  szybko  poŜegnał  Brendanów.  Poprosił  ich,  by  niezwłocznie 

zawiadomili go, gdyby Danny u nich się pokazał. 

 
Przez  następne  kilka  godzin  szukał  chłopca  na  cmentarzu,  w  parkach  i 

ponownie w szkole. Na próŜno. Zatelefonował do domu. 

– Dzwonię na policję – łamiącym się głosem oznajmiła Merri. 
– Musi upłynąć pełna doba, zanim zaczną go szukać. 
– Wiem. Nie szkodzi. Niech przynajmniej wiedzą, co się zdarzyło. 
Logan wsiadł do cięŜarówki i ruszył w stronę domu. Po chwili zajechał mu 

drogę radiowóz policyjny. 

Wysiadł z niego Mike LeBlanc. We wnętrzu samochodu Logan dostrzegł 

drobną, znajomą sylwetkę. 

– Dan? – zapytał. 
–  Znalazłem  go  śpiącego  w  kościele  przy  drodze  do  Melville  –  wyjaśnił 

Mike LeBlanc. – Ktoś doniósł, Ŝe w środku dostrzegł światło, i pomyślał, Ŝe to 
sprawka złodziei. 

– Włamał się do środka. Czy wniosą skargę przeciw niemu? 
– Nie. Rozmawiałem z proboszczem. Logan podszedł do radiowozu. 
– Jesteś gotów jechać do domu? – zapytał Danny’ego. 
– A czy to mój dom? – warknął chłopiec. 
–  Jasne,  Ŝe  twój.  Tak  długo,  jak  tylko  zechcesz.  Pod  warunkiem,  Ŝe 

przestaniesz znęcać się nad matką. 

– Bronisz jej. Nic dziwnego. Nienawidziłeś mojego ojca. 
– Mylisz się, chłopcze. Miałem mu tylko za złe pewne posunięcia. I byłem 

zazdrosny o dziewczynę, na której mi zaleŜało. 

–  On  uciekł  przed  wojskiem,  a  ciebie  wysłali  na  wojnę.  Walczyłeś  w 

Wietnamie. Dlatego teŜ musiałeś go nienawidzić. 

– Rozczarował mnie sposób, w jaki załatwił całą sprawę. – Logan oparł się 

o  tylne  drzwi  cięŜarówki.  –  I  gdyby  wówczas  postępował  zgodnie  ze  swoimi 
przekonaniami,  o  ile  je  w  ogóle  miał,  z  pewnością  bym  go  szanował.  Ale  on 
stchórzył i uciekł. Po prostu uciekł z kraju. Bolało mnie to, Ŝe jego decyzja odbiła 
się niekorzystnie na Ŝyciu twoim i matki. 

– Dawaliśmy sobie radę. 
–  Jeśli  męŜczyzna  decyduje  się  na  spłodzenie  dziecka,  powinien  dać  mu 

background image

wszystko,  co  najlepsze.  Zapamiętaj  to  sobie  –  powiedział  Logan.  Nigdy  nie 
mówił  niczego  powaŜniej.  –  Powiadasz,  Ŝe  dawaliście  sobie  radę?  Tak.  Dzięki 
twojej matce. Kryła twego ojca, Ŝebyś nie dostrzegał jego wad, mógł go kochać i 
szanować.  Pierwszy  raz  w  Ŝyciu,  kiedy  zrobiła  coś  dla  siebie,  zachowałeś  się 
wobec niej okropnie. Dotknąłeś ją głęboko. Bardzo boleśnie. 

Podbródek chłopca zaczął się trząść. 
–  Wszystko  się  zmieniło  –  powiedział  płaczliwym  głosem.  –  Wróciłem 

dziś do domu, a ona pakowała rzeczy tatusia. To było okropne. 

–  Potrzebny  nam  pokój  dla  dziecka.  Bez  względu  na  to,  co  czułem  do 

twego ojca, szanuję decyzję twojej matki, Ŝeby jego rzeczy zachować dla ciebie. 
Nikt  nie  będzie  miał  pretensji,  jeśli  powspominasz  ojca.  Zrobisz  przyjemność 
babci.  Jest  wiele  rzeczy,  o  których  oboje  moŜecie  rozmawiać.  Ale  Ŝycie  się 
zmienia. Twój ojciec miał kłopoty i salwował się ucieczką. Jeśli ty teŜ uciekniesz, 
będzie ci bardzo trudno gdziekolwiek się zatrzymać. 

Danny  popatrzył  w  niebo.  Zrobiło  się  zimno.  Logan  chciał  dać  chłopcu 

swoją kurtkę, lecz czekał na jakiś sygnał od niego. 

– Najpierw zamierzałem uciec do Kanady – wyznał wreszcie Danny. 
Logan pokiwał głową. 
– Byłaby to długa i niebezpieczna wyprawa. 
–  Potem  pomyślałem  jednak,  Ŝe  jeszcze  za  mało  wiem  o  samoobronie. 

Powinienem oszczędzić trochę forsy, zanim wybiorę się w podróŜ. 

Logan wiedział, Ŝe najtrudniejsze chwile ma juŜ poza sobą. 
–  Postanowiłeś  więc  zostać.  Całkiem  niegłupia  decyzja.  Jeśli  zechcesz, 

porozmawiam z twoją matką. MoŜe zgodzi się na dalsze lekcje samoobrony. Kto 
wie, moŜe zapiszesz się na jakiś kurs. 

– Naprawdę? 
Logan z trudem ukrył uśmiech. 
– Tak. 
Chłopiec  wybąkał  pod  nosem  podziękowanie,  a  potem  podniósł  głowę  i 

zapytał: 

– MoŜemy juŜ jechać do domu? 
– Oczywiście. 
Weszli  do  środka.  Rozpromieniona  Merri  wyciągnęła  ramiona  i 

przygarnęła syna. Z oczu chłopca wyzierała głęboka miłość do matki. 

Chwilę  potem  Faith  zaczęła  ściskać  wnuka,  tak  Ŝe  Logan  miał  wreszcie 

Ŝ

onę  tylko  dla  siebie.  Oszczędził  wstydu  Danny’emu  i  ani  słowem  nie 

skomentował jego krótkiego wyznania. 

–  JuŜ  po  wszystkim.  –  Faith  odetchnęła  z  ulgą.  –  Dzięki  Bogu,  wszyscy 

jesteśmy bezpieczni. 

Merri szepnęła do Logana: 
– Bardzo ci dziękuję. 

background image

Ledwie trzymała się na nogach. Logan zaniósł ją do łóŜka. 
– Nie jestem inwalidką. Puść mnie, proszę – protestowała. 
– Czekałem cały dzień, Ŝeby ci to powiedzieć – zaczął, nogą zamykając od 

ś

rodka drzwi sypialni. Usiadł na łóŜku, trzymając Merri na kolanach. – Chciałem 

zrobić  to  wczoraj  wieczorem,  ale  zasnęłaś.  Zamierzałem  powiedzieć  ci dziś po 
południu, ale... 

– Ja teŜ cię kocham. 
– Czemu mi przerwałaś? – spytał rozŜalony. 
– Nie mogłam się doczekać, kiedy wyznasz mi miłość, Ŝebym i ja mogła 

zrobić to samo. 

– Kocham cię, Merri. 
Objęła go mocniej za szyję. Logan czuł, Ŝe Merri powstrzymuje łzy. Miał 

nadzieję, Ŝe były to takŜe łzy szczęścia. 

– Logan – odezwała się wreszcie – wierzę, Ŝe będziemy szczęśliwi. Jestem 

z ciebie dumna. 

– PrzecieŜ juŜ ci mówiłem, Ŝe to LeBlanc znalazł Danny’ego. 
– Jestem dumna z ciebie jako z człowieka. Jesteś bohaterem. 
Zaprzeczył ruchem głowy. 
– Słonko, nie wierzę w istnienie bohaterów. Nawet wówczas, gdy wręczyli 

mi te wszystkie medale za uratowanie Ŝycia plutonowi i inne rzeczy, czułem się 
jak  oszust.  Nie,  raczej  jak  złodziej.  Bo,  sama  powiedz,  co  miałem  zrobić? 
Mogłem  albo  działać,  albo  dać  się  zabić.  Zbyt  pochopnie  uŜywa  się  tego 
określenia. Dla mnie ci, których nazywa się bohaterami, są to ludzie zmuszeni do 
działania  w  określonych  warunkach.  Nie  musimy  ich  specjalnie  wyróŜniać  za 
takie postępowanie. Wiedziałem o tym, będąc Ŝołnierzem. Teraz muszę się tego 
nauczyć jako cywil. 

Logan zmęczył się długim przemówieniem. NaleŜała mu się teraz nagroda. 

Musiał pocałować Merri, i to natychmiast. Potrzebował jej jak powietrza. 

Zapomnieli o boŜym świecie. 
Po chwili ogarnął ich ogień poŜądania. 
Merri spojrzała Loganowi w oczy. 
– Jestem gotowa zwariować na twoim punkcie – szepnęła. 
– To dobrze. 

background image

EPILOG 

 

Następnego lata 

 
Merri spojrzała na pokaźne, piętrowe skrzydło dopiero co dobudowane do 

rodzinnej  siedziby  Powersów.  Właśnie  malowano  je  na  biało  i  niebiesko,  Ŝeby 
pasowało do reszty domu. W przyszłym tygodniu przeniosą się tu całą rodziną. 

– Logan, teraz dom stał się chyba zbyt obszerny. 
–  Być  moŜe  wygląda  tak  z  zewnątrz.  Ale  kiedy  wprowadzi  się  Stan, 

ustawimy  komputer  w  pokoju  Dana  i  urządzimy  moje  biuro,  zobaczysz,  Ŝe 
miejsca będzie w sam raz. 

Logan  miał  pewnie  rację.  Jak  zwykle,  gdy  chodziło  o  domy,  pomyślała 

Merri z uśmiechem. Stanął jej przed oczyma Stan Shirley i uśmiech na jej twarzy 
stał się bardziej promienny. Zamierzone powiększenie rodziny o jego osobę było 
najnowszym z serii wspaniałych wydarzeń dotyczących Powersów. 

Merri nie mogła doczekać się ślubu Faith. Po długich namowach teściowa 

ugięła się i zgodziła zostać Ŝoną Stana. 

Kiedy Logan wziął z rąk Merri gaworzące wesoło niemowlę, wiedziała, Ŝe 

najmilszym  wydarzeniem  były  jednak  narodziny  ich  syna.  Nicholas  James 
Powers miał juŜ trzy miesiące i rósł jak na droŜdŜach. Merri zobaczyła, jak Logan 
całuje drobniutką piąstkę dziecka. Westchnęła z radością. 

Całą ciąŜę zniosła dość dobrze. Obyło się bez komplikacji. Za to sam poród 

okazał się prawdziwym koszmarem. 

Seria niemiłych zdarzeń zaczęła się juŜ w domu. Znosząc po schodach do 

samochodu walizkę z rzeczami Merri, Danny upadł i złamał rękę. Wioząc ich do 
szpitala, Logan złapał gumę na drodze. Na szczęście Faith, jadąca za nimi swoim 
samochodem, uratowała rodzinę przed całkowitą katastrofą. 

Faith...  Bujała  się  teraz  na  ogrodowej  huśtawce.  Dostała  ją  w  prezencie 

przedślubnym od Stana, który przeszedł właśnie na emeryturę i chciał, Ŝeby pani 
jego serca spędzała duŜo czasu w towarzystwie przyszłego małŜonka. Wszyscy 
byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Nowe Ŝycie zaczynali od poŜegnalnego, 
hucznego przyjęcia z okazji przejścia Stana na emeryturę. Kilka dni później miał 
się  odbyć  ślub  Faith  i  Stana.  Zamierzali  odbyć  krótką  podróŜ  poślubną  do 
Bronson w stanie Missouri. 

Danny przebywał w towarzystwie Shermana gdzieś na terenie posiadłości 

Powersów.  Od  chwili,  w  której  rozpoczęły  się  wakacje,  prawie  się  z  nim  nie 
rozstawał.  Logan  wspomniał  Merri,  Ŝe  obaj  prowadzą  eksperymenty  z 
nowoczesnym  urządzeniem  irygacyjnym,  które  ma  zastąpić  przestarzałe 
rozwiązania.  Po  trudnych  początkach  Danny  szybko  zaadaptował  się  do 
zmienionych warunków. Kochał i szanował Logana. 

background image

ś

ycie Powersów układało się doskonale. 

Faith  z  radością  opiekowała  się  wnukiem,  tak  Ŝe  Merri  i  Logan  mogli 

częściej spacerować wokół domu. Mały aniołek z dnia na dzień stawał się coraz 
cięŜszy. Wszystko wskazywało na to, Ŝe kiedyś stanie się tak duŜy i silny jak jego 
tata. 

Logan  wziął  Merri  za  rękę,  ale  zamiast  spacerować  z  nią  wokół  domu, 

doprowadził ją nad staw. Od chwili ślubu było to ich ulubione miejsce. 

–  Pamiętasz,  jak  niegdyś  wyciągałeś  mnie  z  wody?  –  spytała  Merri, 

siadając w gęstej trawie. 

– MoŜemy to ponowić, jeśli chcesz – szepnął Logan, kładąc się obok Merri. 

– Będę mógł docenić to, jak piękną stałaś się kobietą. 

– Pochlebstwem nic nie zdziałasz. – Merri się roześmiała. 
– Staram się, jak mogę. Rozbawiona, przewróciła się na plecy. 
– Jest dobrze. Wspaniale. Logan, dziękuję ci bardzo. Pochylił się nad nią i 

pocałował ją czule. 

– To twoja zasługa, nie moja. Wróciłaś. 
– Kto mógł w ogóle przypuszczać, Ŝe... 
– Oboje o tym wiedzieliśmy. I tym razem miał rację.