HELEN R. MYERS
Buntowniczka i bohater
The Rebel And The Hero
Tłumaczyła: Agata Strusiewicz
PROLOG
Dwadzieścia piąć lat temu
Ze względu na ulewny deszcz i późną porę Merri nie potrafiła w pełni
rozpoznać osoby idącej Main Street i zbliŜającej się do stacji benzynowej.
Zdecydowany krok idącego i jego wysoka, potęŜna sylwetka sprawiły, Ŝe nie
wzięła go za zwykłego klienta. Stała w drzwiach warsztatu pana Monroe, bo w
jakimś sensie spodziewała się tej wizyty. Prawdę powiedziawszy, z niepokojem
czekała od dawna na owo spotkanie.
Z bijącym sercem i mokrymi od potu dłońmi z trudem pokonała chęć
wycofania się do warsztatu. Uznała, Ŝe lepiej stanąć oko w oko z gościem w
ś
wietle palącej się lampy niŜ zetknąć się z nim na ulicy, w ciemnościach.
Z tylnej kieszeni roboczego kombinezonu wyciągnęła chustkę i wytarła
spocone dłonie. Przy nikim nigdy nie była tak bardzo świadoma swej kobiecości
jak przy Alanie Loganie Powersie. Wystarczyło takŜe jedno jego spojrzenie, Ŝeby
poczuła się bezwartościowa. Bała się go. PrzeraŜał ją dewastujący wpływ, jaki na
nią wywierał.
Kiedy znalazł się w kręgu światła najbliŜszej ulicznej lampy, Merri
zauwaŜyła, Ŝe pod płaszczem od deszczu ma na sobie wojskowy mundur. A więc
dopiero co przyjechał do domu. Dlaczego się nie przebrał? W mundurze
przytłaczał ją jeszcze bardziej. Przypominał jej fakty, o których nie chciała
pamiętać. SłuŜbę na poligonie wojskowym, a potem dwunastomiesięczny pobyt
w Wietnamie.
W miarę gdy Alan Logan Powers zbliŜał się do niej, coraz bardziej zdawała
sobie sprawę z jego przewagi fizycznej. Miał potęŜne, szerokie ramiona, wąską
talię i umięśnione, długie nogi, dzięki którym stał się onegdaj sławny jako
zawodnik druŜyny futbolowej w Rachel, w stanie Luizjana.
Mimo ronda kapelusza naciągniętego na czoło Merri widziała jego oczy,
przenikające ciemność. Miał szeroką twarz dojrzałego męŜczyzny. Wyglądał
imponująco.
Zmiany, które w nim nastąpiły od chwili, w której widziała go po raz
ostatni, napawały Merri niepokojem. Stało się to, czego się obawiała. Wojsko, do
którego wstąpił wkrótce po skończeniu szkoły średniej, zrobiło z niego dorosłego
człowieka. Miał dwadzieścia lat, a juŜ potrafił walczyć i zabijać. Twardy był
zawsze, odkąd go pamiętała. Jaką więc miała teraz szansę, Ŝeby go pokonać?
Zwolnił. Zatrzymał się tuŜ przed Merri.
Obserwował ją uwaŜnie wzrokiem drapieŜnika. Jednym spojrzeniem
omiótł twarz i całą sylwetkę, nie zdradzając przy tym Ŝadnych emocji. Wreszcie
spotkały się ich oczy.
– Meredith – odezwał się cicho.
Nie znosiła, gdy uparcie uŜywał jej pełnego imienia. Było zbyt dobre, za
szlachetne. Nie odpowiadało kiepskiej reputacji. A taką cieszyła się w tym
mieście. Niewiele lepiej pasowało do niej zdrobnienie Merri, którego uŜył Brett
zaraz na samym początku znajomości. Tego dnia, w którym poznała obu braci.
Ale Merri nie było przynajmniej imieniem pretensjonalnym.
Nabrała głęboko powietrza. Nie, tym razem nie pozwoli Loganowi, Ŝeby ją
speszył. Brett przecieŜ na niej polegał. Musiała stawić czoło jego starszemu bratu
i zachować się dzielnie.
– Kogo to widzimy? Dzielnego, bohaterskiego wojaka – z udawaną
odwagą odezwała się na powitanie. Zacisnęła drŜące ręce. Przez ten rok, kiedy się
nie widzieli, wyładniała i nabrała kobiecych kształtów, lecz Logan zdawał się
tego nie zauwaŜać. – Słyszałam, Ŝe wróciłeś.
– Przyjechałem na pewien czas – mruknął. Usłyszawszy jego odpowiedź,
Merri poczuła się niepewnie.
– Na pewien czas? Co masz na myśli? – zapytała, patrząc na niego
zwęŜonymi oczyma. – Chyba nie zamierzasz tam wracać!
Nie zaprzeczył ani nie potwierdził. Stał przed nią w milczeniu.
Tak zachowywał się zawsze. Z reguły odzywał się rzadko i mówił
niewiele. Niczego nie wyjaśniał. Tyle samo Merri mogła odczytać z jego
enigmatycznego spojrzenia.
Tym razem jednak postanowiła, Ŝe nie da się onieśmielić.
– Co z tobą, Logan? PrzecieŜ swój obowiązek wojskowy juŜ wypełniłeś.
Masz ochotę dalej walczyć? I zginąć?
– pytała zaczepnie.
Przez chwilę wyglądał na rozgniewanego, moŜe nawet na rozczarowanego.
Chyba jednak był po prostu zmęczony. Prawdopodobnie cały dzień spędził w
podróŜy. A w ogóle to dlaczego miałaby go rozczarować? PrzecieŜ nic nie
obchodziła Logana. ZaleŜało mu jedynie na tym, by ją odciągnąć od młodszego
brata. Od dnia, w którym spotkali się po raz pierwszy – Merri miała wtedy osiem
lat, a Logan dwanaście – bez przerwy jej dokuczał. Kiedy to nie skutkowało,
traktował ją jak powietrze. Do dziś Merri nie potrafiłaby powiedzieć, co
irytowało ją bardziej.
– Jesteś za młoda, Ŝeby zrozumieć – odparł bezbarwnym głosem.
Nieelegancko pociągnęła nosem. Wcisnęła głębiej na czoło baseballową
czapkę.
– Być moŜe. Ale przynajmniej nie udaję, Ŝe jestem wszystkowiedząca. A
czegoś tak idiotycznego jak wojna, mam nadzieję, nigdy nie zrozumiem.
W pobliŜu przejechała jakaś furgonetka. śadne z nich nie zareagowało na
odgłos klaksonu. Pod wpływem badawczego spojrzenia Logana Merri stała jak
wrośnięta w ziemię. Nie potrafiła się ruszyć.
Wreszcie spuścił wzrok. Ogarnął spojrzeniem wnętrze warsztatu.
– Dajmy spokój tej rozmowie – zaproponował. – Powiedz mi tylko, gdzie
go znaleźć.
– Kogo?
– Meredith, nie udawaj, Ŝe nie wiesz, o co chodzi. Gdzie jest mój brat?
Przełknęła nerwowo ślinę. Dobrze pamiętała, Ŝe im ciszej i łagodniej
brzmiały słowa Logana, tym bardziej był rozzłoszczony.
– A więc to juŜ do ciebie dotarło – stwierdziła.
– śe dostał powołanie? Tak.
– Logan, zrozum, on nie chce iść do wojska.
– Jestem przekonany, Ŝe Wuj Sam będzie zdruzgotany, kiedy to usłyszy –
zadrwił.
– Nie chce iść.
– To jego obowiązek.
– Daj spokój. – Wzniosła oczy ku niebu. – Jakiś waŜniak w Waszyngtonie
uwaŜający się za Pana Boga kiwnie tylko palcem, a tysiące młodych męŜczyzn
muszą opuścić swoje domy i rodziny, by być moŜe zginąć w miejscach nie
znanych nikomu. To przecieŜ bzdura. Logan zacisnął usta.
– Nie zamierzam, mała, dyskutować z tobą o polityce ani tym bardziej o
moralności. Nie mam na to czasu i ochoty. ZaleŜy mi tylko na tym, Ŝeby jak
najszybciej odszukać Bretta. I wiem, Ŝe jesteś jedyną osobą, która się orientuje,
gdzie on jest. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze trzymaliście się razem. Jak
syjamskie rodzeństwo.
Słowa Logana nie zabrzmiały przyjemnie.
– Łączy nas przyjaźń – warknęła Merri. – Wiem, Ŝe to uczucie jest ci obce.
Nie prosię Bretta, Ŝeby był kimś innym niŜ jest. Rozumiem jego pragnienia i
potrzeby. Teraz potrzebuje spokoju. Chce być sam.
– To źle. Bo nie moŜe sobie na to pozwolić. Czas nagli, a przed wyjazdem
Brett ma sporo na głowie. Musi zgłosić się w określonym terminie. Jeśli tego nie
zrobi, zjawią się tu ludzie, którzy zaczną go szukać. W porównaniu z nimi
zachowuję się łagodnie jak baranek. Gdzie on jest? Matka mówiła mi, Ŝe zniknął
zaraz po przeczytaniu porannej poczty. Bardzo się martwi o Bretta.
– Mogła skontaktować się ze mną. Pocieszyłabym ją przecieŜ.
– Nie potrzebuje pocieszania. Chce, Ŝeby jej młodszy syn wrócił do domu.
Teraz. Zaraz. Jeszcze przed nocą. Jeśli masz dla niej choć trochę szacunku i
wdzięczności za to, co dla ciebie zrobiła, zrozumiesz, jak cierpi.
Merri poczuła nagle, jak krew odpływa jej z twarzy. Zacisnęła pięści. Z
trudem powstrzymała się przed rzuceniem się na Logana.
– Jak śmiesz mówić coś takiego! To wstrętne. Wiesz dobrze, jak bardzo
zaleŜy mi na twojej matce. Bardziej niŜ... Do diabła z tobą!
AŜ zwinęła się z bólu. W mieście było tajemnicą poliszynela, Ŝe Merri
pochodziła z nieprawego łoŜa i Ŝe jej matka – pracująca wówczas jako barmanka
w nocnej knajpie – spędzała więcej czasu w łóŜkach obcych męŜczyzn niŜ we
własnej pościeli.
Z całym okrucieństwem Logan przypomniał teraz Merri, Ŝe jest
wyrzutkiem społecznym. W porównaniu z pozostałymi mieszkańcami Rachel –
po prostu nikim.
Poczuła na ramieniu jego cięŜką rękę. Usiłowała ją strącić.
Bezskutecznie. Odwrócił do siebie jej głowę.
– Mała, przestań się dręczyć. Spróbuj zapomnieć, co przed chwilą
powiedziałem. Wygląda na to, Ŝe jestem bardziej wykończony podróŜą z Nowego
Orleanu, niŜ sądziłem. W kaŜdym razie nie zamierzałem robić ci przykrości ani
niczego wytykać. Nie miałem tego na myśli.
Merri ogarnął pusty śmiech.
– Nie miałeś na myśli? Ty nigdy w Ŝyciu nie powiedziałbyś niczego, czego
nie chciałbyś mówić. I przestań wreszcie nazywać mnie małą. To idiotyczne!
PrzecieŜ nie jestem juŜ dzieckiem. – Jednym ruchem ściągnęła czapkę z głowy,
aby na dowód swych słów w pełni ukazać twarz. Włosy miała bardzo krótko
ostrzyŜone. W uszach nosiła z dumą szafirowe kolczyki, które otrzymała od
Bretta na urodziny. Powiedział, iŜ kupił je dlatego, Ŝe pasują do jej oczu. Tę
ozdobę lubiła najbardziej. W kolczykach wyglądała doroślej. Na co najmniej o
rok starszą. – W końcu tego tygodnia kończę szesnaście lat – oznajmiła, dumnie
unosząc głowę.
Wargi Logana wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu.
– Nigdy bym nie zgadł – zakpił. – Nadal jesteś mała. Z tymi krótkimi
włosami wyglądasz jak chłopaczek.
Wyciągnął rękę i przesunął ją po głowie Merri. Dotyk Logana nie sprawił
jej przykrości. Była jednak tak rozzłoszczona, Ŝe szybko odepchnęła jego dłoń.
– MoŜesz uwaŜać mnie za smarkatą, mam to w nosie. Ale Brett traktuje
mnie zupełnie inaczej. Ceni. Tylko jego opinia ma dla mnie znaczenie.
Oczy Logana spochmurniały.
– Tak? Co łączy was oboje? Chyba nie wpakowaliście się w tarapaty?
Merri zarumieniła się. Wiedziała, co Logan ma na myśli.
– Jak moŜesz mówić coś podobnego! Jasne, Ŝe nie. A zresztą to nie twoja
sprawa.
– W wojsku Brett szybko dojrzeje. Zrobią z niego męŜczyznę.
Merri nie miała najmniejszego zamiaru wysłuchiwać takich uwag.
– Nikt nie musi robić z niego męŜczyzny! – wykrzyknęła.
– Jest niedojrzały. Stracił głowę dla takiego pętaka jak ty.
– No, dalej, dalej. UŜywaj sobie na mnie, ile wlezie. ObraŜaj mnie. Ale to
nie zmieni faktu, Ŝe Brett jest wspaniały. Genialny.
– Genialny? Ten szczeniak nie przeŜyłby tygodnia, gdyby musiał się sam
utrzymywać, a co dopiero zadbać o Ŝonę i dzieci.
– W Ŝyciu liczą się nie tylko pieniądze – odparła Merri. Była dumna, Ŝe
znacznie lepiej rozumie ambicje i dąŜenia Bretta niŜ jego własny brat. – On ma
prawdziwy talent – dodała z przekonaniem. – Jest artystą. I poetą. Pewnego dnia
będzie miał własne studio i zostanie doceniony przez otoczenie.
– Artysta! – z pogardą prychnął Logan. – Co to mu da w rzeczywistym
ś
wiecie?
– Jaki świat masz na myśli? Twój? – zaczepnie spytała Merri. Nie potrafiła
powstrzymać potoku słów, które cisnęły się jej na usta. – Brett nie jest... nie jest
podŜegaczem wojennym. Umarłby, gdyby kazano mu robić to, co tobie. Spaliłby
się w środku. O, tu – z siłą uderzyła się w pierś.
– Tak?
– Dobrze wiesz, co mam na myśli.
Spojrzenie Logana zatrzymało się na ręce Merri przyciśniętej do piersi.
Kiedy po chwili podniósł wzrok i spojrzał jej w twarz, przez jego oblicze
przewinął się cień uśmiechu.
– MoŜe masz rację. I chyba dojrzałaś szybciej, niŜ sądziłem.
Nie wiedziała, jak zareagować na taksujące ją spojrzenie i lekko
chropowaty głos. Popatrzyła podejrzliwie na Logana.
– PrzecieŜ ci to mówiłam.
– Tak. Mówiłaś. A teraz powiem ci coś jeszcze, dziki kociaku. Wiedz, Ŝe
Brett nigdy nie zaspokoi cię w pełni. Rozczarujesz się w stosunku do niego.
Te ostre, pełne rozgoryczenia słowa poruszyły Merri.
– Jak moŜesz mówić takie rzeczy o własnym bracie! – wykrzyknęła.
Logan westchnął głęboko.
– Wierz mi, to nie jest łatwe. A teraz powiedz mi wreszcie, gdzie mogę go
znaleźć – dodał znuŜonym głosem.
Merri rzuciła okiem przez ramię. Wiedziała, Ŝe pan Monroe siedzi nadal w
biurze na zapleczu warsztatu. Nie mogła wyjść bez uzyskania jego zgody.
– Nie powiem.
– Mam cię zmusić?
Serce Merri zaczęło bić szybko i nierówno.
– Nie zrobisz tego – szepnęła.
Postąpił krok w jej stronę. Nigdy jeszcze nie widziała u nikogo tak
władczego spojrzenia. Uznając, Ŝe własne bezpieczeństwo jest waŜniejsze niŜ
nieposłuszeństwo w stosunku do pracodawcy, usiłowała zrobić unik i salwować
się ucieczką.
Nie zdąŜyła. Po chwili znalazła się w objęciach Logana.
Popatrzyła mu prosto w oczy.
– Pewnego dnia nauczysz się, Ŝe są sytuacje, w których mądrzej jest nie
ryzykować – powiedział powoli ponurym tonem. – W stosunku do nikogo.
Zwłaszcza do mnie.
Ledwie mogła się skoncentrować na jego słowach. Logan trzymał ją w
Ŝ
elaznym uścisku.
– Wcale się ciebie nie boję – oświadczyła. – Rób sobie, co chcesz. Nie
wyjdzie ci to na dobre.
– Mam robić, co chcę? – szepnął zdławionym głosem. Obrzucił
spojrzeniem jej twarz i zatrzymał wzrok na wargach.
Merri czuła, Ŝe pocałunek Logana byłby czymś wspaniałym. Czymś, czego
nie doznała jeszcze nigdy w Ŝyciu. Pragnęła go. Chciała zapamiętać. Na zawsze.
CzyŜby matka miała rację? Czy, podobnie jak ona, skończę na ulicy?
pomyślała przeraŜona.
Logan opuścił głowę. Czuła bijące od niego ciepło.
Nagle ocknęła się. Odzyskała panowanie nad sobą.
– Nie! – wyszeptała w panice, odpychając Logana. – Nie!
Zamrugał powiekami, jak wyrwany z transu, i zaraz potem zaklął pod
nosem. Chwilę później opuścił ramiona i cofnął się o krok.
Merri skorzystała ze sposobności. Rzuciła się do ucieczki.
Biegła po ciemku, w ulewnym deszczu. Musiała odszukać Bretta. Mimo Ŝe
wiedziała, iŜ pan Monroe będzie się na nią gniewał za opuszczenie warsztatu bez
jego zezwolenia. Musiała znaleźć Bretta i powiedzieć mu, Ŝe ich plany ulegają
raptownej zmianie. Jeszcze dziś wieczór opuszczą miasto.
– Meredith!
Nie słuchała. Nie mogła sobie na to pozwolić.
– Merri!
Wołanie Logana sprawiło, Ŝe o mało co, a byłaby się zatrzymała.
Wiedziała, jak bardzo jest zdesperowany. Zaczęła nagle mieć wątpliwości. Nigdy
jeszcze nie słyszała takiego smutku i bólu w niczyim głosie. I czegoś jeszcze, o
czym nawet nie chciała myśleć.
Brett mnie potrzebuje, pomyślała.
Potknęła się, lecz odzyskała równowagę. Tak, muszą wyjechać jeszcze tej
nocy. Nigdy nie powie Brettowi o tym, co się przed chwilą stało. Nie wspomni
mu o swoich odczuciach i reakcji na bliskość Logana. Teraz juŜ było dla niej
jasne, Ŝe nie tylko Brett musiał jak najszybciej salwować się ucieczką.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dwadzieścia piąć lat później
Ze względu na ulewny deszcz i późną porę Merri nie potrafiła w pełni
rozpoznać osoby zmierzającej w jej kierunku. Zdecydowany krok i wysoką,
potęŜną sylwetkę idącego rozpoznałaby wszędzie. Nawet po dwudziestu pięciu
latach.
Podobnie jak niegdyś, wyzwolił się w niej instynkt samozachowawczy.
Miała ochotę od razu rzucić się do ucieczki. Nie, tym razem tego nie zrobi. Jest
przecieŜ dorosła. Lata młodości dawno minęły. Dziś zamierzała dowieść sobie, Ŝe
potrafi zmierzyć się z Loganem Powersem.
Od razu zobaczyła, Ŝe jest zły. Wyglądał tak, jakby zamierzał zaraz kogoś
zaatakować.
Merri miała nadzieję, Ŝe dwadzieścia pięć lat, które upłynęły od ich
ostatniego spotkania i tysiące dzielących ich kilometrów sprawiły, Ŝe Logan
przestał być tak nieprzejednany i twardy jak poprzednio. Wyglądało jednak na to,
Ŝ
e ten człowiek ma w sobie tyle wewnętrznego gniewu i goryczy, Ŝe pewnie
starczy mu ich do końca Ŝycia.
Nie powinna tu przychodzić. Przynajmniej naleŜało poczekać do
następnego dnia. Cmentarz to nie miejsce do takich spotkań. Rano była tu z Faith
i Dannym na skromnej uroczystości pogrzebowej. Teraz Merri chciała być sama.
Padał ulewny deszcz. Lubiła na ogół taką pogodę, lecz dziś jej spodnie i
kurtka przemokły na wylot. Tym razem deszcz był ciepły, nie taki jak podczas
ostatniego spotkania z Loganem. Był maj, a nie wrzesień, i deszcz stanowił
nieodzowny element wiosny typowy dla środkowej Luizjany. Dobrze, Ŝe nie ma
burzy z grzmotami i błyskawicami, pocieszała się Merri. Ale i tak przestrzeń
między nią a Loganem aŜ iskrzyła się od dziwnego napięcia.
Merri popatrzyła na kwiaty pokrywające grób. CięŜkie krople deszczu
uderzały w wilgotne płatki i niszczyły delikatne łodyŜki. Widok ten przypominał
stan ducha Merri.
Usłyszała za sobą męski głos. Świetnie go pamiętała. Głęboki i szorstki,
pasował do złej pogody. Wiedziała takŜe, iŜ głos ten bywa urywany i chropowaty.
Wtedy, kiedy Logan jest podniecony.
– Cześć, Logan. Miło, Ŝe wreszcie się pokazałeś. Jestem pewna, Ŝe Brett
byłby wzruszony – odezwała się.
– Nie mogłem uczestniczyć w pogrzebie – odezwał się ponuro. –
Wydarzyło się coś, co sprawiło, Ŝe nie zdąŜyłem przyjechać na czas.
Z niechęcią Merri popatrzyła na niego znad grobu, który ich rozdzielał. Nie
mogła się powstrzymać. Roześmiała się gardłowo.
– Jasne, nie miałeś czasu, Ŝeby poŜegnać brata. Budujesz domy i tylko to
się liczy. Nawet prezydent odkłada na bok problemy kraju, Ŝeby obejrzeć film w
towarzystwie córki. Co było aŜ tak waŜne, Ŝe nie mogło poczekać? – spytała
zaczepnie.
Przemoczony, w zachlapanych spodniach, starał się zachować twarz.
– Wiedziałem, Ŝe utrzymujesz kontakty z moją matką. Nie miałem jednak
pojęcia, Ŝe tak dobrze jesteś wprowadzona w moje sprawy – mruknął pod nosem.
– Tym się nie przejmuj – odparła Merri. Logan ją rozeźlił. Dłonie trzymane
w kieszeniach kurtki zacisnęła w pięści. Ten człowiek zawsze ją prowokował. – Z
twoją matką wolimy wymieniać listy na temat przepisów kulinarnych niŜ
analizować twoje prywatne Ŝycie czy stan finansów firmy, którą prowadzisz.
– Śmiem wątpić w prawdziwość tych słów.
– Na litość boską, Logan, twoja matka od czasu do czasu wspomina o tobie.
Co w tym dziwnego? Jesteśmy przecieŜ rodziną. Brett był twoim bratem.
– Nie musisz mi o tym przypominać.
Nie powinna tego mówić, zwłaszcza w okolicznościach, w jakich się
znajdowali. Merri potrząsnęła głową, zaskoczona, Ŝe w gruncie rzeczy nic się nie
zmieniło.
– I pomyśleć, Ŝe sądziłam, iŜ czegoś się nauczysz przez te wszystkie lata.
Byłam okropną idiotką, mając nadzieję, Ŝe upływający czas, to znaczy Ŝycie,
zrobi z ciebie normalną istotę ludzką.
Zamilkła. Postanowiła nie pozwolić sobie na dalsze wybuchy goryczy.
Niech Logan robi, co chce. Ona sama miała juŜ tego dosyć.
Odeszła od grobu. Śliska ziemia pokryta trawą nasączoną wodą uginała się
niebezpiecznie pod nogami. W kaŜdej chwili łatwo było o upadek. Parę razy
Merri traciła równowagę, lecz szybko szła przed siebie. Logan przyspieszył
kroku.
Była jeszcze daleko od furgonetki, którą poŜyczyła od teściowej, kiedy na
przegubie dłoni poczuła Ŝelazny uchwyt. Logan obrócił ją w swoją stronę.
Skrzywiła się, kiedy przesunął rękę i zacisnął palce na jej ramieniu.
– Puść mnie! Natychmiast! – syknęła.
Na wpół oślepiona deszczem uderzającym w twarz, wbiła wzrok w
człowieka, który bez przerwy nawiedzał ją w snach i zamieniał je w koszmary.
Logan wydawał się wyŜszy, niŜ go sobie zapamiętała. I silniejszy. Pewnie firma
budowlana, której był właścicielem, wymagała od niego takŜe pracy fizycznej.
Jego ciemnobrązowe włosy były poprzetykane licznymi srebrnymi nitkami.
Twarz Ŝłobiły głębokie bruzdy.
Merri zatrzymała wzrok na długiej bliźnie przecinającej szeroki,
kwadratowy policzek Logana. Odbijała się ona bladością od ogorzałej skóry
twarzy. Była pamiątką po drugim pobycie w Wietnamie, kiedy to otrzymał order
Purpurowego Serca i Srebrnej Gwiazdy. Faith napisała synowej o tym zdarzeniu.
Logan zauwaŜył, Ŝe Merri przygląda się bliźnie.
– Zniszczyła moją fotogeniczną twarz – skomentował cierpko.
Nigdy nie był przystojny i dobrze o tym wiedział. Ale, zdaniem Merri, jego
twarz odzwierciedlała siłę i charakter. Przyciągała wzrok. Nadal. Ta blizna
sprawiała, Ŝe wyglądał jak bohater dramatu.
– Odwróciłam wzrok od twojej twarzy tylko dlatego, Ŝe na myśl o tym, co
przeszedłeś, zrobiło mi się smutno – wyjaśniła.
– Jasne – mruknął bez przekonania.
Nie było sensu niczego więcej mu wyjaśniać. Wierzył w to, w co chciał
wierzyć, i nie było na to rady. Robił tak zawsze.
– Muszę juŜ iść – oznajmiła.
– Najpierw musimy wyjaśnić parę rzeczy – oznajmił.
– Nie mamy sobie nic do powiedzenia.
– Załatwimy to szybciej, jeśli będziesz trzymała język za zębami.
– Och, ty... Nie przestałeś być łajdakiem!
– A ty rozpuszczoną dziewuchą!
Merri stanęła, usiłując wyrwać rękę, i popatrzyła na Logana. Była
zaskoczona jego słowami.
– O co chodzi? – zapytał. – Czemu jesteś tak zdziwiona? Nie wmówisz we
mnie, Ŝe nikt nigdy tak cię nie nazywał. Ktoś musiał ci to, do diabła, kiedyś
powiedzieć.
Stwierdzenie, Ŝe jest rozpuszczona, uznała za tak niedorzeczne, iŜ miała
ochotę się roześmiać. Niemal kaŜdy mieszkaniec Rachel wiedział, Ŝe
wychowywała się sama. Była szczęśliwa, kiedy raz na rok matka przypominała
sobie, Ŝeby kupić dziecku parę butów do szkoły i zaopatrzyć je w jakieś odzienie.
O takie rzeczy, jak poŜywienie, w ogóle się nie troszczyła. Merri była
pozostawiona samej sobie. Wraz z matką mieszkała w rozpadającej się ruderze.
Gdyby nie garstka przyjaciół, takich jak Brett, jego matka i pan Monroe, pewnie
by nie wyŜyła. Uznanie jej za rozpuszczoną dziewczynę było co najmniej
ś
mieszne!
– Od samego początku owinęłaś sobie Bretta wokół małego palca – ciągnął
dalej Logan, jakby czytając w myślach Merri.
Zaskoczona oskarŜeniem powoli podniosła głowę.
– Zostaliśmy przyjaciółmi – wyjaśniła. – Nigdy nie rozumiałeś, dlaczego.
Wcale ci się to nie podobało.
– Nie wodzi się za nos i nie oszukuje przyjaciela – odparł Logan
OskarŜycielskim tonem. – Wmówiłaś w Bretta, Ŝe jest ci niezbędny i potrzebujesz
jego stałej opieki. Prawda jest taka, Ŝe upatrzyłaś sobie z góry tego chłopaka. Przy
jego pomocy chciałaś się wydostać z Rachel. Miał stworzyć ci nowe Ŝycie.
Ten człowiek jest potwornie zgorzkniały, uzmysłowiła sobie Merri. Nic
dziwnego, Ŝe jego małŜeństwo skończyło się rozwodem.
– Na wszystko znalazłeś wytłumaczenie? – spytała zrezygnowana.
– Nie na wszystko, lecz na tyle, Ŝeby wiedzieć, iŜ zanim zdał sobie sprawę
z tego, Ŝe cię kocha, zdąŜyłaś napełnić jego głowę całą tą hippisowską, szmatławą
ideologią.
– Jaką ideologią? śe zabijanie jest rzeczą złą? Wcale nie musiałam mówić
tego Brettowi. Wyobraź sobie, Ŝe do tego wniosku doszedł zupełnie sam.
Logan potrząsnął głową.
– Nikt przy zdrowych zmysłach nie kocha wojny. To oczywiste. Ale to ty
sprawiłaś, Ŝe Brett uciekł przed wojskiem do Kanady, z chwilą gdy otrzymał
wezwanie. Mój brat rzadko zachowywał się odpowiedzialnie, ale nigdy nie
uciekał przed odpowiedzialnością. Dopóty, dopóki nie poznał ciebie.
– Nie! – wykrzyknęła Merri, ponownie usiłując wyswobodzić ramię z
uchwytu Logana i znów dając za wygraną. – Brett nienawidził walki! Początkowo
bawił się z nami w wojenne zabawy, bo nie chciał cię rozczarować. W miarę jak
stawał się starszy, coraz trudniej przychodziło mu udawanie. RóŜnił się od ciebie
i nie potrafił cię naśladować. MoŜe mi nie uwierzysz, ale to Brett sam zdecydował
się opuścić Rachel – oznajmiła, przypominając sobie równocześnie, jak przykra
dla niego była ta decyzja. – A ja usiłowałam cię o tym uprzedzić przed twoim
pierwszym pobytem w wojsku. Nie chciałeś wtedy mnie słuchać.
Oczy Logana pociemniały i zwęziły się, a kąciki warg opadły.
– Widocznie robiłaś to bez przekonania. I, jeśli pamiętasz, kiedy wróciłem
wtedy do Stanów i chciałem porozmawiać, po prostu ode mnie uciekłaś.
Miała ku temu powody. I kiedy popatrzyła na rozzłoszczoną twarz Logana,
zobaczyła, jak jego spojrzenie skupia się na jej wargach. Dokładnie tak samo, jak
wtedy, w warsztacie. Wiedziała, Ŝe dręczące go wspomnienia wróciły ze
zdwojoną siłą.
Och, nie, pomyślała. Tylko nie to. Ogarnęła ją fala emocji tak silnych, Ŝe aŜ
zapierających dech. To nie moŜe się powtórzyć! W ciągu minionych lat wmówiła
w siebie, Ŝe nic się wówczas nie wydarzyło. Po dwudziestu pięciu latach z
dawnych odczuć nie mogło nic pozostać. Nie znosiła Logana, a on nią pogardzał.
A poza tym, dobry BoŜe, jest przecieŜ dojrzałą kobietą! Za kilka miesięcy
skończy czterdzieści jeden lat. Ma piętnastoletniego syna. A jej mąŜ zmarł
zaledwie tydzień temu! Nie mogła nic czuć do człowieka, który był jej szwagrem!
Logan pierwszy odzyskał równowagę. Bez słowa puścił ramię Merri i
odszedł.
Patrzyła za nim tak długo, aŜ zniknął w ciemnościach i deszczu. Czekała,
kiedy usłyszy odgłos zamykanych drzwi samochodu i uruchamianego silnika.
Wokół panowała cisza. Merri nie wiedziała, co myśleć. A moŜe cała ta scena
szarpiąca nerwy istniała tylko w jej wyobraźni?
Rzuciła ostatnie, pełne Ŝalu spojrzenie w stronę grobu. Nie tak miał
wyglądać powrót Bretta do rodzinnego domu.
Idiotyzm. Czysty idiotyzm. Był chyba niespełna rozumu. Nie powinien w
ogóle tu się zjawiać. Kiedy dostrzegł samochód matki i zdał sobie sprawę z tego,
Ŝ
e spotka Merri, powinien włączyć wsteczny bieg i uciekać, gdzie oczy poniosą.
Wiedział, Ŝe nie będzie w stanie opanować goryczy i Ŝalu, który czuł w stosunku
do tej kobiety. Przez całe lata pochłaniały one bez reszty jego umysł.
Jeśli nie będzie ostroŜny, Merri go zniszczy.
Wysiadł ze swej czarnej furgonetki, którą pozostawił na skraju cmentarza, i
nie widzącym wzrokiem patrzył przed siebie. Ulewa i ciemność stwarzały
specyficzną atmosferę. Szum deszczu łagodził łomot serca.
Upłynęło tyle lat pełnych rozczarowań i frustracji. Logana ogarnęło
uczucie beznadziejności. Czuł się tak, jakby znajdował się w stanie zawieszenia.
Nienawidził tego odczucia. Był człowiekiem czynu. Kiedy trzeba było rozwiązać
jakiś problem, robił to od razu. Nie, nie mógł pozostać dłuŜej w tym stanie.
Przeklęta kobieta. Do diabła ze śmiercią Bretta. Po co oboje wrócili do Rachel?
Oznajmił Meredith, Ŝe wiedział o jej korespondencji z teściową.
Dowiedział się o tym akurat w dwa lata po ucieczce Meredith i jego brata z kraju.
Zapamiętał tę datę, gdyŜ Meredith skończyła wówczas osiemnaście lat i do ślubu
z Brettem zgoda rodziców nie była juŜ jej potrzebna. Logan właśnie wrócił wtedy
do domu, wykończony drugim pobytem w Wietnamie. Powiedział matce, Ŝe nie
chce więcej słyszeć o tym, co pisze w swoich listach Meredith. Dla niego ani brat,
ani ta dziewczyna praktycznie nie istnieli.
Mimo Ŝe rozczarowana, matka spełniła Ŝyczenie starszego syna. Tylko
dwukrotnie złamała dane mu słowo. Raz, kilka lat później, gdy został stryjem, a
drugi raz dopiero w ostatni piątek, kiedy otrzymała wiadomość, Ŝe po krótkiej
chorobie Brett zmarł w Kanadzie na raka.
Tak więc Logan stracił młodszego brata. Brett miał zaledwie czterdzieści
trzy lata, Logan był od niego starszy o dwa. Cała rodzina cieszyła się zawsze
dobrym zdrowiem. Przez cały okres szkolny obaj bracia opuścili z powodu
choroby łącznie zaledwie kilkanaście dni.
Brett powziął decyzję przesądzającą o jego Ŝyciu. Dokonał przed laty złego
wyboru. Dla Logana stał się teraz, po śmierci, zupełnie obcym człowiekiem.
Jak to się stało, Ŝe ich drogi aŜ tak się rozeszły?
Logan jak przez mgłę pamiętał czas narodzin Bretta. Rano wstawał z
łóŜeczka i podbiegał do swej dawnej kołyski, w której leŜało niemowlę. Kiedy
zaczął rozumieć słowo „brat”? Rok później? Po dwóch latach?
WspółŜyli ze sobą dość przykładnie dopóty, dopóki Brett się nie
zbuntował, przedkładając Meredith nad swą najbliŜszą rodzinę i Kanadę nad
rodzinny kraj.
Co się więc stało? Jak do tego doszło? CzyŜby Logan zawiódł młodszego
brata?
Tak bardzo pragnął, by Ŝył jeszcze ojciec. Był Ŝołnierzem. Zginął w
wypadku wkrótce po powrocie z Korei. Loganowi przypadło zatem w udziale
kierowanie Ŝyciem młodszego brata. Starał się robić to jak najlepiej. Był
przekonany, Ŝe postępuje słusznie. I wtedy w Ŝyciu Bretta pojawiła się Meredith i
Logan bezpowrotnie utracił brata.
Meredith. Merri. Na samo wspomnienie jej zdrobniałego imienia Logana
zaczynała ogarniać złość. Jako smarkula, w wieku zaledwie ośmiu lat, była juŜ
niezłym ziółkiem. Miała ukształtowany charakter. Kierowała się własnymi
prawami. DraŜniło to Logana, czasami zupełnie irracjonalnie. Upierał się, Ŝe
Merri ubiera się brzydko, a nie ładnie, jak oceniali to inni. Jej swobodnego
zachowania się nie potrafił zaakceptować. Ta dziewczyna przez wiele lat bez
przerwy draŜniła Logana. Potem dorosła, a on w pewnym sensie ciągle się nią
interesował.
Ta kobieta nadal go fascynowała. Zwłaszcza wówczas, gdy się przekonał,
Ŝ
e coś, co zrodziło się między nimi pewnego deszczowego wieczoru przed ponad
dwudziestoma laty, znów się pojawiło. Niewiele brakowało, a ponownie
poddałby się dawnym emocjom.
Musi teraz liczyć na przychylność niebios. Jak będzie mógł Ŝyć w
rodzinnym domu, wiedząc, Ŝe Merri jest w pobliŜu? Nie zdobędzie się nawet na
dziesięć minut spokojnego snu, gdy oboje znajdą się pod jednym dachem. JuŜ
zbyt wiele smutku przysporzył matce, nie zjawiając się na pogrzebie brata, więc
teraz nie miał sumienia robić jej dodatkowej przykrości, wynosząc się z domu.
Chcąc nie chcąc, musiał w nim pozostać.
MoŜe jakoś przetrwa, wiedząc, Ŝe Meredith wkrótce ich opuści. Niewielka
była to pociecha.
– Dziecko, przemokłaś do cna!
Merri uśmiechem powitała teściową. Zsunęła z nóg mokre mokasyny i
rozwiesiła na suszarce kurtkę przesiąkniętą wodą.
– Przepraszam za ten bałagan! – odkrzyknęła, zaglądając do kuchni.
– Nie przejmuj się – odparła Faith. – A jak myślisz, dlaczego tak blisko
wejścia ustawiłam zarówno suszarkę, jak i pralkę? – Mówiąc to westchnęła lekko.
– Mając w domu dwóch chłopców i pracując na farmie, wiedziałam, Ŝe zaharuję
się na śmierć, jeśli nie ustawię pralki i suszarki tam, gdzie są najbardziej
potrzebne. – Zapaliła płomyk pod kociołkiem, który napełniła wodą, i podeszła
do Merri. – NajwaŜniejsze jest wysuszyć się i szybko ogrzać. Po tak uciąŜliwej i
długiej podróŜy, jaką odbyłaś, jesteś osłabiona. Musisz uwaŜać, Ŝeby się nie
przeziębić. W czasie takiej pogody łatwo o zapalenie płuc.
– Pobiegnę na górę, wytrę się dokładnie i szybko przebiorę.
Faith pogroziła Merri palcem, lecz na jej szerokiej, nie umalowanej twarzy
malowała się serdeczność.
– Nie zawracaj sobie tym głowy. Za twoimi plecami wisi w szafie gruby
szlafrok, którego uŜywam, gdy wracam zziębnięta do domu i chcę się przebrać.
Jest z pewnością zbyt obszerny dla ciebie, ale go nałóŜ. Dzięki temu wszystkie
twoje rzeczy będzie moŜna od razu wrzucić do pralki.
Zachowuje się serdecznie jak zawsze, z czułością pomyślała Merri o
teściowej. Faith nie zadawała jej Ŝadnych krępujących pytań. Nie robiła
wyrzutów. Kierowała się rozsądkiem kobiety nie poddającej się zbędnym
emocjom.
Merri skinęła głową, odwróciła się szybko i wyciągnęła z szafy granatowy
szlafrok. Czuła się niepewnie. Gdyby nie Faith, znajdowałaby się w tej chwili w
autobusie wiozącym ją do Kanady. Misja została wypełniona. Dotrzymała słowa
danego teściowej.
– Czy Danny poszedł juŜ spać? – zapytała, opanowawszy drŜenie głosu.
Ś
ciągnęła mokrą bluzkę, która oblepiała jej kark i ramiona.
– Jakieś dwadzieścia minut temu. Nie chciał się połoŜyć, mimo Ŝe był
zmęczony. Wygoniłam go wreszcie na górę – odparła teściowa. – Przez chwilę
protestował, ale zasnął natychmiast, gdy tylko przyłoŜył głowę do poduszki. – W
oczach Faith pojawiło się wzruszenie. – Moja droga, to świetny chłopiec. Dobrze
go wychowałaś. Powinnaś być z niego dumna.
Gestem Merri podziękowała za komplement. Wzruszona, szybko opuściła
głowę, udając, Ŝe z trudem odpina dŜinsy. Pochwały pod adresem Danny’ego
były czymś, co ceniła ponad wszystko. Uwielbiała syna.
– Zupełnie zapomniałam, jak deszczowe są tu wiosny – odezwała się po
chwili.
Z kieszeni kurtki rozpostartej na suszarce Faith wyjęła klucze i monety.
Kurtkę i bluzkę Merri włoŜyła do pralki.
– Bez przerwy leje jak z cebra. – Faith zamilkła nagle i jęknęła: – Dziecko,
co z tobą?
Zdziwiona Merri odwróciła głowę.
– Co takiego?
– Jesteś chuda jak patyk!
Rozebrana Merri roześmiała się głośno, ubawiona reakcją Faith.
– Wcale nie jestem chuda – oświadczyła. – Nie chcę być grubsza. Nie
czułabym się wtedy dobrze. Kiedy byłam w ciąŜy z Dannym, waŜyłam tylko
osiem kilo więcej, a mimo to czułam się źle. Bolał mnie kręgosłup. Miałam
wraŜenie, Ŝe się złamie.
Faith była wyŜsza od Merri i solidniej zbudowana.
– Och, Merri, dobrze się stało, Ŝe nie wiedziałam, iŜ źle się czujesz.
Pognałabym do ciebie i zamęczyłabym cię ciągłą opieką.
Byłoby to z pewnością bardzo przyjemne. Merri nigdy nikt się nie
opiekował. Czasami robił to Brett. Wtedy tylko, kiedy nie ogarniały go twórcze
pasje.
– Pozwalam ci otoczyć opieką Danny’ego – powiedziała do Faith,
zaciągając pasek przy grubym szlafroku. – Los obdarzył mnie synem, który jest
juŜ znacznie wyŜszy ode mnie i który lubi zachowywać się tak, jakby był
znacznie ode mnie starszy. Wpływ babci moŜe okazać się dobroczynny. Danny
powinien cieszyć się tym, Ŝe jest jeszcze taki młody.
Faith wzięła dŜinsy Merri i wrzuciła je do pralki.
– Nie martw się. Mam pewne plany. Ciągle nie mogę się nadziwić, jak
bardzo Danny jest podobny do Bretta. ZauwaŜyłaś, Ŝe zachowuje się niemal
identycznie?
– Tak – odparła Merri. I chyba dobrze, Ŝe nie jest do niej podobny,
pomyślała przypominając sobie własne, godne poŜałowania zachowanie się na
cmentarzu w obecności Logana. W Ŝadnym razie nie chciała, Ŝeby syn
odziedziczył po niej temperament!
Coś w wyrazie twarzy musiało zdradzić jej myśli, gdyŜ Faith, rozłoŜywszy
mokre skarpetki na suszarce, serdecznie objęła Merri ramieniem i zaprowadziła
do kuchni.
– Miałam cię nie pytać – zaczęła – bo przecieŜ kaŜdy człowiek potrzebuje
prywatności, ale... ale powiedz mi, czy dobrze się czujesz? Mówiłaś, Ŝe potrzeba
ci świeŜego powietrza. Chciałaś się przewietrzyć. Dobrze, Ŝe poŜyczyłam ci
samochód.
Merri objęła teściową w talii.
– Bardzo ci za to dziękuję. – Wiedząc, Ŝe wcześniej czy później prawda
wyjdzie na jaw, wyznała: – Pojechałam na cmentarz.
– Hm. Tak przypuszczałam.
– Pogrzeb Bretta był doskonale zorganizowany. Nie masz pojęcia, Faith,
jak bardzo jestem ci wdzięczna za przygotowania. Gdy przybyliśmy, wszystko
było gotowe. Dzięki temu cała ceremonia trwała bardzo krótko. Ale ja musiałam
pobyć dłuŜej na cmentarzu.
– Nie potrzebujesz się tłumaczyć.
– Chcę, Ŝebyś wiedziała, Ŝe doceniam to, iŜ wybaczasz mi moje dziwaczne
zachowanie. Brett był waŜną częścią mego Ŝycia – ciągnęła Merri. W głowie aŜ
szumiało jej od myśli i doznań, których przez lata nie była w stanie dzielić z nikim
innym. Korespondowała wprawdzie z Faith, wymieniały między sobą długie i
szczere listy, lecz nie o wszystkim moŜna było pisać. Są rzeczy, o których nawet
nie wspomina się matce męŜa.
Faith usadziła synową na jednym z czterech czerwonych, plastykowych
krzeseł, podeszła do pieca i do dwóch filiŜanek wlała z kociołka gorącą wodę.
– Rozumiem – odezwała się po chwili. – śycie samo w sobie jest złoŜone.
Jeszcze bardziej komplikuje je małŜeństwo. Kiedy straciłaś męŜa... – Urwała i do
wrzącej wody wrzuciła torebki z herbatą. – Jeśli kiedykolwiek zechcesz ze mną o
czymś porozmawiać, pamiętaj, Ŝe jestem do twojej dyspozycji.
Istniały rzeczy, o których Merri nie mogła rozmawiać. Były zbyt przykre,
by je poruszać. Faith chciała wiedzieć jak najwięcej o Ŝyciu przedwcześnie
zmarłego syna. Merri nie mogła wyjawić jej wszystkiego.
– Merri, Brett był moim dzieckiem, lecz nie zapominaj, Ŝe ty jesteś moją
córką. To święta prawda. Czuję się tak, jakbym to ja wydała ciebie na świat.
Nikt nigdy nie powiedział jej czegoś równie miłego. Nikt nigdy nie był dla
niej serdeczniejszy. Z własną matką Merri nie łączyło nic. Umarła kilka lat temu
w jakimś podłym motelu w pobliŜu meksykańskiej granicy. Faith odgrywała więc
w Ŝyciu Merri wyjątkową rolę.
– Zaraz poczęstuję cię wspaniałą herbatą – ciągnęła. – Specjalna
mieszanka, dobra, gdy człowiek jest wykończony fizycznie lub emocjonalnie. A
kiedy ją wypijesz, pójdziesz na górę, weźmiesz gorący prysznic i...
– Faith – przerwała jej Merri. – Muszę ci coś powiedzieć. Widziałam
Logana.
Faith szybko podniosła głowę. Zaskoczenie odjęło jej mowę. Po chwili się
opanowała. Poprawiła mały srebrny krzyŜyk, który miała na szyi. Był widoczny
w wycięciu kwiecistej sukni.
– Mówił, co stało się tego ranka? – spytała. – Czy dobrze się czuje? Gdzie
teraz jest?
Były to uzasadnione pytania, lecz Merri nie wiedziała, jak na nie
odpowiedzieć.
– Nie wiem – zaczęła niepewnie. – Wspominał coś o jakichś swoich
problemach, ale... ale nic więcej na ten temat nie mówił. – Merri spuściła wzrok.
ś
ałowała, Ŝe matce Logana nie moŜe powiedzieć niczego pocieszającego.
Musiała przygotować ją na najgorsze.
– Słucham cię, moje dziecko.
– Jestem pewna, Ŝe to moja wina. Znasz przecieŜ, Faith, jego stosunek do
mnie.
– Tak, ale go nie rozumiem. – Faith przetarła oczy, zaczerwienione od
samego rana. – Zagroził mi, Ŝe jeśli zaproponuję, byście oboje tu zostali, on
wyniesie się z domu. Pokłóciliśmy się z tego powodu. Nie sądzę jednak, Ŝe Logan
zechce spełnić swoją groźbę. – Rzuciła Merri spojrzenie pełne nadziei. – Czy
przynajmniej wspomniał, Ŝe przyjdzie wieczorem?
Merri pragnęłaby zapewnić o tym Faith, ale nie mogła skłamać.
– Nie. Rozzłościł się na mnie. Szybko opuścił cmentarz. Przykro mi, Faith.
To wszystko moja wina.
Stara kobieta zagryzła wargi i potrząsnęła głową.
– Od samego początku, juŜ pierwszego dnia, kiedy Brett przywiózł cię po
lekcjach do domu i zapytał, czy moŜesz zostać na obiedzie, Logan zachowywał
się okropnie. Tak jakbyś miała wściekliznę lub coś jeszcze gorszego. –
Uśmiechnęła się smutno. – Prawda jest taka, Ŝe Brett od razu do ciebie przylgnął.
Ale to nie tłumaczyło zachowania Logana. NajwyŜszy czas, Ŝeby to się
skończyło.
Rozmowa jeszcze bardziej rozdraŜniła Merri.
– Logan jest dorosłym człowiekiem – powiedziała. – Ma prawo do
posiadania i wyraŜania własnych opinii.
– Ale...
Szum pracującej pralki zagłuszył odgłos otwieranych tylnych drzwi. Merri
odwróciła się i zobaczyła Logana, który z ponurą miną stał w progu. On takŜe był
przemoczony. Nie przeszkodziło mu to jednak wejść wprost do kuchni.
W świetle lampy Merri lepiej niŜ przedtem widziała zmiany, które
upływający czas i wewnętrzna gorycz wyrzeźbiły na jego twarzy. Włosy miał
bardziej przyprószone siwizną, a blizna na twarzy wydawała się znacznie
wyraźniejsza. Przede wszystkim jednak dojrzała wzrok Logana. Nigdy jeszcze
jego oczy nie były tak wrogie i odpychające.
– Logan, to jest nadal mój dom! – zawołała Faith, przerywając niezręczną
ciszę, która nagle zapanowała w kuchni. – Nie zapominaj o tym. JuŜ i tak mnie
zawiodłeś. Zrobiłeś mi przykrość, nie zjawiając się na pogrzebie brata.
Ani na chwilę nie spuszczał wzroku z Merri.
– Brata straciłem dwadzieścia pięć lat temu – wycedził przez zęby.
– Logan!
Merri skrzywiła się, bardziej reagując na okrzyk Faith niŜ na bezlitosne
słowa Logana. Ledwo panując nad złością, która ją ogarnęła, skrzyŜowała dłonie
na piersiach i powiedziała:
– Dobra robota, kolego. Nie ma to jak wyszkolenie wojskowe. Od razu
skaczesz do gardła. Nikt nie ma prawa pozostać Ŝywy.
Przeszył ją ponurym wzrokiem.
– To nie twoja sprawa. Trzymaj się ode mnie z daleka.
– Starczy tego dobrego – ostro oświadczyła Faith. – Logan, Ŝadna matka
nie zasługuje na to, by syn przynosił jej wstyd dwukrotnie w ciągu jednego dnia.
Tobie się to udało. Dowiedz się od razu, Ŝe Merri i Danny przyjęli moje
zaproszenie i pozostaną tu z nami.
– Co takiego?!
Logan tracił panowanie nad sobą.
Faith stała bez ruchu. Zmierzyła syna karcącym wzrokiem.
– Słyszałeś, co powiedziałam. Na ten temat dyskusji nie będzie. Ostatnio
pracujesz wiele i całymi dniami nie ma cię w domu, a Sherman dobrze zarządza
farmą. Nie muszę go pilnować. Pozostaje mi tylko trochę pracy w ogrodzie i
robienie przetworów. Czuję się samotna. Chcę mieć blisko siebie resztę rodziny,
zanim całkowicie się zestarzeję. Tak więc, drogi chłopcze, przyjmij do
wiadomości moją decyzję. Zachowuj się przyzwoicie. W przeciwnym razie to ty
będziesz musiał opuścić dom.
Z dumnie wzniesioną głową wyszła z kuchni.
Oszołomiona Merri wysączyła do końca herbatę. Podeszła do kuchennego
blatu, wyjęła torebki z herbatą i wstawiła do zlewu obie filiŜanki. Czuła się obco,
nie na swoim miejscu. Nie potrafiła poruszać się po kuchni Faith. Pragnęła jak
najszybciej uciec do swego pokoju, skryć twarz w poduszkę i spać przez cały
tydzień.
Spojrzała w stronę Logana.
– Jeśli chcesz... – zaczęła. Odwrócił się i zdjął przemoczoną kurtkę.
– Daj spokój. Zrobiłem przykrość matce. Ma pełne prawo mnie winić. Ale
to niczego nie zmienia.
Wyczerpana długą podróŜą i porannymi przeŜyciami, a takŜe wściekła na
Logana za to, Ŝe skrzywdził Faith, Merri wybuchnęła gniewem:
– Logan, na miłość boską, to działo się dwadzieścia pięć lat temu! Daj mi
wreszcie spokój. Czy nie potrafisz...
Nie miała okazji skończyć zdania. Z przekleństwem na ustach Logan rzucił
się w jej stronę. Chwycił za pasek przy szlafroku i przyciągnął Merri do siebie.
Wolną rękę zacisnął wokół jej szyi.
– Ani słowa. Ani słowa więcej – warknął.
Pasek się rozwiązał i szlafrok zaczął zsuwać się z ramion Merri. Usiłowała
go przytrzymać. Spojrzała na Logana i zobaczyła, jak nagle zmienia się wyraz
jego twarzy.
Rozluźnił uścisk. Po to tylko, by powoli, bardzo powoli przesunąć palce w
dół i w górę. Opuścił rękę niŜej. Po chwili znalazła się tam, gdzie serce bratowej
biło jak szalone.
Ciało Merri nagle zapłonęło. Ogarnęła ją fala poŜądania. Zapragnęła
Logana. Z całych sił.
Gdy jego gorące palce zaczęły wsuwać się pod materiał, by znaleźć się tam,
gdzie od miesięcy nikt jej nie dotykał, Logan ocknął się nagle. Cofnął rękę.
Po chwili uwolnił Merri.
Spodziewała się z jego strony ataku złości, lecz się zawiodła. W oczach
Logana dojrzała smutek. PoraŜkę. Była zaskoczona tak samo jak przed chwilą,
gdy jej dotykał.
Usłyszała schrypnięty od emocji, pełen wyrzutu głos:
– Dlaczego nie trzymałaś się ode mnie z daleka?
ROZDZIAŁ DRUGI
Pytanie to rozbrzmiewało echem w uszach Logana przez całą noc.
Następnego ranka wszedł zamyślony do kuchni. Nie był przygotowany na to, Ŝe
spotka tu kogoś, kto wstał jeszcze wcześniej.
Zamarł. Brett? Prawie na głos wypowiedział imię brata. Całą siłą woli
powstrzymał się w ostatniej chwili. Udało mu się nie wyjść na idiotę.
Na Logana patrzył szczupły nastolatek. Chłopiec miał na sobie tylko
wymięte dŜinsy. Zaspane oczy i zmierzwione włosy świadczyły o tym, Ŝe dopiero
co się obudził.
– Cześć – powiedział cicho. – Właśnie przyszedłem napić się mleka.
– Mleko jest zdrowe.
Na swój wiek chłopiec wyglądał młodo. Był jeszcze niezgrabny, gdyŜ
mięśnie nie nadąŜały za rozwojem struktury kostnej. Pod czujnym wzrokiem
Logana odstawił pustą szklankę do zlewu. Odwzajemnił spojrzenie. Nie wiedział,
co powiedzieć.
– To pan jest moim stryjem? – zapytał po chwili. Określenie uŜyte przez
chłopca zabrzmiało obco w uszach Logana.
– Aha. Więc ty jesteś Danny. A moŜe powinienem powiedzieć: Daniel?
Chłopiec wyglądał na speszonego. Zwiesił głowę. Brązowe, potargane
włosy opadły mu na czoło i zasłoniły oczy.
– Mama nazywa mnie Danny – wyszeptał. Logan wyczuł niepewność w
głosie chłopca.
– Odpowiada ci to?
– Brzmi głupawo, kiedy ma się juŜ piętnaście lat.
– A więc co wolisz? – Logan był wdzięczny losowi, Ŝe młodzieńcze lata
miał poza sobą. Nie dlatego, Ŝe dorosłe Ŝycie było łatwiejsze, lecz dlatego, Ŝe
przestał na tygodnie i miesiące liczyć czas do następnych urodzin.
– Dan. Tak będzie najlepiej. – Chłopiec odrzucił włosy z czoła i zerknął na
stojącego obok męŜczyznę.
– Jak mam się zwracać do pana? – zapytał.
– Mów mi po imieniu. Logan. Jesteś juŜ na to wystarczająco dorosły.
Logan nie zamierzał mówić chłopcu niczego przyjemnego. Dostrzegł
jednak radość w jego oczach.
– Naprawdę?
– Dlaczego pytasz?
– Bo... bo chodzi o ciebie, stryjku – odparł chłopiec, wzruszając lekko
ramionami.
Logan naciągnął sportową bluzę, którą przyniósł z sobą z sypialni.
– Co to ma znaczyć? – zapytał. Zaraz jednak potem zdał sobie sprawę z
tego, Ŝe nie chce znać odpowiedzi na zadane pytanie. – PrzecieŜ mnie nie znasz –
dodał. – I ja nie znam ciebie. Gdybyśmy spotkali się na ulicy lub gdybyś na
przykład prosił mnie o pracę, to zwracałbyś się do mnie...
– Mówiłbym: panie Powers.
W tej chwili za plecami Logana zabrzmiał głos Meredith. A więc nie
zmieniła się pod jeszcze jednym względem. Nadal poruszała się bezszelestnie,
cicho jak kot. Powinien wiedzieć, Ŝe po kilkunastu godzinach przebywania pod
tym dachem ta kobieta nauczy się bezbłędnie omijać skrzypiące deski na
schodach. A więc robi coś, czego on nie potrafił, mimo Ŝe był stałym
mieszkańcem tego domu.
Obrzucił ją szybkim spojrzeniem. Musiała spać nie lepiej niŜ on sam. Miała
głębokie cienie pod oczyma, a jej krótkie włosy były niemal tak samo
zmierzwione jak włosy syna. Miała na sobie tylko męską czarną bawełnianą
koszulkę.
Widok ten sprawił, Ŝe Logan wycofał się w przeciwległy róg kuchni. MoŜe
pod koszulką, która sięgała połowy ud, Meredith miała na sobie krótkie szorty.
Prawdopodobnie jej syn był przyzwyczajony do takiego skąpego,
prowokacyjnego stroju matki, ale jemu, Loganowi, to się wcale nie podobało.
– Nie mogłeś spać? – spytała.
W pierwszej chwili Logan sądził, Ŝe zwraca się do niego. Zorientował się
szybko, Ŝe mówi do syna.
– Zachciało mi się pić. Czego sobie Ŝyczysz? – zapytał Danny.
Grzeczny dzieciak. Wyczuwało się, Ŝe między matką a synem panuje
serdeczna, swobodna atmosfera. Łączyły ich niemal koleŜeńskie stosunki. Logan
poczuł się nagle obco we własnym domu. Nie było to zabawne.
– śyczę sobie mnóstwa kawy i tuzina zapałek, Ŝebym mogła podeprzeć
zamykające się oczy. Kawę zaparzę sama. – Meredith rzuciła Loganowi szybkie
spojrzenie. – Masz ochotę się napić?
Ich oczy spotkały się na chwilę. Przez ciało Logana przebiegł dreszcz.
Kiedy Meredith odwróciła wzrok, odetchnął z ulgą.
– Muszę juŜ iść – odparł.
– Koniecznie? Zaparzenie kawy zajmie mi minutkę. Jest jeszcze bardzo
wcześnie.
– Powiedziałem: nie – warknął niegrzecznie. Reagował zbyt ostro.
Piekielna kobieta. Nie upłynęły jeszcze dwadzieścia cztery godziny, a juŜ
sprawiła, Ŝe czuł się nieswojo.
Widząc, Ŝe matka i syn stoją nieruchomo, w milczeniu czekając na jakieś
wyjaśnienia z jego strony, a moŜe nawet na przeprosiny, ruszył w stronę drzwi.
– Muszę juŜ iść – powtórzył.
Nie zamierzał przepraszać. Nadał swemu głosowi takie brzmienie, jakby
był zmęczony, a nie zły. Na nic więcej nie było go stać.
– Cieszę się, Ŝe pana poznałem – odezwał się Danny. – MoŜe uda nam się
później porozmawiać?
Stając w otwartych drzwiach, Logan wciągnął haust wilgotnego,
porannego powietrza. Nie odwracając się, skinął głową. Po chwili za
zamkniętymi drzwiami domu poczuł się bezpiecznie.
Był z siebie niezadowolony. Zdegustowany szedł w stronę zaparkowanej
cięŜarówki. To śmieszne, Ŝe zląkł się dzieciaka. Co będzie dalej? W oczach
chłopca dostrzegł nie tylko ciekawość, lecz takŜe podziw. Logan był pewny, Ŝe
mały widział jego fotografię i ordery, które matka umieściła obok ślubnego
zdjęcia Merri i Bretta. Trudno było ich nie dostrzec. Wystawione na półce przy
frontowych drzwiach kaŜdemu od razu rzucały się w oczy. A moŜe chłopiec
odziedziczył po rodzicach awersję do wojska? Nie miało to zresztą większego
znaczenia. Logan nie zamierzał wracać do przeszłości.
Do diabła, Meredith, pomyślał, spoglądając na dom widoczny we
wstecznym lusterku cięŜarówki. Zrób to, co naleŜy. Co będzie najlepsze dla nas
obojga. To znaczy wynoś się stąd. I to szybko.
– Mamo, on mnie nie lubi.
Uwaga Danny’ego rozczuliła Merri. Powinna od razu podejść do syna i
uścisnąć go lub pocałować. W porę jednak się powstrzymała, uprzytomniwszy
sobie, Ŝe w wieku Danny’ego matczyne uściski i pocałunki są niemile widziane.
Napełniła kociołek wodą.
– Tygrysie, to nieprawda. On po prostu nie znosi ruchu i zmian. Zakłócamy
mu egzystencję.
To śmieszne, Ŝe stawała teraz w obronie Logana. Nie widziała jednak
powodu, Ŝeby wplątywać syna w konflikt między nią a tym człowiekiem. Jeśli
Danny i jego stryj nie potrafią się dogadać i polubić, będzie to tylko ich sprawa.
Przeszłość nie powinna rzutować na ich wzajemne stosunki.
Podeszła do pieca i postawiła kociołek na ogniu. Dopiero wtedy poświęciła
synowi całą uwagę.
– Logan zawsze robi to, co chce. Jeśli tu zostaniemy, będziemy musieli się
do tego przyzwyczaić.
– Jeśli tu zostaniemy?
Poprzednie zdanie wyrwało się jej nieopatrznie. Skrzywiła się, lecz zaraz
potem uznała, Ŝe w stosunku do syna powinna być szczera. Ostatniej nocy długo
rozmyślała i doszła do wniosku, Ŝe oboje z Dannym nie mogą zostać w Rachel.
Mimo Ŝe zauwaŜyła, jak wielką syn ma na to ochotę. Brett uwielbiał podróŜować.
Z tego względu, a takŜe dlatego, iŜ miał zawsze kłopoty ze znalezieniem
stosownej pracy, ciągle przenosili się z miejsca na miejsce. Mały Danny nie
zaznał spokoju. I widocznie miał juŜ tego dość. Pragnął pozostać gdzieś na stałe.
A ściślej mówiąc, w Rachel. Z jego punktu widzenia było to rozwiązanie
sensowne, dla niej zaś mogło okazać się prawdziwym koszmarem.
– Chciałam powiedzieć, Ŝe...
Ucieszyła się, słysząc odgłosy kroków dochodzące od strony schodów.
– Czy nikt nie miał ochoty porządnie wyspać się tego ranka? – spytała
Faith, wchodząc do kuchni. Jej taftowy, szeroki szlafrok szeleścił przy kaŜdym
kroku. Pocałowała synową, a potem wnuka.
Na jej widok Merri uśmiechnęła się szeroko. Niebieskozielony,
rozkloszowany szlafrok Faith przypominał lampę od Tiffany’ego.
– Sama wiesz, jak to jest. Nowe miejsce, nowe łóŜka... – Merri miała
nadzieję, Ŝe teściowa zadowoli się takim wyjaśnieniem.
– Jasne. – Faith klepnęła lekko Danny’ego w plecy i podeszła do lodówki. –
Będzie lepiej. Zobaczycie. – Nagle jej spojrzenie stało się niepewne. – A gdzie
Logan? Chyba słyszałam, jak schodził na dół.
Merri i Danny wymienili spojrzenia.
– Przed chwilą wyszedł.
– Tak późno wrócił wczoraj do domu. – W zaspanych oczach Faith
odbijało się rozczarowanie. – Pewnie dlatego, Ŝe mu wygarnęłam, co o tym
wszystkim myślę.
– Chyba nie dlatego – szybko wtrąciła Merri, pragnąc uspokoić teściową. –
Mówił, Ŝe ma coś pilnego do załatwienia. – Była pewna, Ŝe Faith nie podtrzyma
teraz tematu. Wiedziała jednak, Ŝe w najbliŜszym czasie musi odbyć z nią
rozmowę. Ale nie w obecności Danny’ego. Chłopak nie powinien być wplątany
w konflikty między swoją matką a Loganem. – Chyba umówił się z kimś na
ś
niadanie.
Faith z ulgą przyjęła wyjaśnienie.
– Tak, pewnie masz rację. Czasami o wielu rzeczach zapomina. Prowadząc
tę swoją firmę budowlaną, ma ciągle zbyt wiele na głowie. A więc dobrze,
siadajcie oboje. Od dawna marzę o tym, Ŝebym mogła przyrządzać posiłki dla
kogoś, kto spokojnie posiedzi tu ze mną.
Okazja do szczerej rozmowy z teściową nadarzyła się po śniadaniu. Danny
pobiegł na górę. Obie panie pozmywały naczynia i Faith zaproponowała Merri
wyjście z domu. Chciała pochwalić się ogrodem. Merri przystała na tę propozycję
z ochotą, bo było jej to bardzo na rękę.
Kiedy znalazły się przed domem, Merri ogarnęło nagle uczucie nostalgii.
Wczoraj, zmęczona podróŜą i wyczerpana przeŜyciami ostatnich godzin, nie
bardzo wiedziała, co się z nią dzieje. Teraz, spoglądając na rozciągający się
wokół znajomy krajobraz, poczuła nagle, Ŝe wreszcie znalazła się w domu.
Swego czasu łatwo jej było poŜegnać się z Rachel, ale siedziba Powersów zawsze
stanowiła dla niej coś niemal świętego.
Z rozrzewnieniem przyglądała się teraz staremu domostwu. W piętrowym,
białym budynku, pochodzącym z czasów wielkiego kryzysu, bywała
wielokrotnie. Zjadła tu niezliczoną ilość posiłków. Wdrapywała się na ogromne
drzewa, dęby i magnolie, rosnące w pobliŜu domu i rzucała orzechami i
kamykami w okno pokoju Bretta. Na lewo od warzywnika i kwiatowego ogrodu
znajdowała się stodoła. Merri spała w niej kilkakrotnie. Wtedy, kiedy jej matka
sprowadzała do domu obcych męŜczyzn i Merri bała się przebywać z nimi pod
jednym dachem. Stodoła Powersów była idealnym miejscem schronienia dopóty,
dopóki młodej dziewczyny nie wyśledził stary Sherman. Doniósł o tym Faith,
która natychmiast zaofiarowała jej wygodne łóŜko w domu. Zaproszenie pani
Powers było bezterminowe.
Tak, Merri czuła się tu bezpieczna. Serdecznie przyjmowana przez
wszystkich mieszkańców domu. Teraz wróciło poczucie bezpieczeństwa, lecz nie
wszyscy mieszkańcy mile ją przyjmowali.
– Niewiele się tu zmieniło, prawda? – zapytała Faith, przerywając długie
milczenie zadumanej Merri.
– Niewiele – potwierdziła. – Wszystko wygląda jeszcze solidniej niŜ
niegdyś. – Wskazała ręką rozległe pola pokryte kobiercem świeŜej, soczystej
zieleni. – Widać, Ŝe Sherman dba o gospodarstwo.
– Boi się, Ŝe jeśli sprawi mi zawód, pozbędę się go i będzie musiał pójść na
emeryturę. Nie wie jednak, Ŝe bez niego juŜ nie potrafiłabym dać sobie rady z
zarządzaniem całym gospodarstwem. śaden z moich chłopców nie wyrósł na
farmera. Gdyby Sherman zrezygnował z pracy, pewnie sprzedałabym ziemię. Na
szczęście, on jest zdania, Ŝe starzy farmerzy nigdy nie odchodzą.
Merri uśmiechnęła się lekko. Szczupłego, ciemnoskórego męŜczyznę
poznała swego czasu w polu. Przyłapał ją wówczas na kradzieŜy jabłka, które
przyniósł z sobą na drugie śniadanie. Sumienie nie pozwoliło jej zabrać mu
kanapek z szynką, ale na jabłko miała ogromną ochotę. Gdy Sherman dowiedział
się, kiedy ostatni raz jadła przyzwoity posiłek, nie tylko nie oskarŜył jej o
kradzieŜ i nie zaprowadził na posterunek, lecz nalegał, Ŝeby zjadła całe jego
ś
niadanie. O tym incydencie nigdy nawet nie wspomniał Faith. Nawet później,
kiedy znalazł Merri śpiącą w stodole.
– Musi być juŜ bardzo stary – powiedziała. – Kiedy po raz pierwszy go
spotkałam, miał juŜ czterdziestkę lub więcej.
– Ma siedemdziesiąt lat. – Faith nałoŜyła rękawiczki.
– Ja skończyłam sześćdziesiąt siedem. Ciągle mnie złości to, Ŝe on wygląda
młodziej ode mnie.
– Och, Faith. – Merri potrząsnęła głową. – Mając osiemdziesiątkę teŜ
będziesz wyglądała wspaniale.
– Moja droga, miło, Ŝe to mówisz. Ale ja nie dopraszam się
komplementów. Nie muszę wyglądać młodo. śaden romans przecieŜ mnie nie
czeka.
– Oj, czeka, czeka. Masz przecieŜ wielbiciela. – Na widok zaskoczonej
miny Faith Merri roześmiała się radośnie. – CzyŜbyś nie zauwaŜyła, jakie
wraŜenie robisz na listonoszu?
– Stan Shirley to uroczy człowiek – przyznała starsza pani. – Ale kiedy
zdąŜyłaś...
– Wczoraj, gdy wróciliśmy z cmentarza. Z okna na piętrze przyglądałam ci
się, kiedy szłaś do skrzynki na listy.
– Merri zdziwiło wówczas to, Ŝe Faith, przejęta pogrzebem, nie poprosiła
jej ani Danny’ego o przyniesienie do domu korespondencji, tylko zrobiła to sama.
Stanęła przy skrzynce i ucięła sobie długą pogawędkę z listonoszem.
Rudowłosy, przystojny męŜczyzna ujął obie dłonie Faith. Merri
znajdowała się zbyt daleko, by dosłyszeć, o czym była mowa, lecz widziała
smutną, zafrasowaną twarz męŜczyzny i jego pełen współczucia wzrok.
– Powinnam była wiedzieć, Ŝe szybko odkryjesz, co się święci. Zawsze
byłaś spostrzegawcza. – Faith odruchowo poprawiła włosy. – Stan chciał przyjść
na cmentarz, Ŝeby być blisko mnie. Ale mu na to nie pozwoliłam. Trzymam go na
dystans.
– Dlaczego?
– Przede wszystkim z tchórzostwa.
– Ty jesteś tchórzem? – W głosie Merri zabrzmiało niedowierzanie. –
Jesteś jedną z najdzielniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek spotkałam!
– Ale nie pod tym względem. Moja droga, on jest ode mnie o pięć lat
młodszy!
Merri włoŜyła rękawiczki, które podała jej teściowa, i wzruszyła
ramionami.
– No to co? Kiedyś, w młodości, taka róŜnica wieku się liczyła. W miarę
upływu czasu, kiedy człowiek staje się starszy, przestaje to mieć jakiekolwiek
znaczenie.
– Teoretycznie masz rację. Zresztą bez przerwy czytam na ten temat w
przeróŜnych czasopismach. Ale to nie zmienia faktu, Ŝe ilekroć Stan zaprasza
mnie do kina lub na kolację, wymawiam się pod byle pretekstem. Cały czas myślę
o tym, co powiedzieliby ludzie.
– Powiedzieliby pewnie, Ŝe masz szczęście i Ŝe cieszysz się Ŝyciem.
– Jest jeszcze jedna sprawa. Logan by tego nie pochwalił. – Faith uklękła i
popatrzyła uwaŜnie na grządkę rzodkiewek. Ze zdwojoną energią zaczęła je
przerywać. – Nie mówiłam ci, Ŝe Stan jest wujem Jane.
Wspomnienie Ŝony Logana obudziło ciekawość Merri. OŜenił się prawie
dwadzieścia lat temu, raczej niespodziewanie, o czym w liście doniosła jej Faith, i
rozwiódł po niespełna trzech latach. Rozstał się z Ŝoną ze względu na „róŜnicę
charakterów”, jak poinformował matkę w dniu, w którym Jane przeprowadziła się
do swojej rodziny.
– O ile dobrze pamiętam, panieńskie nazwisko Jane brzmiało: Morris –
zauwaŜyła Merri.
– Tak. Stan jest bratem jej matki, dlatego nosi inne nazwisko.
Merri chętnie zadałaby więcej pytań na temat małŜeństwa Logana.
Wiedziała jednak, Ŝe czeka ją rozmowa z Faith o waŜniejszych sprawach.
– PrzecieŜ chodzi o twoje szczęście – powiedziała. – Logan z pewnością
dobrze ci Ŝyczy.
Merri zajęła się pieleniem sąsiedniej grządki. Faith westchnęła lekko.
– Teraz mam inne sprawy na głowie. Bardziej zaleŜy mi na tym, abyś wraz
z Dannym zamieszkała z nami. I Ŝeby Logan wreszcie się uspokoił i zachowywał
przyzwoicie w stosunku do ciebie.
Merri czekała tylko na taką okazję do dalszej rozmowy.
– MoŜe zbyt wiele od niego wymagasz. – Dotknęła lekko ramienia Faith. –
Oboje z Dannym nie moŜemy tu zostać.
– Co takiego? Oczywiście, Ŝe moŜecie. Tylko w ten sposób zdołacie
zrekompensować mi śmierć Bretta.
– Dzięki za miłe słowa. Wiele dla mnie znaczą – przyznała Merri. – Ale
Logan jest niezadowolony. Ma większe prawo być tutaj niŜ my. Obiecałam, Ŝe się
postaram jakoś naprawić nasze stosunki. Ale to chyba niemoŜliwe. Oboje z
Loganem nie potrafimy ani przez chwilę być w jednym pokoju, Ŝeby się nie
pokłócić. Źle na siebie działamy. Nie chcę ciągłych konfliktów. Nie powinnam
naraŜać na nie Danny’ego. W obecności Logana wstępuje we mnie diabeł. Robię
się okropna. MoŜesz wierzyć lub nie, ale Danny uwaŜa, Ŝe ma pogodną,
sympatyczną matkę.
– Ja teŜ uwaŜam cię za taką osobę. Kochana, mam prośbę. Zostań ze mną.
MoŜe po jakimś czasie wszystko się ułoŜy. Wygląda na to, Ŝe Danny jest jedynym
wnukiem, jakiego kiedykolwiek będę miała. Pozwól mi uczestniczyć w jego
dorastaniu.
Merri zaczęła szukać wymówek.
– Nie znajdę tu pracy! Nie wiem, kiedy będę mogła ci dać pieniądze na
Ŝ
ycie, a co dopiero płacić komorne.
– PrzecieŜ stanowimy jedną rodzinę. Nie martw się płaceniem za
mieszkanie. A jeśli mowa o pracy, to masz jeszcze czas. Dopiero co straciłaś
męŜa. Musisz się otrząsnąć. Potem zdecydujesz, co robić z resztą Ŝycia.
Merri pragnęła teraz tylko jednego. Móc patrzeć na Logana, nie marząc
jednocześnie o tym, by znaleźć się w jego ramionach.
– Dobrze – odparła. – Ale pod jednym warunkiem. Jeśli uznasz, Faith, Ŝe
jednak powinnam wyjechać, natychmiast powiesz mi o tym. Ja zrobię to samo.
– To brzmi sensownie – z uśmiechem odparła Faith. – A teraz, moja droga,
zaspokój nienasyconą ciekawość matki i opowiedz mi o moim synu, o czasach,
gdy był męŜczyzną.
Logan zwlekał z powrotem do domu. Jego firma dobrze prosperowała.
Zatrudniał trzy ekipy budowlane i niewielką grupę robotników zajmujących się
pracami wykończeniowymi.
Gdy firma Powers Construction budowała dom, robiła to nadzwyczaj
sumiennie i solidnie, dbając o wszelkie szczegóły. Usatysfakcjonowany klient
otrzymywał wszystko zapięte na ostatni guzik. Idealne porządki. Nigdzie nie
walały się pozostawione gwoździe ani kawałki izolacji czy inne materiały.
Dziś Logan teŜ nie znalazł Ŝadnych usterek. Jego pracownicy doskonale
wykonali swą robotę. O dziewiątej wieczorem, gdy robiło się ciemno, skończył
inspekcję w ostatnim domu połoŜonym w południowej części Rachel. Zgodnie z
planem wprowadzi się tu jutro rodzina Williamsów. Logan czuł satysfakcję z
powodu dobrze wykonanego zadania. Och, Williamsowie z pewnością zapomną,
Ŝ
e marudzili, bez końca wybierając do domu świeczniki. Za dwa lub trzy lata z
trudnością będą potrafili sobie przypomnieć, kto budował im dom. Dla Logana
nie miało to jednak Ŝadnego znaczenia. Wiedział, Ŝe to jego dzieło, i tylko to się
liczyło. Ta satysfakcja znaczyła więcej niŜ zarobione przez firmę pieniądze.
Logan mógł powiedzieć, Ŝe część jego Ŝycia związana z pracą układała się
dobrze. Działalność zawodowa była interesująca i dawała pełne zadowolenie.
Myślał o tym, kierując się w stronę rodzinnego domu. Mimo to czuł dziś wokół
siebie pustkę przesyconą goryczą. A wszystko dlatego, Ŝe matka zrujnowała mu
spokój ducha.
Myśl o Meredith sprawiła, Ŝe nagle ujrzał przed oczyma jej twarz.
Przytrzymał mocniej kierownicę cięŜarówki. Przez te wszystkie lata nic się nie
zmieniło. Tak jak niegdyś, ta kobieta rzucała jakiś urok i owijała sobie kaŜdego
wokół małego palca. Nadal nie miał pojęcia, jak to się jej udawało. Wszędzie
wprowadzała niepokój i chaos, pomyślał z goryczą. Dziś rano nie był nawet w
stanie wypić spokojnie filiŜanki kawy we własnym domu.
Co w tej sytuacji pozostawało do zrobienia? Nawał obowiązków sprawił,
Ŝ
e przez cały dzień nie miał czasu o tym w ogóle pomyśleć. Teraz, gdy
nieuchronnie zbliŜał się do domu, musiał stanąć twarzą w twarz z ponurą
rzeczywistością. Nie mógł sobie pozwolić na luksus niemyślenia.
Meredith i jej syn osiądą w Rachel i zamieszkają u jego matki. Czy, jeśli to
się stanie, powinien pozostać w domu? Chyba nie. Z drugiej jednak strony
opuszczenie matki nie wydawało mu się moŜliwe. PrzecieŜ jej pomagał. Miała w
nim stałe oparcie. Finansowo radziła sobie nieźle. Dochód z farmy i wojskowa
emerytura po zmarłym męŜu wystarczały na Ŝycie. Obecność Logana w domu
była jednak matce niezbędna. Wiedział, Ŝe Faith uwielbia rodzinną atmosferę.
Kochał matkę i szanował. Nie chciał więc w Ŝadnym razie osłabiać istniejących
między nimi więzów. Cały problem polegał na tym, Ŝe jeśli będzie musiał
codziennie oglądać Meredith, nie zazna ani chwili spokoju.
Jaka szkoda, Ŝe się nie zmieniła. Mogłaby stać się gruba i nudna. Nic z
tego. Meredith wprawdzie dojrzała, ale fizycznie nadal była młoda. Miała niemal
chłopięcą figurę. Była zgrabna, wiotka i pełna gracji. A na dodatek bystra i
inteligentna. Stała się w pełni kobietą. Logan wiedział, Ŝe w większości spraw nie
będzie się z nią zgadzać. Potrafiła jednak rozbudzić jego poŜądanie. Bardziej niŜ
jakakolwiek inna kobieta. Los mu więc nie sprzyjał.
W świetle reflektorów na drodze ukazała się nagle jakaś postać. Ktoś szedł
drogą. A poniewaŜ o tak późnej porze ruch bywał tu niewielki, Logan domyślił
się, kogo ma przed sobą.
Zahamował ostro. Zatrzymał samochód i opuścił szybę.
– Co tu robisz, do diabła? – zapytał ostro. Na widok Meredith od razu
ogarnęła go złość. – Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak niebezpiecznie jest
chodzić tu samej po ciemku?
Spojrzała w niebo, a potem zajrzała przez otwarte okno cięŜarówki.
– Chciałam z tobą porozmawiać przez chwilę poza domem.
– Coś jest nie w porządku? – zapytał. Zaniepokoił się nagle, czy matce nie
stało się coś złego.
– A czy coś jest w porządku? – odparowała z lekką ironią.
Zirytowała go. Miał za sobą długi i cięŜki dzień. Był głodny, spragniony i
marzył o gorącym prysznicu. Czy musiał przedtem staczać słowną walkę z tą
kobietą? Spojrzał na Meredith.
– Wsiadaj – mruknął.
Kiedy wsunęła się na siedzenie obok kierowcy, zjechał na miękkie,
trawiaste pobocze i zatrzymał samochód. Starał się nie patrzeć na pasaŜerkę.
ZauwaŜył jednak, Ŝe ma na sobie obcięte krótko dŜinsy i wydekoltowaną bluzkę.
Nie zamierzał patrzeć w jej stronę, by nie zauwaŜyła, Ŝe go podnieca.
– Dziękuję – powiedziała. – To miło z twojej strony, Ŝe poświęcasz mi
czas.
– Mów, o co ci chodzi. I to szybko. W tym miejscu nie jesteśmy widoczni
od strony domu, lecz przed moją matką nic się nie ukryje. Z pewnością wie, Ŝe
wyszłaś.
Merri uśmiechnęła się lekko.
– Wiem. Brett zawsze się cieszył, gdy zdołał po kryjomu wykraść z kuchni
coś do jedzenia. Kiedyś wyniósł sałatkę ziemniaczaną, którą Faith zrobiła
specjalnie na zebranie w kościele. Potem jednak zawsze się okazywało, Ŝe
ś
wietnie o wszystkim wiedziała.
– Nie zamierzam tkwić tu bezczynnie i wysłuchiwać twoich intymnych
zwierzeń na temat męŜa. Jeśli po to tylko mnie zatrzymałaś, tracisz czas.
– Wiesz dobrze, Ŝe jestem tu nie dlatego – odparła. W głosie Merri
pojawiło się poprzednie napięcie. – Przyszłam prosić cię, Ŝebyśmy zawarli pokój.
Typowo babska taktyka, z niechęcią pomyślał Logan. Tak jakby decyzja w
tej sprawie zaleŜała wyłącznie od niego. On będzie winny, jeśli jej plan się nie
powiedzie. Rzucił Meredith sceptyczne spojrzenie.
– UwaŜasz, Ŝe to moŜliwe? – zapytał.
– Nie wiem. A co ty sądzisz?
– śe to niemoŜliwe.
– Nie chcesz spróbować?
– Nie widzę dla nas Ŝadnej szansy. Oliwa i ocet się nie łączą.
Obróciła się i spojrzała mu w twarz.
– Nie traktuj nas jak składniki sałatki. Jesteśmy istotami ludzkimi,
zdolnymi dokonać poŜądanej zmiany.
Logana zaczął niepokoić widok opalonych smukłych nóg, które widział
kątem oka.
– No to mów, czego poŜądasz – powiedział z uśmiechem.
– Nie miałam na myśli poŜądania fizycznego – wyjaśniła szybko.
– Jasne, Ŝe nie – mruknął z ironią.
– Naprawdę nie miałam! Dlaczego zawsze uwaŜasz, Ŝe skoro moja matka
była... tym, kim była, ja jestem do niej podobna?
Logan zmarszczył czoło.
– Ani przez chwilę nie pomyślałem o twojej matce.
– Naprawdę?
– Miałem na myśli tylko ciebie i mego brata.
– Och!
Zabrzmiało to tak, jakby Meredith nie wiedziała, o czym mówi Logan.
– Odkąd przyłapałem was po raz pierwszy, zawsze trzymaliście się razem.
– Nie robiliśmy nic zdroŜnego! – zaprotestowała Meredith.
– Nakryłem was kiedyś prawie roznegliŜowanych. Nie pamiętasz?
– Musiałam oszczędzać ubranie do szkoły – wyjaśniła.
Coraz silniej odczuwał fizyczną obecność Meredith.
– A pamiętasz, jak kiedyś przyszedłem z pracy i zastałem was leŜących na
łóŜku?
– Brett pomagał mi wtedy w algebrze. Musieliśmy mówić szeptem, Ŝeby
nie przeszkadzać twojej mamie.
– No to dlaczego miałaś minę winowajczyni, kiedy otworzyłem drzwi?
– Powinieneś wtedy widzieć własną twarz – odcięła się Merri. – Byłeś jak
gradowa chmura. Okropnie rozzłoszczony. Teraz wyglądasz podobnie, mimo Ŝe
jesteśmy tu tylko we dwoje.
Jeśli jeszcze raz przypomni mi, Ŝe jesteśmy sami, pomyślał Logan, to zaraz
wysiądę i pójdę piechotą do domu.
– UwaŜasz, Ŝe zgoda między nami jest moŜliwa? śadne z nas nie potrafi
powiedzieć jednego zdania, Ŝeby nie obrazić drugiego.
– A jak sądzisz? Dlaczego tak jest? Czy ona naprawdę niczego nie
rozumie?
– A czy nie przyszło ci przypadkiem do głowy, Ŝe się nie lubimy?
– Nie. Sądzę, Ŝe nienawidzisz mnie dlatego, Ŝe zabrałam ci brata. I wygląda
na to, Ŝe nie zdajesz sobie sprawy z tego, Ŝe jeśli nie ja, to ktoś inny zabrałby ci go
wcześniej czy później. W kaŜdym razie ty i Brett byliście do siebie zupełnie
niepodobni. RóŜniliście się niemal pod kaŜdym względem.
Miała rację, ale Logan świetnie wiedział, Ŝe nie o to chodziło. Teraz zdał
sobie z tego sprawę. A moŜe nawet wiedział o tym wcześniej. Nie miał ochoty
przyznawać się do tego przed sobą.
Jego problem polegał na tym, Ŝe to Brett pociągał Meredith, a nie on.
Poczuł ból, kiedy to sobie uzmysłowił.
– Wiesz, Ŝe mam rację, prawda? – łagodnym tonem spytała Meredith. –
Jeśli zaleŜy ci na tym, wierz sobie, w co chcesz.
– To, Ŝe mam rację... Och, niewaŜne. Powiedz mi, na czym, jak sądzisz,
polega twój problem.
Zastanawiał się, czy powinien powiedzieć jej prawdę. Po chwili odwrócił
głowę w stronę Meredith. Napotkał jej zaniepokojone spojrzenie. Bliskość tej
kobiety sprawiała, Ŝe świerzbiły go palce, by jej dotknąć. Sam fakt, iŜ na nią
spoglądał, wywoływał ból oraz nową, a zarazem bardzo dawną tęsknotę.
Podejrzewał, Ŝe gdyby zaprzestali teraz rozmowy i zaczęli się dotykać i całować,
ogarnęłoby ich szaleństwo.
– To poŜądanie – oznajmił nagle.
Przez chwilę sądził, Ŝe Meredith zaprzeczy lub, co gorsza, zacznie robić
sarkastyczne uwagi na temat tego, co stwierdził. Powie, Ŝe jest ostatnim
człowiekiem na ziemi, którego mogłaby poŜądać. Zamarł, przewidując ból
odrzucenia.
Merri odchyliła się na siedzeniu. Lewym policzkiem dotknęła miękkiej
skóry obicia fotela.
– Miałam nadzieję, Ŝe się mylę – powiedziała. Poczuł nagłą ulgę.
– Ja teŜ – przyznał.
– MoŜe oboje się mylimy – dodała z nadzieją w głosie. – Jak mogło do tego
dojść, skoro w gruncie rzeczy prawie się nie znamy?
– Przed laty teŜ się nie znaliśmy.
– Tak, ale moŜe reagujemy teraz na coś nierzeczywistego. Na jakieś
fałszywe echo lub wyobraŜenie, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Logan się nie odezwał. Z powątpiewaniem uniósł tylko brwi. Ta reakcja
wywołała grymas na twarzy Meredith.
– Jest mi przykro – powiedziała cicho.
– Nie bardziej niŜ mnie – mruknął w odpowiedzi.
– Co z tym zrobimy?
To juŜ szczyt wszystkiego, pomyślał Logan. Przez tyle lat chciała, Ŝeby dał
jej spokój, a teraz prosi go o radę?
– To, co robiliśmy do tej pory.
– Masz na myśli ustawiczną walkę lub wzajemne unikanie się? To byłoby
okropne. Ani twoja matka, ani Danny nie zasługują na Ŝycie w takiej atmosferze.
Nie bylibyśmy wobec nich w porządku.
Trudno mu było myśleć o tym, co jest w porządku, a co nie, kiedy nie
potrafił oderwać wzroku od Meredith. Siedziała wyprostowana. Odkrył, Ŝe nie ma
na sobie biustonosza. Mimo mroku nikła lampka paląca się wewnątrz cięŜarówki
oświetlała czubki piersi sterczące pod bluzką.
Dla odzyskania spokoju Logan spojrzał znów przed siebie.
– MoŜesz przecieŜ wyjechać – odezwał się cicho. Meredith nie
odpowiedziała. Siedziała długo w milczeniu.
– Pogardzasz mną bardziej, niŜ sądziłam – odezwała się wreszcie.
Ledwie dosłyszał jej słowa, bo tak cicho je wymówiła.
– Pogarda to określenie dość drastyczne. W kaŜdym razie zapracowaliśmy
oboje na to, Ŝeby się nie lubić. W tym celu zrobiliśmy wiele.
Logan zdał sobie sprawę z tego, Ŝe nie chce zranić Meredith. Pragnął
jedynie, by go zrozumiała. Chciał odzyskać równowagę ducha.
– Meredith, przeszłość mamy juŜ poza sobą – zaczął. – Porzućmy dawne
urazy. Ale nie jestem pewien, czy potrafimy Ŝyć obok siebie, jeśli tu zostaniesz.
– Twoja matka tego pragnie. Jest bardzo samotna. Danny teŜ jej potrzebuje.
Biedny chłopiec przez całe Ŝycie był ciągany z miejsca na miejsce. Nie wie, co to
prawdziwy dom. Brak mu rodzinnych korzeni i tradycji. Istniejąca sytuacja
sprawiła, Ŝe stał się niepewny siebie. Jest bardzo wraŜliwy. Ma trudności w
nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami.
Do diabła, pomyślał Logan. Po co ona mówi mi to wszystko? To nie był
jego problem. Nie chciał litować się ani nad Meredith, ani nad Dannym. Czy to
on, jak zwykle, ma być kozłem ofiarnym? Ma się dostosować i poświęcić dla
dobra sprawy?
– Mówiłeś coś?
Dotyk ręki Meredith wyrwał go z ponurych rozmyślań. Siedział bez kurtki
i z podwiniętymi rękawami koszuli. Kiedy popatrzył na drobną dłoń leŜącą na
jego ramieniu, zapragnął, by przesunęła się w inne miejsce. Jego ciało się
rozbudziło. Logan poczuł przypływ poŜądania. Kiedy podniósł wzrok i popatrzył
na Meredith, zobaczył jej rozchylone wargi. Musiało zaskoczyć ją to, co
dostrzegła na jego twarzy.
Pragnął dotknąć wargami jej ust, dowiedzieć się wreszcie, jaki mają smak.
I odkryć, jak Merri reaguje, kiedy traci nad sobą kontrolę. Najbardziej jednak ze
wszystkiego pragnął...
Wyszeptała:
– Logan... Ja... Nie moŜesz. Nadal czuję się Ŝoną Bretta.
Bez słowa zdjął jej dłoń ze swego ramienia i usiadł wyprostowany.
Włączył silnik. Resztę drogi do domu przejechali w milczeniu.
Gdy tylko zaparkował cięŜarówkę obok furgonetki matki, chwycił kurtkę i
wyskoczył z samochodu. Nawet nie spojrzał za siebie, by się przekonać, czy
Meredith idzie za nim. Zrobił to dopiero przy kuchennych drzwiach. Stała
nieruchomo przy cięŜarówce, obserwując go smutnym, pełnym Ŝalu spojrzeniem,
które pamiętał z dawnych dni, kiedy to staczali z sobą ciągłe walki.
Nie mógł dopuścić do tego, by nim zawładnęła.
Wreszcie podeszła bliŜej. Stanęli obok siebie.
– Jeszcze jedno – mruknął szorstko. – Na przyszłość trzymaj się z dala ode
mnie. Chyba Ŝe będziesz gotowa ponieść wszelkie konsekwencje.
ROZDZIAŁ TRZECI
Kiedy minął maj i rozpoczął się czerwiec, Logan przekonał się, jak
dokładnie Meredith stosuje się do jego zaleceń. Nie tylko unika wszelkich z nim
kontaktów, lecz takŜe robi wszystko, by schodzić mu z drogi.
Doceniał jej wysiłki. Myślał o tym w pierwszy piątek czerwca, wjeŜdŜając
na podjazd. Na widok jego cięŜarówki Meredith szybko wycofała się do domu.
Czasami wydawało mu się, Ŝe chętnie podroczyłaby się z nim. Ostatnio jednak, z
wyjątkiem wieczorów, w które wracał na tyle wcześnie, by mogli zjeść kolację
we trójkę, prawie nie dostrzegał jej w domu. Lubiła rano wstawać, lecz nigdy nie
schodziła na dół, zanim wyszedł do pracy. A wieczorami pod pozorem czytania
ksiąŜki lub pisania listów wymykała się szybko do swego pokoju.
Logan był wdzięczny Meredith za takie zachowanie się. Przewidywał
jednak, Ŝe nie potrwa ono długo. Lampart nie potrafi pozbyć się swoich
nawyków. Na zawsze pozostanie lampartem. Przypomniał sobie to powiedzenie,
parkując cięŜarówkę obok furgonetki matki. Meredith nie potrafiła zmienić
swojej osobowości. Oznaczało to, Ŝe nadejdzie dzień, w którym ich ogniste
temperamenty dadzą o sobie znać. Zastanawiał się tylko, kiedy to nastąpi.
Wysiadł. Odetchnął głęboko. Odczuł piękno letniego dnia. Nie było
dobrze, lecz mogło być gorzej. I bywało gorzej. Gdy powrócił z wojny, musiał na
nowo uczyć się wielu rzeczy. Odczuwać urok chwili i upływ czasu. Doceniać
spokój. Miał równieŜ poczucie winy, Ŝe uszedł z Ŝyciem.
JuŜ wchodził do domu, kiedy w pobliŜu stodoły zobaczył Shermana. Stary
człowiek machał do niego ręką. Zanim Logan zdąŜył otworzyć usta, Sherman
przyłoŜył palec do warg i gestem poprosił go, by się zbliŜył.
– O co chodzi? – zapytał Logan, podchodząc i stając w cieniu budynku.
Ogorzała twarz farmera była pokryta siecią cieniutkich zmarszczek. Zsunął
z czoła słomiany kapelusz i podrapał się w głowę.
– Nie chcę martwić jego mamy – oznajmił.
– Chodzi ci o Daniela? – domyślił się Logan. – Co z nim?
– Nie mam pojęcia. Przed godziną wrócił ze szkoły i poszedł wprost do
stodoły. Ma spuchniętą wargę i zakrwawiony nos. Nie chce nic mi powiedzieć.
MoŜe ty będziesz miał więcej szczęścia.
– Ja? – zdziwił się Logan. Miał nieprzepartą ochotę wsiąść do cięŜarówki i
szybko stąd zniknąć. – Nie mam pojęcia, jak postępować z dzieciakami – dorzucił
tytułem usprawiedliwienia.
– Sam byłeś chłopcem. Wiesz, co to znaczy się bić. Z takim twierdzeniem
Logan nie mógł polemizować.
– Dobrze. W porządku. Zobaczę, co się da zrobić w tej sprawie – odezwał
się do Shermana. – Dziękuję, Ŝe mi o tym powiedziałeś.
– Nie rób takiej groźnej miny – poprosił go stary człowiek. – To miły
dzieciak. Czasami przychodzi na pole i patrzy na to, co robię. Pomaga w obejściu
pani Faith. Lubi pracować na roli. Będzie ci potrzebny ktoś do pomocy, kiedy
mnie juŜ zabraknie.
Logan uśmiechnął się.
– Nigdzie stąd nie odejdziesz. Ty i ten twój staroświecki traktor, którego
nie dajesz mi wymienić na nowy, stanowicie niemal instytucję. Przetrwacie tak
długo, jak długo Ziemia obracać się będzie wokół Słońca.
Uśmiechnięty Sherman pomachał Loganowi ręką na poŜegnanie i ruszył w
stronę małego domku znajdującego się za podjazdem.
Miły z niego facet, pomyślał Logan, lecz zbyt dobroduszny i łatwowierny.
Jego małŜeństwo rozpadło się wiele lat temu, kiedy Logan był jeszcze chłopcem.
Sherman zakochał się w ponętnej dziewczynie o imieniu Belle, która niedługo po
ś
lubie uznała, Ŝe zasługuje na lepszy los i nie chce być Ŝoną farmera. Zabrała
wszystkie oszczędności męŜa i uciekła. Nikt w Rachel potem jej nie widział.
Sherman otrząsnął się szybko. Po tym wydarzeniu nie zgorzkniał ani na jotę.
Logan przerzucił kurtkę przez ramię i ruszył w przeciwnym kierunku.
Stanął w otwartych drzwiach stodoły. W środku było ciemno i chłodno.
Przyzwyczaiwszy wzrok do ciemności, po chwili dostrzegł chłopca, który
siedział oparty o worki z nawozem.
Gdy Daniel dostrzegł obecność stryja, odwrócił głowę, by ukryć twarz.
– Dobrze się czujesz? – zapytał go Logan. Uznał, Ŝe lepiej od razu dać do
zrozumienia chłopcu, Ŝe wie o jego przygodzie.
– Tak.
– Chcesz, Ŝebym cię obejrzał?
– Nie trzeba. PrzeŜyję. Nie chcę tylko pokazywać się mamie. Okropnie się
zdenerwuje, kiedy zobaczy, jak wyglądam.
Logan wiedział, Ŝe chłopiec od niedawna chodził do letniej szkoły, aby
nadrobić zaległości spowodowane chorobą ojca i przenosinami do Rachel.
Słyszał takŜe, iŜ Daniel naleŜał do najniŜszych chłopców w swojej klasie i był
bardzo czuły na tym punkcie. Czy na tyle wraŜliwy, by wdać się w bójkę po
lekcjach? Zastanawiał się Logan. Musiał się tego dowiedzieć.
– Co to był za facet? – spytał Daniela.
– Nie udało mi się go dorwać.
– Od czego zaczęła się bójka? Chłopak spuścił głowę.
– Jestem tu nowy – odparł ze smutkiem. – I słabszy od swoich
rówieśników. Chłopcy wiedzą o moim tacie. śe nie poszedł do wojska.
Logan podejrzewał, Ŝe to mogło być coś w tym rodzaju. Wątpił, czy
Meredith i Brett w ogóle zastanawiali się nad konsekwencjami przyjazdu Daniela
z Kanady do Stanów.
Stanął przed chłopcem. Popatrzył na jego pokaleczone ręce. Przyjrzał się
poranionej twarzy.
– Przynajmniej próbowałeś się bronić – pocieszył go.
– Wpadłem wprost na drzewo stojące przy stawie.
– Masz szczęście, Ŝe go nie złamałeś. DuŜy był ten chłopak, z którym się
biłeś?
– O głowę wyŜszy. A zresztą, gdyby był mały, pomogliby mu przyjaciele,
których ma wielu. Jutro nie pójdę na lekcję algebry. On zrobi ze mnie miazgę.
– Musisz uczyć się matematyki, jeśli chcesz iść do college’u.
– Nic się nie stanie, jeśli, tak jak mój tata, nie będę studiował.
Logan nie zamierzał roztrząsać tego tematu. Uznał, Ŝe lepiej pójdzie mu z
Danielem, jeśli zastosuje inną taktykę.
– Chcesz nauczyć się walczyć, Ŝebyś na przyszłość mógł sobie poradzić z
tym chłopakiem? – zapytał.
W oczach Daniela zabłysło zainteresowanie. Zaraz jednak opuścił głowę i
wzruszył ramionami.
– Po co? PrzecieŜ to nic nie da. Nie jestem bokserem.
– Nie miałem na myśli boksu. Chodzi mi o samoobronę. Ciekawość
przewaŜyła. Daniel zapytał:
– Stryju, masz na myśli coś takiego jak karate?
– Parę podstawowych chwytów, których uczyliśmy się w wojsku.
Wystarczą, by takiemu chłopakowi, jak ten, który dziś cię zaatakował, dać do
zrozumienia, Ŝe nic z tobą nie wskóra.
– To byłoby fantastyczne. – Daniel podniósł się i stanął obok Logana. –
Czy moŜemy zacząć od razu?
Logan miał zamiar powiedzieć, Ŝe powinni odłoŜyć to do jutra, lecz jedno
spojrzenie na twarz biednego chłopca i plamę krwi na jego koszuli sprawiło, Ŝe
się poddał.
– Zgoda.
Powiesił kurtkę na kołku.
– A teraz uderz mnie. Zaatakuj.
– Chyba Ŝartujesz, stryju.
– Nie. Rób, co mówię.
Na twarzy chłopca ukazał się strach.
– Czy będzie bolało? Nie jestem tchórzem, ale... – Daniel przełknął ślinę.
Logan potrząsnął głową. Musiał w jakiś sposób nauczyć bratanka jednej
rzeczy. śe nigdy, ani teraz, ani w przyszłości, nie moŜe nikomu okazywać
strachu. Musiał jednak przyznać, Ŝe chłopiec był chętny do nauki.
– Nie będzie bolało. No, atakuj mnie. I uwaŜaj na to, co się stanie.
Upłynęło dziesięć sekund, zanim Daniel odwaŜył się wymierzyć Loganowi
cios w szczękę. Nie zdąŜył dosięgnąć twarzy, gdy Logan chwycił jego lewe ramię
i wykręcił je.
– Och! – Chłopiec był zaskoczony. – Jak to zrobiłeś?
– UŜyłem przedramienia. W odpowiednim momencie wykonałem ruch.
Próbuj jeszcze raz.
Daniel ponowił cios. Robił to kilka razy. A Logan wykręcał mu rękę. Czuł,
Ŝ
e musi pomóc chłopcu. Uczył go więc chwytów. W miarę postępów w nauce
Daniel nabierał pewności siebie.
– W porządku – powiedział Logan po dziesiątej próbie. – Teraz ja cię
zaatakuję. Szybko. Udawaj, Ŝe bijemy się naprawdę.
W oczach Daniela znów zobaczył niepewność. Ale chwilę potem, gdy zajął
pozycję wyjściową, poczuł silny cios w plecy.
– Co, do diab... – Odwrócił się szybko i zobaczył, jak Meredith ponownie
zamierza się na niego szczotką.
– Zostaw w spokoju mego syna, Loganie Powers! – krzyknęła
rozwścieczona. Teraz dopiero zobaczyła poranioną twarz chłopca. – Mój BoŜe,
Danny! Co ci się stało? Logan, jak śmiałeś uderzyć moje dziecko? Ty... ty...
Logan wyrwał jej szczotkę.
– Uspokój się, Meredith. Jest inaczej, niŜ sobie wyobraŜasz.
– Tak, mamo. Uspokój się. Pobił mnie chłopak ze szkoły – wyjaśnił Daniel
łamiącym się głosem. – Stryj próbuje tylko nauczyć mnie zasad samoobrony.
Na twarzy Meredith pojawiło się zaskoczenie, a zaraz potem zmieszanie.
– Danny, sądziłam, Ŝe problem walki juŜ przedyskutowaliśmy.
Zanim Daniel zdąŜył odpowiedzieć, wtrącił się Logan:
– Chłopcom nie uda się uniknąć kilku kuksańców, zanim dorosną.
Próbował się bronić i popatrz, co się stało.
– Przepraszam cię, ale rozmawiam z synem – wycedziła przez zęby
Meredith. Zwróciła się do chłopca: – Idź do domu i doprowadź się do porządku.
Potem pogadamy. Teraz muszę wyjaśnić parę spraw z twoim stryjem.
– Och, mamo, chcę się nauczyć kilku chwytów.
– Rób, co kaŜe matka – włączył się Logan. – Lekcję moŜemy odłoŜyć do
jutra.
Po chwili Danny wyszedł. Gdy tylko znalazł się poza stodołą, Meredith
ostro szarpnęła za szczotkę, tak Ŝe Logan stracił równowagę.
– Nie będziesz niczego uczył mojego dziecka! – warknęła.
– Potrzebuje pomocy.
– Jeśli tak, to pomogę mu posłuŜyć się głową, a nie bicepsami. Zbyt wiele
jest przemocy na świecie! UwaŜasz, Ŝe parę ciosów coś zmieni?
– Tak. Jeśli przestaniesz cackać się z synem i dasz mu szansę, Ŝeby się
nauczył paru chwytów.
Odskoczył i wyrwał jej szczotkę z ręki. Rzucił ją za siebie. Przytrzymał
Meredith.
– Nigdy tego nie rób – syknął rozeźlony.
– A właśnie, Ŝe będę. Logan potrząsnął głową.
– Gdyby Daniel odziedziczył po tobie choć trochę temperamentu, nie
miałby Ŝadnych problemów. Dlaczego chcesz go wychować na drugiego Bretta?
– Nie robię tego. CięŜko pracowałam, Ŝeby wpoić w Daniela przekonanie,
Ŝ
e jest jedyny i niepowtarzalny. Nic tak nie złości mnie jak stwierdzenie, Ŝe ktoś
jest całkiem do kogoś podobny.
– W porządku.
– Pozwól mi powiedzieć sobie coś jeszcze. Mimo tego, co sobie myślisz o
Bretcie, są ludzie, którzy go zapamiętali jako wraŜliwego i utalentowanego
człowieka!
Być moŜe. W chwilach gdy nie był leniwy i tchórzliwy, w myśli uzupełnił
Logan.
– Był twórcą. Dawał światu piękno. Wszystko, co stworzył podczas swego
krótkiego Ŝycia, było wspaniałe. W porównaniu z okrucieństwem, w którym ty
się lubowałeś!
Teraz posunęła się za daleko, uznał Logan. Nie mógł dłuŜej słuchać słów
Meredith. I tak jej bliska obecność działała mu na nerwy. A teraz ta nieznośna
kobieta oskarŜała go o to, Ŝe był draniem. Przebrała miarę.
Uznał, Ŝe jest tylko jeden sposób, by uciszyć Meredith. Przycisnął usta do
jej warg.
Dobrze mi, pomyślał, świadom kaŜdego cala jej drobnego, szczupłego
ciała. Nigdy jeszcze nie czuł się tak pełen Ŝycia.
Zaczęła się wyrywać, więc złapał ją za ręce, przyciągnął do siebie i zaczął
całować jeszcze mocniej. Nie potrafił być delikatny, lecz, jak się okazało, nie stać
go było na okrucieństwo. Logana ogarnęła zdumiewająca potrzeba pełnego
zawładnięcia tą kobietą.
Szarpała się i wyrywała, Ŝeby się uwolnić, lecz Logan nie przerywał
pocałunku, co jeszcze bardziej doprowadzało ją do pasji. W pewnej chwili poczuł
w podbrzuszu ból poŜądania. Popchnął Meredith w stronę ściany i tu natarł na nią
całym ciałem.
Z trudem chwytała powietrze. Loganowi wydarł się z ust jęk rozkoszy.
Czuł się wspaniale. Lepiej byłoby mu tylko w łóŜku. Oboje byliby wówczas
nadzy.
Podniósł głowę, Ŝeby zobaczyć, czy oczy Meredith odzwierciedlają
podobne myśli. Dojrzał w nich poŜądanie. A kiedy się o tym przekonał, mało
brakowało, a byłby ją pociągnął za sobą na zimną, betonową podłogę stodoły.
Puścił ręce Meredith. Dotknął piersi. Lekko trącał sterczące sutki.
– Pragnę cię – szepnął. – Tak bardzo cię pragnę, Ŝe ledwie potrafię to
znieść.
– Nie moŜemy...
– Wiem. Ale to nie zmienia faktu.
– Proszę, nie rób tego więcej.
– Czego? Tego? – Celowo przeciągnął palcami po sutkach, sprawiając, Ŝe z
ust Meredith wydarł się cichy jęk rozkoszy. – Pamiętam, jakiego są koloru.
RóŜowe. Marzyłem o nich. O tym, Ŝeby wziąć je do ust.
– Logan, przestań. Twoja matka juŜ przygotowała kolację. Jeśli zaraz stąd
nie wyjdziemy, zacznie nas szukać.
Nie zwaŜając na słowa Meredith, pieścił ją dalej.
– Coś z tego będzie.
– Nie.
– Musi. Uwierz mi. Nasze poŜądanie staje się coraz silniejsze.
Przełknęła ślinę i popatrzyła na Logana oczyma zranionej łani.
– Czy to nowa próba wyrzucenia nas z Rachel? – spytała.
– Nie – odparł. – Ale muszę cię ostrzec, Ŝe nie dam ci spokoju. Jeśli
zostaniesz, będę cię wciąŜ nękał.
– Co... co to ma znaczyć?
– Dobrze wiesz, o czym mówię.
Patrząc na Logana tak, jakby dopiero co oznajmił on, Ŝe przybył z innej
planety, Meredith potrząsnęła głową i wyrwała się z jego objęć. Cofając się w
stronę wyjścia, ostrzegła:
– Idę do domu.
– Świetnie – odparł. – Zaraz tam przyjdę.
– Zapomnijmy oboje o tym, co się stało.
– Spróbuj sama.
– Och, Logan. – Meredith przycisnęła dłonie do pulsujących skroni. –
Dlaczego to robisz?
– Merri, nie udawaj, Ŝe nie wiesz!
Z trudem się opanowała. Miała ochotę uciec. Pobiec do domu.
Powstrzymywała ją jedynie myśl, Ŝe Faith moŜe wyjrzeć przez okno i zobaczyć,
co się dzieje. Podniosła rękę do ust. Płonęły od pocałunków Logana. Czy Faith
odgadnie, co się stało? Merri miała poczucie winy. Zastanawiała się nad
znalezieniem wymówki, by trzymać się z dala od kuchni. Musiała przynajmniej
na parę minut opóźnić siadanie do kolacji.
Przeklęty Logan. Była wściekła na niego, Ŝe uczył Danny’ego rzeczy, o
których chłopiec nie powinien wiedzieć. A na domiar złego potem zachował się
okropnie. W kaŜdym razie to, co stało się później, nie powinno się w ogóle
wydarzyć.
– Czy wszystko w porządku? – zapytała Faith, gdy Merri otworzyła drzwi
wejściowe do domu.
Wiedziała, Ŝe nie jest w stanie odpowiedzieć na zadane pytanie. W związku
z tym, udając, Ŝe go nie usłyszała, krzyknęła:
– Czy Danny poszedł na górę?
– Nie wiem, bo rozmawiałam przez telefon. Kiedy tylko upiekę te bułki...
Merri wykorzystała okazję. Gdy Faith odwróciła się w stronę pieca,
przebiegła przez kuchnię.
– Zaraz wracam – powiedziała i szybko pomknęła po schodach na górę.
Drzwi duŜej łazienki znajdującej się na wprost pokoju Danny’ego były
zamknięte. Merri uznała, Ŝe chłopiec jest w środku. Była to sprzyjająca
okoliczność, gdyŜ w tym momencie nie chciała widzieć syna. No i z pewnością
on nie powinien oglądać teraz swej matki.
Przeszła obok pokoju Logana. Weszła do małej łazienki, do której drzwi
prowadziły z sypialni pani domu. Miała pozwolenie Faith, by z niej korzystać.
Potrzebowała teraz lustra.
– Och, nie! Tylko nie to! – jęknęła na widok odbicia swojej twarzy. Na
szczęście, skóra nie była zaczerwieniona, ale oczy płonęły i pałały rumieńcem
policzki. A wargi...
Przeciągnęła po nich palcem. I to był błąd, bo od razu poczuła smak ust
Logana. Ciało Merri ogarnął Ŝar. Nogi zaczęły jej drŜeć. Traciła równowagę.
Chwyciła się krawędzi umywalki.
– Pragnę cię – powiedział.
Ona teŜ go poŜądała. I to było najgorsze. Nie, najgorsze ze wszystkiego
było poddanie się uczuciu, które zawsze w niej się tliło. Tyle Ŝe przedtem była za
młoda, by zdać sobie z tego sprawę i stawić mu czoło.
Zaczęła przemywać twarz zimną wodą. Dopiero po dłuŜszej chwili
policzki przestały piec. Zmoczyła włosy wokół twarzy, lecz na to nie zwaŜała.
Musiała zaraz znaleźć jakąś wymówkę. Kłamstwo. Stała się mistrzynią w
kłamaniu.
Wreszcie zakręciła kran i wytarła się ręcznikiem. Wyglądała juŜ znacznie
lepiej.
– Mamo?
AŜ drgnęła na dźwięk głosu syna.
– Tu jestem, kochanie. JuŜ idę.
Powiesiła ręcznik, szybko przeciągnęła palcami po włosach i wyszła z
łazienki.
Danny stał w drzwiach sypialni. Trzymał ręce w kieszeniach. Poplamioną
krwią koszulę zastąpił czystą bawełnianą koszulką. Umył się. Włosy miał
wilgotne i świeŜo uczesane. Wzrok Merri przyciągnęły spuchnięta warga i
skaleczony policzek.
Miała ochotę wziąć syna w ramiona i mocno przytulić go do siebie. Czasy
takich pieszczot juŜ się jednak skończyły. Chłopiec stawał się męŜczyzną i chciał
być traktowany po dorosłemu. Matka zachowywała się mniej dorośle niŜ syn.
– Hej, tygrysie – przywitała Danny’ego. – Czujesz się lepiej?
– PrzeŜyję. Usłyszałem, Ŝe leci tu woda i przybiegłem zobaczyć, czy ty i
stryjek Logan nie pozabijaliście się nawzajem.
Na
wszelki
wypadek
Merri odwróciła
głowę.
Obawiała się
spostrzegawczości chłopca.
– Nie pozabijaliśmy. śałuję, Ŝe zadziałałam tak szybko. Powinnam
poczekać na wyjaśnienie.
– Zachowałaś się jak prawdziwa matka.
– Dziękuję za dobre słowo.
– Wiesz, co mam na myśli.
– Niestety. Powiedz mi, od jak dawna masz kłopoty? Mam na myśli tę
ostatnią szkołę.
– A co to za róŜnica? Wszędzie, gdzie tylko pojedziemy, dzieje się to samo.
Tyle Ŝe im jestem starszy, tym mi trudniej to znieść.
– Jak mogę ci pomóc? – zapytała. Czuła się zupełnie bezradna. Wiedziała,
Ŝ
e dzieciaki dokuczają Danny’emu dlatego, Ŝe jest od nich mniejszy i
drobniejszy. Miał trudności z zawieraniem przyjaźni. Nigdy jednak jeszcze nie
słyszała w jego głosie aŜ takiego Ŝalu.
– Nie martw się – powiedział. – Jakoś sobie dam radę.
– Coś mi to przypomina – odrzekła Merri. – Mówiłam ci, Ŝe w szkole
byłam wyrzutkiem. To były najgorsze lata mego Ŝycia. Nigdy nie chciałam, Ŝebyś
musiał przeŜywać coś podobnego. Sądziłam, Ŝe lepiej sobie radzisz niŜ ja.
– Starałem się ukryć wszystko przed tatą. Tyle tylko potrafiłem zrobić.
Harowałaś przecieŜ jak wół, Ŝebyśmy mieli z czego Ŝyć, kiedy tata był bez pracy.
Mimo zmęczenia starałaś się być wesoła.
– Byłam wesoła – skorygowała Merri. Chciała, Ŝeby syn w to uwierzył. –
Obaj stanowiliście całą moją rodzinę. Z radością dla nas pracowałam.
– Nie miałaś innego wyboru – odparł, krzywiąc się, Danny. – Wiem, Ŝe
wszyscy lubili tatusia, ale jego praca nie dawała nam wiele pieniędzy.
Zdumiona spostrzegawczością syna, Merri dotknęła czoła.
– Nie wiem, co powiedzieć.
– Daj spokój, mamo. Nie musisz nic mówić. Jesteś bardzo dzielna. Masz
więcej energii niŜ większość dziewczyn w mojej szkole.
– To pochlebstwo na nic się nie zda. Przez cały czas byłam przekonana, Ŝe
z niczego nie zdajesz sobie sprawy. Kiedy byłam w twoim wieku, zauwaŜałam
wszystko. – Popatrzyła na syna tak, jakby widziała go po raz pierwszy. –
Przepraszam. Próbowałam ukryć przed tobą nasze problemy. Nie chciałam, Ŝebyś
zbyt szybko musiał dojrzewać. To był błąd.
– Chciałaś chronić mnie, bo wiedziałaś, Ŝe tatuś nie moŜe.
Była to prawda. Bardzo gorzka.
– Och, Danny. On bardzo cię kochał. PrzecieŜ o tym wiesz.
– Nie zapomnę tego wszystkiego, czego oboje z tatą mnie nauczyliście –
oświadczył Danny, tak jakby odpowiadając na nieme pytanie matki. I ona martwi
się o tego chłopaka? Jest taki dojrzały. Być moŜe sama powinna zacząć zasięgać
jego rady. Pod wraŜeniem rozmowy z synem, dumna z niego, dotknęła lekko
skaleczonego policzka.
– Jak to się stało, Ŝe z ciebie taki mądrala?
– Miałem dobrych nauczycieli. – Danny rzucił matce spojrzenie przez
ramię. – Jesteś gotowa, Ŝeby zejść na dół, zanim babcia wyśle po nas ekipę
poszukiwawczą?
Nie była gotowa, lecz nie mogła do tego się przyznać. Powiedziała krótko
do syna:
– Prowadź.
Ramię w ramię weszli do holu. Kiedy zbliŜali się do szczytu schodów,
Danny rzucił matce niepewne spojrzenie.
– Co będzie ze stryjkiem Loganem? Czy się pogodziliście?
– Słonko, wywołaliśmy kłótnię, próbując się dogadać. Podczas kolacji
Danny był oŜywiony i gadatliwy. Merri przyglądała mu się uwaŜnie, lecz nie
spostrzegła, by tylko nadrabiał miną. Jego radość była szczera. Ona sama nie
miała ochoty włączać się do rozmowy.
Odkąd przyjechali do Rachel, Faith stała się weselsza. Teraz teŜ była w
dobrym humorze. Merri dostrzegła wprawdzie, jak wczesnym popołudniem
wymieniała spojrzenia ze Stanem Shirleyem, i podejrzewała, Ŝe to z nim
rozmawiała niedawno przez telefon.
– Musisz zapytać matkę.
Merri usłyszała nagle głos Logana. Ocknęła się z rozmyślań.
– Przepraszam – powiedziała. – Nie wiem, o co chodzi. O co ma mnie
zapytać?
– Dan chce pomagać Shermanowi i uczyć się gospodarowania na roli –
wyjaśnił Logan. – Ostrzegłem go, Ŝe to cięŜka praca. Jeśli jednak myśli o tym
serio, Sherman będzie mógł nauczyć go wiele, tak Ŝeby nie był gorszy od
młodzieŜy kończącej szkołę rolniczą. W kaŜdym razie Danny musi uzgodnić to z
tobą.
Chce się uczyć gospodarowania? Nic jej o tym nie mówił. Słyszała tylko od
chłopca, Ŝe interesują go lekcje samoobrony. Nie stanie synowi na drodze, ale
powinna wiedzieć, na co naprawdę ma on ochotę. I kim w przyszłości chciałby
zostać.
– A więc... – Merri spojrzała na Faith. Potrzebowała jej rady. Nie zwróci
się o nią do Logana. Nie wiedziała, co on knuje.
– Logan ma rację – do rozmowy włączyła się Faith. – Niewielu ludzi zna
się tak dobrze na roli, jak Sherman. Co więcej, potrafi przekazać swoją wiedzę.
– Mamo, spójrz na to z innej strony – odezwał się Danny. – Jeśli okaŜę się
pojętny i nauczę wiele, nie będziesz musiała posyłać mnie do college’u.
– Nie tak szybko, chłopcze – odparła Merri.
– Mogę mu to wyjaśnić? – spytała Faith. Poczekała, aŜ Merri skinie głową.
– Twój stryj nie interesuje się farmą ani nie potrzebuje pieniędzy z jej ewentualnej
sprzedaŜy. Jeśli gospodarowanie na roli uznasz za swoje prawdziwe powołanie,
będziesz musiał iść do college’u. Musisz nauczyć się nowoczesnych metod
uprawy. Technika ciągle robi postępy. A ja będę dumna, mogąc opłacić twoje
studia.
Merri nie dowierzała temu, co słyszy. Zaproszenie Faith do zostania w
Rachel było dla niej czymś bardzo waŜnym. Zaczęła juŜ przeglądać ogłoszenia o
pracy. Nie chciała być na utrzymaniu Faith. Jej ostatni gest był wspaniałomyślny.
Zaskoczona i wzruszona Merri popatrzyła na teściową. Nie potrafiła nic
powiedzieć. Danny wydawał się zachwycony.
– Och! – krzyknął, nie umiejąc zdobyć się na nic więcej. Faith dotknęła
jego ręki, patrząc równocześnie na Merri.
– Skąd to zdziwienie, moja droga? PrzecieŜ jesteśmy rodziną. Kogo
miałabym rozpuszczać, jak nie jedynego wnuka?
Danny zerwał się z krzesła i zaczął ściskać babkę. Merri siedziała
oszołomiona. Rzuciła Loganowi ukradkowe spojrzenie. Okazało się, Ŝe popełniła
błąd.
UwaŜnie się jej przyglądał. Starał się robić to złośliwie, lecz w jego oczach
dojrzała identyczne emocje jak te, które okazał w stodole. Tak jakby ją
prowokował, mówiąc: „No i co teraz zamierzasz zrobić”?
Merri ogarnął wstyd, gdy mimo ogarniającego ją strachu, zapłonęła znów
poŜądaniem.
Speszona, spojrzała na śmiejącą się Faith i powiedziała:
– Cieszę się, Ŝe Dany sam ci podziękował. Mnie zabrakło słów.
Później usiłowała myśleć tylko o szczęściu syna. Jeszcze nigdy nie
widziała go tak bardzo podekscytowanego.
Euforia, która ogarnęła chłopca, miała dowieść jej poraŜki, gdyŜ teraz
Merri wiedziała juŜ na pewno, Ŝe nie uda się jej opuścić z synem Rachel, nie
łamiąc mu serca. A pozostanie na miejscu oznaczało ciągłe kontakty z Loganem i
konieczność bezustannego stawiania mu czoła.
A moŜe to wszystko było tylko blefem? Zapytywała samą siebie,
przewracając się w łóŜku z boku na bok i nie mogąc zasnąć. PrzecieŜ nie będzie
jej prześladował. OdwaŜyłby się to robić w domu własnej matki?
Ale przecieŜ pozwolił sobie zaczepić ją w stodole.
– Nie dam ci spokoju – powiedział.
– Och, BoŜe! – Merri jęknęła, wtulając twarz w poduszkę. – Nie chcę.
Mimo to jednak długo w nocy leŜała, wspominając pocałunki Logana,
czując jego dłonie na swym ciele i swoje reakcje na jego pieszczoty. Ten człowiek
sprawił, Ŝe zaczęła kłamać.
Pragnęła go. Pragnęła go bardzo.
Będzie musiała zwalczyć w sobie tę słabość. Przyszłość Danny’ego leŜy
bowiem w jej rękach. Musi wydostać się ze szponów Logana.
ROZDZIAŁ CZWARTY
– Zawiozę cię.
Słysząc słowa Logana, Merri znieruchomiała. Miała nadzieję, Ŝe się
przesłyszała. Po całych tygodniach wertowania gazet znalazła wreszcie zajęcie.
Nie po to jednak, by spędzać więcej czasu w towarzystwie Logana.
– To świetny pomysł – ucieszyła się Faith. Uśmiechnęła się promiennie do
syna, a zaraz potem do Merri. – Będzie podwoził cię do pracy. Kawiarnia Angela
leŜy po drodze do jego firmy. Potem ja ciebie stamtąd będę zabierała, przywoŜąc
Danny’ego ze szkoły letniej. Oczywiście, chyba uwierzyłaś mi, kiedy ci
oświadczyłam, Ŝe nie musisz podejmować Ŝadnej pracy.
– MoŜe Meredith znudziło spokojne Ŝycie i potrzebuje ruchu – odezwał się
Logan, zanim Merri zdąŜyła się ustosunkować do słów jego matki.
Zignorowała go.
– Nie lubię być darmozjadem – powiedziała do Faith. – Wiem, Ŝe posady
kelnerki pracującej dorywczo, rano i w przerwie na lunch, Logan nie traktuje
powaŜnie.
– Niczego takiego nie mówiłem – odezwał się łagodnym tonem, sięgając
po ulubiony sos do sałaty.
Merri miała ochotę kopnąć go w kostkę pod stołem. Ledwie się od tego
powstrzymała.
– To uczciwa praca – oznajmiła.
– A więc jest to zajęcie w sam raz dla uczciwej kobiety, mam rację? –
skomentował Logan.
Nie będąc w stanie zignorować podtekstu, rzuciła mu pełne jadu
spojrzenie. Odwzajemnił się uśmiechem, lecz jego oczy pozostały powaŜne.
– Logan, zachowuj się przyzwoicie – zaczęła strofować go matka.
Otworzył szeroko oczy i usiadł wygodniej na krześle.
– Sądziłem, Ŝe zachowuję się jak trzeba i jestem w porządku.
Zaofiarowałem się przecieŜ, Ŝe ją podwiozę, prawda?
Merri postanowiła milczeć. Gdyby powiedziała jeszcze choć jedno zdanie,
mogłoby dojść do zakłócenia miłej, rodzinnej atmosfery. Nie chciała niepokoić
Faith ani Danny’ego. Czas płynął szybko. Była juŜ połowa lipca. Między nią a
Loganem ciągle istniało napięcie. MoŜe nawet większe niŜ dwa miesiące temu.
– Danny, czy mój pomysł z pracą ci odpowiada? – zwróciła się do syna. –
W tym czasie będziesz zresztą zawsze w szkole.
– Tak, mamo. Sądzę, Ŝe najwięcej do powiedzenia mogłaby mieć babcia.
Przyzwyczaiła się do tego, Ŝe ma nas w pobliŜu.
– Tak. – Faith podała Merri koszyczek z pokrojonym chlebem. – Lubię
mieć was blisko siebie. Z drugiej strony, moja droga, rozumiem i szanuję twoją
decyzję. Czas najwyŜszy, Ŝebyś wychyliła nos poza ten dom i zaczęła spotykać
ludzi. śycie musi się toczyć dalej.
Wyczuwając, co Faith ma na myśli, Merri energicznie zaprzeczyła ruchem
głowy.
– Interesuje mnie zupełnie co innego. Za miesiąc zaczynają się zajęcia w
szkole Danny’ego. Potrzebne mu są nowe ubrania. A poza tym, Faith, moja stała
obecność w domu moŜe cię krępować. Utrudniać robienie tego, na co masz
ochotę.
Starsza pani wyglądała na zaskoczoną.
– Co ci przyszło do głowy? W niczym mi nie przeszkadzasz. Cieszę się
kaŜdą chwilą, którą mogę spędzić w twoim towarzystwie. To o ciebie się
martwię.
– Zupełnie niepotrzebnie. Czuję się świetnie.
– Naprawdę? KaŜdy przyzna, Ŝe są ci potrzebne kontakty z ludźmi.
– AleŜ, Faith – zaprotestowała Merri. – Nie widziałyśmy się od lat. Byłam
Ŝ
oną twego młodszego syna. Czuję się tu doskonale. Niczego więcej do szczęścia
nie potrzebuję.
– Miło, Ŝe tak mówisz. Ale intuicja podpowiada mi, Ŝe powinnaś mieć
moŜność poznania innych ludzi.
Merri nie podobały się aluzje Faith. Miała wystarczająco duŜo problemów
z jednym z ludzi, których na co dzień była zmuszona oglądać.
Podjęła rozmowę.
– Po zastanowieniu się doszłam do wniosku, Ŝe mam duŜo czasu i nie
muszę jeszcze się martwić o szkolne zakupy dla Danny’ego. Mogłabym...
– Nie. Zbyt długo zachowywałam się jak egoistka. Podejmij pracę, którą
sobie znalazłaś, a zarobione pieniądze wydaj na własne potrzeby.
– Czy ja będę chodził na lunch do kawiarni Angela? – zapytał Danny. Na
myśl o takiej perspektywie aŜ zaświeciły mu oczy. Merri uśmiechnęła się lekko.
– Nic z tego. Tam nie przyrządzają zdrowych posiłków.
– Coś mi się zdaje, Ŝe usłyszę od ciebie wykład na ten temat – zauwaŜył
Logan.
– Mój nowy szef chciał, Ŝebym dziś rozpoczęła pracę – ciągnęła Merri. – Z
zainteresowaniem przyjął do wiadomości fakt, Ŝe w Calgary sama prowadziłam
mały barek z grillem przez sześć dni w tygodniu po czternaście godzin na dobę.
– Ho, ho. Od czasu, kiedy pracowałaś w warsztacie pana Monroe, imałaś
się chyba wielu róŜnych zajęć – wtrącił Logan.
– Tak. Trzeba było korzystać z nadarzających się okazji i być za nie
wdzięczną losowi.
– Jasne. Ale co w tym czasie, kiedy ty pracowałaś, robił genialny artysta?
Po słowach Logana zapadło przy stole nagłe milczenie. Merri zmartwiała.
Nie odwaŜyła się spojrzeć na Danny’ego, gdyŜ nie chciała widzieć bólu i
zmieszania na jego twarzy. Ani na teściową, gdyŜ mogłaby zadać dalsze pytania,
na które Merri nie chciała odpowiadać.
Ciszę przerwała Faith.
– To wspaniale, Ŝe znasz się na wielu róŜnych rzeczach – powiedziała.
Odwróciła się do syna. – Wiesz, dlaczego? Gdyby Merri nie zwróciła uwagi na to,
Ŝ
e mój samochód wydaje dziwne odgłosy, wysiadłby mi na samym środku drogi
do miasta. Tkwiłabym bezradna na szosie w okropnym upale, bo zerwałby się
pasek klinowy. Merri znalazła nowy w stodole, gdzie nie przyszłoby mi w ogóle
do głowy, Ŝeby go szukać, i naprawiła mój samochód. Brett miał prawdziwe
szczęście, Ŝe trafiła mu się taka zaradna Ŝona.
– Dziękuję, mamo – powiedział Logan, salutując widelcem. – Za to, Ŝe
przywołałaś mnie do porządku. Nauczkę zrozumiałem. – Spojrzał na Merri. – Tak
jak obiecałem, podwiozę cię do miasta. Bądź gotowa na dole o szóstej rano.
Była gotowa na czas. Tego ranka i w następne. Przez dziesięć dni jeździła z
Loganem. Podczas podróŜy nie padało między nimi ani jedno słowo.
Mimo krytycznych uwag Logana dotyczących jej zajęcia, Merri szybko się
przekonała, Ŝe podjęcie pracy u Angela było dobrym posunięciem. Właściciel
kawiarni, pan o szorstkim, donośnym głosie, miał gołębie serce. Pozostałe
kelnerki teŜ były sympatyczne. W gruncie rzeczy, z wyjątkiem klienteli, która
składała się głównie z ludzi interesu, kawiarnia w Rachel niewiele róŜniła się od
tych, w których Merri pracowała w Kanadzie. No, moŜe z jednym wyjątkiem.
Napiwki były lepsze i z dnia na dzień się zwiększały.
Na początku trzeciego tygodnia pracy w kawiarni Merri zgromadziła sporo
pieniędzy. Mogła przystąpić do uzupełniania garderoby Danny’ego, a takŜe kupić
sobie sukienki do pracy. Większość kelnerek u Angela, zarówno szczupłych, jak i
tęgich, nosiła mini. Merri wiedziała, Ŝe ma figurę nadającą się do takich strojów,
lecz, mimo zachęty ze strony innych dziewcząt, ubierała się w dłuŜsze sukienki.
Niemniej jednak, kiedy wdrapywała się na wysoko umieszczone przednie
siedzenie cięŜarówki Logana, było jej widać całe uda.
– Do diabła, jak ty wyglądasz? Dlaczego nie włoŜysz czegoś
przyzwoitszego? Nie byłoby wtedy problemu – warknął Logan następnego ranka,
kiedy Merri ponownie obciągała sukienkę.
– To jest przyzwoita długość – broniła się. – A Ŝeby wdrapać się tutaj,
trzeba by mieć roboczy kombinezon.
– A czegoś w tym rodzaju juŜ nigdy na siebie nie włoŜysz, mam rację?
Skończyłyby się wtedy napiwki od klientów gapiących się na twoje nogi.
– Czym zasłuŜyłam sobie na takie uwagi? – zapytała chłodno. – Sądziłam,
Ŝ
e jazda w milczeniu odpowiada nam obojgu.
– Ten mały pokaz kobiecej bezradności wymagał komentarza – odparł
Logan.
Merri zobaczyła, Ŝe ma rozwiązane sznurowadło przy tenisówce. Rozpięła
pas bezpieczeństwa i pochyliła się do przodu, Ŝeby je zawiązać.
– Zapnij pas – polecił Logan.
– Pozwolisz mi skończyć?
– Jeśli gliniarz wlepi mi mandat, ty go zapłacisz.
– Logan, przez ostatnie trzy tygodnie na tej bocznej drodze nie widzieliśmy
o tej porze Ŝywego ducha. A więc o co ci chodzi?
– O ciebie.
– Jeśli będziesz zwracał większą uwagę na prowadzenie samochodu niŜ na
mnie i na to, jak jestem ubrana, szybciej mnie się stąd pozbędziesz.
Dotarli do pierwszego znaku „stop”. Zamiast, jak zwykle, jechać dalej,
Logan skręcił na pobocze i tu zatrzymał cięŜarówkę. Nachylił się w stronę Merri,
jedną ręką schwycił ją za kark i przyciągnął do siebie, aŜ znaleźli się bardzo
blisko siebie. Zaraz potem powiedział ostro:
– Dość tego. Rozumiesz?
– Nie będziesz na mnie wyładowywał swojej złości – odparła. Czuła
przyspieszone bicie serca.
– A ty nie będziesz mnie pouczać, jak mam prowadzić wóz. Od dwudziestu
lat nie zapłaciłem mandatu. Twoje rady nie są mi potrzebne.
– A ja mam szefa, który mówi mi, jak mam się ubierać do pracy. Twoje
uszczypliwe uwagi na ten temat nie są mi potrzebne.
– Nazywasz się Powers. Nosisz moje nazwisko. W Rachel jestem znanym
człowiekiem, mam tu własną firmę. Jeśli się kompromitujesz, odbije się to na
mojej reputacji.
– Mówisz powaŜnie, ty... ty egoistyczny, nadęty... snobie? Puść mnie
natychmiast. Wolę iść piechotą i stracić pracę z powodu spóźnienia niŜ
przejechać dalej choćby kilka metrów w twoim towarzystwie.
Im bardziej się wyrywała, tym trzymał ją mocniej. Nagle usłyszała jakiś
trzask i po chwili w miejscu na skórze, które było dotychczas zasłonięte, poczuła
powiew zimnego powietrza z otwartego wentylatora.
– Och, do licha, popatrz, co zrobiłeś – powiedziała z wyrzutem do Logana.
Oderwał się górny guzik przy jej sukience.
Logan zobaczył biustonosz Merri. Bardzo efektowny, wręcz prowokujący.
Kupiła go przed laty na specjalne okazje, a teraz nosiła na co dzień, bo nie miała
innego czarnego, pasującego do stroju noszonego w pracy.
– Odsuń się. Poszukam guzika – powiedziała. Odpięła pas i sięgnęła ręką w
stronę ciemnego małego przedmiotu leŜącego na podłodze szoferki.
Logan dostrzegł go takŜe. Oboje schylili się równocześnie. Ich ręce
zetknęły się, a guzik umknął gdzieś na bok.
– Nie ruszaj się, ja...
– Pozwolisz mi?
– Nie. Przy okazji przesuniesz niewłaściwie dźwignię biegu i zabijemy się
oboje.
– Zabierz stąd ręce!
Ich dłonie ponownie się zetknęły. Oboje drgnęli, tak jakby dotknęli ognia, i
szybko się wyprostowali. Logan spojrzał na głęboki dekolt sukienki Merri.
– Przestań.
– To był przypadek.
– Wyjaśnienia ani przeproszenia mnie nie interesują.
– Gdybym chciał cię dotknąć, nie zachowywałbym się tak niezgrabnie, jak
chłopak na pierwszej randce.
– Czy moŜesz oddać mi moją własność?
Podał jej guzik, który chwilę przedtem podniósł z podłogi.
– Masz przy sobie nitkę z igłą lub przynajmniej agrafkę?
– Tak.
– To dobrze. – Głęboki głos Logana brzmiał teraz miękko. – Nie chcę, Ŝeby
inni męŜczyźni oglądali to, co ja widziałem.
Merri nerwowo przełknęła ślinę.
– Logan – zaczęła ostro – zechciej sobie uświadomić, Ŝe stoimy niemal na
ś
rodku skrzyŜowania. Oboje spieszymy się do pracy.
Nie odpowiedział. Wyciągnął rękę i dotknął pulsującej Ŝyłki na szyi Merri.
– MoŜesz udawać, Ŝe siedzenie tak blisko siebie nie ma na ciebie takiego
wpływu, jaki ja odczuwam, ale twoje ciało zachowuje się inaczej.
Zanim zdołała cokolwiek odpowiedzieć, wsunął rękę za dekolt sukienki i
pod biustonosz. Merri nie starczyło czasu, by go powstrzymać. Objął dłonią pierś
i zaraz potem szybko pochylił głowę i pocałował ją.
Pod wpływem przejmującego doznania Merri aŜ krzyknęła. Ze zdumienia,
a zarazem z rozkoszy. Zamiast odpychać Logana, przyciągała go do siebie. Było
to czyste szaleństwo. Najbardziej erotyczne przeŜycie, jakiego kiedykolwiek
doznała. Przestała przejmować się przejeŜdŜającymi obok samochodami. Nic
więcej się nie liczyło. Tylko pieszczoty Logana.
Po chwili wyprostował się i odsunął od niej. Wzburzony podobnie jak
Merri, przeciągnął dłonią po włosach. Włączył pierwszy bieg.
Ruszyli w dalszą drogę.
A moŜe to wszystko było tylko urojeniem? Pomyślała Merri.
– DojeŜdŜamy do miasta – oznajmił Logan. Dopiero teraz przypomniała
sobie o swoim wyglądzie.
Nerwowym ruchem poprawiła sukienkę.
– Nie miałeś prawa tak się zachowywać – powiedziała.
– Być moŜe. Ale to ci się podobało.
W tej chwili pogardzała Loganem jeszcze bardziej niŜ poprzednio.
Dlatego, Ŝe miał rację.
– Nadal chcesz, Ŝebym opuściła Rachel i zostawiła jedyny dom, jaki
kiedykolwiek miałam?
– Nie. Usiłuję tylko zyskać na czasie. Mam nadzieję, Ŝe jeśli uda mi się
choć trochę stłumić głód poŜądania, stanie się coś, co sprawi, Ŝe to, co
nieuniknione, nie nastąpi.
Merri pragnęła powiedzieć Loganowi, jak bardzo jest szalony, i
przypomnieć, iŜ nie mają z sobą nic wspólnego. śe Ŝaden związek między nimi
nie jest moŜliwy, a ona nigdy mu nie przebaczy okrucieństwa w stosunku do
Bretta i nieuszanowania jego pamięci.
Zanim zdołała pozbierać myśli, Logan zdąŜył podjechać pod kawiarnię.
Zatrzymał cięŜarówkę.
– Wysiadaj, Meredith. Nie ma o czym mówić – powiedział.
Nie było o czym mówić, miał rację, pomyślała, wysiadając z cięŜarówki.
Ale musiała jakoś zadziałać. Mimo Ŝe dopuściła do tego, co stało się parę minut
temu, powinna dać Loganowi do zrozumienia, Ŝe tak dalej być nie moŜe.
Kiedy odjechał, poczuła, jak bardzo jest bezsilna. Protesty na nic się nie
zdają. Czas płynie, a ona nie robi nic. Nadal pozostaje w Rachel.
Zanim Logan dojechał do firmy, ogarnęły go wyrzuty sumienia. Podobnie
jak Meredith, był wolnym człowiekiem. Ale gdy patrzył na całą sprawę z
moralnego punktu widzenia, a czynił tak zawsze, musiał uczciwie przyznać, Ŝe
we własnych oczach nie zyskał szacunku.
Zdegustowany samym sobą, z niepokojem w sercu zabrał się do pracy. Na
unikanie Meredith nie było Ŝadnych szans. Uznał, Ŝe jedynym sensownym
rozwiązaniem będzie poświęcenie się całkowicie pracy zawodowej. Tak więc,
kiedy późnym wieczorem padł zmęczony na łóŜko, spał twardo aŜ do rana.
Przez następny tydzień pracował do nocy, imając się w firmie róŜnych
zajęć. Pod koniec kaŜdego dnia padał z nóg.
Nastał sierpień. ZbliŜał się nowy rok szkolny. Jak zwykle o tej porze roku,
liczba kontraktów na budowę zaczęła nieco maleć. Logan miał niewiele pracy.
Większość wysiłku poświęcał teraz farmie. Kiedy jednak zaofiarował zarządcy
swe usługi, okazało się, Ŝe Sherman przy pomocy Danny’ego zdąŜył juŜ wykonać
w polu całą robotę. Pomoc Logana nie była potrzebna.
Bratanek kosił łąkę, malował frontowe ogrodzenie i pomagał babce robić
porządki na strychu, do czego nie mogła się zabrać od miesięcy.
– Chcesz trochę poćwiczyć samoobronę? – zapytał Logan Danny’ego.
Którejś środy przyjechał wcześniej z pracy i poszedł za chłopcem do stodoły,
gdzie Danny składał narzędzia ogrodnicze babki.
– Chętnie, stryju, ale teraz nie mogę – odparł bratanek.
– Obiecałem Larry’emu Brendanowi, Ŝe przyjdę do niego po kolacji.
– Brendanowie... Czy to jest ta farmerska rodzina, która mieszka przy
drodze?
– Tak.
– A więc wreszcie znalazłeś sobie przyjaciela. Chłopiec uśmiechnął się
lekko.
– Chyba tak.
– To świetnie. Baw się dobrze. Nie wracaj późno do domu i uwaŜaj na
drodze.
Danny jęknął.
– Mówisz, stryju, jak babcia lub mama.
– Chodźmy jeść.
Po kolacji Logan nie był w stanie zostać w domu. Niepokoił go
rozbrzmiewający w pokoju głos Meredith. Wraz z jego matką oglądała stary
rodzinny album. Logan wyszedł przed dom. Wsiadł do cięŜarówki i ruszył przed
siebie. Objechał tereny budowy, jeszcze raz skontrolował wszystko. W motelu
przy autostradzie wypił drinka. Kiedy jednak barman przypomniał mu, Ŝe nie
pokazywał się tam od dwu miesięcy – to znaczy od zerwania z Vanessą Calloway
– uzmysłowił sobie, od jak dawna Ŝyje samotnie.
Podobnie męczył się w następne wieczory.
W połowie sierpnia nastały ogromne upały. Psuły się przeciąŜone
klimatyzatory, a ludzie stali się bezsilni i starali się robić niewiele. Dzieci z
niechęcią oczekiwały rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Nikt nie chciał
gotować w domu posiłków. Logan wiedział, Ŝe wcześniej czy później podda się
takŜe jego pracowita matka.
– Zrobimy dziś barbecue – oznajmiła, kiedy w drugi wtorek fali upałów
Logan wrócił do domu.
Zwolnił wcześniej robotników i wysłał do domu pracowników biura. Upał
był nieznośny. Logan pomyślał o Meredith. Ona przynajmniej pracowała w
klimatyzowanym pomieszczeniu.
Okazało się, Ŝe matka nie ma na myśli zwykłego wieczornego posiłku.
– Zaprosiłam parę osób – dodała po chwili.
Loganowi wcale to nie odpowiadało. Przy obcych będzie musiał robić
dobrą minę do złej gry. Udawać, iŜ w domu wszystko jest w porządku i Ŝe on sam
zachował jeszcze zdrowe zmysły.
– Dlaczego? – zapytał, starając się, Ŝeby jego pytanie zabrzmiało
grzecznie.
– Bo od wieków nie zapraszaliśmy nikogo.
Była to prawda. Z tym twierdzeniem nie mógł dyskutować.
– Kto przyjdzie?
– Sherman.
Zniesie obecność tego człowieka. Często jadał z nimi kolacje. Zarządca
przychodził do nich na święta i na swoje urodziny.
– Lepiej powiedz mu, kto jeszcze się zjawi – spokojnie doradziła Meredith,
wstawiając do lodówki duŜą miskę zielonej sałaty.
Logan opuścił ręce i oparł je na biodrach. Był coraz bardziej
niezadowolony.
– Kogo jeszcze zaprosiłaś?
– Stana Shirleya.
Faith nie podnosiła głowy. Z ogromną uwagą wrzucała kostki lodu do
kubełka.
– Czy to spóźniony Ŝart primaaprilisowy, czy teŜ obie chcecie doprowadzić
mnie do szaleństwa? – zapytał Logan, spoglądając na Merri. Nie zdziwiłoby go,
gdyby się dowiedział, Ŝe pomagała matce zaplanować wszystko po to, by jemu
dokuczyć. Podejrzewał, Ŝe Faith powiedziała Meredith o więzach rodzinnych
łączących Stana z Jane, jego byłą Ŝoną. Faith uniosła brwi.
– Nie wszystko, co dzieje się w tym domu, musi uzyskać twoją akceptację
– powiedziała do syna. – Stan i ja od dawna się przyjaźnimy i nie widzę powodu,
dla którego nie miałabym go widzieć, jeśli zechcę, we własnym domu.
– Nie ma Ŝadnego powodu. Oprócz tego, Ŝe nigdy nie wyraŜałaś na to
ochoty – odparł Logan.
– Powód jest inny. To mało sensowne, Ŝeby samotny męŜczyzna musiał
gotować dla siebie kolację, zwłaszcza w taki upał. Przestań zaprzątać sobie głowę
faktem, Ŝe Stan i Jane są spokrewnieni. Aha, w sklepie spoŜywczym wpadłyśmy
na Mike’a LeBlanca. Zobaczył Merri i tak się zaczęło...
– Mówisz o kuzynie Jane? Trzeba było takŜe zaprosić jej rodziców.
– Nie bądź głuptasem. A zresztą nie ma ich tutaj. Pojechali do Georgii
pomóc Jane usunąć skutki silnych sztormów. – Faith machnęła ręką. Puste tacki
do lodu zaniosła do zlewu i napełniła je wodą. – A jako Ŝe Mike jest szkolnym
kolegą Merri, a ponadto wdowcem, pomyślałam sobie, Ŝe warto go do nas
zaprosić.
Logan stał w miejscu, podczas gdy jego matka wzięła tackę z papierowymi
talerzykami oraz kubełek z lodem i wyniosła je przed dom. Meredith, zajęta
przygotowywaniem mięsa, nie zwracała na Logana Ŝadnej uwagi.
– To nie był mój pomysł – odezwała się po chwili. – Przestań przewiercać
mnie wzrokiem, tak jakbym zrobiła coś złego.
– W szkole nigdy nie interesowałaś się LeBlancem. – W słowach Logana
przebijała zazdrość, której nie potrafił opanować.
– Byłam zbyt narwana, aby zadawać się z kimś tak dobrze ułoŜonym i
staroświeckim, jak on.
– A teraz pociąga cię to, Ŝe facet jest zastępcą szeryfa? Od kiedy podniecają
cię mundury? Swego czasu, gdy ja go nosiłem, nie zwracałaś na mnie uwagi.
– Nie powinnam w ogóle niczego wyjaśniać, bo na to nie zasługujesz, ale ci
powiem, Ŝe twoja matka spotkała Mike’a w supermarkecie i zrobiło się jej go Ŝal,
bo kupował, sobie gotowe jedzenie. To jedyny powód, dla którego go zaprosiła.
Logan, oczywiście, nie uwierzył w wyjaśnienia Merri. Uznał, Ŝe to on ma
rację.
Zjawił się Mike. Od chwili przyjścia bez przerwy wodził wzrokiem za
Merri. Logan nie mógł obwiniać go za to, gdyŜ w bluzce cienkiej jak pajęczyna
wyglądała nadzwyczaj podniecająco. Ale złościło go to, Ŝe gość nawet nie
próbuje ukryć swego podziwu.
Kiedy zasiadali do piknikowego stołu, Logan miał ochotę solidnie
przyłoŜyć pozornie nieśmiałemu zastępcy szeryfa za to, Ŝe wepchnął się na
miejsce obok Meredith. Gość popsuł mu apetyt do tego stopnia, Ŝe Logan nie był
w stanie przełknąć ani kęsa smacznej potrawy. Najpierw musiał przywitać się ze
Stanem, co go duŜo kosztowało, a teraz być świadkiem tego, jak Mike mizdrzy się
do Meredith.
Tak jakby nie było jeszcze dosyć nieszczęść jak na jeden dzień, Faith
siedziała rozpromieniona obok Stana. Od kiedy on i jego matka mają się ku sobie?
Zastanawiał się Logan. Na ile jest to powaŜna sprawa?
– Czy tak, stryju Loganie?
Usłyszawszy, jak bratanek wymawia jego imię, Logan podniósł głowę
znad talerza i spojrzał na chłopca.
– Przepraszam, nie słyszałem, co mówiłeś.
– Och, synu – odezwała się Faith, z troską przyglądając się Loganowi –
jesteś dzisiaj nieobecny duchem.
– Mam głowę zaprzątniętą jednym z projektów – skłamał szybko. Zmusił
się, by obdarzyć uśmiechem bratanka.
– Mówiłem właśnie naszemu gościowi... – zaczął Danny. Spojrzał na
zastępcę szeryfa. – O samoobronie, której mnie nauczyłeś. Czy pan wie, Ŝe mój
stryj zdobył w Wietnamie wspaniałe ordery? Purpurowe Serce i Srebrną
Gwiazdę. Twardy z niego facet.
Logan nie lubił mówić o Wietnamie, lecz teraz za samo wspomnienie
chętnie uściskałby bratanka. Dan widocznie zauwaŜył, jakim zainteresowaniem
LeBlanc obdarza jego matkę, i poczuł niechęć do gościa.
– Całe miasto wie wszystko o Loganie – z szerokim uśmiechem na twarzy
zapewnił zastępca szeryfa. – W Rachel uchodzi za bohatera, lecz jest skromnym
człowiekiem. Na uroczystościach dla weteranów wojennych nigdy nie pozwolił
się wyróŜnić. Gotów bym się załoŜyć, Ŝe nawet o tym nie wspomniał.
Jak moŜna załatwić faceta, skoro jest tak cholernie grzeczny? Zastanawiał
się Logan. Resztę wieczoru spędził na rozmyślaniu o tym, co moŜe knuć LeBlanc.
Wiedział, Ŝe zastępca szeryfa nie darzy go sympatią. Gdy w mieście natykali się
na siebie, traktowali się jak powietrze. Być moŜe facet omamił Meredith, ale nie
jego.
Meredith wyczuła wisielczy humor Logana i rzuciła mu pełne dezaprobaty
spojrzenie.
Wytrzymał męŜnie jej oskarŜycielski wzrok. Nie musiał długo czekać.
Szybko się poddała. Spuściła oczy. Od razu poczuł się lepiej. Odwrócił się w
stronę Shermana i zaczął rozmawiać o ostatnio dokonanych zmianach w
ustawodawstwie rolnym.
Merri siedziała sztywno podczas kolacji. Uznała, Ŝe będzie lepiej
chwilowo milczeć. Z rozkoszą jednak udusiłaby Logana, kiedy zaczął popisywać
się przy stole.
Dzięki Bogu, stałam się kobietą dojrzałą i cierpliwą, pomyślała parę godzin
później, idąc do swego pokoju i słysząc, jak Faith zamyka za sobą drzwi do
sypialni. Przedtem nigdy nie byłoby jej stać na tak powściągliwe zachowanie się.
Logan poszedł do łóŜka kilka minut temu, a Danny zniknął u siebie chwilę
przed Faith. Merri odczekała minutę, a potem otworzyła drzwi i weszła do holu.
Ogarnęły ją ciemności. Posuwała się powoli i ostroŜnie. JuŜ miała minąć
pokój Logana, kiedy nagle otworzyły się inne drzwi.
– Mamo, to ty?
– Tak. O co chodzi? – spytała szeptem syna.
– Muszę cię o coś poprosić.
– Teraz?
– Chciałem zrobić to wcześniej, ale bałem się mówić przy innych. Bo
gdybyś mi odmówiła, czułbym się głupio. Larry prosił mnie, Ŝebym spędził
weekend z nim i jego rodziną. Z okazji urodzin zabierają go do Nowego Orleanu.
MoŜe wziąć z sobą przyjaciela. Mamo, on mnie zaprosił. Czy mogę jechać?
Powiedział, Ŝe obejrzymy akwarium i będziemy pływać statkiem po rzece.
Rodzice Larry’ego pokrywają wszelkie koszty. Mamo!
Merri jeszcze nigdy nie widziała takiego wyrazu szczęścia na twarzy syna.
Tym razem znalazł sobie chyba przyjaciela. Jak by to było dobrze, gdyby
wreszcie mogła przestać martwić się o to, Ŝe Danny ma trudności w
nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami!
– Chodzi o najbliŜszy weekend? – spytała. – Wiem, Ŝe twoja babka lubi
Brendanów. Nic ci nie zadali w szkole na te dni?
– Mamo, to dopiero pierwszy tydzień zajęć. Jeśli nawet coś mi zadadzą,
zdąŜę odrobić lekcje.
– Hm. – Czy Danny zdawał sobie sprawę z tego, Ŝe jego matka nie zmruŜy
oka, dopóki syn nie wróci do domu? Z wyjątkiem godzin, które spędzał w szkole,
nigdy się nie rozstawali. Ale ten wyjazd był wielką atrakcją dla chłopca. – Lubisz
Larry’ego, prawda?
– Tak. Mamo, proszę. Czy mogę jechać?
Merri miała ochotę uściskać syna. Powstrzymała się jednak. Dotknęła
lekko jego ramienia.
– Dobrze. Masz moją zgodę. MoŜesz powiedzieć o tym Larry’emu.
Danny aŜ podskoczył z radości.
– Dzięki, mamo. Jesteś wspaniała! Zaraz zejdę na dół i do niego
zadzwonię.
– O tej porze?
– Jest dopiero dziesiąta. Larry ma telefon w swoim pokoju. On codziennie
do jedenastej siedzi przy komputerze. Dobranoc!
– Dobranoc.
Merri patrzyła, jak Danny zbiega po schodach. Zbyt późno uświadomiła
sobie, Ŝe straciła okazję porozmawiania z synem o jego mimowolnym udziale w
akcji Logana, mającej na celu onieśmielenie Mike’a LeBlanca. Powinna coś
powiedzieć o zbyt pochopnym wyciąganiu wniosków, aczkolwiek rozumiała
troskę chłopca, która sprawiła, Ŝe stał się zaborczy w stosunku do matki. Po
chwili uznała, Ŝe nic się nie stanie, jeśli rozmowa na ten temat zostanie odłoŜona
do jutra.
Z holu widziała w dole światło padające od strony kuchni. Odwróciła się i
nagle zobaczyła Logana. Stał w drzwiach swego pokoju i przyglądał się jej.
Zaskoczona dotknęła ręką gardła. Nie słyszała go, jak wychodził.
Podszedł bliŜej.
– To miły dzieciak – odezwał się prawie szeptem.
– Chyba tak. – Merri popatrzyła na Logana. Był bez koszuli i wyglądał
wspaniale. – Musimy wyjaśnić pewne sprawy – powiedziała cicho.
– My?
– Nie wykorzystuj mego syna do rozgrywek ze mną.
– Nie prowadzę z tobą Ŝadnych gierek. Ale trzymaj się z daleka od
LeBlanca.
Co za tupet! Chciała powiedzieć Loganowi, Ŝe nie ma prawa mówić jej, z
kim moŜe się spotykać, a z kim nie, uznała jednak, Ŝe to nieistotne.
– Nie interesuje mnie Mike ani Ŝaden inny męŜczyzna. Włączając ciebie.
– Kłamczucha. Chcesz, Ŝebym ci to znów udowodnił? Gdyby dotknął jej
teraz, kiedy tak stał obok rozebrany do pasa, nie wiedziała, jak dobrze potrafiłaby
udawać obojętność ani jak długo się opierać.
– Nie.
Wyciągnął rękę i dotknął łańcuszka, który nosiła na szyi. Lekko go
pociągnął. Na wraŜliwej skórze delikatny ruch drobnych ogniwek stał się
pieszczotą.
Z ramion Merri zsunęła się bluzka. Przycisnęła ją do piersi. Pocieszała się,
Ŝ
e Logan nie zrobi niczego więcej. Znajdowali się przecieŜ tuŜ obok pokoju, w
którym spała jego matka.
Wyciągnął rękę i przesunął palcem po dolnej wardze Merri. OstroŜnie
cofnęła się o krok.
– Tchórz – powiedział Logan.
– Przestań. Przyrzekam, Ŝe juŜ więcej nie będę cię niepokoić.
– Za późno. Za późno o dwadzieścia pięć lat. A ja nie będę patrzył
spokojnie, jak popełniasz następny błąd.
Zrobił jeszcze jeden krok w przód. Merri cofnęła się aŜ pod ścianę.
– Następny błąd?
– Tak. Wybierzesz nieodpowiedniego męŜczyznę.
Otworzyła usta, Ŝeby powiedzieć Loganowi, Ŝe jest szalony. Nie zdąŜyła,
gdyŜ błyskawicznie dotknął wargami jej ust. Przegrała. Wiedziała juŜ o tym w
chwili, w której zachwiała się na nogach. Nie potrafiła oprzeć się jego
pocałunkom.
Ich ciała zwarły się jak dwa magnesy. Merri pragnęła Logana coraz
bardziej.
– Chodźmy do ciebie... lub do mnie. Wszystko jedno, dokąd – wyszeptał
zdławionym głosem.
Ogarnął ją nagły strach. Dlaczego tak szybko poddała się Loganowi?
Przytłumione odgłosy dochodzące z parteru domu uprzytomniły jej, Ŝe zaraz
pojawi się Danny. Oprzytomniała.
– Logan – szepnęła. – Na dole jest Danny. Oddychając głośno i nierówno,
podniósł głowę. Merri wykorzystała okazję. Wysunęła się z jego ramion i
pobiegła do drzwi swego pokoju. Udało się jej zamknąć je od środka. Logan
usiłował ją zatrzymać, ale bezskutecznie. Widocznie nie chciał robić hałasu.
Usłyszała, jak wzdycha, stojąc pod drzwiami. Przycisnęła policzek do
drewna. Chwilę później wycofał się do swego pokoju. Cicho zamknął za sobą
drzwi.
Merri stała nadal oparta o chłodne deski. Jeszcze nigdy nie czuła się tak
niepewnie we własnej sypialni. Po raz pierwszy uprzytomniła sobie, Ŝe sama jest
swoim wrogiem. W nie niniejszym stopniu niŜ jest nim Logan.
Podeszła do łóŜka. PołoŜyła się. Ukryła twarz w poduszce. Zawładnęło nią
poczucie wstydu i upokorzenia. Tego głodu poŜądania, który ją teraz ogarniał, nie
będzie jej wolno nigdy zaspokoić.
ROZDZIAŁ PIĄTY
W piątek, w porze lunchu, Merri poczuła, Ŝe dzieje się coś niedobrego.
Poprzedniego wieczoru poŜegnała Danny’ego, który spakował swoje rzeczy i
poszedł spać do Brendanów. Następnego dnia mieli wyjechać zaraz po lekcjach.
Coś wisiało w powietrzu.
W porze największego ruchu Merri miała pełne ręce roboty. Podawała
właśnie cztery duŜe sandwicze do stołu zajętego przez siedem starszych pań,
które zdąŜyły juŜ mieć do niej przeróŜne pretensje, kiedy zatelefonowała Faith.
Nigdy nie dzwoniła do kawiarni. Merri pomyślała więc od razu, Ŝe stało się
coś złego. Pełna najgorszych przeczuć, podbiegła do telefonu.
– Co się stało? – spytała zadyszana.
– Przepraszam, moja droga, Ŝe przeszkadzam ci w pracy – powiedziała
Faith. – Mam, niestety, złe wieści.
Och, BoŜe.
– Chodzi o Danny’ego? – Merri aŜ jęknęła. – Coś stało się w szkole? Ma
mój telefon. Dlaczego sam...
– Chodzi o Stana. Przez krótką chwilę Merri nie pojmowała, o kim mówi
Faith.
– Ach, tak – odrzekła po chwili. – O twojego Stana. – Mimo Ŝe juŜ
wcześniej zauwaŜyła zainteresowanie teściowej listonoszem, nie mogła teraz
pojąć, dlaczego dzwoni do niej do kawiarni, i to w porze największego ruchu. –
Coś mu się stało?
– Potrącił go samochód. Ma złamaną nogę. Przeniosę się do niego na kilka
dni. Potrzebuje opieki.
– śartujesz?
– Nie prosił mnie o to, ale muszę mu pomóc. Wypadek zdarzył się
dokładnie przed naszym domem. Stan zorientował się, Ŝe zapomniał doręczyć mi
przesyłkę, i zawrócił, nie patrząc na drogę. Bo komu przyszłoby w ogóle do
głowy, Ŝe naszą ulicą będzie ktoś przejeŜdŜał? Chwilę przedtem rozmawiał ze
mną. Pewnie był zamyślony.
– Merri! Bierz podwójne frytki i cebulkę! – zawołał Angel z kuchni.
Ledwie go usłyszała.
– Faith, to zła wiadomość – odezwała się do słuchawki – mam nadzieję, Ŝe
nic więcej Stanowi się nie stało. Ciągle jednak nie pojmuję, dlaczego ty...
– Danny wyjechał, a ty i Logan dacie sobie beze mnie radę przez najbliŜszy
weekend. Stan nie ma nikogo. Większość jego krewnych mieszka poza miastem,
a Mike jest ciągle zajęty. To, Ŝe nie będzie mnie w domu, nie sprawi ci kłopotu,
prawda? – spytała Faith.
Sprawi, i to jaki, pomyślała Merri. Na samą myśl o tym, Ŝe zostanie z
Loganem sama przez cały weekend, wpadła w panikę.
– Nie jadę daleko – ciągnęła Faith. – Stan mieszka w odległości mniej
więcej dziesięciu kilometrów od naszego domu.
Dziesięć kilometrów czy sto, co to za róŜnica? Faith nie będzie w domu i
tylko to się liczy.
– Twoja nieobecność nie sprawi mi, oczywiście, Ŝadnego kłopotu –
wykrztusiła wreszcie Merri. – Nie martw się o nas. A moŜe będzie ci potrzebna
dodatkowa pomoc? SłuŜę swoją osobą. – Faith nie przyjęła jej propozycji.
– Mieszkanie Stana jest bardzo małe – powiedziała. Od strony kuchni
rozległy się nowe, tym razem groźnie brzmiące okrzyki Angela.
– Faith – powiedziała szybko Merri – muszę wracać do pracy, bo szef się
złości. Powiedz, kiedy jedziesz? Mam sobie załatwić podwiezienie do domu?
– Nie trzeba. Zaraz zadzwonię do Logana. Poproszę go, Ŝeby po ciebie
przyjechał.
– Nie! – wykrzyknęła Merri. – Nic mu nie mów. Nie zawracaj Loganowi
głowy.
– Będę spokojniejsza, jeśli po ciebie przyjedzie. Nie martw się, nie będzie
miał o to Ŝadnej pretensji.
Kątem oka Merri popatrzyła na denerwujących się klientów.
– Dobrze – przystała. – Zrobimy, co sobie Ŝyczysz. Do końca pracy czas
upłynął szybko, ale gdy Merri zobaczyła cięŜarówkę Logana zatrzymującą się
przed kawiarnią, była kłębkiem nerwów. Zrobiłaby wszystko, byleby nie musieć
wychodzić i wsiadać do samochodu.
Od razu wyczuła, Ŝe Logan teŜ jest spięty. Siedział wyprostowany i patrzył
przed siebie.
Od chwili, w której wdrapała się do szoferki, aŜ do przyjazdu do domu nie
zamienili ani jednego słowa. Co to by zresztą zmieniło?
Kiedy przed domem Logan wyłączył silnik, Merri zadała mu nurtujące ją
pytanie:
– Wracasz do pracy?
– Nie.
Z daleka zobaczyła Shermana. Jechał z pola na traktorze, ciągnąc za sobą
zwalone drzewo. Gdyby nawet przed wieczorem zakończył swoje obowiązki, i
tak by się w domu nie pokazał. śył własnym Ŝyciem, według własnego rozkładu
dnia, i cieszył się swobodą. Danny w towarzystwie Brendanów był juŜ w drodze
do Nowego Orleanu. Nikt, absolutnie nikt, nie zakłóci im spokoju, z chwilą gdy
wraz z Loganem znajdą się w domu. Nikt ich nie powstrzyma.
Logan podąŜył za Merri do domu. Weszła do środka i jak ostatni tchórz
ruszyła szybko w stronę schodów.
Kiedy dotknęła poręczy, znalazł się tuŜ za nią. PołoŜył rękę na jej dłoni.
Stanęła jak skamieniała. Logan był od niej silniejszy. PotęŜniejszy. Jakie
miała szanse, Ŝeby mu się oprzeć?
Jedną ręką objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Wyczuwała bicie jego
serca, a takŜe podniecenie, jakie go ogarnęło. Gdy przesunął prawą rękę i ujął jej
pierś, wiedziała, Ŝe przestanie mu się opierać.
Nogi miała jak z waty. Torebka zsunęła się jej z ramienia i upadła na
podłogę. Kiedy Logan przeciągnął palcem po napręŜonym sutku, schwyciła go za
ramię, Ŝeby zachować równowagę.
Gdy zsunął dłoń i dotknął podbrzusza, głowa Merri opadła bezwładnie na
jego ramię.
– Pragnę twoich ust – wyszeptał. Czuła na szyi gorący oddech. Nie
wykonała Ŝadnego ruchu. – Pocałuj mnie – polecił stanowczo.
Podniosła głowę i popatrzyła na niego spod przymkniętych powiek.
– Logan... Nie moŜemy tego zrobić.
– JuŜ robimy. Odwróć się – dodał. – Obejmij mnie za szyję. I pocałuj.
Oszołomiona tonem jego głosu, a takŜe dotknięciem rąk Logana, Merri
posłuchała rozkazu. Działała jak w transie. Mimo to jednak dorzuciła:
– Nie będzie odwrotu.
– Zbyt długo Ŝyłem przeszłością. Jestem juŜ zmęczony.
– Ale jutro...
– Nie istnieje. Liczy się tylko teraźniejszość. To. – Ramiona Logana
obejmujące Merri były jak stal. Przyciągnął ją bliŜej. – Pocałuj mnie – zaŜądał.
We władczym zachowaniu się Logana było coś bardzo podniecającego.
Merri wiedziała, Ŝe w tym, co zaraz nastąpi, ona stanie się równorzędnym
partnerem. Będzie taką Meredith Brown Powers, jaka nigdy jeszcze nie istniała.
Logan ją stworzy, a ona da mu to wszystko, czego od niej zechce.
Był to ich pierwszy pocałunek. Przedtem tylko pojedynkowali się, walczyli
i fantazjowali. A takŜe się karali. Ten pierwszy pocałunek, który teraz nastąpił,
oznaczał akceptację. Pozostawili za sobą wszelką złość, Ŝal, zwątpienia i
rozczarowania.
Zachowywali się tak, jakby od dawna byli kochankami. Merri rozchyliła
wargi, Ŝeby Logan mógł ją namiętniej całować. Łączyły ich teraz tylko zaŜyłość i
wzajemne zaufanie. Dzielili między sobą uczucia szalone i będące ich
niepodzielną własnością.
Splecione języki odbywały odwieczny taniec. Logan spijał słodycz z warg
Merri tak zachłannie, jakby umierał z pragnienia. Ciągle było mu mało.
Jedną ręką objął Merri za ramię, drugą podsunął pod pośladki. Podniósł ją i
przycisnął do siebie. Odruchowo, w naturalnym geście, zsunęła tenisówki i
nogami oplotła Logana w pasie. Ten ruch sprawił, Ŝe jej spódnica znalazła się
powyŜej ud.
Mrucząc coś pod nosem, Logan zrobił krok po schodach w górę. Merri
uczepiła się jego koszuli. Po chwili wysunęła ją z jego spodni.
Ani na chwilę nie przestawali się całować. Nawet wtedy, kiedy Logan
ukląkł i posadził Merri na wyŜszym stopniu.
Poczuła, jak jego palce dotykają guzików. Przesuwały się szybko dopóty,
dopóki nie odpiął ostatniego i nie zdjął z Merri sukienki. Potem odpiął biustonosz.
Ciało Merri owionęło chłodne powietrze. Czuła jednak na sobie gorące
spojrzenie Logana. Świadoma czekających ją pieszczot, opadła na schody.
KaŜdy następny dotyk wywoływał dreszcz podniecenia. Wsunęła palce we
włosy Logana. Pragnęła odczuwać go teraz całym ciałem.
Rozbierał Merri dalej, pozostawiając jej uporanie się z jego własnym
paskiem i dŜinsami. Co pewien czas ich palce splatały się na chwilę i spotykały
oczy. Wówczas przytomnieli na sekundę i zaraz potem znów oddawali się
oszałamiającym pieszczotom.
Znaleźli się o dwa schody wyŜej. Byli teraz zupełnie nadzy. Kiedy Logan
połoŜył jedną dłoń na podbrzuszu Merri, a drugą zaczął rozchylać uda, jęknęła z
rozkoszy. Wyciągnęła ręce i chwyciła za poręcz schodów, napręŜając całe ciało.
Jeszcze nigdy nie czuła się tak pełna Ŝycia.
Z chwilą gdy pieszczoty stały się bardzo intymne, krzyknęła głośno. Świat
zaczął mienić się tysiącem barw jak w kalejdoskopie.
Jęczała, łkała i błagała Logana, by wyzwolił ją z napięcia, które ogarnęło
całe jej ciało. Teraz on poprowadził dłoń Merri, tak Ŝe znalazła się na jego
podbrzuszu. Poczuła, jak wielka rozpiera go siła.
– Och, proszę... Nie wiem, czy... – jęczała, z trudem chwytając powietrze.
– Tak. – Logan podniósł ją z taką łatwością, jakby waŜyła kilka gramów.
Oparł o ścianę i wcisnął się między jej uda. – Tak – powtórzył szeptem, gdy
przytrzymała mocniej jego ramiona i lekko uniosła się, Ŝeby ciałom ułatwić
zespolenie. – Weź mnie. Zrób to. Teraz.
Pomógł Merri. Czuła, jak drŜą jego ręce, kiedy przytrzymywał jej biodra.
– Merri... Merri... Tak. Głębiej – szeptał głosem schrypniętym z emocji.
– JuŜ nie mogę. Nie dam rady.
– Proszę. Weź mnie całego.
Pragnęła jeszcze bliŜszego zespolenia. Logan poruszał się w niej powoli i
rytmicznie. Merri zorientowała się nagle, Ŝe oboje znaleźli się na podeście
schodów. Przygarnęła do siebie Logana, obawiając się oddalenia.
– Jestem za cięŜki – ostrzegł.
– NiewaŜne. Trzymaj mnie mocno.
Oddali się pieszczotom. Kiedy Merri osiągnęła rozkosz, Logan stłumił
wargami jej krzyk. Po chwili i on doznał wyzwolenia. A potem ukrył twarz w
zagięciu ramienia Merri i zaczął drŜeć na całym ciele.
Połączyło ich coś, co Merri nie wydawało się w ogóle moŜliwe.
Do diabła, do diabła... Logan zmełł w ustach przekleństwo. śałował, Ŝe nie
naleŜy do tych stworzeń, które umierają podczas cielesnego stosunku. Nie chciał
spojrzeć w oczy Meredith i zobaczyć jej reakcji na to, co uczyniła. Jeśli mu
powie, Ŝe go nienawidzi, on zejdzie na dół i poderŜnie sobie gardło najbardziej
tępym noŜem, jaki uda mu się znaleźć w kuchni.
Tego, co się stało, pragnął od lat. Kiedy od matki usłyszał o wypadku
listonosza i o jej planach na ten weekend, wiedział, Ŝe nie będzie w stanie trzymać
się z daleka od Meredith. Nie jest świętym i nigdy nim nie był.
A więc stało się. Na domiar złego dopadł ją na schodach. Cud, Ŝe nie spadli
i nie zabili się oboje. BoŜe, jak krucha i drobna jest ta kobieta! Sam nie wiedział,
czy mu się to podoba, czy nie. Gdyby była mniej niezaleŜna i zapalczywa, chyba
bałby się jej dotknąć. Dobrze zbudowani męŜczyźni, o jego posturze, na ogół
gustowali w małych kobietkach. Tańcząc na parkiecie wyglądaliby śmiesznie.
Teraz, kiedy spoglądał na spłonioną twarz Meredith, jego sercem miotały
sprzeczne, nie znane mu dotychczas uczucia. Znów ogarnęło go poŜądanie.
Merri uniosła powieki. Długie, ciemne rzęsy rzucały cień na policzki.
Logan zobaczył, Ŝe w jej duŜych niebieskich oczach nie było juŜ rozmarzenia.
Patrzyła na niego uwaŜnie.
– Co teraz? – zapytała.
W głosie Merri wyczuł lekką prowokację.
– Mam powiedzieć prawdę?
– Jestem na tyle dorosła, by się z nią pogodzić. Obrzucił spojrzeniem ciało
Merri. Na piersiach dostrzegł czerwone plamy. Odciski swych warg.
– Chcesz weekendowego flirtu?
– Chcę ciebie. Miałem cię dopiero raz i jeszcze nie zaspokoiłem apetytu. –
Logan przeciągnął dłonią po lekko wilgotnych włosach Meredith. JuŜ nie
irytowało go to, Ŝe są krótkie. Do twarzy jej było z taką fryzurą. – A czego ty
chcesz?
– Mam powiedzieć prawdę?
Meredith powiedziała to z tak powaŜną miną, Ŝe Loganowi zachciało się
ś
miać.
– Jestem na tyle dorosły, Ŝeby się z nią pogodzić.
– Chcę cię zrozumieć.
Ambitne Ŝyczenie. I sprawiające przyjemność. Czasami jednak Logan sam
siebie nie rozumiał. Jak więc mógł zacząć tłumaczyć, kim jest i co popycha go w
jej kierunku? No, powiedzmy, Ŝe Meredith nie jest wrogiem, za którego ją
uwaŜał. Ale czy kiedykolwiek staną się przyjaciółmi? Czy jest to w ogóle
moŜliwe?
– Rozumiesz mnie. Pod względem seksualnym – szepnął, odgarniając z
czoła Merri wilgotne włosy. – Jest to znacznie więcej, niŜ udało się osiągnąć
jakiejkolwiek innej kobiecie. Chyba wystarczy.
– A co będzie w poniedziałek?
W Wietnamie weekend był czymś, co trwało wiecznie. Tym razem
powinno pewnie być tak samo. O czym myślała ta kobieta? Wyraz jej twarzy
zdradzał niewiele. Logan wyczuł, Ŝe Meredith ma wątpliwości.
– Powiedz, co masz na myśli – poprosił.
– Logan, igrasz z ogniem. Zresztą oboje flirtujemy z niebezpieczeństwem.
– Nie igram z ogniem i w Ŝadnym razie nie flirtuję. MoŜesz to nazwać...
dawną sprawą, jeśli masz ochotę.
– Rozumiem. Mam nadzieję, Ŝe dzięki mnie pozbędziesz się tego, co cię
boli.
– MoŜe oboje robimy sobie przysługę – powiedział Logan, wiedząc, Ŝe
będą musieli powziąć jakąś decyzję.
Spojrzał na Meredith. WciąŜ jej poŜądał. Nie Ŝyczył sobie, by mu
powiedziała, Ŝeby poszedł do diabła.
– Mam jedną prośbę – odezwała się po chwili, przeczesując palcami
zmierzwione włosy na piersi Logana.
Skinął głową.
– Słucham.
– Mam dość dywanów i schodów. Przynajmniej na dziś. Będę miała wiele
szczęścia, jeśli nie uszkodziłeś mi kręgosłupa.
Jej cięte, dowcipne uwagi zawsze doprowadzały go do złości. Teraz mimo
woli zaczął się śmiać.
Wstał, unosząc ostroŜnie Meredith w ramionach. WaŜyła tyle co piórko.
– Co myślisz o znalezieniu się pod prysznicem? Zamiast odpowiedzieć,
zademonstrowała swój stosunek nie tylko do tego urządzenia, lecz takŜe do
Logana. Gdy było juŜ po wszystkim, zaniósł ją do łóŜka. Do swego łóŜka, gdyŜ
było najobszerniejsze, i dlatego, Ŝe nie chciał przebywać w Ŝadnym z pokoi, które
nosiły ślady pobytu jego brata lub wspólnego Ŝycia Bretta i Meredith. I tutaj
kochali się po raz trzeci. Dopiero potem ogarnął ich sen.
Kiedy Logan otworzył oczy, było ciemno. Dopiero po chwili, gdy odczuł
miłe zmęczenie, a zmysł powonienia odkrył na poduszce ulotny zapach Meredith,
przypomniał sobie, co zaszło.
Na myśl o tym, co się stało, serce Logana zaczęło bić szybciej.
Gdzie podziewała się teraz Meredith? Uznała, Ŝe popełniła błąd i zdąŜyła
juŜ opuścić dom?
Bez Dana? To niemoŜliwe. Tego by nie zrobiła.
Logan zsunął się z łóŜka. Wyciągnął z szafy parę czystych dŜinsów.
Szybko włoŜył je na siebie i wyszedł z pokoju, po drodze zapinając zamek.
W pokoju Meredith było ciemno. I pusto. A więc pewnie była w łazience.
W tej chwili zobaczył jednak światło dochodzące z parteru.
Schodząc po schodach, Logan poczuł apetyczny zapach. Spojrzał na
zegarek. JuŜ dawno minęła pora kolacji. Ssało go z głodu. Z chwilą jednak gdy
znalazł się w kuchni, przestał myśleć o pustym Ŝołądku.
Meredith była ubrana. Miała na sobie tę samą sukienkę, którą uprzednio
zdjął z niej na schodach.
– Nie mogłaś spać?
Na dźwięk głosu dochodzącego od drzwi odwróciła się nerwowo w stronę
Logana.
– Jak dawno tu stoisz?
– Na tyle długo, by rozkoszować się twym widokiem. – Podobała mu się.
Wyglądała apetycznie. Dzięki trzem górnym nie zapiętym guzikom mógł
podziwiać gładką skórę i ponętne kształty, na widok których świerzbiły go palce.
Pragnął dotykać Meredith. – Mogłaś włoŜyć na siebie coś czystego – dodał.
– Dlaczego mam marnować cięŜką pracę Faith, która prasuje moje
sukienki? A ponadto...
Urwała. Logan zastanawiał się, co spowodowało wahanie Meredith.
– No, mów – zachęcił.
– Ta sukienka pachnie tobą.
Wiedziała, jak przyciągnąć jego uwagę. Westchnął głęboko i powoli.
– Podejdź do mnie.
– Nie miałam zamiaru cię prowokować.
– Jasne. Podejdź bliŜej.
Przeszła przez kuchnię. Jej oczy błyszczały ciekawością i odzwierciedlały
przeŜyte uniesienia. Loganowi przypomniały się nagle kolczyki, które Meredith
miała na sobie, kiedy po raz ostatni widział ją przed laty. Zastanawiał się, co się z
nimi stało. Odkąd przyjechała, nie włoŜyła ich ani razu.
Westchnął głęboko. Uznał, Ŝe to nie czas na wspomnienia. Ten weekend
naleŜał do nich obojga i nic więcej się nie liczyło.
Kiedy Meredith znalazła się tuŜ przed nim, podniósł ją do góry.
– Pocałuj – zaŜądał.
– To, Ŝe się kochaliśmy, wcale nie sprawiło, iŜ stałeś się sympatyczniejszy
– skomentowała.
– Mam swoje powody. Chcę się upewnić, Ŝe nadal potrafisz rozpoznać
mnie po ciemku.
Wargami dotknął ust Merri.
Ten pocałunek był nadzwyczajny. Kiedy Logan zacisnął lekko zęby na jej
dolnej wardze, poczuł znajome drŜenie całowanych ust.
– Logan, jedzenie się spali.
Jeszcze raz zmysłowym gestem dotknął językiem rozchylonych warg
Merri i oderwał od nich usta. Opuścił ją powoli, tak Ŝe po chwili stopami dotknęła
ziemi.
– Masz szczęście, Ŝe umieram z głodu.
– Masz szczęście, Ŝe w lodówce było jedzenie – odparła Merri. – O tak
późnej porze nie potrafię być pomysłową kucharką. Mam nadzieję, Ŝe wystarczą
ci kanapki z wołowym gulaszem.
– Lepsze to niŜ ser, który bym zjadł, będąc tu sam. Jeśli do menu dorzucisz
piwo, przyrzekam, Ŝe pozmywam po kolacji.
W oczach Merri pojawiły się figlarne ogniki.
– I tak byś zmywał. To są lata dziewięćdziesiąte, mój panie. A ja nie jestem
twoją mamą.
Ś
miejąc się, Logan przysunął sobie krzesło i usiadł na nim okrakiem.
Kiedy Merri wręczyła mu puszkę piwa, otworzył ją i pociągnął długi łyk.
Meredith odstawiła swoją puszkę, a potem wyjęła z pieca bułki i podgrzany
gulasz.
– Masz ochotę na chipsy? A moŜe na pikle? Zaprzeczył ruchem głowy.
– Tego jedzenia starczyłoby dla trzech osób.
– MoŜe dodać cebulę?
– Nie, jeśli nie lubisz jej zapachu. – Loganowi podobało się pogodne
spojrzenie oczu Meredith. Bosą stopą wyciągnął zza stołu drugie krzesło. –
Siadaj.
Usłuchała.
– Nie istnieje Ŝaden elegancki sposób jedzenia tej potrawy – oznajmiła,
napełniając przekrojoną bułkę parującą wołowiną. Spojrzała na Logana. – Nie
jesz? Byłam przekonana, Ŝe jesteś głodny.
– Jestem.
– A więc zabieraj się grzecznie do jedzenia. Jeśli nadal będziesz mi się
przyglądał tak, jakbym była jakimś stworem pod mikroskopem, wymaŜę sobie
brodę sosem.
– Nie przejmuj się. Dokładnie go zliŜę. Merri na chwilę zamknęła oczy.
– Doczekałam się tego, czego chciałam. – Westchnęła głośno. – No,
dobrze, mam pytanie. Czy przez cały weekend będziemy tylko jeść, kochać się i
mówić o seksie? Czy wokół tych spraw ma się obracać wszystko?
– To bardzo prawdopodobne.
– Od jak dawna tego nie robiłeś? – spytała.
– A ty?
Nie odpowiedziała od razu. Zbyt późno Logan zorientował się, Ŝe był to dla
Meredith temat bardzo bolesny. Nie zadawałby w ogóle tego pytania.
– Brett stracił zainteresowanie seksem, jeszcze zanim wykryto, Ŝe ma raka.
MoŜe był to jeden z symptomów choroby, a moŜe juŜ nie miał na mnie ochoty –
spokojnie oznajmiła Meredith.
– Bzdura. Wzruszyła ramionami.
– Bez reszty poświęcał się pracy twórczej. Był jednak wraŜliwy i uczciwy.
Co innego więc mogłam pomyśleć?
– śe był głupi.
Merri podniosła kanapkę do ust.
– Nie ma to jak rozmowa z tobą. Sama przyjemność – mruknęła z
sarkazmem. – Trudno się przyzwyczaić.
– Spójrz na to z innej strony. Wyobraź sobie, Ŝe przeze mnie przemawia
uczciwość. Wtedy będzie ci łatwiej przełknąć gorzką pigułkę. A skoro juŜ
jesteśmy przy temacie seksu, moŜe przedyskutowalibyśmy sprawę regulacji
urodzin? Co ty na to?
Meredith uniosła brwi.
– Czy to nie spóźniona rada? – spytała gniewnie. Zlizywała teraz sos
kolejno z wszystkich palców prawej ręki. Starała się robić to, nie prowokując
Logana. Przyglądał się jej zwęŜonymi oczyma.
– Masz przykład tego, jak na mnie działasz. Tracę przy tobie zdrowy
rozsądek.
– Chyba Ŝaden problem nie istnieje. Swego czasu z trudem zaszłam w
ciąŜę. Mój lekarz powiedział mi, Ŝe będzie cud, jeśli uda mi się to ponowić i
urodzić drugie dziecko. Jego przewidywania okazały się słuszne. Mimo prób nie
udało mi się po raz drugi zajść w ciąŜę.
– Przykro ci z tego powodu?
– Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. – Merri westchnęła
głęboko. – Czasami było bardzo trudno ubrać i wykarmić naszą trójkę. MoŜe więc
dobrze się stało, Ŝe nie urodziłam drugiego dziecka.
Przez całe lata Logan usiłował o tym nie myśleć.
Meredith potrząsnęła głową. Wyglądało na to, Ŝe usiłuje otrząsnąć się z
przykrych myśli. Obdarzyła go uśmiechem.
– A co z tobą i Jane? Chcieliście mieć dzieci? – spytała po chwili.
– Nigdy o tym nie było mowy. Zresztą nie prowadziliśmy Ŝadnych rozmów
na Ŝaden temat.
– Aha.
Meredith skinęła głową. Zacisnęła wargi.
– Przyznaję, Ŝe wierzyłem w to, iŜ posiadanie Ŝony zlikwiduje moje
kłopoty. I to był błąd. Powinienem wiedzieć, Ŝe naleŜę do tego gatunku
męŜczyzn, którzy nie powinni pakować się w małŜeństwo.
Meredith wzruszyła ramionami.
– Tak rozumuje większość z was. Ale do czasu. Dopóki na waszej drodze
nie stanie odpowiednia kobieta.
– Byłaś dla Bretta odpowiednią kobietą? Zawahała się na moment.
Przesunęła palcami po puszce od piwa.
– Tak. Tak sądzę. Byłam przez pewien czas. Wiem, Ŝe miałeś na ten temat
inne zdanie.
– I nadal je mam.
Merri spojrzała Loganowi w twarz. Była zmieszana, a zarazem smutna.
– Jak to się stało, Ŝe potrafiłeś kochać się ze mną, skoro tak bardzo mnie
nienawidzisz?
OdłoŜył na talerz prawie nie tkniętą kanapkę i otarł wargi serwetką.
– Jedno z drugim nie ma nic wspólnego – mruknął. Popatrzyła na niego
błyszczącymi oczyma.
– Jeśli będziemy przemilczać wszystkie tematy, które są dla ciebie
nieprzyjemne, zamilkniemy na dobre. Będziemy mieli sobie tyle do powiedzenia,
co ty i Jane.
To był celny strzał. Meredith miała rację. Jeśli nie będzie uwaŜał, co mówi,
to się znów powtórzy.
– Jasne – powiedział. Wstał z krzesła i pociągnął za sobą Meredith, zanim
zdąŜyła zaprotestować.
Pocałował ją bardzo mocno.
– Co robisz? – spytała, kiedy udało się jej znów złapać oddech.
– Szkoda czasu na gadanie. Mamy go niewiele. A więc od dawna cię
pragnąłem. I teraz teŜ cię poŜądam. – Ruszył w stronę schodów.
– Ale... – Meredith objęła Logana za szyję. – Ale co będzie z jedzeniem?
– Poczeka.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
– Naprawdę dobrze się czujesz?
Merri umieściła słuchawkę między uchem a wgłębieniem ramienia.
Pomyślała, Ŝe Faith, mimo cechującej ją dobroci i czułości, jest nadzwyczaj
bystra i przenikliwa.
– Oczywiście, Ŝe czuję się dobrze – odparła szybko. – Co ci przyszło do
głowy, Ŝeby mnie w ogóle o to pytać?
– Masz zmęczony głos. I taki jakiś smutny.
Biorąc pod uwagę fakt, iŜ dopiero co przeŜyła dwa cudowne dni i Ŝe te
fantastyczne przeŜycia, których doznawała, miały się skończyć za kilka godzin,
Merri miała powody, Ŝeby być wyczerpana. I było jej smutno. Bo mimo Ŝe z
Loganem wszystko ułoŜyło się wspaniale, była nadal niepewna, co przyniesie jej
przyszłość.
– Tęsknię do moich dwóch najukochańszych osób – powiedziała, usiłując
mówić lekkim tonem. – To wszystko.
– Niczego przede mną nie ukrywasz? MoŜe Logan bardziej niŜ zwykle
zatruwa ci Ŝycie? Jeśli zachowuje się źle, powiedz mi o tym, moja droga.
Nakazałam mu, Ŝeby traktował cię przyzwoicie.
Przyzwoicie. Tak właśnie się zachowywał. Był dobrym kochankiem. To
ona miała problem.
– Sądzę, Ŝe w moim głosie wyczułaś niepokój o Danny’ego – odparła. Tym
razem mówiła prawdę. – Od soboty rano jeszcze nie zadzwonił.
– Jestem w stanie go zrozumieć – oznajmiła Faith. – PrzeŜywa radosne
chwile i zapomniał o boŜym świecie. Typowy koszmar dla kaŜdej matki – dodała
z rozbawieniem w głosie. – Pamiętam, kiedy coś takiego zrobili po raz pierwszy
moi chłopcy. Czy uwierzysz, Ŝe pobiegłam do swego pokoju i płakałam jak
dziecko, a potem tak bardzo było mi wstyd swego zachowania się, Ŝe zeszłam na
dół do kuchni i upiekłam całą furę czekoladowych ciastek? Godzinę później obaj
chłopcy wrócili do domu i przy kuchennym stole kłócili się między sobą, które
ciastka są lepsze. Nie martw się, moja droga. Wkrótce wszystko potoczy się
utartym trybem.
Kto sobie tego Ŝyczył? Ona sama nie miała pojęcia, czego właściwie chce.
Na razie pragnęła jednego. Jak najszybciej zmienić temat.
– Co ze Stanem? – spytała.
– Wspaniale jest go pielęgnować – entuzjazmowała się Faith.
Merri roześmiała się głośno.
– Oj, Faith, chyba się zakochałaś.
– Pogadamy, gdy wrócę do domu. Teraz właśnie czeka na piwo, które mu
obiecałam. Zrobię kolację i zaraz potem się zobaczymy.
Merri z westchnieniem odwiesiła słuchawkę. Jeszcze tylko parę godzin...
Będzie zadowolona, widząc Faith znów w domu, lecz za jej powrót zapłaci
wysoką cenę.
Otworzyły się drzwi. Wszedł Logan. Merri szybko odstawiła szczotkę.
Robiła porządek w łazience i kuchni, podczas gdy on pomagał Shermanowi
usunąć jakieś uszkodzenie w zdezelowanej furgonetce. Chciała teŜ uprać pościel i
ręczniki, których uŜywali.
Im dłuŜej przebywała w towarzystwie Logana, tym więcej przychodziło jej
do głowy rzeczy, z którymi powinna się uporać, Ŝeby całkiem zatrzeć ślady tego,
co się wydarzyło podczas nieobecności Faith.
– No i co? – zawołała, kiedy stanął na progu. – Czy ta furgonetka ma szanse
doŜyć do przyszłego roku?
– Mało prawdopodobne. – Logan podszedł do zlewu i zaczął myć
ubrudzone ręce. – Powiedziałem Shermanowi, Ŝe oddam mu swoją cięŜarówkę.
Wiem, Ŝe nowej nie przyjmie, jest na to zbyt dumny. I tak trudno było go
przekonać, Ŝe mimo iŜ mój samochód ma dopiero dwa lata, zdąŜyłem nim
przejechać osiemdziesiąt tysięcy kilometrów i chętnie zastąpię go nowym.
Sherman nadal się opierał. Ustąpił dopiero wtedy, kiedy mu powiedziałem, Ŝe
musi mieć pod ręką sprawny samochód, w razie gdyby matce była potrzebna
natychmiastowa pomoc podczas mojej nieobecności.
Tych cech Logana Merri nigdy nie miała okazji dostrzec. Był pracowity. I
dobry dla matki. Po raz pierwszy w Ŝyciu serce Merri wypełnił podziw dla tego
człowieka.
– To miły gest z twojej strony – pochwaliła go.
– W ogóle jestem miłym facetem – mruknął. Zabrzmiało to tak, jakby
przed Merri stanął teraz dawny Logan. MoŜe usiłował ukryć chwilę słabości? A
moŜe, gdy przebywał poza domem, wydarzyło się coś jeszcze? Och, czy to
moŜliwe, Ŝe podczas weekendu dostrzegł ich Sherman, kiedy byli razem?
Nie musiał w ogóle ich oglądać.
I nie oglądał. Na twarzy Merri wystąpiły rumieńce, kiedy uprzytomniła
sobie, Ŝe przez dwa dni prawie nie wychodzili z Loganem z domu. Wyjęli tylko
korespondencję i gazetę ze skrzynki. JuŜ sam fakt ciągłego przebywania w domu
był podejrzany. A moŜe Sherman dostrzegł ich w oknie kuchennym, kiedy
przygotowywali kolację? Jedno było pewne. Ten stary człowiek był dyskretny. O
niczym nie powie nikomu. Cenił zarówno prywatność własną, jak i bliźnich.
– Właśnie rozmawiałam z twoją matką – oznajmiła Loganowi, siląc się na
pogodny ton. – Nie robi wraŜenia kogoś, kto pracował cięŜko przez cały
weekend.
– To dobrze. – Logan zakręcił kran i wytarł ręce. Odwiesił ręcznik na
kołek. – Mówiła, kiedy wróci do domu, czy sami mamy zgadywać?
– Logan, zrobię kolację, jeśli o to się martwisz.
– Powiedziałem, Ŝe się martwię? – Zaczął chodzić po kuchni. Rozglądał się
wokół siebie. – Och, posprzątałaś. Powinienem być tu, Ŝeby ci pomóc.
– Byłeś zajęty. – Merri zaniepokoiło napięcie, które wyczuła w Loganie.
Nie wiedziała, jaka jest tego przyczyna. – Chyba zaraz upiekę ciasto na cześć
powrotu Danny’ego i twojej mamy – oznajmiła. – Chcesz coś przegryźć, zanim
zabiorę się do roboty?
– Nie, dziękuję.
– Na pewno niczego nie chcesz? PrzecieŜ nic nie jadłeś od śniadania. – Nie
opuszczali łóŜka aŜ do dziewiątej. Merri nadal czuła lekki ból mięśni. – Czemu
nie zrobisz sobie drinka? Wyglądasz...
– Nie jestem Stanem – warknął. – Nie potrzebuję niańki. A jeśli czegoś
zechcę, to sobie wezmę. Jasne?
Po ostatnich słowach Logana w kuchni zapanowała cisza. Słychać było
tylko tykanie zegara wiszącego na ścianie nad lodówką. Czy miał być to
przedsmak tego, jak zachowa się Logan po powrocie reszty rodziny?
Zastanawiała się zgnębiona Merri.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę schodów, nie zwaŜając na
wołanie Logana. Dogonił ją, gdy wchodziła do swojej sypialni. Odepchnęła
wyciągniętą dłoń.
– Daj mi spokój! Nie wiem, co w ciebie wstąpiło, ale nie zamierzam być
celem twych ataków. Wytoczyłeś całą artylerię.
– Merri...
– Przestań w ten sposób zwracać się do mnie. Jak śmiesz mówić „Merri” za
kaŜdym razem, gdy robisz z siebie idiotę lub masz ochotę na pieszczoty?
– Masz rację. Z mojej strony to czysta manipulacja. Powiedział to tak
powaŜnie i spokojnie, Ŝe w pierwszej chwili Merri nie była pewna, czy dobrze
usłyszała. Zaraz potem jednak spytała:
– Po co to robisz?
– Bo mam siebie dosyć. Jestem zdegustowany istniejącą sytuacją. Nie tak
planowałem resztę naszego wspólnego Ŝycia. Pragnąłem... – Urwał, zaklął pod
nosem, przeciągnął ręką po włosach i rzucił Merri zrezygnowane spojrzenie. –
Chciałem, Ŝeby nasze ostatnie, wspólnie spędzone godziny wyglądały inaczej.
Ich ostatnie wspólne godziny... Słowa te zabrzmiały niezrozumiale.
PrzecieŜ Ŝadne z nich nigdzie się nie wybierało!
Nie na początku, lecz później pomyślała sobie, a właściwie miała nadzieję,
Ŝ
e to, co stało się między nimi, zmieni istniejący stan rzeczy. Nie dalej jak
wczoraj w jej sercu zapłonęła iskierka nadziei. Teraz jednak okazało się, Ŝe jest w
błędzie.
– Ostatnie godziny czego? – spytała. Ogarnęło ją nagłe zmęczenie. Czuła
się głupio. – Naszego sypiania ze sobą, czy jak tam to nazwać? Czy wrócimy do
naszej dawnej postawy milczących antagonistów i będziemy udawać, Ŝe tego
weekendu wcale nie było? Kiedy usiądziemy naprzeciw siebie przy kuchennym
stole, będziesz udawał, Ŝe zapomniałeś, co nas łączyło, gdy znajdowaliśmy się
tutaj zupełnie sami?
– Nie wiem! Do diabła, wcale nie planowałem tego, co się zdarzyło.
Podobnie jak ty nie potrafię odpowiedzieć na te pytania.
Dlaczego to zrobili? Merri spojrzała na męŜczyznę, który trzymał ją za ręce
i patrzył na nią jak na winowajczynię. Wrócił dawny Logan. Człowiek, którego
nigdy nie rozumiała.
To wszystko jest chore, pomyślała. Czy niczego nie nauczył jej los własnej
matki? Przez wiele lat pracowała nad sobą. Starała się zostać kobietą rozsądną i
zrównowaŜoną oraz pozbyć się wszelkiej lekkomyślności i działania pod
wpływem impulsu. I to się jej udawało. AŜ do ostatniego weekendu. Jak na ironię,
to Logan sprawił, Ŝe znalazła się w okropnej sytuacji.
Odwróciła głowę. Ani chwili dłuŜej nie mogła patrzeć na niego. Kiedy
pogładził jej policzek, zamarła.
– Przykro mi tracić to, co było między nami – powiedział szorstkim
głosem. – Nie chcę z tobą walczyć.
– Ja teŜ nie.
– Tylko Ŝe... Tylko Ŝe nie mogę niczego ci przyrzec. Uniosła podbródek.
– A czy cię o to prosiłam?
– Nie. Chciałbym jednak, Ŝeby tak się stało.
– Dlaczego? Nie miałbyś wówczas wyrzutów sumienia? Logan, to
wszystko jest zbędne. Oboje jesteśmy dorosłymi ludźmi. Wprawdzie niezbyt
bystrymi, lecz przyzwoitymi. Nie robimy niczego złego.
– Z wyjątkiem tego, Ŝe w ciągu paru godzin musimy zapomnieć o
wszystkim, co nas łączyło. Zrobimy ogromną krzywdę mojej matce, jeśli się
dowie, co zaszło między nami.
– I Danny’emu – dodała Merri. Oparła ponownie głowę o drzwi i zamknęła
oczy.
– To był najbardziej zdumiewający weekend w moim Ŝyciu. Miałem
nadzieję, Ŝe w jakiś sposób się o tym dowiesz. – W głosie Logana zabrzmiała
pieszczotliwa nuta.
– A czy nie najprościej jest o tym powiedzieć?
– Nigdy nie potrafiłem z tobą rozmawiać.
Było w tym wiele prawdy. Podczas ostatniego weekendu Merri parokrotnie
bezskutecznie próbowała wciągnąć Logana w normalną, nie dotyczącą seksu,
rozmowę. Ciało jej nagle oŜyło, gdy przypomniała sobie, jak Logan był
wspaniały w roli kochanka.
– Nawet teraz – ciągnął – wiem, Ŝe powinniśmy porozmawiać, ale na
przeszkodzie stoją inne sprawy. – Logan objął dłońmi twarz Merri. – Powiedz,
dlaczego tak mi diabelnie trudno trzymać się z dala od ciebie?
Napotkała jego spojrzenie. Ten męŜczyzna stał się jej kochankiem. Nie był
ani specjalnie przystojny, ani zabawny. Nie miał ani duszy poety, ani oka artysty.
Był natomiast wojownikiem, który przeŜył. Czułość i delikatność ukrywał
głęboko.
Nie był człowiekiem łatwym. Sprawiał ponadto kłopoty. Gdyby Merri
miała choć odrobinę zdrowego rozsądku, uciekałaby przed nim gdzie pieprz
rośnie. Nie pasowali do siebie. Było w nich coś, co sprawiało, Ŝe źle na siebie
działali.
Nie potrafiła jednak uciekać. Los zrządził, Ŝe spotkali się ponownie. Logan
zawładnął jej ciałem i duszą.
To szaleństwo, pomyślała, widząc, jak jego oczy znów płoną poŜądaniem.
Pochylił się, Ŝeby ją pocałować. Mimo Ŝe bardzo pragnęła pieszczoty, palcami
dotknęła lekko jego warg.
– Koniec z tym, Logan.
– Jeszcze trochę.
– PrzeŜyliśmy swoje. Wszystko mamy poza sobą. Przytrzymując jej rękę,
pocałował nadgarstek. A potem otwartą dłoń. ZałoŜył rękę Merri sobie na szyję.
– Nie wszystko – odparł. – I ty o tym wiesz. Nie masz odwagi spojrzeć
teraz na mnie, bo mam rację.
Miał rację i dlatego tak zdecydowanie unikała jego spojrzenia. Gdyby
pozwoliła, Ŝeby te oczy uwiodły ją ponownie, natychmiast oddałaby mu
wszystko. Nawet nie próbowałaby go powstrzymać.
Chciał jednak czegoś więcej. Pragnął aktywnej kochanki i doskonale
wiedział, jak przemienić poŜądanie Merri w nieokiełznaną pasję.
Nie próbował uchwycić jej spojrzenia. Zaczął pokrywać twarz drobnymi
pocałunkami. Całował prawie wszędzie. Czoło u nasady włosów, policzki,
okolice uszu, a nawet czubek nosa. Robił to tak długo, aŜ Merri zaczęło kręcić się
w głowie. Jednego była boleśnie świadoma. Całował ją wszędzie z wyjątkiem
warg. Było to dla niej trudne do zniesienia.
– O co chodzi? – zapytał szeptem, wyczuwając jej zawód. – Powiedz,
czego chcesz.
W Ŝaden sposób nie powinna dopuścić do tego, by ją uwiódł. Zebrała resztę
siły i odsunęła się od Logana.
Skupił teraz uwagę na jej szyi. Merri przypomniała sobie wczorajszy
wieczór, kiedy to zgasiła światło na schodach, przekonana, Ŝe Logan poszedł do
siebie. Zaskoczył ją, gdyŜ niepostrzeŜenie znalazł się tuŜ za jej plecami. Dłońmi
mocno przycisnął piersi, a wargami pieścił kark. A potem robił takie rzeczy, Ŝe...
Na samo wspomnienie pod Merri ugięły się nogi. Zaczęła drŜeć na całym ciele.
– Chodźmy do łóŜka – zaproponował.
– Na dole drzwi są otwarte. Ktoś moŜe wejść.
– Nikt nie wejdzie. Mamy dla siebie wiele czasu. Nie mógł tego wiedzieć.
Powoli zbliŜył wargi do jej ust i złoŜył na nich upragniony przez nią pocałunek.
Merri zaczęła tracić przytomność.
Kiedy się ocknęła, leŜała w poprzek łóŜka. Logan przytrzymywał ją
dłońmi, tak jakby obawiał się, Ŝe mu ucieknie. Czuła na sobie słodki cięŜar jego
ciała. Wiedziała, Ŝe to, co zaraz się stanie, jest nieuniknione.
Chyba miał rację. Być moŜe powinni kochać się do szaleństwa, aby do dna
wypalić poŜądanie. Potem mogliby spokojnie Ŝyć dalej, kaŜde swoim Ŝyciem, nie
niszcząc nawzajem własnych egzystencji.
W wyniku niemej obopólnej zgody ich pierwszy pocałunek dał początek
szaleństwu. Nie zwaŜając na nic, całowali się i pieścili. Zachowywali się tak,
jakby nie byli z sobą od dawna.
Z jękiem poŜądania Logan odwrócił się na plecy i wciągnął na siebie Merri.
Zdjęła z niego bawełnianą koszulkę. Dotykała teraz jego obnaŜonego ciała.
Szybko pozbyli się reszty ubrań.
Przesunął dłonią po jej nagim ciele.
– Wcale nie wyglądasz na kobietę, która rodziła, a co dopiero na matkę
nastolatka – szepnął.
Nie mogła powiedzieć o nim czegoś podobnego. Logan wyglądał jak
doświadczony wojownik. Oprócz blizny na policzku miał inne ślady walk na
ciele. Całowała teraz pamiątki po bitwach i potyczkach, co podniecało go jeszcze
bardziej.
Pieściła dłońmi bliznę na prawym biodrze. Merri wiedziała, Ŝe gdyby kula
trafiła trochę wyŜej, Logan zostałby kaleką na całe Ŝycie. Gdyby weszła w ciało
jeszcze wyŜej, Faith nie miałaby juŜ obu synów.
O cierpieniu Logana, o tym, Ŝe tak młodo umiera z dala od domu, Merri
starała się nigdy nie myśleć. Teraz nagle wróciły wszelkie obawy. Jak kule
ugodziły ją z ogromną siłą. DrŜąc na całym ciele, przytuliła twarz do gładkiego,
napiętego brzucha kochanka.
– Merri... To szaleństwo, co ze mną wyczyniasz – jęknął.
Nie odwaŜyła się odezwać. Bała się, Ŝe da po sobie poznać, czym dla niej
stały się jego blizny. Przesunęła dłoń w dół brzucha Logana. Od pieszczot,
którymi teraz go obdarzyła, zrobił się nieprzytomny z poŜądania.
Oddychał cięŜko i nierówno. Obejmując dłońmi głowę Merri, wygiął ciało
w łuk. Czuła, jak wielkie wraŜenie wywierają na nim jej pieszczoty. Napawało to
ją radością.
– Chcę być wewnątrz ciebie – szepnął. – A zarazem widzieć cię dobrze.
Ona teŜ tego pragnęła. Radości bycia razem, pieszczot i palącego,
poŜądliwego wzroku.
Opadła ostroŜnie na Logana. Starała się teraz zaspokoić jego nienasycony
głód. Nie mówiła nic. Obserwowała tylko pasję i poŜądanie odbijające się na jego
twarzy. Milczała takŜe dlatego, Ŝe nie chciała słowami zakłócać uroku chwili.
Jeśli jest to ich ostatnie zbliŜenie, będzie pamiętała je do końca Ŝycia.
Wykonywała ruchy powolne, jak azjatycka tancerka. Usłyszała, Ŝe oddech
Logana staje się szybszy i głośniejszy. Zacisnął mocno ręce na jej biodrach,
zachęcając do przyspieszenia egzotycznego tańca.
To, co po chwili nastąpiło, przypominało burzę. Błyskawicę i grzmot.
Obojgu zabrakło tchu w piersiach. A kiedy Merri poczuła w swym ciele ostatnie
ruchy Logana, poddała się ogarniającej ją ekstazie. Po chwili opadła na wilgotną
męską pierś.
Milczeli. To, co się stało, było nieuniknione. Oboje o tym wiedzieli.
Logan odchrząknął niepewnie.
– Nie moŜemy Ŝyć razem – zaczął. – Ale jak, do diabła, mamy Ŝyć bez
siebie?
Usłyszał, Ŝe Meredith, a właściwie Merri, nabiera powietrza. Milczała
jednak dalej. Dlaczego nic nie mówi? Zastanawiał się Logan. To jasne. Nie
potrafiła odpowiedzieć na jego pytanie.
Wsunął rękę w jej krótkie włosy. MoŜe powinien powiedzieć, Ŝe mu na niej
zaleŜy? Wiedziała przecieŜ o tym, ale gdyby powiedział jej...
Z dołu dobiegły ich jakieś odgłosy. Merri podniosła głowę. Nasłuchiwała.
– Mamo, jesteś w domu? Wróciłem.
Zmartwiała. Zaraz potem jednak wysunęła się z ramion Logana i szybko
wstała z łóŜka. Z przeraŜoną miną zbierała swoje rzeczy. Dobiegła do drzwi.
– Ubieraj się lub zamknij drzwi od wewnątrz! – szepnęła do Logana.
Opuściła jego sypialnię.
Uniósł się na łokciu. Zza zamkniętych drzwi słyszał dalsze stłumione
wołanie Danny’ego. Od strony pokoju Merri dobiegały odgłosy otwieranych
nerwowo szuflad komody. Widocznie ubierała się w pośpiechu.
Ich weekend dobiegł końca. Bez jakiejkolwiek nadziei na przyszłość.
Czy tym razem los będzie im sprzyjał? Logan chciałby to wiedzieć. Usiadł
na łóŜku. W tej chwili usłyszał głos Merri dochodzący z holu na piętrze:
– Danny? Synku, to ty?
PrzecieŜ wie, Ŝe to jej dzieciak, pomyślał Logan. Dlaczego więc pyta? A co
innego mogłaby powiedzieć? Prawdę? I co dalej?
– Stary, za duŜo myślisz – powiedział do siebie pod nosem, przecierając
twarz i sięgając po dŜinsy. Musiał się ubrać i jakoś przetrwać do końca ten dzień.
Ale jak pozbędzie się zapachu Merri i smaku jej ust? Jak uda mu się
przestać o niej myśleć?
Idąc po schodach w dół, usiłował odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Usłyszał podniecony głos Danny’ego:
– ...i było zimno. Najbardziej podobała mi się przejaŜdŜka łodzią w górę
Missisipi. Widzieliśmy mnóstwo ciekawych rzeczy. Stare plantacje i małe domki
na wodzie zbudowane na słupach telefonicznych.
– Na palach – poprawiła Merri.
– Czy one gniją? – chciał się dowiedzieć Danny. Są odpowiednio
impregnowane.
– Mamo, skąd o tym wiesz?
– Wiem.
– Co robiłaś, kiedy mnie nie było?
– Nic interesującego. Pracowałam. Sprzątałam.
– Och, niepotrzebnie pytałem. Powinienem wiedzieć. Przepraszam.
A ja przepraszam, Ŝe podsłuchiwałem, pomyślał Logan. Merri kłamała
przekonująco. Przychodziło jej to z duŜą łatwością. Zbyt duŜą.
– Stryjku Loganie! – zawołał podniecony Danny. – Co u ciebie? Widziałem
cięŜarówkę przed domem. Sądziłem, Ŝe jesteś w polu z Shermanem.
– Niedawno skończyłem papierkową robotę, a potem uciąłem sobie małą
drzemkę.
– Danny, mój ty wielki podróŜniku, daj mi rzeczy, które miałeś z sobą –
odezwała się Merri do syna. – Miałam właśnie zabrać się do pieczenia ciasta, bo
twoja babcia niedługo wróci. Och, przecieŜ nie wiesz, co tutaj się stało.
Logan czuł się fatalnie. Nie wiedział, co z sobą począć. Merri opowiedziała
synowi o wypadku Stana Shirleya. Rozmawiali jak dobrzy przyjaciele. Logan
sięgnął po piwo. W tej chwili otworzyły się drzwi kuchni. Ukazała się w nich
roześmiana twarz pani domu.
– Wcześnie wróciłaś – zauwaŜył Logan.
– Dzień dobry. – Faith podała synowi torbę. – Hej, Danny, Merri, jak się
macie?
Ucałowała synową i uściskała wnuka. Logan nie potrafił sobie
przypomnieć, kiedy matka po raz ostami jego tak wylewnie witała. Zawsze
okazywała radość tylko na widok Bretta. Logan przecieŜ nie lubił okazywania
czułości. Był twardym facetem, głową rodziny. Czemu jednak dziś poczuł ukłucie
zazdrości? Dlaczego zachowanie się matki tak bardzo go zabolało?
– Merci – ciągnęła Faith – po naszej rozmowie przez telefon Stan miał
wyrzuty sumienia. Nalegał, Ŝebym wcześniej wróciła do domu. I miał rację. Moja
droga, wyglądasz, jakbyś nic nie jadła od dwóch dni. A ty, chłopcze – zwróciła się
do Danny’ego, z czułością mierzwiąc mu włosy – dam głowę, Ŝe przez cały
weekend Ŝywiłeś się tylko hot dogami.
– Wczoraj na lunch jadłem smaŜonego aligatora – odparł uszczęśliwiony
chłopiec.
Faith i Merri wydały okrzyki grozy. Logan obserwował w milczeniu tę
scenę. Z łatwością wyobraził sobie całą trójkę za pięć lub nawet dziesięć lat. Sam
jednak nie widział tu miejsca dla siebie. Uprzytomniwszy to sobie, poczuł się
jeszcze gorzej.
Nie zauwaŜony przez nikogo, postawił torbę matki na podłodze i wymknął
się z kuchni. Wyszedł przed dom. Ostre popołudniowe światło sprawiło, Ŝe
skrzywił twarz.
Przez całe Ŝycie czuł się w rodzinie jak piąte koło u wozu. To Brett dawał
się lubić, a on pozostawał zawsze twardym, mało sympatycznym facetem.
Nadal nic nie uległo zmianie. To, co łączyło go z Merri, juŜ się nie liczyło.
Dlaczego nie był lubiany? Czemu wyłączano go z uciech i wspólnych
zabaw?
– Logan?
Zatopiony w ponurych myślach nie usłyszał, Ŝe Merri idzie za nim. Na
dźwięk jej miękkiego głosu jego serce zaczęło szybciej bić z radości. śeby się
opanować, zacisnął dłonie w pięści.
– Czemu opuściłaś wesołą kompanię? – zapytał.
– Twoja mama poszła na górę, Ŝeby się rozpakować. A Danny zaraz
weźmie prysznic. – Merri podeszła bliŜej Logana. – Dobrze się czujesz?
– A ty?
– Nie najlepiej.
– Nie znam się na tym, ale uwaŜam, Ŝe świetnie grasz swoją rolę. Powitałaś
ich z prawdziwą radością. Było to przekonujące przedstawienie.
– Chodź do środka, proszę. Będą się zastanawiali, dlaczego wyszedłeś.
– Nie będą. A ponadto nie potrafię tak dobrze udawać jak ty.
Merri miała dość tego gadania. Ujęła się pod boki.
– Co przychodzi ci do głowy? Dlaczego wygadujesz takie rzeczy?
Próbuję...
– Kto prosił cię o to? – warknął Logan. Był zły, Ŝe nadal reaguje na bliskość
ciała Merri. – Idź sama do domu i bądź, złotko, idealną matką i synową. Nikt nie
prosi cię o nic więcej.
Jeszcze nigdy nie widział aŜ takiej bladości na jej twarzy. Skóra na twarzy
Merri stała się niemal popielata. Przez chwilę Loganowi nawet wydawało się, Ŝe
widzi łzę, która zabłysła na jej gęstych rzęsach. Merri szybko jednak opanowała
się, odwróciła na pięcie i bez słowa weszła do domu.
A więc wszystko wróciło do normy.
– Wspaniale – mruknął pod nosem do siebie Logan. – Wspaniale.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
– To mój tuńczyk z chlebem. – Maggie wyjęła tackę z rąk Merri.
– Twój? – Merri rozejrzała się wokoło. Napotkała pełen wyrzutu wzrok
Angela. – Więc gdzie jest mój? PrzecieŜ go zamówiłam.
– Twój tuńczyk miał być z bułką – odparł szef. – Jest tutaj. – Angel
postawił na kontuarze tackę z rybą.
Merri potarła czoło. Co się z nią działo? PrzecieŜ wiedziała, Ŝe do drugiego
stolika zamówiono tuńczyka z bułką.
– Przepraszam. – Uśmiechnęła się do szefa.
– Nie przepraszaj, lecz weź się w garść. Od dłuŜszego czasu chodzisz jak
nieprzytomna. Jesteś pewna, Ŝe nic ci nie dolega? MoŜe jesteś chora?
– Bolą mnie tylko nogi – odrzekła Merri.
Czuła się źle, lecz nie potrzebowała niczyich dobrych rad i współczucia.
Ani jej szef i koleŜanki z pracy, ani nikt inny w Rachel nie musiał wiedzieć, Ŝe od
kilku tygodni Ŝyje w stałym napięciu. Logan zachowywał się po staremu. Bez
reszty oddawał się pracy i robił wszystko, by jak najrzadziej bywać w domu. A
kiedy juŜ się w nim znajdował, unikał Merri. Faith zauwaŜyła zachowanie się
syna. Pewnego dnia zapytała Merri, czy wszystko jest w porządku.
– MoŜe pokłóciliście się w drodze do pracy? Wiem dobrze, Ŝe Logan
potrafi być uparty.
– Faith, nie rozmawialiśmy rano – wymijająco odparła Merri.
Jedynie Danny potrafił udobruchać stryja. Gdy odkrył w stodole stare
gimnastyczne cięŜarki, Logan pokazał mu, co z nimi robić. Przez parę dni z rzędu
wcześnie wracał z pracy i uczył bratanka oraz Larry’ego rutynowych ćwiczeń.
Merri z aprobatą przyjęła postępowanie Logana. Szybko jednak miała dość
wysłuchiwania pochwał obu chłopców pod jego adresem. Była zmęczona
ciągłym udawaniem, Ŝe między nią a Loganem nic się nie wydarzyło. Do
szaleństwa doprowadzały ją noce, kiedy to godzinami leŜała bezsennie,
odtwarzając w myślach pocałunki i pieszczoty Logana.
Tęskniła jednak nie tylko do seksualnych przeŜyć. Brakowało jej odczucia,
które wywoływała bliskość tego męŜczyzny. Podczas pamiętnego weekendu
czuła się przy nim bezpiecznie. Było to dla Merri zupełnie nie znane doznanie.
Nigdy w Ŝyciu nie była od nikogo zaleŜna. Pomagała Brettowi, bo była od niego
silniejsza, a on jej potrzebował. Czemu więc nagle wszystko się zmieniło?
Dlaczego teraz pragnęła opieki ze strony Logana?
To szaleństwo, pomyślała po raz chyba dziesiąty. Jeśli nie weźmie się w
garść, rozchoruje się na dobre. Ostatnio, mimo Ŝe i tak była bardzo szczupła,
straciła sporo na wadze. Nic dziwnego. Nie miała apetytu i spędzała bezsenne
noce.
– Merri, dziewczyno, co się z tobą dzieje? Jeśli nadal będziesz wydawała
klientom resztę z dwudziestu dolarów zamiast z dziesięciu, puścisz mnie z
torbami – jęczał Angel. – Zbankrutuję przez ciebie, zanim upłynie miesiąc.
Merri jak urzeczona wpatrywała się w pieniądze leŜące na dłoni. Co dalej
będzie ze mną? Zastanawiała się zgnębiona.
Pod koniec pory wydawania lunchu przestała w ogóle myśleć. Jedną z
kelnerek zwolnił Angel z waŜnych rodzinnych powodów, druga była chora, tak
więc Merri z Corinne były zmuszone obsługiwać dodatkowo stoliki nieobecnych
koleŜanek. Przez półtorej godziny pracowały jak szalone.
Kiedy wreszcie kawiarnia zaczęła pustoszeć, Corinne wręczyła Merri
szklankę mroŜonej herbaty.
– Pij – poleciła.
Merri zaschło w gardle. Była wdzięczna Corinne za przyjacielski gest.
Herbata była bardzo przesłodzona.
– Och, Corinne, dlaczego wsypałaś tyle cukru?
– Pij i nie grymaś. Potrzebna ci energia.
– Jeśli to wypiję, na pewno zachoruję.
– Zachorujesz, jeśli tego nie wypijesz – odparła Corinne. ZwilŜyła
serwetkę i przyłoŜyła ją do twarzy Merri. – Złotko, co z tobą? Jesteś cała
rozpalona.
– Nie przejmuj się mną.
– Merri, ty naprawdę fatalnie wyglądasz. Na twoim miejscu wybrałabym
się niezwłocznie do lekarza. W dzisiejszych czasach jest tyle róŜnych chorób, Ŝe
trzeba bardzo uwaŜać na siebie.
Do lekarza? Powinna jak najszybciej pójść z Dannym do dentysty, a takŜe
kupić mu nowe ubrania, bo rósł jak na droŜdŜach. Oszczędzała ponadto na zakup
samochodu. Jeśli jeszcze bardziej zaciśnie pasa, moŜe uda się jej wejść w
posiadanie własnego pojazdu jeszcze przed BoŜym Narodzeniem. Wybrała juŜ
sobie nawet uŜywany samochód, przeznaczony do sprzedaŜy i stojący na
parkingu po drugiej stronie ulicy, naprzeciw kawiarni Angela. Wyglądał solidnie.
Powinien spełniać swoje zadanie, to znaczy wozić ją do miasta i z powrotem
dopóty, dopóki nie będzie jej stać na coś lepszego. Dzięki własnemu środkowi
lokomocji będzie mogła unikać jazdy z Loganem i jego zimnych spojrzeń. Jej
Ŝ
ycie stanie się lŜejsze, będzie mniej codziennych napięć.
– Pójdę wcześnie do łóŜka – powiedziała do Corinne. – Obiecuję. I dobrze
się wyśpię.
Uniosła ponownie szklankę z herbatą do ust, lecz jej Ŝołądek odmówił
posłuszeństwa.
– Co ci jest? – spytała zaniepokojona Corinne.
– Jestem trochę...
Nagle cała sala zaczęła wirować przed oczyma Merri. Herbata wylewała
się z trzymanej przez nią szklanki. Dobiegło ją jeszcze wołanie:
– Merri!
Straciła przytomność.
Logan wsiadł do samochodu. Uruchomił silnik i ruszył jak szalony.
Odległość między firmą a szpitalem miejskim pokonał w rekordowym czasie.
Zatelefonowano do niego z kawiarni Angela z wiadomością, Ŝe Merri zemdlała
przy pracy, a wezwana karetka zabrała ją do szpitala.
Był przeraŜony. BoŜe, co stało się Merri? Kiedy w pośpiechu parkował
samochód przed szpitalem, serce biło mu jak szalone. MoŜe jest powaŜnie chora?
Nie mógł nawet o tym myśleć.
Jak burza wpadł do holu. Podbiegając do recepcji, dostrzegł Angela. Stary
człowiek miał przestraszoną minę.
– Co się stało? – spytał go Logan ostrym tonem.
– Zemdlała.
– Dlaczego?
– Niech się pan uspokoi. Nie wiem. Nie jestem lekarzem.
– Pracuje u pana. Obserwuje ją pan przez całe dni. Powinien pan wiedzieć.
Zza naroŜnika wyszedł straŜnik i popatrzył na głośno rozmawiających
męŜczyzn. Na jego widok Logan oprzytomniał. Cofnął się o krok i nabrał głęboko
powietrza, Ŝeby się uspokoić. Jeszcze by tego brakowało, Ŝeby go stąd wyrzucili.
Musi dowiedzieć się, co dolega Merri.
– Wyglądała na zmęczoną. Była blada – powiedział Angel, ściskając
czapkę w ręku.
Loganowi zrobiło się Ŝal starego człowieka.
– Wiem.
Wiedział, lecz rozmyślnie to ignorował. Sam czuł się okropnie, pracował
przy tym jak opętany. Litując się nad sobą, równocześnie pragnął odwetu. śeby
Merri teŜ męczyła się podobnie jak on.
– Pewnie to tylko wyczerpanie – ciągnął Angel. – MoŜe powinienem
zadzwonić do pani Powers? Moja druga kelnerka mówiła, Ŝe Merri chciała...
– Nikt nie będzie zawiadamiał mojej matki, dopóki nie dowiem się, co jej
dolega – oświadczył stanowczo Logan.
Był prawie pewien, Ŝe matki nie ma w domu. O tej porze odwiedzała
zazwyczaj Stana Shirleya. Wprost od niego jeździła do szkoły po Danny’ego, a
potem zabierała Merri. Tak czy inaczej, niedługo trzeba będzie się z nią
skontaktować. W przeciwnym razie pojedzie do kawiarni, a tam ktoś obcy powie
jej, co się stało.
Logan usiłował zaplanować następne posunięcie. Trzeba było takŜe zająć
się Dannym.
– Logan! Dzięki Bogu!
TuŜ za plecami usłyszał głos matki. Odwrócił się w jej stronę.
– Skąd się tu wzięłaś? – zapytał zdumiony.
– Mike LeBlanc przez policyjne radio usłyszał o wypadku. Zadzwonił do
mnie, gdy byłam u Stana. Co jej się stało?
– Jeszcze nic nie wiadomo. Czekamy na informacje. Zemdlała w pracy.
Do Faith podszedł Angel.
– Pani Powers, od razu wezwaliśmy karetkę.
Logan poprowadził matkę w kąt holu i posadził na plastykowym krześle.
Na szczęście, w pobliŜu nie było nikogo.
– Co z Dannym? – zapytał.
– Mike obiecał, Ŝe zabierze go ze szkoły. To dobry człowiek. Dlaczego
wszystkie złe rzeczy przydarzają się przyzwoitym ludziom?
Loganowi nie podobało się rozumowanie matki. Postanowił skierować jej
myśli na inne tory.
– Danny usłyszy, Ŝe stało się coś złego.
– Mike przecieŜ wie, jak postępować w takich wypadkach.
Jeszcze chwila, a Faith zacznie namawiać Meredith do umawiania się z tym
facetem, uznał Logan. Stanął mu przed oczyma obraz ich obojga. Ze złością
zacisnął zęby i zaczął nerwowym krokiem przemierzać hol. Angel usiadł obok
Faith. Logan usłyszał, Ŝe rozmawiają o kiepskim wyglądzie Merri. Czuli się
winni, Ŝe wcześniej się nią nie zajęli. Logan zaklął pod nosem. On sam nie będzie
wygadywał podobnych rzeczy. Meredith była dorosła, odpowiadała za siebie. W
miarę dalszych rozmyślań poczuł się jeszcze gorzej.
Zza rogu sali wyszła pielęgniarka. Popatrzyła na czekających. Zatrzymała
wzrok na Loganie.
– Pan Powers?
– Tak.
– Proszę ze mną. MoŜe pan zobaczyć chorą.
– Ja teŜ mogę iść? – spytała Faith, podnosząc się z krzesła.
– Chyba tak.
Weszli za pielęgniarką do małego pokoju. Na łóŜku leŜała Merri.
Loganowi wydawało się, Ŝe śpi. Wyglądała bardzo młodo. Była okropnie blada.
Z trudem powstrzymał się, by nie podbiec do łóŜka. Do chorej podeszła
Faith. Ujęła ją za rękę.
– Kochanie, jestem przy tobie – powiedziała cicho. – Logan teŜ tu jest. Czy
mnie słyszysz? Napędziłaś nam porządnego strachu, ale wszystko będzie dobrze.
Powieki Merri uniosły się powoli. Chora popatrzyła na Faith, a zaraz potem
na Logana, który stanął obok łóŜka.
W oczach leŜącej zauwaŜył błysk radości. Na ten widok zapragnął
natychmiast wziąć ją w objęcia.
Energicznym krokiem wszedł do pokoju młody lekarz.
– Och, to świetnie, Ŝe państwo tu są. – Spojrzał na Logana. – Pan Powers? –
zapytał.
– Tak – odparł Logan. Szybko jednak zdał sobie sprawę z tego, Ŝe lekarz
bierze go za męŜa chorej. – To znaczy...
– Jestem jej teściową, panie doktorze – odezwała się Faith.
– A ja szwagrem – dokończył Logan. Chciał jak najszybciej wyjaśnić
sprawę, Ŝeby nie było nieporozumień.
– Och, myślałem... W kaŜdym razie sądzę, Ŝe mogę pozwolić sobie na
gratulacje – oznajmił młody lekarz.
– To znaczy, Ŝe moŜemy zabrać ją do domu? – spytał Logan. Kiedy
zobaczył uśmiech na twarzy lekarza, kamień spadł mu z serca.
– Tak. Ale, panie Powers, miałem na myśli to, Ŝe niedługo stanie się pan
wujem lub stryjem.
Pół godziny później, siedząc w cięŜarówce Logana, Merri nadal była w
szoku.
Jest w ciąŜy? To niemoŜliwe. A jednak prawdziwe.
Logan był wściekły.
Siedział wyprostowany, zaciskając palce na kierownicy. Merri zapragnęła,
Ŝ
eby popsuł się samochód. Wtedy nie będzie musiała jechać dalej. I stanąć twarzą
w twarz z teściową.
A takŜe spojrzeć na Danny’ego.
BoŜe, jak wytłumaczy to synowi?
Umysł Merri pracował gorączkowo. Była wdzięczna Loganowi za
milczenie. Od chwili wyjścia ze szpitala nie odezwał się ani słowem.
Lekarz wypuścił ją pod warunkiem, Ŝe w domu natychmiast się połoŜy.
W domu. Merri westchnęła głęboko. Czy w istniejących warunkach miała
jeszcze dom?
– Będzie lepiej, jeśli od razu zaczniesz krzyczeć na mnie – powiedziała do
Logana, zamykając oczy. – Kiedy dotrzemy na miejsce, będę musiała stawić
czoło nie trzem, lecz dwóm osobom.
– Mówiłaś, Ŝe to niemoŜliwe – odezwał się nagle.
– Jest niemoŜliwe. To znaczy: było.
– A więc się myliłaś.
Piękne dzięki, doktorze Einstein, za pańską diagnozę! Merri nie mogła
uwierzyć w to, co się stało.
– Jutro z samego rana umówię się na ponowne testy – oznajmiła. – Musieli
się pomylić.
– Od dawna źle się czułaś.
Dziwne, Ŝe to zauwaŜył.
– Potrzebuję więcej witamin.
– Samochodowi nadającemu się do kasacji nie wystarczy wyklepanie
nadwozia.
– Nie bądź taki sarkastyczny.
– Do diabła, zrozum wreszcie, Ŝe jestem wstrząśnięty! – warknął. – Mam
czterdzieści pięć lat i jestem człowiekiem samotnym. A tu nagle dowiaduję się, Ŝe
będę ojcem!
– Wujem lub stryjem.
W odpowiedzi Logan rzucił Merri mordercze spojrzenie.
– Pomyśl, jak ja się czuję – jęknęła.
– Nie pojmuję, jak mogłaś nie zauwaŜyć braku comiesięcznych,
regularnych dolegliwości.
– Z prostego powodu. Nigdy nie miałam regularnych menstruacji!
– Czy to powaŜny problem?
– Chyba nie. Lekarz uwaŜał, Ŝe to mógł być rezultat złego odŜywiania się w
okresie dojrzewania. Przykro mi, iŜ się nie zorientowałam, Ŝe coś jest nie w
porządku. śałuję, Ŝe zaszłam w ciąŜę.
Zajechali przed dom. Przed wejściem do środka Merri się zawahała. Logan
przytrzymał ją za rękę.
– Znów robi ci się słabo?
– Tak. Na myśl, Ŝe muszę tam wejść. Brak mi odwagi.
– CiąŜa to nie tylko twoja sprawa. Nie staniesz przed nimi sama.
Słysząc te słowa, Merri doznała kolejnego wstrząsu. Faith i Danny czekali
na dole. Teściowa odwróciła wzrok. Chłopiec podbiegł i uściskał matkę.
– Mamo, wyglądasz okropnie.
– Dzięki za miłe słowa. Widzę, Ŝe umiesz podtrzymać mnie na duchu.
– Jak się czujesz? Babcia powiedziała mi tylko, Ŝe zemdlałaś w kawiarni i
musisz odpocząć.
Merri zachciało się nagle płakać.
– Muszę ci, synku, coś wyznać – zaczęła niepewnie.
– Mów, nie bój się. Jesteśmy przecieŜ dobrymi kumplami.
– Będę miała dziecko.
Oczy Danny’ego rozszerzyły się ze zdumienia.
– To niemoŜliwe.
Merri nie była w stanie dalej mówić. Logan ją wyręczył.
– To moje dziecko – oznajmił.
Merri wyciągnęła rękę w stronę zaskoczonego syna.
– Przykro mi, Ŝe cię zmartwiłam.
– Zmartwiłaś? Stanę się pośmiewiskiem całej szkoły!
– zawołał chłopiec. – Wszyscy zobaczą, jak stajesz się gruba jak bela!
– Dan, zachowuj się przyzwoicie – upomniał go Logan.
– Nie jesteś moim ojcem! I nigdy nim nie będziesz!
– wykrzyknął Danny. Odwrócił się i wybiegł z pokoju.
– Twoja kolej – powiedział Logan do matki.
– Nie potrafię opisać tego, co czuję – oznajmiła Faith. Wyglądała na
wstrząśniętą.
– Logan, daj spokój matce – odezwała się Merri. – Jest zgnębiona. Ma
pełne prawo...
– Zgnębiona? Jestem oburzona. Merri, zawiodłaś moje zaufanie! –
wykrzyknęła Faith.
– W jaki sposób?
– Jesteś Ŝoną Bretta!
– Byłam. Ale owdowiałam. Kochałam go, Faith. Ale do grobu za nim nie
pójdę. Jestem ci jednak winna przeprosiny. Za moje stosunki z Loganem.
– Jakie stosunki? PrzecieŜ warczycie ciągle na siebie lub się nie odzywacie.
Domyślam się, kiedy to się stało. A ja, głupia, martwiłam się o to, Ŝe zostawiam
was samych. Nastolatki sprawiają mniej kłopotu!
– Daj spokój, mamo – odezwał się Logan.
– Jeszcze nigdy nie byłam tak rozczarowana jak w tej chwili.
– CzyŜby? – Logan uniósł brwi. – A potajemna ucieczka do Kanady twego
ukochanego syna?
– To przeszłość. O czym jeszcze powinnam się dowiedzieć? MoŜe o
aborcji?
– Nie! Nigdy! – wykrzyknęła Merri. Odwróciła się szybko do Logana.
Pragnęła, by ją zrozumiał.
– To jedno przynajmniej jest pocieszające. – Głos Faith stał się mniej ostry.
– Jest jeszcze coś – odezwał się Logan. – OŜenię się z Meredith.
Logan czekał przed drzwiami łazienki.
– Źle się czujesz? – spytał.
– Trochę kręci mi się w głowie.
Wszedł do środka, zwilŜył ręcznik zimną wodą, wykręcił i podał Merri.
– Zrób sobie kompres. Poczujesz się lepiej.
– Skąd ta nagła troskliwość? Przestań mnie szokować. Zbyt duŜo się działo
jak na jeden dzień.
– Próbuję ci pomóc.
– Propozycja małŜeństwa ma być pomocą? Twoja matka ma rację. Bez
przerwy na siebie warczymy. Sądzisz, Ŝe w takiej atmosferze zechcę urodzić
moje dziecko?
– Nasze. Zmienimy się. Oboje.
– Logan, prawdopodobnie nie uda mi się donosić tego dziecka. Po co więc
małŜeństwo?
Ogarnęła go nagła panika.
– Nawet o tym nie myśl.
– Muszę się połoŜyć.
Usiadł przy łóŜku. Na czole Merri połoŜył mokry ręcznik.
– Wyjdziesz za mnie.
– Co będzie, jeśli ucieknę?
– Nie zrobisz tego Danny’emu ani naszemu dziecku. Zadbam o ciebie. O
was wszystkich.
– PrzecieŜ się nie kochamy!
Merri nerwowo obracała obrączkę. Zdecydowanym ruchem Logan
ś
ciągnął ją z jej palca.
– Jutro kupię ci pierścionek.
– Jutro idę do pracy.
– Nie.
Logan nachylił się nad Merri.
– Dobrze nam z sobą w łóŜku. To duŜo. Więcej niŜ mają inni. Meredith,
pragnę tego dziecka. Pragnę takŜe ciebie. Daj mi szansę.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Ś
lub był skromny. Logan pozałatwiał wszystkie formalności i wiele innych
spraw. W firmie pracował jeszcze cięŜej niŜ zwykle.
Był obecny na pierwszej wizycie Merri u lekarza, który zalecił jej wiele
wypoczynku. Logan chciał, Ŝeby rzuciła pracę w kawiarni. Merri nie zgodziła się
jednak zostawić Angela na lodzie i pomagała mu aŜ do dnia ślubu, to jest do
ostatniego dnia sierpnia, dzięki czemu zdołał znaleźć odpowiednie zastępstwo.
Logan kupił ślubną suknię dla Merri. Patrzył teraz na nią, jak stała
pomiędzy Shermanem, który był świadkiem, a proboszczem, zadowolony ze
swego zakupu. Kiedy w domu nie było nikogo, zajrzał do szafy Merri i sprawdził,
jakiego rozmiaru są jej ubrania. Potem kupił bladoniebieską suknię, która mu się
podobała. Wiedział, Ŝe gdyby tego nie zrobił, Merri pojawiłaby się przed
ołtarzem w dŜinsach i zwykłej bluzce.
A tak wyglądała romantycznie i bardzo kobieco.
– Chcesz zrobić ze mnie tradycjonalistkę – powiedziała do Logana.
Zobaczył jednak, Ŝe często zerka w lustro i z zadowoleniem przygląda się własnej
sylwetce.
Na jej policzki wystąpiły rumieńce, kiedy Logan nakrył ją na podziwianiu
małego bukiecika stokrotek i białych frezji. O tej porze roku nie moŜna było
zdobyć innych, polnych kwiatów. Pasowały doskonale do małej buntowniczki,
znacznie bardziej niŜ róŜe i goździki.
Moja Ŝona. Logan odetchnął głęboko. Był zadowolony. Rebeliantka
naleŜała do niego.
Po raz pierwszy w Ŝyciu Logan poczuł przedsmak szczęścia. Co czujesz w
stosunku do mnie? Zapytywał wzrokiem dopiero co poślubioną kobietę.
Nie przejmował się tym, Ŝe Merri zachowywała się tak, jakby wbrew jej
woli do czegoś ją zmuszano. Nauczy ją godzić się z odrobiną zaleŜności od niego.
Stanowili teraz zespół. DruŜynę. Nie, byli partnerami. PrzecieŜ to obiecujący
początek. Od zbyt wielu lat rodzina Logana przeŜywała złe chwile. To samo
dotyczyło bliskich Merri. Oboje nie dojrzewali w normalnych warunkach.
Potrzebny był im teraz prawdziwy dom. Logan był przekonany, Ŝe potrafią go
stworzyć.
Logan skończył rozmawiać przez telefon i wrócił do kuchni. Jego matka
owijała pokrojoną szynkę w plastykową folię. Sięgnął ręką i szybko chwycił
kawałek wędliny.
– Dobrze, Ŝe ktoś w tym domu ma apetyt – zauwaŜyła Faith, nie
przerywając pracy. – Mówiłam ci, Ŝe nie było trzeba przygotowywać aŜ tyle
jedzenia.
– Szynka, ziemniaczana sałatka i ciasto to niewiele. Zadowolony Sherman
wziął sobie niezłą porcję tych przysmaków do domu. Czy Dan zjadł coś, zanim
pobiegł do Larry’ego?
– Jak strzała pomknął na górę, Ŝeby się przebrać, i po chwili juŜ go nie
było.
Cierpki głos Faith sprawił, Ŝe Logan powiedział:
– Mamo, jeśli dla ciebie cała ta sytuacja stanie się nie do zniesienia,
wystarczy, Ŝe powiesz mi o tym. Natychmiast się wyprowadzimy.
Niedawno wykończył dom, ale go jeszcze nie sprzedał. Ludziom, którzy go
zamówili, nie udało się pozbyć poprzedniej siedziby. Wiedział, Ŝe Merri nie
spodoba się luksusowa willa, ale na okres przejściowy...
– Nie bądź śmieszny – odparła Faith. – Jak się będę czuła, mieszkając sama
w tak ogromnym domu?
– Będę się troszczył o ciebie. – Nachylił się i pocałował matkę w policzek.
– Przestań więc, proszę, ciągle mieć do nas pretensję.
Nie czekając na dalsze słowa matki, poszedł do Ŝony, która właśnie
zamknęła drzwi za ostatnimi gośćmi. Uśmiechnął się do niej czule.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
– Tak. Jak wiesz, proboszcz bardzo cię szanuje. Spodziewa się, Ŝe
zaczniemy chodzić do kościoła. Regularnie.
– Sprawi ci to kłopot?
– Nie. Ale z góry ostrzegam: nie zamierzam przyłączyć się do grona
matron, o których wspominał.
– Są za stare dla ciebie? – zaŜartował Logan. Miał ogromną ochotę
pocałować Merri.
– To plotkarki. Jest kilka takich kobiet, które regularnie przychodziły do
kawiarni Angela. Widziałam, czym się zajmowały. W dniu, w którym poczuję, Ŝe
przemieniam się w jedną z tych fałszywych świętoszek, pójdę zrobić sobie tatuaŜ.
– A czy ja będę mógł wybrać odpowiednie miejsce na twoim ciele? –
zapytał Logan.
– Przestań naśmiewać się ze mnie.
– Nie potrafię. Jesteś taka śliczna, kiedy marszczysz nosek.
– Jestem za stara, Ŝeby być śliczna. Och, Logan, co my robimy?
– Coś bardzo przyjemnego. Szybko się przekonasz. śycie toczy się dalej.
PrzeŜyjemy je najlepiej jak moŜna.
– Widziałam, jak Danny wybiegał z domu.
– Wiemy, dokąd poszedł. Wróci.
– Twoja matka nawet mnie nie uścisnęła po zakończeniu ceremonii.
– Chcesz, Ŝeby cię uściskać? No to podejdź bliŜej. Logan otoczył Merri
ramieniem.
– Wykazujesz anielską cierpliwość.
– Ty teŜ się starasz.
– Kupiłeś mi piękne kwiaty. Jeszcze ci nie zdąŜyłam za nie podziękować.
Sama nie wybrałabym ładniejszych.
– Wiem.
– Jak to się stało, Ŝe przedtem nie dałeś mi odkryć zalet twego charakteru?
Odpowiedź była prosta. Bo Merri nie znajdowała się w pobliŜu. A jeszcze
przedtem byli zbyt młodzi. Cierpliwości i tolerancji człowiek uczy się z czasem.
Wymagają dojrzałości. Nie była to jednak odpowiednia pora na filozofowanie.
– Bo przedtem nie nosiłaś mojego dziecka – odparł cicho. Przedtem Merri
nie nosiła takŜe jego obrączki.
Ich spojrzenia się spotkały. W głębokich oczach Merri Logan ujrzał
przyzwolenie, które sprawiło, Ŝe ogień ogarnął jego ciało. Tak bardzo pragnął
całować ją aŜ do utraty tchu. Wiedział jednak, Ŝe jeśli zacznie to robić, spędzą w
łóŜku wiele godzin.
– MoŜe pójdziesz na górę i przeniesiesz swoje rzeczy do mojego pokoju? –
zaproponował. Rozmawiali juŜ przedtem na ten temat i uzyskali zgodę Faith na
przekształcenie dawnej sypialni Bretta w pokój dziecinny. – Przyjdę zaraz do
ciebie. Muszę najpierw jeszcze załatwić kilka telefonów. Uprzątnąłem swoje
rzeczy, zrobiłem ci miejsce w szafie, ale jeśli będziesz potrzebowała więcej...
– Och, przestań. Wiesz świetnie, Ŝe jesteś pierwszym męŜczyzną na
ś
wiecie od czasów prehistorycznych, który ma za Ŝonę kobietę zdolną zmieścić
cały swój dobytek w jednej tylko torbie. – Przyciskając bukiet ślubny do piersi,
Merri wysunęła się z objęć Logana.
– WłóŜ, proszę, kwiaty do wody, Ŝebyś mogła zabrać je z sobą na górę.
– To dobry pomysł – odezwała się wchodząca Faith. Z kredensu wyjęła
niewielki kryształowy wazon i podała go synowej.
Merri podziękowała, napełniła wazon wodą i wstawiła do niego kwiaty.
Logan obserwował ją, jak idzie na górę. Jeszcze nigdy nie wyglądała tak
uroczo i ponętnie. Nie będzie mógł doczekać się wieczora, Ŝeby znaleźć się obok
Merri. Pragnął wziąć ją w ramiona, by poczuć realność ich związku.
– Mój BoŜe. – Do Logana dotarły pełne zdumienia słowa matki. – Łączy
was coś więcej niŜ tylko poŜądanie. Mam rację?
Logan wsunął ręce do kieszeni spodni i w odpowiedzi tylko uśmiechnął się
do matki.
– Wybacz, Ŝe pytam – mówiła dalej – ale jak długo to potrwa?
– Kto to moŜe wiedzieć? – Wzruszył ramionami. Faith zamyśliła się na
chwilę. Potem podeszła do syna i objęła go.
– Przepraszam, Ŝe zachowywałam się tak bardzo pruderyjnie.
– Nie ma sprawy. – Logan nie potrafił Ŝywić urazy do matki. – Dzięki za
pomoc, której nam udzieliłaś, kosztem twoich wizyt u Stana.
– On cię lubi. Wie, Ŝe Jane jest teraz szczęśliwa. Ale przy tobie czuje się
nieswojo. Czasami potrafisz być zimny i zachowywać się ze zbyt duŜą rezerwą.
– Mówiono mi to ostatnio, lecz w nieco inny sposób. – Logan rzucił okiem
w stronę schodów. – A co z tobą, mamo? Pozwolisz Stanowi, Ŝeby cię
uszczęśliwił?
– W moim wieku inaczej podchodzi się do takich rzeczy. Ale, uczciwie
przyznaję, kusi mnie to.
– To dobrze. Jeśli nie potrafisz działać szybko, rób wszystko powoli. –
Faith zbyt długo nie doceniała uroków Ŝycia. Podobnie jak Logan. Oboje byli
teraz tego w pełni świadomi.
Było juŜ późno, kiedy Merri wyszła z łazienki. Skierowała kroki do
sypialni Logana. Był to teraz ich wspólny pokój. Cicho zamknęła za sobą drzwi.
Logan juŜ na nią czekał. Zdenerwowana podeszła do łóŜka.
LeŜał i czekał na nią. To mój mąŜ. Merri zastanawiała się, ile czasu zajmie
jej przywyknięcie do tej myśli.
Był obnaŜony po pas. Merri przypomniała sobie, jak ją pieścił. Na myśl o
tym, co ją czeka, aŜ zadrŜała. Zesztywniałymi z wraŜenia palcami nie mogła
rozsupłać paska.
– Pomóc ci?
– Lepiej zgaś światło.
Mimo wszystko czuła się niepewnie. Peszyło ją spojrzenie Logana.
Zamiast zrobić to, o co prosiła, uniósł się na łokciu i sam rozluźnił jej
pasek. Pod białym jedwabnym kimonem nie miała na sobie niczego.
– Zdejmij – poprosił schrypniętym z wraŜenia głosem.
Kimono zsunęło się z ramion Merri. Poczuła na sobie płonący wzrok
Logana.
Odchylił kołdrę. PołoŜyła się obok niego. PołoŜył rękę na jej brzuchu.
– Nie mogę się doczekać, kiedy się powiększy.
Te słowa Logana zdumiały Merri. Była przekonana, Ŝe wszyscy męŜczyźni
nie lubią oznak ciąŜy. Brett pisał wiersze o przyszłym macierzyństwie Merri, lecz
równocześnie w miarę upływu czasu coraz bardziej unikał fizycznych zbliŜeń.
– Chyba mi nie wierzysz – szepnął Logan. Przesunął rękę niŜej. Merri
zamknęła oczy.
– Pragnę cię.
– To dobrze.
Poczuła na wargach gorące usta. W ciągu zaledwie paru sekund Logan
rozbudził jej poŜądanie. Był przy tym delikatny i czuły. Tych cech nigdy się u
niego nie spodziewała.
Pieścił ją łagodnie, a zarazem bardzo podniecająco. Jej piersi reagowały
silniej niŜ przedtem. MoŜe dlatego, Ŝe była w ciąŜy, a moŜe Logan wywołał to
swymi pieszczotami.
Przeciągnął językiem po nabrzmiałych sutkach. Merri zaczęła drŜeć na
całym ciele. Kiedy całował drugą pierś, marzyła, by jak najszybciej znalazł się w
niej.
Podniecona jęczała, czując ciepły oddech na brzuchu.
– Logan...
– Marzyłem o tym, Ŝeby być z tobą – szepnął. – Pozwól mi udowodnić, jak
bardzo...
Były to cudowne chwile. Wyjątkowa noc. Początek ich wspólnego Ŝycia.
Upłynęło nieskończenie wiele czasu, zanim Merri, przytulona do Logana,
powiedziała, Ŝe jest jej dobrze.
– Mnie teŜ tak było – odrzekł cicho.
– Istnieje powaŜna obawa, Ŝe będziesz mnie rozpieszczał.
– Potrafiłbym?
Merri zatrzymała wzrok na oprawionej w ramki fotografii nadmorskiego
krajobrazu. W głosie Logana wyczuła zaciekawienie. Zdecydowała się zapytać:
– Co matka opowiadała ci o naszym Ŝyciu?
– Niewiele. Nie pozwoliłem jej czytać mi twoich listów. Nie spoglądałem
nawet na wasze zdjęcie, które ustawiła na dole na widocznym miejscu.
– A ja starałam się nie zauwaŜać twojej fotografii ani medali. – Merri
spojrzała na Logana. – Sądzę, Ŝe musimy wiele dowiedzieć się o sobie.
– Chcę tego – odparł. – Pod warunkiem, Ŝe nie będzie mowy o moim
bracie.
– Ale znaczna część mego Ŝycia była związana z Brettem – zaprotestowała.
– Nie chcę o tym słyszeć. Nigdy. śądał rzeczy niemoŜliwej.
– Nie wolno przecieŜ dzielić w ten sposób niczyjej egzystencji.
– Jest to jedyna rzecz, o jaką proszę. Nie namawiam cię do wysłuchiwania
moich opowiadań o wojnie i Jane.
– Jeśli chcesz, to chętnie...
– Nie. To wszystko juŜ minęło. Liczy się tylko dzień dzisiejszy. Ty, moja
praca, nasza rodzina.
– Logan, zapominasz, Ŝe mam syna. Powinnam rozmawiać z nim o jego
ojcu.
– Nie wtedy, kiedy ja będę w pobliŜu! – niemal wykrzyknął.
Merri poniosły nerwy.
– Chcesz mieć nie Ŝonę, lecz kochankę, której będziesz narzucał swoją
wolę. O, nie, za to ci dziękuję!
– Dokąd zamierzasz iść? – zapytał, widząc, jak Merri odrzuca kołdrę.
– Nie wiem, lecz...
Zanim skończyła mówić, Logan otoczył ją ramieniem i przycisnął do
poduszki.
– UwaŜaj na dziecko!
– Och, przepraszam.
Musiała sprawę Bretta wyjaśnić do końca.
– On nigdy mnie nie traktował tak jak ty teraz – powiedziała
OskarŜycielskim tonem. – Czuję się dotknięta. Twoje uprzedzenie do brata
zniszczy nasze Ŝycie, zanim je rozpoczniemy.
– To nie uprzedzenie, lecz zazdrość gnębiąca mnie od lat.
– Ciebie? – zdziwiła się Merri. – Od kiedy?
– Niemal od zawsze. Zaczęła się, gdy byłaś jeszcze dzieckiem.
– Brett opowiadał mi, Ŝe zabierasz go na ryby, wycieczki, no i zajmujesz
się nim jak ojciec.
– Musiałem. Był malcem, kiedy umarł tata. Ze wszystkim zwracał się do
mnie. Zresztą matka postępowała podobnie.
– Szybko stałeś się za nich odpowiedzialny.
– Szybciej niŜ powinienem. Byłem przecieŜ jeszcze dzieckiem. Pragnąłem
pomagać matce. Sądziłem, Ŝe z Brettem będę dzielił wszystkie obowiązki.
– A on cię zawiódł – szepnęła Merri.
– Tak. Całkowicie.
– Musisz przyznać, Ŝe był zdolny i błyskotliwy.
– Tak. Był. Ale ludzie często zapominają, Ŝe liczy się tylko to, jak
wykorzystuje się zalety.
– On wykorzystywał ludzi. Zdumiony Logan popatrzył na Merri.
– Ty o tym wiedziałaś?
– Dotarło to do mnie. Po pewnym czasie.
– Usiłowałem ostrzec matkę, lecz ona widziała w nim same zalety.
– Ciągle brakowało nam pieniędzy, bo Brett rzucał pisanie wierszy i
zabierał się do malowania lub odwrotnie. Za publikowane niekiedy wiersze
dostawał grosze. Własnym kosztem wydał tomik poezji. Zostaliśmy na lodzie z
ponad tysiącem nie sprzedanych egzemplarzy. Czy matka pokazała ci te wiersze?
Posłałam jej egzemplarz.
– Tak. – Logan spochmurniał. – Dlatego imałaś się kaŜdej roboty, Ŝeby
utrzymać rodzinę?
– Pamiętaj, Ŝe to była moja decyzja.
– Swego czasu miałem nadzieję, Ŝe kiedy wrócę z Wietnamu, okaŜe się, iŜ
miałaś dość mego brata i zainteresujesz się mną.
– Od tak dawna...
– Sądzę, Ŝe matka pogodziła się z tym, Ŝe jesteśmy razem. Gorzej będzie z
Dannym. On bardzo to przeŜywa.
– Jakoś sobie poradzimy.
– Mam nadzieję.
Logan obrócił Merri na plecy i objął dłońmi jej twarz.
– Jestem gotów zwariować na twoim punkcie – szepnął.
– To dobrze.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
– Jestem zły, Ŝe muszę dziś jechać – powiedział nazajutrz Logan do Merri,
odprowadzającej go do cięŜarówki. – Gdybym oddanie domu przełoŜył do
poniedziałku, wówczas właściciele musieliby płacić firmie przewozowej za
składowanie mebli przez weekend. Ludzie ci nie pochodzą z naszych okolic, nie
mają tu krewnych, którzy by im pomogli.
– Rozumiem – odparła Merri. Była wzruszona, bo Logan juŜ po raz trzeci
wyjaśniał jej powstałą sytuację.
– Jesteś pewna, Ŝe wszystko będzie dobrze? – dopytywał się z niepokojem
w głosie. – Powinienem wrócić wcześnie, zaraz po południu.
– Świetnie. Przez ten czas nic mi się nie stanie. Chyba powinnam uprzątnąć
przyszły pokój dziecinny.
– Dobry pomysł. Ale nie przenoś Ŝadnych cięŜkich rzeczy. Obiecujesz?
– Jasne. – Klepiąc się po brzuchu, rozradowanym wzrokiem Merri
popatrzyła na świeŜo upieczonego małŜonka. – Jedź juŜ, nie zwlekaj. Im
wcześniej wyruszysz, tym szybciej zjawisz się z powrotem.
– To prawda.
Logan wziął Merri w ramiona i na jej ustach wycisnął długi, namiętny
pocałunek.
– MoŜe dzięki temu zatęsknisz do mnie – szepnął.
– śartujesz? Po takim pocałunku kaŜda kobieta z trudnością sobie
przypomni, jak się nazywa.
Ś
miejąc się, Logan pocałował Merri w czoło i wdrapał się do cięŜarówki.
Machała mu ręką tak długo, aŜ zniknął na drodze. Wróciła do domu z uśmiechem
na wargach. Weszła do kuchni.
Przy piecu stała Faith. Jak zwykle, przygotowywała Danny’emu śniadanie,
ale chłopiec nie pokazał się jeszcze na dole. Merri nie była pewna, jak ją dziś
przyjmie teściowa.
– TeŜ chyba powinnaś coś zjeść – odezwała się Faith. – Wiem, Ŝe zwykle
nie dbasz o śniadanie, ale lekarz kazał ci nabrać sił.
– Tak wcześnie nie potrafię nawet myśleć o jedzeniu. Wypiję szklankę
mleka.
– Dobrze. Jakie masz plany na dziś? Pytam dlatego, Ŝe rano zdejmują gips
Stanowi. Obiecałam, Ŝe go zawiozę do szpitala. Oczywiście, jeśli potrzebujesz
samochodu, sądzę, Ŝe Mike będzie mógł...
– Nie. Rób, co postanowiłaś. Mną się nie przejmuj. Zastosuję się do
wskazówek lekarza i będę leniuchować.
Faith z niedowierzaniem popatrzyła na synową. Merri była jej wdzięczna
za okazaną troskę.
– Niedawno widziałam Mike’a – powiedziała. – Jadł lunch z Terri Brooks.
– Terri Brooks? – powtórzyła Faith. – Gdzie ja słyszałam to nazwisko? –
zastanawiała się głośno.
– Otwiera nowe przedszkole przy Pecan Avenue.
– Ach, tak. Poznałam ją w sklepie. To ładna kobieta. I, jak słyszałam,
sympatyczna.
– Muszę powiedzieć o niej Stanowi. Kocha Mike’a jak własnego syna.
Do kuchni przyczłapał zaspany Danny. Mruknął „dzień dobry” i nie
patrząc ani na babkę, ani na matkę, oświadczył, Ŝe do szkoły jedzie dziś z matką
Larry’ego.
– To dobrze. Co pijesz? Sok? Mleko? – spytała Merri.
– Nie będę niczego pił ani jadł – mruknął w odpowiedzi.
– AleŜ, Danny – zaprotestowała Faith – zgłodniejesz do obiadu.
– Nic mnie to nie obchodzi.
– Bądź grzeczny w stosunku do babci – upomniała go Merri. – Swojej
złości na mnie nie przenoś na nią.
– Jestem grzeczny. Ale nic mnie to nie obchodzi, czy będę jadł, czy nie.
Nikogo to nie obchodzi! – wykrzyknął ze złością i wybiegł, trzasnąwszy
drzwiami.
– Przepraszam za mego syna – odezwała się Merri. – Zachowuje się
okropnie. Nie wiem, co w niego wstąpiło.
– CięŜko przeŜywa powstałą sytuację. Po jakimś czasie się uspokoi.
Po wyjściu Faith Merri długo myślała o synu. Musiało mu być
rzeczywiście cięŜko. Przynajmniej jednak miał przyjaciela, przed którym mógł
wylewać swoje Ŝale.
Poszła wreszcie na górę. Posłała łóŜko i sprzątnęła sypialnię. Potem
zajrzała do dawnego pokoju Bretta. Z głębokim westchnieniem zabrała się do
porządków.
Godzinę później usiadła na krawędzi łóŜka i rozejrzała się wokoło.
Wszystkie rzeczy spakowała do czterech ogromnych pudeł, które przyniosła ze
strychu. Na kolanach trzymała oprawioną fotografię Bretta. Postanowiła oddać ją
Danny’emu.
– Co robisz?
Nie słyszała kroków. Drgnęła gwałtownie na dźwięk głosu syna.
– A co ty robisz w domu? – spytała. – Powinieneś być w szkole.
– Nie poszedłem.
– Jak mogłeś opuścić lekcje!
– Pytałem, co tu robisz. – Podszedł do pudeł i długo przyglądał się ich
zawartości. – Pozbywasz się go – oświadczył ponurym tonem.
– Nie, synku. To nie tak.
– Wyrzucasz jego rzeczy, bo poderwałaś sobie nowego faceta! Kogo
jeszcze się pozbędziesz? Czy przyjdzie kolej na mnie? Ojciec nie Ŝyje dopiero od
sześciu miesięcy, a ty juŜ jesteś w ciąŜy! I to bez ślubu. Ojciec był uczciwym
człowiekiem, w przeciwieństwie do ciebie. Jesteś hipokrytką! – To mówiąc,
Danny odwrócił się i wypadł z pokoju.
– Danny! Poczekaj! – zawołała Merri.
Zerwała się z łóŜka i pobiegła za synem. Zakręciło jej się w głowie. Tracąc
oddech usiadła na górnym podeście schodów. Serce biło jej jak szalone. Instynkt
nakazywał, by dbała przede wszystkim o nie narodzone dziecko. Po jakimś czasie
Danny się uspokoi.
Ledwie trzymając się na nogach, dowlokła się do sypialni Logana, połoŜyła
na łóŜku i zamknęła oczy.
Tak jak zaplanował, Logan podjechał pod dom wczesnym popołudniem.
Wchodząc do środka, zawołał:
– Jestem!
Postanowił wziąć szybki prysznic. Idąc po schodach myślał o Merri.
Uśmiech zamarł na jego wargach, gdy zobaczył ją leŜącą nieruchomo na łóŜku.
– Kochanie...
Była blada. I zapłakana. Usiadł przy niej.
– Merri. – Dotknął jej czoła. Było rozpalone. Podniosła się i mocno go
objęła.
– Jak dobrze, Ŝe wróciłeś. Nie wiedziałam, co począć. Czy jest w domu?
Nie zamierzał robić mi przykrości...
– Co... – Logan nie pojmował znaczenia nieskładnych słów Merri. – Co się
stało? Jesteś chora? Masz gorączkę.
– Nic mi nie jest. To tylko zmęczenie. PoleŜę jeszcze trochę.
– O kim mówiłaś?
– O Dannym. Czy jest w domu?
– Chyba nie, bo go nie widziałem. Co zrobił? Opowiedziała o scenie z
synem. Logan bardzo się rozzłościł.
– Ten mały...
– To moja wina. Za mało nim się zajmowałam. Potrzebuje opieki.
– Zachował się okropnie. Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś?
– Nie chciałam cię martwić.
– Twoje kłopoty są moimi kłopotami, kochanie. Jeśli ci na tym zaleŜy,
zaraz pójdę do Shermana i dowiem się, czy widział Dana. Potem wsiądę w
samochód i rozejrzę się po okolicy.
– Jadę z tobą.
– Zostaniesz w domu. Mogą być telefony. Ktoś musi je odbierać.
– Nie pomyślałam o tym. Masz rację.
Przed domem Logan natknął się na Faith. Jedno spojrzenie na matkę
wystarczyło, by wiedział, Ŝe ze szkoły przyjechała bez wnuka.
– Jadę go szukać – oznajmił.
W pobliŜu Logan nigdzie nie spostrzegł Danny’ego. Pojechał do domu
Larry’ego Brendana.
– Dokąd mógł się udać? – spytał chłopca.
– Nie wiem, proszę pana. Naprawdę.
Logan szybko poŜegnał Brendanów. Poprosił ich, by niezwłocznie
zawiadomili go, gdyby Danny u nich się pokazał.
Przez następne kilka godzin szukał chłopca na cmentarzu, w parkach i
ponownie w szkole. Na próŜno. Zatelefonował do domu.
– Dzwonię na policję – łamiącym się głosem oznajmiła Merri.
– Musi upłynąć pełna doba, zanim zaczną go szukać.
– Wiem. Nie szkodzi. Niech przynajmniej wiedzą, co się zdarzyło.
Logan wsiadł do cięŜarówki i ruszył w stronę domu. Po chwili zajechał mu
drogę radiowóz policyjny.
Wysiadł z niego Mike LeBlanc. We wnętrzu samochodu Logan dostrzegł
drobną, znajomą sylwetkę.
– Dan? – zapytał.
– Znalazłem go śpiącego w kościele przy drodze do Melville – wyjaśnił
Mike LeBlanc. – Ktoś doniósł, Ŝe w środku dostrzegł światło, i pomyślał, Ŝe to
sprawka złodziei.
– Włamał się do środka. Czy wniosą skargę przeciw niemu?
– Nie. Rozmawiałem z proboszczem. Logan podszedł do radiowozu.
– Jesteś gotów jechać do domu? – zapytał Danny’ego.
– A czy to mój dom? – warknął chłopiec.
– Jasne, Ŝe twój. Tak długo, jak tylko zechcesz. Pod warunkiem, Ŝe
przestaniesz znęcać się nad matką.
– Bronisz jej. Nic dziwnego. Nienawidziłeś mojego ojca.
– Mylisz się, chłopcze. Miałem mu tylko za złe pewne posunięcia. I byłem
zazdrosny o dziewczynę, na której mi zaleŜało.
– On uciekł przed wojskiem, a ciebie wysłali na wojnę. Walczyłeś w
Wietnamie. Dlatego teŜ musiałeś go nienawidzić.
– Rozczarował mnie sposób, w jaki załatwił całą sprawę. – Logan oparł się
o tylne drzwi cięŜarówki. – I gdyby wówczas postępował zgodnie ze swoimi
przekonaniami, o ile je w ogóle miał, z pewnością bym go szanował. Ale on
stchórzył i uciekł. Po prostu uciekł z kraju. Bolało mnie to, Ŝe jego decyzja odbiła
się niekorzystnie na Ŝyciu twoim i matki.
– Dawaliśmy sobie radę.
– Jeśli męŜczyzna decyduje się na spłodzenie dziecka, powinien dać mu
wszystko, co najlepsze. Zapamiętaj to sobie – powiedział Logan. Nigdy nie
mówił niczego powaŜniej. – Powiadasz, Ŝe dawaliście sobie radę? Tak. Dzięki
twojej matce. Kryła twego ojca, Ŝebyś nie dostrzegał jego wad, mógł go kochać i
szanować. Pierwszy raz w Ŝyciu, kiedy zrobiła coś dla siebie, zachowałeś się
wobec niej okropnie. Dotknąłeś ją głęboko. Bardzo boleśnie.
Podbródek chłopca zaczął się trząść.
– Wszystko się zmieniło – powiedział płaczliwym głosem. – Wróciłem
dziś do domu, a ona pakowała rzeczy tatusia. To było okropne.
– Potrzebny nam pokój dla dziecka. Bez względu na to, co czułem do
twego ojca, szanuję decyzję twojej matki, Ŝeby jego rzeczy zachować dla ciebie.
Nikt nie będzie miał pretensji, jeśli powspominasz ojca. Zrobisz przyjemność
babci. Jest wiele rzeczy, o których oboje moŜecie rozmawiać. Ale Ŝycie się
zmienia. Twój ojciec miał kłopoty i salwował się ucieczką. Jeśli ty teŜ uciekniesz,
będzie ci bardzo trudno gdziekolwiek się zatrzymać.
Danny popatrzył w niebo. Zrobiło się zimno. Logan chciał dać chłopcu
swoją kurtkę, lecz czekał na jakiś sygnał od niego.
– Najpierw zamierzałem uciec do Kanady – wyznał wreszcie Danny.
Logan pokiwał głową.
– Byłaby to długa i niebezpieczna wyprawa.
– Potem pomyślałem jednak, Ŝe jeszcze za mało wiem o samoobronie.
Powinienem oszczędzić trochę forsy, zanim wybiorę się w podróŜ.
Logan wiedział, Ŝe najtrudniejsze chwile ma juŜ poza sobą.
– Postanowiłeś więc zostać. Całkiem niegłupia decyzja. Jeśli zechcesz,
porozmawiam z twoją matką. MoŜe zgodzi się na dalsze lekcje samoobrony. Kto
wie, moŜe zapiszesz się na jakiś kurs.
– Naprawdę?
Logan z trudem ukrył uśmiech.
– Tak.
Chłopiec wybąkał pod nosem podziękowanie, a potem podniósł głowę i
zapytał:
– MoŜemy juŜ jechać do domu?
– Oczywiście.
Weszli do środka. Rozpromieniona Merri wyciągnęła ramiona i
przygarnęła syna. Z oczu chłopca wyzierała głęboka miłość do matki.
Chwilę potem Faith zaczęła ściskać wnuka, tak Ŝe Logan miał wreszcie
Ŝ
onę tylko dla siebie. Oszczędził wstydu Danny’emu i ani słowem nie
skomentował jego krótkiego wyznania.
– JuŜ po wszystkim. – Faith odetchnęła z ulgą. – Dzięki Bogu, wszyscy
jesteśmy bezpieczni.
Merri szepnęła do Logana:
– Bardzo ci dziękuję.
Ledwie trzymała się na nogach. Logan zaniósł ją do łóŜka.
– Nie jestem inwalidką. Puść mnie, proszę – protestowała.
– Czekałem cały dzień, Ŝeby ci to powiedzieć – zaczął, nogą zamykając od
ś
rodka drzwi sypialni. Usiadł na łóŜku, trzymając Merri na kolanach. – Chciałem
zrobić to wczoraj wieczorem, ale zasnęłaś. Zamierzałem powiedzieć ci dziś po
południu, ale...
– Ja teŜ cię kocham.
– Czemu mi przerwałaś? – spytał rozŜalony.
– Nie mogłam się doczekać, kiedy wyznasz mi miłość, Ŝebym i ja mogła
zrobić to samo.
– Kocham cię, Merri.
Objęła go mocniej za szyję. Logan czuł, Ŝe Merri powstrzymuje łzy. Miał
nadzieję, Ŝe były to takŜe łzy szczęścia.
– Logan – odezwała się wreszcie – wierzę, Ŝe będziemy szczęśliwi. Jestem
z ciebie dumna.
– PrzecieŜ juŜ ci mówiłem, Ŝe to LeBlanc znalazł Danny’ego.
– Jestem dumna z ciebie jako z człowieka. Jesteś bohaterem.
Zaprzeczył ruchem głowy.
– Słonko, nie wierzę w istnienie bohaterów. Nawet wówczas, gdy wręczyli
mi te wszystkie medale za uratowanie Ŝycia plutonowi i inne rzeczy, czułem się
jak oszust. Nie, raczej jak złodziej. Bo, sama powiedz, co miałem zrobić?
Mogłem albo działać, albo dać się zabić. Zbyt pochopnie uŜywa się tego
określenia. Dla mnie ci, których nazywa się bohaterami, są to ludzie zmuszeni do
działania w określonych warunkach. Nie musimy ich specjalnie wyróŜniać za
takie postępowanie. Wiedziałem o tym, będąc Ŝołnierzem. Teraz muszę się tego
nauczyć jako cywil.
Logan zmęczył się długim przemówieniem. NaleŜała mu się teraz nagroda.
Musiał pocałować Merri, i to natychmiast. Potrzebował jej jak powietrza.
Zapomnieli o boŜym świecie.
Po chwili ogarnął ich ogień poŜądania.
Merri spojrzała Loganowi w oczy.
– Jestem gotowa zwariować na twoim punkcie – szepnęła.
– To dobrze.
EPILOG
Następnego lata
Merri spojrzała na pokaźne, piętrowe skrzydło dopiero co dobudowane do
rodzinnej siedziby Powersów. Właśnie malowano je na biało i niebiesko, Ŝeby
pasowało do reszty domu. W przyszłym tygodniu przeniosą się tu całą rodziną.
– Logan, teraz dom stał się chyba zbyt obszerny.
– Być moŜe wygląda tak z zewnątrz. Ale kiedy wprowadzi się Stan,
ustawimy komputer w pokoju Dana i urządzimy moje biuro, zobaczysz, Ŝe
miejsca będzie w sam raz.
Logan miał pewnie rację. Jak zwykle, gdy chodziło o domy, pomyślała
Merri z uśmiechem. Stanął jej przed oczyma Stan Shirley i uśmiech na jej twarzy
stał się bardziej promienny. Zamierzone powiększenie rodziny o jego osobę było
najnowszym z serii wspaniałych wydarzeń dotyczących Powersów.
Merri nie mogła doczekać się ślubu Faith. Po długich namowach teściowa
ugięła się i zgodziła zostać Ŝoną Stana.
Kiedy Logan wziął z rąk Merri gaworzące wesoło niemowlę, wiedziała, Ŝe
najmilszym wydarzeniem były jednak narodziny ich syna. Nicholas James
Powers miał juŜ trzy miesiące i rósł jak na droŜdŜach. Merri zobaczyła, jak Logan
całuje drobniutką piąstkę dziecka. Westchnęła z radością.
Całą ciąŜę zniosła dość dobrze. Obyło się bez komplikacji. Za to sam poród
okazał się prawdziwym koszmarem.
Seria niemiłych zdarzeń zaczęła się juŜ w domu. Znosząc po schodach do
samochodu walizkę z rzeczami Merri, Danny upadł i złamał rękę. Wioząc ich do
szpitala, Logan złapał gumę na drodze. Na szczęście Faith, jadąca za nimi swoim
samochodem, uratowała rodzinę przed całkowitą katastrofą.
Faith... Bujała się teraz na ogrodowej huśtawce. Dostała ją w prezencie
przedślubnym od Stana, który przeszedł właśnie na emeryturę i chciał, Ŝeby pani
jego serca spędzała duŜo czasu w towarzystwie przyszłego małŜonka. Wszyscy
byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Nowe Ŝycie zaczynali od poŜegnalnego,
hucznego przyjęcia z okazji przejścia Stana na emeryturę. Kilka dni później miał
się odbyć ślub Faith i Stana. Zamierzali odbyć krótką podróŜ poślubną do
Bronson w stanie Missouri.
Danny przebywał w towarzystwie Shermana gdzieś na terenie posiadłości
Powersów. Od chwili, w której rozpoczęły się wakacje, prawie się z nim nie
rozstawał. Logan wspomniał Merri, Ŝe obaj prowadzą eksperymenty z
nowoczesnym urządzeniem irygacyjnym, które ma zastąpić przestarzałe
rozwiązania. Po trudnych początkach Danny szybko zaadaptował się do
zmienionych warunków. Kochał i szanował Logana.
ś
ycie Powersów układało się doskonale.
Faith z radością opiekowała się wnukiem, tak Ŝe Merri i Logan mogli
częściej spacerować wokół domu. Mały aniołek z dnia na dzień stawał się coraz
cięŜszy. Wszystko wskazywało na to, Ŝe kiedyś stanie się tak duŜy i silny jak jego
tata.
Logan wziął Merri za rękę, ale zamiast spacerować z nią wokół domu,
doprowadził ją nad staw. Od chwili ślubu było to ich ulubione miejsce.
– Pamiętasz, jak niegdyś wyciągałeś mnie z wody? – spytała Merri,
siadając w gęstej trawie.
– MoŜemy to ponowić, jeśli chcesz – szepnął Logan, kładąc się obok Merri.
– Będę mógł docenić to, jak piękną stałaś się kobietą.
– Pochlebstwem nic nie zdziałasz. – Merri się roześmiała.
– Staram się, jak mogę. Rozbawiona, przewróciła się na plecy.
– Jest dobrze. Wspaniale. Logan, dziękuję ci bardzo. Pochylił się nad nią i
pocałował ją czule.
– To twoja zasługa, nie moja. Wróciłaś.
– Kto mógł w ogóle przypuszczać, Ŝe...
– Oboje o tym wiedzieliśmy. I tym razem miał rację.