background image

Helen Brooks

Wiosna w Paryżu

1

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

-   Jak się dzisiejszego ranka miewa  nasza urocza Holly?  Pewnie dobrze się bawiłaś 

podczas weekendu, co, kotku? Bo na mój gust wyglądasz tak, jakbyś go nie zmarnowała.

Holly   uniosła   wzrok   znad   klawiatury.   W   drzwiach   stał   tłusty,   niski   Jeff   Roberts   i 

lubieżnie się jej przyglądał.

-     Dzień   dobry,   panie   Roberts   -   powiedziała   grzecznie,   tłumiąc   w   sobie   niechęć   i 

obrzydzenie. Ale zaraz cała zesztywniała, bo Jeff leniwym krokiem podszedł do biurka.

Był teraz wystarczająco blisko, by owionął ją ostry, wyciskający łzy z oczu zapach jego 

wody po goleniu. Holly z powrotem zabrała się do przepisywania w nadziei, że Jeff zostawi ją 

w spokoju.

Kilka   tygodni   temu,   kiedy   rozpoczęła   pracę   w   Querruel   International,   ustaliła   trzy 

sposoby radzenia sobie z biurowymi obmacywaczami.

Pierwszy:   ignorować   typa,   dając   mu   jednocześnie   do   zrozumienia   lodowatym 

traktowaniem, że jego zaloty nie są mile widziane.

Drugi: głośno krzyczeć, że jest molestowana.

Trzeci: pójść na całość i dać typowi prawym sierpowym w pysk.

Holly najpierw zastosowała ten pierwszy sposób, ale jej taktyka przez osiem tygodni nie 

dała najmniejszego rezultatu. Gdyby uciekła się do drugiego sposobu i złożyła  skargę na 

Jeffa, mogłaby stracić pracę. Jeff Roberts był synem dyrektora zarządzającego i źrenicą w oku 

rozczulającego się nad nim ojca.

Natomiast trzeci sposób z całą pewnością doprowadziłby do zwolnienia jej, co gorsza, 

bez dobrych referencji. A praca, którą teraz miała, obiecywała świetlane perspektywy. Ale - i 

ta   myśl   stawała   się   w   ciągu   ostatnich   tygodni   coraz   bardziej   pociągająca   -   obrzydliwiec 

dostałby wreszcie nauczkę, której by tak szybko nie zapomniał.

Jeff pochylił się, by przeczytać tekst na ekranie, i niskim głosem powiedział:

- Już cię prosiłem, żebyś mi mówiła po imieniu, kiedy jesteśmy sami.

Typ zawsze wydzielał ohydny odór, zupełnie jakby się nigdy nie mył. Holly z trudem się 

opanowała,   by   się   nie   cofnąć   z   obrzydzenia.   Było   tym   gorzej,   że   siedziała   w   malutkim 

pokoiku,   wydzielonym   z   sekretariatu   ojca   Jeffa,   z   jednym   tylko   niewielkim   oknem   i   z 

jednymi dostępnymi drzwiami, prowadzącymi do głównego sekretariatu, bo drzwi na korytarz 

zostały zastawione regałami. Jeff szybko się zorientował, jakie korzyści może mu przynieść 

taki układ pomieszczenia.

-  Pewnie pan szuka Margaret. Poszła do bufetu, ale zaraz wróci - powiedziała ostro.

2

background image

- Aha - mruknął i  pochylił  się nad nią jeszcze bardziej, muskając przy okazji ręką jej 

pierś. - Mogę na chwilę to wziąć?

Holly przestała pisać, zmuszając się, by spojrzeć na jego ciastowatą, spoconą twarz.

-  Panie Roberts, już panu mówiłam, że nie życzę sobie takiego zachowania.

-     Jakiego?   -   spytał,   nawet   nie   udając,   że   jest   oburzony   niesłusznym   podejrzeniem. 

Powędrował wzrokiem od jej piersi w dół, na nogi, a potem wrócił spojrzeniem na twarz, 

oblizując przy tym wargi.

-  Nie życzę sobie, by pan mnie dotykał - wyjaśniła dobitnie.

-     Czy   ja   ciebie   dotykałem?   -   Uśmiechnął   się,   pochylił   jeszcze   niżej   i   szepnął:   - 

Pójdziemy po pracy na drinka? Podobałoby ci się to, prawda?

Prędzej piekło zamarznie, pomyślała wściekła.

-  Niestety, mam inne plany.

-  Więc jutro? - Spojrzenie jego oczu w kolorze błota chciwie się po niej ślizgało. - Jeżeli 

okażesz się miła, mogę ci też postawić kolację. To chyba uczciwa propozycja?

Do czego ta glista zmierza? To, że jest synem dyrektora, nie daje mu jeszcze prawa, by 

tak się zachowywać!

Z zasłyszanych w bufecie rozmów Holly wiedziała, że Jeff Roberts obmacuje kogo tylko 

może, ale dziewczęta na ogół były bezpieczne, bo większość z nich nie pracowała w pokoju 

sama.

Spojrzała mu prosto w oczy.

-   Przykro mi, panie Roberts, ale nie pójdę z panem na drinka ani jutro, ani w żadnym 

innym terminie -oświadczyła zimno.

-   Mogę tu dla ciebie wiele zrobić, Holly, jeżeli dobrze rozegrasz karty - powiedział 

miękko. - Ale mogę ci też bardzo zaszkodzić. Rozumiesz, co mówię?

-  Bardzo dobrze rozumiem - odparła Holly lodowatym tonem.

-  Więc?    

-  Więc moja odpowiedź pozostaje taka sama. A teraz muszę skończyć ten tekst.

Przez chwilę patrzył na nią, wreszcie się wyprostował i Holly miała już nadzieję, że sobie 

pójdzie. A wtedy on pochylił się, od tyłu chwycił ją za piersi i przez trwającą całą wieczność 

sekundę boleśnie je ściskał. Dopiero wtedy wyprostował się i ruszył do drzwi.

Nawet nie  zastanowiła się, co robi. Natychmiast zerwała się z krzesła i z całej siły, z 

głośnym plaskiem, uderzyła go w twarz.

Tego Jeff na pewno się nie spodziewał. Odstąpił w tył kilka kroków, wpadł na regał, a 

potem  z jego ust  popłynęła  wiązanka  wulgarnych  przekleństw.  Gdy się prostował, Holly 

3

background image

wiedziała,   że   jej   odda,   więc   się   przygotowała.   Jej   niebieskie   oczy  rzucały   błyskawice,   a 

szczupłe ciało napięło się w oczekiwaniu.

-  Co tu się dzieje?!

Na dźwięk głosu dobiegającego od drzwi Jeff aż się okręcił wokół własnej osi, a Holly 

wpatrzyła się w oszołomieniu w wysokiego mężczyznę, który stał w progu. Natychmiast się 

zorientowała, kto to jest. Nigdy go jeszcze nie widziała, ale tyle już słyszała od koleżanek o 

jedynym   i  wyłącznym  właścicielu   Querruel  International,  że   mogłaby   podać  jego  bardzo 

szczegółowy rysopis.

Jacques Querruel. Trzydzieści dwa lata, wolny, ale ciągnący za sobą łańcuszek kochanek 

i   nawiązujący   tyle   romansów,   że   stał   się   ulubionym   tematem   zarówno   poważnych 

magazynów, jak i brukowców. Typowy playboy, chociaż od większości różnił się tym, że 

pracował równie zażarcie, jak się bawił. Milioner, który z paryskich slumsów własną pracą 

przebił się do kasty bogaczy. Teraz jego pierwotna paryska firma miała oddziały we Francji, 

w Stanach Zjednoczonych i w Anglii. A w życiu kierował się własnymi zasadami. Chociaż 

miał   kilka   świetnych   samochodów,   jak   należało   się   spodziewać   po   młodym   francuskim 

milionerze, jego ulubionym pojazdem był motor marki Harley.

-     Zapiera   dech   w   piersiach   -   powiedział   Holly   w   rozmarzeniu   jeden   z   młodszych 

urzędników. - Prawdziwy Król Szos! Cały czarny, a od blasku aż oczy bolą. I wprost pożera 

kilometry.

-  Powinnaś zobaczyć pana Querruela w czarnej skórzanej bluzie - zachwycała się kiedyś 

przy lunchu jedna z sekretarek. Kobiety nie traciły czasu na omawianie powabów motocykla, 

wolały omawiać urok jeźdźca. - Nie ma kobiety, której na jego widok nie zmiękłyby kolana. 

Holly, mówię ci, to czysty dynamit!

A teraz widzi ten czysty dynamit na własne oczy, pomyślała, czując, jak ogarnia ją lekka 

histeria.   Rzeczywiście,  niebezpieczny.   Ale   jej   uwagę   natychmiast   przyciągnął   Jeff,   który 

właśnie mówił:

-     Panie   Querruel,   przepraszam,  że   musiał   się   pan   w   to   wmieszać.   Wiem,   to 

niewybaczalne.   Właśnie   udzielałem   pannie   Stanton   reprymendy,   bo   bardzo   niestarannie 

wykonała pracę, którą jej zleciłem, a ona to bardzo źle przyjęła. Obawiam się, że straciłem 

opanowanie, gdy mnie uderzyła.

-  Ty kłamco! - krzyknęła Holly. - Jak śmiesz...

-     Wystarczy.   -   Słysząc   jej   podniesiony   głos,   Jaąues   Querruel   ostro   uciął   protest.   - 

Porozmawiamy o tym w gabinecie pana Robertsa. Oboje pójdziecie tam ze mną.

-  Chwileczkę! - Holly była tak wściekła, że już na nic nie zważała. Wiedziała, że gdy 

4

background image

pan Roberts senior zostanie powiadomiony o sprawie, natychmiast wyrzuci ją z pracy. - On 

kłamie. Nie chodziło o pracę...

-  Chyba wyraziłem się jasno. Przedyskutujemy całą sprawę bez świadków. Pan Roberts 

wraca dopiero za godzinę, więc nikt nam nie przeszkodzi.

Czy zrozumiał, co tu zaszło? Holly spojrzała w bursztynowe oczy i zatonęła w ich głębi. 

Były niepokojące. Magnetyczne, lecz zimne jak oczy drapieżnika, wilka czy wielkiego kota 

czyhającego na ofiarę.

Ale zaraz się otrząsnęła, zła na siebie za te dziwaczne myśli.  Co się z nią dzieje? - 

zastanawiała   się,   idąc   za   mężczyznami   do   luksusowo   urządzonego   biura   pana   Robertsa 

seniora.

Przechodząc przez sekretariat,  zauważyła,  że Margaret patrzy na nią z przerażeniem. 

Widocznie musiała coś usłyszeć. Zaraz jednak znalazła się w zamkniętym gabinecie, sama z 

Jacquesem Querruelem i gotującym się ze złości Jeffem Robertsem.

-   Doprawdy,  panie Querruel, nie ma potrzeby,  żeby pan zaprzątał sobie uwagę tym 

nieszczęsnym   incydentem   -   mówił   lizusowatym   tonem.   -   Na   pewno   ma   pan   ważniejsze 

rzeczy...

-  Wprost przeciwnie, Jeff - odparł zimno Querruel, wskazując jednocześnie władczym 

gestem krzesła. Jeff już się więcej nie odzywał.

Holly spodziewała się, że Querruel usiądzie za masywnym dębowym biurkiem, ale on 

przysiadł na brzegu blatu, a jego przenikliwe oczy patrzyły na nią krytycznie.

Zmusiła   się  do  spokoju,   by  nie   bawić   się   kolczykami   ani   nie   robić   żadnych   innych 

nerwowych   ruchów.   Ale   było   to   trudne   w   tych   okolicznościach   i   na   dodatek   z   Jeffem 

oddalonym tylko o pół metra. Jednak nie da się stłamsić. Brawurowo uniosła brodę, a jej oczy 

ciskały błyskawice.

-   A więc... - przenikliwe spojrzenie Jacquesa przesunęło się z jej zarumienionej twarzy na 

ponurą twarz Jeffa. Zauważył wymowny czerwony placek na jego policzku. - Mamy problem, 

prawda?

-  Nic takiego, czego nie mógłbym sam załatwić, panie Querruel...

-     Tak,   do   licha.   Mamy   problem!   -   wybuchnęła   Holly.   -   Tyle   razy   prosiłam   pana 

Robertsa, by trzymał ręce przy sobie. Dziś posunął się za daleko. To zboczeniec. Nie zniosę, 

jeśli jeszcze raz mnie dotknie.

Ciemne brwi Querruela uniosły się, a pięknie rzeźbione usta lekko uśmiechnęły.

-  Proszę mówić, panno Stanton. Proszę powiedzieć, co pani czuje - zachęcił ją.

A więc on myśli, że to zabawne! Holly ogarnęła taka furia, że zrobiło jej się czerwono 

5

background image

przed oczami. Zerwała się na równe nogi. W tej chwili nie myślała o zachowaniu pracy ani o 

tym, z kim rozmawia.

-     Dziękuję,   panie   Querruel   -   wysyczała   drżącym   z   pasji   głosem.   -   Właśnie   to 

zamierzałam  zrobić.  Syn   dyrektora  zarządzającego  jest  kłamcą  i  rozpustnikiem.   W  mojej 

pracy na pewno nie ma żadnych błędów, a on wcale nie wytykał mi niechlujstwa. Od dawna 

mnie molestuje, ale dziś przekroczył wszelkie granice. Dlatego uderzyłam go w twarz i niech 

się cieszy, że nie oberwał mocniej.

-  Jak śmiesz! - wykrzyknął Jeff. Uznał, że za długo był wykluczony z rozmowy. Spiorunował 

Holly wzrokiem i kontynuował ze złością: - Fakty wyglądają tak, że panna Stanton nie nadaje 

się do tej pracy, ale było mi jej żal. Dawałem jej bez końca szansę i za późno zrozumiałem, że 

bierze moją uprzejmość za osobiste zainteresowanie. Gdy uświadomiłem jej, że nie życzę 

sobie,   by  ze   mną   flirtowała,   nagle   się   uniosła   gniewem.   Pewnie   poczuła   się   jak   kobieta 

odrzucona.

Jacques  Querruel  przyglądał   się   przez   chwilę   temu   grubemu   osobnikowi   o 

przetłuszczonych włosach, a potem przeniósł spojrzenie na uroczą młodą kobietę. Jej włosy 

koloru czekolady sięgały ramion, oczy miała niebieskie jak bławatki, cudownie zarysowane 

kości policzkowe. I była oszalała ze złości. Och, jaka była wściekła! Uśmiechnął się.

-  Zgadza się pani z tym, co powiedział pan Roberts?

-  Do diabła, nie!

-  Czyli mamy pata. - Przenikliwe bursztynowe oczy patrzyły to na Holly, to na Jeffa. - 

Czy któreś z was może poprzeć dowodami swoje twierdzenia? To znaczy, na przykład, czy 

pan może udowodnić, że panna Stanton źle wykonuje swoją pracę? - zwrócił się do Jeffa.

-    Ona...   to   znaczy...   chciałem   powiedzieć,   że   często   muszę   jej   oddawać   przepisane 

teksty, żeby je poprawiła - wybrnął w końcu Jeff.

-  A pani, panno Stanton? Ma pani świadków zbytniego spoufalania się pana Robersta?

-  To już nawet nie jest zwykłe spoufalanie się! - wypaliła. - To obrzydliwe obmacywanie, a 

on uważa, że może sobie na to pozwolić, bo jest synem dyrektora zarządzającego. Wszystkie 

dziewczyny go unikają. I nie, nie mam świadków, już pan Roberts o to zadbał. Z tej dziupli, 

w której pracuję, nie ma żadnej drogi ucieczki ani kamery, która by wszystko filmowała! A 

jeżeli pan mnie spyta, czy któraś z koleżanek zechce potwierdzić moje słowa, powiem, że nie 

wiem. Ale najprawdopodobniej nie, jeżeli chcą zachować pracę.

-  Czy pani trochę nie przesadza?

-  Wcale nie! Mówię prawdę! - krzyknęła.

Nie ugnie się przed tym aroganckim Jacquesem Querruelem. Nie zamierza też dać mu się 

6

background image

onieśmielić. Pan Roberts senior z pewnością znajdzie co najmniej pół tuzina pracownic, które 

przysięgną, że Jeff jest święty, ale nic na to nie poradzi. Tak czy owak, jej dni w Querruel 

International   są   policzone.   Szkoda,   bo   przecież   tak   ciężko   pracowała,   by   zdobyć   dobre 

stanowisko.

-  Tak więc nie wierzy pani, że firma potrafi we właściwy sposób załatwiać takie sprawy? 

- spytał miękko Jacques.

Holly ze zdenerwowania musiała przełknąć ślinę, bo czuła, jak zaciska jej się gardło. Ale 

gdy się odezwała, jej głos był równy i zdecydowany.

-  Pracuję tu dopiero od dwóch miesięcy, więc nie mogę wiele na ten temat wiedzieć. Ale 

biorąc pod uwagę osobę, która jest zamieszana w ten incydent - tu spojrzała na Jeffa ze 

wstrętem   -  byłabym   bardzo  naiwna,   gdybym   liczyła   na  to,  że   sprawiedliwości  stanie  się 

zadość.

-  Rozumiem. - W ciągu ostatnich minut Jeff Roberts dwa razy usiłował coś powiedzieć i 

dwa razy Jacques władczym gestem zmusił go do milczenia. Teraz zwrócił spojrzenie na 

niego i powiedział aksamitnym głosem: - A ty, Jeff, czy sądzisz, że sprawiedliwości stanie się 

zadość?

-     Mam  pełne   zaufanie   do   procedur   stosowanych   w   firmie   -   powiedział   Jeff 

pompatycznie.

Jak  mężczyzna  taki jak Michael Roberts, człowiek,  którego zawsze szanował i który 

znakomicie wywiązywał się ze swoich obowiązków, może mieć takiego syna? - zastanawiał 

się Jacques. Wstał, nie pokazując po sobie irytacji. Już od jakiegoś czasu wiedział, że nie 

życzy   sobie,   by  Jeff  u  niego  pracował,  mimo  że   on  również  z  obowiązków  służbowych 

wywiązywał się znakomicie.

Podszedł   do   wielkiego   okna   i   wyjrzał   na   ulicę.   Szkoda,   że   nie   urzeczywistnił   swojego 

zamiaru i nie wysłał Jeffa na kilka miesięcy do centrali firmy we Francji. Przekonałby się 

wtedy, jak sobie daje radę z dala od chroniącego go ojca. Jednak nie wiedział o tej drugiej 

stronie jego osobowości. Uśmiechnął się ironicznie. Teraz płacił za to zwlekanie. Po chwili 

podjął decyzję.

-  Jeff, dopóki ta sprawa nie zostanie wyjaśniona, zostajesz zawieszony w obowiązkach, 

ale otrzymujesz nadal pełną pensję.

-  Ale...

-  Żadnych ale - przerwał mu spokojnie Jacques. - Wiesz, że taka jest procedura.

-   Myślałem... - Jeff rozsądnie zamilkł, nie wy trzymał jednak i zaraz popełnił błąd, 

kontynuując: - Chyba nie sądzisz, że ta dziewczyna mówi prawdę! To zwykła maszynistka, a 

7

background image

ja jestem... - przerwał gwałtownie. Jacques Querrueł patrzył na niego, a jego bursztynowe 

oczy ciskały błyskawice. - To znaczy... mój ojciec...

-  Twój ojciec też będzie sobie życzył absolutnej jasności w tej sprawie - dokończył za 

niego Jacques.

Holly   przez  chwilę   wpatrywała   się   w   Jacquesa   z   otwartą   buzią.   Jacques   lekko   się 

uśmiechnął, widząc jej zdumienie.

-  Czy chciałaby pani jeszcze coś dodać, panno Stanton?

O tak, chciałaby, ale w tej chwili miała zupełnie pusto w głowie, więc tylko pokręciła nią 

w milczeniu.

-  No to proszę iść i spisać pełne oświadczenie. Niech pani dokładnie opisze dzisiejsze 

wydarzenia, a także wszystkie inne, które według pani mają znaczenie dla sprawy. W miarę 

możliwości   proszę   podać   daty   i   godziny.   Pan   Roberts   zrobi   to   samo   tutaj,   przy   mnie.   - 

Nacisnął   dzwonek   na   biurku   i   natychmiast,   jak   dżin   z   butelki,   pojawiła   się   płonąca   z 

ciekawości Margaret.

-   Margaret, poproszę o kawę - powiedział Jacques uprzejmie, gdy Holly szła już do 

drzwi. - I filiżankę dla panny Stanton, jeżeli byłaby pani tak uprzejma.

Holly wróciła do swego biurka. Serce waliło jej jak młotem, ze zdenerwowania zbierało 

jej się na płacz. Wzięła kilka głębokich oddechów, by się uspokoić.

Chwilę   później   przyszła   Margaret.   Na  jej   poczciwej   twarzy   malowało   się   najwyższe 

zdumienie i oszołomienie.

-   Więc co się właściwie stało? - spytała, trawiona ciekawością i dodała: - Kawę już 

zamówiłam.

Holly szybko streściła jej wydarzenia. Gdy skończyła, Margaret objęła ją pocieszająco za 

ramiona.

-  To wstrętna gnida, i od dawna potrzebował nauczki. Ja oczywiście nigdy nie miałam z 

nim kłopotów. - Margaret od trzydziestu lat była szczęśliwą mężatką i miała dwoje dorosłych 

dzieci. - Ale wiem co najmniej  o jednej dziewczynie,  która odeszła z pracy,  bo bała się 

poskarżyć, gdy Jeff ją napastował. Próbowałam porozmawiać z jego ojcem, ale moje słowa 

odbijały się jak groch od ściany. Państwo Robertsowie stracili w wypadku samochodowym 

dwoje   dzieci.   Rok   później   urodził   się   Jeff.  Sama   rozumiesz,   że   w   ich   oczach   nigdy  nie 

mógłby zrobić nic złego.

-  A więc nie mam żadnych szans, prawda? - spytała ze smutkiem Holly.

-   Och, nie martw się, wszystko się ułoży - pocieszała ją Margaret. W tym momencie 

kelner z bufetu przyniósł kawę. Margaret jeszcze raz uścisnęła Holly i wróciła do sekretariatu.

8

background image

Zostawszy sama, Holly zaczęła się zastanawiać nad swoją przyszłością. Powinna zaraz 

zacząć szukać innej pracy. To oczywiste. Że też musi mieć takiego pecha! Zatrudniła się w 

firmie, w której największy lubieżnik jest synem samego dyrektora zarządzającego!

Ale teraz musi się skoncentrować na spisaniu oświadczenia.

Dwa razy wszystko  sprawdziła, a potem wydrukowała  swój tekst. Po wydrukowaniu 

przeczytała go jeszcze raz i doszła do wniosku, że napisała czystą prawdę, w niczym nie 

przesadziła. Nie musiała. Ale teraz, widząc to czarno na białym, zaczęła się dziwić, że tak 

długo czekała z wymierzeniem Jeffowi zasłużonej kary.

-  Jest aż tak źle?

Poderwała głowę do góry. W drzwiach stał Jacques Querruel. Jedna czarna brew była 

ironicznie   uniesiona,   a   bursztynowe   oczy   niepokojąco   błyszczały.   Zdjął   motocyklową 

skórzaną kurtkę, czarny podkoszulek opinał mu umięśniony tors. Chyba codziennie ćwiczy na 

siłowni, uznała.

Serce ruszyło  jej do galopu, co ją zdenerwowało. Denerwowała ją też aura pewności 

siebie i władzy, jaką roztaczał Jacques. Jest całkowicie świadomy wrażenia, jakie wywiera na 

kobietach, pomyślała ze złością. Przez chwilę miała tak sucho w ustach, że trudno byłoby jej 

wydobyć z siebie głos, ale jego arogancja szybko przyprawiła ją o napływ adrenaliny. Może i 

jest szefem firmy, którego wszyscy się boją, a także wyjątkowo pociągającym mężczyzną, ale 

jej nie zastraszy, obiecała sobie. Na dodatek przecież nie ma się czego obawiać, bo i tak długo 

tu nie zostanie.

-   Proszę, może pan sam ocenić - powiedziała tylko, wiedząc doskonale, że nie jest to 

odpowiedni sposób zwracania się do najwyższej władzy.

Z satysfakcją zobaczyła, jak z jego twarzy znika uśmiech.

Miała nadzieję, że zabierze jej oświadczenie do swojego gabinetu i tam je przeczyta, ale 

on beztrosko odsunął papiery z biurka i przysiadł na jego skraju. Był tak blisko, że czuła 

subtelny   zapach   jego   wykwintnego   płynu   po   goleniu.   Na   widok   skórzanych   spodni 

przylegających ściśle do ud zaczerwieniła się. Zmusiła się do spojrzenia wyżej, na jego ręce. 

Ręce artysty, pomyślała. Długie, szczupłe palce, czyste paznokcie. Rzeźbiony profil, włosy 

czarne jak skrzydło kruka. Nawet gdy siedział całkiem nieruchomo, emanował żywotnością.

Do licha, o czym ja myślę! - skarciła się. Przecież to bezlitosny, twardy biznesmen, który 

sam nie udziela łask, ale i nikogo o nie nie prosi dla siebie. Lubi szybkie motocykle i równie 

szybkie kobiety - tak przynajmniej o nim mówiono - no i jest bogaty jak Krezus.

Tymczasem Jacques dotarł do ostatniej strony i z jego ust wyrwało się kilka słów po 

francusku.   Holly   nie   znała   tego   języka,   ale   nie   miała   wątpliwości,   że   to   przekleństwa. 

9

background image

Spojrzał na nią.

- Do diabła, czemu pani wcześniej czegoś z tym nie zrobiła? - W jego tonie wyczuła 

oskarżenie. - Chyba nie należy pani do tych kobiet, które ze strachu zapominają języka na 

ustach?

Ta drobna skaza w jego skądinąd perfekcyjnym angielskim sprawiła Holly niesamowitą 

satysfakcję.

-  Chciałam sama sobie z tym poradzić i nie przysparzać nikomu więcej kłopotów, niż 

byłoby to niezbędne - wyjaśniła chłodno.

-  Ale jak widzę, nie udało się.

-  Jednak to nie moja wina, prawda? - parsknęła ze złością. Obrzydliwy typ! Jak może o 

wszystko obwiniać właśnie ją! - Chciałam zachować tę pracę. To chyba nie zbrodnia?

-  Rzeczywiście, to nie zbrodnia, panno Stanton -zgodził się. - Jak mi wiadomo, pracuje 

pani w firmie dopiero od kilku tygodni?

-   Ośmiu - sprecyzowała wojowniczo. - A jeżeli powie pan, że Jeff Roberts pracuje w 

firmie już od bardzo dawna i do tej pory żadna kobieta nie złożyła na niego skargi, na pewno 

nie stało się tak dlatego, że nie było do tego powodów.

-  Rozumiem. - Popatrzył na nią taksująco, ale się nie ugięła i nie opuściła wzroku. - Nic 

takiego   nie   zamierzałem   powiedzieć.   Mogę   to   zatrzymać?   -   spytał,   pokazując   jej 

oświadczenie.

-  Tak. Już skończyłam. - I jej praca w Querruel International też dobiegła końca. Może 

potrwa to jeszcze tydzień albo miesiąc, ale w końcu ojciec Jeffa znajdzie jakiś pretekst, by ją 

wyrzucić. Zresztą ona sama też nie życzy sobie dalej pracować jako jego sekretarka.

Jacques Querruel wstał z biurka.

-  Natomiast mogę pani powiedzieć, że gardzę mężczyznami, którzy tak traktują kobiety - 

powiedział spokojnie. - I zapewniam panią, że bez względu na pozycję Jeffa w firmie bardzo 

wnikliwie przestudiuję ten przypadek.

Och, coś podobnego! Kogo on chce oszukać? Sam ciągle jeździ po świecie, a może sobie 

na to pozwolić, bo starszy pan Roberts dobrze zarządza firmą. Żadna zatrudniona tu kobieta 

nie odważy się złożyć skargi na jego synalka.

Widocznie te myśli musiały odbić się na jej twarzy, bo Jacques spytał:

-  Nie wierzy mi pani?

-  Wierzę, że będzie pan się starał dociec prawdy. Niestety, nic z tego nie wyjdzie. Widzi 

pan, wszyscy lubią pana Robertsa seniora, tak jak nie cierpią jego syna, ale wiedzą, ile on 

znaczy dla niego i jego żony. Więc... -przerwała, niepewna, czy może kontynuować.

10

background image

-  Tak, panno Stanton?

-  Przez większość czasu pana tu nie ma.

-  Ach, rozumiem. Czyli muszę prowadzić moje śledztwo w tajemnicy, nie wyjawiając 

nazwisk, oczywiście oprócz pani nazwiska.

Och, wspaniale! Przypadła jej rola kozła ofiarnego. Zresztą właśnie tego się spodziewała.

-   W porządku. - Naprawdę nie chciała, by zabrzmiało to sarkastycznie, ale była tak 

rozjuszona, że mogłaby gryźć.

Znowu doskonale odczytał jej myśli.

-  Panno Stanton, nie budzę w pani pobożnego lęku, prawda? - Pochylił się, opierając o 

blat. Był tak blisko, że czuła zapach i ciepło jego ciała. Mgła przesłoniła jej oczy i była 

wściekła na siebie za tę reakcję.

-   A to jest doprawdy niezwykłe - kontynuował w zamyśleniu, niemal jakby mówił do 

siebie. - Przywykłem do tego, że otaczają mnie sami pochlebcy, panno Stanton. Na palcach 

jednej ręki mógłbym policzyć ludzi, którzy mówią mi to, co naprawdę myślą.

Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć, więc milczała.

-  I ze wstydem muszę przyznać, że z początku takie pochlebianie, które było dla mnie 

czymś zupełnie nowym, sprawiało mi przyjemność.

Przyglądała mu się. Był  taki przystojny i pewny siebie. W swoim życiu  zdążyła  już 

poznać mężczyzn takich jak on, uważających się za półbogów, którzy mają prawo rządzić 

innymi i decydować o ich życiu.

Nagle   uświadomiła   sobie,   że   Jacques   czeka   na   jej   odpowiedź.   Otrząsnęła   się   z 

zamyślenia.

-  A teraz nie sprawia to już panu satysfakcji? Przez chwilę jej się przyglądał. Bała się, że 

posunęła się za daleko. A potem się uśmiechnął.

-  Czasami tak - przyznał. - Tak. Są takie sytuacje, w którym sprzyja to moim celom.

No, proszę! Koleżanki mówiły, że Jacques to czysty dynamit, ale co tam dynamit! Teraz 

działał  na nią jak nuklearna rakieta. Gdyby wiedziała,  co ją dziś czeka, włożyłaby nową 

sukienkę   i   poświęciłaby   więcej   uwagi   makijażowi.   I   nagle   uświadomiła   sobie,   w   jakim 

kierunku idą jej myśli. Przecież nawet gdyby od stóp do głów okrywały ją wyroby Diora i 

brylanty,   nie   zrobiłoby   to   żadnej   różnicy.   Jacques   Querruel   jest   dla   niej   absolutnie 

niedostępny. Równie dobrze mógłby żyć na Księżycu.

-   Margaret mówiła mi, że pani bardzo dobrze pracuje - kontynuował po chwili. - A 

właściwie nawet użyła słowa „doskonale".

Kochana Margaret!

11

background image

-  Panno Stanton, ile pani ma lat?

-  Dwadzieścia pięć. - Zmarszczyła brwi. - Dlaczego pan pyta?

Intrygowała go, a od bardzo dawna nic takiego mu się nie zdarzyło.

-  Dlaczego? - powtórzył. Zamiast odpowiedzieć, sam zapytał: - Myślała pani kiedyś o 

tym,   by   pracować   za   granicą?   A   może   wiążą   panią   z   Anglią   obowiązki   rodzinne   albo 

chłopak?

Holly zamrugała. Do czego on zmierza?

-  No? - ponaglił ją.

-     Ja...   ja   nie   miałabym   nic   przeciwko   wyjazdowi,   kiedyś,   w   przyszłości   -   odparła 

ostrożnie.

-   A co z obowiązkami  rodzinnymi?  Z ukochanym?  Przez ten jego francuski akcent 

ostatnie słowa nabrały wyjątkowego, seksownego wydźwięku. Holly miała nadzieję, że nagły 

przypływ gorąca nie wywołał na jej twarzy zdradzieckiego rumieńca.

-  Mieszkam sama - wyjaśniła. - I mam przyjaciół, ale nikogo specjalnego, jeśli o to panu 

chodzi.

Przez chwilę jeszcze patrzył na nią, a potem się wyprostował.

-  Pan Roberts już wyszedł z biura, więc może się pani uspokoić. Mam teraz parę spraw 

do załatwienia, ale chciałbym z panią porozmawiać przed końcem pracy. Nie zapomni pani?

Ciekawe, o co mu chodzi. Przecież ma jej oświadczenie, do którego nic już nie mogła 

dodać ani nic z niego wykreślić.

-  Oczywiście, że nie. W gabinecie pana Robertsa?

-  Tak. - To powiedziawszy, wyszedł.

12

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Późnym popołudniem skończyła przepisywać raport, wydrukowała trzy kopie i umieściła 

je w teczkach. Zmęczona, na chwilę zamknęła oczy i z głębokim westchnieniem wyciągnęła 

ręce nad głowę. Przez cały dzień starała się nie myśleć o tym, że przed końcem pracy zobaczy 

się z Jacquesem  Querruelem,  ale  teraz  już  wkrótce  musi  do niego  iść. A  nie chciała  go 

widzieć. Już nigdy w życiu nie chciała go widzieć.

-  Zmęczona?

Otworzyła gwałtownie oczy. Stał w drzwiach, ubrany w lekki szary garnitur, który musiał 

kosztować fortunę. Od stóp - w robionych na miarę pantoflach - do czubka czarnowłosej 

głowy stanowił uosobienie odnoszącego sukcesy człowieka biznesu. W służbowym garniturze 

wyglądał nawet jeszcze seksowniej niż w czarnych motocyklowych skórach.

Holly przeraziła się kierunkiem, jaki przybrały jej myśli. Szybko wyprostowała się w 

krześle.

-   Dochodzi wpół do szóstej - kontynuował, nie czekając na odpowiedź. - I sądzę, że 

wygodniej nam będzie porozmawiać przy kolacji, prawda? Ma pani dziś wolny wieczór?

-  Słucham? - Chyba ma halucynacje.

-  Zapraszam panią na kolację - powtórzył z nieskończoną cierpliwością.

Rumieniec Holly pogłębił się. Albo on oszalał, albo ona.

-   Mam dla pani propozycję pracy - mówił spokojnie dalej. - Ale oczywiście trzeba ją 

przedyskutować.   Jestem  głodny,   chce  mi  się  pić,  marzę   o cabernet   sauvignon  z dobrego 

rocznika. Jeżeli nie jest pani z nikim umówiona, odwiozę panią do domu, żeby mogła się pani 

przebrać. Zarezerwowałem stolik na siódmą.

Popatrzyła na niego w oszołomieniu. A potem oprzytomniała. Ciekawe, kogo by zaprosił, 

gdyby ona odmówiła. Stolik był już zarezerwowany, a Jacques Querruel nie wyglądał na 

takiego, który lubi jadać samotnie. Na pewno w notesie ma mnóstwo odpowiednich numerów 

telefonów.

-  Nie rozumiem. Powiedział pan: propozycja pracy? - Zmusiła się, by mówić spokojnie.

-  Tylko proszę mi nie mówić, że nie myślała pani już o szukaniu innej pracy.

-  Dlaczego pan tak uważa?

-     Przecież   to   oczywiste,   panno   Stanton   -   odparł   poważnie.   Co   za   niemożliwy   typ! 

Spiorunowała go wzrokiem, a on cynicznie wykrzywił te pięknie rzeźbione usta. - Tak więc 

dam pani jeszcze dziesięć minut na wyłączenie komputera, a potem odwiozę panią do domu. 

Zgoda? - Był wyraźnie rozbawiony tym, że jest taka zmieszana.

13

background image

Przecież   nie   może   przyjąć   tego   zaproszenia.   Ten   człowiek   jest   niebezpieczny. 

Śmiertelnie   niebezpieczny!   Bogaty,   ma   władzę,   jest   niesamowicie   przystojny,   no   i 

przyzwyczajony do tego, że strzeli palcami i już zbiegają się do niego kobiety.  Nagle ją 

olśniło, że nawet nie miałaby w co się ubrać na kolację z multimilionerem, ale natychmiast 

ostro się zganiła za tak płytkie myśli.

Biorąc to wszystko pod uwagę, ze zdumieniem usłyszała swój głos:

-  Dziękuję, panie Querruel. Bardzo chętnie wysłucham, co ma mi pan do powiedzenia 

podczas kolacji.

-  Doskonale. - Jeszcze raz przesunął wzrokiem po jej figurze i już bez słowa wyszedł.

Gdy tylko zniknął za drzwiami, do dziupli Holly wpadła Margaret.

-  Nie mogę w to uwierzyć! - wykrzyknęła. - Pan Querruel jest znany z tego, że starannie 

oddziela pracę od zabawy.

-     Tu   chodzi   wyłącznie   o   pracę   -   wyjaśniła   Holly.   Była   zakłopotana.   -   Chce   mi 

zaproponować   jakieś   stanowisko.   Chyba   rozumie,   że   po   tym,   co   się  stało   dziś   rano,   nie 

mogłabym tu zostać.

-  Holly, bądź bardzo ostrożna, dobrze? Pan Querruel ma opinię mężczyzny, który ciągle 

zmienia kochanki. Ale przeważnie chodzi o kobiety piękne i wykwintne, które same mają 

bardzo wysokie stanowiska i tak samo jak on nie życzą sobie stałych związków.

-  Margaret, on tylko chce mi zaproponować nową pracę. Chyba mi uwierzył w sprawie 

Jeffa Robertsa i uważa, że jest winien jakieś zadośćuczynienie. Na pewno nie miał nic innego 

na myśli. Przecież ja nie jestem taka jak te kobiety, które mu się podobają. Jacques Querruel i 

maszynistka? Śmieszne.

-  Jednak uważaj na siebie, bardzo cię proszę.

-  Dobrze - obiecała Holly. - Chociaż nie musisz się o mnie bać. Już dawno nauczyłam się 

dbać o siebie. Musiałam, gdy w dzieciństwie przerzucano mnie z jednej rodziny zastępczej do 

drugiej. Zanim skończyłam osiemnaście lat, byłam w sześciu.

Na szczęście w tej chwili w sekretariacie zadźwięczał interkom, Margaret pospieszyła do 

siebie i na tym rozmowa musiała się skończyć. Holly sprzątnęła na biurku i w tej samej chwili 

w drzwiach pojawił się Jacques.

.    - Gotowa? - spytał, a gdy Holly skinęła głową, wziął ją pod rękę i poprowadził do 

windy.

-   Czeka na nas taksówka - oznajmił, gdy znaleźli się w recepcji. - Mieszka pani w 

Battersea, prawda?

-  Tak. - Skąd on to wie? Spytał Margaret czy przejrzał jej akta?

14

background image

-  A restaurację mamy w Chelsea, bardzo wygodnie, nie sądzi pani?

Tego Holly nie wiedziała, natomiast czuła, że nie chce, by Jacques czekał w jej maleńkim 

mieszkanku, aż ona się przebierze. Wzięła głęboki oddech.

-  Może lepiej byłoby, gdyby pan od razu pojechał do restauracji po podrzuceniu mnie do 

domu? Dołączę do pana, kiedy tylko się przebiorę.

-   To bardzo uprzejmy angielski sposób na wyjaśnienie mi, czego pani sobie życzy - 

odezwał się zimnym tonem. - Ale dobrze. Od pani pojadę do restauracji i odeślę taksówkę, 

żeby panią przywiozła. Czy na to może się pani zgodzić? I proszę się nie śpieszyć. Zaczekam.

W taksówce Holly gorączkowo zastanawiała się, w co się ubrać. Słyszała o restauracji 

Lemaires,  jednej z najmodniejszych  w Londynie.  Jej goście nie należeli  do ludzi, którzy 

muszą się zastanawiać, ile kosztuje ubranie albo potrawy wymienione w menu. Nawet w 

najdzikszych   snach   nie   wyobrażała   sobie,   że   sama   mogłaby   tam   pójść   i   to   od   razu, 

natychmiast, nie mając nawet paru godzin, by kupić odpowiednią sukienkę.

-  ...przemyśleć?

-  Słucham? - Zatopiona w myślach w ogóle nie słyszała, że Jacques coś mówi.

Szybko się do niego odwróciła i zobaczyła, że marszczy brwi.

-  Przepraszam, że przerwałem pani rozmyślania, panno Stanton - powiedział lodowatym 

tonem   -   ale   mówiłem   o  planach,   jakie   mam   na   wieczór.   Proponowałem,   żebyśmy   przed 

obiadem wypili jeden czy dwa koktajle i w tym czasie opowiem pani, jaką mam propozycję, 

żeby w trakcie jedzenia mogła pani ją przemyśleć.

Ach, jaki drażliwy.  Chyba  rzadko się zdarzało,  by kobieta nie poświęcała  mu pełnej 

uwagi.

-  Tak, oczywiście - powiedziała szybko.

Siedzieli blisko siebie. Nie dotykał jej, ale jeszcze nigdy nie była tak świadoma fizycznej 

obecności innej osoby. Odwróciła się do okna.

-  Piękny wieczór - powiedziała, chcąc przerwać kłopotliwe milczenie.

-  Rzeczywiście. Zbyt piękny, by marnować go w mieście. To wieczór wprost stworzony 

do tego, by wdychać aromat tysięcy kwiatów i patrzeć, jak niebo powoli przybiera kolor 

srebra.   A   potem   obserwować   światło   księżyca   nadające   wodom   jeziora   odcień   perłowej 

macicy, i słuchać śpiewu dzikich łabędzi, gdy usypiają swoje ledwo wyklute młode.

Zdumiał ją tak romantycznymi słowami. Spojrzała na niego, a on się uśmiechnął.

-  Myślę o moim chateau - odpowiedział na jej nie wypowiedziane na głos pytanie. - W 

taką noc jak dziś jest tam pięknie.

-  Ma pan szczęście.

15

background image

-  Była pani kiedyś we Francji?

Pokręciła   głową.   Nigdy   jeszcze   nie   wyjeżdżała   za   granicę,   ale   wstydziła   mu   się   to 

powiedzieć, bo on na pewno był stałym bywalcem Szwajcarii, Monako czy Karaibów.

-  Bardzo się różni od Anglii - powiedział. – Mam apartament w Paryżu, blisko biura, ale 

moim prawdziwym domem jest chateau, pięćdziesiąt kilometrów na południe od miasta. To 

miejsce pełne spokoju, miejsce, gdzie mogę odpocząć.

Zabawne.   Holly   nie   potrafiłaby   sobie   wyobrazić,   że   Jacques   Querruel   lubi   spokojne 

miejsca.

-  Spędza pan tam dużo czasu?

-  Nie tyle, ile bym chciał - odparł z żalem. - Ale to częściowo moja wina. Niechętnie 

polegam na innych.

No, tak. W to mogła bez trudu uwierzyć.

Ulica, przy której mieszkała, zabudowana trzypiętrowymi szeregowymi kamienicami, nie 

należała do specjalnie eleganckich.

Gdy dojechali, Holly zobaczyła przed domem ekscentryczną sąsiadkę, panią Gibson.

Holly ją lubiła. Pani Gibson mieszkała w suterenie, mimo osiemdziesiątki na karku nosiła 

jaskrawe pomarańczowe suknie i miała trzy źle wychowane koty. Oczywiście właśnie dziś 

musiała być z nimi przed domem. Jak pech, to pech.

-  Panie Querruel, naprawdę nie musi pan przysyłać po mnie taksówki. Jak będę gotowa, 

wezwę sobie inną.

-  Nawet nie chcę o tym słyszeć - warknął. - Tam stoi jakaś starsza kobieta i ma na głowie 

kapturek od czajnika - zauważył ze zdumieniem. - Macha do pani.

-  Ach, to pani Gibson. Bardzo się przyjaźnimy - wyjaśniła Holly lekko wyzywającym 

tonem. - A więc do zobaczenia.

- Nie mogę się już doczekać. - Odpowiedź była uprzejma, ale roztargniona.

Właśnie  jeden  z kotów  beztrosko sobie  wymiotował,  a pani Gibson próbowała  nogą 

uniemożliwić pozostałym wejście do domu. Jacques przyglądał się temu z fascynacją. Minęła 

dość długa chwila, zanim kazał kierowcy odjechać.

Holly pobiegła na swoje pierwsze piętro. Wzięła szybki, dwuminutowy zimny prysznic - 

bo piecyk  znów kaprysił  - wyszorowała  zęby i wróciła do pokoju. Stanęła  przed szafą i 

zrobiła uważny przegląd swojej garderoby.

Miała jedną czy dwie naprawdę ładne rzeczy, ale czy są odpowiednie do takiej restauracji 

jak   Lemaires?   Chyba   nie,   jednak   czarno-niebieska   sukienka   z   falbankami   i   pantofle   na 

zawrotnie wysokich obcasach, które sobie kupiła, by uczcić otrzymanie pracy w Querruel 

16

background image

International,   muszą   wystarczyć.   Obcasy   dodadzą   jej   kilka   centymetrów   wzrostu,   dzięki 

czemu Jacques nie będzie aż tak jej przytłaczał. Do tego czarna narzutka od Versacego, którą 

kupiła rok temu na wyprzedaży za ułamek prawdziwej ceny.

Zanim zabrała się do makijażu, wyjrzała przez okno. Taksówka już na nią czekała. A 

więc   nie   ma   czasu   na   jakąś   bardziej   wymyślną   fryzurę.   Użyła   cieni   do   powiek,   tuszu   i 

starannie umalowała usta, skropiła nadgarstki perfumami i była gotowa. Stanęła przed lustrem 

i przez chwilę starała się głęboko oddychać. Jeszcze nigdy w życiu nie była tak wystraszona.

Spójrz na to w ten sposób, powiedziała do swojego odbicia. Nie masz nic do stracenia, a 

wszystko do wygrania. Już postanowiłaś, że nie możesz zostać w Querruel International. A 

może on przedstawi ci propozycję, której nie będziesz chciała odrzucić?

Chwyciła torebkę i narzutkę, wyprostowała ramiona, jakby wyruszała na bitwę, a nie na 

kolację. Ale tak właśnie się czuła.

Jacques zobaczył ją od razu, gdy przeszła przez drzwi restauracji. Zresztą wpatrywał się 

w drzwi od chwili, gdy usiadł przy stojącym na uboczu stoliku. Wstał i pomachał ręką.

-   Dziękuję, Claude - zwrócił się do kelnera, który podprowadził Holly do stolika. - 

Poprosimy o któryś z waszych doskonałych koktajli dla panny Stanton.

-  Mam nadzieję, że nie kazałam panu za długo czekać - powiedziała Holly.

-  Wcale nie - odparł Jacques uprzejmie. Rozsiadł się wygodnie w krześle, wydawał się 

całkowicie zrelaksowany.

Holly mu tego bardzo pozazdrościła. Sama czuła się napięta jak struna fortepianu. Chyba 

to wyczuł, bo pochylił się ku niej.

-  Mając na względzie otoczenie, sądzę, że moglibyśmy zachowywać się mniej formalnie, 

prawda? Mam na imię Jacques, a ty, jak mi wiadomo, Holly. Niezwykłe imię, nawet jak na 

kogoś urodzonego pod koniec grudnia.

A więc przeglądał jej akta. Holly zdenerwowała się na myśl, że Jacques wszystko o niej 

wie. Ale też był właśnie takim człowiekiem. Chciał być poinformowany o wszystkim, do 

najdrobniejszego szczegółu, zanim zaproponuje komuś pracę.

I natychmiast się zorientowała, że dobrze oceniła sytuację, bo Jacques spytał:

-  Kto wybrał to imię? Pani ojciec czy matka?

-   Żadne z nich. - Celowo nie wchodziła w szczegóły w nadziei, że Jacques zrozumie 

aluzję i zmieni temat rozmowy. - To bardzo uprzejmie z pana strony, że zaprosił mnie pan na 

kolację, ale naprawdę nie trzeba było.

Spojrzenie bursztynowych oczu powoli przesunęło się po jej twarzy.

-  Ależ trzeba było. I mam na imię Jacques. A więc, kto wybrał dla pani imię, skoro nie 

17

background image

byli to rodzice?

-   Pielęgniarka na oddziale położniczym,  gdzie zostałam porzucona. - Nie starała się 

złagodzić swoich słów. - Kiedy mnie tam przyniesiono, w radiu właśnie grali kolędę.

-  Trudny początek życia - powiedział tylko.

-  Tak. - Skinęła głową. - Rzeczywiście, trudny.

-   Czy odnaleziono kobietę, która panią urodziła? Ucieszyła się, że nie nazwał Angeli 

Stanton jej matką,

bo już dawno temu zrozumiała, że sama zdolność do rodzenia dzieci nie czyni jeszcze 

kobiety matką.

-  Kiedy ja się urodziłam, miała już troje starszych dzieci, a każde miało innego ojca. Nie 

chciała czwartego - powiedziała obojętnie. - Po tym, jak ją odnaleziono, odwiedziła mnie ze 

dwa razy. Skontaktowałam się z nią, kiedy skończyłam dwadzieścia jeden lat. Odpowiedziała 

na wszystkie moje pytania. Mój ojciec był żonaty, gdy nawiązali krótki romans. Nie podała 

mi jego nazwiska, a ja nie pytałam. Jej pozostałe dzieci też zostały umieszczone w rodzinach 

zastępczych w różnych rejonach kraju. Po mnie urodziło się jeszcze dwoje.

Holly mówiła to wszystko spokojnie, tylko zacisnęła usta w twardą linię, gdy skończyła. 

Jacques nagle zapragnął pocałunkiem przywrócić  im wcześniejszą słodycz.  To pragnienie 

zaszokowało go.

-  Naprawdę ci współczuję - powiedział tylko. Wzruszyła ramionami.

-  Zdarza się. Mnóstwo ludzi codziennie bardziej cierpi.

Podszedł kelner z wysmukłymi kieliszkami wypełnionymi mieniącym się szampanem. 

Jacques   widział,   jak   twarz   Holly   się   zmienia,   gdy  w   podziękowaniu   uśmiechnęła   się   do 

kelnera. A więc nie lubi mówić o sobie. Puls mu przyspieszył. Nie wiedział, czy to pożądanie, 

ekscytacja, ciekawość, czy może wszystko naraz.

Koktajl był doskonały, ale szybko szedł do głowy. Holly za późno pomyślała, że powinna 

była przedtem coś zjeść. Zdecydowanym ruchem odstawiła kieliszek na stół.

-  Wspominał pan o propozycji pracy. - Nie mogła się zdobyć na to, by mówić szefowi po 

imieniu.

-  Potem. Najpierw musisz się odprężyć. Wolałaby mieć tę rozmowę już za sobą, ale to 

szef tu rządził. Margaret miała rację. Ona nie jest tu na swoim miejscu.

-   I nie patrz  na mnie  tak,  jakbyś  była  Czerwonym  Kapturkiem,  a  ja wielkim  złym 

wilkiem - powiedział miękko. - Opowiedz mi o pani Gibson i jej kotach.

Holly czuła, że robi jej się gorąco. Zsunęła z ramion narzutkę i wdała się w opowieść o 

swojej ekscentrycznej sąsiadce i zabawnych wyczynach jej ulubieńców. Tymczasem Jacques 

18

background image

przyglądał się jej, a jego wzrok przesuwał się od twarzy niżej, ku wypukłości piersi.

-  Holly, jesteś piękna - szepnął.

Może to z powodu jego francuskiego akcentu, a może przez ten luksus, który ją otaczał, 

albo też dlatego, że próbowała ukryć, jak bardzo jest tym wszystkim przytłoczona, Holly 

mimowolnie  zachichotała.  To wszystko  tak bardzo,  tak nieprawdopodobnie  przypominało 

scenę z marnego filmu!

-     Rozbawiłem   cię?   -   spytał   lodowatym   tonem.   Och,   ratunku.   Holly   wzięła   głęboki 

oddech.

-   Oczywiście, że nie.

-  Ale coś cię jednak rozbawiło.

Popatrzyła na niego przez stół, przykryty grubym lnianym obrusem, z jedną białą różą w 

srebrnym   wazonie,   roztaczającą   upojny   zapach.   I   nagle,   bez   powodu,   który   mogłaby 

dokładnie określić, rozzłościła się.

-   To wszystko - powiedziała, zanim zdążyła pomyśleć - to nie jest rzeczywiste życie, 

prawda? Jasne, jest tu bardzo ładnie... - głos jej zamarł.

-  Dziękuję uprzejmie - parsknął.

-     Nie,   naprawdę.   To   bardzo   przyjemne,   gdy   człowiek   zostaje   zaproszony   w   takie 

miejsce. - No, coraz gorzej, pomyślała. Już lepiej nic nie mówić.

-  A więc nie należysz do kobiet, które spodziewają się, że ktoś je zaprosi na kolację i 

będzie rozpieszczał? - spytał bardzo, ale to bardzo miękko. - Mimo że jesteś taka piękna. Źle 

to świadczy o waszych mężczyznach, o Anglikach, ma cherie.

Flirtuje z nią! Jacques Querruel z nią flirtuje! A żadne doświadczenie z przeszłości nie 

przygotowało jej na taką sytuację. Jedną z jej głównych życiowych zasad było trzymać na 

dystans   -   w   dosłownym   tego   słowa   znaczeniu   -     wszystkich   mężczyzn.   Unikać   dotyku, 

inwazji w jej prywatną przestrzeń.

Chwyciła kieliszek i wypiła resztkę koktajlu, co ją trochę uspokoiło.

-  O ile mi wiadomo, angielscy mężczyźni są w porządku - odparła równym głosem.

-  Ale ty nie masz chłopca?

-  To samo można powiedzieć o setkach tysięcy innych kobiet, prawda?

Mówiąc  odgarnęła  włosy.  Zobaczył  w  jej  oczach  wyzwanie  i coś  jeszcze,  czego nie 

potrafił określić.

-   Zapewne. Ale żadna z nich nie ma oczu jak chabry i włosów jak gorąca jedwabista 

czekolada. Opowiesz mi o swoim ostatnim romansie?

Wcisnęła się plecami mocniej w oparcie krzesła. Gest instynktowny, lecz wiele mówiący. 

19

background image

Jacques czekał, ale Holly się nie odezwała.

Przyszedł kelner, podał im eleganckie menu i Jacques wybrał potrawy dla obojga. Gdy 

kelner odszedł, Jacques wrócił do tematu.

-  No, Holly, kim był twój ostatni ukochany? - spytał. - Twoją największą miłością, czy 

po prostu nadzieją na miłość?

Zniweczył całe jej opanowanie i przez chwilę milczała. Było to milczenie pełne napięcia. 

Wiedziała, że to wyczuł.       

-  Nie miałam czasu na romanse - powiedziała w końcu zimno, patrząc mu prosto w oczy.

-  Nie?

-  Nie. Prędzej go diabli porwą, niż pozwoli jej na tym poprzestać.

-  Dlaczego? - spytał spokojnie.

Wiedziała, że nie da jej spokoju, póki całkowicie się przed nim nie wywnętrzy. Chciałaby 

natychmiast  stąd wyjść,  ale nie mogła.  Przecież  ani jej nie obraził,  ani nie zachował się 

niestosownie.   Większość   ludzi   potraktowałaby   jego   pytanie   jak   normalną   towarzyską 

rozmowę.

Na twarz wystąpiły jej jaskrawe rumieńce, gdy wyjaśniała:

-   Do osiemnastego roku życia byłam w szkole, a potem znalazłam pierwszą pracę i 

mieszkanie.   Przez   dwa   lata   oszczędzałam   na   studia,   żeby   się   za   bardzo   nie   zadłużyć. 

Pracowałam od rana do późnego wieczora. Dlatego nie miałam czasu na życie towarzyskie.

-  A dlaczego odeszłaś z domu i ze szkoły?

-   Nie miałam domu! - wykrzyknęła, ale zaraz się opanowała. - Mieszkałam u rodzin 

zastępczych i nie zgadzałam się z nimi zbyt dobrze. Poza tym byłam już za dorosła, by nadal 

u nich zostać. Skończyłam uniwersytet, gdy miałam dwadzieścia trzy lata, i znalazłam sobie 

pracę. Postanowiłam robić karierę zawodową, więc koncentrowałam się raczej na pracy niż 

na miłości. 

Nie uwierzył jej. -   Bardzo rozsądnie - stwierdził. - Ale na uniwersytecie chyba ci się 

podobało?

Udawała, że nie rozumie ukrytego sensu jego słów.

-  Tak, było mi tam bardzo dobrze. Przyniesiono im właśnie zamówione dania i Jacques

przeistoczył się w miłego, dowcipnego rozmówcę.

Gdy potem pili wino, Holly uświadomiła sobie, że dobre potrawy, takie, jakich nigdy 

sama nie jadała, i miła rozmowa, uśpiły jej podejrzenia. Nadal nie wiedziała, po co właściwie 

Jacques ją zaprosił, a siedzieli tu już od dwóch godzin. Musi jakoś doprowadzić do tego, by 

jej to wyjaśnił. Wytarła usta serwetką i już miała coś powiedzieć, ale o sekundę się spóźniła.

20

background image

-  A więc, Holly. - Postawa uroczego towarzysza od stołu opadła z Jacquesa jak peleryna 

i   nagle   znów   był   milionerem   i   rekinem   finansów.   -   Wracajmy   do   interesów.   Jesteś 

technologiem   włókiennictwa,  prawda?   Więc   dlaczego  siedzisz   za  biurkiem   i  przepisujesz 

teksty na komputerze?

Holly jeszcze raz pomyślała, że ma do czynienia z niebezpiecznym człowiekiem.

-  Kiedy szukałam pracy, akurat nie było nic w moim zawodzie - wyjaśniła. - Poza tym 

skończyłam również wydział zarządzania. Pomyślałam więc, że będzie dla mnie z korzyścią, 

jeżeli nabiorę doświadczenia w Querruel International.

-  Potrzebuję technologa włókiennictwa, który by dla mnie projektował. I entuzjazm jest 

dla  mnie  więcej  wart   niż  doświadczenie  -  przerwał  jej  Jacques  niecierpliwie.   -  Będziesz 

pracowała z moimi projektantami i resztą zespołu, tworząc wykwintne produkty wysokiej 

jakości,   sprzedawane   potem   w   Zjednoczonym   Królestwie   i   za   oceanem.   Querruel 

International jest firmą skuteczną i konkurencyjną, ale potrzebuje więcej elastyczności, więcej 

innowacji. Rozumiesz, co mówię?

Oszołomiona, skinęła tylko głową.

-  Na początek proponuję umowę na trzy miesiące, żeby sprawdzić, jak się porozumiesz z 

zespołem. Większość tych ludzi pracuje ze mną od początku i bardzo mi zależy, by utrzymać 

dobrą atmosferę - kontynuował Jacques spokojnie. - To ludzie o wysokich kwalifikacjach i 

bardzo lojalni wobec Querruel International. Zresztą tylko takich zatrudniam. A pensje są 

odpowiednio wysokie. - Wymienił kwotę, od której Holly aż zakręciło się w głowie. Cieszyła 

się, że siedzi. Było to cztery razy więcej, niż zarabiała teraz. - I dlatego w razie potrzeby 

żądam pracy na okrągło, chociaż nie zdarza się to często -  dodał z lekkim uśmiechem. - Nie 

oczekuję, że będziesz ideałem, ale liczę na stuprocentowe zaangażowanie.

Holly   nie   wierzyła   własnym   uszom.   To   szansa,   jaka   zdarza   się   jeden   raz   w   życiu, 

samorodek złota na końcu tęczy. Drugi raz na pewno się nie powtórzy.

-  A więc, Holly, chcesz dowiedzieć się czegoś więcej?

-  spytał spokojnie, przypatrując się jej zarumienionej twarzy. - I co ty na to?

-  Kiedy mogę zacząć? - spytała bez tchu.

-  Kiedy tylko załatwisz swoje sprawy w Anglii i otrzymasz paszport.

On chyba nie mówi... - pomyślała przerażona. 

-    Musisz   się   przeprowadzić   do   Paryża   -  potwierdził   jej   domysł.   -  Myślałem,   że   to 

oczywiste.

21

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Następnego dnia, jadąc do pracy zatłoczonym metrem, Holly myślała, jak w ciągu jednej 

godziny życie potrafi stanąć na głowie. Jeszcze wczoraj czuła się bezpiecznie. Miała dobrą 

pracę i mieszkanie, małe, ale własne. Odkąd po studiach się tu wprowadziła, po raz pierwszy 

w życiu sama decydowała, kto przekroczy jej próg. Ceniła sobie bardzo tę z takim trudem 

zdobytą niezależność.

A   teraz...   miała   przed   sobą   perspektywę   przeprowadzki   do   Paryża   i   wszystkich 

niewiadomych,  jakie  się   z  tym   wiązały.   Oczywiście  nie   musiała  przyjmować  propozycji. 

Jacques Querruel zachował się bardzo przyzwoicie. Gdyby jednak nie zdecydowała się na 

wyjazd, obiecał jej doskonale referencje, a poza tym twierdził, że jeśli nie chce, wcale nie 

musi odchodzić z Querruel International, bo dopilnuje, by nie spotkały jej żadne szykany za 

to, że złożyła skargę na Jeffa Robertsa. W teorii brzmiało to nawet całkiem dobrze.

Pociąg stanął na stacji i ludzie trochę się przesunęli. Holly nienawidziła metra, a już 

zwłaszcza   w   godzinach   szczytu.   Te   wszystkie   napierające   na   nią   spocone   ciała,   w   dni 

deszczowe odór mokrej wełny...

Zdecydowanie   nakazała   sobie   nie   myśleć   o   tym   i   zająć   się   ważniejszymi   sprawami. 

Jacques obiecał również, że przez pierwsze trzy miesiące, póki się nie okaże, czy wszystkie 

strony są zadowolone, będzie płacił za jej kawalerkę w Londynie, nie potrącając tego z pensji. 

Bardzo  hojnie  i   wspaniałomyślnie   i...  Westchnęła   z  irytacją.   Gdyby   ktoś   z  jej   przyjaciół 

wiedział, że ciągle jeszcze się waha, uznałby ją za wariatkę. A ona tak bardzo chciałaby 

pojechać, gdyby tylko nie oznaczało to ciągłego kontaktu z nim.

Nie. Nie może jechać. Jacques za bardzo ją niepokoił, jego stała obecność w pobliżu 

stanowiłaby dla niej zagrożenie. Na samą myśl o aurze agresywnej seksualności, jaką wokół 

siebie roztaczał, oblała się potem. Co, u licha, się dzieje? - skarciła się ostro.

Po wejściu do windy w budynku firmy zrobiła to, co robiła całe życie. Wyprostowała 

ramiona,   uniosła   brodę   i   zmrużyła   oczy,   oblekając   się   w   niewidzialną   zbroję   zimnej 

obojętności. Jacques Querruel nie zaszedł ani nie zajdzie jej za skórę. Nie pozwoli na to!

Zeszłego   wieczoru   lekko   ją...   oszołomił.   Ale   dziś   odzyskała   już   grunt   pod   nogami. 

Grzecznie mu podziękuje za propozycję pracy we Francji. I odejdzie z Querruel International, 

gdy tylko znajdzie sobie coś innego, nawet gdyby miało to oznaczać niższą pensję. Może 

nawet przez jakiś czas pracować dla agencji wynajmujących pracowników na krótkie okresy. 

Już to robiła na studiach, w czasie ferii, i agencje, z którymi  współpracowała, na pewno 

chętnie znów ją zatrudnią. Pójdzie tam podczas weekendu albo nawet jeszcze dziś wieczorem.

22

background image

Wysiadając z windy, była tak zatopiona w myślach, że nie zauważała ludzi na korytarzu. 

I nagle z całym impetem wpadła w ramiona Jacquesa Querruela. Zachwiał się, rozsypując po 

całej podłodze stos niesionych dokumentów. Jednak nie dał jej upaść. Podtrzymały ją jego 

silne ręce, była niepokojąco świadoma cytrynowego zapachu jego wody po goleniu.

-  Dzień dobry - wymruczał gardłowo, z rozbawieniem. Ten ton sprawił, że zaczerwieniła 

się jeszcze mocniej.

-    Och, panie Querruel, bardzo pana przepraszam.

-  Przecież wczoraj postanowiliśmy mówić sobie po imieniu - napomniał ją.

Nadal ją trzymał, a ona była jak zahipnotyzowana. Nawet nie próbowała się uwolnić.

-  Wtedy nie byliśmy w pracy - odrzekła słabym głosem.

-  Ale teraz jesteśmy i nadal życzę obie, byś mi mówiła po imieniu.

Uśmiechnął się, a wtedy ogarnęła ją fala paniki zmieszanej z zauroczeniem. Ale tylko na 

parę sekund, bo zaraz panika zwyciężyła. Holly wyrwała się z jego objęć i zapanowała nad 

tłukącym się sercem.

-   Nie sądzę, żeby to było rozsądne - powiedziała szybko. - Ludzie mogą to mylnie 

odebrać.

-  Dlaczego? - Uklęknął i zaczął zbierać papiery, nie spuszczając jednak z niej wzroku. - 

A poza tym, co mnie obchodzą ludzie? Przecież jestem ich szefem. I mogę robić, co chcę.

Był tak uroczo chłopięcy, że patrzyła na niego z fascynacją. Dopiero po chwili zdobyła 

się na odpowiedź.

-  Chyba nie mówi pan poważnie?

Wstał z klęczek. Teraz już nie zachowywał się jak chłopiec.

-  Bardzo poważnie, Holly. Nie pozwalam, by ktokolwiek mi dyktował, co mam robić. 

Nigdy na to nie pozwalałem. Ojciec zawsze mi mówił, że zanim skończę dwadzieścia jeden 

lat, albo mnie zamkną w więzieniu, albo będę już miał pierwszy milion. Na szczęście prawdą 

okazało się to drugie.

-  Pewnie pana ojciec odczuł prawdziwą ulgę.

-   O tak. A mama jeszcze większą. Mam dwie młodsze siostry, które nadal mieszkają 

przy rodzicach. Tak więc jest uradowana, że przynajmniej jedno z jej kaczątek dobrze daje 

sobie radę.

Holly uśmiechnęła się grzecznie.

-  Chyba pójdę już do pracy.

-  Oczywiście. - Bursztynowe oczy przytrzymały na chwilę jej wzrok, a potem Jacques 

skinął jej głową i odszedł w swoją stronę.

23

background image

Holly popatrzyła za nim. Jego głos, jego nieposkromiona seksualność, jego sposób bycia 

- to wszystko budziło w niej lęk o siebie. Była w nim jakaś ciemna moc, dzięki której wzniósł 

się w ciągu zaledwie dziesięciu lat z niebytu na niezmierzone wyżyny. Holly otrząsnęła się. 

Co za dziwaczne myśli!

Gdy weszła do sekretariatu, Margaret poderwała głowę znad pracy.

-  No i? Jak było wczoraj wieczorem?

-  Zaczekaj chwilę. Tylko zdejmę płaszcz - roześmiała się Holly z niecierpliwości swojej 

przełożonej.

-  Pan Querruel zostawił ci na biurku jakieś papiery.

-   Margaret trawiona ciekawością poszła za nią do jej dziupli. - Powiedział, że to w 

związku z waszą wczorajszą rozmową.

-   Zaproponował mi pracę w swoim zespole we Francji. Obiecałam, że się zastanowię. 

Chodziło mu o pracę w moim zawodzie, technologa włókiennictwa. Zawsze miałam nadzieję, 

że w końcu pojawi się przede mną taka szansa, ale...

-  Widzisz tu jakieś ale? Holly, chyba jesteś szalona!

-   Margaret pochyliła się nad biurkiem i szeptała: - Zgódź się natychmiast, zanim się 

rozmyśli. Ludzie daliby wszystko za to, żeby pracować we Francji z jego elitarnym zespołem. 

Jak możesz w ogóle się wahać?

Holly spojrzała w poczciwą twarz szefowej.

-  Margaret, przecież sama mnie wczoraj ostrzegałaś.

-   Chodziło mi o... no, wiesz - odparła szybko Margaret. - Ale to, co ci proponuje, to 

zupełnie   co   innego.   Jeżeli   proponuje   ci   pracę,   to   znaczy,   że   niczym   innym   nie   jest 

zainteresowany. Znany jest z tego, że nigdy nie miesza pracy z przyjemnościami.

Holly skinęła głową. To dobra wiadomość. Więc dlaczego czuje w dołku jakiś niepokój?

Nagle w gabinecie Margaret rozległ się dzwonek in-terkomu. Margaret skrzywiła się.

-  To pan Roberts. Jest dziś w parszywym humorze, więc lepiej pójdę. A ty go unikaj. 

Potem wychodzi na całe popołudnie, to sobie porozmawiamy.

Gdy   Holly   została   sama   w   pokoju,   wzięła   głęboki   oddech   i   otworzyła   grubą   szarą 

kopertę. W końcu nic się nie stanie, jeżeli przeczyta jej zawartość. To jeszcze nie znaczy, że 

zmieni decyzję.

Kwadrans później nie była już taka tego pewna. Praca wydawała się interesująca, wprost 

podniecająca, pensja fenomenalna, były też dodatkowe korzyści. Jacques zamierzał wynająć 

dla niej mieszkanie na trzy próbne miesiące, a także opłacić całą przeprowadzkę. Nie miała 

nic do stracenia, a wszystko do wygrania. No i nie jest nią zainteresowany. Tak powiedziała 

24

background image

Margaret. Oczywiście sama też ani przez chwilę nie myślała, że mu się podoba.

Poprzedniego wieczoru Jacques nie wspomniał, że dziś wyjeżdża z Anglii, więc kiedy 

krótko po jedenastej pojawił się w jej drzwiach ubrany jak do podróży na motorze, Holly 

spojrzała na niego ze zdziwieniem.

-     Zmiana   planów   -   odpowiedział   na   nie   zadane   pytanie.   -   Okazało   się,   że   muszę 

wyjechać wcześniej, niż planowałem.

-   Och. - Skinęła  głową. - Ja... ja przeczytałam  informacje, które pan mi zostawił, i 

chciałabym przyjąć propozycję.

-  Doskonale. - Bursztynowe oczy rozjaśniły się. -Ale w Paryżu wszyscy mówimy sobie 

po imieniu. Czy dzięki temu będziesz się czuła bezpieczniej, mówiąc do mnie: Jacques?

-   Nie rozumiem, o co panu chodzi - powiedziała, chociaż aluzja była wystarczająco 

przejrzysta.

-   Nie? - Wszedł energicznie do pokoju. Coś w jego postawie wzbudziło w niej lęk. 

Pochylił się nad biurkiem, wpił w nią wzrok. - To nieprawda. Cieszy cię perspektywa nowej 

pracy, ale wcale nie podoba ci się myśl, że będziesz w tak bliskim kontakcie ze mną. A może 

nawet nie chodzi tu konkretnie o mnie. Może miałabyś takie same odczucia wobec każdego 

mężczyzny? Jednak nie. Chodzi ci konkretnie o mnie n 'est-ce pas?

-  To po prostu śmieszne - parsknęła Holly.

-   Może. - Uśmiechnął się, musnął palcami jej policzek. - A może nie. Ale to nie ma 

znaczenia.   Potrzebuję   nowego   technologa   włókiennictwa   i   moim   zdaniem   jesteś   jak 

najbardziej odpowiednia na to stanowisko. Powiem Chantal, mojej sekretarce, by zajęła się 

twoją przeprowadzką. Bądź gotowa do wyjazdu za dwa tygodnie. Chantal jutro się z tobą 

skontaktuje. Au revoir, Holly.

-     Ale   gdzie   ja   będę   mieszkała   we   Francji?   I   co   z   przesłuchaniem   w   sprawie   pana 

Robertsa?

-  Chantal zajmie się tym wszystkim - zapewnił ją z trochę nieobecną miną. Już myślał o 

podróży i sprawach, które czekają go w Paryżu.

-  Dziękuję - powiedziała grzecznie. - I życzę panu miłej podróży.

-  Och, na pewno będzie miła! Popatrz. Właśnie się przejaśnia.

Gdy wyszedł, Holly nie zabrała się do pracy. Jeszcze raz zaczęła się zastanawiać nad 

swoją decyzją. Musiała być szalona, gdy przyjmowała propozycję. Wiedziała o tym, a mimo 

to się zdecydowała.

Oskarżył ją, że chce tej pracy, ale nie jest zadowolona, że będzie tak blisko niego. I do 

pewnego stopnia miał  rację. Holly zagryzła  usta. Tak, miał  rację. Jacques jest za bardzo 

25

background image

męski, żywotny, roztacza wokół siebie aurę mocy. Było w nim coś, co budziło w niej lęk.

Zamknęła  oczy,  ogarnęła  ją fala wspomnień,  które zwykle  starała się w sobie dusić. 

Nagle   miała   znów   osiem   lat,   była   nieszczęśliwa   i   przerażona,   bo   właśnie   zabrano   ją   od 

rodziny zastępczej, która się nią opiekowała od niemowlęctwa.

Kochała Kate i Angusa Westów, a dwoje przysposobionych i dwoje ich własnych dzieci 

uważała za rodzeństwo. Ale pewnego dnia okazało się, że Angus cierpi na raka kości, a jego 

żona, Kate, gdy się o tym dowiedziała, doznała wylewu. I w ten sposób rozpadła się rodzina, 

którą Holly uważała za własną.

David i Cassie Kirby bardzo się różnili od serdecznych, zwyczajnych Westów. Wszyscy, 

a zwłaszcza pracownicy opieki społecznej, uważali, że Holly wygrała los na loterii. David i 

Cassie mieli  wielki dom z sześcioma  sypialniami,  czterema  łazienkami  i basenem.  Holly 

dostała własny pokój, pełną szafę nowych ubrań, opłacano jej lekcje konnej jazdy. Na pewno 

się zaadaptuje i pokocha nową rodzinę, mówiono jej. Które dziecko nie byłoby zachwycone 

taką odmianą? Zresztą przecież dwoje przybranych dzieci, które tu zastała, uwielbiało swoich 

zastępczych rodziców.

Holly słyszała te zapewnienia przez kilka następnych miesięcy, ale coś jednak budziło w 

niej  lęk. Jej  obawy sprawdziły się na krótko  przed dziewiątymi  urodzinami.  Zrozumiała, 

czemu czuje się nieswojo w obecności charyzmatycznego, przystojnego i bogatego Davida. 

Zrozumiała,   czemu   nie   lubi   jego   pieszczot   i   uścisków,   chwil,   kiedy   sadza   ją   sobie   na 

kolanach.

Zrozumiała   to,   gdy   któregoś   wieczoru   wszedł   do   jej   pokoju.   Już   wcześniej   tu 

przychodził,   pod   pretekstem   sprawdzenia   lekcji   czy   -   jak   to   nazywał   -   na   pogaduszki   z 

tatusiem, ale wtedy ograniczał się tylko do lękliwych dotyków.

Tamtego wieczoru broniła się tak zażarcie, że mimo przewagi siły i wzrostu nie osiągnął 

tego, czego pragnął.

Następnego dnia próbowała powiedzieć Cassie, co się zdarzyło, ale ona tylko straszliwie 

się rozzłościła. Zwymyślała Holly za opowiadanie takich „podłych kłamstw". Zaciągnęła ją 

do jej pokoju i zamknęła tam na cały dzień. Wtedy też Holly zorientowała się, jaką władzę 

posiada David. Zmusił dwójkę pozostałych przybranych dzieci, chłopca i dziewczynkę, by 

mówiły, że Holly ciągle na nie napada, niszczy ich prace domowe, zabawki, i tak dalej. Że 

kradnie   z   domu   cenne   drobiazgi,   a   także,   jak   się   wydaje,   dopuszcza   się   kradzieży   w 

okolicznych  sklepach. Wszystko to opowiadał pracownikom opieki społecznej. Mówił, że 

chociaż starał się jak mógł, musi z żalem uznać swoją przegraną.

Została napiętnowana jako dziecko sprawiające kłopoty wychowawcze, a była za bardzo 

26

background image

przerażona, by nadal oskarżać Davida. Przeniesiono ją do innej rodziny, ale ją już paraliżował 

strach, nie potrafiła nawiązać z nikim przyjaźni, a mężczyzn - zwłaszcza tych, którzy mieli 

nad nią władzę - bała się najbardziej. Odtąd przez całe lata przenoszono ją od jednej rodziny 

do drugiej i zawsze była wyrzutkiem, dzieckiem samotnym i opuszczonym przez wszystkich.

Patrząc   teraz   wstecz,   już   jako   dorosła   kobieta,   rozumiała,   że   wiele   osób   chciało   jej 

pomóc, ale po przeżyciach  w domu Kirbych nikomu  nie potrafiła zaufać. Do wszystkich 

odnosiła się wrogo i podejrzliwie, jednak mimo wszystko udało jej się przetrwać.

Holly otworzyła oczy i zaczęła głęboko oddychać, żeby powstrzymać walenie serca. W 

końcu, nie prosząc nikogo o pomoc, urządziła sobie życie według własnych upodobań, a w 

ciągu tej długiej drogi znalazła również kilku prawdziwych przyjaciół, w większości kobiet, 

ale także kilku mężczyzn. Jednym z nich był jej profesor na uniwersytecie, James Holden, 

który natknął się na nią, gdy w kąciku uniwersyteckiej biblioteki rozpaczliwie zalewała się 

łzami.

Zabrał   ją   do   siebie,   do   domu,   gdzie   jego   żona,   Lucy,   zdiagnozowała   całkowite 

wyczerpanie   spowodowane   przepracowaniem   i   stresem.   Lucy   była   pielęgniarką   w 

miejscowym   szpitalu.   Zatrzymali   ją   u   siebie   przez   trzy   tygodnie,   usprawiedliwiając   jej 

nieobecność   na  wykładach   ciężką  grypą.  Miała  tu   całkowity  spokój,  niczego   od  niej   nie 

wymagano, zmuszano jedynie do jedzenia ciepłych posiłków. Lucy przynosiła jej czasopisma 

i lekkie powieści, James po przyjacielsku dotrzymywał jej towarzystwa, czasami opowiadał 

głupawe dowcipy, a czasami razem oglądali telewizję.

Wtedy   po   raz   pierwszy   doświadczyła   prawdziwej   przyjaźni   ze   strony   mężczyzny. 

Wiedziała, że dzięki temu uratowała zdrowie psychiczne, a może nawet życie. Stała już na 

krawędzi, i chociaż nie zwierzyła się Holdenom z tego, co ją spotkało ze strony Davida i 

Cassie Kirbych, uświadomiła sobie, że lata frustracji i rozpaczy, o jakie ją przyprawili, w 

końcu zaowocowały obecną ciężką chorobą.

W   ciszy   i   spokoju   domu   Holdenów   powiedziała   sobie,   że   musi   przestać   myśleć   o 

przeszłości i rozpocząć nowe życie.

Po  trzech   tygodniach   wróciła   do  nauki  i   w  odpowiednim  terminie   uzyskała   dyplom. 

Skończyła   uniwersytet,   ale   przyjaźń   z   Holdenami   przetrwała.   Spotykali   się   we   troje 

regularnie, przynajmniej raz w miesiącu. Ostatnio widzieli się przy okazji chrztu ich córeczki, 

Melanie Annę. Holly była matką chrzestną.

Dlaczego właśnie teraz myśli o tym wszystkim, zastanawiała się zirytowana. Przecież ma 

mnóstwo pracy, do której nawet jeszcze się nie zabrała. Wiedziała, że David Kirby umarł 

kilka miesięcy po jej pobycie u Holdenów. Po jego śmierci łatwiej jej było  uporać się z 

27

background image

przeżyciami z przeszłości.

Christina, przybrana córka Kirby eh, napisała do niej, informując ją o śmierci Davida, a 

przy   okazji   wspomniała   również,   że   David   próbował   swoich   sztuczek   z   młodymi 

dziewczętami w miejscowym klubie młodzieżowym, gdzie pracował jako wolontariusz. A 

gdy zajęła się tym policja, Christina w końcu zdecydowała się mówić i zeznała, że ją też w 

dzieciństwie   wykorzystywał.   Policja   potraktowała   poważnie   wszystkie   skargi.   Ale   zanim 

doszło do procesu, David przedawkował tabletki nasenne.

David   Kirby   teraz   już   nie   mógł   nikogo   skrzywdzić.   Jego   władza   nad   słabszymi   i 

zależnymi od niego skończyła się. A Holly była teraz całkowicie niezależna. Mogła śmiało 

patrzeć sobie w oczy w lustrze. Nigdy nie zrezygnuje z tej ciężko zapracowanej niezależności.

A jeśli praca w Paryżu okaże się nieodpowiednia dla niej z tego czy innego względu? 

Wtedy powie sobie: „trudno", i poszuka czegoś innego.

28

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Holly stała przy taśmociągu lotniska w Paryżu i czekała na swoje bagaże.

Cała   podróż   przebiegła   idealnie,   i   nic   w   tym   dziwnego,   skoro   sekretarka   Jacquesa 

Querruela wszystko załatwiła, łącznie z zamówieniem taksówki w Londynie i opłaceniem 

kierowcy. Nawet o napiwek Holly nie musiała się martwić. Gdy nalegała, miły kierowca 

powiedział, że w jego wynagrodzeniu napiwek również się mieści.

Ostatnie   dwa   tygodnie   upłynęły   jej   na   gorączkowym   biciu   się   z   myślami.   W   jednej 

sekundzie była pewna swojej decyzji, a już w następnej wydawało się, że popełnia największy 

życiowy błąd.

Ale teraz już tu była.

A biorąc pod uwagę, że Michael Roberts zachowywał się tak, jakby w ogóle nie istniała, 

a jego syn szykował się do procesu, nawet nie żałowała wyjazdu z Anglii.

Margaret powiedziała jej, że Jacques uprzedził Michaela Robertsa, że kilka innych kobiet 

również zamierza złożyć na Jeffa doniesienie o seksualnym molestowaniu,

a także zeznawać przeciw niemu w sądzie i w związku z tym  wątpi, by Jeff jednak 

zdecydował się na proces. „Będzie siedział cicho i czekał, aż ojciec znajdzie mu inną pracę" - 

prorokowała Margaret.

Holly starała się o tym  nie myśleć.  Cała sprawa zostawiła jej  przykre  wspomnienie. 

Chciała jak najszybciej zapomnieć o Jeffie Robertsie i skoncentrować się na nowej pracy. 

Czuła wielką tremę. Nie znała francuskiego, zespół, do którego miała wejść, pracował razem 

od   lat,   nie   wiedziała,   czy   ma   odpowiednie   kwalifikacje.   No   i   był   Jacques   Querruel. 

Największy powód do obaw.

I wtedy go zobaczyła. Zupełnie jakby zmaterializował się, bo o nim pomyślała. Wysoki, 

długonogi, o głowę przewyższał cały tłum.

Stała absolutnie nieruchomo, gdy torował sobie do niej drogę. Spostrzegła jednak, że 

niejedna kobieta za nim patrzy.

-     Bonjour,   mademoiselle   -   powitał   ją   kpiąco,   gdy   zauważył   jej   sztywność.   -   Jak 

przebiegła podróż?

-  Dziękuję, bardzo dobrze - odparła z trudem. - Myślałam. 

-  Tak?

-  Że ma tu na mnie czekać kierowca.

-  Samochód czeka, a ja umiem prowadzić. - Machnął władczo ręką i natychmiast pojawił 

się bagażowy. 

29

background image

- Chodźmy stąd. Terminale lotnisk nie są odpowiednim miejscem do rozmów. - Wziął ją 

pod rękę i pociągnął do wyjścia.

-  Nie byłem pewny, czy przyjedziesz - powiedział, gdy już pędzili do miasta.

-   Przecież powiedziałam, że przyjadę - udało jej się wydusić przez zaciśnięte gardło. 

Jacques był za blisko. Jej ciało reagowało na niego w sposób, którego nie potrafiła opanować.

-   Oczywiście. - Skinął głową. - I mamy piękny dzień na pierwszą wizytę w mieście 

miłości, prawda?

-  Miasto to miasto. Skupisko domów, i tyle - odparła Holly.

-   Mon Dieul To prawdziwe bluźnierstwo! Paryż jest magicznym  miastem! Ma swój 

esprit, który fascynuje każdego, kto tu przyjedzie. Paryż żyje i oddycha. Nie czujesz tego?

Holly spojrzała na Jacquesa, niepewna, czy mówi poważnie, czy też z niej kpi.

-  Jeżeli tak to odczuwasz, dlaczego mieszkasz w cha-teaul - spytała.

-   Ach, to nie jest aż tak daleko. Poza tym tu też mam mieszkanie. No i moi rodzice i 

siostry mieszkają na południe od Dzielnicy Łacińskiej, więc nazwisko Querruel jest w Paryżu 

godnie reprezentowane.

-   Tam się urodziłeś? - spytała, przypominając sobie plotki o jego bardzo skromnym 

pochodzeniu.

-  Niezupełnie. Urodziłem się o kilka kilometrów od obecnego domu rodziców, ale to był 

całkiem inny świat. Gdy już miałem pieniądze, chciałem i dla nich kupić chateau, ale się nie 

zgodzili.   Woleli   zostać   tu,   gdzie   wszystkich   znają,   gdzie   czują   się   jak   u   siebie.   Ojciec 

uwielbia grać każdego popołudnia w boules ze starymi kumplami, jadać z nimi śniadania w 

kawiarenkach na chodnikach. Ale pozwolili, żebym im kupił domek na spokojnej ulicy. Mają 

ogródek, w którym mama hoduje kwiaty. Kiedy byłem mały, musiały jej wystarczyć skrzynki 

w oknach. Są zadowoleni, i to dla mnie jest najważniejsze.

Jak bardzo Jacques musi kochać swoją rodzinę, pomyślała. Ona nie miała takiej szansy. 

Poczuła w sercu szarpnięcie bólu i szybko zmieniła temat.

-  Nie muszę teraz jechać do mieszkania, jeżeli wolisz wrócić do biura. Chętnie od razu 

rozpoczęłabym pracę.

Rzucił jej spojrzenie z ukosa.

-  Zrobimy wszystko tak, jak planowaliśmy. Zawieziemy twoje rzeczy do domu, a potem 

pójdziemy na lunch. Wbrew twoim przekonaniom, nie jestem poganiaczem niewolników.

No tak, obraziła go. Wspaniały początek nowej pracy, obrażać szefa.

-  Lunch z całym zespołem? - spytała niewinnie. Długo milczał.

-  Nie, nie to miałem na myśli - powiedział w końcu.

30

background image

-  Gdzie jest moje mieszkanie? - spytała szybko, by zmienić temat.

-  Dziesięć minut na piechotę od biura. - Uśmiechnął się miło. - A restauracja de 1'Etoile 

jest na następnej ulicy, więc po lunchu szybko znajdziesz się w pracy, moja ty entuzjastko.

Kpił sobie z niej. A przecież przyjechała tu właśnie do pracy. Zmarszczyła czoło i już się 

nie   odezwała,   dopóki   nie   zajechali   przed   dom.   Z   każdą   chwilą   była   bardziej   świadoma 

bliskości   tego   mężczyzny   obok   siebie.   Emanował   męskością,   której   nie   sposób   było 

zignorować.

Żałowała, że nie włożyła dłuższej spódniczki. Ciągle ją obciągała, a spódniczka nadal 

podjeżdżała do połowy ud. Pokręciła się w fotelu w nadziei, że jakimś cudem trochę się 

osłoni.

-  Kobieto, uspokoisz się wreszcie? Holly zarumieniła się po szyję.

-  Słucham?

-  Kręcisz się jak kotka na gorącym blaszanym dachu - warknął. - Mon Dieul Myślisz, że 

cię zgwałcę tu, na samym środku ulicy? Co ci o mnie naopowiadano, że tak się mnie boisz?

-  Nie mam pojęcia, o co ci chodzi - powiedziała sztywno, odgarniając włosy z czerwonej 

twarzy. Co za okropny człowiek!

-  Tylko mi nie mów, że nie myślałaś, że zaraz chwycę cię za kolano - warknął z irytacją.

-  Oczywiście, że nie. - Była naprawdę zaszokowana.

-  Ach, oczywiście. Ale jesteś zdenerwowana, prawda?

-  Pewnie, że tak! - wykrzyknęła. - Na moim miejscu każdy byłby zdenerwowany. Przed 

chwilą przyjechałam do obcego kraju, mam się spotkać z nieznajomymi ludźmi, z którymi 

będę pracowała, zobaczyć nowe biuro.

- A mój szef, który nie wiadomo dlaczego wyszedł po mnie na lotnisko, jest najbardziej 

seksownym mężczyzną na świecie, dodała w duchu.

Nastąpiła chwila ciszy, gdy umysł Jacquesa przetrawiał jej słowa.

-  No tak. Potrafię to zrozumieć, ale ty jesteś nieulęklym duchem, n'est-ce pas!

-  Jestem też normalną istotą ludzką - zripostowała.

- A może zatrudniasz wyłącznie ludzi w typie Rambo, którzy nie wiedzą, co to strach?

Przez chwilę obawiała się, że posunęła się za daleko. W końcu Jacques naprawdę jest jej 

szefem, a ona zachowuje się jak ostatnia jędza.

Ale Jacques uśmiechnął się.

-     Holly,   nie   lubię   ludzi   w   typie   Rambo   -   powiedział   wesoło.   -   Tego   możesz   być 

całkowicie pewna. - Odwrócił się i przez moment jego bursztynowe oczy patrzyły na nią 

ciepło. Potem spojrzał znów na jezdnię.

31

background image

I całe szczęście, bo Holly z trudem oddychała.

Jacques  skręcił   w  szeroką  boczną  ulicę,   przejechał  jeszcze   kilka  metrów  i  zatrzymał 

samochód   przed   dużym   nowoczesnym   budynkiem,   stojącym   przy   niewielkim   skwerku 

ozdobionym śliczną fontanną.

-  Chodźmy - powiedział i poprowadził ją do drzwi.

Gdy   weszli   do   holu,   zza   kontuaru   wyszedł   szybko   stary   concierge   i   stanął   przed 

Jacquesem na baczność. Zamienili kilka słów. Holly zauważyła, że muszą się znać, ale nic z 

ich rozmowy nie zrozumiała.

-   A to mademoiselle Stanton, Pierre - powiedział Jacques, pociągając ją do przodu. - 

Pierre   mówi   bardzo   dobrze   po   angielsku,   i   będzie   zachwycony   mogąc   ci   pomóc   we 

wszystkim, czego będziesz potrzebowała - dodał, zwracając się do Holly.

-     Bonjour,   monsieur   -   przywitała   się   Holly,   wyczerpując   na   tym   cały   swój   zasób 

francuskich słówek.

-  Bonjour, mademoiselle. Miło mi poznać przyjaciółkę pana Querruela. Mam nadzieję, 

że będzie się pani tu dobrze mieszkało. I jestem do pani usług.

-  Dziękuję.

Z windy, którą pojechali na trzecie piętro, wysiedli na wyściełany dywanem korytarz. 

Jacques poszedł do ostatnich drzwi i wyłowił z kieszeni klucze.

-  Witaj w domu, mademoiselle. - Z uśmiechem podał jej klucze. - Ten jest do wejścia do 

budynku, a ten do mieszkania.

Weszli do apartamentu. Z niewielkiego holu otwiera! się widok na najbardziej uroczą 

bawialnię, jaką Holly w życiu widziała. Pokój nie był duży, ale bardzo proporcjonalny, a 

meble utrzymano w kolorach kremowym i cytrynowym. Miał dwa okna sięgające od podłogi 

do sufitu, w obszernej wnęce z łatwością mieściło się biurko i regały. Na niewielkim balkonie 

stał   stół   i   dwa   foteliki,   a   także   mnóstwo   doniczek   z   niecierpkami   i   kameliami,   a   od 

miniaturowej fontanny dochodził szmer wody. Zachwyconej Holly wydawało się, że z tego 

balkonu można zobaczyć pół Paryża.

                             

Jacques   stał   w   bawialni,   oparty   o   ścianę,   gdy   Holly   zwiedzała   swój   mały,   lecz 

przepięknie urządzony nowy dom.

-  No i co? Podoba ci się?

-  Jak mogłoby mi się nie podobać! - wykrzyknęła. - Ale gdy mówiłeś, że firma wynajmie 

mi coś na pierwsze trzy miesiące, nie spodziewałam się czegoś takiego. To mieszkanie musi 

was kosztować majątek!

32

background image

Jacques przez chwilę zastanawiał się, co odpowiedzieć. Chciał, by Holly pracowała z nim 

w   Paryżu,   i   dlatego   zaoferował   jej   warunki,   którym   nie   potrafiłaby   się   oprzeć.   Zresztą 

wiedząc, że nie mówi po francusku i że nie zna tu nikogo, pragnął również, by czuła się 

bezpiecznie i dobrze.

-  Majątek? - powtórzył w zamyśleniu. - Pieniądze to sprawa względna. Tani dom może 

przyczyniać najrozmaitszych kłopotów i w końcu człowiek wydaje więcej, niż to jest warte. 

Na przykład  tutaj mamy  bardzo skuteczny system  bezpieczeństwa. A niestety w naszych 

czasach jest to konieczne.

Może dla polityków czy kogoś takiego, pomyślała. Ona tego na pewno nie potrzebuje.

-  Ale ty wszedłeś do budynku bez żadnych kłopotów.

-   Pierre widział, jak podjeżdżamy,  i otworzył mi drzwi - wyjaśnił gładko Jacques. - 

Dlatego nie musiałem używać kluczy.

Holly przez chwilę nie zrozumiała, jakie implikacje niesie to stwierdzenie, ale zaraz ją 

olśniło. Jednak Jacques uprzedził jej protesty.

-     Ja   mam   apartament   na   najwyższym   piętrze.   Dlatego   właśnie   wiedziałem,   że   to 

mieszkanie będzie wolne i wynająłem je dla ciebie.

-  Ale czy zastanowiłeś się, co ludzie na to powiedzą? - Głos Holly stał się jakoś dziwnie 

piskliwy.

-  Jacy ludzie? - Mina Jacquesa wyrażała całkowite niezrozumienie jej obiekcji.

-  Wszyscy, którzy to zobaczą - wyjaśniła ostro. Niech go szlag! Doskonale wiedział, o 

co jej chodzi. -Przywiozłeś mnie tu z Anglii i ulokowałeś w domu, w którym sam mieszkasz. 

Ludzie mogą na tej podstawie odnieść mylne wrażenie.

Bursztynowe oczy wpatrywały się w nią bez mrugnięcia.

-    Każde  z nas   ma   własne  klucze  -  powiedział   spokojnie.  - Jak  ktoś  mógłby  to  źle 

zrozumieć?

Jakim cudem dożył trzydziestu dwóch lat, nie rozumiejąc takich spraw?

-  Ludzie plotkują - powiedziała twardo. - Nic nie sprawia im większej przyjemności niż 

soczysta plotka.

-  Nie o mnie, jeżeli chcą zachować swój standard życia. - W jednej chwili przestał być 

uroczym towarzyszem i przybrał lodowatą postawę wymagającego szefa.

-  Może nie w twojej obecności - upierała się. - Ale zapewniam cię, że będą gadać.

-  I to ci przeszkadza? Że ci bezimienni, nic niewarci ludzie będą tracić czas na nieważne 

plotki?

Celowo udawał, że nie wie, o co chodzi. Spiorunowała go wzrokiem.

33

background image

-  Problem nie na tym polega.

-     Właśnie   na   tym   -   powiedział   zimnym   tonem.   -I   szczerze   mówiąc,   kobieta,   która 

potrafiła  stawić   czoło   Jeffowi   Robertsowi   i  była   gotowa  do  konfrontacji  ze   mną,   potrafi 

również rozprawić się z każdym głupim plotkarzem jednym lodowatym spojrzeniem swoich 

pięknych niebieskich oczu. - Uśmiechnął się. - Spójrz tylko na siebie - wycedził miękko. - 

Potrafisz wzbudzić lęk.

Ale Holly nie dała się oczarować ani ugłaskać.

-  Po prostu nie myślę...

-     I   bardzo   dobrze.   Myślenie   zostaw   mnie.   -   A   gdy  słysząc   te   bezczelne   słowa   już 

szykowała   się   do   riposty,   nie   dał   jej   na   to   najmniejszej   szansy.   -   Idziemy   na   lunch   - 

zapowiedział, biorąc ją pod rękę. - Chcesz się trochę odświeżyć przed wyjściem?

Ten człowiek to prawdziwy buldożer! Arogancki, przyzwyczajony do tego, że wszyscy 

mu się podporządkowują ze strachu, by go nie obrazić. No, to teraz zobaczy, że nie zawsze 

dzieje się tak, jak on chce.

A wtedy odebrał wiatr z jej żagli.

-  Holly, proszę.

No i co ma zrobić teraz, gdy odezwał się tak miło, tym miękkim głosem? Wzruszyła 

ramionami. Nie pokaże mu, jak to ją poruszyło.

-     Potrzebuję   trochę   czasu   -   powiedziała   chłodno.   -I   podczas   lunchu   ostatecznie 

omówimy szczegóły mojego zatrudnienia.

-    Oczywiście.   - W  jego głosie  wyczuła   ledwo opanowany śmiech.  -  Dobry posiłek 

potrafi przywrócić rozsądek, prawda?

Holly, zbierając całe poczucie godności, na jakie było ją w tej chwili stać, uciekła do 

łazienki.

Lunch zjedli w uroczej małej restauracyjce. Jacques prowadził lekką rozmowę, żartował i 

w ogóle był bardzo miły. Niebezpiecznie miły. Nie chciała ulegać jego urokowi, czy też - 

mówiąc dokładniej - urokowi jakiegokolwiek mężczyzny. I udawało jej się to aż do chwili, 

gdy na scenie pojawił się Jacques Querruel.

-  Będzie bardzo dobrze. 

- Słucham?

Byli już przy kawie. Holly tak się zagłębiła w swoje rozważania, że nie usłyszała, jak po 

chwili milczenia Jacques znów się odezwał.

- Jesteś zdenerwowana - zauważył spokojnie. - Doskonale to rozumiem. Ale zobaczysz, 

że ludzie, z którymi będziesz pracować, są bardzo mili.

34

background image

-  Tak, na pewno.

-   Na pewno - powtórzył jej słowa kpiąco. - Holly, powiedz mi, co trzeba zrobić, by 

przełamać tę barierę, jaką wokół siebie zbudowałaś?

Wstał,   nie   czekając   na   odpowiedź.   Nie   pozostało   jej   nic   innego,   jak   iść   za   nim   do 

samochodu.

35

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Ku własnemu zdziwieniu, mimo wszelkich wątpliwości i obaw, Holly w nowej pracy 

wkrótce poczuła się jak u siebie. Nowi koledzy byli wspaniali, a jedyną rzeczą, jaka jej się nie 

podobała,   był   kult,   jakim   otaczali   Jacquesa.   Ale   w   końcu   nawet   to   było   zrozumiałe. 

Inspirował   wszystkich,   nigdy   nie   żądał   więcej,   niż   sam   z   siebie   dawał.   Pierwszy   rano 

przychodził do biura, wieczorem wychodził ostatni. Fascynujący, inteligentny, a na dodatek 

niesamowicie   atrakcyjny.   Był   jedyny   w   swoim   rodzaju.   Nie   pasowała   do   niego   żadna 

zwyczajna etykietka.

I przez to czuła się jeszcze bardziej upokorzona. Bo jak mogła sobie wyobrażać - choćby 

przez   jedną   sekundę   -   że   interesował   się   nią   jako   kobietą!   Najwyraźniej   był   absolutnie 

szczery, mówiąc o przyczynach, dla jakich wynajął dla niej mieszkanie w swoim domu: po 

prostu dla wygody i bezpieczeństwa.

Przez ten cały czas, odkąd tu pracowała, nawet jej nie dotknął. W zamian musiała od 

koleżanek   wysłuchiwać   niekończących   się   opowieści   o   jego   miłosnym   życiu,   o   jego 

bogatych, pięknych, wyrafinowanych kochankach.

No i dobrze. Sam był tak wyjątkowy, że zasługiwał na takie właśnie kobiety.

Holly rozmyślała o tym wszystkim, wracając któregoś dnia z pracy do domu. Jacques od 

kilku dni był w Stanach i czuła się trochę spokojniej. Zatrzymała się na chwilę na skwerku, 

obserwując kilku starszych mężczyzn grających w boules. Przypomniała sobie, jak Jacques 

mówił, że jego ojciec też z pasją oddaje się tej grze. Wszyscy ci mężczyźni byli dobrze po 

osiemdziesiątce,   ale   wprost   emanowała   z   nich   radość   życia.   Holly   bezwiednie   się 

uśmiechnęła. Po drugiej stronie ulicy grupka studentów grała na różnych instrumentach, ku 

własnej   radości   i   radości   przechodniów.   Holly   uśmiechała   się   coraz   serdeczniej.   Słońce 

pieściło jej skórę jakimś tęsknym ciepłem. Zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła, stał 

przed nią Jacques. Patrzył na nią z przyjemnością, uśmiechał się.

-  No widzisz - powiedział miękko. - Esprit Paryża już na ciebie działa.

-  Jacques! - Wiedziała, że się głupio zaczerwieniła.

-  Myślałam, że jesteś w Stanach.

-  Więc może to tylko mój duch jest tu teraz z tobą?

-  Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Holly szybko się opanowała.

-  Przepraszam, to było głupie - powiedziała. - Chodziło mi o to...

-  Wiem, o co ci chodziło - uspokoił ją, przesuwając spojrzenie z jej twarzy na ciemne 

36

background image

jedwabiste włosy. -I nigdy nie zachowujesz się głupio.

Popatrzyła na niego, straszliwie zmieszana. Wydawał się jakiś inny, porzucił tę swoją 

pozę rekina biznesu.

-   Ja... ja właśnie wracałam do domu - powiedziała drżącym głosem. - A ty idziesz do 

biura?

Jacques zmarszczył brwi. A więc tego sobie życzyła. Do diabła, jego spojrzenie za dużo 

jej wyjawiło. Ale, z drugiej strony, co za komiczna sytuacja. Przez ostatnie tygodnie chodził 

wokół   tej   kobiety   na   paluszkach   i   nie   zamierzał   tego   kontynuować.   Miał   nadzieję,   że   z 

czasem   trochę   się   oswoi   ze   swoim   nowym   życiem,   i   oswoiła   się   ze   wszystkim   i   ze 

wszystkimi, prócz niego. Słyszał, jak w biurze rozmawia i śmieje się z kolegami, ale gdy 

tylko on pojawiał się w pokoju, natychmiast milkła. Niech to szlag! Przełamie tę jej rezerwę, 

nawet gdyby miało to go wiele kosztować!

-  Nie, nie idę do biura. Właśnie wróciłem ze Stanów i muszę trochę rozprostować nogi, 

odpocząć.

Jacques Querruel przyznaje, że musi odpocząć?

-  Ale przecież ty nie jesteś taki - powiedziała, zanim zdążyła pomyśleć. 

-  Jaki?

-  Nie należysz do tych, którzy potrzebują relaksu. Dla ciebie praca jest wszystkim.

-  A więc twoim zdaniem jestem robotem? - spytał z podejrzaną łagodnością. - Maszyną? 

No to się mylisz. Skalecz mnie, a będę krwawił jak każdy inny człowiek.

Ten łagodny ton jej nie zmylił. Rozzłościła go, i właściwie nie bez powodu.

-  Nie to chciałam powiedzieć - tłumaczyła się nerwowo.

-  Jak na kobietę, kłamiesz bardzo nieumiejętnie. Być może, ale nie traktowała tego jak 

wady. W wieku ośmiu lat boleśnie się przekonała, jaką krzywdę może wyrządzić kłamstwo.

-  A więc nie będę ci przeszkadzała w spacerze - powiedziała tylko.

-   Specjalnie tu przyszedłem,  bo wiedziałem,  że cię spotkam. Chciałem ci przekazać 

zaproszenie.

-  Od kogo? - spytała ostrożnie. Opanował nagły przypływ gniewu.

-  Od mojej mamy. Opowiedziałem jej o małej myszce z Anglii, która przyjechała do tego 

wielkiego, złego miasta, by dla mnie pracować, i mama ulitowała się nad tobą. Chce cię 

zaprosić na kolację.

Mała myszka, tak? Holly już otwierała usta, żeby mu nawymyślać, ale powstrzymała się, 

widząc w jego oczach iskierki śmiechu.

-  Żartujesz - powiedziała słabo.

37

background image

-  Tylko częściowo. - Ciepła, silna ręka chwyciła ją za brodę. Była za bardzo zdziwiona, 

by się wyszarpnąć. - Jednak zaproszenie na kolację jest prawdziwe. Moja kochana mama jest 

bardzo   gościnna   i   wzburzyła   ją   myśl,   że   młoda   cudzoziemka   musi   jadać   w   samotności 

swojego mieszkania.

-  Mam nadzieję, że powiedziałeś jej, że to z mojego własnego wyboru - mruknęła Holly 

z uporem. – Ludzie z firmy zapraszali mnie do siebie, jednak ja na razie muszę się jeszcze 

bardzo dużo nauczyć. Poświęcam na to całe wieczory, ale kładę się wcześnie spać, żebym 

rano ze świeżym umysłem przystępowała do pracy.

-  Bardzo słusznie - pochwalił ją, chociaż wcale tak nie myślał.

Pewnie, że tak, pomyślała Holly zawzięcie. I to twoja cholerna firma najbardziej na tym 

korzysta.

-  Proszę, podziękuj mamie ode mnie i powiedz jej.

-  Sama jej wszystko powiesz dziś wieczorem, kiedy zawiozę cię do niej na kolację.

Czy on w ogóle słucha, gdy się do niego mówi?

-  Twoja mama na pewno nie oczekuje mnie już dziś. - Uznała, że tylko spokojem coś z 

nim osiągnie. - Dopiero co wróciłeś ze Stanów...

-  Zadzwoniłem do niej z drogi i powiedziałem, żeby się nas spodziewała koło ósmej - 

oznajmił. - Bardzo się ucieszyła.

-  Przecież mogłam już mieć plany na wieczór.

-  A masz?

Chciała   skłamać,   ale   niestety   Jacques   miał   całkowitą   rację   twierdząc,   że   kłamstwa 

wychodzą jej fatalnie. Jednak spodziewać się, że pokornie przyjmie tak nagłe zaproszenie, 

było z jego strony oburzającą arogancją.

-  Nie o to w tym chodzi.

-   Masz oczywiście rację. - Znów w jednej chwili diametralnie zmienił mu się nastrój. 

Holly już zdążyła doświadczyć tego kilka razy. - Proszę o wybaczenie, mademoiselle.

Popatrzyła na niego podejrzliwie.

-  Nie mogę iść z pustymi rękami.

-   Oczywiście,  że  możesz,  ale  jeżeli  chcesz  coś  jej  zawieźć,  mama  uwielbia  ręcznie 

robione trufle czekoladowe z małego sklepiku w Dzielnicy Łacińskiej. Po drodze moglibyśmy 

tam wstąpić.

Chciała go spytać, czy ma w zwyczaju zapraszać kolegów z pracy na rodzinną kolację do 

swojej   matki,   ale   zmilczała.   Jasno   powiedział,   że   jego   matka   ulitowała   się   nad   samotną 

cudzoziemką, i chociaż nie podobała jej się rola biednej sierotki, musi to zaproszenie przyjąć 

38

background image

za dobrą monetę. Nie da Jacquesowi do zrozumienia, że bierze je za coś więcej niż jest w 

rzeczywistości. Przecież wie, że to nie randka. W ogóle niepotrzebnie robi wokół tego tyle 

zamieszania.

Jacques śledził grę uczuć na jej twarzy z ukrytym zainteresowaniem, i jak mistrz strategii 

wiedział, kiedy zaatakować.

-  Więc mogę potwierdzić, że przyjdziemy o ósmej? - spytał pokornie.

Holly poczuła się jak ostatnia jędza. Zaczerwieniła się i szybko skinęła głową.

-  To bardzo miło z jej strony i jestem wdzięczna za tak uprzejmy gest.

Teraz, gdy uzyskał wszystko, co chciał, mógł okazać szlachetność.

-  Wiem, Holly. Po prostu cię zaskoczyłem, prawda? Ale moja mama będzie szczęśliwa, 

mając jeszcze jedno kaczątko pod swoimi skrzydłami. Nie może się już doczekać wnuków, a 

siostry nie spieszą się ze zrobieniem jej tej przyjemności.

A on najwyraźniej nawet nie myśli, że i sam mógłby w ten sposób matkę uszczęśliwić. 

Za dobrze się bawi. Ta myśl ją zasmuciła, chociaż wiedziała, że nie powinna.

-  No to idziemy się przebrać. - Ku zaskoczeniu Holly wsadził sobie jej rękę pod ramię i 

poprowadził ją do domu.

Wpadła w panikę, ale już chwilę później zrobiło jej się jakoś przyjemnie. Jacques nie 

starał   się   jej   przyciągnąć   bliżej,   nie   wykonał   żadnego   intymnego   gestu.   Ciekawe,   co   by 

powiedział, dowiadując się, że ona po raz pierwszy w życiu idzie z mężczyzną pod rękę? 

Pewnie po prostu spojrzałby na nią z pogardą. Już nieraz widziała w biurze, jak jednym 

spojrzeniem rozgniatał przeciwnika na miazgę. Nie musiał nawet przy tym nic mówić.

David Kirby też to potrafił. Specjalizował się w zimnym milczeniu, gdy któreś z nich go 

rozzłościło, a raczył od nowa rozmawiać z winowajcą dopiero wtedy, gdy ten się szczerze 

ukorzył.

-  Holly?

Gdy uniosła na niego wzrok, uświadomiła sobie, że Jacques patrzy na nią z dziwnym 

skupieniem. Widocznie coś mówił, a ona nie usłyszała.

- Co się stało? - Zatrzymał się, odwrócił ją do siebie i położył jej ręce na ramionach. - 

Masz tremę przed kolacją u mamy?

-  Nie, oczywiście, że nie. 

-  Więc o co chodzi? Wyglądałaś, jakbyś... - zająknął się, szukając odpowiedniego słowa.

Holly była wściekła na siebie. Że też pozwoliła, by myśl o Davidzie Kirbym wprawiła ją 

w taki nastrój!

-  Ja... ja właśnie kogoś sobie przypomniałam. Kogoś z przeszłości. - Chciała się wyrwać, 

39

background image

ale ją przytrzymał.

-  Mężczyznę?

Poczuła się jak w pułapce. Popchnął ją na ścianę jakiegoś domu, a ona bała się, że zaraz 

wpadnie w panikę, jak zawsze, gdy znalazła się za blisko mężczyzny. Jednak nic takiego się 

nie stało. Tym razem jej podniecenie spowodowane było raczej jego bliskością, zapachem. 

Do tej pory jeszcze nigdy nie poczuła potęgi pożądania, ale teraz już wiedziała, jak to jest. ,. 

Nie mogła zebrać myśli, więc powiedziała prawdę:

-  Tak, mężczyznę.

-  Skrzywdził cię.

-  Tak.

-  Ale to już skończone?

-  Co? - Za późno zdała sobie sprawę, w jakim kierunku prowadzi ta rozmowa. Sądził, że 

Holly mówi o romansie, o kochanku.

-  Spytałem, czy to już skończone - powtórzył spokojnie. - Czy już się z tym uporałaś.

-     Tak,   skończone.   -   Czuła   nerwowy   skurcz   żołądka,   ale   uniosła   głowę   w   geście 

wyznania, jaki Jacques już nieraz u niej widział. - I nie chcę o tym rozmawiać.

Jacques stłumił westchnienie. Co za tajemnicza kobieta. Raz wydaje się łagodna i miękka 

jak jedwab, a innym znów razem jest zimna i twarda jak stal.

-  Bardzo dobrze, Holly, ale pamiętaj, że zawsze możesz się wypłakać na moim ramieniu. 

Czasami pomaga, gdy człowiek może się wygadać. - I na tym skończył. Przez resztę drogi 

prowadził niezobowiązującą pogawędkę. Holly uznała w końcu, że zareagowała przesadnie 

na zwykłe przyjacielskie pytanie. Przecież Jacquesa nie obchodzi jej przeszłość. Po prostu 

prowadził zwykłą rozmową w ciepły letni wieczór, i to wszystko.

Po powrocie do domu szybko wzięła prysznic, a potem zaczęła się zastanawiać, co na 

siebie włożyć. Jacques wspomniał, że muszą się przebrać. Zdecydowała się więc na ładny top 

w kwiatki i kremową wąską spódniczkę, do tego również kremowe sandałki i kaszmirowy 

kardi-gan z krótkimi rękawami. Była z powrotem w holu na parterze zaledwie po dwudziestu 

minutach, ale Jacques już na nią czekał.

Popatrzył na nią za zadowoleniem.

-  Szybka i urocza. Jesteś niezwykła, mademoiselle Stanton.

Z ulgą stwierdziła, że nie ubrała się za strojnie. Jacques miał na sobie rozpiętą pod szyją 

jasnoniebieską jedwabną koszulę i czarne spodnie.

Rodziców Jacquesa polubiła od pierwszej chwili. Marc Querruel był wysoki jak syn, a 

Jacques po nim odziedziczył przystojną twarz, władcze rysy i gęste czarne włosy, chociaż 

40

background image

ojciec był już siwy.

Camille, matka Jacquesa, była drobniutka, miała ciemne oczy i srebrzyste włosy. Obie 

córki, Josephine i Barbe, z budowy przypominały matkę. Były atrakcyjne ale nie piękne, ich 

orle nosy wydawały się za duże, ale obie, tak samo jak matka, były bardzo eleganckie i 

zachowywały   się   naturalnie.   Holly,   w   miarę,   jak   upływał   czas   wizyty,   coraz   bardziej 

zazdrościła im tej spokojnej pewności siebie.

Do kolacji zasiedli w otoczonym murem ogródku. Jacques był rozmowny, zrelaksowany. 

Przekomarzali się wspólnie z siostrami, wytykając sobie nawzajem ostatnie miłostki. Gdy 

Jacques skomentował wyczyny Barbe, ta wykrzyknęła:

-  Och, Jacques! Przytaczasz argumenty typowego męskiego szowinisty. Według ciebie 

mężczyzna   może   fruwać   z   kwiatka   na   kwiatek,   podczas   gdy   kobietę,   która   miała   kilku 

partnerów, należy traktować jak ladacznicę!

-   Barbe! - Camille spojrzała przepraszająco na Holly. - Szkoda, że już są za duże, by 

odsyłać je od stołu za złe zachowanie.

-  Nic się nie stało - uśmiechnęła się Holly. - I zgadzam się z Barbe, że kobiety nadal w 

pewnych dziedzinach nie mają pełnych praw.

-  No widzisz? Holly mnie popiera! – wykrzyknęła Barbe do brata. - Mężczyźni tacy jak 

ty to najgorszego rodzaju hipokryci. Wobec siebie stosują zupełnie inne zasady niż wobec 

kobiet. Nigdy nie przyszło ci do głowy, że ojcowie i bracia tych wszystkich twoich kobiet tak 

samo nie życzą  sobie, by zadawały się z mężczyznami,  jak ty nie życzysz  sobie tego w 

stosunku do mnie i Josephine?

Jacques wyglądał tak, jakby zaraz miał wybuchnąć, ale właśnie w tej chwili do ogrodu 

weszła   para  małżeńska   zaprzyjaźniona  z  jego rodzicami.  Dostawiono  krzesła,  zaczęła  się 

ogólna rozmowa i sprawa poszła w zapomnienie.

W pewnej chwili Barbe pochyliła się do Holly i szepnęła jej na ucho:

-  Nie przejmuj się tym, co powiedziałam. Chciałam tylko podrażnić się z Jacquesem. Ty 

na pewno jesteś inna. Jeszcze nigdy do tej pory nie przyprowadził nikogo do domu.

-   Och, to nie jest tak, jak myślisz - tłumaczyła się Holly. - Po prostu pracuję w jego 

firmie, a twoja mama słyszała, że jestem obca w Paryżu, więc zaprosiła mnie na kolację.

Barbe tylko uniosła wymownie brwi.

-  Czyli pomyliłam się. Ale wobec tego Josephine i ja musimy cię oprowadzić po mieście 

i zapoznać z naszymi przyjaciółmi.

Holly uprzejmie się uśmiechnęła. Obie były bardzo miłe, ale nie zamierzała skorzystać z 

tego zaproszenia.

41

background image

Zanim jednak zdążyła coś powiedzieć, Barbe zalała brata potokiem francuskich słów. 

Holly nie wiedziała, o czym mówiła, ale Jacques się zachmurzył i odpowiedział siostrze tak 

ostro, że więcej już się nie odezwała. A Jacques gwałtownym ruchem wstał od stołu.

-  Holly i ja musimy już iść - oświadczył. Uśmiechał się, ale Holly widziała, że coś go 

wzburzyło. Ciekawa była, co Barbe mu powiedziała.

Wyszli po serdecznych  pożegnaniach i zapewnieniach rodziców Jacquesa, że wkrótce 

znów się zobaczą. Jacques odjechał kawałek od domu i zatrzymał samochód przy niewielkim 

skwerku, pustym i oświetlonym tylko światłem księżyca.

-  Przejdźmy się.

-  Mamy się przejść? - pisnęła nerwowo Holly. - Nie wydaje mi się...

-  Holly, uspokój się. - Jacques chwycił ją za drżącą rękę i spojrzał jej głęboko w oczy. 

Poczuła się nagle tak, jakby płynęła w powietrzu, a jedyną realną rzeczą na świecie było 

lśnienie jego oczu. - Muszę z tobą porozmawiać, żeby raz na zawsze wyjaśnić kilka spraw.

-  Dobrze - szepnęła, bo głos nie chciał jej się przedostać przez gardło.

Usiedli na ławce. Jacques położył jedną rękę na oparciu za Holly, a drugą wziął ją za 

brodę tak, by mu patrzyła prosto w oczy. Nie mogła uwierzyć, że siedzi tu z nim, że pozwoliła 

mu się do tego zmusić. Ale, pomyślała, bądźmy uczciwi. Nie musiał zbyt długo jej do tego 

przekonywać.

Ma dwadzieścia pięć lat i nigdy jeszcze się nie całowała. A od pierwszej chwili, gdy 

zobaczyła Jacquesa, próbowała zgadnąć, jak by to było, gdyby poczuła na wargach te jego 

pięknie rzeźbione, seksowne usta.

I mimo całego lęku i niepokoju, jaki wprowadził w jej życie, sprawił jej ulgę fakt, że ona 

też może się podobać mężczyźnie. Bo wiedziała, że podoba się Jacquesowi Querruelowi.

Patrzył na nią w milczeniu przez długą chwilę.

-   To, co powiem, może cię zdenerwować - oświadczył w końcu cicho, całkowicie ją 

zaskakując.

-  Och... - Cała wewnątrz drżała i miała tylko nadzieję, że Jacques tego nie zauważy.

-  Mówiłem Barbe, że nie zgodzę się, by one wprowadziły cię do towarzystwa młodych 

ludzi. Powiedziałem jej, że cię lubię. Że bardzo cię lubię.

Wydawało jej się, że tonie w jego bursztynowych oczach. Gdy wziął jej twarz w ręce, 

zadrżała.

-  Holly, rozumiesz, co mówię? Pragnę cię, a nigdy nie dzielę się moją własnością.

Działo się za dużo, za szybko. Zawsze wiedziała, że to się kiedyś zdarzy, a teraz, gdy już 

się   zdarzyło,   jedynie   się   dziwiła,   że   Jacques   tak   długo   czekał.   Tylko   że   ona   jest   taka 

42

background image

wewnętrznie niezborna. Nie miał pojęcia...

-  Holly, lubisz mnie? - spytał, obserwując grę uczuć na jej twarzy, a wielkie niebieskie 

oczy, piękne jak wody jeziora przy jego chateau i równie niezgłębione, wzniesione były ku 

niemu w niemym pytaniu.

-  To nie jest kwestia tego, czy cię lubię. - Holly w końcu odzyskała głos.

-  Oczywiście, że tak. Czekałem cierpliwie, ale nie jest to postawa, na którą łatwo mi się 

zdobyć - przyznał z lekkim uśmiechem. - Mama zawsze mi powtarzała, że ptaszek krok po 

kroku buduje swoje gniazdko, ale ja nie widzę w tym żadnych korzyści.

Holly spróbowała się od niego odsunąć, jednak jej nie puścił.

-   Widzisz,  pożądasz  i sobie bierzesz?  - spytała  ostro. Musiała  przerwać tę  intymną 

chwilę, bo ją przerażała.

Spodziewała się zaprzeczenia, ale on tylko przybliżył się i dotknął ustami jej ust. Nie był 

to pocałunek na próbę ani na przeproszenie. Całował tak, jakby miał do tego pełne prawo.

Serce   Holly   waliło   jak   młotem,   ale   nie   odczuła   obrzydzenia,   którego   się   tak   bała. 

Przeciwnie, przeszył ją słodki dreszcz podniecenia, a jej usta rozchyliły się jak pąk kwiatu 

otwierający się na łagodny letni deszczyk.

Jacques   objął   ją   mocniej   i   przez   kilka   hipnotyzujących   sekund   Holly   czuła   się 

mieszkanką dziwnego świata zmysłowej rozkoszy, świata dla niej całkowicie obcego, pełnego 

obietnic i magii. W tej właśnie chwili przekonała się, że nie jest jakimś dziwadłem, kobietą 

zimną, czego do tej pory tak się obawiała. Całowano ją, i było to cudowne i tak naturalne...

Gdy w końcu Jacques podniósł głowę, brakowało jej tchu.             

-   Wiedziałem, jak będziesz smakować - szepnął. - Zawsze to wiedziałem. Jak gorący 

miód. Cherie, jesteś piękna i słodko jest cię całować. Możesz doprowadzić mężczyznę do 

szaleństwa.

Znów ją pocałował.

-  Mm - westchnął. - Pachniesz tak pięknie i tak wspaniale smakujesz.

Musiała położyć temu kres. Nie bardzo wiedziała dlaczego, ale rozum podpowiadał jej, 

że trzeba zachować ostrożność. To do niczego dobrego nie doprowadzi. Jacques jest wilkiem, 

który nawet nie dba o to, by narzucić na siebie owczą skórę.

-  Pragnąłem tego od chwili, kiedy cię zobaczyłem – szeptał. - Chciałem trzymać cię w 

ramionach,   całować,   rozebrać,   pieścić.   Zobaczysz,   zabiorę   cię   na   szczyty   rozkoszy,   tam, 

gdzie nie zabrał cię jeszcze żaden z twoich kochanków.

Te słowa zaszokowały ją. Wyrwała się z jego objęć z taką siłą, że spadłaby z ławki, 

gdyby Jacques w ostatniej chwili jej nie przytrzymał.

43

background image

Strząsnęła jego rękę.

-  Chcę już iść. Chcę wrócić do domu.

-  Co się stało? - Wstał, gdy ona wstała, i patrzył na nią z niepokojem.

Holly   nie   mogła   się   poruszyć,   nawet   po   to,   by   odwrócić   od   niego   wzrok.   Głos   nie 

przechodził jej przez gardło.

-     Chodzi   o   tego   mężczyznę,   którego   przedtem   znałaś?   Tego,   który   cię   tak   bardzo 

skrzywdził? Co on ci zrobił?

-  Słucham? - Spojrzała na niego nieprzytomnie.

-   Mówiłaś, że już ci na nim nie zależy, ale chyba tak nie jest - powiedział miękko. - 

Nadal go kochasz, prawda?

Szok i obrzydzenie na jej twarzy powiedziały mu, że się myli.

-  A więc, Holly, co się dzieje?

Jak   może   mu   o   tym   opowiedzieć?   Jak   może   komukolwiek   o   tym   opowiadać?   Raz 

spróbowała  i było  to straszne. Gdyby  mu  powiedziała,  Jacques  zacząłby  nią gardzić.  Na 

pewno pomyślałby, że to ona zachęcała Da-vida. Ona sama tak myślała przez całe lata, więc 

on pewnie też będzie o tym przekonany.

-  Chcę iść do domu.

-  Zgwałcił cię? Przymuszał do czegoś? - Jacques nie odpuszczał, chociaż ton jego głosu 

był miły i spokojny.

Holly ciężko przełknęła ślinę, próbując utrzymać emocje na wodzy. Zastanawiała się, co 

odpowiedzieć, ale w głowie miała pustkę.

-  To się zdarzyło dawno temu - odezwała się w końcu. - I nie chcę o tym rozmawiać.

-  Popełniasz błąd.

-  A co ty możesz o tym wiedzieć? - wyrwało jej się. Oczy mu się rozszerzyły. Ale stał i 

nic nie mówił, tylko na nią patrzył.

-  To nie jest tak, jak myślisz - szepnęła.

-  Skąd możesz wiedzieć, co ja myślę? - spytał bardzo cicho. 

Nie wiedziała. To prawda. Nagle ogarnęła ją złość. Kim ona właściwie dla niego była? 

Należał   do   mężczyzn,   którzy   mają   kobietę,   gdy   tylko   strzelą   palcami.   Dziesiątki   kobiet 

walczą o to, by znaleźć się w jego łóżku. Ale ona jest inna. Zdał sobie z tego sprawę i obudził 

się nim myśliwski instynkt. Mentalność jaskiniowca.

-   Chcę już wrócić do domu.  Odwieziesz mnie, czy mam  iść na piechotę? - spytała 

lodowato.

Jacques przez długą chwilę się nie odzywał. Milczenie było tak ciężkie, że aż dzwoniło 

44

background image

jej w uszach. Potem odstąpił o krok.

-     Oczywiście,   że   cię   odwiozę   -   powiedział   spokojnie.   Lekko   się   uśmiechnął.   - 

Niezależnie od tego, co o mnie myślisz, jestem cywilizowanym człowiekiem.

-     Wiem   -   odpowiedziała   cicho.   I   rzeczywiście,   w   głębi   serca   o   tym   wiedziała. 

Problemem była ona. W końcu przecież nic jej nie zrobił. Tylko ją pocałował. Nie próbował 

tego na niej wymusić, nie zachował się agresywnie. A ona zareagowała tak, jakby... jakby co 

najmniej chciał ją zgwałcić.

Nagle   powróciła   cała   przeszłość.   Czuła   na   sobie   silne,   okrutne   ręce   Davida,   jego 

wilgotne, gorące usta. Ogarnęły ją mdłości.

-   Ja... przepraszam. - Zmusiła się do spokoju, chociaż chciało jej się krzyczeć, łkać i 

jęczeć. - Ja po prostu... nie jestem gotowa na...

Sama nie wiedziała, co właściwie chce powiedzieć, więc zdumiała się, gdy odpowiedział 

łagodnie:

-  Zapomnijmy o tym, dobrze? - Patrzył jej serdecznie w oczy. - Jesteśmy przyjaciółmi, 

kolegami   z   pracy.   Nie   ma   między   nami   nic   skomplikowanego,   nic,   co   trudno   byłoby 

zaakceptować. To ci odpowiada?

Tak,   odpowiadałoby   jej,   gdyby   nie   to,   że   od   samej   bliskości   jego   emanującego 

zmysłowością ciała kręciło jej się w głowie. Popatrzyła na niego, serce jej się ścisnęło. Nie 

powinna   była   przyjeżdżać   do   Paryża.   Nie   powinna   była   się   zgadzać   na   to,   by   u   niego 

pracować. Nie powinna była przyjmować zaproszenia do domu jego rodziców...

-  Tak, odpowiada mi - powiedziała cicho. - Bardzo mi odpowiada.

45

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Minął gorący lipiec, ale w sierpniu upał doskwierał jeszcze bardziej. Holly miała jednak 

w mieszkaniu klimatyzację i skwar jej za bardzo nie przeszkadzał.

Pierwszego   dnia   po   wizycie   u   rodziców   Jacquesa   czuła   się   bardzo   nieswojo,   ale   on 

zachowywał się przyjacielsko, nie robił żadnej aluzji do tych wydarzeń, koncentrował się 

wyłącznie na pracy, więc szybko się uspokoiła. Bardzo jej też pomogło to, że jeszcze tego 

samego popołudnia wrócił do Stanów.

Od   tamtego   wieczoru   minęły   już   dwa   tygodnie.   Holly   starała   się   bliżej   zapoznać   z 

nowymi  kolegami,  przyjęła  kilka zaproszeń do ich domów  na kolację, dwa razy była  na 

lunchu z Chantal, sekretarką Jacquesa.

Jednak prowadząc tak ożywione jak na nią życie towarzyskie, bez przerwy myślała o 

Jacquesie. Tęskniła do niego, w nocy nawiedzał ją w snach, a w dzień zajmował jej myśli w 

sposób wprost natrętny. A nie chciała o nim myśleć. Nie chciała myśleć zwłaszcza o jego 

pocałunkach.

Któregoś dnia wieczorem jak zwykle siedziała na swoim uroczym balkonie. Spędzała tu 

więcej czasu niż w mieszkaniu. Jej myśli znów pobiegły do tamtych wydarzeń. Dopiero po 

jakimś czasie, gdy zastanowiła się nad tym wszystkim, uświadomiła sobie, jakie opanowanie 

wykazał Jacques. Nie zmuszał jej do niczego, nie prosił o więcej, niż była skłonna dać. A gdy 

odrzuciła jego awanse, nie wydawał się rozczarowany. Tyle że mając inne rybki do złowienia, 

na niej pewnie niespecjalnie mu zależało.

Zmarszczyła czoło. Nie mogła go zrozumieć. Przecież mówił, że chce się z nią kochać. A 

jednak   zachowywał   się   tak,   jakby   potrafił   w   jednej   chwili   poskromić   swoje   uczucia. 

Pracowała z nim już od tylu tygodni, była na kolacji u jego rodziców, całował ją i pieścił, a 

mimo to go nie rozumiała. Ale ją fascynował. To było niepodważalną prawdą. Holly, uczciwa 

wobec siebie, nie mogła temu zaprzeczyć.  A jeżeli jego pocałunki wywarły na niej takie 

wrażenie, jak by się czuła, gdyby rzeczywiście się z nią kochał?

Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Natychmiast wiedziała, kto to. Gdyby przyszedł kto 

inny, a nie Jacques, Pierre by ją uprzedził.

Dzwonek odezwał się jeszcze raz, władczo, nagląco. Z bijącym mocno sercem Holly 

poszła otworzyć. 

- Bonjour, cherie. - Jacques w nonszalanckiej pozie opierał się o ścianę naprzeciwko 

drzwi, ręce skrzyżował na piersi. Wyglądał wspaniale, a jego bursztynowe oczy przyciągały 

jej spojrzenie jak magnes. Nie uśmiechał się.

46

background image

- Witaj, Jacques. - Ucieszyła się, że głos jej nie drży.

- Nie wiedziałam, że już jesteś w Paryżu. - Traktuj go lekko, nie pokazuj, że cały czas o 

nim myślałaś, nakazała sobie.

-  Wróciłem dosłownie przed chwilą.

-  Załatwiłeś wszystko tak, jak chciałeś?

-  Tak. - Odepchnął się od ściany. Zauważyła wtedy, jaki jest zmęczony. - Oczywiście aż 

do następnego kryzysu.

Uśmiechnął   się,   uśmiech   rozjaśnił   jego   twarz   i   oczy.   Holly   musiała   przełknąć   ślinę, 

zanim mu go odwzajemniła.

-  Pójdziemy na kolację?

-  Dziś? - Wzdrygnęła się, bo przypomniały jej się wydarzenia po poprzedniej kolacji, na 

którą ją zaprosił.

- To chyba nie jest dobry pomysł. Przecież ustaliliśmy, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. 

Pracuję w twojej firmie...

-   Głos jej zamarł. Jacques hipnotyzował ją wzrokiem i nie pamiętała już, co chciała 

powiedzieć.

-  A przyjaciele nie jadają razem? - spytał poważnie.

-  Oczywiście, że tak - odparła ostro, czując rozdrażnienie, jakiego na ogół doznawała w 

jego obecności. -Nie to miałam na myśli. Ja po prostu...

-  O ile mi wiadomo, jadałaś kolację z wieloma osobami. Więc dlaczego nie chcesz zjeść 

także ze mną?

-  Przez ten cały czas pobytu w Stanach sprawdzałeś, co robię?

-  Czy to zbrodnia troszczyć się, by moja nowa pracownica dobrze się czuła w nowym 

miejscu? - spytał jedwabistym głosem.

Holly spróbowała innej taktyki. ;   - Z tobą też byłam na kolacji.

-    Właśnie.  -  Podszedł   tak  blisko,  że  czuła  jego ciepło   i  zapach.  -  Co więc  stoi  na 

przeszkodzie, żebyś to zrobiła jeszcze raz? Sprawiłabyś mi wielką przyjemność. - Czarne 

brwi uniosły się w rozbawieniu.

Że też ten człowiek zawsze musi sprawić, że ona zachowuje się jak dziecko! Jeszcze 

chwilę się wahała, ale w końcu uległa.

-  Dziękuję - powiedziała grzecznie. - Będzie mi bardzo miło iść z tobą na kolację.

-  Tak już jest lepiej - pochwalił ją. Oczy miał roześmiane.

-  Tylko się przebiorę. - Wskazała ręką swoją koszulkę bez rękawów i dżinsy.

-   Nie trzeba. - Uśmiechnął się z triumfem. - Pojedziemy do chateau. Już od jakiegoś 

47

background image

czasu chciałem ci pokazać mój prawdziwy dom.

Rzuciła mu poważne spojrzenie.

-  Jak przyjaciele, tak?

Chwilę patrzył na nią z rozbawieniem, a potem nagle pochylił się i gorąco ucałował jej 

usta.

-  Etykietki mnie nudzą, petite. A teraz skończmy już z tymi nonsensami. Zamknij drzwi i 

jedziemy.

Księżyc   jak   wielka,   opalizująca   perła   łagodnie   oświetlał   piaszczystą   drogę.   Holly   i 

Jacques szli nad jezioro.

Kolacja podana przez Monique, gosposię Jacquesa, była  wyborna, a sam chateau, ze 

swoimi   wieżyczkami,   bluszczem   oplatającym   ściany   i   balkonami   ustrojonymi   mnóstwem 

doniczek z kwiatami, wyglądał jak wzięty z jakiejś bajki. Holly była zachwycona. Wokół niej 

roztaczał   się   rajski   krajobraz.   W   powietrzu   rozchodził   się   zapach   lilii,   ważki   muskały 

powierzchnię  perłowej  wody,  po której pływały łabędzie  i kaczki.  Na brzegu rosły kępy 

niezapominajek i innych dzikich kwiatów, a za jeziorem, ale jeszcze na terenie posiadłości 

Jacquesa, rozciągał się gęsty las.

-  Tu jest pięknie - szepnęła. Pociągnął ją na ławkę pod drzewem.

-   Ty też jesteś piękna - wymruczał. Powiódł palcem po jej ustach, a potem ustami po 

policzku, schodząc powoli coraz niżej, aż do wypukłości piersi.

Serce Holly waliło jak młotem, patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, świadoma, 

że nie potrafi mu się oprzeć. Ogarnęło ją dziwne uczucie, mieszanina strachu i podniecenia, i 

chociaż nie trzymał jej ani nie zmuszał do niczego, była niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.

-  Holly, moja słodka Holly... - ni to westchnął, ni to wyszeptał, przyciągając ją bliżej, a 

jego usta spadły łakomie na jej wargi. Powinna wpaść w panikę, ale nic takiego się nie stało.

Przeciwnie. Zarzuciła mu ręce na szyję i odpowiedziała namiętnie na jego pocałunek. 

Teraz, gdy już z nim była, uświadomiła sobie, jak bardzo go jej brakowało.

Ostatnie dni, dni bez niego, gdy czekała na jego powrót, spędziła jak w jakiejś otchłani. I 

chociaż nie chciała tego przyznać  nawet sama  przed sobą, prawda była  oczywista: lubiła 

Jacquesa. Bardzo go lubiła. Na razie jej umysł nie przyjąłby czegoś więcej.

Najpierw   pieścił   ją   delikatnie,   wzbudzając   w   niej   nieznane   do   tej   pory   pragnienia. 

Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, Holly ogarniała powoli zmysłowa rozkosz, do 

tej pory jej obca, ale tak cudowna, że cała jej rezerwa poszła w zapomnienie. Czuła bliskość 

jego gorącego ciała,  ale, co dziwne, nie budziło  to w  niej strachu, lecz  jedynie  radość i 

cudowną świadomość własnej kobiecości. Krew w jej żyłach płynęła szybszym nurtem.

48

background image

-   Holly? - Jego głos, nasuwający na myśl gorący aksamit, był tak uwodzicielski, że 

zadrżała. - Czy nie przeszkadza ci, że cię obejmuję i dotykam?

Sama  nie   wiedziała.   Uniósł   głowę,  oczy  mu   gorzały,   gdy  na  nią  patrzył.   Po  długiej 

chwili, kiedy szukała słów, by mu odpowiedzieć, i nie znalazła ich, tylko potrząsnęła głową. 

-   Pragnę cię, ale ty o tym wiesz - szepnął. Mimo całej rozkoszy zesztywniała, a on 

natychmiast to wyczuł.

-  Nie będę przepraszał za to, że cię pragnę. Chcę cię trzymać w ramionach, być z tobą w 

łóżku, ale tylko jeżeli i ty tego chcesz. Sercem i umysłem, a nie tylko ciałem. Rozumiesz, co 

mówię?

Oderwała się od niego... na maleńką odległość.

-  Pełna współpraca w grze uwodzenia? - spytała lekko, chociaż serce tak mocno jej się 

tłukło.

-  Jeżeli chcesz tak to ująć. - Nadal ją obejmował. Miała wrażenie, że nie dałby jej się 

odsunąć, nawet gdyby bardzo tego próbowała. A więc spróbowała. Miała rację. Nie puścił jej.

-  Na pewno masz tyle kobiet, że nie musisz fatygować się ze mną.

-  Ach, rozumiem.

Jednym   szorstkim   ruchem   posadził   ją   sobie   na   kolanach.   Pisnęła   w   proteście   i 

zesztywniała. Patrzył na nią tak, jak jeszcze nigdy przedtem, i gdzieś w jej wnętrzu zaczął 

narastać strach. David Kirby też sadzał ją sobie na kolanach. I nawet przed tamtą okropną 

nocą wiedziała, że tego nie chce.

A teraz? Nie była całkiem pewna, ale się nie bała. A gdy to sobie uświadomiła, strach 

uleciał.

-  Holly, nie zależy mi na tłumach kobiet. Pragnę tylko ciebie.

Nie pragnąłby jej, gdyby wiedział, kim ona jest naprawdę. Zbudziły się w niej wszystkie 

stare lęki, które tak głęboko w sobie ukrywała. Przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie 

głosu.

-   Jacques, nie znasz mnie - powiedziała w końcu cicho. - Widzisz tylko to, co chcesz 

widzieć. Tylko to, co widać na zewnątrz.

Jacques przełknął złość i starał się mówić bardzo spokojnie.

-   Ten zewnętrzny widok jest uroczy, petite, ale mylisz się. Znam cię od miesięcy, a 

jestem dobrym badaczem ludzkich charakterów. Muszę być, jeżeli chcę przeżyć w świecie 

biznesu.

-   Być  może. - Odsunęła się, by nie ulec impulsowi i nie pozwolić mu, by znów ją 

pocałował.   Do   licha,   co   ona   robi?   Nie   może   mieć   romansu   z   Jacquesem   Querruelem. 

49

background image

Flirtował z nią i cokolwiek mówił, była to tylko gra. Stałaby się jedną z jego tak licznych 

chwilowych   zdobyczy,   spodziewałby   się,   że   dostosuje   się   do   jego   reguł,   ale   w 

przeciwieństwie do jego innych kobiet, ona nawet tych reguł nie znała!

-   Nie, nie być może. To fakt. - Bursztynowe oczy patrzyły na nią poważnie. - Wiesz, 

wcześniej czy później będziesz musiała zaryzykować i znów komuś zaufać, niezależnie od 

tego, jak podle tamten z tobą postąpił.

-  Dlaczego?

-  Bo jeśli nie, tamten w końcu wygra.

-  Nie rozumiesz - szepnęła bezdźwięcznie.

-  Wypróbuj mnie.

Odwróciła od niego wzrok i wpatrzyła się w spokojne wody jeziora.

-  Nie.

Nigdy się  tak  nie  upokorzy.   Raz  próbowała  wyjaśnić,   co  się wydarzyło,  i  pamiętała 

obrzydzenie   na   twarzy   Cas-sie   tak,   jakby   to   było   wczoraj.   A   gdy   zaczęła   rozmawiać   z 

pracownicą opieki społecznej, która szukała dla niej nowej rodziny zastępczej, ta kobieta 

nakrzyczała na nią za to, że wymyśla  sobie jakieś nierzeczywiste historyjki. Nawet teraz, 

myśląc o tym, cała się zjeżyła.

-  Myślisz o nim teraz, prawda? - zarzucił jej szorstko. - To ty z nim zerwałaś, czy on?

Przez jedną okropną chwilę bała się, że roześmieje się histerycznie i nie będzie mogła 

przestać, ale się opanowała. On nie miał pojęcia o niczym. Zresztą, skąd miałby wiedzieć?

-  Mówiłam, że nic nie rozumiesz - udało jej się wypowiedzieć dość spokojnie.

Przez chwilę panowała cisza, tylko od jeziora dolatywało kwakanie dwóch kaczek, które 

pokłóciły się o miejsce do spania. W końcu jedna odleciała i znów zapanował spokój.

-  Chodź do mnie - powiedział.

Wiedziała, że powinna uciec do oświetlonego chateau, do Monique, ale zamiast tego 

pochyliła się do Jacquesa. Wziął ją w ramiona i chciwie wpił się w jej usta. Tym razem się nie 

hamował.  A  ona  oddała  mu  pocałunek   równie   namiętnie.  Aż  sama   się tego  wystraszyła. 

Działo   się   z   nią   coś,   czego   nie   rozumiała.   Wystarczyło,   że   jej   dotknął,   a   zapominała   o 

wszystkich   powodach,   dla   których   związek   między   nimi   nie   mógł   się   udać.   Gdy   ten 

mężczyzna był przy niej, stawała się zupełnie inną kobietą. Sama siebie nie poznawała.

Gdy w końcu oderwał się od niej, ciężko oddychał, a głos miał zachrypnięty.

-  Jeszcze chwila, a - jak by to powiedzieć - popsułbym sobie w twoich oczach opinię. 

Nie jestem przyzwyczajony, by się tak hamować, gdy kocham się z kobietą.

-  Nie wątpię, że kobiety cię psuły. Dziesiątki adorujących kobiet, które marzyły tylko, 

50

background image

żebyś wziął je w niewolę, prawda? Ale nie zawsze uzyskanie tego, czego się pragnie, jest 

właściwe.

-   Ty jesteś dla mnie bardzo właściwa - powiedział miękko, a w jego głosie wyczuła 

rozbawienie.

Gdyby  tylko  nie był  taki doświadczony,  tak przystojny,  tak bogaty,  tak pociągający! 

Dlaczego nie może być zwyczajnym mężczyzną? Miał tyle kobiet, które dokładnie wiedziały, 

jak mu sprawić przyjemność w łóżku. Jak ona może z nimi współzawodniczyć?

Seksualnie była tak samo niewinna jak ta ośmioletnia dziewczynka, którą David Kirby 

usiłował zgwałcić. Nic nie wiedziała o miłości, życiu i mężczyznach. Nic. Zabroniła sobie 

wszelkich romantycznych uczuć. Ominęły ją doświadczenia, jakie są udziałem wszystkich 

dorastających dziewcząt i chłopców: pocałunki w garażu albo na tylnych fotelach samochodu, 

pieszczoty przy telewizji, gdy rodziców nie ma w domu.

Nie zdawała sobie sprawy, że wszystkie te pogmatwane myśli można wyczytać  z jej 

twarzy, więc gdy Jacques gwałtownie ją przyciągnął i zaborczo pocałował w usta, a potem 

zaproponował, by chwilę pospacerowali, była zdumiona tą nagłą zmianą nastroju.

-  Pokażę ci gniazdo łabędzi i ich młode, chociaż teraz są już prawie tak duże jak rodzice. 

I dom sowy, która też do niedawna miała pisklę do wykarmienia, póki nie uznała, że jest 

dorosłe i nie musi się trzymać jej fartuszka. Holly spojrzała na niego ze zdziwieniem. Taki 

twardy,   bezwzględny   człowiek   interesów,   którego   nawet   najlepsi   przyjaciele   uważali   za 

cynika... Nigdy by się nie spodziewała, że może się rozczulać nad pisklętami.

-  Co się stało? - spytał, widząc jej minę.

-  Nic.

Zatrzymał się i lekko ją popchnął na pień" drzewa.

-  No, co się stało? - powtórzył miękko.

-   Naprawdę nic - powiedziała zażenowana. - Po prostu nie sądziłam, że jesteś takim 

entuzjastą natury.

-  Nie? - Uśmiechnął się i skorzystał z okazji, by ją pocałować, zanim ruszyli dalej. - A za 

kogo mnie uważałaś? - spytał spokojnie po chwili. - Albo może nie mów mi prawdy, bo 

jeszcze zranisz moje ego.

Spojrzała   na   niego   ostrożnie.   Nie   wiedziała,   czy   żartuje,   czy   też   mówi   poważnie. 

Zauważył to jej niepewne spojrzenie i roześmiał się z całego serca.

-  Jesteś nadzwyczajna. Wiesz o tym? - szepnął. -Tak jak ojciec często mówi mamie, Bóg 

musiał cię zesłać na ziemię, żebym pamiętał o pokorze.

-  Pokorze? - Porównanie z jego rodzicami sprawiło jej prawdziwą przyjemność. - Pokora 

51

background image

to nie jest właściwe słowo, by cię określić.

Przygarnął ją do siebie i całował, aż zabrakło jej tchu, ale gdy od nowa podjęli spacer, 

Jacques zaczął opowiadać o tym, jak stał się takim człowiekiem, jakim jest teraz.

Gorzkie   wspomnienia   przeplatały   się   z   radosnymi,   dzieciństwo   przeżyte   w   nędzy, 

okrucieństwo bogatego społeczeństwa, poważny wypadek ojca, gdy Jacques był malutkim 

dzieckiem, siła i cicha odwaga matki...

-  Ojciec pracował w fabryce mebli. Któregoś dnia spadł na niego ciężki dębowy kredens. 

Miał połamane obie nogi. Wierzył właścicielom, gdy mówili, że mu to zrekompensują, ale oni 

zapłacili innym robotnikom, by zeznali, że wypadek zdarzył  się z winy ojca, i nigdy nie 

wypłacili   mu   nawet   jednego   centyma.   A   ojca   nie   było   stać   na   wytoczenie   im   procesu. 

Musieliśmy wyprowadzić się z domu i zamieszkaliśmy w nędznej ruderze. Mama harowała 

jako sprzątaczka, kelnerka, brała każdą pracę, jaką tylko mogła dostać.

-  Ale teraz twój ojciec nie ma kłopotów z chodzeniem? Jacques wzruszył ramionami.

-  Cierpi na bardzo silne bóle, ale ukrywa to. Ma też słabe serce. Matka traktuje każdy 

dzień, który przeżyje, jako dar od Boga.

-  Jacques, tak mi przykro.

-  Kiedy tylko zarobiłem pieniądze, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było doprowadzenie 

do bankructwa tamtej firmy - powiedział Jacques głosem bez wyrazu. - To była stara rodzinna 

firma, założona sto lat temu, i właściciele byli z niej bardzo dumni. Wygnali mojego ojca 

przez chciwość i egoizm, więc stracili środki utrzymania, wszystko co im było drogie, łącznie 

z reputacją. I ani przez chwilę nie żałowałem, że do tego doprowadziłem.

Holly bez trudu mu uwierzyła.

-   Bardzo wcześnie nauczyłem się, że społeczeństwo gardzi słabymi i bezbronnymi, a 

szanuje jedynie władzę i wpływy. - Jacques spojrzał na nią badawczo. - Zaszokowałem cię?

-  Nie. - Zebrała myśli. - Ale też nie sądzę, by można tak to sobie ustalić raz i na zawsze. 

- A gdy to powiedziała, uzmysłowiła sobie, że nagle opuściła ją wielka kula goryczy, która 

obciążała  jej duszę od tylu  już lat. - We wszystkich  warstwach społeczeństwa  są dobrzy 

ludzie, którzy starają się naprawić zło i stać po stronie prawdy, ale zgadzam się z tobą, że 

życie to walka, w której niewinni mogą doznać krzywdy. Manipulatorzy, ludzie bez sumienia, 

mają narzędzia, których nie mają ludzie moralni. Ale przecież nie można zniżać się do ich 

poziomu.

-  To prawda. - Uśmiechnął się zimno. - Walczyłem z nimi, nie łamiąc prawa, chociaż 

czasami, muszę to przyznać, kusiło mnie. Ale widzisz, po mojej stronie było też poczucie 

dumy. Ich dumy. Jak syn najemnego robotnika, którego wyrzucili jak psa, mógłby z nimi 

52

background image

zwyciężyć? Niemożliwe. Tak właśnie myśleli.

-  Nienawidzisz ich.

-  Kiedyś ich nienawidziłem głęboko i namiętnie. -Zamyślił się. - Ale teraz już nie. Gdy 

utracili władzę i bogactwo, które ich łączyło, rodzina się rozpadła, walczyli między sobą o 

każdy okruch tego, co jeszcze zostało. A moja rodzina nadal jest razem. - Jacques uśmiechnął 

się,   ale   bez   wesołości.   -   Nienawidzić   tego,   nad   czym   już   odniosło   się   zwycięstwo,   to 

marnowanie   czasu  i   energii,   n'est-ce  pas!  Jest  to  prawie   tak  samo   bezowocne  jak  walka 

przeciwko potędze miłości.

Holly przez chwilę nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Jak mogła do tej pory być taka 

ślepa? Kocha go. I on ma rację. Walka z potęgą miłości jest bezowocna. Dlaczego los tak nią 

pokierował? Nie chciała, by to się stało. Mężczyzna taki jak Jacques Querruel nie jest dla niej. 

Tak bardzo się różniła od kobiet, z którymi się zadawał.

-   Ona   po   prostu   stanowi   dla   niego   nowość.   Idąc   ukwieconą   łąką,   Holly   starała   się 

spojrzeć faktom w oczy. Zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Ale zachowywała się 

z rezerwą, i to pobudziło jego myśliwski instynkt.

-   Zostaniesz u mnie na noc? - wyszeptał. - Nie zdarzy się nic, czego byś  sobie nie 

życzyła. Obiecuję.

Wzięła głęboki oddech.

-   Czy właśnie na taką wędkę łowisz każdą kobietę, którą tu przywozisz? - spytała z 

nadzieją, że w jej głosie słychać rozbawienie.

Jacques nie odpowiedział, a gdy milczenie stało się niezręczne, Holly zmusiła się, by na 

niego spojrzeć. Był naprawdę zły.

-  To nie jest godne ciebie - powiedział ponuro. -Dlaczego udajesz kogoś, kim nie jesteś? 

Myślałem, że dzisiejszego wieczoru skończyliśmy już z etapem gier.

Od tygodni ukrywasz się za gładkimi słówkami, i mam tego dość.

-  Skoro tak cię denerwuję, lepiej odwieź mnie do domu - odpowiedziała ostro.

-  Taką masz odpowiedź na wszystko? Ucieczkę?

-  Jak śmiesz! - Była tak wściekła, że mogłaby go uderzyć. Jej niebieskie oczy ciskały 

błyskawice. - Wiedz, że nigdy w życiu przed niczym nie uciekałam, chociaż nieraz miałam do 

tego bardzo uzasadniony powód.

-   Udowodnij to i zostań tu na noc - powiedział natychmiast. - Jeśli ci na tym zależy, 

będziesz miała pokój dla siebie.

-  Nie. - Spiorunowała go wzrokiem, na policzki wystąpiły jej czerwone plamy.

-  Dlaczego? - spytał cicho, już bez złości. - Holly, dlaczego nie chcesz zostać?

53

background image

-  Nie chcę. - Wyprostowała stanowczo plecy.

-     Kłamczucha.   -   Miał   czelność   uśmiechnąć   się,   zanim   się   odwrócił   i   wskazał   ręką 

wysokie drzewo oświetlone promieniami księżyca. - To sowa. Słyszysz?

Powiedziała coś bardzo nieprzyjemnego na temat sów. Te słowa zaszokowały ich oboje, 

a Holly znów się zaczerwieniła, nie tylko ze złości, ale i z zażenowania.

-  Ułatwię ci to, dobrze? - odezwał się spokojnie. - Zostajesz na noc. I na tym kończymy 

sprzeczkę. Do miasta masz sześćdziesiąt kilometrów. Nie radziłbym ci iść taki kawał drogi w 

ciemnościach.

-  Własnym uszom nie wierzę!

-   Sam nie mogę uwierzyć, że to powiedziałem - odparł ponuro. - Jeszcze nigdy nie 

musiałem uciekać się do takich sposobów, by zapewnić sobie kobiece towarzystwo. - Czarne 

brwi uniosły się w cynicznej kpinie z samego siebie.

-   W to akurat wierzę bez trudu! - parsknęła sarkastycznie. - Pewnie na ogół kobiety 

ustawiają się do ciebie w kolejce.

-  Tak, całe tłumy. - Skinął z zadowoleniem głową.

-  Istnieje specjalne słowo na określenie mężczyzn takich jak ty.

-   Owszem, i to niejedno - przyznał radośnie. - Uroczy, miły towarzysz, mężczyzna, 

któremu nie sposób się oprzeć... Mam kontynuować?

Uśmiechnął się, patrząc na jej rozgorączkowaną twarz, a ciepło, jakie ją ogarnęło, było 

spowodowane nie tylko złością.

-  Nie lubię prawić banalnych komplementów, ale wyglądasz pięknie, gdy się złościsz - 

powiedział z oburzającym zadowoleniem.

-  Masz rację, to bardzo banalne - odparła cierpko. Nie życzyła sobie, by ją ugłaskał. Był 

niemożliwy. Absolutnie niemożliwy. - I nie mogę tu zostać na noc. Nie wzięłam ubrania na 

zmianę, a nie pójdę do pracy w tym, w czym jestem teraz.

-  Mnie by to nie przeszkadzało, a to ja jestem szefem. - A potem głos mu się zmienił, 

rozbawienie się ulotniło, i spytał miękko: - Holly, nie mogłabyś mi powiedzieć o tym? Sam 

dużo przeżyłem. Nie jestem chłopczykiem, którego byś mogła zaszokować. A pytam dlatego, 

że zależy mi na tobie.

Jeszcze   przed   chwilą   trzęsła   nią   taka   furia,   że   mogłaby   go   udusić,   a   teraz   musiała 

walczyć   ze   łzami.   Jacques   był   taki   twardy   i   dumny,   a   jednocześnie   tak   bardzo   czuły   i 

troskliwy.   Nie   mogła   poradzić   sobie   z   własnymi   uczuciami.   Przełknęła   ślinę.   Nie   może 

jednak się złamać i o wszystkim mu opowiedzieć, chociaż po raz pierwszy w życiu zatęskniła 

za męskimi ramionami, za tym, by mężczyzna się o nią troszczył, przyjął ją taką, jaka jest.

54

background image

-  Powiedziałabym ci, gdybym mogła - odezwała się drżącym głosem. Utraciłaby cały tak 

ciężko   zapracowany   szacunek   dla   siebie,   gdyby   mu   powiedziała.   Byłby   zdegustowany, 

zacząłby   źle   o   niej   myśleć.   W   najlepszym   wypadku   myślałby   o   niej   jak   o   ofierze,   a   w 

najgorszym uważałby, że to ona sprowokowała Davida. Już tego nieraz doświadczyła.

-  Holly? - Jacques chwycił ją za brodę i uniósł głowę tak, by patrzyła mu w oczy. - Nie 

możesz zawsze się przede mną zamykać. Nie pozwolę ci na to. Z początku wydawało mi się, 

że mnie nie lubisz, że nie ma żadnej nadziei, byśmy byli dla siebie kimś więcej niż tylko 

kolegami z pracy, ale teraz wiem, że to nieprawda. Trzymałem cię w ramionach, całowałem 

cię, czułem, jak przy ranie drżysz. Twoje ciało mówi mi to, do czego ty na glos nie chcesz się 

przyznać.

- Ja... Wcale nie jest tak, że cię nie lubię, oczywiście, że nie - szepnęła - ale... - Głos jej 

zadrżał, nie mogła mówić dalej.

-  Zawsze jest jakieś „ale" i ta wewnętrzna walka, która się w tobie toczy - powiedział 

bardzo miękko. Przyciągnął ją do siebie i mogła ukryć twarz na jego piersi. Stali tak przez 

długą chwilę, Jacques głaskał Holly po włosach. Nie zostało już nic więcej do powiedzenia.

-  Jacques, proszę, odwieź mnie do domu - poprosiła w końcu.

-  Nie. - Nie powiedział tego nieuprzejmie, po prostu stwierdził fakt. A gdy spojrzała na 

niego   ze   zdziwieniem,   kontynuował:   -   Zostajesz.   Będziesz   miała   osobny   pokój,   ale 

zostaniesz. W porządku? Rano zjemy razem śniadanie, a potem odwiozę cię do domu, żebyś 

mogła się przebrać przed pracą.

-  Nie jesteśmy teraz w biurze, więc nie masz prawa mi rozkazywać. Za to ja mam prawo 

robić to, co chcę, i teraz właśnie chcę wrócić do domu.

Uśmiechnął się, ale nie był zadowolony.

-  Ładny argument, tylko że ja też nie lubię przyjmować rozkazów. Czy nie mogłabyś po 

prostu  uprzejmie   udawać,  że  spędzenie   tej  nocy tutaj   nie  jest  jednak gorszym  losem  niż 

śmierć?

Tylko spiorunowała go wzrokiem.

-  A skoro już przy tym jesteśmy, powiem ci, że nie zamierzam pozwolić, by dzisiejsza 

noc była ostatnią, jaką zaszczycisz mój dom. Tak więc teraz już wiesz, petite.

-  Jacques...

-  Ani słowa więcej. - Głos miał szorstki i Holly wiedziała, że nie może posunąć się dalej.

- Okres próbny dobiegł końca, mademoiselle. Przyszedł  czas na decyzje.  Chciałbym, 

żebyś została w Paryżu i pracowała w mojej firmie. Jaki jest twój werdykt?

-  Werdykt? - Spróbowała się uśmiechnąć. Zabrzmiało to tak, jakby to była sprawa życia 

55

background image

albo śmierci. Ze złością wyczuła, że głos jej drży. Miała nadzieję, że tego nie zauważył.

Jacques patrzył na nią w milczeniu.

-  Ja... Bardzo mi się podoba ta praca i chciałabym zostać, jeżeli naprawdę proponujesz 

mi stałą umowę.

-  Tak, Holly. Proponuję ci stałą umowę - powiedział miękko.

56

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Holly całą noc przewracała się z boku na bok. W końcu o piątej rano poddała się i poszła 

pod prysznic.

Ten Jacques Querruel! Działał jak buldożer, zmiatając przed sobą wszystkie przeszkody. 

Nie chciał słuchać, co ona ma mu do powiedzenia, ani brać pod uwagę niczyich pragnień 

prócz swoich własnych.

Pragnienia...  To słowo tak  ją niepokoiło,  że  wreszcie  puściła  lodowatą  wodę, by się 

ochłodzić.

Chciała być na niego zła. Musiała być na niego zła, by utrzymać na wodzy swoją miłość. 

Chyba była szalona, zakochując się w mężczyźnie takim jak Jacques Querruel. Przecież on 

zrobi z nią, co będzie chciał, a potem radośnie ruszy dalej swoją drogą.

Wychodząc spod zimnego  prysznica,  drżała. Włożyła  gruby szlafrok i położyła  się z 

powrotem, bo było jeszcze za wcześnie, by się ubierać.

Wszystko będzie dobrze, wmawiała sobie. Musi. Wcześniej czy później Jacques znudzi 

się nią i wróci do kobiet, do jakich jest przyzwyczajony.

Przypomniała sobie zdjęcia jego dawnych kochanek, jakie widziała w czasopismach, i aż 

skręciła się na łóżku z zazdrości. Nie. Nie może o tym myśleć. To niszczące i głupie, a ona 

nigdy tak się nie zachowywała, póki nie spotkała Jacquesa Querruela.

Nawet nie wiedziała, kiedy zapadła w sen. Śniło jej się, że w jej wargi wpijają się gorące, 

pożądliwe   usta.   Oprzytomniała   i   spojrzała   prosto   w   oczy   Jacquesa.   Były   rozbudzone,   w 

kolorze słonecznego światła, a ich wyraz spowodował, że serce zatrzymało jej się na dobrą 

sekundę, zanim ruszyło znów z prędkością ekspresowego pociągu.

-  Dzień dobry, petite. - Nie zostawił jej czasu na

I odpowiedź, lecz pocałował ją jeszcze raz. To był długi, głęboki pocałunek. W którejś 

chwili, nie odrywając ust, Jacques usiadł na łóżku i wziął ją w ramiona.

-  Lubię tak zaczynać dzień - powiedział w końcu z wielkim zadowoleniem.

-   Ty... ty wykorzystujesz sytuację. - To był słaby protest, ale tylko na tyle mogła się 

zdobyć.

Był świeżo ogolony, włosy miał jeszcze wilgotne po prysznicu, i nagle pomyślała, że 

sama musi wyglądać fatalnie. Bez makijażu, włosy nie ułożone...

-  Przy tobie jest to konieczne, bo i ty nie grasz fair. - Mówił miękko i spokojnie. Gdy 

wszedł do pokoju, wydala mu się taka młoda, piękna, niewinna. I pragnął jej tak bardzo, że aż 

w środku coś mu się rozdzierało.

57

background image

Znów ją pocałował, wsuwając ręce pod jej szlafrok. Na chwilę zesztywniała, ale go nie 

odepchnęła. Zapragnęła zapomnieć o wszystkim, o przeszłości, o przyszłości. Istniało tylko 

teraz, ta minuta, ta sekunda. Zarzuciła mu ręce na szyję i całowali się do utraty tchu, a on 

błądził   rękami   po   jej   nagiej   skórze.   Po   chwili   jednak   nagle   wstał,   podszedł   do   okna   i 

odciągnął zasłony. Patrzyła na niego nierozumiejącym wzrokiem.

-  Monique zaraz ci przyniesie herbatę. - Głos miał gruby, chrapliwy. - Chyba nie chcesz, 

by   nas   przyłapała   na   gorącym   uczynku?   Przyszedłem   do   ciebie,   bo   nie   mogłem   się 

powstrzymać...

Zapukano do drzwi. Holly panicznym ruchem wsunęła się pod kołdrę. Monique weszła z 

tacą,   na   której   stała   filiżanka   herbaty   i   talerzyk   z   biskwitami   w   kształcie   gwiazdek. 

Zachowywała się tak, jakby sytuacja była jak najbardziej normalna.

Czy ona zachowuje się tak dyskretnie za każdym razem, gdy Jacques zatrzymuje jakąś 

kobietę na noc? -zastanawiała się Holly, odpowiadając grzecznie na pozdrowienie Monique. 

Albo może nic jej to nie obchodzi?

Monique powiedziała im jeszcze, że śniadanie będzie za dwadzieścia minut, i wyszła. 

Jacques powoli podszedł do drzwi, na ustach miał słaby uśmiech.

-  No i widzisz, Holly? Mówiłem ci, że musisz się zgodzić również umysłem i sercem, a 

nie tylko ciałem. A jeszcze nie jesteśmy na tym etapie. Ani też nasz pierwszy raz nie będzie 

szybką kopulacją w strachu, że ktoś nas zaskoczy.

Na twarzy wystąpiły jej mocne rumieńce.

-  Wydajesz się bardzo pewny, że będzie ten pierwszy raz - powiedziała najzimniejszym 

tonem, na jaki mogła się zdobyć.

-  A ty w to wątpisz?

Skinęła  tylko  głową,  bo  się bała,   że  głos  zdradzi   jej  rozczarowanie  tym,  że  Jacques 

wychodzi. A to byłoby upokarzające.

-  Ja nie mam żadnych wątpliwości - oświadczył, przyglądając jej się badawczo. - Pewne 

sprawy zdarzają się w sposób nieunikniony, jak przypływ morza, petite. Raz w życiu, jeżeli 

człowiek ma szczęście, widzi się swoje przeznaczenie. I twój konflikt z Jeffem Robertsem był 

właśnie taką chwilą. Wtedy cię zauważyłem, a ty mnie, bo inaczej jeszcze długo moglibyśmy 

marnować nasz wspólny czas.

Jacques mówił to bardzo poważnie i Holly poczuła się nieswojo. Widocznie to wyczuł, 

bo uśmiechnął się.

-  Nie denerwuj się. Mamy mnóstwo czasu.

-  Na co? - spytała ostrożnie.

58

background image

-  Na to, by się lepiej poznać, zanim zostaniemy kochankami.

W ciągu tygodni, które nadeszły, Holly była bardzo zajęta w pracy, gdzie przydzielano 

jej coraz więcej poważnych zadań, likwidowaniem mieszkania w Anglii, a także spotkaniami 

z Jacquesem.

Spędzali razem wieczory i weekendy, czasami szli do kina albo do teatru, czy też do 

fascynujących nocnych klubów.  Innym razem znów  spokojnie jedli kolację w chateau albo 

wybierali się na przejażdżkę jego motorem, zatrzymując się na drinka w uroczych gospodach.

Holly odkryła, że mówi mu o sprawach, o których nigdy z nikim jeszcze nie rozmawiała. 

Ale nigdy nie wspomniała Davida Kirby, a gdy Jacques starał się zmusić ją do opowiedzenia 

o minionym romansie, napotykał na nieprzekraczalny mur.

I tak ich znajomość się pogłębiała. Gdy późno wychodzili z przyjęcia albo z nocnego 

klubu, Jacques  spał w  swoim apartamencie  w Paryżu,  ale nigdy nie namawiał  Holly,  by 

spędziła z nim resztę nocy. Natomiast rano schodził do niej na śniadanie i to jej się bardzo 

podobało.

Lato   przeszło   w   pogodną   jesień,   a   Jacques   nie   ustawał   w   delikatnych   zalotach.   Był 

wytrwały   jak   przypływ,   o   którym   kiedyś   wspomniał.   Holly   radowała   się   swoim   nowym 

życiem.  Odkąd poznała Jacquesa, wiele razy czuła się jak w pełni dorosła, pewna siebie 

kobieta, ucząca się żyć w zgodzie ze sobą i otaczającym ją światem. Jednak zdarzało się też, 

że   przeszłość   stawała   jej   jak   żywa   przed   oczami   i   wtedy   czuła   się   jak   ośmioletnia 

spanikowana dziewczynka.

Oczywiście, nie ona była winna temu, że David Kirby chciał ją zgwałcić, ale musiało 

upłynąć   bardzo   wiele   lat,   zanim   to   sobie   uświadomiła.   Minęło   też   dużo   czasu,   zanim 

zrozumiała,  że Kate i Angus Westowie nie mieli  innego wyjścia  i musieli  ją oddać. Nie 

opuścili jej ani nie mieli jej dość, chociaż to właśnie myślała w tamtym  czasie. O wiele 

później, już jako nastolatka, dowiedziała się, że oboje zmarli w ciągu trzech miesięcy po tym, 

jak   musiała   od   nich   odejść,   i   to   był   właśnie   powód,   dla   którego   nigdy   się   z   nią   nie 

skontaktowali. Ale czasami całe to rozumowanie nie pomagało i wracało straszliwe poczucie 

samotności. I, co dziwne, zdarzało się to najczęściej, gdy Jacques trzymał ją w ramionach, 

gdy całował ją i pieścił, posuwając się za każdym razem odrobinę dalej.

Oczywiście,  takie   życie   w  zawieszeniu   nie  mogło   trwać  wiecznie.   Ale  gdy  nadeszła 

chwila ostatecznej konfrontacji, nie była przygotowana.

-  Mogłabyś włożyć coś wystrzałowego? - spytał. Siedzieli oboje w gabinecie Jacquesa. 

Był chłodny październikowy wieczór i wszyscy już poszli do domu. Przed chwilą całował ją, 

aż zabrakło  jej  tchu, nogi jej  drżały,  serce się tłukło. Teraz przyglądał  się jej  z wielkim 

59

background image

zadowoleniem.

-  Dlaczego?

-  Moi znajomi wydają przyjęcie i jesteśmy zaproszeni. Alain i Marguerite słyszeli o tym 

angielskim chucherku o włosach jak czysty jedwab i oczach jak bławatki i chcą cię poznać.

Zrobiło jej się gorąco.

-  Mówiłeś im o mnie?

-  Oczywiście, że tak - odparł miękko. - Z powodu pracy Alaina kilka miesięcy mieszkali 

za granicą, ale teraz wrócili i nie mogą się doczekać, by poznać syrenę, która złowiła moje 

serce.

Oczy miał roześmiane. Holly powiedziała sobie, że jego słowa nie mają znaczenia. Po 

prostu, jak zwykle, flirtuje. Musi wziąć się w garść.

-  Przyjęcie byłoby znakomitym początkiem weekendu - powiedziała raźnie. - O której 

mam być gotowa?

-  Ósma ci odpowiada? Ale zaczekaj na mnie chwilę, pojedziemy do domu razem.

-   Muszę jeszcze pójść na zakupy - wyjaśniła spokojnie. - Spotkamy się później. - Od 

początku postanowiła, że nie będzie mieszać prywatnego życia i pracy. Dlatego też nigdy 

razem nie przychodzili do pracy ani nie wychodzili z firmy. Jacquesowi się to nie podobało, 

ale się podporządkował.

-  Jak chcesz - zgodził się i natychmiast wyczuł, że Holly się uspokoiła.

To go rozzłościło. Walczyła  z nim na każdym  kroku, wprawiając go w taki stan, że 

czasami był bliski zapomnienia o swoich zasadach i wykorzystywał jej pożądanie przeciwko 

niej. A pragnęła go. Przynajmniej fizycznie. Reszty nie był całkiem pewien.

Od   miesięcy   okazywał   cierpliwość   i   dokąd   go   to   doprowadziło?   Donikąd.   Słowa 

zawiodły, być może akcja pomoże. Nie pozwoli, by ta śmieszna sytuacja nadal trwała.

Alain   i   Marguerite   mieszkali   w   pamiętającym   średniowiecze   miasteczku   Montfort 

1'Amaury.

Jacques zatrzymał samochód przed domem przyjaciół i pochylił się nad Holly.

- Wyglądasz pięknie, cherie. Będą tobą zachwyceni.

Wysiadł, obszedł samochód i otworzył dla niej drzwi. Przez te wszystkie miesiące Holly 

przyzwyczaiła się do takich uprzejmości. Z początku czuła się nieswojo, gdy otwierał drzwi, 

by   mogła   swobodnie   przejść,   czekał,   aż   usiądzie,   zanim   sam   usiadł.   Po   jakimś   czasie 

zorientowała się jednak, że Jacques ma to już w swojej naturze, że jest to dla niego tak 

naturalne jak oddychanie. A jej było z tym miło, niebezpiecznie miło.

Stremowana przed poznaniem przyjaciół Jacquesa wysiadła z samochodu. Z trudem się 

60

background image

opanowywała, by nie bawić się nerwowo kolczykami czy nie poprawiać co chwilę włosów. 

Ubrała się dziś bardzo starannie. Miała jasnoniebieski żakiet o kroju smokingu, a pod tym 

srebrzysty, ozdobiony cekinami top z równie srebrzystą spódniczką mini. Wiedziała, że te 

kolory dodadzą blasku jej oczom. Mimo wszystko była zdenerwowana, chociaż przecież już 

nie raz widywała się ze znajomymi Jacquesa, a ten wieczór powinien być taki sam, jak inne.

Jednak tak się nie stało. Przywitali się z gospodarzami,  którzy przyjęli  Holly bardzo 

serdecznie, a potem zmieszali się z tłumem gości. W pewnej chwili Holly poczuła na sobie 

czyjś wzrok. Zwróciła spojrzenie w tamtą stronę i z przerażeniem rozpoznała tę kobietę. Była 

to Christina, przybrana córka Kirbych.

Minęło już siedemnaście lat, odkąd widziała ją ostatnio, ale Christina, pisząc do niej z 

zawiadomieniem o śmierci Davida, załączyła również swoje zdjęcie. Holly odpisała kilkoma 

uprzejmymi słowami, ale odmówiła prośbie o spotkanie ani nie przesłała swojego zdjęcia. 

Jednak teraz widać było, że i bez tego Christina ją rozpoznała.

Holly ogarnęła panika. Niemożliwe! Christina tutaj? We Francji? I właśnie w tym domu? 

I co ona ma teraz zrobić? Co ma zrobić?!

-  Co się stało? - Musiała wyglądać okropnie, bo w głosie Jacquesa usłyszała troskę, gdy 

brał ją pod ramię. - Źle się czujesz?

-  Tak...

-   Chcesz wrócić do domu?

Tak, chciała natychmiast stąd wyjść. Ale już było za późno.

Stała nieruchomo, gdy Christina do nich podchodziła. Po prostu porozmawiaj tak, jakby 

była dla ciebie jeszcze jedną obcą osobą w tym tłumie gości, mówiła sobie. Potraktuj ją jak 

znajomą z dzieciństwa, której nie widziałaś od lat. Jacques wie, że wychowywałaś się w 

rodzinach   zastępczych.   Nie   pomyśli   sobie   nic   złego,   po   prostu   będzie   zdziwiony   tym 

przypadkowym spotkaniem.

-  Holly, to ty? - Christina wydawała się szczerze ucieszona spotkaniem i Holly poczuła 

się  winna,  że   tego  nie   odwzajemnia.   Przebaczyła  Christinie  i   innym  dzieciom,  że   wtedy 

skłamały. W końcu były tylko przerażonymi dziećmi, którymi manipulował zły człowiek. Ale 

teraz widok tej kobiety nasuwał jej zbyt wiele okropnych wspomnień. - To cudowne! Wprost 

nie wierzę własnym oczom!

-  Witaj, Christino. - Holly wiedziała, że na widok

Christiny zbladła jak płótno, za to teraz była mocno zaczerwieniona. - Jak... jak się masz?

-   Bardzo dobrze. - Christina objęła ją i Holly miała wrażenie, że topi się w kałuży 

gęstego kleju. Jednak Christina zaraz odstąpiła o krok i, nadal rozradowana, kontynuowała: - 

61

background image

Jak ja się cieszę, że cię widzę! Po tych wszystkich latach! - Spojrzała na Jacquesa w taki 

sposób, że Holly musiała ich ze sobą zapoznać.

Holly przełknęła ślinę.

-  Christino, to Jacques. Jacques, to moja dawna przyjaciółka z Anglii. My... poznałyśmy 

się jeszcze w dzieciństwie.

-  Naprawdę? - Jacques uśmiechał się uprzejmie, ale spojrzał badawczo na Holly, zanim 

zwrócił się do Christiny. - Cieszę się, mogąc poznać przyjaciółkę Holly -kontynuował gładko. 

- Czy była tak samo pięknym dzieckiem jak teraz kobietą?

-  O, tak. - Christina obdarzyła ich oboje serdecznym uśmiechem.

Przecież nie może być aż tak tępa, pomyślała Holly ze złością. Musi widzieć, że ona nie 

ma ochoty odnawiać znajomości.

Ale tamta chyba jednak tego nie widziała.

-  Tak się cieszę, że się spotkałyśmy - paplała Christina radośnie. - Napisałam do ciebie 

jeszcze raz, ale uniwersytet odesłał mi list z adnotacją „adresat nieznany".

Holly skinęła głową. To ona sama naniosła tę adnotację.

-  No ale teraz się spotkałyśmy - powiedziała, odzyskując trochę zimnej krwi. - Przyszłaś 

z kimś?

-   Z mężem. - Christina znów uśmiechnęła się radośnie. - O, to właśnie on. Louis, to 

Holly. Pamiętasz, jak ci o niej opowiadałam? To mój mąż, Louis.

Ten   wysoki,   szczupły   mężczyzna,   chyba   dobre   dwadzieścia   lat   starszy   od   swojej 

ładniutkiej żony, okazał się bardzo miły. Holly już miała nadzieję, że nic złego się nie stanie, 

gdy Christina wzięła ją za ramię i odciągnęła na bok.

-  Holly, od tak dawna chciałam się z tobą spotkać - powiedziała, zniżając głos. - Żeby... 

żeby ci powiedzieć, jak bardzo mi przykro. My oboje, John i ja, wiedzieliśmy, że powinniśmy 

byli wtedy powiedzieć prawdę, zamiast poświadczać kłamstwa Davida.

-  W porządku - przerwała jej szybko Holly. - Zapomnij o tym.

-   Nie. - Christina chwyciła ją za rękę. Holly nie mogła ani jej odsunąć, ani uciec. A 

Jacques stał w pobliżu i chociaż wydawało się, że całą uwagę poświęca mężowi Christiny, 

Holly nie była pewna, czy ich nie słucha.

-  Chodzi o to, że David potrafił manipulować i kontrolować dzieci - kontynuowała cicho 

Christina. - To samo co tobie robił też nam obojgu, ale nigdy o tym nie mówiliśmy, nawet 

między sobą. Odważyłam się powiedzieć prawdę dopiero wtedy, gdy byłam dużo starsza, po 

tym, jak to wszystko wydarzyło się w młodzieżowym klubie.

-  Christino, nie chcę o tym rozmawiać.

62

background image

Tym razem nawet Christina nie mogła nie zrozumieć, co oznacza ton głosu Holly. Na 

moment zesztywniała, ale zaraz pokiwała głową.

-  Ja też tak się zachowywałam. A potem, gdy wyniknęła sprawa w sądzie, znalazła się 

moja matka. Nie widziałam jej przez wszystkie tamte lata. Okazało się, że mój ojciec był 

Francuzem, i przez niego poznałam Louisa.

-   Ja też spotkałam się z matką, ale nie polubiłam jej - powiedziała Holly drewnianym 

głosem. - A z moim ojcem spędziła tylko jedną noc. On miał już żonę i kilkoro dzieci. Nie 

tęsknię ani za nią, ani za nim.

-  Holly, to naprawdę pomaga, gdy powie się o wszystkim głośno.

-  Cieszę się, że tobie to pomogło, ale przeszłości nie da się zmienić...

-  Próbowałaś terapii? - przerwała jej Christina z entuzjazmem neofitki. - Bo to naprawdę 

przynosi   rezultaty.   Byłam   zablokowana,   zamknięta   w   sobie,   ale   poddałam   się   terapii   po 

śmierci Davida i nadal chodzę raz na miesiąc. Mam cudowną terapeutkę tu, w Paryżu. Mogę 

ci podać jej adres, jeśli chcesz.

Holly nie wiedziała, czy cieszyć się, czy żałować, gdy podeszła do nich Marguerite.

- Chciałam was ze sobą skontaktować - powiedziała z miłym uśmiechem - ale widzę, że 

już się spotkałyście. - To miło spotkać rodaczkę, gdy człowiek się przyzwyczają do nowego 

kraju, n'est-ce pas? - Spojrzała na Holly.

Tak, przerażające.

-  Bardzo miło - zgodziła się w napięciu, świadoma, że mężczyźni skończyli rozmawiać i 

patrzą w ich stronę.

-  Marguerite, uwierzyłabyś, że znamy się od dziecka?! - wykrzyknęła radośnie Christina.

-  Naprawdę? - Oczy Marguerite jaśniały ciekawością

-  Jeżeli mogę się wtrącić - odezwał się Jacques, stając obok nich i biorąc Holly pod rękę. 

- Jest jeszcze kilka osób, z którymi chciałbym Holly zaznajomić, więc jeżeli mi wybaczycie...

Czy on coś usłyszał? Holly spojrzała Jacquesowi w twarz, gdy odchodzili, ale nie mogła 

z niej nic wyczytać. Jednak nie zaciągnął jej w jakiś cichy kąt, jak się spodziewała. Zrobił to, 

co zapowiedział, i przedstawiał ją swoim znajomym.

A więc nie słyszał, co mówiła Christina. Mdłości powoli ustępowały, chociaż niepokój 

pozostał. Teraz, przez resztę wieczoru, musi tylko tamtej unikać i wszystko będzie dobrze.

I tak też się stało. W końcu nadeszła chwila pożegnań, i już jechali pod rozgwieżdżonym 

niebem. Koszmar się skończył. Albo przynajmniej tak jej się wydawało. Przez jakieś dwie 

minuty.

Jacques   zatrzymał   samochód   przy   trawniku   w   przerwie   między   dwoma   domami, 

63

background image

przełożył rękę na oparcie fotela Holly i spojrzał na nią zmrużonymi oczami.

-  Ciemnoniebieskie.

-  Co takiego?

-     Twoje   oczy.   Są   takie,   gdy   coś   cię   niepokoi.   Niebieski   kolor   staje   się   bardzo 

intensywny. Już nieraz to zauważyłem.

Usiłowała wymyślić jakąś odpowiedź, ale nic nie przyszło jej do głowy.

-   Holly, kim jest David? - Mówił spokojnie, nawet grzecznie, ale wiedziała, że tym 

razem Jacques nie pozwoli się zbyć. - I co cię łączy z Christiną?

-  Słuchałeś - oskarżyła go.

-   Ale nie usłyszałem tyle, ile bym chciał - stwierdził ponuro. - Jej cholerny mąż nie 

przestawał gadać o golfie i handicapach. W końcu zacząłem się rozglądać za maczugą, by go 

uciszyć. Ale mimo to usłyszałem kilka dziwnych rzeczy i nie spodobały mi się.

-  Tak? - Rzuciła na niego okiem, ale z jego twarzy nadal nic nie można było wyczytać. - 

Na przykład co?

-  Usłyszałem takie słowa jak „terapia" i „proces sądowy" - wyjaśnił Jacques głosem bez 

wyrazu, co tylko świadczyło, jak bardzo jest zaniepokojony. - Kim jest dla ciebie ta kobieta? 

Obie byłyście z nim? O to chodzi? I obie was źle traktował? To znaczy, był agresywny?

-  Jacques, proszę...

Nie mogła mu powiedzieć. Po prostu nie mogła. Tak bardzo go kochała, ale nie była taką 

kobietą, za jaką ją uważał. Była wewnętrznie tak niezborna, tak niepewna siebie. Nie miał 

pojęcia, jak się lękała, że kochając go, może się stać bezbronna. I że to, co dla niej byłoby 

kwestią   życia   lub   śmierci,   nie   byłoby   tym   samym   dla   niego.   Wcześniej   czy   później   ich 

znajomość się skończy i co ona wtedy zrobi? Już okropne było samo wyobrażanie sobie życia 

bez niego, ale gdyby mu się oddała, ciałem i duszą...

-  Przestań! Mam już dość! - powiedział ostro. - Jest tyle spraw, które nie mają sensu, tyle 

pól minowych, jeżeli o ciebie chodzi. Nie rozumiem, czego ode mnie chcesz. Gdyby chodziło 

o inną kobietę, miałbym pewność, że to gra, by mnie zainteresować: w jednej chwili gorąca, 

w drugiej zimna. Tak podnieca się apetyt, prawda? Ale ty nie jesteś taka. Tyle przynajmniej 

wiem.

-  Jacques, nic o mnie nie wiesz - powiedziała Holly z bólem, świadoma, że miał pełne 

prawo obwiniać o to tylko ją. Sam dużo jej opowiedział o swoim dzieciństwie i młodości, o 

nadziejach i lękach. Mówił jej o swoich ambicjach, pragnieniach i uczuciach. A ona w zamian 

nie dała mu prawie nic.

-  Ale nie oskarżał jej. A gdy znów się odezwał, okazało się, że jednak nie wszystko już 

64

background image

jej wyjawił.

-   Wiem  o tobie  wystarczająco  dużo,  by być  pewnym,  że  chcę się  z tobą ożenić!  - 

wyrzucił   z   siebie.   -   Jestem   tego   pewny   niezależnie   od   tego,   kim   był   dla   ciebie   tamten 

mężczyzna i co was łączyło. Chcę się tobą opiekować, bo on na pewno nie opiekował się 

tobą, kochać cię, adorować. Jak myślisz, dlaczego do tej pory nie wziąłem cię do łóżka? Bo 

chcę się z tobą ożenić. Holly, ja cię kocham. Czy jeszcze tego nie zrozumiałaś? Czekałem na 

ciebie. Czekałem, żebyś zaczęła mi ufać, żebyś mnie pokochała, a nie tylko pragnęła...!

Ten wybuch na chwilę pozbawił go tchu. Oddychał ciężko, ale szybko się opanował.

Patrzyła na niego, niezdolna do najmniejszego ruchu.

-   Często się zastanawiałem, czy kiedykolwiek wypowiem takie słowa - powiedział po 

długiej chwili. - A jeśli nawet tak, nie sądziłem, by kobieta, słysząc je, wyglądała tak jak teraz 

ty.

-  Ja... Przykro mi. - Co jeszcze mogła powiedzieć? Jak mogła sprawić, by ją zrozumiał? 

Wiedziała, że należał do mężczyzn, którzy, gdy już raz się zobowiążą, będą oczekiwali w 

zamian pełnego oddania. A ona nie mogła mu tego dać. Nie mogła być taką kobietą, jakiej 

pragnął, jaką sądził, że jest. Nigdy nie spełniłaby jego oczekiwań. Nie wiedziałaby jak. A w 

chwili gdyby to odkrył... -Przykro mi - powtórzyła drżącym głosem.

-  Nie odwzajemniasz moich uczuć.

Nie  odwzajemnia   ich?  Ona go  uwielbia!   Kocha  go  każdą  cząstką   swojej  istoty!  Ale 

gdyby   mu   się   oddała,   jak   potem   przeżyłaby   jego   odejście?   Wiedziała   z   gorzkiego 

doświadczenia, co to jest odrzucenie i ostracyzm, ale tu chodziło o coś innego. Gdy Jacques ją 

porzuci, nie będzie mogła dalej żyć.

Nie uświadomiła sobie, że w oczach wezbrały jej łzy rozpaczy, więc gdy Jacques wziął 

jej twarz w chłodne ręce, była zdziwiona. Spodziewała się, że na nią nakrzy, że powie jej, że 

jest... Och, tym, czego się bała, że o niej myśli.

-  Co on ci takiego zrobił? - szepnął. - Nadal go kochasz?

-  Nie, nie.

-  Holly, łamiesz mi serce. Nie mogę znieść twojego cierpienia.

Ona mu łamie serce? Te słowa zrujnowały resztki jej opanowania.

-  Jacques, to nie jest tak, jak myślisz.

-  Nie? A więc powiedz mi, petite.

-  Ja... ja nie mogę ci tego wytłumaczyć.

-  Nie możesz czy nie chcesz?

-  Nie mogę - powiedziała przez zaciśnięte gardło. - Nie mogę. Proszę, uwierz mi.

65

background image

-   A więc na czym teraz stoimy? Kim jestem dla ciebie? Przyjacielem? Dobroczyńcą, 

szefem? Widzisz mnie jako swojego kochanka? Jako okręt, który przepływa obok ciebie w 

nocy? Bo, do diabła, nie wydaje się, byś widziała we mnie coś więcej.

Jak   ma   na   to   odpowiedzieć?   Nastała   chwila   niepokojącej,   drżącej   ciszy,   ale   chociaż 

wiedziała, że go straci, nie zdołała się odezwać. A on żądał, by mu powiedziała wszystko. By 

opowiedziała mu o koszmarach z przeszłości i teraźniejszości, a potem z zaufaniem oddała 

mu swoją przyszłość. Ale nie mogła. Nie mogła. I na tym koniec. Koniec wspaniałej pracy, 

ślicznego mieszkania, Paryża, nowego życia. Koniec z Jacquesem.

W tym chaosie myśli zrozumiała nagle jedną rzecz.

Musi   z   tym   skończyć   teraz.   Natychmiast.   Tyle   mu   była   winna.   Musi   zrobić   to,   co 

powinna była zrobić już całe miesiące temu. Zniknąć.

-  Ja... ja wymawiam.

-  Co? - Teraz był już zły.

-  Odchodzę z pracy. Tak będzie łatwiej, prawda?

-  O, tak! O wiele, wiele łatwiej - powiedział z jadowitym sarkazmem. - Tracę technologa 

tekstylnego i moją dziewczynę.

-  Chcesz, bym wymówiła na piśmie? - spytała z bólem.

-  To, czego chcę... - Zamilkł gwałtownie, jego twarz pokryła się rumieńcem gniewu. - O, 

do diabła z tym!

Co oznaczało: Do diabła ze mną, pomyślała Holly z rozpaczą.

Uniosła głowę, na pomoc przyszły jej resztki dumy. Jacques wymruczał coś paskudnego 

w ojczystym języku. A potem przyciągnął ją do siebie i wpił się ustami w jej usta.

To nie był czuły, przyjemny pocałunek. Jacques zawarł w nim złość, rozgoryczenie i ból. 

Był to pocałunek mężczyzny, który wie, że stracił coś bardzo cennego.

Nagle Jacques znieruchomiał. Już jej nie całował.

-  Jacques? - wyszeptała. - Co się stało?

-  To nie tak powinno być. Nie między nami. - Jęknął w rozpaczy. - Nie chcę mieć z tobą 

przelotnego romansu. Do diabła! Chcę się z tobą ożenić. Chcę się budzić przy tobie i każdego 

ranka ciebie pierwszą widzieć. A gdy wieczorem wracam do domu, chcę wiedzieć, żety też 

tam będziesz. Rozumiesz? Chcę, byśmy mieli wspólne życie. Czy to jest takie złe? Jeżeli 

teraz będziemy się kochać, będę nadal miał tylko twoje ciało, a nie twoje serce, i to mi nie 

wystarczy, Holly. To mi nie wystarczy!

-  Na początku chciałeś, byśmy zostali kochankami - przypomniała mu, walcząc ze łzami. 

- Więc co się zmieniło?

66

background image

-   Ja - wyszeptał. - Czy to nie zakrawa na ironię losu? To ja się zmieniłem,  petite. 

Kocham cię i niech mnie diabli, jeżeli wezmę cię do łóżka, ot, tak. Tak bardzo cię pragnę, że 

dostaję szału, ale chcę więcej niż tylko to.

-  Chcesz za dużo - powiedziała cichym głosem.

-   Może. - Spojrzał na nią, a bursztynowe światło w jego oczach nie płonęło tak, jak 

zwykle. - Ale to jestem ja, Jacques Querruel, cherie. Nie mogę być inny. Nigdy nie godziłem 

się na mniej, niż mogłem dostać.

-  Wszystko albo nic? - szepnęła z bólem. Zamknęła oczy, by nie widzieć jego twarzy.

-  Tak.

-  A jeśli się okaże, że nie będzie nic?

-   Nigdy nie brałem pod uwagę takiej możliwości i nie zamierzam zaczynać właśnie 

teraz. - Przekręcił kluczyk w stacyjce i samochód ruszył.

Holly odwróciła się do okna, żeby nie zobaczył jej tez.

67

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

-  Chyba nie chcesz powiedzieć, że cichaczem uciekłaś od tej wymarzonej pracy, by już 

nie wspominać o nim, i bez słowa wróciłaś do domu? Nie poznaję cię.

Rzeczywiście, nigdy tak nie postępowała, ale też już nie była pewna, kim właściwie jest, 

pomyślała Holly. Siedziała z Lucy i razem piły w kuchni kawę.

-  Napisałam list wyjaśniający, że nie mogę zostać - powiedziała. - I dołączyłam klucze 

od mieszkania.

-  I wydaje ci się, że to wystarczy? A co z referencjami, żeby szukać innej pracy?

Lucy   wzięła   na   ręce   swoją   wyglądającą   jak   aniołek   córeczkę,   Melanie   Annę,   by 

uniemożliwić jej ciągnięcie kota za ogon. Kot, czując, że został ocalony, wskoczył na kolana 

Holly i zaczął dumnie mruczeć, spoglądając z góry na wyrywające się matce dziecko.

-  Nie poproszę o nie Jacquesa - oznajmiła Holly stanowczo. - W ogóle nie zamierzam się 

z nim kontaktować. To najlepsze, co mogę zrobić. Mniej bolesne i dla niego, i dla mnie.

-     Holly,   jestem   twoją   przyjaciółką.   -   Lucy   spojrzała   na   nią   z   namysłem.   -   I   chcę 

zauważyć, że wyglądasz najgorzej, odkąd cię znam. Nawet gorzej niż w ciągu tych trzech 

tygodni, które spędziłaś kiedyś u nas, a wtedy wyglądałaś tak, jakbyś była już jedną nogą w 

grobie.

-  Dziękuję.

-  Mówię poważnie. Twierdzisz, że ten facet proponuje ci małżeństwo, a nie zapominaj, 

że chodzi o małżeństwo z milionerem. Twierdzisz też, że ci na nim zależy, więc... - Lucy 

przerwała, żeby podać córeczce ciasteczko czekoladowe - .. .nie rozumiem, na czym polega 

cały problem.

Holly spodziewała się tej rozmowy od chwili, gdy weszła do tego domu. Po rozstaniu z 

Jacquesem zarezerwowała telefonicznie bilet lotniczy do Anglii na wczesny ranek, a następne 

kilka godzin spędziła na pakowaniu się i sprzątaniu mieszkania. Potem napisała do Jacquesa 

list,   zadzwoniła   po  taksówkę   i   gdy  niebo   dopiero   różowiało   na   wschodzie,   pojechała   na 

lotnisko.

Ponieważ   już   wcześniej   powiadomiła   administratora   mieszkania   w   Londynie,   że 

wymawia najem, teraz była bezdomna, ale wiedziała, że James i Lucy chętnie ją do siebie 

przyjmą. Wiedziała też niestety, że jeżeli chce poszukać u nich schronienia, będą żądali, by 

im   wszystko   wyjaśniła.   A   to   nie   będzie   łatwe.   Nigdy  nie   powiedziała   im   o   zachowaniu 

Davida ani o tym, jak okropnie traktowali ją pracownicy opieki społecznej.

Na jej twarzy musiały się odbić te wszystkie silne emocje, bo Lucy spytała:

68

background image

-  Holly, co się dzieje? Poczekaj chwilę, położę spać Melanie Annę i wtedy mi wszystko 

opowiesz, dobrze?

-   Dobrze. - Holly nie miała ochoty wracać do przeszłości, ale też nic innego jej nie 

pozostało.

Godzinę później obie kobiety siedziały wyczerpane. Było mnóstwo płaczu i uścisków, co 

okazało się dla Holly doskonałą terapią.

-   Zawsze wiedzieliśmy, że nie wszystko nam powiedziałaś - stwierdziła Lucy. - Och, 

Holly, przeżyłaś straszne rzeczy. Zabiłabym mężczyznę, który zrobiłby coś takiego Melanie 

Annę.

Holly słabo się uśmiechnęła.

-  A ja bym dokończyła, gdyby tobie się nie udało.

-   Chyba nie uwierzysz mi, jeśli ci powiem, że jesteś wspaniałą, fantastyczną, uroczą 

kobietą, i że wszystkie twoje lęki w związku z uczuciem do Jacquesa nie mają żadnych 

podstaw? - spytała Lucy miękko. - I że istnieją wszelkie szanse, by to była miłość na całe 

życie?

Holly pokręciła głową.

-  Nie mogę być taką kobietą, jakiej on pragnie - powiedziała powoli. - Wiem to tutaj... - 

Wskazała swoje serce. - Zniszczyłabym nas oboje swoją niepewnością i brakiem zaufania, 

nawet jeżeli starałby się być wobec mnie bardzo cierpliwy. A gdyby potem został ze mną 

tylko z litości... - Rozpaczliwie pokręciła głową.

-     Dlaczego   od   razu   przewidujesz   najgorsze?   Przecież   może   się   zdarzyć   i   tak,   że 

wyjdziesz za niego i okaże się, że jesteście dla siebie stworzeni. Wiesz, że takie rzeczy też się 

zdarzają. Popatrz na mnie i na Jamesa. Holly znów pokręciła głową.

-   Posłuchaj mnie, Holly. Jesteś odważna i silna, o wiele silniejsza, niż ci się wydaje - 

wybuchnęła Lucy. - I mówisz, że kochasz go całym sercem. Proszę, błagam cię, nie odrzucaj 

tej   szansy.   Nie   możesz   wytaczać   przeciw   niemu   wszystkich   dział   tylko   dlatego,   że 

nieszczęsny facet   jest  bogaty  i  przystojny.   I nie  zapominaj,   że  biedny  i  brzydki,   zwykły 

mężczyzna jest tak samo zdolny do niewierności.

-  Czy od takich myśli mam się czuć lepiej? - spytała Holly ze łzawym uśmiechem. A 

potem, gdy Lucy już otwierała usta, żeby dalej ją przekonywać, uniosła rękę.

- Lucy, jestem wdzięczna tobie i Jamesowi bardziej, niż potrafię wyrazić, ale proszę, 

zostawmy to. Ja już podjęłam decyzję. Czy... czy możemy porozmawiać o czymś innym?

-  Och, Holly...

69

background image

-     Proszę.   I   czy   możesz   mi   obiecać,   że   ani   ty,   ani   James   nie   będziecie   próbowali 

skontaktować się z Jacąue-sem i nie poinformujecie go, gdzie jestem?

-  Przecież nie zrobilibyśmy ci tego. - Lucy wydawała się wstrząśnięta. - Moim zdaniem 

zachowujesz się jak wariatka i chciałabym, żebyś zmieniła zdanie, ale ani ja, ani James nigdy 

byśmy nie zdradzili twojego zaufania.

-  Dziękuję ci. - Holly serdecznie uściskała rękę Lucy.

-  I czy nie mielibyście nic przeciwko temu, żebym tu pomieszkała, zanim znajdę sobie 

pracę   i  jakieś   lokum?   Oczywiście  będę   płaciła   za  pokój.  Na  szczęście  po  tych  ostatnich 

miesiącach moje konto bankowe jest bardzo zasobne. Ale wolałabym zostać z tobą i Jamesem 

zamiast wynajmować sobie coś w hotelu.

- Nawet o tym nie myśl! - Lucy dopiła kawę. Była to już trzecia filiżanka, odkąd Holly 

zapukała do jej drzwi dwie godziny temu. - Zostań tak długo, jak chcesz. Wiesz, że zawsze 

się cieszymy, gdy u nas jesteś. A pokój gościnny już na ciebie czeka.

James   wyraził   dokładnie   takie   same   uczucia,   gdy   wieczorem   wrócił   z   pracy.   Lucy 

wyczekała,   aż   znajdzie   się   z   nim   sama   w   sypialni,   i   dopiero   wtedy   opowiedziała   mu   o 

Davidzie Kirbym.  Następnego ranka na swój sposób dał Holly do zrozumienia, że wie o 

wszystkim, mocno ją obejmując i stwierdzając ponuro, że niektórych mężczyzn powinno się 

jak najwcześniej wykastrować.

Holly zrobiło się ciepło na sercu. Kochała ich oboje, a także małą Melanie Annę, i gdyby 

nie była tak zdruzgotana, szczerze by się cieszyła pobytem u nich.

Postanowiła,  że poszuka sobie zajęcia  zupełnie  innego, niż wykonywała  do tej pory, 

może jako kelnerka czy sprzedawczyni. Chwilowo nie zniosłaby przesiadywania za biurkiem. 

Poza tym gdyby zatrudniła się w jakimś biurze, Jacques mógłby łatwiej trafić na jej ślad.

James i Lucy mieszkali w niewielkim domku w Wimbledonie. Chociaż James zarabiał 

całkiem nieźle, a Lucy dwa razy w tygodniu oddawała córeczkę do żłobka i w tym czasie 

pracowała w miejscowym prywatnym szpitalu, z pieniędzmi było krucho, a zbliżało się Boże 

Narodzenie. Lucy zaproponowała więc, by Holly została u nich przynajmniej do Nowego 

Roku.  Jej   czynsz   bardzo   wspomógłby   domowe   finanse,   Melanie   Annę   lepiej   by  poznała 

ciocię, a Holly nie spędziłaby sama świąt w wynajętej kawalerce.

Holly   podejrzewała,   że   Lucy   chodzi   raczej   o   ten   ostatni   powód,   ale   rzeczywiście 

obawiała się być sama tak świeżo po rozstaniu z Jacquesem. Wypełniał wszystkie jej myśli, 

nawiedzał   sny,   zeszłej   nocy   płakała   całe   godziny.   Cieszyła   się,   że   powiedziała   Lucy   o 

Davidzie - odczuła wielką ulgę - ale z drugiej strony było to jak sypanie soli na ranę. Kilka 

tygodni z Lucy i Jamesem podziałają jak balsam na jej zbolałą duszę i krwawiące serce. Tak 

70

background image

więc z wdzięcznością przyjęła propozycję.

Dwa dni później zatrudniła się w miejscowej kawiarni, w której również prowadzono 

piekarnię i sklep. Godziny były długie, praca wyczerpująca, ale płacono nieźle. Właściciele - 

małżeństwo w średnim wieku -swoich podwładnych  traktowali  dobrze. A dwie pozostałe 

sprzedawczynie, młode dziewczyny, były bardzo miłe.

Holly wiedziała, że miała szczęście, znajdując tak szybko dobrą pracę, w domu Lucy i 

James okazywali jej, jak bardzo ją kochają, mimo to żyła jak w czarnej otchłani. Spodziewała 

się, że w miarę upływu czasu przyzwyczai się do nowych warunków i poczuje lepiej, jednak 

tak się nie stało. Z każdym dniem coraz bardziej tęskniła za Jacquesem. Ale nigdy, ani przez 

chwilę, nie zwątpiła w słuszność swojej decyzji. Tyle że ta świadomość nie niosła żadnej 

pociechy.

Na tydzień przed świętami, obładowana prezentami, pojechała odwiedzić panią Gibson i 

jej koty. Spędziła tam miłe niedzielne popołudnie i przy herbacie i kokosowych ciasteczkach 

opowiedziała o wiele więcej, niż zamierzała.

Następnego dnia o jedenastej przed południem na chwilę uniosła wzrok znad pudełka 

kremowych ciastek, które pakowała dla klienta. Z drugiej strony lady stał Jacques. Pudełko 

spadło na podłogę, gdy kurczowo przycisnęła ręce do piersi. Jedna ze sprzedawczyń, Alice, 

myśląc, że zrobiło jej się słabo, chwyciła ją za ramię i zawołała o pomoc.

-  Nic... nic mi nie jest - szepnęła Holly.

Jej  spojrzenie  jak na uwięzi trzymały  bursztynowe  oczy,  które tak dobrze pamiętała, 

oczy, które widywała od tylu tygodni w swoich snach. Stał dwa metry od niej, nieruchomy, 

milczący, i tylko na nią patrzył. Holly zamrugała, potem potarła oczy, ale on wciąż tu był. Jak 

ją znalazł?

Nie uświadomiła sobie, że wypowiedziała to pytanie na glos.

- Pani Gibson do mnie zadzwoniła. Poznałem się z nią bardzo dobrze od czasu, gdy 

wyjechałaś.

Holly drżała, ale nawet gdyby od tego zależało jej życie, nie byłaby w stanie się poruszyć 

ani odezwać.

Wyglądał cudownie. Wspaniale. Ale był szczuplejszy, o wiele szczuplejszy, i wydawał 

się postarzały. Ogarnęła ją fala miłości. Och, mój ukochany, dlaczego musiałeś tu do mnie 

przyjechać? Dlaczego nie mogłeś zostawić spraw swojemu biegowi?

-  Jacques, proszę, odejdź - powiedziała w końcu z trudem.

-  Nie - odparł stanowczo. - Weź płaszcz, mamy sporo do omówienia.

-  Ja... ja nie mogę teraz wyjść. Pracuję tu.

71

background image

-  Holly, weź płaszcz - powtórzył, ignorując jej słowa.

-  Mam zawołać pana Bishopa? - spytała płonąca z ciekawości Alice.

-  Zawołaj, kogo tylko chcesz - odparł uprzejmie Jacques, nadal nie odrywając oczu od 

Holly.

-  Nie. - To zaczynało już przeradzać się w farsę. - Powiedz mu, że wychodzę wcześniej 

na lunch - poprosiła.

-  I powiedz im też, że potrzebują nowej sprzedawczyni.

-  Jacques!

-  Tak, kotku?

Holly   uznała,   że   trzeba   z   tym   skończyć.   Poszła   po   płaszcz,   a   Jacques   czekał   przy 

drzwiach.   Ręce   skrzyżował   na   piersi,   stał   w   zrelaksowanej   postawie.   Tyle   że   nie   był 

zrelaksowany. Znała go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że udaje. A pani Bishop stała 

obok niego. Widocznie zdążył już z nią porozmawiać, bo pani Bishop, wyglądająca na lekko 

oszołomioną, zwróciła się do Holly:

WIOSNA W PARYŻU                               289

-  Nie musisz tu już dziś wracać - a potem obdarzyła Jacquesa serdecznym uśmiechem.

Jak on to robi? W ciągu chwili, której potrzebowała na wzięcie płaszcza z zaplecza, 

oczarował tę sprytną,  przyziemną  kobietę.  Poniedziałkowe  ranki były  zwykle  wypełnione 

gorączkową pracą, a pani Bishop nie należała  do miłosiernych  kobiet, które chętnie dają 

pracownikom wolne.

Holly spodziewała się, że Jacques zasypie ją pytaniami, gdy tylko wyjdą na ulicę, ale on 

tylko wziął ją pod rękę i ruszył przed siebie.

-  Dokąd idziemy? - spytała. Kręciło jej się w głowie, była oszołomiona.

Nie spojrzał na nią, głos miał zimny i stanowczy.

-  Gdzieś, gdzie będziemy mogli porozmawiać.

-  Nie powinieneś był tu przyjeżdżać.

-  Musiałem - odparł ponuro.

Doszli do długiego, wysmukłego ferrari, zaparkowanego na poboczu.

-  Wsiadaj. - Jacques otworzył drzwi od strony pasażera.

Nie miała wyboru i wśliznęła się na pokryty skórą fotel. Serce biło jej z całych sił. Nie 

wiedziała, co Jacques jej powie. Miał wszelkie prawo, by się na nią gniewać, jednak dobrze 

się kontrolował. Ale on zawsze umiał się kontrolować, przypomniała sobie.

-  Jesteś za szczupła - powiedział, gdy już jechali od kilku minut. - Piękniejsza nawet niż 

byłaś, ale za szczupła. Dobrze się odżywiałaś?

72

background image

-  A ty?

-  Nie, ale to nie ja wyjechałem.

-  To nie znaczy... - gwałtownie zamilkła.

-  Tak?

-   To, że ja wyjechałam, nie znaczy jeszcze, że mi na tobie nie zależy - dokończyła 

słabym głosem.

-   Ale zależy nie dość? - To było  jak nóż w serce. Jacques  nie stracił  umiejętności 

ranienia jej.

Co ona może na to odpowiedzieć? Spojrzała na niego, ale patrzył prosto przed siebie, 

prowadząc samochód.

-  To... to nie tak, jak myślisz.

-  Może, ale zamierzam się dowiedzieć, i to już, teraz, jak to było naprawdę - powiedział 

ponuro. - Więc po prostu pogódź się z tym, bo tak będzie o wiele łatwiej dla nas obojga.

Holly   wzięła   głęboki   oddech.   Co   ma   mu   powiedzieć?   Żadne   olśnienie   na   nią   nie 

spłynęło,   a   tym   razem   Jacques   nie   da   się   zbyć   byle   czym.   Tak   jej   mówiła   jego   mina. 

Postanowił uzyskać wyjaśnienie, dlaczego jej zdaniem małżeństwo jest niemożliwe. Dlaczego 

ona wie, że go zawiedzie. Dlaczego nie może mu ufać. Bo o to w gruncie rzeczy chodziło 

przez cały czas.

-  Najpierw zjemy, czy porozmawiamy?

-  Słucham?

Powie   mu   o   wszystkim,   a   wtedy   on   się   przekona,   że   nie   ma   dla   nich   wspólnej 

przyszłości. Może nawet nie będzie jej już chciał, gdy się dowie, jaka jest naprawdę

Mógł mieć każdą kobietę, jakiej tylko zapragnął. Po co miałby się męczyć z nią?

Więcej już się nie odezwał. Dojechali do parku i Ja-cques zatrzymał samochód.

-  To nie był dobry pomysł, Jacques. Lepiej byś zrobił, pozostawiając sprawy tak, jak są.

-   Naprawdę? - spytał, przygważdżając ją spojrzeniem, które przeniknęło prosto do jej 

duszy. - Ja tak nie uważam. Może istnieją mężczyźni, którzy z radością choć bezskutecznie 

tygodniami   szukaliby   kobiety,   która   bez   słowa   ich   opuściła.   Może   sprawiałoby   im 

przyjemność   wypytywanie   ludzi,   którzy   mogą   coś   wiedzieć,   zatrudnianie   prywatnych 

detektywów, odwiedzanie ekscentrycznych staruszek w nadziei, że przedmiot ich poszukiwań 

mógł się z nimi skontaktować. Bo tak to właśnie było, Holly. Tak właśnie spędzałem czas, 

odkąd zniknęłaś.

-     Nie   spodziewałam   się   tego   -   powiedziała   w   napięciu.   Wynajął   prywatnych 

detektywów? Trudno w to uwierzyć!

73

background image

-  Najwyraźniej nie - odparł sucho.

-   A co obiecałeś pani Gibson za to, że na mnie doniesie? - spytała, czując się trochę 

pewniej dzięki temu, że jego głos wydawał się taki obojętny.

-   Doniesie? - Odwrócił się do niej. - Holly, nie jestem gangsterem, a pani Gibson nie 

jest... policyjnym kapusiem. - Wziął ją pod brodę i uniósł tak, by patrzyła mu w oczy. - Holly, 

spójrz   na  mnie   i   słuchaj.   Chcę   poznać   prawdę.   Nie   obchodzi   mnie,   jak  długo   będziemy 

siedzieli w tym samochodzie, ale ją poznam. Nigdy jeszcze nie biegałem za kobietą tak, jak 

za tobą, nigdy jeszcze nie chodziłem przy kobiecie jak po rozżarzonych węglach, i na pewno 

nigdy nie czekałem na żadną tak, jak na ciebie. Ale zamierzam z tym skończyć. Rozumiesz?

Wziął w ręce jej bladą twarz. - Kocham cię - powiedział spokojnie - i teraz pocałuję. A 

potem zadam ci kilka pytań, a ty na nie odpowiesz.

Pocałunek był długi. W końcu Jacques niechętnie się od niej oderwał.

-     Holly,   kim   jest   David   Kirby   i   jakie   miejsce   zajmuje   w   twoim   życiu   i   w   życiu 

Christiny? I wiedz, że spotkałem się z Christiną.

Popatrzyła na niego z przerażeniem. Twarz miała białą jak płótno.

-  Ale ona nie chciała ze mną rozmawiać - kontynuował. - Nic mi nie powiedziała. Jej 

mąż też nie. Ale wiem, że ten mężczyzna skrzywdził was obie i chcę poznać prawdę. Bo on 

staje między nami jak widmo, a ja sobie tego nie życzę.

Holly zamknęła oczy.

-  David Kirby nie był ani moim chłopcem, ani kochankiem - powiedziała sztywno. - Ja... 

nigdy nie miałam nikogo... przed tobą.

Przez  chwilę  Jacques  nie   odezwał   się  ani  nie   poruszył.  W  końcu   powiedział  bardzo 

łagodnie:

-  Nadal mi nic nie wyjaśniłaś, petite.

-  Mówiłam ci, że wychowywałam się w rodzinach zastępczych od niemowlęctwa aż do 

chwili, gdy byłam dość dorosła, by żyć na własny rachunek. I pierwsze osiem lat spędziłam u 

małżeństwa, które było dla mnie jak prawdziwi rodzice. Potem oboje zachorowali i wysłano 

mnie do innego domu. Do domu Davida i Cassie Kirbych. Byli bogaci. Christina też była u 

nich, a także mały chłopiec John.

Odwróciła się do okna.

-  Tak więc było nas troje. Obdarowywano nas zabawkami, ubraniami. Wszyscy myśleli, 

że będę szczęśliwa w ich domu. Aleja prawie od pierwszego dnia wyczułam, że dzieje się tam 

coś złego...

Przełknęła z trudem ślinę, łzy popłynęły jej po policzkach.

74

background image

-  Często przychodził do mojego pokoju. Z początku po prostu chciał, bym usiadła mu na 

kolanach. Czytał mi, całował na dobranoc ale... nie tak, jak całuje się dziecko. Potem któregoś 

dnia,  gdy już byłam   u nich  od  kilku  miesięcy,  uznał,  że  jestem  w  jego władzy,  tak  jak 

Christina i John, on... - Holly głęboko zaczerpnęła tchu - chciał mnie zgwałcić.

Poczuła, jak Jacques drgnął. Objął ją, a ona się nie opierała, ale też nie spojrzała na niego, 

a tylko ukryła twarz na jego piersi.

-  Walczyłam i w końcu zrezygnował, ale zaczął opowiadać o mnie kłamstwa. Kazał też 

kłamać Christinie. Przeniesiono mnie do innej rodziny, ale byłam przerażona, nie wiedziałam, 

co myśleć. Od tamtej pory wszystko szło źle.

Holly czuła, jak mocno Jacquesowi bije serce. Nie ośmielała się na niego spojrzeć. Bała 

się tego, co mógłby wyczytać z jej twarzy. Bo ona nie może stracić odwagi. Musi zrobić to, 

co zamierzyła.

-  Ten mężczyzna... Gdzie on teraz jest?

-  Nie żyje - szepnęła. Wytarła oczy ręką, ale nie uniosła głowy. - Miał się odbyć proces, 

sprawa związana z dziećmi w klubie młodzieżowym, w którym pracował. Christina nabrała 

wtedy odwagi i on... popełnił samobójstwo.

-  Szkoda - mruknął ponuro Jacques. - Ile miałaś wtedy lat? - spytał po chwili. - Kiedy się 

zabił?

-  Byłam na uniwersytecie.

-     Tak   więc   przez   ten   cały   czas   sama   się   z   tym   zmagałaś?   Czy   właśnie   dlatego 

przenoszono cię z jednego domu do drugiego?

-  Byłam trudnym dzieckiem - powiedziała cichutko. Pogłaskał ją po splątanych włosach 

i mokrym policzku.

-  Cherie, spójrz na mnie - poprosił miękko. A gdy pokręciła głową, dodał czule: - Nigdy 

nie byłaś  trudną osobą. Byłaś  odważna i dzielna, i silna, a to może być  traktowane jako 

wyzwanie i bunt przez ignorantów i ludzi niewrażliwych.

-  Przestań - jęknęła.

-  Co mam przestać?

-  Ja nie mogę... - Uniosła głowę, gardło miała ściśnięte, walczyła o panowanie nad sobą. 

- Jacques, ja nigdy nie będę taka, jaką chciałbyś mnie widzieć. Nie będę taką żoną, jakiej 

potrzebujesz. Chyba teraz już to widzisz?

-  Widzę piękną, dobrą kobietę.

-  Jacques, nie potrafię spełnić twoich oczekiwań. Tego, czego masz prawo oczekiwać od 

żony. Mówiłam ci już, że nigdy nie miałam chłopca, nie mówiąc już o kochanku.

75

background image

-  Bo czekałaś na mnie - powiedział miękko. - A ja już ci mówiłem, cherie, że połączyło 

nas przeznaczenie. Trzymałem cię w ramionach, dotykałem. Uwierz mi.

-  Właśnie o to chodzi. - Oderwała się od Jacquesa. - Tego nie potrafię.

Nadal nie rozumiał.

-  Holly, ja nie oczekuję z twojej strony nadzwyczajnych wyczynów w łóżku - powiedział 

cierpliwie.   -   To   chyba   rozumiesz?   Myślisz,   że   nie   zauważyłem,   że   nie   masz   dużego 

doświadczenia?

-   Nie chodzi mi o stronę fizyczną... - wyjaśniła z rozpaczą. - No, nie tylko o to. Nie 

wiem, jak ci to wytłumaczyć.

-  Spróbuj, zanim zwariuję.

-  Nie byłoby tak źle, gdybym cię nie kochała. Ale kocham i... i jeśli byśmy się pobrali, 

cały czas bym się tylko zastanawiała, kiedy się mną znudzisz. Widziałam, jak kobiety się za 

tobą uganiają, i wcześniej czy później którejś by się udało. I nawet bym nie mogła mieć ci 

tego za złe.

-     Och,   dziękuję   -   powiedział   ironicznie.   -   Według   ciebie   jestem   nie   tylko   jakimś 

donżuanem, który nie potrafi trzymać rąk z dala od kobiet i który popełniłby zdradę z lekkim 

sercem, ale jestem też słabym człowiekiem bez kręgosłupa, tak?

-  Tego nie powiedziałam. - Wszystko poszło źle.

-   Właśnie o to mnie oskarżyłaś. A czego się po mnie spodziewasz? Zdobyłem wielki 

majątek, przyznaję, ale stało się to dzięki bardzo ciężkiej pracy. I nie będę za to przepraszał. 

Nie mogę też nic poradzić na swój wygląd. Za to odpowiedzialni są moi rodzice. Ale zasady, 

którymi   kieruję   się   w   życiu,   są   moje   własne,   a   tak   się   składa,   że   wierzę   w   małżeńską 

wierność.

-  Ale nawet jeżeli teraz tak myślisz, to się może zmienić - powiedziała z rozpaczą. - Ja 

nie jestem dla ciebie odpowiednia. Nie widzisz tego? Twój świat jest tak inny od mojego...

-   Holly! - krzyknął. A potem kontynuował już spokojniej. - Cherie, rozumiem, że po 

tym, co przeżyłaś, jesteś niepewna siebie...

-  Nie o to chodzi - przerwała mu. - Jacques, ty nie jesteś zwyczajnym mężczyzną, a ja 

jestem   bardzo   zwyczajna.   To   po   prostu   by   się   nie   udało.   Może   krótki   romans,   ale   nie 

małżeństwo.

-  Mylisz się - powiedział spokojnie. - Bardzo się mylisz. To ty jesteś niezwykłą kobietą. 

I nie chcę romansu, krótkiego czy innego. Chcę się z tobą ożenić. Żyć z tobą jak mąż z żoną.

-  Nie mogę - szepnęła.

Przez chwilę tylko na nią patrzył. Holly wiedziała, że stara się opanować. Nigdy nie 

76

background image

widziała go jeszcze w takiej złości.

-  A ja tu nic nie mam do powiedzenia?! - wykrzyknął. - Ty masz prawo zniszczyć życie 

sobie  i mnie,  a ja mam  się na to zgodzić?  A więc nie! Nie zgadzam się. Nie zgadzam, 

słyszysz? Nie będę przepraszał za to, kim jestem i - do cholery! - nie ode mnie zależy, czy 

kobiety uważają mnie za atrakcyjnego mężczyznę. Ale od chwili, gdy poznałem ciebie, nawet 

nie  zauważam   innych   kobiet.  I  taka  jest  właśnie  prawda.  Pragnę  tylko   ciebie,   teraz  i  na 

zawsze. Kocham cię, Holly, i chcę się z tobą ożenić. I zawsze cię będę kochał. Co mogę 

jeszcze powiedzieć?

-  Nic. - Jej usta drżały. - To nie ty stanowisz problem, lecz ja.

-  Jak to ładnie z twojej strony, że tak sama się obwiniasz - powiedział z goryczą. - A 

gdybym był brzydki i biedny? Czy wtedy byś za mnie wyszła?

-  Och, Jacques, nie bądź taki.

-  Okoliczności mnie do tego zmuszają, nie sądzisz? - Był wściekły. - Holly, dam ci tyle 

czasu, ile potrzebujesz, do ostatniego tchu codziennie będę ci na nowo powtarzał, że cię 

kocham, ale nie możesz mnie wyrzucić ze swojego serca ani z życia. Jestem tu i zamierzam 

zostać. Twoje problemy są teraz moimi problemami. Razem sobie z nimi poradzimy. To, co 

dotyczy ciebie, dotyczy również mnie. Ty patrzysz na nas jak na dwoje osobnych ludzi, ale ja 

tego tak nie widzę. Nie mówimy o tobie albo o mnie. Małżeństwo oznacza „my". Stajemy się 

jednością. Ja ci pomagam ujarzmić twoje demony, a ty pomagasz w tym mnie.

W teorii brzmiało to bardzo ładnie.

-  Ciebie nie nawiedzają demony - powiedziała spokojnie. - Pokonałeś je całe lata temu.

-   Każdy człowiek ma swoje demony i potrzebuje pomocy w walce z nimi. A ja nie 

jestem samotną wyspą, tak samo jak i ty. A właśnie tak próbowałaś żyć, odkąd skończyłaś 

osiem   lat,   prawda?   Ale   nie   możesz   żyć   tak   nadal.   Kirby   to   przeszłość   i   powinien   być 

pogrzebany w twojej pamięci jak w grobie. Jeżeli tego nie zrobisz, będzie ci nadal zadawał 

ból. Sama mu na to pozwolisz.

Ta myśl ją zaszokowała. Narastał w niej żal do niego, i wściekłość.

-  Jak śmiesz mówić coś takiego?! - wykrzyknęła z furią. - On nie ma na mnie żadnego 

wpływu. Żadnego!

-  Udowodnij to. Powiedz, że jesteś gotowa podjąć ryzyko i zostać moją żoną. Powiedz, 

że mi ufasz, jeżeli nawet nie potrafisz zaufać sobie. Kocham cię całą duszą, całą moją istotą. 

Holly, trzymasz w rękach moje serce.

Minęła długa chwila, zanim Holly zdołała się odezwać. Nawet nie uświadamiała sobie, że 

bezgłośnie płacze, łzy płynęły jej strumieniem po policzkach, ale Jacques nie wyciągnął do 

77

background image

niej   rąk,   nie   przytulił   jej.   Wiedziała   dlaczego.   To   był   czas   decyzji.   Mężczyzna   taki   jak 

Jacques nie będzie długo prosił. Był na to za dumny. Obnażył swoją duszę i dał jej wszystko, 

co mógł. Ale jej to nie wystarczyło.

- Nie.

Nastała jeszcze jedna długa chwila ciszy, a potem Jacques przekręcił kluczyk w stacyjce i 

silnik zbudził się do życia.

78

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

-  Masz jakieś miłe plany na sylwestra? - spytała Alice.

-     Nie.   -   Holly   zmusiła   się   do   uśmiechu.   -   Chyba   że   potraktować   jako   miły   plan 

pilnowanie   chrzestnej   córki.   Lucy   i   James   idą   na   przyjęcie   do   sąsiadów,   a   ja   zostanę   z 

Melanie Annę. Protestowali, ale i tak nigdzie się nie wybierałam.

-  My idziemy całą grupą na Trafalgar Sąuare. - Alice zachichotała. - Może zobaczysz nas 

jutro w wiadomościach. No wiesz, będziemy pić, bawić się, słuchać jazzu.

-  No to życzę dobrej zabawy - odparła Holly i zwróciła się do kolejnego klienta, który 

przed zamknięciem piekarni chciał jeszcze kupić ciastka.

Idąc potem do domu, znów zaczęła myśleć o Jacąuesie. Minęły dwa tygodnie od ich 

spotkania   i  każdą   sekundę  tych  dwóch  tygodni  wypełniała  jej  bolesna   tęsknota.   Głęboka 

otchłań samotności, w jakiej zawsze żyła od chwili, gdy zabrano ją od pierwszej rodziny 

zastępczej, jeszcze się pogłębiła. Miała nadzieję, że z upływem czasu będzie coraz mniej 

cierpieć, ale było jeszcze gorzej.

Boże Narodzenie przeżyła  jak w koszmarze, a najgorsze było  to, że musiała udawać 

przed Lucy i Jamesem dobry humor. A przez cały ten czas analizowała w głowie rozmowę z 

Jacquesem, aż w końcu bała się, że mózg jej eksploduje.

Zawiózł ją z powrotem przed piekarnię, nie mówiąc ani słowa. Wysiadł razem z nią, 

wziął ją za rękę i z ponurą miną powiedział:

- Holly, nie możesz wyrzucić mnie ze swojego serca i umysłu. Czy tego nie widzisz? Już 

jest na to za późno. O wiele za późno.

A potem odwrócił się, wsiadł do samochodu i bez jednego spojrzenia odjechał. I od tego 

czasu się nie odezwał.

Przez  całe  święta  czekała  na  jego telefon,   nawet  na  wizytę,  ale  się  nie  doczekała.  I 

właściwie   tego   właśnie   chciała...   Ale,   z   drugiej   strony,   sama   myśl   o  małżeństwie   z   nim 

budziła w niej przerażenie. Jak mogłaby kochać Jacquesa tak bezgranicznie, jak oczekiwał, 

jak   zasługiwał,   kiedy   pętały  ją  łańcuchy   strachu   i   wątpliwości?   Nie   mogła,   odpowiadała 

sobie. Ale też jak żyć bez niego teraz, gdy go poznała? Też nie mogła.

Po świętach codziennie spodziewała się, że go zobaczy. Gdy w piekarni nad drzwiami 

rozlegał się dzwonek, unosiła wzrok, ale zawsze wchodził ktoś inny. A więc Jacques już nie 

przyjdzie. Wziął ją za słowo i przestał sobie nią zawracać głowę, a ona nie wiedziała, jak to 

przeżyje.

Zamrugała, bo łzy zamgliły jej wzrok. Tylko bez użalania się nad sobą - miała swoją 

79

background image

szansę i odepchnęła ją.

Jednak teraz nie była już pewna, czy jeszcze raz podjęłaby taką samą decyzję. Tyle że on 

już nie wróci. Mężczyzna tak dumny jak Jacques nie będzie w nieskończoność walił głową w 

mur.

Opanuj się, nakazała sobie, dochodząc do domu Lucy i Jamesa. Wytarła łzy.

Drzwi otworzyły się gwałtownie.

-  Holly, to ty?! - krzyknęła Lucy.

-  Tak. Co się stało?

-  Och, Holly, wchodź, szybko!

W głosie Lucy była nutka, od której Holly dreszcz przebiegł po plecach. Wbiegła do holu 

i stanęła jak wryta. W drzwiach bawialni stała pani Gibson. Holly nie widziała się z nią od 

czasu nieszczęsnej wizyty Jacquesa. Nie miała do niej żalu. Pani Gibson uważała, że podając 

Jacquesowi jej adres, robi to, co dla niej najlepsze.

-   Pani Gibson, co się stało? - Było wyraźnie widać, że staruszka jest zdenerwowana. 

Zresztą bez poważnego powodu na pewno nie ruszyłaby się z domu.

-  To ten miły młody człowiek, Jacques... Przyszłam z jego powodu.

No, tak. Pani Gibson uznała, że w przeddzień Nowego Roku musi wystąpić w roli dobrej 

wróżki i odegrać rolę swatki - pomyślała Holly ponuro.

-     Wolałabym   o   nim   nie   rozmawiać   -   powiedziała   spokojnie.   -   Przez   jakiś   czas 

widywaliśmy się, ale to się już skończyło.

-  Czyżby?

Lucy już zamierzała się wtrącić, ale pani Gibson machnęła ręką, żeby ją uciszyć.

-  Bardzo mnie to dziwi, bo on wciąż o tobie myśli. „Milly", powiedział, czy wiesz, że 

mówił do mnie „Milly"? - spytała.

-  Eee, nie. Nie wiedziałam.

-  Och, właśnie tak do mnie mówi. Tego pierwszego popołudnia, gdy przyszedł do mnie 

na podwieczorek, kiedy wciąż tak ciebie szukał dniami i nocami - postanowiliśmy mówić 

sobie po imieniu. Milly to oczywiście zdrobnienie od Millicent.

-  Tak. - Holly z trudem zdobywała się na cierpliwość.

Pani   Gibson   wyraźnie   dała   do   zrozumienia,   że   zastanowiła   się   nad   sytuacją   i 

zdecydowała, po której jest stronie, a nie była to strona Holly. O ile Holly było wiadomo, nikt 

by się nie odważył zwracać do tej srogiej staruszki po imieniu, pewnie nawet zmarły pan 

Gibson tego nie robił. Ale Jacques oczywiście w ciągu jednej chwili tak ją oczarował, że z 

radością mu na to pozwoliła.

80

background image

-   No więc, na czym to ja skończyłam? - Pani Gibson spiorunowała wzrokiem Holly i 

Lucy, jakby to one były winne temu, że się zagubiła. - Och, już wiem. Mówiłam ci, co ten 

kochany chłopiec mi powiedział...

-  Pani Gibson!

-  Milly, powiedział - pani Gibson całkowicie zignorowała próbę Holly, by jej przerwać - 

odnajdę tę kobietę, jakkolwiek długo miałbym jej szukać, bo chcę z nią spędzić resztę życia. I 

co ty na to? - spytała wojowniczo.

-  Jak mówiłam, nic nas już nie łączy - odparła Holly stanowczo.

-  Lucy twierdziła, że to właśnie powiesz.

-  I miała rację.

-   Więc nie chcesz się dowiedzieć o strasznym wypadku, jakiemu uległ ten kochany 

chłopiec? Co z oczu to i z serca, tak? - Pani Gibson wpatrywała się ostro w Holly.

-  Co... co pani powiedziała?

-  Stało się to w wigilijny poranek - kontynuowała niestrudzenie pani Gibson. - Zderzenie 

z samochodem. Zjechał na przeciwny pas szosy, by nie wpaść na dziecko, które wybiegło 

prosto pod koła. I oczywiście  motocykl  nie miał  żadnych  szans, prawda?  Pan Gibson w 

młodych latach też jeździł na motorze, ale gdy go poznałam, szybko położyłam temu kres.

-  Mówi pani, że Jacques jest ranny? Chyba nie...

-  Umarł? Och, nie. Czyżbyś właśnie tak mnie zrozumiała? - spytała pani Gibson tonem, 

który   nie   sugerował   żadnych   przeprosin.   Krótka,   ostra   terapia   szokowa.   Po   rozmowie   z 

gospodynią Jacquesa uznała, że tego właśnie Holly potrzebuje. Ta głupia sprawa zaszła już za 

daleko   i   trzeba   przywrócić   Holly   rozum.   -   O   ile   mi   wiadomo,   przez   kilka   dni   był 

nieprzytomny. No, ale nie będę ci dłużej zajmować czasu. Na pewno chcesz już napić się 

herbaty. Tylko wezmę płaszcz i...

-  Pani Gibson, proszę...

Pani Gibson w końcu ulitowała się nad tą młodą kobietą, z której twarzy odpłynęła cała 

krew.

-   Nie wiem wiele więcej, niż ci opowiedziałam, ale, jak zrozumiałam, bezpośrednie 

niebezpieczeństwo już mu nie grozi. Ja tylko zadzwoniłam pod numer, który mi dał. Nie 

odzywał się i to mi się wydało dziwne, skoro obiecał zadzwonić koło Bożego Narodzenia.

-  Obiecał?

-     Och,   tak.   Zamierzał   spędzić   święta   w   Anglii.   -   Pani   Gibson   spojrzała   na   Holly 

porozumiewawczo. - Tam, gdzie jest jego ukochana. Jego gosposia powiedziała, że zdążył 

dopiero odjechać na niewielką odległość od chateau, gdy zdarzył się wypadek. Wydaje mi się, 

81

background image

że jego rodzina chciała cię powiadomić, ale nie wiedzieli, jak się z tobą skontaktować, a 

Jacques był w śpiączce.

Śpiączka.   Boże!   Proszę   Cię,   Boże,   nie   pozwól   mu   umrzeć.   „Bezpośrednie 

niebezpieczeństwo już mu nie grozi". Co to właściwie znaczy? Może zostać kaleką na całe 

życie. Mógł umrzeć! Mógł umrzeć, a ona nigdy by się o tym nie dowiedziała. Boże, proszę, 

pomóż mi szybko do niego dojechać. Niech on nie ma nawrotu albo czegoś takiego...

O dziewiątej wieczorem tego samego dnia Holly leciała do Francji.

Przed   wyjazdem   zadzwoniła   do   Monique.   Gospodyni,   słysząc   jej   głos,   wybuchnęła 

płaczem, co przeraziło Holly niemal na śmierć. Przeżyła najgorsze sekundy swojego życia, 

ale gdy Monique wreszcie się trochę opanowała, okazało się, że Jacques nie czuje się ani 

gorzej, ani lepiej niż rano, gdy telefonowała pani Gibson.

-   Poważnie poturbowany i obie nogi złamane - poinformowała Monique przez łzy. - 

Były też obrażenia wewnętrzne, jednak lekarze wydają się zadowoleni z procesu leczenia. 

Oczywiście jest jeszcze bardzo chory, a na tym etapie każdy dzień może przynieść jakąś 

różnicę. Nie ma żadnej gwarancji co do powrotu do zdrowia.

Lot,   a   potem   jazda   taksówką   do   szpitala   nie   pozostawiły   Holly   żadnych   wyraźnych 

wspomnień. Mogła myśleć tylko o Jacquesie.

Od pierwszej chwili robiła wszystko, by go od siebie odepchnąć. Nie chciała mu ufać, tak 

bardzo go zawiodła, że nie miałaby mu za złe, gdyby nie chciał jej więcej widzieć po tym 

gorzkim   spotkaniu   w   Anglii.   Ale   jechał   do   niej.   Monique   to   potwierdziła.   Wyjechał 

wczesnym rankiem w Wigilię, by spędzić z nią święta. By z nią być.

Jak mogła być taka głupia? Jak mogła sobie wyobrażać, choćby przez krótką chwilę, że 

może żyć bez niego? Jeżeli coś mu się stanie, ona też umrze. Nie będzie chciała żyć dalej. To 

wszystko wydarzyło się z jej winy. Gdyby tamtego dnia nie kazała mu odejść, nie musiałby 

wybierać się w drogę, w której omal nie zginął. I jeszcze może umrzeć. A jeżeli lekarze 

czegoś   nie   dopatrzyli?   Gazety   codziennie   donoszą   o   takich   przypadkach.   Nikt   nie   jest 

doskonały, a nawet najlepszy lekarz też jest tylko człowiekiem.

A jeżeli przyjdzie do szpitala, a on zmienił zdanie po tym wszystkim, co się stało? Po 

wypadku? Może wreszcie jej uwierzył, że nie potrafi mu zaufać. Sama przecież w to wierzyła. 

I nadal do pewnego stopnia wierzy. I nawet gdyby miała rację, że Jacques nie zdoła pokochać 

jej na zawsze, wszystko było lepsze, niż gdyby zabrała go teraz śmierć.

Po przyjeździe do szpitala Holly ze zdziwieniem dowiedziała się, że jej tu oczekiwano. 

Młoda pielęgniarka natychmiast poprowadziła ją do pokoju Jacquesa. Widocznie nieoceniona 

Monique uprzedziła szpital.

82

background image

Barbe czekała na nią na korytarzu przez separatką. Na widok Holly zerwała się z krzesła i 

szeroko otworzyła ramiona.

-  Tak się cieszę, że już jesteś - szepnęła, ściskając ją z całej siły. - Wszyscy się cieszymy. 

Reszta rodziny wróciła do domu, żeby się przespać, jesteśmy naprawdę wykończeni, ale ja 

postanowiłam zostać i zaczekać na ciebie.

-  Dziękuję. Jak on się czuje?

-     Odzyskał   przytomność,   a   to   jest   najważniejsze   -   powiedziała   Barbe   ze   słabym 

uśmiechem. - Okropnie nas wystraszył. Przez te wszystkie dni leżał bez życia, a przecież 

zawsze rozsadzała go energia, był taki żywotny, prawda?

Holly skinęła głową.

-   Ciągle jeszcze przez większość czasu śpi, ale gdy się budzi, rozpoznaje nas. A jeśli 

chodzi o jego nogi... potrzeba czasu, jak mówią lekarze, ale wyzdrowieje. Może już do końca 

życia kuleć.

-    Och,  Barbe...  -  Holly  z  trudem   oddychała,   żołądek   miała  ściśnięty.  Chciała   tylko 

zobaczyć Jacquesa, usiąść koło niego, pocałować go. - Czy wie, że miałam przyjechać? - 

szepnęła.

Barbe popatrzyła jej w oczy.

-  Uważaliśmy, że lepiej zaczekać.

Na wypadek gdyby jednak zmieniła zdanie. Rodzina Jacquesa nie wiedziała, jak bardzo 

ona go kocha. Była więc tym bardziej im wdzięczna za sposób, w jaki ją teraz przyjęli.

-  Mogę tam wejść?

-  Oczywiście. Ja już jadę do domu, więc ucałuj go ode mnie. Gdy stąd wyjdziesz, czeka 

na ciebie pokój w chateau.

Holly była przygotowana na widok aparatury i rozmaitych rurek podłączonych do ciała 

Jacquesa, ale nic takiego nie zobaczyła. Tylko pod kołdrą odznaczała się duża konstrukcja 

chroniąca ranne nogi. Holly spokojnie podeszła do łóżka, chociaż serce jej biło pospiesznie. 

Spojrzała na śpiącego.

To   był   Jacques,   a   jednocześnie   nie   on.   Leżał   całkowicie   nieruchomo.   Chyba   nigdy 

jeszcze nie widziała go w takim bezruchu. Twarz miał bladą, prawie szarą. Czarne włosy 

opadły mu na czoło w sposób, do jakiego normalnie nigdy by nie dopuścił, długie ciemne 

rzęsy przydawały jeszcze bladości policzkom. Holly czuła się tak, jakby wyrwano jej serce z 

korzeniami.

Och,   Jacques...   Przełknęła   łzy,   które   gromadziły   jej   się   pod   powiekami   od   czasu 

83

background image

rozmowy z panią Gibson. Ale teraz nie mogła płakać. Nie tutaj. Jacques może się w każdej 

chwili obudzić, a nie chciała, by pierwszym widokiem, jaki napotka, była jej zapłakana twarz. 

Ale kochała go. Tak bardzo go kochała. I rozpaczliwie pragnęła wierzyć, że zdołają razem 

żyć.

Na chwilę zamknęła oczy, mówiąc sobie, że musi być silna, a gdy je otworzyła, Jacques 

na nią patrzył.

-  Witaj, kochanie. - Po raz pierwszy tak się do niego zwróciła. Usta zaczęły jej drżeć, 

gdy nie odpowiedział, a jedynie patrzył na nią. Pochyliła się, musnęła jego wargi ustami, a 

wtedy poczuła, jak obejmuje ją, przyciąga do siebie i całuje z namiętnością, która zadaje kłam 

opinii lekarzy.

-  Ja... urażę cię. - Gdy usiłowała się podnieść, tylko jeszcze mocniej zacisnął ramiona.

-  Nie wierzę, że jesteś rzeczywista. - Był to cichy szept, ale głęboki, zmysłowy głos bez 

wątpienia należał do Jacquesa. - Gdy zobaczyłem cię stojącą tutaj, pomyślałem, że śnię. Tyle 

o tobie śniłem...

Jeszcze raz ją pocałował, chciwie i długo, nie tak, jak ciężko chory człowiek powinien 

całować.

-  Jacques, jestem za ciężka.

-  Nie.

-  Twoje nogi...

-  Do diabła z moimi nogami!

Holly poddała się i znów zaczęła go całować. Dopiero później pozwolił jej się podnieść. 

Usiadła na brzegu łóżka, trzymając go za ręce. Oczy lśniły jej od łez.

-  Tak mi przykro, tak bardzo przykro... - szeptała.

-  Nigdy nie powinnam była kazać ci odejść. Wtedy to by się nie stało.

-  Nie kazałaś mi odejść, cherie - szepnął. - To ja tak postanowiłem, żeby dać ci trochę 

czasu na odzyskanie rozumu. Nie zamierzałem się poddawać, ani wtedy, ani nigdy. I to ja 

postanowiłem jechać do ciebie  motorem na Boże Narodzenie, nie ty.  Wypadek  mógł  się 

zdarzyć w każdej chwili i w każdym miejscu.

-  Ale zdarzył się właśnie teraz - szepnęła, a na rzęsach wisiały jej łzy.

-  I przywiódł cię do mnie, prawda? Więc dobrze, że się tak stało.

-  Jak możesz tak mówić! - wyszeptała drżącym głosem. - Mogłeś zginąć, a twoje biedne 

nogi...

-   Moje biedne nogi się wygoją - powiedział głosem, który tak przypominał dawnego 

Jacauesa, że poczuła przypływ ulgi. - A już na pewno na czas naszego ślubu. I jeszcze bardzo 

84

background image

długo nie zamierzam umierać. Nie zostawię cię, rozumiesz? Razem się zestarzejemy.

-   Och, Jacques. - Nie uświadomiła sobie, że płacze    -   łzy spływały jej powoli po 

policzkach. Wszyscy, na których jej zależało, w przeszłości zostali jej odebrani. Dlaczego 

więc w przyszłości miałoby być inaczej?

-  Zestarzejemy się razem - powtórzył miękko, uśmiechając się do niej. - Bo wyjdziesz za 

mnie, prawda, ma cherie. Nie wiem, jak się dowiedziałaś, że tu jestem, ale teraz i ty tu jesteś. 

Nie obchodzi mnie, jak to się stało. Gdy tylko mogłem znów myśleć, mówiłem sobie, że 

okażę się silny. Chciałem zaczekać, aż nogi mi się wygoją, i wtedy iść do ciebie i sprawić, 

żebyś za mnie wyszła. A teraz jesteś tu i widzę, że to było szaleństwo. W chwili gdy cię 

zobaczyłem, opuściła mnie cała moja duma.

-  Trudno mi w to uwierzyć...

-  A więc musisz się jeszcze sporo o mnie dowiedzieć - zripostował z uśmiechem. A jego 

uśmiech był potęgą. Zawsze wywracał jej świat do góry nogami. -1 ja o tobie też - dodał. - 

Ale będziemy mieli mnóstwo czasu na naukę. Holly, pocałuj mnie.

Delikatnie   dotknęła   ustami   jego   ust,   ale   on   objął   ją   z   całej   siły   i   całował   łakomie, 

zaborczo. Głaskał ją, wsunął ręce pod jej bluzkę i dotykał zmysłowo.

Nagle na korytarzu rozległy się kroki.

-  Jacques, ktoś tu idzie - szepnęła. Wyprostowała się, przygładziła ubranie i odgarnęła 

włosy z płonącej twarzy. - Co by powiedzieli, gdyby zastali nas tak w szpitalnym łóżku? - 

dodała ze śmiechem.

-   Że mogę się wydostać z tego przeklętego miejsca wcześniej, niż im się wydawało - 

parsknął. A potem oczy mu pociemniały. - Teraz mi wierzysz? Wystarczająco, by wziąć ze 

mną ślub, gdy tylko będę mógł stąd wyjść o własnych siłach? Tyle na razie mi wystarczy, 

petite. Reszta przyjdzie z czasem. Przekonasz się, że cię kocham, pragnę i potrzebuję. Czy 

przestaniesz już ode mnie uciekać? Przyjechałaś, żeby już ze mną zostać?

Bez słowa skinęła głową, niezdolna wydać z siebie głosu, ale jej oczy mówiły o miłości, 

jaką do niego czuje.

-  Stworzymy sobie własny świat, cherie. W to też musisz mi uwierzyć. Świat, w którym 

nasze dzieci będą wiedziały, że są chciane i kochane, i w którym nigdy nie będą musiały 

przejść przez to, przez co ty przeszłaś. Nasz świat będzie bezpieczny i solidny.

Nagle z dworu dobiegły głośne wystrzały.

-  Sztuczne ognie - szepnęła Holly drżącym głosem. - Jacques, to Nowy Rok!

-     I   nowy   początek   -   powiedział   miękko.   Powieki   zaczęły   mu   się   zamykać.   Holly 

zrozumiała, że mimo brawury, jaką okazywał, jest już wyczerpany. - I to my zrobimy go 

85

background image

takim, jakim chcemy, żeby był, petite. Merveilleux!  Zgadzasz się ze mną?

-  Musisz nauczyć mnie francuskiego. Nie zgodzę się, by nasze dzieci mówiły językiem 

swojego ojca lepiej niż ja.

-  Dobrze. - Pogłaskał ją po policzku. - Ale czy to po francusku, czy po angielsku, będę 

do ciebie mówił w każdej chwili, gdy będziesz tego potrzebowała, bo ogarnie cię lęk. I w 

końcu przestaniesz się bać. Uwierz mi. Ile razy w ciągu dnia będziesz mnie potrzebowała, 

będę przy tobie. Przysięgam. I kocham cię.

-  A ja kocham ciebie - szepnęła.

-  I to jest wszystko, czego nam potrzeba.

86

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Był piękny, mroźny lutowy dzień, gdy Jacques i Holly brali ślub w ogrodach chateau. 

Lekarze poinformowali Jacquesa, że będzie mógł chodzić dopiero pod koniec wiosny. On 

jednak   skrócił   ten   termin   o   połowę,   ale,   jak   szepnęła   Lucy   do   Jamesa   podczas   krótkiej 

ceremonii, miał wszelkie powody, by wyzdrowieć.

Holly   wyglądała   olśniewająco   w   stylowej   sukni   koloru   kości   słoniowej,   z   tiulowym 

welonem i trenem i narzutką obramowaną chmurami miękkich, poruszających się na wietrze 

piór.

Miesiąc miodowy spędzili na Karaibach, a potem na dwa miesiące pojechali jeszcze na 

Wielką Rafę. Gdy wrócili do domu, Jacques chodził już tak dobrze, jakby nigdy nie miał 

wypadku, a Holly otaczała aura prawdziwie kochanej i szczęśliwej kobiety.

Mijał czas, Holly otwierała się jak kwiat w słońcu mężowskiej adoracji, a gdy urodziła 

im się córka i niedługo potem syn, czuli nad sobą błogosławieństwo niebios.

A potem, rankiem w dniu dziesiątej rocznicy ślubu, gdy leżeli w wielkim łożu, Holly 

leniwie się przeciągnęła.

-  Jacques, jesteśmy tacy szczęśliwi...

-  Wiem.

-  A mogło tak nie być.

-     Nie   masz   racji   -   zaprzeczył.   Uniosła   się   na   łokciu,   by   spojrzeć   w   jego   piękne 

bursztynowe oczy. - Nie dopuściłbym do tego - powiedział miękko. - Nigdy bym się nie 

poddał, petite. I ty o tym wiesz.

-     Jacques,   chciałabym   mieć   więcej   dzieci.   -   A   gdy   spojrzał   na   nią   z   radosnym 

uśmiechem, szybko powiedziała: - Posłuchaj. Chcę stworzyć rodzinę zastępczą dla malutkich 

dzieci, które potrzebują miłości i troski. Dla dzieci skrzywdzonych przez życie, takich jak ja. 

Teraz jestem już na to gotowa. Chcę dać im szansę. Tylu dzieciom, ile pozwolą nam przyjąć, 

bo...

-  Bo co? - Musnął palcem jej policzek.

-  Bo nie każde z nich napotka na swojej drodze takiego człowieka jak ty. Potrzebują nas 

już teraz. Miałeś rację. Miłość jest wszystkim, czego człowiek potrzebuje, by wydobyć się z 

mroków nocy i wyjść na światło.

-  A w twoim życiu nie ma już cieni, cherie!

-  Ani jednego.

-  A więc dobrze, zajmiemy się tym. I tak zrobili.

87