background image

Literatura wobec kultury masowej

P. Śliwiński, P. Czapliński Literatura 1976-1998

Jedną ze zmian po 1989 roku stał się „żywiołowy rozwój rynku czasopiśmienniczego”. W drugiej 
połowie lat 90. wśród ponad 200 pism społeczno-kulturalno-artystycznych ok. 40 miało charakter 
literacki. Najbardziej dynamiczny ich rozwój nastąpił w latach 1990-93, kiedy powstała ponad 
połowa istniejących dziś czasopism. Po tym okresie nastąpił czas stabilizacji, można mówić o roli 
promocyjnej   i   opiniotwórczej   najbardziej   znanych   czasopism.   Należy   jednak   pamiętać,   że 
„działały” one w związku z innymi mediami, głównie telewizją, ale także wysokonakładowymi 
dziennikami   ogólnopolskimi.   Zamieszczone   na   łamach   gazet   recenzje   czy   noty   streszczające 
zawartość   danego   numeru   niskonakładowego   magazynu   kulturalnego   utrwalały  w   świadomości 
czytelnika istnienie takiego pisma i przekładały pozornie elitarne treści na język bliski zwykłemu 
odbiorcy.   Prasa   codzienna   i   popularne   tygodniki   pełniły   rolę   „dystrybutorów   informacji”, 
zapewniając pismom literackim dopływ nowych odbiorców. Niestety, skupiały się one zazwyczaj 
na   „przeciętnym   odbiorcy”   i   jego   guście.  Ambitne   magazyny   literackie   zaczęły   więc   tworzyć 
archipelagi wysp”. Jak piszą autorzy podręcznika, „jest ich coraz więcej, ale ze stałym lądem 
łączy  je   nieregularnie   kursujący  prom”.  Warto   również   pamiętać,   że   pisma   te   miały  niewielki 
nakład (50 tys. egzemplarzy przekroczyło tylko jedno czasopismo kulturalne powstałe po 1989 roku 
- „Nowa Fantastyka”), a ich publiczność stanowiło ok. 1-2% ogółu Polaków czytających prasę. 
Odegrały one jednak znaczną rolę w przełomie kulturowym:

1. uświadamiały  (przede   wszystkim   poprzez   liczbę   tytułów)   skalę   ożywienia   kulturowego, 

przypadającego na lata 90;

2. poprzez   swój   „wyspowy”   charakter   doprowadziły   do   decentralizacji   życia   literackiego, 

wykształcenia się stosunkowo autonomicznych ośrodków kulturowych, „animujących życie 
literackie regionu”;

3. taki charakter doprowadził również do wykształcenia się odmiennych gustów estetycznych, 

rozpadł się jednolity system kryteriów i stabilny, łączący większość odbiorców, gust;

4. przyspieszony został obieg informacji o książce i zwiększyła się liczba uczestników dialogu 

o niej.

„Pisma stały się więc formą aktywności kulturowej, płaszczyzną wyrażania poglądów na temat 
tradycji, własnej tożsamości, stosunku do współczesności, lecz i płaszczyzną zyskiwania dystansu 
do własnych czasów.” 
W wielu przypadkach (np. „bruLion”, „Czas Kultury”, „Fa-art”) dały one początek fundacjom, 
wydawnictwom i konkursom. Promowały dzięki temu młodych pisarzy, najpierw publikując ich na 
własnych   łamach,   a   następnie   wydając.   Niestety,   znaczna   część   twórców   opuściła   później   te 
wydawnictwa i przeszła do dużych firm wydawniczych lub założyła własne. 
Szybko   okazało   się,   że   trudno   jest   utrzymać   pismo   literackie,   a   najtrudniej   tygodniki 
i dwutygodniki.   Już   w   1991   roku   upadł   pierwszy   z   nich   -   „Tygodnik   Literacki”.   Jego   los 
w późniejszym   czasie   podzieliły:   „Nowy   Nurt”   (1996),   „Ex   Libris”   (1996),   „Wiadomości 
Kulturalne” (1997). Jedyną szansą przetrwania dla tego typu pism (jeszcze w pierwszej połowie lat 
90.) stał się mecenat ogólnopolskiej gazety, ponieważ w dotychczasowej formie nie znajdowały one 
dostatecznej liczby czytelników, by móc utrzymać się na rynku. Zaczęły więc powstawać dodatki 
kulturalne   do   gazet
  („Plus-Minus”   -   „Rzeczpospolita”,   „Apokryf”   -   „Tygodnik   Powszechny”, 
„Gazeta o Książkach”, od 1995 roku „Gazeta – Książki” - „GW”, itd. ). Część dodatków zaczęła się 
później usamodzielniać (np. „Arkusz”, „Ex Libris”), ale nie przetrwały długo. Rok 1996 stanowi 
więc   pewną   cezurę:   przestały   ukazywać   się   dodatki   kulturalne,   upadły   wspomniane   wcześniej 
pisma samodzielne, praktycznie przestał się ukazywać „bruLion”, najważniejsze pismo przełomu. 
Przetrwały „pisma dłuższego rytmu”, takie jak „Res Publica Nowa”, „Fronda” czy „Kresy”, które 
„utrwalają w nas przekonanie, że kultura jest dialogiem dotyczącym wartości, a nie konsumpcją 

background image

stereotypów”.

Ważniejszym chyba od rynku prasy literackiej zagadnieniem, dotyczącym sytuacji literatury wobec 
kultury masowej jest rynek książek

Jak   piszą   Śliwiński   i   Czapliński,   w   ciągu   zaledwie   kilku   lat   przeszedł   on   trzy   fazy 
charakterystyczne dla historii kultury masowej. 
Pierwsza z nich (rozpoczęta krótko przed 1989 rokiem) polegała na gwałtownym  wchłanianiu 
literatury   rozrywkowej
,   która   u   progu   lat   90.   osiągała   niebotyczne   nakłady  :).   Książki   m.in. 
Ludluma, Forsytha, MacLeana sprzedawały się w 100 tys. egzemplarzy. Pojawiło się bardzo wiele 
pozycji   science-fiction,   fantasy,   horrorów,   powieści   detektywistycznych,   sensacyjnych, 
szpiegowskich, a nawet erotycznych. Niestety, w krótkim czasie rynek został nasycony i pomiędzy 
1992 a 1996 rokiem nakłady literatury popularnej spadły dziesięciokrotnie i osiągnęły przeciętną 
wysokość 4-6 tys. egzemplarzy. 
Równolegle do tego procesu przebiegała faza druga – odzyskiwanie klasyki. Wznowiono wydania 
dzieł   Prousta,   Joyce'a,   Manna,   itp.   Dokonywano   również   reedycji   najważniejszych   książek 
z postmodernistycznej prozy amerykańskiej i iberoamerykańskiej, niemieckojęzycznej i francuskiej. 
Zaczęto też tłumaczyć dzieła nieprzełożone wcześniej. W związku z rozwojem rynku literatury 
rozwijały się oczywiście również wydawnictwa. W 1993 roku istniało ich w Polsce około 2 tysięcy, 
a w 1996 aż 8 tys. Aktywnie uczestniczyło w rynku jedynie 500-600 firm, których przychody 
sięgały 700-800 mln złotych! Należy jednak pamiętać, że największy przychód osiągały WSiP, 
PWN, Świat Książki, Muza, Polskie Przedsiębiorstwo Wydawnictw Kartograficznych. 
Autorzy książki wymieniają trzy uwarunkowania hamujące rynek książkowy w Polsce:

„brak zwyczaju sięgania po książki rekomendowane jako ważne,

atrakcyjność   innych   rozrywek   kulturalnych   porównywalnych   pod   względem   ceny   lub 
droższych, lecz oferujących dodatkowe wartości (tv, video, gry komputerowe, internet),

powszechne postrzeganie swoich zarobków jako zbyt niskich w stosunku do cen książek”.

W   konsekwencji   na   listy   bestsellerów   trafiają   książki   sprzedawane   w   nakładzie   20-30   tys. 
egzemplarzy.   100   tys.   przekroczyli   jedynie   (spośród   twórców   literatury   wysokiej)   Wisława 
Szymborska, Czesław Miłosz i Zygmunt Kubiak. 

Ciekawą, aczkolwiek chyba niekoniecznie potrzebną do egzaminu jest uwaga, iż „po zapaści 1992 
roku   stopniowo   coraz   więcej   Polaków   deklaruje   kontakt   z   książką,   rośnie   też   –   w   tempie 
promilowym co prawda – czytelnictwo (w 1996 roku statystyczny Polak przeczytał 0,6 książki, co 
stanowiło o 0,1 więcej niż w roku 1995, i (uwaga uwaga) wypił 10,2 litra spirytusu, co stanowiło 
o 0,1 mniej niż w roku poprzednim”. (szkoda, że książka jest z 1999 roku i nie możemy prześledzić 
dalszych losów tej zależności :))

Wzrost   czytelnictwa   doprowadził   w   końcu   do   trzeciej   fazy  rozwoju   rynku   –  koniunktury   na 
polską literaturę najnowszą
. „Doszło zatem do sprzężenia zwrotnego pomiędzy infrastrukturą a
 literaturą”. Sygnałem takiej zmiany był wzrost przeciętnych nakładów książek najgłośniejszych 
autorów   młodej   prozy:  My   zdies'   emigranty  Gretkowskiej   czy  Podróż   ludzi   Księgi  Tokarczuk 
ukazały się w 500 – 800 egzemplarzach, podczas gdy Podręcznik do ludzi w 10 tys. egzemplarzy, 
Prawiek   i   inne   czasy  w   30   tys.   Stało   się   to   możliwe   dzięki   „wytworzeniu   w   odbiorcy 
zapotrzebowania   na   nową   literaturę”   poprzez   odwoływanie   się   do   zróżnicowanych   motywacji 
(obietnicy   zaspokojonych   potrzeb   emocjonalnych,   poznawczych   i   estetycznych,   patriotyzmu 
lokalnego i pokoleniowego, snobizmu na postmodernizm, feminizm, gnostycyzm, itp.). Potwierdza 
ten wzrost koniunktury na współczesną polską literaturę fakt coraz większego zainteresowania ze 
strony dużych wydawnictw  (PIW, Iskry,  Zysk, Rebis,  Świat  Książki, Wydawnictwo Literackie, 
Znak), które na początku lat 90. opierały się raczej na pisarzach „o wypróbowanych nazwiskach”. 

background image

Doszło do tego, że wydawnictwa zaczęły podkupywać sobie autorów i podpisywać z nimi kontrakty 
na   nienapisane   jeszcze   dzieła.   Zaczęto   również   uruchamiać  serie   wydawnicze,   poświęcone 
literaturze polskiej, a nawet najnowszej literaturze polskiej. Pierwszą była „zielona” seria „Nowa 
Proza Polska” wydawnictwa Akapit, ukazująca się pod szyldem „Twórczości”. Opiekę redaktorską 
i recenzencką nad kolejnymi książkami (m.in. Andrzeja Łuczeńczyka, Grzegorza Strumyka, Jerzego 
Łukosza,   Dariusza   Bitnera)   sprawował   Henryk   Bereza,   co   niekoniecznie   przysporzyło   serii 
czytelników   (łączono   ją   zbytnio   z   „rewolucją   artystyczną”).   W   1993   roku  Akapit   zaprzestał 
wydawania   „Nowej   Prozy   Polskiej”,   a   w   1995   roku   przejął   ją   PIW.   W   1997   roku   Muza 
wystartowała   z   serią   „Sami   swoi”   (Wiesław   Myśliwski,  Andrzej   Mularczyk,   Tadeusz   Nowak, 
Konstanty   Ildefons   Gałczyński,   Wiesław   Dymny),   W.A.B.   zaczął   wydawać   „Archipelagi” 
(Magdalena Tulli, Manuela Gretkowska, Adam Wiedemann), Zysk i S-ka zainaugurowało serię 
poświęconą prozie polskiej (Hanna Kowalewska, Isaac Singer, Zdzisław Domolewski), warto też 
wspomnieć o wydawanej przez Świat Książki serii z prozą polską, zarówno uznanych autorów, jak 
i debiutantów (Janusz Głowacki, Henryk Grynberg, Leon Pawlik), dzięki czemu książki te mogły 
dotrzeć do półmilionowej rzeszy członków klubu. 

Serie wydawnicze były istotne ponieważ:

zakładały regularność kontaktu i stabilny obieg informacyjno – towarowy;

przyciągały pisarzy,dając im informację, że dane wydawnictwo traktuje publikowanie nowej 
prozy polskiej jako przedsięwzięcie długofalowe;

przyciągały   czytelników,   obiecując   im   „zmienność   w   stałości”,   nakłaniając   do   postawy 
kolekcjonera;

przyciągały krytyków, pozwalając im wejść w rolę znawcy, porównującego dzieła z różnych 
lat i z danego roku, poszukującego podobieństw i różnic. 

Część   serii   (Świat   Książki,   Zysk,   Znak)   połączona   była   z   konkursami   na   prozę,   a  konkursy 
stanowiły kolejny czynnik kształtujący koniunkturę na współczesną literaturę polską, jednocześnie 
tworząc obraz książki jako obiektu rankingów i czyniąc z oceny cel lektury. U schyłku lat 90. 
istniało ponad sto konkursów i nagród, czyli więcej niż wynosił roczny dorobek prozatorski na 
rynku wydawniczym. Rosnąca wartość nagród stanowiła jednakże materialną zachętę do pisania. 
Takie   wprzęgnięcie   książki   w   mechanizmy  rynkowe   spowodowało,   że   dzieło   musiało   stać   się 
również towarem. Pisarz staje przed alternatywą „czytelność – nieważność”, która prowadzi do 
upowszechnienia   się   sztuki   zabiegającej   o   atrakcyjność   i   rezygnującej   z   głębszych   ambicji. 
Mechanizm medialny natomiast zmienił książkę w jeden z wielu, ciągle zmieniających się newsów. 
Mniej   ważne   stało   się   arcydzieło,   zaczęły   współwystępować   kryteria   takie,   jak:   sprawność, 
rzemieślniczość, nowatorstwo, autentyczność, niekonwencjonalność, świeżość. Dzięki temu łatwiej 
jest zostać pisarzem, wydać książkę, nawet otrzymać nagrodę, ale jak piszą Czapliński i Śliwiński, 
„aktualne warunki wydają się korzystne dla książek, niekoniecznie natomiast korzystne dla dzieł”.

Warto jeszcze wymienić najważniejsze krajowe nagrody ustanowione po 1989 roku:

Nagroda Fundacji „bruLionu” (1990),

Paszport „Polityki” (1994),

Nagroda „Czasu Kultury”,

Nagroda Czesława Miłosza (1994),

Nagroda Nike (1997, 50 tys. złotych),

Nagroda miesięcznika „Znak” (1997).

Krytycy zauważają, że czytelnicy obniżają obecnie swoje oczekiwania, ponieważ traktują literaturę 
podobnie jak inne rozrywki i nie oczekują od niej już, że będzie „autorytetem etycznym, źródłem 
prawdy czy drogą osiągania doświadczeń metafizycznych”. Literatura utraciła rangę, jaką miała 
w czasach PRL i stanu wojennego. Szuka swej tożsamości poprzez upodobnienie się do innych 

background image

mediów lub walkę z nimi, przyjmując role ludyczne, terapeutyczne czy poznawcze. Rezygnuje 
z mimetyzmu i moralizmu.

Anna Nasiłowska Literatura okresu przejściowego 1975-1996
rozdział od kultury niezależnej do komercyjnej

Dla   kultury   lat   80.   charakterystyczne   było  istnienie   dwóch   obiegów   literackich  – 

cenzurowanego   i   niezależnego.   W   związku   z   tym,   książki   nie   zawsze   mogły   dotrzeć   do 
zainteresowanych   czytelników,   a   ponadto   „sama   zasada   utrzymująca   II   obieg   miała   naturę 
polityczną i pociągała za sobą prymat polityczności”. Wartości czysto artystyczne pozostawały na 
dalszym planie. Sytuacja ta sprawiała, że nie mogła w normalny sposób zaistnieć krytyka literacka. 
Po  1980  zaczęły się  ukazywać  w   oficjalnym   obiegu  dzieła   emigracyjne   i  autorów  tworzących 
w drugim obiegu, ale podlegały one cenzurze. Wszystko to sprawia, że niemożliwe było stworzenie 
obrazu całości literatury tamtego okresu i przeprowadzenie bilansu. W II połowie lat 80. okazało 
się, że w społeczeństwie do tej pory dość jednolitym, sprzeciwiającym się komunistycznej władzy, 
zaczęły   wykształcać   się   różne   opcje   polityczne,   co   miało   również   wpływ   na   kulturę.   Obieg 
niezależny  zaczął  zajmować   się  analizą   totalitaryzmu,  w   związku   z  czym   zabrakło   miejsca  na 
refleksję nad czasem przejścia z komunizmu do systemu rynkowego. Z przyczyn politycznych, 
w Polsce   niemożliwa   była   obiektywna   ocena   twórczości   niezależnej   (krytyka   tej   literatury 
stawałaby się w pewien sposób krytyką działalności opozycyjnej). Mogła ona zaistnieć jedynie 
w paryskiej   „Kulturze”,   która   była   jednakże   słabo   dostępna   dla   czytelników.   Leszek   Szaruga 
w 1986 roku stwierdził, że sztuka zredukowana do powinności, wyzbyta radości tworzenia, musi 
w końcu zwyrodnieć. W 1988 roku w szkicu  Ci wspaniali mężczyźni od podstawowych wartości 
Rafał Grupiński stwierdzał: „Od lat wirujemy w delikatnych i odurzających zapachach wielkich 
słów.   Prawda   i   dobro,   dobro   i   sprawiedliwość,   porozumienie   i   consensus,   szczęście   jednostki 
i przyszłość narodu to pojęcia atakujące umysły i narzucające styl myślenia”. Stworzył on również 
termin  PIN  (od: polski intelektualista). To człowiek skłonny do stadnych zachowań, niechętny 
samodzielnemu  myśleniu,  łatwo  zastępujący  „socjalistyczną  ojczyznę”  - „katolickim narodem”. 
Wierzy on w mit Europy Środkowej, która zdaniem Grupińskiego jest zmistyfikowaną kategorią, 
ponieważ   nie   istnieje   silna   więź   kultur   środkowoeuropejskich,   ich   wspólny   opór   przeciwko 
komunizmowi stanowi raczej życzenie twórców tego mitu niż rzeczywistość. 

Kolejną   sprawą,   może   nie   do   końca   mająca   związek   z   kulturą   masową,   ale   powiązaną 

z kulturą w ogóle, było podjęcie nurtu rozliczeń z przeszłością. W 1986 roku ukazała się Hańba 
domowa
  Jacka   Trznadla   –   zbiór   rozmów   z   pisarzami   pamiętającymi   okres   socrealizmu. 
Uczestnictwo   w   tamtej   literaturze   jest   właśnie   tytułową   hańbą,   którą   zdaniem   autora,   należy 
ujawnić. Największe wzburzenie wywołał wywiad ze Zbigniewem Herbertem, który „odnosił się 
z ogromną wyższością w stosunku do wiary swoich kolegów w lewicową utopię”. Lekceważenie to 
dostrzec można również w jego wierszu  Potęga smaku, który w owym czasie stał się popularny. 
Reakcją na to było ujawnienie przez Zdzisława Łapińskiego socrealistycznych wierszy Herberta 
opublikowanych   w   antologii   Pax   w   latach   pięćdziesiątych.  W  podejściu   do   literatury   dostrzec 
można   wtedy   podobną   zmianę,   o   jakiej   pisałam   wcześniej   w   stosunku   do   polityki.   Herbert 
z autorytetu   całej   literatury   (autorów   i   czytelników)   niezależnej   stał   się   postacią   budzącą 
wątpliwości. Przestał jednoczyć czy raczej ludzie przestali jednoczyć się wokół niego, dostrzegli 
możliwość   innych   postaw   moralnych.   We   wrocławskim   drugoobiegowym   piśmie   „Obecność” 
warszawski krytyk Tadeusz Komendant rzucił postulat założenia Ligi Obrony Poezji Polskiej przed 
Herbertem, której celem miało być odcięcie się od traktowania Herberta jako wyroczni etycznej 
i estetycznej, a także zerwanie z językiem powołującym się na uniwersalne wartości tam, gdzie 
„trzeba   zacząć   stawiać   pytania   polityczne”.   Jak   pisze   Nasiłowska,   już   wtedy   dostrzec   można 
wyłonienie się dwóch nurtów myślenia, których obecność stała się jasna dopiero w latach 90.:

prawicowy, podkreślający konieczność rozliczeń, osądzenia za kolaborację z władzą;

background image

liberalny, który symbolizuje „gruba kreska” Tadeusza Mazowieckiego czy linia programowa 
„Gazety Wyborczej.

Warto zauważyć, że w wyniku tego podziału Adam Michnik, który wykreował  Przesłanie Pana 
Cogito
  na credo opozycji znalazł się po przeciwnej stronie niż Herbert w sporze o stosunek do 
przeszłości. 

Pod koniec lat 80. czasopisma drugoobiegowe zaczęły ukazywać się oficjalnie. Pierwszym 

z nich   był   miesięcznik   „Res   Publica”   w   1988   roku.   Dla   niektórych   takie  
„ujawnienie się” oznaczało zgodę na podporządkowanie się cenzurze, a nawet aprobatę jej istnienia, 
co było zdradą dawnych ideałów. 

W   trakcie   obrad   okrągłego   stołu   cenzura   zaprzestała   ingerencji   w   teksty   literackie, 

a w czerwcu 1990 roku weszła w życie ustawa o jej likwidacji. 

Wydawnictwa   drugoobiegowe   były   w   okresie   przełomu   często   sprzedawane   na   ulicy, 

niejako poza regulacjami prawnymi, oficjalnym rynkiem, przez co stały się częścią „szarej strefy”. 
Zostały szybko zmuszone do przekształcenia się w legalnie działające firmy, ale tylko nieliczne 
z nich przetrwały tę transformację. „Odtworzenie stabilnych instytucji, wyraźnie kontynuujących 
dotychczasowy ethos, okazało się w nowych warunkach niemożliwe”. 

Jak pisze Nasiłowska, początek lat 90. był okresem zachwiania instytucji kultury, czego 

przejawy   stanowiły:   kłopoty   z   dystrybucją   pism   i   wydawnictw,   kryzys   starych   oficyn, 
nieprzygotowanych  do  nowych  warunków   zarządzania,   likwidowanie   bibliotek,  kryzys  teatrów. 
Hiperinflacja powodowała, że wszelkie działania stawały się nieopłacalne. Proces odchodzenia od 
dominacji państwa w kulturze był jednak przyjmowany z aprobatą. 

Teresa Walas: „ Łatwo upowszechniło się przekonanie, że kultura musi się poddać prawom wolnego 
rynku, a przeświadczenie to nader często łączyło się z pewnością, że to właśnie kultura pierwsza 
stanie się jego nieuniknioną ofiarą”. 

Najbardziej widoczna stała się kultura czysto komercyjna: Harlequiny, kolorowe magazyny. Kultura 
„wysoka” nie tylko stała się elitarna, ale również została zmarginalizowana. 
„Solidarnościowy, kolektywistyczny mit, który ożywiał kulturę niezależną” został wyparty przez 
podejście liberalne, zgodnie z którym sfera kultury powinna być traktowana na równi z innymi 
działami  gospodarki, a każda ingerencja państwa (np. dotacje) zaburza zasady wolnego rynku, 
zgodnie z którymi konsument sam dokonuje wyboru. Przejście od myślenia wspólnotowego do idei 
ostrej   konkurencji   nastąpiło   bardzo   szybko.   „Etycyzm   lat   osiemdziesiątych   zderzył   się 
z moralnością   wolnej   konkurencji   i   albo   kontynuowany   był   w   postaci   konserwatywnej   (ze 
wskazaniem religijnego fundamentu), albo został odrzucony jako uzurpacja elity, domagającej się 
respektu dla ethosu czy wręcz kombatanckich przywilejów.” Twórcy niezależni rzadko popierali 
kapitalizm, wyjątkiem był tu Stefan Kisielewski. 

Bardzo   szybko   zestarzało   się   wiele   dzieł,   ich   tematyka,   wartości,   kontekst   stały   się 

historyczne.   Proza   polityczna   czy   poezja   stanu   wojennego   niemal   z   dnia   na   dzień   stały   się 
nieaktualne. W 1990 roku na łamach „Tygodnika Powszechnego” Tadeusz Nyczek stwierdził, że 
literatura lat osiemdziesiątych to czarna dziura, którą trudno ująć całościowo, niewiele w niej było 
autentycznych   wydarzeń   literackich.   W   1994   roku   Kinga   Dunin   zadała   pytanie,   czy   w   ogóle 
potrzebna   jest   jeszcze   literatura   polska.   Stwierdziła,   że   może   warto   mówić   jedynie   o   tym,   co 
najlepiej się sprzedaje, a na listach bestsellerów w tym czasie królowały tłumaczenia zachodnich 
utworów komercyjnych. 

Warto jeszcze wspomnieć o tym, że w czasie przełomu nie pojawił się w literaturze istotny 

nurt rozliczeniowy

.

 Stało się tak częściowo dlatego, że literatura drugiego obiegu właściwie przez 

cały czas trwania komunizmu prowadził jego ocenę. Powrót do tej tematyki po 89 roku wydawał się 

background image

jałowy, wtórny. Pojawiła się jednak również potrzeba rewizji wcześniejszych tradycji. W szkicu 
Szanse kultur alternatywnych  („Res Publica”, 1991), Maria Janion ogłosiła koniec paradygmatu 
romantycznego. Rok 1989 stał się według niej demitologizacją romantyzmu i kresem wspólnotowej 
utopii (szerzej będzie o tym napisane niżej).

Jeszcze trochę wiadomości na ten temat z książki Jarosława Klejnockiego Literatura w czasach 
zarazy
, którą wybrałam z propozycji książek krytycznych.

Za objawy tytułowej zarazy w odniesieniu do literatury autor uznaje: komercję, przez którą 

książka funkcjonuje jako towar, a nie dzieło; rozwijający się rynek usług kulturalnych, z czym 
wiąże się zalew niezobowiązującej, beztroskiej rozrywki i wypieranie rozrywek intelektualnych; 
dyktat   mediów;   rosnącą   przewagę   obrazka   nad   słowem;   jak   sam   określa,   „typowo   polską 
specyfikę”   -   jałowość   życia   literackiego,   „gdzie   literatura   staje   się   dodatkiem   do   życia 
towarzyskiego i układów admiracji” i upadek sztuki czytania. Wspomina również o krytyce, która 
staje się z jednej  strony usługowa, a z drugiej zmienia się w krytykanctwo, usprawiedliwiając 
ignorancję lub kultywując propagandę. 

Dalej pisze Klejnocki: „... pojawienie się nawet negatywnych recenzji z książki na łamach 

poczytnych dzienników ogólnopolskich to już jest kwestia promocji, przemilczenie jest decyzją 
o klęsce wydawniczej. Nadmierna obecność tekstów komentujących książki wydane akurat przez tę 
czy inną oficynę budzi nieufność, bo każe zadawać pytanie o [..] bezinteresowność komentatora”.

Istotnym   problemem   jest  pisanie   „do   swoich”,   popieranie   autorów,   którzy   podejmują 

tematykę   bliską   danemu   medium.   Dyskurs   pomiędzy  ośrodkami   o   odmiennych   poglądach   jest 
agresywny, więc często krytycy nie wychodzą poza własne środowisko, co powoduje, że trudno 
mówić o jakiejkolwiek dyskusji o literaturze. Z tym zagadnieniem łączą się ogólnopolskie nagrody 
literackie
. Klejnocki pisze o potrzebie stworzenia nagrody przyznawanej twórcom „dzieł”, książek 
ważnych, takich, które „warto przeczytać ponad wszelkimi podziałami”. Szansę na bycie takim 
laurem   miała   NIKE,   ale   okazję   tę   zmarnowano,   gdyż   przyznaje   się   ją   utworom   „wątpliwym 
z estetycznego punktu widzenia”. Niejako w odpowiedzi na nią utworzona została nagroda literacka 
im. Józefa Mackiewicza. Jak pisze Klejnocki, „«Demoliberalni» pisarze mogą więc liczyć na NIKE, 
a «konserwatywno-narodowi» na «Mackiewicza»”. 

Należy wspomnieć jeszcze o „felietonizacji” krytyki literackiej, która polega na odejściu 

od   rzetelnej   argumentacji   na   rzecz   lekkiego   stylu,   pisania   o   własnych   odczuciach,   a   nawet 
sympatiach   towarzyskich   czy   światopoglądowych.   Zjawisko   to   łączy   się   z   przemianami   prasy 
społeczno-kulturalnej.   Przekształcenie   się   opiniotwórczych   tygodników   literackich   w   popularne 
magazyny musiało wpłynąć na zmianę języka pisania o literaturze. Felieton zastąpił więc szkic, esej 
i rozprawę krytycznoliteracką. Brak w nim odpowiedzialności za słowa. „Jego bronią jest agresja 
[…], niekoniecznie zaś wartość interpretacyjnych rozpoznań”. 

Kolejnym interesującym zjawiskiem jest „efekt kserokopiarki”. Polega on na tym, że:

nieważne jest, kto pisze, ale gdzie pisze (lub mówi);

„felietonowość” interpretacji sprzyja zabiegom perswazyjnym;

cokolwiek pojawi się jako obiekt zainteresowania jednego medium, natychmiast staje się 
przedmiotem zainteresowania innego, a kilkakrotnie powtórzona opinia przekłada na się na 
sprzedaż książki.

Efekt ten łączy się z „profitariatem”, a więc specyficznym, zamkniętym i spetryfikowanym 

porządkiem wpływów, porządkiem hierarchicznym w kulturze, opartym na lobbingu i klientelizmie.
„Profitariat” doprowadził do powstania fenomenu „świętych krów” polskiej literatury współczesnej, 
za   które   uznać   można   Ryszarda   Kapuścińskiego,  Wisławę   Szymborską   i  Tadeusza   Różewicza. 
Wszystko, co napiszą te osoby, traktowane jest jako wydarzenie, otrzymuje pozytywne recenzje 

background image

i nagrody, nawet jeśli jest utworem słabszym. Niezbyt zorientowani odbiorcy kultury traktują to 
jako dowód obiektywności krytyki, bo przecież wiadomo, że wybitny pisarz pisze tylko wybitne 
dzieła. Istnieją też pisarze, którzy osiągnęli popularność poza obiegiem życia literackiego i których 
pozycja rynkowa uniezależniła się od krytyki (np. Katarzyna Grochola, Manuela Gretkowska). Tacy 
twórcy również przydają się „profitariatowi”, ponieważ są bezwzględnie krytykowani, co jednak 
zbytnio   im   nie   szkodzi   –   sprzedaż   nie   spada,   a   recenzentom   pozwala   podtrzymać   iluzję 
obiektywnej, bezinteresownej krytyki (w myśl tego, że czasem trzeba napisać też jakąś negatywną 
recenzję). 

Klejnocki zwraca również uwagę na mechanizm promocji książek (i nie tylko): „Coś się 

sprzedaje w iluś tam tysiącach egzemplarzy, więc musi być wybitne […], czyli warte także kupna 
przez Ciebie. Powyższa magiczna formuła zastępuje więc naturalny mechanizm docenienia: coś jest 
wybitne […], a więc także warte przeczytania. 

Dostrzeżona   zostaje   w  Literaturze   w   czasach   zagłady  duża  rola   Internetu  w   kulturze. 

Klejnocki pisze, że każde szanujące się pismo posiada edycję internetową i dotyczy to również 
magazynów literackich. Liczba czytelników wirtualnych przekracza zazwyczaj liczbę tych, którzy 
korzystają z wydania papierowego. Często edycje internetowe czytają ludzie, którzy nie sięgnęliby 
po   tradycyjną   wersję.  Ważnym   aspektem   stron   www   magazynów   literackich   są   rozmaite   fora 
dyskusyjne,   których   zaletą   jest   znacznie   większa   szczerość   ocen   książek   niż   w   „oficjalnych” 
recenzjach. Często również internetowe wersje pism są bardziej agresywne i wyraziste od swych 
pierwowzorów.   Pisanie   o   literaturze   w   Internecie   chętniej   odwołuje   się   do   poetyki   skandalu 
i intelektualnej   prowokacji,   bardziej   dba   o   przeciętnego   czytelnika   niż   literackiego   fachowca. 
Refleksje nad literaturą wysoką i popularną odbywają się tam na tym samym poziomie. 

I jeszcze kilka wiadomości z wykładu „Metafory i debaty”, które mogą być tutaj istotne:

Janusz   Sławiński  Zanik   centrali  [Kresy,   1994]   –   stan   poezji   „po   przełomie”   z   perspektywy 
„odbioru tekstu”. Dawniej fragmentaryczna lektura odnoszona była do „jakiejś większej Całości”, 
obecnie   to   się   zmienia.   Owa   „Całość”   opierała   się   na   hierarchiach,   które   „odzwierciedlały 
przeświadczenia i wartościowania uzgodnione w społeczności czytelników”. Dzisiaj nie ma już 
„Całości”,   lektura   jest   coraz   bardziej   podobna   do   archipelagu   wysp   i   wysepek   –   układ 
policentryczny, brak powiązania poszczególnych elementów. Pojawia się lokalność rozumiana jako 
środowiskowość. Jest to naturalny proces w odniesieniu do poezji.

Przemysław   Czapliński  Ruchome   marginesy  -   w   geście   „zaniku   centrali”   chodziło   o   kulturę 
niezależną i pełną, w której mieściłyby się wszystkie treści i style ekspresji, jakimi posługuje się 
społeczeństwo, kultura ruchomych marginesów miałaby polegać na nieustannym i odśrodkowym 
ruchu   umieszczania   jednych   dzieł   w   środku,   a   innych   na   obrzeżach   (gorsze   miejsce   nie 
przypadałoby   nikomu   na   zawsze),   nie   istnieje   w   niej   żadne   instytucjonalne   czy   rynkowo 
wspomagane   centrum,   które   tworzyłoby   się   niezależnie   od   wysiłków   pisarzy,   czytelników 
i krytyków. Miała ona zawierać w sobie mechanizmy osłabiające dyktat kultury masowej, ale stało 
się inaczej. Okazało się, że dominuje rynek i on stał się nową centralą. 

Czesław Miłosz Życie na wyspach [GW, 1993] – nie tyle całościowy projekt kultury, ile wskazanie 
miejsca intelektualistów, poetów i poezji w czasach zmiany, tj. w czasach inwazji kultury masowej. 
Na podstawie doświadczeń amerykańskich Miłosz diagnozuje i prognozuje drogi rozwoju kultury 
polskiej w latach 90. Przewiduje marginalizację kultury wysokiej i dyktat kultury „Dworu i Rynku”. 
Głosił postulat wycofania się na margines („,na wyspę”), gdzie prawa rynku działają słabiej. Tylko 
„na wyspach” mogą toczyć się głębokie debaty intelektualne, które inni ignorują. 
Młodzi krytycy wykorzystali ten pomysł jako policentryczny układ debat intelektualnych.

background image

Maria Janion  Zmierzch paradygmatu  - można połączyć kulturę wysoką i masową. Nastąpił kres 
kultury symboliczno-romantycznej, która przez 200 lat tworzyła jednolity styl kulturalny w Polsce, 
pozwoliła   przetrwać   okres   wojen   i   zniewolenia,   była   oparta   na   zamiarze   kompensacyjnym, 
przeznaczona dla zbiorowości, skupiając się wokół symboli tożsamości i starając się oddziaływać 
na   całość   społeczeństwa.   Autorytet   literatury   postrzeganej   jako   przewodniczka   życia,   nośnik 
i wzorzec wartości, ciesząca się poszanowaniem społecznym (ewentualne zróżnicowanie literatury 
tłumił wówczas jednolity styl odbioru). Pojęcia kultury romantycznej są sprzeczne z tymi, które 
lansuje   wolny   rynek   (konkurencja   i   interes   zamiast   solidarności   i   idei   narodu).   Kultura 
romantyczna,   która   umożliwiła   zbiorowości   zdobycie   wolności   stała   się   pierwszą,   nieuchronną 
ofiarą tych przemian, bo jednolita kultura nie może funkcjonować w społeczeństwie, które ma się 
stać demokratyczne, tj. zróżnicowane, zdecentralizowane, nastawione na konkurencję. Nadchodzi 
czas kultur alternatywnych. Powrót do romantycznej filozofii egzystencji. 
Reakcje na głos Marii Janion:
Andrzej   Mencwel   –   zmierzch   paradygmatu   nie   nastąpił,   jedynie   zmierzch   pewnego   sposobu 
czytania;
J. M. Rymkiewicz – paradygmat patriotyczny już dawno nie obowiązuje (od pocz. XX wieku), 
przynajmniej w poezji;
Teresa   Walas  Zmierzch   paradygmatu   i   co   dalej?  [Dekada   Literacka,   2001]   –   paradygmat 
romantyczny to paradygmat nacjo- lub patriocentryczny, paradygmat romantyczny wyczerpał się 
o wiele wcześniej, a lata 80' to czas jego sztucznego przywracania;

Kinga   Dunin  Normalka  2000   –  DDM  –   Dominujący   Dyskurs   Medialny,   na   który   składa   się 
opiniotwórcza prasa, tv, radio, prasa wysokonakładowa, bywa często utożsamiany z całością życia 
publicznego, ponieważ ustala on pewien wzór dla całej społecznej komunikacji. Przekonanie, że 
DDM   jest   z   natury  pluralistyczny  i   demokratyczny,   że   równoprawnie   traktuje   wszystkie   opcje 
światopoglądowe, legitymizuje ten dyskurs, a jest złudne. Języki dzieł literackich pojawiają się 
w kontekście reguł komunikacji zbiorowej, które je ograniczają. DDM ustala normatywny zakres 
pojęcia „literatura”, tj. orzeka, co jest, a co nie jest literaturą, dokonuje preselekcji dzieł (decyduje 
o wyborze   tych,   „o   których   się   mówi”),   formuje   więc   porządek   literacki,   używa   literatury   do 
swoich celów. 

Przemysław   Czapliński  Powrót   centrali  2007   –   powrót   centrali   na   rożnych   poziomach 
i płaszczyznach   życia   kulturalnego   –   od   czasopism   i   wydawnictw   poprzez   strategie   odbiorcze 
i krytyczne po komunikację społeczną.