background image

 

Vicki Lewis Thompson 

 

Ulubieniec kobiet 

 

background image

Rozdział 1 

 

Żyrandol rzucał dyskretny cień na elegancki salon, w którym 

czekała  Sheila.  Oczy  jej  błyszczały,  serce  biło  przyspieszonym 

rytmem. Luke zatrzymał wzrok na  jej piersiach, których kształt 

rysował się wyraźnie pod czarną jedwabną suknią. 

Szybko przemierzył pokój i znalazł się obok niej. Wziął ją w 

ramiona.  Jedwab  zaszeleścił  w  zetknięciu  Z  szorstkim 

materiałem dżinsów. 

–  No to do rzeczy – 

rzucił.  Nie  kochał  jej,  ale  nie  miało  to 

żadnego  znaczenia.  –  Wiesz,  czego  chcę  –  dodał  z  lekkim 
zniecierpliwieniem. 

– 

Nie mogę ci już tego dać! 

– 

A więc będę musiał wziąć sobie sam. – Nie zważając na jej 

opór, przycisnął wargi do jej ust. 

 
– 

Cięcie! 

– 

Meg wzięła głęboki oddech i sięgnęła po słuchawkę. Ręka 

jej drżała, gdy wykręcała numer Didi. Czekając, aż usłyszy głos 

przyjaciółki,  wpatrywała  się  w  stos  plakatów  ułożonych  na 

podłodze.  Zapowiadały  festiwal,  który  miał  odbyć  się  w 

Chandler  już  za  dwa  tygodnie.  W  kącie  pokoju  leżała  sterta 
podkoszulków z nadrukami wykona

nymi  specjalnie  na  tę 

okazję,  a  na  biurku  piętrzyły  się  foldery  wymieniające  Meg 

O’Brian z rady Izby Handlowej jako główną organizatorkę. 

Wreszcie  Didi  podniosła  słuchawkę.  Przyjaźniły  się  od 

trzeciej klasy szkoły podstawowej. 

– 

Właśnie  dzwonili  z  telewizji.  –  Meg  od  razu  przeszła  do 

rzeczy. – Wybrali mistrza ceremonii. 

– Tak? Kogo? 

background image

– Luke’a Bannistera. 
– Niech to diabli! Powrót syna marnotrawnego. 
– 

Zgadza  się.  Król  wyścigów  samochodowych  z  Arizona 

Avenue.  Facet,  który  ledwo  się  trzymał  na nogach, kiedy 

występował  w  szkolnym  musicalu,  a  na  maturę  przyszedł 
ubrany jak na piknik. 

– 

Wątpię, by wspominano o tym w jego życiorysach. Ale nie 

wpadaj w panikę. Wszystko będzie dobrze. Uwierzyłabyś, że on 
ma swój lokalny fanklub? 

– Co? 
– Nie wiem, 

jak ci to powiedzieć, ale należę do niego. 

– 

Ty? Niemożliwe! – zdziwiła się Meg. 

– 

Wiem, że nie oglądasz oper mydlanych, ale powinnaś choć 

raz  zerknąć  na  „Labirynt  uczuć”.  Wierz  mi,  jeden  odcinek  z 

Lukiem w roli Dirka Kennedy’ego i też połkniesz haczyk. 

– 

Nie zamierzam połykać haczyka. Ja... 

– 

Na  litość  boską,  Meg.  Przecież  ja  żartuję  –  żachnęła  się 

Didi. 

Może, pomyślała Meg, ale to nie tobie Luke złamał serce. 
– 

Kiedy  przyjeżdża?  –  spytała  Didi.  –  Powinien  mieć 

apartament w hotelu San Marcos, a na lotnisko 

wyślę po niego 

samochód. 

– 

Daj  sobie  spokój z tym  apartamentem.  Będzie  mieszkał  u 

brata. 

– 

No  to  pewno  zakopali  topór  wojenny.  Na  kiedy  zamówić 

samochód? 

– 

Cóż...  –  Meg  była  wyraźnie  zdenerwowana.  –  Z  jakichś 

sobie  tylko  wiadomych  powodów  zażyczył  sobie,  żebym  to  ja 

po niego wyjechała. 

– 

Żartujesz! 

– 

Prawdopodobnie chce się pochwalić swoimi sukcesami. 

background image

– 

To podobne do Luke’a, jakiego wszyscy znaliśmy i lubili. 

Uważaj, złotko. Jeśli spróbuje wzniecić w tobie żar namiętności, 

jesteś zgubiona. 

– Nie jestem tak

a głupia. A zresztą nie wierzę, żeby był mną 

zainteresowany po latach przygód z tymi wszystkimi 
gwiazdkami. 

– 

Może i nie, ale uważaj. 

– 

Bądź  spokojna.  Skoro  już  rozmawiamy,  chcę  cię  jeszcze 

zapytać o parę szczegółów naszej imprezy. 

Meg starała się nie myśleć o Luke’u, ale nie bardzo jej się to 

udawało.  Nie  widzieli  się  dziesięć  lat,  a  ostatnie  słowa,  jakie 

zamienili, były raczej mało przyjemne. Jazda z lotniska na farmę 

Bannisterów może okazać się zbyt długa, jeśli Luke zacznie się 

chwalić swymi sukcesami. 

– 

Posłuchaj, Meg – powiedziała Didi. – Właśnie zaczyna się 

serial. Może powinnaś obejrzeć, na wypadek gdyby prasa zadała 

ci jakieś pytanie na ten temat. 

–  Hm... dobrze. – 

Meg  poczuła  ucisk  w  żołądku.  Celowo 

unikała  tego  serialu,  uważając,  że  nie  ma  sensu  przywoływać 

duchów dawnych namiętności. 

– 

Jesteś przypuszczalnie jedyną osobą w Chandler, która nie 

widziała  ani  jednego  odcinka.  Lepiej  obejrzyj,  choćby  po  to, 

żeby rozpoznać Luke’a na lotnisku. 

– 

Masz rację. To na razie, Didi. – Nie ma mowy, żeby go nie 

r

ozpoznała.  Nieraz,  w  marzeniach,  widziała jego  oczy.  Weszła 

do salonu i włączyła telewizor. 

Trafiła  akurat  na  scenę  między  dwiema  kobietami,  Sheilą  i 

Daphne. Być może Luke w ogóle nie pojawi się w tym odcinku, 

pomyślała. 

Nagle  poczuła,  że  krew  napływa  jej  do twarzy, a serce bije 

mocniej niż zwykle. To był on. 

background image

Włosy miał nieco krótsze niż kiedyś, ale opadały mu na czoło 

tak  jak  dawniej.  Ubrany  był  w  dżinsy  i  dżinsową  koszulę. 

Wpatrywał  się  w  Sheilę.  Meg  zadrżała.  Pamiętała  to 
uwodzicielskie spojrzenie jego b

łękitnych  oczu.  Aż  nadto 

dobrze pamiętała. 

Podszedł do Sheili i wziął ją w ramiona. Kiedy się całowali, 

Meg  cofnęła  się  myślą  do  przeszłości.  Napisała  kiedyś  odę  do 

pocałunków  Luke’a,  a  potem  spaliła  kartkę  w  filiżance  do 

herbaty.  Łzami  gasiła  ogień.  Nie  czuła  już  bólu,  ale  rana  po 

złamanym niegdyś sercu pozostała nie zagojona. 

 

W  dwa  tygodnie  później  Meg  stała  w  poczekalni  dworca 

lotniczego  w  Phoenix,  starając  się  zachować  zimną  krew. 

Samolot  Luke’a  właśnie  wylądował.  Za  chwilę będzie  musiała 

stanąć  twarzą  w  twarz  z  mężczyzną,  który  zakłócał  jej  spokój 

przez  ostatnie  dni.  Przyjechała  po  niego,  tak  jak  sobie  tego 

życzył,  chociaż  w  Chandler  trwały  przygotowania  do 

uroczystości powitalnej. 

Od  rana  była  w  podłym  nastroju.  Odrzuciła  kostium,  który 

chciała włożyć, i zdecydowała się na znoszone dżinsy i zielony 

sweter. Luke prawdopodobnie będzie ubrany według najnowszej 

hollywoodzkiej mody, ale ona nie zamierza się dla niego stroić. 

Kiedy jej buntowniczy nastrój jeszcze się wzmógł, postanowiła, 

że pojedzie na lotnisko swoją dwudziestoletnią furgonetką, a nie 
srebrnym BMW, które kupili z Danem przed dwoma laty. 

Pozwoli, żeby Luke pochwalił się pierwszy swymi sukcesami, a 

dopiero później go zawstydzi. 

Drzwi rękawa otworzyły się i pasażerowie zaczęli wychodzić. 

Meg pil

nie ich obserwowała, porównując każdego mężczyznę z 

tym, którego oglądała na ekranie telewizora przez ostatnie dwa 

tygodnie.  W  sekundzie  obejrzała  wszystkie  odcinki  serialu, 

background image

szukając czegoś, co mogłaby w Luke’u znienawidzić. Rezultaty 

poszukiwań  były  mierne.  Dirk  Kennedy  był  wprawdzie  mało 

ciekawym  osobnikiem,  za  to  bardzo  seksownym.  Oczywiście 

była  w  tym  niewątpliwie  zasługa  charakteryzatorek  i 

projektantów  kostiumów.  W  rzeczywistości  na  pewno  nie 

wyglądał  tak  fascynująco.  A  już  z  całą  pewnością  nie  mógł 
w

yglądać lepiej. 

Kiedy  ujrzała  go  z  daleka  w  dopasowanych  dżinsach  i 

obcisłym  niebieskim  podkoszulku,  chwyciła  się  najbliższego 

krzesła.  Bała  się,  że  upadnie.  Jeśli  w  szkole  był  przystojny,  to 

teraz wręcz olśniewający. Do diabła, zaklęła w duchu. 

Przez rami

ę  przerzucił  torbę  podróżną,  w  ręce  trzymał 

pokrowiec z garniturami. W jasnym świetle poczekalni wyraźnie 

widziała  mocny  zarys  szczęki,  usta  jak  wyrzeźbione,  wysoko 

sklepione  kości  policzkowe.  Z  całej  postaci  emanował  seks. 

Meg zauważyła towarzyszące mu spojrzenia podekscytowanych 

kobiet.  Zdecydowała,  że  wyprowadzi  go  z  dworca,  zanim 

ktokolwiek go rozpozna. Możliwe, że i on tego chce. 

Pomachała ręką w jego kierunku. Zauważył ją i odpowiedział 

uśmiechem.  Zanim  się  zorientowali,  błysnął  flesz.  Luke’a 
natychmi

ast otoczyła grupka ciekawskich. 

Kiedy Meg zastanawiała się, co zrobić, tłumek zbliżył się w 

jej  kierunku.  Cofnęła  się  o  krok,  uświadamiając  sobie,  że  stoi 
przy niej Luke. 

– 

Musisz mi wybaczyć, ale jestem coś winien temu miastu i 

nie  chciałbym  rozczarować  ludzi,  którzy  na  mnie  czekają  – 

powiedział. 

Ależ  on  się  musi  upajać  swoją  popularnością,  pomyślała. 

Jego głos stał się niższy i bardziej głęboki w ciągu minionych 

dziesięciu  lat,  ale  był  to  wciąż  ten  sam  głos,  który  szeptał  jej 

słowa  miłości  w  tyle  furgonetki.  Ten  sam  głos,  który  później 

background image

powiedział jej, że z nią zrywa. 

Postawił torbę na ziemi i zaczął rozdawać autografy. Zbliżyła 

się jakaś dziewczyna z aparatem i zaczęła pstrykać jedno zdjęcie 
za drugim. 

– 

Dirk, nie boisz się, że mąż Sheili wszystkiego się dowie? – 

krzyknęła jakaś kobieta z tłumu. 

Meg  przestraszyła  się  w  pierwszej  chwili,  zanim  sobie 

uświadomiła, że kobieta utożsamia Luke’a z bohaterem serialu, 

który ma romans z Sheilą za plecami jej męża. 

Luke nie wydawał się zbity z tropu. Uśmiechnął się. 
– 

Sheila i ja jesteśmy ostrożni. A poza tym jej mąż i tak nie 

odrywa  nosa  od  „Wall  Street  Journal”.  Myśli  tylko  o 

pieniądzach i nie ma za grosz wyobraźni. Nigdy się nie domyśli. 
– 

Tłum roześmiał się, ale Meg nie podobała się ta arogancja na 

pokaz. – Wystar

czy, muszę iść. 

  – 

Twarz  Luke’a  rozjaśnił  ten  sam  uśmiech,  który 

demonstrował przy każdej takiej okazji. – Czeka na mnie inna 

piękna kobieta – dorzucił. 

Meg aż podskoczyła. Jak może ją w to wciągać?! Jak śmie! 

Zebrani i dziewczyna z aparatem natychmiast sk

ierowali na nią 

swoją uwagę. 

– 

Sheila będzie zazdrosna – zawołał ktoś. Błysnął flesz. Raz i 

drugi. 

– 

Sheila  o  niczym  się  nie  dowie,  prawda?  –  Luke  zarzucił 

torbę  na  ramię,  chwycił  pokrowiec  z  ubraniami,  a  drugą  ręką 

objął Meg. 

– 

Idziemy. Pospiesz się – przynaglił niecierpliwie. 

– Mam biec? – 

Meg widziała błyskający flesz, przyspieszyła 

kroku. Jego dotyk był ten sam co kiedyś. Na– wet zapach był ten 

sam. Niczego nie uroniła z pamięci przez te dziesięć lat. 

– 

Tak, biec. Wyobraźmy sobie, że właśnie ukradliśmy kilka 

background image

pomarańczy staremu Petersonowi. 

– Zgoda. 

Błyskawicznie  wydostali  się  z  otaczającego  ich  tłumu  i 

wpadli do windy. Zjechali w dół, na parking. 

– 

Nie masz więcej bagażu? – zdziwiła się Meg. 

– Nie, to wystarczy. 

Meg zadyszała się trochę. Luke był w świetnej formie. 
– 

Chyba się starzeję – zażartowała. 

– 

Nie powiedziałbym. Wyglądasz znakomicie. 

Zaczerwieniła  się.  Była  wściekła.  Jest  doktorem  nauk 

politycznych, piastuje odpowiedzialne stanowisko w mieście, a 

czerwieni się jak nastolatka. 

– 

Dzięki – bąknęła i nagle uświadomiła sobie, że nie pamięta, 

gdzie dokładnie zaparkowała. 

– 

Czym przyjechałaś? 

– 

Furgonetką. 

– 

Wspaniale. Wciąż jest zielona? 

– 

Świeżo  pomalowana,  ale  wciąż  zielona.  –  Popatrzyła  w 

jedną stronę, potem w drugą. 

– 

Nic się nie zmieniłaś – roześmiał się Luke. – Pamiętam, że 

zawsze  szukałaś  samochodu  na  parkingu.  Czy  jesteśmy  na 

właściwym poziomie? 

– Tak. 
– 

A więc chodźmy się rozejrzeć. 

– 

Pewnie się dziwisz, jak mogę organizować festiwal, skoro 

nie pamiętam, gdzie zaparkowałam. 

– 

Wcale  się  nie  dziwię.  Zawsze  byłaś  dobrą  organizatorką. 

Na ogół miałaś tyle rzeczy na głowie, że nie mogłaś myśleć o 

takich głupstwach jak miejsce na parkingu. Czy on przypadkiem 
nie stoi tam? 

Meg podążyła wzrokiem za ręką Luke’a. 

background image

– 

Oczywiście – ucieszyła się. 

– 

Ileż mi to przypomina. – Luke objął ją w talii. – Pamiętasz 

tę romantyczną uwagę, że kolor twego samochodu harmonizuje 
z kolorem twoich oczu? 

–  Nie za bardzo. – 

Meg umknęła wzrokiem w bok. Czyżby 

myślał,  że  się  roześmieje?  To  było  na  ich  pierwszej  randce. 

Musiała  prowadzić,  bo  jemu  zatrzymano  prawo  jazdy. 

Powiedział,  że  kolor  furgonetki  harmonizuje  z  jej  oczami,  a 

potem  ją  pocałował. Ten  pocałunek  obudził  w  niej  pragnienia, 

których dotąd nie znała. 

– 

To było na naszej pierwszej randce – dodał, jakby starając 

się pobudzić jej pamięć. 

– Wielkie nieba, wieki temu. – 

Meg zmusiła się do uśmiechu. 

– 

Lepiej się pospieszmy. Komitet powitalny już czeka. 

– 

Ten  strusi  festiwal  to  dla  mnie  coś  całkiem  nowego  – 

zauważył  Luke,  gdy  odjeżdżali  z  lotniska.  –  Rzeczywiście 

ściągnięcie aż dwieście tysięcy ludzi? 

– 

W  zeszłym  roku  tak  było.  Nieźle  zasilili  kasę  miejską. 

Wpadliśmy  na  ten  pomysł,  bo  kiedyś  był  tutaj  rynek  strusich 
piór. 

– 

Cóż, czytałem o tym w materiałach informacyjnych, które 

od was dostałem. Ale nie bardzo mogę sobie wyobrazić wyścigi 
strusi. 

– 

Są  tresowane.  Towarzystwo,  które  to  robi,  organizuje 

również  wyścigi  lam  i  wielbłądów.  A  my  przygotowujemy 

bufet, rozrywki, loterię, jak w czasie zabawy karnawałowej. 

– 

Coś podobnego! Osobiście wszystkiego doglądasz? Zawsze 

byłaś taka dokładna. 

Meg  potrząsnęła  głową.  Była  zła.  Nie  sądziła,  że  będzie 

wracał do przeszłości. To może mieć niemiłe następstwa. 

– 

Zdziwiłem się, co za zespół wynajęłaś na sobotni wieczór. 

background image

Same tuzy. Kiedyś dałbym wszystko, żeby z nimi zagrać. 

– A teraz tego nie zrobisz? 
– 

Właściwie  nadal  dużo  bym  dał,  ale  już  dawno  nie 

trzymałem w ręku gitary. Mam tak napięty harmonogram.... 

– 

Z pewnością – ucięła, nie chcąc znać bliższych szczegółów. 

Luke  popatrzył  w  bok.  Opuścił  szybę  i  wychylił  się  z 

samochodu. 

–  Hej! Spó

jrz  na  niebo.  I  powietrze  już  tu  nie  cuchnie  jak 

stare skarpetki. Czyste, zdrowe powietrze. 

– 

Z wyjątkiem tych dni, kiedy oczyszczają bawełnę. 

– 

Ach, racja. Wiesz, niekiedy mi się wydaje, że minęło sto lat 

od  czasu,  jak  mieszkałem  w  Chandler.  Ale  z  drugiej  strony, 

kiedy tak jadę z tobą tym gruchotem, wydaje mi się, że nigdy 

stąd nie wyjeżdżałem. 

– 

Scena na lotnisku powinna cię przekonać, że wszystko się 

zmieniło. 

– 

To ta fotoreporterka. Musiała być w samolocie. Myślę, że 

dopiero  zaczyna  i  że  ja  miałem  być  jej  pierwszym  sławnym 

człowiekiem.  Dzięki  Bogu,  że  za  nami  –  nie jedzie. 

Prawdopodobnie  musi  dopiero  wynająć  samochód.  Na  pewno 
nie zna jeszcze wszystkich reporterskich sztuczek. – 

Rzucił 

okiem na deskę rozdzielczą. – Radio wciąż działa? 

– Tak. 
– Nastaw country. 
–  Dobrze.  – 

Aż  tak  się  nie  zmienił.  Wciąż  lubi  tę  muzykę. 

Przekręciła gałkę. Usłyszała piosenkarza, który śpiewał, że jest 

szczęśliwy, bo nie wie, jak to wszystko się skończy. Uznała, że 

to  odpowiednie  motto  na  najbliższe  pięć  dni.  Też  nie  chciała 
wi

edzieć, jak się to wszystko skończy. 

– 

Jesteś teraz panią Meg O’Brian – usłyszała głos Luke’a. 

– 

Zgadza się. – Znów zaczną się pytania, pomyślała. 

background image

– 

Domyślam  się,  że  znalazłaś  sobie  Irlandczyka.  Musi  to 

cieszyć twoich ziomków. 

– Owszem. 
– Ale nie nosisz ob

rączki. Czyżby to była jakaś feministyczna 

demonstracja? 

– 

Nie noszę obrączki, ponieważ Dan zginął dwa lata temu w 

wypadku samochodowym – 

wyjaśniła. 

– 

O Boże! Meg, tak mi przykro. 

– 

Mnie również. 

– 

Czuję  się  jak idiota.  W  faksie  napisano  mi  tylko,  że  Meg 

H

ennessy  O’Brian  organizuje  festiwal.  Myślałem,  że  masz 

męża,  może  nawet  dzieci...  Przepraszam  cię  za  moją 

niewyparzoną gębę. Naprawdę mi przykro. 

– 

To  się  stało  dwa  lata  temu.  Ból  nie  jest  już  taki  – 

dojmujący.  –  Przerwała  na  chwilę.  –  Clint nie jest widocznie 

najlepszym źródłem informacji. 

– 

Nie. Ale to nie wyłącznie jego wina. Miał mi za złe, że nie 

przyjechałem na pogrzeb ojca zeszłego lata. 

– 

Wiele osób tego nie rozumiało. 

– A ty? 

Meg  zawahała  się.  Nie  chciała  być  jego  przyjacielem.  W 

końcu  i  on  nim  nie  został,  zrywając  ich  znajomość.  Pamiętała 

jednak,  jak  obrywał  od  Orville’a  Bannistera.  Być  może  jest 

jedyną osobą, która o tym wie. 

– 

Ja rozumiałam – powiedziała. 

–  To dobrze – 

westchnął  i  wcisnął  się  w  siedzenie.  – 

Chciałem  przyjechać  ze  względu  na  Clinta,  ale  wydawało  mi 

się,  że  nie  wytrzymam  pogrzebu,  na  którym  każdy  będzie 

wygłaszał  jakieś  puste  słowa  o  ojcu.  Clint  i  ja  nigdy  nie 

zgadzaliśmy się co do naszego starego. 

– 

Ale teraz zamieszkasz u Clinta. Musicie się pogodzić. 

background image

– 

Postaram się. Zawiadomiono go o moim przyjeździe. 

– 

Nie zadzwoniłeś do niego? 

– 

Próbowałem, ale nie udało mi się go zastać. Pewno spotyka 

się z jakąś kobietą. 

– Z Debbie Fry. 
– 

Widzę,  że  Chandler  jest  nadal  małą  mieściną,  nawet  jeśli 

liczba ludności świadczy o czymś innym – zaśmiał się Luke. 

– To dobre miasto, Luke. 
– 

A więc jesteś tutaj szczęśliwa. 

– 

Żebyś wiedział. 

– 

Rozumiem.  Zawsze  do  niego  należałaś.  Ja  natomiast  nie 

pasowałem  do  tego  miasta.  Teraz  widzę  to  jeszcze  lepiej  niż 

kiedyś. Doceniam jego dobre strony, ale nie mógłbym już tutaj 

mieszkać. Nigdy. 

Meg  nie  odpowiedziała.  Jego  stosunek  do  miasta,  które 

kochała, w którym zamierzała zostać na zawsze, odczuła niemal 

jak  policzek.  Ale  czegóż  mogła  się  spodziewać  po  wielkiej 

gwieździe  w  rodzaju  Luke’a  Bannistera?  Że  uczyni Chandler 

celem  swoich  weekendów?  Najwidoczniej  naoglądała  się  za 

dużo oper mydlanych. 

 

background image

Rozdział 2 

 

Wdowa.  Nieraz  wyobrażał  sobie,  że  Meg  jest  rozwiedziona 

albo  nieszczęśliwa  w  małżeństwie,  a  on  spieszy  jej  z  pomocą. 

Nigdy  naprawdę  jej  tego  nie  życzył.  Biedna  Meg.  Było  mu 

przykro,  ale  gdzieś  w  głębi  duszy  czuł  zadowolenie,  że...  jest 

wolna. Niewątpliwie Meg wciąż żywi do niego urazę, co jednak 

nie jest takie złe. Lepsza złość niż obojętność. 

Jechali  główną  ulicą  miasta.  Meg  opuściła  szybę.  Długie 

włosy powiewały na wietrze. Pamiętał, że dawniej były prawie 

białe,  ale  teraz  ściemniały,  przybierając  barwę  prażonej 

kukurydzy, którą kiedyś tak się zajadali. 

Przed przyjazdem zastanawiał się, czy nie jest gruba, czy nie 

jest w ciąży, czy czasami go nie zapomniała. Nic z tych rzeczy. 

Nie  zapomniała  go.  Wydawało  mu  się,  że  jest  taka  sama  jak 

przed dziesięcioma laty, kiedy zastanawiał się, czym jest miłość. 

I wtedy, i teraz tą miłością pozostała Meg. 

Uważnie  przypatrywał  się  jej  twarzy.  Wciąż  była  taka  jak 

daw

niej, otwarta, czysta, przypominała modelki z katalogów, ale 

małżeństwo  i  wdowieństwo  przydało  jej  tajemniczości.  Przed 

dziesięcioma  laty  myślał,  że  wie  o  niej  wszystko.  Teraz 

wydawało mu się, że nie wie prawie nic, i czuł się idiotycznie 
oszukany. 

–  Wszys

tko  pewnie  się  tu  zmieniło  –  zaczął,  przerywając 

milczenie. 

– 

Liczba mieszkańców miasta wzrosła pięciokrotnie, od czasu 

jak wyjechałeś – poinformowała. 

Luke  nie  miał  co  prawda  na  myśli  Chandler,  ale  nie 

sprostował  nieporozumienia.  Przejeżdżali teraz obok drogi, 

którą  kiedyś  często  razem  jeździli,  by  schronić  się  w  cieniu 

background image

wysmukłej  topoli.  Topola  zniknęła,  ale  wspomnienie  tamtych 

spotkań  sprawiało  mu  ból  tak  samo  dojmujący jak  wtedy,  gdy 

miał lat osiemnaście. 

Ależ  on  cierpiał  w  tamte  letnie  noce,  gdy  rozkładali  koc  w 

tyle  furgonetki,  pozwalając  sobie  na  wszelkie  możliwe 

pieszczoty, ale nie posuwając się do końca. Kiedyś nawet wziął 

prezerwatywy,  ale  nie  użył  ich.  W  ostatniej  chwili  uznał,  że 

muszą z tym zaczekać do ślubu. Była to jedna z niewielu decyzji 

w jego młodości, z których mógł być dumny. 

– 

Powinnam  cię  chyba  przed  czymś  ostrzec  –  odezwała  się 

Meg. 

– 

Słucham? 

– 

Zamiast  wręczyć  ci  klucze  do  miasta,  burmistrz  chce  ci 

podarować strusia. 

– Nie rozumiem? 
– 

Młodego  strusia.  Bardzo  ładnego.  Jest  maskotką 

tegorocznego festiwalu. 

– 

Coś podobnego, właśnie o tym zawsze marzyłem. 

– 

Nazywa się Dirk Kennedy, tak jak ty w serialu. 

– 

Teraz rozumiem. To pewnie dlatego, że tak dumnie stąpa. 

– 

Owszem, a także dlatego, że struś samiec ma aż trzy samice 

równ

ocześnie. Nasz nie jest jeszcze dorosły, a więc nie musisz 

się martwić, że zacznie uganiać się za panienkami, by tak rzec. 

– 

Struś  –  uśmiechnął  się  Luke.  –  A co ja niby mam z nim 

robić? 

– 

Pozować do zdjęcia, a także uważać na jego dziób. Strusie 

uwielbiają dziobać wszystko, co błyszczące. 

– 

Cóż,  nie  mam  na  sobie  nic  błysz....  –  spojrzał  w  dół  na 

metalowy guzik przy spodniach. – Hm... 

– 

Może uroczystość powitalna będzie krótka – pocieszyła go 

Meg. 

background image

– 

Gwarantuję,  że  tak.  –  Kiedy  zbliżali  się  do  centrum, 

otworz

ył  szeroko  oczy  ze  zdziwienia.  –  Boże,  spójrz  na  to 

wszystko. 

–  To Centrum Bankowe Rocky Mountain. Wiele sklepów 

przebudowano,  by  dostosować  je  do  architektury  centrum  i 
hotelu San Marcos. 

Główną  ulicę,  Arizona  Avenue,  poszerzono,  zmieniając  w 

promenadę. Były tu piękne trawniki i fontanny. Wzrok Luke’a 

przyciągał jednak tłum zebrany przed pomalowanym na różowo 
nowym budynkiem banku. 

– Przyszli tu z mojego powodu? 
– Tak. 

I wtedy zobaczył strusia. Dirk Kennedy liczył około półtora 

metra  wzrostu.  Gdy  podjechali  bliżej,  dostrzegł  czarne 

upierzenie  i  białe  krótkie  pióra.  Musiał  ważyć  ze  sto  kilo. 

Trzymał  go  na  smyczy  jakiś  mężczyzna,  ale  Luke  ani  przez 

chwilę nie wątpił, że struś bez trudu mógłby mu się wyrwać. 

– 

Dobry Boże – jęknął. 

– Jest oswojony – 

wyjaśniła Meg. 

– 

Być może. Ale, ale, Meg, kim są ci ludzie? 

– 

Uczniowie,  szczęśliwi,  że  mogli  wyrwać  się  ze  szkoły  na 

twoje  powitanie,  a  także  członkowie  fanklubu  Luke’a 

Bannistera,  burmistrz  z  żoną,  przewodniczący  Izby  z  żoną  i 

członkowie komitetu organizacyjnego festiwalu, z których 

niejeden, jak ostatnio stwierdziłam, należy do twego fanklubu. 

– 

Oczekiwałem, że będzie parę osób, ale taki tłum to dla mnie 

zaskoczenie. 

– 

Nikt  nie  chciał  przeoczyć  twego  przyjazdu.  Nawiasem 

mówiąc, przez ostatnie pięć kilometrów jedzie za nami wynajęty 

samochód.  Domyślam  się,  że  jest  w  nim  twoja  gorliwa 
fotoreporterka. – 

Meg zahamowała. Zespół szkolny zaintonował 

background image

hymn szkoły w Chandler. 

Luke  odetchnął  głęboko.  Kto  to  kiedyś  powiedział,  że  nie 

należy  wracać  do  domu?  Możesz  jechać  dokąd  chcesz,  ale 

musisz być przygotowany na wszystko. Bo może się zdarzyć, że 

będą na ciebie czekać z potężnym strusiem. 

– 

W porządku, Meg. Zaczynamy. 

 

Meg obserwowała, jak Luke wkracza do akcji. Wyskoczył z 

furgonetki z promienn

ym  uśmiechem,  machając  ręką  do 

zebranych,  jak  na  gwiazdora  przystało.  Dawny  Luke,  ten,  w 

którym się kochała, byłby ją błagał, żeby go stąd zabrała. Nowy 

Luke potrafił się znaleźć, a nawet wysłuchać muzyki, która była 

jazzową przeróbką głównego motywu z serialu. 

Nawet  zespół  muzyczny  nie  był  w  stanie  zagłuszyć  pisków 

członkiń  fanklubu.  Meg  potoczyła  wzrokiem  po  tłumie  kobiet 

powiewających transparentami z napisami „Kochamy cię, Luke” 

i  „Dirk  Kennedy  na  prezydenta”.  Niektórzy  ludzie  nie  mają 

wstydu, pomyślała. 

Obserwowała, jak Didi i jej mąż Chuck zbliżają się do Luke’a 

niczym do dawno nie widzianego przyjaciela. W okresie, gdy 

spotykała  się  z  Lukiem,  jej  paczka,  a  w  niej  Didi  i  Chuck, 

zaakceptowała  go.  Kiedy  ją  rzucił,  odwrócili  się  od  niego,  ale 

trudno  było  oczekiwać,  że  po  dziesięciu  latach  też  nie  zechcą 

mieć  z  nim  do  czynienia.  Nie  spodziewała  się  tego,  ale 

wolałaby, żeby Didi okazywała nieco mniej entuzjazmu. 

Luke  wmieszał  się  w  tłum.  Podawał  rękę  mężczyznom, 

przyjmował czerwone róże od kobiet. Wreszcie podszedł do Joe 

Randolpha,  który  trzymał  strusia.  Obok  stał  burmistrz,  Keith 

Garvey. Dał znak, by zespół przestał grać. Muzyka ucichła. 

–  Luke, twoje miasto jest z ciebie dumne – 

zaczął.  – 

Doceniamy twoją obecność na festiwalu bardziej, niż jesteśmy 

background image

w stani

e  wyrazić.  –  Kamerzysta  z  telewizji  podszedł  bliżej. 

Burmistrz  uśmiechnął  się.  –  Może  to  będzie  skromnym 

dowodem  naszej  wdzięczności.  Nazwaliśmy  maskotkę 
tegorocznej imprezy imieniem bohatera serialu. Trzymamy go 

na smyczy, bo jeśli będzie żyć tak jak jego imiennik, pobiegnie 

za każdą strusicą w promieniu pięćdziesięciu kilometrów. 

Zebrani wybuchnęli głośnym śmiechem. 
– 

Niech  mi  będzie  wolno  przedstawić  –  kontynuował 

burmistrz, wręczając smycz Luke’owi – Dirk Kennedy. 

– 

Nie  pamiętam,  kiedy  byłem  tak  wzruszony  –  powiedział 

Luke,  ostrożnie  ujmując  smycz.  –  Chandler zajmuje w moim 
sercu szczególne miejsce – 

ciągnął. – Mam nadzieję... 

Struś pochylił głowę i zanim Luke zdążył się cofnąć, chwycił 

kilka  róż,  po  czym  zaczął  je  spokojnie  przeżuwać. Luke w 

pierwszej chwili stracił głowę, ale szybko się opanował. 

– 

Zawsze  myślałem,  że  struś  chowa  głowę  w  piasek,  nie  w 

róże – skwitował. 

Meg  skrzywiła  się  na  ten  banalny  żart,  ale  ludzie  byli 

zachwyceni. Luke oddał smycz Randolphowi i spojrzał na Meg 
wz

rokiem,  w  którym zawarte  było  błaganie,  by  już  stąd  pójść. 

Skinęła  głową.  Luke,  machając  ręką  do  zebranych,  powoli 

wycofywał się do samochodu. 

– 

Jak  wypadłem?  –  spytał,  gdy  skierowali  się  ku  farmie 

Bannisterów. 

– 

Nieźle – stwierdziła krótko. 

Podążał za nimi sznureczek samochodów i wóz telewizyjny. 

Luke rzucił okiem w lusterko wsteczne. 

– To niewiarygodne – 

powiedział. 

– 

Jesteś tu wielką atrakcją. 

– 

Prawdę  mówiąc,  Meg,  jestem  trochę  zażenowany  tym 

wszystkim. Kiedy to minie, na pewno uznam, że to zabawne jak 

background image

cholera.  Wiesz, bałem  się  trochę  tego przyjazdu.  Najwyraźniej 

jednak martwiłem się bez powodu. 

– 

Czego się bałeś? – zaciekawiła się. 

– 

Kiedy  stąd  wyjeżdżałem,  uważano  mnie  za  faceta,  który 

niewiele  jest  wart.  Bałem  się,  że  tutejsi  ludzie  dadzą  mi  to 

odczuć i teraz. 

Nie mówił jak arogancki egocentryk, za jakiego go uważała. 
– 

Sądząc  po  tym  powitaniu,  nie  masz  powodów  do  obaw  – 

zauważyła. 

– 

Twoich rodziców nie było, prawda? – spytał. 

– Nie. 
– 

Nie  spodziewałem  się,  że  przyjdą.  Wciąż  mieszkają  obok 

Clinta? 

– Ta

k, ale chyba nie widują go zbyt często. 

– 

Spodziewam się. 

Minęli dom, w którym Meg dorastała. 
– 

Bardzo tu ładnie – zauważył. 

– 

Znasz tatę. Co pięć lat malowanie, niezależnie od tego, czy 

trzeba,  czy  nie.  A  mama  toczy  swoją  prywatną  wojnę  z 
chwastami. 

– 

Pamiętam. 

Meg  przypomniała  sobie  rozmowę  z  rodzicami  na  temat 

przyjazdu Luke’a. 

– 

Nie spędzaj z nim za dużo czasu – ostrzegała ją matka. – 

Wiesz, jakie są te typy z Hollywood. 

– 

Jeśli chcesz być przewodniczącą Izby w następnej kadencji 

– 

mówił ojciec bez ogródek – dbaj o swoją reputację. I tak jako 

kobieta, i to młoda, masz dostatecznie wielu przeciwników. Jeśli 

ludzie zobaczą, że zadajesz się z kimś takim jak Luke Bannister, 
stracisz wszelkie szanse. 

Meg  zapewniła  go,  że  nie  ma  najmniejszego  zamiaru 

background image

„zada

wać się” z Lukiem i dodatkowo wbijać go w dumę. 

Dojechali  do  farmy  Bannisterów,  która  stanowiła 

zaprzeczenie domostwa Hennessych. Matka Luke’a zmarła, gdy 

on miał lat jedenaście, a jego brat dziewięć. Meg pamiętała, że 

po  śmierci  matki  Luke  próbował  pielęgnować  grządki  z 
kwiatami, ale pewnej nocy ojciec w pijackim szale, 

spotęgowanym  rozpaczą  po  stracie  żony,  wszystkie  zniszczył. 

Luke dał więc sobie spokój. 

Clint  czekał  na  ganku  z  puszką  piwa  w  ręku.  Luke  był 

podobny do ojca, za to młodszy brat przypominał matkę. Miał 

jasne  włosy  i  szare  oczy.  Meg  zawsze  myślała,  że  Clintowi 

oszczędzano  lania,  jakie  obrywał  Luke,  ponieważ  przypominał 

Orville’owi zmarłą żonę. 

Clint pociągnął piwa i zsunął z czoła kowbojski kapelusz. 
– 

Najwyraźniej  przyjechała  mnie  odwiedzić  jakaś  sławna 

osoba – 

mruknął. 

– 

Zgadłeś. – Luke wyciągnął do niego rękę. – Jak leci, Clint? 

– 

W porządku. – Clint nie podał mu ręki. 

Meg  była  niemile  zaskoczona.  Niezależnie  od  tego,  co 

myślała  na  temat  Luke’a,  nie  aprobowała  takiego  zachowania. 

Kątem oka dostrzegła zbliżającą się fotore-xxxporterkę. 

– 

Mam  nadzieję,  że  nie  będziesz  miał  nic  przeciwko  memu 

pobytowi tutaj przez parę dni – powiedział Luke. 

– 

Prawdę mówiąc, będę. 

Meg ściągnęła brwi. Czyżby Clint chciał zabronić Luke’owi 

wstępu do własnego domu? 

– Ach, tak. – 

Luke cofnął się o krok. 

– 

Mam robotę – burknął Clint. – W polu. – Błysnął flesz. – 

Widzisz to? – 

Clint wyciągnął rękę w kierunku fotoreporterki. – 

Ludzie robią zdjęcia, całe miasto za tobą łazi. Nie będę mógł nic 

zrobić,  jak  tutaj  zamieszkasz.  Radzę,  żebyś  sobie  poszukał 

background image

czego innego. 

– Dobrze. Idziemy. – 

Luke zwrócił się do Meg. 

– 

Dokąd? – spytała, całkowicie zbita z tropu. 

– 

W Chandler są przecież hotele i motele. Znajdę jakiś pokój. 

–  Skoro tak chcesz. – 

W  głosie  Meg  słychać  było 

powątpiewanie. Miasto  było  pełne  gości.  Wszystkie  miejsca  w 

hotelach zarezerwowano na długo przed festiwalem. 

– 

Pozwól, że zamienię parę słów z ludźmi z telewizji. Wiem, 

że chcieli nakręcić parę ujęć tutaj, w twoim domu. 

Idąc  w  kierunku  wozu  telewizyjnego,  martwiła  się,  że  nie 

wszystko  ułoży  się  tak,  jak  to  sobie  zaplanowała.  Widziała 
wyraz oczu Clinta –  typowe spojrzenie Bannisterów. 

Jakakolwiek dyskusja nie miała sensu. Wynikłaby z tego tylko 

scysja,  a  nie  chciała,  aby  informacje  o  rodzinnych  konfliktach 
znal

azły się w prasie. 

Wyjaśniła  ekipie  telewizyjnej,  że  filmowanie  braci  w  domu 

trzeba będzie przesunąć na później. Wóz telewizyjny odjechał. 

Odjechali  również  mieszkańcy  Chandler,  którzy  podążyli  tutaj 

za nimi. Została tylko dziewczyna z aparatem fotograficznym. 

Clint  odwrócił  się  i  wszedł  do  domu,  a  Luke  wsiadł  do 

furgonetki. 

– 

Znajdziemy  jakiś  automat  telefoniczny  i  spróbujemy 

dowiedzieć się o wolne pokoje – zaproponowała Meg. 

– Dobrze. 

Po  czterdziestu  minutach  przypuszczenia  Meg  potwierdziły 

się. Miejskie hotele były pełne. O tym, żeby Luke zatrzymał się 

u jej rodziców, nie było mowy. Przyjaciele Meg mieli własnych 

gości.  Wszystko  wskazywało  na  to,  że  istnieje  tylko  jedna 

możliwość. Niezbyt odpowiednia. 

– 

Chodź, jedziemy do mnie – zdecydowała. 

– Mówisz to t

akim tonem, jakbyś szła na ścięcie. 

background image

– 

Ktoś może zechcieć to wykorzystać. Zamierzam ubiegać się 

o  stanowisko  przewodniczącej  Izby  Handlowej  w  następnej 

kadencji i wolałabym nie dawać powodów do plotek. 

– 

Izby Handlowej? Czy nie masz własnej firmy? 

–  Dan i Chuck byli wspólnikami w komputerowej firmie 

konsultingowej.  Wciąż  mam  w  niej  udziały,  pomagam  też  w 

księgowości. To dla mnie świetny układ, skoro zamierzam zająć 

się polityką. 

– 

A więc twoja matka miała rację. 

– 

Co masz na myśli? 

– 

Nie  powiedziała  ci  o  moim telefonie? –  popatrzył  na  nią 

badawczo. 

– Jakim telefonie? Kiedy? 
– 

To nieważne. – Wzruszył ramionami, odwracając głowę. 

– Ej, zaczekaj! O jakim telefonie mówisz? 
– 

Kiedy dostałem rolę w serialu, chciałem... powiedzieć ci o 

tym.  Nie  oczekiwałem,  że  będziesz w domu, ale.... –  Znowu 

wzruszył ramionami. 

Serce  Meg  zabiło  mocniej.  A  więc  próbował  się  z  nią 

skontaktować. Zaczęła gorączkowo myśleć. 

– 

Musiałam być wtedy na uniwersytecie. 

– 

Tak. Na politologii, jak powiedziała twoja matka. Miałaś ze 

swoim narze

czonym wrócić po dyplomie do Chandler i zająć się 

polityką lokalną. 

Serce  waliło  jej  jak  młotem.  To  oczywiste,  że  matka 

wspomniała  o  Danie.  I  oczywiście  bez  trudu  zapomniała 

powiedzieć  Meg  o  telefonie  Luke’a.  Zastanowiła  się,  czy  jej 

życie wyglądałoby dziś inaczej, gdyby Luke zastał ją wtedy w 
domu. 

– 

Nie zostawiłeś swego telefonu? 

– 

Zostawiłem, ale skoro nie zadzwoniłaś, pomyślałem... cóż, 

background image

zrozumiałem to. 

– 

Nigdy nie przekazano mi tej wiadomości. 

– A gdyby ci przekazano? 
– Sama nie wiem... 
– 

Wiesz,  znajdźmy dla mnie pokój gdzie indziej – 

zaproponował.  –  Nie  chciałbym  być  odpowiedzialny  za  kres 

twojej tak obiecującej kariery politycznej. 

–  To szlachetne z twojej strony, ale nigdzie nie ma nic 

wolnego. Jesteś naszym honorowym gościem, Luke. Nie mogę 

pozwolić, żebyś spał na ławce w parku, a tak się składa, że mam 

pokój gościnny. 

– 

A więc jeśli chcesz uniknąć plotek, lepiej zgub ją po drodze 

– 

powiedział, wskazując na błękitną hondę, która stała za nimi, 

czekając, aż ruszą. 

Meg zaklęła cicho. 
– 

Wciąż masz pod klapą silnik dużej mocy? – spytał. 

– 

Oczywiście, ale jeśli przegrzejesz mi silnik... 

– 

Bez  obawy.  Zamieńmy  się  miejscami.  Poradzę  sobie  z  tą 

hondą. 

 

background image

Rozdział 3 

 

Meg, przesiadając się na miejsce obok kierowcy, rozważała, 

jak  powinna  postąpić.  Nie  mogła  już  nie  traktować  wizyty 

Luke’a  osobiście.  Była  wstrząśnięta  faktem,  że  próbował  się  z 

nią  skontaktować,  zanim  wyszła  za  Dana.  Zadzwonił,  by 

powiadomić ją o swoim sukcesie. Nie zrobiłby tego, gdyby nie 

miał zamiaru ponownie nawiązać z nią kontaktu. Co by zrobiła, 

gdyby  chciał  się  z  nią  spotkać,  gdyby  zaprosił  ją  do  Los 
Angeles? 

– 

Uważaj  na  gliny  –  powiedział.  –  I  oczywiście  patrz,  co  z 

hondą. Gdzie mieszkasz? 

Podała mu adres. 
– 

W porządku. Czeka nas długa droga. 

Te  słowa  znowu  obudziły  w  niej  wspomnienia.  To  był  ich 

kod,  którego  używali  wtedy,  gdy  zamierzali  zatrzymać  się 

gdzieś w drodze do domu. Mówił: „Czeka nas dziś długa droga 

do domu”, i już jej serce zaczynało bić przyspieszonym rytmem, 

bo wiedziała, że za chwilę weźmie ją w ramiona. Zastanawiała 

się,  czy  wypowiadając  teraz  te  słowa,  pamiętał,  jak  to  było 

kiedyś.  Prawdopodobnie  nie.  Teraz  jest  gwiazdorem  z 

Hollywood i ma dziesiątki gorących randek. Luke wcisnął gaz. 

– 

Wciąż za nami – oznajmiła Meg, oglądając się za siebie. 

– 

Zgubię ją. – Luke dodał gazu. – Ten wóz jeszcze pokaże, co 

potrafi. 

– 

Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek tak jeździł. – 

Meg obserwowała Luke’a. Nie czuła strachu. Przy nim zawsze 

była  gotowa  na  wszelkie  ryzyko.  Gdy  miała  szesnaście  lat,  jej 

tęsknoty były nieokreślone, ale silne. Teraz nadal były silne, ale 

już nie były nieokreślone. 

background image

– 

Widzisz hondę? 

– Nie. 
– 

Obserwuj szosę. Pojadę okrężną drogą. To dobrze, że ona 

nie  zna  miasta.  Zdumiewające,  że  choć  tyle  się  tu  zmieniło, 

pamiętam każdą uliczkę. 

– 

Jutro prawdopodobnie wszyscy będą mówić o tej wariackiej 

jeździe. Każdy zna tę furgonetkę. 

– 

Powiesz, że ćwiczyłem przed kolejnym odcinkiem serialu. 

– 

Zawsze  wykorzystujesz  swoją  sławę,  żeby  wybrnąć  z 

sytuacji? 

– Tylko czasami. 
 

Clint  pozostał  w  domu,  dopóki  nie  odjechał  ostatni 

samochód. 

Potem wziął następną puszkę piwa i wrócił na ganek. 

A więc jego sławny braciszek myślał, że wprowadzi się do tego 

domu  po  dziesięciu  latach.  Być  może  wyobrażał  sobie  jakąś 

wzruszającą scenkę rodzinną. Ha! Nic z tego! 

Pociągnął  długi  łyk  piwa  i  sięgnął  pamięcią  wstecz.  Stanął 

mu  przed  oczami  dzień,  w  którym  Luke  spakował  manatki  i 

opuścił  dom,  pozostawiając  go  z  wiecznie  pijanym  ojcem  i 

zaniedbaną plantacją bawełny. Luke prawdopodobnie sądził, że 

wynagrodzi  mu  to,  zrzekając  się  po  śmierci  starego  swojej 

części  plantacji  na  rzecz  brata.  Clint  tak  nie  myślał.  Oddałby 

wszystko za tak intratne zajęcie, jakie miał Luke. 

Następne  kilka  dni  upłynie  pod  znakiem  gwiazdora 

telewizyjnego.  Kiedyś  Clint  też  uważał,  że  Luke  jest  kimś 

wyjątkowym. A potem brat wyrwał się do słonecznej Kalifornii 

i  ktoś  zaproponował  mu  udział  w  reklamach  telewizyjnych. 

Staruszek był z tego taki cholernie dumny, że Clint nie mógł już 

tego znieść. Nigdy nie cenił jego pracy na plantacji. 

A kiedy ojciec zmarł, Luke nawet nie zadał sobie trudu, by 

background image

przyjechać na pogrzeb. I tak Clint stał się właścicielem farmy. 

Ogarnął  spojrzeniem  rozciągające  się  przed  nim  pole.  Prawdę 

mówiąc, miał teraz trochę czasu. Dopiero w przyszłym tygodniu 

zamierzał  zacząć  prace  na  plantacji.  Nie  miał  jednak 
najmniejszej 

ochoty  spędzać  tych  dni  ze  swoim  starszym 

bratem. 

Zauważył  zbliżający  się  ku  domowi  samochód,  błękitną 

hondę.  W  pierwszej  chwili  chciał  ukryć  się  w  domu  i  nie 

reagować na pukanie, ale nie mógł znieść myśli, że ktoś by go 

wypłoszył z własnego ganku. 

Osoba, 

która wysiadła z auta, wydała mu się znajoma. Kiedy 

to widział kogoś w czapeczce baseballowej noszonej daszkiem 

do tyłu? Ach, tak. To ta zwariowana fanka, która robiła zdjęcia. 

Była  teraz  bez  aparatu.  Miała  zgrabną  sylwetkę,  ale 

najwyraźniej  nie  przywiązywała  do  tego  wagi.  Nosiła  szorty  i 

bluzę  o  trzy  numery  za  duże.  Ciemne  włosy  ukryła  pod 

czapeczką, żuła gumę. 

– Nie ma go tu – 

powiedział Clint, gdy podeszła do ganku. – 

Jeśli szukasz sensacji, musisz udać się gdzie indziej. 

– 

Zgubiłam  go  –  oświadczyła.  –  Miałam  nadzieję,  że  może 

zainscenizowaliście to całe nieporozumienie i on tu wrócił. 

– 

Jak widać, nie. 

Dziewczyna najwyraźniej się wahała. 
– 

Do  diabła,  jak  mi  nie  wierzysz,  to  sama  sprawdź  – 

zniecierpliwił się Clint. – Nie mam najmniejszej ochoty, żebyś 
kr

ęciła się tu przez całą noc. Mógłbym cię jeszcze przypadkowo 

zastrzelić. – Dziewczyna zesztywniała. – Ile masz lat? – spytał. 

– To nie ma znaczenia. 
– 

Chcesz  powiedzieć,  że  wystarczająco  dużo.  Napijesz  się 

piwa? – 

dodał, gdy odwróciła się, zamierzając odejść. – Myślę, 

że jesteś dość dorosła, żeby wypić. – Dziewczyna skinęła głową. 

background image

– 

A więc siadaj. 

Clint  podał  jej  puszkę  piwa.  Nie  miał  pojęcia,  dlaczego  to 

robi.  Wiedział  tylko,  że  był  szczególnie  wyczulony  na  osoby, 

którym wydawało się, że wiatr zawsze wieje im w oczy. A takie 

właśnie wrażenie sprawiała dziewczyna. 

Uśmiechnęła się do niego, gdy podał jej piwo. 
– 

Dzięki. Byłam taka podniecona, że w samolocie niczego nie 

zjadłam ani nie wypiłam. A później nie było już czasu. 

– 

Jak się nazywasz? – spytał Clint. 

– 

Ansel  Wiggins.  Nadano  mi  imię  po  Anselu  Adamsie, 

fotografiku. 

– 

Idziesz w jego ślady? 

– 

To  nie  takie  proste.  On  był  artystą.  Ja  tylko  poluję  na 

sławne osoby. 

– Lubisz to? 
– 

Tak. To jest jak gra. Próbujesz ich zaskoczyć, gdy najmniej 

się  tego  spodziewają.  W  Los  Angeles  jestem  w  tym  całkiem 

niezła, ale tutaj nie znam okolicy. 

– Od kiedy to robisz? 

Schyliła głowę i mruknęła coś pod nosem. 
– Co? 
– 

W  porządku,  pół  roku.  Jestem  nowa.  Nie  sprzedałam 

jeszcze  ani  jednego  zdjęcia,  ale  dostałam  cynk,  że Luke 

Bannister może podpisać kontrakt na film fabularny. Stałby się 

supergwiazdą.  Jeśli  uda  mi  się  zrobić  mu  parę  zdjęć,  zdobędę 

majątek. 

– 

Nie  rozumiem,  dlaczego  chciał  cię  zgubić.  Myślałem,  że 

chodziło  o  to,  żeby  jego  cholerne  zdjęcia  znalazły  się  w 
gazetach. 

– 

Ale  nie  moje.  Jego  agent  decyduje  o  tym,  które  zdjęcia 

można publikować. Moje nie są wystarczająco dobre. 

background image

– Ach, tak. 
– 

Dlaczego nie chciałeś, żeby Luke tu się zatrzymał? 

Clint popatrzył na dziewczynę. Miała ładną cerę. 

I wcale nie była tak naiwna, jak początkowo myślał. Nie było 

to pytanie bezpodstawne. 

– 

Nieważne. 

– 

Często cię odwiedza? 

– 

Słuchaj,  Ansel,  może  jestem  prostym  farmerem,  ale  nie 

jestem głupi. Przestań! 

– 

Wcale nie uważam, że jesteś głupi. – Wstała i przeciągnęła 

się. Oddała mu puszkę po piwie. – Może ci się przydać. 

Powinien był pomalować dom. Kiedy Luke przyjechał, Clint 

spojrzał  na  dom  jego  oczami.  Nie  był  to  budujący  widok.  Do 

diabła z Lukiem. 

– 

Dzięki  za  piwo  –  rzuciła  Ansel.  –  Muszę  kupić  mapę  i 

zapoznać się z okolicą, zanim znów wyruszę na polowanie. 

Przez  sekundę  pomyślał,  czyby  jej  nie  pomóc.  Byłoby  to 

zabawne,  a  na  dodatek  Luke  by  się  wściekł.  Ale  nie,  były 

rzeczy, na które nawet on by się nie zdobył. 

–  Udanego polowania – 

zawołał, gdy dziewczyna odwróciła 

się i poszła w kierunku samochodu. 

– 

Spokojna głowa, poradzę sobie. 

Zastanawiał  się,  czy  uda  jej  się  to,  co  sobie  zaplanowała. 

Dobrze by było. 

 

Luke  podjechał  pod  dom  Meg  i  zaparkował  za  srebrnym 

BMW.  Domyślił  się,  że  należy  do  niej.  A  jednak  na  lotnisko 

przyjechała furgonetką. 

– Czy tutaj nie mieszkali czasem Whitleyowie? – 

spytał. 

– 

Przenieśli się do Oregonu. Kupiliśmy dom od pośrednika, 

ale nie było nas stać na nabycie całej ziemi. Została podzielona 

background image

na parcele. 

– 

Ładny – przyznał. 

– 

Miło mi. 

I nie różni się zbytnio od domu Clinta, pomyślał. Tyle że ten 

jest  dobrze  utrzymany.  Mógł  się  domyślić,  że Clint zechce  się 

jak  najszybciej  pozbyć  sławnego  brata,  ale  nie  przewidział,  że 

będzie aż tak zawzięty, by odmówić mu dachu nad głową. Jutro 
pojedzie do niego jeszcze ra

z, żeby wyjaśnić sytuację. 

A  tymczasem  będzie  miał  dwuznaczną  przyjemność 

nocowania w domu Meg, w tym, który dzieliła kiedyś z mężem. 

Ileż to razy w ciągu minionych dziesięciu lat wyobrażał sobie jej 

dom? Zbyt wiele, by móc zliczyć. 

Usłyszał  stuknięcie  drzwiczek  i  zobaczył  Meg  wynoszącą 

jego rzeczy z furgonetki. 

– 

Zaczekaj, ja to zrobię – zawołał. 

– 

Pomyślałam,  żebyśmy  lepiej  weszli  do  środka,  zanim 

dziewczyna z hondy się tu zjawi. Rzeczywiście, nie wiem, po co 

wnoszę  to  do  domu,  skoro  postawiłeś  samochód  z  tyłu. 

Wpuszczę cię kuchennymi drzwiami. 

–  Potajemna schadzka? – 

zaśmiał  się.  Meg  skrzywiła  się  z 

niesmakiem. – 

Wybacz. Przestawię wóz. 

Nie  był  to  żart  w  najlepszym  stylu,  musiał  to  przyznać. 

Zaparkował  furgonetkę  u  wejścia  do  garażu,  który  wyglądał, 
jakby 

nie używano go od wyprowadzki Whitleyów. Podbiegł do 

niego brązowy wyżeł. Luke podrapał go za uszami. Oczywiście, 

że ona ma psa. Podniósł wzrok. Meg stała w otwartych drzwiach 

kuchni, uśmiechając się. Złociste włosy opadały jej na ramiona, 

tak  jak  lubił.  Serce  zabiło  mu  mocno.  Potajemna  schadzka,  a 

jakże.  Pragnął  tego  samego,  o  czym  marzył  od  czasu,  gdy 

skończył sześć lat – poślubienia Meg Hennessy. 

 

background image

W chwili gdy przestępowała próg domu, Meg wiedziała już, 

że naiwnością było sądzić, iż wszystko się uda. Być może jutro 

znajdzie mu jakiś pokój. Musi to zrobić. 

– 

Przepraszam za to, co powiedziałem – odezwał się Luke. 

– 

Daj spokój. Przecież to był żart. – Meg otworzyła spiżarnię 

i wyjęła jedzenie dla Apacza. Wsypała trochę do miski. Ręce jej 

drżały. 

– 

Kiepski żart – przyznał. – Pozwól, pomogę ci. 

– 

Nie  trzeba,  już  kończę  –  machnęła  ręką.  Serce  waliło  jej 

tak, jakby miała za sobą długi bieg. – Pokażę ci twój pokój. Weź 

rzeczy. Zostawiłam je w salonie. 

– Dobrze. 

Poprowadziła  go  przez  dom,  starając  się  opanować 

zdenerwowanie. W końcu znają się od dziecka. Nie powinna aż 

tak  tego  przeżywać.  Otworzyła  drzwi  pokoju  gościnnego,  w 

którym stało szerokie podwójne łóżko. 

– 

To tutaj. Łazienka jest po drugiej stronie korytarza. Zaraz 

przyniosę pościel. 

– Czy to nie to sam

o łóżko, które stało w twoim pokoju, gdy 

byliśmy dziećmi? – spytał. 

– 

Owszem, tylko zmieniono materace. Masz niezłą pamięć. 

– 

Zależy do czego. Sam sobie poradzę. Nie chcę ci sprawiać 

kłopotu. 

– 

Żaden  kłopot  –  rzuciła,  ale  pomyślała  sobie,  że  ścielenie 

łóżka dla niego może już być ponad jej siły. 

– 

Pozwól, Meg. Razem obleczemy pościel. 

Robili  to  tak,  jak  gdyby  powtarzali  tę  czynność  przez  całe 

lata. Meg drżała z emocji i zdenerwowania. 

– 

Pięknie pachnie – zachwycił się Luke. – Jestem pewien, że 

suszysz bieli

znę na słońcu. 

– 

Żebyś wiedział. – Przypomniała sobie, jak bardzo Luke jest 

background image

wyczulony  na  zapachy.  Kiedy  się  spotykali,  kazał  jej 

wypróbowywać dziesiątki perfum, by w końcu zdecydować, że 

najbardziej  lubi  jej  naturalny  zapach.  Od  tego  czasu  już  nigdy 

nie używała perfum. To głupie, pomyślała. Stanowczo za bardzo 

byłam pod jego wpływem. 

– 

Od wyjazdu stąd nie spałem w pościeli suszonej na słońcu – 

zauważył.  Popatrzyli  sobie  w  oczy.  –  To  wspaniałomyślne  z 

twojej  strony,  że  pozwoliłaś  mi  zatrzymać  się  u  siebie.  Nie 

nadużyję twojej gościnności – dodał. 

– 

Oczywiście, że nie! – odparła szybko. 

Luke  położył  na  łóżku  poduszkę,  obok  drugą.  Zdawały  się 

wręcz zapraszać. I nagle Meg oblała fala gorąca. Tego uczucia 

nie  doznała  od  długiego  czasu.  Opanowała  się.  Nie  może  się 

zdradzić z tym, że Luke ją pociąga, właśnie dlatego, że on na to 

liczy, zarozumiały egoista. 

– 

Wydaje się, że w faksie pisano coś o kolacji dziś wieczór – 

zauważył. 

– 

Masz rację. – Rzuciła okiem na zegarek. – Mamy jeszcze 

godzinę.  Zapowiedziałam,  że  będziemy w San Marcos na 

koktajlu  o  wpół  do  szóstej,  a  muszę  jeszcze  odsłuchać 

sekretarkę. 

– 

Nie  krępuj  się  mną.  Nie  chcę  ci  w  niczym  przeszkadzać 

przez najbliższe kilka dni. 

Popatrzyła  na  niego  i  doszła  do  wniosku,  że  zdawał  sobie 

sprawę  z  wrażenia,  jakie  na  niej  wywiera.  Najwyraźniej  był 

przyzwyczajony  do  zachwytów  kobiet.  Do  diabła,  z  nią  na 

pewno mu się nie uda. 

– 

Nie  pozwolę  sobie  przeszkadzać  –  roześmiała  się, 

odwróciła  i  omal  nie  wpadła  na  ścianę.  –  Zobaczymy  się  za 

godzinę – rzuciła, wybiegając z pokoju. 

Zeszła  na  dół  do  gabinetu.  Włączyła  automatyczną 

background image

sekretarkę.  Ostatnia  wiadomość  pochodziła  od  Didi.  Wyrażała 

nadzieję, że Meg znalazła jakieś lokum dla Luke’a. 

– 

Oczywiście, że znalazłam – wymamrotała do siebie. – Mam 

nadzieję,  że  nie  na  swoją  zgubę.  –  Weszła  do  sypialni  i 

zatrzasnęła drzwi. 

Przygotowując się do wyjścia, rozpamiętywała każdą chwilę 

spędzoną  z  Lukiem  od  momentu  jego  przyjazdu.  Nie  ulegało 

wątpliwości, że rozpalił jej krew jak nikt ostatnimi laty. Nawet 

tak  zwyczajna czynność jak  ścielenie łóżka stawała się w jego 

obecności czymś niezwykłym. 

Ostatni raz była z nim w sypialni, gdy miała dziewięć, a on 

jedenaście  lat.  Clint  zachorował  na  grypę  i  musiał  zostać  w 

domu. Ona z Lukiem grała w swoim pokoju w domino, ale w 

końcu  im  się  to  znudziło.  Nie  bardzo  wiedzieli,  co  ze  sobą 

zrobić, aż w końcu Luke zaproponował, żeby się pocałowali z 

języczkiem. Przedtem już ją całował, ale tylko wargami, a to co 

innego.  Nie  spodobało  jej  się  to  nowe  całowanie,  kiedy  miała 

dziewięć lat. Gdy skończyła szesnaście, polubiła je aż za bardzo. 

Jako  dziewięciolatka,  która  nie  ma  żadnych  tajemnic  przed 

rodzicami, zrobiła błąd i opowiedziała o wszystkim matce, a ta 

zabroniła im przebywać ze sobą sam na sam. Uznała Luke’a za 

„przedwcześnie rozbudzonego seksualnie”. 

Wtedy 

Meg  nie  zwróciła  na  to  specjalnej  uwagi,  ale  gdy 

weszła w okres dojrzewania, przypomniała sobie to stwierdzenie 

i  Luke  stał  się  bohaterem  jej  fantazji  erotycznych.  Kiedy 

wreszcie poprosił ją, żeby się z nim spotykała, myślała, że już 
jest w raju. Jej rodzice zareagowali na to nieco inaczej. 

Pozwalali  jej  jednak  widywać  się  z  Lukiem,  dopóki 

wychodzili  gdzieś  w  dwie  pary,  a  spotkanie  kończyło  się  o 

przyzwoitej porze. Tyle że choć wychodzili we czwórkę, Luke 

tak  to  zawsze  aranżował,  że  w  pewnym  momencie  zostawali 

background image

sami. Teraz dopiero to sobie uświadomiła. 

W  czasie  tych  sam  na  sam  dowiedziała  się,  że  „seksualnie 

rozbudzony” oznacza, że całował ją tak jak żaden inny chłopiec. 

Jego  pocałunki  rozpalały  ją  do  granic  wytrzymałości.  To  ona 

pierwsza  rozpięła  bluzkę,  ponieważ  jej  piersi  pragnęły  jego 

dotyku,  i  to  ona  poprowadziła  jego  dłoń  pod  rajstopy. 

Pozwoliłaby mu, żeby się z nią kochał, i wiedziała, że on tego 

pragnie.  Ale  każdego  wieczoru  Luke  drżącymi  palcami 

delikatnie  zapinał  jej  bluzkę,  całował  ją  w  usta  i  odwoził  do 
domu – 

wciąż jako dziewicę. Była beznadziejnie zakochana. 

Wreszcie nadszedł ten dzień, kiedy oznajmił jej bez ogródek, 

że  nie  będą  się  więcej  spotykać.  Jest  dla  niego  za  młoda, 

powiedział, za bardzo niedoświadczona. Potrzebuje dziewczyny 
w swoim wieku. 

Meg wciąż jeszcze pamiętała ból, jaki jej sprawił i jaki czuła 

przez  całe  tygodnie.  Straciła  siedem  kilogramów  i  o  mało  nie 

zawaliła  geometrii.  Za  każdym  razem,  gdy  widziała  Luke’a  z 

którąś ze starszych dziewczyn, chciało jej się wyć. W końcu ból 
zmien

ił się w złość i kiedy Luke opuszczał miasto, poprzysięgła 

sobie, że nic jej nie będzie obchodził, nawet gdyby w Kalifornii 

pochłonęło go trzęsienie ziemi. 

A  teraz  miał  spać  w  jej  domu, ten  „rozbudzony  seksualnie” 

mężczyzna  w  wieku  dwudziestu  ośmiu  lat,  który  nie  jest  już 

obiektem  jej  marzeń,  lecz  marzeń  tysięcy  kobiet.  A  jeśli  tak 

doskonale  całował,  gdy  miał  lat  osiemnaście,  to  jak  musi  to 

robić  teraz?  Meg  odsunęła  od  siebie  tę  myśl.  Nie  będzie  tego 

sprawdzać. 

 

background image

Rozdział 4 

 

Luke  włożył  na  biały  jedwabny  golf  kamizelkę  i  szarą 

marynarkę. Wolałby zostać w dżinsach i podkoszulku, ale jego 

agent  do  ostatniej  chwili  napominał  go,  żeby  dbał  o  swój 

wizerunek.  Spodziewano  się  przecież,  że  będzie  roztaczał 

hollywoodzki blask, więc nie mógł zawieść tych oczekiwań. 

Ws

zedł  do  salonu.  Apacz  siedział  przy  kominku.  Luke  od 

razu  polubił  tego  psa.  Kiedyś  miał  własnego,  ale  ojciec 

traktował  go  tak  okropnie,  że  oddał  go  w  końcu  w  inne  ręce. 

Apacz zaczął się łasić i Luke pochylił się, żeby go pogłaskać. 

–  Lubisz to, prawda? –  Z

astanawiał  się,  kiedy ostatnio jego 

samego  potraktowano  z  prawdziwym  uczuciem.  Na  ogół  w 

związkach  z  kobietami  chodziło  głównie  o  seks.  Od  kiedy 

wcielił  się  w  postać  Dirka  Kennedyego,  podejrzewał,  że  jego 

dwie  ostatnie  partnerki  wyobrażały  sobie,  że  idą  do  łóżka  z 

bohaterem  serialu,  a  nie  z  nim.  Być  może  tak  i  było.  Tylko 

jednej kobiecie ufał na tyle, by przy niej być sobą. Znajdowała 

się właśnie na dole i przygotowywała do wyjścia wraz z nim. 

Ktoś  jednak  niewłaściwie  napisał  ten  scenariusz.  Ambicje 

polityc

zne Meg nie pozwalały wykorzystać tego weekendu tak, 

jakby pragnął. Mogłoby to zaszkodzić jej karierze. Jeśli będzie 

się  kierował  uczuciami,  jej  przyszłość  stanie  pod  znakiem 

zapytania. A cóż poza tym może jej zaoferować? Jest związany 
z Los Angeles i nie 

może prosić, by rzuciła wszystko, co dla niej 

ważne, i zmieniła styl życia na taki, który przypuszczalnie wcale 

by  jej  nie  odpowiadał.  Czy  po  to  ją  odnalazł,  by  znów  ją 

zostawić, jak przed dziesięciu laty? 

Meg weszła do salonu i Luke oniemiał. Nie jest już prostym 

chłopakiem  z  farmy.  Towarzyszył  kobietom,  które  robiły 

background image

zakupy  w  najdroższych  sklepach,  pięknym  kobietom,  których 

życie sprowadzało się do dbania o swój wygląd. Na widok Meg 

aż wstał z podziwu. 

– No i jak? – 

spytała niepewnie. 

– Znakomicie – 

zapewnił. 

Miała  na  sobie  jasnozieloną  suknię  przypominającą  krojem 

tuniki  greckich  bogiń.  Szeroki  pasek  w  nieco  ciemniejszym 

odcieniu  znakomicie  podkreślał  jej  talię  i  linię  bioder.  Upięła 

włosy  w  tyle  głowy,  przez  co  uwydatniał  się  delikatny  owal 
twarzy. 

W uszach miała kolczyki z perełką, sznur pereł na szyi. 

– 

Naprawdę? Nie  musisz  prawić  mi  komplementów.  –  Meg 

wciąż nie była pewna swego wyglądu. 

– 

Nie uwierzyłabyś, gdybym powiedział prawdę. 

– 

Owszem,  uwierzyłabym.  Bywasz  w  wielkim  świecie 

częściej niż ja, więc polegam na twoim zdaniu. Jeśli coś jest nie 

tak, mogę jeszcze zmienić. 

Rzeczywiście nie zdawała sobie sprawy z wrażenia, jakie na 

nim wywarła. 

– 

Będę  szczery  –  jesteś  najpiękniejszą  kobietą,  jaką 

kiedykolwiek widziałem. 

– 

Bez  przesady.  Nie  jestem  głupia.  Biorę  płaszcz  i 

wychodzimy. 

– 

Powiedziałem, że mi nie uwierzysz. 

– 

Masz rację. Nie wierzę – powtórzyła ze złością, jak gdyby 

podejrzewała,  dlaczego  prawi  jej  komplementy.  –  Oglądam 

transmisje z wręczenia Oscarów. Wiem, jak wyglądają gwiazdy 
filmowe. 

– 

Ja też. – Luke podał jej płaszcz. – Bijesz je na głowę. 

– 

Luke, nie schlebiaj mi, proszę. 

I  tak  by  nie  wygrał,  więc  już  nie  odpowiedział.  Odetchnął 

głęboko, rozkoszując się jej zapachem, i na moment ujął ją za 

background image

ramiona. 

Nie  pamiętał,  by  kiedykolwiek  tak  się  hamował  jak  w  tej 

chwili.  Nie  musiał.  Nieraz  w  życiu  było  mu  ciężko,  nieraz 

oberwał,  ale  jeśli  chodzi  o  kobiety,  nie  miał  powodów  do 

narzekań.  Zawsze  czekał  na  niego  zachęcający  uśmiech, 

spragnione  ramiona.  Teraz  jednak  po  raz  pierwszy  bał  się,  że 
spotk

a się z odmową. 

 

Meg odetchnęła głęboko, gdy Luke odsunął się od niej. Kiedy 

podawał jej płaszcz, przez moment chciała mu go wyrwać z rąk. 

Zdała sobie jednak sprawę, że wyglądałoby to głupio, jakby nie 

potrafiła zachować  się  jak  dama.  Rzecz  w tym,  że  gdy zbliżył 

się do niej, owiał ją zapach wody kolońskiej i poczuła na karku 

jego oddech. Gdy dotknął jej ramion, nogi się pod nią ugięły. 

Bała  się,  że  odwróci  ją  ku  sobie  i  pocałuje.  Wiedziała 

dlaczego. Był to kiedyś niemal rytuał. Kiedy wychodzili z kina 
albo 

z dyskoteki, Luke pomagał jej włożyć płaszcz, odwracał ją 

do siebie i całował, jak gdyby jego usta mogły ochronić ją przed 

chłodem podobnie jak płaszcz. I chyba rzeczywiście chroniły. 

–  Pojedziemy BMW – 

oznajmiła,  wyjmując  z  torebki 

kluczyki.  –  W ten sposó

b twoja przyjaciółka z hondy może cię 

tak szybko nie znajdzie. 

– 

Myślę, że mamy ją z głowy aż do jutra. Później pewnie nie 

spuści mnie z oka. 

Luke wyglądał jak gwiazdor filmowy. Dystans między nimi 

zdawał  się  powiększać,  ilekroć  uświadomiła  sobie,  że on nie 

należy już do jej świata. Włączyła silnik. 

– 

Sądzę jednak, że poradzę sobie z tą fotoreporterką. Jestem 

przyzwyczajony, że mnie obserwują. 

– 

Naprawdę? 

– 

Tak. Ty chyba też. 

background image

– 

Nie, ja nie i nie chciałabym... 

– 

To  dlaczego  mamy  się  martwić,  że  mieszkam u ciebie? 

Myślę jednak, że lepiej uważać, skoro zamierzasz robić karierę 

polityczną. : 

– 

Nie odpowiedziała. Utrafił w sedno. Za nią co prawda nie 

jeżdżą  fotoreporterzy,  ale  mogą  zacząć.  Ludzie  w  Chandler 

wszystkim się interesują. 

– 

Nie jesteś bardziej wolna niż ja, Meg. 

– 

Masz rację. 

– 

Wyobraźmy  sobie,  że  możemy  robić,  co  się  nam  podoba. 

Na co miałabyś ochotę? 

–  Nie wiem – 

zająknęła  się.  Nie  chciała  sobie  tego  nawet 

wyobrażać. 

– 

A  ja  wiem.  Wziąłbym  furgonetkę,  pojechał  w  jakieś 

ustronne  miejsce,  rozpalił  ognisko,  piekł  kiełbaski  i  popijał 
piwo. 

– Hm. 
– 

A później znalazłbym w radiu jakąś muzykę i potańczył. 

– 

Sam ze sobą? – zdumiała się. 

– 

Nie, gdybyś zgodziła się pojechać ze mną. 

Meg  przypomniała  sobie  ostrzeżenie  Didi.  Musi  przyjąć 

strategię obronną. Wzięła głęboki oddech. 

– 

Posłuchaj,  powinniśmy  sobie  coś  wyjaśnić.  Nie  jesteśmy 

już  nastolatkami.  –  Serce  waliło  jej  jak  młotem.  –  Ty  jesteś 

wschodzącą gwiazdą Hollywood, a ja zamierzam zrobić karierę 

polityczną  w  Arizonie.  Jeśli  zostanę  w  Chandler  i  będę  się 

starać,  mam  szanse  znaleźć  się  pewnego  dnia  w  administracji 

stanowej. I nie zamierzam na tym poprzestać. Może uda mi się 

wejść do Kongresu. 

– 

A co z Białym Domem? – roześmiał się Luke. 

– 

Śmiej się, śmiej, ale nigdy nic nie wiadomo. 

background image

– 

Nie  śmieję  się.  Uważam,  że  byłabyś  wspaniała.  Zawsze 

potrafiłaś inspirować innych. 

– 

A  ty  potrafisz  być  naturalny  na  ekranie.  Myślę,  że  oboje 

znaleźliśmy  swoje  powołanie  i  możemy  zajść  tak  wysoko,  jak 

zechcemy. Nie należy pozwolić, żeby przeszkodziły nam w tym 

miłe wspomnienia. 

– 

Znakomite przemówienie. Będziesz dobrym politykiem. 

– 

Luke, ja tylko staram się.... 

–  Wiem.  – 

Spoważniał  nagle.  –  I rozumiem, co chcesz 

powiedzieć. ; 

– 

Mam nadzieję. 

– 

Możesz  mi  wierzyć  albo  nie,  ale  niedawno  doszedłem  do 

tego samego wniosku. 

–  To dobrze.  – 

Jej  westchnienie  wyrażało  ulgę  i 

rozczarowanie zarazem. 

– 

Czy powiemy komuś, gdzie się zatrzymałem? 

– 

Nienawidzę kłamstwa... – zawahała się – ale im mniej osób 

będzie wiedziało, tym lepiej. 

– 

A więc zostaw to mnie. Nie zapominaj, że jestem aktorem. 

Nie  zapomnę,  pomyślała.  Nie  musi  jej  tego  przypominać. 

Luke  Bannister  urodził  się,  by  uwodzić  kobiety,  i  czynił  to 

mimo  woli,  bez  zastanowienia.  To,  co  ona  uznała  za 

zainteresowanie  swoją  osobą,  może  być  jego  zwyczajnym 

zachowaniem w stosunku do każdej kobiety, która znajdzie się 
w jego towarzystwie. 

Poczuła się nieswojo. Może nie powinna była wygłaszać tego 

przemówienia.  Luke  prawdopodobnie  chciał  po  prostu,  żeby 

była pod jego urokiem przez te kilka dni. Zapomni o niej, gdy 

tylko spotka następną ofiarę. 

 
P

odczas  przyjęcia  w  restauracji  hotelu  San  Marcos  Meg 

background image

obserwowała  Luke’a  w  akcji.  Jako  chłopiec  przedostał  się 

kiedyś  ukradkiem,  razem  z  nią,  do  hotelowego  ogrodu.  Teraz 

prezentował się doskonale w starym stylowym wnętrzu, wśród 

gości  zasiadających  w  rattanowych fotelach przy wytwornej 
porcelanowej zastawie. 

Bawił  towarzystwo  opowieściami  ze  stolicy  przemysłu 

rozrywkowego.  Dawał  perfekcyjne  przedstawienie  i  Meg  była 

pewna, że było to właśnie przedstawienie. 

Kiedyś,  gdy  ze  sobą  chodzili,  Luke  zabrał  ją  na  kolację  do 

Serranos,  restauracji  meksykańskiej.  Ile  razy  tamtędy 

przechodziła, wracała pamięcią do tych dni. Był wtedy znacznie 

mniej elokwentny niż teraz, nie tak pewny siebie. Wciąż jednak 

pamiętała, jak patrzył na nią tamtego dnia. Gdy dziś wygłaszała 
swoj

ą mowę, wpatrywał się w nią tak samo. Ręka jej drżała, gdy 

sięgnęła po szklankę z wodą. 

Przy  deserze  Didi  zagadnęła  o  Clinta  i  Luke  zachichotał, 

opisując zachowanie brata. Meg mogła się założyć, że poczuł się 

dotknięty, ale za nic w świecie nie dałby tego po sobie poznać. 

Wyjaśnił,  że  znaleźli  dla  niego  lokum,  ale  nie  ujawnią  adresu, 

ponieważ Luke nie chciałby mieć prasy pod oknami. Tę historię 

trudno byłoby nawet uznać za kłamstwo, pomyślała z podziwem 

Meg. Luke mógłby zostać niezłym dyplomatą. 

Rozmowa toczyła się teraz wokół ostatnich przygotowań do 

festiwalu. Meg czuła na sobie spojrzenie Luke’a, gdy objaśniała 

szczegóły i odpowiadała na pytania. Nie ulegało wątpliwości, że 

lubi wydawać polecenia. Lubi być w świetle reflektorów. 

Około  dziewiątej  goście  zaczęli  pomału  wstawać  od  stołu. 

Wymieniano uściski dłoni i ostatnie uprzejmości. Didi podeszła 
do Meg. 

– 

Widzisz? Czy to nie wspaniałe, że przyjechał? – szepnęła. 

– 

Wydaje się, że to był dobry wybór – zgodziła się Meg. 

background image

– 

Ludzie  na  długo  to  zapamiętają.  Będzie  to  dla  ciebie 

świetna reklama. 

Meg skinęła głową. 
– 

A  tak  na  marginesie,  doskonale  wyglądasz.  –  Didi  miała 

lekkie skłonności do tycia, ale tak umiejętnie dobierała fasony i 

kolory  sukien,  by  tuszowały  zbędne  kilogramy,  a  podkreślały 

kolor włosów i oczu. 

– 

Dzięki – uśmiechnęła się. – Ty też. Ale o co chodziło z tym 

mieszkaniem  Luke’a?  Któż  to  zdecydował  się  przyjąć  go  na 
noc? 

Meg popatrzyła na nią znacząco, ale nie odpowiedziała. 
– No, no... – 

Didi uśmiechnęła się. 

– 

Może ławka w parku – zażartowała Meg. 

– 

Bądź ostrożna, kochanie. To uwodziciel. 

Meg spojrzała w głąb sali. Luke rozmawiał z burmistrzem. Po 

chwili  uśmiechnął  się  do  jego  żony.  Rzeczywiście  umie 

czarować, pomyślała. 

Gdy wreszcie znaleźli się w samochodzie, oparł się wygodnie 

i odetch

nął głęboko. 

– 

No to z głowy. 

– 

Wydajesz się zadowolony. 

– Bo jestem. 
– 

Wydawało mi się, że się dobrze bawiłeś. 

– 

Staram się nie okazywać zdenerwowania. 

– 

Zdenerwowałeś się? Daj spokój. 

– 

Niektórzy nie kochali mnie, kiedy byłem w szkole. Tylko 

czekałem, aż ktoś przypomni mi dawne czasy. 

– 

A  więc  zabawiałeś  ich  historiami  z  Hollywood,  żeby  nie 

przyszło im to do głowy. 

– 

Coś w tym rodzaju. 

– 

Mogę teraz stwierdzić, że jesteś świetnym aktorem. 

background image

– 

A ty urodzoną organizatorką. Zaimponowałaś mi, Meg. 

– 

Niezłe z nas towarzystwo wzajemnej adoracji – roześmiała 

się.  Żałowała,  że  brakuje  jej  zawodowej  swobody  Luke’a. 

Chciała udawać, że jest rozluźniona, ale nerwy miała napięte do 
ostatnich granic. 

–  Nie wracajmy jeszcze do domu – 

zaproponował.  Tym 

lepiej, pomyślała. 

– 

A dokąd chciałbyś pójść? 

– 

Przede  wszystkim  do  naszej  dawnej  szkoły.  Jutro  nie  uda 

mi się spokojnie jej odwiedzić. 

–  Dobrze. To tam. – 

Odwróciła  się  w  kierunku  miasta  i 

wskazała Arizona Avenue. – Główny budynek pozostał ten sam, 
ale jest wiele nowych

.  Tuż  obok  szkoły  wzniesiono  miejski 

ośrodek kultury. To fantastyczne miejsce, Luke. 

– 

Widzę, że mam dobrego przewodnika. 

– 

Może to nie jest Hollywood, ale myślę, że nawet tobie się 

spodoba.  Nasze  miasto  ma  przed  sobą  wspaniałą  przyszłość, 

zapewniam  cię.  W  ciągu  następnych  dziesięciu  lat  planujemy 

rozbudowę.... 

– 

Nic się nie zmieniłaś – przerwał jej. – Jakbym cię słyszał, 

kiedy  byłaś  przewodniczącą  samorządu  i  wygłaszałaś 

przemówienie na cześć szkoły. Byłaś taka... 

– 

Pełna wdzięku? Nie waż się mówić o mnie w ten sposób. 

– 

No  cóż,  jeśli  wolisz,  to  powiem,  że  nie  jesteś  już  pełna 

wdzięku. 

– 

W porządku. 

– 

A naprawdę jesteś cholernie piękna. 

Meg  o  mało  nie  przeoczyła  uliczki,  w  której  zamierzała 

zaparkować. 

– 

Może  wysiądziemy  i  przespacerujemy  się  kawałek  – 

zaproponowała,  wyłączając  silnik.  Głęboko  zaczerpnęła 

background image

powietrza. Już dwa razy w ciągu tego wieczoru powiedział jej, 

że  jest  piękna.  Wystarczyło,  by  zawrócić  w  głowie  nastolatce. 

Na  szczęście  nie  jest  już  nastolatką  i  nie  złapie  się  na  lep 
czczych komplementów. 

Kiedy  szli  w  dó ł  u licy,  włożyła  ręce  d o  k ieszen i.  Ob casy 

stukały  miarowo  na  płytach  chodnika.  Towarzyszył  im 

jednostajny szum wody dochodzący z fontanny przed ośrodkiem 
kultury. 

– Pierwsza klasa, Meg – 

stwierdził z podziwem Luke, patrząc 

na budynek. 

– 

Powinieneś  zobaczyć  salę  widowiskową.  Fotele  obite 

czerwonym  aksamitem,  trzy  sceny.  Mogą  się  tu  odbywać  trzy 

przedstawienia równocześnie. 

– 

Pamiętam, jak występowaliśmy na naszej szkolnej scenie. 

– 

A ja pamiętam, jak niepewnie trzymałeś na nogach. 

– Musi

ałem się napić dla dodania sobie odwagi. Nie zdajesz 

sobie sprawy, jaką miałem tremę. 

Meg  spojrzała  na  niego  ze  zdumieniem.  Kiedy  Luke  z  nią 

zerwał,  wygrał  konkurs  na  główną  rolę  w  szkolnym  musicalu. 

Miał  potem  przygodę  ze  swoją partnerką  i  od  tego  czasu  Meg 

czuła do niej niechęć. 

– 

Nigdy bym nie pomyślała, że możesz mieć tremę. 

– 

Na szczęście alkohol przestał działać, zanim przedstawienie 

się  skończyło,  i  przekonałem  się,  że  kiedy  jestem  na  scenie, 

potrafię  ukryć  się  za  postacią,  którą  gram.  Gdybym  nie  zrobił 

tego  odkrycia,  prawdopodobnie  nadal  nocami  pomagałbym  w 

knajpach, a za dnia pływał na desce. 

– 

Kiedy jechałeś do Los Angeles, myślałeś już o tym, żeby 

zostać aktorem? 

– 

Gdzieś  tam  kiełkowała  we  mnie  ta  myśl,  ale  nie  bardzo 

wiedziałem, jak się do tego zabrać. A potem zdarzyła się druga 

background image

najszczęśliwsza  rzecz  w  moim  życiu.  Jeden  z  kompanów  od 

surfingu  dowiedział  się,  że  szukają  ludzi  do  filmów 

reklamowych. Miał jakieś kontakty, załatwił nam przesłuchanie 

i dostałem rolę. 

– 

Co reklamowałeś? 

– 

Maść na świerzb. 

– 

A co było potem? – Meg roześmiała się mimo woli. 

– 

A  później  zdarzyła  się  trzecia  najszczęśliwsza  rzecz  w 

moim życiu. Jeden ze scenarzystów serialu zobaczył tę reklamę i 

uznał, że nadaję się do roli jego bohatera. 

– Dirka Kennedy’ego. 
– Tak. 
– Wymieni

łeś drugą i trzecią najszczęśliwszą rzecz w twoim 

życiu. A jaka była pierwsza? 

– 

Że  mieszkałem  na  farmie  obok  ciebie  –  odparł  po  chwili 

wahania. 

Musiała o to spytać. Była pewna, że odpowiedział szczerze. 

Ich  wspomnienia  z  dzieciństwa  okazały  się  dla  niego  równie 

cenne  jak  dla  niej.  Coraz  trudniej  przychodziło  jej  wytrwać  w 

postanowieniu, by zachowywać się wobec Luke’a z rezerwą. 

Spojrzał w kierunku starego budynku szkoły. 
– 

Przejdźmy się jeszcze. – Nic się nie zmieniło – stwierdził, 

stając przed dwupiętrowym budynkiem z potężnymi kolumnami 
i szerokimi frontowymi schodami. 

– 

Wydaje mi się, że nie byłeś tutaj szczęśliwy. 

– 

Nie,  ale  często  sam  sobie  byłem  winien.  Gdybym 

kiedykolwiek miał dziecko, posłałbym je do takiej szkoły jak ta. 

– To daleko od Los Angeles. 
– 

Nie da się ukryć. 

Czuła, że zmaga się ze sobą, że dobre wspomnienia toczą bój 

ze złymi. Gdyby nawet zwyciężyły dobre, i tak ułożył już sobie 

background image

życie gdzie indziej. Może kiedyś była dla niego kimś ważnym, 

ale wyprowadził się daleko od niej. 

– Chcesz zobacz

yć resztę? – spytała. 

– 

Oczywiście. Czy ten stary dąb wciąż jeszcze stoi? 

– Pewno. 
– 

No to chodźmy tam. 

Meg poprowadziła go na tylny dziedziniec, gdzie wznosił się 

wspaniały  dąb.  Mimo  że  cały  teren  był  oświetlony,  pod 

rozłożystą koroną drzewa panował mrok. 

– 

Niemało  czasu  spędziłem,  czekając  przy  tym  drzewie  – 

rzucił Luke. 

– 

Ja też – odrzekła Meg, podchodząc do niego. Ten dąb był 

miejscem ich spotkań między lekcjami a lunchem. Każdego dnia 

tu biegła, ale jemu zawsze udawało się być pierwszym. Wciąż 

miała  go  przed  oczami,  jak  stoi  w  cieniu  drzewa,  w  dżinsach, 

białym podkoszulku, ciemnych okularach, otoczony kumplami. 

Gdy tylko się zbliżała, natychmiast zwracał się ku niej. 

Władze  szkolne  mogły  uważać  go  za  buntownika,  ale 

wszystkie dziewczyny z ogólniaka szal

ały za nim. A że wybrał 

Meg, czuła się jak królowa. Dziesięć lat później znów dawał jej 

odczuć  to  samo,  zachowując  się  tak,  jak  gdyby  nie  rzucił  jej 

bezceremonialnie  przed  laty.  Wręcz  przeciwnie,  sprawiał 

wrażenie, że to ona się go pozbyła. 

Podniosła  głowę.  Na  niebie  lśnił  rożek  księżyca. 

Przypomniała  sobie  piosenkę,  której  razem  z  Lukiem  słuchali 

najczęściej: „You Werre Always On My Mind” Willie Nelsona 

o nie wykorzystanej szansie na miłość. 

Poczuła łzy pod powiekami. Może nie powinna o to pytać, ale 

musi 

wiedzieć – Co się stało, Luke? Wtedy, przed laty? 

– 

Proszono mnie, bym o tym nie mówił, i przyrzekłem, że nie 

będę.  Teraz  patrzę  na  to,  co  się  wydarzyło,  innymi  oczami. 

background image

Postanowiłem przed przyjazdem tutaj, że złamię obietnicę, jeśli 
mnie o to poprosisz. 

–  O co? – 

Serce  podeszło  jej  do  gardła.  –  Komu  złożyłeś 

obietnicę? 

– Twemu ojcu. 

Miała niejasne przeczucie, że nie będzie zachwycona tym, co 

usłyszy, ale nie mogła się już wycofać, skoro sama zaczęła ten 
temat. 

– Powiedz, o co chodzi. 
– 

Wydaje mi się, że ktoś mu doniósł o naszych randkach w 

samochodzie. 

Oblała ją fala gorąca. Kiedyś ta wiadomość wprawiłaby ją w 

zakłopotanie,  teraz  wywołała  jedynie  żywe  wspomnienie 

tamtych namiętnych nocy. 

– 

Przyszedł  do  mnie  pewnego  popołudnia,  kiedy  ciebie  nie 

było.  Wyjaśnił,  że  bardzo  się  różnimy,  że  ty  masz  wysokie 

aspiracje  i  chcesz  kiedyś  być  kimś  ważnym,  a  ja  nie.  Dał  mi 

wyraźnie do zrozumienia, że powinienem trzymać się od ciebie 
z daleka. 

– 

Zerwałeś  ze  mną,  bo  mój  ojciec  ci  kazał?  –  Meg nie 

wierzyła  własnym  uszom.  To  nie  było  podobne  do  Luke’a, 

którego znała. 

– 

Niezupełnie.  Wiedziałem,  że  twoi  rodzice  mnie  nie  lubią. 

Słowa  twego  ojca  nie  zaskoczyły  mnie.  Miał  w  zanadrzu  też 

inne  argumenty.  Widział  Clinta  –  wychodzącego  z  zaplecza 

sklepu  starego  Bakera  późną  nocą  z  rękami  pełnymi  towaru. 

Było to, zanim Baker zainstalował system alarmowy. Wiesz, w 

jakich  opałach  był  Clint.  Jeszcze  jedno  zatrzymanie  i 

wylądowałby  w  więzieniu.  Obiecałem,  że  zrobię  z  Clintem 

porządek...  i  zerwę  z  tobą...  jeśli  twój  ojciec  nie  powie,  co 
widzia

ł. 

background image

– 

Mój ojciec cię szantażował? – wykrztusiła z trudem Meg. 

– 

Myślę, że można by to tak określić, ale dzisiaj nie winiłbym 

go  za  bardzo.  Nie  byłem  odpowiedni  dla  ciebie,  ale  w  swoim 

młodzieńczym zadufaniu nie dostrzegałem tego. 

– 

Ależ on wtrącił się w moje życie, w nasze życie! 

– 

Rodzicom  się  wydaje,  że  niekiedy  mają  prawo  to  robić, 

zwłaszcza  gdy  myślą,  że  ich  dzieci  znajdują  się  w 

niebezpieczeństwie. 

– 

Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobił. Przecież to nie miało 

najmniejszego sensu. Nic mi nie groziło. Ja... 

– 

Groziło – zaoponował łagodnie. 

Meg  nagle  opuściła  wszelka  złość  na  Luke’a. Wiedziała,  że 

gdyby wziął ją teraz w ramiona, pozwoliłaby mu na wszystko. 

– 

Wydaje mi się, że nie straciłbym głowy, będąc z tobą, ale 

kto to wie? I nawet gdybyśmy się zabezpieczali, nie wiadomo, 

co by się stało. Twój ojciec bał się, że jego piękna, inteligentna, 
szesnastoletnia córka przyjdzie do niego pewnego dnia i wyzna 

mu, że jest w ciąży. 

Patrzyła  mu  w  oczy,  serce  biło  jej  niespokojnie.  Jego 

wyznanie  zmieniło  wszystko.  Gdyby  teraz  jej  dotknął, 

wyzwoliłby wszystkie tłumione tęsknoty. 

Luke westchnął i przejechał palcami przez włosy. Wyglądał 

teraz jak chłopiec, którego znała przed laty. 

– 

Czuję się tak, jakbyśmy znaleźli się w punkcie wyjścia. 

Przełknęła ślinę, niezdolna wykrztusić z siebie choćby słowa. 
– 

Ty zamierzasz robić karierę polityczną – kontynuował – a 

ja, potencjalny skandalista, mogę zniweczyć twoje szanse. Będę 

tu  tylko  przez  weekend.  Oboje  wiemy,  że  nie  jestem 

odpowiednim  mężczyzną  dla  ciebie,  tak  samo  jak  nie  byłem 

przed dziesięciu laty. Popatrzył jej w oczy i zniżył głos. – Tyle 

że wciąż cię pragnę. 

background image

Oblała ją fala gorąca. 
–  Rzecz w tym – 

ciągnął – że nie jestem już takim egoistą, 

jakim byłem w wieku osiemnastu lat. Nie zamierzam narażać na 
szwank 

twojej  opinii  tylko  po  to,  by  dostać  to,  czego  chcę. 

Gdyby  pojawił  się  tu  twój  ojciec  i  powiedział  mi,  że  nie 

pozwoli,  by  jakiś  typ  z  Hollywood  pogmatwał  ci  życie  dla 

dwóch dni rozrywki, przyznałbym mu rację. 

– 

To  tym  właśnie  jesteś?  Typem  z  Hollywood?  –  Meg 

podeszła bliżej, jakby poddana jakiejś sile przyciągania. 

– 

Tak.  Lubię  nastrój  podniecenia,  blask  reflektorów, 

spojrzenia  kobiet.  Nie  będę  cię  oszukiwał,  że  jest  inaczej. 

Połknąłem  haczyk,  a  to  znaczy,  że  za  nic  nie  wróciłbym  do 
Chandler. Ty potrzebuje

sz właściciela farmy – lub szanowanego 

handlowca, kogoś, kto będzie się o ciebie troszczył. 

Meg  ogarnęła  nieodparta  potrzeba  dotknięcia  Luke’a. 

Przejechała dłonią po kamizelce i poczuła gwałtowne uderzenia 
jego serca. 

– 

Oglądałam serial – powiedziała. – Jesteś taki naturalny na 

ekranie.  – 

Poczuła  nagle,  jak  obejmuje  ją  w  pasie  i  delikatnie 

przyciąga do siebie. Zadrżała. 

– 

Nie  przypuszczałem,  że  jesteś  wielbicielką  tego  serialu  – 

uśmiechnął się. 

– 

Zdecydowałam się go obejrzeć ostatnio, na wypadek gdyby 

dzien

nikarze mnie o to zagadnęli... 

– 

Zachowaj swoje słowa dla wyborców, panno Hennessy. – 

Luke potarł delikatnie jej policzek. 

Tak  mało  potrzebował,  by  ją  pobudzić.  Była  niemal  zła  na 

niego, że tak niewiele trudu sobie zadał. 

– 

Co  ty  chcesz  powiedzieć?  –  obruszyła  się.  –  Że  ja  nie 

opuszczam ani odcinka? Że muszę oglądać cię dzień po dniu? 

– A musisz? 

background image

W jakiś niewyjaśniony sposób jej ramiona nagle oplotły jego 

szyję. Wspięła się na palce, zbliżyła usta do jego ust. 

– 

Teraz muszę. Zadowolony? 

– 

Jeśli o ciebie chodzi, nigdy nie dość zadowolenia – odrzekł. 

Czuła  na  twarzy  jego  oddech,  czuła  jego  lekko  napierające 

ciało. 

– 

Może  w  tym  właśnie  tkwi  problem  –  wyszeptała.  –  Tak 

długo byłam dla ciebie owocem zakażanym, że wydaje ci się, że 

jestem  kimś  nadzwyczajnym,  co  wcale  nie  musi  okazać  się 

prawdą. 

– 

Być może. – Musnął wargami jej usta. 

Westchnęła. 
– 

Niewykluczone, że ty masz ten sam problem ze mną. Może 

byłabyś rozczarowana. 

– 

To prawdopodobne. Dotknął językiem jej warg. 

– 

Nie powinniśmy tego robić – szepnął. 

– Nie. 

Przyciągnął ją do siebie. Miał gorący oddech. 
– Odepchnij mnie. 
– 

Za chwilę. 

– 

Za późno – powiedział i przycisnął wargi do jej ust. 

To 

był  właśnie  taki  pocałunek,  jaki  zapamiętała  sprzed  lat. 

Nauczył  ją,  jak  się  całować,  a  teraz  robił  to  jeszcze  lepiej. 
Ro

zchyliła  wargi,  by  poczuć  ciepło  jego  języka. 

Odwzajemniając mu pocałunek, wyrażała wszystkie swe długo 

tłumione tęsknoty i pragnienia. Ściągnął jej płaszcz z ramion. 

– 

Potrzebuję  cię  –  wyszeptał  między  jednym  a  drugim 

pocałunkiem. 

– 

Ja ciebie też. 

– Och, Meg. – 

Dotknął jej piersi, delikatnie pieścił sutki przez 

cienki materiał sukni. 

background image

– 

Tak bardzo za tobą tęskniłam, Luke – wyznała, tuląc się do 

niego. 

Całował  jej  twarz  i  szyję,  wsunął  rękę  pod  jedwab  sukni. 

Jęknęła  z  rozkoszy.  Jego  czuły  szept  łączył  się  z  delikatnym 

szumem  fontanny.  Luke  pieścił  ją,  a  ona  poddawała  się  tym 

pieszczotom tak jak przed laty. Świat wokół niej wirował. Tuliła 

się  do  niego,  gładziła  jego  włosy,  kark,  przylgnęła  do  niego 

całym ciałem. Tak bardzo tego potrzebowała, tak bardzo... 

Nag

le  rozległ  się  pisk  hamulców.  Meg  zmartwiała.  Znaleźli 

się w świetle reflektorów. Policja. 

 

background image

Rozdział 5 

 
 

Luke zasłonił Meg, żeby nie padało na nią światło. 
– 

Włóż  płaszcz  –  rzucił,  po  czym  odwrócił  się  w  kierunku 

policyjnego samochodu, przysłaniając oczy ręką. 

– 

Nie do wiary, czyżby to był Bobby Joe?! – zawołał. 

– 

Luke?  Do  diabła,  myślałem,  że  to  jakieś  dzieciaki  się 

zabawiają. Powiadomię centralę, że wszystko w porządku. 

– 

Wysoki  policjant  wrócił  do  wozu  i  powiedział  coś  przez 

walkie-talkie. – Wybacz – 

zwrócił się z uśmiechem do Luke’a – 

ale  patrolujemy  tę  okolicę,  aby  mieć  pewność,  że  nikt  tu  nie 

rozrabia, tak jak myśmy to kiedyś robili. 

Meg zapięła płaszcz i poprawiła włosy. Miała nadzieję, że nie 

widać po niej tego, co się wydarzyło. 

– 

Cześć, Bobby Joe – powiedziała. – Właśnie odwiedzaliśmy 

stare kąty. Nie chcieliśmy cię przestraszyć. 

– 

Ja też nie. – Bobby Joe przywitał się z Lukiem. 

– 

Kopę lat. 

– 

Nie da się ukryć – uśmiechnął się. – Wracam do domu po 

dziesięciu  latach  i  zastaję  Bobby  Joe  Harrisa  wystrojonego w 
mundur gliny. 

–  I kto to mówi! – 

Boby Joe roześmiał się i dotknął palcem 

kamizelki Luke’a. – 

Tobie też nic nie brakuje. 

– 

Cóż, wiele się zmieniło od czasu, kiedy włóczyliśmy się po 

mieście. 

– Fakt. Mam dwoje dzieci. 
– 

I dają ci w kość tak samo jak ty dawałeś swoim starym, co? 

– 

Zaczynają.  –  Usłyszał  trzask  radia  w  samochodzie  i 

odwrócił  się.  –  Muszę  iść.  Fajnie,  że  cię  spotkałem.  Będę 

background image

pracował  w  czasie  festiwalu,  więc  na  pewno  jeszcze  się 
zobaczymy. 

– Na pewno. To na razie. – Kiedy Bob odszed

ł, Luke pochylił 

się do Meg. – Przepraszam cię. Co za dureń ze mnie. 

– 

To nie tylko twoja wina. Moja też. Boże, mam nadzieję, że 

nic nie widział. – Meg westchnęła. – A nawet jeśli nie widział, 

na pewno poznał po nas, co się tu działo. 

– 

Może. Ale zawsze umiał trzymać język za zębami. 

– 

Obyś miał rację. 

– 

Posłuchaj, jeśli cokolwiek na ten temat usłyszysz, powiesz, 

że  to  ja  cię  tu  podstępnie  zwabiłem,  że  właśnie  usiłowałaś  się 

wyrwać, gdy nadjechał Bobby Joe. 

– 

Luke! Z całą pewnością nic takiego nie powiem. Nikt by mi 

nie uwierzył. Nie potrafię kłamać. 

–  W takim razie – 

Luke  popatrzył  jej  w  oczy  –  właśnie 

ustaliłaś,  co  się  wydarzy,  a  raczej,  co  się  nie  wydarzy,  gdy 
wrócimy do domu. 

– Co przez to rozumiesz? 
– 

Widziałem, jak rozmawiałaś z Didi. Ona wie, że mieszkam 

u ciebie, prawda? 

– 

Domyśla się. 

– 

Jeśli dobrze znam Didi, jutro zada parę istotnych pytań. 

– Chyba tak. 
– 

A więc nie mogę kochać się całą noc z kimś, kto nie umie 

kłamać, prawda? 

 

Logice  Luke’a  nie  sposób  było  cokolwiek  zarzucić.  Meg 

musiała  przyznać  mu  rację  –  wszystko,  co  się  zdarzy  między 

nimi, będzie wypisane na jej twarzy. Zastanawiała się nad tym, 

gdy znaleźli się już w domu. Luke spał w pokoju gościnnym, a 

ona  stała  za  zamkniętymi  drzwiami  swojej  sypialni.  Biła  się  z 

background image

myślami. 

Mogła zejść na dół i spędzić resztę nocy w jego ramionach. 

Byłyby to godziny pełne uniesień i obudziłaby się inną kobietą. 

Mogłaby  stać  się  kobietą,  która  wyzbyła  się  wszelkiego 

poczucia  odpowiedzialności.  Luke  wywierał  na  niej  ogromne 

wrażenie.  Kto  wie,  czy  nie  zaniedbałaby  swoich  obowiązków, 

nie zniweczyła miesięcy przygotowań, a wraz z nimi nadziei na 

stanowisko przewodniczącej Izby. 

No  to  co?  Może  zrezygnować  z  ambicji  politycznych  i 

pojechać z Lukiem do Los Angeles. I być szczęśliwa przez parę 

tygodni,  może  miesięcy,  zanim  znów  odezwie  się  w  niej 

potrzeba naprawiania świata. 

Jedyną  szansę  zaspokojenia  swoich  ambicji  ma  tutaj,  w 

Chandler, wśród ludzi, którzy ją znają. Oni mają bilet wstępu do 

jej  przyszłości  i  oni  trzymają  dzisiejszej  nocy  klucze  do  jej 

więzienia.  Opamiętaj  się,  szepnęła  w  ciemności.  Musisz 

wypocząć. Sen jednak nie nadchodził, a tęsknota za Lukiem jej 

nie opuszczała. 

 

Zaczynało  świtać.  Gdy  tylko  niebo  rozjaśniło  się,  Luke 

szybko  wciągnął  dżinsy,  podkoszulek  i  sztruksową  kurtkę.  W 

kuchni czekał już Apacz. 

– 

Wybacz,  piesku.  Nie  mogę  cię  ze  sobą  zabrać.  Naprawdę 

bym chciał. 

Zostawił Meg kartkę i ruszył w kierunku farmy Bannisterów. 

Musiał wyjaśnić z Clintem pewne sprawy i przekonać go, żeby 

pozwolił  mu  zatrzymać  się  w  rodzinnym  domu.  Nie  spędzi 

następnej nocy pod jednym dachem z Meg, trzymając się od niej 

z  dala.  Nie  po  tym,  jak  reagowała  na  jego  pieszczoty  na 

szkolnym  dziedzińcu.  Pewne  sytuacje  były  dla  mężczyzny  nie 

do zniesienia, a jedną z nich było trzymanie się na dystans od 

background image

upragnionej kobiety. 

Rozległo się pianie koguta. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz 

je  słyszał.  Na  przewodach  telefonicznych  przysiadły  wróble, 

obserwując  jego  samotny  bieg.  Luke  zwolnił,  by  choć  przez 

chwilę  porozkoszować  się  rześkim  powietrzem  poranka.  Życie 

na wsi miało swoje dobre strony. 

Nie  bardzo  poznawał  okolicę.  Parę  starych  domostw 

pozostało,  ale  wokół  wyrastały  nowe  budynki,  sklepy, 

zabudowania,  wtapiając  się  w  pejzaż  i  zmieniając  linię 
horyzontu. 

Jego rodzinna farma pozostała taka sama, tyle że szary kolor 

budynkó

w  nieco  wyblakł.  Za  to  przed  domem  jaśniała 

jaskrawoczerwona ciężarówka. Luke wyobrażał sobie, ile mogła 

kosztować, ale rozumiał, dlaczego Clint ją kupił. W dzieciństwie 

jego ulubioną zabawką była czerwona ciężarówka. 

Luke  poczuł  nagle  tęsknotę  za  dawnymi  dobrymi czasami, 

gdy  żyła  jeszcze  matka.  Wczesnym  rankiem  wybierał  jajka  z 

kurnika, a matka smażyła już bekon na dużej patelni. W tamtych 

czasach ojciec pomagał przy śniadaniu i podśpiewywał piosenki, 

które nadawano w radiu, podczas gdy Clint nakrywał do stołu. 

Ojciec  był  muzykalny.  Luke  niemal  już  o  tym  zapomniał.  Na 

dziesiąte  urodziny  podarował  synowi  gitarę  i  nauczył  go 
pierwszych akordów. 

Luke’owi nie wydawało się to wszystko niczym szczególnym 

aż  do  dnia,  kiedy  matka  wyznała  mu,  że  ma  raka.  Starali  się 

zachowywać  normalnie,  ale  okazało  się  to  niemożliwe  i 

wreszcie, gdy matka była zbyt słaba, aby móc ustać na nogach, 

przestali  cokolwiek  udawać.  Luke  chciałby,  aby  ojciec  był 

silniejszy, ale Orville Bannister potrzebował żony, by zachować 

równowagę ducha. Po jej śmierci załamał się. 

– 

Nie mamy szczęścia, synu – powtarzał, wypijając w dniu jej 

background image

pogrzebu kolejne piwo. 

Kiedy  Luke’a  zmuszono  do  zerwania  z  Meg,  nie  był 

właściwie  zdziwiony,  że  do  tego  doszło.  Jego  ojciec  stracił 

jedyną  kobietę, jaką  kiedykolwiek  kochał, a  teraz  podobny los 

spotkał  Luke’a.  Bannisterowie  nie  mieli  szczęścia  w  tych 
sprawach. 

Oczywiście Clintowi wcale nie wiodło się lepiej. Debbie Fry 

może i była ładną, i na swój sposób miłą dziewczyną, ale zbyt 

zabawową, nie nadawała się na żonę dla farmera. Była młodsza 

o siedem lat od Luke’a i o pięć od Clinta, niedawno skończyła 

dwadzieścia  jeden  lat.  Clint  potrzebował  kogoś  bardziej 

dojrzałego, jeśli sam zamierzał kiedykolwiek dorosnąć. 

Luke  potrząsnął  głową.  Osądza  swego  młodszego  brata, 

jakby mia

ł do tego jakiekolwiek prawo. Taka postawa na pewno 

nie ułatwi mu porozumienia z Clintem. 

Przeszedł przez podwórze. Drewniane schody prowadzące do 

bocznego  wejścia  skrzypiały.  Nacisnął  klamkę.  Drzwi  były 
otwarte. 

– Clint?! – 

zawołał, zaglądając do środka. Odpowiedziało mu 

milczenie.  W  kuchni  piętrzyła  się  w  zlewie  sterta  brudnych 

naczyń. 

– To ja, Luke! – 

zawołał ponownie. 

–  Dobra! Dobra! Czego chcesz? – 

Clint  wszedł  do  kuchni, 

bosy, bez koszuli, zapinając dżinsy. 

– 

Porozmawiać. 

– 

Ciągniesz za sobą całe miasto? – spytał Clint, wyglądając 

przez okno. 

– 

Nie,  i  przepraszam  cię  za  wczoraj.  Powinienem  wiedzieć, 

że... 

– 

Och, zaskoczyli cię, tak? Co za skromność! 

– 

Clint,  czy  nie  moglibyśmy  przestać  się  kłócić  i  po  prostu 

background image

pogadać? Co byś powiedział na kawę? Zaparzę – zaproponował. 

– 

Nie w porę przyszedłeś. Nie jestem sam. 

– Debbie? 
– Sprawdzasz mnie czy co? 
– 

Nie wiedziałem, że to tajemnica. 

–  Clint?  – 

W  drzwiach  stanęła  Debbie.  Przecierała  –  oczy. 

Miała  na  sobie  jedną  ze  starych  koszul  Clinta  i  skąpe  figi.  – 

Usłyszałam, że ktoś tu jest. Co u ciebie, Luke? 

– 

Cześć,  Debbie.  –  Luke  musiał  przyznać,  że  jego  brat  ma 

dobry  gust.  Długie,  zgrabne  nogi  i  burza  rudych  włosów 

niejednego  mężczyznę  wprawiłyby  w  podniecenie.  Chciał 

zapytać,  czy  jej  matka  wie,  że  tu  jest,  ale  powstrzymał  się. 

Dwudziestojednoletnia  dziewczyna  sama  może  decydować  o 

tym, czy chce spędzić noc z mężczyzną. 

– 

Może byś się ubrała – odezwał się Clint. 

–  Jestem ubrana – 

odparowała. – Zaproponowałeś Luke’owi 

kawę? 

– 

Nie  może  zostać.  Myślę,  że  ma  dzisiaj  od  cholery  zajęć, 

prawda, Luke? 

– 

Muszę być na uroczystości otwarcia festiwalu – westchnął 

Luke. – 

Ale to później. Liczyłem, że będziemy mogli teraz... 

– 

Clincie  Bannisterze,  mógłbyś  przynajmniej  poczęstować 

swego brata kawą. – Debbie stała pośrodku kuchni, z rękami na 

biodrach, w koszuli rozchylonej tak, że widać jej było piersi. – 

Jaką pijesz, Luke? Czarną czy ze śmietanką i cukrem? 

Luke  popatrzył  na  nią  i  dostrzegł  w  jej  oczach  błysk 

zainteresowania. Do diabła. Stara się go kokietować na oczach 
Clinta. 

– 

Właściwie to nie bardzo mam ochotę na kawę. Dokucza mi 

dziś żołądek. Chciałem tylko omówić z Clintem pewne sprawy 

rodzinne, więc jeśli pozwolisz... 

background image

– 

No  cóż,  dobrze.  –  Debbie  była  wyraźnie  rozczarowana.  – 

Wezmę prysznic. Muszę zaraz iść do pracy. Jestem kasjerką w 

banku przy Valley National, więc jeśli byś potrzebował gotówki, 

wstąp, na pewno... 

– Debbie! – 

Clint spiorunował ją wzrokiem. 

– 

Po  prostu  staram  się  być  uprzejma  –  ucięła  i  wyszła  z 

kuchni. 

– 

Chyba  jesteś  zmęczony  kobietami,  które  rzucają  się  na 

ciebie przy lada okazji – 

powiedział Clint, gdy zostali sami. 

– 

To nie ma żadnego znaczenia. Po prostu utożsamiają mnie z 

facetem, którego gram, i wyobrażają sobie, że jestem inny niż w 

rzeczywistości. 

–  Nie gadaj. Rozmawiasz ze swoim bratem, któremu 

zostawały  odpady  po  tobie,  pamiętasz?  Myślę,  że  dziewczyny 

spotykały się ze mną, bo po cichu liczyły, że w ten sposób uda 

im się poderwać ciebie. 

– 

Clint, nie chcę się z tobą kłócić. Na litość boską, Debbie nic 

a nic mnie nie obchodzi. 

– 

Za to tyją obchodzisz. Powinienem się tego domyślić, kiedy 

spytała mnie, gdzie się zatrzymałeś. – Clint podszedł do zlewu, 

wyciągnął kubek i nalał sobie wody. – Nic się nie zmieniło. 

– 

Dużo  się  zmieniło.  Dawniej  nie  pałałeś  do  mnie 

nienawiścią. 

– 

A ty nigdy nie byłeś pozerem. 

– 

Posłuchaj, wiem, że cały ten szum wokół mnie działa ci na 

nerwy. Ja też za tym nie przepadam, ale... 

– 

Kpisz sobie czy co? Jesteś dumny jak paw. 

– 

Popularność jest częścią mego zawodu – wycedził Luke – 

ale  potrafię  się  kontrolować.  Śmieszna  jest ta –  rozmowa. 

Pozostaliśmy  tylko  dwaj  z  rodziny  i  zamiast  walczyć  ze  sobą, 

powinniśmy trzymać się razem. 

background image

– 

Trzymać się razem? – Clint parsknął śmiechem. – To nie ja 

wyniosłem  się  do  Kalifornii,  żeby  się  wylegiwać  na  plaży, 

zostawiając brata z wiecznie pijanym starym. To nie ja żyję jak 

bogacz  i  upajam  się  sławą,  podczas  gdy  mój  brat  haruje  przy 

bawełnie.  To  nie  ty  musisz  targować  się  z  kupcami  i  modlić, 

żeby cena bawełny nie poszła w dół. 

– 

Oddałem ci moją część farmy. To mało? 

–  O, tak, mó

j wielki bracie, to o wiele za mało, ale daje mi 

prawo, żeby cię wyrzucić z kuchni. 

Luke  wiedział,  że  dalsza  dyskusja  nie  ma  sensu.  Jego  brat 

widział tylko jedną stronę medalu, a teraz, gdy jego dziewczyna 

śpiewa  pod  prysznicem,  myśląc  przypuszczalnie  o  Luke’u, nie 

będzie  miał  ochoty  spojrzeć  na  drugą.  Luke  odwrócił  się  w 

milczeniu i wyszedł. 

 

Meg  obudziła  się,  gdy  trzasnęły  drzwi.  Luke  poszedł,  nie 

mogła mu tego mieć za złe. Sytuacja była nie do wytrzymania. 

Kiedy Apacz zaskrobał do drzwi, narzuciła szlafrok i poszła 

do kuchni dać mu jeść. Na stole zobaczyła kartkę od Luke’a, w 

której  informował  ją,  że  wybrał  się  do  brata  i  wróci,  żeby  się 

przygotować do uroczystości. 

A więc poszedł dogadać się z Clintem. Nie wziął samochodu. 

Miała  nadzieję,  że  się  pogodzą.  Wtedy  Luke  mógłby  u  niego 

zamieszkać, co byłoby najlepsze, i dla niego, i dla niej. 

Wzięła  prysznic,  włożyła  czarne  dżinsy  i  podkoszulek  z 

festiwalowym  nadrukiem.  Wywiad  dla  telewizji  miała  o 

jedenastej, ale chciała być ubrana, zanim przyjdzie Luke, choć 

wątpiła, czy ubranie ochroni ją przez dojmującym pożądaniem, 

jakie w niej budził. 

Nie była głodna, ale zmusiła się do wypicia soku i zjedzenia 

grzanki.  O  ósmej  zaczęły  się  telefony.  Ustaliła  ostatnie 

background image

szczegóły. A o dziesiątej wyruszyła do telewizji. 

Wywiad 

zaczął się bardzo dobrze. Meg podała harmonogram 

imprez towarzyszących i godziny wyścigów strusi. 

– A co z naszym tegorocznym mistrzem ceremonii? 
  – 

spytał  dziennikarz.  –  Słyszałem,  że  mieszkanki  Chandler 

są niezwykle przejęte wizytą Luke’a Bannistera. 

Me

g poczuła, że robi się czerwona. Do diabła! 

– 

To  zaszczyt  mieć  wśród  nas  kogoś  tak  sławnego,  kto 

pochodzi z naszego miasta – 

odparła z pozornym spokojem. 

– 

Pani też pochodzi z Chandler. – Dziennikarz uniósł brwi. – 

Proszę  mi  powiedzieć,  czy  Luke  już  dawniej  miał  opinię 
podrywacza? 

– 

Luke  to  prawdziwy  mężczyzna  –  odparła  po  chwili 

zastanowienia. 

– 

Czekamy  więc  z  niecierpliwością  na  jego  udział  w 

niedzielnej imprezie. 

Meg  wypadła  z  telewizji,  jakby  ją  ktoś  ścigał.  Musiała 

zaczerpnąć  powietrza  i  uspokoić  nerwy. Czy aby ludzie nie 

zauważą,  że  zmieszała  się  na  samą  wzmiankę  o  Luke’u?  Na 

pewno  wielu  mieszkańców  Chandler  pamięta,  że  kiedyś  się  z 

nim  spotykała.  Musi  być  ostrożna,  gdy  pokażą  się  razem 
publicznie. 

Wracając  z  telewizji,  zatrzymała  się  obok  domu,  w  którym 

spędziła pierwsze osiemnaście lat swego życia. Miała zostawić 

rodzicom  dwa  podkoszulki.  Obiecali,  że  pomogą  przy 

organizacji festiwalu. Była wściekła, że wtrącili się w jej sprawy 

z Lukiem, ale nie zamierzała teraz poruszać tego tematu. Była 

zbyt zajęta swoimi obowiązkami. 

Weszła do domu tylnymi drzwiami, tak jak to zawsze robiła. 
– Mamo? – 

zawołała. 

Nora  Hennessy  siedziała  przy  stole  nad  talerzem  zupy  i 

background image

oglądała telewizję. Była niewysoką, zadbaną kobietą, z krótkimi 

włosami w kolorze miodu, które właśnie zaczynały lekko siwieć 
na skroniach. 

– 

Wielkie nieba! Nie spodziewałam się ciebie w takim dniu! 

– 

zawołała zdumiona na widok córki. 

–  Ja tylko... – 

przerwała,  gdy  zorientowała  się,  co  matka 

ogląda. – „Labirynt uczuć”? – zdziwiła się. 

– 

To niezły serial – stwierdziła Nora. 

– 

Myślałam, że nie lubisz oper mydlanych. 

– 

Cóż, oglądam tylko tę jedną. 

– 

Nie zamierzam się wtrącać, ale wygląda na to, że i ty jesteś 

wielbicielką Luke’a. 

– 

Tego  bym  nie  powiedziała  –  oburzyła  się  Nora,  a  jej 

policzki stały się purpurowe. 

– 

Ale  jesteś,  prawda?  Słyszałam,  co  ludzie  mówią  o  tym 

serialu.  To  Luke  ich  przyciąga.  Ludzie,  a  raczej  kobiety,  nie 

oglądałyby  go,  gdyby  nie  miały  bzika  na  punkcie  Dirka 
Kennedy’ego.  – 

Meg  słyszała  głos  Luke’a.  Nic  dziwnego. Był 

na ekranie prawie bez przerwy. 

– 

A jej matka patrzyła na niego, podobnie jak miliony innych 

kobiet. 

Nora podniosła się i wyłączyła telewizor. 
– 

Nie ma nic złego w oglądaniu zmyślonych historii. Gorzej, 

jeśli mieszasz je z prawdziwym życiem. 

– 

Myślisz, że ja to robię? To dlatego mi nie powiedziałaś, że 

Luke zadzwonił, jak tylko dostał rolę w serialu? 

– 

Usiądź. Naleję ci zupy. – Nora odzyskała zimną krew. 

Meg rzuciła podkoszulki na stół. 
– 

Nie mam teraz czasu, ale chciałabym, żebyś odpowiedziała 

na moje pytanie, zanim wyjdę. 

–  Dobrze.  – 

Nora  spojrzała  córce  prosto  w  twarz.  –  Tak, 

background image

bałam się, że zostawisz Dana i pogonisz do Hollywood. Zawsze 

byłaś pod wpływem Luke’a Bannistera, a my z ojcem staraliśmy 

się wybić ci to z głowy. 

– 

Toczyliście z nim swoją prywatną wojnę – wycedziła Meg 

przez  zęby.  –  Właśnie  się  dowiedziałam,  że  tata  zmusił  go 

szantażem, żeby ze mną zerwał. 

– 

Oczywiście  Luke  ci  powiedział  coś  niecoś  –  zauważyła 

Nora cierpko. – 

Mam  nadzieję,  że  nie  zamierza  ponownie 

wkroczyć w twoje życie? 

– 

Czy  nigdy  nie  przyszło  ci  do  głowy,  że  może  byłabym  z 

nim szczęśliwa? 

– 

Nie. Jeśli spokojnie się nad tym zastanowisz, przyznasz mi 

rację. Luke wylądował lepiej, niż się z ojcem spodziewaliśmy, 

ale  jego  styl  życia  nie  jest  dla  ciebie.  Nie  nadajesz  się  do 

wielkiego  świata,  tego  całego  blichtru,  blasku,  świateł 

reflektorów.  Poza  tym,  jak  sięgnę  –  pamięcią,  zawsze  chciałaś 

zająć  się  działalnością  polityczną.  A  powinnaś  zacząć  właśnie 

tu, gdzie się wychowałaś i gdzie masz ustabilizowaną pozycję. 

On nie zrezygnuje z Kalifornii, a jeśli z nim pojedziesz, będziesz 

zaczynać od początku. 

Meg  westchnęła  głęboko.  Trudno  było  nie  przyznać  matce 

racji. 

– 

Chcę tylko móc sama podejmować decyzje. 

– 

Z  tonu,  jakim  mówisz,  można  wywnioskować,  że  wciąż 

jeszcze możesz podjąć tę decyzję. 

– 

Lepiej już pójdę – stwierdziła Meg. 

– 

Nie rób głupstw, dziecko. On jest atrakcyjnym mężczyzną, 

ale  jeśli  stanie  między  tobą  a  twoimi  dążeniami,  jego 

atrakcyjność  zblednie.  –  Meg  spojrzała  matce  w  oczy.  – 

Kochamy  cię,  Meg.  Bóg  dał  nam  tylko  jedno  dziecko,  a  więc 

jesteś dla nas wszystkim. Od chwili twego urodzenia mieliśmy 

background image

na uwadze wyłącznie twoje dobro. 

–  Do zobaczenia, mamo. – 

Meg  wybiegła  i  wskoczyła  do 

samochodu. Nie chciała przedłużać tej przykrej rozmowy. Luke 

na pewno jest już w domu, myślała. Uroczystość zaczyna się za 

dwie godziny. Musi się przygotować. 

Gdy wjechała na podwórze, Apacza nie było przed domem. 

Luke  na  pewno  wrócił.  Otworzyła  frontowe  drzwi.  Usłyszała 

szum  wody  w  łazience  i  głos  Luke’a  nucącego  jakąś  melodię. 

Apacz leżał w salonie, wyraźnie zadowolony. 

–  Dobrze ci, prawda? – 

powiedziała,  drapiąc  go  za  uchem. 

Problem  w  tym,  że  i  jej  było  dobrze.  Już  w  drodze  do  domu 

cieszyła się na myśl o tym, że Luke być może na nią czeka. Po 

raz  pierwszy  od  blisko  dwóch  lat  czuła  się  jak  prawdziwa 

kobieta,  pożądana,  adorowana.  Przyzwyczaiła  się  ostatnio 

myśleć o sobie w całkiem innych kategoriach, jako o wdowie, 
kandydatce do kariery politycznej, kobiecie interesu. Luke 

wszystko to zmienił jednym pocałunkiem. 

Nie  usłyszał,  jak  weszła.  Nucił  stary  przebój  Rolling 

Stonesów “

I Can’t Get No Satisfaction”. Westchnęła. Jej też nie 

satysfakcjonowała  cała  ta  sytuacja.  Weszła  do  kuchni  i  nalała 

sobie  wody.  Na  stole  zobaczyła  torbę  ze  świeżo  zerwanymi 

pomarańczami. 

Chyba ich nie ukradł? – zaniepokoiła się, wracając myślą do 

przeszłości. Pachniały tak zachęcająco, a ona była taka głodna, 

że  nie  zastanawiając  się  długo,  sięgnęła  po  owoc  i  zaczęła 

ściągać skórkę. 

– 

Wydawało  mi  się,  że  ktoś  tu  jest  –  usłyszała  nagle.  Luke 

stał  w  drzwiach,  wycierał  włosy.  Miał  na  sobie  najbardziej 

obcisłe dżinsy, jakie kiedykolwiek zdarzyło jej się widzieć, i nic 
ponadto. 

 

background image

Rozdział 6 

 
– Masz na nie pozwolenie? – 

spytała. 

Luke zarzucił ręcznik na szyję i spojrzał na dżinsy. 
– 

Mój agent poradził, żebym je włożył – odparł. 

– 

Zapewnił ci też ochroniarza? 

– Daj spokój. To dobre dla nastolatek. Nikt nawet nie zwróci 

uwagi. 

– 

Nie  byłabym  taka  pewna.  –  Przypomniała  sobie  słowa 

matki. On jest fascynującym mężczyzną. Matka nawet w części 

nie  wiedziała,  jak  bardzo  fascynującym.  Luke  jednak  nie 

przejmował się swoim seksownym wyglądem, który być może 

stanowił  tajemnicę  jego  sukcesu.  Zachowywał  się,  jakby  w 

ogóle nie zdawał sobie z tego sprawy. 

– 

Widzę, że znalazłaś pomarańcze. 

– 

Znalazłam.  –  Popatrzyła  na  niego  badawczo.  –  Skąd  je 

masz? 

– Z drzewa starego Petersona. 
– Luke! 
– 

Cóż,  przechodziłem  obok,  zapukałem  do  drzwi  –  i 

pogadałem z Petersonową. Jej mąż zmarł parę lat temu. Przecież 
wiesz. 

Meg  skinęła  głową.  Jak  mogła  stać  tutaj  obok  tego 

seksownego faceta i nie rzucić mu się w ramiona? 

– 

Pani Petersonci je dała? 

– Z

apracowałem na nie. Chciała, żeby jej okopać drzewko, i 

zrobiłem  to  za  torbę  pomarańczy.  –  Podszedł  do  stołu,  wyjął 

jeden owoc i zaczął go obierać ze skórki. – Wstąpiłem do niej, 

żeby przeprosić za to, że jako chłopiec kradłem im pomarańcze. 

– 

Przeprosiłeś i za mnie? 

background image

– 

Niezupełnie. Powiedziałem, że nie miałaś o niczym pojęcia. 

–  Ach, tak. – 

Meg patrzyła, jak myje pomarańcze. Te same 

dłonie pieściły wczoraj jej piersi. Pragnęła, by znów jej dotknął. 

– 

Zachowywała się tak, jakby nawet nie wiedziała, że już tu 

nie mieszkam – 

dodał. – Dobrze mi to zrobi, na wypadek gdyby 

mi woda sodowa miała uderzyć do głowy, jak mówią niektórzy. 

– 

Przecież nie jesteś zarozumiały. 

–  Powiedz to memu bratu. – 

Włożył  do  ust  kawałek 

pomarańczy. – Wyborna. Zapamiętałem ten smak. 

– A 

jak poszło z Clintem? 

– 

No  cóż...  – Luke  zawahał  się.  –  Clint  wyobraża  sobie, że 

prowadzę wspaniałe życie w Kalifornii, podczas kiedy on haruje 

jak  wół  na  farmie.  Myślę,  że  zapomniał,  iż  musiałem  nauczyć 

się sam sobie radzić, gdy tymczasem on pozostał w rodzinnym 

domu. Widzi jedynie, że jemu jest ciężko, a ja robię wspaniałą 

karierę. 

–  To niedobrze – 

powiedziała ze smutkiem Meg, pochylając 

się gwałtownie nad zlewem, by cząstka pomarańczy nie wpadła 

jej za podkoszulek. Nie udało się. Luke natychmiast pospieszył 

z pomocą. Poczuła na piersi jego dłoń. 

– 

Przestań.  –  Chwyciła  go  za  rękę.  –  Na  litość  boską, 

przestań. 

Luke nie poruszył się. Niebieskie oczy zaszły mu mgłą. 
– 

Myślałem dziś o tobie bez przerwy – wyszeptał. 

  – 

Gdy  szedłem  drogą,  którą  chodziliśmy razem, 

przyglądałem  się  wszystkim  tym  miejscom,  w  których  się 

spotykaliśmy. Byłaś ze mną przez cały czas. 

Meg nie drgnęła. Nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. 

Luke rozwarł dłoń i cząstka pomarańczy upadła na podłogę. 

Pogładził Meg po włosach i szyi. 

– 

Tak bardzo za tobą tęskniłem – westchnął. – Potrzebuję cię, 

background image

Meg. – 

Zbliżył wargi do jej ust. 

Oparła  dłonie  o  jego  nagą  pierś.  Wdychała  znajomy  zapach 

pomieszany ze świeżą wonią pomarańczy. Ich usta się spotkały. 

Objęła  go  za  szyję.  Luke,  powtarzała  w  duchu  jego  imię. 

Przyciągnął ją do siebie. Poczuła każdy szczegół jego ciała. Był 

podniecony.  Jego  pocałunki  stały  się  gorętsze,  coraz  bardziej 

namiętne. 

– 

Nie  miałem  zamiaru  tego  robić  –  powiedział,  z  trudem 

odrywając się od niej. 

Otworzyła  oczy  i  oparła  się  o  stół.  Wysiłkiem  woli 

utrzymywała  równowagę.  Nie  mogła  wydobyć  z  siebie  głosu. 

Wreszcie powiedziała: 

– 

To również moja wina. I ja cię pragnę. 

– 

Nie,  nie  pragniesz.  Może  teraz,  w  tym  momencie,  ale 

później  byś  tego  żałowała.  Nie  chcę  ci  przysporzyć  kłopotów, 

Meg.  Naprawdę  nie  chcę.  Próbowałem  przekonać  Clinta,  żeby 

pozwolił  mi  u  siebie  zamieszkać,  ale  nawet  nie  raczył  mnie 

wysłuchać. A jeśli zostanę tu jeszcze przez jedną noc, będziemy 

się kochać. Jestem tego pewny. 

–  Nie zostaniesz tutaj – 

odparła. – Dzwoniłam dziś rano do 

hotelu. Jest dla ciebie pokój. Przewieziemy twoje rzeczy, jak 

tylko będziesz gotów. 

– 

To dobrze. To naprawdę dobrze. 

– 

Wolałabym tego nie robić, Luke. – Meg umknęła wzrokiem 

w bok. 

W jego oczach na moment rozbłysło pożądanie. 
– 

To  słuszna decyzja –  przyznał  po  chwili.  –  Zaraz  się 

spakuję  i  zniknę  z  twego  życia,  póki  jeszcze  choć  trochę  nad 

sobą panuję. 

 

Pojechali do miasta BMW. Luke pogodził się już z myślą o 

background image

tym, że znów stanie się obiektem fotoreporterów. 

– 

W  hotelu  obiecano  mi,  że  nie  ujawnią  numeru  twojego 

pokoju – 

poinformowała go Meg, wybierając okrężną drogę, by 

ominąć  skwer  w  środku  miasta.  –  Dopóki  uda  ci  się 

powstrzymać  fotoreporterów,  a  jestem  pewna,  że  obsługa 

hotelowa ci w tym pomoże, będziesz miał trochę spokoju. 

– To napra

wdę nie ma znaczenia – odparł. – Od tej chwili aż 

do niedzieli i tak należę do publiczności. 

–  Zapewne.  – 

W  jej  głosie  zabrzmiała  ironia.  Była  – 

poirytowana. Luke do dżinsów włożył błękitną koszulę i buty z 

cholewką. Wyglądał znakomicie. Ogarnęła ją żądza posiadania. 
Podjechali pod hotel. 

– 

Pomyśl, że i ty jesteś teraz osobą publiczną – zauważył. 

Ale to nie mnie będzie otaczał tłum, dodała w duchu. 
– 

Luke, chciałabym... – zaczęła. 

– 

Ejże.  –  Dotknął  jej  ramienia.  –  Masz  swoje  zajęcia. 

Rozumiem to. 

– 

Naprawdę? 

– 

Dopóki  trzymamy  się  na  bezpieczną  odległość  – 

powiedział,  patrząc  jej  w  oczy.  –  Kiedy  biorę  cię  w  ramiona, 

zmieniam się w samolubnego faceta, który chce tylko... 

– 

Mogę  wziąć  pański  bagaż?  –  przerwał  mu  portier, 

otwierając drzwiczki samochodu. 

– Oczywi

ście. Przedstawienie się zaczyna. 

Meg  obserwowała  Luke’a,  gdy  wchodził  do  holu,  ściągając 

na  siebie  spojrzenia  kobiet.  Gdyby  tak  mogła  cofnąć  czas  o 

dwadzieścia  cztery  godziny.  Inaczej  wykorzystałaby  chwile 

spędzone razem. 

 

Przez  następną  godzinę  działała  jak  automat,  myślami 

błądząc  gdzie  indziej.  Odebrała  walkie-talkie,  które  miało  jej 

background image

nieodłącznie  towarzyszyć  przez  najbliższe  parę  dni,  i  zieloną 

bryczkę, którą mogła swobodnie poruszać się po festiwalowym 

terenie. Sprawdziła jeszcze, czy wszystko zostało przygotowane 

jak należy, po czym udała się do hotelu po Luke’a. 

Zastała  go  w  holu  otoczonego  liczną  grupą  łowców 

autografów. Przepychając się ku niemu, żałowała, że jego agent 

nie  zapewnił  mu  ochrony.  Z  trudem  wyciągnęła  go  z  tłumu  i 

wyprowadziła przed hotel. Skinęła dłonią i wskazała mu miejsce 
obok siebie. 

– 

Tu  Meg.  Wszystko  w  porządku  –  poinformowała  przez 

walkie-talkie. 

– 

Przypomina  mi  to  bryczkę,  którą  jeździł  Bobby  Joe  – 

roześmiał  się  Luke.  –  Nie  będę  twierdził,  że  jazda  nie  jest 
zabawna. 

– 

Masz rację, jest zabawna. 

Wszystko  już  było  zapięte  na  ostatni  guzik.  Sprzedawcy 

rozstawili  budki  z  prażoną  kukurydzą  i  elektryczne  grille, 

między  nimi  umieścili  się  lodziarze.  Na  straganach  z 

pamiątkami  pobrzękiwały  na  wietrze  dzwoneczki,  błyszczały 

przeróżne  ozdoby,  piętrzyły  się  wyroby  rzemieślnicze. 

Przygotowano serpentyny i fajerwerki, by uświetnić uroczystość 

otwarcia  wyścigów  strusi  o  piątej,  a  rzędy  pluszowych 

zwierzaków czekały na zwycięzców rozmaitych konkursów. 

Meg  podjechała  pod  żółto-biały  namiot  dla  ważnych 

osobistości  rozstawiony  na  końcu  trasy  biegu  strusi,  lam  i 

wielbłądów. Trybuna po przeciwnej stronie była już pełna, a ci, 

którzy  nie  znaleźli  miejsca  na  ławkach,  obsiedli  okoliczne 

trawniki.  Członkowie  obsługi  roznosili  piwo  i  inne  napoje,  z 
megafonó

w rozległy się dźwięki muzyki country. 

– 

To nie lada przedsięwzięcie – stwierdził z podziwem Luke, 

wysiadając  z  bryczki.  Weszli  z  Meg  do  namiotu,  w  którym 

background image

miejscowi notable i członkowie Izby Handlowej raczyli się przy 
suto zastawionym bufecie. 

– Musi tak b

yć. Jeśli festyn się nie uda, będziemy przez cały 

rok się szarpać, żeby zdobyć pieniądze na naszą działalność w 

mieście. 

– 

Obciążyli cię niezłą odpowiedzialnością. 

– 

Jeśli ich zawiodę, niewykluczone że będę musiała opuścić 

miasto. Chodź, zjemy coś, zanim będzie za późno. 

Wkrótce  straciła  Luke’a  z  oczu.  Otoczyli  go  ludzie,  którzy 

chcieli  choć  przez  chwilę  z  nim  porozmawiać.  Namiot  nie  był 

wprawdzie miejscem ogólnie dostępnym, ale na zewnątrz Meg 

dostrzegła wścibską fotoreporterkę. Dziewczyna wciąż miała na 
g

łowie  czapkę  odwróconą  daszkiem  do  tyłu,  a  podkoszulek 

zamieniła na bluzkę z długimi rękawami. 

Meg obawiała się, że dziewczyna może chyłkiem wkraść się 

do  namiotu.  Podeszła  do  Bobby’ego  Joe,  który  właśnie 

nadjechał.  Był  bez  munduru.  Pomagał  roznosić  piwo  i  napoje, 

ale  Meg  wiedziała,  że  nigdy  nie  zapomina  o  swoich 

obowiązkach służbowych. Wskazała mu fotoreporterkę. 

– 

Chciałabym  mieć  pewność,  że  ta  kobieta  z  aparatem  nie 

wejdzie do środka – powiedziała. 

– 

Zrobi się – zapewnił Bobby Joe. – Jak leci? 

– Wydaje s

ię, że wszystko w porządku. Co do tej wczorajszej 

nocy, ja... 

– To twoja sprawa, Meg. 
– 

Nie  napisałeś  żadnej  notatki?  –  spytała  z  niepokojem 

połączonym z ulgą. 

– 

A po co? Ty i Luke jesteście moimi przyjaciółmi. Nie ma o 

czym mówić. 

– 

Dzięki, Bobby Joe. – Meg odetchnęła. 

– Nie ma sprawy. 

background image

Wróciła  do  gości.  Nastrój  był  coraz  bardziej  odświętny. 

Popełniła błąd, ale na szczęście błąd ten odkrył ktoś rozsądny i 

lojalny. Nie musi się więc obawiać o swoje dobre imię. 

W  pewnym  momencie  właściciel  strusi  wyścigowych  zajął 

miejsce  na  środku  areny  i  poprosił  zebranych  o  uwagę.  Meg 

czekała w napięciu, wiedząc, co powie. Zaczął od tego, że jest 

szczęśliwy,  że  może  być  wśród  tak  sympatycznych 

mieszkańców Chandler. Po krótkiej pauzie mówił dalej. 

– W tym roku mamy nowy punkt w naszym programie. Izba 

Handlowa zorganizowała loterię, w której główną wygraną jest 
randka z naszym mistrzem ceremonii. A jest nim nie kto inny 

jak  znany  wszystkim  gwiazdor  serialu  „Labirynt  uczuć”,  Luke 
Bannister! 

Rozległy się burzliwe oklaski, Luke wyszedł przed namiot i 

pomachał do zgromadzonych. 

– 

Zwyciężczyni  otrzyma  tuzin  róż  i  zostanie  zawieziona 

elegancką limuzyną do hotelu San Marcos, gdzie zje kolację z 
Lukiem w restauracji Nineteen-Twelve. 

A  teraz  poproszę  moją  asystentkę,  by  wylosowała  jedno  z 

nazwisk  spośród  zgłoszeń  znajdujących  się  w  tej  oto  czasze. 

Zaraz się dowiemy, której z pań dopisze szczęście. 

Meg  wstrzymała  oddech.  Nie  chciała,  żeby  ktokolwiek 

spotykał  się  z  Lukiem.  Nieważne,  że  loteria  przysporzyła 

pieniędzy  Izbie,  nieważne,  że  będzie to dobra reklama dla 
Luke’a. 

– 

Wygrała... – prowadzący zawiesił głos, by zwiększyć efekt 

– Debbie Fry! 

– Hura! – 

wykrzyknęła Debbie, wznosząc do góry ręce. 

– 

Myślę, że jest szczęśliwa – kontynuował konferansjer. – A 

teraz,  panno  Fry,  proszę  przejść  do namiotu dla VIP-ów i 

przedstawić  się.  Luke  Bannister  powinien  się  dowiedzieć,  w 

background image

czyim  towarzystwie  spędzi  piątkowy  wieczór.  Mogę  tylko 

powiedzieć, że szczęściarz z niego. 

Meg zmusiła się, by podejść do Debbie i złożyć jej gratulacje. 

Luke zbliżył się z uśmiechem i oświadczył, że z rozkoszą będzie 

jej  towarzyszył  wieczorem.  Meg  podejrzewała,  że  znowu  gra, 

ale w głębi serca poczuła ukłucie zazdrości. Nic nie mogła na to 

poradzić. 

Błysk flesza! Ostre światło oślepiło ją na moment. Zauważyła 

fotoreporterów. 

Miała  nadzieję,  że  na  jej  twarzy  nie 

odzwierciedlają  się  wszystkie  targające  nią  uczucia.  Już  sobie 

wyobrażała  nagłówki  w  gazetach:  „Dawna  dziewczyna 

Bannistera  obserwuje  z  zazdrością,  jak  uwodzi  on  następną 

kobietę”.  Nie,  chyba  zwariowała.  Fotoreporterzy  nie  na  nią 

polowali. Po prostu znalazła się w polu ich widzenia. 

Zaczął  się  pierwszy  bieg.  Trzy  strusie  ciągnęły  małe 

rydwany. Powożący mieli na sobie hełmy, jakie niegdyś nosili 

Rzymianie,  i  luźne  płaszcze.  Tłum  wiwatował.  Meg 

obserwowała wyścig z zainteresowaniem, ale kątem oka zerkała 
w kierunku Debbie i Luke’a. 

Na  szczęście  wezwano  ją  przez  walkie-talkie.  Podeszła  do 

Luke’a i poinformowała go, że musi na chwilę odjechać. 

 

Clint  przyjechał  po  Debbie  około  wpół  do  siódmej 

wieczorem.  Umówili  się  na  terenie  festiwalu,  chociaż  po 

porannej scenie nie było mu w smak znaleźć się z Debbie tam, 

gdzie  mogli  spotkać  brata.  Wszyscy  kumple  Clinta  zabierali 

tego wieczoru swoje żony i dziewczyny na festyn, a więc i Clint 

musiał  to  zrobić.  Lepiej,  żeby  Luke  trzymał  się  z dala od 
Debbie, i odwrotnie. 

Debbie  zajmowała  mały  domek  gościnny  za  domem 

rodziców. Czekała już na niego na ganku. Podobało mu się, że 

background image

zawsze  była  punktualna.  Popatrzył  z  uznaniem  na  jej  obcisłe 

zielone  dżinsy  i  jaskraworóżową  bluzkę  związaną  w  pasie. 
W

yglądała  piekielnie  seksownie.  Chłopaki  będą  mu  dziś 

zazdrościć. 

Otworzył  drzwiczki.  Kiedy  wsiadła,  poczuł  silny  zapach 

perfum. 

– 

Pięknie pachniesz – powiedział. 

– 

Dzięki. – Debbie nie patrzyła na niego. 

– 

Nie pocałujesz mnie? 

– 

Ależ oczywiście. – Szybko musnęła wargami jego policzek. 

– 

Ejże. – Clint przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. – 

To co innego – 

stwierdził, zapuszczając silnik. 

Na  ogół  była  w  samochodzie  bardzo  rozmowna,  ale  tym 

razem milczała. 

– 

Coś się stało, kochanie? – zaniepokoił się. 

R

zuciła mu nerwowe spojrzenie. 

– 

Będzie  lepiej,  jak  ci  powiem  –  zdecydowała.  –  I  tak  się 

dowiesz. 

Zmartwiał.  Był  niemal  pewien,  że  ma  to  coś  wspólnego  z 

Lukiem. 

– 

No więc mów. 

– 

Wygrałam główną nagrodę na loterii. 

– Jakiej loterii? – 

Nie miał pojęcia, o czym ona mówi. 

– 

Losowano randkę z twoim bratem. 

– Co? – 

Clint zjechał na pobocze i gwałtownie zahamował. – 

Kupiłaś los? 

– 

Dwadzieścia. 

Spuścił głowę. Oczywiście, kupiła dwadzieścia losów. Kogo 

on  chce  oszukać?  Przecież  chodzi  z  nim  tylko  dlatego,  że jest 

bratem Luke’a Bannistera. A teraz Luke jest tutaj, więc on nie 

jest już potrzebny. 

background image

–  To tylko jeden wieczór – 

dodała  miękko,  łagodniejszym 

tonem. – 

W piątek. 

Clint wyprostował się i popatrzył przed siebie. Zamyślił się. 

Prawdę mówiąc, nie był zakochany w Debbie, ale podobała mu 

się i wszyscy w mieście uważali, że jest jego dziewczyną. Nie 

złamie  mu  serca,  idąc  na  tę  randkę,  ale  ugodzi  jego  męską 

ambicję.  Przeklęty  Luke.  Nie  mógł  zostać  tam,  gdzie  jego 
miejsce? 

– Pójdziemy dzisiaj razem? – 

spytała niemal szeptem. 

– Pójdziemy, jasne. – 

Clint zapuścił motor. 

– 

Wściekły jesteś, co? 

– O, nie, to niepodobne do starego Clinta. 
– 

Meg  poczuła  się  senna,  ale  nie  mogła  jeszcze  pójść  do 

domu. Była potrzebna tutaj. Od chwili otwarcia festiwalu prawie 

nie  widziała  Luke’a,  w  każdym  razie  nie  na  żywo.  Mogła  go 

natomiast podziwiać na ogromnym ekranie zawieszonym przed 

trybuną, na którym wyświetlano fragmenty serialu. 

Dojeżdżała  właśnie  do  namiotu,  gdy  Luke  wyrósł  przed  nią 

jak spod ziemi. Gwałtownie skręciła, by na niego nie najechać. 

– 

Zostaw tę bryczkę i chodź ze mną – powiedział. 

– 

Co się stało? 

– 

Muszę z tobą pomówić. Chodź. 

– 

Znowu ta reporterka? A może coś ze strusiem? 

–  Powiem ci na diabelskim kole. To jedyne miejsce, gdzie 

możemy być sami. 

– 

Nie lubię diabelskiego koła, Luke. 

– 

Ze mną nie musisz się bać. 

– 

Będzie mi niedobrze. 

– Na pewno nie. Zaufaj mi – 

nalegał. 

Podeszli do kasy. 
– Patrzcie, to Dirk Kennedy – 

usłyszeli nagle czyjś głos. 

background image

–  W rzeczy samej. – 

Luke posłał jeden ze swych dyżurnych 

uśmiechów.  Natychmiast  zaczęto  go  prosić  o  autograf.  –  Jak 

wrócę – obiecał. Wsiedli z Meg do wagonika. 

– 

To kiepski pomysł. – Meg poczuła ucisk w żołądku. 

– 

Świetny! 

Wagonik wzniósł się w górę. Zemdliło ją. 
– Och, Luke – 

jęknęła. 

– 

Wszystko  będzie  dobrze.  –  Ujął  jej  dłonie.  –  Popatrz na 

mnie. 

Od  razu  poczuła  się  lepiej.  Któż  mógłby  myśleć  o  czymś 

nieprzyjemnym, patrząc w te oczy koloru nieba nad Arizoną? 

– Widzisz – 

uśmiechnął się. – Wiedziałem, że nie będzie tak 

źle. 

I wtedy popełniła błąd. Spojrzała w dół. Świat zawirował jej 

przed oczami. 

– 

Boże – jęknęła. 

– Spójrz na mnie. 

Popatrzyła mu w oczy. To był jej talizman. 
– 

Cały czas patrz na mnie, a nie w dół – napominał. 

– Chyba mnie hipnotyzujesz. 
– 

Coś podobnego. Jeszcze nigdy tego nie robiłem. 

– To niesamowite, Luke – 

zaśmiała się. 

– 

Och ,  Meg,  co  ja  bym  d ał...  –  westchnął.  –  Czas  zmienić 

temat.  Wziąłem  cię  tutaj,  żeby  się  zastanowić,  czy  można  coś 

zrobić z tą randką z Debbie. 

– 

Zrobić? Dlaczego? Nie rozumiem. 

– 

Jest dziewczyną Clinta. 

–  Wiem, ale 

wygrała. Widziałeś, jaka była podekscytowana. 

Nie wyobrażam sobie, żeby zrezygnowała. 

– 

Jesteś pewna? Bo ja sobie pomyślałem, że gdybyś jej dała 

te  róże  i  zaproponowała  przejażdżkę  limuzyną  i  kolację  z 

background image

Clintem  zamiast  ze  mną,  wybralibyśmy  kogoś  na  jej  miejsce. 

Pokryłbym dodatkowe koszty. 

– 

Spróbuję,  ale  widziałeś,  jak  się  ucieszyła.  Może  jest 

dziewczyną Clinta, ale chce iść na kolację z tobą. 

– 

Do  diabła.  Wyobrażałem  sobie  nawet,  że  jakoś  tak  to 

załatwisz, że to ty pójdziesz ze mną na kolację. 

– Nic z tego

. Wywieziono by mnie stąd na taczkach. 

– 

O,  nie,  bo  wtedy  ja  bym  przybył  i  ocalił  cię,  tak  jak 

Lancelot ocalił Ginewrę, kiedy chcieli ją spalić na stosie. 

– 

Zawsze byłeś romantykiem. 

– 

Tak. Czy zdajesz sobie sprawę, że mamy już za sobą trzy 

okrążenia, a tobie nie jest niedobrze? 

– To dopiero jest romantyczne. 
– 

A teraz zatrzymaliśmy się na samej górze. Moje ulubione 

miejsce. 

– 

Nawet mi nie mów, gdzie jesteśmy. Nie chcę wiedzieć. – 

Meg nadal wpatrywała się w jego oczy. 

– 

Jest  pewna  tradycja  związana  z  zatrzymywaniem  się  na 

górze.  Oczywiście  ty  jej  nie  znasz,  bo  nigdy  nie  jeździłaś  na 
kole. 

– 

Jeśli  ma  to  coś  wspólnego  z  pędzeniem  jak  wariat 

samochodem, to nie interesuje mnie taka tradycja. 

–  To jedna. Ale jest i druga. – 

Ujął  jej  twarz  w  dłonie  i 

pocałował  w  usta.  Był  to  cudowny,  delikatny  pocałunek  pełen 

słodyczy. – I jak ci się podoba? – spytał. 

– 

Jesteś szalony. 

– 

Całujmy się, dopóki nie ruszymy. Nikt nas tu nie zobaczy. 

– To niebezpieczne. 
– 

Owszem,  jeśli  rzucisz  się  na  mnie  i  zaczniesz  szarpać 

ubranie. 

Ale jeśli potrafisz się opanować, będzie cudownie. 

Roześmiała się. Lekko rozchyliła usta, gdy ją całował. Czuła 

background image

jego język. Co ja najlepszego robię, pomyślała, ale nie była w 

stanie się powstrzymać. To wszystko było zbyt piękne. 

– 

Może  byś  lepiej  spróbowała  popatrzeć  na  mnie  z 

oburzeniem – 

zaproponował. 

– Dlaczego? 
– 

Bo teraz wyglądasz jak kobieta, która chce się kochać. 

– 

Mylisz się. 

– Spójrz na mnie z niesmakiem. 

Meg  zmarszczyła  brwi,  po  czym  wybuchnęła  śmiechem. 

Śmiała  się  jeszcze,  gdy  wysiadali  z  wagonika  i  błysnął  przed 
nimi flesz aparatu. 

 

background image

Rozdział 7 

 
– 

Muszę iść – oświadczyła Meg, wyrywając się Luke’owi. 

Gdy  po  chwili  obejrzała  się  za  siebie,  zobaczyła  otaczający 

go  tłumek  wielbicieli  i  fotoreporterów.  Wsiadła  do  swojej 

bryczki  i  skierowała  się  w  stronę  namiotu  organizatorów.  Po 

drodze  rozglądała  się  za  Debbie.  Koniecznie  chciała  z  nią 

porozmawiać,  ale  okazało  się,  że  Debbie  już  poszła  do  domu. 

Musi ją złapać rano w banku. Wątpiła jednak, by była skłonna 

zrezygnować z randki z gwiazdą. 

Przez  chwilę  zastanawiała  się,  czy  nie  zorganizować 

spotkania w czwórkę. Clint przyszedłby z Debbie, a Luke z nią. 

Zupełnie  jak  za  dawnych  czasów,  pomyślała,  tyle  że  wtedy 

Debbie  nie  była  dziewczyną  Clinta.  Była  na  to  za  młoda. 

Chodziła  jeszcze  do  szkoły  podstawowej.  Teraz  też  jest  za 

młoda. Meg nie mogła znieść myśli, że Luke będzie ją trzymał 

za rękę, obejmował. 

A może pocałuje na dobranoc? Albo posunie się dalej? Nie, 

to  niemożliwe,  nie  powinna  posądzać  Luke’a  o  podobne 

zamiary. A jednak jest mężczyzną o gorącym temperamencie i 

nie ma żadnych zahamowań. 

 

Następnego ranka zastała Luke’a w zwierzyńcu, gdzie młody 

struś, Dirk Kennedy, stanowił główną atrakcję. Wszyscy chcieli 

mieć zdjęcie Luke’a z jego filmowym imiennikiem. Luke miał 

na  sobie  równie  obcisłe  dżinsy  jak  poprzedniego  dnia,  białą 

koszulę  bez  kołnierzyka  rozpiętą  prawie  do  pasa  i  wysokie  do 

kolan  skórzane  buty  opinające  łydki.  Tajemniczości  dodawały 

mu ciemne okulary. Ktoś dobrze wiedział, jaki strój mu wybrać. 

Meg  zatrzymała  się  w  pewnej  odległości  i  zawołała  go. 

background image

Natychmiast do niej podbiegł. Zdjął okulary i uśmiechnął się. 

– 

Świetnie  wyglądasz.  I  pachniesz  nieco  ładniej  niż  te 

zwierzaki. 

– 

A ty wyglądasz jak prawdziwy chłopak z farmy. Właściwie 

należałoby dać ci coś do roboty. 

–  Nie narzekam. Dobrz

e mi tu. Twój widok czyni ten dzień 

jeszcze piękniejszym. 

– 

Dzięki. – Spojrzała w jego przepastne, błękitne oczy i omal 

nie zapomniała, co chciała powiedzieć. 

– 

Potrzebujesz czegoś ode mnie? – spytał. Tak, pomyślała. 

– 

Byłam  właśnie  w  banku  –  odparła.  –  Rozmawiałam  z 

Debbie. Nie zrezygnuje z randki. 

– To niedobrze – 

zasępił się Luke. 

– 

Namawiałam ją, żeby poszła z Clintem. Od– powiedziała, 

że zastąpienie ciebie Clintem byłoby głupotą. 

– 

Nie wiem, czego ona się spodziewa. Zamierzam traktować 

ją jak młodszą siostrę. 

– 

Wątpię, czy tego od ciebie oczekuje. 

– 

Powinnaś wiedzieć, że jeśli nie mogę mieć ciebie, nie chcę 

żadnej innej. 

Serce Meg zabiło mocniej. Jakże lubiła słuchać takich słów, 

nawet jeśli nie bardzo w nie wierzyła. W niedzielę Luke wróci 
do Los Angel

es i na pewno nie pozostanie długo samotny. 

– 

No  cóż,  miejmy  nadzieję,  że  Debbie  miło  spędzi  czas  z 

kimś, kto będzie się zachowywał jak jej starszy brat. 

– 

Wygrała kolację w moim towarzystwie, nic więcej. 

– 

Wydajesz się zirytowany – zauważyła Meg. 

–  Widzis

z,  co  czynią  z  mężczyzny  zawiedzione  nadzieje?  – 

zaśmiał  się  cicho.  –  Myślę  jednak,  że  jakoś  sobie  z  tym 
poradzimy, Debbie, ja i mój braciszek. Wiem, jakie to dla ciebie 

ważne.  Nie  chcę  niczego  zepsuć.  –  Luke  popatrzył  na  dzieci 

background image

przechodzące obok z watą cukrową na patyku. 

– 

Co byś powiedziała, gdybyśmy sobie przypomnieli dawne 

czasy i też skoczyli na watę? 

– 

Dobry pomysł, ale mam jeszcze masę spraw do załatwienia. 

Nawiasem  mówiąc,  czy  wiesz,  że  telewizja  będzie  was 

filmować? 

– 

W  porządku.  I  dziękuję,  że  próbowałaś  coś  zmienić  z  tą 

randką. 

– 

Głupstwo.  –  Meg  obserwowała  go,  gdy  odchodził,  – 

ściągając na siebie spojrzenia zebranych. Rozumiała to. Na nią 

też działał z jakąś magnetyczną siłą, ile razy znalazła się w jego 

pobliżu. 

 

Tego  wieczoru  Meg,  załatwiwszy najpilniejsze sprawy, 

postanowiła  pomóc  trochę  przy  stoisku  z  piwem  –  było  to 

najruchliwsze,  najbardziej  uczęszczane  miejsce  przez  gości 

festiwalu.  Miała  nadzieję,  że  dzięki  temu  zapomni  o  Luke’u  i 
jego randce z Debbie. 

Było  tak  do  chwili,  gdy  ich  zobaczyła.  Luke  miał  na  sobie 

ciemny  garnitur  podkreślający  jego  szerokie  ramiona,  Debbie 

suknię  ze  srebrnych  łusek  połyskującą  przy  każdym  ruchu.  W 

jednej ręce niosła bukiet róż, drugą trzymała Luke’a. Pochylała 

się ku niemu, opierając policzek o jego ramię. 

Wokół  kręcili  się  fotoreporterzy  i  kamerzyści.  Debbie 

pozowała im do zdjęć niczym początkująca gwiazdka filmowa. 

Meg niejasno sobie przypominała, że Debbie marzyła o karierze 

aktorskiej.  Teraz  była  więc  w  swoim  żywiole.  Luke  na  lewo  i 

prawo  rozdawał  uśmiechy,  ale  w  pewnej  chwili  dostrzegła  na 
jego twarzy wyraz znudzenia. 

Zmierzali w kierunku pawilonu, w którym występował znany 

na Południu zespół rockowy. Prawie znikli już z oczu Meg, gdy 

background image

nagle wyrósł przed nimi Clint. Meg porzuciła stoisko z piwem i 
po

biegła.  Obawiała  się  najgorszego.  Lada  moment  będzie  tu 

telewizja. Nie może dopuścić do awantury. 

– 

Widzę, że przygruchałeś sobie słodką ślicznotkę, braciszku 

– 

zaczął Clint. 

– 

Daj spokój. Debbie i ja uczestniczymy właśnie w programie 

dobroczynnym. 

– Tak. 

Ta mała potrafi być dobroczynna. 

– 

Jak śmiesz? – oburzyła się Debbie. Podniosła rękę. 

– 

Pozwól  mi  z  nim  pogadać.  –  Luke  odsunął  ją  na  bok.  – 

Uważaj,  braciszku  –  powiedział.  –  Debbie to fantastyczna 

dziewczyna, ale jest tylko moją dobrą znajomą, niczym więcej. 
Nie psuj wszystkim zabawy. 

– 

Nie próbuj mnie pouczać. – Clint szturchnął go w ramię. – 

Jestem twoim bratem. Byłem tu, kiedy tata cię tłukł, bo za dużo 

sobie  pozwalałeś  z  dziewczynami  z  sąsiedztwa.  Żadnej  nie 

przepuściłeś.  Znam  cię.  Ale  Debbie  jest  moja.  Trzymaj  się  od 
niej z daleka. 

– Nie jestem niczyja – 

zaprotestowała Debbie. 

Meg zauważyła zbliżającą się ekipę telewizyjną. 

Na chwilę znieruchomiała, nie mając pojęcia, jak postąpić.   
– 

Idź  do  domu  i  prześpij  się,  Clint  –  wycedził  Luke  przez 

zęby. 

– Poca

łuj mnie gdzieś, chłoptasiu. 

Luke  zacisnął  pięści.  Meg  błyskawicznie  znalazła  się  przy 

nim i chwyciła go za ramię. 

– 

Daj spokój, proszę – wyszeptała. 

Popatrzył na nią. Oczy pałały mu gniewem. 
– 

Nie  możesz zepsuć  festiwalu.  Nie  bij  się z  nim –  prosiła. 

Poczuła,  że  jego  mięśnie  rozluźniają  się.  –  Dziękuję,  Luke  – 

rzuciła cicho. 

background image

– 

Czyżby nasz kochaś miał pietra? – szydził Clint. 

– 

Nie chcę się bić – powiedział Luke. – Chodźmy, Debbie. – 

Podał jej rękę. 

– Ty sukinsynu! – 

wrzasnął Clint. – Wiem, czemu nie chcesz 

się bić. Boisz się, że załatwię ci tę śliczną buźkę! 

Meg  wstrzymała  oddech.  Luke  z  trudem  się  opanowywał. 

Uśmiechnął  się  jednak  jak  gdyby  nigdy  nic  i  poprowadził 

Debbie w kierunku namiotu, w którym grał zespół muzyczny. 

Clint chciał iść za nimi, ale paru przyjaciół powstrzymało go. 

Meg odetchnęła. Tego by jeszcze brakowało – mistrz ceremonii 

z podbitym okiem i złamanym nosem. 

– Czy pani Meg O’Brian? – 

usłyszała nagle obok siebie głos 

reportera telewizyjnego. 

Skinęła głową. 
–  Czy to przypadkiem nie L

uke  Bannister  przed  chwilą  z 

kimś się kłócił? 

– 

Luke  jest  w  drodze  na  zabawę.  Jeśli  się  pan  pospieszy, 

jeszcze go pan złapie. 

– 

Dobrze, dobrze, ale o co im poszło? 

– O nic. 
– 

Cóż, jeśli tak pani mówi. – Reporter wzruszył ramionami. – 

Chodźcie, chłopaki, kręcimy. 

 

Luke  stał  z  Debbie  obok  estrady,  słuchając  zmysłowej 

piosenki,  która  przed  paru  miesiącami  znajdowała  się  na 

pierwszym miejscu listy przebojów. Kilka par tańczyło. Debbie 

zaproponowała,  żeby  zrobili  to  samo,  ale  odmówił,  tłumacząc 

się,  że  nie  jest  dobrym  tancerzem.  Z  trudem  wytrzymywał  tę 

sytuację. Jeszcze pół godziny i będzie po wszystkim, pocieszył 

się w myślach. 

Kiedy  przystał  na  pomysł  „randki  z  Dirkiem”,  sądził,  że  to 

background image

nie  będzie  nic  trudnego.  Dziesiątkom  kobiet  towarzyszył  przy 
podobnych okazja

ch. Tyle że wczoraj trzymał w ramionach Meg 

i  teraz  dotyk  każdej  innej  kobiety  nieprzyjemnie  drażnił  mu 

skórę. Perfumy Debbie wydawały mu się zbyt intensywne, a jej 

głos zbyt piskliwy. Pragnął Meg. 

Zaczynał rozumieć, jak to wszystko się dzieje. Przez całe lata 

Meg  była  postacią  z  wyobraźni,  wciąż  pożądaną,  ale  nie 

przeszkadzała  mu  w  nawiązywaniu  znajomości  z  innymi 

kobietami.  Teraz  znów  stała  się  kimś  realnym  i  już  żadna 

kobieta  nie  będzie  w  stanie  jej  zastąpić.  Od  kiedy  musiał 

zrezygnować z Meg, jego życie uczuciowe pozostawiało wiele 

do  życzenia.  Być  może  za  następne  dziesięć  lat  zdołałby 

zapomnieć  ją  na  tyle,  by  naprawdę  cieszyć  się  innymi 

kobietami. Może tak, a może nie. 

– 

Jesteś cudowny, Luke. – Debbie przytuliła się do niego. 

– Jestem zwyczajnym facetem. 
– 

Zastanawiam  się,  czy  tak  jest.  –  Debbie  wydawała  się 

urażona.  –  Na  ogół  nie  mam  problemów  z  zachęceniem 

mężczyzny, by zrobił pierwszy krok, a ty jesteś przecież słynny 

ze swoich podbojów. O co więc chodzi? Nie podobam ci się? 

– 

Podobasz  mi  się,  nawet  bardzo.  –  Zastanawiał  się,  co  ma 

powiedzieć.  Nawet  najmniejsza  wzmianka,  że  jest  ktoś  inny, 

może  skierować  podejrzenia  na  Meg.  Widziano  ich  razem 

nieraz,  a  kto  wie,  czy  Bobby  Joe  będzie  trzymał  język  za 

zębami. 

– Nawet mnie nie poc

ałowałeś – powiedziała z wyrzutem. 

– 

Nie wiedziałem, że i to wchodzi w skład wygranej. 

– 

Może wchodzić. Jeśli chcesz... 

Jeszcze  tydzień  temu  przyjąłby  zaproszenie  tych  kuszących 

rozchylonych  ust,  ale  minionej  nocy  całował  Meg  i  wciąż 

jeszcze  miał  w  pamięci  smak  tego  pocałunku.  Nie  zamierzał 

background image

mieszać go z innym. 

– 

Przykro  mi,  Debbie,  ale  nie.  Może  powinnaś  umówić  się 

dzisiaj z Clintem. 

– 

Clint jest w porządku, ale nie zamierza nic zrobić ze swoim 

życiem.  Znalazł  się  w  ślepej  uliczce.  Jeśli  z  nim  zostanę,  też 

tutaj ugrzęznę. 

–  O to ci chodzi. – 

Powinien  wcześniej  zorientować  się,  w 

czym rzecz. Zaoszczędziłoby to im obojgu dużo czasu. – Chcesz 

wiedzieć, czy pomogę ci nawiązać kontakty w Hollywood. 

– 

Ale  skąd!  –  obruszyła  się.  –  Po  prostu  chcę  cię  lepiej 

poznać, ale mi nie dajesz. 

– 

Debbie, nie musisz udawać. Chętnie ci pomogę, jeśli tylko 

będę  mógł.  Jesteś  fotogeniczna.  Nie  mogę  ci  niczego  obiecać, 

ale spróbuję porozmawiać z paroma osobami, może uda mi się 

załatwić ci próbne zdjęcia do „Labiryntu uczuć. „ 

– Napra

wdę? To by było cudownie. 

– 

Za  to  proszę  cię,  abyś  powiedziała  Clintowi,  że  między 

nami nic nie było, że prawdziwy ze mnie dżentelmen. 

– Czy ja wiem? – 

Debbie zesztywniała i odwróciła – głowę. – 

Niezbyt dobrze to o mnie świadczy, że nawet nie próbowałeś. 

– 

To  powiedz,  że  miałem  katar  i  bałaś  się  zarazić  – 

westchnął. – Nie chcę, żeby Clint miał do mnie pretensje. 

– 

A więc pomożesz mi i nie będę musiała się z tobą przespać? 

– 

Wyobraź sobie. 

– 

Nie  byłoby  to  takie  straszne,  gdybym  musiała.  Wszystkie 

przyjaciółki by mi zazdrościły. 

– 

Pamiętaj,  że  co  innego  w  życiu,  a  co  innego  na  ekranie. 

Jestem zwyczajnym facetem, już ci mówiłem. 

– 

A więc te wszystkie opowieści, które o tobie słyszałam, to 

nieprawda? 

– 

Przesadzone. Chodź, poszukajmy tego dzieciaka, który miał 

background image

potrzymać twoje kwiaty. 

W  ciągu  pół  godziny  Luke  odprowadził  Debbie  do 

samochodu i wrócił do hotelu. Dzięki Bogu było po wszystkim. 

Debbie  jest  szczęśliwa,  tylko  Clint  wciąż  ma  mu  za  złe.  Luke 

miał  nadzieję,  że  to  się  zmieni.  Nie  chciał  pogarszać  swoich 
s

tosunków z bratem. Przeciwnie, zamierzał coś zrobić, żeby się 

poprawiły. 

W  hotelu  zastał  wiadomość  od  agenta.  „Zdjęcia  próbne  w 

poniedziałek” – informował Henry Davis. 

Zdjęcia próbne. Wreszcie będzie miał szansę zagrać w filmie 

fabularnym.  Może  to  oznaczać  przełom  w  jego  życiu 
zawodowym. 

Chciał o tym komuś powiedzieć, podzielić się swoją radością, 

ale z kim? Mógł zadzwonić do paru przyjaciół w Los Angeles, 

ale  większość  sama  czekała  na  podobny  zwrot  w  karierze. 

Trudno  byłoby  oczekiwać,  że  będą  cieszyć  się  razem z nim. 

Clint  nie  wchodził  w  rachubę.  Ale  Meg  tak.  Ona  zrozumie, 

mimo  że  to  właśnie  jego  kariera  była  jedną  z  przyczyn  ich 
rozstania. 

Luke  przypomniał  sobie,  jak  kiedyś  wygrał  rower  w  jakimś 

konkursie.  Clint  był  zazdrosny,  ale  Meg  szalała  z  radości. 

źniej  zdołała  jakoś  udobruchać  Clinta,  bo  przekonała  go,  że 

też coś zyskał. Odziedziczył po Luke’u jego stary rower, a Meg 

pomogła  mu  go  odnowić.  Potrafiła  być  niezłą  dyplomatką, 

pomyślał z uśmiechem. 

Kto wie, czy to nie ona będzie remedium na jego kłopoty z 

Clintem.  Może  jej  uda  się  ich  pogodzić.  Podniósł  słuchawkę  i 

wykręcił  jej  numer.  Nie  zgłosiła  się.  Zostawił  wiadomość  na 

sekretarce, żeby oddzwoniła. 

Kiedy  Meg  wróciła  do  domu,  od  razu  włączyła  sekretarkę. 

Usłyszała  głos  Luke’a.  Podał  numer  pokoju  i  poprosił,  żeby 

background image

zatelefonowała. Czyżby to było zaproszenie? 

Zastanawiała się, co zrobić. W końcu wykręciła numer. 
– To ja – 

powiedziała. 

– A to ja. 
– O co chodzi? 
– 

Wiesz,  dzwonił  mój  agent.  Mam  w  poniedziałek  zdjęcia 

próbne do filmu. 

–  Luke, to cudownie! –  za

wołała,  choć  z  mieszanymi 

uczuciami.  Luke  był  już  dla  niej  stracony.  Z  drugiej  strony 

wiedziała, jak bardzo pragnął tej roli. – A przy okazji – dziękuję, 

że  nie  wdałeś  się  w  awanturę  z  Clintem.  Pewno  nie  chciałeś 

ryzykować przed zdjęciami próbnymi. 

–  Oczyw

iście.  Posłuchaj,  zadzwoniłem  do  ciebie  z  powodu 

Clinta. Muszę z nim pomówić, a dotychczas nie bardzo miałem 

okazję.  Najpierw  towarzyszył  nam  tłum,  później  była  u  niego 

Debbie. Myślę, że gdybyśmy mogli usiąść w jakimś spokojnym 

miejscu, wszystko potoczyłoby się inaczej. 

– 

Być może. – Meg nie była wcale taka pewna. Miała jeszcze 

przed oczami wyraz twarzy Clinta. 

– 

Zawsze byłaś naszym dobrym duchem. Czy nie mogłabyś 

{lać  mu  jutro  znać,  że  będę  sam  w  pokoju  po  festynie?  Może 

wpadnie na piwo. Co o tym myślisz? 

– 

Może  wpadnie.  –  Meg  nie  chciała  pozbawiać  Luke’a 

złudzeń,  ale  nie  bardzo  w  to  wierzyła.  Clint  może  by  i  chciał 

pogodzić się z bratem, ale był tak uparty, że nigdy by się do tego 

nie przyznał. 

– 

Debbie obiecała, że powie Clintowi, że nic między nami nie 

było. Może wtedy da się przekonać. 

– 

Może.  –  Meg  poczuła  osobistą  satysfakcję  po  tym 

stwierdzeniu. – 

A jak było? 

– 

Z trudem wytrzymałem. 

background image

– 

Przykro  mi.  Nie,  wcale  nie  jest  mi  przykro.  Byłam 

wściekła, że masz tę randkę. 

– 

Nie wiem, czy tak wściekła jak ja. 

Meg przymknęła oczy. Pragnęła Luke’a tak bardzo. 
– Meg? 
– Jestem... 
– 

Głupio się zachowuję, wiem. Nie możemy być razem i to 

dlatego. 

– 

A więc kończmy rozmowę i idź spać. 

– 

Brak mi cię, Meg. 

– 

Mnie ciebie też. – Meg powoli odłożyła słuchawkę i wbiła 

wzr

ok w telefon. A nuż Luke jeszcze raz zadzwoni, pomyślała z 

nadzieją. 

 

background image

Rozdział 8 

 

W sobotę o wpół do dziesiątej rano Meg wybrała się na teren 

festiwalu, by sprawdzić, czy Didi nie ma żadnych problemów z 

organizacją zawodów. Minęła szkolny zespól muzyczny, który z 

zapałem  ćwiczył  przed  występem,  stragany  z  przekąskami, 

doszła  wreszcie  do  przystrojonego  wozu  drabiniastego 

rodziców. Zawsze przyjeżdżali nim na paradę kończącą festiwal 

strusi. Matka dla większego efektu wkładała pasiastą spódnicę i 
czepek. 

Meg 

popatrzyła  na  swoje  białe  spodnie  i  blezer.  Z  okazji 

parady ubrała się nieco bardziej elegancko. 

– 

Jakieś kłopoty? – zawołała na widok ojca mocującego się z 

uprzężą. 

–  Och, wiesz, jakie to wszystko stare – 

odparła  matka.  – 

Ojciec nie może się zdecydować, czy sprzedać ten wóz, czy nie, 
dlatego nie kupuje nowej. 

– 

Tato, parada zaczyna się za dwadzieścia minut – zwróciła 

mu uwagę Meg. 

– 

Zdążę. Nora, przytrzymaj te konie – poprosił żonę. 

– 

Zabrudzę sobie suknię i nic... – Nagle jej oczy rozszerzyły 

się. Patrzyła ponad głową Meg. – Witaj, Luke. 

Meg  natychmiast  się  odwróciła.  Wiedziała,  że  Luke  gdzieś 

tutaj jest, ale jeszcze go nie widziała. A teraz stał przed nią w 

czarnej jedwabnej koszuli i obcisłych czarnych dżinsach. Nisko 

na  czoło  nasunął  czarny  stetson.  Wyglądał  jak  szatan  i  chyba 

jakiś  szatański  impuls  przywiódł  go  tutaj,  by  zdenerwować  jej 

rodziców swoją obecnością. 

– Witam, pani Hennessy. Przytrzymam konie. 
– 

Dzięki,  Luke,  ale  masz  chyba  ważniejsze  zajęcia  – 

background image

powiedział ojciec Meg. – Poza tym możesz sobie zniszczyć ten 

piękny  strój.  ,  –  Proszę  się  nie  martwić.  Mam  wolną  chwilę. 

Zresztą,  przecież  to  ja  mam  zacząć  paradę,  czyż  nie?  – 

uśmiechnął  się.  Meg  spojrzała  na  matkę.  Pani  Hennessy 

zaróżowiła się. Nie wiadomo, z podniecenia czy z zakłopotania. 

Luke tr

zymał  konie  i  mruczał  coś  do  nich,  głaszcząc  je  po 

grzywach. 

– 

Piękne – pochwalił. 

– 

Dziękuję. Powinienem sprawić im przyzwoitą uprząż albo 

pozbyć się ich, ale jakoś nie mogę podjąć decyzji – odrzekł Jack 
Hennessy. 

– 

Niekiedy trudno zrozumieć, o co panu naprawdę chodzi – 

zauważył Luke. 

Ojciec  Meg  nie  odpowiedział.  Pilnie  majstrował  przy 

uprzęży.  Obecność  Luke’a  najwyraźniej  wprawiała  go  w 

zakłopotanie. 

– No, nareszcie – 

powiedział z ulgą. – Wszystko w porządku. 

Dziękuję za pomoc. – Wyciągnął rękę do Luke’a. 

Luke uśmiechnął się i puścił cugle. W tym momencie błysnął 

flesz. Młoda reporterka znów tu była. 

– 

Cóż,  powinienem  się  domyślić,  że  to  było  na  pokaz  – 

stwierdził  Jack  Hennessy,  opuszczając  rękę.  –  U nas, w 

Chandler, ludzie pomagają sobie ze zwykłej życzliwości. 

– 

Ależ, tato! Luke nie przytrzymał tych koni dlatego, żeby go 

sfotografowano.  Od  kiedy  przyjechał,  unika  tej  kobiety  jak 
ognia. 

– Daj spokój, Meg – 

odezwał się łagodnie Luke. – Lepiej już 

pójdę. – Wyjął z kieszeni czarne rękawice z frędzlami. – Parada 

zaraz się zacznie. 

– 

Tato,  zachowałeś  się  nie  fair  –  powiedziała  Meg,  gdy 

odszedł. 

background image

– 

Jestem  realistą.  Mówisz,  że  on  unika  fotoreporterów? 

Człowiek,  któremu  płacą  za  to,  że  staje  przed  kamerą? 

Zaproponował,  że  przytrzyma  konie,  bo  wiedział,  że  jego 

wielbicielom będzie się podobało zdjęcie w czarnym stroju przy 

czarnych koniach. Nawet ja uważam, że to bardzo efektowne. 

– 

Źle go oceniasz, tato. Zresztą zawsze tak było. 

– 

Meg, nie czas na odgrzebywanie przeszłości – wtrąciła pani 

Hennessy. 

–  To nie ja z

aczęłam,  tylko  ojciec.  Był  niemiły  dla  Luke’a. 

Dowiedziałam się, jak to naprawdę było, tato. Dlaczego Luke ze 

mną zerwał. 

– 

Nie zamierzam się tłumaczyć ani tym bardziej przepraszać 

– 

oburzył się ojciec. – Spójrz, co osiągnęłaś. 

–  Gdybym w odpowiednim czasi

e  nie  interweniował,  lepiej 

nie myśleć, co by z tobą było. To on ci o wszystkim powiedział, 
prawda? 

– 

Tak. I byłam wstrząśnięta, że posunąłeś się do szantażu. 

– 

A  więc  bądź  wstrząśnięta.  Gdy  będziesz  miała  własne 

dzieci, zrozumiesz to. A co on ci teraz opowiada? Znowu chce 

wkraść się w twoje życie? 

– 

Jeśli  chcesz  wiedzieć,  mówił,  że  rozumie,  dlaczego  tak 

postąpiłeś. Nie ma do ciebie żalu, tato, ale ty się nie zmieniłeś, 
prawda? 

– 

Nie, jeśli chodzi o ciebie. A on ma u mnie złe notowania. I 

nie obchodzi mnie, 

czy  kiedyś  otrzyma  Oscara.  Nie  jest 

odpowiednim mężczyzną dla ciebie. Doskonale o tym wiesz. 

– 

Ojciec ma rację, kochanie – dodała matka. 

– 

Akurat  ty  nie  powinnaś  tego  mówić,  zważywszy,  że...  – 

zamilkła,  widząc  niepokój  na  twarzy  matki.  Jack  Hennessy 
najwy

raźniej  nie  miał  pojęcia,  że  jego  żona  ogląda  „Labirynt 

uczuć”.  Meg  postanowiła  nie  ciągnąć  dłużej  tego  tematu.  – 

background image

Mamo, rozumiem cię, ale dajmy już temu spokój – powiedziała i 

zobaczyła wyraz ulgi w oczach matki. 

Nigdy  nie  zastanawiała  się  nad  wzajemnymi  stosunkami 

rodziców, ale zdziwiło ją, że mieli przed sobą sekrety, dotyczące 

zresztą zupełnie błahych spraw. A więc i oni nie byli bez skazy. 

– 

Muszę  już  iść.  Mam  jeszcze  z  Didi  parę  spraw  do 

omówienia. – 

Oddaliła się szybkim krokiem. 

– 

Wszystko  wygląda  wspaniale  –  pochwaliła  przyjaciółkę, 

która uwijała się przy stole organizatorów. 

– 

Zwłaszcza  nasz  mistrz  ceremonii.  Widziałaś,  jakiego  mu 

wynaleźli konia? 

– 

Konia?  Myślałam,  że  będzie  jechał  wspaniałym 

kabrioletem. 

– 

Luke  chciał  konia.  Ktoś  przywiózł  araba  z  farmy w 

Scottsdale. Patrz, właśnie go dosiadł. 

Meg  spojrzała  i  zaparło  jej  dech.  Koń  był  czarny  jak  noc, 

miał  lśniącą  grzywę  i  ogon  sięgający  ziemi.  Srebrzyste  siodło 

połyskiwało w słońcu. Krój koszuli podkreślał szerokie ramiona 
Luke’

a,  pod  czarnym  jedwabiem  rysowały  się  muskularne 

plecy.  Prowadził  konia  pewnie  i  ostrożnie  zarazem.  Kapelusz 

rzucał na jego twarz tajemniczy cień. 

– 

Widziałaś  kiedyś  kogoś  bardziej  seksownego?  szepnęła 

Didi. 

Meg  powoli  potrząsnęła  głową.  Przed  laty  uważała,  że  jest 

głupia,  iż  uległa  czarowi  Luke’a  Bannistera.  Może  teraz  jest 

głupia, że z tym walczy. 

 

Reszta  dnia  minęła  szybko.  Sobota  zawsze  przyciągała  na 

festiwal największą publiczność. Meg nieustannie przemierzała 

bryczką  cały  teren,  by  kontrolować,  czy  wszystko przebiega 

według planu. Była zajęta aż do zachodu słońca. 

background image

Szukała  Clinta,  ale  nie  widziała  go  przez  cały  dzień.  Nic 

dziwnego.  Był  typowym  nocnym  markiem  i  zdecydowanie 

lepiej czuł się wieczorem. Miała jednak nadzieję, że znajdzie go, 
zanim zacznie 

pić. 

Piętnaście  po  siódmej  weszła  do  pawilonu  tanecznego,  by 

upewnić się, czy zespół country jest gotów do występu o wpół 

do  ósmej.  Zdziwiła  się  na  widok  Luke’a  rozmawiającego  z 

członkami zespołu. Podszedł do niej. 

– 

Uwierzysz? Pozwolą, żebym zagrał z nimi parę kawałków. 

To moja życiowa szansa, Meg. 

– 

Świetnie  –  uśmiechnęła  się.  –  Publiczność  będzie 

zachwycona. 

– 

Przyjdź,  wesprzesz  mnie  psychicznie,  dobrze?  Około 

ósmej. 

– 

Postaram się. Jeszcze nie znalazłam Clinta. 

– 

Założę  się,  że  przyjdzie  na  koncert.  To  jeden z jego 

ulubionych zespołów. 

Meg przytaknęła. Clint przypuszczalnie pojawi się i zobaczy 

swego  starszego  brata  na  estradzie  w  świetle  reflektorów.  Nie 

może  jednak  namawiać  Luke’a,  żeby  zrezygnował  z  występu. 

Tak się cieszy, że zagra z tym zespołem. 

– Powodzenia – 

uśmiechnęła się. – Co chcesz zagrać? 

– 

Parę prostych kawałków. Powiedziałem im, że dawno tego 

nie robiłem, więc wybrali coś łatwego. 

– 

Na  pewno  świetnie  ci  pójdzie.  –  Meg  wiedziała,  że 

wystarczy,  żeby  stanął  na  scenie  z  gitarą,  a  damska  część 

publiczności oszaleje. – Postaram się być o ósmej. 

Kiedy  przyszła  i  usiadła  na  wprost  sceny,  tłum  był  już 

rozgrzany  trwającym  od  pół  godziny  koncertem  ulubionego 

zespołu.  Lider  zapowiedział  występ  Luke’a.  Gdy  wyszedł  na 

scenę  w  czarnej  koszuli  z  gitarą  przerzuconą  przez  ramię, 

background image

zebrani zawyli z radości. Kiedy się uśmiechnął, rozległ się pisk 

kobiet. Tego właśnie się spodziewała. 

Luke  stał  wprawdzie  w  tyle  sceny,  ale  Meg  widziała  tylko 

jego.  Zapomniała  o  swojej  roli  organizatora  festiwalu, 

zapomniała,  że  nie  jest tutaj sama. Przez osiem minut, kiedy 

zespół grał dwa utwory, a w przerwach żartował z Lukiem, Meg 

była kobietą absolutnie zakochaną. 

Po drugiej melodii, nagrodzonej gromkimi oklaskami i 

okrzykami, Jeszcze, Luke, jeszcze!”, Luke oparł gitarę o ścianę 

rogu sceny, po czym zniknął za kulisami. Meg miała nadzieję, 

że wróci, ale tak się nie stało. Lider zespołu zaczął opowiadać o 

nowym  albumie  i  jasne  było,  że  Luke  skończył  swój  występ. 

Westchnęła.  Żałowała,  że  nie  wzięła  ze  sobą  kamery  wideo. 

Miałaby go przynajmniej utrwalonego na taśmie. 

– 

Podobało ci się? – usłyszała niespodziewanie tuż obok głos 

Luke’a. 

– Bardzo. 
– 

To dobrze. Pozwól na sekundę. 

– O co chodzi? – 

Podniosła się z krzesła. 

– 

Widziałem  coś,  co  też  powinnaś  zobaczyć.  –  Wziął  ją  za 

rękę  i  poprowadził  ku  sprzedawcy  wymachującemu  obręczami 

emitującymi fosforyzujące światło. Kupił jedną z nich. 

– 

Nie ruszaj się. – Wetknął jej ją we włosy. Wyglądała jak w 

aureoli. – Wspaniale – 

zachwycił się. 

Spojrzała  na  niego  rozbawiona.  Dotknął  delikatnie  jej 

policzka. 

– 

Jesteś taka piękna. Zatańcz ze mną. 

– 

Zatańczyć? Ależ... 

– 

Posłuchaj. 

– 

Meg  oniemiała.  Przysłoniła  dłonią  usta.  Rozległy  się 

dźwięki melodii „You Were Always On My Mind”. 

background image

– Tylko raz – 

poprosił. Objął ją w pasie. Nie zaprotestowała. 

Dziesi

ęć minionych lat rozpłynęło się w niebycie, a oni tańczyli 

tak samo jak jeszcze w szkole, przytuleni do siebie, kołysząc się 
w takt muzyki. 

– 

Pamiętasz? – szepnął Luke. 

–  Tak.  – 

Meg  przymknęła  oczy.  –  Nie  powinniśmy  tego 

robić. 

– To nasza ostatnia szansa. 
–  Wiem  – 

powiedziała,  ale  były  to  tylko  słowa,  nic  więcej. 

Nie  może  nastawiać  się  na  nic  więcej,  nie  powinna  niczego 

więcej oczekiwać. 

Luke musnął wargami koniuszek jej ucha. 
– 

Zawsze uwielbiałem z tobą tańczyć. Czuję się tak, jakbym 

znowu miał osiemnaście lat. 

– 

Przykro mi, że ojciec tak cię potraktował – westchnęła. 

– 

Nie przejmuj się. To nie twoja wina. 

– 

Gdyby ta przeklęta reporterka się nie zjawiła... 

– 

Rozmawiałem  z  nią  dzisiaj.  To  jeszcze  smarkula,  nie  ma 

doświadczenia. Tak dziwnie się nazywa. Ansel Wiggins. 

– 

Co jej powiedziałeś? 

– 

Chciała  się  czegoś  o  tobie  dowiedzieć.  Powiedziałem,  że 

jesteśmy starymi przyjaciółmi, że wychowywaliśmy się jak brat 

z siostrą. 

– 

Uwierzyła? 

– 

Jeśli nie, to niech się nie nazywam aktorem. 

Meg  wiedziała,  że  powinna  odsunąć  się  od  Luke’a,  ale  nie 

była do tego zdolna. 

– 

Nie tańczysz ze mną jak z siostrą – zauważyła. 

– 

Teraz  jej  tutaj  nie  ma.  Powiedziała,  że  lubi  jazdę  konną, 

więc  załatwiłem  jej  na  dziś  wieczór  bilety.  Nawet  nie  wie,  że 

grałem z zespołem. 

background image

– 

To ty ich poprosiłeś o tę piosenkę? 

– 

A jak myślisz? 

– 

Myślę, że diabeł w tobie siedzi. 

– 

Ale tańczę z aniołem. – Przycisnął ją mocniej. – Nie bój się. 

To tylko taniec. Wiem, co robię. 

Na całe szczęście, pomyślała, boja nie. Oparła głowę na jego 

ramieniu i marzyła o tym, by ta melodia nigdy się nie skończyła. 

Czuła oddech Luke’a, jego zapach. A co jeśli ona wciąż jest 

w jego pamięci, a on w jej, jak mówią słowa piosenki? 

– 

Dziękuję  –  szepnął  Luke,  gdy  melodia  dobiegła  końca. 

Wypuścił ją z objęć. 

Podniosła ku niemu oczy pełne łez. 
– 

Nienawidzę tego wszystkiego. 

– 

Może  pewnego  dnia  –  powiedział  z  uśmiechem  –  kiedy 

będę  już  za  stary  na  dobre  role,  a  ty  skończysz  ze  swoją 

działalnością w Białym Domu, machniemy ręką na cały świat i 

uciekniemy razem gdzieś daleko. 

– To takie cholernie racjonalne! 
– 

Czyżbyś chciała zmienić zdanie co do spraw zasadniczych? 

Chciałaby, ale wiedziała, że to byłby błąd. 
–  Nie  – 

oświadczyła zdecydowanie. Pobiegła do bryczki, by 

odjechać stąd, zanim się rozpłacze. Chciała, żeby Luke podążył 

za nią, ale oczywiście tego nie zrobił. Podjęła decyzję, a on ją 

uszanował.  Jest  tylko  jedna  rzecz,  którą  może  mu  się 

odwdzięczyć, i zrobi to. Odnajdzie Clinta. 

Zauważyła  go  na  strzelnicy  otoczonego  grupką  przyjaciół. 

Debbie  nie  było.  Nie  trafił  ani  razu,  mimo  że  miał  opinię 

dobrego strzelca. Najwyraźniej wypił już parę kolejek. 

Zawołała go. Odwrócił się do niej. 
–  O, Meg, to ty. O co chodzi? – 

spytał. Czuć było od niego 

piwo. 

background image

– 

Chcę cię prosić o przysługę. 

–  Jasne – 

uśmiechnął się. Przez chwilę przypominał pełnego 

hum

oru chłopaka, jakim był przed laty. 

– 

Nie widujemy się często, Clint. 

– No nie. 
– 

Pamiętasz dawne dobre czasy, kiedy trzymaliśmy się razem 

– ty, ja i Luke? 

Uśmiech znikł z jego twarzy. 
– 

Nie chcę o nim mówić. Nie mogę nawet przyjść na koncert 

mego ulubione

go zespołu, żeby nie zobaczyć na scenie Luke’a. 

A więc był na koncercie. Meg zastanawiała się, czy widział, 

jak tańczyła z Lukiem. 

– 

Luke martwi się o ciebie, Clint. I tęskni za tobą. 

– Daj spokój. Wszystko robi na pokaz. – 

Clint zbierał się do 

odejścia. 

– 

Zaczekaj, proszę. – Zastąpiła mu drogę. 

– Zostaw mnie, okay? 
– 

Porozmawiaj z nim. Jego życie też nie było usłane różami, 

sam  pojechał  do  Kalifornii,  sam  musiał  zaczynać  wszystko  od 

początku. 

– 

Przestań, bo się rozpłaczę. Skończyłaś? 

– 

Nie.  Obiecałam,  że  ci  przekażę  wiadomość.  –  Podeszła 

bliżej  i  wcisnęła  mu  w  rękę  kawałek  papieru.  –  Masz tutaj 

numer  pokoju  Luke’a.  Prosi,  żebyś  wstąpił  do  niego  dziś 

wieczór po festynie. Będziecie mogli spokojnie porozmawiać. 

– 

I popozować do zdjęć rodzinnych? Nie, dziękuję. 

– 

Nikogo  tam  nie  będzie.  Tylko  wy  dwaj.  Nikt  nie  będzie 

wiedział, gdzie on jest. To dla was szansa po tylu latach. Zgódź 

się. Clint. Nie masz nikogo oprócz Lukea. Być może nigdy się 

całkiem nie pogodzicie, ale przynajmniej spróbujcie. 

– A niby po co? 

background image

– 

Bo jesteście sobie potrzebni. Ty Luke’owi, a on tobie. 

–  On niczego ode mnie nie potrzebuje. I ja nic od niego nie 

chcę. 

– 

Mimo to idź. Proszę cię. 

– 

Wybacz,  ale  nie  mogę.  –  Odwrócił  się  gwałtownie  i 

odszedł. 

Meg  bezradnie  opuściła  ręce.  Nie  sądziła,  by  Clint  zmienił 

zdanie.  Ale  a  nuż?  Na  razie  nie  powie  Luke’owi,  że  brat 

odrzucił jego propozycję. 

 

Im dłużej Clint myślał o tym, co mu powiedziała Meg, tym 

większa  złość  go  ogarniała.  Wyobrażał  sobie  Luke’a 

odpoczywającego w apartamencie hotelowym, prawdopodobnie 
w jedwabnym szlafroku przy podanej do pokoju wytwornej 
kolacji. 

Spodziewał  się,  że  Clint  przyjdzie  i  przeprosi  go  za  swoje 

zachowanie.  A  wtedy,  kiedy  będzie  prosił  jego  wysokość  o 
wybaczenie, Luke wezwie fotoreporterów, by utrwalili na 

zdjęciach braci trzymających siew serdecznym uścisku. 

Przez cały wieczór Clint nie myślał o niczym innym. Popsuło 

mu  to  zabawę  na  festynie.  Nagle  mignęła  mu  w  tłumie  młoda 

fotoreporterka. Jakże ona miała na imię? Aha, Ansel. 

– Hej, Ansel! – 

zawołał. 

– 

Cześć, Clint! – uśmiechnęła się do niego. 

– Jak idzie? 
– 

Zrobiłam masę fotografii, ale pewno nikt za nie nie zapłaci, 

jeśli wiesz, co mam na myśli. 

– 

A  więc  nie  zrobiłaś  zdjęcia  nagiego  Bannistera  w  rowie 

irygacyjnym  albo  dymającego  kogoś  na  tylnym  siedzeniu 
samochodu? 

–  Nie

stety!  Intuicja  mi  mówi,  że  coś  go  łączy  zjedna  z 

background image

organizatorek festiwalu, ale nie udało mi się ich przyłapać. 

– 

Myślisz o Meg? 

– 

Nawet  jeśli  jeszcze  nic  się  nie  wydarzyło,  to  na  pewno 

oboje mają na to ochotę. To jest jego ostatnia noc w Chandler – 
westchn

ęła – a zarazem moja ostatnia szansa na jakieś bombowe 

ujęcie.  Wydałam  masę  forsy  na  tę  podróż.  Wątpię,  by zdjęcia, 

które zrobiłam, choć w części zdołały pokryć moje wydatki. 

Clint zaczął gorączkowo myśleć. Widział, w jaki sposób Meg 

przekonywała  Luke’a,  żeby  nie  wdawał  się  w  bójkę. 

Obserwował,  jak  tańczyli  po  występie  Luke’a.  Później 

przekazała  mu  wiadomość,  że  Luke  chce  się  z  nim  zobaczyć. 

Coś musi między nimi być. Jeśli jednak ta mała ich przyłapie, 

może to się dla Meg źle skończyć. A Clint zawsze lubił Meg. Z 

wyjątkiem tych momentów, kiedy stawała po stronie Luke’a, a 

najczęściej tak było. gdy byli jeszcze dziećmi. A więc jeśli jest 

na  tyle  głupia,  żeby  zadawać  się  z  jego  bratem,  to  być  może 

zasługuje na to, co może nastąpić. 

Wyjął z kieszeni karteczkę i wręczył Ansel. 
– 

Nie  wiem,  czy  masz  rację  co  do  Meg  i  Luke’a,  ale  jeśli 

masz, to być może to ci się przyda. 

– Co to jest? 
– 

Dała mi Meg. Numer pokoju Luke’a w hotelu San Marcos. 

 

background image

Rozdział 9 

 

Meg  została  na  festynie  do  końca,  aby  wszystkiego 

dopilnować.  Kiedy  wracała  na  parking,  gdzie  rano  zostawiła 

samochód,  myślała  o  Luke’u  i  Clincie.  Liczyła  na  to,  że  są 

razem.  Musiała  zmienić  zdanie,  gdy  zauważyła  czerwoną 

ciężarówkę  opuszczającą  parking.  Wybiegła  na  ulicę,  żeby 

zobaczyć, dokąd się skieruje. Tak jak się obawiała, Clint skręcił 

na szosę prowadzącą za miasto. Jeśli był u Luke’a, to rozmowa 

najwidoczniej się nie kleiła. 

A jeśli w ogóle nie poszedł do hotelu? Meg wyobraziła sobie 

Luke’a  cierpliwie  czekającego  w  nadziei,  że  wreszcie  zdoła 

porozumieć  się  ze  swoim  upartym  bratem.  Liczył,  że  Meg  to 

jakoś załatwi, a ona go zawiodła. 

Rozejrzała się po opustoszałej ulicy. Nikt nie zauważy, dokąd 

pójdzie.  Ruszyła  w  kierunku  hotelu.  Jeśli  spotka  kogoś  po 

drodze, może powiedzieć, że po coś wraca albo czegoś szuka. 

Poszła przez Arizona Avenue i spojrzała w prawo, tam, gdzie 

jeszcze parę godzin temu na estradzie występował Luke. Nikogo 

nie było. Skręciła w prawo do San Marcos. Wejdzie bocznymi 

drzwiami, a gdyby ktoś zapytał ją, co tutaj robi, powie, że chce 

się czegoś napić i trochę odpocząć. Nikt jednak o nic nie pytał. 

Nie zauważyła też żadnej znajomej twarzy. Przeszła przez pełne 

kwiatów hotelowe patio i skręciła w kierunku pokoi. 

Wejdzie tylko na moment, żeby opowiedzieć mu o rozmowie 

z Clintem. Później natychmiast wróci do domu. To takie proste. 

W  przeciwnym  razie  Luke  byłby  skazany  na  wielogodzinne 

wyczekiwanie na brata, który być może nigdy się nie pojawi. 

Serce biło jej mocno, gdy wchodziła na zewnętrzne schody. 

Kogo ona chce oszukać? Przecież robi wszystko, żeby znaleźć 

background image

się sam na sam z Lukiem. Może to tłumaczyć nie wiadomo jak 

szlachetnymi pobudkami, ale tak naprawdę chodzi jej tylko o to, 

żeby być z nim, kiedy nikt o tym nie wie. 

Weszła na czwarte piętro, przystając co chwilę, by sprawdzić, 

czy nikt jej nie ob

serwuje.  Była  sama.  Skrzywiła  się  z 

niesmakiem. Co ona tutaj robi? Ryzykuje niepotrzebnie. Nie, nie 

ma  się  czego  bać.  Wszyscy  są  już  pogrążeni  we  śnie. 

Oczywiście zna parę osób z obsługi hotelowej, ale i oni poszli 

już  do  domów,  a  nie  czają  się  po  kątach,  by  ją  przyłapać  na 

jakichś sekretnych działaniach. 

Zostanie  tylko  pięć  minut,  nie  więcej.  To  mogłoby  być 

niebezpieczne. Nie pozwoli się pocałować, bo będzie zgubiona. 

Ach, jakżeby tego pragnęła... 

Gdy podeszła pod drzwi, zabrakło jej tchu, a serce waliło jak 

młotem. Zapukała delikatnie. Cisza. Zapukała trochę mocniej i 

rozejrzała się po korytarzu przekonana, że zaraz ktoś się zjawi i 

zapyta, co tutaj robi. Nic takiego nie nastąpiło. I nagle drzwi się 

otworzyły.  Luke  przyglądał  się  jej  przez  dłuższą  chwilę,  po 

czym  otworzył  szerzej  drzwi.  Weszła  bez  słowa.  Szybko 

zamknął i przekręcił klucz w zamku. 

Obrzuciła  pokój  lękliwym  wzrokiem.  Przez  uchylone  drzwi 

do sypialni zobaczyła  rozścielone  łóżko.  Zadrżała.  Luke  wciąż 

jeszcze miał na sobie czarną koszulę i dżinsy, ale ściągnął buty, 

a koszulę rozpiął niemal do pasa. 

Dotknęła językiem suchych warg. 
– Clint nie ... – 

zaczęła. 

– 

Do diabła z nim! – Luke ujął w dłonie jej twarz. – Czy ktoś 

cię widział? – spytał. 

– Nie. 
– 

A więc nikt nie wie, że tu jesteś? – dodał z wyraźną ulgą. 

– Nikt. 

background image

– Och, Meg – 

westchnął i potarł kciukiem jej policzek. 

– 

Ja tylko chciałam się dowiedzieć, czy był Clint. 

– 

Dziękuję za zainteresowanie. 

– 

Muszę już iść. 

– 

Nie sądzę. – Pochylił się nad nią, rozchylając usta. 

Jeśli  pozwolę,  żeby  mnie  pocałował,  przepadnę,  pomyślała. 

Luke trzymał ją delikatnie, lecz zdecydowanie. Jeden pocałunek 

i wychodzi. To będzie ostatni pocałunek z Lukiem Bannisterem. 

Może sobie na to pozwolić... I nagle poczuła na ustach gorące 
wargi Luke’a. 

– 

Nie odchodź – wyszeptał między pocałunkami. 

Od 

początku  nie  miała  najmniejszego  zamiaru  odchodzić. 

Uświadomiła to sobie teraz, gdy odwzajemniała mu pocałunek, 

wtulała się w niego, obejmowała jego ramiona. 

– 

Nikt nie musi wiedzieć – szeptał. – To się nam należy. 

– Wiem tylk

o, że bardzo cię potrzebuję. 

– 

Jestem twój, Meg, zawsze byłem. – Popatrzył jej głęboko w 

oczy.  – 

Boże,  jaka  ty  jesteś  piękna.  –  Chwycił  ją  na  ręce  i 

zaniósł do sypialni. 

– 

Zaczekaj  chwilę.  –  Pocałował  ją  jeszcze  raz  i  poszedł  do 

łazienki. Przyniósł prezerwatywy i położył je przy łóżku. 

– 

Tyś to zaplanował? – Meg zamarła. 

– 

Nie,  ale  przeczuwałem,  że  możesz  tak  myśleć.  Mój  agent 

nalega, żebym zabierał je w każdą podróż. 

– 

Używasz ich? – Poczuła silne ukłucie zazdrości. 

– 

Czasami.  Gdy  czuję  się  szczególnie  samotny,  a  jakaś 

dziewczyna  jest  wyjątkowo  napalona  na  Dirka  Kennedyego. 

Skłamałbym  mówiąc,  że  nigdy  nie  miałem  przygody  na  jedną 

noc, ale to tylko gra. One idą do łóżka z Dirkiem, a ja z ... 

– Z kim, Luke? 
– 

To  nie  zawsze  jest  takie  proste.  Żadna z nich nie ma 

background image

identycznego  koloru  włosów  i  tak  samo  niepokojących 
zielonych oczu. 

– A jednak robisz to. 
– 

Jestem  tylko  człowiekiem.  –  Luke  ściągnął  jej  żakiet  z 

ramion.  – 

Czy  uwierzysz,  że  dokładnie  pamiętam  wgłębienie 

twego  obojczyka?  A  gdybym  dostał  kawałek  gliny,  mógłbym 

nadać jej kształt twoich piersi. 

– 

Nie powinieneś mnie zostawiać? 

– 

Musiałem.  –  Powolnym  ruchem  ściągnął  z  niej 

podkoszulek. – 

Czy wiesz, że nigdy nie widziałem cię w pełnym 

świetle?  Ale  wyobrażałem  to  sobie.  –  Rozpiął  jej  biustonosz i 

rzucił na podłogę. 

– 

Widziałeś dziesiątki podobnych kobiet. 

– 

Ale to nie byłaś ty. – Spojrzał jej głęboko w oczy. 

– 

Nienawidzę ich. 

– 

Nie myśl o tym. – Zamknął ją w ramionach. – Chcę się z 

tobą  kochać  przez  całą  noc.  Nie  zaśniemy  ani  na  minutę. 
Wykorzy

stam  każdą  chwilę,  by  cię  pieścić,  całować,  kochać. 

Nie  myślmy  o  tym,  co  potem  nastąpi.  –  Musnął  wargami  jej 
usta. – 

Pozwól mi, Meg. Od tak dawna cię pragnę. 

–  I ja ciebie, Luke. – 

Meg  szarpnęła  na  nim  koszulę.  – 

Marzyłam  o  tym,  żeby  się  z  tobą  kochać  od  dnia, kiedy 

dowiedziałam się, co kobieta i mężczyzna robią za zamkniętymi 

drzwiami  sypialni.  Jesteś  jedynym  mężczyzną,  którego 

kiedykolwiek pragnęłam. 

–  To nieprawda. – 

Luke  rozpiął  jej  spodnie  i  zsunął  przez 

biodra. – 

Miałaś męża. 

– 

Na Boga, ile razy się z nim kochałam, myślałam o tobie. 

– 

Nie mogę znieść myśli, że robiłaś to z innym. 

– 

Jak  możesz  tak  mówić?  –  Meg  nerwowo  manipulowała 

przy jego pasku. – 

Spałeś z całą masą kobiet. Jak myślisz, jak ja 

background image

się  czuję,  widząc  cię  na  ekranie  w  łóżku  z  którąś  z  nich?  To 

dlatego nie oglądałam twojego serialu! 

Luke delikatnie pchnął Meg na łóżko. 
– 

Chcę, żebyś raz na zawsze zapomniała o wszystkich innych 

mężczyznach. – Jednym ruchem ściągnął z niej figi. – Będę cię 

kochał tak długo i tak gorąco, że ile razy pójdziesz do łóżka z 

innym, będziesz myślała o mnie. 

– 

A ja będę żądać od ciebie więcej niż jakakolwiek  kobieta 

dotychczas. Dasz mi więcej, niż dałeś wszystkim innym. 

– 

Żaden mężczyzna nie da ci tego co ja. 

– 

Przestań.  Nie  mogę  znieść  myśli,  że  masz  takie 

doświadczenie, że miałeś tyle kobiet. 

– 

Nie było innych kobiet. One były tylko namiastką ciebie. – 

Pochylił się nad nią. – O Boże, Meg – jęknął, zagłębiając się w 

nią delikatnie. 

Popatrzyła na niego, szepcząc jego imię. 
– 

Kocham  cię.  Zawsze  cię  kochałem  –  wyszeptał 

schrypniętym głosem. 

– 

Ja też zawsze cię kochałam. 

– 

Tak! Tak! Powiedz to jeszcze! Krzycz! Mamy tylko tę noc. 

–  Nie.  – 

Meg  wbiła  paznokcie  w  jego  plecy.  –  Mamy  całe 

życie.  Och...  och!  –  krzyknęła,  unosząc  w  górę  biodra  i 

przyciskając je z całej siły do bioder Luke’a. 

Nikt  nigdy  tak  jej  nie  kochał.  Luke  znał  wszystkie  tajniki 

ciała  kobiety,  wiedział,  co  zrobić,  by  przeżyła  prawdziwe 
uniesienie. 

– Jeszcze nie – 

szepnął, gdy była już blisko szczytu rozkoszy, 

pokrywając jej piersi gorącymi pocałunkami. 

W

reszcie zwolnił nieco rytm. Bliska spełnienia, wykrzyknęła 

jego imię. 

– 

Spokojnie.  Nie  spiesz  się,  kochana.  Spokojnie.  –  Pochylił 

background image

głowę  i  pieścił  językiem  czubki  jej  piersi.  –  Cudowny smak – 

zachwycił się. 

– 

Luke, nie wiem, co się ze mną dzieje. Co ty robisz? 

– 

O  to  chodzi,  maleńka.  Im  dłużej  to  trwa,  tym 

gwałtowniejszy będzie wybuch. 

– 

To nie fair. Potrafisz tak dużo, a ja... 

– 

Tęskniłem za tobą przez te wszystkie lata. Pragnąłem dać ci 

kiedyś  wszystko,  co  mogę.  –  Kontrolował  swoje  ruchy  z 

wytrawnością mistrza. 

– 

Teraz, Luke, proszę! – krzyknęła. – Teraz. 

Ruchy Luke’a stały się szybsze. 

Meg wyprężyła się. Oblała ją fala gorąca, poczuła rozkoszną 

niemoc, jakiej nie doznała nigdy przedtem. Ogarnął ją następny 

przypływ podniecenia. 

– Luke, co ty robisz! 
–  Koch

am  cię  –  odrzekł,  wnikając  w  nią  głębiej  z 

niecierpliwością, która mówiła jej, że teraz chce osiągnąć szczyt 

razem z nią. Uniosła biodra. A kiedy nastąpił moment, na który 

oboje  czekali,  miała  wrażenie,  że  świat  się  zapada,  że  traci 

świadomość i nigdy już nie wróci do rzeczywistości... 

Luke trzymał ją w ramionach, a ona delikatnie głaskała jego 

szyję, piersi. 

– 

Nie przestawaj, proszę. 

– 

Uwielbiam cię dotykać. Zawsze uwielbiałam. 

– 

Marzyłem  o  dotyku  twoich  rąk...  zawsze...  wszędzie... 

marzyłem, że dotykasz mnie tam, gdzie nie miałaś odwagi mnie 

dotknąć, kiedy się spotykaliśmy. 

– 

A ja marzyłam, że się kochamy. 

– 

Tak się bałem, żeby cię nie rozczarować. 

– 

Nigdy  w  życiu  nie  byłam  tak  zachwycona  –  zaśmiała  się 

krótko.  – 

Nie  chcę  nawet  myśleć,  jak  się  tego wszystkiego 

background image

nauczyłeś. 

– 

A więc nie myśl o tym. Po prostu wiedz, że nie kochałem 

żadnej z tych kobiet. Kocham ciebie. 

– To wszystko jest takie skomplikowane – 

westchnęła. 

– 

Ale nie tej nocy. Nie zastanawiaj się, co będzie. Wiesz, co 

mam tu w pokoju? 

– 

Całą masę prezerwatyw. 

– 

Nie tylko. Mam wannę z biczami wodnymi i wodotryskiem. 

– 

To brzmi interesująco. 

– 

Owszem. Co byś powiedziała na szampana? 

– 

Czemu nie? Jeśli ma to być noc upadku, zacznijmy od razu. 

– 

Zaczekaj chwilę, znajdę szlafrok. 

– Dla mnie? – 

zawołała, gdy zniknął w łazience. 

– 

Nie,  tobie  nie  jest  potrzebny.  Przez  następne  parę  godzin 

masz  zakaz  wkładania  na  siebie  czegokolwiek,  ale  ktoś  musi 

zamówić szampana. 

– 

Poproś o jeden kieliszek, żeby nie wzbudzać podejrzeń. 

– 

Dobrze, choć na  pewno  nikt  by  się  nie  zdziwił.  W  końcu 

jestem sławnym aktorem z Hollywood. Czyżbyś nie wiedziała, 

że w San Marcos gościli tacy ludzie jak Clark Gable? 

– I Errol Flynn, i Gloria Swanson. A teraz ty. 
– 

Nie  mogę  się  z  nimi  równać,  ale  mam  opinię  niezłe–  go 

playboya. 

Mógłbym  tu  urządzić  orgietkę  i  nikogo  by  to  nie 

zdziwiło. 

– 

Jesteś playboyem? 

– Nie. – 

Luke podszedł do telefonu i wykręcił numer recepcji. 

Meg  stanęła  przy  nim  i  rozwiązała  szlafrok.  Dotknęła  go. 

Przymknął  oczy.  Zamówił  szampana  ochrypłym  głosem  i 

pociągnął ją na łóżko. 

–  Ty czarownico, ty cudowna, rozpustna czarownico – 

powiedział.  –  Nie  zdajesz  sobie  sprawy,  że  za  chwilę  będę 

background image

musiał otworzyć drzwi? 

– 

Nie mogłam wytrzymać. 

– 

Ja też nie. – Delikatnie chwycił zębami jej sutkę. Jego ręka 

wędrowała w dół brzucha. Meg jęknęła z podniecenia. 

– 

Wanna się przeleje. 

– 

Nie obchodzi mnie to. Rozległo się pukanie do drzwi. 

– 

Cholerny szampan. Pocałuj mnie, Meg. Pocałowała go, a on 

wziął  ją  na  ręce  i  zaniósł  do  łazienki.  Zanurzył  w  ciepłej, 

falującej wodzie. 

– 

Zamoczyłeś rękawy – zauważyła. 

– 

Mówiłem ci, że po takich facetach jak ja nie ma się czego 

spodziewać. Zachowują się jak dzikusy. 

– 

Zaczynam się do nich przyzwyczajać. W każdym razie do 

jednego z nich. 

– Zaraz wracam. 

Meg  rozkoszowała  się  kąpielą.  Miała  wrażenie,  że  mogłaby 

kochać  się  z  Lukiem  bez  końca  i  nigdy nie  miałaby  dość. Był 

jedynym  mężczyzną,  który  potrafił  rozbudzić  w  niej  takie 

pożądanie.  Nic  dziwnego,  że  kobiety  tak  za  nim  szaleją.  Nic 

dziwnego,  że  tak  się  skończyło  ich  spotkanie  –  w jego 
ramionach, w j

ego łóżku, w jego wannie. 

Luke wrócił z butelką szampana i jednym kieliszkiem. Nalał 

do pełna i podał Meg. Piła drobnymi łyczkami perlący się płyn. 

Luke  odstawił  butelkę  i  zrzucił  szlafrok.  Stał  przed  nią  nagi, 

rozbudzony, gotowy, by znów ją kochać. Wyciągnęła ku niemu 
ramiona. 

– 

Chodź do mnie – powiedziała. 

 

background image

Rozdział 10 

 

Wzrok  Luke’a  wędrował  od  zaróżowionej  twarzy  Meg  do 

piersi lekko wynurzających się z wody. Zielone oczy błyszczały 

oczekiwaniem,  a  czerwone,  obrzmiałe  od  pocałunków  usta 

uśmiechały się zachęcająco. 

Nie  mógł  kochać  się  z  nią  w  wannie.  Musiał  być  ostrożny, 

chociaż  pragnął  czegoś  więcej,  niż  mógł  otrzymać.  Z  chęcią 

wyrzuciłby  wszystkie  prezerwatywy,  chciał  mieć  świadomość, 

że Meg może zajść w ciążę. Była jedyną kobietą, która budziła 
w nim 

tęsknotę za dziećmi i stabilizacją. 

Głupie myśli. Przecież ona nie chce mieć teraz dzieci, a może 

nie chce ich w ogóle. Zresztą cóż byłby z niego za ojciec. Tej 

nocy nie będzie ryzykował, ale sprawi, że Meg będzie krzyczeć i 

wić się z rozkoszy, a to i jemu da satysfakcję. Wszedł do wanny 

i usiadł naprzeciw niej. Podała mu kieliszek szampana. Wypił, 

napawając się tą chwilą, która zdawała się urzeczywistnieniem 

wszystkich jego marzeń. 

– Jeszcze? – 

spytała Meg. 

– 

Później. – Postawił kieliszek na brzegu wanny. Przyciągnął 

ją do siebie, rozchylając jej uda. Woda pieściła je delikatnie. 

– Przyjemnie? – 

uśmiechnął się. Skinęła głową. Pochylił siei 

dotknął jej ustami. 

– A teraz? 
–  O, tak – 

westchnęła.  Przymknęła  oczy.  Pieścił  ją  coraz 

goręcej. Zadrżała, oparła głowę o brzeg wanny, zagryzła wargi. 

Patrzył  na  nią.  Mógł  tak  patrzeć  bez  końca.  Myślał  tylko  o 

niej, o tym, by uczynić ją szczęśliwą. Meg była bliska szczytu 
rozkoszy. 

– Teraz – 

szepnął – Teraz. 

background image

–  Luke!  – 

krzyknęła. – Luke! Jesteś... diabłem! Uśmiechnął 

się. 

– 

Nie wiem, co ty ze mną robisz – powiedziała. 

– Opowiedz, co czujesz. 
– 

Czuję się... czuję się jak rozpustnica. 

– 

O to mi właśnie chodziło. 

– 

Myślałam, że będę zażenowana, ale tak nie jest. 

– 

No i całe szczęście. 

– 

A co z tobą? – spytała. 

– Jak to co ze m

ną? 

– Co ty czujesz? 
– 

Że mógłbym się z tobą kochać przez całe życie. 

– Tutaj, w wodzie? 
– Nie. 
– Dlaczego? 
– 

Bo tutaj nie mogę się zabezpieczyć. 

– 

Na pewno wiesz, że są inne sposoby. 

– 

Zaczęła go pieścić. Powoli tracił nad sobą kontrolę. Nie był 

pewien,  co  miała  na  myśli,  ale  nie  wyglądała  na  naiwną.  Nie 

było czasu na udawanie. 

– 

Myślę, że są – zgodził się. 

– 

Usiądź tutaj – wskazała brzeg wanny. 

– Ale... – 

zawahał się. 

– 

Zrób to, Luke. Chcę, żeby tobie też było dobrze. Uczynił to, 

o co prosiła. Dolała szampana. Nie wypiła go jednak. Zanurzyła 

palec w perlistym trunku i przeciągnęła nim po czułym miejscu 

Luke’a. Był podniecony. 

– Przyjemnie? – 

spytała. 

Skinął  głową.  Chciał,  żeby  zrobiła  to  jeszcze  raz.  I  jeszcze. 

Zadrżał. 

– 

Meg, ja już nie mogę... – jęknął. 

background image

Nie  słuchała.  Wiedziała,  co  robi,  podczas  gdy  on  coraz 

bardziej  tracił  kontrolę.  Ogarnęła  go  fala  niewypowiedzianej 

rozkoszy.  Zadrżał, znieruchomiał,  wykrzyknął  w  uniesieniu  jej 

imię. 

Potem ześliznął się do wanny i wziął ją w ramiona. 
– To... to 

było fantastyczne – szepnął. 

– 

Miałam nadzieję, że tak będzie – ucieszyła się. 

– 

Jak  na  kogoś,  kto  narzekał  na  brak  doświadczenia, 

wykazałaś niezwykłą pomysłowość. Czy kiedykolwiek. .. 

– 

Z szampanem? Nigdy. Ale to chyba niezły pomysł. 

–  O, tak. –  Luke poca

łował jej usta. – A teraz wracajmy do 

łóżka. 

– 

Idziemy spać? 

– Niekoniecznie. 
– 

Zaniósł ją do sypialni. 

– 

Jesteś piękna – powiedział, pochylając się nad nią. 

Całował  jej  usta,  ramiona,  piersi.  Gdy  spojrzał  w  jej  oczy, 

stwierdził,  że  go  obserwuje.  Wzbudziło  to  w  nim  nową  falę 

pożądania. Założył prezerwatywę. Zaczęli poruszać się znanym 

sobie  rytmem.  Meg  szeptała  słowa,  które  rozpalały  go  jeszcze 
bardziej. 

Uniósł  się  nieco  i  nie  wypuszczając  jej  z  objęć,  ostrożnie 

przewrócił  się  na  plecy.  Z  jej  gestów  odczytał  przyzwolenie. 

Chwycił ją za pośladki, zaczęła delikatnie podnosić się i opadać. 

Poruszała się powoli, a on nie spuszczał z niej oczu. Mówił 

jej, jak bardzo lubi na nią patrzeć, i szeptał podobne słowa, co 

ona jemu, opisując każdy szczegół jego ciała. 

Później, kiedy leżeli już obok siebie, pieszcząc się delikatnie, 

wciąż jeszcze niesyci, spytał, co stało się z „aureolą”, którą dał 
jej na festynie. 

– 

Mam ją w kieszeni. Zdjęłam, kiedy zdecydowałam się tutaj 

background image

przyjść. 

–  Daj  – 

poprosił.  Zgasił  światło  i  umocował  obręcz  przy 

łóżku.  –  Nigdy  nie  zapomnę  tego  tańca  –  powiedział.  –  Tak 

bardzo cię wtedy pragnąłem. 

– A teraz? 
– Nawet bardziej. 
– 

Jesteś nienasycony. 

– 

Masz coś przeciwko temu? 

– Nie. – 

Meg chętnie poddawała się jego pieszczotom. – Jak 

widzisz, mnie też ciągle za mało. 

Przywarli  do  siebie.  I  znów  zaczęli  się  kochać,  jak  gdyby 

nigdy już nie miała się powtórzyć taka noc. 

‘„  Zegar  był  jej  wrogiem.  Ile  razy  zerknęła  na  tarczę 

połyskującą  znad  stolika,  ogarniała  ją  złość.  Wskazówki 

zdawały się pędzić z zatrważającą szybkością. 

Nigdy w życiu z nikim tak się nie kochała, ale to, co przeżyła 

z  Lukiem,  było  czymś  więcej  niż  tylko  zaspokojeniem 

fizycznego  pożądania.  Spędzili  cudowne  chwile,  wspominając 

przeszłość,  śmiali  się,  żartowali,  pili  szampana.  Dziwiło  ją,  że 

nie była ani trochę zmęczona i uświadomiła sobie, że miłość jest 

znacznie  silniejszym  środkiem  pobudzającym  niż  kofeina. 

Miłość i rozpacz. Nie usnęła ani na sekundę, gdyż wiedziała, że 

te chwile mogą się już nigdy nie powtórzyć. Musi nacieszyć się 
nimi na zapas, kto wie, czy nie na zawsze. 

Postanowiła wyjść z hotelu o czwartej, ale gdy zegar uderzył 

cztery razy, zawahała się. Wreszcie zaczęła się pomału ubierać, 

przerywając co chwilę na jeszcze jeden pocałunek, jeszcze jedną 

pieszczotę, jeszcze jedno muśnięcie jego ust. W końcu musiała 

pogodzić  się  z  faktem,  że  kiedyś  będzie  ten  ostatni  raz.  Luke 

ubrał się, jak gdyby to mogło jej pomóc. 

Chciała, żeby poprosił, by z nim wyjechała, ale wiedziała, że 

background image

tego nie zrobi. W głębi duszy czuła zresztą, że i tak nic by to nie 

dało. Jej miejsce jest tutaj, a jego tam. 

– 

Nie wiem, czy potrafię to zrobić – odezwała się wreszcie, 

podchodząc do drzwi. 

– Na pewno. – 

Objął ją i pocałował w czoło. 

– 

Nie wiem, jak zdołam dziś spojrzeć na ciebie. Boję się, że 

wszystko  będzie  można  wyczytać  z  mojej  twarzy.  •  –  Będę  ci 

schodził z drogi. – Przytulił ją do siebie. 

–  A co dopiero na lotnisku. – 

Meg wpadła w panik. – Mam 

cię przecież odwieźć. 

– 

Może  to  zrobić  kto  inny.  Choćby  Chuck  albo  Didi. 

Ktokolwiek. 

– 

Masz rację. To by było ponad moje siły. 

– 

Wiem. A ja prawdopodobnie nie byłbym w stanie wejść do 

samolotu. 

– 

Och, Luke. Dlaczego nasze życie tak się głupio ułożyło? 

– 

Nie  myśl  w  ten  sposób.  –  Potarł  kciukiem  jej  policzek.  – 

Spędziliśmy  cudowną  noc.  Niektórzy  przez  całe  życie  nie 

doświadczają czegoś podobnego. 

– 

Słaba pociecha. – Meg pociągnęła nosem i otarła oczy. 

–  Meg.  – 

Ujął  jej  twarz  w  dłonie.  –  Bądź  uczciwa.  Może 

chcesz mnie, ale nie chcesz mego stylu życia. Jestem aktorem, a 

nie plantatorem bawełny. 

– 

Może... może zrezygnowałabym z polityki. Może... 

– Nie mów tak. 
– 

Aleja cię kocham! 

– 

Masz w życiu dużo więcej do zrobienia niż mnie kochać – 

powiedział  z  czułością.  –  A  więc  idź  i  rób  to,  co  powinnaś. 

Pewnego dnia zostaniesz prezydentem. Będę na ciebie głosował. 

– 

To dopiero początek – uśmiechnęła się blado. 

– 

Już  późno.  Meg  –  przerwał  jej.  –  Pospiesz  się.  Na  razie 

background image

jeszcze nikogo tu nie ma, ale za chwilę zacznie się ruch. 

– Okay. – 

Pogłaskała go po policzku. – Kocham cię, Luke’u 

Bannisterze. 

– I ja ciebie kocham, Meg Hennessy. A teraz otwieram drzwi. 

– 

Sięgnął do klamki. 

Meg zaczerpnęła powietrza. 
–  Gotowa  – 

oświadczyła.  Ścisnęła  jego  dłoń  i  szybko  się 

wymknęła.  Tuż  za  progiem  jednak  zatrzymała  się  jak  wryta. 

Stanęła twarzą w twarz z młodą fotoreporterką. Trzasnął flesz. 
Raz, drugi, trzeci. 

– Meg? – 

usłyszała za sobą głos Luke’a. 

Dziewczyna  przykucnęła,  cofnęła  się  o  krok  i  skierowała 

aparat na Luke’a. Miał na sobie tylko dżinsy. Zaklął i rzucił się, 

by wyrwać jej aparat. 

Dziewczyna zasłoniła się ramieniem. 
– Tylko 

mnie dotknij, a pożałujesz! 

– 

Do diabła! Oddaj ten aparat! 

Meg chwyciła go za ramię. 
– 

Nie, zostaw ją! Jeszcze ktoś usłyszy, a wtedy będzie jeszcze 

gorzej. 

– 

Zaskarżę hotel. Mieli nikomu nie podawać numeru pokoju. 

– 

Mylisz się – roześmiała się fotoreporterką. – Twój brat mi 

powiedział. Najwidoczniej nie obchodzi go, co się z tobą stanie. 

– Mój brat? – 

Luke gwałtownie odwrócił się do Meg. – Co ja 

najlepszego  zrobiłem?  Poprosiłem  cię,  żebyś  mu  dała  numer 

pokoju, a on mnie zdradził. 

– 

Przyszłam tu z własnej woli, Luke – powiedziała Meg. – I 

sama sobie jestem winna Jeśli teraz spokojnie stąd wyjdę, może 

ta kobieta mnie nie zdradzi. Ma, co chciała. Jeśli uda nam sieją 

przekonać, żeby trzymała język za zębami tylko dzisiaj, festiwal 

szczęśliwie dobiegnie końca. 

background image

– 

Z  nikim  nie  zamierzam  rozmawiać  –  oświadcz)  u 

dziewczyna.  – 

Mówiąc  szczerze,  natychmiast  wracam  do  Los 

Angeles,  żeby  opchnąć  te  zdjęcia.  Jeśli  dostaniesz  rolę,  będą 

warte o wiele więcej. 

– 

Ty dziwko. Odwołam zdjęcia próbne. 

–  Nie zrobisz tego. –  Meg popat

rzyła mu prosto w twarz. – 

Może wszystko jakoś się rozejdzie po kościach. Może nikt nie 

zechce  tych  zdjęć.  Chyba  nie  są  aż  tak  atrakcyjne.  Ale  jeśli 

odwołasz zdjęcia próbne, nigdy ci tego nie wybaczę. Nigdy. 

– 

Lepiej już idź, Meg – powiedział Luke. – A ty spływaj ! – 

zwrócił się do fotoreporterki. – Już cię tu nie ma! 

Meg popatrzyła na niego po raz ostatni i ruszyła w kierunku 

schodów.  Serce  jej  waliło,  czuła  ucisk  w  gardle.  Może  to 

wszystko dobrze się skończy, pocieszała się. Może zdjęcia nigdy 

sienie ukażą, a jeśli nawet, może nikt ich nie zobaczy, w każdym 

razie  do  czasu  wyborów  do  Izby.  Może  ta  dziewczyna  w 

pośpiechu sfuszerowała robotę. 

Gdy  tylko  opuściła  hotel,  zaczęła  biec.  Błyskawicznie 

znalazła  się  na  parkingu.  Dopadła  do  samochodu  i  wyjęła 
kluczyki

. Ręce jej drżały. Z trudem trafiła w stacyjkę. Dopiero 

w domu rozpłakała się głośno. 

 

Luke obserwował ją przez okno, dopóki nie upewnił się, że 

dziewczyna  za  nią  nie  idzie.  Zacisnął  pięści  z  wściekłości. 

Zrujnował  przyszłość  Meg. Nigdy sobie tego nie wybaczy. 

Gdyby  rezygnacja  ze  zdjęć  próbnych  mogła  w  czymkolwiek 

pomóc, nie wahałby się ani chwili. Wiedział jednak, że byłby to 

tylko  nic  nie  znaczący  gest.  Ansel  Wiggins  sprzeda  swoje 

zdjęcia  i  tak,  niezależnie  od  tego,  czy  on  zagra w filmie 

fabularnym,  czy  pozostanie  gwiazdą  serialu.  Różnica  będzie 
tylko w cenie. 

background image

Zastan o w

ił  się  n ad  tym,  co  się  stało .  Nig dy  by  n ie 

przypuszczał,  że  jego  brat  zechce  zranić  go  aż  tak  bardzo. 

Pomylił  się  co  do  niego.  Nie  ocenił  właściwie  jego  gniewu, 

zazdrości  i  –  niedojrzałości.  Podając  Wiggins  numer  pokoju 

Luke’a, zachował się podle, małodusznie, ale przede wszystkim 
dziecinnie. 

I w tym właśnie tkwi problem. Clint nigdy tak naprawdę nie 

wydoroślał. Co gorsza, nikt tego od niego nie żądał. W szkole 
z

awsze krył go Luke, a potem opiekę nad nim roztaczał ojciec. 

Teraz,  gdy  zabrakło  ich  obu,  Clint  zaniedbuje  plantację, 

spędzając  czas  z  kumplami  i  rozbijając  się  czerwoną 

ciężarówką. 

Luke wszedł do sypialni. Wyciągnął podkoszulek i buty. Tym 

razem Clint pos

unął się za daleko. Żarty się skończyły. 

 

background image

Rozdział 11 

 

Luke  zabrał  się  do  Clinta  ciężarówką,  którą  dostarczano 

towar  na  pobliską  farmę.  Potem  musiał  jeszcze  przejść  około 

kilometra.  Był  w  podłym  nastroju.  Widok  zaniedbanego 
domostwa jeszcze bardziej go ro

zdrażnił. Było mu wstyd. Clint 

nie zasługuje na farmę, jeśli nie potrafi o nią zadbać. 

Wszedł  jak  zawsze  kuchennymi  drzwiami.  Nie  przypominał 

sobie,  kiedy  ostatni  raz  wchodził  frontowymi.  Nie  były 

zamknięte na klucz. Nigdy tego nie robili. 

– Clint! – 

zawołał. 

Nie czekał na odpowiedź. Może Clint jest w łóżku z Debbie. 

Nie obchodziło go to. Wpadł jak burza do sypialni, która kiedyś 

należała do rodziców. 

Clint leżał w małżeńskim łożu. Wciąż miał na sobie dżinsy i 

podkoszulek. Usiadł i przetarł oczy. 

– 

Boże, moja głowa – jęknął. 

– 

Wyskakuj z łóżka, braciszku – polecił Luke. 

– 

Co,  u  diabła...  –  Clint  wpatrywał  się  w  brata,  jakby  nie 

pojmował, co do niego mówi. Nagle twarz mu się rozjaśniła. – 

Przyłapała was, co? Myślę, że to... 

– 

Wyskakuj albo cię wyciągnę. 

– Chc

esz się bić, braciszku? – Clint przybrał słodki ton. – A 

może wciąż się boisz o swoją śliczną buźkę? 

– 

Chcę, żebyś mi odpowiedział na parę pytań. – Luke dyszał 

ciężko. – Jakim cholernym prawem naraziłeś na szwank karierę 
Meg? 

– 

Nikt jej nie kazał iść do ciebie. – Clint usunął się w bok, 

zajął pozycję wyjściową. Luke zrobił to samo. Przećwiczyli to 

przez lata w dziesiątkach bójek. 

background image

– 

Nikt by o tym nie wiedział. 

– 

Właśnie.  Dlatego  postanowiłem  wykorzystać  okazję. 

Maleńki rewanż za to, jak mnie załatwiłeś. 

–  Za

łatwiłem  cię?  –  Luke  obserwował  bacznie  ręce  Clinta, 

czekając na jego pierwszy ruch. – Kto stawał w twojej obronie 

przy  każdej  okazji?  Kto  cię  krył,  kiedy  okradłeś  sklep?  Kto 

wyjechał, zostawiając ci całą farmę? 

– 

A może ja wcale nie chcę być farmerem? 

– W

ygląd domu na to wskazuje. Chętnie odkupię plantację. 

– Akurat. 
– 

A  niby  dlaczego  nie?  Czyż  nie  o  to  ci  chodzi?  O  górę 

pieniędzy i zero  odpowiedzialności?  Czyż  nie  to  właśnie  mam 
twoim zdaniem? 

– 

Pewno.  Prężysz  się  przez  cały  dzień  przed  kamerami, 

podczas 

gdy ja tu haruję. 

– 

A więc daj sobie spokój. Lepiej zajmę się tym wszystkim, 

mieszkając w Los Angeles, niż ty, siedząc tutaj. 

– 

Wolne  żarty.  Jesteś  teraz  miastowym  facetem.  Nie 

odróżniasz już bawełny od zwykłej waty. 

Luke  miał  się  na  baczności.  Za  chwilę  się  zacznie.  Nie 

uśmiechała  mu  się  bójka,  ale  Clint  najwyraźniej  tego  właśnie 

potrzebował. 

– 

Odróżniam, ty idioto, odróżniam, niech cię o to głowa nie 

boli. 

– 

Chcesz walczyć czy znowu dasz nogę, tak jak wczoraj? Co 

będzie z twoją śliczną buźką? 

– 

Zaraz się przekonamy. – Krążyli wokół siebie, szykując się 

do walki. 

– 

Czyżby?  To  dobra  wiadomość.  Nie  mogę  się  wprost 

doczekać, żeby wytłuc z ciebie całe to gówno. 

Zaatakował.  Luke  cofnął  się  lekko  i  wymierzył  mu  cios  w 

background image

szczękę,  ale  Clint  zręcznie  się  uchylił.  Jego  lewa  pięść 

wylądowała  na  brodzie  brata.  Luke  przygryzł  sobie  język  i 

poczuł, że krwawi. 

– 

Lepiej  się  poddaj.  –  Clint  tańczył  przed  nim  na  ugiętych 

nogach niczym bokser na ringu. – 

Następnym razem złamię ci 

nos. 

Luke  rzucił  się  na  brata.  Upadli  na  podłogę,  tarzając  się  od 

ściany do ściany. Luke uderzył głową o nogę stołu, ale udało mu 

się  jeszcze  rozbić  Clintowi  nos.  Triumfował  przez  chwilę, 

widząc  krew  na  twarzy  brata,  ale  już  w  następnej  sekundzie 

poczuł, że krwawi mu warga. Clint nie pozostał dłużny. 

Moc

owali się tak, sapiąc i dysząc ciężko. Wreszcie oderwali 

się od siebie. Wstali. I znów zajęli pozycje wyjściowe. 

– 

Ledwo stoisz. Poddaj się – zaproponował Luke. 

– 

Ani myślę. – Clint zamierzył się do ciosu, ale brat uskoczył 

w  bok.  Straciwszy  równowagę,  Clint  wyrżnął  w  ścianę  z  taką 

siłą,  że  na  podłogę  spadł  obraz.  Przez  moment  był  zupełnie 
zamroczony. 

– 

Uważaj, co robisz – ostrzegł go Luke. 

– 

Ty uważaj. Ja jestem zbyt zajęty. – Chwycił Luke’a wpół i 

przewrócił na ziemię, przykrywając go sobą. 

Luke usiłował się wyswobodzić, ale był unieruchomiony. 
– 

Złaź ze mnie – warknął. 

– 

Teraz nie. Mam przewagę. 

Ostatkiem  sił  Luke  zdołał  przetoczyć  się  na  bok,  potem  na 

brzuch. Teraz Clint znalazł się pod spodem. 

–  Do cholery – 

zaklął,  usiłując  się  wydostać.  –  To  ciężka 

praca. 

Luke mimo woli zachichotał. 
– 

Śmiejesz się czy krztusisz krwią? – spytał Clint. 

– Jedno i drugie. 

background image

– 

Masz dość? 

– A ty? 
– 

Może. 

Luke  przewrócił  się  na  plecy  i  spojrzał  w  sufit.  Po  chwili 

odwrócił głowę i popatrzył na Clinta. 

– 

Koszmarnie wyglądasz – zauważył. 

– 

Tobie  też  nic  nie  brakuje  –  odwzajemnił  się  Clint.  –  Po 

cholerę to robiłeś? Będziesz posiniaczony jak diabli. 

– 

To był jedyny sposób, żebyś zwrócił na mnie uwagę. 

– 

Nie będziesz mógł grać w tej twojej mydlanej operze przez 

Bóg wie ile dni... 

– G

orzej. Jutro mam zdjęcia próbne do filmu. 

–  – 

Dureń  z  ciebie.  Nie  jestem  tego  wart  –  odparł  Clint  z 

błyskiem w oku. 

– 

A ja myślę, że jesteś. 

Clint zamknął oczy. 
– A niech to szlag – 

wyszeptał. – Było bardzo kiepsko, gdy ta 

Ansel was nakryła? 

– 

Cóż,  mogło  być  gorzej.  Szczęśliwie  mieliśmy  już  coś 

niecoś na sobie. 

– 

Pogadam z nią. Może uda mi się kupić te zdjęcia. 

– 

Za  późno.  Jest  już  w  drodze  do  Los  Angeles.  Razem  z 

filmem. 

– 

Cholera. Co mógłbym zrobić? 

– 

Mam wrażenie, że już ci przeszło. Skąd ta nagła zmiana? – 

zdziwił się Luke. 

Clint chciał się uśmiechnąć, ale zrobił tylko jakiś niewyraźny 

grymas. Za bardzo bolał go policzek – To dlatego, że bardziej 

zależało ci na wbiciu mi trochę rozumu do głowy niż na własnej 

twarzy.  Oto  stary  Luke,  pomyślałem  sobie.  Taki, jakiego 

pamiętam. 

background image

– 

Nigdy się nie zmieniłem. 

– 

Ja widziałem to inaczej. Dziesięć lat temu zabrałeś się stąd i 

przestałem cię obchodzić. 

– 

Nie  uciekłem  od  ciebie,  tylko  od  naszego  starego.  Nie 

mogłem znieść, że wszystkie swoje żale wyładowywał na mnie, 

a z tobą się pieścił. 

– 

Pieścił? Harowałem jak wół! 

– 

Zgoda.  Może  to  niewłaściwe  słowo.  Ale  ciebie  nie  bił. 

Mnie  mogło  się  to  wtedy  wydawać  pieszczotą. Nienawidziłem 

go,  a  tobie  zazdrościłem.  Wciąż  jeszcze  słabo  mi  się  robi  na 

samą myśl o nim. 

– 

Właściwie wiedziałem o tym. Nie byłem nawet specjalnie 

zaskoczony,  że  nie  przyjechałeś  na  pogrzeb.  Choć  oczywiście 

chciałem, żebyś przyjechał. 

– 

Ja też chciałem. – Luke odgarnął włosy z czoła. – Dziwne, 

ale mam wrażenie, że gdyby to było teraz, to przyjechałbym. 

– Jak to? 

Luke  nie  odpowiedział.  Dotknął  językiem  rozciętej  wargi. 

Przydałby  się  kawałek  lodu,  ale  czy  to  wystarczy?  Jak  się 

pokaże na zdjęciach próbnych z taką twarzą? 

– 

Po  prostu  bym  przyjechał  –  powiedział  po  chwili.  Clint 

przypatrywał mu się bacznie. 

– 

To Meg, prawda? Zeszliście się z powrotem. Luke powoli 

skinął głową. 

– I co teraz? Wrócisz? 
– 

Nie.  Lubię  swoją  pracę,  a  jej  nie  chcę  przeszkadzać  w 

karierze politycznej. 

– 

Jeśli  to  ma  być  szlachetna  mowa  o  samopoświęceniu,  nie 

obejdzie się bez kawy. 

Luke’

a rozbawiła ta uwaga. Poszedł za bratem do kuchni. Tył 

głowy bolał go jak diabli. 

background image

– 

Masz trochę lodu? – spytał. 

– 

Być może. – Clint wskazał na starą lodówkę. – Ta cholera 

wciąż się psuje. 

Luke  znalazł  w  zamrażalniku  pojemnik  do  połowy 

wypełniony lodem i parę starych hamburgerów. Wyjął lód. 

– 

Fatalnie to wszystko wygląda – zauważył. 

– Wiem. 
– 

Naprawdę  tak  krucho  z  pieniędzmi?  –  Przyłożył  –  lód do 

rozbitej  wargi,  resztę  podał  Clintowi.  Też  mu  się  przyda. 

Policzek puchł w oczach. 

– 

Cóż, czasy są ciężkie. 

– 

Możesz sprzedać farmę. 

– Tobie? 
– 

Nie. Nie mówiłem tego poważnie. 

– 

Szkoda.  Mówiąc  szczerze,  chciałbym,  żebyś  wziął  swoją 

połowę z powrotem. 

– Czemu? 
– 

Miałbym kogoś, kto dbałby o to miejsce, z kim mógłbym 

pogadać, kto pomógłby mi podjąć decyzję. 

Luke  słuchał  brata  ze  zdziwieniem.  Myślał,  że  Clint  będzie 

zadowolony,  że  jest  jedynym  właścicielem  farmy.  Tymczasem 

uznał prezent od brata za widomy znak, że ten nie chce mieć nic 

wspólnego ani z farmą, ani z nim. 

– 

Zgoda, to kiepski pomysł – stwierdził Clint po chwili. – Ty 

nie chcesz zajmować się farmą, a ja... 

– 

Nie, to dobry pomysł. Wezmę z powrotem swoją część. 

– 

Naprawdę?  Mówisz  poważnie?  –  Popatrzył  na  brata  z 

radością. 

– 

Oczywiście.  Tyle  że  większość  spraw  będziemy  musieli 

załatwiać  telefonicznie. Wiem, jak bardzo nienawidzisz tych 

wszystkich ludzi, którzy tu za mną ściągnęli. 

background image

– 

Żaden problem. – Clint wzruszył ramionami. 

– 

Zgoda, chociaż nigdy niczego razem nie zrobimy. 

– 

Mam pomysł. Możesz przyjeżdżać w przebraniu. W końcu 

jesteś aktorem, prawda? Przykleisz wąsy, włożysz poduszkę pod 

koszulę, na nos okulary. 

– 

Kto  wie,  może  to  i  niezły  pomysł.  –  Luke  wybiegł  już 

myślami  w  przyszłość.  Jeśli  będzie  mógł  odwiedzać  Clinta,  to 

być  może  i  Meg.  Ale  nie,  nie  ma  sensu  robić  jej  nadziei.  Nie 
p

owinien nawet o tym myśleć. A jednak... Zobaczymy. Na razie 

musi się zastanowić, jak wybrnąć z zaistniałej sytuacji. 

– 

A więc załatwione. – Clint wyciągnął rękę do brata. – Jesteś 

teraz współwłaścicielem farmy Bannisterów. 

Uścisnęli  sobie  dłonie.  Na  moment  ich  spojrzenia  się 

spotkały.  Wreszcie  Luke  opuścił  rękę,  zanim  którykolwiek  z 

nich poczuł się zakłopotany. Rozejrzał się po kuchni. Zlew był 

wypełniony brudnymi naczyniami. Wokół walały się puszki po 
piwie. 

– 

Pierwszą  rzeczą,  jaką  razem  zrobimy,  będzie 

up

orządkowanie  tego  miejsca  –  zaproponował.  –  Naprawdę 

wypiłeś całe to piwo? 

– Chyba tak. 
– 

Chcesz skończyć jak nasz stary? 

– 

Myślałem o tym. – Clint westchnął i umknął wzrokiem w 

bok.  – 

Zwłaszcza  po  tym,  co  powiedziałem  Debbie  w  piątek 

wieczorem. Nigdy bym 

jej tak nie potraktował, gdybym nie był 

wlany. 

– 

Też tak myślę. 

– 

Wczoraj  ją  przeprosiłem.  Nie  wiem,  czy  to  cokolwiek 

zmieni. 

– 

Bądź dobrej myśli. 

– 

Ale później znów się zalałem i załatwiłem ciebie i Meg. 

background image

– Racja. 
– 

Chyba muszę na jakiś czas przystopować. 

– 

Zgadza się. 

– 

I tak nie sprawia mi to już przyjemności. – Clint zamyślił 

się.  –  A  co  byś  powiedział  na  śniadanie?  Jestem  cholernie 
dobrym kucharzem. 

– 

Chwała Bogu, że choć jeden z nas potrafi gotować. – Luke 

poczuł ulgę. Wiedział, że Clint ma silną wolę. Jeśli postanowił, 

że przestanie pić, zrobi to. 

– 

Zaparzę kawy – zaproponował Luke. – W czasie śniadania 

zastanowimy się, jak pomóc Meg. 

– Zgoda. 
– 

Będzie jak za dawnych lat. 

– Jak za dawnych lat – 

uśmiechnął się Clint. 

 

Meg  wypiła  dwie  kawy,  odświeżyła  się,  wypuściła  psa  i  o 

dziewiątej  wyruszyła  z  domu.  Impreza  zaczynała  się  o 

dziesiątej,  ale  organizatorzy  musieli  być  na  miejscu  wcześniej. 

Nie miała ochoty iść, wolałaby czyścić schody szczoteczką do 

zębów, ale nie miała wyjścia. Może uda jej się trzymać z dala od 

wścibskiej Didi. 

Oczywiście  głos  Didi  był  pierwszym,  który  usłyszała  w 

swoim  walkie-talkie. 

Zniknęło  gdzieś  pudło  z  programami 

festynu.  Meg  nie  pozostało  nic  innego  jak  udać  się  do  stoiska 

informacyjnego. Postanowiła, że tak czy inaczej przez cały czas 
nie zdejmie ciemnych okularów. 

W informacji czekała zdenerwowana Didi. 
– 

Dzień dobry – zawołała do niej, wyskakując z bryczki. 

– 

Witaj. Co się stało? 

–  Nic, dlaczego? – 

Meg  uśmiechnęła  się  z  najwyższym 

wysiłkiem.  –  Szukałaś  w  tym  zielonym  pudle?  –  spytała.  – 

background image

Chyba tam je widziałam. 

– 

Jak ty wyglądasz?! – wykrzyknęła Didi. Meg spojrzała na 

swoje dżinsy i podkoszulek. 

– Jestem ubrana tak samo jak ty. 
– 

Nie  chodzi  mi  o  ubiór.  Twoja  twarz!  Wyglądasz  jak 

nieboszczyk. 

– 

Miałam nadzieję, że nikt się nie zorientuje – wyjąkała. 

–  W czym? – 

Didi zmartwiała. – O Boże. – Didi wskoczyła 

do bryczki. –  Wsiadaj  – 

zawołała  do  Meg.  Odjechała 

kilkadziesiąt metrów za pawilon. – A teraz mów. Co się stało? 

– 

Coś  najgorszego.  –  Meg  zdjęła  okulary  i  przetarła  oczy. 

Opowiedziała Didi pokrótce przebieg wydarzeń, nie wdając się 

w szczegóły. Gdy skończyła, przyjaciółka objęła ją za szyję. 

–  Nie rób sobie wyrzutów – 

tłumaczyła.  –  Wątpię,  by 

jakakolwiek  kobieta  zachowała  się  inaczej  w  podobnych 

okolicznościach. I nikt nic nie będzie wiedział, z wyjątkiem tego 

padalca Clinta Bannistera. Chętnie skręciłabym mu kark. 

– 

Jeśli sprawa się wyda, mogę się pożegnać ze stanowiskiem 

przewodniczącej  Izby  –  chlipnęła  Meg.  –  I z moimi planami 
kandydowania do Kongresu. 

– 

Może nie będzie tak źle – pocieszyła ją Didi. 

– Wiesz, jak to jest. – 

Meg potrząsnęła głową. – Takie rzeczy 

zawsze wychodzą na jaw, i to na ogół w najmniej odpowiednim 

momencie.  Jestem  pewna,  że  ta  dziewczyna  sprzeda  zdjęcia. 

Jeśli Luke dostanie rolę, – będą warte jeszcze więcej. Mam tylko 

nadzieję,  że  mieszkańcy  Chandler  ich  nie  zobaczą,  w  każdym 
razie do czasu wyborów. – 

Pociągnęła  nosem.  –  Oczywiście 

mogą  mnie  wyrzucić  potem.  To  byłoby  jeszcze  gorsze.  Może 

powinnam w ogóle zrezygnować. 

– 

W żadnym wypadku. Potrzebujemy cię na tym stanowisku i 

nie możemy dopuścić, by jedna błaha sprawa... 

background image

– 

Jedna poważna sprawa, Didi. 

– 

W  porządku,  by  jedna  poważna  sprawa  powstrzymała  cię 

przed  kandydowaniem.  A  teraz  musisz  ogłosić,  że  męczy  cię 

alergia, i dlatego tak okropnie wyglądasz. 

– Nigdy ni

e miałam alergii. 

– 

A teraz masz. To się zdarza. I druga sprawa. Porozmawiaj z 

Lukiem,  zanim  wyjedzie,  i  spytaj,  czy  może  wstrzymać 

publikację  tych  zdjęć.  Na  pewno  ma  jakieś  znajomości  w  Los 

Angeles,  a  nawet  w  Nowym  Jorku.  Może,  jeśli  zgodzi  się  na 

jakiś  specjalny  wywiad  albo  będzie  pozował  komuś  na 

rozkładówkę... 

– 

Didi! Nie mogę go o to prosić! 

– 

To ja to zrobię! 

– 

Nie! Porozmawiam z nim. Obiecuję. – Meg była przerażona 

samą myślą o ponownej rozmowie z Lukiem, ale wiedziała, że 

Didi ma rację. Może Luke zdoła coś zrobić, oczywiście coś, co 

nie uwłaczałoby jego honorowi. 

– 

A więc załatwione. I trzecia sprawa. Z wyjątkiem tej jednej 

rozmowy  trzymaj  się  z  dala  od  Luke’a  Bannistera.  Chyba  że 

chcesz zmienić wszystkie swoje plany życiowe. – Didi bacznie 

przyjrzała się Meg. 

– Nie. 
– 

Zrozumiałabym. 

– 

Myślałam o tym bez przerwy od chwili, kiedy rozstaliśmy 

się,  i  zawsze  dochodziłam  do  tego  samego  wniosku.  Polityka 

fascynowała  mnie  od  szkolnych  czasów.  To  moje  powołanie, 

Didi,  nigdy  bym  sobie  nie  wybaczyła,  gdybym  z  niej 

zrezygnowała. 

– 

Zatem nie możesz zrezygnować. 

– 

Poza  tym,  Luke  straciłby  dla  mnie  szacunek,  gdybym 

wszystko  rzuciła  i  wyjechała  z  nim  do  Los  Angeles.  Jedną  z 

background image

cech, którą we mnie podziwia, jest wierność sprawom, w które 

wierzę.  Szanuje  mnie  za  to,  że  chcę  się  zająć  polityką.  Nie 

byłabym  tą  osobą,  którą  kocha,  gdybym  ze  wszystkiego 

zrezygnowała. 

– A co z nim? Wróci tutaj? 

Meg potrząsnęła głową. 
– 

Nawet bym tego nie chciała. Jest tak zafascynowany tym, 

co robi. Byłoby zbrodnią zrobić z niego z powrotem chłopaka z 
farmy. 

– 

Masz rację – westchnęła Didi. – Gotowa? 

– Tak. 
– 

A  więc  poszukajmy  tych  folderów.  Myślę,  że  Luke  nie 

zjawi się przed dziesiątą. 

 

background image

Rozdział 12 

 

Parę  minut  po  dziesiątej  Meg  podjechała  do  zwierzyńca, 

gdzie  Luke  miał  pozować  do  zdjęć  ze  strusiem.  Usiłowała 

zachować spokój, ale nie bardzo jej się to udawało. Jak mogła 

być opanowana, skoro za chwilę miała stanąć twarzą w twarz z 

mężczyzną,  z  którym  kochała  się  przez  całą  noc  i  którego 

prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy? 

Luke  rozdawał  autografy.  Stał  tyłem  do  niej.  Miał  na  sobie 

obcisłe  błękitne  dżinsy,  białą  koszulę  i  kapelusz  kowbojski. 

Oczy  zaszły  jej  łzami,  gdy  z  czułością  pochyli!  się  ku  małej 

dziewczynce.  Zawsze  lubił  dzieci.  Zapomniała  o  tym.  Dawno 

temu marzyła, żeby mieć z nim dziecko. 

K

iedy  odwrócił  się  do  niej,  zmartwiała,  Dolna  warga 

opuchnięta, prawe oko na wpół zamknięte i obrzmiałe, wzdłuż 

policzka głębokie zadrapanie. 

– 

Luke, na Boga! Co się stało? 

– 

Szkoda,  że  nie  widzisz  tego  drugiego  –  usiłował  się 

uśmiechnąć. 

– 

Biłeś się z Clintem, co? 

– 

Tak naprawdę, to ja go biłem. I zwyciężyłem – powiedział 

Clint, który właśnie nadszedł z dwoma kubkami coli. – Chcesz? 
– 

spytał. 

– 

Nie,  dziękuję.  –  Meg  patrzyła  ze  zdumieniem  na  braci. 

Zachowywali się jak najlepsi przyjaciele. 

– 

To  ja  wypiję.  Albo  potrzymam  chwilę  przy  policzku. 

Dobrze mi to zrobi. 

– 

Sama nie wiem, który z was gorzej wygląda. 

–  On  – 

odpowiedzieli  równocześnie,  wskazując  jeden  na 

drugiego. I roześmiali się jak na komendę. 

background image

Meg  była  kompletnie  zbita  z  tropu.  Nigdy  nie  zrozumie 

mężczyzn. 

– 

Cóż, pewno jesteście z siebie bardzo dumni – zauważyła. – 

Zwłaszcza ty, Luke. A co ze zdjęciami próbnymi? 

– 

Może odegram scenę walki albo tuż po walce. 

– 

Nie wydajesz się specjalnie przejęty. 

– Bo nie jestem. 
–  Bo nie jest – 

potwierdził  Clint.  –  Nawiasem  mówiąc, 

powinnaś  być  dla  niego  trochę  milsza,  Meg.  To  dla  ciebie 

narażał swoją buźkę – zachichotał. 

– 

Mam nadzieję, że to nieprawda – zawahała się Meg. 

– Nie – 

mrugnął do niej Luke. – Potrzebowałem tego. Czuje 

się teraz o wiele lepiej. 

– 

Świetnie.  Po  prostu  świetnie.  A  ja  myślałam,  że  wreszcie 

wydorośleliście. Co to wszystko ma znaczyć? 

Luke zerknął na Clinta. 
– 

Skąd my to znamy? – roześmiał się. 

– 

Coś  mi  się  zdaje, że  już  to  parę  razy słyszałem.  I  zawsze 

robi przy tym taką ważną minę, prawda? 

– Prz

estańcie wreszcie – zirytowała się Meg. 

– 

Już  dobrze,  nie  martw  się  –  uspokoił  ją  Luke.  –  Mogą 

zmienić termin tych zdjęć, jeśli naprawdę im na mnie zależy. A 

poza tym, charakteryzatorka potrafi zdziałać cuda. 

– 

Mam nadzieję – westchnęła Meg. 

– 

Wszystko będzie dobrze. 

– 

Słuchaj, rozmawiałam z Didi – powiedziała, przypominając 

sobie nagle, po co przyszła. – Pytała, czy możesz jakoś nakłonić 

tę fotoreporterkę, żeby nie publikowała zdjęć. 

– 

Spróbuję. 

– 

A  jeśli  to  się  nie  uda  –  włączył  się  Clint  –  i  zdjęcia  się 

ukażą,  załatwię  ze  znajomym  kolporterem,  żeby  zatrzymał  te 

background image

czasopisma aż do czasu wyborów. Nikt ich tutaj nie zobaczy. 

– 

A potem i tak mnie wyrzucą. 

– 

Nie sądzę, Meg. – Luke potrząsnął głową. – Cieszysz się w 

mieście dużym poparciem. 

– 

Nie  martw  się.  –  Clint  objął  ją  i  potrząsnął  delikatnie.  – 

Jakoś to załatwimy. Pamiętasz byka? Czyż nie uratowaliśmy się 

przed nacierającym bykiem? 

– 

A pamiętacie, jak znaleźliśmy tę na wpół martwą kurę i ... – 

Luke przerwał, bo dwie nastolatki poprosiły go o autograf. 

– 

Lepiej już pójdę – powiedziała Meg. 

– Zaczekaj. – 

Podpisał i ustawił się z dziewczętami do zdjęcia 

na tle strusia. 

– 

Co się stało z twoją twarzą? – spytała jedna z nastolatek. 

– 

To te drzwi wahadłowe – wyjaśnił Luke. – On wchodził, ja 

wychodziłem. 

–  Tak, u

ważajcie  na  te  drzwi.  I  wam  może  się  coś  takiego 

przytrafić – dodał Clint. 

Meg uśmiechnęła się. Niezależnie od tego, co będzie, Luke i 

Clint znów są braćmi. I to ona się do tego przyczyniła, choć w 

dość  pokrętny  sposób.  Kątem  oka  dostrzegła  następną  grupkę 

łowców  autografów.  Zresztą  i  tak  nie  może  stać  tu  w 

nieskończoność. Jeszcze ludzie zaczną gadać. 

– 

Naprawdę już muszę iść – oznajmiła. 

– 

Zadzwonię do ciebie – powiedział Luke. 

– 

Nie  wiem,  czy  to  dobry  pomysł.  Myślę,  że  rozmowa 

telefoniczna... to znaczy... 

– 

Masz rację. To kiepski pomysł – przyznał. 

– 

Chciałabym wiedzieć, czy dostałeś tę rolę. 

– 

Clint ci powie. Dam mu znać. 

– Okay. 
– 

Pożegnaj ode mnie Apacza. 

background image

– Na pewno. 
– 

Uważaj na siebie. 

– 

Ty też. – Patrzyła na niego, dopóki łzy nie napłynęły jej do 

oczu

. Odwróciła się i odeszła pospiesznie, nie oglądając się za 

siebie. 

 

Czas  do  godziny  czwartej  po  południu,  kiedy  to  odlatywał 

samolot  Luke’a,  był  dla  Meg  istną  męczarnią.  Bez  przerwy  o 

nim  myślała  i  kilka  razy  musiała  sobie  przypominać, dlaczego 

nie powinna odprowadzać go na lotnisko. Ilekroć łzy napływały 

jej  do  oczu,  uciekała  się  do  podsuniętego  jej  przez  Didi 

wyjaśnienia. Po prostu miała katar alergiczny. 

Wreszcie  Luke  wyjechał.  Festiwal  trwał,  odbywały  się 

wyścigi strusi, muzyka grała, sprzedawcy starali się za wszelką 

cenę pozbyć reszty towarów, ale Meg cała ta impreza wydała się 

teraz  pusta  i  bez  życia.  Nagle  ogarnęło  ją  zmęczenie.  Na 

szczęście wszyscy to rozumieli. Zewsząd zbierała gratulacje za 

znakomitą  organizację.  Niektórzy  twierdzili  nawet,  że  ten 

festiwal  należał  do  najbardziej  udanych.  Nawet  bójka  i 

pogodzenie  się  braci  Bannisterów  uznano  za  dodatkową 

atrakcję.  Meg  zaczęła  się  zastanawiać,  czy  noc  spędzona  z 

Lukiem to aby nie wytwór jej wyobraźni. 

I nagle, jakby dla zaprzecz

enia temu, podeszła Didi, zajrzała 

jej głęboko w oczy i poklepała po ramieniu. 

– 

Jakoś to przeżyjesz – szepnęła. 

Meg wcale nie była tego taka pewna. 
 

Z pomocą Didi przetrwała jakoś następne dwa tygodnie. Didi 

miała  organizować  festiwal  w  następnym  roku,  a  więc 

poświęciła dużo czasu, by wprowadzić ją w przyszłe obowiązki. 

Była  zadowolona,  że  ma  zajęcie  i  ze  pracuje  właśnie  z 

background image

przyjaciółką,  która  doskonale  rozumiała  jej  stan  psychiczny. 

Wiele czasu spędzała również w swojej firmie konsultingowej. 

Najgorsze  były  wieczory.  Chodziła  z  Apaczem  na  długie 

spacery, żeby móc zasnąć. Wdychała świeże powietrze wieczoru 

i zapach drzewek cytrynowych, podziwiała wschodzący księżyc. 

A jednak wciąż czuła się nieszczęśliwa. 

W każdy weekend zasiadała przed telewizorem, by obejrzeć 

„Labirynt uczuć”. Widok Luke’a na ekranie wzmagał tylko jej 

tęsknotę.  Nie  była  jednak  w  stanie  z  tego  zrezygnować.  Luke 

najwidoczniej nie dostał roli w filmie, bo Clint nie zadzwonił. W 

każdym razie jeszcze nie zadzwonił. Powinna go poprosić, żeby 

dał jej znać, ale jakoś nie przyszło jej to do głowy. 

Od czasu festiwalu nie widziała się z rodzicami. Kiedy matka 

zaprosiła ją na obiad, Meg przyjęła zaproszenie, a potem przez 

cały czas męczyła się, prowadząc nic nie znaczące rozmowy o 

sąsiadach  i  najnowszych  wydarzeniach  w  mieście,  gdy 

tymczasem  jej  myśli  krążyły  nieustannie  wokół  tych 

nieszczęsnych  zdjęć  z  Lukiem.  Niestety  w  rodzicach  nie 

znajdzie oparcia. Przestrzegali ją przecież, żeby trzymała się od 
niego z daleka. 

Przed  deserem  ojciec  odchrząknął,  co  było  widomym 

znakiem,  że  zamierza  powiedzieć  coś  ważnego.  Meg 

zmartwiała. 

– 

Widziałem się dzisiaj z Clintem – zaczął. – Luke podobno 

wziął z powrotem swoją część farmy. 

– 

Czy  to  znaczy,  że  chce  tu  zamieszkać?  –  spytała  Meg  z 

najwyższym zdumieniem. 

Jack Henn

essy spojrzał na córkę ze zdziwieniem. 

– 

Nie  sądzę.  Chodzi  o  to,  że  teraz  Clint  będzie  miał  z  kim 

omawiać swoje plany i problemy. Luke będzie kimś w rodzaju 

cichego wspólnika. Myślę, że Clint tego potrzebuje. Jest jeszcze 

background image

za młody, żeby samemu ponosić odpowiedzialność za farmę. 

–  Zapewne  – 

Meg  starała  się  ukryć  rozczarowanie. 

Oczywiście, że Luke nie osiedli się w Chandler. Wyraźnie jej to 

powiedział. 

– 

Teraz,  kiedy  się  o  tym  dowiedziałem  –  kontynuował  pan 

Hennessy – 

myślę, że źle oceniłem Luke’a. I chcę, żebyś o tym 

wiedziała. Zachowywał się bez zarzutu. Nawet ta bójka z bratem 

obróciła się w końcu na dobre. Clint zaczął odnawiać dom. To 

chyba wpływ Luke’a. 

– 

Szkoda, że nie możesz jemu tego powiedzieć – zauważyła 

Meg.  Gdybyż  ojciec  wiedział,  jakie  to  było  „zachowanie bez 

zarzutu”, pomyślała. 

– 

Powiem mu, gdy tylko nadarzy się okazja, w co wątpię. Bo 

niby  z  jakiego  powodu  miałbym  się  znaleźć  w  otoczeniu 
gwiazdora filmowego? – 

Przerwał na chwilę i spojrzał na córkę. 

– To wszystko nie zmienia jednak mego zdania na wasz temat. 

Nadal  uważam,  że  on  nie  jest  dla  ciebie  odpowiednim 

mężczyzną. Nigdy nie był i nie będzie. 

– 

Przestań, Jack – wtrąciła się pani Hennessy. – Miałeś tylko 

powiedzieć Meg, że Luke przejął swoją część farmy. 

– 

Chciałem  porozmawiać  z Meg nie tylko o Luke’u. –  Pan 

Hennessy  poczuł  się  urażony.  –  Chciałem  pogratulować  jej 
organizacji festiwalu. 

–  Tak, tak – 

przyznała  pani  Hennessy.  –  Wszyscy  cię 

podziwiali. 

– 

Sprawdziłaś się. Jeśli tak dalej pójdzie, na pewno zostaniesz 

przewodniczącą  Izby.  Osiągniesz  to,  czego  pragniesz  – 

podsumował ojciec. 

– 

Meg  przez  moment  wahała  się,  czy  nie  powiedzieć 

rodzicom o zdjęciach. Nie chciała ich jednak niepokoić. A nuż 

Luke’owi  uda  się  przekonać  dziewczynę,  żeby  ich  nie 

background image

publikowała. Może nawet już to zrobił. 

 

Agent  Luke’a,  Henry  Davis,  przesunął  termin  zdjęć 

próbnych.  Autorzy  serialu  wymyślili  na  poczekaniu  historię 

tłumaczącą  jego  wygląd.  Wreszcie  Luke  poprosił  Henry’ego, 

żeby  pomógł  mu  załatwić  sprawę  z  Ansel  Wiggins.  Ten 

natychmiast  wyszukał  jej  numer  telefonu.  Gdy  Luke  wykręcił 

numer,  odezwała  się  automatyczna  sekretarka.  W  tle  słychać 

było głosy zwierząt. „Ansel Wiggins bawi na safari z księciem 

Karolem.  Asystentka  przekaże  jej  wiadomość. Proszę  zostawić 
swoje nazwisko i numer telefonu”. 

Luke  nie  miał  najmniejszego  zamiaru  tego  robić.  Gotowa 

sprzedać jego prywatny numer, tak jak zdjęcia. W końcu jednak 

podał go. 

Kiedy  w  ciągu  dwóch  dni  nie  otrzymał  żadnej  wiadomości, 

zadzwonił po raz drugi. Informacja na sekretarce była już inna. 
Na tle starej muzyki l

udowej głos informował: „Ansel Wiggins 

bawi  z  Shirley  MacLaine  na  uroczystości  poświęconej 

pierwszym osadnikom. Proszę zostawić swoje nazwisko, numer 
telefonu i znak zodiaku”. 

Luke  podał  numer  domowy  i  służbowy,  zaznaczając,  że 

sprawa jest pilna. Zadzwoniła o północy. 

– 

Przepraszam,  że  o  tej  porze  –  powiedziała  –  ale jestem 

nocnym markiem i tracę poczucie czasu. 

– 

Możemy się spotkać? 

– 

Oczywiście. Teraz? 

– Dobrze – 

odparł, choć wcale nie było mu to w smak. 

W  pół  godziny  potem  zjawił  się  w  całodobowej  kawiarni. 

Ansel  żuła  gumę  i  studiowała  menu.  Miała  na  sobie  szerokie 

szorty,  rozciągnięty  podkoszulek  i  czapeczkę  besabellową 

daszkiem do tyłu. 

background image

– 

Wybrałam melbę. Co dla ciebie? – spytała. 

–  Kawa  – 

odparł.  –  Przepraszam,  że  tak  cię  potraktowałem 

wtedy w hotelu, a

le ta kobieta jest moją bliską przyjaciółką. 

– 

Domyślam się. 

– 

Powiem krótko: chcę mieć te zdjęcia i negatywy. Zapłacę 

za nie, ile zechcesz. 

– 

Jestem pewna, że zapłacisz. Co się stało z twoją twarzą? 

– 

Nieważne. Ile chcesz? 

– Nic. 
– Jak to? 
– 

Ponieważ  już  je  sprzedałam.  Dostałam  zaliczkę,  a  kiedy 

otrzymasz tę rolę w filmie, wezmę resztę. 

– 

Do  diabła!  Czy  ty  sobie  nie  zdajesz  sprawy,  że  możesz 

zniszczyć czyjąś karierę? Wyglądasz na feministkę. Nie chcesz, 

żeby kobiety zajmowały wysokie stanowiska? 

–  Owszem. 

Chcę.  Dlatego  sprzedałam  te  zdjęcia.  Muszę 

myśleć o sobie. 

– 

Ale robisz to czyimś kosztem. 

– 

Wolnego,  panie  Bannister.  A  jeśli  otrzymasz  tę  rolę,  nie 

będzie to czyimś kosztem? Chyba nie jesteś jedynym aktorem w 

mieście, który się o nią ubiega. 

– Strata je

dnej roli nie oznacza jeszcze końca kariery. 

– 

Skąd  ta  pewność?  A  może  dla  kogoś  to  ostatnia  szansa? 

Skąd wiesz, czy jeśli jakiś facet nie dostanie roli w tym filmie, 

nie będzie musiał zostać sprzedawcą używanych samochodów w 

Dallas? Znasz dobrze życie. 

Tw

oja przyjaciółka też to zapewne wie. 

Luke zdał sobie sprawę z beznadziejności swoich wysiłków. 

Nie  zdoła  zapobiec  publikacji  zdjęć.  Co  ma  zrobić,  żeby  Meg 

nie zetknęła się z tym, z czym on się styka na co dzień? On jest 

już przyzwyczajony, ona nie. 

background image

– Komu 

je sprzedałaś? 

Zbyt  była  z  siebie  dumna,  żeby  mu  nie  powiedzieć. 

Wymieniła  tytuł  jednego  z  najbardziej  znanych  pism 

nowojorskich o szerokim zasięgu. Luke rzucił pieniądze na stół i 

wyszedł.  Musi  zacząć  działać.  Natychmiast.  Oni  na  pewno 

wykorzystają  te  zdjęcia,  nawet  jeśli  nie  dostanie  roli  w  filmie. 

Meg będzie mieć kłopoty. 

 

background image

Rozdział 13 

 

Pierwszego kwietnia wieczorem ktoś zapukał do drzwi Meg. 

Spojrzała przez wizjer. Zobaczyła tęgiego mężczyznę z brodą, w 

okularach o grubych szkłach. Miał na sobie flanelową koszulę i 

wytarte dżinsy, pod ręką trzymał opasły katalog. 

Pewno  jakiś  domokrążca.  Chwyciła  Apacza  za  obrożę  i 

uchyliła drzwi. 

– 

Słucham? – spytała. 

– 

Przysłał  mnie  pani  sąsiad,  Clint  Bannister  –  powie  dział 

mężczyzna. Miał niezbyt sympatyczny głos. – Mówił, że mogą 

panią zainteresować katalogi sadzonek. 

– 

Przykro  mi,  ale  w  tym  roku nie  będę  niczego  sadzić.  Nie 

mam czasu. Zresztą i tak już na to za późno – odparła. 

,  – 

Mam też katalog roślin doniczkowych. – Mężczyzna nie 

daw

ał za wygraną. 

–  Spokój, Apacz! – 

upomniała  psa,  który  merdał  ogonem  i 

popiskiwał. Meg zawsze uważała go za dobrego stróża, ale teraz 

ogarnęły ją wątpliwości. 

– 

To może mógłbym poprosić panią o szklankę wody. 

– 

Chwileczkę.  –  Meg  zostawiła  Apacza  przy  drzwiach, a 

sama  poszła  do  kuchni  zadzwonić  do  Clinta.  Potwierdził,  że 

przysłał tego mężczyznę i zasugerował, żeby jednak coś u niego 

zamówiła. 

Meg  wróciła  do  przedpokoju,  zastanawiając  się,  co  zrobić. 

Znała już te chwyty ze szklanką wody. Gdy tylko facet znajdzie 

się w domu, zaraz zacznie jej wciskać do ręki katalogi. A może 

jednak  powinna  zamówić  parę  sadzonek?  Clint  to  zrobił. 

Najwyraźniej zaczyna dbać o gospodarstwo. 

– 

Dobrze.  Proszę  wejść  –  powiedziała.  –  Zaraz  przyniosę 

background image

wodę. – Zamknęła drzwi i ruszyła do kuchni. Odwróciwszy na 

moment głowę, zobaczyła, że Apacz liże mężczyznę po ręce. Co 

się stało temu psu? 

Kiedy  wróciła  do  salonu,  mężczyzna  zachowywał  się  jak  u 

siebie. Nie zdjął wprawdzie czapki, ale rozsiadł się wygodnie na 

kanapie.  Meg  od  razu  pożałowała,  że  go  wpuściła.  Trudno 

będzie się go pozbyć, pomyślała. Apacz najwyraźniej postradał 

zmysły, bo oparł łeb na kolanie przybysza. 

– 

Pańska woda – oznajmiła chłodno. 

Mężczyzna  postawił  szklankę  na  stoliczku  i  popatrzył  na 

Meg. 

– 

Naprawdę nie potrzebuję sadzonek – powtórzyła Meg. – I 

nie mam czasu na rozmowy. 

– 

To może zainteresuje panią nowa maść na świerzb. 

– 

Meg cofnęła się o krok. Serce zabiło jej mocniej. Bacznie 

przyjrzała się mężczyźnie. Jego twarzy, dłoniom. Zmartwiała. 

Mężczyzna  zdjął  okulary,  potem  czapkę.  Wyjął  brązowe 

szkła kontaktowe, wreszcie odkleił brodę. 

– 

O Boże! – jęknęła. 

– Prima aprilis! – 

roześmiał się Luke. – Pomyślałem sobie, że 

sprawdzę, czy mnie poznasz. Jeśli nie, to nie pozna mnie nikt. 

– Luke! – 

wykrzyknęła Meg i rzuciła mu się na szyję. 

– 

Poczekaj, wyjmę jeszcze brzuch – roześmiał się. 

– 

Co  z  filmem?  Jak  zdjęcia  próbne?  –  dopytywała  się 

niecierpliwie. 

– 

Dirk  Kennedy  nie  żyje.  W  przyszłym  tygodniu  zaczynam 

kręcić „Niepokonanego”. Jest tylko jeden problem... 

– 

To znaczy, że dostałeś tę rolę? 

– 

Tak, ale obawiam się, że... 

–  Luke, to cudownie! – 

Meg  ucałowała  go  serdecznie.  – 

Opowiedz mi wszystko. 

background image

–  To romans historyczny osadzony w realiach osiemnastego 

wieku,  według  powieści  Helen  Goodwin.  Pewna  dziewczyna 

zachodzi  ze  mną  w  ciążę,  ale  zanim  zdążę  się  z  nią  ożenić, 

porywają mnie Indianie. Uciekam z niewoli akurat na czas, by 

uratować ją i dziecko przed napadem. 

– 

Brzmi nieźle. – Meg zaczęła rozpinać mu koszulę. 

– 

Och, Meg, mam nadzieję, że wiesz, co robisz. – W głosie 

Luke’a brzmiało pożądanie. 

– 

Zapraszam domokrążcę do własnej sypialni. I nie mów mi, 

że nie chcesz się tam znaleźć. 

– 

O niczym innym nie marzę. 

– 

To  chodź  ze  mną.  –  Meg  zaprowadziła  go  do  pokoju  i 

zamknęła drzwi. 

Obserwowała,  jak  się  rozbiera.  Przypominała  sobie,  kiedy 

osta

tni  raz  byli  ze  sobą  sam  na  sam.  I  wszystko  to,  co  potem 

nastąpiło. Oblała ją fala gorąca. 

Może  później  będzie  jej  jeszcze  trudniej.  Ale  teraz  on  jest 

tutaj,  w  sypialni,  gdzie  przez  ostatnie  dwa  tygodnie  marzyła  o 

nim każdej nocy. Nie może go odprawić. Nie teraz. 

Luke  ściągnął  koszulę,  luźne  dżinsy  opadły  mu  z  bioder. 

Podeszła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. 

– 

Och, Meg, tak mi cię brakowało – szepnął. 

– 

Mnie też. Nie myślałam, że będę mogła znów cię dotykać. 

Luke ściągnął z niej bluzkę. 
– Tak bardzo 

cię pragnę – szepnął. 

– 

Pocałuj mnie, Luke. – Meg wspięła się na palce. – Pocałuj 

mnie mocno. 

Luke  zerwał  z  niej  szorty  i  majteczki.  Chwycił  ją  na  ręce  i 

zaniósł do łóżka. Całował jej szyję, ramiona, piersi. 

– 

Tęskniłem za tobą, bardzo, bardzo, bardzo – szeptał między 

jednym a drugim pocałunkiem. 

background image

– Kochaj mnie, Luke. Kochaj – 

prosiła. 

Kochał  ją  tak,  jak  tego  pragnęła.  Był  delikatny  i  męski 

zarazem, czuły i namiętny. Sprawiał, że pożądanie wzrastało w 

niej  z  każdym  jego  ruchem,  aż  wreszcie  osiągnęła  szczyt 
m

iłosnej ekstazy. 

Leżeli teraz przytuleni, słuchając bicia swoich serc. 

Luke oparł się na łokciu i obserwował jej twarz. Uśmiechał 

się, ale oczy miał poważne. 

– O co chodzi? – 

spytała. – Chciałeś mi coś powiedzieć. 

– 

Wolałbym nie psuć tak cudownego nastroju. 

W tym momencie domyśliła się. 
– 

Nie udało ci się wstrzymać publikacji zdjęć, prawda? 

– 

Rozmawiałem z paroma osobami w Nowym Jorku. Kiepsko 

to wygląda. Jeśli dowiedzą się, że dostałem tę rolę, zdjęcia będą 

warte jeszcze więcej. 

– Taki jest show-biznes. 
– 

Kiedy są wybory do Izby? 

– 

W trzecią środę kwietnia. 

– 

Spróbuję jakoś opóźnić ich publikację. 

– 

Pamiętasz, co mówił Clint. Zna kogoś w kolportażu. 

– 

Już  z  nim  rozmawiał.  Zrobi,  co  będzie  mógł.  Wściekły 

jestem, że tak się to wszystko skończyło. 

– 

Daj  spokój.  To  nie  twoja  wina.  Ja  nie  żałuję  ani  minuty 

spędzonej z tobą. 

– 

Ja  też  nie.  Zaryzykowałem  i  przyszedłem  tu  dzisiaj. 

Musiałem cię zobaczyć. 

– 

Jak długo zostaniesz? 

– 

Jutro wyjeżdżam. Spędzę popołudnie z Clintem. 

– 

Ale noc należy do mnie. 

– 

Ja należę do ciebie. 

– 

A więc Dirka już nie ma? – Meg wróciła do poprzedniego 

background image

tematu. 

– 

Tak, zaginął gdzieś w Trójkącie Bermudzkim. 

– 

Sheila będzie niepocieszona. 

– Trudno. 
– 

W  scenach  łóżkowych  byliście  bardzo  przekonujący  – 

zauważyła z przekąsem Meg. – Byłeś taki namiętny. 

– Tak jak teraz? – 

Luke lekko ugryzł ją w szyję. 

– Owszem. 
– 

To było zupełnie co innego. 

– 

Skąd mogę wiedzieć... 

– 

Zaczekaj, pokażę ci, jak to się robi. – Poszedł do łazienki i 

wrócił w skąpych, obcisłych slipkach. – Przede wszystkim mam 

na sobie coś takiego. 

– A co ma na sobie Sheila? 
– 

Przezroczyste body. Wygląda jakby była naga, ale tak nie 

jest. Wszystko jest sprawą kamery. 

–  Skoro tak mówisz. – 

W  głosie  Meg  słychać  było 

powątpiewanie. 

– 

W porządku, wyobraźmy sobie, że masz na sobie body. Ja 

ułożę  się  tak,  że  będę  cię  częściowo  zakrywał.  Kamera  ukaże 

tylko fragmenty ciała. 

– 

A jak się czujesz, leżąc tak przy Sheili? 

– 

Myślę o swojej roli. 

– Powiedzmy. 
– 

No  dobrze,  większość  facetów  byłaby  zachwycona, 

trzymając  w  objęciach  zgrabną  dziewczynę,  ale  są  i  ciemne 

strony tej sytuacji. Gdybyś była Sheila, miałabyś na sobie tonę 

makijażu. 

– 

Mam się wymalować? 

– 

Nie. My tylko udajemy. Ty masz włosy spryskane lakierem, 

na  twarzy  puder  i  szminkę,  wokół  stoi  cała  ekipa  filmowa, 

background image

świecą reflektory. Słychać szum kamer. 

– 

Trudno o mniej intymne warunki. Co chwila ktoś spryskuje 

nas wodą. 

– 

Wodą? 

– 

Żebyśmy  wyglądali  na  spoconych  i  zmęczonych.  Na 

szczęście nam niczego takiego nie trzeba. 

– 

A co się dzieje potem? 

– 

Patrzę w twoje oczy i mówię słowa swojej roli. 

– 

Powiedz. Bądź Dirkiem Kennedym. 

– Dobrze. 

Luke  skupił  się  przez  moment.  Rysy  mu  stężały.  Meg 

zobaczyła  przed  sobą  zupełnie  innego  mężczyznę.  Ten  Dirk 

Kennedy nie wyglądał sympatycznie. 

– 

Ściągnęłaś mnie do swego łóżka, Sheilo. Nie myśl, że teraz 

możesz mnie powstrzymać. 

– 

Nie chcę cię powstrzymać. 

– 

Wydaje  mi  się,  że  chcesz,  żeby  twój  mąż  się  o  nas 

dowiedział. 

– 

Nie chcę! Przysięgam! 

– 

Słyszałem, że kpisz sobie z niego. 

– Nie – 

szepnęła, pragnąc, by ją pocałował. 

– 

Owszem,  i  zapłacisz  za  to, moja droga. –  Pocałował  ją 

brutalnie, niemal z nienawiścią. 

Meg  odwzajemniła  pocałunek.  Przywarła  do  niego  całym 

ciałem.  Był  podniecony.  Poczuła  jednak  dzielący  ich 

kawałeczek materiału. 

– Chcesz mnie? – 

spytał. 

– Tak! 
– 

To proś, ty diablico! 

– 

Proszę, Dirk... proszę. 

– 

A co dla mnie zrobisz, jeśli sprawię ci rozkosz? 

background image

– Wszystko, co zechcesz – 

wykrzyknęła. 

Pieścił  ją,  całował,  była  coraz  bardziej  rozgorączkowana. 

Pragnęła go czuć w sobie. 

– 

Załatwisz mi tę działkę? – spytał. 

– 

O to chodzi? O ten kawałek ziemi? 

– 

Między innymi. 

– 

Bierz, co chcesz. Weź całą. 

– 

Z przyjemnością. – Jego wargi wędrowały po ciele Meg, ale 

slipki nie pozwalały mu na nic więcej. Jęknęła. 

– 

Jeszcze ci mało? – spytał. 

– 

Dobrze wiesz, że tak. 

– Tego nie ma w scenariuszu. 
– No to improwizujmy – 

zaproponowała. 

– 

Jesteś  wymagającą  kochanką,  Sheilo.  Muszę  mieć  tę 

działkę. Jest moja? 

– 

Spróbuję... załatwić. 

– To nie wystarczy. Jest moja? 
– Tak! 
– 

To dobrze, Sheilo. Bardzo dobrze. A teraz myśl o sobie. – 

Luke  pieścił  ją  tak  namiętnie,  że  przeżyła  chwile  uniesienia, 

jakich  nie  doświadczyła  nigdy  przedtem.  Krzyknęła,  przez  jej 

ciało przeszedł dreszcz. 

– 

Powiedz, że z Sheilą tak nie jest – odezwała się po chwili, 

gdy opadło z niej całe napięcie. 

– 

Oczywiście, że nie. 

– Ale czasem... 

założę się, że jesteś podniecony. 

– Niekiedy. 
– 

Och, Luke, nie powinnam cię prosić, żebyś mi pokazał taką 

scenę. Teraz będzie mi jeszcze trudniej. 

–  Cicho, nic nie mów. – 

Szybko  ściągnął  slipki.  –  –  Tam 

tylko  udaję,  tu  wszystko  dzieje  się  naprawdę.  Kocham  cię, 

background image

kocham tylko ciebie. 

 

Gdy zaczęło świtać, Luke zaczął się ubierać. Meg też chciała 

wstać, ale ją zatrzymał. 

– 

Zostań. Będę sobie myślał, że leżysz tutaj i śnisz o mnie. 

– 

Zawsze to robię. Luke, co z nami będzie? 

–  Nie wiem. – 

Wciągnął  spodnie  i  sięgnął  po  koszulę.  – 

Myślałem,  że  mogę  być  z  dala  od  ciebie,  ale  po  dwóch 

tygodniach już tu jestem, w przebraniu, po to, żeby być z tobą. 

– 

Tata mówił, że wziąłeś z powrotem swoją część farmy. 

– 

Tak.  Właściwie  to  Clint  wpadł  na  pomysł,  że  mogę  tu 

przyjeżdżać w przebraniu, żeby obgadać z nim różne sprawy, a 

nie  ściągać  przy  okazji  tłumu.  Oczywiście,  kiedy  już  tutaj 

jestem, nie mogę trzymać się z dala od ciebie. 

– 

Cóż, jeśli ten pomysł zda egzamin... 

– 

Tym  razem  się  udało.  A  gdyby  ktoś  zauważył  samochód 

przed twoi

m  domem,  możesz  spokojnie  powiedzieć,  że 

odwiedziła cię jakaś dawna koleżanka z uczelni. Ale na dłuższą 

metę  nie  uda  się  tego  ciągnąć,  Meg.  Ileż  można  mieć 

przyjaciółek... 

– 

No to ja zacznę jeździć do Los Angeles. 

– 

To też będzie podejrzane. 

– 

Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Nie mogłam sobie 

znaleźć miejsca po twoim wyjeździe. 

– I ja. 
– 

Jesteśmy  dwojgiem  dorosłych,  inteligentnych  ludzi.  Nie 

możemy znaleźć jakiegoś wyjścia z tej sytuacji? 

–  My prawdopodobnie tak, ale co by powiedziano w 

Chandler? 

– Do 

diabła z Chandler! 

– 

Nie mów tak. Wiem, że tak nie myślisz. 

background image

– 

Kiedy zobaczą tutaj te zdjęcia, być może decyzja zapadnie 

bez  mego  udziału  –  stwierdziła  Meg.  –  Przyjmiesz  mnie,  jeśli 

wyrzucą mnie z Chandler? 

– Jak poprosisz... – 

uśmiechnął się. 

– 

Nie chcę, żebyś jechał. Przygotuję ci śniadanie. Nigdy tego 

nie robiłam. 

Luke ujął jej dłonie i całował każdy palec po kolei. 
– 

A  śniadanie  zmieni  się  w  obiad,  obiad  w  kolację,  a  w 

przerwach będziemy się kochać i nie wyjadę stąd nigdy. 

Meg westchnęła. 
– 

Idź już – powiedziała. – Szybko. Dłużej tego nie zniosę. 

 

background image

Rozdział 14 

 

Przez  następne  parę  dni  Meg  bacznie  przypatrywała  się 

każdemu obcemu mężczyźnie. A nuż okaże się, że któryś z nich 

to  Luke.  Jeśli  raz  przyjechał  w  przebraniu,  może  to  zrobić 

ponownie.  Wiedziała  jednak,  że  jest  w  Los  Angeles,  że 

przygotowuje  się  do  pierwszych  zdjęć  do  „Niepokonanego”. 

Musiał  uczyć  się  roli,  przymierzać  kostiumy.  I  spotykać  z 

partnerką. Meg starała się o tym nie myśleć. Przekonał ją, że w 
scenach erotycznych w serialach aktorzy n

ie występowali nago. 

A w filmach fabularnych? 

Nie miała prawa być zazdrosna. Nie miała prawa do niczego, 

co  łączyło  się  z  Lukiem  Bannisterem.  Wierzyła,  że  znów  go 

zobaczy. Może nawet znów się będą kochać, ale ich przyszłość 

będzie  się  składała  tylko  z  kradzionych  chwil  między  długimi 

okresami  rozłąki.  Meg  nie  odpowiadała  taka  wizja.  Kiedyś  by 

się z tym nie pogodziła. Teraz była gotowa zadowolić się nawet 

taką namiastką. Nie była w stanie wyrzec się Luke’a. 

Dzień  wyborów  przewodniczącego  Izby  był  coraz  bliższy. 

Wszyscy  byli  niemal  pewni  jej  zwycięstwa.  Meg  wiedziała 

jednak,  że  gdyby  wybuchł  skandal,  natychmiast  znajdzie  się 

kontrkandydat,  a  jej  klęska  będzie  ostateczna.  Na  dzień  przed 

zebraniem rady zadzwonił Clint. 

– 

Zdjęcia się ukazały – oznajmił. Meg zmartwiała. 

– 

Jesteś pewien? 

– 

Dzwonił mój kumpel z kolportażu. 

– 

Nie do wiary. Co za nieszczęsny zbieg okoliczności. Jutro 

mamy zebranie. 

– 

Wiem,  ale  mogło  być  gorzej.  Mój  kumpel  załatwił,  że 

przetrzymają tę gazetę jeszcze dwa dni. Dłużej nie dałby rady, a 

background image

więc i tak dobrze, że nie ukazały się wcześniej. 

– 

Może masz rację. Twój kolega czytał artykuł? 

– 

Powiedział tylko, że wydrukowano go na pierwszej stronie. 

Nie mógł długo rozmawiać. 

– 

Clint, dzięki za pomoc. 

– 

Przynajmniej  tyle  mogłem  zrobić.  Przecież  to  w  końcu 

głównie moja wina. 

– I moja. 
– 

Cóż, kobiety zawsze lgnęły do Luke’a. 

– 

I z tym muszę się jakoś pogodzić. 

– 

Coś  ci  powiem,  Meg.  On  nigdy  nie  traktował  nikogo 

poważnie. Nigdy. Nawet nie pamięta kobiet, z którymi spotykał 

się  w  Los  Angeles.  To  chyba  twoja  zasługa,  że  o  wszystkim 

zapomniał. 

– 

Oby tak się stało. 

– 

Kiedy był tutaj ostatnio, cały czas mówił o tobie. 

– 

Z  trudem  zdołałem  go  nakłonić,  żeby  zainteresował  się 

farmą. 

– 

Dzięki, Clint. – Meg uśmiechnęła się. 

– 

Chciałbym, żebyście byli ze sobą. 

Nie odpowiedziała. Cóż mogła rzec w tej sytuacji? 
– 

To na razie. Wracam do roboty. Zadzwoń, gdybyś czegoś 

potrzebowała. 

– Na pewno. 

Meg  odłożyła  słuchawkę.  Wszystko  przebiegało  tak,  jak  się 

tego  spodziewała.  Clint  załatwił,  żeby  gazeta  ukazała  się  po 
wybor

ach. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej wydawało jej 

się  to  niedorzeczne.  Wpatrywała  się  w  telefon.  Nerwy  zaczęły 

odmawiać jej posłuszeństwa. Sięgnęła po słuchawkę i wykręciła 
numer Clinta. 

– 

To ty, Meg? Właśnie wychodziłem. O co chodzi? 

background image

– 

Wiem, że to brzmi dziwnie, ale zadzwoń do tego kolegi i 

powiedz mu, żeby rozwiózł gazetę. 

– Co? 
– 

Wiem,  że  zadałeś  sobie  wiele  trudu,  ale  uważam,  że  nie 

powinnam nikogo oszukiwać. 

– 

Nie  wygaduj  głupstw,  Meg!  To  jakbyś  przechodziła  goła 

pod drutem kolczastym. Czy ty nic nie rozumiesz, dziewczyno? 

–  Najwidoczniej  – 

westchnęła  –  ale  tak  musi  być.  Jeśli  nie 

chcesz sam tego zrobić, podaj mi numer tego faceta. 

– 

Nie,  nie.  Zadzwonię  do  niego.  Tyle  że  jestem  temu 

przeciwny. Luke powiedziałby to samo. 

– 

Doceniam  wasze  wysiłki,  ale  muszę  wiedzieć,  na  czym 

stoję.  Sekrety  nie  są  w  moim  stylu.  Powinnam  uświadomić  to 

sobie wcześniej. 

– 

Chryste, Luke uprzedzał, że jesteś idealistką. Byłem gotów 

wykupić wszystkie tutejsze egzemplarze i dać je na przemiał, ale 

Luke powiedział, że nigdy byś na to nie pozwoliła. 

– 

I miał rację. 

– 

Słuchaj,  pewno  będziesz  jutro  potrzebowała  wsparcia  i 

czegoś mocniejszego. Chętnie ci służę. 

– 

Dzięki, Clint. A więc do zobaczenia. 

Meg  odłożyła  słuchawkę  i  oparła  się  o  biurko.  Klęska  i 

kompromitacja. Poj

utrze nikt w Chandler nie będzie patrzył na 

nią tak jak dotychczas. 

Zadzwoniła  do  Didi.  Przyjaciółka  próbowała  przemówić  jej 

do rozsądku, ale na próżno. 

– 

Chcesz  może  wpaść  wieczorem?  –  spytała.  –  Zrobię 

spaghetti, napijemy się wina. Nie powinnaś być sama. 

– 

Nie  będę  sama.  Postanowiłam  pójść  do  rodziców  i 

powiedzieć im o wszystkim. 

– 

O Boże – jęknęła Didi. 

background image

– 

Tak będzie uczciwie. 

– 

Uczciwie!  To  słowo  trzeba  ci  będzie  chyba  wyryć  na 

nagrobku. Nie wiem, czy jest druga osoba, która nadawałaby się 
na przewodnicz

ącego Izby lepiej niż ty. 

– 

Myślę, że pojutrze nie będę już miała takiej dobrej opinii. 

 

Meg wybrała się do rodziców po kolacji. Nie chciała psuć im 

nastroju przy posiłku. Zapukała do drzwi. Były otwarte. 

– Mamo, tato! – 

zawołała. 

–  Tu jestem! – 

usłyszała  głos  pani  Hennessy  z  salonu. 

Rodzice oglądali telewizję. 

– 

Powinnaś  to  obejrzeć,  bardzo  zabawne,  Meggie  – 

powiedział ojciec. 

Od dawna tak się do niej nie zwracał. Zastanawiała się, czy 

chce  w  ten  sposób  przywrócić  ich  serdeczne  stosunki.  Jack 
Hennessy sied

ział  wygodnie  w  skórzanym  fotelu,  odprężony, 

pogodny.  Matka  miała  przed  ,  sobą  stos  koszul,  w  których 

brakowało guzików. 

– 

Co za miła niespodzianka, Meg – powiedziała. Siadaj tutaj. 

Obejrzymy razem program. 

Meg  usiadła,  czując  się  jak  intruz,  który  ma  zakłócić 

spokojny, rodzinny wieczór. 

– 

Przepraszam, że przeszkadzam – zaczęła – ale muszę wam 

powiedzieć coś ważnego. 

– Tak? – 

Ojciec zwrócił na nią wzrok. Uśmiechał się, ale na 

widok wyrazu jej twarzy spoważniał. – Co się stało? 

– 

Możemy wyłączyć telewizor? – spytała. 

– 

Oczywiście. 

Meg  popatrzyła  na  matkę.  Pani  Hennessy  zdjęła  okulary  i 

utkwiła  wzrok  w  córce.  Atmosfera  nagle  stała  się  napięta. 

Byłoby  jej  łatwiej,  gdyby  miała  siostrę  albo  brata.  Może  nie 

background image

czułaby aż takiego ciężaru odpowiedzialności wobec rodziców. 

Głęboko zaczerpnęła powietrza. 
– 

Muszę was uprzedzić o czymś, co może się zdarzyć jutro – 

powiedziała.  –  Jutro  pojawi  się  w  kioskach  to  pismo 

nowojorskie.  Wiem,  że  go  nie  czytacie,  ale  ktoś  może  wam 

powiedzieć. Tam będą moje zdjęcia. 

– 

Czy  to  ma  coś  wspólnego z festiwalem? –  Matka  była 

przerażona. 

– Nie. Z Lukiem. 
– 

Widziałem wszędzie tę przeklętą fotografkę – zirytował się 

Jack Hennessy. – 

Co  ona  takiego  wykombinowała?  Umieściła 

twoją głowę na czyimś tułowiu? Zaskarżę ją. Oto co zrobię. Nie 

martw się, Meg. Nikt nie uwierzy... 

– 

To  prawdziwe  zdjęcia,  tato.  Przyłapała  mnie,  kiedy  o 

czwartej rano wychodziłam z pokoju Luke’a. 

Rodzice milczeli. Nie byli w stanie wydobyć z siebie głosu – 

Czekała na korytarzu. Sfotografowała mnie, a potem Luke’a w 

samych  dżinsach.  Luke  podpisał  kontrakt  na  film  fabularny. 

Będzie  teraz  jeszcze  bardziej  znany.  Myślę,  że  w  artykule 

opisano jego przygodę z organizatorką festiwalu w Chandler. I 

to będzie prawda. 

– 

Czy... czy Luke nie mógł tego wstrzymać? – wydusił ojciec 

z najwyższym trudem. 

– 

Próbował,  ale  ona  nie  chciała  zmienić  zdania.  Po  raz 

pierwszy  udało  jej  się  zrobić  takie  zdjęcia.  Nie  miała  zamiaru 

rezygnować z tej szansy. 

– 

To  znaczy,  że  wszyscy,  nie  tylko  w  Chandler,  zobaczą  te 

zdjęcia? – Pani Hennessy była przerażona. 

–  O

bawiam  się,  że  tak,  mamo.  Przykro  mi.  Naprawdę.  Tak 

bardzo  zależało  wam  na  mojej  przyszłości,  miałam  wam 

przynieść  zaszczyt,  ostrzegaliście  mnie  przed  Lukiem.  A  teraz 

background image

czeka was takie upokorzenie. Nie zasługujecie na to. 

–  A co z twoim stanowiskiem? –  Jack 

Hennessy  był 

roztrzęsiony, drżały mu ręce. 

– 

Myślę, że mnie nie wybiorą. Do południa prawdopodobnie 

wszyscy już będą wiedzieli o tych zdjęciach. 

– 

Czy ta cholerna gazeta musi ukazać się właśnie teraz? Żeby 

ciebie zniszczyć? 

– 

Nie.  Luke  starał  się  wstrzymać  publikację,  ale  na  dłuższą 

metę  nie  byłoby  to  możliwe.  Clint  załatwił  z  ludźmi  z 

kolportażu, żeby nie puszczali jej jeszcze do sprzedaży, ale nie 

zgodziłam się. 

– 

To zadzwoń do niego jeszcze raz – zirytował się ojciec. – 

Tak będzie najlepiej. To rozsądny plan. 

–  Nie, Jack – 

zaoponowała  pani  Hennessy.  –  Meg nie chce 

niczego zatajać. Lepiej, żeby sprawa była jasna przed wyborami. 

– 

Gdybym  ja  dorwał  tego  Bannistera!  –  pieklił  się  Jack 

Hennessy.  – 

Zwabił  cię  do  hotelu.  A  ja  myślałem,  że  on  się 

zmienił. Nie zmienił się! Nic a nic! 

– 

Tato, nie tak było. Luke wcale nie prosił, żebym do niego 

przyszła.  Nawet  się  mnie  nie  spodziewał.  To  moja  wina,  nie 
jego. 

– 

Zawsze go broniłaś! 

– 

A ty nigdy go nie rozumiałeś – uniosła się Meg. – Wiesz, że 

ojciec bił go przez te wszystkie lata po śmierci matki? Nie, na 

pewno  nie  masz  o  tym  pojęcia,  bo  on  się  nigdy  nie  skarżył. 

Chyba jestem jedyną osobą, która o tym wiedziała. Luke mógł ci 

się  wydać  niewiele  wart,  ale  w  głębi  duszy  był  bardziej 

wrażliwy, niż się nam wydaje. To, jak zdołał pokierować swoim 

życiem, zakrawa na cud. I ja... i ja go bardzo kocham. 

– 

Co  ty  powiedziałaś?  –  Ojciec  popatrzył  na  nią  z 

najwyższym zdumieniem. 

background image

– 

Powiedziałam,  że  go  kocham.  Miałam  szczerą  ochotę 

wyjechać  z  nim  do  Los  Angeles,  ale  przekonał  mnie,  żebym 

tego nie robiła. Wierzy, że moją przyszłością jest polityka i nie 

chce mi przeszkadzać. 

– 

A więc zamiast tego rujnuje twoją przyszłość? 

– 

Nie on! To moja wina! Dlaczego nie złościsz się na mnie? 

– 

Nie mógłbym się na ciebie złościć. Nie rozumiesz? 

– 

Ale to ja sprawiłam ci ból. Tobie i mamie. 

– 

Nie przejmuj się nami. 

– 

Ojciec ma rację – Pani Hennessy objęła córkę. – Cokolwiek 

się jutro stanie, jesteśmy z tobą. Świat się przecież nie zawali. A 

jeśli  przy  okazji  pozbędziemy  się  paru  fałszywych  przyjaciół, 
tym lepiej. 

– 

Myślałam,  że  będziecie  zdruzgotani  –  powiedziała 

niepewnie Meg. 

– 

Więc nie znasz nas tak dobrze, jak ci się wydawało. 

– 

Tylko  o  ciebie  się  martwimy,  Meggie  –  dodał  ojciec.  – 

Wiemy,  jak  bardzo  zależało  ci  na  tym  stanowisku.  A  jeśli  ta 
h

istoria stanie się znana, wszystko może przepaść. 

– 

Trudno. Wezmę się w garść i spróbuję innym razem. 

– 

Do  diabła,  Meg  Hennessy  tak  łatwo  się  nie  poddaje  – 

skwitował z dumą ojciec. 

– 

I wy też nie. 

 

Meg uznała, że zdoła przetrwać zebranie rady, tylko jeśli nie 

przeczyta artykułu i z nikim nie będzie na ten temat rozmawiać. 

Przed  snem  wyłączyła  telefon.  Następnego  dnia,  o  wpół  do 

dwunastej, ubrana w elegancki kostium wsiadła do swego BMW 

i  pojechała  do  Chops  Restaurant,  gdzie  w  sali  konferencyjnej 

odbywały się comiesięczne zebrania rady. 

Szła  przez  restaurację  z  wysoko  podniesioną  głową,  udając, 

background image

że  nie  widzi  spojrzeń,  jakimi  ją  obrzucano,  i  nie  słyszy 

komentarzy  na  swój  temat.  Wygląda  na  zdezorientowaną... 

seksowna... zdumiewające... kto by powiedział. .. – dobiegały ją 

urywki zdań. 

Wszyscy już wiedzą. Członkowie rady zapewne też. Ale czyż 

nie tego właśnie chciała? Z trudem się powstrzymała, żeby nie 

uciec. Przecież nie musi tego wszystkiego znosić. Może wsiąść 

w samochód i pojechać gdzieś daleko, daleko od Chandler. Luke 

powiedział, że ją przyjmie. Nie, nie wolno jej tego zrobić. Musi 

udowodnić samej sobie, że potrafi stawić czoło sytuacji. 

Weszła  do  sali  konferencyjnej.  Zastała  tam  już  wszystkich 

osiemnastu członków rady, a także przedstawicieli prasy, władz 

miejskich  i  władz  okręgowych.  Prawdopodobnie  zebrali  się 

wcześniej,  żeby  wybrać  innego  kandydata.  Procedura  była 

prosta.  Najpierw  zostanie  zgłoszona  jej  kandydatura,  a  później 
padnie nazwisko z sali. Jeszcze nigdy nie wybrano nikogo 

zgłoszonego przez salę, ale rym razem na pewno tak się stanie. 

Na  jej  widok  zapadło  milczenie.  Zmusiła  się  do  uśmiechu. 

Patrzyła  na  jedyną  przyjazną  sobie  osobę,  Didi.  Przyjaciółka 

uśmiechnęła  się,  by  dodać  jej  odwagi.  Stoły  ustawiono  w 

podkowę.  Na  szczycie  siedział  aktualny  przewodniczący  i 

dyrektor administracyjny. Meg zajęła swoje miejsce. 

Ralph Handley otworzył zebranie i podał porządek dzienny. 

Meg usiłowała się skoncentrować na omawianych problemach, 

ale nie była w stanie. Rozejrzała się wokół i zauważyła ukryte 
pod teczk

ami  i  wystające  z  aktówek  gazety.  To  zapewne  to, 

pomyślała z rozpaczą. 

Najchętniej wyszłaby na dwór, do ogrodu rozpościerającego 

się  za  oknami  restauracji,  gdzie  ogrodnik  właśnie  strzygł 

trawnik. Przypomniała sobie słowa matki. W końcu świat się nie 
zawali

,  jeśli  przepadnie  w  głosowaniu.  Myślała  o  tych 

background image

wszystkich ludziach, których nic a nic nie obchodzi, co dzieje 

się  w  tej  sali.  I  nie  ma  to  na  nich  żadnego  wpływu.  Robią 

interesy,  rodzą  dzieci,  cieszą  się  urlopami.  Choćby  taki  Luke. 

Niezależnie  od  tego,  co  się  stanie,  będzie  gwiazdą  znaną  na 

całym świecie. Cieszyła ją ta myśl, mimo że właśnie jego sława 

była tym, co ich dzieliło. 

Wyrwał  ją  z  zamyślenia  głos  Ralpha,  który  zapowiedział 

następny  punkt  porządku  dziennego.  Usłyszała,  jak  zgłasza  jej 

kandydaturę i prosi, by podano nazwisko kontrkandydata. Zaraz 

będzie po wszystkim, pomyślała z ulgą. Wybiorą kogoś innego, 

ktoś  inny  zostanie  przewodniczącym.  Nie  padło  żadne 
nazwisko. 

Rozejrzała się po zebranych. Koledzy z rady patrzyli na nią z 

zaciekawieniem, ale ni

e potępiająco. 

–  Skoro nie ma innych kandydatów – 

powiedział  Ralph  – 

rozpoczynamy  głosowanie  nad  kandydaturą  Meg  Hennessy 
O’Brian. Kto jest za? 

Wszystkie ręce podniosły się w górę. 
– 

Kto przeciw? Nie widzę. 

– 

Kto się wstrzymał? • 

– 

Ja się wstrzymuję – powiedziała Meg. 

– 

Gratuluję – uśmiechnął się do niej Ralph. – Jesteś nowym 

przewodniczącym elektem. 

To niemożliwe, pomyślała. Ja chyba śnię. 
– Nie rozumiem – 

zdumiała się.. – A ten reportaż? 

– 

Reportaż? – roześmiał się Ralph. – Myślę, że większość z 

nas  uważa  go  za  kapitalny.  To  w  sumie  niezła  reklama  dla 
naszego festiwalu. 

 

background image

Rozdział 15 

 
Kapitalny? Reklama dla festiwalu? 

Meg  wciąż  nie  mogła  ochłonąć  ze  zdumienia.  Czyżby 

członkowie  Izby  Handlowej  w  Chandler  uznali  jej  nocne 
wyczyny w San Marcos za”kapitalne”

? Popatrzyła  pytająco  na 

Didi. 

– 

Czytałaś? – spytała szeptem przyjaciółka. Meg potrząsnęła 

głową. 

– 

Możemy  zrobić  krótką  przerwę?  –  spytała  Didi.  Ralph 

wyglądał na zaskoczonego, ale skinął głową. 

Anna Cruz, która siedziała obok Meg, nachyliła się do niej. 
– 

Mówiąc  szczerze,  uważam,  że  przepuściłaś  wspaniałą 

okazję – powiedziała, puszczając do niej oko. 

– Nie bardzo rozumiem, co chcesz... 
– 

Chodź ze mną, kochanie. – Didi wzięła Meg za rękę. 

Wyszły na korytarz. Didi podsunęła Meg egzemplarz pisma. 
Na jednym z

djęciu  Meg  z  włosami  w  nieładzie  i 

zakłopotanym wyrazem twarzy, na drugim Luke wypadający z 

pokoju  w  samych  dżinsach.  Meg  rzuciła  okiem  na  nagłówek. 

„Klęska pierwszego amanta!” Zerknęła ku Didi. 

– Czytaj dalej – 

powiedziała przyjaciółka. 

 
Luke Bannister, z

dobywca  serc  niewieścich  w  serialu 

„Labirynt uczuć” i gwiazda filmu „Niepokonany”, przyznaje, że 

nie  udało  mu  się  nic  wskórać  ze  swoją  miłością  z  czasów 

szkolnych  Meg  O’Brian,  którą  spotkał  w  swoim  rodzinnym 

mieście  Chandler  w  Arizonie  na  dorocznym  festynie strusi. 

„Próbowałem  uwieść  swoją  dawną  dziewczynę,  ale 

najwyraźniej  nie  zrobiłem  na  niej  wrażenia”  –  powiedział. 

background image

„Chyba  nie  jestem  aż  tak  atrakcyjnym  amantem,  jakby  się 

wydawało”. 

Meg O’Brian była organizatorką festynu. Bannister poprosił 

ją,  by  traktowała  go  ze  specjalnymi  względami  przynależnymi 

gwiazdorowi,  ale  ona  odprawiła  go  z  kwitkiem.  „Przyszła  do 

mego  pokoju,  żeby  przedyskutować  pewne  sprawy 

organizacyjne  i  nie  miała  zamiaru  zmieniać  spotkania 

służbowego  w  prywatne”  –  powiedział  Bannister.  ,  Jeśli tak 

dalej pójdzie, moja sława kochanka legnie w gruzach”. 

 
– 

Ależ, Didi, to wszystko nieprawda. – Meg trzęsły się ręce, 

gdy składała gazetę. 

– 

Wiedziałam,  że  tak  zareagujesz.  Luke  dla  ciebie  zrobił  z 

siebie błazna, a ty chcesz zniweczyć jego wysiłki, nazywając go 

kłamcą? Co za szczególna wdzięczność! 

– 

Bo to jest kłamstwo! 

– 

Tylko to mógł zrobić, by ci pomóc. Zrozum. 

– 

Ludzie naprawdę uwierzyli, że nic między nami nie było? 

– 

Jedni tak, inni nie, ale nawet ci, którzy nie uwierzyli, są pod 

wrażeniem  tego,  co  zrobił  Luke.  Chętnie  zapomną  o  całej 
sprawie. 

– 

Didi, nie wiem, co powiedzieć. 

– 

Nic. Po prostu przemilcz to. Myśl o przyszłości. Naprawdę 

uważasz, że twoja potajemna wizyta w San Marcos mogłaby ci 

przeszkodzić w karierze politycznej? 

– Chyba nie. 
– 

A  więc  daj  już  spokój.  Czas  wracać  na  zebranie,  pani 

przewodnicząca. 

Meg poszła na salę. Prawdę mówiąc, Luke ją uratował. Zbyt 

dobrze ją znał, żeby zdradzić swój plan. Wiedział, że by się nie 

zgodziła. 

background image

Do  końca  zebrania  rozmyślała  nad  tym,  jak  postąpił  Luke. 

Zdecydował  się  poświęcić  swoją  dumę,  narazić  na  kpiny 

środowiska.  Uczynił  to  dla  niej.  Wyobrażała  już  sobie 
komentarze pod jego adresem. 

Nawet  gdyby  teraz  zaprzeczyła  wersji  Luke’a, 

prawdopodobnie  nikt  by  jej  nie  uwierzył.  Mężczyźni  zwykli 

chełpić  się  swymi  podbojami,  a  nie  porażkami.  Większość 

mężczyzn, ale nie Luke. Nie mężczyzna, którego kocha. 

Po zebraniu pojechała do kiosku i kupiła nowojorskie pismo. 

Rodzice  na  pewno go jeszcze  nie  widzieli.  Powiedzieli, że  nie 

zamierzają brudzić sobie rąk takim brukowcem ani rozmawiać z 
kimkolwiek na ten temat. Prawdopodobnie byli tak samo 

nieświadomi jak ona. 

Podjeżdżając  pod  dom  rodziców,  zobaczyła  matkę  w 

ogrodzie.  Przycinała  krzewy.  Meg  podała  jej  gazetę.  Nora 

Hennessy  popatrzyła  na  nagłówek,  ale  nic  nie  powiedziała. 

Dopiero po chwili zwróciła się do córki. 

– 

Co to ma znaczyć? – spytała. 

– 

Luke kłamał, żeby mnie ochronić. 

Matka  pobiegła  do  kuchni  po  okulary.  Uważnie  przeczytała 

artykuł. 

– 

A więc co wydarzyło się na zebraniu? – zagadnęła córkę. 

– 

Wybrano mnie na przewodniczącą. 

– 

Powiedziałaś im, że to wszystko nieprawda? 

– Nie. 
– 

Dzięki Bogu. – Nora Hennessy odetchnęła z ulgą. – Jesteś 

niekiedy przerażająco uczciwa. Bałam się, że powiesz prawdę. 

– 

Chciałam, ale Didi mnie powstrzymała. 

– 

Zadzwonię do ojca. 

Meg czekała cierpliwie. 
– 

Powiedział, że to wspaniale i że zachowałaś się rozsądnie – 

background image

oznajmiła pani Hennessy. 

– 

Jadę do Clinta – powiedziała Meg. – Zaprosił mnie na piwo 

po  zebraniu, żeby mnie pocieszyć. Myślę, że też o niczym nie 

wiedział. 

–  Za

czekaj chwilę, muszę ci coś powiedzieć – zatrzymała ją 

matka. – 

Kiedyś cię ostrzegałam, żebyś odróżniała świat fantazji 

od  rzeczywistości.  Prawdę  mówiąc,  nie  mam  zbyt  dużego 

doświadczenia  z  mężczyznami. Nie  –  zdawałam  sobie  sprawy, 

że  są  mężczyźni,  którzy  potrafią  fantazję  zmienić  w 

rzeczywistość. 

– 

Tak, mamo, są. 

 

Przed  farmą  Bannisterów  Meg  zauważyła  limuzynę  stojącą 

obok  ciężarówki  Clinta.  Może  to  któryś  z  jego  przyjaciół, 

wmawiała sobie, starając się zachować spokój. Luke nie miałby 

czasu zjawić się dziś w Chandler. 

Zatrzymała  samochód,  wzięła  gazetę  i  skierowała  się  do 

kuchennych drzwi. Była zdenerwowana. Już na ganku usłyszała 

głosy.  On  tam  był.  Mężczyzna,  z  którym  chciałaby  spędzić 

życie.  Mężczyzna,  którego  mieć  nie  może.  Musi  być  twarda, 

musi  odesłać  go  do  Los  Angeles,  okazać  mu  wdzięczność,  ale 

odesłać. Może kiedyś znów się spotkają, a może nie. Musi się z 

tym pogodzić. Musi być silna. 

Zapukała do drzwi. Na progu stanął Clint. 
– 

Długo  jechałaś  –  zauważył.  –  Kiedy  skończyło  się 

zebranie? Godzinę temu? – zawołał w stronę kuchni. 

– 

Mniej  więcej  –  odparł  Luke.  –  Zdążyłem  już  spłukać  z 

siebie całą tę trawę. 

Meg  pchnęła  drzwi. Luke  siedział  przy  stole. Miał  na  sobie 

stary podkoszulek i wyblakłe dżinsy. Trzymał szklankę coli. 

– 

To ty byłeś tym ogrodnikiem? – zdziwiła się. 

background image

– 

Niezły  pomysł,  prawda?  Obserwowałem  cię  w  czasie 

zebrania, strzygąc trawę w ogrodzie. 

– Nie do wiary. 
– 

Owszem. Zastanawiałem  się,  jak  by tu  podsłuchać,  co  się 

dzieje  na  zebraniu,  i  wtedy  zobaczyłem  tych  –  dwóch 

chłopaków w ogrodzie. Dałem im parę groszy i pożyczyli mi na 

godzinę  swój  sprzęt.  Wystarczyło,  żeby  się  dowiedzieć,  że  cię 

wybrali. Gratuluję. 

– 

Przecież miałeś dzisiaj zdjęcia? 

– 

Poprosiłem o wolny dzień. Jutro wracam do swoich zajęć. 

– 

A więc już wiesz o tym? – Meg pokazała Clintowi artykuł. 

– 

Teraz tak. Jeszcze dziś rano nie miałem o niczym pojęcia. 

Dzwoniłem do ciebie, ale nikt się nie zgłaszał. 

– 

Wyłączyłam  telefon.  Wiesz,  mało  brakowało,  a 

powiedziałabym, że to wszystko nieprawda. 

–  To do ciebie podobne – 

stwierdził  Luke.  –  Ale 

zaryzykowałem. 

– 

Luke, ludzie pomyślą, że jesteś do niczego. 

– 

Cóż, nikt nie jest doskonały. 

– 

Nie  powinieneś  tego  robić,  ty  szalony,  niepoczytalny, 

kochany... 

– 

Może to i było szaleństwo, ale opłaciło się. 

– 

Nie wiem, jak ci się odwdzięczę. 

– 

Myślę, że znajdziesz jakiś sposób. – Luke podszedł do niej. 

– 

Kobiety z wdzięczności są gotowe na wiele. 

– 

Zrobię wszystko, co zechcesz. 

– 

To brzmi zupełnie jak kwestia z serialu. Mówisz poważnie? 

– Tak. – 

Meg nie sądziła, by ją o to poprosił, ale była gotowa 

zrezy

gnować z kariery i pójść z nim na koniec świata. 

– 

Wyjdź za mnie. 

–  Co?  – 

Chyba  się  przesłyszała,  nie  oczekiwała  takiej 

background image

propozycji. 

– 

Czemu  się  dziwisz?  Przecież  powiedziałaś,  że  zrobisz 

wszystko. 

Meg z trudem przełknęła ślinę. Oczywiście, że chce za niego 

wyjść. Niech się dzieje, co chce. 

– 

Jutro  im  powiem,  że  nie  mogę  przyjąć  stanowiska 

przewodniczącej. 

– 

Chwileczkę. O czym ty mówisz? – przerwał jej Luke. 

– 

Nie  mogę  być  przewodniczącą  Izby,  mieszkając  w  Los 

Angeles. 

– 

Nie musisz mieszkać w Los Angeles. 

– Jak to? 
– 

Posłuchaj.  Powiedziałaś,  że  dwoje  inteligentnych  ludzi 

zawsze  znajdzie  jakiś  sposób.  Kręcenie  filmów  fabularnych  to 

coś  zupełnie  innego  niż  praca  przy  serialach  telewizyjnych. 

Debrze  mi  zapłacą.  Mogę  mieć  dużo  wolnego  czasu  między 
jednym a drugi

m  filmem.  Niewykluczone,  że  będę  kręcił  film 

gdzieś w pobliżu. 

Meg  patrzyła  na  niego,  z  trudem  nadążając  za  tokiem  jego 

myśli. 

– I jeszcze jedno – 

powiedział Luke. – Nie chcieliśmy, żeby 

ludzie wiedzieli, że coś nas łączyło w czasie festiwalu, ale jeśli 
si

ę  pobierzemy,  nie  wyobrażam  sobie,  żeby  to  mogło  ci 

zaszkodzić. Zwłaszcza teraz, kiedy wszyscy myślą, że jestem do 

niczego w łóżku. 

– 

Nie zamierzam zmieniać tego przekonania – roześmiała się 

Meg. 

– 

Czyżby?  A  ja  sądziłem,  że  jesteś  ostatnią  osobą,  –  która 

p

otrafi dochować tajemnicy. – Luke przyciągnął ją do siebie. 

– 

Przekonałam się, że drobne sekrety nieraz bardzo w życiu 

pomagają. Tylko ja będę wiedzieć, jaki z ciebie seksowny facet. 

background image

– 

Wciąż jeszcze nie powiedziałaś „tak”. 

– Tak. 

Luke odetchnął z ulgą. Popatrzył jej głęboko w oczy. 
– 

To będzie szalone życie – stwierdził. 

– 

Mam nadzieję. – Wspięła się na palce i ujęła w dłonie jego 

twarz. – 

Pocałuj mnie, pierwszy amancie. 

Luke  pochylił  się  nad  nią,  a  ich  usta  spotkały  się  w 

namiętnym pocałunku. Tak jak to bywa w filmach. 

 


Document Outline