Paweł Popiel
W SPRAWIE REFORMY
SZKÓŁ ŚREDNICH
Cena 50 ct.
na dochód „Jagiellonii”.
W Krakowie,
W drukarni „Czasu” Fr. Kluczyckiego i Sp.
pod zarządem Józefa Łakocińskiego.
1899.
Osobne odbicie z „Przeglądu Polskiego”
Nakładem Autora.
Rzeczą zastanowienia godną jest, że sprawa szkolnictwa, a mianowicie szkół średnich, nie
doszła jeszcze do takiego stopnia rozwoju, o którym by można powiedzieć, że jest względnie
dostatecznym i że ważnej a stanowczej nie wymaga poprawy i zmiany. Organizacya uniwersytetów
pozostała prawie taką, jaką nam wieki średnie przechowały. Dla szkół elementarnych ustalono
mniej więcej jednolitą zasadę i podstawę tak co do urządzenia szkoły, jak co do metody wykładów.
Szkoły średnie jeszcze znajdują się ciągle w stadyum przeobrażenia. Podczas kiedy dla innych
żywiołów życia społeczno-państwowego, jak n.p. sądownictwa, administracyi, skarbowości, ustalo-
no pewne normy, cele i punkta wytyczne, które na pewien czas przynajmniej wystarczyć powinny,
to bodaj najważniejsze życia państwowego zadanie pozostaje w stanie niepewności i poddanem jest
ciągłym eksperymentom i zmianom. Nie tylko u nas, ale w całej Europie, z wyjątkiem chyba w
Anglii, i w Ameryce Stanów Zjednoczonych, kwestya ta nie schodzi z porządku dziennego.
Wszędzie słychać skargi, to na przeciążenie młodzieży, to na płacę i stanowisko ciała nauczającego,
wreszcie na wadliwość metody nauczania. W Niemczech, gdzie może więcej niż gdziekolwiek
sprawę tę na wszystkie obrabiano strony i gdzie z pewnością nie brak wyborowego stanu
nauczycielskiego, nie zgodzono się jeszcze na jednolite zasady, czego dowodem są częste w
programach i organizacyi zmiany. W kraju z tak starą kulturą i tak cywilizowanym jak Francya,
szkolnictwo średnie weszło wyraźnie na manowce, a skargi na takowe ze strony samych Francuzów
mnożą się coraz bardziej. Wykazał to bardzo dobitnie w książce arcyciekawej p. Desmolins
1
, w
której z całą szczerością i bez żadnej ogródki mówi własnym krajowcom bardzo gorżkie prawdy.
Zresztą obecny społeczny i polityczny stan francuskiego narodu jest najlepszym dowodem, że
szkoły na niejedną kardynalną wadę chromać tam muszą, kiedy nie są w stanie wychować
pokolenia, któreby rząd i społeczeństwo tego kraju na stałe i lepsze tory sprowadzić mogło.
Zdawałoby się, że bezustanne usiłowania w najrozmaitszych krajach do tego ważnego skierowane
zadania, powinnyby wreszcie wydać skutki dodatnie i dojrzałe, tak wielkiej i sumiennej pracy
owoce. Tymczasem tak nie jest, a sprawa w ciągłem pozostaje zawieszeniu. Nie dziwno więc, że i u
1
A quoi tient. la supériorité des Anglo-Saxons. (Paris, F. Didot). Doskonale sprawozdanie z tej książki, pióra hr. Adama
Krasińskiego, ukazało się w warszawskiem Słowie z m. października i listopada 1898 r.
P a w e ł P o p i e l
Strona 2 z 22
nas rzeczy inaczej nie stoją, a tylko z najwyższem uznaniem podnieść należy, że nasz Sejm i
Wydział Krajowy tę sprawę w swoję ujął ręce i nad uregulowaniem takowej pracuje, przywoławszy
do dzieła najlepsze, najbardziej znane i poważane siły naukowe, jakie się w kraju naszym znajdują.
Ośmielamy się tedy i my przedmiotowi temu niniejszych kilka uwag poświęcić.
I.
1. Metoda. Nie mamy tu wcale zamiaru mówić o metodzie nauczania i wykładu w
szczegółach. Są to sprawy bardzo subtelne, wymagające specyalnych studyów i wielkiego
pedagogicznego doświadczenia, nie tylko wogóle, ale również i może więcej w szczegółach,
odnośnie do przedmiotu i materyi mającej być wyłożoną. Zanim jednakże przejdziemy do jądra
sprawy, pragniemy przedstawić główne zasady i warunki, jakie wykład w szkołach średnich w
mniemaniu naszem mieć winien; kładziemy je zaś na wstępie dlatego, że to, co tutaj podnosimy
odnosi się do całego programatu, bez względu na pojedyncze przedmioty. Teorya i przepisy w tym
względzie, jestto rzecz bardzo ślizka i niebezpieczna, i jeżeli gdzie, to tutaj można zastósować
słowa Goethego: Grau ist jede Theorie etc. Przepisy mogą być jedynie czysto zewnętrzne, jak
liczba godzin, zakres i granica jakie wykład w każdym przedmiocie obejmować winien, wreszcie
podręczniki i środki naukowe. Wszelkie krępowanie siły naukowej, a zatem osobistości
nauczyciela, po za wyżej wskazane ramy, uważamy za niebezpieczne i szkodliwe. Im bardziej
wykład jest osobisty, im bardziej nauczyciel będzie szedł za właściwością swego umysłu i
uzdolnienia, tem wykład będzie żywszym, skuteczniejszym, tem łatwiej znajdzie drogę do umysłu i
duszy młodzieży. Że w skutek tego wykład ten będzie bardzo dobrym, albo dostatecznym, albo
wreszcie miernym i pospolitym, na to już rady niema. Szkoła może tylko działać za pomocą tego
materyału, jaki ma pod ręką, a rzeczą jest odnośnych władz staranie, aby ten materyał stawał się
coraz lepszym i bogatszym, w najrozmaitsze obfitującym siły. Mamy codzienne i tysiączne
przykłady, że ludzie bardzo wykształceni, pracowici, z przedmiotem swoim gruntownie obeznani,
po prostu wykładać nie umieją i mało albo wcale nie są zdolni swoją wiedzę innym udzielać, do
młodego przelewać umysłu — podczas gdy inni, mający mniej gruntowną wiedzę, byle przedmiot
swój dostatecznie posiadali, wskutek właściwego i osobistego uzdolnienia, temperamentu, a co
najważniejsza miłości do młodzieży, zadaniu swemu skutecznie i z pożytkiem uczniów sprostać
zdołają. Będzie to zależeć ostatecznie od powołania, miłości do swego zawodu i usposobienia
osobistego. Można więc twierdzić, że metoda nauczania, mimo najlepszej teoryi, pozostanie zawsze
rzeczą czysto indywidualną. Zdawałoby się, że pierwsza Pestalozzego zasada: „Ile razy uczeń cię
nie zrozumiał, zapytaj się przedewszystkiem, czy nie z własnej twej winy”, stósowana rozsądnie,
powinnaby w bardzo częstych wypadkach skuteczny wykładowi nadać kierunek. O ile nasi
nauczyciele zasadą taką są przejęci i słuszność takowej uznają, orzekać nie mamy prawa. To jest
pewnem, że zadanie wcale łatwem nie jest; a postawienie się na miejscu ucznia, wzgląd na jego
wiek, zdolności, zasób intellektualno-moralny, jaki mógł wynieść z domu rodzicielskiego, wymaga,
obok pewnego poświęcenia i zaparcia siebie, ustawicznej czujności, wyrozumienia i cierpliwości.
Że ta ostatnia wystawioną jest codziennie na bardzo ciężkie próby, o tem każdy z nas, gdy sobie
ławę szkolną przypomni, wie doskonale. Na to jednakże, prócz dobrej woli, taktu i pracy, rady
żadnej nie ma. Szkoła obejmuje cale społeczeństwo, jest i powinna być najpiękniejszym wyrazem
równości, o ile taka w stosunkach ludzkich jest możliwą, dlatego obejmuje wszelkiego rodzaju
umysły i zdolności. Rzecz prosta, że w ogromnej większości zdolności są mierne; bardzo wybitne,
lub zbyt przytępione są wyjątkiem; pierwsze z jakąkolwiek pomocą wyjdą na jaw, drugim najlepsza
nauka nie dopomoże. Metoda więc w zasadach swoich i celach do miernych i przeciętnych
zdolności stósować się winna; ale jeżeli jest trafną, rozumną, wykonaną z prawdziwą dobrą wolą i
zainteresowaniem się losem ucznia, to po prostu cudów dokazuje i nieraz podziwiać przyjdzie, co
dobra, konsekwentna pedagogicznie metoda nawet z dość niepodatnego materyału uczynić może.
Ale zasługa ze strony nauczyciela pozostanie czysto osobista, indywidualna, i to w największej
liczbie wypadków będzie jedyną nagrodą tak wielkiego poświęcenia, tak szczytnego zadania, t. j.
przekonanie, że jeżeli zdołał on wyrobić osobnika dla narodu i społeczeństwa użytecznego, to
W S P R A W I E R E F O R M Y S Z K Ó Ł Ś R E D N I C H
Strona 3 z 22
zasługa jest wyłącznie jego własną i że jej z nikim nie dzieli. Wdzięczności ze strony ucznia
doczeka się tylko wyjątkowo, a może dopiero w grobie, kiedy uczeń ten doszedłszy do lat
dojrzałych oceni, ile mu jest winien. To też nauczyciel, który się przyczynił do wyrobienia, nie
mówię kilkudziesięciu, ale kilkunastu dzielnych obywateli, za prawdziwego dobrodzieja ludzkości
uchodzić ma prawo, i taki nauczyciel na bezwarunkowe zasługuje uszanowanie oraz wdzięczność
ze strony społeczeństwa.
2. Egzamina. Z metodą wykładu związane są ściśle egzamina, stanowią one bowiem nie
zupełnie pewną, a tem mniej nieomylną, ale zawsze względnie prawdziwą próbę i miarę, o ile
metoda wykładu była dobrą i skuteczną. I ta sprawa jest ważną i trudną, a w zastosowaniu wielkiej
wymaga oględności, wyrozumienia i doświadczenia. Egzamin potrzebnym jest dla stron obu;
ważniejszym oczywiście jest dla ucznia, ale nie obojętnym i dla uczącego. Dla ostatniego stanowi
on rodzaj rachunku sumienia, jak dalece obowiązkom i powołaniu swemu zadość uczynił, a
zarazem nagrodę za położone trudy i przekonanie o użyteczności swej działalności i pracy. Dobry,
uczciwy nauczyciel wielkie uczuwać winien zadowolenie, ile razy widzi przed sobą porządnego
ucznia, który na jego zapytania gotową i rozsądną daje odpowiedź. Ten postęp i rozwój w umyśle i
duszy młodzieńca, to jakby część istoty nauczyciela, która się w duszę młodzieńczą przelała. Dla
ucznia egzamin stanowi świadectwo o pracy i dokonanym postępie, wyrabia uczucie
samodzielności, przekonanie o przezwyciężonych trudnościach i to uczucie niekłamanego
zadowolenia, które przejmuje, by dosadnego użyć przykładu, takiego taternika, który się wspiął na
stromy i trudno dostępny szczyt góry.
Przytem dla ucznia statecznego ta myśl i pewność, że go w naznaczonym terminie egzamin
czeka, stanowi pobudkę do regularnej pracy; lekkomyślnego w końcu zmusi, by fałdów przysiadł, a
wreszcie mimo wszystko, co bardzo często a po części słusznie takiej nagłej i wytężonej pracy, tak
zwanemu w gwarze szkolnej „kuciu” zarzucają, ten szybki przegląd i powtórzenie wszystkiego, co
w czasie oznaczonym w szkole wykładano, może w pamięci i umyśle słuchacza pozostawić pewien
całokształt danego przedmiotu.
Jeżeli, jak na wstępie powiedziano, egzamin ważniejszym jest dla ucznia, niż dla uczącego,
to znów odbywanie takowego i stósowanie w praktyce leży wyłącznie w rękach uczącego. Jak
powiedzieliśmy wyżej, krępowanie swobody wykładu zbyt ścisłemi przepisami uważamy za
niestósowne i szkodliwe; jeżeli na to zgoda, to tem bardziej ukracanie swobody uczącego w
egzaminowaniu uważamy za niewłaściwe. On jeden wie, co i jak wykładał i czego od ucznia
wymagać ma prawo; on zna, a przynajmniej znać winien, usposobienie każdego % chłopców,
uwagę lub roztrzepanie, naturalną chęć do pracy lub skłonność do próżnowania, wreszcie wyższy
lub niższy poziom intellektualno-moralny, który uczeń już przed wstąpieniem do szkoły mógł
posiąść. Osobiste notatki o każdym z uczniów, które sumienny nauczyciel prowadzić winien, mogą
mu pod temi względami bardzo cenną i rzetelną być wskazówką. Znający tak usposobienie swych
słuchaczy sumienny egzaminator, będzie umiał rozróżnić pomiędzy naturą bojaźliwą, a swobodną
ucznia, uspokoi takiego co się łatwo mięsza, a ściślej będzie badać tego, któremu egzamin
zbytniego nie robi żenią, wreszcze osądzi doskonale, kiedy ma do czynienia z prawdziwym
nieukiem, a kiedy należy mieć wzgląd na usiłowanie i dobrą wolę, chociażby one chwilowo nie
osiągnęły pożądanego skutku. Stósownie do przytoczonych dopiero względów nauczyciel może,
naturalnie w pewnych granica przez ustawę szkolną przepisanych, sposób swój egzaminowania w
bardzo rozmaitym stopniu modyfikować i możliwie dokładnego nabyć przekonania o rzeczywistej
wartości ucznia, a w końcu podstawy do wydania sprawiedliwego wyroku.
Obstawając tu za jak największą swobodą nauczyciela, musimy jednakże wskazać na dwa
ważne szkopuły, które w tej sprawie nierzadko nadarzyć mogą. Nasuwa je naprzód indywidualność
uczącego. Pedantyzm, drobiazgowość, zbytnie wobec pamięci ucznia wymagania, wreszcie pewne
zacietrzewienie w swojej specyalności, po za które nic nie widzi i niczem się nie zajmuje, oto
powody, które nauczyciela w kwestyi egzaminu na manowce poprowadzić mogą. Gdybyś się
zastanowił, że uczeń w jednym dniu z kilku przedmiotów ma składać egzamin, z przedmiotów
bardzo różnorodnych, z których jedne odpowiadają jego zdolnościom, inne, których; się z
P a w e ł P o p i e l
Strona 4 z 22
niesmakiem i z konieczności tylko uczy, łatwo by się przekonał, że trudno wymagać, by chłopiec w
każdej materyi zarówno dobrze był przygotowanym. Gdyby pomyślał, w jakiemby się też on sam
znalazł położeniu, żeby od niego wymagano odpowiedzi, i to bez czasu do namysłu, w coraz to
innych przedmiotach, zapewneby w swoich wymaganiach skromniejszym i więcej umiarkowanym.
Takie postawienie się w położeniu ucznia wyrodziłoby obok ścisłości, bez której ostatecznie żadna
nauka obejść się nie może, pewną pobłażliwość i liczenie się z umysłowemi siłami ucznia, któreby
tylko na dobro jednej i drugiej strony wypaść mogło.
Druga przeszkoda w tej swobodzie może się rzadziej spotyka i jest natury drażliwej, tak, że
jej tylko z wielką ostrożnością dotykać można. Jak wyżej powiedziano, cierpliwość nauczyciela, nie
tylko w niższych, ale i w wyższych klasach, niemal codziennie na bardzo ciężkie wystawianą bywa
próby. Kto w pełnieniu swej funkcyi wystawiony jest i jak mówią Francuzi stanowi le point de mire
kilkunastu, często kilkudziesięciu par oczów, ten wkrótce, tak co do swej zewnętrznej postaci, jak
co do właściwości swego umysłu, ruchów, mowy i zwyczajów, na wskroś będzie zbadany i na
wszystkie strony przenicowany. Udawanie, podchodzenie dobrej wiary, niewinne a czasem wprost
złośliwe figle i żarty bywają na porządku dziennymi dziwić się nie można, że mogą wytworzyć
gorycz i niechęć, tak do zawodu, jak do młodzieży. A niech się pomiędzy uczniami znajdzie taki,
który w tego rodzaju sprawkach rej wodzi i złym przykładem współuczniów pociąga, wtedy
niedalekiem jest przypuszczenie, że mu profesor przy sposobności egzaminu i cenzury odpłaci
przykrości, których od niego doświadczał. Trzeba się tu liczyć z ułomnością natury ludzkiej i z tem,
że od nikogo bezwzględnej cnoty i najwyższego obowiązku poczucia spodziewać się nie mamy
prawa, że to powołanie najeżone jest cierniami, a że praca częstokroć nie bywa stósownie
wynagradzaną. W takim razie ta pewna niechęć do ucznia może wpłynąć na sprawiedliwość sądu.
Przypuśćmy, że się to zdarza bardzo rzadko, ale bądź co bądź zdarzyć się może. Tu już powiedzieć
sobie trzeba, że każda instytncya ludzka tu lub owdzie chromać musi. Mądre przepisy, a
nadewszystko osoba dyrektora, jedynem mogą być podobne usterki lekarstwem. Dzielny dyrektor,
to jak pułkownik, który w pułku winien być ojcem i matką, bratem i ciocią — to surowy i
bezwzględny, to łagodny i wyrozumiały, stósownie do okoliczności i potrzeby. To pewna, że jeżeli
z taktem i rozsądkiem względem swych podwładnych, ale zarazem i kolegów postępować będzie,
może znakomicie na to wpłynąć, by pewne zboczenia, o których tu wspomniano, wydarzały się jak
najrzadziej, a cel szkoły był osiągniętym. Mimo jednakże tych zboczeń i usterków, które się
zdarzyć mogą a z których pochodzące z indywidualności profesora bywają częstsze, swobodę jego
w egzaminowaniu uważamy za pierwszy warunek, aby egzamin celowi swemu odpowiadał.
Co do terminów, w jakich egzamina odbywać się mają, uważalibyśmy, że w niższych
klasach półroczne, w wyższych roczne egzamina są wskazane. Inaczej się Wypada zapatrywać na
młodzież uniwersytecką, która już wie, że dla siebie i własnej pracuje przyszłości, inaczej na
chłopców mniej więcej między dziesiątym a dwudziestym rokiem, których samopas przecież puścić
nie można, a dla których ta chwila egzaminu jest bodźcem i ciągłem przypomnieniem do pracy.
Wreszcie egzamina peryodyczne stanowią przygotowanie i niejaką wprawę do egzaminu
ostatecznego, bez którego żadna instytucya naukowa obyć się nie może.
3. Podręczniki. Łatwiej napisać wielkie i gruntowne naukowe dzieło, niż dobry, praktyczny,
jasny i zrozumiały dla młodzieży podręcznik. Obok zupełnego opanowania przedmiotu, wymaga to
ogromnego doświadczenia i głębokiego zastanowienia, w jaki sposób najlepiej do umysłu i rozumu
uczniów trafić. Potrzeba na to, by się człowiek sam zbadał gruntownie, sięgnął pamięcią do
najmłodszych swoich lat i wymiarkował, co mu też najłatwiej do głowy wchodziło, a przy czem
najważniejsze miewał trudności, jak się w jego umyśle odbywała ta operacya, mocą której z
mglistych wyobrażeń tworzyły się jasne pojęcia, tak, że mu się obraz danego przedmiotu coraz
wyraźniej w głowie zarysowywał. Pierwsze początki, powolne stopniowanie, przechodzenie od
rzeczy znanych i prostych, do trudniejszych i bardziej skomplikowanych, rozróżnienie tego, co
stanowi rdzeń rzeczy, od szczegółów mniej ważnych, co uczeń musi wiedzieć koniecznie i
dokładnie, a co pominiętem być może, wszystko to są względy bardzo subtelne, wymagające
głębokiej znajomości umysłu ludzkiego, a zwłaszcza młodego, w pierwszych fazach jego rozwoju.
W S P R A W I E R E F O R M Y S Z K Ó Ł Ś R E D N I C H
Strona 5 z 22
Bardzo rzadko zdarzy się, by podręcznik tym wszystkim warunkom odpowiadał, tak, że w
ogromnej liczbie takowych w najrozmaitszych materyach i dyscyplinach, prawdziwie dobre i
praktyczne ledwie że na palcach policzyć się dadzą. Ponieważ zaś nauka, zwłaszcza niższa i
średnia, podręcznika takiego wymaga koniecznie, bo jest on jakby ścieżką, wprawdzie nie w prostej
linii, ale w rozmaitych pociągniętą kierunkach, która jednakże starannie wygracowaną i od murawy
oderżniętą być winna a którą uczeń pod kierunkiem nauczyciela ma przebiegnąć, możnaby wobec
maluczkiej liczby takich podręczników, które celowi temu odpowiadają, stracić nadzieję. Tylko że
tu ratuje wzgląd jeden, a mianowicie: podręcznik, choćby najlepszy, dopiero w rękach mądrego
nauczyciela staje się doskonałem narzędziem, a taki profesor i z lichym podręcznikiem da sobie
radę, modyfikując żywem słowem nieudatne ramy i szkielet nauki niezręcznie narysowany.
Literatura zaś świata całego pod tym względem choruje na zbytnią i niepotrzebną zgoła
płodność. Wyrastają podręczniki jak grzyby po deszczu i mnożą się niesłychanie, do czego się
przyczynia często zarozumiałość uczącego ciała. Nie jeden jest przekonany, że wszystko, co przed
nim uczyniono, zgoła nic nie jest warte i że on dopiero wynalazł kamień filozoficzny. To też książki
takie mniejsze lub większe rok rocznie się zmieniają, by po krótkim czasie spocząć na pułkach
antykwarskich, gdzie pod nigdy nieporuszanym pyłem i kurzem śpią snem sprawiedliwego. I tutaj
też miejsce wskazać na pewnego rodzaju nadużycie, które się tak u nas, jak na całym świecie
dzieje, we wszystkich szkołach, a które w niektórych krajach, jak n.p. w Rosyi, grasuje w sposób
bardzo szkodliwy. Oto, co chwila nauczyciel jakiegokolwiek przedmiotu występuje z nowym
podręcznikiem, w którym zamierza światu zupełnie nowe objaśnić rzeczy i drogi, którego zadaniem
zakasować wszystko, co przed nim o danej materyi napisano. Żeby tu chodziło tylko o prostą a
niewinną zarozumiałość, możnaby nad tem krzyżyk położyć, ale niestety, smutno powiedzieć,
dzieje się to częstokroć w celach spekulacyi. Nauczyciel, który z nową występuje książką, stara się
u właściwych władz, by takowa w szkole do której należy, jako podręcznik była zaprowadzoną, a
jeżeli się da i w innych podobnych zakładach. Ma się rozumieć, że każdy uczeń zmuszony jest ją
kupić; jeżeli książka choć kilka lat w użyciu pozostanie, interes jest dobry i zysk pewny, tak dla
autora, jak dla księgarza. Żeby zaś jeszcze książka taka przez pewien czas pozostała w użyciu, to,
jeżeli jest dobra, i owszem, niktby autorowi uczciwego zarobku nie zazdrościł. Ale wobec
konkurencyi i ciągłych publikacyj tego rodzaju, zazwyczaj niedługie jej bywa życie przeznaczone.
Z tego zaś podwójna wypływa szkoda, raz dla uczniów, powtóre dla nauki; dla uczniów zwłaszcza
mało zamożnych, a ci rzecz prosta największy stanowią procent, rubryka książek szkolnych wcale
nie bywa obojętną i kupno takowych nie małe pochłania sumy. Szkoda zaś dla nauki, zdaniem
naszem, jeszcze jest większą. Można zrozumieć, że wobec niesłychanego rozwoju nauk
przyrodniczych książki, dajmy na to fizyczne, chemiczne, nawet geograficzne, ciągłej wymagają
zmiany, by codziennym niemal postępom w nauce dotrzymać kroku; ale żeby w naukach
historycznych, filologicznych, w dziejach literatury, słowem w tak zwanych dawniej humaniora,
taka ciągła w metodzie zmiana była pożądaną, temu stanowczo zaprzeczyć należy. Ma się
rozumieć, że i tutaj możliwy jest postęp, poprawa i uproszczenie systemu, mianowicie lepszy
podział i porządek w nauczaniu. Ale przecież nauki te rdzennym zmianom ulegać nie mogą. Jeżeli
nie nastąpiło jakieś nadzwyczajne odkrycie, to gramatyka, podręcznik do historyi lub literatury, do
matematyki lub geometryi, który temu lat dwadzieścia odpowiadał swemu celowi, zapewne i dzisiaj
te same zachował przymioty i żadna potrzeba do zaprowadzenia nowego nie zachodzi,
niedostatkom zaś, któreby znachodzić się mogły, wykład profesora bez trudności zapobiedz może.
Podręcznik więc, który raz przez odnośne władze za dobry i praktyczny uznanym został, nie
powinien wychodzić z użycia, póki teżsame władze zmiany nie postanowią. Pomiędzy wielu innemi
powodami, przemawiąjącemi za lepszem uposażeniem ciała nauczającego, należy i na ten zwyczaj
lub nadużycie zwrócić uwagę, by nauczyciel dla zwiększenia swych szczupłych dochodów nie
potrzebował tego używać środka, nie koniecznie zdrożnego, ale nie licującego z powagą i
ważnością powołania, a który nauce samej więcej szkody, niż korzyści przysporzyć może.
O liczbie godzin, o summie pracy, której od młodego człowieka lub chłopca wymagać
można, gdzie się mianowicie zaczyna granica, po za którą następuje przeciążenie młodzieży,
P a w e ł P o p i e l
Strona 6 z 22
dopiero na końcu niniejszej rozprawki zamierzamy pomówić. Tutaj tylko dodamy, że nie mamy
wcale zamiaru, ani fachowego uzdolnienia, by w niniejszych uwagach tak ważny przedmiot
wyczerpać. Gruntowne zbadanie tej kwestyi wymaga wielu dat i statystyki, porównania tego, co się
w rozmaitych innych krajach dzieje, wreszcie powołania i doświadczenia pedagogicznego, które
tylko długoletnia zawodowa praca dać może. Chcieliśmy tylko podać pewne zasady na zdrowym
oparte rozsądku, które mniej więcej zawsze i wszędzie zastósować się dadzą. Sądzimy też, iż
nieuprzedzony czytelnik przyzna, że nie przemawialiśmy wcale na korzyść jednej strony, z ujmą
dla drugiej; jeżeli dbamy o dobro młodzieży, to z pewnością stawiamy bardzo wysoko godność,
powagę i wielką użyteczność stanu nauczycielskiego.
II.
W nadmiernie ważnej sprawie wychowania publicznego, a w szczególności w sprawie szkól
średnich, pytanie, czy więcej uwzględniać należy nauki ścisłe, czy tak zwane klassyczne, stoi
dzisiaj na porządku dziennym. Z jednej strony dawna tradycya, obyczaj, kilkunastowiekowe
doświadczenie i wychowanie bardzo długiego szeregu pokoleń, z drugiej nowe prądy, nowe
odkrycia, rozrost niesłychany nauk przyrodniszych, domaga się coraz natarczywiej, a może i
słusznie, większego uwzględnienia i wkracza zwycięzkim krokiem w starą twierdzę szkoły
klassycznej z żądaniem, by takowa zupełnie, albo w większej przynajmniej części od stanowiska i
dawnych swoich praw ustąpiła. Sprawa to niedawna i mimo szczerby, którą pierwsi Encyklopedyści
naukom klassycznym zadali, do początku naszego wieku ledwie że poruszana, właściwie dopiero w
ostatnich kilkudziesięciu latach ostrzejsze przybrała kształty, coraz bardziej zajmując tak rządy, jak
ludzi na czele wychowania stojących. Dzisiaj można powiedzieć, że dwa obozy wrogo naprzeciw
siebie stanęły — a wolno tu zaraz zwrócić uwagę, że rzecznicy nauk przyrodniczych, jak to zwykle
bywa u stronnictwa młodego i nowego, od razu pragną zająć naczelne miejsce i w żądaniach swoich
możliwe przekraczają granice, dążąc do radykalnej zmiany szkoły. Czy w szkołach średnich ma jak
dotąd przeważać kierunek klassyczny, czy wykłady mają obejmować głównie, a jak niektórzy chcą
wyłącznie nauki przyrodnicze, czy szkoła ma być jednolitą, czy też od samego początku ma mieć
charakter zawodowy, oto jądro pytania. Jak dopiero co zauważono, stronnictwo nauk
przyrodniczych, chcące nadać szkole kierunek wyłącznie praktyczny, zajęło od razu wrogie
stanowisko, ze szkodą, jak sądzimy, dla nauki samej, boć tu nie chodzi o to, by jeden lub drugi
kierunek ze szkoły zupełnie wyrugować, ale by rozważywszy dobrze potrzeby rzeczywiste
społeczeństwa, dojść do rezultatu, któryby im możliwie jak najlepiej odpowiadał. Im sprawa
ważniejszą, tembardziej przesada i stronniczość takowej szkodzi.
Reprezentanci dotychczasowego kierunku szkoły spotykają się często z zarzutem, który i w
obecnych rozprawach znalazł swój wyraz, że nauk przyrodzonych nie rozumieją i z ważności
takowych sprawy sobie nie zdają. Dlaczego, nie łatwo zrozumieć. Że człowiek fachowy, a zatem
technik albo chemik, specyalność swoją zna lepiej, niż historyk lub filolog, to rzecz prosta; ale
dlaczego ten ostatni niema ocenić, jak ogromne chemia lub elektryczność n.p. w życiu codziennem
ma znaczenie, pojąć nie można. Wszak fakta do tego stopnia tu w oczy biją, że chyba taki, któryby
umyślnie chciał je zamykać, może nie widzieć ogromnego nauk przyrodniczych znaczenia, oraz
faktu, że takowe w obecnem wychowaniu, a zatem w teraźniejszej szkole średniej, więcej niż dotąd
uwzględniane być winny. Ale tu nie o to chodzi i, stronnicy kierunku klassycznego nie mają zgoła
zamiaru traktowania po macoszemu nauk przyrodniczych; tutaj chodzi o pedagogiczną stronę
sprawy, t. j. czy szkoła ma tylko wyłącznie kształcić, czy też kształcić i wychowywać. Otóż można
powiedzieć, że stronnicy nauk przyrodniczych zajmują pierwsze t. j. ciaśniejsze stanowisko, ze
szkodą, jak sądzimy, dla przyszłych pokoleń. A musimy tu zaraz na wstępie zaznaczyć, że jeżeli
nauki przyrodnicze w szkołach średnich mniej szczegółowo bywają wykładane, to odnosi się to do
takowych w znaczeniu odrębnem; ale jeżeli chodzi o nauki t. z. ścisłe, a do nich przedewszystkiem
należy matematyka i geometrya, to te przecież po wszystkie czasy, tak w wiekach średnich, jak
dzisiaj, nigdy podrzędnego nie zajmowały stanowiska, i tak też być powinno. Wszak w gimnazyach
niemieckich z kolorytem czysto filologicznym matematyka uchodzi wszędzie jako Hauptfach, t.j.
W S P R A W I E R E F O R M Y S Z K Ó Ł Ś R E D N I C H
Strona 7 z 22
że postęp w niej zupełnie niedostateczny jest powodem do odmówienia promocyi lub do chyby w
egzaminie. W naszych szkołach i w Austryi jest tak samo, z tą różnicą, że wymagania co do tych
przedmiotów są większe, niż w Niemczech. Jeżeli tedy owe dwie gałęzie wiedzy, stanowiące klucz
i kardynalne podstawy dla wszelkiej wiedzy przyrodniczej, z wyjątkiem chyba zoologii i botaniki
(nauka lekarska do szkół średnich nie należy), dostatecznie są uwzględnione, zkądże ta pewna
niechęć względem nauk klassycznych, która się konsekwentnie przeciw takowym ze strony kół
przyrodniczych objawia. Sądzimy, że trafimy w sedno, twierdząc, że takowa ma głębsze i
zasadnicze znaczenie. Oto kierunek przyrodniczy ma rzekomo oznaczać postęp, wyższą
cywilizacyę, otwarcie nowych dróg dla ludzkości, charakter zaś klassyczny szkoły, zacofanie,
przesądy, trzymanie się przestarzałej rutyny, nieużytecznej, bo nie licującej z obecnemi potrzebami
i prądami.
Na to zgoda, że postęp i nadzwyczajny rozwój tych nauk, coraz to większa znajomość sił
przyrody, uprościł stosunki między ludźmi, ułatwił życie materyalne, produkcyę tak rolniczą jak
przemysłową niesłychanie powiększył, a co więcej i co najwyższą jego zasługą, dla cierpiącej
ludzkości niespodziewane uczynił dobrodziejstwa. Idźmy zaś jeszcze dalej, przyznając, że świat do
pewnego przeobraził stopnia. Ale przeobraził tylko zewnętrznie. Choćbyśmy ocenili jak najwyżej
wszystko, co tylko nauki przyrodnicze nam dały i w przyszłości dać mogą, to będą to wszystko
tylko środki do cywilizacyi, narzędzia do materyalnego postępu, ale nie będzie to cywilizacyą samą
i rdzeniem takowej. Mogłyby i one w tym względzie znakomitą być dźwignią, żeby się na nie z
wyższego zapatrywać stanowiska, żeby coraz głębsza znajomość sił przyrody, coraz dokładniejsza
znajomość nietylko naszej ziemi, ale istoty ciał niebieskich, prowadziła do Stwórcy tej
arcymisternej budowy, żeby zamiast nas wbijać w pychę i zarozumiałość, okazywała nam naszą
znikomość wobec Pana tego wszystkiego. Cóż, kiedy wiadomo dobrze, iż naturalistów, którzyby
swą wiedzę do tego odnosili celu, na palcach zliczyć można.
Namby się zdawało, że postęp i cywilizacya na kolejach żelaznych i telefonach, na żegludze
nadpowietrznej lub elektrycznem oświeceniu nie zależy, ale na rozpowszechnieniu jak największem
zacnych, uczciwych, szlachetnych zasad między ludźmi, na podniosłości uczuć, patryotyzmie,
poświęceniu i miłości bliźniego, i że takim ma być cel, do którego; wszelkie naukowe środki dążyć
winny. Zadaniem szkoły jest nietylko kształcić i wychowywać, ale i zdobić umysł młodzieży.
Przygotowanie do życia praktycznego, by jak najprozaiczniej się wyrazić, do zdobycia kawałka
chleba, jest niewątpliwie arcyważnym względem, nie wyklucza to jednak bynajmniej, że estetyczna
życia strona pominiętą być nie może. Życie jest trudne, walka o byt ciężką, i na każdego z nas może
przyjść czarna godzina, nie tylko pod względem materyalnym. Czyż na taki wypadek człowiek ma
być pozbawionym wszelkiej pociechy, rozrywki, możności oderwania się od trosk codziennego
życia? Nie przeszkodzi mu bynajmniej do pełnienia swych obowiązków, że obok znajomości
fachowych, które mu dają utrzymanie, będzie coś wiedział o historyi, literaturze i sztuce. I owszem,
przykłady znakomitych umysłów i charakterów, których bez tego znać nie może, będą mu podnietą
i ambicyą do zwalczania trudności, a środkiem do zachowania pogodnego umysłu i równowagi na
wypadek ciężkiego położenia, w które niestety życie nasze obfituje. Tym wszystkim celom szkoła
dzisiejsza odpowiada lepiej i skuteczniej, niż zakłady, które od samego początku, od najmłodszych
lat, prowadzą umysł młodzieży w ściśle oznaczonym kierunku do wyłącznie praktycznego celu, o
którym chłopak jasnego wyobrażenia mieć nie może, a który ziębi miasto zagrzewać, miasto
podnosić obniża, który umysł tylko ćwiczy, a nie rozwija. Nie zapominajmy przytem, że nauka
dąży do coraz większego specjalizowania i że ta dążność właśnie w naukach przyrodniczych
najbardziej się objawia. Jeżelibyśmy więc poszli w tym kierunku, zachodzi niebezpieczeństwo, że
ta specyalizacya dosięgnie i szkół średnich i że w przyszłości będziemy mieć osobne gimnazya dla
elektrotechników, inżynierów kolejowych, inne dla chemików rolniczych, a znów inne dla
chemików przemysłowych lub aptekarsko-lekarskich, to wszystko zaś z nieobliczoną dla
przyszłych pokoleń szkodą. Nie przeczymy bynajmniej, że zakłady zawodowe, nawet jak najściślej
fachowe, bardzo są użyteczne i potrzebne — może więcej u nas niż gdziebądź, kiedy jesteśmy w
ciągłej od wytwórczości zagranicznej zależności. Ale to wszystko dobre jest na później, kiedy
P a w e ł P o p i e l
Strona 8 z 22
młody człowiek stoi na rozdrożu i ma swą przyszłością pokierować. Wtedy, obrawszy swój zawód,
niech się rzuci do niego z całym zapałem, niech go zgłębi i opanuje, niech będzie doskonałym
inżynierem, górnikiem, lub fabrykantem, a tem samem użytecznym społeczeństwa członkiem. Ale
niechże mu szkoła da zarazem możność, ażeby, jeżeli czuje w sobie chęć, zdolności i powołanie,
mógł zostać duchownym, prawnikiem, profesorem lub historykiem. Żeby zaś szkoła, miasto czynić
człowieka zdolnym do podjęcia najrozmaitszych zawodów, bez których społeczeństwo obyć się nie
może, miała zacieśniać umysły młodego pokolenia, kierując je wyłącznie do materyalnej życia
strony, żeby je miała pozbawiać polotu umysłowego, prowadzić do zapoznania prawdziwego celu
życia, na to zgodzić się nie można i taka szkoła dzielnych, miłujących swój kraj obywateli nie
wytworzy.
III.
Zadaniem szkół średnich jest przygotowywanie młodzieży i kształcenie jej do tego stopnia,
ażeby gdy czas i lata nadchodzą, wychowaniec zakładu mógł sobie obrać zawód, stosownie do
pociągu, sił intellektualnych, materyalnej zamożności i wielu innych okoliczności, mogących na
obiór zawodu wpłynąć. By rzecz wyrazić w sposób najbardziej ogólny, chodzi o to, by młody
człowiek wchodzący w życie zdobył sobie jak najprędzej niezależne stanowisko, do czego szkoła
ma mu podawać wszelkie możliwe środki. Czy to jest jedynym szkoły zadaniem, a zwłaszcza szkół
średnich, do tego pytania powrócimy później. Przypuściwszy, że tak jest, to sposoby, prowadzące
jak najprędzej i jak najprostszą drogą do powyższego celu, powinny być najbardziej i
przedewszystkiem uwzględnione. Ponieważ w zawodzie praktycznym, a nazwijmy go
najogólniejszem wyrażeniem, technicznym, możność zarobku jest najłatwiejsza, że pole to jest
najobszerniejszem, a widnokręgi takowego rozszerzają się bez przerwy, zatem wyrugować trzeba
ze szkoły wszelką naukę, która wprost do tego celu nie prowadzi.
Otóż sądzimy, że nawet najzagorzalszy kierunku przyrodniczego stronnik nie będzie za tem,
aby w szkołach pominięto naukę religii, literatury, historyi, języka i dziejów ojczystych,
ograniczając się wyłącznie do nauk tak zwanych ścisłych. Chodzi więc tylko o wykluczenie
języków starożytnych, t. j. łacińskiego i greckiego, jak chcą jedni w zupełności, jak pragną
umiarkowańsi, o wykluczenie nauki języka greckiego z zachowaniem łacińskiego — i w tem leży
jądro sprawy. Zastanówmy się, o ile to jest możliwem i wykonalnem tak z ogólnego punktu
widzenia, jak ze względu na nasz kraj, język i naród, na całą naszę przeszłość historyczną.
Jak powiedzieliśmy wyżej, szkoła jest wyrazem równości, o ile takowa w społeczeństwie
ludzkiem jest możliwą, służy dla wszystkich i każdemu przystęp jest do niej otwarty, o ile tenże
odpowiednim zadośćuczyni przepisom, bez względu na stanowisko społeczne lub majątkowe, na
stopień intelligencyi i na tysięczne inne warunki, stanowiące różnice i odcienie w pośród
społeczeństwa. Jako taka, powinna szkoła dać równomierne i dostateczne wykształcenie do
wybrania jakiegokolwiek zawodu. Zawody i powołania są najróżniejsze, a społeczeństwo, obok
inżynierów, budowniczych, chemików i wielokrotnych innych zajęć do kategoryi tej należących,
potrzebuje księży, prawników, dyplomatów i mężów stanu, profesorów rozmaitych gałęzi wiedzy i
t. p. Do nabycia wiadomości drugiego rodzaju służą uniwersytety, a do wykształcenia fachowego w
naukach ścisłych wyższe szkoły zawodowe, jak politechniki, akademie górnicze i wiele innych.
Stawiając na równi potrzebę pracowników jednego i drugiego rodzaju, pytamy, czy w obecnym
stanie społeczeństwa możemy się obyć bez wykształcenia uniwersyteckiego? a jeżeli nie, to
stawiamy drugie, czy takowe bez nauki języków starożytnych jest możliwem? Łatwo zerwać z
lekkiem sercem z dwudziestowiekową tradycyą, puścić w niepamięć całą cywilizacyę nie tylko
starożytności, ale taksamo wieków średnich i czasów Odrodzenia, ale zastanowić się godzi, jakie z
tego wynikną skutki i czy dążąc do tak radykalnej zmiany nie puszczamy się na eksperyment
bardzo niebezpieczny. Bardzo bowiem łatwo zadekretować zniesienie zupełne nauki języków
starożytnych — oczywiście mamy tu jedynie na myśli języki łaciński i grecki, pomijając języki
wschodnie — ale nuż się pokaże, że bez takowych obyć się nie można, to wprowadzenie ich na
W S P R A W I E R E F O R M Y S Z K Ó Ł Ś R E D N I C H
Strona 9 z 22
nowo do programów szkolnych wcale łatwem nie będzie. Najłatwiej będzie zdać sobie sprawę z
całej kwestyi przechodząc z kolei główne działy wykształcenia uniwersyteckiego jak się takowe z
biegiem czasu w pośród narodów cywilizowanych ustaliły. Pomijając odmienne urządzenia
uniwersytetów we Francyi i w Anglii, przypomnieć należy, że n nas przyjęto w zupełności
organizacyę, jaką zapoczątkowały Włochy, ustaliły i wyrobiły Niemcy i taką samą pozostała zasada
naszych uniwersytetów od samego początku aż do naszych czasów.
Według tego obejmują nasze uniwersytety cztery wielkie gałęzie wiedzy i stosownie do tego
rozkładają się na wydziały czyli fakultety, a mianowicie: na wydział teologiczny, prawniczy,
lekarski i filozoficzny, do którego należą wszelkie nauki przyrodnicze. O wydziale teologicznym
długo mówić nie potrzebujemy. Język łaciński panuje w nim samowładnie i do dnia dzisiejszego,
jeśli nie wyłącznie, to w znacznej części wykłady w takowym się tam odbywają. Znajomości ksiąg
świętych, liturgii, wreszcie ogromnego literatury teologicznej obszaru, bez języka łacińskiego
nabyć niepodobna. Historya chrześciaństwa, pisma Ojców Kościoła czyli tak zwana patrystyka,
możność czytania w oryginale Nowego Testamentu wymaga koniecznie władania językiem
greckim. Do tego przybywają jeszcze języki wschodnie, konieczne do egzegezy ksiąg Starego
Testamentu. Ale przypuściwszy, że te gałęzie językoznawstwa tylko dla uczonych teologów i
profesorów są konieczne, to można twierdzić stanowczo, że język łaciński w tym wydziale jest
poprostu językiem żyjącym, tak nas jak w całym katolickim świecie, że jest urzędowym nie tylko
we wszystkich enuncyacyach wychodzących wprost od Głowy Kościoła, ale we wszystkich
stosunkach między dyecezyami i Rzymem — a wiadomo dobrze, iż one nie ograniczają się do
jednego kraju, lub części świata, ale całą kulę ziemską obejmują. Wreszcie niepodobna się
utrzymać na wysokości nauki teologicznej bez łaciny, albowiem mnóstwo rozpraw i dzieł
naukowych tak w dziedzinie teologii jak połączonej z nią filozofii do dziś dnia w łacińskim
wychodzi języku, a tenże aczkolwiek nie zawsze cyceroniański, tak jest wyrobionym, tak ma
ustaloną terminologię, że pewne materye, przy jakiejkolwiek wprawie, najłatwiej w takowym
obrabiać się dają. Zatem, albo wydział teologiczny należałoby usunąć w zupełności z wykształcenia
uniwersyteckiego, albo też młody człowiek, któryby znajomości języka łacińskiego w szkołach
średnich nie nabył, na wydział teologiczny bezwarunkowo wstąpić nie może.
Młodzież, pragnąca wstąpić do służby rządowej, w sądownictwie lub administracyi, albo
szukająca zarobku i karyery na drodze adwokatury, obiera sobie wydział prawniczy. O znaczeniu
nie tylko naukowem, ale i praktycznem prawa rzymskiego, dwóch zdań być nie może. Zaważyło
ono we wszystkich prawodawstwach cywilizowanego świata, a tam, gdzie takowe, czy w skutek
braku czucia z kulturą zachodnią, czy w skutek systematycznego wykluczania przystępu nie miało,
prawodawstwo, jeżeli nie chroma na inne wady, cierpi w każdym razie na brak ścisłej terminologii,
na brak jasności w formie, tak, że ustawa i rozporządzenie prawodawcy więcej niż gdzieindziej
powodów do wątpliwości, komentowania i interpretacyi przedstawiają. Czy wpływ prawa
rzymskiego na społeczeństwo europejskie był zbawiennym, to inne pytanie, na które odpowiadać
nie tu miejsce; ale faktem jest, że nowoczesne kodeksy na niem są oparte i ściśle z takowem
związane, że bez znajomości jego wykład historyi prawa jest niemożliwym, wielcy zaś prawnicy
rzymscy, których pisma w wyciągach w księgach Justyniańskich są zebrane, przedstawiają
niedościgły dotąd wzór kazuistyki i dyalektyki prawniczej.
Częste bywają wypadki, że urzędnik prawny lub administracyjny, adwokat, zetknąć się musi
z prawem kanonicznem. Kwestye beneficyów duchownych, dóbr po-klasztornych, wreszcie całe
prawo małżeńskie, mimo przeróżnych modyfikacyj, którym w rozmaitych krajach uległo, bez
znajomości prawa kanonicznego rozstrzygać się nie dadzą. Z powodu ciągłej styczności władz
świeckich z władzą duchowną znajomość prawa kanonicznego bardzo jest ważną, a urzędnik
rozporządzający takową będzie miał wyższość nad tym, który jej nie posiada. Otóż, innego tekstu
urzędowego dla tego prawa, prócz tekstu łacińskiego, nie ma.
Widzimy z tego, że znajomość języka łacińskiego dla słuchacza prawa jest niezbędną, dla
urzędnika lub adwokata arcypożądaną. Uczony zaś prawnik, historyk prawa, profesor na
wszechnicy, nieraz i greckim językiem posługiwać się będzie zmuszony. Przełom historyi i
P a w e ł P o p i e l
Strona 10 z 22
cywilizacyi, rozpoczynający się od rozdziału imperyum rzymskiego na wschodnie i zachodnie, a
stanowiący pomost między starożytnością a wiekami średniemi, walka pomiędzy bizantynizmem a
kulturą łacińską, pomiędzy absolutyzmem teologiczno-prawniczym cesarstwa wschodniego a
porastającemi coraz to bardziej młodemi Kościoła rzymskiego siłami, te wszystkie tak ważne dla
uczonego prawnika sprawy, bez znajomości greckich źródeł zgłębić się nie dadzą. Wreszcie dodać
można, że wiele bardzo konstytucyi przed- i po-justyniańskich wychodziły zarazem w tekście
urzędowym tak łacińskim, jak greckim. Ta jest praktyczna strona sprawy. Nie zawadzi jednak
dotknąć i ogólnej.
Kto zna dokładnie obowiązujące swego kraju ustawy, ten może być dobrym urzędnikiem,
zręcznym obrońcą i znajomość tak praktyczna jak teoretyczna rozporządzeń rządowych wystarczy
mu do podołania swoim obowiązkom. Z ustawami dzisiaj obowiązującemi i bez znajomości
języków starożytnych obeznać się można, bo wiadomo, iż takowe jedynie w języku odnośnego
kraju ogłaszane bywają. Ale taka znajomość, choćby najbardziej dokładna, nie stanowi jeszcze
prawnika. Otóż pytanie, czy mnożąca się coraz bardziej liczba urzędników, nie będących
prawnikami, dla których biuro i związana z takowem a stopniowana ściśle hierarchia stanowi świat,
po za którym nic innego nie widzą, a który dąży do opanowania społeczeństwa, jest dodatniem dla
takowego nabytkiem. O biurokratyzmie pisano i pisze się bardzo wiele. Wykazano zgubny wpływ
takowego niejednokrotnie, szczególniej ze względu na stosunek rządu do rządzonych, jego
absorbującą siłę, która w najliberalniejszych na pozór państwach przybiera wprost cechy
despotyzmu, ale się mało zastanawiano nad powodami tego stanu rzeczy i nad skutecznem na
takowy lekarstwem. Otóż, nie twierdzimy bynajmniej, by to był jedyny środek, bo wchodzą tu w
grę najrozmaitsze przyczyny — sądzimy wszakże, że gdyby urzędnik był przedewszystkiem
prawnikiem, gdyby nabył na wszechnicy szerszego poglądu, mniej byłby podatnem narzędziem w
maszynie rządowo-administracyjnej i w publiczności widziałby co innego, jak den beschränkten
Unterthanen- Verstand. Z drugiej strony klasa adwokatów nie-prawników, stanowiąca w naszych
parlamentarnych czasach bardzo znaczny kontyngens w ciałach reprezentacyjnych wszystkich
krajów, więcej szkody, niż korzyści społeczeństwu przynosi. Łatwa swada adwokacka, biegłość
wojowania ogólnikami, brak związku i czucia z codziennemi potrzebami społeczeństwa, pociąga za
sobą jałowość i bezskuteczność rozpraw parlamentarnych. Tysiączne przykłady tego możnaby
przytoczyć z życia i działania parlamentarnego wszystkich krajów, z wyjątkiem jednej Anglii
2
.
Uważamy więc, że szkoła średnia powinna młodego człowieka tak przysposobić, aby tenże, jeżeli
sobie obierze wydział prawniczy, mógł dotrzeć do źródeł, poznać historyę prawa i filozoficzną
takowego stronę. Odejmując mu możność nauczenia się co najmniej języka łacińskiego, zamykamy
przed nim drogę do zgłębienia swego fachu, tembardziej, że wielcy cywiliści po rzymskich czasów,
jak Donellus, Kujacyusz, Potbier i tylu, a tylu innych aż do środka XVIII wieku, wyłącznie pisali po
łacinie
3
.
Przechodząc z kolei do wydziału filozoficznego, pomijamy filologię i językoznawstwo, bo
dla tych gałęzi wiedzy języki starożytne stanowią samą treść i podstawę nauki, a natomiast
wyjmujemy z wydziału filozoficznego trzy ważne gałęzie wiedzy: filozofię, historyę i literaturę.
Nauka filozofii była w poszanowaniu po wszystkie czasy i we wszystkich krajach. Im
bardziej cywilizowane społeczeństwo, tera więcej filozoficznych głów wydało, a raczej na odwrót,
wielcy filozofowie cywilizacyę swych krajów najbardziej naprzód posunęli. Zgłębienie natury
2
O tem por. Demolins, Livre III str. 218 i u. passim.
3
Przerzucałem nie dawno Themis Polską, kwartalnik prawniczy dzisiaj bardzo rzadki, a wydawany między latami 1828
— 1830 przez grono owej słynnej palestry warszawskiej, mogącej z pierwszymi cywilistami francuskimi iść w
zawody, a której ostatnim epigonem, last not least, jest prof. Władysław Holewiński w Warszawie. Natrafiwszy
między artykułami owego przeglądu na bardzo ciekawą Joachima Lelewela rozprawę p. t.: Prawo rzymskie jakim
sposobem w Polsce w sprawach kryminalnych użyte było? odczytałem ją z wielkiem zaciekawieniem. Otóż bez
łacińskiego języka znajomości, z rozprawy tej zgoła skorzystać nie można. A tak samo dziać się będzie z mnóstwem
innych prac historyi prawodawstwa naszego się tyczących, chociażby pisane były po polsku. Co do źródeł zaś
wystarczy wymienić Volumina legum, które dla nieznającego łaciny będą materyałem bez wartości.
W S P R A W I E R E F O R M Y S Z K Ó Ł Ś R E D N I C H
Strona 11 z 22
człowieka, rozumu, duszy, woli, jego stosunku do Stwórcy, poznanie natury państwa i
społeczeństwa, stosunku pomiędzy niemi a osobnikiem, rząd, władza, wolność, oto w
najogólniejszych zarysach zadanie tej nauki, którą słusznie nazwać można: omnium scientiarum
mater atque princeps. Przytem nie należy zapominać, że jest ona, jak mówi O. Stefan Pawlicki we
wstępie do swej Historyi filozofii greckiej (nawiasem mówiąc jednem z najlepszych dzieł tej treści
w jakimkolwiek języku) „bajecznie starą” i że ludzkość, choćby ją czasowo zaniedbała, zawsze do
niej powracać będzie. Jeżeli w najnowszych czasach nauka filozoficzna na wielu wszechnicach
poszła w poniewierkę, a dzisiaj już trudno, prócz na fakultetach teologicznych, z gruntownym
kursem filozofii się spotkać, to dzieje się to z wielką nietylko dla nauki, ale i dla społeczeństwa
szkodą. Sądzimy zatem, że rozumna polityka szkolno-państwowa raczej do wskrzeszenia nauk
filozoficznych, niż do powolnego ich usunięcia z wykładów uniwersyteckich dążyć winna A teraz
pytamy, czy one bez znajomości języków starożytnych wogóle są możliwe? W filozofii dwa języki
klassyczne równorzędne mają prawo i bodaj czy język grecki nie jest jeszcze ważniejszym od
łacińskiego. Niech filozofia na wszechnicach wykładaną bywa w języku ojczystym, i owszem;
filozofię scholastyczną, tak ważną dla fakultetów teologicznych, i tak w języku łacińskim
wykładają. Ależ wykład i najlepszego profesora wszystkiego obejmować nie może, a charakter
nauki uniwersyteckiej właśnie na tem polega, by młodzież do samoistnego zachęcić badania i
środki i źródła do takowego jej wskazać. A jakiż z tego może być pożytek, jeżeli młody człowiek
nie będzie w stanie zajrzeć do Arystotelesa, Platona lub Pytagorasa, do Cycerona lub Seneki, do
Erazma, Leibnitza lub Kartezyusza, do św. Augustyna lub św. Tomasza i jeżeli nie ma środka, by
się bezpośrednio z tem uroczystem gronem najświetniejszych umysłów wszystkich czasów i
narodów zapoznać? Jeżeli zaś chodzi o najnowszą filozofię, to Kant i Hegel, Gołuchowski, Cousin
lub de Maistre, pisali każdy w swym języku, ale języki starożytne znali doskonale, a do zgłębienia
ich dzieł znajomość takowych częstokroć bardzo będzie potrzebną. Jeżeli więc wykład filozofii nie
ma się ograniczyć do wyliczania nazwisk i pobieżnego rozmaitych szkół filozoficznych
streszczenia, ale ma objąć całokształt wiedzy, to bez zapoznania się bezpośredniego z dziełami
wielkich filozofów obyć się nie może.
Historya i jej nauka w zupełnie takich samych warunkach i zależności od znajomości
języków starożytnych pozostaje. Kto historyi chce się nauczyć z podręcznika i komu pobieżne
chociażby tylko ojczystych dziejów wiadomości wystarczają, ten oczywiście znajomości źródeł
niepotrzebuje i może obowiązki swego stanu lub zawodu bez głębszej tej nauki wiadomości
doskonale spełniać. Nauka uniwersytecka jednakże przeznaczona jest dla tych, którzy pragną
wyższe w społeczeństwie zająć stanowisko. Historya zaś nietylko sama przez się, ale jako
pomocnicza nauka w przeróżnych gałęziach wiedzy niezmiernie jest ważną. Nietylko historyk z
zawodu, ale dyplomata, wojskowy, mąż stanu, ksiądz lub prawnik, wreszcie każdy wykształcony
człowiek, bez znajomości takowej się nie obejdzie. Nadto historya jak najściślej z patryotyzmem
jest związana i dlatego w społeczeństwie każdego narodu tak wysoko cenią tych, którzy dzieje
ojczyste, bądź w całości, bądź w szczegółach wyświetlili, oddając świadectwo prawdzie,
windykując zasłużoną narodu chwałę, lub broniąc go przeciw oszczerczym czy wrogim napaściom.
Taka zaś znajomość historyi bez dotarcia do źródeł w żaden sposób nabyć się nie da. Skoro więc,
co najmniej do pokoju Westfalskiego wszystkie kancelarye dyplomatyczne niemal wyłącznie
łacińskim się posługiwały językiem, bez znajomości języka przynajmniej łacińskiego o żródłowem
badaniu dziejów mowy być nie może. Nauka uniwersytecka właśnie na to służy, by tę znajomość
historyi krzewić, na pewnem stopniu utrzymywać i nie stracić nici tradycyi, wiążącej teraźniejszość
z przeszłością. Że do naszych dni tak się dzieje na to najlepszy dowód w tem, że ciała naukowe
wszelkich krajów prześcigają się w zbieraniu dokumentów i materyałów historycznych, że właśnie
w najnowszych czasach otworzono przystęp do bibliotek i archiwów państwowych, które dawniej
tak zazdrosnem okiem przez rządy były strzeżone. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o badania
źródłowe, ale nadto dla sztuki historycznej, dla sposobu przedstawienia dziejów, w historykach
P a w e ł P o p i e l
Strona 12 z 22
starożytności niedościgle znajdujemy wzory. By tylko zacytować Macchiavella i Macaulaya
4
, a
zwłaszcza ostatniego, którego z pewnością nikt o zacofanie lub brak nowożytnego charakteru nie
posądzi, wystarczy przeczytać, jak się pierwszy o Liwiuszu, drugi o Tucydydesie wyraża, by się
przekonać, jaką wartość tym wielkim w sztuce historycznej mistrzom przypisywali. Przykłady cisną
się pod pióro, co jednakże tutaj powiedziano, wystarcza za dowód, że szkoły średnie i w tym
kierunku młodzież przygotowywać winny.
Literatura, którą śmielibyśmy nazwać historyą umysłu ludzkiego i jego objawów w biegu
czasów i życiu narodów, obejmuje, tak, jak znajomość dziejów, ogromne obszary i z takową, jak
niemniej z filologią i językoznawstwem, ściśle jest związana. Są specyalne badania nad pewnych
narodów literaturą, które oczywiście i bez języków starożytnych obyć się mogą, ale żeby, chcąc dać
pogląd na literaturę powszechną, pominąć w takowym pisarstwo greckie i rzymskie, to nam się w
żaden sposób w głowie pomieścić nie może. Obok treści, forma odgrywa tutaj rolę zupełnie
równorzędną; pomijając więc te narody, które w sztuce pisania do niebywałej doszły doskonałości,
wydaje nam się rzecz z tą sprawą tak, jak żeby kto n. p. z nauki malarstwa chciał wykluczyć naukę
rysunku. Wykład tego przedmiotu będzie nadto suchym i żadnego zajęcia u słuchaczy wzbudzić nie
zdoła, jeżeli nie pozostanie w ustawicznym związku z oryginalnemi utworami pisarzów. Jak
chemia, fizyka lub astronomia wymagają eksperymentów i narzędzi, tak historya literatury
potrzebuje ciągłych przykładów, illustrujących wykłady. Jeżeli profesor niema czasu odczytywać ze
słuchaczami prób stylu wielkich pisarzy, bo to jest zadaniem seminaryów, toć musi im wskazać
źródła, gdzie takowych zaczerpnąć mogą, a dopiero współdziałanie słuchaczów z wykładem
profesora obudza interes i zaciekawienie, prowadząc w końcu do pożądanych rezultatów. Wartość
literatury starożytnej polega na tem, że podano w niej najwyższe myśli w najszlachetniejszej
formie; ale z tych jedynych skarbów korzystać bez znajomości tych języków jest niemożliwem.
Jeżeliby nam kto powiedział, że są przecież przekłady, to odpowiemy, że dobre rzeczywiście
przekłady na palcach policzyć się dadzą. Pomimo, że język nasz posiada ich sporą liczbę, niemniej
twierdzić można, że przekład będzie albo odtworzeniem oryginału przez równorzędnego pisarza,
jeżeli zaś jest wiernym i dosłownym, tak będzie suchym i nudnym, że do miłości literatury
odnośnego języka z pewnością nie zachęci; wreszcie, jak wszystko na świecie, tak i one się
wyczerpią, a wtedy kto będzie na nowo autorów klassycznych tłómaczył lub monstrualne częste
błędy przekładów prostował?Żeby się zaś młody człowiek na uniwersytecie zabrał do nauki
języków starożytnych, to jest czysta illuzya, a przykłady, by się kto, jak Henryk Schliemann, w
późniejszym wieku po grecku nauczył, są jak ziarnko maku w piasku. Zdarza się natomiast dość
często, że słuchacz dopiero na uniwersytecie nawet z niewielką pomocą wyuczy się jednego lub
drugiego języka nowożytnego, ale dlaczego? bo w nauce języka łacińskiego, której nabył w
szkołach średnich, znajduje podstawę. I rzeczywiście nietylko języków romańskich, ale nawet
angielskiego, bez porównania łatwiej przy znajomości łaciny nauczyć się można. Zatem i w nauce
języków nowożytnych, jeden przynajmniej z języków klassycznych obojętnym nie będzie;
ważności zaś tej nauki chyba nikt nie zaprzeczy, tembardziej u nas, kiedy w najrozmaitszych
gałęziach wiedzy literaturą zagraniczną ustawicznie posługiwać się musimy. Że zaś język grecki ze
swą przejrzystą i cudowną składnią, ze swobodą i prostotą, z jaką najdrobniejsze myśli ludzkiej
odcienia oddawać jest zdolny, dla prawdziwego stylisty będzie jakby solą i aromatem, które stylowi
jego odrębny i osobisty nadadzą charakter, na to, jeśli skromne nasze świadectwo nie wystarczy,
powołujemy się na zdanie wielkich, wszelakich narodów krytyków i pisarzy.
Przechodząc wreszcie do działu nauk przyrodnicych, przedewszystkiem między teoryą
takowych a praktycznem zastosowaniem rozróżnić trzeba. Pierwsza tylko należy do wykładów
uniwersytetu, drugie jest zadaniem szkół zawodowych i specyalnych. Oczywiście, że nauki
przyrodnicze albo wcale, albo wyjątkowo tylko znajomości języków starożytnych wymagają,
jednakże i tutaj należy zwrócić uwagę, że najwyższa matematyka, najwyższe przyrodoznawstwo,
bezpośrednio z filozofią się stykają. Nadto, jeżeli w jakich naukach podstawy wiążą się najściślej z
4
Cytowany jako nagłówek do VII księgi Tucydydesa w wydaniu Classeua. (Berlin, Weidmann, 1884), gdzie między
innemi mówi: It is the nec plus ultra of human art.
W S P R A W I E R E F O R M Y S Z K Ó Ł Ś R E D N I C H
Strona 13 z 22
następstwami, to właśnie w naukach ścisłych. Między tabliczką mnożenia a rachunkiem
różniczkowym lub równaniami wyższych stopni, jak między twierdzeniem Pytagoresa a
najwyższemi geometryi wykreślnej zadaniami, zachodzi łańcuch nieprzerwany, w którym
najmniejszego ogniwka brakować nie może. Tak samo wszelkie w naukach przyrodniczych
odkrycie gruntuje się na tych prawidłach, które już poprzednio odkryto. Nasz wiek szczyci się
słusznie coraz to nowemi wynalazkami i zdobyczami na polu przyrody, ale musiały je poprzedzić
wiekopomne prace Kopernika, Keplera, Newtona i Galileusza i wielu innych, a pisali oni
przeważnie lub wyłącznie po łacinie. Nie śmiemy twierdzić, jak dalece dzieła Arystotelesa
5
,
Ptolemeusza i Pliniusza dla astronomów i przyrodników, Pauzaniusza i Strabona dla geografów
jeszcze dzisiaj są potrzebne i ważne, sądzimy wszakże, iż prawdziwy uczony na tem polu pominąć
ich nie powinien.
Czy naprzykład człowiek takiej wszechświatowej sławy, jak Virchow, byłby się z taką
gotowością oddał na usługi Schliemanna, gdyby nie znał Iliady i Odyssei, i gdyby ze wspomnień
szkolnych nie był zachował zapału dla wiecznie młodych epopei Homera? Jak zaś najstarsze
badania i prace niespodziewanie z najnowszemi wiązać się mogą, tak, że nic na świecie straconem
nie bywa, dowodzi między innemi, że najnowsze w geografii afrykańskiej odkrycia wykazały
prawdomówność Herodotowych opisów.
Wnioskujemy ztąd, że aczkolwiek nauki przyrodnicze bez języków starożytnych obyć się
mogą, jednakże i na tem polu takowe nie zawadzą, a w pewnych wypadkach rzeczywistą mogą być
pomocą, choćby n.p. dlatego, że w botanice i nazwach roślin łacina do naszych dni jest językiem
międzynarodowym, a przecież właśnie w naukach przyrodniczych i medycynie mnóstwo jest
wyrazów technicznych, żywcem z języka greckiego zapożyczonych. Jakże profesor znaczenie
takowych słuchaczom wytłómaczy, jeżeli ani on sam, ani słuchacze, wyobrażenia o tym języku
mieć nie będą?
Kończymy na wydziale lekarskim, o którym tylko dla uzupełnienia tego krótkiego przeglądu
wspominamy, i tutaj przyznajemy, że medycyna zupełnie jest niezależną od starożytnej nauki i
kultury. Rzeczywiście różnica między wiedzą lekarską dawnych a obecnych czasów tak jest
ogromna, a postęp w skutek przybrania do pomocy najnowszych odkryć chemii i fizyologii tak
wyjątkowy, że o ile nam, jako niefachowym, sądzić wolno, prace odległych na tem polu wiekow
dla nowoczesnej medycyny żadnego nie mają znaczenia. Czy Hippokrates i Galenus lub szereg
średniowiecznych lekarzy dla medycyny zupełnie są obojętni, wiedzieć nie możemy. Żeby dać
wyraz naszego poszanowania dla tego szczytnego powołania, oświadczamy, że dobrego,
sumiennego lekarza, uważać należy za przyjaciela domu, znakomitości zaś i wielkich chirurgów za
prawdziwych dobrodziejów ludzkości. Przypuszczamy, że jednym i drugim być można bez
znajomości języków starożytnych. Zważywszy jednak, jak dalece indywidualność lekarza po za
jego sztuką jest ważną, jak w wielu wypadkach osobisty jego wpływ w kuracyi i w obchodzeniu się
z chorym będzie rozstrzygającym — przypominamy wszelkie cierpienia psychiczne — pytamy, czy
szerszy pogląd i powszechne wykształcenie nie będzie dla tego powołania ogromną dźwignią i
pomocą, może więcej, niż przy innych życia zadaniach? Otoż ta potrzeba wykształcenia
powszechnego, bez względu na osobny zawód, prowadzi nas do zapatrywania się na całą sprawę z
ogólnego punktu widzenia.
IV.
5
Słusznie mówi Christ w najnowszej i najlepszej zdaniem naszem Historyi literatury greckiej, że jakkolwiek byśmy
wysoko stawiali polityczne i filozoficzne Arystotelesa dzieła, to przyrodnicze jego znaczenie o wiele jest
cenniejszem. Nie tylko z powodu większej objętości dziel, ale że był najpierwszym na tem polu i sam jeden zrobił to,
co bywa zadaniem pokoleń. Obserwacya bezpośrednia i gromadzenie niesłychanej liczby faktów, stanowiące
podstawę dzisiejszych badań przyrodniczych, jemu swój początek zawdzięcza. Christ: Geschichte der griechischen
Litteratur: (München, Beck, 1898, str. 471).
P a w e ł P o p i e l
Strona 14 z 22
Staraliśmy się w poprzednim przeglądzie wykazać, że wykształcenie uniwersyteckie, w
dotychczasowym przynajmniej systemie i przy obecnej organizacyi, bez znajomości języków
starożytnych obyć się nie może — a zatem, że radykalna w tym względzie reforma i wyrugowanie
nauki języków klassycznych z programatu szkól średnich musiałoby za sobą pociągnąć niemniej
radykalną reorganizacyę uniwersytetów. Chodzi tylko o to, czy w ogóle jest możliwem puścić w
niepamięć najważniejszą część dziejów ludzkości aż do urodzenia Chrystusa Pana i czy to dla
społeczeństwa naszych czasów będzie zbawiennem.
Nie możemy się tu wdawać w zasady i prawidła, na jakich się ludzkość rozwija, bo to są
kwestye filozofii historyi, wychodzące zupełnie po za ramy niniejszych uwag; faktem jest jednak,
że dzieje ludzkości przedstawiają nam ruch bezustanny, że tak społeczeństwo w ogóle, jak jego
części składowe, t. j. pojedyncze narody, to postępują, to się cofają, bujnem żyją życiem, to
obumierają, by później znów do nowego powstawać działania. Co zaś najważniejszem, to, że w
zwykłym biegu historyi następujące pokolenia korzystają z tego, co dawniejsze zbudowały i na tej
podstawie dochodzą, jeśli nie zawsze, to częstokroć do rzeczywistego w pewnym kierunku postępu.
Zrywać więc z umysłu nici, które wiążą teraźniejszość z przeszłością, byłoby dumą niczem nie
usprawiedliwioną i lekceważeniem wszystkiego, do czego ludzkość w rozmaitych dążyła wiekach,
oraz porzuceniem tego, co często po długoletnich dopiero zdobyła walkach. Pozbawiać się tego
wszystkiego i zamykać dla następnych pokoleń drogę, by się od tej „mistrzyni życia”, jak nazywają
historyę, czegoś nauczyć, wydaje nam się zamiarem co najmniej lekkomyślnym.
Tak by jednakże było, gdybyśmy naukę języków starożytnych zupełnie porzucili. Wszak tu
nie chodzi o najbliższą przyszłość, ale o cały szereg następujących pokoleń. Wychowajmy choć
jedno bez żadnej języków tych znajomości, a będziemy mieli ludzi niezdolnych do głębszych
historycznych badań, ludzi, którzy straciwszy poczucie i interes dla całej przeszłości, będą w
teraźniejszości upatrywać jedynie to, co ich osobiście obchodzi, co im korzyść materyalną
przynieść może. Nie chodzi tu bowiem o rzeczywistość, t.j. o mniej lub więcej dokładną znajomość
jednego ub drugiego języka, ale o możność korzystania z takowych, które się młodzieży raz na
zawsze odejmuje. Jeżeli mi kto powie, że historyi nie uczymy się z autorów klassycznych, ale z
podręczników, to odpowiem przedewszystkiem, że tu nie chodzi o samą historyę, ale o literaturę,
sztukę, pomniki, urządzenia społeczne i ekonomiczne, słowem o całą cywilizacyę, nie tylko
starożytności, ale w znacznej części i wieków średnich. Powtóre, że podręczniki są tylko
streszczeniem długoletnich i wielostronnych badań, że takowe, jeżeli mają jakąkolwiek mieć
wartość, żródłowemi studyami poprzedzone być winny, wreszcie, że one wielokrotnie
rozpowszechniają i powtarzają utarte błędy historyczne, które dopiero staraniem prawdziwych
uczonych prostowane być mogą. Otóż to wszystko upada, zatraca się raz na zawsze, możność
wyświetlenia prawdy ustaje, jeżeli młodzieży zamkniemy dostęp do starożytności, odejmując jej
narzędzie do poznania takowej. Jeżeli to wszystko, co nam starożytność przekazała, zgoła nic nie
warte, to wyrugujmy naukę języków klassycznych, jako zbyteczny balast; jeżeli się zaś na takie
iście Omarowskie zdanie nie zgodzimy, nie pozbawiajmy naszej młodzieży dorobku dwudziestu
wieków.
Teraźniejsza młodzież zaprawdę na zbytek ideałów nie choruje. Skargi na to dają się słyszeć
nietylko u nas, ale w całym niemal świecie — nietylko w poważnej, ale i żartobliwej formie;
wystarczy przeglądać czasem dzienniki humorystyczne w rozmaitych językach. Że ten kierunek ani
zdrowym, ani zbawiennym nie jest, o tem chyba dwóch zdań być nie może. Mamyż tedy zamiast
przeciwdziałać, zwłaszcza w szkole, która po rodzinie stanowi zadatek przyszłości, młodzież
utrwalać w kierunku poziomym i owszem środki do pozostawania w takowym do rąk jej podawać?
Człowiek musi żyć, zarabiać na chleb powszedni, zdobywać co prędzej niezależność, by nie być
ciężarem dla swego społeczeństwa. Wielka prawda, i nikt rozsądny takowej przeczyć nie będzie.
Ależ twarda rzeczywistość aż nadto prędko przed człowiekiem staje i konieczność borykania się z
takową niedługo na siebie da czekać. Dajmyż tedy choć krótko młodzieży trochę pobujać. Równie
jak w świecie fizycznym (czy ludzkim, czy zwierzęcym) potrzebnym jest koniecznie pewien peryod
swobody, by siły fizyczne do pełni rozwoju dojść mogły, a zbytnia praca, zanim to nastąpi,
W S P R A W I E R E F O R M Y S Z K Ó Ł Ś R E D N I C H
Strona 15 z 22
takowemu przeszkadza, tak, iż ten co za wcześnie był do niej wprzęgniętym, wydaje potem
skarłowaciałe potomstwo — taksamo władze umysłu i duszy wymagają względnej wolności, by za
wczas nie dojrzewały, ale stopniowo się mogły rozwijać. Tym czasem dla człowieka jest złoty wiek
młodości, w którym troska o przyszłość jeszcze wyraźnie przed oczyma nie staje, kiedy nadzieja,
zapał, szlachetne porywy, górują nad warunkami codziennego życia, kiedy opieka rodziców i
starszych w miarę możności przeszkody usuwa. Minie on aż nadto prędko, a zadaniem szkoły
przedłużać go jak można najbardziej. Usuwając ze szkół wykład języków klassycznych,
pozbawiamy młodzież przedziwnych przykładów poświęcenia, patryotyzmu, ducha i karności
rodzinnej, które nam starożytność przekazała; zamykamy krainę sztuki i piękna, odejmujemy wzory
najwyższego pisarstwa, na którem kształciły się umysły mistrzów pióra i mowy, aż do naszych
czasów. W miejsce tego przybędzie kilkanaście godzin, które zapewne będą przeznaczone na nauki
przyrodzone i jeden z języków nowożytnych. Co do tych ostatnich wyrażamy obawę, że wykład
będzie niedostatecznym, biorąc przykład z wykładu języka niemieckiego w naszych szkołach
średnich. Dokładna i gruntowna języka niemieckiego znajomość jest dla naszej młodzieży poprostu
niezbędną nie potrzeba tego wcale dowodzić. Ale niestety przeciętny abituryent, jeżeli po za szkolą
nie miał sposobności się w tym języku wyćwiczyć, wychodzi z gimnazyum z tak niedostateczną
takowego znajomością, że ani mówić płynnie, ani czytać z korzyścią, tembardziej redagować w
takowym nie jest w stanie. Główną tego przyczyną jest, naszem zdaniem, że nauka nie bywa
udzielana przez rodowitego Niemca. Tymczasem uważamy, że każdy język nowożytny przez
odnośnego krajowca wykładanym być winien. Otóż jeżeli dość łatwo znaleźć Niemca, władającego
dostatecznie językiem polskim, to niezmiernie będzie trudno o Francuza lub Anglika, umiejącego
tyle po polsku, by wykład uczynił dla słuchaczy zrozumiałym. Jeżeli zaś tego warunku nie będzie,
wykład ograniczy się na gramatyce i próbach stylu, przy fatalnem wymawianiu.
Przypuszczamy jednak, że chodzi tu głównie o nauki przyrodnicze i że dla takowych lwia
część godzin do udziału przypadnie. Oświadczaliśmy już kilkakrotnie i jeszcze raz powtarzamy, że
tej gałęzi nauk bardzo wielką przypisujemy wagę, uważamy jednak, że zgłębienie takowych i
specyalne ich traktowanie jest zadaniem uniwersyteta i szkół zawodowych. Nauki te mają
tendencyę do coraz większego specyalizowania i można rzec, iż poddziałki do takowych nie na lata,
ale niemal na miesiące przybywają. Nie można się tedy dziwić, że wykładający tego rodzaju
przedmiot im lepiej go zna, im bardziej takowym jest zajęty, ma skłonność do zapuszczania się w
drobiazgowe badania i wygórowane uczniom swoim stawia wymagania. Ponieważ zaś nauki te z
natury swojej wymagają metody poglądowej i naocznego przekonania, że do tego oparte są na
ścisłych formułkach, stanowiących podstawę do następujących wywodów, umysł młodzieńczy,
nieledwie że dziecięcy, jeżeli najniższe klasy weźmierny na uwagę, przyzwyczaja się w nich
zanadto wcześnie, by temu tylko wierzyć co widzi, a z lekceważeniem niedojrzałego zmysłu
pomiatać tem, co odrazu pod zmysły nie podpada, ale co dla zrozumienia głębszego wymaga
zastanowienia i pomyślenia. Zważmy przytem, że nauki te mają wyłącznie cele praktyczne,
dotykalne, że prawdziwy badacz przyrody, który naukowo się tą sprawą zajmie, będzie tylko
wyjątkiem, a że ogromna większość będzie w tem widziała jedynie możność jak najprędszego
zarobkowania i wzbogacenia się — a wówczas dojdziemy do przekonania, że nadanie szkole
takiego kierunku dla młodzieży, a temsamem dla przyszłości społeczeństwa, zbawiennem być nie
może. Wreszcie jestto droga ślizka, na której się zatrzymać trudno, za językami klassycznemi może
przyjść kolej na literaturę i historyę, a wtedy możemy dojść do społeczeństwa, dla którego business
jedynym będzie celem, ale bez pracy, hartu i ducha przedsiębiorczego Amerykanów.
Ma się rozumieć, że mówiąc tu o naukach przyrodniczych, wyjmujemy, jak o tem wyżej
wspomniano, matematykę i geometryę, żądając dla nich równomiernego uwzględnienia. Pragniemy
tylko, by nauki przyrodnicze w ścisłem znaczeniu, jak botanika, zoologia, krystallografia, fizyka
i.t.d., ograniczały się do najpotrzebniejszych wiadomości, w przekonaniu, że specyalne ich badanie
do wyższego należy stopnia wykształcenia.
P a w e ł P o p i e l
Strona 16 z 22
Niechaj się umysł młodzieńczy wyćwiczy na językach klassycznych, na matematyce i
geometryi, tej „gimnastyce myśli”, jak ją słusznie nazwano, a mamy przekonanie, że z tego urośnie
młodzież zdolna do każdego zawodu.
Społeczeństwo nie jest sztucznym konglomeratem ludzi, ale subtelnym organizmem, w
którym rozmaite koła i kółka, stosownie do swego przeznaczenia, funkcyonować winny. Na to, by
bieg maszyny był prawidłowym, a ile możności równym i stałym, koło zamachowe i główne tryby
w zupełnym muszą być porządku, innemi słowy, społeczeństwo musi mieć kierunek, inaczej
pójdzie na bezdroże. Że taki kierunek zawsze istniał, że istnieć musi, o tem przekonywa nas
historya na każdej karcie.
Bez względu na formę rządu, każde społeczeństwo musi mieć klasę ludzi — Leplay nazywa
ją les classes dirigeantes — która górując nad innemi wysokiem wykształceniem, szerokim
poglądem, właściwy i prawy życiu społecznemu nadać winna kierunek. Powiemy więcej: im
liberalniejszą forma rządu, tembardziej tego rodzaju ludzi potrzebuje, bo w takim razie nie na
działanie władzy rządowej, ale na własną samopomoc liczyć musi. Jestto rodzaj arystokracyi ducha,
nie na urodzeniu, nie na bogactwie, ale na własnej pracy, wyrobieniu i nieustannem poświęceniu
polegającej.
Szkoła o wyrobienie takich ludzi starać się winna, a jeżeli choćby niewielką liczbę tego
pokroju jednostek wyda w każdem pokoleniu, spełniła najważniejszą i najpiękniejszą część swego
zadania. Na to jednak nie wystarcza wyrobić choćby najsumienniejszych pracowników,
najbieglejszych specyalistów; na to potrzeba ludzi z sądem, miarą, podniosłością ducha, z tą ogładą
i polorem nie błyskotliwym, ale rzeczywistym, który pociąga i czarujący niemal wpływ na masy
społeczne wywiera. Tego rodzaju wykształcenia, tego wykwintu duchowego, z którego wyrastają
później wybitne i miarodajne w społeczeństwie jednostki, szkoła średnia z kierunkiem wyłącznie,
bądź przeważnie przyrodniczo - ścisłym, wydać nie jest w stanie. Dla swych celów i dążności nie
potrzebuje ani wymowy, ani stylu, ani polotu ducha; wystarcza jej zupełnie skrzętna praca, ścisłość
badania, poprawność metody. Zapatrzona jedynie na praktyczne i codzienne potrzeby życia, nie
obchodzą jej wyższe zadania społeczne; dbała o dobrobyt i materyalną cywilizacyi stronę, nie sięga
dalej, wyradza oschłość umysłu i serca, a idąc konsekwentnie w tym kierunku, wytworzy
pokolenie, może pracowite i praktyczne, ale które pozbawione ideałów, w chwili potrzeby do
poświęcenia zdolnem nie będzie. Mamy głębokie przekonanie, że to wyższe wykształcenie, które
dla każdego narodu jako sal terrae jest potrzebnem, bez wykształcenia klassycznego możliwem nie
jest. Że na kilkaset młodzieży, kończącej rok rocznie szkoły średnie, znajdzie się zaledwie
kilkunastu, którzy zapamiętają, czego ich na ławie szkolnej uczono i w pośród życia praktycznego
obowiązków wrócą do źródła natchnienia, zaczerpniętego u mistrzów starożytności, a korzystając z
tej dźwigni, coraz wyżej piąć się będą to nie nie dowodzi. Dość, że są możliwi, że im szkołą daje do
tego sposobność. Zamknijmy im drogę do tego raz na zawsze, a będziemy mieli społeczeństwo
dorobkowiczów z niepowetowaną dla życia narodowego szkodą. Niechaj się przyrodnicy na nas, z
powodu tego, co tu rzeczone, nie oburzają; mamy bowiem przekonanie, że wielcy badacze
przyrody, ludzie, którzy w tej gałęzi wiedzy stanowią epokę i główne szczeble, po których się
wiedza podnosi, nie gdzieindziej zaczerpnęli ten zapał i żywotność, jak właśnie w tych szkołach
klassycznych, którychby się teraz z równą niebacznością, jak niewdzięcznością, na zawsze pozbyć
chcieli.
V.
Przechodząc z kolei do najważniejszej strony sprawy, która nas, że tak powiem, obchodzi
osobiście, mianowicie, jaki skutek radykalna reforma szkół średnich i wykluczenie z niej nauki
języków klassycznych pociągnęłyby za sobą ze względu na nasz naród, naszą przeszłość i właściwą
nam cywilizacyę i kulturę, przypomnieć musimy naprzód, że koleje, przez które jaki naród
przechodzi, są po części wynikiem jego woli, t.j. woli i działania tych ludzi, którzy jego
społeczeństwem kierować umieli, po części zaś są skutkiem okoliczności od własnego wyboru
W S P R A W I E R E F O R M Y S Z K Ó Ł Ś R E D N I C H
Strona 17 z 22
niezależnych. Do nich należą przedewszystkiem podstawowe żywioły i skład narodu, t. j. fakt, do
jakiej rasy, czyli pierwotnych między ludźmi rozdziałów przeszłość swoją odnosić on może, epoka,
w której na widownię dziejów wystąpił, fizyczne i umysłowe uzdolnienie, o ile takowe odrębne
zachowało cechy, wreszcie położenie geograficzne. Jak z danych mu przez Opatrzność warunków
skorzystać potrafił, czy w swem łonie wyrobił ludzi mądrych i poświęconych, którzy kładąc na bok
wszelkie osobiste względy, nie mieli innego w życiu celu, jak naród prostemi prowadzić drogami,
czy swój kraj, obyczaj i język tak umiłował, że był gotów każdej chwili najdroższe skarby życia i
one same dla niego poświęcić — to stanowi o jego dziejach, o stanowisku, jakie zajął w ludzkiem
społeczeństwie, o położeniu politycznem, w jakiem się znajduje. To pewna, że historycznej kolei,
którą raz pewien naród poszedł, w której miał swoje dni chwały i dni pogromu i klęski, dowolnie
zmieniać nie można, że na drodze, którą mu wyżłobił bieg dziejów i jego samodzielne życie,
dorabiać się musi lub pokutować, poprawiać i wskrzesić własnemi siłami, aby zasłużył, by się na
nim spełniło słowo pociechy i nadziei z ksiąg świętych wyjęte: Deus fecit sanabiles nationes terrae.
To nie znaczy, by swej polityki stósownie do biegu wypadków i okoliczności nie miał
modyfikować, ale od rdzenia swego powstania i swej przeszłości odstępować nie powinien - inaczej
wypaczy historyczny swego życia rozwój, a sztuczne jego zapędy i porywy pozostaną poronionem
dziełem.
Przeszłość nasza związana jest naściślej z wiarą katolicką i łacińską kulturą. Pod egidą
Kościoła wstąpiliśmy na widownię świata, jemu zawdzięczamy powolne wydobywanie się z
pomroki dziejów na polityczne znaczenie; duch Oleśnickich i Hozyuszów zaważył na szali naszej
historyi, wieczorne zaś promienie naszej narodowej chwały zbiegły się z pogromem wrogów
Kościoła i cywilizacyi. Odstąpiliśmy od wiary w chwili przełomu, kiedy zarodki upadku nurtowały
już łono społeczeństwa.
Zapoczątkowany za pośrednictwem Kościoła związek z kulturą łacińską, wyróżnił nas od
reszty Słowiańszczyzny, przetrwał bieg całej naszej jako narodu niepodległości, a jeżeli przez
dwieście blisko lat staliśmy pod względem oświaty na równi ze wszystkiemi ościennemi narodami,
a niektóre z nich przewyższali, winniśmy to bezpośredniemu związkowi i czuciu, jakie z kulturą
łacińską umieliśmy zachować. Nie mam prawa głębiej się w tę sprawę zapuszczać, bo mnie
wyprzedzili na tem polu powołani do tego uczeni, a nie odważyłbym się iść za Szujskiego śladami,
chyba na to, by wszystkim głębokim jego wywodom przytwierdzić.
Możemyż tedy zrywać naraz z całą tą tradycyą, z całą naszą przeszłością, a młodzież naszą
skazać na to, by o tem wszystkiem zapomniała, i miasto się zagrzewać naszej chwały
wspomnieniami, szarą a smutną zadawalniają się rzeczywistością? Znaczymy już w świecie bardzo
mało, ale jeżeli jeszcze cokolwiek, to przez naszą literaturę, historyę i sztukę, przez naszą kulturalną
odrębność, przez to, że Polacy i zagranicą celują ogładą, polorem, a nieraz i prawdziwą
uczonością
6
.
Mamyż to wszystko zaprzepaścić i z lekkiem sercem porzucić kilkowiekowy dobytek?
Cienie Kadłubków i Długoszów nie dałyby nam wtedy spokoju. Takby jednak było, gdybyśmy
rugując ze szkół nauki języków klassycznych, a w każdym razie łacińskiego, pozbawili naszą
młodzież klucza do naszych dziejów. Wtedyby się sprawdziło zdanie Bismarcka, który się ważył z
mównicy sejmowej rzucić obelżywe słowa, że o literaturze i kulturze polskiej nic mu zgoła nie
wiadomo; wtedybyśmy dopiero popadli w zależność od zagranicy, jeżeliby nasza młodzież była
zmuszoną po obcych zakładach naukowych szukać zaznajomienia się z językami starożytnemi.
Niema bowiem co się złudzeniom oddawać; język łaciński, co najmniej, jest nam koniecznie
potrzebny, bez niego cała nasza szkoła historyczna przepadnie bezpowrotnie. Mamy już wprawdzie
znakomite w języku naszym prace, z których możemy czerpać wiadomość o naszej przeszłości i
bijemy czołem przed ludźmi, którzy to wielkie podjęli zadanie. Ależ daleko takowemu do końca.
Praca jest w ciągłym rozwoju, o czem świadczą bezustanne publikacye naszej Akademii (w
których, nawiasem mówiąc, prace przyrodnicze równorzędne zajmują miejsce). Niechby, co nie daj
6
Kto się o tem pragnie przekonać, temu radzę odczytać wstęp do I tomu Monumentów Theinera.
P a w e ł P o p i e l
Strona 18 z 22
Boże, w skutek zatracenia nauki języków klassycznych, zabrakło młodych sił dla prowadzenia dalej
pracy przez najszanowniejszych naszych uczonych podjętej, to co będzie dalej ? Będziemyż mogli
wysłać naszych delegatów na taki bonońskiego uniwersytetu jubileusz, jak to lat kilka temu miało
miejsce ? a z jakiem czołem staniemy przed naszą Alma mater, której półtysiączną rocznicę
niebawem obchodzić mamy? Mają Niemcy, Anglicy, Francuzi, Węgrzy, nawet Amerykanie,
osobne i stałe w Rzymie instytucye, których celem odszukiwanie w archiwum watykańskiem źródeł
do dziejów odnośnego narodu, instytucye pracujące bez przerwy. Nas na to nie stać, ale kilkakrotne
młodych uczonych polskich do Rzymu wyprawy, pod wodzą czcigodnego uniwersytetu naszego
profesora podjęte, a które znakomitym już dobytkiem poszczycić się mogą, byłyżby możliwe,
gdyby nie stało młodzieży, biegłością w językach starożytnych do takich wypraw uzbrojonej?
Co do naszej literatury, to cały wielki dział poetów polsko - łacińskich, zawierający tak
wiele piękności, przedstawiający krom literackiej, tak wielką historyczną wartość, że się do nich,
jako do prawdziwych źródeł nieraz odnosić należy, dla pokolenia, któreby po łacinie już wcale nie
umiało, bezpowrotnie byłby stracony. Krzycki, Dantyszek, Janicki, Klonowicz — nazwiska z
rękawa wytrząsać można — pozostaliby martwą literą. A Kochanowski ? Nie mówiąc o jego
poezyach łacińskich, to Satyr, Monomachia, Odprawa posłów, mogąż być ocenione, zgłębione
należycie, możeż w nich zasmakować taki, który wyobrażenia o literaturze starożytnej niema?
Psałterz Dawidowy, chluba naszej literatury, bo się podobnem arcydziełem piśmiennictwo żadnego
narodu poszczycić nie może, przedstawia samoistną wartość i dla takiego, któremu język łaciński
nieznany; by jednak ocenić mistrzowstwo przekładu, trzeba módz go porównywać z tekstem, bo
wiadomo, iż Kochanowski, nie umiejący po hebrajsku, tłómaczył z Wulgaty.
Historya umiejętności, której uczony tej miary, co Savigny, tak wielką przypisywał wagę, że
pod tytułem Gelehrtengeschichte osobny jej wstęp i dwa tomy swego dzieła o prawie rzymskiem w
wiekach średnich poświęcił, poszłaby także wówczas w zapomnienie. Mógł Kallimach,
cudzoziemiec, napisać Żywot Grzegorza z Sanoka, a napisać z takim zapałem, że się go do dziś
dnia z rozkoszą czyta, a my mamyż zapomnieć o Miechowicie i Kromerze, Piaseckim i
Sokołowskim? O Sarbiewskim chyba z katedry uniwersytetów niemieckich dowiadywaebyśmy się
w takim razie musieli, gdzie o nim wiedzą doskonale, a po części nawet wykładają!
Nie możemy przypuścić, by to się stać miało, ani pojąć, z jakiem sumieniem można brać na
siebie odpowiedzialność, dążąc do podobnego samobójstwa względem ducha i przeszłości
własnego narodu. Niechaj się nasi pedagogowie i ludzie, którym o tem radzić przyjdzie, zastanowią
głęboko nad skutkami takiej reformy, zanim ją zadekretują.
A dalej musimy tu jeszcze na jedną okoliczność zwrócić uwagę. Nasz kraj jest na wskróś
katolickim, liczba innowierców w stosunku do innych krajów nadzwyczaj jest w nim szczupłą.
Otóż w Kościele katolickim całe nabożeństwo, cała liturgia polega na języku łacińskim. Kwestya ta
mniej obchodzi Rusinów, bo nabożeństwo u nich w języku słowiańskim się odbywa. Szanujemy
cerkiew, i z pewnością ani Kościół, ani my, prastarych przywilejów i wspaniałych kościoła
unickiego obrządków tykać nie myślimy, ale dla nas katolików obrządku łacińskiego znajomość
języka, w którym się odbywa całe nasze nabożeństwo, nader jest ważną i potrzebną. Można i należy
modlić się przedewszystkiem w języku ojczystym. Wspaniale pieśni naszego ludu, skromne, a tak
urocze w naiwności swej kantyczki, wyborne przekłady Pisma Świętego i hymnów kościelnych,
dowodzą, jak dalece katolicyzm przesiąknął wszystkie warstwy społeczeństwa. Za tem jednakże nie
idzie, by przyszłe pokolenia miały być pozbawione brania gruntownego udziału w nabożeństwie.
Brewiarz, wyjątki z pism Ojców, lekcye i ewangelie, modlitwy na uroczyste święta, zawierają
skarby mądrości, zdrowego rozsądku, podniosłości i wiary. Nie łatwo się kto zabierze do czytania
Pisma Świętego, mając atoli możność słuchania Mszy Świętej w tym języku, w jakim się odprawia,
zaznajamia się w głównej części ze źródłami wiary, a chyba i niedowiarek zupełny nie zaprzeczy
wysokiemu cywilizacyjnemu znaczeniu pism Nowego Testamentu. Język łaciński nie jest dla
wszystkich, jest dla klasy oświeconych i wysoko wykształconych łudzi, których w żadnym narodzie
brakować nie powinno, niechajże więc i pod względem religijnym oświata będzie u nas jak
największą i najdokładniejszą, a wtedy może mieć miejsce współdziałanie społeczeństwa
W S P R A W I E R E F O R M Y S Z K Ó Ł Ś R E D N I C H
Strona 19 z 22
świeckiego z duchownem, dla dobra narodu, Kościoła i społeczeństwa. A jaką to stanowi siłę,
mamy przykład najświeższy w katolikach niemieckich i centrum berlińskiem, o które nawet taki
Bismarck twardą swoją czaszkę musiał nadwerężyć.
Mówiliśmy tu aż dotąd przeważnie o języku łacińskim i uznajemy chętnie, iż takowy, w
naszem przekonaniu przynajmniej, o wiele jest ważniejszym od greckiego, i jeżeliby już chodziło
koniecznie o wypuszczenie jednego z nich z programatu szkół średnich, jesteśmy zdania, by to
nastąpiło co do ostatniego. Mówiąc o wykształcenia uniwersyteckiem, wykazaliśmy, że pewne
gałęzie wiedzy, jak filologia, filozofia, a po części i teologia, bez znajomości języka greckiego
obejść się nie mogą. Filologia grecka musiałaby oczywiście upaść w zupełności, ale i łacińska na
niemały szwank byłaby wystawioną, bo wiadomo, iż poetyczna literatura Rzymian wyłącznie na
wzorach greckich jest opartą, gdybyśmy grekę ze szkół całkiem wykluczyli. Wystarczy zresztą
wziąć do ręki jakikolwiek komentarz, n.p. do Cycerona, Wergiliusza lub Horacego, a znajdzie się w
nim ustawiczne cytaty greckie, tak, iż trudno będzie z niego korzystać, jeżeli się ich nie rozumie.
Zapatrując się zaś na tę sprawę z ogólnego punktu widzenia, nie możemy sobie wystawić
społeczeństwa cywilizowanego, któreby o Homerze i Teokrycie, o tragikach i filozofach,
historykach i przyrodnikach greckich wiedziało tylko ze słyszenia, by te źródła nieśmiertelnej
piękności, wartości stylowej większej, niż cokolwiek później napisane, miały wyschnąć na zawsze?
Zapewne, że między tymi, którzy gimnazyum skończyli, procent tych, którzy języka greckiego nie
zapomnieli lub w późniejszym do takowego powrócili wieku, będzie nader szczupłym, ale żeby się
w całem społeczeństwie nie znalazł nikt, któryby czy dla umysłowej rozkoszy, czy dla potrzeby
naukowej nie mógł się odnieść do pisarzy greckich, to nam się wydaje rodzajem zacofania. Mamy
przekonanie, że w społeczeństwach europejskich literatury greckiej uprawiać nie przestaną; ani w
Niemczech, ani w Anglii i Francyi to nie nastąpi, boć kraje te utrzymują stałe instytucye w Atenach,
albo rok rocznie długie i kosztowne wyprawy do Grecyi i kolonij greckich urządzają. Jeżeli my to
uczynimy, usuwając grecki język z naszych szkół średnich, pozostaniemy po za obrębem ruchu
naukowego. Kiedy w skutek odkryć Schliemanna zawrzało w naukowym świecie, nie
potrzebowaliśmy się uciekać po informacye do zagranicznej prasy, i publiczność z naszych
dzienników i przeglądów o wszystkiem dowiadywać się mogła, a na tem samem miejscu pojawił
się przed laty gruntowny i poważny artykuł p. t. Homer, Schliemann i Mykeny. Kiedy w Muzeum
Brytań-skiem temu lat kilka odkryto i natychmiast wydano nieznane dotąd dzieło Arystotelesa, w
niespełna dziesięciu dniach znalazło się w Krakowie siedm egzemplarzy tej książki. Znakomita X.
prof. Bilczewskiego monografia o św. Eucharystyi, świadczy o zupełnem opanowaniu epigrafiki i
ikonografii pierwszych czasów chrześciaństwa, a naukowe hr. Karola Lanckorońskiego wyprawy
zyskały nam rozgłos i prawdziwe zagranicą uznanie. To wszystko chlubnie świadczy, iż mimo
naszej biedy, mimo nieszczęśliwego położenia politycznego, staramy się wszelkiemi siłami
utrzymać na stopie europejskiej cywilizacyi. Na wdzięczność narodu nie zasłużą ci, którzy się do
tego przyczynią, abyśmy się z niej wycofali. Przydłuższy ten wywód pragniemy wreszcie
zakończyć krótkiem streszczeniem. W skutek zaprowadzenia powyższej radykalnej reformy w
nowych szkołach średnich, uczynilibyśmy, jak to starałem się wykazać, niemożliwem
wykształcenie uniwersyteckie i zamknęlibyśmy drogę dla wielu zawodów i powołań, kiedy
tymczasem dotychczasowa szkoła, byle w niej matematyka i geometrya wykładane były, jak
najgruntowniej może doskonale przysposobić tę młodzież, która bądź na uniwersytetach, bądź w
szkołach specyalnych pragnie się oddać badaniu przyrody i zawodom technicznym. Wszak właśnie
w ostatnich czasach uczeni nasi przyrodnicy niepospolite poczynili odkrycia, a coroczne zjazdy
lekarzy i przyrodników polskich świadczą, jak bujny ruch w tej gałęzi wiedzy panuje wśród
naszego narodu. Pragniemy najgoręcej, by i nadal tak było, by Polacy na niwie nauk
przyrodniczych jak najlepsze zajęli stanowisko, a wyrażamy przekonanie, że szkoła z kierunkiem
klassycznym bynajmniej temu na drodze nie stoi.
VI.
P a w e ł P o p i e l
Strona 20 z 22
Zaczęliśmy nasze uwagi od poglądu ogólnego na metodę wykładów — pragniemy je
zamknąć pewnemi wskazówkami co do metody odnośnie do pojedynczych przedmiotów.
Zastrzegamy się raz jeszcze, że najmniejszej nie mamy pretensyi, ani uzdolnienia, aby ten tak
ważny przedmiot należycie wyczerpać; o tem niech radzą nasi pedagogowie i doświadczeni
długoletnim zawodem nauczyciele szkół średnich. Chcielibyśmy tylko z jak najlepszą wolą się
przyczynić, o ile nas na to stać, do wyświetlenia tej arcyważnej sprawy.
Co się więc tyczy języków starożytnych, mamy przekonanie, że nietylko u nas ale tak samo
w Niemczech, jak we Francyi, metoda wykładu jest wadliwą. Traci się bardzo wiele czasu na
gramatyce, subtelnościach filologicznych, tak zwanych wybornym wyrazem niemieckim
Haarspaltereien; morduje się ucznia nieskończoną ilością reguł i niemniejszą wyjątków od
takowych, a w tem wszystkiem nie osiąga się głównego celu, to jest obudzenia w uczniu miłości do
autorów, rozbudzenia jego ciekawości przez wykazanie związku, jaki zachodzi pomiędzy światem
starożytnym a nowoczesną cywilizacyą, wyrobienia w nim przekonania, że to, czego się uczy, nie
jest próżnem i zbytecznem, ale dla jego przyszłości i należytego wykształcenia potrzebnem i
ważnem.
Nie wiem niestety, jak to się dzieje w Anglii, ale niech mi tu będzie wolno przytoczyć
wspomnienie z mych młodych lat. Miałem sposobność w zaprzyjaźnionym domu francuskim
spotkać się z młodymi Anglikami, z którymi kilka tygodni pod jednym dachem spędziłem. Śmiem
twierdzić, że wtedy honoru narodowego na szwank nie naraziłem, bo wychowany w zakładzie, w
którym niezmiernie dbano o gimnastykę, w ćwiczeniach cielesnych mogłem im dotrzymać kroku.
Kiedyśmy się atoli jęli brać na spytki i próbować w autorach klassycznych, musiałem zwinąć
chorągiewkę. Skończywszy gimnazyum jako dość dobry uczeń, nauczyłem się tyle po grecku, że
Homera i Herodota z łatwością, tragików już trudniej, Tucydydesa lub Arystotelesa tylko z wielką
biedą i z pomocą słownika i komentarza czytać mogłem. Jakież było moje zdumienie,
przekonawszy się, że młodzi moi znajomi czytali na wyrywki tych autorów z taką biegłością i
swobodą, jakby jakiego z łatwiejszych klassyków rzymskich, tak, iż wobec nich wiadomości moje
w kąt się schować musiały. Raz jeden w życiu spotkałem u nas człowieka równie w języku greckim
biegłego, a był nim Piotr Michałowski. Nie wiem, czy się uczył w Anglii, ale była to jedna z
licznych niespodzianek, które się miewało w obcowaniu z tym genialnym i ze wszech miar
wyjątkowym człowiekiem. Sądzę, że należałoby u nas z metodą angielską się zapoznać, a może
nawet opłaciłoby się wysłać którego z młodych naszych filologów do Anglii na parę miesięcy;
przyjrzenie się życiu naukowemu angielskiemu nie minęłoby bez korzyści. Oczywiście
zastósowanie żywcem angielskiej metody, opartej o ile mi wiadomo głównie na prywatnej z
osobnym mentorem (tutor) pracy, nie byłoby możliwe, ale doświadczenie pedagogiczne tylkoby na
tem zyskać mogło.
Co się tyczy z kolei łaciny, to zadanie stylowe łacińskie, t. j. pisanie na dany temat wprost
po łacinie, czy w szkole, czy przy egzaminie piśmiennym, uważam za zbyteczne. Jestto rodzaj
popisu, nie mającego praktycznej wartości, bo się bardzo rzadko nadarzy sposobność lub potrzeba
redagowania po łacinie, teologowie zaś kuryalnego stylu na uniwersytecie nauczyć się mogą.
Tłómaczenie z polskiego na łacińskie uważałbym za potrzebne, bo się profesor inaczej nie może
przekonać, czy uczeń pojął składnię, między innemi oratio obliqua, tak często przez autorów,
szczególnie historyków, używaną. W greckim języku pragnąłbym wypuszczenia tłómaczeń z języka
wykładowego na greckie. Jestto rzecz bardzo mozolna, a jeżeli raz jest w programie przyjętą, to
nauczycie] przy wydawaniu stopnia musi koniecznie na nią zwrócić uwagę. Co do obu języków, to
oczywiście znajomość słówek, głównych reguł gramatyki i składni, odmiany czasowników
nieregularnych jest niezbędną, jak przy nauce każdego obcego języka; chodzi tylko o to, by nabyte
wiadomości jak najrychlej do czytania autorów stósować. Pod tym względem tak zwana
frazeologia, to jest uczenie się na pamięć pewnych zdań, które w odmiennych słowach zupełnie tę
samą myśl wyrażają, bardzo jest dobrym pomocniczym środkiem. Przy tłómaczeniu zaś główną na
to uwagę zwracać należy, by uczeń słowa autora oddawał poprawnie, bez kaleczenia języka, a w
myśl jego starał się jak najgłębiej wniknąć. Będzie to zarazem bardzo skutecznym środkiem, by się
W S P R A W I E R E F O R M Y S Z K Ó Ł Ś R E D N I C H
Strona 21 z 22
młodzież od samego początku wkładała do ścisłego i poprawnego wyrażania w języka ojczystym.
W naszych szkołach jestto wzgląd tem ważniejszy, że nasza terminologia urzędowa mnóstwo
germanizmów najgorszego gatunku do języka polskiego wprowadza, a nawet w poważnych
dziennikach i zgromadzeniach można usłyszeć zwroty i to używane bardzo często, na które każdego
Polaka dreszcz przechodzić winien. Mam tedy przekonanie, że takie rozumne, ściśle przestrzegane
tłómaczenie, do zachowania czystości naszego języka przyczynić się może, tembardziej, że nikt
chyba nie zaprzeczy, że piękność, potoczystość i okrągłość peryodu, którym nasz język celuje,
pochodzi z tego, że wielcy nasi pisarze złotego wieku swój styl na starożytnych kształcili wzorach.
Ciągłe czytanie autorów, wykazywanie natychmiastowo wykładanych już reguł na zdaniach
i zwrotach przez nich używanych, zwrócenie uwagi słuchacza, że autor jest zarazem źródłem dla
historyi, obyczajów i stosunków społecznych swego czasu, oto zadanie mądrego, dbającego o
postęp uczniów profesora. Jeżeli między młodzieżą potrafił wzbudzić zajęcie, tak, że ona dalszego
ciągu rozpoczętego czytania zapragnie, to wygrał sprawę i skutki jego usiłowań niewątpliwie
dorodny wydadzą owoc.
Co do innych materyj, a mianowicie rozmaitych gałęzi nauk przyrodniczych, stanowczego
zdania wygłaszać tu nie śmiem. Główne zasady fizyki, astronomii, historyi naturalnej wykładane
być winny, bo dla każdego, nawet przeciętnie wykształconego człowieka, są koniecznie potrzebne,
ale jak już kilkakrotnie wspomnieć o tera miałem sposobność, wchodzenie w drobiazgowe
szczegóły dla szkół średnich uważam za niestósowne, a to z tego powodu, że w tych naukach
bardzo trudno o utrzymanie stósownej granicy. I tak n. p. uważam, że zoologia powinna się
ograniczyć do zwierząt domowych
7
, a botanika do roślin swojskich, o ile możności z praktycznem i
poglądowem zastósowaniem. Pamiętam, że w szkołach, do których uczęszczałem, w tym roku, w
którym wypadała botanika, odbywaliśmy w letniej porze tygodniowe wycieczki daleko po za
miasto, pod kierunkiem nauczyciela, w których zbierano do blaszanych puszek rośliny, jakie
później składano w zielniki, a każdy uczeń przy egzaminie taki zielnik musiał przedstawić, w
którym każda z okolicznych roślin musiała się znajdować z podpisem nazwy krajowej i łacińskiej.
Wchodzenie w naukach tych w szczegóły dlatego jest niemożliwe, że badanie tam niema końca i że
dopiero w późniejszym wieku, ograniczone do pewnej specyalności, prowadzi do wielkich odkryć i
zdobyczy.
Zdaje mi się, że pod tym względem w naszych szkołach przekroczono stósowną miarę; w
każdym razie miałem w rękach podręczniki zoologii i krystalografii, a byłem świadkiem
egzaminów z historyi naturalnej, na które włosy mi na głowie stawały, tak wiele szczegółów od
uczniów wymagano, wystawiając ich władze pamięciowe na nienaturalne, fizycznie i moralnie
niezdrowe wysilenie.
VII.
Ten ostatni wzgląd prowadzi nas w końcu do bardzo ważnej sprawy t. zw. przeciążenia
młodzieży. Mam przekonanie, że ono istnieje, że program nauk zanadto jest obszernym, a
wymagania w każdym przedmiocie zbyt wygórowane. Młody umysł nie jest w stanie strawić i
przyswoić sobie tych wszystkich wiadomości, które do niego, według z góry obmyślanego planu,
wprowadzić usiłują. Cierpi on na tem moralnie, bo przy wysiłku pamięci, sąd i rozumowanie
zrównoważyć się nie może; cierpi fizycznie, bo zbytnia praca w niedogodnej, niehygienicznej
pozycyi, najszkodliwiej na jego zdrowie oddziaływa. Z tego powodu wymagania równorzędne tak
co do humaniorów, jak co do nauk przyrodniczych i ścisłych, nie dadzą się przeprowadzić. Cóż
więc począć? Przewiercono już góry i przebito międzymorza, ludzie rozmawiają o setki mil, a
7
Nie raz, ale kilkakrotnie miałem sposobność przekonać się na wsi, że uczeń gimnazyalny, który wiedział doskonale,
ile wilk ma zębów, lub jaka jest budowa oka u raka, a jaka u sokoła, nie miał żadnego wyobrażenia o najprostszych
właściwościach zwierząt domowych. Śmiem też pedagogom stawić pytanie, ażaliby nie było lepiej dać młodzieży
gruntowne wiadomości o zwierzętach domowych, pozostawiając szczegóły tak ogromnej nauki, jak zoologia, dla
studyów uniwersyteckich.
P a w e ł P o p i e l
Strona 22 z 22
balonem się jedzie do bieguna północnego — ale tego jeszcze ludzkość nie dokazała, by w jakiej
sprawie był wilk syty i owca cała. Trzeba się więc zgodzić na jedno lub drugie: albo, jak żądają
zwolennicy kierunku przyrodniczo-ścisłego, poświęcić kierunek klassyczny szkoły i usuwając z
takowej wykład języków starożytnych, nadać jej charakter czysto realny, obniżając, zdaniem
naszem, tym sposobem umysłowy poziom całego przyszłego pokolenia — albo też zatrzymując
dotychczasowy system, naturalnie ze stósownemi w metodzie poprawkami, nauki przyrodnicze
uwzględnić o tyle, by młody człowiek przeszedłszy na uniwersytet, lub do szkoły zawodowej,
dalsze swoje na polu fachowem kształcenie mógł swobodnie prowadzić.
Nie chcemy już powtarzać tego, cośmy tu mówili o matematyce i geometryi, o znaczeniu i
wadze, jaką przypisujemy naukom przyrodniczym. Kto raczył przeczytać z dobrą wolą nasze
uwagi, dojdzie do przekonania, że naukom przyrodniczym bynajmniej uwłaczać nie chcemy. Ale
jeszcze raz z całym naciskiem powtórzyć musimy: usunięcie języków klassycznych z programatu
szkół średnich uniemożliwia wykłady uniwersyteckie przynajmniej na trzech wydziałach,
dotychczasowa zaś szkoła, przy uwzględnieniu równorzędnem matematyki i geometryi, a nauk
ścisłych w tej mierze jak tutaj wskazano, nie odejmuje bynajmniej młodzieży możności
poświęcenia się badaniu przyrody i zawodom technicznym. W obec tego musimy się oświadczyć za
szkołą z dotychczasowym kierunkiem. Jakie zaś w wykładach zaprowadzić należy modyfikacye, w
jaki sposób ulżyć przeciążonej zdaniem naszem młodzieży, tego w artykule przygodnym wyczerpać
nie można. Byleby zasadę uratować, to narady pedagogów do pożądanego powinny doprowadzić
skutku. Łatwo teraz o tem mówić, bo dzisiaj dojrzałe lub wchodzące w życie pokolenie naukę
języków starożytnych pobierało. Ale jak wyrośnie pokolenie, któreby w skutek zaprowadzenia
takiej reformy związek ze światem starożytnym straciło w zupełności, to się okaże poniewczasie, że
takie społeczeństwo na równi ze społecznością innych narodów utrzymać się nie zdoła.