background image

Dornberg Michaela 

 
 
 

Lena ze Słonecznego 

Wzgórza 10 

 
 

Dwa serca

background image

W poprzednich tomach 
 
Lena pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Fahrenbachowie 

jednak tylko wydają się szczęśliwi. Matka dawno odeszła do 
innego  mężczyzny,  a  ojciec  właśnie  zmarł,  zostawiając  duży 
majątek.  Lena  ma  troje  rodzeństwa:  dwóch  braci,  Friedera  i 
Jórga, i siostrę Grit. Wszyscy mają już swoje rodziny. Mona 
jest żoną Friedera - odziedziczyli po ojcu dobrze prosperującą 
hurtownię  win.  Jórg  z  żoną  Doris  otrzymali  w  spadku 
wyremontowany  zamek  Dorleac  we  Francji  wraz  z 
przyległymi winnicami. Grit i jej mąż Holger dostali willę w 
mieście.  Lenie  przypadła  w  udziale  posiadłość  Słoneczne 
Wzgórze  w  miejscowości  Fahrenbach,  na  pierwszy  rzut  oka 
najmniej  intratna  część  spadku.  Za  dwa  lata  rodzina  ma  się 
ponownie  zebrać,  żeby  poznać  decyzje  w  sprawie  reszty 
majątku. 

Ze  wszystkich  obdarowanych  tylko  Lena  pozostaje  wierna 

tradycji  i  nie  sprzedaje  swojego  majątku.  Nie  zamierza 
dokonywać  także  żadnych  poważnych  rewolucji.  Tak  jak 
ojciec  planuje  się  zajmować  dystrybucją  alkoholi  i  dbać  o 
Słoneczne Wzgórze, żeby nie popadło w ruinę. Przeprowadza 
się  do  posiadłości  i  rozpoczyna  prace  remontowe  -  w 
przyległych do domu budynkach zamierza otworzyć pensjonat. 
Tymczasem  jej  rodzeństwo  podejmuje  kolejne  nieudane 
decyzje  finansowe.  Frieder  unowocześnia  hurtownię  i 
rezygnuje z dotychczasowych dostawców, ponosząc ogromne 
straty. Jórg wycofuje się z branży alkoholowej, a nowy pomysł 
na  agencję  eventową  pogrąża  go  finansowo.  Grit  sprzedaje 
willę, a uzyskane w ten sposób pieniądze inwestuje w siebie. 

Otrzymany spadek wydaje się całkowicie zmieniać kochającą 

się do tej pory rodzinę. Rozpada się związek Friedera i Mony, 
którzy  zaczynają  zaniedbywać  także  swojego  syna,  Linusa. 
Chłopiec  próbuje  popełnić  samobójstwo,  jego  ojciec  wydaje 

background image

się jednak zupełnie tym nie przejmować. Ma nową, młodszą od 
żony  kobietę  i  wiedzie  dostatnie  życie,  w  którym  nie  ma 
miejsca  dla  rodziny.  Doris,  stęskniona  za  domem  i 
wyniszczona  nałogiem  alkoholowym  odchodzi  od  Jórga,  by 
zacząć  szczęśliwy  związek  z  innym  mężczyzną.  Małżeństwo 
Grit i Holgera też się nie układa. Holger ma dość rozrzutnej i 
egzaltowanej  żony,  która  zupełnie  zaniedbuje  dom  i  dzieci, 
Merit i Nielsa. Dlatego wyjeżdża do Kanady w nadziei, że żona 
wreszcie  się  opamięta.  Grit  jednak  nie  ma  najmniejszego 
zamiaru  rezygnować  z  atrakcyjnego  kochanka  i  wracać  do 
nudnego rodzinnego życia. Lena jako jedyna z Fahrenbachów 
nie porzuca dotychczasowych wartości, często odwiedza grób 
ojca i za żadne skarby nie zamierza sprzedawać ziemi, która od 
pokoleń należy do rodziny. W ten sposób zraża do siebie Frie-
dera, który stojąc  przed widmem bankructwa, liczy na  to, że 
ona odstąpi mu część odziedziczonych przez siebie gruntów. 

background image

Jeśli natomiast chodzi o samą Lenę... 
 
Jej największym, a wciąż niezrealizowanym marzeniem, jest 

ślub  z  Thomasem,  miłością  jej  życia,  która  wbrew 
przeciwnościom  losu  znów  ich  odnalazła.  Jednak  mimo 
ciągłych  obietnic  i  zapewnień  deklarujący  wielkie  uczucie 
Thomas  wciąż  odkłada  kolejne  wizyty  na  Słonecznym 
Wzgórzu  i  nie  chce  rozmawiać  o  swojej  aktualnej  sytuacji 
życiowej. Zakochana Lena obdarza go zaufaniem i wierzy, że 
w  Ameryce,  gdzie  mieszka  na  stałe,  pozostaje  jej  wierny. 
Swoje  życie  zamienia  w  czekanie  na  kolejny  telefon  od 
ukochanego i najmniejszy choćby dowód miłości. W czekaniu 
pomaga  jej  wytrwać  piękna  bransoletka  z  romantycznym 
napisem LOVE FOREVER - dowód miłości od Thomasa. Gdy 
jednak  ten  odwodzi  Lenę  od  pomysłu  odwiedzenia  go  w 
Ameryce,  dziewczyna  zaczyna  coraz  bardziej  wątpić  w  jego 
miłość. Przyczynia się do tego także pojawienie się Jana van 
Dahlena,  dziennikarza,  który  bez  pamięci  zakochuje  się  w 
ślicznej Lenie. Jego pocałunek wpędza ją w wyrzuty sumienia, 
ale nie zniechęca do walki o związek z Thomasem. Wolny czas 
Lena  poświęca  na  ciężką  pracę,  która  pozwala  jej  w  końcu 
zaistnieć w branży alkoholowej. Odnosi coraz większe sukcesy 
i  podpisuje  kontrakty  z  kolejnymi  dystrybutorami.  Część 
odremontowanej posiadłości zamienia w pensjonat. Ma nawet 
pierwszych gości - doktor von Orthen, która okazuje się byłą 
narzeczoną jej zmarłego ojca, i znaną aktorkę Isabelle Wood. 
Stara  się  również  dbać  o  mieszkańców  posesji,  którzy 
otrzymali  od  zmarłego  gospodarza  prawo  dożywotniego 
zamieszkiwania. Nie jest to trudne, bo bardzo ich kocha. To oni 
po śmierci ojca stali się jej najbliższą rodziną. Nicola, Daniel i 
Aleks też starają się jej pomagać tak, jak tylko potrafią. Nicola 
zajmuje się kuchnią, Daniel odnawia posiadłość, a Aleks po-
maga  w  kwestii  kontraktów  z  dystrybutorami  alkoholi.  Lena 

background image

umie  się  odwdzięczyć.  Obiecała  sobie,  że  odnajdzie  córkę 
Nicoli, którą ta przed laty, z powodu braku środków do życia, 
oddała do adopcji. Wydaje się, że właśnie wpadła na właściwy 
trop. 

Jej najbliżsi przyjaciele z Fahrenbach, Sylvia i Martin, wrócili 

z  podróży  poślubnej.  Lena  ich  uwielbia  i  życzy  im  jak 
najlepiej, ale intuicja podpowiada jej, że coś złego czyha na ich 
związek.  Wciąż  poszukuje  także  receptury  Fahrenbachówki, 
likieru, którego skład był znany jedynie jej ojcu. Tymczasem 
Aleks  informuje  Lenę  o  dziwacznym  odkryciu.  W  starej 
skrzyni 

znajduje 

kilka 

obrazów, 

które  wydają  się 

bezwartościowymi bohomazami. Lena jest jednak całkowicie 
pochłonięta  problemami  rodzinnymi,  do  których  straciła  już 
dystans. 

background image

Czytelny tekst 

background image

Lena  ostatni  raz  spojrzała  w  lustro.  Była  zadowolona  ze 

swojego  wyglądu.  Lśniące  półdługie  włosy  i  pełne  blasku 
niebieskie  oczy,  prosta  szara  sukienka  podkreślająca  jej 
nienaganną figurę... Wyglądała niezwykle kobieco. 

Pewnie  w  zwykłym  worku  też  by  dobrze  wyglądała. 

Promieniała  ze  szczęścia,  a  ono  dodaje  uroku.  Każdy 
szczęśliwy człowiek jest po prostu piękny! 

Thomas do niej przyjechał! Wciąż nie mogła uwierzyć, że jest 

w  posiadłości,  że  tak  po  prostu  stanął  w  drzwiach  i  przez 
tydzień  będzie  się  cieszyć  jego  bliskością.  Przed  nią  pełne 
namiętności  noce  i  dnie.  Namiętność,  czułość,  szczęście, 
szczęście i jeszcze raz szczęście... 

Skropiła się ulubionymi perfumami, tymi, które Thomas też 

lubi, i stanęła tyłem do lustra. 

Wyszła  z  pokoju,  zgasiła  światło  i  zeszła  na  dół  do  salonu. 

Tutaj na niego zaczeka. 

 

background image

Musiał  coś  załatwić  i  jeszcze  nie  wrócił,  ale  łada  moment 

będzie. 

Lena usiadła w fotelu, oparła się wygodnie i zamknęła oczy. 
Jakie piękne jest życie, kiedy ma się przy sobie ukochanego 

mężczyznę! 

Spełniło się jej marzenie. Zjedli razem śniadanie i spędzili ze 

sobą  cały  dzień.  Zasnęła  w  jego  ramionach,  mając 
świadomość, że następnego ranka obudzi się przy nim. 

Wszystko  układało  się  idealnie.  Nawet  pogoda  dopisała. 

Słońce  rozświetlało  złotymi  promieniami  kolorowe  liście, 
ogrzewając ich ciała ciepłem odchodzącego lata. 

Jeździli na długie wycieczki rowerowe, chodzili na spacery, 

godzinami  siedzieli  nad  jeziorem,  prawie  wcale  ze  sobą  nie 
rozmawiając, tylko ciesząc się tym, że są razem. 

Nie  każdy  dzień  w  zwykłym  życiu  może  tak  wyglądać.  To 

oczywiste. Ale oni mieli dla siebie zaledwie kilka dni i chcieli 
je  wypełnić  po  brzegi  bliskością  i  czułością.  Nie  ma  w  tym 
chyba nic dziwnego. 

Dzisiaj postanowili pojechać na kolację do Isning. Zjedzą w 

„Dworku", małej, ekskluzywnej 

 

background image

miejscowej  restauracji.  Na  szczęście  nie  spotykają  się  tu 

ludzie pokroju snobów z Bad Helmbach. 

Lena znała to miejsce. Przyjeżdżała tu z ojcem. Kiedyś miała 

nawet zjeść kolację z Thomasem. To wtedy mieli porozmawiać 
o latach, które spędzili oddzielnie. 

Obiecał jej, że przy kolacji odpowie na każde jej pytanie. 
Jak będzie dzisiaj? 
W  czasie  pobytu  Thomasa  w  posiadłości  jak  zwykle  nie 

rozmawiali o codziennym życiu. Żyli chwilą, cieszyli się sobą, 
sprawy codzienne zeszły na drugi plan. 

On o nic nie pytał, ona też. 
Chociaż  zżerała  ją  ciekawość  i  chciała  wszystko  o  nim 

wiedzieć,  powstrzymała  się  od  zadawania  pytań.  Nie  chciała 
psuć  harmonii,  tylko  cieszyć  się  swoim  szczęściem.  Już 
niejeden raz doświadczyła niechęci Thomasa do rozmowy na 
ten  temat.  Jakby  chciał  coś  przed  nią  ukryć.  Nie,  to 
niemożliwe. On jest uczciwy i szczery. Kocha ją. Lena nie wąt-
pi w jego uczucie. Thomas jest jej bratnią duszą, miłością od 
pierwszego wejrzenia, już od samego początku ich znajomości 
kimś zupełnie wyjątkowym. I to się nigdy nie zmieni. 

 

background image

Lena była tak pogrążona w myślach, że nie zauważyła, kiedy 

Thomas wszedł do salonu. 

Dopiero wtedy, gdy przed nią stanął, ocknęła się. 
- Ale się zadumałaś! - powiedział i pociągnął ją w górę. 
- Myślałam o tobie i naszej miłości. 
- To właśnie chciałem usłyszeć - pochwalił ją, a potem zaczął 

czule całować. 

Kiedy się od niej oderwał, zrobił krok w tył. 
- Wyglądasz czarująco - powiedział zachwycony. - Wciąż nie 

mogę  uwierzyć  w  moje  szczęście.  Kocha  mnie  taka  kobieta! 
Jesteś piękna! Ale to nie wszystko. Masz w sobie coś o wiele 
bardziej  cennego  niż  uroda.  Masz  wielkie  serce  i  wspaniałą 
duszę. Jesteś wyjątkowa! 

Lena zaczerwieniła się. Tyle komplementów naraz wprawiło 

ją w zakłopotanie. 

- Tom, nie mów tak. 
-  Nie  bądź  taka  skromna.  Nie  oszukuję,  mówię  szczerą 

prawdę. Chodź już, piękna kobieto, mamy przed sobą jeszcze 
kawałek drogi, a szczerze mówiąc, trochę już zgłodniałem. 

Thomas pomógł jej założyć płaszcz i wyszli z domu. 
 

background image

Kiedy szli na parking, powiedział: 
- Już kiedyś wybieraliśmy się do „Dworku" pamiętasz? 
- Tak, też o tym pomyślałam. 
-  Ale  tym  razem  nic  nam  nie  przeszkodzi.  Wyłączyłem 

komórkę  i  nie  mam  zamiaru  jej  włączać.  Wprawdzie  nie 
nadrobimy  tamtego  straconego  czasu,  bo  każda  chwila  życia 
przynosi  jakąś  zmianę,  ale  każdą  chwilę  życia  trzeba 
wykorzystać najlepiej jak się da. 

Pomógł jej wsiąść do samochodu i ruszyli. 

background image

Isning, miejscowość niewiele większa od Fahrenbach, mogła 

się  w  zasadzie  poszczycić  tylko  jedną  atrakcją,  jaką  była 
restauracja „Dworek". Restauracja była rodzinną firmą, którą 
aktualnie prowadził syn dawnego właściciela. Po wielu latach 
spędzonych w dużych miastach i za granicą uczynił z rodzinnej 
firmy świątynię dla smakoszy. 

Lena i Thomas szybko znaleźli miejsce parkingowe i weszli 

do restauracji. Z zewnątrz nie  wyglądała tak zachęcająco jak 
wewnątrz.  Fasada  budynku  była  odnowiona,  ale  nie 
poczyniono jakichś rewolucyjnych  zmian. Mimowolnie Lena 
pomyślała o Friederze. Tak mu się spieszyło z remontem willi, 
w  której  znajdowała  się  hurtownia  Fahrenbach!  Willa  po 
przebudowie niewiele miała wspólnego ze stylem secesyjnym. 
Remont tylko oszpecił budynek! 

 

background image

Już  przy  wejściu  przywitała  ich  uprzejma  młoda  kobieta. 

Miała  na  sobie  czarną  spódnicę  i  białą  bluzkę.  Wyglądała 
niezwykle porządnie. Zaprowadziła ich do stolika, na którym 
leżał  biały  obrus  z  adamaszku,  stały  białe  nakrycia  i  leżały 
srebrne  sztućce.  Stół  udekorowano  kompozycją  kwiatową 
utrzymaną  w  jesiennej  tonacji.  Ledwo  usiedli,  a  już  młoda 
kobieta zapaliła świeczki umieszczone w masywnym, bogato 
zdobionym świeczniku. 

Restauracja była pełna ludzi. 
-  Pięknie  tu  -  powiedział  Thomas.  -  Trochę  nostalgicznie. 

Wszystko  wprawdzie  starannie  odnowione,  ale  niczego  nie 
zmieniono. 

-  Masz  rację.  Właśnie  dlatego  restauracja  ma  swój  urok. 

Widać, że szanują tu tradycję. 

- Tak jak ty - powiedział. 
- Ja tak, ale moje rodzeństwo nie. Wziął ją za rękę. 
- Kochanie, nie mówmy o twoim rodzeństwie. Nie dzisiaj. 
„Thomas  ma  rację",  pomyślała  Lena.  Sama  nie  rozumiała, 

dlaczego  zawsze  wszystko  odnosi  do  rodzeństwa.  Może 
dlatego, że tak strasznie boli, że natychmiast po śmierci ojca 
tak bardzo się zmienili, odrzucili wszystko, czego nauczył ich 
ojciec. 

 

background image

Do  stolika  podszedł  kelner.  Miał  na  sobie  czarne  spodnie  i 

białą koszulę. Wyglądał niezwykle elegancko. Podał im karty 
dań oprawione w bordową skórę oraz kartę win. 

Lena od razu sięgnęła po kartę win. Kiedy przychodziła tu z 

ojcem, w karcie były wina château. Tym razem na próżno ich 
szukała. Nie trzeba być wróżką, by wiedzieć, kto za tym stoi. 
Dystrybucja  win  château  na  terenie  Niemiec  leżała  w  gestii 
Friedera.  Pewnie  i  w  tej  sprawie  nawalił,  dostarczał  wina 
nieregularnie, aż w końcu skreślono go z listy dostawców. Z 
tym samym spotkała się w restauracji hotelu Parkowy w Bad 
Helmbach. Frieder nie chciał zaopatrywać małych odbiorców. 
Chciał współpracować tylko z dużymi. Nie pomyślał, że w tęn 
sposób  szkodzi  własnemu  bratu.  W  końcu  to  Jórg  jest  teraz 
właścicielem zamku 

i winnic. 

- Co się dzieje? - zapytał Thomas. - Masz taką smutną minę. 
Lena zamknęła kartę win i odłożyła ją na bok. 
- Nawet tutaj Frieder zepsuł współpracę. W karcie nie ma ani 

jednego wina château. 

- Lenko, zrobiłaś taką minę, jakbyś czuła się za to wszystko 

odpowiedzialna. To nie twoja wina. 

 

background image

Niekompetencja Friedera nie może rujnować twojego świata. 
-  Nie  chodzi  o  Friedera,  tylko  o  to,  że  niszczy  dzieło  życia 

mojego ojca i zrywa z tradycją. Tata był poważnym partnerem 
w  interesach.  Szanował  wszystkich  klientów,  niezależnie  od 
tego, czy byli dużymi, czy małymi odbiorcami. Dostawy były 
regularnie i terminowo realizowane. 

- Lenko, twój tata nie żyje. Nie powstrzymasz Friedera. Twój 

brat  robi,  co  uważa  za  słuszne,  a  jeśli  przy  okazji  zniszczy 
hurtownię,  to  i  tak  nie  masz  na  to  wpływu.  Nie  musisz  się 
martwić  o  wszystkich.  O  ciebie  nikt  się  nie  martwi.  Sama 
musisz sobie radzić ze swoimi problemami. 

- Nicola, Aleks i Daniel się martwią - wtrąciła. - Mieszkają ze 

mną i pomagają mi na każdym kroku. 

- To prawda. Powinnaś dziękować Bogu, że wspierają cię tacy 

wspaniali ludzie. 

Kelner dyskretnie zbliżył się do stolika. 
-  Mogę  już  przyjąć  zamówienie?  -  zapytał.  Lena  miała 

wyrzuty sumienia. Mieli tu spędzić 

cudowny wieczór, zjeść wspaniałą kolację i cieszyć się, że są 

razem. Co ona wyprawia? 

 

background image

Zamartwia  się,  bo  w  karcie  win  nie  znalazła  rodzinnej 

produkcji. 

-  Nie,  jeszcze  nie  -  powiedział  Thomas.  -  Ale  o  ile  mi 

wiadomo, mają też państwo menu dnia, które nie jest podane w 
karcie. 

- To prawda - potwierdził kelner. 
- Co jest w dzisiejszym menu? 
-  Tatar  z  łososia,  polędwiczka  wołowa  podlewana  sherry, 

warzywa  sezonowe,  a  na  deser  mus  czekoladowy  lub  krem 
karmelowy. 

- Brzmi nieźle. Thomas spojrzał na Lenę. 
- Co o tym sądzisz, kochanie? 
Lena wciąż była na siebie zła, że tak się przejęła faktem, że 

nie podają tu już win chateau. Straciła apetyt. 

- Tak, brzmi nieźle. 
- W takim razie poprosimy menu - powiedział Thomas. - Dla 

mnie na deser mus czekoladowy. A dla ciebie, Lenko? 

- Dla mnie krem karmelowy. 
- Jakie wino pan poleca? 
Lena  nie  słuchała.  Byłoby  wspaniale,  gdyby  kelner  polecił 

wina chateau! Są naprawdę dobre. 

- Może najpierw aperitif? 
 

background image

- Chętnie. Dla mnie wytrawne sherry. 
- Dla mnie kir royal - powiedziała Lena bez zastanowienia. 
Kelner oddalił się. 
- Uśmiechnij się - poprosił Thomas. - Zaczekaj, mam coś dla 

ciebie.  Chciałem  dać  ci  później,  ale  może  tym  poprawię  ci 
humor. 

Sięgnął  do  kieszeni  marynarki  i  wyjął  małą  paczuszkę. 

Przesunął ją po stole w stronę Leny. 

- Tom, nie musisz mnie tak rozpieszczać. 
Ale  z  ciekawości  pośpiesznie  zdjęła  bibułkę,  w  którą 

zawinięte było czarne, dość zniszczone pudełeczko. 

-  Jest  stare,  ale  oryginalne  -  wyjaśnił.  Lena  otworzyła 

pudełeczko. 

Na  liliowym,  bardzo  wyblakłym  aksamicie  leżał  cudowny 

medalion  z  czerwonego  złota,  misternie  cyzelowany, 
przyozdobiony perełkami, rubinami i szmaragdami. 

- Jest piękny, dziękuję. 
- Moje zdjęcie jest już w środku - powiedział i roześmiał się. - 

Pamiętasz?  Kiedy  byliśmy  młodzi,  widzieliśmy  podobny 
medalion na wystawie u jubilera. Bardzo ci się podobał, ale nie 
miałem pieniędzy, żeby ci go kupić. Obiecałem ci wtedy, 

background image

że  kiedyś  dostaniesz  ode  mnie  taki  medalion.  Gdy  dzisiaj 

przechodziłem  obok  sklepu  z  antykami  i  na  wystawie 
zobaczyłem  ten  medalion,  przypomniałem  sobie  moją 
obietnicę i go kupiłem. Wprawdzie stało się to po latach, ale 
spełniłem obietnicę. 

Kiedy spojrzał na Lenę, zobaczył łzy w jej oczach. 
- Dziękuję, jeszcze raz dziękuję. Za medalion i za to, że nie 

zapomniałeś. Minęło już przecież tyle lat... 

-  Nigdy  nie  zapomnę  niczego,  co  jest  z  tobą  związane. 

Kocham cię, Lenko. 

Nie mogła nic odpowiedzieć, bo kelner podał aperitif. Likier z 

czarnej  porzeczki  zabarwił  jej  kir  royal  na  ciemnoczerwony 
kolor. 

„Czerwony  jak  miłość  -  pomyślała  Lena  -i  wzburzony  jak 

namiętność". 

Podniosła kieliszek i czule spojrzała na Thomasa. 
- Za to, co kochamy! - powiedział. 
Tak,  za  to  mogła  i  chciała  wypić.  Za  miłość  do  Thomasa, 

która nigdy się nie skończy. 

Odstawiła kieliszek i otworzyła medalion. Trochę ciężko się 

otwierał, ale dała radę. 

 

background image

Thomas przyglądał się jej z uśmiechem. W medalionie było 

zdjęcie Thomasa, które bardzo jej się podobało. Bił z niego taki 
optymizm.  Kiedy  będzie  jej  smutno,  otworzy  medalion, 
spojrzy  na  zdjęcie  Thomasa  i  będzie  wiedziała,  że  kiedyś 
wszystko będzie dobrze. 

Teraz nosiła serduszko z brylantami, które Thomas podarował 

jej w Brukseli. W przyszłości będzie nosić medalion. Zawsze. 
Tak  jak  zawsze  ma  na  ręce  bransoletkę  z  wygrawerowanym 
napisem Love forever. Zdejmuje ją tylko do snu. 

Tak,  miłość  trwająca  wiecznie  to  uczucie,  które  ich  łączy  i 

będzie łączyć na zawsze. 

Kir 

royal 

smakował  doskonale.  Idealne  proporcje, 

odpowiednia temperatura. 

- Tom, kocham cię - powiedziała. 
Po  raz  ostatni  spojrzała  na  zdjęcie  w  medalionie,  potem 

włożyła medalion do pudełeczka i schowała do torebki. Zdjęcie 
Thomasa przyda się na później. Teraz ma przy sobie Thomasa 
w rzeczywistości! 

background image

Zawsze, kiedy jest pięknie, człowiek ma wrażenie, że czas nie 

płynie, lecz pędzi. Tak właśnie j czuła Lena. Jeszcze nigdy dni 
nie  mijały  tak  szybko  jak  teraz,  kiedy  Thomas  był  z  nią  w 
posiadłości. Jego pobyt miał trwać wprawdzie cały tydzień, i 
ale Lenie się zdawało, że to jedynie chwila. 

Starała się nie myśleć, co będzie jutro. Chciała żyć tą chwilą. 

Niestety, rzeczywistość dawała o sobie znać. 

Nie mogła już dłużej udawać, że czas stoi , w miejscu. Został 

im  jeszcze  tylko  jeden  dzień,  j  jedna  noc  i  jeden  poranek. 
Choćby nie wiem, jaki i był piękny, pełen słońca świecącego 
na  błękitnym  niebie,  nie  zmieni  to  faktu,  że  przyniesie 
pożegnanie. Na jak długo? Lena nie miała pojęcia. 

Przedpołudnie  chcieli  spędzić  nad  jeziorem.  Nicola 

zapowiedziała,  że  szykuje  na  dzisiaj  wystawny    obiad.    Po   
południu byli umówieni 

 

background image

z  Markusem  na  kawę.  Wieczór  i  oczywiście  noc  chcieli 

spędzić sami, tylko we dwoje. To miał być ich czas. Chociaż 
Nicola,  Aleks  i  Daniel  byli  ich  przyjaciółmi,  ten  ostatni 
wieczór  chcieli  mieć  dla  siebie  i  cieszyć  się  każdą  wspólną 
chwilą. 

Lena  pobiegła  do  Nicoli  po  świeże  bułeczki.  Nie  tylko 

wspaniałe wyglądały, ale też pachniały znakomicie. 

-  Już  jestem  -  powiedziała  Lena.  Koszyczek  z  bułeczkami 

postawiła na stole, 

przy którym siedział Thomas. Przed wyjściem zdążyła nakryć 

do  stołu  i  naszykować  śniadanie.  Poszła  po  kawę,  nalała  do 
filiżanek i usiadła. 

Dopiero teraz się zorientowała, że Thomas jest jakiś milczący. 
- Tom, co ci jest? - zaniepokoiła się. „Chyba za wcześnie na 

przeżywanie pożegnania", pomyślała. 

Thomas sięgnął po filiżankę, napił się trochę kawy i odstawił 

filiżankę. Wahał się. W końcu zapytał zdławionym głosem: 

- Kim jest Jan? 
Tego pytania Lena się nie spodziewała. Skąd Thomas wie o 

Janie? 

- Nie rozumiem. 
 

background image

- Kim jest Jan? - powtórzył. 
- Jan, a dokładnie Jan van Dahlen, jest dziennikarzem, którego 

poznałam kiedyś w księgarni w Bad Helmbach. 

-1 od razu dałaś mu swój numer telefonu? 
„Jest zazdrosny", pomyślała Lena. Nawet ucieszyła ją ta myśl. 

Powie  mu  o  Janie,  bo  nie  ma  nic  do  ukrycia.  Jan  wie,  że 
Thomas  jest  miłością  jej  życia.  Sama  mu  to  przecież 
powiedziała. 

Lena przekroiła bułkę. Jedną połówkę posmarowała starannie 

masłem i marmoladą malinową domowej roboty. Oczywiście 
dzieło Nicoli. 

-  Nie,  nie  dałam  mu  numeru  telefonu.  Sam  odkrył,  jak  się 

nazywam,  i  zdobył  mój  numer  telefonu.  W  końcu  jest 
dziennikarzem.  Zbieranie  informacji  to  dla  niego  chleb 
powszedni...  Pewnego  dnia  przyjechał  tu  po  prostu,  tak  ni  z 
tego,  ni  z  owego.  Poszliśmy  razem  na  koncert,  potem  stra-
ciliśmy się z oczu. Był tu niedawno. Przywiózł mi siodło dla 
Bondiego.  Prezent  od  Isabelli  Wood,  która  mieszkała  przez 
jakiś  czas  w  czworakach.  Jan  i  Isabella  znają  się  jeszcze  ze 
szkoły. 

-  Mimo  że  to  taka  niezobowiązująca  znajomość,  dzwoni  do 

ciebie  tak  po  prostu  z  samego  rana?  Dzwonił,  kiedy  byłaś  u 
Nicoli. 

 

background image

Lena wzruszyła ramionami. Ugryzła rękę. Mniam, mniam, ale 

dobra. Przełknęła i powiedziała: 

- Jan zaprosił mnie na kilkudniową wycieczkę do Izraela, do 

Tel Awiwu. Pewnie chciał mi powiedzieć, co straciłam. 

- I z tego powodu dzwoni do ciebie z samego rana? 
-  Tom,  a  kiedy  ma  dzwonić?  W  nocy?  Nie  wiem,  po  co 

dzwonił. Może Isabella go poprosiła, żeby się dowiedział, czy 
siodło  jest  dobre.  Za  siodło  już  jej  podziękowałam,  ale  nie 
miałam jeszcze czasu i okazji, żeby założyć je na konia. 

Wytarła  usta  serwetką,  napiła  się  trochę  kawy  i  odstawiła 

filiżankę. 

- Tom, Jan van Dahlen zakochał się we mnie, ale wie, że dla 

mnie  istnieje  tylko  jeden  mężczyzna.  Ty.  Jesteś  moją 
najprawdziwszą, jedyną miłością i nic tego nie zmieni. Jan jest 
miły.  Mam  nadzieję,  że  wkrótce  kogoś  pozna  i  się  zakocha. 
Zasłużył  na  miłość.  Moje  serce  należy  tylko  do  ciebie.  Nie 
bądź zazdrosny. Nie musisz być zazdrosny o Jana. O nikogo 
nie musisz być zazdrosny. Nawet Robert Redford nie miałby 
przy tobie szans. 

 

background image

Ostatnie zdanie rozładowało atmosferę. 
- Jest dla ciebie za stary - zauważył Thomas. 
- Co byś robiła z takim starym facetem? 
-  Jak  na  swój  wiek  wygląda  całkiem  nieźle.  Poza  tym  jest 

sławny. 

- Jasne, a dla Leny Fahrenbach liczy się sława 
- powiedział. 
Na  moment  odzyskał  humor,  ale  już  po  chwili  znowu  był 

poważny. 

- Lenko, nie chcę cię stracić. 
- Nie stracisz. 
-  Sytuacja  jest  chwilowo  trudna,  ale  robię,  co  mogę,  żeby 

uporządkować wszystkie sprawy. 

- Uporządkować wszystkie sprawy? - zapytała. 
- Co masz na myśli? 
Wprawiła go swoim pytaniem w zakłopotanie czy tylko tak 

jej się zdaje? Powiedział o kilka słów za dużo? Jest coś, o czym 
nie chce mówić? 

-  Leno,  od  ponad  dziesięciu  łat  żyję  w  Stanach.  Nie  mogę 

wszystkiego tak po prostu rzucić. To nie jest przeprowadzka z 
Kolonii do Dusseldorfu. 

Lena  odetchnęła  z  ulgą.  Oczywiście,  że  Thomas  ma  rację. 

Wstydziła  się  swoich  myśli.  Oczekuje  od  niego  zaufania,  a 
sama dorabia ideologię do kilku wypowiedzianych przez niego 
słów. 

 

background image

Miała  wielką  ochotę  zapytać,  czy  jego  słowa  oznaczają,  że 

planuje przeprowadzkę do Niemiec. Dała sobie spokój. 

- Masz rację - powiedziała jedynie i ugryzła bułkę. 
Już niejeden raz się przekonała, że Thomas różnie reaguje na 

tego  typu  pytania.  Nie  chciała  spędzić  ostatniego  dnia  z 
Thomasem na dyskusjach o tematach, których unikał jak ognia. 

Kocha  ją  i  jest  zazdrosny  o  Jana.  Musi  jej  to  wystarczyć. 

Wszystko inne wyjdzie w praniu. Musi być cierpliwa. 

Thomas  sięgnął  do  koszyczka  i  wziął  kromkę  żytniego 

chleba, który Nicola sama upiekła. 

- Będzie mi tego brakowało. Przede wszystkim ciebie, ale też 

tego  raju  na  wzgórzu,  jeziora,  wioski,  niemieckiego  chleba  i 
tych  wspaniałych  bułeczek.  Nie  rozumiem,  dlaczego  w 
Stanach nie ma takich dobrych rzeczy. W Niemczech jest tyle 
różnych gatunków chleba. 

-  Może  otworzymy  piekarnię?  -  zażartowała  Lena.  -  W 

centrum Nowego Jorku. 

-  Chciałabyś  mieszkać  w  Stanach,  w  środku  ruchliwego, 

tętniącego  życiem  miasta,  które  nigdy  nie  kładzie  się  spać? 
Nie, kochanie, jakoś sobie 

 

background image

tego nie wyobrażam. Twoje miejsce jest tutaj, w posiadłości i 

nigdzie indziej. 

- To prawda, jestem tu szczęśliwa, ale dla ciebie rzuciłabym 

wszystko. Poszłabym za tobą na koniec świata, bo tylko z tobą 
mogę być szczęśliwa. 

-  Wiem,  skarbie,  ale  nie  musisz  tego  robić.  Proszę,  bądź 

cierpliwa. Wszystko się ułoży. Potrzebuję tylko jeszcze trochę 
czasu.  Na  razie  musi  być  tak,  jak  jest.  Może  tylko...  bez 
odwiedzin tego... Jana, co? Nie mogę znieść myśli, że on cię 
może odwiedzać, kiedy chce, a ja jestem w Stanach. 

- Nie planuję jego wizyt, ale nie mogę go przegonić, kiedy bez 

uprzedzenia  przyjedzie  do  posiadłości.  Nie  jest  dla  ciebie 
żadnym  zagrożeniem.  Zresztą  Jan  nigdy  nie  posunie  się  za 
daleko. 

- Gdyby nie był moim rywalem, pewnie mógłbym się z nim 

nawet zaprzyjaźnić. Tak przynajmniej wynika z tego, co mi o 
nim opowiedziałaś. 

- Jestem pewna, że byście się zaprzyjaźnili. Dajmy już temu 

spokój, bo zaraz ja zacznę wypytywać, kto w Stanach po cichu 
do ciebie wzdycha. 

Znowu  powiedziała  coś  nie  tak?  Dlaczego  tak  gwałtownie 

sięgnął po filiżankę, że o mało nie wylał kawy? 

Spojrzał w okno. 
 

background image

- Co za szczęście, że pogoda dzisiaj dopisała. Już nie mogę się 

doczekać,  kiedy  będziemy  nad  jeziorem.  Żebyśmy  tylko  nie 
zapomnieli  zabrać  resztek  chleba.  Kaczki  i  łabędzie  się 
ucieszą. Dzisiaj na pewno nie odpłyną z pustym dziobem. 

Lena wzięła z koszyczka drugą bułkę. 
Dlaczego  Thomas  zmienił  temat?  Czy  w  Stanach  jest  jakaś 

kobieta, która coś dla niego znaczy? 

Nie! 
Jak  może  tak  myśleć?!  Przecież  Thomas  ciągle  daje  jej 

dowody swojego uczucia. Pewnie nie chciał się wdać w głupią 
dyskusję. I dobrze zrobił. 

- Napijesz się jeszcze kawy? - zapytała. 
- Chętnie. Jest doskonała. Ale sam mogę sobie przynieść. 
Lena uśmiechnęła się do niego. 
- Nie, ja to zrobię. Zawsze ty mnie rozpieszczasz. Pozwól, że 

ja będę cię rozpieszczać przy śniadaniu. 

background image

Wraz z końcem pobytu Thomasa w posiadłości skończyła się 

też  piękna  pogoda.  Nie  pozostało  nic  ze  słonecznych, 
pogodnych  dni.  Już  w  nocy  zaczęło  padać  i  silnie  wiać. 
Następnego  ranka  Lena  chciała  odprowadzić  Thomasa  na 
parking.  Pogoda  jednak  popsuła  jej  plany.  Wiał  silny  wiatr  i 
lało jak z cebra. Wszędzie leżały kupki pozbijanych, mokrych 
liści. Wiatr porywał kolejne zwiędłe liście i formował z nich 
nowe sterty. O wyjściu z domu nie było mowy. 

Nie tak wyobrażała sobie pożegnanie. Na krótko się przytulili 

i  czułe  objęli.  Ostatni  pocałunek  i  Thomas  pobiegł  do 
wynajętego samochodu. Nawet się nie odwrócił. Wiatr szarpał 
jego kurtkę, krople deszczu uderzały prosto w twarz. Nie było 
sensu  dawać  mu  parasola.  Nawet  nie  zdążyłby  go  porządnie 
otworzyć, a wiatr już by go połamał. 

 

background image

Lena zamknęła drzwi i poszła do kuchni. Panujący tu nieład 

świadczył  o  pośpiechu,  w  jakim  zjedli  śniadanie.  Ostatnie 
wspólne  śniadanie,  ale  zupełnie  inne  niż  te,  które  jedli  w 
poprzednie dni. 

Lena dopiła zimną kawę i sprzątnęła ze stołu. 
Thomas odjechał, a ona nie wie, kiedy znowu się spotkają. 
Thomas  nie  dojechał  jeszcze  do  drogi  we  wsi,  a  ona  już 

tęskniła  za  jego  pocałunkami  i  objęciami,  jego  ciepłem  i 
bliskością. 

Jakże nienawidzi pożegnań... 
Włączyła  zmywarkę  do  naczyń.  Spojrzała  na  zegarek.  Nie 

było  jeszcze  dziewiątej,  ale  za  oknem  było  szaro,  ponuro  i 
ciemno jak w nocy. 

Aż trudno uwierzyć, że zaszła tak nagła zmiana pogody. 
Co za szczęście, że w czasie pobytu Thomasa było słonecznie 

i pogodnie. 

Kuchnia  była  sprzątnięta.  Lena  poczuła  się  nieswojo.  Była 

bliska łez. Nie mogła być teraz sama. Do biura też nie pójdzie. I 
tak nie skupiłaby się na pracy. 

Nicola... 
Pójdzie do Nicoli. Ona będzie wiedziała, jak ją pocieszyć. 
 

background image

Lena założyła  kurtkę z kapturem, kalosze i  wyszła z domu. 

Pogoda była ohydna. Padało i wiało, zrobiło się też zimno. 

Czy  to  preludium  do  smutnych,  ponurych  dni,  które  ją 

czekają? Oby nie. 

Doszła  do  domu  Dunkelów.  W  sieni  zdjęła  kalosze, 

przemoczoną do suchej nitki kurtkę powiesiła w łazience. Nie 
chciała  zmoczyć  rzeczy  wiszących  na  wieszaku.  Poszła  do 
kuchni. 

Aleksa nie było w domu. Już od rana majsterkował w szopie. 

Jest rannym ptaszkiem. 

Nicola  siedziała  przy  lśniącym  dużym  drewnianym  stole, 

który miał już swoje lata. Siedziała jak zwykle z kubkiem kawy 
i gazetą. 

Kiedy  Lena  weszła,  podniosła  wzrok  znad  gazety,  zdjęła 

okulary i odłożyła je na bok. 

- Thomas już pojechał? 
-  Tak  i  jestem  z  tego  powodu  nieszczęśliwa  -powiedziała 

Lena i opadła na krzesło. 

-  Nie  chcę  tego  słuchać.  Ciesz  się,  że  Thomas  tak 

niespodziewanie  przyjechał  do  ciebie  i  spędziliście  razem 
cudowny tydzień. Nawet pogoda dopisała. Pomyśl, co by było, 
gdyby cały czas lało i wiało jak dzisiaj, i co by było, gdyby w 
ogóle nie przyjechał. 

 

background image

Nicola  miała  rację,  ale  Lena  chciała  być  smutna  i  chciała, 

żeby ktoś ją pocieszył. 

- Chcę, żeby przyjechał tu na długo i żeby został ze mną na 

zawsze. 

- I tak się stanie, ale musisz być jeszcze trochę cierpliwa. 
-Tak, ale... 
- Leno - upomniała ją Nicola. - Zawsze możesz liczyć na moją 

pomoc, kiedy jesteś smutna, kiedy nie najlepiej się czujesz. Ale 
dzisiaj  nie  licz  na  to,  że  będę  cię  pocieszać.  Nie  masz 
najmniejszego  powodu  do  smutku.  Thomas  cię  kocha  i  zrobi 
wszystko, żeby jak najszybciej zamieszkać razem z tobą. Musi 
tylko uregulować wszystkie sprawy w Ameryce. 

- On też tak powiedział. 
-  No  widzisz.  Cierpliwości.  Masz  jakieś  wieści  od  Sylvii? 

Kiedy  ostatnio  była  w  Portugalii,  przysyłała  nam  pocztówki. 
Teraz nic nie przyszło. 

-  Nie,  żadnych.  Pewnie  jest  tak  szczęśliwa  ze  swoim 

Martinem, że zapomniała o całym świecie, tylko nie o swoim 
mężu. 

-1 nie o dzieciach - przypomniała jej Nicola. -Pewnie ciągle 

rozmawiają  o  bliźniakach.  Nie  ma  nic  piękniejszego  dla 
dwojga łudzi od dzieci, 

 

background image

które są ukoronowaniem ich miłości. Pozazdrościć im takiego 

szczęścia.  Szczęścia,  którego  biedna  Nicola  została 
pozbawiona. 

Nicola  nigdy  nie  pogodziła  się  z  faktem,  że  musiała  oddać 

własne  dziecko  do  adopcji.  Widok  szczęśliwych  rodziców 
niecierpliwie czekających na przyjście na świat ich potomstwa 
musi  w  niej  budzić  bolesne  wspomnienia.  Niektórym  los 
sprzyja, niektórym nie. 

Ale na szczęście Lena odnalazła córkę Nicoli. Postanowiła, że 

w najbliższych dniach skontaktuje się z Yvonne. Musi się tylko 
zastanowić, jak to wszystko rozegrać i już na wstępie niczego 
nie  zepsuć.  Największą  trudnością  i  niewiadomą  jest  teraz 
sama Yvonne. Ciekawe, jak zareaguje, gdy się dowie, kto jest 
jej biologiczną matką. 

-  Leno,  co  ci  jest?  Słuchasz  mnie  czy  nie?  Lena  drgnęła  na 

dźwięk słów Nicoli. 

-  Tak,  tak,  myślałam  o  Sylvii i Martinie  -  powiedziała.  -  Są 

bardzo, bardzo szczęśliwi i cieszą się, że będą mieli bliźniaki. 

- Kiedyś i ty będziesz miała dzieci - powiedziała Nicola. - A 

Thomas będzie dobrym ojcem. 

- Brzmi wspaniale, ale najpierw muszę wyjść za mąż. Thomas 

ciągle zapewnia mnie o swojej 

 

background image

miłości i nie wątpię w szczerość jego uczuć, ale jak do tej pory 

nie poprosił mnie o rękę. Nicola wzruszyła ramionami. 

-  W  waszym  przypadku  nie  jest  to  potrzebne.  To  tylko 

formalność. Każdy wie, że jesteście idealną parą. Nie mówmy 
już  o  tym.  Powiedz  mi  lepiej,  co  mam  dzisiaj  ugotować  na 
obiad. 

Lena  nie  miała  ochoty  myśleć  o  jedzeniu.  Nawet  nie 

wiedziała,  czy  cokolwiek  przełknie.  Nie  chciała  jednak 
denerwować Nicoli. Tak się stara, żeby wszystkich zadowolić. 
Wczoraj  wieczorem  przeszła  samą  siebie  i  wyczarowała  ko-
lację  z  pięciu  dań.  Wszystko  smakowało  nawet  lepiej  niż  w 
„Dworku" w Isning, a to już o czymś świadczy. 

Lena wstała. 
-  Ugotuj,  co  uważasz  za  stosowne.  Wszystko,  co  ugotujesz, 

jest  smaczne...  Może  eintopf?  Przy  takiej  pogodzie  byłby 
chyba najodpowiedniejszy. 

- Pomyślę. Dokąd się wybierasz? 
-  Pójdę  do  destylarni.  Może  przyszły  jakieś  źle  cenią.  Poza 

tym  muszę  obdzwonić  klientów  i  popracować  nad  obrotami 
firmy.  Przez  tydzień  nie  pracowałam.  Nie  powinnam  sobie 
pozwolić na takie lenistwo. 

 

background image

- Nie mów głupot. Tobie też należy się urlop. Nie można w 

kółko  pracować.  Ach...  -  westchnęła  Nicola.  -  Może  uda  się 
sprzedać obrazy za jakąś przyzwoitą sumkę. Przynajmniej nie 
męczyłby cię tak brak pieniędzy... Może powinniśmy też po-
myśleć  o  jakiejś  akcji  reklamowej  dla  naszych  czworaków. 
Mamy  do  wynajęcia  piękne  apartamenty  w  otoczeniu 
wspaniałej przyrody, ale trzeba o tym powiedzieć światu... 

- Ja też liczę na pieniądze ze sprzedaży obrazów. Masz rację 

co do apartamentów. Trzeba coś wymyślić. Ale dobrze wiesz, 
że mam też zobowiązania wobec pana Brodersena, Horlitza i 
oczywiście Marjorie Ferguson. Powierzyli mi sprzedaż swoich 
produktów, a to wymaga ode mnie pełnego zaangażowania. 

- Ale nie więcej niż sto procent, a ty ciągle próbujesz dać z 

siebie  więcej. Wszyscy  są  zadowoleni  ze  współpracy z  tobą. 
Przecież sprzedaż wzrosła. 

- Owszem, ale teraz stanęła i nie chce iść w górę. 
-  Interesy  wszędzie  idą  teraz  gorzej.  Z  alkoholu  najłatwiej 

zrezygnować. Nadejdą lepsze czasy. Nie martw się na zapas. 

- Nie chcę zawieść moich partnerów jak Frieder. 
 

background image

-  Leno,  proszę  -  oburzyła  się  Nicola.  -  Nie  stawiaj  się  w 

jednym  rzędzie  z  Friederem.  Ty  traktujesz  poważnie  swoje 
obowiązki, a Frieder goni za wielkimi kontraktami i zaniedbuje 
mniejsze, które dają pieniądze i stabilność w interesach. Nawet 
taki laik jak ja jest w stanie to zrozumieć. 

Lena  nachyliła  się  do  Nicoli,  objęła  ją  i  pocałowała  w 

policzek. 

-  Dziękuję,  że  we  mnie  wierzysz.  Muszę  już  iść,  chociaż  w 

taką pogodę nie chce się wychodzić na dwór. 

Lena założyła kalosze i kurtkę. Nie zdążyła jeszcze wyschnąć. 
Przy  drzwiach  wyjściowych  zawahała  się  przez  moment, 

potem postawiła wysoko kołnierz, zarzuciła kaptur na głowę i 
wybiegła z domu. 

background image

Weszła do destylarni. Najpierw otrzepała się jak pies, który 

właśnie wyszedł z wody. Daniel szykował towar do wysłania. 

- Co za pogoda! - zawołała. - Dzień dobry! Przegapiłam coś w 

minionym tygodniu? 

  Daniel pokręcił głową. 
- W zasadzie nie. Dzwonił pan Brodersen i potwierdził, że jest 

naprawdę  zadowolony  z  obrotów.  Słyszał  od  kolegów,  że 
poważnie  spadła  im  sprzedaż.  Dzwonił  też  jakiś  mężczyzna, 
ale  chyba  nic  ważnego.  Powiedział,  że  wystarczy,  jeśli 
oddzwonisz,  kiedy  przyjdziesz  do  biura.  To  był  chyba  jakiś 
Holender,  zaczekaj  -  zastanawiał  się.  -  Schaf...  Nie,  nie 
przypomnę sobie. Na biurku leży karteczka z jego nazwiskiem 
i numerem telefonu. 

- Może Schaapendonk? 
-  Tak,  dokładnie  tak  -  przypomniał  sobie  Daniel.  -  To 

Holender? 

background image

- Owszem. I produkuje najlepszy ajerkoniak, jaki sobie można 

wyobrazić. Nasza hurtownia przez wiele lat zajmowała się jego 
dystrybucją. Dziwne. Czego może ode mnie chcieć? Skąd ma 
mój numer telefonu? 

-  Dowiesz  się,  jak  zadzwonisz.  Może  chce,  żebyśmy 

sprzedawali jego ajerkoniak? 

-  Nie  sądzę.  Od  wielu  lat  jest  związany  z  hurtownią 

Fahrenbach. Może Frieder popełnia jeden błąd za drugim, ale 
chyba nie jest taki głupi, żeby wycofać z oferty czarnego konia. 

- Produkty Brodersena i  Horlitza też  się dobrze  sprzedają, a 

mimo to poróżnił się z nimi i zerwał kontrakt. 

-  To  racja,  ale  ajerkoniak  to  coś  zupełnie  innego.  To 

sprawdzony produkt, jest w ofercie każdej hurtowni i każdego, 
choćby najmniejszego, sklepu alkoholowego. 

-  Tym  lepiej.  Czegoś  takiego  potrzebujemy.  Mamy  dość 

miejsca w magazynie. Idź na górę i zadzwoń do tego Holendra. 
Przyjdź potem do mnie i powiedz mi, o co chodzi. Sam jestem 
ciekaw. 

Lena  obiecała  wrócić  z  wiadomością.  Szła  na  górę  i 

zastanawiała  się,  czego  może  chcieć  pan  Schaapendonk. 
Poznała go, kiedy razem z ojcem 

background image

jeździła do jego zakładów produkcyjnych niedaleko Utrechtu. 

Pan Schaapendonk był też mile widzianym gościem w firmie 
jej ojca. 

Był  miłym  człowiekiem  w  średnim  wieku.  Zawsze  tryskał 

humorem.  Uprzejmość  i  poczucie  humoru  nie  przeszkadzały 
mu być twardym partnerem w biznesie, niezwykle energicznie 
dbającym o własne interesy. 

Lena wyjrzała przez okno. 
Deszcz uderzał w szyby, a wiatr szalał wokół budynku. 
„Biedny Thomas - pomyślała - oby nie stał po drodze w korku 

i zdążył na samolot". 

Nagle na niebie pojawiła się przeraźliwa błyskawica, a zaraz 

potem rozległ się potężny grzmot. 

Jeszcze tylko brakowało burzy! 
Niesamowite, jeszcze wczoraj była taka wspaniała pogoda, że 

można było siedzieć nad jeziorem w zwykłym T-shircie. 

Lena odwróciła się i sięgnęła po telefon, żeby zadzwonić do 

Holandii. 

Kiedy  się  przedstawiła,  od  razu  ją  połączono  z  panem 

Schaapendonkiem. 

-  Dzień  dobry,  pani  Fahrenbach,  dziękuję,  że  pani 

oddzwoniła. 

background image

Pan Schaapendonk mówił bardzo dobrze po niemiecku, choć 

trzeba przyznać, że nietrudno było rozpoznać w nim Holendra, 
a to za sprawą gardłowych głosek, które artykułował. 

- Jak się pani ma, moja droga? 
Chyba nie będą teraz rozmawiać o jej samopoczuciu? 
- Dziękuję, dobrze. Mam nadzieję, że u pana też wszystko w 

porządku... 

- O tak, abstrahując od tego, że jestem coraz starszy... 
Lena roześmiała się. 
-  Od  tego  nikt  nie  ucieknie.  Ja  też  jestem  coraz  starsza. 

Ostatnio widzieliśmy się kilka miesięcy przed śmiercią taty. 

- To prawda. Szkoda, że pani ojciec nie żyje. Był wspaniałym 

człowiekiem  i  poważanym  biznesmenem...  No  właśnie...  W 
naszym  środowisku,  nawet  w  Holandii,  mówi  się,  że  poszła 
pani  w  ślady  ojca  i  już  odnosi  pani  sukcesy.  Chcę  pani 
zaproponować dystrybucję mojego ajerkoniaku. 

Lena zaschło w gardle z wrażenia. 
-  Przecież  dystrybucję  ajerkoniaku  prowadzi  hurtownia 

Fahrenbach. 

background image

-  Zerwałem  współpracę  z  pani  bratem.  Byłem  już  bliski 

podpisania 

kontraktu 

nowym 

dystrybutorem, 

ale 

dowiedziałem się o pani działalności. To powstrzymało mnie 
przed zawarciem umowy. 

-  Panie  Schaapendonk,  czy  mam  rozumieć,  że  mój  brat  nie 

zajmuje się już dystrybucją pańskiego produktu? 

- Tak, tak właśnie należy to rozumieć. Już od kilku ładnych 

miesięcy nie mamy ze sobą nic wspólnego. 

-  Mój  Boże,  to  okropne.  Przecież  współpraca  z  hurtownią 

Fahrenbach układała się bardzo dobrze. 

- Tak, dopóki żył pani ojciec. Nie da się współpracować z pani 

bratem. To absolutnie niemożliwe. Nie można na nim polegać. 
Nienawidzę nie-słownych partnerów. 

Ciągle  niepochlebne  opinie.  Od  jakiegoś  czasu  Lena  nie 

usłyszała  niczego  pozytywnego  o  swoim  bracie.  Czy  on 
naprawdę nie rozumie, że sam podcina gałąź, na której siedzi? 

Nie  ma  sensu  wstawiać  się  za  Friederem  i  prosić  pana 

Schaapendonka,  żeby  spróbował  jeszcze  raz.  Współpraca 
skończyła się już kilka miesięcy 

background image

temu,  a  pan  Schaapendonk  miał  już  podpisać  umowę  z 

nowym dystrybutorem. Lena dobrze go zna i wie, że oczekuje 
od niej jednoznacznej odpowiedzi. Tak lub nie. 

Współpraca z nim to szansa dla jej firmy. Byłoby głupotą nie 

skorzystać z takiej okazji. W tym konkretnym przypadku nie 
pomoże już Friederowi. Jeśli ona się nie zdecyduje, ktoś inny 
zyska bardzo dobrego partnera w interesach. 

-  Jestem  zaskoczona,  panie  Schaapendonk.  Dziękuję  za 

propozycję.  Chętnie  ją  przyjmę  i  zaręczam,  że  pana  nie 
zawiodę. 

-  Takiej  właśnie  odpowiedzi  oczekiwałem.  W  takim  razie 

przyjadę do pani i przywiozę dokumenty umowy. Chciałabym 
też obejrzeć pani firmę. 

Tym  razem  Lena  nie  miała  żadnych  oporów  z  pokazaniem 

firmy.  Skoro  zdała  egzamin  przed  tak  wpływową  osobą  jak 
Marjorie Ferguson, przed którą dzięki znanej whisky wszystkie 
drzwi stoją otworem, to nie musi się też wstydzić przed panem 
Schaapendonkiem. 

- Świetnie. Kiedy mogę się pana spodziewać? 
- Pojutrze - powiedział. - Proszę mi zarezerwować hotel. 

background image

-  O  nie,  nie!  Jest  pan  naszym  gościem.  Mamy  tu  świetnie 

możliwości noclegowe, apartamenty tuż obok destylarni. 

-  Wspaniale.  Zaoszczędzę  na  hotelu  -  przyznał  szczerze.  - 

Proszę mi tylko powiedzieć, jak do pani dojechać. 

Lena  opisała  mu  dojazd.  Nie  przeciągali  już  niepotrzebnie 

rozmowy. Lekko oszołomiona rozmową odłożyła słuchawkę. 

Frieder znowu stracił bardzo dobrego partnera w interesach. 

Jednak  tym  razem  było  inaczej.  To  nie  Frieder  zakończył 
współpracę, lecz pan Schaapendonk. 

Gdyby  Lena  nie  dała  jednoznacznej  odpowiedzi,  a  jedynie 

przeciągała  dyskusję,  pan  Schaapendonk  szybko  skończyłby 
rozmowę. Lena spojrzała za okno. Co za paskudna pogoda. 

Frieder jeszcze bardziej ją znienawidzi. Nigdy nie przyzna, że 

sam zawinił. Całą winę zrzuci na Lenę, mimo że nie zabiegała 
o współpracę z panem Schaapendonkiem. Przecież propozycja 
współpracy wyszła od niego i to zupełnie niespodziewanie. 

Przypomniała sobie, że obiecała Danielowi powiadomić go o 

przebiegu rozmowy. 

background image

już chciała zbiec na dół, gdy usłyszała hałas w biurze obok. 

Pewnie Daniel już szykował rachunki na następną dostawę. 

Jest  prawdziwym  skarbem.  Co  za  szczęście,  że  uczył  się 

zawodu  w  branży  produkcji  alkoholu.  Mieli  z  tego  same 
korzyści. 

Lena weszła do jego biura. Daniel natychmiast przerwał pracę 

na komputerze. 

- Czego chciał ten mężczyzna z kraju tulipanów i sera? 
-  Zaproponował  nam  dystrybucję  swojego  ajerkoniaku. 

Przyjedzie tu pojutrze, żeby podpisać umowę. 

- Nie wierzę! - krzyknął Daniel. Zerwał się na równe nogi i 

objął  Lenę.  -  Nie  wierzę!  To  wspaniale.  Znowu  popłynie 
więcej  pieniędzy  do  kasy.  Sama  powiedziałaś,  że  to  świetny 
produkt. 

-  Owszem,  czarny  koń...  Daniel...  Kilka  miesięcy  temu  pan 

Schaapendonk  odebrał  Friederowi  licencję  na  dystrybucję 
ajerkoniaku. To straszne. 

-  Dziwi  cię  to?  Naprawdę  cię  to  dziwi?  Lena  westchnęła 

głęboko. 

- Frieder popełnia tyle błędów. Boję się jego reakcji, gdy się 

dowie,  że  zostałam  partnerką  pana  Schaapendonka.  Będzie 
szalał z wściekłości. 

background image

- Poszaleje i się uspokoi. Wszystkie problemy twojego brata 

są  na  jego  własne  życzenie.  Leno,  on  nie  nadaje  się  do 
kierowania firmą. Niczego się nie nauczył od ojca. 

- Nauczył się, tylko wszystko chce robić po swojemu. Wydaje 

mu się, że wie lepiej. 

- Sama widzisz, do czego to prowadzi. Twój brat nie zasługuje 

nawet  na  współczucie.  Gardzę  ludźmi,  którzy  wszystko 
niszczą. 

- Niestety nie ma w sobie nic z taty. 
- Twój drugi brat i twoja siostra też nie. Cała trójka wdała się 

w  matkę.  Ciesz  się,  że  jesteś  prawdziwą  Fahrenbachówną. 
Twój ojciec byłby z ciebie dumny. 

- Strasznie mi go brakuje - skarżyła się Lena. -Dlaczego tak 

szybko musiał odejść... 

-  Może  to  i  lepiej,  że  nie  musi  się  przyglądać,  co  ta  trójka 

wyprawia  ze  swoim  spadkiem.  Ale  czuwa  nad  tobą.  Jestem 
pewien, że siedzi  gdzieś tam w górze na jakimś obłoku i cię 
strzeże. 

Lena nie chciała się rozkleić. 
- Dzisiaj chyba nie. Zobacz, jak się zaciągnęło. Nawet anioł 

nie  przedrze  się  przez  te  chmurzyska.  Daniel,  jak  myślisz, 
musimy coś podszykować na wizytę pana Schaapendonka? 

background image

-  Nie,  nic.  Firma  działa  bez  zarzutu,  wszystko  jest  w 

porządku. 

Każdy 

może 

do 

nas 

przyjść, 

nawet 

niezapowiedziany. 

Lena była pewna, że tak właśnie jest.                 
- Przepraszam. Głupie pytanie. 
-  Nie  ma  sprawy.  Wracam  do  moich  rachunków.  Sam 

drobiazg,  ale  ziarnko  do  ziarnka,  a  zbierze  się  miarka.  Co 
zamierzasz robić? Zostajesz w biurze? 

-  Jasne.  Muszę  trochę  podzwonić  po  klientach,  trzeba 

poprawić obroty. Zadzwonię też do pana Humbleta i zapytam, 
co z jego zamówieniami. Jestem pewna, że ten stary cwaniak 
zbiera zlecenia, żeby zaoszczędzić na kosztach wysyłki. 

-  Zaproponuj  mu  w  drodze  wyjątku  dostawy  zwolnione  z 

opłat pocztowych. 

Lena roześmiała się. 
-  Właśnie  zamierzałam  to  zrobić.  Na  razie,  Danielu.  Może 

napijemy się potem razem kawy. Przez tę pogodę ciągle chce 
mi się spać. 

Nie tylko przez pogodę. Ostatniej nocy Lena prawie nie spała. 

Nic  dziwnego,  bo  to  była  ostatnia  noc  z  Thomasem.  Teraz 
niewyspanie dawało o sobie znać. 

Ledwo weszła do swojego biura, a już zadzwonił telefon. 

background image

Jeszcze  raz  pan  Schaapendonk?  Nie,  tym  razem  dzwonił 

Thomas. 

- Najdroższy, gdzie jesteś?! - krzyknęła do słuchawki. 
-  Na  lotnisku.  Oddałem  właśnie  samochód  i  cieszę  się,  że 

wreszcie  dotarłem  na  miejsce.  Okropnie  się  jechało.  Całe 
szczęście, że wcześniej wyjechałem. Zaraz muszę się zgłosić 
do odprawy, ale wcześniej chciałem zadzwonić do ciebie i po-
wiedzieć  ci,  że  już  teraz  za  tobą  tęsknię,  że  czas  spędzony z 
tobą  był  jak  sen  i  że  bardzo  cię  kocham.  Jeszcze  nigdy 
pożegnanie z tobą nie było dla mnie takie trudne. Dobrze, że 
pogoda jest taka paskudna, bo pożegnalny pocałunek... No nie 
wiem, chyba w ogóle bym nie wyjechał. 

-  Gdybym  wiedziała,  poszłabym  z  tobą  na  parking  mimo 

wiatru  i  deszczu...  Byłbyś  teraz  przy  mnie...  Ale  się 
rozmarzyłam... 

-  Tak  bardzo  chciałbym  cię  teraz  trzymać  w  ramionach, 

całować,  czuć  zapach  twojej  skóry...  Zamiast  tego  stoję  w 
ponurej hali odlotów i czekam, aż zapowiedzą mój samolot. 

- Mam nadzieję, że niedługo znowu przyjedziesz! - krzyknęła 

do słuchawki. - Tak bardzo bym chciała, żebyś został tu ze mną 
już na zawsze. 

background image

Z  megafonów  rozległ  się  głos  zapowiadający  ja-Idś  lot. 

Pewnie pierwsza zapowiedź samolotu Thomasa. 

-  Lenko,  muszę  się  pospieszyć...  Odezwę  się  zaraz  po 

przylocie do Stanów. Kocham cię, kocham cię, kocham. 

- Ja też cię kocham. Przyjemnego lotu. Chciałabym jeszcze... 
Nie  dokończyła  zdania.  Rozmowa  została  przerwana.  Lena 

odłożyła słuchawkę. Na jej ustach gościł uśmiech. 

Na dworze szalała burza i padał deszcz. Błyskało i grzmiało. 

Mimo paskudnej pogody dla Leny był to szczęśliwy dzień. 

Zadzwonił Thomas i powiedział jej, że ją kocha, że tęskni i 

ciężko  mu  się  było  rozstać,  a  pan  Schaapendonk  złożył  jej 
propozycję  współpracy  i  roztoczył  widoki  na  nowe  źródło 
dochodów. 

Może  rzeczywiście  czuwa  nad  nią  ojciec?  Może  maczał  w 

tym palce i wszystko to jego sprawka... 

Wyjrzała  przez  okno.  Było  tak  ponuro,  że  nawet  nie  było 

widać nieba. 

W  ciągu  kolejnych  dwóch  dni  nie  było  żadnej  burzy,  ale 

ciągle jeszcze padało. Padało i padało, jakby deszcz w ogóle 
nie miał zamiaru ustać. 

background image

Deszczowa pogoda trochę martwiła Lenę. Wolałaby, żeby w 

czasie wizyty pana Schaapendonka pogoda była lepsza. Gdyby 
świeciło  słońce  lub  przynajmniej  było  sucho,  posiadłość  i 
destylarnia na pewno zrobiłby na nim lepsze wrażenie. 

Jednak  panu  Schaapendonkowi  pogoda  w  ogóle  nie 

przeszkadzała. Może dlatego, że w Holandii częściej pada niż 
w Niemczech. 

Pan  Schaapendonk  był  zachwycony  fabryką  likieru,  czyli 

destylarnią. Nicola, Aleks i Daniel zwykli nazywać destylarnię 
fabryką  likieru.  Zresztą  nie  inaczej  głosił  stary  szyld  nad 
drzwiami  wejściowymi.  Również  apartamenty  w  starych 
czworakach  zrobiły  na  nim  bardzo  dobre  wrażenie.  Obiecał 
nawet  przyjechać  tu  z  rodziną  na  urlop.  Ale  najbardziej 
zachwycał się umiejętnościami kulinarnymi Nicoli. 

Z umową nie było żadnego problemu. Szybko uporali się ze 

wszystkimi  formalnościami.  Mimo  złej  pogody  pan 
Schaapendonk  odwiedził  grób  Hermanna  Fahrenbacha.  Dla 
Leny był to niezwykle cenny gest ze strony dawnego partnera 
handlowego  jej  ojca.  Tym  bardziej,  że  do  tej  pory  nie  zrobił 
tego nikt z jej rodzeństwa. 

background image

Daniel  omówił  z  gościem  szczegóły  dostawy  ajerkoniaku. 

Pan  Schaapendonk  obiecał  przesłać  listy  odbiorów,  jak  tylko 
będzie nimi dysponować. Nie spodziewał się, że Frieder zrobi 
to sam z siebie. 

Właściwe wszystko  poszło  gładko, ale Lena czuła się jakoś 

nieswojo  na  myśl,  że  teraz  ona  będzie  się  zajmować 
dystrybucją  ajerkoniaku.  Zupełnie  niepotrzebnie,  bo  przecież 
pan  Schaapendonk  już  kilka  miesięcy  temu  zerwał  umowę  z 
Friederem.  Lenę  męczyła  świadomość,  że  Frieder  nigdy  nie 
przyzna się do błędu. Wszystko przekręci tak, żeby wyszło na 
jego.  Przecież  on  jest  nieomylny.  Zawsze  wszystko  robi 
dobrze. 

Lena  nie  chciała  już  o  tym  myśleć.  Postanowiła  zająć  się 

czymś, co odwróci jej uwagę. Skontaktuje się z Yvonne, córką 
Nicoli. 

Spotkało  ją  ostatnio  tyle  szczęścia.  Niespodziewanie 

odwiedził ją Thomas, równie niespodziewanie przyszła oferta 
z Holandii. Musi podzielić się swoim szczęściem, choć trochę 
oddać Nicoli. Ta kobieta tak wiele już dla niej zrobiła i wciąż 
robi. Teraz kolej na Lenę. Teraz ona musi coś zrobić dla Nicoli. 
Jak  może  ją  uszczęśliwić?  Oczywiście  spotkaniem  z  córką, 
którą zaraz po porodzie musiała oddać! 

background image

Tylko jak nawiązać bliższe kontakty z Yvonne? 
Do  byłej  pracownicy  urzędu  do  spraw  młodzieży  poszła 

zupełnie  niezapowiedziana.  Do  drzwi  przybranego  ojca 
Yvonne też zadzwoniła bez uprzedzenia. 

Udało się w obydwu przypadkach. 
Jakiś  wewnętrzny  głos  podpowiadał  jej,  że  z  Yvonne  nie 

może tak postąpić. 

Tylko jak? 
Mimo nieustającego deszczu poszła na długi spacer. Musiała 

się zastanowić. Chyba znalazła rozwiązanie. 

Zadzwoni do Yvonne i poprosi ją o prywatną rozmowę. Nie 

może przecież tak po prostu zjawić się u niej bez zapowiedzi. 
Ani w gabinecie, ani w domu. 

Lena poszła do kapliczki. Przy tej pogodzie nikogo tam nie 

było. 

Najpierw  usiadła  na  starej  ławce  i  w  skupieniu  zmówiła 

modlitwę. Potem podeszła do metalowego stolika, na którym 
stały zapalone świeczki. Ze stojącego obok pojemnika wyjęła 
świeczkę i ją zapaliła. 

-  Dziękuję  ci,  Boże,  za  przyjazd  Thomasa  i  nowy  kontrakt. 

Spraw proszę, żeby Yvonne 

background image

zgodziła się na rozmowę ze mną i zechciała mnie wysłuchać. 
Usiadła na ławce i przyglądała się, jak płomień wgryza się w 

biały miękki wosk. 

Spojrzała  na  skromny  krzyż  zdobiony  intarsją  z  masy 

perłowej.  Ktoś  ustawił  przy  ołtarzu  bukiet  cyklamenowych 
astrów. 

Kapliczkę wybudował jeden z jej przodków. Tu mieszkańcy 

Fahrenbach  brali  śluby,  tu  chrzcili  swoje  dzieci.  Przy 
szczególnych  okazjach  odprawiano  tu  również  nabożeństwa. 
Mieszkańcy  Fahrenbach  lubili  swoją  kapliczkę.  Przychodzili 
do niej posiedzieć w skupieniu, pomodlić się, a czasem tylko 
odpocząć.  Prawie  każdy  coś  przynosił.  Jedni  świeczki,  inni 
kwiaty.  Ludzie  dbali  o  kapliczkę.  Mieszkańcy  Fahrenbach 
tworzyli  sprawnie  funkcjonującą  wspólnotę.  Wszyscy  się  tu 
znali,  a  pomoc  sąsiedzka  nie  była  tylko  pustym  frazesem. 
Ludzie pomagali sobie w potrzebie. Pomoc sąsiedzka była dla 
nich czymś zupełnie oczywistym. 

Lena  nie  spędziła  tu  całego  życia.  Pomału  wrastała  w  tę 

wspólnotę,  uczyła  się,  jak  funkcjonuje.  Na  szczęście  nosiła 
nazwisko Fahrenbach. Już choćby z tego powodu mieszkańcy 
wioski traktowali ją jak swoją. 

background image

Stała się teraz częścią wspaniałego świata. Chciała, żeby trwał 

jak najdłużej. 

Owszem,  w  ich  raju  pojawiły  się  już  pierwsze  ciernie. 

Doświadczyła tego, kiedy pewien mężczyzna, grożąc nożem, 
chciał jej odebrać obrazy z motywem bitwy morskiej. Po raz 
drugi,  gdy  razem  z  Sylvią  poszły  przywitać  chlebem  i  solą 
pierwszego  mieszkańca  nowo  wybudowanych  domów,  a  ten 
po prostu je przepędził. 

Pewnie  nie chciał mieć żadnych kontaktów z miejscowymi. 

Po  co  więc  sprowadził  się  do  Fahrenbach?  Czyżby  miał 
nadzieję, że rozwinie się tak jak Bad Helmbach i jeszcze przed 
gwałtownym wzrostem cen nieruchomości chciał zrobić dobry 
interes? 

Lena wstała i wzięła z pojemnika drugą świeczkę. Zapaliła i 

postawiła obok palącej się pierwszej świeczki. 

-  Panie  Boże  -  szeptała  -  wiem,  że  czas  nie  stoi  w  miejscu, 

świat idzie do przodu i tu też zajdą zmiany, ale spraw proszę, 
żeby nie były duże. 

Wyszła z kapliczki prosto w strugi deszczu. Biegiem wracała 

do domu. 

background image

Lena  zaczęła  działać  od  razu  po  podjęciu  decyzji.  Po 

śniadaniu  złapała  za  telefon  i  wybrała  numer  do  gabinetu 
Yvonne. Już po chwili usłyszała w słuchawce uprzejmy ton: 

- Dzień dobry. Gabinet doktor Wiedemann. 
-  Dzień  dobry.  Lena  Fahrenbach.  Czy  mogłaby  mi  pani 

powiedzieć, kiedy pani doktor Wiedemann znalazłaby czas na 
rozmowę? 

Kobieta  po  drugiej  stronie  słuchawki  zawahała  się  przez 

moment. 

- Jest pani przedstawicielką jakiejś firmy farmaceutycznej? 
- Nie. 

Może 

jakiejś 

firmy 

ubezpieczeniowej 

lub 

telekomunikacyjnej ? 

-  Nie,  nie  - zaprzeczyła Lena.  - Chciałabym  porozmawiać z 

panią  doktor  prywatnie,  to  znaczy  umówić  się  na  prywatną 
rozmowę. 

background image

- No, nie wiem... 
- Bardzo panią proszę. To dla mnie bardzo ważne. 
Głos  Leny  musiał  brzmieć  tak  błagalnie,  że  kobieta  po 

krótkim zastanowieniu odparła: 

- Proszę zadzwonić o trzynastej. Tylko punktualnie, bo pani 

doktor zaczyna po trzynastej wizyty domowe i wróci dopiero 
na popołudniowe godziny przyjęć. 

-  Zadzwonię  punktualnie...  Pani  będzie  miała  dyżur? 

Obawiam się, że jeśli odbierze pani koleżanka, może mnie nie 
chcieć połączyć z panią doktor. 

-  Zapiszę  panią  na  trzynastą.  Proszę  powtórzyć  swoje 

nazwisko. 

- Fahrenbach, Lena Fahrenbach. 
- Już zapisałam. Koleżanka na pewno panią połączy. 
- Serdecznie dziękuję za pani uprzejmość. 
- Nie ma za co - odpowiedziała kobieta i rozłączyła się. 
Lena zdążyła odłożyć słuchawkę, kiedy weszła Nicola. 
-  Jedziemy  do  Steinfeld.  Jedziesz  z  nami?  Może  coś  ci 

przywieźć? 

background image

-  Nie,  dziękuję.  Ale  moglibyście  zawieźć  dokumenty  do 

rozliczenia. Zaczekaj, zaraz je przyniosę. 

-  Leno,  co  się  dzieje?  Miałaś  nieprzyjemną  rozmowę 

telefoniczną? 

- Nie, dlaczego? 
- Masz wypieki na twarzy i jesteś taka jakaś roztrzęsiona. 
- Nie. Wydaje ci się. Wszystko w najlepszym porządku. 
- Już w to wierzę... - powiedziała Nicola pod nosem. - Idź po 

dokumenty. Aleks już czeka w samochodzie. 

Lena  pobiegła  na  górę  po  dokumenty.  Wszystko  było  w 

dawnym gabinecie ojca, teraz jej gabinecie. 

Nicola  odprowadziła  ją  wzrokiem.  Martwiła  się  o  Lenę. 

„Musiała rozmawiać z tym potworem Friederem, antypatyczną 
siostrzyczką albo z tym marzycielem z zamku", pomyślała. 

Lena jest przecież rozsądną kobietą, odnosi sukcesy na polu 

zawodowym, a nie potrafi się postawić rodzeństwu. 

Lena wróciła z grubą kopertą. 
- Dziękuję. Pozdrów ode mnie pana Fischera, jeśli oczywiście 

go spotkasz. Nie musisz mu 

background image

oddawać dokumentów do rąk własnych. Możesz je zostawić 

w jego biurze. 

- Zrobi się - powiedziała Nicola. - Obiad zjemy z Aleksem w 

mieście. Dla ciebie i Daniela też coś przygotowałam. Wstaw 
tylko  zapiekankę  na  dwadzieścia  minut  do  nagrzanego 
piekarnika. Sto osiemdziesiąt stopni. Pamiętaj. 

- Dziękuję. 
Lena  starała  się  zachować  spokój.  Nie  chciała,  żeby  Nicola 

zauważyła jej zdenerwowanie. 

Jak to dobrze, że jadą do Steinfeld. Będzie mogła spokojnie 

porozmawiać z Yvonne. Nicola w zasadzie rzadko przychodzi 
do domu Leny. To raczej Lena chodził do niej. Ale zwykle jest 
tak, że ludzie przychodzą w najmniej odpowiednim momencie. 

- Miłego dnia! Bawcie się dobrze w Steinfeld. 
-  W  taką  pogodę?  Gdyby  nie  padało,  pooglądałabym 

wystawy.  Zostawiłabym  gdzieś  Aleksa  i  pochodziła  po 
sklepach,  ale  w  taki  deszcz...  Nie,  nie  mam  ochoty  na 
chodzenie  w  strugach  deszczu.  Zresztą  chyba  nawet  nie 
miałabym  czasu.  Mamy  do  załatwienia  kilka  spraw  i  jeszcze 
zakupy. No i chcemy też pójść gdzieś na obiad. Idę, bo Aleks 
pewnie już się złości. 

background image

Pomachała Lenie na pożegnanie i pośpiesznie wyszła z domu. 
Lena  zadzwoniła  do  Daniela.  Powiedziała  mu  o 

przygotowanym obiedzie, ale jednocześnie uprzedziła, że nie 
będzie jadła, bo o trzynastej musi pilnie zadzwonić. 

-  Nie  ma  sprawy.  Zjemy  później.  Nawet  mi  to  na  rękę. 

Przestawiam  towar  w  magazynie,  więc  nie  będę  musiał 
przerywać  pracy.  Przyjdziesz  jeszcze  do  biura  czy  będziesz 
pracować w domu? 

- Teraz zostanę w domu. Może przyjdę po telefonie. 
Porozmawiali  jeszcze  chwilę,  potem  Lena  odłożyła 

słuchawkę. Nie byłaby w stanie skupić się na poważnej pracy. 
Postanowiła wpiąć do segregatora wyciągi z prywatnego konta 
i w ten sposób przeczekać do trzynastej. Trzynasta! Za żadne 
skarby nie może przegapić trzynastej! 

Tylko żeby nie zaczęła się jąkać podczas rozmowy z Yvonne! 

Oby  udało  się  namówić  ją  na  spotkanie  bez  wyjawiania 
powodu spotkania. 

Lena poszła na górę i usiadła przy starym sekretarzyku. Kiedy 

zauważyła, że podarła wyciąg, a do segregatora wpięła pustą 
kopertę, zrezygnowała z dalszej pracy. 

background image

Jest zbyt zdenerwowana. 
Ale co zrobić z czasem? 
Zeszła na dół do biblioteki i zaczęła robić miejsce na nowo 

zakupione książki. 

Już  na  kwadrans  przed  trzynastą  Lena  siedziała  jak 

zahipnotyzowana  przy  telefonie.  Uporczywie  wpatrywała  się 
w aparat. 

Czas jakby się zatrzymał. Wskazówki zegarka nie chciały się 

przesuwać do przodu. 

Trzy minuty przed trzynastą drżącą ręką wykręciła numer do 

gabinetu doktor Wiedemann. 

W  słuchawce  usłyszała  nieznany  głos.  Co  za  szczęście,  że 

poprzednia  asystentka  wpisała  jej  nazwisko  do  grafiku 
umówionych konsultacji telefonicznych. 

-  Dzień  dobry  -  powiedziała  Lena.  -  Moje  nazwisko 

Fahrenbach.  Czy  mogłabym  rozmawiać  z  panią  doktor 
Wiedemann? 

- Jest pani umówiona? 
- Tak, na trzynastą. 
- Chwileczkę... Zgadza się. Już łączę z panią doktor. 
W słuchawce rozległ się jakiś trzask. Lena czuła jak mocno 

wali jej serce. Oblał ją zimny pot. 

- Wiedemann. 

background image

Pani doktor miała przyjemny głos. Brzmiał podobnie do głosu 

Nicoli. Nie, to nie jest tylko złudzenie. 

-  Dzień  dobry, pani  doktor...  Nazywam  się...  - zająknęła  się 

Lena,  ale  już  po  chwili  wzięła  się  w  garść.  -  Nazywam  się 
Fahrenbach, Lena Fahrenbach. Chciałabym się umówić z panią 
na rozmowę. 

Doktor  Wiedemann  milczała.  Odezwała  się  dopiero  po 

krótkiej przerwie. 

- Lena? To pani pytała mojego ojca o mnie? Boże, wszystko 

jej powiedział. 

-Tak. 
- Podała się pani za moją koleżankę. 
-  Nie  -  zaprzeczyła  Lena.  -  Pani  ojciec  wziął  mnie  za  pani 

koleżankę. 

- Ale pani nie zaprzeczyła. 
- To prawda. 
-  Myślę,  że  na  tym  zakończymy  naszą  rozmowę.  Nie  znam 

pani i... 

- Proszę, niech pani nie odkłada słuchawki -przestraszyła się 

Lena.  -  Koniecznie  muszę  z  panią  porozmawiać.  W  cztery 
oczy. To bardzo, bardzo ważne. 

- Jeśli to jakiś wybieg, żeby coś mi sprzedać... 

background image

- Nie, niczego nie chcę pani sprzedać. Chcę pani powiedzieć 

coś  bardzo  ważnego,  dla  pani  ważnego,  ale  to  nie  jest  na 
telefon. 

W  głosie  Leny  było  coś,  co  powstrzymało  Yvonne  przed 

odłożeniem słuchawki. Zawahała się. 

-  Co  może  być  aż  tak  ważne, że  nie  da  się  tego  powiedzieć 

przez telefon - zdziwiła się Yvonne. 

-  Są  sprawy,  o  których  można  rozmawiać  tylko  osobiście. 

Przykro  mi,  że  nie  zrobiłam  na  pani  najlepszego  wrażenia. 
Zanim  się  pani  umówi  ze  mną  na  spotkanie,  może  pani 
zasięgnąć informacji o mnie. Nie dowie się pani niczego złego 
na mój temat. Proszę mi wierzyć... 

- Czy mieszka pani w Hersbeck? - zapytała Yvonne. 
- Nie. 
- W Winkenheim? 
- Też nie... Jestem z Fahrenbach. Yvonne była zdziwiona. 
- Fahrenbach? Myślałam, że nazywa się pani Fahrenbach. 
- Owszem, nazywam się Lena Fahrenbach, a miejscowość, z 

której pochodzę, też nazywa się Fahrenbach. 

- Nigdy nie słyszałam. 

background image

-  To  mała  wieś.  Może  słyszała  pani  o  Bad  Helmbach.  Leży 

niedaleko Fahrenbach. 

-  Tak,  słyszałam,  ale  to  dość  daleko  stąd.  Jak  pani  do  mnie 

trafiła z tego swojego Fahrenbach? 

-  To  właśnie  część  historii,  którą  chcę  pani  opowiedzieć. 

Proszę mi dać szansę, a wszystko pani wyjaśnię. 

Yvonne znowu się zawahała. Zdenerwowanie Leny sięgnęło 

zenitu. 

- Dobrze, ale jeśli to coś głupiego, proszę dać sobie spokój. W 

tym  tygodniu  nie  mam  czasu.  Weekendy  spędzam  z  ojcem, 
potem  jadę  do  Wiednia  na  kongres  lekarzy...  -  mówiła  i  się 
zastanawiała. - Musi pani znać termin spotkania wcześniej czy 
możemy się umówić z dnia na dzień? 

- Oczywiście - odparła Lena. - Jestem dyspozycyjna o każdej 

porze. 

-  Dobrze,  proszę  mi  więc  podać  swój  numer  telefonu, 

najlepiej komórkowego. Odezwę się do pani i ustalimy termin 
spotkania. 

Lena nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Jeśli nawet poda 

jej numer  swojego telefonu, to jaką ma  pewność, że Yvonne 
zadzwoni? Może chce się jej w ten sposób pozbyć i wcale nie 
ma zamiaru zadzwonić? 

background image

Lena  była  zrozpaczona.  Miała  ochotę  natychmiast  się 

rozpłakać. 

- Ale... zadzwoni pani? - zapytała nieswoim głosem. 
- Zadzwonię. Na pewno. Rozbudziła pani moją ciekawość. 
Lena podała jej oba numery. Poprosiła jednak, żeby najpierw 

próbowała ją złapać na komórkę. Przypomniało jej się bowiem, 
że  Nicola  czasem  odbiera  jej  telefon  stacjonarny.  Może  też 
akurat  być  u  niej,  kiedy  zadzwoni  Yvonne.  Wprawdzie  nie 
będzie wiedziała, z kim rozmawia, ale po jej zdenerwowaniu 
od  razu  się  zorientuje,  że  coś  jest  nie  tak,  i  zacznie  ją 
wypytywać, co i jak. O ile Yvonne rzeczywiście zadzwoni... 

- Mogę liczyć na pani telefon? - upewniała się Lena. 
- Tak. Zadzwonię na pewno. Ale teraz proszę mi wybaczyć, 

mam jeszcze wizyty domowe i chciałabym punktualnie wrócić 
na popołudniowe przyjęcia. 

Tę informację przekazała jej już asystentka Yvonne. 
- Dziękuję, pani doktor. Sama się pani przekona, że mam do 

pani naprawdę ważną sprawę. 

background image

- Mam nadzieję... Do widzenia, pani Fahrenbach. 
- Do widzenia, pani doktor. , 
Znowu  zatrzeszczało  w  słuchawce.  Lena  rozłączyła  się,  ale 

wciąż stała jak wmurowana. 

Rozmawiała z nią. Rozmawiała z córką Nicoli. Przez telefon 

była nawet miła i miała głos podobny do głosu Nicoli. 

Jak to wszystko dalej się potoczy, na to nie ma już wpływu. 

Musi  czekać  na  telefon  Yvonne.  A  jeśli  mimo  obietnicy  nie 
zadzwoni? Wtedy... 

Nie,  nie  będzie  układać  żadnego  planu  B.  Plan  A  musi  się 

powieść. Musi głęboko wierzyć, że spotka się z Yvonne. 

Lena  spojrzała  przez  okno.  Chwilowo  przestało  padać.  To 

dobrze, bo koniecznie musi wyjść na świeże powietrze. Psy też 
muszą pobiegać. 

Założyła  kalosze,  kurtkę  i  zawołała  psy.  Poszła  z  nimi  na 

spacer na przełaj przez puste już pola. 

background image

Wciągu  kolejnych  dni  Lena  była  nieznośna.  Pędziła  do 

telefonu, ledwo zaczął dzwonić. Wszędzie chodziła ze swoją 
komórką.  Za  nic  w  świecie  nie  chciała  przegapić  telefonu 
Yvonne.  Zachowywała  się  jeszcze  gorzej  niż  wtedy,  gdy 
spodziewa się telefonu Thomasa. 

- Co się z tobą dzieje? - zapytała Nicola. Nerwowość Leny nie 

uszła  jej  uwadze.  -  Po  co  bez  przerwy  nosisz  przy  sobie 
komórkę? 

- Czekam na ważny telefon. Nie skłamała. 
- Od Thomasa? 

;

 -Nie. 

- W takim razie pewnie od klientów, którym chcesz sprzedać 

ajerkoniak. Leno, nie możesz się tak denerwować. Oszalejesz. 
Dopiero podpisałaś umowę i przyszła pierwsza partia towaru. 
Przecież ten Holender nie oczekuje efektów z dnia na dzień. 

background image

„Jak  to  dobrze,  że  Nicola  w  taki  sposób  tłumaczy  sobie  jej 

zachowanie", pomyślała Lena. Nie musi kłamać. Ale prawdy 
też by jej nie powiedziała. 

- Pójdę teraz do siebie i ściągnę już pelargonie z  balkonów. 

Nie  wyglądają  jeszcze  tak  źle,  ale  ich  czas  już  minął. 
Wprawdzie balkony będą łyse bez kwiatów, ale tej jesieni nie 
chcę  nic  sadzić.  Pieniądze  są  mi  potrzebne  na  inne  wydatki. 
Może w przyszłym roku coś zasadzimy. 

-  Razem  możemy  zrobić  porządek  z  kwiatami  - 

zaproponowała Nicola. - Mogę ci pomóc, ale dopiero jutro. 

-  Zajmę  się  tym  teraz.  Mam  czas  i  trochę  ruchu  mi  nie 

zaszkodzi. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie pozwalasz mi ich 
wyrzucić. 

- Bo chcę zebrać zaszczepki i je rozmnożyć. Na twoje balkony 

możemy w przyszłym roku kupić nowe kwiaty. Może będziesz 
chciała  w  innym  kolorze  lub  jakieś  inne.  A  stare  pelargonie 
rozmnożę i będą jak znalazł do czworaków. 

Lena wiedziała, że nie ma sensu sprzeciwiać się - Nicoli. Jak 

sobie coś wbije do głowy, nie ma siły, by ją odwieść od tego 
pomysłu. 

Lena  założyła  dżinsy,  jakąś  starą,  ale  jeszcze  przyzwoitą 

bluzę, a na to kamizelkę. Na szczęście 

background image

już nie padało. Tu i ówdzie przebijał się przez szare chmury 

jakiś wścibski promień słońca. 

Wzięła  się  za  pracę.  Zupełnie  zapomniała,  ile  kwiatów 

posadziła. Przeraziła się ich ilością i najchętniej dałaby sobie 
na  dzisiaj  spokój.  Jutro  z  Ni-colą  byłoby  jej  raźniej 
porządkować  balkony.  Nie,  Nicola  i  tak  ma  dużo  pracy.  Nie 
trzeba jej obarczać dodatkowymi obowiązkami. Aleks też jej 
nie  pomoże.  Lepiej  niech  pracuje  w  szopie  i  szykuje  ją  do 
rozbudowy. 

Głośno  stękając,  odstawiła  kolejną  partię  kwiatów.  Nagle 

zauważyła,  że  ktoś  nadchodzi  od  strony  parkingu  i  zmierza 
prosto do posiadłości. 

Była  ciekawa,  kto  to.  Ludzie,  którzy  zjawiali  się  w 

posiadłości,  przychodzili  tu  w  konkretnym  celu.  Dla 
przedstawicieli  handlowych  posiadłość  leżała  za  bardzo  na 
uboczu,  a  spacerowicze  tu  się  nie  kręcili,  bo  przy  drodze  do 
posiadłości była tabliczka z napisem: Droga prywatna. 

Jeszcze zanim nieznajomy doszedł do Leny, rozpoznała  go. 

To  nowy  mieszkaniec  Fahrenbach,  arogant,  którego  Lena  i 
Sylvia chciały przywitać chlebem i solą, a on je przepędził jak 
dokuczliwe owady. 

Czego może chcieć? 

background image

Miał  na  sobie  elegancki  garnitur  i  zręcznie  omijał  kałuże, 

które zostały jeszcze po ostatnich ulewach. Pewnie bał się, że 
zniszczy  swoje  eleganckie  buty.  Kiedy  spostrzegł  Lenę,  na 
jego  twarzy  odmalowało  się  zdziwienie.  Chyba  się  nie  spo-
dziewał, że ją tu spotka. 

-  Dzień  dobry  -  powiedział  z  wyraźną  arogancją  w  głosie, 

której Lena doświadczyła, stojąc z Sylvią w progu jego domu. - 
Przyszedłem do pani Fahrenbach. 

Co  za  arogancki  smarkacz!  Nawet  przez  myśl  mu  nie 

przejdzie, że to ona  może być panią Fahrenbach. Pewnie  ma 
zupełnie inne wyobrażenie o właścicielce posiadłości, jeziora i 
rozległych pól i łąk. 

Lena zmierzyła go wzrokiem. 
-  Nie  słyszała  pani?  Niech  mnie  pani  zaanonsuje  u  pani 

Fahrenbach. Moje nazwisko Koller. 

W  jego  słownictwie  nie  było  najwyraźniej  słowa  „proszę", 

przynajmniej w rozmowie z posłańcem, bo chyba wziął ją za 
kogoś takiego. 

- Wiem, jak się pan nazywa - odpowiedziała Lena spokojnym 

głosem. 

-  Tym  lepiej.  Niech  już  pani  idzie  i  mnie  zaanonsuje.  Nie 

wygrałem czasu na loterii. 

background image

Lena milczała przez moment i przyglądała mu się badawczym 

wzrokiem. To właśnie jeden z tych, którzy uważają, że są lepsi, 
bo noszą drogie ubrania i mają pieniądze. Zwykły człowiek nic 
dla takich nie znaczy. 

Lena się wyprostowała, odgarnęła z twarzy kosmyk włosów, 

brudząc przy tym policzek wilgotną ziemią. 

-  To  ja  jestem  Lena  Fahrenbach  -  powiedziała  z  dumą  w 

głosie. 

Jej słowa poraziły go niczym grom z jasnego nieba. Patrzył na 

nią z niedowierzaniem, jakby miał wrażenie, że sobie z niego 
żartuje. 

- Pani? Pani jest... Lena pokiwała głową. 
-  Tak,  ja.  W  czym  mogę  panu  pomóc?  Mężczyzna 

zaniemówił. Zrozumiał, że ma 

przed sobą największą posiadaczkę ziemską w Fahrenbach, a 

nie jakąś wiejską niezdarę. 

- Kiedy była pani u mnie... 
Lepiej  niech  nie  wymyśla  żadnego  usprawiedliwienia  dla 

swojego zachowania. 

- Przypuszczam, że nie jest to powód pańskiej wizyty - weszła 

mu w słowo. 

Mężczyzna wziął się w garść. 

background image

-  Słyszałem,  że  do  pani  należy  jezioro,  podobnie  jak  las 

ciągnący się w kierunku Bad Helmbach. Chciałbym wynająć 
miejsce na moją łódź, to znaczy mój jacht, w pani przystani, i 
wydzierżawić kawałek lasu na teren łowiecki. 

Lena  otrzepała  ręce  z  ziemi  i  postawiła  kołnierz  kamizelki. 

Było  jej  zimno.  Wprawdzie  już  nie  padało,  ale  wyraźnie  się 
ochłodziło. Zwykle zaprasza gości do domu, ale tego Kollera 
nie zaprosi, za nic w świecie. 

-  Przykro  mi.  Wszystkie  miejsca  do  cumowania  na 

wschodnim brzegu jeziora są już wynajęte i nie oddaję lasu w 
dzierżawę pod teren łowiecki. 

- A co z dziką zwierzyną? 
- Tym zajmuje się leśniczy. 
- Przeprowadziłem się do Fahrenbach, bo wydawało mi się, że 

to  miejsce  zapewni  mi  odpowiednią  jakość  życia.  Jestem 
gotów zainwestować w rozwój wsi, na przykład w rozbudowę 
przystani. Poza tym dobrze zapłacę. 

- Panie Koller, pieniądze nie grają roli. Dla nas, mieszkańców 

Fahrenbach,  odpowiednia  jakość  życia  oznacza,  że  w  naszej 
wsi nie będzie żadnych rewolucyjnych zmian. Jeśli chce pan tu 
mieszkać i nie żałować, że się pan tu sprowadził, musi się 

background image

pan  dostosować  do  naszych  reguł.  Inaczej  nie  będzie  pan 

jednym  z  nas.  Pieniędzmi,  jachtami  i  luksusowymi 
samochodami może pan zrobić wrażenie w Bad Helmbach, ale 
nie tu. 

- Jest pan na mnie zła, bo przepędziłam panią i tę... drugą? 
-  Ta  druga,  jak  raczył  pan  powiedzieć,  jest  właścicielką 

tutejszej  gospody  o  bogatej  tradycji.  Poza  tym  jest  żoną 
naszego  weterynarza  i  właścicielką  rozległych  terenów.  Ale 
ona też nie wydzierżawia terenów łowieckich. Odpowiadając 
na  pana  pytanie,  nie,  nie  jestem  zła.  Razem  z  przyjaciółką 
chciałyśmy jedynie być miłe i powitać pana w naszej wsi. No 
cóż, nie spodobał się panu nasz pomysł. 

- Nie wiedziałem, kim pani jest... 
- Na miłość boską, tym gorzej dla pana. Dzieli pan ludzi na 

kategorie?  Panie  Koller,  powtórzę  raz  jeszcze.  Z  takim 
nastawieniem  do  życia  i  ludzi  podjął  pan  złą  decyzję, 
wprowadzając  się  do  Fahrenbach.  Mamy  tu  zupełnie  inne 
wyobrażenie o życiu i wspólnocie. 

-  Skoro  nie  podoba  się  pani  pomysł  polowania,  to  niech  mi 

pani przynajmniej wynajmie miejsce do cumowania. 

background image

-  To  niemożliwe,  ale  to  nie  ma  żadnego  związku  z  panem. 

Mój  świętej  pamięci  ojciec  jasno  określił,  ile  łodzi  może 
pływać  po  jeziorze,  a  ja  trzymam  się  jego  ustaleń.  Nie  ma 
miejsca na dodatkowe łodzie. 

- A kiedy będzie? 
Lena wzruszyła ramionami. 
- Jak ktoś zrezygnuje. 
- W takim razie niech je pani dla mnie zarezerwuje. 
- Chętnie, ale muszę pana uprzedzić, że kolejka oczekujących 

jest dość długa. 

-  Nie  wierzę  -  rozzłościł  się.  -  Jezioro  jest  ogromne.  Jedna 

łódź więcej czy mniej nie robi przecież różnicy. 

-  Wręcz  przeciwnie  -  powiedziała  Lena.  -  Jezioro  jest 

miejscem wypoczynku dla mieszkańców Fahrenbach, ludzi z 
okolicznych  miejscowości  oraz  turystów.  To  miejsce,  gdzie 
żyją zwierzęta  i  rosną  rośliny,  które  gdzie  indziej  już  dawno 
wymarły.  Ekosystem  w  naszym  jeziorze  nie  został  jeszcze 
zachwiany  i  niech  tak  pozostanie.  Dopóki  ja  będę  o  tym 
decydować, nic się tu nie zmieni. 

- Jedna łódź więcej nie zaszkodzi. 

background image

- Myli się pan. Poza tym, jeśli dla pana zrobię wyjątek, inni 

będą  prosić  o  to  samo.  W  ten  sposób  na  jeziorze  zrobi  się 
tłoczno. 

- Jezioro w Bad Helmbach jest dużo mniejsze i pływa tam cała 

masa jachtów. 

-  Owszem,  tylko  że  jak  wszystkie  wypłyną,  trudno  dostrzec 

choćby kawałek tafli wody. 

Lena nie miała ochoty na dalszą dyskusję. 
-  Przykro  mi,  że  się  pan  na  darmo  fatygował.  Proszę  mi 

wybaczyć,  chcę  jeszcze  trochę  popracować,  zanim  zrobi  się 
ciemno. 

Mężczyzna  aż  trząsł  się  z  gniewu,  ale  nic  nie  powiedział. 

Odwrócił się na pęcie i odszedł, rzucając na pożegnanie: 

- Miłego dnia. 
Lena wróciła do domu po kolejne kwiaty z balkonu. 
Nie miała poczucia triumfu. Wręcz przeciwnie. Była smutna, 

bo do Fahrenbach sprowadzają się ludzie pokroju pana Kollera. 
Dlaczego Huber nic nie powiedział ludziom we wsi, że chce 
sprzedać  swoją  posiadłość?  Na  pewno  znalazłoby  się  jakieś 
rozwiązanie.  Nie  mieliby  teraz  problemów  z  aroganckimi 
bogaczami.  Lena  pocieszała  się  myślą,  że  być  może  inni 
mieszkańcy nowego osiedla 

background image

domków  są  zupełnie  inni.  Koller  zajął  jeden  z  trzydziestu 

nowych  domów.  Mieszkańcy  pozostałych  dwudziestu 
dziewięciu wcale nie muszą być takimi arogantami. 

background image

Wciągu kolejnych dni Lena wielokrotnie sięgała po telefon, 

by zadzwonić do Yvonne. To był odruch, ale nie odważyła się 
wybrać  jej  numeru.  Nie  może  przecież  naciskać,  inaczej 
spotkanie  w  ogóle  nie  dojdzie  do  skutku.  Zresztą  Yvonne 
obiecała, że zadzwoni. Nie powiedziała tylko kiedy. 

Lena  siedziała przy telefonie  i kolejny raz się  zastanawiała, 

czy zadzwonić do Yvonne. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka. 
Stało  się  to  tak  niespodziewanie,  że  aż  podskoczyła. 
Zdyszanym głosem odebrała telefon. 

To  nie  Yvonne  dzwoniła,  lecz  Sylvia.  Wróciła  właśnie  z 

urlopu w Portugalii. 

- Co jesteś taka zdyszana? Biegłaś do telefonu? - roześmiała 

się Sylvia. 

Lena pociągnęła ten temat. 
- Można tak powiedzieć. Tak myślałam, że to ty. Miło słyszeć 

twój głos. Kiedy wróciliście? 

background image

- Dzisiaj w nocy.   
-  Dobrze,  że  już  jesteś.  Chyba  się  za  tobą  stęskniłam  - 

przyznała się Lena. 

- Ja za tobą też. -Jak było? 
- Cudownie... Może wpadłabyś do mnie? Niestety, nie mogę 

się ruszyć z gospody, bo czekam na dostawę towaru. 

- Jasne, kiedy? 
- Najlepiej natychmiast. 
- Dobrze. Tylko uprzedzę Nicolę. Włącz już ekspres do kawy. 
Lena zadzwoniła do Nicoli. 
- Pozdrów od nas Sylvię i Martina - powiedziała Nicola. 
Lena  obiecała  ich  pozdrowić.  Założyła  buty  i  gruby  sweter 

robiony na drutach. Wzięła torbę i skierowała się do wyjścia. 
Już przy drzwiach przypomniała sobie, że nie zabrała komórki. 
Wróciła po nią i schowała do torby. Upewniła się jeszcze, czy 
włączyła automatyczną sekretarkę na telefonie stacjonarnym i 
wyszła z domu. 

Pogoda na szczęście się zmieniła. Nie padało już i nie wiało. 

Niebo zrobiło się błękitne i zaczęło świecić słońce. W liściach 
drzew szumiał 

background image

lekki wiatr i delikatnie strącał ostatnie kolorowe liście. 
Lena uwielbiała kolory jesieni. Liście grusz zabarwiły się na 

żółto,  miejscami  prawie  na  pomarańczowo,  liście  klonu 
mieniły  się  czerwienią,  a  dębu  -  odcieniem  rudego.  Liście 
kasztanów  zrobiły  się  żółte  jak  słońce,  a  lipy  miały  barwę 
spranej zieleni. 

Koniecznie  musi  pójść  dzisiaj  z  psami  na  długi  spacer  albo 

osiodła Bondiego i zrobi sobie przejażdżkę nad jeziorem. 

Początkowo Bondi niechętnie dawał się osiodłać, ale teraz nie 

stwarzał już żadnych problemów. Parskał z radości, kiedy Lena 
zakładała mu siodło - piękny prezent od Isabelli. Lena odkryła 
już kilka wspaniałych tras na przejażdżkę, ale najpiękniej było 
galopować nad rzeką. 

Tak, przejażdżka konna. To dobry pomysł. Wciąż nie mogła 

uwierzyć  w  szczęście,  jakie  ją  spotkało.  Tego  wspaniałego 
konia dostała w prezencie! A wszystko zawdzięcza Martinowi. 
To  on  uratował  Bondiego  przed  rzeźnią.  Poprzednia 
właścicielka  konia  nie  dawała  sobie  z  nim  rady.  Kiedy  się 
zranił, postanowiła się go natychmiast pozbyć. 

background image

W podobny sposób trafiła do niej jej mała słodka Lady. Jacyś 

chłopcy  wyciągnęli  ją  ze  studni  i  uratowali  jej  ^cie.  Martin 
odkarmił ją, a potem suczka znalazła swój dom w posiadłości 
Leny. 

Lena dojechała do rynku. Zaparkowała obok gospody Sylvii. 

Gospoda  mieściła  się  w  imponującym  budynku.  Przed 
wejściem stały dwie potężne lipy. Jej trochę już pobladłe liście 
mieniły się w promieniach jesiennego słońca, dzięki czemu to 
miejsce wydawało się niezwykle romantyczne. 

Zapewne przez okno Sylvia zobaczyła, że Lena przyjechała, 

bo  wyszła  przyjaciółce  na  spotkanie.  Witała  ją  z  otwartymi 
ramionami. 

- Jak to dobrze, że tak szybko przyjechałaś. Mam ci dużo do 

opowiedzenia. 

-  Wyglądasz  cudownie  -  stwierdziła  Lena  bez  cienia 

zazdrości,  kiedy  weszły  do  zaludnionej  gospody.  - 
Promieniejesz szczęściem, masz piękną opaleniznę i wyraźnie 
się  już  zaokrągliłaś  -  powiedziała  i  delikatnie  pogłaskała 
Sylwię po okrągłym brzuszku. - A wy, tam w brzuszku mamy, 
co u was? 

- Tym to dobrze. Jeszcze się nie urodziły, a już są głaskane i 

przytulane. 

background image

Usiadły  przy  stoliku  z  tabliczką  „Rezerwacja",  na  którym 

czekała już kawa i interesująco wyglądające ciasteczka. 

-  Te  ciasteczka  to  niebo  w  gębie  -  rozmarzyła  się  Sylvia.  - 

Przywiozłam je z Portugalii. Codziennie się nimi opychałam. 
Zabierzesz  trochę  dla  Ni-coli.  Ona  uwielbia  słodycze.  Dla 
ciebie,  Aleksa  i  Daniela  przywiozłam  trzy  różne  likiery 
ziołowe.  Podobno  są  świetnie.  Może  was  jakoś  zainspirują  i 
uruchomicie  wreszcie  destylarnię.  To  skandal,  żeby  taka 
nowoczesna  linia  produkcyjna  stała  bezużytecznie  i  działał 
jedynie dział ekspedycji i magazyn. Spróbujcie wyprodukować 
coś, co będzie przypominać waszą Fahrenbachówkę. 

-  To  się  nie  uda.  Receptura  Fahrenbachówki  jest  czymś 

zupełnie  wyjątkowym.  Poza  tym  opracowanie  receptury 
nowego trunku pochłonie dużo czasu i pieniędzy. Musiałabym 
zatrudnić jakiegoś fachowca. Sami nie dalibyśmy rady. Dzisiaj 
możesz  wprowadzić  na  rynek  jedynie  coś  zupełnie 
wyjątkowego.  Inaczej  nie  podbijesz  serc  konsumentów.  Mój 
brat próbował wprowadzić na rynek tego dalimona, wiesz, ten 
gorzki  trunek.  I  co?  Kompletna  klapa.  Stracił  tylko  masę 
pieniędzy. A przecież to był gotowy produkt. 

background image

- Dalimon był przebojem jednego sezonu. To zrozumiałe, że 

nie  mógł  długo  utrzymać  się  na  rynku.  U  mnie  zupełnie  nie 
szedł. Tym bardziej teraz. Jak ktoś ma ochotę na jakiś gorzki 
trunek, zamawia coś sprawdzonego, na przykład campari. 

-  Nie  mówmy  już  o  alkoholach.  Są  ciekawsze  tematy.  Ale 

dziękuję za prezenty. Naprawdę nie trzeba było. Nie musisz z 
każdej podróży przywozić nam prezentów. 

-  Ty  też  zawsze  nam  przywozisz.  Lena  wzięła  ciastko  i  je 

ugryzła. 

-  Hmm,  bardzo  dobre,  zaraz,  zaraz,  czuję  migdały  i 

pomarańcze. 

- Zgadza się. Cieszę się, że ci smakują. Ty też możesz trochę 

dostać. 

- Nie, dziękuję. Wiesz, że nie jestem amatorką słodkiego. 
-  W  przeciwieństwie  do  mnie.  Teraz,  kiedy  jestem  w  ciąży, 

jest  jeszcze  gorzej.  Muszę  się  pilnować.  Inaczej  urosnę  jak 
ciasto drożdżowe. Po porodzie też chciałabym być atrakcyjna 
dla męża. 

- Zawsze jesteś dla niego atrakcyjna, szczupła czy okrąglutka. 

Martin  nie  jest  mężczyzną,  dla  którego  liczy  się  jedynie 
wygląd. Przecież wiesz, 

background image

że  dla  niego  najważniejsze  są  dusza  człowieka  oraz  jego 

charakter. 

-  To  prawda.  Ach,  Leno,  trudno  mi  wyrazić  słowami,  jaki 

cudowny był ten urlop. Zupełnie inny niż poprzednie i inny niż 
nasza podróż poślubna. Było... - Sylvia zastanawiała się przez 
chwilę. - Tak, chyba mogę tak powiedzieć. Było tak, jakbyśmy 
zatracili poczucie czasu i przestrzeni. Byliśmy tylko dla siebie. 
Jakby ktoś zamknął nas w kokonie, do którego nikt poza nami 
nie  miał  dostępu.  Przed  urlopem  wybraliśmy  miejsca,  które 
chcemy  zwiedzić,  ale  nic  z  tego  nie  zobaczyliśmy. 
Mieszkaliśmy  w  małym  hotelu  na  uboczu.  Wychodziliśmy  z 
niego tylko na długie spacery. Wiesz, to dziwne. Znamy się z 
Martinem  już  tak  długo.  W  końcu  razem  dorastaliśmy  w 
Fahrenbach,  ale  w  czasie  tego  urlopu  dowiedzieliśmy  się  o 
sobie tak dużo, jak nigdy przedtem. Odkryliśmy w sobie cechy, 
których wcześniej po prostu nie widzieliśmy. Rozmawialiśmy 
o naszych marzeniach, lękach i wiesz co? - Sylvia wychyliła się 
do przodu i spojrzała przyjaciółce prosto w oczy. - Kiedy dzieci 
po raz pierwszy poruszyły się w brzuchu, Martin zaczął pisać 
pamiętnik. Codziennie coś zapisuje. 

background image

Niesamowite.  Lena  wzruszyła  się.  Chociaż  w  zasadzie  to 

podobne do Martina. Jest przecież człowiekiem zamkniętym w 
sobie, o niezwykle bogatym wnętrzu, który małymi kroczkami 
odkrywa swoją duszę przed innymi. 

-1 co pisze? 
Sylvia wzruszyła ramionami. 
- Nie mam pojęcia. Nie wiem, o czym można tak długo pisać. 
- Wiesz, to wspaniale, że Martin pisze pamiętnik. Taki mąż to 

prawdziwa wygrana na loterii. Niełatwo znaleźć kogoś takiego 
jak on. 

- To prawda - przyznała Sylvia; - Wiesz, co w tym wszystkim 

jest najpiękniejsze? Pobraliśmy się  z Martinem, bo mieliśmy 
podobne  wyobrażenie  o  życiu,  małżeństwie  i  rodzinie,  bo 
wiedzieliśmy, czego możemy się po sobie spodziewać i co nas 
czeka.  Dopiero  po  ślubie  okazało  się,  że  jesteśmy  dla  siebie 
kimś  więcej  niż  tylko  małżonkami.  Odnaleźliśmy  w  sobie 
bratnie  dusze,  jak  ty  to  zwykle  nazywasz.  Martin  jest 
mężczyzną moich marzeń, moją wielką, ogromną miłością. 

- A  ty jego. 
-  Owszem.  Jesteśmy  jak  papużki  nierozłączki,  jak  dwie 

połówki tego samego jabłka. Już nie 

background image

umiałbym bez niego żyć. Czasem myślę, że dwoje ludzi nie 

zasługuje na tyle szczęścia. 

Lena  sięgnęła  po  filiżankę  z  kawą  i  zanim  się  napiła, 

powiedziała: 

-  Droga  przyjaciółko,  pleciesz  teraz  trzy  po  trzy.  Ciesz  się 

swoim szczęściem i dziękuj Bogu, że ci je dał. 

- Nic innego nie robię. Nawet nie wiesz, jak często chodzę do 

naszej  kapliczki  i  zapalam  świeczki.  To  ja  zużywam  ich 
najwięcej. 

- Niekoniecznie. Rekord należy chyba do mnie, a jeśli nie, to 

na  pewno cię doganiam. A tak na  marginesie, Thomas był u 
mnie. Przyjechał na cały tydzień, kiedy byliście na urlopie. Nie 
mogłam  uwierzyć  w  swoje  szczęście...  Stęsknił  się  za  wami. 
Miał  ochotę  na  spotkanie  w  czwórkę.  Chyba  chodził  mu  po 
głowie  wspólny  wieczór,  jak  wtedy,  gdy  po  latach 
urządziliśmy spotkanie przy grillu i piwie. 

- Szkoda, że się nie spotkaliśmy. Martin pewnie też chętnie by 

się  z  nim  zobaczył.  On  i  Thomas  dobrze  się  dogadują.  Nie 
wiedziałam, że ma przyjechać - stwierdziła Sylvia. 

-  Ja  też.  Przyjechał  zupełnie  niespodziewanie.  Pewnego 

wieczoru stanął po prostu w moich 

background image

drzwiach.  W  pierwszym  momencie  pomyślałam,  że  mam 

halucynacje. Zaskoczył mnie. 

- Wyobrażam sobie. Kiedy znów przyjedzie? 
-  Nie  mam  pojęcia.  Sama  wiesz,  jak  z  nim  jest.  Nigdy  nie 

powie nic konkretnego... Zobacz, co od niego dostałam. 

Lena pokazała przyjaciółce medalion - prezent od Thomasa. 
- Piękny - zachwycała się Sylvia. 
- Jeśli chodzi o prezenty, jest nie do pobicia. Zawsze wymyśli 

coś szczególnego. 

- To prawda. 
- Jest w środku zdjęcie? 
-  Tak.  Medalion  można  otworzyć.  Sam  włożył  do  środka 

swoje zdjęcie. Takie, na którym śmieje się z całego serca. 

Lena otworzyła medalion. 
Sylvia spojrzała na zdjęcie Thomasa. 
- Cały Thomas. Leno, musisz mu wreszcie powiedzieć, że już 

pora  zamknąć  sprawy  w  Stanach  i  przeprowadzić  się  do 
Niemiec. 

Lena  nie  chciała  mówić  Sylvii,  że  Thomas  jest  w  tym 

względzie bardzo tajemniczy, niczego nie obiecuje, a ona sama 
przestała  już  pytać.  Sylvia  tego  nie  zrozumie.  Jest  kobietą 
mocno stąpającą 

background image

po  ziemi.  Świat  jest  dla  niej  albo  szafiry,  albo  biały.  Lena 

zmieniła temat. 

- Muszę ci coś powiedzieć, zanim zapomnę. Zgadnij, kto był u 

mnie w posiadłości. 

- Twój brat Frieder. Twarz Leny spochmurniała. 
- Nie. On w ogóle ze mną nie rozmawia. Przyszedł do mnie 

ten  typ,  do  którego  poszłyśmy  z  chlebem  i  solą,  a  on  nas 
przepędził jak dwie głupie wieśniaczki. 

- Chciał cię przeprosić? , 
-  On  i  przeprosiny?  Chyba  żartujesz.  Przyszedł,  bo  chciał 

wynająć  miejsce  dla  swojego  jachtu  i  wziąć  kawałek  lasu  w 
dzierżawę pod teren łowiecki. 

-  Nie  wierzę.  Musisz  mi  wszystko  dokładnie  opowiedzieć. 

Zaczekaj, przyniosę świeżą kawę. 

background image

Lena cieszyła się, że Sylvia znowu jest w Fahrenbach. Jednak 

z  dnia  na  dzień  robiła  się  coraz  bardziej  niespokojna,  bo 
Yvonne nie dzwoniła. 

Była już prawie pewna, że Yvonne nie zadzwoni, bo wszystko 

jeszcze  raz  przemyślała  i  zdecydowała  inaczej.  Co  teraz 
zrobić? 

Jeszcze raz zadzwonić do jej gabinetu i poprosić o spotkanie? 
Lena  nie  miała  odwagi.  W  końcu  Yvonne  obiecała,  że  się 

odezwie.  Jej  telefon  na  pewno  by  ją  rozzłościł.  Nie  może 
pokazać, że jest taka niecierpliwa. Za nic w świecie nie może 
sobie  pozwolić  na  popełnienie  choćby  najmniejszego  błędu. 
Ciągle  nosiła  ze  sobą  komórkę.  Jeśli  zapomniała  jej  zabrać, 
natychmiast po nią wracała. 

Lena  porównała  siebie  do  bohatera  starego  serialu 

telewizyjnego. W filmie pewien mężczyzna 

background image

uciekał  przed  kimś  lub  przed  czymś  i  zawsze  miał  ze  sobą 

walizkę.  Mężczyzna  z  walizką.  Ona  była  teraz  kobietą  z 
komórką.  Wprawdzie  przed  nikim  nie  uciekała,  ale  komórka 
stała się teraz jej atrybutem. 

Ten  niecierpliwie  wyczekiwany  telefon  zadzwonił  w 

momencie, w którym zupełnie się go nie spodziewała. 

Był  niedzielny  wieczór.  Lena  siedziała  w  swojej  małej 

bibliotece  i  czytała.  W  kominku  strzelały  iskry,  a  ciepło 
wypełniało  cały  pokój,  jak  przystało  na  przyjemne  domowe 
ognisko. Lena zagłębiła się w lekturze jakiejś ciekawej książki. 

Kiedy zadzwonił telefon, niechętnie po niego sięgnęła. 
Kto może dzwonić w niedzielę wieczorem? Nie miała ochoty 

na pogaduszki. Chciała dalej czytać. 

- Fahrenbach - odebrała niekoniecznie miłym głosem. 
Dopiero  wtedy,  gdy  się  zorientowała,  kto  dzwoni,  poprawił 

jej się humor. Yvonne! 

- Przepraszam, że  dzwonię tak późno. Wróciłam właśnie od 

ojca,  z  którym  zazwyczaj  spędzam  weekendy...  Chciałabym 
pani zaproponować termin spotkania. Może być środa, czyli za 
trzy dni? 

 

background image

- Oczywiście. 
Lena  pojechałaby  nawet  w  środku  nocy,  gdyby  zaszła  taka 

potrzeba. 

- Świetnie. O szesnastej? 
- Zgoda. 
- W takim razie podam pani mój adres. 
- Już mam. Ulica Leśna 10. Yvonne roześmiała się. 
Jej śmiech był serdeczny i niewymuszony. 
-  Zadała  sobie  pani  dużo  trudu,  żeby  zdobyć  informacje  o 

mnie. 

- Można tak powiedzieć. 
-  Nadal  nie  chce  mi  pani  wyjawić  powodu  swoich 

poszukiwań? 

- Nie przez telefon. Zrozumie mnie pani, kiedy się spotkamy. 
-  Dobrze.  W  takim  razie  muszę  się  uzbroić  w  cierpliwość. 

Mam nadzieję, że to nie będzie stracony czas. 

- Na pewno nie - powiedziała Lena z pełnym przekonaniem. 
- W takim razie do środy. Miłego wieczoru. 
- Nawzajem. Dziękuję za telefon. 
Nie była pewna, czy Yvonne usłyszała jej ostatnie słowa. Ale 

nieważne. 

 

background image

Nareszcie, nareszcie ułoży ostatni element układanki i będzie 

mogła przedstawić Nicoli jej córkę. 

Lena była tak podekscytowana, że zamknęła książkę. Chociaż 

książka była ciekawa i chętnie dowiedziałaby się, co było dalej, 
nie była w stanie się skoncentrować na treści. 

Spotka się z Yvonne. 
Tylko o tym mogła teraz myśleć. 
Wpatrywała się w ogień, który łapczywie pochłaniał bukowe 

polana.  Małe  iskierki  tańczyły nad  paleniskiem.  Kiedy  ogień 
strawił polana, pojawił się jasny popiół. 

Lena  wstała  i  dołożyła  dwa  duże  polana...  Już  po  chwili 

płomienie łapczywie się w nie wgryzły. 

Lena przyglądała się grze płomieni. 
W  środę  po  południu  spotka  się  z  Yvonne.  Jak  Yvonne 

przyjmie wiadomość, że Lena chce doprowadzić do spotkania 
z jej biologiczną matką? 

Ciekawe, jak wygląda... 
Jest podobna do Nicoli czy raczej do ojca? Oby nie do ojca. 
To  jakaś  ironia  losu,  że  Yvonne  dorastała  w  miasteczku,  w 

którym  mieszka  jej  biologiczny  ojciec.  Może  nawet  go  zna, 
tylko nie wie, kim jest. 

 

background image

Yvonne na pewno chodziła z rodzicami do jego restauracji. W 

końcu to najlepsza restauracja w mieście. 

Nie  powie  Yvonne,  kim  jest  jej  biologiczny  ojciec.  Tylko 

Nicola może jej to wyznać. 

Lenie  zależy  jedynie  na  tym,  by  po  wielu  latach  połączyć 

matkę  i  córkę.  Może  wtedy  Nicola  zazna  spokoju  ducha. 
Yvonne też jest pewnie ciekawa, jakie są jej korzenie. 

Lena zastanawiała się, jak najlepiej przekazać jej wiadomość 

o matce. Im dłużej nad tym myślała, tym bardziej miała pustkę 
w głowie. Nie mogła wpaść na żaden dobry pomysł. 

Oparła  się  i  zamknęła  oczy.  Zasnęła  i  obudziła  się  dopiero 

wtedy, gdy zrobiło jej się zimno. 

Ogień  już  dawno  wygasł.  Została  jedynie  niewielka  kupka 

popiołu. 

Wstała i się przeciągnęła. Spojrzała na zegarek. 
Była czwarta nad ranem. 
Chyba już czas położyć się do łóżka. 
Miała przed sobą pracowity dzień. Chciała wreszcie ruszyć z 

kampanią reklamową ajerkoniaku Schaapendonka. 

Zgasiła światło i poszła na górę. Najchętniej wzięłaby teraz 

gorącą kąpiel, ale pomysł wydał jej 

 

background image

się trochę niebezpieczny. Obawiała się, że zaśnie w wannie. 
Pośpiesznie się rozebrała, umyła zęby i twarz. Dzisiaj nie była 

tak staranna i dokładna jak zwykle. Założyła koszulę nocną i 
położyła się do łóżka. 

Zanim  zgasiła  światło,  spojrzała  na  zdjęcie  w  skromnej 

srebrnej ramce. 

- Tak, najdroższy - powiedziała cicho. - Będą się działy ważne 

rzeczy, a ty nie będziesz mógł w nich uczestniczyć. 

Lena owinęła się puchową kołdrą, położyła się na boku i w 

ciągu kilku minut zasnęła. 

W nocy śniła jej się Yvonne. Zbliżała się do niej z ogromną 

strzykawką. Chciała jej wbić igłę w rękę. Lena bała się, chciała 
powstrzymać Yvonne, ale kobieta tylko się śmiała. Lena była 
zrozpaczona, broniła się i mocno popchnęła Yvonne. Kobieta 
straciła równowagę i upadła. Lena chciała jej pomóc wstać, ale 
zauważyła,  że  to  wcale  nie  Yvonne  leży  na  ziemi  ze 
strzykawką w ręku, tylko ten arogancki pan Koller. 

Podniósł się z ziemi i gonił Lenę. 
Yvonne zniknęła. 
Lena szybko biegła przez jakieś pola. Zbiegła ze wzgórza nad 

rzekę. Znalazła tam jakąś łódkę. 

 

background image

Odetchnęła  z  ulgą  i  wskoczyła  do  łódki,  ale  zauważyła,  że 

łódka nie ma dna. Lena zanurzała się coraz bardziej, była już 
pod  wodą,  a  na  powierzchni  wody  tworzyły  się  bąbelki  w 
miejscu, gdzie pochłonęła ją rzeka... 

Obudziła  się  z  krzykiem  na  ustach.  Serce  o  mało  nie 

wyskoczyło  jej  z  piersi.  Wymacała  włącznik  przy  nocnej 
lampce.  Uspokoiło  ją  dopiero  światło,  które  rozjaśniło 
sypialnię. 

Starała się wyrównać oddech. 
Pomału wracała do siebie. 
To był tylko sen. Odetchnęła z ulgą, zgasiła światło i znowu 

się położyła. 

Zastanawiała się nad znaczeniem tego snu. Nie była w stanie 

trzeźwo myśleć. Zamknęła oczy. 

Ogarnęła  ją  senność.  Znowu  zasnęła.  Tym  razem  spała 

mocnym snem. Już nic jej się nie śniło. 

background image

Lena  starała  się  ukryć  swoje  zdenerwowanie.  Niestety 

bezskutecznie. 

Na  szczęście  ani  Nicola,  ani  Aleks  i  Daniel  niczego  nie 

podejrzewali. 

Zdenerwowanie  Leny  tłumaczyli  wprowadzeniem  na  rynek 

nowego  produktu.  Kiedy  Lena  w  środę  rano  wyjechała  z 
posiadłości, myśleli, że pojechała do klientów. 

Głupotą było wyjeżdżanie już z samego rana. Do Hersbeck, 

gdzie mieszka Yvonne, jechało się trzy godziny, a umówione 
były dopiero na czwartą po południu. 

W normalnych okolicznościach Lena wyjechałaby dopiero o 

dwunastej. I tak miałaby godzinę zapasu na ewentualne korki i 
inne przerwy w podróży. 

Ale to nie były normalne okoliczności. Wolała posiedzieć w 

kawiarni czy pochodzić po Hersbeck 

 

background image

lub  robić  coś  innego,  byleby  tylko  punktualnie  o  czwartej 

zadzwonić do drzwi Yvonne. 

Teraz, kiedy jest tak blisko celu, nic nie może pójść nie tak. 
Lena  długo  się  zastanawiała,  w  co  powinna  się  ubrać. 

Zdecydowała  się  na  brązowe  spodnie,  karmelowy  sweterek  i 
karmelowy żakiet z wełny. 

Tak będzie jej wygodnie. W tym czuje się dobrze i wygląda 

porządnie.  Chce  zrobić  na  Yvonne  dobre  wrażenie.  Założyła 
płaskie buty, które doskonale pasowały do stylu jej ubioru. Z 
biżuterii  miała  jedynie  medalion,  bransoletkę  od  Thomasa  i 
skromny  zegarek.  Gładko  uczesała  włosy  i  zrobiła  leciutki 
makijaż. Położyła trochę różu na policzkach, żeby zatuszować 
bladość na twarzy, lekko umalowała usta i brwi i skropiła się 
delikatnie ulubionymi perfumami. 

Była zdenerwowana. Na niczym nie mogła się skupić. Nic do 

niej nie docierało, ani audycje w radiu, ani piosenki z ulubionej 
płyty. 

Jej myśli krążyły wokół Yvonne. 
Co najpierw powiedzieć? 
Jak Yvonne przyjmie jej słowa? 
Ma wrażliwość i wyrozumiałość matki? Jeśli tak, to zrozumie, 

jeśli nie... 

 

background image

W  kółko  myślała  o  tym  samym.  Nie  mogła  się  skupić  na 

prowadzeniu  samochodu.  Kiedy  o  mało  nie  spowodowała 
stłuczki i jakiś rozwścieczony kierowca zaczął na nią trąbić, na 
najbliższym  zjedzie  zjechała  z  autostrady  i  zatrzymała  się. 
Wysiadła  z  samochodu  i  przeszła  kawałek  lokalną  drogą,  na 
której prawie wcale nie było ruchu. Tak dalej być nie może. W 
takim stanie nie może prowadzić samochodu. Zagraża nie tylko 
sobie, lecz również innym uczestnikom ruchu. 

Układanie w myślach tego, co powie, nie ma sensu. Przecież 

nie  pisze  ulotki  reklamowej.  Będzie  rozmawiać  z  żywym 
człowiekiem. Nie jest w stanie zaplanować i przewidzieć jego 
reakcji. 

W dotychczasowym życiu zawsze polegała na swojej intuicji. 

Teraz też musi jej zaufać. Jeszcze nigdy jej nie zawiodła. Teraz 
też nie zawiedzie. 

Lena  postanowiła  wrócić  do  samochodu.  Kiedy  doszła  do 

auta,  zatrzymało  się  przy  niej  granatowe,  trochę  poobijane 
kombi. 

Za  kierownicą  siedział  młody  mężczyzna.  Opuścił  trochę 

szybę i zapytał: 

- Coś się stało? Potrzebuje pani pomocy? 
Lena  spojrzała  na  niego  zaskoczona.  Ktoś  chce  jej  pomóc. 

Uśmiechnęła się. 

 

background image

-  Nie,  dziękuję.  Wszystko  w  porządku.  Chciałam  jedynie 

rozprostować kości. 

-  Rozprostować  kości?  Tu  na  tym  odludziu?  Po  jego  minie 

widać było, że uważa jej pomysł 

za niedorzeczny. Nawet nie czekał na odpowiedź. 
- W zasadzie co mnie to obchodzi. Przyjemnej podróży. 
Uruchomił samochód i odjechał. 
- Dziękuję - krzyknęła Lena. - To miło z pana strony, że chciał 

mi pan pomóc. 

Lena  wsiadła  do  samochodu,  zawróciła  i  pojechała  w 

kierunku wjazdu na autostradę. Dopiero wtedy, gdy włączyła 
się  do  płynnego  ruchu,  uświadomiła  sobie,  co  właściwie 
zrobiła. 

Wcale  nie  musiała  zjeżdżać z  autostrady, żeby sobie  zrobić 

przerwę. Mogła przecież zajechać do jednej z wielu zatoczek. 
Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo była rozkojarzona. Musi 
się wziąć w garść. Nie może sobie pozwolić na robienie takich 
głupot. 

Lena  miała  jeszcze  dużo  czasu.  Jechała  prawym  pasem  za 

jakąś  ciężarówką.  Sięgnęła  do  schowka  z  płytami  i  wyjęła 
pierwszą lepszą. Spojrzała, co wzięła. Rod Steward. Składanka 
utworów śpiewanych pierwotnie przez innych wykonawców. 

 

background image

Włożyła płytę do odtwarzacza.   
-  I  only  have  eyes  for  you...  -  śpiewał  Steward  swoim 

charakterystycznym głosem. 

- Mam oczy tylko dla ciebie... 
Znała na pamięć tekst piosenki. Zaczęła sobie podśpiewywać. 

Muzyka ją wyciszyła. Po drugiej piosence znudziła jej się jazda 
za ciężarówką. Zjechała na lewy pas i dodała gazu. 

Niebo  było zachmurzone, ale  na  szczęście  nie  padało.  Było 

bardzo  zimno  jak  na  tę  porę  roku.  Lena  tęskniła  za  złotą 
jesienią i miała nadzieję, że jeszcze nastaną słonecznie jesienne 
dni. 

- Smile - śpiewał Rod Steward. 
Lena była już na tyle spokojna, że mogła spełnić jego prośbę. 

background image

Hersbeck  było  małym,  tętniącym  życiem  miasteczkiem  ze 

starym centrum i wieloma nowymi budynkami. Dzięki dobrym 
planom zabudowy przestrzennej miasta nowe budynki wpisały 
się  w  charakter  architektury  miasteczka  i  nie  psuły  jego 
wyglądu. 

Lena przyjechała do Hersbeck o wiele za wcześnie. Najpierw 

odnalazła ulicę Leśną. 

Dom  pod  numerem  dziesięć  był  okazałą  starą  kamienicą  w 

bardzo dobrym stanie. Lena zatrzymała się tuż przed nią. 

Wysiadła  z  samochodu  i  przyglądała  się  lśniącej  mosiężnej 

tabliczce  z  przyciskami  przy  nazwiskach  lokatorów.  W 
kamienicy  mieszkało  pięć  rodzin.  Na  tabliczce  przy 
najwyższym  przycisku  prostymi  literami  wygrawerowano 
„Wiedemann". To znaczy, że Yvonne mieszka na najwyższym 
piętrze. 

 

background image

Lena właśnie chciała się odwrócić, kiedy otworzyły się drzwi 

domu. Z kamienicy wyszła starsza kobieta. 

-  Kogoś  pani  szuka?  -  zapytała  i  spojrzała  na  Lenę 

badawczym wzrokiem. 

- Tak, pani doktor Wiedemann - odpowiedziała szybko. 
Twarz kobiety złagodniała. 
- O tej porze nigdy nie ma jej w domu. Jest w gabinecie. Niech 

pani  tam  spróbuje...  Wie  pani,  gdzie  jest  gabinet  doktor 
Wiedemann? 

- Tak, dziękuję. 
Lena  odwróciła  się  i  wsiadła  do  samochodu.  Pojechała  do 

centrum. Wjechała w jedną z uliczek prowadzących od rynku. 
Na  jednym  z  nowoczesnych  budynków  spostrzegła  szyld 
gabinetu Yvonne. 

Dr Yvonne Wiedemann 
Gabinet pediatryczny 
i... 
Nie  zdążyła  doczytać.  Musiała  jechać  dalej,  nie  mogła 

przecież tamować ruchu. 

Poszukała parkingu. Zaparkowała i upewniła się, że parking 

jest bezpłatny. Bez celu chodziła po ulicach miasteczka. 

 

background image

Hersbeck  zrobił  na  niej  dobre  wrażenie.  Na  wystawach 

sklepowych  widziała  ładne  rzeczy,  a  nie  jakieś  wyszukane. 
Modne ubrania i buty w przyzwoitej cenie. 

Niektóre  rzeczy  tak  jej  się  spodobały,  że  w  innych 

okolicznościach  na  pewno  by  je  kupiła,  ale  teraz  nie  miała 
ochoty na zakupy. Była zbyt zdenerwowana i myślami błądziła 
gdzie indziej. 

Zobaczyła małą restaurację i bez namysłu weszła do środka. 

Wprawdzie było dużo gości, ale tu i ówdzie były jeszcze wolne 
stoliki.  Lena  wypatrzyła  mały  stolik  i  ruszyła  w  jego  stronę. 
Ledwo usiadła, a już była przy niej kelnerka z kartą dań. 

- Poza daniami z karty mamy jeszcze danie dnia. Polędwica z 

ziemniakami pieczonymi w folii i sałatka z różnych warzyw... 
Wszystko za dziewięć euro dziewięćdziesiąt. 

Lena nie zastanawiała się długo. 
- Świetnie, proszę danie dnia. 
- Co podać do picia? 
-  Sok  jabłkowy  z  wodą  mineralną.  Kelnerka  zanotowała 

zamówienie Leny.   

-Jaki sos? 
Lena nie uważała. Podniosła wzrok i spojrzała na kobietę. 
 

background image

- Słucham? 
- Jaki sos do sałatki? Amerykański? Francuski? 
- Francuski. 
Kobieta skinęła i odeszła. 
Lena  rozejrzała  się.  Restauracja  była  urządzona  w  stylu 

rustykalnym. 

Na podłodze leżały kwadratowe płytki z brązowego kamienia, 

ściany były pomalowane na biało. Tu i ówdzie przymocowano 
ciemnobrązowe drewniane belki. Wystrój wnętrza był typowy 
dla  lat  siedemdziesiątych.  Wnętrze  wyglądało  bardzo 
przyzwoicie,  goście  restauracji  też.  Siedzieli  tu  różni  ludzie. 
Starsze małżeństwa i młodzi mężczyźni w garniturach, matki z 
dziećmi i młode kobiety obstawione wypchanymi torbami na 
zakupy.  Przegląd  przez  całe  społeczeństwo.  Zupełnie  jak  w 
gospodzie Sylvii. Tu też spotykali się różni ludzie. 

Przyszła  kelnerka.  Przyniosła  Lenie  sok.  Na  stole  położyła 

serwetki i sztućce. Przyprawy przesunęła trochę na bok. 

- Czy podać najpierw sałatkę? - zapytała grzecznie. - Czy chce 

pani ją zjeść razem z daniem głównym? 

- Nie, przed - powiedziała Lena. 
 

background image

Kobieta pokiwała głową i odeszła. 
Po  chwili  wróciła  z  dużą  porcją  sałatki,  która  wyglądała 

smakowicie  i  równie  dobrze  smakowała.  Lena  jadła  z 
apetytem.  Na  talerzu  znajdowały  się  różne  gatunki  sałaty, 
papryka,  pomidory,  które  nawet  smakowały  jak  pomidory, 
ogórek i świeże zioła. Sos był równie doskonały. 

I  to  ma  być  tylko  dodatek?  W  innym  miejscu  taka  sałatka 

kosztowałaby  pięć  euro.  Na  szczęście  w  Hersbeck, 
przynajmniej w tej restauracji, świat jeszcze nie oszalał. 

Ledwo  Lena  odstawiła  na  bok  talerz  po  sałatce,  na  którym 

zostawiła kilka listków sałaty, a już podano danie główne. 

Wszystko wyglądało niezwykle apetycznie. Porcja polędwicy 

nie  za  duża  i  nie  za  mała,  duży  ziemniak,  na  którym  masło 
ziołowe zaczęło się już topić i spływać po obydwu stronach. 
Do tego sos podany w odrębnej porcelanowej sosjerce. Talerz 
udekorowano  sałatą.  Dodatkowo  podano  przyrumienione 
pieczywo czosnkowe. 

-  Smacznego  -  powiedziała  kelnerka.  -  Proszę  powiedzieć, 

jeśli będzie pani chciała więcej sosu. 

Lena  podziękowała  i  z  podziwem  spoglądała  na  skarby  na 

talerzu. Niesamowite. Tyle jedzenia 

 

background image

za tak mało pieniędzy. Lena odkroiła kawałek mięsa. Stek był 

średnio  wysmażony,  dokładnie  taki,  jak  lubi.  Smakował 
wyśmienicie. 

Lena zajęła się jedzeniem. Jadła ze smakiem. 
Po  jedzeniu  zamówiła  jeszcze  kawę.  Była  gorąca, 

aromatyczna i postawiła ją na nogi. 

Z  restauracji  wyszła  zadowolona.  Kelnerce  dała  sowity 

napiwek. 

Na  zewnątrz  zatrzymała  się.  Miała  jeszcze  trochę  czasu. 

Zastanawiała się, co będzie robić. 

Wtedy dostrzegła wieżę kościoła. Kościół musiał być gdzieś 

niedaleko. Postanowiła, że pójdzie go zobaczyć. 

Kościół był jednak dalej, niż początkowo sądziła. Oby trafiła 

do  samochodu.  Trochę  straciła  orientację  i  nie  do  końca 
wiedziała, gdzie teraz jest. 

Zatrzymała się przed kościołem i spojrzała w górę. Budowla 

w stylu gotyckim, nieotynkowana cegła palona. 

Weszła  do  środka.  Ktoś  grał  na  organach  o  zadziwiająco 

dobrym brzmieniu. 

Lena usiadła w jednej z ławek na końcu kościoła. Zamknęła 

oczy i słuchała muzyki. Organista grał kantaty Bacha. Dzięki 
swojej prostej formie 

 

background image

działały  na  Lenę  niezwykle  uspokajająco.  Ze  wszystkich 

klasyków  najbardziej  lubiła  Bacha.  Kiedy  jeszcze  żył  ojciec, 
często  chodziła  z  nim  na  koncerty  organowe.  To  on 
zainteresował ją Bachem i zaszczepił miłość do jego utworów. 

Muzyka umilkła. Lena otworzyła oczy i rozejrzała się. Była w 

kościele  sama.  Czekała  jeszcze  przez  chwilę  w  nadziei,  że 
organista  zacznie  grać  dalej.  Usłyszała  jedynie  dźwięk 
odstawianego krzesła, potem oddalające się kroki. Nic z tego. 
Szkoda. 

No trudno, ale i tak miała szczęście. Intuicja podpowiedziała 

jej, żeby przyjść do kościoła i akurat trafiła na koncert. Wstała i 
wyszła  z  kościoła.  Już  na  zewnątrz  próbowała  sobie 
przypomnieć, jaką drogą tu przyszła. 

Pierwsza próba nie powiodła się. Zabłądziła. Prawie wpadła 

w  panikę,  ale  już  po  chwili  zorientowała  się,  że  wszystkie 
uliczki w centrum prowadzą do rynku. Co za ulga! 

Lena  spojrzała  na  zegarek.  Miała  jeszcze  pół  godziny. 

Zobaczyła  księgarnię  i  weszła  do  środka.  Książki  były  jej 
pasją. 

Księgarnia nie była duża, ale za to świetnie zorganizowana. 
 

background image

Lena brała kolejno książki do ręki i czytała-tekst na odwrocie. 
W  końcu  zdecydowała  się  kupić  powieść  amerykańskiego 

pisarza  Williama  Faulknera  pod  tytułem  „Światłość  w 
sierpniu".  Czytała,  że  ukazało  się  właśnie  nowe,  podobno 
świetne, tłumaczenie tej powieści, która w Stanach wyszła w 
1932  roku.  Faulkner  należał  do  klasyków  XX  wieku,  a 
„Światłość w sierpniu" jest jego najbardziej znaną powieścią. 
Dlatego to będzie dobry zakup. Sama była ciekawa, jakie jest 
to nowe tłumaczenie. 

Lena  nigdy  nie  kupowała  ot  tak  sobie  wszystkich  pozycji z 

listy bestsellerów, jak to robi wiele osób. Każdy zakup książki 
był  przemyślany.  Tego  też  nauczyła  się  od  ojca,  który  był 
człowiekiem niezwykle oczytanym. 

Tata... Bardzo za nim tęskni. 
Zapłaciła za książkę i wyszła z księgarni. Ponownie spojrzała 

na zegarek. Już czas udać się do Yvonne, córki Nicoli. 

Przyspieszyła  kroku  i  poszła  na  parking.  Wsiadła  do 

samochodu i odjechała. 

Za dwie czwarta stała przed domem Yvonne. 
Serce waliło jej jak młotem, kiedy naciskała dzwonek. 
 

background image

Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Weszła do staromodnej 

klatki schodowej. Marmurowa posadzka, marmur na ścianach. 
W klatce schodowej były ciemne drewniane schody. 

Lena  wolnym  krokiem  wchodziła  na  górę.  Pokonywała 

stopień  po  stopniu.  Zatrzymywała  się  na  każdym  półpiętrze, 
żeby wziąć głęboki wdech. 

Trzeba  mieć  dobrą  kondycję,  żeby  mieszkać  tak  wysoko,  a 

idąc  na  zakupy  -  dobrą  pamięć  albo  kartkę  z  listą  rzeczy  do 
kupienia. Na pewno nikt drugi raz nie będzie pokonywać tylu 
schodów,  żeby  pójść  do  sklepu,  ponieważ  zapomniał  o 
marchewce! 

Lena dotarła na ostatnie półpiętro. Bardzo bała się spotkania. 
Drzwi  mieszkania  były  otwarte.  Yvonne  czekała  na  nią  w 

progu. 

Nie da się opisać, co czuła Lena, kiedy stanęła twarzą w twarz 

z córką Nicoli. 

Yvonne była mniej więcej wzrostu Leny, czyli trochę wyższa 

od  Nicoli.  Jej  szczupłą  twarz  okalały  kręcone  włosy  do 
podbródka. Miała szaroniebieskie oczy i była szczupła. 

-  Dzień  dobry,  pani  doktor  Wiedemann  -  powiedziała  Lena 

zdławionym głosem. 

 

background image

Było  to  dla  niej  wielkie  przeżycie  stać  naprzeciwko  córki 

Nicoli. 

- Dzień dobry, pani Fahrenbach. Zapraszam do środka. 
Lena  weszła  do  kwadratowego,  skąpo  umeblowanego 

przedpokoju. Stały tu jedynie nieliczne meble, ale za to bardzo 
ładne. Odziedziczyła je pewnie po rodzicach. 

Yvonne zaprowadziła ją do jasnego salonu. To pewnie dzięki 

dużemu  oknu  i  drzwiom  na  taras  był  taki  jasny.  Na  dużym 
tarasie stały gliniane donice z kwiatami. 

- Proszę, niech pani usiądzie - powiedziała Yvonne. - Napije 

się pani ze mną herbaty czy woli pani kawę? 

-  Poproszę  herbatę  -  odpowiedziała  Lena.  Nie  chciała 

sprawiać kłopotu. Zresztą herbatę 

też chętnie pije. 
Yvonne poszła do kuchni. Lena rozglądała się po salonie. 
Był ciekawie urządzony, mieszanka nowoczesności i tradycji. 

Na  białych  ścianach  wisiały  obrazy.  Niewiele,  ale  za  to  w 
dobrym  guście.  Na  jednej  ścianie  salonu  stał  biały  regał  z 
książkami.  Obok  nowoczesnej  kremowej  kanapy  stał  stary 
fotel 

 

background image

z wysokim oparciem i podpórkami na wysokości głowy. Stary 

parkiet w kolorze miodu musiał być niedawno cyklinowany. 

Wróciła Yvonne. Do białych filiżanek nalała herbatę, usiadła i 

z zaciekawieniem przyglądała się Lenie. 

Lena chciała odwlec moment rozpoczęcia rozmowy. Wolnym 

ruchem posłodziła herbatę, mieszała ją dokładnie i dłużej, niż 
to  było  potrzebne.  Podniosła  filiżankę,  napiła  się  trochę 
herbaty i odstawiła filiżankę. 

Yvonne nie wytrzymała napięcia. Odezwała się pierwsza. 
- Chciałabym się teraz dowiedzieć, co takiego ważnego ma mi 

pani do przekazania. 

Lena  wyjęła  z  torebki  kopertę  ze  zdjęciami  Nicoli.  Na 

niektórych  był  też  Aleks  i  mały  domek,  w  którym  mieszkali 
Dunkelowie. 

Położyła kopertę obok filiżanki i niespokojnie przesuwała ją 

raz w jedną, raz w drugą stronę. 

Od czego zacząć? 
Spojrzała na Yvonne i próbowała doszukać się podobieństwa 

do Nicoli. 

Oczy mogła mieć po matce, usta na pewno. Ale czoło? 
 

background image

- Pani Fahrenbach, słucham - niecierpliwiła się Yvonne. 
Lena westchnęła. Przyszła chwila prawdy. 
Zaczęła  opowiadać  o  posiadłości  i  ludziach  tam 

mieszkających. Najwięcej uwagi poświęciła Nicoli. 

- Pani Fahrenbach, to piękna historia, ale chyba przyjechała tu 

pani nie po to, żeby mi to opowiedzieć. Mówi pani o ludziach, 
których w ogóle nie znam. Jak mam to rozumieć? 

Lena wzięła głęboki oddech. 
-  Kobieta,  o  której  mówiłam,  Nicola...  Ona...  jest  pani 

biologiczną matką. 

W salonie zrobiło się cicho jak makiem zasiał. 
Yvonne  wpatrywała  się  w  Lenę  szeroko  otwartymi  oczami. 

Na  jej  twarzy  było  widoczne  zdziwienie.  Wyznanie  Leny 
wytrąciło ją z równowagi. Była najpierw wstrząśnięta, ale po 
chwili wybuchła gniewem. 

Wstała. 
- Szkoda, że zadała sobie pani tyle trudu, żeby mnie odszukać. 

Nie jestem zainteresowana historią tej... kobiety. 

-  Jest  pani  matką.  To  wspaniały  człowiek,  serdeczny, 

kochany... 

 

background image

-  Możliwe,  ale  nie  doświadczyłam  tych  wszystkich 

cudownych  cech,  które  pani  tak  ochoczo  wylicza.  Może 
umknęło  pani  uwadze,  że  ta  kobieta  oddała  mnie  zaraz  po 
porodzie. 

- Bo nie miała wyboru. 
- Niech pani przestanie. Nie mogę tego słuchać. Żyjąc w tym 

kraju,  zawsze  ma  się  jakiś  wybór.  Żyjemy  w  państwie 
socjalnym, a nie w jakimś kraju trzeciego świata. 

-  Nawet  żyjąc  w  takim  kraju  jak  nasz,  można  znaleźć  się  w 

sytuacji,  że  człowiek  musi  podjąć  decyzję,  która  łamie  mu 
serce. 

-  Niech  pani  przestanie...  Może  powinna  się  pani  zająć 

pisaniem  powieści.  Umie  pani  pięknie  opowiadać  i  niejedną 
kobietę pewnie wzruszy pani do łez, ale nie mnie, ponieważ to 
mnie  skrzywdzono.  To  mnie  ta  kobieta  oddała.  Miałam 
szczęście  i  trafiłam  do  ludzi  o  dobrym  sercu.  Nawet  przez 
moment nie dali mi odczuć, że nie jestem ich dzieckiem. Ale 
mój  los  mógł  się  też  potoczyć  zupełnie  inaczej.  Szkoda, 
naprawdę szkoda, 

- że się pani fatygowała. Nie interesują mnie pani opowieści. 

Mam  rodziców...  Teraz  już  tylko  ojca.  Moja  mama  niestety 
zmarła. Nie potrzebuję nowej matki. 

 

background image

-  Nie  chce  pani  poznać  prawdy,  dlaczego  Nicola  musiała 

panią oddać? 

  -Nie. 
- Niech pani chociaż obejrzy zdjęcia. 
Lena  wskazała  grubą  kopertę,  która  wciąż  leżała  obok  jej 

filiżanki. -Nie. 

- To zdjęcia pani matki. 
- Moja matka nie żyje. Wiem, jak wyglądała. Nie interesuje 

mnie  obca  kobieta.  Jest  mi  zupełnie  obojętne,  jak  wygląda. 
Niech pani już idzie. 

Powiedziała to tak zdecydowanym tonem, że Lena wiedziała, 

że  nakłanianie  jej  do  zmiany  zdania  nie  ma  najmniejszego 
sensu. 

- Dobrze, już pójdę - oznajmiła Lena. - Powiem jeszcze tylko, 

że mamy w posiadłości apartamenty do wynajęcia. Jeśli zmieni 
pani  zdanie,  proszę  przyjechać  i  wynająć  apartament.  Przy 
okazji pozna pani Nicolę. Ona prowadzi wynajem. Oczywiście 
nic  jej  nie  powiem.  Zresztą  zupełnie  nic  nie  wie  o  mojej 
dzisiejszej wizycie. Nie wie, że panią odnalazłam. Chciałam jej 
powiedzieć  dopiero  wtedy,  gdyby  pani...  Zamierzałam  jej 
powiedzieć  dopiero  wtedy,  gdyby  zgodziła  się  pani  na 
spotkanie z nią. 

 

background image

Lena sięgnęła pośpiesznie do torby i zaczęła czegoś nerwowo 

szukać. Wyjęła dwie wizytówki i położyła je na stole. 

- To moja wizytówka, a druga naszych apartamentów. Proszę, 

niech się pani jeszcze zastanowi.  Nicola zasłużyła na to, aby 
dać  jej  szansę.  Jest  najcudowniejszym  człowiekiem  pod 
słońcem. 

- Niech pani zabierze wizytówki i zdjęcia. Jestem zadowolona 

z  mojego  życia  i  nie  chcę  w  nim  niczego  zmieniać, 
przynajmniej tego, co jest związane z przeszłością. 

Yvonne  podniosła  się.  Lena  nie  miała  wyboru,  też  musiała 

wstać. 

Chciało  jej  się  płakać.  Musiała  wziąć  się  w  garść.  Inaczej 

wyobrażała sobie spotkanie z Yvonne. Nie sądziła, że spotka 
się z tak stanowczą odmową. Owszem, rozumie, że Yvonne nie 
leci na skrzydłach do swojej biologicznej matki. Ale liczyła na 
jakieś zainteresowanie z jej strony. Miała nadzieję, że Yvonne 
przynamniej  obejrzy  zdjęcia  swojej  matki.  Ale  kobieta  nie 
miała zamiaru tego zrobić. 

Lena  spojrzała  na  Yvonne.  Kobieta  miała  kamienną  twarz. 

Lena wzruszyła ramionami. 

- Przykro mi, myślałam... Yvonne nie podjęła tematu. 
 

background image

- Odprowadzę panią do drzwi. 
To  był  wyraźny  sygnał,  że  Lena  powinna  sobie  wreszcie 

pójść. 

Lena sięgnęła po swoją torebkę i szybkim krokiem dogoniła 

Yvonne.  Kopertę  ze  zdjęciami  i  wizytówki  zostawiła.  Miała 
cichą nadzieję, że Yvonne nie przypomni sobie o zdjęciach i 
wizytówkach i nie zażąda, żeby je ze sobą zabrała. 

Doszły  do  drzwi.  Yvonne  podała  Lenie  rękę.  Miała  mocny 

uścisk dłoni. To na pewno łączyło ją z Nicolą. 

-  Przykro  mi,  że  pani  misja  zakończyła  się  fiaskiem  - 

powiedziała.  -  Na  darmo  jechała  pani  tak  daleko.  Gdyby 
wspomniała  mi  pani  przez  telefon,  o  czym  chce  ze  mną 
porozmawiać,  od  razu  bym  panią  uprzedziła,  że  nie  jestem 
zainteresowana  informacjami  o  tej...  kobiecie.  Szczęśliwiej 
podróży i... wszystkiego dobrego - powiedziała i odwróciła się. 

Zanim zamknęła drzwi, dodała jeszcze: 
-  Szkoda,  że  tak  wyszło.  Jest  pani  bardzo  sympatyczna.  W 

innych okolicznościach mogłybyśmy się nawet zaprzyjaźnić. 

Zanim  Lena  zdążyła  cokolwiek  odpowiedzieć,  Yvonne 

zniknęła w mieszkaniu i zamknęła drzwi. 

 

background image

Lena stała lekko oszołomiona. 
Nie była w stanie zrobić kroku. Miała wrażenie, że to tylko 

zły sen, że zaraz się obudzi i prawda będzie zupełnie inna. 

Ale  to  nie  był  sen.  To  była  najprawdziwsza  rzeczywistość. 

Poniosła klęskę. 

Do tej pory wszystko jej się  udawało. Od byłej pracownicy 

urzędu do spraw młodzieży dostała najważniejszą wskazówkę, 
a  od  ojca  Yvonne  dowiedziała się  reszty.  Dzięki  temu  mogła 
dalej  działać.  A  teraz,  już  na  ostatniej  prostej,  poniosła  sro-
motną klęskę. 

Yvonne nie chce się spotkać z Nicolą. 
Nie  chce  mieć  nic  wspólnego  ze  swoją  biologiczną  matką. 

Nawet nie jest ciekawa, jak ona wygląda. 

Gdzie popełniła błąd? Co zrobiła nie tak? 
Lena  zaczęła  się  obwiniać  za  niepowodzenie.  Musi  stąd 

wyjść. Zanim zupełnie pogrąży się w rozpaczy, musi opuścić to 
miejsce. Zaczęła iść schodami w dół. 

Nie, nie popełniła błędu. 
Przecież  nie  mogła  zmusić  Yvonne,  żeby  jej  wysłuchała. 

Przecież  próbowała  jej  powiedzieć,  jakim  cudownym 
człowiekiem jest Nicola. 

 

background image

Co  za  szczęście,  że  nic  nie  powiedziała  Nicoli  o  swoich 

poszukiwaniach. Serce by jej teraz pękło z żalu. 

Biedna  Nicola.  Jest  takim  wspaniałym  człowiekiem,  ma 

dobre serce, zawsze pomaga innym. 

Dlaczego Bóg nie ma dla niej litości? 
Zanim wsiadła do samochodu, spojrzała w górę. 
Była  ciekawa,  czy  Yvonne  ją  obserwuje?  Było  już  ciemno. 

Nic nie widziała. 

background image

Nadzieja,  że  Yvonne  zmieni  zdanie  i  się  odezwie,  żeby  się 

dowiedzieć czegoś więcej o swojej matce, okazała się złudna. 

Yvonne  nie  zarezerwowała  apartamentu.  Prawie  codziennie 

Lena sprawdzała książkę rezerwacji, którą założyła Nicola, bo 
jakoś nie dowierzała komputerom. Nie było żadnej rezerwacji 
na  nazwisko  Yvonne  Wiedemann.  Zresztą  było  bardzo  mało 
rezerwacji.  Lena  niepokoiła  się  i  znowu  zaczęła  się  bać  o 
finanse. W firmie nie wszystko szło tak, jak sobie wyobrażała. 
Najgorsze,  że  ona  w  terminie  płaci  rachunki,  ale  jej  klienci 
spóźniają się z płatnościami. 

Przyszła  wiadomość  z  domu  aukcyjnego  Hendersona. 

Poinformowano ją, że aukcja pięciu obrazów Aegidiusa Patta 
odbędzie  się  w  ciągu  najbliższych  sześciu  miesięcy  w  filii 
domu  aukcyjnego  Hendersona  w  Nowym  Jorku.  Ta 
wiadomość 

 

background image

nie  zrobiła  na  niej  takiego  wrażenia,  jak  dołączony  do  listu 

rachunek  za  renowację  obrazów.  Prawie  dwanaście  tysięcy 
euro.  Lena  była  wstrząśnięta.  Na  dodatek  proszono  ją  o 
wyrozumiałość i uregulowanie płatności już teraz, bo do aukcji 
trzeba  jeszcze  sporo  czekać,  a  prace  renowacyjne  zostały 
przeprowadzone. 

Prawie dwanaście tysięcy euro! 
To nie może być prawda! 
To na pewno jakaś pomyłka! 
Lena  zadzwoniła  do  domu  aukcyjnego.  Na  szczęście  obok 

numeru rachunku podano też numer telefonu. 

-  Gehrmann  -  odezwała  się  jakaś  kobieta  sympatycznym 

głosem. 

Lena przedstawiła się i wytłumaczyła cel rozmowy. 
-  Chwileczkę,  pani  Fahrenbach.  Zaraz  wszystkiego  się 

dowiem. 

Już po chwili kobieta znowu była przy telefonie. Mówiła teraz 

takim głosem, jakby chodziło o rzecz największej wagi. 

-  Chodzi  o  renowację  obrazów  z  motywem  bitwy  morskiej. 

Pani  Fahrenbach,  takich  perełek  nie  można  oddać  w  ręce 
pierwszego lepszego 

 

background image

restauratora. Tylko specjalista najwyższej klasy może się tym 

zająć.  Renowację  pani  obrazów  przeprowadził  wybitny 
specjalista.  Cena  wcale  nie  jest  wysoka,  wręcz  przeciwnie, 
myślę, że nawet ją zaniżył, bo uznał to za zaszczyt, że może 
pracować  nad  takimi  dziełami  sztuki...  Pani  Fahrenbach,  ta 
inwestycja to nic w porównaniu z zyskiem, jaki pani osiągnie 
po aukcji. 

„Łatwo jej mówić", pomyślała Lena. Skąd wziąć pieniądze? 

Gdyby Lena wiedziała, jak potoczą się sprawy, nie oddałaby 
tak  szybko  obrazów  do  domu  aukcyjnego,  a  renowację 
przeprowadzono by później. 

Gdyby... gdyby... gdyby... 
Już po sprawie. Nie cofnie czasu. 
-  Dziękuję  za  informację  -  powiedziała  Lena.  Co  innego 

mogła powiedzieć. 

- Proszę bardzo. Gdyby potrzebowała pani jeszcze informacji, 

zawsze może pani do mnie zadzwonić. 

- Dziękuję. Do usłyszenia. 
-  Do  usłyszenia.  Życzę  miłego  dnia.  Lena  odłożyła 

słuchawkę. 

Jasne, miłego dnia. Jak ten dzień może być dla niej miły? 
 

background image

Musi się zastanowić, skąd wziąć pieniądze. Z banku na pewno 

ich  nie  dostanie.  I tak  przekroczyła  już  limit  na kontach.  Nie 
dlatego,  że  jest  rozrzutna.  Musiała  pokryć  koszty  pierwszej 
dostawy  ajerkoniaku  Schaapendonka.  Nie  ma  pojęcia,  kiedy 
klienci  uregulują  swoje  płatności.  Sytuacja  gospodarcza  jest 
niepewna  i  mało  klientów  płaci  gotówką.  Większość  płaci 
przelewem i to ostatniego dnia terminu płatności, a niektórzy 
nawet po. 

Z  czasem  jakoś  to  się  wyrówna  i  nie  będzie  miała  takich 

problemów,  ale  teraz  czuła  się  jak  uczestniczka  gry 
towarzyskiej, w której tylko dla niej zabrakło krzesła. 

Co ma zrobić? 
Zadzwoni do Markusa i zapyta, czy nie potrzebuje drzew do 

tartaku.  Już  niejeden  raz  pomógł  jej  w  taki  sposób. 
Najważniejsze, że Markus szybko płaci. 

A jeśli Markus nie potrzebuje drzew, to co? 
Nie ma żadnego pomysłu. Musi jeszcze zwrócić Thomasowi 

pieniądze za koszty uzbrojenia działek. 

Większość z jej działek przekształcono w działki budowlane. 

Sama poniosła jedynie niewielkie koszty. Wprawdzie nie ma 
zamiaru sprzedawać 

 

background image

ziemi, ale po uzbrojeniu terenu wartość jej działek znacznie 

wzrosła.  Tylko  co  jej  to  dało?  Nic,  może  tylko  kolejną 
awanturę z Friederem, który do tej pory z nią nie rozmawia, bo 
nie  chciała  mu  oddać  działki  nad  jeziorem  pod  budowę 
luksusowego  hotelu  ze  SPA,  polem  golfowym  i  kortem 
tenisowym. 

Na dodatek czuje się taka nieszczęśliwa, bo nic nie załatwiła z 

Yvonne. 

Dlaczego Yvonne jest taka uparta? Sprawiała wrażenie miłej, 

wrażliwej  kobiety.  Dlaczego  nie  chce  dać  szansy  swojej 
biologicznej matce? 

Nawet  mordercy  skazani  na  dożywocie  mogą  liczyć  na 

ułaskawienie. 

Lena nie zauważyła, kiedy Nicola weszła do pokoju. Biedna 

Nicola. 

- Co znowu? - zapytała. - Wyglądasz jak siedem nieszczęść. 
Lena  nie  miała  tajemnic  przed  Nicolą.  Ale  nie  powie  jej  o 

rachunku,  bo  Nicola  zaraz  zaproponuje  jej  swoje  pieniądze, 
żeby mogła zapłacić za renowację obrazów. Właśnie tego chce 
uniknąć.  Sama  musi  sobie  poradzić  z  tym  problemem.  Coś 
wymyśli. 

- Dzwoniłam do ociągających się płatników. Zawsze mnie to 

przybija. 

 

background image

- Rzadko kto jest taki porządny jak ty - powiedziała Nicola. - 

Masz to po ojcu. On też taki był. 

„Owszem, tylko miał też pieniądze, żeby od razu za wszystko 

płacie',  pomyślała  Lena.  Nicola  nie  oczekiwała  żadnej 
odpowiedzi. 

- Dzwoniła Isabella - powiedziała Nicola. Dopiero teraz Lena 

zauważyła, że Nicola ma 

lekkie wypieki na twarzy. 
-  Zgodnie  z  obietnicą  zaprasza  nas  na  plan  filmowy.  Jutro 

rano kręci tylko jakąś krótką scenę, a resztę dnia chce spędzić z 
nami.  Nie  odzywała  się  wcześniej,  bo  zaszły  jakieś 
nieoczekiwane zmiany. Pojedziesz z nami, prawda? 

W innych okolicznościach chętnie by pojechała, choćby dla 

samego spotkania z Isabellą. Ale teraz? W takim nastroju?   

  - Nie.   
- Dlaczego? 
- Mam mnóstwo pracy. Poza tym czekam na  pilne telefony. 

Ktoś musi zostać w posiadłości i zająć się zwierzętami. 

- Leno, proszę. Zwierzętom nic nie będzie, jeśli jeden dzień 

będą  same.  W  fabryce  likieru  macie  telefon  z  automatyczną 
sekretarką, faks i kompu- 

 

background image

tery.  Klienci  mogą  się  nagrać  lub  napisać  e-maila...  Masz 

jakieś problemy? 

Nicola znała się na ludziach. Przed nią nic się nie ukryje. 
- Ciągle te same... Nie, nie pojadę. Pojedźcie sami. Za dużo 

ostatnio podróżowałam. Nie mam ochoty na wyjazdy. 

- Isabella ucieszyłaby się ze spotkania z tobą. 
-  Przecież  odwiedzi  nas  w  posiadłości.  Spotkam  się  z  nią 

najpóźniej na premierze jej filmu. Przecież nas zaprosiła. Ale 
na pewno pójdę na premierę. 

Nicola wzruszyła ramionami. 
-  Szkoda...  No  cóż,  wiesz,  co  robisz.  My  jedziemy.  Jestem 

ciekawa, jak jest na planie filmowym. 

- Na pewno interesująco. 
-  Leno,  w  co  ja  mam  się  ubrać?  Założyć  coś  eleganckiego? 

Przecież będą tam same sławy. 

- Wszystkich na pewno nie zobaczysz. Jeśli aktorzy na mają 

akurat zdjęć, to nie siedzą na planie. Załóż tę wąską brązową 
spódnicę z wełny, sweter i brązowy żakiet w kratkę. Będzie ci 
wygodnie i łanie w tym wyglądasz. Nie zapomnij o wygodnych 
płaskich butach. Na pewno nieźle się nachodzisz. 

Nicola miała niepewny wyraz twarzy. 
 

background image

- To ubranie jest odpowiednie na tę okazję. Nicola wzruszyła 

ramionami. 

- Skoro tak uważasz... Szkoda, że z nami nie jedziesz... Robię 

naleśniki z jabłkiem - Nicola zmieniła temat. - Zjesz z nami? 

- Jednego na pewno. Nie oprę się twoim naleśnikom. Kiedy 

mam przyjść? 

-  Możesz  iść  ze  mną,  to  pogadamy.  Jak  myślisz,  zawieźć 

Isabelli  te  ciasteczka  migdałowo-pomarańczowe,  które  tak 
chętnie u nas jadła? 

- Dobry pomysł. Na pewno się ucieszy. Idę z tobą. Zaczekaj, 

tylko wezmę komórkę. 

Już  nie  nosiła  wszędzie  komórki,  ale  mimo  wszystko  nie 

porzuciła  jeszcze  nadziei,  że  Yvonne  jednak  zadzwoni.  Na 
wszelki  wypadek  włączyła  też  automatyczną  sekretarkę. 
Zajrzy też do książki rezerwacji. Lepiej się upewnić. 

Kiedy szły przez dziedziniec, Lena wzięła Nicolę pod rękę. 
Nicola  i  jej  córka  muszą  się  spotkać.  Ale  nie  zadzwoni  do 

Yvonne.  Ona  na  pewno  od  razu  odłożyłaby  słuchawkę.  Po 
obiedzie weźmie  psy i  pobiegnie  z  nimi do kapliczki. Zapali 
tam dużo świeczek. Może Bóg jej wysłucha... 

background image

Nicola, Aleks i Daniel byli podekscytowani wizytą na planie 

filmowym. W doskonałych humorach wyjechali na spotkanie z 
Isabellą. Lena zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, zostając w 
domu.  Wyjazd  na  plan  filmowy  odwróciłby  jej  uwagę  od 
zmartwień i problemów. 

Nie ma sensu żałować po fakcie. To była jej decyzja. Chciała 

zostać w posiadłości, więc nie powinna biadolić. 

Dała Hektorowi i Lady po kilka przysmaków. Potem poszła 

do  stajni.  Bondi  też  dostał  swój  przysmak  -  marchewkę. 
Wreszcie  skierowała  się  do  destylarni.  Chciała  trochę 
popracować. Musiała przygotować zestawienia sprzedaży dla 
dostawców.  Może  przyszły  jakieś  zamówienia?  Kampania 
reklamowa ajerkoniaku już przecież ruszyła. 

Kiedy dochodziła już do destylarni, zadzwoniła jej komórka. 
 

background image

Yvonne? 
Wyjęła  telefon  z  kieszeni  kurtki.  Odebrała  w  nadziei,  że  to 

Yvonne. 

- Ciocia? 
O mało serce jej nie stanęło. 
Dzwonił  Linus,  jej  bratanek,  syn  Friedera.  Linus  uciekł  z 

nowego internatu, do którego przeniósł go ojciec. 

- Linus... - wykrztusiła. - Gdzie ty się podziewasz? Nic ci nie 

jest? 

- Ciociu, czuję się dobrze, wszystko w porządku, ale nie mogę 

ci  powiedzieć,  gdzie  jestem.  Nie  chcę,  żeby  mnie  znaleźli  i 
znowu  umieścili  w  internacie.  Zresztą  odezwę  się  dopiero 
wtedy, gdy skończę osiemnaście lat i sam będę mógł decydo-
wać o własnym życiu. 

- Linus, przecież masz dopiero piętnaście lat. 
- Piętnaście i pół. 
- Linus... 
-  Ciociu  -  przerwał  jej.  -  Nie  mogę  długo  rozmawiać. 

Zapewniam  cię,  że  u  mnie  wszystko  w  porządku,  mam 
przyjaciół,  którzy  mi  pomagają.  Nie  chcę,  żebyś  się  o  mnie 
martwiła... Proszę, nic im nie mów, że dzwoniłem. 

- Linus, to twoi rodzice. 
 

background image

-  Nie  zachowują  się  jak  rodzice  -  powiedział  z  pogardą  w 

głosie.  -  Zresztą  wcale  ich  to  nie  interesuje,  co  się  ze  mną 
dzieje. Proszę, nic im nie mów. Obiecaj, że nic nie powiesz. 

Lena  zastanawiała  się  gorączkowo,  czy  może  złożyć  taką 

obietnicę. 

Linus wyczuł, że bije się z myślami. 
- Ciociu, jeśli im nic nie powiesz, będę się do ciebie odzywał. 

Ale jeśli mnie wydasz, nigdy więcej o mnie nie usłyszysz. 

Ten mały szantaż podziałał jak zimny prysznic. 
- Nic nie powiem twoim rodzicom, ale proszę, odzywaj się od 

czasu do czasu. 

- Obiecuję. 
- Nie powiesz mi, gdzie jesteś? 
-  Nie,  ciociu.  To  zbyt  niebezpieczne.  Im  mniej  wiesz,  tym 

lepiej. 

-  A  jeśli  coś  ci  się  stanie?  Jeśli  będziesz  potrzebował  mojej 

pomocy? 

- Moi przyjaciele wiedzą, kim jesteś. Mają twój adres i numer 

telefonu.  W  razie  czego  zwrócą  się  do  ciebie.  Ale  nie  martw 
się. Nic się nie stanie. Muszę już kończyć. 

- Linus, kocham cię. Chłopak roześmiał się. 
 

background image

-  Wiem,  ciociu. Ja  też  cię  kocham.  Inaczej  nie  odezwałbym 

się do ciebie. 

Rozmowa była skończona. Lena wpatrywała się w komórkę. 

Miała splątane myśli. 

Targały  nią  sprzeczne  uczucia.  Z  jednej  strony  była 

szczęśliwa i spokojna, bo u Linusa wszystko dobrze, z drugiej 
strony  miała  wyrzuty  sumienia,  bo  obiecała  mu,  że  nic  nie 
powie jego rodzicom. 

Było coś jeszcze. Przerażał ją sposób, w jaki mówił o swoich 

rodzicach. Gardził nimi. . 

Mówił „oni", „ci ludzie". 
Ani razu nie powiedział „mama" lub „tata". 
To  straszne,  ale  w  gruncie  rzeczy  Frieder  i  Mona  sami 

doprowadzili do takiej sytuacji. Wysłali swoje jedyne dziecko 
do internatu, zlekceważyli wszystkie sygnały, które im dawał. 
Co  gorsza,  odwrócili  się  od  niego,  kiedy  najbardziej  ich  po-
trzebował. Teraz to tylko efekt ich postępowania. 

Gdzie  też  Linus  przebywa?  Jest  nieletni,  nie  ma  pieniędzy. 

Wspomniał coś o przyjaciołach. Jacy przyjaciele? W internacie 
zawsze był samotny, nie miał przyjaciół. 

Myśli Leny krążyły wokół Linusa. Cieszyła się, że zadzwonił 

i powiedział, że ją kocha. To było takie budujące. 

 

background image

Ale Frieder... Kiedy myślała o swoim bracie, miała potworne 

wyrzuty sumienia. Nie! 

Nie  może  teraz  pracować.  Nie  potrafi  myśleć  o  niczym 

innym, tylko o telefonie Linusa. Jak to dobrze, że zadzwonił. 
Tylko  ta  obietnica...  Lena  wyjęła  komórkę  i  zadzwoniła  do 
Sylvii. 

- Masz czas? Mogę wpaść do ciebie na chwilę? 
- zapytała. 
- Jasne. Coś się stało? 
- Wszystko ci opowiem. Zaraz u ciebie będę. Lena schowała 

komórkę. Poszła do szopy po 

rower, wskoczyła na niego i pojechała do wsi. 
Chwilę  później  była  u  Sylvii.  Z  zimna  i  od  wiatru  miała 

czerwoną  twarz.  Wciąż  podekscytowana  zaczęła  opowiadać, 
co się stało. 

- To cudownie, że zadzwonił - zawołała Sylvia. 
- Koniec twojej niepewności. Linus ma się dobrze i dał ci do 

zrozumienia,  że  tylko  do  ciebie  ma  zaufanie.  Możesz  być 
dumna, że zadzwonił do ciebie, do nikogo innego. 

-  Jestem.  Ulżyło  mi,  kiedy  zadzwonił,  ale  czułabym  się  o 

wiele lepiej, gdybym nie złożyła mu tej obietnicy. Nie umiem 
sobie  z  tym  poradzić.  Z  jednej  strony  mam  poczucie,  że 
koniecznie 

 

background image

powinnam  powiadomić  Friedera,  w  końcu  to  jego  ojciec,  z 

drugiej strony nie mogę nadużywać zaufania mojego bratanka. 

-  Chcesz  wódki?  -  zaproponowała  Sylvia.  -  Może  to  cię 

uspokoi. 

Lena roześmiała się. 
- Nie, coś ty, jest za wcześnie. Przecież wiesz, że zaczynam 

pić, gdy wzejdzie słońce pijaków - zażartowała. - Mam dzisiaj 
jeszcze trochę pracy -dodała już zupełnie poważnie.  - Muszę 
trzeźwo myśleć. Ale kawą nie pogardzę. 

- Przepraszam, zapomniałam nawet zapytać, czy masz ochotę 

na kawę, ale nie dałaś mi dojść do głosu. 

Sylvia skinęła ręką na kelnerkę i zamówiła dla Leny kawę, a 

dla  siebie  czekoladę  na  gorąco.  Wciąż  miała  ochotę  na  coś 
słodkiego, a nie chciała przez cały czas opychać się pralinkami 
i  ciastkami.  Przy  czekoladzie  nie  miała  takich  wyrzutów 
sumienia. Tłumaczyła sobie, że jest zdrowa. 

Kelnerka  podała  kawę  i  czekoladę.  Lena  wróciła  do  tematu 

Linusa. Nie dawał jej spokoju. 

- Wiesz, Sylvio, po telefonie Linusa czuję wielką ulgę, co tam 

ulgę, czuję się szczęśliwa, ale kiedy myślę, że mój brat martwi 
się o syna i nie sypia po nocach... 

 

background image

Tym razem Sylvia wybuchła głośnym śmiechem. , 
- O kim ty mówisz? Możesz mi wyjaśnić. Lena nie zrozumiała 

aluzji przyjaciółki. 

- No o Friederze, o moim bracie. 
- Niby Frieder ma się martwić i nie sypiać po nocach? Chyba 

sama nie wierzysz we własne słowa. Chciałabyś, żeby tak było, 
ale... 

- Sylvio, przecież Linus jest jego jedynym dzieckiem. 
Sylvia wstała, przyniosła telefon i postawiła go przed Leną. 
- Dzwoń. Zadzwoń do Friedera. 
- Mogę ze swojej komórki... Sylvia machnęła ręką. 
- Z komórki jest za drogo. Dzwoń, no już. 
-  Przecież  on  ze  mną  nie  rozmawia.  Teraz  jeszcze  bardziej 

mnie nienawidzi, bo nie pozwoliłam na pomiary nad jeziorem i 
przejęłam dystrybucję ajerkoniaku Schaapendonka. 

-  A  właśnie...  Podrzućcie  mi  dwa  kartony,  dobrze  się 

sprzedaje. Przepraszam, dzwoń do Friedera. Powiedz, że masz 
do niego bardzo ważną sprawę i musisz z nim porozmawiać. 
Może pomyśli, że chcesz mu odstąpić działki nad jeziorem 

 

background image

i podejdzie do aparatu. Musisz przekonać jego sekretarkę, że 

to naprawdę bardzo ważne. Potem zapytasz go o syna. 

- Ty zadzwoń - powiedziała Lena błagalnym głosem. 
-  Do  kogo  Sylvia  ma  zadzwonić?  Niepostrzeżenie  Martin 

stanął przy ich stoliku. 

- Do mojego brata Friedera. Sylvia jest bardziej Zaradna. 
- To prawda. Umie być zaradna. Miło cię widzieć, Leno. 
Martin przywitał się z Leną i dosiadł się do ich stolika. 
- Ja tylko na pięć minut. Znowu problemy z bratem? 
- Tym razem chodzi o coś innego... 
Lena opowiedziała Martinowi o telefonie Linusa. 
-  Jestem  teraz  między  młotem  a  kowadłem.  Z  jednej  strony 

jestem związana obietnicą, z drugiej strony myślę, że rodzice 
Linusa mają prawo się dowiedzieć, co się dzieje z ich synem. 
Sylvia  uważa,  że  los  Linusa  w  ogóle  Friedera  nie  obchodzi. 
Zaproponowała mi, żebym sama się o tym przekonała. 

 

background image

-  Dobry  pomysł.  Zaczekajcie,  aż  pójdę.  A  tak  poza  tym  co 

słychać? 

- Wszystko w porządku. Nie mogę narzekać. 
Nie  chciała  mu  teraz  opowiadać  o  swoich  problemach 

finansowych i spotkaniu z Yvonne, córką Nicoli, która niestety 
nie chce słyszeć o swojej biologicznej matce. Martin i Sylvia są 
tacy szczęśliwi. Nie chce wkraczać w ich szczęśliwe życie ze 
swoimi  problemami.  Poza  tym  niedługo  przyjdą  na  świat  ich 
dzieci. 

- A co u Dunkelów? 
Lena  opowiedziała  o wyjeździe Nicoli, Aleksa i Daniela  na 

plan zdjęciowy do Isabelli Wood. 

- Sam bym chętnie pojechał i spędził jeden dzień z cudowną 

Isabellą Wood. 

-1  mówisz  o  tym  tak  otwarcie  w  mojej  obecności?  - 

poskarżyła się Sylvia. 

Martin pocałował ją w policzek. 
- Kochanie, ty nie masz sobie równych. Przy tobie jakaś tam 

Isabella jest nikim. 

-  Właśnie  to  chciałam  usłyszeć  -  powiedziała  Sylvia  z 

zadowoleniem. 

Zadzwoniła komórka Martina. 
-  Muszę  wracać  do  gabinetu.  Mój  czworonożny  pacjent 

wybudził się z narkozy. 

 

background image

Martin podniósł się od stolika. 
- Musimy się kiedyś umówić na wieczór i poplotkować. 
Już w drzwiach zawołał: 
- Nie martw się Friederem. Sylvia ma na pewno rację. 
- Dobra, dzwonię - powiedziała Lena głosem skazańca. 
Wybrała  numer  Friedera.  Zgłosiła  się  jego  sekretarka  i 

oczywiście nie chciała jej połączyć z bratem. Dopiero wtedy, 
gdy  Lena  nie  ustępowała  i  zdecydowanym  głosem  zażądała, 
żeby ją połączyła z bratem, sekretarka się poddała. 

-  Masz  odwagę  tu  dzwonić?  -  fuknął  Frieder  bez  słowa 

powitania. - Obyś miała ważny powód. 

- Frieder, chciałabym... 
-  Chcesz  mi  wreszcie  odstąpić  działkę  nad  jeziorem? 

Sumienie cię gryzie? 

Nie do wiary, jak on się zachowuje?! 
-  Co  u  Linusa?  Masz  od  niego  jakieś  wieści?  Zdaje  się,  że 

Frieder nie mógł złapać oddechu. -Co? 

-  Chcę  wiedzieć,  czy  masz  jakieś  wieści  o  Linusie  - 

powiedziała tak zdecydowanie, że nawet jej odpowiedział. 

 

background image

- Nie, żadnych. Zresztą zupełnie mnie to nie interesuje. Linus 

nie jest już moim synem. 

Sylvia  przewidziała  jego  reakcję,  ale  Lena  nie  mogła 

uwierzyć  w  jego  słowa.  Odpowiedź  Friedera  odebrała  jej 
mowę. 

- Już wiesz. Co z działką nad jeziorem? 
-  Już  tyle  razy  ci  mówiłam,  że  nie  mogę  ci  jej  oddać. 

Fahrenbachowie  jeszcze  nigdy  nie  sprzedali  kawałka  swojej 
ziemi.  Zresztą  tatuś  nie  chciał  żadnych  budynków  nad 
jeziorem. 

-  Ojciec  nie  żyje,  a  ja  też  noszę  nazwisko  Fahrenbach.  Już 

zapomniałaś? 

-  Nie,  ale  ty  dostałeś  w  spadku  hurtownię  i  ja  tego  nie 

kwestionuję i nie wchodzę ci w paradę. 

-  Nie  kwestionujesz?  Nie  wchodzisz  mi  w  paradę?  A  co  z 

Brodersenem,  Horlitzem?  Kto  sprzedaje  Finnemore  Eleven  i 
ajerkoniak  tego  Holendra?  Podstępem  wykradłaś  mi  licencję 
na dystrybucję tych trunków. 

Frieder  jak  zwykle  przekręcał  fakty  na  swoją  korzyść.  To 

podłość. 

Lena wzięła głęboki oddech. 
- Frieder - powiedziała spokojnym głosem, chociaż w środku 

cała się trzęsła. - To ty nie chciałeś sprzedawać Brodersena i 
Horlitza - oznajmiła, 

 

background image

kładąc  nacisk  na  „ty".  -  U  Marjorie  Ferguson  nie  miałeś 

żadnych szans. W ogóle nie brała cię pod uwagę jako partnera 
handlowego.  A  pan  Schaapendonk  zerwał  współpracę  z  tobą 
już  kilka  miesięcy  temu.  Takie  są  fakty.  Jak  możesz  mnie 
podejrzewać, że... 

Nie  musiała  kończyć.  Frieder  po  prostu  odłożył  słuchawkę. 

Lena miała łzy w oczach, kiedy oddawała Sylvii telefon. 

-  Twój  brat  jest  potworem  -  powiedziała  Sylvia.  -  Ciągle 

próbuje  wzbudzić  w  tobie  wyrzuty  sumienia,  a  ty  dajesz  się 
wciągnąć  w  jego  grę  i  jeszcze  mu  się  tłumaczysz.  Co 
powiedział o Linusie? 

-  Nie  ma  takiej  potrzeby,  żebym  ci  wszystko  powtarzała. 

Wystarczy jedno zdanie: „Linus nie jest już moim synem". 

Sylvia zaniemówiła. Zwykle miała gotową odpowiedź, ale nie 

tym razem. Dopiero po chwili była w stanie zareagować. 

-  Sama  widzisz,  że  nie  musisz  mieć  wyrzutów  sumienia  z 

powodu obietnicy. Linus dobrze wie, dlaczego nie odzywa się 
do rodziców. 

Obydwiema rękami złapała się za brzuch. 
-  Nigdy  nie  powiedziałabym  czegoś  takiego  o  moich 

dzieciach. Całe szczęście, że twój tata 

 

background image

tego nie dożył. Jak to możliwe, że taki wspaniały człowiek jak 

twój ojciec miał takiego syna? Może to wcale nie jego syn. 

Lena roześmiała się. Ten śmiech dobrze jej zrobił. 
-  Jego,  ale  Frieder  jest  podobny  do  matki,  trudno  tego  nie 

zauważyć. 

-  Charakter  pewnie  też  ma  po  niej.  Przepraszam,  jeśli  cię 

uraziłam. 

-  Nie,  powiedziałaś  prawdę.  Nie  ranisz  mnie  takimi 

spostrzeżeniami. 

- Ty jesteś na  szczęście wykapanym  ojcem.  Jak  myślisz,  do 

kogo będą podobne nasze dzieci? 

-  Jedno  do  ciebie,  drugie  do  Martina,  a  ponieważ  obydwoje 

jesteście  wspaniałymi  ludźmi,  wasze  dzieci  też  takie  będą. 
Przyniosą wam wiele radości. 

-  Na  pewno  będziemy  je  kochać,  opiekować  się  nimi  i  nie 

wyślemy ich do internatu. 

- Na pewno nie wysłałabyś też dzieci do Kanady, żeby mieć 

czas dla swojego kochasia jak moja siostra Grit. 

-  Będzie  tego  gorzko  żałować.  Jeszcze  wspomnisz  moje 

słowa. Ten żigolak nie będzie z nią wiecznie. Tacy jak on są jak 
ptaki wędrowne. Jak 

 

background image

tylko  trafi  im  się  coś  lepszego,  przenoszą  się  gdzie  indziej. 

Wiesz,  co  zrobi  twoja  siostra,  kiedy  ten  młokos  ją  rzuci? 
Wiesz, do kogo się zwróci o pomoc? Do ciebie, moja droga. A 
ty od razu wszystko rzucisz i będziesz ratować siostrę. 

- To moja siostra. 
- Owszem, ale myśli tylko o sobie i własnych potrzebach. A 

co porabia twój trzeci przypadek do leczenia? 

Lena nie do końca zrozumiała. Pytającym wzrokiem spojrzała 

na Sylvię. 

Przyjaciółka uśmiechnęła się do niej. 
- Mam na myśli tego pana zamku, twojego brata. 
-  A,  chodzi  ci  o  Jórga.  Już  dawno  nie  miałam  od  niego 

żadnych wieści. 

- Całe szczęście. Możesz zatem przyjąć, że u niego wszystko 

w porządku, zamek i winnice jeszcze stoją i mają się całkiem 
dobrze.  On  dzwoni  tylko  wtedy,  gdy  już  cała  Francja  stoi  w 
płomieniach. Zadzwonił kiedyś do ciebie tak po prostu, żeby 
zapytać, jak się czujesz? 

Lena nic nie powiedziała. 
-  Nie  musisz  odpowiadać.  Znam  odpowiedź.  On  też  cię 

wykorzystuje, chociaż jest najlepszy 

 

background image

z twojego rodzeństwa. Nie jest takim złośliwcem jak Frieder i 

takim egoistą jak Grit. 

- Kiedy tatuś żył, wszystko było inaczej - westchnęła Lena. 
- No cóż, nie na darmo się mówi, że pieniądze szczęścia nie 

dają.  Lepiej  by  było,  gdyby  twój  ojciec  zdecydował,  żeby 
twojemu  rodzeństwu  wypłacać  co  miesiąc  jakąś  sumę,  niż 
zostawiać  im  taki  gigantyczny  spadek.  To  ich  przerosło.  Nie 
dają sobie rady Dla nich to tylko pieniądze, nic nie ma dla nich 
wartości, nie wiedzą, co to tradycja. Obawiam się, że nawet nie 
umieliby napisać tego słowa. 

Zadzwonił telefon Sylvii. Lena, chcąc nie chcąc, słyszała jej 

rozmowę. 

-  Przecież  mam  wizytę  dopiero  o  szesnastej.  Ale  nie  ma 

problemu,  mogę  przyjść  wcześniej,  jeśli  ma  to  w  czymś 
pomóc. 

Sylvia skończyła rozmawiać. 
-  Dzwonili z  gabinetu  ginekologicznego.  Chcą,  żebym teraz 

przyszła. Szkoda. Nie pogadamy. 

- Trudno. I tak mi pomogłaś. Musiałam się wygadać. Inaczej 

chyba  bym  się  przekręciła.  Zadzwoń  do  mnie  później.  Chcę 
wiedzieć, co powiedział lekarz. 

 

background image

-  Oczywiście,  zadzwonię.  Jako  przyszła  matka  chrzestna 

masz prawo wiedzieć, jak się rozwijają moje skarby. 

Przyjaciółki się pożegnały. 
Lena wyszła z gospody. Wiatr szarpał jej ubrania. Zaczęło też 

padać. 

Pedałowała mocno, żeby zdążyć do domu, zanim na dobre się 

rozpada. Jazda na rowerze to chyba nie był najlepszy pomysł. 
Powinna była wziąć samochód. 

Nie  pójdzie  już  na  grób  ojca,  a  miała  taką  ochotę  na  cichą 

rozmowę  z  nim.  Takie  rozmowy  dobrze  jej  robiły.  Lubiła 
siedzieć przy jego grobie. Miała wrażenie, że jest wtedy bardzo 
blisko niego. 

Może jutro będzie lepsza pogoda i pojedzie na cmentarz. 
Teraz  już  najwyższy  czas  zająć  się  pracą.  Jest  dużo  do 

zrobienia. Przede wszystkim musi się postarać wprowadzić na 
rynek  ajerkoniak,  żeby  zadowolić  pana  Schaapendonka.  Nie 
może  przy  tym  zaniedbywać  innych  produktów.  Wprawdzie 
Lena  sama  regulowała  swój  czas  pracy,  ale  starała  się 
wypełniać swoje dzienne pensum. 

W  hurtowni  ojca  odpowiadała  tylko  za  reklamę.  Teraz 

zajmuje się praktycznie wszystkim. 

 

background image

W  duchu  codziennie  dziękowała  ojcu,  że  musiała  odbyć 

praktykę  w  każdym  dziale  firmy.  Ojciec  wychodził  z 
założenia, że dobry szef musi się orientować w specyfice pracy 
każdego  działu.  Oczywiście  miał  rację.  Inaczej  teraz  z 
Danielem nie podołaliby wyzwaniu. 

Zanim  Lena  poszła  do  destylarni,  zaparzyła  sobie  w  domu 

herbatę. Musiała się napić czegoś ciepłego. Poza tym chciała 
się cieplej ubrać. 

Założy  gruby sweter.  Wprawdzie  w  biurze  ma  grzejnik,  ale 

nie chce się przeziębić. 

Trzęsła  się  z  zimna.  A  może  wcale  nie  z  zimna,  tylko  ze 

zdenerwowania. 

Co za poranek! 
Nie spodziewała się telefonu od Linusa. 
Lena była szczęśliwa, że u Linusa wszystko w porządku. Jego 

głos brzmiał też dużo lepiej niż wtedy, gdy odwiedziła go w 
internacie. 

Później  nie  wolno  jej  było  odwiedzać  bratanka.  Frieder 

zabronił  jej  kontaktować  się  z  Linusem.  Zrobił  to  przez 
adwokata.  Chciał  ją  w  ten  sposób  zmusić  do  oddania  mu 
działki nad jeziorem. 

Frieder. Jej brat... 
Dopiła  herbatę.  Trochę  się  rozgrzała.  Odstawiła  filiżankę  i 

poszła do destylarni. 

 

background image

Szkoda, że nie może produkować Fahrenbachówki. 
Zdawała sobie sprawę, że nie powinna już o tym myśleć. Nie 

ma receptury, nie ma Fahrenbachówki. Ale kiedy patrzyła na 
ten  piękny  budynek  ze  starym  szyldem  „Fabryka  likieru 
Fahrenbach",  a  w  środku  przyglądała  się  nowoczesnej  linii 
produkcyjnej, robiło jej się smutno. 

Dlaczego  tata  zniszczył  lub  schował  recepturę?  Zawsze  był 

taki  rozsądny.  Co  sobie  myślał?  Fahrenbachówka  była 
produkowana  od  pokoleń!  Nie  rezygnuje  się  bez  powodu  z 
produkcji tradycyjnego trunku! 

Nie! Stop! Takie myślenie do niczego nie prowadzi. Musi się 

wreszcie pogodzić z faktem, że receptura nie istnieje. 

Dobrze,  że  ma  piękną  destylarnię  i  może  ją  wykorzystać 

przynajmniej do dystrybucji innych produktów. 

Gdyby nie pan Brodersen, destylarnia byłaby nadal pogrążona 

w stuletnim śnie. 

Teraz      przynajmniej      jest  wykorzystywana  i  przynosi 

dochody.  Gdyby  nie  fakt,  że  musi  płacić  z  góry  za  dostawy 
produktów, radziłaby sobie całkiem nieźle.   

 

background image

Ale nie będzie narzekać. Dopóki daje sobie jakoś radę i nie 

musi sprzedawać działek, nie jest źle. 

Fahrenbachowie  nigdy  nie  sprzedali  kawałka  swojej  ziemi. 

Żadne  z  pięciu  pokoleń  tego  nie  zrobiło.  Lena  nie  chce 
zapoczątkować  niechlubnej  tradycji.  Chce  zachować 
posiadłość w całości dla przyszłych pokoleń. 

Przyszło  kilka  nowych  zamówień.  Zaniosła  je  do  biura 

Daniela. To jego działka. Położyła mu na biurku zamówienie 
Sylvii.  Dwa  kartony  ajerkoniaku.  Sylvia  jest  wspaniałą 
przyjaciółką. Można z nią o wszystkim porozmawiać. Nadają 
na  tych  samych  falach.  Sylvia  sprzedaje  w  gospodzie  trunki, 
których dystrybucją zajmuje się Lena. 

Lena  wróciła  do  swojego  biura.  Spojrzała  na  zdjęcie  ojca, 

potem na zdjęcie Thomasa. To dwaj najważniejsi mężczyźni w 
jej życiu. 

Ojca  może  jedynie  wspominać,  z  Thomasem  może  na 

szczęście rozmawiać. Zanim zajmie się pracą, wyśle do niego 
e-maila. Napisze mu, jak bardzo go kocha. 

Woli z nim rozmawiać przez telefon, słyszeć jego głos, ale ze 

względu na przesunięcie czasowe nie zawsze jest to możliwe. 

 

background image

Trudno, napisze e-maila. Gdy Thomas rano wstanie, włączy 

komputer i go przeczyta, na pewno się ucieszy... 

background image

W  niedzielny  wieczór  Lena  siedziała  w  swojej  bibliotece  z 

nosem w książce i lampką czerwonego wina w dłoni. W domu, 
otoczona  meblami  i  przedmiotami  należącymi do  jej  rodziny 
od wielu pokoleń, czuła się cudownie. Z kominka biło kojące 
ciepło. Odłożyła książkę na bok, by napić się pysznego wina, 
aksamitnego bordeaux. Naturalnie z Chateau Dorleac. 

Życie  było  piękne.  Przynajmniej  w  tym  momencie.  Gdyby 

jeszcze  Thomas  mieszkał  z  nią,  byłoby  idealnie.  No,  ale 
powinna uzbroić się w cierpliwość. Niebawem przeniesie się 
do niej na stałe. Wyniesie się z tej przeklętej Ameryki. Tylko   
kiedy? 

Im  więcej  czasu  upływało,  tym  bardziej  targały  nią 

wątpliwości. Normalne? Być może. W każdym razie telefony, 
e-maile, listy oraz krótkie spotkania 

 

background image

jej  nie  wystarczały.  Tęskniła  za  nim.  Marzyła  o  dzieleniu 

dobrych i złych chwil. 

Z  nutką  zazdrości  patrzyła  na  szczęście  swojej  przyjaciółki 

Sylvii,  która  promieniała  przy  mężu.  Odkąd  ta  dwójka 
związała się węzłem małżeńskim, tryskali świetlistą energią. 

Ach, Tom! 
Zerknęła na zegarek. Dlaczego jeszcze do niej nie zadzwonił? 

U niego też była niedziela. Popołudnie. Zwykle dzwonił o tej 
porze.  Może  wyruszył  w  jedną  z  tych  swoich  niezliczonych 
podróży służbowych, o których nic nie mówił? 

Wypiła kolejny łyk wina. Dołożyła drewna do kominka. 
Spróbuje się połączyć z Thomasem. 
Chwyciła za słuchawkę. 
W tym momencie zabrzęczał telefon. 
Czyżby telepatia? 
- Lena Fahrenbach - zawołała dumnie. - Halo, kochanie. 
Lecz  w  słuchawce  nie  odezwał  się  Thomas,  a  Doris,  wciąż 

żona jej brata, która po rozstaniu z Jórgiem postanowiła zerwać 
kontakty z ich rodziną. 

- Cześć, Lena. Przeszkadzam ci? 
W jej głosie słychać było smutek. Płakała. 
 

background image

- Nie, Doris. Co za miła niespodzianka. Zaskoczyłaś mnie tym 

telefonem. Co u ciebie? 

Cisza. 
Lena obawiała się, że ich rozmowa została przerwana. 
- Doris? Jesteś tam? 
- Tak... jestem. 
- Super. Doris, gdzie jesteś i co u ciebie? 
- Ujdzie, znaczy... nie za dobrze - szlochała. 
- Doris, co się dzieje? Powiedz mi, gdzie jesteś. 
-  Jestem...-  jąkała  się.  -  Jestem...  w  pobliżu  Słonecznego 

Wzgórza... Lena, mogę przyjechać do ciebie? 

Lena biła się z własnymi  myślami. Przypomniała sobie, jak 

całkiem  niedawno  Doris  z  radością  opowiadała  o  swoim 
nowym partnerze i jego dwóch córkach. 

- Oczywiście, że możesz. Nie przedłużajmy naszej rozmowy. 

Wciśnij pedał gazu i... 

- OK, do zobaczenia... za chwilę. 
Lena  odłożyła  słuchawkę  i  zamknęła  książkę.  Koniec 

czytania. 

Kiedy indziej nadrobi te zaległości. Lubiła Doris. Z nią lepiej 

się dogadywała niż z Grit czy Moną, żoną brata Friedera. 

 

background image

Co  mogło  się  stać?  Doris  optymistycznie  patrzyła  w 

przyszłość. Ciepło wyrażała się o swojej nowej miłości. 

Lena  wstała.  Rzuciła  okiem  na  kieliszek  z  winem.  Na  dnie 

pływały resztki boskiego trunku. Wypiła je i odniosła kieliszek 
do kuchni. Nie chciała kusić Doris. 

Wyszła  na  korytarz.  Zapaliła  świtało  na  podwórzu,  skąd 

dobiegał hałas terkoczącego silnika samochodu. 

Wyszła na zewnątrz. 
Na szczęście nieco się wypogodziło. 
Doris wysiadła z samochodu. Lena mocno ją uściskała. 
- Fajnie, że tu jesteś, Doris - odezwała się serdecznie. - Masz 

ze sobą bagaż? 

- Tylko małą torbę - odparła, wyciągając ją z bagażnika. 
Doris sporo schudła, ale ogólnie wyglądała nie najgorzej. 
Weszły do sieni. Lena postawiła torbę przy schodach. Ulokuje 

Doris w pokoju na piętrze. 

-  Wejdź  do  środka.  Rozpaliłam  ogień  w  kominku  w 

bibliotece.  Tam jest cieplutko... Napijesz  się  czegoś?  Chcesz 
coś zjeść? 

 

background image

Odwiesiła kurtkę szwagierki i przeszły razem do biblioteki. * 
- Ale u ciebie jest przytulnie - powiedziała Doris, wbijając w 

Lenę pytający wzrok. - Gdzie mogę usiąść? 

- Gdzie chcesz. 
- Nie zajmuję twojego ulubionego miejsca? 
- Nie, wszędzie jest wygodnie - zaśmiała się Lena. 
Teraz dostrzegła, jak blada była Doris i że jej oczy utraciły 

dawny blask. 

Doris usiadła w fotelu stojącym bezpośrednio przy kominku. 

Wtuliła się w jego wysokie oparcie. 

Pogrążona w myślach wpatrywała się w ogień. Łzy napłynęły 

jej do oczu. 

Najwidoczniej nie dosłyszała pytania Leny o jedzenie i picie. 
Lena  nie  chciała  na  nią  naciskać.  Przyjęła  postawę 

wyczekującą. Zastanawiała się, o co może chodzić. 

Po kilku minutach Doris uniosła głowę. 
-  Dziękuję,  że  mogłam  do  ciebie  przyjechać  -odezwała  się 

drżącym głosem. - Inaczej nie miałabym się gdzie... Jechałam 
zrozpaczona  prosto  przed  siebie  i  dopiero  później 
uświadomiłam 

 

background image

sobie, że droga wiedzie do ciebie.. . Przepraszam za najście...   
-  Doris,  kiedy  się  ostatnio  żegnałyśmy,  powiedziałam  ci,  że 

moje drzwi są zawsze dla ciebie otwarte. Mówiłam szczerze. 

-  Wiem!  Jeśli  ktoś  w  tej  rodzinie  jest  szczery  i  uczciwy,  to 

tylko ty 

- Podać ci coś do jedzenia i picia? 
- Poprosiłabym o kawałek chleba. Od rana nic nie miałam w 

ustach. Poczęstowałabyś mnie też winem? 

Gdy zobaczyła minę Leny, zachichotała. 
- Wiem, co pomyślałaś. Bez obaw. Nie jestem alkoholiczką. 

Moje popijanie wynikało z nudy, samotności i przygnębienia. 
Piłam  z  przyzwyczajenia.  Także  spokojnie  mogę  się  napić. 
Dwie lampki wina, kufel piwa albo trochę wódki nie wywołają 
u  mnie  żadnego  uzależnienia.  Sama  pukam  się  w  czoło,  że 
kiedyś byłam taka głupia... 

-  Uspokoiłaś  mnie  -  uśmiechnęła  się  Lena.  -  Napijesz  się 

naszego wina chateau? 

- Chętnie. Jest wyśmienite. 
- Siedź - powiedziała stanowczo Lena, widząc wstającą Doris. 

- Zaczekaj minutkę. Zaraz wracam. Przysuń sobie stoliczek. 

 

background image

Poszła  do  kuchni.  Ustawiła  na  tacy  wino,  wodę  mineralną, 

szklanki  i  kieliszki,  pokroiła  kilka  plasterków  chleba, 
naszykowała masło, ser żółty, salami, szynkę, pierś z indyka, 
sztućce, talerzyki i serwetki. 

- O, już jestem - zawołała, odkładając przyniesione rzeczy na 

stolik. 

- Ojej, po co się aż tak kłopotałaś? - spytała Doris. 
Lena zaśmiała się. 
-  Doris,  proszę  cię,  to  dla  mnie  żaden  kłopot.  Częstuj  się. 

Czym  chata  bogata,  moja  kochana.  Usiądę  obok  ciebie, 
żebyśmy  mogły  swobodnie  porozmawiać.  Wiesz,  mimo 
bladości i podkrążonych oczu dobrze wyglądasz. 

Doris wzdrygnęła się. Drżała na całym ciele. Rozpłakała się. 
- Przepraszam. Doris machnęła ręką. 
- To nie twoja wina, bo... Przerwała i odchyliła się do tyłu. 
- Chyba nic nie przełknę. 
- Przełkniesz, przełkniesz. Z pustym żołądkiem nie zaśniesz. 

Przekąś  ze  dwie  kanapki,  napij  się  wina,  a  potem  pokażę  ci 
twój pokój. Jeśli 

 

background image

chcesz,  wykąp  się  w  mojej  łazience.  Rano  porozmawiamy. 

Zgoda? 

Doris pokiwała głową. 
-  Nie  będę  się  teraz  kąpać,  bo  ze  zmęczenia  zasnęłabym  w 

wannie. Ale masz rację. Powinnam się zmusić do jedzenia. 

Spojrzała na Lenę. 
- Bardzo ci dziękuję, że mnie tak serdecznie u siebie gościsz. 
- Ależ Doris, przecież jesteśmy szwagierkami, więc... 
-  Hm,  odeszłam  od  twojego  brata.  Rozwód  jest  w  toku. 

Zwykle ludzie opowiadają się po stronie rodziny. Więzy krwi i 
takie tam... 

- Głupcy tak postępują. Dla mnie w pierwszej kolejności liczy 

się  człowiek,  ale  teraz  zjedz  coś,  Doris.  Nie  wiem,  czy 
przepadasz za piersią z indyka, jeśli tak, spróbuj koniecznie tej. 
Jest  pyszna.  Wyrabiają  ją  w  jednym  z  sąsiedzkich  gospo-
darstw.  ..  OK,  nie  będę  wciskać  ci  niczego  na  siłę.  Zresztą 
pozostałe  wędliny też są pyszne. U nas na wsi  wszystko jest 
ekologiczne. 

Lena uśmiechnęła się pod nosem. 
-  Przepraszam,  Doris.  Bredzę  jak  potłuczona.  Już  nie  będę 

mielić ozorem. 

 

background image

- Najpierw spróbuj tej piersi z indyka. Uwielbiam ją. 
Posmarowała  kromkę  chleba  masłem  i  położyła  na  niej 

soczysty plasterek piersi. 

Lena zauważyła, że jej szwagierka drży. Musiała położyć ją 

jak najszybciej do łóżka. Jutro się rozmówią. 

Cieszyła  się,  że  Doris  zwróciła  się  ze  swoimi  problemami 

właśnie do niej. 

background image

Godzinę później Doris leżała w łóżku. Lena wyszykowała jej 

pokój, w którym kiedyś nocowała Grit. 

Odkąd  posiadłość  stała  się  własnością  Leny,  żadne  z  jej 

rodzeństwa  u  niej  nie  nocowało.  Jórg  w  ogóle  jej  nie 
odwiedzał,  Frieder  ewentualnie  rezerwował  nocleg  w  hotelu 
Parkowy w Bad Helmbach. 

Lena  rozmyślała  o  Doris.  Ufały  sobie.  Cieszyła  się,  że 

wybrała ją, a nie kogoś innego. 

Powinna była  wcześniej otoczyć ją opieką. Dlaczego się na 

niej nie poznała, nie odkryła w niej wartościowego człowieka? 
Pewnie dlatego, że rzadko spędzały razem czas. 

Owinęła  się  grubą  pierzyną.  Dumała  o  Doris,  Christinie, 

Friederze,  który  ją  ignorował,  ponieważ  nie  spełniła  jego 
życzenia, potem o Jórgu, który przypominał sobie o niej tylko 
wtedy, gdy 

 

background image

palił  mu  się  grunt  pod  nogami,  i  o  Grit,  siostrze  elegantce, 

która zaniedbywała dzieci i męża dla swojego kochanka. 

Lena  wierciła  się  w  łóżku.  Próbowała  odgonić  od  siebie 

wszystkie myśli. Nadaremnie. 

Dlaczego Thomas do niej nie dzwonił? 
Przesunięcie czasu nie powinno mu w tym przeszkodzić. U 

niego też była niedziela. A przecież w niedzielę zazwyczaj się 
nie pracuje. Nawet w Ameryce. No chyba, że jest się kelnerem 
albo... 

Lena chwyciła medalion, który podarował jej Thomas. 
Nigdy go nie zdejmowała. Nawet do spania. 
W środku znajdowało się jego zdjęcie. Uśmiechał się na nim. 

Takiego go kochała. 

Usiadła na łóżku. Ułożyła poduszki pod plecami. 
Dlaczego  nie  mogła  zasnąć?  Bo  była  pełnia?  Mocny  blask 

księżyca przebijał się do pokoju przez zaciągnięte zasłony. 

„Biedny Linus", pomyślała ni z tego, ni z owego. Uważa, że 

rodzice  go  nie  kochają,  ponieważ  odesłali  go  do  szkoły  z 
internatem.  Lenę  rozpierała  duma,  że  przynajmniej  do  niej 
odezwał  się  po  tym,  jak  uciekł  z  internatu.  Aczkolwiek 
dręczyły ją 

 

background image

wyrzuty  sumienia,  że  obiecała  ukryć  ten  fakt  przed  jego 

rodzicami. Ale jednocześnie Frieder ostentacyjnie wykrzyczał 
jej, że nie ma już syna. A czy Monie, jej szwagierce, brakowało 
Linusa? Prawdopodobnie nie. Parała się głównie planowaniem 
kolejnych  operacji  plastycznych,  kupowaniem  luksusowych 
ubrań  i  trwonieniem  pieniędzy,  które  zwykły  zjadacz  chleba 
widuje jedynie na papierze. 

Przypomniała sobie o Yvonne, córce Nicoli. Nie pojmowała 

jej zapalczywości... 

Dlaczego  nawiedziły  ją  tej  nocy  takie  myśli?  Czyżby 

zwiastowały jakieś straszne wydarzenia? 

Może powinna wstać i zaparzyć sobie w kuchni herbatę czy 

napić się gorącego mleka z miodem? 

Zwykle  tak  robiła,  ale  teraz  nie  była  w  domu  sama.  Dwa 

pokoje dalej spała Doris. Wprawdzie ściany były grube, lecz 
gdyby  i  Doris  nie  mogła  zasnąć,  usłyszałaby  jej  tupanie  po 
drewnianych  schodach  i  dziwiłaby  się,  dlaczego  w  nocy 
buszuje po domu. 

Zapaliła nocną lampkę i sięgnęła po książkę. Zaczęła czytać. 

Po kilku stronach odłożyła ją z powrotem. Nie wciągnęła jej ta 
nudna, rozwlekła fabuła. 

 

background image

Zakup książki okazał się wielką pomyłką. Następnym razem 

zda  się  na  siebie  i  swój  gust  literacki.  Nie  będzie  już  się 
sugerowała listami bestsellerów i ilością nagród przyznanych 
autorowi.  Czasem  trudno  nadążyć  za  kryteriami  ich  rozda-
wania. Nie będzie się zmuszała do czytania takich wypocin. 

Zgasiła  światło.  Położyła  się  na  lewym  boku.  Który  to  już 

raz? Nie wiedziała. 

Nie chciała więcej myśleć o problemach, tylko o Thomasie. 

Niestety, nie udało się jej. Być może zbytnio się rozczarowała 
tym, że do niej nie zadzwonił. 

W  ciągu  dziesięciu  lat  rozłąki,  do  której  doszło  za  sprawą 

intrygi  jej  matki,  wiedli  zupełnie  różne  tryby  życia.  Ach, 
wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby wówczas ze sobą nie 
zerwali. Pobraliby się, mieliby co najmniej dwójkę dzieci. 

Nie! 
Nie powinna koloryzować wyimaginowanej przyszłości. Nie 

cofnie czasu. 

Wycieńczona wierciła się w łóżku. Chciała odpędzić czarne 

myśli. W końcu zasnęła. 

background image

Lena spojrzała na zegarek i wybałuszyła oczy. Była już ósma! 

Normalnie o tej porze jadała już śniadanie.   

Ale po tej nocy... 
Ach,  w  sumie  było  jej  to  obojętne.  Nigdzie  się  jej  nie 

spieszyło. Z tym, że trochę głupio przed Doris. Niby wspaniała 
z  niej  gospodyni,  a  spała  do  późna.  Wstała.  Poczłapała  do 
drzwi. Uchyliła je po cichu i nasłuchiwała. 

Nic. 
Ostrożnie na paluszkach przemknęła do łazienki. Wyskoczyła 

z koszuli nocnej i weszła pod prysznic. 

Brodzik był suchy. Lśnił czystością. 
Na armaturze Lena dostrzegła krople wody, co oznaczało, że 

Doris się rano kąpała. 

Szybko  opłukała  się  strumieniem  chłodnym  wody,  umyła 

zęby, założyła dżinsy i golf. 

 

background image

Przystanęła  przy  drzwiach  pokoju  szwagierki.  Nie  słyszała 

żadnych  odgłosów.  Czyżby  Doris  położyła  się  jeszcze  do 
łóżka? 

Zbiegła schodami, żeby zaparzyć sobie kawę. Potem zapyta 

Doris, co chciałaby przekąsić na śniadanie. 

Kiedy  przekroczyła  próg  kuchni,  oniemiała.  Nicola  i  Doris 

siedziały przy dużym, starym, drewnianym stole i zajadały się 
porozstawianymi na nim smakołykami. 

- Dzień dobry - powiedziała Lena, zamykając za sobą drzwi. 
-  Dzień  dobry,  Leno  -  zawołała  Doris.  Wyglądała  znacznie 

lepiej niż poprzedniego 

wieczoru.  Pewnie  w  przeciwieństwie  do  niej  po  prostu  się 

wyspała. I ona założyła dżinsy oraz golf. 

- Hej, hej - zaświergotała wesoło Nicola. - Wyspała się? 
Lena uśmiechnęła się. 
-  Niekoniecznie  -  odparła.  -  Ciągle  się  budziłam.  Czuję  się 

jakaś rozbita. 

-  A  ja  spałam  jak  suseł  -  zawołała  Doris.  -  Zeszłam  na  dół, 

podreptałam do kuchni i przy wejściu omal nie zderzyłam się z 
Nicolą.  Przyniosła  nam  chrupiące,  pachnące  świeżością 
bułeczki. 

 

background image

Zagotowała wodę na kawę, więc usiadłyśmy i dyskutujemy o 

życiu. 

Lena przysiadła się do nich. 
- Macie też dla mnie trochę kawy? - spytała, biorąc bułkę. 
Nicola nalała jej kawy i odstawiła dzbanek na stół. 
- Nic mi nie wspominałaś, że Doris cię odwiedzi - oznajmiła 

Nicola, wsypując cukier do jej filiżanki. 

- Bo sama nic nie wiedziałam. Doris się nie zapowiedziała. 
-  Rodziny  nie  trzeba  odpowiednio  wcześniej  alarmować,  że 

się przybędzie z krótką wizytą, szczególnie wtedy, gdy się wie, 
że  w  posiadłości  jest  dużo  miejsca...  Ucięłyśmy  sobie  milą 
pogawędkę. Fajnie, że tu jest. 

- Bardzo! - odparła Lena. 
Wszystkie trzy rozsiadły się wygodnie na krzesłach, popijały 

orzeźwiającą kawę i rozmawiały o sprawach mniej lub bardziej 
ważnych. 

Doris  wybuchała  dźwięcznym  śmiechem,  a  Lena  coraz 

bardziej się dziwiła. 

W końcu widziała ją wczoraj wymęczoną i podłamaną. 
 

background image

Chociaż ubóstwiała towarzystwo Nicoli, ucieszyła się, kiedy 

ta się z nimi pożegnała. 

Przekręciła  za  nią  kluczyk  w  zamku  i  w  tej  samej  chwili 

momentalnie zmienił się wyraz twarzy Doris. 

Przy Nicoli nie dawała po sobie poznać, że coś ją gryzło. 
- Mam nadzieję, że to nie z mojego powodu nie zmrużyłaś w 

nocy oka - rzekła. - Bo... byłoby mi strasznie przykro... 

-  Na  litość  boską,  Doris!  Co  ci  przyszło  do  głowy?  Moja 

bezsenność nie ma z tobą nic wspólnego. .. Przy pełni księżyca 
zawsze niczym wampir miotam się po łóżku... Masz ochotę na 
spacer? Przeszłybyśmy się z psami po polach. 

-  Świetny pomysł.  Właśnie  chciałam  się  poruszać,  bo  nigdy 

nie byłam na spacerze z psami. Jak się wabią? 

-  Lady  i  Hektor.  Pokochasz  je.  Zaczekaj,  dam  ci  kilka  ich 

przysmaków. Nie odstąpią cię na krok. Moje dwa włóczykije 
są przekupne. 

- Dlaczego zwierzęta miałyby być inne niż ludzie? 
Przemawiała przez nią gorycz. Lena spojrzała na nią z ukosa. 
 

background image

- Z obiema córeczkami mojego... partnera miałam wspaniały 

kontakt, dopóki nie wmieszała się ich babcia. Nie pogodziła się 
z  tym,  że  zajęłam  miejsce  jej  córki.  Podburzała  dziewczynki 
przeciwko  mnie  i  zasypywała  je  stosem  prezencików... 
Przekupywała  je.  Dzieci  zaczęły  stroić  fochy,  pyskować,  nie 
słuchały mnie... Zrobiły się naprawdę agresywne. 

- Dlaczego ich tata nie przeciwstawił się temu zachowaniu? 
- Franz? -Tak. 
- Ach, Franz... - Doris zamilkła na parę sekund. Zamyśliła się. 

-  Wiesz  co,  Leno,  Franz jest  mężczyzną  do rany  przyłóż,  ale 
niestety  ma  słaby  charakter.  Zdaje  się,  że  ciągnie  mnie  do 
takich  mężczyzn...  Nie  chciał  się  kłócić  ze  swoją  teściową, 
schował głowę w piasek, jakby go to nie dotyczyło. Poza tym 
dużo  pracował.  Jego  stolarnia  prosperuje  całkiem  nieźle,  bo 
jest  specjalistą  w  swoich  fachu.  Kiedy  wracał  do  domu,  nie 
chciał o niczym słyszeć. A kiedy się skarżyłam, po prostu kładł 
się do łóżka. 

-  Tak  nie  zachowuje  się  dorosły,  odnoszący  sukcesy 

mężczyzna. 

 

background image

-  Ale  jak  widzisz,  i  tacy  się  zdarzają.  Jórg  też  się  do  nich 

zalicza.  I  on  unika  wszelkich  konfliktów.  Ale  nie  mówmy  o 
Jórgu...  Dziewczynki  były  coraz  bardziej  bezczelne,  a  Franz 
zatwardziały.  Potem  przyłączył  się  do  dziewczynek  i  mi 
zarzucił,  że  brakuje  mi  wrażliwości  i  zrozumienia  dla  jego 
córek. 

Zgodził  się,  żeby  jego  teściowa  wprowadziła  się  do  nas, 

chociaż ona ma piękny, ogromny dom. Od razu przejęła stery. 
Rozpanoszyła się. Czułam się jak piąte koło u wozu. Była dla 
mnie  złośliwa,  ciągle  mi  docinała  i  ubliżała.  Dzieci 
sprzeciwiały  mi  się.  Były  krnąbrne,  a  kiedy  zwracałam  im 
uwagę,  zarówno  Franz,  jak  i  jego  teściowa  występowali 
przeciwko mnie. Zagryzałam zęby i robiłam dobrą minę do złej 
gry, dopóki ta baba nie wykrzyczała mi, że jestem alkoholiczką 
i  powinnam  dziękować  Bogu,  że  Franz  wyciągnął  mnie  z 
rynsztoka. Wtedy pękłam... - Drżała na całym ciele. - Wyobraź 
sobie,  Leno,  że  poniżyła  mnie  tak  okrutnie  przy  Franzu  i 
dzieciach.  Franz  w  ogóle  się  nie  odezwał...  Fakt,  kiedyś 
popijałam, ale odkąd zeszłam się z  nim, odstawiłam butelkę. 
Jeśli nawet zarzuty tej baby były słuszne, powinien się za mną 
wstawić... Powiedział mi tylko później, że ona jest 

 

background image

godną pożałowania, zgorzkniałą kobietą, która straciła córkę i 

nie może przeboleć jej śmierci. Zrobiła krótką przerwę. 

-  Nie  musiał  jej  opowiadać  o  moich  problemach 

alkoholowych.  Przecież  uporałam  się  z  nałogiem, 
wprowadziłam się do niego... Dziś wiem, że popełniłam błąd. 
Po  co  z  nim  zamieszkałam?  Powinniśmy  spotykać  się  na 
zwykłych randkach, żeby się przekonać, czy coś między nami 
iskrzy.  Tyle  że  wtedy  byłam  załamana,  a  on  był  taki  miły... 
Może  ja  się  nie  nadaję  do  partnerstwa...  Z  Jórgiem  nie 
wypaliło, z Franzem też się nie udało... 

- Doris,  nie  pleć bzdur! Dopiero po pewnym czasie okazało 

się, że Franz jest mięczakiem i pantoflarzem, że tańczy tak, jak 
mu zagra teściowa. Może i on nie przetrawił jeszcze w sobie 
smutku  po  śmierci  żony  i  miał  wobec  ciebie  wysoce  posta-
wione wymagania, których ty nie mogłaś spełnić. Hm, nikt by 
nie mógł... Żaden człowiek nie zastąpi drugiego, no chyba że 
wyrzeknie się swojej tożsamości. Na to nie ma rady. 

Doris rozpłakała się. 
- Próbowałam z nim rozmawiać, ale on jest zaślepiony. I tak 

głupio usprawiedliwia postępowanie teściowej i córek. 

 

background image

- Kochasz go jeszcze? 
Doris zwlekała z odpowiedzią. 
- Chyba nigdy go nie kochałam, przynajmniej nie tak, jak ja 

definiuję  pojęcie  miłości.  On  dawał  mi  poczucie 
bezpieczeństwa...  Do  pewnego  czasu.  Potem  stał  się  jakiś 
obojętny. Żyliśmy ze sobą jak małżeństwo z dwudziestoletnim 
stażem.  Franz  ma  swoje  stare  przyzwyczajenia  i  może 
przestawiłabym  się  na  jego  tryb,  gdyby  nie  złośliwości  jego 
teściowej i córek... Nie umiem tak żyć. 

- Nikt by nie umiał, Doris. Dobrze, że od nich odeszłaś. Jeśli 

chcesz, zostań u mnie. Miejsca ci u nas dostatek. 

- Dzięki za ofertę. Skorzystam z niej przez parę dni. 
Biedna Doris. 
-  Chodźmy  na  ten  spacer  -  zawołała  Lena.  -  Po  drodze 

porozmawiamy.  -  Wstała  i  wyciągnęła  z  puszki  karmę  dla 
psów. Obie napełniły nią kieszenie. 

Założyły kurtki i buty. Kiedy wychodziły z domu, zza rogu 

wyłonił  się  Markus.  Lena  się  go  nie  spodziewała.  Przede 
wszystkim nie o tej godzinie. 

- Halo, dzień dobry! - krzyknął z daleka. - Lena, muszę z tobą 

koniecznie porozmawiać. 

 

background image

Doris dostrzegła Nicolę. 
-  OK,  ja  pójdę  do  Nicoli  -  powiedziała  i  oddaliła  się 

dyskretnie. 

Markus obejrzał się za Doris. 
- Kto to jest? - zapytał. 
- Moja szwagierka Doris. 
-  Hm,  gdy  tylko  pojawi  się  jakaś  kobieta  na  horyzoncie  i 

człowiek mógłby zawiesić na niej oko, musi poskromić swoje 
zakusy, bo jest zajęta. 

-  Doris  będzie  niedługo  do  wzięcia  -  zaśmiała  się  Lena.  - 

Rozwodzi się z moim bratem. 

- Super. Zapoznaj mnie z nią. 
- Powolutku, przyjacielu. Poznasz ją. Doris zatrzymała się u 

mnie. Ale... ma za sobą traumatyczne przeżycia z mężczyzną, 
hm, nie z Jórgiem. Postępuj z nią delikatnie. 

-  A  niby  jak  ja  traktuję  kobiety?  Co  ty  sugerujesz?  Jestem 

ciepły i miły. 

- Świetnie, ale nie przyszedłeś do  mnie,  żeby dyskutować o 

twoich sposobach podrywania kobiet. 

-  Nie,  Lena,  strasznie  mi  głupio i  dlatego  przyszedłem  sam. 

Nie wiem, jak to się mogło stać. 

- Przestań owijać w bawełnę. Dlaczego jest ci głupio i co nie 

powinno było się wydarzyć? 

 

background image

Złapał głęboki oddech. 
-  Leno,  przez  przeoczenie  nie  uregulowaliśmy  zalegającego 

od  trzech  miesięcy  rachunku.  Jestem  ci  winny  dokładnie 
siedemnaście 

tysięcy 

osiemset 

szesnaście 

euro 

dziewięćdziesiąt  trzy  centy.  Przeleję  je  dziś  na  twoje  konto. 
Dlaczego nie zgłosiłaś się do mnie i nie ponagliłaś? 

Lena rzuciła mu się w ramiona i pocałowała w czoło. 
-  Drogi  Markusie,  każdego  dnia  powinno  się  zrobić  jeden 

dobry uczynek. Dziś wypracowałeś swój limit. 

- Nie rozumiem... 
-  Drogi  przyjacielu,  to  proste.  Pilnie  potrzebuję  pieniędzy  i 

dostanę  je  od  ciebie.  Przegapiłam  ten  fakt.  Na  szczęście,  bo 
inaczej zainwestowałabym te pieniądze w inny projekt. 

Uśmiechnął się. 
-  O  proszę,  dzięki  mojemu  roztargnieniu  zrobiłem  dobry 

uczynek. 

Lena pokiwała głową. 
- Ano tak. 
- Zatem moja najdroższa przyjaciółko, wisisz mi coś. 
- Że co? 
 

background image

- Otóż nakazuję tobie i Doris, żebyście wybrały się ze mną na 

obiad. Zgódź się. 

-  Zgadzam  się.  Oj,  Markus,  nie  znałam  cię  takiego. 

Zaproszenie zapewne ma związek z Doris. Człowieku, ledwie 
ją widziałeś. 

-  Wystarcza  mi  tyle,  ile  zobaczyłem.  Ona  jest  dokładnie  w 

moim typie. 

Lena  nie  pojmowała  tego  świata.  Markus  był  kawalerem, 

Doris  niedługo  będzie  wolna.  Pasowaliby  do  siebie.  Tylko 
Doris nie przepadała za wsią, a Markus za miastem. On tu w 
Fahrenbach  uwił  sobie  gniazdo.  Poza  tym  stąd  wywodzą  się 
jego przodkowie. 

- Gdzieś powędrowała myślami, Leno? Zachichotała. 
- Ach, Markus, myślami jestem zaręczona z moją szwagierką. 
-  Nie  mam  nic  przeciwko  temu.  -  Popatrzył  na  podwórze, 

gdzie  Doris  i  Nicola  wdały  się  w  ożywioną  dyskusję.  - 
Chodźmy tam. Przedstawisz mnie. 

Doris najwyraźniej zauroczyła Markusa. 
-  Niezbyt  dobry  pomysł.  Doris  jest  teraz  nad-wrażliwa  i 

nieufna.  Obiecuję  ci,  poznasz  ją.  Jeśli  jesteście  sobie 
przeznaczeni, zakochacie się w sobie. Kibicuję wam obojgu... 

 

background image

- Fajnie. Przydasz mi się jako wspólniczka. Zaaranżuj jakieś 

tête-à-tête, ale nie każ mi czekać. 

- Markus, proszę, nie wkręcaj się za bardzo. Spodobała ci się, 

ale najpierw ją poznaj i wtedy stwierdzisz, czy ci odpowiada. 
Wygląd  to  nie  wszystko.  Do  szczęścia  potrzeba  znacznie 
więcej. 

- Wiem, lecz mimo to... 
-  OK,  zdzwonimy  się  -  weszła  mu  w  słowo.  -Jeszcze  raz 

dzięki  za  dobre  wieści.  Z  takimi  możesz  się  zjawiać  u  mnie 
codziennie. 

-  Niebawem  znowu  dostaniesz  pieniądze.  W  następnym 

tygodniu  moi  robotnicy  zaczynają  wycinkę.  Aktualnie  jest 
popyt na drzewo dębowe. Moglibyśmy wyciąć te dęby z lasku 
za kaplicą. I tak jest ich za dużo. 

- Rób, jak chcesz, Markus. Całkowicie zdaję się na ciebie. A 

pieniądze na pewno mi się przydadzą. 

- No a z tymi napojami alkoholowymi jakoś leci? 
- Jasne, ale im lepiej interes się kręci, tym więcej  muszę na 

początek  wykładać  z  własnej  kieszeni,  żeby  od  razu  opłacać 
towar, a moi klienci nagminnie korzystają z terminu płatności 
wynoszącego około sześćdziesięciu dni. Przed jego upływem 
nie przelewają ani centa. 

 

background image

Ze zrozumieniem pokiwał głową. 
- U mnie jest tak samo. Płacę od razu, a na swoje pieniądze 

bardzo długo czekam. Z tą różnicą, że mam większą rezerwę 
finansową.  Za  to  ty  posiadasz  większy  kawałek  ziemi,  w 
dodatku z jeziorami. 

- Z nich nie mam żadnego dochodu, bo nie chcę ich sprzedać. 

Ale  nie  narzekam  i  nie  będę  biadolić.  Idzie  mi  coraz  lepiej. 
Któregoś pięknego dnia będę w równie komfortowej sytuacji 
finansowej  co  ty.  Odkuję  się.  Ogólnie  rzecz  biorąc,  jestem 
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Odziedziczyłam po 
moim ojcu raj. Żeby samej dojść do takiego stanu posiadania, 
musiałabym głodować całe życie... 

Objął ją. 
-  Przynosiłbym  ci  jedzenie  i  picie.  OK,  wracam  do  siebie. 

Mam sporo pracy. Dzięki, że nie jesteś zła. Pomyśl o naszym 
wspólnym posiłku. 

- Dobrze, Markus. Cześć. 
Markus i Doris? Hm, ciekawe, czy by się ze sobą dogadali. 
- Co się tak uśmiechasz pod nosem? - spytała Doris. - Czyżby 

ten przystojniak ci się właśnie oświadczył? 

 

background image

Lena  spojrzała  ze  zdumieniem  na  szwagierkę.  Ledwie  go 

widziała, a już stwierdziła, że jest przystojny. 

-  Nie,  poinformował  mnie,  że  jego  księgowość  zapomniała 

przelać mi pieniądze za wycinkę drzew, które mu sprzedałam. 
Chciał mnie osobiście za to przeprosić. 

- Że też mu się chciało... A może to tylko wybieg, żeby się z 

tobą zobaczyć. 

Lena wybuchnęła śmiechem. 
-  Pudło,  Doris!  Pudło!  Markus  jest  moim  przyjacielem, 

kumplem  od  przedszkola.  Żeby  się  ze  mną  zobaczyć,  nie 
potrzebuje żadnych forteli. Wpada do mnie i tyle. 

Nie dokończyła swojej opowieści, bo nadbiegły psy. 
Hektor i Lady na zmianę obskakiwali Nicolę i Lenę. 
Doris  sięgnęła  do  torebki  po  ich  smakołyki.  No  i  je 

przekupiła. Z wdzięczności były całkowicie do jej dyspozycji. 
Mogła je głaskać do woli. Łasiły się do niej, jakby miały przed 
sobą boginię. 

Nicola  z  zachwytem  przyglądała  się  temu  obrazkowi. 

Wyznawała teorię, że człowiek, którego lubią zwierzęta, musi 
być kimś wyjątkowym. 

 

background image

Lena  myślami  była  zupełnie  gdzie  indziej.  Pieniądze  od 

Markusa  rozwiązały  jej  wielki  problem.  Wreszcie  mogła 
zapłacić  za  odrestaurowanie  obrazów  z  bitwami  morskimi.  I 
jeszcze zostanie jej reszta! 

Za  kilka  miesięcy  wystawi  znalezione  obrazy  na  aukcji  w 

Nowym  Jorku.  Eksperci  zapewniali,  że  dzięki  tym  dziełom 
sztuki zbije fortunę. Uwierzy w to, kiedy na jej koncie pojawi 
się  pokaźna  suma  pieniędzy.  A  na  razie  nie  będzie  sobie 
zawracać tym głowy. Tata zawsze uczył ją, żeby nie dzieliła 
skóry na niedźwiedziu. 

Zamierzała zabrać Doris i psy nad rzekę. 
- Idziemy? - spytała. Psy nastawiły uszu. 
-  Do  zobaczenia  później,  Nicola  -  powiedziała.  Wzięła 

szwagierkę pod rękę i pociągnęła ją 

za sobą. Doris z pewnością spodobają się tutejsze widoki. 

background image

W ciągu kilku kolejnych dni Doris przeżywała istną huśtawką 

nastrojów. Podskakiwała jak małe dziecko, śmiała się, biegała 
beztrosko, a po chwili popłakiwała. 

Lena  chwaliła  sobie  Doris  jako  współlokatorkę.  Nie  była 

uciążliwa  i  aktywnie  włączyła  się  w  życie  posiadłości. 
Pomagała  Nicoli  i  kobiecie  ze  wsi  w  oporządzaniu 
apartamentów  dla  gości,  gotowała,  sortowała  w  biurze 
dokumenty  i  nauczyła  się  od  Daniela,  jak  sporządzać  listy 
firmowe i przygotowywać przesyłki. 

O Franzu w ogóle nie mówiła. Lena tylko raz poruszyła ten 

temat. 

-  Doris,  nie  chcę  się  wtrącać  w  twoje  życie,  ale  czy  nie 

powinnaś się skontaktować z Franzem? On nie wie, gdzie ty 
jesteś. 

- I nie musi. Nie wrócę do niego. Za bardzo mnie zranił. 
 

background image

- Nikt tego od ciebie nie oczekuje. Ale zakończ to z honorem. 

Zadzwoń  do  niego,  spotkaj  się  i  powiedz  adiós  albo  daj  mu 
szansę na poprawę. 

Doris potrząsnęła głową. 
-  On  już  wyczerpał  swoje  szanse.  Nie  ma  sensu  przedłużać 

naszego  złudnego  związku.  Franz  i  ja  jesteśmy  z  dwóch 
różnych bajek. Dążymy do innych celów. 

- Więc zerwij z nim. Ale nie w taki sposób jak z Jórgiem. Nie 

uciekaj bez słowa. 

- Ucieczka jest najprostszym... 
-  Ona  nie  jest  żadnym  rozwiązaniem.  Masz  w  sobie  dosyć 

siły,  by  sprostać  tej  sytuacji.  Postaw  kropkę  nad  i.  W 
przeciwnym razie będzie cię to dręczyło. 

Lena przyniosła telefon i wcisnęła go Doris. 
-  Zadzwoń!  Wyznacz  termin  i  przywieź  swoje  rzeczy.  Jeśli 

chcesz, będę ci towarzyszyć w tej bojowej wyprawie. 

- OK, zadzwonię do niego. Ale nie chcę się z nim spotkać. O 

czym  miałabym  z  nim  rozmawiać?  Z  czystej  wygody 
namawiałby mnie, żebym wróciła. Za żadne skarby. Biżuterię, 
którą mi kiedyś podarował, położyłam mu na biurku. Nie chcę 
jej, Leno. Sama bym sobie jej nie kupiła. Nie mój 

 

background image

styl. Podobała się Franzowi, ponieważ jego żona taką nosiła. 

A  ona  była  zupełnie  inna  niż  ja.  Ubrania  też  niech  sobie 
zachowa,  wyrzuci,  rozda  lub  przetrzyma  dla  mojej 
następczyni.  Na  sto  procent  szybko  zadowoli  się  nową 
kochanką.  Tacy  jak  Franz  nie  pozostają  długo  sami.  On  ma 
swój sztywny model rodziny - mężczyzna, kobieta, dzieci. Nic 
nie może go zburzyć. 

Lena nie odniosła się do tej wypowiedzi. Odebrało jej mowę. 
Od  Jórga  Doris  również  niczego  nie  chciała,  chociaż 

przysługiwało  jej  prawo  do  podziału  majątku.  Złapała  dwie 
walizki i odeszła. 

Teraz ucieka od Franza z jedną torbą podróżną. Dziwne. 
Cóż, jej decyzja. Lena, podobnie jak ona, nie zaliczała się do 

kobiet,  które  z  nieudanych  związków  czerpały  korzyści  lub 
zostawiały swoich byłych w skarpetkach. 

-  Z  niczym  się  nie  spiesz,  Doris.  Muszę  iść  do  destylarni. 

Zobaczymy się na obiedzie. 

Pomachała szwagierce i wyszła. 

background image

Daniel  ucieszył  się  na  jej  widok.  -  Dobrze,  że  przyszłaś. 

Dostaliśmy 

wielkie 

zlecenie 

na 

ajerkoniak. 

Sieć 

supermarketów  „Grosik"  zamówiła  go  za  kwotę  około  stu 
tysięcy  euro.  Fajnie,  co?  Ale  uwaga,  teraz  zła  wiadomość. 
Chcą,  żebyśmy  obniżyli  cenę  każdej  butelki  o  pięćdziesiąt 
centów.  Zadzwonisz  do  Schaapendonka?  Pogadasz  z  nim  o 
tym? 

- Nie. Po co? Ustalił taką cenę i z niej nie zejdzie. Przeliczmy 

wszystko jeszcze raz. Może uda nam się wykalkulować niższą 
prowizję dla nas. W zamian wyznaczymy ceny z płatnością w 
ciągu czternastu dni. 

- Prowizja od Schaapendonka nie jest bajecznie wysoka. 
-  Wiem,  ale  „Grosik"  dotychczas  nie  był  naszym  klientem. 

Może zaoferujemy mu resztę naszych produktów? 

 

background image

- No na pewno nie Finnemore Eleven. Ta whisky jest z górnej 

półki, czyli nie nadaje się dla supermarketów. 

-  Aż  tacy  tani  to  oni  znowu  nie  są.  Nie  poddawajmy  się. 

Podsuńmy im artykuły Brodersena i Horlitza. 

- Przynajmniej spróbujmy. 
- Zaraz się tym zajmę. Daniel, zrobiłbyś mi kawy? 
- Jasne. Normalnej, espresso, latte macchiato czy cappuccino? 
-  O  matko,  nie  ułatwiasz  mi  zadania...  Wezmę... 

Poprosiłabym  espresso.  A  masz  jeszcze  te  ciasteczka 
migdałowe amaretti? 

Zaśmiał się. 
- Mam. Wydawało mi się, że nie przepadasz za słodkościami. 
- Ach, te małe ciasteczka nie są aż tak słodkie. 
- Nie, naprawdę nie... Gdzie klapniemy? Tu w moim biurze 

czy tam? 

- Zostańmy tutaj. U ciebie jest przytulnie.   
  Zresztą  nie  będziemy  godzinami  ślęczeć  nad  filiżankami  z 

kawą. Pijemy i bierzemy się za robotę. Mam zaległości. 

- Miła z niej osóbka. Bardzo miła. 
 

background image

Lena zaskoczona spojrzała na niego z ukosa. Daniel też? 
- Hej, nie patrz tak na mnie. Mówiłem o niej jako o człowieku. 

Jeśli chodzi o urodę... Ona nie jest w moim typie. 

Uwierzyła mu. 
Daniel porównuje wszystkie kobiety do Laury, jego jedynej 

miłości, którą Bóg odebrał  mu w strasznych  okolicznościach 
tuż  przed  zaplanowanym  ślubem.  Laura,  anielska  blond 
istotka,  uległa  tragicznemu  wypadkowi.  Paraliż  poprzeczny 
ciała  druzgocąco  wpłynął  na  jej  psychikę.  Z  bezradności 
popełniła samobójstwo, z czym Daniel nigdy się nie pogodził. 
Zadawał sobie pytanie, czy nie mógł temu zapobiec. 

- Proszę, twoje espresso i amaretti. 
- Dzięki, Daniel. Jesteś prawdziwym dżentelmenem. 
Zarumienił się i nic nie odpowiedział. 
Lena  domyśliła  się,  że  zawstydziła  go  tą  pochwałą.  Kiedy 

żyje  się  w  takiej  wspólnocie  jak  Daniel,  Nicola  i  Aleks, 
człowiek szybko uczy się czytać siebie, swoje reakcje, gesty. 
Tej trójce Lena ufała bardziej niż własnemu rodzeństwu. Oni 
byli jej rodziną, dzielili z nią troski i radości. 

 

background image

Natomiast  jej  krewni,  Frieder,  Jórg  i  Grit,  nic  o  niej  nie 

wiedzieli. Ba, nie interesowało ich, jak się jej powodzi, co u 
niej  słychać.  Za  to  chcieli,  żeby  Lena  była  na  ich  każde 
zawołanie. Powinna się im postawić. Rodzina jest po to, by się 
wspierać, a nie na sobie żerować. 

- O czym myślisz? - wytrącił ją z zamyślenia głos Daniela. 
- O moim rodzeństwie. Żadne z nich nie odezwie się do mnie 

jako pierwsze. Nie zapytają, co u mnie. Dzwonią tylko wtedy, 
gdy czegoś ode mnie chcą. 

- Lena, w tym względzie nic się nie zmieni. Nigdy! Zapomnij 

o tym. Jeśli już musisz pomyśleć o czymś mało przyjemnym, 
pomyśl  o  „Grosiku".  Może  jednak  zdołasz  ich  nakłonić,  by 
spuścili z tonu. 

Lena  dopiła  swoje  espresso  i  przełknęła  ostatnie  ciasteczko 

migdałowe. 

- Masz rację. Jazda do roboty. Zajmę się tym. Zadzwonię do 

Schaapendonka. Wielkość zamówienia nie jest bez znaczenia, 
a ta sieć supermarketów jest wypłacalna. Albo pójdą nam na 
rękę, albo jakoś podzielimy między sobą różnice cenowe. 

 

background image

Daniel wstał. 
-  Informuj  mnie  na  bieżąco.  Wyślę  zamówienie  do 

Brodersena. Zrobiło się zimniej i  ludzie chętniej kupują jego 
trunki niż te od Horlitza. Finnemore Eleven też dosztukujemy, 
żebyśmy później nie babrali się w fakturach. 

- Daniel, nie zawyżajmy naszych rachunków. 
- Przepraszam, nie wpadłem na to. 
-  Nie  szkodzi.  Kiedyś  nam  się  polepszy,  ale  w  tej  chwili 

musimy chuchać na każdego centa. 

Lena przeszła do biura. Usiadła przy biurku. Zapatrzyła się na 

zdjęcia  Thomasa  i  taty,  które  stały  przed  nią  w  małych 
posrebrzanych ramkach. Dwóch najważniejszych mężczyzn  - 
jeden z nich ukształtował jej życie, drugiego kochała i z utęsk-
nieniem wyczekiwała jego przylotu zza oceanu. 

Odwróciła głowę i wyjrzała przez okno. 
Na  przejrzystym  niebieskim  niebie  świeciło  słońce. 

Gdzieniegdzie  płynęły  po  nim  białe  chmurki.  Szalejące  w 
ciągu  kilku  ostatnich  dni  burze  prawie  doszczętnie  ogołociły 
drzewa. Kolorowe liście grubą warstwą pokryły ścieżki i ulice. 

Zabrzęczał 

telefon. 

słuchawce 

odezwała 

się 

podenerwowana Doris. 

- Lena, chyba popełniłam błąd. 
 

background image

- Bo rozmawiałaś z Franzem? 
-  Nie,  nie  w  tym  rzecz.  Kiedy się  z  nim  rozłączyłam,  znów 

rozległ się dźwięk twojego telefonu. I ja odebrałam. 

- No i w czym problem? Doris westchnęła. 
-  Dzwoniła  Grit.  Wpadła  w  histerię,  kiedy  rozpoznała  mój 

głos. Wykrzyczała coś w słuchawkę, ale nie zrozumiałam jej 
bełkotu. Powinnaś do niej szybko zadzwonić. 

-  Nie  zrobię  tego.  Nie  będzie  mi  rozkazywała.  Przestań  się 

zadręczać.  Nikt  mi  nie  będzie  dyktował  warunków.  Może 
powinnam  ją  pytać,  kogo  wolno  mi  u  siebie  gościć? 
Niedoczekanie! 

- Obruszyła się, że u ciebie jestem, ponieważ według niej już 

nie należę do rodziny, bo rozwodzę się z Jórgiem. 

Lena wyczuła w jej głosie zdenerwowanie. 
- Doris, proszę cię, wykazuj. Grit nic do tego, co i z kim robię. 

Nie daj się zastraszyć. 

-  Cieszę  się,  że  nie  jesteś  na  mnie  zła,  że  ode-  brałam  ten 

telefon. 

- Czuj się jak u siebie w domu. A jeśli wyjdziesz na przykład z 

psami  na  spacer,  do  Bondiego,  żeby  nakarmić  go  jego 
ulubionymi marchewkami, 

 

background image

albo do Nicoli, po prostu włącz automatyczną sekretarkę. 
- Dziękuję, Lena. 
- Nie masz za co dziękować. Ignoruj chamskie docinki Grit. 
Zamieniły jeszcze kilka słów i się rozłączyły. 
Lena  zirytowała  się  zachowaniem  siostry.  Telefon  do 

„Grosika" przełoży na później. Najpierw rozmówi się z Grit. 
Musiała wyrzucić z siebie złość. 

Rozjuszona wykręciła jej numer. 
- Odbiło ci?! Co to za idiotyczny pomysł, żeby przenocować u 

siebie Doris?! - wrzasnęła Grit. 

- Stop! Ani słowa więcej o Doris! Nie mieszaj się w nie swoje 

sprawy, droga siostrzyczko. 

Grit nabrała powietrza w usta, po czym zmieniła temat. 
- Lena, pogadaj z Holgerem. On postradał zmysły. 
Głos jej siostry przybrał dramatyczny ton. Zresztą to nie była 

żadna nowość. Grit uwielbiała sceny, oczywiście ze sobą w roli 
głównej. 

-  Prawnicy  przysłali  mi  pismo  urzędowe.  Holger  wniósł 

pozew  o  rozwód.  Będzie  walczył  o  pozbawienie  mnie  praw 
rodzicielskich. 

 

background image

-  I  czym  się  przejmujesz?  Nie  tego  chciałaś?  Wreszcie 

będziesz w pełni dyspozycyjna dla swojego Robertino. 

- Jedno z drugim nie ma nic wspólnego. 
- Że co? 
- Przecież mogę pozostać mężatką, przynajmniej na papierze, 

i spędzić resztę życia z moim Robertino. 

-  Grit,  brak  ci  piątej  klepki  czy  jak?  Tworzysz  sobie  jakąś 

niedorzeczną wizję przyszłości. Z jednej strony gorący romans, 
a z drugiej strony zabezpieczenie w postaci małżeństwa? 

- No i? Co w tym takiego złego? Jeśli nie wypali z Robertino, 

a on nie ma łatwego charakteru, pocieszę się Holgerem. 

„Ale  z  niej  wyrachowana  egoistka",  pomyślała  Lena. 

Odebrało jej mowę. 

- Lena, jesteś tam? 
- Tak. 
- Dlaczego milczysz? 
-  Bo  twoja  filozofia  wykracza  poza  moją  wyobraźnię, 

siostrzyczko. Za kogo ty masz Holgera? Zabawkę, którą można 
cisnąć w kąt, gdy się znudzi? Grit, on jest człowiekiem z krwi i 
kości i ma prawo do własnego godnego życia. Nie zasługuje 

 

background image

na to, by być twoim planem B. Grit, puknij się w czoło, twój 

związek  z  Robertino  nie  ma  szans.  Rozleci  się.  Zobaczysz, 
wspomnisz moje słowa. 

-  W  sumie  nie  chodzi  mi  o  Holgera.  Irytuje  mnie  fakt,  że 

dzieci stanęły w jego obronie i chcą z nim zamieszkać. 

- Bo on się o nie troszczy. Dzieci wiele dla niego znaczą. 
- Dla mnie też. 
- Tak? Jakoś tego nie zauważyłam. Przypomnij sobie, jak od 

ciebie  uciekły.  Chciały  przyjechać  do  mnie,  ale  w  drodze 
przechwyciła je policja. Przecież mogło stać się im coś złego. 

-  Nie  wyciągaj  starych  brudów. Nic  się  nie  stało  i  nie  ma  o 

czym gadać. Skontaktuj się z Holgerem i poproś go, żeby ten 
rozwód... Hm, niech wycofa pozew. 

- Nic z tego. 
- Lena, jesteś moją siostrą. 
- Wiem i zawsze nią będę. Ale nie jestem twoim rzecznikiem, 

a tym bardziej człowiekiem od brudnej roboty. Sama zadzwoń 
do Holgera i porozmawiaj z nim, jeśli poważnie o nim myślisz. 
Jeśli zaś traktujesz go jako koło ratunkowe, odpuść sobie. 

 

background image

- Brzmi, jakbyś trzymała jego stronę... 
- Bo w tym przypadku trzymam. 
- Brawo, masz skłonności do popierania żonatych mężczyzn, 

a więzy rodzinne? 

- Siostrzyczko, dla mnie najważniejsza jest sprawiedliwość. 
-  Nie  rozśmieszaj  mnie.  Nie  zapędzaj  się  z  tymi 

moralizatorskimi  przemówieniami.  Suszyłaś  nimi  głowę 
Jórgowi,  a  teraz  mnie.  Friedera  już  straciłaś.  Jesteś  na 
najlepszej drodze do tego, by i mnie stracić. Za Jórga nie będę 
się wypowiadała. 

-  Grit,  proszę,  przestań  pleść  bzdury.  Wycisz  się  gdzieś  na 

łonie  natury  i  zastanów  się  nad  sobą.  Wyznacz  sobie  jakieś 
priorytety.  Zadaj  sobie  pytanie,  na  którym  miejscu  w  twoim 
sercu jest twój włoski kelnerzyna od sosów, a na którym dzieci 
i mąż. Jeśli się dostatecznie postarasz, odzyskasz Holgera. On 
cię nie odrzuci. Chociażby ze względu na dzieciaki. 

- O przenajświętsza panienko, czy ty niczego nie pojmujesz? 

Ja nie chcę wracać do Holgera. Chcę tylko nadal być mężatką, 
z najróżniejszych powodów. To co, pogadasz z nim? 

- Od czasu do czasu rozmawiam z nim przez telefon. Jednak 

nie pisnę ani słówkiem o twoich pobożnych życzeniach. 

 

background image

- Przemawia przez ciebie kołtuneria, damulko za trzy grosze. 

Jesteś  jak  nasz  tata.  Dla  niego  też  wszystko  było  albo  białe, 
albo czarne. 

-  Tatuś  uznawał  wszystkie  kolory,  o  ile  były  ze  sobą 

prawidłowo zestawione. 

Grit kipiała z wściekłości. 
-  Wiesz  co,  daruj  sobie.  Już  nigdy  o  nic  cię  nie  poproszę. 

Frieder  ma  rację,  jesteś  pustą  wyniosłą  lalunią,  która 
odziedziczyła najwięcej i się rozpanoszyła. Co za wołająca o 
pomstę do nieba niesprawiedliwość! 

Rzuciła słuchawką. 
Lena  przetarła  oczy.  Miała  wrażenie,  że  wybudziła  się  z 

jakiegoś koszmaru. 

Dawniej  załamałby  się  i  uczyniłaby  wszystko,  by  pogodzić 

się  z  Grit  i  braćmi.  Zależało  jej  na  utrzymaniu  poprawnych 
stosunków  rodzinnych.  Jednak  etap  uległości  w  imię  mylnie 
pojętego dobra miała już za sobą. Postanowiła, że nie pozwoli 
sobą dyrygować i pomiatać. Nie będzie tańczyć, jak jej zagrają. 
Koniec z traktowaniem jej jak naiwnej idiotki. 

Zapewne  ogromny  wpływ  na  nowy  światopogląd  mieli  jej 

przyjaciele,  Nicola,  Aleks  i  Daniel.  Uzmysłowili  jej,  że  na 
próżno usiłowała ratować 

 

background image

rodzinę, która już dawno się rozpadła. Lena zaczęła wątpić, 

czy w ogóle kiedykolwiek istniała. 

Wzięła dokumenty, które dał jej Daniel. 
Mimo wszystko miała zamiar zadzwonić do Holgera, żeby się 

dowiedzieć, dlaczego tak szybko złożył pozew rozwodowy. }ej 
na pewno wyjawi powody swojej decyzji. Bo z nim świetnie 
się dogadywała. 

Teraz  jednak  chciała  zrobić  sobie  krótką  przerwę  i 

poplotkować  z  Nicolą.  Aleks  i  Daniel  pojechali  do  sklepu  z 
materiałami budowlanymi. Zabrali ze sobą Doris. 

Ze  stajni  dosłyszała  rżenie  Bondiego.  W  drodze  powrotnej 

zaniesie mu trochę jabłek. Odkryła, że marchewki już nie były 
jego ulubionym frykasem. Przerzucił się na jabłka. 

Nicola  siedziała  przy  swoim  wyszorowanym  na  błysk  stole 

kuchennym. Rozwiązywała krzyżówki. Obok niej stał dzbanek 
z kawą. 

Zorientowała się, że Nicola znowu płakała. 
Czyżby  wyczytała  w  gazecie  artykuł  o  tym,  że  jakiś 

adoptowany syn szukał swojej biologicznej matki? 

Ach, gdyby Nicola wiedziała, że Lena odnalazła jej córkę i ta 

nie chce jej nawet poznać... Nicola 

 

background image

była człowiekiem o wielkim sercu. Wtedy naprawdę nie miała 

innego wyjścia. Musiała oddać córkę do adopcji. Nadal cierpi z 
tego powodu. 

Dlaczego Yvonne nie chciała dać Nicoli żadnej szansy? 
-  Nowi  goście  zarezerwowali  apartament  narożny.  Babcia  z 

wnuczką,  czarującą  pięcioletnią  dziewczynką.  Ta  mała 
przypomina mi moją Merit. 

Aha,  więc  tu  jest  pies  pogrzebany.  Nicola  wyliczyła,  że 

byłaby teraz babcią takiego nieboraczka. 

-  Fajnie  -  odparła  Lena.  -  Zatem  wszystkie  apartamenty  są 

zajęte. 

-  Tak,  na  kilka  dni.  Na  przyszły  tydzień  zapowiedziała  się 

młoda kobieta. Chciałaby zostać u nas troszeczkę. 

Lena wstrzymała oddech. Yvonne! 
Czyżby Yvonne zdecydowała się zobaczyć swoją biologiczną 

matkę? 

- Skąd... - wyjąkała podekscytowana Lena. -Skąd ona jest? 
-  Z  Monachium.  Jest  dziennikarką.  Jan  van  Dahlen  nas 

polecił.  Ta  młoda  kobieta  marzy  o  tym,  by  przenocować  w 
miejscu, gdzie wypoczywała słynna aktorka Isabella Wood. 

 

background image

Z Leny uszło powietrze. Rozczarowała się. Przyjedzie jakaś 

obca kobieta. Nie Yvonne. 

- Fajnie - bąknęła pod nosem. 
- Jan jest naprawdę miły - rzekła Nicola. -Najpierw polecił nas 

Isabelli,  teraz  tej  młodej  dziennikarce.  Hm,  w  zasadzie  nie 
wiem,  czy  ona  jest  młoda.  Tak  brzmiał  jej  głos.  Chcesz  coś 
do... 

Nie  dokończyła  zdania,  bo  zabrzęczał  telefon.  Nicola 

odebrała. 

-  Nie.  Nie  mamy  wolnych  pokoi  na  ten  weekend.  W 

następnym  tygodniu  powinno  się  coś  zwolnić.  Zrobić  pani 
rezerwację? 

Nicola nasłuchiwała. 
- Szkoda, że pani nie przyjedzie. Może innym razem. 
Znów nasłuchiwała i przytaknęła. 
-  No  nic  nie  wskóramy.  Niestety.  Do  usłyszenia,  pani 

Wiedemann. 

Odłożyła słuchawkę. 
Lena myślała, że zemdleje. 
Yvonne  przemogła  się  w  sobie  i  zadzwoniła.  Akurat  teraz, 

kiedy mieli zarezerwowane wszystkie apartamenty. 

To nie mogła być prawda! 
 

background image

- Nie znalazłby się ani jeden wolny pokój? -westchnęła Lena. 
- Do apartamentu numer cztery musiałam jeszcze  dostawiać 

dodatkowe łóżko. 

- Zarezerwowała inny termin? Nicola potrząsnęła głową. 
-  Wiesz  co,  w  sumie  naszły  mnie  absurdalne  myśli,  ale 

miałam  wrażenie,  że  ona  się  ucieszyła,  że  ta  rezerwacja  nie 
doszła  do  skutku.  Jakby  odetchnęła  po  mojej  odmowie. 
Bzdura, co? 

Ach,  Nicola,  żadna  bzdura.  Yvonne  bała  się  konfrontacji  i 

pewnie odczytała to niepowodzenie jako znak, że nie powinna 
poznawać swojej matki. 

Nicola,  rozmawiałaś  ze  swoją  córką!  Odmówiłaś  swojej 

córce!