background image
background image

Rozdział 2:

Aro

Wysłałem Bellę w odwiedziny do buntowników, szybko nie wróci, dopiero za 
tydzień akurat w jej 1000 urodziny. Mam dużo roboty, trzeba zagonić całą 
Volterre do pracy i zaprosić wszystkich przyjaciół na urodziny Mirabelli, 
wszyscy oficjalnie tak na nią mówili, tylko przyjaciele znają jej prawdziwe 
imię. Zapowiada się pracowity tydzień.

Edward

Mieszkamy teraz na Alasce, ja, cała moja rodzina i klan Denali. 
Tanya jest moją dziewczyną od 300 lat, wiem, że ona mnie kocha, ja ją chyba 
też, nie darze jej tak wielkim uczuciem jakim darzyłem Bellę, ale Bells była 
człowiekiem i musiałem ją zostawić, żeby żyła spokojnie swoim ludzkim 
życiem. Myślałem, że mnie posłucha i nie będzie lekkomyślna, ale okazało 
się, że miesiąc po tym jak ją zostawiłem zaginęła bez śladu a do tego w 
ciąży. Bardzo mnie to zabolało, bo chciałem, by żyła swoim życiem, a 
najbardziej bolało mnie to, że tak szybko przestała mnie kochać, od razu o 
mnie zapomniała. Ale, czy nie tego chciałem? O ciąży dowiedzieliśmy się na 
pogrzebie Belli, którą po długich poszukiwaniach uznano za zmarłą. Całe 
Forks, aż huczało od plotek, że córka komendanta puściła się nie wiadomo z 
kim i zaszła w ciąże. Gdy tak rozmyślałem nagle usłyszałem wołanie z dołu
-Edwardzie - Zawołał Carlisle
W wampirzym tempie pobiegłem do salonu, siedziała tam już cała rodzina, 
ciekawe co oni kombinowali, szybko zajrzałem w myśli Carlisle i wyczytałem, 
że dostaliśmy zaproszenie od Volturi na 1000 urodziny Mirabelli? Które 
odbędą się za 5 dni w Volterze.
-Kto to Mirabella?
-Nie mów, że nie wiesz. - Roześmiał się Emmett
-Edwardzie, Mirabella rządzi Volterrą razem z Arem, Markiem i Kajuszem. - 
Odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie Carlisle.
-Przyjęli do siebie kogoś nowego? I to do tego kobietę?

 

- Zapytałem z 

niedowierzaniem, co spowodowało jeszcze większy wybuch śmiechu u 
Emmetta
-Edwardzie ona jest w Volterze od 700 lat. - Powiedziała Esme 
powstrzymując się od śmiechu
-On był zajęty czytaniem książek razem z Tanyą. - 

 

Wykrzyknął Emmett i 

zaczął się śmiać jeszcze głośniej, choć to wydawało się niemożliwe. Gdyby 
spojrzenie mogło zabijać, Emmett leżałby pewnie teraz trupem.
-Nie twoja sprawa. -  Warknąłem na niego.
-A właśnie, że moja, wczoraj mi prawie lampa spadła na głowę.
Po tej wypowiedzi wszyscy zaczęli się śmiać, nawet ja nie mogłem 
pohamować śmiechu.
-Kiedy wyruszamy?

 

- Spytałem się, opanowując rozbawienie. 

background image

-Myślę, że pojutrze, spokojnie w tym czasie zdążymy wszystko przygotować 
do drogi.
Odpowiedział zamyślony Carlisle. Chociaż już tyle lat jest w Volterze ta cała 
Mirabell, to jeszcze żadne z nas nie zdążyło jej poznać.
Carlisle jest bardzo ciekawy jakie dary ma Mirabella, bo skoro przyjęli ją do 
siebie, to musi być utalentowana. No, ale koniec tego rozmyślania, czas się 
przygotowywać.

Bella

Wyruszyliśmy na drugi dzień, od kiedy Aro, wyznaczył mi to zadanie, byłam 
pełna optymizmu i szczęśliwa, ponieważ kochałam zabijać, jak zresztą inne 
wampiry, które ze sobą zabrałam i mój pół-wampirek Nessi, to był mój błąd, 
że ją zabrałam. Buntownicy, niebyli tacy słabi jak się spodziewaliśmy i zrobili 
na nas zasadzkę. 
Jak tyko weszliśmy do lasu, otoczyło nas wielu wampirów, na początku 
dawaliśmy sobie radę całkiem nieźle, ale potem, zrobiło się niezłe 
zamieszanie, byliśmy zmuszeni się rozdzielić, każdy walczył z kilkoma 
wampirami naraz, ale i tak wygrywaliśmy. Jak już wykończyliśmy wszystkich, 
zebraliśmy się w jednym miejscu, ale brakowało Nessi. Na początku 
naśmiewaliśmy się, że pewnie się zgubiła, chociaż dla wampira było to nie 
możliwe, to dla Nessi, nie było rzeczy niemożliwych. Ustaliliśmy, że ja, Alec i 
Demetri poszukamy Nessi, a Jane i Felix rozpalą w tym czasie ognisko. 
Szukaliśmy kilka godzin, ale i tak nic nie zaleźliśmy, w tym momencie 
wracamy do Volterry, powiadomić o wszystkim resztę. Po tym, jak nie 
znaleźliśmy Nessi, czuję się jakby moje martwe serce, znów rozpadało się na 
tysiące kawałeczków, ale muszę być silna dla Nessi. Znajdę ją. 
Dziwne, gdy tylko podjechaliśmy pod zamek Volterry, wyczułam obecność 
innych wampirów, było ich pełno, to mogła być jakaś zasadzka, ale nie 
przejmowałam się tym, musiałam wszystko powiedzieć Aro, on traktował 
Nessie jak własną wnuczkę. 
No, więc wbiegłam do środka i zobaczyłam, że to nie zasadzka tylko 
przyjęcie, ale tym też sobie nie zaprzątałam głowy tylko od razu podbiegłam 
do Ara, on chyba nie zauważył w jakim jestem stanie, bo zwrócił się do gości.
-Moi drodzy chciałbym przedstawić wam Mirabellę. - Wszystkie oczy zwróciły 
się na mnie,  w tłumie zobaczyłam Cullenów, patrzyli się na mnie z takimi 
komicznymi minami, że zachciało mi się śmiać. Ale zaraz po tym powróciła 
rozpacz, byłam okropnie zmartwiona. Wszyscy na tej sali wiedzieli, że 
kocham zabijać, jestem pewna, że o tym słyszeli a jak tylko zobaczyli, że 
mam chęć mordu w oczach, cofnęli się wszyscy poza Volturi i Cullenami. 
Odwróciłam się w stronę Ara i wyszeptałam 
-Nessi...
Aro podał mi rękę a ja ją chwyciłam, przekazałam mu w myślach wszystko, 
co miałam mu do powiedzania i po chwili Aro miał taką sama żądze mordu w 
oczach jak ja. Aro zdołał tylko wypowiedzieć
-Nie, to nie możliwe... - Do sali weszli nie kto inny jak Victoria z Laurentem, 
już się szykowałam do skoku, kiedy Aro mnie zatrzymał.

background image

-Bello, nie wolno się rzucać na gości, nawet to, że twoja córka zaginęła, nie 
daje Ci prawa do rzucania się na innych....
Wszyscy goście wydali odgłos zdziwienia, zapewne po tym jak usłyszeli, że 
mam córkę a Victoria i Laurent tylko się zaśmiali.
-Ależ Aro, ja mam powód, oni pachną jak tamte wampiry z klanu tych 
buntowników.
Aro, aż kipiał ze złości, nakazał straży ruchem ręki i zaraz nieproszeni goście 
zostali otoczeni przez Volturi.
-Bello, uważam, że ty to powinnaś zrobić, Nessi jest twoją córką.
Tylko skinęłam głową i zamiast się męczyć, zaczęłam na początek moją 
ulubioną mocą. Telepatycznie podniosłam ich ciała do góry i zaczęłam powoli 
zaciskać, niewidzialną pętle na ich szyjach, aż zaczęła spływać krew, 
wszyscy goście byli przerażeni.
-Zaczekaj... - Ledwie co wydukała Victoria.
-Po co? Po to, żebyś opowiedziała mi, jak zabiłaś moją córkę?

 

- Zaśmiałam 

się ironicznie.
-Ona żyje...

 

- Zdołała wysapać a ja, popuściłam niewidzialną pętle, ale nadal 

trzymałam ją u góry.
-Gadaj! - Warknęłam na nią
-Ona żyje, ale jak nie wyjdziemy z tąd żywi albo będziecie nas szukać ona 
zginie.- Powiedziała z zawistnym uśmieszkiem, a ja jak oniemiała, stałam i 
patrzyłam się tempo w nią, po raz pierwszy w mojej egzystencji, nie 
wiedziałam co zrobić. Gdy ona znów się odezwała.
-Zastanawiasz się pewnie dlaczego to robię? Odpowiedź jest prosta, Twój 
ukochany Edward... - Wskazała ruchem głowy na niego. -Zabił mojego 
ukochanego Jamesa, w twojej obronie, chociaż nie wiem po co, skoro i tak 
cie zostawił i to do tego w ciąży...

 

- Powiedziała z chytrym uśmieszkiem a ja 

się odwróciłam w stronę Cullenów, na ich twarzach zobaczyłam ból i 
zdziwienie, największy ból widziałam na twarzy Edwarda, wtedy 
spostrzegłam, że stoi i trzyma za rękę Tanye. To był właśnie kolejny cios w 
moje martwe serce. Wprawdzie pogodziłam się z tym, że już mnie nie kocha, 
ale widzieć go z inną, to co innego,  wtedy Victoria znów przemówiła.
-Dlatego ja wam zabieram wasze dziecko.

 

- Zaśmiała się Victoria. Byłam 

kompletnie załamana, stałam i patrzyłam się ślepo w jeden punkt, słyszałam 
jak coś do mnie mówili, ale słyszałam te głosy jakby zza ściany, dopiero 
czyjaś ręka na moim ramieniu, wybudziła mnie ze stanu otępienia, to był 
Edward, patrzył na mnie współczującymi oczami.
-Nigdy więcej mi nie współczuj. - Wysyczałam na niego i tak go 
odepchnęłam, że zrobił dziurę w ścianie i przeleciał dalej. Wtedy znów 
usłyszałam Victorię.
-A i bym zapomniała, słyszałam o twojej miłości do zabijania, mam dla Ciebie 
prezent, od nas i od całego klanu Nomadów, który zaraz przyjdzie. 
Wybaczcie, ale musimy się już pożegnać. - Powiedziała i wyszli przez dziurę 
w murze, Edward zdąrzył już wrócić, patrzył się na mnie ze smutkiem. Nie 
obchodził mnie zakaz śledzenia tych Nomadów ani ten głupi, chodzący 

background image

prezent, wybiegłam za nimi z sali i od razu wpadłam na coś dużego i silnego, 
a raczej kogoś. Zobaczyłam pełno wampirów, to był zapewne prezent od 
Nomadów, uśmiechnęłam się tylko i nawet nie wyrywając, dałam się 
wprowadzić obezwładniona do sali, jak tylko reszta mnie zobaczyła, na ich 
twarze wpłynęło przerażenie, a ja się nadal uśmiechałam. Nie wiem, czy 
bardziej przerażało naszych gości to, że mają mnie obezwładnioną, czy to, iż 
jestem uśmiechnięta, pewnie myśleli, że chcę umrzeć. Kiedy Cullenowie 
szykowali się do skoku, Demetri ich powstrzymał z uśmiechem na ustach a 
oni nie wiedzieli czemu nie mogą mi pomóc.
-Co robisz puść nas. - Wydarł się na niego Edward
-Powstrzymuje was od samobójstwa, zaraz tam będzie gorąco.

 

- Zaśmiał się 

Demetri, na co Edward się na niego rzucił.
-Dość.

 

- Krzyknął Aro a Edward i Demetri odskoczyli od siebie.

-Demetri, Felix, Jane, Alec, Kajusz, Marek i cała straż. -Powiedział Aro i 
wskazał ruchem głowy na wyjście, zapewne mieli tropić Nomadów. Zostali 
tyko goście, kilku naszych, Aro i ja no i oczywiście prezent od Nomadów. 
Uśmiechnęłam się szeroko do wszystkich, a oni spojrzeli na mnie, jak na 
wariatkę, tylko Aro i kilku naszych, odwzajemniło uśmiech. Aro skinął głową.
-Przedstawienie czas zacząć. - Udało mi się wymówić przez napad śmiechu.