background image

ZOBACZ PODOBNE

 

Japonia nie ma wyjścia 
Nasz Dziennik, 2011-03-16 

Z Tomaszem Chmalem, ekspertem Instytutu Sobieskiego w 
zakresie energetyki, rozmawia Piotr Falkowski
 
 
W Japonii jest aż 55 czynnych reaktorów jądrowych. Skąd 
wynika tak intensywny rozwój energetyki nuklearnej w tym 
kraju?
 
- Powód tego jest bardzo prozaiczny. Japonia nie ma żadnych 
surowców mineralnych. Kupują ropę naftową, węgiel, gaz, mają 
terminale gazu skroplonego. I nie chcąc się jeszcze bardziej 

uzależniać od dostaw zewnętrznych, Japończycy postanowili postawić na energię jądrową. W 
przeciwnym razie musieliby sprowadzać ogromne ilości węgla na przykład z Australii. Jeżeli 
jakiś kraj ma inne zasoby, to w energetykę nuklearną nie będzie wchodził, a jeżeli nie ma, to 
jest to najbardziej naturalna możliwość. 
 
Nawet pomimo ryzyka związanego z trudną sytuacją sejsmiczną i tektoniczną? 
- Ależ Japończycy o tym dobrze wiedzą i to ryzyko jest przewidziane i wkalkulowane. 
Oczywiście zrobiono wszystko, aby nie dochodziło do awarii, konstrukcje są odpowiednio 
wzmocnione, zainstalowano szereg zabezpieczeń. Przy tego typu inwestycjach nikt nie jest 
naiwny. Pięćdziesiąt lat temu też wiedziano, że trzęsienia ziemi się zdarzają i zawsze mogą 
się powtórzyć. Tak więc na ile to możliwe, takie niebezpieczeństwo uwzględniano. Przy czym 
technika idzie do przodu i oczywiście każda kolejna elektrownia jest i pod tym względem 
lepsza od poprzedniej. Ale tego typu zagrożeń nie da się nigdy wykluczyć całkowicie. I stało 
się to, co się stało. 
 
No właśnie, co właściwie nie zadziałało w Fukushimie? 
- Ta elektrownia ma 40 lat, więc jest starsza od elektrowni w Czernobylu, ale Japonia była 
wtedy dużo bardziej zaawansowana technologicznie niż Związek Radziecki. I zresztą nadal 
Japonia przoduje w tej dziedzinie. Kiedy pojawiły się pierwsze wstrząsy, systemy 
zabezpieczeń automatycznie wyłączyły reaktory, to znaczy przerwały trwającą tam reakcję 
łańcuchową. Problem, który się pojawił, dotyczy chłodzenia. Używana do tego woda jest 
przepompowywana i schładzana przy użyciu energii wytwarzanej przez samą elektrownię. 
Gdy tej zabraknie, korzysta z rezerwowych generatorów zasilanych ropą naftową. Niestety, te 
zostały zalane przez tsunami i przestały działać. I pojawiła się groźba odsłonięcia rdzeni 
reaktorów, stopienia osłon i wycieku substancji radioaktywnych. 
 
Czekamy z niepokojem, co się tam stanie, a w tym czasie opinia na całym świecie 
zaczyna się bać o stan swoich elektrowni atomowych, tam gdzie one są, pojawiły się 
nawet głosy o wstrzymaniu programów rozwoju energetyki jądrowej. Czy te deklaracje 
są wiarygodne?
 
- Europa w ogóle jest strachliwa i wrażliwa na tego typu doniesienia. Ruchy ekologiczne są 
silne i mają duży wpływ na opinię publiczną, szczególnie jest to widoczne w Niemczech, 
gdzie od 1998 roku jedną z partii rządzących zostali Zieloni. Podczas ośmiu lat zielono-
czerwonej koalicji skoncentrowano się na energii odnawialnej, odwracając się od węgla i 
atomu. Wówczas postanowiono do 2020 roku wygasić wszystkie reaktory jądrowe. Angela 
Merkel wycofała się z tego, gdy zdała sobie sprawę, że Niemcy nie mają właściwie niczego w 
zamian. Teraz następuje pod wpływem tej tragedii w Japonii powrót do planów poprzedniej 

background image

ekipy. W Niemczech jest silny społeczny opór wobec energetyki jądrowej. Odwrotnie jest we 
Francji, która w tej dziedzinie w Europie przoduje i jest eksporterem technologii nuklearnych, 
więc na pewno nie zmieni teraz polityki, której się trzyma od czasów de Gaulle´a. Sądzę, że 
tak też będzie w Japonii. Zostaną wprowadzone nowe zabezpieczenia, ograniczenia, 
procedury awaryjne, ale od rozwoju energetyki jądrowej nie odejdzie. Ostatnie wypowiedzi 
wynikają z emocji i dostosowania się polityków do nastrojów społecznych. 
 
Dziękuję za rozmowę.