background image
background image

Janice Maynard

Ukryte marzenia

Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska

HarperCollins Polska sp. z o.o.

Warszawa 2022

background image

Tytuł oryginału: Slow Burn

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2020 by Harlequin Books S.A.

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub

całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo

do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie

przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami

należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego

licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do

HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane

bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

background image

ISBN 978-83-276-8219-2

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / 

Woblink

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

W ciągu minionych piętnastu lat Jake Lowell objechał świat więcej niż

raz. Był wszędzie i widział wszystko. No może poza Antarktyką. Podróż na
ten kontynent wciąż znajdowała się na jego liście rzeczy do zrobienia. Ze
wszystkich  miast  na  świecie,  które  odwiedził  lub  w  których  czasowo
pomieszkiwał,  jedynym,  do  którego  nie  zamierzał  wrócić,  było  Falling
Brook w stanie New Jersey.

Nazwa  miasta  brzmiała  idyllicznie.  Wspomnienia  Jake’a  były  dalekie

od idylli.

Opuścił  rodzinne  miasto  w  wieku  dwudziestu  dwóch  lat,  w  środku

skandalu  i  tragedii,  i  nie  wrócił  tam  aż  do  dnia,  kiedy  został  do  tego
zmuszony.

Gdy  po  raz  trzeci  zaburczało  mu  w  brzuchu,  zatrzymał  się  na  stancji

benzynowej. Przy okazji zatankował, a ponieważ w automacie do płatności
kartą  zabrakło  papieru,  wszedł  do  środka  po  paragon  i  kupił  coś  do
jedzenia. Ostatecznie zdecydował, że wystarczy mu batonik.

Gdy  zapłacił,  jego  wzrok  przyciągnął  stojak  z  gazetami.  Jak  zwykle

były tam „New York Times” i „Wall Street Journal”, ale to lokalna gazeta
przyprawiła go o szybsze bicie serca. Nagłówek krzyczał: „Vernon Lowell
żyje. Uciekinier z Black Crescent odnaleziony na Karaibach!”.

Poczuł  ucisk  w  dołku.  Ta  historia  ujrzała  światło  dzienne  przed

tygodniem,  ale  lokalne  gazety  trąbiły  o  tym  codziennie.  Zdążył  do  tego
przywyknąć,  choć  wciąż  był  w  szoku.  Przez  piętnaście  lat  żył  ze

background image

świadomością,  że  ojciec  zniknął  z  powierzchni  ziemi,  że  używał  życia
w czeluściach piekła. Teraz wrócił do świata żywych.

Wręczając  mu  paragon,  kasjerka  obrzuciła  go  zaciekawionym

spojrzeniem.  Za  późno  zdał  sobie  sprawę,  że  powinien  zapłacić  gotówką.
Czy zobaczyła nazwisko na karcie i połączyła fakty? Czy usłyszała jakieś
plotki, z których słynęło Falling Brook?

Nazwisko  Lowell  nie  było  rzadkie,  ale  w  Falling  Brook  źle  się

kojarzyło.  Piętnaście  lat  temu  ojciec  Jake’a,  Vernon  Lowell,  zniknął
z  ogromną  sumą  pieniędzy  należących  do  najważniejszych  mieszkańców
miasta. Kilkunastu członków lokalnej elity zaufało mu i powierzyło swoje
fortuny  prowadzonemu  przez  niego  funduszowi.  Vernon  wraz  ze  swoim
dyrektorem  finansowym,  a  jednocześnie  najlepszym  przyjacielem
Everettem  Reardonem,  byli  finansowymi  czarodziejami  i  zarobili  dla
wszystkich mnóstwo pieniędzy.

A  jednak  nie  wiedzieć  czemu  w  jakimś  momencie  coś  się  zepsuło.

Pieniądze wyparowały. Everett Reardon zginął w wypadku, uciekając przed
policją. Ojciec Jake’a zapadł się pod ziemię. Zakładano, że nie żyje.

Żywym  pozostało  posprzątać  ten  bałagan.  A  było  co  sprzątać.  Jake

ruszył znów przed siebie, dręczony wspomnieniami.

Falling  Brook  było  małą  enklawą  liczącą  niewiele  ponad  dwa  tysiące

mieszkańców.  Jake  zrobił  wywiad  przed  przyjazdem.  Przejrzał  dość
informacji  w  sieci,  by  wiedzieć,  że  niewiele  się  tu  zmieniło.  To  miasto,
gdzie  nieruchomości  osiągały  kolosalne  ceny,  wciąż  było  azylem  dla
bogaczy.

Na  kilka  chwil  zatrzymał  się  naprzeciwko  dawnego  domu  Nikki

Reardon, właściwie rezydencji, zostawiając silnik na biegu jałowym. Świat
Nikki, podobnie jak jego, został wywrócony do góry nogami. Piętnaście lat
temu Nikki i jej matka wyjechały.

background image

Kiedy  pozwalał  sobie  wrócić  myślą  do  Nikki,  doświadczał  dziwnej

mieszanki  tęsknoty  i  niepokoju.  Ich  ojcowie  przyjaźnili  się  i  prowadzili
wspólny  biznes,  było  zatem  naturalne,  że  rodziny  spędzały  z  sobą  sporo
czasu. A jednak jeśli chodzi o Nikki, w pamięci Jake’a najbardziej zapisała
się jedna szalona noc w Atlantic City przed pięcioma laty.

Choć Nikki była cztery lata od niego młodsza, zawsze była dojrzała jak

na swój wiek. Była jego pierwszą dziewczyną. A jednak kobieta, z którą się
przespał  w  Casino  Hotel,  bardzo  się  różniła  od  rudowłosej  nastolatki
o jasnej karnacji, którą znał jako młody chłopak.

Ta nowa Nikki go olśniła i przeraziła.
Uruchomił  samochód.  Być  może  duch  Nikki  wciąż  krążył  po  tym

przestronnym domu, ale jej już tu nie ma.

Jego  celem  był  hotel  butikowy  znany  z  dyskrecji  i  luksusu.  Tego

pierwszego  potrzebował,  to  drugie  sprawi  mu  przyjemność.  Choć  potrafił
żyć skromnie, teraz wolał kończyć dzień w wygodnym łóżku.

Gdy  już  obejrzał  swój  elegancki  pokój,  przysiadł  na  skraju  łóżka

i  popatrzył  na  telefon.  Powinien  powiadomić  Joshuę,  że  dotarł.  Joshua
Lowell,  jego  brat  bliźniak.  Jedyne,  co  ich  łączyło,  to  jasne  włosy,  metr
dziewięćdziesiąt wzrostu i piwno-zielone oczy.

Gdy Josh zadzwonił z informacją, że ojciec się znalazł, poprosił Jake’a,

by przyjechał do Falling Brook i zaprosił go do swojego domu. Zaproszenie
zostało wystosowane chyba tylko z obowiązku. Bracia nie widzieli się od
piętnastu lat. Poza dość wymuszonymi esemesami czy mejlami na urodziny
i Boże Narodzenie nie utrzymywali kontaktów i równie dobrze mogliby być
sobie obcy.

Jake starał się przez te lata być nieosiągalny. Robił to z premedytacją.

Zerwał  więzi  z  braćmi,  więc  niewiele  wiedział  o  ich  życiu.  Kiedy  miał
dwadzieścia  dwa  lata,  nie  w  pełni  rozumiał,  że  rodzina  to  rodzina,

background image

niezależnie  od  wszystkiego.  Nie  zdawał  sobie  sprawy,  że  bycie  wciąż
w drodze w końcu straci swoją atrakcyjność.

Teraz  był  doświadczonym  trzydziestosiedmioletnim  mężczyzną  i  miał

nadzieję naprawić stosunki z rodziną, zwłaszcza że Joshua oczekiwał jego
zaangażowania  w  poszukiwaniu  nowego  prezesa  Black  Crescent.
Pochlebiało mu, że brat chciał znać jego zdanie.

Umówili się w hotelowej restauracji o siódmej. Przyciemnione światło

tworzyło  intymną  atmosferę,  mimo  to  Jake  dał  hostessie  pięćdziesiąt
dolarów,  by  znalazła  dla  nich  nierzucający  się  w  oczy  stolik.  Gdyby  ktoś
znów zobaczył braci Lowellów razem, rozeszłyby się plotki.

Jake  nie  znosił  paparazzich.  Po  zniknięciu  ojca  dziennikarze  nękali

wszystkich  Lowellów  i  Reardonów.  Szczerze  mówiąc,  wszystkie  rodziny,
które  miały  jakiś  związek  z  tym  skandalem,  stały  się  ich  celem.  Jake,
wówczas absolwent uniwersytetu, planował już podróż do Europy, więc po
prostu przyspieszył termin i uciekł.

Josh – stary dobry niezawodny Josh – został, by posprzątać. Poczucie

winy  do  dziś  nie  dawało  Jake’owi  spokoju.  Brat  ciężką  pracą  odbudował
firmę.  Został  na  miejscu,  stawił  czoło  oskarżycielom  i  współpracował
z  policją.  Choć  posiadał  wyjątkowy  talent  artystyczny,  odłożył  na  bok
marzenia i próbował zrekompensować pokrzywdzonym winy ojca.

Jake ograniczył się do realizowania własnych egoistycznych celów.
Czasami prawda boli.
Na  widok  Joshui  poderwał  się  na  nogi  i  niezręcznie  uściskał  brata,

czując przypływ silnych emocji.

- Kopa lat. – Skrzywił się w duchu, bo jego słowa musiały zabrzmieć co

najmniej nonszalancko.

Bracia  usiedli.  Sommelier  napełnił  ich  kieliszki  kosztownym

burgundem.  Jake  pamiętał,  że  Josh  lubi  to  wino.  Chociaż  kto  wie?

background image

Piętnaście lat to szmat czasu. Gusta się zmieniają.

Josh wypił duszkiem pół kieliszka i lekko się uśmiechnął.
- Dobrze wyglądasz, Jake.
- Ty też.
Kilka sekund milczeli.
- To dziwne. – Joshua wsunął palce we włosy. Miał na sobie sportową

marynarkę,  garniturowe  spodnie  i  purpurowy  krawat.  Jake,  w  dżinsach
i  sportowej  koszulce,  czuł  się  przy  nim  niechlujny.  Zawsze  różnili  się
w  tym  względzie.  Joshua  nosił  się  jak  biznesmen.  Jake  nie  miał  ochoty
ulegać dyktatowi społecznemu.

Wyprostował się, czując napięcie.
- Lepiej powiem to od razu – rzekł nagle. – Przykro mi, Josh. Przykro,

że ojciec zrujnował nam życie, i przykro, że cię zostawiłem samego z tymi
problemami. Teraz tu jestem. Jeśli to ma jakieś znaczenie.

Uśmiech  brata  był  niepewny.  Urodzony  trzy  minuty  wcześniej  Josh

często poważnie traktował rolę starszego brata. Westchnął.

-  Już  dawno  przestałem  się  na  ciebie  wściekać,  Jake.  Każdy  wybiera

własną drogę. Nikt mi nie kazał tu zostać i naprawiać tego, co zepsuł ojciec.

-  Ale  obaj  myśleliśmy,  że  on  nie  żyje.  –  To  prawda.  Ich  matka  Eve

piętnaście lat temu zatrudniła prywatnego detektywa. Federalni przez wiele
miesięcy prowadzili poszukiwania. Vernon Lowell zapadł się pod ziemię.

- Byłoby łatwiej, gdyby nie żył. Prawda? – zapytał Josh.
Jake  poczuł  ucisk  w  dołku.  Niedawno  władze  odnalazły  Vernona  na

jednej  z  wysp  Bahama  i  został  poddany  ekstradycji  do  Stanów.  Obecnie
przebywał  w  areszcie  federalnym  i  chciał  się  widzieć  ze  swoimi  dwoma
starszymi  synami.  Oliver,  ich  młodszy  brat,  odbył  niedawno  pielgrzymkę
do ojca. Nie poszło dobrze.

background image

- Musimy tam pojechać, tak? – spytał Jake.
Josh wzruszył ramionami.
- Nie może nas do tego zmusić.
- Z drugiej strony, kiedy mu powiemy, żeby poszedł do diabła, może to

będzie dla nas zamknięcie sprawy.

- Masz rację.
- Domyślam się, że ostatnie pół roku, odkąd ta przeklęta dziennikarka

napisała artykuł na temat BC, nie było dla ciebie łatwe. Dopiero niedawno
go przeczytałem.

Joshua uśmiechnął się szerzej.
-  Prawdę  mówiąc,  nie  skarżę  się.  Zaręczyłem  się  z  tą  cholerną

dziennikarką.

- Poważnie?! Czemu mi nie powiedziałeś przez telefon?
-  Nie  rozmawialiśmy  całe  wieki.  Chciałem  ci  to  przekazać  osobiście.

Zamierzamy się pobrać. Sophie jest wspaniała. Polubisz ją. Powinieneś też
wiedzieć, że to ona mnie zachęciła do powrotu do malowania. Dlatego chcę
odejść z BC.

- Teraz rozumiem, czemu szukasz prezesa. Zastanawiałem się, dlaczego

akurat  w  tym  momencie?  –  Jeśli  ktokolwiek  zasługiwał  na  możliwość
realizowania własnych marzeń, to właśnie Josh. – Cieszę się ze względu na
ciebie. A co z firmą?

Joshua  nie  odpowiedział  od  razu,  ponieważ  kelner  przyniósł  im

przystawki. Kilka chwil później bębnił palcami po stoliku z niepokojem.

- Przez lata świetnie odgrywałeś rolę dyletanta. Nikt nie zdawał sobie

sprawy, że jesteś cudownym dzieckiem świata finansów. – Uśmiech Joshui
był cierpki.

- Czemu tak mówisz?

background image

- Zrobiłem małe śledztwo, braciszku. Jesteś uzdolnionym day traderem.

Pewnie bogatszym ode mnie. Ryzykując, że cię urażę, powiedziałbym, że
odziedziczyłeś ten talent po ojcu. Ale nie jego moralność – dodał szybko.

-  Odniosłem  pewien  sukces  –  przyznał  Jake.  –  I  nie  jestem  twoim

młodszym braciszkiem.

Joshua popatrzył mu w oczy.
- Chcę, żebyś przejął Black Crescent.
-  O  nie  –  odrzekł  Jake.  –  Nie,  do  diabła.  –  Zacisnął  pięści.  –

Z pewnością masz inne opcje.

-  Owszem,  od  jakiegoś  czasu  prowadzę  rozmowy  z  paroma

kandydatami. Ale nie jestem przekonany do żadnego.

-  Cóż,  bardzo  się  mylisz,  jeśli  sądzisz,  że  ja  jestem  odpowiednim

człowiekiem.

- Może. – Joshua miał nieczytelną minę.
-  A  co  z  Oliverem?  Nie  chce  porzucić  fotografii?  –  Najmłodszy

z Lowellów mocno ucierpiał przez postępek ojca, chyba bardziej niż Josh
i  Jake.  Złość  i  rozpacz  doprowadziły  go  do  narkotyków.  Na  szczęście  od
dłuższego czasu był czysty.

-  Oliver  w  końcu  znalazł  swoje  miejsce.  Wiadomość,  że  ojciec  żyje,

była dla niego trudna. Wciąż ma w sobie dużo złości, ale daje radę.

W  końcu  przyniesiono  im  główne  danie.  Joshua  uparł  się,  że  zapłaci

rachunek. Miły, choć niekonieczny gest. Powróciło skrępowanie.

-  Muszę  z  tobą  porozmawiać  o  czymś  ważnym  –  oznajmił,  chowając

kartę do portfela. – Nie chciałem o tym mówić przez telefon, tu też nie jest
dobre miejsce.

- Ważniejszym niż fakt, że ojciec powrócił do żywych?
- Być może. Pogadamy po drodze?

background image

Jake  ruszył  za  bratem  na  zewnątrz.  Powietrze  było  rześkie,  lecz

przyjemne.  Niektóre  sklepy  już  zaczęły  szykować  się  na  święta,  chcąc
zyskać  przewagę  nad  innymi  podczas  najbardziej  handlowego  sezonu
w roku.

Przez lata święta były dla Jake’a bolesnym okresem. Zapewne także dla

pozostałej części rodziny. Stanowiły przypomnienie wszystkiego, co stracił.
Wspomnienia szczęśliwych czasów, gdy cała piątka Lowellów zbierała się
wokół  choinki,  wyblakły.  W  radosnych  latach  dzieciństwa  prezenty  były
spektakularne:  kucyki,  gitary,  rowery  wyścigowe.  Wszystko,  czego  mógł
zapragnąć chłopiec.

Potem to zniknęło. Co gorsza, inne rodziny, niewinne, także ucierpiały.

Jake, jego bracia i matka też byli niewinni, ale nikt nie chciał temu wierzyć.
Byli szkalowani, nielubiani. Jake przygarbił się i wyrównał krok z bratem.
Nie  chciał  myśleć  o  złych  czasach,  ale  wspomnienia  uczepiły  się  go  jak
pajęczyna. Tu nie zazna spokoju.

Przechadzka  sprawiła  mu  jednak  przyjemność.  Przez  trzy  przecznice

Joshua milczał. Jake starał się przeczekać, lecz szybko stracił cierpliwość.

- Czemu jesteś taki tajemniczy?
Brat zatrzymał się w łagodnym świetle latarni.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć.
- Co? Czy ja umieram?
- To nie jest zabawne.
- Skąd mam to wiedzieć? Jeszcze nic nie powiedziałeś.
Josh oparł się o słup latarni, jego twarz zdradzała napięcie i zmęczenie.

Jak na zakochanego nie wyglądał zbyt beztrosko. Wzruszył ramionami.

- W tym artykule, który pojawił się wiosną, pominięto jedną sensację.
- Tak?

background image

- Sophie dysponowała wynikiem badania DNA, które wskazywało, że

zostałem ojcem.

- Do diabła, Josh. Czemu nic o tym nie wiem?
-  Najpierw  nie  chciała  zdradzić  źródła,  ale  kiedy  się  zbliżyliśmy,

przyznała, że dostała to od Zane’a Pattersona.

Jake był więcej niż zszokowany – był pełen podejrzeń.
- Tego Zane’a Pattersona? Ze szkoły? Był rok za Oliverem, tak? Co on

miałby z tym wspólnego?

-  Zane  otrzymał  ten  wynik  od  anonimowego  źródła.  Był  wciąż  zły

z  powodu  strat,  jakie  poniosła  jego  rodzina  po  zniknięciu  ojca.  Zobaczył
w tym szansę na dogryzienie mi i firmie. Sophie jednak nie włączyła tego
do artykułu.

- Miałeś dość czasu, żeby udowodnić, że to oszustwo. To oszustwo, tak?

Minęło pół roku. To głupi żart?

Joshua pokręcił głową.
-  Wynik  testu  nie  był  sfabrykowany.  Gdzieś  żyje  czteroletnia

dziewczynka,  która  ma  moje  DNA.  Zacząłem  dyskretne  śledztwo  wśród
kobiet, z którymi miałem do czynienia mniej więcej pięć lat temu. Niczego
nie znalazłem.

-  Więc  to  fałszywy  wynik.  –  Jake  odniósł  wrażenie,  że  znalazł  się

w  alternatywnym  świecie.  Joshua  mówił  bez  sensu.  Potem  brat
wyprostował się i rzucił mu spojrzenie, od którego Jake’owi ścierpła skóra;
wyczuł zagrożenie.

W końcu twarz Joshui złagodniała.
- Wynik jest prawdziwy, ale to nie ja jestem ojcem. To twoje dziecko.

Nikki  Reardon  zerknęła  na  zegarek.  Za  pół  godziny  musi  odebrać

Emmę  z  przedszkola  przy  kościele  w  ich  małym  Poplar  Ridge  w  stanie

background image

New  Jersey.  Emma  bardzo  lubiła  to  przedszkole.  Chodziła  do  niego  dwa
razy w tygodniu i zdążyła już zyskać tam przyjaciół.

Dzięki zajęciom córki Nikki miała trochę czasu dla siebie. Cztery dni

w tygodniu pracowała jako zastępca kierownika w lokalnej restauracji, poza
tym  zajmowała  się  córką  i  pomagała  matce.  Nic  dziwnego,  że  czuła  się
wyczerpana. Kiedy pracowała na nocną zmianę, matka zostawała z Emmą.

Nie  było  to  najlepsze  rozwiązanie,  ale  na  razie  musiała  się  tym

zadowolić. Czasami czuła się winna, że wykorzystuje matkę, ale wierzyła
też, że kontakt z Emmą to dla matki coś pozytywnego w pustym skądinąd
życiu.

Wróciła  wzrokiem  do  iPada.  Czytała  akurat  historię,  która

przywoływała  złe  wspomnienia.  Parę  dni  wcześniej  dowiedziała  się,  że
Vernon  Lowell  żyje.  Dzisiejszy  artykuł  na  pierwszej  stronie  głosił,  że
znaleziono  go  na  Bahamach.  Po  szybkiej  ekstradycji  czekał  na  proces
w  areszcie  federalnym.  Chciała  z  nim  porozmawiać.  Był  jedyną  osobą,
która znała prawdę. Vernon i jej ojciec byli przyjaciółmi i partnerami. Ale
jej  ojciec  zginął.  Widziała  ciało,  przeżyła  jego  pogrzeb.  Świat  sądził,  że
Vernon też nie żyje. Okazało się, że jest inaczej.

Pomyślała o Jake’u. Piękny uparty Jake, który nie potrafił usiedzieć na

miejscu.  Jej pierwszy  chłopak.  Rozumiała,  czemu  wyjechał.  Dziennikarze
nie dawali mu spokoju. Od tamtych wydarzeń widziała go tylko raz.

To była najlepsza i najgorsza noc w jej życiu.
Rozmyślania przerwało jej głośne stukanie do drzwi. Czasami stukał tak

kurier, ale to brzmiało bardziej stanowczo. Ostrożnie spojrzała przez szparę
między  tanimi  zasłonami.  Mój  Boże.  Jake?  Po  co  tu  przyjechał?  Jego
rodzina nadal mieszkała w Falling Brook, ponad godzinę drogi stąd. Czego
chciał?

Powoli otworzyła drzwi.

background image

- Jake – powiedziała. – Co za niespodzianka.
- To prawda? – Przeszył ją wzrokiem.
Pomyślała  o  milionie  powodów,  dla  których  mógł  pojawić  się  na  jej

progu.

- Co? Może wejdziesz?
Cofnęła  się  i  szerzej  otworzyła  drzwi.  Jake  wszedł  do  niewielkiego

salonu i krążył po nim nerwowo.

-  Czemu  wysłałaś  Zane’owi  Pattersonowi  informację,  że  Joshua  jest

ojcem twojego dziecka?

Krew odpłynęła jej z twarzy. Opadła na kanapę.
- Mojego dziecka? – Czemu jej głos tak drży?
-  Przestań.  Wiem,  że  to  prawda.  Co  chciałaś  osiągnąć,  szantażując

mojego brata?

Wyprostowała się i zmierzyła go wzrokiem.
-  Jeśli  usiądziesz  i  zechcesz  porozmawiać  w  cywilizowany  sposób,

wysłucham  cię.  Ale  mylisz  się.  Odkąd  byliśmy  nastolatkami,  nie
kontaktowałam  się  z  Zane’em  ani  z  twoim  bratem.  Nie  wiem,  o  czym
mówisz.

Jake w końcu usiadł w fotelu i bębnił palcami w podłokietniki. Nikki

patrzyła na niego, próbując złapać oddech. Miał na sobie skórzaną kurtkę
i  stare  sprane  dżinsy.  Bawełniana  rozpinana  koszula  była  w  kolorze
zielonych  butelek.  Na  nogach  miał  espadryle,  ale  nie  włożył  skarpetek
i widać było opalone nogi.

Ten  człowiek  nie  spędzał  życia  w  czterech  ścianach.  Rozjaśnione

słońcem  włosy  wymagały  strzyżenia.  Kiedy  byli  dziećmi,  latem  włosy
Jake’a były jak złote. Teraz odcień był nieco przygaszony.

background image

Zerknęła  na  zegarek,  starając  się  nie  panikować.  Czy  zna  prawdę  na

temat Emmy, czy chce ją wybadać?

- Mam coś do załatwienia – oznajmiła.
- Pójdę z tobą.
Kiedy był tak blisko, jej zmysły szalały.
- To nie potrwa długo. Możemy się spotkać na kolacji.
- Nie spuszczę cię z oczu, Nikki. – Patrzył na nią nieustępliwie, jakby

był myśliwym, a ona ofiarą.

- Dobrze. – Wstała, wzięła torebkę i klucze. Nie miała pojęcia, co Jake

pomyśli na widok Emmy. Matka naciskała, by poprosiła go o wsparcie, ale
Nikki była zbyt dumna. Kiedy przed pięcioma laty zostawił ją bez słowa,
wiedziała, że wciąż ucieka przed przeszłością i że nigdy nie będzie takim
mężczyzną, jakiego chciałaby w nim widzieć.

Przed  domem  stał  szpanerski  czarny  sportowy  samochód,  zapewne

wypożyczony.  Wyglądał  dziwnie  nie  na  miejscu  w  tej  okolicy.  Nikki
jeździła piętnastoletnim autem typu kompakt.

Otworzyła samochód i patrzyła na Jake’a, który wcisnął się na miejsce

pasażera. Był wysoki, więc nie było mu wygodnie.

- Dokąd jedziemy? – spytał.
- Odebrać Emmę z przedszkola.
- Emmę? – spytał zdławionym głosem.
Zerknęła na niego i zauważyła, że nagle pobladł.
- Tak, Emmę, moją córkę.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Patrzył przez przednią szybę na śliczną rudowłosą dziewczynkę, która

w podskokach zbliżała się do samochodu. Towarzyszył mu przy tym cały
wachlarz emocji. Krótka jazda z domu Nikki do tego ceglanego budynku
minęła  w  milczeniu.  Palce  Nikki  aż  pobielały,  tak  mocno  ściskała
kierownicę.

On  starał  się  zachować  spokój,  a  jednak  wspomnienia  napłynęły

szeroką  falą.  Nikki  leżąca  na  jego  hotelowym  łóżku.  Uśmiechnięta
i  zaspokojona.  To  była  tylko  jedna  noc.  Jedna  nadzwyczajna  noc  niemal
pięć lat temu. A teraz jest ojcem? Czemu Nikki to ukryła?

Tylne drzwi auta otworzyły się. Nikki pomogła córce usiąść w foteliku.

Emma, która opowiadała coś z entuzjazmem, zamilkła, dostrzegając obcego
mężczyznę.  Miała  zielone  oczy.  To  jeszcze  nic  nie  znaczy.  Mogła
odziedziczyć  kolor  oczu  po  matce.  Za  to  jasne  włosy  nie  przypominały
włosów Nikki.

Chciał  się  z  nią  przywitać,  lecz  słowa  uwięzły  mu  w  gardle.  Kiwnął

dziewczynce  głową  i  odwrócił  się.  Nie  miał  ochoty  odrywać  od  niej
wzroku.  Chciał  jej  się  przyjrzeć,  sprawdzić,  czy  dojrzy  w  niej  jakieś
podobieństwo. Nie chciał jednak, by poczuła się niekomfortowo.

Kiedy  Nikki  zaparkowała  znów  przed  domem,  odezwała  się,  zniżając

głos:

- Zwykle daję jej jakąś przekąskę, potem idzie się pobawić do swojego

pokoju. Wtedy możemy porozmawiać.

background image

Znów  skinął  głową,  niepewny,  co  powiedzieć.  Tyle  było  tych

szokujących rewelacji. Ojciec żyje. Nikki ma dziecko. Jego? Za dużo tego,
za dużo.

Gdy  szli  w  trójkę  do  drzwi,  wsadził  ręce  do  kieszeni.  W  środku

poszukał schronienia w małym salonie. Wciąż słyszał matkę i córkę, które
rozmawiały w kuchni. Gdy w końcu Nikki do niego przyszła, wyglądała na
zmęczoną.

Usiadła naprzeciwko niego i podwinęła pod siebie nogi. Spojrzenie jej

zielonych oczu i falujące rude włosy kazały mu zacisnąć pięści, gdy poczuł
falę  pożądania.  Przypomniał  sobie,  jak  wtulał  twarz  w  te  włosy,  wdychał
woń szamponu. Przez moment miał wtedy wrażenie, jakby wszystko w jego
świecie w końcu się poukładało.

Kiedy był tuż po dwudziestce, kochał ją gwałtownością, w której było

tyle  samo  żądzy  co  oddania.  Czekał,  aż  dorośnie.  W  jego  fantazjach
pojawiała  się  wyłącznie  ona.  A  gdy  jego  pożądanie  było  bliskie
zaspokojenia, światy obojga się rozpadły.

Dekadę później wpadli na siebie w Atlantic City. Dla niego to był szok.

Nie  była  już  przestraszoną  nastolatką,  wiedziała,  kim  jest  i  znała  swoją
wartość.  Ta  nowa  Nikki  robiła  na  nim  jeszcze  większe  wrażenie,  ale
zmiany,  jakie  w  niej  zaszły,  przestraszyły  go,  podobnie  jak  głębia  uczuć,
które w nim obudziła. A zatem uciekł. Tak jak wcześniej.

- Spytam cię jeszcze raz. Emma jest moją córką?
Zdawało się, że skóra Nikki zrobiła się przezroczysta.
- Mówiłeś coś bez sensu. Nie rozumiem, co cię tu sprowadza. I co twój

brat ma z tym wspólnego?

-  Wysłałaś  Zane’owi  wynik  testu  DNA  i  groziłaś  Joshui.  Jednak  Josh

ostatecznie wykluczył możliwość, że jest ojcem czteroletniej dziewczynki,

background image

więc  zostałem  ja,  jego  brat.  Czemu  próbowałaś  szantażować  jego,  a  nie
mnie?

-  Nie  mam  pojęcia,  o  czym  mówisz,  i  nie  podobają  mi  się  twoje

oskarżenia.  Jeśli  to  wszystko,  co  miałeś  do  powiedzenia,  możesz  się
wynosić do diabła z mojego domu.

- Mamusiu, nie pozwoliłaś mi mówić tego brzydkiego słowa – dobiegł

ich cichy głos.

Oboje omal nie podskoczyli. W drzwiach stała Emma.
- Masz rację, kochanie. Przepraszam.
Jake wstał i przykucnął przed dziewczynką.
- Cześć, Emmo. Mam na imię Jake, jestem przyjacielem twojej mamusi.
Emma patrzyła na niego z powagą i podejrzliwością.
- To czemu kazała panu wyjść?
Czy wszystkie czterolatki są takie mądre?
- Właśnie dyskutowaliśmy…
Nikki podniosła się gwałtownie, przerywając mu stanowczym gestem.

Zmierzwiła włosy córki.

- Em, chciałabyś obejrzeć odcinek „Świnki Peppy”? – Rzuciła Jake’owi

zniecierpliwione  spojrzenie.  –  Nie  pozwalam  jej  dużo  oglądać,  ale
będziemy mogli dokończyć rozmowę.

Twarz Emmy pojaśniała. Uśmiechnęła się do Jake’a.
- To odcinki peppinki, rozumiesz?
Jake uśmiechnął się, oczarowany urokiem dziecka.
- Rozumiem, dzieciaczku.
Wstał i spojrzał na Nikki. Pragnął wziąć ją w ramiona.
-  Mam  inny  pomysł.  Jeśli  możesz  na  poczekaniu  załatwić  opiekunkę,

zabiorę cię na kolację.

background image

Twarz  Nikki  była  pozbawiona  emocji.  Objęła  się  ramionami  w  pasie,

przyjmując  postawę  obronną,  i  patrzyła  przed  siebie.  Po  kilku  sekundach
wyjęła z kieszeni telefon, postukała w ekran i podała aparat córce.

- Możesz go wziąć do swojego pokoju, kochanie. Piętnaście minut, nie

więcej, nastawię czas.

Po wyjściu Emmy Nikki westchnęła.
-  Nie  stać  mnie  teraz  na  opiekunkę.  Zbliżają  się  święta,  oszczędzam

każdy grosz na prezenty. Możemy się streszczać? Nie mam pojęcia, o czym
mówisz. Nigdy w żadnej sprawie nie kontaktowałam się z twoim bratem.

Jake wyciągnął z kieszeni kartkę. Joshua wydrukował jeden z mejli.
- Więc zaprzeczasz, że to wysłałaś?
Gdy  brała  od  niego  kartkę,  ich  palce  się  zetknęły.  Spuściła  wzrok,

przeczytała kilka słów i jęknęła.

- O mój Boże.
Jej reakcja przekonała Jake’a, że mówi prawdę.
-  Pozwól,  że  zapłacę  za  opiekunkę.  Musimy  to  wyjaśnić.  –  Wyjął

z portfela wizytówkę i podał ją Nikki. – Tu jest mój numer. Mogę po ciebie
wpaść o siódmej.

Energicznie pokręciła głową.
-  Nie,  nie  zdążyłabym  wrócić  do  domu,  żeby  jak  zwykle  wykąpać

Emmę i położyć ją do łóżka. Musielibyśmy umówić się wcześniej. O wpół
do szóstej.

- Okej. Zadzwoń do mnie.
- Zobaczę, co uda mi się załatwić – szepnęła.
Stwierdził  z  niedowierzaniem,  że  jest  podniecony.  Minęło  pięć  lat,

odkąd  się  z  nią  kochał,  a  zdawało  się,  że  to  było  wczoraj.  Czy  był  tak
zaślepiony, że nie dostrzegał jej kłamstw? Pogłaskał palcem jej policzek.

background image

- To nie koniec świata, Nik. Ale chcę znać prawdę. Nie wyjadę z miasta,

dopóki nie ustalimy paru rzeczy.

Później Nikki zadzwoniła do opiekunki i zaczęła się martwić. Potrafiła

rozpoznać groźbę, nawet jeśli była zawoalowana. Jake nie należał do ludzi,
którzy blefują.

Pamiętała,  jak  grywał  w  pokera  z  kolegami,  głównie  po  lekcjach,  ale

zawsze, gdy mogli uniknąć odkrycia przez nauczycieli. Wszyscy ci młodzi
ludzie należeli do uprzywilejowanych rodzin z nieograniczonymi środkami.

Jake  przechwalał  się,  że  wiódł  tam  prym.  Ludzie  sądzili,  że  blefował

i  byli  nawet  gotowi  się  o  to  zakładać.  Ale  jego  pozorny  luz  skrywał
niesamowity talent.

Czy dlatego był w Atlantic City? Uprawiał hazard? Jeśli tak, na pewno

wygrywał, była o tym przekonana.

Tamtej nocy, kiedy wylądowali w jego pokoju hotelowym, hazard był

ostatnią  rzeczą,  o  jakiej  myślał.  Kiedy  dreszcz  przebiegł  jej  po  plecach,
wiedziała, że ma kłopot. Niechętnie wróciła myślą do teraźniejszości.

Emma  skakała  z  radości,  że  zostanie  ze  swoją  ulubioną  opiekunką.

Nella  była  studentką,  mieszkała  przy  tej  samej  ulicy.  Miała  pięcioro
rodzeństwa i potrafiła opiekować się dziećmi. No i uwielbiała Emmę, więc
Nikki mogła spokojnie iść na kolację z Jakiem.

Niezależnie  od  powagi  sytuacji,  nie  potrafiła  stłumić  podniecenia.

Wiedziała,  że  ten  dzień  kiedyś  przyjdzie.  Sądziła,  że  będzie  wyglądał
inaczej.

Od urodzenia córki jej życie towarzyskie w zasadzie zamarło. Jedynym

w miarę odpowiednim strojem, jaki mogła włożyć na tę kolację, był czarny
kostium ze spodniami, do którego dobrała jedwabną szmaragdową bluzkę
i  czarne  szpilki.  Włosy  zostawiła  rozpuszczone,  lekko  spryskała  się

background image

perfumami.  Nie  powinna  się  tak  stroić,  ale  chyba  podświadomie  chciała
pokazać  Jake’owi,  co  stracił.  Perfumy  miały  wzmocnić  jej  poczucie
wartości.

Przyjechał o wpół do szóstej. Nikki w pośpiechu wyszła na dwór, by nie

zobaczył znów Emmy. Będzie chroniła córkę na wszelkie możliwe sposoby.

Wyskoczył z auta i otworzył drzwi od strony pasażera nieprzyzwoicie

drogiego  roadstera.  Kiedy  pomógł  Nikki  wsiąść,  otoczył  ją  zapach  skóry
i mężczyzny.

Cieszyła  się,  gdy  zamknął  drzwi  i  obszedł  samochód,  choć  była  to

krótkotrwała ulga. Wnętrze nie było zbyt przestronne. Z każdym oddechem
wdychała zapach Jake’a. Nie używał mocnej wody po goleniu, jeśli w ogóle
jej używał. Być może czuła tylko woń mydła na jego skórze.

- Czemu się przebrałeś? – spytała. Miał na sobie ciemny garnitur, choć

większość  restauracji  rozluźniła  wymagania  dotyczące  obowiązującego
stroju.

Zerknął na nią z uśmiechem.
-  Bo  wiedziałem,  że  będziesz  elegancka.  Zawsze  lubiłaś  się  stroić,

wychodząc gdzieś wieczorem.

Miał  rację,  jeśli  chodzi  o  dawną  Nicole  Reardon.  Tamta  nastolatka

miała dwie szafy pełne modnych ciuchów.

- Teraz jest inaczej. W Atlantic City, kiedy na ciebie wpadłam, byłam

w stroju kelnerki, a nie w ciuchu od projektanta.

- Nie powiem, że pamiętam. Myślałem tylko o tym, żeby cię rozebrać. –

Oboje mieli wówczas jeden cel…

Tego  wieczoru  Jake  zarezerwował  stolik  w  restauracji  z  białymi

lnianymi obrusami i mnóstwem świec. Atmosfera wprawiła Nikki w lekkie
zakłopotanie. Nie byli z Jakiem typową parą ani niczego nie świętowali.

background image

Kiedy  zajęli  miejsca  przy  stoliku  z  widokiem  na  staw,  Jake  skupił  na

niej uwagę. Twarz miał nieczytelną.

- Dziękuję, że jesteś. Wiem, że tego nie planowałaś.
- Opiekunka była wolna, więc się udało.
- To dobrze.
Rozmowa  była  wymuszona.  Ich  słowom  towarzyszyło  wspomnienie

spędzonych razem chwil.

- Myślisz o Atlantic City? – spytała cicho.
- Nie bądź taka nieśmiała, Nik. Oczywiście, że tak. Nie widzieliśmy się

przez  całe  dziesięć  lat,  a  nagle  się  pojawiłaś.  Nogi  miałaś  długie  aż  do
nieba.

Błysk namiętności w jego oczach powiedział jej, że pamięta wszystko.

Do  tej  pory  nie  była  tego  pewna.  Dla  niej  tamta  noc  była  przełomem,
kulminacją  dziewczęcych  fantazji.  Jake  był  doświadczonym,  obytym
w  świecie  człowiekiem.  Zakładała,  że  dla  niego  ich  schadzka  była  tylko
jedną z wielu.

-  Miałam  wrażenie,  że  się  wstydziłeś  –  podjęła  z  wahaniem  –  że

pracowałam jako kelnerka w kasynie. Z początku zachowywałeś się bardzo
dziwnie.

- Byłem zaskoczony, przyznaję. Wybrałem się do Atlantic City, żeby się

rozerwać. Kiedy cię ujrzałem, poczułem wstrząs. Dziewczyna, z którą się
umawiałem, była bogata i rozpieszczona. Wiedziałem, że ty i twoja mama
straciłyście wszystko, a jednak byłem oszołomiony, widząc na własne oczy,
ile was kosztowała zdrada ojca. Nie wiedziałem, jak się zachować.

- Nie musisz mi współczuć, Jake. Nikt nie chce być biedny, ale nagłe

obniżenie statusu wiele mnie nauczyło.

- Na przykład?

background image

-  Cóż.  –  Zamyśliła  się.  –  Dowiedziałam  się,  że  na  świecie  jest  sporo

dobrych ludzi. I kilku drani, oczywiście. Nauczyłam się, jak ciężko trzeba
pracować,  żeby  zarobić  pięćset  dolarów  tygodniowo.  Poznałam,  jakie  to
przerażające, kiedy się nie ma zabezpieczenia finansowego.

- To bardzo poważne lekcje.
- Może. Ale nauczyłam się też wytrzymałości. Odporności. Odkryłam,

że  chociaż  byłam  księżniczką,  dobrze  się  czuję,  kiedy  sama  za  siebie
odpowiadam. Dobrze wiedzieć, że jestem silniejsza, niż sądziłam.

Do ich stolika podszedł kelner z daniami, przerywając jej autoanalizę.

Mimo  powagi  tego  spotkania  Nikki  znalazła  moment,  by  docenić  jakość
potraw. Jej eskalopki były idealne. Jake byłby zaskoczony, gdyby wiedział,
ile razy jadły z córką na kolację makaron z serem.

Przy kawie i deserze Jake znów zaczął indagację.
- Kiedy ci pokazałem ten mejl, byłaś zszokowana. Więc jeśli nie ty go

wysłałaś, kto to zrobił?

- Niewykluczone, że moja matka.
- Czemu?
- Jakiś rok temu straciłam pracę. Przez prawie dziesięć tygodni byłam

bezrobotna, zaczęło brakować pieniędzy. Mama naciskała, żebym domagała
się  wsparcia  od  ojca  Emmy.  Odmawiałam,  a  ona  się  upierała.  W  końcu
zmęczona  tym  wszystkim  powiedziałam  jej,  że  ojcem  jest  Joshua.  Że  nie
byliśmy parą, mieliśmy tylko romans. Że on nie wie o dziecku. Myślałam,
że to zakończy sprawę.

- Ale nie zakończyło.
- Najwyraźniej.
- Czemu ją okłamałaś?
- Bo nie chciałam, żeby znała prawdę.

background image

- Czyli?
Nikki wzięła nerwowy oddech.
- Że ty jesteś ojcem Emmy.

Jake słyszał prawdę z ust własnego brata. Miał trochę czasu, by do niej

przywyknąć. A jednak zdał sobie sprawę, że dopóki nie dowiedział się tego
od Nikki, wydawało mu się, że to bajka. Poczuł się chory i zły.

- Do cholery, Nikki, czemu mi nie powiedziałaś?
Jeśli  oczekiwał,  że  zrobi  skruszoną  minę,  to  się  pomylił.  Patrzyła  na

niego  chłodno,  przypominając  mu  znów  siebie  sprzed  lat,  wychuchaną
księżniczkę.

-  Przed  chwilą  stwierdziłeś,  że  pamiętasz  naszą  noc  w  Atlantic  City.

Może  pamiętasz  też,  że  zniknąłeś.  Obudziłam  się  sama.  Jedyne,  czego
brakowało  w  tym  scenariuszu,  to  plik  banknotów  na  stoliku,  żebym  się
poczuła jak dziwka, którą na jedną noc kupiłeś.

- Miałem samolot bardzo wcześnie – mruknął zawstydzony. Już wtedy

rozumiał, że zachował się fatalnie, ale nie wiedział, jak traktować tę nową
dorosłą Nikki, więc zostawił ją śpiącą, z rozrzuconymi na poduszce rudymi
włosami. Ten obraz omal nie kazał mu zostać.

A jednak wrócił do domu.
- Nieważne. – Wzruszyła ramionami. – To było dawno temu. Wierz mi,

już o tym nie myślę.

Nagle coś go uderzyło.
- Przecież się zabezpieczaliśmy.
-  Nie  za  każdym  razem.  –  Zgromiła  go  spojrzeniem.  –  Nie  ma

znaczenia,  czy  mi  wierzysz.  Emma  jest  owocem  naszego  lekkomyślnego
spotkania.  Oboje  byliśmy  ciekawi,  prawda?  I  zaślepieni  pożądaniem.
Dekadę przed tamtą nocą w kasynie omal się z sobą nie przespaliśmy. Nasi

background image

ojcowie  popsuli  nam  szyki.  Sądzę,  że  w  pewnym  sensie  w Atlantic  City
zatoczyliśmy krąg.

Dokończyli  kolację  w  milczeniu,  góra  żalów  i  gdybań  była  zbyt

wysoka, by się na nią wspinać.

Gdy zbliżały się osiemnaste urodziny Nikki, uciekł z Falling Brook, by

tam  nie  wrócić.  Już  wówczas  rozumiał,  co  porzuca,  ale  postępki  ojca  nie
pozwalały  mu  zostać.  Najbliżej  Falling  Brook  znalazł  się  właśnie  przed
pięcioma laty, odwiedzając Atlantic City. Nieoczekiwane spotkanie z Nikki
wytrąciło go z równowagi. Tęsknota i pożądanie sprzed lat powróciły. Gdy
Nikki  skończyła  swoją  zmianę,  poszła  do  jego  pokoju.  Wzięli  razem
prysznic  i  kochali  się  aż  do  świtu.  Na  samo  wspomnienie  wciąż  się
podniecał.

- Przepraszam, że wyszedłem bez pożegnania.
-  Przeprosiny  przyjęte.  Gdybyś  został,  ranek  mógłby  być  bardzo

krępujący – dodała.

- Kiedy odkryłaś, że jesteś w ciąży, to musiał być szok.
Zaczerwieniła się i kiwnęła głową.
- Nawet sobie nie wyobrażasz. Nie wiedziałam, jak powiedzieć o tym

mamie.  Po  śmierci  ojca  mama  się  załamała.  Zamieniłyśmy  się  rolami.
Oczywiście bardzo mi pomogła z Emmą, ale to ja ją wspieram.

- To zrozumiałe. Straciła cały swój świat. Poza córką. – Zamilkł. – Nie

rozmawialiśmy wiele tamtej nocy w Atlantic City. Co się z tobą działo po
wyjeździe z Falling Brook?

-  Nic  nadzwyczajnego.  Skończyłam  szkołę.  Podejmowałyśmy  się

z mamą różnych prac, żeby zapłacić czesne i pokryć wydatki.

Instynktownie czuł, że to nie wszystko, więc naciskał:
- A jak skończyłaś szkołę? Te pięć czy sześć lat do spotkania w Atlantic

City?

background image

- Wyszłam za mąż.
- Wyszłaś za mąż? – Więc Emma miała ojca. Wróciła złość połączona

z emocjami, którym nie chciał się przyglądać. – Jestem zdumiony, że twój
mąż jest taki otwarty. Pozwala ci iść na kolację z innym.

Słyszała jego ironię, lecz nawet nie mrugnęła.
- Małżeństwo nie trwało długo – podjęła. – Dwa lata. On miał mi za złe,

że  wychowałam  się  w  luksusach.  Ja  zrozumiałam,  że  zgodziłam  się  za
niego  wyjść,  bo  byłam  samotna.  Nasz  związek  był  skazany  na
niepowodzenie.

-  Przykro  mi  –  powiedział  sztywno.  Czuł,  że  jest  zazdrosny

o nieznajomego, który sypiał z Nikki. Odkąd to był zazdrosny o kobiety?

- A ty, Jake? Wiem tylko, że podróżowałeś. Brzmi to interesująco, choć

nie wiem, czy to praca na pełny etat.

Nuta krytyki zabolała.
-  Jestem  szczęściarzem  –  odparł.  –  Dawno  temu  odkryłem,  co  to  jest

giełda. Mam do tego smykałkę. W podróżach od czasu do czasu zarabiałem
gdzieś kilka dolarów. Dość, żeby mieć co jeść i ruszyć dalej w drogę, kiedy
zechcę.

Nikki uśmiechnęła się kpiąco.
- Nosisz rolexa z limitowanej edycji. Może już nie mam pieniędzy, ale

rozpoznaję artykuły luksusowe.

-  Luksus  to  nie  zbrodnia.  Lubię  myśleć,  że  jestem  hojny.  Nie  mam

dużego  domu.  Podróżuję.  Cenię  zdobywanie  doświadczeń.  Podróże  mnie
zmieniły,  zrobiły  ze  mnie  lepszego  człowieka.  Taką  przynajmniej  mam
nadzieję.

Był skrępowany, czując na sobie wzrok Nikki. Jakby potrafiła zajrzeć

w głąb jego duszy. Kiedy ostatnio tak szczerze mówił o sobie? Nigdy?

background image

-  Tak,  masz  szczęście  –  odparła.  –  Nie  mam  ci  za  złe.  Jesteś  wciąż

młody.  Zdrowy.  Bogaty.  Wolny.  Czemu  nie  miałbyś  się  cieszyć  tym,  co
świat ma do zaoferowania?

Coś w jej odpowiedzi go zaniepokoiło, ale nie potrafił tego nazwać.
- Musimy zrobić jakieś plany – stwierdził.
- Plany? – Odłożyła widelec i spojrzała na niego.
- Jak włączyć Emmę do mojego życia. Straciłem cztery lata, więcej nie

chcę stracić. Ona jest częścią mnie.

Nikki,  która  normalnie  miała  porcelanową  cerę,  jeszcze  bardziej

zbladła. Mógł teraz policzyć piegi na jej nosie.

- Mowy nie ma – odparła. – Nie pozwolę, żebyś pobawił się w tatusia,

a  potem  zniknął.  Emma  jest  szczęśliwa.  Nie  potrzebuje  cię.  –  Zdawała
sobie  sprawę,  że  jej  słowa  brzmią  ostro.  –  Jesteś  dobrym  człowiekiem  –
podjęła – ale nie jesteś materiałem na ojca. Emmie lepiej będzie bez ojca
niż z takim, który pojawia się i znika.

- Masz dużo przypuszczeń i założeń na mój temat, Nik.
- Od twojego wyjazdu z Falling Brook minęło piętnaście lat. Opuściłeś

rodzinę, zostawiłeś mnie. Nie wróciłeś tu ani razu. Żonglujesz demonami,
Jake.

Tylko ktoś, kto znał go tak dobrze, odważyłby się zdiagnozować jego

zachowanie.

- Przynajmniej niczego nie ukrywam – odparował.
Nikki wstała, wzięła płaszcz i torebkę.
- Zawieź mnie do domu, proszę. Chcę stąd wyjść.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Była zła. I przerażona. Dawno temu oddała Jake’owi serce. Od zawsze

byli przyjaciółmi, a potem, gdy jej uczucia dojrzały, ich ojcowie wszystko
zepsuli. Jake uciekł z miasta, Nikki i jej matka wyjechały.

Tyle że gdzie indziej.
Gdy wyszli z restauracji, prawie nie czuła chłodu. W każdym razie na

twarzy. Bo w piersi czuła lód. Jak on śmie ją obwiniać? Nie wie, ile razy
zasypiała  z  płaczem,  zastanawiając  się,  czy  podjęła  dobrą  decyzją.  Dobrą
dla córki. Dla Jake’a.

Zapalił silnik, ale nie ruszył. Chwycił ją za nadgarstek i nie puścił, choć

chciała zabrać rękę.

-  Nie  chcę  z  tobą  walczyć,  Nikki.  –  Pogłaskał  grzbiet  jej  dłoni.  –

Przeszłości nie zmienimy.

W półmroku jego twarz była nieczytelna.
- Ale twój ojciec wrócił – rzekła cicho. – Dlatego tu jesteś. Chcesz się

z nim zobaczyć?

Jake wzruszył ramionami, wydawał się zasmucony.
- Mamy jutro iść z Joshuą do więzienia. Dla jasności, przyjechałem na

prośbę Joshui, nie z powodu tego drania.

Ból w tych słowach kazał Nikki spojrzeć na niego życzliwiej. Splotła

palce z jego palcami.

-  Przykro  mi,  że  musisz  się  z  nim  spotkać.  Ale  może  to  będzie

pomocne, może okaże się jakimś zamknięciem.

background image

-  Założę  się,  że  nie  odpowie  na  pytania.  Nie  dowiemy  się,  czemu  to

zrobił ani co stało się z pieniędzmi. Ojciec zawsze był królem. Aroganckim,
dumnym.  Najgorsze  jest  to,  że  odwrócił  się  plecami  do  matki.  Już  tylko
z tego powodu nigdy mu nie wybaczę.

Nikki położyła dłoń na jego policzku.
-  Nigdy  to  sporo  czasu.  Gorycz  i  złość  cię  zatrują.  Chcę,  żebyś  był

szczęśliwy, Jake.

To prawda. Niezależnie od wszystkiego, co się wydarzyło, nie chciała,

by cierpiał. Znalazłaby go, kiedy zaszła w ciążę i powiedziała mu, że jest
ojcem,  ale  tak  bardzo  ją  kiedyś  zranił,  że  nie  potrafiła  mu  zaufać.
Instynktownie  czuła,  że  po  raz  kolejny  może  ją  skrzywdzić.  Wiedziała  to
także teraz.

-  Masz  rację,  zawiozę  cię  do  domu.  –  Puścił  ją,  żeby  go  już  nie

dotykała.

Powietrze  wydawało  się  naelektryzowane.  Czy  to  chemia,  która  nie

chce zgasnąć? Nostalgia, żal i hormony to niebezpieczna kombinacja.

- Oczywiście. – Nikki odchrząknęła.
Ruch się zmniejszył, dojeżdżający do pracy wrócili już do domu. Nikki

patrzyła  przez  okno,  szukając  odpowiedzi.  Czy  popełniła  błąd,  trzymając
Jake’a z dala od córki?

- Muszę to przemyśleć – powiedziała, gdy dotarli do jej domu. – Twój

kontakt z Emmą. Potrzebuję czasu.

-  Okej  –  odparł  cicho.  –  Nie  mam  ci  za  złe,  że  mnie  nie

poinformowałaś. Ale teraz już wiem, więc zaczniemy od tego punktu.

Nazajutrz rano po bezsennej nocy Nikki pojechała do Falling Brook. Jej

miasteczko  dzieliła  od  Falling  Brook  godzina  jazdy  samochodem.  Matka

background image

została  z  Emmą.  Zmiana  Nikki  w  restauracji  zaczynała  się  o  ósmej
wieczorem.

Za dziesięć dziewiąta zaparkowała przed biurowcem BC. Budynek od

lat  był  źródłem  konfliktów  ze  względu  na  swoją  nowoczesną  formę
architektoniczną wyróżniającą się na tle tradycyjnej zabudowy miasteczka.
Mimo wszystko budynek robił wrażenie.

Nikki  miała  na  sobie  ten  sam  czarny  kostium  co  poprzedniego

wieczoru.  Seksowne  szpilki  zamieniła  na  espadryle,  a  pod  żakiet  włożyła
biały T-shirt.

W  drodze  do  celu  czekały  ją  dwie  przeszkody.  Pierwszą  była  młoda

recepcjonistka.

-  Jestem  umówiona  z  panem  Lowellem  o  dziewiątej  –  oznajmiła

Nikki. – Mogę wejść na górę?

- Muszę spytać jego asystentki.
- Nie ma sprawy. Oczekują mnie.
Skłamała tylko częściowo. Nagrała się Joshui, mówiąc, że chciałaby mu

zająć  kwadrans.  Jeśli  tego  nie  odsłuchał,  z  pewnością  zrobiła  to  jego
asystentka. Tak czy owak jej wizyta nie będzie zaskoczeniem.

Weszła  na  pierwsze  piętro.  Asystentka  przy  biurku  przed  gabinetem

Joshui była znajoma. Nikki uśmiechnęła się.

- Haley Shaw? Wciąż tu pracujesz?
Haley była tylko dwa lata starsza od Nikki. Pracowała w Black Crescent

jako  stażystka,  kiedy  Vernon  i  ojciec  Nikki  zniknęli.  Cóż,  ojciec  Nikki
próbował  zniknąć.  Uciekając  przed  policją,  nieszczęśliwie  wjechał
w drzewo.

Nikki nie była w siedzibie firmy od ostatniej klasy liceum. Niewiele się

tu  zmieniło.  Gabinet  ojca  mieścił  się  na  drugim  końcu  korytarza.  Nie
patrzyła w tamtą stronę.

background image

Haley ściągnęła brwi.
- Przepraszam, ale…
-  To  ja,  Nikki  Reardon.  Przyszłam  zobaczyć  się  z  Joshuą.  Zajmę  mu

dosłownie chwilę.

Twarz kobiety pojaśniała.
-  Nikki,  oczywiście.  Miło  cię  znów  widzieć.  –  Przeniosła  wzrok  na

ekran komputera. – Nie mam tu twojej wizyty…

Drzwi za biurkiem recepcjonistki otworzyły się i wyjrzał z nich Joshua

Lowell.

- Haley, proszę, nie łącz mnie teraz. Nikki, cieszę się, że cię widzę.
Nikki weszła do gabinetu.
- Nie zabiorę ci wiele czasu, Josh – powiedziała cicho.
Wskazał jej wygodny fotel naprzeciwko biurka.
-  Nie  ma  sprawy.  Pozwól,  wezmę  twój  płaszcz.  W  czym  mogę  ci

pomóc?

Zdjęła sięgającą ud parkę, podała ją Joshui i usiadła. Joshua był bratem

bliźniakiem  Jake’a.  Wydawało  się,  że  powinien  pociągać  ją  tak  jak  Jake.
A  jednak  mimo  fizycznego  podobieństwa  mężczyźni  emanowali  inną
energią.  Josh  był  przystojny  i  pewny  siebie.  Emanował  powagą
i  rozsądkiem.  Jake  był  zabawny,  czasem  ekstrawagancki,  Johsua  był
bardziej stonowany i zachowawczy. Rzeczowy i zasadniczy.

Nikki splotła palce na kolanach.
-  Jake  pewnie  już  z  tobą  rozmawiał.  Jestem  ci  winna  przeprosiny  –

rzekła otwarcie. – Pokazał mi jeden z mejli, które wysłała moja matka. Nie
wiedziałam o nich, przykro mi. Porozmawiam z nią i poproszę, żeby więcej
tego nie robiła. Próbowała mi pomóc, ale wybrała złą drogę. Mam nadzieję,
że mi wybaczysz.

background image

Joshua uśmiechnął się zmęczonym uśmiechem.
-  Obydwoje  wiemy,  że  rodzice  nie  zawsze  dokonują  właściwych

wyborów.

- Właśnie.
- Jak mój brat zareagował na wiadomość, że jest ojcem? Nie był zbyt

wylewny, jeśli chodzi o tę kwestię.

- Cóż, uprzedziłeś go, więc moja informacja go nie zaskoczyła. Mówi,

że chce uczestniczyć w życiu Emmy.

- A ty?
- Nie jestem pewna. Znasz Jake’a. Uciekł stąd. O ile wiem, wrócił na

twoją prośbę, żeby pojechać z tobą do Vernona. Nie wydaje mi się, żeby był
dobrym materiałem na ojca.

-  Mogłabyś  dać  mu  szansę.  –  Josh  zasugerował  to  łagodnym  tonem,

a jednak usłyszała cień krytyki.

- Muszę chronić Emmę. Ona jest dla mnie najważniejsza.
- Rozumiem.
- Mogę ci zadać osobiste pytanie? – spytała.
Joshua szerzej otworzył oczy, ale kiwnął głową.
-  To  prawda,  że  porzucasz  Black  Crescent?  Że  prowadzisz  rozmowy

z kandydatami na twoje miejsce?

- Tak, zgadza się.
Nikki pochyliła się do przodu.
- Myślałeś o tym, żeby Jake cię zastąpił? Wiem, on lubi udawać, że się

nie  nadaje,  ale  jest  błyskotliwy,  zwłaszcza  jeśli  chodzi  o  finanse.
Nadawałby  się  do  tej  pracy,  na  pewno  by  się  sprawdził.  Może  takie
wyzwanie skłoniłoby go do zapuszczenia tu korzeni.

Josh westchnął, patrząc na nią z życzliwością.

background image

- Rozumiem, o co ci chodzi. Tak, to byłoby świetnie rozwiązanie, i już

mu to proponowałem. Bez sukcesu.

- Aha. – Nagle zdała sobie sprawę ze swojej naiwności. Nie powinna

myśleć, że po tak długim czasie mogliby stworzyć związek z Jakiem, ale
nadal go pragnęła.

Podniosła się gwałtownie, bliska łez.
- Pójdę już. Dziękuję, że poświęciłeś mi czas.
Zanim się ruszyła, drzwi otworzyły się i do środka wpadł Jake. Na jej

widok zatrzymał się, mrużąc oczy.

- Co tu robisz? – spytał prawie nieuprzejmie.
Założyła torebkę na ramię.
- Chciałam porozmawiać z Joshem. Nie martw się, już wychodzę.
- Pozwól, że teraz ja cię o coś spytam, Nikki – wtrącił Josh. – Przyszło

mi na myśl, że może chciałabyś zadać kilka pytań naszemu ojcu, skoro twój
nie może na nie odpowiedzieć. Nasz ojciec jest ci to winien.

Twarz Jake’a skamieniała.
- Ojciec chciał się z nami zobaczyć, z nikim innym.
Nikki poczuła się upokorzona.
-  Dziękuję,  Josh,  Jake  ma  rację.  To  rodzinne  spotkanie.  Nie  chcę

przeszkadzać. – Ruszyła do drzwi.

Josh prychnął.
-  Spotykamy  się  z  łobuzem,  który  pozwolił,  żeby  jego  żona  i  dzieci

przez piętnaście lat uważali go za zmarłego. Wątpię, żeby to było rodzinne
spotkanie. Pojedź z nami, zapraszam.

Nikki była rozdarta. Tak, miała wiele pytań. Czemu ich ojcowie okradli

swych  klientów?  Czemu  uciekli?  Jakim  prawem  zrujnowali  życie  tylu
osób?

background image

Jake westchnął.
- Jedź z nami, jeśli masz ochotę. Wątpię, żeby ojciec chciał rozmawiać.

Nie będzie chciał się obciążać.

Cynizm w jego głosie nie do końca ukrył ból. Vernon zdradził własne

dzieci. Okazał się okrutnym egoistą.

-  Emma  została  z  moją  mamą.  Spytam  tylko,  czy  posiedzi  z  nią

dłużej. – Nikki wyszła na korytarz i zadzwoniła do matki. Nietrudno było
znaleźć  pretekst.  Zresztą  Roberta  lubiła  spędzać  czas  z  wnuczką.  Nie
wspominając  o  tym,  że  Nikki  częściowo  ją  utrzymywała.  Poza  skromną
emeryturą  Roberta  nie  miała  żadnych  dochodów.  Kobieta,  która  niegdyś
brylowała  w  towarzystwie,  teraz  robiła  zakupy  w  dyskontach  i  jeździła
dziesięcioletnim autem.

Nikki lubiła myśleć, że matka zaadaptowała się do nowych warunków,

ale  Roberta  nigdy  nie  porzuciła  nadziei,  iż  pewnego  dnia  odzyska  swoje
dawne miejsce w społeczeństwie.

Kiedy  Nikki  wróciła  do  gabinetu,  bracia  cicho  rozmawiali.  Omal  nie

podskoczyli, gdy weszła.

- Przeszkodziłam wam? – spytała cierpko.
-  Ależ  skąd.  –  Jake  niczego  nie  zdradził.  –  Możemy  ruszać.  A  ty

załatwiłaś sprawę?

- Tak – odparła.
W  podziemnym  garażu  dla  pracowników  Joshua  wskazał  na  dużego

czarnego SUV-a.

- Pojedziemy moim autem. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko

temu?

- Nie. – Zanim któryś z mężczyzn się odezwał, usiadła z tyłu. Wnętrze

przypominało samochód tajnych służb, ale było tam całkiem miło.

background image

Jazda  z  Falling  Brook  do  Nowego  Jorku  trwała  jakąś  godzinę.  Kiedy

ruszyli,  Nikki  zasnęła.  Obudziła  się,  gdy  samochód  zwolnił.  Przed  nimi
widniała tablica zakładu karnego. Jake zerknął na nią przez ramię.

- Wszystko w porządku?
Kiwnęła głową, przetarła oczy i poprawiła włosy.
- Tak, nie mogę tylko uciec od myśli, że przyjeżdżałyśmy z mamą do

Nowego Jorku do teatru albo na zakupy. Wydaje się, że to było w innym
życiu, dotyczyło innej osoby. Byłam zepsuta i naiwna.

Jake zmarszczył czoło.
-  Byłaś  jedynym  dzieckiem  zamożnych  rodziców.  To  oczywiste,  że

chcieli ci zapewnić wszystko, co najlepsze.

Budynek więzienia, przed którym stali, od czasu do czasu pojawiał się

wiadomościach  z  powodu  przepełnienia  i  złego  traktowania  więźniów.
Ojciec  Nikki  też  mógł  tu  wylądować.  Może  śmierć  była  wyrokiem
łagodniejszym.

Kilka chwil później wysiedli z samochodu. Nikki otuliła się płaszczem.

Między  wysokimi  budynkami  hulał  wiatr.  Słońce  świeciło  zza  cienkiego
welonu chmur.

Musieli  przejść  przez  kontrolę,  łącznie  z  detektorem  metalu.  Nikki

poniewczasie żałowała decyzji o przyjeździe.

Joshua wpisał ich troje w księdze gości, po czym usiedli w poczekalni.

Po jakimś kwadransie w drzwiach pojawił się strażnik i zawołał Joshuę po
imieniu. Jake i Nikki też wstali. Nikki się zdenerwowała. Niewiele myśląc,
wzięła Jake’a za rękę. Miał zobaczyć ojca po piętnastu latach. Jak się czuł?
Mocno splótł palce z jej palcami.

-  Pan  Lowell  zmienił  zdanie  –  oznajmił  strażnik  spokojnym  tonem.  –

Nie chce dziś przyjmować gości.

Po chwili ciszy Joshua przeklął pod nosem.

background image

-  Może  źle  pan  zrozumiał.  Ojciec  prosił  nas,  żebyśmy  dzisiaj

przyjechali. Zrobiliśmy mu uprzejmość.

Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Nie wiem, co powiedzieć, pan Lowell wyraził się jasno. Jest w celi,

nie chce, żeby mu przeszkadzać.

Nikki czuła napięcie Jake’a.
-  Cóż  –  rzekł  szorstko.  –  To  chyba  na  tyle.  –  Zakręcił  się  na  pięcie,

ciągnąc za sobą Nikki.

Joshua  ruszył  za  nimi.  Stanęli  wszyscy  na  chodniku  osłupiali.  Nikki

puściła rękę Jake’a, Joshua pokręcił głową.

-  Nie  do  wiary.  Prosił,  żebyśmy  przyjechali,  a  teraz  nie  chce  nas

widzieć?

- Może się wstydzi – zasugerowała Nikki.
Próbowała postawić się na miejscu Vernona, ale nie mogła sobie tego

wyobrazić.

Jake zrobił minę, która mogła znaczyć wszystko.
- Jest zimno, a ja umieram z głodu. – Zerknął na Nikki. – Przejdziesz się

ze dwie przecznice?

- Jasne.
Wybrali się do małego lokalu, który bracia Lowellowie pamiętali z lat

młodzieńczych.

- Przyjeżdżaliśmy tu w weekendy, jedliśmy pizzę i graliśmy w bilard.

Czuliśmy się buntownikami.

- A to dlaczego?
- Bo byliśmy daleko od Falling Brook – odparł Josh.
Rozejrzał  się  z  uśmiechem  po  zatłoczonej,  słabo  oświetlonej  sali.

Siedzenia  w  boksach  były  obite  sztuczną  zieloną  skórą.  Na  drewnianej

background image

podłodze  nie  brakowało  rys.  Tarcze  do  gry  w  rzutki  na  odległej  ścianie
mogły być reliktami sprzed drugiej wojny światowej.

Gdy usiedli, zapadła krępująca cisza. Boks dla trzech osób oznaczał, że

dwie  z  nich  musiały  siedzieć  obok  siebie.  Padło  na  Jake’a  i  Nikki,  która
wcisnęła  się  w  kąt  przy  ścianie  i  udawała,  że  nie  jest  przerażona,  gdy
dotykało  jej  udo  Jake’a.  On  sam  na  długie  chwile  zawieszał  na  niej
spojrzenie. Joshua był jakby nieświadomy tego, co się między nimi dzieje.
Na szczęście podeszła kelnerka i Nikki mogła wziąć oddech.

Przyszło jej do głowy, że są jakby zawieszeni w czasie. Oboje opuścili

Falling  Brook  piętnaście  lat  temu,  ruszając  w  przeciwne  strony.  Joshua,
posłuszny  i  obowiązkowy  syn,  został  na  miejscu.  Nikki  zastanawiała  się,
czy  tego  nie  żałował.  Siedziała  teraz  przyciśnięta  do  mężczyzny,  który
budził w niej pożądanie. Wiedziała już, jak smakuje seks z Jakiem, poznała
to  w  Atlantic  City.  Chociaż  nie  chciała  tego  przyznać,  pragnęła  więcej,
nawet jeśli rozum ją ostrzegał: Uwaga! Niebezpieczeństwo!

- Dziwne to nasze spotkanie, prawda? – powiedziała.
Joshua skinął głową i spojrzał na brata.
-  Dziwne,  ale  satysfakcjonujące.  Przepraszam,  że  zabrało  nam  to  tyle

czasu.

Nikki zawahała się, postanowiła jednak zaspokoić ciekawość.
- Powiedz mi, Josh, jak Black Crescent wyszło z kryzysu finansowego?

Przez lata towarzyszyło mi poczucie winy, że tyle rodzin straciło dosłownie
wszystko.

Jake położył rękę na oparciu boksu za plecami Nikki.
- Mojemu świętemu bratu udało się oddać większość pieniędzy.
- Naprawdę? – zdziwiła się.
- Cóż, nie od razu. Choć nie brałem udziału w przestępstwie, federalni

przez lata nie dawali mi spokoju.

background image

Jake skinął głową.
-  Wszystko  zostało  upłynnione,  w  tym,  jak  wiesz,  także  twój  dom.

Nasze  samochody,  jachty,  domy  wakacyjne.  Na  szczęście  dla  matki  dom
był  zapisany  na  nią,  od  pokoleń  należał  do  jej  rodziny.  Spieniężono  też
pewne  aktywa  Black  Crescent,  ale  nie  tyle,  żeby  sparaliżować  firmę.
W  najlepszym  interesie  wszystkich  było  utrzymanie  się  na  powierzchni,
żeby Josh mógł zacząć rekonstrukcję.

- Cieszę się, że udało ci się oddać pieniądze przynajmniej niektórym –

powiedziała Nikki.

Przyniesiono  im  pizzę,  więc  na  moment  przerwali  rozmowę.  Potem

Joshua podjął wątek.

-  Z  powodu  natury  przestępstwa  działalność  BC  została  obwarowana

surowymi  przepisami.  Na  szczęście  byłem  w  stanie  zwrócić  oszukanym
przez ojca przynajmniej osiemdziesiąt centów za dolara. To nie wszystko,
ale  nasi  klienci  podpisali  ugodę.  Prawdę  mówiąc,  byli  zachwyceni,  że
w dłuższej perspektywie odzyskają większość forsy.

- Nadal chciałabym wiedzieć, co się stało z tamtymi pieniędzmi – rzekła

Nikki.

Jake pokręcił głową.
- Wątpię, żebyśmy kiedykolwiek poznali odpowiedź.
Zapadła cisza. Nikki zastanawiała się, o czym myśli Jake. Może o tym,

kiedy  będzie  mógł  wyruszyć  w  drogę.  Nagle  poczuła,  że  ma  ściśnięte
gardło.

- Wybaczcie, nie chcę wam psuć zabawy, ale muszę wracać do Emmy.
-  Oczywiście.  –  Joshua  podniósł  rękę,  prosząc  o  rachunek.  Potem

przyszpilił Nikki wzrokiem. – Cieszę się, że przyszłaś dzisiaj do mnie. Ja
też  chciałem  z  tobą  porozmawiać.  Teraz,  kiedy  już  wypełniliśmy

background image

zobowiązania,  będziemy  płacić  tobie  i  twojej  mamie  miesięczne
wynagrodzenie. Wy też jesteście ofiarami.

Nikki otworzyła usta oszołomiona.
- Och nie, mój ojciec był jednym ze sprawców. Dajemy sobie z mamą

radę. Nie potrzebujemy pieniędzy.

-  Pracujesz  w  barze  i  nie  stać  cię  na  opiekunkę  –  wtrącił  Jake.  –

Potrzebujesz pieniędzy. Josh robi, co należy.

Nikki usiadła prosto, zaczerwieniona.
-  Może  moje  życie  nie  przypomina  twojego,  Jake,  ale  jestem  dumna

z tego, co osiągnęłam. Dobre rzeczy w życiu nie zawsze da się wycenić.

Bracia Lowell jednak byli niewzruszeni.
- Twoja sprawa, co zrobisz z pieniędzmi, Nikki. Możesz je odkładać na

studia Emmy. Zasługujesz na to, żeby odzyskać to, co straciłaś.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

W drodze powrotnej Nikki siedziała w milczeniu. To był dziwny dzień.

Chciała  spędzić  czas  z  Jakiem,  ale  była  zagubiona.  Gdyby  pozwoliła  mu
znów  spotkać  się  z  Emmą,  niewykluczone,  że  przy  okazji  chciałaby  się
z nim przespać.

Joshua zaoferował bratu stałą pracę, a ten ją odrzucił. Był wędrowcem.

Nie  potrafił  usiedzieć  w  jednym  miejscu,  a  miał  już  zbyt  wiele  lat,  by
zmienić przyzwyczajenia.

W garażu Joshua pożegnał się z nimi i pospieszył na górę. Jake i Nikki

stali, nie wiedząc, co zrobić.

- Pozwól, że zaproszę cię dziś na kolację – rzekł Jake. – Mamy jeszcze

wiele do omówienia. Poza tym tęskniłem za tobą, Nikki.

Szczerość jego wyznania ją uwiodła.
- Przepraszam – odparła – ale muszę pracować.
- Nie jesteś zainteresowana?
- Spędzę dwie godziny z Emmą, a później mam pracę.
- Rozumiem.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Co masz na myśli?
-  Przyjechałeś  zobaczyć  się  z  ojcem.  Nie  chciał  się  z  wami  widzieć,

więc zakładam, że niedługo wyjedziesz.

- Nie. – Oparł się o betonowy słup. – Próbujesz się mnie pozbyć, Nikki?

Boisz się tego, co do mnie czujesz?

background image

- Nie boję się ciebie – skłamała.
Patrzył na nią tak długo, aż zaczęła się denerwować.
- Zostaję na ślub brata i proces ojca. W międzyczasie możemy się znów

spotykać.

- Znów spotykać? – powtórzyła.
Zrobił kilka kroków w jej stronę.
- Chcę cię dotykać. Całować. Atlantic City to był początek.
Kiedy  przycisnął  wargi  do  jej  ust,  bała  się,  że  nie  utrzyma  się  na

nogach.  Ten  mężczyzna  wiedział,  jak  wytrącić  jej  broń  z  ręki.  Po  chwili
odsunęła  się  i  otarła  wargi  wierzchem  dłoni.  Z  jej  ust  popłynęły  słowa,
które powinna przemyśleć, a jednak tego nie zrobiła:

- Ja też za tobą tęskniłam. Fantazjowałam o tobie. Pragnęłam cię. Ale

zostawiłeś mnie dwa razy. Piętnaście lat temu i w Atlantic City. Nie jestem
głupia.

Jake schował ręce do kieszeni spodni.
-  Nie  mogłem  cię  uratować,  Nikki.  Nie  mogłem  nas  uratować,  więc

uciekłem. Nie byłem w stanie zostać w Falling Brook choćby dzień dłużej.
Wszędzie  panoszyli  się  ci  cholerni  dziennikarze.  Chcieli  znać  każdy
cholerny szczegół naszego złamanego życia.

- I porzuciłeś mnie na pożarcie wilkom.
Zamrugał.
- Dawna Nikki nie była dla mnie tak surowa.
- Dawna Nikki była dzieckiem. Musiałam szybko dorosnąć. To nie było

zabawne ani łatwe, ale przeżyłam.

Powietrze  było  przesycone  pożądaniem.  Gdyby  chodziło  tylko  o  nią,

może  by  zaryzykowała.  Ale  egoistyczna  przyjemność,  na  którą  sobie
pozwoliła  w  Atlantic  City,  teraz  nie  wchodziła  w  grę.  Musiała  się

background image

opiekować  matką  i  wychować  Emmę.  Jej  pragnienia  były  na  ostatnim
miejscu.

- Muszę iść – powiedziała, patrząc na zegarek. – Przykro mi, że ojciec

nie chciał się z wami widzieć.

- Wcale mnie to nie dziwi. – Wziął ją za rękę. – Przemyśl to, Nikki. Nie

tylko moje spotkania z Emmą, ale naszą relację. Chcę spędzać czas z wami
obiema.

- Bo jesteś znudzony i nie masz nic do roboty?
Jego oczy zabłysły.
- Bo ona jest moją córką, a ty jesteś moją przeszłością.

Nikki  pobawiła  się  z  Emmą  lalkami  Barbie,  przygotowała  kolację,

a następnie pojechała do pracy, zostawiając córkę pod opieką matki. Kiedy
nalewała  kawę  i  przyjmowała  zamówienia  –  bo  jedna  z  jej  najlepszych
kelnerek  się  nie  pojawiła  –  gawędziła  ze  stałymi  gośćmi.  Nie  mogła  się
skupić na pracy, wciąż wracała myślą do mejla, który przeczytała tuż przed
wyjściem z domu.

Mejl był od Funduszu Hedgingowego Black Crescent, a konkretnie od

Joshui Lowella. Począwszy od pierwszego stycznia Nikki i jej matka miały
otrzymywać  co  miesiąc  czeki  na  dziesięć  tysięcy  dolarów  przez  okres
dziesięciu lat.

Suma była oszałamiająca. Już w pierwszym roku dostaną blisko ćwierć

miliona. Matka będzie mogła zaspokoić swoje potrzeby i zachcianki. Nikki
mogłaby rzucić pracę i spędzić z Emmą ten cenny czas, nim córka pójdzie
do szkoły.

Byłyby finansowo niezależne, wolne.
Czemu  ta  perspektywa  ją  przerażała?  Może  dlatego,  że  już  wiedziała,

jak  to  jest  stracić  wszystko.  To  wspaniale,  że  BC  udało  się  odrobić

background image

większość  tego,  co  zostało  stracone,  ale  ojciec  Nikki  uczestniczył  w  tej
kradzieży.

Czuła się winna.
Kiedy wróciła do domu, było już późno, więc matka została u niej na

noc. Choć Roberta spędzała sporo czasu z Emmą, dla obu kobiet zdrowiej
było  mieszkać  osobno.  Z  początku  nie  zawsze  było  to  możliwe.
Oszczędzały każdy grosz. W końcu ich sytuacja się poprawiła.

Teraz znów miała ulec zmianie.
Nikki chciała się już położyć, ale wiedziała, że nie zaśnie, dopóki nie

powie matce, co się wydarzyło.

- Mamo, możemy chwilkę porozmawiać?
Matka uniosła brwi.
- Jesteś taka poważna, kochanie. Co się stało?
- Byłam dzisiaj na lunchu z Joshuą i Jakiem Lowellami.
- Ach tak. – Matka pobladła.
- Dowiedziałam się o mejlach, twoich mejlach. Przeprosiłam Joshuę.
Roberta Reardon przeszła do ataku.
- Cóż, ja bym nie przepraszała za to, że chcę chronić córkę i wnuczkę.

Joshua to łajdak. Powinien płacić na utrzymanie swojej córki.

- Mamo – Nikki potarła skronie – on nie jest ojcem Emmy.
- Oczywiście, że jest, nie broń go. Powiedziałaś mi.
- Skłamałam.
- Nie rozumiem. – Roberta patrzyła na córkę.
- Jak straciłam pracę, powtarzałaś, żebym zwróciła się do ojca Emmy

o wsparcie. Nie chciałam, żebyś znała prawdę, więc w końcu powiedziałam
to,  co  chciałaś  usłyszeć.  Do  głowy  mi  nie  przyszło,  że  będziesz  go
szantażować.

background image

Matka poczuła się obrażona.
- To nie był szantaż. Nie prosiłam o pieniądze. Chodziło mi o to, żeby

wiedział, że ma dziecko.

- To nie jego dziecko.
- Więc czyje?
Nikki zrobiło się gorąco. To nie był łatwy temat do rozmowy z matką.
- Jake’a – odparła cicho. – Nie Joshui.
Roberta przyłożyła dłonie do policzków,
- Cóż, to ma więcej sensu. Zawsze kochałaś tego chłopca. Ale wyjechał

z Falling Brook i nie wrócił, prawda?

- Tak. Pięć lat temu wpadłam na niego w Atlantic City.
Matka wyglądała na zszokowaną.
- Przespałaś się z nim? Och, Nikki.
-  Nie  mogłam  mu  się  oprzeć,  mamo.  Popełniłam  błąd.  Ale  wierz  mi,

Jake  się  nie  zmienił.  Nadal  nie  potrafi  nigdzie  zagrzać  miejsca.  Związek
z takim facetem to duże ryzyko.

Mogła  się  zgodzić  na  to,  by  Jake  spędzał  czas  z  Emmą,  ale  nie

zaryzykuje  serca.  Nie  ulegnie  erotycznemu  przyciąganiu.  Nie  tym  razem.
Stawka była za wysoka.

Matka patrzyła na nią krytycznie.
- Emma zasługuje na to, żeby mieć ojca. Co powiedział Jake, kiedy się

o niej dowiedział?

-  Niewiele.  Potwierdziłam  tylko  to,  co  usłyszał  już  od  brata.  Jake

przyjechał na proces, potem znów wyjedzie.

- Życie nie jest łatwe, prawda? – W oczach matki widniała rezygnacja.
-  Dawniej  wydawało  się  łatwe.  Dzięki  tobie  i  tacie  miałam  idealne

dzieciństwo.

background image

-  Nic  nie  jest  idealne.  Myślałam,  że  moje  małżeństwo  jest  idealne

i zobacz, jak się skończyło. Nie wiemy, co drugi człowiek nosi w sercu.

- Przykro mi, mamo. Zasłużyłaś na lepszy los.
- Ty też, córeczko. Ty też.

Jake  odpisywał  na  mejle  w  hotelowym  pokoju,  kiedy  odezwał  się

telefon. Od spotkania z Nikki minęła doba. Teraz przysłała mu wiadomość.

„Jeśli nie masz innych planów, zapraszam na kolację. Możesz poczytać

Emmie przed snem. Jako przyjaciel”.

Jake  potrząsnął  głową.  Zmieni  swoje  plany.  Nikki  zrobiła  pierwszy

krok, nie straci takiej okazji.

Kiedy  pojawił  się  u  niej  o  piątej,  ujrzał  bawiące  się  przed  sąsiednim

domem  dzieci.  Pogoda  była  zmienna,  o  tej  porze  temperatura  wynosiła
paręnaście stopni. Sięgnął na tylne siedzenie, gdzie leżał prezent dla Emmy.

Nikki  otworzyła,  nim  zadzwonił  do  drzwi.  Była  zarumieniona,  włosy

ściągnęła w koński ogon. Zdawało się, że jej szmaragdowe oczy zaglądają
w głąb jego duszy.

- Cześć – powiedziała, a gdy się cofnęła, odsłoniła Emmę schowaną za

jej nogami.

- Cześć. Jestem Jake. – Przykucnął przed dziewczynką.
- Pamiętam. Mamusia znowu będzie na ciebie zła?
Jake podniósł wzrok na Nikki.
- Mam nadzieję, że nie.
- Muszę dokończyć kolację – rzekła Nikki. – Może się bliżej poznacie?
Jake potrząsnął torbą z zakupami.
-  Możemy  się  pobawić  na  dworze?  Przyniosłem  Emmie  grę

zręcznościową. Będziemy rzucać obręcze na kijek.

background image

- Możemy. – Twarz Emmy pojaśniała. Wzięła go za rękę. – Pójdziemy

na podwórko, bo tam jest ogrodzenie.

- Prezenty, Jake? – powiedziała Nikki z dezaprobatą.
-  Spokojnie,  to  piętnaście  dolarów.  Mam  kilkoro  dzieciatych

znajomych, podobno najprostsze zabawki są najlepsze.

Nikki bezwstydnie podglądała ich przez okno nad kuchennym zlewem.

Emma nie zawsze była tak otwarta, przemyślany prezent Jake’a pomógł mu
przełamać lody. Szybko nawiązał kontakt z Emmą. Pokazywał jej, jak się
ustawić i jak trzymać rękę, by trafić obręczą do celu. Kiedy jej się udało,
ojciec i córka odtańczyli taniec zwycięstwa.

Kilka  chwil  później  weszli  do  domu  zrelaksowani.  Nikki  patrzyła  na

nich zagubiona. Czy Emma na jakimś instynktownym poziomie rozpoznała
ojca?

- Umyjcie ręce. Zaraz będzie kolacja.
- Emma chce mi pokazać motyle w swoim pokoju – powiedział Jake. –

To zajmie chwilkę.

Nikki  nie  potrafiła  pozbyć  się  niepokoju  wywołanego  wizytą  Jake’a.

Emma  kochała  motyle.  Na  czwarte  urodziny  Nikki  na  nowo  urządziła  jej
pokój, w którym motyle stanowiły główny element dekoracyjny.

Jake zagwizdał głośno.
- Wspaniałe, Em.
Nikki czekała, aż Emma go poprawi, bo nikt nie używał takiego skrótu

jej imienia. Ale Emma była rozpromieniona.

- Znam nazwy piętnastu gatunków z książki z obrazkami – pochwaliła

się. – I uczę się następnych. Niektóre są trudne.

- Ty już czytasz? – Jake wydawał się zdziwiony.

background image

Emma  spojrzała  na  niego,  przewracając  oczami,  tak  jak  nad  wiek

dojrzałe dzieci od zawsze patrzą na rodziców.

-  Zaczęłam  czytać,  jak  miałam  trzy  lata.  To  łatwe,  Jake.  Nie  lubisz

książek?

-  Lubię.  I  cieszę  się,  że  ty  też  je  lubisz.  –  Rozejrzał  się  po  pokoju.  –

Emmo,  muszę  ci  coś  pokazać.  –  Usiadł  w  bujanym  fotelu,  który  Nikki
kupiła  w  sklepie  z  używanymi  rzeczami,  gdy  córka  była  niemowlęciem.
Wziął Emmę na kolana, a ta zapiszczała, a potem rozsiadła się wygodnie.

Jake wyjął z kieszeni telefon.
- Znasz motyla monarchę?
- Tak, to łatwa nazwa.
-  W  zeszłym  roku  mniej  więcej  o  tej  porze  byłem  w  Meksyku.  –

Wskazał  dużą  mapę  na  ścianie.  –  To  ta  różowa  plama  pod  Stanami
Zjednoczonymi.

-  Wiem  –  odparła.  –  W  moim  przedszkolu  jest  chłopiec,  który  ma  na

imię Matias. Przyjechał tu z mamą z Meksyku.

- Aha, więc geografię też już nasz. – Na widok jego miny, gdy spojrzał

na Emmę, Nikki wzruszyła ramionami. Emma była bystra i ciekawa świata.

- Co to jest geo-grafia? – spytała Emma.
- Nieważne, spójrz na to. – Włączył wideo, a Emma pochyliła się nad

ekranem.

- Ojej.
- Tu widać, jak motyle przylatują do Meksyku. Ludzie przyjeżdżają tam

z całego świata, żeby to zobaczyć.

Nikki ogarnęły wyrzuty sumienia. Nie stać jej było na podróże z córką,

w każdym razie poza granice stanu.

Emma podniosła zachwycony wzrok na Jake’a.

background image

- Naprawdę zasłaniają całe niebo?
- Tak to wygląda. Piękny widok.
- Pewnie też chciałeś być motylem.
- Pewnie chciałem – odparł poważnie.
- Pomożesz jej umyć ręce? – spytała Nikki poruszona. – Makaron już

się gotuje. Kolacja za pięć minut.

Wróciła do kuchni, myśli krążyły w jej głowie jak szalone. Jake widział

wiele  ciekawych  rzeczy,  którymi  mógł  podzielić  się  z  córką.  Nikki
podróżowała w dzieciństwie, ale to się skończyło, gdy ojciec zabrał prawie
wszystkie oszczędności.

Jake  i  Emma  wrócili  do  kuchni,  zażarcie  dyskutując,  czy  babeczki  są

lepsze niż ciasta czekoladowe.

Emma zajęła swoje miejsce na końcu stołu.
-  Mamusia  piecze  pyszne  babeczki  i  pyszne  ciasto  czekoladowe.  Sam

zobaczysz.

- Nie ma pośpiechu – powiedziała Nikki.
Córka  nie  zrozumiałaby,  że  Jake  jadał  w  najlepszych  restauracjach

w dziesiątkach kosmopolitycznych metropolii.

-  Jedzenie  dla  poprawienia  nastroju  jest  zawsze  pyszne  –  rzekł,

nawijając spaghetti na widelec, gdy gospodyni usiadła. – To też jest pyszne,
Nikki.

- Cieszę się, że ci smakuje. – Nakryła do stołu w taki sposób, by Emma

siedziała między rodzicami. Córka zapewne nie czuła wagi tej chwili.

Sądząc  z  miny  Jake’a,  on  ją  odczuwał.  Patrzył  na  Emmę  z  dumą

połączoną z podziwem, co byłoby urocze, gdyby Nikki nie była tak rozdarta
co  do  przyszłości.  Gdy  kolacja  dobiegła  końca,  Nikki  przybrała  surową
minę matki.

background image

- Biegnij pod prysznic, kochanie. I nie zapomnij umyć zębów.
-  Nie  jest  trochę  za  mała,  żeby  sama  sobie  z  tym  poradzić?  –  zapytał

Jake, unosząc brwi.

Nikki zebrała talerze.
-  Trzy  miesiące  temu  poinformowała  mnie,  że  kąpie  się  małe  dzieci.

Ona stara się jak najszybciej dorosnąć, a ja robię co mogę, żeby jej w tym
przeszkodzić.

Jake  patrzył,  jak  Nikki  wstawia  naczynia  do  zlewu,  a  potem  ją

przyciągnął i zaczesał kosmyk włosów na ucho.

- Jesteś fantastyczną matką. Emma jest inteligentna i zabawna.
- Cieszę się, że tak uważasz. – Nikki się odsunęła.
Miała  się  skupić  na  córce,  a  tymczasem  ręce  jej  się  pociły  i  ledwie

trzymała się na nogach. Po piętnastu latach powinna chyba być odporna na
bliskość Jake’a…

Nie dotykali się już, lecz te kilkanaście centymetrów, które ich dzieliło,

wibrowało emocjami. Pragnęła go.

Czy Jake czuł to samo?
-  Muszę  zajrzeć  do  Emmy  –  powiedziała  schrypniętym  głosem.  –

Zostaw  naczynia,  usiądź  sobie  w  salonie.  Mam  kablówkę,  co  prawda
podstawowy pakiet.

- Idź, zaopiekuj się kurczątkiem.
Przez cały czas, kiedy Emma wycierała się, wybierała piżamę, a potem

lekturę przed snem, Nikki czuła lekkie podniecenie. Jake siedział w pokoju
obok. Czekał na nią, by porozmawiać o Emmie. Może Nikki była jedyną
osobą w tym domu, która zachowywała się niedojrzale?

Kiedy Emma była gotowa, Nikki pocałowała ją w czubek głowy.
- Chciałabyś, żeby Jake poczytał ci dziś przed snem?

background image

Twarz dziewczynki pojaśniała.
- Tak, ale muszę wziąć inną książkę.
Nikki  zerknęła  na  książkę,  którą  trzymała  Emma.  To  była  laureatka

Medalu  Caldecotta,  dorocznej  nagrody  dla  najwybitniejszej  obrazkowej
książki dla dzieci. Opowiadała o irlandzkich wróżkach i tęczach.

- Nie rozumiem, kochanie. Bardzo ją lubisz.
-  Tak,  mamusiu,  ale  ona  jest  dziewczyńska.  Jake  jest  chłopcem  i  jest

mądry. Mam inne książki, które mu się bardziej spodobają. – Emma zaczęła
poszukiwania w biblioteczce. – Ta będzie dobra.

Nikki zmarszczyła czoło.
-  Uzgodniłyśmy  chyba,  że  jest  dla  ciebie  trochę  za  trudna.  Może

w  przyszłym  roku,  Emmo.  –  To  było  grube  kilkusetstronicowe  dzieło  na
temat układu słonecznego.

- Ale ja nie będę jej czytać, mamusiu, tylko Jake.
- Jest o wiele za długa, kochanie.
- Może mi przeczytać parę stron.
Nikki  wiedziała,  że  jest  na  przegranej  pozycji.  Poszła  za  córką  do

frontowej  części  domu,  gdzie  Jake  rozsiadł  się  na  sofie.  Nie  włączył
telewizora, patrzył na ekran komórki.

Na ich widok natychmiast opuścił telefon.
- Hej tam.
Emma podeszła do niego i podała mu książkę.
-  Poczytasz  mi?  Specjalnie  ją  wybrałam  –  rzekła  rozpromieniona.  –

Mówiłeś, że lubisz obserwatory.

Jake uśmiechnął się.
- Obserwatoria. Z przyjemnością ci poczytam.
- Dwadzieścia minut, proszę – powiedziała Nikki i wyszła do kuchni.

background image

Donośny głos Jake niósł się w całym domu. Nie dało się go zignorować

ani udawać, że nie robi na niej wrażenia.

Kwadrans później Nikki wróciła do pokoju.
- Pora spać, Emmo.
- Jeszcze jeden rozdział, mamusiu, proszę.
Nikki grała w tę grę stanowczo zbyt często.
- Powiedziałam pora spać. Podziękuj Jake’owi.
Emma ześliznęła się z kolan Jake’a.
-  Dziękuję  –  rzekła  smętnie.  Czasami  smutną  miną  zyskiwała  jeszcze

pięć minut, lecz nie tym razem.

Nikki uśmiechnęła się do Jake’a, choć była roztrzęsiona.
- W lodówce jest wino i piwo. Poczęstuj się.
- Nie trzeba. Nie spiesz się. – Posłał jej senny uśmiech.
- Czy Jake może mnie położyć do łóżka?
Nikki zamarła. Była przekonana, że Jake też zamarł. Co innego prosić

gościa,  by  poczytał  dziecku  książkę,  ale  do  łóżka  kładą  najbliżsi
członkowie rodziny.

-  Nie,  kochanie.  Mamusie  i  córeczki  robią  to  same.  –  Wzięła  na  ręce

córeczkę. – Zaraz wracam, Jake.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Wstał i krążył po pokoju. Nagle zaczął się dusić w tym małym domu.

Domowe jedzenie. Śliczne mądre dziecko. Piękna matka. Wszystko, czego
dotąd unikał.

Pięć  lat  temu  w  Atlantic  City  widział  Nikki  jako  seksowną  kobietę

z przeszłości. Teraz się zmieniła, dojrzała. A może zmieniła się już wtedy,
tylko  tego  nie  dostrzegł.  Choć  podziwiał  ją  za  to,  czego  dokonała,  był
ostrożny  i  czujny.  Zbyt  dużą  część  życia  spędził  w  drodze,  by  poważnie
kusił  go  pomysł  zapuszczenia  korzeni.  Zachowałby  się  nie  w  porządku
wobec  Nikki,  dając  jej  taką  nadzieję.  Lepiej  trzymać  dystans  i  zdusić
pożądanie.

Może  Nikki  ma  rację.  Nie  powinien  bawić  się  w  tatusia,  jeśli  nie

zamierza zaangażować się w to na sto procent.

Powrót do Falling Brook był wystarczająco trudny.
Poplar  Ridge,  gdzie  mieszkała  Nikki,  zamieszkane  główne  przez

pracowników fizycznych, dzieliła niespełna godzina drogi od miasta, gdzie
dorastała,  a  jednocześnie  mogłoby  być  na  innej  planecie.  W  ciągu  tych
wielu  lat  Jake  pomieszkiwał  w  różnych  miejscach  i  środowiskach.  Lubił
luksus  i  odnalazł  też  sens  w  ograniczaniu  potrzeb.  Jednak  cały  ten  czas
wiedział, że ma pieniądze.

Nawet gdy uciekł z Falling Brook od nękających go dziennikarzy, miał

pieniądze zarobione na grze w pokera. Wykorzystał swoje umiejętności na
giełdzie  i  stopniowo  dorobił  się  fortuny.  Nikki  i  jej  matka  zostały
praktycznie  z  niczym.  Roberta  Reardon  pochodziła  z  takiego  środowiska,

background image

gdzie bogate żony przyjmowały gości i odwiedzały spa, lecz nie pracowały.
Gdy  zniknął  ojciec,  Nikki  miała  prawie  osiemnaście  lat.  Nie  była  już
dzieckiem, ale nie była też dorosła. Jej świat się zatrząsł. W tamtym czasie
Jake mówił, że częściowo sama była sobie winna. Wciąż tego żałował.

Naskoczył  na  nią,  gdyż  prawda  była  trudna  do  przyjęcia.  Vernon

i Everett popełnili malwersację i uciekli, porzucając rodziny. Gdyby Everett
nie zginął, gdyby dołączył do swojego przyjaciela na Bahamach, co chcieli
osiągnąć? Jakie mieli plany?

To pytanie ukształtowało życie Jake’a. Gorycz i złość kazały mu wciąż

być  w  ruchu.  A  może  to  wspomnienie  utraconej  kobiety  zamknęło  go
w samotnej klatce, którą sam sobie zbudował? Skupianie się na przeszłości
do  niczego  nie  prowadzi.  Usiadł  wygodnie,  wracając  myślą  do
teraźniejszości. Co Nikki i Roberta zrobią z pieniędzmi od Black Crescent?
Czy wrócą do Falling Brook?

W końcu Nikki pojawiła się w drzwiach.
- Zasnęła? – spytał, patrząc na jej potargany koński ogon. Pewnie leżała

z córką w łóżku.

- Prawie – odparła. – Miała dzisiaj dużo wrażeń.
- Usiądź przy mnie.
Po  chwili  wahania  spełniła  jego  prośbę.  Jego  uwadze  nie  umknęło

oczywiście, że usiadła jakiś metr od niego.

Nieważne. I tak czuł jej bliskość i był pijany z pożądania. Co gorsza,

nie miał pojęcia, co z tym zrobić.

- Emma jest słodka – stwierdził.
- Dziękuję. – Miała problem z patrzeniem mu w oczy.
-  Masz  rację  co  do  mnie.  Nie  wiem,  jaki  ze  mnie  materiał  na  ojca.

Chciałbym  jednak  spędzać  z  nią  czas,  kiedy  tu  będę.  Przysięgam,  że  nie

background image

przekroczę żadnych granic. Nie powiem jej, że jest moją córką. To byłoby
okrutne.

W końcu Nikki uniosła głowę.
-  Nie  wiem,  czy  to  widziałeś,  ale  mieliście  dzisiaj  nadzwyczajny

kontakt.  Ona  jest  zwykle  nieśmiała  przy  obcych,  zwłaszcza  przy
mężczyznach. Z tobą była szczęśliwa, radosna. Jak mam jej nie powiedzieć
prawdy?

Zamienili się rolami. Teraz Nikki chciała wyjawić prawdę, a on nie był

pewien przyszłości.

- Dajmy sobie czas. – Czuł, jakby jakaś niewidzialna pętla zaciskała mu

się na szyi.

- Będziesz się trzymał z daleka, dopóki czegoś nie ustalimy?
-  Masz  lepszy  pomysł?  Jeśli  nie  chcemy  skrzywdzić  naszej  córki,

musimy to przemyśleć.

- Chyba masz rację.
- Ale pozwól, że jedno powiem jasno.
- Tak?
Ujął jej dłoń i pogłaskał ją.
- Nie sądzę, żebym mógł trzymać się z dala od ciebie. Czuję to samo co

pięć  lat  temu.  Wszystko  we  mnie  mówi:  Tak,  do  diabła.  Chcę  się  z  tobą
kochać, Nikki.

-  Te  twoje  uczucia  w  Atlantic  City  nie  przetrwały  do  rana,  Jake.

W każdej chwili możesz mnie zostawić.

- Co to ma wspólnego z tym, że cię pragnę? Poza tym nie wydaje mi

się, żeby to było jednostronne.

Oczy Nikki zabłysły od łez.
- Nie jest, ale sporo mnie to kosztuje.

background image

- To będzie nasza mała tajemnica.
- Oboje wiemy, że tajemnice mogą rozbić rodzinę. – Patrzyła na niego

błagalnie, jakby potrzebowała jego gwarancji.

- Ale nie ta, daję ci na to słowo. Chodź tu, Nik.
Spotkali  się  na  środku  kanapy.  Jake  przyciągnął  ją  do  siebie

i pocałował,  mówiąc  sobie,  że niczym  to nie  grozi.  Seks  jest  dobry. Seks
jest zdrowy.

Jej ciało było miękkie i uległe. Zapach odurzający. Dotykał jej, całował,

potrzebował jej. Tamta noc w Atlantic City wciąż powracała w jego snach.
Mówił sobie, że ubarwia wspomnienia, a jednak zdawało się, że ich ciała
rozpoznały się po latach. Coś jednak było inaczej.

Chciał,  by  Nikki  była  tamtą  dziewczyną  sprzed  lat,  ale  się  zmieniła,

urządziła sobie życie, a on uciekał. Czemu po tak długim czasie miała nad
nim  władzę,  która  kazała  mu  przekraczać  granice?  Seks  ma  też  swoją
ciemną stronę.

Kiedy  położyła  dłoń  na  jego  piersi  i  odepchnęła  go,  omal  nie  poczuł

ulgi.

- Zaczekaj, Jake. Proszę.
- Zmieniłaś zdanie – rzekł beznamiętnie, puszczając ją.
Odważnie spojrzała mu w oczy.
-  Pragnę  cię  tak  samo  jak  ty  mnie,  ale  nie  jestem  wolna.  Każdy  mój

wybór  wpływa  na  dwie  osoby.  Moje  życie  jest  związane  z  życiem  mojej
matki  i  córki.  Nie  stać  mnie  na  luksus  spontaniczności  czy  lekkomyślnej
przyjemności. Choć bardzo bym chciała, żeby było inaczej.

- Więc nie będziesz się ze mną kochać? – spytał sfrustrowany.
- Nie wiem – odparła ze smutkiem.
- To nie jest odpowiedź, Nik.

background image

- No więc nie teraz. To zbyt ryzykowne.
- Czy Emma budzi się w nocy? O to chodzi?
-  Zwykle  się  nie  budzi,  ale  nie  mogę  tego  zrobić,  kiedy  ona  śpi  za

ścianą.

-  Dlaczego,  skoro  przyszła  na  świat  właśnie  dzięki  temu,  że  się

kochaliśmy?

- Jake, to jest tak, jakbyśmy siedzieli przed kominkiem  w zimną noc.

Choć  lata  temu  wygasiliśmy  ogień,  kilka  polan  wciąż  się  tli  i  może
spowodować  zagrożenie.  Nie  umiem  tego  wyjaśnić.  Jesteśmy  dziwnym
paradoksem. Dwojgiem obcych ludzi, którzy dobrze się znają.

- Nie jesteś dla mnie obca. – Jedno spotkanie na pięć lat? Powinni się

czuć skrępowani, tymczasem zdawało się, jakby dotykał jej wczoraj.

-  Może  powinniśmy  się  cofnąć.  Poświęcić  jakiś  czas  na  rozmowy,

poznać się na nowo.

- Na rozmowy? Co mielibyśmy na tym zyskać?
Uniosła głowę.
- Wydaje ci się, że mnie znasz, ale to nieprawda. Nie możemy zacząć

w  miejscu,  gdzie  skończyliśmy  piętnaście  lat  temu.  Ani  nawet  pięć  lat
temu,  kiedy  spotkaliśmy  się  w Atlantic  City.  Ludzie  się  zmieniają.  Ja  się
zmieniłam.

Jego  ciało  wibrowało  seksualnym  napięciem.  Był  podniecony

i  zdesperowany  –  toksyczna  kombinacja.  Istniało  minimalne
prawdopodobieństwo,  że  Nikki  ma  rację.  On  zarobił  mnóstwo  pieniędzy.
Żył z dnia na dzień. Ale sam. Czasami w środku morza ludzi, ale sam.

Teraz znalazł się z powrotem w New Jersey. Jaki ma być jego kolejny

krok?  Emma  szalenie  wszystko  skomplikowała.  Westchnął  i  powiedział
sobie, że jeszcze żaden facet nie umarł z powodu niezaspokojonej żądzy.

- O czym chcesz porozmawiać?

background image

- Czy popcorn poprawi ci nastrój?
Poruszył nozdrzami, już czuł ten zapach.
- Z masłem?
- Jasne.
Poszedł za nią do kuchni. Język ciała Nikki był pełen dystansu, jakby

wiedziała, że Jake z trudem nad sobą panuje. Wyjęła aluminiowe naczynie
do  popcornu.  Dodała  olej,  przyprawy  i  ziarna,  potem  na  małej  patelni
rozpuściła  kawałek  masła.  Jej  krzesło  w  kąciku  jadalnym  ledwie
utrzymywało jego ciężar. Mimo to usiadł, poruszając nerwowo nogami pod
stołem. Kiedy nie było już nic zrobienia i pozostało czekać, Nikki usiadła
obok niego.

- O czym będziemy rozmawiać? – spytał znów Jake.
- Ty zacznij. – Wzruszyła ramionami.
- Czy twoja mama wróci do Falling Brook, kiedy pieniądze przestaną

być problemem?

- Szczerze? Nie wiem.
- Domyślam się, że ma tu nowych znajomych.
- Niespecjalnie. Często się przeprowadzałyśmy, w każdym razie zanim

Emma się urodziła. Przez lata używałyśmy panieńskiego nazwiska matki.
Mieszkałyśmy  w  dwunastu  różnych  miejscach.  Dwunastu  nie  do  końca
legalnie  wynajmowanych  mieszkaniach.  Mama  była  przerażona,  że  ktoś
rozpozna ją z telewizji.

- Rozumiem. – Czy nie dlatego on sam wciąż uciekał?
Na dźwięk strzelającego popcornu Nikki podskoczyła.
- Napijesz się wina?
- Do popcornu pasuje cola. Jeśli masz oczywiście.
- Jake Lowell prosi o słodki napój bezalkoholowy?

background image

- Chyba mam prawo. To był stresujący tydzień.
- Oględnie mówiąc. Proszę bardzo. – Podała mu puszkę coli i sięgnęła

po miski. – Posolisz sobie tak jak lubisz.

-  Dziękuję.  –  Fakt,  że  lekki  dotyk  Nikki  działał  na  niego  jak  rażenie

prądem, oznaczał, że ma poważny kłopot.

Parę chwil później w milczeniu zajadali popcorn.
- Twoja kolej – powiedział w końcu Jake.
- Jestem zdziwiona, że chcesz odpowiadać na pytania.
- To znaczy? – Ściągnął brwi.
- Piętnaście lat temu wydawało się, że zniknąłeś z powierzchni ziemi.
- Nie było aż tak źle – odparł. – Od czasu do czasu kontaktowałem się

z braćmi. Pierwsze pytanie, proszę.

- Wiem, że jesteś dobry w grze na giełdzie. Ale to nie jest stałe zajęcie,

przynajmniej w twojej sytuacji. Czym jeszcze zajmowałeś się przez te lata?
Chciałam do ciebie napisać, ale nie miałam odwagi prosić Joshui o adres.

- Czemu potrzebowałaś do tego odwagi?
-  Obwiniałeś  mnie  o  to,  co  się  stało.  Myślałam,  że  Josh  też  mnie

obwinia.  Wierz  mi,  najchętniej  cofnęłabym  czas  i  błagała  ojca,  żeby  nie
zadawał się z twoim ojcem.

Jake  poczuł  ucisk  w  piersi.  Choć  miał  wtedy  dwadzieścia  dwa  lata,

zdawał  sobie  sprawę,  że  to  jego  ojciec  wymyślił  chytry  plan,  który
doprowadził do krachu Black Crescent.

- Nie wierzę, że to mówię – mruknął – ale wolałbym rozmawiać o mnie

niż o tym, co się kiedyś stało.

- W porządku. – Skinęła głową. – Co robi dwudziestoparolatek, który

wyrusza szukać szczęścia?

background image

Jake  odchylił  się  z  krzesłem.  Przedstawienie  Nikki  dziennika  podróży

było o wiele łatwiejsze niż radzenie sobie z emocjami.

-  Wszyscy  spodziewali  się,  że  pojadę  do  Europy,  więc  zamiast  tego

udałem  się  do  Wyoming  –  zaczął.  –  Pracowałem  w  szkole  górskiej
wspinaczki.  Uczyłem  podstaw  turystów,  żeby  mogli  się  wspiąć  na  Grand
Teton.  Chwilami  to  była  niebezpieczna  praca.  Ryzykowałem.  Nie  miałem
skłonności samobójczych, ale nie bardzo mnie wtedy obchodziło, co się ze
mną stanie.

- Jak długo tam byłeś?
- Jakieś półtora roku. Któregoś dnia usłyszałem szepty, które umilkły na

mój widok. Okazało się, że jeden z uczniów pochodził z New Jersey i znał
moje nazwisko z wiadomości.

- To musiało być okropne.
-  To  był  szok.  Stwierdziłem,  że  Ameryka  Północna  jest  za  blisko.

Wybrałem się do Australii. Zawsze chciałem podróżować, więc to robiłem.
Kilka tygodni tu, miesiąc tam. Powoli poznawałem świat.

- Domyślam się, że to wielka przyjemność.
- W zasadzie tak. Chociaż bywały dni, kiedy tęsknota za domem była

trudna  do  zniesienia.  Miałem  wrażenie,  że  moje  życie  toczy  się
w zwolnionym  tempie. Ale to zwolnione  tempo było jedynym sposobem,
jaki pozwalał mi przetrwać wstrząs. Ilekroć pomyślałem, żeby polecieć do
New Jersey, przypominałem sobie, że nie mam do czego wracać.

- Jak możesz tak mówić? Joshua i Oliver tu są. I twoja mama.
-  Wysłałem  Oliverowi  kilka  wiadomości,  na  które  nie  odpowiedział.

Myślałem, że ma mi za złe zniknięcie, teraz wiem, że imprezował i wpadł
w  nałóg.  Nie  byłem  w  stanie  spojrzeć  w  oczy  Joshui.  Zostawiłem  brata,
żeby sam naprawił błędy ojca.

- I mojego ojca.

background image

- Tak.
- A twoja mama?
-  Nie  chciała  się  z  tym  pogodzić.  Na  początku,  kiedy  dzwoniłem  do

domu, słyszałem: Vernon wróci. To tylko jeden z jego popisów. Wciąż do
niej  dzwoniłem,  ale  przestałem  mówić  o  BC.  Nie  wspominałem  ojca.
Byłem zbyt przygnębiony.

- Przykro mi, Jake.
- Przed moim przyjazdem matka i Oliver pojechali się z nim zobaczyć.

Joshua nic od nich nie wyciągnął.

-  W  pewnym  sensie  twoja  mama  miała  rację.  Vernon  wrócił.  Nie

zastanawiasz się, co się stało z pieniędzmi?

- Każdego cholernego dnia.
Po minucie ciszy Nikki się uśmiechnęła.
- Ożeniłeś się?
- Nie – odparł zaskoczony.
- Ani razu nie byłeś blisko?
Jej  twarz  wyrażała  tylko  zaciekawienie,  ale  podejrzewał,  że  ukrywała

prawdziwe emocje.

- Ani razu, za bardzo kocham wolność.
Krótko ścisnęła jego rękę.
-  Nie  chowam  urazy,  Jake.  Jesteś  jaki  jesteś.  Może  powiemy  Emmie

prawdę, jak skończy osiemnaście lat.

- Żeby mnie znielubiła, bo jako dziecko nie miała ojca?
- Nie można mieć wszystkiego.
Miał  wrażenie,  że  głowa  mu  eksploduje  od  miliona  pytań.  A  do  tego

libido  domagało  się  seksu.  Nie  z  jakąkolwiek  kobietą.  Z  Nikki
o porcelanowej skórze, ognistych włosach i oczach w kolorze zieleni.

background image

Mógł wykorzystać spotkanie w Atlantic City, by zbudować coś nowego,

coś więcej niż oferowało życie wędrowca. A jednak nie miał odwagi podjąć
próby.

Egoistyczne  wybory  doprowadziły  go  do  tego  punktu.  Uciekł  stąd

piętnaście  lat  temu.  Chciał,  by  go  zostawiono  w  spokoju  i  osiągnął  cel.
Podróżując po świecie, nie zawierał głębokich przyjaźni ani nie wiązał się
z kobietami na dłużej. Wszystko było jednorazowe, łatwe do zapomnienia.

Jedyną kobietą, której nie był w stanie wymazać z pamięci, była Nikki.

Poderwał się na nogi.

- Muszę iść. Zadzwonię do ciebie później.
Nikki także wstała, urażona albo zadowolona.
- Okej.
- Joshua wkrótce bierze ślub. Będę potrzebował osoby towarzyszącej.
- To zaproszenie?
- Wiesz, że tak – odparł, nagle zirytowany.
Powoli pokręciła głową.
- Naprawdę umiesz sprawić, żeby dziewczyna poczuła się zaproszona.

Przemyślę to.

- O czym tu myśleć? Kogo innego miałbym zabrać?
Dźgnęła go palcem w pierś.
-  Musisz  się  nauczyć  dobrych  manier,  Jake.  Nie  wiem,  z  jakimi

kobietami  się  zadawałeś,  ale  ja  nie  jestem  jakąś  zdzirą,  którą  możesz
poderwać i zostawić, jak nastrój ci się zmieni.

-  Zdzirą?  –  Mimo  zdenerwowania  roześmiał  się.  –  Mamy  dwudziesty

pierwszy wiek, pani Reardon. Nikt już tak nie ocenia kobiet. Nie słyszałaś?

Dźgnęła go po raz drugi, z błyskiem w oczach.

background image

-  Wiesz,  o  czym  mówię.  Jesteś  jak  marynarz,  który  ma  kobietę

w  każdym  porcie.  Tylko  dlatego,  że  kiedyś  coś  nas  łączyło,  nie  pozwolę
sobą pomiatać. Czy to jasne?

Stali teraz tak blisko, że czuł jej oddech na skórze.
- Dźgnij mnie jeszcze raz, Nik. Wyzywam cię.
Głośno wciągnęła i wypuściła powietrze.
- Nie boję się ciebie. – Dotknęła palcem jego mostka.
-  A  powinnaś.  –  Chwycił  ją  za  ramiona  i  przycisnął  plecami  do

lodówki. – Bo doprowadzasz mnie do szaleństwa.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Przestrzegała  zasad.  Jake  był  od  tego  daleki,  a  mimo  to  przyciągał  ją

nieodparcie.  Oplótł  jej  nogi  wokół  swoich  bioder  i  wtulił  twarz
w zagłębieniu jej szyi.

- Ładnie pachniesz, Nik.
Kiedy pieścił skórę pod jej uchem, zadrżała.
- Lubisz zapach sosu pomidorowego?
-  O  tak.  –  Chwycił  zębami  koniuszek  jej  ucha.  –  Każ  mi  wracać  do

domu – błagał.

Pogłaskała go po głowie.
- Mówiłeś, że nie masz domu.
- Wiesz, co miałem na myśli.
Pozwolił jej znów stanąć, ale ponieważ wciąż była do niego przytulona,

czuła jego erekcję.

- Marzyłam o tym, żebyś mnie tak trzymał.
-  Pięć  lat  temu  robiłem  dużo  więcej  –  przypomniał  jej  schrypniętym

głosem.

Rozpięła dwa guziki jego koszuli i wsunęła pod nią rękę.
- Byłam tam, pamiętasz?
- Może wychodzę przed szereg, ale czy w tym domu znajdą się jakieś

prezerwatywy?

- Jak myślisz? – Pocałowała go w brodę, a potem w usta. Wstrząsnął

nim dreszcz. – A ty nie masz nic przy sobie?

background image

- Teraz nie.
Jego rozżalenie rozbawiłoby ją, gdyby nie była tak podniecona. Przez

cztery minione lata wiodła samotne życie. Nie miała czasu na zaspokajanie
seksualnych potrzeb. Teraz pojawił się Jake – mężczyzna jej marzeń.

Bardzo  go  pragnęła,  powinna  jednak  pamiętać  o  zasadach.  Odsunęła

się, choć wymagało to od niej siły.

- Napijesz się kawy? – spytała.
Jej kuchnia wyglądała tak jak zawsze poza tym, że był tu Jake. Sosnowe

szafki. Blaty pokryte wyblakłym laminatem. Beżowe ściany. Ten mały dom
był  stary,  lecz  przytulny,  okoliczni  mieszkańcy  przyjaźni,  a  okolica
bezpieczna.  Sąsiadami  Nikki  byli  ludzie  o  różnych  kolorach  skóry
i w różnym wieku.

- Kawy? To jest twoja odpowiedź?
- Nie chcę się z tobą kłócić, Jake.
- I nie chcesz się ze mną kochać.
- To nie tak. – Nastawiła kawę. Kiedy odwróciła się do niego twarzą,

stał oparty o framugę z ramionami na piersi i ponurą miną. – Kupiłeś bilet
powrotny na samolot?

-  Mam  otwarty  bilet.  Sędzia  przyspieszył  termin  rozprawy.  Ojciec

najwyraźniej  planuje  wygłosić  oświadczenie.  Chcę  go  wysłuchać.
Zważywszy  na  charakter  sprawy,  sędzia  pozwoli  też  poszkodowanym
stanąć  twarzą  w  twarz  z  człowiekiem,  który  ich  okradł.  Może  nawet
pozwoli im coś powiedzieć.

- Biedny Vernon.
-  Jesteś  wspaniałomyślna.  –  Uniósł  brwi.  –  Mój  ojciec  zasługuje  na

publiczne potępienie. Powinien…

Nikki uniosła rękę.

background image

- Przestań. – Nalała kawę i podała mu filiżankę. – Gorycz cię zniszczy.

Mama  i  ja  spędziłyśmy  pierwsze  lata  wygnania  pogrążone  w  żalu
i  rozpaczy.  Dopiero  kiedy  postanowiłyśmy  wybaczyć  ojcu,  mogłyśmy
zacząć normalnie żyć.

- Ja żyję normalnie – rzekł defensywnym tonem.
-  Ty  uciekasz  –  zauważyła.  –  Sam  się  do  tego  przyznajesz.  Wiem,  że

zostaniesz tu krótko, ale może wykorzystasz ten czas na jakieś zamknięcie?
Żeby zostawić za sobą to koszmarne doświadczenie z przeszłości?

- Możemy wyjść na zewnątrz? Potrzebuję powietrza.
- Oczywiście. – Wzięła płaszcz i elektroniczną nianię.
Jake poszedł po kurtkę do salonu.
- Elektroniczna niania? – spytał, kiedy wrócił.
- Będę spokojniejsza.
- Rozumiem.
Usiedli na ganku, na górnym stopniu. Nikki nie zapaliła światła. Stopień

był wąski, więc dotykali się biodrami. Tak bardzo chciała położyć głowę na
jego  ramieniu  i  marzyć  o  przyszłości.  Ale  to  nie  miało  sensu,  więc
w  milczeniu  piła  kawę.  Nie  tylko  oni  korzystali  z  łagodnego  wieczoru.
Starsze dzieci wciąż bawiły się na ulicy.

- Może przyjechałybyście do mnie z Emmą do Szwajcarii? – odezwał

się.  –  Z  wizytą  –  dodał,  jakby  chciał  mieć  pewność,  że  go  zrozumiała.  –
Góry są wspaniałe, Emmie by się podobało.

-  Co  jest  w  Szwajcarii?  –  spytała  na  pozór  zwyczajnie,  choć  była

zdenerwowana.

- Mam tam nieduży dom i świetną gospodynię, która o niego dba, kiedy

podróżuję.

Kiedy podróżuję. Cała prawda o Jake’u Lowellu.

background image

- Mam pracę – odparła – i inne obowiązki.
-  Emma  jeszcze  nie  chodzi  do  szkoły.  Poza  tym,  jak  dostaniecie

pieniądze  z  BC,  będziesz  mogła  rzucić  pracę,  prawda?  Pokryję  wasze
koszty w Europie.

- Bycie biednym nie jest takie złe, jak ci się zdaje. Nawet jeśli wezmę

pieniądze  od  Black  Crescent,  Emma  jest  za  mała  na  taką  podróż.  Ale
dziękuję za zaproszenie.

Oboje byli tak uprzejmi, jakby nie kotłowały się w nich emocje. Jake

wstał i postawił filiżankę na balustradzie.

- O której mogę wpaść jutro?
Nikki także wstała. Nie widziała miny Jake’a.
- Jutro to nie jest dobry dzień. Mam dwie zmiany. Może w piątek po

południu pójdziemy z Emmą do kina?

- W piątek Josh urządza wieczór kawalerski.
-  Ślub  jest  tak  szybko?  –  Perspektywa  spotkania  ludzi  z  przeszłości

napawała ją niepokojem.

- Ślub jest w następną sobotę. Nie odpowiedziałaś mi jeszcze. Pójdziesz

ze mną? – Patrzył na nią wyzywająco.

- Tak – odparła. – Ale to nie będzie dla mnie łatwe, spotkam tam ludzi

z Falling Brook.

- Nie zrobiłaś nic złego. Razem stawimy im czoło.
- Okej. – Może okaże się, że to jedyne beztroskie chwile z Jakiem, które

będą musiały jej wystarczyć na długie lata. – W takim razie dobranoc.

Położył dłonie na jej szyi i przyciągnął ją do siebie.
- Będę o tobie śnił, Nik.
Pocałunek  był  długi  i  niespieszny,  jakby  Jake  miał  na  to  całe  życie.

Nikki położyła ręce na jego ramionach, bo ledwo trzymała się na nogach.

background image

Smakował  kawą  i  marzeniami.  Jej  marzeniami.  Tymi  wszystkimi
marzeniami, które zmiotła afera Black Crescent i wyjazd Jake’a.

Przez  długie  sekundy  czuła  się  jak  księżniczka  z  bajki.  Podniecona,

zarumieniona,  pragnąca  miłości.  Tyle  że  ten  książę  nie  obiecywał
szczęśliwego zakończenia.

Kiedy zdała sobie sprawę, że wsunęła palce w jego włosy, cofnęła się

i wzięła oddech.

-  Powinnam  już  wejść  do  domu  –  powiedziała.  –  Mam  jeszcze  kilka

rzeczy do zrobienia, zanim się położę.

-  Będę  ci  płacił  alimenty  –  oznajmił.  –  Nawet  jeśli  ustalimy,  że  nie

powiemy jej prawdy.

Emocje Nikki sięgnęły zenitu, ale ugryzła się w język. On chce tylko

zachować się przyzwoicie.

-  Nie  potrzebuję  twoich  pieniędzy.  Dajemy  sobie  radę.  Dziecko  to

ogromna odpowiedzialność, a pieniądze są tu najmniej ważne.

- Chcesz powiedzieć, że potrzebujesz emocjonalnego wsparcia?
Czy to miała na myśli? Nie wiedziała. Pojawianie się Jake’a jako taty na

pół etatu byłoby trudne i krępujące. Może lepiej, gdyby po prostu wyjechał.
Dałaby  głowę,  że  wciąż  widzi  w  niej  nastolatkę  sprzed  lat.  Nie  rozumiał
albo nie chciał przyznać, jak bardzo się zmieniła.

- Chcę tylko powiedzieć, że to osiemnaście lat ciężkiej pracy.
- Dla rodzin, których dzieci nie wyprowadzają się w tym wieku, nawet

więcej.

-  Pewnie  tak.  Tak  czy  owak,  jesteś  wolny.  Zwolniony  z  obowiązku.

W  twoim  życiu  nie  ma  miejsca  na  ojcostwo.  Pomyśl  o  tym.  Może
znajdziemy rozwiązanie, które pasuje nam obojgu.

- I Emmie.

background image

- Oczywiście.
W  świetle  ulicznej  latarni  Nikki  zobaczyła  jego  zmęczoną  smutną

twarz.  Może  nawet  niepewną.  Nigdy  nie  widziała  go  tak  bezbronnego.
Serce jej się ścisnęło.

- Znalazłeś z nią wspólny język – powiedziała. – Naprawdę. Emma ma

szczęście, odziedziczyła po tobie inteligencję i odwagę.

- W jednym się mylisz, Nik.
- Tak?
Schował ręce do kieszeni i kopnął jeden z kamyków, które Emma lubiła

zbierać.

- W tej chwili brak mi odwagi. Falling Brook. Ojciec. Bracia. Ty. Mam

wrażenie,  że  błądzę  we  mgle.  Nie  jestem  nawet  pewien,  czy  w  ogóle
powinienem był wracać.

Tym razem serce ją zakłuło.
- Cieszę się, że przyjechałeś, Jake. Naprawdę.

W  hotelu  zawsze  spał  z  odsuniętymi  zasłonami.  W  dużych  miastach

lubił widzieć wielobarwne światła na wieżowcach. W Falling Brook świateł
było mniej, a jednak rozświetlały noc kojącym blaskiem.

Leżał w łóżku z rękami pod głową. Była trzecia nad ranem. Prawie nie

spał. Kilka dni temu, lecąc nad oceanem, martwił się, jak będzie wyglądało
spotkanie z braćmi. Spotkanie z Joshuą poszło dobrze.

Wciąż  czekała  go  konfrontacja  z  matką  i  Oliverem.  W  zasadzie  nie

powinna  budzić  w  nim  żadnych  obaw.  Dużo  trudniejsze  okazało  się
odkrycie, że ma z Nikki dziecko.

Nagle  nie  był  już  w  stanie  leżeć  ani  chwili  dłużej.  Wstał,  ubrał  się

i zszedł na dół do czynnej całą dobę siłowni. Ustawił na bieżni morderczą
prędkość. Jeśli poćwiczy wystarczająco długo, może przegoni swe demony.

background image

W  końcu  poczuł  się  wyczerpany.  Wrócił  do  pokoju,  wziął  prysznic

i  padł  na  łóżko.  Niemal  natychmiast  zapadł  w  sen.  Kiedy  o  ósmej
zadzwonił budzik, Jake podniósł powieki i jęknął. Poza zaburzeniami snu
z  powodu  zmiany  czasu  rzadko  cierpiał  na  bezsenność.  Najwyraźniej
powrót do Falling Brook nie służył jego zdrowiu.

Usiadł  na  brzegu  łóżka  i  sięgnął  po  telefon.  Jeżeli  jego  celem  jest

spokój,  musi  zrobić  listę.  Na  pierwszym  miejscu  był  Oliver.  Po  chwili
namysłu  wysłał  do  brata  esemesa  z  pytaniem,  czy  mogą  się  spotkać
w Drayhill Quarry o dziesiątej trzydzieści. Bracia często wybierali się tam
na wędrówki i wygłupiali.

Pewnego  letniego  dnia  wskoczyli  nawet  do  wody  mimo

rozmieszczonych  dokoła  znaków  zakazujących  kąpieli.  Kiedy  matka  się
o tym dowiedziała, przez miesiąc mieli szlaban. Później od czasu do czasu
wracali do opuszczonego kamieniołomu, ale już nie pływali.

Najbardziej  im  się  podobało,  że  miejsce  było  na  uboczu.

W  kamieniołomie  mogli  cieszyć  się  wolnością.  Nie  czuli  na  plecach
oddechu żadnego z rodziców czy nauczycieli.

Ale to dawne czasy. Wrócił myślą do teraźniejszości. Kiedy mył zęby,

usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Oliver odpisał, że się pojawi.

Dawniej  bracia  byli  z  sobą  blisko.  Uciekając  przed  konsekwencjami

postępku  ojca,  Jake  stracił  Nikki,  braci,  wszystko.  Teraz  kusiła  go  szansa
pojednania.  Wiedział,  że  nie  zasłużył  na  niczyje  przebaczenie  –  a  już  na
pewno nie młodszego brata.

Po  niewielkim  deszczu  w  nocy  pogoda  w  ciągu  dnia  znów  była  dość

łagodna. Słabe słońce sprawiało, że poranek był nieco radośniejszy. Droga
do kamieniołomu wydawała się taka jak dawniej, a jednocześnie inna. Stan
starej  drogi  z  wyrytymi  koleinami  zdecydowanie  się  pogorszył.

background image

Wypożyczony  samochód  Jake’a  sporo  kosztowała  ta  przeprawa.
Zaparkował przy ogrodzeniu.

Oliver  przyjechał  niedługo  po  nim  nowym  modelem  sedana.  Kiedy

wysiadł, Jake’a zalała fala emocji, na jaką rzadko sobie pozwalał. Ale to był
jego brat, najbliższy krewny. Uściskali się bez słów. Kiedy Jake się odsunął,
oczy miał wilgotne od łez.

- Dobrze cię widzieć, Ol.
Niebieskie oczy Olivera zabłysły radością.
- Za długo czekałeś, żeby się ze mną skontaktować. Już myślałem, że

wcale tu nie przyjechałeś.

- Wybacz, musiałem najpierw załatwić pewną pilną sprawę.
- Wiem, Joshua mi mówił. Masz dziecko, tak?
- Tak, Emma ma cztery lata.
- To musiał być dla ciebie szok.
- W skali od jeden do dziesięciu powiedziałbym pięćdziesiąt. Nie wiem,

co z tym zrobić.

- Joshua wspomniał, że matką jest Nikki Reardon.
Jake skinął głową.
- Rozumiem, że ją pamiętasz?
- Żartujesz? Jasne, że pamiętam Nikki. Od lat było oczywiste, że jesteś

facetem, dla którego liczy się tylko jedna kobieta.

- No cóż, porzuciłem ją tak samo tak braci. Wybacz, Oliverze. Przykro

mi z powodu twoich problemów.

- Wątpię, żebyś coś poradził. Josh starał się pomóc, Mama próbowała.

Byłem cholernie zły. Ta złość zjadała mnie żywcem.

- Powiesz, co się stało? Jeśli chcesz – dodał szybko Jake. – Znam tylko

strzępy tej historii od Josha.

background image

-  Jasne  –  odparł  Oliver.  –  Możemy  się  przejść  do  sokoła?  Muszę

rozprostować nogi.

Przeskoczyli  ogrodzenie  i  ruszyli  prowizoryczną  ścieżką  okalającą

kamieniołom.  Poszycie  było  gęste,  czasami  musieli  pokonywać  leżące  na
ziemi  drzewa.  Sokół  to  był  ogromny  głaz,  kształtem  przypominał  słynny
statek  kosmiczny  Hana  Solo.  Szeroka  płaska  powierzchnia  zapraszała,  by
na niej usiąść, wypić piwo czy po prostu cieszyć się słońcem.

Tego listopadowego dnia woda w dole nie była niebieska. Była mętna

i groźna, nie kusiła, by w niej popływać. Oliver rzucił kamyk z zamyśloną
miną.

- Parę tygodni po twoim wyjeździe ruszyłem do Harvardu. Cieszyłem

się,  że  zostawiam  Falling  Brook,  choć  czesne  miałem  zapłacone  tylko  za
rok. Byłem wściekły na ojca. Ta wściekłość podsycała normalne szaleństwa
pierwszoroczniaka. Alkohol i narkotyki tłumiły ból.

- Przepraszam, że mnie nie było – powiedział.
Oliver wzruszył ramionami.
- Sam musiałem sobie z tym poradzić. Teraz jest dobrze, od lat jestem

czysty. W końcu jestem szczęśliwy. Ale nasz ojciec ma za co odpowiedzieć.

- Josh wspomniał, że go odwiedziłeś?
-  Tak.  Wygląda  staro  i  żałośnie.  Kiedy  go  zobaczyłem,  cała  złość

wróciła,  to  mnie  przeraziło.  Natychmiast  skrytykował,  że  jestem
fotografem.  Te  same  stare  bzdury.  Zrozumiałem,  że  nigdy  się  nie  zmieni.
Wyszedłem. Nie pozwolę, żeby mnie zniszczył po raz drugi.

- Jestem z ciebie dumny. Jesteś świetny w tym, co robisz. Nasz ojciec to

dupek.  My  z  Joshem  też  tam  pojechaliśmy  –  mówił  Jake,  przypominając
sobie swoje emocje. – W zasadzie zostaliśmy wezwani. Jak przyjechaliśmy,
stary zmienił zdanie. Nie chciał nas widzieć.

background image

-  Drań.  Ale  może  mieliście  szczęście.  Naprawdę  chciałeś  z  nim

rozmawiać?

-  Może.  Nie  wiem.  Przez  niego  zostałem  człowiekiem  bez  ojczyzny.

Falling Brook było nie zniesienia. Pojechałem na wakacje po dyplomie i nie
wróciłem.  Próbowałem  powoli  radzić  sobie  z  emocjami.  Załagodzić
rozdźwięk między mną i tobą, mną i Joshem.

Siedzieli  w  ciszy.  Chociaż  Jake  nie  mógł  mówić  za  Olivera,

podejrzewał, że obaj mają te same żale.

W końcu Jake westchnął.
- Były jakieś kobiety w twoim życiu?
Szeroki uśmiech Olivera zaskoczył brata.
-  Prawdę  mówiąc,  jest  jedna.  Samantha.  Właśnie  się  zaręczyliśmy.

Spodziewamy się dziecka.

- O rety. Najważniejsze zostawiłeś na koniec. Moje gratulacje.
Jake zazdrościł bratu radości z powodu dziecka, bo w nim pojawienie

się Emmy budziło mieszane uczucia.

-  Sammi  to  petarda.  Polubisz  ją.  Miała  ciężkie  życie,  ale  jest  jedną

z najsilniejszych kobiet, jakie znam.

- Jak się poznaliście?
- To miał być przelotny romans. Bardzo szybko okazało się, że to coś

więcej.

Jake wzdrygnął się w duchu. Przelotny romans z Nikki stał u podstaw

jego problemów. Czy go żałował? Jak mógłby żałować? To była najlepsza
noc  w  jego  życiu.  Był  przerażony  tym,  co  teraz  czuł  do  dojrzałej  Nikki.
Robiła na nim jeszcze większe wrażenie niż dziewczyna, którą znał przed
laty. Zalało go wówczas tsunami uczuć, a zatem uciekł. Czy teraz jest lepiej
przygotowany,  by  sobie  z  tym  poradzić?  Ponieważ  nie  znał  odpowiedzi,
zmienił temat.

background image

-  Rozumiem,  że  wybierasz  się  jutro  na  wieczór  kawalerski?  –  Jeden

z przyjaciół Joshui organizował mu imprezę w Atlantic City.

- Tak – odparł Oliver. – Nie co dzień któryś z Lowellów się żeni. A ty?
- Ja też. Kupiłeś prezent?
- Nie, jutro coś kupię.
-  Wczesną  jesienią  w  Paryżu  natknąłem  się  na  aukcji  na  małego

Matisse’a.  Widok  z  okna  w  Maroku.  Natychmiast  pomyślałem  o  Joshui,
zawsze bardzo lubił Matisse’a. Nie miałem pojęcia, że się żeni, ale jak mi
o  tym  powiedział,  kazałem  asystentce  zapakować  obraz  i  mi  go  przesłać.
Jutro rano powinienem go mieć w hotelu. Chciałbym, żeby to był prezent
od nas obu. Josh zaczyna nową karierę, nowe życie. Zostawiliśmy go, żeby
posprzątał po ojcu. Wiem, że nie musiał tego robić, a jednak to zrobił. Co ty
na to?

- Świetnie. – Oliver skinął głową.
- To dobrze, chcę poprawić nasze stosunki, uzdrowić rodzinę. Byliśmy

trzema  braćmi,  zawsze  razem.  Przepraszam  za  to,  co  zrobiłem.  To  gest
pojednawczy, gałązka oliwna. Wchodzisz w to?

- Wchodzę.
Oliver  wsunął  palce  we  włosy,  patrząc  w  przestrzeń.  Poczucie  winy

Jake’a  wzrosło.  Gdy  wyjechał,  Oliver  był  nastolatkiem.  Zawiódł  go.
Zawiódł Joshuę, Nikki i matkę. Czy odpokutuje winy? Czasami myślał, że
jest zbyt leniwy, by poszukać powodu powrotu do domu. W gruncie rzeczy
był…  przerażony.  Bał  się,  że  ludzie,  których  kocha,  go  osądzą.  Albo
odwrócą się od niego.

Teraz  zdawało  się,  że  bracia  chcą  mu  wybaczyć  i  zapomnieć.  Ta

świadomość napełniła go cichą satysfakcją.

A co z Nikki? To ją skrzywdził najbardziej.

background image

Czy matka jego dziecka zaakceptuje przeprosiny i uwierzy w jego pełną

determinacji chęć, by było lepiej?

A jeśli tak, czy on sam zechce zmierzyć się z konsekwencjami?

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Minęło sporo czasu, odkąd Nikki robiła zakupy w modnych butikach na

Piątej Alei czy Madison Avenue. Ale pewne wspomnienia nie gasną.

Jeśli ma pójść na ślub Joshui, musi coś kupić, bo nic z jej garderoby nie

było odpowiednie na tę okazję. Na takie nieoczekiwane wydatki miała kartę
kredytową.  Nawet  jeśli  nie  dostanie  pieniędzy  z  Black  Crescent,  spłaci
zakup w ciągu najbliższych miesięcy. Z konieczności nauczyła się nie żyć
na kredyt. Tego dnia zamierzała złamać swą zasadę. Kobieta od czasu do
czasu zasługuje na spełnienie jakiejś fantazji, a to była jej fantazja.

Po porannej zmianie spędziła trochę czasu z córką, po czym przebrała

się i zostawiła Emmę z matką. Złapała pociąg o pierwszej, co nie dawało jej
zbyt  wiele  czasu  na  zakupy  w  mieście.  W  drodze  drzemała  wyczerpana.
Poprzedniego  dnia  pracowała  na  dwie  zmiany,  a  o  czwartej  obudził  ją
budzik. Mimo to, zajechawszy na Grand Central, poczuła skok adrenaliny.

W  dawnych  dobrych  czasach  Roberta  Reardon  zatrudniała  szofera.

Teraz Nikki z radością pojechała metrem. Było tanie i zawiozło ją do celu.

Dwa  pierwsze  sklepy  okazały  się  klapą.  Chodziła  tam  z  matką  na

zakupy, kiedy była nastolatką, ale jej gust się zmienił. Już traciła nadzieję,
gdy  dojrzała  mały  butik  wciśnięty  między  dwa  słynne  domy  mody
zajmujące  większą  część  przecznicy.  Nie  rozpoznała  nazwy  skromnego
sklepu namalowanej na szklanych drzwiach. Wystawa zachęciła ją jednak
do wejścia.

Uprzejma sprzedawczyni pozwoliła jej się rozejrzeć. Było tam mnóstwo

codziennych  ubrań.  Nieco  głębiej  Nikki  znalazła  to,  czego  szukała.  Ślub

background image

miał być wczesnym popołudniem, co znaczyło, że sukienka może być do
połowy łydki. Wybrana przez nią kreacja w odcieniu kości słoniowej była
bez ramiączek, z tiulową wielowarstwową spódnicą.

-  Chciałabym  ją  zmierzyć  –  powiedziała  impulsywnie,  choć  cena  na

metce przyprawiła ją o palpitacje.

-  Zaniosę  ją  do  przymierzalni  –  odparła  kobieta.  –  Jeśli  jest  pani

zainteresowana,  na  tamtym  wieszaku  są  rzeczy  w  obniżonych  cenach.  To
zeszłoroczne modele.

Nikki  zastanowiła  się,  czy  sprzedawczyni  zauważyła  jej  tanie  dżinsy

i pospolity top. Nieważne. Fałszywa duma była dobrem, na które Nikki nie
było stać. Choć miała zamiar tylko zerknąć na przeceniony towar, jej ręka
zatrzymała  się  na  czerwonym  kaszmirowym  swetrze.  Czarna  wełniana
ołówkowa spódnica zaraz obok pasowała do wszystkiego.

W przymierzalni zaczęła od swetra i spódnicy. Krótka wyciągnięta nitka

na  rękawie  i  brak  guzika  w  spódnicy  tłumaczyły  przecenę.  Drobne
niedoskonałości jej nie przeszkadzały. Radziła sobie z igłą i nitką. Gdyby
miała  gdzieś  wyjść  z  Jakiem,  by  porozmawiać,  te  ubrania  dodałyby  jej
pewności siebie.

Jedyne,  co  ją  powstrzymywało,  jeśli  chodzi  o  sukienkę,  to  kolor.

Niektórzy twierdzą, że podczas ślubu tylko panna młoda może nosić biel.

Sprzedawczyni zastukała we framugę.
- No i jak?
Nikki odsunęła zasłonkę.
- Bardzo mi się podoba, ale nie wiem, czy mogę ją włożyć na ślub. Wie

pani, z powodu koloru.

- Nie wydaje mi się, żeby ludzie jeszcze się tym przejmowali. Leży na

pani jak marzenie. Poza tym to kość słoniowa, nie biel. Może pani dodać
jakiś akcent kolorystyczny. Proszę zaczekać.

background image

Gdy kobieta wróciła, Nikki wzięła od niej szal i owinęła nim ramiona.

Spojrzała w lustro i uśmiechnęła się.

- Tak może być. – Kiwnęła głową. Szal był jedwabny, bladoróżowy.–

Dziękuję, wezmę to.

A jednak płacąc, walczyła z wyrzutami sumienia. Pieniądze, których nie

wydawała na dom, były przeznaczone dla Emmy i matki. Na kino, wyjście
do restauracji. Folgowanie sobie trudno jest usprawiedliwić.

Sprzedawczyni  przeprosiła  ją  na  chwilę,  by  odebrać  telefon.  Kiedy

Nikki przycupnęła na skraju krzesła, dostała wiadomość od Jake’a.

„Kolacja jutro? Tylko my? Daj znać”.

Nie  było  powodu  do  zdenerwowania.  Pewnie  Jake  chce  porozmawiać

o  przyszłości  i  swojej  roli  w  życiu  Emmy.  Nikki  wiedziała,  że  to  ważne.
Musi  się  zachować  jak  dojrzała  kobieta  i  matka,  a  nie  rozchichotana
kelnerka, która dała się Jake’owi zaciągnąć do łóżka.

Co więcej, musi zdecydować, czego od niego chce. Pożądała go, ale czy

może  się  z  nim  przespać  i  jednocześnie  podejmować  mądre  decyzje
dotyczące Emmy?

Co  się  stanie,  jeśli  podejmie  złą  decyzję?  Gdyby  chciała  pójść  na  tę

kolację, miała niespełna dwadzieścia cztery godziny, by odpowiedzieć sobie
na ważne pytania.

W sklepie pojawili się nowi klienci. Kiedy ekspedientka podała Nikki

dwie  liliowo-granatowe  torby,  Nikki  skrzywiła  się  w  duchu.  Z  drugiej
strony,  jakaś  jej  część  już  myślała  o  tym,  jak  idealnie  nowy  sweter
i  spódnica  pasują  na  kolację  z  ojcem  córki.  Prosty  i  elegancki  strój  nie
będzie  sugerował,  że  źle  zrozumiała  intencje  Jake’a,  a  zdecydowanie
podkreśli jej urodę.

background image

Na  zewnątrz  wiatr  się  wzmógł,  niebo  poszarzało.  Koniec  z  miłymi

temperaturami,  zapanowało  przejmujące  zimno.  Nikki  oparła  się  o  ścianę
budynku,  by  odpowiedzieć  na  esemesa.  Choć  palce  jej  zamarzały,  przez
moment się zastanowiła. W końcu napisała:

„Kolacja jest ok. Może być o siódmej?”.
„Dla mnie tak, przyjadę po ciebie”.
Przygryzła wargę, ale dodała jeszcze:
„Baw się dobrze na przyjęciu kawalerskim Josha”.
Po dłuższej chwili dostała tylko emotikon dłoni z uniesionym kciukiem.

Może Jake był zajęty albo nie miał ochoty pisać więcej. Nie powinna się
czuć odrzucona.

Do pociągu zostało trochę czasu. Szkoda, że przed Rockefeller Centre

nie  ustawiono  jeszcze  choinki.  Może  niedługo  powinna  tu  przyjechać
z Emmą.

A  skoro  miała  trochę  czasu,  postanowiła  się  przejść.  Przyda  jej  się

trochę  ruchu.  Gdziekolwiek  spojrzeć,  sklepy  szykowały  się  do  sezonu
świątecznego.

W  weekend  po  ślubie  Joshui  wypadało  święto  dziękczynienia.  Za

niecałe dwa tygodnie. Nikki i Roberta nie urządzały hucznych świąt. Nikki
czasem piekła ciasto dyniowe. Czasami gotowały pierś z indyka.

Kiedy Nikki chodziła do liceum, w święto dziękczynienia stół uginał się

od  dań  przygotowanych  przez  kucharza  i  gospodynię  Lowellów.  Nie
myślała wówczas, ile pracy to wymagało. Ani ile kosztowało.

Vernon  Lowell  lubił  wydawać  huczne  przyjęcia,  zapraszał  wielu

znajomych i partnerów biznesowych. Ogromny stół z drewna wiśniowego
mógł  pomieścić  dwadzieścia  cztery  osoby.  Żyrandol  był  z  weneckiego
szkła.  Bezcenny  perski  dywan,  zastawa  z  porcelany,  kryształy  i  ciężkie
srebra zostały sprzedane po jego zniknięciu.

background image

Nikki nie zostało z tamtych czasów nic, co mogłaby przekazać córce.

Nieważne, powiedziała sobie. Emma wie, że jest kochana, tylko to się liczy.

W końcu wróciła na Grand Central i wsiadła do pociągu. Tym razem nie

spała.  Martwiła  się.  Czy  coś  ją  łączy  z  Jakiem?  Czy  mogłaby  wrócić  do
jego świata? Czy mogłaby się z nim przespać bez konsekwencji?

Była pewna, że Jake nie zostanie tu na stałe. Gdzieś w głębi pragnęła

jego aprobaty i miłości. Jeżeli to nie było żałosne pragnienie, nie wiedziała,
co mogłoby to być.

Wróciwszy  do  domu,  trochę  się  uspokoiła.  Do  tej  pory  dawały  sobie

z Emmą radę i miały całkiem dobre życie. Poradzą sobie ze wszystkim, co
los im przyniesie.

Gdy otworzyła drzwi, poczuła zapach domowego rosołu z makaronem.

Choć mama i Emma już zjadły, zupa wciąż była ciepła. Nikki zdjęła płaszcz
i  powiesiła  go  przy  drzwiach.  Torby  z  zakupami  znalazły  swoje  miejsce
w szafie. Potem uściskała Emmę i uśmiechnęła się do matki.

-  Dziękuję,  że  się  nią  zajęłaś.  –  Nigdy  nie  uważała  pomocy  matki  za

oczywistość.

Emma  domagała  się,  by  wziąć  ją  na  ręce.  Nikki  wtuliła  twarz  w  jej

miękkie włosy.

- Pachniesz jak deser – zażartowała.
Kolejne półtorej godziny wypełniły codzienne zajęcia. Na prośbę Nikki

Roberta została na noc. Kiedy powiedziała matce, że muszą porozmawiać,
Roberta uniosła brwi, ale skinęła głową.

W końcu Emma zasnęła. Nikki i Roberta przeszły do małego saloniku,

włączyły kominek i usiadły, kładąc wyżej nogi. Roberta westchnęła.

- Jak miło. Znalazłaś sukienkę na ślub?
-  Tak  –  odparła  Nikki.  –  Pokażę  ci  się  w  niej.  Dzięki,  że  zostałaś

z Emmą. Starałam się wrócić jak najszybciej.

background image

Roberta przechyliła głowę.
- Chciałaś mi coś powiedzieć. Chodzi o Jake’a?
- Niezupełnie.  Jutro wybieramy się na kolację porozmawiać  o Emmie

i o przyszłości.

- O czym tu dyskutować? Jest jej ojcem.
- Nie o tym chcę z tobą rozmawiać, mamo.
- Ach tak?
Podzieliła  się  z  matką  planem  Joshui,  by  zrekompensować  im  straty

finansowe.  Wyjaśniła,  że  wszyscy  klienci  BC,  którzy  stracili  pieniądze
piętnaście lat temu, otrzymali rekompensaty. Zajęło to Joshui dużo czasu,
ale wypełnił prawne i moralne zobowiązania. Roberta słuchała jej wyraźnie
podekscytowana.

- Vernon ukradł te pieniądze. Czemu miałybyśmy coś dostać?
-  To  samo  powiedziałam  Joshui.  Ale  on  twierdzi,  że  ojciec  nas  też

okradł.

- Dobry Boże.
- Pierwsze pieniądze dostaniemy w styczniu. Nie tyle, ile mieliśmy, ale

dużo.  Część  trzeba  by  zainwestować,  dla  części  znaleźć  jakąś  formę
oszczędzania.

Roberta kiwnęła głową.
- Jak wychodziłam za twojego ojca, nie miałam pojęcia o finansach. Po

jego odejściu żałowałam tego.

- Pomogę ci. Joshua chętnie nam doradzi.
- I Jake. Jest finansowym geniuszem.
-  Tak  –  potwierdziła  Nikki  z  wahaniem.  Opowiadała  matce,  jak  Jake

dorobił  się  fortuny.  –  Pomyśl  o  tym,  mamo.  Możesz  wrócić  do  dawnych
przyjaciół. Do tego, co było dobre w dawnym życiu.

background image

Twarz Roberty stwardniała.
- Odwrócili się ode mnie plecami.
-  Nieprawda,  to  my  zniknęłyśmy.  Nie  dałyśmy  nikomu  szansy,  żeby

nam pomógł. Byłyśmy zbyt upokorzone. Na pewno paru twoich przyjaciół
unikałoby  cię  z  powodu  taty,  ale  wierzę,  że  część  chętnie  by  się  z  tobą
spotkała. Nie chciałyśmy żadnych kontaktów. Może to był błąd, mamo.

- Tak przypuszczam.
Nikki cieszyła się, że matka nie spytała o jej opinię. Ich obecne życie

było  trudne  i  wymagające,  ale  komfortowe  w  swojej  przewidywalności.
Czy  Nikki  miała  ochotę  porzucić  wszystko,  na  co  tak  ciężko  pracowała,
i wrócić do rodzinnego miasta? Emma mogłaby chodzić do tej samej dobrej
szkoły,  którą  skończyła  jej  mama.  Nikki  przez  parę  lat  mogłaby  zostać
z córką w domu i poświęcić się jej wychowaniu. Zadbać o swoje zdrowie
fizyczne i psychiczne. Spotykać się z Jakiem, kiedy przyjedzie odwiedzić
braci i matkę. Ziewnęła.

-  Mamy  dużo  do  przemyślenia.  Na  szczęście  nie  musimy  dzisiaj

podejmować decyzji.

Jeszcze  ważniejsze  pytania  dotyczyły  Jake’a.  Fascynującego,

seksownego, nieprzewidywalnego. Co przyniesie jutrzejszy wieczór?

Jake  sączył  szkocką.  Wieczór  kawalerski  Joshui  skutecznie  odwrócił

jego uwagę od Nikki. Przyjaciel Joshui zarezerwował dużą salę na ostatnim
piętrze jednego z kasyn w Atlantic City. Jake go nie znał. Josh zaprzyjaźnił
się z nim po ukończeniu college’u, po wyjeździe Jake’a.

Obowiązywał  strój  wieczorowy,  ale  kilku  panów  już  pozbyło  się

marynarek.  Na  ścianach  wisiały  płaskie  telewizory  nastawione  na  kanały
sportowe. Bar zaopatrzono w najlepsze trunki. Trzy piękne stoły bilardowe

background image

były  zajęte.  Kelnerki  krążyły  między  gośćmi,  rozdając  przekąski
i uśmiechy.

W  odległym  końcu  ustawiono  stoliki  do  kolacji.  Jake  siedział

i  obserwował.  Znał  większość  mężczyzn  w  tym  pokoju,  w  każdym  razie
dawniej.  Wielu  z  nich  powitało  go  serdecznie.  Byli  zaciekawieni  długo
nieobecnym bratem Josha. Wspomnienia doprowadziły go znów do Nikki.
Podobnie  jak  on  opuściła  swoje  miejsce  w  społeczności  Falling  Brook
i żyła w ukryciu.

- Ma pan na coś ochotę? – spytała kelnerka, zatrzymując się obok niego.
Podniósł  wzrok  i  zauważył  chirurgicznie  poprawione  piersi

i kokieteryjne spojrzenie. Kiedyś, niewiele myśląc, wziąłby od niej numer
telefonu i umówiłby się z nią po przyjęciu.

-  Dziękuję,  mam  wszystko  –  odparł,  posyłając  jej  niezobowiązujący

uśmiech.

Choć  od  jakiegoś  czasu  nie  uprawiał  seksu,  nie  był  zainteresowany.

Tylko Nikki go podniecała. Świadomość, że jest tak blisko, a jednocześnie
tak daleko, psuła mu nastrój. Obsesyjnie myślał o jutrzejszej randce. Chyba
doszli do porozumienia w sprawie Emmy. Może myśląc tak, był idiotą, ale
córeczka  nie  martwiła  go  tak  bardzo  jak  uczucia,  które  budziła  w  nim
Nikki.

Spotkanie w Atlantic City było jednocześnie porywające i niepokojące.

Nie  został  tam  na  tyle  długo,  by  się  dowiedzieć,  co  naprawdę  słychać
u  Nikki.  Bał  się  usłyszeć,  że  ma  jakieś  życie,  w  którym  nie  znajdzie  dla
niego miejsca.

W końcu musiał przyznać, że jednym z wielu powodów, dla których tak

długo trzymał się z dala od Falling Brook, była obawa, że tu wróci i ujrzy
Nikki z innym.

background image

Zresztą  tak  właśnie  było,  sama  to  przyznała.  Wyszła  za  mąż  i  się

rozwiodła.

Ciągłe  podróże  nie  dawały  Jake’owi  szansy  na  przywyknięcie  do

jednego  miejsca  czy  jednej  osoby.  Znieczulał  ból  wywołany  zdradą  ojca
nowymi  doświadczeniami.  Przez  długi  czas  takie  życie  go
satysfakcjonowało. Tak przynajmniej sobie mówił. Gdy Joshua zadzwonił
z informacją, że ojciec żyje, to był szok.

Jake’owi,  który  żył  beztrosko,  nagle  przypomniano,  że  jest  związany

z ludźmi. Mimo odległości i czasu spędzanego samotnie wciąż był synem
i bratem. A teraz także ojcem.

Kim był dla Nikki, dopiero się przekona.
- Zagrasz w bilard? – spytał Oliver.
Jake dokończył drinka i odstawił szklankę.
- Z radością ci dołożę. Prowadź.
Choć Jake był świetnym graczem i strzelał celnie, z precyzją pakując do

dołka  bilę  za  bilą,  nie  poszło  tak  łatwo,  jak  sobie  wyobrażał.  Oliver
podejmował  ryzyko,  które  mu  się  opłacało.  Po  czterech  rozgrywkach
nastąpił remis. Obaj zdjęli marynarki i podwinęli rękawy koszuli.

- Dogrywka?
- Nie.
- Nie?
Oliver otarł czoło wierzchem dłoni.
-  Na  odwyku  nauczyłem  się  zadowalać  tym,  co  jest  dobre.

Wystarczająco  dobre.  Kiedy  rywalizacja  mogłaby  mnie  wciągnąć,  robię
krok do tyłu.

- Nie graliśmy o pieniądze.

background image

-  Nieważne.  Wciąż  mam  ten  instynkt,  który  każe  mi  zwyciężać,  więc

biorę oddech i zadaję sobie pytanie, co jest naprawdę ważne. Spróbuj, Jake.
To dobre dla duszy.

Gdy Oliver odszedł, Jake był niespokojny i poirytowany. Cieszył się, że

brat wygrał z uzależnieniem. On nie miał podobnych problemów. Nie pił za
dużo, nie brał narkotyków. Czemu sugestia Olivera zabrzmiała oceniająco?

Może  robił  z  igły  widły.  Co  z  tego,  że  Oliver  nie  chciał  dogrywki?

Oparł się o stół bilardowy i patrzył na ekran najbliższego telewizora, kiedy
bohater  dnia  ruszył  w  jego  stronę.  Joshua  wyglądał  na  zrelaksowanego
i szczęśliwego. Przez ułamek sekundy Jake czuł zazdrość, że brat znalazł
miłość i cel w życiu. Uśmiechnął się do niego.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że się żenisz i opuszczasz Black Crescent.
- Stanowisko prezesa jest twoje, jeśli tylko zechcesz.
Nagle  Jake’a  naszła  chęć,  by  się  zgodzić.  To  szansa  na  powrót  do

Falling  Brook,  zbliżenie  się  z  rodziną,  zbudowanie  więzi  z  córką.
Sprawienie, by Nikki była z niego dumna. To kusiło, ale też wymagałoby
od niego zmiany. Musiałby dać z siebie wszystko.

Poczuł ucisk w dołku.
- Boże, nie. Byłbym okropnym prezesem. Co innego ryzykować własne

pieniądze. Nie chcę brać odpowiedzialności za cudze, ale mogę ci pomóc
w poszukiwaniu następcy.

- W takim razie co chcesz robić, Jake?
To pytanie wytrąciło go z równowagi.
- Chyba to co zawsze. Być sobą.
Joshua patrzył na niego z troską.
- Wszyscy musimy iść naprzód, czy tego chcemy czy nie. Nie pozwól,

żeby ojciec kontrolował twoje życie.

background image

Spojrzenie  Josha  wprawiło  Jake’a  w  zakłopotanie  i  zaniepokoiło  tak

samo jak wykład Olivera o tym, by być wystarczająco dobrym.

-  Bzdura  –  rzucił  ze  złością.  –  Ojciec  mnie  nie  kontroluje.  Nie

widziałem go od piętnastu lat. Zwariowałeś?

-  Ale  rzuca  na  nas  cień.  Spędzi  resztę  życia  za  kratkami.  Bylibyśmy

głupi, gdybyśmy pozwolili, żeby wpływał na nasze decyzje. Straciłem cię
na długo. Nie chcę cię znów stracić.

Joshua  uderzył  pięścią  w  ramię  Jake’a,  który  poczuł  nagłą  chęć,  by

wybiec z sali i gnać przed siebie jak najdalej. Tak zawsze robił, gdy sprawy
się komplikowały. Ale to był wieczór kawalerski brata. Nie zostawi Joshui,
nie dzisiaj. Jest mu to winien.

Nie zasłużył na przebaczenie Josha ani jego życzliwość. Po zniknięciu

ojca  to  Josh  radził  sobie  ze  służbami  federalnymi,  firmami
ubezpieczeniowymi, ich matką.

Co  zrobił  on,  by  mu  pomóc?  Nic.  Wyjechał,  zerwał  więzi,  dzięki

którym brat łatwiej by to wszystko przetrwał. W końcu zaczął rozumieć, jak
wiele stracił, choć zajęło mu to sporo czasu.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Wieczór  kawalerski  był  sukcesem.  Nawet  ci,  którzy  sporo  wypili,

zachowali dość klasy, by do końca utrzymać się na nogach. A może Joshua
dobrze dobierał przyjaciół.

Gdy przyszła pora na kolację, mężczyźni zasiedli przy stolikach, gdzie

na przystawkę podano koktajl z krewetek i sałatkę cezara. Po prawej stronie
Jake’a  siedział  Oliver,  po  lewej  pracownik  BC.  Kolacja  była  wyśmienita.
Kosztowała pewnie fortunę. Jake znów poczuł się winny. To on powinien
za  nią  zapłacić.  Z  pewnością  byłoby  go  na  to  stać.  A  przecież  nawet  nie
wiedział, że brat się żeni.

Kiedy steki i ziemniaki były już tylko wspomnieniem, podczas krótkiej

przerwy przed deserem Jake postanowił powiedzieć kilka słów. Wstał.

-  Moim  obowiązkiem  jako  brata  bliźniaka  pana  młodego  jest  wznieść

toast.

Joshua uśmiechnął się zdziwiony i zadowolony.
-  Jak  najbardziej  –  odparł.  –  Ale  jeśli  zaczniesz  opowiadać  historie

z dzieciństwa, powołam się na piątą poprawkę.

Ignorując śmiech i kilka gwizdów, Jake zaczął:
- Joshua, byłeś dobrym dzieckiem, a ja byłem tym złym. Pewne rzeczy

się nie zmieniają.

Przerwał mu śmiech.
- Przez piętnaście  lat udawało ci się znajdować  najlepsze  rozwiązania

w  cholernie  paskudnej  sytuacji.  Choć  ledwie  poznałem  Sophie,  mogę

background image

powiedzieć, że stanowicie idealną parę.

- Dziękuję – rzekł ostrożnie Joshua, jakby bał się, co jeszcze usłyszy.
Jake sięgnął pod stół i wyjął brązowy pakunek.
- Pragniemy z Oliverem podarować ci coś na pamiątkę tego dnia. To nie

jest  prezent  ślubny.  To  raczej  podziękowanie  za  to,  że  jesteś  dobrym
człowiekiem  i  bratem,  na  którego  zawsze  można  liczyć.  Kochamy  cię.  –
Podszedł do Joshui, podał mu prezent i wrócił na miejsce.

Joshua  ostrożnie  rozwinął  papier.  Przyglądał  się  obrazowi,  zaciskając

palce na ramie, po czym podniósł wzrok na braci.

- Mój Boże. To naprawdę…
- Matisse – rzekł cicho Jake.
Reakcja Joshui potwierdziła słuszność jego wyboru.
-  Jesteśmy  podekscytowani,  że  zaczynasz  artystyczną  karierę  –  rzekł

Oliver. – Chyba wiesz, że jako pierwsi powiesimy na ścianie dzieła Joshui
Lowella.

Jake uniósł kieliszek z szampanem.
-  Za  Josha.  Niech  twoje  małżeństwo  będzie  wieczne  jak  dzieła  tego

mistrza.

- Za Josha! – powtórzył chór głosów.
Joshua uściskał braci.
- Dziękuję. Nie wiecie, ile to dla mnie znaczy.
Oliver uniósł ręce.
-  Zaraz  się  rozmażemy.  Pora  na  krwiste  mięso  i  męską  przyjaźń.  –

Wrócił na swoje miejsce ze śmiechem.

Joshua trzymał rękę na ramieniu Jake’a.
- Już nigdy nie pozwolę ci odejść. Zrozumiałeś?
Powiedział to tak, by tylko Jake go usłyszał.

background image

- Zrozumiałem. – Jake skinął głową.
Przez  resztę  wieczoru  był  bardziej  obserwatorem  niż  uczestnikiem.

Było jasne, że koledzy podziwiają Joshuę. Żartowali z nim i dziękowali za
zaproszenie. Oliver był równie popularny, choć nie pił nic prócz wody. Jake
zastanawiał się, jak młodszy brat czuje się na imprezie, gdzie alkohol leje
się strumieniami, ale wyglądało na to, że Olivera to nie kusi.

Sala była zarezerwowana do północy. Goście powoli zaczęli się żegnać.

W końcu zostali tylko Jake i Josh.

Joshua ziewnął.
- Było świetnie, ale naprawdę się cieszę, że ślub nie jest jutro. Wracam

do domu i idę spać.

- Odwieźć cię? – spytał Jake. – Dwie godziny temu przestawiłem się na

kawę.

- Jasne. Mój kierowca czeka, ale go odeślę.
Jake  włączył  ogrzewanie  w  samochodzie  i  wyjechał  z  podziemnego

parkingu.

- To może potrwać – rzekł, krzywiąc się na widok kolejki samochodów.
Joshua zdjął krawat, lekko odsunął fotel i z westchnieniem  wyciągnął

nogi.

-  Gdybyś  mi  pół  roku  temu  powiedział,  że  niedługo  się  ożenię,

uznałbym, że zwariowałeś. – Pokręcił głową.

- Jakie to uczucie? – spytał Jake, włączając się do ruchu. – Nie boisz

się, że się pomyliłeś?

- Znam statystyki, ale znam też Sophie. Nie zdawałem sobie sprawy, że

czekam  na  kogoś  takiego  jak  ona.  Sprzecza  się  ze  mną,  dopinguje  mnie,
dzięki niej jestem lepszym człowiekiem. No i jest cholernie seksowna. Nie
żebym się przechwalał.

background image

Jake zaśmiał się i otarł oczy wierzchem dłoni.
- Oczywiście, że się przechwalasz. Tego się oczekuje od pana młodego.
- A co z Nikki i Emmą?
Jake wzruszył ramionami, patrząc na drogę.
- Jestem jutro umówiony z Nikki na kolację.
- Randka?
-  Nie.  –  To  określenie  zirytowało  Jake’a,  głównie  dlatego,  że  sam

zadawał sobie to pytanie.

- Co zamierzasz?
-  Nie  wiem.  Nie  wydaje  mi  się,  żebym  mógł  tak  sobie  odejść  od

rodziny.

Na chwilę zapadło milczenie. Joshua pomasował kark.
- Nie chcę wałkować tematu, ale tak właśnie kiedyś zrobiłeś. Rozumiem

Nikki, chroni córkę.

Czy już na zawsze pozostanie tym złym bratem? – zirytował się Jake.

Czy  niczym  nie  zrekompensuje  piętnastu  lat  nieobecności?  Nikki
twierdziła,  że się zmieniła.  Czy nikomu  nie  przyszło  do głowy, że on też
mógł się zmienić?

Znalazł w radio jakąś muzykę. Nie minęło wiele czasu, kiedy usłyszał

chrapanie Joshui.

No  i  dobrze.  Wiedział,  że  zawsze  będzie  trochę  outsiderem,  który  nie

potrafi nazwać swoich pragnień.

W sobotę Nikki pracowała od ósmej do szesnastej, potem pospieszyła

do  domu,  wzięła  prysznic  i  przebrała  się.  Emma  marudziła,  że  mamusia
znów  wychodzi.  Szczerze  mówiąc,  Nikki  rzadko  zostawiała  córkę,
a przecież mamusie też mają swoje potrzeby.

background image

Zganiła się w duchu. Tego wieczoru nie chodziło o potrzeby samotnej

matki. Mieli z Jakiem porozmawiać o jego roli w życiu Emmy.

Czerwony sweter i czarna spódnica dodały jej pewności siebie. Włożyła

do  nich  czarne  szpilki  i  srebrne  kolczyki  w  kształcie  płatków  śniegu.
Czarny  wełniany  płaszcz  miał  co  najmniej  siedem  lat,  ale  fason  był
klasyczny. Zapowiadano opady śniegu, więc musiała ubrać się ciepło.

Roberta  siedziała  z  Emmą  w  ciągu  dnia.  O  wpół  do  szóstej  Nella

przyszła  pomóc  Emmie  przy  kolacji  i  miała  z  nią  zostać  aż  do  powrotu
Nikki.

- Miłej zabawy, pani Reardon – powiedziała. – Przyniosłam sobie coś

do  roboty,  jak  Emma  zaśnie.  Proszę  się  nie  spieszyć,  w  razie  czego
zdrzemnę się na sofie.

- Dziękuję. – Nikki miała nadzieję, że jej policzki nie są tak czerwone

jak  sweter.  –  Napisz  mi,  gdybyś  czegoś  potrzebowała.  Odezwę  się  do
was. – Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, Nikki pocałowała córkę. – Bądź
grzeczna, kochanie. Jutro spędzimy razem dzień, obiecuję.

Idąc do drzwi, włożyła płaszcz, wzięła telefon i torebkę. Nie chciała, by

Jake wchodził do środka.

- Cześć, jestem gotowa. – Na jego widok nogi się pod nią ugięły.
-  Ładnie  wyglądasz,  Nik.  Mam  nadzieję,  że  nie  musiałaś  się  bardzo

spieszyć.

- Nie, wcale. – Znów wymieniali uprzejmości. Nie znosiła tego. Gdy się

sprzeczali, byli szczerzy. Teraz czuła, że musi uważać na słowa, jeśli chce
zadbać o atmosferę.

Jake zasugerował, by zjedli kolację w restauracji w jego hotelu. Nikki

sprawdziła ją w internecie. To była jedna z najlepszych restauracji w Falling
Brook. Bez marynarki i krawata tam nie wpuszczano.

Zupełnie przypadkiem w pokoju na górze Jake miał wygodne łóżko.

background image

- Jak się udał wieczór kawalerski? – spytała.
Patrząc na dłonie Jake’a na kierownicy, poczuła podniecenie. Nie było

sensu  zaprzeczać.  Ale  ta  fizyczna  reakcja  utrudniała  rozmowę  na  temat
Emmy.

Pomagając jej wysiąść, Jake wziął ją pod ramię. Omal się na nim nie

oparła,  tak  jak  wtedy,  kiedy  byli  nastolatkami.  Pachniał  czymś  ciepłym,
korzennym.  Gdy  szybkim  krokiem  zmierzali  do  wejścia,  płatki  śniegu
pokryły jej płaszcz. Podniosła kołnierz i zadrżała. Żadne z nich nie miało
rękawiczek.  Zaraz  po  wejściu  do  środka  otoczyło  ich  ciepłe  powietrze,
a Nikki poczuła woń świeżych gardenii i pasty do mebli.

Wnętrze  było  eleganckie.  Minęło  sporo  czasu,  odkąd  Nikki  była

ostatnio  w  takim  miejscu.  Restaurację  udekorowano  ostrokrzewem
i  złotymi  wstążkami.  Płynące  z  kuchni  zapachy  obiecywały  kulinarną
rozkosz.

Kiedy  Jake  pomógł  jej  zdjąć  płaszcz,  ciepło  jego  oddechu  na  karku

przyprawiło  ją  o  dreszcz.  Wysunął  dla  niej  krzesło,  zajął  miejsce
naprzeciwko i patrzył na nią.

- Przestań.
- Co? – Jego oczy się uśmiechały, choć na pozór zachowywał powagę.
-  Nie  patrz  na  mnie,  jakbyś  miał  zamiar  mnie  pożreć.  To  mnie  zbija

z tropu.

- Zapomniałem, jaka jesteś piękna.
- Jestem starsza i grubsza i mam cellulit.
- Wiem, co widzę, Nik. – Wzruszył ramionami.
- Możemy coś zjeść? – Nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. To było

równie  niebezpieczne  jak  patrzenie  w  słońce.  –  Nie  mogę  tu  siedzieć  do
późna.

background image

- Oczywiście. – Przywołał kelnera. – Moja przyjaciółka jest głodna jak

wilk. Chcielibyśmy zamówić.

- Tak, proszę pana, jak pan sobie życzy.
Nikki spojrzała na menu niewidzącym wzrokiem.
- Poproszę ten zestaw – powiedziała. – Grzanka, zupa z raków, piccata

z kurczaka.

Nobliwy starszy kelner skinął głową.
- A na deser?
- Później zdecyduję, jeśli można.
- Co dla pana? – Kelner zwrócił się do Jake’a.
-  Sałatka  firmowa,  puree  ze  słodkich  ziemniaków,  polędwica

wieprzowa.

Po chwili zostali znów sami.
- Czuję się jakoś dziwnie – powiedziała.
-  Rozumiem.  –  Skinął  głową.  –  Porozmawiamy  o  Emmie  teraz  czy

później?

-  Miejmy  to  z  głowy.  –  Położyła  ręce  na  stoliku  i  wzięła  głęboki

oddech. – Zastanawiałeś się, kim chcesz dla niej być?

- Jestem jej ojcem – odparł – ale zdaję sobie sprawę, że jestem nowy

w tej grze. Nie chcę ci robić problemów.

Za  późno.  Nikki  zatrzymała  to  dla  siebie.  Odchrząknęła,  bo  miała

ochotę go pocałować.

-  Dziewczynka  potrzebuje  ojca.  Jak  często  mógłbyś  ją  odwiedzać?

Mieszkasz daleko i dużo podróżujesz.

-  Mamy  dwudziesty  pierwszy  wiek,  samoloty  i  wi-fi.  Znajdę  czas  dla

Emmy. Chcę ją dobrze poznać.

background image

Nikki  uświadomiła  sobie,  że  nie  była  wcale  pewna,  czy  Jake  uzna

Emmę za swoją córkę. Fakt, że to zrobił, ogromnie ją poruszył.

-  Cieszę  się  –  powiedziała.  –  Myślę,  że  później  możemy  uzgodnić

szczegóły.

-  Zgadzam  się.  –  Wyciągnął  rękę  i  ujął  jej  dłoń,  przyprawiając  ją

o ciarki. – A teraz, skoro ustaliliśmy najważniejsze, porozmawiajmy o nas.

- O nas? – Jej serce przyspieszyło.
W jego uśmiechu był cień determinacji.
- Uciekłem od ciebie dwa razy, Nikki. Raz w Atlantic City, ale chyba

gorsza była ta ucieczka przed piętnastu laty.

Oboje się skrzywili. Gdy tamtego czerwca nadeszły urodziny Nikki, jej

świat  był  w  ruinie.  Na  podjeździe  domu  stały  samochody  policyjne.
Umundurowani  funkcjonariusze  przetrząsali  gabinet  ojca.  Otwierali  sejf.
Konfiskowali komputery.

-  Żałuję,  że  nie  mogłem  ci  oszczędzić  tych  strasznych  chwil  –

powiedział. – Tyle wycierpiałaś.

- Zostałeś na pogrzeb. Byłam ci za to wdzięczna.
-  To  był  cyrk.  Gdzie  nie  spojrzysz,  paparazzi.  Nasze  matki  płakały

w kącie. Wciąż mam mdłości, kiedy czuję gdzieś zapach goździków.

-To  było  dawno  temu  –  rzekła  półgłosem.  –  Jesteśmy  już  innymi

ludźmi.

Kelner przyniósł zamówione dania. Nikki wciąż była pełna niepokoju,

wkrótce jednak zaczęła się cieszyć zapachem i smakiem potraw.

Podczas  rozmowy  czuła  rosnące  pożądanie,  widziała  je  w  spojrzeniu

Jake’a. Śmiali się i flirtowali, dzielili się czymś rzadkim i pięknym.

Wiedziała, że to tymczasowe. Ulotne. Zadała Jake’owi pytanie, którego

dotąd unikała.

background image

- Co robiłeś w czwartek, kiedy nie chciałam się z tobą umówić? Miałam

wyrzuty sumienia.

-  Pracowałaś,  Nik.  Oliver  przyjechał  z  Manhattanu.  Spotkaliśmy  się.

Potem pojechaliśmy do mamy.

- I jak było?
- Mama mnie uściskała, trochę popłakała. Martwię się o nią. Mówiono,

że ojciec nie żyje. Przestała nosić obrączkę. Dzięki Bogu nie związała się
z nikim na poważnie. Gdyby się dowiedziała, że popełniła zdradę, to by ją
zabiło.

- Cieszy się, że wasz ojciec żyje?
-  Właściwie  nie  wiem.  Niestety  niewiele  możemy  dla  niej  z  braćmi

zrobić.

- Możecie przy niej być.
- To prawda.
- Wybacz, nie chciałam zepsuć nastroju.
-  Nawet  nie  wiedziałem,  że  mamy  jakiś  nastrój  –  zażartował.  –

Mówiłem ci już, że twój czerwony sweter działa mi na wyobraźnię?

-  Jest  nowy  –  przyznała.  –  Kupiłam  go,  chociaż  nie  powinnam,  ale

chciałam dzisiaj ładnie wyglądać.

- Cel osiągnięty. – Trzymał już jej obie dłonie.
- To spotkanie jest dla mnie zaskoczeniem.
- Jak to?
- Znasz powiedzenie „stara miłość nie rdzewieje”?
- Oczywiście.
-  Zostawiłeś  mnie,  a  mimo  to  czasami,  kochając  się  z  mężem,

fantazjowałam o tobie. Okropne, co?

- Czemu mi to mówisz? Tylko powiedz prawdę.

background image

Zabrała ręce i objęła się w pasie.
- Niemal połowę mojego życia spędziłeś z dala ode mnie. Poza tą jedną

nocą w Atlantic City nie mieliśmy kontaktów. A jednak ilekroć cię widzę,
czuję, jak przeszłość odżywa. Muszę wiedzieć, czy ty też to czujesz?

- Wiesz, że tak.
Zastanowiła się, czy popełni wielki błąd, jednak musiała to powiedzieć.
- Chciałabym się z tobą jeszcze raz kochać. Żyję jak zakonnica. Brakuje

mi bliskości. Tęsknię za tobą.

Na ich stoliku znalazł się deser. Przez chwilę Nikki bała się, że Jake się

zirytuje. Zmierzył wzrokiem kelnera, który czym prędzej się oddalił.

- Wygląda nieźle – powiedziała głupio.
- Nie spodziewasz się chyba, że będę to teraz jadł.
- Poprosić o zapakowanie?
- Tak.
Tym  razem  to  Nikki  przywołała  kelnera.  Chwilę  później  zapłacili

rachunek.  Przed  Nikki  pojawiła  się  papierowa  torba  z  nazwą  restauracji,
a  w  niej  dwa  plastikowe  pojemniki,  jeden  z  tiramisu,  drugi  z  ciastem
z pekanami. Wstała i poczuła, że nogi jej drżą.

- Skończyliśmy?
Jake posłał jej uśmiech, od którego włoski stanęły jej na karku.
- Daleko nam do końca, Nikki. Bardzo daleko.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Zastanawiał się, czy to sen. Przez lata marzył o Nikki Reardon. To były

bardzo sugestywne obrazy, kolorowe i z dźwiękiem. Tego wieczoru Nikki
stała obok niego ze spuszczonym wzrokiem, lekko zarumieniona. Gdy po
chwili  winda  zatrzymała  się,  wysiedli,  a  Jake  drżącą  ręką  otwierał  drzwi
pokoju.  Wszedłszy  do  środka,  zapalił  światło  i  odrobinę  podkręcił
ogrzewanie.

- Świetny apartament – zauważyła Nikki.
- Miło, że ci się podoba.
Spojrzał  na  pokój  jej  oczami.  Jego  laptop  leżał  na  biurku  przy  oknie,

obok porozrzucał papiery. Otwarta walizka odsłaniała skotłowane ubrania.
Nigdy nie był przesadnie pedantyczny. Teraz, gdy Nikki zatrzymała się dwa
metry  od  jego  łóżka,  groziło  mu,  że  przestanie  myśleć.  Był  podniecony.
Miał trzydzieści siedem lat i brakowało mu słów.

- No. – Rozwiązał krawat i rzucił go na krzesło razem z marynarką. –

Napijesz się czegoś?

Położyła na stole torbę z deserem i zdjęła płaszcz.
- Raczej nie. Przez to wpadłam w kłopoty w Atlantic City. Jeśli mamy

to zrobić, chcę był trzeźwa.

-  Słusznie.  –  I  tyle  z  jego  nadziei,  że  uciszy  nerwy  alkoholem.  –

W łazience jest dodatkowy szlafrok, gdybyś chciała poczuć się swobodniej.

Zrzuciła seksowne szpilki i podeszła do Jake’a.
- Myślałam, że mnie rozbierzesz.

background image

- Nikki… – Omal się nie zakrztusił, gdy położyła rękę na jego piersi. Jej

palce paliły mu skórę przez materiał.

Stanęła na palcach i pocałowała go.
- Emma jest z opiekunką. A ja chcę się kochać. – Zawahała się. – To cię

szokuje?

-  Boże,  nie.  –  Podniósł  ją  i  ruszył  w  stronę  łóżka.  Kiedy  ją  znów

postawił, uśmiech Nikki zamroził kilka jego synaps. – Nie myślałem, że to
się stanie dzisiaj. Czy kiedykolwiek. Wybacz, jestem trochę oszołomiony.

Wsunęła palce w jego włosy. Jake rozpiął jej spódnicę. To, co zobaczył

chwilę  później,  jeszcze  bardziej  go  sparaliżowało.  Nikki  miała  na  sobie
stringi,  pas  do  pończoch  i  jedwabiste  pończochy  -  czysta  fantazja  -
i zachowywała się jakby nigdy nic. Dotknął jej ciepłego uda.

-  Jasny  szlag,  Nik.  Gdybym  wiedział,  co  ukrywasz,  zrezygnowałbym

z kolacji.

Uśmiechnęła się zadowolona.
- Zamówiłam to w necie, jak wyszedłeś ode mnie w środę. Fajnie, że ci

się podoba.

Ostrożnie  zdjął  jej  sweter  przez  głowę.  Górna  część  miseczek  stanika

była  z  siateczki,  przez  którą  prześwitywały  malinowe  sutki.  Jedną  ręką
odsunął kołdrę i położył Nikki na łóżku.

- Nie ruszaj się – powiedział schrypniętym głosem.
Rozbierał  się  dość  chaotycznie,  rozrzucając  wokół  ubrania,  aż  został

w  czarnych  bokserkach.  Nikki  już  się  nie  uśmiechała.  Wlepiała  wzrok
w jego członek.

- Jesteś pięknym mężczyzną, Lowell. Wydawało mi się, że pamiętam,

jak wyglądasz nago, a jednak nie.

Gdy  jej  dotknął,  zrozumiał,  że  czas  naprawdę  może  się  zatrzymać.

Hałas  uliczny  z  dołu  ledwie  docierał  do  jego  świadomości.  Wsunął  palce

background image

w  złotorude  włosy,  rozkładając  je  na  poduszce.  Nikki  była  zmysłową
kobietą. Boginią, syreną. Nie chciał się teraz skupiać na straconych latach.

- Jake? Wszystko w porządku?
Kiwnął  głową,  przesuwając  rękę  z  jej  ramienia  na  brzuch  i  nogi

w jedwabistych pończochach.

- O tak, w porządku. – Zdjął jej stringi, ale zostawił całą resztę. Kiedy

zaczął pieścić sutki przez stanik, Nikki jęknęła i wygięła się ku niemu. Jej
policzki płonęły.

Tamtą  noc  w  Atlantic  City  pamiętał  teraz  jak  przez  mgłę.  Miał

wrażenie, jakby ta była pierwsza, a jednocześnie jakby dostał drugą szansę.

Pożądanie zalewało go niekontrolowaną falą.
- Nikki – szepnął, choć nie wiedział, co chce jej powiedzieć. Gdyby tak

nie  uciekał,  ta  kobieta  mogłaby  być  jego.  Żal  ścisnął  mu  piersi.  Emocje
paliły w gardle.

Nie  pozwoli,  by  negatywne  uczucia  zniszczyły  tę  chwilę.  Ostrożnie

dotknął Nikki i przekonał się, że jest wilgotna. Poniewczasie przypomniał
sobie,  że  prezerwatywy  schował  razem  z  przyborami  do  golenia.  Oparł
czoło o brzuch Nikki, drżał, jakby gorączkował.

- Zaraz będę. – Gdy po chwili wrócił, jej spojrzenie omal nie rzuciło go

na kolana, lecz gdy chciała ująć jego członek, chwycił ją za nadgarstek. –
Później. Nie mogę czekać.

Zabezpieczył  się  i  rozsunął  jej  nogi.  Wszedł  w  nią  głęboko;  oboje

westchnęli.  I  tyle  z  uwodzenia  jej  swoją  techniką.  Było  tylko  dwoje
spragnionych  siebie  ludzi.  Kiedy  uniósł  jedną  z  jej  nóg  w  pończosze
i położył ją sobie na ramię, jej widok wywołał kolejną falę pożądania.

-  Uwielbiam  pończochy.  Wyglądasz  jak  dziewczyna  z  kalendarza

z czasów wojny.

- Cieszę się, że ci się podobają – odparła z uśmiechem.

background image

Owładnął  nim  strach,  jakiego  nie  zaznał  nigdy  dotąd,  do  którego  nie

chciał  się  przyznać.  Tak  jak  tamtej  nocy  w  Atlantic  City  targały  nim
emocje. Nie potrafił nad nimi zapanować. To było coś więcej niż seksualna
desperacja.  Dużo  więcej.  Z  powodu  Emmy  jest  już  na  zawsze  związany
z  Nikki.  Nie  mógł  udawać  statku,  który  nocą  mija  port.  Już  dwa  razy  ją
zostawił.  W  chwili  niespotykanej  namiętności  instynkt  kazał  mu  uciekać.
Jeszcze bardziej przerażające było pragnienie, żeby zostać.

Nikki ujęła jego twarz, gładząc jednodniowy zarost. Badawczo patrzyła

mu w oczy.

-  W  porządku,  Jake.  Nie  przejmuj  się.  Chcemy  tylko  zaspokoić

pożądanie. Żadnych obietnic. Żadnych deklaracji. Daj mi to, czego pragnę.

-  Z  przyjemnością.  –  Zamknął  oczy.  Ciało  Nikki  powitało  go,

wciągnęło, otuliło. Gdyby wierzył w miłość, to mogłoby go odmienić.

Ale nie wierzył w miłość, więc skupił się na tym, by dać jej rozkosz,

wspiąć  się  na  szczyt,  a  potem  razem  z  nią  z  niego  spadać.  Później  ciszę
przerywały  tylko  urywane  oddechy.  Kiedy  położył  się  na  plecach,  Nikki
wtuliła się w niego, kładąc mu głowę na ramieniu.

- Jesteś w tym dobry.
- Miło mi, że tak uważasz. – Znów zamknął oczy. Nagle ogarnęło go tak

wielkie zmęczenie, że zdawało mu się, iż traci przytomność.

Po kilku chwilach Nikki się poruszyła.
- Muszę iść, Jake. Nie wstawaj, proszę. Złapię taksówkę.
Próbował  jej  odpowiedzieć,  aż  coś  do  niego  dotarło.  Nikki  nie  może

spędzić z nim nocy. Wiedział o tym oczywiście, ale odsuwał to od siebie.

- Zawiozę cię.
- Nie trzeba. – Wstała, pozbierała ubrania i ruszyła do łazienki. – Nie

wstawaj. Napiszę ci z domu esemesa.

background image

Pokuśtykał  za  nią,  zatrzymując  się  w  drzwiach  łazienki.  Lustro  nad

umywalką odbijało obraz zmęczonego anioła, jeśli anioły mają rude włosy
i jasną karnację.

- Nie bądź śmieszna. Już się ubieram.
Jego  ubrania  walały  się  na  podłodze  i  meblach.  Kiedy  był  gotowy,

omijał wzrokiem łóżko. Czy zaśnie w nim?

Zjeżdżali na dół w milczeniu. Śnieg padał mocniej, ale nie zalegał na

ulicy. Nikki jeszcze raz próbowała przekonać Jake’a, by pozwolił jej wrócić
taksówką.  Chwycił  ją  za  ramiona,  oparł  o  maskę  samochodu  i  mocno
pocałował. Potem lekko pchnął ją na fotel pasażera, zamknął drzwi i usiadł
za kierownicą. Zapalił silnik i włączył ogrzewanie.

- W porządku, Nik?
Skinęła głową. Gdy położyła rękę na jego udzie, poczuł, jakby wygrał

los na loterii.

- Jak pracujesz w tym tygodniu? – spytał.
- W środę pracuję tylko pół dnia. Mogłabym przygotować kolację, a ty

spędziłbyś jakiś czas z Emmą.

- A mógłbym zostać na noc? – Mocniej ścisnął kierownicę.
Zapadła długa cisza, po czym usłyszał westchnienie.
- Muszę się zastanowić.
- Jest jakiś minus? – spytał, jakby był tylko ciekaw, a nie urażony jej

wahaniem.

-  Pragnę  cię,  ale  nie  chcę  się  angażować.  Oboje  mamy  zbyt

skomplikowane życie. Już dwa razy mnie zostawiłeś, dwa razy omal mnie
to nie zabiło. Chciałabym myśleć, że jestem mądrzejsza niż dawniej.

- Nie masz o mnie najlepszego zdania, co?
- Nie chodzi o ciebie. Chodzi o moją samokontrolę.

background image

Reszta  drogi  minęła  im  w  milczeniu.  Jake  myślał  o  słowach  Nikki,

rozumiał,  że  nie  jest  jej  obojętny,  a  jednocześnie  Nikki  boi  się  cierpienia
związanego z jego wyjazdem. Bo wyjedzie. Nie myliła się. Nie nadawał się
do  życia  w  Falling  Brook.  Właściwie  nigdzie  nie  wytrzymałby  dłużej,
dlatego  wciąż  się  przemieszczał.  Czy  mógłby  się  zmienić?  Czy  w  ogóle
chciał?

- Pójdziesz ze mną na ślub Joshui? – spytał.
-  Oczywiście,  już  to  obiecałam.  Poza  tym  twój  brat  jest  świetnym

facetem. Cieszę się, że spotkali się z Sophie.

Śnieg padał coraz gęściej. Jake skupił się na drodze, zadowolony, że ma

pretekst,  by  milczeć.  Wspominanie  o  szczęściu  brata  sprawiało,  że  jego
życie  wydawało  się  puste  i  bezsensowne.  Kiedy  w  końcu  zajechał  przed
dom Nikki, lekko cmoknęła go w policzek.

- To był miły wieczór. Dziękuję za kolację… i resztę.
- Odprowadzę cię do drzwi.
- Nie, jest zimno. Niedługo się odezwę.
Odeszła  żwawym  krokiem,  pozostawiając  w  aucie  swój  zapach.

Zaczekał,  aż  zniknie  za  drzwiami,  po  czym  zawrócił  do  Falling  Brook.
Długa jazda dała mu sporo czasu na myślenie. Za dużo. Czemu ludzie są
tak skomplikowani?

Gdy tylko miną uroczystości ślubne Josha, nie będzie miał powodu, by

tu  zostać.  Poza  sprawą  w  sądzie,  oczywiście,  choć  ta  nie  wymagała  jego
obecności. I nie obchodziło go, co stanie się z ojcem.

Nie mógł się jednak okłamywać. Zakochiwał się w Nikki. Diabelnie go

to przerażało.

Nikki zamieniła kilka słów z Nellą i kazała jej wracać do domu, zanim

śnieg zasypie drogi. Podała dziewczynie kopertę z pieniędzmi.

background image

- Dziękuję, że zostałaś tak długo.
- Nie ma sprawy. Emma miała świetny humor, a potem zaraz zasnęła.

Proszę dzwonić, jakby pani mnie potrzebowała.

Nikki  zamknęła  za  nią  drzwi  i  oparła  się  o  nie  plecami.  Po  wejściu

zdjęła  płaszcz,  ale  teraz  w  kaszmirowym  swetrze  i  wełnianej  spódnicy
zrobiło jej się za gorąco. Pewnie Nella podkręciła termostat.

W łazience starała się nie przeglądać w lustrze. Zdawało jej się, jakby

miała na sobie neon z napisem: Uprawiałam dziś seks z Jakiem. Kogo to
obchodzi?  Jeśli  nie  zapomni,  że  Jake  prędzej  czy  później  opuści  New
Jersey, nie będzie cierpiała, prawda?

Po  długim  prysznicu  włożyła  starą  wygodną  piżamę  i  położyła  się  do

łóżka.  Kiedy  zamknęła  oczy,  Jake  był  z  nią  w  tym  łóżku.  Pieścił  ją
zaborczo, a jednocześnie z czułością, jakby była kruchą figurką z porcelany.

Nie była krucha, już nie. Życie dało jej popalić, ale się pozbierała i żyła

dalej.

Nie  mogła  zasnąć,  wierciła  się  i  wciąż  wracała  pamięcią  do  seksu

z  Jakiem.  Żaden  inny  znany  jej  mężczyzna  nie  był  tak  inteligentny,
zabawny… tak męski i atrakcyjny.

Seks  z  Jakiem  był  rewelacyjny,  jak  z  żadnym  innym  partnerem.  Co

prawda  nie  było  ich  tak  wielu.  Obudził  jej  kobiecość,  czuła  się  przy  nim
zmysłowa  i  seksowna  w  najlepszym  znaczeniu  tego  słowa.  Czy  mogliby
być parą? Mieli dziecko, więc ten pomysł nie był tak bardzo naciągany. Bez
wątpienia  była  między  nimi  chemia.  Mieli  też  wspólną  przeszłość,
podzielali te same wartości.

A  gdyby  się  otworzyła?  Porzuciła  złość  i  rozczarowanie?  Gdyby

przyjęła  Jake’a  do  swojego  łóżka  i  do  życia  jak  niezapisaną  kartę?  Czy
mogłaby  go  znów  pokochać?  Czy  jakaś  jej  część  nigdy  nie  przestała  go
kochać?

background image

Gdyby się tak nie kontrolowała, czy Jake odpowiedziałby tym samym?

Z  przerażeniem  myślała,  że  mogłaby  mu  wyznać  miłość  i  spotkać  się
z  odrzuceniem.  Gdy  zaproponował,  by  z  Emmą  odwiedziła  go
w  Szwajcarii,  podkreślił  słowo  „wizyta”.  Unikał  zaangażowania.  Ona
oczekiwała  od  mężczyzny  czegoś  więcej.  Chciała  mieć  partnera,  który
będzie ją dopingował, zachęcał do rozwoju, kochał i wspierał.

Do środy milion razy krytykowała swoje postępowanie i próbowała coś

zaplanować.  W  środę  odebrała  Emmę  z  przedszkola  i  wpadła  do  sklepu,
a  potem  już  spieszyła  się  do  domu,  by  zabrać  się  za  lasagne.  Wkrótce
kuchnię wypełnił zapach sosu pomidorowego, sera i czosnku.

Jake  przysłał  esemesa,  proponował,  że  opłaci  opiekunkę,  by  mogli

znów wyjść na kolację, ale odmówiła. Chciała go sprawdzić w zwyczajnym
domowym  otoczeniu.  Jake  nie  powinien  szastać  pieniędzmi  i  spodziewać
się, że problemy same znikną.

Jak  każda  kobieta  lubiła  być  rozpieszczana,  ale  tego  wieczoru

najważniejsza będzie Emma. Kiedy mała pójdzie spać, wszystko może się
zdarzyć. Niektóre rzeczy lepiej zostawić losowi.

Jake  nie  pytał  już,  czy  może  zostać  na  noc,  a  ona  nie  poruszała  tego

tematu.  Niestety  pogoda  się  popsuła.  Padający  od  kilku  dni  śnieg  tego
wieczoru  mógł  tworzyć  zaspy.  Nikki  zastanawiała  się,  czy  Jake  odwoła
wizytę, a potem się zawstydziła, zdając sobie sprawę, jak bardzo chciała, by
telefon nie zadzwonił.

Mogła sobie wmawiać, że zachowuje emocjonalny dystans, ale prawda

była  inna.  Jake  już  stał  się  częścią  jej  życia.  Pytanie,  czy  chciała,  żeby
w nim pozostał?

Gdy wpół do szóstej zadzwonił dzwonek do drzwi, wytarła ręce i wzięła

głęboki  oddech.  Ubrała  się  zwyczajnie.  Czarne  legginsy  i  złote  balerinki
były  ładne  i  wygodne.  Do  tego  włożyła  turkusowy  sweter  z  odkrytymi

background image

ramionami.  Wyglądała  jak  typowa  mama  z  klasy  średniej  spędzająca
wieczór w domu na przedmieściu.

Dzwonek odezwał się po raz drugi. Najwyraźniej zbyt długo zwlekała.

Po drodze przejrzała się w lustrze w przedpokoju. Nie tak źle. Może oczy
za  bardzo  jej  błyszczały  i  uśmiechała  się  z  przesadą.  Wciągnęła  głęboko
powietrze i powoli je wypuściła.

W końcu chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi, wpuszczając do środka

zimne powietrze.

- Witaj, Jake. Wejdź.
Miał  na  sobie  rozpiętą  skórzaną  kurtkę  i  niebieską  koszulę.  Obcisłe

dżinsy przyciągały jej uwagę.

- Nosisz kowbojskie buty? – zapytała. – Wyrafinowany światowiec Jake

Lowell nosi kowbojskie buty?

- Wpuść mnie, Nik, zamarzam.
- Przepraszam. – Cofnęła się szybko.
Minął ją, wnosząc do domu zapachy z zewnątrz.
- To dla ciebie.
Duży  bukiet  żółtych  róż  nie  pochodził  z  supermarketu.  Kwiaty  były

duże i pachnące.

- Nie musiałeś…
Rzucił jej spojrzenie, w którym irytacja mieszała się z pożądaniem.
- Wiem. Wstaw je do wody. Przyniosłem też coś dla Emmy.
- Jake, nie musisz przynosić prezentów. To dziecko.
Bez uprzedzenia pocałował ją w usta, przywołując wspomnienie nocy

w hotelowym pokoju.

- Ona jest kimś więcej niż dzieckiem. Jest moją córką.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Na twarzy Nikki zobaczył przerażenie. Czy zbyt obcesowo domaga się

swoich  praw?  Czy  jego  słowa  zabrzmiały  jak  groźba?  Nie  miał  takiej
intencji.

Zdjął kurtkę i podwinął rękawy koszuli.
- Kolacja pachnie apetycznie.
W końcu Nikki się otrząsnęła.
- Mam nadzieję, że lubisz lasagne.
Poszedł za nią do kuchni i przyglądał się, jak szukała wazonu w szafce

pod zlewem.

Kiedy  libido  zaczęło  go  sprowadzać  na  niebezpieczną  ścieżkę,

w drzwiach stanęła Emma.

-  Już  pora  na  kolację,  mamusiu?  Jestem  głodna.  –  Odwróciła  się  do

Jake’a – Cześć, zjesz z nami?

- Jasne, ja też jestem głodny. Może na chwilę zostawimy mamusię, żeby

w spokoju wszystko dokończyła. – Spojrzał na Nikki pytająco. – Chyba że
potrzebujesz pomocy.

- Nie trzeba, dajcie mi pięć minut.
Jake  przeszedł  z  Emmą  do  salonu  i  wręczył  jej  prezent  zapakowany

w błyszczący czerwony papier. Emma przekrzywiła głowę podobnie jak jej
matka.

- Jeszcze nie ma Bożego Narodzenia.

background image

- To nie jest prezent pod choinkę. Twoja mama powiedziała mi, że to

lubisz.  –  Walczył  z  sumieniem  i  w  końcu  uznał,  że  może  kupić  dziecku
prezent,  jeżeli  dzięki  temu  zdobędzie  kilka  punktów  w  tej  kiepskiej
sytuacji.

Głośny  pisk  Emmy  ściągnął  do  pokoju  matkę.  Nikki  zatrzymała

w drzwiach zdenerwowana.

- Co się stało?
Rozpromieniona dziewczynka pokazała jej zabawkę.
- Zobacz, co dostałam. – Oczekiwała uwagi matki.
Jake kupił Księżniczkę, bohaterkę najnowszego filmu animowanego. To

była  luksusowa  edycja  lalek  z  zamykającymi  się  oczami,  w  eleganckiej
sukience i z dwoma dodatkowymi strojami. Lalka była często reklamowana
w  telewizji  i  została  wykupiona  w  okolicy,  choć  nie  było  jeszcze  Black
Friday.

Nikki przykucnęła, by wyrazić podziw dla Księżniczki.
- Jest piękna, Emmo. Podziękowałaś Jake’owi?
Emma odwróciła się i objęła Jake’a za nogi.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Dotknął jej miękkich złotych włosów.
- Nie ma za co. – Przepełniły go nieznane mu dotąd emocje, na które

nie czekał. Podjął decyzję, że chce poznać swoją córkę, ale to była decyzja
jego rozumu. Nie oczekiwał emocji.

Nikki przyszła mu na ratunek.
- Kolacja gotowa – oznajmiła, wstając.
Dzięki nieprzerwanej paplaninie Emmy uniknęli niezręcznej ciszy. Róże

znalazły  miejsce  w  prostym  szklanym  wazonie.  Pasowały  do  żółtych
pasków w plecionych matach stołowych Nikki.

background image

Emma odmawiała zjedzenia sałaty i było widać, że już toczyły tę bitwę,

ostatecznie wygraną przez matkę.

Kolacja  upływała  w  harmonii,  choć  Jake  nie  mógł  uciec  od  obrazu

nagiej  Nikki.  Pewnie  fatalnie  to  świadczyło  o  jego  ojcowskich
kwalifikacjach,  ale  było  od  niego  silniejsze.  Nie  widział  kochanki  prawie
cztery dni.

Chociaż  w  tym  czasie  wciąż  się  czymś  zajmował,  był  niespokojny

i  spędzał  bezsenne  noce.  Wybierając  się  do  Nikki,  spakował  małą  torbę,
którą  zostawił  w  bagażniku.  Nie  był  pewien  jej  decyzji,  ale  wolał  być
przygotowany.

Emmie smakował kolacja, zostawiła pusty talerz. Jake trzy razy sobie

dokładał i jęknął, gdy w końcu odsunął się od stołu.

- Nie miałem pojęcia, że tak świetnie gotujesz.
- Dziękuję. – Podała córce kawałek ciepłej szarlotki z lodami. To samo

zaproponowała Jake’owi, który z żalem pokręcił głową.

- Zjadłem za dużo. Muszę poczekać.
- Nie ma sprawy.
Emma  spytała,  czy  może  odejść  od  stołu  i  otrzymała  pozwolenie.

Atmosfera w kuchni natychmiast się zmieniła.

Jake dopił wino i napełnił znów kieliszek.
- Cieszę się, że lalka jej się spodobała.
Nikki wyraźnie zesztywniała.
- Prezenty nie zastąpią czasu spędzanego z dzieckiem.
- Dopiero się dowiedziałem, że jestem ojcem. Chcesz się ze mną kłócić?
- Chcę, żeby Boże Narodzenie było dla niej wyjątkowe. A ty mi psujesz

szyki.

- Chciałaś jej dać tę lalkę pod choinkę?

background image

- Wiesz, że mnie na to nie stać. Teraz cokolwiek Mikołaj jej przyniesie,

będzie wyglądało marnie w porównaniu z lalką.

-  Wątpię,  żeby  Emma  znała  słowo  marnie.  Będzie  zachwycona

wszystkim, co razem ze staruszkiem Mikołajem położycie pod choinką.

- Nieważne. Możesz to odpracować.
- Już mi się podoba – rzekł z uśmiechem.
- Nie o tym myślę, Lowell, mówię o prawdziwej pracy.
- Mam pozmywać? Z przyjemnością…
- Nie, musisz mi pomóc z choinką.
- Jaką choinką?
Spojrzała na niego, przewracając oczami.
-  Tą  w  szafie.  Chciałam  postawić  choinkę  dzień  po  święcie

dziękczynienia,  ale  ponieważ  wzięłam  wolne  na  ślub  Josha,  muszę
pracować w piątek i sobotę. Skoro już tu jesteś, możemy ustawić drzewko,
a Emma przed spaniem powiesi kilka ozdób.

- Jeśli chcesz, kupię wam ubraną choinkę i każę ją dostarczyć jutro. –

Dzięki czemu zyskają czas na inne rozrywki.

Nikki dotknęła jego ramienia.
-  Ubieranie  choinki  to  część  magii  świąt  –  powiedziała.  –  Doceniam

twoją propozycję, ale lubię dekorować drzewko.

- Rozumiem, ale czemu sztuczną choinkę?
- Po pierwsze Emma ma alergię. Poza tym żywej choinki nie dostaniesz

tak wcześnie. Na pewno już jakąś ubierałeś.

- W dzieciństwie.
Popatrzyła na niego zdumiona.
- Chcesz powiedzieć, że od piętnastu lat tego nie robiłeś?

background image

- Czemu tak cię to szokuje, Nik? Żyję sam, wciąż jestem w drodze, to

za dużo kłopotu dla jednej osoby.

- A co z Bożym Narodzeniem? Jak świętujesz?
Jej pytania przywołały wspomnienia, które nie były miłe.
- Cóż, czasami bywam akurat w kraju, gdzie nie obchodzi się Bożego

Narodzenia.

- Okej. A kiedy indziej?
- Czasem zaprasza mnie ktoś znajomy. Jeśli jestem akurat w podróży,

znajduję jakiś kościół i idę na mszę. Nie ma nic złego w tym, że człowiek
porzuca komercyjne podejście do świąt. Wiele nie straciłem.

Jej oczy pociemniały od emocji, których nie potrafił nazwać.
- Straciłeś, Jake, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy.
- Gdzie to cholerne drzewko? – burknął.
Nikki  wskazała  szafę.  Jake  wyjął  z  niej  długie  prostokątne  pudło.

Musiał  tylko  złożyć  z  sobą  trzy  części  i  sprawdzić,  czy  choinka  stabilnie
trzyma się w stojaku.

Na prośbę Nikki postawił ją przy oknie. Choć nie powiedział tego na

głos, sztuczne drzewko pamiętało lepsze czasy, a nawet wyglądało smutnie.

-  Wiem.  –  Przyglądała  się  drzewku,  marszcząc  nos.  –  Kupiłam  ją  na

wyprzedaży,  kiedy  byłam  w  ciąży.  Dekoracje  przykryją  wszystkie
niedoskonałości. Emmo? – zawołała. – Będziemy ubierać choinkę.

Emma przybiegła, ściskając lalkę od Jake’a.
- Mogę powiesić pierwszą bombkę? – spytała.
- Oczywiście, kochanie.
Jake zamierzał usiąść i tylko się przyglądać, ale mu się nie udało. I tak

już  po  chwili  wyciągał  dekoracje  z  pojemnika  i  wieszał  je  na  gałązkach.
Kiedy  pojemnik  został  opróżniony,  dorośli  opletli  drzewko  srebrnym

background image

łańcuchem  i  lampkami.  Potem  Nikki  położyła  się  na  brzuchu  i  rozłożyła
czerwony dywanik choinkowy.

Jake  chętnie  by  jej  pomógł,  ale  obawiał  się  pokusy.  W  puszystym

swetrze w kolorze Morza Egejskiego wyglądała jak świąteczny przysmak.
Może by ją przekonał, by pojechała z nim do Grecji?

Odchrząknął i starał się pomyśleć o lodowcach.
- Skończyliśmy? – spytał.
Nikki wstała i kiwnęła głową.
- Wygląda pięknie, Nik – powiedział.
Nie  kłamał.  Dekoracje  zamieniły  liche  sztuczne  drzewko  w  dzieło

sztuki.

- Zgaś światło, mamusiu – poprosiła Emma.
W  ciemności  choinka  prezentowała  się  jeszcze  lepiej.  Jake  wycisnął

całusa za uchem Nikki i chwycił zębami koniuszek jej ucha.

- Wciąż widzę cię nagą – wyznał tak cicho, by córka go nie usłyszała.

Wsunął  rękę  pod  sweter  Nikki  i  głaskał  jej  plecy.  Zadrżała  i  oparła  się
o niego. Jej włosy łaskotały go w nos. W końcu się odwróciła i dotykając
palcami jego warg, szepnęła:

- Mocno pada. Nie powinieneś wracać samochodem do Falling Brook.

Może zostaniesz na noc?

- Na kanapie?
- W moim łóżku. – W jej śmiejących się oczach odbijały się choinkowe

lampki.

-  A  Emma?  –  Jego  głos  brzmiał  jakoś  dziwnie,  bo  z  trudem  łapał

oddech.

Nikki cmoknęła go w brodę.
- Nastawimy budzik. O piątej przeniesiesz się na kanapę.

background image

Wykąpała córkę i przebrała ją w piżamkę. Temperatura spadała, świeży

śnieg  pokrywał  się  warstewką  lodu.  Gdy  kładła  Emmę  do  łóżka,  ta  tuliła
nową lalkę.

- Czemu Jake nie czyta mi na dobranoc?
- Jest późno, kochanie. Długo ubieraliśmy choinkę.
- Jest piękna. – Emma ziewnęła.
-  To  prawda.  –  Nikki  się  uśmiechnęła.  –  Ale  pamiętaj,  jeszcze  dużo

czasu  do  świąt.  W  tym  roku  wcześniej  ubrałyśmy  choinkę.  Powiem  ci,
kiedy przyjdzie pora na świętego Mikołaja.

- Poczekam, mamusiu.
Kiedy  zgasiła  światło  i  wyszła  z  pokoju,  była  przekonana,  że  Emma

zasnęła.  Znalazła  Jake’a  w  kuchni,  wycierał  blat.  Zmywarka  pracowała,
kuchnia lśniła czystością. Nikki poczuła wyrzuty sumienia.

- Jesteś naszym gościem. Zrobiłabym to za chwilę.
- Po pierwsze musiałem zarobić na nocleg. Po drugie… - Podszedł do

niej i pocałunkiem odebrał jej dech. – Chciałem, żebyś już była wolna.

Przytuliła policzek do jego piersi.
-  Może  zaczniemy  od  kieliszka  taniego  wina  i  będziemy  podziwiać

choinkę po ciemku?

- Taniego wina?
- Wybieraj. – Otworzyła szafkę, gdzie trzymała czerwone wino, a potem

lodówkę,  z  której  wyjęła  chardonnay.  –  Sądzę,  że  ktoś,  kto  odwiedza
winnice we Włoszech i we Francji, jest ponad wino za pięć dolców?

Jake zrobił zabawną minę.
- Jeśli zapłaciłaś za to pięć dolców, zostałaś okradziona.
-  To  może  kawa?  Mam  młynek,  choć  pewnie  jest  zakurzony  –

przyznała.

background image

Jake ujął jej twarz w dłonie i pocałował obie powieki.
- A może szklankę wody, a potem przeniesiemy się do łóżka?
-  Nie  potrzebuję  wody.  –  Stali  tak  przytuleni,  że  czuła  jego  erekcję.

Nagle przestał się spieszyć. – Najpierw choinka. Ciężko pracowaliśmy nad
tym arcydziełem.

Pociągnął  ją  z  powrotem  do  salonu.  Za  oknem  w  świetle  ulicznych

latarni lśniły gęsto padające płatki śniegu.

- I tak  nie mógłbyś  pojechać  do hotelu  – powiedziała.  – Spójrz przez

okno.  Przywiozłeś  jakieś  rzeczy?  Przynieś  je,  zanim  zrobi  się  jeszcze
gorzej.

Jake usiadł i posadził ją sobie na kolanach.
-  Zgodziłaś  się  ze  mną  poprzytulać.  Nie  zmieniaj  tematu.  Tak,

zapakowałem kilka rzeczy na wszelki wypadek.

Zdawało  jej  się,  że  jego  dłonie  są  wszędzie.  Kiedy  dotknął  szwu

legginsów w kroku, wygięła się i szepnęła:

- Tak, Jake, tak.
Całowali się zachłannie. Jake wplótł palce w jej włosy.
- Pragnę cię, Nik. Od tamtej soboty, kiedy przywiozłem cię do domu,

nie  byłem  w  stanie  myśleć  o  niczym  innym.  Proszę,  powiedz,  że  to  nie
tylko moja obsesja.

- Nie tylko – wydyszała. – Gdzie masz prezerwatywy? Tylko nie mów,

że w samochodzie.

Odsunął ją na bok i poderwał się na nogi, sięgając po portfel. Nikki też

wstała i zdjęła sweter przez głowę.

-  Pomogę  ci.  –  Sekundy  później  stanik  wyfrunął  w  powietrze,  a  Jake

siedział znów na kanapie z Nikki na kolanach. Wtulił w jej piersi twarz. –
Używasz tych samych perfum.

background image

- Tak.
-  Poczułem  je  kiedyś  w  jakimś  sklepie  i  od  razu  się  podnieciłem.

Uwielbiam to, jak pachną na twojej skórze. – Wziął jej sutek w zęby.

Zdawało  jej  się,  że  w  całym  jej  ciele  wybuchają  fajerwerki.  Kiedy

krzyknęła, podniósł wzrok.

- Bolało?
Pogłaskała go drżącą ręką.
- Nie, Jake, nigdy nie boli. Ściągnij mi legginsy – błagała, unosząc się

niezdarnie.

Zdjął jej także balerinki, zostawiając jedynie czarne koronkowe figi.
- Boże, jesteś taka piękna – rzekł z podziwem.
- A ty masz na sobie za dużo ciuchów.
Zaczęła rozpinać mu koszulę, ale już stracił cierpliwość.
- Ja to zrobię.
Nagle zdała sobie sprawę, że zasłony są odsunięte.
- O mój Boże. Przenosimy się do sypialni, szybko.
Przeszli  na  palcach,  mijając  drzwi  Emmy,  aż  znaleźli  się  w  sypialni

Nikki. Szczerze mówiąc, była niewiele większa od pokoju dziewczynki, za
to  miała  tuż  obok  łazienkę,  więc  pani  domu  nie  musiała  korzystać  z  tej
w holu.

- Czy te drzwi zamykają się na klucz? – spytał Jake.
W pokoju było ciemno.
- Tak, zaczekaj. – Zapaliła nocną lampkę. Gdy zobaczyła twarz Jake’a,

jej serce się zatrzymało. Wyglądał jak pirat szykujący się do zdobycia łupu.

W  pośpiechu  pozbył  się  ubrań.  Nikki  poczuła  się  znów  młoda

i beztroska.

- Materac nie jest najlepszy – uprzedziła.

background image

-  Nic  mnie  nie  obchodzi  materac.  Kochałbym  się  z  tobą  na  śniegu,

gdyby nie było wyjścia. Chciałbym patrzeć, jak opalasz się nago na tarasie
w Grecji. Pilibyśmy ouzo i jedli ser. Jak ci się podoba ten pomysł?

Ponieważ  mówiąc, dotykał jej stref erogennych,  Nikki była chętna do

współpracy.

-  Brzmi  to  świetnie.  Kupisz  mi  złoty  łańcuszek  na  nogę  i  pozwolisz

przejechać się na osiołku?

Jake zdusił śmiech.
-  Kupię  ci  całe  cholerne  miasto.  Wszyscy  faceci  w  knajpie  podczas

kolacji  będą  żałować,  że  nie  siedzą  na  moim  miejscu.  –  Odsunął  się
i zabezpieczył, a potem do niej wrócił. Kładąc się na boku, wsunął w nią
dwa palce i delikatnie głaskał centrum jej rozkoszy. – Chciałbym cię wziąć
ostro i szybko, a jednocześnie czule i powoli.

Przesunęła palcami po jego ramieniu.
- Po co wybierać? Możemy mieć wszystko.
Uniósł  się  nad  nią  i  pchnął  z  całej  siły,  aż  oboje  głośno  wciągnęli

powietrze. Objęła go nogami w pasie. Orgazm przyszedł już przy drugim
pchnięciu,  świat  na  moment  stracił  wyrazistość.  To  było  za  szybko,
pragnęła  więcej,  ale  już  znalazł  swoją  nirwanę,  zdobywając  ją
i zawłaszczając.

Stoczył się z niej, łapiąc oddech, i wziął ją za rękę.
- Niesamowite, Nik – powiedział niewyraźnie.
Jego  oddech  zwolnił,  zaraz  potem  zasnął.  Nikki  zgasiła  lampkę

i  ustawiła  alarm  w  telefonie.  W  ciemności  oczy  zapiekły  ją  od  łez.  Boże
Narodzenie to czas cudów, jednak coś jej mówiło, że Jake nie zaczeka tu na
Mikołaja. Ścisnęła jego rękę, jakby w ten sposób mogła go zatrzymać.

- Kocham cię, Jake – szepnęła.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Gdy otworzył oczy, nie mógł się zorientować, gdzie jest. Potem nagle

otrzeźwiał.  Przesunął  się  ostrożnie  na  brzeg  łóżka,  wstał  i  poszedł  do
łazienki. Kiedy wrócił, jego oczy stopniowo przywykały do ciemności.

Zerknął na zegarek, była druga w nocy. W ciszy słyszał oddech Nikki.

Położył się z powrotem i przytulił do jej ciepłego ciała, po czym znowu się
podniecił.

W  środku  jednak  był  zimny,  w  miejscu  serca  miał  bryłę  lodu.  Nikki

myślała,  że  spał,  gdy  mówiła:  Kocham  cię,  Jake.  Jak  to  możliwe?  Po
wszystkim, co się wydarzyło?

Miał  dwanaście,  może  trzynaście  lat,  był  z  kolegą  i  jego  rodziną  na

wycieczce  w  Yellowstone.  Strażnik  ostrzegł  ich,  że  jeśli  nie  dogaszą
ogniska, żar może pozostać godzinami, a nawet dniami. A kiedy przyjdzie
sprzyjający wiatr, obudzi się do życia i wybuchnie płomieniem.

Czy  wciąż  kochał  Nikki?  Czy  obchodziła  go  dość,  by  spróbował  ją

pokochać? Co by się stało, gdyby chciał być mężczyzną, na jakiego Nikki
zasługuje, ale mu się nie udało? Erekcja kpiła z jego niezdecydowania. Weź
ją, szeptał jakiś diabeł. Chroń ją, mówiła jego lepsza część.

W końcu delikatnie potrząsnął Nikki.
- Potrzebuję cię. Proszę.
Skinęła  głową,  pomrukując  z  rozkoszy,  gdy  wsunął  język  do  jej  ust.

Ogień znów zapłonął.

background image

Sięgając  na  nocny  stolik,  wziął  drugą  prezerwatywę,  a  kiedy  był

gotowy, położył się na boku, twarzą do Nikki. Uniósł jej nogę i ułożył ją
sobie  na  biodrze,  łącząc  się  z  nią  po  raz  kolejny.  Spotkali  się  jak  równi
sobie  partnerzy.  Oboje  na  przemian  dawali  i  otrzymywali  rozkosz.  Nikki
objęła go za szyję i pocałowała.

- Cieszę się, że zostałeś na noc.
- Ja też. – Chciał jej powiedzieć, co czuje, ale pożądanie było tak silne,

że chyba na moment stracił rozum. Położył się na plecach. Głaszcząc włosy
Nikki, starał się zwolnić oddech. Ogarnął go strach. Jak mógłby skrzywdzić
kobietę, która kiedyś była całym jego światem?

- Jake? – odezwała się, głaszcząc jego pierś, jakby był dużym dzikim

kotem.

- Hm?
- Już nie śpię. Opowiedz mi o ślubie. To będzie huczna impreza?
- Pamiętasz hotel Bismarck w centrum?
- Tak.
-  Wyremontowali  piętro  i  urządzili  tam  dużą  przestrzeń  na  różne

imprezy. Josh i Sophie mogli zaprosić rodzinę i przyjaciół, z tysiąc osób.
Wiesz,  jak  jest  w  Falling  Brook.  Jak  zaczynasz  zapraszać  gości,  trudno
wyznaczyć  granicę,  ale  Josh  i  Sophie  uznali,  że  po  informacjach,  jakie
ukazały  się  w  mediach,  nieprzyzwoicie  byłoby  szastać  pieniędzmi.
Podobno ma być pięćdziesiąt osób.

- A co z próbnym weselem?
- Nie będzie.
- To dobrze.
Rozmowa  była  miłym  odwróceniem  uwagi,  ale  dla  Jake’a  nadeszła

chwila prawdy. Puścił Nikki i oparł się o zagłówek. Był zły, kiedy zapaliła
lampkę,  nie  chciał,  by  na  niego  patrzyła.  Jeśli  ma  w  sobie  choć  trochę

background image

odwagi,  nie  pozwoli  jej  żyć  złudzeniami.  Wsunął  palce  we  włosy,  czoło
miał wilgotne od potu.

- Chyba nie zostanę na proces ojca, Nikki.
Ona także usiadła, zakrywając piersi kołdrą. Potargane włosy tworzyły

ognistą chmurę wokół jej twarzy.

- Nie rozumiem. Czemu?
- On jest dla mnie nikim. Nie obchodzi mnie, co się z nim stanie. On

nas zniszczył, Nikki. Nie wybaczę mu tego.

- To nieprawda – rzuciła ostro.
- Mylisz się, to prawda.
Znał ten ból w jej oczach, widział go przed piętnastoma laty. Mógłby go

zobaczyć w Atlantic City, gdyby widział, jak się obudziła. Sama.

-  To  ty  zniszczyłeś  to,  co  nas  łączyło,  Jake,  nie  twój  ojciec.  Ty

zniknąłeś. Mogłeś wrócić w każdej chwili, ale tego nie zrobiłeś.

Spojrzał na nią osłupiały. Nie oczekiwał ataku, Nikki zawsze stała po

jego stronie.

-  Musiałem  wyjechać.  Przez  ojca  nie  dało  się  tu  żyć.  Jeden

z  paparazzich  próbował  po  drabinie  wejść  do  mojej  sypialni.  To  było
piekło.

- Wiem, byłam tam, nie pamiętasz?
- Twój ojciec przynajmniej zginął, zapłacił za grzechy. Nikt ciebie ani

twojej mamy nie podejrzewał, że ukrywacie fortunę.

- To okrutne słowa. Kochałam ojca, choć nienawidziłam tego, co zrobił.

Nasi  ojcowie  skrzywdzili  i  rozbili  rodziny.  Ale  czas  płynie  naprzód.  Nie
tkwię w przeszłości. Musiałam zbudować życie od początku. Mam dziecko,
które mnie kocha i matkę, która mnie potrzebuje. Nie jestem już przerażoną
licealistką.

background image

- Sugerujesz, że jestem tchórzem? – Złość się w nim zagotowała.
-  Nie,  ale…  miałeś  wszystko,  a  nie  potrafiłeś  dorosnąć,  wrócić  tu

i  zrobić,  co  należy.  Wszyscy  cię  potrzebowaliśmy.  Oliver,  twoja  mama,
Joshua. Ja.

- Oferowałem Joshowi pomoc, ale zakładał, że jestem niedojdą i nie był

zainteresowany.

- To przeszłość. Mój Boże, Jake. Niedawno Josh proponował ci, żebyś

stanął na czele firmy. Jak jeszcze miałby ci udowodnić, że w ciebie wierzy?

-  Za  długo  żyłem  w  podróży,  żeby  to  zmienić.  Ludzie  nie  zawsze  są

tacy, jakimi chciałabyś ich widzieć. Oczekujesz zbyt wiele.

- Może. – Łza spłynęła po jej policzku. – Przenieś się na kanapę.
Nadszedł śmiertelny cios, sam go na siebie ściągnął. Lód w jego piersi

stopniał,  zostawiając  ziejącą  pustkę.  To  bolało,  a  on  nie  wiedział,  jak  to
naprawić.

Nikki patrzyła na niego z udręczoną miną.
- Co z Emmą?
- Będę się z nią widywał. Emma nie ma nic wspólnego z moim ojcem.
Uśmiechnęła się gorzko.
-  Mylisz  się.  Twój  stosunek  do  córki  jest  ściśle  związany  z  twoimi

pretensjami do całego świata. To cię sparaliżowało, okaleczyło.

Przyjął ten kolejny cios ze stoicyzmem, ale odparował:
- Z czego zrobiłaś licencjat? Chyba nie z psychologii? – Słyszał ironię,

lecz  nie  potrafił  się  powstrzymać.  –  Jestem  dorosłym  facetem,  może
i draniem. Daję sobie radę z życiem.

Palce Nikki, którymi ściskała kołdrę, pobielały.
- Więc co ze ślubem Josha?
- Pójdziesz ze mną na ślub. Moja rodzina tego oczekuje.

background image

- Pojadę sama. Nie chcę ci robić kłopotu.
- Nie bądź śmieszna. Przyjadę po ciebie w południe.
- A co będzie z nami po ślubie Josha?
Pomimo tego wszystkiego, co powiedział i zrobił, w spojrzeniu Nikki

dojrzał iskierkę nadziei.

- Chyba nie ma czegoś takiego jak my – odparł obcesowo. – Wielu ludzi

dzieli się opieką nad dziećmi. – Wstał, znalazł bokserki, koszulę, spodnie
i zaczął się ubierać.

Nikki owinęła się kołdrą i podeszła do szafy.
- Dam ci pościel.
Nagle poczuł, że nie zniesie jej bliskości ani sekundy dłużej.
- Nie trzeba. Pojadę do siebie.
Odwróciła się, marszcząc czoło.
- Nie bądź głupi, Jake. Napadało pełno śniegu.
Wzruszył  ramionami,  patrząc  na  kobietę,  która  mu  pokazała,  jak

mogłoby wyglądać jego życie.

- Nie przejmuj się, zawsze ląduję na czterech łapach.
Wziął  kowbojskie  buty  i  resztę  swoich  rzeczy  i  przeniósł  się  do

saloniku,  myśląc,  że  Nikki  za  nim  przyjdzie.  Do  świtu  brakowało  parę
godzin.  Kiedy  Emma  się  obudzi,  on  będzie  już  w  Falling  Brook,
w bezosobowym pokoju hotelowym.

Choinka kpiła z niego radosnym blaskiem. Lampki wciąż się paliły, bo

Nikki i Jake byli zbyt zajęci sobą, by o nich pomyśleć. Kiedy się ubrał, raz
jeszcze nadstawił ucha. Spodziewał się, że Nikki zrobi mu wykład na temat
bezpieczeństwa na drodze i powie, że jest egoistą i draniem.

Nie doczekał się jej. W drzwiach wyjściowych był jeden zamek, który

nie wymagał klucza, by drzwi zamknęły się bezpiecznie. Wyszedł w nocną

background image

ciszę i brnął przez śnieg.

Sam w pustym pejzażu.

Płakała  przez  godzinę,  aż  nos  jej  się  zatkał.  Przez  długie  minuty

czekała, aż Jake wróci i przyzna, że pogoda jest zbyt paskudna, by ruszać
w  drogę.  Najwyraźniej  wolał  ryzykować,  niż  zostać  z  nią.  Jak  mógł  się
z nią kochać i kompletnie nic nie czuć?

Gdyby okazał choć cień zainteresowania stałym związkiem, walczyłaby

o  przyszłość.  Pojechałaby  z  nim  wszędzie.  Emma  jeszcze  nie  zaczęła
szkoły.  Roberta  prawdopodobnie  wróci  do  Falling  Brook  do  przyjaciół,
których znała od dziesięcioleci.

Tymczasem  Jake  znów  od  niej  uciekł.  Musi  pozwolić  mu  odejść.

Poczuje  się,  jakby  straciła  rękę,  ale  jeśli  nie  stawi  czoła  prawdzie,  koszt
będzie wyższy. Jake jej nie kocha, nie potrafi kochać, jest pusty w środku.

O siódmej Emma wpadła w podskokach do sypialni Nikki.
- Gdzie jest Jake?
Nikki zdusiła jęk.
- Czemu pytasz, złotko?
- Wczoraj padał śnieg. Mówiłaś, że nie można jeździć samochodem po

śniegu.

- Mówiłam o nas. Jake jest świetnym kierowcą. Pojechał do domu, jak

zasnęłaś.

- Kiedy wróci?
- Nie wiem. Chodź, zjemy śniadanie.
Pogoda, jak to w New Jersey, znów zrobiła woltę. O tej porze roku tak

niskie  temperatury  nie  mogły  się  utrzymać.  Wyszło  słońce,  śnieg  topniał.
Na ulicach zalegało błoto.

background image

Nikki  nie  miała  pojęcia,  jak  przetrwa  osiem  godzin  na  nogach.  Może

dzięki  dużej  dawce  kofeiny  i  zdystansowaniu  się  od  opóźnionych
w rozwoju emocjonalnym mężczyzn.

Roberta też nie oszczędziła Nikki, kiedy się pojawiła.
- Wyglądasz koszmarnie. Złapałaś grypę?
- Nie, mamo. Kiepsko spałam.
- Widzę, że już ubrałaś choinkę. Dałaś radę sama?
- Jake nam pomógł – odparła niewinnie Emma.
Roberta uniosła brwi.
-  Był  u  nas  na  kolacji.  –  Nikki  zerknęła  na  córkę.  –  Zdejmij  piżamę

i ubierz się, proszę.

Kiedy Emma poszła do pokoju, Roberta spytała:
- I?
- I nic. Poznaje Emmę. Chce uczestniczyć w jej życiu.
Matka uśmiechnęła się łagodnie.
- Nie wydajesz się zadowolona.
- To będzie trudne – przyznała Nikki.
- Bo jesteś w nim zakochana?
- Mamo, Emma cię usłyszy.
- Więc to prawda?
- Nie – skłamała Nikki. – Jesteśmy przyjaciółmi, którzy mają dziecko.

To się nie zmieni, tak jest dobrze.

Czekała na uderzenia pioruna albo na to, że ziemia ją pochłonie za te

wierutne kłamstwa.

Roberta wydawała się rozczarowana.
- Okej, wierzę ci.
- Muszę się szykować do pracy.

background image

Wybiegła  z  pokoju,  mówiąc  sobie,  że  za  nic  się  nie  rozpłacze.  Jest

dorosłą kobietą, a nie bujającą w obłokach nastolatką.

Przyjechała  do  pracy  dziesięć  minut  wcześniej,  wzięła  kawę  i  poszła

z nią do magazynu. Ta mała restauracja stała się jej drugim domem. Lubiła
współpracowników,  klientów  i  rutynę,  która  dawała  jej  poczucie
bezpieczeństwa.

Jednak  pensja  zastępcy  kierownika  nie  była  wysoka.  Kiedy  Emma

będzie  starsza  i  jej  potrzeby  wzrosną,  trzeba  będzie  zmienić  pracę.  Może
wtedy wykorzysta swój dyplom z komunikacji. Myślała o pracy w agencji
reklamowej,  mogłaby  zająć  się  PR-em.  Nieźle  pisała  i  nie  bała  się
wystąpień publicznych.

Jej chwilę spokoju zakłócił jeden z kucharzy, który wpadł po fasolkę.

Spojrzał na zegarek z uśmiechem.

- Ciężki poranek?
Musiała wyglądać gorzej, niż przypuszczała. Uśmiechnęła się siłą woli.
- Nie wyspałam się. Wiesz, jak to jest, dzieci…
- O tak, wiem. – Wyszedł i zamknął drzwi.
Wzięła głęboki oddech. Nie musi dzisiaj podejmować decyzji. Styczeń

to dobry miesiąc na postanowienia i nowy początek. Może Joshua rzuci jej
i matce koło ratunkowe. Kto wie, co przyniesie przyszłość?

Jedynym pewnikiem było to, że w jej przyszłości nie będzie Jake’a.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Opuścił  dom  Nikki  przed  świtem,  a  skoro  miał  znów  wyjechać  po

ślubie  brata,  postanowił  poświęcić  czas  rodzinie.  Wyjście  do  kina
z  Oliverem,  lunch  z  Joshuą  i  herbata  z  matką  w  piątkowe  popołudnie
okazały się oczyszczające.  Pragnął okazać im wsparcie,  tymczasem  to on
poczuł się otoczony troską.

Zaskoczyła go zwłaszcza matka.
- Jak się czujesz, mamo? Tak naprawdę. Wiem, że pojechałaś zobaczyć

się z ojcem.

Eve  Lowell  nie  wyglądała  na  swój  wiek.  Oczywiście,  że  lat  jej

przybyło, ale zachowała posturę królowej piękności.

Słysząc pytanie syna, zmarszczyła nos.
-  To  była  rozmowa  o  niczym,  pokazała  mi  tylko,  że  pora  patrzeć

w przyszłość. Potrzebowałam sporo czasu, żeby zebrać siły. Wciąż zdarzają
mi  się  trudne  dni,  ale  jak  Oliver  jestem  już  w  dobrym  miejscu.  Kiedy
powiedział  mi  o  swojej  wizycie  i  że  doszedł  do  tego  samego  wniosku,
ucieszyłam się, że się tam wybrał. To było dobre dla nas obojga.

- Nadal kochasz ojca?
W końcu powoli pokręciła głową.
-  Zależy,  co  rozumiesz  przez  miłość.  Twój  ojciec  został  uznany  za

zmarłego.  Nie  jestem  z  nim  związana  prawnie.  Ale  milion  lat  temu
złożyłam  przysięgę.  Nie  miałam  wtedy  pojęcia,  że  mój  mąż  okaże  się
przestępcą.

background image

- Tak czy nie?
Popatrzyła na niego smutno.
-  Nie  zawsze  możemy  wybrać  tego,  kogo  kochamy,  i  nie  zawsze

możemy  przestać  kochać  kogoś  tylko  dlatego,  że  nie  zasługuje  na  naszą
miłość. Wiem, że wyjechałeś przez ojca.

- On uciekł, zostawił nas – mówił z nieskrywaną złością. – Nie radziłem

sobie z brukowcami. Prześladowali nas i unieszczęśliwiali. Przez niego.

- Biedny chłopiec. Pozbawił cię domu.
Nagle poczuł się bezbronny. Nie znosił tego uczucia.
- Jestem ci winien przeprosiny – rzekł oficjalnie. – Nie powinienem był

cię  zostawiać  w  tej  trudnej  sytuacji.  Przepraszam,  że  nie  zostałem.
Przepraszam, że nie wróciłem.

- Miałam Joshuę – odparła. – Dawaliśmy radę.
Choć nie zamierzała go zranić, Jake miał wrażenie, jakby wbiła mu nóż

w  serce.  Kochał  brata,  ale  nie  podobało  mu  się,  że  jemu  wciąż
przypisywano rolę niedojdy.

- Potrzebujesz czegoś? – spytał. – Radzę sobie finansowo.
-  Synku  –  poklepała  go  po  ręce  –  przez  lata  przysyłałeś  mi  biżuterię

i  dzieła  sztuki  na  urodziny  i  na  święta.  Nie  czułam  się  zapomniana.
Wiedziałam,  czemu  nie  wracasz.  Miałam  nadzieję,  że  któregoś  dnia  twój
ból złagodnieje. – Jej twarz przybrała chytry, a nawet szelmowski wyraz. –
A teraz opowiedz mi o Nikki i córce, Josh niewiele mi zdradził.

Jake się przygarbił.
- Emma ma cztery lata. Ustalamy z Nikki, jak mógłbym ją odwiedzać.

Będziemy też oczywiście rozmawiać na wideoczacie.

- Nie zobaczę wnuczki? – Matka posmutniała.
- To zależy od ciebie i Nikki.

background image

- Ciekawe, że nie mówisz o sobie i Nikki.
- Nie ma o czym, mamo.
- To wasze dziecko.
- Pięć lat temu wpadliśmy na siebie w Atlantic City i… no wiesz.
Eve uśmiechnęła się.
- Może się starzeję, synu, ale wiem, co to jest chemia.
- Nie wiedzieliśmy się tyle lat. Co było, minęło.
- Trudno mi w to uwierzyć.
- Czemu? – zmarszczył czoło.
-  Nie  założyłeś  rodziny.  Dla  mnie  to  dziwne.  Choć  za  nic  tego  nie

przyznasz, jesteś wrażliwym, kochającym, wspaniałym mężczyzną.

- Myślałem, że cię rozczarowałem – rzekł zdumiony. – Zawiodłem.
- Nonsens – odrzekła. – Poszedłeś własną drogą. Możesz nie mieć wielu

szans na szczęście. Łap tą, którą masz, zanim będzie za późno.

W tym momencie poczuł zmęczenie ciągłą podróżą, tym, że tak powoli

dojrzewa. Był gotowy sięgnąć po szczęście. Wciąż jednak nie był pewien,
jak po nie sięgnąć ani jak sobie z tym poradzić. Może jest już za późno…

Choć  doceniał  wsparcie  matki,  nie  potrafił  określić  swych  zamiarów.

Nie miał żadnego kontaktu z Nikki. Nie mógł się zdobyć na to, by do niej
napisać. Jej oskarżenia wciąż dzwoniły mu w uszach.

Najwyraźniej nie była tak wyrozumiała jak jego matka. Matki zawsze

znajdują wytłumaczenia dla błądzących synów. Kochanki odchodzą.

Choć mówiąc szczerze, to on odszedł. Porzucił niepewność z Nikki dla

spokoju swoich żelaznych egoistycznych zasad.

W  końcu  rankiem  w  dniu  ślubu  Josha  wysłał  jej  krótką  wiadomość:

„Przyjadę po ciebie w południe”.

background image

Nikki  potrzebowała  dziesięciu  minut,  by  odpowiedzieć,  że  będzie

gotowa.

Do  święta  dziękczynienia  zostało  pięć  dni.  Może  już  powinien

wyjechać?  Im  szybciej,  tym  lepiej.  Nic  nie  było  takie,  jak  oczekiwał.  Za
dużo emocji. Za dużo ludzi.

Punktualnie  o  dwunastej  zaparkował  przed  domem  Nikki.  Zanim

wysiadł, już szła alejką, srebrne szpilki podkreślały jej długie nogi. Wyszedł
jej naprzeciw.

- Cześć.
- Cześć. – Spojrzała na niego chłodno.
Niosła  w  ręce  zimowy  płaszcz,  srebrno-różowy  szal  wokół  ramion

chronił ją przed lekkim wiatrem.

Wyglądała zachwycająco. Korale z pereł podkreślały materiał sukienki.

Zastanawiał się, czy Robercie udało się zachować dla córki cenną biżuterię,
czy perły były sztuczne.

Sukienka  miała  obcisły  gorset  i  szeroki  dół,  który  Emma  nazwałaby

spódnicą baletnicy. Kiedy Jake zamykał drzwi od strony pasażera, uważał,
by nie przyciąć tej spódnicy.

Gdy usiadł za kierownicą, otoczył go znajomy zapach. Jej perfumy nie

były  ciężkie,  pewnie  ledwie  spryskała  szyję,  ale  on  czuł  je  całym  sobą.
Zapalił silnik.

- Pięknie wyglądasz, Nik.
- Dziękuję. – Patrzyła przed siebie.
- Będziemy się zachowywać normalnie?
- Ty mi powiedz.
- Daj spokój. Możemy zawrzeć rozejm?

background image

Odwróciła  do  niego  głowę.  Jej  oczy  płonęły  z  wściekłości.  Zawsze

myślał,  że  to  tylko  takie  wyrażenie,  ale  teraz  widział,  że  to  może  być
prawda.

- Masz na myśli rozejm na czas wesela czy do twojego wyjazdu?
Policzył w myślach do dziesięciu.
- Na czas wesela. To ważny dzień.
- Wiem, czym jest wesele. Raz wychodziłam za mąż.
To przypomnienie było dla niego ciosem.
- Wiem. – Nagle zapragnął poznać szczegóły. – Było huczne?
- Nie miałyśmy z mamą grosza. Pobraliśmy się z Timothym w sądzie.
-  Przykro  mi,  że  wam  nie  wyszło  –  rzekł  szczerze.  –  Zasługujesz  na

szczęście.

- Dziękuję. – Splotła ramiona na piersi.
Zaparkowali w pobliżu hotelu, Jake pomógł Nikki włożyć płaszcz. Jej

nagi  kark  pobudził  jego  wyobraźnię,  lecz  zapanował  nad  libido.  Minie
wiele godzin, nim znów zostaną sami.

Mieli  do  przejścia  pół  przecznicy.  W  hotelu  zostawili  płaszcz  Nikki

w szatni. Kiedy jechali windą na dziewiętnaste piętro, Nikki nie patrzyła na
niego,  więc  bezkarnie  na  nią  zerkał.  Jako  siedemnastoletnia  dziewczyna
była  śliczna  i  pełna  życia.  Teraz  miał  przed  sobą  dojrzałą  kobietę,  która
przetrwała wiele życiowych zawirowań.

Jej  porcelanowa  cera  wyglądała  wciąż  tak  samo,  skóra  była  idealnie

gładka.  Musiał  sobie  przypomnieć,  że  to  święto  brata.  Tęsknił  za  Nikki,
a siła tej tęsknoty przekonała go, że musi posuwać się naprzód z rozwagą.

Odchrząknął, w małej przestrzeni poczuł się klaustrofobicznie.
-  Joshua  i  Sophie  poprosili  gości,  żeby  zamiast  kupować  prezenty,

przeznaczyli  jakąś  sumę  dla  organizacji  charytatywnej  Haley  Shaw.

background image

Wypisałem czek. Ale wysłałem też Sophie dziś rano orchideę w doniczce
ode mnie i od ciebie z najlepszymi życzeniami.

Nikki się uśmiechnęła.
- Piękny gest. Dziękuję, że mnie dołączyłeś.
Winda się zatrzymała, a oni wysiedli. Całe górne piętro hotelu Bismarck

zostało odmienione. Z ogromnych okien na wszystkich ścianach roztaczał
się  widok  na  okolicę.  W  jednej  części  sali  stały  rzędy  białych  krzeseł
podzielone alejką wyłożoną białym dywanem. Z przodu znajdował się łuk
opleciony  sezonowymi  kwiatami.  Wzdłuż  alejki  w  kryształowych  kulach
stojących na mosiężnych podstawach paliły się świece.

- Pięknie. – Nikki rozglądała się z zainteresowaniem.
-  Chodź,  usiądziemy.  –  Pierwszy  rząd  po  prawej  stronie  był

zarezerwowany  dla  Eve  Lowell,  Olivera  z  narzeczoną  Samanthą,  Jake’a
oraz Nikki. Nikki przywitała się z członkami rodziny Lowellów, po czym
zajęli miejsca.

Eve rzuciła synowi znaczące spojrzenie, ale je zignorował. Sala szybko

się zapełniła. Gości było blisko sześćdziesięciu, wciąż jednak dość mało, by
uznać, że ceremonia nie była skromna.

Z  bocznej  wnęki  wyłonił  się  rozpromieniony  Joshua  w  towarzystwie

pastora.  Kwartet  smyczkowy,  który  grał  od  dwudziestu  minut,  umilkł.  Po
chwili przerwy popłynęły pierwsze nuty kanonu Pachelbela.

Nikki dotknęła przedramienia Jake’a, który aż podskoczył. Zdawało mu

się, że skórę ma zbyt napiętą i brak mu tchu.

- Dobrze się czujesz? – szepnęła.

Zignorował jej pytanie. Tymczasem panna młoda ruszyła alejką. Wyraz

jej  twarzy,  gdy  patrzyła  na  Josha,  sprawił,  że  oczy  Nikki  zaszły  łzami.
Śluby zawsze ją wzruszały, a ten bardziej niż inne. Joshua dźwigał brzemię

background image

win ojca i przez lata odbudowywał zaufanie do Black Crescent. Zasługiwał
na to, żeby być bohaterem dnia.

Panna  młoda  zachwycała  w  białej  satynowej  sukni  z  odkrytymi

ramionami,  zapinanej  z  tyłu  na  mnóstwo  obleczonych  materiałem
guziczków. We włosy wplotła białe kwiaty. Nie miała welonu.

Sophie  i  Joshua,  trzymając  się  za  ręce,  stanęli  naprzeciwko  pastora.

Wybrali  tradycyjną  liturgię  ślubną  kończącą  się  słowami:  „dopóki  śmierć
nas nie rozłączy”.

W  końcu  pastor  położył  dłoń  na  złączonych  dłoniach  młodych

i pobłogosławił ich.

- Ogłaszam was mężem i żoną. Może pan pocałować pannę młodą.
Rozległy się radosne okrzyki i oklaski. Josh przechylił Sophie i całował

ją tak, jakby zapomniał, że nie są sami.

Niewiele myśląc, Nikki splotła palce z palcami Jake’a, walcząc z falą

zalewających ją emocji. Gdy Jake na nią zerknął, natychmiast puściła jego
rękę,  ale  było  już  za  późno.  Niechcący  dała  mu  znać,  jak  bardzo  jest  jej
drogi. Jej twarz zapłonęła z upokorzenia.

Kiedy państwo młodzi wyszli, goście przenieśli się do sali, gdzie miało

odbyć się przyjęcie.

- Przepraszam cię na chwilę. Chciałam porozmawiać z Haley Shaw –

powiedziała i oddaliła się szybkim krokiem.

Przy stoliku Haley przystanęła.
- Witaj, Haley – rzekła. – Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję, ty też. – Haley promieniała.
-  Nie  miałam  okazji  powiedzieć  ci  wszystkiego,  kiedy  przyjechałam

porozmawiać z szefem.

- Tak? – spytała Haley zdziwiona.

background image

-  Nigdy  ci  nie  podziękowałam  za  to,  że  trwałaś  w  BC.  Za  twoją

lojalność w stosunku do Vernona i mojego ojca. Za to, że pomogłaś Joshui
odbudować firmę.

- Cóż, czułam się winna, prawdę mówiąc.
- Czemu?
- Bo tamtego ranka widziałam ich obu, Vernona i twojego ojca. Czułam,

że coś się kroi, ale nikomu nic nie mówiłam. A potem było już za późno.

- Haley, nic nie mogłaś zrobić. Nikt z nas nie miał pojęcia, co planują.
-  Może,  ale  wiedz,  że  zostałam  w  BC,  bo  lubię  tę  pracę,  a  Josh  jest

wspaniałym szefem.

Nikki powoli pokręciła głową.
- Ja też czułam się winna przez te lata. Słyszałam wtedy przypadkiem

urywki dziwnych rozmów telefonicznych. Ale też nic nie mówiłam. Później
sobie to wyrzucałam. Jake też mnie obwiniał.

- Cóż, chyba mu przeszło. Widziałam, jak na ciebie patrzy. Jest w tobie

zakochany.

-  Och,  nie  –  zaprotestowała  Nikki.  –  Jesteśmy  tylko  przyjaciółmi.

Poprosił mnie, żebym mu dziś towarzyszyła, bo długo go tu nie było i nie
wiedział, do kogo się zwrócić.

Haley zmarszczyła nos nieprzekonana.
-  Chyba  się  oszukujesz.  Chase  i  ja  mieliśmy  lepsze  i  gorsze  chwile,

zanim  się  zaręczyliśmy.  Związek  to  nie  jest  łatwa  sprawa.  Trzeba  się
nauczyć sobie ufać.

- Nie wiedziałam, że jesteście zaręczeni.
Haley wyciągnęła rękę, pokazując pierścionek.
- Jeszcze nie ustaliliśmy daty ślubu. Czekam, aż Josh znajdzie kogoś na

swoje miejsce, zanim zacznę planować.

background image

- Myślałam, że od dawna przesłuchuje kandydatów.
- Tak, ale to musi być idealny wybór. Spójrz na braci Lowellów. Pewnie

właśnie o tym rozmawiają.

Sophie  otoczył  tłum  rodziny  i  przyjaciół.  Joshua  stał  z  Oliverem

i  Jakiem.  W  eleganckich  garniturach  bliźniacy  wyglądali  niemal
identycznie.

-  Pewnie  masz  rację  –  stwierdziła  Nikki.  –  Wezmę  sobie  coś  do

jedzenia,  nie  jadłam  lunchu.  I  widzę,  że  twój  przystojny  narzeczony  tu
zmierza.

Bracia  Lowellowie  byli  pogrążeni  w  rozmowie,  kiedy  ich  mijała.

Usłyszała, że faktycznie debatują o nowym prezesie BC. Zastanawiała się,
czy któremuś z nich wpadł do głowy pomysł sprzedania firmy.

Sięgnęła  po  talerz  i  nałożyła  sobie  przekąski,  po  czym  znalazła

spokojny kąt, jadła i sączyła szampana. Czuła się trochę nie na miejscu. Nie
powinna  była  tu  przychodzić.  Sprawy  z  Jakiem  były  w  najlepszym  razie
niepewne.

Wlepiła wzrok w kieliszek, gdy usłyszała niski głos.
- Tu jesteś.
- Jake…
- Więc pamiętasz moje imię. To już coś.
- Nie czuj się w obowiązku mnie zabawiać – powiedziała. – Są tu twoi

przyjaciele, z którymi dawno się nie widziałeś.

- Zatańczymy? – Wziął jej pusty talerz i kieliszek i odstawił je na tacę.
- Raczej nie.
- Zgodziliśmy się na rozejm.
Schował  jej  maleńką,  wyszywaną  koralikami  torebkę  do  kieszeni

marynarki,  wziął  ją  za  rękę  i  zaprowadził  na  parkiet,  który  zaczął  się

background image

zapełniać. Kwartet smyczkowy przekazał pałeczkę bluesowej kapeli, która
grała romantyczne standardy.

Gdy popłynęły pierwsze takty „I Only Have Eyes for You”, Nikki się

potknęła.

- Nie chcę tańczyć. – Próbowała się odsunąć.
Jake trzymał ją mocno. Wyglądał niemal tak nieszczęśliwie, jak ona się

czuła.

- Tańcz, Nikki. Przez wzgląd na dawne czasy.
Równie dobrze mógłby zadać jej cios nożem w serce. Chciała uciec. To

było  bolesne,  męczące.  Kochała  go  bez  wzajemności.  Nie  mogła  jednak
zrobić  sceny  na  ślubie  Josha  i  Sophie.  Wlepiła  wzrok  w  trzeci  od  góry
guzik  białej  koszuli  Jake’a  i  starała  się  nie  płakać.  Był  męski,  silny.
Wspominał coś o Grecji. Może miał tam ulubione miejsce, gdzie uciekał,
kiedy przyszła mu ochota.

Z jakimi kobietami się spotykał? To może dziwne, ale nie obchodziły jej

te wszystkie pozbawione twarzy kobiety. Kochała go takiego, jakim był –
niedoskonałego,  gwałtownego,  szlachetnego,  czułego  dla  Emmy…
idealnego kochanka.

Kiedyś  był  całym  jej  światem.  Jego  powrót  pokazał  jej,  czemu  jej

małżeństwo się nie udało. Udowodnił, że niektóre uczucia nie umierają.

Melodia wreszcie dobiegła końca. Jake i Nikki stali na skraju parkietu

i  patrzyli  na  pierwszy  taniec  młodej  pary.  Potem  tempo  imprezy
przyspieszyło. Alkohol lał się strumieniami, tłum stał się hałaśliwy.

-  Muszę  iść  do  toalety  –  oznajmiła  Nikki.  Wyjęła  torebkę  z  kieszeni

Jake’a i oddaliła się, nim zareagował.

W  toalecie  dla  pań  poprawiła  szminkę.  Jedno  spojrzenie  w  lustro

powiedziało  jej,  że  dobrze  ukrywa  uczucia.  Zdradzały  ją  tylko  oczy.
Szczypnęła się w policzki i przyłożyła do karku mokry ręcznik papierowy.

background image

Bardzo  chciała  wracać  do  domu,  ale  była  daleko  i  gdyby  wynajęła

samochód, zapłaciłaby fortunę.

Kiedy  wróciła  na  przyjęcie,  Jake  gdzieś  zniknął.  Goście  stali

w grupkach wystraszeni albo zatroskani. Nikki znalazła Haley, która stała
z zaszokowaną miną.

- Co się stało? – spytała. – Nie mogę znaleźć Jake’a.
- Ktoś przyniósł wiadomość, że Vernon uciekł z aresztu.
- Och nie. Biedny Josh. Biedna Sophie. Żeby coś takiego zdarzyło się

właśnie dzisiaj.

Nagle  pojawił  się  Joshua.  Był  wzburzony.  Zatrzymał  się  naprzeciwko

kobiet i westchnął.

- Jake wyszedł, Nikki.
- Nie rozumiem.
- Pojechał z Oliverem szukać ojca.
- To nie ma sensu. – Pokręciła głową.
Josh otarł czoło.
- Wiem, żaden z nich nie zachowywał się racjonalnie, kiedy dostaliśmy

tę wiadomość.

- Vernon może być wszędzie – zauważyła Haley.
Nikki poczuła się chora.
- Przykro mi, Josh. Sophie bardzo się zdenerwowała?
W końcu się uśmiechnął.
-  Moja  żona  jest  święta.  Skontaktujemy  się  z  biurem  podróży

i przesuniemy podróż poślubną o kilka dni.

Nikki dotknęła jego ramienia.
- Mogę w czymś pomóc?
- Dopilnuj, żeby mój brat nie stracił rozumu.

background image

- Nie mam władzy nad twoim bratem. Powiedział, że wyjedzie z Falling

Brook zaraz po waszym ślubie. Usiłowałam z nim rozmawiać, ale tylko się
pokłóciliśmy.

- Ale przyszliście tu razem – zauważyła Haley.
- Tymczasowy rozejm. Myślę, że to koniec.
Joshua szukał wzrokiem żony.
- Muszę wracać do pięknej pani Lowell. Jake wysłał ci esemesa, Nikki.

Do zobaczenia później. Boże dopomóż, jeśli nie znajdą Vernona. Nie wiem,
czy to miasto zniesie takie wieści.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Nikki  zrzuciła  szpilki  i  po  raz  setny  przeczytała:  „Zadzwoniłem  po

limuzynę, zawiezie cię do domu. Szofer będzie czekał o piątej. Przykro mi,
że musiałem wyjść”.

Nie  wiedziała,  czy  się  śmiać  czy  płakać.  Siedziała  w  luksusowym

samochodzie,  wracając  z  balu  bez  przystojnego  księcia.  To  cud,  że  jej
suknia nie zamieniła się w łachmany, a samochód w dynię. W całej historii
fatalnych weselnych randek ta mieściła się w pierwszej piątce.

To koniec. Jake się nie zmieni. Ona go nie zmieni. Może powinna się

cieszyć,  że  pomyślał,  by  do  niej  napisać.  Przeklęty  Vernon.  Jak  mógł  to
zrobić synom, byłej żonie, mieszkańcom Falling Brook? Nikki współczuła
Jake’owi, a jednocześnie była wściekła.

W ciągu piętnastu lat nie poradził sobie ze zdradą ojca. Ostatni wybryk

z pewnością otworzył stare rany. Chciała z nim porozmawiać, ale bała się,
że  nie  odbierze  telefonu,  a  to  zrani  ją  jeszcze  bardziej.  Otuliła  się
płaszczem.  W  brzuchu  jej  zaburczało.  Po  weselu  mieli  iść  z  Jakiem  na
kolację.  Teraz  zje  z  Emmą  grzankę  z  masłem  orzechowym.  W  końcu
dotarła do celu.

Na widok córki Roberta uniosła brwi.
- Przyjechałaś limuzyną, Nicole Marie Reardon?
- Tak, mamo. – Nikki uściskała córkę. – Cześć kochanie, tęskniłam za

tobą. Przywiozłam ci coś słodkiego. – Na cukierkach były imiona młodych,
na żółtych Sophie, na niebieskich Josha.

background image

- Podobno przyjęcie zakończyło się dość nieoczekiwanie – powiedziała

Roberta.

- Już wiesz? – Rzuciła matce zaskoczone spojrzenie.
Roberta kiwnęła głową.
- Cały internet o tym huczy.
- O Boże. Znalazłaś jakieś szczegóły?
-  Nie.  Czytałam,  że  musiał  przekupić  strażników.  Federalni  prowadzą

śledztwo.

- Świetnie, po prostu świetnie.
- Jak zareagował Jake?
- Pojechał z Oliverem szukać ojca.
- Och, tak mi przykro.
-  Mnie  też.  Dla  mnie  to  kropla  przepełniająca  czarę.  Nie  mogę

w nieskończoność czekać, aż Jake się pozbiera. Nie potrzebuję faceta, który
jest jak płochliwy koń. Chciałabym, żeby dzielił mój świat, ale tak się nie
stanie.

Emma podniosła wzrok, niezainteresowana rozmową.
- Jestem głodna. Czy Jake przyjdzie?

W  niedzielny  wieczór  Nikki  sprawdzała  wiadomości.  Jake  milczał.

Czemu  ją  to  dziwiło?  Choć  miała  nadzieję,  że  poszuka  u  niej  wsparcia,
działał sam, jak zwykle.

Jeśli w ogóle mieli jakąś szansę na bycie razem, już przeminęła. Jego

milczenie mówiło głośniej niż słowa, że jej nie potrzebuje.

Bolało bardziej, niż mogła sobie wyobrazić.
W środku dnia policja schwytała Vernona na granicy z Kanadą, a jakiś

czas później sędzia wydał oświadczenie. We wtorek o dziesiątej każdy, kto
został  pokrzywdzony  przez  Vernona  Lowella  i  ojca  Nikki,  będzie  miał

background image

możliwość  zwrócenia  się  do  sprawcy  osobiście  i  dania  świadectwa
swojemu nieszczęściu i cierpieniu.

Jedynym wymogiem było to, że każdy, kto chciałby zabrać głos, musi

najpierw  powiadomić  sędziego  drogą  mejlową  i  otrzymać  od  niego
potwierdzenie.

Nikki była rozdarta. Zadzwoniła do matki.
-  Nie  mam  żadnego  interesu  w  tym,  żeby  tam  pójść  –  stwierdziła

Roberta. – Każdy w tej sali będzie pewnie zakładał, że wiedziałam, co robił
mój mąż. Znienawidzą mnie za to, co się stało. Moja obecność niczego nie
rozwiąże.

- Jesteś pewna, mamo? Nie chcesz zadać Vernonowi pytań, których nie

możesz zadać tacie?

Po chwili ciszy Nikki usłyszała westchnienie matki.
-  Nie  zmienię  przeszłości.  Idź,  jeśli  chcesz.  Wiem,  że  martwisz  się

o Jake’a.

- Nawet nie wiem, czy tam będzie. Mówił, że wyjedzie zaraz po ślubie.
- W ciągu dwóch ostatnich dni wiele się zmieniło. Trudno mi uwierzyć,

że tak po prostu wyjedzie. Zajmę się Emmą. Jeśli dzięki temu poczujesz się
lepiej, jedź i zobacz się z Vernonem, spytaj, o co chcesz spytać.

- Może pojadę.
- Zgłoś się do sędziego, zawsze możesz rezygnować.
- To prawda.
- Chcesz porozmawiać z Vernonem?
- Może, ale przede wszystkim chcę tam być i zobaczyć, co się będzie

działo.

-  No  to  jedź.  Sędziowie  coraz  częściej  pozwalają  ofiarom

skonfrontować  się  z  osobami,  które  je  skrzywdziły.  Vernon  skrzywdził

background image

wielu  ludzi,  zawiódł  ich  zaufanie.  To  wciąż  boli,  Jake  jest  najlepszym
przykładem.  Jedź,  Nikki.  Będziesz  wsparciem  dla  braci.  A  może  poznasz
odpowiedzi, na które czekasz od piętnastu lat.

Wśliznęła  się  do  sali  rozpraw  dwadzieścia  minut  przed  czasem.

Kontrola przed wejściem trwała dłużej, niż przewidywała. Sala była pełna,
ale znalazła miejsce z tyłu w rogu. Wiele z tych twarzy rozpoznała. Bracia
Lowellowie  siedzieli  w  pierwszym  rzędzie  z  matką.  Sophie  też  tu  była.
I  Samantha.  Na  sam  widok  pleców  Jake’a  Nikki  zbierało  się  na  płacz.
O czym myślał? Co czuł?

Strażnik kazał wszystkim wstać. Do sali wszedł sędzia, a potem Vernon

Lowell w kajdankach, ze spuszczonym wzrokiem. Miał na sobie więzienny
pomarańczowy  kombinezon.  Widząc  jego  długie  siwe  włosy  i  niechlujną
brodę, trudno było w nim rozpoznać dawnego biznesmena.

Był  kiedyś  jednym  z  najbogatszych  ludzi  w  stanach  Nowy  Jork,

Pensylwania i New Jersey. Fundusz, który stworzył, był sukcesem. Krążyła
plotka, że istnieje lista oczekujących, który chcą zostać jego klientami.

Nikki nie wiedziała, czy to prawda, ale wcale by się nie zdziwiła. Ci,

którzy  mieli  szczęście  powierzyć  swoje  miliony  Vernonowi  na  początku,
ogromnie się wzbogacili. Potem wszystko się skończyło. Vernon i Everett
zbiegli z cudzymi pieniędzmi.

Sędzia  uderzył  młotkiem  i  wyjaśnił,  dlaczego  pozwolił  na  to

bezprecedensowe wysłuchanie. Vernon cały czas wlepiał wzrok w podłogę.

Gdy wyczytano pierwsze nazwisko z listy, Nikki poczuła ucisk w dołku.

Sędzia polecił Vernonowi patrzeć w twarz oskarżycielom. Pierwszą osobą,
która  podeszła  do  małego  podwyższenia,  był  Zane  Patterson.  Mówił
spokojnie, ale w jego słowach była gorycz, kiedy przedstawiał Vernonowi
długą listę tego, co się wydarzyło, gdy Pattersonowie stracili wszystko.

background image

Każda  z  osób  dostała  dziesięć  minut  na  wypowiedź.  Niektórzy  je

wykorzystywali,  inni  urywali  gwałtownie.  Choć  rany  były  stare,  historie
brzmiały tak, jakby to wszystko działo się niedawno.

Nikki ze zdumieniem ujrzała Chase’a Hardgrove’a, który też stanął na

podwyższeniu. O ile wiedziała, rodzina Chase’a nie korzystała z usług BC,
ale  najwyraźniej  Vernon  wplątał  w  swoje  machinacje  jego  ojca,  który
ostatecznie trafił do więzienia za oszustwo.

Podczas tamtych tragicznych wydarzeń wielu z obecnych w sali miało

naście albo najwyżej dwadzieścia parę lat. Przestępczy akt Vernona złamał
im życie.

Nikki wstrzymała oddech, czując wyrzuty sumienia z powodu czegoś,

czemu  nie  była  winna.  Jej  ojciec  był  w  to  zaangażowany.  Nagle  głośno
odczytano: Nikki Reardon. Nikki się wzdrygnęła. Po co zapisała się na tę
listę?

- Pani Reardon? – powtórzył sędzia.
Powoli wstała, serce jej waliło. Patrzyły na nią dziesiątki osób. Ale nie

Jake. On wciąż patrzył przed siebie.

- Wysoki sądzie, proszę mnie pominąć.
Sędzia ściągnął brwi.
- To jest pani czas. Zakładam, że to było długie piętnaście lat. Daję pani

szansę wypowiedzenia swojego zdania.

Nie  mogła  się  wycofać.  Na  drżących  nogach  ruszyła  naprzód.  Nie

zerknęła na Jake’a. Stanęła na podwyższeniu i spojrzała na Vernona. Aż do
tej chwili nie wiedziała, co mu powie, ale słowa wypłynęły jej z ust, jakby
je  ćwiczyła  przez  pięć  tysięcy  dni.  Nikt  nie  zadał  Vernonowi  żadnego
pytania. Oskarżali, żalili się. Teraz nadeszła jej kolej.

-  Panie  Lowell  –  zaczęła  przejęta.  Miała  nadzieję,  że  nie  zemdleje.  –

Przyjaźnił się pan z moim ojcem. Byliście partnerami. Obaj zniszczyliście

background image

Black  Crescent.  Pan  wyszedł  z  tego  bez  szwanku,  mój  ojciec  zginął
w wypadku, uciekając przed policją. Czemu nie był razem z panem?

Na moment na twarzy Vernona pokazały się emocje.
-  Proszę  odpowiedzieć  –  zwrócił  się  do  niego  sędzia.  –  Pani  Reardon

zasługuje na to, żeby poznać prawdę.

Kiedy Vernon się odezwał, jego głos brzmiał niemal wyzywająco.
- Everett postanowił pożegnać się z panią i pani matką. Mówiłem mu,

że  jest  głupi.  Kiedy  jechał  do  domu,  zaczęła  go  ścigać  policja.  Chciał
zawrócić. Nie udało mu się.

-  Och.  Dziękuję.  –  Czemu  dziękuje  Vernonowi?  Co  za  głupota.

Odwróciła się i ruszyła na miejsce. Jake odwrócił głowę i spojrzał na nią.
Był śmiertelnie blady.

Następna  była  Eve  Lowell,  żona  Vernona.  Kiedy  sędzia  wyczytał  jej

imię,  potrząsnęła  głową.  Podobnie  jak  Nikki  zmieniła  zdanie,  ale  w  jej
wypadku sędzia nie naciskał. Poprosił Olivera.

Oliver wstał i wzruszył ramionami.
- W ośrodku odwykowym nauczyłem się nie obwiniać innych za moje

uzależnienie  –  rzekł.  –  Jesteś  draniem  i  przez  resztę  życia  będę  robił,  co
w mojej mocy, żeby nie stać się do ciebie podobnym. To wszystko.

Joshua  spokojnie  mówił  o  swoim  żalu.  Wspominał  głównie  matkę

i  dwóch  braci.  Potem  wyczytano  nazwisko,  którego  Nikki  najbardziej  się
obawiała. Jacob Lowell.

Jake szedł przed siebie sztywno. Jego oczy błyszczały od emocji. Kiedy

dotarł  na  miejsce,  przez  chwilę  stał  w  milczeniu.  W  sali  zapadła  cisza.
Z  zewnątrz  dochodziły  odgłosy  Nowego  Jorku  przytłumione  przez  grube
ściany i zamknięte okna. Jake schował ręce do kieszeni, jakby nie wiedział,
co z nimi zrobić.

background image

-  Nie  będę  do  ciebie  mówił  tato  ani  ojcze  –  zaczął.  –  Dawno  temu

straciłeś to prawo. Zbyt długo cię nienawidziłem. Pozwoliłem na to, żeby
twój cień padał na moje życie. Mówiłem sobie, że podróżuję po świecie, bo
kocham  wolność  i  przygody.  Prawda  jest  taka,  że  bałem  się  wrócić  do
domu. Omal mnie nie zniszczyłeś. Nie dlatego, że zostałem bez środków do
życia. Dlatego, że myślałem, że w moim DNA jest jakaś trucizna. Że skoro
ty  posunąłeś  się  do  tak  niecnych  czynów,  ja  też  jestem  skazany  na  bycie
złym człowiekiem.

Urwał, może chciał wziąć oddech, po czym podjął:
- Nie jestem ideałem, mam sporo wad, ale od dziś nie pozwolę, żebyś

determinował moje życie. Nie nienawidzę cię. Nie kocham cię. Jesteś dla
mnie niczym.

Gdy wrócił na miejsce, zebrani głośno odetchnęli.
Kilka chwil później sędzia postukał palcem w leżącą przed nim kartkę,

pokręcił głową i dał znak strażnikowi.

- Proszę wstać – polecił strażnik.
Dwaj  strażnicy  pomogli  Vernonowi  wstać  i  wyprowadzili  go  z  sali.

Wyszedł  też  sędzia,  a  po  nim  wszyscy  zebrani.  Nikki  siedziała  z  tyłu
w kącie.

Jake  także  tkwił  na  swoim  miejscu  z  łokciami  opartymi  o  kolana,

wbijając wzrok w podłogę. Jego postawa sugerowała, że lepiej do niego nie
podchodzić.

Nagle Nikki nie mogła znieść myśli, że mógłby z nią rozmawiać albo

pomyśleć,  że  na  niego  czeka.  Poderwała  się  na  nogi  i  i  uciekła  do  holu.
Pomknęła w dół najbliższymi schodami, nie czekając na windę.

Sześć  pięter.  Nie  zdawała  sobie  sprawy,  że  sala  rozpraw  jest  tak

wysoko.  W  końcu  wypadła  na  ulicę.  Rześkie  powietrze  schłodziło  jej
rozpalone policzki. Poczuła się dziwnie smutna, jakby coś straciła. To był

background image

emocjonalny poranek. Ale może to było zamknięcie. Może teraz wszystkim
będzie łatwiej.

Ruszyła  ulicą.  Maleńkie  lodowe  ziarenka  uderzały  ją  w  twarz.

Przynajmniej  pogoda  była  świąteczna.  Sklepy  już  udekorowano.  Choć  do
święta dziękczynienia brakowało jeszcze dwa dni, nikt nie czekał, aż minie,
by szykować się na Boże Narodzenie.

- Nikki, poczekaj – usłyszała.
Odwróciła się i ujrzała Jake’a. Zadrżała. Miał okazję porozmawiać z nią

w sądzie. Czemu ją teraz goni?

Schroniła się w bramie dużego budynku i czekała. Nie miała ochoty na

tę konfrontację. Podbiegł do niej zdyszany.

- Gdzie twój samochód?
Policzki  miał  zaczerwienione.  Wyglądał  jak  męski  model  w  katalogu

mody zimowej, atrakcyjny i niedostępny.

- W garażu w następnej przecznicy.
-  Pojedziemy  moim  –  rzekł  jak  człowiek,  który  zna  wszystkie

odpowiedzi.  –  Poproszę,  żeby  jeden  z  ludzi  Joshui  odprowadził  do  domu
twój samochód.

- Nie, dziękuję. – Wyszła z bramy i ruszyła przed siebie.
Jake chwycił ją za rękę.
- Nie bądź śmieszna, Nik. Musimy porozmawiać.
- Jak śmiesz nazywać mnie śmieszną? – Była zła. – To nie ja zaprosiłam

cię na ślub brata, a potem uciekłam jak złodziej.

- Wiedziałaś, gdzie mnie znaleźć.
- Wiedziałam, że straciliście rozum z Oliverem. Nie widzieliście ojca od

piętnastu lat, a myśleliście, że go wytropicie lepiej niż FBI?

background image

-  Popełniłem  błąd  –  przyznał.  –  Działałem  pod  wpływem  szoku

i adrenaliny.

- To ja popełniłam błąd – rzekła bliska łez.
- Pozwól mi wyjaśnić.
Nie zamierzała być popychadłem.
-  Jesteś  ojcem  Emmy.  Kiedy  ustalimy  plan  wizyt,  zorganizuję  to  tak,

żebyś mógł spędzić z nią czas w obecności mojej albo twojej mamy. Nie
chcę cię więcej widzieć.

- Daj mi szansę, Nik. Muszę ci coś powiedzieć.
- Jest mi zimno i jestem głodna. – Ruszyła znów przed siebie. Myślała

tylko o tym, by znaleźć się jak najdalej. Bliskość Jake’a była bolesna.

Ale on delikatnie wziął ją rękę i odwrócił do siebie.
-  Nie  odchodź.  –  Pocałował  ją,  a  w  tym  pocałunku  więcej  było

desperacji niż namiętności. Jego wargi wydały jej się zimne, lecz po chwili
znów ją rozpalił. Przywarli do siebie jak ocaleni z tonącego statku.

W pewien sposób to trafne porównanie. Przed laty ich miłość rozbiła się

o skały tragedii i od tamtej pory tylko krok dzielił ich od zatonięcia.

Pocałunek  Jake’a  był  słodki,  a  zaraz  potem  gwałtowny  i  zaborczy.

Nikki wiedziała, że czeka ją cierpienie, ale jak mogła nie ulec tak wielkiej
tęsknocie?

W końcu Jake się cofnął.
- Proszę cię tylko o godzinę. – Wciąż trzymał ją za ręce.
- Pójdziemy coś zjeść?
- Tak – odparł z powagą.
Wylądowali  w  tym  samym  barze  z  grillem,  gdzie  razem  z  Joshuą

wybrali  się  po  nieudanej  wizycie  u  Vernona.  Jake  poprosił  o  miejsca

background image

w boksie z tyłu sali. Chciał usiąść obok Nikki, ale kazała mu zająć miejsce
naprzeciwko.

Nie pytając jej o zdanie, przywołał kelnerkę, zamówił dwa burgery bez

cebuli, za to z dodatkową porcją pikli, i dwie cole. Wiele razy zamawiali to
samo,  kiedy  byli  nastolatkami,  a  potem  śmiali  się,  że  tak  doskonale  do
siebie pasują!

Czekali na zamówienie w krępującej ciszy.
- Dowiedziałeś się czegoś na temat skradzionych pieniędzy? – zapytała

w końcu.

-  Dzisiaj  rano  mama  rozmawiała  z  prawnikiem.  Ojciec  mówi,  że

niczego  nie  ukradł.  Że  zostali  z  Everettem  oszukani.  Zobaczyli  gdzieś
szansę  na  czterokrotne  zwiększenie  majątku  BC  i  z  niej  skorzystali.
Skończyło się bankructwem, a oni wstydzili się wyjawić prawdę i uciekli.

- Wierzysz w to?
- Nie wiem. Czytałem raporty oficerów, którzy przesłuchiwali ojca. Nie

żył w luksusie.

-  To  chyba  bardziej  prawdopodobne  niż  nagła  decyzja  dwóch

normalnych ludzi, żeby popełnić przestępstwo. Nie czujesz się lepiej?

- Nie, bo powinni tu zostać i stawić czoło prawdzie.
Kelnerka  przyniosła  burgery.  Nikki  ugryzła  kęs.  W  sytuacjach

stresowych  niektóre  kobiety  nie  mogą  nic  przełknąć.  Ona  przeciwnie.  Po
śmierci  ojca  i  wyjeździe  Jake’a  przytyła  parę  kilogramów.  Stopniowo  się
ich pozbyła i zaczęła o siebie dbać.

Jedząc,  niewiele  rozmawiali.  W  końcu  talerze  zostały  puste  i  znów

zapadła krępująca cisza.

Nikki zerknęła na zegarek.
- Minęła godzina. Muszę iść.

background image

- Jeszcze nie rozmawialiśmy.
- To nie jest najlepsze miejsce, a na spacer jest za zimno. Zakończmy to,

Jake, proszę. To do niczego nie prowadzi.

Był wszystkim, czego pragnęła, a jednocześnie dzielił ich ocean. Swoją

drogą niedługo ich rozdzieli, gdy Jake wróci do Europy.

Jake podał kelnerce trzy banknoty studolarowe.
- Chcielibyśmy tu jeszcze posiedzieć. I żeby nikt nam nie przeszkadzał.
Kelnerka patrzyła na banknoty osłupiała.
- Nie trzeba reszty?
- Nie, i proszę nam już nie dolewać. Nic więcej nie chcemy. Może być?
-  Tak,  proszę  pana.  Rozumiem.  –  Z  wahaniem  dotknęła  rękawa  jego

marynarki. – Dziękuję, będę miała wyjątkowe Boże Narodzenie.

Gdy  się  oddaliła,  Jake  zdjął  marynarkę  i  podwinął  rękawy  koszuli.

Siedzieli w kącie i nikt nie mijał ich stolika, a ponieważ było już po lunchu,
najbliższy boks był pusty.

Nikki  wachlowała  się  serwetką,  żałując,  że  rano  nie  włożyła  czegoś

lżejszego.  Miała  na  sobie  czerwony  sweter  i  czarną  spódnicę,  tylko  buty
tym razem wygodniejsze.

-  Mogę  wynająć  pokój  w  hotelu  na  godzinę,  jeśli  poczułabyś  się

bardziej komfortowo – zaproponował.

-  Wydałbyś  dwieście  pięćdziesiąt  dolarów  za  godzinę  w  hotelowym

pokoju?

- Pewnie więcej, ale tak, zrobiłbym to dla ciebie.
Nikki wiedziała, jak by się skończył ich pobyt w hotelowym pokoju.
- Nie trzeba. Powiedz, co masz do powiedzenia.
Jego oczy były bardziej złote niż zielone, a spojrzenie namiętne i pełne

determinacji.

background image

- Kocham cię, Nikki.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Widział, że Nikki się wzdrygnęła, choć zwykle panowała nad językiem

ciała. Uniosła głowę, jej oczy pociemniały.

-  To  nieprawda  –  powiedziała  cicho.  –  Żyłeś  ostatnio  pod  ogromną

presją. Nie musisz silić się na takie gesty, żeby widywać się z córką.

- Nie masz o mnie najlepszego zdania – stwierdził z żalem. – Wiem, że

moje zachowanie w przeszłości nie było wzorowe, ale zmieniłem się. Albo
staram się zmienić – dodał. – Kocham cię.

Z jej oczu popłynęły łzy. Otarła je grzbietem dłoni i sięgnęła po płaszcz

i torebkę.

-  Nie  zostawiaj  mnie  –  błagał.  –  Nie  bój  się.  Kiedyś  straciliśmy

wszystko,  ale  nasz  czas  w  końcu  nadszedł.  Musisz  mi  uwierzyć.  Teraz
wszystko jest inaczej.

Była gotowa wybiec z boksu.
- Na jakiej podstawie tak mówisz? Ja tego nie widzę.
-  Rozmawiałem  dziś  z  Joshem.  Zmieniłem  zdanie  i  chcę  pokierować

BC. – Ta decyzja wciąż budziła w nim niepokój, ale nie pozwoli, by Nikki
źle interpretowała jego zdenerwowanie. – Josh był zachwycony.

Po Nikki nie było tego widać. Przygryzła wargę, drąc serwetkę.
- Za miesiąc ci się znudzi i znów znikniesz.
Tym razem on się wzdrygnął. Sam był zdumiony, że Nikki może go tak

zranić.

- Nie ułatwiasz mi niczego.

background image

- Tu nie ma nic łatwego, Jake!
- Słyszałem, jak mówiłaś, że mnie kochasz – powiedział. – Myślałaś, że

śpię.

Zamknęła  oczy  i  potrząsnęła  głową.  Gdy  znów  na  niego  spojrzała,

zobaczył, ile ją kosztował jego wyjazd.

- Podczas seksu mówi się różne rzeczy.
-  Słyszałem  cię,  ale  bałem  się  odpowiedzieć.  Teraz  już  się  nie  boję.

Kocham cię. Nie wyjadę. Będę cię o tym przekonywać, aż mi uwierzysz,
dziesięć miesięcy albo dziesięć lat. Kocham cię.

- Przestań – błagała.
Zacisnął pięść, miał ochotę w coś uderzyć.
-  Kiedy  wpadliśmy  na  siebie  w  Atlantic  City,  to  było  jak  uderzenie

pioruna. Byłaś wszystkim, co straciłem, co zostawiłem za sobą. Tamta noc
była  fantastyczna,  ale  już  nie  byłaś  naiwną  nastolatką.  Byłaś  ode  mnie
odważniejsza. Nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić. Przepraszam, że
cię zostawiłem. Cały czas tego żałuję.

Schowała twarz w dłoniach. Zdawało mu się, że płacze. Gdy odsłoniła

policzki, tusz miała rozmazany.

- Jak mam ci wierzyć? Chciałabym, ale się boję, że po raz kolejny będę

cierpieć. Nie wiem, ile jeszcze zniosę.

Jake sięgnął po portfel.
-  Może  to  cię  przekona.  –  Wyjął  złożoną  kartkę  żółtego  papieru

listowego ozdobionego rzędem stokrotek. – Pamiętasz?

Choć  trzymał  list  do  góry  nogami,  nie  musiał  go  czytać.  Znał  go  na

pamięć. Wsunęła mu go do ręki na pogrzebie jej ojca. Napisała: „Zabierz
mnie z sobą do Europy”. Drżącym palcem powiodła po literach.

- Nie wierzę, że go przechowałeś.

background image

-  Sto  razy  chciałem  go  wyrzucić.  –  Westchnął.  –  Ilekroć  na  to

spojrzałem, przygniatało mnie poczucie winy.

- Nie powinieneś czuć się winny. Moja prośba była dość szokująca.
-  Naprawdę?  –  Przekrzywił  głowę  świadomy,  że  jego  życie  mogło

wyglądać  inaczej.  –  Zachowałem  także  to.  –  Podał  jej  zdjęcie  z  matury.
Uśmiechała się do obiektywu, jej oczy błyszczały radością.

- Och, Jake.
- Kocham cię, Nikki. Podejrzewałem to już w Atlantic City, nabrałem

pewności, gdy wróciłem do Falling Brook, zobaczyłem cię i usłyszałem, że
masz córkę. Ale nie potrafiłem się w tym odnaleźć.

- Ale…
Przerwał jej machnięciem ręki.
-  Nie  skończyłem.  Kochałem  cię  całe  życie.  Gdziekolwiek  byłem,

chciałem  dzielić  z  tobą  swoje  przygody.  Zachody  słońca  i  burze.  Ludzi
i  miejsca.  Ale  byłem  tchórzem.  –  Wyciągnął  rękę,  zostawiając  za  sobą
kilometry dróg i lata samotności. – Kocham cię. Chcę spędzić resztę życia
z tobą i z Emmą.

Uśmiechnęła się do niego przez łzy. Ścisnęła jego palce.
- Ja też cię kocham – powiedziała tak cicho, że ledwie ją słyszał. – Tak

bardzo, że aż boli.

Siedzieli tak kilka minut, patrząc sobie w oczy.
W końcu Nikki rozejrzała się i wypiła łyk drinka.
- Jeśli poważnie mówiłeś o tym hotelu, jestem za.
- Chodźmy.
Nie  chciał  tracić  czasu,  więc  zatrzymał  taksówkę.  Zadrżał,  gdy  na

tylnym  siedzeniu  Nikki  położyła  głowę  na  jego  ramieniu.  Kazał

background image

taksówkarzowi  jechać  do  jednego  z  najbardziej  luksusowych  hoteli
w mieście.

Na widok ikonicznej fasady Nikki się zawahała.
- Nie mamy bagażu – szepnęła.
- Nawet nie mrugną okiem.
Miał  rację,  recepcjonista  potwierdził  tylko  rezerwację  i  podał  mu

klucze.  Najpierw  jednak  Jake  pociągnął  Nikki  do  sklepiku  z  pamiątkami.
Zalała  się  rumieńcem,  słysząc,  jak  prosił  o  prezerwatywy.  Zaraz  potem
pojechali na samą górę. Nikki aż krzyknęła z podziwu, patrząc przez okno
pokoju na zaśnieżone wierzchołki drzew w Central Parku.

Jake przyklęknął i ujął jej dłoń.
- Wyjdziesz za mnie? Jutro kupimy pierścionek.
- Tak, tak, tak! – zawołała.
- Możemy już wypróbować łóżko?
Uśmiechnęła się szelmowsko.
- Myślałam, że tego nie powiesz.
Choć jego ciało domagało się spełnienia, wiedział, że okazja jest zbyt

ważna,  by  się  spieszyć.  Rozbierał  Nikki  powoli,  pieszcząc  jej  krągłości.
Gdy leżała już w pościeli, błyskawicznie pozbył się ubrania i wtulił twarz
w jej piersi, słuchając bicia serca.

- Przepraszam, że straciliśmy tyle czasu.
-  Dorośliśmy,  Jake,  wiele  się  nauczyliśmy.  Już  nie  pozwolimy,  żeby

życie  nas rozdzieliło.  Kochaj  się ze mną,  jakby  to był  nasz  pierwszy  raz.
Jakbyśmy mieli przed sobą całą wieczność.

-  Mamy  ją,  Nik.  –  Wszedł  w  nią  powoli,  zdumiony,  że  od  pierwszej

chwili rozkosz jest nieopisana. Nikki zasługiwała na pieszczoty i czułości,

background image

ale  pożądanie,  które  tłumił  przez  wiele  dni,  obudziło  się  do  życia  z  całą
mocą.

Poruszali  się  zgodnym  rytmem,  choć  walczyli  o  dominację.  To  była

gorączka i szczęście, szaleństwo. Jake doprowadził ich na szczyt, po czym
zwolnił, dręcząc siebie i Nikki. Chciał, by to trwało.

- Nie przestawaj! – Wbiła paznokcie w jego ramiona.
Był już niemal oślepiony potrzebą spełnienia, świadomy, że ich miłość

powstała  z  popiołów  wbrew  wszelkim  przeciwnościom.  Końcówka  była
mocna, wyczerpująca, tak bliska ideału, jak tylko to możliwe.

Później trzymał ją w ramionach, ledwie łapiąc oddech.
-  Jesteś  dla  mnie  wszystkim,  Nik  –  szepnął  schrypniętym  głosem.  –

Kocham cię.

Uśmiechnęła się i splotła palce z jego palcami.
- Emma i ja pojedziemy z tobą wszędzie. Nie musisz pracować w Black

Crescent, jeśli nie chcesz.

- Wróciłem tu, gdzie moje miejsce. Gdzie jesteś ty i moja rodzina. Już

stąd nie wyjadę.

- Obiecujesz? – spytała z wahaniem.
Pogłaskał ją po głowie.
- Możesz na to liczyć, kochanie. Możesz na to liczyć.

background image

SPIS TREŚCI:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY


Document Outline