background image

Lew Dawidowicz Trocki

W czym się różnimy? 

(Losy rewolucji 

rosyjskiej)

Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

WARSZAWA 2010

background image

Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 2 –

http://skfm.dyktatura.info/

Artykuł Lwa Dawidowicza Trockiego „W czym się różnimy? (Losy 
rewolucji rosyjskiej)” ukazał się w lipcu 1908 roku w „Przeglądzie 
Socjaldemokratycznym”,   organie   Socjaldemokracji   Królestwa 
Polskiego i Litwy. Jest to krytyka stanowisk obu frakcji Rosyjskiej 
Socjaldemokratycznej   Partii   Robotniczej,   tj.   mienszewików   i 
bolszewików, w sprawie charakteru rewolucji rosyjskiej i zadań klasy 
robotniczej.

W   komentarzu   do   tego   artykułu,   napisanym   w  1922   roku,   Trocki 
wyjaśnił:   „Krytyka   mienszewików   zachowuje   swoją   wartość   – 
rosyjscy   mienszewicy   płacą   w   tej   chwili   za   fatalne   błędy,   jakie 
popełnili   między   1903   a   1905   rokiem,   kiedy   to   praktycznie   się 
konstytuowali; mienszewicy w pozostałych krajach świata nawet dziś 
popełniają   największe   błędy   mienszewików   rosyjskich.   Krytyka 
ówczesnego   bolszewickiego   punktu   widzenia   (demokratycznej 
dyktatury   proletariatu   i   klasy   chłopskiej)   ma   znaczenie   jedynie 
historyczne.   Rozbieżności   z   tamtych   czasów   od   dawna   już   nie 
istnieją”.   Trocki   nie   wiedział,   że   wkrótce   miały   odżyć   za   sprawą 
Stalina i stalinowskiego kierownictwa Kominternu.

Podstawa   niniejszego   wydania:  Lew   Trocki,   „Losy   rewolucji 
rosyjskiej. W czym się różnimy?”, wyd. Nurt Lewicy Rewolucyjnej, 
Warszawa 2001.

background image

Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)

„Zgadzam się z tobą zupełnie w tym, że współczesna apatia nie da się przezwyciężyć na drodze 

teoretycznej   –   pisał   Lassalle   do   Marksa   w   roku   1854,   w   epoce   najgłębszej   reakcji   powszechnej.   – 
Pozwolę   sobie   nawet   uogólnić   tę   myśl   w   następujący   sposób:  nigdy  jeszcze   apatia   nie   dała   się 
przezwyciężyć na drodze czysto teoretycznej, czyli przezwyciężenie takiej apatii wydawało uczniów i 
sekty lub nieudane ruchy praktyczne, nigdy jednak dotąd nie zrodziło ani realnego ruchu powszechnego, 
ani powszechnego poruszenia  umysłów  mas. Nie tylko praktycznie, lecz i  duchowo  wciągnąć masy do 
potoku ruchu może tylko żar rzeczywistych wypadków”.

Oportunizm   tego   nie   rozumie.   Ktoś   może   uznać   za   paradoks   stwierdzenie,   że   główną   cechą 

psychologiczną oportunizmu jest jedno: nie umie czekać. A jednak niewątpliwie tak jest. W okresie, gdy 
sprzymierzone i wrogie siły społeczne zarówno swoim antagonizmem, jak i wzajemnym oddziaływaniem 
wytwarzają w polityce stan martwej ciszy, gdy molekularna praca rozwoju ekonomicznego, potęgując 
przeciwieństwa,   nie   tylko   nie   zakłóca   równowagi   politycznej,   lecz   przeciwnie,   wzmacnia   ją   i   jakby 
uwiecznia,  trawiony  niecierpliwością oportunizm  szuka wokół  siebie  „nowych” dróg i  środków, aby 
natychmiast   zrealizować   to,   czemu   historia   jeszcze   odmawia   realizacji.   Pełen   żalu,   uskarża   się   na 
niedostatek i niepewność swoich sił i idzie szukać „sprzymierzeńców”. Chciwie rzuca się na śmietnik 
liberalizmu. Zaklina go. Przywołuje. Wynajduje dla niego specjalne formuły działania. W odpowiedzi 
śmietnik  owiewa go wonią rozkładu politycznego. Wtedy oportunizm  zaczyna wydziobywać z niego 
perły demokracji... Potrzeba mu sprzymierzeńców. Miota się i łapie ich za poły po rogach ulic. Zwraca się 
do „swoich” i zaleca im jak największą uprzejmość względem potencjalnych sprzymierzeńców. „Taktu, 
więcej taktu, jak najwięcej taktu!” Ogarnia go szczególna choroba, mania ostrożności wobec liberalizmu, 
obłęd taktu – i z dziką wściekłością oportunizm policzkuje i rani własną partię.

Oportunizm   chce   wyzyskać   stosunki,   które   jeszcze   nie   dojrzały.   Chce   natychmiastowego 

„powodzenia”. Kiedy opozycyjni sprzymierzeńcy nie pomagają, rzuca się do rządu: przekonuje, prosi, 
grozi... Wreszcie sam znajduje sobie miejsce w rządzie, aby pokazać, że historii nie można wyprzedzić 
nie tylko „drogą teoretyczną”, lecz i administracyjną.

Oportunizm   nie   umie   czekać.   I   właśnie   dlatego   wielkie   wydarzenia   zawsze   są   dla   niego 

niespodzianką. Spadają nań nagle, przewracają, kręcą nim w swoim wirze jak drzazgą i unoszą dalej, 
uderzając głową to o jeden, to o drugi brzeg... Usiłuje się opierać, ale daremnie. Wtedy poddaje się 
losowi, udaje zadowolonego, macha rękami, aby udawać, że pływa – i krzyczy najgłośniej...  A gdy 
huragan mija, on gramoli się na brzeg, otrząsa się z niesmakiem, użala się na ból głowy i łamanie w 
kościach i dręczony katzenjammerem nie szczędzi ostrych słów pod adresem rewolucyjnych „fantastów”.

I

W niedawno wydanej książce pt. „Sytuacja obecna i możliwa przyszłość” dość znany moskiewski 

mienszewik Czeriewanin pisze: „W listopadzie i grudniu tryumfowała nawet nie bolszewicka taktyka, 
lecz taktyka Parvusa i Trockiego” (str. 200). W ostatnim numerze „Gołosa Socjałdemokrata” (nr 4/5, str. 
17) półurzędowy filozof taktyki mienszewickiej Martynow wspomina ze swojej strony o „fantastycznej 
teorii   Parvusa   i   Trockiego,   (...)   która   cieszyła   się   u   nas   chwilowym   powodzeniem   w   dniach 
październikowych, w okresie Rady Delegatów Robotniczych”. Różnica w podawaniu miesięcy wynika z 
tego, że Martynow nie może połapać się w kalendarzu i przez „dni październikowe” Rady rozumie dni 
październikowe,   listopadowe   i   grudniowe:   jak   wiadomo,   filozofowie   operujący   wielkimi   epokami 
dziejowymi łatwo mylą się co do miesięcy. Cóż jednak tkwiło u podstaw owej „fantastycznej” teorii? 
Czeriewanin   odpowiada:   „wyraźnie   niedorzeczny   punkt   widzenia   Parvusa   i   Trockiego,   którzy 
spodziewali się przenieść Rosję  ze stanu półdzikiego wprost do socjalizmu” (str. 177). Niedorzeczność 
tych poglądów Czeriewanin z łatwością wykazuje na kilku stronicach. Czym jest rosyjski proletariat? 
Według najbardziej optymistycznych obliczeń stanowi on 27,6 proc. ludności. Lecz przy rewolucyjnych 
rachunkach   należy   potrącić   robotników   rolnych   ze   względu   na   ich   ciemnotę   i   zacofanie,   służbę   i 
wyrobników ze względu na ich rozproszenie, a wtedy pozostanie 3,2 miliona głów proletariatu handlowo-
przemysłowego. „A zatem 5-11 proc. całej ludności – oto podwalina, na której towarzysze Parvus i 
Trocki chcieli wznosić ustrój socjalistyczny! I przy tym naiwnie myśleli, że istotnie stosują marksizm” 
(str. 179). Zwycięstwo Czeriewanina jest niewątpliwe. Szkoda tylko, że wizerunek swoich przeciwników 

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 3 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)

skopiował z prac różnych przybłędów gazeciarskich, przeważnie z grona renegatów marksizmu, którzy 
możliwie najniezgrabniej i najbezczelniej malują szatana nieustającej rewolucji.

„Zapewne, dzisiaj poprzez rewolucję w Rosji stwarzamy tylko grunt pod panowanie polityczne 

burżuazji. (...) W Rosji nie da się dziś urzeczywistnić socjalizmu bez rewolucji socjalnej w zachodniej 
Europie” – pisał Parvus we wrześniu 1905 roku. Kilka miesięcy wcześniej mówił: „Socjaldemokratyczny 
rząd tymczasowy nie może dokonać w Rosji przewrotu socjalistycznego, lecz już sam proces likwidacji 
absolutyzmu da mu wdzięczny grunt do pracy politycznej”. „Dziś jeszcze nie możemy sobie w Rosji 
stawiać   za   zadanie   przeobrażenia   rewolucji   burżuazyjnej   w   socjalną”   –   pisał   ten   sam   Parvus   w 
programowym artykule dziennika „Naczało” (listopad 1905 roku). „Rosyjski proletariat – pisał ze swojej 
strony autor niniejszego artykułu w miesiąc później – tylko w tym wypadku nie zostanie zepchnięty w tył i 
zdoła doprowadzić swoje wielkie dzieło do końca, gdy będzie potrafił rozszerzyć narodowe ramy naszej 
wielkiej rewolucji i uczynić je prologiem światowego zwycięstwa pracy”. A w kilka miesięcy później: 
„Bez bezpośredniego, państwowego poparcia proletariatu europejskiego klasa robotnicza Rosji nie zdoła 
utrzymać się przy władzy i zmienić swojego chwilowego panowania w trwałą dyktaturę socjalistyczną”.

Urywki te zupełnie wystarczają do pokazania, jak w nastroju rewolucyjnego katzenjammeru piszą 

historię oportuniści. Lecz jeszcze ciekawsza jest może kwestia, jak robią oni historię. O Czeriewaninie 
niestety pod tym względem nic nie możemy powiedzieć, bo o jego roli w wydarzeniach rewolucji nie 
mamy najmniejszego wyobrażenia. Lecz mamy pod ręką dokumentalne świadectwa poglądów (jeśli nie 
działalności) niektórych z jego ideowych towarzyszy. Pytacie, pisze jeden z nich, czego będziemy żądać 
w   Konstytuancie?   „Odpowiadamy   jasno   i   kategorycznie:   będziemy   żądać   nie  «socjalizacji»,   lecz 
socjalizmu, nie równego użytkowania ziemi, lecz uspołecznienia  wszystkich (podkreślenie w oryginale) 
środków produkcji”. Wprawdzie ludzie „wulgarnie pojmujący marksizm” odpowiadają, że „rewolucja 
socjalistyczna   w   bliskiej   przyszłości   jest   u   nas   niemożliwa   ze   względów   technicznych”,   lecz   autor 
zwycięsko obala ich argumenty  i kończy: „Jedna tylko  socjaldemokracja (...) wysuwa obecnie hasło 
nieustającej rewolucji, ona jedna doprowadzi masy do ostatecznego i decydującego zwycięstwa”. Kto to 
pisze?   Wybitny   mienszewik.   Wprawdzie   Martynow   już   nam   powiedział,   że   w   „dniach 
październikowych” poglądy Trockiego i Parvusa cieszyły się chwilowym powodzeniem, ale w zamian za 
to on znowu powiada nam o „ostrzegawczym głosie mienszewików, którym nie tak szybko (?) zakręciło 
się w głowie i którzy, częstokroć wbrew żywiołom, uporczywie (uporczywie!) strzegli tradycji rosyjskiej 
socjaldemokracji” („Gołos Socjałdemokrata” nr 4/5, str. 16). Bez wątpienia, takie męstwo wyższe jest 
ponad wszelkie pochwały. Jednak... jednak cytowany artykuł, wulgaryzujący ideę nieustającej rewolucji, 
mimo wszystko wyszedł spod pióra mienszewika (patrz „Naczało” nr 7 i 11, artykuły wstępne). Może ten 
mienszewik,   który   wpadł   w   tak   silny   paroksyzm   rewolucyjnego   zawrotu   głowy,   był   „niepewnym”, 
„nieprawdziwym” mienszewikiem? O nie! Był to Piotr mienszewizmu, jego kamień węgielny. Był to 
towarzysz Martynow.

Taka jest kartka z politycznej fizjologii oportunizmu. Cóż dziwnego, że ludzie, którzy do tego 

stopnia   pogubili   swoje   przesłanki   w   najważniejszej   i   wymagającej   największego   poczucia 
odpowiedzialności   chwili   naszej   historii,   teraz   piorunują   na   „niedorzeczność”   zatwardziałych 
grzeszników i na... szaleństwo samej rewolucji.

II

Tak, na szaleństwo samej rewolucji.
„W   chwili   odurzenia   (!)   rewolucyjnego,   gdy   cele   rewolucji   zdają   się   być   bliskie 

urzeczywistnienia, trudno jest utorować drogę rozumnej taktyce mienszewickiej...” Socjaldemokratyczna 
taktyka, której zastosowaniu staje na przeszkodzie „odurzenie rewolucyjne”. Odurzenie rewolucyjne! Co 
za terminologia! Tak pisze Czeriewanin na 209 stronie swojego nowego „dzieła”.

Gdy czyta się korespondencję naszych klasyków, którzy czuwali w swoich strażnicach – jeden w 

Berlinie, drugi w ognisku światowego kapitalizmu, w Londynie – i czujnie badali widnokrąg polityczny, 
notując każdy objaw, który mógł świadczyć o zbliżającej się rewolucji, gdy czyta się te listy, w których 
huczy  żywe wrzenie  lawy rewolucyjnej,   usiłującej   wyrwać się  na powierzchnię,  gdy  oddycha  się  tą 
atmosferą   niecierpliwego   a   zarazem   niezmordowanego   oczekiwania   na   rewolucję,   czuje   się   osobistą 

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 4 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)

nienawiść do okrutnej dialektyki historycznej, która dla swoich chwilowych celów skłania do marksizmu 
niedołężnych   pod   względem   teoretycznym   i   psychologicznym   rezonerów,   przeciwstawiających   swój 
taktyczny „rozum” odurzeniu rewolucyjnemu!

„Instynkt mas w rewolucjach – pisał w roku 1859 Lassalle do Marksa – jest zwykle o wiele 

trafniejszy  niż rozsądek inteligentów. (...) Właśnie cechujący masy brak wykształcenia chroni je przed 
podwodnymi   rafami  rozsądnie-rozumnego  sposobu postępowania.  (...) Robić   rewolucję   – pisze  dalej 
Lassalle – można ostatecznie tylko z pomocą mas i ich gorącej ofiarności. Lecz właśnie wskutek swojej 
«ciemnoty», swojego braku wykształcenia, masy zupełnie nie rozumieją posybilizmu i – ponieważ każdy 
umysł nierozwinięty uznaje tylko krańcowości, zna tylko  tak i nie, a nie ma żadnego pomiędzy nimi 
środka – interesują się tylko krańcowościami, wszystkim, co jednolite, bezpośrednie. Koniec końców 
musi to wywołać ten skutek, że ci buchalterzy rewolucji, zamiast nie mieć przed sobą obłudnych wrogów, 
a   mieć   za   sobą   przyjaciół,   mają   –   przeciwnie   –   wrogów   przed   sobą,   a   za   sobą   nie   mają   żadnych 
zwolenników swoich zasad. W ten sposób rzekomy najwyższy rozum okazuje się w praktyce najwyższym 
bezrozumem”

1

. Lassalle  zupełnie  słusznie  przeciwstawia  trafny  rewolucyjny  instynkt  nieoświeconych 

mas   „rozsądnie-rozumnej”   taktyce   buchalterów   rewolucji.   Lecz   surowy   instynkt   nie   jest   dla   niego 
ostatecznym   probierzem.   Innym,   wyższym   jeszcze,   jest   „zupełne   poznanie   praw   historii   i   postępu 
narodów”. „Tylko realistyczna wiedza – kończy Lassalle – może przewyższyć realistyczny  rozsądek  i 
wznieść się ponad nim”. Wiedza realistyczna, która u Lassalle’a powleczona jest naskórkiem idealizmu, u 
Marksa występuje jako materialistyczna dialektyka. Cała jej siła polega na tym, że nie przeciwstawia 
swojej „rozumnej taktyki” realnemu ruchowi mas, a tylko nadaje mu formy i uogólnia go. I właśnie 
dlatego, że rewolucja zrywa osłony mistyki z podstawowych przegród socjalnych i każe klasom ścierać 
się na szerokiej arenie państwowej, polityk-marksista czuje się w rewolucji jak w swoim żywiole. Cóż to 
za rozumna taktyka „mienszewicka”, która nie może być przyjęta przez masy? Albo – co gorsza – cóż to 
za   rewolucyjna   taktyka,   która   sama   upatruje   przyczyny   swojego   niepowodzenia   w   „odurzeniu 
rewolucyjnym”   i   świadomie   oczekuje,   aż   przejdzie   ten   stan,   to   jest   aż   się   wyczerpie   lub   zostanie 
mechanicznie stłumiona energia rewolucyjna mas?

III

Tow.   Plechanow   pierwszy   zdobył   się   na   smutną   odwagę   odmalowania   wszystkich   wydarzeń 

rewolucji jako szeregu omyłek. Dał on nam zdumiewający swoją jaskrawością przykład tego, jak można 
w ciągu dwudziestu lat niezmordowanie bronić dialektyki materialistycznej przeciw wszelkim formom 
rezonerskiego dogmatyzmu i racjonalistycznego utopizmu, aby potem w realnej polityce rewolucyjnej 
okazać się dogmatykiem-utopistą najczystszej wody. We wszystkich jego pismach z okresu rewolucji na 
próżno   będziecie   szukali   odzwierciedlenia   najważniejszej   rzeczy:   immanentnej   mechaniki   stosunków 
klasowych, wewnętrznej logiki rewolucyjnego rozwoju mas. Zamiast tego Plechanow daje szereg wariacji 
na temat próżnego jak bania sylogizmu, którego wielką przesłanką jest zdanie:  nasza rewolucja jest 
burżuazyjna
,   a   wniosek   brzmi:  w   stosunku   do   kadetów   trzeba   mieć   takt.   Nie   ma   tu   ani   analizy 
teoretycznej,  ani   rewolucyjnej  polityki,  są tylko   drobne  rezonerskie  dopiski   na  marginesach wielkiej 
księgi wydarzeń. Największą zdobyczą tej krytyki jest jałowy morał: gdyby rosyjscy socjaldemokraci byli 
marksistami,  a nie metafizykami, nasza taktyka w końcu 1905 roku byłaby zupełnie inna. I – rzecz 
dziwna – Plechanow zupełnie nie zadaje sobie pytania, jak to jest możliwe, że w ciągu ćwierćwiecza 
propagował   najczystszy   marksizm   i   przyczynił   się   tylko   do   stworzenia   partii   rewolucyjnych 
„metafizyków”, oraz – co ważniejsze – jak to możliwe, że tym „metafizykom” udało się w najważniejszej 
chwili historycznej pociągnąć masy robotnicze na błędną drogę i postawić „prawdziwych” marksistów w 
położeniu   osamotnionych   rezonerów?   Jedno   z   dwojga:   albo   Plechanow   sam   nie   posiada   tajemnicy 
przejścia od marksizmu jako doktryny do czynu rewolucyjnego, albo „metafizycy” mają w warunkach 
rewolucji jakąś niezaprzeczalną przewagę nad „prawdziwymi” marksistami. Plechanow ostrożnie omija 
ten fatalny dylemat. Lecz Czeriewanin, ten poczciwy Sanczo Pansa plechanowskiego rezonerstwa, bierze 

1

  Przedmowa do „Mowy przed sądem przysięgłych” Lassalle’a. Pewna umyślna nieścisłość wyrażeń tłumaczy się tym, że 

cytowany artykuł był pisany dla legalnego wydawnictwa okresu „przedkonstytucyjnego”. – Przypis Autora.

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 5 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)

byka za rogi – lub, mówiąc po cervantowsku, osła za uszy – i mężnie odpowiada: w czasach odurzenia 
rewolucyjnego dla prawdziwie marksistowskiej taktyki nie ma miejsca!!!

Czeriewanin musiał dojść do takiego wniosku, bo postawił sobie zadanie, którego jego mistrz 

starannie   unikał:   nakreślenie   ogólnego   przebiegu   rewolucji   i   roli   w   niej   proletariatu.   Podczas   gdy 
rozważny   Plechanow   zadowalał   się   podjazdową   krytyką   poszczególnych   posunięć   i   poszczególnych 
wypowiedzi,  zupełnie   ignorując  wewnętrzny  rozwój  wydarzeń,  Czeriewanin  zadał  sobie   pytanie:   jak 
wyglądałaby   historia,   gdyby   rozwijała   się   według   marszruty   „prawdziwej   taktyki   mienszewickiej”? 
Odpowiedział   na   nie   w   broszurze   pt.   „Proletariat   w   rewolucji”   (Moskwa   1907),   która   jest   rzadkim 
dokumentem męstwa, na jakie może zdobyć się ograniczoność. Lecz gdy poprawił już wszystkie błędy i 
uszeregował w „mienszewickim” porządku wszystkie wydarzenia tak, że w swojej kolejności prowadziły 
rewolucję do zwycięstwa, zadał sobie pytanie: dlaczegóż jednak rewolucja zboczyła na błędną drogę? I 
odpowiedział na to książką pt. „Sytuacja obecna i możliwa przyszłość” – znowu cennym świadectwem 
tego,   że   niezmordowane   męstwo   ograniczoności   zdolne   jest   odchylić   zasłonę   okrywającą   prawdę   – 
chociaż   nie   zawsze   od   strony   głowy.   Klęska   rewolucji   jest   tak   głęboka,   mówi   Czeriewanin,   że 
„sprowadzenie jej przyczyn do jakichś tylko błędów proletariatu byłoby  zupełnym niepodobieństwem
Rzecz jasna, że idzie tu nie o omyłki, lecz o jakieś głębsze przyczyny” (str. 174). Fatalny wpływ na losy 
rewolucji odegrał powrót wielkiej burżuazji do przymierza z caratem i szlachtą. W procesie łączenia się 
tych sił w jedną kontrrewolucyjną całość „wielką,  rozstrzygającą  rolę odegrał proletariat.  I  rzucając 
okiem   wstecz
  można   teraz   powiedzieć,   że   była   to   jego  nieunikniona   rola”   (str.   175,   wszystkie 
podkreślenia   moje).   W   pierwszej   broszurze   Czeriewanin,   za   przykładem   Plechanowa,   uważał   za 
przyczynę wszystkich nieszczęść blankizm socjaldemokracji. Teraz jego uczciwa ograniczoność powstała 
przeciwko niemu i Czeriewanin mówi: „Wyobraźmy sobie, że proletariat przez cały czas znajdował(by) 
się pod kierownictwem mienszewików i postępował po mienszewicku

2

. Taktyka proletariatu poprawiłaby 

się wtedy, lecz jego zasadnicze dążenia nie mogłyby się zmienić i nieuchronnie doprowadziłyby go do 
porażki” (str. 176). Innymi słowy, proletariat jako klasa nie zdołałby zmusić się do mienszewickiego 
samoograniczenia. Rozwijając walkę klasową pchałby nieuchronnie burżuazję do obozu reakcji... Błędy 
taktyczne   tylko   „zwiększyły   smutną   rolę   proletariatu  w   toczącej   się   walce”,   lecz   nie   odgrywały 
rozstrzygającej roli. W ten sposób „smutna rola proletariatu” w rosyjskiej rewolucji (sic!) wypływa z 
istoty   jego   interesów   klasowych.   Sromotny   to   wniosek,   równający   się   zupełnej   kapitulacji   wobec 
wszystkich oskarżeń, rzucanych przez liberalny kretynizm na klasową partię proletariatu. A jednak mimo 
wszystko   w   tym   sromotnym   wniosku   politycznym   ujawnia   się   cząstka   prawdy   historycznej: 
współdziałanie   proletariatu   i   burżuazji   okazało   się   niemożliwe   nie   wskutek   usterek   myśli 
socjaldemokratycznej, lecz wskutek głębokiego zróżnicowania burżuazyjnego „narodu”. Proletariat Rosji 
przy   swoim   jasno   określonym   typie   społecznym   i   poziomie   uświadomienia   mógł   rozwinąć   energię 
rewolucyjną  tylko pod znakiem własnych interesów. Lecz radykalizm jego interesów, nawet bieżących, 
nieuchronnie pchał burżuazję na prawo. Czeriewanin to zrozumiał. Jednak, jego zdaniem, to właśnie 
spowodowało   klęskę.   Załóżmy,   że   tak   było   rzeczywiście.   Jaki   stąd   wniosek?   Co   miała   robić 
socjaldemokracja?   Próbować   oszukać   burżuazję   „algebraicznymi   formułami”?   Skrzyżować   ręce   na 
piersiach, pozostawiając proletariat na łasce niechybnej porażki? Czy przeciwnie, uznając, że nadzieje na 
trwałe współdziałanie z burżuazją są złudzeniem, oprzeć swoją taktykę na wykrzesaniu z proletariatu 
całej jego siły klasowej, rozbudzeniu najgłębszych interesów społecznych mas chłopskich, odwołaniu się 
do   armii   proletariackiej   i   chłopskiej   –   i   na  tej  podstawie   szukać   drogi   do   zwycięstwa?   Tego,   czy 
zwycięstwo w ogóle było możliwe, nie podobna było wywróżyć, lecz bez względu na to, czy widoki na 
zwycięstwo były mniejsze lub większe, była to bądź co bądź jedyna droga, na którą mogła wejść partia 
rewolucji, o ile nie wolała natychmiast popełnić samobójstwa niż narazić się tylko na możliwą porażkę.

Ta wewnętrzna logika rewolucji, którą Czeriewanin dopiero teraz zaczyna wyczuwać, „rzucając 

okiem wstecz”, była jasna dla tych, których oskarża o „niedorzeczność”, jeszcze nim doszło do wydarzeń 
rewolucyjnych.

Obecnie  – pisaliśmy  w lipcu  1905 roku – jest jeszcze trudniej  spodziewać się po burżuazji 

inicjatywy i skuteczności niż w roku 1848. Z jednej strony przeszkody są o wiele bardziej kolosalne, z 

2

 Zwróćcie uwagę na ten sposób myślenia: nie mienszewicy wyrażają walkę klasową proletariatu, lecz proletariat postępuje po  

mienszewicku. Jeszcze lepiej byłoby powiedzieć: przypuśćmy, że historia postępuje po czeriewaninowsku. – Przypis Autora.

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 6 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)

drugiej zaś zróżnicowanie społeczne i polityczne narodu zaszło nieskończenie dalej. Milczący spisek 
krajowej i światowej burżuazji stawia straszne przeszkody twardemu procesowi wyzwolenia, dążąc do 
tego, by nie dać mu przejść poza ugodę klas posiadających z przedstawicielami starego porządku w celu 
zgnębienia mas ludowych. Prawdziwie demokratyczną taktykę można w tych warunkach rozwinąć tylko 
poprzez walkę z liberalną burżuazją. Należy sobie z tego jasno zdać sprawę. Nie fikcyjna  «jedność» 
narodu przeciw jego wrogom, lecz głęboki rozwój walki klasowej w łonie narodu – oto właściwa droga. 
(...) Bez wątpienia walka klasowa proletariatu może pchnąć naprzód również burżuazję, lecz zrobić to 
może  tylko  ona. Z drugiej zaś strony nie ulega wątpliwości, że proletariat, który przezwyciężył swoim 
parciem bierność burżuazji, w przypadku najbardziej konsekwentnego rozwoju wydarzeń zetknie się z nią 
w pewnej  chwili  jako z bezpośrednią przeszkodą. Klasa, która zdoła pokonać tę przeszkodę, będzie 
musiała to uczynić, a tym samym wziąć na siebie rolę hegemona, o ile w ogóle krajowi sądzone są 
radykalne   przeobrażenia   demokratyczne.   W   takich   warunkach   będziemy   mieli   panowanie  «stanu 
czwartego». Rozumie się, że proletariat wykona swoją misję tak, jak niegdyś burżuazja – opierając się na 
chłopstwie   i   drobnomieszczaństwie.   Pokieruje   wsią,   wciągnie   ją   do   ruchu,   zbudzi   w   niej   poczucie 
zależności   jej   własnych   interesów   od   powodzenia   swoich,   proletariackich   planów.   Lecz   wodzem 
pozostanie   z   konieczności   on   sam.   Nie   jest   to  «dyktatura   chłopstwa   i   proletariatu»,   lecz   dyktatura 
proletariatu opierającego się na chłopstwie. Jego dzieło nie zamknie się oczywiście w ramach państwa. 
Logika położenia wypchnie go niezwłocznie na arenę międzynarodową”.

IV

Przy wszystkich   różnicach  poglądów  różne  prądy w partii  zgadzały  się  w  jednym  punkcie  – 

liczyły na zupełne zwycięstwo, to jest na zdobycie władzy państwowej przez rewolucję. Czeriewanin 
oblicza teraz siły rewolucji i siły reakcji i po zsumowaniu rezultatów dochodzi do wniosku, że „wszystkie 
sukcesy rewolucji musiały zawierać w zarodku nieuniknioną klęskę w przyszłości” (str. 198). Cóż mu 
daje   materiał   do   tych   obliczeń?   Statystyka   strajków,   charakter   i   formy   zaburzeń   chłopskich,   wyniki 
wyborów do trzech Dum. Nie wysnuwa więc przebiegu i wyników rewolucji bezpośrednio ze stosunków 
ekonomicznych, lecz z form i epizodów walki  rewolucyjnej.  Nie ekonomiczna charakterystyka i  nie 
statystyka klas doprowadziła go do wniosku o przesądzonej z góry beznadziejności rewolucji rosyjskiej, 
lecz  badanie   żywej  walki   tych  klas,  ich   starć,  otwartych  zapasów  w procesie   rewolucji.   Prawda,  że 
„badania”   Czeriewanina   są   nieudolne.   Lecz   żeby   Czeriewanin   mógł   w   ogóle   przystąpić   do   swoich 
nieudolnych badań, trzeba było, aby przedtem strajk ogarnął kraj, aby wybuchło powstanie, aby chłopi 
rozgromili kilkanaście guberni, aby wreszcie odbyły się wybory do Dumy. Statystyka sił społecznych nie 
daje nam klucza do odgadywania wyników starć społecznych. W przeciwnym razie należałoby już dawno 
zastąpić walkę klasową buchalterią klasową. Jeszcze stosunkowo niedawno marzyli o tym skarbnicy 
niektórych związków zawodowych, którym wydawało się, że będzie można uniknąć strajków. Okazało 
się   jednak,   że   kapitalistów   nie   przekonują   wyciągi   z   księgi   związkowej,   że   ostatecznie   argumenty 
liczbowe trzeba popierać argumentem strajku. I bez względu na to, jak ścisłe są uprzednie obliczenia, 
rzecz w tym, że każdy strajk tworzy cały szereg nowych faktów materialnych i moralnych, których nie 
można było przewidzieć i które, koniec końców, decydują o wyniku strajku. A teraz usuńcie z waszej 
wyobraźni związek zawodowy z jego ścisłą rachunkowością, natomiast rozszerzcie strajk na cały kraj, 
postawcie   przed   nim   wielki   cel   polityczny,   przeciwstawcie   proletariatowi   władzę   państwową   jako 
bezpośredniego   wroga,   otoczcie   obu   adwersarzy   rzeczywistymi,   potencjalnymi   i   domniemanymi 
sprzymierzeńcami, dodajcie wszelkie warstwy, o wpływ na które toczy się zaciekła walka, armię, w której 
tylko podczas burzliwych wydarzeń wyodrębnia się skrzydło rewolucyjne, przesadne nadzieje z jednej, 
przesadne   obawy   z   drugiej   strony,   przy   czym   i   jedne,   i   drugie   są   realnymi   czynnikami   wydarzeń, 
paroksyzmy giełdy i krzyżujące się wpływy stosunków międzynarodowych – gdy to uczynicie, uzyskacie 
tło rewolucji.  Żaden perski Czeriewanin nie mógł przepowiedzieć rodakom fatalnej  roli, jaką wobec 
rewolucji w Persji odegrał sojusz wzmożonego na siłach caratu z liberalnym rządem Anglii. I gdyby 
nawet znalazł się taki prorok i na podstawie swoich obliczeń spróbował powstrzymać masy ludowe od 
szeregu powstań, które ostatecznie zakończyły się klęską, perscy rewolucjoniści dobrze zrobiliby, gdyby 
poradzili mędrcowi osiedlić się na pewien czas w domu obłąkanych...

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 7 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)

Rewolucja   w   Rosji   rozwinęła   się   wcześniej   niż   Czeriewanin   obrachował   jej   debet   i   kredyt. 

Rewolucja była dla nas gotową areną, na której przyszło nam działać. My nie stwarzaliśmy wydarzeń, 
lecz musieliśmy przystosować do nich taktykę. Skoro już braliśmy udział w walce, musieliśmy liczyć na 
zwycięstwo. Lecz rewolucja jest walką o władzę państwową. Jako partia rewolucji mieliśmy przed sobą 
zadanie wykazania masom konieczności zdobycia władzy.

V

Pogląd mienszewików na rosyjską rewolucję w ogóle, a na centralny problem zdobycia władzy w 

szczególności, nigdy nie był zbyt jasny. Razem z bolszewikami mówili o „doprowadzeniu rewolucji do 
końca”, przy czym obie strony pojmowały to czysto formalnie, w znaczeniu urzeczywistnienia naszego 
„programu   minimum”,   po   którym   miała   nastąpić   epoka   „normalnego”   wyzysku   kapitalistycznego   w 
ustroju demokratycznym. Lecz „doprowadzenie rewolucji do końca” musiało zakładać obalenie caratu i 
przejście władzy w ręce rewolucyjnej siły społecznej. Jakiej? Mienszewicy odpowiadali:  burżuazyjnej 
demokracji
. Bolszewicy odpowiadali: proletariatu i chłopstwa.

Czym jest jednak „burżuazyjna demokracja” mienszewików? Nie jest to nazwa określonej, realnie 

istniejącej i namacalnej siły społecznej, lecz  pozahistoryczna kategoria, stworzona przez dziennikarzy 
drogą dedukcji i analogii. Ponieważ rewolucja musi być doprowadzona „do końca”, ponieważ jest to 
rewolucja burżuazyjna, ponieważ we Francji rewolucję doprowadzili do końca jakobini, zatem rewolucja 
rosyjska   może   przekazać   władzę   tylko   w   ręce   rewolucyjno-burżuazyjnej   demokracji.   Mienszewicy, 
ustaliwszy   niezachwianie   algebraiczną   formułę   rewolucji,   zaczęli   niezmordowanie   dobierać   do   niej 
wartości liczbowe. Zarzucając innym przecenianie sił proletariatu, sami pokładali bezgraniczne nadzieje 
w Związku  Związków  i   w partii  kadeckiej...   Martow  z  wielkimi   nadziejami   witał   grupę  „ludowych 
socjalistów”, a Martynow łapał za nogi kurskich nauczycieli ludowych. Dla mienszewików było jasne, że 
w   kraju   kapitalistycznym,   w   którym   bogactwa,   ludność,   energia,   wiedza,   życie   polityczne   i 
doświadczenie polityczne koncentrują się w miastach, chłopstwo nie może odgrywać kierowniczej roli w 
rewolucji.   Historia   nie   może   powierzyć   chłopu   dzieła   wyzwolenia   narodu   burżuazyjnego.   Wskutek 
rozproszenia i ograniczoności politycznej, a w jeszcze większej mierze wskutek rozdzierających tę klasę 
głębokich   sprzeczności   społecznych,   z   których   nie   ma   żadnego   wyjścia   w   ramach   społeczeństwa 
kapitalistycznego, chłopstwo zdolne jest tylko do zadania staremu porządkowi z tyłu kilku strasznych 
ciosów, z jednej strony poprzez żywiołowe powstania wywołujące zamieszanie i popłoch, a z drugiej 
poprzez   wniesienie   swojego   niezadowolenia   do   armii.   Lecz   w   miastach   kapitalistycznych,   tych 
rezydencjach historii nowożytnej, musi istnieć stanowcza partia, opierająca się na masach rewolucyjnych 
oraz   zdolna   do   wykorzystania   powstań   chłopskich   i   niezadowolenia   wojsk   do   tego,   by   napierając 
bezlitośnie   wyprzeć   wroga   ze   wszystkich   pozycji   i   zagarnąć   władzę   państwową.   Takiej   partii 
mienszewicy nie mogli znaleźć. Dlatego ich abstrakcyjne „doprowadzenie rewolucji do końca” wyrodziło 
się w praktyce w popieraniu kadetów  quand méme  [mimo wszystko], a najbardziej konsekwentni, jak 
widzieliśmy,  doszli do wniosku, że klimat  rewolucji jest w ogóle zbyt ostry dla egzotycznej taktyki 
mienszewizmu.

Sprzeczności   mienszewizmu   są   karykaturalnym   odbiciem   sprzeczności   samej   historii,   która 

postawiła krajowi ogromne zadania rewolucyjne, wymiótłszy uprzednio na całym świecie żelazną miotłą 
wielkiego przemysłu burżuazyjną demokrację jako siłę ekonomiczną i polityczną.

VI

Dla przeciwwagi narodnikom marksiści tak długo zaprzeczali naszej „samoistności”, że doszli do 

zasadniczego utożsamienia naszego rozwoju ekonomicznego i politycznego z „zachodnioeuropejskim”. 
Stąd był już tylko krok do najbardziej niedorzecznych wniosków.

Między Anglią, pionierką rozwoju kapitalistycznego, która w ciągu wieków stwarzała nowe formy 

społeczne i, jako ich wyrazicielkę, potężną burżuazję angielską, a dzisiejszymi koloniami, do których 
kapitał europejski na gotowych pancernikach przywozi gotowe szyny, podkłady, gwoździe i wagony 
salonowe dla administracji  kolonialnej,  a następnie  karabinem  i bagnetem wyrzuca krajowców z ich 

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 8 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)

pierwotnego środowiska, zapędzając ich batem do cywilizacji kapitalistycznej, nie ma żadnej  analogii 
rozwoju dziejowego, chociaż jest głęboki związek wewnętrzny.

Nowa Rosja przybrała zupełnie samoistny charakter dzięki temu, że jej chrztu kapitalistycznego 

dokonywał   w  drugiej   połowie   XIX  stulecia   europejski   kapitał,   doprowadzony   do   swojej   najbardziej 
skoncentrowanej i wysubtelnionej formy: kapitał finansowy. Jego własna poprzednia historia nie jest 
niczym związana z poprzednią historią Rosji. Zanim doszedł u siebie w kraju do wyżyn współczesnej 
giełdy, musiał wprzód wyrwać się z ciasnych ulic i zaułków miasta rzemieślniczego, gdzie uczył się 
pełzać i chodzić, musiał w ciągłej walce z Kościołem rozwijać technikę i naukę, skupić wokół siebie cały 
naród, zdobyć władzę poprzez powstanie przeciw przywilejom feudalnym i dynastycznym, stworzyć dla 
siebie otwartą arenę, dobić samodzielną drobną produkcję, z której sam wyszedł, a poza tym, oderwawszy 
się od pępowiny narodu, od prochów ojców, przesądów politycznych, sympatii rasowych, długości i 
szerokości   geograficznych,  drapieżnie   poszybować  nad  kulą   ziemską,  dziś  truć  opium  zrujnowanego 
przezeń rzemieślnika chińskiego, jutro wzbogacać nowymi pancernikami wody Rosji, pojutrze zagarniać 
kopalnie diamentów na południu Afryki.

Gdy kapitał angielski lub francuski, ten wytwór kilkuwiekowej historii, zjawia się na stepach 

Zagłębia Donieckiego, jest zupełnie niezdolny do wykrzesania z siebie tych samych sił, stosunków i 
namiętności   społecznych,   które   kolejno   w   siebie   wchłonął.   Nie   powtarza   już   na   nowym   terytorium 
przebytego niegdyś rozwoju, lecz zaczyna od tego, na czym zatrzymał się we własnym kraju. Wokół 
maszyn, które przerzucił przez morza i granice celne, od razu, bez żadnych etapów pośrednich, skupia 
masy proletariatu i w tę klasę przelewa zastygłą w nim energię rewolucyjną dawnych pokoleń burżuazji.

Gdy Dan, w ślad za Martynowem, użala się, że brak (względnie słabość) miejskiej demokracji 

burżuazyjnej   jest   „naszym   największym   nieszczęściem”,   możemy   tylko   wzruszyć   ze   współczuciem 
ramionami. Czy ci ludzie rozumieją właściwie, o co się martwią? Wytłumaczmy im więc: smuci ich to, że 
polem gospodarki międzynarodowej zawładnął wielki kapitał, że w Rosji nie pozwolił uformować się 
silnej drobnej burżuazji rzemieślniczej i handlowej, że wielka rola w gospodarce i polityce, jaką gdzie 
indziej   w   przeszłości   odgrywało   drobnomieszczaństwo,   u   nas   przypadła   od   razu   nowoczesnemu 
proletariatowi. Wszystko to jednak jest warunkiem siły i wpływów socjaldemokracji. Tymczasem oni 
sądzą, że są to zarazem przyczyny słabości rewolucji. Nie mówię już o tym, jak nędzny jest ten pogląd z 
punktu   widzenia   stanowiska   międzynarodowej   socjaldemokracji   jako   partii   światowego   przewrotu 
społecznego. Wystarczy po prostu stwierdzić, że warunki naszej rewolucji są takie, jakie są. Żalami i 
skargami   nie   stworzy   się   stanu   trzeciego.   Pozostaje   dojść   do   wniosku,   że   tylko   walka   klasowa 
proletariatu,   sprawującego   rewolucyjne   kierownictwo   nad   masami   chłopskimi,   może   „doprowadzić 
rewolucję do końca”.

VII

Zupełnie słusznie! – mówią bolszewicy. Do zwycięstwa naszej rewolucji jest nieodzowna wspólna 

walka proletariatu i chłopstwa. Jednakże „koalicja proletariatu i chłopstwa, osiągająca zwycięstwo w 
rewolucji burżuazyjno-demokratycznej, nie jest niczym innym, jak rewolucyjno-demokratyczną dyktaturą 
proletariatu   i   chłopstwa”.   Treścią   jej   działalności   będzie   demokratyzacja   stosunków   politycznych   i 
ekonomicznych   w   granicach   prywatnej   własności   środków   produkcji.   Lenin   wskazuje   na   zasadniczą 
różnicę   między   socjalistyczną   dyktaturą   proletariatu   a   demokratyczną   (względnie   burżuazyjno-
demokratyczną) dyktaturą proletariatu i chłopstwa. Ta czysto formalna operacja logiczna zupełnie ratuje 
go, jak mu się zdaje, od materialnej sprzeczności między niskim poziomem rozwoju sił wytwórczych a 
politycznym panowaniem klasy robotniczej. Gdybyśmy sądzili – mówi Lenin – że możemy dokonać 
przewrotu socjalistycznego, to szlibyśmy wprost do politycznego krachu. Lecz skoro proletariat, stając 
wraz   z   chłopstwem   u   steru   władzy,   wyraźnie   sobie   uświadamia,   że   jego   dyktatura   ma   tylko 
„demokratyczny charakter”, wtedy wszystko jest ocalone. Myśl tę Lenin powtarza niestrudzenie od 1904 
roku. Lecz to jeszcze nie czyni jej bardziej treściwą.

Ponieważ warunki społeczne w Rosji nie dojrzały do rewolucji socjalistycznej, posiadanie władzy 

politycznej byłoby dla proletariatu największym nieszczęściem – mówią mienszewicy. Byłoby to słuszne, 
odpowiada Lenin, gdyby proletariat nie uświadamiał sobie, że chodzi tylko o rewolucję demokratyczną

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 9 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)

Innymi   słowy,   wyjście   ze   sprzeczności   między   klasowym   interesem   proletariatu   a   obiektywnymi 
warunkami   polega   dla   Lenina   na   politycznym  samoograniczeniu  proletariatu,   przy   czym   to 
samoograniczenie ma być wynikiem teoretycznej świadomości, że przewrót, w którym klasa robotnicza 
odgrywa rolę kierowniczą, jest przewrotem burżuazyjnym. Obiektywną sprzeczność Lenin przenosi do 
świadomości   proletariatu   i   rozwiązuje   z   pomocą   ascetyzmu   klasowego,   wyrastającego   nie   z   wiary 
religijnej,   lecz   ze   schematu   „naukowego”.   Wystarczy   przedstawić   sobie   jasno   tę   konstrukcję,   by 
zrozumieć jej beznadziejnie idealistyczny charakter.

Wykazałem szczegółowo gdzie indziej, że już w drugim dniu „dyktatury demokratycznej” cała ta 

sielanka quasi-marksistowskiego ascetyzmu pryśnie jak bańka mydlana. Bez względu na to, pod jakim 
znakiem teoretycznym proletariat znajdzie się u władzy, nie będzie mógł zaraz, w pierwszym dniu, nie 
zetknąć się twarzą w twarz z zagadnieniem braku pracy. Jest rzeczą wątpliwą, żeby wiele pomogło mu w 
tej   sprawie   wyświetlenie   różnicy   między   dyktaturą   socjalistyczną   a   demokratyczną.   Proletariat, 
posiadający władzę, będzie musiał natychmiast, w tej lub innej formie (roboty publiczne itp.), wpisać 
zabezpieczenie bytu bezrobotnych na rachunek państwa. To z kolei wywoła natychmiast potężny wzrost 
walki ekonomicznej i potężne strajki: na małą skalę widzieliśmy to u schyłku 1905 roku. Kapitaliści zaś 
odpowiedzą robotnikom tym, czym odpowiedzieli wówczas na żądanie ośmiogodzinnego dnia pracy: 
zamknięciem  fabryk. Zawieszą wielkie  kłódki  i powiedzą sobie:  „naszej własności nic nie grozi, bo 
ogłoszono, że proletariat jest teraz zajęty nie socjalistyczną lecz demokratyczną dyktaturą”. Co zrobi rząd 
robotniczy wobec zamkniętych fabryk? Będzie musiał otworzyć je i podjąć na nowo produkcję na koszt  
państwa
. Ależ będzie to droga do socjalizmu!? Oczywiście! Lecz jakąż inną drogę potraficie wskazać?

Może mi ktoś odpowiedzieć: malujecie obraz nieograniczonej dyktatury robotniczej, a przecież 

chodzi   o   koalicyjną   dyktaturę   proletariatu   i   chłopstwa.   Dobrze.   Policzmy   się   i   z   tym   argumentem. 
Widzieliśmy   przed   chwilą,   jak   proletariat,   wbrew   najlepszym   zamiarom   swoich   teoretyków,   starł   w 
praktyce linię logiczną, która miała ograniczać jego władzę do dyktatury demokratycznej. Teraz mamy 
propozycję   uzupełnienia   politycznego   samoograniczenia   proletariatu   przez   obiektywną   gwarancję 
antysocjalistyczną w postaci współpracownika – chłopa. Jeśli ma to oznaczać, że partia chłopska, stojąca 
u   steru   władzy   obok   socjaldemokracji,  nie   powoli  państwu   wziąć   bezrobotnych   i   strajkujących   na 
utrzymanie i otworzyć zamkniętych przez kapitalistów fabryk w celu uruchomienia w nich produkcji 
państwowej, to znaczy, że już w pierwszym dniu, to jest jeszcze na długo przed wykonaniem zadań 
„koalicji”,   będziemy   mieli   konflikt   rewolucyjnego   proletariatu  z rewolucyjnym  rządem.  Konflikt   ten 
może skończyć się albo poskromieniem robotników przez partię chłopską, albo odsunięciem tej partii od 
władzy. I jedno, i drugie nie bardzo przypomina koalicyjną dyktaturę „demokratyczną”. Całe nieszczęście 
polega  na   tym,   że   bolszewicy   doprowadzają   walkę  klasową  proletariatu   tylko  do  chwili   zwycięstwa 
rewolucji
,   następnie   zaś   walka   ta   rozpuszcza   się   chwilowo   w   „demokratycznym”   współdziałaniu.   I 
dopiero, po ostatecznym ukonstytuowaniu się republiki, walka klasowa proletariatu występuje znów w 
czystej   postaci   –   tym   razem   w   formie   bezpośredniej   walki   o   socjalizm.   Podobnie   jak   mienszewicy 
wychodzą  z  abstrakcji:   „nasza   rewolucja   jest   burżuazyjna”   i   dochodzą   do  idei   przystosowania   całej 
taktyki proletariatu do zachowania się liberalnej burżuazji aż do chwili zdobycia przez nią władzy, tak 
bolszewicy, wychodząc również z nagiej abstrakcji: „dyktatura demokratyczna, a nie socjalistyczna”, 
dochodzą   do   idei   burżuazyjno-demokratycznego   samoograniczenia   proletariatu   posiadającego   władzę 
państwową.   I   tu,   jak   w   wielu   wypadkach,   ograniczoność   mienszewizmu   znajduje   uzupełnienie   w 
odpowiedniej ograniczoności bolszewizmu. Prawdą jest, że w tej kwestii zachodzi między nimi bardzo 
istotna   różnica:   podczas   gdy   antyrewolucyjna   strona   mienszewizmu   ujawnia   się   w   całej   mocy   już 
obecnie,   antyrewolucyjne   rysy   bolszewizmu   grożą   ogromnym   niebezpieczeństwem   tylko   w   razie 
zwycięstwa rewolucji

3

. Fakt, że i mienszewicy, i bolszewicy zawsze mówią o „samodzielnej” polityce 

proletariatu (pierwsi w stosunku do liberalnej burżuazji, drudzy w stosunku do chłopstwa), nie zmienia w 
niczym   okoliczności,   że   zarówno   pierwsi,   jak   i   drudzy   –   tylko   że   na   różnych   szczeblach   rozwoju 
wydarzeń   –   lękają   się   skutków   walki   klasowej   i   chcą   ją   skrępować   swoimi   konstrukcjami 
metafizycznymi.

3

 Na szczęście tak się nie stało: wiosną 1917 roku, tzn. przed zdobyciem władzy, pod kierownictwem tow. Lenina doktryna 

bolszewicka przeobraziła (nie bez walk wewnętrznych) swoje poglądy w tej sprawie o pierwszorzędnym znaczeniu. – Przypis 
Autora z 1922 r.

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 10 –

http://skfm.dyktatura.info/

background image

Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)

VIII

Zwycięstwo rewolucji może przekazać władzę tylko w ręce tej partii, która potrafi oprzeć się na 

uzbrojonym ludzie miejskim, to jest na milicji robotniczej. Socjaldemokracja, stanąwszy u steru władzy, 
zetknie   się   z   najgłębszą   sprzecznością,   która   nie   da   się   usunąć   z   pomocą   naiwnego   szyldu   „tylko 
demokratycznej   dyktatury”.   „Samoograniczenie”   oznaczałoby   ni   mniej,   ni   więcej,   jak   tylko   zdradę 
interesów bezrobotnych, strajkujących, a wreszcie całego proletariatu w imię urzeczywistnienia republiki. 
Władza rewolucyjna będzie miała przed sobą obiektywne zadania  socjalistyczne, lecz rozwiązanie ich 
popadnie   na   pewnym   szczeblu   w   konflikt   z   zacofaniem   ekonomicznym   kraju.   W   ramach   rewolucji 
krajowej z tej sprzeczności nie ma wyjścia. Przed rządem robotniczym stanie od razu zadanie połączenia 
własnych   sił   z   siłami   socjalistycznego   proletariatu   zachodniej   Europy.   Tylko   na   tej   drodze   jego 
tymczasowe panowanie rewolucyjne stanie się prologiem do dyktatury socjalistycznej.  „Revolution in 
Permanenz”
, nieustająca rewolucja stanie się w ten sposób dla proletariatu  Rosji kwestią klasowego 
samozachowania. Gdyby partia robotnicza nie znalazła w sobie dostatecznej inicjatywy do rewolucyjno-
zaczepnej taktyki i gdyby zechciała skazać się na post dyktatury tylko krajowej i tylko demokratycznej, 
zjednoczona reakcja Europy nie omieszkałaby jej wytłumaczyć, że klasa robotnicza, mająca w rękach 
władzę państwową, musi ją całą rzucić na szalę rewolucji socjalistycznej.

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 11 –

http://skfm.dyktatura.info/