background image

Ernest Mandel

Socjalizm w przededniu

XXI wieku

Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)

WARSZAWA 2005

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 2 -

www.skfm-uw.w.pl

Tekst  Ernesta   Mandela  „Socjalizm  w  przededniu

XXI wieku” został napisany w 1985 roku.

Niniejsze wydanie jest pierwszą polską publikacją

tekstu dokonaną drukiem.

Tekst z języka angielskiego przetłumaczył Rafał K.

Krajewski.

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

WSTĘP

Zgodnie   z   tradycyjnym   określeniem   Marksa   i   Engelsa   socjalizm   oznacza   społeczeństwo

zjednoczonych wytwórców – pierwszą, niższą fazę społeczeństwa komunistycznego – charakteryzującą się

własnością   środków  produkcji,   bezpośrednio   społecznym   charakterem   pracy   oraz   planową   produkcją

mającą  na  celu  zaspokojenie  potrzeb  (wytwarzanie  zwykłych  wartości  użytkowych   nie  zaś  towarów).

Chodzi   więc   o   społeczeństwo   bez   klas   i   państwa,   to   znaczy   bez   swoistych   aparatów   czy   organów

wyodrębnionych z ogółu obywateli w celu zarządzania, kierowania i podejmowania decyzji.

Takim może być jedynie w pełni decydujące o sobie samym społeczeństwo, które kształtuje się na

bazie samorządu wytwórców i obywateli (tak więc i konsumentów), jest wyzwolone z tyranii „praw rynku”

(prawa wartości) i despotycznej władzy państwa.

W sposób wolny i świadomy, w oparciu o wybór uporządkowanych i uzasadnionych wniosków

podejmuje ono decyzje o priorytetach w wykorzystaniu właściwych środków materialnych i będącym w

jego dyspozycji czasie dla pracy społecznej. Dlatego też takie społeczeństwo wymaga pluralizmu (inaczej

mówiąc sytuacji, w której nie istnieje tylko jedna partia, jeden aparat „zdalnego sterowania”), pluralizmu w

głębszym   tego   słowa   znaczeniu,   to   znaczy   w   sensie   istnienia   narodowych   (i   międzynarodowych)

alternatywnych celów. To bynajmniej nie wyklucza wielorakich mechanizmów decentralizacji (regionalnej,

lokalnej, na poziomie dzielnicy czy też gospodarczej, społecznej itp.), w ramach których organy oddolnej

demokracji wypowiadają się w kwestii podejmowanych wyborów.

Uwzględniając   nierównomierny   rozwój   wzajemnych   powiązań   sił   społeczno-politycznych   na

płaszczyźnie   międzynarodowej,   budowa   społeczeństwa   socjalistycznego   może   rozpocząć   się   w   skali

narodowej. Jednak w pełni może ono zostać zrealizowane tylko w skali globalnej lub inaczej mówiąc, gdy

obejmie główne kraje świata.

Tak zdefiniowany socjalizm nie oznacza ani raju na  ziemi, ani urzeczywistnienia odwiecznych

marzeń, pełnej harmonii między jednostką a społeczeństwem czy też społeczeństwem a przyrodą. Nie jest

też   „końcem   historii”,   końcem   sprzeczności   określających   byt   człowieka.   Cel,   do   którego  zmierzają

zwolennicy socjalizmu jest nieporównywalnie bardziej skromny. Rozwiązać sześć czy siedem sprzeczności,

które na przestrzeni minionych wieków były i są obecnie źródłem najbardziej masowych ludzkich cierpień:

zniewolenie i  wyzysk człowieka  przez  człowieka;  wojna  i na masową skalę  przemoc między ludźmi;

wykorzenienie  raz   na  zawsze   głodu,   nierówności   i  niezaspokojenia   palących   potrzeb  różnych   warstw

społecznych; zinstytucjonalizowanie i systematyczne dyskryminowanie kobiet, ras czy grup etnicznych;

poniżenie narodowych i lokalnych mniejszości itp.; kryzysy ekonomiczne; kryzysy ekologiczne.

Wraz z usunięciem powyższych sprzeczności nie znika wcale dramat człowieka.

W sposób uargumentowany możemy twierdzić, że ów dramat dopiero wówczas by się rozpoczął.

Dramat, który ludzkość dotąd przeżywała i przeżywa nadal nie jest ludzki, lecz wieczny. Jakkolwiek by

jednak   było,   dotychczasowy   dorobek   godny   jest   rozpatrzenia   w   całej   swej   doniosłości.   Lecz   jest   on

zaledwie jedną z alternatyw, z którą ludzkość się styka.

My,   socjaliści   jesteśmy   przekonani   o   tym,   że   rozwiązanie   owych   sześciu   czy   siedmiu

wspomnianych sprzeczności, byłoby gigantycznym skokiem na drodze postępu i uwolnienia tak rodzaju

ludzkiego, jak i składających się nań jednostek, postępu, który w swej doniosłości mógłby się równać

likwidacji kanibalizmu czy niewolnictwa.

Przekonani   jesteśmy,   że   takowy   postęp   jest   możliwy   tylko   w   drodze   obumarcia   własności

prywatnej, towaru i pieniądza, co jest podstawą obumarcia klas oraz państwa.

Podobnie jesteśmy przekonani, że bez tego, to znaczy bez ustanowienia Ogólnoświatowej Federacji

Socjalistycznej, obecny stan rzeczy długo się nie utrzyma.

Niebezpieczeństwo zagłady cywilizacji ludzkiej, zagłady rodzaju ludzkiego, będzie rezultatem coraz

bardziej niepohamowanego wyścigu, coraz bardziej przerażających katastrof, które stają się coraz bardziej

widoczne.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 3 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

SOCJALIZM JEST KONIECZNY

W   tym   sensie,   w   jakim   dopiero   co   został   zdefiniowany,   socjalizm   jest   czymś   najzupełniej

koniecznym   –   w   przeciwnym   wypadku   ludzkość  stoczy   się   na   skraj   katastrofy.   Sceptycyzm   co   do

konieczności socjalizmu kryje w sobie owo lekceważenie tendencji do samozagłady ludzkości, które narasta

w przeżywającym obecnie kryzys społeczeństwie burżuazyjnym. Ta dezynwoltura graniczy z zupełnym

brakiem odpowiedzialności.

Przytoczmy  sfery,   w  których  owe  tendencje  do   samozagłady  są   najbardziej  widoczne:   wyścig

zbrojeń   (broń   atomowa,   biologiczna,   chemiczna)   oraz   niebezpieczeństwa   zagrażające   równowadze

ekologicznej. Zbyteczne jest w tym miejscu wymienianie niezliczonych źródeł naukowych dowodzących

możliwości  zagłady  życia  na  Ziemi,  możliwości,  w  które  brzemienne  są  dostrzegalne  w  skali  świata

tendencje.   W   związku   z   tym   dylemat   nie   przedstawia   się   już   w   postaci   alternatywy:   socjalizm   czy

barbarzyństwo, obecny dylemat brzmi: socjalizm czy też zagłada.

Chyba   nie  mniej  niebezpiecznie  przedstawiają  się  zagrożenia   nędzą  i   głodem  najbiedniejszych

regionów   „trzeciego   świata”,   jak   również   ryzyko   przeobrażenia   znacznej   części   ludności   metropolii

imperialistycznych w warstwy o charakterze lumpenproletariackim lub quasi-lumpenproletariackim. Jeśli

przyjąć realną hipotezę o czterdziestu milionach bezrobotnych w krajach imperialistycznych w latach 1985-

1987, oznacza to, że razem z rodzinami, z częściowo bezrobotnymi, z kobietami „usuniętymi z rynku

pracy” oraz młodzieżą, która nigdy na ten rynek nie weszła

1

, otrzymujemy jakieś 100 milionów ludzi –

mężczyzn i kobiet – doznających nędzy materialnej, intelektualnej i moralnej w tak zwanych „bogatych”

krajach. A jest to zaledwie pierwsze stadium kryzysu, który nie osiągnął jeszcze swego apogeum.

Burżuazyjny projekt ustanowienia „podwójnego społeczeństwa” może tę liczbę zwiększyć dwu-, a

nawet trzykrotnie.

Należy porzucić iluzję, jakoby wszystkie te tendencje miały charakter zarodkowy, że ich fatalne

następstwa   można   jeszcze   zatrzymać   na   znośnym   poziomie   –   poziomie,   który   zapewniłby   ciągłość

cywilizacji materialnej oraz kultury ludzkiej, a przy tym nie przeobraziłby gruntownie struktury społecznej.

W rzeczywistości jest wręcz odwrotnie.

Niszczące następstwa opisanych tendencji w coraz większym stopniu kumulują się.

Przykładowo, dziś rozmyślamy o kosztach, jakie przyjdzie nam zapłacić za naruszenie równowagi

ekologicznej podczas nowego kryzysu; jutro będą one jednak znacznie wyższe.

Iluzja, jakoby taki stan rzeczy mógł się utrzymać przez dłuższy czas bez żadnych katastroficznych

następstw,   zbudowana   jest   w   oparciu   o   hipotezę   o   ponoć   nieograniczonych   możliwościach

przystosowawczych   systemu   kapitalistycznego,   o   rzekomo   nadzwyczajnej   elastyczności   gospodarki

rynkowej, jakoby „wszechmocnych mechanizmach regulacji”, które były sankcjonowane przez cały wiek

XX. Owo złudzenie zbudowane jest na fakcie, że kryzysy, wojny, wszelkiego rodzaju klęski żywiołowe nie

zdjęły z porządku dziennego rutyny w rodzaju „business as usual”, lecz jedynie okresowo ją tłumiły. Trzeba

być ślepym lub, inaczej mówiąc, absolutnie nie rozumieć historii bieżącego stulecia, by nie zauważyć, że

zasięg i waga periodycznych zakłóceń równowagi wzrastają z dziesięciolecia na dziesięciolecie.

Pierwsza wojna światowa pochłonęła dziesięć milionów istnień ludzkich. Cena drugiej – to już

osiemdziesiąt milionów. Jakiej hekatomby wymagałaby trzecia? W okresie między pierwszą a drugą wojną

światową miało miejsce około dwudziestu „wojen lokalnych”. Od zakończenia drugiej wojny po dzień

dzisiejszy  byliśmy  świadkami  około  pięćdziesięciu  takich  wojen;  ich  liczba wzrasta   z  roku  na  rok,  z

półrocza na półrocze.

1

  Francis Blanchard, dyrektor generalny ILO (Międzynarodowa Organizacja Pracy – przyp. tłum.) opisał zwięźle istniejącą

sytuację następującymi słowami: „Dziesiątki milionów młodych ludzi, którzy otrzymali wykształcenie, nagle zaczynają sobie

uświadamiać,   że   posiadają   złe   przygotowanie,   nieodpowiednie   wykształcenie   zawodowe,   które   nie   daje   im   możliwości

wkroczenia do świata pracy”. („International Herald Tribune” z 06.02.1985).

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 4 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

Około   trzydziestu   milionów   ludzi   w   Azji   i   Afryce   zmarło   z   głodu   między   dwoma   wojnami

światowymi. W okresie od 1940 roku do chwili obecnej liczba ta zwiększyła się dziesięciokrotnie. Jak

pokazała tragedia Etiopii, klęski głodowe dopiero się rozpoczęły.

W okresie między dwiema wojnami stopniowo rozprzestrzeniły się tortury, zadomawiając się w

około dwudziestu państwach; obecnie w sześćdziesięciu, siedemdziesięciu państwach tortury są zjawiskiem

powszechnym, w skrajnych przypadkach zinstytucjonalizowanym. Jedynym „jasnym punktem” jest fakt, że

od 1945 roku nie powtórzyły się Oświęcim i Hiroszima. Ale kto zagwarantuje, że nie stanie się tak za lat

dwadzieścia?

W pierwszej połowie obecnego stulecia powiększanie się obszaru pustyń i zanieczyszczenie rzek

oraz atmosfery były zjawiskami marginalnymi, dotyczącymi bardzo niewielkich obszarów planety. Dziś

stwierdzamy raptem, że jesteśmy świadkami katastrofy nie tylko na obszarach Sahelu i Amazonii, ale i

niespodziewanej zagłady połowy lasów w Niemczech.

Tak jak nieodpowiedzialne jest niedocenianie niebezpieczeństw, których z dnia na dzień jest coraz

więcej, tak też nieodpowiedzialne jest twierdzenie, że jest już za późno, że katastrofa już nastąpiła lub – co

w zasadzie jest tym samym  – że rozpoczynająca się katastrofa to proces nieodwracalny. Ta z gruntu

pesymistyczna   teza   jest   jedynie   racjonalizacją   strachu   i   rozczarowania,   demoralizującego   bredzenia   i

poczucia beznadziejności. Nie posiada żadnego uzasadnienia naukowego, jest świadomym wyrzeczeniem

się rozsądku.

Takie reakcje pozbawione są sensu, także gdy patrzy się na nie z perspektywy życia i uczuć. Kiedy

pali się dom i drogim nam osobom zagraża śmierć, żaden człowiek godny tego miana nie powie: „nie

podejmę żadnych wysiłków, aby ich ratować”. Gdy płonie dom, to ci, którzy zadowalają się sofizmatem –

czy warto tłumić pożar, skoro już jutro może wybuchnąć nowy – sami pozbawiają się szans na przeżycie.

Jednak instynkt samozachowawczy, przywiązanie do życia przysługują wszystkim żywym istotom.

Cechują także rodzaj ludzki. Dlatego też starania, by powstrzymać nadciągającą katastrofę, są możliwe

dopóki jest jeszcze czas i, koniec końców, wezmą górę. Oto dlaczego walka o socjalizm trwa nieustannie.

Oto są jego szanse, by w rezultacie zatriumfować na przekór fatalistycznym i defetystycznym poglądom co

do przyszłości świata.

Za  tezą, że bezpowrotnie staczamy  się  w  przepaść, kryje  się błędna diagnoza  co do przyczyn

grożącej nam apokalipsy. Tendencje do samozagłady naszego gatunku wypływają nie z „odziedziczonego

kapitału”   i   nie   z   jakiejś   „wrodzonej   ułomności”   (takie   twierdzenie   dziwnie   przypomina   mit   grzechu

pierworodnego, z tym że wyrażony w kategoriach biologicznych), ani też z „agresywności samca”, czy

fatalnych następstw, jakie niosą ze sobą nauka i technika (co nasuwa skojarzenie z biblijną przypowieścią o

zakazanych owocach z drzewa wiadomości). Grożące nam katastrofy wynikają nie z nadmiaru rozumu, ale

z jego niedostatku, nie z nadmiaru wiedzy, ale z jej braku, nie z nadmiaru instynktu, ale z niedostatku

świadomości.

Jeśli   współczesna   technika   wyzwoliła   zjawiska   o   katastrofalnych   następstwach,   to   dlatego,   że

niektóre z konsekwencji zastosowania zdobyczy nauki zostały w znikomym stopniu zbadane

2

. Zwiększenie

zakresu poznania, zapewnienie dalszego postępu przyrodoznawstwa, oznacza między innymi zwiększenie, a

nie zmniejszenie, możliwości uniknięcia globalnej katastrofy.

Nie  w   tym  jednak  tkwi   sedno   problemu.  Postęp  przyrodoznawstwa,   wyższy   stopień   władania

przyrodą

3

 towarzyszył – a właściwie przeczył – prawie całkowitemu brakowi opanowania przez człowieka

swej „drugiej natury”, inaczej mówiąc środowiska społecznego, określenia własnego bytu społecznego.

2

  Obecnie   wiadomo,   że   gdy   w   1945   roku   zrzucono   pierwszą   bombę   atomową,   uczeni   nie   mieli   pojęcia   o   odległych

następstwach promieniowania. Administracja Reagana swoimi projektami gra w „wojny gwiezdne”, w czasie gdy naukowcy

wiele jeszcze nie wiedzą o możliwych skutkach wybuchów jądrowych w przestrzeni kosmicznej.

3

  Należy poczynić rozróżnienie między władaniem przyrodą, a jej niszczycielską eksploatacją (tym, co Marks i Engels po

niemiecku nazywali  Raubbau). Ta ostatnia jest charakterystyczna dla kapitalizmu i nie są jej znane (lub są one świadomie

odrzucane) długofalowe konsekwencje gruntownych zmian otaczającego środowiska.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 5 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

Jednym z głównych osiągnięć marksizmu, które powszechnie zaczynają uznawać uczeni – nie-

marksiści, jest teza o determinującej roli społeczeństwa w stosunku do nauki i techniki. Historia nauki i

techniki   podlega   oczywiście   swoistej   logice.   Logika   ta   posiada   własne   wymogi,   właściwe   każdej

dyscyplinie z osobna, które nierzadko są bezpośrednio powiązane z wymogami „dyscyplin pokrewnych”.

Jednakże jej główne zwroty odzwierciedlają ogólną logikę rozwoju społecznego, rodzą się z nowych pytań,

nowych struktur, które – swoją drogą – odpowiadają specyficznym potrzebom i interesom społecznym.

W tym sensie wyścig w kierunku ewentualnych rozstrzygnięć w wojnie jądrowej nie jest wcale

automatycznym   produktem   fizyki   kwantowej.   Zanieczyszczenie   oceanów   nie   jest   nieuniknioną

konsekwencją postępu w dziedzinie chemii syntetycznej.

Powiększanie się obszarów pustynnych nie jest nieuniknionym następstwem wysiłków mających na

celu  zwiększenie  wydajności   rolnictwa.   Wymienione  zagrożenia  oraz  klęski   wynikają   z  rozwoju  tych

rodzajów  nauki   i   techniki,   które   podlegają   tyranii   kapitału,   innymi  słowy,  pogoni   za   zyskiem,   który

przeliczany jest i zamieniany w pieniądz w każdej firmie z osobna; tym samym okazują się być we władzy

bezlitosnych wymogów konkurencji i akumulacji kapitału, niezależnie od długofalowych konsekwencji i

następstw, które wpłyną na siłę roboczą, całe społeczeństwo, czy też równowagę ekologiczną

4

.

To nie zwyrodnienie naszego poznania prowadzi do kryzysów ekonomicznych, ekologicznych i

politycznych. Na krawędź wojen i kryzysów spychają nas decyzje inwestycyjne kierujące się krótko- i

średnioterminowymi partykularnymi interesami, nie uwzględniającymi odległych w czasie następstw. Tu, a

nie gdzie indziej, szukać należy źródeł owej coraz bardziej grożącej wybuchem mieszaniny partykularnej

racjonalności   i   irracjonalności   systemu,   która   charakteryzuje   całokształt   tendencji   rozwojowych

społeczeństwa burżuazyjnego.

W   ten   oto   sposób  doszliśmy  do   istoty   problemu.   Socjalizm   jest   konieczny,   ponieważ   logika

społeczeństwa   burżuazyjnego,   logika   prywatnej   własności   i   gospodarki   rynkowej,   logika   żądzy

wzbogacenia   się,   a   przede   wszystkim   obłędnego   mechanizmu   powszechnej   konkurencji   przez   nią

wyzwalanej   we   wszystkich   dziedzinach   działania   jednostkowego  i   społecznego,   wytwarza   piekielną

dynamikę wiodącą do katastrofy. Nakłady kapitałowe dokonywane są gdzie popadnie i jak popadnie, nawet

kosztem bilionowego zadłużenia i setek milionów bezrobotnych (w metropoliach i „trzecim świecie” razem

wziętych).

Produkuje się cokolwiek, nie bacząc na koszty zniszczenia zasobów surowcowych.

Produkuje się broń atomową, która może zniszczyć wszystko co żywe dziesięć, dwadzieścia, sto

razy (jakimże potwornym absurdem jest w tym kontekście pojęcie „overkill”).

Taką dynamikę współczesnego świata coraz trudniej jest kontrolować, niezależnie od tego, czy

odnosi się to do świata czysto kapitalistycznego, czy świata rozbitego na „dwa obozy” (który jest przecież

jednolitą geograficzne i biologicznie całością). Można ją jeszcze zablokować, zatrzymać, zawrócić dzięki

zwycięstwu międzynarodowego socjalizmu. Dla rodzaju ludzkiego stało się to sprawą życia lub śmierci.

Zachodzi   konieczność   tego,   by   ludzkość   zawładnęła   własnym   sposobem   organizowania   swego

materialnego   bytowania,   swego   ekonomicznego,   społecznego   i   politycznego   życia.   Ten   problem   jest

równoznaczny z problemem opanowania sił przyrody. W tym stopniu, w jakim pierwszy nie zostanie

podniesiony, drugi stanie się źródłem zagłady. W tym stopniu, w jakim pierwszy zyska aprobatę, problem

panowania nad przyrodą można będzie oddać pod kontrolę i w służbę życia oraz szczęścia większości

mieszkańców – mężczyzn i kobiet – tej planety.

Żadna czysto mechaniczna siła, żadne „koło zębate przeznaczenia” nie może przeszkodzić w tym,

aby siedemset pięćdziesiąt milionów zjednoczonych w skali świata wytwórców podjęło z dnia na dzień

decyzje zaprzestania raz na zawsze produkcji broni jądrowej, chemicznej, biologicznej i innej. Nie mogą

przeszkodzić, by w jednym dniu zniszczyć wszystkie istniejące zapasy tych rodzajów broni i wprowadzić

4

 Wiele uwagi, jaką poświęcono silnikowi spalinowemu pod koniec XIX wieku, zapewniło tylko jeden z możliwych wariantów

rozwoju wielkiego przemysłu samochodowego. Było to do pewnego stopnia związane ze znaczeniem, jakie posiadały grupy

Dietreding   i   Rockefeller   (inaczej   mówiąc   –  przemysłu   naftowowego)   w   ramach  brytyjskiego   i  amerykańskiego   kapitału

finansowego, jak również z ich wpływem, jaki posiadały przez to na główne państwa imperialistyczne.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 6 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

mechanizmy   kontroli   i   ograniczeń   w   celu  zagwarantowania   przestrzegania  tych  decyzji.   W  tym   celu

wystarczy, aby sami wytwórcy stali się gospodarzami zakładów i wspólnie nimi zarządzali. Nie ma takiej

„obiektywnej   prawidłowości”,   takiej   „żelaznej   konieczności”,   która   mogłaby   przeszkodzić   owym

siedmiuset pięćdziesięciu milionom najemnych robotników – przeobrażonym w zjednoczonych wytwórców

–   w   rozdzieleniu   uzyskanego   w   ten   sposób   czasu   pracy   na   wszystkich   w   celu   produkowania  dóbr

materialnych i usług dla zaspokojenia rozumnych potrzeb. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby w takich

warunkach wprowadzić dwudziestopięcio-, dwudziestogodzinny tydzień pracy dla wszystkich w miejsce

podzielonej na dwie części ludzkości: tych, co pracują jako wyrobnicy po czterdzieści osiem – pięćdziesiąt

sześć godzin tygodniowo i tych, którzy nie dają żadnej społecznie użytecznej pracy lub robią to tylko

częściowo, otrzymując za to nie więcej niż żebraczą jałmużnę.

Mężczyźni i kobiety powinni pokazać, że są zdolni do podejmowana decyzji. Żaden „automatyzm”

niezależny od ich woli nie może przeszkodzić im w wybraniu drogi rozsądku i ludzkiej solidarności. Interes

ogromnej większości wymaga opowiedzenia się za socjalizmem i zrobi ona to tym chętniej po to, by nie

stoczyć się w przepaść nadciągających katastrof.

SOCJALIZM JEST MOŻLIWY

Społeczeństwo oparte na samorządzie zjednoczonych wytwórców, będących panami swych losów,

jest możliwe przede wszystkim dlatego, iż osiągnięty został taki poziom rozwoju sił wytwórczych, który

stwarza materialne przesłanki zaniku niedostatku i obumarcia w skali globalnej gospodarki rynkowej. To

naturalnie   wymaga   radykalnej   zmiany   rozdziału   środków,   który   nie   pozwoli   na   ich   samowolne

wykorzystanie lub roztrwonienie (produkcja broni, produktów szkodliwych dla zdrowia itp.). Wymaga to

również ponownego podziału nakładów kapitałowych, który dawałby pierwszeństwo zaspokajaniu palących

potrzeb – nie na bazie samowoli czy technokratycznego dyktatu, ale z uwzględnieniem priorytetów, które

demokratycznie byłyby określane przez samych wytwórców – konsumentów.

My zaś ze swej strony jesteśmy przekonani, że istniejące obecnie środki dają możliwość rozsądnego

rozwiązywania problemów w krótkim czasie i nie ma podstaw by sądzić, że ubóstwo jest w skali globu

czymś   nieuniknionym,   zwłaszcza   gdy   idzie   o   dobra   i   usługi   pierwszej   potrzeby   (żywność,   odzież,

mieszkanie z minimum komfortu, kulturę i wypoczynek, transport publiczny). Obumarcie produkcji opartej

o   mechanizmy  rynkowe   nie  jest  jakąś   utopią.   Oprócz  tego  możliwe   jest  zagwarantowanie  wszystkim

mieszkańcom planety produktów żywnościowych bez jednoczesnego naruszania równowagi ekologicznej,

w dodatku przy wzroście demograficznym, który daje się kontrolować w skali globalnej i który w istocie

można kontrolować już dziś. Co zaś do obaw, że wyczerpaniu ulegną zasoby energetyczne czy surowcowe,

to dziś są one pozbawione podstaw. Wystarczająco świadczą o tym dostępne dane

5

.

Ponowny podział w skali świata środków produkcji netto w celu wykorzenienia głodu i nędzy nie

oznacza w żadnym wypadku konieczności obniżenia poziomu życia ludzi pracy na półkuli północnej. Owej

repartycji można dokonać przy wykorzystaniu środków, które są obecnie trwonione lub – innymi słowy –

nie przyczyniają się do utrzymania tego poziomu. Wystarczą dwa przykłady, aby uświadomić sobie, jakim

poziomem rezerw na te cele dysponuje ludzkość.

Ogólna suma wydatków na zbrojenia w skali świata sięga siedmiuset miliardów dolarów. Ogólna

masa   nie  wykorzystanych  mocy  produkcyjnych  w  rolnictwie  i   przemyśle  krajów  imperialistycznych  i

zależnych   półprzemysłowych   wynosi  za   ostatnie   dziewięć   lat   20%.  Inaczej  mówiąc,   jest   dwukrotnie

większa   od  poprzednio  przytoczonej   sumy.   W  ZSRR   i   Europie   Wschodniej   suma  ta   jest   wprawdzie

minimalna, ale procent niewykorzystanych roboczogodzin – mimo, iż ośmiogodzinny dzień pracy wydaje

się „naturalnym”  – jest podobny (Andropow  przytoczył  dane  wskazujące, że ilość niewykorzystanych

godzin pracy może sięgać nawet 33% ogółu godzin pracy w przemyśle). Suma tych dwóch wielkości daje

5

  W   istocie,   w   ciągu   minionego   dwudziestopięciolecia   stopa   wzrostu   produkcji   rolnej   była   większa   niż   stopa   przyrostu

naturalnego. Odkryte w tym czasie rezerwy źródeł energii (w tym nafty) rosły szybciej niż zapotrzebowanie na energię. Stosunek
w obu wypadkach wynosił prawie 1:2.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 7 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

obraz tego, co już dziś można osiągnąć w sferze zaspokojenia podstawowych potrzeb całej ludzkości, nawet

jeśli przejawi się tu niezbędną ostrożność w odniesieniu do eksploatacji nieodtwarzalnych przy obecnym

poziomie wiedzy zasobów surowcowych.

Obumarcie gospodarki rynkowej nie może oczywiście dokonać się z dnia na dzień bądź w oparciu o

decyzje jakiejkolwiek władzy, niechby nawet władzy większości wybranej w wolnych, demokratycznych i

pluralistycznych wyborach. Zjednoczeni wytwórcy, gospodarze swoich środków produkcji będą ostatecznie

zainteresowani,  by   do   maksimum   oszczędzić   swój   wysiłek   produkcyjny.   Skojarzenie   tego   interesu   z

zainteresowaniem wzrostem zapotrzebowania na zaspokajanie potrzeb, które nie są podstawowymi, stwarza

określone  napięcia   społeczno-ekonomiczne,   których   optymalne   rozwiązanie   (optymalne,   a   nie   jedynie

możliwe)   wymaga   dalszego   funkcjonowania   sektora   towarowo-pieniężnego   –   szczególnie   w   sferze

„luksusu”   –   na   równi   z   sektorem   nierynkowym,   opartym   na   zasadzie   podziału   według   potrzeb.

Współistnienie tych dwóch sektorów jest faktem, który nie pozwala zrobić bezpośredniego „skoku” z tak

zorganizowanej   gospodarki   –   zarówno   kapitalistycznych,   jak   i   tzw.   socjalistycznych   krajów   –   do

rzeczywiście socjalistycznej ekonomiki. Między nimi znajduje się okres przejściowy, który już rozpoczął

się w tzw. krajach socjalistycznych, ale jest daleki od zakończenia.

Historyczna   logika   okresu   przejściowego   zawiera   się   tym,   by   zagwarantować   stopniowe

obumieranie   zarówno  gospodarki   rynkowej,   jak   również   jakiegokolwiek   innego   sposobu   określania   i

podziału społecznego produktu dodatkowego, który przeczyłby swobodnie i demokratycznie zatwierdzonej

woli większości wytwórców.

Rzecz w tym, by zapewnić zanikanie nierówności społecznych i wszelkich materialnych warunków

dzielących społeczeństwo na rządzących i rządzonych (owe warunki materialne zakładają, że przedłużanie

dnia pracy uniemożliwia dostęp do informacji i wiedzy, z którego może skorzystać tylko jedna część

społeczeństwa, w tym czasie gdy inni uwikłani są w proces wytwarzania). W taki oto sposób obumieranie

gospodarki rynkowej wiąże się ściśle z obumieraniem klas społecznych i państwa jako takiego.

Zasadnicza   perspektywa   trzeciej   rewolucji   –   rewolucji   technologicznej,   a   obecnie   jesteśmy

świadkami etapu jej upowszechniania i uspołeczniania – wzmacnia materialne możliwości wskazanych

przemian. W miarę coraz większego postępu w kierunku robotyzacji i pełnej automatyzacji, skrócenie dnia

pracy nawet o połowę w żadnym wypadku nie musi pociągać za sobą ograniczenia produkcji materialnej.

Mikroelektronika  już  dziś   daje  możliwość   najbardziej  demokratycznego   dostępu   do   informacji

wszystkim   obywatelom.  Jest  to  zupełnie  możliwe  i  stosunkowo  proste  do  urzeczywistnienia.   Problem

jednak ze swej natury nie jest techniczny, lecz polityczny i społeczny. Jak mianowicie zagwarantować, aby

te ogromne możliwości współczesnej techniki nie  przywiodły do katastrof, nowych – korzystnych dla

mniejszości – nadużyć, przywilejów, monopoli. Jest tylko jedna odpowiedź: te możliwości powinni wziąć

w swe ręce sami wytwórcy – konsumenci, kolektywnie zorganizowani dla demokratycznego podejmowania

decyzji i ich kontroli.

W istocie rzeczy mówimy więc o specyficznym połączeniu w gospodarce sektora nierynkowego z

rynkowym, które zmierzałoby do stopniowego ograniczania tego drugiego, do jego obumierania. Rzecz

bowiem nie w jakimś doktrynerskim, z góry założonym rozstrzygnięciu (dlatego, że dla Marksa i Engelsa

pełne   urzeczywistnienie   socjalizmu   oznaczało   zniesienie   gospodarki  rynkowej).   Idzie   o   nieuchronny

wniosek, wynikający z marksistowskiej analizy, tzn. analizy naukowej, nie tylko następstw ekonomicznych,

ale   przede   wszystkim   społecznych   i   psychologicznych,   wynikających   z   przezwyciężenia   gospodarki

rynkowej.

W   świetle   doświadczenia   historycznego,   w   tym   doświadczenia   tzw.   krajów   socjalistycznych,

bezspornym jest fakt, że przezwyciężenie ekonomiki rynkowej, jeśli nie liczyć przypadków granicznych,

niezawodnie oznacza przezwyciężenie konkurencji w celu zabezpieczenia dostępu do środków konsumpcji i

wymiany  (w skrajnych przypadkach do środków produkcji), przezwyciężenie  tendencji do prywatnego

przywłaszczania i prywatnego wzbogacenia – a zatem przezwyciężenie motywacji dla zachowań społeczno-

ekonomicznych, które są ich podstawą.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 8 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

Powyższych motywacji bynajmniej nie należy pojmować jako „przyrodzonych człowiekowi”; nie

towarzyszyły one działaniom ludzi przez setki tysięcy lat. Jeszcze do niedawna nie występowały one w

większości wiejskich i plemiennych wspólnot, w których żyła większość ludzkości. Gdy jednak zasięg

gospodarki rynkowej zaczął się rozszerzać (lub, co w zasadzie jest tym samym, gdy jej zanik sprowadza się

do   jednego   tylko   fragmentu   społeczno-ekonomicznej   aktywności),   jej   upowszechnienie   prześciga

jakąkolwiek „socjalistyczną propagandę”, wszelkie rodzaje „edukacji” czy też „totalitarnej” indoktrynacji.

Jak głosiła ludowa mądrość w ZSRR, i to w najbardziej przecież krwawym okresie stalinowskiego terroru:

błat – usłownyj jazyk, argo – silnieje Stalina

6

.

Socjalizm  jest   nowym   systemem,  który   samoreprodukuje  się   automatycznie   bez   zewnętrznego

nacisku – w tym także i państwa – wówczas, gdy motywacja do współpracy i solidarności wszystkich

robotników   –   proletariuszy   (dominująca,   choć   na   niskim   poziomie,   w   społeczeństwie  pierwotnym,   a

obecnie  stopniowo  rozprzestrzeniająca  się  na  całe  społeczeństwo)   zastąpi,   ogólnie  mówiąc,   bezduszną

motywację do samobogacenia. Taka przemiana nie jest utopią z uwagi na to, że oba wskazane komponenty

(tzn. indywidualistyczny i socjalistyczny – przyp. tłum.) posiadają antropologiczne pierwiastki. Likwidacja

niedostatków i walki o byt (struggle for life) zrodzonej przez tę motywację stwarza materialne podstawy do

tej przemiany.

Jednakże zmiana społecznego klimatu i rewolucja psychologiczna, nieodzowne dla takiej zmiany,

wymagają   więcej   niż   tylko   zwykłego   przyspieszenia   rozwoju   sił   wytwórczych   i   zwykłej   „eksplozji”

materialnego bogactwa i dobrobytu. Potrzebują rewolucji stosunków produkcji i stosunków wymiany, aby

współpraca   i   solidarność   ogółu   wytwórców  i   konsumentów   przekształciła  się   w   siłę   napędową   całej

bieżącej aktywności ekonomicznej. To zaś w powszednim życiu wszystkich mężczyzn i kobiet powinno

znaleźć  odzwierciedlenie  w  likwidacji  wszelkich  materialnych   i   społecznych  przywilejów.   Nie  jest  to

jednak możliwe do urzeczywistnienia bez stopniowego obumierania gospodarki rynkowej i zbudowanej na

niej konkurencji.

Nie   zamierzamy   tu   opisywać   etapów,   przez   które   przechodzić   będzie   proces   obumierania

gospodarki rynkowej, ani też nie twierdzimy, że nastąpi to jutro, jako rezultat powszechnego obalenia

kapitalizmu oraz osiągniętego punktu rozwoju w tzw. krajach socjalistycznych. Nie postawimy też pytania,

czy istnieją jakieś „uniwersalne” etapy tego okresu, czy też może lepiej by było – sądząc po obecnym stanie

naszej wiedzy – zadowolić się pragmatyczną analizą głównych problemów demokratycznego i opartego na

samorządzie planowania (rozstrzygnięć należałoby szukać w sposobach, w jakich te problemy powstały

oraz   w   jakim   stopniu   rodzą   je   realne   procesy   rewolucji   socjalistycznej   i   plamiące   je   wypaczenie

biurokratyczne).  Zamierzamy  postawić  pewne  pytania  w formie  możliwie  najszerszej,  na płaszczyźnie

historii, biorąc pod uwagę jej decydujące – jak nam się zdaje – znaczenie dla samego problemu socjalizmu.

JAKIE SIŁY SPOŁECZNO-POLITYCZNE

SĄ ZAINTERESOWANE WPROWADZENIEM SOCJALIZMU?

Naukowy   socjalizm   bazuje   na   tezie,   że   nadejście   społeczeństwa   bezklasowego   nie   może   być

wynikiem   zwykłego  Aufklärung  –   edukacji   i   propagandy,   kierujących   się   „rozumem”,   „nauką”,

„pragnieniem emancypacji” czy szlachetnymi pobudkami (dajmy na to – etycznymi) urzeczywistnienia

dobrobytu dla możliwie dużej liczby ludzkich istot.

Bez wątpienia wszystkie te motywy ujawniały się u działaczy socjalistycznych, od Marksa i Engelsa

poczynając. Są  one nawet  niezbędne dla wytężonej  i długotrwałej działalności  socjalistycznej.  Jak się

wydaje,   społeczeństwa   socjalistycznego   nie   można   urzeczywistnić   bez   socjalistycznej   teorii   (Engels

posługiwał się nawet terminem: nauka socjalistyczna) oraz bez głębokiej woli walki o wyzwolenie.

6

  Powiedzenie to jest trudne do oddania w języku polskim. Rosyjskie słowo „błat” – oznacza „klikę”, „nieformalny układ,

protekcję” (odpowiednikiem rosyjskiego  „po błatu” jest polskie:  „po znajomości”, „po protekcji”), zaś „argo” – oznacza

„żargon”. Cytowane więc przez Mandla powiedzenie może oznaczać, że „protekcja i żargon są silniejsze od Stalina” (przyp.

tłum.).

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 9 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

Jednak   nawet   jeśli   te   motywy   i   pobudki   są   konieczne,   to   zarazem   są   przecież   daleko

niewystarczające   dla   zagwarantowania   zwycięstwa   socjalizmu.   Zwycięstwo   to   wymaga   istnienia   siły

społecznej, której interes materialny odpowiada projektowi likwidacji podziału społeczeństwa na klasy.

Wymaga realnej aktywności społecznej tej klasy, jako pochodnej jej materialnych interesów. To zaś może

wynikać tylko z realnego ruchu rzeczywiście istniejącej klasy

7

, która w realny sposób przezwyciężyła

przeciwności na drodze realizacji społeczeństwa bezklasowego, wyłaniane przez systemy burżuazyjne oraz

istniejące przeżytki systemów przedburżuazyjnych. Wśród tych sprzeczności główną, lecz nie jedyną, jest

własność prywatna.

Owa materialistyczna konkretyzacja starego socjalistycznego planu – w istocie tak starego, jak sam

podział   społeczeństwa   na   klasy,   którego  ludzkość   mimo  relatywnych   sukcesów   i   porażek   nigdy   nie

zaakceptowała jako czegoś niezmiennego – wydaje się być głównym wkładem Marksa w dzieło socjalizmu,

w dzieło wyzwolenia bezpośrednich wytwórców, ogólniej zaś – rodzaju ludzkiego. Owa konkretyzacja

pozwoliła na stopniowe zespolenie efektywnie i świadomie wykorzystywanej organizacji klasy robotniczej

(starszej   niż   marksizm)   z   planem   socjalistycznym;   zespolenie,   które   osiągnęło   swą   kulminację   w

pierwszych trzydziestu latach naszego stulecia. Od tego czasu przezywa ono swój letalny kryzys. Niekiedy

kryzys występujący pod postacią historycznej klęski (Hitler, Stalin) przybiera formy grożące wybuchem lub

katastrofą.

Dlatego też rodzi się pytanie: czy mamy do czynienia z koniunkturalnym kryzysem, historycznie

przemijającym, czy też strukturalnym i historycznie nieodwracalnym.

W polityczno-strategicznym sensie można to wyrazić przy pomocy następującego pytania: gdzie

znajduje się punkt kulminacyjny rewolucji proletariackiej (w tym znaczeniu, jaki przydawali jej w oparciu o

historyczną analizę walk klasowych w drugiej połowie XIX wieku Marks i Engels) – za czy też przed

nami?

Powyższy problem można podzielić na następujące pytania:

1.   Czy   rzeczywiście   wewnątrz   kapitalistycznego   społeczeństwa,   które   przekroczyło   próg

uprzemysłowienia,   proletariat   dysponuje  ekonomicznymi,  społecznymi,   psychologicznymi  i   moralnymi

środkami koniecznymi dla zwycięskiej walki z burżuazją, gwarantującymi mu zarazem taką pozycję, która

przy minimum nawet szans umożliwi rozpoczęcie budowy społeczeństwa socjalistycznego?

2. Czy środki te będą istnieć i wówczas, gdy kapitalizm straci swój rozpęd w skali światowej, gdy

zacznie się rozpad systemu? Czy też te środki rozpadną się jako tożsamy wynik stopniowego rozpadu samej

„cywilizacji” kapitalistycznej?

3. Czy może zabrnęliśmy w wyjątkowy w historii ślepy zaułek, polegający na tym, że proletariat,

ekonomicznie się wyzwalając, jest ciągle w stanie prowadzić świat do socjalizmu – jednak przeszkody

społeczne, psychologiczne i moralne, tj. subiektywne, nadal są nie do przezwyciężenia?

Pośród przeszkód, które ujawnią się w planie politycznym, mamy do czynienia przede wszystkim z

rozbiciem   proletariatu   (niemożnością   przezwyciężenia   odrębności   grupowych   interesów:   zawodowych,

zakładowych, regionalnych, narodowych, etnicznych, silnie pobudzanych przez rozczłonkowany „rynek

pracy” w kapitalizmie – co z kolei prowadzi do ogromnych różnic w wysokości dniówki). Również ma

miejsce   względne   usamodzielnienie   się   „czynnika   kierowniczego”,   które   swoją   drogą   odzwierciedla

niedomagania   w   politycznej   aktywności   różnych   odłamów   proletariatu,   różnice   w   poziomie   ich

świadomości i zorganizowania. Pojawienie się aparatu funkcjonariuszy wewnątrz organizacji robotniczych,

7

  Koncepcję „realnego ruchu wyzwolenia rzeczywistego proletariatu” odnajdujemy w pracach Marksa i Engelsa. Koncepcja

„realnego   socjalizmu”   jest   w   nich  zupełnie   nieobecna.   Ta   druga   koncepcja,  w   istocie   redukcjonistyczna   („socjalizm”   =

zniesienie   własności   prywatnej,   i   to   w   dodatku   wątpliwe!)   i   dogmatyczno-idealistyczna,   stwierdza,   że   „wyzwolenie”

(nieobecność wyzysku) jest urzeczywistniane „przez zadekretowanie” niezależnie od tego, jak sami wytwórcy widzą własny

byt i niezależnie od ich rzeczywistej reakcji (Węgry, Czechosłowacja, Chiny, Polska). A zatem jest ona apologią, która poprzez

same fakty przeczy realnemu ruchowi wyzwolenia rzeczywistej klasy. Takie przeciwstawienie nie jest rzeczą przypadku. Dla

Marksa i Engelsa socjalizm jest niewyobrażalny bez samowyzwolenia klasy robotniczej. Nie może ona „osiągnąć wyzwolenia”

ot tak, nie zauważając i nie czując tego sama, podobnie jak to przydarzyło się panu Jourdain z komedii Moliera.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 10 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

jego względna samodzielność w odniesieniu do mas (jego biurokratyzowanie się), posiadanie materialnych

przywilejów,  wszystko  to razem wzięte  prowadzi  do  sytuacji, w  której  obrona  tych przywilejów oraz

monopolu władzy politycznej i organizacyjnej zastępuje miejsce rzeczywistego interesu klasy jako całości.

Na pierwsze pytanie najłatwiej jest dać odpowiedź w świetle danych empirycznych.

Historia   wzrostu  i  rozprzestrzeniania  się  kapitalizmu  w  skali   międzynarodowej,  poczynając  od

rewolucji przemysłowej bądź momentu, gdy Marks i Engels napisali „Manifest Komunistyczny”, jest w

konsekwencji również historią wzrostu i ekspansji klasy robotniczej, samoorganizowania się robotników i

ich   walki   klasowej.   Fakt   ten,   spośród   wszystkich   przewidywań   Marksa,   znalazł   swe   rzeczywiste,

historyczne potwierdzenie. W latach czterdziestych zeszłego wieku było w świecie raptem 100 lub 200

tysięcy robotników należących do związków zawodowych. Obecnie jest ich ponad 200 milionów. Nie ma

takiego miejsca, czy będzie to wyspa na Pacyfiku, czy zgubiona wioska w Amazonii lub tropikalnym lesie

Afryki, w którym kapitał nie wzniósłby portu, wytwórni części zamiennych, filii firmy handlowej, banku, w

którym najemni robotnicy związani pracą nie zjednoczą się prędzej czy później i w końcu nie zakwestionują

prawa burżuazji do podziału czystego produktu na płacę i zysk.

Jakkolwiek złowrogo by krakano, to liczba najemnej siły roboczej w miastach (do której należy też

włączyć najemną siłę roboczą w tzw. krajach socjalistycznych) nie przestała rosnąć w skali całego świata.

Obecnie, w szczytowym okresie kryzysu, osiągnęła ona rząd 750 milionów, wielokroć przewyższając liczbę

z lat 1914, 1940 czy 1968 (jeśli dołączyć do tego najemnych robotników w rolnictwie, to ogół robotników

najemnych przekroczy liczbę jednego miliarda ludzi). Masa ta nadal będzie się powiększać zarówno w

liczbach bezwzględnych, jak i w odsetku ogółu ludności czynnej zawodowo. Są kraje, takie jak USA,

Szwecja   czy   Wielka   Brytania,   w   których   udział   najemnej   siły   roboczej   w   ogólnej   liczbie   ludności

przewyższa 90%. Tak kolosalna masa ludzi, bardziej niż kiedykolwiek w przeszłości, jest obiektywnie w

stanie wziąć w swe ręce środki produkcji i cyrkulacji, które codziennie wprawia w ruch, po to, by nimi

zarządzać według kryteriów i priorytetów, które świadomie i swobodnie zostaną obrane.

Wspominając o „kryteriach i priorytetach, które świadomie zostaną obrane”, chcemy podkreślić

szczególny wymiar rewolucji socjalistycznej i budownictwa socjalistycznego – wymiar, który odróżnia ją

od   wszystkich   poprzednich   rewolucji   społecznych   w   historii.   Idzie   o   kluczową   rolę   czynnika

subiektywnego,   czynnika   „świadomości”,   a   w   rezultacie   czynnika   politycznego   w   powstawaniu   i

zwycięstwie socjalizmu. Dlatego też pierwsze pytanie po części odsyła nas do trzeciego.

Dokładniej   należałoby   powiedzieć:   oto   powód,   dla   którego   należy   rozróżniać   obiektywne,

społeczno-ekonomiczne przesłanki socjalizmu od jego przesłanek subiektywnych, społeczno-politycznych.

To każe nam przeformułować nieco pierwsze pytanie. Możliwość urzeczywistnienia socjalizmu nie jest

czymś  automatycznym  jako   nieunikniony   rezultat   zrazu   rozkwitu,   a   potem   kryzysu   kapitalizmu   oraz

zrodzonej przezeń walki klasowej. Istnieje tylko jeden z dwu możliwych rezultatów, wyników, z których

ten drugi, jak określił to Engels, porównywalny jest ze znanym losem społeczeństw niewolniczych, oznacza

jednoczesny rozpad obu podstawowych klas.

W rezultacie więc prawidłowe sformułowanie pierwszego pytania brzmi: czy rozwój, a następnie

kryzys   kapitalizmu  generuje   w   dalszym   ciągu   istnienie   rewolucyjnego   potencjału,   pozwalającego   na

stawianie   na   porządku   dnia   (gdy   przeszkody   subiektywne   zostają   natychmiastowo   przezwyciężane)

zagadnienia budowy społeczeństwa bezklasowego?

Na to pytanie historia odpowiedziała twierdząco. Wystarczy przypomnieć tylko niektóre z ostatnich

znaczących manifestacji „realnego ruchu klasy”, które zmierzały we wskazanym kierunku: maj 1968 roku

we Francji, „gorąca jesień” 1969 roku we Włoszech, rewolucja portugalska lat 1974/1975, „Solidarność” w

Polsce w 1980 i 1981 roku. Przykłady te wystarczą, aby uwypuklić trwałość historycznego potencjału, na

przekór   oczywistemu   zresztą   kryzysowi   zorganizowanego   ruch   robotniczego,   ciągnącemu   się   już   od

półwiecza.   (Kryzys  ten   jest   namacalny,  choć   nie   przeszkodził   w   zwycięstwie,   jakim   była   rewolucja

jugosłowiańska,   wzmocniona   ruchem   samorządowym   robotników.   Ale   i   te   zwycięstwa   pozostały

cząstkowymi, ograniczonymi i sprzecznymi właśnie w ramach tego ogólnego kryzysu).

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 11 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

Odpowiedź   na   drugie   pytanie   jest   bardziej   sprzeczna.   Gdy   jednak   spoglądamy   na   rzeczy,   to

odpowiedź ta, zbudowana nie na jakiejś dogmatycznej „wierze”, ale na solidnym poznaniu faktów w ich

totalności,   pozostaje   po  dawnemu   jasna.   W  znacznej  mierze   zależy   to   od  określenia   samego  pojęcia

„proletariat” oraz od tego, co rozumie się przez „rewolucyjny potencjał”, inaczej mówiąc od zdolności do

przezwyciężenia   społeczeństwa   burżuazyjnego   przez   proletariat,   przezwyciężenia   zawartego   w   tym

określeniu.

„Rewolucyjny   potencjał”   współczesnego   proletariatu   kształtuje   się   zwłaszcza   w   oparciu   o

obiektywne  warunki   koncentracji,   socjalizacji  i   współpracy  w   procesie   produkcji,   z  którego   te   cechy

wyrastają, a również na przetransponowaniu tych zdolności do zorganizowania się i współpracy mas na

sferę samowyzwolenia w drodze aktywnej, świadomej i dobrowolnej solidarności – to znaczy w ramach

organizacji i walki, którą proletariat rozwija w celu obrony swoich interesów. W rezultacie pojawia się

obiektywna  możliwość   paraliżowania,   a   następnie   wciągania   do   ruchu   pod   własnym   kierownictwem

całokształtu ekonomicznych i społecznych mechanizmów współczesnego świata.

Analiza powyższych uwarunkowań dość szybko wykazuje, że jej specyficznych cech nie należy

utożsamiać   z   cechami   robotnika   fizycznego   w   przemyśle   ciężkim   (nie   obala   to   jednak   faktu,   że

koncentracja   w   oczywisty   sposób   stwarza   najbardziej   dogodne   warunki   dla   rozwoju   wspomnianych

powyżej cech). Współcześnie, w odróżnieniu od powyższego, cechą tą jest wolność bycia siłą najemną,

konkretniej zaś – zgodnie z klasycznym określeniem marksistowskim – jest nią ekonomiczna konieczność

sprzedaży siły roboczej, której podlega jednostka (wszystkie jednostki tworzące klasę robotniczą).

Wielkość dniówki – czy to wysoka czy też niska – nie ma znaczenia, dopóki reprodukcji ulega

konieczność ekonomiczna (tj. póki dniówka nie osiągnie poziomu, na którym oszczędność pewnej znacznej

jej części nie jest możliwa i nie pozwala na pozyskanie środków produkcji bądź zysków z określonego

kapitału). Również charakter pracy – czy chodzi o fizyczną czy umysłową, bądź w odniesieniu do kapitału

o „produkcyjną” – również nie posiada takiego konkretnego znaczenia do czasu, gdy historyczna tendencja

zmierza w kierunku koncentracji (przykładowo: masowa syndykalizacja pracowników wielkich domów

towarowych,   urzędników   towarzystw   ubezpieczeniowych).   Co   zaś   się   tyczy   zdolności   paraliżowania

społeczeństwa,  to  ma  się  ona  tak  samo   u  pracowników  elektrowni,  telekomunikacji  czy  banku,  jak  i

stalowni bądź zakładów samochodowych.

Jakąkolwiek by więc rolę odgrywała w skali świata przemysłowa klasa robotnicza związana z pracą

fizyczną   (relatywnie   rosnącą   czy   też   malejącą,   trudno   to   w   tej   chwili   ocenić),   to   znaczenie   całego

proletariatu, zgodnie z przyjętym przez nas określeniem, niewątpliwie wzrasta, na przekór długiej depresji,

będącej funkcją dokonujących się zmian. Dzięki mikroelektronice i informatyce jesteśmy świadkami nie

początków   społeczeństwa   postindustrialnego,   lecz   raczej   postępującego   uprzemysłowienia   usług   i

mechanizacji  pracy   fizycznej.   Pogląd,   jakoby  pociągało  to   za  sobą   głęboką   decentralizację  pracy   (tj.

decentralizację pracy i kapitału, w skutek pojawienia się na nowo w skali masowej małych rodzinnych

przedsiębiorstw)   jest   sprzeczny   z   wszelkimi   długofalowymi   statystykami.   Uwzględniając   nawet

nowatorskie  i  eksperymentalne  znaczenie  małych  firm  i  rozdrobnionych przedsiębiorstw  w  „sektorach

wysokiej   techniki”,   jest   to   jedna   klasyczne   przejściowe   zjawisko.   Bowiem,   gdy   tylko   sukces

przedsięwzięcia   jest   zagwarantowany,   koncentracja   sama   się   niejako   narzuca.   Sektor   „komputerów

domowych” (home computer) wykazał to niestety zarówno w USA, jak i w Wielkiej Brytanii czy Japonii.

Kryzys kapitalistyczny jest na razie jeszcze daleki od tego, aby spowodować rozpad proletariatu (co

najwyżej wzmaga ryzyko jego podziału na tych, co posiadają pracę i bezrobotnych; choć jest to podział tak

stary jak sam kapitalizm, to ruch robotniczy może i powinien odpowiedzieć na to walką o nowe radykalne

skrócenie tygodnia pracy).

Proletariat nadal pozostaje „podmiotem antykapitalistycznym”, „podmiotem socjalistycznym” w

nowoczesnym tego słowa znaczeniu. Historia wewnątrz „nowych” warstw proletariatu reprodukuje, czasem

ze zdumiewającą szybkością, te same przytoczone przez Marksa w pierwszym tomie „Kapitału” cechy,

które stawiają go na „wezwanie socjalizmu”.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 12 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

Obecna   problematyka   zatem  ogranicza   się   nie   przypadkiem   do  trzeciego   pytania.  Mianowicie

kwestia ukształtowania się subiektywnych warunków wzrostu siły socjalizmu, zarówno do jak i po obaleniu

kapitalizmu, jest bodaj najtrudniejszym zagadnieniem.

Takie twierdzenie nie zawiera samo w sobie niczego osobliwego. Proletariacka rewolucja społeczna

jest pierwszą w historii rewolucją, która winna przekazać losy społeczeństwa w ręce klasy, która do dnia

swego politycznego zwycięstwa (a być może nawet długo po tym dniu) w dalszym ciągu pozostaje klasą

ekonomicznie   i   kulturowo   zależną   i   wyzyskiwaną.  I   jeśli   wszelkie   wcześniejsze   rewolucje   społeczne

umożliwiały  przejęcie  władzy  przez  klasę   posiadającą  już  ekonomiczną   i   ideologiczną   hegemonię,   to

kompletną utopią byłoby przypuszczać, że proletariat mógłby uzyskać przewagę ekonomiczną w ramach

społeczeństwa kapitalistycznego. Jeszcze większą utopią byłoby przypuszczenie, iż może on urzeczywistnić

ideologiczną hegemonię, zostając po dawnemu wyzyskiwanym i w sensie ekonomicznym zależnym.

Tym samym konsekwencje zależności ekonomicznej i ideologicznej ograniczają zwykle zdolności

samoorganizowania się, współpracy i solidarności klasowej, które zresztą wynikają z tychże warunków

życia w ramach społeczeństwa kapitalistycznego.

Zderzenie się tych dwóch tendencji rodzi z jednej strony powszednią rutynę robotniczego życia z

tendencją do przystosowania się do „realizmu” dnia codziennego, tendencją do reformizmu, a z drugiej –

periodyczne zrywy do wielkich klasowych wystąpień (strajki masowe i powszechne, kryzysy polityczne,

kryzysy   przedrewolucyjne,   sytuacje   rewolucyjne),   kiedy   to   obalenie   kapitalizmu   na   krótki   czas   jest

możliwe.

W oparciu o tę dialektykę, która w swej własnej głębi uwarunkowana jest dialektyką „obiektywnego

i subiektywnego  czynnika historii”, wspierają  się wielkie  cykle  walki klasowej  w końcu XIX stulecia

(powiedzmy – od jego lat czterdziestych), cykle, które mimo wszystko stanowią treść głównej tendencji

historycznej.

Pierwsze wzniesienie fali rewolucyjnej doprowadziło do rewolucji 1848 roku i jej późniejszego

krachu,   po   którym   nastąpiło   na   dłużej   uspokojenie,   przerwane   początkowym   zwycięstwem   Komuny

Paryskiej. Drugie wielkie wzniesienie osiąga kulminację w zwycięstwie rewolucji rosyjskiej 1917 roku, po

którym   miało   miejsce  załamanie   rewolucji  w   Europie   Centralnej   w   latach   1919-1923,   co   „na   wielu

płaszczyznach” określiło los tej pierwszej. Drugie wzniesienie fali rewolucyjnej prowadzi do uspokojenia, a

wkrótce  do   nowych,   cięższych   porażek  (Japonia,  Niemcy,   Hiszpania),  które   wiodą  wprost   do  wojny

światowej i rozprzestrzenienia się faszyzmu na cały prawie kontynent europejski, od Gibraltaru do rogatek

Leningradu, Moskwy i Stalingradu. Następnie, na skutek działań ruchu oporu i nowego wzrostu walki

rewolucyjnej, wznosi się nowa fala, osiągająca najwyższy punkt w zwycięstwie rewolucji jugosłowiańskiej i

chińskiej,  choć jednocześnie poniesione zostały dotkliwe klęski w Europie Zachodniej, USA i Japonii

(stabilizacja kapitalizmu, maccartyzm, „zimna wojna”).

A   i   tym   razem   uspokojenie  nie  miało   charakteru   powszechnego  z  uwagi  na   to,   że  rewolucja

wspierana   antyimperialistycznym   ruchem   narodowowyzwoleńczym,   rozprzestrzeniła   się   na   Indochiny,

Kubę i Nikaraguę. To uspokojenie jest czymś realnym na półkuli północnej podczas dziesięcioleci i kończy

się na 1968 roku; lecz bez zwycięstw rewolucyjnych, co wskazuje na presję stosunku sił w skali światowej,

jak i na przygnębiająco długą pasywność amerykańskiego i radzieckiego proletariatu.

Jednakże owa dialektyka powszedniej rutyny i periodycznych zrywów każe nam, z kolei, wrócić do

dialektyki „masy – kierownictwo”, a ściślej – do dialektyki „realnego ruchu klasy i jego politycznego

wyrazu”. I ten fakt, że przyznajemy, iż proletariat jest w stanie okresowo przezwyciężyć subiektywne

przeszkody na drodze do socjalizmu, nie umniejsza znaczenia drugiego twierdzenia – że kryzys praktyki

zorganizowanego ruchu robotniczego (zarówno jego socjaldemokratycznej, jak i stalinowskiej części) jest

jednym z rzucających się w oczy faktów historii minionych pięćdziesięciu lat. Swoim brzemieniem silnie

oddziałuje na możliwość zagwarantowania ogólnoświatowego zwycięstwa socjalizmu w końcu XX wieku.

Ma to tym większe znaczenie, gdyż kryzys ten coraz bardziej trwale splata się z kryzysem praktyki,

znanej pod nazwą „budownictwa socjalistycznego” w krajach, które zlikwidowały kapitalizm, a ściślej z

kryzysem modelu ekonomicznego, politycznego, kulturowego i społecznego zarządzania, który objawił się

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 13 -

www.skfm-uw.w.pl

background image

Ernest Mandel – Socjalizm w przededniu XXI wieku (1985 rok)

we wspomnianych krajach. Kryzys ów przeplata się z kryzysem kapitalizmu i praktyki zorganizowanego

ruchu robotniczego w krajach kapitalistycznych w tym sensie, w jakim rodzi zwątpienie, sceptycyzm i

demoralizację   w   szeregach   klas   zniewolonych   i   wyzyskiwanych   –   nie   tylko   w   odniesieniu   do

„socjalistycznych   modeli”   przeznaczonych   do   naśladowania,   ale   i   w  tym   sensie,   w   którym   wzbudza

wątpliwości   co   historycznej   możliwości   samowyzwolenia   się   przez   najemną   siłę   roboczą.   Te   nowe

przeszkody   mogą   być   przezwyciężone   tylko   przez   samo   życie,   dzięki   nowym   historycznym

doświadczeniom (choć wkład teoretyczny pozostanie decydujący w ich przygotowaniu). Na szczęście nowe

„modele” rodzą się nieuchronnie na gruncie „ruchu realnego”, jak miało to miejsce w maju 1968 roku czy

w przypadku „Solidarności”. Zaś owe „nowe modele” wskazują zawsze na jedną i tę samą historyczną

tendencję do samoorganizacji i samorządności.

Ruch   realny   nadal   będzie   gromadzić   siły   i   doświadczenia   w   powszednim   życiu   (strajki   o

charakterze   ekonomicznym,   działalność   wyborcza,   walka   o   demokratyczne   reformy   itp.),   jednak   jak

dawniej, co jakiś czas będzie stwarzać grożące wybuchem kryzysy społeczeństwa burżuazyjnego i szansę

dla działań radykalnych, dla których socjaliści powinni przygotować siebie i masy, przejawiając w takich

wypadkach   męstwo  i  decydującą  rolę   inicjatywy  rewolucyjnej,  którą   nieustannie  postulowali   Marks   i

Engels.

Wszystko to w skali światowej jest możliwe bardziej niż kiedykolwiek – co więcej, konieczne

przynajmniej w stadium początkowym. Ten, kto liczy, że „cykl rewolucji” już się zakończył, otrzyma od

historii należne sprostowanie. Wiek XX zakończy się i rozpocznie XXI, który spotęguje to, co przyniosło

nasze stulecie wraz z początkiem 1905 roku: wiek rewolucji i kontrrewolucji.

Pod   tym   względem  proletariat   może  oprzeć  się  na  dwóch  silnych  sojusznikach:   bezgranicznie

eksploatowanym chłopstwie „trzeciego świata” (sojusz robotniczo-chłopski był siłą napędową zwycięstw w

Jugosławii,   Chinach,   Indochinach,   na   Kubie   i   w   Nikaragui),   wspieranym   często   potężnym,

antyimperialistycznym ruchem narodowowzwoleńczym; na nowych ruchach społecznych, powstających w

rezultacie buntu przeciw grożącym nam katastrofom (jądrowej, ekologicznej) czy dotkliwemu upośledzeniu

(walka o wyzwolenie kobiet), obejmujących coraz szersze kręgi proletariatu w nowoczesnym tego słowa

znaczeniu. Ruchy te kryją w sobie wyjątkowo silne i postępowe jądro skierowane przeciw kapitalizmowi, a

wynikające  z  samej  analizy  warunków,  które  przydają  realności  dylematowi:   socjalizm  bądź  zagłada.

Jednak ów potencjał, to jądro, będzie się wyswobodzać tylko w tym stopniu, w jakim ruch robotniczy

będzie  umiał  wszystkie  te ruchy  zjednoczyć dla realizacji  wyraźnych  celów  antykapitalistycznych, nie

próbując przy tym ich „kastrować”, pozbawiać samodzielności, przeobrażać w siły dopełniające w polityce

presję na „przysposobienie” kapitalizmu.

Socjalizm nie zatryumfuje ani dzięki wojnie światowej (przecież to potworny absurd!), ani jako

skutek  jakiejś  namacalnej  przewagi  „obozu  socjalistycznego”  nad  „obozem  kapitalistycznym”   (co  jest

trudne do wyobrażenia w najbliższym czasie).

Zatryumfuje  w  ten sam sposób, który przewidzieli Marks i Engels – przerośnięciem  „realnego

ruchu” wyzwolenia robotników najemnych w kierunku opanowania władzy politycznej, co zbiegnie się z

chwilą,   gdy   środki   produkcji  i   wymiany   wezmą   w   swe   ręce   zjednoczeni   wytwórcy,   rządzący   się   w

warunkach pluralizmu politycznego i demokratycznej, planowej samorządności. Takie przerastanie będzie

wynikiem   szeregu   nakładających   się   ekonomicznych,   społecznych  i   politycznych   kryzysów   wewnątrz

społeczeństwa burżuazyjnego. Ujawni się dzięki rozmachowi wyzwolenia bezpośrednich producentów w

tzw. krajach socjalistycznych w kierunku rzeczywistego samorządu robotniczego (planowania i podziału

produktu społecznego pod kontrolą i kierownictwem robotników) i pluralizmu politycznego – innymi słowy

– demokratycznej władzy ogółu bezpośrednich producentów, bez czego samorząd robotniczy pozostaje w

niemałym stopniu pozbawiony swej treści.

W   ten   oto   sposób   socjalizm   ma   pełne   szanse   urzeczywistnienia   się.   Dorobek   jest   ogromny.

Trudności nie należy nie doceniać. Jednak bardziej niż kiedykolwiek w przeszłości, warto tak jak dawniej

poświęcić   życie   dla   jedynego   godnego   człowieka   dążenia   –   wyzwolenia   wszystkich   zniewolonych   i

wyzyskiwanych oraz zbudowania społeczeństwa bez klas i przemocy państwa.

© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)

- 14 -

www.skfm-uw.w.pl