background image

Elizabeth Lowell

Miłosna pieśń dla Kruka

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Człowiek  zwany  Krukiem  przebudził  się  między  jednym  a  drugim  uderzeniem  serca.

Leżał  w  absolutnym  bezruchu,  nasłuchując  jak  ktoś,  kogo  życie  wiele  już  razy  zależało  od

wyczucia zmiany kierunku wiatru na morzu. "Czarna Gwiazda" szarpała cumy, dowodząc, że

nawet  w  zatoce  wody  były  niespokojne.  Powietrzne  prądy  jęczały  wokół  dzikim  i  czystym

głosem wiatru, który od ponad tysiąca kilometrów leciał nad oceanem, aż w końcu dotarł tu,

do  Wysp  Królowej  Charlotty.  A  teraz  ten  głos  przemawiał  do  gór  wyrastających  stromo  z

zimnego  oceanu,  gór  porośniętych  paprociami  i  wiecznie  zielonymi  drzewami,  gór  tak

poszarpanych,  że  człowiek  wolał  w  cedrowych  canoe  rzucić  wyzwanie  morzu,  niż

przechodzić przez ten okryty chmurami dziewiczy ląd.

Dla  leżącego  na  szerokiej  koji  mężczyzny  żywiołowa  pieśń  wiatru,  góry  i  morze  były

czymś  znajomym.  Kruk  nasłuchiwał  jeszcze  przez  chwilę,  zapamiętał,  że  sztorm  przybył  o

dwanaście godzin wcześniej, niż zapowiadano, i zasnął znowu.

Za płytką zatoką morze było rozkołysaną i szarpaną gwałtownym wiatrem czernią. Blask

przedświtu, zredukowany do niewyraźnego lśnienia, ledwie przebijał niskie chmury. Jedynie

walcząca z falami biała łódź zakłócała wszechobecną szarość.

Siedząc przy potężnym przyczepnym silniku, Janna Moran utrzymywała kurs łodzi ostro

na  wiatr.  Jedną  ręką  sterowała,  a  drugą  wybierała  wodę.  Używała  plastykowej  butli  po

wybielaczu,  z  mocno  zakręconą  nakrętką  i  odciętym  dnem. Normalnie  ten  dwulitrowy

pojemnik zupełnie wystarczał, by łódź była sucha czy tez w miarę sucha. Na wyspach nic nie

było  naprawdę  suche.  Zderzenie  wód  zimnych  mórz  północy  i  stosunkowo  ciepłego  prądu

Kuroshio powodowało nieustanną mgłę, mżawkę, deszcz lub prawdziwą ulewę.

Na ogół Janna lubiła tę ciekłą wersję słonecznych dni nad Wyspami Królowej Charlotty.

Jednak  nie  tego ranka.  Była  na  otwartym  morzu,  gdy  wody  wzburzyły  Się  nagle  i  bez

ostrzeżenia  nadciągnął  wiatr.  Burzę  zapowiadano  na  wieczór,  ale  najwyraźniej  gdzieś  nad

Pacyfikiem  nabrała  ona  szybkości  i  mocy.  Sztorm,  nadciągający  zamiast  prognozowanego

zwykłego deszczu i wiatru, był niezwykle gwałtowny.

Janna niespokojnie spojrzała na linię brzegową po lewej stronie. Mrużąc oczy z powodu

wiatru, obserwowała wyrastającą z ciemnego morza nierówną ścianę lądu. Jęknęła cicho,

widząc, że do wejścia w Zatokę Totemu został jeszcze spory kawał drogi. Poprzednim

background image

razem, zanim chmury zakryły niebo na wschodzie, potrzebowała piętnastu minut rejsu, by

skręcić i wpłynąć na spokojniejsze wody zatoki. Ale wiatr się zmienił. Teraz i odpływ, i

wichura działały przeciwko niej, a fale łamały się nad dziobem tak, że ledwie nadążała

wybierać gromadzącą się w łodzi wodę·

Co gorsza, silnik zaczął stroić fochy. Z początku były to tylko ledwie zauważalne przerwy

w funkcjonowaniu, tak krótkie, że sądziła, iż są tylko złudzeniem.. Nim pokonała połowę drogi

do bezpiecznej zatoki, przerwy te stały się bardziej dostrzegalne i groźniejsze. Silnik zaciął

się dwa razy w ciągu paru minut, a serce Janny zatrzymało się na moment.

Raz jeszcze spojrzała na brzeg. Zastanawiała się czy nie podpłynąć bliżej, zmniejszając

w ten sposób odległość do celu. Odrzuciła ten pomysł, wspominając ogromne fale atakujące

ciemne urwiska po obu stronach wejścia do zatoki. Trasa, którą wybrała, była dłuższa, ale

też bezpieczniejsza.

Silnik zakrztusił się, przycichł, ruszył znowu i zgasł zupełnie.

Wiatr  wydał  się  nagle  bardzo  głośny.  Czując,  jak  serce  podchodzi  jej  do  gardła,  Janna

odwróciła  się,  oparła  o  ławeczkę  i  z  całej siły  szarpnęła  linkę startera.  Silnik  zawarczał,  ale

nie zaskoczył. Szarpnęła linkę ponownie, i jeszcze raz. A potem poczuła ogromną ulg~, gdy

silnik ruszył znowu. Natychmiast skierowała łódź pod wiatr i zwiększyła obroty. Przy większej

szybkości wleje się więcej wody, ale też łódź szybciej dotrze do zatoki.

Przez kilka minut Janna płynęła bez problemów.

Kiedy  zaczęła  się  uspokajać,  silnik  niespodziewanie  zgasł.  Odrzuciła  plastykowy

pojemnik,  chwyciła  linkę startera  i  zaczęła  ją  szarpać.  Silnik  parsknął,  zamruczał  i  zgasł.

Janna  raz  po  raz  pociągała  za  linkę. Za  każdym  razem  silnik  warczał  przez  chwilę,  ale  nie

chciał się zbudzić.

- Ruszaj, do diabła!

Jakby  tylko  czekając  na  właściwą  zachętę,  silnik  nagle  ożył.  Szczupłymi  palcami  Janna

chwyciła dźwignię. Oszczędnie dawkując paliwo, znowu ustawiła łódź

:  pod  wiatr.  Fale  unosiły  się  nad  burtą,  a  strumienie  zimnej  wody  zalewały  żółtą  kurtkę

dziewczyny. Większość  tej wody ściekała do łodzi, ale część  zawsze  znajdowała drogę, by

dostać  się  pod  kurtkę  i  ściekać  po  plecach  i  między  piersiami.  Mimo  wysokich  rybackich

gumiaków Janna miała zupełnie przemoczone nogi.

Szybko wybierała wodę, bez nadziei, że nadąży, ale próbowała przynajmniej zmniejszyć

ciężar  łodzi,  by  nie  zanurzyła  się  głęboko. Wody  było  zbyt  dużo,  o  czym  lewe  ramię Janny

przypominało  przy  każdym  kolejnym  ruchu.  I  pomimo  wysiłków  dziewczyny  ciągle  jej

przybywało.

Silnik  zadygotał  i  stanął.  Janna  rzuciła  pojemnik  i  ostro  pociągnęła  za  linkę  startera.

Motor  rzęził  chrapliwie,  lecz  nie  zapalił.  Spojrzała  na  brzeg.  Był  bliżej.  Zbyt  blisko.  Przez

background image

chmury  sączyło  się  dość  światła,  by  dostrzec  wyraźną  linię  piany  tam,  gdzie  fale  przyboju

łamały się u stóp klifu. W tej białej linii nie było żadnej przerwy, niczego, co wskazywałoby na

jakiekolwiek bezpieczne miejsce do cumowania.

Janna  nacisnęła  bańkę  leżącą  pomiędzy  zbiornikiem  paliwa  a  silnikiem.  Zachlupotała

ciecz. Czuła jej opór pod palcami. Nie z braku paliwa stanął silnik. Gwałtownie szarpnęła za

linkę startera, wkładając w to wszystkie swe siły.

Nie zdało się to na nic.

Uderzona przez fale łódź przechyliła się na bok.

Janna  ledwie  zdołała  utrzymać  się  na  pokładzie.  Bez  silnika  łódź  była  zdana  na  łaskę

wiatru,  w  przerażającym  tempie popychana  w  stronę  brzegu. Janna  jeszcze  dwa  razy

szarpnęła  za  linkę,  jednak  wysiłki  poszły  na  marne.  Nie  usłyszała  nawet  znajomego

krztuszenia się silnika.

I  nagle  uświadomiła  sobie,  że  nie  może  dłużej  tracić  energii.  Nie  miała  już  czasu  na

szarpanie  linki  martwego  silnika.  Wstała  z  rufowej  ławeczki  i  podeszła  do  środkowego

siedzenia.  Tak  szybko,  jak  tylko  po  zwalały  jej  na  to  zmarznięte  dłonie,  wyciągnęła  wiosła,

wcisnęła je w dulki i z całej siły zaczęła wiosłować. Ciągnąc wiosła, wykręciła łódź dziobem

pod wiatr. Natychmiast zaczęła nabierać mniej wody.

Janna  zaparła  się  stopami  o  pokład  i  wzięła  się  do  pracy. Wiosłowała  długimi, równymi

pociągnięciami, tak jak dawno temu uczyli ją bracia na małym jeziorku w stanie Waszyngton.

Obserwowała  widniejący  za  rufą  brzeg.  Próbowała  ocenić  szybkość  łodzi,  szukając

charakterystycznych punktów, które z wolna materializowały się wśród mgły.

Kiedy okazało się, że łódź stoi w miejscu, uznała, że po prostu za bardzo się denerwuje.

Wybrała  inny  punkt  terenu,  odliczyła  pięćdziesiąt  pociągnięć i znowu  sprawdziła,  ile  drogi

zdołała przebyć. Przesunęła się, ale ledwie dostrzegalnie. Wiatr i fale były dla niej zbyt silne,

a  co  kilka  sekund  przez  burty  wlewało  się  coraz  więcej  wody. W  tym  tempie  nie  dotrze  do

Zatoki Totemu. Prędzej straci siły, wiatr zepchnie łódź na skały albo sprawi, że zatonie pod

większą falą.

Na  kilka minut Janna  zwiększyła  tempo  wiosłowania,  oddalając  się  od ciemnych  urwisk

brzegu.  Do  tej  pory  uważała  się  za  osobę  dość  silną  i  sprawną  fizycznie.  Zawdzięczała  to

zarówno cechom wrodzonym, jak i zabawom z trzema starszymi braćmi, którzy drażnili się z

nią  bezlitośnie,  gdy  była  jeszcze  zbyt  słaba,  by  im  dorównać  w  mocowaniu.  Nauczyła  się

uśmiechać  i  żartować,  jakby  nic  ją  nie  bolało,  nauczyła  się  pracować  ciężej  i  dłużej,  by

następnym razem poradzić sobie lepiej. W efekcie zyskała opinię wysportowanej dziewczyny

z dużym poczuciem humoru.

Woda  w  łodzi  sięgała  już  do  kostek.  Janna  pozwoliła  sobie  na  jeden  rzut  oka  w  stronę

brzegu.  Łódź  tkwiła  niemal  w  tym  samym  miejscu.  Jeżeli  odrobinę się  przesunęła,  to

wyłącznie  bliżej  skał.  N  a  jeden moment  przerażenie  odebrało  Jannie  siły.  Natychmiast

background image

jednak  zacisnęła  zęby,  zamiast  na  ukos,  skierowała  łódź  prosto  w  morze  i  zaczęła

wiosłować. Po stu pociągnięciach linia brzegu nieco się cofnęła. Jednak zatoka nie była ani

trochę bliżej.

Janna skręciła, wybierając kurs prowadzący ku zatoce. Przez moment zastanawiała się,

co może zrobić. Wiosłując prosto w morze, utrzyma odpowiednią odległość od skał, ale nie

zbliży się do przystani. Płynąc kursem ukośnym, dotrze szybciej do zatoki, ale siła wiatru i fal

zepchnie ją też bliżej klifu. To będzie wyścig: czy żywioły rzucą ją na skały, zanim dotrze do

bezpiecznej przystani w zatoce. Szczerze mówiąc, nie wierzyła, by się jej to udało.

Lecz jeśli nie przestanie wiosłować, by wybrać wodę, zatonie, nim dotrze do zatoki czy

do skał.

Rzuciła  wiosła  i  przez  minutę  gorączkowo  wybierała  wodę,  potem  ściągnęła

wodoodporną kurtkę i rzuciła na dno łodzi. Jeżeli łódź przewróci się lub zatonie, nie chciała,

by krępowało ją niewygodne okrycie. Sięgała po wiosło, gdy wiatr rozwiał jej długie cynamo-

nowej barwy włosy. Po chwili jakaś większa fala zupełnie je zmoczyła. Chwyciła wiosła i raz

jeszcze skierowała dziób pod fale. Zdjęła też rybackie buty. Wiedziała, że ściągną ją na dno,

jeśli  spróbuje  w  nich  pływać.  Została  tylko  w  przemoczonych  tenisówkach.  Będą  jej

potrzebne, jeśli stanie na kamienistym brzegu.

- Nie "jeśli" - poprawiła siebie stanowczo. - Kiedy. Jesteś dobrą pływaczką. Dwa tygodnie

temu przepłynęłaś prawie dwa kilometry bez żadnej przerwy. A stąd do wejścia zatoki nie ma

nawet pięciuset metrów.

Co prawda dwa tygodnie temu był wyjątkowo spokojny ciepły dzień, pływała w osłoniętej

zatoczce,  a  morze  było  płaskie  jak  lustro.  Teraz  trwał  sztorm  i  wysokie  fale  miotały  łodzią.

Jednak nie należy spodziewać się najgorszego. Wiedziała, że w niebezpiecznych sytuacjach

najwięcej ludzi ginie z powodu paniki.

By zbyt dużo nie rozmyślać, Janna pochyliła się nad wiosłami. Pomarańczowa kamizelka

ratunkowa  lśniła  w  półmroku  niczym  płomień. Była  jedynym  barwnym  punktem  widocznym

na lądzie i na morzu.

Kruk  stał  na  mostku"  Czarnej  Gwiazdy".  Wydawał  się  potężny  niczym  góry  wznoszące

się  stromo  po  obu  stronach  Zatoki  Totemu.  Pod  jego  stopami  pokład  kołysał  się  lekko  na

falujących  wodach  zatoki.  Stał  spokojnie,  bez  trudu  utrzymując  równowagę.  Nie  zwracał

uwagi  na  chłodny  wiatr  szarpiący  za  kołnierz  ciemnoniebieskiej  flanelowej  koszuli.  Z

zamkniętymi  oczami  wytężał  słuch,  by  usłyszeć  cichy  warkot, świadczący o  tym,  że  daleki

silnik zaskoczył w końcu i ruszył. Jednak prócz wycia wiatru nie dobiegał go żaden dźwięk.

Przez  potężną  lornetkę  spojrzał  w  stronę  wyjścia  z  zatoki.  Czarnymi  oczami  wpatrywał

się  w  ciemne  wody,  poszukując  jakiegoś  znaku,  że  łódź  dotarła  do  bezpiecznego  miejsca.

Nie  widział  jednak  niczego.  Tylko  białe  grzywacze  i  niewielkie  czarne  fale  rozbijały  się  o

background image

burtę "Czarnej Gwiazdy". Za ujściem zatoki widział linię spienionej wody. Ktokolwiek się tam

znalazł,  wobec  nasilającego  się  sztormu  miał  pełne  ręce  roboty, zwłaszcza,  jeśli  płynął

otwartą łodzią z przyczepnym silnikiem.

Z drugiej strony Kruk wiedział, że gwałtowny wiatr mógł tłumić odgłos silnika. Być może

stoi tu i wyobraża sobie problemy, które naprawdę nie istnieją. Prócz zawodowych rybaków

niewielu  ludzi  pływa  samotnie  w  tym  rejonie.  Turyści,  którzy  zjawiają  się  pośród  tych

groźnych  urwisk  i  wąskich  zatoczek,  albo  przybywają  z  przewodnikami,  albo  są

wystarczająco doświadczeni, by pływać na własnych łodziach. I to nie otwartych łodziach. A

dźwięk, który wcześniej słyszał, dobiegał niewątpliwie z pojedynczego zewnętrznego silnika..

Dlatego właśnie Kruk zastanawiał się teraz, czy nie uległ złudzeniu. Niewielu ludzi miało

dość doświadczenia i dostatecznie mało wyobraźni, by w otwartej łodzi płynąć na zachód od

Wysp Królowej Charlotty. Chociaż możliwe, że któryś z Haidów z Old Masset lub Skidegate

postanowił udać się na pielgrzymkę do Zatoki Totemu. Spadkobierca ludu, który wyruszał w

cedrowych canoe na południe, aż do Oregonu, nie wahałby się przed wypłynięciem w morze,

by z pierwszym brzaskiem dotrzeć do ojczyzny przodków.

Uśmiechnął się. Oczywiście to możliwe, że ktoś z Haidów przybył do legendarnej zatoki z

osobistych  powodów.  On  właśnie  to  zrobił.  Przybył  tu,  ażeby  uwolnić  się  od  mrocznych

wspomnień z przeszłości.

Jednak nie znalazł tu ukojenia.

Z łatwością dowodzącą lat praktyki Kruk przestał myśleć o własnych problemach i skupił

się na wsłuchiwaniu w wycie wiatru. Cichy, nierówny dźwięk powiedział mu, że łódź jest za

wejściem do Zatoki Totemu. Jeżeli silnik nie zaskoczy, ten człowiek będzie musiał wiosłować

przeciwko wiatrowi i falom, by dotrzeć do bezpiecznego schronienia. Podświadomie zacisnął

na  lornetce  wielkie,  spracowane  dłonie.  Gdyby  on  był  w  tej  łodzi,  wiosłowałby  z  całej  siły,

mocno napierał na wiosła, czując, jak jego energia spływa po drewnie we wzburzone morze.

Łódź  przecinałaby  fale  z  pozorną  łatwością,  z  każdym  ruchem  wioseł  zbliżając  się  coraz

bardziej do zatoki.

Ale to nie Kruk wiosłował. Gdyby tak było, już teraz zbliżyłby się na tyle, by dostrzegł go

ktoś  znajdujący  się  w  zatoce. A  jednak  nikogo  nie  zauważył.  Najwyraźniej  człowiekowi  w

łodzi  brakowało  siły  lub  wiedzy  o  niebezpieczeństwie  grożącym  małej  łodzi,  dryfującej  zbyt

blisko brzegu.

Kilka razy Krukowi zdawało się, że słyszy jakieś odgłosy, być może dochodzące z silnika.

Za  każdym  razem  wstrzymywał  oddech,  pragnął,  by  dźwięk  trwał  dłużej  i  by  się  wzmocnił.

Jednak odgłos znikał, nim Kruk nabrał pewności, że słyszał go naprawdę.

Wiatr zelżał, przycichł na chwilę, a potem zadął z nową siłą z nieco innego kierunku. Kruk

przesunął  się  nieco.  Słuchał  uważnie  i  spoglądał  na  fale  ciemnymi  oczami,  nawykłymi  do

obserwacji zmiennego morza. W zasięgu wzroku nie poruszało się nic prócz fal. Ktokolwiek

background image

był na łodzi, po prostu nie zbliżał się ku bezpiecznej przystani.

Jeżeli w ogóle ktoś tam był.

Kruk odrzucił tę myśl. Wiedział z absolutną pewnością, że ktoś walczy o życie, tkwiąc w

łodzi  między  otwartym  morzem  a  skalistym  brzegiem.  Z  szybkością  zdumiewającą  u  tak

potężnego  mężczyzny  wyskoczył  na  pokład.  Ze  skrzynki  na  rufie  wyciągnął  długą  linę  i

przywiązał  jej  koniec  do  listwy  rufowej.  Błyskawicznie  zrzucił  rufową  cumę.  Po  kilku

sekundach  odcumował  także  dziób.  Niemal  natychmiast  zbudziły  się  do  życia  dwa  potężne

silniki.

Kilka  minut  później  Kruk  zbliżał  się  już  do  ujścia  zatoki.  Niesiona  wiatrem  piana

przelatywała nad dziobem, gdy tylko "Czarna Gwiazda" znalazła się na odsłoniętych wodach.

Kruk stał przy sterze, kierując łodzią z pewnością człowieka urodzonego i wychowanego na

wybrzeżach, i pływającego po wodach największego oceanu świata. Sterował jedną ręką, a

drugą uniósł do oczu lornetkę i zbadał obszar, gdzie, jego zdaniem, powinna znajdować się

łódź.

Zobaczył tylko rozrywane wiatrem fale.

Szukał dalej, czując, jak mijają cenne minuty.

Instynktownie  wiedział,  że  to,  czego  się  obawiał,  było  prawdą:  ktoś  był  na  morzu  i

grożące mu niebezpieczeństwo rosło z każdą sekundą. Kruk nie umiał go dostrzec, mimo że

fale me mogłyby zasłonić otwartej łodzi. Z pewnością jednak przelewały się przez burty i były

w stanie zatopić małą łódkę, nim Kruk zdoła ją znaleźć.

-  No  dalej,  dalej,  pokaż  się -  mruknął. -  Jest  ciężko,  ale  nie  aż  tak.  Nie  powinieneś

zatonąć tak szybko, nawet, jeśli nie masz czasu na wybieranie

Wody.

Obserwacja wzburzonego morza nic nie dała, więc Kruk położył "Czarną Gwiazdę" na

inny kurs, dzięki czemu oddalił się od zatoki, a zbliżył do brzegu. Łódź zatrzeszczała nagle,

wystawiając rufę na wiatr i fale. Kilka minut takiego kołysania i podrzucania posłałoby

większość ludzi do najbliższego relingu w ataku morskiej choroby. Jednak Kruk dostrzegał to

na tyle, na ile kołysanie przeszkadzało w jednoczesnym sterowaniu łodzią i prowadzeniu

obserwacji.

Raz  jeszcze  chciał  zmienić  kurs,  gdy  nagle  dostrzegł  od  strony  brzegu  jakiś  błysk.

Zmarszczył brwi i lekko przełożył ster. Ta kolorowa plama była zbyt blisko skał i zbyt daleko

ujścia zatoki, by być poszukiwną łodzią. Był to raczej pływak sieci lub boja pułapka na kraby,

która zerwała się w czasie burzy.

Znowu  dostrzegł  kolorową  plamę.  Zogniskował  lornetkę  i  zobaczył  schyloną  przy

wiosłach  postać.  Łódź  zniknęła  za  falą,  a  potem  pojawiła  się  w  fontannie  piany.  Kruk

natychmiast  pojął,  że  ten  człowiek  ma  poważne  kłopoty.  Wyraźnie  brakowało  mu  sił,  by

background image

walczyć  z  pływem  i  wiatrem,  które  spychały  go  niebezpiecznie  blisko  brzegu.  Właściwie

wyglądał bardziej na nastolatka niż mężczyznę. Był bardzo drobny i niezbyt muskularny.

I  nagle  Kruk  zaczął  przeklinać  słowami  tak  gwałtownymi  jak  wiatr.  Odrzucił  lornetkę,

przesunął dźwignię przepustnicy i "Czarna Gwiazda" skoczyła  w stronę małej łodzi. T o nie

mężczyzna w niej siedział, ani nawet nie chłopiec; to była kobieta, która z całych sił zmagała

się  z  bezlitosnym  morzem.  Łódź  zanurzała  się  i  przechylała  ciężko,  a  burta  pochylała  się

coraz  niżej.  Lęk  tej  kobiety  i  determinacja  były  widoczne  w  każdym  jej  ruchu:  walczyła,  by

utrzymać zalewaną łódź jak najdalej od groźnej linii przyboju.

Kruk poprowadził "Czarną Gwiazdę" szerokim łukiem i wreszcie  znalazł  się blisko łodzi.

Dostrzegł  na  twarzy  kobiety  wyraz  zdumienia  i  ulgi.  Podpłynął  bliżej,  wrzucił  jałowy  bieg  i

puścił  koło  sterowe,  by  cisnąć  do  łodzi  zwoje  ciężkiej  liny  holowniczej. Wstrzymał  oddech

obserwując, jak kobieta przeciska się na dziób i zawiązuje hol.

I  dopiero  wtedy  spostrzegł,  ile  wody wypełnia  łódkę.  Sięgała  niemal  do  burty.  Zaczął

krzyczeć  do  kobiety,  by  wybierała wodę... i  zobaczył  jasną  plamę  pojemnika,  gdy  pochyliła

się,  zaczynając  pracę.  Bardzo  ostrożnie  wrzucił  bieg  i  wybrał  luz liny.  Poczuł  lekkie

szarpnięcie,  gdy  hol  napiął  się  pod ciężarem.  Wolno  ostrożnie  pociągnął  łódź  w  stronę

zatok!. Kiedy tylko ruszyli, Kruk chwycił lornetkę i spojrzał na łódź, holowaną dziesięć metrów

za  rufą. Przez  minuty,  które  wydawały  się  latami,  dzielił  uwagę  między  sterowanie  "Czarną

Gwiazdą" a obserwację wybierającej wodę kobiety. Mimo jej wysiłków łódź wciąż zanurzała

się zbyt głęboko, by rejs był bezpieczny.

Nagle kobieta przerwała pracę. Kruk skrzywił się, patrząc, jak siada na ławeczce. Czyżby

nie  wiedziała,  że  niebezpieczeństwo  nie  minęło?  Łódź  zanurzała  się  coraz  głębiej.  Kiedy

przyjdzie czas, by skręcić do zatoki, wystawi rufę na fale. Nie było na to rady. Nie ma innego

sposobu, by wpłynąć na bezpieczne wody. Jeśli nie weźmie się do pracy, pierwsza fala pośle

tę jej łódkę na samo dno.

A jeżeli Kruk nie odetnie holu, gdy tylko łódź wejdzie pod wodę, prawdopodobnie zatonie

wraz z nią.

Gdy ta myśl przyszła mu do głowy, zrzucił wodoszczelne buty. Odruchowo sięgnął dłonią

do pasa. Wytarta, owinięta skórą rękojeść dawała mu zawsze poczucie bezpieczeństwa.

- Wybieraj wodę! - Krzyknął głosem potężnym jak huk fal bijących o skały.

Podmuch wiatru porwał te słowa i cisnął mu je z powrotem w twarz. Klnąc, spojrzał przez

lornetkę.  Kobieta  zmagała  się  z  czymś,  ale  nie  miał  pojęcia,  co  to  mogło  być.  Wreszcie

odwróciła się nieco i jej ręce znalazły się w polu widzenia Kruka. Odrywała palce lewej dłoni,

zaciśnięte na uchwycie pojemnika.

Dostrzegł,  że  mięśnie  lewej  ręki  zesztywniały  w  skurczu, protestując  przeciw  dalszemu

wysiłkowi.  Ręka  była  bezużyteczna  i  pozostanie  taka,  póki  kurcz  nie  minie.  Zobaczył

wściekłość  w  oczach  kobiety,  zaciekle  walczącej  z  własną  słabością.  A  potem dostrzegł

background image

zmarszczki wyczerpania, które zmieniły jej usta w wąską linię, zobaczył niebieskawy odcień

skóry, świadczący o niebezpiecznym wychłodzeniu organizmu. Kobieta zużyła już wszystkie

rezerwy energii.

A jednak walczyła i nie poddawała się.

Kruk  poczuł  dreszcz.  Nigdy  nie  widział  czegoś  równie  wspaniałego,  jak  odwaga  tej

kobiety. Nie miała szans, była bezsilna  i bezbronna, a jednak zmuszała swe szczupłe ciało

do  jeszcze  cięższej  pracy.  Nie  chciała  zrezygnować.  Kruk  krzyczał  do  niej,  jakby  słowami

mógł  przekazać  cząstkę  swej  siły.  Nie  wierzył,  by  go  zrozumiała  poprzez  dziesięć  metrów

spienionego morza; wołał jednak, by wiedziała, że nie jest samotna.

Kobieta  zdołała  wreszcie  przerzucić  pojemnik  do  prawej  ręki i zaczęła  wybierać  wodę

mechanicznymi  pociągnięciami.  Kruk  krzyknął  tryumfalnie,  odwrócił  się,  poprawił  kurs

"Czarnej  Gwiazdy"  i  znów  się  obejrzał.  Niewielkie  pióropusze  wody  przelatujące  nad  burtą

upewniły go, że kobieta wciąż pracuje.

Z  nieznośną  powolnością  "Czarna  Gwiazda"  ciągnęła  obciążoną  wodą  łódź  ku

bezpiecznej  zatoce.  Kruk  co  chwila  spoglądał  przez  lornetkę.  Poziom  wody  w  łódce  nieco

opadł, nie na tyle jednak, by rejs był bezpieczny. Zmniejszył prędkość tak bardzo, jak to tylko

możliwe, by nie stracić panowania nad sterem. Chciał jak najszybciej dotrzeć do zatoki, ale

musiał  uzbroić  się  w  cierpliwość.  Gdyby  teraz  próbował  skręcić,  łódź  przewróciłaby  się  i

zatonęła.

Bezradnie  obserwował,  jak  kobieta  walczy  z  żywiołem. Ten  obraz  rozbudził  cierpienie

ukryte gdzieś głęboko we wnętrzu. Za bardzo przypominał mu sytuację sprzed ośmiu lat, gdy

patrzył,  jak  ukochana  kobieta  pogrąża  się  coraz  bardziej  w  rozpaczy  i  gniewie.  Próbował

dotrzeć do Angel słowami pocieszenia i nadziei, próbował powiedzieć, że ją kocha. Pragnął,

by zapomniała o zmarłym i pokochała jego, żywego człowieka. Później, kiedy zrozumiał, że

Angel woli raczej zabijać się stopniowo niż żyć dalej bez ukochanego, Kruk pojął, że bardziej

pragnie,  by  żyła,  niż  by go  pokochała. Wyrwał  ją  brutalnie  ze  skorupy  rozpaczy  i...  spełniło

się jego życzenie. Angel zebrała swoją odwagę i siłę. Przeżyła. Po jakimś czasie pokochała

znowu.

Ale mężczyzna, którego wybrała, nie był Carlsonem Krukiem.

Smutne  wspomnienia  zamigotały  jak  daleka  błyskawica  na  skraju  świadomości;

wspomnienia  rozbudzone  potęgą  uczuć,  mocą  gniewu  i  bezradności,  gdy  obserwował,  jak

nieznana  mu  kobieta  walczy  z  burzą  i  własnym  wyczerpaniem.  Był  mężczyzną  niezwykle

sprawnym fizycznie. A jednak swoją siłą w żaden sposób nie mógł jej pomóc, tak jak dawno

temu nie mógł pomóc Angel.

Kruk zacisnął usta i ostre rysy twarzy stały się jeszcze wyraźniejsze. Kobieta pracowała

coraz wolniej. Wiedział, że wkrótce nie nadąży z wybieraniem przelewającej się przez burty

background image

wody. Gotowy czy nie, bezpieczny czy nie, musiał wpłynąć do zatoki.

Wprowadził  "Czarną  Gwiazdę"  w  długi  łagodny  łuk,  a  hol  w  końcu  delikatnie  pociągnął

łódź w stronę brzegu. Gdy tylko obie łodzie skierowały się wprost w wąski przesmyk, obejrzał

się  i  zaczął  przez  lornetkę  obserwować  kobietę.  Teraz,  kiedy  niska,  szeroka  burta  łódki

została  wystawiona  na  fale,  groziło  największe  niebezpieczeństwo.  Kobieta  też  o  tym

wiedziała.  Odgadywał  to  po  jej  nierównych,  niemal  konwulsyjnych  ruchach,  gdy  zmuszała

swe wyczerpane  ciało,  by  wylać  jeszcze  kilka  litrów  wody,  wytrwać  kilka  minut,  kilka

metrów...

Zimna, błękitnozielona woda wezbrała i przelała się przez burtę, kiedy łódka wpływała do

Zatoki  Totemu.  Burty  były  tak  nisko,  że  fala  prawie  się  nie  zapieniła.  Łódź  zakołysała  się,

pochyliła, przewróciła błyskawicznie i uwięziła kobietę pod kadłubem.

Kruk  upuścił  lornetkę,  przesunął  dźwignię  na  jałowy  bieg  i  odciął  hol.  Ułamek  sekundy

później  długim  skokiem  pokonał  niemal  połowę  odległości  do  tego  białego  wiru,  który

pochłonął łódź.

Przed nim na powierzchni nie pozostało nic prócz samotnego wiosła.

ROZDZIAŁ DRUGI

Wszystko stało się nagle. W jednej chwili Janna pochyliła się, by wybrać chlupiącą wokół

kostek wodę,

a w następnej świat przechylił się dziko. Próbował skoczyć jak najdalej od wywracającej

się do góry dnem łodzi, ale zesztywniałe nogi reagowały zbyt wolno, tak samo jak ramiona.

Instynktownie wyrzuciła je przed siebie, jakby chciała zamortyzować upadek, ale udało jej się

tylko wbić pod kamizelkę ratunkową uchwyt przepustnicy silnika.

Dno łodzi zakryło ją od góry. Ogarnął ją mrok. Była przemarznięta, ale i tak czuła chłód

wody. Zdezorientowana w ciemności, zaczepiona kamizelką o silnik, nie wiedziała nawet, jak

mogłaby się uwolnić. Z uczuciem grozy uświadomiła sobie, że, mimo wysiłków, łódź zanurza

się, ciągnąc ją coraz głębiej w lodowatą głębinę.

.

Nagle  ktoś  chwycił  ją  od  tyłu.  Objął  za  ramię  i  szarpnął  mocno.  Kamizelka  ratunkowa

pękła. Ktoś odwrócił Jannę, pchnął w dół, a potem pociągnął do góry.

Tam, gdzie dotąd była tylko ciemność pod łodzią, teraz Janna dostrzegła srebrny dysk,

background image

który migotał i przyzywał. Rozpaczliwie próbowała płynąć w górę, gdyż instynkt i rozum

podpowiadały, że jeśli tylko przedrze się przez ten srebrzysty blask, znajdzie powietrze i

ciepło. Uświadamiała sobie przy tym, że płynie w górę o wiele szybciej niż to było możliwe

przy jej dotychczasowych wysiłkach.

Przebiła  promienisty  dysk  i  wciągnęła  powietrze  w  obolałe  płuca.  Dyszała  ciężko.

Stopniowo  pojmowała,  że  nie  jest  sama.  Podtrzymywały  ją  silne  dłonie.  Spoglądały  na  nią

ciemne  oczy,  głębokie  jak  morze.  Ponad  tymi  oczami  do  czoła  przylgnęła  gęsta  grzywa

kruczoczarnych  włosów.  Rysy  twarzy  były  tak  męskie  i  surowe  jak  dłonie,  utrzymujące  ją

ponad falami zatoki.

Jakby spojrzenie było sygnałem, na który czekał, mężczyzna odwrócił Jannę delikatnie i

ułożył jej łopatki na swojej piersi. Przy trzymał ją, kładąc prawe ramię na mostku. Poczuła za

sobą  jakiś  ruch,  zobaczyła,  że  jej  ciało  się  unosi.  Potem  woda  zawirowała,  gdy  silne  nogi

wykonały nożycowy ruch, popychając ich oboje do przodu.

Z poczuciem ulgi Janna przestała walczyć z zimnem i morzem, bez słowa poddając się

sile nieznajomego. - Doskonale - usłyszała nagle głęboki głos.

- Uspokój się. Jesteś bezpieczna.

Jak wszystko w tym nieznajomym, głos był potężny i brzmiał głucho. .

- Jesteśmy już prawie na łodzi.

Próbowała odpowiedzieć, ale stwierdziła, że to ponad jej siły. Słowa wirowały w umyśle,

nie  łącząc  się  ze  sobą.  Uświadomiła  sobie,  że  już nie,  jest  jej  zimno.  Najwidoczniej

zdrętwiała i straciła czucie.

- Muszę wejść na pokład. Trzymaj się drabinki, dopóki cię nie wciągnę. Dasz sobie radę?

Świat wirował leniwie wokół Janny.

- Słyszysz mnie?

Janna patrzyła na mężczyznę i zastanawiała się, czego właściwiej od niej chce. I wtedy

dostrzegła, że wciska jej lewą rękę w szczeble drabinki. Nagle nabrała ochoty, by wybuchnąć

śmiechem. Wielka opalona dłoń oplotła jej palce wokół szczebla. Nieznajomy sięgnął po jej

prawą rękę i natrafił na plastykowy pojemnik.

- Teraz możesz go puścić - powiedział. - Nie będzie ci potrzebny. Jesteś bezpieczna.

Niski  głos  dudnił  i  odbijał  się  echem  wzdłuż  kręgosłupa  Janny  jak  daleki  grzmot,

docierając  do  niej  jak  przez  mgłę.  Zrozumiała  sens  słów  obcego.  Była  bezpieczna.

Wiedziała,  że  jest  bezpieczna,  od  chwili  kiedy  poczuła jego  silne  dłonie  wydobywające  ją  z

lodowatej wody.

Wolno,  z  bólem  wyprostowała  palce  i  pojemnik  wypadł  jej  z  ręki.  Tonął  szybko,  niczym

blady  cień  rozpływający  się  w  głębinie  morza.  Ponaglana  przez  mężczyznę,  chwyciła

drabinkę drugą ręką i zacisnęła na niej palce. Widziała, jak obcy łapie niski metalowy reling

biegnący wzdłuż burty. Napiął mięśnie i wydostał się z wody bez wysiłku, tak jakby wychodził

background image

z wanny lub płytkiego basenu. Zanim dotarły do niej wszystkie implikacje tego faktu, poczuła,

że nieznajomy wyciągają z wody i niesie do kabiny, jakby ważyła tyle, co bańka mydlana.

- Trzymaj się mnie.

Janna posłuchała, a świat wokół niej zawirował.

Wyczuwała, że stopy opierają się o coś twardego, a w następnej chwili ugięły się pod nią

kolana. Jedynie silne ramię podtrzymujące ją w pasie uchroniło przed upadkiem na pokład.

Objęła mężczyznę zdrętwiałymi dłońmi, a on wrzucił bieg i otworzył przepustnicę. Rozległ się

warkot silników i łódź ruszyła do przodu, w głąb zatoki.

Przez  długie  minuty  słychać  było  tylko  grzmot  potężnych  silników.  Potem  zgasły.

Mężczyzna zostawił ją i wyszedł, by przycumować łódź; wrócił po chwili. Szybkimi, pewnymi

ruchami zaczął zdejmować z niej ubranie. Pokręciła niepewnie głową i próbowała odpychać

jego  ręce.  Ale  to  tak,  jakby  westchnieniem  chciała  powstrzymać  przypływ.  Rozpaczliwie

szukała w sobie sił, ale dygotała jak w febrze i to wyczerpywało jej energię.

-  Nie  walcz  ze  mną,  mały  wojowniku -  zadudnił  łagodnie. -  Nigdy  się  nie  rozgrzejesz  w

tym mokrym ubraniu.

Janna spojrzała na mężczyznę niespokojnymi oczami. Chciała zapytać, kim jest, skąd się

tu wzięła i dlaczego jest jej tak straszliwie zimno. Wydała tylko dziwny jęk, gdy nagle straciła

resztkę sił i świat wokół niej pociemniał..

Kruk pochwycił ją, zrzucił resztki ubrania i zaniósł do swej wielkiej koi. Pulsująca żyła na

gładkiej  szyi  kobiety  budziła  nadzieję,  ale  skóra  była  zbyt  zimna.  Zerwał  koce,  osuszył  ją

najlepiej  jak  potrafił  i  dopiero  potem  wsunął  do  pościeli.  Rozebrał  się  szybkimi  ruchami,

sięgnął jeszcze do szafki po specjalny koc, a następnie wsunął się na koję obok niej.

- Nie wiem, czy mnie słyszysz - powiedział, układając kobietę na swym potężnym ciele -

ale  zaraz  się  rozgrzejesz.  Ten  polarny  koc  odbija  do  środka  każdą  odrobinę  ciepła.  Tobie

samej niewiele by pomógł, ale kiedy poleżę tu z tobą, zadziała lepiej niż ognisko. Jestem za

wielki,' by wystudziło mnie parę minut w letnim oceanie.

Kobieta  nie  odpowiedziała.  Konwulsyjne  drżenia  jej  ciała  trwały  zbyt  długo  i  teraz nie

mogła  sama  się  rozgrzać.  Kruk  rozwinął  polarny  koc  i  owinął  ich  oboje.  Wewnętrzna

powierzchnia  lśniła  odcieniami  srebra;  zewnętrzna,  utrzymująca  ciepło,  była  ciemno-

granatowa, jak mokra flanelowa koszula, leżąca w strzępach obok koi.

Delikatnie masował kobietę, uspokajając i z wolna rozgrzewając jej zesztywniałe mięśnie.

Po długiej chwili rozluźniła się nieco. Przesunął się lekko, mocniej przyciskając ją do swego

rozgrzanego ciała. Wymruczała coś niewyraźnie i przytuliła się instynktownie.

Kruk  masował  jej  wąskie  delikatne  plecy  aż  po  miękkie,  kobiece  pośladki.  Ciało  miała

wciąż zimne, ale nie przemarznięte; przestała jej grozić hipotermia. Uśmiechnął się i poczuł

satysfakcję.  Choć  raz  jego  wielkie  ciało  przydało  się  do  czegoś  więcej  niż  do  ściągania

dyskretnych spojrzeń przechodniów. Zastanawiał się, czy kobieta będzie przestraszona, gdy

background image

się obudzi i zobaczy, co za stwór wyłowił ją z morza.

Miał  nadzieję,  że  nie.  Nawet  prawie  nieprzytomna  i  kompletnie  wyczerpana,  wydawała

się smukła i bardzo kobieca. Tak wspaniale było też trzymać ją w ramionach.

Dotyk  jej  ciała  działał  na  Kruka  z  mocą,  która  w  innych  okolicznościach  pewnie

odebrałaby  mu  oddech;  nawet  teraz  groziło  mu  coś  takiego.  Biodra  uwypuklały  się  gładko

pod  jego  dłońmi.  Piersi  miała  miękkie,  a  sutki  twarde  niczym  kamyki.  Zastanawiał  się,  czy

zareagowałyby  podobnie  na  żar,  jak  na  zimno -  żar  ciała  podnieconego  mężczyzny.  Czy

kochałaby się z tą samą żywiołową pasją i odwagą, z jaką stawiała czoło sztormowi ?

Ta  myśl  wypędziła  z  jego  ciała  ostatnie  resztki  chłodu.  Ogarnęła  je  gorąca,  słodka

ociężałość. Nagle całą siłą  woli musiał poskramiać te natrętne, gwałtowne myśli, jakby były

wpadającym w sieć dzikimi łososiami. Zaufała mu, oddała się pod jego opiekę, choć musiał

dla  niej  wyglądać  równie  przerażająco  jak  morze.  Nie  mógł  nadużyć  tego  zaufania,  tak  jak

nie mógł pozwolić, by utonęła na jego oczach.

-  Słyszysz  mnie? -zapytał  cicho. -  Wszystko  będzie  dobrze.  Parę  godzin  snu,  dobre

gorące jedzenie, kilka dni lenistwa i będziesz mogła pobić mnie jedną ręką.

Sama  myśl,  że  ktoś  mógłby  tego  dokonać,  wywołała  uśmiech  na  twarzy  Kruka.

Uśmiechał  się  jeszcze,  gdy  głowa  kobiety  poruszyła  się  lekko  i  wielkie  oczy  spojrzały  na

niego przez gęste rzęsy.

Janna zamrugała powiekami, próbując połączyć jakoś to miękkie ciepło pod nią z dziwnie

łagodnymi oczami tak blisko jej twarzy.

- Jesteś bardzo ciepły - wymruczała wolno, z trudem wymawiając każde słowo.

-  A  ty  wprost  przeciwnie -  odparł,  wyraźnie  rozbawiony,  i  przesunął  dłonią  wzdłuż  jej

chłodnego, nagiego uda.

- Wiem - westchnęła i ułożyła głowę na jego piersi.

Była zbyt zmęczona, by mieć otwarte powieki. - Co się ... stało?

-  Śpij -  rzekł  cicho,  naciągając  koc  na  jej  mokre  włosy. -  Przypomnisz  sobie  wszystko,

kiedy się obudzisz.

Poczuł  ciepły  oddech  dziewczyny.  Jej  ciało  przestało  być  lodowate.  Stało  się  ciężkie  i

odprężone.  Zasnęła.  Okazała  mu  tym  zaufanie,  które  zalało  Kruka  innym  rodzajem  ciepła,

rozjaśniającego delikatnym blaskiem najciemniejsze zakątki jego duszy. Przytulił się mocniej

i zasnął, otoczony zapachem kobiety i morza.

Janna budziła się z trudem. Wyciągnęła rękę, szukając przełącznika elektrycznego koca.

Musiało  jej  być  bardzo  zimno,  kiedy  kładła  się  do  łóżka;  ustawiła  regulator  na  wysoką

temperaturę.

Nawet poduszka była gorąca. Palce na oślep szukały regulatora Umieszczonego gdzieś

pośrodku łóżka. Coś poruszyło się pod jej dotknięciem.

.

.

- Ostrożnie, kobieto. Wpływasz na niebezpieczne wody.

-

background image

Janna gwałtownie otworzyła oczy i uniosła głowę, wspierając się na łokciu. Pod wpływem

energicznego  ruchu  dziwaczny  srebrzysty  koc  zsunął się  na  bok,  odsłaniając  nagą  męską

pierś  o  wymiarach  budzących  onieśmielenie.  Czarne  włosy  lśniły  równym  klinem,  który

zwężał  się  w  okolicy  brzucha. Niżej  włosy  rozrastały  się  w  czarną  gęstwinę.  Tam właśnie

znajdowała się jej dłoń. Z cichym okrzykiem Janna cofnęła rękę.

- Przepraszam, ja...

I  nagle  dostrzegła,  że  jest  równie  naga  jak  ten  olbrzym,  który  poruszył  się  pod  jej

dotknięciem. Leżała na jego ciele, a piersi wspierały się na muskularnym ramieniu.

- Kto... co ... ?

- Ludzie nazywają mnie Krukiem - powiedział głosem tak głębokim, że aż wibrującym. - A

jeśli chodzi o to...

- Mniejsza z tym - przerwała szybko, czując, jak rumieniec oblewa ją od piersi po policzki.

- Może zwariowałam, ale nie zapomniałam, o czym uczono nas na lekcjach biologii w ósmej

klasie.

- Biologii? - zapytał, sięgając po koc, który z każdą chwilą zsuwał się coraz bardziej.

- O rozmnażaniu- odparła zwięźle.

Śmiech Kruka budził dreszcze. Był to dźwięk tak potężny, jak to męskie ciało.

...

Janna zarumieniła się jeszcze bardziej. Zimna woda musiała całkiem zamrozić wszystkie

komórki jej mózgu.

I nagle pojawiły się wspomnienia. Zimno. Sztorm.

Woda.  Srebrzysty  dysk  unoszący  się  straszliwie  daleko  nad  głową.  Wszystko  to

powróciło  z  potworną  mocą.  Patrzyła  na  mężczyznę,  leżącego  tak  blisko  przy  niej.  Silne

dłonie. Czarne oczy. Głos gromki jak odgłos fal, uderzających o skały, a jednocześnie ciepły i

pieszczotliwy. Instynktownie wiedziała, że jest bezpieczna przy tym człowieku.

- Ocaliłeś mi życie.

- Walczyłaś ze wszystkich sił - odparł. - Pomogłem ci tylko odrobinkę.

Janna  spojrzała  na  szerokie  silne  dłonie,  trzymające  ten  dziwaczny  koc  i  okrywające  ją

ciepłą tkaniną. Gdyby nie te dłonie, zginęłaby podczas sztormu. Wiedziała o tym.

- Odrobinkę? - powtórzyła miękko. - Czy uratowanie komuś życia to drobiazg?

Kruk popatrzył na swoją dłoń, jakby widział ją pierwszy raz w życiu, i pokiwał głową.

- Masz rację. Nie jest to drobiazg - rzekł, udając, że chodzi mu o rozmiary swojej pięści.

Obojętnie,  jakby  był  sam,  podniósł  się  i  owinął  nagie  biodra  granatowym  prześcieradłem. -

Ciepło ci? - zapytał z troską.

- Tak, dziękuję - odparła Janna. Znowu obudziły " się wspomnienia. Było jej tak zimno, że

prawie nie "" czuła pokładu pod stopami. Nie była wstanie ustać,

płynąć, nawet oddychać. - Gdyby nie ty:..

background image

.

-  Zawsze  byłem  większy  od  otaczających mnie  ludzi. -  Kruk  wzruszył  potężnymi

ramionami. - Dobrze wiedzieć, że mogę się przydać do czegoś więcej niż wyciąganie sieci i

straszenie dzieciaków.

Janna zamrugała powiekami, wyczuwając w tym rzeczowym tonie ból samotności. Mimo

surowego wyglądu· i męskiej siły Kruk nie był człowiekiem nieczułym. Odruchowo położyła

dłoń na muskularnym ramieniu.

- Założę się, że dzieciaki raczej cię gonią, niż przed tobą uciekają -powiedziała cicho. -

Wiedzą,  że  z  tobą  będą  bezpieczne.  Ja  wiedziałam -  dodała,  a  jej  oczy  szukały  jego

spojrzenia. - Kruku, nie wiem, jak ci dziękować...

-Na pewno chce ci się pić - przerwał jej.

Janna  uświadomiła  sobie  nagle  dwie  rzeczy:  Kruk  nie  życzył  sobie  podziękowań  i

rzeczywiście  chciało  jej  się  pić.  Miała  wrażenie,  że  zamiast  języka  ma  w  ustach  papier

ścierny.

- Tak - odparła skwapliwie.

- Zawsze tak jest, jeśli ktoś napije się słonej wody.

Mam herbatę, kawę, wodę i zupę. - Herbatę, proszę.

Próbowała  nie  patrzeć,  jak  Kruk  zręcznie  wyskakuje  z  koi.  Próbowała,  ale  to  było

niemożliwe.  Był  tak  wielki,  że  wypełniał  sobą  całą  kajutę.  Owinięte  na  biodrach  granatowe

płótno wyglądało na nim bardziej jak ręcznik niż prześcieradło. Janna pochodziła z rodziny, w

której  mężczyźni  byli  wysocy  i  muskularni,  ona  sama  też  miała  metr  siedemdziesiąt  trzy

wzrostu, ale człowiek zwany Krukiem był olbrzymem.

Był  też  pociągający.  Niepohamowany  i  dziki  jak  otaczająca  ich  kraina.  Pierwotna  siła  i

wytrzymałość  tego  mężczyzny  oddziaływała  na  zmysły  dziewczyny  podobnie  jak  smutek  i

samotność  ukryte  głęboko  w  jego  czarnych  oczach.  Silny,  pełen  życia,  samotny.  Kruk  robił

na niej ogromne wrażenie, podniecał ją już od chwili, gdy przebudziła się, czując jego męskie

ciepło.

Jaka szkoda, że ona nie działa na niego w ten sam sposób. Wargi Janny rozciągnęły się

w smutnym

uśmiechu. Obudziła się naga w łóżku z najbardziej interesującym mężczyzną, jakiego w

życiu spotkała. A on potraktował ją jak siostrę. Była do tego przyzwyczajona. W końcu była

siostrą,  siostrą  trzech  silnych  i  odważnych  mężczyzn.  Zawsze  bolało  ją  jednak  to,  że  jak

siostrę traktował ją były mąż.

Właściwie nie powinnam się dziwić, że nie pociągam fizycznie, pomyślała ze smutkiem.

Zdmuchnęła  z  czoła  kosmyk  wilgotnych  włosów  i  westchnęła.  Nawet  w  najbardziej

sprzyjających okolicznościach nie żywiła złudzeń co do swego wyglądu. Jej bracia twierdzili,

background image

że  jest  oszałamiająca.  Janna  jednak  uznała,  że  ludzie  tak  właśnie  mówili  o  wysokich

kobietach,  które  lubili,  a  które  nie  wyglądały  jak  słodkie,  jasnowłose  laleczki,  istoty  tak

uwielbiane przez mężczyzn. Janna wiedziała, że wyłowiona z morza, na wpół żywa i sina z

zimna, musi być równie pociągająca jak wyrzucona na plażę meduza.

.

Nic dziwnego, że Kruk nie chciał jej wdzięczności.

Ten biedny człowiek był pewnie przerażony samą myślą o tym, że taka wstrętna topielica

chciałaby się z nim kochać. I miał się o co martwić. Niewiele by zyskał, przyjmując ofertę. Nie

miała  doświadczenia.  Na  palcach  jednej  ręki  mogła  policzyć,  ile  razy  kochała  się  z  mężem

podczas ich krótkiego "małżeństwa" .

- Takie smutne oczy - zauważył Kruk. - Martwisz się tym, co się stało? Nie przejmuj się.

Odwiozę  cię,  dokąd  zechcesz,  jak  tylko  przycichnie  sztorm.  A  co  do  łodzi... -  Wzruszył

ramionami. - Dopilnuję, żebyś dostała nową. I to z porządnym silnikiem.

Janna opuściła powieki, by ukryć gromadzące się pod nimi łzy. Po chwili dotarła do niej

uwaga o silniku. Szeroko otworzyła oczy.

- Skąd wiesz, że miałam kłopoty z silnikiem?

- Nikt dla rozrywki nie wiosłuje do brzegu w czasie sztormu - odparł sucho. - Kostka cukru

czy dwie?

- Mam uczucie, jakbym zjadła już pięćdziesiąt - odparła, rozcierając lewą rękę. - Dwie

proszę. Skąd

wiesz, że piję herbatę z cukrem?

-  Wyglądasz  na  kobietę,  która  potrafi  cieszyć  się  życiem -  odparł  rzeczowo. -  Wciąż

czujesz kurcze w ramieniu?

-  Miałam  kurcz? -  zdziwiła  się,  spoglądając  na  lewe  ramię.  Nie  była  pewna,  co  miał  na

myśli, mówiąc o tej radości życia.

- Nie pamiętasz?

Janna zmarszczyła czoło.

- Pamiętam, że ten przeklęty silnik zapalał i gasł, aż wreszcie zdechł zupełnie. Pamiętam,

że  wiosłowałam. -  Spojrzała  na  swoje  dłonie.  Były  zaczerwienione,  poocierane,  z  kilkoma

pęcherzami od uchwytów wioseł.

- Pamiętam, że było mi zimno.

'

- A że wybierałaś wodę?

- Pewnie. Kiedy tylko mogłam. - Skrzywiła się. - Wyraźnie nie dość często.

- A co pamiętasz po tym, jak zobaczyłaś "Czarną Gwiazdę"?

Janna rozejrzała się po pięknie wykończonym wnętrzu łodzi.

-  To  jest  "Czarna  Gwiazda"? -  spytała,  szerokim  gestem  ręki  wskazując  kajutę  i

natychmiast pospiesznie podciągnęła koc, który zsunął się z jej piersi.

Kruk  skinął  głową.  Najwyższym  wysiłkiem  woli  powstrzymywał  się  od  spoglądania  tam,

background image

gdzie jedna sutka wyłaniała się spod srebrzystych fałd. Rumieniec, jaki pojawił się na twarzy

Janny, gdy uświadomiła sobie, że jest naga w łóżku z obcym mężczyzną, przekonał Kruka,

że nie jest przyzwyczajona do takich przebudzeń. Nie była też dzieckiem. Przypuszczał, że

już kilka lat temu przekroczyła dwudziestkę.

Dlatego też nie zareagował, nie przesunął dłonią wzdłuż jej ciepłego, smukłego ciała, by

dotrzeć do tego miejsca, którego dotknięcie rozpaliłoby zmysły dziewczyny. Kochałaby się z

nim, gdyby tylko o to poprosił. Przepełniała ją wdzięczność za to, że wyłowił ją z zatoki.

Skrzywił  się.  Mimo  swego  imienia  i  wyglądu  nie  był  przecież  drapieżnikiem.  Nie

wykorzysta  tej  sytuacji.  Kiedy  opadną  chwilowe  emocje,  dziewczyna  będzie  żałować,  że  z

wdzięczności ofiarowała to, co powinna oddać z miłości.

Ale nie jemu. Doświadczenie nauczyło go, że nie jest typem mężczyzny kochanym przez

kobiety.  Był  za  wielki,  za  silny,  za  szorstki,  za  bardzo  indiański.  A  co gorsza,  nieodmiennie

pociągały  go  takie  kobiety,  jak  ta  delikatna  i  cudownie  gibka  dziewczyna,  którą  znalazł

walczącą z  morzem.  Zwykle  potem  takie  kobiety  rozczarowywały,  brakowało  im  poczucia

humoru i odwagi, które cenił bardziej niż wygląd.

Angel  była  inna.  Miała  w  sobie  odwagę  dziesięciu  mężczyzn.  Tak  jak  kobieta,  która

obserwowała go teraz czystymi srebrzysto-zielonymi oczami. Ufała mu.

Delikatnie otulił kocem ramiona Janny, zasłaniając kuszącą różową sutkę.

- Masz ochotę na śniadanie? - zapytał.

- Sama nie wiem. A jak myślisz, na co mogę mieć ochotę? - odpowiedziała pytaniem.

Z zakłopotaniem zdała sobie sprawę, że zachowuje się prowokacyjnie, i poczuła ulgę, że

Kruk pozostaje obojętny. I zaraz usłyszała własne słowa, w których niemal żądała, by Kruk

zareagował na jej pragnienia. Jęknęła cicho, czując, że znów się rumieni.

- Uratowałeś ciało, ale obawiam się, że mózg został na dnie zatoki.

- Poszukam go, kiedy będę łowił ryby na obiad - obiecał z powagą, lecz oczy błyszczały

mu jak

polerowane gagaty. - Czy masz jakieś imię, czy jesteś szamanką która swego imienia nie

zdradza nikomu?

- Nazywam się Janna  Moran - odparła. Ostrożnie wysunęła ramię spod śliskiego koca i

wyciągnęła dłoń. - A ty jesteś ... Kruk?

- Tak.- Ujął jej palce.

Przez  moment  uśmiechali  się  do  siebie  bez  słowa,  dostrzegając  niezwykłość  tej

prezentacji  po  tym,  gdy  wcześniej  obudzili  się  nadzy  i  objęci  ramionami. W  porównaniu  ze

stwardniałą dłonią Kruka palce Janny były szczupłe i bardzo delikatne. Pamiętał ich dotyk.

- To imię czy nazwisko? - zapytała Janna, gdy Kruk uwolnił jej dłoń i szybko się odwrócił.

-  Kiedy  wypełniam  dokumenty,  to  jest  nazwisko,  a  moje  imię  brzmi  Carlson.  Prywatnie

większość ludzi nazywa mnie Krukiem. . .

background image

Zawahał  się,  myśląc  o  Angel.  Ona  i  Grant  nazywali  go  Carlsonem.  Ale  Grant  nie  żył.

Teraz  tylko  Angel  nazywała  go  Carlsonem  ...  i  Miles  Hawks,.  Sokół,  mężczyzna,  którego

kochała Angel. Tak, on tez mówił do niego: Carlson.

..

..

Kruk uśmiechnął się lekko, wspominając, jakie miotały nim uczucia, gdy odkrył głębię

miłości Angel do innego mężczyzny. Powinien chyba nienawidzić Sokoła. Ale nienawiść była

niemożliwa. Sokół ocalił Angel. Kruk kochał go za to jak przyjaciela.

-  Ale  nie  wszyscy  nazywają  cię  Krukiem -  odezwała  się  cicho  Janna,  dostrzegając  na

jego ustach pełen rozrzewnienia uśmiech. Chciała zapytać, kim była kobieta, która potrafiła

wywołać taki uśmiech na jego twarzy. Milczała jednak. - A jak ja mam cię nazywać?

- Kruk. Teraz tak o sobie myślę.

Czując się tak, jakby dostała prezent, Janna uśmiechnęła się.

- Kruk - powtórzyła.

Uśmiechnął się także, niepewny, jakie myśli kryje spojrzenie srebrzysto-zielonych oczu.

- Czy ktoś na ciebie czeka? - spytał.

- Czeka?

Zmieszanie Janny powiedziało Krukowi więcej niż jakiekolwiek słowa. Żyła samotnie jak

on i już tak długo, że nie przyszło jej nawet do głowy, by ktoś mógł się o nią martwić.

-  Mąż,  kochanek,  rodzina,  przyjaciele -  powiedział  cicho,  wpatrując  się  w  jej  oczy. -

Ktokolwiek, kto może się martwić, że wypłynęłaś małą łódką podczas sztormu.

- Aha. - Janna roześmiała się lekko i wzruszyła ramionami.

- Nie. Mam dwadzieścia cztery lata i jestem wolna. Od paru lat nie mam męża, dzieci nie

miałam nigdy. Przyjaciele nie spodziewają się mnie w Seattle aż do września, a dopóki w

terminie płacę czynsz, moja gospodyni nie dba o to, co się ze mną dzieje. Ona pije,

rozumiesz. Zapłaciłam za sierpień, więc nie będzie się martwić, nawet jeśli nigdy nie wrócę.

Kruk sam nie wiedział, co zdziwiło go bardziej: fakt, że Janna była kiedyś mężatką, czy

to,  że  przez  najbliższe  kilka  tygodni  miała  zamiar  przebywać  zupełnie  sama  na  Wyspach

Królowej Charlotty.

- Jesteś tu na wakacjach? - zapytał.

Janna znowu wzruszyła ramionami.

-  Mniej  więcej.  Muszę  zrobić  kilka  rysunków  do  książki  przyjaciółki  o  tych  wyspach.  Od

tygodni próbuję się dostać do Zatoki Totemu, ale zawsze coś mi się przytrafia.

- Coś ?

- Zwykle deszcz. Często mgła. Czasem wiatr.

Kruk uśmiechnął się.

- Witaj na Wyspach Królowej Charlotty.

- Tak. Witamy w piekle. - Janna roześmiała się, łagodząc ostre słowa. Przycichła.

background image

Na  chwilę  jej  oczy  nabrały  zupełnie  srebrzystej  barwy.  Kruk  dostrzegł  w  nich  pasję,

namiętność i emocje.

-  Nigdy  jeszcze  nie  widziałam  bardziej  dzikiej  okolicy -  stwierdziła -  ani  piękniejszej.  Te

wyspy są ... żywiołowe. Mam wrażenie, że stwarzanie świata trwa tu nadal. - Zawahała się i

dodała cicho: - To tak, jakby te wyspy miały specjalną umowę z czasem. Czas przypływa tu,

a potem rozdziela się i opływa je z obu stron, tak jak morze. Inne miejsca się zmieniają, ale

nie  te  wyspy.  Zawsze  takie  były,  pełne  tajemniczego  piękna.  Czas  tutaj  nie  istnieje.  Tylko

wiatr i mgła.

Po  raz  drugi  od  spotkania  z  Janną, Kruk  poczuł  dreszcze.  Inni  zauważali,  że  wyspy

posiadały  aurę  dzikości,  ale  dla  tych  ludzi  "dzikie"  oznaczało  zacofane,  wrogie,  brutalne.

Obawiali  się  surowej  potęgi  wysp  i  tajemniczego  wrażenia  bezczasowości.  W  Jannie  to

wszystko nie budziło strachu, choć omal nie zginęła, badając tę krainę.

- Tak - przyznał Kruk. -Ja też kocham te wyspy. - Przypływam tu, by znaleźć spokój.

- A teraz los zesłał ci gadatliwą turystkę - skrzywiła się Janna. – Przykro mi.

-  Nie  ma  sprawy -  odparł. -  Jesteś  kobietą,  która  rozumie  ciszę.  Nie  będziesz  mi

przeszkadzać.

Zastanowiła  się,  co  musiałaby  zrobić  kobieta  by  przeszkodzić  Krukowi.  Nie  miała

wątpliwości,  że  musi  to być  kobieta,  nie  mężczyzna. Były  mąż  uświadomił  jej,  że istnieją

mężczyźni,  którzy  spotykają  się  i  żenią  z kobietami,  ale  których seksualnie  może  pociągać

tylko inny mężczyzna. Była jednak pewna, że Kruk do nich nie należał.

Z  cichym  westchnieniem  Janna  uznała,  że  Kruk  jest  taki  jak  większość  mężczyzn:

pociągają  go  blondynki  o  wielkich,  sarnich  oczach.  Stare powiedzenie,  że  panowie  wolą

blondynki,  było  prawdziwe.  Tak  samo  jak  żołnierze,  złodzieje,  poeci  i  dziwacy.  Kobiety  o

brązowych włosach mogą nie istnieć, choćby miały nie wiadomo jakie poczucie humoru.

Nikogo nie obchodziło, czy blondynka w ogóle ma poczucie humoru.

-  Nie  powiedziałaś,  czy  zjesz  śniadanie -  przypomniał  Kruk.  Spojrzał  przez ramię  na

czajnik z wodą, ustawiony na małym palniku obok koi. - Jesteś głodna?

-  Chyba  żartujesz.  To,  co  słyszysz,  to  nie  odgłosy  burzy,  tylko  w  brzuchu  mi burczy -

oznajmiła,  podkreślając  wypowiedź  dramatycznym  gestem  ręki  i  natychmiast  gwałtownie

pochwyciła zsuwający się koc.

Kruk  szybko  odwrócił  wzrok.  Nie  powinna  wiedzieć,.  że  mimowolnie  znów  pokazała  mu

jędrną pierś o tak jedwabistej skórze, że aż zacisnął palce, by po nią me sięgnąć.

Czajnik  zagwizdał,  dając  Krukowi  tak  wyczekiwany  pretekst  do  odwrócenia  głowy.

Podniósł go z palnika i nalał  wody do dwóch kubków. Ciekawe, jak Janna by zareagowała,

gdyby wyznał, że cudownie dopasowała się do jego ciała. Taka miękka, sprężysta ... Gdyby

to  jednak  powiedział,  zabrzmiałoby  to  niczym  zachęta  do  rozmowy  o  seksie.  Wiedział,  że

ona już tego nie chce. Okrywając kocem jej ramiona, dostrzegł, jak opada w niej pożądanie.

background image

Migotliwe zasłony namiętności spadły, jakby nigdy nie istniały.

Zastanawiał się, dlaczego odczuwa z tego powodu. smutek i gniew. Powinien bez

skrupułów wziąć to, co mu ofiarowała, nie zastanawiając się, z jakich powodów go pragnie.

Inne kobiety chciały go albo nie, i nie miało to właściwie znaczenia. Liczyła się tylko Angel.

Angel odepchnęła go i od tej chwili cierpienie stało się zwykłym elementem jego

codziennego życia. Aż wreszcie, na długo przez spotkaniem Angel z Milesem Hawkinsem ,

Kruk zrozumiał, że pewne pragnienia nigdy się nie ziszczą. Angel była jednym z nich. Mógł

albo się z tym pogodzić, albo w walce zniszczyć samego siebie.

W  końcu  to  wybrał  to  pierwsze.  Zaakceptował  to  w  taki  sam  sposób,  jak  akceptował

burze, płochliwe ryby i własne potężne ciało, budzące lęk w mężczyznach i kobietach. Takie

jest życie. Był tym, kim był.

. I miłość była tym, czym była.

Nieziszczalnym marzeniem.

ROZDZIAŁ TRZECI

- Czy masz nóż? - mruknęła Janna.

Kruk dosłyszał złość w jej stłumionym głosie.

Obserwował ją, rozciągając w uśmiechu osłonięte czarnym wąsem wargi. Janna klęczała

nad potokiem i płukała namydlone włosy. Pełne gracji linie jej ciała uwydatniała jego własna

flanelowa koszula. Spod niej wystawały gładkie, jasne łydki o naprężonych mięśniach.

- Mam - odparł Kruk.

- To dobrze. Zetnij ten kołtun.

- Mam lepszy pomysł.

- Zgolić włosy? - zapytała. - Zgoda!

Nie  tylko  usłyszała,  ale  i  wyczuła  śmiech  Kruka, gdy  uklęknął  obok  niej  na  porośniętym

mchem gruncie . Otarł się piersią o jej plecy i wsunął palce w namydloną masę włosów.

- Nie miałam zamiaru zmuszać cię do mycia mojej głowy.

- Ręka wciąż cię boli, prawda? Niech odpocznie. Chcę ci tylko pomóc.

- Odkąd wyłowiłeś mnie z zatoki, nic nie robiłam, tylko leżałam i odpoczywałam -

zaprotestowała.

-  Trwało  to  całe  trzydzieści  godzin -  zauważył  ponuro. -  Co  za  lenistwo.  Będę  musiał

złożyć na ciebie skargę w biurze turystycznym.

background image

- Ale ...

- Sza - huknął Kruk. - Uwielbiam długie włosy u kobiet. Pozwól, że się nimi pobawię.

Na  to  Janna  nie  potrafiła  znaleźć  odpowiedzi.  Zbyt  pochłaniał  ją  dotyk  wielkich,  lecz

delikatnych dłoni, masujących skórę jej głowy. Poczuła dreszcze.

- Zimno ci? - spytał z troską.

- Wszystko w porządku - odparła szybko, tłumiąc kolejne drżenie.

To  była  prawda.  Nie  było  jej  zimno,  choć  miała  na  sobie  tylko  dwie  warstwy  odzieży -

wszystko  pożyczone  od  Kruka.  Miękka  bawełniana  koszulka  utrzymywała  ciepło  ciała,  a

gruba  flanelowa  koszula  chroniła  przed  podmuchami  wiatru,  który  chwilami  docierał  aż  do

granicy lasu. To dotyk Kruka wzbudził w niej drżenie, ale nie chłód.

- Pospieszę się - obiecał.

Janna powstrzymała się od wyjaśnień. Milczała.

Bała się otworzyć usta, by nie westchnąć z rozkoszy.

Mój mózg chyba rzeczywiście leży na dnie zatoki, pomyślała niechętnie.

Mózg tak, ale końcówki nerwów nie.

Myśl o Kruku jak o jednym z braci.

Janna próbowała zastosować się do własnej, tak znakomitej rady. Nie podziałało. Bracia

dotykali  jej  włosów  tylko  po  to,  by  za  nie  pociągnąć.  Nigdy  nie  masowali  jej  głowy  takimi

zmysłowymi ruchami.

Więc myśl o Kruku jak o swoim fryzjerze. On ciągle dotyka twoich włosów.

Janna spróbowała tak myśleć. Bez rezultatu.

Kruk był... Krukiem. Najbardziej intrygującym ze wszystkich mężczyzn, jakich spotkała.

Pod szorstką powierzchownością krył się człowiek zdolny do czułości, śmiechu i tego

milczenia, które sprawiało, że Janna czuła się spokojna.

Czuła,  że  jest  to  mężczyzna  zmysłowy,  taki,  który  sprawiłby,  że  rozkosz  rozpaliłaby  jej

ciało jak pochodnię. To powinno ją przestraszyć. Od dnia rozwodu żaden mężczyzna tak jej

nie pociągał. Była zbyt wrażliwa, zbyt niepewna. Mimo zapewnień jej rodziny i rodziny Marka,

wciąż  w  głębi  duszy  wierzyła,  że  gdyby  okazała  się  bardziej  kobieca,  Mark  stałby  się

prawdziwym  mężczyzną.  Po  dwóch  latach  wciąż  nie  zdołała  zapomnieć  o  gnębiących  ją

pytaniach:  czy  gdyby  była  wyższa,  a  może  niższa,  o  jaśniejszej,  może  ciemniejszej  cerze,

grubsza czy szczuplejsza, to bardziej pociągałaby Marka fizycznie?

Doszła już do tego, że nie mogła patrzeć na siebie w lustrze, by nie widzieć kobiety, która

nie  potrafi  seksualnie  zainteresować  mężczyzny.  I  nagle  znalazła  się  głęboko  pod  wodą.

Obudziła się naga w ramionach nagiego mężczyzny. Krótko mówiąc, miała ogromną szansę,

by zainteresować sobą Kruka... szansę, jakiej nie miała żadna kobieta. I co z tego wyszło?

On tylko okrył ją kocem.

background image

Przygryzła wargi. Pomyślała, że być może jej rodzina i krewni Marka, w ogóle wszyscy,

się mylili. Może czegoś jej brakowało, czegoś, co mogłoby podniecić mężczyznę·

Wbiła w mech smukłe palce tak, że aż zbielały jej kostki. Zmusiła się, by przestać myśleć

o Marku  i  smutnej  pomyłce,  jaką  było  ich  małżeństwo.  To  wszystko  stało  się  przeszłością.

Mark pogodził się z tym, kim jest i kim nie jest, i ułożył sobie życie. Ona też powinna o tym

pomyśleć.

Strumienie  chłodnej  piany  ściekały  do  potoku  i  znikały  natychmiast.  Na  twarzy  Janny

pozostały  resztki  piany,  które  szczypały  w  oczy.  Janna  bezskutecznie  ocierała  policzki,

rozgniewana, że stacza walkę o szacunek dla samej siebie. Przecież wiele mogła zapropo-

nować  mężczyźnie.  Potrafiła  prowadzić  inteligentną  rozmowę,  świetnie  gotować,  nieźle

sprzątać,  rozpoznawać  stwory,  które  pełzały  lub  pływały  u  wybrzeży  całego  świata.  Była

zdrowa, miała ładne zęby, kochała dzieci i zwierzęta, i miała poczucie humoru.

Więc dlaczego ta lista cnót wpędza ją w depresję? Janna westchnęła i poruszyła się

nerwowo, jakby próbowała uciec przed własnymi myślami.

- Nie ruszaj się, bo mydło dostanie ci się do oczu.

- Przecież i tak ledwie widzę - mruknęła, znów ocierając twarz.

-  Przepraszam -  wymruczał  Kruk. -  Wiedziałem,  że  nie  powinienem  pchać  się  z  moimi

niezgrabnymi łapami. Świetnie sobie radziłaś beze mnie.

Janna chwyciła go za nadgarstki i przytrzymała.

- Nie przerywaj. Proszę. To cudowne uczucie - powiedziała, odwracając głowę, by

spojrzeć na Kruka.

To był błąd. Opalona skóra, ostre czarne linie wąsów i brwi:;. wszystko to uderzyło w nią

jak seria ciosów i odebrało oddech. Westchnęła, próbując mu wytłumaczyć to, czego sama

nie rozumiała.

- Nie wiem, czemu jestem taka opryskliwa. Przypuszczam, że mój dobry nastrój utonął w

zatoce razem

z mózgiem. Przepraszam.

,

Kruk  spojrzał  na  zalaną  pianą  twarz  Janny.  Wilgotne,  rozchylone  wargi  miały  ten  sam

malinowy  kolor  co  czubek  piersi,  który  widział  niedawno.  Gdy  sobie  to  uświadomił,  poczuł,

jak ciało ogarnia fala podniecenia. Zastanawiał się, co by się stało, gdyby teraz byli nadzy.

Natychmiast odsunął tę myśl. Zbyt wiele lat cierpiał z powodu kobiety, która nie była mu

przeznaczona.

Nie miał zamiaru zaczynać wszystkiego od początku. Janna znalazła się tu przypadkiem,

nie z wyboru. W normalnych okolicznościach nigdy by się nie zgodziła na wspólne spędzanie

czasu z takim człowiekiem jak on. Jeśli miałaby jakiś wybór. Sztorm odebrał jej tę możliwość

i  zmusił  do  pobytu  z  Krukiem  w  Zatoce  Totemu.  Gdyby  wykorzystał  to  i  jej  wdzięczność,

która  łagodziła  spojrzenie  wspaniałych  oczu  Janny,  znienawidziłby  samego  siebie.  Kiedy

background image

minie burza, odwiezie ją do Masset. Staną na przystani, podadzą sobie ręce i uśmiechną się

niepewnie na pożegnanie, niczym para ludzi, którzy normalnie nigdy by się nie spotkali.

- Kruku?

Uśmiechnął się smutno, wysunął dłoń z włosów Janny i sięgnął po ręcznik. Z niezwykłą

delikatnością przytrzymał jej głowę i otarł z twarzy pianę.

- Zakryj oczy, a ja spłuczę ci włosy.

Janna chciała zaprotestować, lecz umilkła. Miała też ochotę spytać, czy to przez nią jest

taki  smutny;  zrezygnowała  jednak.  Przynajmniej  miała  taki  zamiar,  do  chwili,  gdy  usłyszała

własny głos:

- Coś się stało? - zapytała, powstrzymując na chwilę dłoń Kruka.

-  Nic  nowego -  odparł  z  prostotą. -  I  nic  naprawdę  złego.  Odwróć  się.  Jeśli  mydło

dostanie się do oczu, będziesz płakać.

-  I  bez  tego  mam  ochotę  płakać,  ale  nigdy  tego  nie  robię -  oznajmiła,  wpatrując  się  w

ciemne oczy Kruka.

Czubkiem palca lekko musnął koniuszek jej nosa. - Po wczorajszych przejściach masz w

sobie jeszcze sporo adrenaliny.

Delikatnie, choć stanowczo odwrócił dziewczynę.

Szybko  spłukał  mydło  z  jej  włosów,  nie  próbując  dłużej  zachwycać  się  ich  zmysłowym

ciężarem.  Polał  je  najpierw  zimną  wodą  z  potoku,  potem  ciepłą  z  wiadra,  podgrzanego  na

palniku.

Janna westchnęła głośno. - Cudowne uczucie.

Kruk uśmiechnął się, zmywając ostatnie ślady piany.

Mokre włosy dziewczyny wydawały się niemal czarne, a jednak lśniły iskrami mahoniu i

złota.  Zastanawiał  się,  jak  wyglądały  w  słońcu.  Czy  te  długie  pasma  były  rudobrązowe  czy

cynamonowe? Czy były proste Jak jego, czy owijałyby się kusząco wokół palców?

Klnąc w duchu, Kruk starał się przestać o tym myśleć. Wycisnął wodę z włosów Janny i

zaczął  osuszać  je  ręcznikiem.  Wydawały  się  bardzo  Miękkie  i  śliskie,  lśniące  jak  mokry

jedwab.

.

- Sama to zrobię - powiedziała dziewczyna, czując się winna, że sprawia mu tyle kłopotu.

- Przybyłeś tu szukając samotności, a nie żeby pracować jako fryzjer.

- Zaczekam na ciebie przy brzegu. Lubisz małże?

- Nie. Uwielbiam małże. To coś zupełnie innego.

Kruk wyszczerzył zęby.

- Na surowo?

Janna  opuściła  ręcznik  i  uniosła  głowę. Twarz  miała  zarumienioną,  a  oczy  połyskiwały

niczym słońce przez mgłę.

.

background image

- Surowe małże? - Spytała ostrożnie, niepewna, czy dobrze go zrozumiała. Lubiła małże,

ale nigdy nie zdołała się zmusić, by jeść je na surowo.

- Uhmm - mruknął.

- Czy to było uhmm-tak, czy uhmm-nie?-zapytała.

- Po prostu: uhmm. - Kruk roześmiał się. - A może potrawka z małży i surowe ostrygi na

przystawkę?

- Dobry pomysł- oświadczyła pospiesznie l schowała twarz w ręcznik. Po chwili spytała:

- A czy są dobre?

- Ostrygi?

- Małże.

- Na surowo? -zapytał niewinnie. - Nie wiem. A są?

Janna znieruchomiała, słysząc w głosie Kruka nutkę rozbawienia. Podniosła głowę i

spojrzała badawczo na swego rozmówcę.

- Czy przypadkiem nie znasz moich braci? Przez całe lata prowadziłam z nimi takie

rozmowy.

- Byli dobrzy?

- I surowi!

- Więc nie byli małżami. - Kruk błysnął zębami w uśmiechu.

- Och, ratunku - jęknęła Janna, zasłaniając twarz ręcznikiem.

- Myślałem, że nie chcesz mojej pomocy - odparł, odbierając jej ręcznik.

Janna mruknęła coś w odpowiedzi. Usłyszała za to śmiech Kruka. Zanim skończył ją

czesać, ona także się śmiała. Stała cierpliwie, a on z zadziwiającą łagodnością rozczesywał

wilgotne sploty. Grzebień w jego dłoni wyglądał jak zabawka dla lalek. Niesamowite, by silny,

potężny mężczyzna potrafił czesać w tak delikatny sposób.

- Warkocz? – zapytał.

- Nie, bo nigdy nie wyschną. Nie pożyczysz mi noża.

- Nie. A może przynieść suszarkę?

- Jasne. I zrobić manicure, jeśli można – odparła złośliwie, przekonana że Kruk znów się

z nią drażni.

- Nie znam się na lakierach do paznokci. Angel ich nie używa.

Głos Kruka zmiękł nagle przy słowie "Angel" i to powiedziało Jannie więcej niż cokolwiek

innego.

- Jak rozumiem, ten anioł należy do gatunku bezskrzydłych, dwunogich i chodzących po

ziemi.

Uśmiechnął się.

- Wciąż mi to powtarzała. Jednak nigdy jej nie uwierzyłem. - Pogładził dłonią włosy

Janny. - Powinienem pomyśleć o tym wczoraj.

background image

- Byłeś zbyt zajęty ratowaniem mnie; żeby myśleć o aniołach.

- Miałem na myśli skrzynkę.

- Nie rozumiem.

- T o nie drocz się ze mną. - Delikatnie pociągnął za mokry kosmyk włosów dziewczyny. -

Zeszłego lata Angel zostawiła na łódce parę swoich rzeczy.

Przypomniałem sobie o tym dopiero teraz.

Janna zastanawiała się, czy Angel była tylko turystką, tak jak ona - dziś przebywającą

tutaj, a nie wiadomo gdzie we wrześniu. Czy raczej Kruk kochał Angel i stracił ją pod koniec

lata? Czy Angel miała zamiar wrócić? Czy dlatego zostawiła na łódce swoje rzeczy?

I czy dlatego Janna nie pociągała Kruka? Przygryzła wargi, by powstrzymać cisnące się

do ust słowa.

Gdyby Kruk chciał, by Janna dowiedziała się o Angel, obeszłoby się bez niedyskretnych

pytań typu: Czy była twoją żoną? Czy wciąż jesteście małżeństwem? Kochacie się?

Jesteście zaręczeni? Kim jesteś, Carlsonie Kruku? Dlaczego twój smutek i śmiech sprawiają,

że samej chce mi się śmiać i płakać?

Janna przyglądała się, jak Kruk wkłada do wiadra szampon i resztę drobiazgów. Każdy

jego ruch był pełen siły i dziwnego piękna. Przypominał falę przypływu, energię płynną i

nieskończoną, delikatną i pełną mocy. Zwykle męska siła raczej ją denerwowała, niż

fascynowała. Ale Kruk był inny.

- Gotowa? - zapytał, podnosząc wiadro.

Janna odwróciła się i ruszyła bez słowa przez poszarpany wiatrami, owiany mgłą

cedrowy zagajnik.

Szła w stronę skalistego wybrzeża, gdzie morze spotykało się z lądem. Porośnięta trawą

i ledwie widoczna ścieżka była starsza niż strzelające ku niebu drzewa. Zastanawiała się,

czy rodzina Kruka pochodzi z zapomnianej wioski, której surowe cedrowe chaty i dzikie

totemy z wolna ogarniał wskrzeszony ponownie las. Czy to jego przodkowie wyrzeźbili te

niesamowite wizerunki, które stały ponad morzem niczym skamieniały ludzki krzyk?

- Ostrożnie -zawołał Kruk, przytrzymując Jannę, która potknęła się o wystający głaz. -

Będziemy musieli podwiązać ci skarpety.

Janna spojrzała na swoje stopy. Tenisówki przetrwały kąpiel w zatoce, a potem suszenie

w kuchence. Lecz Kruk zapomniał o skarpetkach. W rezultacie miała na nogach parę jego

wełnianych skarpet. Podwijała je, lecz wciąż opadały. Podobnie jak koszula, oczywiście

również należąca do Kruka. Mankiety zasłaniały Jannie dłonie, a z tyłu materiał opadał

poniżej kolan.

Westchnęła. Pobyt na wyspach sprawił, że wyglądała niczym clown z podupadającego

cyrku. Brakowało jej tylko ostrego makijażu i wymalowanego uśmiechu.

Obserwowanie Kruka nie poprawiało jej samopoczucia. On wyglądał podobnie jak ta

background image

kraina. Idealnie pasował do tego czasu i miejsca, jakby przebywał tu od zawsze, jakby był

częścią dzikiej doskonałości wysp. Ona była przybłędą, a on mgłą, surowymi górami,

wiatrem i dzikim morzem. Wszystko to tkwiło w jego bezdennych oczach, sile i milczeniu.

Drżąc od tych myśli, roztarła dłońmi ramiona. Świadomość, że Kruk nosił niedawno tę

samą koszulę, którą ona teraz miała na sobie, też nie uspokajała. W nim nie było nic

uspokajającego. Chociaż to niezupełnie prawda. Nic w jej życiu nie wydawało się tak

spokojnie jak te chwile, gdy usypiała w jego potężnych ramionach. Nigdy nie czuła się

bezpieczniejsza, bardziej otoczona opieką.

Kruk obejrzał się przez ramię i zobaczył, że Janna drży i rozciera ręce. Zmarszczył brwi;

obawiał się, by nie dostała gorączki. Odsunął ostatnią iglastą barierę między sobą a plażą i

skinął na Jannę. Gdy przechodziła obok, przyjrzał się jej z uwagą. Poza tym ogromnym

smutkiem, który czasem dostrzegał na jej twarzy, nic jej chyba nie dolegało.

- Zaczekaj - rzucił, odsuwając cedrową gałąź.

Janna odwróciła głowę.

- Coś się stało?

Wstrzymała oddech, gdy jedną dłoń położył jej na ramieniu, a drugą na czole. Zapach

cedrowych igieł drażnił nozdrza. Wiedziała, że od dziś ten zapach zawsze będzie jej

przypominał te chwile i bliskość Kruka.

- Drżałaś - powiedział łagodnie. - Ale myślę, że wszystko w porządku. Nie ma śladu

gorączki.

... Z pewnością jej dostanę, jeśli będziesz mnie dotykał.

Janna odpędziła tę myśl, nim zdążyła się zmienić w słowa. Pożycie z mężem nauczyło ją,

że jeśli mężczyzna nie pragnie kobiety, to nie ma na to rady, i kropka. Przeczytała dziesiątki

książek, gdzie instrukcje erotyczne były jednocześnie bardzo dosłowne i, szczerze mówiąc,

zdumiewające. Zaciskała zęby, nabierała tchu i próbowała na Marku niektórych "pewnych"

metod pobudzania.

Efekt był taki, jakby próbowała podniecić wiadro lodowatej wody.

- Nic mi nie jest - zapewniła z determinacją i odsunęła się od Kruka w obawie, że zadrży

znowu reagując na jego bliskość. - Szczerze mówiąc, jestem wręcz obrzydliwie zdrowa.

Żadnych kobiecych kaprysów, żadnej niedyspozycji, żadnej interesującej bladości. Po prostu

czerstwa, zdrowa amerykańska dziewczyna; Potrzeba jeszcze tylko spódnicy w kratę,

lakierków i szczeniaka ogryzającego mi kostki.

Kruk usłyszał gorycz, która brzmiała w pozornie ironicznych słowach Janny. Spojrzał na

nią i zastanowił się, co takiego przeżyła, skoro nie docenia siły swojego oddziaływania na

mężczyzn. Trzeba być ślepym, by nie ulec jej wdziękom. Gęstwina jedwabistych włosów

otaczała twarz. Zieleń flanelowej koszuli sprawiała, że skóra lśniła jak perłowa macica na

słonecznej plaży. Oczy odbijały zieleń materiału i lasu. Zmieniała je, osrebrzając emocjami

background image

tak, jak wiatr zmienia powierzchnię morza. Nawet szeroka koszula nie mogła ukryć pełnych

piersi, powabu bioder i innych kobiecych wypukłości, zgrabnych łydek i kostek, które

wydawały się niezwykle szczupłe ponad jego zwiniętymi skarpetami.

Obserwując Jannę na tle dziewiczego lasu, Kruk miał ochotę zdjąć z niej całą tę szorstką,

męską odzież, okryć satyną, natrzeć olejkiem, pieścić głęboko ukrytą kobiecość. Chciał dać

jej rozkosz równą odwadze i determinacji, którą dostrzegł, gdy, posłuszna instynktowi

przetrwania, pokonywała zmęczenie. A potem zrezygnowała z walki i oddała się pod jego

opiekę, ufając mu jak nikt inny, nawet bardziej niż Angel.

Emocje przepłynęły przez Kruka niczym powiew wiatru przez cedrowy las, poruszając w

nim wszystko i pozostawiając niepokój. Przez  zmrużone oczy obserwował, Jak Janna idzie

po  śliskich  kamieniach  w  stronę  belki  przywiązanej  do  starych,  przegniłych  pali,  wbitych  w

piasek.  Prowizoryczna  keja  kołysała  się  na  falach.  Janna  nie  miała  doświadczenia  i  nie

wiedziała, jak belka zareaguje na jej ruchy. Kilka razy niewiele brakowało, by spadła.

Stanęła  na  brzegu  i  nieufnie  spoglądała  na  podskakującą  belkę.  Przesunęła  dłonią  po

włosach, zawahała się i wzruszyła ramionami.

- Nie warto było:..- Mruknęła i odwróciła się.

- Czego nie warto?

- Suszyć włosów. Potknę się na tej belce i wpadnę do zatoki - stwierdziła

zrezygnowanym głosem. Znowu zadrżała, tym razem z powodu wiatru. - Chociaż z drugiej

strony może warto spróbować, choćby dla dżinsów. Wyschły już? - dodała, spoglądając na

Kruka.

- Powinny.

- Obawiałam się, że tak powiesz.

- Zaczekaj - powiedział, chwytając ją za ramię.- Przyniosę ci dżinsy. I chustkę - dodał,

gdy wiatr

rozwiał jej włosy, zamieniając je w wilgotną, jedwabistą chmurę.

Kilka pasemek dotknęło jego twarzy. Wydawały się chłodne i pachniały słodko w słonym

powietrzu.

- Boisz się, że znów będziesz musiał mnie wyławiać? - spytała Janna z kpiną i spojrzała

na belkę.

Kruk poczuł, jak krew wrze w nim na wspomnienie nagiej Janny, którą wycierał i otulał

kocem. Mrucząc pod nosem, by uciszyć nieposłuszne myśli, przeszedł po belce do "Czarnej

Gwiazdy". Po chwili wrócił z dżinsami, wciąż jeszcze ciepłymi po suszeniu nad kuchenką, i

jasną, zielono-niebieską chustką. Janna raz tylko spojrzała na delikatną tkaninę i wiedziała,

że chustka należała do Angel.

- Nie - odsunęła jego dłoń. - Mogłabym ją zniszczyć. - Przyglądała się pięknym, zielono-

niebieskim pasmom i przyszła jej do głowy ponura myśl. - Założę się, że oczy Angel są tego

background image

samego koloru.

Kruk uniósł brwi. - Skąd wiesz? Janna westchnęła.

-  I  jest  blondynką.  Zgadza  się?  Mała,  drobna,  wiotka,  pełna  gracji,  z  figurą, która  może

złamać serce każdego mężczyzny, uśmiechem sugerującym namiętność i wrażliwość?

- Jesteś czarownicą? - spytał, tylko częściowo żartując.

- Jeśli tak by było, Angel stałaby się już ropuchą

- mruknęła pod nosem.

- Co?

- Nic - odparła pogodnie.

Wzięła  dżinsy  i  rozejrzała  się,  na  czym  można  tu  usiąść  i  co  nie  byłoby  mokre.

Wymruczała jedno z ulubionych przekleństw swoich braci. Życie nie było sprawiedliwe. Żeby

włożyć dżinsy, nie mocząc ich przy tym, musiałaby podskakiwać najpierw na jednej, potem

na  drugiej  nodze.  Wyglądałaby  mniej  więcej  tak  elegancko  jak  prosię  na  wrotkach.  A

tymczasem Kruk patrzyłby i porównywał ją z tą delikatną, wiotką Angel.

Janna  przeszukała  w  pamięci  używany  przez  braci  słownik  epitetów.  Znalazła  kilka

rzeczywiście  zachwycających  określeń  i  wymówiła  je  w  duchu.  Wreszcie,  odprężona,

uśmiechnęła się. Zawsze wiedziała, że bracia do czegoś się przydają.

- Poczekaj - rzucił Kruk, uświadamiając sobie kłopoty Janny, gdy próbowała utrzymać się

na jednej nodze, stojąc na śliskich kamykach plaży. - Oprzyj się o mnie.

Zawahała  się,  a  potem  wzruszyła  ramionami.  Miał  ją  nagą  w  łóżku  i  nawet  palcem  nie

kiwnął. Nie zrobi na nim wrażenia, jeśli oprze swoją pupę o jego uda.

Niestety  oparcie  na  Kruku  nie  wystarczało  do  wykonania  zadania.

Dżinsy

prawdopodobnie zbiegły się w praniu. A teraz nie sposób było ich włożyć. Najlepszą metodą

było  wbijanie  się  w  nie.  Tenisówki  zaczepiały  się  o  ciasne  nogawki  i  Janna  rzeczywiście

musiała się nieźle namęczyć.

Jak długo potrafił, Kruk cierpliwie znosił ocieranie się krągłych pośladków Janny o swoje

uda.  W  końcu  objął  dziewczynę  ramieniem  i  przytrzymał  mocniej  w  nadziei,  że  nie  będzie

musiała  się  tak  miotać.  Częściowo  zamiar  się  powiódł.  Z  drugiej  strony  J  anna  z

konieczności  oparła  piersi  o  jego  przedramię.  Kruk  nie  był  pewien,  czy  ma  się cieszyć,  czy

żałować, że stanik dziewczyny, podobnie jak skarpetki, nie zdążył wyschnąć, gdyż zaginął w

czasie rozbierania.

Zmysłowe wspomnienia pojawiły się w jego umyśle niczym ławica łososi w tajemniczym

mroku morza.

Z  trudem  tłumiąc  jęk,  Kruk  odwrócił  się  tak,  by  Janna  mogła  oprzeć  się  raczej  na  jego

biodrze  niż  udach.  Szybkość  i  intensywność,  z  jaką  nadeszło  podniecenie,  zaskoczyły  go

zupełnie. Powtarzał sobie, że przecież nie jest już nastolatkiem, by tracić zmysły  z powodu

dotyku piersi kobiety. Już dawno poznał sekrety różnicy płci. Znał swoje potrzeby, wiedział,

background image

kiedy nad nimi zapanować, a kiedy ulec. A teraz chwila zdecydowanie nie była odpowiednia,

by ulegać.

Nawet pobieżna analiza sytuacji dowod71ła, że Janna jest wobec niego bezbronna.

Wiedzieli o tym oboje. Był od niej silniejszy, znał te ziemie, znał morze, wiedział, jak można

tu przeżyć. Ocalił jej życie. Ona była zwykłą turystką szukającą przygód. I zdawała sobie

sprawę, co zawdzięcza swemu wybawcy.

Właśnie z tego powodu była bezbronna. Gdyby poprosił, oddałaby mu się bez wahania.

Widział  to  w  jej  oczach,  gdy  spoglądała  na  niego  ukradkiem,  z  podziwem  bliskim  nabożnej

czci. A może tylko z lękiem? Czy dlatego czasem drżała? Czy instynktownie wyczuwała to,

co on uświadomił sobie w tej chwili?

Pragnął jej tak mocno, że z trudem nad sobą panował.

Ocalił jej życie, a teraz jakaś dzika, nieopanowana część jego natury upierała się, że ta

kobieta należy do niego.

Próbował zwalczyć tę myśl. Nie chciał brać jej w taki sposób. Nie chciał kobiety, którą w

jego ramiona pcha wdzięczność i pierwotny instynkt przetrwania. Chciał, by Janna przyszła

do  niego  z  własnej  woli,  gdy  będzie  mogła  zostać  z  nim  albo  wrócić  do  cywilizowanego

świata.

I jeśli tylko będzie to sobie powtarzał dostatecznie często, może nawet sam w to uwierzy.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Morze cofnęło się przy odpływie, zostawiając za sobą śliski od wodorostów, lśniący pas

brzegu -  jakby  właśnie  po  to,  by  Kruk  i  Janna  mogli  poszukać  czegoś  na  obiad.  Jedzenie

tego,  co  znaleźli,  nie  było  właściwie  konieczne.  Kruk  miał  dość  awaryjnych  zapasów,  by

wystarczyło  na  te  parę  dni,  nim  minie  sztorm.  Z  drugiej  strony  wolał  z  nich  nie  korzystać,

dopóki nie było to konieczne. Wprawdzie niewielka była szansa, że burza potrwa dłużej niż

kilka  dni,  ale  od  przezorności  często  zależało  przetrwanie.  Złe  planowanie  było  częściej

przyczyną kłopotów niż pech.

Poza  tym  Kruk  lubił  spacerować  z  Janną  wzdłuż  brzegu.  Trafili  na  chwilę  pomiędzy

frontami  szkwałów,  gdy  deszcz  stał  się  zaledwie  rodzajem  lśniącej  krawędzi  wiatru.  Janna

przyjmowała wiatr, mgłę i deszcz z tym samym humorem, z jakim przyjmowała konieczność

noszenia sięgających kolan swetrów i kurtek.

Kruk znał wiele kobiet, które wolałyby raczej zamknąć się w ciepłej łodzi niż brnąć po

zimnych śliskich skałach, poszukując okazów morskiej fauny, jakie tylko naukowiec lub ktoś

background image

bardzo głodny mógłby opisywać z entuzjazmem. Janna była jednym i drugim. W tej chwili

przykucnęła nad kałużą wody, którą za kilka godzin fale przypływu zaleją pianą. Spod zbyt

obszernej kurtki wyłaniały się smukłe nogi w dżinsach.

Kruk wiedział, że te nogi lepiej wyglądałyby na łodzi, gdzie Janna nosiłaby tylko jedną z

jego długich koszul, a dżinsy suszyłby się nad palnikiem.

Ta myśl wywołała uśmiech na jego twarzy. Zapach mokrych dżinsów będzie mu się teraz

kojarzył z dniami, gdy letnia burza przyniosła mu prezent i uwięziła go w zatoce, by mógł się

tym prezentem nacieszyć. Nie pamiętał już, kiedy bawił się tak dobrze, jak przez ostatnie trzy

dni. Janna była dobrym kompanem. Jej bystry umysł i ogromne poczucie humoru sprawiały,

że godziny płynęły niezauważenie. Przynajmniej w dzień. Świadomość,

. że dziewczyna leży o metr od niego, sprawiała, że noce dłużyły się niezwykle.

- Jak byś to nazwał? - zwróciła się Janna do Kruka.

Z  wyraźnym  niedowierzaniem  spoglądał  to  na  nią,  to  na  stworzenie,  które  trzymała  w

dłoni.

- Mówiłaś, że co studiowałaś?

Janna zmarszczyła brwi, a potem się roześmiała.

- Biologię morską. Jeśli jesteś ciekawy, to wiedz, że trzymam Phylum echinodermata z

klasy Echinoidea znany przyjaciołom jako Strongylocentrotus purpuratus. A teraz powiedz,

jak ty to nazywasz?

- Fioletowy morski jeżowiec - odparł sucho Kruk.

Janna spojrzała na pochmurne niebo, jakby szukała pomocy lub natchnienia.

- W haida - wyjaśniła. - Jak nazywacie fioletowego morskiego jeżowca w języku haida?

Spojrzała na Kruka uważnie i pochyliła głowę, jakby nie mogła się doczekać odpowiedzi.

Od  Kruka  dowiedziała  się,  że  język  haida  był  określany  jako  izolowany,  nie  powiązany  z

żadnym innym na świecie. Baskijski był drugim izolowanym językiem. Pozostałe należały do

jednej czy  drugiej  z  spokrewnionych  ze  sobą  grup,  tak jak języki  romańskie.  Haida  był  pod

tym względem wyjątkowy.

Jak ten mężczyzna, który także ją fascynował. Kruk ściągnął wargi, jakby oceniając zapał

J anny. Był dziwnie dumny z tego, że zaciekawił ją język haida. Od dawna wiedział, że jego

ojczysta  mowa  była  inna  niż  wszystkie.  Ale  dopiero Janna  uświadomiła  mu,  jak  rzadki  w

istocie jest ten język. Zycie przy niej z każdą chwilą stawało się ciekawsze.

- Kruku?

Roześmiał się cicho, nim odpowiedział na jej pytanie w Haida.

Janna  wysłuchała  krótkiej  burzy  dźwięków,  oznaczającej  haidańskie  imię  fioletowego

morskiego jeżowca.

- Co to znaczy? – spytała.

Kruk uśmiechnął się szeroko pod czarnym wąsem.

background image

- Nie ma ...

- Dokładnego tłumaczenia - dokończyła Janna i jęknęła. Zbyt często słyszała ostatnio to

zdanie. - Więc podaj mniej dosłownie.

- Okrągły, fioletowy, kolczasty, jadalny mieszkaniec morskich skał.

-  No  widzisz?-  uśmiechnęła  się  tryumfalnie. –  Nieważne,  jak  wyjątkowy  jest  język.

Stworzył go ludzki umysł, posługując się wciąż tym samym bazowym diagramem. Nazwy są

opisowe.  Naukowa  nazwa  fioletowego  jeżowca  mówi  mniej  więcej  to  samo,  co  nazwa  w

haida,  choć  bardziej  szczegółowo.  Z  wyjątkiem  jadalności. -  Uśmiechnęła  się. -  Na  ogół

naukowcy nie są zainteresowani zjadaniem obiektów badań.

Kruk obserwował kolczastego, jaskrawofioletowego jeżowca.

- Rozumiem ich - stwierdził z przejęciem. - Sam jego widok odbiera apetyt.

. - W Japonii ikra jeżowca jest takim przysmakiem Jak kawior w Rosji.

- Nie jesteśmy w Japonii.

- Gdzie twoje zamiłowanie do przygód?

- Na dnie zatoki razem z twoim rozumem - odparował.

- Nie będzie zupy z jeżowca?

- Nie będzie.

- A może jeżowiec na surowo?

- A może piasek na surowo?

- Orły jadają jeżowce –zakończyła Janna, wspominając swe zaskoczenie, gdy zobaczyła

młodego,  nieopierzonego  orła,  który  przysiadł  na  belce  i  zjadał  jeżowce,  robiąc  to  z

wyraźnym apetytem.

- Jestem z rodu kruka, nie orła.

Iskierki  rozbawienia  zniknęły  z  oczu  Janny  zastąpione  wyrazem  ciekawości.  Chciała  ...

musiała ... dowiedzieć się o nim jak najwięcej.

- Co?

- Haida dzielą się na dwie grupy, orła i kruka - wyjaśnił. - Moja matka była krukiem. A

zatem i ja

jestem krukiem.

- Czy Haida tworzyli społeczeństwo matriarchalne?

- W pewien sposób. - Uśmiechnął się krzywo. - I bardzo dobrze, gdyż moim ojcem był

szkocki

wędkarz  o  imieniu  Carl,  który  wyjechał,  gdy  tylko  skończyło  się  tarło  łososia.  Dlatego

nazywam się Carlson Kruk.

- Czy ten człowiek wiedział, że twoja matka jest w ciąży?

Ledwo zdążyła to powiedzieć, zorientowała się, że staje się zbyt dociekliwa. Lecz chciała

background image

poznać Kruka jak najlepiej i ta potrzeba tłumiła dobre maniery.

-  Wątpię. -  Wzruszył  ramionami. -  Wątpię,  czy  miałoby  to  znaczenie,  nawet  gdyby

wiedział. -  Zawahał  się  i  dodał  cicho: -  Poderwał  matkę  w  barze.  Ciągle  potrzebowała

pieniędzy na alkohol.

W  oczach  Janny  błysnęły  łzy.  Przypomniała  sobie,  jak  dumny  był  jej  ojciec  z  udanych

synów  i córki,  jak  wiele  miłości  było  w  ich  rodzinie.  A  potem  pomyślała  o  Kruku,  który

dorastał pozbawiony takiej miłości.

- Cóż za strata - szepnęła. - Większość mężczyzn byłaby gotowa na wszystko, by mieć

podobnego do ciebie syna.

Kruk przymknął na chwilę oczy.

- Nie bardzo - rzekł w końcu szorstko. Otworzył oczy. - Jestem Haida. Indianin. Może nie

ma to znaczenia tu i teraz, w tej zatoce, ale tam, skąd ty pochodzisz, jest piekielnie ważne.

Janna  chciała  zaprotestować,  ale  powstrzymała  się·  To,  co  mówił  Kruk,  było  prawdą.

Wprawdzie jej się to nie podobało, ale była zbyt wielką realistką, by zaprzeczyć.

- Ja tego tak nie odczuwam - oznajmiła dobitnie. - Jesteś mężczyzną,  Carlsonie Kruku.

Najwspanialszym, jakiego w życiu spotkałam. Tylko to się dla mnie liczy. I nie ma znaczenia,

czy jestem w Zatoce Totemu, czy na Księżycu.

Głos  Janny  załamał  się.  Odwróciła  się  szybko,  układając  w  kamiennym  gnieździe

kruchego,  kłującego  jeżowca.  Szybko  otarła  łzy  rękawem  grubego  swetra.  Był  wilgotny  i

pachniał trochę morzem, a trochę mężczyzną.

- Janno. - Głos Kruka był głęboki, delikatny i chrapliwy.

Przyciągnął  ją  ku  sobie  i,  wsuwając  pod  brodę  stwardniałą  dłoń,  uniósł  lekko  jej  twarz.

Zaczął coś mówić, dostrzegł łzy i poczuł, że traci oddech. Zbliżył usta i musnął wargami jej

rzęsy. Zdumiał się, że tak trudno było mu przerwać ten delikatny pocałunek. Powoli odsunął

się od dziewczyny.

-  Nie  byłem  nieszczęśliwy-wyznał  cicho. -  U  Haida  dzieci  należą  do  szczepu  matki,  a

chłopcy  przechodzą  inicjację  pod  opieką  jej  braci.  Wychowali  mnie  wujowie,  co  jest

zwyczajem mojego ludu.

- A twoja matka? - szepnęła niepewnie Janna.

- Zanim skończyłem sześć lat, matka nie potrafiła zadbać nawet sama o siebie. Porzuciła

mnie  i  ciągle  piła.  Na  cztery  lata  przed  jej  śmiercią  wuj  adoptował  mnie  zgodnie  z  prawem

plemiennym  i  prawem  kanadyjskim.  Eddy  jest  dobrym  człowiekiem  i  silnym  mężczyzną.

Latem łowi łososie, a zimą rzeźbi wizerunki równie stare i niezwykłe jak język haida. Polubi-

łabyś  Eddy'ego.  On  by  cię  pokochał. W pogardzie  ma  tylko  kobiety  zbyt  rozpieszczone,  by

wędrować podczas burzy po Wyspach Królowej Charlotty.

Janna  przyglądała  mu  się  uważnie,  szukając  skrywanych  pod  słowami  emocji.

Wyczuwała,  że  zwykle  niechętnie  mówi  o  rodzicach  ...  A  jednak  jej  opowiedział  o  swoim

background image

dzieciństwie. Kiedy spojrzała w lśniące czarne oczy, najwyższym wysiłkiem woli powstrzyma-

ła  się,  by  nie  rzucić  mu  się  w  ramiona.  Przecież  taki  gest  byłby  katastrofą.  Niezależnie  od

gustów Eddy'ego, Kruka pociągały kruche blondynki, które nosiły jedwabne chusty w kolorze

idealnie dopasowanym do tajemniczych, błękitno-zielonych oczu.

- Czy Eddy jest mężczyzną w dostatecznym stopniu, by zjeść zupę z jeżowca? - zapytała

w nadziei, że Kruk nie zauważy, jak drżą jej wargi i wyginają się w podkówkę.

- Nie mogę się doczekać, żeby to sprawdzić.

- Uśmiechnął się nagle.

Janna odwróciła twarz ku morzu. Zbliżała się kolejna linia szkwału.

- Jak długo będziemy czekać? - zapytała.

- Na zupę?

- Na szkwał.

Kruk spojrzał na morze. Zmarszczył czoło, widząc gęstą czarną ścianę chmur, zbliżającą

się ku nim na skrzydłach coraz silniejszego wiatru.

- Akurat tyle, żeby wrócić na łódź. O ile będziemy mieli szczęście. Niech to licho! O czym

ja  myślałem,  do  diabła?  Powinienem  wiedzieć,  że  nie  należy  odwracać  się  plecami  do

morza.

-  Nie  zdążymy  już  nazbierać  ostryg? -  spytała  Janna,  przypominając  sobie  niewielką

ławicę, którą minęli po drodze do ujścia zatoki.

- Zajmę się tym. Ty wracaj na łódź, żebyś nie zmokła.

- A co z tobą?

- Jeśli przemoknę, będę w przyszłości obserwował niebo. - I nie zwracał uwagi na to, jak

wdzięcznie poruszasz biodrami, kiedy schylasz się i grzebiesz w kałuży, dodał w myśli.

- Skończą ci się suche rzeczy.

- To włożę śpiwór.

- Wykluczone - stwierdziła, stanowczo kręcąc głową. Światło migotało wśród jej

falujących, cynamonowych włosów. - Owinę się prześcieradłem i oddam ci ubranie.

Sama myśl o Jannie nagiej pod granatowym prześcieradłem wywołała uśmiech na twarzy

Kruka. I na nic zdała się złożona samemu sobie obietnica, że będzie o niej myślał jak o

siostrze.

. Janna nie widziała już tego uśmiechu. Odwróciła się i ruszyła wzdłuż brzegu do miejsca,

gdzie była przycumowana "Czarna Gwiazda". Kruk obserwował ją przez chwilę, podziwiając,

że  tak  cudownie  kołysze  biodrami.  Tłumiąc  przekleństwo,  musiał  przyznać,  że  bardzo

pragnął zbadać dłońmi wspaniałe plecy Janny, wypukłości bioder i krągłość pośladków. Była

taka przyjemna, ciepła, jędrna i kobieca, pobudzająca zmysły. Czy jej by się to spodobało?

Takie rozmyślania utrudniały Krukowi marsz.

background image

Przeklinając  w  duchu,  zastanawiał  się,  jak  zdoła  utrzymać  łapy  z  daleka  od  tej

dziewczyny przez dwa deszczowe i wietrzne dni, które przewidywała prognoza pogody.

- Kruku? - zawołała Janna.

Uniósł głowę i zauważył, że stoi w miejscu i nad czymś się zastanawia. Zaklął pod

nosem. Samokontrola nigdy dotąd nie sprawiała mu takich problemów.

-Coś się stało? - spytała.

- Nie - odparł niemal szorstkim tonem. - Zastanawiałem się tylko, jak długo jeszcze

będziemy uwięzieni w tej cholernej zatoce.

- Aha.

.  Janna  uśmiechnęła  się  beznamiętnie.  Odwróciła  się  i  odeszła  jak  najszybciej.  Dzień

stracił swój urok. Ona cieszyła się każdą chwilą spędzoną z Krukiem, a on odliczał minuty do

chwili,  gdy  burza  przycichnie  i  będą  mogli  odpłynąć.  Lecz  nie  była  tym  zaskoczona.  Jeśli

kiedykolwiek  marzył  o  uwięzieniu  w  zatoce,  to  raczej  ze  słodką  Angel,  a  nie  z  obcą

ciemnowłosą dziewczyną.

Kruk był mężczyzną, o jakim Janna śniła od dawna zanim jeszcze wyłowił ją z zimnego

morza. Jego inteligencja fascynowała ją równie mocno jak siła, a śmiech powodował

wrażenie, że stanęła w powodzi słonecznego światła. Drżenie budziła sama myśl o tym, że

taki mężczyzna mógłby jej pożądać.

Linia  szkwału  dotarła  do  brzegu  w  chwili,  gdy  Janna  znalazła  się  w  kabinie  łodzi.  Kruk

przywiązał  drugą  belkę,  dzięki  czemu  mogła  łatwiej  przejść  po  podskakującej  kei.  Ale  i  tak

była wdzięczna losowi, że nie musi robić tego w deszczu.

Uśmiechnęła się smutno. To ładnie z jego strony, że przydźwigał jeden z tych starych pni

i dołączył do pomostu, by przy każdym  wejściu lub zejściu z łodzi nie ryzykowała kąpieli. Z

fascynacją obserwowała, jak nagi do pasa manewrował belką w wodzie. Ogromna siła Kruka

mogła budzić przerażenie.

A  przecież  Janna  niczego  nie  pragnęła  bardziej, niż  gładzić  dłońmi  jego potężne  ciało  i

rozkoszować  się  ciepłem  smagłej  skóry.  Zastanawiała  się,  czy  Kruk  pachnie  bardziej

morzem,  czy  może  cedrem.  A  może  jego  zapach  był  mieszaniną  soli,  cedru  i  wonią  męż-

czyzny, mieszaniną tak złożoną i pierwotną jak sam Kruk?

-  Jego  skóra  może  mieć  smak  kawioru  lub  wiśniowego  placka -  mruknęła  do  siebie. -

Albo  deszczu,  albo  wina.  Och,  do  diabła.  Przestań  się  dręczyć  tym,  czego  i  tak  nie

zdobędziesz.  Lepiej  napij  się  herbaty.  Kruk  zmoknie  i  przemarznie,  zanim  nazbiera  pełen

kubełek ostryg na kolację.

Nastawiła wodę i przygotowała dwa kubki. Lubiła dość słabą herbatę z cukrem i cytryną.

Kruk parzył tak mocną, że mogłaby wytrawić stal, a potem, brytyjskim zwyczajem, dodawał

do niej mleko z puszki i cukier. Janna raz spróbowała tej cieczy i wciąż nie była pewna, jak

smakowała. Wiedziała tylko jedno: na pewno nie miała smaku herbaty.

background image

Gdy  woda  zawrzała,  starannie  napełniła  kubki,  zostawiając  w  jednym  miejsce  na  sporą

ilość mleka. Przekroczyła wąskie przejście i przysiadła przy specjalnie zrobionym stole, który

zajmował sporą część kajuty. Jego blat był większy niż zwykle stoliki na łodzi, gdyż Kruk był

potężniejszy  niż  przeciętny  mężczyzna.  Na  noc  stolik  był  opuszczany,  chowany  w

zagłębieniu  i  przykrywany  specjalnie  zrobionym  materacem.  Normalnie  Kruk  po  prostu

opuszczał kajutę i jadł posiłki siedząc na jednym z wyściełanych stołków na rufie. Ale odkąd

na łodzi znalazła się Janna, uparł się, że będzie rozstawiał stolik co rano i składał po kolacji.

Janna  spojrzała  na  niewielką  trójkątną  kajutę  na  dziobie,  w  której  sypiała.  Z  obu  stron

były wąskie koje, a między nimi klinowate przejście. Od razu wiedziała, dlaczego Kruk tu nie

sypia. Koje były tu dla niego zbyt wąskie i krótkie.

Z  roztargnieniem  obejrzała  herbatę,  badając  kolor  płynu.  Idealny.  Kuchennym  nożem

odkroiła  kawałek  cytryny.  Nóż  był  bardzo  ostry,  jak  wszystkie  noże  Kruka.  Była  mu  za  to

wdzięczna. Tylko ostry nóż  w doświadczonej dłoni mógł rozciąć twardy  materiał ratunkowej

kamizelki, która wiązała ją z tonącą łodzią·

Zadrżała mimowolnie i dodała do herbaty łyżeczkę cukru. Starannie zapakowała resztkę

znalezionej  w  lodówce  cytryny.  I  tak  była  zadowolona.  Cytryny  na  Wyspach  Królowej

Charlotty to rzadko spotykany owoc.

Niespokojnie rozglądała się po łodzi. Zatrzymała wzrok na niewielkiej podkładce i ołówku,

które Kruk wyszukał, by mogła szkicować. Wyciągnęła rękę, ale zrezygnowała z rysowania.

Wyszła na rufę "Czarnej Gwiazdy . Zaciągnięty brezent osłaniał pokład przed deszczem i

wiatrem, a rufa łodzi stała się jakby dodatkową kajutą. Deszcz szumiał nieustannie. Zwykle

działało to na nią kojąco, ale teraz pragnęła usłyszeć głos Kruka. Pochyliła się,  wyglądając

przez  przezroczyste  plastykowe  otwory  w  brezencie.  Widziała  tylko  strugi  deszczu.  Padał

tak, że z trudem sięgała spojrzeniem brzegu.

Łódź kołysała się lekko; odbijacze chroniły kadłub przed belkami kei. Janna przymknęła

oczy. Przez dłuższy czas słuchała wiatru, deszczu i niespokojnego morza. Przyzwyczaiła się

do tego, że jest sama, ale nie do tego, że jest samotna. A tak właśnie czuła się w tej chwili.

Samotnie.

- Hej tam na "Czarnej Gwieździe"! Ostrygi wchodzą na pokład.

Janna  poczuła,  że  ogarniają  fala  ciepła.  Natychmiast  pobiegła,  by  rozsunąć  zamek.  W

otworze  pojawiło  się  wiadro,  a  tuż  za  mm  Kruk.  S~Iął  brezent  i  spojrzał  na  Jannę.  Mimo

wodoszczelnej  kurtki  był  mokry  jak  foka.  Zrzucił  kurtkę,  strząsnął  z  niej  wodę i  zawiesił  na

kołku, a potem wciągnął nosem powietrze.

- Ach - zahuczał - moja ulubiona kolacja. Tenisówki z rożna i pieczone dżinsy.

Janna  wybuchnęła  śmiechem. Wyciągnęła  rękę po  wiadro  i  zauważyła, że  prócz  ostryg

leży tam butelka wina.

- Widzę, że na tych wyspach są, hm, dość niezwykłe ławice ostryg - zauważyła, wyjmując

background image

wino:

- Stary sekret Haida - Kruk odpowiedział z uśmiechem.

- Ktoś musiał dopuścić do tego sekretu Francuzów - odparła, patrząc na etykietę. - Skąd

wiedziałeś, że uwielbiam chardonnay?

-  Już  mówiłem -  rzekł  stłumionym  głosem.  Pochylił  się,  by  zdjąć  przemoczone  buty. -

Wyglądasz na kobietę, która potrafi cieszyć się życiem.

- A co się stało z twoją ręką? - spytała nagle, odstawiając butelkę.

Spojrzał na grzbiet dłoni. Było tam kilka cienkich, nabrzmiałych linii.

- Skorupiaki - odparł, wzruszając ramionami. Nie dodał, że zamiast myśleć o tym, co robi,

myślał o Jannie. - To nic poważnego - dodał. Szybko oblizał skórę i zbadał płytkie nacięcia.

-  Może  stać  się  czymś  poważnym,  jeśli  się  tym  nie  zajmiesz -  odparła  surowo. -

Zadrapania skorupiaków często prowadzą do zakażenia.

Weszła do kajuty i po chwili wróciła z gorącą wodą i maścią z antybiotykiem. Zanim Kruk

zdążył zaprotestować, chwyciła jego dłoń i obmyła starannie, po czym przysunęła do światła.

Zadrapania były płytkie i czyste, więc powinny szybko się zagoić. Naprawdę nie było powodu

do niepokoju. Powinna puścić jego rękę i wrócić do kajuty, ale tego jakoś nie potrafiła zrobić.

Pragnienie, by mocną dłoń Kruka unieść do ust i całować drobne ranki, było niemal nie

do  opanowania.  Powstrzymała  ją  tylko  świadomość,  że  taki  pocałunek  byłby  bardziej

zmysłowy  niż  kojący.  Wymyślając  sobie  od  idiotek,  przedłużyła  kontakt,  ponownie

przemywając dłoń mężczyzny, dotykając go w jedyny sposób, na jaki mogła sobie pozwolić.

Kruk  siedział  nieruchomo  i  rozkoszował  się  delikatnym  ciepłem  rąk  Janny.  Włosy

wysunęły  się  spod  klamry,  którą  spinała  je  na  karku.  Ciemno-cynamonowe  kosmyki  zwijały

się przy jej policzkach niczym migotliwe płomienie. Zastanowił się, co by odczuwał, gdyby te

jedwabiste  włosy  opadły  swobodnie  na  jego  nagie  ramiona  i  pierś.  A  potem  zdziwił  się,

dlaczego właściwie dręczy sam siebie z powodu kobiety, której 'nie powinien nawet dotykać.

Janna wytarła dłoń tak samo starannie, jak ją przemywała. Bez pośpiechu posmarowała

ranki  maścią,  a  potem  zrobiła  to  raz  jeszcze.  Kiedy  nie  miała  już,;  pretekstu,  by  dotykać

Kruka, niechętnie wypuściła z dłoni jego rękę.

- Gotowe. Ranki szybko się zagoją - usłyszała własny głos i stwierdziła, że był chrapliwy.

- Dzięki.

Wyprostował  palce,  by  powstrzymać  je  przed  sięgnięciem  po  cudowne  włosy

dziewczyny. Chciał powiedzieć, że jest mu miło, iż Janna troszczy się o jego rany, nawet tak

drobne  jak  te zadrapania.  Na  ogół  nie  lubił,  gdy  kobiety  przejmowały  się  każdym

skaleczeniem.  Lecz  Janna  zachowywała  się  tak  spokojnie  i  działała  sprawnie,  że  czuł  się

raczej dopieszczony niż przytłoczony.

-  Powinnaś  mieć  dzieci.  Byłabyś  wspaniałą  matką·  Masz  delikatne  dłonie  i  ... -  Ucichł

nagle,  gdy  dostrzegł,  że  Janna  zamarła  w  bezruchu.  Wyprostowała  się  i  odwróciła  tak

background image

szybko, że niemal się potknęła.

- Janno?

- Zapomniałam o twojej herbacie - odezwała się ostrym tonem. Teraz jest już tak mocna,

że mogłaby rozpuścić żelazo.

- Uwielbiam takie napoje. - Uśmiechnął się.

Nie odpowiedziała. Kruk zmarszczył brwi. Nie wiedział, co takiego się stało. Zwykle lubiła

przekoma- rzać  się  z  nim  na  temat  herbaty,  tak  jak  on  lubił  żartować  z  tej  gorącej  wody  z

cukrem, którą sama piła.

Wstał, by pójść za nią i spytać, o co chodzi. Po trzech krokach był w kajucie.

- Janno, co ...

-  Jako  twoja  zastępcza  matka -  przerwała  szorstko -  powinnam  chyba  zauważyć,  że

woda kapie z ciebie na podłogę.

- Na pokład - poprawił ją odruchowo, marszcząc brwi.

- Na pokład.

Kruk  zmrużył  oczy,  dostrzegając  z  trudem  hamowany  gniew  Janny.  Obserwował,  jak

sięga na ślepo do szuflady  i  wyciąga szpikulec do puszek. Otworzyła mleko jednym silnym

uderzeniem, rozlewając przy okazji trochę gęstego białego płynu. Ostrożnie wyciągnął rękę,

odebrał puszkę i narzędzie, i położył poza zasięgiem jej rąk.

- Co się stało? – zapytał.

- Nic. - Janna słyszała, jak to lodowate słowo odbija się echem pośród ciszy. Patrzyła, jak

strużka  mleka  płynie  po  blacie,  i  resztkami  woli  usiłowała  zachować  samokontrolę. –

Przepraszam - wykrztusiła w końcu. - Sądzę, że jestem podobna do ciebie.

- W czym?

- Zastanawiałam się, jak długo jeszcze będziemy tkwić w tej cholernej zatoce.

Kruk drgnął, słysząc powtórzone w taki sposób własne słowa.

- Nie  to  chciałem  powiedzieć.  Jest  mi  z  tobą  bardzo  dobrze.  Nie  pamiętam,  bym  się

kiedyś tak często śmiał.

- Tak. Spełniły się twoje marzenia - powiedziała  Janna z dziwnym uśmiechem. - Jesteś

sierotą,  a  ja  świetnym  materiałem  na  matkę.  Szkoda  że  jesteś  już  za  stary,  żeby  cię

adoptować. Moglibyśmy śmiać się przez całe życie.

- Janno…

- Proszę -  przerwała,  stawiając  przed  nim kubek  z  herbatą.-  Pij,  zanim ta  ciecz  przeżre

się przez .naczynie. Otworzę ostrygi. I przebierz się, nim zmarzniesz.

- Tak, mamo - odpowiedział sucho Kruk, sięgając do guzika koszuli.

Janna drgnęła, jakby ją uderzył. Kruk zmrużył oczy na widok tej reakcji.

- Nie miałem zamiaru cię obrazić – powiedział spokojnie.

-  Która  kobieta  obrazi  się,  słysząc,  że  jest  świetnym  materiałem  na  matkę? -  spytała

background image

chłodnym tonem.

Kruk chciał coś powiedzieć, zawahał się i rozpiął koszulę. Wciągnął suche rzeczy, mokre

rozwiesił dookoła i wyszedł na rufę. Brezent chronił przed wiatrem i deszczem, ale nie przed

zimnem. Kajuta była o wiele przytulniejsza.

- Nie jest ci zimno? – zapytał.

Wzruszyła  ramionami  i  nadal  walczyła  z  ostrygami.  Nóż,  którego  używała,  był  krótki  i

ostry. Miał zbyt krótki trzonek. Janna miała ogromne trudności w posługiwaniu się nim.

Ja to zrobię-zaproponował. - Wracaj do kabiny, tam jest ciepło.

Tak,  tatku -  mruknęła,  ale  nie  oddała  mu  noża.  Sam  pomysł,  że  mógłby  wobec  Janny

żywić ojcowskie uczucia, był tak niedorzeczny, że Kruk musiał się roześmiać.

Po chwili Janna uniosła głowę i także się uśmiechnęła. Nie był to najweselszy uśmiech,

ale  na  więcej  w tej  chwili  nie  było  jej  stać.  Wciąż  czuła  urazę,  że  Kruk  wychwalał  jej

macierzyńskie  cechy,  kiedy  ona  drżała  jeszcze  od  samego  dotknięcia  jego  dłoni.  Różnica

między ich reakcjami na siebie nie mogła być bardziej zniechęcająca.

- Przepraszam - powiedziała. - To chyba przez to ciepło w kajucie.

-  Albo  głód -  odparł,  muskając  palcami  jej  wargi.  Oczy  Janny  rozszerzyły  się  ze

zdumienia. Miała wrażenie że Kruk czyta w jej myślach.

- Skąd wiedziałeś? – szepnęła.

- To żadna sztuka - odparł z uśmiechem. – Minęło już pięć godzin od obiadu.

- Od obiadu?

- Tak. Pamiętasz, to ten posiłek, który się je po śniadaniu, a przed kolacją.

- Ach, ten obiad.

- A są jeszcze inne? - spytał niewinnym tonem.

- Oczywiście -  odparła  drwiąco. -  Można  jeść  obiad lub  być  na  obiedzie.  Ostatnio

bywałam na obiedzie częściej, niż jadłam.

Kruk otworzył usta, zamknął je z powrotem i wybuchnął śmiechem.

- Czy ktoś ci mówił, że masz ...

- Wspaniałe poczucie humoru? - przerwała, gwałtownym glosem noża otwierając ostrygę.

- Tak. To jena z tych nudnych cnót, którą zwykle kwalifikuje się na równi z macierzyństwem.

-  Nie  dla  kogoś,  kto  nigdy  nie  miał  matki  i  kto  lubi  się  śmiać.  To  są  wspaniałe  zalety,

Janno – stwierdził cicho.

- Doprawdy? - spytała, otwierając kolejną ostrygę.

Unikała Jego wzroku.

- Szkoda, że jesteśmy tak daleko od biura reklamacji. Wymieniłabym je na seksapil.

Kruk przez chwilę patrzył na nią, zdumiony, ale zaraz wytłumaczył sobie, że Janna

żartuje. Roześmiał się, potrząsając głową i żałując, że sztorm nie sprowadził Janny do zatoki

wiele lat temu.

background image

Nie była uwodzicielką, nie potrafiła nawet rozmawiać na temat seksu bez zażenowania,

choć usiłowała to ukryć.

_ Trzymaj - powiedziała, wciskając rękojeść noża w szeroką dłoń Kruka. - Zrobię sos. Tu

jest dla mnie za zimno.

Drzwi  zatrzasnęły  się.  Kruk  spojrzał  na  nóż  i  nie  wiedział,  skąd  wzięło  się  wrażenie,  że

Janna wolałaby wbić ostrze raczej w niego, niż w ostrygę.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Zanim  Janna  skończyła  przeglądać  kajutę  w  poszukiwaniu  keczupu  i  chrzanu,  zdążyła

przynajmniej częściowo odzyskać zwykłą swobodę i zdrowy rozsądek. Powiedziała sobie, że

przecież  nie  jest  winą  Kruka,  iż  pociągają  go  jasnowłose  anielice.  T  o  nie  jego  kłopot,  że

coraz trudniej jej przebywać przy nim i nie dotykać go w sposób zdecydowanie mało anielski.

A sztorm szalał ponad morzem i lądem.

W przerwach między wybuchami trzasków, które następowały, gdy Kruk usiłował złapać

w radiu jakąś stację, Janna zrozumiała, że muszą zostać w Zatoce Totemu jeszcze dwa dni,

nim wiatr przycichnie i umożliwi rejs małym łodziom.

Tylko  dwa  dni.  Z  pewnością  potrafi  powstrzymać  się  od  okazywania  Krukowi  swoich

uczuć i zachować poczucie humoru.

Janna  ponuro  odłożyła  pudełko  znalezionych  w  szafce  krakersów.  Przez  chwilę

przyglądała  się  im,  marszcząc  czoło.  Wreszcie postanowiła  zbadać  rezerwową  chłodziarkę

"Czarnej  Gwiazdy".  Wiedziała,  że  w  małej  lodówce  w  kajucie  nie  było  cytryn,  ale  żywiła

pewne nadzieje co do magazynku żywności. Nie znalazła tam wprawdzie żadnej cytryny, ale

też nie szukała dokładnie.

Magazynek  był  czymś  w  rodzaju  długiego,  głębokiego,  plastykowego  pojemnika

umieszczonego  poniżej  linii  wody  i  dopasowanego  do  krzywizny  kadłuba.  Unoszona  na

zawiasach  pokrywa  umożliwiała  dostęp·  Janna  podniosła  klapę  i  zajrzała  do  środka.  Nie

zauważyła  tam  żadnych  cytryn,  ale  mogła  przysiąc,  że  wyczuwała  ich  aromat  wraz  z

intensywnym  zapachem  cebuli  i  pomarańczy.  Spoglądała  w  ciemność  na  małe,  ustawione

tuż  obok  siebie  torby.  Zbadanie  ich  zawartości  będzie  wymagało  latarki  i  umiejętności

zwisania głową w dół, przy jednoczesnym utrzymywaniu równowagi na krawędzi obudowy.

To  właśnie  robiła  Janna,  kiedy  wszedł  Kruk.  Na  widok  jej  długich  nagich  nóg  stanął  jak

skamieniały.

Z  magazynku  żywności  dochodziły  przytłumione  szelesty,  gdy  Janna  w  poszukiwaniu

background image

cytryn przesuwała z jednego końca pojemnika na drugi ziemniaki, cebulę, marchewki i inne

przechowywane tam warzywa.

Do Kruka te dźwięki prawie nie docierały. Ze wszystkich sił starał się powstrzymać, by nie

przesunąć dłonią od kostek Janny do gładkiej wypukłości bioder.

Byłoby  to  łatwe.  Trwałoby  kilka  sekund,  nie  dłużej.  ,  Mógłby  odsunąć  te  cienkie,

koronkowe  majteczki,  które  teraz  wystawały  spod  zbyt  długiej  koszuli.  Językiem  i  zębami

mógłby  poznać  każdy  centymetr  jej  skóry  i  powoli  zsuwać  skrawek  bielizny  wzdłuż  tych

pięknych nóg…

Zanim to sobie uświadomił, już wyciągał do niej ręce.

Co ty wyczyniasz, do diabła? - mruknął do Siebie szorstko.

Spod blatu usłyszał odpowiedź.

- Szukam cytryn.

-  Cytryn -  powtórzył  chrapliwie,  obserwując,  jak  jego  własna  koszula  zsuwa  się  Jannie

coraz  wyżej,  gdy  dziewczyna  wynurza  się  z  czeluści  magazynku.  Dostrzegł  podniecające

wgłębienie i ruch bioder pod niebieską koronką, i cały zesztywniał

- O Boże - zgrzytnął zębami.

Na  kilka  sekund  zamknął  oczy  i  próbował  zapanować  nad  pożądaniem.  Bez  skutku.

Rozlewało się gorącym strumieniem po żyłach.

- Cytryn - powtórzyła Janna, wynurzając się z magazynku. - Wiesz, żeby osłodzić sobie

życie.

Kruk roześmiał się niemal bezgłośnie, a potem w ten sam sposób zaklął. Spodziewał się

raczej  ponurej  kolacji  z rozgniewaną  kobietą,  a  wszedł  do  kajuty  i  zobaczył  zgrabną  pupę

Janny,  która  nie  traciła  poczucia  humoru.  Teraz,  jeśli  tylko  poradzi  sobie  z  tą  dziką  żądzą,

która go opanowała, zdołają może wydostać się z zatoki, zanim wciągnie ją na koję i pozna

każdy skrawek jej ciała.

A  to  może  się  nie  udać,  jeśli  nie  przestanie  obserwować  ruchów  jej  bioder.  Teraz.

Natychmiast.

Z jękiem zmusił się, by odwrócić wzrok od zachęcających wypukłości pośladków Janny.

Na  ślepo  odnalazł  półmisek  na  ostrygi  i  wycofał  się  na  rufę,  zamykając  za  sobą  drzwi.

Bardzo starannie ułożył  muszle. Kiedy spojrzał przez ramię  w okno kajuty, ujrzał, że Janna

znów wsunęła się do magazynku. Posępnie ułożył stos ostryg od nowa. Trzykrotnie.

- Znalazłam!

- Dzięki Bogu - wymruczał szczerze Kruk i ruszył do kajuty.

Otworzył drzwi i zamknął je za sobą, przytrzymując w jednej ręce ciężki półmisek. Jeden

rzut oka powiedział mu, że wrócił o kilka sekund za wcześnie - Janna właśnie się wynurzała.

Twarz miała zarumienioną, a włosy w całkowitym nieładzie.

I koszulę podwiniętą aż do pasa.

background image

Janna  też  to  zauważyła.  W  obu  rękach  trzymała  cytryny,  więc  szybkim  ruchem  bioder

usiłowała opuścić koszulę. Widząc to, mężczyzna cicho jęknął.

- Kruku? - zwróciła się do niego. - Co się stało? Skaleczyłeś się nożem?

Nie, ale tylko dlatego, że nie miałem go ręku.

Dobry Boże, kobieto, prawo powinno zakazywać takich gestów.

Zachował na tyle rozsądku, by zatrzymać tę myśl dla siebie. Odetchnął głęboko i poczuł

dziwny zapach.

Janna  wyczuła  go  w  tej  samej  chwili.  Wrzuciła  cytryny  do  zlewu,  otworzyła  piekarnik  i

wyciągnęła  z  niego  zapomniane  dżinsy  i  tenisówki.  Kruk  postawil  ostrygi  w  samą  porę,  by

chwycić  spodnie,  nim  owinęły  mu  się  wokół  głowy.  Janna,  mrucząc  cos  do  siebie,

przerzucała buty z ręki do ręki.

.

-  Gdybym  wiedział,  że  jesteś  taka  głodna,  upiekłbym  raczej  dorsza -  stwierdził  z

niesmakiem, oglądając dżinsy.

-  A  kto  ostatnio  wychwalał  zalety  pieczonych  dżinsów? -  odgryzła  się,  rzucając  na

podłogę gorące, ale poza tym całe tenisówki.

Kruk parsknął śmiechem i złożył. stygnące szybko spodnie. Janna zadrżała, obserwując

Jego  wielkie  dłonie  niemal  pieszczotliwie  gładzące  nogawki.  Żałowała,  że  nie  ma  tych

dżinsów w tej chwili na sobie.

- Po co myśleć o pieczonych nóżkach? -mruknęła.

- Słucham?

- Eee ... czy spodnie już wystygły na tyle, żeby je włożyć? - spytała szybko.

- A zimno ci?

Janna otworzyła usta, zastanowiła się i powiedziała:

- Nic z tego.

Kruk spojrzał na nią z ukosa.

- Nic z czego?

- Nie wciągniesz mnie w kolejną tego typu dyskusję.

Kruk  przykucnął  z  uśmiechem  i  ostrożnie  dotknął  palcem  tenisówek.  Uniósł  głowę  i

oświadczył z powagą:

- Trzeba dać im jeszcze dziesięć minut. Zjedzmy ostrygi. Podeszwy powinny do tego

czasu zmięknąć. -Świetny pomysł.

Nie  zwracając  uwagi  na  jego  zdumione  spojrzenie,  podniosła  buty  i  wrzuciła  je  do

piekarnika,  włączyła  palnik  na  pełną  moc  i  zatrzasnęła  drzwiczki.  Odwróciła  się  jak  gdyby

nigdy nic i zaczęła mieszać sos do ostryg. Kruk czekał.

Nagle jego głęboki, ciepły śmiech wypełnił kajutę. Pochylił się, zgasił palnik i wyciągnął

background image

buty.

- Zrobiłabyś to, prawda? - zapytał, wciąż roześmiany.

-  Jasne -  zapewniła  go,  walcząc  z  uśmiechem,  który  mimowolnie  pojawił  się  na  jej

wargach. -  Pierwszą  rzeczą,  jakiej  bardzo  szybko  uczy  się  młodsza  siostra,  jest  to, jak

przewyższać uporem braci, którzy są więksi, silniejsi i twardsi niż ona.

-  Mały  wojownik -  mruknął.  Dotknął  jedwabistego  pasma  jej  włosów  tak  delikatnie,  że

nawet tego nie poczuła. - Dręczyli cię?

Janna już miała przytaknąć, ale uświadomiła sobie, że nie zawsze tak było.

- Czasami, ale kochali mnie na swój sposób. A ja zachowywałam się jak wiedźma.

Czasami.

-  Ale  i  tak  ich  kochałaś -  dokończył  Kruk,  obserwując  delikatny  uśmiech,  jaki  na  twarzy

Janny wywołały wspomnienia.

-  Tak -  szepnęła. -  zawsze  byli  gotowi  mnie bronić.  Doprowadzali  mnie  do  szału,

kontrolując moje randki. Niektórych chłopców tak postraszyli, że ci biedacy ostrzegali innych,

a  tamci  po  takich  przestrogach  bali  się  nawet  wziąć  mnie  za  rękę.  Jedynym,  którego

tolerowali, był chłopak z sąsiedztwa. Lubili Marka. Nigdy się nie narzucał.

Uśmiech Janny znikł. Gdyby tylko wiedzieli, dlaczego Mark nie podrywał ich dorastającej

młodszej siostry. Ale nie mogła mieć do nich pretensji. Mark też właściwie nie wiedział. Nie

całkiem.

- Mark? Twój mąż?

- Mój były mąż.

- Dlaczego się rozstaliście?

Dłonie  Janny  znieruchomiały.  Po  chwili  zdecydowanymi  ruchami  przelała  sos  do

niewielkiej miseczki.

- Nie pasowaliśmy do siebie.

-  Co  to  znaczy? -  spytał  Kruk,  wyczuwając  coś  innego  niż  typowe  przyczyny  rozpadu

małżeństwa.

Zawahała się i wreszcie wzruszyła ramionami.

- Mark widział we mnie przyjaciółkę, towarzyszkę, siostrę, czasem nawet matkę. Ale nie

kochankę - mówiła spokojnie. - Wycisnąć cytrynę do sosu czy wolisz zjeść ją osobno?

Kruk przyglądał się jej przez dłuższą chwilę. Chciał wiedzieć więcej o niej i mężczyźnie,

którego kiedyś kochała i poślubiła. Mężczyźnie, który najwyraźniej jej nie kochał.

- Osobno - odparł w końcu.

Nie zadał tych pytań, ponieważ oczy Janny były teraz jasnozielone i puste. Nie można z

nich  było  niczego  wyczytać.  Nie  mówiły,  czy  była  smutna,  szczęśliwa  czy  obojętna,  gdy

nastąpił koniec ich małżeństwa.

Towarzyszkę, siostrę, matkę, ale nie kochankę.

background image

Kruk skrzywił się. Nic dziwnego, że tak zareagowała, gdy  wychwalał jej delikatne ręce i

uśmiech. Ciekawe, czy pragnęła widzieć w swym mężu raczej kochanka, czy dziecko .. Gdy

tylko o tym pomyślał, znalazł odpowiedz. Chciała kochanka, a dostała dziecko.

- Twój mąż musiał być chyba ślepy - stwierdził rzeczowo.

-  .Cieszę  się,  że  tak  sądzisz -  odparła.  Jej  pełne  wargi  ułożyły  się  w  uśmiech  równie

pozbawiony emocji jak oczy. - Ale, niestety, to nieprawda. Mark jest pilotem. Ma doskonały

wzrok. Podaj mi korkociąg.

- Kochałaś go?

- Oczywiście, że nie, - odparła. - Wychodzę za każdego mężczyznę, który zaprosił mnie

na randkę więcej niż dwa razy.

- Janno ... - zaczął Kruk.

-  Korkociąg -  przypomniała  i  poczęstowała  go  uśmiechem  równie  chłodnym  jak  głos. -

Bracia pokazali mi kiedyś jak usunąć korek, uderzając ręką o dno butelki, ale nie jestem tak

silna  jak  oni.  Za  każdym  razem  nabijałam  sobie  siniaka.  Ty  byłbyś  w  tym  dobry.  Silny  i

zawzięty. Jak oni.

- Czy wciąż go kochasz?

- Czy ktoś ci kiedyś powiedział, żebyś pilnował własnych spraw?

- Tak. Czy wciąż go kochasz?

- A dlaczego to cię interesuje? - zapytała przez zaciśnięte zęby, czując, jak rozpada się z

trudem wzniesiona bariera obojętności.

- Nie mogę pozwolić, żebyś marnowała życie oglądając się za siebie - wyjaśnił cicho.

-  Ty  mi  nie  pozwolisz  ... -  Janna  pokręciła  głową  i  spojrzała  na stojącego  przed  nią

potężnego, nieruchomego mężczyznę. - Nie ty odpowiadasz za moje życie.

Mam  już  ojca  i  trzech  starszych  braci,  którzy  są  prawie  tak  samo  wielcy  i  tak  samo

aroganccy jak ty.

- Czy wciąż kochasz Marka? - nie ustępował Kruk.

- Nie! Nie kocham go, odkąd zasnął spłakany w moich ramionach, ponieważ nie potrafił

się zmusić, by się ze mną kochać !

- Co? - zawołał z niedowierzaniem Kruk.

-  Ożenił  się  ze  mną,  ponieważ  zawsze  mnie  lubił,  chciał  mieć  dzieci  i  myślał,  że  będę

wspaniałą matką. Sądził, że jeśli jakakolwiek kobieta zdoła go pobudzić, to będę nią ja. Nie

miał racji. Nawet palnikiem nie mogłabym go rozgrzać! Był homoseksualistą i nie potrafił się

do tego przyznać!

Janna  słyszała  w  kajucie  echo  własnych  słów  i  była  przerażona.  Nigdy  nikomu nie

powiedziała o tej strasznej nocy, gdy ona i jej mąż uświadomili sobie, dlaczego nie mogą żyć

ze  sobą.  Teraz  też  by  o  tym  nie  mówiła,  gdyby  Kruk  tak  nie  nalegał.  Odetchnęła  głębiej  i

background image

miała  ochotę  wcisnąć  się  pod  blat,  by  uniknąć  spojrzenia  ciemnych,  pełnych  współczucia

oczu Kruka.

- I co? Ulżyło ci? - spytała drżącym głosem?

- Miałem zamiar zapytać ciebie o to samo.

-  W  życiu  nie  czułam  się  gorzej.  Następnym  razem  zostaw  mnie  na  dnie  zatoki.  Zbyt

wysoką cenę płacę za ratunek.

Kruk wydał niski dźwięk, jakby mimowolne stęknięcie po uderzeniu.

- To zabawne - odparł w końcu. - To samo powiedziała mi Angel.

Wykrzywił  wargi  w  smutnym  uśmiechu,  który  rozdzierał  Jannie  serce  i  świadczył,  że  w

jakiś  sposób  zraniła  go  głębiej,  niż  wydawało  jej  się  to  możliwe.  O  wiele  bardziej  niż  on  ją

zranił swymi pytaniami. I nagle poczuła, że jej gniew mija.

- Przepraszam - szepnęła. - Nie chciałam…

- W porządku - przerwał i odwrócił się. – Nie wiedziałaś. A nawet gdyby ... sam się o to

prosiłem.

- Gdybym wiedziała, nie mówiłabym tego. Nie jestem aż tak okrutna.

-  Mały  wojownik -  powiedział,  odwracając  się  znowu  do  niej.  Lekko  uśmiechnięty,

pogładził  twardą  dłonią  jej  policzek. -  Niczego  się  nie  nauczyłaś?  Czasem  delikatność  nie

pomaga. -  Otworzył  szufladę  i  wyjął  korkociąg.  Kilkoma  ruchami  wyciągnął  korek  z  butelki

wina. - Kieliszki są w szafce po lewej stronie.

Janna niezgrabnie sięgnęła do drzwiczek. Wyjęła z uchwytów i postawiła przed Krukiem

dwa kieliszki. Gdy je napełniał, dostrzegła, jak rozszerzają mu się nozdrza, gdy rozkoszował

się  aromatem  wina.  Nalał  bladozłotego  płynu,  obrócił  kieliszek  zgrabnym  ruchem  dłoni  i

pochylając  głowę,  począł  badać  bukiet.  Ten  gest  świadczył  o  wyrafinowaniu,  tak  kontra-

stującym z jego flanelową koszulą i dżinsami.

- A na co oglądała się Angel? - zapytała Janna, zaskakując samą siebie.

- Na zmarłego mężczyznę.

Janna znieruchomiała z miseczką sosu w dłoni.

- Kochała go?

- Zginął w noc poprzedzającą ich ślub. Jej rodzice także zginęli w tym samym wypadku

samochodowym. Ona przeżyła. Była ciężko ranna i nie mogła się ruszyć. Mogła tylko leżeć i

słuchać jęków Granta. Aż umarł.

Głos Kruka był rzeczowy, co sprawiło, że słowa brzmiały jeszcze bardziej przerażająco.

Janna przymknęła oczy. Nie mogła powstrzymać drżenia na samą myśl o tym, co

przeżyła Angel. Wstydziła się swej napaści na Kruka. Koniec jej małżeństwa był smutny i

bolesny, ale nie musiała patrzeć, jak ukochany umiera, i nie móc nawet dotknąć jego ręki.

- Angel w końcu pogodziła się z losem - mówił dalej Kruk, stawiając na stole półmisek

ostryg.

background image

- A ty ją pocieszałeś - pomyślała głośno Janna, wyobrażając sobie szczupłą blondynkę,

uciekającą przed bólem i rozpaczą w silne ramiona Kruka.

Spojrzał z ukosa na bladą twarz Janny. Nie rozumiał przyczyny smutku, jaki na niej

dostrzegał.

-  Angel miała  Derry'ego,  brata  Granta,  który  ją  pocieszał.  Potrzebowała  człowieka  tak

twardego  jak  ja,  na  którego  mogłaby  wylać  całą  wściekłość  i  pretensje  do  losu  za  to,  że

zabrał jej ukochanego. Ta wściekłość ją niszczyła. Musiała się jej pozbyć, nim poradzi sobie

z rozpaczą, która ją doprowadzała do obłędu.

Janna  szeroko  otworzyła  oczy.  Zrozumiała.  Patrząc  na  Kruka,  dostrzegła  ślad  bólu  w

napiętych  liniach  wokół  ust.  Pamiętała,  co  powiedział:  "Czasami  delikatność  nie  pomaga".

Teraz rozumiała, o co mu chodziło.

- Świadomie uczyniłeś z siebie cel, prawda? Milczał przez chwilę, nim odpowiedział

głębokim

głosem:

- Tak.

- I znienawidziła cię za to.

Kiwnął głową.

- Czy zrozumiała, dlaczego to zrobiłeś?

- Zrozumiała od razu - odparł, ustawiając talerze, kładąc widelce i wyjmując z paczki

krakersy. - Wybaczenie trwało dłużej. Całe lata.

- Kochałeś ją - stwierdziła Janna. Stała nieruchomo, bacznie obserwując Kruka.

- Tak.

- I nadal ją kochasz.

Uśmiechnął się lekko, napełniając ostrygami talerz Janny.

- Oczywiście. Angel też mnie kocha. Polubiłabyś ją - dodał, unosząc głowę. -Podobnie

jak ty, jest w głębi duszy wojownikiem. Walczyła w najgorszych okolicznościach i wygrała

życie i miłość. Cudowna kobieta w każdym sensie tego słowa.

Janna  spojrzała  na  zawartość  kieliszka,  żałując,  że  nie  jest  to  morze  tak  głębokie,  by

mogła  w  nim  utonąć.  Czuła  lęk  i  rozpacz  gorszą  niż  wtedy,  gdy  znalazła  się  pod  tonącą

łodzią. Wtedy zamarzało jej ciało. Teraz chłód przenikał duszę.

Lęk.  Bardzo  się  bała,  że  pokochała  Kruka, mężczyznę,  którego  serce  należało  do  innej

kobiety.  Lęku  nie  zmniejszał  fakt,  że  znała  jego  źródło.  Utraciła  coś  zanim  miała  szansę  to

zdobyć.

- Dlaczego nie ożeniłeś się z Angel? - zapytała spokojnie.

. Kruk obrzucił ją uważnym spojrzeniem, a potem się uśmiechnął.

- Kanadyjskie prawo nie pochwala bigamii.

- Jesteś żonaty z kimś innym? - spytała ze zdumieniem, gwałtownie unosząc głowę.

background image

'

Roześmiał się i pokręcił głową.

- Nie. Ale Angel jest mężatką, bardzo szczęśliwą.

- Wypił łyk wina i dodał: - Derry i ja pomogliśmy Angel przetrwać, ale to Miles Hawkins

naprawdę ją uleczył. A ona jego. Znaleźli w sobie to, co najlepsze. I wciąż odnajdują.

Jannę  zdumiała  głębia  uczucia  i  podziwu  w  głosie  Kruka,  gdy  mówił  o  mężczyźnie,

którego kochała Angel. - Na twoim miejscu większość mężczyzn znienawidziłaby jej męża.

Wzruszył potężnymi ramionami.

- Sokół dał Angel coś, czego nie mógł jej dać żaden inny mężczyzna. Ona zaś dała mu

to, czego nie mogła dać nikomu innemu. Są ze sobą związani tak mocno jak morze i brzeg.

Nienawidzić tego człowieka znaczyłoby odczuwać nienawiść do jego żony.

Janna w głębi duszy zastanawiała się, czy potrafiła  by tak wielkodusznie przyjąć utratę

swojej miłości.

- Jesteś niezwykłym mężczyzną, Carlsonie Kruku – powiedziała drżącym głosem. - Angel

musiała być

ślepa, by wybrać kogoś innego.

Kruk błysnął zębami w uśmiechu.

-  Nie  znasz  Sokoła.  Jest  wysoki,  smagły,  przystojny,  elegancki.  Gdziekolwiek  pójdzie,

wszyscy się za nim oglądają. To znaczy kobiety. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego.

- Nie bujaj - odparła kpiąco. - Przecież jesteśmy na morzu.

- Uwierz mi, Sokół jest naj ...

- Nie może się z tobą równać - przerwała. Napiła się wina, potem smętnie zajrzała do

kieliszka. - Mój Boże, założę się, że kiedy idziesz ulicą, mdleją wszystkie kobiety, które

mijasz.

Kruk usiadł przy stole i ze zdziwieniem uniósł brwi. - Czy jesteś jedną z tych kobiet, które

nie mogą wypić odrobiny alkoholu, żeby się nie upić?

Z niecierpliwym wzruszeniem ramion Janna odstawiła kieliszek na stół i wyjęła cytrynę ze

zlewu.

-  Nie  bądź  taki  skromny -  oświadczyła  i  gwałtownymi  cięciami  noża  podzieliła  owoc  na

ćwiartki. - Na pewno zauważyłeś kobiety, które ścielą się u twych stóp jak jesienne liście.

Kruk wyciągnął swoje długie nogi i przyjrzał się im uważnie.

- Nie. Nie widziałem żadnej leżącej damy.

Janna  pokręciła  głową  i  dała  za  wygraną.  Gniew  gdzieś  się  ulotnił  na  widok  ożywionej

śmiechem  twarzy  Kruka.  Przez  jedną  chwilę  zastanawiała  się,  dlaczego  życie  jest  takie

niesprawiedliwe. Dało Krukowi wszystko, co podziwiała u mężczyzny, a potem umieściło go

poza  jej  zasięgiem.  Niespodziewane  łzy  napłynęły  jej  do  oczu.  Próbowała  coś  powiedzieć,

ale zdołała wykrztusić tylko imię Kruka.

background image

- Daj spokój, to nie był taki zły żart - szepnął łagodnie, stanął przy Jannie i otarł jej łzy

serwetką.

Spuściwszy głowę, próbowała powstrzymać płacz. - Przepraszam - odezwała się po

chwili. - Nigdy nie płaczę. Nie wiem, co mi się stało.

Westchnęła i niechętnie odsunęła się od Kruka.

-  Omal  nie  zginęłaś  parę  dni  temu -  wyjaśnił  spokojnie.  Wahał  się  przez  moment,  nim

pozwolił sobie na luksus pogłaskania jej lśniących  włosów. - Nic dziwnego, że  wciąż jesteś

trochę zdenerwowana.

Janna  zadrżała,  czując  dotknięcie  Kruka.  Chciała  odwrócić  głowę  i  ucałować  jego  silną

dłoń. Poddała się temu impulsowi. Musnęła wargami gorące palce mężczyzny.

-  Jesteś  bardzo  dobry -  powiedziała  ochrypłym  głosem. -  Kimkolwiek  jest  ten  Sokół,

jakikolwiek jest, Angel zrezygnowała z tego, co najlepsze.

Kruk przyglądał się, jak Janna odwraca się i opada na krzesło. Ta szczerość i wrażliwość

budziła niemal bolesne wzruszenie. Wiedział, że go pożąda. On także jej pragnął. W

milczeniu przeklinał okoliczności, które pozwoliły im się spotkać ze sobą, a jednocześnie

uniemożliwiały przyjęcie tego, co ta dziewczyna chciała mu ofiarować. Nie mógł wykorzystać

kobiety, która pragnęła mu się oddać, ponieważ była wdzięczna za to, że uratował jej życie.

A  to  właśnie  odczuwała  teraz  Janna -  wdzięczność  i  skutki  doznanego  podczas  walki  z

żywiołem  szoku.  Tak  samo  pociągałby  ją  każdy  mężczyzna,  który  uratowałby  jej  życie,  a

potem się nią zaopiekował.

Szkoda, że jego nie pociągała równie mocno każda kobieta, którą wyłowił z morza.

Z  posępną  miną  zacisnął  dłoń  na  kieliszku.  Wypił  łyk,  potem  drugi,  jakby  wino  było

lekarstwem. I w pewien sposób nim było. Jeśli wypije dość dużo, może dziś zaśnie, zamiast

leżeć bezsennie, zawiedziony i podniecony.

Usiadł szybko, skrywając podniecenie za osłoną blatu. Niechętny uśmiech wykrzywił mu

usta,· gdy  jego  wzrok  padł  na  leżące  przed  nim  na  półmisku  ostrygi.  Jeśli  wierzyć  ludziom,

którzy  twierdzą,  że  ostrygi  mają  duży  wpływ  na  potencję,  teraz  bardziej  potrzebował  dużej

dawki czegoś na uspokojenie.

Janna sięgnęła po krakersy, wyjęła kilka i podsunęła Krukowi paczkę. Zastanawiała się, o

czym ten mężczyzna teraz myśli. Zarumieniła się i odwróciła wzrok, uświadamiając sobie, że

nazbyt intensywnie obserwuje jego wargi.

-  Czym  się  zajmujesz,  gdy  nie  wyławiasz  turystów  z  Zatoki  Totemu? -  spytała,

wypowiadając pierwsze słowa, jakie przyszły jej do głowy.

- Kiedyś byłem rybakiem. - Skropił sokiem z cytryny ostrygę, nabił ją na widelec i wsunął

do ust. - Niezła - ocenił.

- Ostryga? - spytała.

- Cytryna.

background image

Janna spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Nie jadasz ostryg z cytryną?

- Nie.

- Więc po co przechowujesz te cytryny na pokładzie?

-  Angel  lubi  świeżą  lemoniadę.  Mieliśmy  wypłynąć  w  kilkudniowy  rejs  wzdłuż

wschodniego  wybrzeża  Moresby,  póki  Sokół  nie  wróci  z  Tokio.  Ale  zjawił  się  wcześniej. -

Kruk uśmiechnął się krzywo. -Jest żonaty już prawie cztery lata, a wciąż nie lubi rozstawać

się z Angel..

- Może nie chciał kusić losu, zostawiając ją z tobą sam na sam - rzuciła kpiąco.

- Wykluczone. - Pokręcił głową. - Możesz mi przysunąć miseczkę? Teraz spróbuję sosu.

- Nigdy nie jadasz ostryg z takim sosem? - spytała, przysuwając miseczkę w jego stronę.

- Nigdy - wymruczał Kruk.

- Ale masz tu keczup i chrzan ...

- Do kanapek z wołowiną. - zanurzył ostrygę w sosie, przeżuł mięso i w zadumie pochylił

głowę. - Całkiem niezłe.

- A jak zazwyczaj jesz ostrygi? Robisz z nich gulasz?

- Tak jak je zbieram. Bez niczego.

- Musi ci być zimno - stwierdziła, sięgając po trzecią ostrygę.

- Słucham?

- Zbierać ostrygi bez niczego. Większość ludzi nosi koszule, dżinsy ... - Uchyliła się przed

wyciągniętą dłonią Kruka. Gdy się wyprostowała, jego palce chwyciły niesforny kosmyk

włosów dziewczyny, by założyć go za jej ucho.

-  Musimy  ci  znaleźć  szal  koloru  twoich  oczu.  Łagodność  dotknięcia  sprawiła,  że  serce

Janny  zatrzymało  się  na  moment,  a  potem  zaczęło  bić  gwałtownie,  choć  powtarzała  sobie,

że to przypadkowy gest i nie oznacza niczego. I chociaż ona cała drżała, dla niego ten gest z

pewnością nie miał żadnego znaczenia. Właśnie podnosił kieliszek do ust, jakby nic się nie

stało.

Kruk  wypił  wino  jednym  łykiem,  przeklinając  siebie  za  to,  że  przy  każdej  okazji  szuka

pretekstu,  by  dotknąć  Janny.  I  wiedział,  że  tylko  czeka  na  opadnięcie  kolejnego  kosmyka.

Spojrzał na kieliszek. Pusty.

Janny też był niemal pusty. Napełnił więc oba i zapragnął, by Janna była tak naga jak te

lśniące ostrygi.

- Za ostrygi bez niczego - oznajmił, podnosząc z uśmiechem kieliszek.

Janna  również  podniosła  swój  kieliszek  i  powoli  piła  wino  zadowolona,  że  nie  musi

patrzeć  w  czarne  oczy  Kruka.  Bała  się,  że  jeżeli  ten  mężczyzna  znów  się tak  uśmiechnie,

ona usiądzie mu na kolanach i będzie błagać o pocałunek.

Ta myśl nią wstrząsnęła. Szybko przełknęła łyk wina i poczuła, jak ogarnia ją fala ciepła.

Za  późno  uświadomiła  sobie,  że  wino  nie  było  najbardziej  wskazanym  napojem.  Alkohol

background image

raczej  nie  wzmacniał  samokontroli.  Z  drugiej  strony  wino  było  absolutnie  cudowne.

Prawdopodobnie nazbyt cudowne.

- Wciąż jesteś rybakiem? - spytała i stanowczym gestem sięgnęła po widelec do ostryg.

- Jestem właścicielem kilku kutrów - wyjaśnił. - Moi kuzyni łowili na nich przez ostatnie

trzy lata, a ja

wziąłem pieniądze Sokoła i oglądałem świat.

- Sokół musi być równie wielkoduszny, jak przystojny.

Kruk uśmiechnął się krzywo.

- Formalnie rzecz biorąc, pieniądze są moje, ale to Sokół je dla mnie zarobił. Ten facet

jest  geniuszem,  jeśli  chodzi  o  inwestycje.  Kiedy  ożenił  się  z  Angel,  dałem  mu  parę  tysięcy

dolarów. W rok później oddał mi parę milionów.

Szeroko  otworzywszy  oczy  ze  zdumienia,  Janna  znów  sięgnęła  po  kieliszek,  nie

zwracając  uwagi  na  lekki  zawrót  głowy.  Świadomość,  że  Kruk  był  bogaty,  odbierała  jej

spokój,  umieszczała  go  jeszcze  dalej,  poza  jej  zasięgiem.  Wypiła  spory  łyk  i  powiedziała

sobie, że jest głupia. Potrzebowała rozsądku, więc nie powinna go usypiać alkoholem.

Z drugiej strony, pragnęła ukojenia. Wino zaś dawało jej taką możliwość ..

- Większość tego kapitału straciłem w ciągu roku - dodał rzeczowym tonem Kruk. -

Sztormy i płochliwa ryba. Sokół tylko roześmiał się i pouczył mnie, jak zarobić je na nowo.

Janna kieliszkiem zatoczyła krąg, wskazując na "Czarną Gwiazdę".

- Wydaje się, że nieźle sobie radzisz.

Kruk wzruszył ramionami i zanurzył w sosie kolejną ostrygę.

-  Jak  mówi  Sokół,  za  pieniądze  można  kupić  wszystko  oprócz  miłości.  Zdobywaniu  ich

nie  można  poświęcać  życia.  Przekonał się  o  tym,  gdy  poznał  Angel.  Fajny  facet  z  tego

Sokoła.

Janna nie uśmiechnęła się. Umysł jej wypełniały nieustępliwe pytania, zrodzone z

niepokoju i obawy.

- Czy ty też poświęciłbyś wszystko dla Angel? - zapytała, nabijając na widelec kolejną

ostrygę.

Uśmiech znikł z twarzy Kruka.

- Nie jestem durniem, Janno - odparł cicho. - Angel nie kocha nikogo prócz Sokoła. On

czuje do niej to samo.

- Ty także - stwierdziła ostro.

Wypiła  łyk  wina  w  nadziei,  że  alkohol  odurzy  ją  na  tyle,  że  nie  będzie  w  stanie

kontynuować  tej  rozmowy.  Jednak  język  nie  był  jeszcze  całkiem  zdrętwiały.  Wypiła  akurat

tyle,  by  mówić  to,  co  przychodziło  jej  do  głowy.  I  niech  to  diabli  wezmą.  Niezbyt  wyraźnie

uświadomiła  sobie,  że  powinna  podtrzymać  tę  rozmowę  i  wyjaśnić  niektóre  wątpliwości.

background image

Podniosła kieliszek w drwiącym toaście.

- Za miłość - powiedziała. - Najlepszy sposób na szczęście wymyślony przez człowieka.

Gorycz w głosie Janny zaskoczyła Kruka. Zmrużył

oczy, dostrzegając smutek, który krył się w słowach. - Nie pijesz - zauważyła.

Kruk milczał.

-  Zresztą ... - Wzruszyła  ramionami. -  Nie każdy  lubi  prawdę.  Są  takie  chw~le,  że  ja  jej

cholernie nie lubię. - Opróżniła kieliszek do końca.

- A jaka jest ta prawda? - spytał.

- że jesteś wciąż zakochany w Angel.

- W moim życiu były inne kobiety.

- Ale tylko jedna Angel - odparła z uporem.

- Idealna smukła blondynka o zielonych, pełnych smutku oczach. A tymczasem wszystkie

inne kobiety mogą dać sobie spokój. Nie pragniesz niczego, co mogłyby ci zaofiarować.

- To nieprawda.

Janna mruknęła coś pod nosem i sięgnęła po butelkę. Była pusta. Zdziwiona spojrzała na

kieliszek Kruka - też pusty.

- Jeszcze wina? - zapytał gładko. - Robi się coraz ciekawiej. In vino veritas, jak mawiali

starożytni Rzymianie.

- Zostało mi dość rozsądku, by wiedzieć, że wino nie wpłynie na mnie najlepiej - odparła,

nabijając ostrygę tak mocno, że widelec zazgrzytał o muszlę. - Ale ty sobie nie przeszkadzaj.

Ostatnio  nie  jestem  sobą.  Popełniam  jedno  głupstwo  po  drugim.  Brakuje  jeszcze,  żebym

utleniła sobie włosy, nauczyła się grać na harfie i poszukała papierowych skrzydeł. Pewnie,

przynieś  następną  butelkę.  Powinnam  o  tym  wcześniej  pomyśleć.  Czy  pod  wpływem  wina

też robisz się tragiczny i tajemniczy?

- O czym ty, do diabła, mówisz? - spytał łagodnie.

- O piciu i jedzeniu - rzekła Janna, machając widelcem z ostrygą.

Przez „p” czy przez „w”? – zapytał z powagą, choć w jego oczach lśnił uśmiech.

Przez moment Janna nie rozumiała pytania, a potem usłyszała echo własnych słów.

- Wycie - szepnęła zbyt cicho, by Kruk to usłyszał.

- Oczywiście - mówił dalej - większość ostryg wyje z żalu i skarży się, kiedy je kolację z

morsem. Z ich punktu widzenia ... - Delikatnie przykrył jej dłoń swoją potężną ręką. - Janno?

Żartowałem tylko.

- Tak, oczywiście - odparła odruchowo. Spojrzała na jego dłoń i wiedziała, że nie potrafi

dłużej udawać. Cofnęła rękę.

- Przepraszam - powiedziała drżącym głosem. - Nie wytrzymam chyba. Naprawdę mam

już dość

pocieszania. Muszę zrobić parę rysunków, więc wezmę się do tego, póki jeszcze

background image

cokolwiek pamiętam.

Nie  czekając  na  jego  odpowiedź,  porwała  z  blatu  papier i ołówek.  Pobiegła  do  swojej

kajuty na dziobie i zamknęła drzwi. Jej słowa rozbrzmiewały echem w myślach Kruka.

Nie wiedział, że zaciska pięść na kieliszku, dopóki nagle nie usłyszał trzasku pękającego

szkła. Wolno rozprostował palce. Lśniące odłamki opadły na stół.

Z  roztargnieniem  strzepnął  z  dłoni  migotliwy  pył.  Nie  powinien  kupować  tak  kruchych

kieliszków.  Nie  radzi  sobie  z  kruchymi  rzeczami.  Jest  zbyt  wielki.  Zbyt  silny.  Zbyt  brutalny.

To, co jest delikatne, w jego uścisku ulegało zniszczeniu. Jak Angel.

I jak Janna.

Oparł głowę o wręgę, zamknął oczy i zaklął.

ROZDZIAŁ. SZÓSTY

.Kruk  obudził  się  natychmiast.  Instynkt  mówił  mu,  że  sztorm  minął.  Wiatr  ucichł,  a

"Czarna  Gwiazda"  stała  niemal  nieruchomo.  Światło  księżyca  wylewało  się  srebrzystymi

strumieniami przez szczeliny w chmurach. .

A ktoś w pobliżu bardzo cicho płakał.

Zanim .Kruk zdążył się opanować, wyskoczył z łóżka i był już w połowie drogi do kajuty

Janny na dziobie. Najwyższym wysiłkiem woli zdołał wrócić i położyć się znowu. Jeśli do niej

pójdzie, da jej coś więcej niż tylko pocieszenie.

I  chociaż  usiłował  sam  siebie  przekonać,  że  z  pewnością  zdoła  pocieszyć J annę,  nie

kochając się z nią przy okazji, wiedział, że to nieprawda. Całe jego ciało ogarniała gorączka,

pulsująca  w  rytmie  uderzeń  serca.  Jeszcze  nigdy  w  życiu  nie  czuł  się  tak  bliski  utraty

samokontroli.

Posępny,  leżał  nieruchom  o,  walcząc  ze  swym  nieposłusznym  ciałem  i  równie

nieposłusznymi  emocjami.  Wiedział,  że  jeszcze  długo  nie  będzie  mógł  zasnąć.  Słyszał

przytłumione dźwięki, gdy Janna starała się, by nie płakać zbyt głośno. Wreszcie po długiej

chwili ciche odgłosy zanikły, wtapiając się  w delikatny szum  wiatru. Kruk odetchnął z ulgą i

na nowo zaczął liczyć srebrne łososie pod powiekami.

Odgłos  cicho  otwieranych  dziobowych  drzwi  poru  szył  każdy  nerw  jego  ciała.  Usłyszał,

jak Janna stąpa na palcach po dwóch stopniach prowadzących do głównej kabiny. Wyczuł,

że staje po drugiej stronie przejścia, które oddzielało koję od kuchenki. Wciągnął w nozdrza·

nieokreślony , subtelny aromat.

Zaciskając  pięści,  by  jej  nie  schwytać,  słyszał,  jak  niemal  bezszelestnie,  choć

background image

pospiesznie  mija  jego  koję.  Drzwi  kabiny  otworzyły  się,  wpuszczając  podmuch  chłodnego,

nocnego  powietrza.  Nim  wymknęła  się  na  rufę,  przez  chwilę  stała  oświetlona  pełnym

blaskiem  księżyca.  Kruk  zamknął  oczy.  Nic  nie  pomogło,  wciąż  widział  osrebrzone  wzgórki

jej  piersi  pod  cienką  koszulką.  Zastanawiał  się,  czy  pod  spodem  ma  te  cienkie  koronkowe

figi.

Miał  wrażenie,  że  minęło  sporo  czasu,  nim  Janna  znów  cicho  otworzyła  i  zamknęła

rufowe drzwi. Zaczęła przekradać się obok koi Kruka do swojej kajuty.

.  Nasłuchiwał  delikatnych  dźwięków,  wciągnął  w  nozdrza  zapach  kobiecego  ciepła

zmieszany  z  wonią  deszczowej  nocy.  Już  sobie  gratulował,  że  utrzymał  ręce  z  dala  od

Janny, gdy dostrzegł łzy na jej policzkach.

~ Janno - szepnął, wyciągnął rękę i odruchowo pochwycił jej dłoń. - Janno, co się stało?

Nie, nie uciekaj. Nic nie zrobię. Chciałem cię tylko pocieszyć.

T o była prawda, przynajmniej w tej chwili. Chciał ją pocieszyć. Chciał tego tak bardzo,

jak chciał jej samej.

Zadrżała, czując ciepły dotyk jego dłoni.

- Janno? - odezwał się miękko. - Powiedz coś.

- Musiałam wyjść na świeże powietrze - odparła, starając się zapanować nad nierównym

oddechem.

Czuła się jak skończona idiotka. Nie płakała od lat, a jednak odkąd spotkała Kruka, raniła

łzy równie regularnie jak chmury deszcz.

- Płaczesz.

- Wyobraź sobie ... - Głos się jej załamał. Odetchnęła głęboko i dokończyła pospiesznie: -

Wyobraź sobie, że to wpływ pogody panującej na Wyspach Królowej Charlotty.

Kruk  niemal  boleśnie  zacisnął  palce  na  przegubie  ręki  Janny  i  natychmiast  rozluźnił

uchwyt.  Pogładził  pieszczotliwie  wewnętrzną  stronę  jej  dłoni.  Janna  oddychała  nierówno,

lecz nie miało to nic wspólnego z płaczem.

-  Przepraszam -  powiedział. -  Nie  chciałem  cię  zranić  tym  dowcipem  o  wyjących

ostrygach. Myślałem, że, ..

-  Nic  się  nie  stało -  przerwała.  Słowa  padały  szybko  jak  krople  deszczu  niesionego

sztormowym  wiatrem. -  Zachowałam  się  jak  wyjąca  ostryga.  Nie  musisz  mnie  za  nic

przepraszać .

- Do diabła, nie o to mi chodziło! - warknął Kruk.

- Rozumiem cię. Naprawdę. - Janna czuła, że traci opanowanie. Miała ochotę uciec

gdzieś, nim poniży się jeszcze bardziej. - Kruku - powiedziała niepewnie - puść mnie, proszę.

- Na próżno próbowała wyrwać rękę z ciepłego, nieustępliwego uścisku. - Przykro mi, że cię

obudziłam, ja ... o Boże. Proszę, puść mnie!

Przez  chwilę  panowała  cisza,  a  potem  Kruk  gwałtownie  pociągnął  Jannę  na  koję.

background image

Panował nad sobą na tyle, by nie zrzucić koca i nie przycisnąć jej do swego nagiego ciała.

- Wszystko w porządku - zapewniał, gładząc jej włosy, plecy, ignorując próby uwolnienia

się. -  Śmiało,  mały  wojowniku -  szepnął. - Płacz.  Możesz  się  do  mnie  przytulić,  jeśli  masz

ochotę.  Proszę  cię,  Janno.  Nigdy  bym  na  wet  nie  wspomniał  o  ostrygach  z  książki  Lewisa

Carrolla,  gdybym  wiedział,  że  potraktujesz  to  tak   poważnie.  Byłaś  taka  dzielna,  tak  pełna

radości. Myślałem, że rzucisz we mnie ostrygą i zażartujesz z tego, jak niebezpieczni~ jest

iść na spacer z morsem. A ty uwierzyłaś, że żartuję z ciebie. Czy możesz mi wybaczyć?

Janna wydała dziwny dźwięk, który przypominał śmiech, szloch lub kombinację jednego i

drugiego.  Kruk  objął ją  ramionami  i  kołysał  'delikatnie,  tuląc  do  szerokiej  piersi.  Kiedy

wreszcie i ona objęła go za szyję, poczuł jednocześnie ulgę i pożądanie. Intensywność tego

doznania  zaskoczyła  go.  Wiedział,  że  bliższy  jest  utraty  panowania  nad  sobą,  niż  mu  się

wydawało.

Więc powiedz jej o tym, tłumaczył sobie ironicznie.

Jest  zbyt  wielkoduszna  i  wrażliwa,  by mnie  odepchnąć.  Myśli,  że  mnie  pragnie.  Jest  mi

tak  bardzo  wdzięczna,  że  :zrobi  wszystko,  o  co  ją  poproszę.  Zrobi  wszystko.  I  będzie  tak

ciepło, tak dobrze.

Te  myśli  prześladowały  go  bezustannie.  Obawiał  się,  że  pozwalając  sobie  na  śmiałe

pieszczoty znienawidzi siebie za wykorzystanie wrażliwości Janny.

- Więc o co chodziło z tymi ostrygami i morsem? - spytała w końcu Janna, wzdychając i

rozluźniając się

zupełnie.

Uśmiechnął się i wargami musnął' delikatnie jej włosy.

-  Czy  twoi  bracia  nigdy  ci  nie  tłumaczyli,  co  się  zdarza,  kiedy  delikatna,  niewinna,

soczysta mała ostryga idzie na kolację z morsem? - zapytał.

Janna pokręciła głową, nie ufając własnemu głosowi.

- Nie pamiętasz wiersza, który recytował Tweedleedee w książce o przygodach Alicji po

drugiej stronie lustra?

Głęboki głos Kruka huczał w jej głowie, przenikał do samego wnętrza, roztapiał wszelkie

obawy.  Nieświadomie  przesunęła  policzkiem  po  jego  piersi,  próbując  przytulić się mocniej.

Kruk zacisnął ramiona, gniotąc jej miękkie piersi. Żar przepłynął przez niego jak błyskawica,

rozpalając ciało.

-  "Było  smaszno,  a  jaszmije  smukwijne  świdrokrętnie  na  zegwniku  wężały  ...  " -

zacytował, ignorując dreszcz podniecenia.

Tym  razem  był  pewien,  że  to  śmiech  wywołuje  te  ciche  dźwięki  i  delikatne  poruszenia

Janny. Westchnął głęboko i jeszcze raz przepowiedział sobie w duchu wszystkie powody, dla

których  byłby  nieczułym,  potwornym,  godnym  pogardy  sukinsynem,  gdyby  ją  teraz

wykorzystał.

background image

Janna uniosła głowę, spojrzała mu w oczy i powiedziała:

- Płomiennooki Dżabbersmok ...

- Na zdrowie - odparł natychmiast.

Wargi jej zadrżały, gdy próbowała powstrzymać śmiech. Jakoś zdołała tego dokonać.

-  To  płomiennooki  Dżabbersmok  zbliżał  się  do  zegwnika -  wyjaśniła. -  I  nie  ma  tam

żadnego Morsa. Jeśli mi nie wierzysz, spytaj Lewisa Carrolla.

-  Carroll  był  zbyt  zajęty  woskowaniem  pułapów  i  udeptywaniem  kapusty  dla  królów,  by

martwić się o to, kto wężał czy nie wężał na zegwniku - odparował Kruk.

Janna  wyszeptała  jego  imię  i  musnęła  wargami  usta  Kruka.  Oddał  ten  lekki  pocałunek.

Gdy  jednak  czubkiem  języka  przesunęła  po  jego  górnej  wardze,  odwrócił  się  i  bardzo

delikatnie ułożył głowę Janny na swym ramieniu.

T o było najdelikatniejsze odepchnięcie, jakie mogła sobie wyobrazić. Zraniło ją bardziej

niż cokolwiek

innego,  zabolało  aż  do  głębi  duszy,  sprawiając,  że  czuła  się  bezbronna  i  skrzywdzona.

Kruk natychmiast wyczuł zmianę jej nastroju.

- Janno?

Po  długiej  chwili  wyprostowała  się  i  uwolniła  z  jego  objęć.  Wreszcie  stanęła w wąskim

przejściu między koją a kuchenką. Spojrzała na potężne ciało Kruka pod ciemną kołdrą, na

blask  księżyca  odbijający  się  w  czerni  jego  oczu  i  na  wyciągniętą  dłoń.  Na  czubku  języka

czuła smak jego ust.

- Co się stało? - zapytał.

- Nic nowego - rzuciła wreszcie, nieświadomie powtarzając wcześniejsze słowa Kruka.

Czuła,  jak  z  wolna  gaśnie  żar  i  ogarnia  ją  chłód  poniżenia,  zostawiając  tylko  ból.

Postanowiła nie utrudniać życia mężczyźnie, który był dla niej tak uprzejmy i cierpliwy.

- Przepraszam cię za ten pocałunek - szepnęła. - Naprawdę. Wciąż jeszcze łudzę się, że

mam coś, co mogłabym dać mężczyźnie w łóżku. Wolno się uczę. Przepraszam.

- Janno, do diabła! Nie ma w tym twojej winy! - rzucił szorstko Kruk, czując, że traci

opanowanie.

Chciał ją oszczędzić, nie ranić jeszcze bardziej.

Jednak  wszystko,  co  mówił,  tylko  pogarszało  sytuację.  Jakoś  musiał  ją  przekonać,  że

chodzi o coś innego.

- To sytuacja, nie ty. Gdybyśmy spotkali się w innych okolicznościach...

.

- Przestań - przerwała mu gwałtownie, a potem ciszej dodała: - Nic nie mów. Nie musisz

mnie okłamywać. Jestem dużą dziewczynką. Potrafię znieść prawdę. A prawda jest taka, że

brakuje  mi  tego  nieokreślonego  czegoś,  co  podnieca  mężczyzn.  Przykro  mi,  że  wprawiłam

cię w zakłopotanie. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. - Uśmiechnęła się z przymusem i

background image

wyciągnęła prawą dłoń. - Zostańmy przyjaciółmi.

- Przyjaciółmi? - Kruk zgrzytnął zębami.

Patrzył na Jannę oczami tak czarnymi jak sama noc.

Jej  uśmiech  doprowadzał  go  do  szaleństwa.  Był  tak  chłodny  i  jasny  jak  księżyc

oświetlający wyciągniętą rękę.

- Przyjaciółmi? - powtórzył, uśmiechnął się dziwnie i przyciągnął dziewczynę do siebie.

Nie było żadnego ostrzeżenia. W jednej chwili Janna stała w przejściu z tym uprzejmym

uśmiechem przyklejonym do twarzy, a w następnej leżała na plecach w koi Kruka. Potężne,

nagie nogi przyciskały jej uda do materaca.

-  O  tak -  powiedział  niezbyt  wyraźnie. -  Jesteśmy  przyjaciółmi. -  Wziął  obie  jej  dłonie  i

mrucząc coś, zaczął je przesuwać w dół swego ciała. - Głęboko wierzę w to, że przyjaciele

powinni być ze sobą szczerzy.

- O co ci chodzi?

Pytanie urwało się nagle. Janna wyczuła palcami coś dziwnego.

- Właśnie to - szepnął. - Tak to wygląda niemal przez cały czas, odkąd zobaczyłem, jak

walczysz  ze  sztormem -  stwierdził  rzeczowo. -  Uśmiechasz  się,  odwracasz  lub  oblizujesz

wargi, a mnie to tak podnieca, że ... Jeśli znowu zaczniesz opowiadać bzdury, że nie jesteś

dość seksowna, by poruszyć mężczyznę, to ja ...

Słowa zmieniły się w gardłowy jęk, gdy Janna wolno poruszyła palcami. Odruchowo

zareagował, przyciskając do niej biodra. Zobaczył, że Janna patrzy na jego ciało i uśmiecha

się, widząc ten aż nadto widoczny dowód pożądania. Zadygotał, czując rozkosz tak

intensywną, że zacisnął zęby, by nie krzyczeć.

- Dość - wykrztusił w końcu. Chwycił w dłonie twarz Janny. - Nie wezmę cię teraz. To by

nie  było  uczciwe.  Chciałem  tylko,  byś  wiedziała,  że  żadna  kobieta  nie  podnieciła  mnie  tak

mocno, tak szybko. Uczciwie stawiam sprawę?

Janna spojrzała w twarz Kruka. Oczy miał zmrużone, błyszczące, wargi ściągnięte jak w

ataku  bólu,  a  skórę  gorącą  i  lśniącą  od  potu.  Każdy  mięsień  zesztywniał  mu  z  pożądania  i

napięcia. Świadomość, że tak bardzo jej pragnął, była jak paląca dzikość, roztapiająca ją w

zmysłowym  żarze,  którego  dotąd  nie  znała.  Drżała,  a  te  drobne  konwulsje  odmieniały  jej

ciało.  Próbowała  coś  powiedzieć,  ale  nie  mogła  wykrztusić  słowa.  Potrafiła  tylko  powtarzać

jego imię·

Zapach  jej  podnieconego ciała  pobudził  wszystkie  mięśnie  Kruka.  Czuł  drżenie  jej  ud  i

bioder, które przyciskały się do niego coraz mocniej.

-  Janno, nie. O Boże - jęknął przez zaciśnięte zęby. - Nie mogę tego zrobić. Nawet cię

nie pocałowałem. Zasługujesz na coś lepszego.

Delikatnie przesunęła się na bok ocierając rozchylone uda o jego nagą skórę. Chciał jej

powiedzieć, by nie ruszała się, bo stanie się coś, czego oboje będą żałować, ale nie potrafił

background image

mówić. Zacisnął dłonie na jej koszulce i próbował się opanować.

A  potem  nastąpiła  katastrofa.  Koszulka  całkiem  się  rozerwała.  Kruk  czuł  się  tak  jak

wówczas, gdy po raz pierwszy zobaczył Jannę na morzu.

Nigdy do tego stopnia nie stracił panowania nad sobą. Teraz wszystko wokół wirowało, a

rozkosz  przenikała  każdą  komórkę  jego  ciała  Janna  czuła  wstrząsające  nim  dreszcze,

słyszała swoje imię, które wykrzykiwał zduszonym głosem. Nie potrafiłaby opisać, jak bardzo

poruszyła  nią  świadomość,  że  ten  wyjątkowy  mężczyzna  jej  pożądał.  Łzy  spływały  po

policzkach  Janny,  gdy  go  obejmowała,  a  miłość  do  niego  ogarniała  ją  jak  płomień.  Nie

chciała od życia niczego więcej, tylko trzymać go tak w ramionach aż do śmierci.

Wreszcie  oddech  Kruka  wyrównał  się.  Gęsty  wąs  muskał  jej  policzek  jedwabistą

pieszczotą.  Pocałował  ją  delikatnie,  potem  znowu,  aż  dotknął  wargami  ciepłego  śladu  łez.

Drgnął i cofnął się.

- O Boże - powiedział łamiącym się głosem. - Przepraszam cię, Janno. Nie chciałem cię

skrzywdzić.

- Nie - odparła szybko, przytrzymując go, gdy próbował się odsunąć. - Nie zrobiłeś mi nic

złego.

Ale Kruk łagodnie zsunął się z jej ciała. Pogładził lśniące włosy drżącą dłonią. '

-  Przepraszam -  szepnął -  tak  mi  przykro.  Nigdy  jeszcze  tak  się  nie  zapomniałem.  Za

bardzo cię pragnąłem. Zapomniałem, jak jestem silny i że nie powinienem dotykać kruchych

rzeczy. Przepraszam cię, Janno. Boże, ja ... - Głos znów mu się załamał.

Zamknął  oczy  i  próbował  odzyskać  panowanie  nad  sobą,  które  tak  łatwo  tracił,  ilekroć

znalazł  się  blisko  Janny.  Usłyszała  ból  w  jego głosie.  Niepewnymi  palcami  pieściła  szorstki

policzek i gęstą zasłonę rzęs.

- Nie skrzywdziłeś mnie - oznajmiła drżącym głosem.

- Płaczesz - odparł szorstko. - Musiało cię boleć jak diabli.

- Nie - odparła, kładąc palce na jego ciepłych wargach. - Posłuchaj. Nic mnie nie bolało.

To  tylko  świadomość  tego,  jak  bardzo  mnie  pragniesz.-  Od  dychała  z  trudem. -  To  było

niewyobrażalnie cudowne uczucie - szepnęła i pocałowała go. - Dlatego płakałam. I dlatego

nadal płaczę·.

Kruk.  sięgnął  do  przełącznika.  Przyćmione,  złote  światło  zalało  koję.  Jakby  chciał  się

upewnić o prawdzie jej słów, czubkami palców przesunął lekko po

skórze Janny, szukając dowodów, że ją zranił. ,

Drżąc, obserwowała, jak dotyka jej z niezwykłą delikatnością. Żar wezbrał tak nagle, że

musiała  wstrzymać  oddech.  Usłyszał  jej  westchnienie  i  chwycił  dziewczynę  w  ramiona.  Był

teraz jednocześnie łagodny  i  wygłodniały. Pieścił Jannę i uśmiechał się,  wiedząc już,  że jej

nie skrzywdził.

Spojrzenie  Kruka  przesuwało  się  po  niej,  pieszcząc  każdy  zakamarek  jej  ciała.

background image

Uświadomiła  sobie,  że  ma  rozerwaną  koszulkę.  Cienki  materiał  przy19nął  do  piersi,

przytrzymywany wilgocią spoconej skóry.

- Mały wojownik - szepnął, pieszcząc jej ciało. - Miękka, gorąca, cudowna.

Wsunął palec pod rozerwaną koszulkę, jednym ruchem odszukał i odsłonił pierś. Zanim

jej dotknął, pod bawełną zarysowała się stwardniała sutka.

- Kruku ... - szepnęła.

Mruknął coś, co mogło oznaczać bardzo wiele.

Zdumiona patrzyła, jak pochyla głowę i czubkiem języka dotyka sutki. Wydała stłumiony

jęk. Roześmiał się chrapliwie w odpowiedzi.

- Tak - odparł, rozumiejąc pytanie, którego Janna nie potrafiła zadać. - Będę całował

każdy kawałek twego ciała. Ale najpierw przekonam się, jaki smak mają twoje usta. Nigdy

dotąd nie poznawałem tajemnic kobiety w takiej kolejności - stwierdził. - Kiedy już poznałem

te najważniejsze, inne przestawały mnie interesować. Ale nie u ciebie. Muszę się

dowiedzieć, czy równie ufnie rozchylisz swoje wargi.

Janna zobaczyła spieczone usta Kruka i czarne lśniące wąsy. Rozchyliła wargi. Wyczuła

lekkie  drżenie,  gdy  zetknęły  się  ich  usta.  Jęknęła  cicho  i  przesunęła  palcami  po  potężnych

mięśniach ramion.

Gdy Kruk poczuł na skórze paznokcie Janny, cofnął się natychmiast, jakby się bał, że ją

zrani.

-  Jeszcze -  szepnęła,  wsuwając  palce  w  gęstwinę  jego  włosów  i przyciągając  Kruka  do

siebie. - Och proszę, pocałuj mnie tak jeszcze raz.

Wpił się wargami w usta i całował tak gwałtownie, że zabolała ją szyja. Opanował się z

wysiłkiem.

- Diabli biorą wszystkie moje dobre intencje

- oświadczył.

.

Patrzył na poczerwieniałe usta Janny z mieszaniną poczucia winy i nie skrywanego

pożądania.

Spojrzała  w  zmrużone,  czarne  oczy  i  niepewnie  oblizała  wargi.  Mrowiły,  były  gorące  i

wrażliwe. Spojrzała Krukowi prosto w oczy i drżąc, wyszeptała jego mię.

-  Czego  oczekujesz  od  mężczyzny? -  zapytał. -  Powiedz,  a  spełnię  twoje  życzenia.

Cokolwiek zechcesz, jak tylko zechcesz i tak długo jak wytrzymasz. Tylko powiedz.

- Nie wiem - przyznała. - Mój były mąż nigdy niczego ode mnie nie chciał. - Westchnęła

gwałtownie, kiedy zęby Kruka wpiły się delikatnie w jej szyję.

-  Powiedziałaś  mi  wszystko o twoim  mężu -  wymruczał,  muskając  wrażliwą  małżowinę

ucha. - Teraz powiedz, czego chciałaś od swoich kochanków.

- Nie wiem. Jesteś pierwszy.

.

Janna wyczuła, że Kruk znieruchomiał. Po chwili wolno uniósł głowę, by spojrzeć jej w

background image

oczy. Próbowała żartować ze swego braku doświadczenia, ale słowa utknęły jej w gardle.

-  Pierwszy? - zapytał.  Nie  mógł  uwierzyć,  że kobieta  tak  zmysłowa  jak  Janna  nigdy  nie

znalazła mężczyzny, który mógłby ją docenić.

- Nie myślałam, że ktoś mnie zechce. Naprawdę. Z powodu Marka przeczytałam nawet

dziesiątki książek, ale nic nie pomogło.

Urwała z cichym rozpaczliwym jękiem, gdy język Kruka wsunął się w jej ucho. Wbiła mu

paznokcie w pierś.

- Książki, tak? - mruknął. - Uprzedź mnie, jeśli pominę jakieś rozdziały, które cię

zaciekawiły.

- Co? - spytała. Słowa nie docierały do niej, jedynie gorący dotyk rąk Kruka, parzący jej

skórę.

- Będę cię kochał. Całą. Mam zamiar kochać cię, aż będziesz jęczeć, szlochać i roztopisz

się w ogniu rozkoszy. A potem zacznę jeszcze raz i jeszcze.

To była zmysłowa groźba i kusząca obietnica.

Janna  chciała,  by  dotrzymał  słowa.  Wplótł  palce  w  jej  dłonie  i  przesunął  ręce  nad  jej

głowę.  Poruszyła  się  instynktownie,  wywołując  tym  uśmiech  Kruka.  Dreszcz  przebiegł  jego

ciało.  Zaklął  pod  nosem.  Nie  powinien  pragnąć  znowu,  tak  szybko,  tak  bardzo,  jakby  nic

między nimi nie zaszło. Ale tak właśnie było.

Janna  jęknęła,  gdy  podniósł  ją  niczym  piórko  i  przewrócił  na  brzuch.  Chciała  o  coś

zapytać,  ale  zapomniała,  co  powinna  powiedzieć.  Kruk  wsunął  pod  nią  dłonie,  pieszcząc

piersi. Zalał ją żar i niemal straciła oddech.

Poruszyła nogami i spróbowała odwrócić się na bok, szukając ciepła jego ciała.

- Nie chcesz, żebym cię objęła? - spytała.

- Chcę za bardzo - odparł przez zaciśnięte zęby.

-  Jesteś  taka  cudowna.  Tak  diabelnie  podniecająca,  że  tracę  panowanie  nad  sobą -

jęknął. - Nie czujesz, co ze mną robisz?

Roześmiał  się  gardłowo,  gładząc  dłonią  jedwabistą  skórę  Janny.  Całował  i  pieścił  jej

ciało, i raz po raz mruczał jej imię. Janna prawie nie słyszała. Pieszczoty Kruka odbierały jej

oddech, mąciły myśli.

- Sprawiasz, że mam ochotę cię zjeść. Całą - powiedział gardłowo, obracając ją na plecy

i zaciskając delikatnie zęby na biodrze Janny.

Ogarnęła ją taka lawina wrażeń, aż zadrżała gwałtownie.

- Kruku, ja ...

- Smakujesz jak morze - przerwał jej. - Słono, tajemniczo i dziko.

Nie potrafiła dłużej ukrywać swej namiętności.

Odnalazł ją słodką, wygłodniałą i bezbronną. Wygięła się, wychodząc mu na spotkanie.

Otoczyła go sobą jak mgła ogarnia las, nierozdzielnie, a potem o boje przeżyli ekstazę i cały

background image

otaczający ich świat odpłynął w ciemność

Krzyknęła,  wbijając  mu  paznokcie  w  ramiona,  gdyż  był  jedynym  realnym  oparciem  w

świecie, który rozpadał się z wolna.

Kiedy ostatnie drżenie minęło, Kruk pochylił głowę zlizując ze skóry Janny kropelki potu.

Wiedział, że znalazła zaspokojenie.

- Kruku - powiedziała, na ślepo szukając jego warg. - Przytul mnie. Proszę. .

Czuł na policzku jej łzy i objął ją mocno ramionami.

Świat odsunął się i znikł; pozostała tylko kobieta o lśniących srebrzysto-zielonych oczach.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Janna  budziła  się  powoli.  Śniła,  że  leży  na  piasku  i  promienie  słońca  padają  na  nią

złocistą kaskadą· Uśmiechnęła się i poruszyła lekko, wyginając ciało.

Kruk  przesunął  dłonią  po  skórze  Janny,  zachwycony  jej  nieskrępowaną  zmysłowością.

Czuł  się  trochę  winny.  Uważał,  że  gdyby  nie  uratował  jej,  gdyby  nie  znaleźli  się  odcięci  od

świata  w  tym  dzikim  raju  zatoki,  Janna  nie  pragnęłaby  go  go  bardziej  niż  jakiegokolwiek

innego mężczyzny.

Jednak wykorzystał tę izolację i jej wdzięczność, gdyż on sam nigdy bardziej nie pragnął

żadnej kobiety.

W tej chwili było tak samo. Znów chciał się kochać z Janną, czy było to właściwe, czy nie,

z  namiętności  czy  wdzięczności,  w  raju  czy  piekle.  Pragnął  jej.  Była  odgłosem  śmiechu  na

wietrze i kłębiącą się srebrzystą mgłą, migoczącą w jego duszy. Była tajemniczym zapachem

morza  i  radością  życia.  Oddałby  własną  krew,  by  uwierzyć  w  to,  że  chce  być  z  nim

niezależnie od tego, jak i gdzie się poznali.

Ale wiedział, że to nieprawda. Gdyby spotkali się w normalnych okolicznościach, raz tylko

spojrzałaby  na  jego  onieśmielające  rozmiary  i  mroczną,  ponurą  twarz,  a  potem

uśmiechnęłaby się uprzejmie i odeszła.

Wiedział,  że  Janna  jest  darem  dla  samotnego  Kruka  od  dawnych  bogów  Haida,

okrutnych  bogów,  którzy  dawali  tylko  to,  co  mogli  potem  odebrać,  by  nauczyć  człowieka

cierpienia. Kruk wiedział, że nie może walczyć z bogami, zatrzymać daru i uniknąć cierpień.

Mógł  tylko  cieszyć  się  Janną  przez  tę  krótką  chwilę,  gdy  dziewczyna  należy  do  niego.  A

potem, gdy nadejdzie czas, rozstać się z nią. I modlić się, by nigdy nie żałowała, że oddała

siebie człowiekowi, którego nie kochała.

- Wyglądasz, jakby ktoś wykuł cię z kamienia - mruknęła sennie Janna. Przebiegła

background image

palcami po

surowych  zmarszczkach  na  twarzy,  które  zniknęły,  gdy  odwrócił  głowę,  by  ucałować  jej

dłoń. - O czym myślałeś?

-  O  raju  i  dawnych  bogach  Haida -  odparł,  dotykając  policzkiem  ciepłego  wnętrza  jej

dłoni. - I o Ewie. - Uniósł głowę  i spojrzał na  leżący  w jego ramionach dar bogów. - Jesteś

taka piękna - szepnął. - Taka kobieca, gorąca i szczodra. Mężczyzna może zginąć, próbując

się  tobą  nasycić. -  Zmysłowo  przygryzł  zębami  jej  dłoń. -  A  nie  wyobrażam  sobie  lepszego

sposobu przejścia do wieczności, niż umrzeć słuchając twoich westchnień.

Janna spojrzała na Kruka leżącego obok niej na koi, nagiego i potężnego jak góra. Przez

bulaj  sączyło  się  światło  słońca,  czysty  blask  spływający  po  jego  ciele.  Był  tak absolutnie

męski,  tak  w  jej  oczach  doskonały.  Dotknęła  go  drżącą  dłonią,  z  cichym  westchnieniem

wsunęła się w ramiona, które otworzyły się dla niej zapraszająco.

- Kocham cię, Kruku - powiedziała, przytulając go mocno. - Myślę, że pokochałam cię od

chwili, gdy wyciągnąłeś mnie z morza.

Kruk zamknął oczy, czując ukłucie bólu. Lekkim pocałunkiem zamknął jej usta, gdy

ponownie chciała wyznać mu miłość. Potem położył palec na jej wargach.

- Nic nie mów - szepnął, patrząc jej w oczy .. Wolałby, żeby nigdy tego nie powiedziała.

Już wcześniej odgadł źródło wszelkich emocji, jakie wobec niego mogła odczuwać. Powód,

dla którego w jej oczach on właśnie był inny niż reszta mężczyzn. Nie musiała mu

przypominać, że to wdzięczność, nie miłość, nawet jeśli to przypomnienie brzmiało w tak

słodkich i łagodnych słowach.

Janna patrzyła na niego, widząc ból w pustych oczach, lecz nie rozumiejąc jego

przyczyny.

- Kruku? - spytała niepewnie. - Czy chciałbyś ... Nakrył jej usta wargami w długim,

ciepłym pocałunku.

-  Najdroższa -  szepnął  wreszcie. -  Nie  musisz  mnie  kochać.  Wiem,  że  jesteś  mi

wdzięczna  za  to,  że  uratowałem  ci  życie.  Ja  też  jestem  za  to  wdzięczny  losowi.  Bez  ciebie

nie wiedziałbym, co to znaczy być w raju. Znaleźć się w miejscu poza czasem, gdzie nie ma

nikogo prócz jednego mężczyzny i jednej kobiety stworzonych dla siebie.

Szybkim ruchem przycisnął wargi do ust Janny.

Poczuł radość, gdy otworzyła je zachęcająco. Spijał ten pocałunek i rozkoszował się nim.

Po  chwili  uniósł  głowę  i  spojrzał  w  oczy  dziewczyny, tak  tajemnicze,  jak  mgła  okrywająca

dziewiczy las.

- Wykorzystajmy ten czas, ten pierwotny raj, ten dar - rzekł, namiętnie całując Jannę po

każdym  słowie. -  Cieszmy  się  nim  i  nie  składajmy  sobie  obietnic,  które  krępowałyby  nas,

kiedy  ten  raj  stanie  się  tylko  wspomnieniem,  a  reszta  życia  aż  nadto  realna.  Chcę,  żebyś

wspominała mnie z radością. Tak jak ja będę wspominał ciebie.

background image

Janna zamknęła oczy i próbowała nie rozpłakać się pod wpływem targających nią uczuć,

na przemian bólu i rozkoszy. Jest z mężczyzną, którego kocha, z mężczyzną, który śmiał się

z nią i płakał, a jednak nie czuł do niej miłości. Kochał się ż nią, jakby była jedyną kobietą na

ziemi.

Ale nie była. Dla Kruka istniała tylko jedna kobieta. Kobieta, którą kochał i której nie mógł

zdobyć. Angel.

Czy wciąż ją kochasz?

Oczywiście. I ona teraz też mnie kocha.

Janna wiedziała, że nie może tego zmienić. Może tylko czuć zazdrość. I może też przyjąć

ten wspaniały dar Kruka. Przyjąć go i zrozumieć, że miłość jest jak raj: pierwotna, niewinna,

znająca  tylko  własne  istnienie,  własne  potrzeby,  jest  prawem  sama  dla  siebie,  dziewiczą

wyspą na nieskończonym morzu czasu.

-  Tak -  szepnęła,  tuląc  się  do  Kruka,  dając  mu  z  siebie  tyle,  ile  zechciał  wziąć. -  Tak,

chcę,  żebyś  mnie  wspominał  z  radością.  Pamiętaj  o  mnie,  najdroższy  .  Pamiętaj,  że

kochałam cię w tym miejscu poza czasem.

Kruk  usiłował  wejrzeć  przez  zieloną  toń  oczu  Janny  do  ukrytej  w  głębi  duszy.  Dojrzał

tylko czerń jej długich rzęs, jedwabiste pukle włosów, gdy pieściła ustami jego pierś. Chciał

coś  powiedzieć,  ale  nie  mógł  złapać  tchu.  Cynamonowe  włosy  spływały  kaskadą  na  jego

ramiona.

Próbował wsunąć palce w gęste sploty, ale zanim zdołał jej dotknąć, naprężył całe ciało,

a  z  gardła  wyrwał  mu  się  chrapliwy  jęk.  Była  kobietą  i  była  ogniem  wypalającym  znamię  w

jego duszy.

Gdy  Janna  obudziła  się  tego  ranka  po  raz  drugi,  wciąż  była  wtulona  w  ramiona  Kruka.

Przesunęła się, bo sztywne włosy na jego piersi łaskotały ją w nos. Kruk objąłją mocniej, bez

słów dając do zrożumienia,

że już nie śpi. Uśmiechnęła się i pogładziła policzkiem . I jego pierś. Szepnęła bezgłośnie:

kocham cię, i przyjęła ukłucie smutku, które nadeszło wraz ze świadomością,

że on nie czuje do niej miłości. Ajednak docenił ją jako kobietę i rozkoszował się nią tak

żyWiołowo. Przypominał jej o tym cudowny zmysłowy ból całego ciała.

Może jej nie kocha, ale dawał jej rozkosz w każdej kolejnej pieszczocie ciała. Zostałaby z

nim  choćby  z  tego  powodu.  A  łącząc  tę  jego  namiętność  z  delikatnością  i  siłą,  z  jego

śmiechem  i  inteligencją,  otrzymała  obraz  mężczyzny,  o  jakim  marzyła,  choć  nigdy  nie

sądziła, że go znajdzie.

W  głębi  duszy  wierzyła,  że  każdy  mężczyzna,  który  kochałby  się  z  nią  tak  jak  on,

musiałby  żywić  dla  niej  jakieś  uczucie.  Z  pewnością  ma  szansę,  by  zdobyć  jego  miłość,

odbierać go po trochu Angel z każdym pocałunkiem, każdą pieszczotą.

Znów przytuliła twarz do szerokiej piersi. Dostrzegła, że płaska brodawka znalazła się tuż

background image

obok jej ust, i delikatnie dotknęła jej czubkiem języka.

- Mmm. Dobrze smakujesz. Jak ostryga. Jesteś słony.

- Chcesz odrobinę soku z cytryny?

- Kruk w muszli - mruknęła, musnęła brodawkę językiem raz jeszcze, a potem delikatnie

ugryzła. - Nie. Nie trzeba soku. Najlepszy jesteś bez niczego, tak jak cię znalazłam.

Zaburczało  jej  w  brzuchu,  przypominając,  że  od  wczorajszego  wieczoru  nie  zjadła

niczego, z wyjątkiem kilku ostryg.

Kruk uśmiechnął się, przesunął kciukiem wzdłuż jej pleców.

- Rzucimy monetę o to, kto robi śniadanie?

- Reszka - powiedziała, a potem krzyknęła zdziwiona, gdy podniósł ją, obrócił i delikatnie

ułożył na koi twarzą w dół.

- Wypadł orzeł - stwierdził, gładząc ręką sprężyste biodra Janny. - Przegrałaś. Chyba, że

ty chcesz mną rzucić - dodał niewinnie.

Janna odsunęła włosy z oczu i dostrzegła kpiący uśmiech Kruka.

- Wykorzystałeś mnie.

- Kilka razy - zgodził się ze śmiechem. Uniósł Jannę i postawił na nogi w przejściu obok

koi. - A jeśli nie zaczniesz zaraz robić śniadania - dodał, głaszcząc ją po udach - będziemy

grać o obiad. - Uśmiechnął się, słysząc, jak dziewczyna wstrzymuje oddech. - Lub może o

kolację.

Janna zanurzyła palce w czarnych włosach Kruka. Gdy znów zaczął ją pieścić, krzyknęła

jego imię tak gardłowym głosem, że aż jęknął.

- I co ja mam z tobą zrobić? - szepnął. -Za każdym razem pragnę cię bardziej.

Chciała

coś  powiedzieć,  ale  wydała  z  siebie  tylko  cichy,  urywany  dźwięk,  gdyż

pieszczoty Kruka stawały się coraz bardziej gorące.

- Nie będziesz jadł więcej ostryg - powiedziała, przygryzając wargę.

Pokręcił głową, trącając ją przy tym nosem.

- Gdyby ta teoria była prawdziwa - wymruczał - mężczyźni wykończyliby już wszystkie

ostrygi.

- Albo kobiety - odparła.

Zaśmiał się.

- Twierdzisz, że mężczyźni wykończyliby wszystkie kobiety, czy kobiety wykończyłyby

ostrygi?

- Dokładnie. Cieszę się, że zrozumiałeś. Tak wielu ludzi nie potrafi pojąć zupełnie prostej

dwuznaczności. Co zjemy na śniadanie?

W odpowiedzi spojrzał tak, że aż ugięły się pod nią nogi.

- Kruku - szepnęła. Zamknął oczy.

- Chyba pójdę popływać w zatoce. Ty przygotuj szynkę, ziemniaki i jajka w proszku. Jak

background image

zjemy,  możesz  wziąć  prysznic,  a  ja  posprzątam  kajutę.  A  potem  pójdziemy  na  spacer  do

wioski, póki jeszcze możemy.

- Póki możemy?

- Chodzić - wyjaśnił krótko. Otworzył oczy. Migotało w nich rozbawienie. - Nie wiedziałaś,

mały wojowniku? - zapytał. - Pozabijamy się w łóżku. - Zęby błysnęły mu pod czarnym

wąsem, kiedy wyciągnął z pościeli podarte resztki koszulki Janny. - I wiesz co? - zapytał,

kołysząc zawieszoną na palcu szmatką. - Nie mogę się tego doczekać.

Janna  przygryzła  wargę,  patrząc  na  niego  z  nadzieją,  a  zarazem  z  zawstydzeniem.

Wiedziała,  że  wyraz  jej  twarzy  musi  zdradzać  wszystkie  myśli,  gdyż  Kruk  zmrużył  oczy  i

przyglądał  się  z  uwagą. Jęknęła,  pochwyciła  podartą koszulkę  i  ukryła  w  niej  zarumienioną

twarz.  Nie  była  przyzwyczajona  do  zmysłowych  przekomarzań,  nie  bardziej  zresztą  niż  do

fizycznej miłości.

- Pewnie będziesz chciała włożyć inną moją koszulkę - powiedział z powagą.

Skinęła głową, nie patrząc na niego. Uśmiechnął się delikatnie.

- Pod jednym warunkiem.

Janna uniosła głowę.

- To znaczy?

- że w łóżku będziesz nosić tylko mnie.

Kruk  nie  pytał,  czy  ten  zduszony  dźwięk  jest  zgodą,  czy  odmową.  Po  prostu  wstał,

ucałował  ją  mocno,  chwycił  mydło  i  zniknął  za  burtą  "Czarnej  Gwiazdy",  w  sinych  wodach

zatoki.

Janna zdołała jakoś nie przypalić, nie rozlać i nie rozsypać składników śniadania, kiedy

zobaczyła,  jak  Kruk  wychodzi  z  zatoki  po  kąpieli.  Nagi  i  potężny,  wyglądał  na  całkowicie

zespolonego  z  tą  dziką  krainą.  Na  jego  widok  Janna  wstrzymała  oddech.  Zapragnęła,  by

wciąż trwał sztorm, dzięki, któremu byli tu, w zatoce.

Niestety,  kiedy  skończyli  śniadanie  i  Janna  wzięła  prysznic,  stało  się  jasne,  że  sztorm

przycichł.  Ubierała  się  w  ponurym  nastroju,  żałując,  że  tak  szybko  przyjdzie  im  opuścić  raj.

Zastanowiła się, czy na Kruka czekają nie cierpiące zwłoki interesy. A może zechce zostać w

tym raju kilka dni dłużej, by dać jej szansę wykradzenia jeszcze odrobiny jego miłości.

- Janno, znalazłem!

Wkładała właśnie przez głowę jedną z wielkich, czarnych koszulek Kruka.

- Co? - odkrzyknęła.

- Prawdziwy szkicownik. Wiedziałem, że Angel gdzieś go tu zostawiła, ale nie

pamiętałem gdzie.

Janna zapięła dżinsy i otworzyła drzwi komórki, która służyła jednocześnie za mostek i

prysznic.

- Szkicownik? - spytała, odsuwając z twarzy kosmyk włosów.

background image

Gęste  jedwabiste  kosmyki  opadły  jednak  znowu  na  policzki,  gdy  tylko  uniosła  głowę.

Jeszcze  raz  odgarnęła  włosy  i  spróbowała  zignorować  uczucie  pustki,  pojawiające  się  w

żołądku za każdym razem, gdy Kruk mówił o Angel.

- Czy Angel jest artystką?

-  Jedną  z  najlepszych -  odparł,  uśmiechając  się  na  wspomnienie  wspaniałego  witrażu,

który Angel podarowała mu i który znajdował się w jego domu na wyspie Vancouver. Witraż

ukazywał "Czarny Księżyc", jego trawler, płynący po tajemniczym morzu; w dole srebrzystą

ławicą płynęły łososie. - Galerie czekają w kolejce na jej witraże.

- Och.

Janna chciała powiedzieć coś więcej, ale sama myśl, że musi walczyć o Kruka z kobietą,

która jest nie tylko odważną, piękną blondynką, ale i artystką, zmieniła w plastelinę jej zwykle

bystry umysł.

Życie nie jest sprawiedliwe - mruknęła pod nosem.

- Co?

- Witraże, tak? - rzuciła Janna i wypowiedziała na głos pierwszą myśl, jaka przyszła jej do

głowy.

- Zeszłego roku w galerii w Seattle widziałam wspaniałe dzieło. Zachwycało mnie tak

bardzo, że stałam przed nim i cierpiałam. - To wspomnienie wywołało lekki uśmiech na jej

twarzy. - Witraż przypominał Przesmyk Wewnętrzny o zmroku, W tej magicznej chwili, kiedy

wszystkie legendy stają się prawdą. Były tam rzędy gór we wszystkich możliwych odcieniach

błękitu, opadające aż do horyzontu, a morze lśniło jak żywe srebro i, niczym Bóg, dawało

światło i życie wszystkiemu, czego dotykało. Chciałabym, żeby było mnie stać choć na

fragment tego witrażu.

- Angel ustaliła tak wysoką cenę, gdyż nie mogła się z nim rozstać. - Kruk uśmiechnął się

lekko. - To jedna z jej ulubionych prac.

- To był witraż Angel? - spytała z niedowierzaniem Janna. Skinął głową.

- Ona rozumie, że morze jest źródłem wszelkiego życia. To zadziwiająca kobieta - dodał,

wręczając Jannie szkicownik. - Tak jak ty.

Janna  nie  wiedziała,.  czy  śmiać  się,  płakać,  czy  krzyczeć  z  rozpaczy  .  Nie  dość,  że

zazdrościła  Angel  miłości  Kruka,  to  jeszcze  podziwiała  jej  talent.  To  było  więcej,  niż  mogła

znieść.  Bez  słowa  wzięła szkicownik  i  przejrzała  szybko.  Tylko  na  trzech  kartkach  znalazła

rysunki.  .  Szkice  kłody  wyrzuconej  na  szeroką  piaszczystą  plażę.  Była  tam  równowaga

elementów i delikatna elegancja linii, która przemawiała do wyobraźni Janny.

- Nie powinnam 'tego używać. Może Angel...

- Nie będzie jej to przeszkadzać - przerwał Kruk.

To były tylko wstępne szkice. Ten witraż był prezentem dla mojego dziadka.

Janna zamknęła szkicownik i spojrzała na Kruka z powątpiewaniem w oczach.

background image

- Weź - zachęcił ją. - Nie będziesz musiała wyruszać aż do Masset i z powrotem tylko po

to,  żeby  narysować  o  świcie  parę  totemów.  Teraz,  kiedy  znalazłem  prawdziwy  szkicownik,

mogłabyś zostać parę dni dłużej, prawda? - Przerwał nagle. - Chyba że z jakichś powodów

musisz wracać do Masset natychmiast? .

Pogładziła szkicownik, a jej oczy błysnęły szczęściem.

- Nie - powiedziała drżącym głosem. - Nigdzie nie muszę wyjeżdżać. Chciałabym spędzić

jeszcze kilka dni w raju. Z tobą.

Zadowolony,  a  jednak  trochę  nieśmiały  uśmiech  Janny  sprawił,  że Kruk  objął  ją

ramionami. Wciągnął w nozdrza słodki, kobiecy zapach i zamknął oczy. Nie wierzył swojemu

szczęściu.

Jeszcze kilka dni spędzą ze sobą w raju.

- Znalazłem też ołówki. Wyglądają śmiesznie dodał. - Angel zostawiła je razem ze szkico-

wnikiem. Chcesz je zobaczyć? Może ci się przydadzą?

- Pewnie.

Janna tuliła się do Kruka, aż bolały ją ramiona, i teraz puściła go niechętnie.

Te  "śmieszne"  ołówki  okazały  się  być  wszystkim,  czego  potrzebowała  do  ukończenia

rysunku.  Obejrzała  je  ostrożnie.  Kiedy uniosła  głowę,  zobaczyła,  że  Kruk  obserwuje  ją  w

skupieniu.

- Dotykasz ich tak, jakby były zaczarowane - zauważył.

- Bo są - odparła z prostotą. - Z nimi mogę rysować. Bez nich jestem jak słowik, który nie

może śpiewać miłosnej pieśni.

- Innymi słowy jak kruk. Kruki tylko w swoich snach śpiewają pieśni miłosne.

Janna zawahała się, wyczuwając ukryty pod tymi słowami żal i pogodzenie się z losem.

- A zatem pieśń miłosna kruka musi być najpiękniejsza ze wszystkich - szepnęła miękko.

- Ponieważ jest śpiewana bezgłośnie.

Przyglądał się jej przez długą chwilę, wreszcie powiedział ze smutnym uśmiechem:

-  Masz  najpiękniejsze  oczy,  jakie  w  życiu  widziałem,  Janno.  Są  jak  las  okryty  mgłą.

Srebrne, zielone i lśniące życiem.

Nie wiedząc, co odpowiedzieć, z wyjątkiem "kocham cię", czego Kruk nie chciał słyszeć,

Janna uśmiechnęła się tak smutno jak on. W milczeniu odebrał od niej ołówki i wraz ze

szkicownikiem zapakował starannie do plecaka. Poszła za nim po zaimprowizowanej kei.

Przyzwyczaiła się już do belek, ale wciąż nie była nawet w połowie tak sprawna jak Kruk. Z

ulgą poczuła pod stopami skalisty brzeg.

- Kiedyś były tu ścieżki - zauważył Kruk. Zatoczył ręką szeroki łuk, wskazując wybrzeże.

Było porośnięte odporną na morską sól roślinnością, która sięgała aż do linii przypływu, a

dalej  wtapiała  się  w  masę  cedrów,  paproci  i  mchu  grubszego  i  bardziej  miękkiego  niż

background image

materac.  Po  pierwszych  kilku  krokach  Janna  zrozumiała,  dlaczego  Haida  woleli  pływać  ca-

noe, niż podróżować pieszo.

Tylko  tam,  gdzie  sięgały  fale oceanu,  widać  było  skały.  Resztę  zatoki  pokrywał  równy

zielony dywan roślinności. Jeśli w jakimś miejscu nie rosły drzewa, to tylko dlatego, że zbyt

wilgotna ziemia nie mogła ich utrzymać. Bagna trafiały' się często i na wet w lesie trudno było

znaleźć nagą korę drzewa. Z każdej powierzchni zwisał długimi pasmami i zasłonami mech.

Głazy  okrywał  gruby  dywan  z  pozoru  trwałego  mchu,  który  tworzył  zielone  pułapki,

czekające, by pochwycić nieostrożne stopy. Drzewa rosły czasami tak gęsto obok siebie, że

nic  nie mogło  się  wcisnąć  pomiędzy  nie.  Fauna  była  tu  obfita,  lecz  niewidoczna,  a  zatem

bezpieczna.  Nikt  chyba  nie  zdołałby  upolować  tu  czegoś  tak  wielkiego  jak  niedźwiedź  czy

jeleń,  z  tego  prostego  powodu,  że  myśliwy  widział  tylko  kilka metrów  dalej,  niż  sięgała lufa

jego strzelby.

Trudno było poruszać się człowiekowi po lądzie, znacznie trudniej, niż pływać po morzu.

Głębokie zatoczki o stromych brzegach zapewniały naturalne schronienie przed sztormem i

wiatrem.  Ryb  było  mnóstwo,  a  w  zasięgu  ręki  zawsze  znajdowało  się  skorupiaki.  Dawni

Haida rozsądnie używali darów morza, wykorzystując tylko ten wąski pas ziemi, tuż powyżej

linii  przypływu.  Tam  zbudowali  cedrowe chaty  i  wyrzeźbili  totemy  wysokie  jak  potężne

drzewa.  Totemy  zwrócone  były  do  morza,  a  ich  spękane  twarze  owiewał  słony  wiatr.  Kruk

opisywał  Janne  te  symbole,  pokazywał  kaszalota  i  żabę,  łososia,  orła  i  kruka  z  rozpiętymi

skrzydłami na czubku słupa. .

- Co będziesz robił, kiedy ja będę rysować? - spytała Janna z ołówkiem wzniesionym nad

papierem.

- To, po co tu przybyłem. Będę myślał.

.

Spojrzała  na  Kruka  i  poczuła  się  zakłopotana,  ze  mu  przeszkadza.  Ujął  ją  pod  brodę  i

uniósł lekko twarz ku górze.

-  Przybyłem  tu,  bo  czułem  ...  niepokój.  To  już  minęło. -  Musnął  wargami  usta  Janny. -

Gdybym  me  chciał tu  być  z  tobą,  bylibyśmy  już  w  drodze  do  Masset.  Rysuj  tak  długo,  jak

zechcesz. Gdybyś mnie potrzebowała, będę w pobliżu. - Odwrócił się, a potem jeszcze raz

obejrzał. - Nie wchodź do tych starych chat. One szukają tylko pretekstu, żeby się zapaść.

- Nie będę - obiecała. Odwróciła się i spojrzała na cedrowe chaty, wtapiające się z wolna

w krainę, z której wyrosły. - One do kogoś należą. To by było zwykłe włamanie.

- To znaczy, że nie chcesz ich rozebrać w poszukiwaniu paciorków i kości? - zapytał

ironicznie.

Spojrzała mu w twarz i wolno pokręciła głową .. - To nie ma sensu. Nie jestem

archeologiem. Nie potrafię odtworzyć zagubionej przeszłości z garści odłamków. Dlatego

raczej siądę tutaj i pozwolę, by duchy szeptały mi swoje opowieści.

background image

Kruk  popatrzył  na  nią  z  uwagą,  potem  dotknął  czubkami  palców  jej  ust,  odwrócił  się  i

wszedł do lasu.

I zniknął.

..

.

Janna patrzyła w ślad za nim w zdumieniu. Nie potrafiła uwierzyć, że mężczyzna potężny

jak Kruk może zniknąć tak szybko. Przeszła kilka kroków i zobaczyła, jak mech prostuje się

w  miejscach,  gdzie  przygniotły  go  stopy  Kruka.  Zrobiła  jeszcze  dwa  kroki  i  zatrzymała  się

nagle. Otaczały ją drzewa i mech. Nie było ani nieba, ani morza, a właściwie nawet ziemi -

tylko pierwotny las. Kiedy patrzyła, ostatnie ślady Kruka zniknęły. Została sama.

Przez  chwilę  stała  bez  ruchu,  wsłuchując  się  w  dziewiczą  ciszę  lasu.  A  potem  wśród

drzew  zabrzmiał  szorstki,  chrapliwy  krzyk  kruka  szukającego  partnerki.  I  z  dala  dobiegł

dźwięk,  który  mógł  być  odpowiedzią. Janna  wstrzymała  oddech  i  nasłuchiwała,  ale  nie

usłyszała  nic  więcej.  Kruk  odezwał  się  znowu -  migotliwy  czarny  cień  szybujący  nad

nieskończonymi odcieniami zieleni.

Po chwili Janna odwróciła się i wróciła na brzeg.

Gdyby  weszła  do  lasu  samotnie,  po  kilku  krokach zgubiłaby  się  zupełnie.  Nie  było  tu

szlaków,  żadnych  stosów  kamieni  wskazujących  drogę,  żadnych  nacięć  na  korze,  starych

czy  nowych,  znaczących  przejście  człowieka.  Ruszyła  wzdłuż  linii  lądu  i  morza.  Przez

dłuższą  chwilę  stała  otoczona  ciszą,  spoglądając  na  masywne  dzieła  ludzi  innej  rasy,  innej

kultury,  ina«zej  patrzących  na  złożoną  tajemnicę  życia.  Znalazła  totemy  przechylone,  na

granicy  upadku,  i  totemy,  które  upadły  już  dawno  temu.  Niektóre  z  tych  rzeźbionych  pni

cedrowych  przetrwały  męki  zadawane  dłutem  przez  człowieka  i  zapuściły  korzenie,

wypuszczając  pachnące  gałęzie.  Widok  twarzy  obserwujących  ją  zza  koronki  pędów  zjeżył

jej włosy na głowie. Miała wrażenie, że sami bogowie przybyli, by zamieszkać w dzikim raju

na Wyspach Królowej Charlotty.

Kiedy poczuła, że nie zniesie dłużej widoku wpatrujących się w nią drewnianych twarzy,

znalazła  porośnięty  mchem  pień,  usiadła  i  zaczęła  rysować.  Minęło  kilka  godzin,  nim

podniosła  głowę.  Kruk.  wrócił.  Wyczuwała  jego  obecność  tak,  jak  wyczuwała,  że  Wyspy

Królowej  Charlotty  są  krainą,  w  której  czas  się  zatrzymał.  Obejrzała  się  przez  ramię  i

uśmiechnęła. Czarne oczy błysnęły w odpowiedzi.

- Jak długo tu jesteś? - zapytała.

- Dość długo, by podziwiać twój spokój, koncentrację i elegancję - odparł głębokim,

miękkim głosem. - Zrobisz sobie przerwę? - zapytał, zerkając na szkicownik.

-  Ręka mi  zdrętwiała -  przyznała. -  Już  bardzo  dawno  nie  rysowałam  tak  długo.  Jest  tu

tak  wiele  ciekawych  totemów  i  mam  tak  mało  czasu,  by  utrwalić  to,  co  w  nich  najbardziej

charakterystyczne ...

Kruk wyjął z jej ręki szkicownik i ołówki, i starannie zapakował.

background image

- Chodź - powiedział, zarzucając plecak na ramię. - Chcę ci coś pokazać.

Poszła  za  nim  bez  oporu.  Zawrócił  do  lasu,  w  którym  nie  było  ani  ścieżki,  ani  śladu

zostawionego  przez  człowieka.  Po  krótkiej  chwili  zniknęły  nawet  odgłosy  i  zapach  morza.

Jedynie odległy krzyk kruka mącił panującą ciszę.

- Idź za mną - uprzedził. - Musimy przejść obok małego bagna.

Wkrótce las przed nimi gwałtownie się przerzedził, odsłaniając polanę, gdzie karłowate

drzewa z trudem utrzymywały się w zbyt wilgotnej ziemi. Ziemia wydawała się być twarda,

ale odciski stóp Kruka lśniły wyciśniętą z podłoża wodą. Woda stała w niewielkich kałużach,

zabarwiona na kolor herbaty przez taninę ściekającą z drzew. Woda ciurkała w małych

strużkach i strumykach, które w końcu łączyły się w absolutnie czysty potok.

Mała  chatka  stała  tuż  za  bagnem.  Miała  ściany  ze  starego  cedru  i  dach  pokryty

cedrowym  gontem.  Mech  wyrastał  z  każdej  szczeliny  i  przylegał  do  ścian.  A  jednak  chata

była raczej nowa. Okna błyszczały na tle ciemnego lasu, a drzwi miały metalowe zawiasy.

- Jak ją znalazłeś? - spytała cicho Janna, stając obok Kruka.

- Zbudowałem ją własnoręcznie.

Odwróciła  się,  by  na  niego  spojrzeć.  Oczy  miał  czarne  i, podobnie  jak  woda  w  potoku,

krystalicznie  czyste.  Spoglądał  na  małą  chatkę,  lecz  widział  coś  jeszcze,  coś  ze  swej

przeszłości, coś, co go prześladowało.

- Chodź - rzekł cicho, biorąc Jannę za rękę. Podała mu dłoń i pozwoliła wprowadzić się

do chaty. Drzwi nie miały zamka ani rygla, niczego, co mogłoby powstrzymać intruzów. W

raju nie ma intruzów, tylko jeden mężczyzna, jedna kobieta i kraina, która nie zna upływu

czasu.

Kruk  otworzył  drzwi,  wziął  Jannę  na  ręce  i  przeniósł  przez  próg  domu,  który  zbudował

wiele  lat  temu.  Drzwi  zostawił  otwarte,  wpuszczając  aromat  cedru  i  nieziemskie  lśnienie

sączącego  się  przez  mgłę  światła. W  izbie  prawie  nie  było  mebli:  stół,  krzesło  oraz  półki  z

muszlami  i  szklanymi  pływakami.  Ogień  płonął  na  kominku  zbudowanym  z  wygładzonych

przez wodę kamieni. Tuż obok złożone koce tworzyły posłanie.

- Sprowadziłbym cię tu wcześniej - powiedział Kruk, całując włosy Janny - ale jest tylko

jeden pokój, jedno miejsce do spania, a ja starałem się, jak mogłem, żeby trzymać ręce z

dala od ciebie. - Uśmiechnął się ze smutkiem. - Zawiodłem cię, prawda?

- Cieszę się z tego - zapewniła Janna, przyciskając wargi do jego szyi. - Uwielbiam, kiedy

mnie dotykasz.

Kruk wziął ją w ramiona, przytulił i pocałował.

Jęknęła cicho.

Niechętnie odsunął od siebie dziewczynę i odwrócił głowę.

- Dość tego - powiedział niemal szorstko.

- Dlaczego? - wymruczała.

background image

- Bo obiecałem sobie, że najpierw cię nakarmię·

- Świetny pomysł - stwierdziła, zdjęła tenisówki

i kilkoma ruchami pozbyła się spodni. - Wiedziałam, że tego nie zauważysz. Pominąłeś

kilka rozdziałów. - Nie rozumiem. - Uśmiech mówił wyraźnie, że zachwycają go wypukłości

ciała Janny.

Zapragnęła go dotknąć. Drżącymi palcami rozpięła mu koszulę i odkryła owłosioną pierś.

- Jakie rozdziały? - nie ustępował, choć serce biło mu szybciej z każdym dotknięciem jej

palców.

- Z książek, które czytałam.

- Chcesz powiedzieć, że ostatniej nocy opuściłem kilka akapitów, które cię

zaintrygowały? - Oddychał chrapliwie, poddając się pieszczotom. Jęknął, gdy dotknęła

ustami jego piersi. - Przegapiłem coś? - zapytał drżącym głosem.

-  Tylko  te  rozdziały,  które  mówiły  o  dawaniu  rozkoszy  mężczyźnie.  To  zrozumiałe

przeoczenie - dodała. - W końcu - zauważyła rozsądnie - nie jestem mężczyzną.

Kruk przesunął dłonią po jej nagim, gładkim biodrze.

- Masz rację - powiedział. - Absolutnie nie jesteś mężczyzną - stwierdził, pieszcząc ją

delikatnymi ruchami dłoni. - I dzięki za to Bogu.

Sięgnęła do paska jego dżinsów. - Janno ...

Kruk wstrzymał oddech i odruchowo cofnął biodra. Pochwycił jej dłonie.

- Nie chcesz, żebym cię dotykała? - spytała, całując jego piersi.

Wydał z siebie rozdzierający dźwięk, który mógł być równie dobrze śmiechem, jak

przekleństwem.

- Oddałbym życie za twoje dotknięcie. Ale jeżeli zdejmiesz mi dżinsy ... - urwał, gdy palce

J  anny  zaczęły  pieścić  go  poprzez  gruby  materiał.  ~  Nie  rozbieraj  mnie -  wykrztusił,

przesuwając wargi po jej czole, policzku i ustach. - Są inne sposoby, by się kochać.

- Jak sobie życzysz - wymruczała, wsuwając palce za pasek spodni. - Janno ...

- Czy nie przeszkadza ci, że ...

- Patrzysz na mnie jak kot na śmietankę? - podpowiedział Kruk.

- Tak na ciebie patrzę? - szepnęła.

- Tak - odparł chrapliwym głosem.

Wsunął dłoń w gęste włosy Janny, odciągnął głowę, aż jej ciało wygięło się w łuk. Drugą

ręką zaczął rozpinać jej koszulę.

- Zniszczysz mi wszystkie ubrania - mruknął. Szarpnął, koszula rozsunęła się, a guziki

potoczyły się po podłodze.

- Zbliż się - powiedział chrapliwym głosem. - Bliżej, mały wojowniku. O Boże. Bliżej!

Oblał ją żar. Odczuwała rozkosz dziką i tak głęboką, że każda fala ekstazy wstrząsała nią

aż do duszy.

background image

Zamknęła  oczy  i  poddała  się  temu,  co  z  nią  robił,  szepcząc  mu  do  ucha  miłosne

wyznania zbyt cicho, by usłyszał. Ale on słyszał. Wymówił jej imię w myślach, przepraszając,

że  zatrzymał  ją  w  tym  pierwotnym  raju,  obiecując  uwolnić  za  dzień,  zwrócić  normalnemu

życiu. Jeszcze tylko jeden dzień, jeden z tysięcy, jakie ma przed sobą.

Myślę. że pokochałam cię od chwili. gdy wyciągnąłeś

mnie z morza.

Kruk musnął wargami włosy Janny i z goryczą zapragnął, by wdzięczność była inną

nazwą miłości.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Janna obserwowała, jak z każdą chwilą łódź zbliża się do portu w Masset. Bezskutecznie

pragnęła, by nagle zgasły silniki "Czarnej Gwiazdy" albo by sztorm trwał kilka dni dłużej, kilka

tygodni  dłużej,  zawsze.  Ale  to  były  tylko  marzenia.  Rzeczywistością  był  Kruk,  prowadzący

łódź do kei, by nabrać paliwa. Rzeczywistością był fakt, że kiedy zeszła z łodzi, Kruk nawet

nie  wspomniał,  że  chciałby  ją  znowu  zobaczyć.  Rzeczywistością  była  drętwota  ogarniająca

duszę Janny.

Kruk  rzucił  okiem  na  Jannę  i  zaraz  szybko  odwrócił  głowę.  Im  bardziej  zbliżali  się  do

Masset, tym bardziej się od niego oddalała. To go nie zaskoczyło. Niespodzianką był jedynie

rozdzierający  ból,  który  odczuwał  z  tego  powodu.  Nigdy  jeszcze  nie  doznawał  czegoś

takiego. Chciał podejść do Ją.nny, przytulić ją do siebie i raz jeszcze usłyszeć słowa miłości.

To pragnienie niemal go przytłaczało.

Mocno  zacisnął  palce  na  kole  sterowym,  potem  je  rozprostował.  Wystarczyło,  że  wziął

Jannę  w  chwili,  gdy  oddałaby  się  każdemu  mężczyźnie.  Gdyby  teraz  jeszcze  przedłużył  jej

kosztem własną rozkosz, przy goleniu nie potrafiłby spojrzeć sobie w oczy.

- Do pełna, Kruku? - zawołał chudy chłopak przy dystrybutorze.

Nie  patrząc  na  chłopca,  Kruk  skinął  głową.  Ponieważ  Janna  zbyt  cierpiała,  obserwując

Kruka,  spojrzała  na  chłopca,  na  jego  czarne  włosy,  ciemnobrązowe  oczy  i  szczupłe  ciało,

świadczące  o  dobrej  kondycji  fizycznej.  Zauważyła,  z  jaką  pewnością  przycumował  łódź  i

zastanowiła się, czy  Kruk jako nastolatek był do  niego podobny. Świadomość, że nigdy się

tego nie dowie, wywołała kolejne uczucie bólu.

- Widziałeś już wujka? - zapytał chłopak.

~ Nie - odparł Kruk i wskoczył zwinnie na keję.

Ludzie w pobliżu pozdrawiali go głośno. Skinął głową w odpowiedzi i spojrzał na chłopca.

background image

- Jestem mu potrzebny? Czy ten agent z galerii znów spóźnia się z płatnością?

Głos Kruka był niezwykle głęboki, niesamowicie  wibrujący. Po raz pierwszy od kilku dni

Janna  ponownie  zdała  sobie  sprawę  z  rozmiarów  Kruka.  Przewyższał  dosłownie  o  głowę

wszystkich  ludzi  wokół.  Jednak  dla  niej  to  tamci  wyglądali  dziwnie,  nierealnie.  Kruk  stał  się

wzorem, do którego porównywała pozostałych.

- Nie - mruknął chłopak, ciągnąc wąż paliwowy. Odkąd mu powiedziałeś, że jest mnóstwo

galerii, które wezmą rzeźby wuja, zapłacą w terminie i jeszcze pocałują go w indiański tyłek,

to agent mówi tylko "tak, pszepana" i "nie, pszepana".

Janna  zrozumiała,  że  choć  dla  niej  zawsze  był  czuły,  nawet  w  chwilach  największego

pożądania,  miał  w  sobie  wiele  siły  i  zapalczywości.  I  wykorzystywał  to,  by  chronić  tych,

których kochał.

- Miło to słyszeć - rzekł z satysfakcją Kruk. - Więc w czym kłopot?

-  Wujek  powiedział,  że  się  zakochał  i  że  to  wszystko  przez ciebie. -  Mocne  białe  zęby

błysnęły w uśmiechu, kontrastując z opaloną twarzą chłopca.

- Ach - burknął Kruk. - A co takiego zrobiłem?

Chłopak skinął w stronę lądu.

- Zostawiłeś ją pod opieką wuja, żeby czekała, aż wrócisz z Zatoki Totemu.

Kruk  odwrócił  się  i  spojrzał  w  stronę  lądu.  I  nagle  jego  twarz  przeobraziła  się  zupełnie.

Zniknęła  cała  posępność,  błysnął  szeroki  uśmiech.  Kruk  wyciągnął  ramiona.  Szczupła

blondynka biegła po kei, żeby go przywitać. Roześmiała się dźwięcznie,  rzucając mu się w

ramiona  z  pewnością  kobiety,  która  wie,  że  zostanie  złapana  i  przytrzymana.  Wielkie

ramiona Kruka zamknęły się i uniosły ją do góry, a kobieta znów roześmiała się radośnie.

Janna miała wrażenie, że świat wiruje dookoła niej.

Zachwiała  się  i  oparła  o  ścianę  kajuty.  Z  trudem  potrafiła  utrzymać  się  na  nogach.

Dopiero po chwili pomyślała, że musiała chyba stracić rozum, wierząc, że Kruk może się w

niej kiedykolwiek zakochać.

Tak,  jest  zakochany,  powiedziała  do  siebie.  Ale  nie  we  mnie.  Byłam  tylko  przypadkową

Ewą w dzikim raju Kruka.

Janna  odwróciła  wzrok  od  smukłej,  eleganckiej  kobiety,  którą  Kruk  właśnie  postawił  na

kei.  Zwróciła  uwagę  na  skórzane  włoskie  sandałki,  które  tamta  miała  na  nogach.  Ponuro

spojrzała na własne stopy. Tkwiły na nich tenisówki, spękane od ciągłego brodzenia w słonej

wodzie  i  suszenia  nad  palnikiem. To  nieprzyjemne  dla  niej  porównanie  nie  kończyło  się  na

butach.  Zamiast  obcisłego  zielonego  swetra  miała  na  sobie  za  dużą  męską  koszulę,  której

rękawy wciąż opadały jej aż do palców. Zamiast gładkich, pachnących dłoni widziała swoje,

spierzchnięte od morskiej wody, pokryte zadrapaniami.

Nic  dziwnego,  że  Kruk  chciał  spędzić  z  nią  tylko  kilka  dni.  Cud  boski,  że  w  ogóle  jej

pragnął. Musiał od kilku miesięcy siedzieć samotnie w tej zatoce, skoro w ogóle zechciał na

background image

nią  spojrzeć,  a  tym  bardziej  kochać  się  z  nią,  jakby  była  ostatnią  kobietą  na  ziemi...  lub

pierwszą·

Skończyłoś  użalanie  się  nad  sobą? spytała  ironicznie,  zwracając  się  do  swego

zamglonego odbicia w oknie kajuty.

Nie, dopiero zaczęłam. Spytaj za parę lat. Może wtedy skończę.

Nie mogę się doczekać. Przestań jęczeć i podciągnij skarpetki.

Nie mam skarpetek. Podciągnij je mimo to.

Janna  zamknęła  oczy,  oparła  czoło  o  zimne  szkło  i  przypomniała  sobie  te  wszystkie

chwile,  gdy  podciągała  skarpetki  i,  mimo  cierpienia,  dawała  sobie  radę  z  wszystkimi

problemami. Nie miała prawa narzekać na to, że Kruk kochał kobietę, której nie mógł zdobyć.

I nie kochał Janny, która jego kochała. Kruk jej nie kochał, ale ofiarował jej siebie na te kilka

dni.  Zrozumiała,  co  to  znaczy,  gdy  oczy  mężczyzny  spoglądającego  na  nią  rozpalają  się

pożądaniem. Wiedziała, jak wydobyć płomienne, pierwotne reakcje z potężnego ciała Kruka,

jak dać mu rozkosz i uzyskać ją w zamian.

Powinna  teraz  mu  podziękować,  zamiast  powstrzymywać  płacz.  Nikt  nie  obiecywał  jej

szczęścia  przez  całe  życie.  Nikt  jej  niczego  nie  obiecywał.  Mogłaby  umrzeć  i  nigdy  nie

poznać Kruka.

Mało brakowało, a tak właśnie by było. - Dobrze się czujesz?

Otworzyła oczy. Głos był głęboki. Łódź zakołysała się pod ciężarem mężczyzny, który

wszedł na pokład. Był wysoki, choć nie tak jak Kruk, i silny. Jednak włosy miał równie czarne

i był najprzystojniejszym człowiekiem, jakiego Janna w życiu widziała.

- Sokół - powiedziała, przypominając sobie, jak Kruk opisywał mężczyznę, którego

kochała Angel.

Czarne brwi wygięły się w niemym pytaniu, nadając· twarzy Sokoła niemal szatański·

wygląd. Oczy miał niczym drapieżny ptak, od którego wziął przezwisko. - Spotkaliśmy się

kiedyś?

- Tylko w myślach Kruka.

- Kruka? Ach, Carlsona. - Sokół wygiął lekko wargi i obserwował Jannę, owiniętą w

wyraźnie nie swoją koszulę. - Można zaufać Carisonowi, że gdy tylko popłynie na ryby, wróci

z oszałamiającą syreną.

Janna wygięła usta w podkówkę. Czuła się bardziej oszołomiona niż oszałamiająca.

- Jesteś pewna, że nic ci nie jest? - spytał łagodnie Sokół.

- Jasne. Tylko podciągam skarpetki.

- Nie masz skarpet.

- Właśnie. Dopiero wtedy to jest sztuka.

Sokół uśmiechnął się nagle.

Janna zmarszczyła brwi. Jeszcze nigdy nie widziała uśmiechu tak nieoczekiwanego, jak

background image

płomień pod pokrywą lodowca.

-  O  Boże -  powiedziała,  kręcąc  głową. -  Założę  się,  że  kiedy  idziecie  z  Krukiem  ulicą,

słyszycie, jak damskie serca pękają niczym upuszczone gliniane dzbanki.

Sokół milczał przez chwilę zaskoczony, a potem jego uśmiech przekształcił się w ciepły,

męski śmiech.

Kruk obejrzał się, słysząc ten głos.

- Widzę, że poznałeś Jannę! - zawołał wesoło. - Ma najwspanialsze ...

- Poczucie humoru - przerwała znużonym tonem.

- Za to i dwie ćwierćdolarówki można dostać kubek kawy.

Kruk zmrużył oczy, słysząc w jej głosie niechęć. Przypomniał sobie tę noc, kiedy uciekła

od jego gruboskórnego towarzystwa i zamknęła się na dziobie ze szkicownikiem.

- Potrzebujesz czegoś z łodzi? - spytał Sokół, z ledwie skrywaną ciekawością przenosząc

spojrzenie od Janny do Kruka.

Odetchnęła głęboko, pochwyciła brzegi nie istniejących skarpetek i podciągnęła je.

- Nic - stwierdziła z wymuszonym uśmiechem.

- To jedna z zalet bycia rozbitkiem: nie ma się żadnego bagażu. Właściwie niczego,

nawet własnego ubrania.

Sokół pytająco uniósł brwi, ale milczał. Janna patrzyła z zazdrością, jak jednym zwinnym

skokiem ląduje na kei. Szczelina wody między burtą a nabrzeżem wydawała się jej niezwykle

szeroka. Była pewna, że pokonując tę odległość, wpadnie do wody, jeszcze mocniej

uświadamiając Krukowi, jak bardzo różni się od tej zawsze doskonałej, eleganckiej Angel.

- Pomogę ci.

Janna zaskoczona spojrzała w pełne współczucia oczy Sokoła. Wyciągnęła ręce i została

przeniesiona na keję tak zręcznie, jakby nic nie ważyła.

- Dzięki - powiedziała. - Przy moim szczęściu wpadłabym do zatoki. - Przeniosła wzrok z

twarzy Sokoła tam, gdzie Kruk i Angel stali ramię w ramię.

I nagle poczuła, że wolałaby znaleźć się w wodach zatoki niż na tym wybrzeżu.

Pora na czarujący uśmiech i pożegnanie się z człowiekiem, którego kochała.

- Nieprzyjemna podróż? - zapytał Sokół, podążając wzrokiem za jej spojrzeniem.

- Można tak to określić. Straciłam sprzęt, szkicownik, łódź i …

- Serce - dokończył Sokół zbyt cicho, by usłyszał go ktokolwiek prócz Janny.

Zacisnęła wargi. Te bystre oczy widziały zbyt wiele.

- Przereklamowany organ. - Wzruszyła ramionami. - Ciało bez niego całkiem nieźle

funkcjonuje. Sokół zaczął coś mówić, lecz Janna przerwała mu z nadmiernie wesołym

uśmiechem.

- Jestem pewna, że macie sobie wiele do powiedzenia - oświadczyła stanowczo. -

Powiedz Krukowi że zostawię jego koszulę u tego chłopca od benzyny.

background image

- Czemu sama mi tego nie powiesz? - spytał Kruk, podchodząc akurat w tej chwili.

Dostrzegł badawcze spojrzenie Angel i uświadomił sobie, że niezbyt dobrze ukrywa

gniew. Nie spodziewał się jednak, ze zobaczy nagle Jannę w ramionach Sokoła, ujrzy, jak

wpatruje się w twarz mężczyzny, jakby lada chwila spodziewała się drugiego wschodu

słońca.

- Nie przypuszczał, że Janna zechce zniknąć z jego życia bez słowa. Wiedział, że

wdzięczność to ulotne uczucie, jednak rozgniewała go myśl, że mogłaby wyrzucić z pamięci

te ostatnie kilka dni, jakby się nigdy nie zdarzyły. Zanim uświadomił sobie, co się dzieje, obe-

jmował już Jannę dokładnie w taki sposób, w jaki obiecał sobie, że więcej nie zrobi.

- Możesz oddać mi tę koszulę jutro, kiedy po ciebie przyjadę - powiedział, a ton jego

głosu świadczył wyraźnie, ze me chce nawet słyszeć o odmowie.

- Przyjedziesz? -powtórzyła niepewnie Janna a serce jej zadrżało. Próbowała stłumić

nadzieję, że :Kruk niechętnie się z nią rozstaje.

- Na piknik na północnej plaży. Jeśli będzie jasny dzień. Bardzo jasny. Inaczej każda

plaża będzie dobra -dodał.

- Jasne - powtórzyła, choć niczego nie rozumiała.

- Zgadza się. Tylko wtedy możesz naprawdę zobaczyć.

Janna westchnęła głęboko.

- Pomóż mi. Nie rozumiem.

Uśmiech zmienił surowe rysy Kruka. Objął ją za szyję i pociągnął lekko, wyrywając przy

okazji z uścisku Sokoła.

- Miło, że pamiętałaś, do czego się nadaję - mruknął.

- Do pomocy?

- Między innymi.

- Och, dalej nie rozumiem - szepnęła Janna, czując, że umysł, podobnie jak całe ciało,

rozpływa się pod dotykiem ciepłej dłoni Kruka. - Przez ciebie nie mogę zdobyć się na

szlachetność - dodała bez namysłu i skrzywiła się. To, że najpierw mówi, a potem myśli,

stało się w obecności Kruka regułą.

- Szlachetność? - zapytał.

- Ja ... myślałam, że chcesz uczcić wasze spotkanie bez ... obcych.

Kruk mruknął coś cicho pod nosem.

- Jeśli cokolwiek mnie irytuje, to taka szlachetność - dodał, nie zważając na fakt, że to

oświadczenie nie przemawia na jego korzyść.

Szlachetność wymagała, by zrezygnował z Janny natychmiast. I nagle zrozumiał, że nie

może być o tym mowy. Zanim wróci do Seattle, Janna spędzi jeszcze kilka dni na Wyspach

Królowej Charlotty. Nie było żadnego powodu, by tych dni nie mogli spędzić razem. Istniało

wiele powodów, dla których nie powinni tego robić, ale żadnego, by uczynić tego nie mogli.

background image

-  Chyba  nie  jesteś  tak  spóźniona z. pracą,  by  nie poświęcić  kilku  dni  na  wycieczkę  w

moim towarzystwie?

Janna na chwilę zamknęła oczy. Nic mogla znieść spojrzenia Kruka, które przenikało ją,

widząc  zbyt wiele.  Ale  ona  też  widziała  za  dużo.  Cokolwiek  Kruk  odczuwał  do  Angel,  z

pewnością  nie  pożądali  się  nawzajem.  A  przecież  Janna  wiedziała,  że  Kruk  zdolny  jest  do

zmysłowości i żywiołowej namiętności. Kruk nie kochał Janny, ale jej pragnął.

A ona pragnęła go w ten sam sposób. I kochała go za bardzo, by odmówić mu

czegokolwiek.

Nie zauważyła dwojga obserwujących ją ludzi:

Sokoła  ze  wpółczuciem  i  Angel  z  coraz  większym  zdziwieniem  i  zachwytem.  Janna

widziała tylko Kruka, człowieka, na którego czekała przez całe życie.

Człowieka, którego straciła.

Jednak jeszcze nie całkiem. Mogła spędzić z nim kilka dni w tym raju.

- Nie muszę już więcej rysować. Wszystko, co potrzebne, znalazłam w Zatoce Totemu -

usłyszała  własne  słowa,  nazbyt  wieloznaczne. -  Do  mojej  pracy  .:....  dodała  szybko,

odwracając wzrok od Kruka. - Dzięki Angel.

- Dałem jej twój szkicownik - wyjaśnił Kruk, nie spuszczając wzroku z Janny.

Angel zamrugała pięknymi oczami, zwróciła się do Kruka i oświadczyła:

- Znowu geny szamana Tlingitów robią ci wodę z mózgu.

- Tlingitów? - zdziwiła się Janna, patrząc uważnie na Kruka. - Myślałam, że pochodzisz z

Haida.

- To prawda. Ale jednym z moich dziadków był szaman Tlingitów. Angel twierdzi, że

odziedziczyłem po nim szczęście w połowach i odrobinę okrucieństwa.

- Carlson! -zawołała oburzona Angel. - Doskonale wiesz, że nie to miałam na myśli!

Janna spojrzała na krzywy uśmiech Kruka. - Nie jesteś okrutny - powiedziała.

- Ależ jestem -zapewnił cicho.

- Pamiętasz, Angel? Czasami delikatność nie pomaga.

- Czasami trzeba być okrutnym, by komuś pomóc - powiedziała Angel, kładąc dłoń na

przedramieniu

Kruka. - To, że byłam zbyt egoistyczna, by dostrzec twoją dobroć, nie zmienia faktu, że

mi pomogłeś.

Kruk zawahał się, uniósł dłoń Angel, ucałował ją i znów położył na swoim ramieniu.

- Cieszę się, że tak to odczuwasz, anielskooka. Angel westchnęła głęboko, a potem

uśmiechnęła się do Janny.

- Pewnie ci się wydaje, że wszyscy powariowaliśmy.

- Nie - odparła cicho Janna. - Myślę, że Kruk  znakomicie potrafi ratować życie. Umie

pomagać nawet wtedy, kiedy musi przy tym zadać ból. Umie być mężczyzną. Bardziej niż

background image

ktokolwiek, kogo znałam.

Splotła palce w nadziei, że nikt nie dostrzegł ich drżenia. Zaczęły drżeć, gdy zobaczyła,

jak Kruk delikatnie całuje dłoń Angel.

- Ocalił też moje życie - mówiła dalej desperacko spokojnym tonem. - I nie pozwolił nawet

sobie podziękować.

-  Wdzięczność  jest  jak  mleko -  wtrącił  szorstko  Kruk. -  Dobre,  póki  świeże,  a  po  kilku

dniach kwaśnieje. - Spojrzał na chłopca, który obsługiwał paliwową pompę. - Skończyłeś?

- Prawie.

- Dobra - burknął. - Gdzie mieszkasz? - zwrócił się  do Janny.

- W małym domku na plaży. Tuż przy parku.

Zmarszczył czoło.

- To ta rudera ze stopami niedźwiedzia wiszącymi na skrzynce pocztowej?

-  Więc  to  stopy  niedźwiedzia?  Tak  mi  się  wydawało,  ale  bałam  się  spytać. -  Zadrżała,

pamiętając, jak bardzo się przestraszyła, gdy pierwszy raz, o zmroku, zobaczyła skrzynkę. -

Kiedy ją ujrzałam, myślałam, że to bose stopy ludzkie. Trudno było zgadnąć, że należały do

niedźwiedzia.  Pazury  są  obcięte,  a  ukształtowanie  kości stopy  wyglądało  dokładnie tak,  jak

zapamiętałam z zajęć anatomii. O mało nie zemdlałam.

Kruk uśmiechnął się niechętnie.

-  Nie  byłabyś  pierwsza.  Traperzy  parę  lat  temu  mieli  marny  sezon.  Ktoś  zastrzelił  kilka

niedźwiedzi,  ściągnął  skórę  i  pazury,  a  ścierwo  rzucił  do  morza.  Turyści,  którzy  znaleźli  na

plaży  oplątane  liną  stopy,  odnieśli  takie  samo  wrażenie  jak  ty.  Zresztą  traperzy  też,  dopóki

nie domyślili się, co zaszło. - Spoważniał. – Nadine ma dość szczególne poczucie humoru.

Naprawiła tę szopę, którą ci wynajęła?

- Dach przecieka tylko w czasie deszczu. - Janna wzruszyła ramionami.

-  To  tak  jak  łódź -  odparł  Kruk. -  Przecieka  tylko  wtedy,  gdy  pływa  po  wodzie.  Teraz

zupełnie nie przecieka.

Zmrużone  oczy  Kruka  powiedziały  Jannie,  że  nie  pochwala  wyboru  kwatery  na  lato.

Trudno, nic nie mogła na to poradzić. Cena nie była wysoka i gospodyni wynajęła jej również

łódź z silnikiem. Niestety, łódź leżała teraz na dnie Zatoki Totemu.

- Nie wiesz, gdzie można kupić używaną łódź? - spytała Janna i dodała pospiesznie: -

Ale tanio.

- Zajmę się tym - zapewnił Kruk. - Stara Nadine nabrała swojego ostatniego turystę.

- Daj spokój. Mogę ...

- Może zagramy w orła i reszkę? - przerwał jej gładko.

Janna chciała coś powiedzieć, ale wystarczyło jedno spojrzenie na twarz Kruka, by

uznała, że chwila nie jest odpowiednia. Zauważyła, że ile razy wspomina o łodzi Nadine,

Kruk traci poczucie humoru. Domyślała się, dlaczego. Zdawał sobie sprawę, że gdyby spał

background image

mocniej lub trochę się spóźnił z pomocą, albo w ogóle nie zatrzymał się w zatoce, Janna by

utonęła.

Ta sama myśl niejednokrotnie przychodziła do głowy Jannie, zwykle w nocy. Budziła się

wtedy z mocno bijącym sercem. W takich chwilach czuła się lepiej, mając obok siebie Kruka.

Mogła się do niego przytulić, a on obejmował ją mocno. Wtedy potrafiła zasnąć, wiedząc, że

jest bezpieczna.

- Nie, nie będę grać w orła i reszkę. - Janna uśmiechnęła się lekko. - Używasz

fałszywych monet.

Kruk odpowiedział uśmiechem, wspominając zarówno zdumione spojrzenie Janny, jak i

delikatne wypukłości jej pośladków.

- Pozostaje tylko ustalić, co z kolacją. - Spojrzał na Sokoła. - Mieszkacie u wuja ?

- Nawet nie chce słyszeć o przeprowadzce.

- Nie dziwię się. Lubi piękne kobiety. Lepiej pilnuj Angel. Wuj to niezły podrywacz.

Sokół uśmiechnął się lekko.

- I diabelnie przystojny. Teraz już wiem, skąd masz tę swoją buźkę.

Angel wybuchnęła śmiechem.

- Powinieneś się wstydzić. Wuj jest tak piękny jak błotna małża i wiesz o tym. Kruk jest

zupełnie inny.

- Za niski jak na mój gust - odparł spokojnie Sokół.

Kruk zachichotał, a potem uścisnął mocno Sokoła w taki sposób, jak mężczyźni obejmują

braci.

- Stęskniłem się za tobą. Cieszę się, że mogłeś się wyrwać na parę dni.

- Ja też. Nieczęsto widujemy cię w Vancouver.

- Byłem ... niespokojny.

. -  Tak.-  powiedział  cicho  Sokół. -  Też byłem  kiedyś  niespokojny.  Kiedyś. -  Spojrzał  na

Angel. - Ale już nie jestem.

Angel odpowiedziała mu uśmiechem.

Jeśli Janna  miałaby  jeszcze  jakieś  wątpliwości  co  do  pozycji,  jaką  zajmował  Kruk  w

życiu Angel, to teraz zniknęły one bez śladu. Uśmiech Angel świadczył, że ta kobieta bardzo

kocha  swojego  męża.  To  samo  odnosiło  się  do  Sokoła.  Jedno  pieszczotliwe  dotknięcie  jej

policzka świadczyło, że Angel jest dla niego blaskiem rozświetlającym każdą ciemność.

Janna spojrzała na Kruka i dostrzegła łagodny uśmiech, gdy czuł niemal dotykalnie fluidy

miłości,  płynące  pomiędzy  parą  jego  przyjaciół. I nagle  ogarnął  ją  smutek,  jakieś  dziwne,

przytłaczające  współczucie  dla  Kruka:  Angel  i  Sokół  byli  połówkami  przepięknej,  silnej

całości. Kruk nie tylko się z tym pogodził, ale cieszył się tym, kochając ich oboje.

Nie jestem tak wielkoduszna, uświadomiła sobie Janna. Nie zazdrościła Sokołowi i

background image

Angel uczucia, które ich łączyło. Ale nic nie mogła poradzić, że pragnęła takiej miłości dla

siebie. Pragnęła jej mocno do bólu i czuła się nieszczęśliwa, wiedząc, że nigdy jej nie zazna.

- Janno? Co się stało? - szepnął Kruk.

Uświadomiła sobie, że opiera się o twardą, ciepłą pierś Kruka.

-  Nic nowego -  odparła,  uśmiechając się do  niego  najmilej  jak  potrafiła.  Pewnie  niezbyt

dobrze jej to wyszło, Kruk bowiem zmrużył oczy i przyjrzał się jej z uwagą. - Chyba trudno mi

będzie się do tego wszystkiego przystosować - powiedziała, zataczając ręką półkole. - Mam

na myśli życie w cywilizowanym świecie i w ogóle. Przyzwyczaiłam się do ... raju.

Oczy Kruka rozbłysły. Mocniej przytulił dziewczynę·

- Przecież możesz tam wrócić - szepnął. Westchnął głęboko, słysząc własne słowa. Robił

to, z czym postanowił skończyć. Naciskał na nią, wykorzystywał to, że ma wobec niego dług

wdzięczności. - Spędzisz ze mną kilka dni, prawda? Jeśli chcesz?

.

- Chcę - szepnęła Janna, poddając się potrzebie serca. Objęła Kruka. - Bardzo chcę.

Uniósł ją w górę. Kiedy w końcu postawił Jannę na ziemi, dostrzegł rozbawioną twarz

Angel.

- Załatwione. Spotkamy się na kolacji u Janny o piątej. Ja przyniosę jedzenie, Angel je

przyrządzi,

a Sokół pozmywa naczynia.

.

- Dla mnie już nic nie zostało - zauważyła Janna.

- Ty - rzekł Kruk, dotykając palcem czubka jej nosa - zostajesz skazana na długą, gorącą

kąpiel. A potem usiądziesz mi na kolanach i będziesz opowiadać szeptem o życiu i

pragnieniach płomiennooklch Dżabbersmoków.

- Chyba jesteś jeszcze za młoda, żeby słuchać takich rzeczy - oświadczył Sokół,

zasłaniając Angel uszy ..

- Zdaje ci się - odparła, drobnymi dłońmi chwyciła go za szyję i przyciągnęła do siebie.

Szepnęła coś, a on uniósł brwi i roześmiał się głośno.

- W chodzę w to - oznajmił i uśmiechnął się do żony.

Janna właśnie skończyła pierwszą część swojego "wyroku", kiedy usłyszała pukanie do

drzwi.

- To ty, Kruku? - zawołała, sięgając po ręcznik.

- We własnej osobie - odparł, wchodząc i zatrzaskując za sobą drzwi. - A ty? W czym

jesteś?

- W tym samym. Przyszedłeś za wcześnie, czy ja się spóźniłam? -zapytała, wyglądając

zza drzwi łazienki.

Uśmiechnął się i otworzył szeroko drzwi.

- Moim zdaniem, przyszedłem w samą porę.

background image

Janna wstrzymała oddech, widząc w jego oczach podziw dla swego ciała.

- O Boże - powiedział chrapliwie. - Jesteś zbyt piękna, by być prawdziwa.

Dreszcz, który wstrząsnął Janną, wywołany był czymś jeszcze prócz chłodnego

powietrza, które wtargnęło do zaparowanej łazienki.

- Kruku - zaczęła cicho, ale nie potrafiła powiedzieć nic więcej.

- Jeszcze raz – mruknął.

- Co ?

- Powtórz moje imię.

Głos Kruka był tak głęboki, że z trudem rozróżniała słowa. Pochylił się i wolnymi,

zmysłowymi ruchami języka sprawdzał, jak smakuje jej zaróżowiona skóra. - Kruku –

powiedziała.

Chciała dodać coś jeszcze, ale gorącymi wargami dotknął jej piersi. Opadające na jasną

skórę włosy przypominały czarną satynę.

- Kruku - szepnęła i drżąc, wsunęła palce w te czarne kosmyki.

Ukląkł przed nią.

- Tak - wymruczał cicho w sam środek jej brzucha.- Dokładnie tak. Tak to mów. Tak,

jakby było to jedyne słowo w jedynym zrozumiałym dla nas języku.

Janna czuła palący dotyk dłoni Kruka, gdy gładził jej ciało od stóp aż do zaokrąglonych

bioder. Uczył się jej na pamięć, kreśląc językiem zmysłowe linie na skórze. Świat wirował jej

przed oczami niczym diamentowa migotliwa mgła.

- Kruku - szepnęła niepewnie, czując rozbrajające ciepło jego dotyku.

-  Tak -  powiedział  tryumfalnie. -  Powtarzaj  moje  imię,  kiedy  cię  kocham.  Kiedy  je

wymawiasz, pragnę cię do szaleństwa. Z tobą. Tutaj. Teraz. Na zawsze.

Janna  przylgnęła  do  Kruka  i  powtarzała  jego  imię  niczym  miłosną  litanię.  Kiedy  już  nie

mogła  utrzymać  się  na  nogach,  przeniósł  ją  w  ramionach  i  położył  delikatnie  na  pościeli.

Potem stanął po prostu obok i czarnymi oczami obserwował jej ciało, jakby nigdy wcześniej

nie widział kobiety.

- Kruku? - spytała drżącym głosem.

Nie odrywając od niej wzroku, zaczął się rozbierać.

- Teraz  będę się  z  tobą kochał -  powiedział. -  Aż  stanę  się  dla  ciebie jedyną  rzeczą  na

świecie,  a  moje  imię  jedynym  słowem,  jakie  pamiętasz.  I  będę  patrzył,  jak  twoje  oczy  stają

się srebrzyste i płoniesz; leżąc pode mną. A potem scałuję każdą łzę z twojej twarzy i zacznę

wszystko od początku.

Usiłowała  coś  powiedzieć,  lecz  po  pierwszej  intymnej  pieszczocie  straciła  władzę  nad

ciałem. Próbowała odezwać się znowu, ale wydała z siebie tylko jęk rozkoszy, wywołując tym

jego uśmiech.

A potem w pokoju rozległ się głos Janny, powtarzający jego imię niczym chrapliwą

background image

miłosną pieśń dla kruka.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Ostatniego dnia sierpnia Janna obudziła się, ocierając policzek o pierś Kruka. Zamruczał

coś z zadowoleniem, przytulił ją mocniej i zasnął znowu. Gładziła jego ciepłą skórę, ale sama

nie  mogła  zasnąć.  W  ogóle  nie  chciała  spać  tej  ostatniej  nocy  po  powrocie  z  rejsu  rzeką

Yakoon.  Nie  chciała  tracić  ani  jednej  chwili  z  tych,  być  może  ostatnich,  godzin  w

towarzystwie Kruka.

Dziś postanowiła mu powiedzieć, że go kocha.

Dziś miała nadzieję, że raczej przyjmie jej miłość niż delikatnie ją odepchnie. Dziś zmusi

go, by ją wysłuchał, albo będzie musiała odejść, gdyż wiedziała, że jeśli zostanie z Krukiem

dłużej,  nie  zdoła  go  już  opuścić.  Nie  była  nawet  pewna,  czy  teraz  potrafi  wyjechać.  Musi

jednak  spróbować.  Za  bardzo  kochała  Kruka,  by  obciążać  go  swoim  towarzystwem  i

uczuciem, którego nie chciał.

Na pewno mnie kocha, choćby trochę, myślała Janna, tuląc policzek do ciepłej skóry

Kruka. Żaden mężczyzna, który nie czuje choćby odrobiny miłości, nie byłby tak łagodny, tak

delikatny, tak namiętny, tak zadowolony z tego tylko, że jest przy niej. Kruk nie ukrywał

przyjemności, jaką czerpał z jej towarzystwa. Chociaż Janna przypominała mu, że Angel z

Sokołem przybyli na Wyspy Królowej Charlotty, by zobaczyć się z Krukiem, a nie z obcą

kobietą, ignorował te słowa.

Z  rzadka  tylko  ją  opuszczał  i  nigdy  nie  malazł  się  poza  zasięgiem  jej  głosu.  Zasypiała,

czując smak jego pocałunków na ustach, i budziła się, czując pod policzkiem uderzenia jego

serca.

Siadała  na  kolanach  Kruka  i  szeptała  mu  do  ucha  "smasme"  nonsensy,  słyszała

poruszający  ją  do głębi  śmiech.  '. Widziała  legendarną  rzekę Tlell  i  rybaków  wyciągających

lśniące  łososie  z  wody koloru  whisky,  tak  czystej  jak  oczy  sokoła.  Patrzyła,  jak  wiatr  wiruje

nad rzeką i morzem, muskając powierzchnię wody. Słyszała, jak mewy krzyczą i piszczą tuż

przed  sztormem,  jak  ptaki  wykrzykują  swe  pragnienia  prosto  w  twarz  obojętnemu  niebu.

Stała  na  brzegu  rzeki  Yakoon  i  widziała  świerk,  tkwiący  niczym  złoty  płomień  na  tle  zieleni

lasu.  N  a  ziemi  nie  było  drugiego  takiego  drzewa.  Ani  jednego.  To  było  jedyne  w  swoim

rodzaju, ,rosnące w tym nieujarzmionym raju. Janna płakała, widząc Kruka i złocisty świerk

razem w ich potędze i zupełnym osamotnieniu.

I zawsze, czy to na morzu, czy w lesie, wyczuwała w ciszy powracające echo żałosnego

background image

krzyku kruka.

Znała  tylko  jeden  sposób,  by  przebić  skorupę  osamotnienia.  Trzeba  odpowiedzieć  za

zew.  A  jednak  za  każdym  razem,  gdy  próbowała  powiedzieć  Krukowi  o  swojej  miłości,

dziwny  lęk  tłumił  jej  słowa  i  odbierał  oddech.  Wtedy  potrafiła  wymówić  tylko  imię

ukochanego.

Sama myśl o tym, że może już nigdy nie zaznać szczęścia w ramionach Kruka, sprawiła,

iż  Janna  zamknęła  oczy,  pogrążając  się  w  cierpieniu.  Oddychała  wolno  i  głęboko,  by

odepchnąć smutek, ponieważ obiecała sobie, że ten dzień będzie tak doskonały, jakim tylko

potrafi  go  uczynić.  Żadnych  łez,  żadnych  marzeń,  żadnych  błagań.  Będzie  tylko  śmiech,

gorące pocałunki i długi spacer kończący ten krótki pobyt w raju.

A potem, pod koniec dnia, powie Krukowi, że go kocha. I pod koniec dnia dowie się, czy

on kocha ją także.

Pocałowała muskularną, gorącą pierś Kruka, musnęła kręcone włoski, łaskoczące jąlekko

w  nos. Akurat  w  zasięgu  języka  odkryła  ciemną  brodawkę.  Zakreśliła  wokół  niej  krąg

językiem, rozkoszując się smakiem skóry Kruka. T o było cudowne; miała go tylko dla siebie,

budziła  go  powoli  tak,Jak  on  zawsze  ją  budził:  w  głębokiej,  gorącej  i  jedwabnej  sieci

zmysłowości.

Teraz Janna mogła cieszyć się widokiem śpiącego kochanka. Może nie będzie miała już

szansy, by obudzić Kruka powolnymi, gorącymi pieszczotami.

Odsunęła kołdrę i spojrzała na piękne męskie ciało.

Gładziła  je  czubkami  palców,  a  ich  dotyk  uspokajał,  zachęcał,  by  pozostało  w  uśpieniu.

Kruk  poruszył  się  lekko,  reagując  nawet  przez  sen,  i  przysunął  się  bliżej  do  ciepłych,

pieszczących go dłoni. Nie przerywając pieszczoty Janna zastanawiała się, co teraz mu się

śni. Sięgnęła palcami dalej, poza pępek, w gąszcz czarnych włosów, i wyczuła, że Kruk się

budzi.

- Znowu pływasz na niebezpiecznych wodach

- odezwał się głosem jednocześnie rozbawionym

i chrapliwym z podniecenia.

- Tak - odparła. - Wiem. Tym razem wiem. Uśmiechnął się, przypominając sobie ranek,

kiedy pierwszy raz zbudzili się razem w łóżku.

- Chcę cię pieścić - powiedziała miękko. - Czy będzie ci to przeszkadzać?

- A sądzisz, że to by mi przeszkadzało? - zapytał. Janna spojrzała mu w oczy.

-  Nie -  zgodziła  się. -  Nie  sądzę.  Ale  są  takie  rodzaje  pieszczot,  które  chciałam

wypróbować, zanim jeszcze cię poznałam. - Uśmiechnęła się lekko, myśląc o tej całej masie

książek, wyrzuconych po rozwodzie. - Są całe rozdziały, które chcę przestudiować. Z tobą.

Tylko z tobą. Czy się zgodzisz? Poczuła, jak Kruk nagle napręża mięśnie, kiedy zrozumiał, o

co Janna go prosi.

background image

~ Cokolwiek zechcesz, mały wojowniku - powiedział pieszczotliwie. - Jakkolwiek

zechcesz.

- I jak długo tylko wytrzymasz - dokończyła  z uśmiechem, wspominając to, co kiedyś

jej powiedział. - Cieszę się, że jesteś niezwykle silnym mężczyzną - szepnęła, pochylając się

nad nim. - Bardzo Się cieszę.

Długa, szeroka plaża ciągnęła się przed Krukiem i Janną jak nieskończona wstęga. Wiatr

rozpędził chmury i mgłę, rozkołysał ocean w ciemnoniebieską masę, gdzie białe grzywacze.

migotały  i  znikały,  by  pojawić  się  na  szczycie  kolejnej metalicznie niebieskiej  wyniosłości.

Fale  przyboju  białymi  rzędami  sunęły  w  stronę  brzegu,  rytmicznym  hukiem  akcentując

skowyt wiatru. Nie było śladów na piasku, nie było ludzi... niczego, tylko morze, wiatr i daleki

krzyk mew.

-  Mam  wrażenie,  że  jesteśmy  tu  intruzami -  powiedziała  Janna,  patrząc  na  ślady,  które

zostawiali na piasku.

- Przypływ zmyje wszystko - odparł Kruk. - Będzie tak, jakbyśmy nigdy tu nie przyszli. -

Spojrzał  na  słońce. -  Mamy  jeszcze  trochę  czasu,  Zanim  dotrą  tu Angel  i  Sokół.

Pomyszkujemy?

.

Kruk dostrzegł zmysłowy, tajemniczy uśmiech na wargach Janny i nie wiedział, czy

raczej się roześmiać, czy zakląć z powodu żaru, który go ogarnął.

- Chodziło mi o myszkowanie po plaży - wyjaśnił. - Ale jestem otwarty na propozycje. - I

choć wiedział, że nie powinien, nie potrafił się powstrzymać. Schylił się i delikatnie pocałował

Jannę. - Właściwie ... - dodał, rozpinając jej kurtkę i wsuwając dłoń pod sweter - ... sam mam

kilka sugestii.

Janna zaczęła pieścić jego czuprynę.

- Wiesz co - odparła - właściwie powinnam cię sprawdzić. Po tym, co zaszło dziś rano, to

może być tylko blef.

- Założymy się?- zapytał z uśmiechem. Wiedział, że powinien uwolnić Jannę z tej sieci

zmysłowości. a jednak nadal pieścił ją, przyciskając do siebie coraz mocniej.

Janna oddychała z trudem. Kruk był tak podniecony, jakby nie spędzili całego poranka na

sprawdzaniu jego wytrzymałości.

- To paskudna sprawa - przyznał. - Dopóki cię nie spotkałem, nie miałem takich

problemów.

- Ani ja - oświadczyła, przytulając się całym ciałem i czując, że ją również ogarnia

zmysłowy żar.

- Więc które z nas ma się zachować rozsądnie? - zapytał.

- A co to znaczy: rozsądnie?

- To znaczy nie kochać się na publicznej plaży - odparł zwięźle.

background image

- Ach - westchnęła Janna. - Niech to diabli.

- Tak. Niech to diabli. - Z niechęcią wysunął dłoń spod swetra Janny. - Dlaczego zawsze

cię okrywam, kiedy mam ochotę zjeść cię całą? - jęknął, obciągając sweter dziewczyny.

- Okrywasz mnie? Od kiedy? - Roześmiała się lekko.

- Od kiedy pierwszy raz zobaczyłem te śliczne piersi wyłaniające się spod koca - odparł.

Janna  przypomniała  sobie  chwilę,  gdy  Kruk  okrył  kocem  jej  ramiona.  Była  wtedy

załamana. Myślała, że jako kobieta zupełnie nie robi na nim wrażenia.

- Pragnąłeś mnie wtedy? - szepnęła, nie mogąc w to uwierzyć.

- Pragnąłem cię od chwili, gdy zobaczyłem, jak walczysz ze sztormem - powiedział

stanowczo.

-  Powinieneś  wziąć  mnie  już  wtedy.  Byłam  twoja  od chwili,  kiedy  usłyszałam  twój  głos,

wołający  do  mnie  poprzez  szum  fal,  kiedy  zrozumiałam,  że  nie  jestem  sama.  Byłam  twoja,

zanim jeszcze dowiedziałam się, kim jesteś - szepnęła. - I wciąż jestem twoja. Zawsze będę.

Kocham ...

Poczuła  żar  i  słodycz  ust  Kruka,  kiedy  ją  całował,  uciszając  burzę  szeptanych  słów.

Odsunął  się  dopiero  po  długiej  chwili.  Splótł  palce  z  jej  palcami  i  poprowadził  Jannę  dalej

przez  nie  tknięte  ludzką  stopą  piaski.  Na  moment  Janna  zamknęła  oczy,  szła  na  ślepo,

starając się stłumić ból i cierpienie, gdyż nie pozwolono jej mówić o miłości. Wiatr rozwiewał

jej włosy, zmieniał w miękką, cynamonową aureolę wokół twarzy.

Zwątpienie, które bladło za każdym razem, gdy Kruk się z nią kochał, teraz powróciło ze

zdwojoną siłą. Był uczciwym, dobrym i pełnym współczucia człowiekiem. Jeśli nie kochał,

przynajmniej nie chciał jej ranić. Nie chciał, by słyszała, jak echo jej cichych wyznań

miłosnych pozostaje bez odpowiedzi. Dlatego zawsze scałowywał słowa z jej warg.

Udowodnił, że była płomieniem dla jego ciała, ale jakoś nie potrafiła dotknąć duszy.

Namiętność, ale nie miłość.

Dlaczego jedna osoba nie może kochać za dwie?

Bezgłośny szloch Janny pozostał bez odpowiedzi. Tylko wiatr jęczał nad plażą.

Kruk próbował obserwować pusty ląd i szarpane wiatrem morze, ale nie potrafił na dłużej

niż kilka minut oderwać wzroku od Janny. Za każdym razem, gdy odwracała ku niemu twarz,

wyczuwał  smutek  w  jej  uśmiechu.  To  odwaga  pociągała  go  w  Jannie,  zanim  jeszcze

zobaczył  jej  urodę  i  poznał  zmysłowość.  Wyczuwał  teraz  tę  odwagę  i  determinację  w  jej

uśmiechu. Pragnął ją objąć, ale wiedział, że w końcu to tylko pogorszy sprawę. Dziś musiał

ją wypuścić ze swych ramion i zwrócić dar bogom.

- Idziesz jak człowiek dążący ku przeznaczeniu - zauważyła Janna, ze wszystkich sił

starając się

zapanować nad głosem.

- Tak?

background image

- Tak.

Kruk uśmiechnął się.

-  Chcę  tylko  dotrzeć  na  plażę,  zanim  prysną  iluzje.  Janna  spojrzała  na  niego  z  ukosa,

wzrokiem, który

mówił wyraźnie "znowu zaczynasz".

- Kawałek dalej, gdzie plaża skręca na północ - wyjaśnił. -Tam tańczą, ale tylko w jasne

dni.

Nastąpiła krótka chwila milczenia. Wreszcie Janna oznajmiła tryumfalnie:

- Dżabbersmoki, tak? I to są smaszne dni, a nie jasne.

- Nie, to są różowe iluzje, tańczące między rajem a Alaską - odparł i zatrzymał się nagle.

- Widzisz?

Janna  poczuła,  jak  ciepło  ciała  Kruka  ogrzewa  jej  plecy,  gdy  przytulił  ją  do  swej

muskularnej piersi. Wyciągnął rękę ponad jej ramieniem i wskazał północny horyzont.

- Tam - szepnął. - Widzisz, jak tańczą?

- Pewnie - zgodziła się. - Tuż obok różowych słoni,

drepczących w urojonym świetle. A dalej ... - Wstrzymała oddech, czując, jak jeżą się jej

włosy na głowie. Zmrużyła oczy, wpatrując się w różową dal. -Kruku, tam coś jest...

-  Tak -  szepnął. -  Czy  nie  są  piękne? Wszystko,  czego  pragnie  człowiek,  migotliwe  i

tańczące tuż poza zasięgiem.

Janna  nie  umiała  odpowiedzieć.  Niezwykłe,  porywające  iluzje  zwijały  się  i  zmieniały  jak

bladoróżowy płomień, szeptały do niej bezgłośnie, przyzywały. Rozsądek podpowiadał jej, że

te delikatne rysunki to tylko złudzenie optyczne - jak miraże, które tak wielu wędrowców na

pustyni  doprowadziły  do  szaleństwa  i  śmierci.  Lecz  ta  bardziej  pierwotna  część  jej  ,natury

spoglądała  na  iluzje  i  widziała  fragment  własnej  duszy,  przyzywającej,  opowiadającej,  że

wszystko, o czym kiedykolwiek marzyła, czekało tuż poza zasięgiem ręki.

Wizje  wyrysowane  były  płomieniami  przezroczystego  srebra  i  jaśniejącego  różu,  w

świecie  jednocześnie  nierealnym  i  rzeczywistym.  Było  tam  morze,  pusta  zatoka  i  samotne

drzewo, jedyne na całej ziemi. Była tam pieśń kruka śpiewana w ciszy i odpowiedź kreślona

pięknem  uśmiechu.  Byli  mężczyzna  i  kobieta,  stworzeni  dla  tej  promiennej  chwili,  która  nie

znała  czasu,  stworzeni  dla  siebie  nawzajem.  Migotali,  obejmowali  się  pomiędzy  niebem  a

morzem, czasem a bezczasowością, istnieniem a snem.·

Kruk  widział  twarz  Janny,  zrozpaczoną  i  promienną,  pełną  smutku  i  rozkoszy.  Chciał

zapytać, co widzi na niebie, ale wiedział, że nie ma do tego prawa. Wizje można było tylko

dzielić,  nie  opowiadać,  były  darem bogów  dla  umysłu  i  duszy.  Zbyt  wiele  już  od  niej  wziął,

więcej niż miał prawo. I zapłaci za to torturą wspomnień, kiedy będzie wracał do każdej chwili

w raju, mierząc głębię swej straty.

background image

Patrzył  na  te  bezlitosne,  prześladujące  wizje,  lśniące  nad  powierzchnią  wody,  i

przypomniał sobie chwile sprzed lat, kiedy był samotny.

-  Tamtego  lata,  kiedy  zbudowałem  chatkę  w  Zatoce  Totemu -  powiedział  cicho -  byłem

niespokojny,  czułem  się  jak  ptak  bez  skrzydeł,  jak ryba  bez  płetw  ...  Nic  mnie nie  cieszyło,

nic  nie  dawało  satysfakcji.  Bywałem  przedtem  sam,  ale  nigdy  samotny. -  Zawahał  się,  raz

jeszcze  wspominając  tamto  lato,  które  zaczęło  się  podobnie  do  tego,  a  skończyło  się

zupełnie  inaczej. -  Kilka  dni  po  zbudowaniu  chaty  znów  byłem  niespokojny.  Chodziłem  po

lesie, próbując zmęczyć się tak, by w nocy móc zasnąć.

Na chwilę zamknął oczy, wspominając zielony raj, który wtedy bardziej przypominał

piekło.

-  I  znalazłem  młodą  łanię,  uwięzioną  w  omszałym  wykrocie.  Ledwie  żyła  z  pragnienia,

strachu i bólu. Kiedy ją uwolniłem, zobaczyłem, że jest ranna w nogę. Gdybym ją wypuścił,

umarłaby. A jednak gdybym ją zatrzymał, oswoił i uzależnił od siebie, skazałbym ją na inną,

może  okrutniejszą  śmierć  z  chwilą,  kiedy  ją  porzucę.  Wiedziałem,  że  lato  minie,  nadejdzie

zima i ja odejdę. Wiedziałem o tym, ale łania nie wiedziała. Żyła tylko chwilą obecną.

Janna  milczała,  czując,  jak  cisza  narasta  niczym  zimna  mgła.  Zrozumiała,  że  właściwie

nie chce wiedzieć, jak kończy się opowieść Kruka.

Ale nie miała wyboru. Niezależnie od wszystkiego, musiała zrozumieć człowieka, którego

kochała.

- Co zrobiłeś? - szepnęła, z trudem wypowiadając słowa.

-  Zaniosłem  łanię  do  chatki,  zabandażowałem  jej  nogę  i  ze  splecionych  gałęzi  cedru

zbudowałem ogrodzenie. Miała tam dużo trawy, czystą wodę i nie obawiała się niedźwiedzi,

które mogłyby  wykorzystać jej bezbronność. Łatwo było  zdobyć jej zaufanie, była łagodna i

łatwo  się  oswajała,  jak  wszystkie  młode  stworzenia.  Nauczyłaby  się  przybiegać  do  mnie.

Byłaby towarzystwem, a ja byłem ... samotny.

Janna chciała zapytać, dlaczego był taki samotny, lecz on mówił dalej:

- Zostawiłem ją samą za tym cedrowym ogrodzeniem. Kiedy tam zaglądałem, robiłem to

tak,  żeby  mnie  nie  zobaczyła  i  nie  wyczuła.  Po  pewnym  czasie  już  nie  utykała.  Zębami

ściągnęła nawet kawałki koszuli, którymi zabandażowałem jej ranę. Płot był dość wysoki, by

zatrzymać ranną łanię, ale nie na tyle, by zdrowa nie zdołała go przeskoczyć. Pewnego dnia

odeszła.

Bryza  owiewała  policzki  Janny,  osuszając  nabiegające  do  oczu  łzy.  Kruk  dostrzegł

srebrzysty błysk i bardzo delikatnie pogładził jej włosy.

- W tym odejściu nie było niczego smutnego - powiedział.- Udzieliłem jej pomocy i nie

potrzebo-

wałem  zdobywać  jej  zaufania.  Czułem  satysfakcję,  kiedy  widziałem  jej  ostatni,·  pełen

gracji skok, gdy uciekła do lasu. Nie oglądała się. Nigdy nie zjawiła się w pobliżu chatki czy

background image

polany. - Kruk cofnął dłoń z głowy Janny. - I tak być powinno. Gdybym wziął cokolwiek więcej

od tej łani, tak bezbronnej, nie byłbym mężczyzną.

Janna schyliła głowę, usiłowała powstrzymać łzy.

Zrozumiała,  że  Kruk  myśli  o  niej  tak  jak  o  tej  łani,  jak  o  kimś  zranionym,  bezbronnym,

oddanym pod jego opiekę jedynie na czas potrzebny, by go ocalić i wyleczyć.

Jak  Angel.  Ją  też  trzeba  było  ocalić  i  uleczyć.  O  to  chodziło  Krukowi,  gdy  mówił,  jak  w

końcu zdał sobie sprawę, że życie Angel jest cenniejsze niż szansa, by zdobyć jej miłość.

- To przez Angel, prawda? - szepnęła Janna. - Dlatego byłeś nieszczęśliwy tamtego lata.

Lekkie  drżenie  jej  głosu  sprawiło,  że  Kruk  pożałował,  iż  przyprowadził  ją  na  tę  plażę  i

odebrał  iluzje,  me  dając  nic  w  zamian.  Jednak  iluzje  mogą  być  niebezpieczne.  Musiał  je

zniszczyć.  Janna  musiała  sobie  uświadomić,  że  jest  wolna,  że  niczego  nie  zawdzięcza

człowiekowi,  który  wyłowił  ją  z  morza.  A  już  z  pewnością  nie  miłość,  którą,  jak  sądziła,

odczuwała.

- Teraz tak o tym nie myślę - powiedział cicho. - Kiedy widzę Angel z Sokołem,

przeżywam uczucie

bliskie radości.

- Teraz. Ale nie wtedy.

Lekkie drgnienie jego powiek dowodziło, że Janna ma rację.

-  Angel  wyszła  za  Sokoła.  Kocham  ich  oboje,  ale  kiedy  widzę  ich  razem,  czuję  się

czasem ... - Zawahał się·

- Strasznie samotny - szepnęła.

- Nie zrobili mi krzywdy. To tylko ... - przerwał, szukając słów, by opisać uczucia, których

nigdy przedtem nie próbował wyrazić.

- Widząc ich razem, zastanawiałeś się, czy kiedykolwiek pokochasz i będziesz kochany

w taki sam sposób - powiedziała Janna.

Kruk przymknął oczy, zastanawiając się, w jaki sposób mogła tak łatwo zajrzeć do jego

duszy. - Tak - odparł.

- Kocham cię za to, Kruku.

- Sza, mały wojowniku - szepnął, muskając dłonią jej policzek.

- Dlaczego? - spytała drżącym głosem. - Dlaczego nie pozwalasz mi powiedzieć, że cię

kocham?

Kruk  wyszeptał  jej  imię,  wtulając  usta  w  cynamonowe  włosy,  i od  tyłu  objął  ją  mocno

ramionami. Nie pozwolił, by się do niego odwróciła. Bał się, że gdy zobaczy jej oczy, zatonie

w nich znowu spojrzeniem, przytuli ją i zatrzyma dla siebie. Nigdy nie czuł się tak pełen życia

jak wtedy, gdy był przy niej.

-  To,  co  czujesz,  to  wdzięczność  i  namiętność,  a  nie  miłość -  oświadczył.  Z  trudem

panował  nad  głosem,  który  szorstkością  drażnił  mu  własne  uszy. -  Czułabyś  to  wobec

background image

każdego mężczyzny, który ocalił ci życie," a potem brakło mu opanowania i przyzwoitości, by

cię nie uwieść, gdy byłaś tak bezbronna.

Ta gorycz i wyrzuty sumienia zaskoczyły Jannę. - To nie ... - zaczęła.

- Nie - przerwał gwałtownie. - Posłuchaj mnie. Jesteś piękną, niezwykle pociągającą

kobietą. Nigdy nie zapomnę naszych dni w raju. Będę pamiętał twój dowcip, śmiech, twoją

zmysłowość ... aż do śmierci.

Przyszedł tu, by stanąć na tym brzegu i zwrócić dar bogom. Przybył tu, by uwolnić Jannę,

a nie trzymać ją w niewoli błędnego przekonania, że go kocha.

-  Nic  nie  jesteś  mi  winna -  mówił  dalej,  nie  dając  dziewczynie  dojść  do  słowa. -

Przypadkiem  spotkaliśmy  się  w  tym  dzikim  zakątku.  Nie  było  tam  innych  ludzi,  nie  było  też

niczego,  co  mogłoby  ci  przypomnieć  o  normalnym  życiu.  Oddałaś  mi  się  z  wdzięczności,

ponieważ wyrwałem cię morzu i wiedziałaś, jak bardzo cię pragnę. Gdybyśmy spotkali się w

innych okolicznościach, nie zapragnęłabyś mnie jako kochanka.

-  To  nieprawda -  wyszeptała  Janna.  Spróbowała  odwrócić  się  twarzą  do  Kruka.

Bezskutecznie. -  Kochałabym  cię  nawet  wtedy,  gdybyśmy  się  spotkali  w  centrum  miasta,

wśród tysięcy ludzi. Czy ty w ogóle mnie nie słuchałeś? Kocham cię i to się nie zmieni, nigdy,

w żadnych okolicznościach!

- Janno - zaczął.

Chciał jej uwierzyć, ale wiedział, że nie może sobie na to pozwolić. Wdzięczność mijała.

Namiętność mijała. Miłość trwała. Wiedział, że jeszcze trochę i nie zdoła wyrzec się Janny.

Musiał  to  zrobić  teraz.  Musi  to  nastąpić,  zanim  obudzi  się  w  jego  ramionach  i  uświadomi

sobie  różnicę  między  wdzięcznością  i  miłością,  nim  stanie  się·  nieszczęśliwa  i  spojrzy  na

niego z litością.

- Kiedy  wrócisz do domu, będziesz  wspominać, co się tu stało, i  zobaczysz to  w  innym

świetle. To będzie jak sen. Przyjemny sen - szepnął cicho.- Przynajmniej o to proszę Boga.

- Co mogę powiedzieć, żebyś mi uwierzył? -spytała zrozpaczona Janna. - Nic nie może

zmienić  tego,  że  się  spotkaliśmy  w  tak  nietypowy  sposób.  Nic  nie  może  zmienić  tego,  co

teraz do ciebie czuję. - Odwróciła się nagle, wyrywając z jego uścisku. Nie dbała o to, że łzy

płyną  po  jej  twarzy. -  Kruku -  powiedziała  drżącym  głosem. -  Pozwól,  bym  cię  kochała.

Pokochaj mnie, chociaż trochę.

-  Nie  nalegaj -  powiedział  delikatnie,  zasłaniając  jej  usta  dłonią. -  Już  teraz  nienawidzę

siebie za to, że się z tobą kochałem. Nie pogarszaj wszystkiego.

Ból  przeszył  Jannę.  Świadomość,  że  Kruk  żałuje tego,  co  się  stało,  przytłaczała  ją,

usuwała ziemię spod stóp. Już w nikim nie miała oparcia. Słyszała jakieś głosy na wietrze i

pomyślała, że te różowe iluzje znów ją przyzywają, kuszą widmami tego, co nigdy się już nie

zdarzy.

background image

Głosy zmieniły się w śmiech. Plażą zbliżali się Angel. i Sokół, podążając śladami pary,

która szła przed nimi. Angel, kobieta, którą Kruk kochał i stracił, by w końcu pokochać

inaczej. Sokół, którego Angel kochała tak, jak nie mogła pokochać Kruka. A teraz Kruk

cieszył się, widząc ich miłość. Janna także nauczyła się tym cieszyć. Przez ostatnie kilka dni

zaczęła podziwiać inteligencję i odwagę kryjącą się w tej eterycznej istocie, Podobnie jak

podziwiała poczucie humoru i łagodność tak rzadko spotykaną u mężczyzny, wyglądającego

- jak Sokół - na pewnego siebie przystojniaka.

I  nagle  Janna  poczuła, że  nie  zniesie  widoku  Angel  i  Sokoła.  A tym  bardziej  ich  niemal

dotykalnej  miłości.  Nie  teraz.  Nie  wtedy,  gdy  właśnie  się  dowiedziała,  że  ukochany

mężczyzna żałuje, że jej dotknął.

Na  moment  zamknęła  oczy,  zebrała  siły.  Obiecała  so  bie,  że  zanim  zacznie  mówić  o

miłości, ten dzień musi być wspaniały i to niezależnie od tego, czy Kruk ją kocha, czy nie. I

nadszedł taki dzień, i zaczęła mówić o miłości... i słyszała, jak zatrzaskują się za nią bramy

raju,  zostawiając  ją  samotną  w  świecie  bez  miłości.  Teraz  mogła  już  tylko  odejść,  zanim

swoimi prośbami wprawi Kruka w jeszcze większe zakłopotanie.

- Czy tu naprawdę można dostrzec jakieś iluzje? - spytała Angel, stając za Krukiem.

- Raczej ułudy - odparła Janna chłodnym tonem.

Otworzyła oczy.

- Jest pewna różnica. Taka jak między "smaszno" i "straszno", między żmiją a jaszmiją.

Angel znieruchomiała, wyczuwając ból Janny, zanim jeszcze dostrzegła ślady łez na jej

twarzy. Spojrzała na Kruka. Twarz miał ściągniętą, nieruchomą, jakby wykutą z kamienia.

-  Kruk  ci  wszystko  wyjaśni -  mówiła  dalej  Janna,  nie  patrząc  na  Angel. -  Jest  dobry  w

takich sytuacjach. Jeśli chcesz usłyszeć coś naprawdę oszałamiającego, spytaj go o różnicę

między  wdzięcznością  a  miłością.  Zapewniam,  że  to  bardzo  pouczające.  Prawdziwa

dysertacja o zakatarzonych Dżabbersmokach.

- Janno - wtrącił cicho Kruk. - Mówisz głupstwa.

- Oczywiście. Mój mózg został na dnie zatoki. - Spojrzała na szeroką plażę i skały. -

Szkoda że to raj,

nie arka. Dla Noego dwójka była liczbą magiczną, a woda nie stanowiła problemu. Ale tu

jest raj, więc muszę zdążyć na prom. Założę się, że kapitan nazywa się Charon. .

Bez  słowa  pożegnania  Janna  odwróciła  się  i  odeszła  w  stronę,  gdzie  żadne  ślad  y  nie

widniały na lśniącej powierzchni piasku.

- Dokąd idziesz? - zapytał Kruk.

- Poszukać rzeki o nazwie Styks.

- Ona płynie dookoła piekła, nie raju.

- Jakoś mnie to nie zaskakuje.

- Do twojej chaty jest pięć kilometrów - zawołał Kruk. - Może Sokół cię odwiezie.

background image

- Wszystko w porządku - odparła spokojnie Janna, oglądając się przez ramię. - Będę szła

wzdłuż brzegu. Kiedy nadejdzie fala, będzie tak, jakbym nigdy nie istniała.

Kruk  zamknął  oczy.  Pragnął  pobiec  za  Janną,  pocieszyć  ją  i  siebie.  Ale  to  byłoby

okrucieństwem, nie dobrodziejstwem.

Janna spoglądała na niego przez chwilę i wreszcie odwróciła się. Szła szybkim krokiem,

nie oglądając się więcej za siebie.

Kruk obserwował ją, aż wreszcie nie mógł dłużej tego znieść. Zamknął oczy, jakby chciał

stłumić przenikające jego duszę cierpienie.

- Carlson?

Drgnął, słysząc ten delikatny głos i czując jeszcze delikatniejsze dotknięcie. Odsunął się

od Angel.

- Nie pójdziesz za nią? - spytał Sokół.

- W ogóle nie powinienem jej dotykać. - Otworzył oczy. Były czarne, dzikie, niemal

przerażające. - Nie mogłem się powstrzymać. Od pierwszej chwili, gdy ją ujrzałem,

wiedziałem, że należy do mnie, tylko do mnie. Wiedziałem.

- Ona też - powiedział Sokół. - Ona cię kocha, Carlson. Okazuje to w każdym ...

- To wdzięczność - przerwał szorstko Kruk. - Nie' miłość.

- Jak możesz być tego taki pewien? - spytała Angel. Nagły śmiech był równie dziki i

mroczny jak jego oczy.

- Anielskooka - powiedział łagodnie. - Słodka, cudowna i anielskooka. To bardzo proste.

Nie jestem typem mężczyzny, w którym kochają się kobiety. Ze wszystkich ludzi na ziemi ty

powinnaś o tym wiedzieć najlepiej.

Angel zbladła.

- Carlson - zaczęła, obejmując go ramionami. - Nigdy nie chciałam cię zranić. To moja

wina, nie

twoja. Niczego ci nie brakuje!

- Nie lituj się nade mną - rzucił cicho, gładząc jej złociste włosy. - Nawet gdybym mógł,

nie zmienię tego, co zdarzyło się w przeszłości. Nie jestem drugą połową twojej duszy i nigdy

nie mogłem nią zostać. Jest nią Sokół. I także - szepnął - ty nie jesteś drugą połową mnie.

Teraz już o tym wiem.

- Ale Janna jest - powiedziała z naciskiem Angel. - Jest twoją drugą połową.

- Wiem - odparł Kruk. - I wiem, że jej wdzięczność to nie miłość.

- Mylisz się - zauważył cicho Sokół. - Wiem, czym jest, a czym nie jest wdzięczność. Czy

nie  widzisz  oczu  tej  kobiety,  które  podążają  za  tobą  wszędzie,  palców,  które  dotykają  cię,

kiedy nie ma żadnej potrzeby, nie słyszysz głosu, który mięknie, gdy wymawia twe imię, i nie

zauważasz promiennego uśmiechu, którym tylko ciebie obdarza?

Kruk nie potrafił tego słuchać. Za bardzo chciał uwierzyć w te słowa. Nie ufał już sobie.

background image

Odwrócił się nagle i ruszył do samochodu. Podążył za nim głos Sokoła, wyraźnie

słyszalny na wietrze.

- Janna patrzy na ciebie tak, jak Angel na mnie. Patrzy tak, jak ja patrzę na Angel. I tak,

jak ty patrzysz na Jannę. To nie wdzięczność, Carlson. To miłość!

W górze, w porywach wiatru szybowały mewy, krzyczały do siebie, a ich wołania brzmiały

jak imię Janny i odbijały się echem w umyśle Kruka. Fale przyboju podjęły okrzyk, śpiewały

głębszym  tonem,  a  świst  wiatru  łkał  w  kontrapunkcie.  Kruk  widział  Jannę,  gdziekolwiek

zwrócił  wzrok.  Czuł  smak  jej  ust  na  wargach  i  żar  w  krążącej  w  żyłach  własnej  krwi.  Była

wszędzie, była częścią wszystkiego. A przede wszystkim była częścią jego duszy i krzyczał

jej imię w ciszy, którą tylko ona potrafiła przerwać.

Szybko dotarł do "Czarnej Gwiazdy". Chciał się tylko spakować i odjechać jak najdalej od

Wysp Królowej Charlotty. Na pokładzie zaczął wyrzucać rzeczy z szafek i szuflad, i bezładnie

wciskać  je  do  worka.  Otworzył  ostatnią  szufladę  i  zamarł.  N  a  wierzchu  leżał  szkicownik

Angel,  ten,  którego  używała  Janna  w  Zatoce  Totemu.  Otworzył  blok.  Nigdy  nie  oglądał

rysunków Janny. Nigdy nie proponowała, że mu je pokaże. Twierdziła, że nigdy nie dorówna

Angel.

Szkice  były  takie, jak  sama  Janna:  bezpośrednie,  często  zabawne,  uczciwe,  z  ukrytą  w

nich  zmysłowością  kreski  i  cienia.  Kruk  poczuł,  że  ogarnia  go  fala  wspomnień.  Słyszał  jej

smutny  śmiech,  patrząc  na  obraz  zatytułowany  "Boska  pralka",  przedstawiający  dżinsy  i

koszulę  przewieszone  przez  reling,  gdy  deszcz  zalewał  je,  spłukując  sól  i  piasek.  Widział

szczerość  Janny  w  rysunku  przedstawiającym  totem,  podpisanym  po  prostu  "Przedtem".

Narysowała symbole Haida bez upiększania, akceptując w całości ich symboliczną wymowę.

Kolejne  strony  obracały  się  pod  palcami  Kruka,  aż  wreszcie  została  tylko  jedna.

Przewrócił  ją  i  poczuł,  że  oblewa  go  zimny  pot.  Na  pierwszy  rzut  oka  szkic  przypominał

pozostałe, ale pewne cechy rysunku go niepokoiły. Aż wreszcie odczytał jego treść. Były tam

cienie,  tworzące  obraz  czujnych  oczu  człowieka,  pozornie  przypadkowy  zbiór  linii,  które

stawały się nałożoną na morze twarzą. Góra okryta mgłą, która przypominała zamyślonego

mężczyznę, potężnego mężczyznę o granitowych mięśniach i czarnych włosach.

We wszystkim był Kruk.

Rysy Kruka w nieskończonych wariacjach, jego oczy, usta na tle lasu i góry, oceanu i

totemu. ~ uśmiechnięty albo poważny, śpiący czy w napadzie pożądania, spokojny lub w

chwili najgorętszej rozkoszy, łagodny i gniewny - zawsze Kruk, jak gdyby nic nie mogło

istnieć, nawet samo morze, jeśli nie było ożywione jego oddechem.

Długo  patrzył  na  ten  rysunek.  Potem  ukrył  twarz  w  dłoniach  i  zapłakał,  wiedząc,  że

wreszcie usłyszał miłosną pieśń dla kruka.

Mgła  gęstniała  po  zachodzie  słońca,  kładąc  się  na  ziemi  lśniącym  całunem,  równie

background image

niepokojącym, jak te różowe iluzje. Janna zatrzymała się sto metrów od chaty i obejrzała, by

spojrzeć  na  długi  nierówny  trop,  jaki  pozostawiła  za  sobą.  Ślad  jej  wyjścia  z  raju.  Nie

wiedziała,  jak  długo  tak  stała,  patrząc  na  ślady  na  piasku,  ślady  zacierane  przez  przypływ.

Teraz  pozostały  tylko  lekkie  zagłębienia,  w  których  gromadził  się  piasek.  Następna fala  nie

pozostawi już nic.

- Gdybym potrafił, pomalowałbym niebo i góry, morze i las, i wszystko byłoby tobą.

Cichy, głęboki głos wzbudził w Jannie dreszcz.

Przez chwilę pomyślała, że traci zmysły, i odwróciła się. Kruk stał tuż przy niej, jak gdyby

zmaterializował się pod wpływem jej marzeń.

-  Gdybym  mógł -  powiedział -  kazałbym  wichrom  wołać  twe  imię  o  każdej  godzinie,  o

każdej porze roku, a lasy we mgle istniałyby po to, by podkreślać kolor twych oczu. Lecz nie

jestem  artystą  ani  bogiem.  Jestem  tylko  krukiem  o  chrapliwym  głosie,  który  leci  ponad

pustym rajem, rozpaczając, że stracił to, czego pragnął tak bardzo, że aż bał się uwierzyć, że

taki  skarb  może  należeć  do  niego. -  Ujął  w  dłonie  twarz  Janny. -  Nie  znam  pieśni,  którą

mógłbym ci zaśpiewać, nie mam

. niczego, co mógłbym ci ofiarować, nie znam żadnego niezwykłego sposobu, by ci

powiedzieć, że jesteś drugą , połową mojej duszy.

- Kruku ... - Głos Janny łamał się. - Nie potrzebuję niczego specjalnego, ani pieśni, ani

niczego prócz ciebie. Tylko ciebie. Kocham cię.

Słowa Janny wstrząsnęły Krukiem, napełniając jego duszę szczęściem.

Uniósł  ją  w  ramionach  i  przytulił  mocno,  mówiąc  cicho  i  łagodnie,  że  bardzo  ją  kocha.

Ona okazywała mu swoje uczucie każdym dotykiem, każdym oddechem.

Za nimi ostatnie ślady raju rozpłynęły się we mgle i osrebrzonym księżycem morzu. Ani

Janna, ani Kruk nie zauważyli tego. Odnaleźli swój raj, jedyny, jaki się liczył, i zatrzymali go

w swoich ramionach.

background image