background image

GLENDA SANDERS 

CUKIERECZEK 

 
 
ROZDZIAŁ 


- Spóźniłaś się. 
Brigitte  Dumont  zmarszczyła  brwi.  Popatrzyła  groźnie 
na  brata,  siadając  naprzeciw  niego  z  talerzem  sałatki, 
która  stanowiła  jej  lunch.  Jadalnia  była  prawie  pusta. 
Przy  rodzinnym  stole  pozostał  jedynie  Stephen 
Dumont. 
- Dobrze, że w ogóle udało mi się wyrwać - mruknęła. 
-  Właśnie  wychodziłam,  kiedy  zadzwoniła  Donna 
Prescott  z  „Contemporary  Canada".  Chcą  zamieścić  w 
najbliższym  wydaniu  wzmiankę  o  naszym  weekendzie 
z zagadką. 
- „Contemporary Canada"? - ucieszył się Stephen. 
- Ależ to świetna reklama! 
-  Mam  nadzieję.  Sam  wiesz,  jak  bardzo  BARF  potrze-
buje tych pieniędzy. 
BARF,  czyli  Okręgowe  Towarzystwo  Ochrony  Środo-
wiska,  planowało  budowę  nowego  centrum  w  Bow 
Valley. Na ten cel potrzebne jednak były dość znaczne 
kapitały.  Prawie  udało  im  się  zdobyć  głównego 
inwestora.  Weekend  z  zagadką,  o  którym  wspomniała 
Brigitte,  miał  odbyć  się  w  hotelu  Dumontów  za  dwa 
tygodnie.  Chodziło  o  zebranie  funduszy  na  kampanię 
reklamową  BARF-u,  która  powinna  uświadomić 

background image

mieszkańcom  Bow  Valley  konieczność  dbania  o 
czystość środowiska. 
-  Jak  tylko  rozniesie  się po okolicy,  że  sam  C.H.Battle 
zgodził  się  poprzeć  to  przedsięwzięcie,  ludzie  będą 
walić drzwiami i oknami - zauważył Stephen. 
- Donna już się o niego dopytywała. Wpadnie dziś wie-
czorem, aby przeprowadzić z nim krótki wywiad. 
- Wcale się jej nie dziwię. Wszyscy chcieliby wiedzieć, 
jaki 

jest 

naprawdę 

twórca 

jednego 

najpopularniejszych 

tym 

kraju 

komiksów 

gazetowych. 
Brigitte z niesmakiem pokręciła głową. 
- Nie mogę pojąć, czym tu się zachwycać. - Popatrzyła 
na brata. - Ten cały „Fantasy Fuzz" ma bardzo niski po-
ziom.  W  każdej  historyjce  występuje  jakaś  głupawa 
lalunia  z  dużym  biustem,  którą  on  nazywa 
Cukiereczkiem. Tak jakby nie było na świecie pięknych 
i mądrych kobiet. 
-  I  na  tym  właśnie  polega  cały  dowcip.  -  Mężczyzna 
roześmiał się. 
- Nie widzę w tym nic zabawnego, ale skoro C.H.Battle 
zgodził  się  napisać  scenariusz  i  osobiście  odegrać  rolę 
swojego  detektywa,  zasługuje  na  moją  dozgonną 
wdzięczość. 
-  Obiło  mi  się  o  uszy,  że  ten  Battle  jest  kawalerem  - 
zauważył  Stephen.  -  Biorąc  pod  uwagę  twoją  obecną 
sytuację, może powinnaś... 
- Jaką sytuację? - spytała chłodno Brigitte. 
-  Byłaś  dziś  głównym  tematem  rozmowy  podczas  lun-
chu. 

background image

Brigitte westchnęła. 
- A cóż takiego zrobiłam tym razem? 
- Jennifer z przekonaniem w głosie oświadczyła głośno, 
że już najwyższy czas, by jej cioteczka Brigitte wyszła 
za mąż. 
Brigitte  zmarszczyła  brwi.  Jej  siostrzenica,  Jennifer, 
skończyła  właśnie  dwanaście  lat.  W  tym  wieku 
dziewczęta  zaczynają  interesować  się  chłopcami  i 
planować własne i cudze zamążpójścia. 
- To stwierdzenie musiało wywołać niezłe zamieszanie. 
-  O  tak.  Przez  parę  dobrych  chwil  panowała  zupełna 
konsternacja.  Przekonywałem  wszystkich,  że  pewnie 
chodzi  o  tego  bankiera  ze  Szwajcarii.  Nie  powinnaś 
była  pozwolić  mu  na  tak  łatwe  zwycięstwo.  -  Stephen 
żartobliwie pogroził siostrze palcem. 
Brigitte  rzuciła  mu  pełne  urazy  spojrzenie.  Przez  całe 
dwa tygodnie broniła się przed natarczywymi zalotami 
obleśnego  Szwajcara  ku  uciesze  całej  rodziny 
Dumontów. 
-  Ale  Jennifer  wyjaśniła,  że  bankier  nie  ma  z  tym  nic 
wspólnego  -  ciągnął  Stephen.  -  Powiedziała,  że  to 
dlatego,  iż  Nicole  zażyczyła  sobie,  by  kupić  jej 
koronkowy staniczek. 
- Jej matka musiała się ucieszyć. 
- A jakże. Claire głośno skarciła Jennifer, na co wtrąciła 
się nasza zacna rodzicielka i przypomniała jej, że kiedy 
Claire  sama  miała  trzynaście  lat,  nie  mówiła  o  niczym 
innym,  tylko  o  czarnych  jedwabnych  majteczkach.  Na 
to  odezwał  się  Claude,  napomykając  niedyskretnie,  że 
Claire  do  dziś  ma  słabość  do  czarnej  bielizny.  Claire 

background image

straciła  resztki  zimnej  krwi  i  zagroziła  mu  rozwodem, 
jeśli  będzie  wywlekał  ich  osobiste  sprawy  podczas 
rodzinnego posiłku. 
-  No  tak!  -  Brigitte  roześmiała  się.  -  Typowy  rodzinny 
lunch u Dumontów. Szkoda, że mnie tam nie było. 
-  Uhm  -  przytaknął  Stephen.  -  Nie  mogę  tylko  zrozu-
mieć,  co  ma  wspólnego  koronkowy  staniczek  dla 
Nicole  z  twoim  zamążpójściem.  Brigitte  westchnęła 
ciężko. 
-  Jeszcze  i  to!  Wczoraj  znalazłam  u  siebie  pierwszy 
siwy włos. 
- Nie pojmuję, co to ma wspólnego z wyjściem za mąż. 
-  Żaden  mężczyzna  tego nie  zrozumie.  Latka lecą,  a ja 
nie staję się młodsza. 
-  Tak  się  składa,  że  jestem  twoim  starszym  bratem, 
siostrzyczko,  a  wcale  nie  wybieram  się  jeszcze  na 
tamten świat. 
-  Owszem,  ale  twoja  żona,  zresztą  młodsza  ode  mnie, 
spodziewa  się  dziecka,  a  moja  siostrzenica,  którą, 
zdawałoby się, jeszcze nie tak dawno kołysałam do snu, 
zażyczyła sobie koronkowego staniczka. - Zawahała się 
przez  chwilę,  po  czym  dodała  z  goryczą:  -  Dziś  rano 
usłyszałam,  jak  jakiś  chłopak  wyraził  się  o  mnie 
„starsza pani". 
-  Pewnie  też  zauważył  siwy  włos  na  twojej  grzywce  - 
zażartował Stephen. 
Ale Brigitte wcale nie było do śmiechu. 
- Wkrótce skończę dwadzieścia dziewięć lat. Wcale nie 
jest mi przyjemnie, kiedy patrzę na Janet i mam świado-
mość,  że  jest  przecież  ode  mnie  młodsza.  Oczywiście, 

background image

mam nadzieję, że się na mnie nie pogniewasz za to, co 
powiedziałam - dodała pośpiesznie. 
-  Skądże  znowu!  -  zapewnił  siostrę  Stephen.  -  Ale, 
Brigitte, na litość boską, nikt nie podejmuje tak ważnej 
decyzji  tylko  dlatego,  że  odkrył  u  siebie  pierwsze 
oznaki  siwizny.  Przede  wszystkim  należy  znaleźć 
odpowiedniego kandydata. 
-  Właśnie  -  przytaknęła.  -  Najwyższy  czas,  żebym  za-
częła się za kimś takim rozglądać. 
-  O  ile  pamiętam,  robisz  to  od  czasu,  kiedy  dostałaś 
swoją  pierwszą  buteleczkę  perfum.  Tata  wspomniał  o 
tym przy lunchu. 
- A więc moja słabość do perfum była kolejnym tema-
tem po bieliźnie Claire. 
- Zaraz po groźbach o rozwodzie - przytaknął Stephen. 
Przez dłuższą chwilę Brigitte jadła w milczeniu. 
-  Na  dobrą  sprawę  -  zamyśliła  się  -  nie  sądzę,  żebym 
miała  większe  trudności  ze  znalezieniem  męża. 
Mężczyźni uważają, że jestem atrakcyjna. 
- Zdaniem twojej siostrzenicy otacza cię tłum przystoj-
nych  wielbicieli,  którzy  uważają  cię  za  uosobienie 
seksu  -  potwierdził  Stephen.  -  Nicole  uważa,  że  gdyby 
miała  koronkowy  staniczek,  mogłaby  konkurować  z 
tobą. 
Brigitte w zamyśleniu pokiwała głową. 
- Całkiem możliwe. Już teraz mężczyźni oglądają się za 
nią.  Muszę  się  pośpieszyć.  -  Roześmiała  się.  -  Kiedy 
Nicole  dostanie  wreszcie  swój  wymarzony  staniczek, 
stracę większość wielbicieli. 

background image

-  A  więc,  jak  znam  Claire,  masz  jeszcze  co  najmniej 
dwa lata - pocieszył ją brat. 
Brigitte zerknęła na zegarek. 
- Niestety, nie mam aż tyle czasu do przybycia naszego 
honorowego  gościa  -  zauważyła.  -  Mówił,  że  będzie 
około drugiej, ale możliwe, że zjawi się wcześniej. 
- Słyszałem, że ten cały, jak mu tam, Battle zbił niezłą 
fortunkę  na  swoim  komiksie.  -  Stephen  popatrzył  na 
siostrę  znacząco.  -  Może  powinnaś  się  nim 
zainteresować. 
Brigitte z niesmakiem zmarszczyła zgrabny nosek. 
- Nie sądzę, abym mogła myśleć poważnie o człowieku, 
który zwraca się do kobiet per Cukiereczku. 
-  Ale zgodził się wziąć udział  w  akcji BARF-u  - przy-
pomniał jej Stephen. 
- Owszem. Jestem mu za to głęboko wdzięczna, co 
♦ CUKIERECZEK 
jednak  nie  oznacza,  że  muszę  za  niego wyjść.  Zresztą, 
jak już będę bardzo niecierpliwa,  zawsze mogę złamać 
nogę,  a  ty  zawieziesz  mnie  na  którąś  z  tych 
egzotycznych  wysp,  gdzie na  pewno  poznam  księcia  z 
bajki. - Brigitte roześmiała się. 
Stephen przecząco pokręcił głową. 
-  Nie  sądzę,  aby  ta  sama  historia  powtórzyła  się  w  na-
szej rodzinie dwa razy. 
Stephen  Dumont  poznał  swą  obecną  żonę,  Janet,  na 
Barbados, gdzie kurował złamaną na nartach nogę. 
-  Sama  musisz  zatroszczyć  się  o  jakąś  romantyczną 
przygodę. 

background image

-  Romantyczna  przygoda.  -  Brigitte  zamyśliła  się.  Za-
wsze  lubiła  towarzystwo  mężczyzn,  ale  ostatnio  ta 
ustawiczna  gra  w  kotka  i  myszkę  zaczynała  ją  trochę 
męczyć.  Choć  przez  hotel  Dumont  przewijało  się  w 
sezonie 

narciarskim 

mnóstwo 

przystojnych 

sympatycznych  młodzieńców,  tylko  niewielu  z  nich 
trafiało do prywatnych apartamentów Brigitte Dumont. 
Romantyczna  przygoda,  powtórzyła  w  duchu.  Może 
tego mi właśnie potrzeba? 
- Pomyślę o tym - oświadczyła na głos, podnosząc się z 
krzesła. - Teraz muszę już uciekać. 
Pospieszyła na górę, żeby odświeżyć się przed przyjaz-
dem  honorowego  gościa.  Niezależnie  od  tego,  co 
myślała o C.H.Battle'u, autor popularnego komiksu był 
ważną  osobistością  i  należało  mu  się  odpowiednie 
traktowanie.  Brigitte  chciała  być  w  jak  najlepszej 
formie,  kiedy  będzie  go  witała  w  progach  hotelu 
Dumont.  Podmalowała  usta  i  przyczesała  związane  w 
koński ogon długie, ciemne włosy. 
-  Jak  zawsze  piękna  -  szepnęła  i  uśmiechnęła  się  do 
swego odbicia w lustrze. 
O tak! C.H. Battle zostanie przyjęty ze wszystkimi ho-
norami.  Choć  jej  zdaniem  twórca  „Fantasy  Fuzza"  był 
wstrętnym  męskim  szowinistą,  reszta  świata  zdawała 
się  być  nim  oczarowana,  a  ponieważ  wszyscy  tak  go 
kochali,  nie  ulegało  wątpliwości,  że  gotowi  będą 
zapłacić każde pieniądze, by ujrzeć go w akcji. Oto sam 
wielki Fantasy Fuzz schodzi z kart komiksu i w swojej 
charakterystycznej  skórzanej  kurtce  przesłuchuje 
podejrzanych w hotelu Dumont. 

background image

Początkowo  nikt  z  członków  BARF-u  nawet  w  naj-
śmielszych  marzeniach  nie  przypuszczał,  że  Battle 
zgodzi  się  osobiście  odegrać  rolę  detektywa  podczas 
weekendu  z  zagadką.  Wysłano  zaproszenie,  ponieważ 
ktoś  przypomniał  sobie,  że  Battle  był  członkiem 
towarzystwa  jeszcze  zanim  „Fantasy  Fuzz"  podbił 
Amerykę. Brigitte dowiedziała się, że nikt nie skojarzył 
sobie  niejakiego  Charliego  Battle'a  figurującego  na 
liście  członkowskiej  ze  słynnym  autorem  popularnego 
komiksu, póki  Marjorie Ambrose, która  zajmowała  się 
konkursem na najlepszy plakat o  ochronie środowiska, 
nie  dostrzegła  podobieństwa  podpisu  na  jednym  ze 
starych plakatów ze znaczkiem, którym sygnował swoje 
rysunki  C.H.Battle.  Marjorie  i  Brigitte  postanowiły,  że 
plakat ten  zostanie wystawiony na aukcji obok słynnej 
skórzanej  kurtki  podarowanej  przez  twórcę  „Fantasy 
Fuzza". 
Po drodze do recepcji Brigitte zajrzała do kuchni, gdzie 
armia  kucharzy  uwijała  się,  przygotowując  smakołyki 
na wieczór rodzinny. Poniedziałkowe kolacje w hotelu 
Dumontów,  znane  jako  wieczory  rodzinne,  stały  się 
swoistą  tradycją  i  nawet  poza  sezonem  ściągały  do 
hotelu wielu gości. Brigitte zręcznie prześliznęła się do 
miejsca,  gdzie  szef  kuchni  oblewał  właśnie  lukrem 
imponujący  trzypiętrowy  tort.  Mężczyzna  zauważył 
Brigitte. Pomachał jej ręką. 
- No i jak? - spytał zadowolony. - Udał mi się tort, co? 
Brigitte odwzajemniła uśmiech. 
- Prawdziwe arcydzieło. 

background image

-  Mais  oui.  Jestem  artystą,  n'est  pas!  -  zamruczał 
Gerard. 
Brigitte przytaknęła. 
-  Chciałam  tylko  sprawdzić,  czy  nie  przesadziłeś  i  nie 
wymyśliłeś  czegoś  zbyt...  zbyt  ekstrawaganckiego  - 
zażartowała.  -  No  wiesz,  na  przykład  półnaga 
dziewczyna wyskakująca z tortu czy coś w tym stylu. 
-  Mou  Dieu!  -  Francuz  załamał  ręce  w  udanym  prze-
strachu.  -  Dlaczego  wcześniej  nie  wpadłem  na  ten 
pomysł! 
- Ponieważ lubisz swoją pracę i ten hotel. 
Gérard  uśmiechnął  się  szeroko.  Prawdopodobieństwo 
utraty przez niego posady w hotelu Dumont było takie 
samo  jak  to,  że  Brigitte  zostanie  wydziedziczona,  i 
kucharz doskonale zdawał sobie z tego sprawę. 
-  To  będzie najwspanialszy  i  najsmaczniejszy  tort,  jaki 
udało mi się zrobić - zapewnił swoją pracodawczynię. - 
Całe Bow Valley nie będzie mówić o niczym innym. 
-  Miejmy  nadzieję  -  mruknęła  Brigitte.  -  Po  to właśnie 
ta cała gala. 
- Brigitte? 
- Tak? 
-  Jak  myślisz,  czy  mogłabyś...  czy  mogłabyś  poprosić 
pana  Battle...  -  plątał  się  Gérard  -  mam  tu  gdzieś 
niedzielne  wydanie,  gdyby  pan  Battle  był  tak 
uprzejmy... 
- Zostaw gazetę w recepcji. Zobaczę, co da się zrobić. 
- Och, merci! 
- Naprawdę podoba ci się ten komiks? 

background image

-  O,  oui.  Pan  Battle  jest  bardzo  przebiegły.  Nigdy  nie 
potrafię  odgadnąć,  kto  jest  mordercą,  ale  tym  razem... 
tym  razem  jestem  prawie  pewny,  że  to  ta  kobieta, 
szwagierka  ofiary.  No  wiesz,  ta,  którą  Fantasy  Fuzz 
nazywa... 
- Cukiereczkiem - dokończyła Brigitte. 
- Oui,  Cukiereczek. Mam zamiar skorzystać z tego po-
mysłu  i  umieścić  na  szczycie  tortu  małe  lukrowe 
Cukiereczki. 
- Dobry pomysł - pochwaliła Brigitte. 
- Maleńkie lukrowe kobietki - zapalił się Gérard. 
- Blondynki, brunetki i rude. 
Brigitte  westchnęła  ciężko.  Pokiwała  głową.  Lukrowe 
Cukiereczki  na  torcie!  Cały  świat  wydawał  się 
wariować na punkcie „Fantasy Fuzza". 
Charlie Battle ciągle jeszcze czuł się trochę nieswojo w 
takich  miejscach  jak  hotel  Dumont.  Sława  i  fortuna 
spadły  na  niego  nie  tak  dawno  i  nie  zdążył 
przyzwyczaić  się  do  wystawnego  życia,  jakie  wiedli 
bogaci. 
Miejsce to nie było mu tak zupełnie obce. Każdy z mie-
szkańców  Bow Valley  znał  tę  bajkową  budowlę, która 
wyglądała niczym przeniesiona z ośnieżonych szczytów 
szwajcarskich  Alp.  Po  raz  pierwszy  jednak  znalazł  się 
w  środku.  Zaskoczyła  go  miła,  prawie  domowa 
atmosfera  przytulnie  urządzonego  holu.  Centralne 
miejsce  zajmował  olbrzymi  kominek,  przy  którym 
zziębnięci narciarze mogli ogrzać się po powrocie z gór. 
Ze zdziwieniem odkrył, że wcale nie żałuje, iż zgodził 

background image

się  wziąć  udział  w  imprezie  organizowanej  przez 
BARF. 
Początkowo miał zamiar wykręcić się, ale nieopatrznie 
wspomniał o zaproszeniu swemu agentowi prasowemu, 
Joe'emu Blanningowi. Joe uznał, że nadarza się sposob-
ność pozyskania nowych sympatyków. 
- Sam wiesz, że nie wszyscy lubią ,fantasy Fuzza" 
-  przekonywał  Charliego.  -  Jeżeli  poprzesz  ochronę 
środowiska, zyskasz na popularności. 
I tak Charlie zgodził się napisać kolejną opowieść i oso-
biście  odegrać  rolę  popularnego  detektywa.  Tego 
wieczoru  będzie  mógł  poznać  Dumontów,  właścicieli 
hotelu,  w  którym  miała  odbyć  się  przygotowana  przez 
BARF impreza. Dumontowie byli popularni nie tylko w 
Bow  Valley.  Jean-Pierre  Dumont,  wielokrotny  złoty 
medalista  igrzysk  zimowych,  był  znany  z  miłosnych 
podbojów.  Gdy  przekroczył  czterdziestkę,  zakochał  się 
i  poślubił  młodziutką  Mar-guerite.  Stał  się  wzorowym 
mężem  i  ojcem  rodziny.  To  właśnie  dzięki  jego 
staraniom  zwykła, górska  miejscowość  wypoczynkowa 
przeobraziła  się  w  kurort  znany  i  popularny  wśród 
amatorów zimowego szaleństwa. 
- Czym mogę panu służyć? - Recepcjonista uśmiechnął 
się na widok wchodzącego gościa. 
-  Mam  tu  zarezerwowany  pokój.  Na  nazwisko  Battle. 
C.H.Battle. 
-  A  tak.  -  Recepcjonista  podsunął  Charliemu  księgę 
gości.  -  Proszę  się  wpisać.  Zaraz  zawołam  pannę 
Dumont. Zaprowadzi pana na górę. 

background image

-  Dziękuję,  ale  myślę,  że  poradzę  sobie  sam.  Proszę 
tylko wskazać mi, które to piętro. 
Mężczyzna za biurkiem wyglądał na zmieszanego. 
- Ale... 
-  Mam  tylko  jedną  torbę  i  mogę  ponieść  ją  sam  -  po-
wiedział Charlie. 
-  Nigdy  nie  spieramy  się  z  naszymi  gośćmi.  -  Za  jego 
plecami odezwał się melodyjny głos. 
Charlie  odwrócił  się.  Właścicielka  głosu  miała  duże 
błękitne oczy i uwodzicielski uśmiech. 
- Jestem Brigitte Dumont - przedstawiła się, wyciągając 
dłoń. - Witamy w hotelu Dumont, panie Battle. 
Poczuł  zapach  jej  perfum.  Zwykle  damskie  perfumy 
drażniły go i zaczynał kichać, ale te były inne. Świeży, 
ostry zapach przywodzący na myśl szum drzew i szmer 
górskiego strumyka, a jednocześnie tak bardzo kobiecy. 
Z trudem wymamrotał uprzejme: miło mi panią poznać. 
Jego  uwagę  zaprzątały  kuszące,  czerwone  usta. 
Ciekawe,  czy  były  takie  z  natury,  czy  też  pomadka 
dodała im powabu. 
Brigitte uwolniła dłoń z uścisku mężczyzny, wzięła od 
recepcjonisty klucz i uśmiechnęła się. 
- Nie mam nic przeciwko temu, żeby poniósł pan swój 
bagaż  sam,  ale  ponieważ  jest  pan  naszym  honorowym 
gościem, chciałabym panu towarzyszyć. 
Honorowy gość! O mało nie zaprotestował. Ciągle jesz-
cze  nie  potrafił  przyzwyczaić  się  do  roli  znanej  i 
popularnej  osobistości.  Dobrze  pamiętał  długie,  nocne 
godziny  spędzone  nad  szkicownikiem,  kiedy  to, 
niepewny  przyszłości,  wymyślał  coraz  to  nowe 

background image

historyjki  w  nadziei,  że  może  któraś  spodoba  się 
wydawcy. 
- Proszę za mną - powiedziała Brigitte. - Obiecuję, że to 
nie będzie bolało. 
Charlie posłusznie sięgnął po torbę. 
- A więc prowadź, Cukiereczku. 
Brigitte groźnie zmarszczyła brwi. Cukiereczku! Co on 
sobie  właściwie  wyobraża,  ten  cały  Battle?!  Że  kim 
jest? Fantasy Fuzzem?! 
-  Jak  minęła  podróż?  -  spytała,  siląc  się  na  uprzejmy 
ton. Czekali na windę. 
-  Dobrze.  -  Trudno było nazwać  interesującym przeży-
ciem godzinną jazdę trasą, którą przemierzył setki razy. 
Krótko  i  treściwie,  pomyślała  Brigitte.  C.H.Battle  nie 
jest  zbyt  rozmowny.  Uważnym  spojrzeniem  obrzuciła 
barczystą  sylwetkę  gościa.  Czy  to  możliwe,  aby  tak 
wyglądał  autor  komiksów?  Spojrzenia  kobiety  i 
mężczyzny zetknęły się i nagle winda stała się za mała 
dla  nich  dwojga.  Kiedy  otworzyły  się  drzwi,  Brigitte 
odetchnęła  z  ulgą.  Szybkim  krokiem  ruszyła  w  stronę 
apartamentu,  który  zarezerwowano  dla  C.H.  Battle'a. 
Na plecach czuła uważny wzrok mężczyzny. 
Szerokie okna  salonu  wychodziły  wprost na  ośnieżone 
szczyty  gór.  Brigitte  otworzyła  przeznaczoną  na  bagaż 
półkę w ścianie i uśmiechnęła się do Charliego. 
-  Oto  pański  klucz  -  powiedziała,  wyciągając  dłoń  w 
jego stronę. - Mam nadzieję, że spodoba się panu u nas, 
panie  Battle.  Jeśli  będzie  pan  czegoś  potrzebował, 
proszę wykręcić zero i poprosić kogoś z Dumontów. 

background image

Z  największą  przyjemnością,  odpowiedział  w  duchu 
Charlie, nie odrywając zafascynowanego wzroku od ust 
kobiety.  Sięgnął  po  klucz,  ale  zamiast  wyjąć  go, 
zacisnął palce na drobnej dłoni Brigitte. 
-  Czy  mogę  pytać  o  konkretną  osobę?  -  spytał  cicho. 
Brigitte powoli uwolniła rękę z uścisku i śmiało popa-
trzyła w ciemne oczy mężczyzny. 
-  My,  Dumontowie,  jednakowo  poważnie  traktujemy 
obowiązki gospodarza. 
Mężczyzna nie spuścił wzroku. 
- Czyżby? 
Brigitte lekko uniosła brwi. 
- W takim razie, proszę wybierać. 
- Nie omieszkam - zapewnił ją. 
Ktoś  zastukał  do  drzwi  i  Brigitte  skinęła  głową 
Cha-rliemu, by otworzył. Na progu stał boy hotelowy w 
służbowym  uniformie.  W  wyciągniętych  przed  siebie 
rękach trzymał ogromny, obwiązany kolorową wstążką 
wiklinowy kosz. 
- Pan C.H.Battle? - spytał grzecznie. 
-  We  własnej  osobie  -  potwierdził  Charlie.  Chłopak 
wszedł do środka i ustawił kosz na stoliku. 
- Z pozdrowieniami od hotelu Dumont. 
CUKIERECZEK ♦    14 
Charlie popatrzył na Brigitte. 
-  Doprawdy,  to  niepotrzebne  -  powiedział  i  sięgnął  po 
portfel. 
-  Och,  nie,  proszę  pana  -  uprzedził  go  boy.  -  To  od 
firmy. 

background image

-  Mimo  wszystko  -  upierał  się  Charlie.  -  A  poza  tym, 
słyszałem,  że  w  hotelu  Dumont  nikt  nie  spiera  się  z 
gośćmi. 
Zerknął  na  Brigitte,  wciskając  chłopakowi  zwinięty 
banknot. 
- Dziękuję panu - skłonił się grzecznie boy. Zawahał się 
przez  chwilę,  po  czym  dodał  pośpiesznie:  -  "Fantasy 
Fuzz"  to  mój  ulubiony  komiks,  panie  Battle.  To 
niesamowite,  jak  ten  detektyw  rozwiązuje  wszystkie 
zagadki. Policja powinna mieć kogoś takiego jak Fuzz. 
-  Szkoda,  że  to  tylko  postać  z  komiksów  -  zauważyła 
Brigitte.  -  Może  nie  byłoby  tylu  przestępstw,  gdyby 
Fantasy Fuzz istniał naprawdę. 
Boy wyjął z kieszeni złożoną gazetę. 
- Wyciąłem to z dzisiejszego wydania - zaczął niepew-
nie. - Gdyby był pan tak dobry i... 
-  Nie  ma  sprawy  -  uśmiechnął  się  Charlie.  Położył  ga-
zetę  na  stoliku  i  złożył  na  niej  swój  podpis.  Boy 
podziękował  mu  gorąco  i  wyszedł,  ściskając  gazetę 
niczym największy skarb. 
Charlie zajrzał do owiniętego celofanem kosza. 
- Co my tu mamy? 
-  Ot,  po  prostu  parę  drobiazgów,  by  uprzyjemnić  panu 
pobyt u nas - uśmiechnęła się Brigitte. 
- Owoce, sery, a nawet wino. No, no, no. - Mężczyzna z 
niedowierzaniem  pokręcił  głową,  sięgając  po  butelkę. 
Uważnie  studiował  nalepkę.  -  A  szampan?  Myślałem, 
że to będzie szampan. Czuję się zawiedziony. 
Brigitte obrzuciła go uważnym spojrzeniem. 

background image

- Jest pan pierwszym mężczyzną, który przyznał się, że 
lubi  szampana.  Zwykle  nasi  panowie  wolą  wytrawne 
Mo-selle.  Oczywiście,  zaraz  to  naprawimy.  Zadzwonię 
do recepcji, by przyniesiono szampana. 
-  Ależ  nie!  Ja  tylko  żartowałem  -  zaprotestował 
Char-lie. 
-  Ja  też  -  roześmiała  się  Brigitte.  -  Zresztą,  nie  mamy 
teraz  szampana.  Zamawiamy  go  tylko  raz  do  roku,  w 
sylwestra. 
Mężczyzna popatrzył na nią zaskoczony. 
- To znowu blef? 
- Aha. Dał się pan nabrać! - W jasnych oczach kobiety 
błysnęły wesołe iskierki. 
Charlie  poczuł,  jak  oblewa  go  fala  gorąca,  ale  szybko 
wytłumaczył  sobie,  że  piękna  panna  Dumont  gości 
przecież  słynnego  autora  komiksów,  a  nie  Charliego 
Battle'a. Dlaczego jednak nie miał cieszyć się, że jest tu 
z  nim,  taka  śliczna,  uśmiechnięta  i  pachnąca?  Nagle 
zapragnął  poznać  ją  bliżej,  dowiedzieć  się  o  niej 
wszystkiego. 
- Wieczór rodzinny zaczyna się o siódmej,  ale jest pan 
zaproszony  na  szóstą  do  apartamentu  rodziców  - 
poinformowała  go  Brigitte.  -  Chcemy,  by  poznał  pan 
wszystkich  Dumontów.  Będzie  też  moja  przyjaciółka, 
reporterka z „Contemporary Canada". 
Charlie potakująco kiwnął głową na znak, że jej słucha, 
ale  był  nieobecny  duchem.  Rozmyślał  o  stojącej przed 
nim  kobiecie,  o  jej  oczach,  włosach,  ustach.  Była  tak 
blisko!  Dosłownie  na  wyciągnięcie  ręki!  Niestety, 

background image

zbierała  się  do  wyjścia.  Zaproszenie  do  apartamentu 
rodziców było grzeczną formą pożegnania. 
Charlie doskonale zdawał sobie sprawę, że uprzejmość 
Brigitte  wynikała  z  faktu,  iż  był  honorowym  gościem 
hotelu  Dumont,  ona  zaś  córką  właściciela.  Zazdrościł 
jej swobody, obycia. 
-  Pewnie  chce  pan  teraz  odpocząć  po  podróży.  Proszę 
pamiętać,  jeśli  będzie  pan  czegoś  potrzebował, 
wystarczy tylko zadzwonić. 
Przekręciła gałkę i otworzyła drzwi. Za chwilę wyjdzie. 
Charlie wiedział, że nie może do tego dopuścić, ale nie 
przychodził mu do głowy żaden pomysł. Większą część 
swego  dorosłego  życia  Charlie  Battle  spędził  w 
samotności.  Kobiety  onieśmielały  go,  niweczyły 
pewność siebie i zdolność logicznego myślenia. Zawsze 
zazdrościł  mężczyznom,  którzy  umieli  postępować  z 
kobietami.  I  oto  teraz,  on,  C.H.Battle,  sławny  autor 
komiksów,  jest  sam  na  sam  z  piękną  kobietą  i  tak  po 
prostu  pozwala  jej  odejść.  Nie!  Tak  nie  może  się  stać! 
Ale  co  robić?!  Fuzz  nie  pozwoliłby  jej  zniknąć. 
Wymyśl coś, Battle! 
- Hej, Cukiereczku! 
Brigitte zatrzymała się w progu. Odwróciła się i zasko-
czona popatrzyła na mężczyznę. 
- Pan coś mówił? 
Charlie  schwycił  stojącą  na  stoliku  butelkę  i  pomachał 
nią w powietrzu. 
-  Czy  w  zakres  gościnności  Dumontów  wchodzi  też 
dotrzymanie towarzystwa samotnemu człowiekowi przy 
szklaneczce wina? 

background image

Brigitte zmarszczyła brwi. 
-  Nie  lubię  popijać  w  samotności  -  powiedział  cicho 
Charlie. 
Brigitte  wahała  się  przez  chwilę.  Następnie  skinęła 
głową. 
-  No  cóż  -  zaczęła  wolno  -  nie  możemy  pozwolić,  by 
nasz honorowy gość upijał się samotnie w środku dnia. 
Podeszła do baru i wyjęła z szafki plastikowe wiaderko 
na lód. 
- Pójdę po lód. Maszyna jest na końcu korytarza. 
Charlie w milczeniu odprowadził ją wzrokiem. Był nie-
spokojny, a jednocześnie radośnie podniecony. Znał to 
uczucie.  Pojawiało  się  wtedy,  gdy  czekało  go  coś 
nowego, nieznanego. Tym razem była to śliczna panna 
Dumont. 
ROZDZIAŁ 

Brigitte  wychodząc  pozostawiła  uchylone  drzwi,  toteż 
wracając  wśliznęła  się  do  środka  prawie  bezszelestnie. 
CH.Battle  stał  przy  oknie,  odwrócony  plecami, 
zapatrzony  w  ośnieżone  szczyty  gór.  Brigitte 
wykorzystała ten moment, by przyjrzeć się mu uważnie. 
Mężczyzna  w  wytartych  dżinsach  w  niczym  nie 
przypominał  człowieka,  który  zdobył  sławę  i 
popularność. 
Już  miała  potrząsnąć  kubełkiem,  by  w  ten  sposób  za-
sygnalizować swoją obecność, kiedy mężczyzna odwró-
cił się. 
- Piękny widok - zauważył, wyjmując ręce z kieszeni. 

background image

-  Najładniejszy  w  całym  hotelu  -  potwierdziła  Brigitte, 
stawiając kubełek z lodem na stole. 
Ale  nie  tak  śliczny,  jak  ty,  pomyślał  Charlie,  chłonąc 
wzrokiem każdy szczegół twarzy i sylwetki. 
- Od dawna tu mieszkasz? 
- Uhm. - Brigitte potakująco kiwnęła głową. 
-  Zazdroszczę  ci.  To  musi  być  cudownie,  patrzeć  co 
dzień  na  te  góry.  Czy  to  dlatego  zawsze  jesteś  taka 
pogodna i uśmiechnięta? 
Brigitte wstawiła wino do kubełka z lodem. 
- Kiedy byłam mała,  myślałam, że z każdego okna wi-
dać góry. 
- A ja zobaczyłem je pierwszy raz dopiero, gdy miałem 
czternaście lat - wyznał Charlie. 
- Myślałam, że urodziłeś się w Bow Valley. 
-  Moja  mama  stąd  pochodzi.  Przyjechaliśmy  tu  z  Chi-
cago, po śmierci ojca. 
-  Miałeś wtedy czternaście lat, tak?  Charlie  potakująco 
kiwnął głową. 
Brigitte  pomyślała  o  Nicole,  która  właśnie  skończyła 
trzynaście lat. Była jeszcze taka dziecinna i wrażliwa. 
-  Strata  ojca  musiała  być  dla  ciebie  straszna.  -  Popa-
trzyła na mężczyznę ze współczuciem. 
Charlie obojętnie wzruszył ramionami. 
- Jakoś to przeżyłem. 
Brigitte sięgnęła po butelkę. Zręcznie oderwała oblepia-
jącą szyjkę butelki srebrną folię. 
- Masz wprawę, co? 
Brigitte odetchnęła z ulgą, wdzięczna za zmianę tematu. 

background image

- To po prostu jedna z umiejętności, jakich nabywa się 
dorastając  w  miejscu  takim  jak  to.  Kiedyś 
podkochiwałam się w kelnerze, który serwował wina. 
-  Nieodwzajemnione  uczucie.  -  Domyślnie  pokiwał 
głową  Charlie,  choć  trudno  mu  było  wyobrazić  sobie 
mężczyznę, który potrafiłby się jej oprzeć. 
- Był sporo starszy i bardzo przystojny, ale, niestety, jak 
się okazało, wcale nie pociągały go kobiety - wyjaśniła 
Brigitte.  -  Pod  koniec  lata  wyjechał  z  Bow  Valley  z 
barmanem 

sąsiedniego 

hotelu. 

Kiedy 

się 

dowiedziałam, przepłakałam półtora dnia. 
-  Półtora  dnia?  -  Charlie  roześmiał  się  rozbawiony. 
Brigitte zawtórowała mu wesoło. 
-  Tamtego  roku  wcześnie  spadł  śnieg.  Wkrótce  się  po-
cieszyłam. Poznałam innych. 
-  Takich,  którzy  woleli  kobiety  -  zażartował  Charlie. 
Oczyma duszy ujrzał otaczających ją przystojnych mło-
dzieńców z bogatych rodzin, którzy każdej zimy odwie-
dzali  hotel  Dumont.  O  tak,  Brigitte  Dumont  z 
pewnością  miała  wiele  okazji,  by  się  pocieszyć. 
Ciekawe,  czy  z  każdym  honorowym  gościem  popijała 
wino w jego pokoju. 
Honorowy gość! I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno 
był  po  prostu  Charliem  Battle'em,  nie  znanym  nikomu 
przeciętnym zjadaczem chleba. Oburzało go, że jedynie 
dzięki  sukcesowi,  jaki  odniósł  „Fantasy  Fuzz"  mógł 
teraz cieszyć się towarzystwem Brigitte Dumont. Nagle 
sama  jej  obecność  przestała  mu  wystarczać.  Zapragnął 
dotknąć jej, wziąć w ramiona. Właściwie dlaczego nie? 
Był  przecież  kimś.  Honorowym  gościem.  Zasłużył 

background image

sobie na to. Ciężko pracował na sukces. Całymi latami, 
zgarbiony  nad  szki-cownikiem,  kreślił  postacie  swoich 
bohaterów wierząc uparcie, że w końcu musi się udać. 
A poza tym, wcale nie zapraszał Brigitte Dumont. Była 
tu  z  własnej  woli.  Chłodziła  dla  niego  wino  i 
uśmiechała się kusząco. 
-  Kieliszki  -  powiedziała  Brigitte.  -  Potrzebne  nam 
kieliszki. 
Podeszła do kredensu i sięgnęła po szkło. Palce jej drża-
ły,  kiedy  zdejmowała  z  kieliszków  papierowe  osłonki. 
Sama  nie  wiedziała,  dlaczego  peszył  ją  wzrok 
Charliego.  Mężczyźni  często  oglądali  się  za  nią  lub 
taksowali  oczyma,  ale  bardzo  rzadko  peszyły  ją  takie 
spojrzenia. Co najwyżej była nimi na poły zirytowana, 
na poły rozbawiona. 
Z każdą chwilą czuła się coraz bardziej nieswojo. Sama 
nie wiedziała już, czego pragnie bardziej: chwycić go za 
klapy  marynarki,  przyciągnąć  i  pocałować,  czy  pobiec 
do siebie na górę i wziąć zimny prysznic. Instynktownie 
wyczuwała,  że  to  pierwsze  byłoby  daleko  bardziej 
interesujące. Mimo to doskonale zdawała sobie sprawę, 
że  nie  wolno  jej  poddawać  się  emocjom.  Battle  był 
przecież  honorowym  gościem  hotelu  Dumont,  a  ona 
towarzyszyła  mu  w  określonej  roli,  a  nie  dla 
przyjemności.  Odetchnęła  głęboko.  Niestety,  zimny 
prysznic  był  w  tych  okolicznościach  absolutnie 
wykluczony. Wzięła kieliszki i podeszła do stołu. Miała 
nadzieję, że resztki silnej woli i odrobina rozsądku nie 
pozwolą  jej  rzucić  się  w  ramiona  mężczyźnie,  którego 
prawie  wcale  nie  znała.  Poza  tym,  nie  była  nawet 

background image

pewna,  czy  go  lubi.  Wyjęła  butelkę  z  kubełka,  otarła 
ściereczką i podała Charliemu. 
- To męska robota. Korkociąg jest w koszyku. 
-  A  więc  to  korkociąg.  Właśnie  zastanawiałem  się,  do 
czego służy ten dziwny przedmiot - powiedział z uśmie-
chem mężczyzna, biorąc z jej rąk butelkę. 
- Jesteśmy wdzięczni, że zgodził się pan napisać scena-
riusz  do  naszego  weekendu  z  zagadką.  Tylko  dlatego 
udało  się  nam  zainteresować  naszą  akcją  tak  poważny 
dziennik  jak  „Contemporary  Canada"  -  odezwała  się 
Brigitte. Z trudem powstrzymywała się, by nie wyrwać 
mu  z  rąk  korkociągu  i  pokazać,  jak  należy  się  nim 
posługiwać. 
-  Cieszę  się,  że  "Fantasy  Fuzz"  może  się  wreszcie  na 
coś  przydać  -  odparł  Charlie.  W  końcu  udało  mu  się 
uporać  z  korkociągiem.  Kto  wymyślił  to  urządzenie?! 
Sięgnął po butelkę. 
-  Ta  reporterka,  która  będzie  dziś  na  kolacji,  to  moja 
przyjaciółka. 
Brigitte zafascynowanym wzrokiem przyglądała się, jak 
duże,  silne  dłonie  mężczyzny  zręcznie  wkręcają 
korkociąg w szyjkę butelki. Korek wyskoczył z cichym 
plaśnięciem.  Brigitte  i  Charlie  wymienili  rozbawione 
spojrzenia. 
-  No  proszę!  I  komu  potrzebny  szampan?  -  Brigitte 
roześmiała się. 
-  Z  pewnością  nie  nam  -  zgodził  się  z  nią  Charlie,  ale 
rozlewając  wino  do  kieliszków  żałował,  że  nie  jest  to 
jednak musujący  trunek i że kieliszki to nie eleganckie 
lampki  do  szampana,  a  on  nie  ma  na  sobie  smokingu. 

background image

Przede wszystkim zaś było mu przykro, że Brigitte jest 
tu z nim jedynie dlatego, że C.H.Battle jest honorowym 
gościem, a ona córką właściciela hotelu. 
-  Za  powodzenie  naszego  weekendu  z  zagadką.  -  Bri-
gitte wzniosła toast, unosząc kieliszek do góry. 
- Za powodzenie - mruknął Charlie. 
Toast!  No  jasne!  Tak  jak  należy.  Wytwornie.  Na 
miejscu. Ciekawe, czy Brigitte Dumont kiedykolwiek w 
swoim życiu wypiła choć lampkę wina bez wznoszenia 
toastów.  Uniósł  kieliszek  i  umoczył  usta.  Wino  miało 
przyjemny,  lekko  cierpki  smak,  naprzeciw  niego  zaś 
siedziała  piękna  kobieta.  Powinniśmy  wznieść  toast  za 
nas  samych  i  za  miłość,  która  nas  za  chwilę  połączy, 
pomyślał,  uśmiechając  się  gorzko.  Ciekawe,  jak 
smakowałyby jej usta? 
-  Czy  ma  pan  już  jakiś  pomysł  na  ten  scenariusz? 
Ostatnia rzecz, o której mógłby teraz pomyśleć. 
-  Tylko  dotyczący  morderstwa  -  odparł  niechętnie.  -  Z 
całą  resztą  wolałem  poczekać,  aż  poznam  wszystkich 
Dumontów. 
- Rachel Wilkes zrobi dla nas ciało. Lalki to jej hobby. 
- Lalki? 
-  Tak.  Z  gałganów,  naturalnej  wielkości,  oczywiście. 
Potrzebuje tylko paru wskazówek. 
- Wskazówek? 
Brigitte uśmiechnęła się znacząco. 
- No, na przykład, czy pańska ofiara ma być mężczyzną 
czy kobietą. Tak się składa, że są pewne różnice. 
- Czyżby? 

background image

- A co, nie zauważył pan? Mężczyźni są na ogół wyżsi 
od kobiet - stwierdziła Brigitte oschle. 
-  Proszę  więc  powiedzieć  jej,  że  lalka  ma  być  dosyć 
wysoka. 
Fuzz  nigdy  nie  zajmował  się  morderstwami,  których 
ofiarami byłyby kobiety. Woli je całe i żywe. 
- O tak - mruknęła Brigitte. 
- Proszę? 
-  Nie  takiego.  Pański  detektyw  szczególnie  lubi  takie, 
które, jak to się mówi, mają czym oddychać. 
Charlie popatrzył na nią zaskoczony. 
- Czyżbym miał do czynienia z wojującą feministką? 
-  Po  prostu  nie  lubię,  kiedy  ktoś  przedstawia  kobiety 
jako głupawe, naiwne stworzenia, cukiereczki! 
- Doprawdy? - Mężczyzna roześmiał się. 
Brigitte  gniewnie  zacisnęła  usta.  Uśmiech  na  twarzy 
Charliego pogłębił się. 
- Rozchmurz się, Cukiereczku. Ja tylko żartowałem. 
- Proszę mnie tak nie nazywać. 
-  To  tylko  mała  rozgrzewka  przed  naszym  weekendem 
z zagadką. Zagra pani rolę Cukiereczka. 
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona. 
- Ja? 
-  To  chyba  oczywiste.  Siostrzenice  pani  są  jeszcze  za 
małe,  a  pozostałe  kobiety  z  rodziny  Dumontów  to 
mężatki.  Zostaje  wiec  tylko  pani,  mój  słodziutki 
Cukiereczku. 
-  Prosiłam,  żeby  nie  zwracał  się  pan  do  mnie  w  ten 
sposób  -  zaprotestowała  Brigitte.  -  I  wcale  nie  jestem 
pewna, czy nadaję się do tej roli. 

background image

-  Jasne,  że  się  pani  nadaje.  A  poza  tym  nie  jest  chyba 
tak  trudno  zagrać,  jak  to  pani  określiła,  głupawe, 
naiwne stworzenie. 
-  No...  nie  wiem,  czy  mam...  odpowiednie  warunki. 
Mężczyzna obrzucił uważnym spojrzeniem zgrabną, 
kobiecą postać. 
- Jak najbardziej. Nawet ma pani... czym oddychać. 
-  Coś  takiego!  -  obruszyła  się  Brigitte.  -  Wypraszam 
sobie! 
Przerwało jej natarczywe buczenie, wydobywające się z 
leżącej na stoliku torebki. Charlie odwrócił się zacieka-
wiony. 
-  Czyżby  chowała  tam  pani  jakiegoś  pozaziemskiego 
stwora? 
- To mój beeper - wyjaśniła Brigitte, sięgając po toreb-
kę. - Przepraszam, ale muszę zadzwonić do recepcji. 
Wykręciła zero i przedstawiła się. Przez dłuższą chwilę 
słuchała  uważnie.  Z  jej  twarzy  Charlie  odgadł,  że 
wiadomość  nie  należała  do  przyjemnych.  Brigitte 
podziękowała rozmówcy i odłożyła słuchawkę. 
-  Niestety,  obowiązki  wzywają  -  powiedziała  i  pożeg-
nała się. 
Punktualnie  o  szóstej  Charlie  zastukał  do  prywatnego 
apartamentu  Marguerite  i  Jean-Pierra  Dumontów. 
Drzwi  otworzył  mu  Stephen  Dumont,  który  uprzejmie 
zaprosił Charliego do środka. 
Najpierw przedstawiono go Donnie Prescott, reporterce 
z  „Contemporary  Canada"  i  przyjaciółce  Brigitte, 
później  zaś  po  kolei  wszystkim  członkom  rodziny 
Dumontów.  Patriarcha  rodu,  Jean-Pierre,  siedział  na 

background image

szerokim,  krytym  skórą  fotelu.  Obok  przycupnęła  na 
kanapie  zaskakująco  młoda  i  piękna  Marguerite 
Dumont w towarzystwie swojej 
starszej  córki,  Claire  i  zięcia,  Claude'a.  Brigitte  i  jej 
dwie  siostrzenice,  Jennifer  i  Nicole,  siedziały  na 
przyniesionych z jadalni drewnianych krzesłach. 
-  No  i,  oczywiście,  moja  żona,  Janet  -  zakończył  pre-
zentację  Stephen,  uśmiechając  siędo  sympatycznej, 
młodej kobiety w zaawansowanej ciąży. 
Charlie przysiadł na brzeżku fotela. Ucichły rozmowy. 
Zebrani w pokoju ludzie patrzyli na niego wyczekująco. 
No  tak,  był  przecież  sławnym  człowiekiem,  twórcą 
popularnego komiksu. Czuł się coraz bardziej nieswojo. 
- Czy ma pan już jakiś pomysł? - Starsza siostra Brigit-
te,  Claire  była  pierwszą,  która  przerwała  krępującą 
ciszę. 
- Jesteśmy ciekawi, jakie role przeznaczył pan dla nas 
- przyłączyła się jej szwagierka, Janet Dumont. 
- Mam kilka pomysłów, ale to dopiero wersja próbna 
- zastrzegł się Charlie. 
Donna aż wychyliła się do przodu. 
- Czy mogłabym wspomnieć o tym w moim artykule? 
Brigitte  odnotowała  z  niezadowoleniem,  że  zaintereso-
wanie  przyjaciółki  nie  jest  czysto  zawodowe,  choć 
C.H.Battle zdawał się niczego nie dostrzegać. 
-  Chcę  zagrać  Cukiereczka  -  oznajmiła  nagle  Nicole  i 
przybrała kuszącą pozę, spoglądając na mężczyznę spod 
na wpół opuszczonych powiek. 
Brigitte przyjrzała się jej uważnie i stwierdziła, że biust 
jej  starszej  siostrzenicy  jest  dziś  wyjątkowo  sterczący. 

background image

Pewnie  znowu  wypchała  sobie  staniczek,  pomyślała  z 
rozbawieniem. 
Brigitte nie była jedyną osobą, która dostrzegła te zmia-
ny. Ojciec Nicole,  Claude, zmarszczył brwi i popatrzył 
na żonę. 
- Twoja córka za dużo czasu spędza przed telewizorem 
- rzucił gniewnie. 
-  Jesteś  za  młoda,  żeby  zagrać  Cukiereczka  -  poinfor-
mowała siostrę Jennifer. 
-  Wcale  nie!  -  upierała  się  Nicole.  -  Prawda,  panie 
Bat-tle? 
- No cóż... - zaplątał się Charlie. 
Brigitte zrobiło się go żal. Postanowiła mu pomóc. 
- Przykro mi, Nicole - zwróciła się do siostrzenicy. - Ta 
rola została już obsadzona. 
Nicole westchnęła żałośnie. 
- Wiedziałam. Tobie zawsze trafiają się najlepsze kąski. 
-  Dosyć  tego,  Nicole!  -  zdenerwowała  się  jej  matka. 
Nicole zacisnęła usta. 
-  Mam  dla  ciebie  równie  ciekawą  rolę  -  pocieszył  ją 
Charlie. - Zagrasz bardzo ważnego świadka. 
-  Świadka?  -  Dziewczynka  rozchmurzyła  się  momen-
talnie. 
- Zobaczysz, a raczej odkryjesz coś, co stanowić będzie 
klucz do całej zagadki. 
- Czy ja też mogę być tym... no, świadkiem? - włączyła 
się Jennifer. 
Charlie skinął głową. 
- Ty i twoja siostra będziecie świadkami pewnego istot-
nego dla sprawy zdarzenia. 

background image

-  Ale...  -  zaczęła  Nicole,  po  czym  umilkła  skarcona 
groźnym wzrokiem Claire. 
Policzki Jennifer pokraśniały z zadowolenia. 
-  Świadkiem!  Będę  świadkiem!  -  Ucieszyła  się.  -  Czy 
mogę już teraz? - Popatrzyła pytająco na matkę. 
Claire przytaknęła. Jennifer odwróciła się do Charliego. 
- Zbierałyśmy gazety z całego tygodnia. Czy mogłyby-
śmy dostać pański autograf? 
-  Jasne,  nie  ma  sprawy  -  zgodził  się  Charlie.  Jennifer 
zeskoczyła z krzesła i ruszyła do drzwi. Kiedy 
mijała  fotel  Charliego,  mężczyzna  szepnął  jej  coś  na 
ucho. Jennifer potakująco kiwnęła głową i z tajemniczą 
miną opuściła pokój. 
Brigitte  nie  mogła  oprzeć  się  wrażeniu,  że  na  pozór 
gburowaty i zgryźliwy C.H.Battle potrafi być naprawdę 
czarujący. 
- Myślę, że i dla pani mam rolę - poinformował Janet. 
- A co z ofiarą? - zainteresowała się Donna. 
-  Musi  to  być  ktoś  znienawidzony  przez  wszystkich 
Dumontów  -  wyjaśnił  Charlie.  -  Tak,  aby  każdy  miał 
jakiś  motyw,  by  się  go  pozbyć.  Ofiarą  będzie 
narzeczony  naszego  Cukiereczka  -  popatrzył  znacząco 
na Brigitte. 
- Który, rzecz jasna, nie będzie mi wierny - dokończyła 
Brigitte, uśmiechając się krzywo. 
- Co uczyni cię główną podejrzaną - zauważyła Donna. 
- I będziesz musiała uwieść Fuzza - wtrąciła Nicole. Jej 
rodzice wymienili zaniepokojone spojrzenia. 
- Stanowczo za dużo telewizji - mruknął Claude. 

background image

-  Nie  sądzę,  aby  było  to  konieczne  -  zaprotestowała 
Brigitte,  ale  nikt  nie  zwrócił  na  nią  uwagi,  bo  oto  do 
pokoju  wróciła  Jennifer.  Podeszła  do  Charliego  i 
wręczyła  mu  gazety,  dużą  książkę  w  twardej  okładce 
oraz plik czystych kartek z nadrukiem hotelu. 
- Czy to wystarczy? - spytała cicho. 
-  W  porządku.  -  Charlie  wyjął  z  kieszeni  marynarki 
czarny  flamaster.  Ułożył  na  kolanach  książkę,  na  niej 
luźne  czyste  kartki  i  kilkoma  ruchami  flamastra 
nakreślił na jednej podobiznę Jennifer. Dziewczynka aż 
pisnęła z radości, kiedy Charlie umieścił pod rysunkiem 
swój autograf i wręczył go jej. 
-  Teraz  mnie,  dobrze?  -  zawołała  Nicole,  przybierając 
uwodzicielską pozę. 
Charlie rysował z zaskakującą łatwością. W efekcie na 
obrazku  pojawiła  się  nieco  starsza  i  bardzo  atrakcyjna 
Nicole.  Pod  rysunkiem  umieścił  napis:  Cukiereczek 
2010. Nicole aż pokraśniała z zadowolenia. 
- Kto następny? 
Donna odchrząknęła znacząco. 
- Jeśli byłby pan tak uprzejmy... Obiecuję, że każę szkic 
oprawić i powieszę w moim biurze. 
-  Kobieta  reporter.  -  Charlie  pochylił  się  nad  kolejną 
kartką  papieru.  Wkrótce  pojawiła  się  na  niej  Donna  w 
długim  męskim  płaszczu,  z  zawieszonym  na  szyi 
aparatem fotograficznym. 
-  Niech  pan  narysuje  dziadka  i  babcię  -  poprosiła  Jen-
nifer. 
Charlie  sięgnął  po kolejną  kartkę, by  uwiecznić  radość 
życia emanującą z oblicza patriarchy rodu Dumontów i 

background image

pełen  czułości  uśmiech  jego  pięknej  żony.  Następnie 
przyszła  kolej  na  tryskającego  energią  Stephena, 
uśmiechniętą  Janet  w  poważnym  stanie  oraz  Claire  i 
Claude'a. 
- A teraz cioteczkę Brigitte - nalegała Jennifer. Charlie 
obrzucił Brigitte rozbawionym spojrzeniem. 
-  Atak.  Byłbym  zapomniał.  Nasz  Cukiereczek. 
Gniewnie  zaciśnięte  usta  i  zmarszczone  brwi  nie 
umknęły 
jego  uwagi.  Jakby  na  przekór  namalował  ją  dokładnie 
tak,  jakby  rzeczywiście  była  postacią  z  jego  słynnego 
komiksu,  celowo  dorysowując  szeroki  uśmiech  i 
głęboki dekolt 
-  Prawdziwa  seksbomba!  -  wykrzyknęła  Nicole,  ob-
rzucając gościa pełnym podziwu spojrzeniem. 
Charlie obojętnie wzruszył ramionami. 
- No cóż, artysta przedstawia prawdę. 
-  A  karykaturzysta  rysuje  karykatury  -  mruknęła  pod 
nosem Brigitte. 
- Niektórzy ludzie uważają, że to właśnie w karykaturze 
najlepiej  odbija  się  otaczająca  nas  rzeczywistość 
-wtrąciła  Donna,  sięgając  po  podobiznę  Brigitte.  - 
Chciałabym umieścić któryś z pańskich rysunków obok 
mojego artykułu. Może ten? 
- Ale... - zaprotestowała Brigitte. 
-  Prawdziwy  C.H.Battle  -  zachwycała  się  Donna.  -  Z 
autografem, dobrze? Myślę, że udałoby mi się przeko-
nać  wydawcę,  by  wypłacił  panu  honorarium. 
Oczywiście, nie będzie to duża suma. 

background image

-  Nie  ma  problemu  -  oznajmił  Charlie,  patrząc  na 
najwyraźniej  zirytowaną  Brigitte.  -  A  honorarium 
proszę przekazać na konto BARF-u. 
No tak! - rozzłościła się Brigitte. Tu ją miał. Teraz nie 
mogła już odmówić. Jak by to wyglądało. 
- Brigitte mówiła, że dziś wieczór wystąpi pan w swojej 
słynnej skórzanej kurtce - ciągnęła Donna. 
Charlie potakująco kiwnął głową. 
- Chciałabym sfotografować pana właśnie w tym stroju. 
Może zrobilibyśmy to już teraz, zanim zaczną się scho-
dzić goście? 
- Jak pani sobie życzy. 
-  Wspaniale!  -  ucieszyła  się  Donna.  -  A  ty,  Cukierecz-
ku? - popatrzyła na przyjaciółkę. 
-  Och, nie  -  zaprotestowała  Brigitte.  -  Nie jestem...  nie 
jestem odpowiednio ubrana. 
- Skądże znowu! Wyglądasz świetnie - nalegała Donna. 
- Może tylko rozepniesz ten guziczek pod szyją. Fanta-
sy  Fuzz  i  jego  Cukiereczek.  To  będzie  prawdziwa 
bomba. 
- Rozpiąć guziczek? - powtórzyła wolno Brigitte. 
- To dla BARF-u - zapewnił Charlie. 
-  Tak,  Brigitte  -  poparł  go  Stephen.  -  Wszystko  dla 
BARF-u. Trudno o bardziej chwalebny cel. 
-  Dumontowie  zawsze  dawali  z  siebie  wszystko,  kiedy 
chodziło o słuszną sprawę - wtrącił Jean-Pierre. 
Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową. 
- Mój własny ojciec! 
-  Ależ,  skarbie!  Mówimy  o  jednym  guziczku.  Nikt  nie 
każe ci się rozbierać. 

background image

- Jean-Pierre! - obruszyła się jego żona. Donna uniosła 
aparat. 
- Gotowi? 
Brigitte obojętnie wzruszyła ramionami. 
-  Wobec  tego  spotkamy  się  w  jadalni  -  pożegnała  ro-
dzinę.  -  Ruszam,  by  ratować  honor  Dumontów.  Cóż 
znaczy jeden mały guziczek wobec tak ważnej sprawy. 
W apartamencie Charliego Donna kazała im ustawić się 
pod oknem. 
-  Świetnie!  -  zawołała,  spoglądając  przez  obiektyw.  - 
Wspaniały  widok  i  doskonałe  tło.  A  przy  okazji, 
reklama  dla  hotelu.  -  Mrugnęła  porozumiewawczo  do 
przyjaciółki. 
Ale Brigitte nie podzielała tego entuzjazmu. Choć nigdy 
nie  odczuwała  tremy  występując  przed  publicznością, 
wcale nie była zachwycona perspektywą pozowania do 
wspólnego zdjęcia z przystojnym autorem popularnego 
komiksu. 
Charlie,  ubrany  w  słynną  skórzaną  kurtkę  Fantasy 
Fuz-za,  wydawał  się  jeszcze  bardziej  speszony.  Donna 
poprawiła  kołnierz  kurtki,  pozostawiając  dłoń  na 
ramieniu mężczyzny o ułamek sekundy dłużej, niż było 
to  konieczne.  Brigitte  bacznym  spojrzeniem  obrzuciła 
przystojną  twarz  Charliego.  Donna  nie  była 
trzynastoletnią  dziewczynką,  która  za  dużo  czasu 
poświęca  telewizji.  Była  dorosłą  kobietą  świadomą 
swych wdzięków. Brigitte z satysfakcją odnotowała, że 
na Charliem nie zrobiły one żadnego wrażenia. 
Donna uniosła aparat. 

background image

- Spokojnie. To tylko aparat, a nie pistolet maszynowy. 
Świetnie!  Wspaniale!  -  Błysnął  flesz.  -  A  teraz  ty, 
Brigitte. 
Podejdź  do  niego.  Dobrze.  Fantasy,  niech  pan  na  nią 
popatrzy tak jak na tych rysunkach. 
Charliemu  niepotrzebne  były  żadne  wskazówki.  Kiedy 
zobaczył, jak Brigitte wolno rozpina bluzkę, po plecach 
przebiegł mu przyjemny dreszczyk. 
Pod namiętnym spojrzeniem ciemnych oczu mężczyzny 
na  policzki  Brigitte  wystąpił  rumieniec.  Nie  dość,  że 
wprost pożerał ją wzrokiem, to jeszcze działo  się to w 
obecności Donny. Tej samej Donny, która przed chwilą 
robiła do niego słodkie oczy. 
Błysnął flesz. 
- Potrzeba nam trochę akcji - stwierdziła reporterka. 
- Akcji? - wykrztusiła Brigitte. 
-  Fantasy,  jest  pan  pisarzem,  jak  zachowałby  się  w  ta-
kiej sytuacji pański Cukiereczek? 
- Hm - odchrząknął Charlie. - Jako główna podejrzana, 
próbowałaby z pewnością zjednać sobie detektywa. 
-  Słyszałaś,  Brigitte?  Masz  go  sobie  zjednać.  Brigitte 
zacisnęła  usta  i  zmarszczyła  gniewnie  brwi.  Dobrze. 
Sami tego chcieli. Już ona im pokaże. 
-  Czy  to  ma  być  coś  w  tym  stylu?  -  spytała  miękko, 
przysuwając się do mężczyzny i patrząc mu zalotnie w 
oczy. 
No,  na  co  czekasz?  Pocałuj  mnie!  -  kusiły  błękitne 
oczy. 
- Świetnie, Brigitte! - pochwaliła przyjaciółkę Donna. - 
Byłaś naprawdę wspaniała. Twój ruch, Fantasy. 

background image

Charlie  zesztywniał.  Doskonale  zdawał  sobie  sprawę, 
że  Brigitte  udawała.  Grała  rolę,  którą  on  sam  jej 
wyznaczył.  Dlaczego  więc  tak  mocno  biło  mu  serce? 
Dlaczego brakło mu tchu? Czy Fantasy czułby to samo? 
No właśnie, Fantasy! Co zrobiłby detektyw? Jak zacho-
wałby się w takiej sytuacji jego słynny bohater? 
Pocałuj ją! Pocałuj ją, ty głupcze! Na co czekasz? 
ROZDZIAŁ 

Fantasy otoczył ramionami szczupłą kibić Cukiereczka 
i  przytulił  ją  do  szerokiej,  muskularnej  piersi.  To 
właśnie on, a nie Charlie Battle chciwie wpił się w jej 
kuszące wargi, ale nikt inny, tylko sam Charlie poczuł 
ich  słodycz.  Nawet  w  najśmielszych  marzeniach  nie 
przypuszczał,  że  może  być  tak  wspaniale.  Wypełniała 
go  radość.  Tulił  delikatne,  kobiece  ciało.  Chciał,  by  ta 
chwila trwała wiecznie. 
Brigitte  była  początkowo  zdezorientowana,  ale  już  po 
chwili uległa, poddając się mężczyźnie. 
-  Brawo,  Brigitte!  Świetnie,  detektywie  Fantasy!  -  po-
chwaliła rozbawiona Donna. 
W jednej chwili Brigitte otrzeźwiała. Gwałtownie odsu-
nęła  się  od  Charliego.  Stała  o  kilka  kroków  od  niego, 
oddychając  ciężko  jak  po  długim,  męczącym  biegu. 
Nieprzytomnym 

spojrzeniem 

obrzuciła 

twarz 

przyjaciółki. 
Charliego  zaskoczyło  zachowanie  Brigitte.  Poczuł  się 
nim nawet urażony. Dlaczego odskoczyła od niego tak 
nagle?  Przecież  sama  tego  chciała.  Kusiła,  uwodziła, 

background image

flirto-wała  z  nim  przez  całe  popołudnie.  On  jedynie 
odpowiedział na jej zaproszenie. 
Fantasy  Fuzz dał  się  złapać we własne  sidła.  Tylko  że 
słynny  detektyw  wcale  nie  byłby  zażenowany.  Tak, 
Fuzz  z  pewnością  potrafiłby  wybrnąć  z  tej  niezręcznej 
sytuacji. 
Charlie  gorączkowo  szukał  w  myślach  odpowiednich 
słów,  właściwych  gestów.  Oczyma  wyobraźni  ujrzał 
swego  detektywa 

towarzystwie  Cukiereczka, 

przyłapanych 

przez 

wścibską 

reporterkę 

niedwuznacznej  sytuacji  i  nagle  wszystko  stało  się 
jasne. Już wiedział. 
-  O  to  chodziło,  Cukiereczku?  Zadowolona?  -  zwrócił 
się do Donny. 
Brigitte poczuła, jak policzki oblewa jej ciemny rumie-
niec. Jak on śmie! Jeszcze przed chwilą rzucił się na nią 
niczym  wygłodniały  marynarz,  który  od  miesięcy  nie 
widział  kobiety,  a  teraz  otwarcie  flirtuje  z  jej 
przyjaciółką! A to dopiero bezczelność! 
- Czy jestem zadowolona? - Donna z ukontentowaniem 
potrząsnęła głową. - Wypstrykałam chyba cały film. 
-  To dobrze - mruknął  Charlie.  Chciał spojrzeć na  Bri-
gitte,  lecz  zabrakło  mu  odwagi.  Nie  był  pewien,  co 
wyczyta  z  jej  twarzy.  Był  ciekaw,  czy  ten  pocałunek 
zrobił na niej równie silne wrażenie jak na nim. A jeśli 
tylko  udawała?  Wtedy  wyszedłby  na  kompletnego 
idiotę, a tego nie mógłby znieść. 
-  Do  licha!  -  zniecierpliwiła  się  Donna,  siłując  się  z 
korbką statywu. - Ta wstrętna śruba znowu się zacięła. 
Czy mógłby pan mi pomóc? 

background image

Charlie  skwapliwie  skorzystał  z  pretekstu,  by  znaleźć 
się jak najdalej od Brigitte. Jej bliskość onieśmielała go. 
Chwycił  korbkę,  pociągnął  mocno  i  statyw  z  głuchym 
łoskotem  runął  na  podłogę.  Charlie  i  Donna  pochylili 
się,  by  pozbierać  rozsypane  części,  a  Brigitte 
postanowiła wykorzystać ten moment. 
-  Mam  jeszcze  parę spraw  do  załatwienia, zanim  zacz-
nie  się  wieczór  rodzinny  -  powiedziała  szybko.  - 
Zobaczymy się przy kolacji. 
Nim ktokolwiek zdołał zaprotestować, już jej nie było. 
Winda  przyjechała  prawie  natychmiast  i  na  szczęście 
okazała  się  zupełnie  pusta.  Brigitte  weszła  do  kabiny  i 
odetchnęła z ulgą. Z przyzwyczajenia zerknęła na swoje 
odbicie  w  wyłożonej  lustrami  ścianie  i  zamarła. 
Policzki  jej  płonęły,  oczy  błyszczały  nienaturalnie. 
Wstyd  czy  może  gniew?  Westchnęła.  Pewnie  jedno  i 
drugie.  Nie  była  już  młodziutką,  naiwną  dziewczyną. 
Przekonała  się,  że  zdolności  malarskie  nie  były 
jedynym  talentem,  jakim  matka  natura  obdarzyła 
C.H.Battle'a.  Dlaczego  jednak  mężczyzna,  który  tak 
wspaniale całował, musiał okazać się takim głupcem?! 
Nazwał  ją  Cukiereczkiem,  a  potem  potraktował  jak 
jedną z tych postaci z komiksu. Brigitte gniewnie zmar-
szczyła  brwi.  Jak  mógł  całować  ją  tak  namiętnie,  a 
zaraz potem flirtować z jej przyjaciółką! 
Jean-Pierre Dumont zerknął na zegarek, nie kryjąc znie-
cierpliwienia. 
- Nasz honorowy gość spóźnia się, Brigitte. Czy aby na 
pewno  przypomniałaś  mu,  że  kolacja  zaczyna  się  o 
siódmej? 

background image

-  Przypomniałam,  przypomniałam.  Pewnie  Donna  nie 
skończyła jeszcze wywiadu. Odgrażała się, że chce wy-
ciągnąć z niego jak najwięcej informacji. 
Brigitte rozejrzała się po sali. Ani śladu Charliego. Ona 
również miała swoje powody, by się o niego niepokoić. 
Nie  powinien  mieć  trudności  ze  znalezieniem 
właściwego  stołu.  Podczas  wieczorów  rodzinnych 
Dumontowie  zajmowali  honorowe  miejsce  pośrodku 
jadalni.  Tego  wieczoru  Bri-gitte  kazała  przygotować 
jedenaście nakryć.  Rodzina Du-montów  i  dwoje  gości, 
C.H.Battle i Donna Prescott. 
-  Odniosłem  wrażenie,  że  Donna  miałaby  ochotę  wy-
ciągnąć  z  Charliego  dużo  więcej  niż  kilka  informacji 
-mruknął siedzący obok niej Stephen. 
-  To do niej podobne.  -  Brigitte uśmiechnęła się  kwaś-
no. - Donna zawsze miała słabość do sławnych ludzi. 
-  Tylko  że  tym  razem  trafiła  kulą  w  płot  -  zauważyła 
Janet. - Battle wcale nie wyglądał na zainteresowanego. 
-  Był  zbyt  zajęty  naszym  słodkim  Cukiereczkiem.  - 
Stephen roześmiał się. 
Brigitte westchnęła. 
- Proszę, nie nazywaj mnie tak. 
-  Czy  możesz  powiedzieć  mi,  o  co  w  tym  wszystkim 
chodzi? 
Brigitte zarumieniła się. Czyżby Stephen coś podejrze-
wał? Jak to możliwe? Skąd mógłby wiedzieć, co zaszło 
na górze? 
-  Nie  rozumiem  twojego  pytania  -  odpowiedziała,  nie 
patrząc na brata. 
- Hm, zazwyczaj nie obrażasz naszych gości. 

background image

- Obrażam? 
Stephen odwrócił się do żony. 
-  Moja  siostrzyczka  udaje  niewiniątko.  Popatrz,  jak 
znakomicie jej to wychodzi. Zawsze tak postępowała w 
dzieciństwie, gdy spsociła. 
- I zawsze się udawało! - Brigitte roześmiała się. 
- Nie zmieniaj tematu. Battle przedstawił się jako arty-
sta, a ty nazwałaś go karykaturzystą. 
Brigitte zmarszczyła brwi. 
- A widziałeś, jak mnie narysował? 
- Nie pojmuję, co ci się w tym szkicu nie podoba. My-
siałem,  że  zawsze  chciałaś  mieć...  no  wiesz.  -  Stephen 
wykonał  zamaszysty  gest  rękami  gdzieś  w  okolicy 
klatki  piersiowej.  -  Kiedy  byłaś  młodsza,  ciągle 
narzekałaś,  że  jesteś  płaska  jak  deska  i  wyglądasz  jak 
chłopak. 
- To było dawno i nieprawda  - zaperzyła się Brigitte. - 
Zresztą, wcale nie jestem taka płaska. A poza tym duży 
biust staje się z wiekiem nieapetyczny. 
- Przynajmniej nie grozi ci, że będziesz miała na starość 
obwisły biust - drażnił się z siostrą Stephen. 
-  A  propos  biustu  -  wtrąciła  Janet,  pochylając  się  do 
ucha  szwagierki.  -  Czy  nie  odniosłaś  wrażenia,  że 
Nicole poprawia naturę? 
Brigitte  spojrzała  przez  stół  na  siostrzenice.  Jennifer  z 
ożywieniem  dyskutowała  na  jakiś  temat  z  dziadkiem, 
Nicole  zaś  z  naburmuszoną  miną  niemrawo  grzebała 
widelcem  w  talerzu.  Claire  z  niepokojem  zerkała  na 
starszą córkę. 

background image

- Wygląda na to,  że Claire  też to  zauważyła  -  szepnęła 
bratowej do ucha. 
- Biedna Nicole! - westchnęła Janet. 
-  Biedna  Claire!  -  Stephen  delikatnie  poklepał  żonę  po 
zaokrąglonym  brzuchu.  -  Jesteś  pewna,  że  naprawdę 
tego chcesz? 
-  Nie  całkiem  -  odparła  Janet  -  ale  jest  już  trochę  za 
późno,  by  zmienić  zdanie.  Jakoś  będziemy  musieli 
sobie z tym radzić. 
Brigitte  z  zażenowaniem  odwróciła  głowę.  Gdzieś  na 
dnie  serca  poczuła  lekkie  ukłucie  zazdrości.  Choć 
bardzo  lubiła  szwagierkę,  czasem  była  zazdrosna  o 
starszego brata. 
Claire  wyszła  za  mąż,  gdy  Brigitte  była  dzieckiem, 
toteż  wydawało  jej  się  całkiem  naturalne,  że  uwagę 
starszej  siostry  zaprzątały  jej  własne  dzieci  i  mąż.  Ale 
Stephen?  O,  to  już  całkiem  inna  historia.  Brigitte 
poczuła się nagle bardzo samotna. Każdy z Dumontów 
miał  życiowego  partnera.  Mama  Jean-Pierra,  Claire 
Claude'a, Stephen Janet, tylko ona ciągle była sama. 
Ponure  rozmyślania  Brigitte  przerwało  pojawienie  się 
Charliego i Donny. Jean-Pierre podniósł się, by powitać 
gości.  Uprzejmym  gestem  wskazał  reporterce  miejsce 
obok siebie, a Charliemu wolne krzesło obok młodszej 
córki.  Charlie  obrzucił  Brigitte  uważnym  spojrzeniem. 
Ta  chłodno  skinęła  głową,  po  czym  odwróciła  wzrok. 
Nie  miała  mu  nic  do  powiedzenia.  Odetchnęła  z  ulgą, 
kiedy usłyszała, że Stephen przejął na siebie obowiązek 
zabawiania gościa. Z drugiej strony stołu Claire ruchem 
głowy dała znak, że czas zaczynać część artystyczną. 

background image

Wieczory  rodzinne  u  Dumontów  obrosły  już  tradycją. 
Wkrótce  po  ślubie  Marguerite  Dumont  wpadła  na 
pomysł 

uatrakcyjnienia 

zebrań 

towarzyskich. 

Początkowo  sama  grała  na  fortepianie  znane  i  lubiane 
przeboje.  Wkrótce  przyłączyły  się  do  niej  córki, 
opowiadając dowcipy i zabawne historyjki z życia Bow 
Valley. Z czasem poniedziałkowe spotkania przyciągały 
coraz więcej gości. 
Niewielka  scena  zajmowała  przeciwległy  koniec  sali. 
Senior  rodu,  Jean-Pierre  Dumont,  w  towarzystwie 
swych  obu  córek,  Brigitte  i  Claire,  powitał  zebranych, 
przedstawiając  kolejno  członków  rodziny  Dumont,  po 
czym  opuścił  podium.  Brigitte  i  Claire,  utartym 
zwyczajem, zaczęły wieczór od krótkiej pogawędki. 
-  A  więc,  Brigitte  -  zwróciła  się  do  siostry  Claire  -o 
czym opowiemy dziś naszym gościom? Czy wydarzyło 
się może ostatnio coś niezwykłego? 
- Oczywiście. W hotelu Dumont zawsze coś się dzieje. 
Opowiem wam o Mortie'em i Bernie'em. 
- Chodzi ci o Moritza i Berna, nasze psy? - zdziwiła się 
Claire. 
- Właśnie. 
-  Wszyscy  znają  Moritza  i  Berna,  prawda?  -  zaczęła 
Claire,  ale  przerwały  jej  gromkie  brawa.  Dwa 
sympatyczne  bernardyny  należały  do  ulubieńców 
zarówno  hotelowych  gości,  jak  i  mieszkańców  całej 
Bow Valley. - Ale dlaczego właśnie o nich chcesz dziś 
rozmawiać? - zwróciła się do siostry. 
-  Hm,  zawsze  uważałam,  że  to  ładne  pieski.  Claire 
potakująco kiwnęła głową. 

background image

- I bardzo przyjacielskie. 
- O tak! - zgodziła się Claire. 
- Ale dopiero wczoraj odkryłam, jakie są mądre. Claire 
popatrzyła na siostrę zaskoczona. 
- Mądre? No, nie wiem... 
-  Przyglądałam  się  im,  kiedy  bawiły  się  wczoraj  po 
południu  na  podwórzu  i  usłyszałam  jak  Mortie 
powiedział do Bernie'ego... 
- Chwileczkę, Brigitte - przerwała jej siostra. - Przecież 
psy nie potrafią mówić. 
-  Może  inne  nie,  ale  Bernie  i  Mortie  należą  do 
wyjątków. Dlatego właśnie uważam, że są takie mądre - 
upierała się Brigitte. - Czy wiesz, co Mortie powiedział 
Bemie'emu? 
Claire z niedowierzaniem pokręciła głową. 
- Aż boję się pomyśleć. 
- Powiedział: BARF! 
- Ależ, Brigitte! Wszystkie psy robią: barf, barf. Ludzie 
nazywają to szczekaniem. 
-  Nie.  -  Brigitte  przecząco  pokręciła  głową.  -  On  nie 
powiedział: barf, tylko BARF. Dużymi literami. 
-  O!  -  zdziwiła  się  Claire.  -  Chodzi  ci  o  Towarzystwo 
Ochrony Środowiska? 
- No, nareszcie! 
Claire ze zrozumieniem pokiwała głową. 
- Bardzo sprytne, siostrzyczko. 
Ze  swego  miejsca  przy  stole  Charlie  z  podziwem 
patrzył  na  śliczną  twarzyczkę  Brigitte.  Za  jeden  taki 
uśmiech  każdy  mężczyzna  byłby  gotów  skoczyć  w 
ogień.  Kobieta,  która  potrafi  tak  się  uśmiechać,  z 

background image

pewnością  wyszłaby  cało  z  największych  tarapatów. 
Wyobraził  ją  sobie  jako  bohaterkę  jednego  ze  swoich 
komiksów.  Stoi  przed  policyjnym  detektywem  i, 
uśmiechając  się  niewinnie,  zapewnia:  „Słowo  honoru, 
panie  oficerze,  nie  miałam  pojęcia,  że  arszenik 
rozpuszczony  w  kawie  może  być  trujący.  Chciałam 
jedynie usunąć ten osad z dzbanka". 
Ciemne  włosy  kobiety  połyskiwały  w  świetle  reflekto-
rów,  gdy  swobodnie,  z  uśmiechem  opowiadała  o 
działalności  BARF-u.  Brigitte  była  nieodrodną  córą 
swego  sławnego  ojca.  Charlie  był  prawie  pewien,  że 
publiczne występy sprawiały jej przyjemność. Zupełnie 
odwrotnie  niż  jemu.  Ilekroć  miał  pojawić  się  przed 
większą widownią, nogi odmawiały mu posłuszeństwa. 
Chyba już nigdy nie zdoła się do tego przyzwyczaić. To 
niepojęte, jak męcząca okazała się sława i popularność! 
Większość  życia  Charlie  spędził  w  otoczeniu  stworzo-
nego przez siebie komiksowego świata. Przez całe lata 
pochylony  nad  szkicownikiem  kreślił  sylwetki 
bohaterów zabawnych opowieści w nadziei, że wreszcie 
kiedyś  uda  mu  się  zainteresować  nimi  wydawców  i 
czytelników.  W  końcu  pewnego  dnia  wszędobylski 
detektyw o dźwięcznym imieniu Fantasy zwrócił uwagę 
jednego 

redaktorów 

popularnej 

gazety. 

zaskakująco krótkim czasie Fantasy stał się ulubieńcem 
całej  Ameryki,  a  jego  twórca  bogatym  i  sławnym 
człowiekiem. 
- Wszyscy zdajemy sobie sprawę z konieczności wy 
korzystania  tak  zwanych  surowców  wtórnych  - 
kontynuowała Brigitte. 

background image

-  My  sami,  na  przykład,  często  odświeżamy  stare  do-
wcipy - wtrąciła Claire, ku uciesze obecnych na sali. 
Brigitte zgromiła siostrę wzrokiem. 
- Hm, no cóż... obawiam się, że niewielki z tego poży-
tek  dla  środowiska,  ale  bądźmy  teraz  przez  chwilę 
poważni.  0  ile  mi  wiadomo,  większość  mieszkańców 
naszej  doliny  zdaje  sobie  sprawę,  jak  ważne  jest 
zagospodarowanie  odpadków.  Niestety,  ciągle  jeszcze 
w  naszym okręgu nie ma chętnych  do zajęcia się tymi 
wszystkimi  starymi  gazetami,  butelkami  i  puszkami, 
które codziennie wyrzucamy na śmietnik. 
- I właśnie dlatego powstał BARF. 
- Racja. BARF chce uczynić nasze życie łatwiejszym, a 
naszą dolinę czystszą i ładniejszą. 
-  Świetny  pomysł  -  pochwaliła  Claire.  -  A propos  po-
mysłów, obiło mi się o uszy, że BARF coś planuje... 
- Knuje. 
- Co, proszę? 
- Knuje. Knuje zbrodnię. 
- Zbrodnię? 
- Czyżbyś nie umyła dzisiaj uszu? 
-  Chyba  zapomniałam.  Czy  ktoś  tu  wspominał  o 
zbrodni? 
-  Owszem  -  uśmiechnęła  się  Brigitte.  -  Morderstwo. 
Właśnie tu, w hotelu Dumont... 
- A więc o to chodzi - domyśliła się Claire. - Mówisz o 
naszym weekendzie z zagadką, kiedy to hotelowi goście 
będą mogli zabawić się w detektywów. 

background image

- Właśnie! Choć to wcale nie takie łatwe, jak się niektó-
rym  wydaje.  Na  szczęście,  nasi  detektywi  amatorzy 
będą mogli liczyć na profesjonalną pomoc. 
- Profesjonalną pomoc? 
-  Właśnie.  Spróbuj  zgadnąć.  Pomogę  ci.  Z  czym  ci  się 
kojarzy słowo cukiereczek? 
Przez  widownię  przeleciał  szmer  podnieconych 
szeptów. 
-  Chyba  nie  chodzi  ci  o...?  -  Claire  z  niedowierzaniem 
popatrzyła na siostrę. 
-  A  i owszem!  -  Brigitte  uśmiechnęła  się  triumfalnie.  - 
Panie  i  panowie,  detektyw  Fantasy  Fuzz  przybywa  na 
ratunek! 
- Ale przecież Fuzz to tylko postać z komiksu - zdziwiła 
się Claire. 
-  Racja.  Ale  tak  się  szczęśliwie  składa,  że  jest  dziś 
wśród nas jego twórca. Panie i panowie, oto C.H.Battle, 
autor  waszego  ulubionego  komiksu.  -  Brigitte 
wyciągnęła  dłoń  w  stronę  Charliego.  -  Panie  Battle, 
prosimy do nas. 
Charlie  zmarszczył  brwi.  Niechętnie  podniósł  się  od 
stołu.  Miał  cichą  nadzieję,  że  może  wystarczy,  jeśli 
skłoni  się  publiczności  z  tego  miejsca,  ale  Brigitte 
wołała  go  na  scenę.  Oczywiście,  należało  się 
uśmiechać.  Posłusznie  rozciągnął  wargi  w  krzywym 
grymasie,  choć  wcale  nie  było  mu  do  śmiechu,  kiedy 
tak  stał  przed  tłumem  żądnych  sensacji  widzów, 
wystawiony na pastwę ciekawskich spojrzeń. 
Domyślał  się,  że  publiczność  chce  w  nim  widzieć  nie 
Charliego  Battle'a,  ale  swego  ulubionego  bohatera, 

background image

niezłomnego Fantasy Fuzza. No tak! Niech pan pozwoli 
uścisnąć  sobie  dłoń,  doktorze  Frankenstein,  zakpił  z 
siebie w duchu. Nie pan jeden stworzył potwora. 
Niemal  nie  zauważył,  że  stoi  już  na  podium  razem  z 
Brigitte i Claire.  Młodsza córka  Jean-Pierre'a pochyliła 
się do mikrofonu. 
- Panie i panowie, pozwólcie, że przedstawię wam pana 
C.H.Battle'a! 
Gorący  aplauz  ze  strony  zebranej  na  sali  publiczności 
zaskoczył  go.  Czuł  się  coraz  bardziej  nieswojo, 
wystawiony  na  pokaz  niby  jakieś  egzotyczne  zwierzę. 
Ale  oto  Brigitte  objęła  go  ramieniem.  Zdenerwowanie 
zniknęło. Czuł ciepło bijące od delikatnego, kobiecego 
ciała. 
-  Panie  Battle  -  zaczęła  Brigitte  -  jest  pan  członkiem 
BARF-u, prawda? 
Charlie obrzucił niespokojnym spojrzeniem podsunięty 
mikrofon. 
- Tak - odparł po dłuższej chwili. 
- I, choć niewielu ludzi o tym wie, laureatem jednego z 
konkursów na najlepszy plakat o ochronie środowiska 
- ciągnęła Brigitte. 
Mężczyzna skinął głową. 
Brigitte popatrzyła na niego zdumiona. Doprawdy, cóż 
to za mruk! Wcale nie ułatwiał jej zadania. 
-  Może  opisze  nam  pan  w  paru  słowach,  jak  wygląda 
ten plakat - zaproponowała. 
-  Hm,  no  cóż  -  odchrząknął  Charlie.  -  Namalowałem 
drzewo,  które  próbuje  przekonać  drwala,  by  go  nie 
ścinał. 

background image

Choć  mówił  poważnym  tonem,  widownia  zareagowała 
śmiechem  i  brawami.  Brigitte  odetchnęła  z  ulgą. 
Zerknęła  na  siostrę.  Claire  w  wyciągniętych  przed 
siebie  rękach  trzymała  namalowany  przez  Battle'a 
plakat. 
- Dziękuję, Claire. - Brigitte sięgnęła po mikrofon. 
- To właśnie wspomniane dzieło. Przekażemy je wraz z 
autografem autora na specjalną aukcję. Każdy z was ma 
szansę, by stać się jego właścicielem. 

- A propos zagadki - wtrąciła Claire. - Pan Battle nie 
tylko  zgodził  się  wystąpić  w  roli  waszego  ulubionego 
detektywa. Zobowiązał się również nakreślić scenariusz 
wieczoru z zagadką. 
-  O!  -  odezwała  się  Brigitte  -  Czyżby  zbrodnia  była 
pańskim hobby? 
Charlie  uważnym  spojrzeniem  obrzucił  uśmiechniętą 
twarz kobiety. Prowokowała go specjalnie, czy robiła to 
jedynie  ze  względu  na  widownię?  Tak  czy  owak,  jej 
zachowanie całkiem zbiło go z tropu. 
Nim  jednak  ktokolwiek  z  widzów  zdążył  się  zoriento-
wać", Claire uratowała sytuację. 
-  Więc  wszyscy  Dumontowie  mają  być  podejrzani? 
Choć Brigitte nie należała do osób, które długo chowają 
urazę,  ciągle  jeszcze  nie  mogła  przeboleć  krótkiego 
epizodu,  jaki  miał  miejsce  podczas  zdjęć  w 
apartamencie  Charliego.  Teraz  zaś  nadarzała  się 
doskonała okazja, by odpłacić mu pięknym za nadobne. 

background image

Przysunęła się bliżej i położyła dłoń na ramieniu męż-
czyzny,  delikatnie  gładząc  go  po  szyi.  Przytuliła 
policzek do szerokiej, muskularnej piersi. 
-  Brigitte?  -  Claire  popatrzyła  groźnie  na  młodszą  sio-
strę. 
Brigitte zrobiła niewinną minkę. 
- Ja tylko ćwiczę - oznajmiła z uśmiechem. 
- Ach tak! - domyśliła się Claire. - Wiemy już, jaka rola 
przypadła w udziale Brigitte. 
Publiczność klaskając głośno, wesołymi okrzykami za-
chęcała Cukiereczka, by pocałował detektywa. Brigitte 
sięgnęła  po  mikrofon  i,  zanurzając  dłoń  w  gęstej 
czuprynie mężczyzny, szepnęła omdlewającym głosem: 
- Och, Fantasy! 
Claire odchrząknęła znacząco. 
-  Przepraszam,  że  przerywam  to  interesujące  przedsta-
wienie,  ale  czuję  się  w  obowiązku  przypomnieć,  że 
znajdujemy  się  w  siedzibie  Dumontów,  a  to 
zobowiązuje. 
Brigitte  westchnęła  żałośnie  i  niechętnie  odsunęła  się 
od Charliego. 
-  Później,  Fantasy  -  zagruchała  do  mikrofonu. 
Publiczność nagrodziła ją gromkimi brawami. 

 

-  No  cóż  -  podjęła  Claire,  kiedy  brawa  ucichły  -  to 
jedynie  przedsmak  tego,  co  będziecie  państwo  mogli 
zobaczyć  podczas  naszego  weekendu  z  zagadką.  Pan 
C.H.Bat-tle  zagra  rolę  słynnego  detektywa,  Brigitte 
Dumont  zaś  wystąpi  jako  najsłodszy  z  Cukiereczków. 

background image

Teraz  natomiast,  panie  i  panowie,  zachęcamy  do 
wspólnego  śpiewania.  Moje  córki,  Nicole  i  Jennifer, 
wręczą  państwu  kartki  ze  słowami  nowej  piosenki. 
Mają  też  pod  ręką  małe  piszczałki  dla  tych  z  was, 
którzy  nie  czują  się  na  siłach,  by  wypróbować  własne 
głosy. 
- Piszczałki zostały wprowadzone przez naszą bratową, 
Janet  -  przejęła  mikrofon  Brigitte.-  W  każdy 
poniedziałek  ci  z  państwa,  którzy  uważają,  że  nie 
potrafią  śpiewać,  mogą  zakupić  te  oto  piszczałki,  by 
bawić się razem z nami. 
- Dziś wieczór, by uczcić pana Battle, który zaszczycił 
nas  swoją  obecnością,  przekażemy  dochody  ze 
sprzedaży  piszczałek  na  konto  BARF-u.  Za  chwilę 
zaczniemy wspólne śpiewanie, a tymczasem poprosimy 
mamę, by zagrała coś lekkiego i przyjemnego dla ucha. 
Panie i panowie, przy fortepianie Marguerite Dumont! 
Brigitte  wyłączyła  mikrofon  i  odwróciła  się  do  Char-
liego.  Trafiła  akurat  na  moment,  kiedy  mężczyzna 
szykował się do opuszczenia sceny. 
-  Chwileczkę,  nie  tak  prędko  -  powstrzymała  go, 
chwytając za rękaw. 
Charlie  odwrócił  się  gwałtownie.  Na  jego  przystojnej 
twarzy malował się gniew. 
- Jest pan jeszcze potrzebny - wyjaśniła. Charlie groźnie 
zmarszczył brwi. 
- Po co? 
-  Chcemy  zaśpiewać  piosenkę  na  pana  cześć.  Patrzyła 
na niego prosząco. Charlie zacisnął zęby. 
- Mogę posłuchać siedząc przy stole - upierał się. 

background image

-  Byłoby  ciekawiej,  gdyby  pozostał  pan  na  scenie. 
Brigitte odniosła wrażenie, że mężczyzna nie ustąpi. 
Miał taką niewyraźną minę, że gdyby dalej się opierał, 
pozwoliłaby  mu  odejść.  Czasem  zapominała,  że  inni 
ludzie nie są tak oswojeni ze sceną i widownią jak ona. 
Charlie zawahał się przez chwilę, po czym ciężko wes-
tchnął.  Brigitte  zrobiło  się  go  żal.  Wyciągnęła  rękę  i 
delikatnie uścisnęła dużą, ciepłą dłoń. 
- Obiecuję, że to nie będzie bolało. 
Charlie  popatrzył  na  drobną  kobiecą  dłoń.  Długie, 
szczupłe  palce.  Te  same,  które  jeszcze  przed  chwilą 
pieszczotliwie  głaskały  jego  szyję.  Delikatne.  Czułe. 
Brigitte  Dumont  okazała  się  niebezpieczna,  a  jemu 
brakowało  doświadczenia  w  kontaktach  z  tego rodzaju 
kobietami. 
Z trudem oderwał wzrok od szczupłej dłoni i spojrzał w 
niebieskie oczy. To był błąd. Wystarczył jeden załomy 
uśmiech, by rozwiać wszystkie jego wątpliwości. Złote 
ogniki  w  jasnych  oczach  przypomniały  mu  to,  co 
zdarzyło się wcześniej w jego apartamencie. 
-  Mam  nadzieję,  że  udało  nam  się  zainteresować  gości 
-powiedziała  cicho  Brigitte,  by  przerwać  krępującą 
ciszę. 
Charlie skinął głową. 
Claire i Janet sprawdziły głośniki. 
- Możemy zaczynać, jak tylko mama skończy grać. 
Brigitte  przytaknęła.  Claire  przedstawiła  Janet,  zapra-
szając  wszystkich  tych,  którzy  zakupili  piszczałki,  by 
przyłączyli się do zabawy. 

background image

- A teraz proszę unieść piszczałki do góry. Zobaczymy, 
De  nas  jest  -  ciągnęła.  -  Wspaniale!  Dzisiaj 
proponujemy  specjalną  piosenkę  na  cześć  naszego 
gościa,  pana  Battle,  a  zaśpiewamy  ją  na  melodię 
„Clementine". Aby i nasz gość mógł uczestniczyć w tej 
zabawie,  poprosimy  Nicole,  żeby  wręczyła  mu  mały 
prezent 
Nicole,  zaróżowiona  z  podniecenia,  wysunęła  się  na-
przód. Claire podała jej mikrofon. 
-  Panie  Battle,  chcielibyśmy,  aby  przyjął  pan  tę  pisz-
czałkę  jako  dowód  naszej  wdzięczności.  Tym  samym 
czynimy pana honorowym członkiem naszego chóru. 
Charlie podziękował i Nicole z zadowoloną miną opu-
ściła scenę. 
- A więc zaczynamy! - zawołała Claire. - Gotowi? 
- Gotowi! - zapewniły ją Brigitte i Janet.   
Janet uniosła piszczałkę do ust. Charliemu nie pozosta-
wało nic innego, jak pójść za jej przykładem. Chcąc nie 
chcąc  nabrał  powietrza  i  zadął  w  instrument.  Na 
szczęście  pisk,  jaki  się  z  niego  wydobył,  utonął  w 
chórze podobnych  dźwięków dobiegających z każdego 
zakątka sali. 
-  A  teraz  spróbujemy  jeszcze  raz  -  zawołała  do  mikro-
fonu Claire. - Tym razem już ze słowami. 
Marguerite  Dumont  uderzyła  w  klawisze  fortepianu  i 
popłynęła  piosenka  o  słynnym  detektywie  o  dźwięcz-
nym  imieniu  Fantasy  Fuzz,  który  potrafił  rozwiązać 
każdą  zagadkę  i  któremu  nie  porafiła  oprzeć  się  żadna 
kobieta.  Piosenka  spodobała  się.  Rozbawiona 

background image

publiczność  powtórzyła  ją  trzykrotnie.  Kiedy  umilkły 
ostatnie tony melodii, Brigitte podeszła do mikrofonu. 
-  Panie  i  panowie,  raz  jeszcze  pan  C.H.Battle.  Nasz 
honorowy gość. 
Podczas  gdy  widzowie  głośnym  aplauzem  wyrażali 
swój  podziw  i  uznanie,  Brigitte  nachyliła  się  do  ucha 
Charliego. 
- To już wszystko. Jest pan wolny. I jeszcze raz dzięku-
ję. Równy z pana facet. 
Charlie  pośpiesznie  zszedł  ze  sceny.  Stephen  Dumont 
powitał go przy stole, sięgając po butelkę. 
- No i jak się panu podoba ten nasz rodzinny kabaret? - 
spytał, napełniając kieliszki winem. 
- Czy tak jest w każdy poniedziałek? 
- Niestety. Ku mojej wiecznej zgryzocie i zmartwieniu. 
Niech  pan  sobie  wyobrazi,  że  Janet  była  zupełnie 
normalną,  trzeźwo  myślącą  dziewczyną,  dopóki  nie 
przekabaciły jej moje siostry - dodał, patrząc na żonę. 
- A pan nie śpiewa? 
-  Szybciej  dałbym  sobie  odciąć  język  -  zaperzył  się 
Stephen. 
Charlie roześmiał się rozbawiony. Uniósł kieliszek, ale 
nim zdążył umoczyć usta w winie, otoczyli go rozgorą-
czkowani  łowcy  autografów.  Kiedy  wreszcie  podniósł 
głowę  znad  ostatniego  albumu,  Claire  zapowiedziała 
właśnie  najciekawszy  punkt  programu,  duet  taneczny 
Brigitte i Jean-Pierre Dumont. 
Starszy pan wstał od stołu i wyszedł na scenę. Po chwili 
do  ojca  dołączyła  Brigitte.  Claire  podała  obojgu 
meloniki i eleganckie bambusowe laseczki. 

background image

Charlie zafascynowanym wzrokiem przyglądał się tań-
czącej.  Jak  lekki  i  pełen  wdzięku  był  jej  taniec! 
Podziwiał  i  jednocześnie  zazdrościł.  Zazdrościł  jej 
swobody  i  pewności  siebie,  która  przebijała  z  każdego 
ruchu.  Ojciec  i  córka  stanowili  wyjątkowo  dobraną 
parę.  Siwowłosy,  dystyngowany  dżentelmen  i  zwinna, 
ciemnowłosa  młoda  kobieta.  Charlie  już  wiedział,  po 
kim Brigitte odziedziczyła czarujący uśmiech i zalotne 
spojrzenie. 
Tancerze zakończyli występ. Jean-Pierre przyklęknął na 
jedno  kolano,  na  drugim  przycupnęła  Brigitte. 
Nietrudno było odgadnąć, dlaczego ten punkt programu 
cieszył się takim uznaniem wśród widzów. Straszy pan 
zachwiał  się  udając,  że  pada.  Brigitte  roześmiała  się 
wesoło, zerwała mu z głowy kapelusz i czułym gestem 
zmierzwiła  siwą  czuprynę.  Jean-Pierre  wyrwał  córce 
kapelusz  i  żartobliwie  pociągnął  ją  za  związane  w 
koński  ogon  włosy.  Publiczność  nagrodziła  ich 
gromkimi brawami. 
Charlie przyglądał się tej scenie z mieszanymi uczucia-
mi. Widać było, że Brigitte czuje się na scenie jak ryba 
w wodzie. Instyktownie wyczuwała, czego oczekuje od 
niej  publiczność.  Zmieniała  pozy  niczym  kameleon 
barwę skóry. 
Te  wszystkie  lata,  westchnął  w  duchu.  Te  długie,  spę-
dzone  nad  szkicownikiem  noce.  I  wreszcie  udało  się. 
Stał  się  bogaty  i  sławny.  Jego  nazwisko  przyciągało 
ludzi. Znalazł się w ekskluzywnym świecie Dumontów. 
Dostał  najlepszy  pokój  i  powitała  go  osobiście  córka 
właściciela.  Reporterka  z  poczytnego  czasopisma 

background image

przeprowadziła z nim wywiad, a potem poproszono go 
na scenę jako honorowego gościa. A jednak nie czuł się 
szczęśliwy. 
ROZDZIAŁ 


Imponujący  tort  wniesiono  na  salę  w  momencie,  gdy 
Brigitte  i  jej  ojciec  zakończyli  występ.  Brigitte 
poprosiła  na  scenę  Gerarda,  by  głośno  wyrazić  mu 
swoje uznanie za tak wspaniałe dzieło sztuki kulinarnej, 
po czym dołączyła do reszty rodziny. 
- A gdzie się podział nasz honorowy gość? 
-  Wymknął  się,  gdy  zbieraliście  z  tatą  oklaski  -  poin-
formował siostrę Stephen. 
- Kiedy zszedł ze sceny, obstąpili go łowcy autografów. 
Może to go zirytowało? - zaniepokoił się Jean-Pierre. 
- Nie sądzę - mruknął Stephen. 
- Może Donna namówiła go na jeszcze jeden wywiad? - 
podsunęła  Brigitte,  choć  nie  zachwycała  jej  taka 
ewentualność.  Zauważyła,  że  jej  przyjaciółka  również 
zniknęła. 
- Wątpię. Donna wyszła dużo wcześniej. Jeszcze zanim 
zaczęliście wspólne śpiewanie - odparł Stephen. 
- Gérard był taki dumny z tego tortu - powiedziała Bri-
gitte.  -  Będzie  niepocieszony,  gdy  dowie  się,  że  Battle 
nawet go nie spróbował. 
- Może więc nasz gość powinien jednak spróbować tego 
tortu  -  zauważył  Stephen.  -  Chociażby  ze  względu  na 
Gerarda  -  dodał  w  odpowiedzi  na  pytające  spojrzenie 
siostry. 

background image

-  No  cóż, nie możemy  przywiązywać  gości  do  krzeseł, 
by nie opuszczali jadalni przed deserem. - Brigitte roze-
śmiała się. 
-  Ten  tort  został  upieczony  na  jego  cześć,  Brigitte 
-upierał  się  jej  brat.  -  Grzeczność  wymaga,  by  ktoś 
zaniósł mu kawałek. 
- To nie taki zły pomysł - poparł syna starszy pan - Nie 
podoba  mi  się  to,  że  nasz  honorowy  gość  wyszedł  tak 
wcześnie.  Może  zirytowali  go  ci  łowcy  autografów,  a 
może źle się poczuł. Zaniesiesz mu kawałek tortu i przy 
okazji upewnisz się, czy wszystko w porządku - polecił 
córce. 
-  Ale  dlaczego  ja?  -  zaprotestowała  Brigitte.  -  Kto  po-
wiedział, że to muszę być właśnie ja? 
-  Grzeczność  tego  wymaga  -  cierpliwie  tłumaczył 
Stephen. - To przecież twoja praca, zapomniałaś? 
- Nakazałam pokojówce, żeby pościeliła mu łóżko i za-
niosła  gorącą  czekoladę.  Może  jeszcze  mam  osobiście 
otulić go kołderką? - zniecierpliwiła się Brigitte. 
- Jeśli będzie sobie tego życzył. - Starszy pan wzruszył 
ramionami. 
-  Dziękuję,  tatuśku.  Jak  to  miło,  że  tak  dbasz  o  moją 
cnotę. 
-  Ależ,  Brigitte!  Nie  rozumiem,  co  ma  do  tego  twoja 
cnota - żachnął się Jean-Pierre. 
-  No,  bo...  -  zaczęła  Brigitte.  Westchnęła.  Nie  było 
sensu  dłużej  się  spierać.  Wiedziała,  że  i  tak  ich  nie 
przekona.  -  No,  dobrze.  Zaniosę  mu  ten  tort.  Jak 
myślicie,  woli  brunetki  czy  blondynki?  A  może  rude? 

background image

Gérard  naprawdę  się  postarał.  Skoro  już  mamy  mu  się 
podlizywać, dlaczego nie pójść na całość? 
- Sprawdź, czy zostały jeszcze jakieś brunetki - poradził 
Stephen.  -  Kiedy  tańczyłaś,  wprost  nie  mógł  oderwać 
od ciebie oczu. 
- Daj spokój! - żachnęła się Brigitte. 
-  Jak  myślisz,  tato,  czy  to  już  miłość?  -  Stephen  popa-
trzył pytająco na ojca. 
- Hm. - Jean-Pierre zamyślił się. - Dama się zżyma, a to 
coś znaczy. 
- No wiecie! Wypraszam sobie takie żarty! - rozzłościła 
się Brigitte. - Jeśli nie zjawię się na śniadaniu, możesz 
szykować strzelbę - zwróciła się do ojca. 
-  Jeśli  nie  zjawisz  się  na  śniadaniu,  każę  podać  do  po-
koju pana Battle śniadanie dla dwóch osób - zażartował 
starszy pan. 
-  No  wiesz,  tato!  -  Brigitte  z  niesmakiem  zmarszczyła 
zgrabny nosek. 
- Zanieś mu wreszcie ten tort, Brigitte. 
- I pamiętaj, pod żadnym pozorem nie przyjmuj zapro-
szenia, by usiąść - ostrzegł ją brat. 
Brigitte postanowiła nie odpowiadać na tę zaczepkę. W 
chwilę potem z talerzykiem tortu w wyciągniętej dłoni 
zapukała do drzwi apartamentu C.H.Battle'a. Miała na-
dzieję,  że  ta  niespodziewana  wizyta  nie  przerwie 
czułego  sam  na  sam  twórcy  „Fantasy  Fuzza"  i 
wschodzącej gwiazdy „Contemporary Canada". 
Drzwi  otworzyły  się  niemal  natychmiast  i  Brigitte  z 
ulgą stwierdziła, że Charlie jest sam. 

background image

-  O!  Witaj!  -  Uśmiechnął  się  na  jej  widok,  zapraszając 
do środka. 
Czy to wyobraźnia płata jej figle, czy C.H.Battle napra-
wdę ucieszył się z tej wizyty?! 
- Nasz kucharz, Gerard, upiekł tort specjalnie na pański 
przyjazd - zaczęła, wyciągając talerzyk w jego stronę. - 
To prawdziwe arcydzieło. Pomyślałam... pomyśleliśmy, 
że może zechciałby pan spróbować. 
- Wygląda bardzo smakowicie. 
- Przekażę to kucharzowi. 
- Koniecznie. Zadał sobie naprawdę wiele trudu. 
-  Jest  fanem  pańskiego  bohatera.  Zostawił  w  recepcji 
niedzielne  wydanie  gazety.  Jeśli  byłby  pan  uprzejmy 
złożyć swój podpis, Gérard będzie wniebowzięty. 
- Postaram się nie zapomnieć. 
- Czy nie drażnią pana te bezustanne prośby o autograf? 
- zaciekawiła się Brigitte. 
Charlie zawahał się przez chwilę. 
- No, nie wiem. To znaczy, chciałem powiedzieć, że to 
miło mieć swoich sympatyków. Gdyby nie oni... 
Urwał.  Brigitte  zastanawiała  się,  jak  zakończyłby  tę 
wypowiedź,  gdyby  chciał  być  zupełnie  szczery.  Choć 
autor  popularnego  komiksu  wydawał  się  przyjaźnie 
nastawiony  do  świata  i  ludzi,  zauważyła,  że 
popularność  mu  ciążyła  i  nie  lubił  pozostawać  w 
centrum zainteresowania. 
-  Tak  szybko  pan  wyszedł...  Mężczyzna  obojętnie 
wzruszył ramionami. 
- Myślałem, że to już koniec. 

background image

-  Tata  niepokoił  się,  czy  to  nie  przez  łowców  autogra-
fów. 
Charlie obrzucił ją uważnym spojrzeniem. 
- Czy to dlatego znalazła się pani tutaj? 
-  To  jeden  z  powodów  -  odpowiedziała  Brigitte  szcze-
rze.  -  Chcieliśmy  upewnić  się,  czy  nic  panu  nie 
potrzeba. 
My.  Ciągle  to  my.  Przez  krótką  chwilę  łudził  się,  że 
Brigitte przyszła tu wiedziona potrzebą ujrzenia go. 
- A więc, nic panu nie potrzeba? - powtórzyła. 
-  Jasne  -  skłamał  mężczyzna.  -  Nic  mi  nie  jest.  Nic, 
czego nie usunęłoby kilka ćwiczeń. 
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona. 
- Ćwiczeń? 
Mężczyzna  skinął  głową.  Zawinął  rękawy  koszuli,  od-
słaniając imponujące mięśnie. 
- Czuję się trochę spięty. To przez te występy. Publicz-
ność  mnie  peszy  -  wyznał  cicho.  -  Właśnie  miałem 
zamiar  skorzystać  z  sali  gimnastycznej,  ale 
przeczytałem  w  broszurce  reklamowej,  że  w 
poniedziałki klub jest zamknięty ze względu na wieczór 
rodzinny. 
- No cóż, staramy się jak możemy, żeby zapełnić salę - 
zażartowała Brigitte. - Ale wie pan co, panie Battle... 
- Charlie. Proszę mówić mi Charlie. 
-  A  więc,  wiesz,  Charlie  -  poprawiła  się  -  prawdziwy 
szczęściarz  z  ciebie.  Tak  się  składa,  że  rozmawiasz  z 
właściwą osobą. Jeśli masz ochotę poćwiczyć... 
- Nie chciałbym sprawiać kłopotu... 

background image

- Bzdura! To żaden kłopot. Raz w tygodniu zamykamy 
wcześniej, żeby gruntownie posprzątać, ale o  tej porze 
sala jest już z pewnością wolna. 
- No... nie wiem - zawahał się mężczyzna. 
-  Daj  spokój  -  żachnęła  się  Brigitte.  -  Skorzystam  z 
okazji i też trochę poćwiczę. 
Charlie nerwowo przeczesał palcami gęstą czuprynę. 
- Muszę się przebrać. 
- Możesz przecież skorzystać z łazienki. 
- No, skoro naprawdę nie sprawię kłopotu. 
- Czego ty właściwie chcesz, Charlie? - zniecierpliwiła 
się Brigitte. - Pisemnego zaproszenia? 
W  chwilę  potem  mężczyzna  wynurzył  się  z  łazienki 
ubrany  w  sportową  podkoszulkę  i  spodnie  od  dresu. 
Brigitte pełnym uznania spojrzeniem obrzuciła zgrabną, 
barczystą sylwetkę. 
- Pewno podnosisz ciężary - zauważyła, kiedy zjeżdżali 
windą. 
- Lubię być w formie. 
-  Od  czego  zaczniesz,  ciężary  czy  bieżnia?  -  spytała, 
gdy weszli do sali. 
- Może wypróbuję tę nową maszynę do biegów narciar-
skich. 
-  Świetny  pomysł!  -  pochwaliła  Brigitte.  Pomogła  mu 
zapiąć  narty  i  ustawić  stopery.  -  Mam  zamiar 
poćwiczyć  trochę  przy  muzyce.  Będę  tu  obok.  - 
Wskazała  przeszkloną  salkę  o  ścianach  wyłożonych 
lustrami. - Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zawołaj. 
Charlie przytaknął w milczeniu. 
- A więc, do roboty! - zawołała Brigitte. 

background image

W chwilę później wyszła z szatni w szortach i obcisłej 
koszulce.  Charlie  pomachał  jej  ręką.  Przyjrzał  się 
zgrabnej,  kobiecej  sylwetce,  wyginającej  się  w  rytm 
muzyki. Poczuł, jak robi mu się gorąco, bynajmniej nie 
z  wysiłku.  Szczupłe  ramiona,  wąska  talia,  długie, 
zgrabne nogi zrobiły na nim duże wrażenie. Czubkiem 
języka zwilżył zaschnęte wargi. 
Już  wcześniej  zauważył  krągły  tyłeczek  Brigitte,  ale 
nawet  nie  przypuszczał,  jak  podniecająco  będzie  on 
wyglądał w obcisłych, króciutkich szortach. 
Muzyka  zwolniła  rytm,  a  ruchy  kobiety  stały  się  bar-
dziej  zmysłowe.  Charlie  wyłączył  maszynę  i  uwolnił 
stopy  z  nart.  Podszedł  do  dzielącej  oba  pomieszczenia 
szklanej ściany. Brigitte zauważyła go w lustrze. Prze-
rwała taniec. 
- Jakieś kłopoty? - zawołała, uśmiechając się życzliwie. 
-  Nie  -  mężczyzna  przecząco  pokręcił  głową.  -  Tak 
sobie patrzę. To chyba dość trudne. 
- Taniec? Skądże znowu! Parę podstawowych kroków i 
to wszystko. Chcesz spróbować? 
Charlie zawahał się. 
- Ja... ja nie tańczę. 
- Żartujesz? 
Mężczyzna wzruszył ramionami. 
- Nie potrafię. 
Brigitte wyłączyła magnetofon. 
- Naprawdę nie umiesz tańczyć? 
-  No  cóż,  nie  wszyscy  rodzą  się  tacy  utalentowani  jak 
Dumontowie. 

background image

-  Nie  chciałam  cię  urazić.  Po  prostu  do  tej  pory  nie 
znałam nikogo, kto by nie umiał tańczyć. 
Zapadła krępująca cisza. Wreszcie Charlie zdecydował 
się przerwać milczenie. 
-  Od  jak  dawna  występujesz  razem  z  ojcem  podczas 
wieczoru rodzinnego? 
Brigitte wzruszyła ramionami. 
- Nawet nie pamiętam. Tata nauczył nas tańczyć jeszcze 
zanim  zaczęłyśmy  chodzić.  Wcześniej  tańczyłam  z 
Claire,  ale  ona  zrezygnowała,  kiedy  była  w  ciąży  z 
Nicole. 
- A twój brat? 
-  Stephen?  Zna  kroki,  ale  nie  przepada  za publicznymi 
występami.  Chciałyśmy  nauczyć  Janet,  ale  ona  wolała 
swoje piszczałki. Wiesz co, jeśli chcesz, mogłabym na-
uczyć cię tańczyć. 
- Mam dwie lewe nogi - zaprotestował Charlie. 
-  Nie  wierzę.  Jeździsz  przecież  na  nartach,  prawda? 
Jestem pewna, że w mig opanujesz box step. 
-
  Box  step?  -  zaciekawił  się  mężczyzna.  -  A  co  to  ta-
kiego? 
- Pokażę ci. 
- Pewnie nie potrafię. 
- Jasne, że potrafisz. To potrwa tylko chwilę - zapewni-
ła  go.  -  Poczekaj,  poszukam  odpowiedniej  muzyki. 
Mamy tu całą taśmotekę. Na pewno coś się znajdzie. 
Charlie  otworzył  usta,  by  zaprotestować,  ale  Brigitte 
ubiegła go. 
- Mam - oświadczyła z triumfalnym uśmiechem, wkła-
dając kasetę do magnetofonu. - To jest to. 

background image

Muzyka  była  słodka  i  nastrojowa.  Charlie  wiedział,  że 
znalazł się w tarapatach. Za chwilę będzie trzymał ją w 
objęciach,  dotykał  delikatnej  skóry,  patrzył  z  bliska  w 
jasne oczy. 
Brigitte ustawiła się przed mężczyzną. 
-  Gotowy?  -  Uśmiechnęła  się  zachęcająco.  -  A  więc, 
podaj mi, proszę, lewą rękę. 
Charlie niechętnie spełnił to polecenie. Brigitte delikat-
nie zacisnęła szczupłe palce na dużej, ciepłej dłoni. 
-  Świetnie  -  oznajmiła,  kładąc  drugą  dłoń  na  ramieniu 
mężczyzny.  -  W  ten  sposób  będzie  mi  łatwiej 
przewidzieć twoje ruchy. 
Charlie odwzajemnił uśmiech. Dziękował Bogu, że nie 
musi nic mówić. Gardło ściskało mu wzruszenie. 
-  Obejmij  mnie  -  poinstruowała  go  Brigitte.  -  Twoja 
prawa  dłoń  powinna  znaleźć  się  nieco  poniżej  mojej 
łopatki.  To  tradycyjna  pozycja.  Oczywiście,  są  jeszcze 
różne inne kombinacje. 
- Kombinacje? - powtórzył zaskoczony. 
- Niektórzy ludzie tańczą bardziej przytuleni - wyjaśniła 
Brigitte.  -  Mężczyzna  kładzie  sobie  dłoń  kobiety  na 
piersi, ona zaś drugą obejmuje go za szyję. 
- O! 
- Dużo zależy od wzrostu obojga tancerzy. 
- Od wzrostu? 
- Uhm - przytaknęła Brigitte. - Istotna jest też muzyka i 
to, czy... 
- Tak? 
- ... czy ludzie lubią ze sobą tańczyć - dokończyła cicho. 
-  Ale  my  zaczniemy  od  tradycyjnej  pozycji.  Na  resztę 

background image

przyjdzie czas, kiedy opanujesz już podstawowe kroki. 
Musisz  być  bardzo  uważny  -  ciągnęła.  -  Będziesz  na-
śladował moje ruchy, z tym że dokładnie na odwrót, a 
to wymaga koncentracji. Popatrz. Robię krok do przodu 
prawą  nogą,  więc  ty  musisz  zrobić  krok  do  tyłu  lewą. 
Jasne?  A  teraz  do  przodu  i  w  bok  prawą.  Świetnie. 
Lewa  do  prawej.  Przenosisz  cały  ciężar  ciała  na  lewą 
stopę. Widzisz, to wcale nie takie trudne. 
Charlie skinął głową. 
-  A  teraz  odpręż  się  i  powtórzymy  to  jeszcze  raz.  Pa-
miętasz?  Prawa  do  tyłu.  Dobrze.  Do  przodu  i  w  bok. 
Świetnie! To właśnie tak zwany box step. Teraz należy 
go tylko powtarzać. 
-  To  wszystko?  -  Mężczyzna  popatrzył  na  nią  zasko-
czony. 
-  No  cóż,  nie  jest  to  lambada  czy  tango,  ale  ten  krok 
pomoże  ci  wybrnąć  z  wielu  sytuacji.  -  Brigitte 
uśmiechnęła  się.  -  No,  spróbujmy  raz  jeszcze.  Z 
muzyką. 
-  Lewa  do  przodu  -  powtarzał  cicho  mężczyzna.  -  Pra-
wa, a teraz... - zawahał się. 
-  Razem  -  podpowiedziała  Brigitte.  -  Przenosisz  cały 
ciężar ciała na lewą stopę. 
Początkowo  jego  ruchy  były  trochę  sztywne  i 
niemrawe,  ale  już  po  kilku  taktach  nie  musiała 
przypominać mu, co ma dalej robić. 
- Pojętny z ciebie uczeń - pochwaliła. 
- Nie wiedziałem, że to takie łatwe. 
I  przyjemne,  dodał  już  w  duchu.  Chciał,  by  ta  chwila 
trwała wiecznie. Wiedział, że gdy umilknie muzyka, nie 

background image

będzie mu łatwo wypuścić partnerki z ramion. Wirowali 
po sali. Brigitte zacisnęła palce na ramieniu mężczyzny. 
-  Masz  wiele  do  nadrobienia  -  szepnęła  miękko,  przy-
tulając policzek do szerokiej piersi. 
Charlie poczuł zapach perfum. Lekki, zmysłowy i świe-
ży niczym górski poranek. Nigdy dotąd nie było mu tak 
dobrze. Chciał tulić ją w ramionach przez całą noc. Ta 
jedna  noc  byłaby  dla  niego  zadośćuczynieniem  za 
wszystkie 

szkolne 

potańcówki, 

które 

spędził 

podpierając ściany, i bale, których unikał. Ta jedna noc 
wystarczyłaby  mu  na  całe  życie,  gdyby  wiedział,  że 
Brigitte  Dumont  jest  z  nim  dla  niego  samego,  a  nie 
dlatego że był honorowym gościem w hotelu jej ojca. 
Brigitte  westchnęła.  Nie  pamiętała,  kiedy  ostatni  raz 
czuła  się  tak  dobrze  i  bezpiecznie  w  ramionach 
mężczyzny.  Ze  sposobu,  w  jaki  tulił  ją  do  piersi, 
zorientowała  się,  że  nie  jest  mu  obojętna.  On  również 
jej  się  podobał.  Wyobrażała  sobie,  że  mógłby  być 
wspaniałym  kochankiem.  Silny  i  umięśniony,  a 
jednocześnie delikatny i czuły. Po plecach przebiegł jej 
przyjemny  dreszczyk  podniecenia.  Tak,  C.H.Battle  bez 
wątpienia byłby najwspanialszym kochankiem, jakiego 
znała. Przypomniała sobie jego gorące, namiętne wargi 
na  swoich  ustach.  Kiedy  wypuścił  ją  z  ramion,  oboje 
byli zaskoczeni siłą swoich doznań. A potem. .. potem 
zniszczył wszystko, nazywając Donnę Cukiereczkiem. 
Otworzyła oczy. Gwałtownie zamrugała powiekami. Jej 
dłoń,  spleciona  z  ręką  mężczyzny  spoczywała  na  jego 
szerokiej, muskularnej piersi. Skąd się tam wzięła? Kto 
ją  tam  przesunął?  On  czy  może  ona  sama?  Zresztą, 

background image

jakie to ma teraz znaczenie. Wiedziała, że oboje dążą ku 
przeznaczęniu.  Jeśli  teraz  nie  przerwie  tego  tańca, 
zostanie  jeszcze  jednym  Cukiereczkiem  do  kolekcji. 
Ciekawe  którym?  Tysiąc  pięćsetnym,  a  może 
pięćsetnym  pierwszym?  Mimo  to  nie  potrafiła  zdobyć 
się  na  żadne  działanie.  Jakaś  niewidzialna  siła 
przyciągała ją do niego. Możliwe, że i on czuł to samo. 
Zdrowy  rozsądek,  a  może  instynkt  samozachowawczy 
podpowiadał  jej,  że  inne  Cukiereczki,  te,  które  znał 
przed  nią,  z  pewnością  odczuwały  to  samo.  One 
również dały się nabrać na uwodzicielskie spojrzenia i 
chłopięcy  urok.  Fakt,  że  C.H.Battle  zrobił  na  niej  tak 
duże  wrażenie,  wcale  nie  musiał  oznaczać,  że  i  ona 
szczególnie  go  zainteresowała.  Oczywiście,  miała 
wszelkie  podstawy  ku  temu,  by  przypuszczać,  że  tak 
właśnie było, ale... 
Zatrzymała się nagle. Charlie o mało nie zaplątał się we 
własne nogi. 
- Brigitte? - Popatrzył na nią zaskoczony. - Co się stało? 
Kobieta  cofnęła  się.  Wolała  zachować  dystans.  Kiedy 
obejmował ją, nie potrafiła myśleć. 
- Nic takiego. Zastanawiałam się tylko... 
- Tak? 
-  Zastanawiałam  się,  co  naprawdę  czujesz,  kiedy  cału-
jesz kobietę. 
ROZDZIAŁ 


Charlie obrzucił Brigitte uważnym spojrzeniem. 
- Myślałaś o naszym pocałunku? 
- Tak - wyznała. - Niestety. 

background image

Charlie zmarszczył brwi. Skrzyżował ramiona na piersi 
i  zmierzył  ją  groźnym  wzrokiem.  Brigitte  zagryzła 
wargi, by powstrzymać uśmiech. Wyglądał niczym Pan 
Proper  z  reklam  proszków  do  czyszczenia,  tyle  że  nie 
był łysy i brakowało mu kolczyka w uchu. 
- Jak mam to rozumieć? - mruknął gniewnie. 
-  To  dlatego  że...  że  mi  się  podobasz  -  powiedziała 
cicho. - Przy tobie czuję się atrakcyjna, kobieca. 
Nagle przyszła mu do głowy przerażająca myśl. 
-  Nie  jesteś  chyba  mężatką,  prawda?  -  Wiedział,  że 
niektóre  kobiety  nawet  po  ślubie  pozostawały  przy 
swoim panieńskim nazwisku. 
Brigitte obrzuciła go zdumionym spojrzeniem. 
- Mężatką? 
- No, może jesteś zaręczona lub coś w tym rodzaju 
- plątał się Charlie. 
- Czy myślisz, że wtedy byłabym tu z tobą? 
-  Skoro  więc  nie  masz  żadnych  zobowiązań,  dlaczego 
uważasz, że nie powinienem był cię całować? 
- Ponieważ boję się brać cię na serio - wyznała odważ-
nie Brigitte. 
Charlie popatrzył na nią zaskoczony. 
- Ale dlaczego? 
-  Bo  ty  nie  traktujesz  kobiet  poważnie!  -  wypaliła. 
Charlie zaśmiał się gorzko w duchu. Cóż za ironia losu! 
Był  ostatnim  mężczyzną,  któremu  można  by  zarzucić 
flirty  i  romanse.  Kobiety  zawsze  go  onieśmielały. 
Stanowiły dla niego zagadkę. 

background image

-  Co,  u  licha,  chcesz  przez  to  powiedzieć?  Na  jakiej 
podstawie  możesz  twierdzić,  że  nie  traktuję  kobiet 
poważnie? 
- Nazywasz je Cukiereczkami! Charlie aż otworzył usta 
ze zdumienia. 
- Cu... ? Ależ, Brigitte! To Fantasy Fuzz nazywa kobie-
ty Cukiereczkami, a nie Charlie Battle! 
-  Powiedziałeś  do  mnie:  Cukiereczku  -  upierała  się 
Brigitte. 
- Ponieważ zgodziłaś się zagrać tę rolę. 
- A Donna? 
- Donna? Jaka Donna? 
- Ta reporterka, która przeprowadzała z tobą wywiad. 
-  Brigitte  ucieszyła  się,  że  Charlie  nie  zapamiętał 
imienia 

jej 

przyjaciółki.  -  Ją  też  nazwałeś 

Cukiereczkiem. 
-  Ach,  tak.  No  cóż,  byłem  trochę  zażenowany  tą  całą 
sytuacją. Zachowałem się jak mój bohater. 
- Zażenowany? 
- A ty nie? 
- Tak,ale... 
- Nie wiedziałem, jak postąpić ani co powiedzieć. 
- Ja też - wyznała Brigitte. - I nadal nie wiem, co mam 
sądzić o tamtym pocałunku. Czy to było na serio? 
- Dobre sobie! Masz jeszcze wątpliwości? 
- Nie byłam pewna, czy to mnie całujesz. 
-  A  kogóż,  u  licha,  miałbym  całować?  -  zniecierpliwił 
się Charlie. 
- Cukiereczka! - wypaliła Brigitte. 
- To chwyt poniżej pasa. 

background image

- Myślałam, że po prostu skorzystałeś z okazji. Charlie 
z niedowierzaniem pokręcił głową. 
- Naprawdę? - W głosie mężczyzny zabrzmiała irytacja. 
Brigitte  milczała.  Zastanawiała  się,  jak  ułagodzić  jego 
gniew.  Charlie  postąpił  krok  do  przodu.  Stał  teraz  tuż 
przed nią. 
-  Ja  również  mam  powody,  by  wątpić  w  twoją  szcze-
rość. 
Brigitte popatrzyła na niego szeroko otwartymi ze zdzi-
wienia niebieskimi oczami. 
- Co takiego? 
-  Tak.  Wystarczy  na  ciebie  popatrzeć.  Zręcznie  wyko-
rzystujesz swój urok. 
- Wy... wykorzystuję swój urok? - zająknęła się. 
-  Owszem.  Taka  uprzejma  i  słodka,  aż  do  przesady. 
Choćby  dziś,  w  jadalni,  kiedy  tuliłaś  się  do  mnie  w 
obecności tych wszystkich ludzi. 
- Ale... ale przecież to była tylko taka zabawa. 
- Tak samo jak tamten pocałunek. Brigitte popatrzyła na 
Charliego uważnie. 
- Czy tylko tyle dla ciebie znaczył? 
- A dla ciebie? 
- To zależy. 
- Od czego? 
-  Od  tego,  jak  ty  to  traktujesz  -  odpowiedziała  wolno 
Brigitte. - Czy całowałeś żywą kobietę, czy jedną z tych 
twoich 

głupawych 

laleczek, 

które 

nazywasz 

Cukiereczkami. 
-  Ten  pocałunek  znaczył  dla  mnie...  bardzo  wiele 
-wyznał po chwili. 

background image

Brigitte  milczała.  Charlie  po  raz  kolejny  wrócił 
myślami  do  tamtych  chwil,  kiedy  trzymał  ją  w 
ramionach.  Nie  kłamał.  Pocałunek  zrobił  na  nim 
ogromne wrażenie. 
Brigitte  stała  przed  nim,  patrząc  na  niego  szeroko 
otwartymi  jasnymi  oczami.  Była  taka  piękna  i  tak 
bardzo  jej  pragnął.  Bał  się  jej  dotknąć,  a  jednocześnie 
wiedział, że jeśli tego nie zrobi... 
Nim  zdążyła  odpowiedzieć,  zamknął  jej  usta  pocałun-
kiem.  Brigitte  objęła  Charliego  za  szyję  i  rozchyliła 
wargi.  Charlie  całował  zachłannie.  Żadna  z  wcześniej 
poznanych  kobiet  nie  podobała  mu  się  tak  jak  ona  i 
żadna  nie  działała  na  niego  w  ten  sposób.  Przytulił  ją 
mocniej do muskularnej piersi, unosząc lekko do góry. 
Brigitte  uświadomiła  sobie  nagle,  że  jeszcze  chwila,  a 
będzie zgubiona. Ramiona mężczyzny były silne, a usta 
namiętne  i  słodkie.  Uniosła  powieki.  W  ciemnych 
oczach  dostrzegła  niekłamany  zachwyt.  Odwzajemniła 
pełne  czułości  spojrzenie.  Milczała,  bo  zabrakło  jej 
słów 
Nigdy  dotąd  Charlie  nie  był  w  tak  znakomitym 
nastroju.  Przepełniała  go  radość.  Przyjrzał  się  Brigitte, 
ustom  nabrzmiałym  od  pocałunków,  zaróżowionym 
policzkom, pełnym blasku jasnym oczom. 
- Teraz już mi wierzysz? - spytał cicho. 
Brigitte uniosła dłoń i delikatnie pogłaskała go po twa-
rzy. 
- Wierzę. 

background image

Powoli wracali do rzeczywistości. Brigitte wiedziała, że 
w  końcu  urok  chwili  minie.  Postanowiła  ułatwić 
Charlie-mu sytuację. Zapytała: 
-  Czy  chcesz wypróbować  jakiś  inny  sprzęt?  Oboje  się 
roześmieli. 
-  Najwyższy  czas,  żebym  wrócił  do  pokoju  -  oznajmił 
Charlie. 
- Muszę się przebrać. Trafisz sam? 
- Jasne! I dzięki za... 
- Cała przyjemność po mojej stronie. 
Ociągając  się  skierował  się  w  stronę  wyjścia.  W  pół 
drogi  zatrzymał  się  i  odwrócił  głowę.  Przystojną  twarz 
wykrzywił lekki grymas. 
-  Jeśli  jeszcze  raz  popatrzysz  na  mnie  w  ten  sposób  - 
powiedział cicho - nie będę mógł odejść, Brigitte. 
Skinęła  głową  na  znak,  że  rozumie.  Mężczyzna  ruszył 
do drzwi. 
- Charlie? Zatrzymał się. 
-  Jeśli  jeszcze  raz  popatrzę  na  ciebie  w  ten  sposób, 
będzie to oznaczało, że nie chcę, abyś odszedł. 
Przez  chwilę  Brigitte  miała  wrażenie,  że  Charlie 
jednym  susem  przemierzy  dzielącą  ich  odległość, 
porwie  ją  w  ramiona  i  zaniesie...  No  właśnie,  gdzie  ją 
zaniesie?  Tu  zawiodła  ją  wyobraźnia.  Nie  wiedziała, 
dokąd  mógłby  ją  zabrać.  Zresztą,  to  i  tak  nie  było 
ważne.  Ciągnęła  ich  ku  sobie  jakaś  potężna, 
niewidzialna siła. Siła, której nie potrafili się oprzeć. 
Stała  wstrzymując  oddech.  Czekała,  by  mężczyzna 
uczynił  pierwszy  krok.  Charlie  otworzył  usta,  jakby 

background image

chciał  coś  powiedzieć,  ale  po  chwili  rozmyślił  się, 
odwrócił i pośpiesznie opuścił salę. 
Z piersi kobiety wyrwało się żałosne westchnienie. 
-  Następnym  razem,  Charlie  -  powiedziała  głośno,  z 
determinacją potrząsając głową - nie pozwolę ci odejść. 
- Nie uwierzyłabyś, co za dziwak z tego C.H. Battle'a 
-  opowiadała  Donna.  -  Od  dwóch  dni  uganiam  się  za 
ludźmi, którzy znali go, zanim stał się sławny. 
Brigitte  zmarszczyła  brwi  i  poprawiła  słuchawkę  przy 
uchu. 
- Sądziłam, że artykuł miał dotyczyć BARF-u. 
-  To  tylko  pretekst.  C.H.Battle  to  jest  to.  Dzwonię,  bo 
pomyślałam  sobie,  że  może  chciałabyś  dodać  coś 
interesującego na jego temat. 
-  Ja?  Chyba  żartujesz.  Poznałam  go  przecież  tego  sa-
mego popołudnia, co ty i reszta rodziny. 
-  Nie  bądź  taka  skromna,  Brigitte.  Nie  zapominaj,  że 
byłam  świadkiem  waszego  namiętnego  pocałunku.  - 
Donna roześmiała się. 
Całe szczęście, że nie następnego, pomyślała Brigitte. 
- A... tamto. To był tylko żart. 
-  No,  nie  powiedziałabym.  Oceniłam  go  przynajmniej 
na siedem w skali Richtera. Co ty na to? 
- Hm.... - W głosie Brigitte pojawiła się figlarna nutka. 
-  Wiedziałam!  -  zawołała  triumfalnie  Donna.  -  A  to  ci 
historia!  Casanova  z  tego  Battle'a.  I  wiesz  co,  nie 
uwierzyłabyś,  ale  zanim  „Fantasy  Fuzz"  uczynił  go 
sławnym, ten facet żył jak przysłowiowy pustelnik. 
- To wszystko wyjaśnia - mruknęła Brigitte. 
- Wyjaśnia? - podchwyciła Donna. - Co masz na myśli? 

background image

- Nie, nic takiego. 
- Brigitte ! Nie uda ci się mnie zbyć. Co miałaś na myśli 
twierdząc, że to wszystko wyjaśnia? 
Brigitte westchnęła. Znała Donnę nie od dziś i wiedzia-
ła,  że  przyjaciółka  wcześniej  czy  później  wyciągnie  z 
niej prawdę. Nie na darmo Donna Prescott była jedną z 
najlepszych dziennikarek „Contemporary Canada". 
- Nie umiał tańczyć - wyznała niechętnie. 
- Tańczyłaś z nim? 
- Nie, a właściwie tak - plątała się Brigitte. - Pokazałam 
mu kilka kroków. To wszystko - zakończyła. Nie miała 
zamiaru  zdradzać  Donnie  szczegółów.  Na  jej  twarzy 
pojawił  się  uśmiech,  kiedy  popatrzyła  na  leżący  na 
biurku  rysunek.  Znalazła  go  tego  ranka  w  swojej 
przegródce  na  listy.  Przedstawiał  parę  tancerzy, 
mężczyznę  i  kobietę,  w  strojach  gimnastycznych. 
Postaci  były  łudząco  podobne  do  Brigitte  i  Charliego 
Battle'a.  Pod rysunkiem  widniał  podpis  autora  i krótka 
notka: Dziękuję za nowe doświadczenie. 
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. 
-  Uwierzyć  w  co?  -  zdziwiła  się  Brigitte.  Zatopiona  w 
rozmyślaniach zapomniała, że rozmawia z przyjaciółką. 
- Że ta prywatna lekcja tańca nic nie znaczy. 
- No wiesz! - obruszyła się Brigitte. - Nie sądzisz chy-
ba, że... Nie należę do tego rodzaju kobiet! 
- Może tak, może nie - filozoficznie stwierdziła przyja-
ciółka.  -  Widzę,  że  i  tak  niczego  się  od  ciebie  nie 
dowiem.  A  propos,  zdjęcia  wyszły  wspaniale.  Jeśli 
chcesz, przyślę ci odbitki. 

background image

Fotografie okazały się rzeczywiście udane. Przeglądając 
je  Jean-Pierre  zauważył  niby  mimochodem,  że  nigdy 
nie przypuszczałby, iż C.H.Battle będzie tak wdzięczny 
za  kawałek  tortu.  Brigitte  z  trudem  powstrzymała  się, 
by  nie  przypomnieć  mu,  że  zdjęcia  zostały  zrobione, 
zanim  Charlie  miał  okazję  spróbować  dzieła  Gerarda. 
Zresztą,  nie  było  sensu.  Zdawać  by  się  mogło,  że  cała 
rodzina  uwzięła  się,  by  jej  dokuczyć.  Stephen  nie 
zwracał  się  do  niej  inaczej,  jak  Cukiereczku.  Nicole  i 
Jennifer  naśladowały  go  z  upodobaniem,  mimo 
upomnień  Claire.  Claude,  jak  to  Claude, uśmiechał  się 
tylko  pod  wąsem,  zaś  Marguerite  kilkakrotnie 
wspomniała  o  osobistym  zaangażowaniu  Brigitte  w 
słuszną sprawę ochrony środowiska. 
Brigitte  ze  stoickim  spokojem  znosiła  te  docinki, 
ciesząc  się  w  duchu,  że  nikt  z  rodziny  nawet  nie 
podejrzewał, jak bardzo interesował ją przystojny autor 
komiksów.  Nie  przypuszczali  nawet,  że  Brigitte 
rozpamiętuje  wspólnie  spędzone  chwile  i  często 
przypatruje się rysunkowi, który Charlie podarował jej 
przed wyjazdem. To wszystko było jej tajemnicą. Zbyt 
osobistą i zbyt drogą, by dzielić się nią z innymi. 
Brigitte  Dumont  wzrastała  w  otoczeniu  gości,  licznie 
odwiedzających  hotel  Dumont.  Nie  brakowało  okazji 
do spotkań, flirtów, a nawet krótkotrwałych romansów. 
Miała już pewne doświadczenie i dlatego była w stanie 
ocenić,  że  ta  znajomość  może  okazać  się  czymś 
istotnym  w  jej  życiu.  Rodzina  Dumontów  z 
niecierpliwością  oczekiwała  powrotu  Charliego,  by 
dowiedzieć się, jakie role wyznaczył im w scenariuszu 

background image

weekendu  z  zagadką.  Brigitte  spodziewała  się,  że  uda 
jej  się  odkryć,  co  właściwie  czuje  do  przystojnego 
autora komiksów. 
Tymczasem zaś sprawy nie cierpiące zwłoki wymagały 
zaangażowania Brigitte. Było jeszcze tyle do zrobienia! 
Młoda  kobieta  przejrzała  rezerwacje.  Cztery  pary 
wyraziły  chęć  udziału  w  weekendzie  z  zagadką 
bezpośrednio po wieczorze  rodzinnym.  Przez  następny 
tydzień  wpłynęło  niewiele  zgłoszeń.  Przygotowywana 
przez  BARF  impreza  miała  odbyć  się  już  za  dwa 
tygodnie,  a  ponad  połowa  miejsc  nadal  pozostawała 
wolna.  Brigitte  wiedziała  jednak  z  doświadczenia,  że 
większość  biletów  zostanie  wykupiona  w  przeddzień 
imprezy. Tylko w jaki, u licha, sposób miała przekonać 
o tym członków komitetu organizacyjnego?! 
Brigitte zaprzątały nie tylko przygotowania do weeken-
du  z  zagadką.  Dziś,  na  przykład,  spędziła  wyjątkowo 
pracowite  przedpołudnie,  rozmawiając  z  pewną  bardzo 
niezdecydowaną  młodą  parą  na  temat  przyjęcia 
weselnego.  Nadejście  poczty  trochę  poprawiło  jej 
humor, ponieważ wśród urzędowych pism i prospektów 
reklamowych odkryła dużą, białą kopertę zaadresowaną 
ręką Charliego. Pierwsza część listu zawierała prośbę o 
przekazanie  pewnych  wskazówek  rzeźbiarce,  która 
miała przygotować „ciało" ofiary. Druga kartka została 
podzielona  na  pięć  równych  części.  W  pierwszych 
czterech autor narysował ślady stóp, większe, należące 
do mężczyzny i niniejsze, kobiece. Brigitte uśmiechnęła 
się z rozczuleniem, kiedy uświadomiła sobie, że jest to 
wzór  kroku  tanecznego,  który  pokazała  Charliemu.  W 

background image

piątej  części  zaś  widniały  otoczone  wykrzyknikami 
czerwone serduszka. 
Brigitte  sięgnęła  po  telefon  i  wykręciła  numer 
rzeź-biarki.  Podyktowała  wskazówki  Charliego,  po 
czym  wsunęła  kartkę  do  specjalnej  przegródki  z 
napisem:  Weekend  z  zagadką.  Drugi  rysunek  włożyła 
do 

szuflady 

biurka, 

tuż 

obok 

pierwszego 

zatytułowanego 

przez 

mężczyznę 

„Nowe 

doświadczenie". 
W  kilka  dni  później  Donna  przesłała  jej  egzemplarz 
„Contemporary  Canada".  Artykuł  przyjaciółki  był 
poświęcony  głównie  postaci  autora  "Fantasy  Fuzza". 
Donna  nie  przesadziła.  Biografia  C.H.Batde'a  była 
naprawdę  fascynującą  lekturą.  Jego  ojciec,  detektyw  z 
wydziału  zabójstw  chicagowskiej  policji,  zginaj 
zastrzelony  przez  uzbrojonego  bandytę,  kiedy  chłopak 
miał  czternaście  lat.  Matka  Charliego,  Kanadyjka  z 
pochodzenia,  wróciła  wraz  z  synem  do  rodzinnego 
miasteczka.  Przez  długi  czas  Charlie  nie  potrafił 
zaadaptować  się  w  nowym  środowisku.  Cichy  i 
nieśmiały,  był  bardzo  przeciętnym  uczniem.  Szkolni 
koledzy  nazywali  go  odludkiem  i  ponurakiem. 
Jedynymi  imprezami,  w  jakich  brał  udział,  były 
doroczne wystawy obrazów i plakatów. 
„Charlie  zawsze  malował  coś  w  swoim  zeszycie,  pod-
czas gdy inni robili notatki z lekcji. Uważaliśmy go za 
dziwaka, wspominał jeden z kolegów". 
„W  college'u  Charlie  uchodził  za  samotnika,  choć  był 
jednym z założycieli kółka plastycznego". 

background image

„Podziwialiśmy go za jego talent i poświęcenie, powie-
dział  jeden  z  członków  kółka.  Charlie  nigdy  nie  brał 
udziału w prywatkach i wspólnych wypadach za miasto. 
Interesowała go tylko sztuka". 
„Był  naprawdę  wyjątkowy,  wspominała  koleżanka  ze 
studiów.  Taki  silny,  milczący.  Otaczała  go  aura 
tajemniczości.  Wszystkie  dziewczyny  chciały  z  nim 
chodzić,  ale  on  nigdy  się  z  żadną  nie  umawiał.  Nie 
wiedziałyśmy,  dlaczego.  Było  oczywiste,  że  interesują 
go dziewczyny. Miał taki intrygujący sposób patrzenia". 
Brigitte  zmarszczyła  brwi.  A  więc  to  tak!  Nic 
dziwnego,  że  i  ona  dała  się  nabrać  na  te  jego 
„interesujące  spojrzenia".  Miał  sporo  czasu,  by 
udoskonalić tę technikę. Czytała da-lej. 
„Jego  prace  były  naprawdę  dobre,  zapewniał  kolega  z 
gazety.  Miał  dar  trafiania  w  samo  sedno  sprawy.  Był 
świetnym rysownikiem. Nie istniało dla niego nic poza 
pracą.  Miał  naturę  samotnika.  Pojawiał  się  na 
przyjęciach,  ale  nigdy  nie  włączał  się  do  rozmowy. 
Zazwyczaj  stał  gdzieś  na  uboczu.  Wszyscy  byliśmy 
ciekawi, jak wygląda jego życie prywatne, ale on chyba 
w  ogóle  go  nie  posiadał.  Nigdy  nie  wspominał,  że 
pracuje nad komiksami". 
„Historia  C.H.Battle'a  przypomina  więc  bajkę  o  Ko-
pciuszku, który w jedną noc ze służącej przemienił się 
w  królewnę.  Fascynujące  przygody  sympatycznego 
detektywa  o  dźwięcznym  imieniu  Fantasy  Fuzz 
przyniosły ich autorowi popularność i fortunę. Mimo to 
sukces  nie  zawrócił  mu  w  głowie.  Ten  przystojny, 
pociągający mężczy-zna... 

background image

Cała  Donna!  -  pomyślała  Brigitte,  krzywiąc  się  lekko. 
Czyżby  była  zazdrosna?!  Przebiegła  wzrokiem  dalszą 
część  artykułu.  Nagle  jej  uwagę  przykuło  własne 
nazwisko, które pojawiło się przy końcu strony. 
„.. .która zgodziła się odegrać rolę Cukiereczka w orga-
nizowanym  przez  BARF  weekendzie  z  zagadką, 
określiła ten pocałunek na siedem w skali Richtera". 
A  to  spryciara!  Przecież  to  nie  ja  powiedziałam,  tylko 
ona sama. Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową. 
Czytała dalej. 
„Potwierdza  się  opinia  szkolnych koleżanek  i  kolegów 
twórcy  słynnego  detektywa.  Brigitte  Dumont,  która 
udzielała  panu  Battle  pierwszej  w  jego  życiu  lekcji 
tańca wyznała nam w sekrecie: Powiedział mi, że nigdy 
przedtem nie miał okazji, by nauczyć się tańczyć". 
Brigitte zmarszczyła brwi. Ach, ta Donna! To nie było 
przeznaczone do druku! Po chwili gniew minął. No cóż, 
na drugi raz będzie ostrożniejsza. Popatrzyła raz jeszcze 
na  duże,  kolorowe  zdjęcie,  którym  przyjaciółka 
ozdobiła  swój  artykuł.  Fantasy  Fuzz  trzymający  w 
objęciach Cukiereczka. Charlie z pewnością zachowa je 
do  swego  albumu.  Który  mężczyzna  nie  byłby  dumny 
czytając,  jak  wysoko  oceniono  jego  umiejętności  w 
całowaniu? 
ROZDZIAŁ 

W  ciągu  trzech  dni  od  ukazania  się  „Contemporary 
Ca-nada"  wszystkie  bilety  na  weekend  z  zagadką  w 

background image

hotelu Dumont zostały wyprzedane. Brigitte zadzwoniła 
do  zarządu  BARF-u,  by  podzielić  się  dobrą  nowiną  i 
wysłała  do  Donny  Ust  z  podziękowaniem  za  artykuł, 
który  przyczynił  się  do  rozreklamowania  pożytecznej 
imprezy. 
Przyszło jej też na myśl, że jest jeszcze ktoś, kto chciał-
by  pewnie  usłyszeć  pomyślną  wiadomość.  Miała 
nadzieję,  że  może  Charlie  sam  się  z  nią  skontaktuje. 
Niestety,  mężczyzna  milczał.  Długo  zastanawiała  się, 
czy  wypada  jej  samej  do  niego  zadzwonić.  Wreszcie 
zdecydowała, że nawet zwykła grzeczność wymaga, by 
powiadomić  go  o  przygotowaniach  do  wekeendu  z 
zagadką.  Tak.  Stanowczo  powinna  to  zrobić, 
przekonywała  samą  siebie.  Za  nic  nie  przyznałaby  się, 
że chciała po prostu usłyszeć Char-liego. 
Po  wystukaniu  numeru  włączyła  się  automatyczna  se-
kretarka.  Nagrany  na  taśmie  głos  powiadamiał  z 
chłodną  uprzejmością,  że  właściciel  głosu  jest  teraz 
nieobecny,  ale  prosi  o  pozostawienie  wiadomości. 
Brigitte  opowiedziała  w  paru  słowach  o  wynikach 
sprzedaży  biletów  na  weekend  z  zagadką  i  poprosiła, 
żeby Charlie zadzwonił do niej, jeśli będzie miał jakieś 
pytania.  Podała  swój  prywatny  numer  telefonu,  by  nie 
musiał łączyć się z nią przez centralkę hotelu. 
Minął  już  prawie  tydzień  bez  żadnej  wiadomości  od 
Charliego. Brigitte przekonywała samą siebie, że może 
zbytnio absorbowały go obowiązki zawodowe. Równie 
dobrze  mógł  wyjechać  z  miasta.  Możliwe,  że 
pozostawione  przez  nią  informacje  całkowicie 
zaspokoiły  jego  ciekawość.  Czuła  się  rozczarowana, 

background image

choć  nie  wierzyła  w  nagły  brak  zainteresowania. 
Doskonale pamiętała tamten ostatni pocałunek. No i te 
rysunki,  które  przysłał.  Liczyła  dni  dzielące  ich  od 
następnego  spotkania.  Wtedy  właśnie  zaświtała  jej  w 
głowie  pewna  myśl.  Automatyczna  sekretarka  mogła 
być  przecież  zepsuta!  Możliwe,  że  Charlie  wcale  nie 
otrzymał  jej  wiadomości.  Może  powinna  zadzwonić 
jeszcze  raz,  by  upewnić  się...  Już  miała  sięgnąć  po 
słuchawkę, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. 
Automatyczna  sekretarka  w  domu  Charliego  Battle'a 
działała  sprawnie.  Charlie  otrzymał  wiadomość  od 
Brigitte. Prawdę mówiąc, wysłuchał jej głosu, ponieważ 
był  w  domu,  kiedy  zadzwoniła.  Zabrakło  mu  odwagi, 
by podnieść słuchawkę i przyznać się, że ją słyszy. 
- Cześć! Tu Brigitte Dumont. 
Pogodny,  wesoły  głos.  Taki  jak  ona  sama.  Przez 
moment  ujrzał  przed  sobą  jej  uśmiechniętą  twarz, 
życzliwie  spoglądające  błękitne  oczy,  pełne,  słodkie 
usta.  Poczuł  zapach  perfum.  Zaraz  jednak  uprzytomnił 
sobie,  że  to  Brigitte  zdrajczyni.  Oszukała  go. 
Podstępnie zbliżyła się do niego, skłoniła do zwierzeń, 
a potem wykorzystała. I pomyśleć, że odkrył przed nią 
najskrytsze  tajemnice.  Zapomniał  o  ostrożności. 
Musiała  się  nieźle  bawić.  Był  z  nią  szczery  jak  nigdy 
przedtem  z  żadną  inną  kobietą.  Ładnie  mu  odpłaciła, 
nie  ma  co!  Opowiedziała  o  wszystkim  swojej  przyja-
ciółce,  tej  wścibskiej  reporterce  z  „Contemporary 
Canada". Wystawiła go na pośmiewisko całej Ameryki! 
Tak. Sam kupił tę przeklętą gazetę. Był ciekaw, co też 
Donna o nim napisała. Spodobało mu się zdjęcie, jakie 

background image

umieszczono  obok  artykułu.  Przypomniało  mu,  jak 
wspaniale  się  czuł,  trzymając  w  ramionach  śliczną 
spadkobierczynię  fortuny  Dumontów.  Uśmiechnął  się 
na  poły  z  dumą,  na  poły  z  rozbawieniem,  kiedy 
przeczytał  podpis  pod  zdjęciem:  Siedem  w  skali 
Richtera.  Dopiero  po  chwili  uświadomił  sobie,  że  to 
Brigitte użyła tego określenia. 
Nie potrafił przypomnieć sobie koleżanki z klasy, która 
nazwała  go  dziwakiem,  toteż  wcale  nie  poczuł  się 
urażony.  Zirytowała  go  natomiast  wypowiedź  kolegi  z 
college  'u,  ale  ponieważ  przebijał  przez  nią  przyjazny 
ton,  szybko  darował  mu  tę  drobną  niedyskrecję. 
Najbardziej jednak zabolała go zdrada Brigitte Dumont. 
Otworzył się przed nią jak przed kimś bardzo bliskim, a 
ona  go  zawiodła.  Wyraźnie  dał  jej  przecież  do 
zrozumienia,  ile  znaczą  dla  niego  wspólnie  spędzone 
chwile,  ona  zaś  podała  do  publicznej  wiadomości 
szczegóły  z  jego  życia  osobistego.  Podstępem  i  słod-
kimi uśmiechami skłoniła go, by odkrył przed nią swoje 
prawdziwe ja i wykorzystała to, by okrasić pikantnymi 
szczegółami artykuł przyjaciółki. 
Niebacznie jej zaufał. Tak bardzo pragnął być z nią, że 
zapomniał  o  ostrożności,  co  Brigitte  skwapliwie 
wykorzystała. Nigdy jej tego nie wybaczy. 
Ze złością wyrwał kartkę z leżącego na biurku szkiców-
nika,  zmiął  i  cisnął  do  kosza.  Jeszcze  do  niedawna 
bawiła  go  myśl,  że  jego  Cukiereczki  do  złudzenia 
przypominają  Brigitte  Dumont.  Zastąpił  wprawdzie 
koński  ogon  fryzurą  z  blond  loczków,  ale  pozostał 
kuszący  uśmiech  i  błękitne  oczy.  Za  każdym  razem 

background image

odkładał  odrzucone  rysunki  na  osobną  kupkę,  by 
pokazać  Brigitte,  jak  często  myślał  o  niej  podczas 
pracy.  Teraz  zaś  wszystkie  te  szkice,  zmięte  w  małe 
kulki  papieru,  znalazły  się  w  koszu  na  śmieci.  Nie 
potrafił myśleć o niej inaczej niż Brigitte zdrajczyni. 
Przerażał  go  zbliżający  się  weekend  z  zagadką. 
Wiedział,  że  nie  może  zawieść.  Dał  słowo.  Obiecał. 
Poza  tym,  scenariusz  był  już  gotowy,  a  z  tego,  co 
mówiła  przez  telefon  Brigitte  wynikało,  że  wszystkie 
bilety zostały wyprzedane. 
Zresztą,  czyż  nie  potrafi  wcielić  się  w  postać  Fantasy 
Fuzza  nawet  u  boku  Brigitte  zdrajczyni?  W  końcu  to 
tylko dwa dni. 
Poradzi sobie. 
Brigitte z trudem hamowała zniecierpliwienie. Przez ca-
łe  przedpołudnie  bezskutecznie  usiłowała  dojść  do 
porozumienia  z  członkami  komitetu  organizacyjnego 
przygotowującego 

hotelu 

doroczny 

zjazd 

absolwentów  miejscowego  college'u.  Zaczęło  się  od 
tego, że dwóch z pięciu uczestników spotkania spóźniło 
się  na  zebranie  i  wszystkie  szczegóły  dotyczące 
uroczystej  kolacji  i  dancingu  musiały  zostać 
przedyskutowane  raz  jeszcze.  Brigitte  miała  szczerą 
ochotę  wstać  i  wyjść.  Powstrzymywała  ją  jedynie 
świadomość,  że  hotel  Dumont  szczycił  się  sprawną 
obsługą i dbałością o gości. Poza tym, to wcale nie ich 
wina,  że  zebranie  wypadło  akurat  tego  samego  dnia, 
kiedy  miał  się  pojawić  sławny  C.H.Battla.  Chcąc  nie 
chcąc,  Brigitte  cierpliwie  wysłuchiwała  pytań, 

background image

podsuwała  rozwiązania  i  pomagała  podejmować 
decyzje. 
Wreszcie udało jej się ustalić menu uroczystej kolacji i 
wybrać  sposób  udekorowania  sali.  Zdążyła  już 
pogodzić  się  z  myślą,  że  z  pewnością  nie  uda  jej  się 
powitać  osobiście  honorowego  gościa.  Obawy 
potwierdziły  się,  kiedy  wpadła  do  recepcji.  Charlie 
właśnie wchodził do windy. 
No  nie!  Myślała,  że  będzie  miała  choć  chwilkę  czasu, 
by  przyczesać  włosy  i  odświeżyć  się  przed  tym 
spotkaniem.  Ruszyła  w  stronę  windy,  ale  w  tej  samej 
chwili  drzwi  kabiny  zamknęły  się.  Podeszła  do  biurka 
recepcji. 
- Czy to był pan Battle? 
Sarah,  recepcjonistka  z dziennej  zmiany,  popatrzyła  na 
nią spłoszona. 
-  Tak,  panno  Dumont.  Wspomniałam  panu  Battle,  że 
jest pani na  zebraniu  i że  zaraz panią  zawołam,  ale  on 
powiedział, żeby pani nie przeszkadzać. 
Brigitte wzruszyła ramionami. 
-  No  cóż,  pan  Battle  nie  jest  małym  chłopcem.  Jestem 
pewna,  że  nie  miał  trudności  ze  znalezieniem 
właściwego pokoju. 
-  Chyba  nie  był  w  najlepszym  humorze  -  zauważyła 
Sarah. 
Czy dlatego, że nie wyszłam mu na powitanie? - pomy-
ślała Brigitte. 
- Dlaczego tak sądzisz? 
- Był jakiś taki... obcesowy, jakby przyjazd tutaj nie był 
mu w smak. 

background image

-  Hm...  Czy  posłano  już  na  górę  kosz  z  upominkami? 
Sarah skinęła głową. 
- Jak tylko się zameldował. 
-  W  takim  razie  powinien  już  dotrzeć.  Chyba  pójdę  na 
górę i zobaczę, co się da zrobić, żeby poprawić nastrój 
naszemu honorowemu gościowi. 
W kwadrans później odświeżona i uczesana Brigitte za-
pukała do drzwi apartamentu Charliego Battle'a. Drzwi 
uchyliły  się  natychmiast.  Dziewczyna  powitała  gościa 
radosnym uśmiechem. 
Mężczyzna mruknął coś niewyraźnie na jej widok. Stał 
w progu, mierząc ją niechętnym spojrzeniem. 
- Ja... myślałam, że może miałbyś ochotę napić się wina 
-  zaczęła,  potrząsając  trzymanymi  w  dłoniach  kieli-
szkami. 
Charlie przyglądał jej się ponuro. 
- Nie sądzę - burknął po dłuższej chwili. 
Choć Brigitte nie rozumiała jego zachowania, postano-
wiła, że nie da się tak łatwo zbyć. 
-  Skądinąd  wiem,  że  zwykle  nie  masz  nic  przeciwko 
lampce wina wczesnym popołudniem - przypomniała z 
uśmiechem. 
- Nie dziś. 
Brigitte obrzuciła go zaniepokojonym wzrokiem. 
- Daj spokój, Charlie. Odpręż się. Rozchmurz. 
- Właśnie to miałem zamiar zrobić. 
Brigitte  czekała,  aż  mężczyzna  usunie  się  z  przejścia  i 
wpuści  ją  do  środka,  ale  Charlie  nadal  tkwił  w 
drzwiach. 

background image

-  Słyszałam,  że  ludziom  zdarza  się  czasem  wstać  z 
łóżka  lewą  nogą,  ale  to  już  chyba  przesada  - 
zniecierpliwiła się. 
-  Spotkamy  się  za  dwie  godziny,  aby  omówić  scena-
riusz. Muszę mieć trzeźwą głowę. 
- A więc otrzymałeś moją wiadomość? 
- Owszem. - W jego głosie było tyle samo entuzjazmu, 
co  w  głosie  skazańca,  któremu  właśnie  odczytano 
wyrok. 
Zwykle  Brigitte  potrafiła  radzić  sobie  z  humorami  in-
nych  ludzi.  Tym  razem  jednak  instynkt  podpowiadał 
jej,  że  nie  były  to  tylko  kaprysy  czy  przejściowy  zły 
nastrój.  Charlie  wcale  nie  był  zdenerwowany.  Z  jego 
zachowania wyraźnie przebijała wrogość. 
    Dlaczego?  Co  się  stało?  Pytania  same  cisnęły  się  na 
usta,  ale  zabrakło  jej  odwagi,  by  je  wypowiedzieć 
głośno.  Patrzyła  na  mężczyznę  szeroko  otwartymi  ze 
zdziwienia  błękitnymi  oczami,  szukając  w  jego 
spojrzeniu  czułości  i  zrozumienia.  Znalazła  jedynie 
chłodną obojętność. 
-  No  cóż,  w  takim  razie  zobaczymy  się  później  -  po-
wiedziała cicho. 
Charlie  przytaknął  w  milczeniu.  Odwrócił  głowę, 
unikając  jej  badawczego  wzroku.  Wiedział,  że  gdyby 
teraz  spojrzał  w  te  pełne  smutku  jasne  oczy,  byłby 
zgubiony. 
-  Witamy  w  hotelu  Dumont,  panie  Battle  -  dodała  Bri-
gitte,  po  czym  odwróciła  się  i  wolno  ruszyła 
korytarzem. 

background image

Charlie  westchnął.  Powinien  być  zadowolony,  że  tak 
szybko udało mu się jej pozbyć. Odczuwać ulgę, że nie 
musi  tłumaczyć,  wyjaśniać.  Być  z  siebie  dumnym,  że 
potrafił zapanować nad emocjami, nie dał się zwieść jej 
urokowi. 
Ze  złością  zatrzasnął  drzwi  pokoju.  Przekręcił  klucz. 
Tak. To było proste. O wiele trudniej jednak będzie mu 
wyrzucić Brigitte Dumont z serca. 
Brigitte celowo spóźniła się na umówione spotkanie. Po 
nieprzyjemnym powitaniu wolała uniknąć sam na sam z 
C.H.Battle'em. 
Pośrodku pokoju leżała szmaciana kukła rozmiarów do-
rosłego  mężczyzny.  Obok  przyklęknął  Charlie  Battle. 
Towarzyszyły mu zaróżowione z podniecenia Jennifer i 
Nicole. 
-  A  więc  to  jest  nasza  ofiara  -  stwierdziła Brigitte,  sia-
dając na kanapie. 
- Nazywał się Vincent Langton, ale Nicole i ja mówiły-
śmy  do  niego  wujaszek  Vin  -  poinformowała  ciotkę 
Jennifer. 
-  Zginął  od  strzału  prosto  w  serce  z  tej  oto  broni  -  do-
dała Nicole, potrząsając trzymanym w ręku pistoletem. 
Claire zbladła. 
- Odłóż to natychmiast, Nicole! 
- Przecież on wcale nie jest prawdziwy - odparła dziew-
czynka. - Pan Battle kupił go w sklepie z zabawkami. 
- Wygląda jak prawdziwy - zdziwiła się Brigitte. 
-  Wiele  rzeczy  tak  wygląda,  choć  są  zwykłymi  imita-
cjami.  Podobnie  rzecz  ma  się  z  niektórymi  ludźmi  - 
zauważył Charlie, patrząc na nią znacząco. 

background image

Po raz pierwszy od chwili, gdy Brigitte weszła do poko-
ju,  mężczyzna  popatrzył  jej  prosto  w  twarz.  Ciarki 
przeszły  jej  po  plecach.  Dlaczego  w  jego  wzroku  było 
tyle nienawiści? Co takiego zrobiła? 
- Nie rozumiem, dlaczego sprzedają takie paskudztwa w 
sklepach  z  zabawkami.  -  Claire  z  niesmakiem  potrząs-
nęła głową. 
-  To  replika  prawdziwego  pistoletu.  Niektórzy  ludzie 
kolekcjonują  je  jak  inni  ołowiane  żołnierzyki  czy 
modele samochodzików - wyjaśnił Charlie. 
- Ładne hobby, nie ma co. - Claire zmarszczyła brwi. - 
Odłóż to, Nicole. 
- Ale... 
- Już raz powiedziałam. 
Nicole niechętnie spełniła polecenie matki. 
-  Czy  mogę  już  rozlewać  krew?  -  spytała  Jennifer.  W 
ręku  trzymała  buteleczkę  z  ciemnoczerwonym, 
gęsta-wym płynem, mającym imitować ludzką krew. 
-  Dopiero  kiedy  rozłożą  dywan  -  odparł  Jean-Pierre. 
Odwrócił  się  do  Brigitte.  -  Stephen  i  Claude  poszli  na 
strych po ten stary dywan z przedpokoju. No wiesz, ten 
poplamiony  farbą.  Nasz  nieszczęsny  nieboszczyk 
będzie się mógł na nim wykrwawić na śmierć. 
- To powinno spodobać się widzom. 
- Nicole i ja zajmiemy się tym - oświadczyła Jennifer z 
poważną miną. 
Janet położyła dłoń na zaokrąglonym brzuchu. 
- To ja już sobie pójdę. 
Brigitte roześmiała się rozbawiona 

background image

-  A  więc,  kto  opowie  mi  coś  więcej  o  naszym  drogim 
nieboszczyku? Jak mu tam, Langley, Langów? 
-  Langton  -  poprawił  ją  ojciec.  -  Był  najlepszym  przy-
jacielem Stephena. 
-  Byli  w  tej  samej  drużynie  narciarskiej  -  dodała 
Marguerite  Dumont.  -  Traktowaliśmy  go  prawie  jak 
syna. 
-  Właśnie  dlatego  nazywałyśmy  go  wujaszkiem 
Vin-nie'em - wtrąciła Jennifer. 
-  Ku  niezadowoleniu  swego  ojca  -  uzupełniła  Claire  - 
choć  dla  świętego  spokoju  Claude  starał  się  to 
tolerować. 
-  O!  Czyż  nie  czyni  go  to  podejrzanym?  -  spytała  Bri-
gitte. 
-  Nie  bardziej  od  Claire  -  zauważyła  jej  matka.  -  To 
właśnie  ona  jest  głównym  powodem  takiego  stanu 
rzeczy, a Dumontowie znani są ze swej porywczości. 
Claire westchnęła ciężko. 
- Przecież to już tyle lat... 
- Mam nadzieję, że chociaż ty nie romansowałaś z tym 
podrywaczem  Langtonem.  -  Brigitte  popatrzyła 
pytająco na matkę. 
- No cóż. - Marguerite Dumont zrobiła niewinną minkę. 
-  Kiedyś.  To  był  sylwester.  Vincent  leczył  akurat 
złamane  serce  i  trochę  za  dużo  wypił.  Stephen  i  twój 
ojciec  przywołali  go  do  porządku.  Następnego  dnia 
bardzo  wszystkich  przepraszał.  Zresztą,  nikt  z  nas  nie 
potraktował tego poważnie. 
Brigitte popatrzyła na ojca. 

background image

-  Chyba  że  znany  ze  swej  porywczości  Jean-Pierre  nie 
potrafił  zapomnieć  o  tym  incydencie.  Dusił  w  sobie 
gniew i czekał na odpowiedni moment, by się zemścić. 
- W takim razie on również jest podejrzany - zauważyła 
Claire. - Nieźle pomyślane, panie Battle. A ty, Brigitte 
-  odwróciła  się  do  siostry  -  nie  jesteś  ciekawa,  co  ci 
przypisano? 
- Aż boję się pytać. 
-  Masz  najlepszy  motyw  ze  wszystkich  Dumontów, 
Cukiereczku  -  oświadczył  Charlie.  -  Zmarły  był 
twoim... 
- Kochankiem! - wypaliła Nicole. 
- ... narzeczonym - dokończył mężczyzna. 
- Pokłóciłaś się z nim przy kolacji. Wszyscy słyszeli 
- dodała Jennifer. 
- Dałaś mu w twarz - cieszyła się Nicole. - Powiedzia-
łaś, że o wszystkim wiesz. 
-  No,  no,  no.  -  Brigitte  z  niedowierzaniem  pokręciła 
głową.  -  Jak  się  okazuje,  niezły  gagatek  z  tego 
Vincenta.  A  więc,  ja  również  miałam  powód,  by 
pragnąć jego śmierci. 
- I to niebłahy. Dwa miliony dolarów. 
- Dwa miliony dolarów? 
-  Langton  uczynił  cię  głównym  spadkobiercą  swojego 
majątku  -  wyjaśnił  Charlie.  -  Oczywiście,  najpierw 
musiałaś podpisać intercyzę przedmałżeńską. 
- Intercyzę przedmałżeńską? Jakież to romantyczne! 
-  zadrwiła  Brigitte.  -  Drogi  Vinnie  był  doprawdy 
czarującym kochankiem. 

background image

-  Będziesz  bogatą  kobietą,  Cukiereczku.  O  ile  nie 
skończysz na krześle elektrycznym. 
Jennifer aż pokraśniała z zadowolenia. 
- Będziesz musiała pocałować Fuzza, cioteczko Brigitte 
- poradziła - żeby był po twojej stronie. 
Do  pokoju  weszli  Stephen  i  Claude,  dźwigając  ciężki, 
zwinięty w długą belę dywan. Charlie uniósł kukłę, po 
czym ułożył ją na rozwiniętym dywanie. 
- Czy mogę już zaczynać? - Nicole sięgnęła po butele-
czkę z płynem imitującym krew. 
- Jeszcze momencik. - Charlie uśmiechnął się. 
- To ja wychodzę - oznajmiła Janet. Stephen westchnął. 
-  Nie  znosi  widoku  krwi,  nie  może  się  schylać,  nie 
wolno jej pić wina, nie może patrzeć na jajecznicę... 
- A ty nie możesz urodzić dziecka, więc jesteśmy kwita 
-  podsumowała  Janet,  biorąc  męża  pod  ramię.  - 
Chodźmy, tatuśku. Właśnie przyszła świeża dostawa do 
kiosku  z  pamiątkami.  Mogę  ponaklejać  ceny,  pod 
warunkiem, że będziesz otwierał kartony. 
- No, nie wiem, czy będę w stanie - mruknął Stephen. 
- Właśnie straciłem najlepszego przyjaciela. 
-  Zanim  zaczniesz  się  nad  nim  użalać,  pomyśl  o  tej 
reporterce  z  gazety  sportowej,  którą  Vincent  sprzątnął 
ci sprzed nosa. Jak ona miała na imię? 
- Samantha. 
-  Ach,  więc  i  Stephen  miał  powód,  by  życzyć  śmierci 
panu Langtonowi - zauważyła Brigitte. 
- Cóż to za motyw! - pogardliwie prychnął jej brat. 
- To stara historia. A poza tym - uśmiechnął się do żony 

background image

-  Vinnie  zrobił  mi  przysługę.  Inaczej  nigdy  nie 
poznałbym Janet. 
- No, no. Nie podlizuj się. I tak będziesz musiał otwie-
rać kartony. 
- O Boże! Co za nudziara! 
-  Nie  wiem,  co  byś  zrobił  bez  tej  nudziary  -  ucięła 
dyskusję Janet, biorąc męża pod ramię i popychając w 
stronę drzwi. 
-  Czy  możemy  już  rozlać  krew?  -  dopytywała  się 
Nicole. 
-  Tak  -  zezwolił  Charlie.  -  Tylko  bądźcie  uważne. 
Trzeba zrobić to tak, by rana wyglądała naturalnie. 
- Chyba zaczekam do jutra i obejrzę to razem z gośćmi 
- oznajmiła Marguerite Dumont. 
-  Będziemy  na  dole,  w  recepcji  -  poinformował  zebra-
nych  Jean-Pierre,  podając  żonie  ramię.  -  Powinniśmy 
osobiście powitać naszych gości. 
Brigitte postanowiła skorzystać z okazji. 
-  Pójdę  z  wami,  tatku  -  oświadczyła,  podnosząc  się  z 
kanapy. - Jeśli zrobi się tłoczno, pomogę recepcjonistce. 
Charlie popatrzył na nią zaskoczony. 
-  Nie  możesz  jeszcze  odejść.  Nie  powiedziałem  ci,  na 
czym polega twoja rola. 
-  A...  tak.  -  Brigitte  niechętnie  opadła  z  powrotem  na 
kanapę. 
Jak  mogła  zapomnieć?!  Na  dobrą  sprawę,  nic  w  tym 
dziwnego. Miała tyle innych obowiązków. Przejęła wię-
kszość  spraw  związanych  z  prowadzeniem  hotelu. 
Oczywiście,  nikt  nie  nalegał,  by  po  ukończeniu  szkoły 
wróciła do Bow Valley i podjęła tu pracę, ale wydawało 

background image

jej  się  to  całkiem  naturalne.  Poza  tym,  naprawdę 
kochała  ten  hotel.  Tu  się  urodziła  i  wychowała.  Nie 
wyobrażała sobie, że mogłaby kiedyś opuścić to urocze 
miejsce.  Była  zła  na  siebie,  że  pozwoliła,  by  życie 
prywatne  przeszkodziło  jej  w  sumiennym  wypełnianiu 
codziennych obowiązków. Zmarszczyła brwi. 
Dobrze,  panie  Battle,  zaperzyła  się  w  duchu.  Bądź 
gbu-rowaty  i  niegrzeczny!  Możesz  do  woli  obnosić  tę 
nadętą  minę!  Nic  a  nic  mnie  to  nie  obchodzi.  Ten 
weekend  ma  być  największym  sukcesem  roku  i  dopnę 
swego. Z twoją pomocą lub bez niej. 
Z rozmyślań wyrwał Brigitte wybuch śmiechu. 
90 ♦ CUKIERECZEK_ 
-  Ale  bomba!  Świetnie!  -  wykrzykiwała  Nicole.  Obie 
dziewczynki 

klęczały 

na 

środku 

pokoju, 

zafascynowanym  wzrokiem  przyglądając  się,  jak 
sztuczna  krew  wąskim  strumyczkiem  spływa  z  piersi 
„ofiary" i wolno wsiąka w dywan. 
- Gdzie to się kupuje? - zainteresowała się Jennifer. 
- Niech pan jej nie mówi! - wtrąciła pośpiesznie Claire. 
- Ale, mamo... 
- Powiedziałam - ucięła krótko Claire. 
- Jeszcze trochę, dobrze? - nalegała Jennifer. 
-  Wystarczy  -  mruknął  Charlie.  -  Nie  wszyscy  mogą 
znieść takie widoki. 
- Mięczaki! - stwierdziła pogardliwie Nicole. 
- Nicole! - skarciła ją matka. 
-  Czy  pamiętacie,  co  macie  mówić,  jeśli  ktoś  zapyta 
was o pana Langtona? - zwrócił się do sióstr Charlie. 

background image

-  Kochałyśmy  wujaszka  Vinnie'ego  -  wyrecytowała 
Jennifer,  przybierając  smutną  minkę.  -  Za  każdym 
razem, kiedy tu  przyjeżdżał, przywoził nam słodycze i 
zabawki. 
- I traktował mnie jak dorosłą kobietę - wtrąciła Nicole. 
- Podrywał mnie - zachichotała. - Na Boże Narodzenie 
pocałował  mnie  w  usta.  Mamie  się  to  bardzo  nie 
spodobało. 
Brigitte uśmiechnęła się, patrząc na starszą siostrę. 
- No proszę! Nie tylko wzgardzona kochanka, ale prze-
straszona matka. 
- Ty również nie byłaś tym zachwycona - poinformował 
ją Charlie. - A jaka była twoja reakcja? - zwrócił się do 
Nicole. 
-  Byłam  trochę  zmieszana.  Chciałam,  żeby  nikt  o  tym 
nie wiedział - powtórzyła wyuczoną rolę dziewczynka. 
- Świetnie!-pochwalił ją mężczyzna. 
-  Dlaczego  nie  chce  pan  nam  powiedzieć,  co  mamy 
ukrywać? - dopytywała się Nicole. 
- Powiem wam później. W ten sposób unikniemy ryzy-
ka,  że  niechcący  coś  się  wam  wypsnie.  Dowiecie  się 
razem ze wszystkimi. 
- Myślę, że powinnam wiedzieć wcześniej - upierała się 
dziewczynka. 
-  Wtedy  nie  byłoby  to  takie  ciekawe.  -  Charlie  uśmie-
chnął się. 
Nicole  odwzajemniła  uśmiech.  Ona  również  dała  się 
zwieść jego urokowi, pomyślała Brigitte, patrząc na sio-
strzenicę. 

background image

-  Jeśli  skończyłyście  już  pomagać  panu  Battle,  czas 
przebrać się do kolacji - zarządziła Claire. 
-  Czy  mogłybyśmy  zostać  jeszcze  chwilę?  -  nalegała 
Nicole. 
- Macie już tylko pól godziny - przypomniała jej matka. 
- Akurat tyle, żeby zmienić sukienki i zapleść włosy. 
Dziewczynki niechętnie podniosły się z dywanu, pożeg-
nały  się  grzecznie  i  posłusznie  pomaszerowały  za 
matką.  Brigitte  została  sam  na  sam  z  C.H.Battle'em. 
Cały  wysiłek  skoncentrowała  na  tym,  by  nie  okazać 
zdenerwowania.  Nieważne,  że  potrafił  być  naprawdę 
czarującym  człowiekiem.  Cóż  z  tego,  że  pachniał  tak 
samo  jak  wtedy,  kiedy  ją  całował.  To  wszystko  było 
teraz  bez  znaczenia.  Zresztą,  nie  byli  tu  dla 
przyjemności.  Już  niedługo  hotelowa  jadalnia  zapełni 
się  gośćmi,  którzy  zapłacili  grube  pieniądze,  by  w 
towarzystwie  sławnego  detektywa  głowić  się  nad  roz-
wiązaniem  zagadki  tajemniczego  morderstwa  w  hotelu 
Dumont. 
-  Zatem...  -  zaczęła,  przesiadając  się  z  kanapy  na 
krzesło, jak najdalej od mężczyzny. 
ROZDZIAŁ 

Brigitte  usiadła  wygodnie  i  założyła  wysoko  nogę  na 
nogę.  Charlie  musiał  w  duchu  przyznać,  że  miała 
wspaniałe  nogi.  Trudno  było  zapomnieć,  jaką 
atrakcyjną  i  pociągającą  kobietą  jest  Brigitte  Dumont. 
Ona zaś ze swej strony wcale mu tego nie ułatwiała. 
- Zatem - powtórzył, naśladując jej ton. 

background image

Przez  chwilę  patrzyli  na  siebie  z  nieukrywaną 
niechęcią. 
- Kto pierwszy znajdzie ciało? - zapytała Brigitte. 
- Twój brat, Stephen - odparł Charlie. - Vincent był jego 
przyjacielem. Kiedy Langton nie pojawi się na kolacji, 
Stephen pójdzie na górę do jego pokoju, by dowiedzieć 
się o przyczynę spóźnienia. 
- I, jak przypuszczam, zastanie tam swoją siostrę, stoją-
cą w jakimś powiewnym negliżu nad ciałem kochanka z 
dymiącym rewolwerem w dłoni? 
-  Mam  nadzieję,  że  w  swojej  kolekcji  bielizny  znaj-
dziesz stosowny strój. 
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona. 
- Nie jestem pewna. Mam chyba jakąś koszulkę, ale nie 
sądzę... 
-  Tylko  żartowałem  -  przerwał  jej  Charlie.  -  Nikt  nie 
byłby tak głupi, aby dać się przyłapać z bronią w ręku 
nad ciałem ofiary. 
-  Nawet  Cukiereczek?  -  W  głosie  Brigitte  zabrzmiała 
ironiczna nutka. 
-  Rewolwer,  a  raczej  pistolet  zostanie  znaleziony  do-
piero jutro - wyjaśnił sucho mężczyzna. - Dziś wieczór 
będziesz spokojnie jadła kolację w towarzystwie gości i 
wraz  z  innymi  głośno  zastanawiała  się,  co  też 
zatrzymało Vincenta. 
-  Czyżby  jakaś  nowa  miłostka?  -  zadrwiła.  Charlie 
zignorował tę zaczepkę. 
-  Nie  zaszkodzi,  jeśli  będzisz  lekko  zniecierpliwiona. 
Możesz  od  czasu  do  czasu  zerkać  wymownie  na 
zegarek  i  puste  krzesło.  Chcesz,  aby  goście  domyślili 

background image

się,  że  coś  jest  nie  w  porządku.  Pod  koniec  kolacji 
mimochodem  zapytasz  Stephena,  czy  nie  wie,  co 
zatrzymało  Vincenta.  Twój  brat  i  jego  żona  wyraźnie 
się zmieszają. Stephen zaoferuje się, że pójdzie na górę 
i sprawdzi, czy Vincent jest u siebie w pokoju. 
- Chcesz, by goście to słyszeli? Mężczyzna przytaknął. 
- Będą mogli później porównać swoje notatki i omówić 
to,  co  usłyszeli.  Pod  koniec  wieczoru  okaże  się,  że 
każde wypowiedziane podczas kolacji słowo jest bardzo 
istotne.  Nim  jednak  to  nastąpi,  chcę,  żeby  pozostawali 
w  niepewności,  czy  chodzi  o  niegroźny  kryzys  w 
rodzinie, czy może to już część naszej zagadki. 
- A ty? Będziesz na kolacji? Charlie przecząco pokręcił 
głową. 
-  Nie  zapominaj,  że  Fantasy  Fuzz  pojawia  się  dopiero, 
kiedy morderstwo zostanie odkryte. 
- W jaki sposób to się stanie? 
-  Tak,  jakby  to  wszystko  działo  się  naprawdę  -  odparł 
Charlie.  -  Przeanalizujmy  to  jeszcze  raz.  Stephen  idzie 
na  górę  i  znajduje  swego  najlepszego  przyjaciela 
martwego. Jak myślisz, co by wtedy zrobił? 
- Bez wątpienia zadzwoniłby na policję. 
- A oni przysłaliby Fuzza. Co dalej? 
- Potem zawiadomiłby ojca. 
- Jak? 
Brigitte  zamyśliła  się.  Charlie  przyglądał  jej  się  z 
mimowolnym  zachwytem.  Usta  młodej  kobiety  były 
takie  kuszące!  Postanowił  jednak,  że  drugi  raz  nie 
popełni  tego  samego  błędu  i  nie  pozwoli  wywlekać 
swoich spraw osobistych na forum publiczne. 

background image

-  Stephen  z  pewnością  nie  chciałby  opuścić  miejsca 
zbrodni.  Ktoś  mógłby  tam  wejść  i  zatrzeć  ślady  - 
myślała  głośno  Brigitte.  -  Pewnie  zadzwoniłby  do 
recepcji i poprosił, by przekazano ojcu wiadomość. 
- Hm. - Mężczyzna zmarszczył brwi. 
Przez  chwilę  Brigitte  poczuła  nieodpartą  chęć,  by  po-
dejść  do  niego,  usiąść  mu  na  kolanach  i  pocałunkami 
wygładzić  zmarszczki  na  czole.  Na  szczęście,  szybko 
opanowała  tę  pokusę,  przypomniawszy  sobie,  jak 
zmienne 

bywały 

humory 

przystojnego 

autora 

komiksów.  Zważywszy  jego  obecny  nastrój,  nie 
zdziwiłaby się, gdyby ją odepchnął. 
- Vincent był twoim narzeczonym - ciągnął mężczyzna. 
-  Stephen  z  pewnością  chciałby  powiedzieć  ci,  co  za-
szło, nim dowiedzą się o tym inni członkowie rodziny. 
- Możliwe - zgodziła się Brigitte. - Kazałby ojcu zabrać 
mnie ze sobą na górę? 
- Właśnie. Dokładnie  tak. Starszy pan przeczyta  kartkę 
od  Stephena,  podejdzie  do  ciebie  i  poprosi,  żebyś 
wyszła z nim na chwilę. Będziesz zaskoczona i głośno 
zapytasz, co się stało. 
-  Myślę,  że  nie  zrobiłabym  tego  -  zaprotestowała  Bri-
gitte. 
- Czego? 
-  No,  gdyby  ojciec  podszedł  do  mnie  podczas  kolacji  i 
poprosił,  bym  z  nim  wyszła,  starałabym  się  robić  jak 
najmniej zamieszania. 
-  Możesz  chyba  trochę  poudawać  -  burknął  Charlie.  - 
To przecież twoja specjalność. 

background image

Brigitte popatrzyła na niego zdziwiona. Skąd się wzięła 
ta wrogość w jego głosie? Dlaczego jest taki złośliwy? 
- Wkrótce potem wróci twój ojciec i głośno oznajmi, że 
zostało  popełnione  morderstwo,  a  wszyscy  goście 
proszeni  są  o  pomoc  w  odnalezieniu  winnego.  Dobrze 
by było podzielić ich na grupy. 
-  Już  o  tym  pomyślałam.  Przy  kolacji,  obok  każdego 
nakrycia, znajdzie się odwrócona do góry karta. Cztery 
kolory to cztery grupy, figury zaś utworzą piątą. 
- Bardzo pomysłowe - niechętnie przyznał Charlie. 
-  Drobiazg  -  mruknęła  Brigitte.  -  Czy  chcesz,  aby  ze-
społy po kolei zapoznawały się z „miejscem zbrodni"? 
- Właśnie. Twój ojciec przedstawi mnie jako detektywa 
Fuzza  z  miejscowej  policji,  a  ja  przeprowadzę  wizję 
lokalną,  zwracając  uwagę  detektywów  amatorów  na 
pewne  istotne  szczegóły.  Potem  goście  będą  pewnie 
chcieli  porozmawiać  z  tobą  i  Stephenem.  Czy  jest  tu 
jakaś salka konferencyjna lub coś w tym rodzaju? 
- Oczywiście - zapewniła Brigitte. 
-  Przyprowadź  ze  sobą  żonę  Stephena,  Janet.  Na  tym 
etapie wy troje jesteście najbardziej podejrzani. Vincent 
był  twoim  narzeczonym  i  najlepszym  przyjacielem 
twego brata. To właśnie Stephen odkrył ciało, Janet zaś 
jest  w  ciąży  i  wszyscy  będę  ciekawi,  jak  przyjęła 
wiadomość o tragedii. 
- Czy mam też zabrać ze sobą zapas chusteczek? 
-  Od  czasu  do  czasu  możesz  uronić  łezkę  czy  dwie  - 
poinstruował Charlie.  -  Wyobraź  sobie,  że  to  wszystko 
stało  się  naprawdę.  To  ułatwi  sprawę.  Będziesz 
zrozpaczona, to całkiem naturalne. Postaraj się sprawić 

background image

wrażenie,  że  coś  ukrywasz.  Przygotuj  się  na  to,  że 
wezmą cię w krzyżowy ogień pytań. 
-  W  krzyżowy  ogień  pytań?  -  zdziwiła  się  Brigitte. 
-Przecież dopiero co straciłam narzeczonego. 
- Będą bezlitośni. Przekonasz się. Współmałżonkowie i 
narzeczeni  ofiary  zawsze  są  najbardziej  podejrzani.  A 
szczególnie,  kiedy  chodzi  o  piękną  kobietę.  Będą 
chcieli  wiedzieć,  jak  naprawdę  układały  się  stosunki 
między  tobą  i  Vinnie'em.  Spytają,  czy  byliście 
kochankami. 
- I co mam odpowiedzieć? 
-  Wykręcaj  się.  Udaj  zawstydzoną.  Możesz  wzruszyć 
ramionami  i  stwierdzić,  że  byliście  zaręczeni  -  dodał, 
naśladując piskliwy kobiecy głos. 
Brigitte z trudem powstrzymała śmiech. 
-  Innymi  słowy,  mam  przyznać  się  do  winy,  unikając 
odpowiedzi wprost. 
- To nie powinno być trudne. Przy twoich zdolnościach. 
Choć  pozornie  stwierdzenie  to  brzmiało  jak  komple-
ment,  Brigitte  wyczuła  w  głosie  mężczyzny  wyraźną 
drwinę. 
-  Spytają  też  -  ciągnął  -  czy  byłaś  mu  wierna  i  czy 
Vincent  cię  nie  zdradzał.  Te  pytania  powinny 
wyprowadzić cię z równowagi. To nasunie podejrzenie, 
że wasz związek nie należał do udanych. Pamiętaj, aby 
wszystkie  grupy  uzyskały  te  same  informacje.  Nasi 
detektywi obejrzą najpierw „miejsce zbrodni", a potem 
każda grupa będzie miała kwadrans na rozmowę z tobą, 
Stephenem i Janet. 

background image

- Musimy przygotować coś, by wypełnić im czas, kiedy 
będą czekali na swoją kolej - myślała głośno Brigitte. - 
Przed kolacją zaśpiewamy „Balladę  o Fantasy Fuzzie". 
Claire może uczyć słów. 
- Myślę, że będą zbyt zaaferowani, by się nudzić. Claire 
zdradzi im, że ty i Vincent byliście zaręczeni, Claude da 
do zrozumienia, że nie lubił Langtona, dziewczynki zaś 
będą ze łzami w oczach wspominać dobrego wujaszka. 
Brigitte roześmiała się rozbawiona. 
-  Od  razu  wiedziałam,  że  ten  weekend  z  zagadką  to 
świetny  pomysł.  Ale  nigdy  nie  przypuszczałam,  że  to 
takie ekscytujące. Jestem pod wrażeniem, Charlie. 
Zaskoczyła  go.  Wypowiedziała  jego  imię  słodko  i 
czule.  Wyobraził  sobie,  jak  szepcze  je  w  zupełnie 
innych, daleko bardziej intymnych okolicznościach. 
-  Więc  to  dlatego  BARF  zażyczył  sobie  samego 
C.H.Battle'a?  -  rzucił  ostro,  zły  za  to  swoje 
rozmarzenie. 
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona. W głosie męż-
czyzny  zabrzmiał  gniew.  Nie  miała  pojęcia,  co  mogło 
być  tego  przyczyną.  Czyżby  uważał,  że  go 
wykorzystano? Nie. To zupełnie nie trzymało się kupy. 
BARF  zwrócił  się  do niego  z  uprzejmą  prośbą,  a  on  z 
ochotą  przystał  na  propozycję.  Czyżby  był  aż  tak 
dwulicowy? 
-  Czy  nie  powinniśmy  włączyć  do  akcji  kogoś  z  pra-
cowników hotelu? - spytała. 
- Czy są zaprzyjaźnieni z rodziną? 
- Oczywiście. 

background image

-  A  więc  wiedzieliby  o  twoich  zaręczynach  z 
Vincen-tem Langtonem? 
-  Żartujesz! W  tym hotelu  nie  można  nawet kichnąć w 
samotności. 
- W takim razie posłużymy się barmanem. Vincent czę-
sto  odwiedzał  bar  w  towarzystwie  różnych  członków 
rodziny. Poza tym, co tu ukrywać, lubił sobie wypić. 
Brigitte z niesmakiem zmarszczyła zgrabny nosek. 
- Nie ma co! Ładnego narzeczonego mi wybrałeś. 
- Czy mogłabyś wprowadzić do komputera, że Vincent 
zameldował  się  w  hotelu  we  czwartek  wieczorem  i 
poprosić  w  recepcji,  by  przekazywali  tę  informację 
gościom? 
Brigitte westchnęła. 
- To trochę niezgodne z przepisami, ale chyba możemy 
zrobić wyjątek. 
-  A  co  myślisz  o  pokojówce,  która  sprząta  na  górze?  - 
zamyślił się Charlie. - Z pewnością byłaby ciekawa, jak 
układało ci się z Vincentem. 
- Ciekawa? 
-  No  wiesz,  jak  każda  kobieta.  Szukałaby  śladów  na 
potwierdzenie,  że  odwiedzałaś  swego  narzeczonego  w 
jego  pokoju.  Mogłaś  zostawić  szczotkę  do  włosów, 
szczoteczkę do zębów, koszulkę. 
Brigitte zmarszczyła brwi. 
- Możliwe, choć mogę cię zapewnić, że gdyby okazało 
się,  iż  rozsiewa  jakieś  plotki,  natychmiast  zostałaby 
zwolniona.  Mimo  to,  nie  można  wykluczyć,  że 
pokojówki  bywają  ciekawskie.  Może  powinniśmy 

background image

wprowadzić  ją  w  całą  sprawę.  Mogłaby  być  ważnym 
świadkiem. W końcu popełniono morderstwo. 
-  Dobry  pomysł  -  przytaknął  Charlie.  -  Pokojówka 
mogłaby  podsunąć  naszym  detektywom,  że  w  życiu 
Vin-centa Langtona była jakaś inna kobieta. 
- No nie! Doprawdy nie wiem, co ja mogłam widzieć w 
tym  wstrętnym,  dwulicowym  draniu  -  zdziwiła  się 
Brigitte. 
- Powiem krótko: pieniądze. Brigitte zmarszczyła brwi. 
-  Skoro  był  taki  bogaty  i  najwyraźniej  wcale  mu  na 
mnie nie zależało, dlaczego, u  licha, chciał się ze mną 
ożenić? 
Charlie zawahał się. Na końcu języka miał odpowiedź, 
że  jest  tysiąc  powodów,  dla  których  mężczyzna 
chciałby  związać  się  z  kobietą  taką  jak  ona.  Zamiast 
tego stwierdził sucho: 
- Otwórz oczy, Cukiereczku. Vincent tak naprawdę ko-
chał  tylko  siebie.  No  i  może  jeszcze  narty.  Twoja 
rodzina  posiada  ekskluzywny  hotel  w  górach.  Gdyby 
cię  poślubił,  mógłby  do  końca  życia  popijać  najlepszą 
whisky, flirtować z pięknymi kobietami i nikt nigdy nie 
zapytałby go nawet, w jaki sposób zarabia na życie. 
-  Wcale  się nie  dziwię,  że ktoś  go  w  końcu  zastrzelił  - 
stwierdziła Brigitte. -À propos, kto wyświadczył światu 
tę przysługę? 
- W niedzielę przy śniadaniu pewna osoba złoży bardzo 
dramatyczne  oświadczenie  -  oznajmił  tajemniczo 
mężczyzna. 
Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową. 

background image

-  Naprawdę  nie  mógłbyś  uchylić  rąbka  tajemnicy? 
Charlie roześmiał się rozbawiony. 
- Jesteś zupełnie taka sama jak twoja siostrzenica. Tak. 
Tylko że Brigitte Dumont nie miała trzynastu lat. 
Była  dorosłą  kobietą,  świadomą  swego  uroku  i 
atrakcyjności.  Podczas  gdy  Nicole  złościła  się  i  robiła 
naburmuszoną  minkę,  Brigitte  uśmiechała  się 
uwodzicielsko. 
Do  licha!  Dlaczego  wtedy  ją  pocałował?  Dlaczego 
spróbował  tych  słodkich,  czerwonych  ust?  Teraz  nie 
potrafił  już  myśleć  o  niczym  innym.  Czy  to  naprawdę 
takie  ważne,  że  była  odrobinę  niedyskretna?  Gdyby 
znów  mógł  wziąć  ją  w  ramiona  i  posmakować  tych 
miękkich, słodkich warg... 
Większość ludzi uważała, że to wspaniałe uczucie 
być  sławnym  człowiekiem.  Dlaczego  więc  nie  skorzy-
stać  z  nadarzającej  się  okazji,  by  mieć  z  tego  coś  dla 
siebie? 
-  No  cóż,  w  takim  razie  chodźmy  na  dół  -  stwierdziła 
Brigitte, podnosząc się z krzesła. 
Charlie popatrzył na nią zaskoczony. 
- Co proszę? 
-  Jeśli zejdziemy teraz  do  baru,  unikniemy tłoku. O  tej 
porze  jest  tam  prawie  pusto  -  wyjaśniła.  -  Będziesz 
mógł  porozmawiać  z  barmanem.  Kto  wie,  może  jeśli 
wlejesz  w  siebie  trochę  alkoholu,  to  uda  mi  się 
wyciągnąć  z  ciebie,  kto  zamordował  mojego 
niewiernego narzeczonego - dodała z uśmiechem. 
-  Zapomnij  o  tym.  Mam  wyjątkowo  mocną  głowę. 
Zgodnie z przewidywaniami Brigitte w „San Sousi", 

background image

hotelowym nocnym klubie, było prawie pusto. Brigitte 
zaprowadziła  Charliego  prosto  do  baru,  gdzie 
przedstawiła go ciemnowłosemu młodzieńcowi. 
- Jake, to pan C.H.Battle. Chciałby porozmawiać z tobą 
chwilę. Charlie, to Jake, najlepszy barman po tej stronie 
gór. 
Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. 
-  To  pan  jest  ten  gość  od  „Fantasy  Fuzza"?  Charlie 
przytaknął. 
Brigitte podniosła opuszczany blat i wsunęła się za kon-
tuar. 
- Idź z panem Battle, Jake. Zastąpię cię przy barze. 
- Już się robi, szefowo. 
Brigitte  odprowadziła  ich  wzrokiem,  po  czym 
rozejrzała się po półkach. Miała nadzieję, że żadnemu z 
gości  nie  przyjdzie  do  głowy  zamówić  coś  bardziej 
skomplikowanego od dżinu z tomkiem czy rumu z colą. 
Charlie w skrócie zapoznał barmana z sytuacją. 
-  Vincent  nie  należał  do  pana  ulubionych  klientów  -
tłumaczył.  -  Nie  podobał  się  panu  sposób,  w  jaki 
traktował  swoją  narzeczoną,  pannę  Dumont.  Tak  się 
składa,  że  bardzo  lubi  pan  Brigitte.  Może  pan  nawet 
udawać, że jest w niej trochę zadurzony. 
- To nie będzie trudne - powiedział barman. Miał około 
trzydziestu lat, długie, związane w ogonek włosy i syl-
wetkę boksera. 
Charlie  popatrzył  w  stronę  baru,  gdzie  Brigitte  wesoło 
rozmawiała z gośćmi. 
-  Czy...  czy  coś  was  łączy?  -  spytał  cicho.  Jake 
popatrzył na niego zaskoczony. 

background image

- Człowieku! To córka właściciela. Poza tym jest moją 
szefową. Nawet by na mnie nie spojrzała. 
- Aprobowałeś? 
-  Tylko w marzeniach  -  wyznał  Jake.  -  Jestem  tu  prze-
cież barmanem. 
- Czy myślisz, że to mogłoby jej przeszkadzać? 
-  Brigitte?  Skądże!  Ona  dla  wszystkich  jest  miła  i 
przyjaźnie nastawiona. 
- Więc dlaczego nie próbowałeś? 
-  Ponieważ  lubię  swoją  pracę  i  zależy  mi  na  posadzie. 
Ale 

przede 

wszystkim 

cenię 

wygodne  życie. 

Przypuśćmy, że nawet coś by z tego wyszło. Ona nadal 
byłaby córką właściciela, a ja barmanem. 
- Pewno ma wielu adoratorów. 
- Kręci się koło niej wielu facetów, ale Brigitte trzyma 
ich  na  dystans.  Nie  każdy  ma  to  szczęście,  by  się  do 
niej zbliżyć. 
Mnie się to udało, pomyślał Charlie. A przynajmniej tak 
mu się wydawało. Przypomniał sobie o zdradzie, jakiej 
dopuściła się Brigitte i ogarnął go gniew. Dosyć! Nie po 
to  tu  jest,  by  dyskutować  o  prywatnym  życiu  pięknej 
panny Dumont. 
-  Tak  więc,  wracając  do  scenariusza,  Langton  ostro 
flirtował  z  innymi  kobietami  -  wyjaśniał  Jake'owi.  - 
Tamtego  feralnego  popołudnia  również  tu  był.  Brigitte 
przyszła  po  niego.  Zapłacili  rachunek  i  zaraz  wyszli. 
Nie wyglądali na szczęśliwych. Poprzedniego wieczoru 
Vincent  spotkał  się  tu  z  Claire.  Pomyślał  pan,  że  to 
trochę  dziwne,  bo  Claire  rzadko  odwiedzała  bar  i 
zawsze  w  towarzystwie  Claude'a.  Dlatego  właśnie 

background image

obserwował ich pan. Wyglądali, jakby się o coś spierali. 
Claire  była  bardzo  zdenerwowana  i  wkrótce  wyszła. 
Aha,  proszę  pamiętać,  że  nie  jest  pan  zbyt  rozmowny. 
Proszę czekać na konkretne pytania. 
-  Jasne!  Buzia  na  kłódkę.  Odpowiadam  dopiero,  kiedy 
zapytają. - Jego uwagę zwrócił mały ruch przy barze. - 
Miło  mi  było  pana  poznać,  panie  Battle  -  powiedział 
wstając - ale lepiej już wrócę do pracy. Ten gość, który 
właśnie  wszedł,  pija  tylko  Harveya  Wallbangersa,  a 
Brigitte  gotowa  podać  mu  tequile  lub  coś  w  tym 
rodzaju. 
Charlie  podniósł  się  od  stolika,  by  powitać  nadcho-
dzącą. 
-  Dobra  wiadomość  -  uśmiechnęła  się  Brigitte.  -  Roz-
mawiałam  z  jedną  z  pokojówek.  Angie  zgodziła  się 
zostać  dziś  trochę  dłużej  i  odpowiadać  na  pytania 
naszych  detektywów.  Musisz  tylko  powiedzieć  jej,  co 
ma  mówić.  Angie  świetnie  nadaje  się  do  tej  roli.  To 
straszna gaduła. Usta jej się nie zamykają. 
- Wspaniale. 
-  Skoro  więc  nie  masz  już  żadnych  pytań,  pójdę  do 
recepcji i wprowadzę dane Vincenta do komputera. 
-  W  porządku  -  przytaknął  Charlie.  -  Ja  zaś  porozma-
wiam  z  szefem  kuchni.  Chcę  podziękować  mu  za  ten 
wspaniały tort. 
-  Gérard  będzie  wniebowzięty.  O  ile  wiem,  szykuje 
podobny  na  dzisiejszy  wieczór.  Zaprowadzę  cię  do 
kuchni. 
Charlie z podziwem obserwował kucharza. Gérard pod-
niecony  tą  niecodzienną  wizytą  dwoił  się  i  troił, 

background image

wyjaśniając  swemu  ulubionemu  autorowi  tajemnice 
sztuki kulinarnej. 
ROZDZIAŁ 


Brigitte  westchnęła,  opierając  łokcie  o  blat  długiego, 
konferencyjnego stołu. 
-  Nigdy  nie  przypuszczałam,  że  smutek  może  być  tak 
wyczerpujący. 
-  Szok  również.  -  Janet  przyłączyła  się  do  narzekań 
szwagierki.  -  Gdybym  musiała  choć  minutę  dużej 
trzymać  się  za  brzuch,  przysięgam,  że  wpadłabym  w 
histerię. 
-  Pierwsze  trzy  zespoły  nie  były  takie  złe,  ale  te  dwa 
ostatnie...  Szkoda  gadać  -  ocenił  Stephen.  -  Z  trudem 
powstrzymałem  się,  by  nie  walnąć  tamtego  grubasa  w 
okularach po gębie, kiedy zaczął sugerować coś więcej 
niż męską przyjaźń między mną i Vincentem. 
- A... tamten. To jakiś prawnik z Montrealu - wyjaśniła 
Brigitte.  - On i jego  trzej koledzy celowo  pozamieniali 
się  kartami,  by  znaleźć  się  w  innych  grupach. 
Konkurują ze sobą. 
-  Powinienem  był  się  tego  domyślić  po  sposobie  zada-
wania pytań. 
-  Myślę,  że  jesteś  po  prostu  trochę  zmęczony.  -  Janet 
czule  poklepała  męża  po  policzku.  -  Poza  tym,  dobrze 
mu odpowiedziałeś. 
- O tak! - potaknął Stephen. 
-  Teraz,  kiedy  jesteśmy  sami,  czy  możesz  powiedzieć 
mi,  co  naprawdę  stało  się  z  twoją  ręką?  -  poprosiła 

background image

Brigitte,  patrząc  na  duży  ciemnofioletowy  siniec  na 
prawej ręce brata. 
Stephen uniósł dłoń do góry i przyjrzał się jej z zachwy-
tem. 
-  Charlie  namalował  to  posługując  się  farbkami  do  je-
dzenia, które pożyczył u Gerarda - wyjaśnił. - Wygląda 
zupełnie jak prawdziwy, co? 
- Nawet mnie udało ci się zmylić - przyznała Brigitte. 
- To świetnie! - ucieszył się Stephen. - Charlie kazał mi 
mówić,  że  uderzyłem  się,  przestawiając  kartony  z  pa-
miątkami.  Kiedy  spytałaś  przy  kolacji,  co  mogłoby 
pozostawić  taki  ślad,  a  ja  odpowiedziałem,  że  nie 
pamiętam, detektywi aż zapomnieli o jedzeniu. 
-  Oczywiście,  wszyscy  domyślili  się,  że  pobiłeś  się  z 
Vincentem, bo ofiara ma na twarzy podobnego siniaka. 
Dlaczego tak upierałeś się przy tamtej wersji? 
-  Charlie  mu  kazał  -  włączyła  się  Janet.  -  A propos, 
domyślasz się może, kto jest mordercą? 
-  W  niedzielę rano  nastąpi  pewne  dramatyczne wyzna-
nie  -  odparła  Brigitte,  naśladując  tajemniczy  ton 
Charlie-go. - Ciekawe, kto to będzie. 
- To jeszcze nie takie pewne - wtrącił Stephen. - Charlie 
chce odsunąć ten moment najdalej jak to możliwe. Póki 
co, tylko ty, siostrzyczko, możesz spać spokojnie. 
- Ja? - zdziwiła się Brigitte. - Dlaczego właśnie ja? 
- Ponieważ Cukiereczek zawsze okazuje się niewinny. 
- Tylko w sprawie o morderstwo - dodała Brigitte. 
-  Jeśli  o  mnie  chodzi,  też  mam  zamiar  dobrze  się  wy-
spać - oznajmiła Janet, podnosząc się od stołu. - Nawet 
jeśli  to  ja  zamordowałam  Vincenta  Langtona,  choć 

background image

doprawdy nie pojmuję, dlaczego miałoby mi zależeć na 
śmierci najlepszego przyjaciela mego męża. 
- A może tamten grubas miał rację - podsunęła Brigitte. 
- Może ta przyjaźń nie była aż tak niewinna. 
Brat rzucił jej pełne urazy spojrzenie. 
- Chodźmy - ponagliła męża Janet. - Pomożesz pewnej 
bardzo  zmęczonej  i bardzo  ciężarnej podejrzanej poło-
żyć się do łóżka. 
-  Tylko  pod  warunkiem  że  ja  też  będę  mógł  wejść  do 
tego łóżka - zastrzegł Stephen. 
- Nie ulega wątpliwości, że już raz się w nim znalazłeś. 
- Brigitte roześmiała się. 
- A ty, co będziesz robić? - zainteresowała się Janet 
- Pójdziesz do baru? 
- Nie sądzę.    - Brigitte przecząco pokręciła głową. 
- Myślę, że to nie byłoby na miejscu. Nie zapominaj, że 
właśnie  straciłam  narzeczonego.  Zajrzę  na  „miejsce 
zbrodni"  i  zobaczę,  jak  sobie  radzi  nasz  wspaniały 
detektyw. 
Janet obrzuciła ją uważnym spojrzeniem. 
-  Oczywiście,  to  zainteresowanie  jest  czysto  zawodo-
we? 
-  Jasne!  -  zapewniła  Brigitte,  choć  stwierdzenie  to  mi-
jało się z prawdą. Nie mogła doczekać się chwili, kiedy 
znajdzie się z Charliem sam na sam. 
Zapukała  cicho.  Drzwi  otworzyły  się  prawie  natych-  . 
miast i Brigitte znalazła się twarzą w twarz z Charliem. 
Mężczyzna  zmarszczył  brwi.  Brigitte  z  trudem 
opanowała chęć, by rzucić się mu w ramiona i zażądać 
wyjaśnień, 

background image

dlaczego tak nagle zmienił swój stosunek do niej i przez 
cały dzień był chłodny i odpychający. 
- Ja... ja chciałam sprawdzić, czy wszystko w porządku 
- wyjąkała, wchodząc do środka.      — 
- Jak najbardziej - zapewnił ją Charlie. - Nasi detektywi 
byli bardzo dociekliwi. Jeden miał nawet aparat i przez 
cały czas robił zdjęcia. 
- Wiem. Sfotografował też siniak na ręce Stephena. Nie 
mam pojęcia, skąd się biorą takie pomysły. 
- O tak! Język mi zesztywniał od odpowiadania w kółko 
na te same pytania. - Dał się słyszeć kobiecy głos. 
Brigitte rozejrzała się dookoła. 
- Angie? - zdziwiła się. Dopiero teraz zauważyła poko-
jówkę. - Nie zauważyłam cię. 
- Właśnie wychodziłam i wspomniałam panu Battle, że 
od  tego  gadania  zaschło  mi  w  gardle  -  tłumaczyła 
Angie.  -  Pan  Battle  był  tak  miły,  że  zaproponował 
drinka. 
-  O!  -  Brigitte  popatrzyła  na  butelki  znajdujące  się  na 
stoliku. 
-  Znaleźliśmy  je  w  barku  -  wyjaśnił  Charlie.  -  Proszę 
dopisać to do mojego rachunku. 
-  Nie  bądź  śmieszny  -  skarciła  go  Brigitte.  -  Jesteś 
przecież  naszym  honorowym  gościem.  Zostawię  tylko 
kartkę dla pokojówki, żeby uzupełniła zapasy. 
- A może się do nas przyłączysz? - zaproponował męż-
czyzna. 
- Hm... jeśli znajdzie się trochę białego wina. - Brigitte 
przysiadła  na  krześle.  Pożerała  ją  ciekawość,  co 
naprawdę  robiła  Angie  sam  na  sam  z  Charliem.  Na 

background image

pierwszy  rzut  oka  wszystko  wyglądało  całkiem 
niewinnie. 
-  O  co  cię  najczęściej  pytali?  -  zwróciła  się  do  poko-
jówki. 
- O całą masę rzeczy. Przede wszystkim, czy znalazłam 
coś niezwykłego w pokoju pana Langtona? Czy sądzę, 
że  pan  Langton  miał  jakichś  gości?  Czy  nie 
zauważyłam  przypadkiem,  jak  ktoś  wchodzi  lub 
wychodzi z jego pokoju? Czy znałam go osobiście i czy 
nie dostrzegłam nic dziwnego w jego zachowaniu? 
Brigitte z uwagą przyglądała się pokojówce. Angie była 
wysoką,  postawną  kobietą  około  czterdziestki.  Miała 
utlenione na platynowy blond włosy, a szeroki uśmiech 
odsłaniał  nierówne  zęby.  Angie  mogła  podobać  się 
mężczyznom.  Była  miłą,  wesołą  osobą,  o  pogodnym 
usposobieniu  i  życzliwym  spojrzeniu  ciemnych  oczu. 
Mimo to Brigitte jakoś nie potrafiła wyobrazić jej sobie 
z młodszym o dobre pięć lat C.H.Battle'em. 
Zresztą, kto wie, pomyślała z niechęcią. Może tlenione 
blondynki  były  w  jego  typie.  Z  pewnością  nie  można 
było powiedzieć tego o filigranowych brunetkach. 
- I co odpowiedziałaś? 
Brigitte zaczęła żałować, że w ogóle przyjęła to zapro-
szenie.  Gdyby  Charlie  nie  chłodził  dla  niej  butelki 
białego  wytrawnego  wina,  opuściłaby  pokój  pod  byle 
pretekstem. 
-  Dokładnie  to,  co  mówił  mi  pan  Battle  -  opowiadała 
Angie. - Że łóżko wyglądało, jakby ktoś w nim spał i że 
ostatniej  nocy  musiała  odwiedzić  pana  Langtona  jakaś 

background image

kobieta,  prawdopodobnie  pani,  panno  Brigitte.  Chyba 
nie ma pani nic przeciwko temu? 
Brigitte wzruszyła ramionami. 
- Taki był scenariusz. 
-  Och,  to  taka  świetna  zabawa!  -  ciągnęła  Angie.  -A 
pani, panno Brigitte, gra Cukiereczka, prawda? To musi 
być cudowne. 
- Owszem - potwierdziła Brigitte. 
- Wszyscy z obsługi zastanawiają się, kto jest mordercą. 
Robią nawet zakłady - paplała wesoło pokojówka. 
- Tak? A kogo typują? 
-  Większość  mężczyzn  uważa,  że  to  musiała  być  pani, 
ponieważ  była  pani  z  nim  zaręczona,  ale  ci,  którzy 
czytują  "Fantasy  Fuzza"  wiedzą,  że  to  niemożliwe,  bo 
Cukiereczek  zawsze  jest  niewinny.  Najwięcej  osób 
stawia  na  pana  Stephena.  Kiedy  usłyszeli  o  tym  jego 
wypadku  z  ręką...  -  u-rwała  i  popatrzyła  pytająco  na 
Charliego. - A może uchyliłby pan rąbka tajemnicy i dał 
biednej Angie zarobić parę dolarów? 
- Przykro mi. - Charlie bezradnie rozłożył ręce. 
-  Nawet  ja  nie  znam  nazwiska  mordercy  -  dodała  Bri-
gitte. 
- Naprawdę? - zdziwiła się Angie. - Hm, w takim razie 
wszyscy mają równe szanse. 
Brigitte sięgnęła po butelkę i napełniła kieliszek. 
- Dziękuję,  że zgodziłaś się  zostać dziś dłużej  i pomóc 
nam, Angie - zwróciła się do pokojówki. 
- Nic wielkiego. To naprawdę świetna zabawa. Zrobiła-
bym to nawet za darmo, choć nie przeczę, że przyda się 

background image

te  dodatkowe  parę  groszy.  Będę  mogła  przesłać  je 
mojej ma-łej. 
Brigitte popatrzyła na nią zaskoczona. 
- Masz córkę? Pokojówka skinęła głową. 
- Jest na uniwersytecie - oświadczyła z dumą. - Pracuje 
wieczorami, żeby zarobić na studia. Chce zostać biolo-
giem. 
- Musisz być z niej bardzo dumna. 
-  Jestem.  -  Angie  dopiła  drinka  i  odstawiła  szklankę. 
Westchnęła.  -  Świetnie  się  bawiłam,  ale  na  mnie  już 
pora  -  oznajmiła,  podnosząc  się  z  kanapy.  -  W  kuchni 
będą  chcieli  wiedzieć,  jak  było,  a  jutro  rano  trzeba 
wstać do pracy. 
Charlie  odprowadził  ją  do  drzwi.  Nie  wrócił  na  swoje 
miejsce.  Stał  oparty  o  kontuar  baru  i  mierzył  Brigitte 
uważnym spojrzeniem. 
Brigitte umoczyła usta w winie. 
-  Przepraszam,  jeśli  przeszkodziłam  -  powiedziała  ci-
cho. 
W niczym nie przeszkodziłaś. 
-  To  dobrze  -  uśmiechnęła  się.  -  Myślałam...  Chciałam 
tylko  spytać,  czy  nie  potrzebujesz  już  tego  pokoju. 
Mam rezerwację na jutro rano. 
- Nie, skądże! Nie będzie już nam potrzebny. 
- Możemy zanieść kukłę do mojego biura. 
-  Pomogę  ci  -  zaproponował.  Brigitte  przecząco 
potrząsnęła głową. 
-  Zawołam  boya  i  powiem  mu,  żeby  wziął  ze  sobą 
wózek  na  brudną  bieliznę.  Przykryjemy  Vincenta 
prześcieradłem i zwieziemy służbową windą. 

background image

Mężczyzna przytaknął w milczeniu. 
- Charlie? 
- Tak? - Ciemne oczy mężczyzny mierzyły ją z chłodną 
obojętnością. 
-  Sama  się  wszystkim  zajmę  -  dokończyła  sucho. 
-Możesz już iść. 
Ale Charlie wcale nie chciał odchodzić. Chciał porwać 
ją  w  ramiona,  przytulić  do  piersi  i  zatrzymać  tak  na 
zawsze, na resztę życia. Choć jednak bardzo pragnął to 
uczynić, jakaś niewidzialna siła trzymała go w miejscu, 
krępowała ruchy. 
Brigitte patrzyła na mężczyznę wyczekująco. Dlaczego 
nic  nie  mówi?  Dlaczego  tak  stoi  i  patrzy  na  nią 
głodnymi oczyma? 
-  Naprawdę  możesz  już  iść  -  powtórzyła.  -  Dam  sobie 
radę. 
Kazała mu odejść. Wyraźnie dawała do zrozumienia, że 
nie chce go tutaj. Cóż robić? Charlie skinął głową i wy-
szedł  z  pokoju.  Czuł  jednocześnie  gniew,  wstyd  i 
upokorzenie.  Po  chwili  ochłonął  i  odetchnął.  Był 
ocalony,  bezpieczny,  choć  zarazem  opuszczony. 
Większość  życia  spędził  samotnie,  ałe  nigdy  dotąd 
samotność nie wydawała mu się tak dojmująca. 
Brigitte odczekała, aż umilkną na korytarzu kroki męż-
czyzny,  po  czym  ukryła  twarz  w  dłoniach.  Z  jej  piersi 
wyrwał  się  żałosny  jęk.  Nie  miała  pojęcia,  w  jaki 
sposób  uda  jej  się  przetrwać  ten  weekend.  Na  dodatek 
w  roli  Cukiereczka!  Ta  postać  narzucała  przecież 
określony  sposób  bycia.  Powinna  uśmiechać  się 

background image

zalotnie  i  flirtować  z  Charliem  detektywem.  Może 
nawet będzie musiała go, o zgrozo, pocałować! 
Dobry Boże! Na pewno będzie musiała go pocałować. I 
do  tego  w  obecności  tłumu  gości.  To  nie  byłoby  takie 
trudne,  gdyby...  Brigitte  zadrżała,  bo  oto  uświadomiła 
sobie, że jest zakochana. 
ROZDZIAŁ 


Brigitte z narastającym zainteresowaniem obserwowała 
ostrą wymianę zdań pomiędzy siostrzenicami. Nicole i 
Jennifer  zaczęły  od  pełnych  wyrzutu  spojrzeń  i 
gniewnych  pomruków,  które  w  krótkim  czasie 
przerodziły  się  w  otwartą  kłótnię.  Jennifer  poderwała 
się.  Odepchnięte  gwałtownym  ruchem  krzesło  z 
głuchym łoskotem runęło na podłogę. Wszystkie głowy 
zwróciły się w stronę stołu zajmowanego przez rodzinę 
Dumontów. 

Nicole 

obrzuciła 

młodszą 

siostrę 

wymownym spojrzeniem. 
-  A  obiecałaś,  że  nikomu  nie  powiesz!  -  zawołała 
oskarżycielsko. 
-  Ale  ja  naprawdę  muszę  -  broniła  się  Jennifer.  -  To 
zbyt  niebezpieczne.  -  Podeszła  do  siedzącej  po 
przeciwnej stronie matki i pochyliła się do jej ucha. 
-  O  Boże!  Nie!  -  wykrzyknęła  Claire.  Popatrzyła  na 
męża,  po  czym  zerwała  się  od  stołu  i  podeszła  do 
starszej córki. Claude pośpieszył za żoną. Claire mijając 
Charliego rzuciła cicho: 
- Pan też powinien o tym wiedzieć. 

background image

Charlie wolno podniósł się z krzesła i dołączył do pozo-
stałych.  Claire  szeptem  zwróciła  się  do  starszej  córki. 
Nicole  posłusznie  wstała  od  stołu  i  opuściła  jadalnię 
pod opieką rodziców i honorowego gościa. 
Brigitte  z  zadowoleniem  odnotowała  zainteresowanie, 
jakie  wzbudziła  ta  scenka.  Jej  siostrzenice  bezbłędnie 
odegrały  wyznaczone  role.  Claire  i  Claude  okazali 
zrozumiałe  w  takiej  sytuacji  zaniepokojenie  i 
rodzicielską troskę. 
Jennifer była w siódmym niebie. Nareszcie znalazła się 
w centrum uwagi. Stała pośrodku sceny, a pięćdziesiąt 
par  oczu  przyglądało  jej  się  uważnie,  chłonąc  każde 
słowo. 
Wszystko  wskazywało  na  to,  że  weekend  z  zagadką 
będzie  największym  wydarzeniem  roku  nie  tylko  w 
hotelu  Dumont,  ale  w  całym  Bow  Valley.  Brigitte 
cieszył  ten  fakt,  chociaż  pojawienie  się  autora"Fantasy 
Fuzza" wprowadziło zamieszanie w jej życie prywatne. 
Poranna  narada  przed  śniadaniem  była  dla  niej 
prawdziwą torturą. Choć przez cały czas czuła na sobie 
uważny  wzrok  Charliego,  mężczyzna  zdawał  się 
zupełnie ją ignorować. Rozmawiał ze wszystkimi poza 
nią.  Początkowo  myślała,  że  może  to  ona  jest  trochę 
przewrażliwiona,  ale  kiedy  wychodzili  z  pokoju, 
podszedł do niej Stephen i zapytał: 
-  Czy  on  nadal  gniewa  się  na  ciebie  za  nazwanie  go 
karykaturzystą? 
Brigitte obojętnie wzruszyła ramionami. 
- Nie wiem, o czym mówisz. 

background image

Zatroskana mina brata świadczyła, że Stephen wcale jej 
nie uwierzył. 
- Daj spokój! To drobiazg - ucięła krótko. 
Nie  miała  zamiaru  zwierzać  się  nikomu  z  tego,  co 
zaszło  wczorajszego  wieczoru  między  nią  i  Charliem. 
Zresztą, cóż mogła powiedzieć? Że spędzili razem kilka 
miłych  chwil,  a  ona  od  razu  się  zakochała?  Że 
podarował  jej  dwa  śmieszne  rysunki,  z  których  jasno 
wynikało,  że  nie  była  mu  obojętna,  a  potem  zjawił  się 
tu, traktując ją wręcz wrogo? 
Drzwi  otworzyły  się  i  do  jadalni  wkroczył  detektyw 
Fuzz  wraz  z  resztą  towarzystwa.  Oznajmił,  że  właśnie 
przed chwilą doręczono mu narzędzie zbrodni, po czym 
wyjął  z  kieszeni  kurtki  zawinięty  w  serwetkę  pistolet. 
Poprosił  również,  by  wszyscy  członkowie  rodziny 
Dumontów weszli na scenę. 
Z widowni posypały się pytania. Kto znalazł broń i kie-
dy?  Jaki  to  kaliber?  Skąd  wiadomo,  że  z  tej  właśnie 
broni zastrzelono Vincenta Langtona? 
Fuzz  złożył  formalne  oświadczenie,  z  którego 
wynikało,  że  wnuczka  pana  Dumont,  Nicole  Silvani, 
znalazła  broń  w  podstawce  jednej  z  popielniczek 
stojących  w  korytarzu  przy  windach  na  piętrze,  na 
którym  popełniona  została  zbrodnia.  Był  to 
dziewięciomilimetrowy 

półautomatyczny 

pistolet 

produkcji  niemieckiej.  Z  oględzin  zwłok  wynikało 
niezbicie, że Vincent Langton zmarł na skutek rany od 
kuli  kaliber  22  lub  38.  Dopóki  kula  nie  zostanie 
usunięta  z  ciała  i  nie  dokona  się  specjalnej  ekspertyzy 
batalistycznej, trudno stwierdzić z absolutną pewnością, 

background image

że  znaleziony  pistolet  jest  narzędziem  zbrodni.  Goście 
chcieli  również  wiedzieć,  kiedy  i  w  jakich 
okolicznościach Nicole znalazła broń. Charlie podsunął 
więc dziewczynce mikrofon. 
-  Znalazłam  go  wczoraj  wieczorem  -  szepnęła  Nicole, 
rzucając  przestraszone  spojrzenie  w  stronę  stojącej 
nieopodal matki. 
Brigitte była dumna z siostrzenicy. Urodzona aktorka! 
-  Mama  nie  pozwoliła  mi  wejść  do  pokoju,  gdzie  leżał 
wujaszek  Vinnie,  więc  kiedy  wszyscy  poszli  spać, 
pojechałam  tam  -  opowiadała  Nicole.  -  Gdy 
wychodziłam  z  windy,  zauważyłam,  że  jedna  z 
popielniczek stoi trochę krzywo. Chciałam ją poprawić 
i wtedy... wtedy znalazłam ten pistolet. Schowałam go 
do torebki. 
-  Właśnie  odesłano  popielniczkę  do  laboratorium 
-wtrącił Fuzz. 
- Dlaczego nie poinformowałaś wcześniej o swoim od-
kryciu?  -  zwrócił  się  do  dziewczynki  jeden  z 
detektywów amatorów otaczających scenę. 
- Bałam się. 
Fuzz opiekuńczo objął szczupłe plecy dziewczynki. 
-  Czego  się  bałaś,  skarbie?  -  spytał  miękko.  Nicole 
ukryła twarz na piersi mężczyzny. 
- Bo... bo ktoś zamordował wujaszka Vinnie'ego i... 
-  Znasz  ten  pistolet,  prawda,  Nicole?  Czy  to  dlatego 
bałaś  się  powiedzieć  o  swoim  odkryciu?  Wiesz,  do 
kogo należy ta broń, czy tak? 
-  Nie!  -  wykrzyknęła  Nicole,  z  trudem  powstrzymując 
łkanie. 

background image

Fuzz odwrócił się do Brigitte. 
- A pani, Cukiereczku? Pani też rozpoznaje ten pistolet, 
prawda? 
Brigitte zadrżała. Po raz pierwszy nazwał ją Cukierecz-
kiem.  Publiczność  zareagowała  gromkimi  brawami. 
Brigitte  odczekała,  aż  brawa  umilkną,  po  czym, 
przybierając  słodką  minkę,  uśmiechnęła  się  niewinnie 
do detektywa. 
- Ja?... Ja nie znam się na... pistoletach. 
-  No  jasne!  -  mruknął  Fuzz,  po  czym  przeniósł  wzrok 
na Stephena. - A pan, Dumont? Kolekcjonuje pan broń? 
-  Skądże!  -  zaprzeczył  pytany.  -  Nigdy  nie  miałem  w 
ręku pistoletu. 
-  Wiec  może  pański  przyjaciel?  Czy  to  Vincent 
Lang-ton gromadził pistolety? 
- Nic mi o tym nie wiadomo. 
-  Jedyna  broń,  jaką  u  niego  widziałam,  to  stary 
samu-rajski  miecz  -  wtrąciła  Brigitte.  -  Wisiał  nad 
kominkiem. 
- Dzięki za pomoc, Cukiereczku - uśmiechnął się Fuzz, 
po czym odwrócił się do Claire. - A pani, pani Silvain? 
Czy wie pani, do kogo należy ten pistolet? 
-  Czy  mogłabym  przyjrzeć  się  z  bliska  temu  pistoleto-
wi?  -  nieoczekiwanie  do  przodu  wysunęła  się 
Marguerite Dumont. 
Fuzz bez słowa podał jej broń. 
- Osoba, do której należy ten pistolet, nie ma nic wspól-
nego z popełnioną w tym domu zbrodnią - oświadczyła 
stanowczo Marguerite, oddając detektywowi broń. 
- Skąd ta pewność? 

background image

-  Jestem  tego  pewna,  ponieważ  ten  pistolet  jest  moją 
własnością. 
Na widowni dały się słyszeć podniecone głosy. 
- Należał do mojego ojca - ciągnęła pani Dumont. - To 
pamiątka z wojny. Widzi pan ten napis na kolbie? 
- Kto wiedział o jego istnieniu? - dopytywał się Fuzz. 
-  Hm...  -  zamyśliła  się  Marguerite  -  ja,  mój  mąż,  moje 
dzieci...  Wątpię,  aby  Nicole  czy  Jennifer  go  widziały. 
Nie  trzymam  broni  na  wierzchu.  Zresztą,  zachowałam 
ten  pistolet  jako  jedyną  pamiątkę  po  moim  zmarłym 
ojcu. 
- Można wiedzieć, gdzie pani go przechowywała? 
-  W  górnej  szufladzie  kredensu,  pod  obrusami  mojej 
matki.  Nigdy  ich  nie  używam,  ale  czasami...  czasami 
lubię na nie popatrzeć. 
- A gdzie jest ten kredens? 
- W naszym apartamencie. 
-  Tak  więc  tylko  najbliższa  rodzina  wiedziała  o 
istnieniu  tego  pistoletu  i  miała  do  niego  dostęp?  - 
nalegał detektyw. 
Marguerite Dumont popatrzyła na niego z niepokojem. 
- No, nie powiedziałabym. Dwa razy w tygodniu służba 
hotelowa  sprząta  cały  apartament.  Każda  z  pokojówek 
mogła  znaleźć  tę  broń,  zabrać  ją  i...  komuś 
przehandlować. Możliwe, że stało się to już dawno. 
- Czy broń była naładowana? 
Marguerite rzuciła Charliemu pełne urazy spojrzenie. 
- Nie jestem taka głupia, by trzymać naładowany pisto-
let w domu, w którym są dzieci, detektywie Fuzz. Cho-
ciaż...  była  amunicja.  W  takim  kartonowym  pudełku. 

background image

Mój  ojciec  lubił  sobie  postrzelać  na  Nowy  Rok,  kiedy 
jeszcze żył. Nie sądzę jednak, aby od jego śmierci ktoś 
używał tego pistoletu. 
-  Myli  się  pani,  pani  Dumont  -  odparł  Charlie.  -  Wy-
gląda  na  to,  że  ktoś  z  niego  strzelał.  I  to  całkiem 
niedawno. 
Marguerite zbladła. 
-  Chyba  nie  sądzi  pan,  że  Vincent  został  zabity  z  tej 
właśnie broni? 
- To się okaże - oznajmił Fuzz i przystąpił do zbierania 
odcisków palców osób,  które  przypuszczalnie  dotykały 
pistoletu. 
- Mając odciski palców należące do obu dziewczynek - 
wyjaśnił  -  zaoszczędzimy  pracy  kolegom  z  laborato-
rium.  Nie  będą  musieli  głowić  się  nad  identyfikacją 
odcisków palców osób, które przypuszczalnie nie miały 
ze  zbrodnią  nic  wspólnego  -  dodał,  po  czym 
oświadczył, że udaje się do laboratorium policyjnego. 
Brigitte  wraz  z  resztą  rodziny  pozostała  w  jadalni,  by 
odpowiadać na pytania gości. 
Detektyw Fuzz pojawił się z powrotem dopiero pod ko-
niec  lunchu,  by  poinformować  zebranych,  że  tak  jak 
przypuszczał,  kulę,  którą  wyjęto  z  ciała  ofiary, 
wystrzelono 

pistoletu 

będącego 

własnością 

Marguerite  Dumont.  Choć  oficjalny  raport  z  sekcji 
zwłok nie został jeszcze ogłoszony, koroner powiedział 
mu  w  sekrecie,  że  denat  zmarł  na  skutek  postrzału  w 
klatkę  piersiową  z  bliskiej  odległości.  Siniaki  i 
opuchlizna na twarzy powstały na dobrych parę godzin 
przed śmiercią. 

background image

Goście  uzyskali  też  informację,  że  testy  batalistyczne 
wykazały,  że  morderca  był  prawdopodobnie  tego 
samego wzrostu co ofiara. 
- A więc uważa pan, że był to mężczyzna? - dopytywali 
się detektywi amatorzy. 
- No cóż - odchrząknął Fuzz.  - O ile mi wiadomo, pan 
Langton  liczył  około  metra  siedemdziesięciu  pięciu 
centymetrów. Tyle samo, co średniego wzrostu kobieta 
w  pantoflach  na  wysokim  obcasie.  Na  przykład  pani, 
Cukiereczku  -  odwrócił  się  do  Brigitte.  -  Jest  pani 
średniego wzrostu, prawda? 
- Nie mierzyłam się ostatnio - odparła Brigitte. -A może 
pan chciałby mnie zmierzyć? - spytała, uśmiechając się 
zalotnie. 
Charlie  zacisnął  zęby.  Nigdy  dotąd  nie  zdarzyło  się, 
żeby  Fantasy  Fuzz  stracił  koncept.  Ale  do  tej  pory 
sławny  detektyw  nie  miał  do  czynienia  z  Brigitte 
Dumont. 
- Jakieś metr sześćdziesiąt pięć, co? - zauważył głośno. 
Brigitte zmarszczyła brwi. Jak on śmiał patrzeć na nią 
w  ten  sposób!  I  to  w  obecności  tych  wszystkich  ludzi. 
Już ona mu pokaże! 
- Wiesz, Fuzz, lubię facetów, którzy zwracają uwagę na 
szczegóły - odpowiedziała, przysuwając się bliżej. 
- To mój zawód, Cukiereczku. Skrzywienie zawodowe. 
-  Gdyby  nie  mój  stan,  ryknęłabym  sobie  czegoś 
mocniejszego  -  westchnęła  Janet,  sięgając  po  puszkę 
coli. 

background image

-  Co  za  dzień!  Nawet  zagorzały  abstynent  nie  odmó-
wiłby  sobie  drinka  po  tym,  co  dzisiaj  przeszłyśmy  - 
zgodziła się z bratową Brigitte, łykając dwie aspiryny. 
Siedziały w przytulnym salonie Stephena i Janet, gdzie 
skryły się przed natrętnymi detektywami amatorami. 
-  Nasi  goście  traktują  tę  zabawę  bardzo  serio  -  zauwa-
żyła Brigitte. 
-  I  to  jak!  -  przytaknęła  Janet.  -  Mam  już  serdecznie 
dosyć tych wszystkich pytań. Kiedy jeden z nich po raz 
setny  zapytał  mnie,  co  stało  się  Stephenowi  w  rękę, 
oświadczyłam,  że  w  kłótni  uderzyłam  go  wałkiem  do 
ciasta. 
- Poważnie? - Brigitte roześmiała się. 
Naprawdę  -  zapewniła  Janet.  -  A  najlepsze  w  tym 
wszystkim, że on mi chyba uwierzył. Pewnie myśli, że 
odkrył bardzo ważny motyw. 
-  To jeszcze nic  -  oznajmiła  Brigitte.  - Wyobraź  sobie, 
że wczoraj wieczorem w barze jeden z tych wścibskich 
gości  próbował  mnie  upić,  żeby  wyciągnąć  jakieś 
informacje.  Miał  czelność  pytać,  czy  przypadkiem 
Vincent  i  ja  nie  mieliśmy  jakichś...  hm,  szczególnych 
upodobań seksualnych. Na szczęście udało mi się uciec, 
nim posunął się za daleko. 
-  Chwilami  to  przestaje  być  śmieszne.  -  Janet 
westchnęła. - Trzy osoby pytały mnie, ile mam wzrostu. 
A  właśnie,  czy  ty  nosisz  czerwone  koronkowe 
majteczki? 
- Więc ciebie również o to pytali? 
- Wygląda na to, że Angie powiedziała naszym detekty-
wom,  iż  ścieląc  łóżko  w  pokoju  nieszczęsnego 

background image

Vincenta,  znalazła  czerwone  majteczki.  Skoro  nie  są 
twoje,  to  znaczy,  że  nasz  Vinnie  nie  był  grzecznym 
chłopcem. 
-  Był  wstrętnym  draniem  -  burknęła  Brigitte,  popijając 
wino. - Dziewczynki świetnie się dziś rano spisały, nie 
sądzisz? 
-  O  tak!  -  zgodziła  się  jej  bratowa.  -  Przypadkiem  sły-
szałam,  jak  Nicole  opowiadała  o  wszystkim  jednej  ze 
swoich  przyjaciółek.  Była  w  siódmym  niebie,  a  kiedy 
jeszcze  sam  wielki  C.H.Battle  objął  ją  ramieniem,  o 
mało nie zemdlała. To jej słowa. 
- Klasyczny przypadek szczenięcego zauroczenia. 
- Skoro mowa o C.H.Battle'u... - zaczęła Janet. 
-  Nie  wiedziałam,  że  rozmawiamy  o  Battle'u  -  prze-
rwała  jej  Brigitte.  -  Przysięgłabym,  że  mówiłyśmy  o 
tym, co Nicole opowiadała przyjaciółce. 
-  Jest  wspaniały  jako  Fuzz  -  nie  dawała  za  wygraną 
Janet. - Publiczność go uwielbia. 
- To zrozumiałe. Bilety wcale nie były takie tanie. 
- Daj spokój, Brigitte - żachnęła się jej bratowa. - Mo-
żesz  być  ze  mną  szczera.  Jesteśmy  tu  same.  Wiem,  że 
coś was łączy. 
- Akurat! 
- Nie jestem ślepa. Widziałam, jak on na ciebie patrzy. 
-  Spojrzenia  to  jego  specjalność.  Nie  czytałaś  artykułu 
Donny? 
-  Ale  tylko  na  ciebie  tak  patrzy  -  zauważyła  Janet.  - 
Tamtego wieczoru, gdy tańczyłaś z ojcem, wprost poże-
rał cię wzrokiem. 
- Kiedy tańczyłam? 

background image

-  No  wiesz,  na  wieczorze  rodzinnym.  Stephen  też  to 
zauważył. 
- Stephen ma kompleks starszego brata. Zawsze podej-
rzewał  wszystkich  mężczyzn,  którzy  się  koło  mnie 
kręcili, że mają jakieś nieczyste zamiary. 
- Nikt nie mówi o zamiarach! Ale gołym okiem widać, 
że mu się podobasz. 
Brigitte odstawiła pusty kieliszek. 
- Naprawdę? 
-  No  jasne!  -  zapewniła  ją  bratowa.  -  To  musi  być 
okropne, kiedy masz ochotę poznać kogoś bliżej, a cała 
rodzinka bacznie cię obserwuje - dodała współczująco. 
Brigitte westchnęła. 
-  Nie  wiem,  co  się  ze  mną  dzieje,  Janet.  To  takie 
skomplikowane. Chyba się zakochałam, a on jest taki... 
taki dziwny. 
-  Dziwny?  -  Janet  popatrzyła  na  szwagierkę 
zaskoczona. Brigitte opowiedziała jej całą historię. 
-  Sama  widzisz,  że  to  tak,  jakbym  znała  dwie  różne 
osoby  -  zakończyła  cicho.  -  Czułego,  delikatnego 
mężczyznę,  w  którym  się  zakochałam  i  niegrzecznego 
gbura, który mnie nie cierpi. 
-  Nie  mogę  w  to  uwierzyć.  -  Janet  z  niedowierzaniem 
pokręciła głową. 
-  Przecież  sama  widziałaś,  jak  on  mnie  traktuje.  Raz 
jest... 
- Nie mówię o Charliem - przerwała szwagierce Janet. - 
Miałam na myśli ciebie. 
- Mnie? 

background image

- Kiedy wyszłam za Stephena i zamieszkałam w hotelu 
Dumont,  wydawałaś  mi  się  szalenie  pewną  siebie 
osobą. 
- Ja? 
Janet przytaknęła. 
-  Jesteś  ładna,  zgrabna,  pełna  życia,  otoczona  tłumem 
wielbicieli  -  ciągnęła Janet - Nie wiedziałam,  czy  będę 
potrafiła  cię  polubić,  ale  jesteś  taka  miła,  że  lubiłabym 
cię, nawet gdybyś nie była siostrą Stephena - dodała. 
-  A  teraz  trudno  ci  uwierzyć,  że  ten  chodzący  ideał 
może mieć jakieś problemy z mężczyznami? 
-  Trudno  -  przytaknęła  Janet.  -  Choć  widzę,  że  ta  hi-
storia mocno ci dopiekła. 
-  A  więc  okazuje  się,  że  nawet  ideał  nie  jest  wolny od 
trosk. - Brigitte zaśmiała się. - Coś takiego! 
-  Nie  chciałam  cię  zranić.  -  Janet  popatrzyła  na  nią 
przepraszająco.  -  Jeśli  słuchałaś  mnie  uważnie, 
powinnaś wiedzieć, że ja tylko nie spodziewałam się, że 
będę kochać cię jak siostrę. A tak właśnie jest, Brigitte. 
I bardzo się o ciebie martwię. 
Brigitte westchnęła. 
- Wiesz, zawsze zastanawiałam się, dlaczego jesteś wo-
bec mnie taka nieufna. 
-  Robisz  wrażenie  bardzo  pewnej  siebie  osoby.  Chyba 
trochę się ciebie obawiałam  - wyznała Janet.  -1 wiesz, 
co myślę, Brigitte? Charlie jest pewnie nieśmiały. Może 
on też się ciebie trochę boi. 
- Charlie? Nieśmiały?! - Brigitte popatrzyła na bratową 
zaskoczona.  -  Mówię  ci,  ten  facet  to  skała. 

background image

Przypuszczasz,  że  się  mnie  obawia.  Ależ  on  ma  nade 
mną ogromną przewagę! 
- Nie o to chodzi. Podejrzewam, że on lęka się zaanga-
żować. 
Brigitte zmarszczyła brwi. 
- Ale dlaczego? 
- Na Boga, Brigitte! - zniecierpliwiła się Janet. - Czy ty 
naprawdę tego nie widzisz? Popatrz na swego ojca. Na 
całą rodzinę Dumontów. Czy możesz mu się dziwić, że 
czuje się onieśmielony? 
Brigitte zamyśliła się. 
-  A  więc  niech  i  tak  będzie  -  stwierdziła  po  chwili.  - 
Zastanówmy się jeszcze raz. Jest nieśmiały. A może ma 
już kogoś i dlatego wolałby się ze mną nie wiązać? Po 
trzecie,  mógł  dojść  do  wniosku,  że  nie  podoba  mu  się 
moja fryzura lub coś w tym rodzaju. 
-  Wygląda  na  to,  że  teraz  ty  powinnaś  zadać  naszemu 
detektywowi parę pytań - podsumowała Janet. 
Brigitte ze smutkiem potrząsnęła głową. 
- Myślisz, że nie próbowałam? 
- I co? 
- Tak na mnie spojrzał, że stchórzyłam. Chyba przestra-
szyłam się tego, co mogłabym usłyszeć. 
- Zastanów się, Brigitte. Czy może być coś gorszego od 
niepewności? 
-  Hm...  -  Brigitte  zamyśliła  się.  -  Mogłoby  okazać  się, 
na przykład, że jest nieuleczalnie chory. 
-  Musisz  się  dowiedzieć  -  upierała  się  Janet  Brigitte 
obrzuciła ją uważnym spojrzeniem. 

background image

-  Wiesz  co,  Janet,  nie  byłam  zachwycona,  kiedy  Ste-
phen  ożenił  się  z  tobą  -  wyznała  cicho.  -  Wkrótce 
jednak  przekonałam  się,  że  jesteś  dla  niego  bardzo 
dobra i przebaczyłam ci, że zabrałaś mi brata. Teraz zaś 
naprawdę się cieszę, że tak się stało, ponieważ dla mnie 
również jesteś bardzo dobra. 
- Mam wrażenie, że jesteśmy siostrami. 
- Jak to wrażenie? - Brigitte żartobliwie pogroziła Janet 
palcem. 
W  tej  samej  chwili  drzwi  otworzyły  się  i  do  salonu 
wkroczył  Stephen  Dumont  w  towarzystwie  Charliego 
Battle'a. 
- A! Więc tu się ukrywacie! - zawołał Stephen, spoglą-
dając na żonę i siostrę. - Zniknęłyście tak nagle. Charlie 
chciałby zamienić z wami parę słów. 
- Myślałam, że do jutra rana mamy wolne - poskarżyła 
się Janet. - O ile pamiętam, drużyny miały dziś wieczór 
naradzić się nad rozwiązaniem. 
- No właśnie, trzeba dać im nowy temat do rozmyślań - 
wyjaśnił  Charlie.  Popatrzył  na  Brigitte.  -  Czas,  by 
wkroczył do akcji nasz Cukiereczek. 
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona. 
-  Pewnie  chciałby  pan  naradzić  się  z  Brigitte  sam  na 
sam  -  domyśliła  się  Janet  -  Możecie  skorzystać  z 
naszego  salonu.  Mamy  jeszcze  do  załatwienia  parę 
spraw  w  sklepiku,  prawda  Stephen?  -  Delikatnie 
popchnęła męża w stronę drzwi. 
-  Ależ,  Janet!  -  zaprotestował  Stephen.  -  Ta  rozmowa 
nas również dotyczy. 

background image

- Owszem - przytaknął Battle. - Wyznanie, jakie uczyni 
Brigitte,  będzie  dotyczyło  jednego  z  was.  To  powinno 
zbić  z  tropu  naszych  detektywów  amatorów. 
Oczywiście,  pod  warunkiem,  że  Brigitte  będzie 
dostatecznie przekonywająca. 
-  Do  tej  pory  spisywała  się  bez  zarzutu  -  pochwalił 
siostrę Stephen. 
-  O  tak!  -  zgodził  się  Charlie.  -  Brigitte  jest  urodzoną 
aktorką, prawda, Cukiereczku? 
Brigitte rzuciła mu pełne urazy spojrzenie. 
- Staram się - burknęła. 
-  A  więc  -  klasnęła  w  ręce  Janet  -  czego  się  panowie 
napiją? Kieliszek brandy? 
A  może  by  tak  kieliszek  cykuty?  -  pomyślała  Brigitte. 
Mężczyźni przecząco pokręcili głowami. 
- Wracamy właśnie z baru - wyjaśnił Stephen. - Charlie 
przesłuchiwał mnie w sprawie tego wypadku z ręką. Ci 
nasi goście mają doprawdy niesamowite pomysły. Skąd 
im  przyszło  do  głowy,  że  Janet  mogła  uderzyć  mnie 
wałkiem do ciasta? 
- Ach, ci detektywi! A więc - Janet przeniosła wzrok na 
Charliego - jaki mamy program wieczoru? 
-  Mam  zamiar  zadać  naszemu  Cukiereczkowi  bardzo 
intymne pytanie - oznajmił z tajemniczą miną Charlie. 
-  Czyżby  chodziło  o  słynne  koronkowe  majteczki?  - 
podsunęła Brigitte. 
Mężczyzna popatrzył na nią zaskoczony. 
- A więc już cię o to pytali? Brigitte potakująco kiwnęła 
głową. 
- To świetnie! 

background image

-  Czy  mógłbyś  powiedzieć  mi,  co  mam  odpowiadać? 
Chciałabym jak najszybciej mieć to za sobą. 
Charlie przystąpił do objaśnień. 
-  To  wszystko?  -  spytała  chłodno,  kiedy  przerwał. 
Mężczyzna zmierzył ją spojrzeniem. Usta wykrzywił 
mu złośliwy uśmieszek. 
-  A  na  koniec  -  zaczął  wolno  -  na  koniec  Cukiereczek 
pocałuje detektywa. 
ROZDZIAŁ 

10 
-  Cu-kie-re-czek!  Fan-ta-sy!  -  skandowali  uczestnicy 
weekendu z zagadką. 
Brigitte zmarszczyła brwi. Była zdenerwowana, chociaż 
już wiele razy występowała przed publicznością. 
- Chciałbym zadać pani kilka pytań. Dotyczą one pew-
nego słodkiego drobiazgu, który znaleziono na miejscu 
zbrodni  -  zaczął  Charlie,  wcielając  się  w  rolę  swego 
Fantasy Fuzza. 
Brigitte zmusiła się do uśmiechu. 
-  Czyżby  miał  pan  na  myśli  ten  element  damskiej  gar-
deroby,  o  którym  nie  powinno  się  wspominać  w 
obecności  osób  trzecich,  detektywie  Fuzz?  -  zapytała, 
przybierając  pozę  charakterystyczną  dla  postaci 
Cukiereczka. 
- Czy to pani własność, Cukiereczku? - Detektyw wyjął 
z kieszeni kurtki plastikową torebkę. 
Brigitte Cukiereczek zatrzepotała rzęsami. 
-  Nigdy nie  rozmawiam  o...  takich  rzeczach  z  mężczy-
zną. 

background image

-  Są  czerwone,  Cukiereczku.  Czerwone,  koronkowe 
majteczki. 
- A fe, detektywie! 
- Założę się, że dobrze pani w tym kolorze. 
- Wolę siebie bez żadnych ozdób. - Słowom tym towa-
rzyszyło znaczące mrugniecie. 
Mężczyzna czubkiem języka zwilżył zaschnięte wargi. 
-  O  tym  porozmawiamy  później.  Nie  odbiegajmy  od 
tematu. 
-  Och,  Fantasy!  -  zagruchała  Brigitte,  przysuwając  się 
bliżej. - Rozmowy są takie nuuudne. 
-  Przykro  mi,  Cukiereczku,  ale  tę  musimy  przepro-
wadzić  do  końca.  -  W  głosie  mężczyzny  pojawiła  się 
stanowcza  nutka.  -  A  więc,  czy  te...  majteczki  są  pani 
własnością?  -  Fantasy  Fuzz  wyjął  czerwone  damskie 
majteczki. 
Przez  krótką  chwilę  Brigitte  Cukiereczek  patrzyła  na 
mężczyznę szeroko otwartymi z przerażenia błękitnymi 
oczami.  Nerwowo  rozejrzała  się  po  sali,  jakby  szukała 
pomocy u publiczności. 
-  A  więc,  Cukiereczku?  -  powtórzył  detektyw.  -  Cze-
kam na odpowiedź. 
-  Czy...  czy  znalazł  je  pan  w  pokoju...  w  pokoju 
Vin-centa? 
- Dokładnie w łóżku pani narzeczonego. 
- Owszem - stwierdziła krótko, sięgając po majteczki. - 
Są moje. 
Mężczyzna gwałtownie cofnął rękę. 
-  Nie  tak  szybko,  Cukiereczku  -  uśmiechnął  się.  -  Nie 
sądzę, aby to był pani rozmiar. 

background image

- Oczywiście, że mój - upierała się Brigitte. - Chyba nie 
sądzi  pan,  że  bielizna  znaleziona  w  łóżku  mojego  na-
rzeczonego mogłaby należeć do innej kobiety. 
- A gdzie kupiła pani te majteczki? 
-  Tam,  gdzie  zawsze  kupuję  moją  bieliznę  -  odpowie-
działa  Brigitte,  podchodząc  do  mężczyzny.  -  Jest  taki 
mały butik. Nazywają go „Rajem grzechu". 
Charlie  zmuszony  był  poczekać  z  kolejną  kwestią,  aż 
umilkną oklaski. 
-  „Raj  grzechu"?  To  bardzo...  interesujące.  Jak  pani 
myśli, czy sprzedają tam bieliznę dla kobiet w ciąży? 
-  Bieliznę  dla  kobiet  w  ciąży?  Z  czerwonej  koronki? 
Pan  chyba  żartuje.  -  Brigitte  roześmiała  się  z 
przymusem. 
-  Wobec  tego  proszę  przeczytać  ten  napis  na  metce  - 
mężczyzna podsunął jej majteczki. - „La Sexy Mama". 
Ekskluzywna  firma  produkująca  bieliznę  dla  kobiet, 
które mimo swego stanu chcą być atrakcyjne. 
- Nigdy nie czytam napisów na metkach. Patrzę jedynie, 
czy  koronka  jest  wystarczająco  przejrzysta  -  szepnęła 
Brigitte, kładąc dłoń na ramieniu detektywa. 
-  Te  majteczki  pochodzą  z  kompletu.  Co  pani  na  to? 
Brigitte obojętnie wzruszyła ramionami. 
-  Pewnie właściciel  postanowił  sprzedawać  obie  części 
oddzielnie. 
- Możliwe... zakładając, że te majteczki rzeczywiście są 
pani własnością. 
- Oczywiście, że są. 
- Nie sądzę, Cukiereczku. 

background image

-  Dlaczego  miałabym  kłamać?  Mężczyzna  obrzucił  ją 
uważnym spojrzeniem. 
-  Może czuje się pani zażenowana,  że pani  narzeczony 
spotykał się z inną kobietą. 
-  Jest  pan  bardzo...  pomysłowy,  detektywie.  -  Brigitte 
bliżej przysunęła się do mężczyzny. 
- A może chce pani uchronić kogoś przed podejrzenia-
mi? 
Brigitte szeroko otworzyła błękitne oczy. 
-  Uchronić  przed  podejrzeniami?  Dlaczego  miałabym 
chronić  kogoś,  z  kim,  jak  pan  twierdzi,  zdradzał  mnie 
mój narzeczony? 
-  Może  dlatego,  że  zamieszany  jest  w  tę  sprawę  ktoś 
bardzo pani bliski. Ktoś, kogo pani kocha i podejrzewa, 
że byłby zdolny zamordować Vincenta Langtona. 
- To nie w moim stylu! Nie jestem aż tak szlachetna. 
-  A jaka  pani jest?  -  Charlie obrzucił ją uważnym  spo-
jrzeniem. 
-  Słodka  i  bardzo,  bardzo  pociągająca  -  szepnęła  Bri-
gitte  Cukiereczek,  otaczając  ramionami  szyję  Fantasy 
Fuz-za.  -  Jestem  pewna,  że  pan  to  zauważył.  Jest  pan 
przecież detektywem. 
- Owszem - przytaknął Fuzz, pochylając się do jej ust 
- A czy zauważył pan też, że mam usta wprost stworzo-
ne  do  całowania?  -  Brigitte  uniosła  lekko  głowę. 
Patrzyła prosto w ciemne oczy mężczyzny. 
-  Czy  ta  odpowiedź  panią  zadowala?  -  szepnął  Fuzz  i 
pocałował kuszące, czerwone wargi. 
Nie  potrafił  pozostać  obojętny  wobec  kobiety,  której 
każdy  uśmiech,  spojrzenie  i  gest  pobudzały  jego 

background image

zmysły. Jak mógł być taki głupi i przypuszczać, że nie 
poruszy  go  ten  pocałunek?  Poczuł,  jak  wargi  Brigitte 
rozchylają się, zapraszając go do środka. 
Brigitte  mocniej  przywarła  do  szerokiej,  muskularnej 
piersi.  Widownia  gromkimi  brawami  nagrodziła 
aktorów.  Charlie  rozluźnił  uścisk,  ale  nie  wypuszczał 
Brigitte  z  ramion.  Była  mu  za  to  głęboko  wdzięczna. 
Nie wiedziała, czy zdołałaby utrzymać się na nogach o 
własnych siłach. Ciekawe, czy on to wyczuł, pomyślała. 
Wewnętrzny  głos  szeptał  jej  nagląco:  powiedz  coś, 
Brigitte, powiedz coś! Minęła jednak dobra chwila, nim 
udało jej się wydusić: 
- Och, Fantasy! 
Oświetlający scenę reflektor przesunął się na widownię. 
Dopiero  teraz  Brigitte  uświadomiła  sobie,  gdzie  się 
znajduje.  Zawstydzona,  korzystając  z  ciemności, 
pośpiesznie  opuściła  scenę.  Przez  wyjście  służbowe 
przedostała  się  na  pusty  o  tej  porze  korytarz.  Winda 
zawiozła ją na górę, do jej własnego apartamentu. 
Kiedy zapaliły się światła, Charlie ze zdumieniem roze-
jrzał  się  po  sali.  Gdzie,  u  licha,  podziała  się  Brigitte? 
Nie  zauważył  nawet,  kiedy  wyszła.  Jeszcze  przed 
chwilą trzymał ją w ramionach, a teraz stał tu zupełnie 
sam. Przy stoliku czekali na niego Stephen i Janet. 
-  Chciałbym  zamienić  z  tobą  parę  słów,  Battle 
-oświadczył  Stephen,  biorąc  Charliego  pod  ramię  i 
popychając w stronę wyjścia. Janet pośpieszyła za nimi, 
zapewniając  po  drodze  detektywów  amatorów,  że  za 
chwilę ona i jej mąż będą do ich dyspozycji. 

background image

-  Jeden  z  prawników  myśli,  że  postanowiłeś  przyznać 
się do winy - poinformowała męża, kiedy znaleźli się za 
drzwiami. - Zaproponował, że będzie cię bronił. 
-  Nie  zawracaj  mi  teraz  głowy  -  odburknął  Stephen, 
odwracając  się  do  Charliego.  -  Gdyby  nie  to,  że  jesteś 
naszym  gościem,  Battle,  a  ci  ludzie  zapłacili  grube 
pieniądze,  aby  oglądać  cię  w  akcji,  wyrzuciłbym  cię 
stąd na zbity pysk. 
Charlie popatrzył na niego zaskoczony. 
- Nie bardzo rozumiem. 
- Nie udawaj durnia, Battle - warknął Stephen. - Chodzi 
o moją siostrę. 
- O Brigitte? - Charlie westchnął. Pośpiech, z jakim 
Brigitte  opuściła  scenę,  nie  umknął  uwagi  jej  rodziny. 
Był jak przyznanie się do winy. 
-  Nie  wiem,  o  co  w  tym  wszystkim  dokładnie  chodzi, 
ale  nie  jestem  ślepy  -  zżymał  się  Stephen.  -  Nic  nie 
mówiłem,  bo  uważałem,  że  Brigitte  jest  wystarczająco 
dorosła,  by  decydować  o  swoim  życiu.  Ale  też  nigdy 
przedtem  nie  widziałem  jej  w  takim  stanie.  A  więc, 
Battle,  oczekuję,  że  powie  mi  pan,  co  tu  się,  u  Ucha, 
dzieje? 
- Stephen! - cicho wtrąciła Janet, kładąc dłoń na ramie-
niu męża. - Ktoś powinien pójść do Brigitte. 
- Idź sama. Zaraz do ciebie dołączę. 
- Powiedziałam gościom, że za chwilę wrócimy - przy-
pomniała mu żona. - Niech idzie Charlie. 
- On? - zdziwił się Stephen. - Przecież to z jego powodu 
Brigitte... 

background image

-  Właśnie  dlatego  -  przerwała  mężowi  Janet.  -  Oczy-
wiście, jeśli zależy mu, by to naprawić. 
Charlie potakująco skinął głową. 
- Chciałbym z nią porozmawiać. 
Stephen  zmierzył  go  groźnym  spojrzeniem,  ale  Janet 
już  wyjaśniała  Charliemu,  jak  trafić  do  apartamentu 
zajmowanego przez Brigitte Dumont. 
- Jeśli ją skrzywdzisz... - zaczął ostrzegawczo Stephen. 
-  Nie  skrzywdzę  jej  -  obiecał  Charlie.  Choć  nie  miał 
pewności,  czy  ta  rozmowa  coś  wyjaśni,  wiedział,  że 
musi spróbować porozmawiać z Brigitte. 
Kiedy w chwilę później Brigitte uchyliła drzwi, Charlie 
odniósł wrażenie, jakby chciała mu je zatrzasnąć przed 
nosem.  Jednak  chyba  zmieniła  zamiar,  ponieważ 
gestem zaprosiła go do środka. Miała na sobie tę samą 
suknię, w której wystąpiła przed publicznością. Czarny, 
połyskliwy  materiał  ciasno  opinał  zgrabną  sylwetkę. 
Charlie  z  ulgą  zauważył,  że  na  policzkach  nie  było 
śladu łez. 
Brigitte  wróciła  na  kanapę,  Charlie  zaś  przysiadł  na 
stojącym  obok  krześle.  Zatroskanym  spojrzeniem 
obrzucił  smutną  twarz  kobiety.  Męczyło  go  poczucie 
winy. 
- Chcę tylko wiedzieć, dlaczego - odezwała się Brigitte 
głucho brzmiącym głosem. 
- Dlaczego co? 
-  Nie  jestem  dzieckiem,  Charlie.  Przez  ten  hotel  prze-
wija  się  mnóstwo  mężczyzn.  Wiem,  że  jestem 
atrakcyjna  i  wielu  z  nich  próbuje  mnie  podrywać  - 
urwała  i  odwróciła  wzrok.  Przez  dłuższą  chwilę 

background image

przyglądała się swoim dłoniom. Charlie chciał jej jakoś 
pomóc,  ale  nie  bardzo  wiedział,  co  ma  robić. 
Zastanawiał  się,  jak  by  zareagowała,  gdyby  teraz 
podszedł  do  niej,  otoczył  ramionami  i...  No  właśnie. 
Nawet  Fuzz  nie  potrafiłby  wybrnąć  z  takiej  sytuacji, 
pomyślał. 
Brigitte odchrząknęła. 
-  Czasami  spotykam  mężczyzn,  których  chciałabym 
poznać  bliżej,  ale  oni  po  paru  tygodniach  wracają  do 
swoich  miast.  Czasem  telefonują  lub  piszą  listy. 
Niektórzy  nawet  wracają.  -  Na  jej  twarzy  pojawił  się 
blady  uśmiech.  -  Inni  obiecują,  że  napiszą  lub 
zadzwonią,  choć  nigdy  nie  dotrzymują  słowa.  Ale 
nigdy,  nigdy  przedtem  nie  zdarzyło  się,  żeby  ktoś 
umyślnie zranił moje uczucia. 
Zranił jej uczucia?! Charlie popatrzył na nią zaskoczo-
ny,  a  jednocześnie  zawstydzony.  Czuł  się  winny, 
ponieważ  takie  właśnie  były  jego  zamiary.  Chciał  ją 
zranić, aby zemścić się za zdradę, której dopuściła się, 
odkrywając  przed  światem  jego  sekrety.  Jednak  nawet 
w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że może 
mu się to udać. Nie zdawał sobie sprawy z władzy, jaką 
miał nad tą piękną i pewną siebie kobietą. 
- Brigitte... 
- Wiem, że jest w tym również i moja wina - przerwała 
mu  Brigitte.  -  Ubzdurałam  sobie,  że  te  wspólnie 
spędzone  chwile  są  dla  ciebie  równie  ważne  jak  dla 
mnie. 
- I są. 

background image

- Rozumiem, że wyjeżdżając chciałeś podziękować mi i 
dlatego zostawiłeś tamten  rysunek  - ciągnęła - ale dla-
czego  przysłałeś  mi  kolejny?!  Czy  taką  przyjemność 
sprawia ci dręczenie mnie? 
-  A  nie  przyszło  ci  do  głowy,  że  ja  również  mogłem 
poczuć się dotknięty? - spytał Charlie. 
- Ty? Dotknięty? Czym? - Brigitte popatrzyła na niego 
zdumiona. 
- Myślałem, że to, co zaszło między nami wtedy... Coś 
takiego  nie  zdarza  się  codziennie.  Nie  mogłem 
doczekać się, kiedy znowu cię zobaczę i wtedy właśnie 
przeczytałem ten artykuł w ..Contemporary Canada". 
- ..Contemporary Canada"? Chodzi ci o artykuł Donny? 
- Owszem - przytaknął chłodno mężczyzna. - Ten sam, 
w  którym  oceniłaś  nasz  pocałunek  na  siedem  w  skali 
Richtera. 
-  I  dlatego  tak  się  zachowywałeś?  Dlatego  traktowałeś 
mnie  jak  powietrze?  Z  powodu  jakiegoś  głupiego 
artykułu? 
- Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową. 
- Dla mnie nie był głupi - zaprotestował mężczyzna. 
-  Wy,  Dumontowie,  jesteście  może  przyzwyczajeni,  że 
piszą  o  was  w  gazetach,  ale  ja  nie.  Zaufałem  ci, 
ponieważ...  do  licha,  ponieważ  ci  zaufałem.  Polubiłem 
cię, a ty... Ty płaczesz? 
-  Tak!  Masz  rację!  Płaczę!  -  wybuchnęła  Brigitte,  roz-
mazując  łzy  na  policzkach.  -  Ale  nie  myśl,  że  płaczę 
dlatego,  że  mnie  to  zabolało.  Płaczę  ze  złości,  panie 
C.H.Battle. 
- Jesteś na mnie zła? 

background image

-  Jak  śmiałeś!  -  Poderwała  się  z  kanapy.  -  Jak  mogłeś 
przypuszczać, że po tym, co zaszło między nami, pobie-
głam  do  Donny  i  opowiedziałam  jej  wszystko,  żeby 
miała czym okrasić swój wstrętny artykuł?! Jak śmiesz 
traktować mnie w ten sposób! 
-  Byłaś  jedyną  osobą,  której  powiedziałem,  że  nie 
umiem tańczyć - bronił się mężczyzna. 
- Tak, ale nie mówiłeś, że to tajemnica. 
- Żartowałaś na temat naszego pocałunku! 
      -  Nie  bądź  śmieszny!  -  żachnęła  się  Brigitte.  -  A 
poza tym, to Donna tak powiedziała, a ja... ja tylko nie 
zaprzeczyłam.  A  co,  wolałbyś,  żebym  skłamała? 
Większość mężczyzn byłaby dumna z takiej oceny. 
- Nie jestem większością mężczyzn. 
-  Nie,  ale  nie  zapominaj,  że  jesteś  sławny.  To  o  tobie 
był ten artykuł. 
-  To,  co  zaszło  między  nami,  powinno  pozostać  naszą 
prywatną sprawą, a ty wygadałaś się jakiejś reporterce. 
- To wcale tak nie było! - zaperzyła się Brigitte. - Don-
na stwierdziła, że zrobiłeś na niej wrażenie samotnika, a 
ja  wspomniałam,  że  nie  umiesz  tańczyć.  Zresztą, 
rozmawiałam  z  przyjaciółką,  a  nie  reporterką.  Skąd 
mogłam wiedzieć, że wykorzysta to w artykule. A poza 
tym,  nie  rozumiem,  o  co  się  pieklisz.  Przecież  to  ty 
właśnie 

zaaranżowałeś 

przed 

Donną 

tamto 

przedstawienie! - wypaliła. 
- Tylko cię pocałowałem. 
- To tak, jakbyś twierdził, że King Kong to tylko małp-
ka. 
- Do niczego cię nie zmuszałem. 

background image

- No nie! Wypraszam sobie te insynuacje! 
Zamilkli.  Brigitte  z  powrotem  opadła  na  kanapę.  Opu-
ściła głowę. Gwałtownie zamrugała powiekami, by po-
wstrzymać napływające jej do oczu łzy. Na próżno. 
-  Czy  wiesz,  że  to  naprawdę  boli,  Charlie?  -  odezwała 
się  cicho.  -  Czy  uważasz,  że  tylko  dlatego,  iż  noszę 
nazwisko  Dumont,  nie  jestem  zdolna  do  prawdziwych 
uczuć?  Powinnam  była  się  tego  domyślić.  Nie  ty 
pierwszy tak mnie oceniłeś. To tak, jakbyś zakładał, że 
przez cały czas udawałam. 
Charlie zerknął ukradkiem na twarz kobiety skulonej w 
rogu kanapy. Płakała. 
- To nie jest tak - zaprzeczył. 
- Właśnie, że jest. - Brigitte energicznym ruchem otarła 
łzy. - Dokładnie to samo usłyszałam dziś od mojej bra-
towej.  Myślała,  że  jestem  tak  opanowana  i  pewna 
siebie, że nikt nie jest w stanie mnie zranić. 
- Nigdy nie chciałem... 
-  Ale  bardzo  szybko  uwierzyłeś,  że  mogłabym  być  tak 
próżna, by wypaplać wszystko Donnie. Czy myślisz, że 
ja marzę o rozgłosie? 
-  Nie,  wcale  tak  nie  uważam,  tylko...  To  wszystko  jest 
dla  mnie  takie  nowe  -  plątał  się  Charlie.  -  Widzisz, 
zawsze  byłem  bardzo  nieufny  i  ostrożny.  Bałem  się  ci 
zaufać. 
- Bałeś się mi zaufać? - Brigitte nie kryła swego zasko-
czenia. - Czy dlatego, że nazywam się Dumont? 
- To wszystko stało się tak nagle. Miałem wrażenie, że 
ziemia usuwa mi się spod nóg. 

background image

-  Nie  ty  jeden  -  gorzko  wtrąciła  Brigitte.  Charlie 
obrzucił ją zdumionym spojrzeniem. 
-  Przepraszam  -  szepnął.  -  Tak  bardzo  się  bałem, 
Brigitte.  Zaufałem  ci,  a  potem...  potem  przeczytałem 
ten artykuł. 
Charlie przysiadł na brzegu kanapy. Tak bardzo  chciał 
jej pomóc. 
-  Niewiele  wiem  o  kobietach,  Brigitte  -  zaczął.  -  Brak 
mi  doświadczenia.  Naprawdę  nie  chciałem  cię  zranić. 
Lękałem się i nadal lękam tego, co do ciebie czuję. 
Z piersi kobiety wyrwało się pełne żalu westchnienie. 
- Proszę cię, nie płacz. 
Brigitte żałośnie pociągnęła nosem. 
-  Widzę,  że  naprawdę  niewiele  wiesz  o  kobietach, 
Charlie. 
Mężczyzna skinął głową. 
- Ostatnią rzeczą, jakiej oczekuje kobieta, kiedy płacze, 
to usłyszeć, by przestała. 
Mężczyzna zmarszczył brwi. 
-  Och  Charlie,  Charlie!  -  Na  zapłakanej  twarzyczce 
Brigitte pojawił się blady uśmiech.  - Czy nie uważasz, 
że  pocałunek  byłby  o  wiele  bardziej  skutecznym 
rozwiązaniem? 
ROZDZIAŁ 

11 
Charlie trzymał Brigitte tak blisko, że prawie nie mogła 
oddychać. Całował ją, szepcząc pełne czułości miłosne 
zaklęcia.  Pragnął  wynagrodzić  Brigitte  wszystkie 
chwile  zwątpień  i  cierpienia.  Mocno  tulił  ją  do  piersi, 

background image

jakby w obawie, że odwróci się i odejdzie. Na wargach 
czuł słony smak łez. 
-  Nie  mogłem  przestać  o  tobie  myśleć  -  wyznał.  -  Nie 
byłem  nawet  w  stanie  pracować.  Czy  wiesz,  że 
wszystkie  Cukiereczki  z  moich  historii  miały  twoje 
rysy?  Przepraszam,  że  sprawiłem  ci  ból.  Byłem  w 
błędzie. Teraz to rozumiem. 
-  Wystarczy  -  przerwała  mu  Brigitte.  -  Już  dosyć  po-
wiedziałeś,  Charlie. Wszystko,  co  należało.  Teraz  czas 
przejść do czynów. 
Mężczyzna  szeroko  otwartymi  oczami  patrzył  na 
wzniesioną  ku  niemu  twarz.  Pragnął  jej  tak  bardzo! 
Brigitte odwróciła się plecami. 
-  Rozepnij  mi  sukienkę,  Charlie  -  poprosiła,  zerkając 
przez ramię. 
Charlie z niecierpliwością rozsunął zamek. Ukazały się 
gładkie plecy i szczupłe ramiona. Brigitte podniosła się 
z kanapy i wolno ruszyła przez pokój. Gestem nakazała, 
by szedł za nią. Weszli do sypialni. Brigitte zatrzymała 
się  przy  łóżku.  Charlie  był  tuż  za  nią.  Tak  blisko,  że 
słyszał jej przyspieszony oddech. Brigitte czekała. 
Mężczyzna  przyglądał  jej  się  pełnym  zachwytu  wzro-
kiem.  Skóra  kobiety  była  koloru  kości  słoniowej  i 
jeszcze nim jej dotknął, wiedział, że będzie aksamitnie 
gładka i miękka. 
- Chcę cię pieścić całą - szepnął drżącym z podniecenia 
głosem. 
-  Byłabym  rozczarowana,  gdybyś  tego  nie  zrobił  -  od-
powiedziała Brigitte, uśmiechając się zalotnie. 

background image

Charlie  wolno  uniósł  dłonie  i  położył  je  na  nagich  ra-
mionach  kobiety.  Brigitte  wyprężyła  się.  Jeden  ruch 
wystarczył, by suknia opadła na podłogę. Zaróżowione 
policzki,  pełne,  wilgotne  usta,  błyszczące  oczy  nie 
pozostawiały  wątpliwości.  Brigitte  pragnęła  go.  Żaden 
mężczyzna  nie  powinien  oglądać  kobiety  w  takim 
stanie,  jeśli  nie  zamierza  się  z  nią  kochać,  pomyślał 
Charlie. To zbyt niedyskretne. 
Brigitte drżącymi palcami sięgnęła do guzików koszuli 
Charliego. Przysunęła się bliżej i przytuliła policzek do 
gorącej  skóry.  Westchnęła  cicho.  Nigdy  przedtem  nie 
czuła  się  tak  dobrze,  tak  bezpiecznie.  Gwałtownym 
ruchem  zsunęła  z  ramion  mężczyzny  rozpiętą  koszulę. 
Charlie pomógł jej, uwalniając ręce z rękawów. Poczuł 
na  nagiej  skórze  dotyk  pełnych  piersi.  Wolno  pochylił 
się do ust Brigitte. 
Należała do niego. Choć było oczywiste, że swoim po-
stępowaniem wyrządził jej krzywdę, nie chowała urazy. 
Jej  szczerość  i  oddanie  wzruszyły  go  do  głębi. 
Pośpiesznie  zrzucił  buty  i  pozbył  się  reszty  ubrania. 
Nagi odwrócił się do Brigitte. 
Siedziała na brzegu łóżka, wolno zsuwając z nóg cien-
kie  pończochy.  Charlie  przyglądał  się  jej  oczarowany. 
Brigitte  zauważyła  to  spojrzenie.  Podniosła  się  i 
zbliżyła do mężczyzny. 
-  Kocham  cię,  wiesz?  -  szepnęła,  biorąc  jego  twarz  w 
dłonie. 
To  wyznanie  zaskoczyło  go.  Nie  był  na  nie 
przygotowany  i  wcale  nie  był  pewny,  czy  chce  i  może 
wyznać to samo. Brigitte objęła go i mocno przywarła 

background image

do  silnego,  muskularnego  ciała.  Nie  potrafił  już  dłużej 
pozostać obojętny. Nie namyślając się długo, chwycił ją 
w ramiona i rzucił na łóżko, przykrywając sobą. Prawie 
natychmiast Brigitte przekręciła się na bok, uwalniając 
się  od  jego  ciężaru.  Leżała  na  nim,  okrywając  jego 
twarz,  szyję,  ramiona  namiętnymi  pocałunkami.  Była 
nienasycona.  Drżącymi  z  niecierpliwości  palcami 
szukała czegoś pod poduszką. 
-  Włożyłam  ją  tam  dziś  rano  -  szepnęła,  wyciągając 
spod  poduszki  małą  foliową  paczuszkę.  -  Wiedziałam, 
że się przyda. 
Brigitte  klęczała  nad  leżącym.  Ciemne  włosy  otaczały 
zarumienioną twarz, wargi nabrzmiały od pocałunków, 
oczy  błyszczały.  Nie  spuszczając  wzroku  z  twarzy 
Char-liego,  wsunęła  palce  za  gumkę  koronkowych 
majteczek  i  jednym  szybkim  ruchem  pozbyła  się 
ostatniej części garderoby. 
Charlie  wiedział,  że  nie  potrafi  już  dłużej  czekać.  Po-
pchnął  ją  lekko  na  poduszki  i  pochylił  głowę  do 
ślicznych.  piersi.  Delikatnymi  muśnięciami  języka 
pieścił  nabrzmiałe  sutki.  Brigitte  zacisnęła  palce  na 
ramionach  mężczyzny.  Była  gotowa.  Rozsunęła  uda,  a 
on wszedł w nią powoli, 
ostrożnie. Objęła go ciasno nogami, pozwalając, by stali 
się  jednym  ciałem.  Gdy  wspólnie  osiągnęli  ekstazę, 
Brigitte krzyknęła i z całych sił przywarła do Charliego. 
Leżeli spleceni ramionami, oddychając ciężko. Brigitte 
wyciągnęła  rękę  i  odgarnęła  wilgotny  kosmyk  z  czoła 
mężczyzny. 

background image

-  Wszystko  w  porządku?  -  Charlie  zaniepokojonym 
spojrzeniem obrzucił twarz Brigitte. 
- O tak! 
- Jestem chyba za ciężki, co? 
- Jesteś wspaniały. 
-  Hm,  muszę  cię  przeprosić.  -  Charlie  wycofał  się  do 
łazienki. 
Kiedy wrócił, Brigitte leżała na łóżku, oparta na łokciu. 
Miała  na  sobie  skórzaną  kurtkę  Charliego  i  swoje 
koronkowe majteczki. 
-  Wszystko  w  porządku?  -  powtórzył  mężczyzna,  sia-
dając na brzegu łóżka. 
Brigitte przekręciła się na plecy. 
- Och, Fantasy! 
-  Byłaś  w  łóżku  z  Charliem  Battle'em  -  stwierdził 
chłodno. - Fantasy Fuzz to tylko postać z komiksu. 
Brigitte  usiadła  na  łóżku,  zaalarmowana  ostrą  nutą  w 
głosie mężczyzny. 
- Tylko żartowałam. 
- Chciałbym, żebyś o tym pamiętała. 
-  Dlaczego  mam  wrażenie,  że  nie  traktujesz  mnie  po-
ważnie? - spytała cicho. 
- Ależ traktuję cię jak najbardziej poważnie - zapewnił 
Charlie. 
-  Nie  jestem  naiwną  gąską,  Charlie.  Nie  czytuję  nawet 
twojego  komiksu.  Wiem,  że  Charlie  Battle  to  nie 
Fantasy Fuzz, a ja kocham Charliego. 
- Mówisz serio? 
Brigitte przysunęła się bliżej. 

background image

-  Tak,  Charlie.  Obawiam  się,  że  tak  -  szepnęła  mu  do 
ucha. 
Charlie milczał przez dłuższą chwilę, nim zdołał zapy-
tać: 
- Ale dlaczego właśnie mnie? 
-  Nie  wiem.  -  Brigitte  uśmiechnęła  się,  otaczając  ra-
mionami  szyję  mężczyzny.  -  Jesteś  przystojny,  ale 
znam wielu przystojnych mężczyzn... - zamyśliła się. - 
Nawet nie próbowałeś mnie podrywać. 
-  No  cóż,  kobiety  zawsze  mnie  onieśmielały  -  wyznał 
Charlie. 
Brigitte popatrzyła na mężczyznę przez zalotnie opusz-
czone rzęsy. 
- Masz za to całą masę innych zalet  - szepnęła, pochy-
lając się do jego ust. 
- Brigitte... 
- Nic nie mów, Charlie. Nie musisz nic mówić. 
Ledwie Brigitte zdążyła wziąć szybki prysznic i popra-
wić  makijaż,  a  już  trzeba  było  zejść  na  dół.  Właśnie 
zaczynała  się  aukcja.  Kiedy  przekroczyła  próg  jadalni, 
prawie natychmiast wyrosła przy niej Janet. 
- Wszystko w porządku? - spytała cicho, pochylając się 
do ucha szwagierki. 
- O tak! - Uśmiechnęła się Brigitte. - W najlepszym. 
-  Wiedziałam.  Wystarczyło  popatrzeć  na  Charliego, 
kiedy się tu zjawił. Wiedziałam. 
- Już tu jest? - zdziwiła się Brigitte. Janet skinęła głową. 
- Odpowiada na pytania. 
- A jak wam poszło? 

background image

-  Tak  jak  zaplanowaliśmy.  Wyznałam  niechętnie,  ze 
czerwone  majteczki  są  moją  własnością,  a  Stephen 
przyznał,  iż  to  on  uderzył  Vincenta  -  odparła  Janet.  - 
Wygląda na to, że przekonałam ich. Stephen nadal jest 
głównym podejrzanym, choć głośno zaprzeczył, jakoby 
to  on  zastrzelił  swego  najlepszego  przyjaciela.  Nasi 
detektywi  uznali  za  podejrzany  fakt,  że  skłamałaś 
mówiąc,  iż  majteczki  należą  do  ciebie.  Uważają,  że 
chcesz chronić ukochanego brata. À propos chronienia. 
Szkoda, że nie widziałaś Stephena w akcji. 
- Stephena? Janet przytaknęła. 
- Przyparł Charliego do muru. Taka mała demonstracja 
braterskiej  miłości.  Z  trudem  udało  mi  się  zażegnać 
kłótnię. 
-  Wiedziałam,  że  musisz  mieć  coś  wspólnego  z  tą 
niespodziewaną  wizytą  Charliego  -  domyśliła  się 
Brigitte. 
- Podałam mu jedynie wskazówki, jak trafić do twojego 
apartamentu - wykręciła się Janet. - Chciał cię przepro-
sić. 
-  I  to  właśnie  zrobił  -  kiwnęła  głową  Brigitte,  uśmie-
chając  się  tajemniczo.  -  A  więc  mój  starszy  braciszek 
stanął  dziś  w  obronie  cnoty  siostry.  Mam  nadzieję,  że 
nigdy  nie  dowie  się,  że  jego  starania  odniosły  akurat 
przeciwny skutek. 
-  Martwił  się o  ciebie,  Brigitte.  Zrób  coś  z  tym  uśmie-
chem. 
- Czy aż tak to widać? 
-  Skądże!  -  Janet  roześmiała  się.  -  Tylko  kiedy  się  na 
ciebie patrzy. 

background image

- Hm, trudno. - Brigitte wzruszyła ramionami. - C'est la 
vie!  
-  Zerknęła  w  stronę  sceny.  Fantasy  Fuzz 
odpowiadał  na  rozliczne  pytania.  -  Mam  wrażenie,  że 
nasz detektyw potrzebuje pomocy. 
-  Chyba  tak  -  przytaknęła  Janet.  -  A  więc,  zobaczymy 
się później. 
Brigitte z trudem przecisnęła się przez otaczający Char-
liego  tłumek.  Mężczyzna  zauważył  ją  i  powitał 
pytającym  spojrzeniem.  Brigitte  uśmiechnęła  się  w 
odpowiedzi. 
- Podoba mi się twoja kurtka, Fantasy - zaczęła głosem 
Cukiereczka. Podeszła i położyła dłoń na okrytym skórą 
ramieniu mężczyzny. - Czy mogłabym ją pożyczyć? 
- Nie - burknął Charlie, oblewając się rumieńcem. Miał 
nadzieję, że nikt tego nie zauważył. - Jeśli jednak tak ci 
się  podoba,  powiem  w  sekrecie,  że  za  chwilę  zaczyna 
się  aukcja,  na  której  będziesz  mogła  kupić  sobie  taką 
samą. 
Brigitte zalotnie zatrzepotała rzęsami. 
- Chyba skorzystam z okazji. 
- Nie wiedziałem, że lubisz skórę, Cukiereczku. 
- Lubię nosić ją na gołe ciało - szepnęła Brigitte, przy-
suwając się jeszcze bliżej. 
Charlie poczuł, jak robi mu się gorąco. No, no. Zanosi 
się na długi wieczór, Fantasy, pomyślał. 
ROZDZIAŁ 

12 
- Jesteśmy tu dziś, by odkryć prawdę - oznajmił Fantasy 
Fuzz. - Zaczniemy od ciebie, Cukiereczku - dodał, wy-

background image

ciągając  palec  w  stronę  Brigitte,  która  wraz  z  resztą 
rodziny siedziała na ustawionych na scenie krzesełkach. 
Brigitte popatrzyła na detektywa szeroko otwartymi ze 
zdziwienia błękitnymi oczami. 
-  Ależ  Vincent  był  moim  narzeczonym!  -  zaprotesto-
wała płaczliwie. - Dlaczego miałabym go zabić? 
- Nikt nie mówi, że go zabiłaś. Próbujesz jedynie osło-
nić  mordercę.  Szczególnie,  że  twoim  zdaniem 
morderstwo 

było 

pełni 

uzasadnione 

usprawiedliwione. 
-  Chyba  pan  żartuje!  -  Brigitte  nie  kryła  oburzenia.  - 
Kochałam Vincenta Langtona! 
- I dlatego właśnie tak bardzo cierpiałaś z powodu jego 
zdrad,  prawda,  Cukiereczku?  A  kiedy  jeszcze  okazało 
się,  że  twój  narzeczony  zdradzał  cię  z  twoją  własną 
bratową... 
Brigitte pobladła. 
-  To  nieprawda!  -  zaprzeczyła  drżącym  głosem,  rzuca-
jąc zaniepokojone spojrzenie w stronę brata. 
-  Skłamałaś  mówiąc,  że  koronkowe  majteczki  znale-
zione  w  łóżku  narzeczonego  są  twoją  własnością  - 
ciągnął oskarżycielsko sławny detektyw. 
-  Kupiłam  je  w  butiku  „Raj  grzechu"  w  zeszłym  mie-
siącu - broniła się Brigitte. 
-  Owszem,  ale  nie  dla  siebie.  Kupiłaś  je  dla  swojej 
bratowej, prawda, Cukiereczku? 
- Nie! 
- Sprzedawczyni dobrze cię zapamiętała. Pomyślała so-
bie,  że  to  ładnie  z  twojej  strony,  iż  chcesz  zrobić 
prezent  żonie  Stephena.  Kto  mógł  przypuszczać,  że  te 

background image

same  majteczki  znajdzie  pokojówka.  Kiedy  pokazałem 
ci  je  wczoraj  wieczorem,  od  razu  je  rozpoznałaś,  ale 
myślałaś tylko o tym, by osłaniać brata. 
-  Tak!  -  wybuchnęła  Brigitte.  -  Skłamałam,  ale  wcale 
nie zrobiłam tego, aby uchronić Stephena od posądzenia 
o  morderstwo.  Nie  chciałam,  żeby  dowiedział  się,  iż 
Janet  tam  była.  Przepraszam,  Stephen  -  dodała  cicho, 
patrząc na brata. 
-  Mogłaś  oszczędzić  sobie  fatygi,  Cukiereczku 
-stwierdził  Fuzz,  spoglądając  na  Janet  Dumont  -  Twój 
brat  doskonale  wiedział,  że  jego  żona  odwiedziła 
Vincenta  Langtona  w  jego  pokoju,  nieprawdaż,  pani 
Dumont?  Właśnie  dlatego  poszedł  tam  zaraz  po  niej  i 
wrócił  z  posiniaczoną  ręką.  Wiedział,  ponieważ  sama 
mu pani o tym powiedziała. 
-  Tak.  Wyznałam  mu  wszystko.  -  Ciemne  oczy  Janet 
Dumont napełniły się łzami. 
Fuzz  pokiwał  współczująco  głową  i  odwrócił  się  do 
Stephena Dumonta. 
-  Żona  opowiedziała  panu  o  wszystkim,  prawda?  Nie 
przypuszczała  jednak,  że  wpadnie  pan  w  taką 
wściekłość. 
- On ją szantażował! - wybuchnął mężczyzna. - Janet... 
- urwał i popatrzył na żonę. - Parę miesięcy temu 
-  zaczął  spokojniejszym  już  tonem  -  miał  miejsce 
pewien, nazwijmy to, wypadek. Musiałem wyjechać w 
interesach,  a  przedtem  posprzeczaliśmy  się  trochę. 
Vincent  był akurat w hotelu. Mój tak  zwany  przyjaciel 
postanowił  więc  skorzystać  z  okazji  i  pocieszyć  moją 
żonę. 

background image

- To był mój błąd - wtrąciła Janet, ocierając łzy. - Mam 
słabą  głowę.  Vincent  dolewał  mi  i  dolewał,  a  ja  nie 
potrafiłam  odmówić.  Zanim  się  spostrzegłam...  Potem 
bardzo  żałowałam.  Wiedziałam,  że  skrzywdziłam 
Stephena... - urwała. 
-  ...  i  przysięgła  pani  sobie,  że  on  nigdy  się  o  tym  nie 
dowie  -  dokończył  za  nią  Fuzz.  -  Jak  szlachetnie. 
Niestety, Vincent miał inne plany. 
-  Chciał,  żebym  została  jego  kochanką  -  rozpłakała  się 
na nowo kobieta. - Groził, że jeśli się nie zgodzę, powie 
o  wszystkim  Stephenowi.  Prosiłam  go  i  błagałam,  ale 
on  tylko  się  śmiał.  W  końcu  musiałam  się  zgodzić. 
Poszłam do jego pokoju, rozebrałam się nawet, ale nie 
mogłam. Po prostu nie mogłam! Nie na trzeźwo i nie po 
tym,  co  przeszłam.  Kiedy  chciał  mnie  dotknąć,  dałam 
mu w twarz, zabrałam ubranie i uciekłam. 
Detektyw  pokiwał  ze  zrozumieniem  głową  i  odwrócił 
się do Stephena. 
-  Tę  właśnie  historię  usłyszał  pan  od  żony,  prawda? 
Mężczyzna przytaknął. 
-  Był pan na  nią zły, ale to  nic  w  porównaniu  z niena-
wiścią,  jaką  czuł  pan  do  Vincenta  Langtona  -  ciągnął 
Fuzz. 
-  Mało,  że  zrobił  z  pana  rogacza,  ale  zranił  również 
pańską  siostrę,  która  go  przecież  kochała.  Na  dodatek, 
zmusił pańską ciężarną żonę, by poszła z nim do łóżka. 
-  Uderzyłem  go!  -  wyznał  Stephen.  -  Ma  pan  rację, 
zaślepiała  mnie  nienawiść.  Walnąłem  go  w  szczękę  i 
jeszcze parę razy w żołądek. Gdyby sekcja wykazała, że 
zmarł na skutek pobicia, mógłbym uwierzyć, że to ja go 

background image

zabiłem,  ale  kiedy  wychodziłem,  Vincent  jeszcze  żył. 
Siedział  na  dywanie,  rozcierając  sobie  szczękę.  Słyszy 
pan? On żył! 
- A więc, wracamy do punktu wyjścia. - Detektyw roz-
łożył  ręce.  -  Kto  zabił  Vincenta  Langtona?  Czyżby 
jednak nasz słodki Cukiereczek? 
Brigitte zmarszczyła brwi. 
-  Może  dowiedziała  się  o  jego  zdradach  i  postanowiła 
położyć  im  kres  -  ciągnął  Fuzz,  uśmiechając  się 
znacząco.  -  A  może  to  wcale  nie  była  piękna  i  dumna 
Brigitte? Może winna jest młodsza pani Dumont? 
-  Ja?  -  Janet  patrzyła  na  detektywa  szeroko  otwartymi 
ze zdziwienia ciemnymi oczami. 
-  Uwiódł  panią,  a  potem  próbował  szantażować.  Mąż 
wcale  nie  miał  zamiaru  wybaczyć  pani  tej  zdrady. 
Langton zniszczył pani małżeństwo, a pani zemściła się 
zabijając go- 
-  Nie  wiedziałam  nawet,  że  mama  ma  ten  pistolet 
-broniła się Janet. 
- Pani nie, ale mąż pani doskonale wiedział, kto i gdzie 
przechowuje  w  tym  domu  broń.  Może  doszedł  do 
wniosku, że parę ciosów pięścią nie jest wystarczającą 
karą dla takiego drania jak Vincent Langton. 
-  To  niemożliwe!  -  zaprotestowała  Janet  -  Wrócił  ze 
spuchniętą  ręką  i  musiałam  zrobić  mu  okład  z  lodu. 
Rozmawialiśmy,  a  potem...  potem  pogodziliśmy  się. 
Stephen  przez  cały  wieczór  nie  opuszczał  naszego 
pokoju. 
- Czyżbyśmy więc znowu utknęli w martwym punkcie? 
- zamyślił się Fuzz. 

background image

Jean-Pierre Dumont podniósł się ze swego krzesła. Wy-
szedł na środek i stanął naprzeciw sławnego detektywa. 
-  Panie  Fuzz  -  zaczął  gniewnym  tonem  -  od  trzech  dni 
przesłuchuje  pan  moją  rodzinę,  wyciągając  na  światło 
dzienne sprawy, o których wszyscy wolelibyśmy zapo-
mnieć.  Jeśli  posiada  pan  dowody  winy  przeciwko 
jednemu z nas, dlaczego nie aresztuje go pan? Mam już 
dosyć tej głupiej zabawy w szukanie winnego. Jeśli zaś 
nie  ma  pan  żadnych  dowodów,  nalegam,  aby 
natychmiast opuścił pan mój hotel. 
-  Owszem  -  odparł  detektyw  -  posiadam  dowody.  Na 
przykład,  ta  broń,  z  której  zastrzelono  Vincenta 
Langtona. Należała do pańskiej żony, nieprawdaż? 
Starszy pan zmierzył go pełnym oburzenia spojrzeniem. 
-  Czyżby  sugerował  pan,  że  Marguerite...?  Ależ  to 
nonsens! 

Czyste  szaleństwo! 

Moja 

żona 

to 

najłagodniejsza,  najdelikatniejsza  z  kobiet,  jakie  znam. 
A znałem ich wiele, jak pan wie. 
Fuzz zmarszczył brwi. 
-  Nie  da  się  ukryć,  że  pistolet  jest  własnością  pańskiej 
żony,  choć  o  jego  istnieniu  wiedziały  wszystkie 
państwa  dzieci.  Mało  tego,  znały  miejsce  jego 
przechowywania.  Załóżmy,  że  pańska  starsza  córka, 
Claire Silvani, nadal była zakochana w panu Langtonie. 
Vincent  nie  tylko  oficjalnie  zaręczył  się  z  jej  młodszą 
siostrą,  ale  wziął  się  również  za  najmłodszą  latorośl 
rodu  Dumontów,  Nicole.  Samo  to  mogło  wystarczyć, 
by Claire znienawidziła dawnego kochanka. Kiedy zaś 
dowiedziała się, co go łączyło z żoną Stephena, nie jest 

background image

wykluczone, że postanowiła skończyć z Langtonem i na 
zawsze uwolnić rodzinę od jego osoby. 
- To śmieszne! - żachnęła się Claire. - Owszem, kiedyś 
go  kochałam,  ale  to  było  dawno.  Bardzo  dawno. 
Jeszcze  zanim  poznałam  mojego  obecnego  męża, 
Claude'a.  Tak  jak  reszta  rodziny  cieszyłam  się  z 
zaręczyn  Brigitte  i  Vincenta,  co  zaś  się  tyczy  tamtego 
pocałunku... No cóż, wszyscy byliśmy tego świadkami. 
Tylko Nicole zrobiła z niego wielkie halo. 
-  Możliwe  więc,  że  rzeczywiście  nic  pani  nie  czuła  do 
Langtona - zgodził się Fuzz. - Możliwe jednak, że pani 
mąż mógł myśleć inaczej. 
Claire popatrzyła na niego zaskoczona. 
- Claude? 
- No cóż, zazdrość to bardzo brzydkie uczucie. I silne. 
- To tylko pańskie teorie, detektywie - zniecierpliwił się 
Jean-Pierre.  -  Obawiam  się,  że  będę  zmuszony  prosić, 
by raczył pan opuścić mój dom. 
- To dziwne, że tak bardzo zależy panu, abym sobie jak 
najszybciej poszedł - stwierdził Fuzz. 
Marguerite Dumont podniosła się z krzesła. 
-  Mój  mąż  nie  chciał  być  niegrzeczny,  panie  Fuzz 
-przepraszała.  -  Wszyscy  jesteśmy  ostatnio  trochę 
podenerwowani. Oczywiście, może pan zostać w hotelu 
jak  długo  pan  sobie  życzy,  ale  jestem  pewna,  że  myli 
się  pan,  szukając  mordercy  w  naszej  rodzime. 
Prawdopodobnie  ktoś  wykorzystał  moją  nieuwagę  i 
wykradł  pistolet,  aby  rzucić  podejrzenia  na  kogoś  z 
Dumontów. 

background image

-  Nie  sądzę,  pani  Dumont.  -  Fuzz  przecząco  pokręcił 
głową.  -  Osoba,  która  zastrzeliła  Vincenta  Langtona, 
miała  pomocnika.  Powiem  więcej,  tym  pomocnikiem 
był ktoś z państwa rodziny. 
- Pomocnika? - zdziwili się wszyscy Dumontowie. 
-  Owszem  -  przytaknął  detektyw.  -  Bardzo  sprytnego 
pomocnika.  Osoba  ta  widziała,  jak  morderca  chowa 
pistolet  w  podstawce  popielniczki  i  szybko  skojarzyła 
sobie wszystkie fakty. Później, kiedy wszyscy już spali, 
wróciła  w  to  miejsce  i  wyjęła  broń  ze  schowka.  Nie 
chciała,  by  odnalazł  ją  ktoś  inny.  To  było  naprawdę 
bardzo  sprytne,  Nicole.  Powiedz  nam,  kogo  chciałaś 
osłonić? 
Oczy wszystkich zebranych zwróciły się na Nicole. 
- To był przypadek - upierała się dziewczynka. 
-  Ten  numer  już  nie  przejdzie,  Nicole  -  ostrzegł  ją  de-
tektyw.  -  Pobraliśmy  twoje  odciski  palców,  by 
porównać  je  ze  śladami  na  pistolecie  i  popielniczce, 
pamiętasz?  W  laboratorium  okazało  się,  że  zarówno 
broń,  jak  i  popielniczka  są  zupełnie  czyste.  Żadnych 
śladów, Nicole. Czy wiesz, co to oznacza? Przecież to 
niemożliwe. Przez hol przewija się codziennie mnóstwo 
osób. Część z nich to palacze. Z pewnością wiele osób 
dotykało  tej  popielniczki  przed  tobą.  Jej  metalowa 
powierzchnia  jest  idealnym  podłożem  dla  odcisków 
palców. 
Nicole czubkiem języka zwilżyła zaschnięte wargi. 
- Może wytarł je morderca. 
- Możliwe - zgodził się Fuzz - ale to musiałoby się stać, 
zanim  ty  dotknęłaś  obu  przedmiotów.  Twoje  odciski 

background image

powinny  zostać  zarówno  na  popielniczce,  jak  i  na 
pistolecie.  Nawet  jeśli  to  morderca  je  wytarł,  co  nie 
wydaje mi się prawdopodobne, ty musiałaś dotykać obu 
przedmiotów, by wyjąć broń ze schowka. Skoro zaś ani 
na  pistolecie,  ani  na  popielniczce  nie  było  żadnych 
śladów, jest tylko jedna możliwość. To ty wyjęłaś broń 
ze  schowka,  a  potem  dokładnie  wytarłaś  oba 
przedmioty, a zrobiłaś to, ponieważ dobrze wiedziałaś, 
kto  włożył  pistolet  do  popielniczki.  Kogo  starasz  się 
osłonić, Nicole? 
- Nie! 
-  Morderca  nie  zostawiłby  broni  w  tak  łatwym  do  od-
krycia  miejscu,  gdyby  nie  to,  że  bardzo  się  spieszył  - 
ciągnął detektyw, nie zważając na protest dziewczynki. 
- Wiedział, że pistolet zostanie znaleziony, ale wiedział 
również, że nie nastąpi to wcześniej niż nazajutrz rano, 
kiedy pokojówki sprzątają korytarz. Mimo to z jakiegoś 
tylko  sobie  znanego  powodu  -  możliwe,  że  usłyszał 
nadjeżdżającą  windę  lub  potrzebował  więcej  czasu  do 
namysłu  -  zdecydował  się  ukryć  broń  w  podstawce 
popielniczki.  Być  może  zdążył  wytrzeć  oba  te 
przedmioty,  ale  nawet  jeśli  to  zrobił,  powinny  się  tam 
znaleźć  twoje  odciski,  Nicole.  Jesteś  mądrą 
dziewczynką.  Widziałaś  osobę,  która  chowała  broń,  a 
kiedy  dowiedziałaś  się  o  morderstwie,  wróciłaś  tam, 
żeby ukryć pistolet i wytrzeć popielniczkę. Kto to był? 
Powiedz nam, kto to był, Nicole! 
-  Nikogo  nie  widziałam.  -  Dziewczynka  przecząco  po-
kręciła  głową.  -  Znalazłam  ten  pistolet  zupełnie 
przypadkowo. 

background image

- To prawda - wtrąciła Jennifer. - Tak mi powiedziała. 
-  Nicole  rozpoznała  mordercę  -  ciągnął  Fuzz.  -  Wie-
działa  jednak,  że  musi  go  chronić.  Dlatego  nie 
powiedziała 
o    swoim  odkryciu  nikomu,  nawet  siostrze.  Tak, 
Jennifer.  Przecież  to  właśnie  ty  opowiedziałaś  o 
wszystkim  rodzicom.  Nicole  musiała  zdawać  sobie  z 
tego sprawę. 
-  To  nieprawda!  -  upierała  się  Nicole.  -  Nikogo  nie 
widziałam. Tam nikogo nie było. Tylko ta popielniczka. 
Stała trochę krzywo... 
-  Jesteś  dzielną  dziewczynką,  Nicole.  Musisz  bardzo 
kochać  mordercę,  skoro  jesteś  gotowa  kłamać,  by  go 
uchronić przed karą. 
- Nie kłamię! To wszystko prawda! 
- Kłamiesz - powtórzył Fuzz. - Wytarłaś popielniczkę 
1i wytarłaś pistolet. Kogo osłaniasz, Nicole? 
- Nie! Nie! Nie! 
-  Panie  Fuzz,  tego  już  doprawdy  za  wiele  -  zdenerwo-
wał  się  Jean-Pierre.  -  Nie  podobają  mi  się  pańskie 
metody  prowadzenia  śledztwa.  Moja  wnuczka  jest  już 
dostatecznie  zdenerwowana  śmiercią  pana  Langtona. 
Nie  pozwolę,  aby  się  pan  nad  nią  znęcał.  Poza  tym, 
Nicole nie jest kłamczucha. 
-  Zgoda.  -  Fantasy  obrzucił  dziewczynkę  pełnym 
współczucia spojrzeniem. - Nicole nie jest kłamczucha. 
Weźmy  jednak  pod  uwagę  niecodzienne  okoliczności 
tej sprawy. Nie co dzień młoda dama dowiaduje się, że 
jej ulubiony wujaszek Vinnie został zamordowany. 
Nicole jęknęła cicho. 

background image

-  Panie  Fuzz,  niech  pan  oszczędzi  cierpień  temu  bied-
nemu dziecku - rozkazał Jean-Pierre. 
-  ...  i  nie  co  dzień  ta  sama  młoda  dama  uświadamia 
sobie, że mordercą jest jej ukochany dziadunio - dokoń-
czył Fuzz. 
Starszy pan Dumont zastygł w bezruchu. 
-  Langton  zasłużył  sobie  na  śmierć,  jaka  go  spotkała, 
prawda,  panie  Dumont?  -  ciągnął  detektyw,  nie 
spuszczając  wzroku  z  poszarzałej  twarzy  siwowłosego 
dżentelmena. - Chciał zniszczyć pańską rodzinę. Igrał z 
uczuciami pańskiej młodszej córki, flirtował z wnuczką 
i  zagrażał  małżeństwu  pańskiego  syna.  To  był  właśnie 
jego  najgorszy  błąd.  Błąd,  za  który  przeszło  mu 
zapłacić życiem, prawda, panie Dumont? Ma pan dwie 
wnuczki. 
- Kocham moje wnuczki nad życie - oświadczył starszy 
pan. 
-  Ale  pańskie  wnuczki  noszą  nazwisko  Silvain,  a  nie 
Dumont.  A  nawet  gdyby  brzmiało  ono  Dumont  i  tak 
kiedyś  wyjdą  za  mąż  i  przyjmą  nazwiska  swoich 
mężów. Dziecko, które nosi w swoim łonie Janet, może 
być  chłopcem.  Gdyby  Vincentowi  udało  się  rozbić 
małżeństwo pańskiego syna, Janet odeszłaby, zabierając 
dziecko ze sobą. Nawet jeśli to dziewczynka, bez żony 
Stephen  miałby  niewielkie  szanse  na  obdarzenie  pana 
męskim potomkiem. Nie wiadomo, czy udałoby mu się 
ożenić  i  spłodzić  syna  jeszcze  za  pańskiego  życia, 
prawda, Dumont? 
-  W  pańskich  ustach  to  brzmi  jak  obelga  -  obraził  się 
starszy  pan.  -  Robi  pan  ze  mnie  tyrana,  zaprzątniętego 

background image

jedną  myślą:  kto  przejmie  królestwo.  Czy  to  źle,  że 
próbowałem  chronić  moją  rodzinę?  Widziałem,  jak 
Janet  wychodzi  z  pokoju  Vincenta  zapłakana. 
Poszedłem za nią i słyszałem jej łkania. Dobiegły mnie 
odgłosy  walki  z  pokoju  Langtona,  po  czym  Stephen 
wypadł  stamtąd  jak  oszalały  i  popędził  na  górę. 
Wszedłem  do  środka  i  oświadczyłem  Vincentowi,  że 
chcę,  aby  natychmiast  opuścił  hotel  i  zostawił  moją 
rodzinę  w  spokoju.  Ale  on  tylko  się  śmiał.  Groził,  że 
jeśli odejdzie, to tylko z Brigitte, ponieważ Brigitte go 
kocha.  Nie  mogłem  na  to  pozwolić.  Nie  mogłem 
dopuścić,  by  ten  podły,  występny  drań  zniszczył  moją 
rodzinę.  To  wszystko,  co  mam.  Tak,  panie  Fuzz,  to  ja 
zastrzeliłem  Vincenta  Langtona.  I  gdyby  było  trzeba, 
bez wahania zrobiłbym to jeszcze raz. 
-  Jean-Pierre!  -  wykrzyknęła  Marguerite  Dumont,  pod-
rywając się z krzesła. Podbiegła do męża i otoczyła jego 
szyję  ramionami.  -  Nie  mów  nic  więcej,  kochany. 
Weźmiemy  najlepszego  adwokata.  Wyciągniemy  cię  z 
tego. 
Ignorując  te  ostrzeżenia,  starszy  pan  odwrócił  się  do 
Nicole. 
-  Nie  chciałem  cię  w  to  mieszać,  skarbie  -  powiedział 
miękko. - Panie Fuzz, przyznałem się do winy. Nie ma 
potrzeby dręczyć dłużej tego biednego dziecka. 
-  Bardzo  bystrego  dziecka  -  zauważył  Fuzz.  -  Nicole 
chciała odwiedzić wujaszka Vinnie'ego. Kiedy była już 
w  połowie  drogi,  drzwi  otworzyły  się  gwałtownie  i 
zobaczyła  pana,  opuszczającego  pokój  Langtona. 

background image

Ukryta  za  załomem  korytarza  widziała, jak chowa pan 
broń. 
-  Winda  zatrzymała  się  piętro  wyżej  -  wyjaśnił  starszy 
pan. - Wiedziałem, że ktoś jest w środku. 
-  Nicole  odczekała,  aż  pan  odjedzie,  po  czym  pobiegła 
do  pokoju  Vincenta  Langtona.  Kiedy  nikt  nie 
zareagował  na  pukanie,  zrozumiała,  że  stało  się  coś 
złego.  Wtedy  właśnie  wyjęła  broń  ze  schowka, 
starannie  wycierając  pozostawione  przez  pana  ślady.  - 
Fuzz  urwał  i  popatrzył  na  dziewczynkę.  -  Musiało  ci 
być  bardzo  ciężko,  Nicole,  gdy  dowiedziałaś  się  o 
morderstwie. 
Dziewczynka  podniosła  się  z  krzesła.  Podbiegła  do 
dziadka. 
-  Tak  mi przykro,  dziaduniu  -  zaszlochała, tuląc się  do 
piersi  starszego  pana.  -  To  wszystko  moja  wina. 
Gdybym lepiej ukryła ten pistolet... 
-  I  tak  bym  się  przyznał.  -  Jean-Pierre  ze  smutkiem 
pokiwał  głową.  -  Vincent  Langton  zasłużył  sobie  na 
śmierć, ale ja przeceniłem swoje siły. Nie nadaję się na 
kata. Cieszę się, że prawda wyszła na jaw. 
Fuzz  wyciągnął  z  kieszeni  parę  błyszczących  metalo-
wych  kajdanków  i  zapiął  je  na  przegubach  starszego 
pana.  Błysnął  flesz.  To  reporter  z  miejscowej  gazety 
uwiecznił  ten  pełen  dramatyzmu  moment  na  kliszy. 
Detektyw  ujął  więźnia  pod  ramię.  Ruszyli  w  stronę 
wyjścia. 
- Fantasy! - Brigitte Dumont poderwała się z krzesełka. 
- To... to mój ojciec. 

background image

Mężczyzna  obrzucił  ją  pełnym  współczucia  spojrze-
niem. 
- Przykro mi, Cukiereczku. To moja praca. 
Brigitte  zastąpiła  mu  drogę.  Położyła  dłoń  na  ramieniu 
mężczyzny. 
-  Cco...  co  teraz  będzie?  -  spytała  cicho,  patrząc  mu  w 
oczy. 
-  No  cóż  -  uśmiechnął  się  gorzko  detektyw.  -  Wkrótce 
odbędzie się rozprawa w sądzie. Możesz płakać i błagać 
ławę  przysięgłych  o  miłosierdzie.  Zważywszy  na 
podeszły  wiek,  nienaganną  przeszłość  i  towarzyszące 
tej sprawie okoliczności, pewnie skończy się na wyroku 
w zawieszeniu. 
- Och, Fantasy! - westchnęła żałośnie Brigitte. Otoczyła 
ramionami szyję mężczyzny i mocno przywarła do jego 
piersi. 
Sala  zatrzęsła  się  od  braw.  Zebrani  w  jadalni  goście 
głośno komentowali zręczne zakończenie, porównywali 
z  własnymi  teoriami.  Brigitte  krążyła  w  tłumie, 
dziękując  za  udział  w  imprezie,  podczas  gdy  Charlie 
otoczony grupą gości podpisywał reklamujące imprezę 
plakaty. 
Weekend z zagadką okazał się większym sukcesem, niż 
zakładano.  Brigitte  zaś  nie  mogła  doczekać  się  chwili, 
kiedy  zostanie z Charliem sam  na  sam,  by wyrazić  mu 
swoją  wdzięczność  i  okazać,  ile  znaczyły  dla  niej 
spędzone z nim wspólnie chwile. 
Zastała  go  na  górze,  w  apartamencie,  który  sama  dla 
niego wybrała. Mężczyzna właśnie się pakował. 

background image

-  Chciałam  zaprosić  cię  na  kolację.  Dziś  wieczór  -  po-
wiedziała  cicho.  -  Myślałam,  że  zostaniesz  trochę 
dłużej. 
Charlie zaciągnął zamek walizki. 
-  Przepraszam,  Brigitte,  ale  muszę  wracać.  Mam  masę 
zaległości.  Wiesz,  że  ostatnio  miałem  trudności  z 
koncentracją - zażartował. 
To wszystko stało się tak nagle, myślał, potrzebuję cza-
su, by się z tym oswoić. 
-  Tak  bardzo  ci  się  spieszy?  Charlie  wzruszył 
ramionami. 
- Chciałem zdążyć do domu przed zmrokiem. 
Brigitte uśmiechnęła się. 
- Jest lato. Dni są długie. 
-  Co  chcesz  przez  to  powiedzieć?  -  spytał  cicho 
Char-lie,  choć  znał  odpowiedź.  Wyczytał  ją  w 
błyszczących  oczach,  zaróżowionych  policzkach, 
kusząco  rozchylonych  wargach.  Pochlebiało  mu,  że 
kobieta  nie  ukrywa  swoich  uczuć,  ale  jednocześnie 
trochę go to krępowało. 
- Spróbuję pomóc ci w odzyskaniu koncentracji. 
- Myślisz, że znasz sposób? 
-  Nawet  parę.  -  Brigitte  roześmiała  się,  przysuwając 
bliżej. 
Charlie westchnął, otwierając zapraszającym gestem ra-
miona. 
-  Ile  też  muszę  wycierpieć  dla  tego  przeklętego  komi-
ksu! - zażartował. 
Leżeli  ciasno  spleceni  ramionami.  Mężczyzna  uniósł 
głowę. Spojrzał na zegarek. 

background image

-  Muszę  się  zbierać  -  stwierdził  ze  smutkiem.  Brigitte 
popatrzyła na niego uważnie. 
- Zostań - poprosiła cicho. 
- Nie mogę. 
Nie  było  mu  łatwo  zrezygnować  z  tej  jakże  kuszącej 
propozycji.  Szczególnie  gdy  trzymał  w  ramionach 
ciepłe i miękkie ciało Brigitte. Mimo to wiedział, że nie 
może  jej  przyjąć.  Potrzebował  czasu,  by  przemyśleć 
wszystko, co zaszło podczas tego szalonego weekendu. 
Nigdy  przedtem  nie  był  tak  blisko  z  żadną  kobietą. 
Brigitte Dumont była też pierwszą, która wyznała, że go 
kocha. Pierwszą, która była z nim szczera. 
- Nie mogę zostać - powtórzył. - Bardzo bym chciał, ale 
nie mogę. 
- Jesteś pewien? A może chociaż do jutra? Jutro ponie-
działek. Wieczór rodzinny. Będzie mowa o weekendzie. 
To świetna reklama dla twego komiksu - kusiła. 
-  Nawet gdybym został,  to  wiesz,  że nie  przepadam  za 
publicznymi  występami.  Czuję  się  głupio,  kiedy  tak 
stoję na scenie, niby jakieś dziwowisko. 
-  Nie  przesadzaj  -  żachnęła  się  Brigitte.  -  To  przecież 
nic  takiego.  Moglibyśmy  nawet  zatańczyć  coś  razem. 
Duet:  Fantasy  Fuzz  ze  swoim  Cukiereczkiem.  To 
świetny pomysł 
- zapaliła się. - No, jak, Charlie? 
Mężczyzna nie podzielał jej entuzjazmu. 
- Nie jestem artystą. 
- Nie musisz być. Nikt tego od ciebie nie wymaga 
- przekonywała. - To nie balet, Charlie. Po prostu, wy-
jdziesz i zatańczysz. Nauczę cię w pół godziny. 

background image

- Muszę wracać, Brigitte. 
- Więc może innym razem? 
- Nie! 
- Myślałam, że lubisz ze mną tańczyć. 
-  Owszem,  ale  tylko  gdy  jesteśmy  sami.  Wiesz,  jak 
peszy mnie publiczność. 
- Znam na to świetny sposób. Po prostu, wyobraź sobie, 
że jesteś zupełnie sam, że na sali nie ma nikogo. 
Charlie obrzucił ją uważnym spojrzeniem. 
-  Ty  nie  musisz  niczego  sobie  wyobrażać,  co?  Ty  ko-
chasz występować. 
- Hm... - zamyśliła się Brigitte. - To pewnie dlatego, że 
przyzwyczaiłam się od dziecka. 
-  Jesteśmy  zupełnie  inni,  Brigitte  -  stwierdził  Charlie, 
całując ją lekko w policzek. 
Brigitte odwzajemniła pieszczotę. 
- Więc sprawdźmy... te różnice - zaproponowała. 
- Przed chwilą to robiliśmy. 
- Więc zróbmy to jeszcze raz. 
- Nie mam już sił. Zamęczysz mnie - stwierdził Charlie 
ze śmiechem. 
Brigitte  zawtórowała  mu  cichym,  zmysłowym  śmiesz-
kiem. 
- Nie powinieneś kłamać kobiecie, kiedy jesteś nagi 
-  zamruczała,  wsuwając  dłoń  pomiędzy  splecione  w 
uścisku ciała. - Łatwo to sprawdzić. 
- Ach, ty rozpustnico! - żartobliwie zganił ją Charlie, po 
czym  westchnął  cicho,  kiedy  zwinne  palce  Brigitte  za-
mknęły się na jego drżącej z podniecenia męskości. 
- Pragniesz mnie - drażniła się kobieta. 

background image

- Mam przeczucie, że na pragnieniu się nie skończy 
-  stwierdził  Charlie,  chwytając  ją  za  nadgarstki  i 
unosząc jej dłonie do góry. - Teraz jesteś moja. 
- Od pierwszej chwili, kiedy nazwałeś mnie Cukierecz-
kiem - wyznała cicho Brigitte. 
-  Czy  zawsze  jesteś  taka  szczera  w  kontaktach  z  męż-
czyznami? 
-  Życie  jest  za  krótkie,  by  udawać.  To  stare  chińskie 
przysłowie. Oznacza, że... 
- Wiem, co oznacza. Ale większość ludzi uwielbia takie 
gierki w kotka i myszkę. 
- A ty? 
- Nigdy nie opanowałem tej sztuki. 
- A ja nigdy nie byłam w tym dobra. Nie potrafię ukry-
wać swoich uczuć. 
Błękitne oczy popatrzyły na niego ufnie. 
- Nie powinnaś patrzeć tak na mężczyznę, gdy jesteś w 
jego rękach - ostrzegł Charlie. 
-  Więc  kochaj  się  ze  mną.  -  Brigitte  uśmiechnęła  się 
zachęcająco. 
Charlie posłusznie spełnił to życzenie. 
- Co robisz, kiedy nie tańczysz na scenie i nie uwodzisz 
detektywów?  -  zainteresował  się  Charlie  dużo  później, 
ciekaw, jak wygląda jej życie. 
- Jestem kimś w rodzaju dobrej wróżki. 
-  Czyżby  we  współczesnym  świecie  było  jeszcze  dla 
nich miejsce? 
-  Hotel  Dumont  jest  znany  ze  sprawnej  obsługi.  Orga-
nizujemy  konferencje,  zjazdy,  przyjęcia  weselne,  no  i 
różne akcje dobroczynne. 

background image

-  Jak  na  przykład  ten  weekend  z  zagadką?  Brigitte 
przytaknęła. 
- Jednym z moich jutrzejszych obowiązków będzie na-
pisanie  oficjalnego  podziękowania  do  niejakiego 
C.H.Bat-tle'a. 
- Mam nadzieję, że będzie gorące. 
-  Jeszcze  jak!  Wymienię  wszystkie  twoje  zalety  -  za-
pewniła go Brigitte z uśmiechem. 
- O jakich zaletach myślisz? 
-  Chwileczkę,  niech  no  się  zastanowię...  A  więc,  tak, 
hojność,  wspaniałomyślność,  gotowość  do  poświęceń 
-wymieniała  z  zapałem.  -  A  kiedy  już  skończą  mi  się 
zalety,  przejdę  do  talentów.  A  propos,  scenariusz  był 
naprawdę świetny. 
- To dopiero będzie list. 
- Nie list, arcydzieło. Prześlę kopię do twojej redakcji. 
- A może dostarczyłabyś go osobiście? 
- Do Nowego Jorku? 
-  Miałem na  myśli egzemplarz  przeznaczony dla  mnie. 
Sama wiesz, że nie można dziś ufać poczcie. 
- Chcesz,abym... 
- Chcę, abyś mnie odwiedziła - dokończył za nią Char-
lie. - Zobaczysz moje studio. 
Brigitte zawahała się. 
- Bardzo... bardzo bym chciała je obejrzeć. A pokażesz 
mi swoje „niegrzeczne" rysunki? - uśmiechnęła się. 
Mężczyzna odetchnął z ulgą. A więc się zgadza. 
- No, nie wiem. - Zamyślił się. - Jesteś taka swawolna, 
że jeszcze przyszłoby ci do głowy coś brzydkiego. 
- Chciałbyś, co? Przyznaj się. 

background image

-  Zamiast  tego  pokażę  ci  wszystkie  odrzucone  przez 
wydawców szkice - zaproponował Charlie. 
ROZDZIAŁ 

13 
Charlie  niecierpliwie  przechadzał  się  po  pokoju. 
Czekał. Czekał na odgłos podjeżdżającego samochodu, 
zatrzaskiwanych  drzwiczek,  a  potem  na  rozjaśnione 
uśmiechem błękitne oczy Brigitte Dumont. 
Był  gotowy  na  jej  przyjęcie.  Odkurzył  dywany,  umył 
podłogę,  uzupełnił  zapasy  w  lodówce.  Kupił  nawet 
nową  pościel  w  modny  geometryczny  wzór.  Teraz  zaś 
stał  pośrodku  pokoju  nie  wiedząc,  jak  się  zachować. 
Chciał  wybiec  przed  dom,  ale  nogi  odmówiły  mu 
posłuszeństwa.  Nigdy  przedtem  nie  występował  w  roli 
gospodarza i zupełnie nie potrafił się w niej znaleźć. 
Przez  okno  widział,  jak  Brigitte  wyjmuje  z  bagażnika 
dużą  torbę  i  idzie  w  stronę  domu.  Grzeczność 
nakazywała jej pomóc 
Na  widok  zbliżającego  się  mężczyzny,  Brigitte  zatrzy-
mała się. 
- Cześć! - wykrzyknęli równocześnie. 
Charlie wyjął z rąk kobiety torbę i zarzucił ją sobie na 
ramię.  Drugą  ręką  objął  Brigitte  i  ruszyli  w  stronę 
domu. 
- No cóż - oznajmił, kiedy weszli do małego holu - wi-
taj u Charliego! 
Brigitte rozejrzała się dokoła. 
- Podoba mi się twój dom. Jest przytulny. 
- Usiądź, proszę. Zaniosę twoją torbę na górę. 

background image

Kiedy  wrócił,  Brigitte  siedziała  w  fotelu.  Na  jej  kola-
nach  wyciągnięty  wygodnie  ulokował  się  duży, 
pręgowany kocur. 
-  Bumerang!  Psik!  Niedobre  kocisko!  -  zganił  kota 
Charlie. 
Bumerang  leniwie  otworzył  jedno  oko  i  rzucił  swemu 
panu  pełne  urazy  spojrzenie.  Wcale  nie  zamierzał 
opuścić wygodnego legowiska. 
-  Po  prostu  go  zepchnij  -  poradził  Charlie.  -  Brak  mu 
obycia. A  poza tym uważa pewnie, że ten fotel należy 
do niego. 
-  Nic  nie  szkodzi.  -  Brigitte  podrapała  kota  za  uchem. 
Nie  wiedziałam,  że  masz  kota.  To  jakoś  mi  do  ciebie 
nie pasuje. 
-  Należał  do  ludzi,  od  których  kupiłem  ten  dom  -  wy-
jaśnił  Charlie.  -  Próbowałem  go  się  pozbyć,  ale  ciągle 
wracał. 
-  I  stąd  to  imię  -  domyśliła  się  Brigitte.  Bumerang, 
jakby wiedząc, że o nim mowa, zamiauczał 
głośno  i  przeciągnął  się  leniwie,  nastawiając  kark  do 
głaskania. 
-  Co  za natręt!  -  Charlie z  niesmakiem pokręcił głową. 
Krzywe spojrzenia nie zwiodły Brigitte. Kot był wesoły 
i  dobrze  odkarmiony.  Nie  ulegało  wątpliwości,  że 
cieszył się sympatią swego pana. 
-  Obiad  będzie  dopiero  za  godzinę.  Pomyślałem,  że 
może najpierw pokażę ci moje studio, a potem zrobimy 
sobie  mały  spacerek  po  okolicy.  Brigitte  uśmiechnęła 
się. 

background image

-  Jest  tylko  jeden  mały  problem.  -  Wskazała  na  rozło-
żonego na jej kolanach Bumeranga. 
-  Po  prostu  zepchnij  go  na  podłogę  -  poradził  Charlie, 
po czym ostrożnie podniósł śpiące zwierzę i przeniósł je 
na  kanapę.  Bumerang  zamiauczał  protestująco,  ale  już 
po chwili zwinięty w kłębek pochrapywał smacznie na 
nowym miejscu. 
-  Mam  nadzieję,  że  schowałeś  wszystkie  „brzydkie" 
rysunki. 
- A komu potrzebne rysunki? - odparł Charlie w odpo-
wiedzi i wziął ją w ramiona. 
- Z pewnością nie nam. - Brigitte przytuliła policzek do 
piersi  mężczyzny.  -  Bałam  się,  że  wcale  za  mną  nie 
tęskniłeś. 
- A skąd wiesz, że tęskniłem? 
- Kobieca intuicja i - przysunęła się bliżej - twoje ciało 
mówi samo za siebie. 
-  Jesteś  tak  samo  zepsuta  jak  przedtem  -  zażartował 
mężczyzna. 
- A ty tak samo mnie pragniesz. 
- Później, Cukiereczku - powiedział Charlie, niechętnie 
wypuszczając  ją  z  objęć.  -  Teraz  pokażę  ci  miejsce, 
gdzie przyszedł na świat Fantasy Fuzz i cała kupa jego 
nie chcianych braci i sióstr. 
- Podoba mi się twoje studio - stwierdziła Brigitte, roz-
glądając się po pracowni. 
-  To  jeden  z  powodów,  dla  których  kupiłem  ten  dom. 
Brigitte z uwagą oglądała przypięte do szkicownika ry-
sunki, na których był uwieczniony sławny detektyw. 
- Kiedy to się ukaże? 

background image

- Za jakieś dwa do trzech tygodni. 
- A więc jak na razie wszyscy wielbiciele Fuzza zasta-
nawiają się, kto jest mordercą? 
Mężczyzna obojętnie wzruszył ramionami. 
- I pozwoliłeś mi poznać rozwiązanie? Nie boisz się, że 
zdradzę tajemnicę? 
- Nie zrobisz tego. 
-  Ale  jeszcze  dwa  tygodnie  temu  wcale  nie  byłeś  tego 
pewny. 
Charlie ujął twarz Brigitte w obie dłonie. Popatrzył jej 
w oczy. 
- Wtedy jeszcze cię nie znałem. 
- A teraz uważasz, że już mnie znasz? 
- Inaczej nie byłoby cię tutaj. 
Brigitte westchnęła. Otoczyła ramionami szyję mężczy-
zny. 
- Tak bardzo mi ciebie brakowało - szepnęła. Charlie w 
milczeniu pochylił głowę do jej ust. Pragnął 
jej tak bardzo, że nie potrafił już dłużej czekać. Dywan 
pokrywający  podłogę  był  gruby  i  miękki.  Obiad 
odwlekł się o kolejną godzinę. 
Potem wybrali się na długi spacer po okolicy. W lokal-
nej  wypożyczalni  video  wybrali  na  wieczór 
romantyczną  komedię.  Podczas  gdy  w  piekarniku 
piekła  się  aromatycznie  pachnąca  pieczeń,  Charlie 
pokazał Brigitte resztę szkiców. 
-  Czy  zawsze  rysujesz  tylko  ludzi?  -  zaciekawiła  się, 
przeglądając rysunki. 
- Tak jest łatwiej. Ludzie rozmawiają, czują, myślą. 
- A dlaczego nie zwierzęta? 

background image

-  Jakoś  nie  widzę  siebie  w  roli  autora  „Przygód  kota 
zwanego Bumerangiem". 
-  A  co  byś  powiedział  na  łosie?  Elinor  i  Elven,  para 
kanadyjskich  łosiów, które postanawiają osiedlić się w 
mieście. 
- Dzięki Bogu, że nie umiesz rysować. 
-  Dlaczego?  To  świetny  temat  -  zapaliła  się  Brigitte.  - 
W  okresie  godowym  Elven  sprowadza  sobie  cały 
harem.  Sąsiedzi  są  zszokowani.  No  wiesz,  same 
hałasy... 

Oczywiście, 

Elinor 

będzie 

zupełnie 

zdezorientowana. Z jednej strony instynkt, z drugiej zaś 
zasady. 
-  Jeśli  może  być  coś  gorszego  od  gadających  zwierząt, 
to problemy moralne. - Charlie skrzywił się. - Wierz mi, 
Brigitte, świat nie chce czytać i słuchać o moralności. 
- Ach tak! -  zaperzyła  się  Brigitte.  -  Tylko historyjki  o 
nadętym detektywie i jego głupawych Cukiereczkach?! 
Charlie  popatrzył  na  nią  zaskoczony.  Brigitte  położyła 
dłoń na ramieniu mężczyzny. 
-  Nie  bierz  tego  do  siebie,  Charlie.  Nie  chciałam  cię 
urazić. 
- Wcale nie czuję się urażony. Rysuję komiksy, bo lubię 
to  robić.  Nie  zamierzam  uzdrawiać  ani  wychowywać 
ludzkości. 
-  Ale  przyznasz,  że  ten  twój  Fuzz  to  wstrętny  męski 
szowinista. 
- Możliwe, ale czy to takie istotne? Ludzie lubią Fuzza, 
bo  uważają,  że  jest  zabawny.  Mężczyźni  zazdroszczą 
mu, a kobiety... kobiety marzą o kimś takim i wszyscy 

background image

są  zadowoleni,  ponieważ  Fantasy  istnieje  tylko  na 
papierze. 
- Akurat! 
-  Nie  sądź,  że  ja  i  mój  bohater  to  jedno  -  zastrzegł  się 
pośpiesznie Charlie. - Detektyw Fuzz to nie autoportret, 
Brigitte. 
-  Gdybym  tak  myślała,  nie  pozwoliłabym  ci  mówić  do 
siebie Cukiereczku. 
-  Na  pewno.  A  teraz  chodźmy  dalej.  Zobaczysz  moją 
salę tortur. 
- Tortur? 
- W pewnym sensie - odparł Charlie, otwierając drzwi. - 
Tu zmagam się z moimi problemami. 
-  Musisz  mieć  ich  bardzo  dużo.  Tyle  tu  sprzętu.  - 
Bri-gitte zdumionym spojrzeniem objęła ciężkie sztangi 
i han-tle. 
- Większość należała do mojego ojca - wyjaśnił Charlie. 
- Mama chciała się tego pozbyć, ale się nie zgodziłem. 
Zawarliśmy porozumienie. Zatrzymałem sprzęt pod wa-
runkiem,  że  będę  z  niego  korzystał.  I  tak  właśnie 
zacząłem ćwiczyć. 
-  Widać  rezultaty.  -  Brigitte  pełnym  podziwu  spojrze-
niem  objęła  szerokie  bary  i  muskularną  sylwetkę 
mężczyzny. 
Mężczyzna uśmiechnął się. 
-  Czym  zasłużyłem  sobie  na  takie  uznanie?  Brigitte 
pociągnęła nosem. 
- Co tak wspaniale pachnie? Umieram z głodu. 
Po obiedzie obejrzeli przyniesiony z wypożyczalni film. 
Przytuleni usadowili się wygodnie na kanapie. Brigitte 

background image

nigdy  przedtem  nie  czuła  się  tak  szczęśliwa. 
Zaprotestowała, gdy Charlie uniósł ramię, by wyłączyć 
magnetowid. 
- Zostańmy tu. Na zawsze. Mężczyzna roześmiał się. 
- Do rana oboje mielibyśmy sztywne karki i zdrętwiałe 
nogi. 
- O to będziemy się martwić rano. 
Charlie pochylił się i czule pocałował ją w czoło. 
- Na jutrzejszy ranek mam inne plany. 
- Czyżbyś próbował przekupstwa, detektywie Fuzz? 
- Jeśli to jedyny sposób, by cię stąd ruszyć. 
- A zaniesiesz mnie? 
- Tylko pamiętaj, że sama o to prosiłaś. 
Nim  Brigitte  zdołała  zorientować  się,  co  się  dzieje, 
zwisała  głową  w  dół,  przerzucona  przez  ramię 
Charliego. 
- Aleja tak nie chcę! 
- Trzymaj się i przestań się wiercić. 
- Neandertalczyk! 
-  Służę  pani!  -  Charlie  przyłożył  Brigitte  delikatnego 
klapsa. 
- Zaloty z epoki kamienia łupanego! - zawołała Brigitte, 
kiedy mężczyzna niemal rzucił ją na łóżko. 
Charlie pośpiesznie uwolnił się z ubrania. 
-  To  niezbyt  mądrze  obrażać  kogoś,  kto  jest  dwa  razy 
większy i silniejszy - powiedział, podchodząc do łóżka. 
- Cała drżę - szepnęła Brigitte. 
-  Ze  strachu?  -  drażnił  się  z  nią  Charlie.  Brigitte  lekko 
uniosła biodra. 
- Nie. 

background image

- Niegrzeczna dziewczynka! Do licha! Ja też drżę. 
Następnego  ranka  Brigitte  niechętnie  otworzyła  jedno 
oko.  Na  poduszce  tuż  obok  jej  głowy  ułożył  się 
Bumerang. Właśnie trącał ją miękką łapką. 
- Bumerang! Co ty tu robisz? 
Bumerang miauknął głośno, urażony tym niegościnnym 
powitaniem i zeskoczył na podłogę. 
- A gdzie twój pan? - Brigitte rozejrzała się po pokoju. 
Zasnęła  w  ramionach  Charliego.  Musiała  być  bardzo 
zmęczona.  Nic  dziwnego,  pomyślała,  przypominając 
sobie  ostatnią  noc.  Zerknęła  na  zegarek.  Dziesiąta. 
Może  Charlie  jest  w  kuchni  i  przygotowuje  dla  nich 
śniadanie? 
Wykąpała się, po czym wciągnęła krótką jedwabną ko-
szulkę,  której  nie  zdążyła  włożyć  poprzedniego 
wieczora. 
Zajrzała  do  kuchni.  Pusto.  Może  wyszedł  po  świeże 
pieczywo,  zastanawiała  się,  stojąc  w  korytarzu. 
Charakterystyczne  uderzenie  metalu  o  metal  rozwiało 
jej wątpliwości. Charlie ćwiczył. 
-  Słyszałem,  jak  chodzisz  po  domu  -  powiedział  na 
powitanie. 
- Bumerang postanowił mnie obudzić. 
- Przeklęty kot! Pewnie jest zazdrosny. 
-  Pewnie  tak.  Czy  pozwolisz,  że  popatrzę,  jak  sobie 
radzisz? 
- Jasne! 
Brigitte  zachwycona  przyglądała  się  grze  mięśni  na 
ciele  mężczyzny.  Mimowolnie  wyciągnęła  dłoń  i 
delikatnie przeciągnęła palcem po naprężonym udzie. 

background image

-  Oszalałaś!  Czy zdajesz sobie sprawę, co mogłoby się 
stać, gdybym upuścił tę sztangę?! - zawołał Charlie. 
- Przepraszam - wyjąkała. - Chciałam tylko... 
- To ćwiczenie polega przede wszystkim na koncentra-
cji. 
Brigitte opuściła głowę. 
- Już cię nie dotknę. 
- Nie wtedy, gdy trzymam nad głową stukilową sztangę. 
-  Po  jej  minie  poznał,  że  zabolały  ją  te  słowa.  -  Ja  też 
przepraszam, Brigitte - dodał. - Przestraszyłaś mnie. 
- To się już nie powtórzy. 
- Brigitte? 
- Wszystko w porządku. Nic mi nie jest - zapewniła go. 
- Ćwicz dalej. Nie przeszkadzaj sobie. 
Mężczyzna  niechętnie  wrócił  do  przerwanego  ćwicze-
nia.  Brigitte  przyglądała  się  temu  ze  zmarszczonym 
czołem. Koncentracja! Phi! Też mi coś! 
Charlie odetchnął z ulgą, gdy Brigitte zostawiła go sa-
mego.  Był  tak  zajęty  ćwiczeniem,  że  nie  zauważył,  iż 
znowu  się  pojawiła.  Dostrzegł  ją  dopiero  wtedy,  kiedy 
usiadła  na  przeciwnym  krańcu  jego  ławeczki.  Była 
naga. 
- Nie zwracaj na mnie uwagi - szepnęła. - Ćwicz dalej. 
Charlie uniósł sztangę do góry. Zawsze był dumny 
z  umiejętności  koncentrowania  się  w  każdej  sytuacji, 
ale nigdy dotąd nie ćwiczył w obecności nagiej kobiety. 
- Masz szczęście, że nie upuściłem sztangi. 
- Mam szczęście - potwierdziła Brigitte, pochylając się 
nad leżącym - ale wcale nie dlatego. 

background image

Wyciągnął ręce, by ją objąć, ale Brigitte była szybsza. 
Schwyciła go za przeguby. 
- Teraz ty jesteś moim niewolnikiem. 
Charlie nie potrafił się oprzeć. Miała rację, był jej nie-
wolnikiem. Zaczęła obsypywać go pocałunkami i piesz-
czotami,  bezbłędnie  odnajdując  najbardziej  czułe 
miejsca.  W  chwilę  potem  otworzyła  się  dla  niego, 
przyjmując  go  w  miękką  wilgoć  swego  spragnionego 
ciała... 
Później, dużo później Brigitte osunęła się na pierś męż-
czyzny. Nie wypuszczając jej z objęć, Charlie ostrożnie 
usiadł na ławeczce. Brigitte otworzyła oczy. 
- Wiedziałam, że nie będziesz mnie chciał tutaj, ale... - 
zaczęła niepewnie. 
- Wszystko w porządku, skarbie. Było wspaniale. 
- O tak! 
- Brigitte? 
Brigitte popatrzyła pytająco. 
- Nigdy więcej tu nie wchodź, dobrze? 
Brigitte  zrozumiała.  To  było  jego  sanktuarium  i  nie 
miał zamiaru niczego zmieniać. 
-  To  byłoby  wysoce  niewskazane  -  przyznała  z  uśmie-
chem. 
ROZDZIAŁ 

14 
Kolejny wieczór rodzinny w hotelu Dumont okazał się 
bardzo  udany.  Brigitte  wróciła  do  stolika  zgrzana  i 
spocona. Tańczyli mambo. Opadła na krzesło i sięgnęła 
po szklankę z wodą. 

background image

-  A  to  co?  -  zdziwiła  się,  patrząc  na  opartą  o  swój 
talerzyk dużą, białą kopertę z nadrukiem hotelu. 
-  To  do  ciebie  -  poinformował  ją  brat.  -  Ściśle  tajne. 
Boy  chciał  szukać  cię  w  tym  wirującym  tłumie,  ale 
obiecałem, że dostarczę ci ją do rąk własnych, jak tylko 
ochłoniesz po tych latynoamerykańskich szaleństwach. 
Brigitte rozpoznała pismo. 
- To od Charliego. 
-  Nie  otwieraj!  -  ostrzegł  ją  Stephen.  -  Jeszcze  wybu-
chnie. 
-  Nie  martw  się.  Powiedz  Claire,  żeby  mnie  zastąpiła. 
Minął już prawie miesiąc od wizyty u Charliego. Na 
pożegnanie przyrzekł, że niedługo przyjedzie, by razem 
mogli spędzić weekend. Niestety, w przeddzień Charlie 
zadzwonił  z  przeprosinami.  Chicago  postanowiło 
uczynić  autora  przygód  popularnego  detektywa 
honorowym obywatelem miasta. Trzeba było przesunąć 
spotkanie.  I  tym  razem  wszystko  sprzysięgło  się 
przeciwko  nim.  Z  wizytą  w  Chicago  wiązała  się  cała 
masa imprez towarzyszących: konferencje prasowe, bal 
dobroczynny,  spotkania  autorskie.  Charlie  nie  mógł 
dokładnie określić, kiedy uda mu się wyrwać. 
Teraz  okazało  się,  że  Charlie  jest  w  hotelu.  Podał  jej 
numer  pokoju  i  krótką  informację,  by  posłużyła  się 
swoim  kluczem.  Brigitte  zapukała  cicho  do  drzwi,  a 
kiedy nikt nie odpowiadał, posłuchała zamieszczonej w 
Uście  rady.  W  pokoju  było  ciemno.  Po  omacku 
przesunęła  dłonią  po  ścianie,  szukając  kontaktu. 
Usłyszała  znajomy  śmiech.  Pochwyciły  ją  silne 
ramiona. 

background image

- Przestraszyłeś mnie. 
- Ciii... 
W ciemnościach Charlie pomógł jej pozbyć się ubrania, 
po czym wziął ją na ręce i zaniósł na łóżko. Kochali się 
w  milczeniu,  napawając  się  sobą.  Później,  kiedy  leżeli 
ciasno  spleceni  ramionami,  Brigitte  usłyszała  pełen 
czułości szept: 
- Kocham cię, Cukiereczku. 
Brigitte obudziła się w przeświadczeniu, że to wszystko 
musiało  jej  się  przyśnić.  Powoli  uniosła  powieki  i  jej 
twarz  rozjaśnił  radosny  uśmiech.  Obok  niej  leżał 
Charlie,  oddychając  równo  przez  sen.  Ostrożnie  wstała 
z  łóżka,  zebrała  porozrzucaną  na podłodze  garderobę  i 
ubrała się. Cicho zamknęła za sobą drzwi, wieszając na 
klamce tabliczkę z napisem: Nie przeszkadzać. 
W  swoim  apartamencie  wykąpała  się,  zmieniła  strój  i 
zbiegła  na  dół.  Wzywały  ją  obowiązki.  W  recepcji 
zastała Claire. 
- O! Dzień dobry! - powitała siostrę Brigitte. 
Claire przeprosiła recepcjonistę i pośpieszyła za Brigitte 
do jej biura. 
- To twoje „dzień dobry" jest podejrzanie radosne - za-
uważyła. 
Brigitte uśmiechnęła się tajemniczo. 
- Jak się miewa Charlie? 
- Po staremu. 
- Wspominał o pobycie w Chicago? Brigitte popatrzyła 
na siostrę zdziwiona. 
- Nie rozmawialiśmy o Chicago. A dlaczego pytasz? 
- To pewnie nic takiego. 

background image

- Ale powiedz co? 
-  Właśnie  przeglądałam  gazetę.  Na  pierwszej  stronie 
umieszczono zdjęcie Charliego. 
- To świetnie! - ucieszyła się Brigitte. 
- Brigitte! 
- Tak? 
- On nie jest sam na tej fotografii. 
- O? 
- Ma na sobie tę słynną skórzaną kurtkę i trzyma w ra-
mionach jakąś aktorkę - wypaliła Claire. 
- Blondynkę? 
Claire potakująco kiwnęła głową. 
-  Jakaś  gwiazdka  przedpołudniowych  seriali  telewizyj-
nych. 
Brigitte milczała. 
- Pewnie to tylko reklama. Tak jak w przypadku nasze-
go weekendu z zagadką - ciągnęła Claire. 
- Pozwól mi zobaczyć. 
Jej  własne  zdjęcie  z  Charliem,  które  ukazało  się  w 
„Contemporary  Canada",  też  miało  tylko  przysporzyć 
popularności  imprezie  organizowanej  przez  hotel 
Dumont. Jedynym pocieszeniem był fakt, że Charlie nie 
całował wydekoltowanej blond piękności. 
Brigitte  wsunęła  gazetę  pod  pachę  i  ruszyła  do  windy. 
Po  drodze  wstąpiła  do  kuchni,  skąd  pożyczyła 
plastikowe  wiaderko.  Na  piętrze  napełniła  wiaderko 
lodem i, posługując się służbowym kluczem, otworzyła 
drzwi  do  pokoju  Charliego.  Mężczyzna  spał  smacznie. 
Brigitte,  nie  namyślając  się  długo,  odrzuciła  na  bok 

background image

kołdrę  i  wysypała  zawartość  kubełka  wprost  na  nagie 
ciało śpiącego mężczyzny. 
Charlie gwałtownie usiadł na łóżku. 
- Co, u licha...? - zawołał na widok Brigitte. 
- A to! - odpowiedziała Brigitte, podtykając mu pod nos 
gazetę. 
Chariie  zamrugał  powiekami.  Wstał  z  łóżka,  owijając 
się prześcieradłem. Sięgnął po gazetę. 
- A... to - mruknął niechętnie. 
-  Czy  tylko  tyle  masz  mi  do  powiedzenia?  Mężczyzna 
ziewnął szeroko. 
- A więc senator żyje. 
-  Co  takiego?!  -  zniecierpliwiła  się  Brigitte.  -  Jaka  ja 
byłam głupia! Powinnam była mieć więcej rozumu... 
- A co ma twój rozum do tego? 
- Jak to co? - wybuchnęła Brigitte. - Jesteś na pierwszej 
stronie  gazet  z  tą  wyfiokowaną  lal  unią,  po  tym  jak... 
jak ty i ja... 
- Senator miał zawał pod koniec zeszłego tygodnia i nie 
wiadomo  było,  czy  z  tego  wyjdzie  -  tłumaczył 
cierpli-wie mężczyzna. - Na wszelki wypadek redakcja 
przygotowała  artykuł  o  jego  życiu  i  zasługach. 
Zapowiedzieli,  że  jeśli  senator  nie  umrze,  zamieszczą 
nasz materiał. 
- Chariie! Nic mnie to nie obchodzi. Chcę wiedzieć, jak 
mogłeś bawić się w Fuzza i Cukiereczka po tym, jak... 
jak... 
- Jesteś zazdrosna? Chyba nie podejrzewasz, że Lauren 
i ja... 

background image

- Nie muszę podejrzewać! Widzę! - zżymała się Brigit-
te.  -  I  cała  Ameryka  widzi  to  samo!  Mam  tylko 
nadzieję, że dobrze się bawiłeś z tą... z tą... 
- Chodzi ci o to, czy dobrze mi się pracowało z Lauren?   
-  Nie.  Mam  nadzieję,  że  dobrze  ci  się  „pracowało"  ze 
mną. 
- Ty to co innego. Gdyby nie fakt, że chodziło o Zwią-
zek  Emerytowanych  Policjantów  i  Żołnierzy,  nigdy 
bym się nie zgodził. 
- Związek Emerytowanych Policjantów? 
-  Tak.  Ta  organizacja  pomaga  również  rodzinom  poli-
cjantów,  którzy  zginęli  na  służbie  -  wyjaśnił.  -  Kiedy 
zastrzelono mojego ojca, mama i ja dostaliśmy od nich 
zapomogę,  dzięki  której  mogliśmy  wyprowadzić  się  z 
Chicago, a ja mogłem nadal uczęszczać do college'u. 
- Rozumiem. - Brigitte skinęła głową. - Nie wypadało ci 
odmówić. 
- Ojciec Lauren to jakaś gruba ryba. Kiedyś pracował w 
policji. Czy nie napisano o tym w artykule? 
-  Przeczytałam  tylko  podpis  pod  zdjęciem  -  wyznała 
zawstydzona.  -  Do  licha,  Charlie,  to  zdjęcie  zupełnie 
zbiło mnie z tropu. Mogłeś mnie chociaż uprzedzić. 
- Miałem zamiar opowiedzieć ci o wszystkim. 
- Więc dlaczego tego nie zrobiłeś? 
-  Nie  miałem  ochoty  na  rozmowę  -  powiedział  cicho, 
biorąc ją w ramiona - chciałem ciebie. 
Brigitte otoczyła ramionami szyję mężczyzny. 
- A jednak coś powiedziałeś, pamiętasz? 
- Tak. 
- To dobrze. - Uśmiechnęła się, rozchylając usta. 

background image

- Przepraszam, że cię nie uprzedziłem - szepnął z usta-
mi na jej wargach. - Czy mogę ci to jakoś wynagrodzić? 
Brigitte zawahała się przez chwilę. 
- Hm, no cóż. Możesz chyba paść na kolana i błagać o 
przebaczenie. 
- Wolałbym paść na kolana i całować twoje stopki. 
-  Niech  i  tak  będzie  -  wspaniałomyślnie  zgodziła  się 
Brigitte. 
- Ale najpierw... 
Kiedy wreszcie Charlie oderwał wargi od jej ust, Brigit-
te zauważyła: 
- Coraz lepiej ci idzie. Czy aby na pewno nie ćwiczyłeś 
w Chicago? 
Suknia z cichym szelestem opadła na podłogę. Charlie 
przyklęknął i pochylił głowę do stóp Brigitte. 
-  Och,  Charlie!  -  westchnęła  cicho,  obejmując  go  za 
ramiona i zmuszając, by podniósł się z kolan. 
Nim się zorientowała, mężczyzna pochwycił ją na ręce, 
zaniósł na łóżko i namiętnym pocałunkiem zamknął jej 
usta.  Dopiero  kiedy  ochłonęła,  zdała  sobie  sprawę,  że 
coś  ostrego  i  zimnego  uciska  jej  plecy.  Wybuchnęła 
śmiechem.  To  Charlie  odegrał  się  na  niej  za 
nieprzyjemną  pobudkę,  jaką  mu  wcześniej  urządziła. 
Zanosząc  się  od  śmiechu,  wygramolili  się  z  mokrej 
pościeli. 
- Ładny bałagan, nie ma co! - zauważyła Brigitte. 
- Ty zaczęłaś. 
- Zostałam sprowokowana. 
- Ale chyba trochę przesadziłaś. 
- Więc jesteśmy kwita. 

background image

- Owszem. 
- Brutal! 
- Złośnica! 
- Brutal. - powtórzyła Brigitte, podchodząc bliżej. 
-  Rozpuszczony  bachor!  -  Charlie  zamknął  ją  w  uści-
sku. 
- Miałeś całować mnie po nogach i błagać o przebacze-
nie - przypomniała. 
- Rozpustnica! 
-  Słyszałam,  że  z  kostkami  lodu  można  robić  wiele 
przyjemnych rzeczy. 
- Na przykład? 
-  Nie  mam  pojęcia.  -  Brigitte  uśmiechnęła  się  niewin-
nie. 
-  W  takim  razie,  zrobimy  to  w  tradycyjny  sposób 
-stwierdził mężczyzna. 
- Zrobimy co? 
- To, co oboje bardzo lubimy. 
Brigitte  o  mało  nie  zapomniała  o  zebraniu  wyznaczo-
nym  na  ten  ranek.  Omówienie  spraw  służbowych 
przeciągnęło się i było już dobrze po dwunastej, kiedy 
spotkała się z Charliem w hotelowej jadalni. 
-  Szkoda,  że  nie  zszedłeś  wczoraj  na  dół.  Tańczyliśmy 
mambo. 
- Słyszałem, ale nie byłem w nastroju. 
- Hm. 
-  Potrzebowałem  trochę  ciszy  i  spokoju.  Brigitte 
uśmiechnęła się. 
- Oboje wiemy, czego ci było potrzeba. 
- Nie tylko mnie. 

background image

-  Opowiedz  mi  o  Chicago  -  poprosiła.  -  Jak  się  udało 
spotkanie? 
-  Wszystko  poszło  świetnie.  Joe  Blanning,  mój  agent 
prasowy,  nie  był  pewien,  czy  uda  mu  się  to 
zorganizować  w  tak  krótkim  czasie,  ale  członkowie 
klubu  wykupili  wszystkie  bilety.  Ojciec  Lauren 
zaproponował,  żeby  jego  córka  odegrała  rolę 
Cukiereczka. To dla niej świetna reklama. Jest aktorką. 
- Naturalnie. 
- To nie był mój pomysł, Brigitte. 
- Wierzę. To BARF wymyślił weekend z zagadką. Twój 
agent ukradł im pomysł - stwierdziła sucho. 
- Niezupełnie - sprostował Charlie. - Ofiarą był jeden z 
członków klubu, a reszta wystąpiła w roli podejrzanych. 
- Na szczęście mieli fachową siłę do pomocy. 
- Brigitte! Ile razy mam ci powtarzać, że Lauren i ty to 
dwie różne sprawy - zniecierpliwił się mężczyzna. 
- Uwierz mi. 
Brigitte westchnęła. 
-  Gdybym  ci  nie  wierzyła,  nie  byłoby  mnie  tutaj.  Słu-
chaj,  Charlie,  uważam  się  za  inteligentną  kobietę  i  nie 
było  mi  łatwo  odgrywać  rolę  twego  głupiutkiego 
Cukiereczka. 
- Cukiereczek nie ma z tym nic wspólnego. 
- Mimo to, byłam wściekła, gdy zobaczyłam to zdjęcie 
- ciągnęła. - Wiem, że nie mam prawa ci nic narzucać, 
ale  nie  odpowiada  mi,  że  pozujesz  do  zdjęć  z 
wydekoltowanymi blond wampami. 
- Dobry Boże! To ci dopiero ironia losu! Czy uważasz, 
że nie mam nic lepszego do roboty, niż uganiać się po 

background image

kraju  w  poszukiwaniu,  jak  to  nazwałaś,  blond 
wampów?! 
- Nie, skądże! Tylko przez ostatni miesiąc. W Chicago. 
- To już się więcej nie powtórzy - zapewnił ją Charlie. 
-  Nie  zamierzam  przez  resztę  życia  odgrywać  Fantasy 
Fuz-za. 
- A więc co robiłeś poza tym? 
- Oprah Winfrey zaprosiła mnie do swego programu 
- opowiadał mężczyzna, wdzięczny za zmianę tematu. 
-  Powinnaś  to  obejrzeć.  Zaprosiła  prawdziwego 
detektywa  z  policji,  wydawcę,  Lauren  i  działaczkę  z 
Ruchu  Wyzwolenia  Kobiet.  Dopiero  mi  się  dostało. 
Miałaś rację, że moje Cukiereczki to głupawe laleczki. 
-  No  cóż,  drobne  brunetki  unikają  porównań  z  blon-
dynkami o posągowych kształtach. 
Charlie obrzucił ją uważnym spojrzeniem. 
- Jesteś dwa razy, co ja mówię, dziesięć razy ładniejsza. 
- Nie jesteś zbyt rozmowny, Charlie - stwierdziła. - Ale 
zawsze trafiasz w sedno. 
Mężczyzna popatrzył na nią zaniepokojony. 
- Chyba się nie rozpłaczesz? 
-  Nawet  jeśli,  to  tylko  dlatego,  że  cię  tak  bardzo  ko-
cham, ty głuptasie. 
ROZDZIAŁ 

15 
Po raz pierwszy w tym roku Charlie napalił w kominku. 
Siedzieli  na  kanapie,  przytuleni,  zapatrzeni  w  ogień. 
Brigitte spędzała u Charliego kolejną sobotę i niedzielę. 
- Joe Blanning dzwonił do mnie wczoraj. 

background image

-  To  twój  agent  prasowy,  tak?  -  upewniła  się.  Charlie 
skinął głową. 
-  Chce,  żebym  wystąpił  w  Nowym  Jorku.  Kolejny 
weekend  z  zagadką.  Tym  razem  chodzi  o  budowę 
centrum onkologicznego. 
-  A  kto  zagra  Cukiereczka?  Charlie  zawahał  się  przez 
chwilę. 
- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. 
- Domyśliłam się. Kogo proponują? 
- Jeszcze nikogo. 
-  Nie  mów,  że  Meryl  Streep  jest  zajęta  -  zadrwiła  Bri-
gitte. - A co odpowiedziała Michelle Pfeiffer? 
- Powiedziałem, że zgodzę się tylko pod jednym warun-
kiem. - Charlie postanowił nie reagować na zaczepkę. 
-  Tak?  A  co  to  za  warunek?  Wywiad  dla 
„News-weeka"? - Brigitte nie ustępowała. 
-  Nie  ułatwiasz  mi  sytuacji.  Brigitte  popatrzyła  mu  w 
oczy. 
-  Jestem  zazdrosna.  Niełatwo  ze  mną  wytrzymać.  Ale 
dobrze. Co to za warunek? 
-  Że  niejaka  Brigitte  Dumont  zagra  Cukiereczka. 
Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową. 
- A to dopiero! I co on na to? 
- Uważa, że coś się za tym kryje. - Charlie uśmiechnął 
się. 
- Czy zdajesz sobie sprawę, co to oznacza? Mężczyzna 
przytaknął. 
Brigitte popatrzyła na niego z uwagą. 
- Czy jesteś na to gotowy? 

background image

- Wolę publicznie ogłosić, co nas łączy, niż zgodzić się 
na  coś,  co  mogłoby  sprawić  ci  przykrość.  Zrobimy  to 
razem albo wcale. 
- Co zamierzasz im powiedzieć? 
- Komu? 
- Reporterom. - Brigitte zwinęła dłoń w pięść i uniosła 
ją do ust, udając, że jest to mikrofon. - Panie Battle, czy 
mógłby  pan  zdradzić,  jakie  są  pańskie  zamiary  wobec 
tej młodej damy? 
- Niecne - krótko podsumował Charlie. 
- A tak na serio? 
- Bez komentarza. Brigitte przysunęła się bliżej. 
-  Przecież  mówiłeś,  że  zamierzasz  rozgłosić,  co  nas 
łączy. 
- Myślałem, że to ci odpowiada. 
-  Owszem  -  przytaknęła.  -  Jestem  zadowolona,  ale 
wiesz, jacy są dziennikarze. Nigdy nie rozmawialiśmy o 
przyszłości,  a  co  im  odpowiesz,  jeśli  zapytają  cię  o 
dalsze plany? 
- To, co słyszałaś. Bez komentarza. 
- Bez komentarza? - powtórzyła zaskoczona. 
-  Nie  musimy  odpowiadać  na  takie  osobiste  pytania, 
Brigitte. 
-  A...  a gdybym  ja  zapytała cię  o  to  samo?  Mężczyzna 
zawahał się. 
- Przecież wiesz, co do ciebie czuję. 
- A więc jakie masz wobec mnie zamiary, Charlie? 
- Nigdy dotąd żadna kobieta nie zrobiła na mnie takiego 
wrażenia. 

background image

-  Nie  pytam  o  seks,  Charlie.  Pytam  o  twoje  zamiary. 
Charlie  popatrzył  na  nią  zdziwiony.  Przecież 
powiedział 
jej, że ją kocha. Czegóż jeszcze chciała?! 
-  Masz  na  myśli...  uhm,  małżeństwo  i...  te  rzeczy?  - 
wykrztusił wreszcie. 
-  Te  rzeczy  już  nastąpiły  -  przypomniała  mu  Brigitte. 
Gdyby zażartował sobie z jej pytania lub próbował dać 
jakąś wykrętną odpowiedź, wiedziałaby, jak sobie pora-
dzić. Jego zaskoczenie zupełnie zbiło ją z tropu. 
-  To  zabrzmiało,  jakbyś  oskarżała  mnie,  że  cię  uwiod-
łem, a przecież... - bronił się. 
Brigitte westchnęła. 
- Chyba się nie zrozumieliśmy, Charlie. 
-  Było  nam  ze  sobą  dobrze,  prawda?  Brigitte 
zmarszczyła brwi. 
- Mówię o naszym związku, a ty mieszasz do tego seks. 
- To chyba jedno i to samo. 
-  Niezupełnie.  Jedno  jest  częścią  drugiego.  Przynaj-
mniej dla mnie - urwała. - Teraz rozumiem, dlaczego... 
Po prostu nie zrozumieliśmy się, Charlie. Zresztą, czego 
można  oczekiwać  po  córce  takiego  ojca,  co?  Skąd 
mogłeś  wiedzieć,  że  kiedy  córka  Jean-Pierra  Dumonta 
rzuciła  się  na  ciebie  jak  wygłodniała  samica,  córka 
Marguerite Dumont marzyła o białych koronkach... 
- I całej reszcie - dodał Charlie. 
-  I  całej  reszcie  -  powtórzyła  Brigitte  -  Zasypiać  i  bu-
dzić  się  przy  twoim  boku,  jeść  razem  śniadanie  i...  - 
głos załamał jej się lekko - mieć gromadkę dzieci. 
- Brigitte, ja... nigdy nie przypuszczałem... 

background image

- I to właśnie najbardziej mnie boli - chlipnęła żałośnie 
Brigitte.  Przytuliła  mokry  od  łez  policzek  do  piersi 
Charliego. 
Charlie  trzymał  ją  w  ramionach,  całował,  szeptał  do 
ucha  słowa  pełne  czułości.  Cóż  mógł  jej  obiecać? 
Kobieta  taka  jak  Brigitte  Dumont,  piękna,  mądra, 
dobra,  zasługiwała  na  to,  o  czym  marzyła.  Na  miłość, 
wierność, małżeństwo. Brigitte uniosła głowę. Czekała. 
Charlie  oddałby  wszystko,  co  miał,  żeby  móc 
powiedzieć jej to, co pragnęła usłyszeć. 
-  Jesteś  mi  droższa  niż  wszystko  inne  na  świecie. 
Brigitte ze smutkiem pokiwała głową. 
-  Z  każdym  rokiem,  z  każdym  dniem  jestem  starsza, 
Charlie.  Nie  mam  zamiaru  być  już  dłużej  panienką 
Dumont. 
- Nie jesteś jeszcze taka stara. 
- Chcę tylko tego, co każda kobieta. 
- Ja... 
-  Nic  nie  mów,  Charlie  -  przerwała  mu  ostro.  -  Widzę 
po  twojej  minie,  że  jeszcze  o  tym  nie  myślałeś.  Nie 
mam zamiaru błagać cię, żebyś się ze mną ożenił. 
Obrzucił ją uważnym spojrzeniem. 
- Wiesz, Brigitte, czasem wolałbym, żebyś nie była taka 
szczera i otwarta. 
- Najwyższy czas, żebyś jednak o tym pomyślał - ciąg-
nęła,  nie  zwracając  uwagi  na  jego  słowa.  -  Żebyś  się 
zastanowił  nad  swoim  życiem,  Charlie.  Nad  sobą,  nad 
nami.  Nie  możemy  ciągnąć  tego  bez  końca.  Od 
weekendu  do  weekendu,  bez  żadnych  perspektyw.  - 
Brigitte  patrzyła  teraz  prosto  w  oczy  mężczyzny.  - 

background image

Pomyśl o tym, Charlie. Wcześniej czy później będziesz 
musiał  się  ze  mną  ożenić  lub  pozwolić  mi  znaleźć 
kogoś, kto nie będzie miał takich oporów. 
Zdecydowane postawienie sprawy przez Brigitte wpły-
nęło na postawę obojga. Cieszyli się na wspólny wypad 
do  kina,  ale  film  okazał  się  niezbyt  interesujący.  Po 
powrocie  kochali  się,  ale  spędzone  razem  chwile 
przepełnione  były  smutkiem.  Zabrakło  poprzedniej 
radości  i  spontaniczności.  Brigitte  odetchnęła  z  ulgą, 
kiedy weekend dobiegł końca. 
Charlie odprowadził ją do samochodu. 
- A  co z wyjazdem do  Nowego Jorku?  -  spytała  cicho, 
unikając jego wzroku. 
- Joe uważa, że to byłaby świetna reklama. 
- A co sądzą wydawcy? Czy mogą zmusić cię, żebyś się 
zgodził? 
Charlie przecząco pokręcił głową. 
- Nie jestem ich własnością. Jednak wolę żyć z nimi w 
zgodzie. Nie bardzo wierzę w tę reklamę, ale może uda-
łoby się zebrać trochę gotówki na budowę centrum. 
- Kiedy masz dać im odpowiedź? 
- Jak najwcześniej. Najlepiej do końca tygodnia. 
-  To  niezbyt  ładnie,  że  zwalasz  cały  ciężar  decyzji  na 
mnie. Nie chcę, żebyś przeze mnie zadarł ze swoim wy-
dawcą. 
-  Więc  czego  oczekujesz?  -  zniecierpliwił  się  mężczy-
zna.  -  Nie  wystąpię  z  żadną  inną  kobietą.  Nie  będę 
ryzykował.  Następnym  razem  mogłabyś  potraktować 
mnie  nie  lodem,  ale  na  przykład  gorącą  kawą  - 
zażartował. 

background image

Brigitte potrząsnęła głową. Charlie objął ją ramieniem i 
przyciągnął do piersi. 
- Wiesz co, przemyśl to jeszcze raz i zadzwoń do mnie 
w środku tygodnia, dobrze, Cukiereczku? 
Ale Brigitte miała inny pomysł. 
-  A  może  wpadłbyś  jutro  na  wieczór  rodzinny? Mogli-
byśmy porozmawiać. 
- Brigitte... - zaczął niepewnie mężczyzna. 
- Rozumiem - przerwała mu ostro Brigitte. 
- Co rozumiesz? 
- Masz zamiar podać do publicznej wiadomości, co nas 
łączy,  ale  nie  chcesz,  aby  moja  rodzina  domyśliła  się 
czegoś. Weekend z zagadką, tak. To twoja specjalność, 
co?  Ale  wieczór  rodzinny?  Skądże  znowu!  Ile  razy 
prosiłam  cię,  żebyś  został,  zawsze  wykręcałeś  się 
nawałem zajęć. 
-  Chciałaś,  żebym  zatańczył,  a  ja  naprawdę  nie  jestem 
tancerzem. 
-  A  ja  nie  jestem  słodką  idiotką,  a  mimo  to  zagrałam 
twojego Cukiereczka - wybuchła Brigitte. 
- To co innego. 
- Dlaczego? Dlatego, że autorem był C.H.Battle? 
- Dlatego że każdy wiedział, że grasz. Nie jesteś słodką 
idiotką.  Czy  to  musi  być  akurat  wieczór  rodzinny?  - 
spytał  Charlie.  -  Gdybym  przyjechał  we  środę, 
mógłbym zostać na weekend. 
- I nie ryzykowałbyś, że zostaniesz rozpoznany, co, de-
tektywie?  -  rzuciła  ostro  Brigitte.  -  Nie  musiałbyś 
obawiać  się,  że  ktoś  dowie  się  o  tym,  co  łączy  cię  z 
Brigitte Dumont. 

background image

- Nie obchodzi mnie, czy ktoś się dowie, czy nie! - wy-
buchnął  mężczyzna.  -  Gdyby  tak  było,  czy  prosiłbym 
cię, żebyś pojechała ze mną do Nowego Jorku? 
-  Nie obchodzi cię,  że świat dowie się o  C.H.Battle'u  i 
Brigitte  Dumont.  Co  innego  Charlie  Battle.  O!  To  już 
całkiem inna sprawa. 
Mężczyzna  opuścił  głowę.  Wyglądał  tak  żałośnie,  że 
Brigitte  znienawidziła  samą  siebie  za  to,  co  musiała 
zrobić. 
-  Miałeś  rację,  że  poprawiłeś  mnie  wtedy,  no  wiesz, 
pierwszy raz. 
Charlie popatrzył na nią pytająco. 
-  Szepnęłam:  Och,  Fantasy!  Przypomniałeś  mi,  że  to 
Charlie Battle kochał się ze mną, a nie jakiś wymyślony 
bohater komiksów. Nawet nie C.H.Battle, tylko Charlie. 
Zwykły, szary Charlie. Jedyne o co proszę, to żeby ten 
Charlie  był  równie  szczery  w  swoich  uczuciach  jak 
C.H. 
Brigitte uniosła dłoń i delikatnie odgarnęła ciemny kos-
myk z czoła mężczyzny. 
-  Nie  będziesz  musiał  tańczyć,  Charlie.  W  tygodniu  są 
urodziny  Claude'a  i  dziewczynki  przygotowały  małą 
niespodziankę.  Nie  będę  też  nikomu  cię  przedstwiać. 
Nie  mogę  jednak  obiecywać,  że  nie  zostaniesz 
rozpoznany. Było nie było jesteś sławnym człowiekiem, 
Charlie, i musisz się z tym pogodzić. 
Charlie  delikatnie  ujął  twarz  Brigitte  w  swoje  dłonie. 
Jej  skóra  była  taka  gładka.  Szczupła,  dziewczęca 
sylwetka  w  zaskakujący  sposób  kontrastowała  z 
temperamentem  i  siłą  ducha.  Brigitte  nie  bała  się 

background image

kroczyć przez życie bez udawania i obłudy. Otwarcie i 
szczerze  okazywała  swe uczucia.  Nagle  zrozumiał,  jak 
bardzo ją kocha i ile dla niego znaczy. 
- Wcale się ciebie nie wstydzę - oświadczył, pochylając 
się do jej ust - Jesteśmy umówieni, tak, Cukiereczku? 
Przez cały dzień Brigitte zupełnie nie potrafiła skoncen-
trować  się  na  tym,  co  robi.  Jakby  na  złość, 
przeznaczenie  uparło  się,  by  pokrzyżować  jej  plany. 
Najpierw  Nicole  wróciła  ze  szkoły  zdenerwowana. 
Oznajmiła,  że  zapomniała  o  bardzo  ważnej  próbie 
szkolnego chóru i nie może jej opuścić. Jennifer uparła 
się, że nie wystąpi bez siostry, wobec czego trzeba było 
przesunąć  urodziny  Claude'a  na  kolejny  poniedziałek. 
Brigitte została bez programu na wieczór. 
Claire wpadła na pomysł, że poszuka nut nowych piose-
nek.  Brigitte  udała  się więc na poszukiwanie  Janet, by 
uprzedzić  ją  o  zmianie  planów.  Niestety,  mimo 
godzinnych  poszukiwań  nie  znalazła  ani  Janet,  ani 
Stephena. 
Kiedy  w  końcu  Janet  skontaktowała  się  z  nią,  dla 
odmiany  zniknęły  Claire  i  Marguerite.  Jean-Pierre 
przypuszczał,  że  pojechały  do  miasta  po  sprawunki, 
ponieważ  Jennifer  podarła  swój  ulubiony  sweter  i 
uparła  się,  że  jeszcze  tego  wieczoru  musi  mieć 
podobny. 
-  No  nie!  -  wykrzyknęła  Brigitte.  -  Chyba  wszystko 
sprzysięgło  się  dziś  przeciwko  mnie.  Ta  próba  chóru 
Nicole  zupełnie  pokrzyżowała  mi  plany.  Za  dwie 
godziny  zaczną  się  schodzić  goście,  a  ja  nie  mam 
żadnego programu - lamentowała. 

background image

-  Doprawdy,  skarbie,  zawsze  możesz  przecież  zatań-
czyć ze swoim starym ojcem - pocieszył ją starszy pan. 
- Pamiętasz „Herbatkę we dwoje"? 
Brigitte uśmiechnęła się blado. 
- Dzięki, tatku. 
- A teraz powiedz mi prawdę, dlaczego jesteś taka spię-
ta? 
- Mam randkę - wyznała cicho. 
-  Z  panem  Battle?  Brigitte  przytaknęła.  Jean-Pierre 
zmarszczył brwi. 
-  Może  powinienem  pożyczyć  od  sąsiada  dubeltówkę, 
żeby  upewnić  się,  czy  ma  wobec  ciebie  uczciwe 
zamiary? 
Brigitte roześmiała się rozbawiona. 
-  No  nie!  To  byłaby  ironia  losu!  W  swoim  czasie, 
pewno  nie  raz  musiałeś  salwować  się  ucieczką  przed 
jakimś  rozjuszonym  rodzicem  z  dubeltówką,  co? 
Przyznaj się, tatku! 
- To zupełnie co innego. 
Brigitte uspokajająco poklepała ojca po ramieniu. 
-  Na  razie  poczekaj  jeszcze  z  tą  dubeltówką.  Mam  na-
dzieję, że uda mi się przekonać go bez używania siły. 
Z  gabinetu  ojca  Brigitte  udała  się  wprost  do  swego 
apartamentu.  Napuściła  wody  do  wanny  i  postanowiła 
wziąć długą, gorącą kąpiel. Wypoczynek przerwało jej 
ciche  pukanie.  Pośpiesznie  wyskoczyła  z  wanny,  nie 
tracąc  czasu  na  wycieranie  się.  Owinęła  się  tylko 
szlafrokiem  i  pospieszyła  do  drzwi.  Miała  nadzieję,  że 
to Charlie przyjechał nieco wcześniej. 

background image

Za drzwiami stała Jennifer. Claire przysłała ją z wiado-
mością, że znalazła nuty i Marguerite właśnie się z nimi 
zapoznaje. 
- Dzięki Bogu! - odetchnęła z ulgą Brigitte. - A propos, 
podoba mi się twój sweter, Jennifer. 
- Dziękuję. Mam jeszcze taki sam turkusowy, a Nicole 
ma porwane dżinsy. 
- Porwane? Czyżby coś się jej stało? - zaniepokoiła się 
Brigitte. 
Jennifer roześmiała się. 
- Nie, to taka moda. Są całe postrzępione. 
- I z pewnością bardzo drogie - dodała Brigitte. 
- Nicole ma dziury na kolanach. 
- To niezbyt rozsądne - zauważyła Brigitte. 
-  Chciała  takie  z  dziurami  na  udach,  ale  mama  się  nie 
zgodziła. 
- I bardzo słusznie. 
Jennifer  ciekawie  rozglądała  się  po  pokoju.  Jej  uwagę 
przyciągnęła leżąca na łóżku jedwabna suknia. 
-  Włożysz  tę  sukienkę  dziś  wieczór?  Brigitte 
przytaknęła. 
- Mam randkę. 
- Z panem Battle? 
Brigitte  obrzuciła  siostrzenicę  podejrzliwym  spojrze-
niem. Czyżby wszyscy już wiedzieli? 
- Uhm - mruknęła. 
- On jest bardzo fajny - ucieszyła się Jennifer. 
- O tak! - zgodziła się Brigitte. 
Charlie spóźniał się. Brigitte z trudem przebrnęła przez 
otwierający  wieczór  monolog  o  zakochanych  łosiach. 

background image

Jej  myśli  zaprzątał  Charlie.  Gdzie  on,  u  Ucha,  się 
podziewa?  Dlaczego  się  spóźnia?  A  może  miał 
wypadek?! 
Podała mikrofon Claire i pośpieszyła do stołu. 
-  Są  jakieś  wiadomości?  -  spytała,  pochylając  się  w 
stronę brata. 
Mężczyzna przecząco pokręcił głową. 
- A jeśli miał wypadek? 
- Pewnie tylko złapał gumę. 
-  To  niemożliwe  -  denerwowała  się.  -  To  już  prawie 
dwie godziny. 
Stephen obojętnie wzruszył ramionami. 
- Może to jakaś poważniejsza awaria. 
Chcąc  nie  chcąc,  Brigitte  musiała  wracać  na  scenę. 
Aktorzy  się  zmieniają,  przedstawienie  trwa.  Co  za 
idiota wymyślił tę zasadę? Myślała o Charliem. A może 
zmienił  zdanie?  Uśmiechając  się  krzywo,  dobrnęła  do 
ostatniej zwrotki wesołej piosenki o zakochanym łosiu. 
Jeszcze tylko „Herbatka we dwoje" i będzie wolna. 
Za kulisami zauważyła ojca. 
-  Są  jakieś  wiadomości  od  Charliego?  -  spytała  z  na-
dzieją. 
Starszy pan przecząco pokręcił głową. 
- Nie martw się, moja mała. Na pewno się zjawi. 
- Chyba że zmienił zdanie. 
- Gdzie twoja wiara, moja droga? Tylko głupiec mógłby 
tak  postąpić,  a  ten  twój  Battle  wcale  na  takiego  nie 
wygląda. 
Brigitte  powtarzała  wyuczone  w  dzieciństwie  kroki  i 
gesty.  Ze  zdumieniem  odkryła,  że  taniec  uspokoił  ją  i 

background image

odprężył.  Odtańczyła  swoją  solówkę  i  odczekała  trzy 
takty. Za chwilę dołączy do niej ojciec. Odwróciła się i 
oniemiała. W kręgu padającego z reflektora światła stał 
niejeden  mężczyzna,  ale  dwóch.  Na  twarzy 
Jean-Pierre'a  Dumonta  pojawił  się  pełen  nostalgii 
uśmiech, kiedy ujął wyciągniętą ku niemu  dłoń córki i 
połączył ją z ręką młodszego mężczyzny. 
Brigitte nie wierzyła własnym oczom. Czy to naprawdę 
on? W eleganckim  czarnym  smokingu, białej  koszuli  i 
meloniku? C.H.Battle? Jej Charlie?! 
Po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat pomyliła kro-
ki.  Szybko  jednak  złapała  rytm  w  silnych  ramionach 
Charliego.  W  głowie  kłębiły  jej  się  pytania.  Kiedy? 
Jak? Dlaczego? Zakończyli taniec tą samą figurą, którą 
Brigitte  wykonywała  od  lat  z  ojcem.  Charlie 
przyklęknął  na  jedno  kolano,  na  drugim  zaś  posadził 
sobie Brigitte. 
- Romantycznie, co? - szepnął jej do ucha, uśmiechając 
się radośnie. 
-  Panie  i  panowie,  pozwólcie  sobie  przedstawić:  pan 
C.H.  Battle,  twórca  waszego  ulubionego  komiksu, 
fantasy  Fuzz"  -  oznajmiła  Claire,  wysuwając  się  zza 
pleców tancerzy. 
-  Charlie  Battle  -  poprawił  mężczyzna,  kiedy  Claire 
podsunęła mu mikrofon. Nie wypuszczając mikrofonu z 
rąk,  odwrócił  się  do  Brigitte  i  patrząc  jej  w  oczy 
oświadczył  uroczystym  głosem:  -  Brigitte  Dumont, 
kocham  cię  do  szaleństwa,  czy  zechcesz  zostać  moją 
żoną? 

background image

Brigitte  pisnęła  radośnie  i  rzuciła  się  Charliemu  w  ra-
miona. 
- To chyba miało oznaczać tak  - powiedziała Claire do 
mikrofonu. 
Widownia zatrzęsła się od oklasków. Charlie wziął Bri-
gitte na ręce i opuścił scenę. 
Później Brigitte dowiedziała się, że Charlie spędził cały 
ranek na poszukiwaniu  smokingu, a po południu uczył 
się  od  Stephena  kroków  do  ,.Herbatki  we  dwoje". 
Usłyszała,  jaką  wyśmienitą  zabawę  miała  Nicole, 
udając, że zapomniała o bardzo ważnej próbie, po to, by 
można  było  przełożyć  urodziny  Claude'a.  To  jednak 
nastąpiło dużo, dużo później. 
Tymczasem  zaś  czuła,  że  obejmują  ją  silne  ramiona 
mężczyzny,  który  kocha  ją  do  szaleństwa  i  który 
właśnie  przed  chwilą  oświadczył  się  jej  w  obecności 
tylu  ludzi!  Zakochani,  wymykając  się  ukradkiem  z 
jadalni,  nie  zauważyli  ukrytych  za  zakrętem  korytarza 
dwóch  podekscytowanych  dziewcząt.  Jedna  z  nich 
miała  na  sobie  turkusowy  sweter,  druga  zaś  porwane 
dżinsy.  Z  piersi  tych  młodych  dam  wyrwało  się  ciche 
westchnienie, 

kiedy 

rozmarzonym 

spojrzeniem 

odprowadzały zakochaną parę.