background image

 

 

 

 

 
 
 

MYRNIN 

 

B

yło tutaj tak ciemno. Ciemno ciemno ciemno ciemno ciemno.  

Ciemnociemnociemnociemnociemnociemnoniemogęoddychaćcieeeeeeee
eeeeemnooooo… 
Przejąłem kontrolę nad klekotem mojego umysłu, szczękając z wysiłku i 
powodując  drżenie  całego  ciała.  Czy  byłem  w  dalszym  ciągu 
człowiekiem,  w  dalszym  ciągu  oddychającym  –  jak  czasami  w  moich 
snach – myślałem, że byłbym zalany potem ze strachu i brakowałoby mi 
tchu.  Śniłem też o tym czasami, lepka wilgoć kapiąca po mojej skórze i 
paląca w oczy, ale w snach nie było tak ciemno; było jasno, tak bardzo 
jasno i uciekałem by uratować swoje życie, uciekałem przed potworem… 

1

Tak wiele lat uciekania, że czerń przemieniała się w szkarłat nic nic nie 

było  bezpieczne  żadnego  nieba  żadnych  przyjaciół  wszystko  zginęło 
dopóki  Amelie  dopóki  to  miejsce  dopóki  dom  ale  dom  zniknął  zniknął 
martwy  i  zniknął…  
Poczułem  dławiący  posmak  drapiący  moje  gardło, 
rozdzierające  ostrze  głodu  i  oparłem  się  o  wilgotną,  śliską  ścianę.  Nie 
pamiętam.
  Mówiłem  do  siebie.  Nie  myśl.  Ale  nie  mogłem  przestać 
myśleć. Nigdy. Moja matka biła mnie dla kaprysu, kiedy patrzyłem się w 
gwiazdy  i  rysowałem  ich  wzory  i  zapomniałem  o  owcach,  gdy  wilki 
zjadły  jagnię  i  moje  siostry  z  ich  okropnymi,  drobnymi  okaleczeniami, 
kiedy nikt nie widział i mojego ojca zamkniętego w zagrodzie jak jakieś 
zwierzę,  kiedy  wył  myślenie  nigdy  się  nie  kończyło  nigdy  nigdy  nigdy 

                                                             

1

 Generalnie co tu dużo mówić – Myrnin jest szajbnięty, a jego monologi walą na kolana nawet te 

Shakespeare’owskie  Przepraszam, jeśli coś nie ma sensu, ale staram się to tłumaczyć dokładnie…  
Jego wypowiedzi często nie uwzględniają interpunkcji i jakiegokolwiek sensu więc… 
Lubi mówić o 5 rzeczach na raz – trochę tak jak ja. Utożsamiam się z nim ;p  
Mimo to bardzo go kocham <3 serduszko dla niego i Claire. 

background image

 

 

wyjący sztorm w mojej głowie dopóki ciepło nie przedarło się przez moją 
skórę i pochłonęło mnie. 
Stop. 
Krzyczała  moja głowa, dopóki nie poczułem siły uderzającej moje 
kości i przez krótką chwilę poczułem błogosławioną ciszę, w ofensywie 
do  ciążących  w  pamięci  wspomnieniach  i  terroru,  które  nigdy,  ale  to 
nigdy nie zostały zapomniane na dłużej. 
Miałem  teraz  wystarczająco  dużo  czasu  do  namysłu,  gdzie  jestem  i  by 
zastanawiać się nad moją obecną sytuacją… nie przeszłością. 
Więzienie  nie  było  dla  mnie  nieznanym  zjawiskiem,  co  prawda  nie  w 
Morganville,  ale  z  dawnych,  nieprzyjemnych  i  bardzo  ciężkich    lat  z 
przeszłości…  Mój  wróg  w  dalszym  ciągu  był  wielkim  fanem  klasyki, 
ponieważ  wrzucił  mnie  do  lochu  –  okrągła,  wąska  dziura  w  kamieniu 
była  wystarczająco  głęboka  i  wystarczająco  gładka,  by  uniemożliwić 
wampirowi wspinaczkę lub skok. W mniej cywilizowanych czasach, ktoś 
wrzucony  do  środka,  mógłby  być  zupełnie  zapomniany.  Ludzie 
przeżywali tylko kilka dni, zazwyczaj, zanim obłożna choroba, ciemność, 
głód,  pragnienie  –  albo  zwykły  terror  –  przejął  nad  nimi  władzę. 
Wampiry… cóż. My byliśmy wytrzymali. 
To  bardzo  przykra  rzecz  do  wyznania  przez  wampira,  ale  zawsze 
nienawidziłem  przenikliwej,  głuchej  ciemności.  Przydaje  nam  się,  gdy 
chcemy  się  schować  i  zaczaiać  się,  ale  tylko  wtedy,  gdy  jest  choćby 
smuga światła – błysk, coś co narysuje kontury cieniom i nada im kształt. 
Krwiste  –  ciepłe  ciało  świeci  i  to  też  jest  komfortowe  i  bardziej 
przekonywujące. 
Ale tutaj nie było  żadnego przebłysku, żadnej ofiary, nic co uwolniłoby 
atramentową i pochłaniającą czerń. 
To  przypomniało  mi  o  okropnych,  okropnych  rzeczach  jak  grób,  który 
wykopałem  sam  dla  siebie  więcej  niż  jeden  raz,  smak  błota  w  moich 
ustach, krzyk, żywy i cierpki, i ten smak nigdy nie odejdzie w niepamięć, 
zostawiając mnie zakneblowanego w tym, zakneblowanego i niezdolnego 
by walczyć z szokującym i odrażającym wrażeniem pochówku, tylko krew 
mogłaby to zmyć, krew i piekące światło… 
CiemnociemnociemnociemnociemnociemnociemnoomójBożeczemu… 
Kiedy doszedłem do siebie, zgiąłem się w pół mając odruch wymiotny i 
położyłem  swoje  dłonie  płasko  na  ścianie.  Klęczałem,  co  było  nawet 
bardziej  nieprzyjemne  niż  stanie  na  nogach.  Opadłem  na  plecy  i 
znalazłem  zimny,  mokry  kamień  na  ścianie,  zaledwie  kilka  cali  za  mną. 

background image

 

 

Mogłem usiąść, jeżeli nie przeszkadzałaby mi brudna woda sięgająca po 
talię i kolana przy brodzie. Robiłem to przynajmniej na zmianę. To była 
moja wina, że się tu znajdowałem, całkowicie moja wina. Claire zawsze 
beształa  mnie za  moją jednomyślność i miała rację, rację, zawsze  miała 
rację, nawet Frank mówił mi, żebym uciekał, gburowaty Frank, głodujący 
z  braku  środków  odżywczych,  nie  ma  nikogo,  kto  by  wymienił  mu 
zbiorniki i zadbał o niego odpowiednio i Bob, co z Bobem, nie mogłem 
go zostawić samemu sobie, jak sam by łapał sobie muchy i świerszcze i 
okazjonalnie  soczyste  żuczki  bez  pomocy,  był  tak  bardzo  moją 
odpowiedzialnością i Claire Claire Claire podatna na zranienie teraz, bez 
Amelie,  bez  choćby  krzty  miłosierdzia  nie  nie  nie,  nie  mógłbym 
wyjechać, nie powinienem… 
Zimny  szkieletom  Pennyfeather,  z  jego  zgryźliwymi  oczami  i  uśmiechem 
zabójcy… 
Frank mnie ostrzegał, ostrzegał mnie… 
Pennyeather  wciągający  heretyków  do  ognia,  polujący  na  mnie, 
wygrzebujący mnie z mojej ostatniej bezpiecznej kryjówki i wrzucający w 
świetle  palącego  słońca,  gdzie  Olivier  śmiał  się  i  do  lochu  w  ciemność 
ciemnośćciemnośćciemnośćciemnośćciemność… 
Otworzyłem  ponownie  swoje  oczy,  w  końcu,  z  moimi  krzykami  w 
dalszym ciągu rozprzestrzeniającymi się od kamiennych ścian. Jak głośne 
było  to  echo.  Wciąż  jeszcze  była  całkowita  i  zupełna  ciemność  w  tym 
miejscu  –  skała  o  którą  się  oparłem,  woda  i  moje  ręce  naprzeciw  mojej 
twarzy,  wszystko  posępne  i  czarne,  nawet  żadnej  iskry  światła,  życia, 
koloru.  
To wszystko przez to, że byłem ślepy. Pamiętam tą gwałtowność, winę i 
szok;  to  było  dziwne,  że  można  by  było  zapomnieć  o  czymś  tak 
znaczącym. Ale na swoją obronę powiem, że nikt nie miałby tendencji by 
pamiętać o takich rzeczach (obrzydliwy, blady uśmiech Pennyfeathera). 
Uleczyłeś się z gorszych rzeczy, powiedziałem sobie surowo. Udawałem, 
że  jestem  osobą  sensowną,  praktyczną.  Ada,  na  ten  przykład,  w  jej 
lepszych  dniach.  Albo  Claire.  Tak,  Claire  byłaby  w  takim  przypadku 
bardzo praktyczna.  
Ślepy ślepy trzy ślepy myszy widzę jak uciekają kto trzyma nóż gdzie jest 
kot  
Mój  Boże  w  niebie,  kot  i  ja  jestem  jedyną  myszą,  ślepą  i  bezradną 
myszą uwięzioną w pułapce bez sera, gdyby tylko ktoś wrzucił tu kawałek 
sera, albo inną mysz… 

background image

 

 

Loch,  nie  byłem  myszą,  byłem  wampirem,  ślepym  wampirem,  który  się 
oczywiście  uleczy,  ewentualnie  będzie  w  końcu  widział.  Stop, 
powiedziałem  sam  sobie.  Wziąłem  głęboki  oddech  i  poczułem 
starodawną śmierć, pokruszone chwasty, rdzewiejący metal i kamień. Nie 
miałem  pojęcia,  gdzie  znajdował  się  owy  loch.  Znajdowałem  się  na 
samym  jego  dnie,  stojąc  w  zimnej,  brudnej  wodzie  i  myśląc,  że  tym 
razem moje ulubione kapcie były kompletnie zniszczone. Co za strata. 
Żadne  fantazje  na  świecie  nie  pomogą  ci  teraz,  idioto.  Mogłem  słyszeć 
głos Pennyfeathera mówiący to; mogłem poczuć zimny uścisk jego dłoni 
na moich ramionach. To miasto należy do najsilniejszych. 
A później upadek. 
Więc. Był silny. A ja przetrwałem. Jak zawsze. Nie tym razem, nikt mnie 
nie  uratuje,  nikt  nie  wie,  byłem  tu  taki  sam  sam  sam  sam 
cieeeeeeeeeeeeeeeeemnooooo. 
Panika  zapanowała  przez  jakiś  czas;  za  każdym  razem  zajmowała 
odrobinę dłużej, tak mi się wydawało; z czystego naukowego  myślenia, 
uważam, że powinienem zacząć robić notatki. Monografię zajmującą się 
tematem  terroru  osoby  zamkniętej  w  ciemności,  dodatkowo,  która  nie 
widzi.  
Mógłbym  napisać  kilka  tomików,  czy  musiałbym  kiedykolwiek 
ponownie widzieć, by być w stanie pisać. 
Twoje oczy się wygoją, racjonalna część mnie – malutka część, najlepsza 
i  w  żaden  sposób  najlepsza  część  mnie  –  wyszeptała.  Delikatne  tkanki 
zajmują więcej czasu, by się zregenerować. 
Wiedziałem to, ale zwierzęca, 
instynktowna  część  mnie,  dalej  trzęsła  się  w  panice,  przekonana,  że 
zostanę w tym szokującym niczyim miejscu, na zawsze, podwójnie ślepy, 
nie będąc w stanie rozpoznać wyblakłych ścian, otaczających mnie. 
Złowroga  fala  paniki  znowu  do  mnie  powróciła,  a  kiedy  w  końcu 
przeszła  i  mój  krzyczący  mózg  uspokoił  się,  kucałem  nisko  nad  wodą, 
opadając na chłodne ściany i trzęsąc się, blisko ataku. Moje gardło było 
dziwne.  Oh.  Znowu  krzyczałem.  Przełknąłem  strużkę  mojej  własnej, 
cennej  krwi  i  zastanowiłem  się,  kiedy  Claire  zacznie  mnie  szukać.  Bo 
zacznie; musi. Desperacko zacząłem wierzyć, że to zrobi. Na pewno, nie 
była na mnie, aż tak zła, żeby mną pogardzić i zostawić tu, to miejsce jest 
okropne. 
Proszę. Proszę przyjdź. Nie mogę tego wytrzymać, nie sam nie nie nie nie 
sam, nie ślepy nie… 

background image

 

 

Nie  przywykłem  do  tego,  by  czuć  taki  horror,  który  łączy  w  sobie  te 
wszystkie  lęki  z  mojego  ludzkiego  życia,  jak  jakiś  toksyczny  eliksir; 
bliskość  otaczających  mnie  ścian,  ciemność,  brudna  woda,  wiedza,  że 
mogę się stąd nigdy nie wydostać, że zostaną ze mnie same kości, dopóki 
pragnienie nie obrabuje mnie z ostatniej krzty  zdrowego rozsądku, będę 
walczył  tak  mocno,  gryząc  swoje  własne  ciało,  dopóki  nie  zostanie 
osuszone całkowicie. 
Stałem się, po tym wszystkim, swoim własnym ojcem. 
Mój  ojciec  stał  się  bardzo  zły,  kiedy  jeszcze  byłem  bardzo  młodym 
chłopcem, a oni zamknęli go… nie  zupełnie tak jak mnie, ale w chacie, 
światło  i  przykuta  rudera,  bez  żadnej  nadziei  na  przypomnienie  sobie 
światła  dziennego.  Kiedy  miałem  koszmary-  codziennie-  to  było  moje 
piekło,  że  budziłem  się  w  brudnych  szmatach  mojego  ojca,  przykuty 
łańcuchem i samotny, porzucony w krzyku mojej własnej głowy. 
W ciemności. 
A tutaj proszę, koszmar stał się rzeczywistością, w ciemności, porzucony. 
Nonsens.  Pennyfeather  zawsze  pracował  dla  Oliviera.  
Próbowałem 
skupić  się  na  logice,  wszystko  aby  zapobiec  zsuwaniu  się  na  tym 
błotnistym zboczu w szarą odchłań desperacji, ponownie. 

2

Ergo, Olivier 

zawsze  marzył  by  się  mnie  pozbyć.  Dlaczego  tego  by  chciał?  Ponieważ 
Amelie mi ufała? 
Po prostu było coś tutaj nie tak. Olivier nie był losowo okrutny; uwielbiał 
władzę,  ale  w  większości,  dla  jakiej  władzy  mógł  to  zrobić.  Miał  tak 
wiele  szans,  by  zmienić  Morganville  na  swój  obraz,  ale  ciągle 
powstrzymywał się; myślałem, że ma ogromny szacunek ze względu na 
dziwną  i  niechętną  miłość  rosnącą  między  nim  a  Amelie.  Mimo  to, 
zmienił się, całkowicie, tak samo jak Amelie. Na gorsze. 
Amelie,  moja  kochana  pani,  tak  mała,  nieśmiała  i  cicha  na  początku, 
kiedy  twój  geniusz  i  mój  spotkały  się,  kiedy  jako  raczkujące  wampiry 
uczyliśmy  się  polować,  strach  przed  byciem  w  posiadaniu.  Uratowałem 
cię  od  twojego podłego  ojca,  straciłem  cię  i później znowu odzyskałem. 
Czy pamiętasz to wszystko, jak mody i niepewny wampir, pełen strachu i 
niejasnych symboli?  

                                                             

2

 Ergo (z łac.) - więc 

background image

 

 

Amelie  nie  była  sobą.  Olivier  nie  powinien  był  mi  tego  robić;  nie 
powinien  być  w  stanie,  by  to  zrobić,  bez  pozwolenia.  Czegoś  mi  tutaj 
brakowało, czegoś, czego jeszcze nie rozumiałem. 
To  były  puzzle,  a  ja  uwielbiałem  puzzle;  przylgnąłem  do  nich  w 
ciemności,  jako  tarcza  przeciw  tym  wszystkim  kawałkom,  które  waliły 
się, rozbijając na kawałki w mojej głowie… 
Kolejny atak paniki przemknął przeze mnie, gorący jak gotujący się ołów 
i zimny jak płatki śniegu, formujący się wysoko w mojej talii w mdłości i 
jak mała myśl rozpuszcza się w kwasie szału, myśli gonią tak szybko jak 
zmodernizowane pociągi, rozbijając  się o skały, skręcając dziko między 
samochodami,  zamieniając  się  w  chaos  i  stając  w  płomieniach 
bliskociemnośćzaciemnozabliskogładkaściananienienie…  
Tym  razem  było  to  trudniejsze,  wracało.  Zabolało  mnie.  Drżałem. 
Myślałem,  że  mogłem  płakać,  ale  to  była  woda  kapiąca  na  mnie,  nie 
byłem pewien. Nie ma żadnej hańby w łzach. Żadnej i odkąd nie było tu 
nikogo, kto mógłby mnie zobaczyć, nikogo nigdy nigdy nigdy więcej. 
Przyjdź po mnie. Proszę, powtarzała samotna i zagubiona część mnie. Ale 
nikt nie przyszedł. 
Godziny przemijały w wolnym tempie,  ja zacząłem czuć jakąś dziwną… 
presję,  dziwne  uczucie,  które  kazało  mi  rozszarpać  moje  już  zranione 
oczy…  ale  trzymałem  się  na  dystans,  dłońmi  zaciśniętymi  w  pięści, 
drżącymi jak bryły lodu i uderzyłem nimi mocno w gładką ścianę, dopóki 
nie poczułem wystającej spod skóry kości. Rana wygoiła się szybciej niż 
bym tego oczekiwał; ale rozproszenie nie trwało długo, a nacisk na moje 
oczy  rósł  i  rósł  i  nagle  była  tam  zapierająca  dech  w  piersiach,  piękna 
stróżka światła. 
Oślepiające światło paliło niesamowicie, że poleciało mi klika łez, ale nie  
dbałem  o  to.  Mogłem  widzieć  i  nagle,  panika  nie  była  tak  desperacka  i 
pochłaniająca. Mogłem to zauważyć. Mógłbym to zauważyć. Jak zawsze 
w  moim  życiu,  było  jakieś  wyjście,  cienka  strużka  nadziei,  jednakże 
szalonej… 
Ponieważ,  to  mianowicie  było,  moim  sekretem.  Szalony  świat,  zdrowie 
psychiczne nie miało zupełnie sensu. 
Nikt nie spodziewał się, że będę żył, jednakże ja tak. Zawsze. 
Spojrzałem  się  do  góry  i  zobaczyłem  przygnębiająco  wąski  tunel, 
zamknięty  malutkim,  niewyraźnym  otworem  wysoko,  wysoko  nade 
mną… i blask srebrnej kraty i okrąg otaczający go na krzyż. Pennyfeather 

background image

 

 

nie  wrzucił  tu,  mnie  ślepego,  ot  tak;  wrzucił  mnie  do  jednego  z  wielu 
poziomów  piekła  i  zamknął  srebrem,  na  bardzo  mało  prawdopodobny 
wypadek, gdybym chciał się wyczołgać na górę.   
I kto wie, co leży poza tym; zapewne nic dobrego, byłem pewien. Gdyby 
to Olivier dawał rozkazy, dałby mi małą szansę, gdyby została określona 
w jego trakcie. 
Mimo  to.  Przynajmniej  nie  jest  teraz  ciemno,  pocieszałem  sam  siebie. 
Spojrzałem w dół i w najsłabszej strużce światła zobaczyłem moje nogi – 
nagie  poniżej  kolan,  od  kiedy  być  może  nieroztropnie  założyłem  parę 
starodawnych,  aksamitnych  bryczesów  sięgających  do  kolan,  i  tak 
bladych,  jak  nigdy.  To  był  kolor  brudnego  śniegu  i  pomarszczone  buty. 

3

Podniosłem  jedną  stopę  ze  słonawej  wody,  króliczy  kapeć  był 

przemoczony  do  cna  i  zwisał  żałośnie.  Nawet  kły  wyglądały  na 
pozbawione jakiegokolwiek uroku. 
-Nie  martw  się,  -  powiedziałem  do  niego.  –  Ktoś  zapłaci  za  twoje 
cierpienie. I to bardzo. Z krzykiem. 
Poczułem, że powinienem powtórzyć to drugiemu kapciowi, na wypadek, 
żeby nie było  żadnych negatywnych uczuć  między  nimi. Nikt nigdy nie 
powinien powodować napięcia między swoim obuwiem. 
Odpowiedzialność  wykonana,  spojrzałem  się  ponownie  w  górę.  Zimna 
woda  kapała  z  góry  i  uderzała  o  moją  twarz,  zimna  jak  lód.  To  było 
okrutne  odkąd  mogło  mnie  to  tylko  irytować,  a  nie  powstrzymywać.  W 
dalszym  ciągu,  powinny  być  tu  jakieś  szczury.  W  każdym  lochu  są 
szczury;  mają  standardowy  problem.  Szczurza  krew  nie  należała  do 
moich  ulubionych,  ale  jak  mawiali mędrcy,  nie  ma  portu  w burzy.  A ja 
definitywnie byłem burzą, prawdziwą burzą kłopotów. 
Woda.  Woda  woda  woda  spadające  zimno  w  szare  chmury  zatapiające 
ziemię  w  szarości  brudzie  szarym  prochu  szarych  kościach  domu 
spadając  powolnie  w  ruinę  szare  oczy  kobiety  wpatrujące  się  w  dół  ze 
współczuciem i łzami tak wiele łez matko tak wiele zawodu na jej twarzy i 
czym byłem teraz, czy nie byłem tym czym widziała mnie po raz ostatni… 
krzyki, trzaskanie drzwiami, żadnej pozostałej rodziny, nikogo by dbał… 
moje siostry, krzyczące do mnie bym wynosił się, wynosił się daleko…  
Otrząsnąłem się gwałtownie z tego wspomnienia. Nie. Nie, nie myślimy 
o tych rzeczach. Powinieneś o nich myśleć, myśl o swoich siostrach, myśl 

                                                             

3

 Wiedziałam, że prędzej czy później będzie coś o jego króliczych kapciach. Uwielbiam jego monolog z wampirzym 

obuwiem   A Wy? 

background image

 

 

o tym co zrobiłeś, coś szeptało do mojego ucha, ale to był zły szept, podły 
i  zdradziecki robak  z  twarzą  kogoś,  kogo  kiedyś  kochałem,  byłem  tego 
pewny, ale nie chciałem przypomnieć sobie, kto mógłby mnie ostrzegać. 
Nie słuchałem, w żadnym wypadku. Nigdy nie słuchałem. 
Podniosłem  do  góry  prawy  kapeć  ponownie  i  zwróciłem  się  do  jego 
przesiąkniętej głowy. 
-Obawiam  się,  że  będę  musiał  cię  tu  zostawić.  I  ciebie  też,  bliźniaku. 
Będzie wystarczająco ciężko się wspinać, bez was  utrudniających mi to. 
A wasze kły nie są tak ostre. 
Nie  odpowiedziały.  Mała  śruba  lodu  spadła  na  mnie  I  poczułem  się 
zażenowany  rozmawianiem  z  moimi  butami  i  przepraszaniem  ich. 
Przejrzystość  zmieszała  mnie.  To  było  znacznie  mniej  wyrozumiałe  i 
miłe niż ogólny stan rozłączenia, w którym lubiłem żyć  
Niemniej jednak, jasność umysłu – jednakże chwilowa – zmusiła mnie by 
znów  spojrzeć  na  ściany.  Powierzchnia  nie  było  idealna,  ostatecznie;  
była pokryta małymi niedoskonałościami. Niezbudowana, ale postawiona 
z solidnego kamienia i w między czasie jakiekolwiek wiercenie sprawiło, 
że ściany były gładko wypolerowane, nie usunęło to jednak całej faktury. 
Nie  było  to  dużo,  ale  zawsze  coś,  westchnąłem  nad  perspektywą  jak 
nieprzyjemne to będzie. 
A  potem  z  ponuro  zaklinowałem  moje  paznokcie  w  ścianie  i  zacząłem 
wydrapywać cieniutkie uchwyty.  
Przyjdź  i  znajdź  mnie,  w  dalszym  ciągu  błagałem  Claire,  ponieważ 
wiedziałem  zbyt  dobrze,  że  moje  paznokcie  –  jakkolwiek  ostre  i 
wytrzymałe  –  zostaną  zużyte  szybciej  niż  dosięgnę  srebrnej  kraty  nade 
mną.  A  samo  srebro  będzie  niemożliwe,  żebym  złamał  je  od  tej  strony, 
bez zamachnięcia się i ryzykownego przytrzymania. 
I oczywiście, to zajęło by wiele dni by wydrapać sobie drabinę na samą 
górę,  nawet  biorąc  pod  uwagę,  że  moje  paznokcie  mogłyby  wytrzymać 
bardzo długo. 
Ale  przynajmniej  mogłem  próbować.  Pennyfeather  mógłby  przecież 
wrócić,  po  tym  wszystkim;  mógł  nie  skończyć  ze  mną.  Dajmy  na  to, 
zostałem mu dany w prezencie, jako makabryczna zabawka. Jeżeli byłaby 
taka  ewentualność,  z  całą  pewnością  potrzebowałem  być  przygotowany 
na to by go zabić, szybko, zanim zdążyłby zrobić mi jakąś okropną rzecz. 
To mogła być jedyna szansa na przetrwanie.