background image

Tożsamość albo uległość. Czy Zachód 
uklęknie przed rebelią ?

 

 

 

 

 

 

 

Po obydwu stronach oceanu trwają kulturowe wojny, których tłem 
są różnice rasowe, zaś iskrami zapalnymi – co symboliczne – trudne 
doświadczenia czarnoskórych kryminalistów z przedstawicielami 
wymiaru sprawiedliwości. Między konfliktami w Stanach 
Zjednoczonych i Francji, bo o nich mowa, jest wiele podobieństw, 

background image

lecz sporo je także różni a dzieląca uczestników linia frontu 
bynajmniej nie przebiega według koloru skóry.
 

  

  

„Uległość” to tytuł znanej książki Michela Houellebecqa z elementami 
fikcji politycznej. Jest to wizja objęcia władzy przez prezydenta 
islamistę, przy bierności elit i rozbrojonego mentalnie społeczeństwa. 
Import zza Atlantyku obecnej rewolucji „antyrasistowskiej” właśnie 
odsłania pewne elementy bierności i autodestrukcji przypominające 
wizję pisarza. 

  

Niektórzy uważają nawet, że ta fala rewolucyjnego antyrasizmu jest 
znacznie bardziej niebezpieczna dla scentralizowanej Francji niż dla 
mocno podzielonych Stanów Zjednoczonych. Mamy podobieństwa 
sytuacji, ale i znaczne różnice. Poniżej kilka refleksji wokół tego 
tematu. 

  

Podobieństwo „ofiar”  

W Ameryce ofiarą jest George Floyd, według niektórych mediów 
„łagodny olbrzym”, który zawsze marzył o tym, by „zmienić świat”. 
Marzenie się spełniło i nagle stał się globalną „ikoną” i „świętym” 
walki z rasizmem. To nic, że siedział wcześniej w więzieniu za rabunek 
z bronią w ręku, kradzieże, kryminalne wtargnięcie na cudzą własność 
i dwa razy za posiadanie kokainy. Ten ochroniarz, ale także aktor 
filmów porno, najwyraźniej spełnia zapotrzebowanie na 
współczesnych „świętych”. W takich „procesach kanonicznych” ulicy 
fakty i rozsądek przestają się liczyć. 

  

background image

W Europie na ulice wyszła ogarnięta jakimś „poczuciem winy” i 
„grzechu pierworodnego białego człowieka” lewica. Oduraczana i 
tresowana poprawnością polityczną od lat młodzież też zareagowała 
na hasło rasizmu niczym pies Pawłowa. We Francji powstał nawet 
ciekawy sojusz skrajnej lewicy z anarchistycznych Czarnych Bloków z 
kolorową młodzieżą zamieszkującą przedmieścia. Obydwie grupy od 
lat trenują nienawiść wobec policji i teraz mogą to robić wspólnie, w 
dodatku wsparte przez celebrytów, ale także polityków lewej strony. 

  

Francuski Floyd nazywa się Adama Traoré i to on stał się 
katalizatorem protestów. Jego rodzina pochodzi z Mali. W lipcu 2016 
roku zmarł na posterunku żandarmerii. Według autopsji, przyczyną 
miał być zawał serca, po tym jak potomek imigrantów wdał się w 
szarpaninę z funkcjonariuszami i podejmował próby ucieczki. 
Panował upał, Traore zażywał marihuanę, miał też mieć problemy z 
sercem. W wersji jego rodziny, był ofiarą „rasizmu policji” i został – 
podobnie jak Floyd – uduszony. 

  

Policja poszukiwała jego przyrodniego brata Bagui Traoré za udział w 
napadzie i kradzieży.  Podejrzany wraz z kolegami stosując przemoc 
miał ukraść z mieszkania starszej kobiety pierścionek, naszyjnik, 40 
euro w gotówce, telewizor i ubrania. Policja znalazła obydwu braci 
razem, ale to Adama Traoré rzucił się do ucieczki. Został odnaleziony 
przez inny patrol w mieszkaniu znajomych i doprowadzony na 
posterunek. Tam stracił przytomność. 

  

Z powodu jego zgonu przez pięć kolejnych nocy we Francji powtarzały 
się zamieszki i ataki na policję. Do dziś  trwają spory o przyczyny 
śmierci – zawał czy zbytnia brutalność żandarmów. 

  

background image

Wydarzenia rozgrywające się za oceanem wznowiły protesty i 
zamieszki także nad Sekwaną. 

Traore łączy z Floydem kryminalna przeszłość. Obydwaj stali się też 
sztandarowymi postaciami antyrasistowskiej rewolucji, która ma 
„zmienić świat”. Policja nie wyklucza, że Adama Traoré uciekał, bo 
posiadał przy sobie narkotyki. Na swoim kryminalnym koncie miał 17 
przestępstw, od użycia przemocy wobec funkcjonariusza organów 
ścigania, wymuszeń z użyciem siły, po groźby karalne, jazdę bez 
prawa jazdy, posiadanie narkotyków, kradzieże samochodu i 
przyczepy. Dwukrotnie przebywał w więzieniu – od września 2012 do 
lipca 2014 roku, a później od grudnia 2015 do maja 2016. Ponadto, 
już za kratami został oskarżony o... zgwałcenie współwięźnia. 

  

Duża część rodziny też ma kryminalną przeszłość. Ojcem Adamy jest 
Mara-Siré Traoré, majster budowlany pochodzący z Mali. Miał 17 
dzieci oraz 4 żony – dwie białe plus dwie czarnoskóre – i problemy z 
wychowaniem swojej gromadki. Poza Adamą, w konflikty z prawem 
wchodzili też jego bracia i siostry. Wspomniany wcześniej Bagui 
Traoré był skazany na 30 miesięcy odsiadki. 

Kolejny z braci – Yacouba Traoré usłyszał wyrok 18 miesięcy więzienia 
za pobicie mężczyzny, który oskarżał Adamę o gwałt w więzieniu. Z 
kolei 3 lata miał spędzić za kratami z powodu pobicia kierowcy i 
spalenia autobusu. 

  

Samba Traoré była skazana na 4 lata więzienia, w tym 18 miesięcy w 
zawieszeniu, za przemoc z użyciem broni. „Wyczyn” kolejnej siostry, 
Sereny Traoré – obraza mera Beaumont-sur-Oise – został wyceniony 
na 4 miesiące. Youssouf Traoré był skazany na półroczną odsiadkę za 
grożenie śmiercią funkcjonariuszom policji, jednak połowę kary sąd w 
końcu zawiesił. Assa Traore, która teraz szefuje społecznemu 

background image

stowarzyszeniu „Sprawiedliwość dla Adamy”, ma czystą kartotekę – 
jeśli nie liczyć czterech skarg o zniesławienie. 

  

Wsparcie celebrytów i polityków 

Już 2 czerwca w Paryżu i kilku innych miastach zebrało się ponad 20 
tysięcy osób. Doszło do zamieszek, podpaleń, niszczenia mienia. 
Bandyci podpalili m.in. posterunek policji w Clichy. Manifestację 
organizowała Liga Obrony Czarnych Afrykanów (LDNA). Rzecznik 
LDNA używający pseudonimu Egountchi Ldna, w swoim 
przemówieniu wykrzykiwał: – To prawda, której media nie chcą 
słyszeć. Ta prawda, której system nie chce słyszeć. Francja, państwo 
francuskie, jest państwem totalitarnym, terrorystycznym, 
niewolniczym i kolonialnym!
 

  

Wsparcia protestom udzielili m.in. celebryci. Na przykład biały reżyser 
Mathieu Kassovitz zaproponował… rozbrojenie policji, aby nie 
prowokować młodzieży. Notabene kinematografia francuska ma w 
przedmiocie wywoływania antypolicyjnych nastrojów spore zasługi. 
Można tu przypomnieć taki film jak Yamakasi (w skrócie: kolorowa 
młodzież wspierana przez jednego uczciwego policjanta z korzeniami 
w Maghrebie, kontra okrutny system państwa). 

  

Na wiecu śpiewała Camelia Jordana (Riad-Aliouane), która dała się 
wcześniej poznać jako zwolenniczka teorii o „rasistowskiej policji”. 
Wyśpiewywała teksty w rodzaju: – Rewolucja nadeszła! Czas sięgnąć 
po broń! 
Znany aktor Omar Sy wezwał do „potępienia przemocy 
policyjnej” we Francji i wystosował petycję na łamach „Nouvelle 
L'Observateur”, gdzie domagał się „policji godnej naszej demokracji” i 
wzywał do „przebudzenia”. 

  

background image

Raper Abd al Malik, który uczestniczył w demonstracji 
zorganizowanej przez rodzinę Adamy Traore, ostrzegał, że może się 
skończyć wojną domową. Według rapera, „zabijamy Francję [...] i jej 
wielkie wartości demokratyczne”. Dla niego Adama Traoré to symbol, 
który ma swoją przeszłość, ale we Francji jest mnóstwo Adamów 
Traoré. Można dać się ponieść gniewowi i ten gniew jest uzasadniony. 
To walka o sprawiedliwość. Musimy być po stronie sprawiedliwości i 
musimy być po stronie ofiar. Całkiem proste

  

Grający w Niemczech znany francuski piłkarz Marcus Thuram też dał 
tu przykład. Postanowił świętować zdobytego gola gestem 
„uklęknięcia” na murawie. Podobne „cieszynki” podjęli też politycy. 
„Klęknęli” między innymi: szef Zbuntowanej Francji Jean-Luc 
Mélenchon (LFI), Olivier Faure (PS), Zielony Yannick Jadot (EELV) czy 
komunista Fabien Roussel (PCF). Wspomniany Mélenchon twierdzi, 
że rewolucja obywatelska przekracza próg w USA. Na ulicy są ludzie. 
Era ludu długo kiełkowała. Mur berliński upadnie w Nowym Jorku

Czyżby biedak rozpędził się i zapomniał, jaka to formacja budowała 
mury w stolicy Niemiec? 

  

Inni usiłowali bronić Francji. Mamy „różnorodność naszej policji”, 
która pokazuje, że „nie jesteśmy w takiej samej konfiguracji jak Stany 
Zjednoczone” – mówiła Aurore Bergé, rzecznik rządzącej partii LREM. 
Dziwny argument, bo policja w USA wydaje się jeszcze bardziej 
zróżnicowana pod względem etnicznym. 

  

Były radny z Saint-Denis Madjid Messaoudene, działacz 
komunistyczny, jest przeciwnego zdania i wyrażał bezpośrednie 
wsparcie dla protestów w sprawie Traoré. Przekonywał: – W tym 
kraju istnieje uzasadniony gniew wobec policyjnej przemocy. 

background image

Bezkarność policji jest w tym kraju regułą. (…) Najwyraźniej w policji 
jest rasizm, który czasami zabija.
 

  

Dla François Martina, członka założyciela Fonds de Recherche Amitié 
Politique (Funduszu Badań nad Przyjaźnią Polityczną), takie 
deklaracje pokazują paradoksalnie, że we Francji ryzyko destabilizacji 
jest większe niż w USA. Po obydwu stronach Atlantyku mamy pewien 
„zapał rewolucyjny” lewicy, ale nad Sekwaną dodatkowo „uległość” i 
bierność elit. Prawica jest tymczasem marginalizowana. 

  

Dyskusje w Ameryce 

Ilustracją oporu wobec lewicowej transformacji kraju jest przykład 
dyskusji nad historią Stanów Zjednoczonych. Głosy rozsądku 
pojawiają się za oceanem w samej społeczności afroamerykańskiej. 
Jeszcze na początku roku grupa intelektualistów zareagowała np. na 
inicjatywę „New York Timesa”, którego celem było całkowite 
przeredagowanie amerykańskich dziejów w aspekcie niewolnictwa i 
rasizmu. Pomysł odrzucono i nazwano fałszowaniem historii. 

  

Chodzi o projekt NYT z sierpnia 2019 roku o nazwie „1619”. W 
specjalnym 100-stronicowym wydaniu z okazji 400. rocznicy przybycia 
afrykańskich niewolników do Ameryki, „New York Times Magazine” 
zaproponował demitologizację historii powstania Stanów 
Zjednoczonych. Prawdziwy akt narodzin Ameryki miałby się dokonać 
w 1619 roku, wraz z przybyciem tam pierwszych niewolników. Projekt 
„1619” szybko przybrał postać potężnej, lewicowej maszyny 
propagandowej. Trafił do szkół, bibliotek i muzeów. 

  

background image

Na marginesie można sobie zadać pytanie, na ile wpłynął na obecne 
postawy rewindykacyjne afroamerykańskiej mniejszości? Jednak w 
obliczu zawłaszczania historii Stanów Zjednoczonych przez ideologów 
mających obsesję na punkcie kwestii rasowej, około pięćdziesięciu 
intelektualistów, głównie Afroamerykanów, postanowiło 
zaprotestować. W styczniu 2020 r. Robert Woodson, konserwatywny 
chrześcijanin i były doradca kampanii George’a W. Busha, uruchomił 
„projekt 1776 r.”. Wybór daty proklamowania Deklaracji 
Niepodległości ma przywrócić proporcje. Zakwestionowano tu ideę, 
że „czarne niewolnictwo” i etnocentryzm są głównymi odniesieniami 
dla historii USA. Autorzy kontr-projektu „1776” twierdzą, że 
utrzymujące się w Stanach Zjednoczonych nierówności strukturalne 
nie wynikają tylko z problemów rasowych, ale są pochodną wieli 
innych zjawisk. Krytykują hasła Black Lives Matter i związane z nimi 
pojęcia „zawłaszczenia kulturowego”, „białej supremacji”, 
„instytucjonalnego rasizmu”, itp. 

  

Według nich, ta etnocentryczna siatka pojęć służy lewicy wyłącznie 
do dzielenia społeczeństwa oraz ma wywoływać poczucie urazy u 
Czarnych oraz poczucie winy u Białych. Tymczasem jedynym 
rozwiązaniem jest solidarność międzyrasowa. 

  

Stany Zjednoczone mają teraz rzeczywiście wybór między dwoma 
projektami społecznymi. Pierwszy, powstały teoretycznie w „dobrych 
intencjach”, traktuje Afroamerykanów jako monolityczny blok ofiar i 
uciśnioną klasę. Drugi broni jednolitej wizji całego społeczeństwa, 
wolnej woli jednostek i wspierania aspiracji ludzi, niezależnie od ich 
koloru skóry. 

  

Joe Biden buduje kampanię na śmierci Floyda 

background image

Falę rasowych zamieszek w Stanach można też tłumaczyć kontekstem 
wyborczym. Kandydat Demokratów Joe Biden w dużej mierze opiera 
swą kampanię prezydencką na śmierci czarnoskórego Georgesa 
Floyda. 

  

Chyba nie ma rzeczy, której nie zrobiłby, żeby zdobyć dodatkowe 
głosy. Wspiera go w tym cała amerykańska lewica, dla której „epoka 
Trumpa” jest katastrofą ideologiczną. Kandydat Demokratów nie 
odpuścił nawet ceremonii pogrzebowej George'a Floyda w Houston i 
nagrał z tej okazji przemówienie. W tle rozbrzmiewała żałobna 
muzyka, a Biden „protestował” przeciwko rasizmowi i obiecywał 
„zmieniać świat na lepsze w imieniu George'a Floyda”. Chce teraz 
zbudować nową koalicję i zorganizować wielki wiec, na który 
zaproszono by „społeczność afroamerykańską” i „postępową 
młodzież”. Według rywala Donalda Trumpa, „miejska, biała młodzież, 
która demonstrowała ramię w ramię z czarnymi Amerykanami” zdała 
egzamin. Chyba z... oduraczenia, chciałoby się dodać. 

  

„Godzina sprawiedliwości rasowej” wybiła w USA – uroczyście 
deklarował Joe Biden i chyba zachęcał w ten sposób do dalszych 
zamieszek, a może nawet rewolucji. Nie ma wątpliwości, że to 
prześciganie się w hołdach dla Floyda i robienie z podejrzanej postaci 
„świętego” to szersza operacja polityczna Partii Demokratycznej. 
Chodzi tu o głosy Afroamerykanów. Demokraci wyraźnie się w 
kampanii ożywili. Mają też wsparcie mediów. – George Floyd zmienił 
świat
 – mówił Al Green, Demokrata z Teksasu. W Houston jego 
partyjna koleżanka Sheila Jackson wyrażała nadzieję, że George Floyd 
„nie umarł na próżno”, a jego pośmiertną „misją na Ziemi będzie 
powstawanie ludzi ku sprawiedliwości”. 

  

Dwuznaczne stanowisko diaspory żydowskiej 

background image

Walka o głosy w tym kontekście dotyczy też silnej diaspory 
żydowskiej. „Times of Israel” zajął się problemem stosunku Żydów 
amerykańskich, zwłaszcza z Nowego Jorku, do fali antyrasistowskich 
protestów w kraju. Nie jest specjalną tajemnicą, że obydwie grupy 
etniczne nie darzą się szczególną sympatią. Gazeta zauważa, że 
„wspieranie policji” oznacza „stąpanie po cienkiej linii”. 

  

Kiedy rabin Richard Altabe z Akademii Hebrajskiej szedł ramię w 
ramię z dwoma czarnymi politykami, aby zaprotestować przeciwko 
brutalności policji na demonstracji w dzielnicy Far Rockaway, 
ortodoksyjni żydzi z Nowego Jorku, w tej samej dzielnicy Queens, 
pojawili się na lokalnym posterunku, aby poczęstować 
funkcjonariuszy ciastkami i wyrazić im swoją solidarność. Altrabe nie 
widzi sprzeczności i mówi, że „popierając protesty, wspieramy 
również policję i jesteśmy wdzięczni za jej pracę”. Wygląda na to, że 
chcieliby zjeść ciastko i jednocześnie je zachować… 

  

Według gazety, „te dwie postawy – przeciwstawiająca się policyjnym 
nadużyciom i wspierająca policję” są jednak symbolem podziału w 
społeczności żydowskiej. Wielu ortodoksów „zasadniczo wspiera 
nowojorską policję, ponieważ są ogólnie zainteresowani 
bezpieczeństwem publicznym i przeciwdziałaniem grabieży”. Gazeta 
przypomina, że ortodoksyjne społeczności żydowskie są 
konserwatywne także politycznie i bardziej zachowawcze niż diaspora 
nieortodoksyjna. I dlatego częściej potępiały zjawiska społecznej 
przemocy niż policyjny rasizm, chociaż same od lat też uważają się za 
jego ofiary. „Times” cytuje oświadczenie National Council of Young 
Israel, organizacji koordynacyjnej ortodoksyjnych synagog. Można 
tam przeczytać, że zabójstwo Floyda pokazało, iż „rasizm jest, 
niestety wciąż żywy i ma się dobrze w naszym kraju (…) Poważne 
zagrożenie, jakie stwarza rasizm systemowy, trzeba należycie 

background image

rozwiązać raz na zawsze”. W tym samym oświadczeniu nazwano 
jednak „większość funkcjonariuszy” „bohaterami, którzy ryzykują 
życiem, aby chronić zwykłych ludzi, niezależnie od koloru skóry”. 

  

Podobne stanowisko zajmowały Ortodox Union i Rabbinical Council 
of America. Potępiły morderstwo Floyda, ale wzywały do 
„pokojowych protestów przeciwko rasizmowi”. Krytykowały przemoc 
i grabieże. W porównaniu z lewicą żydowską, która broni Antify i 
atakuje Trumpa, to opinie zrównoważone. 

  

„Times” tłumaczy to faktem, że w przeciwieństwie do większości 
amerykańskich Żydów, którzy mają tendencję do głosowania na 
Demokratów, ci ortodoksyjni coraz częściej od pewnego czasu 
skłaniają się ku Republikanom. Według najnowszego badania Pew 
Center, popiera ich bądź przychylnie na nich spogląda 57 procent 
ortodoksyjnych Żydów. Dla całej diaspory w USA ten wskaźnik wynosi 
tylko 22 procent. 

  

Znamienny artykuł ukazał się też w izraelskiej gazecie „Haaretz”. 
Autor tekstu Ari Paul twierdzi, że amerykańscy Żydzi nie mogą 
poprzeć „wojny” Trumpa z „antyfaszystami” z Antify, a także „teorii 
spiskowych” prezydenta. 

  

Po ataku Donalda Trumpa na Antifę agenci federalni w USA mieli 
dokonać kilku przesłuchań działaczy tej organizacji, co wywołało 
oskarżenia o polityczną nagonkę i cenzurowanie „walki z faszyzmem”. 
„Zainteresowanie policji antyfaszyzmem nie jest akademickie. Jest to 
możliwe dzięki narracji forsowanej przez Biały Dom. Gdy szalały 
protesty wywołane zabiciem George'a Floyda, a 11 protestujących 
zginęło z rąk policji w całym kraju, prezydent Donald Trump ogłosił, że 

background image

uzna Antifę za krajową organizację terrorystyczną” – pisze oburzony 
Ari Paul. Jego zdaniem, jest to „absurdalne na wielu poziomach”. 
Antifa nie jest bowiem rzekomo organizacją, ale... filozofią. Nie ma 
jednego lidera, zorganizowanych struktur, etc. Na tym nie koniec. 
Okazuje się, że każdy atak na Antifę, a nawet „próba jej oczerniania” 
to właściwie obrona… faszyzmu. Dodatkowo wybór antyfaszystów na 
kozła ofiarnego „jest z natury antysemityzmem”. Zwłaszcza, jeśli ktoś 
jeszcze szukałby w tym np. śladów George'a Sorosa. Według autora, 
Antifa w Ameryce to nie terroryści, ale… samoobrona. 

  

Paul przyznaje, że dla wielu „liberalnych i centrowych Żydów Antifa to 
niewątpliwie ideologia, która usytuowana jest po lewej stronie, 
kojarzy się z wizerunkami anarchistów w maskach maszerujących 
przeciw kolumnom policji, co wywołuje dyskomfort, jeśli nie 
sceptycyzm, więc centryści potępiają jednocześnie obie skrajności – 
„białą supremację” i Antifę. „Jednak zdecydowana większość Żydów 
sprzeciwia się prawicowemu ekstremizmowi, który w poprzednich 
pokoleniach umieszczał ich w obozach śmierci” – twierdzi autor, który 
chyba naprawdę nie wie, co to prawica, a co lewica. Jego zdaniem, 
„skrajnie lewicowe ruchy antyfaszystowskie były obroną dla Żydów, 
gdy zawiodły ich tradycyjne, liberalne rządy”. 

  

Lewicowy dziennikarz uważa, że „nie byłoby antyfaszyzmu bez 
faszyzmu” i dodaje, że „w Europie popełniono błąd w latach 
dwudziestych i trzydziestych, bo nie potraktowano poważnie 
faszyzmu i nazizmu, dopóki nie było za późno”. To ma być z kolei 
dowód na potrzebę zachowania czujności i uznanie, że taka 
„samoobrona musi być jednym z narzędzi, jakimi dysponujemy”. 
„Żydzi nie cierpią z powodu tak intensywnej dyskryminacji 
ekonomicznej i przemocy państwowej, jak Afroamerykanie, ale wciąż 
mamy w żywej pamięci, jak traktował nas faszyzm” – dodaje Paul. 

background image

  

Chociaż momentami jest śmiesznie i widać w tym grę lewicy na 
odciągnięcie amerykańskich wyborców żydowskich od prezydenta 
Trumpa, to w sumie od nieuctwa i mieszania pojęć włos jeży się na 
głowie. Ten stek bzdur nie nadaje się do polemiki, ale ilustruje, że 
niektórzy korzystając z dogmatów polit-poprawności potrafią 
uzasadnić każdą bzdurę. Jest w owym artykule i jakaś nauka. Okazuje 
się, że zbliżenie się lewicy żydowskiej z kręgami anarchistów oraz 
rewolucyjnych komunistów historycznie trwa cały czas. 

  

Różnice pomiędzy USA i Europą 

Zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i na naszym kontynencie 
akcje protestacyjne w „hołdzie” dla George'a Floyda i Adamy Traoré 
są w dużej mierze sztucznie podsycane. Za oceanem są jednak 
częściej przejawem tępego gniewu społecznego, w Europie stanowią 
część projektu narzucenia wielokulturowości oraz łamania oporu 
społecznego. 

  

W USA chodzi o duże miasta, które są bastionami Demokratów. Tylko 
tutaj widać próby instrumentalizacji „zadym”, czemu sprzyja retoryka 
Bidena, jak i powrót na scenę polityczną Baracka Obamy. Cel jest 
prosty – destabilizacja władzy Donalda Trumpa. Padają jednak i 
opinie, że Demokraci wyciągając tego typu broń, też mogą paść jej 
ofiarą. Powściągliwy dotąd Trump może stanąć na czele 
kontrofensywy zmęczonej wydarzeniami a milczącej do tej pory 
większości. 

  

Kontekst europejski jest znacznie mocniej zideologizowany. Tutejsza 
amerykofobiczna lewica cierpi na schizofrenię i tradycyjnie naśladuje 

background image

to, co dzieje się za Atlantykiem. Import walki z rasizmem jest tu 
sztuczny. 

  

Czarny pasek na fladze LGBT 

Dobrym przykładem jest francuski postulat dodania do „tęczowej 
flagi” paska czerni. Takie poszerzanie „bazy” rewolucji społecznej 
wywołuje uśmiech, zwłaszcza, że nie wiadomo, czy np. sami Murzyni 
chcą być kojarzeni z rozmaitymi mniejszościami seksualnymi. Sama 
jednak próba „łączenia wszystkich proletariuszy świata” pokazuje, o 
jaką ideologię tutaj chodzi. 

  

O modyfikację flagi LGBTQ zwróciło się około pięćdziesięciu 
stowarzyszeń i „osobistości” tego środowiska. Apel głosi, że walka o 
prawa mniejszości seksualnych i walka z rasizmem to system naczyń 
połączonych. W dodatku francuskie homolobby bije się w piersi, że 
„kolorowi” są zbyt słabo reprezentowani w ich społecznościach. 
Śmierć Afroamerykanina Floyda wywołała u sygnatariuszy petycji 
„oszołomienie, oburzenie i bunt”. 

  

Działacze LGBT+ brali udział w wielu „hołdach” dla Floyda na całym 
świecie, aby potępić „wszelkie formy rasizmu”. Francuskich 
aktywistów zachęcił podobno do nowej inicjatywy apel Baracka 
Obamy, by „skierować nasz uzasadniony gniew na pokojowe, trwałe i 
skuteczne działanie”. 

  

Kolor skóry ma być teraz włączony do katalogu „prześladowań i 
dyskryminacji ze względu na orientacje seksualne”. Autorzy petycji 
twierdzą, że „przynależność do kilku dyskryminowanych kategorii 
zwiększa ciężar nierówności i stygmatyzacji i to musi się zmienić”. No 

background image

rzeczywiście, nie ma to jak być ciemnoskórym działaczem LGBT. 
Wtedy „ciężar dyskryminacji” robi się tak duży, że już nikt takiego 
delikwenta nie ruszy… 

  

Wróćmy jednak do francuskiej petycji. Widzimy tu przykład użycia, 
dla podniesienia rangi wezwania, pluralis maiestatis: „My, lesbijskie, 
homoseksualne, biseksualne, transpłciowe i interseksualne 
stowarzyszenia i osobistości oraz wszystkie inne warianty tożsamości 
płciowej i orientacji seksualnych (LGBT+), wiemy, że równości nigdy 
nie można osiągnąć i musimy o nią zawsze walczyć”. „Niestety w 
naszej społeczności LGBT+, nadal widzimy niską reprezentację w 
naszych strukturach wszystkich mniejszości ze względu na kolor 
skóry, czy pochodzenie etniczne. Osiągnęliśmy jednak postęp w 
konwergencji walki przeciwko wszystkim formom dyskryminacji. Jeśli 
zależy nam na jeszcze większej integracji i reprezentatywności 
wszystkich grup społecznych, nadszedł czas, aby zmobilizować się 
razem z antyrasistami. Dlatego my, stowarzyszenia i osobowości 
LGBT+, solidaryzujemy się z ruchem Black Lives Matter oraz każdą 
walką na rzecz zwalczania rasizmu na całym świecie”. Autorzy dodali 
jeszcze apel – „Ty też dodaj czerń do kolorów tęczy”. 

  

Pięknie, z tym, że jak mawiał również mocno zaangażowany w 
„postępy postępu” Boy-Żeleński – „z tym największy jest ambaras, 
żeby dwoje chciało naraz”. W dodatku, kiedy dokleją czarny pasek, 
flaga przestanie być tęczowa… 

  

Rasizm czy walka klasowa? 

Pozostańmy we Francji. Z ankiety przeprowadzonej przez Harris 
Interactive wynika, że jedna trzecia mieszkańców departamentu 
Seine-Saint-Denis deklaruje, że w ciągu ostatnich pięciu lat spotkała 

background image

się z dyskryminacją ze względu na „pochodzenie” lub „kolor skóry”. 
Ponad 80 procent ankietowanych uważa, że kolor skóry, religia i 
miejsce zamieszkania to główne czynniki dyskryminacji. 28 procent 
respondentów twierdzi, że było dyskryminowanych z uwagi na 
miejsce zamieszkania. W przedziale wiekowym 18-24 lat takiego 
zdania jest 43 procent ankietowanych. 81 procent respondentów 
uważa z kolei, że w „Seine-Saint-Denis ludzie są dyskryminowani 
przez policję i wymiar sprawiedliwości”. Tę opinię podziela między 
innymi aż 90 procent ludzi młodych. 

  

Mowa tu o najbiedniejszym i najbardziej imigranckim departamencie 
Francji kontynentalnej. Czy jednak chodzi rzeczywiście o 
dyskryminację, czy po prostu o strach przed policjantem w związku z 
wysoką przestępczością, nieuregulowanym pobytem czy udziałem w 
detalicznym narkobiznesie? 

  

W rzeczywistości sytuacja w Seine-Saint-Denis to efekt lokalnych 
rządów komunistów i innej lewicy. Obserwujemy tam kolejne 
programy pomocowe, rozbudowany socjal, budowanie blokowisk, 
wspieranie „różnorodności” i kolaborację z islamem. Do tego 
wyjątkowo łagodny wymiar sprawiedliwości, załamanie się integracji, 
poziomu szkolnictwa i dość często brak identyfikacji z krajem 
zamieszkania. Celebruje się zwycięstwa futbolowych drużyn Algierii, 
Maroka czy Tunezji i takie flagi wywiesza w oknach podczas 
mistrzostw świata. Drugie pokolenie migrantów zostało też 
wychowane w postawach roszczeniowych. Rzekomy „rasizm 
społeczny” tego typu postawy tylko umacnia. 

  

W Stanach Zjednoczonych sposobem integracji etnicznej była teoria 
tygla, w której mniejszości same się mieszają. Model francuski to 
przerabianie migrantów na Francuzów poprzez edukację i kulturę. 

background image

Ten patent umiera na naszych oczach a na terytorium Republiki 
powstają etniczne getta, które są strefami bezprawia, wykluczenia 
ekonomicznego oraz bombą tykającą groźniej niż w Ameryce. 

  

A może problemy integracji? 

Wrogość wyraża się na przedmieściach zasadzkami na policjantów i 
powszechną nienawiścią. We Francji nie ma „rasizmu systemowego”, 
ale jest zjawisko odwrotne – nastawione roszczeniowo i nie 
identyfikujące się z państwem duże grupy społeczne. To tam są 
prawdziwe „strefy bezprawia”, kwitnie handel narkotykami, atakuje 
się policjantów, degraduje społeczną własność, podpala auta, a 
prawa szariatu są mieszkańcom bliższe niż kodeksy prawa Republiki. 

  

Centralizm państwowy powoduje, że istnienie takich stref oznacza 
groźbę destabilizacji dla całego państwa, a nie tylko samych 
przedmieść. Skoro jedna trzecia mieszkańców Saint-Denis „odczuwa 
dyskryminację” w takich obszarach jak zachowania policji, wymiar 
sprawiedliwości, zatrudnienie czy mieszkalnictwo, to trzeba 
pamiętać, że ciężko sobie na takie traktowanie zapracowała i 
niekoniecznie musi to mieć związki z jakimkolwiek rasizmem. 

  

Policja w defensywie 

Francuska policja jest może brutalna, ale nie rasistowska. Postulaty 
jej „rozbrojenia” (dosłownie) idą w parze z rozbrajaniem mentalnym. 
Już teraz policjanci boją się podejmować niektórych interwencji, 
obawiając się oskarżeń o rasizm. Niedawno patrol został zwyzywany 
bezkarnie przez rowerzystę w La Rochelle. Minister spraw 
wewnętrznych Christophe Castaner zalecił, aby systematycznie 
rozważano zawieszanie funkcjonariuszy w przypadku podejrzenia o 
rasistowskie zachowania. Wystarczy „domniemanie winy” zamiast 

background image

zasady „domniemania niewinności”. Nic dziwnego, że przekłada się to 
na zachowania stróżów porządku. W sąsiedniej Belgii po 
„antyrasistowskich” zamieszkach na terenie Brukseli tamtejsza policja 
ogłosiła nawet strajk. 

  

Niebezpiecznych aspektów „rozbrajania” służb odpowiedzialnych za 
porządek jest sporo i może to mieć duże konsekwencje dla państwa. 
Policja francuska to m.in. ostatni bastion państwowego oporu 
przeciwko secesji islamistycznej sporych połaci miast, ale też 
przeciwko ekscesom lewackich radykałów. 

  

Na pochyłe drzewo… 

Oskarżanie Francji o rasizm ma często konotacje z epoką kolonialną 
tego kraju. Kolonializm zapisał wstydliwe karty, które dzisiaj – 
zupełnie ahistorycznie – wykorzystuje lewica, ale pozostawił też wiele 
elementów pozytywnych, związanych z poczuciem misji kulturowej 
Zachodu. Obecni politycy wolą klękać i przepraszać a stygmatyzację 
całego procesu cywilizowania egzotycznych krajów budowano przez 
lata. 

  

Wrogiem kolonizacji byli przez lata komuniści. Prezydent Emmanuel 
Macron oskarżył w Algierii własny kraj o zbrodnie przeciwko ludzkości 
a kilka miesięcy później porównał francuską kolonizację do 
Holocaustu. 

  

Trudno sobie zasłużyć przy takiej postawie na szacunek. Nic 
dziwnego, że nie bez związku z „falą walki z rasizmem” parlament 
Tunezji podjął temat przeprosin przez Francję swojego kraju za 

background image

„zbrodnie epoki kolonializmu i późniejsze”. George Floyd ma już 
wpływ na politykę międzynarodową… 

  

Parlament Tunezji ostatecznie odrzucił w nocy z wtorku na środę 10 
czerwca postulat zgłoszony przez partię islamistyczną Al Karama 
(„Godność”). Chciała ona rezolucji żądającej od Francji przeprosin „za 
wszystkie zbrodnie popełnione od 1881 roku” (data rozpoczęcia 
protektoratu) do roku 2011 (upadek reżimu Ben Alego), czyli 
„rewolucji jaśminowej”. 

  

W tekście znalazł się też przyczynek do zrozumienia francuskich 
trudności z integracją u siebie migrantów z tego obszaru. Twierdzi się 
tam, że „centra okupacyjnej kultury francuskiej są bardziej 
niebezpieczne niż francuskie bazy wojskowe”. Europejska „inwazja 
kulturowa niszczy moralność i wartości” Tunezyjczyków. Pewnie 
dlatego kiedy przyjeżdżają nad Sekwanę, wolą zachowywać własne 
obyczaje… 

  

Po ponad 15 godzinach debaty, projekt rezolucji poparło tylko 77 
deputowanych i nie uzyskała ona wymaganej większości 109 głosów. 

  

Pytanie o granice ekspiacji 

Powstaje pytanie o granice ekspiacji? Polityczna poprawność wydaje 
się ich nie mieć. Dotyczy to różnych dziedzin, nawet sportu. 

  

Przez lata wmawiano kibicom, że sport należy oddzielić od wszelkiej 
polityki, religii i ideologii. Powoli zaczęto nawet wprowadzać na 
stadionach zakazy czynienia znaku krzyża. Teraz amerykańskie 
federacje sportowe przyzwalają na „antyrasistowskie gesty”. 

background image

  

Klękanie dla oddania hołdu czarnoskóremu złodziejaszkowi 
George’owi Floydowi, który stał się symbolem „rasizmu policyjnego”, 
będzie więc dozwolone na stadionach Stanów Zjednoczonych. W 
Europie podczas wznowionych rozgrywek niemieckiej Bundesligi takie 
historie już mają miejsce. 

  

W USA „antyrasistowski gest klękania” w czasie grania hymnu 
narodowego został zakazany przez Federację Amerykańskiej Piłki 
Nożnej po tym, jak zawodniczka kadry, a zarazem znana lesbijka i 
feministka Megan Rapinoe, wykonała go przed meczem w 2016 roku. 
Był to gest solidarności z podobnym zachowaniem Colina 
Kaepernicka, byłej już gwiazdy futbolu amerykańskiego, który grał 
wtedy w drużynie San Francisco 49ers. Zainicjował on ruch 
protestacyjny przeciwko przemocy policji przeciwko czarnoskórym. 
Teraz sprawa jest na topie po śmierci Floyda, więc i sportowe związki 
„korygują” szybko swoje przepisy. 

  

Generalnie w całym światowym sporcie panuje trend zakazywania 
jakichkolwiek gestów politycznych. Z wyjątkiem właśnie… walki 
rasizmem i promocją ideologii LGBT. Federacja Futbolu 
Amerykańskiego (USSF) planuje usunąć przepis, który zabrania 
graczom klękania podczas hymnu narodowego. Dodatkowo 
narodowa drużyna kobiecej piłki nożnej ma otrzymać od związku 
przeprosiny. 

  

Temat rasizmu w sporcie pojawił się i w Europie. Były tenisista 
francuski Yannick Noah podzielił nawet zachowania sportowców na 
stanowiska „czarnych”, „białych” i „mieszanych” w sprawie afery 
George'a Floyda. Oskarżył „białych”, że niedostatecznie wspierają 

background image

sprawiedliwość, czuje się „zawstydzony ich milczeniem”. Rasowe 
dywagacje tenisisty, który później został piosenkarzem, wywołały 
sporo krytyki. Z Francji wygonił go bowiem nie rasizm, ale zbyt 
wysokie… podatki, których nad Sekwaną płacić nie chciał. Okazało się 
też, że ma trzy niezgłoszone konta w Szwajcarii, Stanach 
Zjednoczonych i Holandii. Sąd przyznał mu jednak ulgę podatkową w 
wysokości około 50 procent i zwolnił go z kary. W rodzinnym 
Kamerunie, gdzie ma firmę deweloperską, wspierał reżim prezydenta 
Paula Biya. Tam oskarżenia o łamanie przez miejscowy rząd praw 
człowieka jakoś mu nie przeszkadzały. We Francji atakował 
Sarkozy’ego czy Front Narodowy i wspierał socjalistę Hollande’a. 

  

Moda antyrasizmu w ekonomii 

Niewątpliwie po śmierci Floyda i rozpętanej wokół tego histerii, 
lewicy udało się wykreować pewną modę na „antyrasizm”. Niezwykle 
„uległy” takim trendom okazuje się też biznes. Duże firmy, takie jak 
Amazon, Adidas czy Balance, postanowiły przeorientować swój 
marketing. Była żałoba, hasła antyrasistowskie, obietnice wsparcia 
finansowego antyrasistowskich organizacji. To szansa na dodatkową 
reklamę. 

  

Niemiecka marka Adidas zamieściła na Instagramie przekreślone 
słowo „rasizm” z frazą: „Razem idziemy naprzód”. Akcję mocno 
wykpiono, bo po zdemolowaniu jej sklepu w USA firma zdecydowała 
się zabarykadować i zamknąć czasowo swoją amerykańską sieć. 

  

Dostało się też Adidasowi, który zatrudnia rzekomo zbyt mało 
czarnoskórych pracowników. Za to samo oberwała firma New 
Balance. W dodatku w 2016 roku prezes firmy poparł... Donalda 
Trumpa, a to już przecież „czysty rasizm”. 

background image

  

Internetowe firmy Google, Apple, Facebook i Amazon, a także Twitter 
i YouTube też szybko uległy nowej modzie. Obiecały darowizny i 
działania przeciwko dyskryminacji rasowej. 

  

Dziwny alians 

Nowa walka z rasizmem nie jest zwykłym przeciwdziałaniem idei 
wyższości jednych ras nad drugimi. To raczej współczesny wytrych, 
którym lewica otwiera kolejne drzwi tzw. społecznego postępu. 
Tworzy tutaj szeroki front, od Antify, przez polityków, celebrytów, po 
sektor biznesu i uniwersytety. To kolejny środek „oduraczania” ludzi. 
Zapalnik w postaci śmierci Floyda rozpalił świat po pandemii 
koronawirusa. Niby wracamy do normalności, ale widać, że niektórzy 
chcą, aby ten powrót zawiódł nas do całkowicie innego świata. 

  

  

Bogdan Dobosz