background image

Frid Ingulstad

ZJEDNOCZENIE

Saga część 14.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, grudzień 1906 roku

Elise,   śmiertelnie   przerażona   widokiem   obcego   mężczyzny   w   swoim 

łóżku, chciała wybiec z pokoju. Serce waliło jej jak oszalałe. Najpewniej 
to jakiś bezdomny, mógł być niebezpieczny.

W   tej   samej   chwili   postać   poruszyła   się.   Spod   narzuty,   uszytej   ze 

skrawków materiałów, wychyliła się głowa. Mimo że widziała go jedynie 
w smudze światła dochodzącego przez uchylone drzwi od kuchni, poznała 
go od razu.

- Emanuel? - wydobyła z siebie, a kolana się pod nią ugięły. Dlaczego 

on był tutaj?

Mężczyzna usiadł. Wyglądał na oszołomionego. Najwyraźniej wyrwała 

go z głębokiego snu. Sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, gdzie jest. 
Szybko jednak się pozbierał, był ubrany i zawstydzony.

- Przepraszam, ja... chyba zasnąłem - powiedział. Zacinał się, wyraźnie 

skrępowany.

Stała i patrzyła na niego, czując, jak narasta w niej złość. Na szczęście 

Hugo spał niewzruszony na jej ręku.

- Wielkie nieba, co się stało? Dlaczego tu jesteś? - spytała ostro.
-   Ja...   Nie   wytrzymałem   -   powiedział,   patrząc   na   nią   bezradnie.   - 

Musiałem odejść. Matka, Signe, sam nie wiem, która z nich gorsza. Nie 
wyobrażasz sobie, jakie one są.

-  I  myślisz,   że   tak  po   prostu   możesz   tu  wrócić?   Nie   masz   za  grosz 

wstydu?

Czuła,   że   serce   jej   wali,   a   policzki   pałają.   Jak   można   było   być   tak 

bezczelnym? Najpierw zjawił się, żeby się upewnić, że jest w ciąży - z 
jego dzieckiem - żeby zaraz potem wrócić do Signe. A teraz miał czelność 
wrócić tu, do jej domu, położyć się w jej łóżku, pod nieobecność jej i 
chłopców? Naprawdę nie rozumiał, co jej zrobił? Nie było mu wstyd, że 
zdradził ją zaledwie kilka miesięcy po ślubie? Że okłamał ją, zapewniając, 
że zdarzyło się to tylko raz, a potem opuścił ją dla Signe? Na dodatek 
pozwolił, żeby syn Signe został uznany za prawowitego dziedzica dworu 
w   Ringstad.   Nie   miał   żadnego   zrozumienia   dla   uczuć   innych   ludzi? 
Otworzyła   usta,   chcąc   wyrzucić   z   siebie   całą   swoją   złość,   ale   w   tym 
właśnie   momencie   usłyszała,   że   drzwi   do   kuchni   się   otworzyły   i   do 
mieszkania wpadli chłopcy.

- Elise? - dobiegł ją głos Kristiana. - Co to za walizka tu stoi? Walizka? 

Dziwne, że nie zauważyła jej, wchodząc. Emanuel

background image

przyjechał tu z walizką?
- Mamy gościa - odpowiedziała, starając się, żeby zabrzmiało to lekko. 

Nie chciała psuć im radosnego świątecznego nastroju, ale sama słyszała, 
że się jej to nie udało.

Trzy   zmarznięte   chłopięce   twarzyczki   jednocześnie   ukazały   się   w 

drzwiach.

- Emanuel?! - wykrzyknął Peder, wpadając do pokoju. - Wróciłeś?
Głos   Pedera   brzmiał   radośnie.   Najpierw   dostał   prezent,   a   teraz   taka 

niespodzianka. Nie codziennie działo się tyle ciekawych rzeczy, pomyślała 
Elise, wiedząc, jak się to wszystko skończy. Peder chwycił Emanuela za 
rękę i pociągnął go za sobą do kuchni.

- Byliśmy u Asbjorna i mamy w Kjelsas i dostaliśmy prezenty. Patrz!
Zaciągnął  go   do  stołu   kuchennego,  pokazując  mu   dumnie   pudełko   z 

cyną, z której można było robić żołnierzyki.

- Evert też dostał takie pudełko. Prawda, że ładne? - spytał, a jego oczy 

błyszczały   w   świetle   świeczki.   Policzki   miał   czerwone   po   długiej 
wędrówce w mroźnym powietrzu. Dwaj pozostali chłopcy rozbierali się w 
milczeniu.

Elise stała w drzwiach i wodziła za nimi oczami. Pamiętała, jak Peder 

rozpaczał,   kiedy   Emanuel   pojawił   się   tu   na   krótko   ostatnim   razem. 
Rozpłakał  się   i  wybiegł  z   domu.  Teraz   znów  czeka   go  zawód.  I  to   w 
Wigilię.

Odwróciła się i spokojnie wróciła do pokoju położyć Hugo do łóżka. 

Spał twardo na jej ręce i nawet nie zauważył, że go położyła. Zwlekała. 
Nie   miała   ochoty   wracać   do   kuchni,   do   pozostałych,   tak   długo   jak 
Emanuel   tam   był.   Ale   przecież   nie   mogła   wyrzucić   go   za   drzwi   w 
wigilijny wieczór, poza tym do najbliższego hotelu było daleko. Nie mogła 
też   pozwolić,   żeby   spał   w   kuchni.   Hilda   i   Reidar   jeszcze   nie   wrócili. 
Byliby   zaskoczeni,   gdyby   znaleźli   śpiącego   mężczyznę   na   podłodze   w 
kuchni. Olaf miał nocować u swoich rodziców, najlepiej więc będzie, jeśli 
Emanuel przenocuje na stryszku, chociaż nie powinna korzystać z pokoju 
wynajętego lokatorowi.

W  całej   historii   było   coś   dziwnego.   „Matka,   Signe,   nie   wiem,   która 

gorsza". Co mógł mieć na myśli? Nawet jeśli z jakiegoś powodu by się 
zdenerwował, nie wypadało zatrzasnąć za sobą drzwi i wyjść, i to jeszcze 
w Wigilię. Jak obrażony dzieciak!

I jechać aż do Kristianii? Co on zamierzał tu robić?
Musiała   położyć   chłopców   spać.   Padali   ze   zmęczenia.   Wstali   rano, 

pilnowali   Hugo,   kiedy   ona   obsługiwała   klientów   w   sklepie   wdowy 

background image

Borresen, a potem pomagali jej ciągnąć dziecięcy wózek całą drogę aż do 
Kjelsas i z powrotem w błocie i w padającym śniegu.

Pewnym krokiem weszła do kuchni.
-   Marsz   do   łóżek,   chłopcy!  Jest   późno,   a   za   dwa   dni  musicie   znów 

wcześnie wstać i iść do pracy.

Nikt   jej   nie   słuchał.   Zarówno   Emanuel,   jak   i   chłopcy   byli   zajęci 

ustawianiem   guzików-żołnierzy   w   szereg   i   planowaniem,   gdzie   staną 
cynowe żołnierzyki, kiedy zostaną wytopione. Szwedzi w dalszym ciągu 
byli wrogami, rozwiązanie unii nie zmieniło nastawienia do wschodnich 
sąsiadów.

- Nie słyszeliście, co powiedziałam? Marsz do łóżek!
- Jeszcze chwilę, Elise! - odezwał się Kristian równie podniecony jak 

pozostali.

- Strzelaj! Zastrzel go! Padł, drań! - wołał Evert, tupiąc z podniecenia.
Miała wrażenie, jakby coś wybuchło w jej głowie. Emanuel i chłopcy 

bawili się w wojnę w wigilijny wieczór! Czuła, jak wzbiera w niej złość. 
Kilka godzin wcześniej byli w kościele, widzieli palące się na choince 
świeczki, słuchali opowieści o aniołach i pasterzach. A teraz stali przy 
kuchennym stole i uśmiercali szwedzkich żołnierzy!

Podbiegła do nich, chwyciła Pedera, który był najbliżej, i przyciągnęła 

go do siebie.

- Macie być posłuszni! - powiedziała, a głos drżał jej ze wściekłości. - 

Kiedy mówię, że macie iść spać, to nie żartuję!

Peder poszedł z nią, nie protestując, i zaczął się rozbierać. Słyszała, że 

płacze, i nie mogła się uspokoić. Wiedziała, że źle postępuje. Nic by się 
nie stało, gdyby raz położyli się trochę później. Zepsuła Pederowi Wigilię, 
a przecież nieczęsto miał okazję przeżyć coś miłego. Cały dzień błyszczały 
mu oczy. Że też nie potrafiła nad sobą zapanować!

Po chwili przyszli Kristian i Evert. Poruszali się cicho, starając się nie 

wchodzić jej w drogę. Wkrótce wszyscy trzej leżeli pod kołdrą, nie miała 
jednak siły zmówić z nimi pacierza. Powiedziała tylko szybko „dobranoc" 
i wyszła z pokoju, mocno zamykając za sobą drzwi.

Emanuel stał i patrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy. On też nie 

miał odwagi się odezwać. Pewnie się nie spodziewał, że mogła się tak 
zezłościć z tak błahego powodu.

-   Czego   chcesz?   -  spytała,   sprzątając   ze   stołu   żołnierzyki   i   prezenty 

szybkimi gniewnymi ruchami, nie patrząc na niego.

- Chciałem spytać, czy mogę tu przenocować? - odezwał się słabym 

głosem. - Poza tym miałem nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać.

background image

- Możesz spać na stryszku. Nasz nowy lokator nocuje dzisiaj u swoich 

rodziców. Hilda i Reidar jeszcze nie wrócili.

Odwróciła się do niego plecami, kierując się w stronę drzwi. Musiała 

wyjść na podwórze, zanim się położy.

Uderzył ją chłód. Długotrwałe mrozy skuły lodem duże odcinki rzeki, 

tłumiąc szum wody. Niebo było czarne i rozgwieżdżone jak rzadko. Wokół 
niej było cicho, w oknach nie było świateł, ani w fabryce, ani w domach 
po drugiej stronie rzeki.

Stała tak i czuła, jak narasta w niej poczucie bezsilności. Jak mogła 

zepsuć chłopcom ten radosny dzień? Tylko dlatego, że nie posłuchali jej 
od razu i bawili się Bogu ducha winnymi żołnierzykami?  Było jej tak 
przykro, że najchętniej położyłaby się na śniegu i rozpłakała.

Dlaczego? Z powodu Emanuela? To on wzbudzał w niej taką złość? Czy 

zareagowałaby tak samo, gdyby nie stał przy kuchennym stole i nie bawił 
się z chłopcami?

Odwróciła się szybko i pośpiesznie weszła do domu. Świeczka wciąż się 

paliła wątłym płomieniem, ale Emanuela nie było, zapewne poszedł już na 
stryszek.

Ostrożnie uchyliła drzwi do pokoju, stała i nasłuchiwała. Z początku nic 

nie słyszała, ale po chwili z jednego z łóżek dobiegło ją tłumione łkanie.

-   Śpicie?   -   wyszeptała   na   wypadek,   gdyby   któryś   z   nich   zdążył   już 

zasnąć.

Ujrzała ciemną główkę.
- Jesteś zła, Elise?
Znów usłyszała pociągnięcie nosem. To z pewnością był Peder. Podeszła 

do niego cicho, uklękła i objęła go.

- Przepraszam. Nie chciałam. Byłam zmęczona długą drogą do Kjelsas i 

z powrotem. Z dziecięcym wózkiem i maleństwem, które w sobie noszę, 
na tej śliskiej drodze...

Pocałowała go w policzek.
- Przykro mi, że skrupiło się to na was.
- Nie szkodzi, Elise. Nie myślmy już o tym.
Mogła tylko się uśmiechnąć, tuląc się do jego ciepłej szyi. Zwykle to 

ona tak mówiła. Pocałowała go jeszcze raz, zanim oderwała się od niego i 
pozwoliła mu się znów położyć.

- Dobranoc, Peder, śpij dobrze.
- Emanuel już poszedł?
- Nie, będzie spał na stryszku. Olaf wraca dopiero jutro.
- Dlaczego tu przyszedł?

background image

- Chciał ze mną porozmawiać. Ale to musi poczekać do jutra. Jest już 

późno.

- Może jednak chce być z nami?
- Nie wiem, Peder. Spróbuj usnąć. Na pewno wszystkiego się dowiemy - 

powiedziała i podniosła się.

- A ty się nie położysz?
- Muszę jeszcze coś zrobić. Niedługo wrócę.
Kiedy   po   jakimś   czasie   ponownie   znalazła   się   w   kuchni,   była   zbyt 

rozbudzona i rozdarta, żeby móc spać. Usiadła przy stole i wpatrywała się 
w   migoczące   światło   świeczki.   Niedługo   się   wypali,   a   na   zapalenie 
kolejnej nie mogła sobie pozwolić.

Czyżby Peder miał rację? Czy Emanuel chciał wrócić?

ROZDZIAŁ DRUGI

Siedziała, rozmyślając, aż usłyszała za drzwiami śmiech Hildy i Reidara. 

Szybko wstała, podeszła po cichu do drzwi i wślizgnęła się do pokoju, 
zanim   zdążyli   otworzyć   drzwi   do   przedsionka.   Świeczka   dawno   się 
wypaliła.

Kiedy się rozbierała i kładła do łóżka, słyszała, że szepczą i cicho się 

śmieją. Przyjęcie u rodziców Reidara było najwyraźniej suto zakrapiane. 
Dobrze, że przynajmniej oni mogli iść spać z czystym sumieniem. EHse 
na pewno nie będzie w stanie zasnąć.

Peder   oddychał   spokojnie,   najwyraźniej   już   spał.   Myśl,   że   zepsuła 

background image

radosny nastrój jemu, Kristianowi i Evertowi, nie dawała jej spokoju.

Co zrobi, jeśli Emanuel rzeczywiście będzie chciał wrócić? Nadal byli 

małżeństwem, oczekiwała jego dziecka, poza tym będzie jej bardzo trudno 
ich   wszystkich   wyżywić.   Hilda   i   Reidar   dawali   do   zrozumienia,   że 
chcieliby mieć trochę więcej dla siebie, a czynsz, który płacił Olaf, cztery 
korony   i   pięćdziesiąt   ore,   ich   nie   uratuje.   Po   tym,   jak   zwrócono   jej 
opowiadanie, które wysłała do „Urd", straciła nieco zapał. Przez pierwsze 
tygodnie co prawda nadal pisała, zachęcona propozycją opublikowania po-
wieści,   ale   ostatnio   jakby   coś   ją   powstrzymywało.   Miała   wrażenie,   że 
ostatnie jej opowiadanie o matce i ojcu, walczących o dziecko, w którym 
ojciec wygrywa, bo stać go na adwokata, wyczerpało zarówno jej siły, jak i 
chęć pisania. Mimo że z „Verdens Gang" jak i z „Nylaende" odpisano jej, 
że dobrze pisze - podobnego zdania była Anna Boe z „Urd" - jak tylko 
siadała z ołówkiem i kartką papieru, czuła pustkę w głowie. Może pisanie 
książek nie było

jej przeznaczeniem? „Rób to, co potrafisz robić", mawiano. Matka bała 

się,   że  przyniesie  wstyd  rodzinie.   Kobieta  nie  powinna  mieszać   się  do 
męskich spraw, tak jej powiedziała. Chyba że jest niezamężna. Będą ją 
krytykować. Wielu uważało, że pisanie jest równie złe jak występowanie 
na scenie. Tylko ludzie rozwiąźli wybierali takie zawody, słyszała. Ludzie, 
którym nie chciało się poszukać porządnej pracy. Może matka miała rację?

Powinna raczej zadbać, żeby mieć więcej szycia. Nawet jeśli zabrakło 

pani Paulsen, to na pewno były inne panie, którym przydałaby się zręczna 
krawcowa. To niezbyt opłacalna praca, ale mogła ją wykonywać w domu, 
opiekując się jednocześnie Hugo i maleństwem.

O ile poród pójdzie dobrze... Przeszył ją dreszcz. Hilda straciła maleńką 

Jensine.  Agnes   straciła   swoje   poprzednie   dziecko,   pani   Paulsen   także. 
Wcale nie było oczywiste, że wszystko pójdzie dobrze. Ani że dziecku 
dane będzie dorosnąć.

Kiedy była w ciąży z Hugo, chciała się go pozbyć, a teraz go kochała, 

chociaż   wiedziała,   że   jego   ojcem  jest  Ansgar.   Dziecko,   które   nosiła   w 
swoim   łonie,   było   dzieckiem   z   prawego   łoża.   Kiedy   zaszła   w   ciążę, 
Emanuel jeszcze z nimi mieszkał. Pewnie pokocha je równie silnie, jak 
kochała Hugo, Pedera, Kristiana i Everta.

Johan   był   chętny   zaopiekować   się   całą   gromadką.   Na   samą   myśl 

ścisnęło się jej gardło. Agnes miała oczywiście prawo kazać mu wrócić. 
Jak zawsze osiągnęła to, co sobie postanowiła. Nie było wcale pewne, czy 
Johan był ojcem dziecka, którego się spodziewała, ale sprawiła, że on w to 
uwierzył.   Inaczej   by   odszedł.   Magnus   Hansen   był   żonaty,   napisał   jej 

background image

Johan,   jakby   to   było   dowodem   na   to,   że   Agnes   była   mu   wierna! 
Przysięgała   przed  księdzem,   że  to  prawda,  pisał,   ale  czy  i  księdzu  nie 
mogła   skłamać?   Czy   naprawdę   mógł   wierzyć   w   to,   co   pisał   mu   jego 
przyjaciel?

Przewróciła   się   na   drugi   bok,   zbyt   niespokojna,   żeby   zasnąć.   Skoro 

Johan wierzył Agnes, to i ona powinna. Agnes miała nie tylko złe strony, w 
końcu się przecież przyjaźniły i często świetnie się bawiły, kiedy jeszcze 
były dziewczynkami. Nie powinna być taka podejrzliwa. Była po prostu 
zazdrosna,   bo   pragnęła   Johana   dla   siebie,   a   Johan   pragnął   jej.   Po 
przeczytaniu jego ostatniego listu nie miała już wątpliwości. Pojawienie 
się Agnes było dla niego wstrząsem. Wściekał się na Boga i los, miał 
wrażenie, że ktoś zamknął go w małym, ciemnym pokoju bez wyjścia. Pod 
koniec   listu   prosił   ją,   żeby   nie   rozpaczała   za   bardzo.   „Nic   nie   zmieni 
moich uczuć do Ciebie. Moje serce należy do Ciebie na zawsze". Czytała 
list tyle razy, że znała go na pamięć. Szczególnie ostatnie zdania: „Bez 
Twojej   miłości   i   marzeń   o   Tobie   nie   mógłbym   tworzyć.   Jesteś   moim 
natchnieniem, bez Ciebie nie byłbym tym, kim jestem".

Przełknęła   łzy.  No  a   teraz   nagle   zjawił  się   Emanuel.   Może  tylko  na 

chwilę, a może będzie prosił ją, żeby pozwoliła mu zostać. Nie chciała, 
żeby wracał. To, co się wydarzyło, zabiło jej uczucie do niego, ale przecież 
nadal  był jej  mężem.   Peder ucieszył się,   kiedy  go  zobaczył,  nie  miała 
wątpliwości, czego pragnął, mimo że jego prawdziwym bohaterem nadal 
był Johan. Brakowało mu ojca; skoro nie mógł nim być Johan, to niech 
będzie Emanuel. Kristian zapewne czuł podobnie, mimo że nie okazywał 
tego tak wyraźnie.

Odwróciła się na drugi bok. To chyba niemożliwe, żeby Emanuel chciał 

wrócić. A co z Signe i ich synem? Co powiedzieliby rodzice? Tak zabiegali 
o rozwód, że zaświadczyła, że była niewierna mężowi, mimo że tak nie 
było! Jednak nie słyszała, żeby coś zostało już załatwione. Wiedziała, że w 
sądzie   niewierność   jest   wystarczającym  powodem   do   rozwodu,   ale   nie 
dostała żadnych dokumentów, które by to potwierdziły. Gdyby orzeczono 
rozwód, z pewnością dostałaby jakieś zawiadomienie.

Peder   mówił   przez   sen.   Brzmiał   pogodnie,   chyba   śniło   mu   się   coś 

przyjemnego. Nie będzie już dłużej myślała o tych trudnych sprawach. 
Spędzili miłą Wigilię, najedli się do syta dobrych rzeczy, było przyjemnie. 
Poza tym wciąż jeszcze nie wiedziała, dlaczego Emanuel przyjechał.

Obudził ją płacz Hugo. W pokoju było zimno, chłopiec się rozkopał i 

był teraz zimny jak lód. Światło dzienne zaczynało już przenikać przez 
okna. Musieli długo spać, a mimo to chłopcy spali nadal. Przytuliła Hugo 

background image

do siebie i otuliła szczelnie kołdrą. Westchnął, kiedy poczuł ciepło, i po 
chwili zobaczyła, że znów zasnął. Ostrożnie wyszła spod kołdry, wstała, 
przemknęła   do   kuchni   i   rozpaliła   w   piecu.   Wkrótce   żółte   płomienie 
trzaskały radośnie w palenisku.

Woda   była   porażająco   zimna,   tylko   się   trochę   ochlapała   i   ubrała 

najszybciej,   jak   mogła.   Potem  nakryła   stół   w  kuchni,   zapalając   oprócz 
lampy   naftowej   także   świeczkę,   bo   przecież   był  pierwszy   dzień   świąt. 
Zmełła kawę w młynku i nalała wody do dzbanka, zamiast gotować ją w 
garnku. Dzisiaj poda też masło, ser i melasę, stół przystroiła świątecznymi 
dekoracjami, zrobionymi przez chłopców w szkole. Niech nie myślą, że 
tylko   u   mamy   i  Asbjorna   panuje   świąteczny   nastrój.   Zaczęła   gotować 
kaszkę dla Hugo, zastanawiając się, czy Emanuel już się obudził i jaki był 
prawdziwy powód jego przyjazdu.

Otworzyły się drzwi od izby. Hilda, zaspana, wyszła, ziewając i kuląc 

się z zimna. Wciągnęła pożądliwie zapach świeżo zmielonej kawy.

- Jak ładnie wszystko przygotowałaś - powiedziała, skinąwszy głową w 

kierunku   stołu,   i   ponownie   ziewnęła.   W   tym   momencie   zauważyła 
walizkę. - Ktoś tu jest? - spytała ze zdziwieniem w głosie.

Elise   przytaknęła,   nie   patrząc   na   nią.   -   Emanuel   przyjechał   wczoraj 

wieczorem. Nie miał gdzie przenocować, więc pozwoliłam mu położyć się 
na stryszku, skoro Olaf i tak miał dzisiaj spać u swoich rodziców.

- Emanuel? - spytała Hilda z niedowierzaniem w głosie. - Nie powinien 

raczej iść do Carlsenów?

Elise wzruszyła ramionami.
- Może nie było ich w domu. Niewiele z nim rozmawiałam. Zrobiło się 

późno, a ja byłam zmęczona po powrocie z Kjelsas i pchaniu wózka po 
śliskiej drodze.

-   Nie   rozumiem,   jak   możesz   być   taka   spokojna.   Na   twoim   miejscu 

kopnęłabym go w tyłek i wyrzuciła za drzwi.

Elise nic nie odpowiedziała.
W   tej   samej   chwili   usłyszała,   jak   chłopcy   hałasują   i   się   śmieją, 

otworzyły się drzwi i cała trójka wpadła do kuchni. Zatrzymali się, widząc 
przybrany stół.

- Dzisiaj też jest Wigilia? - spytał Peder, który najwyraźniej zapomniał 

już   o   wczorajszych   smutkach,   bo   jego   głos   brzmiał   raźnie   i  wesoło.   - 
Gdzie jest Emanuel?

- Śpi na stryszku. Możesz iść go obudzić. Powiedz, że jest już śniadanie.
- Będzie z nami jadł? - spytała Hilda wyraźnie niezadowolona. Twarz 

miała pochmurną.

background image

-   Matka   nauczyła   nas,   że   nie   wolno   odesłać   nikogo   głodnego, 

niezależnie od tego, ile się ma samemu - odpowiedziała Elise, starając się 
mówić zdecydowanym głosem. Hildzie nic do tego, co było między nią a 
Emanuelem.

Peder nie dał się prosić dwa razy. Wybiegł do przedsionka i po stromych 

schodkach wspiął się na stryszek. Evert chciał już pójść za nim, ale nagle 
się zatrzymał, odwrócił i pokazał na drzwi od pokoju.

- Patrzcie na Hugo! Wyszedł z łóżka i pędzi tutaj! - zawołał.
Elise nie widziała go, stała przy piecu, zasłaniał go garnek, jednak po 

chwili też go spostrzegła. Biegł, chwiejąc się i piszcząc z radości. Nagle 
stanął, spojrzał na nich, a potem na stół. - Am - powiedział.

- To znaczy jeść - wytłumaczył Evert dorosłym głosem. Podniósł go i 

posadził obok siebie na skrzyni z drewnem. - Mogę go nakarmić? - spytał.

Elise przytaknęła i nalała kaszkę do blaszanego talerza.
-   Jest   gorąca,   więc   karm   go   ostrożnie.   Prawdę   mówiąc,   trzeba   było 

najpierw zmienić mu pieluchę.

- Zaraz to zrobię - powiedział szybko Kristian. Zdjął suchą pieluchę ze 

sznura nad piecykiem, wziął mokrą ściereczkę i zaniósł Hugo do pokoju, 
żeby położyć go na materacu i zmienić pieluchę.

Reidar wszedł do kuchni na wpół ubrany.
- Co tu się dzieje? - spytał.
-   Emanuel   śpi   na   stryszku,   Elise   zaprosiła   go   na   śniadanie   - 

odpowiedziała Hilda, odwracając się do niego.

Reidar posłał Elise zdziwione spojrzenie. Nalał zimnej wody do miski i 

zabrał ją ze sobą do izby, nic nie mówiąc. Hilda pośpieszyła za nim.

- Powiedziałam, że powinna kopnąć go w tyłek i wyrzucić za drzwi. Nie 

rozumiem,   dlaczego   chce   mieć   z   nim   jeszcze   do   czynienia   po   tym 
wszystkim, co jej zrobił.

Elise nie usłyszała, co Reidar odpowiedział, zamknęli za sobą drzwi.
Evert zszedł ze skrzyni na drewno i stanął obok niej.
- Mogę ci w czymś pomóc? - spytał.
- Dziękuję, ale wszystko jest już gotowe. Możesz nakarmić Hugo.
Wyglądało,   jakby   chciał   coś   powiedzieć,   ale   się   powstrzymał.   Może 

myślał o tym, co się wydarzyło wieczorem?

-   Nie   powinnam   się   była   wczoraj   tak   złościć   -   zaczęła   ostrożnie.   - 

Widziałam,   że   dobrze   się   bawiliście   z   Emanuelem.   Byłam   bardzo 
zmęczona, rozumiesz?

Evert   przytaknął   z   poważną   miną.   -   Byłaś   zła,   bo   Emanuel   leżał   w 

twoim łóżku, prawda? Nie ma tu czego szukać po tym, jak uciekł.

background image

Elise była zdziwiona. Dzieci rozumieją więcej, niż się wydaje dorosłym.
- Możliwe, że dlatego byłam zła, i skrupiło się to na was - powiedziała.
-   Nie   szkodzi,   Elise.   I  tak   uważam,   że   jesteś  miła.  Wiesz,   co   mówi 

Pingelen? - spytał, uśmiechając się. - Że Emanuel to dziwkarz. Rogacz - 
roześmiał się i dodał: - Nie widziałem, żeby miał rogi.

Elise czuła, że robi się czerwona. - Cicho - powiedziała. - Idą.
-   Dzień   dobry   -   odezwał   się   Emanuel   łagodnym   głosem.   Musiał 

zauważyć, jak zachwycony był Peder, kiedy go zobaczył.

- Jesteśmy pierwsi?
Elise czuła, że sztywnieje. Mówił, jakby tu mieszkał.
- Kristian przewija Hugo, a Hilda i Reidar się ubierają.
-   Evert   i   ja   możemy   siedzieć   na   skrzyni   z   drewnem   -   rzucił   Peder 

szybko. I dodał: - Nie szkodzi, jeśli nie starczy dla nas miejsca.

Elise nic nie powiedziała. Nie ma mowy o świątecznym nastroju, skoro 

Hilda się gniewała, a i ona sama była zdenerwowana. Reidar będzie pewno 
milczał   niezadowolony,   zwykle   myślał   to,   co   myślała   Hilda.   Evert 
pośpieszył do małego.

- Mam go nakarmić. Tak powiedziała Elise. Ty nie musisz.
Kristian oddał niechętnie dziecko. Najwyraźniej też czuł, że sytuacja jest 

ciężka. Łatwiej było ukryć swoje uczucia, kiedy miało się jakieś zajęcie. 
Evert pozwolił Pederowi wziąć Hugo na ręce, podczas gdy on go karmił. 
Maluch otwierał usta i zajadał z apetytem. Uśmiechał się zadowolony z 
buzią umazaną kaszą. Chłopcy rzadko mieli czas go karmić, zwykle jak 
tylko się ubrali, zjadali kawałek chleba i biegli do szkoły albo do pracy. 
Hugo był zawsze pogodny, kiedy byli w domu, szczególnie kiedy mieli 
trochę czasu, żeby się z nim pobawić. Najbardziej lubił, kiedy gonili go na 
czworakach, a on uciekał im, piszcząc z radości.

Przy  stole  nastrój był zupełnie inny. Hilda  demonstracyjnie  milczała, 

podobnie   jak  Reidar.   Kristian   najwyraźniej   nie   był  pewien,   jak   ma   się 
zachować, i też raczej się nie odzywał. Tylko Emanuel zachowywał się 
mniej więcej normalnie. Opowiadał o ostatnich wydarzeniach w kraju, o 
spadku cen na świecie, który na szczęście nie wydawał się wpływać na 
norweską gospodarkę, która na przekór wszystkiemu się rozwijała. Elise 
słuchała   go   jednym   uchem.   Nie   interesowało   jej   to   specjalnie.   Z 
doświadczenia   wiedziała,   że   robotnicy   zwykle   byli   ostatnimi,   którzy 
korzystali z rozwoju. Reidar sprawiał wrażenie bardziej zainteresowanego, 
ale najwyraźniej postanowił się nie odzywać. Może Hilda zabroniła mu 
mówić,   żeby   pokazać,   co   sądzi   o   bezczelności   Emanuela,   który   nagle 
zjawił się tu jakby nigdy nic.

background image

Emanuel musiał zauważyć nikłe zainteresowanie tematem, wobec czego 

zaczął opowiadać o Norwegach, którzy wyemigrowali do Ameryki.

-   Wiecie,   że   w   Stanach   Zjednoczonych   mieszka   kilkaset   tysięcy 

Norwegów? Jeśli policzymy także ich dzieci, wyjdzie znacznie więcej.

Spojrzenie Hildy się ożywiło.
-   Aż   tyle?   -   zdziwiła   się,   zapominając   najwyraźniej,   że   przecież 

postanowiła się w ogóle nie odzywać.

Emanuel przytaknął, po czym ciągnął dalej: - Pierwsza fala emigracji 

miała miejsce osiemdziesiąt lat temu. Wiecie, dlaczego ludzie wyjeżdżali?

- To się chyba zaczęło od norweskich marynarzy, którzy dostali się do 

angielskiej   niewoli   w   czasie   wojen   napoleońskich   i   których   trzymano 
zamkniętych na jakimś statku?

-   Nieźle,   Kristian   -   skwitował   Emanuel,   posyłając   mu   zdziwione 

spojrzenie. - Odrobiłeś lekcję, jak słyszę. Tak, to prawda. Ulegli wpływom 
kwakrów, sekty religijnej, która zabrania swoim członkom brania udziału 
w   wojnie.   Wśród   norweskich   więźniów   było   trzech   mężczyzn   ze 
Stavanger, którzy po powrocie do Norwegii dali początek miejscowej spo-
łeczności kwakrów. Władzom się to nie podobało, ponieważ kwakrzy nie 
chcieli chodzić do kościoła, jeden z nich został nawet ukarany wysoką 
grzywną, bo pochował swoje dwie małe córeczki w niepoświęconej ziemi. 
To bardzo wzburzyło całą społeczność, a ponieważ słyszeli o Ameryce, 
postanowili   tam   zbudować   swój   nowy   dom.   Pomógł   im   pewien   męż-
czyzna,   Cleng   Peerson,   który   pojechał   tam   pierwszy.   Kilka   lat   później 
doradził swoim przyjaciołom, żeby kupili mały statek, który potem będą 
mogli   sprzedać   w   Ameryce,   wzięli   ze   sobą   szwedzkie   żelazo   i 
przyjeżdżali.

Hilda   nagle   okazała   się   tak   zainteresowana,   że   Elise   zaczęła 

podejrzewać, czy też nie zamierza emigrować.

- Co się z nimi stało? Pojechali?
-   Znaleźli   jakąś   starą   łajbę,   którą   wyremontowali   i   nazwali 

„Restaurationen",   i   wypłynęli   z   czterdziestoma   pięcioma   osobami   na 
pokładzie. Podczas trzymiesięcznej przeprawy urodziło się nawet dziecko.

- Trzy miesiące - powtórzyła Hilda zdziwiona, a jej zapał nieco ostygł. 

Elise się uśmiechnęła.

-   Płynęli   na   południe,   na   Maderę.   Tam   wyłowili   z   morza   beczkę   z 

winem, resztę drogi pili, a kiedy dotarli do Nowego Jorku, wpłynęli do 
porty, nie wywiesiwszy nawet flagi. Tam czekał na nich Cleng Peerson, 
załatwił im pieniądze, żeby mogli ruszyć w głąb kraju.

Peder karmił Hugo, ale najwyraźniej uważnie słuchał.

background image

- To tak jak nasz wujek! Pisał, że ma dom z werandą! Wyobrażacie 

sobie: z werandą!

-   Naprawdę?   Odezwał   się   do   was?   -   Emanuel   posłał   Elise   pytające 

spojrzenie.

Elise przytaknęła, ale nie miała ochoty się w to zagłębiać. Trudno jej 

było to wszystko znieść.

- Kiedy Reidar i ja uzbieramy dość pieniędzy, pojedziemy go odwiedzić, 

prawda, Reidar? - odezwała się Hilda z dumą w głosie.

- Czytałem o Clengu Peersonie - włączył się Reidar. - Przemierzył na 

piechotę Pensylwanię, Ohio, Indianę i Michigan w poszukiwaniu ziemi. 
Chicago składało się wtedy z paru biednych drewniany chatek, to była 
wieś. Przemierzał ogromne równiny Illinois, na zachód od Chicago, nie 
widząc   po   drodze   żadnych   domów.   Jednak   pewnego   ranka,   kiedy   się 
obudził po nocy spędzonej pod gołym niebem, zobaczył w oddali zieleń. 
Dotarł do żyznej ziemi, gdzie były lasy i potoki, podobne do tych w domu. 
Ziemia była na sprzedaż, i to po korzystnej cenie! Dolina nazywała się Fox 
River Halley i tam właśnie założył norweską osadę.

-  To   ja   też   mógłbym  zaoszczędzić   i  kupić   tam  ziemię!  -  powiedział 

Kristian podniecony.

Elise patrzyła to na jednego, to na drugiego. - Mam nadzieję, że nie 

zamierzacie wszyscy emigrować? - spytała.

Ze skrzyni na drewno doszedł do niej silny głos: - Nie, Elise, ja i Evert 

zostaniemy i zaopiekujemy się Hugo. Wiesz, że zawsze możesz na nas 
liczyć.

Emanuel uśmiechnął się.
- Masz rację, Peder. Wielu emigrantom było ciężko. Pewien syn pastora 

napisał  książkę   o   życiu   pionierów   w   okolicach   Beaver   Creek.   Książka 
wyszła parę lat temu, a on sam umarł na malarię, zresztą większość ludzi 
w tej okolicy zmarła z chorób i wycieńczenia. Na tyfus, na malarię, na 
suchoty   i   z   wycieńczenia,   tak   słyszałem.   Ktoś   nawet   zachorował   na 
cholerę.   Wiele   farm   nawiedziła   szarańcza,   która   zniszczyła   wszystkie 
uprawy.

- Mówisz tak, żeby nas przestraszyć - odezwała się Hilda oburzona. - 

Poza tym to są opowieści o pierwszych emigrantach. Teraz na pewno jest 
już dużo lepiej.

- Na ogół słyszy się o ciężkiej pracy, o tęsknocie i o bezkresnej prerii.
-   To   są   opowieści   o   uczciwych   ludziach,   kobietach   i   mężczyznach, 

którzy legalnie kupują ziemię, karczują ją, orzą i zaczynają uprawiać, żeby 
zapewnić swoim dzieciom lepsze życie niż tutaj - podkreślił Reidar. - W 

background image

przeciwieństwie   do   wikingów,   którzy   zabijali,   grabili   i   plądrowali,   czy 
kolonizatorów, gnębiących ludzi i zdobywających ziemię w nieuczciwy 
sposób. Na tym polega różnica.

Hilda przytaknęła i posłała mu dumne spojrzenie, po czym wstała od 

stołu.

- Dziękuję. Reidar i ja idziemy do kościoła.
Kristian skorzystał z okazji i też wstał, szykując się do wyjścia, a Evert i 

Peder   nareszcie   mogli   usiąść   wygodnie   przy   stole   i   zjeść   śniadanie. 
Posadzili   Hugo   na   podłodze,   malec   od   razu   ruszył   pędem   w   kierunku 
uchylonych drzwi do pokoju.

Emanuel siedział nadal przy stole.
Elise zastanawiała się, co zrobić, żeby mogli porozmawiać sami, kiedy 

chłopcy byli w domu, gdyż nie miała ochoty wciągać ich w rozmowę. 
Postanowiła,   że   będzie   spokojna   i   zdecydowana,   nie   da   się   ponieść 
emocjom.   Nie   chciała   zepsuć   Pederowi   i   Evertowi   kolejnego   wolnego 
dnia. Wstała i zaczęła zbierać talerze, a kiedy skończyła, nastawiła garnek 
z wodą, żeby pozmywać, i dołożyła kilka szczap do pieca. Na zewnątrz 
zrobiło się na tyle jasno, że mogła zgasić lampę naftową i zdmuchnąć 
świeczkę. Za oknem wirowały w powietrzu lekkie płatki śniegu, na niebie 
wisiały ciężkie chmury, w ciągu dnia na pewno spadnie śnieg.

Miała ochotę pójść do kościoła, jak zwykle w pierwszy dzień Bożego 

Narodzenia,   ale   najpierw   chciała   usłyszeć,   jaki   był   powód   przyjazdu 
Emanuela.

Peder i Evert nie kwapili się, żeby wstać od stołu. Żartowali, śmiali się, 

opowiadali   Emanuelowi   dowcipy,   kazali   rozwiązywać   zagadki,   zadając 
mu   pytania   typu:   „Jakie   zwierzę   w   dżungli   widzi   najlepiej?   Kobra-
okularnik".

Elise   uśmiechnęła   się   do   siebie   i   zaczęła   zmywać,   przysłuchując   się 

rozmowie przy stole. Dobrze było słyszeć wesołe głosy chłopców. Nawet 
Hugo musiał wyczuć pogodny nastrój, bo wrócił, pełzając na czworakach, 
z powrotem do kuchni, mimo że zwykle uwielbiał siedzieć na materacu, 
owinięty kołdrą, bawiąc się starą szmacianą lalką, zostawioną przez Anne 
Sofie. Teraz pędem zbliżał się do stołu, chwycił się jednej nogi, próbując 
się podciągnąć, lecz stracił równowagę i klapnął na pupę. Zrobił smutną 
minę,   gotów   zaraz   się   rozpłakać,   ale   Peder   dał   mu   sucharka   i   maluch 
ucichł.

Zauważyła,   że   Emanuel   nie   okazywał   mu   żadnego   zainteresowania. 

Wcześniej też się nim specjalnie nie zajmował, przynajmniej w ostatnim 
okresie,   kiedy   tu   z   nimi   mieszkał.   Teraz   ma   własnego   syna.   Gdy 

background image

wspominała piękne obietnice, które jej składał, kiedy się jej oświadczał, 
coś ścisnęło ją za gardło. „Proponuję ci małżeństwo, żeby dziecko, którego 
się   spodziewasz,   miało   ojca,   ale   przede   wszystkim   dlatego,   że   cię 
kocham". Miłość szybko minęła, a on nigdy się nie stał ojcem dla Hugo. 
Gdyby nie pozwolił Signe zamieszkać u Carlsenów, być może prawda o 
chłopcu nigdy nie wyszłaby na jaw. Dlaczego tak mu było spieszno, żeby 
ochrzcić Hugo, tego nie rozumiała. Może dowiedziawszy się, że Signe jest 
w ciąży, chciał w ten sposób zabezpieczyć przyszłość Hugo? Jeśli tak, to 
był to jego jedyny szlachetny uczynek po tym, jak poznał Signe.

Spojrzała na Hugo i przypomniała sobie, jak w Ringstad zareagowano 

na jego widok. Komentowano dziwny kształt głowy, zastanawiając się, czy 
coś z nim jest nie w porządku. Prym wiodła tu pani Ringstad. „Nie można 
powiedzieć, żeby był ładny", stwierdziła.

Od tamtej pory bardzo się zmienił. Kształt głowy miał normalny, włoski 

mu   ściemniały,   do   twarzy   mu   było   z   loczkami,   uważała   Elise.   Prawie 
zawsze był pogodny, śmiał się, cały czas był uśmiechnięty. Dziwne, że 
Emanuel nie zauważył zmiany.

W końcu chłopcy skończyli jeść.
Peder zeskoczył ze stołka. - Teraz możemy zacząć wytapiać żołnierzyki! 

- Twarz mu promieniała. - Masz blaszane pudełko? - spytał.

Elise już miała zaprotestować: był pierwszy dzień świąt, powinni iść do 

kościoła, ale nie chciała gasić jego zapału. Znalazła pudełko, do którego 
wkładali   kawałki   cyny.   Kristian   dorobił   nawet   uchwyt   z   kawałka 
stalowego drutu, tak żeby mogli je trzymać, lejąc płynną cynę do form. 
Przestępując  niecierpliwie   z  nogi  na  nogę,  każdy   z  chłopców  otworzył 
swoje pudełko z cyną, po czym wyłożyli kawałki na pokrywkę, trzymając 
ją nad ogniem. Niedługo cyna się roztopi i wtedy wleją ją do form.

Emanuel nadal siedział przy stole, śledząc wzrokiem ich poczynania z 

dużym zainteresowaniem. Nie próbował nawet wstać, żeby wyjść z nią do 
pokoju albo na schodki, żeby porozmawiać. Wydawał się zadowolony z 
sytuacji.

Uprzątnęła ze stołu, wstawiła ser i masło do szafki, powąchała mleko, 

które zostało w bańce; było kwaśne. Będą musieli takie pić. Żałowała, że 
nie wystawiła go do zimnego przedsionka.

Emanuel   pomógł   chłopcom   ostrożnie   otworzyć   formy,   kiedy   cyna 

stężała.   Na   jego   twarzy   malowało   się   takie   samo   podniecenie   jak   na 
twarzy Pedera czy Everta. Miał zamiar zostać tu cały dzień?

- Chciałeś ze mną rozmawiać, Emanuelu? - odezwała się. Skinął głową, 

ale nie odwrócił się do niej. - Zaraz, tylko to skończymy.

background image

Peder nagle chyba sobie przypomniał, co się wydarzyło poprzedniego 

wieczoru,  bo  posłał jej zaniepokojone  spojrzenie.  - To  nie  zajmie  nam 
dużo czasu. Możemy dokończyć, Elise?

-   Dobrze,   sprzątnę   najpierw   pokój.   Uważajcie   tylko,   żeby   Hugo   nie 

dotknął rozgrzanego pudełka z cyną!

Jednak kiedy skończyła sprzątać, oni wciąż jeszcze byli zajęci. Zbliżała 

się pora pójścia do kościoła, musiała wkroczyć bardziej stanowczo.

- Jeśli chcesz porozmawiać ze mną przed wyjazdem, musimy zrobić to 

teraz, bo zaraz wychodzę do kościoła.

Odłożył to, co trzymał w ręku, podszedł pośpiesznie do wieszaka, zdjął 

palto i kapelusz. - Idę z tobą - powiedział.

- Idziesz ze mną? Nie bierzesz walizki?
- Tak. To znaczy... - Sprawiał wrażenie zdziwionego.
-   Chciałbyś   zostać   na   jeszcze   jedną   noc?   -   Elise   czuła,   że   żołądek 

podchodzi jej do gardła. - To niemożliwe. Olaf wraca wieczorem do domu.

Peder i Evert stali cicho, wodząc za nimi wzrokiem. W końcu Peder nie 

wytrzymał: - Nie może się przespać w kuchni? Elise pokręciła głową.

- Nie mamy materaca. Poza tym.... - zaczęła i urwała.
- Rozumiem. - Emanuel pokiwał głową. - Mogę zostawić tu walizkę do 

powrotu z kościoła? Porozmawiamy w drodze do Sagene.

Nie mogła zabronić mu pójścia do kościoła, ale nie podobało się jej to.
Co   powiedzą   ludzie,   kiedy   zobaczą   ich   razem?   Wielu   sąsiadów 

wiedziało, co się wydarzyło.

Ostrym   tonem   nakazała   chłopcom   uważać   na   Hugo   podczas   jej 

nieobecności, po czym wyszła w śnieżycę z Emanuelem.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Na   moście   leżał   śnieg,   droga   była   jak   lustro.   Elise   pomyślała   z 

przerażeniem  o   chmarze   dzieci  mieszkających  po   drugiej  stronie   rzeki, 
które zawsze rozpędzone wbiegają na most w drodze do szkoły. Wiedziała, 
jak rodzice się tego bali, wielu skarżyło się fabryce, ale nic nie zrobiono. 
Nie trzeba było wiele, żeby któreś dziecko się poślizgnęło, przeleciało pod 
rachityczną balustradą i albo zostało porwane przez wartki nurt rzeki, albo 
uderzyło o ostrą i niebezpieczną krawędź lodu.

Szli, nie odzywając się do siebie. To Emanuel powiedział, że chce z nią 

rozmawiać, więc on powinien zacząć. Krępował ją ten wspólny spacer, 
walczyły w niej sprzeczne uczucia, wolałaby, żeby się tu nie zjawił. Myśl, 
że mieszka w Ringstad z Signe, jakby była jego żoną, pozwalając, żeby 
sąsiedzi   w   to   wierzyli,   wywoływała   w   niej   bunt.   Mieli   dziecko. 
Jednocześnie jego obecność wydawała się naturalna, jakby miesiące po 
jego wyjeździe były jedynie złym snem.

W końcu się odezwał.
- Jak sobie radzisz? - spytał ostrożnie.
- Chodzi ci o pieniądze?
- To też.
- Jakoś wiążę koniec z końcem. Trochę szyję, czasem stoję za ladą w 

sklepie pani Borresen.

Postanowiła,   że   powie   mu   to   teraz,   chociaż   wiedziała,   że   może   się 

spodziewać ostrej reakcji. Ale co miała do stracenia?

- Nie byłam wobec ciebie szczera, ale to dlatego, że obiecałam twojemu 

ojcu, że nic ci nie powiem.

Odwrócił się do niej, wyraźnie zdziwiony. - Ojcu? - spytał.
Przytaknęła. - Dał mi trzysta koron, prosząc, żeby zostało to między 

nami. Te pieniądze uratowały mnie w najtrudniejszym okresie. To było 
wtedy, kiedy jeszcze mieszkałeś w domu.

Nic nie powiedział. Rozumiała, że jest mu wstyd i że jest zdziwiony.
- Ale nie on jeden dał mi pieniądze - ciągnęła. Pomyślała, że równie 

dobrze może mieć to już za sobą. Prawda musi wyjść na jaw. - Teraz 
pewnie przeżyjesz wstrząs, będziesz zły, ale trudno. Zasłużyłeś sobie na to. 

background image

Dostałam też pieniądze od Ansgara Mathiesena.

Emanuel   zatrzymał   się   gwałtownie.   Najpierw   zrobił   się   biały,   potem 

jego twarz zalała purpura. - Od tego gwałciciela? - spytał. Elise szła dalej.

- Tak, gwałciciela. Kiedyś podbiegł do mnie, wetknął mi do ręki jakieś 

zawiniątko i uciekł, zanim zdążyłam sprawdzić, co w nim jest. To było 
pięćset   koron,   w   podziękowaniu   za   uratowanie   mu   życia.   Najpierw 
chciałam mu je zwrócić, ale pomyślałam, że to matka i Asbjorn pierwsi 
zauważyli,   że   chce   się   utopić.   Dałam   więc   połowę   matce,   a   połowę 
zatrzymałam. Poza tym zarobiłam trochę, pisząc opowiadania i szyjąc dla 
pani Paulsen.

Emanuel znów zaczął iść, lecz nie odzywał się. Dopiero kiedy minęli 

posterunek   na   Maridalsveien,   powiedział   wyraźnie   oburzony:   -   Nie 
pojmuję, jak mogłaś przyjąć pieniądze od mężczyzny, który cię zgwałcił.

- Komuś, kto nigdy nie musiał troszczyć się o to, by jego dziecko miało 

co jeść, pewnie trudno to zrozumieć. Nie miałam wyboru.

Emanuel   znów   się   zatrzymał.   Chwycił   ją   za   rękę,   patrząc   na   nią   z 

niedowierzaniem.   -   Wziął   cię   siłą,   Elise!   Zniszczył   ci   życie.   Chyba 
wolałbym umrzeć z głodu niż przyjąć cokolwiek od takiego bandyty.

Zagryzła   mocno   wargi.   Nie   pozwoli,   żeby   sprawił,   że   zacznie   się 

wstydzić albo mieć wyrzuty sumienia. I to on, który zadał jej więcej bólu 
niż Ansgar.

- Nie stać mnie na dumę. Myślisz, że to, co ty zrobiłeś, jest lepsze?
Zaczerwienił się i przyśpieszył kroku.
- Nie musisz iść ze mną do kościoła. Sam tego chciałeś. Nie prosiłam cię 

o to. Nie chciałam też, żebyś nocował, najchętniej w ogóle bym cię nie 
oglądała.   Sprawiłeś   mi   więcej   bólu   niż   ktokolwiek,   a   mimo   to   masz 
czelność przyjść tu jakby nigdy nic. Bawisz się z chłopcami, pozwalasz 
Pederowi łudzić się nadzieją, krytykujesz mnie, bo wzięłam pieniądze od 
innych, a sam nie chciałeś łożyć na nasze utrzymanie. To ty chciałeś się ze 
mną ożenić i wziąć odpowiedzialność za Hugo. Opierałam się, ale mnie 
przekonałeś. Wiedz, że Ansgar też chce być dla niego ojcem. Jego rodzice 
wiedzą, że to dziecko Ansgara. Odwiedzili mnie, prosili o wybaczenie w 
imieniu syna. Czują się dziadkami małego.

Emanuel znów się gwałtownie zatrzymał. Zrobił się czerwony, a jego 

oczy ciskały błyskawice.

- I ty na to pozwalasz? Nie masz w ogóle wstydu? Elise czuła, jak wali 

jej serce.

- Ty mówisz o wstydzie? Zresztą nie obchodzi mnie, co o tym sądzisz. 

Przyszedłeś,   bo   chciałeś,   żebyśmy   porozmawiali.   A   wciąż   nie 

background image

powiedziałeś,   o   co   chodzi.   Masz   jeszcze   szansę,   zanim   dojdziemy   do 
kościoła.

Spotkała jego wzrok, gardziła nim. Nawet nie spytał, jak się czuje, a 

przecież nosi pod sercem dziecko. Jego dziecko.

Boże, chyba nie zaczął płakać?  Nie zamierzała się nad nim litować! 

Mimo   że   nic   nie   zawiniła,   czuła   wyrzuty   sumienia,   że   tak   ostro   go 
potraktowała.

- Powiedz, o co ci chodzi - odezwała się nieco łagodniej.
- W ten sposób tylko siebie ranimy. Najlepiej będzie, jeśli każde pójdzie 

swoją drogą.

Puścił   jej   dłoń,   a   kiedy   na   nią   spojrzał,   zauważyła,   że   ma   wilgotne 

kąciki oczu.

- Przyszedłem spytać, czy zgodziłabyś się, żebym wrócił. Więc Peder 

miał rację... Pokręciła głową, zdezorientowana.

- Jak możesz tak mówić, skoro zamieszkałeś z Signe, jakby była twoją 

żoną, i masz z nią dziecko? Zamierzasz tak wędrować od jednej kobiety do 
drugiej przez całe życie?

-   Nie   wytrzymuję   z   nimi,   Elise.   Odsuwałem   to   od   siebie,   ale 

postanowiłem   odejść   od   nich   wszystkich.   Signe   jest   taka   jak   matka, 
przebiegła i złośliwa, chciwa i wyrachowana. Ojciec jest pod pantoflem 
matki,   nie   odważy   się   nic   zrobić.   Dzieciak   bez   przerwy   krzyczy.   Już 
wcześniej życie tam było okropne, teraz zamieniło się w koszmar.

- Twój ojciec nie jest pantoflarzem.
- Może nie powinienem był tak mówić, ale uważam, że dla świętego 

spokoju godzi się na zbyt wiele. Bardzo cię szanuje, ale nie odważy się 
tego powiedzieć. Kiedy ma już dosyć matki, idzie do stajni. Widzę, że 
coraz bardziej nie lubi Signe, ale zamiast uderzyć pięścią w stół, po prostu 
wychodzi   z   domu.   Nie   do   końca   go   rozumiem,   matka   zachowuje   się 
niczym wiedźma, ale w końcu to on jest panem domu.

- Nie sądziłam, że możesz tak mówić o swojej matce. Wiem, że robiła 

wszystko, żeby nie dopuścić do naszego małżeństwa, ale to nie tak trudno 
zrozumieć. Jesteś spadkobiercą dużego dworu, a ja tylko biedną robotnicą. 
Jeśli zaś chodzi o ciebie, to chyba w końcu masz to, czego chciałeś.

Posłał jej bezsilne spojrzenie i westchnął głęboko.
- Nie masz pojęcia, jak tam jest, Elise. Nie lubię o tym mówić, nigdy 

nikomu o tym nie wspomniałem, ale chyba pora, żebyś dowiedziała się 
czegoś   więcej   o   moim   dzieciństwie.   Może   wtedy   lepiej   zrozumiesz, 
dlaczego   wyjechałem   do   Kristianii   i   wstąpiłem   do   Armii   Zbawienia, 
zamiast zostać i pomagać we dworze. Nie wiem, co jest z matką. Czasem 

background image

myślę, że jest po prostu złym człowiekiem, a czasem, że to choroba. Przy 
obcych   jest   miła   i   troskliwa,   taką   ją   poznałaś,   kiedy   odwiedziłaś   ją 
pierwszy raz z chłopcami. Nikt z jej przyjaciół nie zdaje sobie sprawy z 
tego, jak się zmienia, kiedy zostajemy sami. Z wyjątkiem służby, ale ludzie 
boją się cokolwiek powiedzieć, żeby nie trafić na bruk.

Elise stała cicho i słuchała. Słyszała bicie dzwonów, uznała jednak, że 

rozmowa jest ważniejsza.

-   Kiedy   z   jakiegoś   powodu   wpada   w   złość,   nie   jest   w   stanie   się 

pohamować.   Wtedy   bije   na   oślep,   zdarzało   się,   że   rzucała   ciężkimi 
przedmiotami we mnie i w ojca, wykręcała mi ręce, szczypała, gryzła. 
Widzę, że mi nie wierzysz, ale to wszystko prawda. Gdy przyjechałem do 
Kristianii, opowiedziałem kiedyś o tym pewnemu lekarzowi. Twierdził, że 
powinna   pójść   do   szpitala   na   obserwację.   Ponieważ   kiedy   jej   na   tym 
zależy, zachowuje się normalnie, trudno byłoby dowieść, że coś jest nie w 
porządku. Kiedy porównywałem ją z matkami moich kolegów ze szkoły, 
widziałem, jak bardzo się od nich różniła. Nie sądzę, żeby była w stanie 
kochać kogoś innego niż samą siebie. Nie ma wyrzutów sumienia, nawet 
kiedy zrobi coś złego, nie czuje się winna. Kiedyś, kiedy ojciec trochę 
wypił, zwierzył mi się, że żałuje, że się z nią ożenił. Taka jest zła.

Elise była wstrząśnięta. Nie miała pojęcia, że jest aż tak źle.
- Jak to możliwe, że między  nią a Signe tak się dobrze układa? Bo 

rozumiem, że między nimi wszystko jest w porządku. Wczoraj wieczorem 
coś mówiłeś, ale tego nie zrozumiałam - powiedziała Elise.

- Do tej pory stosunki układały się zadziwiająco dobrze. Matka chciała, 

żeby   Signe   została   jej   synową,   bo   przecież   była   córką   bogatego 
gospodarza, poza tym Signe robiła wszystko, żeby jej się przypodobać. 
Nadejdzie   jednak   dzień,   kiedy   się   jej   przeciwstawi,   i   wtedy...   -   urwał 
gwałtownie.

- Co jest z Signe? - spytała Elise.
- Pewno uznasz, że przesadzam, ale one są do siebie bardzo podobne. 

Początkowo   Signe   też   była   miła,   kochająca.   Starała   się   wszystkim 
przypodobać, była łagodna, przyjazna, ciepła... - zamilkł i zaczął kręcić 
głową.   -  Ale   to   tylko   gra.  W  rzeczywistości   nie   potrafi   być   dobra   dla 
kogokolwiek, nawet dla własnego dziecka. Nic dziwnego, że mały ciągle 
płacze.

- Więc ty powinieneś dać mu to, czego ona nie potrafi.
- Nie pozwala mi - powiedział Emanuel, kręcąc głową. - Twierdzi, że 

dziecko jest jej i ona będzie o nim decydować. Nie chce, żeby się do mnie 
przywiązał.

background image

- I  co zamierzasz  z  tym  zrobić?  Nie  możesz  pozwolić,  żeby  cię  tak 

traktowała.

- Tęsknię za domkiem majstra. - Patrzył na nią z błaganiem z oczach. - 

Brakuje mi towarzystwa miłych ludzi, brakuje mi ciepła, które jest między 
tobą a twoimi braćmi, brakuje mi ludzi, którzy są dla siebie dobrzy, którzy 
potrafią się śmiać i żartować z siebie, dzielić się tym, co mają, i cieszyć się 
także z drobiazgów. Brakuje mi tej wspólnoty, którą obserwowałem wśród 
ludzi mieszkających wzdłuż rzeki. Gdybyś wiedziała, jak często o was 
wszystkich myślałem, o dobrym sercu Anny, o sympatycznym Torkildzie, 
o pani Thoresen i jej ciężkim losie. O pani Evertsen i sklepiku Magdy na 
rogu. Nawet jeśli ktoś o kimś coś powiedział, to nie było to złośliwe, to 
raczej   rodzaj   spędzania   wolnego   czasu,   rozrywka.   Kiedy   córka   Oline 
wparowała tu z dziećmi Mathilde po tym, jak ta rzuciła się do rzeki, nie 
odesłałaś ich, mimo że sama ledwo wiązałaś koniec z końcem. Wyjęłaś to, 
co miałaś, i nakarmiłaś ich. Sam zachowałem się jak egoista, zezłościłem 
się, wziąłem kapelusz i wyszedłem. Potem było mi wstyd. I jest mi nadal. 
Pragnę, abyś o tym wiedziała.

- Chcesz, żebyśmy znów byli małżeństwem? - spytała Elise. Przytaknął, 

sprawiał wrażenie poruszonego, ale nie śmiał spojrzeć jej w oczy.

- Nie czuję do ciebie tego, co kiedyś czułam. Zabiłeś wszystkie moje 

uczucia, kiedy mnie opuściłeś.

- Wiem. Pamiętasz, co ci powiedziałem, kiedy ci się oświadczałem? Nie 

ukrywałaś, że nie jesteś we mnie zakochana, ale uznałem, że jeśli mnie 
lubisz, to z czasem może się to zamienić w miłość. Trzeba jednak się 
szanować... - nagle umilkł. Patrzył na nią bezradnie.

Elise kiwała głową.
- O to właśnie chodzi. Straciłam dla ciebie szacunek.
- Myślisz, że nie mogę go odzyskać? - Patrzył na nią nieszczęśliwy. - 

Wszystko   było   takie   dziwne.   Była   wojna.   Na   granicy   cały   czas   się 
baliśmy, że zaraz napadną na nas Szwedzi, wiedzieliśmy, że możemy nie 
dożyć   następnego   dnia.   To   zmienia   człowieka.   Nie   tylko   ja   tego 
doświadczałem. Chcieliśmy czuć, że żyjemy, chociaż przez chwilę. Nie 
sądzę, żeby to się tak potoczyło, gdybym nie trafił do straży granicznej.

- Też tak próbowałam na to patrzeć, tym cię usprawiedliwiałam. Zanim 

się dowiedziałam, że spotykasz się z Signe.

Zaczerwienił się i spuścił wzrok.
-  To   było   jak   gorączka.   Nie   mogłem   się   opanować   i   nienawidziłem 

siebie za to, co robiłem. Ale kiedy gorączka minęła, robiłem to dalej, bo 
byłem pod silną presją.

background image

- Więc rozumiesz, że trudno jest mi ciebie szanować?
- Wiem. Nie oczekuję, że wszystko będzie jak dawniej. Chodzi mi o to, 

że... nie oczekuję, że... - urwał i rozłożył bezradnie ręce.

- Że będziemy żyć jak mąż i żona, o to ci chodzi?
-   To   chyba   chciałem   powiedzieć.   -   Wzruszył   ramionami.   -   Jeśli 

pozwolisz mi zostać, postaram się być dobrym ojcem dla dziecka, którego 
się spodziewasz, będę też próbował być lepszym ojcem dla Hugo i zajmę 
się chłopcami.

-   Dlaczego   miałabym   ci   wierzyć?   Podczas   śniadania   nawet   nie 

spojrzałeś na małego.

- Byłem zajęty, poza tym nie jestem przyzwyczajony do małych dzieci. 

Nie wiem, co z nimi robić.

- Czym zamierzasz się zająć? Poza tym widziałeś, jak jest nas dużo. Nie 

wyrzucę przecież Hildy i Reidara. A Olaf ma umowę do lata.

-   Moglibyśmy   spróbować   znaleźć   coś   innego.   Jeśli   nie   masz   ochoty 

wrócić   do   mieszkania,   możemy   poszukać   jakiegoś   małego   domku   nad 
rzeką,   nieco  z  dala  od  fabryk,  tam  gdzie  woda  jest  czystsza.   Spróbuję 
poszukać jakiejś pracy w biurze, z opinią, jaką dostałem z tkalni płótna 
żaglowego, nie powinienem mieć z tym trudności.

Elise   zastanawiała   się.   Emanuel   nie   byłby   pierwszym   mężem,   który 

uciekł, a potem wrócił. Tutaj nad rzeką takie rzeczy ciągle się zdarzały. 
Mężczyźni  nie   wytrzymywali   życia   w   ciasnych   mieszkaniach,   wrzasku 
dzieci, pieluch i znikali na jakiś czas, zwykle też wracali.

- A co z separacją i rozwodem? - spytała.
Emanuel  odwrócił  się.   -  Nigdy   do  niczego   nie   doszło.  To   znaczy   w 

pewnym momencie mieliśmy adwokata, pamiętasz, ale się rozchorował, a 
potem już do tego nie wracaliśmy. Ojciec zaczął mieć zastrzeżenia, mama 
dostała ataku wściekłości, Signe burczała, wszystko zamieniło się w jeden 
wielki chaos. Wciąż jesteś moją żoną - powiedział, patrząc jej w oczy.

Elise odwróciła się i zaczęła iść.
-   Muszę   się   zastanowić.   Najpierw   musisz   się   poważnie   rozmówić   z 

Signe i z rodzicami, potem musisz znaleźć sobie pracę i miejsce, gdzie 
moglibyśmy mieszkać.

- Więc nie mówisz „nie"?
- Nie mogę sobie na to pozwolić ze względu na dzieci, ale nie robię tego 

z   radością.   Najchętniej   bym   się   nie   zgodziła.   To   jest   to,   czego   chcę. 
Zresztą jeszcze się nie zgodziłam, powiedziałam tylko, że się zastanowię. 
Pamiętaj o tym!

Szli dalej w kierunku kościoła, mimo że wiedzieli, że są spóźnieni.

background image

-   Musimy   jeszcze   do   tego   wrócić,   jeśli   rzeczywiście   się   na   to 

zdecydujemy - powiedziała poważnym tonem. - Mówiłam ci, że napisałam 
kilka opowiadań.

- Tak, zaimponowałaś mi.
-   Nie   zamierzam   przestać   pisać.   Zaczęłam   pisać   powieść   i   zbiór 

opowiadań. Kiedy skończę, będę starała się je wydać.

- O czym są te opowiadania? - spytał, zerkając na nią z ukosa.
- O różnych losach kobiet. Między innymi o kobiecie, którą opuścił mąż 

i która musi walczyć, żeby móc zatrzymać dziecko.

- Możesz pisać pod pseudonimem.
- Nie chcę. Nie mam nic na sumieniu i jestem gotowa ręczyć za to, co 

piszę.

- Możesz upokorzyć własne dzieci.
- Jestem gotowa zaryzykować. Nie sądzę jednak, żeby  któreś z nich 

musiało się wstydzić tego, co piszę. Szereg tych losów mogli śledzić z 
bliska. Wiedzą, że napisałam prawdę. Prawda nikomu nie zaszkodziła.

Emanuel nic nie odpowiedział. Miała wrażenie, że skłonny jest przystać 

na wszystko, byle tylko pozwoliła mu wrócić.

Dłuższy czas szli w milczeniu. Po chwili spytał ostrożnie: - Co z tym 

rudym... Zamierzasz utrzymywać z nim jakieś kontakty?

Pokręciła głową.
- Jego narzeczona próbowała się ze mną zaprzyjaźnić, mając nadzieję, 

że   pozwolę  Ansgarowi   spotykać   się   z   Hugo,   ale   w   tej   sprawie   jestem 
niewzruszona.

Na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi.
- Jest zaręczony? - spytał.
- Tak, z pielęgniarką ze szpitala w Ulleval. Jedną z tych, co to chcą 

zbawiać świat. A przynajmniej swojego narzeczonego.

- Rozumiem, co masz na myśli - powiedział Emanuel, uśmiechając się. 

Zatrzymał się i spytał: - Chcesz iść dalej? Nabożeństwo już dawno się 
rozpoczęło, nie możemy teraz wejść, będziemy przeszkadzać innym.

Elise zawahała się.
- Tak, wróćmy do domu. Muszę przygotować świąteczny obiad, a mięso 

będzie się długo dusić. Pojedziesz popołudniowym pociągiem? - spytała.

- Muszę?
- Tak, musisz.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Zbliżał   się   do   alei   prowadzącej   do   domu.   Walizka   była   ciężka.   Nie 

przywykł iść ze stacji na piechotę, ale nikt nie wiedział, że przyjeżdża, 
więc nie wysłano po niego Andreasa. Zresztą i tak by tego nie zrobiono, 
skoro wyjechał w gniewie, i to w samą Wigilię. Miał przed sobą ich twarze 
w   chwili,   kiedy   stracił   nad   sobą   panowanie.   Starał   się   wyprzeć   to 
wspomnienie. Nie miał siły o tym myśleć.

Śnieg trzeszczał mu pod nogami, mróz szczypał w uszy. W nocy na 

pewno będzie zimno.

Poczuł, jak ściska mu się żołądek na samą myśl o tym, co go czeka. Że 

też Elise potrafiła być taka nieugięta, to nie było do niej podobne. Skoro 
już prawie zgodziła się na to, żeby wrócił - liczył zresztą, że tak będzie - to 

background image

nie musiała wysyłać go z powrotem do domu. Zostawił im list, w którym 
tłumaczył, że nie jest w stanie tu dłużej wytrzymać, że woli mieszkać 
razem z Elsie i dziećmi w biednym domku nad rzeką niż wysłuchiwać 
kłótni w pokojach we dworze. Mógł znaleźć sobie jakiś materac i spać w 
kuchni   w   domku   majstra,   co   na   pewno   nie   przeszkadzałoby   Elise, 
przywykłej do jeszcze większej ciasnoty.

Nabrał powietrza i głęboko westchnął. Jak mógł być tak głupi, żeby 

zadać się z dziewczyną taką jak Signe? Przecież pilnował się przez cały 
czas służby w wojsku. Był tak zakochany w Elise, że nie wiedział, co robić 
ze   szczęścia.   Kiedy   w   końcu   ją   dostał,   czuł   się   najszczęśliwszym 
człowiekiem na świecie. Gdyby ktoś wtedy powiedział mu, że minie kilka 
miesięcy, a on ją zdradzi, nie uwierzyłby.

Nawet teraz trudno mu było to zrozumieć. Signe była nikim, była głupia 

i miała pstro w głowie. Zajmowało ją jedynie zagarnianie dla siebie, brała, 
nie dając nic w zamian. Dlaczego od razu jej nie przejrzał? Co sprawiło, że 
uległ nagłemu i nieoczekiwanemu pożądaniu, skoro tęsknił za Elise i tylko 
marzył o tym, żeby do niej wrócić? I jak to się stało, że ciągnął dalej tę 
znajomość, mając cały czas wyrzuty sumienia i czując się winny?

Pokręcił głową. Jakby nagle przestał być sobą i stał się kimś innym. To 

było możliwe? Czy inni też tego doświadczali?

Wtedy myślał, że Signe jest inna. Pamiętał, jaka była ciepła i serdeczna, 

pełna temperamentu i zmysłowa. Czuł się, jakby był pijany, a im więcej 
dostawał, tym więcej pragnął. Kiedy teraz o tym myślał, czuł w ustach 
przykry smak, tym bardziej że wiedział, że z jej strony była to gra. Jakby 
podsycała   albo   wygaszała   płomień   w   zależności   od   tego,   co   chciała 
osiągnąć.

Nawet   kiedy   w   zeszłym   roku   w   Wigilię,   gdy   on   już   o   wszystkim 

zapomniał, zjawiła się cała zapłakana, jeszcze jej nie przejrzał, tylko jej 
współczuł.

A  to Elise  powinien  był  współczuć.  To  ona przeżywała  jego  zdradę, 

czuła zawód i wstyd. To ona została sama z wszystkimi kłopotami, z biedą, 
odpowiedzialnością za braci i za Hugo. I poczuciem goryczy, zła na niego, 
który ją zawiódł.

Wciąż była tak samo piękna, ciąża jej służyła. Była tak samo miła i 

dobra   dla   chłopców,   ale   zauważył   też   coś   nowego,   jakąś   większą 
stanowczość   i   wolę   działania.   Imponowało   mu,   że   przyjęto   jej 
opowiadania, ale nie podobało mu się, że postanowiła iść właśnie taką 
drogą. Od samego początku wiedział, że jest mądra, miał przeczucie, że 
może zostać kimś. Ale pisarką...? Pokręcił głową. Niewiele kobiet się na to 

background image

ważyło, a te, które zdobyły się, by rzucić wyzwanie krytykom i pokonać 
opór,   zwykle   pochodziły   z   innej   warstwy   społecznej   i   miały   wsparcie 
swoich potężnych mężów. Elise nie mogła sobie pozwolić, by szydzono z 
niej i ją poniżano, by ją potępiano. Nie miała sił, by znosić upokorzenia. 
Jeśli   zamierza   nadal   pisać,   musi   przekonać   ją,   żeby   robiła   to   pod 
pseudonimem. Poza tym niech znajdzie sobie inne tematy.

Kto zechce czytać o robotnicy, która rzuciła się do rzeki, bo nie chciała 

skończyć na ulicy? Czy o dziewczynach, które sprzedawały swoje ciała 
pierwszemu   lepszemu   w   Vaterlandzie?   O   tym   na   pewno   też   pisała. 
Wzdrygnął się.

W oknach dostrzegł blask światła, jeszcze się nie położyli. Poza tym 

mieli gości, na pewno będą starali się powstrzymać emocje przynajmniej 
do końca wieczoru. Poczuł, że ma ściśnięty żołądek. Niewątpliwie dojdzie 
do awantury, gorszej niż wszystkie poprzednie, ale nie miał wyboru. Elise 
postawiła mu warunek: jeśli chce do niej wrócić, musi się rozmówić z 
Signe i ze swoimi rodzicami. Jakby tego nie było dość, kazała mu też 
znaleźć pracę i większe mieszkanie. Stała się dziwnie stanowcza. A na 
dodatek   wcale   nie   obiecała   mu,   że   na   pewno   zechce   przyjąć   go   z 
powrotem.

Na pewno nie będzie łatwo znaleźć jakiś mały domek do wynajęcia czy 

pracę. Co zrobi ze sobą do tego czasu? Signe i matka z pewnością zrobią 
taką awanturę, że będzie chciał uciec od nich jak najszybciej.

Nie rozumiał, dlaczego nie mogli mieszkać w domku majstra do czasu, 

aż znajdą coś lepszego. Chłopcy mieli blisko do szkoły, poza tym lubili 
domek,   w   pobliżu   mieszkali   ich   koledzy.   Czyżby   Elise   obawiała   się 
plotek? To nie było do niej podobne.

Ależ dom pięknie wyglądał, aż zachęcał do wejścia, w oknach paliły się 

świeczki, śnieg leżał na dachu, biały i ciężki skrzył się w świetle księżyca, 
który wisiał blady nad wierzchołkami drzew. Był to najpiękniejszy dwór w 
promieniu kilku mil, i należał do niego. Przynajmniej kiedyś w przyszłości 
miał być jego.

Drzwi wejściowe nie były zamknięte, nigdy zresztą nie były. Tutaj nie 

trzeba   było   się   obawiać   złodziei   tak   jak   w   Kristianii.   Zanim   wszedł, 
otrzepał ubranie ze śniegu, odstawił walizkę i zmienił buty.

Z pokoju doszedł go dźwięk szybkich kroków, drzwi się otworzyły, w 

progu stanęła matka.

- Tak myślałam, że to ty - w jej głosie nie było cienia ulgi, mogącej 

świadczyć o tym, że się niepokoiła. Po prostu z zadowoleniem stwierdziła, 
że miała rację.

background image

Odwiesił   palto   i   kapelusz   i   ruszył   w   jej   stronę,   nic   nie   mówiąc. 

Najwyraźniej   spodziewała   się   skruszonego   grzesznika   i   postanowiła   na 
razie go nie gnębić. Poza tym nie mogła nic zrobić, zanim goście się nie 
położą.

Świeczki na choince były zapalone. Drzewko sięgało do sufitu, stało 

pośrodku pokoju. Uderzył go miły zapach kawy, cygar i ciepło bijące z 
pieca. Jak zwykle w pierwszy dzień świąt przyjechała ciotka Ulrikke, byli 
też Oscar i Betzy Carlsenowie i Karolinę. Oczy wszystkich skierowały się 
ku niemu, ktoś się uśmiechnął, inni patrzyli prosto przed siebie. Signe 
siedziała na krześle przy kominku, ubrana w ładną niebieską jedwabną 
suknię, włosy zebrała w luźny węzeł na karku, na piersi przypięła biały 
jedwabny kwiat. Miała ściągniętą twarz.

-   Nareszcie   jesteś!   -   odezwała   się   ciotka   Ulrikke,   najwyraźniej 

zadowolona, że go widzi. Zastanawiał się, jak matka wytłumaczyła jego 
nieobecność.

Podszedł do ciotki, objął ją „ciocinym uściskiem", jak mówił, kiedy był 

mały. Potem przywitał się uprzejmie z Carlsenami i skinął głową Signe, 
posyłając jej wymuszony uśmiech. Nie odwzajemniła go.

- Że też musiałeś wyjechać akurat w pierwszy dzień świat. To już chyba 

przesada - odezwał się Oscar Carlsen, lustrując go podejrzliwie przez swój 
lornion i zaciągając się cygarem. Na pewno nie on jeden domyślał się, że 
coś jest nie w porządku.

Emanuel   pokiwał   głową,   zastanawiając   się,   co   powie,   jeśli   Carlsen 

zacznie zadawać mu pytania. Betzy Carlsen przerwała milczenie: - Zjadłeś 
przynajmniej coś? My jedliśmy pyszną pieczeń z jelenia z borówkami, do 
tego ziemniaki i warzywa. Twój ojciec podał wyśmienite wina, a na deser 
był   mus   owocowy   na   kruchym   spodzie   według   przepisu   z   książki 
kucharskiej Maren Schonberg Erken.

- Nie napisała jej sama, tylko razem z Caroline Steen - zaprotestowała 

matka. - Znam Caroline i jestem oburzona, kiedy ludzie sądzą, że Książka 
kucharska dla szkoły i domu została napisana przez pannę Erken.

- Wszystko jedno, tak czy inaczej deser był wyśmienity - roześmiała się 

Betzy Carlsen. - Usiądź z nami i napij się kawy, Emanuelu. Jak zwykle jest 
dwanaście   rodzajów   ciast   -   powiedziała   i   odwracając   się   do   Karolinę, 
dodała: - A może to byłoby coś dla ciebie? Może poszłabyś do szkoły 
gospodarstwa domowego panny Erken w Dystingbo koło Hamar?

- Jaki byłby z tego pożytek? Nie zamierzam sama gotować - prychnęła 

Karolinę.

Betzy   Carlsen   znów   się   roześmiała,   najwyraźniej   wypiła   o   jeden 

background image

kieliszek likieru za dużo. Zwykle nie była taka wesoła.

-   Jeśli   nie   zamierzasz   gotować,   to   potem   mogłabyś   napisać   książkę 

kucharską   -   powiedziała   ciotka   Ulrikke,   posyłając   jej   niby   niewinne 
spojrzenie.   Emanuel   znał   ją   na   tyle   dobrze,   że   wiedział,   że   za   tą 
propozycją   kryje   się   coś   więcej.   Pewnie   uznała,   że   Karolinę   to 
niecierpliwa, rozpieszczona dziewczyna.

Ojciec milczał od chwili, kiedy Emanuel wszedł do pokoju, raz tylko 

spojrzał na niego, próbując wybadać, w jakim jest nastroju. Teraz włączył 
się do rozmowy.

- Po co pisać książkę kucharską? Dlaczego nie od razu powieść? - rzucił.
Wszyscy się roześmiali. Nikt nie potraktował tego inaczej jak tylko żart.
Emanuel zerknął na niego. Co na Boga skłoniło ojca, żeby coś takiego 

powiedzieć? Karolinę nigdy nie wykazywała takich skłonności. Czyżby 
ojciec domyślał się, gdzie spędził noc? To przecież ojciec zaproponował, 
żeby Elise zaczęła pisać. Była to dziwna uwaga.

Usiadł   na   wolnym   krześle,   wypił   łyk   kawy   i   wziął   kawałek   ciasta. 

Potem odwrócił się do Signe, aby nie sprawić wrażenia ostentacji.

- Myślałem, że będą dzisiaj twoi rodzice, Signe - powiedział.
- Przyjeżdżają jutro - odpowiedziała naburmuszona.
- Zaprosiłam i ich, i Carlsenów do nas na Wigilię, ale nikt nie mógł 

przyjechać - dodała szybko matka, chcąc rozładować napiętą sytuację. - W 
zamian   spędzimy   razem   resztę   świąt.   Na   jutro   zaprosiłam   też   państwa 
Steen.

Zauważył, że Betzy  Carlsen popatrzyła najpierw na Signe, potem na 

niego, po czym spytała: - Jak się czujesz, Emanuelu? Jesteś nieco blady. 
Dziecko nie daje ci spać po nocach?

- Jemu nie daje spać? - prychnęła głośno Signe. - On nawet nie wie, co 

to znaczy mieć dziecko w domu.

- Nie macie niańki? - zdziwiła się Karolinę.
-   Oczywiście,   że   mamy   niańkę,   ale   Emanuel   mógłby   okazać   nieco 

więcej zainteresowania. Jedyne, co robi, to czyta gazety, chodzi z ojcem do 
stajni, jeździ konno albo wyprawia się na polowanie.

Matka roześmiała się dziwnym, nienaturalnym śmiechem.
- Ależ Signe, moja droga, mężczyźni już tacy są. Latem będzie miał 

więcej zajęć.

- Nie chcę, żeby miał więcej zajęć, tylko żeby spędzał więcej czasu ze 

mną.

Signe była nadąsana i zła, wszyscy musieli to zauważyć. Widział, że 

Karolinę   i   Betzy   wymieniły   spojrzenia,   myśląc   sobie   pewnie,   że   będą 

background image

miały o czym rozmawiać, kiedy wrócą do domu.

- Sądzicie, że to zabawne siedzieć tu tak samej cały dzień? Można się 

zanudzić na śmierć - ciągnęła dalej Signe.

-   Nie   mogłabyś   trochę   zająć   się   domem?   -   spytała   ciotka   Ulrikke 

niewinnym głosem. - Mogłabyś zetrzeć kurze, podlać kwiatki albo zacząć 
haftować. Kobieta znajdzie w domu wiele zajęć, jeśli tylko chce.

Signe posłała jej drwiące spojrzenie i zacisnęła wargi tak, że wyglądały 

jak kreska.

Ojciec zaczął rozmawiać z Oscarem Carlsenem o sprawach związanych 

z rolnictwem.

-   Ceny   na   nasze   towary   rosną,   ale   powoli   w   porównaniu   z   innymi 

dziedzinami gospodarki. To samo dotyczy obszarów nieuprawnych. Ceny 
rosną, ale powoli. Podobnie jak liczba hodowanych krów.

- Rosną też ceny nieruchomości, dla was to chyba korzystne - wtrącił 

Oscar Carlsen. - Poza tym zreorganizowano szkołę rolniczą w As i powstał 
Norweski Związek Rolników. Nie bez znaczenia jest też utworzenie przez 
Axela Heiberga Norweskiego Towarzystwa Leśnego, będzie teraz można 
przeciwdziałać   wyrębowi   lasów   i   zająć   się   zaniedbanymi   terenami 
leśnymi.

Mimo że poruszane tematy go interesowały, nie był w stanie się skupić. 

Czuł na plecach wzrok Signe, zauważył ciekawskie spojrzenia Karolinę, 
wyczuwał   napiętą   atmosferę   w  pokoju.  To   było   jak   cisza   przed   burzą. 
Wiedział, że kiedy goście wyjdą, będzie musiał spowiadać się ze swoich 
czynów. Będzie musiał powiedzieć, gdzie spędził noc, i zarówno matka, 
jak i Signe zgotują mu awanturę, jakiej świat nie widział. Nawet nie chciał 
myśleć, co się stanie, kiedy w końcu powie im, że zamierza wyprowadzić 
się z domu.

Matka   poprosiła,   żeby   Karolinę   coś   zagrała.   Dziewczyna   niechętnie 

usiadła do pianina. Z pewnością wolałaby siedzieć i obserwować jego i 
Signe. Zaczęła grać Preludium Chopina, potem - jeśli się domyśli, co tu się 
zapowiada - powinna zagrać W grocie króla gór Griega.

Myśli   kołatały   mu   w   głowie,   ale   wkrótce   ciepło   bijące   od   pieca   i 

muzyka   sprawiły,   że   ogarnęła   go   senność.   Niewiele   spał   na   lodowato 
zimnym stryszku, a miał za sobą wyczerpujący dzień. Żeby ten wieczór 
jak najszybciej się skończył, żeby mógł mieć już to wszystko za sobą!

Nareszcie   Karolinę   skończyła   grać.   Ciotka   Ulrikke   podniosła   się   z 

mozołem z głębokiego fotela.

-   Ponieważ   jestem   najstarsza,   jest   moi   obowiązkiem   się   pożegnać. 

Dziękuję   i   życzę   wszystkim   dobrej   nocy.  Trochę   za   mało   tańczyliśmy 

background image

wokół drzewka, ale nadrobimy to jutro.

- Zgadzam się całkowicie, ciociu - powiedziała matka zadowolona, że 

przyjęcie się kończy. - Zaśpiewaliśmy tylko te bardziej poważne kolędy, 
opuszczając te radosne, wiecie więc, co macie przećwiczyć na jutro.

- To nie są pieśni na pierwszy dzień świąt - powiedziała surowo ciotka 

Ulrikke. - Pamiętajcie, że Pan dopiero się narodził. Najpierw musimy to 
uczcić, okazując naszą radość, dopiero potem możemy zacząć się bawić - 
dodała.

Goście   zniknęli,   udając   się   na   drugie   piętro,   a   służące   zaczęły 

pośpiesznie roznosić do pokoi butelki z ciepłą wodą.

Kiedy Emanuel usłyszał kroki w sypialni nad salonem, matka odwróciła 

się do niego.

- Teraz proszę o wytłumaczenie - powiedziała ostrym tonem. Patrzyła na 

niego ponuro.

Signe nadal siedziała przy kominku, ojciec stał na środku pokoju.
Emanuel   przypomniał   sobie   te   wszystkie   razy,   kiedy   musiał   się   jej 

tłumaczyć. Zrobiło mu się niedobrze, czuł, że pokój zaczyna wirować, pot 
pokazał mu się na czole.

Ojciec podszedł szybko do drzwi, zamknął je, żeby goście nie słyszeli 

rozmowy.

Emanuel już w pociągu przygotował sobie swoje „wystąpienie". Chciał 

zacząć   łagodnie,   spróbować   im   wszystko   wytłumaczyć,   ale   nagle 
zapomniał słów. Z przerażeniem usłyszał, że mówi: „Wracam do Elise".

Zrobiło   się   cicho.   Usłyszał   trzask   drewna   w   kominku,   ostatnie 

westchnienie   płomieni,   zanim   opadną   i   zgasną.  Twarz   ojca   zrobiła   się 
szara jak popiół, matka wyglądała, jakby za chwilę miała eksplodować. 
Nie widział Signe, siedziała za nim, usłyszał jednak, że wstała i powoli 
zaczęła iść w ich kierunku.

- Odważysz się powtórzyć to, co powiedziałeś? Odwrócił się do niej, 

zobaczył, że na szczęście jest spokojna.

Być może wszystko skończy się tylko niewielką burzą.
- Powiedziałem, że wracam do Elise.
Zobaczył, jak jej ręka się zbliża, usłyszał uderzenie, zapiekł go policzek.
Wezbrała w nim złość.
-   Zapominasz,   że   ona   wciąż   jest   moją   żoną.   To   ona   powinna   teraz 

siedzieć tutaj z nami, nie ty. To był błąd, Signe, na pewno też to już dawno 
zrozumiałaś. Żyjemy jak pies z kotem, warczymy na siebie, nie ma chwili 
spokoju. Dłużej tego nie wytrzymam. Wczorajsza scena była kroplą, która 
przepełniła   czarę.   Pojechałem  do  Kristianii  i  przenocowałem  w  domku 

background image

majstra. Przed południem rozmawiałem z Elise, zgadza się dać mi jeszcze 
jedną szansę. Najchętniej bym tam został, ale Elise przekonała mnie, że 
wysłanie jedynie listu byłoby tchórzostwem.

Wiedział,   że   nie   mówi   całej   prawdy,   że   Elise   powiedziała,   że   się 

zastanowi,   tego   jednak   nie   mógł   powiedzieć.   Niezależnie   od   tego,   czy 
Elise się zgodzi, czy nie, nie chciał być z Signe. Teraz już to wiedział.

- Niechbyś tylko spróbował - odezwała się matka. Zrobiła kilka kroków 

w jego kierunku, była przerażająco spokojna, zimna jak lód, opanowana. - 
Nie wyobrażasz sobie chyba, że pozwolę, żebyś przyniósł nam taki wstyd? 
Wystarczy to, co już zrobiłeś.

Ojciec zrozumiał, że zanosi się na kolejny wybuch, i próbował wkroczyć 

pomiędzy nich.

-   Masz   syna,   Emanuelu,   który   kiedyś   przejmie   Ringstad.   Emanuel 

odwróci! się do niego.

- To prawda, ojcze. Mam syna, który kiedyś przejmie Ringstad. Został 

ochrzczony   w styczniu  ubiegłego  roku,  dostał imiona  po  tobie  - Hugo 
Hagbart Rudolf Ringstad.

Nagle Signe zaczęła krzyczeć. Zatkała uszy rękami i zaczęła kręcić się 

w   kółko   na   podłodze,   wydając   dziwne,   na   wpół   zduszone   dźwięki, 
sprawiała wrażenie oszalałej.

Matka chwyciła ją za rękę. - Przestań - powiedziała ostro - myślisz, że 

pozwolę, żebyś przyniosła nam wstyd?

Signe łkała, oczy miała szeroko otwarte, była w histerii.
- Widzę po nim, że nie żartuje. Widzę to od momentu, kiedy tu wszedł - 

mówiła, patrząc na matkę. Jej oczy ciskały pioruny, policzki pałały. - To 
twoja   wina!   Ty   sprawiłaś,   że   znienawidził   i   dwór,   i   was.   Byłaś   jak 
wiedźma, od kiedy tylko się urodził, sam mi to mówił. Tyranizujesz i jego, 
i ojca. Żaden z nich nie odważy się powiedzieć słowa, przemykają jak 
zbite psy, boją się otworzyć ust. Chodzą na palcach, kiedy czują, że jesteś 
w wojowniczym nastroju, obaj najchętniej wyjechaliby jak najdalej stąd. 
Jesteś diabłem! Nie miałam pojęcia, że istnieją aż tak złośliwe, okrutne 
wiedźmy. Gdyby nie ty, wszystko byłoby dobrze, ale ty wszystko zepsułaś! 
Odciągnęłaś   ode   mnie   Emanuela,   a   teraz   wpychasz   go   w   ramiona   tej 
dziewki nad rzeką!

Emanuel spostrzegł, że matka nagle zrobiła się biała jak kreda, chwyciła 

się   za   głowę   i   zachwiała.   Podejrzewał,   że   udaje,   i   nie   zareagował 
dostatecznie   szybko.   Dopiero   po   chwili   zrozumiał,   że   to   nie   jest   gra. 
Podbiegł i chwycił ją, łagodząc nieco upadek.

Przestraszony zwołał ojca, który stał jak sparaliżowany, po czym szybko 

background image

zaczął rozpinać jej ubranie, podczas gdy ojciec pośpieszył do holu, żeby 
posłać któregoś z chłopaków po lekarza.

Matka szybko odzyskała przytomność, ale Emanuel widział, że coś jest 

nie w porządku. Miała przeraźliwie bladą twarz i sine wargi.

Kiedy przybył lekarz, powiedział, że prawdopodobnie przeszła niewielki 

zawał.

- Wygląda na to, że tym razem skończyło się dobrze - powiedział - ale 

musi się oszczędzać, i fizycznie, i emocjonalnie.

Signe odwróciła się do nich plecami i zagniewana poszła do drugiego 

pokoju.

-   Przykro   mi,   tato   -   powiedział   Emanuel,   patrząc   na   ojca.   Ojciec 

westchnął ciężko.

- Mnie też, Emanuelu.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Dziesiąty   stycznia.   Elise   nie   przywiązywała   wagi   do   dat,   ale   tę 

zapamiętała. Dokładnie dwa lata temu znalazła złotą broszkę.

Nigdy nie zapomni chwili, kiedy nagle spostrzegła, że coś się błyszczy 

między   hałdami   śniegu,   kiedy   pośpiesznie   wracała   do   przędzalni   po 
przerwie obiadowej. Wiele razy zastanawiała się, czy jej życie ułożyłoby 
się inaczej, gdyby od razu poszła z nią na policję, ale raczej wątpiła. Johan 
musiał ponieść karę, chociaż nigdy nie zrozumiała, dlaczego uległ pokusie. 
Ansgar zgwałciłby ją niezależnie od tego, czy Johan był w więzieniu, czy 
nie. Emanuel zaproponowałby jej małżeństwo, wszystko byłoby tak jak 
teraz.

Położyła rękę na dużym brzuchu. Czas porodu się zbliżał. Ubiegłej nocy 

znów czuła pierwsze, delikatne oznaki. Za drugim razem wszystko może 
się   odbyć   szybciej,   powiedziała   jej   pani   Borresen.   Nie   chciała,   żeby 
pracowała   w   sklepie.   Mogła   wrócić   dopiero   po   porodzie.   Elise 
protestowała   i   tłumaczyła,   że   zostało   jeszcze   sporo   czasu,   ale   pani 
Borresen musiała już kiedyś odebrać poród i nie chciała przeżywać tego 
jeszcze raz.

Nareszcie jednak coś w niej odpuściło i znów mogła pisać. Po wyjeździe 

Emanuela do Ringstad pisała co wieczór, czasem nawet w nocy. Pomagało 
jej   to   zapomnieć   o  tym  wszystkim,   co  ją  dręczyło,  odsunąć   na  chwilę 
kłopoty. Może robiła to też trochę na przekór. Emanuel był sceptyczny, 
proponował,   żeby   pisała   pod   pseudonimem,   i   dał   jej   wyraźnie   do 
zrozumienia, że powinna pisać o czymś innym.

Złościło ją to. Nie rozumiał, dlaczego to robiła? Nie było nikogo innego, 

kto mógłby opowiedzieć historię Oline, Mathilde czy Othilie. Albo Hildy. 
Czuła, że cała odpowiedzialność spoczywa na niej. Nic się nie zmieni, 
dopóki nie pokaże tej niesprawiedliwości, ciężkiego losu ludzi. W szkole 
pisała najlepiej ze wszystkich, często chwalono jej zdolność wyrażania się 
na piśmie. Powinna zrobić jakiś pożytek z tych umiejętności.

background image

Znów coś poczuła, jakby lekkie ciągnięcie w dole brzucha. Wyjrzała 

przez okno, zastanawiając się, kiedy chłopcy wrócą ze szkoły do domu. 
Może któryś z nich zdąży pobiec do Lagerty, zanim pójdą do pracy.

Słyszała   gaworzenie   Hugo,   obudził   się   ze   swojej   przedpołudniowej 

drzemki.  Kiedy  weszła   do  pokoju,  zobaczyła,  że  wydostał się   z  łóżka, 
chwycił   jedną   z   map   Kristiana   i   próbował   ją   podrzeć.   Przestraszona 
podbiegła do niego i wyrwała mu ją w ostatniej chwili.

- Coś ty zrobił? Teraz Kristian będzie zły, bo był bardzo dumny z tych 

pięknych map, które sam narysował - powiedziała.

- Au - odpowiedział Hugo. Patrzył na nią i się uśmiechał. Podniosła go i 

zabrała do kuchni, żeby dać mu kaszkę.

- Możesz sobie mówić „au". Biedny Kristian.
Już   miała   zacząć   nakładać   jedzenie,   kiedy   jej   wzrok   powędrował   za 

okno;   dostrzegła   listonosza.   Zatrzymał   się,   pewnie   miał   coś   dla   nich. 
Swojego ostatniego opowiadania nikomu nie wysłała, straciła nadzieję po 
tym, jak dostała odmowę z „Urd". Może to był list z Ameryki? Albo od 
Johana?   Podniecona   posadziła   Hugo   na   podłodze   i   szybko   wyszła   na 
zewnątrz.

List   był   do   niej,   ale   nie   z  Ameryki   czy   Danii,   tylko   od   Emanuela. 

Poczuła zawód. Więc jednak nie był w stanie się wyswobodzić.

Codziennie   od   chwili,   kiedy   to   nieoczekiwanie   się   u   nich   zjawił, 

zastanawiała się, czy słusznie postąpiła. I za każdym razem dochodziła do 
wniosku, że nie miała wyboru. Wyszła za niego z własnej woli i wciąż 
była   jego   żoną.   Nie   wyrzuca   się   męża   z   domu,   nawet  jeśli   okazał   się 
niewierny. Nawet jeśli ma dziecko z tą drugą. Tutaj nad rzeką nie ona 
jedna tego doświadczyła. Kobiety godziły się na powrót mężów, to była 
ich jedyna szansa na przyzwoite życie.

Jednocześnie obawiała się jego powrotu. Nic do niego nie czuła, nie 

była nawet zazdrosna o Signe. Współczuła mu, słuchając o jego smutnym 
dzieciństwie,   ale   wszelkie   uczucie   zniknęło.   Nadal   uważała,   że   jest 
przystojny, wiedziała, że potrafi być miły i sympatyczny, ale nie sądziła, 
żeby kiedykolwiek znów mógł ją pociągać. Za dużo się wydarzyło.

Jednak kto w jej środowisku mógł mieć takie oczekiwania wobec życia?
Wzięła Hugo na rękę, wyjęła list i zaczęła czytać, jednocześnie karmiąc 

małego.

Kochana Elise!
Na pewno czekałaś na jakąś wiadomość ode mnie, ale wydarzyło się 

coś, co przewróciło wszystko do góry nogami. Tak jak się spodziewałem, 
doszło do kłótni, kiedy oświadczyłem, że chcę do Ciebie wrócić. Signe się 

background image

wściekła, obwiniła o wszystko matkę, zachowała się wulgarnie i podle i 
matka   nagle   źle   się   poczuła.   Musieliśmy   wezwać   lekarza,   który 
powiedział, że prawdopodobnie było to serce. Doszła do siebie, goście 
wrócili do domu i wszystko wydawało się takie jak zawsze. Pomyślałem, 
że zostanę jeszcze jakiś czas. Powoli zacząłem się szykować do wyjazdu, 
kiedy wydarzyło się coś jeszcze. Pewnego ranka matka się nie obudziła. 
Żyła, ale jakby straciła przytomność. Pod koniec dnia otworzyła oczy, ale 
jedną stronę miała sparaliżowaną. Coś się stało z jej mózgiem: mówi, ale 
nie jest w stanie chodzić. Signe zareagowała kolejnym atakiem furii, tak 
potwornym, że ojciec odesłał ją i dziecko z powrotem do jej rodziców, nie 
ma siły jej tu dłużej znosić.

Uznasz zapewne, że teraz powinienem zostać tu, w Ringstad, i zająć się 

matką, ale to nie takie proste. Zachowała dar mowy i o ile wcześniej nie 
odczuwała wobec mnie nienawiści, to teraz nie mam wątpliwości, że tak 
jest. Uważa, że ponoszę winę za to, co ją dotknęło. Gdybym nie przyjechał 
z   tą   straszną   wiadomością,   Signe   nie   zachowałaby   się   tak,   jak   się 
zachowała,   a   matka   by   nie   zachorowała.   Nawet   ojciec   uważa,   że 
powinienem wyjechać. Żal mi go, ale co mam robić?

Napisałem   do   Fabryki   Gwoździ   w   Kristianii   z   zapytaniem   o   pracę 

urzędnika i teraz czekam niecierpliwie na odpowiedź. Mam nadzieję, że u 
Ciebie i u dzieci wszystko jest w porządku, i cieszę się, że wkrótce znów 
wszyscy będziemy razem. Mam nadzieję, że się zgodzisz mimo krzywdy, 
jaką Ci wyrządziłem.

Twój Emanuel
Odłożyła list i dalej karmiła Hugo. W połowie listu pojawiła się iskierka 

nadziei, że jednak nie przyjedzie, że nie będzie mógł opuścić matki. Jego 
plany były jednak inne. Trudno jej było pogodzić się z myślą, że spędzi 
resztę   życia   u   boku   mężczyzny,   którego   nie   chciała.   Peder   na   pewno 
bardzo się ucieszy, kiedy powie mu, że Emanuel wraca. Mówiła mu, że 
jest taka możliwość, kiedy zamęczał ją pytaniami. Nie wspominała, że być 
może   będę   musieli   poszukać   innego   mieszkania,   wszystko   po   kolei. 
Emanuel   też   chyba   nie   do   końca   rozumiał,   dlaczego   muszą   się 
przeprowadzić. Chyba już zapomniał, jaki był niezadowolony, kiedy  tu 
mieszkał. Już wtedy Elise postanowiła poszukać czegoś innego po drugiej 
stronie rzeki, mając nadzieję, że to rozwiąże część ich problemów.

Kristian   też   sprawiał   wrażenie   zadowolonego   z   powrotu   Emanuela. 

Próbowała im obu tłumaczyć, że to ona musi podjąć decyzję. Słuchali jej 
pełni   nadziei.   Kristian   nie   należał   do   tych,   którzy   dużą   mówią,   ale 
domyślała się, że był zły na Emanuela i oburzony jego zdradą, poza tym 

background image

cierpiał z powodu plotek po jego zniknięciu. Potrzebował mężczyzny w 
domu, kogoś, z kim mógłby rozmawiać, poprosić o radę. Reidar był zajęty 
Hildą i sobą i raczej nie zdradzał ochoty, żeby być ojcem dla chłopców. Na 
Olafa nie mogła liczyć, w każdej chwili mógł zniknąć. Zrozumiała po-
trzebę Kristiana, kiedy zobaczyła, jak ochoczo dyskutuje z Ans-garem. W 
domu nikt nie miał ani czasu, ani wiedzy koniecznej do rozmów na tematy, 
które go interesowały.

Westchnęła. Wiedziała, że wybór należy do niej. Pewnego dnia Emanuel 

stanie w drzwiach, a ona będzie musiała podjąć decyzję.

Nagle znów poczuła silne ciągnięcie w dole brzucha. Hugo skończył 

jeść   kaszkę,   posadziła   go   na   podłodze   i   znalazła   mu   coś   do   zabawy. 
Wzięła list i poszła z nim do izby, schowała do szuflady komody. Przy 
okazji  policzyła,   ile   zostało   jeszcze   pieniędzy.  Jej   zasoby   się   kurczyły. 
Nagle pomyślała, że to bez sensu, że traci tyle czasu na pisanie, skoro nie 
wie, czy książka zostanie przyjęta. Powinna raczej próbować więcej szyć.

Mimo   to   wzięła   przybory   do   pisania   i   zaczęła   pisać.   Chciała 

wykorzystać moment, kiedy w domu było cicho. Miała gotowych sześć 
opowiadań, być może wystarczy, jeśli napisze dziesięć? Jeszcze cztery, o 
czym  mają   traktować?  Tyle   się   wokół   niej   działo,   tyle   losów   należało 
pokazać,   żeby   zmusić   rządzących   do   działania.   Pomyślała   o   młodej 
dziewczynie,   stojącej   za   ladą   w   sklepie   nabiałowym   na   Gmnerlokka. 
Ojciec   musiał   wyjechać   do  Ameryki,   żeby   rodzina   nie   głodowała.   Był 
zdolnym   mistrzem   krawieckim,   ale   stracił   klientów,   bo   był   Szwedem. 
Jakie   to   uczucie:   zostać   wykluczonym?   Czuć   pogardę   innych   tylko 
dlatego,   że   pochodziło   się   ze   znienawidzonego   kraju?   Tamta   rodzina 
ciężko pracowała, żeby zarobić na chleb i nie być dla nikogo ciężarem. A 
mimo to zostali odtrąceni.

A może powinna napisać o rodzicach Ansgara? Mieszkali w ładnym, 

porządnym domu po właściwej stronie rzeki, bywali wśród szanowanych 
ludzi, mieli pieniądze i mądrego, grzecznego syna, z którego byli dumni. I 
nagle pewnego dnia dowiadują się, że ich dobrze wychowany, grzeczny 
syn popełnił przestępstwo; że zgwałcił młodą dziewczynę, która zaszła w 
ciążę. Uznali z pewnością, że cały  ich świat się zawalił. Pamiętała, co 
powiedziała jego matka, kiedy któregoś dnia pojawiła się u niej niespo-
dziewanie razem ze swoim mężem. „Nie jestem w stanie wyrazić mojej 
rozpaczy. Wstydzę się, że wydałam go na świat". Wychowywali go na 
szanowanego człowieka, powiedziała matka. Wy-buchnęła płaczem i nie 
była   już   w   stanie   nic   więcej   powiedzieć.  Wtedy   zaczął   mówić   ojciec. 
Powiedział, że nawet im się nie śniło, że ich syn może coś takiego zrobić. 

background image

Ansgar   był   zawsze   bardzo   ostrożny,   był   wstydliwy   wobec   dziewcząt, 
jednak koledzy, z którymi się zdał, podjudzili go, twierdząc, że się nie 
odważy. Alkohol tylko pogorszył sprawę. Ojciec zdawał sobie sprawę z 
tego, że wyrządzonego zła nie da się naprawić, ale kiedy dowiedzieli się 
od   rodziców   Signe,   że   Emanuel   opuścił   Elise,   zostawiając   ją   samą, 
odważyli się ją odwiedzić, mając nadzieję, że będą mogli pomagać Hugo, 
niczym daleki wujek i ciocia. „W końcu jesteśmy jego dziadkami".

Więcej już ich nie widziała, ale od czasu do czasu o nich myślała. Byli 

sympatyczni, zdruzgotani wyczynem syna i mieli szczerą chęć „naprawić 
choć część krzywdy, jaką jej wyrządził". Elise wierzyła im, było jej ich 
żal, ale nie chciała mieć nic do czynienia z Ansgarem. Kontakty z jego 
rodzicami też nie były łatwe.

Nie, nie miała siły o tym pisać. Jeszcze nie. Może kiedyś, później. Takie 

opowiadanie wzbudziłoby uwagę, wątpliwe jednak, czy ktoś odważyłby 
się je opublikować. Jeszcze gorzej byłoby, gdyby próbowała postawić się 
w   sytuacji   Ansgara   i   opisać   jego   rozpacz   po   tym,   co   zrobił,   próbę 
samobójstwa,   kiedy   chciał   utopić   się   w   rzece,   jego   chęć   zobaczenia 
kobiety,   którą   zgwałcił,   a   potem   dziecka,   które   przyszło   na   świat.   Jak 
mogła myśleć, że zdołałaby o tym pisać? Ciężko było jej nawet o tym 
myśleć.

Znów to poczuła, teraz nie miała już żadnych wątpliwości. Tym razem 

ból był silniejszy, wstrzymała oddech. Jej wzrok ponownie powędrował do 
okna. Czy chłopcy nie powinni już wrócić?

W tej samej chwili usłyszała kroki na zewnątrz i odetchnęła z ulgą. Ale 

nie na długo. Drzwi do kuchni pozostały zamknięte, to tylko Olaf wszedł 
do   przedsionka   i   poszedł   na   stryszek.   Chciała   go   zawołać,   ale 
powstrzymała się. Wcale nie była pewna, czy to rzeczywiście już, a nie 
paliła się prosić go o sprowadzenie Lagerty.

Biała kartka papieru wciąż leżała przed nią nietknięta. Wciąż nie udało 

się jej napisać nawet jednego zdania. Czas mijał, nie mogła pozwolić sobie 
tak siedzieć i nic nie robić. Musiała znaleźć jakąś inną pracę.

Nagle przyszedł jej do głowy pomysł. Napisze o matce. Opisze młodą 

dziewczynę z Ulefoss, która przyjechała do Kristianii, gdzie miała objąć 
swoją   pierwszą   posadę   jako   służąca.   W   pociągu   spotkała   jednak 
czarującego młodego marynarza, zakochała się w nim do szaleństwa, dała 
mu się uwieść. Nie podjęła pracy.

Wujostwo,   u   których   mieszkała   przez   pierwsze   tygodnie,   odkryli   jej 

tajemnicę, posłano po ojca. Doszło do awantury, może nieco podobnej do 
tej,   której   świadkiem   był   Emanuel   w   Ringstad.   Na   dodatek   młody 

background image

marynarz był Cyganem, trudno o większy skandal. Dziewczyna została 
odesłana do domu, nie zarobiła nawet korony. Dopiero kiedy jej rodzice 
odkryli,   że   jej   ukochany   to   zdolny   młody   człowiek,   wybaczyli   jej   i 
pozwolili za niego wyjść. Młodzi przeprowadzili się do Kristianii, znaleźli 
pracę   w   fabryce,   wszystko   zapowiadało   się   dobrze.   Aż   nagle   w 
młodzieńcu odezwała się jego cygańska krew: monotonna praca w fabryce 
zaczęła go nudzić, zaczął pić.

Elise pisała. Wystarczyło zacząć, potem wszystko szło samo. Wkrótce 

miała już zapisanych kilka stron.

Wtedy poczuła kolejny skurcz, tak silny, że głośno westchnęła. Wielkie 

nieba,   to   może   pójść   szybko,   a   przecież   była   sama   z   Hugo.   Będzie 
zmuszona poprosić Olafa o pomoc.

Podeszła   do   drzwi,   otworzyła   je   i   zawołała   do   niego,   zdziwiona,   że 

jeszcze nie zaczął grać. Zwykle dźwięk skrzypiec rozlegał się, gdy tylko 
Olaf znalazł się na stryszku.

- Olaf?
Na górze panowała cisza. Znów spróbowała, tym razem głośniej, ale nie 

dostała odpowiedzi. Leżał i spał? W środku dnia?

Nie było to niemożliwe, często przecież grywał do późnej nocy. Wahała 

się chwilę, schody na górę były wąskie i strome, wchodzenie po nich z 
dużym   brzuchem   było   ryzykowne,   a   szczególnie   teraz,   kiedy   poród 
właściwie   już   się   zaczął.   Spróbowała   zawołać   jeszcze   raz,   ale   w   tym 
samym momencie Hugo zaczął wrzeszczeć. Boże drogi, a jeśli doczołgał 
się do pieca i się poparzył?! Odwróciła się i szybko weszła do kuchni.

W jakiś sposób Hugo zdołał wczołgać się pod piecyk, zbliżył się do 

niego na tyle, że poczuł, jaki jest gorący, i się przeraził. Pośpieszyła do 
niego, wyciągnęła go i z ulgą stwierdziła, że nic mu się nie stało. Ostatnio 
dokładała do pieca, kiedy gotowała kaszkę, więc ogień prawie już zgasł. 
Na myśl o tym, co mogło się stać, cała zesztywniała. Kiedy siedziała i 
pisała, zapominała o bożym świecie. To było niebezpieczne, bo Hugo był 
już na tyle duży, że potrafił wszędzie wejść.

Podniosła go i posadziła sobie na kolanach, żeby go pocieszyć. Poczuła 

kolejny   skurcz,   silniejszy   od   poprzednich.   Chwyciła   się   brzegu   stołu   i 
zagryzła zęby, czekając, aż ból ustąpi. Hugo musiał zrozumieć, że coś się 
dzieje, płacz nagle ustał, patrzył na nią zdziwionym wzrokiem. t

- Au - powiedział jedyne, co potrafił.
Próbowała się do niego uśmiechnąć, ale zdobyła się jedynie na grymas.
- Mamę bardzo boli. Co my zrobimy, Hugo?
Znów posadziła go na podłodze, chwyciła szczotkę i mocno uderzyła nią 

background image

w sufit. Potem wyszła na korytarz i jeszcze raz zawołała: - Olaf?! Jesteś 
tam?!

Wreszcie usłyszała jego senny głos: - Coś się stało?
- Musisz mi pomóc! Zaczął się poród, a ja jestem sama z Hugo.
Usłyszała,   że   nagle   zaczął   się   śpieszyć,   a   niedługo   potem   zbiegł   ze 

schodów z butami w ręku.

- Mówisz, że zaczął się poród? Boże, co mam robić?
- Biegnij i sprowadź akuszerkę. To Lagerta, mieszka w jednym z tych 

małych drewnianych domków ra Sandakerveien. Jej domek nazywa się 
Labakken, a sąsiada - Nestingen. Nie rezygnuj, jeśli nie odpowie od razu. 
Często pracuje w nocy, wtedy rodzi się najwięcej dzieci, a potem śpi w 
dzień. Nie przeraź się jej wyglądem, ma gruby głos, silne ręce, a włosy 
ściągnięte do tyłu, ale to dobra kobieta.

Olaf kiwał głową, wyraźnie zdenerwowany, i wodził wzrokiem po jej 

dużym brzuchu.

- Możesz zostać tu sama do naszego przyjścia? To kawał drogi, trochę 

mi to zajmie, a co się stanie, jeśli nie będzie jej w domu?

- Poród trochę trwa - powiedziała Elise, starając się brzmieć, jakby się 

nie bała. Wiedziała jednak, że nie wypadło to zbyt przekonująco. W tej 
samej chwili znów poczuła skurcz, przywarła do ściany i jęknęła.

Olaf niemal jednym ruchem włożył buty, kurtkę i czapkę i zniknął za 

drzwiami.

Elise złożyła dłonie: - Dobry Boże, nie pozwól, żeby dziecko zaczęło się 

rodzić, zanim przyjdzie Lagerta!

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Minęła wieczność, zanim usłyszała kogoś za drzwiami. Zdołała jeszcze 

rozpalić   w   piecu,   dołożyć   drew   i   nastawić   wielki   kocioł   z   wodą. 
Naszykowała   czyste   zniszczone   prześcieradła,   a   sama   położyła   się   na 
czystym   prześcieradle   na   łóżku   chłopców.   Drzwi   do   pokoju   zostawiła 
otwarte,   żeby   od   razu   ją   zobaczyli.   W   ręce   trzymała   sznur,   którym 
przepasała Hugo w talii. Nie chciała, żeby znów się wczołgał pod piec 

background image

bądź poparzył się kipiącym wrzątkiem. Młodszy brat jednej z dziewcząt w 
przędzalni wylał na siebie garnek z gotującą się wodą, kiedy był mniej 
więcej w wieku Hugo. Zmarł w wyniku poparzenia.

Wielkie   nieba,   ile   to   trwa!   Całe   wieki   minęły   od   czasu,   kiedy   Olaf 

wybiegł z domu. Co się z nim działo? A może Lagerta zajęta była przy 
innym   porodzie?   Powinna   była   mu   powiedzieć,   że   na   Maridalsveien 
mieszka jeszcze jedna akuszerka. Żeby tylko wpadł na pomysł, aby kogoś 
spytać!

Znów pojawił się ból. Z początku niewielki, ale wiedziała, że z czasem 

będzie coraz gorzej, aż niemal nie do wytrzymania. Bała się. Bała się, że 
nie   wytrzyma,   bała   się,   że   dziecko   uwięźnie   i   nigdy   nie   ujrzy   światła 
dziennego.   Nagle   przypomniała   sobie   wszystkie   straszne   historie,   które 
słyszała. Usiłowała je odgonić, ale bez skutku. Chwyciła mocno kołdrę 
chłopców i z całej siły zacisnęła powieki, próbując powstrzymać krzyk. 
Hugo będzie przerażony, a nie miała siły słuchać jego płaczu, kiedy sama 
walczyła z bólem.

Poczuła, że z kuchni dochodzi para. Wody w garnku było coraz mniej, 

mimo że położyła prawie wszystkie krążki fajerki i użyła największego 
garnka. Może dołożyła za dużo drew, ale miała wrażenie, że są wilgotne, i 
bała się, że nie będą się chciały palić. Woda się wygotuje i kiedy przyjdzie 
Lagerta, nic już nie zostanie. Powinna spróbować wstać i pójść do kuchni, 
ale nie miała siły. Ból sprawiał, że było jej niedobrze, kręciło się jej w 
głowie.

Hugo czołgał się przy łóżku, chciał do niego wejść, złościł się, że mu się 

to nie udawało. Gładziła jego rude loki.

- Nie, Hugo, nie wolno. Mamę boli. Gdzie jest twoja laleczka? - spytała.
Malec rozejrzał się, dostrzegł zniszczoną szmacianą lalkę na materacu i 

zadowolony powędrował dalej.

Przypomniała sobie poprzedni poród, rok temu. Wtedy też się bała i też 

ją   bolało,   ale   Lagerta   była   jak   opoka,   spokojna   jak   zawsze.   „To   jest 
normalne", mówiła, kiedy jej się wydawało, że już umiera. „Matka myśli, 
że   umiera,   ale   jak   tylko   dziecko   wyjdzie   i   błogo   rozchyli   usteczka, 
zapomina   o   wszystkim".   Musiała   się   uśmiechnąć.   Lagerta   zawsze   tak 
mówiła   i   to   było   pocieszające.   Zresztą   miała   rację,   jak   tylko   było   po 
wszystkim, ból szedł w zapomnienie.

Znów się zaczęło, nie była w stanie się powstrzymać. Słyszała, jak jej 

krzyk odbija się od ścian, i bardziej czuła, niż widziała, jak Hugo pędzi do 
niej na czworakach, cały przerażony.

Kiedy  ból w końcu ustąpił, była cała zlana potem. Odsunęła na bok 

background image

kołdrę, odpięła wełniane pończochy i zdjęła je. Kiedy była taka spocona, 
drapały   bardziej   niż   zwykle.   Pomogła   Hugo   wdrapać   się   na   łóżko, 
pomyślała, że spróbuje go uspokoić, zanim nadejdzie następny skurcz. - 
Niedługo przyjdzie Olaf i Lagerta. - Głos był słaby, wargi miała suche i 
popękane.

Wreszcie   usłyszała,   że   otwierają   się   drzwi,   natychmiast   jednak 

zrozumiała,   że   to   byli   chłopcy,   a   nie   Olaf   i   Lagerta.   Ale   mogli 
przynajmniej pomóc: zająć się Hugo, dolać wody do garnka.

Kristian stanął w drzwiach, na jego twarzy malowało się przerażenie.
- Co się stało? - spytał.
-   Zaczął   się   poród   -   odpowiedziała   z   trudem,   cedząc   słowa.   -   Olaf 

poszedł po Lagertę. Zdejmijcie wodę z ognia. Zaraz się wygotuje!

Nie musiała dwa razy powtarzać. Po chwili pojawili się Peder i Evert.
-   Dziecko   się   rodzi?   -   spytał   Peder   ze   strachem   w   głosie.   Nadszedł 

kolejny skurcz. Boże, jak często się powtarzały!

- Zabierzcie stąd Hugo! - zawołała, zatykając usta kołdrą, żeby stłumić 

krzyk.   Widziała,   jak   Peder   i   Evert   podchodzą   do   niej   i   patrzą   na   nią 
przerażeni. Nachylili się nad nią, bojąc się jednak podejść zbyt blisko do 
łóżka.   Odwiązali  sznur  i  zabrali  Hugo   do  kuchni.  Teraz   już  na   pewno 
spóźnią się do pracy, mogą zostać zwolnieni, pomyślała. Nie wytrzymała i 
wydała z siebie kolejny krzyk.

Kiedy   bóle  w  końcu ustały   i  otworzyła  oczy, zobaczyła  białą  postać 

stojącą   przy   łóżku.   Kobieta   położyła   jej   na   czole   mokrą   szmatkę, 
rozpostarła ręce i nacisnęła brzuch. Duża i potężna, napawała strachem, ale 
Elise nie pamiętała, żeby czyjś widok sprawił jej więcej radości. Głośno 
westchnęła: - Dzięki Bogu, że byłaś w domu!

- Jeśli chciałabym odbierać wszystkie porody w okolicy, to w ogóle nie 

miałabym   kiedy   spać   -   odezwała   się   Lagerta   surowym   głosem,   ale 
spojrzenie   miała   łagodne.   -   Nie   pamiętasz,   co   ci  mówiłam,   Elise?   „W 
bólach będziesz rodzić dzieci". Tak jest napisane w Biblii.

Elise przytaknęła i zamknęła oczy.
- Oby jak najszybciej było już po wszystkim.
- Zaraz będzie. Jezu, dlaczego wcześniej po mnie nie posłałaś? - spytała 

Lagerta, której nagle zaczęło się śpieszyć. Nadszedł kolejny skurcz, już 
ostatni. - Przyj, przyj z całej siły!

Elise odchyliła głowę do tyłu, zagryzła usta aż do krwi i parła, ile tylko 

mogła, trzymając się z całych sił materaca.

- Wychodzi. Widzę główkę! Przyj!
I już było po wszystkim. Coś śliskiego i ciepłego wyślizgnęło się z jej 

background image

ciała i ból ustał.

Lagerta podniosła małe sinoczerwone ciałko do góry: - To dziewczynka!
- Dziewczynka? - spytała Elise. Uniosła głowę, przyglądając się małemu 

zakrwawionemu   ciałku   w   rękach   Lagerty.   Pomarszczona   twarzyczka 
bynajmniej   nie   była   ładna.   Usta   złożyły   się   do   płaczu,   czoło   było 
pomarszczone jak u starca, a małe nóżki wierzgały, jakby dziecko chciało 
skopać akuszerkę. Był to jednak najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek 
mogła   zobaczyć.   Opadła   na   poduszki,   posłała   wdzięczne   westchnięcie 
niebiosom   i   miała   wrażenie,   że   świat   się   do   niej   uśmiecha.   Już   po 
wszystkim! I ona, i dziecko żyją, ból zniknął, wszystko było dobrze. Na 
chwilę zamknęła oczy, czuła się radosna i lekka, jakby już nigdy w życiu 
nie musiała się niczego bać.

Kiedy Lagerta zajmowała się maleństwem, Elise zobaczyła, że drzwi od 

kuchni   się   uchylają   i   do   izby   zaglądają   trzy   spięte   buzie   chłopców. 
Uśmiechnęła się do nich.

- Macie siostrę - powiedziała.
Rozległ   się   ogłuszający   radosny   wrzask,   po   czym   drzwi   zostały 

zamknięte, ale radość w kuchni trwała nadal. Lagerta nakazała im surowo, 
że mają nie wchodzić, zanim Elise nie doprowadzi się do porządku i nie 
zostaną  usunięte zakrwawione  rzeczy, a nie było chyba nikogo wzdłuż 
rzeki, kto by nie żywił szacunku dla władczej akuszerki z Sandakerveien. 
Tak więc pozostali w kuchni, czekając, aż wszystko będzie gotowe.

Już   następnego   popołudnia   przyszli   Anna   i   Torkild   z   gratulacjami. 

Torkild   spotkał   na   drodze   Kristiana   i   od   niego   usłyszał   szczęśliwą 
wiadomość.

Anna miała łzy  w oczach, kiedy  odstawiła kulę, żeby  wziąć na ręce 

maleńkie   zawiniątko.   Usiadła   na   łóżku   chłopców   i   patrzyła   na   małą 
twarzyczkę,   która   już   się   wygładziła.   Oznajmiła,   że   to   najładniejsze 
dziecko, jakie kiedykolwiek widziała.

- Jak będzie miała na imię? - spytała Anna, podnosząc wzrok na Elise.
- Odbyłam długą rozmowę z Hildą i zgodziłyśmy się, że nazwiemy ją 

Jensine, po mamie. Bałam się, że Hildzie będzie przykro, ale zgodziła się 
ze mną - odpowiedziała Elise. Chwilę milczała. Spojrzała w stronę drzwi i 
powiedziała cichym głosem: - Hilda obawia się, że nie będzie mogła mieć 
więcej   dzieci.   Reidar   przeszedł   kiedyś   chorobę,   która   sprawiła,   że   nie 
będzie mógł zostać ojcem.

-  Bardzo   mi   jej  żal.  To  okropne,   że   oddała  swoje  pierwsze   dziecko, 

szczególnie teraz, kiedy pani Paulsen umarła - powiedziała Anna.

Elise przytaknęła.

background image

Anna   przyglądała   się   jej   przez   chwilę,   po   czym   spytała   ostrożnie:   - 

Kristian powiedział Torkildowi, że Emanuel być może do was wróci, to 
prawda?

- Zjawił się tu nagle wieczorem w Wigilię. Między nim a Signe się nie 

układa, więc chciał do nas wrócić.

- A ty jesteś tak wielkoduszna, że wybaczysz mu i go przyjmiesz?
-   Muszę   teraz   wyżywić   piątkę   dzieci,   a   nie   mam   nawet   pracy.   Pani 

Borresen nie chciała, żebym pracowała tuż przed porodem. Ale jeszcze się 
nie zgodziłam. Powiedziałam tylko, że muszę się zastanowić.

Anna milczała.
- Zrezygnowałaś z Johana? - spytała po chwili.
-   Pisał,   że   jest   u   niego   Agnes.   Twierdzi,   że   dziecko,   którego   się 

spodziewa, jest jego, a on nie z tych, którzy uciekają od odpowiedzialności 
- powiedziała i zamilkła. Po chwili dodała: - Było mi przykro. I mnie, i 
jemu. Planowaliśmy, że przeżyjemy życie razem. Chciał być ojcem dla 
moich dzieci. To jego pragnę, nie Emanuela.

Anna miała łzy w oczach. Nagle odezwała się gwałtownie: - Wcale nie 

jestem pewna, że Agnes mówi prawdę. Podczas naszego ślubu mówiła, że 
jest w ciąży. Może pamiętasz, że była to pierwsza niedziela maja, osiem 
miesięcy   temu.   Jeśli   już   wtedy   wiedziała,   że   jest   w   ciąży,   to   dziecko 
powinno się już urodzić, a gdyby tak było, tobym o tym wiedziała.

Elise patrzyła na nią uważnie.
-   Może   to   było   wtedy,   kiedy   pierwszy   raz   spóźnił   się   jej   okres   - 

powiedziała.

- To możliwe, jednak mało prawdopodobne, żeby zaraz pomyślała, że 

jest   w   ciąży.  Ale   zaczekajmy,   to   się   przekonamy.   Jeśli   w   najbliższych 
dniach   nic   się   nie   wydarzy,   nie   uwierzę,   że   ojcem   jest   Johan.  Agnes 
dopiero po naszym ślubie zaczęła chodzić do Magnusa Hansena - ciągnęła 
dalej Anna.

- On jest żonaty.
- Był żonaty. Jego żona i dziecko zmarli podczas porodu. Elise patrzyła 

na nią z niedowierzaniem. - Kiedy to się stało? - spytała.

- Zeszłej wiosny.
- Zanim Agnes zaczęła u niego pracować?
- Tak mi się wydaje, ale nie jestem pewna.
- Napisałaś o tym Johanowi?
-   Tak,   ale   mi   nie   odpowiedział.   Zastanawiam   się,   czy   Agnes   nie 

przeczytała listu i nie spaliła go przed powrotem Johana. Może niesłusznie 
podejrzewam ją o takie rzeczy, ale wiesz, że mam złe doświadczenia, jeśli 

background image

chodzi o jej osobę.

Elise przytaknęła, zamyślona.
-   Wysłałaś   telegram   z   nowiną   do   Emanuela?   Elise   pokręciła   głową 

przecząco.

- Powiem mu dopiero, kiedy przyjedzie. Jego matka miała udar i jest 

częściowo sparaliżowana. Obwinia go o swoją chorobę, bo stało się to 
wtedy, kiedy powiedział jej, że chce do mnie wrócić. Więc póki co ma 
dość problemów.

-   Jak   to   się   wszystko   pomieszało!   -   westchnęła   głęboko  Anna.   -  Ty 

powinnaś była wyjść za Johana. Signe powinna była zostać z rodzicami, a 
Emanuel   powinien   przejąć   Ringstad.   A   tak   mamy   teraz   pięcioro 
nieszczęśliwych ludzi.

- Agnes też do nich zaliczasz? Nie sądzę, by była nieszczęśliwa. Ma to, 

czego chciała.

- Myślisz, że można budować życie na kłamstwie? Kradnąc szczęście 

innym?

Elise   nie   odpowiedziała.  Anna   miała   rację,   co   za   nieszczęsna   kolej 

losów.

Czy Johan kiedykolwiek dowie się prawdy? Czy poświęci się i będzie 

żył z Agnes, nie wiedząc, że dziecko nie jest jego?

-   Na   pewno   można   sprawdzić,   kiedy  Agnes   mieszkała   u   Magnusa 

Hansena i czy właśnie wtedy został wdowcem - powiedziała Elise.

- Dokładnie o tym samym pomyślałam - przytaknęła Anna.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Emanuel zjawił się, kiedy Jensine miała już trzy tygodnie. Ledwo zdążył 

wejść, kiedy rozległo się pukanie i na progu stanęła Anna, zmarznięta i 
drżąca. Było przeraźliwie zimno. Rzeka zamarzła, długie sople zwisały z 
dachu, miejscami lodową taflę pokrywała szaroniebieska szadź.

-   Przepraszam   -   powiedziała,   najwyraźniej   speszona   widokiem 

Emanuela.

- Bardzo się cieszę, kochanie - powiedział Emanuel i uśmiechając się 

szeroko, wyciągnął do niej rękę. - Dawno cię nie widziałem, Anno. Co u 
ciebie i u Torkilda?

Elise   stała   przy   piecu   i   mieszała   w   garnku   z   kaszą.   Przed   chwilą 

powiedziała mu, że ma córeczkę. Wzruszył się, w kącikach oczu pokazały 
się   nawet   łzy.   Nie   spodziewała   się   tego.   Dlaczego   przyszła   Anna? 
Zapewne nie dowie się, dopóki Emanuel tu był.

- U nas wszystko w porządku. Byłam w aptece i pomyślałam, że wpadnę 

dowiedzieć się, co z Elise i z małą. Gratuluję - dodała pośpiesznie nieco 
zakłopotana,   jakby   nie   była   pewna,   czy   to   odpowiednie   słowa   w   tej 
sytuacji. - Zaraz wychodzę - dodała.

- Zostań i ogrzej się - przerwała jej Elise. - Gotuję kaszę, może zjesz 

trochę, zanim znów wyjdziesz na mróz?

Anna wahała się, ale była zmarznięta, a gorący posiłek nęcił. Zgodziła 

się,   odłożyła   kulę,   zdjęła   szal   i   czapkę   i   utykając,   podeszła   do   stołu. 
Cudownie było patrzeć, jak porusza się o własnych siłach. To, co się z nią 
stało, to istny cud.

background image

Elise odetchnęła z ulgą. Spotkanie z Emanuelem było dla niej trudne. 

Nie potrafiła się zmusić, żeby udawać, że się cieszy, że go widzi, kiedy 
naprawdę wolałaby, żeby pozostał w Ringstad. Jednocześnie wiedziała, że 
pieniądze,  które   zdołała   zaoszczędzić,  wkrótce   się  skończą,  no  i  wciąż 
przecież była jego żoną, była żoną ojca Jensine. Kiedy wszedł, sprawiał 
wrażenie   pewnego   siebie,   jakby   był   przekonany,   że   przyjmie   go   z 
otwartymi rękami. Zapewne trudno będzie mu zrozumieć, że nie jest to 
takie proste.

Wciąż jeszcze miała trochę pieniędzy, do lata jej wystarczy, poza tym od 

urodzenia Jensine codziennie pisała. Skończyła opowiadanie o matce i o 
szwedzkim krawcu, który musiał wyemigrować do Ameryki. Jeśli napisze 
jeszcze dwa opowiadania, będzie mogła wysłać całość do wydawnictwa. 
Jeśli   zostaną   przyjęte,   na   pewno   zarobi   więcej   niż   prządka   w   fabryce. 
Czekając na odpowiedź, mogła próbować wrócić do szycia.

Słyszała,   jak   Emanuel   opowiada  Annie   o   matce,   o   tym,   jak   nagle   i 

niespodziewanie  wszystko  się  stało,  matka  nie  była  przecież  stara.  Nie 
wspomniał jednak nic o przyczynach. Anna okazała głębokie współczucie 
dla pani Ringstad. Najlepiej z nich wszystkich wiedziała, co to znaczy być 
niepełnosprawnym. Nie zdradziła, że Elise opowiedziała jej, co się stało 
tuż przed wypadkiem. Elise przyniosła kaszę, lecz pozwoliła im dalej roz-
mawiać. Cieszyła się, że zyskała trochę czasu, gdyż musiała dokładnie 
przemyśleć, co ma mu powiedzieć.

Kiedy Anna wstała i zaczęła się zbierać do wyjścia, przyniosła jej kulę i 

szal i odprowadziła do schodków. Były oblodzone i śliskie.

-  Nie  wychodź  tak   lekko  ubrana  - zaprotestowała  Anna.  -  Poza  tym 

wypuścisz ciepłe powietrze.

-   Chcę   mieć   pewność,   że   bezpiecznie   zejdziesz   po   oblodzonych 

schodkach - powiedziała Elise, zamykając za sobą drzwi, i szybko dodała: 
- Masz jakieś wiadomości?

- Dlatego przyszłam - odpowiedziała cicho Anna. - Dostaliśmy wczoraj 

telegram. Dwa dni temu Agnes urodziła syna.

- Dziewięć miesięcy po tym, kiedy powiedziała wam, że jest w ciąży.
Anna przytaknęła.
- Na pewno powie mu, że ciąża była przenoszona o kilka tygodni.
- Chętnie porozmawiałabym z akuszerką, która przyjmowała poród.
- Ja też - westchnęła Elise. - Dziękuję, że mi powiedziałaś. Wciąż nie 

wiem, co mam odpowiedzieć Emanuelowi - dodała szeptem. - Przyszedł tu 
z   walizką,   przekonany,   że   pozwolę   mu   się   od   razu   wprowadzić,   ale 
przecież   już   wcześniej   mówiłam   mu,   że   musimy   znaleźć   jakieś   inne 

background image

mieszkanie, a on musi znaleźć sobie pracę. Mam wrażenie, że nie załatwił 
ani jednego, ani drugie-

- Dlaczego nie chcesz tu zostać? Byłaś taka zadowolona z tego domku.
- Wtedy na pewno nam się nie uda. Emanuel zapomniał już, jak kiedyś 

narzekał. Mama zawsze radziła mi przenieść się na drugą stronę rzeki, 
według niej wtedy wszystko się zmieni. Nigdy jednak do tego nie doszło - 
powiedziała,   drżąc   z   zimna.   -  Ale   zimno.   Wracam,   zanim   zmarznę   i 
zafunduję sobie zapalenie piersi.

Emanuel spojrzał na nią dziwnie, kiedy wróciła.
-   O   czym   rozmawiałyście   z   takim   podnieceniem?   -   spytał.   Elise   się 

uśmiechnęła.

- O sprawach, o których wy nie macie zielonego pojęcia. Chcesz jeszcze 

kaszy?

-   Nie,   dziękuję.   Szkoda,   że   przerwała   nam   rozmowę,   niewiele 

zdążyliśmy sobie powiedzieć.

- Właściwie to nie mam ci wiele więcej do powiedzenia. Umawialiśmy 

się, że najpierw znajdziesz pracę, no i jakieś inne mieszkanie.

- Nie rozumiem, dlaczego nie możemy dalej mieszkać tutaj? Domek ci 

się podobał, a Peder nie ma najmniejszej ochoty się wyprowadzać.

- Pamiętasz, jak narzekałeś, kiedy tu mieszkałeś? Narzekałeś na szum 

wody, na smród idący od rzeki i ogromne szczury, które kręcą się wokół 
fabryki. Mówiłeś, że jest tu wilgoć i że niezdrowo mieszkać tak blisko 
brzegu. Bardzo szybko znów będziesz niezadowolony, a ja nie dam rady 
wysłuchiwać tego ponownie.

Emanuel nic nie odpowiedział, patrzył tylko na nią dziwnym wzrokiem.
- Musiałeś opuścić dom? - spytała Elise. Przytaknął.
- Matka nie może znieść mojego widoku. Ojciec bardzo cierpi z tego 

powodu.

- Jak przyjęli to rodzice Signe?
- Wyobrażam sobie, że dla nich to też było trzęsienie ziemi. Znam ich i 

wiem, że obwiniają mnie o wszystko. Nie są w stanie dostrzec wad Signe. 
Przykro patrzeć, jak niektórzy rodzice idealizują swoje dzieci.

- Może to pozwala dzieciom uwierzyć w siebie?
- Co z tego, jeśli nikt inny nie jest potem w stanie z nimi wytrzymać?
Jensine zaczęła płakać i Elise pośpieszyła do izby, żeby ją przynieść. 

Emanuel zdążył zaledwie rzucić na nią okiem, kiedy zjawiła się Anna. 
Dopiero teraz mógł się jej porządnie przyjrzeć.

Płacz   ustał,   jak   tylko   wyjęła   ją   z   kołyski.   Elise   pokazała   mu 

dziewczynkę.

background image

- Czyż nie jest słodka? Jest do ciebie podobna, ma twój kolor oczu, takie 

same silnie zarysowane brwi i gęste rzęsy.

Emanuel stał nieruchomo i patrzył na nią.
-   Jest   tak   niewiarygodnie   mała.   Spójrz   na   te   maleńkie   paluszki!   - 

powiedział rozweselony. - Chyba się do mnie uśmiecha - dodał.

-   Na   to   jeszcze   za   wcześnie.   Jeszcze   nie   potrafi   skupić   wzroku,   nie 

śmieje się ani się nie uśmiecha, ale już niedługo zacznie.

- Mam nadzieję, że będzie podobna do ciebie, że będzie miała twoje 

dołeczki w policzkach, piegi i twój zadarty nosek. I będzie równie miła i 
dobra dla wszystkich jak ty.

- Przesadzasz - uśmiechnęła się speszona.
- Nie, to prawda. Wszyscy cię lubią, jesteś zawsze pogodna i skora do 

pomocy. Nigdy nie słyszałem, żebyś mówiła o kimś coś złego.

- Chyba już zapomniałeś, jaka jestem. Nie pamiętasz, co mówiłam o 

pani Evertsen i o pani Albertsen, o Valborg i panu Paulsenie?

- Widziałaś się może z majstrem?
- Podwiózł mnie kiedyś, kiedy wracałam od matki i Asbjorna. Mówiłam 

ci, że przeprowadzili się do Kjelsas? Byłam zmęczona długą drogą, brzuch 
mi już ciążył i dałam się namówić. Prosił, żebym kiedyś go odwiedziła. 
Mówił, że chce ze mną o czymś porozmawiać. Nie chciał tu przychodzić z 
obawy, że może natknąć się na Reidara, tak przypuszczam. Powiedziałam, 
że przed Bożym Narodzeniem nie dam rady. Potem o tym zapomniałam, a 
po porodzie nie miałam jeszcze okazji.

- Czego on może od ciebie chcieć?
-   Nie   wiem.   Domyślam   się,   że   to   może   mieć   coś   wspólnego   z 

Braciszkiem. Na pewno słyszałeś od Carlsenów, że pani Paulsen umarła.

Emanuel spojrzał na nią przerażony.
- Myślisz, że chce, żebyśmy i nim się zaopiekowali? Elise nie spodobał 

się sposób, w jaki to powiedział.

- Oczywiście, że nie. Młody Paulsen nie ma dzieci, dlaczego miałby 

chcieć go oddać? Poza tym majster świetnie wie, ile nas tu jest.

- Dziwne - powiedział zamyślony. - Może to ma coś wspólnego z Hildą?
Elise wzruszyła ramionami.
- Nie ma sensu spekulować. Kiedy mróz zelżeje i znajdę kogoś, kto 

popilnuje Jensine, przejdę się do niego.

Chwilę milczała, zanim znów zaczęła mówić.
- Pytanie, co teraz z tobą zrobimy, skoro naprawdę nie możesz zostać 

dłużej   w   Ringstad.   Nie   wiesz,   czy   Carlsenowie   wynajęli   pokój   na 
stryszku?

background image

- Naprawdę chcesz, żebym się do nich wprowadził i żeby Karolinę znów 

we wszystko wściubiała swój nos?

-  Nie  stać  cię,   żeby   wybrzydzać.  Wtedy   wynajęli  ci tanio  pokój,  bo 

przyjaźnią się z twoją rodziną. Poza tym to niedaleko stąd. Będziesz mógł 
codziennie   przychodzić,   żeby   przekonać   się,   jak   znosisz   marudzenie 
dzieci.

- Widzę, że już mi nie ufasz - powiedział urażonym głosem. Odwrócił 

wzrok.

- Mam wrażenie, że już zapomniałeś, jak to było, a ja nie mam ochoty 

przeżywać tego ponownie. Tego wstydu i zawodu.

-   Nie   było   mi   tu   niedobrze.   Cała   sytuacja   mnie   załamała   i   dlatego 

zachowywałem się nieznośnie.

- Możliwe - powiedziała, patrząc mu w oczy. - Ale chcę, żebyśmy dali 

sobie trochę czasu, zanim znów ewentualnie zamieszkamy razem. Musisz 
dowieść, że naprawdę chcesz dzielić życie ze mną i z dziećmi, że chcesz 
być   ojcem   także   dla   Hugo,   pomagać   mi   wychowywać   chłopców,   aż 
dorosną i będą w stanie troszczyć się o siebie.

- Uważasz, że nie byłem dobrym ojcem dla Hugo? Zajmowałem się nim, 

raz nawet zostałem z nim sam, kiedy ty poszłaś do pani Paulsen.

Elise odwróciła wzrok i westchnęła.
- Bycie ojcem w rodzinie robotniczej to nie to samo co bycie ojcem w 

domu,   gdzie   są   służące   i   opiekunki   do   dzieci.   Jeśli   ja   mam   zarabiać 
pieniądze, to ty będziesz musiał opiekować się dziećmi i przejąć część 
domowych obowiązków. Sama ze wszystkim sobie nie poradzę.

-   Oczywiście,   że   będę   ci   pomagał.   Oczywiście,   Elise.   Spytam 

Carlsenów. Nie zdążyłem ci jeszcze powiedzieć, że słyszałem o domu, 
który być może zwolni się do lata. W Sagene, na Hammergaten, tuż obok 
Maridalsveien. W pobliżu jest kilka drewnianych domków, poza tym są 
tam same gospodarstwa. Dzieciom będzie tam dobrze. Z tylu jest nawet 
mały ogródek, tak mi powiedziano, z jabłonką i grządkami warzywnymi.

Patrzyła na niego zdziwiona.
-   Dlaczego   mi   od   razu   nie   powiedziałeś?   Sprawiał   wrażenie 

zatroskanego.

- Nie wiem jeszcze, jaki jest czynsz i czy będzie nas na niego stać. 

Miałem nadzieję, że ojciec mi pomoże, ale matka zabroniła mu dawać mi 
cokolwiek tak długo jak... - zamilkł.

- Tak długo jak będziesz miał cokolwiek wspólnego ze mną? - przyszła 

mu z pomocą Elise.

Nie odpowiedział, nie miał siły spotkać jej wzroku.

background image

- Kto ci powiedział o domku na Hammergaten? - spytała.
- Carl Wilhelm. Odwiedził mnie w Ringstad w czasie świąt. Obiecał 

pomóc mi załatwić pracę i mieszkanie. Pracy jeszcze nie mam, ale przysłał 
mi   list,   w   którym   napisał   mi   o   tym   domku.   Jeśli   chodzi   o   pracę,   to 
pomyślałem, że poszukam czegoś w Zakładach Myren.

- Jak duży jest dom?
- Mniej więcej taki jak ten - powiedział i uśmiechnął się podniecony. - 

Pomyśl, Elise, jak dobrze może nam tam być! Tak wysoko, dookoła zieleń, 
bez tej brudnej rzeki!

To prawda, pomyślała, ale nie powiedziała tego głośno.
- Najpierw musisz się dowiedzieć, jaki jest czynsz. Przytaknął i coraz 

bardziej podniecony spytał: - Zgodzisz się

tam   przeprowadzić,   jeśli   dom   się   zwolni,   a   czynsz   nie   będzie   zbyt 

wysoki?

- Jeśli przekonasz mnie, że możemy mieszkać razem i że nie będziesz 

się zachowywał tak jak wtedy.

Trudno   jej   było   to   mówić,   ale   jeśli   mają   być   razem,   musi   być 

zdecydowana.

Emanuel się zaczerwienił.
- Przepraszam, że byłem taki niecierpliwy, to nie miało nic wspólnego 

ani z tobą, ani z dziećmi. To z powodu Signe.

- Nie boisz się, że znów się zjawi i będzie żądać, żebyś był ojcem dla jej 

syna?

- Nie może tego żądać - powiedział zdecydowanym głosem.
Elise jednak wiedziała swoje. Ostatnim razem jej uległ.
- Idź od razu do Carlsenów. Tutaj nie ma dla ciebie miejsca. Jensine śpi 

w nocy w kołysce w kuchni, zostawiam uchylone drzwi do pokoju. Dobrze 
wiesz,   że   na   podłodze   materac   się   nie   zmieści,   a   nawet   gdyby,   to   nie 
byłoby to dobre rozwiązanie.

-  Wiele   osób   mieszka   nawet   ciaśniej,   przekonałem   się   o   tym,   kiedy 

byłem w Armii Zbawienia.

- Ale ty do tego nie przywykłeś. To zbyt duża różnica w porównaniu z 

salonami w Ringstad.

- Zapominasz, że wiele lat mieszkałem w Kristianii.
- Tak, u Carlsenów, którzy traktowali cię jak syna: jadałeś w ich jadalni i 

miałeś służącą do pomocy. Nie mówię tego ze złośliwości, tylko dlatego że 
zapomniałeś, jak to wygląda.

Trzymając Jensine na ręce, postawiła na ogniu garnek z wodą do mycia 

dziecka.

background image

- Jeśli okaże się, że Carlsenowie wynajęli pokój, myślisz, że mógłbyś 

przez jakiś czas pomieszkać u Carla Wilhelma? O ile wiem, mają duże 
mieszkanie.

Emanuel przytaknął, aczkolwiek niechętnie.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to muszę się poddać. Mogę przynajmniej 

zostawić tu walizkę?

-  Oczywiście.   Chłopcy   wpadną   w  zachwyt,  kiedy   wrócą  ze   szkoły   i 

zobaczą, że tu stoi. Powiem im, że najprawdopodobniej zamieszkasz w 
pobliżu i że będziesz nas odwiedzał, jak tylko nadarzy się okazja. Będą 
musieli wykazać się cierpliwością.

Nic nie odpowiedział, włożył kapelusz i palto. Widziała, że uznał, że jest 

wobec   niego   surowa.  Właściwie   mógł   zażądać,   żeby   go   przyjęła,   byli 
przecież małżeństwem. Większość mężczyzn wykorzystałaby ten fakt. Po 
chwili zniknął za drzwiami, nawet się nie pożegnawszy.

Naprawdę   była   surowa?  Wyjrzała   przez   kuchenne   okno.   Na   szybach 

osiadł szron, niewiele widziała. Sople zwisały z dachu, drzewa też były 
oszronione.   Zanosiło   się   na   kolejną   srogą   zimę.   Przeszedł   ją   dreszcz. 
Mimo że powkładała do butów gazety, marzły jej palce. Miała wrażenie, 
że już nigdy nie zdoła się ogrzać. W nocy trudno jej było zasnąć między 
karmieniami. Cała drżała z zimna, ale nie mogła sobie pozwolić zużywać 
więcej   drewna,   stos  przy   drewutni  malał   z   każdym  dniem.   Sądziła,   że 
Emanuel   bez   problemu   znajdzie   jakąś   pracę,   miał   przecież   znakomitą 
opinię   z   tkalni   płótna   żaglowego,   poprawnie   się   wyrażał   i   dobrze   się 
prezentował. Skoro jego ojciec nie chciał im pomóc, będzie im trudno, 
jeśli on nic nie znajdzie.

Położyła Jensine na kuchennym stole i zdjęła jej pieluchę. Mała leżała 

spokojnie, zadowolona. Miała gładką skórę, był silna, dobrze zbudowana i 
piękna.   Elise   czuła,   jak   wzbiera   w   niej   duma   i   radość.   Czasem   czuła 
ukłucie   litości   wobec   Hildy,   której   odebrano   dziecko,   zanim   zdążyła 
doświadczyć podobnego doznania. Przeszedł ją dreszcz i cicho pomodliła 
się, żeby jej dziecka nie spotkał podobny los.

W   kuchni   panował   chłód,   mimo   że   paliło   się   w   piecyku.   Zimno 

wdzierało się przez spaczone okno i przez podłogę. Ściany były cienkie, 
mróz wdzierał się wszystkimi szparami. Szybko umyła dziecko, założyła 
pieluchę, zwinęła w becik i znów przystawiła do piersi.

W rogu przy piecyku siedział Hugo na nocniku, nie śpieszył się. Cały 

czas, kiedy Emanuel tu był, bawił się szmacianą lalką, nie interesując się 
obcym mężczyzną. Roczne dziecko nie pamiętało wydarzeń sprzed kilku 
miesięcy. Emanuel kilka razy próbował coś do niego powiedzieć, ale Hugo 

background image

tylko   patrzył   na   niego   wielkimi,   zdziwionymi   oczami.  A  Emanuel   był 
głównie zajęty rozmową z Elise. Starał się ją przekonać, żeby pozwoliła 
mu zostać. Nie zauważył, że dziecko nie obdarzyło go swoim uśmiechem, 
którym obdarzało innych.

Następnym razem będzie lepiej. Miała taką nadzieję.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Elise   naciągnęła   czapkę   na   czoło,   otuliła   się   mocniej   szalem   i   cała 

drżąca   opuściła   pośpiesznie   sklep.   Oblepiły   ją   płatki   śniegu,   a   zimno 
przenikało   przez   ubranie,   mrożąc   ją   całą.   Czy   ten   mróz   nigdy   się   nie 
skończy? Nie pamiętała, żeby ubiegłej zimy aż tak marzła. Może wynikało 

background image

to z tego, że za mało sypiała? Jensine płakała w nocy częściej, niż robił to 
Hugo.

Anna przyszła i zajęła się dziećmi, ostatnio często to robiła. Elise miała 

wrażenie, że boi się, że Emanuel się wprowadzi, zanim będzie pewne, czy 
małżeństwo Johana i Agnes przetrwa. Na razie nic nie wskazywało na to, 
żeby chciał ją odesłać z powrotem. Anna dostała od niego list, który dała 
Elise do przeczytania. Było w nim dużo o dziecku, nie miała wątpliwości, 
że był z niego dumny i uznał je za swoje. Elise zwróciła na to uwagę 
Annie, ale Anna najwyraźniej wyczytała między wierszami coś, czego ona 
nie zauważyła. Twierdziła, że Johan jest nieszczęśliwy i wcale nie jest 
zadowolony z tego, co się stało.

Pośpiesznie schodziła po schodach z ciężkim koszykiem, musiała kupić 

ziemniaki, naftę, chleb i mleko. Śnieg oblepiał jej twarz, prawie nic nie 
widziała. Niewiele brakowało, a wpadłaby na starsze małżeństwo, które 
szło w jej kierunku.

W tym momencie usłyszała głos: - Czy to nie pani Ringstad?
Zatrzymała   się   gwałtownie,   unosząc   nieco   głowę.   Przed   nią   stali 

państwo Mathiesen.

Pan Mathiesen uniósł lekko kapelusz.
- Wszystkiego dobrego w nowym roku, pani Ringstad, no i gratulacje. 

Słyszeliśmy, że urodziła pani córeczkę - powiedział mężczyzna, a jego 
głos brzmiał miło i sympatycznie. - Wiadomości szybko się rozchodzą - 
dodał, śmiejąc się.

-   Cieszę   się,   że   tym   razem   to   dziewczynka   -   powiedziała   pani 

Mathiesen, równie sympatycznie i przyjaźnie jak jej mąż. - Chodzi mi o to, 
że tylu u was chłopców - dodała i uśmiechnęła się speszona.

- Może pani pracować, mając takie maleństwo, pani Ringstad?
-   Nie,   jeszcze   nie   pracuję.   Pracowałam   u   pani   Borresen   na 

Maridalsveien   do   samych   świąt,   ale   jeszcze   przed   porodem   musiałam 
przestać. Teraz zaczekam, aż będę mogła wyjść z małą na dwór, na razie 
jest za zimno.

Pani Mathiesen patrzyła na nią wyraźnie przerażona.
-   Zamierza   pani   pracować   w   sklepie,   mając   dwójkę   takich   małych 

dzieci? - spytała.

- Tego jeszcze nie wiem. Mam też kilka innych możliwości. Zauważyła, 

że małżonkowie wymienili spojrzenia. Pan Mathiesen odchrząknął.

-   Mam   nadzieję,   że   potraktowała   pani   poważnie   naszą   propozycję 

pomocy  i nie poczuła się urażona. Nie zamierzaliśmy  pani obrazić, po 
prostu   chcielibyśmy   być   przydatni.   Jak   już   mówiłem   podczas   naszej 

background image

wizyty   u   pani,   też   przeszliśmy   trudne   chwile.   Jedyny   sposób,   w   jaki 
możemy choć trochę zrekompensować to, co zrobił nasz syn, to zadbać, 
żeby pani i pani rodzina nie cierpiała ponad miarę. Wiem, że jest pani 
dumna i nie chce niczyjej pomocy, i szanuję to. Wręcz podziwiamy panią 
za to. Tym niemniej proszę odłożyć dumę na bok i posłuchać, co mamy 
pani do powiedzenia, chociażby przez wzgląd na dziecko. Jeśli trudno pani 
przyjąć od nas pieniądze, proszę pozwolić, że od czasu do czasu zostawię 
pani przed drzwiami coś do jedzenia.

Elise   poczuła,   że   się   zarumieniła.   Mierziła   ją   myśl,   że   miałaby 

cokolwiek   od   nich   przyjąć,   ale   kiedy   zobaczyła   proszące   spojrzenie 
mężczyzny, zrozumiała, ile to dla nich znaczy, i nie miała serca odmówić. 
Nie mogła obwiniać ich o to, co zrobił Ansgar, rozumiała, że ich to też 
dużo   kosztowało.   Rodzice   Emanuela   nie   chcieli  mieć   nic   wspólnego   z 
Hugo, nie mogła też liczyć na jakąś większą pomoc ze strony  matki i 
Asbjorna.   Mieli   dosyć   własnych   spraw,   szczególnie   teraz,   kiedy   matka 
spodziewała   się   dziecka.   To,   co   mogli   im   dać,   powinno   przypaść 
chłopcom.   Wszystko   to   oznaczało,   że   Hugo   pozbawiony   był   wsparcia 
dziadków. Skoro Mathiesen tak bardzo pragnął coś dla niego zrobić, nie 
mogła się sprzeciwiać i ze względu na Hugo, i ze względu na nich samych.

Przytaknęła, aczkolwiek niechętnie.
- Dziękuję. Nie będę kryła, że w tej chwili jest mi dość ciężko, ale być 

może mój mąż wróci do domu i wtedy będzie nam lżej.

Zauważyła, że oboje się zdziwili. A więc nie słyszeli nic o tym, że Signe 

została odesłana do domu.

-   To   byłoby   dobrze   dla   was   wszystkich   -   odezwał   się   Mathiesen   z 

wyraźną ulgą. Martwił się, że cała odpowiedzialność spadła na nią.

Pani   Mathiesen   sprawiała   wrażenie,   jakby   chciała   jeszcze   coś 

powiedzieć,   ale   nie   była   pewna,   czy   powinna.   W   końcu   jednak   nie 
wytrzymała: - Słyszała pani, że Ansgar się zaręczył?

Elise przytaknęła.
- Helenę Fryksten odwiedziła mnie - powiedziała.
Oboje otworzyli szeroko oczy, pierwszy odezwał się pan Mathiesen.
- Panna Fryksten panią odwiedziła? Dlaczego?
-   Miała   nadzieję,   że   pozwolę  Ansgarowi   spotykać   się   z   Hugo.   Pan 

Mathiesen sprawiał wrażenie oszołomionego.

- Ale czy ona wie... To znaczy... Czy Ansgar...
Elise   pomogła   mu:   -  Ansgar   powiedział   jej,   co   się   zdarzyło.   Panna 

Fryksten   jest   osobą   głęboko   wierzącą.   Uważa,   że   Ansgar   został   już 
dostatecznie ukarany i że ma prawo widywać własne dziecko.

background image

Zauważyła,   że   jej   głos   brzmi   ostro.   Na   samo   wspomnienie   Helenę 

Fryksten przeszły ją ciarki.

- Wielkie nieba! - wykrzyknął pan Mathiesen, najwyraźniej nie wiedząc, 

co ma powiedzieć. To był dla niego wstrząs. Odchrząknął. - Na pewno 
była pani zakłopotana. To zrozumiałe.

Elise poczuła nagle, że ma łzy w oczach. Nie chciała pokazać im, jak 

silnie przeżywa tę sytuację, ale nie była w stanie powstrzymać łez.

- Ona nic nie rozumie - głos odmówił jej posłuszeństwa. - Uważa, że 

jestem   bezwzględna,   bo   mu   tego   zabroniłam,   ja,   która   już   wtedy 
opiekowałam się trójką i byłam w ciąży z następnym dzieckiem.

Rozpłakała się, szybko się od nich odwróciła i zaczęła biec.
Kiedy dotarła do mostu, zobaczyła, jak jakiś mężczyzna wchodzi i znika 

w domu majstra. Nie zdążyła zobaczyć, kto to był. Emanuel zamieszkał u 
Carlsenów i spędzał przedpołudnia na pisaniu podań i odwiedzaniu biur. 
Może to był Torkild? Może powinna mu się zwierzyć i spytać, czy ma 
przyjąć pomoc, którą zaoferowali jej rodzice Ansgara? Nie tylko teraz, ale 
i w przyszłości. Torkild wciąż był w Armii Zbawienia i miał do czynienia 
z różnymi ludzkimi losami, na pewno mógł jej coś doradzić.

Jednak   to   nie   był Torkild,   tylko   Emanuel.   Stał   i   rozmawiał   z  Anną. 

Jensine spała w kołysce, a Hugo siedział na podłodze i się bawił.

Emanuel   odwrócił   się   do   niej   i   się   uśmiechnął,   natychmiast   jednak 

spoważniał.

- Coś się stało? Wyglądasz, jakbyś płakała. Pokręciła przecząco głową.
- To przez ten śnieg. Wcześnie dzisiaj przyszedłeś - powiedziała.
- Mam dobre wiadomości. Dostałem pracę w Zakładach Myren.
- Gratuluję - powiedziała, starając się pozbierać i okazać trochę radości, 

ale nie była w stanie.

- Nie cieszysz się? - spytał, patrząc na nią zawiedziony.
- Oczywiście, tylko że strasznie zmarzłam. Przewiało mnie do szpiku 

kości, poza tym wrasta mi paznokieć.

Emanuel dalej się jej przyglądał.
- Coś się stało. Widzę to po tobie - powiedział.
Jaki   sens   ma   trzymanie   tej   historii   w   tajemnicy?   Jeśli   mieli   znów 

mieszkać razem, nie może mieć przed nim tajemnic. Nic dobrego by z tego 
nie wynikło.

- Natknęłam się na państwa Mathiesen, rodziców Ansgara. Oczy mu 

pociemniały.

- Tak? Czego chcieli? - spytał.
- Chcą mi pomóc. Jeśli nie przyjmę pieniędzy, pragną zadośćuczynić za 

background image

występek syna, przynosząc mi od czasu do czasu jedzenie i inne rzeczy.

Emanuel zrobił się purpurowy na twarzy.
-   Miałabyś   brać   jałmużnę   od   rodziców   gwałciciela?   W   życiu   nie 

słyszałem czegoś równie szalonego.

- Co im odpowiedziałaś?  - spytała  Anna łagodnie. Mimo że chciała, 

żeby Elise zaczekała na Johana, nie podobało się jej to, co przed chwilą 
usłyszała. Nie lubiła, kiedy ludzie się kłócili. Wiele razy to powtarzała.

-   Zgodziłam   się   -   odpowiedziała   Elise,   podnosząc   głowę.   Emanuel 

otworzył usta, gotów protestować, ale się powstrzymał.

Może przypomniał sobie, co kiedyś mówił, a może zobaczył jej sta-

nowczy wyraz twarzy. Elise nie była przekonana, że dobrze robi, godząc 
się na ich propozycję, ale nie chciała, żeby Emanuel o tym decydował. To 
przede wszystkim ona odpowiadała za Hugo.

- Uważam, że słusznie postąpiłaś - powiedziała Anna cicho i spokojnie. - 

Jego rodzice nie są winni tego, co się stało, a skoro chcą pomóc wnukowi, 
to powinnaś dać im szansę. Sama mówiłaś, że mu wybaczyłaś, mimo że 
nigdy tego nie zapomnisz. Twoje wybaczenie musi też obejmować jego 
dziadków.

Emanuel odwiesił kapelusz i palto i usiadł przy kuchennym stole.
- Nie rozmawiajmy już o tym. Opowiedzieć ci o mojej nowej posadzie? 

Jest   tak   dobrze   płatna,   że   sądzę,   że   będzie   nas   stać   na   domek   na 
Hammergaten.

Najwyraźniej chciał zmienić temat.
Elise   i  Anna   wymieniły   spojrzenia.   Oczy  Anny   były   smutne,   Elise 

domyślała się, o czym myśli: ostatnia nadzieja na to, że Johan i ona będą 
razem, się rozwiała.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Nagle pogoda się zmieniła i zrobiło się ciepło. Elise posłała Pedera z 

wiadomością   do   Kjelsas   i   zapytaniem,   czy   matka   i   Asbjorn   nie 
odwiedziliby   ich   któregoś   dnia,   żeby   poznać   Jensine.   Nie   widzieli   jej 
jeszcze, gdyż utrzymywała się zbyt niska temperatura. Matka była już w 
siódmym miesiącu ciąży i podróż mogła się okazać dla niej zbyt męcząca. 
Brakowało jej sił i większość czasu spędzała, siedząc na kanapie. Elise 
zaproponowała,   żeby   przyjechali  pociągiem.   I   tak   będą   musieli   przejść 
kawałek do stacji, a potem ze stacji, ale lepsze to niż iść całą drogę.

Ku radości wszystkich matka się zgodziła. Mieli przyjechać w najbliższą 

niedzielę, o ile odwilż się utrzyma.

Chłopcy   często   odwiedzali   ich   w   willi   „  Almsdorf",   a   po   szczerej 

rozmowie,   podczas   której   Elise   powiedziała   matce   prawdę   o   Hugo, 
sytuacja się zmieniła. Jedynym zmartwieniem pozostawał brak postępów 
Pedera w czytaniu, mimo że ćwiczył z matką przynajmniej raz w tygodniu. 
Twierdził,   że   była   bardzo   surowa.   Musiał   w   kółko   powtarzać   te   same 
słowa, a jeśli coś źle przeczytał, matka się złościła. W końcu zaczynał się 

background image

tak denerwować, że cały się pocił. Doszło do tego, że bał się tych spotkań, 
mimo że do tej pory chętnie ich odwiedzał.

Elise przyglądała mu się zamyślona. . - Trzeba będzie znaleźć jakiś inny 

sposób. Nie wierzę, że można się nauczyć czegoś pod przymusem i pod 
groźbą kary, chociaż jestem też przekonana, że ćwiczenie jest konieczne. 
Zauważyłam, że mylisz literkę d z literką b i literkę p z literką g. I że masz 
problem z zapamiętaniem, która strona jest prawa, a która lewa. Może 
między tym jest jakiś związek. Gdyby tak udało się nam wymyślić jakąś 
zabawę, gdzie mógłbyś to wszystko ćwiczyć. Coś, co by cię bawiło, ale 
żebyś przy okazji też mógł ćwiczyć.

Tego   samego   dnia   wieczorem   usłyszała   jakieś   dziwne   dźwięki 

dobiegające z przedsionka. Najpierw pomyślała, że to Olaf coś robi, ale po 
chwili rozpoznała głos Pedera. Wyjrzała ostrożnie. Peder zrobił piłkę ze 
skrawków materiału, zszył je i całość obwiązał sznurkiem. Teraz stał i albo 
kopał   piłkę,   albo   nią   rzucał   o   ścianę,   wydobywając   z   siebie   na   wpół 
zduszone   dźwięki.   Był   tak   zajęty,   że   nie   jej   zauważył.   Elise   stała   w 
drzwiach i patrzyła na niego, próbując się domyślić, co on robi.

Na ścianie powiesił kartkę papieru, na której napisał duże literki b, d, g i 

p. Rzucał piłkę prawą ręką, wołając przy tym wściekle: „Masz swoje b, ty 
bandyto!"   Następnym  razem  wołał:   „Masz   swoje   d,   ty   draniu!"   Potem 
zamiast rzucać, zaczął kopać piłkę, cedząc przez zęby: „Masz swoje p, ty 
pasożycie!", kiedy kopał prawą nogą, i „Masz swoje g, ty gówniarzu!", 
kiedy kopał lewą.

Elise zaniemówiła ze zdumienia. Peder posłuchał jej i sam wymyślił 

sobie   zabawę,   podczas   której   ćwiczył   sprawiające   mu   trudności   litery! 
Czyżby naprawdę sam na to wpadł? W takim razie z jego głową na pewno 
wszystko było w porządku. Miał w sobie tyle samozaparcia, że na pewno 
sobie poradzi. Musi go tylko zachęcać, żeby chciał dalej pracować.

Zamknęła   za   sobą   drzwi,   nie   chciała   mu   przeszkadzać.   Poszła   do 

kuchni, wyjęła mąkę, cukier, jajka i mleko, żeby usmażyć placki. Taka siła 
woli wymagała nagrody. Przygotuje im dobrą kolację.

Na szczęście odwilż się utrzymała. W niedzielę można było wyjść na 

dwór, było nawet kilka stopni ciepła, jakby to był marzec albo kwiecień. 
Śnieg   stopniał,   kapało   z   dachów,   ten   dźwięk   napawał   nadzieją.   Nie 
pamiętała, kiedy ostatnio tak się cieszyła na nadejście wiosny jak w tym 
roku.

Zdążyła ułożyć Jensine do snu po tym, jak ją umyła i nakarmiła, kiedy 

za drzwiami dały się słyszeć głosy. Wzięła Hugo na rękę i pośpieszyła 
otworzyć, mając nadzieję, że to matka, Asbjorn i Anne Sofie.

background image

-   Witaj!   -   powiedziała   matka,   a   jej   głos   brzmiał   lekko   i   wyraźnie. 

Uśmiechała się. - Tak się cieszę, że zobaczę małą Jensine!

Przeniosła wzrok na Hugo.
- Witaj, Hugo! Ale wyrosłeś od świąt.
Zaczęła ostrożnie  wchodzić  po schodkach, Asbjorn  ją podtrzymywał. 

Miejscami wciąż jeszcze leżał śnieg, na pewno bała się przewrócić.

Gdy   tylko   weszła,   od   razu   zbliżyła   się   do   kołyski,   ale   Elise   dobrze 

otuliła   małą   kocykami,   więc   widać   było   tylko   kawałek   noska   i   jej 
zamknięte oczka.

- Na pewno zaraz się obudzi, wtedy przyjrzysz się jej lepiej - pocieszała 

Elise.

-   Anne   Sofie   bardzo   podobała   się   jazda   pociągiem.   Jechała   nim 

wcześniej tylko raz.

Peder i Evert przyszli z pokoju, gdzie bawili się żołnierzykami. Kristian 

siedział zatopiony w lekturze jakiejś książki geograficznej, którą pożyczył 
od Reidara.

Peder   najwyraźniej   usłyszał,   co   matka   mówiła,   i   zawołał:   -   My   też 

kiedyś jechaliśmy pociągiem! Cały dzień! Do Ringstad!

Matka się roześmiała.
- Podróż nie trwała cały dzień, ale pamiętam, jak o niej opowiadaliście. 

Odwiedziliście wtedy rodziców Emanuela - powiedziała i uśmiechnęła się 
do Elise. - Tak się ucieszyłam, kiedy Peder powiedział mi, że Emanuel 
wrócił.   Mówiłam   ci,   że   jak   tylko   się   przeprowadzicie   na   drugą   stronę 
rzeki, to na pewno wróci. To prawda, że chcecie wynająć dom w Sagene? 
Tak   się   cieszę,   że   wreszcie   zachowujesz   się   rozsądnie.  To   miejsce   nie 
nadaje się dla kogoś, kto przywykł do lepszych warunków.

Elise   uśmiechnęła   się.   Nie   podjęła   dyskusji,   nie   chcąc   psuć   rzadkiej 

chwili,  kiedy   wszyscy  byli razem.  Poza tym matka  miała  rację. To  po 
rozmowie z nią Elise postanowiła się przeprowadzić.

- Jeszcze nie wiem, czy będzie nas na to stać. Właściciel jeszcze nam nie 

powiedział, ile za niego zażąda.

- Emanuel dostał przecież pracę, będzie go stać na opłacenie czynszu. 

Kiedy się przeprowadzacie?

- Dom się zwolni dopiero latem.
- Szkoda. Emanuelowi pewnie trudno spać, kiedy wszyscy leżą jeden 

obok drugiego.

Chłopcy pomogli powiesić ubrania na wieszakach, ale najwyraźniej też 

pilnie śledzili przebieg rozmowy.

- Emanuel nocuje u Carlsenów - wpadł w słowo Peder. Matka stanęła i z 

background image

niedowierzaniem patrzyła na Elise.

- Nocuje w Carlsenów? - spytała.
- Sama powiedziałaś, że trudno tu spać, kiedy wszyscy leżą jeden obok 

drugiego.   Olaf   Henricksen   ma   umowę   do   lata,   a   kiedy   się   stąd 
wyprowadzimy,   domek   przejmą   Hilda   i   Reidar.   Cieszę   się   z   tego,   bo 
chłopcy będą mogli przychodzić w odwiedziny i nie muszą żegnać się z 
domkiem. Hilda zaproponowała nawet, żeby przychodzili tu po szkole i 
jedli, zanim pójdą do pracy, żeby nie musieli się tak bardzo śpieszyć. To 
znaczy jeśli w ogóle coś z tego wyjdzie.

- Coś jest nie w porządku? Masz jakieś wątpliwości?- spytała matka, 

marszcząc czoło.

Elise   nie   miała   ochoty   rozmawiać   o   warunkach,   które   postawiła 

Emanuelowi, matka i tak by jej nie zrozumiała.

- Po prostu nie chcę, żeby chłopcy czuli się zawiedzeni, jeśli się okaże, 

że nie możemy wynająć domu.

Zaczęła pośpiesznie sprzątać ze stołu.
- Usiądźcie. Zaraz nastawię kawę. Miałam nadzieję, że przyjedziecie, 

więc kupiłam dla wszystkich po ciastku, a potem podam zupę.

- Już mi ślinka leci. Z masłem i z żółtkiem?
- My też dostaniemy? - spytał Peder, patrząc na nią głodnym wzrokiem.
- Oczywiście, zawsze jecie to samo co my.
-  W  domu   u   Pingelena   dzieci   jedzą   ziemniaki,   kiedy   dorośli   dostają 

mięso - wtrącił się do rozmowy Evert.

Kristian   stał   w   drzwiach   i   najwyraźniej   czekał,   aż   będzie   mógł   coś 

powiedzieć, ale nie mógł się przebić. Elise pomogła mu.

-   Asbjorn,   Kristian   chce   ci   coś   pokazać.   Narysował   mapę   Stanów 

Zjednoczonych, pokolorował stan Waszyngton i zaznaczył miejsce, gdzie 
mieszkają nasi wujkowie.

Asbjorn poszedł za Kristianem do pokoju. Rozmowa toczyła się dalej, 

Elise   była   zadowolona.   Skoro   matka   poświęcała   tyle   uwagi   Pederowi, 
ćwicząc   z   nim   czytanie,   dobrze,   że   Asbjorn   poświęci   trochę   czasu 
Kristianowi.

Ledwo   zdążyli   usiąść   do   stołu,   kiedy   zjawili   się   Emanuel,   Hilda   i 

Reidar.   Wszyscy   troje   byli   w   kościele:   Hilda   i   Reidar   w   Sagene,   a 
Emanuel w Gamie Aker. Elise wiedziała, że był tam z Carlsenami.

Jak tylko podał rękę matce i Asbjornowi, zaczął podniecony opowiadać.
-   Widziałem   Paulsena   Juniora   w   kościele.   Razem   z   młodą   kobietą. 

Miałem wrażenie, że byli bardzo sobą zajęci.

- Niedawno został wdowcem! - powiedziała z oburzeniem Hilda.

background image

- Minęło od tego czasu kilka miesięcy, a już wtedy Torkild mówił, że ma 

wrażenie, że Paulsen wkrótce znów się ożeni - powiedziała Elise, patrząc 
na siostrę.

- Nie sądzę, żeby bardzo kochał żonę, skoro tak szybko się pocieszył.
Elise pomyślała, że Hilda martwi się o Braciszka. Powinna się chyba 

cieszyć, że będzie miał nową matkę, chociaż z drugiej strony nigdy nie 
wiadomo, jak to będzie. W bajkach macochy zawsze były złe.

-   Spotkałem   wielu   znajomych   -   powiedział   Emanuel,   który   był   w 

dobrym   humorze   i   w   ogóle   nie   zastanawiał   się,   co   powiedzą   matka   i 
Asbjorn na to, że nagle znów się pojawił w domku majstra. - Wychodząc z 
kościoła, wpadłem na Wang-Olafsena. Powiedział mi, że Carl Wilhelm i 
Olga Katrine mają syna, urodził się w zeszłym tygodniu. Aż promieniał z 
zadowolenia. Nie ma nikogo poza Carlem Wilhelmem i chyba czuł się 
bardzo samotny po tym, jak zmarła mu żona. Pewnie dlatego jest taki miły 
dla Pedera.

- Nie będzie już nas odwiedzał? - spytał Peder zawiedzionym głosem. 

Razem z Evertem i Anne Sofie siedzieli na skrzyni z drewnem, machając 
nogami i jedząc każde swoje ciastko za dwa ore.

Elise nalała z wiadra trochę mleka do dzbanuszka na śmietankę i podała 

matce.

- Na pewno będzie nas odwiedzał - powiedziała. - Był tu jesienią, nie 

chce   się   narzucać.   Na   pewno   jest   ciekaw,   czy   dostaliśmy   jakieś 
wiadomości od wujków w Ameryce, to przecież on namówił nas, żeby 
spróbować ich odszukać.

Matka też się zainteresowała.
- Miałaś jakieś wiadomości od wuja Kristiana po wysłaniu listu?
Elise pokręciła głową.
-   Nie,   i  trochę   mnie   to   dziwi.   Odniosłam  wrażenie,   że   ucieszyły   go 

wiadomości od nas.

- Z pewnością są zapracowani, jak większość z nas. Na pewno przyjdzie 

jakaś   odpowiedź   -   powiedziała   matka   i   zwróciła   się   do   Emanuela:   - 
Ucieszyłam się, kiedy usłyszałam, że wróciłeś do domu.

Emanuel zaczerwienił się, chyba nie spodziewał się, że matka będzie 

mówić   o   tym   tak   otwarcie.   Elise   miała   czasem   wrażenie,   że   Emanuel 
traktuje swoje zniknięcie, jakby to była podróż, a jego powrót był czymś 
oczywistym.

Matka zrozumiała, że sytuacja jest dla niego krępująca. Poklepała go po 

ręce.

- Zapomnijmy o tym, co się wydarzyło, i cieszmy się, że znów jesteśmy 

background image

wszyscy razem.

Pogładziła swój brzuch. Nie był tak duży jak brzuch Elise, kiedy ta była 

w siódmym miesiącu.

- Mam nadzieję, że kiedy następnym razem tu przyjedziemy, będzie nas 

już czworo.

Peder patrzył na jej brzuch.
- To chłopiec czy dziewczynka? - spytał. Matka się roześmiała.
- Tego nikt nie wie. Dlatego czekamy w takim napięciu. Asbjorn kupił 

już niebieskie ubranka. Ma nadzieję, że to jednak chłopak.

-  A  co,   jeśli   urodzi   się   dziewczynka?   Będzie   chodziła   w   ubrankach 

chłopca? - spytał Peder, najwyraźniej przestraszony.

- Podobnie jak ty, kiedy byłeś mały - szybko wtrąciła Hilda. - Nosiłeś 

ubranka   po   mnie   i   po   Elise.   Pamiętam,   jak   słodko   wyglądałeś   w   tej 
sukience z koronkami i różowymi wstążkami.

Peder   zrobił   się   pąsowy   na   twarzy   i   Elise   uznała,   że   musi   in-

terweniować.

-   Hilda   sobie   z   ciebie   żartuje.   Żadna   z   nas   nie   miała   sukienki   z 

koronkami   i   z   różowymi   wstążkami.   Jedyne,   co   po   nas   nosiłeś,   to 
pończochy, swetry, czapki i rękawiczki.

- I białe majtki - dodała szybko Hilda. Matka znów się zwróciła do 

Emanuela.

- Co słychać u Carlsenów? - spytała.
- Wszystko w porządku. Bez zmian. Carlsen jest zajęty swoją pracą, a 

pani Betzy i Karolinę spędzają czas, chodząc do teatru i na herbatki.

- Córka jeszcze nie znalazła sobie męża? Ma już przecież dwadzieścia 

parę lat.

Emanuel uśmiechnął się.
- Na pewno upatrzyła sobie już niejednego, problem w tym, żeby któryś 

dał się złapać.

- Stanowi dobrą partię. I jest ładna.
- Ja bym się nie skusił.
Jak zwykle Peder nie był w stanie się powstrzymać, chociaż wiedział, że 

dzieci   nie   powinny   się   wtrącać   do   rozmów   dorosłych.   Uśmiechnął   się 
szeroko i powiedział: - Jasne, bo ty kochasz Elise.

Emanuel spojrzał na niego poważnie.
- Masz rację, Peder. Nikt lepszy niż Elise nie mógł mi się trafić.
Rozległo się pukanie i wszyscy spojrzeli w kierunku drzwi.
- Jeszcze ktoś idzie?  - spytała Hilda. - Nie ma już więcej kawy  ani 

ciastek. Może to Olaf?

background image

Elise pokręciła głową.
- On nie puka do drzwi. Zawsze najpierw idzie do siebie, potem schodzi 

i wtedy puka - powiedziała. Wytarła ręce w fartuch i ruszyła w kierunku 
drzwi. Może to Anna i Torkild. Zrobiło jej się przykro, że nie będzie mogła 
ich niczym poczęstować.

Uchyliła drzwi, żeby nie wypuścić zbyt dużo ciepła. Na schodkach stał 

Johan.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Czuła, jak zaczynają płonąć jej policzki, a serce wali jak młot.
- Johan? Co za niespodzianka! Wejdziesz?
Otworzyła drzwi, odwracając się do pozostałych: - Mamy odwiedziny z 

zagranicy. Przyjechał Johan Thoresen.

Sama słyszała, że mówi nienaturalnie głośno. Na litość boską, po co 

powiedziała jego nazwisko, przecież wszyscy znali Johana.

Przy kuchennym stole zapadła cisza, tylko Peder i Evert zeskoczyli ze 

skrzyni na drewno i ruszyli biegiem w jego stronę.

-  Johan?!  -  zawołał  Peder,  a   w  jego   głosie   słychać  było  niekłamaną 

radość. - Wróciłeś do domu? Jaki jesteś elegancki! Masz nową czapkę?

Johan roześmiał się i zaczął czochrać mu włosy.
- Zgadłeś, Peder. Mam nową czapkę i nowe palto, ale poza tym jestem 

taki jak zawsze.

Nagle chyba odkrył, kto siedzi przy stole. Emanuel był odwrócony do 

niego plecami. Uśmiech znikł z jego ust.

- Przepraszam, jeśli przeszkadzam - powiedział. Hilda pośpieszyła mu z 

pomocą.

- Wejdź, Johan, jest tu tylko nasza rodzina. Mama nie widziała jeszcze 

córeczki Elise, jest tu pierwszy raz od jesieni.

- Dziękuję, ale ja... Pomyślałem, że zajrzę do was w drodze do Anny i 

Torkilda.

Elise wpadła mu w słowo: - Gratuluję ci syna. Anna nam powiedziała.
- Dziękuję. Ja też ci gratuluję córki.
Uśmiechał   się,   ale   Elise   czuła,   że   był   skrępowany.  Wyciągnął   coś  z 

kieszeni.

- Mam jakieś drobiazgi dla chłopców. Podał Evertowi i Pederowi po 

zawiniątku.

-   Kristian   jest   już   za   duży   na   takie   rzeczy,   więc   przywiozłem   mu 

scyzoryk.

-   Kristian   podszedł,   skłonił   się   i   podziękował,   cały   czerwony   ze 

background image

szczęścia, podczas gdy Peder i Evert niecierpliwie odpakowywali swoje 
zawiniątka. Nagle dał się słyszeć podwójny okrzyk radości. „Diabolo!" 
Peder   odwrócił   się   do   Elise:   -   Elise,   dostałem   diabolo!   Prawdziwe 
diabelskie diabolo, dokładnie takie, o jakim marzyłem!

Nagle   Elise   przypomniała   sobie,   że   przecież   dostała   pieniądze   od 

Emanuela, żeby kupić Pederowi diabolo. Jak mogła o tym zapomnieć i 
dlaczego Peder jej nie przypomniał? Czyżby uznał, że pieniądze były jej 
potrzebne na jedzenie?

Nie   wiedziała,   co   powiedzieć.   Czuła   na   sobie   oskarżycielski   wzrok 

Emanuela. Wiedziała, że Johan był zdziwiony jej reakcją.

- Bardzo ładne - wymamrotała.
Peder   chyba   o   wszystkim   zapomniał.   To   dziwne,   bo   był   bardzo 

podniecony,   kiedy   Emanuel   powiedział,   że   mu   je   kupi.   Pewnie   nie 
potraktował poważnie tej obietnicy, skoro nic nie dostał.

Teraz   pośpiesznie   podszedł   do   stołu,   żeby   pokazać   wszystkim   swój 

prezent.

Emanuel nic nie powiedział, nawet nie przywitał się z Johanem. Matka 

miała   ściągniętą   twarz   i   najwyraźniej   nie   wiedziała,   co   sądzić   o   tej 
niespodziewanej wizycie.

Dla Elise sytuacja stawała się nie do wytrzymania.
-   Przykro   mi,   że   nie   mamy   cię   czym   poczęstować,   ale   właśnie 

opróżniliśmy półmisek - powiedziała, uśmiechając się z zażenowaniem. - 
Gdybym wiedziała, że przyjdziesz...

-   Nic   nie   szkodzi...   Jak   już   mówiłem,   wpadłem   tylko,   żeby   dać 

chłopcom te drobiazgi. Anna i Torkild czekają na mnie.

Spojrzała na niego zdziwiona.
- Wiedzą, że przyjechałeś? - spytała.
- Tak, wysłałem im telegram.
- Agnes i dziecko przyjechali z tobą?
-   Nie,   dla   małego   to   za   daleka   podróż,   poza   tym  to   sporo   kosztuje. 

Przyjechałem z profesorem. Chce obejrzeć tu kilka prac. To on płaci.

- Zostaniesz chyba kilka dni?
- Około tygodnia - powiedział, zerkając na Emanuela. - Muszę iść, żeby 

nie zaczęli się martwić i zastanawiać, co się ze mną stało.

Odprowadziła go do wyjścia. Mimo że wiedziała, jaka będzie reakcja 

pozostałych, poszła z nim do samych schodków, zamykając za sobą drzwi.

Patrzyła na niego i czuła, jak przeszywa ją ból.
- Powinnam była odpisać na twój ostatni list.
Johan   próbował   się   uśmiechnąć,   ale   jego   oczy   zdradzały   ten   sam 

background image

smutek.

-   Co   mogłaś   mi   odpowiedzieć?   Tak   po   prostu   jest   -   oznajmił   z 

wahaniem. - A co z tobą? - spytał. - To przypadek, że on tu dzisiaj jest?

Chciałaby,   żeby   nie   zadał   tego   pytania,   ale   przecież   wcześniej   czy 

później i tak wyszłoby to na jaw. Pokręciła głową.

- Prosił, żebym pozwoliła mu wrócić. Postawiłam kilka warunków. Póki 

co mieszka u Carlsenów.

- Naprawdę chcesz pozwolić mu wrócić?
- Nie ty jeden o to pytasz. Hilda była wstrząśnięta, Anna zatroskana. 

Ciągle ma nadzieję, że... - umilkła.

- Że w końcu ty i ja będziemy razem - powiedział i westchnął głęboko. 

Odwrócił się, żeby wyjść. - Muszę z tobą porozmawiać. Wpadnę któregoś 
przedpołudnia, kiedy będziesz sama. Wtedy chyba go tu nie ma?

- Przychodzi dopiero po południu. Jeden z warunków mówi o tym, że 

musi więcej zajmować się dziećmi. Ale jeszcze nie podjęłam ostatecznej 
decyzji.

Serce jej waliło. Jaka będzie jego odpowiedź?
- Więc pewnie się stara - rzekł i pokiwał głową.
W pierwszej chwili uznała to za złośliwość, ale zaraz zrozumiała, że się 

pomyliła. Podniósł rękę w geście pożegnania i wyszedł.

Jak tylko weszła do kuchni, poczuła, że nastrój zrobił się ciężki. Matka 

nie potrafiła się powstrzymać.

- Czego on chciał? - spytała.
- Dowiedzieć się, co u nas - odpowiedziała Elise, starając się na nich nie 

patrzeć. Dołożyła drew do ognia i nastawiła wodę na zmywanie.

- Nie mógł cię spytać, kiedy był tu w pokoju, zamiast trzymać cię na 

tym zimnie, żebyś jeszcze się przeziębiła?

- Już nie jest zimno.
Wtedy Hilda powiedziała to, o czym wszyscy myśleli: - Pewnie chciał 

się  dowiedzieć,  dlaczego  jest  tu  Emanuel.  Nic dziwnego,  że ludzie  się 
zastanawiają.

Matka posłała jej surowe spojrzenie.
-   Nic   nikomu   do   tego,   a   już   najmniej   Johanowi   Thoresenowi   - 

powiedziała i odwróciła się do Emanuela. - Nie przejmuj się. Za chwilę 
wszyscy zapomną o tym, co się stało. Tak to już jest tu nad rzeką. Kiedy 
coś się dzieje, ludzie się tym podniecają i o niczym innym nie mówią, ale 
zaraz pojawia się coś nowego i sprawa idzie w zapomnienie.

-   Wcale   się   tym   nie   przejmuję,   pani   Lovlien.   Przepraszam,   pani 

Hvalstad.   Uważam   jedynie,   że   Johan  Thoresen   powinien   mieć   na   tyle 

background image

wstydu, żeby trzymać się stąd z daleka. Trudno mi uwierzyć, że ludzie w 
okolicy zapomnieli już, co on wyczyniał.

Elise czuła, jak wzbiera w niej złość. A on postąpił lepiej? Otworzyła 

usta, żeby zaprotestować, ale w tym momencie Hilda szybko wstała od 
stołu i podeszła do pieca.

- Pozmywam - powiedziała i szturchnęła ją w bok, wykrzywiając twarz.
Elise zrozumiała. Nie tak należało to rozwiązać. Jeśli Emanuel jeszcze 

nie zrozumiał, co sam zrobił, potrzebne były inne metody. Poza tym dziś 
jest niedziela, a chłopcy są wniebowzięci prezentami, nie może zepsuć im 
dnia kłótnią.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Elise miała wrażenie, że słyszy głosy na schodkach. Podniosła głowę z 

na wpół zapisanej kartki i zaczęła nasłuchiwać. Jensine i Hugo spali. Był 

background image

to jeden z tych rzadkich momentów, kiedy mogła pisać, ale dzisiaj nie była 
w   stanie   się   skupić.   Cały   czas   czekała,   aż   zjawi   się   Johan.   Była 
przekonana,   że   przyjdzie,   jak   tylko   nadarzy   się   taka   sposobność. 
Przyjechał   do   Kristianii   w   konkretnej   sprawie,   praca   miała   oczywiście 
pierwszeństwo.

Ktoś   był  na   zewnątrz,   dobrze   słyszała.   Dlaczego   jednak   nikt  się   nie 

odzywał? Wstała od stołu. Johan byłby zapukał i wszedł, wiedział, że do 
południa jest sama. Nie uznałby tego za coś niewłaściwego, ona zresztą też 
nie. Był przyjacielem z dawnych lat, jej i rodziny, wolno było mu przyjść z 
wizytą. Tylko Anna, Hilda i chłopcy zdawali sobie sprawę z tego, że wciąż 
się kochają, i liczyli na pojednanie. Pozostali wiedzieli, że jest mężem 
Agnes i że właśnie urodziło się mu dziecko.

Uchyliła drzwi. Nikogo nie było, ale na schodkach stało wiadro węgla, 

worek  drewna  i karton  po  margarynie,  pełen   paczuszek   zawiniętych  w 
gazety albo brunatny papier pakowy. Schyliła się i otworzyła pierwszą z 
brzegu, był w niej ser. I wtedy zrozumiała. To z pewnością był goniec z 
jedzeniem zamówionym i opłaconym przez pana Mathiesena!

Najpierw wniosła wiadro z węglem i worek z drewnem, potem karton 

zjedzeniem.   Niecierpliwie   zaczęła   otwierać   pozostałe   paczuszki.   Był  w 
nich ser, masło, mały pojemnik z melasą, serek topiony, chleb, margaryna, 
ziemniaki i marchewka, kapusta i kiełbasa, mięso i śledzie zawinięte w 
pergamin. Była też torba kaszy, jajka, mąka pszenna, pasztet i kaszanka. W 
życiu nie widziała tyle dobrych rzeczy naraz. Odkryła nawet małą torebkę 
cukierków, na pewno dołożoną z myślą o chłopcach.

Poczuła,   jak  ze  szczęścia  ściska   się   jej gardło.  Nawet  gdyby   dostała 

zimowe palto lamowane futrem i do tego mufkę, taką, jaką miała córka 
dyrektora przędzalni i której jej tak zazdrościła, nie byłaby szczęśliwsza. 
Chciałaby, żeby w odpakowywaniu uczestniczyła Hilda i chłopcy. Jakby 
na nowo przeżywała Wigilię, którą sprawił im w zeszłym roku Emanuel, 
kiedy to po raz pierwszy dostali prezenty. Miała teraz dość jedzenia na 
dłuższy czas: mogła smażyć placki i naleśniki, a tłuczone ziemniaki z ma-
słem i kaszanka były bardziej pożywne niż kasza na wodzie, tego nauczyła 
się w szkole. Chłopcy powinni się porządnie odżywiać, żeby mieć siłę i w 
szkole,   i   w   pracy.   Zawsze   robiło   się   jej   przykro,   kiedy   widziała,   jak 
siedzieli   z   opuszczonymi   głowami,   bladzi   i   śmiertelnie   zmęczeni   po 
skończonym dniu pracy.

Nagle   podskoczyła,   słysząc   za   sobą   jakiś   dźwięk.   Odwróciła   się 

przestraszona. W drzwiach stał Johan.

Uśmiechał się przepraszająco.

background image

- Pukałem co najmniej trzy razy. Ponieważ nie było żadnej odpowiedzi, 

to wszedłem.

Czuła,   jak   się   rumieni.   Jakby   przyłapał   ją   na   gorącym   uczynku. 

Paczuszki   leżały   porozrzucane   po   całym   stole,   można   było   odnieść 
wrażenie, że zrobiła zakupy na kilka tygodni.

Spostrzegła, że Johan przygląda się wszystkiemu, nie będąc w stanie 

ukryć swojego zdziwienia.

- Usłyszałam kogoś na schodkach, a kiedy otworzyłam drzwi, znalazłam 

to wszystko - tłumaczyła mu, rozkładając ręce, jakby chciała dać mu do 
zrozumienia, że nie wie, skąd to wszystko się tu wzięło.

- Nie widziałaś, kto to przyniósł? Pokręciła przecząco głową.
- Na schodach nikogo nie było. Pewnie przyniósł to goniec, który od 

razu odszedł. Nie słyszałam, żeby ktoś pukał - powiedziała, uśmiechając 
się do niego.

- To z pewnością od Emanuela. Najwyraźniej stara się zaskarbić sobie 

twoje   względy   -   powiedział,   a   Elise   zauważyła   nutkę   pogardy   w   jego 
głosie. Czyżby był zazdrosny?

Pokręciła głową, nie chciała go okłamywać.
- Nie sądzę - powiedziała. - To znaczy jestem pewna, że to nie on. Ktoś 

to wszystko bardzo dokładnie przemyślał, nie zależało mu na zrobieniu 
wrażenia. Uczynił to ktoś, kto zna naszą sytuację i chce nam pomóc.

Posłał jej zdziwione spojrzenie.
- Więc jednak wiesz, kto to zrobił?
- Myślę, że tak. Ojciec Ansgara Mathiesena. Któregoś dnia spotkałam 

jego i jego żonę przed sklepem. Prosił, żebym pozwoliła im coś dla nas 
zrobić. Chcieli nam zadośćuczynić za krzywdę, którą wyrządził nam ich 
syn. I on, i jego żona są głęboko nieszczęśliwi z powodu tego, co się stało. 
Jest im wstyd.

Johan nic nie powiedział. Widziała, że jest zdziwiony i nie wie, jak to 

potraktować.   Podobnie   jak   Emanuel   nie   chciał   w   ogóle   słyszeć   tego 
imienia, jednak z drugiej strony życie nauczyło go, że jeśli dziecko się 
stoczy, to rzadko można winić o to rodziców. Wśród rodzeństwa zdarzały 
się i czarne owce, i aniołki, mimo że dzieci miały tych samych rodziców i 
zostały tak samo wychowane.

- Było mi ich żal. Jego matka powiedziała mi kiedyś, że wstyd jej, że 

wydała go na świat. Nie mają żadnych wnuków. Chcieliby być dziadkami 
dla Hugo.

Johan otworzył szeroko oczy.
- Masz z nim jakiś kontakt? Elise pokręciła głową.

background image

-   Z   nim   nie.   Nie   miałabym   siły.   Jego   narzeczona   próbowała   mi   się 

przypodobać w nadziei, że pozwolę Ansgarowi spotykać się z synem, ale 
tylko mnie rozzłościła.

Johan pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Przyszła do ciebie z taką prośbą? - spytał.
- Tak, przyszła, kiedy nie było mnie w domu. Olaf, nasz lokator, myślał, 

że   to   ktoś   z   naszych   przyjaciół.   Innym   razem   była   do   tego   stopnia 
bezczelna, że wzięła małego i zabrała go na spacer w wózku, dając Hildzie 
do zrozumienia, że ja się na to zgodziłam. Wtedy wygarnęłam jej, co o niej 
myślę. Wyszła stąd z płaczem. Uznała, że jestem twarda i egoistyczna, a 
przecież oprócz własnych opiekuję się jeszcze trzema chłopcami, ja - nie 
Ansgar.

Johan kręcił głową. Właściwie nic dziwnego, że trudno mu było w to 

uwierzyć.

-  W  życiu   nie   słyszałem   czegoś   podobnego.   Czy   ona   wie,   że   Hugo 

urodził się w wyniku gwałtu?

- Tak. Jest bardzo religijna, z tych, co to chcą zbawiać świat. Wie, że 

Ansgar dwukrotnie próbował odebrać sobie życie, i bardziej współczuje 
jemu   niż   mnie.   Najwyraźniej   w   ogóle   nie   rozumie,   że   takie   przeżycie 
może zniszczyć dziewczynie życie.

Johan westchnął głęboko.
- Ile będziesz jeszcze musiała znieść? Do tego jeszcze Emanuel, który 

chce wrócić. Pewnie liczy, że się zgodzisz?

-   Przeżyłam   wstrząs,   kiedy   zobaczyłam   go   w   drzwiach,   ale   wciąż 

jesteśmy małżeństwem, no i jest ojcem Jensine - powiedziała Elise.

- Myślałem, że jego ojciec załatwił szybki rozwód?
-   Nigdy   do   tego   nie   doszło.   Adwokat   się   rozchorował,   poza   tym 

Emanuel od razu zaczął żałować swojej decyzji. Odkrył, że Signe wcale 
nie była taka, jak myślał. To wiedźma, tak jak jego matka.

- On tak mówi - wtrącił Johan sucho.
- Ja mu wierzę. Też tak pomyślałam, kiedy zobaczyłam ją pierwszy raz. 

Należy do ludzi, co to się uśmiechają i są mili, kiedy mogą na tym zyskać, 
a pokazują swoje prawdziwe oblicze, kiedy coś zaczyna dziać się wbrew 
ich woli. Gdy Emanuel powiedział, że chce do mnie wrócić, straciła nad 
sobą panowanie i obwiniła o wszystko panią Ringstad. Zrobiła się straszna 
awantura, matka dostała zawału i została sparaliżowana. Ojciec tak się 
zdenerwował, że odesłał Signe do jej rodziców i poprosił Emanuela, żeby 
wyjechał. Matka obwinia go o swoją chorobę.

- Boże, co za historia! Elise przytaknęła.

background image

- Nie ty jeden tak uważasz. Jak ci mówiłam, postawiłam pewne warunki. 

Powiedziałam, że najpierw musi znaleźć sobie pracę i jakieś miejsce, gdzie 
będzie mógł zamieszkać. Wygląda na to, że uda się nam wynająć dom na 
Sagene, no i znalazł pracę jako urzędnik u Myrena. Zobaczymy. Nie mam 
wyboru. Nie mogę sama za wszystko odpowiadać. Poza tym nie starczy mi 
pieniędzy - tłumaczyła.

- Więc niedługo się przeprowadzicie? - spytał Johan.
- Dom zwolni się dopiero latem. Zapadło milczenie.
W   końcu   Johan   się   odezwał:   -   Postąpiłabyś   tak   samo,   gdybym   był 

wolny?

Patrzyła na niego bezradnie, czując, jak łzy napływają jej do oczu.
- Myślałam, że między mną a Emanuelem wszystko jest już skończone, i 

pogodziłam się z tym. Rozmawialiśmy przecież... - zamilkła, przełykając 
ślinę. - A potem przyszedł twój list i sytuacja się zmieniła.

Johan przytaknął.
- Dla mnie też. Los nie był wobec nas łaskawy, Elise.
Elise   wahała   się,   nie   wiedząc,   czy   powinna   to   mówić,   ale   czuła,   że 

jednak musi.

- Anna powiedziała, że Magnus Hansen ubiegłej wiosny stracił żonę i 

dziecko.

- To prawda - odparł Johan.
- Agnes mieszkała tam jeszcze przed tą tragedią?
- Wiem, do czego zmierzasz, Elise. Dziwisz się, że urodziła tak długo po 

terminie, około czterech tygodni, tak twierdził lekarz.

- Rozmawiałeś z nim?
Johan uśmiechnął się i pogładził ją po policzku.
- Rozumiem, że straciłaś do niej zaufanie po tym wszystkim, co robiła, 

ale Agnes nie jest już taka jak dawniej. To moje dziecko, a Agnes bardzo 
się   stara   naprawić   wszelkie   zło,   które   wyrządziła.   Gdybyś   ją   teraz 
zobaczyła, nie poznałabyś jej.

- Postąpiłeś bardzo wielkodusznie, przyjmując ją z powrotem.
-   Nie   miałem   wyboru   -   powiedział   i   dodał:   -   Postąpiłaś   bardzo 

wielkodusznie, przyjmując Emanuela z powrotem.

- Też nie miałam wyboru. Dobrze o tym wiesz.
Johan spojrzał jej w oczy: - Naprawdę tak myślisz? - spytał. - Mogliśmy 

się nie przejmować: ja Agnes, a ty Emanuelem, no i dziećmi, i korzystać z 
przyjemności, które niesie życie. Przecież tego chcieliśmy.

- Nie jesteśmy tacy. I ciebie, i mnie dręczyłyby wyrzuty sumienia. W 

końcu zniszczyłyby naszą miłość.

background image

Johan przytaknął.
- Wiem - powiedział - ale przyszło nam zapłacić wysoką cenę za to, że 

zachowaliśmy się jak przyzwoici ludzie. Być może zbyt wysoką.

- Też o tym myślałam. Nie wiem, czy będę mogła być dobrą żoną dla 

Emanuela. Nic już wobec niego nie czuję. Nie byłam w nim zakochana, 
kiedy   się   pobieraliśmy,   ale   miałam   dużo   dobrych   chęci,   co   bardzo   mi 
pomogło. Teraz nie mam ani dobrych chęci, ani szacunku dla niego.

- Ale jednak mu ustąpisz? Pokręciła głową.
-   Postawiłam   mu   te   warunki,   żebym   miała   czas   dojść   do   ładu   z 

własnymi uczuciami. Miałam wątpliwości. Gdybym usłyszała, że między 
tobą a Agnes nie układa się dobrze, pewnie bym się nie zgodziła.

- Obiecałem Agnes, że pozwolę jej zostać i będę się starał być dobrym 

ojcem dla naszego dziecka.

Elise przytaknęła, ale nie była w stanie na niego spojrzeć. To było zbyt 

bolesne.

- Przypominają mi się te wspaniałe chwile, które spędziliśmy razem, 

zanim to wszystko się wydarzyło. Tego, co razem przeżyliśmy, nikt nam 
nie odbierze. Cieszę się, że było nam dane przeżyć prawdziwą miłość, 
wielu ludzi nigdy się nie dowie, co to znaczy. Mam przed oczami wspólnie 
spędzone chwile w Andersengarden, nasze wyprawy na wzgórza, spacery 
wzdłuż rzeki, w której wtedy nawet w szary powszedni dzień odbijały się 
promienie   słońca.   Te   wspomnienia   są   jak   drogocenne   kamienie,   które 
wyjmuję, żeby się nimi nacieszyć, kiedy wszystko wokół mnie uwiera, 
kiedy   tęsknota   staje   się   zbyt   duża.   To   jest   bogactwo   cenniejsze   niż 
wszystko inne. Mając je, zniosę wszystko: niepowodzenia w pracy i zawód 
w życiu rodzinnym. Johan zamilkł.

Elise czuła, że łzy płyną jej po policzkach, ale nie miała odwagi na 

niego spojrzeć. Stał zbyt blisko niej.

- Najważniejsze ze wszystkiego - dodał cicho - jest to, że wiem, że 

wciąż ciebie mam.

Znów przytaknęła; chciała zarzucić mu ręce na szyję, ale sięgnęła po 

chusteczkę.

- Nikogo nie będę kochała tak jak ciebie - powiedziała. Głos jej się 

łamał, targał nią ból. - W ostatnim opowiadaniu piszę o matce, która boi 
się, że ktoś odbierze jej dzieci. Teraz chyba napiszę o tym, jak kobieta i 
mężczyzna poświęcają swoją miłość dla dzieci.

- Napisz o tym i daj mi przeczytać. Czy ostatnio przyjęto jakieś twoje 

teksty?

Elise pokręciła głową.

background image

- Redakcja „Urd" odesłała mi opowiadanie. Czasopismo wydają siostry 

Boe, Anna i Cecilie. Wyznają wartości chrześcijańskie, wierzą w postęp i 
edukację. W tej chwili nie potrzebują nowych materiałów, ale uznały, że 
dobrze   piszę,   a   nawet   zaproponowały,   żebym   napisała   książkę. 
Posłuchałam się ich. Brakuje mi dwóch opowiadań, abym miała cały zbiór, 
chociaż nie wiem, czy zostanie przyjęty. Ludzie nie lubią czytać smutnych 
historii, a już na pewno nie o biednych robotnicach, ulicznicach czy mło-
dych matkach, które popełniają samobójstwo.

Johan patrzył na nią, marszcząc czoło nad nosem.
- Mogłabyś dać mi je do przeczytania? - spytał.
Zawahała   się.   To   tak,   jakby   miała   się   podzielić   z   kimś   swoimi 

najskrytszymi   myślami,   ale   jeśli   ktoś   miał   je   przeczytać,   to   na   pewno 
Johan. Przytaknęła i spytała: - Teraz, kiedy jesteś w Kristianii?

- Tak, nie odważyłbym się brać ich ze sobą. Pomyśl, gdyby Agnes je 

znalazła?   Może   spróbuję   wysłać   je   do   jakiegoś   wydawnictwa   w 
Kopenhadze? Wielu pisarzy najpierw wysyła swoje książki do Danii, a 
dopiero potem wydaje je w Norwegii.

Słuchała z zainteresowaniem. Nagle się odwróciła i poszła do pokoju 

przynieść gotowe już opowiadania.

Kiedy wróciła, zobaczyła, że Johan stoi i wygląda przez kuchenne okno, 

na jego twarzy malował się smutek.

-   Kiedy   jestem   u   ciebie,   zaczynam   mieć   wątpliwości   -   powiedział, 

odwracając się do niej. - Jesteś pewna, że postępujemy słusznie?

- Jestem pewna, że postępujemy słusznie, ale czy nam się to uda i czy 

nie poranimy naszych dusz, tego nie wiem.

- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Boję się, że zrobię się harda, zgorzkniała i nieczuła na nieszczęścia 

innych. Trudno mi będzie patrzeć na ich szczęście, skoro sama go nie 
doznałam.

- Nie mogę w to uwierzyć.
- A co z tobą?
. - Boję się, że będę miał żal do Agnes, większy niż teraz, i jeszcze 

częściej niż teraz będę szukał pretekstu, żeby wyjść z domu. Będę uciekał 
w pracę, zamiast poświęcać czas jej i chłopcu.

-   To   znaczy,   że   i   sobie,   i   naszym   najbliższym   wyświadczamy 

niedźwiedzią przysługę.

- Dokładnie o tym pomyślałem.
-   Oboje   będziemy   musieli   się   starać,   żeby   tak   się   nie   stało.   Jeśli 

będziemy zdawać sobie sprawę z zagrożeń, to może zdołamy im zaradzić. 

background image

Jak sądzisz?

- Musimy sobie pomagać. Będę mógł do ciebie pisać?
- Jeśli miałabym już nigdy od ciebie nic nie usłyszeć, nie wiem, jak bym 

to wytrzymała.

- Elise!... - powiedział Johan i zabrzmiało to jak westchnięcie. Podszedł 

do   niej   pośpiesznie   i   objął   ją.   -   Kocham   cię.   Jesteś   tym   najlepszym  i 
najcenniejszym, co mogło mnie w życiu spotkać. Będę o tobie śnił, będzie 
mi cię brakowało. Będę za tobą tęsknił, jak długo będę żył.

Przywarli do siebie, dając upust swoim uczuciom przez krótką, cenną 

chwilę. Odeszli od siebie, Johan wziął rękopis i ruszył do drzwi.

Elise stała na schodkach, śledziła go wzrokiem, z oczu leciały jej łzy. 

Dopiero kiedy zniknął za budynkami fabryki, odwróciła się, weszła do 
środka i z płaczem rzuciła się na kuchenny stół.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kiedy trzy dni później stała i wieszała pranie na sznurze do suszenia 

bielizny, zobaczyła mężczyznę ubranego w długie palto. Na głowie miał 
kapelusz, w ręku trzymał laskę ze srebrnym okuciem. Zmierzał do nich od 
strony mostu. Od razu się domyśliła, kto to jest, tym razem nie czuła już 
jednak do niego niechęci. Majster był bardzo uprzejmy, kiedy podwoził ją 
ostatnim   razem.   Nie   sądziła,   żeby   gniewał   się   na   nią   z   powodu 
opowiadania   o   Mathilde   czy   chciał   się   zemścić   na   Hildzie,   dlatego   że 
wyprowadziła się wbrew jego woli.

Znów się ochłodziło, wiał silny wiatr. Jej ręce były czerwone i spękane 

od lodowato zimnej wody.

Zapewne chciał się dowiedzieć, dlaczego nie przyszła, tak jak obiecała, 

ale   kiedy   się   dowie,   że   niedawno   urodziła   dziecko,   bez   wątpienia   ją 
zrozumie. Powiesiła ostatnią sztukę, wzięła balię i wyszła mu naprzeciw.

- Dzień dobry, pani Ringstad. - Majster uchylił kapelusza. - Wszystko 

dzisiaj szybko schnie, prawda?

Nie   mogła   się   nie   uśmiechnąć.   Podejrzewała,   że   niewiele   go   to 

obchodziło.

- Tak - powiedziała - nareszcie mogłam rozwiesić pranie na dworze. 

background image

Niewygodnie, kiedy wisi w kuchni nad naszymi głowami.

- Wyobrażam sobie - roześmiał się. - Przydałby się pani taki strych, jaki 

my   mamy.   Słyszałem   od   mojego   bratanka,   że   urodziła   pani   córeczkę. 
Gratuluję.

- Dziękuję. Mam nadzieję, że rozumie pan, dlaczego nie dotrzymałam 

obietnicy i pana nie odwiedziłam?

- Dlatego tu dzisiaj przyszedłem. Jest pani sama w domu?
- Jestem tu sama z dziećmi.
- Pani siostra nadal najmuje się do sprzątania?
-   Praca   w   Nydalen   Compagnie   okazała   się   dla   niej   zbyt   męcząca. 

Dwanaście godzin pracy i do tego jeszcze długa droga to za dużo. Po kilku 
porodach nie ma już tyle siły.

- Szorowanie podłóg na pewno jest męczące - powiedział przejęty.
- Podejmuje się tylko takich prac, którym jest w stanie podołać. Jej mąż 

nie   lubi,   kiedy   wychodzi   sprzątać.   Wolałby,   żeby   znalazła   jakieś   inne 
zajęcie, ale jeśli ktoś skończył zaledwie szkołę powszechną, nie ma zbyt 
wielu możliwości.

- Mogę zostać tu chwilę? Nie ma pani nic przeciwko temu? Chciałbym o 

czymś porozmawiać.

- Proszę. I proszę nie zwracać uwagi na bałagan. Na stole leży  stos 

czystych pieluch, właśnie miałam je poskładać.

- Nie przyszedłem tu patrzeć na pani bałagan - powiedział i machnął 

ręką.

Elise wyniosła kosz z pieluchami i szmatkami do pokoju i spytała, czy 

napije się kawy, ale pokręcił głową.

- Mój bratanek znalazł sobie już inną kobietę.
- Mąż mi to mówił. Widział ich w kościele.
- Pani mąż wrócił? - majster spojrzał na nią zdziwiony.
- I tak, i nie. Zatrzymał się u Carlsenów, u których mieszkał, kiedy był w 

Armii   Zbawienia.   Gdy   zacznie   pracować,   znajdziemy   jakieś   inne 
mieszkanie i pewnie się stąd wyprowadzimy.

- Hmm. Jestem zaskoczony. Naprawdę jest pani skłonna przyjąć go z 

powrotem, mimo że panią zdradził i ma dziecko z inną kobietą?

Elise czuła, że się czerwieni.
- Jest moim mężem, panie Paulsen.
Najwyraźniej uznał, że bezpieczniej będzie zmienić temat.
- Nie wiem, jak mały Isac się czuje. Strata matki jest dla dziecka na 

pewno   ciężkim   przeżyciem.   Ojciec   nie   zna   się   na   wielu   sprawach, 
wszystko zależy  od opiekunki. Niestety zmienili opiekunkę, nie bardzo 

background image

wiem   dlaczego.   Kiedy   odwiedziłem   go   kilka   dni   temu,   odniosłem 
wrażenie, że chłopiec wyraźnie się zmienił. Dawniej był radosny i bardzo 
żywy, uśmiechał się, śmiał, bez przerwy coś mówił. Teraz nie mogłem 
słowa z niego wydobyć. Była tam też nowa przyjaciółka mojego bratanka. 
Jest bardzo  młoda,  ma   zaledwie  dziewiętnaście   lat.  Niestety   odniosłem 
wrażenie, że nie bardzo interesuje się chłopcem.

Elise ścisnęło się gardło na myśl, że Braciszkowi nie było dobrze.
- Nie sądzi pan, że kiedy lepiej się poznają, sytuacja się poprawi?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Próbowałem rozmawiać o tym z moim bratankiem. Jest bardzo zajęty 

swoją nową przyjaciółką. Zdradził mi, że planują się pobrać, jak tylko 
minie roczna żałoba. Ona chce mieć dużo dzieci, tak mi powiedział, ale 
kiedy spytałem, czy nie uważa, że Isac jest ślicznym małym chłopcem, 
zrobił dziwną minę. Zanim wyszedłem, rzucił też tajemniczo: „Być może 
wtedy się pośpieszyliśmy, ale nie mogliśmy wiedzieć, że sprawy tak się 
potoczą". Już miałem spytać, co ma na myśli, ale właśnie wtedy przyszedł 
do niego ktoś w służbowej sprawie. Potem jednak dużo o tym myślałem i 
doszedłem do wniosku, że najpewniej chodziło mu o decyzję w kwestii 
małego Isaca.

Elise siedziała na taborecie naprzeciwko niego i uważnie słuchała tego, 

co mówił.

- Chce pan powiedzieć, że żałuje swojej decyzji?
Pan Paulsen przejechał ręką po swoich rzadkich włosach.
- Może to zbyt mocno powiedziane, ale odnoszę wrażenie, że chłopiec 

stał się dla niego zbyt dużym obciążeniem.

- To byłoby straszne.
- Zgadzam się z panią. Dlatego tu jestem. Isac nie został adoptowany 

przez mojego bratanka. Nie zgodziłem się na to. Powiedziałem, że może 
traktować go jak własnego syna i nawet nie musi mówić mu prawdy, ale ja 
chcę móc decydować o jego losie.

-   To   znaczy,   że   w   dalszym   ciągu   jest   pana   prawowitym   synem   i 

spadkobiercą i pan ma prawo decydować o jego losie? To pan figuruje w 
dokumentach jako ojciec?

- Zgadza się. Zapadła cisza.
Mężczyzna odchrząknął. Spoglądał w dół, nie patrząc na nią.
- Jak naprawdę czuje się pani siostra? Mówiła pani, że porody odbiły się 

na jej zdrowiu i że nie ma dużo siły - powiedział, podnosząc wzrok. - 
Wyszła   za   mąż   już   wiele   miesięcy   temu.   Przepraszam,   jeśli   jestem 
niedyskretny, ale wie pani, czy może znów jest przy nadziei?

background image

- Na pewno bym wiedziała. - Elise pokręciła głową. - Nie, niestety nie 

zanosi się na to. Miałam nadzieję, że będzie mogła mieć więcej dzieci, 
wtedy lżej byłoby jej znosić brak tych, które straciła.

- Sugeruje pani, że być może nie będzie mogła mieć już dzieci?
- Nic o tym nie wiem. Jest mi jej żal i życzę jej, żeby znów mogła zajść 

w ciążę.

- Zrobi się tu ciasno, już jest tu piątka.
- Jak mówiłam, mój mąż i ja najprawdopodobniej się wyprowadzimy. 

Słyszeliśmy o domku w Sagene, który ma się zwolnić latem. Jeszcze go 
nie widziałam, ale mąż mówił, że to spokojna okolica, dookoła prawie 
same wzgórza. Ciężko znosi surowe powietrze tu nad samą rzeką.

- Czy to znaczy, że pani siostra i jej mąż zostaną tu sami?
- Zakładam, że będą musieli wynająć stryszek, żeby stać ich było na 

czynsz, ale i tak będzie im lepiej, niż jest teraz. Mój szwagier przywykł do 
większej   przestrzeni.   Na   pewno   było   mu   trudno   przystosować   się   do 
tutejszych warunków, ale nie narzeka.

- Nic mu nie dolega? To znaczy jest zdrowy?
- Nic na ten temat nie wiem. Dlaczego pan pyta?
- Na pewno dawno pani się już domyślała, dlaczego zadaję te wszystkie 

pytania, pani Ringstad. Dobro mojego syna leży mi bardzo na sercu. To, co 
się z nim obecnie dzieje, nie daje mi spać po nocach. Leżę i martwię się 
malcem, który płacze za swoją matką, a nie wie, że przecież ma matkę. 
Matkę, która za nim tęskni i żałuje, że go kiedyś oddała, i która nigdy by 
tego nie zrobiła, gdyby nie została do tego namówiona w momencie, kiedy 
była na to najbardziej podatna. Przyznaję to.

Elise miała pewne przeczucie, dokąd zmierza rozmowa, ale nie śmiała w 

to   uwierzyć.  Poczuła,  że  serce   zaczyna  bić  jej  coraz   szybciej.  Jej  głos 
brzmiał donośnie, kiedy w końcu odważyła się zadać mu pytanie.

-   Czy   mam   rozumieć,   panie   Paulsen,   że   Hilda   mogłaby   odzyskać 

swojego synka?

Znów przeciągnął ręką po swoich rzadkich włosach.
- Myślałem o tym ostatnio - powiedział i dodał: - Jeśli mam być szczery, 

to   coraz   częściej   o   tym  myślę.  Tylko   proszę,   żeby   na   razie   zostało   to 
między nami. Bardzo sobie cenię pani zdanie. To, że mogę się z panią 
podzielić moimi myślami, przynosi mi ulgę, ale ostatecznej decyzji jeszcze 
nie   podjąłem.   Mały   Isac   zaznał   w   życiu   wiele   niepokoju,   nie   chcę 
ryzykować   i   jeszcze   pogarszać   sprawy.   Muszę   otrzymać   gwarancję,   że 
mąż Hildy zgodzi się zaopiekować małym dzieckiem, poza tym nie mam 
pewności,' czy ona sama jest w stanie się nim zająć. Ona - znów odchrząk-

background image

nął - była dość dziecinna i niedojrzała. Mam nadzieję, że nic jej nie dolega 
i jest zdrowa. Martwię się jednak, że po tak długim okresie małżeństwa nie 
jest jeszcze w ciąży.

- Nie wiem, czy dobrze robię, mówiąc to panu, ale nie sądzę, żeby to 

była wina Hildy. Mój szwagier przebył chorobę, która prawdopodobnie 
sprawiła, że nie będzie mógł zostać ojcem. Domyśliłam się tego, kiedy 
usłyszałam, jak ktoś znajomy opowiadał o podobnym przypadku. Proszę 
zapomnieć,   że   panu   o   tym   powiedziałam.   Obawiam   się,   że   ciężko   by 
przeżył, jeśli sprawa wyszłaby na jaw.

Mężczyzna gwałtownie wstał od stołu.
- To bardzo uprzejmie z pani strony, że mi pani to wszystko mówi, pani 

Ringstad.   Odnoszę   wrażenie,   że   oboje   jesteśmy   zainteresowani   tym 
samym. Pani kocha siostrę i życzy jej jak najlepiej. Ja kocham syna i życzę 
jemu jak najlepiej. Jeśli nasze życzenia mogłyby się połączyć, powinniśmy 
ławo dojść do porozumienia.

Włożył kapelusz, prawą ręką chwycił laskę i ruszył w stronę drzwi.
- Oboje musimy się nad tym zastanowić. Mam nadzieję, że doradzi mi 

pani rozwiązanie, co do którego będzie pani przekonana, że jest najlepsze 
także dla małego Isaca. Oczywiście zadbam o jego utrzymanie, to pani 
chyba wie, pani Ringstad.

Elise przytaknęła.
- Przede wszystkim chodzi o dobro Braciszka. Postaram się dowiedzieć, 

jak   mój   szwagier   zareagowałby   na   taki   pomysł.   Jest   bardzo   dobry   dla 
chłopców, ale przypuszczam, że ich problemy czasem go nieco przerastają. 
Zaofiarował się, że będzie czytał z Pederem, i przez dłuższy czas to robił, 
niestety   w   końcu   chyba   stracił   cierpliwość,   a   Peder   poczuł   się 
nieszczęśliwy.

Paulsen patrzył na nią ze zmarszczonym czołem.
- Czemu musiał czytać z Pederem?
- Peder ma chyba coś ze wzrokiem. Był nawet u okulisty, ale podobno 

nie potrzebuje okularów. Teraz zaczął sam ćwiczyć.

- Jest pani pewna, że to nie ma związku z jego... głową?
- Z jego głową wszystko jest w porządku - odpowiedziała, słysząc, jak 

ostro to zabrzmiało. Zrobiło się jej przykro, że w ogóle o tym wspomniała. 
Zależało jej przecież, żeby Paulsen się nie rozmyślił. Naprawdę aż tak 
kochał swojego syna? Mogła mu wierzyć?

- Miejmy nadzieję, że się pani nie myli. Do widzenia, pani Ringstad. 

Bardzo pani dziękuję. Odezwę się - powiedział i znów uchylił kapelusza. 
Trzymając przed sobą laskę, zszedł ostrożnie po schodkach.

background image

Kiedy zniknął, złożyła dłonie, oparła o nie brodę i zaczęła wyglądać 

przez małe okienko w przedsionku. Jej ciało przenikały fale radości. Hilda 
być może odzyska Braciszka! Miała ochotę i śmiać się, i płakać, ale nie 
chciała zapeszyć szczęścia. Wiele jeszcze mogło się wydarzyć. Majster 
mógł zmienić zdanie, a Reidar wyrazić sprzeciw.

A  jednak   czuła,   jakby   nagle   ktoś   przychylił   jej   nieba.   -   Dziękuję   - 

wyszeptała, nie bardzo wiedząc, komu dziękuje: Bogu, panu Paulsenowi 
czy losowi.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Dwa   dni   później,   kiedy   Elise   siedziała   i   karmiła   piersią   swoją   małą 

córeczkę, rozległo się pukanie do drzwi.

- Kto tam?
- To ja. Johan.
- Siedzę i karmię piersią.
- To mi nie przeszkadza. Przywykłem.
Nie odpowiedziała, próbując okryć się na tyle, na ile to było możliwe. 

Drzwi się otworzyły i wszedł Johan. Patrzył na nie obie.

- Szczęśliwa mała Jensine - odezwał się radośnie. Czuła, że rumieniec 

oblewa jej twarz.

- Nie sądzę, żeby smakowało ci letnie mleko matki - zażartowała Elise 

skrępowana, lecz tylko pogorszyła sprawę.

-   Mleko   nie,   ale...   -   reszta   zdania   zawisła   w   powietrzu,   a   ona,   ku 

swojemu   przerażeniu,   zauważyła,   że   słowa   wywołały   w   niej   falę 
wspomnień. Nagle znów znalazła się w pełnym spokoju cienistym miejscu 
na wzgórzach w jasny letni wieczór. Johan leżał i obejmował ją, całował, 
pieścił, odważył się nawet włożyć swoją dużą dłoń pod jej bluzkę, gładząc 
jej   gołe   ciało.   Poczuła   znane   drżenie   i   jednocześnie   i  wstyd,   i  radość. 
Wtedy myślała, że tak będzie już zawsze. Że jak tylko matka wydobrzeje, 
wezmą   ślub   i   zamieszkają   w   kuchni   pani   Thoresen,   gdzie   będą   mieli 
własne duże łóżko. Co noc będą obsypywać się pieszczotami, serce będzie 
jej bić tak, że aż zabraknie tchu, a ciało będzie płonęło.

- Pamiętasz, Elise?... - spytał schrypniętym głosem, myśląc zapewne o 

tym samym.

- Nie wolno nam o tym myśleć - odpowiedziała.
- Dałem Agnes wszystko, tylko nie moje myśli.
Jensine   zaczęła   się   niepokoić,   opróżniła   jedną   pierś   i   domagała   się 

więcej mleka. Elise położyła ją na drugiej ręce i podciągnęła bluzkę. Przez 
krótką chwilę pierś była obnażona.

background image

Johan nie odwrócił wzroku, stał przed nią i przyglądał się im obu.
-   Masz   ładne   ciało.   Zawsze   miałaś.   Porody   nie   zaszkodziły   twojej 

urodzie.

- Nie mów takich rzeczy, Johan - poprosiła, spuszczając wzrok.
- Nie lubisz, kiedy tak mówię?
- Lubię, ale...
- Ale co? Uważasz, że to grzech, czy może czujesz coś zupełnie innego?
Elise nic nie odparła.
-   Proszę,   odpowiedz,   to   bardzo   wiele   dla   mnie   znaczy.   Co   do   mnie 

czujesz? To, co kiedyś?

Elise przytaknęła, nie podnosząc wzroku.
- Czujesz pożądanie, kiedy patrzę na twoje piersi? Nie odpowiedziała.
- Tak, Elise?
Znów przytaknęła, tym razem jednak patrząc na niego.
- Gdybyś była wolna, pozwoliłabyś mi teraz wziąć cię tu na tym łóżku?
-   Nie   mów   tak,   Johan,   proszę   -   wyrzuciła   z   siebie,   a   łzy   paliły   jej 

powieki. Trudno było jej znieść tęsknotę, którą słyszała w jego głosie, tym 
bardziej że jej ciało też go pożądało.

- Prosisz, bo uważasz, że to nie w porządku, czy dlatego że czujesz to co 

ja?

- Dlatego, że czuję to co ty.
Nareszcie to wyznała, ale przecież wcale nie musiała tego mówić, on to 

wiedział.

- Nie utrudniajmy sobie wszystkiego - dodała prosząco. - Jesteś jedynym 

mężczyzną, którego pożądam. Nigdy nie będę pragnęła żadnego innego 
mężczyzny.

Podniosła głowę. Łzy  płynęły jej po policzkach, spływały  na szyję i 

kapały na bluzkę. Johan westchnął głęboko.

- Wybacz mi, to było podłe - powiedział i cofnął się kilka kroków. - 

Przeczytałem   twoje   opowiadania.   Być   może   nie   przeczytałem   dość 
książek, żebym mógł się wypowiadać, ale na mnie zrobiły bardzo duże 
wrażenie.   Czułem   złość,   ale   i   wzruszenie,   ze   ściśniętym   gardłem 
przeżywałem wszystko aż do bólu razem z twoimi bohaterami. Ten, kogo 
one   nie   poruszą,   jest   chyba   zrobiony   z   kamienia.   Jeśli   mi   pozwolisz, 
zabiorę je do Kopenhagi.

Elise poczuła radość.
-   Naprawdę?   Nie   mówisz   tego   po   to,   żeby   mnie   pocieszyć?   Johan 

uśmiechnął się.

- Myślisz, że mógłbym tak podle postąpić? Dając ci fałszywe nadzieje? 

background image

Oczywiście, że tak uważam. Zresztą nawet bardzo się nie zdziwiłem, ale 
byłem pod wrażeniem. Nie jesteś taka jak inni, nigdy nie byłaś. I ty, i ja 
mamy w sobie coś, czego nie potrafimy nazwać i czego nie rozumiemy. Ja 
wyrażam to, tworząc w kamieniu. Twoim środkiem wyrazu są słowa. To 
jest  coś,   co   nas  łączy.   Mamy   szczęście,   ale   jednocześnie   ciąży   na   nas 
odpowiedzialność. Nie wolno nam zaprzepaścić takiego daru. Być może 
będzie to od nas wymagać wiele trudu, pracy i nieprzespanych nocy. Być 
może będziemy chcieli się poddać, ale powinniśmy potraktować to jako 
dar   łaski.  To   coś,   co   nas  wiąże   i   sprawia,   że   zawsze   będziemy   blisko 
siebie, mimo że żyjemy każde w swoim związku i każde w innym kraju.

Jego słowa zrobiły na niej wrażenie; bolały, ale i sprawiały radość.
- Zostaniesz w Kopenhadze? - odważyła się spytać. Myśl, że Johan już 

nigdy nie będzie przy niej, sprawiała jej ból. Była jak wieczny smutek.

- Nie na zawsze. Marzę, żeby dostać pracę u pewnego profesora tutaj, w 

Kristianii, gdzie też mógłbym się czegoś nauczyć.

- I mieszkałbyś w Kristianii? Johan uśmiechnął się.
- Tak czy inaczej przyjadę tu. Nie mógłbym mieszkać tak daleko od 

ciebie - powiedział, odwracając się w stronę drzwi. - Muszę iść, dzisiaj 
wyjeżdżamy. Niech miłość będzie dla ciebie źródłem inspiracji i siły, nie 
smutku. Mamy szczęście, że mamy siebie, mimo wszystko.

Elise przytaknęła.
-   Też   się   cieszę,   że   mam   ciebie.   Dobrze,   że   przyszedłeś.   Byłam 

niespokojna, nie mogłam się zdecydować, jak mam się zachować wobec 
Emanuela. Zastanawiałam się, czy ty i Agnes zostaniecie razem, niekiedy 
nawet   wątpiłam,   czy...   -   nagle   zamilkła,   przestraszona   tym,   co   chciała 
powiedzieć.

- Czy dziecko Agnes rzeczywiście jest moje? - pomógł jej. - Też mam 

swoje wątpliwości, ale Agnes dała mi słowo honoru, że mówi prawdę. 
Muszę   jej   wierzyć,   nie   mogę   żyć   w   niepewności   i   braku   zaufania   do 
kobiety, którą poślubiłem. To byłoby nie do zniesienia. - Wyjął rękopis, 
jakby chcąc pomóc jej zmienić temat. - Wyślę go do wydawnictwa, nawet 
jeśli   brakuje   ci   jeszcze   dwóch   opowiadań.   Niech   się   przynajmniej 
wypowiedzą,   czy   jest   sens,   żebyś   dalej   nad   tym   pracowała.   Uważam 
jednak, że tak czy inaczej powinnaś napisać o tych dwojgu, którzy dla 
dobra dzieci poświęcili swoją miłość. Spróbuj się zastanowić, jak dalej 
ułoży się ich życie? Czy będą tego żałować? Czy może uznają, że postąpili 
słusznie? Czy mamy prawo myśleć przede wszystkim o sobie? Czy dzieci 
cierpią,   gdy   ich   matka   lub   ojciec   żyją   w  ciągłej   tęsknocie?   Na  pewno 
będziesz musiała odpowiedzieć na wiele trudnych pytań. Ciekaw jestem, 

background image

do jakich dojdziesz wniosków. Mam nadzieję, że przyślesz mi je, kiedy je 
skończysz.

Elise przytaknęła, zastanawiając się, ile będzie ją kosztowało wysłanie 

tylu kartek papieru do Danii.

- Zastanów się też, o czym ma być twoje ostatnie opowiadanie. Piszesz o 

rzeczach   smutnych,   ale   mogłabyś   wpleść   kilka   bardziej   zabawnych 
epizodów   czy   uwag.   Wykorzystaj   to,   co   niekiedy   mówi   Peder.   Jeśli 
czytelnicy od czasu do czasu się uśmiechną, lepiej zniosą te wszystkie 
smutne rzeczy.

Odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi.
- Kiedy do ciebie piszę, nie mogę przelać na papier tego, co naprawdę 

leży   mi   na   sercu,   więc   musisz   czytać   między   wierszami.   Emanuel   na 
pewno nie będzie miał mi za złe, że będę się starał, żeby wydawnictwo 
przyjęło twoje opowiadania, bo przecież to też i w jego interesie. W ten 
sposób twoje pisanie da nam możliwość odezwania się do siebie od czasu 
do   czasu.   Żegnaj,   Elise.   Odjeżdżam,   ale   zostaniesz   w   moich   myślach. 
Jesteś w nich w dzień i w nocy.

Johan uśmiechnął się smutno, po czym otworzył drzwi i zniknął, a ona 

została, milcząca, z Jensine na ręku. Nie płakała. Pewnie nie miała już 
więcej łez.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Zaczęła pisać jeszcze tego samego dnia. Miała w uszach słowa Johana. 

Pisanie szło jej lekko. Pisała i pisała, zarówno kiedy dzieci spały, jak i 
później,   gdy   Jensine   płakała,   a   Hugo   pełzał   po   podłodze,   sięgając   po 
wszystko, co był w stanie chwycić. Nauczył się wstawać, chwytając się 
różnych rzeczy, a potem próbował iść, starając się utrzymać równowagę. 
Od czasu do czasu upadał na pupę i zaczynał marudzić, ale po chwili 
podnosił   się   i   kontynuował   swój   śmiały   eksperyment.   Był   spokojnym 
dzieckiem,   ale   bystrym.   Kiedy   Kristian   dał   mu   mały   flakonik   po 
perfumach, który znalazł w przydrożnym rowie, malec siedział nad nim 
długo, usiłując włożyć korek, aż mu się to w końcu udało.

.Tak było ze wszystkimi nowymi rzeczami, które trafiały w jego ręce. 

Spędzał długie godziny, badając jakąś rzecz, aż w końcu pojmował, jak 
działa. Całkiem nieźle jak na roczne dziecko, pomyślała Elise.

Jego spokój umożliwiał jej pisanie. Pierwsze strony były najłatwiejsze, 

pisała  o  ich   miłości,   swojej  i  Johana.  Potem  było  gorzej.  „Spróbuj  się 
zastanowić,   jak   dalej   ułoży   się   ich   życie",   powiedział   jej   Johan. 
Początkowo   uznała,   że   źle,   przynajmniej   dla   jednego   z   nich.   Może 
mężczyzna zacznie pić albo kobieta wstąpi do jakiejś fanatycznej sekty 
religijnej, co pochłonie ją do tego stopnia, że przestanie się interesować 
mężem i dziećmi.

W  końcu   znalazła   wiarygodne   zakończenie.   Postanowiła,   że   każde   z 

nich będzie trwało w swoim uczuciowo kalekim związku. Byli przecież 
odpowiedzialnymi   ludźmi,   sumiennie   wykonującymi   swoje   codzienne 
obowiązki,   ciężko   pracującymi,   żeby   zarobić   na   chleb   i   zapewnić 
dzieciom   to   co   niezbędne.  Tyle   że   w   domu   nieczęsto   się   uśmiechano, 
rzadko   gościła   tu   radość.   Dzieci   szybko   wyfrunęły   z   gniazda,   dwoje 
wyemigrowało do Ameryki, pozostałe niezbyt często odwiedzały swoich 
starych   rodziców.   Mąż   umarł,   kobieta   została   sama,   wpatrując   się   w 
jesienną szarugę, rozmyślała nad swoim życiem. Czy postąpiła słusznie?

Opowiadanie musiało zakończyć się znakiem zapytania. Odpowiedzi nie 

było.

Kiedy   skończyła,   było   jej   ciężko   na   duszy.   Jensine   płakała   już   od 

dłuższego   czasu,   podłoga   w   kuchni   zasłana   była   kawałkami   podartej 
gazety,   którą   Hugo   gdzieś   znalazł,   naczynia   były   niepozmywane, 
ziemniaki nieobrane, pieluchy nieuprane, nikt nie dołożył do ognia.

Cała sztywna, zmarznięta, zmęczona i wcale niezadowolona ze swojego 

opowiadania,   zaczęła   pośpiesznie   nadrabiać   zaległości.   Coś   jednak 

background image

osiągnęła, nie siedziała i nie smuciła się wyjazdem Johana.

Była w trakcie sprzątania, kiedy zjawił się Emanuel. Zatrzymał się na 

progu, patrząc z niedowierzaniem.

- Na litość boską, co tu się dzieje?
- Byłam tak zajęta pisaniem, że zapomniałam o bożym świecie.
Posłał jej badawcze spojrzenie, ale nic nie powiedział. Wzdrygnęła się. 

Ile minie czasu, zanim zacznie protestować?

- Natknąłem się na Johana. Wyjeżdża dzisiaj do Danii. Elise przytaknęła.
- Wpadł tu i wziął mój rękopis, żeby zanieść go do wydawnictwa w 

Kopenhadze. Uważa, że jest większa szansa, że przyjmą mi go tam niż 
tutaj.

Emanuel zmarszczył czoło.
- Trudno mi w to uwierzyć. Jesteś Norweżką, piszesz po norwesku i 

opisujesz   norweskie   warunki.   Duńczycy   nie   rozpoznają   się   w   tym,   co 
opisujesz. Dla nich będzie to zbyt obce.

- Tam też są biedni robotnicy. Nawet jeśli przez ich stolicę nie płynie 

rzeka   i   nie   ma   tam  wodospadów,   to   na   pewno   mają   wiele   podobnych 
problemów: nadużywanie alkoholu, problem dziewcząt, które wychodzą 
na ulicę, żeby zarobić na życie, samotne matki, które pracują w fabrykach 
po   dwanaście   godzin   dziennie,   zostawiając   dzieci   same   w   domu, 
pomocnice w fabrykach, wykorzystywane przez swoich szefów.

Emanuel nie odpowiadał. Widziała po nim, że nie podoba mu się to, co 

ona robi, mimo że obiecał, że nie będzie jej tego zabraniał, przynajmniej 
póki co.

- Jak się układa Johanowi i Agnes? - spytał w zamian.
-   Mam   wrażenie,   że   dobrze.   Pewnie   ani   lepiej,   ani   gorzej   niż   w 

większości małżeństw.

Emanuel spojrzał na nią zdziwiony.
- Nie masz zbyt wysokiego mniemania o małżeństwie. Tym razem ona 

szybko zaczęła rozmawiać o czymś innym.

- Powiedz, jak ci się mieszka u Carlsenów? Wieczory spędzasz razem z 

nimi?

- W zasadzie tak. Raz byłem u Carla Wilhelma, innym razem poszedłem 

do Grand Cafe z kolegą ze straży granicznej.

- Miałeś jakieś wiadomości od ojca po swoim wyjeździe?
-  Wczoraj   dostałem  od   niego   list.   Matka   ma   się   nieco   lepiej,   lekarz 

mówi, że być może za jakiś czas odzyska dawną formę. Prawdopodobnie 
będzie lekko szurała nogą, ale będzie mogła chodzić o lasce.

- Cieszę się. Rozumiem, że ojciec też jest już w lepszym nastroju?

background image

- Tak, radzi sobie. Pytał o ciebie. Przesyła ci pozdrowienia.
- To miło z jego strony. Nie chciałabym, żeby miał coś przeciwko mnie.
- Nigdy nie był przeciwko tobie. Przeciwnie. Podziwia cię za wszystko, 

co osiągnęłaś, i za to, że nigdy nie narzekasz. Jutro zaczynam w Zakładach 
Myren, więc  nie  będziemy  się  już tak  często  widywać.  Z  początku  na 
pewno nie będzie łatwo. Czeka mnie dużo pracy.

- Dobrze, że znów będziesz miał zajęcie. Chyba ciężko tak chodzić i 

czekać na pracę?

- Trochę wolnego mi się przydało.
Zdziwiła   się,   ale   nic   nie   powiedziała.   Sama   chyba   nigdy   nie   miała 

wolnego.   W   czasie   szkolnych   wakacji   zawsze   musiała   pracować,   a   w 
fabryce urlopy nie istniały. Tylko ludzie mieszkający po drugiej stronie 
rzeki mogli sobie na coś takiego pozwolić.

Sprzątnęła ze stołu, żeby mógł usiąść, przejrzeć gazetę i wypić filiżankę 

kawy.

- Co sądzisz o Reidarze? Myślisz, że dobrze się tu czuje? Sądzisz, że on 

i Hilda będą razem szczęśliwi? - spytała Elise, stawiając dzbanek z kawą 
przed Emanuelem. Nikomu nie wspomniała o wizycie majstra, ale cały 
czas myślała o tej rozmowie.

Emanuel posłał jej zdziwione spojrzenie.
- Dlaczego nie mieliby być szczęśliwi?
-   Miałam  na   myśli...   -  zawahała   się.   -  Mimo   że   nie   jest   tak   dobrze 

sytuowany jak ty, to jednak jest różnica między ładnym mieszkaniem na 
Josefinegate a mieszkaniem tutaj.

- Mam wrażenie, że jest mu tu dobrze. Kiedy się wyprowadzimy, a jemu 

i Hildzie urodzą się dzieci, będzie im jeszcze lepiej.

- Jeśli będą mieli dzieci. Na razie się na to nie zanosi.
- Pobrali się niedawno.
- Minęło pięć miesięcy. Myślisz, że Reidar będzie dobrym ojcem?
- Co ty mówisz, przecież jest nauczycielem i w ogóle. Nie wybiera się 

takiego zawodu, jeśli nie lubi się dzieci.

Elise poczuła ulgę. Emanuel miał rację: nie zostaje się nauczycielem, 

jeśli nie lubi się dzieci.

- Potrafisz dotrzymać tajemnicy? - spytała.
- Dobrze wiesz, że tak.
- Majster był tu dzisiaj. Martwi się o Braciszka. Przyjaciółka Paulsena 

Juniora   najwyraźniej   go   nie   lubi,   podobno   chce   mieć   własne   dzieci. 
Braciszek, czy Isac, jak powinniśmy go nazywać, nie został adoptowany, 
jak myślałam, więc to majster decyduje, gdzie ma mieszkać. Teraz zaczął 

background image

się zastanawiać, czy Hilda nie powinna odzyskać synka, najpierw jednak 
chciał poznać moje zdanie.

Emanuel patrzył na nią z wyraźnym niedowierzaniem.
- Pozwoli Hildzie odzyskać dziecko?
- Chłopiec bardzo się zmienił po śmierci matki. Dawniej był żywy, teraz 

nie   można   słowa   z   niego   wydobyć.   Paulsen   twierdzi,   że   brakuje   mu 
matczynej miłości.

-   To   byłaby   niesamowita   wiadomość   dla   Hildy.   Elise   przytaknęła 

uśmiechnięta.

- Aż boję się o tym myśleć. Na pewno słowem jej o tym nie wspomnę, 

dopóki nie będę miała pewności, że majster myśli o tym poważnie.

- Mówisz, że przyszedł, bo chciał usłyszeć twoje zdanie?
- Tak. Zaproponował, żebyśmy oboje poważnie to przemyśleli.
- Dlaczego darzy cię takim szacunkiem? Przecież prawie cię nie zna.
Elise wzruszyła ramionami.
-   Uważa,   że   matka   dobrze   nas   wychowała,   poza   tym   wie,   że 

opiekowałam się Hildą i chłopcami, kiedy matka była chora.

- Tak, ale tym niemniej... - Emanuel kręcił głową, nic nie rozumiejąc.
- Uważasz, że powinnam zrobić co w mojej mocy, żeby Hilda odzyskała 

synka?

-   Dlaczego   byś   nie   miała?   Żałowała,   że   go   oddała,   bardzo   przeżyła 

śmierć córeczki, a teraz twierdzisz, że najpewniej nie będzie mogła mieć 
więcej   dzieci.   Poza   tym   jest   matką   chłopca,   jego   najbliższą   rodziną. 
Majster go nie weźmie, nie wypada mu jako starszemu już wdowcowi. 
Poza tym nie przywykł do dzieci. Co więc ma zrobić?

Nie wszystko, co mówił, było prawdą. Hilda aż tak bardzo nie przeżyła 

śmierci małej Jensine, bo wkrótce zakochała się w Reidarze i zapomniała o 
wszystkim dookoła. Oddała Braciszka, bo chciała, żeby było jej lżej, poza 
tym dalej z własnej woli chodziła do łóżka z majstrem, chociaż musiała 
przecież wiedzieć, jak bardzo jest wyrachowany. Nie świadczyło to o jej 
odpowiedzialności. Ale była wtedy jeszcze młoda i niedojrzała.

- Nie rozumiem, dlaczego masz wątpliwości. Na twoim miejscu od razu 

bym się zgodził i zrobił wszystko, żeby matka i dziecko mogli być razem. 
Kiwała głową, zamyślona.

- Chyba zrobię tak, jak mówisz. Popilnujesz dzieci, a ja wybiorę się na 

wzgórze Aker?

Nie miał chyba zbytniej ochoty, ale nie protestował.
Na szczęście okazało się, że majster jest w domu. Było już dosyć późno, 

a wiedziała, że po południu nie bywał w fabryce. Służąca zaprowadziła ją 

background image

do biblioteki, gdzie majster siedział w bujanym fotelu, palił cygaro i czytał 
gazetę.

Natychmiast   wstał   i   uprzejmie   się   z   nią   przywitał.   Był   najwyraźniej 

nieco zdziwiony jej wizytą, ale też ciekaw poznać jej powód.

- Zapewne zastanawiała się pani nad tym, co jej powiedziałem, pani 

Ringstad?

- Nie było to trudne. Właściwie mogłam panu odpowiedzieć jeszcze tego 

samego dnia, ale nie miałam sposobności tu przyjść.

- A pani odpowiedź brzmi...? - spytał, przyglądając się jej niecierpliwie i 

mrużąc swoje drobne oczy.

- Jeśli małemu Isacowi nie jest dobrze u pana Paulsena Juniora, to na 

pewno nie ma miejsca, gdzie byłoby mu lepiej niż u jego matki.

Widziała, że Paulsen robi się czerwony na twarzy, co ją zdziwiło. Miał 

wysokie   stanowisko,   wysoką   pozycję   społeczną.   Miał   dziecko   z   nic 
nieznaczącą pomocnicą w fabryce, ale stać go było na zatrudnienie dobrej 
opiekunki i mógł zatrzymać syna u siebie, skoro bratanek już go nie chciał. 
Mógł też znaleźć inną rodzinę dla dziecka. Naprawdę tak zależało mu na 
chłopcu?

- Cieszę się, że pani to mówi. Doszedłem do takiego samego wniosku i 

miałem   nadzieję,   że   pani   się   ze   mną   zgodzi.   Będzie   pani   tak   miła   i 
przedłoży w moim imieniu tę propozycję swojemu szwagrowi i siostrze?

- Chętnie. Nie mogę się doczekać reakcji Hildy.
- Sądzi pani, że się ucieszy? Uśmiechnęła się z wyższością.
-   Gdyby   miała   już   dwanaścioro,   to   może   by   się   zawahała,   ale   nie 

widziałam jeszcze, żeby  matka nie ucieszyła się z odzyskania swojego 
jedynego dziecka.

- Była wtedy tak młoda, biedaczka.
Elise nic nie powiedziała, nie było sensu tłumaczyć mu, co właściwie 

Hilda wtedy zrobiła i co ona sama o tym sądziła.

- Mogę porozmawiać z nimi o tym jeszcze dzisiaj? Na pewno nie zmieni 

pan zdania?

- Na pewno nie.
- A co na to pański bratanek? Nie okaże się to dla niego ciosem?
- Jeśli mam być szczery, to podejrzewam, że odczuje ulgę. Dawno już 

odkrył, że jego przyjaciółka nie jest zachwycona dzieckiem.

Biedny   Braciszek...   I   biedny   pan   Paulsen   Junior,   pomyślała   Elise. 

Dygnęła na pożegnanie i ruszyła w stronę drzwi.

Znów zrobiło się zimniej. Otuliła się szczelniej chustą, ciesząc się, że 

nie musi jeszcze wychodzić z Jensine. Emanuel zacznie wkrótce zarabiać, 

background image

więc pewnie da jej jakieś pieniądze. Po powrocie nie zaproponował jej 
żadnej pomocy, ale przecież nie mieszkał razem z nimi, a musiał płacić 
Carlsenowi za pokój na stryszku i za jedzenie. Wciąż jeszcze miała parę 
koron w szufladzie komody, ale wkrótce ich już nie będzie. Jeśli pensja 
Emanuela nie wystarczy, będzie musiała znów zacząć pracować u pani 
Borresen. Chłopcy wyrośli zimą ze swoich ubrań, wszyscy trzej, poza tym 
nie można było już dalej łatać spodni, i tak była tam łata na łacie. Myślała 
nawet, żeby zwrócić się o pomoc do Armii Zbawienia, ale nie zrobiła tego. 
Wielu potrzebowało pomocy bardziej niż oni.

Właśnie   zamknęła   za   sobą   bramę   i   już   miała   ruszyć   dalej,   kiedy 

usłyszała na drodze jakieś dziwne dźwięki. Zwolniła i obejrzała się za 
siebie. Za nią szła biedna młoda dziewczyna, ciągnęła sanki pełne różnych 
towarów.   Nie   był   to   rzadki   widok,   zatrzymała   się   jednak,   ponieważ 
dziewczynka szła i płakała. Twarz miała zalaną łzami, tak że nie bardzo 
wiedziała,   gdzie   idzie.   Minął   ją   rozpędzony   wóz,   woźnica   wołał,   żeby 
uważała,   ale   chyba   w   ogóle   go   nie   słyszała.   Cudem   boskim   uniknęła 
przejechania, koła minęły ją o parę centymetrów. Elise podeszła do niej.

- Czy mogę ci pomóc?
Dziewczynka   wzdrygnęła   się   i   spojrzała   na   nią   przestraszona.   Miała 

twarz spuchniętą od płaczu, na policzku widać było dwie czerwone pręgi, 
jak po uderzeniu. Pokręciła gwałtownie głową i chciała wyminąć Elise, ale 
ta chwyciła ją grzecznie, lecz stanowczo za rękę.

- Widzę, że jesteś zrozpaczona. Czasem dobrze jest się komuś zwierzyć.
Dziewczynka znów pokręciła głową i zaczęła się wyrywać. Wtedy na 

drodze rozległy się krzyki, dziewczynka szybko się odwróciła, jej oczy 
zrobiły się duże ze strachu: - Pomóż mi! - wyszeptała.

Elise chwyciła mocniej jej rękę i zaczęła iść.
- Trzymaj się mnie, wtedy nie odważą ci się nic zrobić. Co dziwne, 

dziewczynka posłuchała.

Szybkim   krokiem   zeszły   ze   wzgórza.   Krzyki   za   nimi   jakby   nieco 

ucichły, ale  żadna  się  nie  odwróciła,  żeby  sprawdzić.  Kiedy   doszły   do 
Maridalsveien, dziewczynka znów spróbowała się uwolnić, ale Elise była 
silniejsza. Nie chciała zostawiać nieszczęsnego dziecka samego, zanim nie 
dowie się, co się stało.

- Chodź ze mną do domu, mieszkam po drugiej stronie, za mostem.
-   Nie   mogę   -   wykrztusiła   dziewczyna.   -   Muszę   zawieźć   rzeczy 

Andersenowi.

- Poproszę jednego z moich braci, żeby zrobił to za ciebie. Chodzi o 

Andersena na Sagveien?

background image

Dziewczynka przytaknęła.
- Mój dwunastoletni brat jest gońcem w 0stern. Też dostarcza towary 

Andersenowi, na pewno zawiezie i twoje.

Ku   zdziwieniu   Elise   dziewczynka   nie   zaprotestowała,   ale   posłusznie 

ruszyła za nią. Minęły fabrykę i przeszły przez most.

Elise wiedziała, że Emanuela to nie zachwyci, będzie jednak miał okazję 

udowodnić, że naprawdę żałuje, że nie pomógł dziewczynkom Mathilde.

Dotarł do nich płacz dzieci. Słyszała, że płacze nie tylko Jensine, ale i 

Hugo. Na Boga, co się stało?

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Zaniepokojona podbiegła do drzwi i je otworzyła.
Hugo siedział na podłodze i wył jak opętany, a Jensine wrzeszczała w 

kołysce. Emanuela nie było nigdzie widać.

Po   chwili   usłyszała   hałas   na   schodach   prowadzących   na   stryszek   i 

Emanuel stanął w drzwiach.

- Już wróciłaś? - spytał zawstydzony. - Poszedłem na chwilę na górę do 

Olafa.   Ma   grać   dla   króla!   Wiedziałaś,   że   twój   lokator   jest   tak 
utalentowany? Nie pojmuję, dlaczego chce tu mieszkać, skoro pewnie bez 
problemu mógłby znaleźć sobie coś innego.

W   tym   momencie   musiał   zauważyć,   że   Elise   nie   jest   sama.   Obca 

dziewczyna schowała się za nią.

- Kogo przyprowadziłaś?
Elise podniosła Hugo z podłogi i przytuliła do siebie.
- To dziewczynka, którą spotkałam przy bramie domu majstra. Musimy 

porozmawiać. Co się stało małemu?

- Próbował ściągnąć gazetę ze stołu. Musiałem powiedzieć mu coś do 

background image

słuchu.

- Jest za mały, żeby to zrozumieć. To my powinniśmy uważać, żeby nie 

mógł jej ściągnąć.

Elise wzięła dziewczynkę za rękę i podeszła z nią do stołu.
- Usiądź, podgrzeję ci trochę kaszy, jesteś zmarznięta. Emanuel stał i 

przyglądał się im, nic jednak nie powiedział.

Elise nie wiedziała, co myśli.
-  Weźmiesz   Jensine?   Może   ma   mokro   -   powiedziała,   nie   patrząc   na 

niego i udając, że to oczywiste, że ma wyjąć małą z kołyski, chociaż nigdy 
dotąd tego nie robił.

Ku   jej   zdziwieniu   Emanuel   uczynił   to,   o   co   go   poprosiła.   Jen-sine 

natychmiast ucichła.

Ruszył do drzwi, ale Elise go zatrzymała.
- Nie zmieniaj jej pieluchy w pokoju, tam jest za zimno. Połóż ją tutaj, 

na kocu na podłodze przy piecu.

Podgrzanie kaszy, która została po posiłku Emanuela, nie zajęło dużo 

czasu. Wlała ją do kubka i postawiła przed dziewczynką. Nastawiła garnek 
z wodą do umycia Jensine i usiadła przy stole.

- Ktoś cię skrzywdził? - spytała. Dziewczynka pokręciła głową.
- Jedz, porozmawiamy później.
W tym momencie usłyszała głosy  z zewnątrz. Miała wrażenie, że to 

Kristian. Podbiegła do drzwi i wyjrzała na zewnątrz.

Kristian stał na moście, rozmawiając z innym gońcem, zapewne byli w 

drodze do klientów po drugiej stronie rzeki.

- Kristian, możesz podejść?! - zawołała.
Kristian   zrobił   to,   o   co   go   prosiła.   To   właśnie   było   w   nim   takie 

niezwykłe,   nigdy   nie   protestował,   jeśli   go   wołała,   zawsze   od   razu 
przychodził.

-   Mógłbyś   zawieźć   te   rzeczy   Andersenowi   na   Sagveien,   a   potem 

odwieźć tu sanki?

Posłał   jej   zdziwione   spojrzenie.   Wiedział,   że   nie   prosiłaby   go   o   to, 

gdyby nie miała ważnego powodu, chwycił więc sznurek od sanek.

-   Na   wzgórzu  Aker,   na   samym   szczycie,   spotkałam   płaczącą   małą 

dziewczynkę i zabrałam ją ze sobą do domu. Miała odwieźć te rzeczy. 
Obiecałam, że spytam, czy możesz zrobić to za nią.

Pokiwał głową i zaczął ciągnąć sanki.
- Dobry z ciebie chłopiec, Kristian. Jestem z ciebie dumna.
Kiedy wróciła do domku, odkryła ku swojej radości, że dziewczynka 

zjadła owsiankę. Była straszliwie chuda, może dawno już nic nie jadła.

background image

Emanuelowi   udało   się   w   końcu   zdjąć   Jensine   pieluchę   i   teraz   mył 

dziecko.   Miał   zawzięty   wyraz   twarzy.   Kiedy   skończył,   spojrzał   na   nią 
triumfująco: - Myślałaś, że sobie nie poradzę? Zaśmiała się i pokręciła 
głową.

- Gdybym tak myślała, nie poprosiłabym cię o to. Zaraz dam jej pierś, 

więc jeśli chcesz, to idź na górę do Olafa i dowiedz się czegoś więcej.

Emanuel nie dał sobie powtarzać tego dwa razy, wyszedł z ulgą. Elise 

uznała jednak, że przeszedł próbę. Jedną z wielu.

Kiedy   już   Jensine   ułożyła   się   wygodnie   na   jej   ręku   i   ssała,   Elise 

ponownie zwróciła się do dziewczynki.

- Jak masz na imię?
- Jenny Berntine Einarsen.
- Gdzie mieszkasz, Jenny?
- Na Maridalsveien. Obok...
Elise przeszedł dreszcz. Wiedziała, jaka to rodzina, poznała kiedyś jedną 

z sióstr. Było tam czternaścioro dzieci, matka chorowała, a ojciec pił.

- Wiem, kim jesteś. Chodziłam do jednej klasy z twoją starszą siostrą.
Dziewczynka spojrzała na nią zdziwiona. Właściwie nie była brzydka, 

miała   wyraziste   rysy   twarzy   i   duże   niebieskie   oczy.   Była   jednak 
zdecydowanie zbyt chuda i miała zapuchnięte, podkrążone oczy.

- Z Martą? - spytała. Elise przytaknęła.
- Mam na imię Elise. Pamiętasz, może mówiła coś o mnie?
- Twoja mama chorowała na suchoty, a twój tata był Cyganem?
Elise roześmiała się.
- To prawda, mama miała suchoty, ale nie umarła, wyzdrowiała.
Jenny siedziała z otwartą buzią i patrzyła na nią.
- Nie umarła? Jak to?
- Ktoś miły pomógł jej i wysłano ją do sanatorium. Twoja mama też 

choruje, prawda? Ale nie na suchoty?

Jenny pokręciła głową.
- Nie, bolą ją nogi. Wyzdrowieje, jeśli pojedzie do sanatorium?
- Niestety, chyba nie, ale być może będzie mogła wstać z łóżka i usiąść 

na krześle. To dobrze, że pomagasz i roznosisz towary-

- Wszystkie pieniądze mamy oddawać mamie. Tata by je przepił.
- Marta wciąż mieszka w domu?
- Nie ma wyboru. Rano roznosi gazety, potem najmuje się do sprzątania. 

Wstaje o trzeciej w nocy.

- Rozumiem, że to ona was utrzymuje?
- Mama zawsze błaga mnie, żebym została w domu, boi się być sama z 

background image

tatą. Czasem zostaję, ale wtedy tracę pracę.

- A twoje rodzeństwo? Nie pomaga?
- Został tylko Hjalmar i ja, reszta uciekła. Czasem wpada Olga, jeśli 

Marcie uda się znaleźć ją gdzieś na Sorenga czy w Vaterlandzie. Mama 
mówi, że wolałaby widzieć ją w grobie niż wystającą na ulicy. Stała się 
taka po tym, jak rzucił ją taki jeden facet.

Elise zrobiło się ciężko na duszy. Tej rodzinie było jeszcze trudniej niż 

im   w   czasie,   kiedy   to   ona   musiała   utrzymywać   wszystkich,   bo   matka 
leżała w łóżku, a ojciec pił. Żadne z rodzeństwa nie uciekło z domu, nie 
mogąc tam już dłużej wytrzymać, i chociaż Hilda straciła dziecko i swoją 
cnotę zbyt wcześnie, to jednak nie trafiła do Vaterlandu.

Elise patrzyła na przestraszoną dziewczynkę i serce się jej krajało.
- Masz dość jedzenia, Jenny? - spytała.
-   Czasem   coś   dostaję.   Mama   boi   się,   że   wyrzucą   nas   z   mieszkania. 

Sprzedała stół i jedno łóżko sąsiadce. Teraz jemy na skrzynce przykrytej 
obrusem, a śpimy na podłodze.

Elise pozwalała jej mówić. Może w ten sposób dowie się, dlaczego mała 

była taka przerażona, kiedy spotkała ją na wzgórzu Aker.

- Marta trafiła do szpitala. Miała dyfteryt i świerzb, takie małe żyjątka 

pod skórą. Na jej ciele wszędzie pojawiły się rany, a wszystko dlatego, że 
pożyczyła wełniany koc od nowej sąsiadki z podwórza. Były na nim wszy 
i miliony małych jajeczek, tak mówiła Marta.

-  Dyfteryt?  -  powtórzyła  Elise  przestraszona.   - Wciąż  jeszcze  jest w 

szpitalu?

- Nie, już wróciła do domu, ale ma na szyi bliznę, bo wstawili jej rurkę, 

żeby mogła oddychać. No i jej rany między palcami i pod kolanami wciąż 
jeszcze się nie zagoiły. Straciła też włosy, tutaj - powiedziała dziewczynka, 
pokazując na swoje brwi. - Teraz już nikt się z nią nie ożeni. Ja i Hjalmar 
się z tego cieszymy. Nie wiem, jak byśmy sobie bez niej poradzili.

-   Świerzb   można   wyleczyć,   ale   zgadzam   się,   że   lepiej   będzie,   jeśli 

zostanie w domu, póki jeszcze jesteście mali. Ja też musiałam utrzymywać 
braci,   kiedy   moja   mama   chorowała,   a   ojciec   pił.   Teraz   i   ja,   i   siostra 
wyszłyśmy za mąż i jest nam lepiej.

- Co się stało z twoim tatą?
Elise wzdrygnęła się. Pamiętała tę straszną chwilę, kiedy w kuchni, w 

mieszkaniu w Andersengarden, zjawili się dwaj policjanci z wiadomością, 
że   ojciec   się   utopił.  Widziała   go   przed   sobą,   leżącego   z   rozpostartymi 
rękami w lodowato zimnej wodzie. Nikt nie pośpieszył mu na ratunek. 
Własna córka wypędziła go z domu, pijanego, na mróz. To był koszmar, 

background image

który długo ją prześladował.

- Poślizgnął się i spadł z mostu. Była zima, ślisko... - umilkła, nie będąc 

w stanie nic więcej powiedzieć.

- Ucieszyłaś się?
Elise nie odpowiedziała.
-   Ja   i   Hjalmar   modlimy   się   co   wieczór,   żeby   Bóg   wziął   do   siebie 

naszego   tatę,   ale   nic   nie   pomaga.   Kiedyś   mieliśmy   na   obiad   gulasz   z 
porządnymi kawałkami mięsa. Marta dostała go od Armii Zbawienia. Tata 
wziął wtedy garnek i wyrzucił wszystko przez okno. Wszyscy płakaliśmy. 
Czasem   przyprowadza   do   domu   swoich   kompanów.   Biją   się,   niekiedy 
nawet wybijają sobie zęby. Jeśli Hjalmar przyniesie z portu trochę węgla, 
palimy w piecu, ale zdarza się, że nie przynosi nic. Wtedy marzniemy i 
wszystkim   nam   szczękają   zęby,   trzęsiemy   się   całą   noc.   Elise   położyła 
swoją dłoń na jej ręku.

- We wszystkim, co mówisz, rozpoznaję siebie. Zaraz dam ci kawałek 

chleba   z   masłem,   ale   musisz   mi   powiedzieć,   dlaczego   tak   okropnie 
płakałaś, kiedy spotkałam cię na wzgórzu?

Zauważyła, że zmieniła się na twarzy, a w jej oczach pojawił się strach. 

Coś musiało się wydarzyć, coś, co nie miało nic wspólnego ani z biedą, ani 
z pijaństwem ojca. Czyżby nie była w stanie o tym mówić? Mogło tak być.

Jensine usnęła jej na ręku, więc ostrożnie położyła ją do kołyski. Hugo 

bawił   się   spokojnie   na   podłodze   kawałkami   drewna,   które   wkładał   do 
blaszanego pudełka, potem wyjmował je i znów wkładał. Od czasu do 
czasu   wstawał,   podchodził   do   skrzyni   z   drewnem,   wyjmował   nowe 
kawałki, znów siadał i bawił się dalej, równie cierpliwie i spokojnie. Nie 
przypominała sobie, czy kiedyś widziała równie grzeczne dziecko.

Na pewno zapomniał już, że Emanuel był na niego zły. Roczne dziecko 

nie   wiedziało,   co   jest   dobre,   a   co   złe.   Musiała   porozmawiać   o   tym   z 
Emanuelem, nie chciała, żeby Hugo zaczął się go bać.

Posmarowała   chleb   grubo   masłem   i   polała   melasą.   Jenny   szeroko 

otworzyła oczy.

- Jesteście bogaci? - spytała.
Elise uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Nie, ledwo nam wszystkiego starcza.
- To dlaczego mi to dajesz?
- Bo zrobiło mi się ciebie żal. Nie jest lekko, kiedy ojciec ciągle jest 

pijany, ale pamiętaj, że to nie ty powinnaś się wstydzić. Trzymaj głowę 
wysoko i mów sobie, że to nie ty pijesz. Może twój ojciec ma coś nie tak z 
głową, a może przydarzyło mu się coś, z czym nie potrafił sobie poradzić. 

background image

Mój tata zaczął pić, bo nie był w stanie ustać cały dzień przy maszynie. 
Był marynarzem i lubił pływać na statkach.

Na schodach dały się słyszeć ciężkie kroki, pewnie wracał Emanuel.
Elise spostrzegła, że oczy Jenny zrobiły się jeszcze większe. Przestała 

jeść, nasłuchiwała.

- To tylko mój mąż, Emanuel, był na stryszku. Nie masz się czego bać.
Jednak   Jenny   nie   dawała   się   uspokoić.   Przywarła   do   ściany,   jakby 

chciała   się   stać   niewidoczna.   Kiedy   Elise   przyjrzała   się   jej   bliżej, 
zauważyła, że drży.

Była już pewna.
- Przestraszyłaś się jakiegoś mężczyzny? Jenny nie odpowiadała.
Elise nie miała wątpliwości, że zgadła. Jenny nie płakała dlatego, że 

gonili ją rozbrykani chłopcy, to było coś poważniejszego. Coś musiało się 
wydarzyć, zanim oni się pojawili.

-   Czy   to   był   mężczyzna,   któremu   zaniosłaś   towary?   Może   jakiś 

elegancki pan? Dawał ci cukierki albo czekoladę?

Jenny patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami.
- Znasz go? - spytała.
- Nie, ale słyszałam o nim od innych, których spotkało to samo. Zrobił ci 

jakąś krzywdę?

Jenny pokręciła głową, ale Elise nie była pewna, czy może jej wierzyć.
Wszedł Emanuel.
- Mam wrażenie, że mówiłaś, że poczęstujesz mnie dzisiaj obiadem? - 

powiedział i uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony, że może być tu, razem 
z nimi.

- Zaraz ugotuję ziemniaki. Jenny wstała.
- Muszę wracać do domu - powiedziała, nie patrząc na nich, a jej drobne 

ciałko całe drżało.

Elise posłała Emanuelowi błagalne spojrzenie.
- Jenny przeżyła straszną rzecz. Mogę odprowadzić ją do domu?
Emanuel spojrzał zatroskany na dziewczynkę.
- Rób to, co uznasz za słuszne - powiedział, co zapewne miało znaczyć: 

„Zajmij się tym, kto jest dla ciebie ważniejszy". Elise westchnęła. Czy 
mężczyźni nigdy nie dorośleją?

Kiedy wyszły, chwyciła Jenny za rękę.
Ścisnęła jej dłoń i powiedziała: - Teraz już wiesz, gdzie możesz przyjść, 

kiedy znów się czegoś przestraszysz.

- Twój mąż chyba nie chce, żebym tu zachodziła.
-   On   tu   nie   mieszka,   tylko   odwiedza   nas   od   czasu   do   czasu.   Jenny 

background image

odwróciła się do niej, nic nie rozumiejąc.

- Jak to, nie jesteście małżeństwem?
-   Jesteśmy,   ale   pogniewaliśmy   się   na   siebie,   a   teraz   na   powrót   się 

przyjaźnimy.   Może   nawet   znów   razem   zamieszkamy,   jeśli   znajdziemy 
jakieś większe mieszkanie.

- Więc jednak jesteś bogata - powiedziała Jenny stanowczo. - Mama 

mówi, że dawno już by się wyprowadziła, gdyby było ją na to stać. Jeśli 
kobieta i mężczyzna przestają się kochać, to lepiej, jeśli się rozstaną, tak 
mówi.

Elise   pomyślała   o   swoim  opowiadaniu.   Może   jej   bohaterka   powinna 

powiedzieć to samo?

Do jakiego wniosku dojdzie, kiedy zostanie sama i będzie się wpatrywać 

w jesienną szarugę za oknem? Że postąpiła słusznie?

W tym momencie wrócił Kristian z pustymi sankami i trzydziestoma ore 

dla Jenny.

- Dziękuję, ładnie się zachowałeś - powiedziała Elise, uśmiechając się 

do niego.

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Były już blisko domu. Elise zwolniła.
- Chcesz iść ostatni kawałek sama? - spytała.
Jenny pokręciła gwałtownie głową. - Nie, chodź ze mną.
-   Nie   wiem,   czy   twoja   mama   się   ucieszy,   że   przyprowadzasz   kogoś 

obcego do domu? Myślisz, że ojciec już wrócił?

Jenny trzymała mocno jej dłoń, drugą ręką ciągnęła sanki.
- Proszę, chodź ze mną. Może wtedy nic mi nie zrobi.
- Bije cię? - spytała Elise.
- Kiedyś chwycił siekierę i porąbał wszystkie drzwi, naprawdę szalał. 

Baliśmy  się  wejść  na schody.  Czekaliśmy, aż  zrobi  się  zupełnie  cicho. 
Sprawdzisz, czy nic nie słychać?

Elise   przytaknęła   i   przypomniała   sobie,   iak   sama   bała   się   w   domu 

wchodzić na górę.

- Może jeszcze bardziej się zezłości, kiedy zobaczy, że przyprowadziłaś 

kogoś ze sobą?

- Nie odważy się nic zrobić. Boi się obcych, lęka się, że doniosą na 

niego policji.

Na klatce było cicho. Mieszkali na pierwszym piętrze, tak powiedziała 

jej Jenny, więc gdyby coś się działo, na pewno byłoby słychać.

Jenny uchyliła drzwi i zajrzała do środka. Dała znać Elise i wyszeptała: - 

Nie ma go tu.

Drzwi do izby po lewej stronie były otwarte. Na podłodze leżały trzy 

materace.

- Teraz jest nas tylko troje, dawniej było nas czternaścioro.
- Czternaścioro? - powtórzyła Elise, zaglądając do izby. W żaden sposób 

nie mogło się tu zmieścić czternaścioro dzieci. Może mała Jenny miała 
bujną wyobraźnię? Może nie wszystko, co opowiadała, wydarzyło się w 
rzeczywistości? Chociaż nie, to akurat chyba była prawda. Marta mówiła 
jej kiedyś, że jest ich czternaścioro, przypomniała sobie nagle Elise.

Kuchnia   znajdowała   się   po   prawej   stronie.   Wielkością   przypominała 

kuchnię   w   domku   majstra,   ale   nie   było   piecyka,   lecz   tylko   zwykłe 
palenisko, poza tym stała tu kuchenna ława, skrzynia na drewno, dwie 
skrzynki po margarynie, na których można było siedzieć, i jedna większa, 
która służyła za stół. Ta ostatnia przykryta była ceratą, na której stały trzy 
blaszane kubki i talerze. W tym przypadku Jenny nie kłamała.

Przeszły przez trzecie drzwi i weszły do mrocznego pokoju.
- Nie mamy pieniędzy na naftę, zimą prawie zawsze jest tu ciemno, ale 

background image

wiosną wynajmujemy pokoik.

- To ty, Jenny? - Od strony łóżka dał się słyszeć słaby głos.
- Tak, to ja, mamo. Przyprowadziłam panią. Była miła i pomogła mi 

ciągnąć sanki.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, pani Einarsen - wtrąciła się do 

rozmowy Elise. - Spotkałam Jenny na wzgórzu Aker, szłyśmy w tę samą 
stronę i zaczęłyśmy rozmawiać. Chodziłam do klasy z Martą. Może mnie 
pani pamięta? Elise Lovlien, po mężu Ringstad.

-   To   ty,   Elise?   Oczywiście,   że   cię   pamiętam.   Twój   ojciec   był   złym 

człowiekiem. Marta mówiła, że wszystkie dzieci na ulicy się go bały.

Elise poczuła się dotknięta. Tak ją ludzie pamiętali? Jako córkę tego 

okropnego   ojca   z  Andersengarden?   Podniosła   głowę.   Co   przed   chwilą 
mówiła małej Jenny? „To nie ty masz się wstydzić, to nie ty pijesz".

- Ojciec nie żyje. Poślizgnął się i wpadł do rzeki.
- Tak, pamiętam, Marta mi o tym opowiadała. Mieliście szczęście.
Elise nie była w stanie nic powiedzieć.
Nagle usłyszała, że pani Einarsen zaczyna płakać. Pośpiesznie podeszła 

do łóżka.

- Mogę pani w czymś pomóc?
-   Nam   nikt   nie   może   pomóc.   Została   nam   tylko   rozpacz.   Marta 

zaharowuje się na śmierć, a i tak nie starcza mi pieniędzy na lekarstwa, 
zaraz mi się skończą. To jakaś choroba brzucha - powiedziała, kładąc rękę 
na kocu.

- Nikt się wami nie interesuje?
- Raz ktoś tu był, ale teraz nie mam odwagi nikogo prosić. Mój mąż robi 

straszne rzeczy, kiedy jest pijany. - Wytarła oczy skrawkiem zniszczonej 
flanelowej koszuli nocnej. - Pytałam Boga, co takiego złego zrobiłam, że 
mamy gorzej niż wszyscy, ale już przestałam pytać. On najwyraźniej woli 
słuchać innych - powiedziała i znów zaczęła płakać.

- Kiedy była tu siostra z Armii Zbawienia?
- Nie pamiętam. Dawno temu.
- Byli tu przed Bożym Narodzeniem - odezwała się cienkim głosem 

Jenny, która stała obok Elise. - Przynieśli buty i ubrania. Marta mówi, że to 
szczęście, że do nas przychodzą, inaczej w ogóle nie mielibyśmy w czym 
chodzić. Masz pieniądze, mamo.

Na taborecie przy łóżku Jenny położyła trzydzieści ore, które przyniósł 

Kristian, kiedy wrócił z sankami, a które Jenny zarobiła, rozwożąc towary.

- Schowaj je u Magnhild, inaczej ojciec ci je zabierze. Jenny wzięła 

pieniądze i pośpiesznie wyszła.

background image

Elise dziwnie się tu czuła. W każdej chwili mógł wrócić ojciec, a nawet 

siostry z Armii Zbawienia się go bały. Nie przypuszczała, żeby wobec niej 
zachował się lepiej.

Uznała, że powinna coś powiedzieć.
- Jest pani głodna? - spytała. - Przynieść pani coś z kuchni?
- Cały dzień nic nie jadłam. Przyrządziłabyś mi coś ciepłego?
Elise pokiwała głową i poszła do kuchni. Na zewnątrz zrobiło się już 

ciemno, ale Jenny zapaliła świeczkę i postawiła ją na skrzyni, która służyła 
za stół. Ktoś musiał też rozpalić w piecu, bo tlił się w nim ogień. Elise 
dołożyła kilka szczap i rozejrzała się po pomieszczeniu. Czuć było wilgoć, 
uderzył ją też zapach brudnych mokrych skarpet. Wisiały na sznurze nad 
piecem i okropnie cuchnęły.

Elise   nalała   z   wiadra   wody   do   dzbanka   i   postawiła   na   ogniu.   W 

pojemniku na chleb znalazła kawałek suchej piętki, obok stała miseczka z 
cukrem.

Pokruszyła   chleb   na   blaszanym   talerzyku,   posypała   cukrem   i   polała 

słabą   kawą,   najwyraźniej   parzoną   już   kilka   razy,   bo   nie   miała   prawie 
żadnego koloru.

Ktoś szarpnął za drzwi, Elise wstrzymała oddech. Czy to ojciec wracał?
Na szczęście to była Jenny. Sprawiała wrażenie zdziwionej.
- Robisz mamie jedzenie?
- Tak, poprosiła mnie. Nie jadła cały dzień.
- Jesteś tak samo dobra jak Marta.
- Powiem siostrom z Armii Zbawienia, jak jest wam trudno.
- Marta mówi, że są tacy, którzy mają jeszcze gorzej. Mój dziadek miał 

suchoty, a mimo to musiał iść z krowami z Gro-rud do rzeźni w Gronland. 
Miał osiem lat, chodził boso i sypiał w szopie. Potem trafił do dobrych 
ludzi, trzy rodziny mieszkały w jednej kuchni. Ten, kto wstał pierwszy, 
brał najlepsze buty, ostatni musiał chodzić boso. Jeśli buty były za duże, 
wkładano do nich gazety, jeśli za małe, trzeba było podwinąć palce. Ja 
noszę buty, które dostałam od sióstr z Armii Zbawienia - dodała dumnie i 
podniosła jedną nogę. - Też mam w nich gazety.

Elise patrzyła na nią.
-   Twój   dziadek   miał   suchoty,   ale   wyzdrowiał   -   powiedziała.   Jenny 

przytaknęła.

- Mama pochodzi ze wsi. Dziadek przegrał wszystko, co miał, w pokera 

i rodzina musiała wyjechać. Osiedlili się w Enerhaugen.

- Domyślam się, że nie było im łatwo, ani twojej matce, ani twojemu 

ojcu. Pewnie dlatego zaczął pić.

background image

Jenny zamyśliła się.
- Mamie wszystko jedno, czy tata ugania się za innymi kobietami. Nie 

ona jedna tak myśli. Mówią, że przynajmniej mają spokój i nie muszą na 
okrągło rodzić dzieci. Mój wujek włożył mojej cioci drut, żeby się pozbyć 
dzieciaka. O tu - dodała, pokazując na swoje krocze. - Mówił, że ma dosyć 
ich wrzasku. Ciocia umarła.

Elise była wstrząśnięta, ale starała się tego nie okazywać. To był świat, 

w którym ta mała dziewczynka żyła, nie chciała jej dodatkowo obciążać. 
Podała jej talerzyk.

-   Zaniesiesz   to   mamie?   Niestety   muszę   już   wracać,   ale   wpadnę   tu 

jeszcze, może uda mi się wam pomóc.

Jenny   pokiwała   smutno   głową.   Chciała,   żeby   Elise   została   jeszcze 

chwilę.

- Myślisz, że Marta zaraz wróci?
Elise widziała, że Jenny się boi, ale trudno było odmienić jej los. Nikt 

nie mógł spędzać tu całych dni, żeby chronić dzieci przed pijanym ojcem.

Całą   drogę   do   domu   myślała   tylko   o   tym.   Była   świadkiem   wielu 

smutnych ludzkich losów, ale czegoś takiego jeszcze nie widziała. Może 
wszędzie tam, gdzie ojciec pije, jest równie strasznie, tylko ona nic o tym 
nie wie? Ludzie dobrze skrywali swoje tajemnice.

Kiedy wróciła do domu, od razu spostrzegła, że Emanuel jest wzburzony 

i roztrzęsiony. Jensine znów zaczęła płakać, Hugo siedział naburmuszony, 
ale   jak   tylko   ją   zobaczył,   szybko   się   podniósł,   a   buzia   mu   się 
rozpromieniła.

- Nie wiedziałem, co robić - oznajmił Emanuel, bezradnie rozkładając 

ręce. - Wyjąłem ją z kołyski, ale nic nie pomogło, dalej płakała. Małego 
też nie udało mi się udobruchać.

Elise nic nie powiedziała. Hugo go nie znał, a Jensine z pewnością miała 

kolkę.   Nic   niezwykłego   u   małego   dziecka.   Zaczęła   mu   opowiadać   o 
wizycie u Jenny.

- Nie mogłam tak od razu wyjść i ją tam zostawić. Bała się ojca. Kiedy 

pije, potrafi być gwałtowny. Matka leżała w łóżku,

Jenny mówiła mi, że ma chore nogi, ale chyba nie bardzo wie, co jej 

dolega. Matka twierdzi, że ma chory brzuch. Tak czy inaczej jest mi ich 
żal. Starsza siostra Jenny chodziła ze mną do klasy, lecz od tamtej pory jej 
nie   widziałam.  Teraz   też   nie   było   jej   w   domu.  To   ona   ich   wszystkich 
utrzymuje: roznosi gazety, sprząta u ludzi. Chowają pieniądze u sąsiadki, 
inaczej ojciec wszystko by im zabrał.

Emanuel westchnął ciężko.

background image

- Nie zbawisz całego świata, Elise. Takich rodzin są tysiące i zwykle 

ludzie   są   sobie   sami   winni.   Gdyby   ojciec   nie   przepijał   pieniędzy,   nie 
musieliby głodować.

- Wiem o tym, ale nie pomogę małej Jenny, jeśli powiem jej, że inne 

dzieci żyją w podobnych warunkach. To nie jej wina, że ojciec pije. W tym 
kraju dzieje się coś bardzo złego. Robotnicy pracują więcej niż ci, którzy 
nimi   kierują,   mają   dłuższy   czas   pracy,   nie   mają   wolnego,   całe   dnie 
spędzają w pełnych kurzu fabrycznych halach, w ogłuszającym hałasie. 
Dlaczego   tak   mało   zarabiają?   Czy   ich   praca   jest   tak   mało   warta?   Co 
zrobiliby właściciele fabryk, gdyby nie robotnicy? Możesz mi powiedzieć?

Emanuel się uśmiechnął.
-   Widzę,   że   masz   w   sobie   coś   z   polityka.   Nie   wiedziałem   tego. 

Zapominasz jednak o czymś bardzo istotnym. Robotnicy wracają do domu 
i ich praca się kończy, mogą o niej zapomnieć aż do następnego ranka. 
Natomiast na ich szefach spoczywa odpowiedzialność za los fabryki. Mają 
różne obowiązki, martwią się o ceny surowców, o to, czy będą w stanie 
utrzymać produkcję i modernizować fabrykę, czy też zostaną zmuszeni ją 
zamknąć. Często nie śpią po nocach. Przypuszczam, że wielu z nich chęt-
nie zrzuciłoby z siebie tę odpowiedzialność.

Elise nic nie mówiła. Dyskusja z nim nie miała sensu. Johan na pewno 

zapaliłby się do rozmowy, siedzieliby i dyskutowali do późnej nocy. Kiedy 
wróci, na pewno zaangażuje się w ruch robotniczy. Jemu nie wystarczało 
samo   mówienie   o   niesprawiedliwościach,   które   się   działy,   on   chciał 
działać.

Z nią było podobnie. Chciała pomóc Jenny, Marcie i ich matce. Opisując 

prawdziwe   historie,   pragnęła   otworzyć   ludziom   oczy.   Może   wreszcie 
zrozumieją, że nie może być tak, że robotnicy, którzy harują w fabryce, 
żeby zarobić na chleb, muszą żyć w tak okropnych warunkach, znacznie 
gorszych niż ci po drugiej stronie rzeki. Opowiadanie o Oline wywołało 
reakcję. Pewien mężczyzna, który je przeczytał, załatwił Oline pracę w 
restauracji, a nawet maleńkie mieszkanie. Może znajdą się inni, którzy 
postąpią podobnie?

Siedziała, trzymając Hugo na kolanach. Jej myśli krążyły jednak wokół 

biednej Jenny. Nagle przyszedł jej na myśl pewien pomysł. Wiedziała już, 
o czym będzie jej dziesiąte opowiadanie!

background image

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Wciąż miała jeszcze spory  zapas jedzenia z paczki, którą dostała od 

pana Mathiesena. Większość schowała - część zaniosła do piwnicy, część 
schowała głęboko w spiżarni, żeby uniknąć pytań ze strony chłopców i 
Emanuela. Przykazała chłopcom surowo, żeby nikomu o tym nie mówili, 
jednak   łatwo   mogli   się   zapomnieć.   Wystarczyło   słowo   i   plotka   mogła 
roznieść się po całej szkole: Elise dostała całą skrzynkę jedzenia od kogoś 
obcego.   Ciekawość   rozprzestrzeni   się   jak   pożar,   ludzie   zaczną   snuć 
domysły. Pingelen i inni, którzy widzieli rudego mężczyznę wystającego 
na moście i przyglądającego się jej, szybko się domyśla, w czym rzecz. 
Hugo   ostatnio   bardzo   wyrósł,   na   wiosnę   zacznie   więcej   wychodzić   na 
dwór i ludzie zwrócą uwagę na jego rudoblond loki.

background image

Dla kogoś, kto szuka sensacji, sytuacja będzie jasna.
Elise słyszała, jak z dachu kapie woda, jak szumi w rynnach. Nagle 

pogoda znów się zmieniła, można by sądzić, że to już kwiecień. Wzięła 
trochę jedzenia i włożyła do koszyka, otuliła dobrze Jensine, położyła ją 
do wózka i okryła kołderką Hugo. Chłopca natomiast posadziła na desce 
na wózku, trzymał się mocno i śmiał się zadowolony.

Im była bliżej, tym większy ogarniał ją niepokój.
Jeśli ojciec Jenny  jest  w  domu,  w  dodatku  pijany,  nie  będzie  mogła 

wejść. Potrafił przecież wyrzucić garnek z jedzeniem przez okno i porąbać 
drzwi siekierą!

W domu zdawała się panować cisza i spokój. Może leży i śpi? Jeśli 

odsypia kaca, może nie zauważy, że ktoś przyszedł. Jej ojciec dzień po 
pijaństwie nie zwracał na nic uwagi.

Wzięła Hugo na rękę, wózek zostawiła przed drzwiami i zapukała.
Nikt   nie   odpowiedział.   Ostrożnie   uchyliła   drzwi   i   zawołała:   -   Pani 

Einarsen? To ja, Elise. Mogę wejść?

- Jest tam ktoś? Dzięki Bogu!
Elise   weszła   z   wahaniem.   W   pokoiku   było   równie   ciemno   jak 

poprzedniego dnia. Brudne firanki wisiały w oknie, pewnie po to, żeby 
nikt tu nie zaglądał. Na stołku stał blaszany kubek z jasną kawą. Obok 
leżała na wpół zjedzona piętka chleba.

-   Dzień   dobry,   pani   Einarsen.   Przyniosłam   trochę   jedzenia.   Mogę 

zostawić je w kuchni?

- Musisz je gdzieś schować. Jeśli on to zobaczy, zabierze i wymieni na 

samogon.

- Schowam je głęboko w spiżarce.
- Jak to dobrze, że przyszłaś. Zaczynam wierzyć, że Bóg jednak istnieje. 

Modliłam się, żeby ktoś przyszedł, i zjawiłaś się.

- Potrzebuje pani pomocy?
-   Tak   strasznie   mnie   boli,   tutaj   w   środku   -   powiedziała   kobieta   i 

pokazała na swoją pierś.

Elise przestraszyła się. To mogło być serce.
- Pójdę po lekarza - powiedziała.
- Nie, nie chodź, bierze trzy korony tylko za to, że włoży głowę przez 

drzwi.

- Proszę o tym nie myśleć, pani Einarsen. Stać mnie, żeby zapłacić.
- Masz tyle pieniędzy, Elise?
- Mój mąż właśnie dostał pracę w Zakładach Myren, a ja szyję.
-   No   to   musi   być   u   was   bogactwo.   Boże   drogi,   znów   mnie   boli   - 

background image

powiedziała kobieta, zamknęła oczy i westchnęła.

- Zaraz sprowadzę lekarza.
W poczekalni było pełno. Elise zostawiła Jensine w wózku na zewnątrz, 

nie mogła czekać. Zdecydowanym krokiem przeszła przez poczekalnię i 
zapukała   do   drzwi.   Z   ulgą   usłyszała,   że   lekarz   od   razu   odpowiedział. 
Szybko wyjaśniła mu całą sytuację.

- Zadzwonię do Ulleval, może znajdzie się jakiś wóz, żeby ją zabrać. 

Jest pani pewna, że stan jest aż tak poważny?

Elise przytaknęła.
- Wydaje mi się, że to coś z sercem. Bardzo cierpiała. Jej mąż pije, córka 

i syn są w szkole, a potem od razu idą do pracy. Najstarsza córka roznosi 
rano gazety, a potem sprząta u ludzi do późna. Tylko dzieci utrzymują 
matkę przy życiu.

Poczuła ulgę, kiedy w końcu mogła ruszyć do domu. Jensine zaczęła 

płakać,   zbliżała   się   pora   karmienia,   poza   tym  na   pewno   miała   mokro. 
Hugo marudził, pewnie też był już głodny.

Jak   tylko  każde   z  nich   dostało   to,   czego  potrzebowało,   położyła   ich 

spać.  To   była   pora   ich   porannej   drzemki.   Szybko   wyciągnęła   papier   i 
ołówek i zaczęła pisać.

Ołówek   frunął   po   papierze,   słowa   same   przychodziły   jej   do   głowy. 

Zatrzymywała   się   tylko,   żeby   odwrócić   kartkę   albo   sięgnąć   po   nową, 
słowa   płynęły   dalej.   Znów   była   na   wzgórzu  Aker,   gdzie   pierwszy   raz 
usłyszała płacz małej Jenny. Kiedy odtworzyła swoją drugą rozmowę z 
dziewczynką   już   tutaj,   w   domku   majstra,   zdała   sobie   sprawę,   że   w 
dalszym   ciągu   nie   wie,   co   właściwie   przydarzyło   się   Jenny,   zanim   ją 
spotkała. Napomykała o jakimś mężczyźnie, któremu dostarczała towary 
ze sklepu, ale twierdziła, że nic jej nie zrobił. Czy rozmawiałaby z nią tak 
otwarcie i szczerze, gdyby mężczyzna naprawdę ją wykorzystał?

Pisała, aż Hugo się obudził. Kiedy wszedł swoim chwiejnym krokiem 

do kuchni, usłyszała, że chłopcy wracają ze szkoły. Wstała pośpiesznie i 
zaczęła szykować im jedzenie. Nie mieli wiele czasu, zaraz musieli iść do 
pracy.

-  Teodor  wpadł  do   rzeki!  -  krzyczał  Evert  tak   przerażony,   że   ledwo 

mogła zrozumieć, co mówi.

- Co takiego? - spytała, odwracając się do niego. Peder przyszedł mu z 

pomocą.

- Teodor wpadł do rzeki, tutaj niedaleko. Poślizgnął się i przeleciał pod 

balustradą.

Elise   poprosiła,   żeby   popilnowali   Hugo,   i   wybiegła.   Na   brzegu 

background image

zobaczyła   dwie   kobiety,   które   stały,   machały   rękoma   i   wołały   coś   do 
mężczyzny, który wyszedł na lód.

Podbiegła do nich. Zobaczyła, że mężczyźnie udało się chwycić rączki 

chłopca, które wystawały znad pokrytej krą brudnej żółtobrązowej wody. 
Po chwili zaczął mozolnie zmierzać w kierunku brzegu z dzieckiem na 
ręku, walcząc z krą i silnym prądem.

Tuż pod nią rzeka była bardzo głęboka. Elise chwyciła złamany palik 

balustrady i podała mężczyźnie, który się go złapał. W końcu udało mu się 
dotrzeć do brzegu. Elise wzięła chłopca w ramiona i pobiegła z nim do 
domu.  Za nią  biegł  mężczyzna,  słyszała jego głośny   oddech, z  trudem 
łapał powietrze.

W jednej chwili w kuchni zapanował chaos. Wszyscy chcieli pomagać, 

w różnych miejscach leżały porozrzucane ubrania, słychać było płacz i 
przerażone   krzyki.   Mężczyzna   wszedł   i   zaraz   za   progiem   upadł   na 
podłogę, całkowicie wyczerpany. Hugo wrzeszczał, przerażony obecnością 
tylu   obcych   ludzi.   Udzieliło   mu   się   ich   zdenerwowanie.   Jensine   się 
obudziła i też zaczęła płakać. Peder i Evert płakali ze strachu, myśleli, że 
Teodor nie żyje. Tylko Kristian jak zwykle był spokojny.

Dołożył do pieca, nastawił kocioł z wodą, przyniósł wełniane koce z 

pokoju i ze stryszku, znalazł nawet małą flaszkę wódki, którą zostawił tu 
Emanuel,   kiedy   się   od   nich   wyprowadził   i   której   później   już   nikt   nie 
ruszał.   Nalał   trochę   do   kubka   i   wlał   parę   kropel   do   ust   Teodorowi   i 
mężczyźnie.

Teodor nareszcie się poruszył, zaczął kręcić głową i wypluł mnóstwo 

wody. Elise masowała jego lodowato zimne ciałko. Ubrała go w piżamę 
Pedera,   jakiś  stary   sweter,   wełniane   pończochy   i  spodnie   Everta,   które 
właśnie   miała   zacząć   łatać.   W   końcu   otuliła   go   wełnianym   kocem   i 
posadziła na kolanach innej kobiety, każąc jej dalej go masować. Sama 
natomiast postanowiła spróbować nakarmić go gorącą kaszą. To był cud, 
ale kiedy podsunęła mu łyżkę, chłopiec się ocknął, zamrugał i otworzył 
usta. Patrzył na nią wielkimi ze zdziwienia niebieskimi oczami.

-   Wpadłeś   do   rzeki   -   wytłumaczyła   mu.   -   Ten   pan   wskoczył   i   cię 

uratował. Na szczęście lód w tym miejscu jest kruchy, inaczej mógłbyś się 
zabić.

Mężczyzna zaczął dochodzić do siebie. Wyglądało na to, że ucierpiał 

bardziej od chłopca. Wyglądał na trzydzieści, może czterdzieści lat. Miał 
na   sobie   roboczą   bluzę,   jak   większość   robotników,   ale   Elise   nie 
przypominała sobie, żeby go kiedyś widziała. Próbował się podnieść, ale 
zaraz znów upadł. Jedna z kobiet ubrała go w piżamę, sweter i spodnie 

background image

Reidara   i   owinęła   wełnianym   kocem.   Elise   pomogła   posadzić   go   na 
taborecie i dała mu trochę gorącej kaszy. W końcu wreszcie chyba udało 
się im trochę go rozgrzać.

Peder  zajął  się   Hugo,   a  Kristian   wziął  na  ręce   Jensine.   Nareszcie   w 

przepełnionej kuchni zapanował spokój.

Wtedy rozległy się kroki i Emanuel wsunął głowę przez drzwi. Przez 

moment miała wrażenie, że najchętniej by się wycofał, ale wziął się w 
garść   i   szybko   wszedł   do   środka,   żeby   nie   wypuścić   za   dużo   ciepła. 
Spojrzał na Elise pytającym wzrokiem.

Peder ją jednak uprzedził.
- Teodor wpadł do rzeki! Ten staruszek go uratował.
- Ależ Peder! - zawołała Elise oburzona. - To nie jest staruszek, chyba 

sam widzisz. Pewnie nie jest wiele starszy od Emanuela.

Ku swojemu zdziwieniu spostrzegła, że mężczyzna się uśmiechnął.
- Chłopak ma rację. Mam czterdzieści pięć lat - powiedział, po czym 

zwrócił się do Emanuela: - Pana żona uratowała mi życie. Bez jej pomocy 
nie udałoby mi się wyciągnąć chłopca na brzeg. Już traciłem przytomność, 
zaczęło brakować mi sił.

Elise zauważyła, że wysławia się podobnie jak ludzie po drugiej stronie 

rzeki.

Wiedziała, że Emanuel z trudem znosi całe zamieszanie, ale dzielnie się 

trzymał. Wczoraj zajmowała się obcą dziewczynką, zostawiając go z Hugo 
i z Josefine, a dzisiaj wrócił do zaparowanej kuchni, pełnej mokrych ubrań 
i obcych ludzi. Wcześniej chciała poddać go próbie, żeby przekonać się, 
czy naprawdę się zmienił, ale wiedziała też, że nie może przesadzić.

Odwiesił   palto   i   kapelusz   i   stanął   w   drzwiach.   Zabrakło   dla   niego 

miejsca przy stole w kuchni, a w pokoju było za zimno.

- Czy mógłbym coś zrobić?
Jedna z kobiet zaczęła szykować się do wyjścia.
- Chyba nie jestem wam już potrzebna - powiedziała, patrząc na Elise. - 

Poślij jednego z chłopców do jego matki, niech powie jej, co się stało.

Elise pokiwała głową.
- Dobrze, i dziękuję za pomoc. Bez was trudno byłoby mi dać sobie z 

tym wszystkim radę.

Kobieta   była   speszona,   ale   najwyraźniej   zadowolona   z   pochwały; 

szybko wyszła.

Kristian ułożył Jensine w kołysce i włożył czapkę.
- Pójdę zawiadomić matkę Teodora.
- Dziękuję, Kristian.

background image

Przy stole zwolnił się stołek, Emanuel usiadł obok obcego mężczyzny.
-   Co   właściwie   się   wydarzyło?   -   spytał.   Mężczyzna   kręcił   z 

niedowierzaniem głową.

-   Wracałem   z   przędzalni,   miałem   jakąś   sprawę   do   załatwienia   u 

znajomych   na   Sandakerveien.   Na   moście   zobaczyłem,   jak   z   przeciwka 
biegną   jacyś   chłopcy.   Zawołałem,   żeby   uważali,   balustrada   wyglądała 
niepewnie,   między   najniższymi   szczeblami   była   duża   przerwa.   Nie 
posłuchali mnie. Zanim zdążyłem się obejrzeć, jeden z nich się potknął, 
upadł jak długi i ześlizgnął się z mostu. Nawet nie zdążyłem zareagować, 
po   prostu   zniknął.   Na   szczęście   w   tym   miejscu   w   lodzie   była   dziura, 
inaczej zabiłby się na miejscu, lód jest jeszcze twardy.

Elise słuchała go, szykując kanapki dla chłopców, którzy zaraz musieli 

wychodzić do pracy. Miała nadzieję, że nie będą mieli nieprzyjemności z 
powodu spóźnienia, kiedy rozniesie się, co się wydarzyło.

- Pan chyba nie jest stąd? - spytała kobieta, która trzymała Teodora na 

kolanach.   Przysłuchiwała   się   rozmowie   i   była   ciekawa,   kim   jest   obcy 
mężczyzna.

- Mieszkam w Kristianii, ale pochodzę z Drammen. Nazywam się Paul 

Georg Schwencke.

- Z rodziny tych Schwencke? - spytał Emanuel. Elise słyszała po jego 

głosie, że jest pod wrażeniem. - Jak to się stało, że trafił pan w te strony?

Wymówił z naciskiem „w te strony". Sam pewnie niechętnie by się do 

tego przyznał, ale nadal miał nie najlepsze zdanie o mieszkańcach okolic 
po tej stronie rzeki.

- Mieszka tu pewna rodzina, której usiłuję pomóc.
Słychać było, że niechętnie o tym mówi, może chodziło o kogoś z jego 

własnej rodziny? Dziwne, że był ubrany jak robotnik, skoro najwyraźniej 
przywykł do nieco innych warunków, pomyślała Elise.

Wzięła Hugo od Pedera, dała chłopcom po kawałku chleba, prosząc, 

żeby się pośpieszyli.

Wkrótce potem zza drzwi doszły ich podniecone głosy. Weszła matka 

Teodora, jego ojciec i czterech braci. Matka łkała, ojciec przeklinał, bracia 
natomiast byli podnieceni, zaśmiewali się z dziwnego ubrania Teodora, ale 
jednak najwyraźniej był bohaterem dnia. Schwencke musiał jeszcze raz 
opowiedzieć,   jak   idąc   przez   most,   zauważył   nadbiegających   chłopców, 
którzy nie pomyśleli, że na moście może być ślisko. Kiedy opowiadał, jak 
Teodor   nagle   zniknął   pod   balustradą,   matka   krzyknęła   z   przerażenia   i 
zakryła usta ręką; bracia zamilkli. Ojciec, kawał chłopa, wziął syna z kolan 
kobiety, przełożył go sobie przez ramię i ruszył w stronę drzwi.

background image

Matka dygnęła, podziękowała i obiecała przysłać któregoś z synów z 

ubraniem, jak tylko przebierze Teodora. Druga kobieta też wstała i wyszła 
razem z nimi, w końcu do kuchni powrócił jaki taki spokój.

- Zrobiło się straszne zamieszanie - powiedział Schwencke, uśmiechając 

się   blado.  Wciąż   jeszcze   nie   czuł   się   najlepiej   po   kąpieli   w   lodowatej 
wodzie.

Emanuel nalał wódki jemu i sobie.
- Trzeba się do tego przyzwyczaić, kiedy się mieszka tak blisko rzeki. W 

każdym razie jeśli jest się mężem takiej kobiety jak Elise - powiedział, 
patrząc na nią i uśmiechając się.

Elise nie była pewna, czy w jego głosie brzmi podziw czy rezygnacja.
Schwencke zaczął zbierać się do wyjścia, ale Emanuel go powstrzymał.
- Proszę jeszcze zostać! Zaraz zrobi się tu spokojnie, chłopcy są w pracy, 

Hugo   pójdzie   spać,   a   żonie   na   pewno   zaraz   też   uda   się   uspokoić 
najmłodszą córeczkę.

Mężczyźni  zaczęli   rozmawiać   o   polityce,   okazało   się,   że   Schwencke 

dużo wie.

Elise   położyła   Jensine   na   kuchennej   ławie,   po   chwili   podniosła   ją   i 

zaczęła   karmić,   odwrócona   plecami   do   mężczyzn,   a   Hugo   dostał   do 
gryzienia   kawałek   chleba.   Myślami   Elise   znów   była   przy   małej  Jenny, 
przy jej siostrze, jej bracie i ich matce. Czy ktoś zawiadomił dzieci, że 
matkę zabrano do szpitala? Jeśli nie, to pewnie się przestraszą, gdy wrócą 
ze szkoły do domu. Kiedy ułoży Hugo i Jensine do snu, pójdzie zobaczyć, 
co się u nich dzieje. Mozę ojciec wytrzeźwieje, kiedy dowie się, że jego 
żona jest poważnie chora.

Hilda i Reidar wrócili dzisiaj późno. Reidar musiał zostać po lekcjach i 

pomóc dyrektorowi szkoły, a Hilda wzięła dodatkową pracę.

Nareszcie usłyszała ich kroki za drzwiami. Weszła Hilda, trzęsąc się z 

zimna. Zatrzymała się, widząc obcego mężczyznę. Elise szybko wyjaśniła 
jej, co się stało.

- Te dzieciaki nikogo nie słuchają! - wybuchła oburzona. - Wiedzą, jakie 

to   niebezpieczne,   a   i   tak   biegną   przez   most   jak   szalone,   w   ogóle   nie 
myśląc, że w dole płynie rzeka. Ciekawe, ile ludzi w niej utonęło od czasu, 
kiedy zbudowano fabrykę i ludzie zaczęli się osiedlać wzdłuż brzegów.

Usiadła na taborecie najbliżej Elise.
- Masz coś do jedzenia? - spytała. - Jestem wykończona, nie jadłam od 

rana.

Elise   skończyła   karmić   Jensine,   ułożyła   ją   w   kołysce   i   poprosiła 

Emanuela,   żeby   pomógł   jej   zanieść   ją   do   pokoju.   Potem   zaczęła 

background image

podgrzewać kolejną porcję kaszy.

-   Przypilnujesz   dzieci?   Muszę   jeszcze   wyjść   coś   załatwić.   Hilda 

spojrzała na nią zdziwiona.

- Wychodzisz? Tak po ciemku?
- Muszę powiedzieć Marcie Einarsen, że jej matkę zabrano do szpitala.
Widziała, że Emanuel zmarszczył czoło, ale nie odezwał się, więc udała, 

że niczego nie zauważyła. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie lubi, kiedy 
wychodzi po zmroku. Dobrze wiedział, co może się stać, jeśli spotka się 
kogoś, kto ma złe zamiary.

- Zaraz wracam. Pomyślałam, że dzieci powinny wiedzieć, co się stało z 

ich matką.

Hilda   przytaknęła.   Poprzedniego   wieczora   Elise   opowiedziała   jej   o 

spotkaniu z Jenny.

Po chwili była już w drodze. Zostawiła Emanuela rozmawiającego ze 

Schwencke. Przekonał go, żeby zaczekał, aż wyschnie mu ubranie. Nie 
była pewna, jak Reidar zareaguje na to, że obcy mężczyzna ma na sobie 
jego piżamę.

Martwiła się całą drogę. Co zrobi, jeśli się okaże, że w domu jest tylko 

sam ojciec?

background image

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Na ulicy panowały całkowite ciemności, gazowe latarnie nie świeciły 

się. Nikogo nie widziała i nie słyszała. Było tak cicho, że można by sądzić, 
że w promieniu mili nie mieszkają tu żadni ludzie, jedynie w niektórych 
oknach   na   pierwszym  piętrze   tliły   się   świeczki,   w   jednym   z   okien   na 
którymś z wyższych pięter paliła się lampa naftowa.

Wewnątrz   też   było   cicho.   Nie   płakało   żadne   dziecko,   nie   przeklinał 

żaden pijak, nikt niczym nie rzucał. Zaczerpnęła powietrza i zapukała.

Nie doczekała się żadnej odpowiedzi. Ostrożnie uchyliła drzwi.
- Jenny? Marta? Czy ktoś jest w domu?
Nikt nie odpowiedział. Weszła do środka. Drzwi do kuchni i do pokoju 

pozostawiono otwarte. Zdziwiona odkryła, że w blaszanym pudełku na 
skrzynce, która służyła im za stół, stoi zapalona świeczka. Nie wyszliby 
chyba z mieszkania, zostawiając palącą się świeczkę? Nie było co prawda 
niebezpieczeństwa   pożaru,   bo   świeczka   stała   w   pudełku,   ale   mimo 
wszystko. Ojciec bywał , nieobliczalny, wszystko mogło się wydarzyć.

Z pewnym wahaniem ruszyła w kierunku drzwi do pokoju, w którym 

leżała matka. A jeśli wciąż tam jest? A jeśli umarła?

Zapukała, ale i tym razem nikt się nie odezwał. Gdyby leżał tam ojciec, 

odsypiając kaca, słyszałaby chrapanie, pijacy zawsze chrapią.

Serce podchodziło jej do gardła, kiedy otworzyła drzwi. W środku było 

ciemno i cicho.

- Pani Einarsen?
Żadnej odpowiedzi. Niezwłocznie wróciła do kuchni, wzięła pudełko z 

palącą się świeczką i znów weszła do pokoju. Zobaczyła puste, niezasłane 
łóżko. Był to jedyny porządny mebel w całym mieszkaniu, z wysokim 
zagłówkiem z ciemnego mahoniowego drewna. Zniszczona, poprzecierana 
pościel cuchnęła.

Szybko stamtąd wyszła.
Miała   ze   sobą   ołówek   i   kartkę   papieru,   na   której   napisała   dużymi 

literami: MAMA JEST W SZPITALU W ULLEVAL. POZDROWIENIA, 

background image

ELISE.

Jeśli będą chcieli się czegoś dowiedzieć, wiedzą, gdzie mieszka, mogą 

przyjść i spytać.

Poczuła  ulgę; pani Einarsen  jest w szpitalu,  a ojca nie  ma  w domu. 

Pośpiesznie wyszła z budynku i ruszyła do domu.

Emanuel   i   Schwencke   wyszli.   Hilda   siedziała   i   cerowała   pończochy, 

ubrania Schwenckego zniknęły ze sznura. - Emanuel się obraził dlatego, że 
wyszłam? Hilda spojrzała na nią oburzona.

- Miałby się obrażać dlatego, że pomagasz ludziom?
- Mam wrażenie, że ostatnio wszystko go nieco przytłoczyło. Wczoraj 

była tu Jenny, dzisiaj Teodor. Zanim przyszłaś, w kuchni kłębiło się pełno 
ludzi, zaszli tu rodzice Teodora, jego czterej bracia i jeszcze dwie kobiety, 
które   pomogły   mi   zanieść   Teodora   do   domu.   Razem   z   chłopcami,   z 
Emanuelem, Hugo i Jensine znajdowało się tu siedemnaście osób, a nawet 
gdy jest nas pięcioro, to robi się ciasno. Mokre ubrania cuchnęły brudną 
wodą   z   rzeki,   podłoga   się   zalała.   Rozumiem,   że   Emanuel   mógł   się 
przestraszyć.

- A ja odniosłam wrażenie, że Emanuel jest łagodniejszy niż zwykle. 

Znał tego obcego mężczyznę?

- Nie, lecz najwyraźniej dobrze się rozumieli. Chyba pochodzi z jakiejś 

znanej rodziny. Emanuel się zdziwił, kiedy usłyszał jego nazwisko. Ale z 
kolei był ubrany w roboczą bluzę, więc coś mi się tu nie zgadza.

Hilda się uśmiechnęła.
- Masz bujną wyobraźnię, od razu podejrzewasz, że coś jest nie tak. 

Może to szwedzki szpieg?

- Wojna ze Szwecją się już skończyła. Dzięki Bogu.
- Ludzie mówią, że w Norwegii nadal węszą szwedzcy szpiedzy. Wielu 

okazuje niezadowolenie z tego, że Szwecja musiała oddać Norwegię. Tak 
twierdzi Reidar. Co u Einarsenów?

-   Nie   zastałam   nikogo   w   domu.   Dziwne,   bo   w   kuchni   paliła   się 

świeczka.

-   Weszłaś   do   środka?   -   spytała   Hilda   przestraszona.   -   Do   obcego 

mieszkania?

-   Musiałam   zobaczyć,   czy   matka   tam   jeszcze   leży.   Widziałam,   jak 

cierpiała. To ja przekonałam lekarza, żeby zadzwonił do szpitala. Moim 
obowiązkiem było zawiadomić rodzinę o tym, co się stało.

-   Za   dużo   na   siebie   bierzesz.   Jeśli   myślisz,   że   uratujesz   wszystkich 

nieszczęśliwych biedaków mieszkających wzdłuż rzeki, to się mylisz.

W tym momencie Elise spostrzegła kopertę z wypłatą, na wpół ukrytą za 

background image

gazetą na stole w kuchni.

- To Reidar zostawił tu wypłatę? - spytała.
- Nie, Emanuel położył tu tę kopertę. Mam ci przekazać, że to dla ciebie.
Elise   czuła,   że   aż   się   czerwieni   z   radości.   Emanuel   dostał   swoją 

pierwszą wypłatę i oddał ją jej. Nie miała wątpliwości, że robi wszystko, 
aby naprawić swoje błędy.

Hilda wstała.
-   Jestem   zmęczona,   chyba   pójdę   się   położyć   -   powiedziała.   Elise 

otworzyła   usta,   żeby   coś   powiedzieć,   ale   powstrzymała   się.   Powinna 
porozmawiać   z   Hildą   o   Braciszku,   lecz   zawsze   ktoś   znajdował   się   w 
pobliżu, nigdy  nie zostawały  same. Teraz nadarzyła się okazja, ale nie 
chciała zaczynać rozmowy, skoro Hilda była zmęczona.

Następnego   dnia   dokończyła   swoje   opowiadanie.   Zakończyła   je 

pytaniem: „Co  stanie  się  z  dziećmi,  jeśli  matka  umrze  i zostawi je na 
pastwę ojca alkoholika? Czy starsza córka nadal będzie wstawać o trzeciej 
w nocy, żeby zdążyć roznieść gazety, zanim zacznie swoją pracę? Czy 
poświęci swoją młodość, chcąc utrzymać młodsze rodzeństwo i stworzyć 
im dom, bo ojciec pije?"

To   opowiadanie   oraz   historię   swoich   rodziców   włożyła   do   dużej 

koperty, na wierzchu napisała imię i nazwisko oraz adres Johana, wzięła ze 
sobą dzieci i poszła na pocztę nadać przesyłkę.

Odczuła   ulgę,   ale   nie   żywiła   większej   nadziei.   Że   też   uwierzyła,   że 

jakieś   duńskie   wydawnictwo   zechce   wydrukować   jej   ponure   historie   o 
robotnikach mieszkających wzdłuż rzeki Aker. W Danii było tak samo jak 
w Norwegii: i tu, i tam o wszystkim decydowali bogaci. I chcieli wiedzieć 
jak najmniej o ludziach, którzy nie mieli tyle szczęścia co oni.

Wracając przez most do domu, zobaczyła listonosza. Zatrzymał się przy 

domku majstra i przyglądał się listowi, który trzymał w ręku.

- Jestem tutaj! - wykrzyknęła i pomachała mu. Podniecona ruszyła mu 

na spotkanie, ciekawa, czy list był od Johana.

Znaczek na kopercie nie był duński, tylko amerykański, ze stemplem 

głoszącym „Spokane, Washington". Chwyciła list i pośpiesznie weszła do 
domu. Jensine spała, Hugo też lada moment powinien zasnąć. Wzięła go 
na ręce i położyła na łóżku. Jensine zostawiła póki co w wózku. W nocy 
temperatura znów spadła, było kilka stopni mrozu, ale mała miała ciepło, 
szczelnie otulona wełnianym kocem.

Dołożyła   drewna   do   pieca,   przyniosła   śpiącą   Jensine   do   pokoju,   po 

czym usiadła przy stole i ostrożnie otworzyła kopertę. Wypadły z niej dwie 
fotografie. Jedna przedstawiała kobietę w jedwabnej białej sukni i dużym 

background image

słomkowym kapeluszu z kwiatami. Obok niej stała dziewczynka, która 
sięgała jej do ramienia, ona także ubrana była na biało, poza tym miała 
ciemne,   kręcone   włosy,   które   sięgały   jej   niemal   do   pasa,   a   na   głowie 
wielką   kokardę.   Dziewczynka   sprawiała   wrażenie   zawstydzonej,   ale 
kobieta miała w sobie jakąś dumę i godność. I pomyśleć, że to byli jej 
krewni!

Drugie zdjęcie przedstawiało rodzinę, siedzącą przed dużym, pięknym 

domem z werandą. Wyglądali, jakby mieli gości, na zdjęciu widać było 
dwie kobiety i dwóch mężczyzn oraz kilkoro dzieci, wszystkie wystrojone 
i poważne.

Zaczęła niecierpliwie czytać.
Spokane, Wash, January 1907 Kochana siostrzenico, dziękuję Tobie i 

wszystkim innym za list, który od Was dostaliśmy. Było nam nice to hear 
from you. Jak rozumiem, macie się dobrze, i to nas cieszy very much. 
Często myślałem, żeby do Was napisać, ale nie zawsze mam czas, kiedy 
jestem in the forest i pracuję przy timber. Nie rozumiem, jak wytrzymuję 
tyle czasu w lesie, ja, który w Ulefoss zawsze mieszkałem nad wodą. Na 
zdjęciu you can see my wife z naszą córką, wystroiły się, bo idą na dinner. 
Podobał   mi   się  Twój   list.  The   boys  zdają   się   być  dobrymi   chłopcami, 
szkoda, że Twoja siostra nie czuje się dobrze, przykro nam. Może nas tu 
odwiedzicie, miejsca mamy dużo. Teraz spodziewamy się gości z Valley, 
gdzie my brother i his wife mieszkają w lasach, ale ona się tam źle czuje i 
chciałaby wrócić do miasta. Niedawno dostała konia, który nazywa się 
Haroke, mój brat kupił jej go, żeby czasem mogła gdzieś pojechać. Co tam 
u Was w Norwegii? Planujecie więcej dzieci? Rozumiem, że Jensine to 
dopiero początek. My też chcemy mieć jeszcze jedną córeczkę, ale dopiero 
kiedy moja żona nabierze sił, but she is not very well. Edward i Rainard 
rosną, Edward już od roku chodzi do szkoły która leży across the street. 
Mam nadzieję, że u Was wszystko is good. Czekam na list od Ciebie.

Twój wuj Kristian
Elise musiała przeczytać list jeszcze raz, żeby wszystko zrozumieć, nie 

znała jednak angielskiego i musiała zaczekać, aż Reidar wróci do domu. 
Sporo   rozumiała,   ale   nie   wszystko.   Było   jej   przykro,   że   współczuli 
Hildzie. Nie wiedzieli, że straciła dwójkę dzieci, żałowali jej tylko dlatego, 
że uskarżała się w liście.

Wciąż jeszcze nie znalazła okazji, żeby opowiedzieć Hildzie o wizycie u 

majstra i o jego propozycji zwrócenia jej Braciszka. Dzisiaj rano też jej nie 
powie,   bo   o   tak   ważnej   sprawie   nie   mogła   rozmawiać,   kiedy   wszyscy 
dookoła słuchali. Może uda się jej zrobić to wieczorem.

background image

Odłożyła list, nalała zimnej wody do blaszanej miski i zaczęła obierać 

ziemniaki.

Chłopcy i Hilda byli zachwyceni, kiedy dowiedzieli się, że przyszedł list 

z Ameryki. Reidar przetłumaczył angielskie słowa i musiał czytać im list 
trzy   razy.   Hildzie   podobało   się   zdanie,   które   dotyczyło   jej   osoby,   a 
wszyscy zrobili wielkie oczy, kiedy usłyszeli, że wujek chętnie widziałby 
ich u siebie.

- Pisze, że jest tam koń? - spytał Peder, patrząc z niedowierzaniem na 

Reidara. - Myślisz, że będziemy mogli na nim jeździć?

- Nie mamy pieniędzy, żeby pojechać do Ameryki. Może pojedziesz, 

kiedy dorośniesz.

- Ale Emanuel mówił, że wyjechało już wiele tysięcy osób. Dlaczego 

oni mają więcej pieniędzy od nas?

- Sprzedali wszystko, co mieli, i nie mogą już tu wrócić. Nie byłoby ci 

smutno, gdybyś już nigdy nie miał się spotkać ze swoimi kolegami i nigdy 
już nie zobaczyć domku majstra nad rzeką?

Peder wyglądał na przestraszonego.
- Oni tu już nigdy nie wrócą? - spytał. Elise pokręciła głową.
- Wrócą, jeśli wszystko się dobrze ułoży i będą mogli odłożyć trochę 

pieniędzy na podróż, ale takich bogatych nie jest wielu.

- Nasz wujek chyba jest bogaty, inaczej nie byłoby go stać na konia.
Wieczorem przygotowała Hugo i Jensine do snu, chłopcy siedzieli nad 

lekcjami, a Reidar poprawiał wypracowania. Elise odwróciła się do Hildy.

-   Boli   mnie   głowa,   może   wybrałabyś   się   ze   mną   na   spacer?   Świeci 

księżyc, a na niebie jest pełno gwiazd.

Hilda przyszła przed chwilą z pokoiku, niosąc stertę rzeczy, które trzeba 

było pocerować i pozszywać.

- Na spacer? - powtórzyła z niedowierzaniem. - Zdajesz sobie sprawę z 

tego, że cały dzień szorowałam schody i podłogi? Skoro wieczorem masz 
jeszcze tyle energii, to chyba mogłabyś już wrócić do pracy. Emanuel też 
tak   uważa.   Nie   rozumie,   dlaczego   jeszcze   nie   zgłosiłaś   się   do   pani 
Borresen.

- Skończyłam pisać książkę.
-   Tak?   -   spytała   Hilda,   a   jej   twarz   się   rozpromieniła.   -   To   dobrze. 

Wysłałaś ją do wydawnictwa?

Elise przytaknęła, ale nie chciała powiedzieć nic więcej.
-   Jest   coś,   o   czym   chciałabym   z   tobą   porozmawiać,   tutaj   będziemy 

przeszkadzać chłopcom w lekcjach.

- No dobrze, chodźmy, ale nie na długo.

background image

Jak tylko wyszły na zewnątrz, Hilda odwróciła się do niej.
- To ma związek z książką? - spytała.
Elise pokręciła głową. Świecił księżyc, było jasno. Wiał wschodni wiatr, 

kierując   rzeczny   fetor   na   zachód.   Dobrze   było   odetchnąć   świeżym 
powietrzem.

- Nie, to zupełnie coś innego. Coś, co pewnie tak cię zdziwi, że aż boję 

się o tym myśleć.

- Mów!
- Odwiedziłam majstra.
- Majstra? Paulsena, tak?
- Tak. Spotkałam go przed świętami, zaproponował, że mnie podwiezie, 

kiedy   wracałam   z   Kjelsas.   Wtedy   właśnie   poprosił,   żebym   wpadła   do 
niego   któregoś   dnia,   bo   chce   ze   mną   o   czymś   porozmawiać.   Przed 
świętami   nie   miałam   czasu,   a   potem   tyle   się   działo,   że   niemal   o   tym 
zapomniałam.

Zamilkła. Ruszyły w stronę Sandakerveien.
- I co? - spytała Hilda, wyraźnie spięta. Czyżby się domyślała, że chodzi 

o Braciszka?

- Spotkałam na wzgórzu Jenny tuż po tym, jak od niego wyszłam. Tak 

byłam zajęta tragedią jej rodziny, a potem historią z Teodorem, który o 
mały włos byłby się utopił, że nie miałam okazji z tobą porozmawiać.

- Co ci powiedział? Dlaczego chciał, żebyś przyszła?
-   Martwi   się   o   Braciszka.   Nowa   przyjaciółka   Paulsena   Juniora   nie 

polubiła dziecka. Majster mówił mi, że Braciszek bardzo się zmienił po 
śmierci   pani   Paulsen.   Dawniej   był   żywy   i   ufny,   a   teraz   ledwo   można 
wydobyć z niego słowo.

Zaległa cisza. Elise rozumiała, że Hildzie jest przykro tego słuchać.
-   Dlaczego   powiedział   o   tym   tobie?   Nie   powinien   powiedzieć   tego 

mnie? To ja jestem matką Braciszka.

-  To   nie   takie   proste.  Wie,   że   wyszłaś   za   mąż.   Może   wręcz   boi   się 

Reidara?   Z   pewnością   zakłada,   że   powiedziałaś   swojemu   mężowi   o 
wszystkim, a pan Paulsen jest boleśnie świadom tego, że to, co zrobił, jest 
złe.

- Co ci powiedział?
- Chciał usłyszeć moje zdanie przed rozmową z tobą. Wypytywał mnie o 

Reidara. Chciał wiedzieć, czy lubi dzieci i jak według mnie zachowa się 
wobec obcego dziecka.

Hilda zatrzymała się.
- Co próbujesz mi powiedzieć, Elise? Nie możesz oznajmić wprost, o co 

background image

chodzi?

- Chce, żeby Braciszek wrócił do ciebie.
Zrobiło   się   cicho.   Elise   słyszała,   jak   Hilda   głośno   oddycha,   bardzo 

poruszona.

- Nie żartuj sobie ze mnie!
- Dobrze wiesz, że nie żartuję. Braciszek nie został adoptowany, o jego 

losie nadal decyduje majster. Jeśli zażyczy sobie, żebyś ty się nim zajęła, 
nikt go nie powstrzyma.

-  Ale...   ja   nic   nie   rozumiem...   Co   na   to   Paulsen   Junior?   Czuje   się 

przecież jego ojcem.

- Majster podejrzewa, że przyjmie to z ulgą. Nie należy do ojców, którzy 

zachwycają   się   małymi   dziećmi,   i   niewiele   zajmował   się   Braciszkiem. 
Poza tym nie jest to jego własne dziecko i trudno było mu wejść w rolę 
ojca. Kiedy zrozumie, że jego narzeczona nie interesuje się Braciszkiem, 
będzie miał problem.

Hilda była coraz bardziej poruszona.
-   Co   z   niego   za   człowiek?   Jak   można   wziąć   dziecko,   ochrzcić   je   i 

zachowywać się wobec niego jak ojciec, a potem oddać jak rzecz, którą na 
chwilę się pożyczyło?

- O tym samym pomyślałam. Biedny Braciszek i biedny pan Paulsen.
-   Biedny   pan   Paulsen?   -   powtórzyła   Hilda.   -   Współczujesz   takiej 

gnidzie?

- Tak, żal mi ludzi, którzy nie są w stanie cieszyć się małym, niewinnym 

dzieckiem - odpowiedziała jej Elise.

Hilda złapała ją mocno za rękę.
- Elise, mówisz prawdę? Nie okłamujesz mnie? - mówiła łamiącym się, 

proszącym głosem.

- Oczywiście, że nie. Wiesz, że cię kocham i nigdy nie pozwoliłabym 

sobie na żarty w tak poważnej sprawie.

- Nie boisz się, że majster zmieni zdanie?
- Nie, oznajmiłam mu wyraźnie, że nie powiem ci o niczym, dopóki nie 

będę   pewna,   że   taka   jest   jego   wola.   To   on   prosił,   żebym   ci   o   tym 
powiedziała.

Hilda zaczęła płakać. Rzuciła się Elise na szyję i głośno łkała.
-   Boże,   naprawdę?   -   szlochała.   -   Mój   synek   do   mnie   wróci.   Elise 

poczuła gulę w gardle. Próbowała powstrzymać łzy,

ale nie była w stanie. Skończyło się na tym, że stały, obejmując się i 

płacząc.

- Mogę jutro iść do Paulsena i powiedzieć, że się zgadzasz? - spytała 

background image

Elise  drżącym  głosem.   - A może  chcesz   iść  sama?  W końcu  to   ojciec 
twojego dziecka.

-   Nie   sądzę,   żeby   Reidarowi   się   to   spodobało   -   powiedziała   Hilda, 

płacząc. - Idź ty, tak będzie najlepiej. Paulsen cię szanuje. Skoro ci to 
obiecał,   na   pewno   nie   odważy   się   zmienić   zdania.   Poza   tym   muszę 
najpierw porozmawiać z Reidarem. Jak myślisz, co on powie?

- Myślę - i mam nadzieję - że się ucieszy. Nie udało ci się jeszcze zajść 

w ciążę. Mówiłaś mi, że Reidar kiedyś zachorował i wtedy spuchła mu 
szyja, a ja słyszałam, że mężczyźni, którzy przechodzili tę chorobę, nie 
mogą   potem   mieć   dzieci.   Sądzisz,   że   Reidar   nie   będzie   mógł   zostać 
ojcem?

- Też się nad tym zastanawiałam. On sam nic mi nie mówił.
- Nie wiadomo, czy wie, jakie skutki wywołuje ta choroba. Jeśli jednak 

tak jest, może się tylko ucieszyć z tego, że odzyskasz swojego synka.

Siostry zawróciły i objęte zaczęły iść w stronę domu. Nie odzywały się 

do siebie, słowa były zbędne. Elise czuła, jak dużo to dla Hildy znaczyło, i 
cieszyła się z całego serca.

Kiedy weszły do kuchni, Evert i Kristian skończyli już odrabiać lekcje, a 

Reidar sprawdził wszystkie prace domowe. Tylko Peder wciąż ślęczał nad 
zeszytem. Spojrzał na Elise zrozpaczony.

- Cały tydzień walczę z tymi literkami i nic mi nie wychodzi.
- Nie poddawaj się, Peder! Złość się na nie dalej. Pokaż im, że się nie 

poddajesz!  Jestem  pewna,   że   w   końcu   wygrasz.  Wtedy   dostaniesz   ode 
mnie nagrodę. Idź na korytarz i dokop im: literce p prawą nogą, a literce g 
lewą.   Boksuj   się   z   nimi:   dołóż   literce   b   prawą   ręką,   a   literce   d   lewą! 
Pokaż, że jesteś od nich silniejszy!

Reidar właśnie wychodził z pokoju, ale zatrzymał się i spojrzał na nią 

zdziwiony.

- O czym ty mówisz?
- To taka mała tajemnica między mną a Pederem - uśmiechnęła się Elise.
Pokręcił głową, nic nie rozumiejąc, i wyszedł z pokoju.
Później Elise słyszała, jak Hilda i Reidar rozmawiają w swoim pokoiku. 

Hilda   była   wyraźnie   podniecona,   w   głosie   Reidara   pobrzmiewało 
zdziwienie i niedowierzanie.

-   Elise   musiała   coś   źle   zrozumieć.   Ktoś   taki   jak   majster   nie   odda 

własnego syna.

-   Elise   się   nie   pomyliła   -   powiedziała   Hilda,   bliska   płaczu.   -   Nie 

mówiłaby mi tego, jeśli to nie byłaby prawda.

- W takim razie idź z nią do niego i dowiedz się, o co chodzi.

background image

- Nie masz nic przeciwko temu, Reidar? Zgodzisz się?
- Oczywiście, że się zgodzę, ale nie ma sensu o tym rozmawiać, dopóki 

się wszystkiego dokładnie nie dowiesz. Wydaje mi się, że Elise coś źle 
zrozumiała.

Zapadła   cisza.   Elise   domyślała   się,   jak   Hilda   musiała   się   czuć 

zawiedziona.   Niewątpliwie   zakładała,   że   Reidar   będzie   równie 
podekscytowany jak ona.

Ale mężczyzna to mężczyzna, pomyślała sobie. Mężczyźni podchodzą 

do dzieci inaczej niż kobiety.

Wyjęła z szafki część produktów, które podarował im pan Mathiesen. 

Mieli powód, żeby świętować! Nawet jeśli Reidar w to wątpił, była pewna, 
że majster podszedł do sprawy poważnie. Jutro udadzą się obie na wzgórze 
Aker i porozmawiają z nim. Wtedy Hilda przekona się, że mówiła prawdę.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Musiała zaczekać, aż Hilda skończy pracę, na szczęście dzisiaj nie miała 

jej tak dużo.

Pogoda   była   łagodna.   Czuło   się   wyraźnie,   że   wiosna   w   tym   roku 

najpewniej   nadejdzie   wcześniej.   Jednak   przed   wyjściem   Elise   ubrała 
ciepło Jensine i Hugo. Wciąż mógł jeszcze spaść śnieg, w ostatnim czasie 
pogoda często się zmieniała.

Hilda nie kryła zdenerwowania.
- Myślisz, że zdołamy się z nim spotkać już dzisiaj? A może Paulsen 

Junior jest niezadowolony?

- Powiedziałam ci wszystko, co wiem. Majster nie rozmawiałby o tym 

ze   mną,   gdyby   nie   miał   pewności,   że   wszystko   odbędzie   się   bez 
problemów.   Spróbuj   się   uspokoić,   pokaż   mu,   że   jesteś   dorosła   i 

background image

odpowiedzialna. Masz osiemnaście lat i urodziłaś dwójkę dzieci. Pokaż, że 
żałujesz tego, co zrobiłaś, i chcesz odzyskać swoje dziecko, że uczynisz 
wszystko, żeby stworzyć mu dobry dom. Pamiętaj, że majster robi to dla 
małego   Isaca,   nie   dla   ciebie.   Jeśli  spotka   cię   zawód,   jeśli  na   przykład 
postanowił odroczyć sprawę, nie złość się, nie zachowuj się jak kapryśne 
dziecko. Przyjmij to spokojnie, udowodnij, że dojrzałaś i że jesteś pewna, 
że potrafisz dobrze wychować Braciszka.

- Mówisz, jakbyś była moją matką - odezwała się Hilda poirytowana.
-   Próbuję   ci   tylko   pomóc,   robię   to   zresztą   cały   czas   od   momentu 

choroby matki. Taka jest rola starszej siostry.

-   Przepraszam,   wiem.   Nie   jestem   sobą.   Powiedz,   co   z   rodziną 

Einarsenów? Masz jakieś wiadomości?

Elise pokręciła głową.
- Nie, ja też chciałabym wiedzieć, co się stało z matką. Marta jest w 

takiej samej sytuacji, w jakiej ja byłam, kiedy nasza matka zachorowała, a 
ojciec przychodził pijany do domu. Też ma dwoje młodszego rodzeństwa, 
którym musi się zająć.

-  Ale   nie   ma   tak   beznadziejnej   siostry,   która   przysparza   jej   samych 

kłopotów.

- Ja tego nie powiedziałam.
- Ale to prawda. Żałuję tego.
- Byłaś wtedy taka młoda, poza tym sama ucierpiałaś najbardziej.
- Zastanawiam się, jak by się wszystko ułożyło, gdyby ojciec nie wpadł 

do rzeki.

- Mała Jenny powiedziała mi, że ona i brat modlą się do Boga, żeby 

ojciec umarł. Powinno się zakazać sprzedaży wódki. Niszczy tyle rodzin. 
To straszne, że dzieci modlą się o śmierć ojca! Jeśli ojcowie zdawaliby 
sobie z tego sprawę, pewnie w ogóle nie zaczęliby pić.

Chwilę szły w milczeniu.
- Widziałaś ostatnio Braciszka? - spytała Hilda. Elise pokręciła głową.
- Ostatnio miałam okazję go zobaczyć, kiedy żyła pani Paulsen. Widać 

po nim duże podobieństwo do ciebie.

- Tak? Ciekawe, czy dużo urósł?
- Jest parę miesięcy starszy od Hugo.
- Więc pewnie już mówi.
Znów zapadła cisza. Elise pozwoliła Hildzie zagłębić się we własnych 

myślach.

Nareszcie dotarły na miejsce.
-   Zwykle   o   tej   porze   wracał   do   domu   -   odezwała   się   Hilda.   Elise 

background image

przytaknęła.

- Jak sobie z tym radzisz? Ze wspomnieniami. Jak to wytrzymywałaś? 

Mam na myśli... - urwała Elise.

- Jak mogłam iść z nim do łóżka, o to ci chodzi? Nie było tak strasznie, 

jak   sądzisz.   Po   prostu   zamykałam   oczy   i   myślałam   o   czymś   innym. 
Sprawy   przyjmowały   zły   obrót,   kiedy   mu   nie   wychodziło.   Wtedy   się 
niecierpliwił i chciał, żebym mu pomogła. - Hilda wzdrygnęła się. - Zdarza 
się, że budzę się w nocy, kiedy mi się śni, że znów go dotykam. To było 
obrzydliwe.

- Więc dlaczego to robiłaś?
- Nigdy nie marzyłaś o lepszym życiu? Żeby móc się najeść do syta, 

mieć pieniądze na ładne ubrania, nie marznąć w nocy?

- Oczywiście, ale chyba nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego. Żeby iść 

do łóżka z mężczyzną, muszę go kochać.

- .Kochałaś Emanuela, kiedy za niego wyszłaś?
- Może i nie kochałam, ale go lubiłam. Poza tym... on jest przystojny... 

i...

-   Ja   też   lubiłam   Paulsena,   chociaż   przystojny   to   on   akurat   nie   jest. 

Czułam wobec niego wdzięczność za to, co dla mnie zrobił.

- Porównujesz nasze związki? - spytała Elise, patrząc na siostrę.
- Tak, a dlaczego nie? Zastanawiasz się, czy znów nie zamieszkać razem 

z Emanuelem, mimo że tak naprawdę pożądasz Johana. To jest lepsze?

- Pozostajemy małżeństwem, no i Jensine to córka Emanuela.
- Ale odszedł od ciebie dla innej. I nawet ma z nią dziecko. Nikt by cię 

nie winił, gdybyś nie przyjęła go z powrotem.

- Uważasz, że postąpię niesłusznie, jeśli pozwolę Emanuelowi wrócić? - 

spytała Elise.

-  W  pewnym   sensie   tak.   Nie   kochasz   go.  Widzę,   że   się   starasz,   że 

postanowiłaś   dać   z   siebie   wszystko,   ale   w   waszym   związku   czegoś 
brakuje. On cię chyba kocha, ale ty do niego nic nie czujesz.

- To nieprawda.
- Oszukujesz sama siebie. Dlaczego nie zaczekasz, nie zobaczysz, jak się 

będzie układało między Johanem i Agnes? Trudno mi uwierzyć, żeby ich 
związek długo przetrwał. Albo ona odejdzie od niego z innym, albo on z 
nią nie wytrzyma.

- Johan nie zostawi syna.
- A jeśli odkryje, że to nie jest jego syn?
- To nie ma znaczenia, jeśli chłopiec będzie traktował go jak ojca.
Hilda milczała.

background image

Służąca otworzyła drzwi. Poznała Hildę i się speszyła.
-   Zawiadomię   pana   -   oznajmiła,   odwróciła   się   i   szybko   odeszła.   Po 

chwili wróciła i zaprosiła je obie do środka. Jensine spała. Elise zostawiła 
ją w wózku, wzięła Hugo na ręce.

Także tym razem majster siedział w bujanym fotelu w swojej bibliotece i 

palił fajkę. Wyraźnie zdziwił się na widok Hildy. Sądził zapewne, że Elise 
przyjdzie sama. Sprawiał wrażenie speszonego. Hilda była teraz zamężną 
kobietą.   Jej   mąż   pochodził   z   dobrej   rodziny,   majster   nie   mógł   już 
traktować jej jak kiedyś, pomyślała Elise. Mężczyzna wstał z fotela, podał 
im rękę, wskazał na kanapę i poprosił, żeby usiadły. Był skrępowany, co 
nieco dziwiło, biorąc pod uwagę jego wysoką pozycję.

- To niespodziewana wizyta. Co u ciebie, Hildo? Słyszałem, że wyszłaś 

za mąż. Gratuluję.

- Dziękuję - odpowiedziała Hilda i zawstydzona schyliła głowę. Może 

przypomniała sobie spędzony razem czas? Elise zerknęła na nią.

Majster zaczął chodzić po pokoju, zatrzymał się przy oknie. Ręce miał 

splecione na plecach, stał i kiwał się na obcasach.

- Rozumiem, że wszyscy wiemy, dlaczego się tu spotkaliśmy - zaczął. 

Zwracał się do Hildy, ale nie patrzył na nią. - Podniosłem tę sprawę z 
moim bratankiem.

Podniósł   sprawę...?   Elise   się   zaniepokoiła.   Sądziła,   że   nie   będzie 

żadnych problemów, a teraz wyglądało na to, że bratanek jednak też miał 
coś   do   powiedzenia.   Spojrzała   na   Hildę,   która   siedziała   z   dłońmi 
splecionymi na kolanach, blada i niespokojna.

Niepotrzebnie mówiła jej cokolwiek, skoro sprawa pozostawała jeszcze 

nie   do   końca   załatwiona.   Jeśli   majster   zmienił   zdanie,   Hilda   przeżyje 
ogromny zawód.

- Bardzo się zdziwił - ciągnął majster, wciąż stojąc do nich tyłem. - 

Prawdę mówiąc, nie odniósł się do mojej propozycji ze zrozumieniem. 
Miałby pozwolić przenieść malca z warunków, do których przywykł, do 
tych, które wy możecie mu tam u was zapewnić... - Słowa „tam u was" 
wypowiedział   ze   szczególnym   naciskiem.   -   Musicie   wiedzieć,   że   mój 
bratanek   nie   wiedział,   kto   jest   prawdziwą   matką   Isaca.   Jego   żona   nie 
wiedziała też, kto jest jego ojcem. Nie sądzę, żeby miał coś przeciwko 
temu,  żeby  chłopiec   wrócił do  swojej  matki.  Podkreślał,   że  w obecnej 
sytuacji, kiedy zamierza ponownie się ożenić, dziecko stanowi dla niego 
obciążenie. Miał oczywiście na myśli nie jego dziecko. Uważa jednak, że 
nie   należy   zabierać   dziecka   z   dobrze   sytuowanej   rodziny   i   oddawać 
biednej.

background image

Elise czuła, że serce zaczyna jej bić coraz szybciej. Czuła też, że palą ją 

policzki. Weszła mu w słowo.

- Chciałabym przypomnieć panu majstrowi, co pan mi obiecywał. Kiedy 

ostatnio tu byłam, zgodziliśmy się, że tak będzie dla chłopca najlepiej. 
Przekazałam wiadomość Hildzie, która aż się popłakała z radości. Jej mąż 
nie  chciał uwierzyć, że to prawda, ale zgodził się  być ojcem dla syna 
Hildy.   Przyszłyśmy   tu,   żeby   powiedzieć,   że   wszystko   załatwiłyśmy. 
Oczekiwałam, że pan również wywiąże się ze swojej obietnicy.

Majster   odwrócił   się.   Elise   zauważyła,   że   poczerwieniał   na   twarzy. 

Miała nadzieję, że nie obraziła go ostrym tonem swojej wypowiedzi.

- Mam więc rozumieć, że z waszej strony wszystko jest w porządku? 

Mąż Hildy nie ma nic przeciwko temu? Pani się wyprowadza razem z 
chłopcami, więc Hilda i jej mąż będą mieli więcej miejsca?

- Zgadza się. Dostaną cały domek dla siebie, chociaż zakładam, że nadal 

zdecydują się wynajmować stryszek. Do swojej dyspozycji będą jednak 
mieli pokój, kuchnię i jeszcze mały pokoik. Niewiele rodzin w Kristianii 
dysponuje takimi warunkami.

Mój szwagier pracuje jako nauczyciel w szkole w Sagene, a Hilda trochę 

dorabia   praniem.   Z  czasem  pewnie   będzie   mogła   starać   się   o  pracę   w 
jakimś   sklepie,   tak   aby   mogła   brać   małego   ze   sobą,   podobnie   jak   ja 
jesienią   zabierałam   ze   sobą   Hugo.   Matka   wyszła   dobrze   za   mąż,   za 
urzędnika, mają ładny dom w Kjelsas. Mój mąż dostał pracę w zakładach 
Myren   i   latem   przeniesiemy   się   do   bardzo   ładnego   domku   w   Sagene. 
Rodzice męża mają duży dwór na południe od Eidsvoll, więc w sumie 
naszej rodzinie nie wiedzie się najgorzej.

Majster kiwał głową, chyba się zawstydził.
- Nie chciałem pani obrazić, pani Ringstad, proszę jednak zrozumieć, że 

musiałem   wszystko   dokładnie   sprawdzić   przed   podjęciem   tak   ważnej 
decyzji.

- Rozumiem.
Majster uśmiechnął się i odetchnął z ulgą.
- Powiedzmy więc, że sprawa jest załatwiona. Przekonała mnie pani, 

pani   Ringstad.   -   Odwrócił   się   do   Hildy.   -   Możemy   uznać,   że 
wyrównaliśmy rachunki? Jeśli cię kiedyś skrzywdziłem, to chyba już to 
naprawiłem?

Hilda przytaknęła i wyciągnęła z kieszeni chusteczkę. Łzy płynęły jej po 

policzkach.

- Może od razu pójdziemy do mojego bratanka? Niestety nie ma go w 

domu, ale niania na pewno nas wpuści.

background image

Elise   pozostawała   spięta.   Żołądek   jej  się   ścisnął,   kiedy   wychodzili  z 

bramy, kierując się na drugą stronę ulicy, do Paulsena Juniora.

Czuła się dziwnie, wchodząc do tego domu i wiedząc, że nie ma tam już 

pani Paulsen. Ciągle jeszcze nie docierało do niej, że kobieta nie żyje. 
Była taka młoda, taka radosna i szczęśliwa, cieszyła się życiem. Biedny 
Braciszek stracił swoją mamę, na pewno mu jej brakowało. Nie rozumiał 
przecież, co się z nią stało, małe dziecko nie pojmuje, co oznacza śmierć. 
Dorosłym też nie łatwo to pojąć.

Zerknęła   na   Hildę,   która   była   blada   i   wyraźnie   znajdowała   się   pod 

wpływem powagi chwili. Braciszek nie wiedział, kim była. Możliwe, że 
zacznie   płakać   i   tulić   się   do   opiekunki.  To   byłoby   bolesne   dla   matki. 
Chwyciła jej dłoń i ścisnęła.

- Musisz dać mu czas, żeby cię lepiej poznał. Póki co jesteś dla niego 

obcą osobą.

Hilda pokiwała głową, nic nie mówiąc.
Pokojówka otworzyła drzwi i dygnęła na widok majstra.
- Pana Paulsena nie ma w domu - powiedziała.
-   Wiem,   Olaug.   Przyszliśmy   odwiedzić   małego   Isaca.   Jensine   wciąż 

spała, ale Hugo musieli wziąć ze sobą. Elise zastanawiała się, jak malcy na 
siebie zareagują.

Pokojówka wskazała im drogę. Weszli do dużego dziecięcego pokoju. 

Słońce wpadało przez dwa duże okna, w jednym rogu stało wysokie, białe 
dziecięce   łóżeczko,   przyozdobione   zabawnymi   figurkami.   Obok 
znajdowało się kilka mebli: mały fotel bujany, koń na biegunach i regał 
pełen zabawek. Na podłodze leżał dywanik, miękki jak mech, a z sufitu 
zwisał duży żyrandol z elektrycznymi żarówkami.

Elise naszły wątpliwości. Może jednak popełniła błąd? Może nie miała 

racji,   radząc   majstrowi,   żeby   oddał   Braciszka   Hildzie?   Mały,   skromny 
domek   majstra   nad   rzeką   wydał   się   jej   nędzny   w   porównaniu   z   tym 
pięknym domem. Na zewnątrz rozciągał się duży ogród z jabłonkami i 
szerokim trawnikiem, otoczonym wysokim ogrodzeniem, które chroniło 
ciekawskiego malca. Tutaj mógł się bawić, tutaj było mu zawsze ciepło, 
dostawał pożywne jedzenie i wszystko, na co wskazał palcem.

Opiekunka podeszła do łóżeczka, w którym spał Isac. Elise trochę się 

zdziwiła,   bo   było   dość   późno   jak   na   przedpołudniową   drzemkę. 
Dziewczyna   wyjęła   gwałtownie   dziecko   z   łóżeczka.   Malec   mrugał 
zaspanymi oczkami, przestraszył się i zaczął machać nóżkami, domagając 
się,   żeby   postawić   go   na   ziemi.   Dziewczyna   puściła   go,   natychmiast 
podbiegł do kanapy, wdrapał się na nią, położył na brzuszku i ukrył twarz 

background image

w poduszkach.

- Ależ Isac, przecież mnie znasz - roześmiał się majster. Hugo też chciał 

stanąć na podłodze. Rzadko miał okazję bawić się z innymi dziećmi, ale 
zawsze  bardzo go  interesowały. Teraz  z  wielkim zapałem  podreptał do 
kanapy,   pokazał   na   Braciszka   i   powiedział   „dzidzia".   Patrzył   na   Elise 
zachwyconym wzrokiem.

-   Tak,   to   mały   chłopiec.   Ma   na   imię   Isac   -   odparła   Elise   i   się 

uśmiechnęła.

Hugo poklepał Braciszka po ręku.
- Dzidzia pi? - spytał.
- Nie, już nie śpi, tylko jeszcze się dobrze nie obudził - powiedziała 

opiekunka i podniosła go z kanapy. - No, obudź się!

Zwracała   się   do   niego   ostro,   szczypała   go   w   policzek,   potrząsała,   a 

końcu postawiła na podłodze.

Elise   przyglądała   się   temu   ze   zmarszczonym   czołem.   Zupełnie 

niepotrzebnie tak brutalnie go budziła. Co dziwniejsze, Braciszek wcale 
się   nie   rozpłakał,   natomiast   Hugo   był   lekko   przestraszony.   Patrzył   na 
opiekunkę   i   zanim   Elise   zdążyła   cokolwiek   zrobić,   chwycił   jej   rękę   i 
ugryzł ją. Dziewczyna zawyła, zła zaczęła targać malca za ucho. Elise nie 
zdążyła nawet zareagować.

Hugo   zaczął   się   drzeć   wniebogłosy.   Dziewczyna   wybiegła   z   pokoju, 

trzaskając drzwiami. Braciszek stał nieruchomo, patrząc na Hugo szeroko 
otwartymi oczami.

Majster nie bardzo wiedział, czy ma zbesztać Hugo, czy też przeprosić 

za   zachowanie   opiekunki.   Kręcił   bezradnie   głową,   spoglądając   to   na 
jednego, to na drugiego.

Hilda   zrobiła   się   jeszcze   bledsza   niż   wcześniej.   Zabolało   ją   to,   jak 

opiekunka potraktowała Braciszka. Wzięła Hugo na ręce i przytuliła do 
siebie: - Dzielny chłopiec, dzielny Hugo - powiedziała. Elise słuchała tego 
z przerażeniem, a Hilda dodała jeszcze: - Ta wstrętna kobieta zasłużyła 
sobie na to.

Nagle majster zaczął się śmiać. Śmiał się tak, że aż mu się brzuch trząsł.
- Masz rację! Zasłużyła sobie na to. Nie można budzić takiego małego 

dziecka, szczypiąc go w policzek i potrząsając nim.

Elise przykucnęła obok Braciszka.
- Hugo płacze, bo boli go ucho, ale ty nie płaczesz, prawda?
Pamiętasz,   jak   kiedyś   przychodziłam   do   twojej   mamy?   Szyłam   jej 

suknię.

Braciszek nie reagował, stał nieruchomo i patrzył na Hugo. Nagle w 

background image

jego oczach pojawiły się łzy, ale nadal nic nie mówił. Elise podniosła go 
delikatnie i przytuliła.

- Nie bój się, Hugo jest teraz smutny, ale zaraz się rozpogodzi. Chętnie 

się z tobą pobawi. Chciałbyś się z nim pobawić?

Z   ulgą   stwierdziła,   że   malec   nie   wyrywa   się   jej,   chociaż   nadal 

pozostawał sztywny i spięty, i nie odzywał się.

- Miałbyś ochotę przyjść kiedyś do nas i pobawić się z Hugo? Może 

jutro?

W dalszym ciągu nie odpowiadał, ale też nie okazywał żadnej niechęci.
- Jakie masz ładne zabawki. Pokażesz mi je? Masz prawdziwą kolejkę? - 

Zaniosła go do regału z zabawkami i postawiła na podłodze. Natychmiast 
wziął z półki kolejkę.

Hugo przestał płakać, śledził ich wzrokiem z dużym zainteresowaniem. 

Kiedy   zobaczył   kolejkę,   oszalał   z   radości,   zaczął   machać   nóżkami   i 
domagać   się,   żeby   Hilda   puściła   go   na   podłogę.   Elise   pomyślała,   że 
chłopcy   zaraz   zaczną   się   bić.   Braciszek   na   pewno   nie   będzie   chciał 
pożyczyć mu swoich zabawek, a Hugo, który w życiu nie widział tylu 
pięknych rzeczy, na pewno się nie podda, zanim nie weźmie ich do ręki. 
Chwiejąc   się   na   nóżkach,   szybko   zmierzał   w   kierunku   Braciszka, 
pokrzykując z zachwytu.

Ku jej zdziwieniu Braciszek wziął z podłogi kolejkę i podał ją Hugo. 

Albo się go bał, albo naprawdę chciał mu ją pożyczyć. Hugo nigdy nie 
widział  pociągu,   ani  prawdziwego,   ani  zabawki,   widział  jednak,   jak   w 
domu na podłodze w kuchni Peder i Evert bawili się kawałkami drewna, 
udającymi samochodziki i wagoniki. Wziął kolejkę, zaczął ciągnąć ją po 
podłodze i wołać: tut-tut!

Elise, Hilda i majster obserwowali scenkę w napięciu. Czy Braciszek 

dołączy do zabawy?

Dłuższą chwilę stał nieruchomo, śledząc Hugo wzrokiem, i nagle jakby 

się zapomniał i ruszył na czworakach za Hugo.

Elise spojrzała najpierw na Hildę, potem na majstra. Wszyscy odetchnęli 

z ulgą.

Ostrożnie odeszła od dzieci, zostawiając je same. Hilda i majster też się 

odsunęli.

- Niech się pobawią chwilę. Co pan o tym sądzi, panie Paul-sen?
-   Oczywiście   wszystko   poszło   nadspodziewanie   dobrze.   Ma   pani 

świetny kontakt z dziećmi, pani Ringstad - powiedział majster.

- Dzieci łatwiej nawiązują ze sobą kontakt niż my dorośli. Muszę wyjść 

na chwilę sprawdzić, co z Jensine, ale zaraz wrócę.

background image

Próbowała wyjść tak, żeby Hugo tego nie zauważył, ale nie musiała się 

bardzo starać, gdyż Hugo w ogóle nie patrzył w jej stronę.

Ku swojemu przerażeniu odkryła, że Jensine się obudziła i teraz leżała i 

płakała. Jedna z dziewcząt stała i bujała wózek, na szczęście nie była to ta 
surowa opiekunka.

- Mogę chwilę pochodzić  z wózkiem, jeśli pani jest jeszcze zajęta  - 

zaproponowała dziewczyna. Najwyraźniej chciała jej pomóc.

- Dziękuję, ale mała pewnie zaczyna robić się głodna, więc musimy już 

iść.   Proszę   jeszcze   chwilę   się   nią   zająć,   muszę   przekazać   coś   panu 
Paulsenowi.

Szybko   wróciła   do   pokoju.   Ze   zdziwieniem   zobaczyła,   że   Hilda   i 

majster siedzą obok siebie na kanapie i w najlepsze ze sobą rozmawiają, 
nawet się śmiali. Kiedy ją zobaczyli, jakby oboje nieco się zawstydzili.

- Jensine płacze, muszę wracać.
- Może pani pójdzie, a Hilda i Hugo jeszcze trochę zostaną? Szkoda 

byłoby teraz rozdzielać chłopców, kiedy tak ładnie się bawią. Za chwilę 
odprowadzę ich do domu - powiedział majster.

Elise posłała Hildzie pytające spojrzenie. Nie sądziła, że Hilda będzie 

chciała zostać z nim sama, ale ku jej zdziwieniu Hilda przytaknęła.

- Zgadzam się z panem Paulsenem. Hugo i Braciszek ładnie się ze sobą 

bawią. Wrócę, kiedy znudzi im się zabawa.

- No dobrze, więc idę. Powiem Reidarowi, gdzie jesteś.
- Reidar wraca dzisiaj późno. Ma zebranie rodziców.
Elise pokiwała głową. Pamiętała rozpacz Hildy, kiedy uciekła od niego 

przed   porodem.   Elise   odniosła   wrażenie,   że   go   wtedy   nienawidziła,   że 
wręcz się go bała. Kiedy indziej jednak mówiła, że uległa mu nie tylko ze 
względu na prezenty, ale również dlatego, że jednak coś do niego czuła.

Teraz najwyraźniej wszystkie krzywdy poszły w zapomnienie, znów nie 

miała nic przeciwko jego towarzystwu. Ciekawe, co powiedziałby Reidar, 
gdyby teraz zobaczył ich razem.

background image

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Chłopcy już wrócili i najwyraźniej się zdziwili, że w domu nikogo nie 

zastali.

Kristian patrzył na nią zaskoczony.
- Gdzie jest Hugo?
- Został razem z Hildą, a ja mam dla was ważną wiadomość.
Posłała im tajemnicze spojrzenie, zdejmując jednocześnie szal i palto i 

kładąc Jensine na stole. Kristian nastawił wodę na mycie.

Peder rozpromienił się.
-   Dostałaś   nowy   list  od   wujka   Kristiana   z  Ameryki?   Elise   pokręciła 

głową.

- Nie, mam dla was coś lepszego. Nigdy nie zgadniecie, kto do nas 

przyjdzie, ale na pewno się ucieszycie.

Cała trójka przyglądała się jej w napięciu, a ona postanowiła potrzymać 

ich jeszcze trochę w niepewności. Pierwszy odezwał się Evert.

- Wydadzą twoją książkę?
Elise znów pokręciła przecząco głową.
- Mimo że nawet boję się o tym marzyć i oczywiście bardzo bym się z 

tego ucieszyła, to jest to coś jeszcze lepszego.

Peder zaczynał się niecierpliwić, próbował dalej zgadywać.
- Dostałaś pracę w fabryce?
Kiedy kolejny raz pokręciła głową, nagle aż podskoczył z radości.
- Wiem, Johan wrócił i teraz się z tobą ożeni!
W tej samej chwili Elise poczuła, że otwierają się drzwi, i odwróciła się. 

W   progu   stał   Emanuel,   musiał   usłyszeć   słowa   Pedera.   Chcąc   ratować 
przykrą sytuację, powiedziała szybko: - Braciszek do nas wraca!

Chłopcy   odwrócili   się   jak   na   komendę.   Wiadomość   sprawiła,   że 

zapomniano o niefortunnych słowach Pedera.

- To prawda? - spytał Kristian, patrząc na nią z niedowierzaniem. - Nie 

oszukujesz?

Elise uśmiechnęła się.
- Majster zaproponował, żeby oddać Hildzie jej synka. Jego bratanek 

wkrótce   się   żeni,   a   jego   narzeczona   chce   mieć   własne   dzieci.   Majster 
martwi się o Braciszka, sądzi, że lepiej będzie mu u nas.

Chłopcy   wykonali   dziki   taniec   radości,   krzyczeli,   śmiali   się, 

background image

podskakiwali, wrzeszcząc z całych sił. Tylko Emanuel nie okazywał cienia 
radości. Na jego twarzy malował się smutek.

Elise odwróciła się do niego.
- Hilda została u nich. Hugo i Braciszek bawią się razem, nie miałam 

serca ich rozdzielać.

Emanuel przytaknął, ale wyglądało na to, że myślami pozostaje gdzie 

indziej. Słów Pedera nie można było cofnąć, nie mogła nic zrobić. Peder 
dał wyraźnie do zrozumienia, że chciałby, żeby Johan wrócił, a Emanuel 
domyślał się, że takie jest też życzenie Elise. Cokolwiek by powiedziała, 
sprawiłaby mu tylko większy ból.

- Jesteś głodny? - spytała po to, żeby coś powiedzieć. Pokręcił głową.
- Nie wiesz, co się dzieje u Einarsenów?
- Skąd miałbym wiedzieć? Właściwie to ich w ogóle nie znam.
Zmieniła Jensine mokrą pieluchę, umyła dziecko i przebrała, cały czas 

mówiąc nerwowo.

- Jak było dzisiaj w pracy? Podoba ci się twoja nowa praca? Wzruszył 

ramionami.

- Ani tam lepiej, ani gorzej niż gdzie indziej.
- Dowiedziałeś się czegoś o domku w Sagene?
- Możliwe, że zwolni się wcześniej, może już w maju. Nie wiem tylko, 

czy będziesz chciała w nim ze mną zamieszkać.

Podeszła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Będę chciała. Przyznaję, że poddałam cię próbie, ale poradziłeś sobie 

na piątkę z plusem.

Emanuel uśmiechnął się blado.
Usiadła na stołku i zaczęła karmić Jensine.
- Chłopcy, zróbcie sobie kanapki przed wyjściem do pracy. Nie miałam 

dzisiaj czasu wam coś przygotować.

Chłopcy   posłusznie   przygotowali   kanapki   i   szybko   je   zjedli,   czując 

chyba, że coś jest nie w porządku. Nie była pewna, czy zdawali sobie 
sprawę   z   tego,   jak   bolesne   dla   Emanuela   musiały   być   słowa   Pedera. 
Zrobiło się jej go żal. Jak tylko zamknęły się za nimi drzwi, zwróciła się 
do niego: - Nie przejmuj się tym, co Peder powiedział. Nie miał nic złego 
na myśli, rzucił to ot tak.

- Nie wątpię, że chciał powiedzieć coś, co sprawiłoby ci radość.
- Na pewno w ogóle się nad tym nie zastanowił. Tak mu się po prostu 

wyrwało.

- Nie próbuj go tłumaczyć - poprosił Emanuel zmęczonym głosem. - 

Dobrze wiem, że Johan był najważniejszy w twoim życiu, dla Pedera był 

background image

bohaterem. Nigdy nie będę mógł się z nim mierzyć.

- To nieprawda. Peder bardzo się ucieszył, kiedy się dowiedział, że do 

nas wracasz.

Emanuel nie odpowiedział. Elise rozumiała, że dalsze tłumaczenia nie 

mają sensu, zaczęła więc opowiadać mu przebieg wizyty u Paulsena i jak 
potem   razem   poszli   do   domu   jego   bratanka,   żeby   zobaczyć   się   z 
Braciszkiem.   Czuła,   że   nie   słucha   jej   uważnie,   po   chwili   zauważyła 
jednak, że udało się jej go zainteresować. Kiedy opowiadała o tym, jak 
Braciszek dał Hugo swój pociąg i jak chłopcy zaczęli się razem bawić, 
zobaczyła w jego oczach błysk zadowolenia. - Wydaje mi się, że wszystko 
będzie   dobrze  - zakończyła.  - Tak  się   cieszę  ze  względu  na  Hildę.  To 
niemal cud, nie wierzyłam, że to się kiedykolwiek stanie.

W tym samym momencie za drzwiami dały się słyszeć dziecięce kroki.
- Czyżby chłopcy już wrócili? - spytała, spoglądając na Emanuela.
Rozległo się pukanie do drzwi, więc jednak to nie byli oni.
- Proszę! - powiedziała.
W   progu   stanęła   mała   Jenny.   Nic   nie   mówiła,   stała   nieruchomo   i 

patrzyła na nich.

Od   rzeki  ciągnął  chłód.   Emanuel  zadrżał   z   zimna:   -   Zamknij   drzwi, 

wypuszczasz ciepło!

Zamiast wejść do środka i zamknąć za sobą drzwi, Jenny najwyraźniej 

się przestraszyła. Wybiegła, trzaskając drzwiami.

Elise   skończyła   już   karmić   Jensine.   Szybko   włożyła   ją   do   kołyski   i 

pobiegła za Jenny. Dogoniła ją zaraz za rogiem.

- Nie odchodź, Jenny! Chcę z tobą porozmawiać - powiedziała i wzięła 

ją za rękę, ale Jenny stawiała opór.

- Nie myśl, że Emanuel jest na ciebie zły. Zmarzł i chciał, żebyś weszła i 

zamknęła za sobą drzwi.

-   Moja   mama   nie   żyje   -   powiedziała   nagle   dziewczynka   pustym, 

bezbarwnym głosem.

Elise poczuła ukłucie w piersi. Objęła małą i przytuliła.
- Moje biedne maleństwo, tak mi ciebie żal.
Jenny nie ruszyła się. Stała sztywna, ze spuszczoną głową, oczy miała 

suche.

- Chodź, wejdziemy do środka, zaraz zrobię ci coś dobrego do jedzenia. 

Zmarzniesz, jeśli będziesz tu tak stała.

Pociągnęła ją łagodnie, ale stanowczo, i tym razem Jenny już się nie 

opierała.

Jak tylko, weszły, Elise spojrzała na Emanuela.

background image

- Jenny straciła matkę. Pani Einarsen nie żyje. Emanuel wstał.
- Przykro mi. Wyjdę Hildzie na spotkanie, pomogę jej nieść Hugo. To 

długa   droga,   na   pewno   będzie   jej   ciężko.   Poza   tym  zaczyna   się   robić 
zimno - zauważył.

- Dziękuję, to miło z twojej strony, nie pomyślałam o tym.
W   tamtą   stronę   Hugo   siedział   na   desce   położonej   na   wózku   -   po-

wiedziała Elise i uśmiechnęła się do niego.

- Dziękujesz mi za to, że zajmuję się własnym dzieckiem?  Emanuel 

patrzył jej w oczy i na chwilę wróciło wspomnienie

dawnego   Emanuela.   Tego   Emanuela,   który   troszczył   się   o   innych   i 

myślał nie tylko o sobie. Kiedy wyszedł, pomogła Jenny zdjąć czapkę i 
mokre rękawice. Ręce dziewczynki były czerwone i lodowato zimne.

- Stopy też masz mokre? - spytała Elise. Jenny przytaknęła.
Elise pomogła zdjąć jej przemoczone, dziurawe pończochy. Cuchnęły, 

pewnie dawno nie były prane. Jak Marta sobie teraz ze wszystkim poradzi, 
skoro pracowała od świtu do późnego wieczora?

- Jak twój brat to przyjął? Jenny wzruszyła ramionami.
- Nie ma go w domu, zniknął.
- A Marta? Co z nią?
- Ona cały czas płacze. Mówi, że powinna była się lepiej opiekować 

mamą.

- Marta jest bardzo dzielna i dobrze sobie radzi. Nawet gdyby się nią 

bardziej opiekowała, i tak by jej nie pomogła. Twoja mama była chora. 
Nawet lekarz nie mógł jej pomóc.

- Siostra z Armii Zbawienia mówi, że mama poszła do Boga. Tam nie 

ma pijaków, nikt nikogo nie bije ani nie kopie.

- Tak, tam jest jej dobrze. Mój tata też tam jest. Ja też nie płakałam, 

kiedy umarł. Cieszyłam się, że nie musi już dłużej cierpieć.

- Mój tata śpiewa. „Nie mam już matki, nie mam już ojca" - nuci. Dzieci 

na podwórku się go boją, a sąsiadka spod trójki lęka się zejść do piwnicy, 
kiedy on jest w domu.

Elise znalazła parę suchych pończoch w szufladzie Hildy. Były za duże, 

ale trudno.

- Chcesz gorącej zupy?
- Owocowej? - spytała Jenny, patrząc na nią wielkimi oczami.
Elise   nie   myślała   akurat   o   zupie   owocowej,   ale   miała   butelkę   soku 

porzeczkowego w szafce i kaszę, więc skinęła głową.

- Pobaw się żołnierzykami Pedera i Everta, a ja zaraz ci coś przygotuję.
Wkrótce   potem   Jenny   siedziała   przy   stole   w   kuchni,   bawiąc   się 

background image

żołnierzykami. Ta czynność tak ją pochłonęła, że mogło się zdawać, że 
zapomniała o swoim smutku. Zresztą trudno było powiedzieć, jak bardzo 
przeżyła śmierć matki. Matka chorowała od dawna, zawsze leżała w łóżku, 
małą opiekowała się Marta.

Siedziała teraz przy stole, ostrożnie brała do ręki żołnierzyki i nuciła. 

Elise rozpoznała  pieśń, śpiewano ją podczas spotkań Armii Zbawienia: 
„Odrzuciłam wszystkie moje grzechy, odeszły w przeszłość, zostawiłam je 
daleko, daleko za sobą i nigdy już do nich nie powrócę".

Nagle Jenny przestała nucić i przestraszona spojrzała na Elise.
- A jeśli tata będzie pijany, kiedy wrócę do domu? Hjalmara nie ma, 

Marta roznosi gazety, a mama jest u Jezusa, więc będę tam sama.

- Was chyba nigdy nie skrzywdził?  Wyżywał się głównie na mamie, 

prawda?

- Tak, ale skoro jej już nie ma...?
- Nie sądzę, żeby cię uderzył. Mój ojciec nigdy nas nie bił, a też pił, tak 

jak twój tata.

Jenny nie wyglądała na przekonaną.
- Odprowadzisz mnie do domu? Pamiętasz, mówiłam ci, że przy obcych 

nie odważy się mi nic zrobić.

-   Zobaczymy.   Nie   mogę   teraz   odejść   od   dziecka.   Może   któryś   z 

chłopców cię odprowadzi, kiedy wróci z pracy.

- Będzie mógł popilnować małej, a ty pójdziesz ze mną.
- Zobaczymy. Jak mój mąż wróci do domu, spytamy go. Chłopcy muszą 

jeszcze odrobić lekcje. A ty już odrobiłaś swoje?

- Ja nie odrabiam lekcji. Zresztą często w ogóle nie ma mnie w szkole. 

Roznoszę towary. Wszystkie pieniądze oddawałam mamie. Czasem prosiła 
panią Syversen z czwartego piętra, żeby kupiła jakieś pismo i cukierki dla 
mnie, ale wtedy Marta była niezadowolona. Mówi, że wszystkie pieniądze 
są na jedzenie i na ubranie. No i musimy też płacić czynsz, bo inaczej 
wyrzucą nas z mieszkania.

- Dobrze, że macie Martę. Chętnie bym z nią kiedyś porozmawiała. Ze 

mną było podobnie. Może poczułaby się lepiej, gdyby zobaczyła, że wiele 
może się zmienić, nawet jeśli w tej chwili trudno jej pewnie będzie w to 
uwierzyć.

- Ona nie ma czasu. Też wyłożyliście trumnę papierem?
- Chodzi ci o trumnę, w której pochowaliśmy ojca?
- Nie stać nas na materiał, więc wyłożymy trumnę papierem, tak mówi 

Marta. Pani Olsen spod trójki to dopiero była wstrętna baba. Raz zrzuciła 
nasze pranie ze sznurka na strychu i Marta musiała prać wszystko jeszcze 

background image

raz.   Kiedyś   zraniła   się   sama   nożem,   mówiła,   że   będzie   się   smażyć   w 
piekle.   Kiedy   umarła,   Marta   musiała   zamknąć   jej  oczy.  Jej   trumnę   też 
wyłożono tylko papierem.

Elise pozwoliła małej mówić, ale przeszył ją dreszcz. Nie sądziła, że 

Jenny zmyśla, na własne oczy widziała dom, w którym mieszkali.

Zupa była już gotowa, wlała ją do miseczki.
- Jedz, żebyś się rozgrzała. Niedługo wróci mój mąż. Poproszę, żeby 

położył Hugo spać, a ja odprowadzę cię do domu.

Twarz Jenny rozpromieniła się.
- Jesteś taka dobra jak Marta.
Elise nic nie powiedziała. Zastanawiała się, co się stanie z Jenny i jej 

bratem, jeśli ojciec nadal będzie pił. Za wcześnie dopisała zakończenie tej 
historii, nikt nie potrafił przewidzieć, jak się skończy.

Jenny jadła, nie śpiesząc się, chociaż widać było, że jest głodna i że zupa 

jej smakuje. Elise odniosła wrażenie, że specjalnie się ociąga, żeby nie 
musieć jeszcze wracać do domu.

- Właściwie to niewiele się zmieniło - próbowała tłumaczyć jej Elise. - 

Kiedy twoja mama leżała, też nie mogła ci pomóc.

- Krzyczała i prosiła tatę, żeby zostawił nas w spokoju. Teraz już nikt się 

za nami nie ujmie. Jak tam jest w górze, u Jezusa? Myślisz, że mama też 
dostanie coś ciepłego do jedzenia? - spytała i się roześmiała.

Elise pierwszy raz widziała, jak Jenny się śmieje.
- Nie wiem, tego dowiemy się dopiero po śmierci.
- Kiedyś tata wrócił do domu z klatką z dwoma dziwnymi ptakami. 

Mama i Marta były okropnie złe. Mama powiedziała, że zamiast ptaków 
powinien przynieść do domu pieniądze, ale tata się tym nie przejął.

-   Uważam   podobnie   jak   twoja   mama   i   Marta.   Kiedy   nie   ma   się   na 

jedzenie   i   na   ubranie,   nie   powinno   się   kupować   ani   tygodników,   ani 
cukierków, a tym bardziej ptaków w klatce.

- Kiedy urosnę, wstąpię do Armii Zbawienia. Będę stała i śpiewała na 

ulicy, a ludzie będą wrzucali mi pieniądze do puszki.

- To nie są pieniądze dla tych, którzy je zbierają, tylko dla biednych, 

którym pomaga Armia Zbawienia - powiedziała Elise i uśmiechnęła się.

- Jesteśmy biedni, tak mówi mama.'
- Kiedy dorośniesz, nie będziesz już biedna. Świetnie sobie ' radzisz z 

roznoszeniem towarów. Na pewno jesteś równie zdolna jak Marta. Może 
znajdziesz   pracę   w   fabryce?   Tam   można   zarobić   nawet   siedem   koron 
tygodniowo.

Jenny patrzyła na nią wniebowzięta.

background image

- Siedem koron tygodniowo? Poważnie?
- Tak - odpowiedziała Elise. - Tyle zarabiałam, kiedy pracowałam w 

przędzalni Graaha. Musiałam za to utrzymać całą rodzinę, ale jeśli jest się 
samotnym i nie trzeba się troszczyć o innych, starcza i na ładne ubrania, i 
na dobre jedzenie.

Jenny aż się zarumieniła z podniecenia.
- Jak dostaje się taką pracę w fabryce?
- Musisz zaczekać, aż dorośniesz. Najpierw jest się pomocnicą, potem 

można zostać prządką albo tkaczką. Moja siostra, Hilda, była pomocnicą. 
Jak wróci, możesz z nią porozmawiać.

Na zewnątrz dały się słyszeć głosy. Hilda, Emanuel i Hugo wracali do 

domu.

Hilda była cała rozpromieniona.
- Wiesz,   że  uściskał  mnie   przed  wyjściem?!  -  zawołała,   odwieszając 

chustę oraz palto i zdejmując zdarte botki. - Umówiłam się z Paulsenem, 
że jutro też wpadnę. Będę tam przychodziła przez jakiś czas, żeby się do 
mnie przyzwyczaił.

-   Zastanawiałam   się,   kto   cię   uściskał:   Braciszek   czy   majster   - 

zażartowała Elise, ale zauważyła, że Hilda się zaczerwieniła.

- Reidar już wrócił? - spytała siostra. Elise pokręciła głową przecząco.
- Nie słyszałam go jeszcze. To jest Jenny, o której ci opowiadałam.
- Domyśliłam się. Witaj, Jenny. Widzę, że Peder i Evert pozwolili ci się 

bawić żołnierzykami. Masz szczęście.

- Ja jej pozwoliłam. Straciła właśnie matkę. Hilda nagle stanęła, patrzyła 

na nie z przestrachem.

- Nie żyje? - spytała.
Jenny  nie odpowiadała, wbiła wzrok w stół i milczała, podobnie jak 

kiedy tu przyszła.

-   Biedna   maleńka   Jenny.   Pewnie   jest   ci   smutno.   A   ja   właśnie 

odwiedziłam swojego synka. On też niedawno stracił swoją mamę.

Jenny spojrzała na nią, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi. Elise zaczęła 

jej tłumaczyć.

-   Kiedy   Hilda   urodziła   swojego   synka,   była   bardzo   młoda,   więc 

dzieckiem opiekowała się inna mama, a teraz synek Hildy znów do niej 
wróci.

Jenny   milczała   i   przyglądała   się   Hildzie   badawczo.   Hilda   wyglądała 

bardzo młodo, ale wiele matek było młodszych od niej.

Emanuel   oswobodził   Hugo   z   grubego   swetra,   zdjął   mu   czapkę   i 

rękawice.

background image

- Masz coś do jedzenia dla dużych i małych? Ja i Hugo zgłodnieliśmy.
Elise   pośpiesznie   postawiła   na   stole   chleb,   masło   i   melasę.   Jenny 

patrzyła, jakby to były jakieś smakołyki, i nawet zapomniała, że nie chce z 
nikim rozmawiać: - Smarujecie chleb masłem, chociaż to nie święta?

- Nie zawsze, ale dzisiaj chcemy uczcić powrót synka Hildy.
- I to, że moja mama poszła do nieba, do Jezusa - dodała Jenny.
Elise i Hilda wymieniły spojrzenia.
-   Masz   rację,   i   to,   że   twoja   mama   jest   już   u   Jezusa   -  dodała   Elise. 

Spojrzała na Emanuela. - Możesz zostać tu wieczorem? - spytała.

-   Tak,   muszę   przecież   zająć   się   Hugo,   bo   pewnie   będziesz   chciała 

odprowadzić Jenny do domu - przytaknął Emanuel. - Nie możemy puścić 
dziecka samego, prawda?

Elise objęła go za szyję.
-   Jesteś   taki   dobry.   Jenny   na   pewno   się   ucieszy.   Jenny   z   powagą 

pokiwała głową.

-   Sama   bałabym   się   wrócić.   Może   mogłabym   tu   zostać?   Elise 

przyglądała się jej ze współczuciem.

- Musisz wrócić do domu. Marta nie wie, gdzie jesteś. Ale możesz mnie 

od czasu do czasu odwiedzić, zaproszę cię na zupę. - Odwróciła się do 
Emanuela i uśmiechnęła się: - Możemy sobie na to pozwolić, skoro mamy 
teraz twoją pensję.

background image

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

Kiedy przyszły, w domu zastały tylko Martę. Oczy miała spuchnięte od 

płaczu, była blada i przeraźliwie chuda. Elise prawie jej nie poznała.

Wytarła oczy i spojrzała bezradnie na Jenny.
- Zostawiaj mi wiadomość, gdzie jesteś. Hjalmara też nie ma, nawet nie 

wiedziałam, gdzie was szukać.

-   Przecież   mówiłam   ci,   że   idę   do   mojej   nowej   przyjaciółki.   Marta 

posłała Elise przepraszające spojrzenie.

- Jenny czasem opowiada różne dziwne rzeczy, nie zawsze można jej 

wierzyć. Dziękuję, że nam pomogłaś. Mama mówiła, że wezwałaś do niej 
lekarza i zapłaciłaś za wizytę. Wszystko ci zwrócę, jak opłacę czynsz.

Elise pokręciła głową.
- Powiedziałam twojej mamie, że nie chcę, żeby mi zwracała. Prosiła, 

żebym go nie wzywała, to ja nalegałam.

- Gdyby nie trafiła do szpitala, leżałaby tu sama i... - urwała i znów 

zaczęła płakać.

Elise czuła się niezręcznie, nie potrafiła jej pomóc. Łatwiej było pomóc 

dziecku   takiemu   jak   Jenny   niż   komuś   w   jej   wieku.   Marta   i   ona   były 
rówieśnicami. Kiedy słyszała o jej niedoli, zaczynała rozumieć, jakie sama 
miała   szczęście,   mimo   że   nie   była   z   Johanem.   Emanuel   okazywał   jej 
dobroć, gotów był zrobić niemal wszystko, żeby wynagrodzić jej krzywdę, 

background image

jaką jej wyrządził, no i prawie nie pił. Powinna się cieszyć, że trafił się jej 
taki mąż. Niedługo przeprowadzą się do ładnego domku z ogródkiem, w 
którym rosły jabłonki, gdzie nie będzie cuchnącej rzeki w pobliżu, wilgoci 
i rzecznych oparów. Emanuel zgodził się, żeby zabrała ze sobą braci i 
Everta, no i oczywiście Hugo. Ilu mężczyzn by tak postąpiło?

- Mogę wam jakoś pomóc? - spytała ostrożnie. Marta pokręciła głową, 

wydmuchała nos, wytarła oczy.

- I tak już dużo dla nas zrobiłaś. Nikt inny się o nas nie troszczy. Gdyby 

tylko ojciec potrafił trzymać się z daleka od flaszki, byłoby nam tu dobrze. 
A  ja  nie   wiem,   czy   nawet  na   pogrzebie   utrzyma   się   na  nogach.   Sama 
muszę   wszystko   załatwić.   Nawet   nie   mamy   czym   wyścielić   trumny, 
musimy wyłożyć ją papierem.

- Jenny mi mówiła. Pochowacie matkę na Nordre Gravlund? -
Marta przytaknęła.
- Tam grzebią wszystkich biedaków.
- Tego nie  wiem. Może po prostu to  nasz cmentarz  parafialny? Mój 

ojciec też tam leży. Też nie było nas stać na więcej. Dostaliśmy pomoc z 
gminy. Na grobie położyliśmy gałązki świerku, wyglądały równie ładnie 
jak kwiaty. Nie stać nas było na chór, mój mąż śpiewał. Wybraliśmy psalm 
Więc   weź   mą   dłoń   i   poprowadź   mnie,   wszyscy   mieli   łzy   w   oczach. 
Poproszę go, żeby coś zaśpiewał na pogrzebie waszej matki.

Powiedziała to, nie zastanowiwszy się. Twarz Marty rozpromieniła się.
- Myślisz, że zechce? Byłybyśmy bardzo szczęśliwe, prawda, Jenny?
Jenny przytaknęła.
- Elise jest tak samo dobra jak ty. Wiesz, jak ludzie nazywają Martę? 

Mówią, że jest Aniołem od Blacharza; tak w okolicy nazywają nasz dom, 
bo mieszka tu blacharz.

Elise uśmiechnęła się.
- Jak to dobrze, że masz taką siostrę. Niestety muszę już iść. Dajcie mi 

znać, jeśli będę mogła wam jakoś pomóc. Kiedy jest pogrzeb?

-   W   sobotę   o   drugiej.   Mam   nadzieję,   że   twój   mąż   kończy   pracę 

wcześniej?

Elise   nie   odpowiedziała.   Żałowała,   że   tak   nieroztropnie   to 

zaproponowała. Emanuel pewnie nie będzie zachwycony.

Jednak ku jej wielkiemu zdziwieniu Emanuel od razu się zgodził.
- Nie jesteś zły, że cię nie spytałam?
-   Zły?   Czuję   się   zaszczycony.   Nie   sądziłem,   że   masz   tak   wysokie 

mniemanie o moim głosie.

- Drażnisz się ze mną. Dobrze wiesz, że lubię, kiedy śpiewasz.

background image

Emanuel zaczął się zbierać do wyjścia.
-   Jensine   była   spokojna,   Hugo   też   nie   marudził.   Cały   czas   mówi 

„dzidzia" i „tuf-tuf".

Elise się roześmiała.
- Braciszek ma kolejkę, którą Hugo się zachwycił. Emanuel stał i patrzył 

na nią.

- Jesteś taka ładna, kiedy się śmiejesz - oznajmił i westchnął głęboko. - 

Myślisz, że z czasem polubisz mnie trochę?

- Ależ ja cię lubię, Emanuelu - zapewniła Elise poważnie.
- Będziesz w stanie mnie pokochać, tak jak panna młoda kocha swojego 

oblubieńca?

Nie chciała kłamać.
- Miejmy nadzieję, że tak się stanie - odparła. - Życzę tego nam obojgu i 

zrobię wszystko, żeby nam się to udało.

Emanuel się uśmiechnął.
- Dziękuję - powiedział. - Więcej nie mogę od ciebie żądać po tym, co 

się stało.

Wszyscy   poszli   na   pogrzeb   pani   Einarsen.   Chłopcy   nie   do   końca 

rozumieli, dlaczego mają iść na pogrzeb pani, której nie znali, ale Elise 
wytłumaczyła im, że to mama jej koleżanki z klasy, a poza tym powinni to 
zrobić   ze   względu   na   Jenny,   na   Hjalmara   i   Martę.   Im   więcej   osób 
przyjdzie, tym będzie im lżej. Szczegółnie jeśli ojciec pojawi się pijany i z 
tego powodu sąsiedzi nie będą chcieli im towarzyszyć.

Jensine leżała w wózeczku i spała, Emanuel trzymał Hugo na ręku.
Kiedy zebrali się wokół otwartego grobu, Jenny stała sztywna jak kij i 

wpatrywała   się   w   czarną   dziurę,   w  której   miała   leżeć   jej   matka.   Elise 
próbowała   wziąć   ją   za   rękę,   ale   wyrwała   się   jej.   Dzisiaj   nie   chciała 
pociechy.

Elise   słusznie   się   domyślała.   Przyszło   niewielu   sąsiadów.   Marta 

szlochała, ojca nie było nigdzie widać.

Kiedy pastor skończył mówić, Emanuel zaczął śpiewać. Elise uważała, 

że   śpiewa   równie   wzruszająco   i   pięknie   jak   dwa   lata   temu   podczas 
pogrzebu jej ojca. Wtedy była zaskoczona. Nie znała Emanuela tak dobrze 
i nie wiedziała, że ma taki ładny głos. Teraz zauważyła, że ci sąsiedzi, 
którzy   jednak   przyszli,   spoglądali   na   niego   z   ciekawością   i   ze 
zdziwieniem. Pewnie zastanawiali się, kto to jest i dlaczego śpiewa na 
pogrzebie   żony   tego   pijaczyny   Einarsena.   Nie   miał   przecież   na   sobie 
munduru Armii Zbawienia.

Kiedy   było   już   po   wszystkim,   zaprosili   do   siebie   Martę,   Jenny   i 

background image

Hjalmara.   Jeszcze   przed   wyjściem   Elise   nakryła   stół   w   kuchni   białym 
obrusem, postawiła też serwis kawowy, który Emanuel niespodziewanie 
przyniósł poprzedniego dnia. Dostał go od Carlsena. Kilka filiżanek było 
lekko wyszczerbionych, dlatego Betzy Carlsen postanowiła się ich pozbyć. 
Przyniósł   też   pudełko   kruchych   ciasteczek,   które   upiekła   gosposia 
Carlsenów.   Elise   przygotowała   ciasto   na   naleśniki;   połowę   zdążyła 
usmażyć przed wyjściem, resztę usmaży, jak wrócą. Peder i Evert musieli 
siedzieć na skrzyni z drewnem, jak zwykle, kiedy zebrało się więcej osób i 
brakowało miejsca przy stole. Wszyscy ścieśnili się nieco, żeby Hjalmar 
miał   gdzie   usiąść.   Był   od   nich   o   rok   młodszy,   w   ich   oczach   był 
dzieciakiem.

Mimo że dzień był smutny i sprowadziła ich tu tragedia, czas upłynął im 

sympatycznie. Marta nieco się rozpogodziła. Razem z Elise wspominały 
dawne szkolne czasy i nawet się śmiały.

Hilda uśmiechała się, bo Braciszek był coraz bardziej zadowolony z jej 

odwiedzin.   Reidar   i   Emanuel   zajęci   byli   rozmową   o   jakichś   nowych 
elektrycznych wynalazkach, a Jenny mizdrzyła się do chłopców, którzy 
siedzieli za nią.

Elise   miała   uczucie,   że   zrobiła   dobry   uczynek.   Marta,   wychodząc, 

bardzo jej dziękowała. Zabrała ze sobą Jenny i Hjalmara, ale Elise wciąż 
martwiła się, co się z nimi teraz stanie. Czy ojciec nadal będzie się tak 
zachowywał,   czy   może   się   zmieni?   Co   czeka   dzieci,   kiedy   wrócą   do 
domu?

Stała w drzwiach i odprowadzała ich wzrokiem, patrzyła, jak znikają na 

moście. Kiedy tu byli, wszystko wydawało się łatwiejsze, teraz widziała 
ich zgarbione plecy i spuszczone głowy, brutalna rzeczywistość znów dała 
o sobie znać. Miała ochotę pobiec za nimi, żeby chociaż odprowadzić ich 
do domu, ale Marta była dorosła, nie mogła się wtrącać w ich życie. Nie 
była też w stanie ochronić ich przed rzeczywistością, obojętne jak bardzo 
by tego pragnęła.

Było jej ciężko, kiedy wróciła do kuchni i zamknęła za sobą drzwi.
- Jak myślicie, jak sobie poradzą? - spytała, patrząc to na Emanuela, to 

na Hildę i Reidara.

Hilda zachowywała powagę.
- Myślę, że będzie im ciężej, niż nam było. My mieliśmy mamę, a po 

śmierci ojca skończyły się awantury. U nich jest odwrotnie.

Reidar spojrzał na nią oburzony.
- Mówisz tak o własnym ojcu? Hilda przytaknęła.
- Ty tego nie rozumiesz. Nikt, kto tego sam nie doświadczył, nie potrafi 

background image

sobie wyobrazić, jak to jest. Wyobraź sobie, że ciągle się boisz, że nie 
śpisz w nocy ze strachu, a potem drżysz, żeby matce się nic nie stało.

Kristian wstał od stołu.
- Wychodzę - oznajmił. Wziął wiszącą na gwoździu czapkę i szybko 

wyszedł, nawet na nich nie spojrzawszy.

Kiedy drzwi się zamknęły, Elise westchnęła głęboko.
- Nie powinniśmy byli zaczynać tej rozmowy. Hilda parsknęła.
- Czyżby już zapomniał, jak było?
- Mam wrażenie, że nie chce tego pamiętać.
- Musi wiedzieć, jak było naprawdę.
Peder i Evert siedzieli na skrzyni cicho jak myszki i przysłuchiwali się 

rozmowie. Dobrze wiedzieli, że w zasadzie nie jest ona przeznaczona dla 
ich uszu.

Elise wzięła się w garść i uśmiechnęła się do nich.
-   Zapomnijmy   o   wszystkich   przykrych   sprawach   i   cieszmy   się,   że 

Braciszek niedługo znów będzie z nami. Pomyślcie, że za tydzień będzie 
siedział tu razem z nami! Kto by się spodziewał, że tego doczekamy.

Peder szybko zszedł ze skrzyni.
- To prawda? Będzie tu już za tydzień? Hilda roześmiała się.
-   Przestawimy   nasze   łóżko   pod   ścianę   i   zrobimy   dla   niego   miejsce. 

Weźmie ze sobą swoje łóżeczko i zabawki.

Peder podskoczył z radości, ale po chwili spoważniał.
- Co powie Hugo na to, że Braciszek będzie miał zabawki, a on nie?
Elise pogładziła go po włosach.
- Można się dzielić swoimi rzeczami. Odniosłam wrażenie, że Braciszek 

chętnie to robi.

- A co będzie, kiedy wyprowadzimy się do Sagene?
- Będziecie mogli przychodzić tu codziennie po szkole, przed pójściem 

do pracy. Poza tym Hilda na pewno będzie nas często odwiedzała, a my 
będziemy przychodzić tu w każdą niedzielę, żeby Hugo i Braciszek mogli 
się pobawić.

Peder zrobił zatroskaną minę.
- Uważam, że moglibyśmy tu wszyscy zostać. Skoro Braciszek będzie 

spał w pokoiku, to co to za różnica?

- Zapominasz, że Emanuel też będzie z nami mieszkał. Dziesięć osób to 

trochę za dużo. Poza tym Olaf też jada tu od czasu do czasu.

- U Jenny i Hjalmara było ich czternaścioro. Nas, razem z Braciszkiem, 

jest dopiero szóstka.

Evert do tej pory milczał, teraz jednak wtrącił się do rozmowy.

background image

- Kiedy Elise i Emanuel zamieszkają razem, to może wkrótce nas też 

będzie   więcej.  Gdy   małżeństwo  sypia  w  jednym  łóżku,  zwykle  co  rok 
rodzi się dziecko.

Wszyscy   zaczęli   się   śmiać,   Elise   czuła,   że   się   rumieni.   Ta   kwestia 

męczyła ją od momentu, kiedy to Emanuel zjawił się tak nieoczekiwanie, 
prosząc, żeby go przyjęła. Elise nie wiedziała, czy będzie w stanie z nim 
współżyć jak dawniej. Czuła, że nie jest to w porządku, skoro kochała 
Johana. Teraz jednak, kiedy Johan dał jej wyraźnie do zrozumienia, że nie 
zamierza   odsyłać   Agnes,   każde   z   nich   musiało   trwać   w   swoim 
małżeństwie.   Pomyślała   o   beznadziejnej   sytuacji   Marty   i   doszła   do 
wniosku,   że   jednak   jej   los   jest   znacznie   lepszy.  A  skoro   zgodziła   się 
przyjąć Emanuela, to miał on też jakieś prawa, poza tym obiecała, że zrobi 
wszystko, żeby między nimi było jak dawniej.

Czyli   niewykluczone,   że   Evert   ma   rację:   co   roku   mogło   rodzić   się 

kolejne dziecko!

Emanuel wstał.
-   Muszę   wracać   do   Carlsenów.   Obiecałem   pomóc   Karolinę   napisać 

podanie.

Elise spojrzała na niego zdziwiona.
- Zamierza szukać pracy?
- Wątpię - roześmiał się Emanuel. Więcej nie chciał jednak powiedzieć, 

a ona też nie zamierzała pytać.

- Popilnujcie Hugo i Jensine - poprosiła. - Pójdę poszukać Kristiana. Żal 

mi go, że chodzi tam sam i się zamartwia.

Hilda przytaknęła.
- Dobrze, idź, poszukaj go. Zajmę się dziećmi.
Znalazła go siedzącego na kamieniu przy moście. Wcześniej pożegnała 

się z Emanuelem. Cicho usiadła obok niego, nic nie mówiąc. Siedzieli tak 
dłuższą chwilę.

Lód na rzece zaczynał puszczać, trzeszczał i pękał, kra ustępowała. W 

powietrzu czuło się nadchodzącą wiosnę.

- Martwisz się z powodu przeprowadzki? Kristian pokręcił głową.
- Zrobiło ci się przykro, bo rozmawialiśmy o tacie? Przytaknął.
-   Lubiłeś   go   mimo   wszystko   -   mówiła   dalej   łagodnym   głosem.   - 

Rozumiem cię. Tak łatwo zapominamy o tym, co w życiu spotkało nas 
dobrego, bo takich chwil było mało i pozostają w cieniu tego złego, co się 
wydarzyło. - Milczała chwilę, po czym znów zaczęła mówić. - Jestem 
najstarsza   z   was   i   pewnie   najlepiej   pamiętam,   jaki   ojciec   był,   zanim 
zniszczył go alkohol. Mama opowiadała, jaki w młodości był odważny i 

background image

radosny, jak tryskał energią i potrafił się cieszyć. Wykazywał szczególną 
muzykalność i ładnie śpiewał. I gwizdał bosko, mówiła mama. Nie bra-
kowało mu też zapału do pracy, harował jak koń, nigdy się nie poddawał. 
Sama  pamiętam,  jak czasem śpiewał  mi  wieczorami.  Leżałam  cicho  w 
łóżku, a on śpiewał najpiękniej na świecie, tak wtedy uważałam. Pamiętam 
też błyszczące oczy matki, często się wtedy śmiała. Była w nim bardzo 
zakochana, mimo że pozostawali małżeństwem już od kilku lat.

Elise zrobiła przerwę; siedziała bez ruchu, śledząc wzrokiem nurt rzeki.
- Powinno się zakazać sprzedaży alkoholu. Przynajmniej w miejscach 

takich jak to, gdzie pokusa ucieczki od rzeczywistości jest taka duża. Poza 
tym   nie   powinien   być   taki   tani,   żeby   ludzie   nie   kupowali   go   zamiast 
jedzenia.   Nie   wszyscy   mężczyźni   są   silni,   nie   wszyscy   radzą   sobie   z 
życiem. Wielu przyjechało tu ze wsi, gdzie byli przyzwyczajeni do tego, że 
mogą się wszędzie swobodnie poruszać, gdzie jest świeże powietrze i dużo 
miejsca.  Tutaj   muszą   cały   dzień   stać   w   ciasnej   fabrycznej   hali,   potem 
wracają do przeludnionych mieszkań i nawet nie mają nadziei, że kiedyś 
los się odmieni. Zrozpaczeni sięgają po butelkę, a kiedy już raz zaczną, to 
alkohol szybko przejmuje nad nimi władzę. Czasami chcą skończyć, lecz 
nie są już w stanie.

Kristian   nawet   nie   próbował   się   odezwać,   Elise   widziała   jednak,   że 

słucha jej uważnie. Dlatego mówiła dalej.

- Nie powinniśmy nikogo osądzać. Jedyne, co można mieć im za złe, to 

że   w   ogóle   zaczęli   pić.   Ten   pierwszy   krok   jest   niebezpieczny.   Kiedy 
trucizna już w nich krąży, nie mają wyboru. Jestem wściekła, kiedy słyszę, 
co wyprawia ojciec Marty, Jenny i Hjalmara. Gdybym była świadkiem, jak 
wyrzuca jedzenie przez okno albo rąbie siekierą drzwi, o czym opowiadała 
mi Jenny, wściekłabym się tak, że pewnie bym się na niego rzuciła. Myślę 
jednak, że należy traktować to jako chorobę. Nie ma sensu mówić komuś, 
kto jest poważnie chory, żeby się wziął w garść. Kiedy pomyślę o tym, jak 
alkohol zniszczył życie ojca, to chce mi się płakać. Nam było z nim źle, 
ale jemu było jeszcze gorzej.

Pogładziła brata po włosach i wstała.
- Na pewno nie powinniśmy się go wstydzić. Spadł na nas ciężar, który 

musieliśmy dźwigać, ale pokazaliśmy całemu światu, że potrafimy sobie z 
tym poradzić.

Zobaczyła, że Kristian też wstaje, i poczuła ulgę.
- Wracasz do domu? - spytał schrypniętym głosem.
- Tak, a ty? Przytaknął.
- To chodźmy razem.

background image

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

Kiedy kilka dni później Emanuel zajrzał do nich w drodze z biura do 

domu, był podniecony i w znakomitym nastroju.

-Wiesz,   kogo   spotkałem,   kiedy   rano   szedłem   do   pracy?   -   spytał 

podniecony.

Elise patrzyła na niego i uśmiechała się. Cieszyła się, że odzyskał swój 

dawny humor.

- Spotkałeś znajomego tak wcześnie rano? - spytała.
- Wpadłem na Schwencke. Tego, który wskoczył do rzeki, żeby ratować 

chłopca.

Elise zdziwiła się.
- Myślałam, że mieszka gdzieś dalej. Emanuel pokręcił głową.
- Wynajmuje pokój u rodziny na Ullevalsveien. Obiecaliśmy sobie, że 

kiedyś się spotkamy.

Uśmiechnęła się zaskoczona.
- To miło. Martwiłam się, że nie masz tu przecież nikogo znajomego. Z 

Carlem Wilhelmem nie widujesz się zbyt często, a z przyjaciółmi z Armii 
Zbawienia dawno straciłeś kontakt, z wyjątkiem Torkilda, ale on rzadko 
rusza   się   gdzieś   bez   Anny.   Potrzebujesz   kogoś,   z   kim   mógłbyś 
porozmawiać, kogoś ze swojego środowiska.

Emanuel przytaknął.
- Z Carlsenami coraz trudniej mi wytrzymać. Są strasznymi snobami. Z 

robotnikami,   którzy   mieszkają   nad   rzeką,   mam   niewiele   wspólnego. 
Schwencke natomiast jest wykształcony i kulturalny, lubię go.

- Zaproś go do nas na kawę, chyba że wolicie iść gdzieś, gdzie będziecie 

sami.

- Raczej tak. Kiedy przeprowadzimy się do Sagene, wtedy go do nas 

zaproszę.   Póki   co   lepiej   będzie,   jeśli   umówimy   się   w   jakiejś   niezbyt 
drogiej restauracji.

Emanuel powiesił palto i kapelusz i usiadł przy stole w kuchni.
- Nie mam dzisiaj zbyt dużo czasu, ale pomyślałem, że jednak wpadnę. 

Widziałaś się z Einarsenami?

Elise pokręciła głową.
-  Nie,   ale  cały   czas  o   nich   myślę.   Sądziłam,   że  Jenny   zajrzy   tu   już 

następnego dnia, ale myliłam się. Trochę mnie to martwi.

- Jeśli nie zostaniesz tam długo, to mogę chwilę posiedzieć tu z dziećmi.
- Mógłbyś? - spytała zdziwiona. - Dobrze, skoro sam zaproponowałeś.

background image

Elise szybko zdjęła fartuch.
- Właśnie skończyłam karmić Jensine, a Hugo zjadł już kaszkę. Tylko 

się upewnię, czy wszystko jest w porządku, i zaraz wracam - powiedziała 
Elise i zaczęła wkładać swoje zniszczone buty.

- Potrzebne ci nowe buty. Masz zdarte podeszwy.
- Wiem, ale tyle mieliśmy ostatnio wydatków. Peder też musi kurczyć 

palce w swoich, a wszyscy trzej wracają z mokrymi nogami.

- Spróbuję przynajmniej podkleić ci podeszwę, nauczyłem się tego w 

Armii Zbawienia.

- Dobrze - odpowiedziała Elise i uśmiechnęła się. - Jeśli chcesz kawy, to 

wczoraj zmieliłam świeżą, była parzona dopiero dwa razy.

- Dziękuję, dostanę kawę u Carlsenów, kiedy wrócę do domu. Posiedzę 

sobie i poczytam gazetę. Hugo ładnie się bawi.

- Ciekawa jestem, jak się wszystko ułoży, kiedy się zjawi Braciszek. 

Mam nadzieję, że będą potrafili się razem bawić. Dla obu będzie to spora 
zmiana.

- Niedługo będą tu razem. Być może domek zwolni się już w kwietniu.
Elsie spojrzała na niego zdziwiona.
- Dlaczego termin wciąż się zmienia? Uśmiechnął się tajemniczo.
- Idź już, bo nie zdążysz.
Lekcje dawno się już skończyły, ale Jenny i Hjalmar szli po szkole do 

pracy, a nie wiedziała, kiedy wracali do domu. Najwyżej zostawi im kartkę 
z prośbą, żeby się odezwali. Wzięła też ze sobą pół chleba i pudełko sera z 
zapasów w piwnicy. Napisała do Mathiesena list z podziękowaniem za 
jedzenie,   za   drewno   i   za   węgiel.   Kristian   wrzucił   go   do   ich   skrzynki; 
roznosił towary i bywał czasem w ich okolicy.

Temperatura   utrzymywała   się   na   poziomie   kilku   stopni   ciepła,   ulicą 

płynęła woda, Elise słyszała już gruchanie gołębi i śpiew sikorek. Wiosna 
nadeszła. Cudownie, że wkrótce zrobi się cieplej i będzie coraz jaśniej. W 
domku   majstra   ciągnęło   od   podłogi.   Hugo   był   ciągle   zasmarkany,   a 
chłopcy często się przeziębiali. Jeśli tylko przestaną marznąć w nocy i nie 
będą mieli mokrych i zimnych nóg, na pewno będą zdrowsi.

Była już prawie na miejscu, U Blacharza, jak Jenny mówiła o ich domu, 

kiedy zobaczyła, jak z budynku po drugiej stronie ulicy wychodzi młoda 
kobieta. Natychmiast ją rozpoznała i od razu odwróciła wzrok. To była 
Helenę   Fryksten,   narzeczona   Ansgara.   Nie   czuła   się   na   siłach   z   nią 
rozmawiać, nie po ostatnim spotkaniu.

I w tej chwili usłyszała wołanie: - Pani Ringstad? Halo? Nie mogła się 

nie odwrócić.

background image

-   Jak   to   miło,   że   się   spotkałyśmy!   -   wykrzyknęła   panna   Fryksten 

radośnie przez całą ulicę. - Dużo o pani myślałam, ale nie chciałam się 
pani narzucać, skoro ostatnio tak się pani źle czuła.

„Źle się czuła"... Pewnie można było to tak określić. Wyglądało na to, że 

narzeczona   Ansgara   niewiele   z   tego   wszystkiego   zrozumiała.   Elise 
przywitała się z nią bez entuzjazmu.

- Tak się cieszę, że mój przyszły teść się wami zaopiekował. W waszej 

trudnej sytuacji jedzenie na pewno się przydało.

Elise   nie   odezwała   się.   Nie   sądziła,   że   Mathiesen   będzie   o   tym 

rozpowiadał.   Być   może   Helenę   Fryksten   przypadkiem   gdzieś   o   tym 
usłyszała.

- Jak się ma maleńki, śliczny Hugo? Prawie codziennie o nim myślę. 

Jest tak niewiarygodnie podobny do swojego taty, te same piękne loki i to 
samo dobre spojrzenie. Był taki miły i spokojny, to też ma po ojcu. Mam 
nadzieję, że da się pani w końcu przekonać, kiedy się pani trochę lepiej 
poczuje. Człowiek nieszczęśliwy nie myśli o innych. Często to widzę w 
swojej pracy jestem pielęgniarką. Teraz, kiedy pani mąż do pani wróci, na 
pewno wszystko zacznie się lepiej układać. Znalazła się pani w sytuacji 
nie   do   pozazdroszczenia.   Podziwiam   panią,   pani   Ringstad.   Jest   pani 
bardzo wielkoduszna, skoro chce pani przyjąć go z powrotem, mimo że 
panią zdradził i ma dziecko z inną.

Elise zaniemówiła. Jak można okazać taką niedelikatność? Przecież jej 

się nie zwierzała, wszystko to musiała usłyszeć od innych, a jednak nie 
miała oporów, żeby o tym mówić! Elise odwróciła się i oznajmiła: - Nie 
mam czasu, panno Fryksten. Do widzenia.

Przyśpieszyła kroku.
Kiedy pukała do drzwi Einarsenów, była cała czerwona ze złości.
Miała wrażenie, że ktoś jest w domu, ale nikt się nie odezwał, nikt też 

nie otworzył drzwi.

Może   w   środku   znajdował   się   ojciec?   Czuła,   że   zaczyna   się 

denerwować. Jeśli znowu się upił, trudno przewidzieć, jak się zachowa, 
mimo że odwiedza go obca osoba. Jednak gdyby to był on, zapewne z 
wnętrza dobiegałyby jakieś hałasy i krzyki.

Zapukała   ponownie.   Nadal   słyszała   zza   drzwi   jakieś   nieokreślone 

dźwięki. Jeśli ktoś tam rzeczywiście był, musiał słyszeć jej pukanie, więc 
albo nie chciał, albo nie mógł jej otworzyć.

Nagle poczuła strach. A jeśli ojciec coś im zrobił? Przypomniała sobie 

wszystkie   straszne   historie,   o   których   słyszała.   Może   ich   do   czegoś 
przywiązał albo pobił do nieprzytomności?

background image

Nie mogła odejść, nie sprawdziwszy, co się stało. Ostrożnie nacisnęła 

klamkę i uchyliła drzwi.

W przedpokoju stał Hjalmar. W jego oczach czaił się strach, odniosła 

wrażenie, że coś go gnębi. Patrzył na nią, nic nie mówiąc, ręce schował za 
plecami.

- Coś się stało?
Hjalmar gwałtownie pokręcił głową.
- Przyszłam, żeby się dowiedzieć, jak sobie radzicie. Przyniosłam wam 

połówkę chleba i trochę sera.

Hjalmar nie odpowiadał i nadal trzymał ręce na plecach. Była pewna, że 

nie chce, żeby zobaczyła, co w nich ma.

- Jak się czujecie?
- Dobrze.
- Marta bardzo się denerwowała, Jenny też się bała reakcji ojca. To, że 

nie przyszedł na pogrzeb, źle wróżyło. Wiesz, że kiedyś znalazłam się w 
podobnej   sytuacji.   Jeśli   jest   naprawdę   źle,   poproście   o   pomoc  Armię 
Zbawienia.   Ojciec   sam   sobie   z   tym   wszystkim   nie   da   rady.   Jest 
uzależniony od tej trucizny. To rodzaj choroby.

Hjalmar patrzył na nią dziwnym wzrokiem. Widziała, że nie chce, żeby 

usprawiedliwiała ojca, nic jednak nie mówił.

- Jadłeś dzisiaj coś?
Przytaknął, ale chciwie spoglądał na torbę z jedzeniem, którą trzymała w 

ręku. Podejrzewała, że jednak nie jadł, chciał tylko, żeby jak najszybciej 
sobie stąd poszła.

- Marta i Jenny są w pracy? - spytała.
Znów   przytaknął.   Patrzył  na   nią   coraz   bardziej   ponuro,   zaczynał   się 

niecierpliwić. Miała wrażenie, że czyta w jego myślach: „Kiedy wreszcie 
sobie pójdziesz?!"

Stanęła przed nim.
- O co chodzi, Hjalmar? Rozumiem, że masz coś, czego nie chcesz mi 

pokazać, i zapewne uważasz, że to nie moja sprawa.

Ale to  nieprawda, bo ty  jesteś dzieckiem,  a ja jestem dorosła  i jeśli 

zrobiłeś   coś   złego,   to   muszę   o   tym   wiedzieć.   Podniósł   wzrok, 
przestraszony.

- Nie powiesz o tym Marcie?
- To zależy. Jeśli ukradłeś jedzenie, bo byłeś głodny, mogę ci obiecać, że 

nikomu nic nie powiem.

Nagle w jego oczach pojawiły się łzy. Zawstydzony wyciągnął ręce i 

pokazał jej zawiniątko zapakowane w gazetę. Odwinęła papier i zobaczyła 

background image

dwie kromki chleba z topionym serem.

- Zabrałeś to jakiemuś koledze?
- Schował je pod pulpitem - powiedział Hjalmar i spuścił głowę.
- Weź  je  jutro  ze  sobą   do  szkoły  i  odłóż  na  miejsce,   zanim ktoś to 

zauważy, a ja ci teraz przygotuję dwie kanapki z serem.

Hjalmar patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Naprawdę?
-   Tylko   obiecaj   mi,   że   kiedy   następnym   razem   będziesz   głodny,   to 

przyjdziesz   do   mnie,   zamiast   kraść   innym   jedzenie.   Wkrótce 
przeprowadzę się do Sagene, ale tam czy do domku majstra to dla ciebie 
równie daleko. Będziemy mieszkać w jednym z drewnianych domków na 
Hammergaten. Nie w tych murowanych. Poznasz je z daleka.

Weszła   do  kuchni,   znalazła   nóż   i  ukroiła   trzy   grube  kawałki  chleba. 

Położyła na nich ser i podała mu na blaszanym talerzyku: - Siadaj i jedz. 
Muszę wracać do dzieci. Czy ojciec był w domu po pogrzebie?

Hjalmar pokręcił głową.
- Nie wiemy, gdzie jest.
- Może to i lepiej. Pewnie się zjawi, kiedy wytrzeźwieje.
Następnego dnia przyszła Jenny.
- Marta prosiła cię pozdrowić i podziękować. Elise uśmiechnęła się.
- Wejdź, Jenny. Jeśli możesz chwilę zostać, Hugo się ucieszy. Zawsze się 

cieszy, kiedy widzi jakieś dziecko.

Jenny weszła do mieszkania, rozglądając się niepewnie. Może bała się, 

że jest tu Emanuel albo jakiś inny mężczyzna.

Hugo stał obok skrzyni na drewno, podnosił z podłogi jakieś patyki i 

układał   je   w   stos   na   skrzyni.   Wzdychał   za   każdym   razem,   kiedy   się 
schylał, potem sięgał do wieka skrzyni. Bywało, że tracił równowagę i 
upadał na pupę. Elise zastanawiała się, jak to będzie, kiedy zjawi się tu 
Braciszek   ze   swoimi   zabawkami,   wtedy   patyczki   i   kawałki   drewna 
zapewne przestaną być już tak zajmujące.

Elise podeszła do szafki, żeby wyjąć butelkę z sokiem i kaszkę oraz 

przygotować Jenny zupę, tak jak jej obiecała. W tym momencie dostrzegła 
przez okno listonosza, zobaczyła, że zatrzymał się przy furtce.

- Popilnuj Hugo, a ja pójdę i odbiorę pocztę.
Mówiła szybko, serce jej waliło, czuła, że ma czerwone policzki. Może 

to   list   od   Johana?   Nie   odpowiedział   jej,   czy   dostał   jej   dwa   ostatnie 
opowiadania.

Nadawcą   listu   w   istocie   okazał   się   Johan.   Gdy   przejrzała   pierwsze 

linijki, zrozumiała, że Johan zakładał, że list trafi w ręce Emanuela. Ani 

background image

słowem nie zdradził, co ich łączyło.

Kochana Elise!
Dostałem   Twoje   dwa   ostatnie   opowiadania   i   całość   dostarczyłem 

wydawnictwu. Musisz się liczyć z tym, że to trochę potrwa, tak mówi 
profesor. Opowiadałem mu o Tobie i teraz czeka równie niecierpliwie jak 
ja.   Zanim   wysłałem   opowiadania   do   wydawnictwa,   przeczytałem   je. 
Wywarły na mnie duże wrażenie. Ostatnie dwa dałem też do przeczytania 
profesorowi. Był wstrząśnięty losem tej małej dziewczynki, którą ostatnio 
poznałaś,   a   przecież   oboje,   i   ty,   i   ja,   znaliśmy   wiele   podobnych 
przypadków.   W   Kopenhadze   też   jest   wielu   alkoholików,   ale   profesor 
dorastał w zupełnie innym środowisku. Był wstrząśnięty. Obawiam się, że 
wydawnictwo odpowie, że Twoje teksty są zbyt drastyczne. Ludzie, którzy 
kupują książki, niewiele wiedzą o tym, co się dzieje wśród ludzi biednych. 
Profesor był pod wrażeniem Twojego języka, twierdzi, że ładnie piszesz. 
Być może wydawnictwo zażąda, żebyś coś zmieniła, żeby opowiadania 
nie były aż tak ponure. O ile cię znam, pewnie się na to nie zgodzisz. 
Powiesz, że to byłoby zaprzeczeniem tego, że zło istnieje. Mam rację? U 
nas   wszystko   w   porządku.   Mam   nadzieję,   że   u   Was   też.   Pozdrów 
Emanuela, Hildę i chłopców.

Pozdrowienia od Agnes Johan
Nie   skomentował   opowiadania   o   kobiecie   i   mężczyźnie,   którzy 

poświęcili   swoją   miłość   ze   względu   na   dzieci.   Postąpił   rozsądnie,   ale 
chętnie poznałaby jego zdanie.

Odłożyła list i poszła dokończyć zupę. Jenny siedziała na podłodze i 

bawiła się z Hugo.

- Nie roznosisz dzisiaj towarów? Jenny pokręciła głową.
- Hjalmar zrobi to za mnie. Strasznie bolą mnie plecy. „Bolą ją plecy"... 

Dziecko miało osiem lat, a już odczuwało skutki pracy ponad siły.

- To ładnie z jego strony. Ugotuję większą porcję, żebyś mogła mu też 

zanieść. Ojca wciąż nie ma?

Jenny ponownie pokręciła głową.
- Marta mówi, że Bóg nas wysłuchał. Modliła się, żeby nie wrócił.
Elise nic nie odpowiedziała. Pewnego dnia nagle się zjawi jakby nigdy 

nic. A potem znów urządzi im piekło.

Kończyła gotować zupę, kiedy do mieszkania wbiegli chłopcy. Zrobili 

wielkie oczy, kiedy zobaczyli, co gotuje. Musiała dać każdemu po talerzu i 
do tego bułkę. Dla Hjalmara już nie starczyło, na szczęścia zostało jej 
jeszcze trochę soku i będzie mogła ugotować nową porcję.

Kiedy   zjawił   się   Emanuel,   Jenny   już   wyszła,   a   chłopcy   jeszcze   nie 

background image

wrócili z pracy.

- Umówiłem się wieczorem ze Schwencke - powiedział zadowolony. - 

Spotkamy się przed Hasselbakken. Może najpierw wstąpimy tam na kawę, 
a potem pójdziemy na plac posłuchać koncertu w muszli koncertowej.

-  To   miło.  A  potem   opowiesz   mi   coś   więcej   o   Schwencke.   Sprawia 

sympatyczne wrażenie, ale wciąż nie rozumiem, dlaczego wtedy miał na 
sobie robocze ubranie.

Emanuel roześmiał się.
- Może dlatego, że szedł na spacer wzdłuż rzeki.
- I nie chciał się wyróżniać, o to ci chodzi?
- Właśnie, ja też tak robiłem. Natychmiast spoważniała.
- Tak się czujesz? Że się wyróżniasz?
- Oczywiście, ale nie rozmawiajmy o tym teraz. Cieszę się na dzisiejszy 

wieczór   i   cieszę   się,   że   się   przeprowadzimy   do   Sagene.   Już   nawet 
spakowałem   walizkę.   Zawiadomiłem   też   ojca,   że   chcę   zwrotu   moich 
mebli. Podałem mu adres, ma wszystko przesłać na Hammergaten.

Elise uśmiechała się zadowolona.
- Kto by się spodziewał, że znów będziemy mieli ładne meble! Myślisz, 

że znajdzie się na nie miejsce w pokoju?

Przytaknął.
-   Pomyślałem,   że   moglibyśmy   się   przejść   tam   w   niedzielę.   Obecni 

lokatorzy jeszcze się nie wyprowadzili, ale sądzę, że zgodzą się pokazać 
nam dom.

Elise roześmiała się i aż klasnęła w dłonie.
- Już zaczynam się cieszyć. Może do niedzieli śnieg stopnieje na tyle, że 

będzie można zobaczyć rabaty kwiatowe i ogród warzywny? A może już 
pokażą się przebiśniegi i pierwiosnki?

Emanuel objął ją.
-   Będzie   nam   tam   dobrze.   Przekreślmy   wszystko   to,   co   było   złe,   i 

zacznijmy nasze życie od nowa - powiedział i zanim ją puścił, szybko 
pocałował Elise w usta. W tym momencie zauważył list, który leżał na 
stole. - Dostałaś list od Johana? - spytał z obawą.

- Tak, wysłał moje opowiadania do wydawnictwa. Profesor przeczytał 

dwa ostatnie i uznał, że mam szansę, ale być może wydawnictwo będzie 
chciało,   żebym  nieco  zmieniła   to   smutne   zakończenie.   Przeczytaj,   jeśli 
chcesz. Przesyła pozdrowienia dla ciebie i dla chłopców.

-   Dziękuję,   ale   w   tej   chwili   nie   mam   czasu.   Wpadłem   tylko,   żeby 

powiedzieć   ci   o   Schwencke   i   spytać,   czy   masz   ochotę   wybrać   się   w 
niedzielę na Hammergaten?

background image

Elise   przytaknęła.   Rozumiała   go.   Zmusiła   się,   żeby   się   do   niego 

uśmiechnąć.

- Pozdrów ode mnie Schwencke i baw się dobrze.
Wieczorem   Hilda   była   podniecona,   ale   i   zdenerwowana.   Następnego 

dnia miała przyprowadzić Braciszka.

- Mamy mówić na niego Isac czy Braciszek? - spytała, patrząc to na 

Elise, to na Reidara.

- Używajmy jego imienia. Przyzwyczaił się do Isaca, tak ma na imię. 

Nie   będzie   rozumiał,   dlaczego   mówimy   na   niego   inaczej   -   powiedział 
Reidar zdecydowanym głosem.

Elise przytaknęła.
- Zgadzam się z Reidarem. Musimy się przyzwyczaić do Isaca.
- Tak się denerwuję! A jeśli przepłacze całą noc i będzie chciał wracać?
- Nie sądzę, żeby płakał, ale może tęsknić za domem. Musimy zrobić 

wszystko, żeby było mu łatwiej.

- Cieszę się, że miał czas się do mnie przyzwyczaić. Poza tym dobrze, że 

w domu są inne dzieci.

Elise składała pieluchy.
-   Pamiętasz,   jak   ładnie   bawił   się   z   Hugo?   Jestem   przekonana,   że 

wszystko się ułoży.

Rozległo się pukanie do drzwi, wszyscy troje spojrzeli po sobie.
- Kto to może być? O tak późnej porze? Elise zaniepokoiła się.
-   Może   to   Jenny   wraca?   Coś   musiało   się   wydarzyć   -   powiedziała. 

Odłożyła pieluchę, którą trzymała w ręku, i poszła otworzyć drzwi.

Ku   swojemu   wielkiemu   zdziwieniu   zobaczyła   w   progu   Paula 

Schwencke.

- Jest tu Emanuel? Spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie, miał się spotkać z panem wieczorem. Schwencke przytaknął.
-   Tak,   umówiliśmy   się   przed   restauracją   Hasselbakken,   ale   się   nie 

pojawił.

- Nie pojawił się? - powtórzyła Elise z niedowierzaniem. - Wpadł tu po 

drodze z biura i podniecony opowiadał o dzisiejszym wieczorze. Bardzo 
się   cieszył.   -   Elise   zmarszczyła   czoło.   -  Powinien   pan   chyba   zajść   do 
Carlsenów na wzgórze Aker, może nagle się rozchorował? To byłoby co 
prawda dziwne, bo kilka godzin temu był zupełnie zdrowy.

- Już tam zaszedłem. Nie widzieli go od rana. Elise kiwała głową.
- Nie widzieli go do rana?  Wyszedł stąd  i miał tam iść. Schwencke 

pokręcił głową.

- Nie było go tam. Jakby zapadł się pod ziemię.

background image

- Czyżby zdarzył się wypadek? Elise ledwie mogła mówić.
Hilda musiała usłyszeć ich rozmowę, bo nagle pojawiła się obok niej.
-  Emanuel  zaginął  w   drodze  do   Carlsenów?   Boże,   musiało   dojść   do 

jakiegoś przestępstwa.