background image

 

background image

Rozdział XIV. Gorący Pościg 

Po zadzwonieniu do Becky i opowiedzeniu jej wszystkiego ze szczegółami, cierpiałam na 

poważną  bezsenność.  To  nie  zmierzch  nie  dawał  mi  usnąć-  tylko  facet  o  najgłębszych, 
najciemniejszych,  najcudowniejszych  oczach  jakie  kiedykolwiek  widziałam.  W  głowie  mi 
szumiało.  On  był  piękny.  Jego  włosy,  twarz,  usta.  Absolutnie  niesamowity  był  obraz  jego 
ręki-  z  moim  pierścionkiem  na  palcu!  Dlaczego  nie  spróbował  zadzwonić  na  policję? 
Dlaczego nosił mój pierścionek? Czy był naprawdę wampirem? Kiedy go znów zobaczę? Już 
tęskniłam za Gotyckim Facetem.  

Następnego  dnia  w  Parku  Evansa  huśtałam  się  wysoko  na  huśtawce  czekając  na  Becky. 

Dalej  byłam  oszołomiona  spotkaniem  z  wczorajszej  nocy.  Poślizgnęłam  się  próbując 
zatrzymać  huśtawkę  kiedy  Becky  w  końcu  przyszła.  Opowiedziałam  jej  całą  niewiarygodną 
historię jeszcze raz.   

- Miałaś szczęście, że cię nie zabił! 

-  Żartujesz?  On  był  wspaniały!  Czekałabym  zawsze  na  spotkanie  kogoś  w  połowie  tak 

świetnego! 

- Więc teraz wierzysz plotkom? 

- Wiem, że to brzmi dziwnie, ale myślę, że to może być prawda. Jest na to wiele dowodów. 

Rysowanie  Draculi,  świece,  okulary  przeciwsłoneczne,  zakryte  lustra,  rodzinne  drzewo 
genologiczne. 

-  Alergia  jego  matki  na  czosnek  i  to,  że  Sterlingów  widziano  tylko  w  nocy.  –  dodała 

Becky. 

- I jeszcze importowana ziemia. Wampiry zawsze przynoszą ze sobą brud z ich rodzinnego 

kraju. 

- Zamierzasz zadzwonić do CNN? – droczyła się. 

- Jeszcze nie. Potrzebuję więcej dowodów. 

- Czy to znów będzie wymagało przejścia przez bramę? 

Zaczynałam  się  huśtać,  przypominając  sobie  Anne  Rice,  Brama  Stokera,  Bela  Lugosi, 

Zagadkę nieśmiertelności, Straconych chłopców

1

 i wszystkich Nosferatów

2

 jacy kiedykolwiek 

zaszczycili ten świat swoimi cudownymi uśmiechami i ulizanymi włosami.  

- Nie! To nie będzie wymagać od ciebie niczego. – w końcu jej odpowiedziałam. 

Westchnęła z ulgą. 

-  Tak  naprawdę  jest  tylko  jeden  sposób  by  udowodnić  to,  co  nie?  I  w  końcu  będziemy 

mogły powiedzieć to tym  handlarzom plotek, by  zakończyć to na dobre. Wtedy ten Gotycki 

                                                             

1

 Horrory. 

2

 Klan wampirów. 

background image

anioł  będzie  mógł  spać  spokojnie,  niezależnie  czy  idzie  do  łóżka  w  dzień  czy  w  nocy!  – 
zażartowałam.  

- Więc co zamierzasz zrobić? Pójść i zobaczyć czy zmienia się w nietoperza? 

- Nie. Zamierzam sprawdzić czy ja to zrobię. 

- Nie możesz zmienić się w nietoperza przez obserwowanie go. 

-  Zamierzam  zrobić  więcej  niż  tylko  obserwować  go!  Jest  tylko  jeden  sposób,  żeby 

dowiedzieć się czy on naprawdę jest wampirem. 

- Tak? 

- Pozwolę mu się ugryźć! – krzyknęłam z podnieceniem. 

- Zamierzasz pozwolić mu się ugryźć? Zwariowałaś? 

- Wariuję z ciekawości. 

- A co jeśli to prawda? Zamienisz się w wampira! Co wtedy zrobisz? 

- Wtedy, - powiedziałam uśmiechając się. – zadzwonię do CNN. 

 

Wracałam do domu z Parku Evansa, marząc by zobaczyć mojego księcia ciemności, kiedy 

zauważyłam czarnego Mercedesa skręcającego na końcu mojej ulicy.  

Biegłam  za  nim  najszybciej  jak  mogłam,  ale  glany  nie  mogły  rywalizować  z  kołami  i 

zmotoryzowanym przyspieszeniem, nawet jeśli prowadził Straszny.  

W domu przywitał mnie złośliwy uśmiech Głupka. 

- Mam coś dla ciebie! – dokuczał. 

- Nie graj w żadne gierki. Nie jestem w humorze. 

-  Wygląda  na  to,  że  poczta  jest  teraz  roznoszona  nawet  w  niedziele.  I  niedzielnym 

listonoszem jest ten dziwny lokaj z Dworu. 

- Co? 

- Zostawił list dla ciebie! 

- Dawaj to! 

- Będzie cię to kosztowało! 

- Zapłacę ci twoją głową. – krzyknęłam, próbując doskoczyć do niego. 

background image

Zaczął uciekać , a ja pobiegłam za nim w gorącym pościgu. – Dostanę go! Tylko pytanie, 

czy będziesz wtedy żywy czy martwy!  

Jeśli tylko byłabym  w domu, Straszny Mężczyzna  mógł dać  list  mnie zamiast Głupkowi. 

Dobrą  rzeczą  było  to,  że  rodzice  wyszli  na  lunch.  Mogli  by  zwariować  widząc  w  drzwiach 
milion- letniego mężczyznę pytającego o mnie.  

Głupek  pomachał  mi  przed  twarzą  czerwoną  kopertą,  szydząc  ze  mnie.  Nagle  zaczął 

wbiegać  na  piętro.  Chwyciłam  go  za  nogę  i  spadł.  Przyciągnęłam  go  do  siebie,  ale  koperta 
była w wyciągniętej ręce, zbyt daleko bym ją chwyciła.  

Zrobiłam minę rekina, tak żeby myślał, że naprawdę ugryzę go w nogę jeśli będę musiała. 

To było coś co mogłam zrobić rodzeństwu i nie iść za to do więzienia. Zaczynał panikować, 
użył  wolnej  stopy  by  odepchnąć  moją  rękę  i  uwolnić  kościstą  nogę.  Zatrzasnął  drzwi  do 
swojego pokoju tuż przed moją twarzą  i zamknął je na klucz. 

Waliłam  i  waliłam.  Bolały  mnie  ręce,  ale  później  nie  będę  czuć  pulsowania.  Byłam 

strasznie wkurzona. 

- Droga Raven. – udawał, że czyta za drzwiami. – Kocham cię i chcę, żebyś została moją 

wiedźmowatą  żoną  abyśmy  mogli  mieć  straszne,  lokajowate  dzieci.  Kochający,  Dziwaczny 
Lokaj. 

-  Oddaj  mi  to!  W  tej  chwili!  Nawet  nie  wiesz  co  potrafię  zrobić!  Wystarcz,  że  spytasz 

drużynę piłkarską. Mogę zrobić ci z życia piekło! 

- Oddam ci go pod jednym warunkiem. 

- Ile? 

- Nie chcę kasy. 

- To co? 

- Że obiecasz… 

- Co? No już. 

- Obiecasz, że przestaniesz nazywać mnie „Głupek”! 

Ucichło po obu stronach drzwi. 

Poczułam  ból  w  sercu.  Poczucie  winy?  Smutek?  Nie  przypuszczałam,  że  moje  małe 

przezwisko  może  ranić  go  tak  bardzo  przez  te  wszystkie  lata.  Uświadomiłam  sobie,  że  już 
zrobiłam z jego życia piekło. 

- To jak powinnam do ciebie mówić? 

- Może po imieniu? 

background image

- Czyli? – drażniłam się. 

- Billy. 

- No, cóż… okej. Dasz mi list, a ja nie będę nazywać cię „Głupek”- przez rok. 

- Na zawsze. 

- Na zawsze? 

- Na zawsze! 

- Dobrze. Na… zawsze. 

Otworzył  drzwi  z  trzaskiem  i  wyjął  kopertę.  Popatrzył  na  mnie  swoimi  głębokimi, 

brązowymi, dziecięcymi oczami.  

- Proszę. Nie otwierałem. 

- Dzięki. Nie powinieneś kazać mi cię gonić. Miałam długi dzień. 

- Jest dopiero dwunasta! 

-  No  właśnie  –  teraz trzymałam  czerwoną  kopertę  bezpiecznie  w  ręce -  Dzięki,  Głupku  - 

nie mogłam nic na to poradzić. To był nawyk. 

- Obiecałaś! – krzyknął, trzaskając drzwiami.  

Znowu zapukałam. Tym razem czułam ból z powodu poprzedniego walenia. 

- Czego, Czarownico? – zawołał – Każdy mógłby być głupi w porównaniu z tobą! Zostaw 

mnie i wracaj do swojej jaskini! 

Drzwi były otwarte więc wkroczyłam do środka. Minęły lata odkąd byłam w jego pokoju. 

Na  ścianie  były  zdjęcia  Michaela  Jordana  i  Wayne’a  Gretzky  i  z  pięćdziesiąt  milionów  gier 
komputerowych  ułożonych  w  stosy  na  podłodze  i  na  biurku  obok  komputera.  Głupek  był 
właściwie dość interesujący.  

- Dzięki za list – powiedziałam. 

Tylko usiadł przy komputerze z ręką na myszce, ignorując mnie.  

-  Billy!  –  krzyknęłam.  Szybko  odwrócił  się  zszokowany.  –  Podziękowałam  ci.  Ale  nie 

mogę cię przytulić. Zachowajmy to na TV. 

 

Rzuciłam  się  na  łóżko,  oparłam  ramiona  o  moją  czarną  kołdrę  i  gapiłam  się  na  kopertę. 

Mogli  napisać  cokolwiek,  na  przykład:  „Oddaj  naszą  własność  albo  zaskarżymy  ciebie  i 
twoich rodziców” 

Ale w końcu miałam groźbę bezpieczną w swoich rękach. 

background image

Ostrożnie otworzyłam, obawiając się najgorszego. 

To było zaproszenie! 

„Pan  Alexander  Sterling  zaprasza  Raven  Madison  do  jego  domu  1  grudnia  o  godzinie  8 

wieczorem na obiad” 

Skąd  znał  moje  imię?  Skąd  wiedział  gdzie  mieszkam?  I  czy  to  było  tak  na  serio?  Żaden 

siedemnastoletni chłopak w tym  mieście, stanie, czy w kraju nie zaprasza dziewczyny w ten 
sposób.  To  było  jak  wyjęte  z  jakiegoś  filmu  Emmy  Thompson  Handlarz  i  Kość  słoniowa
gdzie ludzie mają staroświecki brytyjski akcent, są ściśnięci w gorsetach jak sardynki i nigdy 
nie  mówią „kocham”. To było takie średniowieczne, staromodne, nie z tego świata. To było 
takie romantyczne, że aż zadrżałam. 

Obejrzałam  kopertę  w  poszukiwaniu  jakiejś  innej  wiadomości,  ale  to  było  wszystko. 

Nawet  nie  pisało  „R.  S.  V.  P.”

3

.  Pewnie  oczekiwał,  że  przyjdę  i  miał  rację.  Czekałam  na  to 

całe życie.  

 

 

 

                                                             

3

 Skrót z francuskiego oznaczający „proszę o odpowiedź”, umieszczany na zaproszeniach, jeżeli nadawca 

oczekuje potwierdzenia.