background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

328

 

 

 

 

**Meredith**  

 

         Niezważająca na nic przeciskałam się w dalszym ciągu pomiędzy 
gośćmi, gdy poczułam kolejne ukłucie jakby ktoś starł się coś narysować 
czerwoną kredką na drugiej mojej ręce. Rana na obojczyku i ramieniu 
zdążyła się już zagoić, choć ból początkowo był nie do zniesienia. 
Stanęłam po środku holu rozglądając się dookoła. Czułam, że biegnę       
na oślep kompletnie nie wiedząc, gdzie teraz powinnam się udać.             
W tym momencie zauważyłam Jeremiego stojącego przy wejściu 
prowadzącym do długiego korytarza z dala od ludzi. Ruszyłam w tamtą 
stronę i po chwili stałam już obok brata Eleny. 

- Co ty tutaj robisz? - zapytał ze zdziwieniem i przerażeniem spoglądając 
w kierunku, z którego przybiegłam - Gdzie jest Elena? Bonnie? - przeniósł 
swój wzrok ponownie na mnie 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

329

 

 

- Uspokój się! - rzuciłam - Nic im nie jest, są bezpieczne - odparłam już 
znacznie spokojniej - Przepuść mnie! - powiedziałam  

- Nie ma mowy, nie możesz tam iść! - odpowiedział pospiesznie 

- W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru - w tym momencie 
zauważyłam jego zdziwioną minę 

Chwyciłam za jego koszulę i pchnęłam nim na sąsiednią ścianę. Jeremy 
uderzył w nią głową, mdlejąc i osuwając się nieprzytomnie na podłogę. 
Nie chciałam tego, ale teraz nie miałam czasu zastanawiać się nad tym. 
Ruszyłam długim korytarzem otwierając każde drzwi po kolei. Do moich 
uszu doszedł kolejny dźwięk, tym razem był to głos Damona. 

- Powiedz, żegnaj. Masz szczęście nikt nie będzie za tobą tęsknić - rzucił,   
a po chwili zapadła cisza 

W wampirzym tempie znalazłam się w najdalej oddalonym od sali balowej 
gabinecie. Chwyciłam za klamki dwóch połówek ogromnych drzwi, które 
pchnęłam przed siebie. Zauważyłam Stefana i Tylera trzymającego Klausa, 
na którego koszuli były bordowe plamy krwi w tych samych miejscach co 
jeszcze nie dawno na moim ciele. Damon wziął zamach trzymając w górze 
srebrny sztylet szykując się do zadania ostatecznego ciosu. W wampirzym 
tempie stanęłam pomiędzy Klausem, a Damonem. 

- Co ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony, że mnie widzi, a ja nie mogłam 
oderwać oczu od sztyletu, który trzymał cały czas uniesiony ku górze - 
Meredith odsuń się! - krzyknął pospiesznie 

- Nie możesz go zabić, nie dziś, nie teraz! - rzuciłam czując jak moje serce 
uderza ze strachu 

Wystarczył moment, by cały genialny plan zbicia Klausa był tylko 
kolejnym nieudanym planem. Stefan z Tylerem najwidoczniej zwolnili 
swój uścisk przez co Pierwotnemu udało się odrzucić Stefana na sam 
koniec pokoju, a Tylera w drugą stronę. Damon w dalszym ciągu miał      
w ręku sztylet, a to sprawiało, że mógł się stać pierwszą ofiarą Klausa, 
który za wszelką cenę będzie chciał go odzyskać. Musiałam być pierwsza 
wyprzedzając jego ruchy. Odepchnęłam Damona, aż przeleciał kilka 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

330

 

 

metrów uderzając w półkę z książkami. W tym całym zamieszaniu sztylet 
wypadł z jego ręki. Chciałam go podnieść, ale Klaus mnie uprzedził. 
Damon od razu w wampirzym tempie podniósł się z ziemi. W ogóle nie 
byłam w stanie opanować sytuacji, która już i tak wymknęła się z pod 
kontroli. W tym momencie zobaczyłam, że Alaric leży bez życia na 
podłodze, a Stefan, Tyler i Damon stanęli obok siebie. 

- Pożałujecie tego! - krzyknął w ich stronę Klaus 

- Ty niczego nie rozumiesz - spojrzałam na Damona kręcąc cały czas 
przecząco głową  

- Mylisz się, dokładnie wszystko rozumiem - rzucił z całą odrazą patrząc  
to na mnie to na Klausa  

Usłyszałam jego słowa, a z moich oczu pociekły łzy spływając po 
policzkach. W tym momencie wszyscy spojrzeli w prawą stronę na drzwi, 
w których pojawiała się Elena z Bonnie oraz trzymającym się za głowę 
Jeremim. 

 

**Damon**  

 

 

Spojrzałem w stronę w drzwi, w których zobaczyłem Elenę,         

ale kiedy ponownie przeniosłem wzrok na Meredith, jej i Klausa już nie 
było. Oczywiście sztyletu również. Stefan podbiegł do swojej dziewczyny. 

- Wszystko w porządku? - zapytał spoglądając na nią z troską 

- Tak - odpowiedziała 

Podszedłem w tym czasie do Ricka. Kucnąłem przy nim i dopiero teraz 
zobaczyłem na jego palcu pierścień przez co w jakiś sposób odetchnąłem  
z ulgą.  

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

331

 

 

- Co ona tu robiła? - krzyknąłem obracając się w kierunku wszystkich 

- Damon, uspokój się! - rzucił głośniej Stefan starając się mnie uciszyć - 
Musimy zabrać stąd Alarica zanim ktoś się spostrzeże co tu się działo! 

Byłem wkurzony, a zdrada Meredith doprowadzała mnie na skraj całego 
załamania. Nie mogłem tego zrozumieć, dlaczego to zrobiła?.  

- Miałaś tylko jedno zadanie, zamknąć ją na górze! - wrzasnąłem znajdując 
się przy Bonnie 

- To moja wina, a nie jej! - stanęła pomiędzy nami Elena - Ja ją o to 
poprosiłam - dodała 

- Że co? - zapytałem zdziwiony 

- Porozmawiamy, ale nie tutaj. Trzeba zabrać Alarica, w porządku? - 
spojrzała na mnie swoimi czekoladowymi oczami odrobinę uspokajając - 
Pojedziemy do nas! - powiedziała patrząc na Jeremiego, który dalej 
wydawał się lekko oszołomiony tym wszystkim jedynie kiwając posłusznie 
głową 

 

**Meredith**  

 

           W szybkim czasie dotarliśmy z powrotem do rezydencji 
Pierwotnych wampirów. Nie mogłam zapomnieć wyrazu twarzy Damona, 
który widział tylko to, że stanęłam po stronie Klausa. Wszystko wydawało 
się jak w najgorszym koszmarze. Ruszyłam przodem przechodząc w 
szybkim tempie parę metrów. 

- Będę potrzebował twojej krwi kochanie - rzucił Klaus idąc za mną           
i całkowicie nie przejmując się tym co właśnie teraz przeżywałam 

- Jak możesz?! - krzyknęłam obracając się w jego kierunku stojąc już na 
pierwszym stopniu schodów i dopiero teraz zauważyłam, że trzyma sztylet 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

332

 

 

w swoim ręku - To nie ja im go zaniosłam - powiedziałam z lekkim 
przerażeniem w głosie, choć moje spotęgowane emocje bólu i strachu 
dawały mi się już coraz bardziej odczuć 

Zdałam sobie sprawę, że w tym momencie powinnam raczej zatroszczyć 
się o samą siebie niż o innych. 

Klaus nie odezwał się tylko spojrzał na moją rozdartą rękawiczkę i ślady 
krwi na moim barku, a ja podążyłam za jego wzrokiem. Ślady zaschniętej 
krwi przypominały mi o niedawno zadanym bólu. Po chwili przeniosłam 
swój wzrok ponownie na niego i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że stoi 
tuż obok mnie. 

- Uratowałaś mnie - powiedział wpatrując się we mnie 

- Nie zrobiłam tego dla ciebie tylko dla siebie - odpowiedziałam 
pospiesznie  

- Czyli po części dla mnie - rzucił jak zwykle pewny siebie pochwytując 
mój wzrok 

W tym momencie drzwi wejściowe się otworzyły i wpadła Rebekah. 

- Czy ktoś mi wyjaśni co się tutaj dzieje? - zapytała ze zdziwieniem            
i zdenerwowaniem 

- Gdzie byłaś, kiedy cię potrzebowałem? - krzyknął Klaus znajdując się     
w wampirzym tempie przy niej  

- Mam ważniejsze sprawy niż w kółko ciebie! - również podniosła głos 

Po pewnym czasie przestałam słuchać ich krzyków. Wszystko wyglądało 
tak jakbym patrzyła przez mgłę widząc sylwetki postaci, które wzajemnie 
ze sobą walczyły. Odłożyłam trzymane klucze na stojący nieopodal stolik  
i w wampirzym tempie wróciłam do swojego pokoju.  

Poczucie strachu i bezsilności powróciło. Chciałam wszystkich chronić 
myśląc, że jestem w stanie dokonać tego sama. Musiałam im to 
wytłumaczyć i przekonać każdego, że działałam jedynie w obronie 
własnej. Cały czas przed oczami miałam twarz Damona, który powtarzał 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

333

 

 

swoje słowa - Mylisz się, dokładnie wszystko rozumiem. Powracało to jak 
mantra, jak coś co wypalało się wewnątrz mnie doprowadzając do 
rozpaczy.  

Przemyłam ślady po zaschniętej krwi ręcznikiem, a następnie przebrałam 
się pospiesznie w czarne spodnie, botki, białą bluzkę zarzucając na siebie 
czarną dżinsową kurtkę. Chwyciłam do moich włosów wyciągając każdą 
pojedynczą wsuwkę przyczepioną do nich. Kaskada długich blond 
pokręconych włosów opadła na moje ramiona.  

Musiałam powiedzieć prawdę bez wzglądu na wszystko. Nieważne jakie 
konsekwencję przyniosą informację jakie mam do przekazania, ale będzie 
najważniejsze, że cała prawda wyjdzie wreszcie na jaw. Otworzyłam okno 
przez, które po chwili wyskoczyłam ruszając w stronę rezydencji 
Salvatorów. 

 

**Damon**  

 

 

Minęło zapewne nie dużo czasu, choć dla mnie każda minuta była 

niczym godzina. Musiałem się dowiedzieć co tak naprawdę zdarzyło się  
po zamknięciu Meredith w jednym z pokoi. 

Dotarliśmy do domu Gilbertów. Wolałem jechać razem z nimi, ponieważ 
zanim bym tu dotarł to zabiłbym przy okazji kilka osób w jakiś sposób 
rozładowując swoje negatywne emocje. Za nami po chwili na podjazd 
wjechało drugie auto, w którym była Caroline, Tyler, Bonnie oraz 
Meredith Fell.  

Wysiadłem z samochodu przerzucając sobie bezwładne ciało mojego 
przyjaciela przez ramię. 

- Ostrożnie - podbiegła do mnie dr Fell 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

334

 

 

- Nie bój się doktorku, to nie jego pierwszy raz - skwitowałem to 
uśmiechem, po czym ruszyłem przed siebie 

Położyłem Alarica na kanapie. 

- Czy ktoś mi teraz wyjaśni, dlaczego tak idealny plan zgładzenia Klausa 
się nie powiódł? - zapytałem odpinając dwa górne guziki przy zapięciu 
koszuli chodząc cały czas po salonie 

- Ponieważ, kiedy za każdym razem uderzałeś w Klausa raniłeś w ten sam 
sposób Meredith. Nie zauważyłeś śladów krwi na jej ramieniu?!. Ktoś 
połączył ich tym samym zaklęciem co kiedyś Elenę i Katherine! - 
odezwała się Bonnie 

- Nie mogłaś tego nie wiem w jakiś sposób zerwać? - zapytałem 
podchodząc do niej bliżej 

- Myślisz, że nie próbowałam? - odpowiedziała pospiesznie 

- Musi to mieć jakieś swoje logiczne wyjaśnienie. Eleno, czy przypomina 
ci się coś o czym wspominała Meredith, coś co może wcześniej wydawało 
się mało istotne? - zwrócił się do dziewczyny Stefan  

- Na początku nie zwróciłam na to uwagi, ale zanim pojawiła się Bonnie, 
Meredith nazwała mnie imieniem Tatia - powiedziała, po czym usiadła    
na kanapie 

- Możesz powtórzyć? - odezwała się Bonnie odwracając się w stronę Eleny 
z zaciekawieniem 

- Coś ci to mówi? - zapytała Caroline 

- Kiedy przeglądałam księgę Petrovy natrafiłam na to imię. To właśnie    
od niej został zapoczątkowany Ród Pierwotnych wampirów - wyjaśniła 
czarownica 

- Chcesz powiedzieć, że kolejny nieżyjący wampir powrócił do życia? - 
włączył się do rozmowy Tyler kładąc swoje ręce na oparciu kanapy 

- Meredith powiedziała, że ona powróciła i chce odzyskać to co straciła - 
odezwała się ponownie Elena - To nie ona przyniosła do was sztylet,         

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

335

 

 

a więc ktoś chciał byś zabił Klausa i przy okazji Meredith - spojrzała na 
mnie 

W tym czasie zadzwonił telefon Eleny, który wyciągnęła z małej czarnej 
torebki. 

- To Matt - powiedziała na głos, po czym odebrała wstając z kanapy           
i odchodząc w kierunku kuchni, by nam nie przeszkadzać w rozmowie 

- A może to właśnie nie chodziło o Klausa, a jedynie o Meredith?!.    
Mogła stać się przypadkową ofiarą, albo głównym celem - wtrącił Stefan 

Słuchałem tego wszystkiego starając się sobie to jakoś poukładać. 
Niemożliwe, że oprócz Katherine i Eleny był jeszcze jeden sobowtór?!. 

- Tego nie wiemy, ale jest taka możliwość. Będę musiała przejrzeć jeszcze 
raz księgę Petrovy. Postaram się poszukać jakiś informacji na ten temat - 
odezwała się Bonnie 

- Matt odwiózł Rebekah i pojechał do siebie - dodała Elena pojawiając się 
po chwili w pokoju i stając obok Stefana 

- Przynajmniej on dzisiaj niczego nie spieprzył - rzuciłem, a wszyscy 
spojrzeli na mnie 

- Chcesz powiedzieć, że oprócz Eleny i Katherine możemy mieć jeszcze 
jednego sobowtóra? - zapytała Caroline wyprzedzając moje pytanie, które 
chciałem zadać 

- To niemożliwe, ale dopóki niczego konkretnego się nie dowiemy musi   
to pozostać w tajemnicy - powiedział Stefan spoglądając na każdego z nas 
po kolei, a ja jedynie przekręciłem oczami 

W tym momencie Alaric ponownie powrócił do życia łapiąc ogromny 
wdech powietrza i tym samym rozładowując w jakiś sposób sytuację. 

- Wszystko w porządku - uspokoiła go dr Fell siadając na kanapie obok 
niego 

- Co się w ogóle stało? - zapytał pospiesznie rozglądając się dookoła 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

336

 

 

- Jak zwykle to samo, Klaus żyje, w mieście jest kolejny sobowtór. Ubaw 
po pachy - rzuciłem wychodząc z domu i trzaskając przy tym drzwiami 

 

**Meredith**  

 

 

Dobiegłam do rezydencji Salvatorów, ale nie widziałam światła     

w oknach. Podeszłam bliżej drzwi i niepewnie nacisnęłam na klamkę,     
ale drzwi były zamknięte. Usiadłam na murku starając się pomyśleć co 
teraz mogłabym zrobić?. Cały czas słysząc słowa Damona w mojej głowie 
starłam się to jakoś wyłączyć, choć wcale nie przychodziło mi to łatwo. 
Doszłam do wniosku, że może w takim razie powinnam odwiedzić dom 
Gilbertów. Elenie na pewno będzie mi to dużo łatwiej wytłumaczyć niż 
pozostałym. 

 

**Damon**  

 

 

Tego było za dużo, choć teraz byłem w stanie przynajmniej trochę 

zrozumieć działanie Meredith, to nie mogłem przestać myśleć o tym,       
że mogliśmy zabić Klausa. Niestety jego śmierć przyniosłaby kolejną. 
Usiadłem na schodach ganku próbując ochłonąć. Nie minęła chwila,      
gdy drzwi frontowe się otworzyły i obok mnie usiadła Elena. 

- Masz zamiar cały wieczór chodzić w taj sukience? - zapytałem 
zauważając, że ciągle była ubrana w wieczorową kreację 

- To było bardzo miłe co powiedziałeś Meredith - powiedziała spoglądając 
na mnie i nie zwracając uwagi na moją wypowiedź 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

337

 

 

- I widzisz do czego to doprowadziło? - zapytałem patrząc cały czas przed 
siebie - Skąd ty w ogóle o tym wiesz? - zdziwiło mnie to 

- Stefan mi powiedział, ale przecież ciebie nic nie obchodzi to co mówią 
inni?! - kiedy użyła ty słów spojrzałem na nią 

- Oczywiście mój brat spełni każde twoje życzenie - rzuciłem  

- Dobrze wiesz, że Meredith nie miała innej możliwości. Miałam pozwolić, 
by tam zginęła?! - zadała pytanie, choć wiedziała, że dobrze zrobiła 

Dziewczyna wstała bez słowa z miejsca i ruszyła w stronę drzwi. Słuchając 
tej rozmowy czułem się jeszcze bardziej rozbity, a zarazem wściekły,       
że to wszystko się tak potoczyło. 

- Niestety w jednym się nie myliła - powiedziałem na głos przypominając 
sobie wcześniejszą rozmowę z Meredith obracają się w stronę Eleny 

Dziewczyna zatrzymała się zdezorientowana, a ja znalazłem się przy niej 
w wampirzym tempie.   

- Ona ma rację, kocham cię - rzuciłem, a następnie ją pocałowałem  

Elena w żaden sposób nie była przygotowana na to co chciałem zrobić. 
Puściłem ją powoli i wtedy nie wiedząc czemu spojrzałem na ścieżkę 
prowadzącą do domu Gilbertów. Nikogo tam nie było, ale coś nie dawało 
mi spokoju. 

- Może właśnie w tym tkwi twój problem. Ja zawsze będę kochać Stefana - 
powiedziała spoglądając na mnie dając do zrozumienia, że nigdy nie 
będzie w stanie pokochać mnie tak jak jego 

Odeszła pozostawiając mnie samego na ganku. Nie zważając na nikogo 
ruszyłem w kierunku swojego własnego domu. Czułem to wszystko            
i właśnie to było do bani. Trwanie po raz kolejny w czymś tak 
dysfunkcyjnym doprowadzało mnie do szału, który chciałem wyłączyć. 

 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

338

 

 

**Meredith**  

 

 

Myślałam, że najgorsze już dzisiejszego wieczora przeżyłam,       

ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo się myliłam. Biegłam 
cały czas przed siebie na w pół w ludzkim tempie, a na w pół w 
wampirzym. Uczucie niesamowitego cierpienia było nie do zniesienia.   
Nie chciałam tego widzieć, nie chciałam o tym myśleć. Dobiegłam          
po chwili do parku i czując się tak jakbym nie miała już sił upadłam         
na kolana.  

Do tego wszystkiego zapomniałam wypić krwi przed wyjściem, a teraz 
pragnienie zaczynało dawać się we znaki. Najwidoczniej wcześniej zadane 
rany sprawiły, że krew w szybszy niż zwykle sposób opuściła mój 
organizm. 

- Przepraszam, wszystko w porządku? - usłyszałam czyjeś słowa i dopiero 
teraz zauważyłam chłopaka ubranego w krótki T-shirt oraz dresowe 
spodnie, który wyciągał z uszu słuchawki od mp3 

W wampirzym tempie znalazłam się przy nim. 

- Nie waż się ruszyć dopóki ci nie pozwolę - spojrzałam głęboko w jego 
oczy - Nie, nic nie jest w porządku - odparłam krzycząc i jednocześnie 
czując jak łzy ciekną z moich oczu 

- Czemu nie mogę się ruszyć? - zapytał, ale ja przestałam go słuchać cały 
czas prowadząc swój monolog 

- Dlaczego on nie może tego zrozumieć, że nie miałam innego wyboru.   
Za każdym razem mnie do siebie przyciąga i po co? Jeżeli kocha ją! - 
mówiłam czując jak mój organizm przeszedł na inne działanie napędzając 
negatywne emocje jakie miałam w sobie - Męczy mnie już trzymanie się 
przeszłości. Wiem, że chce tylko tego bym była tym kim kiedyś dla 
mojego dobra... - powiedziałam lekko się opanowując 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

339

 

 

- Wypuścisz mnie? - zapytał wtrącając się w moją wypowiedź, a ja 
ponownie spojrzałam na niego widząc tylko strach  

- Jesteś wolny możesz odejść - rzuciłam patrząc w jego oczy i wtedy 
zauroczenie przestało działać 

Chłopak pospiesznie rzucił się do ucieczki. Jedynie co słyszałam to 
uderzenia jego serca. Jak zwierzyna, która wie, że jest w potrzasku i grozi 
jej wielkie niebezpieczeństwo.  

- Tylko nie zdaje sobie sprawy, że ja już tak dłużej nie mogę - 
powiedziałam czując jak moje kły zaczynają się wydłużać, oczy nabiegać 
krwią, a twarz zmieniać  

Chłopak biegł cały czas do przodu obracając się za siebie i próbując 
dostrzec jak daleko udało mu się uciec, ale kiedy ponownie obrócił się      
w stronę prostej drogi ja stałam tuż przed nim. Nie czekając na jego 
reakcję od razu wgryzłam się w jego tętnicę szyjną wypijając całą krew   
do końca. Nie czułam w tej chwili nic co przypominało mi o moich 
cierpieniach, a jedynie czystą euforię i wolność, za którą tak bardzo 
tęskniłam. Brałam to czego chciałam nie oglądając się na nic. 

Usłyszałam jakieś głosy, najwidoczniej grupka ludzi zbliżała się w moim 
kierunku. Upuściłam bezwładne ciało znikając w wampirzym tempie         
z parku. 

Dotarłam z powrotem do posiadłości. Wszędzie panował cisza, światła 
były pogaszone. W szybkim tempie weszłam przez główne drzwi 
zamykając je za sobą. Oparłam się o nie powoli zsuwając się na podłogę. 
Łzy w dalszym ciągu ciekły, a ja przyłożyłam swoją dłoń do moich ust,   
by nie zacząć krzyczeć.  

To wszystko było jak ogromny wachlarz emocji, którego nie byłam          
w stanie kontrolować. Mój organizm wbrew rozsądkowi brał to czego 
chciał wyłączając ludzkie emocje. Dawałam się temu ponieść, poddając się 
i nie walcząc. Cała euforia, którą czułam zniknęła. Dotarło do mnie co 
zrobiłam. Czułam jak zaczęłam spazmatycznie oddychać i powtarzać w 
swoim umyśle - co ty zrobiłaś?. Znowu zabiłam człowieka, niewinną 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

340

 

 

osobę, która starała się mi pomóc. Moje wzmocnione uczucia 
doprowadzały mnie na skraj załamania. Ból, który zawsze mi towarzyszył 
przemienił się w czarną rozpacz. Każdego dnia trzymała mnie tylko 
nadzieja, że kiedyś wszystko się ułoży, ale dzisiaj poczułam się jeszcze 
bardziej samotna, opuszczona i martwa niż kiedykolwiek indziej.  

Nie miała pojęcia jak długo tu siedziałam nie ruszając się z podłogi. 
Starałam się jakoś opanować, ale jedynie czego teraz chciałam to pozbyć 
się tego wszystkiego. Nie mogłam wyjść na dwór, z pewnością zabiłabym 
kolejnych ludzi, by ochłonąć, ponieważ to co mnie przerażało w jakiś 
sposób sprawiało, że zapominałam i to było dobre. 

Spojrzałam w lewą stronę i dostrzegłam stojący w pokoju czarny fortepian. 
Gra zawsze mnie uspokajała, a więc może warto było spróbować. 
Przetarłam oczy pozbywając się z nich pozostałości po słonych łzach. 
Wstałam z miejsca starając skupić na tym co chciałam zrobić. Ruszyłam   
w stronę fortepianu, a kiedy do niego dotarłam dotknęłam palcami 
czarnego błyszczącego materiału , z którego był zbudowany instrument. 
Usiadłam po chwili przy nim i zaczęłam grać.     

Nie interesowało mnie to czy komuś będzie to przeszkadzać. Nie musiałam 
patrzeć na klawisze, na które naciskałam. Znałam je na pamięć 
odtwarzając w myślach położenie każdego dźwięku. Był to dobrze znany 
mi utwór jaki grałam kiedyś, gdy miałam wszystkiego dosyć. Wtedy 
pomagało, ale czy moje dawne życie i problemy mogły się równać z tym 
co było teraz?. Nacisnęłam na ostatni klawisz, który wydał z siebie mocne 
uderzenie, choć miałam wrażenie, że jego dźwięk jeszcze długo odbijał się 
w mojej głowie.  

W tym momencie zapaliła się lampka stojąca na niedużym stoliku obok 
kanapy. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Klausa siedzącego na 
kanapie. 

- Długo musiałem czekać, żeby ponownie posłuchać twoją grę, ale tak jak 
za pierwszym razem było warto - powiedział 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

341

 

 

Nie odezwałam się, a jedynie cały czas zastanawiałam jak długo tutaj był. 
Wstał z kanapy podchodząc do niewielkiego barku nalewając whisky. 

- Chyba tego potrzebujesz - powiedział po chwili, a ja spojrzałam na niego 
biorąc szklaneczkę w swoje dłonie 

Odszedł ode mnie ponownie rozsiadając się na kanapie. 

Wypiłam w szybkim tempie całą whisky do dna pomimo tego, że w ten 
sposób nie piło się tego alkoholu. Wstałam z miejsca odkładając pustą 
szklankę na swoje miejsce na barku i podeszłam do okna wpatrując się     
w czarną noc za oknem. 

- Wiedziałeś prawda? - rzuciłam czując jak powoli zaczyna mi się 
wszystko układać - Wiedziałeś, że długo nie wytrzymam walcząc sama    
ze sobą, dlatego pozwoliłeś mi trzymać się swojego człowieczeństwa. 
Pozwoliłeś mi dokonywać własnych wyborów, bo wiedziałeś, że kiedyś 
mnie to przerośnie - zdenerwowana obróciłam się w jego kierunku  

- Zmuszanie cię do wyłączenia się nie miało najmniejszego sensu, więc 
najlepszym rozwiązaniem było to abyś sama przekonała się jak bardzo 
jesteś w błędzie próbują zmienić coś na co nie masz wpływu - powiedział, 
a następnie wstał i podszedł do mnie - Co czułaś kiedy to zrobiłaś? - 
podążyłam za jego wzrokiem na kołnierzyk mojej kurtki, gdzie było kilka 
zaschniętych kropel krwi 

- Żałuje tego co się stało - uciekłam wzrokiem nie chcąc dalej patrzeć      
na dowody tego co zrobiłam 

- Nie pytałem się o to, tylko co czułaś?! Twoim największym problemem 
jest brak akceptacji tego kim jesteś. Dobrze wiesz czego chcesz, ale boisz 
się do tego przyznać - spojrzałam na niego 

Nie chcąc dłużej tego słuchać ruszyłam w stronę wyjścia z pokoju 
zostawiając Klausa za sobą, gdy sama zatrzymałam się w połowie drogi. 
Coraz częściej moja wampirza strona przejmowała nade mną kontrolę.     
W tym wszystkim była prawda. Wiedziałam, że chce to zrobić i pozwolić 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

342

 

 

się prowadzić zmysłom bez zastanawiania się czy coś jest dobre czy złe     
i jakie będą tego konsekwencje.  

- Podobało mi się to, ta nieograniczona wolność, ta euforia zapominałam   
o wszystkim czego nie chciałam pamiętać - odpowiedziałam choć 
początkowo niechętnie 

- Jesteś wampirem, a my bierzemy wszystko czego chcemy i nie oglądamy 
się na konsekwencje - usłyszałam jego głos z daleka stojąc cały czas bez 
ruchu - Bądź dzika, nie patrz na konsekwencje i baw się - zdałam sobie 
sprawę, że stoi tuż za mną szepcząc mi do ucha i dotykając mojego 
ramienia 

W tym momencie poczułam jak zamknęłam oczy, mój oddech 
przyspieszył, a serce zaczęło bić w znacznie szybszym rytmie. 

- A co z tymi wszystkimi bzdurami, że jestem taka dobra, niewinna,         
że walczę o to w co wierzę? - zapytałam otwierając oczy, czując jak to co 
ludzkie odchodzi ode mnie pozostawiając nową czystą kartę do zapełnienia  

- W każdym z nas jest tyle samo dobra co zła - odpowiedział  

- W każdym? - zadałam kolejne pytanie igrając z ogniem 

- Przekonajmy się - odpowiedział intrygująco na moje pytanie 

Uśmiechnął się, a następnie dotknął mojego policzka i pocałował.          
Nie broniłam się, a jedynie poddałam temu wszystkiemu. To było jak 
zderzenie dwóch silnych charakterów, które w tym momencie walczyły 
pomiędzy sobą o dominację. Pomimo tego, że staliśmy na samym środku 
pokoju to po chwili poczułam jak dotknęłam swoimi plecami półki            
z książkami stojącej przy ścianie parę metrów za mną. 

Tysiące impulsów wysyłanych do mózgu zapełniało moje myśli 
wyłączając to czego nie chciałam pamiętać już dużej więcej. 

 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

343

 

 

**Damon**  

 

 

Wróciłem do rezydencji trzaskając drzwiami. Chwyciłem za butelkę 

zostawioną w salonie tuż przed pójściem na Bal Założycieli. Mógłbym 
teraz dobrze ułożyć ranking, który Bal był gorszy. W 1864 roku Katherine 
wymazała mi pamięć abym nie pamiętał co łączyło mnie z jak się okazuje 
jedyną dziewczyną w moim życiu, której zależało wyłącznie na mnie. 
Dzisiejszego wieczora było znacznie gorzej niż kiedyś. 

Nie nalewając alkoholu do szklanki wypiłem kilka łyków prosto z butelki. 
Włączyłem małą lampkę stojącą na stoliku. Leżały na nim również 
pozostawione przez Bonnie jakieś notatki, kilka kartek zapisanych przez 
mojego brata oraz plan rozmieszczenia pokoi w posiadłości Lockwoodów. 
Odstawiłem butelkę na podłogę. Byłem w tym momencie tak wściekły,    
że w jednej chwili strąciłem wszystkie rzeczy ze stolika. Spadły na 
podłogę razem z lampką, która się rozbiła pozostawiając mnie w 
ciemności. Nie minęła nawet minuta, a zapaliło się główne światło 
oświetlając całe pomieszczenie. Obróciłem się w stronę włącznika              
i zobaczyłem Stefana opartego o futrynę. 

- Dawno cię nie widziałem w taki stanie - odezwał się mój brat spoglądając 
na mnie 

- Co ty możesz o tym wiedzieć - rzuciłem podnosząc z ziemi butelkę,      
by wypić kolejnego łyka whisky 

- Elena powiedziała mi co zrobiłeś - odpowiedział 

- Widzę, że rozmawialiście po moim wyjściu, ale uwierz mi dzisiaj jest mi 
wszystko jedno - rzuciłem siadając na kanapie - Ciesz się, że tylko tak się 
skończyło i nie zabiłem nikogo w drodze powrotnej, ale co ja widzę 
czyżbyś nie był wściekły? - próbowałem go wyprowadzić z równowagi 

- Szukasz teraz jedynie zaczepki. Masz chyba dzisiaj wystarczająco dużo 
rzeczy na głowie do przemyślenia. Aż trudno mi to sobie wyobrazić,        
że tyle was łączyło z Meredith - usiadł na sąsiedniej kanapie 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

344

 

 

- Jakoś z tobą nie będę rozmawiać na ten temat - odpowiedziałem czując, 
że nie mam już sił na to, aby przechodzić przez kolejną szczerą rozmowę    
i to na dodatek z moim bratem   

- Żałuję tylko, że tak to się wszystko potoczyło i nie mogliście normalnie 
porozmawiać - dodał, kiedy wstałem z kanapy - Mówiłem ci, że to 
niemożliwe, by Meredith przyniosła sztylet. Lepiej, że Elena z Bonnie      
ją wypuściły. Zastanów się raczej co byś zrobił jakby się okazało, że twój 
śmiertelny cios na Klausa okazałby się również śmiertelny dla niej - dodał 
spoglądając na mnie  

- Dlatego nie rozumiem, jak mogła być taka głupia, żeby wracać właśnie 
teraz, kiedy w Mystic Falls dzieją się takie rzeczy! - krzyknąłem 
odwracając się w jego stronę 

- To proste, ponieważ cię kocha. Pomimo tylu lat i tego wszystkiego co jej 
się przydarzyło nie stała się taka jak Katherine - odpowiedział, a w tym 
momencie zadzwonił mój telefon 

Sięgnąłem do kieszeni spodni, by po chwili spojrzeć na wyświetlacz,       
na którym pojawiła się informacja, że dzwoni Szeryf Forbes. 

- Co się stało?!, gdzie?! - Stefan spojrzał na mnie z zaciekawieniem - Za 
chwile będę - odparłem, po czym się rozłączyłem od razu ruszając w stronę 
wyjścia 

- Powiesz co się takiego wydarzyło?! - zawołał za mną 

- Liz znalazła ciało zabitego chłopaka w parku. Najwidoczniej Klaus nie 
traci czasu - powiedziałem patrząc na niego i chwytając za moją skórzaną 
kurtkę leżącą na oparciu kanapy 

Po paru minutach przybyłem na miejsce rzekomej zbrodni. Dookoła 
kręciło się mnóstwo policji i ciekawskich gapiów stojących za żółtą taśmą. 
Liz od razu mnie wypatrzyła przepuszczając do leżącego nieruchomo ciała.  

- Wybacz, że wyciągnęłam cię z Balu Założycieli, ale tobie jedynemu 
mogę ufać - powiedziała 

background image

 

Ro

zd

zi

 X

XV

II

: Me

re

d

ith

 P

ie

rc

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

b

y m

o

n

al

is

a0

0

 

345

 

 

- I tak nie był udany - odparłem - Jesteś tego pewna, że to sprawka 
wampira? - zapytałem mając nadzieję, że to jakaś pomyłka 

- Dwa proste ukłucia na szyi, za dużo tego widziałam, by móc się pomylić 
- odpowiedziała pospiesznie 

Przykucnąłem przy zwłokach i faktycznie było tak jak opisała Liz.  

- To na pewno robota Klausa - rzuciłem - Nikt nie może się o tym 
dowiedzieć - dodałem szybko 

- Lepiej będzie nie dawać temu miastu tematów do nowych plotek - 
powiedziała Szeryf Forbes patrząc po zgromadzonych dookoła osobach 

- Postaram się coś zrobić w tej sprawie - kiwnąłem głową na pożegnanie 
ruszając w drogę powrotną 

Musiałem coś wymyślić, ale nie teraz, ponieważ teraz miałem już dość. 
Pomysły Klausa na zgładzenie całej ludności w Mystic Falls na pewno się 
jeszcze nie wyczerpały, a więc miałem czas.  

Ciąg dalszy nastąpi...