background image

WMLAW

Jak Esme dostała swoją 

wyspę

Z angielskiego przełożyła

SYNTIIA

background image

1.

Padało bez przerwy od czterech dni. Mój ogród wyglądał jak mały staw, a ten z kolei 

powoli zamieniał się w jezioro. Z westchnieniem ruszyłam w stronę domu. Gdybym mogła 

płakać, stan zniecierpliwienia z pewnością spowodowałby pojawienie się łez w moich oczach. 

Wiele bym dała za kilka dni pięknej pogody i łagodnego ciepła. 

Wchodząc po schodkach, zostawiałam za sobą błotniste, mokre ślady. Zobaczyłam parę 

butów przed frontowymi drzwiami. Z początku wydawało mi się, że należą do Carlisle'a, ale 

pokrywające   je   warstwy   świeżego   błota   czyniły   niemal   niemożliwym   zidentyfikowanie 

właściciela.   Miałam   nadzieję,   że   reszta   mojej   przybranej   rodziny   wykazała   się   zdrowym 

rozsądkiem i zdjęła obuwie przed wejściem do domu.

Drzwi się zacięły, gdy próbowałam je otworzyć; odnotowałam sobie w pamięci, by 

później   naoliwić   zawiasy.   Pochylając   się   na   progiem   i   próbując   zdjąć   ubrudzone   buty, 

usłyszałam wołanie Rosalie: 

- Emse? – Nie czekając na potwierdzenie, kontynuowała: - Carlisle cię szukał. Jest w 

swoim gabinecie.

Zdjąwszy buty, weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. W salonie zobaczyłam 

moją córkę i jej męża, rozciągniętych na dywanie, oglądających serial „Kukla, Fran i Ollie” w 

nowym telewizorze Admiral. Edward przyniósł go do domu kilka dni temu. 

- Gdzie są wszyscy?

Bez odrywania wzroku od telewizora Emmett odpowiedział:

- Edward pojechał do miasta, by kupić kilka nowych płyt, które właśnie wyszły oraz 

zdobyć więcej papierów rachunkowych. – Podniósł wzrok i poruszył nieznacznie brwiami. – A 

Alice   i   Jasper   wyszli   na   spacer.   –   Mrugnął   i   ponownie   skoncentrował   swoją   uwagę   na 

telewizorze.

Ze śmiechem pokręciłam głową i zaczęłam wchodzić po schodach. Idąc do sypialni, 

zawołałam kilka słów przywitania w stronę gabinetu mojego męża. Zaczęłam ściągać ciuchy, 

rzucając je na podłogę.

- Mojej żonie nie spodoba się ten bałagan. 

- Twoja żona musi zmagać się z trzydziestoletnim kurzem, a ponadto jest cała pokryta 

farbą…

2

background image

Nawet z naszą nadprzyrodzoną szybkością i zwinnością remontowanie domu, który stał 

niezamieszkany przez wiele lat, stanowiło uciążliwe i nieco kłopotliwe zajęcie. Niezależnie od 

tego, jak bardzo byłam ostrożna, zawsze kończyłam pracę pokryta brudem i różnymi emaliami.

Weszłam do łazienki i zobaczyłam, że kran jest całkowicie odkręcony, a pomieszczenie 

wypełnia gorąca para.

- Alice powiedziała, że niedługo wrócisz do domu i będziesz chciała się wykąpać.

Zanurzyłam się w wodzie i westchnęłam z zachwytu.

- Przypomnij mi, abym jej później podziękowała – szepnęłam, zamykając oczy, kiedy 

gorąca woda zetknęła się z moją lodowatą skórą.

Słyszałam, jak zbliża się do wanny i poczułam jego zimną rękę, odgarniającą włosy z 

mojego czoła.

- Tęskniłem za tobą – wyszeptał, zanim pochylił się, by mnie szybko pocałować. – 

Pomyślałem, że moglibyśmy gdzieś dzisiaj wyjść. Niewiele się z tobą widuję, odkąd mam 

nocne dyżury, a ty odnawiasz stary dom Collinsów.

Również za nim bardzo tęskniłam, więc z entuzjazmem czekałam na to, co zaplanował.

- Co masz dokładnie na myśli?

- W mieście grają „Stąd do wieczności”. Wiem, jak bardzo lubisz Sinatrę.

Uśmiechnęłam się z czułością.

- Daleko mu do ciebie, kochanie.

- Film zaczyna się o siódmej. Zdążysz się do tego czasu przygotować?

Kiwnęłam głową i zanurzyłam się cała w wodzie, aby umyć włosy. Gdy wróciłam do 

poprzedniej pozycji, zorientowałam się, że opuścił łazienkę.

- Miałam nadzieję, że umyjesz mi plecy!

Usłyszałam, jak się śmieje. Wydawało mi się, że schodził po schodach.

- Dam znać Rosalie i Emmettowi, że wychodzimy. Ach tak, prawie bym zapomniał… 

Alice zostawiła coś dla ciebie w torbie na łóżku. Powiedziała, że będzie ci to potrzebne.

Umyta, ubrana i z wysuszonymi włosami ruszyłam w kierunku drzwi sypialni, aby 

dołączyć do Carlisle'a na dole. Wychodząc z pokoju, zauważyłam małą, papierową torbę, leżącą 

na   pościeli   i   przypomniałam   sobie,   co   powiedział   mi   wcześniej   mój   mąż.   Z   ciekowością 

otworzyłam paczkę i znalazłam w niej czarny kostium kąpielowy. Wiedziałam, że nigdy nie 

należy zakładać się o cokolwiek z Alice, ale w żaden sposób nie mogłam zrozumieć, dlaczego 

będę potrzebować akurat tej części garderoby.

3

background image

2.

Nadal padał deszcz. Marszcząc brwi, zastanawiałam się, czy powinnam zacząć budowę 

Arki. Ciężkie krople wody spływały strumieniami z nieba niczym wodospad, rozbijający się o 

chodnik na zewnątrz. Carlisle rozważnie wziął z domu parasolkę; teraz zatrzymał się przy 

drzwiach, czekając na mnie. Wolną ręką nacisnął klamkę. Minąwszy go, wyszłam z budynku, 

stawiając czoła nawałnicy.

Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, Carlisle puścił drzwi i otoczył moją talię swoim 

ramieniem, chroniąc mnie przed deszczem. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową; szliśmy 

wzdłuż chodnika, próbując uniknąć dużych kałuż i strumieni wody, rozpryskiwanych przez 

mijające nas samochody.

- Nie wierzę, że zabili Sinatrę, Borgnine’a i Clifta! – zaśmiał się. – Rosalie mi nie 

powiedziała,  że to  taki…  przygnębiający film - przerwał,  bez wątpienia  czekając na moją 

odpowiedź. Kiedy nadal nic nie mówiłam, wzmocnił uścisk i poczułam jego wargi na czubku 

mojej głowy. – Chociaż ta scena na plaży była świetna, prawda?

-   Hm   –   odpowiedziałam   bez   entuzjazmu.   Czułam,   że   mnie   obserwuje,   ale   nie 

podniosłam   wzroku,   skupiając   uwagę   na   naszych   stopach   poruszających   się   po   mokrym 

chodniku.

Nagle   zesztywniał   i   zatrzymał   się   niespodziewanie,   przez   co   lekko   się   potknęłam. 

Chociaż prawdopodobnie bym nie upadła, złapał mnie zwinnie i wyprostował, trzymając ręce 

na moich ramionach przez krótką chwilę. Sapnęłam i popatrzyłam się na niego zaskoczona. 

Utkwił we mnie uważny wzrok, a następnie rozejrzał się szybko wokoło. Nie zwracając uwagi 

na przechodniów, złapał mnie delikatnie za ramię i pociągnął w stronę zadaszenia osłaniającego 

okno wystawowe sklepu, który przylegał do chodnika, z dala od świateł ulicznych i gapiów. 

Obserwowałam, jak składa parasolkę, lekko nią potrząsa, a następnie opiera ją o ceglaną ścianę. 

Jego ręce, teraz wolne, znalazły się na moich biodrach i przyciągnęły mnie do niego.

- Esme, byłaś strasznie cicha dzisiaj wieczorem. – Usłyszałam niepokój w jego głosie i 

zrobiło mi się wstyd, że mój parszywy nastój zrujnował naszą randkę. Tak wiele czasu minęło, 

odkąd mieliśmy okazję razem gdzieś wyjść. – Proszę, powiedz mi, co się stało? Co cię dręczy?

4

background image

Wyjęłam   ręce   z   kieszeni   i   położyłam   je   na   ramionach   mojego   męża,   strzepując   z 

płaszcza kropelki deszczu. Próbując zyskać na czasie, chwyciłam jego szalik i włożyłam końce 

bawełnianego materiału pod ciepłe okrycie Carlisle’a.

- To głupie – odparłam z nerwowym śmiechem, nie znajdując w sobie odwagi, by na 

niego spojrzeć.

Przyciągnął mnie do siebie bliżej i zaczął delikatnie głaskać po plecach.

- To nie jest głupie, jeżeli w jakiś sposób cię martwi. Proszę, powiedz mi.

Westchnęłam   i   podniosłam   oczy.   Mimo   powagi   sytuacji   nie   mogłam   powstrzymać 

uśmiechu, patrząc na jego piękną twarz.

-  Nienawidzę   tej   pogody  – wyszeptałam żałośnie.  –  Mam już dosyć tego  deszczu. 

Parasolek i kałuż, i błota – przerwałam, biorąc głęboki, ale zupełnie niepotrzebny oddech; 

próbowałam dobrać odpowiednie słowa. – Chcę stąd wyjechać. Chcę… Chcę pójść na plażę. 

Chcę leżeć na piasku i poczuć fale rozbijające się o moje ciało. Chcę słońca.

Szarpnęłam lekko za szalik, przybliżając jego twarz do mojej.

- Chcę być tam, gdzie jest ciepło i jasno, nie mokro i szaro. - Przerwałam, cicho łkając i 

opuszczając głowę, by oprzeć ją na klatce piersiowej Carlisle’a. Otoczyłam go ramionami i 

wtuliłam się w jego ciepłe ciało. – Wiem, że nie możemy. Że to po prostu niemożliwe. Ale nie 

mogę przestać chcieć.

- Spójrz na mnie, Esme - powiedział.

Najwyraźniej martwił się o mnie.

Zawstydzona   swoim   wybuchem   nie   posłuchałam   go,   więc   poprosił   ponownie. 

Niechętnie podniosłam głowę.

Pochylił się, by mnie delikatnie pocałować. Stanęłam na palcach, żeby być bliżej niego, 

ale po krótkiej chwili odsunął się ode mnie i oparł swoje czoło o moje. Jego długie, jasne włosy 

łaskotały mnie w policzki.

- Czy będziesz szczęśliwa, jeżeli pojedziemy w jakieś ciepłe i słoneczne miejsce?

Usłyszałam   pytanie,   ale   zbyt   zdekoncentrowana   jego   oczami,   nie   byłam   w   stanie 

odpowiedzieć. Spojrzenie Carlisle’a zawierało tak wiele uczuć i emocji, że każdą część mojego 

ciała   wypełniło   obezwładniające   ciepło.   Był   dla   mnie   słońcem;   nagle   wcześniejsze   żale 

wydawały się bardzo nierozsądne i głupie.

- Esme, czy byłabyś szczęśliwa, gdybyśmy mogli pójść na plażę?

Zamrugałam. Nie potrzebowałam plaży, ale pragnęłam uciec od wiecznie padającego 

deszczu.

- Tak – odpowiedziałam. – Tak, to by mnie uszczęśliwiło.

5

background image

Wtedy się uśmiechnął i dostrzegłam psotne migotanie w jego oczach.

- Więc zamierzam sprawić, że będziesz szalała z radości.

6

background image

3.

Nie dało się tego opisać słowami. To był raj, mój własny Eden. 

Wokół nas rozbrzmiewały łagodne dźwięki śpiewu ptaków, szeleszczących palm i fal 

rozbijających się rytmicznie o brzeg. Nie istniało nic oprócz sypkiego piasku, wysokich drzew i 

czystej,   przejrzystej,   niesamowicie   niebieskiej   wody,   uciekającej   poza   granice   horyzontu. 

Wyspa pachniała piękniej niż najdroższe perfumy. Lekki wietrzyk niósł ze sobą mieszankę 

kwiatowych   aromatów   lilii   i   orchidei,   a   także   inne   słodkie   zapachy,   których   nie   mogłam 

rozpoznać. Słońce świeciło wprost na moją twarz, rozgrzewając ciało i duszę.

Zatopiłam palce stóp w piasku. Nie mogłam powstrzymać nagłego impulsu silnych 

emocji i obezwładniającego szczęścia – rozpostarłam ręce i zaczęłam obracać się wokół własnej 

osi, marząc, aby ta chwila nigdy się nie skończyła.

Wirowanie niespodziewanie zostało przerwane, gdy ramiona Carlisle’a otoczyły mnie 

od tyłu i wtuliły w jego klatkę piersiową.

- Już dawno się tak nie śmiałaś – powiedział czule, delikatnie muskając ustami moje 

ucho.

-   Nie   pamiętam,   kiedy   ostatnim   razem   byłam   tak   bardzo   szczęśliwa   -   jakbym 

przebywała w najwspanialszym śnie… całkowicie i krańcowo szczęśliwa. – Zaśmiałam się 

radośnie, gdy obrócił mnie twarzą do siebie. Przysunął się bliżej, wplatając swoje długie palce 

w moje włosy. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam go – długo, namiętnie, gruntownie.

Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, wyszeptał wprost w moje rozchylone usta:

- Gdybyś o to poprosiła, dałbym ci cały świat – przerwał, dotykając wargami mojego 

nosa i łagodnie się przy tym uśmiechając. - Zrobiłbym wszystko, by tylko zobaczyć, jak się 

uśmiechasz… Byś była tak szczęśliwa każdego dnia naszej wspólnej nieskończoności.

Wzmocniłam   uścisk,   wzruszona   słowami   Carlisle’a,   jego   miłością   do   mnie. 

Nieoczekiwanie poczułam się winna, jakbym na niego nie zasługiwała. Nie mogłam pozbyć się 

uczucia, że w jakiś sposób go zraniłam.

-   Och,   Carlisle   –   szepnęłam   i   nieznacznie   zadrżałam.   Widziałam,   że   jest 

zdezorientowany   moją   nagłą   zmianą   nastroju,   więc   następne   słowa   wypowiedziałam   w 

pośpiechu: - Czuję się szczęśliwa, gdy jestem z tobą. Czasem mogło to wyglądać inaczej… 

Zdaję sobie sprawę, że ostatnio byłam kapryśna, ale musisz wiedzieć, że to dzięki tobie jestem 

7

background image

szczęśliwa. Czynisz mnie najszczęśliwszą kobietą na ziemi, po prostu będąc przy mnie… ze 

mną.

Przycisnęłam swoje usta do jego warg, pragnąc mu pokazać, jak bardzo go kocham. 

Wtedy zrozumiałam, że byłam w błędzie – nie martwił mnie brak słońca, ale fakt, że spędzam 

mało czasu z Carlislem. To za nim tęskniłam, to jego ciągła nieobecność spowodowała nagły 

chaos w moim życiu. Sapnęłam ciężko, nareszcie prawidłowo interpretując swoje uczucia. Nie 

potrzebowałam plaż ani wysp. Chciałam tylko mojego męża.

Uśmiechnęłam   się   i   przesunęłam   palce   w   górę,   wzdłuż   szyi   Carlisle’a;   następnie 

wplotłam je w jego jasne włosy.

Powiedziałam   mu.   Powiedziałam   mu   o   wszystkim,   z   czego   właśnie   zdałam   sobie 

sprawę. Wyjaśniłam, jak bardzo za nim tęsknię, gdy go ze mną nie ma. Potrzebowałam jego 

stałej obecności. 

Pocałował mnie z pasją i niepohamowanym entuzjazmem, tak że ugięły się pode mną 

kolona. Kiedy się odsunął, jego oczy błyszczały, a wargi rozciągały się w szerokim uśmiechu.

- O czym myślisz?

Podniósł jedną brew, a kąciki jego ust powędrowały jeszcze bardziej w górę.

- Po prostu się zastanawiałem, jak cofnąć kupno wyspy…

- Nie zrobiłbyś tego! Nawet o tym nie myśl! – krzyknęłam, lekko uderzając go w ramię. 

– Może i nie potrzebuję wyspy, ale nie możesz jej zwrócić!

Zaśmiał się i posadził mnie na piasku, nie rozluźniając jednak uścisku.

- Och, Esme…

Wiedziałam, że żartował, że tak samo jak ja chciał zatrzymać wyspę, ale wolałam się 

upewnić.

- Musisz przyznać, że posiadanie prywatnej wyspy ma pewne korzyści.

Przejechałam   nosem   wzdłuż   linii   szyi   Carlisle’a,   lekko   dmuchając   swoim   zimnym 

oddechem na jego gładką, bladą skórę.

- Zastanawiam się, co masz na myśli.

Z  niemal   nikczemnym  uśmiechem  pociągnęłam  go   za  włosy,  by  ponownie  złączyć 

nasze usta.

- Przypuszczam, że będę musiała ci to zademonstrować.

8

background image

4.

Moje zmysły były bardzo wyczulone na wszystkie bodźce zewnętrzne. Umysł wypełniał 

słodki   zapach   wyspy,   a   także   odgłosy   unoszących   się   nad   plażą   ptaków   morskich   i   fal 

rozbijających się o brzeg. Nad tym wszystkim górowało niemal grzeszne uczucie jego skóry 

ocierającej się o moją. Tego dnia uciekłam od zalewanego strugami deszczu miasteczka, aby 

znaleźć się w najwspanialszym raju, odpowiadającemu moim wyobrażeniom o niebie. Inaczej 

niż   poprzedniego   dnia   -   kiedy   to   martwiłam   się   ubłoconymi   dywanami   i   zatopionymi 

grządkami kwiatów - w tej chwili błogo oddawałam się przyjemnościom, zapominając o reszcie 

świata. Liczyło się tylko to miejsce, ta sytuacja. Chociaż nie – najważniejszy był on.

Gruntownie   wykorzystaliśmy   wszystkie   zapewnione   przez   wyspę  udogodnienia

wnikliwie i długo skupiając się na odtworzeniu szczegółów „sceny na plaży”, o której Carlisle 

wspominał niecałą dobę temu. Nigdy tego nie zapomnę, aż do końca mojej nieskończenie 

długiej egzystencji.

Po  wszystkim,  zaspokojeni i  szczęśliwi,  położyliśmy  się  na  hamaku,   który Carlisle 

znalazł   na   pokładzie   łodzi   i   zawiesił   między   dwoma   palmami.   Podczas   gdy   jego   palce 

bezwiednie   biegły   wzdłuż   moich   nagich   pleców,   pozwoliłam   myślom   wolno   wędrować   w 

najbardziej rozkosznych kierunkach – co chwilę przypominałam sobie cudowny czas spędzony 

na wyspie, rozważając go jako ucieczkę od szarej rzeczywistości.

Po naszej rozmowie na chodniku niedaleko kina Carlisle z pośpiechem zabrał mnie do 

domu. Nie zdążyliśmy przejść przez frontowe drzwi, kiedy pojawiła się Alice, wpychając nam 

do rąk dwie nieduże, ale pojemne walizki.

- Już was spakowałam, a bilety czekają na odbiór na lotnisku. Poprosiłam o pomoc 

Jaspera, więc odpowiednio przygotowana łódka stoi już prawdopodobnie na przystani. Ach, i 

kiedy   będziecie   w   Rio,   podajcie   im   moje   nazwisko.   Wtedy   dadzą   wam   samochód,   który 

wynajęliśmy   –   powiedziała   z   pośpiechem,   niemal   podskakując   z   podniecenia.   –   Esme, 

spakowałam nowy kostium kąpielowy, to nie tak, że go potrzebujesz, ale taki strój wydaje się 

odpowiedni… Z pewnością spodobają ci się ubrania, które wybrałam na tę podróż! Kupiłam je 

już w zeszłym tygodniu.

Parzyłam się na nią bezmyślnie, krańcowo zszokowana. Tymczasem Alice obróciła się 

w stronę Carlisle’a i kontynuowała:

9

background image

- Edward zadzwonił do szpitala i powiedział im, że masz jakiś okropny przypadek grypy 

żołądkowej   i   że   nie   powinni   spodziewać   się   ciebie   w   pracy   przez   co   najmniej   tydzień   – 

oznajmiła, a następnie odwróciła się ponownie w moją stronę z szerokim uśmiechem na swojej 

małej twarzyczce. – Rosalie i Emmett dokończą malowanie ścian i położą podłogi w domu 

Collinsów. Tak więc… - przerwała i radośnie klasnęła rękami. – Nie musicie się śpieszyć z 

powrotem.

- Alice – wyszeptałam, całkowicie przytłoczona sympatią i wdzięcznością dla mojej 

najmłodszej córki. Oniemiała, mogłam się tylko pochylić i mocno ją uściskać.

Kiedy ją puściłam, zaśmiała się lekko, wyraźnie z siebie zadowolona.

-  Z tego,  co  wiem,   nie  ma tam  dzikich  zwierząt,  więc   aby  zaspokoić  pragnienie  i 

zapolować, będziecie musieli wrócić na kontynent. Zalecam pływanie. Nie powinno zająć dużo 

czasu i nie będzie przyciągało uwagi – przerwała i szybko przeniosła wzrok na Carlisle’a, po 

czym ponownie spojrzała na mnie. – Więc? Na co czekacie? – spytała. Ponownie klasnęła i 

lekko podskoczyła. – Idźcie już! Przecież nie chcecie spóźnić się na samolot! Sio! – upierała 

się, popychając nas w stronę schodów. Jej ręka raz po raz zwiększała nacisk na moich plecach, 

jakby chciała mnie zmusić do szybszych ruchów.

Wsiedliśmy   do   samochodu,   obserwując   stojącą   na   frontowych   schodkach   Alice. 

Machała do nas energicznie, niemal dygocząc z podekscytowania.

- Będziecie mieli piękną pogodę przez cały tydzień, więc się nie martwcie! Dobrej 

zabawy! Obiecuję, że po waszym powrocie dom nadal będzie tutaj stał, cały i nienaruszony!

Niespodziewany śmiech Carlisle’a wyrwał mnie z mojego snu na jawie. Podniosłam się 

nieznacznie na łokciach, ułożyłam ręce na jego klatce piersiowej, jedną dłoń pokrywając drugą, 

a następnie oparłam o nie podbródek. Spojrzałam na niego wyczekująco.

Czułam się tak, jakbyśmy byli aktorami odgrywającymi scenę Biblijną. Carlisle leżał na 

plecach pode mną, z ręką ułożoną swobodnie za głową. Jedna z jego nóg oplatała mnie na 

wysokości kolan, druga co chwilę dotykała piasku, gdy delikatnie kołysał hamakiem; rytm tego 

ruchu odpowiadał częstotliwości rozbijania się fal o brzeg, niknięcia białych pian w złocistym 

piasku plaży.

Carlisle ponownie się zaśmiał, a kąciki jego ust powędrowały do góry. Odwzajemniłam 

uśmiech.

- Co cię tak bawi? – zapytałam, podczas gdy moje palce ślizgały się po gładkiej skórze 

jego brzucha.

- Tak sobie myślałem, że… potrzebujemy większej wanny. – Podniosłam jedną brew, a 

on kontynuował: – Chociaż nie, basen byłby znacznie lepszy. Niepraktyczny, ale dałby nam 

10

background image

dużo więcej  miejsca… - Westchnął uradowany i zamknął oczy, jakby próbował sobie coś 

wyobrazić.

- Basen… - powtórzyłam, zastanawiając się, co miał na myśli.

Moje oczy nagle się poszerzyły, kiedy zrozumiałam, o co mu chodzi: dlaczego chciał 

wymienić wannę na większą, dlaczego rozważał zbudowanie basenu w ogródku. Sapnęłam na 

wspomnienie naszych wcześniejszych podwodnych zajęć.

- Carlisle! – wykrzyknęłam zaskoczona i wiedziałam, że gdybym mogła się rumienić, 

teraz moja twarz miałaby odcień głębokiej czerwieni.

Otworzył oczy i zamrugał. Uśmiechnął się jeszcze bardziej i odepchnął nogę od ziemi 

mocniej,   niż   to   zazwyczaj   robił.   Hamak   gwałtownie   się   zakołysał,   przez   co   musiałam 

przycisnąć się do Carlisle’a, aby uniknąć upadku.

Niespodziewanie grube, białe liny rozerwały się i spadliśmy na miękki piasek, zagubieni 

w plątaninie własnych rąk i nóg. Roześmiał się głośno, a ja po chwili,  kiedy początkowe 

oszołomienie już minęło, dołączyłam do niego.

11

background image

5.

Kiedy słońce rozpoczęło swoją wędrówkę ku horyzontowi, Carlisle wrócił na łódkę, 

słusznie podejrzewając, że Alice i Jasper zaopatrzyli ją w dodatkowy hamak. Podczas gdy ja 

siedziałam na plaży, wciąż śmiejąc się ze sposobu, w jaki spadliśmy na ziemię,  mój mąż 

zawiązał znaleziony na pokładzie niebieski kawałek siatki między dwoma solidnymi, grubymi 

palmami.

-   Nie   wiem,   czy   powinienem   być   szczęśliwy,   czy   zażenowany,   wiedząc,   że   Alice 

przewidziała tę sytuację – rozważał, siadając zwinnie koło mnie.

Kiedy   byłam   już   w   stanie   powstrzymać   chichot,   poklepałam   lekko   jego   nogę   i 

obiecałam:

- Porozmawiam z nią, kiedy wrócimy. Doceniam jej talenty, ale chyba będę musiała 

poprosić, aby nie patrzyła zbyt dokładnie w przyszłość dotyczącą mnie, ciebie lub nas, kiedy 

jesteśmy nadzy. 

Prychnął gwałtownie, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co zobaczyła Alice; 

nie potrafiłam powstrzymać głośnego, nieco histerycznego śmiechu. 

Po chwili dołączył do mnie, również dostrzegając absurd i nietypowość tej sytuacji. 

Rozciągnął   się   na   piasku,   kładąc   głowę   na   moich   kolanach.   Instynktownie   zaczęłam 

przeczesywać palcami jego złote włosy.

-   Przepraszam,   że   nie   mamy   tutaj   żadnego   normalnego   zakwaterowania…  Niestety 

musimy ograniczyć się do piasku, hamaku albo łodzi – powiedział cicho.

- Nie dbam o zakwaterowanie – przerwałam, rozglądając się badawczo wokół siebie i 

oceniając warunki noclegowe wyspy. – Chociaż nie mam nic przeciwko temu, aby po zmroku 

przenieść się na łódź.

Carlisle zachichotał. Jestem pewna, że przewidział moją prośbę. To był słabo chroniony 

sekret – trudno się spodziewać, bym miała jakieś tajemnice, gdy w pobliżu ciągle przebywali 

wróżka przepowiadająca przyszłość i jej bart czytający w myślach.

Sprzęt wykorzystywany przez ludzi do biwakowania, który kupiliśmy, aby stworzyć 

pozory   normalności   i   asymilować   się   z   otoczeniem,   nie   był   tylko   zwykłym  eksponatem

Większość mojej rodziny lubiła spędzać noce na zewnątrz pod gołym niebem, bez żadnej 

ochrony  –  nawet   w  postaci   dachu  płóciennego   namiotu  –  ale   ja  za   tym nie  przepadałam. 

12

background image

Wampir czy nie, nadal byłam zwykłą kobietą, a jedynym stworzeniem, któremu pozwalałam po 

sobie pełzać, był mój mąż.

-   Esme,   wiem,   że   warunki   nie   są   idealne…   dalekie   od   tych,   do   których   jesteś 

przyzwyczajona…

- Cicho – rozkazałam i pochyliłam nieznacznie głowę, by pocałować go lekko w usta. – 

Za bardzo się o mnie martwisz, kochanie. Zajmowałam się już budową domu, który nie miał 

nawet   fundamentów.   Jeżeli   miałabym   być   szczera,   nie   wiem,   czy   jestem   bardziej 

podekscytowana faktem posiadania przez ciebie wyspy, czy zbliżającą się nad nią pracą. – Moje 

ręce znieruchomiały, kiedy spojrzałam się na jego twarz z ciekawością. – Carlisle… Nigdy nie 

wspominałeś o pomyśle nabycia wyspy i jestem pewna, że gdybyś to rozważał wcześniej, 

Edward by coś powiedział. Jak długo już ją masz?

Niespodziewanie   zakaszlał   -   co   było   zachowaniem   naturalnym   dla   ludzi,   ale   nie 

wampirów - i potarł lekko swoją skórę na wysokości żeber; wydawał się być podenerwowany.

- No cóż, jeżeli o to chodzi… - zaczął. 

- Carlisle? – ponagliłam, nagle i zupełnie niewytłumaczalnie zaniepokojona.

- Nie jestem jej właścicielem. Ty jesteś. Masz ją dokładnie od tygodnia – powiedział 

pośpiesznie i zamarł, jakby czekał na moją reakcję.

Patrzyłam się na niego w szoku, rozszerzając oczy i otwierając usta. 

I wtedy krzyknęłam:

- Jestem właścicielką tej wyspy?

Usiadł szybko i przybliżył swoją twarz do mojej. Wyglądał na trochę przestraszonego.

- Tak, jesteś właścicielką tej wyspy.

- Jak? Dlaczego? Co…? – szeptałam zdezorientowana.

- Tydzień temu kupiłem dla ciebie wyspę – zaczął ostrożnie. – Ale to się zaczęło jeszcze 

wcześniej, widzisz… - mówił, chwyciwszy moje ręce, próbując powstrzymać ich nerwowe 

skręcanie, którego nie byłam w pełni świadoma.

- Wyspa? Koncepcja posiadania własnej wyspy jest po prostu… szalona! Kto kupuje 

wyspę   jako   prezent?   –   spytałam   słabo.   Z   jakiegoś   powodu   potrafiłam   wyobrazić   sobie 

Carlisle’a jako właściciela wyspy, ale nie umiałam zaakceptować siebie w tej roli. To był czysty 

absurd.

Uśmiechnął się nieznacznie.

- Najwidoczniej znalazł się ktoś taki. Proszę, pozwól mi wyjaśnić…

Kiwnęłam głową.

13

background image

- Około dwóch tygodni temu – wyszłaś wtedy z domu, aby wybrać farby do ścian i 

odpowiednie materiały do kładzenia podłóg – Alice… wtargnęła do mojego gabinetu. Dała mi 

niewielki kawałek papieru złączony spinaczem z kolorową fotografią. Na kartce napisano jakieś 

numery – trzy kombinacje liczb. Natychmiast rozpoznałem pierwszą z nich... Współrzędne 

geograficzne, szerokość i długość. Drugi zbiór cyferek był ceną… 

- Ile? – wysapałam.

- O nie – odparł, kręcąc głową. – Tego ze mnie nie wyciągniesz i nie myśl, że Edward 

albo Alice coś ci powiedzą. Nie przejmuj się ceną. – Kąciki jego ust nieznacznie się podniosły, 

kiedy pochylił się i szybko mnie pocałował. – Jesteś tego warta. Na czym to ja skończyłem?

- Cyferki – wyszeptałam.

-   Ach   tak.   Trzecia   kombinacja   była   numerem   telefonu.   Pamiętam,   że   Alice   aż 

podskakiwała, ucieszona i podekscytowana jednocześnie…

- Ona zawsze skacze, Carlisle.

- Nie przerywaj mi, kochanie – poprosił łagodnym głosem, przykładając palec do moich 

ust. – Próbuję zainteresować cię historią kupna tej wyspy, nie utrudniaj mi tego. W każdym 

razie…   Podskakiwała   nieco   energiczniej   niż   zwykle   i   zacząłem   się   bać,   że   podłoga   nie 

wytrzyma jej ciężaru. Chciałem się dowiedzieć, skąd ma tę kartkę i co dokładnie mam z nią 

zrobić.

- Kup ją – odparła, ignorując pierwszą część pytania. – Dla Esme.

- Co dokładnie mam kupić dla Esme? – Alice wyglądała na nieco podirytowaną, kiedy  

wskazywała palcem na kolorową fotografię, dołączoną do kombinacji numerów.

- To – odparła. – Właśnie to kupujesz dla Esme. Wyspę, Carlisle – powiedziała, jakby to 

było oczywiste.

- Ale dlaczego mam kupić Esme wyspę?

Znowu weszłam mu w słowo.

- Nie chciałeś kupić mi wyspy, Carlisle? – spytałam, udając zranioną.

- Co ci mówiłem o przerywaniu, kochanie? – gderał, ale efekt podirytowania został 

zniweczony przez lekki uśmiech błąkający się po jego twarzy. – Alice rzuciła mi spojrzenie, 

którego nigdy nie zapomnę. Dziwne, że jeszcze żyję… egzystuję. Położyła ręce na biodrach i 

warknęła: A dlaczego miałbyś jej nie kupować?

Uśmiechnęłam się szeroko. Wspaniale naśladował ostry, groźny szczebiot Alice.

14

background image

- Będę musiała jej później jakoś podziękować. Może zabiorę ją na zakupy do Nowego 

Jorku… albo Paryża…

Popatrzył się na mnie wyraźnie zirytowany.

- Mogę kontynuować?

- Och tak, oczywiście – zachęciłam go.

- Powiedziała: Kupujesz wyspę, bo Esme tego chce… No cóż, tak naprawdę nie chce tej  

wyspy. Ale jeszcze nie wie, że jej chce, więc skąd miałaby wiedzieć, że jednak jej nie chce? Tu 

nie chodzi o wyspę, tylko o to, by gdzieś wyjechać… w miejsce, w którym nie ma deszczu.  

Wspominałam, że będzie padało, długo i obficie? Jeżeli nie, to teraz o tym mówię. Będziesz 

potrzebował nowej pary butów. Mogę ci je kupić! 

Zaśmiałam się; Carlisle posłał mi ciepłe spojrzenie.

- Żałuję, że nie mogłaś jej zobaczyć… Jak udało nam się przetrwać bez niej te kilka lat? 

Uśmiechnęłam się.

- Nie mam pojęcia… Co było potem?

- Powolnym, władczym ruchem wskazała ponownie na fotografię i rozkazała: Kup ją, 

Carlisle. Będziesz zadowolony, że to zrobiłeś. No cóż, chyba nie zareagowałem tak, jakby tego 

oczekiwała, bo chwilę później wciskała mi w rękę słuchawkę telefonu. Na co czekasz? Dzwoń! 

Powiedz im, że chcesz ją kupić! Więc tak zrobiłem.

Byłam trochę oszołomiona.

- Po prostu… zadzwoniłeś do kogoś… i kupiłeś wyspę? Naprawdę można coś takiego 

zrobić przez telefon?

Wzruszył ramionami.

- Chyba tak. Mnie się udało.

Patrzyłam się na niego, kręcąc głową z niedowierzaniem. Kupił wyspę. Kupił dla mnie 

wyspę. Ponieważ chciałam uciec od deszczu. 

Jestem właścicielką wyspy.

- Poczekaj! To moja wyspa, tak?

Pokiwał głową, a ja zmrużyłam oczy.

- Więc nie mógłbyś jej zwrócić, nawet gdybyś chciał to zrobić, ponieważ nie jesteś 

właścicielem? – warknęłam.

Ponownie przyznał mi rację i miał na tyle dużo zdrowego rozsądku, by okazać skruchę. 

- Powinienem ci się do czegoś przyznać… Kupując wyspę, musiałem ją nazwać.

- Nazwałeś moją wyspę – narzekałam, wyrywając swoje ręce z jego uścisku i uderzając 

go lekko w ramię. – Nazwałeś moją wyspę! Co zrobisz, jeżeli nie spodoba mi się twoja nazwa?

15

background image

Ponownie chwycił moje ręce i przyciągnął mnie do siebie. Teraz stałam do niego tyłem, 

oglądając chowającą się w oceanie kulę światła.

- Myślę, że jednak ci się spodoba.

Prychnęłam z powątpiewaniem.

- Więc jak? Jak nazwałeś moją wyspę? – zażądałam odpowiedzi.

Wyprostował prawe ramię, zakreślając nim niewielki łuk w powietrzu.

- Isle Esme.

- Nazwałeś… nazwałeś ją po mnie? – szepnęłam, niewiarygodnie wzruszona. Obróciłam 

się na pięcie i zachłannie przycisnęłam jego usta do moich.

16

background image

6.

Zachodzące   słońce   oświetlało   swoimi   ostatnimi   promieniami   jasne   gwiazdy,   które 

pojawiały się na ciemnym niebie w nieregularnych odstępach czasu. Wróciliśmy na pokład 

łodzi i położyliśmy się na ogromnej, miękkiej sofie, przytuleni do siebie, z nogami zaplątanymi 

w cienki, kaszmirowy koc. Carlisle w jednej dłoni trzymał książkę, drugą ściskałam mocno w 

swojej ręce ze wzrokiem utkwionym w odległej linii horyzontu. Rozkoszowałam się chwilą.

Wiązka srebrzystego światła księżyca prześliznęła się po naszej bladej skórze, rzucając 

na  bezbarwne  deski  pokładu  szare,  migotliwe  cienie.  Zjawisko to było piękne  i szokujące 

jednocześnie. Gwałtownie wróciłam do rzeczywistości, głośno nabierając powietrza.

- Carlisle!

-   Co   się   stało?   –   zapytał   niespokojnie,   napinając   wszystkie   mięśnie   i   upuszczając 

książkę, która uderzyła o deski z głuchym odgłosem.

- To! – krzyknęłam w odpowiedzi, popychając nasze złączone ręce w stronę światła. – 

Co jeżeli ktoś nas zobaczył? Wcześniej, kiedy leżeliśmy w słońcu? – mówiłam płaczliwie 

głosem   drżącym   ze   strachu.   –   Mogli   nas   dostrzec   z   przelatującego   samolotu   albo   statku 

mijającego wyspę! Byliśmy tacy głupi. Przecież…

Poczułam, jak jego ciało się odpręża; opadł z powrotem na poduszki, przyciskając mnie 

do swojej klatki piersiowej.

- Dopiero teraz się o to martwisz? – zachichotał.

- Wcześniej byłam zajęta czymś innym – odparłam, zdezorientowana jego spokojną 

reakcją. Przekręciłam się nieznacznie, aby na niego spojrzeć. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego 

wciąż pozostawał taki beztroski.

- Co jeżeli ktoś nas zobaczył? – powtórzyłam. – Wiesz, czym to grozi… - wyszeptałam, 

a przed oczami przesunęły mi się niewyraźne obrazy grupy wysokich, groźnych postaci w 

czarnych pelerynach, zabierających mnie od mojego męża. Krzyknęłam z przerażeniem.

Carlisle już dawno powiedział mi, co się stanie, jeżeli będziemy nieostrożni i ktoś pozna 

nasz sekret. Musieliśmy być stale czujni.

- Wszystko będzie dobrze – zapewnił, kładąc rękę na moich włosach i zmuszając mnie, 

bym położyła głowę na jego ramieniu; następnie wydobył koc spośród plątaniny naszych nóg.

17

background image

Wciąż  zdziwiona  przyglądałam  się  jego twarzy,  gdy  owijał  gładki,   miękki materiał 

wokół mojego ciała.

- Jak możesz być tego pewien? – nalegałam, ciągle zaniepokojona. – Alice wprawdzie 

nic   nie   powiedziała,   ale   nie  jest   nieomylna… Wiesz,   że   jeżeli   ktoś   nagle   zmieni   plany… 

Przecież nie ma sposobu, by się z nami skontaktować…

- Esme – westchnął, lekko zirytowany, przerywając mój pesymistyczny monolog. – 

Kochanie, czy naprawdę sądzisz, że naraziłbym cię na jakiekolwiek niebezpieczeństwo?

W   odpowiedzi   podniosłam   szybko   głowę,   tak   że   jej   czubek   uderzył   w   podbródek 

Carlisle’a i po tafli srebrnej w blasku księżyca wody potoczył się głuchy, donośny grzmot.

- Nie, oczywiście, że nie. Ale, Carlisle…

- Nie ma obaw – powiedział stanowczo z oczami utkwionymi w mojej twarzy. – Nikt 

nas nie zobaczył, kochanie – dodał, przeciągając sylaby. – Wyspa jest chroniona.

- Chroniona? Nie rozumiem.

- Kiedy Alice po raz pierwszy zobaczyła, że zostaniemy właścicielami tej wyspy… - 

przerwał, gdy znacząco odchrząknęłam - … że ty zostaniesz właścicielką… - ponownie umilkł, 

a kiedy się roześmiałam, pokręcił ze zrezygnowaniem głową – Edward oczywiście się o tym 

dowiedział.   On..   nie   był   tym   faktem   zbyt   podekscytowany.   O   ile   pamiętam,   użył   słów 

niebezpieczne, lekkomyślne, nierozsądne głupie. Alice upierała się, że nic nam nie grozi, ale… 

w ogóle nie dał się przekonać.

Westchnęłam. To był nasz Edward, przesadnie dramatyczny i uparty jak osioł.

- Aby go uspokoić, Jasper i nasz znajomy prawnik upewnili się, że to miejsce jest 

bezpieczne, jeszcze zanim transakcja dobiegła końca. Według Jaspera wyspa znajduje się na 

tyle daleko od przystanków wysyłkowych, że ludzie na mijających ją statkach w ogóle jej nie 

zauważają – wyjaśnił.

Wypuściłam powietrze, które trzymałam w płucach przez ostatnie kilka sekund. Już 

niemal   całkowicie   odprężona   uświadomiłam   sobie   nagle,   że   Carlisle   wspomniał   tylko   o 

transporcie morskim.

- A co z samolotami? – nalegałam.

- Ograniczony obszar lotniczy. Nie pytałem, w jaki sposób Jasper zdołał to załatwić i 

jeżeli miałbym być całkowicie szczery, wcale nie chcę tego wiedzieć – powiedział, marszcząc 

lekko brwi w wyrazie dezaprobaty. - Nie przekazał mi szczegółów, ale z tego, co mówił, żaden 

pilot nawet nie pomyśli, by przelecieć nad tym miejscem.

Utkwiłam   wzrok   w   ciemnych   wodach   oceanu,   rozważając   jego   słowa.   Przekręcił 

nieznacznie moją głowę, przez co ponownie wpatrywałam się w jego złote oczy.

18

background image

- Esme, twoje bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze. Nie masz się o co martwić. 

Nigdy bym cię nie zabrał na tę wsypę, gdybym nie był w stu procentach pewien, że nic ci nie 

grozi – powiedział czule, przyciskając dłonie do moich policzków. – Jesteś moim życiem.

Uśmiechnęłam się i położyłam swoje ręce na jego.

- A ty moim.

Pocałował mnie delikatnie i intensywnie jednocześnie; poczułam się tak, jakby nasze 

złączone wargi były najważniejszą rzeczą w całym wszechświecie. Następnie otoczył mnie 

ramionami i oparł podbródek na czubku mojej głowy.

- Przepraszam, że miałam wątpliwości. Powinnam wiedzieć. Ale nie tylko o siebie się 

martwiłam… Ty jesteś najważniejszy.

Roześmiał się lekko i musnął ustami moje ciemne włosy. Ponownie chwyciłam jego 

ręce   i   przejechałam   kciukiem   po   obrączce   ślubnej.   Zamknęłam   oczy,   dziękując   Bogu   za 

Carlisle’a. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście, w to, jak wiele mi dał i jak bardzo mnie 

kochał.

Podobnie   jak   w   filmie,   w   mojej   głowie   pojawiły   się   pojedyncze   scenki   z   naszego 

wspólnego życia.

Ból  przyszedł natychmiast. Rozchodził się po całym moim ciele, rozpoczynając swą 

wędrówkę od nóg, przepływając przez tułów i ręce, docierając do otępiałego umysłu. Z każdym  

kolejnym uderzeniem i wstrząsem byłam coraz bardziej świadoma, że cierpienie jest zjawiskiem 

złożonym,   wielostopniowym.   Regularnie   raniona   przez   tajemnicze,   jasne   światło,   czasami 

duszona, innym razem dźgana długim ostrzem noża, nie wiedziałam, kiedy skończą się moje 

męki.

Matka patrzyła się na mnie ze łzami w oczach i potrząsała gwałtownie głową.

- Ostrzegałam cię, Esme. Ostrzegałam, że dobrze wychowane młode panny nie wspinają  

się po drzewach.

Ojciec   chrząknął   i   zrzędliwie   coś   mruknął.   Nie   musiałam   go   słyszeć.   Dokładnie  

wiedziałam, co powiedział, ponieważ wspominał już o tym wcześniej – bał się, że nie znajdzie  

dla mnie męża. Żaden przyzwoity mężczyzna nie będzie mną zainteresowany. Żaden zdrowy na 

umyśle człowiek nie skaże się na życie u boku takiej dziewczyny jak ja.

W którymś miejscu mojej wędrówki musiałam zemdleć z bólu. Kiedy otworzyłam oczy, 

nade   mną   stał   anioł.   Jego   twarz   znajdowała   się   blisko   mojej,   złote   oczy   swoim   kolorem 

przypominały spalone siano, pozostawione na słońcu pod koniec lata. Byłam pewna, że gdybym  

mogła patrzeć się te tęczówki odpowiednią ilość czasu, zobaczyłabym duszę ich właściciela.

19

background image

Mówił do mnie. Tak mi się przynajmniej zdawało. Jego wargi się poruszały. Piękne, 

idealne wargi. Pomyślałam, że anioły nie powinny mieć takich ust. Próbowałam się skupić na  

tym, co mówił, ale byłam zbyt oszołomiona. Pachniał dobrze. A nawet bardzo dobrze.

Anioł  uśmiechnął się do mnie. Zamknęłam oczy i westchnęłam cicho.  Najwyraźniej 

umarłam. Mój ojciec się mylił, nie mogłam zhańbić rodziny, skoro nie trafiłam do piekła…

A może jednak byłam w piekle. Krzyknęłam i usiadłam szybko, kiedy anioł, mający  

nienaturalnie zimne ręce, pociągnął mnie za nogę. Usłyszałam trzask, a potem wszystko stało 

się czarne.

Gdy się obudziłam, anioła nie było. Mój umysł na zawsze zapamiętał każdy szczegół 

jego pięknej twarzy. W przyszłości miałam przypomnieć sobie mojego anioła, kiedy wszystko  

wokół było ciemne i nieprzyjazne, gdy powstrzymywałam płacz, zanim Charles ponownie mnie 

uderzył i zanim założyłam suknię z najdłuższymi rękawami i najwyższym kołnierzykiem. I wtedy  

marzyłam, że anioł wróci, weźmie mnie za rękę i uratuje od tego piekła.

Mój anioł był nadzieją, a nic oprócz niej już nie istniało.

***

Ogień. Płonęłam wewnątrz, nie znając źródła spalających mnie płomieni.

Chciałam umrzeć. Może już umarłam. Właśnie tak wyobrażałam sobie to miejsce… 

piekło.  Zgrzeszyłam przeciwko Bogu  zbyt wiele razy. Zawiodłam  ojca i matkę. Pożądałam 

człowieka,   który   nie   był   moim   mężem.   Popełniłam   cudzołóstwo   w   sercu,   myśląc   o   innym 

mężczyźnie zamiast o Charlesie. Nie posłuchałam go i odeszłam od niego. Zabiłam naszego 

syna.

To  była   kara.   Miałam   wiecznie   płonąć,   już   nigdy   nie   mogąc   zobaczyć  ani   mojego 

dziecka, ani anioła. Ogień i bezkresne cierpienie.

Wrzasnęłam, kiedy coś na podobieństwo prądu przebiegło przez moje nerwy, docierając 

do najbardziej wrażliwych ośrodków w mózgu. Poczułam, że plecy wyginają mi się w łuk, ciało  

podnosi   się,  a  następnie   opada.  Głosy,   usłyszałam  głosy.  Przepełniona  bólem,  raniącym  i  

duszącym   jednocześnie,   walczyłam   ze   sobą,   by   skupić   myśli   na   docierających   do   mnie  

dźwiękach.   Rozróżniłam   dwa,   jeden   rozgniewany,   drugi   głęboki,   kojący,   melodyjny   i… 

znajomy. Próbowałam przypomnieć sobie, skąd znam ten głos, ale było zbyt dużo żaru, gorąca,  

agonii i dygotania.

20

background image

Ponownie   krzyknęłam,   tym   razem   ciszej.   Pragnęłam,   aby   głosy…   głos…   powrócił.  

Jęczałam, niezdolna, by cokolwiek powiedzieć; chciałam błagać go, by przyszedł po mnie i  

uratował od płomieni.

Poczułam coś chłodnego na policzku i przekręciłam lekko głowę, by zwiększyć nacisk  

zbawiennego   zimna   na   mojej   rozpalonej   skórze.   Zmusiłam   się,   by   otworzyć   oczy,   ale   nie 

mogłam nic dostrzec przez morze czerwieni. Ktoś stał przy mnie, jednak jego kontury były tak  

niewyraźne, że stanowił jedynie bezkształtną, zamazaną, karmazynową plamę.

Zimno zniknęło i zajęczałam w proteście. Usłyszałam słaby dźwięk szurania i cichy  

śmiech   pozbawiony   wesołości;   zimno   powróciło,   tym   razem   przynosząc   ulgę   rozpalonemu  

czołu.

Kolejny prąd przeszedł przez moje ciało. Gwałtownie nabrałam powietrza przez nos, nie 

mogąc powstrzymać dygotania. Otaczała mnie słodko-ostra mieszanka zapachów: cynamonu, 

goździków, lukrecji, tabaki i skóry. To również było znajome i uspokajające.

Ogień wciąż przypiekał, płomienie ciągle paliły, jednak słysząc znajomy szept w uchu, 

wdychając przepiękną woń i czując na twarzy przyjemne zimno, wiedziałam, że nie umarłam,  

nie znalazłam się w piekle. Przetrwam to i będę żyć.

***

Ktoś już mnie wcześniej całował. Miało to miejsce tuż po ślubie i chociaż z Charlesem 

nie stworzyliśmy szczęśliwego, zdrowego i prostego związku, nadal powszechnie nazywano go 

małżeństwem,   a   w   tych   czasach   każda   para   młoda   bardzo   wcześnie   wydawała   na   świat  

potomstwo. Nie byłam niedoświadczona i wiedziałam,  że ma tego pełną świadomość.

Nie mogłam naiwnie myśleć, że przez kilkaset lat egzystowania na ziemi nigdy nie spał z  

kobietą… że nigdy nie był kuszony i nie uległ tej pokusie. Wiedza ta ciągle paliła, zżerała mnie  

od środka.  Nienawidziłam bezimiennych, anonimowych kobiet, które  kiedyś  były  dla niego 

ważne.

Kiedy   jednak   jego   usta   musnęły   moje,   pierwszy   raz,   drugi,   wstępnie,   delikatnie, 

ostrożnie,   liczyła   się   tylko   obecna   chwila.   Przyciągnęłam   go   bliżej   do   siebie,   a   on, 

ośmielony moim ruchem, całował mnie szybciej, mocniej, bardziej popędliwie i z większą pasją.

Był słodki. Niewielka część mojego mózgu, która potrafiła przebić się przez gruby mur  

szoku, otępienia, niedowierzania i radości, próbowała zdefiniować jego smak. Wata cukrowa, 

czekolada, karmel i… niebo.

21

background image

Po chwili odsunął się ode mnie. Opuścił głowę i przycisnął ją do mojego chłodnego  

ramienia, ogrzewając go swoim gorącym oddechem. Oparłam policzek o jasne włosy Carlisle’a 

i zrobiłam głęboki wdech, czując, jak jego zapach mnie wypełnia, otacza, uspokaja i pobudza 

jednocześnie.

Zapomnieliśmy o naszej oddzielnej przeszłości. Należałam teraz do niego, chciał, bym z 

nim została, pragnął mnie. To była moja teraźniejszość. On stanowił przyszłość.

***

Dzieliła   nas   długość   niewielkiej   sypialni.   Moje   ręce   niespokojnie   chwytały   i 

wypuszczały skrawek białej, jedwabnej tuniki, którą nabyłam specjalnie na tę noc; przesyłkę 

dostarczono dopiero tego ranka, w ostatniej chwili. Wydawało się, że czekałam na ten moment  

niezliczoną ilość czasu. Od mojej transformacji minęło zaledwie kilka miesięcy, ale musiałam 

się sama przed sobą przyznać, że pragnęłam tego od momentu, w którym pierwszy raz go 

zobaczyłam niemal dziesięć lat temu.

Chciałam, by do mnie podszedł. Carlisle - mój mąż, miłość życia – stał naprzeciwko,  

trzymając ręce w kieszeniach. Już wcześniej zdjął marynarkę, a na wpół rozwiązany krawat 

wisiał jeszcze na jego szyi. Wzrok miał utkwiony w podłodze, a ja bezgłośnie błagałam go, aby 

spojrzał na mnie, pokonał dzielącą nas odległość i wziął mnie w swoje ramiona. Sprawiał 

wrażenie   odprężonego   i   spokojnego,   ale   to   były   tylko   pozory.   Wydawał   się…   niepewny.  

Zaczęłam rozważać, które z nas było bardziej zdenerwowane. Delikatnie się zaśmiałam, co 

zmusiło go do podniesienia wzroku. Przesunął się nieznacznie w bok, prostując plecy, ale nie  

zmniejszył odległości między nami nawet o centymetr.

Jego   tęczówki   miały   kolor   płynnego   złota,   a   oczy   mieniły   się   migotliwie   w  blasku  

płomieni pochodzących z kamiennego kominka. Cienie tańczyły po jasnej twarzy Carlisle’a, 

wyostrzając   jej   regularne,   piękne   rysy,   nadając   ustom   kuszący,   ciemnoczerwony   kolor. 

Utkwiłam wzrok w jego idealnych, pełnych wargach i wyobrażając sobie ich dotyk na moich  

własnych,   opuściłam   powieki.   Wiedziałam,   że   mnie   pragnął,   że   podobnie   jak   ja   z 

niecierpliwością   oczekiwał   tej   nocy.   Był   jednak   dżentelmenem   i   uparł   się,   by   zrobić   to 

prawidłowo, po zawarciu związku małżeńskiego. Ku jego radości nalegałam na szybki ślub. 

Teraz byliśmy już mężem i żoną.

Wzięłam głęboki, uspokajający oddech i wyciągnęłam do niego rękę. Nie mogliśmy już 

czekać ani sekundy dłużej.

22

background image

***

W przyszłości nie będę pamiętać, o co się pokłóciliśmy. Nieistotny, błahy powód. Wciąż 

jednak byłam nowonarodzoną, a on ostatnie siedemdziesiąt dwie godziny spędził w szpitalu,  

otoczony pokusą ludzkiej krwi. Oboje spięci i zirytowani, szykowaliśmy się do walki.

Pamiętam   jedynie,   że   się   cofnęłam.   Przed   oczami   stanęły   mi   wyblakłe   obrazy   z 

przeszłości,   w  której   byłam   jeszcze  człowiekiem.   Obudził  się   we   mnie   instynkt   nakazujący  

ucieczkę przed pięścią, unikniecie ciosu w twarz.

Moje   oczy   poszerzyły   się,   gdy   usłyszałam   znajomy,   udręczony   jęk.   Wróciłam   do 

rzeczywistości, pozostawiając za sobą przeszłe, gorsze życie. Mój mąż – mój Carlisle – opadł  

na ziemię z pobielałą, napiętą twarzą. Widziałam agonię w jego pociemniałych tęczówkach, 

ból, który mu sprawiłam. Sparaliżowana oglądałam, jak opuszcza głowę, rękoma zakrywając  

oczy.

-   Przepraszam,   proszę,   wybacz   mi,   przepraszam,   tak   bardzo   przepraszam,   błagam, 

wybacz mi.

To był jedyny dźwięk w pokoju. Chciałam biec, uchronić się przed poczuciem winy. Nie 

mogłam już dłużej patrzeć na ranę, jaką zadałam mężczyźnie, który nie zrobił nic oprócz tego, 

że mnie kochał, cenił, uwielbiał. Opadłam na kolana, czując palące, przygniatające wyrzuty 

sumienia. Podeszłam do niego na czworakach i objęłam ramionami. Trzymałam go w mocnym 

uścisku, kołysałam, wyrzucając z ust pośpieszne słowa przeprosin.

Ufał mi całym swoim sercem. Całą swoją duszą.

Powinnam dać mu to samo. Już nigdy się od niego nie odsunę. Będę po prostu ufać.

***

Moje  zimne  serce   zostało  złamane,  roztrzaskane  na milion  małych  kawałków  przez 

jedno, pozornie niewiele znaczące słowo.

- Odchodzę.

Starałam się powstrzymać szloch do czasu, aż opuści dom, wiedząc, że nie powinnam  

zmuszać go do tego, aby został. Miał prawo robić to, co uważał za słuszne, nieważne, czy to 

aprobowałam czy nie.

Ale kiedy zamknęły się za nim drzwi i byłam pewna, że jest dostatecznie daleko, by nie  

słyszeć oznak mojego bólu, upadłam na ziemię w agonii i zaczęłam żałośnie zawodzić.

Mój syn odszedł.

23

background image

Znowu.

Za pierwszym razem straciłam syna, którego znałam przede wszystkim ze snów. Ten,  

który odszedł teraz, był aż nazbyt rzeczywisty. Pierwszy gościł w moim ciele, drugi w sercu, już 

na wieczność. Pierwszego kołysałam w ramionach zaledwie przez kilka godzin, podczas gdy  

drugiego dotykałam, ściskałam i całowałam tak często, jak mi tylko na to pozwolił. Pierwszego 

urodziłam, drugi został mi ofiarowany. Z pierwszym dzieliłam się krwią, z drugim jedynie  

nazwiskiem.

Obaj byli moimi synami. I teraz nie miałam żadnego z nich.

Jednak nie byłam sama. Carlisle uklęknął koło mojego dygoczącego ciała, oplatając je 

ramionami.   Potrząsałam   nim   siłą   swojego   szlochu,   ale   on   się   nie   odsunął,   przeciwnie   - 

wzmocnił uścisk, kołysząc mnie przy tym delikatnie. Przywarłam do niego całym ciałem i po 

chwili łkanie przeszło w drżenie, potem w łagodne dreszcze.

Kiedy już się wypłakałam, otoczył moją twarz rękoma, składając na ustach miękki, czuły 

pocałunek. Położył podbródek na czubku mojej głowy, jeszcze mocniej mnie ściskając.

- Wróci do nas -  obiecał mi. - Już niedługo -  zapewnił.

Tymi słowami dał mi cień nadziei. Edward nie opuścił nas na zwasze. Wróci do mnie.

Ponieważ   Carlisle   nigdy   mnie   nie   okłamał,   uwierzyłam.   Znowu   będziemy   razem. 

Ponownie staniemy się rodziną. 

***

Emmett   zasugerował   piknik.   Temperatura   powietrza   osiągnęła   prawie   minus 

pięćdziesiąt stopni, ziemia pokryta była śladami topniejącego śniegu, a niebo wydawało się 

szarą, jednolitą, nieprzyjazną masą stale kotłującej się substancji.

- Idealna pogoda na piknik - stwierdził.

Edward powiedział Rosalie, że dokonała świetnego wyboru: duży, silny i głupszy od 

woła.

Rosalie   nie   widziała   w   komentarzu   brata   nic   zabawnego;   wściekła   się   na   niego. 

Emmettowi nie spodobało się to, że Rosalie była zdenerwowana i chcąc bronić honoru swojej  

damy, rzucił się na Edwarda.

Po rozdzieleniu walczących stron oraz uprzątnięciu szczątków renesansowej wazy i  

niedawno kupionego stolika do kawy zaczęliśmy przygotowywać się do wyjścia. Edward był 

moim pierwszym synem, ale musiał się nauczyć, że nie zawsze wszystko idzie po jego myśli.  

Wybraliśmy się więc na piknik.

24

background image

Zostawiliśmy Rosalie i Emmetta w samochodzie przed szpitalem - ten ostatni nie był 

jeszcze na tyle silny, by oprzeć się zapachowi ludzkiej krwi wypełniającemu niemal wszystkie 

pomieszczenia w budynku. Mieliśmy  nadzieję,  że  Carlisle  znajdzie trochę  wolnego  czasu i 

weźmie udział w naszej wycieczce. Okazało się, że przed chwilą skończył operację i jedna z 

pielęgniarek doradziła nam, abyśmy poczekali w jego biurze. Idąc korytarzem, zauważyłam, że  

Edward cicho się z czegoś śmieje.

Cieszyłam się, widząc uśmiech na twarzy syna, ale zadowolenie przeszło w furię, kiedy 

poznałam powód tej wesołości.

Początkowo nie chciał mi powiedzieć. Musiałam zapytać trzy razy, zanim zaspokoił  

moją ciekawość. Z wyraźnym osiąganiem podzielił się myślami otaczających nas kobiet.

„To miłe, że doktora Cullena odwiedzili jego brat i siostra.”

„Jaka szkoda, że tak przystojny lekarz samotnie spędza w swoim biurze prawie cały  

dzień.”

„Jest zbyt nieśmiały, by dołączyć do nas w szpitalnej stołówce.”

Ze   smutnym   uśmiechem   na   ustach   powiedział   mi   o   najgorszym   typie   rozważań. 

Odmówił   dokładnego   opisania   obrazów,   które   zobaczył   w   umysłach   tych   kobiet,   ale 

zrozumiałam meritum problemu. Pragnęły mojego męża. I nie wiedziały, że to mój mąż. Nie 

miały pojęcia, że Carlisle był żonaty.

Potwór  wewnątrz mnie zaryczał głośno,  a ja nagle zapragnęłam rozszarpać gardła 

kobiet, które śmiały spojrzeć na Carlisle’a w ten sposób. Edward wpatrywał się we mnie z  

przerażeniem w oczach, dokładnie wiedząc, o czym w tej chwili marzę. Pochylił się w moim  

kierunku,   ale   uciekłam   przed   jego   wyciągniętymi   rękami.   Słyszałam,   że   mnie   woła,   kiedy  

pospiesznie wychodziłam ze szpitala, starając się nie zwracać na siebie niechcianej uwagi.

Nie wiedziały, że miał żonę. Najwyraźniej nie były w jego biurze – tam, na biurku, 

musiało stać zdjęcie z naszego wesela, które Edward dał ojcu na Gwiazdkę kilka miesięcy po  

ślubie. Przeprowadziliśmy się do tego miasta parę tygodni temu i byłam całkowicie pochłonięta  

urządzaniem domu, więc nie odwiedzałam Carlisle’a w pracy. Nadal jednak nie rozumiałam,  

dlaczego im o mnie nie powiedział.

Było tylko jedno rozwiązanie.

Weszłam do małego sklepu z biżuterią, oddalonego od szpitala o kilka ulic. Dzwonek  

brzęczał jeszcze długo po tym, jak drzwi zamykały się za moimi plecami. Zza lady ze strachem 

spoglądała   na   mnie   starsza   kobieta.   Próbowałam   nadać   twarzy   łagodniejszy,   mniej 

przerażający wyraz.

25

background image

Wyjaśniłam,   że   chcę   kupić   obrączkę   dla   mężczyzny  i   zapytałam,   czy   mają   takie   w 

sklepie, gdyż potrzebuję jej natychmiast. Przypuszczała, że jestem narzeczoną żołnierza, która 

przyszła znaleźć pierścionek dla swojego ukochanego, zanim ten wypłynie statkiem w morze. 

Dzięki tej błyskotce będzie o mnie pamiętał. Nie wyprowadziłam jej z błędu, ponieważ nie 

mogłam powiedzieć prawdy.

Kupowałam obrączkę, aby mieć namacalny dowód na to, że mój mąż należy tylko i 

wyłącznie do mnie. Świat powinien o tym wiedzieć. Ale staruszce niepotrzebna była ta wiedza.  

Przeraziłabym ją stwierdzeniem, że pół godziny temu myślałam o dokonaniu masowego mordu  

na   kilkunastu   ludzkich   kobietach,   a   powodem   zbrodni   byłaby   gwałtowna,   irracjonalna   i 

odbierająca zdrowy rozsądek zazdrość.

Położyła przede mną metalową tacę z różnymi pierścionkami. Chciałam szybko kupić  

jeden z nich, ale im dłużej się na nie patrzyłam, tym trudniejsze było podjecie decyzji. Sądziłam,  

że   wygląd   obrączki   nie   ma   znaczenia.   Zaraz   po   zakupie   zamierzałam   pomaszerować   z 

powrotem do szpitala, wziąć jego rękę i wcisnąć mu na palec niewielki, okrągły kawałek metalu  

jako   symbol   naszego  małżeństwa,   dając   tym   kobietom   do  zrozumienia,   że   ich   prymitywne  

fantazje nigdy nie znajdą odzwierciedlenia w rzeczywistości.

Patrząc się na gładkie, złote i srebrne pierścionki, zmieniłam zdanie. Wyprodukowano  

je masowo, przeznaczono dla tysięcy nieznanych mi chłopców, którzy niedługo zostaną wysłani  

na wojnę,  na śmierć.  Oglądane przeze  mnie obrączki  wydawały  się śliczne...  ale  nie były  

niezwykłe.

A mój Carlisle był bardzo niezwykły.

Uśmiechnęłam się smutno do sprzedawczyni, potrząsnęłam głową i odwróciłam się, by  

ze zrezygnowaniem opuścić sklep. Kobieta zawołała za mną, więc się zatrzymałam. Poprosiła,  

bym zaczekała kilka sekund.

- Jest jeszcze jeden – powiedziała.   - Jeszcze jeden, którego pani nie pokazałam, bo 

położyłam go w zupełnie innym miejscu. Chwileczkę, zaraz go znajdę…

Wróciłam do lady i patrzyłam, jak pośpiesznie przeszukuje kolejne szuflady i gablotki. 

Wyjaśniła, że pierścionek, o którym mówi, był kupiony przez poprzednich właścicieli sklepu i z  

jakiegoś powodu nigdy go nie sprzedano.

- Może to to, czego pani szuka - mruknęła niewyraźnie.

Po   chwili   usłyszałam   jej   radosny   okrzyk.   Wyprostowała   się   z   wyraźnym   trudem,  

trzymając w rękach sporych rozmiarów obrączkę. Dała mi ją z szerokim uśmiechem na ustach i  

doradziła, abym dobrze przemyślała wybór prezentu dla narzeczonego - w końcu to bardzo 

ważna decyzja.

26

background image

Pierścionek   wykonano   z   platyny   jeszcze   przed   pierwszą   wojną,   prawdopodobnie  

ręcznie. Jego wzór tworzyły niewielkie, poplątane i zawiłe supełki, przypominające mi okładkę  

wiekowej książki, którą Carlisle trzymał w swoim gabinecie. Obracając obrączkę, patrzyłam, 

jak stary metal reaguje na choćby najmniejszą zmianę kąta padania światła, błyszcząc jasnymi,  

pięknymi kolorami.

Ekspedientka   obserwowała   mnie   przez   cały   czas.   Po   chwili   zapytała,   czy   rozmiar  

pierścionka jest odpowiedni. Spojrzałam na nią szybko i lekko speszona odpowiedziałam, że ani  

przez chwilę się nad tym nie zastanawiałam.

Mrugając do mnie przyjaźnie, stwierdziła, że przyszłe panny młode zazwyczaj nie mają 

problemu z wybraniem odpowiedniej wielkości biżuterii dla swoich narzeczonych; następnie 

oddaliła się, by pomóc innemu klientowi, który wszedł do sklepu, gdy ja byłam zajęta badaniem  

prezentu. Wsunęłam obrączkę na palec, by określić jej rozmiar. Obróciłam metal kilka razy 

wokół własnej osi, ponownie wydobywając z niego migotliwe refleksy.

Sprzedawczyni   powróciła   po   pięciu   minutach   i   zapytała,   czy   kupuję   pierścionek. 

Podniosłam na nią wzrok, uśmiechnęłam się i odpowiedziałam skinięciem głowy.

W drodze powrotnej do szpitala trzymałam prezent w rękach, raz po raz przejeżdżając 

palcem po delikatnym, skomplikowanym wzorze. Poszczególne segmenty powtarzały się na linii  

obwodu nigdy niekończącego się okręgu. Wieczne koło, bez początku ani końca - tak jak moja  

miłość do niego.

- Kochanie? Esme? Czy coś się stało?

Niemal podskoczyłam, uświadomiwszy sobie, że Carlisle do mnie mówi. Otworzyłam 

oczy i zobaczyłam, że pochyla się nade mną z zaniepokojonym wyrazem twarzy.

- Esme? - powtórzył, a ja zorientowałam się, ze używa swojego  zawodowego  głosu, 

tego, którym zwracał się do chorych. - Esme? Słyszysz mnie?

Pokiwałam głową i wyciągnęłam dłoń, głaszcząc go po policzku, a następnie zarzucając 

mu ręce na szyję.

- Kocham cię.

- Ja ciebie też, słońce - zadeklarował, obejmując mnie w talii. - Chyba cię tu nie było 

przez dłuższy czas. O czym myślałaś?

- Nigdy  cię  nie  opuszczę -  przyrzekłam, zanim  odpowiedziałam  na  jego  pytanie. - 

Myślałam o tobie. O tym, jaki jesteś cudowny. O tym, jak bardzo cię kocham - mówiłam czule 

głosem drżącym z emocji. - O tym, jak wiele dla mnie znaczysz. Setki lat, nie, tysiące lat nie 

wystarczą, aby w pełni podziękować ci za to, co mi dałeś.

27

background image

- I wszystko to, bo podarowałem ci wyspę? - zapytał, próbując ukryć rozbawienie.

- Nie - odparłam, kręcąc głową. Moje oczy płonęły i wiedziałam, że gdybym była 

człowiekiem, po mojej twarzy leciałyby teraz łzy. - Och, Carlisle, podarowałeś mi dużo więcej. 

Dałeś mi wszystko. Dałeś mi nadzieję, dałeś mi życie, dałeś mi rodzinę - musiałam przerwać i 

wziąć głęboki oddech, zanim byłam w sanie kontynuować. - Zaufałeś mi i nauczyłeś, jak ufać 

innym.  Przy   tobie   mogę   być  sobą,   czuć   się   bezpieczne.   Podarowałeś   mi  uczucia,   których 

wcześniej nie znałam. Dałeś mi swoją miłość. Dałeś mi siebie - uśmiechnęłam się do niego 

czule i podniosłam głowę, by go pocałować. 

Zanim nasze usta się spotkały, wyszeptałam:

- Oczywiście, dałeś mi też wyspę.

28